Actions

Work Header

365 dni z Mystrade

Summary:

Krótkie wyrywki życia Mycrofta i Grega, umieszczone bez żadnego porządku chronologicznego. Możliwe są wszystkie scenariusze, w tym różne alternatywy.

Notes:

Chapter 1: Nowy początek

Chapter Text

Pierwszą rzeczą, którą Greg zauważył w chwili, gdy się obudził był intensywny ból głowy. Jęknął, zaciskając szczelnie powieki chociaż nigdy nie otworzył oczu, próbując ocenić sytuację. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz obchodził tak hucznie Nowy Rok jak wczoraj. Miała to być zwykła impreza biurowa, ale wszyscy upili się zbyt szybko. Starał zebrać się do kupy i przypomnieć sobie wszystko oraz…

Pościel, pod którą leżał, nie wydawała mu się znajoma. Zmarszczył brwi i wreszcie zmusił się do otworzenia oczu, by ujrzeć w ogóle nieznaną mu przestrzeń. O kurwa, z kim wrócił do domu? Można było pomyśleć, że znów był nastolatkiem. Spojrzał w dół na swój nagi tors i zauważył porozrzucane po podłodze ubrania, a potem parasol w kącie.

Parasol?

To był parasol Mycrofta Holmesa.

Jego brązowe oczy otworzyły się szeroko, a szczeka opadła. Zaprosił Mycrofta na imprezę i był mocno zaskoczony, gdy ten szykowny mężczyzna się pojawił. Od pewnego czasu miał pewne uczucie przywiązania oraz intymne myśli o polityku, ale dał sobie z tym spokój, bo i tak nigdzie by z tym nie zaszedł. Tylko wydawało się, że jednak tak się stało. Wrócił do domu z Mycroftem. Jak daleko się posunęli?

Był pogrążony w zdumieniu, gdy omawiany mężczyzna wszedł do sypialni z dwoma kubkami, z których unosiła się para. Miał na sobie ciemnoniebieski szlafrok, zawiązany ciasno w talii, a jego zwykle idealnie ułożone włosy były potargane od snu i, jak przypominał sobie Greg, od innych bardziej zabawnych zajęć. Cienkie brwi Holmesa uniosły się, gdy nawiązali kontakt wzrokowy.

— Ach, inspektorze — zaczął Mycrosoft spokojnym, ale niepewnym głosem. — Kawa?

Greg usiadł powoli z szelmowskim uśmieszkiem. Wyciągnął rękę, by wziąć oferowany napój i przesunął się, gdy drugi mężczyzna dołączył do niego na łóżku.

— Wydaje mi się, że mamy już takie formalności za sobą. Czy może się mylę? — zapytał. — Mów mi Greg.

— Masz rację, Gregory.

Greg przewrócił oczami i zaśmiał się. Wziął kilka łyków kawy, po czym odłożył ją na bok i odwrócił się w stronę młodszego mężczyzny.

— Więc, ostatniej nocy… — zaczął nieco niezręcznie.

— Może znaczyć wiele albo mało, w zależności od tego co wolisz.

Mycroft przybrał swój normalny, ostrożny ton. Taki, jakiego używał, gdy omawiali sprawy lub rozmawiali o Sherlocku. Miał niemalże sztywną postawę i nie patrzył na niego.

— Tak — powiedział powoli Greg. Jego ton głosu wystarczył, by Mycroft spojrzał na niego. Jego wzrok wyrażał niespodziewane zaciekawienie. — W zależności co wolę…

Zanim Mycroft zdążył powiedzieć coś więcej, Greg pochylił się i pochwycił jego wąskie wagi w delikatnym i namiętnym pocałunku, który wiele znaczył dla nich obu.

Chapter 2: Budząc się samotnie

Chapter Text

Greg Lestrade zawsze zasypiał przy swoim partnerze, ale prawie zawsze budził się sam.

To była dziwna rzecz. Coś, do czego nie był przyzwyczajony. Można byłoby pomyśleć, że powinien już do tego przywyknąć, ale wciąż nie mógł. Kiedy wcześniej był w związku małżeńskim to albo wstawali razem, albo to on pierwszy się budził, robił kawę lub brał krótki prysznic, zanim musiał iść na miejsce zbrodni. Teraz jednak budził się drugi.

Mycroft Holmes pracował dla rządu brytyjskiego. Nawet po tym, jak byli ponad dwa lata w poważnym związku, Greg nadal nie wiedział, czym ten się zajmował. Nie miał z tym problemu. Jako inspektor, doskonale zdawał sobie sprawę z potrzeby zachowania tajemnicy i dyskrecji. Niestety, tajemnice dotyczyły w większości Mycrofta. Nigdy nie mogli w pełni porozmawiać o swoim dniu. Największym jednak problemem były godziny pracy.

Wiele razy Mycroft musiał wyjechać za zagranicę i nie wracał przez tydzień lub dwa. Kiedy był w domu, to przez większość czasu trzymali się blisko siebie i zasypiali przytuleni do siebie lub padali nieprzytomnie po satysfakcjonującym seksie. Zasypiali w swoich ramionach, wymieniając miękkie pocałunki i uściski. Greg spał wtedy spokojnie.

Z pewnością nie budził się w taki sam sposób jak zasypiał. Jeśli miał szczęście, to udało mu się złapać kochanka na wpół ubranego, który został nie dawno obudzony przez telefon z informacją, że był potrzebny. Jego partner zawsze uśmiechał się do niego słodko w ciemnościach i uciszał go cicho, nakłaniając go do ponownego zaśnięcia pocałunkiem. Greg, będąc senny, podporządkowywał się temu.

Greg nigdy nie narzekał. W każdym razie, nie Mycroftowi. Narzekał Sally przy kawie, gdy miał szczególnie zły poranny humor lub Johnowi po jednym lub dwóch piwach, ale nigdy Mycroftowi. To nie miało znaczenia. Mężczyzna i tak wiedział. Zawsze wiedział – był Holmsem. Niezależnie od tego, odmawiał, by się skarżyć. Mogło to być frustrujące, ale nie zamieniłby swojego związku z Mycroftem na nic na świecie.

Ta frustracja jednak sprawiła, że poranki, podczas których Mycroft był w domu, były najbardziej niesamowitym prezentem na całej powierzchni planety. Kiedy Greg obudził się i stwierdził, że jest mu cieplej niż zazwyczaj, nie mógł powstrzymać uśmiechu i obrócenia się, by wtulić się w kochanka. Mycroft wciąż spał, z jednym bladym ramieniem przerzuconym przez jego talię i twarzą wtuloną w poduszkę. Rzadko się zdarzało, by Greg obudził się przed nim. Inspektor odwrócił się powoli na bok i spojrzał na spokojny wyraz twarzy drugiego mężczyzny.

Nie mogąc się oprzeć, sięgnął i przesunął palcami po miękkich, rudawych włosach Mycrofta. Chociaż był to chwilowy, krótki dotyk, obudził on młodszego mężczyznę. Miał lekki sen, chociaż Greg przypuszczał, że miało to sens, biorąc pod uwagę jego pracę i to, że dorastał jako brat Sherlocka. Jasne, niebieskie oczy skupiły się na nim. Wciąż zaspany, ale i tak Mycroft uśmiechnął się.

— Dzień dobry, Gregory — wymamrotał.

Jego artykulacja nie była najlepsza, gdy był jeszcze pół śpiący. Było to urocze i uśmiech Grega stał się jeszcze większy.

— Dobry — odwzajemnił się Greg, przesuwając się bliżej i składając pocałunek na jego czole. — Nie masz dziś świata do uratowania?

— Na szczęście, nie — zaśmiał się starszy Holmes, zaciskając uścisk wokół tali Grega i przyciągając go do siebie.

— Tak, na szczęście.

Greg nie miał zbyt wiele okazji, by poleniuchować w łóżku z Mycroftem. Korzystał ile mógł.

— Przepraszam, Gregory, ja….

— W porządku — przerwał mu. Wiedział, za co będzie przepraszał i nie zamierzał tego słuchać. Nigdy nie rozmawiali o tym, że nigdy nie budzą się razem. Nigdy nie musieli. To była część jego pracy i wykonywał dobrą robotę (cokolwiek to było), więc Greg nie miał żadnych pretensji. — Cieszmy się tym, okej?

— Tak. Zróbmy tak.

Przytuleni do siebie, dzielili się leniwymi pocałunkami. Miękkimi, łagodnymi i nieśpiesznymi pocałunkami. Podczas tego Mycroft przesunął dłonią po plecach Grega. Po wszystkim, złożyli głowy na poduszce, drzemiąc razem.

Greg prawie zawsze budził się sam, ale kiedy tak się nie działo, to były to najlepsze poranki, o jakie mógł kiedykolwiek poprosić.

Chapter 3: Kawa

Chapter Text


Było cholernie zimno. Była druga nad ranem i było tak zimno, że deszcz zaczął zamieniać się w ulewę ze śniegiem. Greg nigdy nie miał pojęcia jakim sposobem Sherlock Holmes mógł przemierzać miejsce zbrodni w tak entuzjastyczny sposób. Inspektor stał z rękami wsuniętymi w kieszenie płaszcza i opuszczoną głową, by jego twarz mogła nieco wyschnąć. Jego oddech zamieniał się w kłęby pary. John stał w pobliżu, wyglądając na jeszcze mniej zadowolonego z wyjścia z domu. Dlaczego najlepsze morderstwa musiały wydarzać się w najgorszych warunkach pogodowych? Greg przewrócił oczami.

Jego szalik był ciasno owinięty wokół szyi, ale to nie mogło powstrzymać ogólnego chłodu. Przygotowywał się psychicznie do choroby, która miała nadejść. Niestety, taka była jego praca. Był tutaj, więc musiał po prostu zrobić wszystko co było w jego mocy, by ją dobrze wykonać.

Sherlock był w trakcie swojej błyskawicznej dedukcji, machając rękami i chodząc jak zwykle, kiedy zatrzymał się w połowie zdania i wydał z siebie dźwięk zirytowanej odrazy. Greg podniósł wzrok, marszcząc brwi zmieszany tym, co się stało. Spojrzał na Sherlocka, a potem odwrócił się, podążając za jego linią wzroku. W oddali stał smukły mężczyzna pod parasolem, trzymając w ręku napój. Greg poczuł uścisk w piersi z podniecenia.

— Zaraz wracam — mruknął i wyszedł z ogrodzonego policyjnymi taśmami obszaru. Wracając do świadomości, John uniósł brew, zdezorientowany.

— Co u licha? — zapytał lekarz, patrząc na Sherlocka, który przewrócił oczami i przykucnął przed trupem.

— Oczywiście migdalą się ze sobą. To okropne.

John wydał z siebie zdziwiony nosowy dźwięk i spojrzał na dwóch starszych mężczyzn, którzy stali teraz razem pod wielkim, czarnym parasolem.

— Zawsze ci powtarzam, że powinieneś zabierać parasol ze sobą. — Mycroft zwrócił się do Grega, wyciągając w jego stronę napój, który przyniósł. — Kawa?

— Ratujesz mi życie — westchnął inspektor, biorąc gorący napój i podnosząc kubek do ust. Westchnienie ulgi, które potem nastąpiło było pełne grzechu.

— Będziesz chory — zauważył starszy Holmes, unosząc jedną brew i rzucając mu wiedzące spojrzenie.

— Nic mi nie będzie — zbagatelizował Greg, chociaż wiedział, że to nie była prawda.

— Przyjdź dzisiaj do mojego domu.

W rzeczywistości, nie była to prośba. Mycroft Holmes prawie nigdy nie pytał. Nie, żeby kiedykolwiek miał naprawdę to na myśli.

— Nie mam pojęcia, kiedy skończę… — zaczął Greg, ale uśmiechał się.

— Przyjdź do mnie, Gregory.

— Z przyjemnością.

A potem Mycroft zrobił coś, co rzadko czynił. Pochylił się, wyciągając rękę i objął Grega w pasie, całując go delikatnie. Publicznie. Po chwilowym szoku, Greg oddał pocałunek, owijając rękę w której nie trzymał kawy, wokół smukłej szyi wyższego mężczyzny. W oddali słyszał, jak Sherlock jęczał dramatycznie, ale nie przejmował się tym. Całowanie Mycrofta było niesamowitą rzeczą i zastanawiał się, czy kiedykolwiek go to znudzi. Odsunęli się od siebie zbyt wcześnie, według niego. Mycroft uśmiechał się do niego.

— Do zobaczenia — powiedział cicho, ściskając jego talię przed odejściem.

Deszcz znów zaczął padać na Grega, kiedy zaczął wracać na scenę zbrodni. Teraz jednak było mu ciepło. I to nie tylko z powodu kawy.

Chapter 4: Specjalna przesyłka

Chapter Text

Mycroft pochylił się nad biurkiem opierając podbródek o dłoń, czytając dokumenty, które przeważnie nawiązywały do biznesu w Korei. Próbował się przez nie przedrzeć przez cały tydzień. Obok niego stała na wpół wypita filiżanka herbaty i komórka, po którą sięgnął, aby wysłać nową serię e-maili, by podjąć następne działania. W ciągu ostatnich czterech dni niemal nie był w domu. Zwykle wysyłał Antheę, żeby przyniosła mu ubrania na zmianę, ale biorąc pod uwagę, że ostatnio wprowadził się do niego pewien inspektor, to miał motywację, by sam wpaść po nie do mieszkania.

Ledwo się widywali, a Gregory na wpół spał, kiedy byli razem, ponieważ Mycroft mógł znaleźć wolny czas jedynie w środku nocy by wrócić do domu, przebrać się i wziąć prysznic. Jego praca była ważna i obaj byli świadomi jego długich godzin spędzonych w biurze, ale mimo wszystko było to frustrujące.

Delikatne pukanie do drzwi przyciągnęło jego uwagę. Wyprostował się, zanim pozwolił na wejście. Anthea wsunęła głowę do środka. Mycroft zastanawiał się, czy nie przyniosła mu więcej herbaty lub papierosów, ale uśmieszek na jej twarzy natychmiast temu zaprzeczył. Oparł się o krzesło i zaciekawieniem uniósł brew.

— Przesyłka dla pana, szefie — powiedziała, zanim ponownie skierowała swoją uwagę na Blackberry, z którym się nie rozstawała.

Otworzyła drzwi i do gabinetu wszedł mężczyzna w garniturze. Oczy Mycrofta otworzyły się szeroko, gdy ujrzał wazon w rękach mężczyzny, nie spuszczając z niego wzroku nawet, gdy ten został umieszczony na pustym miejscu na biurku. Dostarczyciel natychmiast wyszedł, a Anthea pozostała jeszcze przez chwilę, by popatrzeć na niego z rozbawieniem, zanim także odeszła.

Mycroft nadal się gapił. Co do licha…? Pochylił się i przesunął papiery na bok, żeby móc przyciągnąć wazon bliżej. W środku był bukiet składający się z białych i czerwonych róż z przyozdobieniem. To był… imponujący bukiet. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie dostał czegoś takiego. Jego wrażliwy nos natychmiast wyłapał zapach: oczywiście były świeże. Mógł to stwierdzić po pierwszym spojrzeniu na nie, ale ich woń to potwierdziła. Podziwiał przez chwilę bukiet, zanim wyciągnął bilecik z plastikowej podstawki. Wiedział dokładnie, kto go wysłał, ale i tak chciał zobaczyć liścik.

„Tęsknię za Tobą. Wróć wkrótce do domu. – GL.”

Prosta wiadomość, ale taka, która sprawiła, że na twarzy Mycrofta pojawił się nietypowy szeroki uśmiech. Przez chwilę patrzył na bukiet, po czym sięgnął po komórkę i wybrał jedyny numer, którego używał częściej niż do swojego młodszego brata.

— Słucham? — rozbrzmiał szorstki głos na drugim końcu połączenia.

— Gregory Lestrade — zaczął, nie mogąc powstrzymać rozbawienia wychodzącego na wierzch w jego gładkim tonie — cóż za wyszukany sposób, by prosić o moją obecność.

— Sądziłem, że to docenisz — odpowiedział starszy mężczyzna, tak samo rozbawiony. — Chciałem zwrócić twoją uwagę.

— Och, uwierz mi, miałeś moją uwagę od dnia, w którym się poznaliśmy, Gregory.

Jego partner mruknął. To była prawda i Mycroft nie miał problemu z przyznaniem się do tego.

— Czyli… wrócisz wkrótce do domu?

Nadeszło następne pytanie, które zostało wypowiedziane niemalże nieśmiało. Mycroft rozważył swoją pracę do zrobienia, a jego uśmiech zniknął. Spojrzał na papiery przed sobą, po czym na róże.

— Tak. Wrócę dzisiaj wieczorem, jeśli wszystko pójdzie dobrze.

— Mam nadzieję.

— Ja także, kochanie. W końcu muszę właściwie podziękować ci za tak piękny, romantyczny gest.

— Obiecujesz?

Rozbawiony ton powrócił, zmieszany z czymś bardziej intymnym. Wzbudziło to mrowienie wzdłuż kręgosłupa Mycrofta.

— Obiecuję — odpowiedział, a jego głos pogłębił się uwodzicielsko.

Chapter 5: Ćwiczenia

Chapter Text

Jedynym dźwiękami, które rozbrzmiewały w pokoju, były uderzenie stóp Mycrofta o gumowy pas pod nim, a szum miękkiego materiału jego spodni odbijał się echem w małym pomieszczeniu. Biegał, by pomyśleć. Biegał, by się rozproszyć. Zacisnął dłonie w luźnym uścisku. Jego rękę kołysały się po bokach, a czoło i kark były lekko wilgotne od potu.

Jesteś gruby. Widzę, że znowu przytyłeś. Za dużo ciastek po herbacie, Mycroftie?

Słowa młodszego brata odbijały się echem w jego głowie, drwiąc z niego. To było śmieszne. Mycroft miał wiele innych spraw, którymi mógł zajmować się w swoim życiu. Wygląd jego ciała był nisko na liście jego priorytetów. W większości przypadków. Od czasu do czasu, jego niepewność znów wychodziła na wierzch i choć dobrze ją ukrywał przed innymi, to skłamałby, gdyby powiedział, że to go nie martwiło.

I dlatego biegł.

Nie był pewien ile czasu minęło, ale gdy mały ból zaczął dokuczać jego udom, a oddech stał się urywany, zaczął zastanawiać się jak długo biegł. Na drugim końcu pokoju komórka wydała sygnał dźwiękowy oznaczający przyjście nowej wiadomości e-mail, postanowił więc, że najlepiej będzie skończyć. Idąc po telefon, chwycił ręcznik i wytarł twarz, po czym rzucił go na szyję, czytając tekst.

Był w trakcie pisania odpowiedzi i koordynowania z Antheą, kiedy usłyszał, że drzwi otwierają się i zamykają. Zamarł, będąc przygotowany do działania, ale charakterystyczne brzmienie kroków przypomniało mu, że to tylko Gregory Lestrade. Dał temu mężczyźnie klucze do swojego domu po szczególnie intymnym weekendzie, choć inspektor rzadko wpadał bez zapowiedzi. Jego początkowe podniecenie ustąpiło miejsca nagłej panice, gdy zdał sobie sprawę w jakim stanie się znajdował. Nie było jednak czasu, aby się ukryć, dlatego zdecydował nie próbować tego i wyruszyć na spotkanie Gregory’emu.

— Gregory — przywitał go, gdy zobaczył starszego mężczyznę. — Czemu zawdzięczam tę przyjemność?

W odpowiedzi otrzymał interesujące spojrzenie brązowych oczu inspektora. Otworzył usta, żeby wyjaśnić swój wygląd, ale uświadomił sobie, że nie miał nic do powiedzenia na ten temat.

— Czy ty… — zaczął w końcu Lestrade, intrygująco zachrypniętym głosem — ...ćwiczyłeś?

Dresowe spodnie, adidasy i koszulka treningowa stanowiły odpowiedź na to pytanie, więc Mycroft nie sądził, że warto było potwierdzać to słownie. Prychnął, ponownie spoglądając na telefon, dziwie zawstydzony i sfrustrowany tym, że ten mężczyzna widział go w takim stanie. Kiedy jednak spojrzał w górę, Gregory stał tuż przed nim, a jego spojrzenie było łagodne.

— Gregory? — zaczął.

— Dobrze wyglądasz, Mycroft — zauważył starszy mężczyzna.

Mycroft zlekceważył to i prychnął. To z kolei spowodowało, że Gregory uniósł dłonie i objął jego policzki, unosząc jego głowę, by mogli ponownie na siebie spojrzeć. Uśmiechał się małym złośliwym uśmiechem, który wywołał iskrę ciepła u polityka.

— Pozwól, że dam ci lepszy powód, by się spocić — szepnął głębokim głosem Gregory wprost do ucha mężczyzny, naciskając na jego ciało i nie przestając mówić.

Miękki jęk natychmiast uciekł z ust Mycrofta. Postanowił przyjąć ofertę inspektora. Chwyciwszy jego nadgarstek, pociągnął go na korytarz, a później w stronę swojej sypialni. Holmes uśmiechał się przez całą drogę.

Chapter 6: Jedenasta

Chapter Text

dchodząc od uśmiechniętej panny młodej – ponieważ Mary naprawę uśmiechała się zbyt dużo, niezależnie czy był to dzień jej ślubu czy nie – Sherlock wyciągnął komórkę z kieszeni i zaczął iść bez celu w stronę recepcji. Jego przenikliwe spojrzenie było skierowane przez cały czas na wszystkich, ale jego wzrok zatrzymał się przez chwilę na inspektorze Lestrade. Podczas gdy wszyscy wokół niego tworzyli grupki i poruszali się wokół, mężczyzna siedział z piwem w dłoni nie patrząc na nikogo konkretnie. Sherlock, wkładając drugą rękę do kieszeni, wybrał numer (niemalże niechętnie) i czekał.

— Tak, co się stało, Sherlocku? — dobiegł, dyszący cicho, głos po drugiej stronie połączenia.

— Dlaczego tak ciężko oddychasz? — zapytał, unosząc brew, gdy sunął między ciałami innych ludzi.

— To tajne — powiedział złośliwie Mycroft.

— Znowu ćwiczyłeś — kontynuował Sherlock, ignorując próbę brata na uniknięcie rozmowy.

Skrzywił się dramatycznie na nikogo w szczególności. To stanowiło odpowiedź na obecny stan Leastrade’a. Nagle wszystko nabrało sensu. Ostatni kawałek układanki zastał włożony na miejsce, tworząc jasny obraz.

— Czego chcesz? — Mycroft brzmiał na bardziej zirytowanego niż normalnie, a Sherlock wręcz mógł zobaczyć jak marszczy czoło. Młodszy z braci Holmes zaczął chodzić tam i z powrotem na małym kawałku pokoju.

— Potrzebuję twojej odpowiedzi, Mycroft. To pilna sprawa.

— Odpowiedzi?

— Wiesz, że nawet jeśli przyjdziesz na jedenastą, to nie będzie jeszcze za późno. — Jego ton głosu sugerował, że wiedział, co się działo. Zapadła cisza, po której nastąpiło westchnięcie.

— Och, Boże — jęknął Mycroft. — Dziś. To jest dzisiaj, czyż nie? — Sherlock mruknął potwierdzająco, zanim brat kontynuował: — Nie, Sherlock. Nie przyjdę na sam koniec, jak to poetycko ująłeś.

— Jaka szkoda.

Odwrócił się, a jego bystre spojrzenie spoczęło na Johnie i Mary stojących na przodzie pokoju, po czym skierował swój wzrok z powrotem na Lestrade’a siedzącego przy stole. Mężczyzna pił swoje drugie – nie, trzecie – piwo tego dnia, a przyjęcie dopiero się rozpoczęło.

— John i Mary będą zachwyceni, gdy nie przyjdę — powiedział po chwili Mycroft.

Sherlork parsknął wściekle, wiedząc, że jego brat przewrócił oczami na ten dźwięk.

— John i Mary nie byli do końca tymi, o których myślałem — powiedział wreszcie Sherlock.

Odpowiedziała mu cisza. To był inny rodzaj milczenia. Nie zwykła, wszechwiedząca, kpiąca cisza Mycrofta. Uważał, że to intrygujące, jak mogli odczytywać milczenie drugiej osoby, kiedy większość ludzi ledwo rozumiała się nawzajem, gdy rozmawiali, ale najwyraźniej taka była cecha mężczyzn z rodu Holmes.

— To nie twój interes.

Defensywny. Zatem zdecydowanie kłótnia.

— Pije już trzecie piwo.

Dlaczego się tym przejmował, nie mógł wyjaśnić. Wynikało to z tego samego rozumowania, które spowodowało, że przypomniał sobie, że Mycroft był samotny. Tylko że… nie był osamotniony. Przynajmniej jeszcze nie. Chodził po cienkim lodzie ze swoim „szczęściem”, ale z jakiegoś powodu Sherlock nie chciał, by lód załamał się pod nim. Pomyślał o podobieństwach między sobą a swoim bratem (chociaż przez większość czasu nienawidził się do tego przyznawać) i zastanawiał się nad podobieństwami między Johnem i Lestradem. Oczywiście, wszystko zmieniło się między nim a Johnem. John żenił się. To jednak była zupełnie inna skala uczuć, na których nie starał się teraz koncentrować. Watson był dla niego dobry. Miał wrażenie, że Lestrade będzie dobry dla Mycrofta, jeśli jego brat nie zepsuje wszystkiego, co właśnie robił.

— Jedenasta nie jest za późną godziną — powtórzył, kontynuując, gdy tylko zauważył, że Mycroft nie będzie tym, który przerwie obecną ciszę. — Jednak, gdy zegar wybije dwunastą jeden, to sytuacja się zmieni.

— Skąd ta nagła obsesja na punkcie mojego osobistego życia, Sherlocku? — zapytał Mycroft, brzmiąc żałośnie.

— Po prostu… On jest twoim Johnem. Nie skacz z tego budynku, Mycroft. Być może nie spodoba ci się to, co znajdziesz po swoim powrocie po dwóch latach.

Rozłączył się, zanim Mycroft zdążył cokolwiek powiedzieć. Był zirytowany sobą za to, że użył takiego porównania, za pokazanie bratu słabości, którą bez wątpienia ujrzał. Wzdychając przez nos, zaczął cofać się, by dojść na przód pokoju, gdzie bez wątpienia zostanie wkrótce zmuszony do przemowy.

OoO


Mycroft westchnął. Oparł głowę o zagłówek fotela, a ramię opadło bezwładnie na bok. Rozmyślał nad tym, co zostało powiedziane. Jak zwykle Sherlock wiedział zbyt wiele, nie wiedząc nic. Co nie sprawiało, że nie miał racji. Niesamowite, jak te dwa lata jego nieobecności tutaj sprawiły, że stał się o wiele bardziej spostrzegawczy wobec takich rzeczy.

Gregory chciał go tam. Poprosił go, by przyszedł. Mycroft odmówił. Byli w związku przez trzy miesiące, a jednak wydawało się, że żaden z nich nie wiedział, jak sklasyfikować ich więź. Coś w oficjalnej randce na spotkaniu towarzyskim, takim jak wesele, spowodowało, że odsunęli się od siebie i natychmiast odrzucił starszego mężczyznę. Od tego czasu nie rozmawiali. W ciągu następnych czterech dni nie wymienili nawet jednego smsa.

Siedział jeszcze przez chwilę, po czym znów spojrzał na komórkę. Jedenasta godzina to nie za późna pora. Czy powinien? Przygryzł dolną wargę, zły nawyk, który był jego jedyną oznaką, że coś go niepokoiło, zanim zmusił się do wstania z krzesła i pójścia pod prysznic. Być może, jeśli zaplanuje wszystko w odpowiedni sposób, będzie mógł uratować ich związek. Chciał go ratować. Będąc niepewnym, miał tylko nadzieję, że Gregory mu wybaczy.

Chapter 7: Piegi

Notes:

Rozdział dedykowany Mashe, za to że komentuje i motywuje.

Chapter Text

Wzdychając z głupim uśmiechem na twarzy, Greg przewrócił się na bok na dużym łóżku, wpadając na wyższego mężczyznę leżącego obok. Mycroft z zamkniętymi oczami leżał na brzuchu z rękami skrzyżowanymi pod głową. Relaksowali się po rundzie przyjemności i nie mieli zamiaru wychodzić z łóżka przez cały dzień. Był to dość niesamowity wyczyn, by przekonać polityka, by nie ubierał się i został w łóżku, ale Greg była bardzo zadowolony z wyników. Na szczęście, jego wielkie brązowe oczy były nie do oparcia i sprawiało to, że był o wiele bardziej przekonujący. To była niebezpieczna broń, którą potrafił wykorzystać.

Nagły kontakt ich ciał spowodował, że Mycroft otworzył jedno oko, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Był piękny. Unosząc dłoń, Greg przesunął dłonią po gładkim płótnie, którym były jego plecy, od łopatki do bioder, po czym zatrzymał się i tylko patrzył. Jak do licha miał takie szczęście? Nie potrafił wyjaśnić, jak ktoś taki jak on mógł przyciągnąć uwagę najmądrzejszego i najbardziej eleganckiego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek znał. Mycroft mógł mieć każdego, a jednak wybrał jego.

Podpierając się na łokciu, wsunął jedna nogę między uda drugiego mężczyzny i pochylił się, całując go w plecy. W odpowiedzi, Mycroft wydał z siebie cichy pomruk. Podniósł głowę. Jego wzrok przebiegł po przestrzeni nagich pleców na ramiona, gdzie zwrócił szczególną uwagę na dekorację w postaci piegów rozmieszczonych na całej powierzchni bladej skórze. Praktycznie wczołgując się na partnera, Greg zaczął całować znamiona na ramionach Mycrofta, przechodząc od jednego do drugiego.

— Co robisz, Gregory? — młodszy mężczyzna zapytał z rozbawieniem.

Greg uśmiechnął się między pocałunkami.

— Całuję twoje piegi — wymamrotał, a jego wargi muskały skórę partnera.

— Gregory…

Greg, słysząc jak brzmi jego kochanek, uniósł głowę mrugając. Przesunął się na tyle, by mogli na siebie spojrzeć. Mycroft miał dziwny wyraz twarzy. Jednak Greg nie po raz pierwszy widział ten grymas. Przypominało mu to minę, jaką Mycroft przyjmował po tym, jak Sherlock go wkurzył, zwykle wspominając o jego wadze. Uniósł brwi.

— Myc? — zapytał. W odpowiedzi otrzymał ciche westchnienie.

— Szczerze, Gregory, ze wszystkich rzeczy we mnie, nie możesz ich lubić.

Greg zamrugał na to stwierdzenie. Czy Mycroft miał kompleksy na punkcie swoich piegów? Wydawało się, że tak… Bez słowa wrócił do poprzedniej pozycji i pochylił się, by znów całować znamiona, przesuwając się nieco w kierunku środka pleców. Mycroft mruknął gardłowym dźwiękiem, ale nic nie powiedział.

— Kocham… twoje piegi… — powiedział między pocałunkami, kontynuując wędrówkę wzdłuż jego pleców, aż w dół. — I żeby ci to udowodnić… Pocałuję… każdy… jeden… z nich.

— Z pewnością jest to niemożliwe — prychnął młodszy mężczyzna.

Greg w odpowiedzi pokręcił głową i kontynuował. Zsunął się teraz na łózko, by móc poruszać się w dół pleców kochanka. Jego ręce również się poruszały, by teraz zacisnąć się na zewnętrznej części ud Mycrofta. Dotarł do pasa i chociaż piegi występowały tam sporadycznie, nadal je całował. Wysunął język, by przeciągnąć nim po całej górze tyłka, wydobywając niesamowicie rozkoszny jęk z Mycrofta.

— Gregory — powiedział ponownie, ale brzmienie jego głosu było inne. Brzmiał prawie na…?

— Gdy jestem tu na dole…? — zapytał sugestywnie. Biodra Mycrofta uniosły się lekko.

— Tak. Proszę.

Greg uśmiechnął się szeroko, będąc odrobinę złośliwym.

— Cóż… — powiedział cicho. — Jak mógłbym się oprzeć dobrym manierom?

Chapter 8: Srebrny lis kąpany w gorącej wodzie

Chapter Text

— Cholera! — krzyknął Greg, kopiąc mocno krawędź biurka, powodując jego przesunięcie i przewrócenie się znajdujących się na nim przedmiotów. W tym jego kubka do kawy, który wciąż miał w sobie napój. Natychmiast spadł na podłogę, gdzie bez wątpienia pozostawił plamę. Inspektor jednak się tym nie przejmował i zaczął chodzić poirytowany po pomieszczeniu.

— Sir… — Sally Donovan próbowała zacząć coś mówić, ale nie miał na to cierpliwości.

— Prawie ich mieliśmy. Mieliśmy cholerne dowody, na litość boską! Jak to się nadal dzieje?! — kontynuował krzyki, machając z irytacją rękami.

Zostanie rozszarpany przez swojego przełożonego za to, że jeszcze nie zamknął tej sprawy, a jego ostatnią deską ratunku mogło być to, że jeszcze nie minął wyznaczony termin. Był zdesperowany do tego stopnia, że błagał, a i tak wciąż nie mógł przekonać Sherlocka do pomocy. Zaczął ponownie nerwowo chodzić po to, by zatrzymać się i kopnąć w biurko, powodując, że Donovan podskoczyła i westchnęła.

— Idź do domu, Greg — zaczęła go drażnić. Spojrzał na nią gniewnie, a Donovan uniosła ręce w obronnym geście. — Idź do domu, odetchnij, uporządkuj wszystko w swojej głowie. Wtedy możesz wrócić.

— Nadal czegoś nie dostrzegamy — powiedział przez zaciśnięte zęby. Wrócił do biurka, otworzył teczkę i zaczął ponownie przeglądać akta. — Jest coś… Coś, co może wszystko połączyć w jedną całość. Brakujący element. Kurwa, musimy po prostu go znaleźć.

— Nie znajdziesz tego, jeśli nadal będziesz wkurzony — warknęła wreszcie Donovan. — Idź do domu. Uspokój się. Wróć. Może jeszcze raz spróbujesz przekonać tego dziwaka do pomocy.

Greg spiorunował ją wzrokiem, za ponowne nazywanie Sherlocka dziwakiem. Takie wyzwiska nigdy nigdzie ich nie doprowadziły. Poza tym miała rację. Nie mógł uporządkować dowodów, gdy działał impulsywnie. To była kiepska cecha jego charakteru, którą zawsze miał. Kiedy się denerwował, szybko się wściekał. Wzdychając, chwycił telefon i kluczyki do samochodu.

— Wrócę za kilka godzin.

Zdawał sobie sprawę, że prawdziwość tego stwierdzenia była wątpliwa. Był tego świadomy, gdy kilka godzin później siedział w kuchni ze szkocką w dłoni. Nie była to jego pierwsza szklanka, więc szansa na powrót na komisariat dzisiejszego wieczoru była coraz mniejsza i mniejsza. Poza tym, wciąż był wściekły. Powiedzenie, że jego kariera zależała od tej sprawy było zbyt dramatycznie. W końcu bardzo wątpił, że straciłby pracę, gdyby nie zaaresztował tych gości. Nadal… To była wielka sprawa. Greg był pod ogromną presją.

A cholerny Sherlock Holmes nie kłopotał się, by mu pomóc.

Zadręczał się tymi wszystkimi myślami, pijąc swoją szkocką, więc nie usłyszał otwierania i zamykania frontowych drzwi. Znowu wybuchł w nim gniew i po wypiciu ostatniego łyku, odsunął od siebie naczynie. Gdyby nie natychmiastowe pieczenie w dłoni, któremu towarzyszyła wilgoć, ledwo zdałby sobie sprawę, że uderzył szklanką o mebel trochę za mocno. Z szeroko otwartymi oczami spojrzał na blat. Syknął, obracając dłoń, by lepiej zobaczyć miejsce, gdzie potłuczone szło przecięło mu skórę.

— Gregory? — rozległ się łagodny głos, czujny i pełen troski.

Szybkie kroki odbijały się echem po korytarzu i wkrótce potem pojawił się Mycroft, wciąż trzymający płaszcz i parasol. Greg zamrugał, spoglądając na kochanka, a potem z powrotem na swoja krwawiąca dłoń.

— Ja… — zaczął, ale mężczyzna już działał.

Odstawił z niedbałością płaszcz i parasol, co było dla niego niezwykle rzadką rzeczą i podszedł do zlewu, by zmoczyć posiadaną przez niego chusteczkę. Potem natychmiast stanął u jego boku, delikatnie chwytając zranioną rękę i przyciskając do niej materiał. Greg wzdrygnął się, czując jak przeszyło go kolejne żądło bólu. Uniósł wzrok, by napotkać pytające spojrzenie Mycrofta.

— To ta sprawa — westchnął gorzko, trzymając się za czoło nieuszkodzoną dłonią.

— Wypuszczono ich ponownie. — To nie było pytanie. Nigdy nie było. Greg skinął głową. — Czy warto za to było rozbić szklankę?

— Gdyby twój pieprzony brat mi pomógł, nie miałbym z tym do czynienia — warknął gorączkowo.

Kiedy znów spojrzał w górę, poprzednio zaniepokojone spojrzenie stało się surowe. Mycroftt patrzył na niego niemal karcąco.

— Gregory, musisz przestać krzyczeć — powiedział, jego głos był ostry i zimny.

Greg zmarszczył brwi i spojrzał w dół na ich połączone dłonie, obserwując jak młodszy mężczyzna wciąż zajmował się jego raną, nawet wtedy, gdy niemal zaczęli się kłócić. Westchnął ponownie.

— Ta sprawa doprowadza mnie do szaleństwa. — Zmarszczył brwi. Tak bardzo, że miał zamiar rozpocząć kłótnię ze swoim partnerem. Naprawdę musiał się uspokoić. Po chwili uniósł wzrok. — Przepraszam, Myc, ja…

— W porządku, Gregory. — Jego głos znów brzmiał czule. Pochylił głowę. Mycroft schylił się, by pocałować go miękko. — Pozwól mi zająć się twoją raną. Potem możemy udać się do sypialni. Możesz ze mną o tym porozmawiać. Pozwól mi pomóc, jeśli mój marudny brat nie chce.

Greg uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia i skinął głową.

— Co bym bez ciebie zrobił? — westchnął, kiedy szli razem przez korytarze. Mycroft zachichotał.

— Prawdopodobnie już byś się zabił, kochanie.

Chapter 9: Plaża

Chapter Text

Ciepły wiatr, który ich owiewał był uspokajający, a raczej stanowił przyjemny kontrast do normalnie zimnego powietrza w Londynie. Mycroft odchylił się na rozłożonym kocu, wzdychając z radością i krzyżując nogi w kostkach. Nie był kimś, kto spędzał wolny czas na plaży – jego cera i tak zbytnio na to nie pozwalała – ale to były pierwsze wakacje, które razem z Gregorym mogli wziąć wspólnie, więc nie było w tym nic nieprzyjemnego. Dopóki krem przeciwsłoneczny był wciąż na nim, a sam pozostawał w cieniu rzucanym przez parasol, jego skóra nie ucierpi.

Uśmiechnął się, gdy jego partner podszedł do niego przez piasek. Oparł się na łokciach i zdjął okulary, patrząc na starszego mężczyznę. Gregory był już bardzo narażony na piekące słońce, opalając swoją cudowną skórę.

— Wracamy? — zapytał, gdy drugi mężczyzna uklęknął przed nim w rozluźnionej pozycji.

Czekał na nich pyszny obiad, a nawet trochę relaksu w pokoju, po tym jak zmyją z siebie resztkę piasku, kremu i wody oceanicznej.

Gregory potrząsnął głową, a jego uśmiech zapowiadał coś innego. Mycroft uniósł brwi. Starszy mężczyzna niemal wczołgał się na niego, pochylając się, by pocałować go namiętnie. Holmes odpowiedział natychmiast, oddając pocałunek. Uniósł ręce, by przeciągnąć palcami przez miękkie, srebrne włosy. Język kochanka przesunął się po jego wargach prosząc o wejście, które Mycroft szybko przyznał. Westchnął, gdy ich krocza ocierały się o siebie.

— Gregory… — zaczął bez tchu naprzeciw ust mężczyzny. Lestrade zaczął szarpać za szorty i głaskać jego skórę, co było niesamowite, ale w głowie Mycrofta odezwał się mały alarm. — Gregory, jesteśmy w publicznym miejscu — zaprotestował słabo, dysząc lekko z zaczerwienianą twarzą.

— Na prywatnej plaży — przypomniał mu kochanek.

Głos Gregory’ego był głęboki i szorstki. Usłyszenie go w takim stanie powodowało dreszcze wzdłuż kręgosłupa polityka. Chwycił mocniej włosy partnera, gdy ręka Grega wsunęła się pod szorty, by zaczął tymi zręcznymi palcami gładzić jego erekcję. Zadrżał.

— Tak, ale… — zaczął ponownie, próbując wymyślić dobry powód, by tego nie robić. Niestety, jego mózg nie działał obecnie na najwyższym poziomie, a fakt, że byli na plaży, dodatkowo go podniecał. Prywatna plaża, w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby ich zobaczyć. Ale nadal technicznie byli w miejscu publicznym. Było w tym coś… niegrzecznego. Prawie ryzykownego.

— Zaufaj mi, Myc — westchnął Gregory, wpatrując się w niego z czułością.

Mycroft wiedział, że nie będzie naciskał, jeśli naprawdę nie będzie tego chciał. Jednak problem polegał na tym, że pragnął tego, dlatego też skinął lekko głową i w tym momencie ich ubranie zostało odsunięte na bok, a drażniąca go dłoń owinęła się wokół ich erekcji. Mycroft krzyknął, a potem pociągnął Gregory’ego w dół, by stłumić okrzyk desperackim pocałunkiem. Kołysali się i dyszeli wspólnie, aż do chwili, gdy osiągnęli spełnienie.

— To było… szalone… — wydyszał Mycroft, gdy wspólnie po tym leżeli na kocu. Obok niego Gregory zachichotał, delikatnie ocierając się twarzą o jego podbródek.

— Najlepsze wakacje w życiu — szepnął starszy mężczyzna, uśmiechając się.

Mycroft nie mógł zrobić nic innego, jak skinąć głową. W rzeczywistości tak było.

Chapter 10: Odrobina uwielbienia

Chapter Text

— Powinieneś częściej nosić szorty.

Mycroft otworzył oczy i spojrzał obok, gdzie Gregory leżał z uroczym, zaraźliwym uśmiechem. Prychnął, spoglądając na niego z zaciekawieniem.

— I jaki miałby być tego powód, Gregory? — zapytał cicho, przysuwając się nieco bliżej do ciepłego ciała będącego tuż obok.

Jego kochanek mówił naprawdę kilka najdziwniejszych rzeczy, w czasie gdy dochodzili do siebie po intymnych zajęciach. Obserwował, jak starszy mężczyzna oparł się na łokciach, by móc na niego spojrzeć.

— Twoje nogi, Myc — odpowiedział, a jego spojrzenie przesunęło się w dół na dany przedmiot. Mycroft poczuł ukłucie samoświadomości, a jego policzki zarumieniły się z zażenowania.

— Naprawdę, Gregory. Nie w takim rodzaju pracy jak moja.

Nie było mowy, żeby ktoś przyłapał go na noszeniu czegokolwiek innego niż dopasowany garnitur. Nawet jego „domowa” odzież była bardziej elegancka niż to, co większość osób posiadała.

— W takim razie tutaj — powiedział Greg niemal skamląc.

— Nie rozumiem dlaczego… — zaczął, ale zamilkł, gdy kochanek zmienił pozycję.

Patrzył, jak Greg przesuwał się w dół łóżka i usiadł między jego nogami. Natychmiast podniósł się i uniósł pytająco brwi.

Zamiast rozpocząć kolejną rundę seksu, co jak Mycroft sądził, że chce zrobić starszy mężczyzna (co normalnie byłoby śmieszne, ale wydawało się, że jak na dwóch starszych panów, mają dość aktywne libido), Gregory złapał delikatnie jedną z jego nóg i uniósł ją, by móc położyć jego kostkę na swoim ramieniu. Później Lestrade obrócił głowę i przycisnął swoje usta do łydki kochanka. Pocałunki były powolne i czułe, najwyraźniej inspektor nie śpieszył się podczas tych pieszczot. Mycroft czuł na swojej skórze każdą krzywiznę tych cudownych ust. Nie mógł tego zrozumieć. Patrzył, próbując zrozumieć tę obsesję. Jego nogi nie były niczym specjalnym. W rzeczywistości były raczej chude, blade i owłosione. Mycroft szczerze nienawidził ich bardziej niż swojego brzucha. Jednak drugi mężczyzna wydawał się nimi oczarowany.

— Są wspaniałe — szepnął Gregory naprzeciw jego skóry, przesuwając dłonią po zewnętrznej stronie nogi tuż nad kostką do jego uda.

Mycroft nie mógł powstrzymać się od westchnięcia przyjemności, które mu uciekło. Położył się z powrotem na materacu. Musiał przyznać, że to wszystko było bardzo kojące.

— Nie masz pojęcia, Myc. Nie wiesz, jakie są piękne.

— Mmmmm… zaczynam rozumieć — mruknął w odpowiedzi, czując trzepotanie w piersi. — Ale nie krępuj się przed dalszym udowadnianiem tego.

Tylko przy Gregorym tak się czuł. Jakby był pod opieką i kochany. Czuł się tak tylko z tym konkretnym inspektorem. Nie było tutaj żadnych ukrytych motywów, żadnej ostatecznej rozgrywki i kłamstw.

Niemal zaprotestował cicho, kiedy jego noga zastała opuszczona z powrotem na łóżko, ale protest zmienił się w uśmiech, gdy Gregory po prostu przeniósł swoje zainteresowanie na drugą nogę. Rozpoczął tę samą, powolną ścieżkę pocałunków jak na pierwszej, a Mycroft westchnął z radości. Tak, pozwoliłby Gregory’emu chwalić swoje nogi, robić wszystko co chciał, gdyby miał się czuć w ten sposób.

Pocałunki dodarły do jego kolana, idąc dalej niż na pierwszej, powodując, że pocieszające uczycie zmieniło się na nieco bardziej podniecające. Mycroft otworzył oczy i spojrzał przenikliwie na mężczyznę przed sobą. Ich spojrzenia spotkały się w bezgłośnej rozmowie i ten zaraźliwy, psotny uśmiech powrócił na twarz Gregory’ego. Mycroft odwzajemnił się tym samym.

— Co? — zapytał niemal beztrosko. Jego tętno wzrosło. Gregory zaśmiał się.

— Nic, kochanie.

Wyprostował się, kontynuując dalej pocałunki na nodze, a także delikatnie masował napięte mięśnie. Mycroft pozwolił, by jego powieki zatrzepotały, kiedy cieszył się wrażeniami. Gdyby chciał nadać temu nazwę, powiedziałby, że Gregory wydawał się czcić odrobinę jego nogi. To było miłe. Modlił się, żeby nigdy nie chciał przestać tego robić.

Chapter 11: Troska nie jest zaletą

Chapter Text

Nadal czuł się dziwnie posiadając klucz do mieszkania Gregory’ego. Mycroft nigdy nie był traktowany jak tajemniczy kochanek, ale mimo tego, posiadanie zapasowego klucza miało inne znaczenie. Nie powinno tak być i myślenie w ten sposób było irracjonalnie, ale tak było. W tej chwili używał tego klucza, aby zaskoczyć starszego mężczyznę. Wrócił trzy dni wcześniej z podróży służbowej do Korei i celowo nie powiedział o tym inspektorowi, mając nadzieję, że zobaczy na jego twarzy szok i radość.

Zamknął cicho za sobą drzwi. Zatrzymał się na korytarzu, marszcząc brwi. Od razu poczuł, że atmosfera była inna. Nasłuchiwał odgłosów z mieszkania i stwierdził, że słyszy dwa głosy. Jeden głęboki, chropowaty należący do Gregory’ego, a drugi… do kobiety. Zamrugał, zaciskając wargi, tworząc jedną cienką linię i zrobił jeden ostrożny krok naprzód, nadsłuchując.

— Greg, zeszły rok był naprawdę trudny — westchnęła kobieta.

Jej głos miał szczególną żałosną nutę, która szczerze mówiąc, była przesadzona i nieszczera.

— Christina… — usłyszał cichy głos Gregory’ego.

Mycroft zamarł w szoku. Jego była żona? Dlaczego, ze wszelkich miejsc, była tutaj? Usłyszał szelest materiału, a przez wychylenie głowy za ścianę, zobaczył kobietę, która pochylała się bardzo blisko Gregory’ego. Jej dłonie spoczywały na jego nogach, a jej twarz zbliżała się do niego, jakby zamierzała…

Mycroft cofnął się. Jego umysł był pusty, co sprawiało, że czuł się nieswojo i niemal spanikowany. Obracając się na pięcie, zaczął szybko wychodzić, tylko po to, aby uświadomić sobie, że przy tym hałasował i za jego plecami rozbrzmiała para kroków.

— Myc?! — Gregory był zdecydowanie zaskoczony i prawie przerażony.

Mycroft zamarł i zamknął oczy, wzdychając, zanim obrócił głowę, aby na niego spojrzeć.

— Wróciłem wcześniej — powiedział, a jego głos był zimny. Tak musiało być. Musiał mieć kontrolę. — Ale widzę, że moja obecność tutaj jest niepożądana. Miłego dnia, inspektorze.

Nie był w stanie powiedzieć jego imienia. Wyszedł natychmiast, ignorując początki protestu drugiego mężczyzny. Wsiadł do samochodu i kazał szybko odwieźć się do domu. Potrzebował szkockiej.

Był głupi sądząc, że ten związek między nimi zadziała. Oczywiście, że Gregory chciałby ją odzyskać. Wiele ze sobą przeżyli. Czym on by? Skrytą, inteligentną osobą, która nie mogła znieść innych osób. Nie było tutaj żadnej konkurencji. Próbował zignorować swój telefon, który dzwonił w jego kieszeni, wiedząc od kogo było połączenie. Zanim wrócił do domu, komórka zadzwoniła dwa razy i pięć razy usłyszał sygnał oznaczający nowe wiadomości.

Siedząc na krześle i popijając alkohol w końcu wyciągnął telefon, by przeczytać smsy.

Proszę odbierz. – GL

Wróć, proszę. – GL

Mycroft, proszę wysłuchaj mnie. Odbierz. – GL

To nie jest to, co myślisz. Przysięgam. – GL

Kocham cię. Proszę, porozmawiaj ze mną. Zadzwoń. Proszę. – GL

Mycroft westchnął, odczytując wiadomości więcej niż raz. Część niego chciała to zrobić. Chciał być racjonalny w tej sprawie i usłyszeć wszystkie fakty, tak jak zawsze. Jednak czuł się bardzo… irracjonalny. Zdenerwowany. Jak mógł pomyśleć, że ich związek będzie trwać? To było śmieszne.

Spoglądał na wiadomości przez dłuższy czas. Bez odpowiadania na nie, odłożył w końcu telefon i skupił swoją uwagę na szkockiej. Z pewnością nie był na skraju łez. Jego stare słowa nigdy nie okazały się bardziej poprawne.

Troska z pewnością nie była zaletą.

Chapter 12: Albo jest

Chapter Text

Mycroft nie odbierał swojego telefonu. Nie od kiedy… Gregory westchnął z frustracji. Jego cholerna była żona wciąż potrafiła spieprzyć mu życie. Przyszła, błagając, by do siebie wrócili, naruszając jego przestrzeń osobistą i próbując wykonać swój ruch. To było desperackie i irytujące, a przede wszystkich widział wszystko, co ukrywała pod swoją grą. W rzeczywistości nie miała zamiaru ratować ich związku. Bez wątpienia był dla niej tylko strefą komfortu, gdzie nadal zdradzałaby go z innymi, tak długo jak mogła wrócić do domu do Pana Niezawodnego.

Nie miał zamiaru się w to bawić. Wykopał ją z mieszkania, gdy jego chłopak odszedł i żałował, że nie zrobił tego w chwili, gdy wdarła się do jego domu. Teraz wszystko się spieprzyło. Nie wiedział, ile dokładnie wiadomości wysłał Mycroftowi w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin i wiedział, że był na granicy desperacji, ale nie obchodziło go to. Nie mógł pozwolić, by Christina to zepsuła. Zbyt wiele zrujnowała w jego życiu i właśnie teraz powoli udało mu się je złożyć do kupy.

Chodząc tam i z powrotem, Greg zatrzymał się przed drzwiami Mycrofta. Na co czekał? Była szansa, że młodszy mężczyzna nie był w domu, ale istniała możliwość, że był i musiał ją wykorzystać. Musiał go zobaczyć, chciał wyjaśnić… w końcu, biorąc głęboki wdech, podszedł do drzwi i zadzwonił.

Nic. Greg przesunął ciężar ciała z jednej nogi na drugą, czekając przez chwilę. Wciąż nic. Prostując się, podniósł rękę, by ponownie zadzwonić, gdy usłyszał odgłos zamka. Jego serce zabiło szybko i przez chwilę zapomniał oddychać. Drzwi otworzyły się i teraz patrzył na swojego chłopaka. Był ubrany w jeden ze swoich ciemnych, prążkowanych garniturów, z wyjątkiem marynarki i butów. Zaskoczenie było widoczne na twarzy Mycrofta, zanim zniknęło pod maską polityka, którą przywdział.

— Gregory — powiedział sztywno.

Greg starał się nie skrzywić na jego ton i zrobił krok do przodu. Nie przekroczył progu, ale Mycroft nie cofnął się, jak tego oczekiwał.

— Mogę wejść? — zapytał, modląc się o to, by usłyszeć odpowiedź twierdzącą.

Nastała cisza. Mycroft zamknął na moment oczy, po czym skinął głową i w końcu odsunął się na bok, by umożliwić mu wejście.

Poszli do kuchni. Mycroft podszedł do kuchenki i przygotował wodę do herbaty. Zawsze był dobrym gospodarzem, bez względu na sytuację. A może po prostu chciał się czymś zająć w próbie uniknięcia rozmowy. Greg podszedł do blatu i oparł się o niego.

— Spójrz, muszę…

— Nie ma potrzeby, Gregory. Była twoją żoną. Bez względu na jej zdrady, oboje byliście razem przez wiele lat, z którymi nie mogę konkurować. To między nami nigdy by nie zadziałało. Szkoda tylko, że nie dostrzegłem tego wcześniej, aby uniknąć tej napiętej sytuacji.

Greg przeczesał włosy dłonią, wzdychając z frustracji.

— Biorąc pod uwagę, że jesteś najmądrzejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem, jesteś raczej głupi — mruknął ze zmarszczonymi brwiami.

Mycroft odwrócił się, unosząc brew.

— Pardon? — poprosił o wyjaśnienie. To z pewnością było rzadkie zjawisko.

Greg odsunął się od blatu i podszedł do Mycrofta. Tym razem młodszy mężczyzna cofnął się o krok, przez co oparł się plecami o kontuar znajdujący się tuż za nim. Greg spoglądał na niego z uporem.

— Próbowała wkupić się w moje łaski, aby wrócić do domu. Było to oczywiste, nawet dla mnie. Jak tego nie zauważyłeś? — zapytał, autentycznie zdezorientowany.

Wywołało to niepokojący wyraz twarzy u Mycrofta, który również w końcu przybrał zmieszany grymas.

— Widziałem…

— Jak próbowała mnie pocałować. Nie patrzyłeś wystarczająco długo, aby zobaczyć moją reakcję. Myc… — Wyciągnął rękę i przycisnął dłoń do piersi mężczyzny. Wzrok polityka spoczął na miejscu ich kontaktu, aby z powrotem spocząć na twarzy kochanka. — Myc, kocham się. Nigdy nie porzuciłbym cię dla tej wariatki.

— Gregory…

Nie powiedział nic więcej. Greg zamknął przestrzeń między nimi, pochylając się i łącząc ich usta w delikatnym i niewiarygodnie szczerym pocałunku. Nie otrzymał odpowiedzi, nie na początku. Ale po chwili dwie smukłe dłonie uniosły się i chwyciły go za bicepsy, a ich wargi przywarły do siebie niemal w desperacji. Całowali się, dopóki żaden z nich nie mógł oddychać i dopiero wtedy odsunęli się od siebie.

— Nie sądziłem…

— Oczywiście, że nie — zaśmiał się lekko zdyszany Greg. Zerknął na chwilę na kuchenkę, a potem znów na Mycrofta. — Wyłącz gaz — niemal warknął. — Muszę cię teraz zabrać do łóżka.

— Jezu, Gregory. Tak zrób.

Chapter 13: To twoje imię

Chapter Text

— Zachowuj się, Myc. — Mamusia Holmes fuknęła ze zmęczeniem, gdy oboje wymienili ze sobą dość napięte słowa. W każdym razie, tak było w przypadku Mycrofta.

— Mycroft to imię, które mi dałaś i mogłabyś postarać się go używać —– warknął, a na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech. Jego mama nie wyglądała na szczególnie obrażoną, bardziej na zirytowaną i dezaprobującą, ale nic na to nie odpowiedziała. Greg przyglądał się tej wymianie w milczeniu, a kiedy mamusia Holmes poszła zanieść kosz do salonu, również wstał. Jego poruszenie przyciągnęło spojrzenie młodszego mężczyzny, który uniósł brew. — Gregory?

— Możemy wyjść? — zapytał cicho.

Nie czekając na odpowiedź wyszedł na zewnątrz i wyciągnął papierosy, po czym jednego z nich zapalił. Po chwili, Mycroft dołączył do niego, a Greg wyjął kolejnego papierosa, aby mu go dać. Jego partner mrugnął z aprobatą i zapalił.

— Nie musiałeś być dla niej taki nieuprzejmy — powiedział po chwili Greg. — Twoja mama jest cudowną kobietą.

Rodzice Mycrofta nie byli tacy, jak się spodziewał, kiedy się z nimi spotkał i wciąż był lekko zdumiony. Z rozbawieniem uznał, że nie miał pojęcia, jak rodzeństwo Holmes okazali się tacy, a nie inni z rodzicami, którzy byli tak samo zwyczajni jak jego.

— Jest nieznośna — westchnął Mycroft, zaciągając się mocno papierosem. Greg przewrócił oczami i uśmiechnął się. Przypuszczał, że każdy rodzic był taki.

— Jeśli tak bardzo nie znosisz zdrobnienia Myc, to dlaczego pozwalasz, abym go używał? — zapytał z ciekawością.

To, jak rzucił się na swoją matkę z tego powodu, wyjaśniało nieco bardziej, dlaczego nalegał na to, by nazywać go Gregorym. Pełne imię, bez żadnych zdrobnień. Minęło trochę czasu, zanim otrzymał odpowiedź na swoje pytanie.

— Jesteś kimś innym.

Również nie tego oczekiwał. Greg spojrzał na niego z rozbawieniem.

— Jestem kimś innym?

— Oczywiście, że jesteś Gregory. — Teraz został nagrodzony zbolałym spojrzeniem Mycrofta Holmesa. — Jesteś kimś innym dla mnie. Jesteś moim wyjątkiem. To brzmi jak banał, ale tak jest.

— To nie brzmi jak banał — odparł cicho Greg.

Przysunął się bliżej, by owinąć ramię wokół talii Mycrofta i położył głowę na jego ramieniu, gdy palili w ciszy. Naprawdę był kimś innym dla Mycrofta i nie miał nic przeciwko temu. Właściwie czuł się dobrze. Był wyjątkiem od wszystkiego, co polityk zbudował wokół swojego życia. W przeciwnym razie, nie byli by tacy, jak teraz.

— Czyli naprawdę nie przeszkadza ci, że nazywam cię Myc? — zapytał po chwili.

Mycroft upuścił papierosa na ziemię i zgasił go obcasem, śmiejąc się.

— To tylko imię, Gregory — powiedział cicho, uśmiechając się z delikatnością.

— Ale to twoje imię — odparł Greg, prostując się. Spojrzał na młodszego mężczyznę. — I jest to dla mnie ważne, dobrze?

Mycroft nic nie powiedział. Zamiast tego przyłożył smukłą dłoń do policzka Grega i pochyliwszy się, pocałował go delikatnie. Obaj smakowali mentolem. Lestrade przesunął się nieco bliżej, owijając obie ręce wokół ciała partnera. Czas mijał, kiedy się całowali, a Gregowi szumiało w głowie jak nigdy dotąd.

— Chłopcy, już prawie czas na lunch! — Usłyszeli wołanie mamusi Holmes z wnętrza domu. — Dobrze by było również, gdybyście przestali dawać sąsiadom darmowe przedstawienie!

Na ten komentarz, Greg osunął się czerwony niczym burak. Odchrząknął nerwowo. Mycroft wyglądał na rozbawionego.

— Cóż… — zaczął, rozglądając się wokół, by sprawdzić, czy rzeczywiście ktoś ich obserwował.

Wydawało się, że nie. Chociaż biorąc pod uwagę, że inne domy w rzeczywistości nie znajdowały się w pobliżu domostwa państwa Holmes szanse na to były i tak niewielkie. Mycroft wyciągnął dłoń i przeciągnął delikatnie paznokciami po głowie Grega.

— Bawi się z tobą, kochanie. Mówiłem ci, że jest nieznośna.

— Cóż, myślę, że jest cudowna, Myc.

Mycroft przewrócił oczami, ale nie przestał się uśmiechać.

— Jestem tego świadom.

Chapter 14: Zabawa w śniegu

Chapter Text

— Idziemy — Greg skinął głową, wyciągając rękę, być chwycić dłoń Mycrofta, kiedy pieszo wracali do domu.

Właśnie zjedli wspaniała kolację, gdy zaczął padać śnieg i teraz czuł się niczym małe dziecko. Drżał z podniecenia i wiedział, że Mycroft nie miał pojęcia dlaczego.

— W porządku — powiedział cicho młodszy mężczyzna z nutą rozbawienia, chwytając oferowaną dłoń.

Uśmiechając się, Greg odwrócił się plecami w stronę drzwi, do których zmierzali i zaczął prowadzić ich na podwórko na tyłach domu. Szczerząc się, niemal zaczął biec, puszczając w końcu kochanka, by móc sięgnąć w dół i zgarnąć kulę śniegu.

— Gregory, co… — Zaczął Mycroft, ale zamilkł, gdy śnieżka uderzyła go w pierś. Uniósł brew, gdy Greg wybuchnął śmiechem.

— Dalej, Myc — zaśmiał się, pochylając się, by chwycić kolejną porcję śniegu. — Nigdy nie bawiłeś się w śniegu?

Odchylił ramię do tyłu i rzucił drugą śnieżkę, trafiając partnera w ramię. Pewna ilość śniegu dostała się na szyję Mycrofta i wślizgnęła się pod garnitur, powodując, że zadrżał lekko.

— Nie, Gregory. Nie bawiłem się w śniegu. Dlaczego miałbym chcieć, przecież jest wtedy zimno— odpowiedział polityk, starając się strzepać śnieg.

— Po prostu spróbuj, okej? — zaśmiał się Greg, formując kolejną śnieżkę. Wzdychając, Mycroft uległ i pochylił się, by zrobić własną. Nagle ruszył do przodu, rzucając w ruchu uformowaną kulą śniegu, uderzając nią w twarz Grega. —Ała!!! — rozbrzmiała krzykliwa odpowiedź.

Obaj ruszyli niespodziewanie do przodu. Wpadli na siebie, upadając w śnieg, śmiejąc się i tocząc, chwytając biały puch, aby wepchnąć go sobie w twarze. Śnieg był na ich włosach, płaszczach, nogawkach spodni. Ostatecznie, Greg przyszpilił Mycrofta do ziemi, przygniatając go, gdy siedział na nim okrakiem. Wciąż się śmiali, a po chwili zamilkli i po prostu wpatrywali się w siebie.

Policzki Mycrofta były zaczerwienione, oczy mu błyszczały, a włosy były mokre i rozczochrane. Był piękny. Czy ktoś kiedykolwiek widział go takiego, czy może tylko Greg miał takie szczęście? Miał nadzieje, że to drugie. Był to zaszczytny przywilej, który będzie cenił przez wieczność. Mycroft uniósł rękę i dłonią, odzianą w rękawiczkę, przeczesał włosy partnera zgarniając z nich odrobinę śniegu. Nagle ulegając pragnieniu, które go dręczyło, Lestrade pochylił się i zaczął całować z czułością kochanka. Uścisk na jego głowie zwiększył się, a pocałunek stał się namiętniejszy.

— Gregory, powinniśmy…

Mycroft zaczął mówić naprzeciw jego warg, ale ponownie nie mógł dokończyć, tym razem przez kolejny intensywny pocałunek. W niedługim czasie, obaj oddychali ciężko i szarpali swoje ubrania. Greg zaczął składać pocałunki coraz niżej zmierzając do szczęki i szyi młodszego mężczyzny. Blada skóra Mycrofta była mieszaniną gorąca i zimna – zimna od śniegu i gorąca bijącego od niego. To było pocieszające ciepło, które jak Greg odkrył stawało się coraz intensywniejsze ze względu na śnieg i ich wzrastające podniecenie. Mycroft wydał z siebie cichy odgłos, który stał się głośniejszy, gdy Greg kołysał biodrami.

— Gregory! — westchnął Mycroft.

To sprawiło, że krew Grega zawrzała. Jak to możliwe, że w zimną Londyńską noc, przemoczeni i pokryci śniegiem, wciąż mogli być tak napaleni? Dreszcz, który przeszył jego ciało, zdecydowanie nie był spowodowany ich otoczeniem i niemal z desperacją chwycił ramiona Mycrofta.

— Tak, Myc — sapnął, lekko się odsuwając.

— Chodźmy do środka — warknął.

To wywołało jeszcze bardziej intensywny dreszcz u Grega. — Musimy rozgrzać się przed ogniem i… zdjąć ubrania. Za… zanim się przeziębimy.

— Czy to jedyny powód, dla którego chcesz się wydostać z tych ubrań? — zapytał głębokim głosem Greg.

Uniósł jedną brew w oznace zaciekawienia i został porwany do innego namiętnego pocałunku. Tym razem to Mycroft był tym, który poruszał biodrami, a Greg cicho jęknął.

— Nie — wyszeptał naprzeciw warg inspektora. — Absolutnie nie.

Chapter 15: Parasol

Chapter Text

Mycroft uśmiechnął się uprzejmie, gdy wszedł do gabinetu Gregory’ego, powodując, że starszy mężczyzna podniósł wzrok znad papierkowej roboty, która niewątpliwie doprowadzała go do szaleństwa. Zadowolenie w oczach mężczyzny, wynikające z tej niespodzianki wystarczyło, żeby polityk uśmiechnął w sposób, w jaki mało osób miało przywilej go widzieć.

—Mycroft! — przywitał go Gregory, wstając i podchodząc do niego. Mycroft instynktownie wyciągnął rękę, ale zamiast uściśnięcia dłoni, został przyciągnięty do krótkiego uścisku, który sprawił, że jego żołądek zacisnął się. To było naprawdę szalone, ile uczuć miał w stosunku do inspektora. — Co cię tu sprowadza?

— Cóż — zaczął, przesuwając parasol z jednej ręki do drugiej. — Zaszyłeś się tutaj na cały dzień. Pomyślałem, że trochę świeżego powietrza będzie dla ciebie czymś dobrym. I jakiś lunch. Pozwól, że zaproszę cię na obiad, Gregory.

Mężczyzna zgodził się niemal natychmiast, na co Mycroft miał nadzieję. W zeszłym tygodniu nie byli w stanie się spotkać, ze względu na obowiązki wynikające piastowanych przez nich stanowisk. Gregory poszedł zabrać komórkę i marynarkę, a potem gdy wrócił, przyciągnął Mycrofta do pocałunku. Polityk oddał go z radością, a jego wolna dłoń uniosła się, by spocząć na ramieniu partnera, zanim się rozdzielili.

— Chodźmy — poprosił i wyszli razem z pokoju.

Przeszli przez budynek Scotland Yardu i wreszcie znaleźli się na zewnątrz, gdzie czekał na nich samochód. Jazda była krótka i znów byli na zewnątrz, kierując się w stronę małej piekarni, która słynęła ze swojego menu lunchowego. Pojawili się w idealnym momencie, jaki Mycroft mógł zapewnić i nie minęło wiele czasu, zanim zajęli miejsce i zaczęli jeść.

— Boże, to jak trafienie w dziesiątkę. Jak ty to robisz, Myc? — zapytał Gregory. Mycroft zamrugał, unosząc wzrok znad swojej zamówionej kanapki.

— Co robię? — zapytał, unosząc brew.

— Wiesz dokładnie, czego potrzebuję.

Mycroft uśmiechnął się przebiegle, odkładając kanapkę, by napić się herbaty.

— Gregory, to mój interes, by wiedzieć takie rzeczy — powiedział z rozbawieniem.

Inspektor po prostu się uśmiechnął i na chwilę zajął się swoją rybą i frytkami. Ponownie zanucił, dając znać, że chce zadać kolejne pytanie, które przyszło mu na myśl. Na szczęście skończył żuć, zanim to zrobił.

— Również zastanawiam się, dlaczego masz ze sobą swój parasol? Dziś jest niespodziewanie słonecznie.

Gregory miał rację. Pogoda była przyjemnie słoneczna i wydawało się, że jutro również taka będzie. Zbyt często mieli pochmurne, deszczowe dni, więc zawsze było miło mieć odrobinę słońca. Niezależnie od tego, Mycroft zawsze miał swój parasol ze sobą. Pogoda nie miała znaczenia.

— Nigdy nie wychodzę bez niego — podkreślił, jakby to była wystarczająca odpowiedź.

Spojrzenie jakie posłał mu Gregory, natychmiast udowodniło, że tak nie było.

— Wiem, ale dlaczego?

Mycroft zamilkł. Odkąd był nastolatkiem… Westchnął, myśląc o tym. Nigdy wcześniej nie ujawnił nikomu,dlaczego brał ze sobą parasol. Tylko on i Sherlock znali powód i nie rozmawiali o tym. Nie tylko dlatego, że nie wymieniali ze sobą zbyt wiele słów w tym czasie. Gregory stał się nieco poważniejszy, jakby znał głębie jego myśli.

— Nie musisz mi mówić, Myc — powiedział po chwili. — To nie jest ważna sprawa.

— Nie, w porządku, Gregory.

Mycroft napił się herbaty. Jeśli mógł komukolwiek powiedzieć, byłby to Gregory. Ich związek stawał się dość poważny, każdy z nich się angażował i musiał przyzwyczaić się do tego, że może się zwierzyć drugiemu człowiekowi bez obaw, że ten go osądzi lub poczuje niepotrzebną sympatię. Skinął głową, zanim się odezwał.

— Sherlock był wtedy młody. Musiał mieć… nie więcej niż sześć lat. Został oddany pod moją opiekę na cały dzień i chciał wyjść na zewnątrz, by zebrać próbki gleby. – Zdziwienie na twarzy Gregory’ego było niemal zabawne. — Tak, nawet w tym wieku był dość uparty w tego typu sprawach. Cóż, skończyło się na tym, że odeszliśmy daleko od domu. Żaden z nas w rzeczywistości nie myślał o tym. Było pochmurna, ale nie za bardzo. W końcu jednak zaskoczył nas deszcz. To był bardzo nagła, intensywna ulewa i mieliśmy długa drogę do domu. — Mycroft zamknął oczy, pamiętając ten incydent. Westchnął i niepotrzebnie poprawił serwetkę, przed kontynuowaniem: — Sherlock mocno zachorował tego wieczoru. Nie byliśmy odpowiednio ubrani na deszcz, a on był tak młody. Musiał pojechać do szpitala. Był to dość przerażający weekend i przyrzekłem sobie, że nigdy więcej nie pójdę nigdzie bez parasola.

I tak było. Chwytając filiżankę herbaty, dopił ją do końca, nie patrząc na starszego mężczyznę. Rzadko rozmawiał o swoim dzieciństwie, zwłaszcza o Sherlocku w czasie, gdy byli po prostu braćmi, a rzeczy między nimi nie były tak napięte jak teraz. Widząc ruch na granicy swojej wizji, podniósł wzrok i zobaczył stojącego Gregory’ego. Inspektor położył dłonie na stole i pochylił się nad nim. Przechylając głowę pocałował z czułością Mycrofta. Publicznie. Mycroft zamarł ze zdziwienia, ale poddał się i oddał pocałunek. Brązowe oczy Lestrade’a były tak pełne uczucia, kiedy wzrok mężczyzny spoczął na nim, że Mycroft poczuł, jak serce bolało go w cudowny sposób.


— Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś.

To wszystko, co powiedział Gregory. Nie prosił o więcej szczegółów, nie skupiał się na tym i nie próbował go pocieszyć ze względu na coś, co stało się wieki temu. Mycroft uśmiechnął się. Był to jeden z wielu powodów, dla których czuł, że zakochuje się w tym człowieku. Po prostu… wiedział.

— Nie ma za co, Gregory — wyszeptał cicho, uśmiechając się.

Zaczął jeść swoją kanapkę, gdy rozmowa potoczyła się na inny tor, gdy Gregory zaczął mówić o swoim wyjściu z córką. Wszystko było idealne.

Chapter 16: Nieosiągalny

Chapter Text

Greg zatrzasnął za sobą frontowe drzwi, marszcząc brwi na myśl w jakim absolutnym gównie się znalazł. Sprawca mu uciekł, Sherlock nie odpowiadał na smsy, a jego cholerna żona wpadła niczym burza na jego dziedziniec, machając papierami, krzycząc na niego i oskarżając go o śmieszne rzeczy, które nie były prawdą. Sam rozwód był wystarczająco zły i robiła wszystko, co w jej mocy, aby był jeszcze gorszy.

I był jeszcze pieprzony Mycroft Holmes.

Mężczyzna wszedł do biura, zaledwie dwadzieścia minut po tym, jak Sally Donovan wyrzuciła z niego jego byłą żonę, odbierając mu sprawy i zamiatając jego paskudną sytuację pod dywan. Po raz kolejny został oddalony niczym pokorny pies, nieważne że miał tytuł inspektora przed swoim nazwiskiem. Jak to się działo, że mężczyzna zawsze pojawiał się w najgorszych chwilach i rzucał mu w twarz swoją pozycją. To było irytujące.

Najgorsze jednak było to, że serce Grega zabiło mocniej, a pierś zacisnęła się na widok eleganckiego trzyczęściowego garnituru. Jak mógł być zauroczony tym mężczyzną? Przypuszczał, że znali się dość dobrze, z pewnością tak było, biorąc pod uwagę ich sześcioletnią znajomość. Mężczyzna pojawił się wkrótce po tym, jak Greg rozpoczął współpracę z jego młodszym bratem. Czasami spotykali się na herbacie w małej kawiarni, ale zawsze było to w sprawach biznesowych. Jeśli to nie była sprawa, którą się zajmował, to był to Sherlock. To zawsze był Sherlock.

Dlaczego więc był tak bardzo nim zauroczony?

Krzywiąc się, rzucił marynarkę na krzesło i wszedł do kuchni, by wyjąć piwo z lodówki. Otworzył je i wziął duży łyk, po czym udał się do salonu i opadł na kanapę. W telewizji leciał jakiś mecz piłki nożnej i pogłośnił odbiornik, próbując w ten sposób odwrócić swoją uwagę. Jego głowa opadła na kanapę. Westchnąwszy, zamknął oczy.

Może to był rozwód. Jego uczucia z tego powodu były bałaganem i stał się wrażliwy. Był z Christiną przez trzynaście lat, a przynajmniej przez połowę tego czasu był ślepy na jej zdrady. Coś takiego pozostawiało wyrwę w człowieku. I to sprawiło, że był zainteresowany emocjonalnie Mycroftem Holmesem.

Mycroft był nieosiągalny. Może to była połowa problemu. Greg uznawał, że myślał o mężczyźnie bardziej, niż powinien, w większej ilości sytuacji, niż fizycznie był z nim przez te wszystkie lata. Leastrade chwycił mocniej butelkę piwa, ustawiając ją na stoliku kawowym dopiero wtedy, gdy była pusta. Przesunął dłonią po coraz bardziej siwych włosach, wzdychając.

Mycroft w rzeczywistości nie wydawał się kimś, kto mógłby być w związku. Miał co prawda obrączkę na palcu, ale znajdowała się ona na jego prawej dłoni, a nie lewej. Mimo to, obrączka niekoniecznie musiała nieść ze sobą jakieś głębsze znaczenie. Greg wciąż nosił swoją, ignorować pytania lub ludzi, z którymi po prostu nie chciał mieć do czynienia. Możliwe, że było tak samo dla Mycrofta. Nie miała ona znaczenia.

Jego komórka zapiszczała, odciągając go od tych przemyśleń. Po przeczytaniu wiadomości, nic już go nie mogło rozproszyć.

Przepraszam za wcześniej. Wiem, że masz dużo na głowie. Gdyby nie była to sprawa o znaczeniu krajowym, to mogłoby to zaczekać – MH.

Greg oparł się chęci rzuceniem telefonem. To by nie pomogło. Westchnął, zasłaniając dłonią oczy i opierając się bokiem o kanapę wyciągnął się na niej. Wątpił, żeby zasnął dzisiaj w swoim łóżku. Wydawało mu się, że niemal w ogóle w nim nie bywał. Nie miało to sensu. Było dla niego za duże i częściej, niż lubił się do tego przyznawać, jego myśli błądziły na temat zajęcia się innym ciałem oprócz własnego. W szczególności ciałem tego mężczyzny.

Mycroft był nieosiągalny. Greg zakochał się w symbolu i sądził, że skończy się to bólem i rozczarowaniem. I nie mógł nic zrobić, by temu zapobiec.

Chapter 17: Obiad

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

W okresie, w którym się spotykali, Gregory i Mycroft zwykle jedli kolację w ładnej restauracji, która nigdy nie wystawiała im rachunku pod koniec wieczoru. Żaden z nich nigdy nie narzekał na to, więc było to lekkim zaskoczeniem, kiedy Greg odmówił ponownego wyjścia, gdy Mycroft zasugerował zjedzenie wspólnej kolacji w piątek. Ze swoim zaraźliwym, niemal dziecinnym uśmiechem, Lestrade zaproponował aby zamiast wyjść do restauracji, zjedli ugotowaną przez niego kolację w jego mieszkaniu. Mycroft wiedział, że miał pewne doświadczenie kulinarne, ale wciąż nie było to coś, czego się spodziewał.

A co było jeszcze bardziej mylące i nieco frustrujące, to odmowa Gregory’ego, by powiedzieć mu, co mieli jeść. Wszystko co mężczyzna robił, było dla polityka lekkim wyzwaniem.

— Podaj rodzaj wina — powiedział Gregory. — Nie potrzebuję szczegółów, tylko ogólny rodzaj. Ugotuję coś, co będzie do niego pasowało.

Mycroft właśnie to zrobił. Teraz w piątkowy wieczór, stał na progu domu swojego chłopaka z butelką białego wina w dłoni, zaintrygowany tym, co zastanie. Nie miał kontroli nad sytuacją ani nie wiedział, co się stanie i kiedy. To było coś, co sprawiało, że czuł się dziwnie. Był to jednak Gregory i wiedział, że może zaufać starszemu mężczyźnie, w sprawie tego co ten zaplanował.

— Masz doskonałe wyczucie czasu.

Usłyszał, zamiast standardowego powitania, kiedy Greg położył mu dłoń na plecach, wprowadzając go do środka. Unoszące się w mieszkaniu zapachy były niebiańskie. Mycroft był ogromnie podekscytowany tym, co przygotował starszy mężczyzna. Nie wątpił w jego kulinarne umiejętności i nie mógł się doczekać spróbowania tego, co zostało przygotowane, by pasować do podanego przez niego niejasnego opisu przyniesionego alkoholu.

Skoro o tym mowa, wyjęto mu butelkę z dłoni, aby mógł zdjąć płaszcz. Powiesił go na wieszaku i ruszył za Gregorym do kuchni.

— Nigdy wcześniej nie widziałem takiego wina — powiedział inspektor, gdy Mycroft podszedł do niego. — Co to jest?

— Francuskie białe wino— wyjaśnił Mycroft, przesuwając się, by móc oprzeć się o blat kuchenny. Chciał być blisko swojego partnera, ale również nie chciał mu przeszkadzać. Brwi inspektora uniosły się w zainteresowaniu, gdy umieścił wino w lodówce, aby się chłodziło, dopóki obiad nie będzie gotowy. —2010 Meursault, Jean-Michel Gaunoux.

— Interesujące… — mruknął Gregory, odwracając się do kuchenki i mieszając rzeczy w garnkach.

Mycroft był niezmiernie ciekawy potraw, ale postanowił, by jego nos wydedukował, co będą jedli.

— Krewetki? — zapytał, chociaż znał już odpowiedź. Gregory przytaknął z aprobatą. — I makaron. Tak, będą idealnie komponować się z winem.

— Mówiłem ci.— stwierdził starszy mężczyzna z bezczelnym uśmiechem.

Podczas przygotowania kolacji prowadzili lekką, przyjemną rozmowę o wszystkim, począwszy od córki Gregory’ego po najnowsze kłopoty Sherlocka, zakończywszy na omawianiu miejsca, do którego mieli wyjechać, gdy w końcu otrzymają swoje urlopy. Dzielili się delikatnymi dotknięciami i nieśpiesznymi, ale nieco rozpraszającymi pocałunkami i wreszcie jedzenie było gotowe. Mycroft zaczął nalewać wino, gdy Gregory nakładał im jedzenie. Całując się po raz ostatni, usiedli do kolacji.

Na posiłek składał się makaron z krewetkami w sosie orzechowym z dodatkiem kolendry, imbiru, papryki i odrobiny cebuli. Dodatkowo zostały przygotowane kromki pieczywa czosnkowego. Połączenie miodowego zapachu pochodzącego z wybranego przez niego wina i orzechowego posmaku dania było wyśmienite. Mycroft mruknął w uznaniu, gdy eksplozja smaków wybuchła mu na języku. Holmes uśmiechnął się z czułości, gdy naprzeciwko niego Gregory zachwycał się winem.

— Skąd je masz? — zapytał Gregory, spoglądając na trzymany kieliszek. Mycroft skrzyżował nogi pod stołem, uśmiechając się.

— Import z Francji — powiedział, słowo „oczywiście” wisiało w powietrzu nie wypowiedziane.

— Z importu? Myc, ile to kosztowało?

— Nie aż tak drogo, kochanie. Około 80 funtów*.

Te urocze brązowe oczy otworzyły się szeroko w szoku. Gregory spojrzał na niego, potem na wino i z powrotem na niego.

— Jedna butelka wina?! — zapytał z niedowierzaniem. Mycroft wzruszył ramionami.

— To nie jest wielka sprawa, Gregory. — Bo naprawdę nie było. — Poza tym, warte jest swojej ceny, nie sądzisz?

— Tak, ale... Tak. Łał.

Microft zaśmiał się serdecznie i wrócił do posiłku. W pokoju zapadła cisza, która po prostu oznaczała, że cieszą się z obiadu i miłego towarzystwa. Kiedy skończyli, Mycroft pomógł w sprzątaniu, ignorując protesty Gregory’ego, że mógł to sam zrobić później. Kiedy wszystko było uprzątnięte, a ich żołądki pełne, Mycroft owinął ramiona wokół partnera, przyciągając go do siebie.

— Moje wyrazy uznania dla szefa kuchni — wymamrotał cicho, uśmiechając się.

Gregory odwzajemnił uśmiech i pochylił się, by pocałować Mycrofta. To był długi pocałunek, ich wargi poruszały się wzajemnie w fachowy sposób, a Gregory skubał delikatnie wargę polityka, zanim rozstali się.

— Cóż to za rodzaj komplementów, hmm? — zapytał szorstko, a jego uśmiech rozszerzył się w złośliwym grymasie.

Mycroft zaśmiał się i chwycił go za nadgarstek, ciągnąc go do salonu, gdzie mogli poczuć się o wiele bardziej komfortowo.

— Nie chciałbyś wiedzieć — odpowiedział.

Notes:

*około 380 zł.

Chapter 18: Niezbędna obecność

Chapter Text

Mycroft po prostu nie mógł zrozumieć nagłej fascynacji młodszego brata na punkcie jego prywatnego życia. To było absurdalne i bardzo denerwujące. Sherlock nie wykazał nawet ułamka zainteresowania jakąkolwiek sprawą z nim związaną odkąd… był młodszy i wciąż mieli coś, co można byłoby nazwać funkcjonującym braterskim związkiem, ale nawet wtedy Sherlock nie posiadał wielkiego zainteresowania w tego typu sprawach.

Szczerze mówiąc Mycroft był trochę wdzięczny, że zaczęli ostrą dyskusję na temat dedukcji, która została zainicjowana wkrótce potem, choćby za to, że odwróciła ich uwagę od tej konkretnej rozmowy. Nie było powodu, by Sherlock siedział z nim i okazywał swoją troskę, że był samotny. Było to irytujące i coś czego Mycroft nie chciał dłużej słuchać niż było to konieczne.

Oczywiście, najbardziej denerwującą rzeczą w tym było to, że Sherlock nie mylił się. Mycroft naprawdę był samotny. Nie był to sentyment, z którym często się stykał i było to coś, co postanowił ignorować tak długo, jak był w stanie. Jednak było to coraz trudniejsze. Ponieważ w morzu śmiesznie powolnych umysłowo i niekompetentnych ludzi, była jedna osoba, która zaczęła się wyróżniać. Jeden, który… z powodów, których jeszcze nie mógł zrozumieć, był bardziej skomplikowany niż inni.

Być może zaimponowało mu to, jak mężczyzna prezentował się w roli inspektora. Albo sposób, w jaki poradził sobie z Sherlockiem (zwłaszcza podczas ich pierwszego spotkania, kiedy jego drogi młodszy brat był narkomanem). Nie miało to naprawdę nic wspólnego z jego rodziną lub jego otoczeniem, które było dość zwyczajne. Układanka jaką był Gregory Lestrade była taką, którą nawet Mycroft nie ułożył do końca.

Najgorsze było to, myślał sobie, siedząc przed kominkiem w swoim wielkim, niesamowicie cichym domu, pijąc szkocką, jak intensywne wydawało się jego uczucie do starszego mężczyzny. Dochodził do punktu, w którym niemal wymyślał powody, by osobiście spotkać się z inspektorem. Ich ostatnie spotkanie w gabinecie Lestrade’a było spowodowane wymówką, którą Mycroft wymyślił podczas jazdy. Dzięki CCTV dowiedział się, że była żona Gregory’ego zatruwa mu życie i w związku z tym poczuł ukłucie niepokoju. Dlatego też sam poszedł do jego biura, zamiast sprawdzić tylko nagrania.

Nie wiedział, dlaczego to zrobił. Nie było najmniejszej szansy, że będą w związku. Po pierwsze, do czegoś takiego potrzebna była chemia. Oczywiście istniał również seks, który nie wymagał głębszego związku emocjonalnego, ale Mycroft nie chciał towarzystwa Gregory’ego jedynie w ten sposób. Ponadto, nie można było budować relacji na czymś jednostronnym.

Inspektor nie lubił go. To było pewne. Nie, żeby Mycroft dał mu kiedykolwiek powód, żeby było inaczej. Wszystkie ich kontakty miały charakter profesjonalny. Przez większość czasu było to wymagane, ale czasami… Prawdę mówiąc, nie był kimś, kto dawał ludziom powód, by go lubić. Co było w porządku. Nie obchodziło go, co inni o nim myśleli. Ale jeśli chodziło o Gregory’ego… zależało mu.

Wzdychając, Mycroft oparł głowę o dłoń, odkładając szklankę na bok. To było śmieszne. Nie usychał z tęsknoty. Z pewnością był to irracjonalny kaprys. To był kompletny nonsens. Ale bez względu na to, jak bardzo się starał, nie mógł zaprzeczyć uczuciom, które rozwinął do Gregory’ego. Dlatego sprawdzał osobiście, co u niego. Dlatego nadal będzie to robił.

Nic się nigdy nie wydarzy. Na zewnątrz wyglądało, jakby Mycroft był z tym pogodzony. Musiał być. Nie miało znaczenia, że w środku panował totalny chaos. Nie liczyło się, że wewnątrz był w stanie wojny sam ze sobą i nie mógł przewidzieć, która strona przegrywa. To nie było ważne, ponieważ nikt by tego nie widział. Nawet jego młodszy brat.

Mycroft pozostanie na uboczu, robiąc to, co potrafił najlepiej. Wkraczać i znikać równie szybko, co stanowiło niepokojącą, ale konieczną obecność w życiu Gregory’ego Lestrade. To mu wystarczyło. Nawet jeśli większość nocy spędziłby na usychaniu z tęsknoty.

Chapter 19: Znalazłem twoją złotą rybkę

Chapter Text

— Czy mógłbyś… po prostu się „pokręcić” wokół? — zapytał Greg, praktycznie na granicy nerwów.

Przypadek z każdym dniem stawał się coraz trudniejszy i chociaż Sherlock zaczął ujawniać pewne zainteresowanie nim, Lestrade wciąż stał w mieszkaniu 221B, prosząc go, żeby zszedł z kanapy i rzeczywiście przyszedł na miejsce zbrodni. Jego irytacja osiągnęła wyżyny i był bliski krzyczenia na detektywa lub wyrywania sobie włosów z nerwów. W kuchni John przygotowywał herbatę, a podczas gdy Greg doceniał jego wysiłek, nie sądził, by jego żołądek mógł cokolwiek teraz zaakceptować.

— Może — powiedział Sherlock bardzo znudzonym tonem. Greg jęknął, wyrzucając ręce w górę.

— Do jasnej cholery, Sherlocku, jak to się dzieje, że dręczysz mnie dzień po dniu i gdy w końcu mam dla ciebie sprawę, ty nie przychodzisz?

Był zmieszany. Powiedziałby, pieprzyć to i wyszedłby, gdyby nie był tak zdesperowany. I zmęczony… Był wyczerpany.

— To nie ze względu na przypadek, reagujesz tak mocno… — dumał Sherlock, wreszcie zwracając uwagę na inspektora.

Greg uniósł brew, zamarł na miejscu i westchnął.

— O co ci chodzi? — jęknął.

Nie był w nastroju do tego, by wnioskowano coś z każdego włókna jego ubrania. Ale jeśli istniała szansa, że może mu to pomóc dostać Sherlocka na miejsce zbrodni, to wytrzyma.

— Potrzebujesz uwolnienia. Najprawdopodobniej w charakterze seksualnym. Coś, co powstrzyma cię przed samotnym wracaniem do twojego obskurnego mieszkania każdego wieczoru.

— Ej! — krzyknął Greg, krzyżując stanowczo ramiona.

Zaczynał się już wkurzać. Ze wszystkich, o których mógł pomyśleć, to z pewnością nie potrzebował rady od Sherlocka Holmesana temat związków.

— Sherlock. — Usłyszał, jak John oburzył się za niego.

Doktor wszedł do pokoju i podał Gregory’emu filiżankę parującej herbaty, którą inspektor automatycznie przyjął, ale nie wykonał żadnego ruchu, by zacząć ją pić.

— Nie jest to jednak przypadkowe spotkanie w barze. Nie… — kontynuował Sherlock, nie poświęcając w ogóle uwagi dwóm mężczyzn w pokoju.

Greg zacisnął dwa palce na mostku nosa. Czuł nadchodzącą migrenę. Fantastycznie. Otworzył oczy, które przymknął, czując na sobie spojrzenie praktycznie wypalające w nim dziurę.

— Sherlocku, proszę, naprawdę potrzebuję, żebyś spojrzał na tę sprawę, to jest…

— Nie, jest to ktoś szczególny, kto pochwycił twoje zainteresowanie — ciągnął dalej młodszy Holmes, ignorując całkowicie, to co miał powiedzieć Greg. — Nie ktoś, kogo widzisz codziennie, ale ktoś, kogo znasz na tyle, by rozwinąć jakieś przywiązanie. Nie zrobiłeś jednak żadnego ruchu w kierunku tej osoby, dlatego jesteś tak rozchwiany emocjonalnie. Nie, ta osoba jest kimś, kogo uważasz, że nie miałbyś u niej szans, więc siedzisz bezczynnie, czyniąc siebie nieszczęśliwym.

Greg wpatrywał się w niego zdumiony. Odwrócił się, by spojrzeć na Johna, jakby szukał u niego odpowiedzi, ale były żołnierz tylko wzruszył ramionami. Jak to się stało, że Sherlock nagle zainteresował się tego typu rzeczami? Nigdy wcześniej nie przejmował się jakimiś sentymentalnymi rzeczami… a przynajmniej zanim rzekomo umarł dwa lata temu. Dziwnie było widzieć taką stronę Sherlocka. Prawie tak samo dziwne, jak spojrzenie, które zauważył wymieniane między dwoma współlokatorami mieszkania 221B. Znał je zbyt dobrze. Miał nadzieję, że było to coś, co mógłby w niedługim czasie poruszyć w rozmowie między nim a Johnem, gdy spotkają się w barze. Do tego czasu, nie mówił nic na ten temat.

— Dlaczego ty…

— Wiesz, że ta obrączka nic nie znaczy— przerwał mu Sherlock.

Greg zamrugał. Obrączka? Kogo obrączka?

— Um.

— Tak, nie ma znaczenia. Nie bądź nudny, Lestrade, gardzę powtarzaniem się. Została mu przekazana przez naszego dziadka w testamencie. Prawie go nie znałem, ale najwyraźniej byli ze sobą blisko. I w ten oto sposób ją nosi.

Jemu. Och, Boże. Sherlock mówił o swoim bracie. Greg poczuł, jak palą go policzki i szybko skupił się na filiżance herbaty trzymanej w dłoniach. Oczywiście Sherlock zauważył, że czuł miętę to cholernego Mycrofta Holmesa. To było okropne. Chciał wczołgać się do dziury i umrzeć.

— Sherlock, dlaczego wspominasz o Mycrofcie? — zapytał John, marszcząc brwi.

Otworzył w milczeniu usta, gdy zlustrował postawę Grega. Świetnie. Lestrade uwielbiał tę swoją przejrzystość.

Niewyraźnie usłyszał jak drzwi się otwierają i zamykają. Scherlock wyszczerzył się niesamowicie i natychmiast zszedł z kanapy. Na schodach rozbrzmiały równomierne kroki, a Sherlock stał wyczekująco, podczas gdy Greg był zdezorientowany i przerażony.

— Ach, idealnie. Właśnie o tobie rozmawialiśmy— powiedział Sherlock, wpatrując się w wejście do salonu.

Greg zamarł. Zamknął oczy i oddychał głęboko przez nos. To się nie stało. Wyobrażał to sobie.

— Och, dobry Boże, to nigdy nie jest dobrym znakiem — rozbrzmiała wypowiedziana gładkim głosem odpowiedź.

Ten głos sprawił, że klatka piersiowa Grega zacisnęła się, gdy zapomniał jak się oddycha. Ścisnął mocniej filiżankę. W końcu zmusił się, aby obrócić się i zobaczyć Mycrofta Holmesa stojącego z parasolką w ręku, wyglądającego oszałamiająco w trzyczęściowym garniturze, którego Greg nigdy wcześniej nie widział. Wydał z siebie mimowolny jęk, powodując, że wszystkie spojrzenia skierowały się na jego osobę.

Nie. Teraz to chciał wczołgać się do dziury i umrzeć.

— Mycroft, wierzę, że znaleźliśmy ci złotą rybkę — powiedział Sherlock, brzmiąc radośnie.

Prawdziwe zaskoczenie, które ujawniło się na obliczu starszego Holmesa sprawiło, że Greg otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, po czym ich spojrzenia spotkały się. Sherlock spoglądał między nimi, uśmiechając się łagodniej, a te smukłe dłonie idealne do skrzypiec machnęły na nich.

— Mycroftcie, inspektorze Lestrade, wasze obrączki są tylko na pokaz. Obaj macie problemy osobiste i nie możecie przestać myśleć o drugim. To ostatnie było dla mnie raczej denerwujące. Dlaczego nie pójdziecie do kuchni i nie napijecie się wspólnie herbaty?

Chapter 20: Przeszłość

Chapter Text

To, co zaczęło się jako udana randka – nie, fantastyczna randka – skończyło się w popieprzony sposób. Greg wściekał się w milczeniu, gdy wraz z Mycroftem opuścili restaurację. Powrót do domu również odbył się w ciszy. Jego partner był cierpliwy, nic nie powiedział, ale wciąż trwał przy nim, by go wspierać.

Nie wiedzieli się prawie od tygodnia z powodu pracy Mycrofta, która wymagała od niego wyjazdu do Boliwii, jak twierdził. To był jego pierwszy dzień w domu po powrocie i postanowili uczcić to, wychodząc do jednej ze swoich ulubionych restauracji, by zjeść pyszną kolację, a potem wrócić do domu, by przeżyć coś co wiązało się ze znaczną ilością seksu.

Wtedy były partner Grega, z którym pracował, gdy zaczynał swoją karierę w Yardzie, zobaczył go i postanowił podejść, aby porozmawiać. Podczas rozmowy starał się zbagatelizować wszystkie złe rzeczy, jakie się wydarzyły, i udawać, że wciąż są starymi kuplami, próbując uzyskać w ten sposób przebaczenie. Podczas tego upierał się, że sytuacja była całkiem inna niż zrozumiał to Greg.

Greg niczym chmura burzowa wszedł do domu Mycrofta. Polityk wkroczył z wdziękiem tuż za nim.

— Gregory — odezwał się w końcu, powodując, że Lestrade zatrzymał się w miejscu i spojrzał na niego przez ramię. Mycroft odwiesił na wieszak płaszcz i parasol, po czym podszedł i przytulił go. — Uspokój się, Gregory. Jesteśmy teraz w domu. Poszedł sobie.

Greg wtulił twarz w szyję Mycrofta i odetchnął głęboko, pozwalając, by część stresu z niego wyparowała. Zamknął oczy i westchnął.

— Przepraszam, Myc. Po prostu… pojawił się nie wiadomo skąd — wymamrotał Greg. Jego głos był nieznacznie stłumiony. — Nie widziałem go od ponad dziesięciu lat i nie rozstaliśmy się w miłej atmosferze.

Mycroft delikatnie potarł plecy partnera, całując go w skroń.

— Herbaty? — zapytał, odsuwając się.

Greg skinął głową, chociaż tak naprawdę jej nie chciał. Wszedł za Mycroftem do kuchni, opierając się z westchnięciem o blat.

— Był skorumpowanym policjantem. Wpadł w złe towarzystwo. Chodziło mu tylko o pieniądze i promocję. Nie… Nie dbał już o uczciwa pracę w policji — powiedział Greg, przekazując historię swojemu ukochanemu.

Wzdychając, przetarł twarz dłońmi. Młodszy mężczyzna milczał, przygotowując herbatę i słuchając go uważnie.

— W końcu mnie postrzelił. Oczywiście nie celowo, ale nadal. Prawie nie przeżyłem operacji. A moja mała dziewczynka… Miała zaledwie rok.

Greg skrzywił się przywołując te złe wspomnienia. Ledwo został ojcem, ale ten cholerny facet niemal go zabił. Z powodu gangu. Narkotyków. I ośmielił się podejść do niego dzisiaj wieczorem i błagać o przebaczenie, zachowując się, jakby nic się nie stało. Jakby to było nic wielkiego.

Wpatrywał się w swoje dłonie, marszcząc brwi, aż smukłe palce kochanka pod jego brodą, zmusiły go do podniesienia wzroku. Spojrzał w bladoniebieskie oczy, które sprawiły, że serce zabiło mocniej. Mycroft patrzył na niego z czułością, gładząc go po policzku.

— Jesteś najlepszym inspektorem, o jakiego Scotland Yard mógł kiedykolwiek poprosić. Jesteś uczciwym, inteligentnym i trzymającym się zasad gliną. Osiągnąłeś swoja aktualną pozycję, ponieważ ciężko pracowałeś, pokonałeś absurdalne przeszkody i zniosłeś bardzo wiele. Włączając w tym mnie i Sherlocka. — Greg parsknął śmiechem i przewrócił oczami. Mycroft natychmiast zwrócił z powrotem jego uwagę na siebie za pomocą lekkiego szturchnięcia. — Jesteś miłością mojego życia, Gregory Lestrade i jesteś dokładnie tam, gdzie powinieneś być. Nie martw się o skorumpowanego policjanta z przeszłości, który nie był w stanie zrozumieć wartości i normy moralne, które cenisz ponad wszystko inne.

Patrzyli na siebie przez długi czas. Greg czuł, że gniew znikał, a jego spojrzenie złagodniało. Mycroft uśmiechnął się delikatnie do niego i pochylił się, by pocałować go z czułością. Całowali się przez długi czas, aż potrzeba powietrza i gotująca się woda w czajniku sprawiły, że odsunęli się od siebie.

— Dziękuję, Myc — szepnął cicho Greg, przyciskając ich czoła do siebie.

— Do usług, mój drogi Gregory. A teraz może napijemy się herbaty?

Chapter 21: Królowa, część 1

Chapter Text

Ostatnim razem, kiedy Greg pragnął czegoś tak bardzo, był gotów oświadczyć się miłości swojego życia. Być może, w porównaniu z czymś tak wielkim jak zaręczyny z mężczyzną, z którym chciał spędzić resztę życia, to nie było znaczące, ale nie zmieniało to tego, jak się czuł. Przez cały dzień ledwo mógł wytrzymać z ekscytacji (i, szczerze mówiąc, podniecenia). Kiedy próbował skupić się na papierkowej robocie, wzrok wciąż wędrował mu na fantazyjne czarne pudełko, które postawił przy biurku, zastanawiając się nad jego zawartością…

Musiał wykorzystać całą swoją samokontrolę, aby tego samego wieczora nie zeskoczyć z kanapy od razu, kiedy Mycroft wrócił do domu. Odchrząknął i wziął głęboki oddech. Z uśmiechem podszedł do drzwi, przyciągając młodszego mężczyznę do uścisku i pocałunku, jak to robił często.

— Witaj w domu, kochanie — wyszeptał, wpatrując się w oczy swojej drugiej połówki. W odpowiedzi otrzymał ciepły uśmiech i kolejny pocałunek.

— Cieszę się, że jestem już w domu — powiedział szczerze Mycroft, po czym odłożył parasol i odwiesił ciężki płaszcz.

Zanim Holmes miał szansę, by pójść do kuchni i zrobić sobie herbatę, Greg złapał go za rękę i pociągnął na piętro do sypialni.

— Gregory? — spytał Mycroft, mrugając z zakłopotaniem, gdy został zaprowadzony w pobliże łóżka i zmuszony, by na nim usiadł.

— Mam coś dla ciebie. — Greg uśmiechał się, a jego oczy błyszczały z podniecenia.

Mycroft uniósł brew, patrząc, jak starszy mężczyzna idzie po pudełko, w które wpatrywał się cały dzień. Żołądek Grega zacisnął się, gdy uklęknął przed swoim partnerem. Jednak nie otworzył pudełka. Jeszcze nie.

Greg zaczął powoli przesuwać dłońmi w dół nogi Mycrofta, poczynając od kolana i schodząc w dół do kostki. Holmes mruknął cicho, ciesząc się uczuciem, nawet jeśli wciąż był bardzo zdezorientowany tym, co się działo. Następnie Greg zaczął rozsznurowywać jego but, po czym zsunął go i odłożył na bok. Powtórzył cała tą procedurę na drugiej nodze. Potem wsunął dłonie pod nogawkę spodni, podciągając ją do góry, ile tylko mógł. Pochylając się, zaczął składać delikatne, nieśpieszne pocałunki na łydce Mycrofta, gdy jego dłonie powędrowały w dół, by ściągnąć skarpety, które zostały odłożone tam, gdzie wcześniej buty. Dopiero po odsłonięciu stóp i kolan Mycrofta, Greg spojrzał na męża.

— Gregory? — powoli spytał ponownie Mycroft i mrugnął, wpatrując się w te brązowe oczy, które tak bardzo kochał.

Greg mógł łatwo dostrzec ślady pobudzenia, a to spowodowało, że on również poczuł gorąco w dole żołądka. Uśmiechnął się jedynie, zanim pochylił się, by wznowić pocałunki. Jego ręce spoczęły na nodze Mycrofta, powoli rozluźniając mięśnie dzięki masażowi. Z gardła polityka wydobył się jek przyjemności, a jego powieki zatrzepotały. Greg kontynuował przez chwilę, po czym odsunął się i otworzył pudełko.

Szpilki, które wyciągnął, przyprawiły go o dość duży dylemat, gdy je kupował. Wybrał parę z czarnej satyny z odsłoniętymi palcami i paseczkiem do zapięcia wokół kostki. Obcas był złoty, ozdobiony wijącym się w górę kwiatem. Pasek wokół kostki miał przewleczoną przez siebie wstążkę w kolorze królewskiego błękitu (tego samego odcienia błękitu, jaki miał krawat, który niby przypadkiem Mycroft wybrał dzisiejszego poranka), zakończoną zauważalną, ale nie ogromną kokardką. Z bijącym sercem Greg wsunął but na stopę Mycrofta, oblizując wargi i patrząc, jak idealnie dopasowuje się do niej. Następnie zajął się zapięciem paska i, gdy regulował zatrzask, wpatrywał się mięśnie kostki ukochanego.

Mycroft otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i rozdziawił usta ze zdumieniem, gdy spojrzał w dół. Greg uniósł wzrok, by wychwycić jego reakcję. Uśmiech inspektora stał się szerszy.

— Pamiętasz naszą rozmowę o tym, jak bardzo uwielbiam twoje nogi? — zapytał niskim głosem, co było jedynym potrzebnym wyjaśnieniem.

Starszy mężczyzna patrzył, jak niebieskie oczy męża stają się nieco ciemniejsze, gdy jego źrenice rozszerzyły się. jak źrenice męża rozszerzyły się z podniecenia. Tak, zdecydowanie załapał, o co mu chodziło. Tętno Mycrofta wzrosło, gdy Greg zerwał kontakt wzrokowy i powrócił do zadania nałożenia drugiej szpilki. Następnie uklęknął wygodnie i spojrzał na Mycrofta.

Który, gdy Greg wyciągnął rękę, by chwycić jego kolana, podniósł jedną ze swoich nóg i przycisnął stopę odzianą teraz w szpilkę do piersi Lestrade’a. Greg zamrugał, spoglądając z dołu, gdy został bez wahania popchnięty na podłogę. Oparłszy się na łokciach, poderwał głowę do góry. Teraz na niego przyszła kolej, by mieć wyraz zaskoczenia na twarzy. Mycroft wstał, górując nad swoim mężem, a na jego ustach pojawił się uśmieszek. Był to wyraz, który posłał falę podniecenia do pachwiny Grega.

— No cóż, inspektorze — odezwał się w końcu Mycroft, a jego głos również był niższy. — Wygląda na to, że byłeś niegrzeczny.

Chapter 22: Królowa, część 2

Chapter Text

Greg nie był do końca pewien, w jaki sposób znalazł się w tej sytuacji, ale będąc w niej odczuwał przyjemny dreszczyk ekscytacji. Mycroft przybrał dość onieśmielająca postawę, stojąc nad nim z rękami na biodrach i popychając go na podłogę z zaborczym błyskiem w oku. Przygryzając wargę, Lestrade przerwał ich kontakt wzrokowy, by przyjrzeć się swojemu partnerowi.

Szpilki, które wsunął na stopy męża, okazały się wspanialszym wyborem, niż podejrzewał. Przesuwał spojrzeniem w górę i w dół nóg Mycrofta, wpatrując się w to, w jaki sposób jego łydki były podkreślone, gdy miał na sobie obcasy. Kształt i krzywizna jego nóg stały się o wiele bardziej uwypuklone, a Greg chciał je dotknąć, całować i głaskać.

— Wstań, inspektorze — powiedział po chwili Mycroft.

Greg zdołał oderwać wzrok od nóg mężczyzny, by na niego spojrzeć, po czym skinął głową, podnosząc się. Zrobił krok do przodu z zamiarem przyciągnięcia Mycrofta do szorstkiego pocałunku, ale piersi oparta na jego piersi dłoń zatrzymała go.

— Myc? — zapytał ochryple.

Mycroft spojrzał na niego bardzo wymownie.

— Nie sądzę, że dzisiejszego wieczoru uzyskałeś prawo nazywania mnie w ten sposób — warknął. — Greg zadrżał. Pochylając się bliżej, Mycroft przycisnął usta do jego ucha. Jego głos był ledwo głośniejszy od szeptu, a gorący oddech owiewał skórę starszego mężczyzny, gdy kontynuował: — Nie, inspektorze. Będziesz używać czegoś bardziej odpowiedniego, takiego jak „Wasza Wysokość”.

— O Jezusie Chrystusie — jęknął Greg.

Coś, o czym czasami zdarzało mu się pomyśleć szybko zmieniło się w pełnowymiarowy fetysz i wyglądało na to, że jego druga połówka była chętna, by również w tym uczestniczyć. Spodnie Grega stawały się coraz ciaśniejsze w kroku i wkrótce trzeba było coś z tym zrobić. Mycroft zaśmiał się, przywracając z powrotem Grega do teraźniejszości.

— Nie tak szybko — powiedział Holmes, a jego uśmieszek stał się szerszy. — Zdejmij marynarkę.

Greg zrobił to natychmiast. Chętny zrobić wszystko, co mu kazano. Mycroft wydawał się gotów do przejęcia kontroli, przygotowany do dowodzenia, a Greg był z tego bardzo zadowolony. Zdjąwszy marynarkę, upuścił ją na ziemię. Holmes uniósł ręce i fachowo rozpiął guziki jego koszuli, i przesunął swoimi wypielęgnowanymi paznokciami po odsłoniętej piersi.

Greg jęknął. Nie mogąc się powstrzymać, wyciągnął rękę i chwycił krawat męża, przyciągając go gwałtownie do siebie i całując namiętnie. Nastąpiło ssanie i gryzienie, pełne niepohamowanego pragnienia. Ten rodzaj pocałunku, który mógł pozostawić po sobie ślady. Mycroft pozwolił, by trwało to przez chwilę, zanim zakończył pocałunek i spojrzał surowo na Grega.

— Czy powiedziałem, że możesz mnie pocałować, inspektorze? — zapytał szorstko.

— N… Nie, Wasza Wysokość — jęknął Greg.

— To dlaczego to zrobiłeś?

— Ponieważ…

— Ponieważ, co, inspektorze?

— Ponieważ byłem niegrzeczny.

Greg z wrażenia nie mógł złapać tchu. Jego mąż miał dominującą osobowość, która w tym momencie przytłaczała każdą komórkę jego ciała. Pragnął Mycrofta tak bardzo, że aż to bolało i że czuł zawroty głowy. Chciał tak mocno go dotknąć. Tęsknił za ciepłem jego ciała, pocałunkami i wszystkim innym. Nie był kimś, kto błagał, ale chętnie by to teraz zrobił.

— Dokładnie. Sądzę, że należy ci się kara.

Mycroft złapał Grega za ramię i pochylił się, całując go ponownie z namiętnością i popychając starszego mężczyznę na łóżko. Greg uderzył o materac i poruszył się, by usiąść, zanim odziana w szpilkę stopa nie spoczęła na jego piersi. Tym razem jednak pozostała na niej przez chwilę i Lestrade skorzystał z okazji, by zacząć przesuwać dłońmi po łuku łydki drugiego mężczyzny, czując napięty mięsień. Zaczął całować kostkę Mycrofta, zapominając się w tym i masując nogę męża. Z ust Holmesa wydobył się jęk przyjemności, a Greg był w stanie kontynuować swoje poczynania przez chwilę, nim noga na nim zaczęła go spychać na materac. Mycroft opadł na kolana, siadając okrakiem nad starszym mężczyzną, ale nie do końca go dotykając. Wpatrywał się w męża z podnieceniem.

— Dziś wieczorem jesteś na mojej łasce, inspektorze. Będziesz robił to, czego zapragnę. Rozumiemy się?

— Ta… tak, Wasza Wysokość.

Serce Grega biło szaleńczo. Tak. Rozumiał i był gotowy na wszystko. Pragnął tego. Mycroft zaczął się pochylać. W jego oczach był widoczny błysk zaborczości, gdy przesunął paznokciami po srebrnych włosach męża.

— Dobrze — powiedział szorstko, rozpoczynając kolejny brutalny pocałunek. — Jeśli będziesz się zachowywać i postępować zgodnie z instrukcjami, to sprawię, że poczujesz się jak w Niebie.

Chapter 23: Klub książki

Chapter Text

— Gregory? Co czytasz?

Greg uniósł wzrok znad książki, którą miał w ręku, i spojrzał na wchodzącego właśnie do salonu Mycrofta. Młodszy mężczyzna siedział zaszyty w swoim gabinecie prawie trzy godziny po tym, jak musiał odebrać telefon i przerwać ich sesję przytulania. Lestrade włożył zakładkę między strony i odłożył powieść.

— Abarat — powiedział, zerkając na okładkę. Wzrok Mycrofta podążył za jego spojrzeniem. Brew polityka uniosła się.

— Interesujące… — powiedział Mycroft z rozbawionym wyrazem twarzy. Potem zauważył dużą stertę książek spoczywających na stoliku obok swojego partnera. Przechylił głowę, żeby lepiej widzieć ich tytuły. Stopniowo coraz bardziej bawiło go to, co widział. — „Szukając Alaski”, „Harry Potter”, „Redwall”… „Gwiezdny pył”, „Hobbit”…?

— O, zamknij się, Myc. — Greg skrzywił się, krzyżując ramiona. — Czytam je razem z Abby, w porządku? Chciała, żebyśmy zaczęli coś w stylu Skype’owego Klubu Książki.

Abby była jedenastoletnią córką Grega, małym chochlikiem podobnym do ojca na wiele sposobów. Była trochę chłopczycą. Grała w prawdziwym zespole piłki nożnej od trzech lat, a w związku z umową dotyczącą wspólnej opieki nad nią przez Lestrade i jego byłą żonę spędzała u nich jedynie przez tydzień w miesiącu. Oczywiście, było to lepsze niż jeden weekend, ale nadal… Tak więc w obecnej sytuacji Abby zdecydowała, że powinna razem z ojcem założyć klub książki, gdzie będą omawiać przeczytaną powieść przez Skype’a.

— Rozumiem, ale… „Pamiętnik księżniczki”? — zapytał Mycroft, z uśmiechem podnosząc książkę leżącą na szczycie stosu. Odwrócił powieść, by pokazać starszemu mężczyźnie okładkę – jasny róż z błyszczącą koroną.

— Właściwie jest całkiem niezła. Możesz się uciszyć i iść czytać Szekspira i Dickensa oraz… tego kto napisał Boewulfa — powiedział obronnym tonem Greg.

Mycroft odłożył książkę na wcześniejsze miejsce i zaśmiał się, siadając na kanapie obok partnera.

— Nie musisz się denerwować, kochanie — westchnął, wciąż się uśmiechając, gdy objął Grega ramieniem . — To tylko zabawny wybór przedmiotu lektury. To wszystko.

— Sam jesteś zabawny.

— Och, daj spokój, Gregory, te książki sprawiają, że zachowujesz się dziecinnie.

— To dobre książki — podkreślił ponownie Greg, choć nie walczył, kiedy został zmuszony oprzeć się o bok Holmesa. Przycisnął policzek do ramienia Mycrofta i westchnął cicho.

— Przepraszam, kochanie. Moim zamiarem nie było obrażenie ciebie ani tym bardziej wyborów Abigail, jeśli chodzi o literaturę. Myślę, że to wspaniale, że wasza dwójka robi coś takiego. To dobry sposób na nawiązywanie więzi — powiedział uspokajająco Mycroft, przesuwając dłonią w górę i w dół po bicepsie Grega.

Po chwili Lestrade podniósł głowę i, pochyliwszy się, pocałował delikatnie młodszego mężczyznę. Gdy się rozdzielili, na jego twarzy widniał uśmiech.

— Przeprosiny zostały zaakceptowane — powiedział cicho, całując go ponownie, po czym wyprostował się i sięgnął po kopię Abarata, którą czytał. — Jeśli naprawdę nie masz nic przeciwko temu, to mogę ci poczytać na głos.

— Myślę, że spasuję, Gregory, ale dziękuję.

— Rozdział dwunasty — przeczytał Greg, ignorując swojego chłopaka z bezczelnym uśmiechem. — To była dziwna podróż dla Candy. Dla Johna Mischa również, jak podejrzewała.

— O, dobry Panie. Mam zamiar zrobić herbatę.

Mycroft wstał i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Greg roześmiał się i wykrzyczał głośno następne zdanie za oddalającym się mężczyzną.

Chapter 24: Dzień w parku

Chapter Text

— To jest straszne — jękną Mycroft, z wielką niechęcią wlekąc się po chodniku.

Jego rozbawiony partner, Gregory, szedł obok niego z uśmiechem na twarzy. Widocznie cierpienie ukochanego było dla niego bardzo zabawne.

— Cóż, Myc, to ty wysłałeś Johna i Sherlocka do Paryża, by rozwiązali sprawę. Więc… sam sobie wykopałeś ten grób — odparł starszy mężczyzna, parskając z rozbawieniem, gdy bardzo radosny buldog próbował zejść ze ścieżki w parku, przez co Mycroft chrząknął, ściskając mocno smycz, która w jakiś sposób wciąż się nie zerwała.

— Nadal nie rozumiem, dlaczego postanowili nabyć to śmieszne stworzenie — kontynuował Mycroft, próbując zapanować nad szczeniakiem.

Miał nadzieję na spokojny spacer po parku, podczas wykonywania tego obowiązku, ale najwyraźniej pozostawało to sferze marzeń.

— Ponieważ Gladstone jest uroczy — powiedział Greg, wskazując na psa. Mycroft spojrzał na niego znacząco. „Uroczy” nie było słowem, które przychodziło mu na myśl, gdyby miał opisać to stworzenie. — A John go kocha. Poza tym powiedziałeś, że Sherlock miał psa, kiedy był młodszy. To ma sens.

Mycroft sapnął. Czy było to sensowne, czy nie, wciąż stanowiło to dla niego pewną niedogodność. To, co miało być spokojnym tygodniem relaksu, ponieważ obaj mężczyźni mieli w tym czasie większość dni wolnych, zmieniło się w tydzień pod psem. Tak, wysłał swojego brata i dobrego doktora, by rozwiązali sprawę, ale miał wrażenie, że pani Hudson będzie zajmować się Gladstone’em. Głęboko wierzył, że to zemsta Sherlocka, za przydzielenie mu sprawy.

— Dobrze, kochanie, pozwól, że ja go wezmę — powiedział po chwili jego partner, sięgając po smycz.

Mycroft westchnął z ulgą, gdy szarpanie ustało i mógł pozwolić bolącemu ramieniu odpocząć. Gregory radził sobie znacznie lepiej z psami niż on. Chociaż, prawdę mówiąc, Mycroft nigdy sobie z nimi nie radził. Rudobrody należał Sherlocka, a jego młodszy brat był wtedy w takim wieku, że nie chciał dzielić się swoim psim towarzyszem z nikim innym. Doświadczenie Mycrofta ze zwierzęciem było bardzo niewielkie.

Podeszli do trawnika, gdy Gladstone wyczuł zapach czegoś, co najwyraźniej okazało się niezwykle fascynujące. Poprawiając kamizelkę, Mycroft podążył za Gregory’m w niewielkiej odległości od niego, obserwując interakcje starszego mężczyzny z psem. Wydawał się być naturalny z Gladstone’em. Gdyby Mycroft nie czuł się tak zniechęcony przez hiper aktywną naturę większości psów, z którymi miał kiedykolwiek styczność, niemal rozważałby zakup jakiegoś. Obserwowanie ich zabawy i słuchanie śmiechu Gregory’ego było czymś wspaniałym. Jednak utrzymanie takiego zwierzęcia w ich domu byłoby raczej niemożliwe, więc nie mógłby tego poważnie rozważać. Szczerze mówiąc, kot stanowiłby dla nich bardziej odpowiednim wyborem.

Mycroft podszedł do ławki i usiadł na niej, krzyżując nogi i skupiając się na odzyskaniu oddechu. Mały szczeniak był zadziorny. Starszy z braci Holmes czuł się tak, tak jakby miał wystarczająco dużo ćwiczeń na cały dzień. Patrząc w górę, westchnął z uczuciem, gdy zobaczył Gregory’ego siedzącego na ziemi, walcząc na niby z Gladstone’em, tak spragnionym uwagi. Jak stwierdził, był to wspaniały widok.

— Chcesz do nas dołączyć, Myc? — zapytał Gregory, odwracając głowę, by na niego spojrzeć.

Miał szeroki uśmiech na twarzy, a błyszczące w jego oczach ogniki były psotne. Mycroft spojrzał na niego znacząco i uniósł rękę w uprzejmej odmowie.

— Nie bądź głupcem, Gregory. Nie będę tarzać się po ziemi.

Gregory zaśmiał się, skupiając się ponownie na Gladstone’ie.

— Wiem — powiedział, nie odrywając spojrzenia od zwierzęcia, wskakującego w jego ramiona i poszczekującego. — Tylko się droczę.

Mycroft uśmiechnął się lekko, zwracając uwagę na wyraz zachwytu widoczny na twarzy ukochanego. Przypuszczał, że mimo wszystko spędzenie dnia w paru nie było takim złym pomysłem.

Chapter 25: Piękny poranek

Chapter Text

Od niedawna Mycroft cieszył się, że zaczyna swoją pracę później w sobotnie poranki. Zauważył ten fakt, gdy inspektor Gregory Lestrade zaczął zabierać swoją drużynę na zewnątrz, by pograć w piłkę nożną w parku niedaleko Yardu. Z ciekawości polityk pojechał za nimi pewnego dnia i zachwycił się.

Jakiś czas temu zaakceptował to, że mężczyzna, którego jego młodszy brat tak często dręczy, jest dla niego atrakcyjny. Jednak obserwowanie go grającego w piłkę… Stało się czymś, po co Mycroft przyjeżdżał, by oglądać częściej i coraz częściej. Oczywiście nigdy nie ujawnił swojej obecności, ponieważ wyobrażał sobie, że byłoby to dość krepujące.

Dzisiaj niestety, przestało się to znajdować w sferze jedynie wyobrażeń. Jak zwykle kazał zaparkować na skraju boiska, siedząc z tyłu jednego ze swoich czarnych samochodów, podziwiając sposób, w jaki Gregory pochylał się i rozciągał się w przerwie pomiędzy meczami. To naprawdę był grzeszny widok, to, jak jego nogi napinały się w tych szortach, lub kiedy pochylał się… Mycroft nie miał w zwyczaju zatrzymywać się i podziwiać tyłka innej osoby, ale Gregory Lestrade zdecydowanie zasługiwał na podziw. Kiedy mężczyzna wyprostował się i oblał głowę wodą, , usta Mycrofta rozwarły się.

— Dobry Boże… — mruknął do siebie, oczami szeroko otwierając oczy na ten widok.

Jak tak prosta czynność mogła być tak podniecająca? Odkrząknął, oparł łokieć na oknie i na chwilę odwrócił wzrok. Kiedy jednak znów odważył się spojrzeć, zauważył, że Gregory patrzy… prosto na niego. Patrzy i uśmiecha się. Idąc w jego stronę. Mycroft natychmiast poczuł się upokorzony. Znali się wystarczająco długo, aby Gregory mógł rozpoznać samochody Mycrofta, i oto szedł przez boisko w jego stronę. Holmes rozważał nakazanie kierowcy, by natychmiast odjechał. Jednak jego szansa już minęła. Akceptując swój los, westchnął i wyszedł z samochodu.

— Mycrofcie Holmes, czemu zawdzięczam przyjemność ujrzenia cię dzisiejszego poranka? — zapytał Gregory, biegnąc i zatrzymując się tuż przed nim.

Oddychał ciężko od intensywnej aktywności fizycznej, w której dopiero co uczestniczył, a na jego czole i szyi pojawiły się kropelki potu. Mycroft wpatrywał się w niego. Jego spojrzenie przesunęło się na falującą pierś i natychmiast jego umysł zabrał go w inne miejsce. W bardziej intymną lokalizację, w której obaj mieli na sobie znacznie mniej ubrań. O, Boże. Ta sytuacja była daleka od ideału.

— Tylko… sprawdzam wyniki prowadzonej przez ciebie sprawy — udało się wykrztusić Mycroftowi, co oczywiście było kompletnym kłamstwem.

Co takiego było w tym inspektorze, że zawsze miał przez niego pustkę w głowie? Znowu spojrzał na mężczyznę, obserwując, jak jego dłonie spoczywały na biodrach, i stwierdził, że pragnie zastąpić je własnymi. Odchrząknął, uśmiechając się z napięciem. Gregory spojrzał na niego w sposób, który jasno dawał znać, że w ogóle tego nie kupił.

— Aha. A ty… po prostu ominąłeś biuro? — zapytał, a jego uśmiech poszerzył się.

Musiał wiedzieć. Mycroft zazwyczaj był dobry w nieujawnianiu tego, czego nie chciał, ale wydawało się, że dzisiaj ta jego umiejętność nie chce działać. Czuł się coraz bardziej i bardziej upokorzony z każdą mijającą sekundą.

— Tak, dobrze. Ja, cóż… — Mycroft zająknął się.

Nigdy się nie jąkał. Musiał się opamiętać. Niezależnie od tego, jaki tok rozumowania zamierzał przyjąć, został on przerwany przez dobiegający z boiska za nimi krzyk.

— Uwaga! — krzyknął Philip Anderson.

Mycroft odwrócił się, by zobaczyć co się dzieje, i ujrzał lecącą piłkę. Prosto. W. Niego. Nie miał czasu, by zareagować, zanim inne ciało zderzyło się z nim, popychając go na bok, a piłka przeleciała obok. Poczuł na twarzy powiew wiatru spowodowany przez piłkę, która ledwo co go minęła, i wypuścił z ust zdziwiony jęk, gdy odbiła się od ziemi.

Dopiero wtedy uświadomił sobie, jak zszedł jej z drogi. Gregory znajdował się nagle o wiele bliżej. Tak blisko, że ich ciała były przyciśnięte do siebie. Czuł ciepło bijące od starszego mężczyzny i to, jak jego wciąż falująca się pierś przyciska się do jego własnej. Nos przytłaczały mu zapachy: dezodorantu, wody kolońskiej i potu… To wszystko składało się na unikalny zapach Gregory’ego. Znowu jego umysł udał się do bardziej intymnych okoliczności i musiał starać się ze wszystkich sił, by nie wydać z siebie gardłowego jęku. Ich spojrzenia się spotkały, a Mycroft mógł niemal poczuć, jak serce podskakuje mu w gardle.

To Gregory cofnął się pierwszy, ściskając delikatnie biceps Mycrofta i wzdychając.

— Było blisko — skomentował, przeczesując dłonią włosy, co spowodowało, że srebrzyste pasemka nastroszyły się. — Przepraszam, Mycroftcie. Anderson jest absolutnie gównianym zawodnikiem, jeśli chodzi o piłkę nożną. Nie potrafiłby kopnąć piłki prawidłowo, nawet gdyby miało mu to uratować życie.

— W… porządku — powiedział Mycroft, ponownie odchrząkując.

Chwycił parasol nieco mocniej, niż zazwyczaj, próbując powstrzymać intensywny dreszcz przyjemności. To było żenujące.

— Wiesz co — powiedział po chwili Gregory. — Może spotkamy się na lunch? Możemy wtedy porozmawiać o… sprawie. Jestem pewien, że masz wiele rzeczy to zrobienia, będąc brytyjskim rządem i tym podobne.

Po tym inspektor odbiegł, chwytając zbłąkaną piłkę, i ruszył z powrotem na boisko, obracając głowę, by spojrzeć na Mycrofta. Uśmiechnął się i mrugnął do niego. Mycroft z pewnością poczuł, jak się rumieni. Kiwnął głową, starając się opanować, kiedy wsiadał do samochodu, staranie unikając myślenia o fakcie, że wraca do strefy prywatności. Kiedy drzwi zastały zamknięte, westchnął z jękiem zmieszanym z kwileniem. To było śmieszne. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz jego umysł tak intensywnie skupiał się na seksie. Nieważne, że już wcześniej fantazjował o tym, że obaj robią bardzo nieodpowiednie rzeczy. To spotkanie z pewnością wzmocni te fantazje.

Lunch zapowiadał się interesująco. Nie było żadnej sprawy, o której w rzeczywistości mogliby podyskutować. Najnowsza nie miała dla niego znaczenia, co oznaczało…

Lunch z pewnością będzie interesujący.

Chapter 26: Gościnny opowiadacz

Chapter Text

Stłumiony dźwięk zadowolenia sprawił, że Mycroft przestał przeniósł swój wzrok z telefonu na kochanka, którego głowa leżała na jego kolanach. Razem z Gregory’m siedzieli na kanapie – cóż, on siedział na kanapie, Gregory wylegiwał się – i inspektor uparł się, aby używać ud Mycrofta jako prowizorycznej poduszki.

Uśmiech pojawił się na obliczu młodszego mężczyzny. Przesunął dwoma smukłymi palcami po nosie Gregory’ego.

— Wygodnie? — Mycroft zapytał rozbawiony.

— Mmm — nadeszła pełna satysfakcji odpowiedź.

Mycroft zachichotał cicho, a następnie przesunął dłoń, by wsunąć palce we włosy inspektora, pieszczotliwie gładząc srebrno-czarne kosmyki, co zachęciło mężczyznę leżącego na jego kolanach do wydania głębokiego jęku przyjemności.

— Jeśli będziesz kontynuować, to… — Gregory zamilkł, ziewając potężnie. — …zasnę.

— W takim razie powinienem przestać ryzykować narażenie na szwank twojego harmonogramu snu — droczył się z nim Mycroft, przestając go głaskać.

— Mogę zacząć błagać, Myc. Wiesz, że to zrobię.

— Jakie to kuszące…

Dłoń Mycrofta zawisła w powietrzu, gdy Gregory odwrócił głowę, by na niego spojrzeć. Miał zmarszczone brwi, a w ciemnych oczach widniała tak ogromna żałość, że wyglądał jakby był przynajmniej o czterdzieści lat starszy. Oczywiście nie pomogło również to, że dolna warga Gregory’ego wysunęła się nieco do przodu, tworząc niezaprzeczalnie najbardziej żałosny dąs, jaki Mycroft kiedykolwiek widział (a wiele to mówiło, gdy jego młodszym bratem był Sherlock Holmes, alias rozdrażnione dziecko).

— Naprawdę, Gregory… — westchnął, wznawiając swoje metodyczne głaskanie.

Jego druga połówka wydawało się niezmiernie zadowolona z siebie, co znalazło odbicie się w sposobie, w jaki jej nic niepotrafiące ukryć oblicze przybrało minę, która jednoznacznie wyrażała triumf.

Powstrzymując się od komentarza, Mycroft powiedział:

— Lubię, gdy masz włosy tej długości.

— Serio? — zapytał Gregory, wracając do poprzedniej pozycji, z policzkiem wygodnie przyciśniętym do jego ud.

— Naprawdę. Proszę o ponowne rozważanie daty comiesięcznego strzyżenia i pozwolenie mi na podziwianie tych wspaniałych srebrnych pasm przez kolejny tydzień.

Tym razem to Gregory się zaśmiał.

— Chryste. Gdzie byłeś, kiedy zacząłem siwieć, gdy miałem trzydzieści lat? Chciałbym to wtedy usłyszeć.

Palce Mycrofta znajdowały się teraz na czubku głowy partnera, prosto nad kępką czarnych włosów, które jeszcze nie straciły pigmentu. Przesuwał dłonią po tym obszarze przez minutę, a następnie przeniósł ją na do skroń, która była odsłonięta. Tutaj użył wypielęgnowanego paznokcia, aby podrapać bokobrody Gregory’ego.

— Moje najszczersze przeprosiny za to, że nie znalazłem cię wcześniej, kochanie, ale uwierz mi, gdy obiecuję, że w pełni zamierzam ciągłe mówić ci bezgraniczną ilość bezwstydnych pochlebstw, jakie uważam za stosowne — odpowiedział w końcu, jak zawsze elokwentny.

Niestety, jego wyszukana obietnica nigdy nie została usłyszana, a miękkie chrapanie bardzo szybko uświadomiło Mycrofta, że Gregory – jak go uprzedził – zasnął. Niemniej jednak głaskanie włosów starszego mężczyzny pozostało kontynuowane płynnie i z pełnym wdziękiem, nawet wtedy, gdy chwilę później uwaga Mycrofta ostatecznie powróciła na komórkę.

Chapter 27: Bezsenność

Chapter Text

Mycroft powstrzymał jęk ulgi, gdy przekroczył próg domu. Odłożył walizkę i parasol. Właśnie wrócił z tygodniowej podróży służbowej, która wymagała od niego całkowitego skupienia i zaangażowania. Polityk nie spał ponad 36 godzin. Było za dużo do zrobienia, by spać. I chociaż udało mu się zignorować zmęczenie, żeby móc wykonać swoją pracę, teraz, gdy znalazł się w domu, był padnięty.

Gregory jeszcze nie wrócił, więc oprócz niego w domu nie było nikogo. Tak przynajmniej zakładał. Z lekkim grymasem poszedł do sypialni, by rozpakować zawartość walizki i przebrać się w wygodną piżamę. Wszystko było odpowiednio powieszone lub rzucone do kosza do prania, zanim pozwolił sobie na chwilę przerwy. Zakładając szlafrok, wrócił do kuchni, by przygotować herbatę.

Kiedy kończył pić, drzwi frontowe otworzyły się i zamknęły, ogłaszając przybycie jego partnera. Mycroft zakrył usta, gdy owładnęło go intensywne ziewnięcie, i poszedł przywitać starszego mężczyznę.

— Myc, witaj w domu. — Gregory uśmiechnął się słodko, przyciągając go do siebie. — I jak było?

— Jestem wyczerpany — mruknął zirytowany Mycroft.

Spojrzenie tych cudownych, brązowych oczu, które tak bardzo kochał, złagodniało. Holmes westchnął, kolejny raz ziewając szeroko.

— Chodźmy do łóżka, okej? — spróbował go nakłonić Lestrade, jednocześnie nie pytając, kiedy polityk ostatni raz spał.

Mycroft skinął jedynie głową, podążając bez słowa za swoim partnerem do sypialni. Na miejscu wyminął Gregory’ego i wczołgał się do łóżka, podczas gdy inspektor przebierał się w piżamę, by później do niego dołączyć.

Można by założyć, że leżenie we własnym łóżku, z ciepłem bijącym od leżącego obok partnera, bez potrzeby wykonania jakiekolwiek pracy wiszącej nad głową, pozwoliłoby mu z łatwością zasnąć. Jednak Mycroft leżał na materacu, wpatrując się w sufit z szeroko otwartymi oczami. Był wyczerpany i nie mógł zasnąć. Westchnął. Obok niego materac poruszył się, gdy Gregory obrócił się na bok i spojrzał na niego.

— Nie możesz zasnąć? — zapytał.

Mycroft westchnął raz jeszcze i spojrzał na starszego mężczyznę.

— To powinno być dość oczywiste — powiedział trochę bardziej szorstko, niż planował.

To musiało być zmęczenie, które sprawiało, że się denerwował. Gregory jednak nie wydawał się tym zaniepokojony. Zamiast tego owinął ramiona wokół polityka i, przyciągając go blisko siebie, złożył pocałunek na jego głowie. Mycroft zwinął się naprzeciwko niego, przyciskając twarz do jego obojczyka.

Gregory zaczął przeczesywać rude włosy Mycrofta, przesuwając palcami w dół na jego szyję i powtarzając ruch później cały ruch. Potem, po kilku chwilach ciszy, zaczął nucić. Mycroft nie rozpoznał melodii. Unosząc brew, odsunął się na tyle, by móc spojrzeć na Gregory’ego.
— Co robisz? — zapytał cicho, patrząc na mężczyznę zmęczonym spojrzeniem.

— Kiedyś śpiewałem to dziewczynkom, gdy nie mogły zasnąć — odpowiedział Gregory.

Mycroft zamrugał.

— Nie jestem dzieckiem, Gregory — mruknął, marszcząc lekko brwi.

— Jestem tego świadomy. Zaufaj mi, Myc.

Mycroft nie odpowiedział, ale po chwili skinął głową i zamrugał ponownie. Lestrade wznowił nucenie. W słabo oświetlonym pokoju Mycroft skupił się na tych dźwiękach i poczuciu obejmujących go ramion oraz na spokojnym oddechu. Pozwolił, by powieki mu się zamknęły, gdy cieszył się tymi wrażeniami.

Nie mógł stwierdzić, kiedy zasnął. Zdecydowanie nie minęło więcej niż dziesięć minut od rozpoczęcia nucenia. Sen, w który zapadł, był głęboki i spokojny, pozbawiony wszelkich zmartwień. Tylko on i Gregory. Tak powinno być.

Chapter 28: Egzaminy

Summary:

Uwagi: AU - Nastolatki

Chapter Text

— Myc, absolutnie zwariuję — westchnął Greg, przeczesując dłonią włosy i praktycznie padając na łóżko drugiego chłopaka.

Zakrył oczy ramieniem, chcąc zignorować to wszystko. Żadnych egzaminów, ocen, tylko… nic z tych rzeczy.

— Szczerze mówiąc, nie jest tak źle, Gregory. Czy mam cię przepytać? — zapytał elegancki, młodszy chłopak siedzący przy biurku.

Był technicznie rzecz biorąc młodszy od Grega, ale uczęszczał na zajęcia z najwyższego poziomu, więc dzielili większość lekcji. W ten oto sposób tych dwóch nastolatków się poznało. Nigdy nie oczekiwali, tak jak cała reszta szkoły, że ich spotkanie skończy się na związku, ale tak właśnie się stało. W jakiś sposób niegrzeczny, niemal buntowniczy Greg Lestrade znalazł drogę do serca Mycrofta Holmesa, który kontaktował się z ludźmi tylko na stopie profesjonalnej (zarówno z nauczycielami jak i innymi uczniami).

— Sam nie wiem… — jęknął Greg, zdejmując ramię z oczu i podbierając się na łokciach.

Spojrzał na Mycrofta z kolejnym westchnieniem i zmarszczeniem brwi. To nie było tak, że miał złe oceny. Był całkiem mądry, ale kilka z tych przedmiotów były po prostu bardzo trudne. Uczył się od wielu dni, a wciąż nie czuł się przygotowany.

— Kluczem jest zachowanie spokoju — odezwał się ponownie Mycroft, wstając i ruszając, by dołączyć do swojego chłopaka na łóżku. Pozostał jednak w pozycji siedzącej, a nie leżącej jak Greg. Spojrzał na Lestrade’a. — Zapamiętałeś więcej, niż ci się wydaje. Jestem tego pewien.

— Skąd możesz wiedzieć? — zapytał Greg, unosząc jedną brew. Mycroft uśmiechnął się do niego.

— Ponieważ jesteś bardziej inteligentny, niż sądzisz. Pamiętasz więcej, gdy masz czysty umysł. Dlatego przestań się martwić i próbować zakuć materiał na siłę. Ucz się, zrób sobie przerwę, a potem poucz się jeszcze przez chwilę. I nawet nie myśl, że pozwolę ci zarwać noc i wyuczyć się tego wszystkiego na pamięć, ponieważ twój umysł nie działa w ten sposób.

Greg westchnął, ale skinął głową. Przypuszczał, że zrobienie sobie przerwy było całkowicie uzasadnione. Przez jakiś czas uczył się w pokoju Mycrofta, a im dłużej to trwało, tym bardziej się stresował. Wiedział, że jego chłopak miał rację, ponieważ zazwyczaj ją miał. Oczywiście, że znał umysł Grega lepiej niż on sam. Lestrade nie mógł powstrzymać lekkiego wybuchu śmiechu.

— Tak dobrze znasz mój umysł — powiedział na głos to, o czym myślał, spoglądając na drugiego chłopaka. Mycroft skinął głową.

— Oczywiście, że tak. Gdyby tak nie było lub twój umysł nie był warty poznania, nie bylibyśmy razem tak, jak teraz jesteśmy — powiedział.

Innym takie zdanie mogło wydawać się oziębłe i nieczułe, ale nie Gregowi. Sprawiło tylko, że się uśmiechnął.

— Znam inny sposób bycia razem, w którym chciałbym abyśmy się znaleźli — stwierdził Greg z szerokim uśmiechem.

— Och, na litość boską, Gregory — westchnął Mycroft, przewracając oczami.

— Sam powiedziałeś, że powinienem zrobić sobie przerwę… — Greg sugestywnie przeciągnął się, patrząc głęboko w oczy młodszego chłopaka.

Pomimo kolejnego westchnięcia Mycroft położył się tak, by prawie leżeć na starszym chłopcu. Czubki ich nosów dotykały się, a Greg owinął ramieniem Mycrofta w pasie.

— Przypuszczam, że zrobienie czegoś stymulującego nie byłoby złym pomysłem…

Mycroft uśmiechnął się, pochylając się, by pocałować Grega. Całowali się przez chwilę, powoli i nieśpiesznie, ciesząc się uczuciem bycia razem. Kiedy Mycroft przesunął się, by nieco bardziej zbliżyć się do partnera, pocałunek zaczął się zmieniać. Stał się bardziej intensywny i sugestywniejszy.

Greg przesunął dłonie w dół i wsunął je pod koszulkę swojego chłopaka, gładząc jego nagie plecy. Smukłe dłonie Mycrofta powtórzyły jego gest, przesuwając się po jego czarnych włosach. Greg ugryzł dolną wargę Mycrofta. W końcu musieli się odsunąć, by móc zaczerpnąć oddechu. Obaj dyszeli cicho, mieli rozszerzone źrenice i podniecenie widoczne w spojrzeniu. Poprzedni uśmiech Grega stawał się coraz bardziej uwodzicielski, a ich nosy ponownie zetknęły się delikatnie.

— Lepsze niż skupianie się na egzaminach — mruknął bez tchu, całując i gryząc szyję Mycrofta.

Młodszy chłopak jęknął cicho, ściskając go i odchylając głowę do tyłu, aby Greg miał lepszy dostęp. Tak… Dla nich obojga zrobienie sobie przerwy było czymś dobrym.

Chapter 29: Nieoczekiwane wakacje

Chapter Text

— Dobra, szefie, daj spokój. Wstawaj.

Sally Donovan położyła dłonie na biodrach z tym niezwykle poważnym wyrazem twarzy. Greg, który był zakopany w papierkowej robocie, przestał podpierać ręką głowę, marszcząc brwi i nie patrząc na nic konkretnego, i przybrał zmieszaną minę.

— O co chodzi, Donovan? — westchnął, odchylając się na krześle.

Chciał tylko dokończyć tę cholerną dokumentację i iść do domu. Może poszedłby spać. Ale nie było co gdybać, dopóki nie skończy z tymi papierami.

— Wstawaj. Idziesz za mną. To nie podlega negocjacjom — powiedziała Sally, otwierając na oścież drzwi do biura i machnięciem ręki rozkazując mu wyjść.

Greg westchnął z irytacją i potarł twarz z jękiem.

— Nie mam na to czasu, Donovan — zaprotestował, ale odsunął krzesło i wstał.

Naprawdę miał nadzieję, że nie potrwa to długo. Chwycił komórkę i włożył ręce do kieszenie kurtki, po czym pomaszerował za sierżant przez budynek posterunku na ulicę. Zatrzymali się przed czarnym samochodem. Sally odwróciła się i podała Gregowi torbę. Mężczyzna pytająco uniósł brew.

— Do samochodu, szefie — powiedziała tonem, który jasno mówił, że nie była to prośba.

Greg otworzył usta, żeby zaprotestować, ale jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej surowe, więc tylko westchnął i postanowił po prostu zrobić to, co powiedziała. Było to łatwiejsze niż narażanie się na jej gniew. Otworzył więc drzwi i wsiadł do środka.

Otworzył usta ze zdziwienia, gdy zdał sobie sprawę, że nie jest w pojeździe sam. Na przeciwko niego siedział Mycroft Holmes, mężczyzna, którego nie wiedział od ponad miesiąca.

— Witaj, Gregory. — Polityk uśmiechnął się uprzejmie.

Greg nie mógł zdecydować, czy krzyknąć, uśmiechnąć się, czy pocałować swojego chłopaka. Mycroft wyjechał z kraju na dłużej, niż Greg się tego spodziewał, a potem, kiedy wrócił, Lestrade był tak pochłonięty sprawą seryjnego zabójcy, że praktycznie nocował na posterunku. Ledwo bywał we własnym domu, a co dopiero mówić o mieszkaniu Mycrofta

— Myc? — zapytał, odczuwając ulgę. Potem spojrzał na drugą znajdującą się w samochodzie torbę, zakładając, że należała do niego. Spojrzał z zaciekawieniem na kochanka.
— Co się dzieje?

— Zapewniam cię, że nie mam pojęcia — westchnął Mycroft, krzyżując nogi. Uniósł wyżej trzymaną przed siebie kopertę. — Poinstruowano mnie, żebyśmy otworzyli to, gdy obaj będziemy w samochodzie. Czy chciałbyś czynić honory?

Greg przytaknął, sięgając po kopertę. Ich palce zetknęły się na chwilę i w tym momencie inspektor poczuł, jak serce podskoczyło mu do gardła. Chryste, tęsknił za Mycroftem. W końcu jednak odchrząknął i zabrał kopertę. Otworzywszy ją, wyciągnął list. W trakcie czytania jego brwi uniosły się w górę niemal do linii włosów. Mycroft czekał cierpliwie, zanim odkaszlnął delikatnie, dając znać, żeby Greg przeczytał też na głos.

— Przez cały miesiąc obaj byliście dla nas wrzodem na dupie. Stajecie się drażliwi, apodyktyczni i denerwujący, gdy nie widzicie się za długo. Wysyłamy was na wakacje. Wyjedziecie na nie i nie wrócicie, zanim nie upłynie wyznaczony czas. W bagażniku samochodu znajduje się cały potrzebny bagaż. Kierowca zabierze was na lotnisko, gdzie wręczy wam odpowiednie dokumenty oraz bilety lotnicze. Idźcie więc, pieprzcie się bezmyślnie i bądźcie szczęśliwi. Bez pracy. Wasze kalendarze zastały odpowiednio przeorganizowane. Pozdrawiamy, A. i S.

W samochodzie zapadła cisza. Greg wpatrywał się w list, ponownie go odczytując, po czym podał go Mycroftowi, by ten również mógł zapoznać się osobiście z jego treścią. Potem, kiedy polityk skończył czytać, złożył papier i spojrzał na Grega.

— Anthea i Sally, mam rację? — zapytał Greg.

— Wydaje się, że tak — zgodził się Mycroft.

Nastąpiło kilka chwil ciszy, zanim Greg pochylił się w stronę młodszego mężczyzny. Ich ręce dotknęły się na siedzeniu samochodu, a niedługo później ich palce splotły się ze sobą.

— Wakacje — wyszeptał Greg.

— W rzeczy samej.

— Bezmyślne pieprzenie się.

— To były ich słowa.

Po krótkiej chwili obaj mężczyźni zaczęli się śmiać. Uścisk ich dłoni stał się ciaśniejszy. Greg odwrócił się tak, aby być skierowanym bardziej przodem do swojego chłopaka. Niesamowite, jak łatwo było mu zbliżyć się do Mycrofta, nawet o tym nie myśląc, zupełnie jakby powodował to jakiś rodzaj grawitacji.

— Ich dwójka pracująca ze sobą może być niebezpieczna — zachichotał. — Mogą przejąć władzę nad światem, jeśli nie będziemy ostrożni, Myc.

Uśmiech Mycrofta był teraz szczery, a jego oczy błyszczały z rozbawienia. Był oszałamiający. Greg czuł się oszołomiony przez niego. Ich śmiech zaczął zamierać. Lestrade wyciągnął rękę, by pogłaskać ogolony policzek młodszego mężczyzny.

— Myślisz, że musimy czekać, aż dotrzemy do docelowego miejsca, zanim będziemy „pieprzyć się bezmyślnie”?

Mycroft otworzył szeroko oczy, a jego spojrzenie przesunęło się w dół, do ust Grega, potem do jego klatki piersiowej, aż w końcu z powrotem nawiązał kontakt wzrokowy z kochankiem. Oczy Holmesa błyszczały, a jego źrenice były rozszerzone. Chociaż Greg nie planował uprawiać seksu na tylnim siedzeniu samochodu, nie powstrzymało go to przed tym, by podnieść się i usiąść na kolana Mycrofta. Pochylając się do przodu, zainicjował namiętny pocałunek. Mycroft chętnie się w niego zaangażował, chwytając Grega w pasie i przyciągając go bliżej.

Jeden z nich jęknął, a obaj oddychali ciężko, kiedy w końcu się odsunęli od siebie.

— Boże, tęskniłem za tobą —– wydyszał Greg, pochylając się, by przygryźć dolną wargę Mycrofta. Uścisk na jego tali zacieśnił się.

— I ja za tobą — stwierdził Mycroft, równie zdyszany. Jego zwykle opanowany głos drżał lekko, gdy Greg pochylił się i zaczął całować go w szyję. — Gregory, jeśli nie przestaniesz, nie będę mógł czekać, aż dotrzemy do celu.

Psotny uśmiech pojawił się na ustach Lestrade, a pocałunki nabrały większej intensywności. Poświęcił także chwilę, na to by poruszyć biodrami sugestywnie, przez co Mycroft jęknął.

— Być może o to chodzi — powiedział uwodzicielsko Greg, ssąc obojczyk Mycrofta. Polityk wygiął się, przyciskając ich ciała do siebie.

— Być może.

Chapter 30: Miłość jest irracjonalna

Chapter Text

Mycroft z początku nie był pewien, o której się obudził. Wyciągnął rękę w bok i stwierdził, że jest w łóżku sam. Zdezorientowany podniósł głowę i zamrugał, budząc się niemal natychmiast. Gregory został wezwany na posterunek, ale Mycroft zakładał, że inspektor wróciłby już do domu. Minęło kilka godzin i nie dostał żadnej wiadomości tekstowej…

Po kilku chwilach zadzwonił do niego doktor Watson, który pośpiesznie poinformował go, że Gregory i Sherlock zostali złapani w zasadzkę, a potem ranni podczas ścigania przestępcy. To, co zaczęło się jako irytacja wymieszana ze zmęczeniem, zmieniło się w niepokój, gdy John zaczął opowiadać o tym, jak nie pozwalają mu zobaczyć żadnego z mężczyzn, a nawet odmawiają poinformowania go, czy z nimi wszystko w porządku.

Mycroft natychmiast wstał z łóżka i w ciągu kilku minut zdjął piżamę i włożył jeden z garniturów. Błyskawicznie wysłał wiadomość tekstową, wzywając jeden ze swoich samochodów, i zaraz potem wyszedł i udał się do szpitala. Jego zewnętrzna fasada jak zawsze była opanowana i niezachwiana, ale umysł pędził do przodu. Jeśli nie pozwolili Johnowi, lekarzowi, spotkać się z żadnym z mężczyzn, to jak w złym stanie się znajdowali? Był pewien, że jego wpuszczą, o ile będą wiedzieć, co dla nich dobre. Ten jeden raz żałował, że nie miał takiej kontroli nad ruchem drogowych, jak twierdził Gregory, drocząc się z nim.

W końcu dotarł do Bartsa i szybko wszedł do szpitala. Odnalazł piaskowe blond włosy Johna pośród innych głów w poczekalni i podszedł do niego.

— Doktorze Watson? — zapytał, przenosząc parasol z jednej dłoni do drugiej. John zaskoczony podniósł wzrok, ale skinął głową, wstając.

— Obaj są gdzieś tam… — wymamrotał, machając ręką w stronę korytarza. — Nie mam pojęcia, co się dzieje.

— Zapewniam cię, że się dowiem. Zostań tutaj.

Odwracając się, Mycroft podszedł do recepcji i, pochyliwszy się lekko, odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę pielęgniarki. Siedziała przy komputerze i żuła gumę w nieznośnym tempie, co niemal dosłownie sprawiło, że zaczął się jeżyć. Westchnął przez nos, gdy został zignorowany, co nie było niespodzianką.

— Przepraszam — powiedział przyciszonym tonem, przez co głowa podskoczyła jej w górę. — Gdybyś była tak uprzejma powiedzieć mi, w którym pokoju leży Gregory Lestrade.

Kobieta spojrzała na swoje papiery, czytając na nich imiona i dołączone notatki.

— Przepraszam, ale czy jest pan kimś z rodziny? — zapytała. — Ponieważ jeśli nie…

— Gregory. Lestrade. Jego pokój. Proszę. Nie będę pytać po raz kolejny.

Posłał jej ostre spojrzenie, które sprawiło, że niemal zaczęła się wiercić na swoim krześle. Skinęła głową, mamrocząc numer sali i chowając się za monitorem komputera.

Odwracając się, przeszedł przez podwójne drzwi i dalej korytarzem, nie oglądając się za siebie. Długie nogi wciąż nie były wstanie zabrać go na miejsce wystarczająco szybko, ale w końcu znalazł pokój i niemal wpadł do środka. Gregory, który siedział na łóżku, zdziwiony podniósł wzrok i zamrugał.

— Och, Myc — odetchnął, wyraźnie się odprężając.

Mycroftowi nie było jednak dane tak łatwo odzyskać spokój. Podszedł i wyciągnął ręce, ujmując smukłymi dłońmi policzki starszego mężczyzny. Jego spojrzenie przesunęło się po ciele inspektora. Sprawdzał, czy istniały jakieś anomalie, urazy, cokolwiek… Wydawało się, że Gregory po chwili zrozumiał, co robił, ponieważ uniósł ręce, kładąc je na dłoniach Mycrofta. Spojrzenie jego ogromnych brązowych oczu złagodniało.

— Nic mi nie jest — powiedział cicho po chwili ciszy, jaka między nimi zapadła. — Naprawdę. Niewielkie wstrząśniecie mózgu i rana cięta na ramieniu, ale nie jest głęboka. Jest już opatrzona i nawet nie wymagała szycia. Przestań więc szukać czegoś, czego nie ma.

Mycroft czuł, jak wzbierają się w nim uczucia. Być może nie objawiało się to w żaden fizyczny sposób, ale wciąż wydawało się, że Gregory jest w stanie je dostrzec. Mycroft nigdy się nie dowie, jak ten mężczyzna mógł go rozumieć tak dobrze.

— Kiedy John do mnie zadzwonił,… — powiedział, głosem, który jak zawsze był łagodny, ale tym razem wyczuwało się w nim napięcie — …powiedział, że nie widział żadnego z was. Bałem się najgorszego. Pozbawiłeś mnie rozsądku, Gregory Lestrade.

— Jestem tego świadom. — Gregory kiwnął głową, uśmiechając się szeroko. Powoli wstał, przytulając się do wyższego mężczyzny i całując go z uczuciem. Mycroft cicho jęknął z ulgi. — To się nazywa miłość, kochany Mycrofcie.

— Miłość jest irracjonalna — sapnął w usta Gregory’ego.

Wspólnie się roześmiali.

— Wiem. Jestem twoją irracjonalnością.

— Nie chciałbym inaczej, mój najdroższy Gregory.

Chapter 31: Na zawsze

Chapter Text

Greg czuł się… dziwnie. Otaczali go ludzie: przyjaciele, rodzina oraz obcy, ale kiedy stał przed błyszczącą trumną, w której leżał jego ojciec, nigdy nie czuł się tak samotny. Widział się z nim w zeszłym miesiącu, a staruszek był żwawy jak zawsze. Gotowali wspólnie, jak za dawnych czasów, będąc zgrani ze sobą tak jak zawsze. Teraz staruszek był w tym miejscu. Greg, mając skrzyżowane ręce na piersi, zacisnął swój uścisk wokół siebie, gdy przez jego ciało przeszedł chłód.

Ktoś coś mówił, ale nie wiedział kto. Prawie nie mógł zrozumieć słów, które zostały wypowiedziane. W uszach rozbrzmiewało tępe dzwonienie. Nie płakał i szczerze mówiąc, nie sądził, że uronił łzy, od czasu kiedy kilka dni wcześniej usłyszał wiadomość o śmierci ojca. Obok niego stała matka, trzymając chusteczkę przy twarzy, ocierając łzy, gdy te się pojawiały. Pozostał przy niej jako symbol niezachwianej siły, bo właśnie to musiał zrobić. Potrzebowała go teraz bardziej niż kiedykolwiek i musiał tutaj być.

Po chwili ludzie zaczęli zatrzymywać się przed nim i jego mamą, aby złożyć kondolencje, uścisnąć ich i złożyć oferty wsparcia, za które oboje automatycznie dziękowali. Greg działał na autopilocie. Tak naprawdę nie dbał o wsparcie ze strony żadnej z tych osób, ponieważ nic, co mogliby zrobić, nie pomogłoby. Chciał tylko iść do domu i spać przez kilka dni. Ledwo patrzył na osoby, które stanęły przed nim. Kiwał głową i oddawał uściski, gdy je otrzymywał, chociaż jego wzrok częściej spoczywał na trawie przy jego nogach niż na rozmówcach.

Po chwili, gdy ostatni z przybyłych powoli zbierał się do wyjścia, atmosfera wokół niego zmieniła się. Ktoś stał przed nim. Rozpoznał te buty i… parasol. Przez sekundę Greg nie mógł oddychać i zmusił się do podniesienia wzroku. Stanął twarzą w twarz z Mycroftem. Lestrade był zdumiony jego widokiem tutaj. Mycroft milczał, ale jego spojrzenie było bardzo wyraziste. W tych niebieskich oczach widniało uczucie i smutek. Greg obawiał się, że jeśli nie przestaną wpatrywać się w siebie, to załamie się tu i teraz. Nie przedstawił jeszcze swoim rodzicom Mycrofta. Wiedzieli, że umawiał się z kimś i że spotykał się z mężczyzną, ale nic więcej. Planowali spotkać się z nimi bliżej świąt, a teraz Mycroft nigdy nie pozna jego ojca.

A jednak Mycroft był tutaj. Jego mama nadal cierpliwie stała obok niego, ale czuł na sobie jej wzrok, gdy stał zamrożony w miejscu, wpatrując się w drugiego mężczyznę.

— Mycroft… — praktycznie sapnął, a jego oczy lśniły od łez, które w każdej chwili mogły popłynąć. — Jak…?

— Moje spotkanie zakończyło się przed czasem — nadeszła niezachwiana niczym odpowiedź. — Mogę jedynie przeprosić, że nie zjawiłem się wcześniej.

Wyciągnął rękę, jakby chciał potrząsnąć dłonią Grega, ale Lestrange stwierdził, że miał już dość. Ruszył do przodu i mocno przytulił swojego partnera, wtulając twarz w smukłą szyję młodszego mężczyzny i chwytając go mocno za marynarkę. Mycroft zesztywniał w jego ramionach i wstrzymał oddech, jakby był niepewny, co do publicznego pokazu uczuć przed matką Grega. Jednak po chwili owinął swoje ramiona wokół tułowia inspektora i odwzajemnił uścisk z równą żarliwością.

— Dziękuję — powiedział Greg. Jego podziękowanie było przytłumione przez to, że wciąż był przytulony do Mycrofta.

Ciałem Grega wstrząsnął cichy szloch. Nie był już w stanie powstrzymać łez. Mycroft przycisnął nos do srebrzystych włosów, całując czubek jego głowy.

— Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, Gregory — wyszeptał ze szczerością Mycroft. — Potrzebowałeś mnie, a ja nie mogłem…

— Zamknij się. Jesteś tu teraz.

Wreszcie Greg zmusił się do odsunięcie. Biorąc głęboki wdech, wytarł łzy i spojrzał na mężczyznę, którego tak bardzo kochał. Odchrząknął, tłumiąc szloch i zwrócił się w stronę matki.

— Mamo,… — zaczął, a jego głos wciąż drżał z emocji. —… to jest Mycroft. Jest moim…

— Jestem całkowicie świadoma tego, kim jest. — Uśmiechnęła się słodko. — Dziękuję za przybycie, kochany. Wspaniale jest cię wreszcie poznać.

— Moje najgłębsze wyrazy współczucia, że nie odbyło się to w bardziej sprzyjających okolicznościach, które próbowaliśmy wcześniej zaplanować — odpowiedział Mycroft, podchodząc. Pochylił się, by z szacunkiem pocałować ją w policzek.

— Lepiej w złych okolicznościach niż w ogóle — odpowiedziała, wyciągając rękę i ściskając jego dłoń. — Dlaczego nie wrócisz razem z nami, abyśmy mogli w końcu porozmawiać?

Uśmiechając się, skinęła w stronę syna, po czym odwróciła się, by odejść. Greg chwycił Mycrofta i stanął na palcach, aby móc go dokładnie pocałować. Mycroft złapał go za ramię, odwzajemniając pocałunek z równą intensywnością i po raz kolejny Greg musiał powstrzymać łzy.

— Bardzo się cieszę — powiedział. — Potrzebowałem cię tutaj.

— Będę przy tobie, dopóki będziesz tego pragnął, Gregory.

— A co powiesz na „na zawsze”?

Nastąpił kolejny intensywny pocałunek. Żaden z nich nie poruszył się, by pogłębić go bardziej, ponieważ nie był to odpowiedni czas. Ale w tym pocałunku była desperacja, potrzeba pokazująca stan emocjonalny Grega. Stali tak przez chwilę, zanim w końcu odsunęli się od siebie z cichym westchnieniem. Splatając swoje palce, przeszli przez cmentarz, aby połączyć się z resztą rodzinny.

Chapter 32: Milczenie jest złotem

Chapter Text

Rozległo się krótkie pukanie do drzwi klubu Diogenesa, zanim zostały otwarte. Anthea zajrzała do środka. Siedzący przy biurku, Mycroft spiął się i wziął gwałtowny oddech, po czym spojrzał na nią. Kobieta uniosła brew.

— Spotkanie odbędzie się za pół godziny, proszę pana — powiedziała, zanim spojrzała na swoje Blackberry.

— D… dobrze, Anthea, dziękuję — powiedział polityk, drżąc lekko, zanim odchrząknął.

— Wszystko w porządku, proszę pana? — zapytała, podnosząc wzrok na pół sekundy. — Wydaje się, że masz lekkie rumieńce.

— Jest tu po prostu ciepło. Nic mi nie jest. Dziękuję, Anthea.

Kobieta kiwnęła głową. Jeszcze przez chwilę mu się przyglądała, a potem zamknęła drzwi. Mycroft ściskał mocno podłokietniki fotela i odetchnął z ulgą, gdy znów był sam. Cóż, nie całkiem sam… Zerkając pod biurko, spojrzał na mężczyznę kucającego między jego nogami.

— Gregory, to nie jest odpowiedni moment — syknął, przygryzając wargę, zmuszony do jęku, gdy starszy mężczyzna zignorował go i pochylił się, przesunął językiem wzdłuż bardzo twardej erekcji Mycrofta.

Nie widzieli się od kilku dni i nie mieli czasu na żadne intymne działania od jeszcze dłuższego czasu i najwyraźniej w końcu to wszystko miało wpływ na inspektora. Kiedy Gregory pojawił się w jego biurze podczas przerwy na lunch i niemal wspiął mu się na kolana, Mycroft wiedział, że nie można było tego powstrzymać. Ale klub Diogenesa ze wszystkich miejsc.

— Przypuszczam, że mógłbym sobie pójść… — droczył się Gregory, lekko odchylając się do tyłu na swoich stopach, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Srogie spojrzenie Mycrofta stwardniało.

— Nie waż się — fuknął na niego. — Skończ, to co zacząłeś.

Gregory pochylił się, kontynuując obciąganie penisa polityka w droczący się sposób. Mycroft przygryzł wargę, gdy jego głowa opadła na oparcie fotela. Wygiął lekko plecy, a oddech przyśpieszył. Czuł, jak ciepło gromadzi się głęboko w jego brzuchu, gdy rosło w nim podniecenie. Właśnie wtedy, gdy myślał, że osiągnie orgazm, ciepło ust jego kochanka zniknęło. Zaskomlał na tę stratę.

Starszy mężczyzna położył ręce na podłokietnikach fotela i odsunął fotel, aby mógł wyjść spod biurka. Wstając, podciągnął Mycrofta do pozycji stojącej. Ich usta spotkały się w gorącym pocałunku wypełnionym pragnieniem. Polityk wyczuł ukrytą w spodniach erekcję Gregory’ego, gdy ocierali się o siebie. Mycroft warknął, wciąż kontynuując pocałunek i possał dolną wargę partnera. Potem, gdy przerwali pocałunek, Mycroft został obrócony i popchnięty na biurko. Jego klatka piersiowa i dłonie były przyciśnięte płasko do blatu, spychając papiery na bok. Słyszał, jak stojący za nim Greg odpinał spodnie.

Zarówno ich spodnie jak i bielizna zostały ściągnięte do kostek, a Gregory otworzył szufladę w biurku Mycrofta i grzebał w niej, aż nie znalazł małej buteleczki lubrykantu, którą schowali tam jakiś czas temu. Mycroft jęknął pod naciskiem palców partnera, które zostały w niego włożone. Przesunął biodra do tyłu, aby spotkać się z nimi z większą chęcią, niż był gotów się przyznać. Wpływał teraz na niego brak seksu, ale Dobry Panie, pragnął tego.

Palce Gregory’ego po chwili zostały zastąpione czymś znacznie bardziej pożądanym, a Mycroft ze świstem wciągnął powietrze. Jego dłoń zacisnęła się w pięść i poleciała w stronę ust, powstrzymując głośny jęk. Oczywiście musiał przeżywać jeden z najlepszych stosunków seksualnych, jakie miał od jakiegoś czasu, w budynku, w którym obowiązywała cisza.

— Ugryź swój krawat, kochanie — mruknął szorstko Gregory, ściskając biodra Mycrofta tak mocno, że Holmes nie byłby zaskoczony, gdyby później pojawiłyby się delikatne siniaki.

Ta sugestia była jednak najlepszą rzeczą, jaką mógł teraz wymyślić, więc po chwili jedwabny krawat Mycrofta znalazł się między jego zębami.

— Gre… Gregory… — dyszał, a jego zazwyczaj spokojny głos drżał.

Gdy ich biodra kołysały się wspólnie, Gregory pochylił się, by złożyć gorące pocałunki wzdłuż jego pleców i ramion.

— Tak? — zapytał, z ustami przy rozgrzanej skórze Mycrofta.

— Mo… Mocniej…

Jego prośba przerodziła się w jęk, stłumiony przez krawat umieszczony w jego ustach.

— Kurwa, tak — rozbrzmiała zduszona odpowiedź i Gregory zrobił to, o co go prosił.

Starszy mężczyzna później otrzyma za to surową karę, ale teraz… Mycroft nie chciał, by przestał.

Chapter 33: Bzdury w telewizji

Chapter Text

— Dobry Panie, Gregory, co ty oglądasz? — westchnął Mycroft, unosząc brew, gdy spoglądał w stronę telewizora.

Greg siedział na kanapie z wyciągniętymi przed siebie nogami. Odchylił głowę do tyłu i spojrzał na polityka, który właśnie wrócił do domu, i z lekkim uśmiechem wzruszył ramionami.

— „House Hunters  – Poszukiwacze domów” — odpowiedział od niechcenia.

Mycroft przez kilka chwil w milczeniu przyglądał się programowi, obserwując, jak para na ekranie spaceruje po domu i rozmawia o tym, co im się podobało, czego szukali itd. Nazwali go domem numer dwa. Gdyby było to możliwe, brew Mycrofta uniosłaby się jeszcze wyżej.

— Czyli… oglądasz program… o ludziach wybierających dom swoich marzeń? — zapytał powoli, wpatrując się w partnera z niedowierzaniem. — Ile ty masz lat, Gregory?

— Och, bądź cicho. To działa świetnie jako szum w tle. Dalej, siadaj.

Greg w zapraszającym geście poklepał kanapę obok siebie, ale Mycroft nadal stał, spoglądając na niego nieufnie. Dopiero gdy Greg spojrzał na niego tymi swoimi brązowymi oczami, spełnił jego prośbę. Uśmiechając się triumfalnie, Lestrade podciągnął swoje nogi, gdy Mycroft usiadł koło niego.

Niestety Greg nie zdawał sobie wtedy sprawy, jak zmieni w przyszłości ich nawyki oglądania telewizji. Na początku nie było to nic wielkiego. Oboje po obiedzie przytulali się do siebie na kanapie, rozmawiając cicho, całując się i włączając jakiś przypadkowy program w telewizji. Co jakiś czas zwracali uwagę na program, w zależności co leciało, a po pewnym czasie szli spać.

Dopiero gdy Greg wrócił do domu po długim dniu spędzonym na posterunku, słysząc, jak Mycroft mamrocze, a telewizor gra w tle, uświadomił sobie, co się stało. Powiesił płaszcz i powoli podszedł do drugiego mężczyzny, siedzącego na kanapie ze skrzyżowanymi nogami i z irytacją widniejącą na twarzy.

— Myc? — zapytał z zaciekawieniem, przesuwając wzrok z ukochanego na telewizor i z powrotem na polityka.

—To takie irytujące. Ta kobieta Candice wyraźnie nie rozumie prawidłowej koncepcji schematu kolorów. Naprawdę tak jest. Twierdzi, że jest wiodącą projektantką wnętrz, a potem robi coś takiego? Lepsze osiągnięcia miałby mój kierowca.

Greg zamrugał, gdy Mycroft wściekał się, oglądając program i machając ręką w jego stronę. Dopiero wtedy Greg uznał, że te pytania są skierowane do niego i że każe mu spojrzeć na ten okropne zestawienie kolorów.

— Czy ty… oglądasz „Boski Projekt”? — zapytał ostrożnie ponownie, zerkając na ekran telewizora.

To nie był program, który wspólnie oglądali, ale był emitowany na tym samym kanale, co „House Hunter – Poszukiwacze domów”. Rozpoznał logo w dolnym rogu ekranu.

— Tak, ale z pewnością była to kiepska decyzja, ponieważ ta kobieta oszalała i powinna zostać zwolniona.

Greg gapił się. Dobry Boże. Mycroft uzależnił się bzdurnej telewizji. Co on zrobił? Greg pokręcił głową i odwróciwszy się, skierował się do wspólnej sypialni. Po drodze wyciągnął komórkę i wysłał smsa do swojego najlepszego kolegi.

Mycroft ogląda głupie programy w telewizji na kanale Home and Garden Network. Obecnie ogląda „Boski Projekt”. I zbeształ kobietę, która go prowadzi. Pomóż. – Greg.

Ściągał spodnie, kiedy dostał odpowiedź. Przeszedł przez pokój, by chwycić komórkę i przeczytać wiadomość.

Trzymaj go z daleka od reality show. Zacznie krzyczeć, że to oczywiste, że ten mężczyzna jest lub nie jest ojcem. – JW.

Greg pokręcił głową, wzdychając. Więc to nie był tylko Mycroft…

O co chodzi z mężczyznami Holmes i bzdurną amerykańską telewizją? – Greg.

Jeśli się dowiesz, to daj mi znać, kolego. – JW.

Greg roześmiał się. On i John zbliżyli się do siebie przez lata, a tym bardziej, że obaj umawiali się z braćmi Holmes. W większości byli w stanie utrzymać siebie nawzajem przy zdrowych zmysłach. Skończył się przebierać w spodnie dresowe i luźną piłkarską koszulkę, zanim odważył się wrócić do salonu, w którym wciąż siedział Mycroft.

— Powinienem był oglądać „Remontowy biznes braci Scott” — mruknął Mycroft, gdy Greg usiadł koło niego.

— Och? Dlaczego? — zapytał Greg, decydując się podejść do tego z humorem.

Po raz pierwszy, odkąd wrócił do domu, Mycroft odwrócił się, by na niego spojrzeć.

— Ponieważ przynajmniej na bliźniaków miło się patrzy.

— Ej! — prychnął Greg, udając obrażonego.

Mycroft uśmiechnął się, przyciągając go do siebie i owijając swoje ramiona wokół pasa inspektora. Greg mruknął z przyjemności, gdy zaczęli się całować. Telewizor grał w tle. Wszystko było tak, jak powinno być.

— Nie martw się, kochanie. Wolę cię mieć jednego niż ich dwóch każdego dnia — powiedział Mycroft naprzeciwko jego warg, przyciągając go do kolejnego namiętnego pocałunku.

Chapter 34: Senny

Chapter Text

Mycroft wrócił do niezwykle cichego domu. Było to dziwne i w ogóle nie takie jak się spodziewał, ponieważ samochód Gregory’ego był w garażu, kiedy wrócił do domu. Cicho zdjął płaszcz, odwieszając go na wieszak i odłożył parasol na miejsce, tak jak to robił codziennie. Zaczął spacerować po domu w poszukiwaniu swojego męża.

— Gregory? — zawołał, ale nie otrzymał odpowiedzi.

Bez powodzenia szukał do w kuchni i w salonie. Nadal nie było śladu starszego mężczyzny. Mycroft uniósł brew, rozglądając się po pokoju. Nic się nie zmieniło na kanapie, na której wczoraj wieczorem się przytulali, więc Lestrade nawet na niej dzisiaj nie usiadł. Zwykle po przyjściu z pracy, Gregory odpoczywał na kanapie, oglądając mecz piłki nożnej lub wiadomości.

Wzdychając, Mycroft potrząsnął głową i odwrócił się, by pójść do sypialni. Idąc, zajrzał do łazienki, na wypadek gdyby starszy mężczyzna był pod prysznicem, ale nie usłyszał szumu bieżącej wody (czego nie oczekiwał). Zauważył, że Gregory musiał przyjść do ich wspólnej sypialni, gdy pochylił się, aby podnieść krawat, który został przypadkowo upuszczony na środek podłogi. Zawrócił więc i przebrał się, jak zawsze. Kołdra na ich łóżku zmieniła swoje położenia w porównaniu do poranka, więc Gregory musiał na chwilę przysiąść na materacu. Jednak podobnie jak w innych pokojach, które Mycroft sprawdził, nie było tutaj starszego mężczyzny.

— Gregory? — zawołał ponownie i wciąż nie usłyszał odpowiedzi.

Marszcząc brwi, wydał z siebie pomruk dezaprobaty i znów wyszedł z sypialni. Idąc korytarzem, zauważył światło w gabinecie starszego mężczyzny. Mycroft uśmiechnął się z satysfakcją, gdy wreszcie znalazł swojego partnera i ruszył, by wejść do środka. Pchając drzwi, otworzył usta, by coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknął na widok przed sobą.

Gregory osunął się na biurko, leżąc na skrzyżowanych ramionach, opierając policzek na dłoni. Jego usta były lekko rozchylone. Oczywiste było, że zasnął. Na biurku były porozrzucane papiery, a obok niego leżało pióro, które najwyraźniej wymknęło się z jego uścisku, gdy pokonał go sen. Wzrok Mycrofta złagodniał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Jego drogi Gregory wkładał wszystkie siły, by rozwiązać obecną sprawę, którą Sherlock był niewątpliwie bardzo podekscytowany. Dotyczyła ona seryjnego zabójcy, który wymykał się im częściej, niż chcieliby się do tego przyznać.

Powoli podszedł do śpiącego mężczyzny. Pochylił się, kładąc smukłe dłonie na ramionach Gregory’ego, lekko nim potrząsając. Pochylił się jeszcze bardziej, aż jego oddech owiał płatek ucha Lestrade.

— Gregory, kochanie, obudź się — poprosił. Starszy mężczyzna poruszył się po chwili, marszcząc półsennie brwi. Mrugając, jęknął pytająco. Mycroft zachichotał i pocałował zewnętrzną krzywiznę ucha męża.

— Chodź, kochanie. Zabierzemy cię do łóżka.

— Myc? — zapytał sennie inspektor, odwracając się, by spojrzeć na niego nieprzytomnym spojrzeniem. Uśmiech Mycrofta stał się po prostu szerszy.

— Tak, kochanie. Chodź, idziemy do łóżka.

Gregory przetarł oczy, ale posłuchał go, wstając niepewnie i pozwalając się prowadzić przez korytarze. Mycroft obejmował go w pasie, aż nie dotarli do łóżka i obaj nie usiedli.

— Czy jest późno? — spytał sennie Gregory, gdy zwinął się, leżąc na boku z poduszką pod głową.

— Nie jest.

— Co z kolacją?

— Zapewniam cię, że dziś wieczorem, sam przygotuję swoją kolację. Potrzebujesz odpoczynku, Gregory.

Mycroft pozostał tam, gdzie był, obserwując, jak jego mąż kiwnął głową i zamknął oczy. Po chwili oddech Gregory’ego znów się wyrównał, gdy zasnął. Polityk poprawił na nim kołdrę i zaczął wstawać.

— Nie idź — rozbrzmiała rozpaczliwa prośba. Mycroft już niemal na nogach, spojrzał przez ramię. Gregory znów miał otwarte oczy, a zaspany wyraz gościł na jego twarzy, gdy wyciągał dłoń na pustej stronie łóżka. — Proszę?

Nie mogąc się oprzeć, tej prośbie, Mycroft przytaknął w zgodzie i zdjął buty. Odsunąwszy je na bok, wspiął się na łóżko. Oczywiście pozostał w pozycji siedzącej, ponieważ nie chciało mu się spać. Gregory zwinął się w kulkę, obejmują ramieniem talię Mycrofta i opierając się o jego przedramię.

— Tęskniłem za tobą — wymamrotał głosem szorstkim od snu, który powoli go obezwładniał.

— Również za tobą tęskniłem, Gregory — odpowiedział cicho Mycroft, ale jego mąż już spał.

Chapter 35: Ubierz moje

Chapter Text

— Cholera, spóźnię się — jęknął Greg, miotając się tam i z powrotem po pokoju, podnosząc ubrania, które były porozrzucane dookoła.

Nadal był na wpół nagi i nie mógł znaleźć swojego krawata, a ślub Johna miał zacząć za niecałą godzinę. Mycroft najwyraźniej uznał jego zachowanie za zabawne. Młodszy mężczyzna leżał na łóżku, wciąż zupełnie nagi, z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy, podczas gdy jego kochanek biegał po pokoju jak kurczak z obciętą głową.

— Możesz się spóźnić. W każdym razie przyjęcie weselne jest zwykle ważniejsze niż ceremonia ślubna — zawołał za nim polityk, gdy Greg po raz dziesiąty wyszedł z sypialni, zapinając koszulę.

Gdzie był ten przeklęty krawat? - zastanawiał się inspektor.

— Albo mógłbyś pójść ze mną — prychnął Greg, co było często poruszane w zeszłym tygodniu.

Mycroft odmawiał przyjścia i nie mógł zrozumieć dlaczego. Jego obecność byłoby mile widziana.

— Nie pójdę, Gregory. Tak będzie dla wszystkich lepiej. — To była taka sama odpowiedź, jaką Greg słyszał za każdym razem, gdy o tym wspominał.

— Po prostu nie — wymamrotał do siebie. Mycroft uniósł brew, a Greg westchnął — Widziałeś mój krawat?

Mycroft pokręcił głową, a ramiona Grega opadły w rezygnacji. Oczywiście, że nie. Przypuszczał, że mógłby obyć się bez krawata, ale po prostu nie wyglądało to zbyt dobrze. Właśnie, gdy zaczynał się przekonywać, aby się tym nie przejmować, Mycroft w końcu wstał z łóżka. Z nieskazitelną gracją podszedł do swojej szafy. Greg obserwował co z zaciekawieniem.

— Tutaj — powiedział Mycroft, podchodząc do niego z granatowym krawatem ze srebrnymi kropkami w dłoni. Greg spojrzał na niego z zainteresowaniem. — Ubierz jeden z moich.

Zanim Greg zdążył sięgnąć po krawat, Mycroft owinął go wokół jego szyi i zawiązał z niezwykłą umiejętnością. Greg tylko spojrzał na niego, wyciągając dłoń i kładąc ją na nagim biodrze kochanka. Kiedy krawat został zawiązany, patrzyli na siebie, oddychając wspólnym powietrzem. Potem, bez ostrzeżenia, Mycroft chwycił krawat, przyciągając gwałtownie Grega do namiętnego pocałunku.

Każda sztuka odzienia, które Lestrade narzucił na siebie w pośpiechu, zastała również szybko zdjęta. Pozostał tylko krawat, gdy opadli wspólnie na łóżko, całując się, wijąc i jęcząc. Ostatecznie krawat został usunięty, aby związać nim nadgarstki Grega. Wcześniej nie myślał o użyciu go w ten sposób, ale ponieważ mieli szorstki, oszałamiający seks, szybko zmienił swój stosunek do tej konkretnej części garderoby.

Wykrztusił imię Mycrofta, ale słowa szybko zaginęły w jego ustach. Oboje kwilili, kiedy doszli, spoceni i zdyszani. Było doskonale/idealnie.

I Greg oczywiście spóźnił się na ceremonię ślubną.

Sherlock jak inaczej zwrócił na to uwagę, gdy spojrzał na krawat, wiedząc dokładnie, skąd ten pochodził.

— Och, dobry Boże, ubierasz teraz jego krawaty? — zapytał zduszonym głosem.

Greg zarumienił się, wpatrując się w niego, spetryfikowany na swoim miejscu, wstrzymując kolejkę ludzi idących w stronę przyjęcia weselnego.

— Zamknij się — mruknął, piorunując go wzrokiem, próbując stłumić swoje zakłopotanie.

Pogratuluj nowożeńcom, powiedział sobie. Wejdź tam i napij się swojego cholernego drinka.

Jeśli Sherlock zerkał na niego więcej niż raz podczas swojej krótkiej rozmowy telefonicznej, to Greg udawał, że tego nie zauważył.

Chapter 36: Absencja

Chapter Text

To już był trzeci raz, kiedy przerwano im wspólny czas w ciągu dwóch ostatnich godzin. Greg siedział sam na kanapie, z spauzowanym filmem, wzdychając, gdy Mycroft odsunął się i zaszył się po raz czwarty w pokoju obok z komórką. Lestrade westchnął, pocierając twarz z irytacją. Obaj poświęcali mnóstwo czasu na pracę i wiedzieli o tym, na długo przed nawiązaniem związku, ale było to ich pierwszy wspólny wieczór i noc od ponad tygodnia, a polityk rozmawiał przez telefon.

Noga Grega podskakiwała w górę i w dół, aż w końcu, pod dwudziestu minutach, Mycroft wrócił do pokoju. Miał zamyślony wyraz twarzy, przybierając dokładnie maskę będącą obrazem brytyjskiego rządu. Greg zmarszczył brwi i poszedł do kuchni.

— Idę spać — powiedział bez wyjaśniania, niosąc puste kubki po herbacie do wypłukania. Mycroft uniósł brew i westchnął.

— Gregory, film wciąż trwa — powiedział, krzyżując ramiona i obserwując swojego partnera z drugiego końca pokoju.

— Zapomnij o tym. To głupi, beznadziejny film, a ty masz wyraźnie wiele rzeczy do zrobienia.

Świetnie, warczał na mężczyznę. Teraz był coraz bardziej zirytowany swoim zachowaniem niż Mycroftem.

— Dobry Panie, Gregory, musiałem odebrać telefon. Wiesz, że zignorowałbym połączenie, gdybym mógł.

Irytacja rozbrzmiała również w głosie Mycrofta. Greg czuł, że uznał, że nie może się powstrzymać.

— Jasne, ale nie widziałem cię… Wiesz co, zapomnij. Idę spać, żebyś mógł zarządzać całym, kurwa, krajem.

Odłożył kubek nieco mocniej niż planował i pomaszerował do ich sypialni.

— Przestań zachowywać się dziecinnie, Gregory — powiedział ostro Mycroft.

Greg zamarł w połowie schodów. W końcu odwrócił się do młodszego mężczyzny, który patrzył na niego z irytacją.

— Poważnie?! — krzyknął.

Kręcąc głową, wspiął się po schodach, wszedł do łazienki i zatrzasnął za sobą drzwi. Wpatrywał się tam we wszystko ze złością, bo nagle wszystko go wkurzało, Greg włączył prysznic i zaczął ściągać ubrania. Rzucił je na jeden stos i oparł się o zlew, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Z roztargnieniem złapał szczoteczkę do zębów i zaczął ją podgryzać. Kiedy tylko zauważył, co zrobił, wyciągnął ją z ust i odłożył ze stuknięciem. Z jękiem obrócił się, by wejść pod prysznic.

Był tak skupiony na gorącej wodzie spadającej na niego, że nie zauważył otwarcia drzwi do łazienki. Przechylając głowę, pozwolił wodzie rozpryskiwać się na jego twarzy, zaciskając powieki. Potem wokół jego talii owinęły się smukłe ramiona, co spowodowało, że podskoczył z zaskoczenia. Odwracając się, spojrzał na bardzo nagie ciało swojego partnera, który najwyraźniej się wślizgnął do środka i postanowił dołączyć do niego pod prysznicem.

— Przepraszam — powiedział po chwili Greg, przerywając ciszę.

Mycroft oparł brodę na jego opalonym ramieniu i odwrócił się, by pocałować go w policzek.

— Ja również — mruknął Mycroft, ocierając się swoim nosem o wilgotną skórę Grega. — Sądzę, że wybraliśmy zły czas, na to, aby wspólnie rzucić palenie.

Greg mógł się jedynie roześmiać. Może był to okropny pomysł, że starali się zrezygnować z palenia w tym samym czasie. Obaj przechodzili przez objawy absencji, przez co ich emocje były bardzo gwałtowne. Normalnie rzadko się kłócili. Zdecydowanie był to brak nikotyny w ich organizmach.

— Dlaczego postanowiliśmy zrobić to ponownie? — zapytał, unosząc z zaciekawieniem brew.

Obrócił się w ramionach Mycrofta, tak że stali do siebie twarzą w twarz z przyciśniętymi klatkami piersiowymi. Greg spojrzał z czułością na swojego kochanka.

— Ponieważ jest to dla naszego zdrowia — odpowiedział Mycroft, powtarzając słowa, które kilka tygodni temu wypowiedział inspektor.

Wgapiając się na niego, Greg wyciągnął rękę i uderzył go, bez użycia większej siły.

— Przestań ze mnie kpić — westchnął.

Mycroft potrząsnął głową i pochylił się, by delikatnie pocałować mężczyznę. Pocałunek zaczął się od delikatnego akcentu, ale po chwili stał się bardziej namiętny. Obaj nucili, chwytając śliskiej skóry partnera.

— Skupmy się na znacznie przyjemniejszych rzeczach — szepnął Mycroft w usta Grega.

Lestrade przytaknął, delikatnie gryząc dolną wargę młodszego mężczyzny.

— Świetny pomysł, Myc.

I w ten sposób mieli wspaniały prysznic, a potem jeszcze cudowniejszy wieczór w łóżku.

Chapter 37: Zalotne pływanie

Chapter Text

Było słonecznie, ciepło i cudownie, idealne miejsce na spędzenie całego dnia. Greg dobrze się bawił razem z Mycroftem w Mediolanie. Czy istniał lepszy sposób, by spędzić swój miesiąc miodowy?

Obecnie leżał rozciągnięty na łodzi, która kołysała się leniwie na wodzie. Mycroft siedział z jedną ręką oparta o burtę, z książką na kolanach i otwartym parasolem za plecami. Jego biedny partner – już nie tylko partner, ale teraz mąż – dostawał tak łatwo oparzeń słonecznych, że nie mógł opalać się bez ochrony. Jego klatka piersiowa i stopy były nagie, ale nadal miał na sobie ładne czarne spodnie. Z drugiej strony Greg nosił jedynie kąpielówki i okulary słoneczne. Westchnął i uśmiechnął się szeroko, zerkając na drugiego mężczyznę.

— Co czytasz? — zapytał beztrosko, wyciągając szyję i spoglądając na młodszego mężczyznę.

— Mmmm? — Mycroft uniósł wzrok znad swojej książki. — Och, to stara włoska powieść. Bajki i tym podobne. Znajdowała się w naszym apartamencie.

— Założę się, że mógłbym zapewnić ci coś znacznie ciekawszego do zrobienia… — powiedział starszy mężczyzna, pochylając się do przodu.

Już dawno przestał się zastanawiać, skąd Mycroft potrafił robić pewne rzeczy, takie jak na przykład płynnie czytać po włosku. Jego mąż był po prostu genialny i wspaniały…

— Tak sądzisz? — zapytał Mycroft. Zaznaczył miejsce, w którym skończył, i zamknął książkę.

— O tak. Weź na przykład te usta. — Skinął głową, wskazując na swoje wargi. Mycroft uniósł brew.

— Twoje usta, Gregory? — zapytał, uśmiechając się.

— Naturalnie. Mogę cię tak dobrze pocałować, że zapomnisz o włoskich bajkach. O wszystkim innym.

— Jesteś taki pewny siebie. Może powinieneś to udowodnić — powiedział jedwabistym tonem Mycroft, prostując się nieco.

Spojrzał na męża z wyzywającym, bezczelnym wyrazem twarzy. Stojąc, Greg zrobił kilka ostrożnych kroków, zamykając przestrzeń między nimi. Nigdy nie wycofywał się z wyzwania, szczególnie gdy dotyczyło to czegoś intymnego z Mycroftem. Spojrzał na męża, zanim pochylił się.

Mycroft przekrzywił głowę, jakby chciał spotkać usta mężczyzny, praktycznie mrugając do niego, ale uśmieszek, który wcześniej widniał na jego wargach, stał się jeszcze szerszy, gdy odchylił się w bok. Greg kontynuował ruch. Jego brązowe oczy otworzyły się szeroko z zaskoczenia, gdy stracił równowagę. Krzyknął, a następną rzeczą, którą wiedział było to, że znajdował się w wodzie. Machając nogami, wynurzył się na powierzchnię i odwrócił się w stronę łodzi. Mycroft, wciąż na pokładzie, śmiał się, pochylając się do swojej wcześniejszej pozycji. Greg wypluł wodę i wydął wargi.

— To nie było fajne, Myc — powiedział, sięgając dłonią w górę, by chwycić krawędź łodzi. Mycroft spojrzał na niego. Jego oczy błyszczały rozbawieniem i miłością.

— Och biedaczysko — gruchał młodszy mężczyzna, zupełnie bez żadnej szczerości. Greg wystawił na niego język. Na pewno nie było mu ani odrobinę przykro.

— Jestem. Teraz muszę być rozpieszczany. Mogłem się utopić.

Greg udawał, że płacze dramatycznie, odrzucając głowę do tyłu, wpatrując się w niebo. Mycroft potrząsnął głową i przewrócił oczami na histerię inspektora. Pochylając się lekko, wyciągnął szczupłą dłoń i położył ją na policzku Grega, gładząc kciukiem mokrą, ucałowaną przez słońce skórę.

— Och, mój mężu — powiedział teraz Mycroft z większą troską. Znów się uśmiechał. — Dlaczego teraz nie pokażesz mi swoich umiejętności?

Mycroft pochylił się jeszcze bardziej, a Greg uniósł się lekko. Ich usta złączyły się w delikatnym, wypełnionym emocjami pocałunku. Mycroft przesunął palcami po wilgotnych, srebrzystych włosach Grega, przechylając głowę, aby pogłębić pocałunek. Sięgając drugą dłonią, Greg chwycił kark młodszego mężczyzny, aby utrzymać go w miejscu. Pocałunek stał się spokojniejszy, a Lestrade uśmiechnął się naprzeciwko ust męża. Mycroft wyczuł, że coś się zmieniło, a w jego głowie rozległ się alarm. Zanim jednak zdążył zareagować, inspektor, uśmiechając się promiennie, odsunął się, pociągając go do przodu.

Rozległ się kolejny głośny krzyk, a potem plusk, gdy Mycroft Holmes został wyciągnięty z łodzi i wpadł do wody. Zemsta była cudowna, bez względu na konsekwencje, które z pewnością nadejdą.

Chapter 38: Lody

Chapter Text

To był wyjątkowo gorący dzień w Londynie. Było wystarczająco upalnie, żeby Greg miał na sobie jedynie podkoszulkę. Nawet Mycroft zrezygnował ze swojego standardowego trzyczęściowego garnituru. Wciąż jednak był ubrany o wiele lepiej niż większość innych ludzi, których widzieli w ciągu dnia, mając na sobie czarne spodnie i koszulę zapinaną na guziki. Chociaż, odkąd wyszli na zewnątrz, podwinął rękawy do łokci.

Obecnie znajdowali się w małej cukierni niedaleko domu, siedząc przy jednym z mniejszych stolików w kącie. Zazwyczaj było tutaj o wiele mniej ludzi, ale oprócz ciastek cukiernia sprzedawała również lody, więc Greg podejrzewał, że miało to sens. Też byli tutaj z tego powodu. Musieli załatwić kilka spraw i zrobić zakupy, dlatego zasugerował, żeby zajrzeli do cukierni, gdy będą wracać do domu. Mycroft zgodził się dość łatwo.

Greg zdecydował się zamówić koktajl mleczny, podczas gdy jego partner wybrał tradycyjny rożek z lodami. Siedzieli w wygodnej ciszy, choć częściowo było to spowodowane tym, że Greg był trochę zbyt rozkojarzony, aby rozmawiać.

Sposób, w jaki Mycroft jadł tego loda, był całkowicie grzeszny. Patrzenie, jak jego język wysuwa się i przesuwa po krzywiźnie deseru, wywoływało zbyt dobrze znane ciepło w dole brzucha starszego mężczyzny. Mycroft był powolny w swoich ruchach. Przechodził z jednej strony na drugą, zanim wycofał swój język z powrotem do ust. Czasami resztki lodu zostawały na jego ustach, wymagając, aby wysunął język i przebiegł nim wzdłuż warg, aby je oczyścić. Greg zadrżał.

— Gregory, słyszałeś mnie? — zapytał Mycroft, z zaciekawieniem unosząc brew. Greg zamrugał i zmusił się, by napotkać spojrzenie partnera.

—Eee? — powiedział, nieco głupio. Czuł, jak rumieniec powoli wkrada się na jego policzki.

— Pytałem, kiedy urocza Elizabeth, znowu przyjedzie do nas w odwiedziny? — powtórzył z rozbawieniem Mycroft.

— Ach, tak. — Greg skinął głową, odchrząkując. Jego córka wciąż była na tyle młoda, że nadal trzeba było się nią opiekować i ustalać kiedy będzie z nim, a kiedy z jego byłą żoną. — Prawdopodobnie w następny weekend.

Spojrzenie brązowych oczu skierowało się ponownie na usta młodszego mężczyzny, gdy jadł lody. W miejscu, gdzie zaczęły się topić, część z nich spłynęła mu po palcach. Mycroft zmienił rękę trzymającą rożek i zaczął oblizywać dłoń z lodów. Greg jęknął.

— Gregory? — zapytał polityk, unosząc teraz obie brwi.

— Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Myc — westchnął, próbując się skupić na swoim koktajlu mlecznym, a nie na powstającej erekcji. Mycroft zaczął się uśmiechać.

— Naprawdę? — zapytał jedwabistym tonem.

Zaczął jeść ponownie swojego loda, jeszcze wolniej niż wcześniej. Okej, teraz to było rozmyślne działanie. To było okrutne. Sięgając ponad stół, Greg chwycił dłoń partnera i pociągnął ją do siebie. Brązowe oczy pociemniały z podniecenia, kiedy Greg wysunął język, by zlizać z dłoni Mycrofta lody o smaku wanilii. Oczy polityka były szeroko otwarte, a usta się rozchyliły. Teraz to Greg uśmiechał się złośliwie, biorąc koniuszek gałki lodowej do ust, ssąc ją delikatnie. Kiedy jego język poruszył się po opuszki palca Mycrofta, młodszy mężczyzna jęknął cicho.

— Chodźmy do domu — wyszeptał ochryple Greg, uwalniając dłoń kochanka i odchylając się do tyłu. Mycroft odchrząknął i skinął lekko głową.

— Tak. Wracajmy.

Chapter 39: Przerwana randka

Chapter Text

— Gdzie idziesz? — jęknął Greg, gdy Sherlock starał się mu umknąć. Było to nietypowe dla detektywa doradczego, aby przerwać swoją dedukcję i rozproszyć się, tak jak przed chwilą.

— Muszę… jedynie… porozmawiać o czynszu — odpowiedział Sherlock, wyraźnie starając się znaleźć usprawiedliwienie dla swojego odejścia. Greg nie był jednak głupi.

— Nadal mam pytania do ciebie — zaczął narzekać, podążając za Sherlockiem, gdy ten próbował odejść.

— Och, teraz? Spójrz, jestem w szoku. Mam koc. — Młody mężczyzna uniósł róg niesamowicie pomarańczowego koca, aby podkreślić swoje słowa.

— Sherlock! — krzyknął Greg, krzyżując ramiona, będąc z każdą minutą coraz bardziej zdenerwowany. To, co miało być świetną nocą, zmieniło się dość szybko w koszmar, a ten cholerny detektyw w ogóle nie poprawiał jego nastroju.

— I właśnie złapałem dla ciebie seryjnego mordercę — Sherlock nadal protestował. Zatrzymał się na chwilę, zerkając na bok. — Mniej więcej.

Greg milczał przez chwilę, unosząc brodę i wpatrując się w Sherlocka. Coś przed nim ukrywał, było to oczywiste. Znał detektywa wystarczająco długo, aby wiedzieć kiedy ten kręcił. Spojrzał na niego, biorąc pod uwagę to, że jego pozycja była prawidłowa, zanim w końcu skinął głową.

— W porządku. Jutro wydobędę z ciebie wszystkie informacje, a teraz idź — westchnął pokonany.

W końcu po wielu latach pracy z Sherlockiem wiedział, kiedy wybierać swoje bitwy. Patrzył, jak mężczyzna schylił się i przeszedł pod policyjną taśmą. Zbliżył się do Johna Watsona, który najwyraźniej był wystarczająco odważny, by zostać jego współlokatorem. Greg westchnął, gdy podszedł do niego policjant i zaczął informować go o sytuacji.

Słuchał połowiczne tego, co się działo, odpowiadając, kiedy było trzeba. Nie tak chciał spędzić tę noc. Miał plany. Dziś wieczór miał mieć swoją pierwszą randkę z Mycroftem Holmesem. Już tydzień temu ustalili termin. Wreszcie miał nadejść wieczór, gdzie zjedliby kolację, podczas której Sherlock nie byłby tematem ich rozmów ani przyczyną ich spotkania. To miała być ich wspólna noc, poświęcona na poznaniu się, sprawdzeniu, czy wzajemna atrakcja, jaką do siebie odczuwali, może skończyć się czymś więcej. Cudowna randka, którą przerwał Sherlock…. Wydawało się, że większość planów w życiu Grega były przerwane przez młodszego z braci Holmes.

Zagłębił się w rozmowie z Sally Donovan, starając się nie dąsać zbyt wyraźnie, gdy zauważył coś na skraju widzenia. Odwracając głowę, praktycznie gapił się na rozgrywaną scenę po drugiej stronie ulicy. Sherlocka i Johna zatrzymał aż nadto znany czarny samochód i… Mycroft. Gregowi oddech uwiązł w gardle. Przestał zadawać sobie trud, by zwracać uwagę na to, co mówił jego sierżant. Podnosząc rękę, chwycił ją delikatnie za biceps, a ostatecznie zwrócił się do niej przodem.

— Zaraz wrócę, okej? Zajmij się porządkowaniem.

Odszedł, zanim Sally zdążyła wyrazić jakiekolwiek obawy lub protesty, schylając się pod taśmą policyjną i idąc przez chodnik. Przyśpieszył kroku, starając się zbliżyć, zanim polityk wróci do swojego samochodu.

— Mycroft! — zawołał, powodując, że mężczyzna zatrzymał się i obrócił się w jego stronę. Greg uśmiechnął się szeroko, kiedy w końcu go dogonił i stanął przed nim.

— Dobry wieczór, inspektorze — Mycroft przywitał go jak zawsze profesjonalnie.

— Proszę, mów mi Greg. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Przepraszam, że… musiałem anulować nasze spotkanie. Sherlock…

— Nie mam tego za złe. Jestem świadomy wyzwań, jakie mój drogi brat może postawić każdemu, kto jest z nim wystarczająco blisko.

Greg przeczesał palcami włosy, przestępując z nogi na nogę.

— Przyszedłeś go sprawdzić? — zapytał z zaciekawieniem, unosząc brwi.

Tak zakładał, chociaż potajemnie miał nadzieję, że Mycroft pojawił się również z jego powodu. Polityk mruknął, uśmiechając się delikatnie.

— Oczywiście. John Watson jest ciekawym człowiekiem, który trzyma się blisko niego — powiedział wyższy mężczyzna, przekładając parasol z jednej dłoni do drugiej.

— Czy byłbyś przeciwny napiciu się kawy? — zapytał wreszcie Greg, gromadząc odwagę podczas tych kilku chwil milczenia.

Było już za późno na zaplanowaną kolację, ale jeśli nadal mogli spędzić ze sobą trochę czasu, mógłby to uznać za zwycięstwo.

— Nie byłbym. Uważam, że to dobry pomysł — zgodził się Mycroft, kiwając głową, uśmiechając się przy tym nieco bardziej… szczerze, jeśli Greg mógłby to stwierdzić. Polityk wskazał na otwarte drzwi do czarnego samochodu stojącego obok. – Po tobie, Gregory.

Chapter 40: Porwanie

Chapter Text

Kiedy Mycroft obudził się, zarejestrował jedynie ból. Zmarszczył brwi, ale powstrzymał się od stękania, gdy zaczął się orientować w sytuacji. Wszystko, co się wydarzyło, szybko do niego wróciło. Zdawał sobie sprawę z zagrożeń związanych ze swoją pracą. Nawet jeśli prawie nie miał żadnych zadań w terenie, to i tak żadne szkolenie nie było tak naprawdę w stanie przygotować osoby na chwilę, gdy zostanie porwana i przetrzymywana jako zakładnik. Wiedział jednak, że trzeba było zachować trzeźwy umysł, a on potrafił to zrobić, niezależnie od sytuacji.

Nie miał zasłoniętych oczu, co nieco go zaskoczyło. Albo jego porywacze nie byli zbyt bystrzy, albo byli na tyle pewni, że nie dożyje do końca ich rozgrywki. Pierwsza opcja była nieco bardziej pocieszająca niż druga. Biorąc głęboki oddech przez nos, rozejrzał się z uwagą po pokoju. Dwóch mężczyzn oprócz niego było przywiązanych do krzeseł. Mieli poszarpane i zakrwawione garnitury. Obaj wydawali się wciąż nieprzytomni. Szybkie spojrzenie na siebie potwierdziło, że jego strój również był w nieładzie, ale nie znalazł żadnych śladów krwi. Ciekawe.

Do pokoju wtargnął mężczyzna, niosący w ręku duży nóż. Zauważył, że Mycroft jest przytomny i podszedł do niego, mówiąc wściekle po rosyjsku. Mycroft obserwował go, rozumiejąc oczywiście każde słowo, ale nic nie powiedział. Kiedy mężczyzna zaczął wymachiwać nożem i żądać informacji wywiadowczych, grożąc mu śmiercią, Mycroft nie odezwał się.

Nie wydał żadnego dźwięku, dopóki ostrze nie przecięło jego skóry, powodując, że krzyknął z palącego bólu.

Jego przesłuchanie/tortury trwały przez kilka godzin. Milczał, dopóki ból nie stawał się zbyt duży, aby móc go znieść, dopiero wtedy znów krzyczał. Kiedy mężczyzna wreszcie skończył, Mycroft dyszał z trudem, będąc pokryty własną krwią, potem i łzami. Nie myślał jasno, a skoncentrowanie się było nieco trudniejsze. Nie był w stanie dokładnie oszacować obrażeń, chociaż najwyraźniej stracił za dużo krwi.

Godziny, jak zakładał, zmieniły się w dni. Był stale przesłuchiwany, a następnie torturowany, gdy nie ujawnił żadnych z pożądanych przez nich informacji. Naprawdę byli amatorami, jeśli uważali, że tak łatwo ofiarowałby cenne dane. Niestety nie widział wyjścia z tej sytuacji. Zaczął wątpić w pozytywny scenariusz, myśląc, że jedynym sposobem, aby uciec, było opuszczenie pomieszczenia w torbie na ciało. Jednak nie pozwalał sobie na zastanawianie się nad tym. Bez względu na okoliczności, na wszystko inne, na to jak źle się czuł, jak bardzo cierpiał, jedna myśl unieważniała to wszystko.

Gregory go uratuje.

Jego ukochany partner był inteligentnym i najlepszym inspektorem, jakiego New Scotland Yard miał szczęście posiadać. Podczas gdy zawsze był spychany na boczny tor, przez drogiego młodszego brata Mycrofta, to Gregory nie był kimś, kogo można było lekceważyć. Nikt nie pracowałby ciężej, dłużej, ani lepiej, aby znaleźć lokalizację tego budynku niż Lestrade. Nawet gdyby nie byliby w romantycznym związku i bliskimi znajomymi od prawie dwóch lat, nie byłoby inaczej. Na szczęście jedyną zmianą, jaką można byłoby wprowadzić, było to, że Gregory pracowałby jeszcze ciężej i szybciej, aby zabrać go z powrotem do domu i zapewnić komfort w swoich ramionach.

Pewnego dnia, o nie określonej porze, coraz trudniej było mu utrzymać świadomość. Utrata krwi była znacząca i nawet jeśli nie umarłby z rąk porywaczy, to z pewnością umrze przez wykrwawienie. Bolał go każdy centymetr ciała, a jeśli nie odczuwał gdzieś bólu, to w ogóle nie czuł tej części ciała. Mimo tego, że powtarzał sobie, że Gregory idzie po niego, pewna część niego chciała zaakceptować, że najprawdopodobniej tutaj umrze. Wszystkie fakty się zgadzały i przypuszczał, że było to nieuniknione.

Gdy te myśli wkradły się do jego umysłu, usłyszał dziwne hałasy na górze. Zmarszczył brwi w zmieszaniu. Nastąpił trzask i kilka krzyków. Co się…

Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie. Mycroft podskoczył instynktownie. Próbował zmusić się do otwarcia oczu, ale gdy w końcu udało mu się i rozejrzał dookoła, jego wzrok był bardzo niewyraźny. Ktoś wchodził do pokoju. Chudszy niż jego porywacz. Podszedł do niego. Dotykał jego twarzy. Mówił? Próbował się jeszcze bardziej skoncentrować i wreszcie wszystko zaczęło się rejestrować w jego umyśle.
— Gre… Gregory — wychrypiał słabo, próbując się odezwać.

Ledwo mógł się poruszyć, ale tak bardzo chciał dotknąć swojego kochanka.

— Mam cię, Myc. — Usłyszał ten szorstki głos. — Zabieram cię stąd. Zabieram cię do domu. Wszystko jest teraz w porządku.

Wiedział o tym. Nie musiał słyszeć tych słów, żeby wiedzieć, że będzie dobrze. Gregory był tutaj. Jednak usłyszenie tego sprawiło, że poczuł się trochę lepiej. Jego partner rozwiązał krępujący go sznur i przyciągnął go w swoje ramiona. Mycroft obrócił głowę, chowając twarz w znanej, opalonej szyi. Pachniał tak dobrze… Westchnął, mówiąc sobie, że później przeprosi za zabrudzenie go krwią.

Mycroft stwierdził, że nie był już w stanie utrzymać świadomości. Był wyczerpany. Ale było dobrze. Gregory go znalazł. Wszystko będzie w porządku.

Chapter 41: Wszystkiego najlepszego

Chapter Text

Greg był podenerwowany. To były pierwsze urodziny Mycrofta, odkąd stali się parą i chciał coś dla niego przygotować. Co prawda, Mycroft nie przywiązywał uwagi do tego wydarzenia. Najwyraźniej w ich rodzinie dzień urodzin nie stanowił żadnej specjalnej okazji, co sprawiało, że zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek celebrowali czyjeś urodziny. To było to, albo próbowali i dwaj inteligentni chłopcy Holmes nie mogli tego znieść. Jeszcze się nie dowiedział, jaka była prawda.

Właśnie dla tego nie planował żadnych wielkich atrakcji, ale wciąż chciał coś dla niego zrobić. W końcu go kochał i to był jeden ze sposobów, aby każdego roku mu to pokazać. Stał więc w mieszkaniu Mycrofta z małym pudełkiem w dłoni, przystępując z nogi na nogę, biorąc głęboki oddech na uspokojenie.

Nie był pewien, czym się denerwuje. Oczywiście Mycroftowi spodoba się, to co zaplanował. Zawsze tak było, bez względu na to, jak niekonwencjonalne to było dla młodszego mężczyzny. To był jeden ze sposobów, w jaki starszy z braci Holmes pokazywał mu, że również go kochał. W końcu, prychając cicho, uniósł rękę, by zapukać do drzwi, które się właśnie otworzyły.

— Ach, Gregory. — Mycroft uśmiechnął się, uprzejmie udając, że był zaskoczony jego widokiem.

Greg nie mógł powstrzymać uśmiechu. Mycroft prawdopodobnie wiedział, że przez cały ten czas tam stał. Kiwając głową, Greg wyciągnął przed siebie pudełko. Mycroft uniósł brwi z bardziej autentycznym zaskoczeniem, wpatrując się w prezent, jakby nie wiedział, co z tym zrobić.

— Więc? Weźmiesz go? — zapytał, śmiejąc się cicho. Wyciągnął dłoń z pudełkiem. — To jest dla ciebie.

Usta Mycrofta uchyliły się w cichym „och” i skinął głową, wyciągając rękę, by w końcu odebrać swój prezent. Cofnął się o krok, gestem zapraszając Grega do wejścia. Weszli razem do salonu i usiedli na kanapie. Greg podwinął pod siebie nogi, odwracając się do młodszego mężczyzny, czekając cierpliwie, aż ten otworzy prezent.

— Czy powinienem zaczekać? — zapytał niepewnie Mycroft. Greg potrząsnął głową.

— Nie, śmiało otwórz go! — nalegał, machając dłonią.

Kiwając głową, Mycroft zajął się otwieraniem pudełka, z dziwną fascynacją widniejącą na twarzy. Pierwszą rzeczą, którą wyciągnął, była tubka ze lubrykantem, przez co rzucił Gregowi zirytowane spojrzenie. Inspektor zaśmiał się, po czym wystawił język, mamrocząc o tym, że jego już prawie skończyli, ale to nieważne i niech kontynuuje rozpakowywanie. Następną rzeczą, jaką wyciągnął Mycroft z pudełka, było kolejne pudełeczko, małe i smukłe. Gdy je otworzył, znalazł elegancki długopis. Mycroft otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

— Gregory — powiedział cicho, zdejmując skuwkę, by przyjrzeć się końcówce. — Jest cudowny. To jest dokładnie ta marka, która preferuję. Skąd….?

— Hej, chłopak powinien wiedzieć takie rzeczy. — Greg uśmiechnął się.

W pudełku było jeszcze kilka innych rzeczy: srebrna spinka do krawata, dobrej jakości pasta nabłyszczająca do rączki parasola oraz dowód tożsamości, który Sherlock jakoś ukradł swojemu bratu jakiś czas temu. Mycroft roześmiał się, widząc ostatnią rzecz, co sprawiło, że Grega roznosiło podniecenie. Młodszy mężczyzna, objął dłonią policzek inspektora i przyciągnął go do siebie, by móc go pocałować.

— Dziękuję — powiedział, lekko się odsuwając. Greg mruknął niewyraźnie. — Każda z tych rzeczy jest wspaniała. I zaskakująco praktyczna.

— Czy spodziewałeś się, że przyniosę ci coś śmiesznego, co umieścisz gdzieś i nigdy więcej na to nie spojrzysz? — zapytał z rozbawieniem.

Mycroft uśmiechnął się złośliwie.

— Nie. Nie sądziłem, że przyniesiesz mi coś takiego. — Pochylił się i zainicjował kolejny pocałunek. — Naprawdę ci dziękuję, Gregory.

— Nie ma za co, kochanie. — Greg uśmiechnął się czule, przeczesując dłonią jego włosy. Potarł czubki ich nosów, po czym odsuwając się, poklepał polityka po kolanie. —Teraz zjemy obiad. A potem będziemy mieli niesamowity urodzinowy seks.

— Och, brzmi to wspaniale — powiedział Mycroft, a jego uśmieszek stał się szerszy.

Wstali, trzymając się za ręce i wyszli razem z mieszkania, aby zjeść obiad w restauracji.

Chapter 42: Seks przez telefon

Chapter Text

„Przyjdź dziś wieczorem do mnie. Minęło zbyt dużo czasu, od kiedy daliśmy się ponieść naszym pragnieniom.”

Te słowa odbijały się echem w głowie Grega. Jak miał skoncentrować się na swojej pracy, skoro Mycroft zaprosił go w ten sposób? Jęknął. Jego nogi drgały nerwowo niemal przez cały czas, kiedy wpatrywał się w leżące przed nim dokumenty, z których nie przeczytał nawet zdania.

Mycroft wyjechał z kraju na prawie cały miesiąc, doprowadzając tym inspektora niemal do obłędu. To był najdłuższy okres, kiedy byli od siebie oddzieleni, odkąd zaczęli się oficjalnie spotykać. Strasznie za nim tęsknił, chociaż rozmawiali przez telefon przynajmniej co drugą noc, ale to nie było to samo. Dlatego też był pewien, że dziś wieczorem po zjedzeniu kolacji, wcale nie będą spać. Szczerze mówiąc, wspólna kolacja była ostatnią rzeczą, na której mu zależało. Greg siedział tam, w swoim biurze, gryząc czubek długopisu, starając się zignorować erekcję, która pojawiła się, kiedy wciąż myślał o tym, co będzie robił wspólnie z Mycroftem dzisiejszego wieczoru.

Nie… nie mógł czekać do nocy. Niestety nie było mowy, żeby wyszedł z biura i odwiedził swojego kochanka. Sally złapała paskudnego wirusa i nie była w stanie przyjść do pracy, więc był pogrzebany pod swoimi obowiązkami jak i jej. Utknął przy biurku, aż w końcu będzie mógł odejść późnym wieczorem. Wzdychając, wstał i podszedł, by zamknąć żaluzje oraz drzwi do swojego biura, wpadając na pewien pomysł. Kiedy usiadł, chwycił komórkę i wysłał wiadomość.

Co masz teraz na sobie? – GL

Oparł się o oparcie krzesła z rozsuniętymi nogami, czekając na odpowiedź. Jego wolna ręka spoczywała na brzuchu, gdzie z roztargnieniem bawił się guzikiem od spodni.

Garnitur, Gregory. Czemu pytasz? – MH

Nie mogę się doczekać wieczoru. Pragnę cię. Zadzwonisz? – GL

Jestem na spotkaniu – MH

Greg prychnął i będąc bezwstydnym, zrobił zdjęcie swojego odzianego krocza i jego oczywistej erekcji.

To twoja wina. Pomóż mi się tym zająć. Proszę. – GL

Uśmiechnął się triumfalnie, gdy po chwili jego telefon zaczął dzwonić z imieniem swojego partnera wyświetlającym się na ekranie. Podniósł komórkę do ucha, jednocześnie rozpinając guzik w swoich spodniach.

— Cieszę się, że zadzwoniłeś — szepnął głębokim tonem, zanim Mycroft przemówił. Po drugiej stronie linii były słyszalne małe, ciężkie oddechy.

— Drogi Panie, Gregory — powiedział Mycroft swoim normalnym, jedwabistym głosem. — Wygląda na to, że masz spory problem.

—Mmm. To prawda. Pomożesz mi z tym? — poprosił błagalnie.

— Czy prosisz mnie o seks przez telefon, kochanie? — odpowiedział pytaniem, chociaż Mycroft obniżył swój głos w ten niebezpieczny, seksowny sposób, który dowodził tego, że mimo wszystkiego, zamierzał mu pomóc.

— Tak — westchnął Greg. — Rozpiąłem rozporek.

— Dotknij się — rozkazał Mycroft, a Greg chętnie wykonał polecenie.

Westchnął, obejmując członka dłonią, poruszając nią powolnymi, niewielkimi ruchami. Opuścił głowę, opierając się o oparcie krzesła, będąc bardzo zachęcany przez jedwabiste słowa na drugiej linii.

Mycroft zaczął opisywać bardzo niestosowne rzeczy, które podsycało gorące podniecenie Grega, które odczuwał głęboko we wnętrznościach. Zaczął cicho dyszeć, głaszcząc się i drażniąc, gdy wyobrażał sobie, jak jego ręka zostanie dziś wieczorem zastąpiona przez dłoń partnera.

— Jesteś blisko — mruknął Mycroft po paru minutach.

Greg wstrzymał oddech, a jego tempo poruszania dłonią straciło rytm, zanim spróbował odzyskać kontrolę.

— Tak — westchnął, przygryzając wargę.

— Dojdź dla mnie, Gregory.

Greg otworzył szeroko oczy i puścił telefon, umieszczając go między uchem a ramieniem. Wolną teraz ręką, pośpiesznie chwycił mały stos serwetek, które przyniósł ze sobą z kawiarni, przewracając przy tym pusty kubek i zrzucając niektóre dokumenty na podłogę. Usłyszenie, jak Mycroft wypowiada te słowa, doprowadziło go niemal do finału i ledwie przyciągnął do siebie serwetki, gdy pochłonął go orgazm. Jęknął cicho, drżąc i dysząc ciężko. Przełknął głośno, gdy opary euforii schodziło z niego. Spoglądając w dół, z dumą zauważył, że żaden ślad jego rozkoszy nie trafił na jego ubranie, więc nikt nie będzie wiedział, co robił w zaciszu swojego biura.

— Mmmmm, Myc — westchnął, rozluźniając się. Mycroft zaśmiał się cicho.

— Do zobaczenia wieczorem, Gregory.

Rozległo się kliknięcie oznaczające koniec połączenia, zanim któryś z nich się pożegnał, ale nie przeszkadzało to Gregowi. Odłożył komórkę na biurko, zamykając ponownie oczy i opadając na krzesło z największym uśmiechem na twarzy.

— Nie mogę się doczekać — mruknął do siebie, czując się już o wiele lepiej.

Chapter 43: Mycroft jest nim zbulwersowany

Chapter Text

Dopiero po tym, jak Mycroft z irytacją wyszedł z budynku 221B i wskoczył do samochodu, poczuł ból. Syknął przez zęby, marszcząc brwi. Z westchnieniem spojrzał na bolące ramię. Biorąc pod uwagę doznania i brak ruchu, to jeśli prowadził dobrą dedukcję, to wyglądało to na to, że.... Jego drogi, bardzo na haju, brat właśnie złamał mu rękę.

Fantastycznie.

Życie codzienne było niezwykle trudne, gdy miało się ramię w gipsie i w chuście. Mycroft na początku był uparty, odmawiając pomocy od każdego, kto ją zaoferował lub chociaż przybrał litościwy wyraz twarzy, gdy polityk próbował kontynuować pracę, jakby nie był ranny. Lodowate spojrzenie, jakie ten ktoś otrzymywał w zamian, zwykle sprawiało, że patrzył w drugą stronę, a Mycroft starał się kontynuować codzienną rutynę.

To było trudne. Robił rzeczy o wiele wolniej, gdy nie wykorzystywał w pełni swoich obu ramion. Był jednak Mycroftem Holmesem i nadal potrafił wykonać właściwie wszystkie codzienne zadania. Nawet jeśli spał mniej, bo potrzebował więcej czasu do wykonania czynności podczas dnia. Nawet jeśli jego złamane ramię nadal pulsowało bólem, gdy przekraczał granice tego, co mógł zrobić.

— Chryste, Myc, przestań.

Jego partner, Gregory, westchnął pewnego ranka, gdy Mycroft próbował się ubrać. Na pewno był to najgorszy początek dnia. Zakładanie kamizelki i zawiązanie krawata zdecydowanie było jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie mógł sobie wyobrazić. Zamrugał ze zdziwieniem, stojąc nieruchomo, trzymając kamizelkę ręką, która nie była poszkodowana. Zerknął na starszego mężczyznę, który wciąż leżał na łóżku.

— Przepraszam, Gregory. Idź spać.

Jego chrząknięcia musiały obudzić inspektora… Mycroft zmarszczył brwi. Gregory potrząsnął głową i zszedł z łóżka, by podejść do miejsca, gdzie stał Holmes (będąc całkowicie nagi, ponieważ w przeciwieństwie do polityka, nigdy nie spał w piżamie).

— Nie. Pomogę ci, a ty do cholery zaakceptujesz to — wyrzucił z siebie, głębokim, szorstkim od snu głosem.

Spojrzenie jego brązowych oczu było bardzo skupione, kiedy wziął kamizelkę i nałożył ją na Mycrofta, delikatnie dotykając jego ramion. Następnie podniósł krawat i owinął go wokół szyi kochanka. Podszedł bliżej, gdy jego opalone dłonie pracowały nad poprawnym węzłem.

— Nie powinieneś… — Mycroft sapnął cicho, zaciskając usta, gdy stał bezradnie.

To było śmieszne, nie mógł się nawet normalnie ubrać. Gregory tylko ponownie pokręcił głową, po czym pocałował go i poklepał po piersi, kiedy był już ubrany.

— Myc, kochanie. Jak dobrym byłbym chłopakiem, gdybym pozwolił ci dalej z tym walczyć? — zapytał, patrząc mu w oczy z łagodnym uśmiechem. — Poza tym, jeśli będziesz się tak forsował, to wyleczenie potrwa dłużej. Proszę, pozwól, że ci pomogę, dobrze?

Mycroft oczywiście nie chciał tego zrobić. Nigdy nie potrzebował pomocy, nawet gdy był młodym chłopcem. Wiedział jednak, że jego ręka odmawia współpracy, więc niechętnie się zgodził. Oczywiście, kontynuował swoją pracę najlepiej jak mógł, ale kiedy wracał do domu, jego partner przejmował całą odpowiedzialność. Starszy mężczyzna w zasadzie popychał go w stronę salonu i sadzał na sofę, przez co Mycroft był przez pewien czas nie w humorze.

— Naprawdę, Gregory. Mam złamaną jedną rękę. Nie jestem inwalidą — warknął pewnego wieczoru.

Nie tyle był poirytowany swoim partnerem, o ile całą sytuacją i tym, jak długo potrwa zrośnięcie kości. Próbował spojrzeć na Grega gniewnie, kiedy przyniósł mu herbatę, ale i tak przyjął napój.

— Mycroft — powiedział cicho Gregory, spoglądając na niego tymi uroczymi brązowymi oczami. Mycroft mrugnął. — Zdaję sobie z tego sprawę, ale daje mi to szansę zrobienia czegoś dla ciebie. Coś, czego nie jestem często w stanie zrobić. Wiem, jak bardzo to boli, miałem już dość złamanych kości w swoim życiu, i chcę ci tylko pomóc. Dobrze?

Mycroft zamrugał, marszcząc brwi, gdy spoglądał na swoją herbatę. Westchnął cicho i skinął głową. Podejrzewał, że rozumiał postawę swojego chłopaka. To była ta sama mentalność, kiedy Gregory był chory, a Mycroft nalegał, żeby się nim opiekować.

— Wybacz mi. Jestem po prostu wyczerpany radzeniem sobie z tym — przyznał, popijając gorący napój.

Z uśmiechem, jego ukochany Gregory, usiadł na kanapie obok i przyciągnął go do bardzo komfortowego uścisku. Mycroft westchnął. Jego mięśnie rozluźniły się, gdy jego ciało opadło w ramiona drugiego mężczyzny. Gregory zaczął składać delikatne pocałunki na jego głowie.

— Wiem, kochanie — wyszeptał, kładąc policzek na czubku głowy Mycrofta. Polityk zamknął oczy i ponownie westchnął. — W porządku. Po prostu napij się herbaty. Potem skończę pranie i przygotuję ci kąpiel. Jak to brzmi?

Mycroft westchnął.

— Brzmi wspaniale. Dziękuję, Gregory.

Chapter 44: Nie wstydź się

Chapter Text

Mycroft zawsze spał w piżamie. To nie było nic niezwykłego. Greg znał wielu ludzi, którzy spali w piżamie. Po prostu nie był jednym z nich. Co najwyżej spał w spodniach od piżamy, choć dość często spał nago. Tak było mu po prostu wygodniej. Zatem życie z partnerem, który był zdecydowanie przeciwny temu, było interesującą adaptacją do tego.

Kiedy Mycroft się przebierał, to nigdy nie zrobił tego przed Gregiem. Zawsze albo chodził do łazienki dołączonej do ich sypialni, albo stawał za japońskim parawanem, który stał w kącie pokoju. Mycroft Holmes był oczywiście człowiekiem swoich przyzwyczajeń, więc inspektor nic na początku nie powiedział. Ale ich dwójka była zaangażowana seksualnie, więc to nie było tak, jakby nie widział nago młodszego mężczyzny. Nawet po ich aktach seksualnych Mycroft z trudem zatrzymywał się, by z nim się poprzytulać, zanim nie wszedł do łazienki i nie ubrał się.

Wreszcie, pewnej nocy, gdy leżał w łóżku w rozkosznej mgiełce po przeżyciu orgazmu, nie mógł się powstrzymać przed poruszeniem tego tematu. Patrzył ospale, jak Mycroft wstaje z łóżka i zaczyna iść w stronę łazienki.

— Dlaczego nigdy nie zostajesz? — zawołał za nim cicho, powodując, że polityk zawahał się i zerknął na niego przez ramię.

Greg oczywiście nie przejmował się tą sytuacją. Nic w tym go nie uraziło ani nie sprawiło, że pomyślał, że między nimi istnieje jakiś problem. Był po prostu autentycznie zdezorientowany.

— Przepraszam, Gregory. Mam nadzieję, że nie jesteś obrażony, ponieważ nie taka była moja intencja — powiedział Mycroft, zamiast odpowiedzieć na pytanie.

Obrócił się nieco w stronę łóżka i przytulił swoje ubrania bliżej do ciała.

— Nie przepraszaj, Myc. — Uśmiechnął się, podpierając się na ramionach i potrząsając głową. — Jestem po prostu ciekawy.

— Nie jestem przyzwyczajony do bycia nagim dłużej niż to konieczne.

W tej wypowiedzi rozbrzmiało pewne wahanie, co sprawiło, że Greg chciał odkryć, co za tym stoi. Nigdy tak naprawdę nie widział, żeby Mycroft czuł się w jakieś sprawie nieswojo, a jednak tak było w tej chwili. Greg wyciągnął rękę.

— Chodź tutaj — poprosił czule. Jasnoniebieskie oczy skupiły się na oferowanej dłoni, ale Mycroft się nie poruszył. Greg pomachał palcami. — Proszę?

Zajęło to chwilę, ale Mycroft w końcu się zgodził i podszedł do niego. Wszedł na łóżko, zajmując na nim miejsce i kładąc swoje ubrania niedaleko na podłodze. Uśmiechając się, Greg uniósł rękę, by pociągnął go bliżej i owinąć swoje ramiona wokół młodszego mężczyzny. Pocałował delikatnie czoło Mycrofta, biorąc głęboki oddech.

— Przytulanki po seksie są jednymi z najlepszych rodzajów przytuleń — wymamrotał przy skórze Mycrofta. — Powinieneś kiedyś spróbować.

— Powinienem? — zapytał Mycroft, jego ton sugerował pytanie, ale Greg nie musiał tego widzieć, aby wiedzieć, że się uśmiechał.

Jednak ciało starszego z braci Holmes było mniej napięte niż wcześniej, dlatego uznał to za zwycięstwo. Greg pochylił głowę na bok, powoli przesuwając dłonią po plecach partnera i pocałował go w blade ramię. Westchnął cicho, zanim jego wzrok nie przyciągnęło coś, czego wcześniej tak naprawdę nie zauważył. Ramiona, szyja i plecy Mycrofta były pokryte piegami. Patrzył na nie, mrugając, całkowicie zafascynowany.

— Jak… jak nigdy wcześniej tego nie zauważyłem? — Wyszeptał, podnosząc rękę, by prześledzić szeroką gamę plam biegnących po skórze partnera. Mycroft natychmiast zesztywniał przeciwko niemu i próbował się odsunąć. Greg zmarszczył brwi. — Myc?

Lestrade próbował spojrzeć na twarz swojego kochanka, ale wydawało, że Mycroft unikał tego za wszelką cenę. Dlaczego najbardziej pewny siebie człowiek w całej Anglii unikał jego wzroku? Poruszył się, zmieniając pozycję i kładąc dłoń pod brodę kochanka, aby unieść mu głowę, by mogli na siebie spojrzeć. Policzki Mycrofta były zarumienione. Czyżby był zawstydzony?

— Myc, o co chodzi? To tylko piegi, kochanie. Sam mam kilka.

— Właśnie o to chodzi, Gregory. Masz kilka. Ich ilość na mnie jest absurdalna.

Mycroft zirytowany, usiadł, odwracając się, by ukryć swoje oblicze przed Gregiem. Starszy mężczyzna tylko wpatrywał się w jego plecy, znów podziwiając omawiane piegi i zgarbione ramiona Mycrofta. To było naprawdę zaskakujące, jak niepewny był swojego ciała. Greg nigdy w życiu nie znał bardziej seksownego mężczyzny. Dlatego też, przesuwając się, również usiadł i objął kochanka, opierając brodę na jego ramieniu.

— Z pewnością nie są absurdalne — odparł. — Są cudowne. Tak jak i ty, Mycroft. Kocham je.

Mycroft prychnął, przewracając oczami. Uśmiechając się, Greg zaczął delikatnie całować go w ramię.

— Co robisz? — zapytał cicho Mycroft.

— To oczywiste, całuję twoje piegi — powiedział, a w powietrzu rozbrzmiewało niewypowiedziane „głupku”. — Mówiłem ci, że je kocham. I chcę spędzić resztę życia, całując je, więc teraz zaczynam. Nie wstydź się, Myc. Nie ma potrzeby.

Powoli Mycroft znowu się rozluźnił. Pocałunki pomogły. Wreszcie zadał pytanie, które sprawiło, że serce Grega zaśpiewało z radości.

— Czy… chciałbyś dołączyć do mnie pod prysznicem, Gregory?

Nigdy nie wzięli razem prysznica. Greg fantazjował na ten temat od wieków.

— Boże, tak — westchnął, niecierpliwie wstając z łóżka i idąc za młodszym mężczyzną do łazienki.

Chapter 45: Walentynki

Chapter Text

Kiedy Greg Lestrade coś robił, to nigdy nie robił tego połowicznie. Było to częścią jego uroku, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Przez lata dzięki temu stale osiągał dobre wyniki, więc po co miałby to teraz zmieniać? Zastanawiał się nad tym, przeglądając w umyśle listę kontrolną, spacerując bez celu po kuchni Mycrofta.

To były ich wspólne pierwsze Walentynki. Chciał, żeby był to wyjątkowy dzień. Jego partner oczywiście nic nie mówił na temat tego dnia, a Greg tak naprawdę tego nie planował. Podejrzewał, że każde Walentynki, które miały miejsce za życia Mycrofta Holmesa, były dla polityka jedynie kolejnym dniem. Właśnie dlatego Greg chciał, aby te były wyjątkowe. Chociaż niekoniecznie popierał to popkulturowe, masowe konsumenckie spojrzenie na to święto, to nadal uważał, że był to dobry dzień, aby sprawić, by twoja druga połówka poczuła się naprawdę kochana.

Mycroft za niedługo miał wrócić z biura do domu, a jeśli Greg wszystko przygotuje w odpowiednim momencie, kolacja będzie prawie gotowa, gdy młodszy mężczyzna przekroczy próg mieszkania. Miał przynajmniej taką nadzieję. Przygotował jedzenie, aranżację kwiatową, którą zamówił, przejrzał potencjalne opcje muzyczne, zapalił świece w jadalni, sypialni oraz wyjął zapasy środków do kąpieli, które kupił wcześniej w tym tygodniu. Przypuszczał, że w większości było to trochę banalne, ale go to nie obchodziło.

Tak jak planował, usłyszał, jak frontowe drzwi otwierają się, gdy minutnik odliczał ostatnie dziesięć minut. Uśmiechając się szeroko, zdjął fartuch, który miał na sobie (głównie po to, by nie dopuścić do tego, aby nie pobrudzić swojego starannie wybranego stroju) i poszedł przywitać Mycrofta przy drzwiach.

— Witaj w domu, Myc.

Greg uśmiechnął się szeroko, obejmując w talii młodszego mężczyznę, przyciągając go do siebie, by go pocałować. Praktycznie czuł, jak brwi Mycrofta uniosły się ze zdziwienia, nawet gdy się całowali, a jego ramiona objęły inspektora.

— Czemu zawdzięczam przyjemność w postaci twojej osoby, po tym jak wróciłem do domu? — zapytał Mycroft, gdy z uśmiechami odsunęli się od siebie. Potem lekko przechylił głowę i pociągnął nosem. — Gotujesz?

— Tak — potwierdził Greg ze skinieniem głowy. Pochylając się, pocałował ponownie partnera. — Dziś wieczorem będę cię rozpieszczał. Chodź.

Chwytając się za ręce, weszli do jadalni, gdzie spojrzenie Mycrofta natychmiast skierowało się na kwiaty stojące pośrodku stołu.

— Co to jest…? — zaczął, przerywając, gdy wpatrywał się w nie uważnie. — Po co to wszystko?

— Dziś są Walentynki, kochanie. — Greg uśmiechnął się. — Stąd to wszystko. A teraz usiądź. Kolacja jest prawie gotowa.

Pocałował Mycrofta w czoło, gdy mężczyzna usiadł, i poszedł przełożyć jedzenie na talerze. Przez większość posiłku siedzieli w komfortowej ciszy, racząc się winem, jedząc swoje porcje, a także deser (przy którym Mycroft zaczął protestować, ale Greg był bardzo przekonywujący, a jęki uznania wydawane przez polityka podczas jedzenia deseru były po prostu grzeszne).

Po obiedzie przenieśli się na kanapę, całowali się, dotykali, a później przytulali. Greg nie pozwolił jednak, aby zostali na niej zbyt długo, ponieważ jeszcze nie zakończył tego wieczoru. W końcu odsunął się i poszedł do łazienki, aby przygotować kąpiel. Z bąbelkami. I świecami. I z większą ilością wina. Gdy wprowadził Mycrofta do łazienki, młodszy mężczyzna spojrzał na to wszystko i nie mógł powstrzymać westchnienia.

— Szczerze mówiąc, najdroższy, nie musiałeś… — Mycroft zaczął protestować, chociaż uśmiechał się.

Greg wyszczerzył się szeroko, rozpinając jego koszulę i całując bladą pierś, która została odkryta.

— Rozpieszczam cię. Wejdź do wanny.

Po rozebraniu się obaj mężczyźni weszli razem do kąpieli, Greg siedział na jednym końcu, a Mycroft przed nim, opierając się o niego z radosnym westchnieniem. Nadszedł czas na więcej przytulania, dotykania i trochę bardziej intensywnej gry wstępnej (bo naprawdę ciężko było tego nie robić, gdy kąpali się razem). Bawili się pianą, tworząc różne kształty na twarzy i ramionach, śmiejąc się z siebie nawzajem radośnie. Trudno było uwierzyć, że mają po czterdzieści lat. Greg, po prostu musiał zatrzymać i spojrzeć z miłością na Mycrofta, który śmiał się z niego.Robił to tak cudownie i szczerze, że był to widok zapierający dech w piersiach. Sposób, w jaki jego twarz rozpromieniła się i to jak grzbiet jego nosa zmarszczył się, a w kącikach oczu pojawiły się zmarszczki… Wspaniały. A Greg miał szczęście bycia tego świadkiem.

Powiedzenie, że kochali się tamtej nocy, było ogromnym niedopowiedzeniem. Greg czcił każdy centymetr ciała Mycrofta. Jasne, polityk patrzył na niego z niedowierzaniem na widok kolejnych świec i płatków róż na łóżku (na litość Boską, dobra, Greg trochę przesadził), ale wiedział, że Mycroft potajemnie cieszył się każdą sekundą. Kochali się i był to powolny i wspaniały akt, gdy razem osiągnęli rozkosz i opadli na łóżko, dysząc ciężko i chwytając się nawzajem, jakby ich życie zależało od tego.

Greg był zakochany. Nie, żeby nie wiedział o tym wcześniej, ale wtedy, gdy leżeli obok siebie, trzymając się za ręce i całując się czule, szepcząc do siebie nic znaczącego, śmiejąc się jeszcze bardziej, znów sobie to uświadomił. Miał zamiar spędzić resztę życia z tym mężczyzną. Po prostu to wiedział.

— Szczęśliwych pierwszych wspólnie spędzonych Walentynek — wyszeptał, gdy zaczął zasypiać.

Mycroft zamruczał słodko, odwracając głowę, by otrzeć swoim nosem o jego.

— Pierwszych z wielu — odpowiedział, pochylając się, by pocałować Gregory’ego, gdy powoli zapadał sen w ramionach partnera.

Chapter 46: Przyjdź na obiad

Chapter Text

Zainteresowania Mycrofta Holmesa zawsze dotyczyły jego młodszego brata. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. W końcu bardzo się o niego troszczył. Nawet w późniejszych latach, gdy ich związek był napięty tak jak teraz, jego zainteresowanie młodszym rodzeństwem nigdy nie osłabło. Zawsze obserwował Sherlocka, upewniał się, że szedł przez życie jak najmniej wyboistą drogą. Bez względu na metody, bez względu na przyczynę, ważne dla niego było, żeby opiekować się Sherlockiem.

Kiedy John Watson wyprowadził się z 221B, znalazł drugą połówkę i związał się węzłem małżeńskim (tak jakby), trzeba było powziąć pewne kroki. John był dla Sherlocka pewnego rodzaju kołem ratunkowym, coś, co Mycroft od czasu do czasu mógł dostrzec, ale i tak całkowicie go zaskoczyło. Jednak to się skończyło. Oczywiście, lekarz starał się, aby ich relacje pozostały bez zmian, ale wszyscy widzieli, że nie będą one takie same. Każdy, kto wierzył inaczej, sam siebie oszukiwał.

Plan był dość łatwy. Poprzez szereg wydarzeń i zbrodni (których nie popełnił żaden z jego pracowników, ale w Londynie dość łatwo było znaleźć przestępstwa), Mycroft poprosił Sherlocka, by ponownie zaczął ściśle współpracować z inspektorem Gregory’m Lestrade. Starszy mężczyzna był oczywistym wyborem, ponieważ znał historię rodzinną Holmesów. Lestrade znał Sherlocka i Mycrofta znacznie dłużej niż John Watson. Ponadto miał do czynienia z Sherlockiem, gdy ten był w najgorszym stanie. I pomógł mu rzucić destrukcyjny nałóg narkotykowy. Tak, to była najbardziej logiczna ścieżka do podjęcia.

Zadziałało. W pewnym stopniu. Lestrade nie osiągnął jednak poziomu, który miał John. Nie poszli wspólnie na obiad. Nie zamieszkali razem, choć Mycroft nie spodziewał się czegoś tak drastycznego. Chociaż pracując nad sprawami, spędzili ze sobą trochę więcej czasu. Zwykle na Baker Street. Nie, żeby Sherlock chciałby pracować gdziekolwiek indziej.

Poruszali się jednak powoli do przodu. To powinno być frustrujące dla starszego Holmesa, który był przyzwyczajony do uzyskiwania wyników przy znacznie szybszym tempie, ale… tak nie było. Stwierdził, że tak naprawdę była to ulga. W swoich planach zbliżenia ich do siebie i obserwowania, jak spędzają ze sobą więcej czasu, zaczął odczuwać coś niezwykłego. Był zazdrosny. Początkowo drwił z tego pomysłu, ale nie, zdecydowanie był zazdrosny.

Jednak jego zazdrość nie dotyczyła Lestrade. Nie, był zazdrosny o Sherlocka. Oto on, starający się zbliżyć swojego brata i inspektora do siebie, podczas gdy w rzeczywistości chciał mieć szansę bycia bliżej tego inspektora. Mycroft zawsze doceniał atrakcyjność mężczyzny, a nawet był pod wrażeniem niektórych jego metod i wyników, ale nigdy nie spodziewał się tego rodzaju emocjonalnego przywiązania.

Oczywiście, kiedy Mycroft Holmes postanowił coś zrobić, doprowadzał sprawę do końca. W ten sposób znalazł się na Baker Street, opierając się o parasol, zanim nie wszedł do środka i zaczął wspinać się po schodach. Z drugiej strony, miał akta sprawy, powód dla którego się pojawił, gdyby obaj mężczyźni byli w środku. Sherlock natychmiast przejrzy jego kłamstwo. To jednak nie miało znaczenia.

Dwie głowy uniosły się, gdy wszedł do mieszkania i odchrząknął. Lestrade spojrzał na niego ze zmieszaniem połączonym z czymś, co zawsze się ujawniało, gdy inspektor na niego patrzył. To było wrażenie, którego Mycroft jeszcze nie miał czasu przeanalizować, co było irytujące. Nigdy nie wydawało się trwać wystarczająco długo i wyglądało na to, że pojawiało się tylko wtedy, gdy był jego odbiorcą. Sherlock jak zawsze miał neutralny wyraz twarzy. Bystre niebieskie oczy ujrzały teczkę i młodszy z braci Holmes westchnął z wyczerpaniem, wstając.

— Nie trzeba było tego przynosić — wycedził, machając rękę. — Idę opracować eksperyment.

Sherlock odwrócił się i skierował się do swojej sypialni.

— Sherlock, a co z…

Lestrade zaczął protestować, ale został uciszony przez trzask drzwi. Mycroft uśmiechnął się lekko. Będzie musiał wymyślić sposób, by podziękować swemu drogiemu bratu.

— Inspektorze — przywitał się.

Uwaga starszego mężczyzny skupiła się na nim, tak jak powinno być. Tak, jak powinno być to od samego początku.

— Pan Holmes. — Przywitał go, wstając.

Obaj zawsze wydawali się wracać do formalności. Mycroft odłożył folder i zrobił krok do przodu. Miał dość odkładania rzeczy na później. Te miesiące prób zbliżenia Sherlocka do Lestrade pozbawiły go cierpliwości, pozostawiając go gotowym do uzyskania właściwych rezultatów.

— Chodź ze mną na obiad — powiedział, wyciągając dłoń i kładąc smukły palce pod niechlujną brodę Lestrade’a.

Brązowe oczy otworzyły się szeroko, a pełne wargi rozchyliły się. Mycroft zaczął się gapić. Chciał wziąć dolną wargę mężczyzny między zęby i przygryźć ją zaborczo.

— Ja, um… — Lestrade zerknął w kierunku drzwi do sypialni. Mycroft obrócił jego głowę w swoją stronę, by inspektor znów skupił na nim wzrok.

— To nie było takiego typu zaproszenie, Gregory. Pójdziemy na obiad. Wydaje mi się, że czekałeś na to tak długo jak ja. Bardzo chciałbym zaprosić cię na obiad. Na początek.

Jego głos był jedwabisty, gorący i zachęcający. Źrenice Lestrade rozszerzyły się w odpowiedzi. Mycroft uśmiechnął się zwycięsko.

— Cóż — powiedział inspektor, odchrząkając i wyciągając rękę, by chwycić jedwabny krawat Mycrofta. — Na co więc czekasz?

Chapter 47: Piłka nożna

Chapter Text

— Dawaj, Arsenal, strzelaj tego cholernego gola! — krzyczał Greg, z frustracją wyrzucając ręce w powietrze.

Wzdychając z irytacją, opadł na kanapę i przeczesał swoje srebrzyste włosy. Przez chwilę milczał, wpatrując się w ekran telewizora, po czym jęknął na coś, co się wydarzyło.

— Nie słyszą cię, najdroższy — skomentował po chwili Mycroft.

Polityk był rozciągnięty na całej długości kanapy. Jego długie nogi były owinięte wokół partnera i na jego kolanach. Na nich spoczywał laptop, na którym pisał. Żaden z nich nie musiał dzisiaj wychodzić do pracy, więc postanowili spędzić wspólnie dzień (coś, co niestety rzadko im się przytrafiało). Oczywiście ulubiona drużyna Grega miała tego samego dnia mecz turniejowy, który inspektor bardzo chciał obejrzeć. Mycroft, który nie przejmował się sportem, postanowił nie brać w tym udziału, ale nadal przebywać przy swoim partnerze. Nawet jeśli hałaśliwe zachowanie mężczyzny prawie zmusiło go do przemyślenia tej decyzji.

— Popełniają głupie błędy — jęknął Greg, a jego głowa opadła do tyłu z frustracji.

Naprawdę uwielbiał Arsenal. Ale ciężko było być jego fanem. Sporo… przegrywali. Ten sezon był ekscytujący, ponieważ radzili sobie tak dobrze, oprócz kilku słabych meczów z Liverpoolem. A teraz na meczu pucharowym dali się zdominować na boisku. Greg był ubrany w swój ekwipunek fana: miał na sobie koszulkę zespołu, czerwone skarpetki, a z szyi zwisał luźno czerwono-biały szalik.

— Mogą tak łatwo wygrać, więc denerwujące jest, że tak cholernie to psują.

Mycroft słuchał go z połowiczną uwagą. Troszczył się o starszego mężczyznę, ale nie dbał o jego hobby. Wciąż nucił, gdy było to stosowne, wracając do pisania. Był to ich dzień wolny, dlatego postanowił nie nosić trzyczęściowego garnituru. Zamiast tego miał na sobie tylko swoje spodnie i białą koszulę, której trzy pierwsze guziki były rozpięte. Oczywiście rozpięte zostały dziś rano przez Grega podczas ich psotnej części drażnienia się nawzajem. Coś, co Mycroft chciałby teraz powtórzyć, choćby po to, by odwrócić uwagę partnera od pozornie niepokojącego pojedynku między drużynami.

Ostatni kwadrans pierwszej połowy meczu spędził ze sfrustrowanym i podrażnionym Gregory’m. W połowie meczu ogłoszono przerwę i starszy mężczyzna wstał, by wziąć sobie piwo. Będąc w kuchni postanowił zrobić też herbatę i przyniósł ją z powrotem do salonu, podając ją Mycroftowi, który na chwilę odłożył swój laptop.

— Dziękuję, Gregory. — Młodszy mężczyzna uśmiechnął się szczerze, po czym wypił łyk ofiarowanego napoju, nucąc pod nosem.

Greg uśmiechnął się z uwielbieniem, pijąc swoje piwo. Po chwili, gdy zajął z powrotem swoje miejsce, nogi Mycrofta powróciły do swojego wcześniejszego ułożenia na jego kolanach. Wolną ręką Greg zaczął lekko masować jedną z nich.

— Cieszę się, że jesteś tu ze mną. Dziękuję. Wiem, że nie interesujesz się piłką nożną. — Uśmiechnął się Greg, z czułością ściskając goleń Mycrofta.

— Tak, ale troszczę się o ciebie i o to, by być przy tobie. Postanowiłem być przy tobie tego dnia, jeśli będzie to możliwe.

— Mógłbym nauczyć cię zasad gry.

— Jestem w pełni świadom mechaniki tej gry — skomentował Mycroft, unosząc brew. — Po prostu nie dbam o to na tyle, by wzbudziło moje zainteresowanie.

Przeszywające spojrzenie jasnoniebieskich oczu przesunęło się po sylwetce Grega, powodując, że starszy mężczyzna zarumienił się nieco na tę uwagę. Na twarzy Mycrofta zaczął pojawiać się uśmieszek, który Greg znał aż za dobrze. Polityk mrugnął do niego.

— Jednakże coś innego przykułoby całkiem ładnie moją uwagę — powiedział, odkładając laptopa i filiżankę herbaty na podłogę.

Usiadł prosto, przesuwając się i wczołgując się na kolana Grega, siadając na nim okrakiem. Pochylił się i namiętnie pocałował swojego partnera. Pocałunek został zwrócony, nawet jeśli był to nieco opóźnione z powodu zaskoczenia ze strony Grega. Po chwili inspektor chwycił mocno wolną ręką koszulę Mycrofta. Po pewnym czasie polityk zaczął poruszać biodrami w tył i przód, tworząc między nimi tarcie, które sprawiło, że Greg przerwał pocałunek, z trudem łapiąc powietrze.

— Chryste — jęknął, znów odchylając głowę do tyłu i opierając ją na kanapie (choć tym razem ze znacznie lepszego powodu).

Mycroft uznał to za zaproszenie, aby zacząć całować odsłonięta szyję. Greg jęknął lekko, gdy otrzymał małe ukąszenie, przez co sam zagryzł dolną wargę.

Po kilku minutach mecz został wznowiony. Mycroft wyprostował się, wpatrując się w Grega, po czym zszedł z niego i wrócił do swojej wcześniejszego miejsca. Ponownie podniósł laptopa i wznowił swoją pracą, jakby jeszcze przed chwilą nie dokuczali sobie i nie ocierali się o siebie, jak napalone nastolatki. Gregowi zajęło kilka niespokojnych minut, by powstrzymać swoje podniecenie. Ten czas poświęcił na gapienie się na nieprzyzwoitego mężczyznę, w którym był tak zakochany, zanim w końcu jego uwaga skupiła się po raz kolejny na rozgrywanym meczu.

Przeklinał, wiwatował i pił piwo. A Mycroft, aż do końca meczu, siedział obok niego, z nieschodzącym małym, pełnym zadowolenia uśmiechem.

Chapter 48: Ryba z frytkami

Chapter Text

— Po prostu nie rozumiem, jak możesz to jeść — westchnął Mycroft, uważnie wpatrując się w talerz Grega.

Starszy mężczyzna spojrzał na niego, a później, wciąż trzymając frytkę w dłoni, wzruszył ramionami.

— Ryba z frytkami jest przepyszna, Myc. Zrozumiałbyś to, gdybyś rzeczywiście ją spróbował — odparł, wskazując frytką na polityka, po czym włożył ją do ust i zaczął przeżuwać.

Mycroft potrząsnął głową, podnosząc filiżankę herbaty i popijając ją delikatnie. Obaj byli w stanie odejść od swoich biurek, aby zjeść wspólnie lunch. Poszli do małej knajpki w pobliżu New Scotland Yardu, który miał najlepszą rybę z frytkami w całej okolicy. Greg zamawiał to za każdym razem, kiedy tu przychodzili. Nic dziwnego, że Mycroft prosił jedynie o herbatę i nic więcej.

— Mówiłem ci, że nie musisz się odchudzać — powiedział po chwili Greg, odchylając się na swoim krześle. — Nie jesz.

— Nie prawda — odpowiedział Mycroft, obracając filiżankę w dłoniach, obserwując ją z roztargnieniem. Westchnął cicho. — Chciałem tylko cieszyć się twoim towarzystwem. Nie jestem głodny.

— Nie oznacza to, że nie powinieneś spróbować czegoś zjeść. Co do licha jest z wami Holmesami? Przecież wiesz, że jedzenie nie jest wrogiem dla waszych ciał.

— Nie jestem, aż tak ekstremalny jak Sherlock — zaśmiał się lekko Mycroft. — Po prostu nie jestem głodny.

Greg potrząsnął głową i westchnął. Zjadł jeszcze kilka frytek, a następnie kawałek ryby. Obaj cieszyli się swoim towarzystwem w wygodnej ciszy. Było to coś, co mogli robić dość często, czy to gdzieś na mieście, kiedy jedli czy to w domu leżąc na kanapie. Po pewnym czasie Greg postanowił wrócić jednak do omawianego tematu.

— Mówiłem poważnie o zamówieniu czegoś dla ciebie — powiedział, wskazując na swoje jedzenie.

Mycroft westchnął.

— Nawet gdybym był głodny, najdroższy Gregory, to nie mam ochoty jeść ryby z frytkami — powiedział, rzucając mu przeszywające spojrzenie.

Greg był jednak upartym mężczyzną. Wstał i zrobił to, czym mu groził. Zamówił kolejną porcję ryby z frytkami dla swojego partnera. Nigdy wcześniej nie udało mu się nakłonić Mycrofta do jedzenia, ale to nie było tak obrzydliwe, jak polityk sądził. Greg jadł to przez całe życie i nie zaszkodziło mu. W końcu nadszedł ten dzień. Był zdeterminowany nakarmić Mycrofta rybą z frytkami. Chciał, żeby ją zjadł.

Usiadł i położył talerz przed Mycroftem, który ostrożnie przyjrzał się jego zawartości.

— Dalej — powiedział Greg, machając w stronę talerza, gdy młodszy mężczyzna wciąż wpatrywał się w jedzenie, jakby miało go otruć. Skrzyżował ręce na piersi i w geście upartości przechylił brodę. — Nie pozwolę ci odejść, dopóki nie spróbujesz, Myc. Daj spokój. Zrobisz to dla mnie? To naprawdę nie jest takie złe, jak uważasz.

Mycroft spojrzał na swojego partnera, tylko po to, by zagubić się w tych dużych brązowych oczach, którym zawsze było tak ciężko odmówić. Z pewnością była to diabelska taktyka. Z westchnieniem, ramiona Mycrofta opadły, a sam mężczyzna skinął głową. Greg wyszczerzył zęby w uśmiechu, patrząc, jak polityk sięgnął po leżące obok sztućce. Jego uśmiech nieznacznie zachwiał się i zamrugał.

— Co… robisz? — zapytał, gdy Mycroft podniósł widelec.

— To o co poprosiłeś — powiedział Mycroft, patrząc na niego.

— Tym? — kontynuował Greg, wpatrując się w widelec w jego dłoni. Mycroft również spojrzał na sztućce.

— Oczywiście — powiedział z wahanie. — Czym jeszcze miałbym jeść?

Greg podniósł rękę, by zakryć usta. Po chwili jednak nie mógł się powstrzymać i zaczął się śmiać. Mycroft westchnął, wyraźnie zirytowany starszym mężczyzną i mocno odstawił widelec na stół.

— Myc, kochanie, nie. To się je rękoma, kochanie — powiedział między napadami śmiechu.

— Rękoma? Dobry Panie, nie. Nie te tłuste rzeczy.

— Mówię ci, to nie jest takie złe. Zwłaszcza tutaj. Teraz proszę, odłóż widelec i po prostu zjedz.

Mycroft był wyraźnie zirytowany. Gdyby był kotem, to nastroszyłby futro, wpatrując się w niego przez całą tę sytuację. Ostatecznie jednak odłożył widelec i oparł nadgarstki na stole przed sobą, gdy znów wpatrywał się w jedzenie. Greg opanował śmiech i czekał cierpliwie.

W końcu Mycroft wyciągnął rękę i złapał kawałek ryby. Uniósł go, nadal badając go przeszywającym wzrokiem, zanim wreszcie go ugryzł. Jego twarz była pusta i nie wydał żadnego dźwięku, żując, jeszcze raz gryząc, a potem wkładając do ust końcówkę porcji. Potem zrobił to samo z frytką.

— I? — zapytał po chwili Greg. Mycroft sięgnął po serwetkę i wytarł nią dłoń, wzdychając.

— To… nie było takie straszne — przyznał, zaciskając usta w cienką linię. Greg uśmiechnął się.

— Mówiłem.

Chapter 49: Wstrząśnięty

Chapter Text

Zwykle za każdym razem, kiedy Greg kończył pracę, wracał do domu i albo kładł się wygodnie z Mycroftem na kanapie, albo czekał, aż Mycroft wróci do domu, aby mogli razem zwinąć się na wcześniej wspomnianym meblu. Chodziło o to, że zawsze chętnie wracał do domu. To było coś, co ponownie zaczął czuć po randce z Mycroftem i po przeprowadzce do wspólnego domu po roku od tej randki. Wyszedł z obskurnej, przygnębiającej, pustej kawalerki i zamieszkał z mężczyzną, w którym się zakochał po uszy.

Tego dnia Greg nie poszedł prosto do domu. Zamiast tego skierował się do pubu, do którego często chodził. Usiadł przy barze, wyciszył komórkę i zamówił piwo. W ciszy wypił kufel alkoholu. Telewizor nad barem transmitował mecz piłkarski, ale jego spojrzenie nigdy nie skierowało się na odbiornik. Wzrok miał wbity w blat baru i w kufel, stojący między jego rękami. Minęła chwila, potem druga i kolejna, zanim wezwał barmana, by zapłacić. Wciąż był w dziwnym nastroju i nadal się trząsł, ale wiedział, że powinien iść już do domu. Gdyby został, kontynuowałby picie, a potem byłby pijany i próbował złapać taksówkę, by wrócić do mieszkania.

Westchnął, całe jego ciało było ospałe i wyczerpane, kiedy wszedł do domu, który dzielił z Mycroftem. Praktycznie rzucił swój płaszcz na wieszak, zamiast powiesić go normalnie, ściągnął buty i ruszył korytarzem. Nie poszedł do salonu. Odwrócił się i wszedł po schodach, a potem do sypialni. Bez słowa zdjął marynarkę, koszulę i spodnie. W samych majtkach opadł na łóżko i wtulił twarz w poduszkę Mycrofta.

— Gregory? — zabrzmiał spokojny, zaciekawiony głos.

Greg poruszył się, zdając sobie sprawę, że zasnął. Która była godzina? Wzdychając, poruszył się, by usiąść, przecierając oczy i wpatrując się w kołdrę na łóżku. Chwilę później usłyszał dokładniej kroki zbliżającego się do sypialni mężczyzny.

— Gregory, co się stało?

Uśmiech, który posłał mu Greg był pozbawiony entuzjazmu. Oczywiście Mycroft mógł od razu stwierdzić, że coś było nie tak. Partner Lestrade był taki genialny. Greg nigdy nie był w stanie niczego przed nim ukryć. Nie, żeby kiedykolwiek chciał. Kiedy jednak spojrzał na swojego kochanka, wszystko, co powstrzymywał do tej pory, zawaliło się na niego niczym lawina. Jego determinacja zniknęła. Czuł się upokorzony, gdy gorące, kłujące uczucie w środku, powoli docierało do jego oczu, a wzrok zamazał się trochę z powodu łez, które nie chciały popłynąć.

Mycroft natychmiast położył się u boku Grega na łóżku. Smukłe ramiona owinęły się wokół starszego mężczyzny, przyciągając go do pocałunku. Spiczasty nos polityka zagrzebał się w srebrzystych pasmach, tych samych, które gładził z miłością. Greg drżał, ściskając mężczyznę, jakby od tego zależało jego życie.

— Twoja sprawa — powiedział Mycroft, bez pytania.

Nawet jeśli nie zawsze znał szczegóły, to zawsze był świadomy jej natury. Do diabła, o ile Greg wiedział, to mógł znać wszystkie aspekty i po prostu pozwalał mu o tym mówić, żeby mógł się lepiej poczuć. Greg milczał przez chwilę, zanim skinął głową.

— Tak — westchnął, pociągając nosem i kiwając głową, przy szyi swojego kochanka.

W końcu odsunął się i usiadł. Wytarł twarz dłonią i westchnął ponownie, po czym przeczesał palcami włosy. — Wiesz, że zawsze oddzielam swoje emocje od miejsc zbrodni.

Mycroft był cierpliwy. Milczał, kiwając głową i nucąc w zrozumieniu w razie potrzeby. Było jasne, że chciał pozwolić Gregowi na zdjęcie tego ciężaru z piersi na własnych warunkach. Lestrade spojrzał na kołdrę i zaczął się nią bawić w roztargnieniu.

— Ciało było… Miała trzynaście lat, Mycroft — kontynuował po chwili, a jego głos drżał. — Została pobita, zgwałcona… To było…

Zamknął oczy, wzdychając. To było okropne. Na początku niemalże nie był w stanie pozostać na miejscu zbrodni.

— I potem musiałem powiedzieć jej rodzicom. To już samo w sobie było złe. To było… Wyglądała jak Elizabeth, Myc. I ciągle myślałem, co by było, gdyby to była ona? Co jeśli byłbym ojcem, który otrzymuje takie wieści? Że mojej małej dziewczynce, mojemu cennemu dziecku, zrobiono takie okropne rzeczy. Wrzucono ją do rowu, w którym przeleżała trzy dni, zanim ją odnaleziono. Chryste, po prostu…

Urwał, drżącym głosem, a z jego oczu popłynęły łzy. Nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie poczuł, jak smukłe palce ścierają je z policzków. Mycroft patrzył na niego miękkim, współczującym spojrzeniem. Potem pochylił się i delikatnie musnął jego wargi swoimi.

— Elizabeth, jest bezpieczna w domu? — zapytał spokojnie, a jego głos był cichy.

Greg skinął głową.

— Tak. Zadzwoniłem do niej wkrótce potem, tylko po to… Nie powiedziałem jej dlaczego. Nie musiała tego wiedzieć.

Pochylił się, ponownie chowając twarz w zgięciu szyi Mycrofta i odetchnął głęboko, otaczającym go zapachem. Wciąż był wstrząśnięty, wciąż ją widział… ale zaczynał czuć się lepiej. Mycroft go trzymał, pozwalając mu się uspokoić, wielokrotnie gładząc go po włosach i karku.

— Chodź, najdroższy. Zrobię ci herbatę. A może później weźmiesz gorącą kąpiel. Co o tym myślisz?

Greg uśmiechnął się, patrząc na Mycrofta. Jego partner. Jeden z najmilszych ludzi, jakich kiedykolwiek poznał. Skinął głową.

— Brzmi cudownie. Dziękuję.

— Dla ciebie wszystko.

I zanim wstali, Mycroft pochylił się, by złożyć kolejny słodki, trwalszy pocałunek. Taki, który nie znaczył nic, a jednocześnie wszystko.

Chapter 50: Pierwszy raz

Chapter Text

Mycroft był świadomy mechaniki stosunku płciowego. Był geniuszem, oczywiste było, że był tego świadomy. Posiadając tę wiedzę, ani razy nie miał gorączkowego pragnienia uczestniczenia w takiej działalności. Nawet na uniwersytecie, gdzie większość jego rówieśników w końcu eksperymentowała ze sobą, nie uczestniczył w tych praktykach. W każdym razie nikt nie ustawiał się przed jego drzwiami, by spróbować tego z nim.

To było coś, z czego był całkowicie zadowolony. Nie spieszył się, by wić się spocony i dyszący wokół innej osoby. Ludzie byli okropni. Wolał swoje ciche życie za kulisami, naginając rzeczy, by były takie, jak powinny. Ale to było, zanim w jego życiu pojawił się inspektor Gregory Lestrade.

Dzięki starciom z wyjątkowo odurzonym młodszym bratem Mycrofta, Gregory Lestrade został uwikłany w sprawy panów Holmes. Na początku było to irytujące, frustrujące i niepokojące, gdy chodziło o związek między nim a Sherlockiem. Ich relacja była jednak ściśle biznesowa, a starszy mężczyzna najwyraźniej przede wszystkim odgrywał rolę ojca w życiu Sherlocka. Poza tym, kiedy mężczyzna stał się główną przyczyną, dla której Sherlock rzucił narkotyki, Mycroft zdał sobie sprawę, że nie był to zwykły stróż prawa.

To, co było zainteresowaniem, przerodziło się w znacznie coś więcej. Może nie zdawał sobie wówczas z tego sprawy, ale jak się okazało, zakochał się w tym człowieku. Z biegiem lat, gdy ich spotkania stawały się coraz bardziej regularne, wydawało się, że tamte uczucia powróciły równie szybko i mocno. Mycroft znalazł się w sytuacji, w której nie wyobrażał sobie, żeby kiedykolwiek mógł się znaleźć. Najpierw w przenośni, a następnie dosłownie.

Zaangażowali się w intymny sposób, pocałunki zmieniły się w dotknięcia, które przeistoczyły się w ręce wędrujące pod bieliznę, a następnie na litość Boską, nastąpiło ocieranie się o siebie. To był absurdalnie pierwotny czyn, który sprawiał, że logiczna część mózgu Mycrofta chciała zmarszczyć swój wyjątkowo spiczasty nos, ale iskra ciepła, która przeszywała jego wnętrzności, gdy kołysał biodrami na udzie Gregory’ego, wyłączyła tę część mózgu. To nie był pierwszy raz, kiedy znaleźli się w takiej pozycji, a kiedy Mycroft odchylił głowę do tyłu z ustami Grega na swojej szyi, w końcu dotarło do niego zrozumienie.

Chciał tego. Był na to gotowy.

Wyciągnął rękę, chwytając srebrzyste włosy i odciągając starszego mężczyzna, który spojrzał na niego z lekkim zmieszaniem i pełnym pożądaniem. Człowiek, który bardzo się o niego troszczył, który nie naciskał, by pójść dalej, niż Mycroft czuł się wygodnie. Mężczyzna, w którym zakochał się o wiele bardziej, niż kiedykolwiek się spodziewał. Przełykając ślinę, oblizał wargi i zbliżył je do policzka Grega.

— Jestem gotowy — powiedział, a jego zwykle jedwabisty głos był ochrypły.

Patrzył, jak brązowe oczy stają się ciemniejsze, niemal czarne w odpowiedzi. Greg chwycił go pewniej w talii.

— Jesteś pewien? — W odpowiedzi zadał to bardzo ważne pytanie.

Mycroft zadrżał. Głos mężczyzny był normalnie dość szorstki, ale teraz gdy brzmiał tak głęboko, sprawiało, że sam ton inspektora był wystarczająco seksowny. Pokiwał głową.

— Tak, Gregory. Proszę.

Mycroft czuł ciepło na policzkach. Zarumienił się z mieszaniny podniecenia i zażenowania. Oto on, praktycznie błagający jak dziewica, którą jak przypuszczał, technicznie był. Oczywiście nie było to tak dramatyczne, ale wciąż wydawało się śmieszne.

Po tym dotknięcia stały się o wiele bardziej celowe. Lubrykant i prezerwatywy zostały wyciągnięte i wkrótce obaj zrzucili całą swoją odzież. Greg działał powoli, przygotowując go właściwie palcami. To było jak tortury, a Mycroft praktycznie wił się. Chciał, potrzebował więcej. Zaczynał się niecierpliwić, ale jego kochanek działał powoli. Oczywiście było to logiczne. Ale mózg Mycrofta zaczął wyrzucać całą logikę przez okno. Chciał tylko czuć.

W końcu, po czymś, co wydawało się wiecznością, Greg wyjął z niego palce i zaczął rozpakowywać prezerwatywy i otwierać lubrykant. Jednak zamiast wspinać się na niego, lub przewrócić kochanka na brzuch, jak oczekiwał tego Mycroft, Lestrade chwycił go za rękę i pociągnął go, aby usiadł mu na kolanach. Mycroft z zaciekawieniem mrugnął, patrząc na starszego mężczyznę.

— W ten sposób możesz kontrolować nasze tempo. Będzie ci łatwiej — powiedział, wyjaśniając. Pochylił się, by chwycić blady obojczyk Mycrofta.

Ach, to miało sens. Mycroft podniósł się na kolana i oblizał nerwowo usta, gdy Greg pod nim ustawił się w odpowiedniej pozycji.

— Pamiętaj, tylko żeby się zrelaksować. — Znów usłyszał miękki, głęboki głos Grega. — Zrób to powoli. Trzymam cię.

Mycroft odetchnął, zamykając na chwilę oczy, czując jak główka penisa partnera, znów się o niego ociera. Złapał opalone ramiona Grega, biorąc głęboki wdech, a potem opuścił się. Natychmiast przeszył go ból, powodując, że wciągnął powietrze i wbił wypielęgnowane paznokcie w ciało kochanka, które ściskał. Zrelaksuj się, powiedział sobie. Musiał się zrelaksować. Serce waliło mu jak młotem, a mimowolny jęk uciekł mu, ale zmusił się do rozluźnienia, a potem do kontynuacji. Wciąż bolało i ponownie zaskomlał, ale w końcu zabrał Grega w całości.

Starszy mężczyzna objął jego policzki i pocałował go delikatnie, pomagając mu oderwać myśli od bólu. Mycroft usiadł, próbując się przyzwyczaić do dziwnego uczucie w swoim wnętrzu. To było bolesne, ale też… miłe. Z pewnością była to dziwna kombinacja. Całowali się i pieścili, a wszystko było tak cudowne, że zaczął zapominać o bólu, gdy powróciło podniecenie. A także gdy w końcu poruszył się.

Tempo było powolne i nierówne. Bez wątpienia był to niechlujny występ, ale Greg nie przejął kontroli. Zamiast tego wywoływał najsłodsze jęki, gdy jego ręce spoczęły na talii Mycrofta, poruszając się wraz z nimi, aby umożliwić kochankowi kontynuowanie ruchu. Mycroft drżał, pot zaczął ściekać mu po szyi, ale nie zwracał na to uwagi. Przyśpieszył, biodra kołysały się chętniej, gdy ból praktycznie już nie istniał, całkowicie rozkoszując się przyjemnością. Jego cienkie wargi rozchyliły się, kiedy dyszał, za zaciśniętymi powiekami. Obaj zaczęli się poruszać płynniej.

Jego oczy otworzyły się gwałtownie, gdy błyskawica przyjemności przeszyła jego wnętrzności, gorąca wibracja rosnąca w nim. Mimowolnie krzyknął. To było coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Uczucie to powtarzało się za każdym razem, gdy Greg się w niego wciskał. Pochylił się do przodu i schował twarz w zgięciu szyi partnera, aby stłumić swoje jęki. Stawał się krępująco głośny. To musiało być uczucie wynikające ze stymulacji prostaty. Chciał, żeby się to nie skończyło.

Ruchy stawały się coraz bardziej zdesperowane, bardziej zwierzęce. Mycroft nawet gryzł i ssał skórę na ramieniu Grega. Dwaj mężczyźni wyginali się i jęczeli wspólnie. W końcu nagromadzenie przyjemności stało się zbyt duże i kiedy Lestrade owinął rękę wokół jego erekcji, wiedział, że to już koniec. Drżąc, Mycroft zamarł, gdy jego orgazm przeszył go, rozlewając lepką wilgoć między ich ciała. Greg krzyknął i jęknął, chwilę po tym, jak jego własny orgazm przybył chwilę później. Razem siedzieli, dysząc i drżąc, przechodząc wstrząsy wtórne spowodowane przeżytą przyjemnością, aż spojrzeli sobie w oczy.

Mycroft pochylił się i znów zaczęli się całować. Było to pełne emocji i intensywności, ale też mniej pilne. W tym pocałunku powiedzieli sobie więcej, niż mogliby to wyrazić za pomocą słów. Uścisnął mocno Grega, zanim w końcu odsunęli się, po czym położyli się koło siebie.

Gdy tak leżeli, Mycroft myślał o tym, że będzie musiał wstać i wziąć prysznic. Nie było mowy, żeby zasnął z całym nasieniem na sobie. Ale na razie pozwolił, by ten moment był oddalony w czasie. To była błoga chwila, gdzie całowali się, głaskali, rozkoszując się pięknem tego, co zrobili.

Mycroft nigdy nie wierzył, że seks był czymś więcej niż pierwotnym aktem i częściowo dlatego nigdy nie był nim zainteresowany. Jak bardzo się mylił. Chętnie przyznałby się do tego (nawet jeśli nigdy wcześniej tego nie robił). Podczas gdy poprzednio unosił brew, patrząc na tych, którzy zdawali się skupiać na tym akcie, teraz ich rozumiał. Zastanawiał się, kiedy odzyskają siły, by móc to zrobić ponownie.

Podejrzewał, że częściowo miało to związek z tym, że Greg był cudownym mężczyzną. Ten człowiek… Cóż, Mycroft nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał go dość. Nigdy nie chciałby zakończyć relacji między nimi. Pragnął go w sposób, którego nie czuł do nikogo ani niczego i było to idealne.

Chapter 51: Przestań się martwić

Chapter Text

Rozdział 51: Przestań się martwić

Mycroft po drugiej stronie pokoju maszerował od ściany do ściany. Greg obserwował go w milczeniu z krzesła, na którym siedział. Mycroft nigdy nerwowo się nie przechadzał. Musiał iść do domu. Wzdychając, zmusił się, by wstać, zerkając po raz ostatni na łóżko, na którym spoczywał, dużo szczuplejszy i bledszy niż zazwyczaj, śpiący Sherlock, po czym podszedł do swojego partnera. Stanął obok i wyciągnął rękę, by delikatnie chwycić biceps młodszego mężczyzny, zmuszając go do zatrzymania się.

— Chodźmy do domu — wyszeptał.

Mycroft westchnął przez nos, odwracając się do niego.

— Nic mi nie jest — nadeszła sucha odpowiedź.

Twarz polityka była pozbawiona emocji. Maska, którą nosił, gdy nie mógł sobie pozwolić na ujawnienie tego, co czuł. Greg wiedział o tym zbyt dobrze. Spojrzał z empatią na wyższego mężczyznę. Nie dał się tak łatwo oszukać.

— Chodźmy do domu — powtórzył, przyciągając go do drzwi. — Będzie spał godzinami, a John zaraz wróci. Chodź.

Mycroft nic nie powiedział, ale pozwolił poprowadzić się przez szpital na podjazd, gdzie czekał na nich jak zawsze czarny samochód. Otwierając drzwi, Greg zmusił Mycrofta, by wszedł pierwszy do środka, zanim dołączył do niego i zostali odwiezieni do domu.

Przejazd samochodem minął w ciszy. Mycroft przez większość czasu patrzył przez okno, zesztywniały, z dłońmi przylepionymi do boków. Greg pozostał z nim przez całą podróż. Wyciągnął rękę, by położyć ją na kolanie partnera, ściskając je delikatnie. Mycroft nie wykonał żadnego ruchu, by zauważyć ten dotyk. Wysiadanie z samochodu i wejście do domu, były podobne. Chociaż zamiast pozwolić Mycroftowi zniknąć gdzieś w domu po odwieszeniu płaszcza, Greg złapał go za rękę i chwytając ją mocno, pociągnął go do salonu, a później na kanapę.

— Nic mu nie będzie, Myc — powiedział po chwili Greg, obejmując ramieniem jego smukłe ramiona. Pochylił się i pocałował Mycrofta w policzek.

— Sherlock nie był w tak złym stanie odkąd… — zaczął młodszy mężczyzna, ale zamilkł.

To nie było zgodne z charakterem polityka, ale jeśli chodziło o Sherlocka, to Mycroft właśnie taki był. Przynajmniej w pewien sposób pozwolił Gregory’emu zobaczyć go w ten sposób po wspólnie spędzonych latach.

— Ostatni raz przedawkował — dokończył za niego Greg. — Wiem. Byłem tam wtedy.

— Jestem tego świadom. — Mycroft skinął głową, zamykając oczy. Czoło miał zmarszczone, ale nic więcej już nie powiedział.

— Chodź. — Greg skinął na niego, trącając Mycrofta, by się o niego oparł. Zaczął delikatnie gładzić włosy młodszego mężczyzny, próbując go uspokoić. Po chwili poczuł, jak napięcie opuszcza ciało partnera. — Nie ma niczego złego w baniu się.

— Nie boję się — prychnął z uporem Mycroft. Greg tylko się uśmiechnął.

— Po prostu mówię — skomentował.

Celowo nie przywoływał faktu, że wiedział, że było inaczej, ani że nie było sensu go okłamywać. Trzymał buzię na kłódkę. Nie było potrzeby wypowiedzieć tego na głos, gdy obaj o tym wiedzieli. Mycroft westchnął.

— To… jest niewygodne. Widząc go w takim stanie. Poza tym wszyscy lekarze są raczej niekompetentni. Szczerze mówiąc, będzie mu lepiej w moim domu pod moją opieką.

Greg nadal gładził jego włosy, delikatnie muskając czubek głowy, pozwalając Mycroftowi zdjąć to duszące uczucie z piersi. W ten sposób pokazywał, jak bardzo mu zależało. Widział przez maskę, którą polityk założył. Był absolutnie przerażony. To było poza jego kontrolą, a Mycroft nie radził sobie dobrze, gdy sprawy wymykały się z jego rąk.

— Przeszliśmy przez równie okropne rzeczy — powiedział. — Na początku takie sytuacje wydawały się bardziej normą niż cokolwiek inne. I zobacz, jak to się potoczyło. John przyszedł i Sherlock zrozumiał, co to znaczy być szczęśliwym. Przejdzie przez to. Ma powody, by to zrobić.

Cisza. Obaj mężczyźni wciąż siedzieli, nie wymieniając słów, które zostały zduszone. W końcu, po co najmniej pół godzinie milczenia, Mycroft podniósł głowę i obrócił się, by spojrzeć na Grega. Te przeszywające niebieskie oczy były pełne zmartwienia. Jego twarz jak zawsze była beznamiętna, ale Lestrade widział na niej rysy paniki. Zostały jednak zmieszane z niewielkim komfortem.

— Jestem pewien, że masz rację — powiedział cicho, wzdychając.

— Oczywiście, że tak. — Greg, uśmiechając się, pochylił się, by pocałować delikatnie Mycrofta. Ujął jego policzek, gładząc skórę i pocierając swoim nosem o jego, zanim się odsunęli od siebie. — Wrócimy tam jutro, okej?

Mycroft skinął głową i pochylił się, by uzyskać kolejny pocieszający pocałunek.

Chapter 52: Sussex

Chapter Text

— Boże, mógłbym tu zostać na zawsze — westchnął Greg, wyciągając nogi przed siebie i ręce za głową.

Zamknął oczy i opuścił głowę, ciesząc się ciepłem promieni słońca wznoszącego się nad wzgórzem, zmieszanym ze spokojnym wiatrem, który powstrzymywał go przed nadmiernym nagrzaniem. Mycroft mruknął w zgodzie obok niego, siedząc ze skrzyżowanymi nogami i książką w ręku.

To było niesamowite, jak ucieczka z Londynu mogła zapewnić im tak piękną pogodę. Dwaj mężczyźni spędzali mini wakacje w małej rodzinnej posiadłości Holmes w Sussex. W każdym razie małej, jak na standardy Holmesów. To miejsce było cholernie wielkie w opinii Grega. Wyglądało jednak na to, że Mycroftowi się to podobało, ponieważ miejsce było utrzymane w dobrym stanie i udekorowane. Było jasne, że używał go znacznie częściej niż Sherlock (jeśli w ogóle detektyw je odwiedzał).

— Moglibyśmy, wiesz? — odezwał się po chwili Mycroft.

Minęło już tyle czasu, że Greg musiał zastanowić się przez sekundę, nim uświadomił sobie, o czym mężczyzna mówił.

— Och? — powiedział pytająco, zdejmując okulary przeciwsłoneczne, aby móc lepiej patrzeć na swojego partnera.

Mycroft przerwał czytanie, by odwzajemnić jego spojrzenie, uśmiechając się delikatnie.

— W rzeczy samej. To moja posiadłość, Gregory. To z kolei czyni ją twoją. Przyjeżdżaj tu, kiedy zechcesz.

Greg zszokowany zamrugał. Przerwał ich kontakt wzrokowy, żeby znów spojrzeć na podwórko, na którym się znajdowali. Odpoczywali na patio wyposażonym w komplet mebli ogrodowych i wannę z hydromasażem. Drzewa na podwórku musiały być bardzo stare i dawały idealny cień. Widział nawet oczami wyobraźni, jak jego dziewczynki wspinałyby się po wielkich gałęziach, jeśliby ich odwiedziły. Dom był duży, ale bez przesady i niepusty. Znajdował się tam pokój zabaw, siłownia, kilka sypialni nie licząc tej głównej, oraz wiele innych pokoi, które mogły być gabinetami lub bibliotekami, albo czymkolwiek, czym chcieliby, żeby były. Kuchnia była wspaniała. Mogła sprawić, żeby szef kuchni skakałby z radości na myśl o jej użyciu. Wzdychając, Greg przeczesał ręką włosy i uśmiechnął się.

— Nie drocz się ze mną, Myc. Czy mówisz poważnie?

— Naturalnie. Dlaczego miałbym żartować z czegoś takiego? — zapytał Mycroft, unosząc brew w charakterystyczny dla siebie sposób.

Greg poczuł lekkie zawroty głowy. Przez cały ich związek zawsze był tym, który wyobrażał sobie ich dwóch przez całe życie, ale tak naprawdę nigdy nie rozmawiali o tym. Taka rozmowa, nawet jeśli wydawała się pozbawiona sensu, była dla niego wielką sprawą. Nagle potrzebował się poruszać. Zerwał się z krzesła i zaczął spacerować spokojnie przez patio.

— Moglibyśmy się tutaj przenieść na emeryturze — powiedział z roztargnieniem, a jego umysł pędził możliwościami. Były one nieskończone. — Kiedy odejdę z policji, a twoja pozycja stanie się mniej uzależniona od biura. Możemy przenieść się tu na emeryturę. Wynieść się z Londynu. Możesz zająć się ogrodnictwem albo…

— Zawsze myślałem, by zająć się tym w swoim wolnym czasie — wtrącił się Mycroft.

Zamykając książkę, polityk wstał i dołączył do starszego mężczyzny, obejmując go w pasie i opierając brodę na ramieniu.

— Masz to swoje drzewko bonsai — zauważył Greg, odwracając się, by pocałować Mycrofta w głowę. Uśmiechnął się.

— Oczywiście i nadal bym się nim zajmował. Ale potencjał tego podwórka jest prawie oszałamiający, Gregory.

Greg był bardzo zaskoczony, gdy dowiedział się o smykałce Mycrofta do hodowli roślin, ale uwielbiał to. Pasowało to politykowi. Tak samo jak pasowało do niego spędzanie czasu w naprawdę zadbanym ogrodzie. Greg uśmiechnął się szeroko, czując się znacznie młodszym, niż był w rzeczywistości.

— Byłoby… — zaczął, przykładając głowę do głowy Mycrofta i przymykając oczy. — Byłoby cudownie.

— Tak będzie — poprawił go z pewnością siebie Mycroft. — Nie ma sensu rozmawiać hipotetycznie nad czymś, co jest tak łatwe to urzeczywistnienia, kochanie. A teraz chodźmy. Wejdźmy do środka. Ucieszyłbym się ze wspólnej kąpieli.

Greg przytaknął, pozwalając młodszemu mężczyźnie na wzięcie go za rękę i poprowadzenie go z powrotem do domu. Zacisnął ich dłonie, wpatrując się w plecy Mycrofta, po czym ponownie spojrzał na podwórko, zanim weszli do środka. Tak… Naprawdę pokochał to miejsce.

Chapter 53: Zakradając się

Notes:

Szukam bety do tłumaczenia serii "Radioaktywni kochankowie".

Chapter Text


Uwagi: AU Nastolatki

Determinacja była kluczowa. Tak powiedział sobie Greg, stojąc na podwórku posiadłości Holmes, wpatrując się w balkon, który jak wiedział, prowadził do pokoju Mycrofta. Skąd wiedział, że to odpowiedni balkon? Nie mógł do końca powiedzieć, ale tak było i miał zamiar pokonać tę ścianę. Do diabła, miał osiemnaście lat i był zwinnym wspinaczem.

Wspiął się na tę ścianę. Pokonawszy ją, niemal przewrócił się na balkonie. Ruszył do przodu, by zapukać w przesuwane drzwi balkonowe. Czekał przez chwilę, ale nie było odpowiedzi, więc zapukał raz jeszcze. W końcu młodszy chłopiec, którego tak chętnie widywał, wyjrzał i otworzył drzwi. Miał oczy szeroko otwarte w szoku.

— Co tutaj robisz? — wyszeptał surowo Mycroft, patrząc na drugiego nastolatka, jakby urosła mu druga głowa.

— Tęskniłem za tobą. — Greg wzruszył od niechcenia ramionami. Jego chłopak zniknął z Londynu na dwa tygodnie z powodu rodzinnej podróży służbowej i dopiero wrócił dzisiaj wieczorem. Przez cały ten czas się nie widzieli. Rozmawiali przez telefon każdej nocy, ale to nie było to samo, co spotkanie w cztery oczy. — Czy mogę wejść?

— Jeśli moi rodzice cię tu znajdą, to mnie zabiją — westchnął Mycroft, ale i tak otworzył drzwi i cofnął się.

To było zaproszenie, którego potrzebował Greg. Wślizgnął się do pokoju i zamknął za sobą drzwi.

Bez słowa podszedł do Mycrofta i owinął ramiona wokół jego talii, pochylając się, by go pocałować. Jego chłopak zareagował natychmiast, unosząc ręce, aby objąć jego kark i przyciągnąć do bliżej. Jedna z jego rąk wsunęła się w czarne włosy Grega, chwytając je mocno.

— Jak minęła ci podróż? — zapytał Greg, muskając usta Mycrofta, gdy się lekko rozdzielili.

— Było nudno. Ojciec zabrał mnie ze sobą, żebym zobaczył, jak przebiegają spotkania i jak to działa, ale… po prostu dużo siedziałem. Było to bardzo nudne. Wolałbym być tutaj, gdzie mógłbym cię widywać.

Odsuwając się, Mycroft chwycił go za rękę i przyciągnął Grega do swojego dużego łóżka. Wspięli się na nie, zwijając się w kłębek. Mycroft wtulił się w opaloną szyję Grega, który uśmiechał się.

— Jak było tutaj? — zapytał, a jego oddech owiał skórę Grega.

To było miłe uczucie. Pocieszające.

— Tak samo jak zawsze. Szkoła nie była ekscytująca. Ćwiczę z zespołem na zbliżający się koncert. Przyjdziesz? — zapytał Greg, przesuwając dłońmi, po ciemnych, lekko rudawych włosach młodszego chłopca.

— Chciałbym. Pamiętaj, aby podać mi datę i godzinę.

Greg uśmiechnął się i skinął głową. Jego zespół nie grał takiej muzyki, jakiej Mycroft normalnie słuchał, ale chłopak zaczął interesować się nią odrobinę więcej, po tym jak zaczęli się spotykać. Od jakiegoś czasu Greg chciał go zabrać na jeden z ich koncertów, który był tak mały i nieważny jak w rzeczywistości był ich zespół, i wydawało się, że w końcu mu się to uda.

Wciąż leżeli na łóżku, całując się i rozmawiając cicho, całkowicie zrelaksowani w swojej obecności. To znaczy, dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi. Zamierając, Mycroft otworzył szeroko oczy i zaczął odpychać Grega.

— Wejdź pod kołdrę i połóż się na plecach, Gregory — wyszeptał, usiłując ukryć starszego nastolatka przed tym, jak drzwi się otworzą.

— Mycroft, kochanie, obiad zostanie wkrótce podany — powiedziała starsza kobieta, wsuwając głowę do pokoju.

Mycroft usiadł przed miejscem, w którym Greg próbował się ukryć. Pokiwał głową.

— Dziękuję, mamusiu. Za niedługo zejdę na dół.

— I przyprowadź swojego brata.

— Oczywiście, mamusiu.

Milczeli przez chwilę, wymieniając uśmiechy, a potem kobieta wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Mycroft odetchnął, rozluźniając się, gdy Greg odciągnął kołdrę i wysunął na zewnątrz głowę.

— Ufff, było blisko — prychnął, uśmiechając się, a później śmiejąc się.

Mycroft spojrzał na niego przez ramię i zaczął bić go poduszką.

Chapter 54: Małe prezenty

Chapter Text

Kiedy Greg dotarł rano do Scotland Yardu i wszedł do swojego biura, na środku biurka stała świeżo zaparzona kawa i brązowa papierowa torba. Mrugając z zaciekawieniem, położył teczkę na podłodze i podszedł bliżej, zerkając do środka torby, by ujrzeć kawałek tiramisu. Oblizał usta, okrążając mebel, usiadł, popijając kawę, jęcząc przy tym. Cholera, była jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek pił. Wtedy zobaczył małą notatkę przyczepioną do torby.

Coś słodkiego na początek dnia, który z pewnością będzie długi. Zjemy później lunch? – MH

Greg uśmiechnął się nad filiżanką kawy, wyciągając rękę i przesuwając kciukiem po słowach napisanych delikatnym charakterem pisma. To był mały gest, ale niósł ze sobą poważniejsze znaczenie. Nucąc cicho, wyciągnął ciasto i ugryzł kawałek, żując radośnie. Jego dzień był teraz zdecydowanie lepszy.

Następnym razem, gdy Mycroft wykonał taki gest, Greg utknął na posterunku przez prawie 36 godzin. Był to jedna z najbardziej wyczerpujących spraw w jego karierze. Nie mogli się z tym uporać nawet z pomocą Sherlocka i Johna. Obecnie patrzył po raz czwarty na wyniki sekcji zwłok ofiary. Jego wzrok był niewyraźny. Przetarł twarz, decydując, że musi zrobić sobie przerwę na kawę.

Rozległo się pukanie do drzwi i Sally wsunęła głowę do środka, podnosząc torbę do góry. Greg zmarszczył brwi, gdy podeszła i położyła ją na biurku.

— Dla ciebie, proszę pana — wyjaśniła, kiwając głowa z delikatnym uśmiechem. Odeszła, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

Mrugając, otworzył torbę i wyjął pojemnik z jedzeniem z pobliskiej chińskiej restauracji, którą uwielbiał. Wciąż było gorące i zawierały niektóre z jego ulubionych dań. Dołączono do nich kolejną notatkę, napisaną tym pięknym pismem.

Nie zapomnij zjeść. Niepotrzebnie zaniedbujesz się podczas szczególnie trudnego przypadku. – MH


Zjadł więc. Gdyby nie otrzymał jedzenia, wątpił, żeby udało mu się zjeść dzisiejszej nocy. Mycroft znał go zbyt dobrze. Greg zaczął się zastanawiać, gdzie skończyłby, gdyby nie był w związku z politykiem.

Podarunki zawsze były proste, zawsze praktyczne. Ale Greg nadal uważał je za prezenty. Kryła się za nimi odrobina romansu, coś najbardziej dopuszczalnego od Holmesa. Bardzo dobrze pasowało to do Mycrofta i sprawiało, że Greg czuł się wyjątkowy. Wiedział, że myślano o nim i opiekowano się nim. Nie wspominając o tym, że prezenty zawsze pojawiały się, gdy najbardziej tego potrzebował.

Kiedy pewnego dnia niemal wlokąc się nogą za nogą do swojego biura, opadł na krzesło, odkrył kolejny podarunek. Otworzył teczkę na swoim biurku, oddychając przez usta i próbując zignorować bolesne pulsowanie w głowie. Mruknął niewyraźnie, widząc, co zostało schowane między jego dokumentami. Opakowanie paracetamolu, torebki niektórych z jego ulubionych herbat (które mogły być zalane wrzątkiem w dowolnym momencie w ciągu dnia) i jedna z chusteczek Mycrofta (jedwabista granatowa tkanina z białym krzyżującym się wzorem). Gdy rozkładał chusteczkę, wypadła z niej notatka.

Będzie to przyjemniejsze dla nosa, niż niektóre chusteczki przechowywane na komisariacie. Staraj się wytrzymać, kochanie. Zajmę się tobą odpowiednio dzisiaj wieczorem. – MH

Była też niewielka seria dziwacznych prezentów, które były bardziej zabawne, bardziej jako żart. Dwa z nich stanowiły: jabłko z notatką: Mówi się, że jedno jabłko dziennie może pomóc się trzymać z dala od doktora, ale jest również dość skuteczne, gdy zostanie rzucone w stronę współlokatora doktora – MH i zestaw zatyczek z wiadomością: Rozumiem, że wkrótce masz spotkanie z Sherlockiem. Powinno okazać się to przydatne, gdy zacznie mówić tylko po to, by móc usłyszeć swój głos. – MH

Bez względu na kontekst i znaczenie, Greg uwielbiał podarunki. Dostawał je przynajmniej raz w tygodniu, bez względu na wszystko inne. Nie miało znaczenie, czy widzieli się wcześniej tego ranka, czy też Mycroft był w innym kraju. Zawsze je otrzymywał.

Zachował każdą notatkę. Przechowywał je w małej szkatułce w górnej szufladzie biurka, więc kiedy potrzebował chwili przerwy i relaksu, wyciągał je i czytał. Zawsze sprawiały, że się uśmiechał.

Chapter 55: En Francais

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

W trakcie trwania związku Mycrofta z Gregory’m istniało wiele rzeczy, które go zaskoczyły. Wiedział wiele o koncepcji miłości i intymności (oczywiście, miał również w tym praktykę, nie urodził się przecież wczoraj) i znał bardzo dobrze starszego mężczyznę, zanim zaczęli się umawiać, ale inspektor wciąż go zaskakiwał. Przypuszczał, że był to częściowy powód ich wzajemnej atrakcji. Fascynacja, która z tego powstała, nieuchronnie zmierzała tam, gdzie teraz skończyli, jako prawdziwa para.

Pewnej nocy, gdy odpoczywał w salonie, czytając książkę, przeżył jedno z tych zaskoczeń. Nie był to powód do zdumienia, ale patrząc na to z perspektywy czasu, była to jedna z najmilszych niespodzianek, jakie doświadczył. Jego partner kręcił się po pokoju, będąc zirytowanym z powodu telefonu, który niedawno otrzymał od New Scotland Yardu. Dotyczył on postępowania, w którą Gregory był zaangażowany, ale nie jako główny śledczy. Mycroft nie był do końca świadomy, na czym polegała sprawa, ale nie musiał.

— Personne ne m'écoute et c'est ce qui arrive. C'est pourquoi je dois tout faire moi-même. On pourrait penser qu'un jour ils seraient simplement router* — mruknął nerwowo inspektor, pisząc pośpiesznie smsy.

Nie było w tym nic dziwnego, że Greg mówił płynnie po francusku, w końcu jego ojciec dorastał we Francji. Wciąż był mocno związany z tym krajem. Język francuski również nie był obcy dla Mycrofta. Mówił płynnie w sześciu językach, a francuski był drugim, który opanował.

Dlaczego, więc kiedy słuchał wkurzonego Grega mówiącego po francusku, Mycroftowi tak trudno było skoncentrować się na lekturze?

Czekał jednak cierpliwie na dogodny moment, by mu przerwać. Zamykając książkę, wstał i podszedł do swojej drugiej połówki, nie mogąc zignorować niewielkiego żaru narastającego w swoim brzuchu.

— Czy jest, aż tak źle? — zapytał miękko Mycroft, unosząc brew i wyciągając rękę, aby delikatnie chwycić biceps starszego mężczyzny.

Znał odpowiedź na to pytanie, inaczej nie zadałby sobie trudu, by ruszyć się z kanapy, ale to było coś, co robił czasami, aby zainicjować rozmowę. Greg zatrzymał się i otworzył usta, by odpowiedzieć, ale zauważył jego spojrzenie i zamarł na chwilę.

— Nie… — zaczął, ale Mycroft zbliżył się do niego, przyciskając smukły palec do jego ust.

— En francais — praktycznie mruknął.

Greg zamrugał, gdy dotarła do niego zaistniała sytuacja, a jego rozszerzające się źrenice, odzwierciedlały jego cielesną reakcję na ten rozkaz. Powoli, uśmiechając się przebiegle, zrobił krok do przodu, aby zmniejszyć dystans między nimi.

— Je pense que je peux faire un peu de temps** — szepnął, pochylając się, by przesunąć koniuszkiem nosa wzdłuż szczęki Mycrofta.

Mycroft natychmiast, drżąc lekko, pochylił głowę, dając partnerowi większy dostęp. Jego uścisk na bicepsie Grega zacieśnił się nieco. Boże, sposób w jaki odpowiadało jego ciało na starszego mężczyznę mówiącego po francusku… Dobrze, że miał tak dobrą samokontrolę.

— Vous me voulez?*** — zapytał niskim głosem Greg, przygryzając szyję Mycrofta w miejscu jego pulsu. Polityk przełknął ślinę, oblizując wargi.

— Tak — westchnął, przyciskając się do umięśnionego ciała kochanka.

— Je vais vous prendre**** — kontynuował Greg, pochylając się i ssąc obojczyk Mycrofta.

Polityk jęknął cicho, czując, jak jego nogi zaczęły drżeć, gdy ciała zaczęło ogarniać podniecenie.

— Kontynuuj — rozkazał. Chciał usłyszeć więcej. Musiał.

— Vous méchant homme. Je vais arracher vos vêtements et vous jeter sur notre matelas. Je vais vous laisser se tordant et en redemande. Et c'est seulement quand vous êtes hors de votre esprit avec l'excitation que je donnerai vous relâchez*****

Ręce Grega zaczęły wędrować po ciele młodszego mężczyzny, drażniąc go, gdy wsunął je pod jego ubrania. Chwycił Mycrofta za talię, przyciągając go, kołysząc biodrami i tworząc słodkie tarcie, które sprawiło, że obal niemal jęknęli.

Z desperacją Mycroft chwycił Grega za włosy i przyciągnął go do szorstkiego pocałunku, podczas którego używali zębów i języków, nagleni potrzebą. Rozstali się dopiero wtedy, gdy nie mogli już złapać tchu.

— Zrób to — warknął Mycroft, ciągnąc partnera w stronę sypialni.

Notes:

*To się dzieje, gdy nikt mnie nie słucha. Dlatego muszę wszystko robić sam. Można byłoby pomyśleć, że w końcu pójdą po rozum do głowy.

**Myślę, że mogę to zrobić od czasu do czasu.

***Pragniesz mnie?

****Mam zamiar się z tobą kochać.

*****Taki niegrzeczny. Zerwę z ciebie ubrania i rzucę na łóżka. Sprawię, że będziesz się wić i błagać o więcej. Dopiero gdy będziesz tracił zmysły od przyjemności, pozwolę ci dojść.

Chapter 56: Rozmowa na Skype

Chapter Text

Wszystko było do bani. Jego sprawa poszła okropnie. Sprawca uciekł, a Greg skręcił kostkę. Co więcej, Sherlock był bardziej frustrującym bachorem niż zwykle, a wisienką na torcie było to, że ostatecznie wrócił do pustego mieszkania. Wzdychając z rezygnacją, zdjął swój przemoczony płaszcz (bo oczywiście musiało podać, jakby mu tego jeszcze brakowało) i poszedł do sypialni, by przebrać się w wygodne, luźne ubranie.

Mycroft wyjechał z kraju. Będzie poza domem przez trzy tygodnie. To, co miało być tygodniowym wyjazdem służbowym, zmieniło się w dwa, a później w trzy tygodnie, i wyglądało na to, że mogło potrwać cały miesiąc, biorąc pod uwagę to, co mówił o tym polityk. Czegokolwiek próbowali, nigdzie ich to nie prowadziło, a po tym gdy przez całą noc rozmawiali przez telefon, Mycroft wydawał się być w jeszcze gorszym humorze. Niestety, było to spotkanie ze zbyt ważnymi osobami, aby mógł rzucić wszystko i wrócić do domu. Dlatego został tam. A Greg tutaj, całkowicie sam.

Kiedy naciągał stare spodnie dresowe i koszulkę piłkarską, Greg powlókł się do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Nie spał zbyt dobrze, a wyglądało na to, że będąc tak wyczerpanym i obolałym, że także dziś nie zazna odpoczynku. Napił się kawy i ruszył do pokoju, który został zmieniony w jego gabinet, kiedy wprowadzili się do tego mieszkania. Po włączeniu laptopa przejrzał szybko e-maile, a następnie zaczął przeglądać akta spraw, by zająć czymś myśli.

Jakiś czas później, gdy przeglądał niektóre ze swoich ostatnich notatek i tylko w połowie zwracał uwagę na to, co czytał, usłyszał hałas dobiegający z laptopa. Mrugając, odwrócił głowę, widząc jak nowe powiadomienie od Skype’a miga na ekranie. Natychmiast rzucił wszystko, czym się zajmował, aby chwycić laptopa. Mycroft dzwonił. Nagle poczuł się, jak dziecko w świąteczny bożonarodzeniowy poranek. Usiadł wygodnie, nim odebrał.

Przez chwilę Skype nawiązywał połączenie, zanim na ekranie pojawiła się ukochana twarz jego partnera. Młodszy mężczyzna wciąż miał na sobie garnitur (a przynajmniej coś w tym stylu. Jego marynarka zniknęła, a dwa pierwsze guziki koszuli były rozpięte), wyglądał tak profesjonalnie jak zawsze. Beznamiętny wyraz twarzy przekształcił się w szczęśliwy, a na jego wargach pojawił się niewielki uśmiech, gdy zobaczył kochanka.

— Dobry wieczór, Gregory — przywitał go, odzywając się pierwszy. Greg przeczesał włosy palcami i uśmiechnął się.

— Cześć, Myc — odpowiedział, pochylając się nieco do przodu, aby oprzeć łokieć na krawędzi biurka. — Jak ci poszło dzisiaj?

— Podobnie jak wczoraj — stwierdził Mycroft, a na jego twarzy pojawił się gniew i wyczerpanie. — Bardzo chciałbym, aby sprawy zaczęły się układać, aby można było wszystko skończyć. Robi się to nudne i niepotrzebne.

— I tęsknię za tobą — dodał Greg, wyrażając myśl, która ciągle tkwiła mu w głowie.

— Wiem, Gregory. Przepraszam. Sądziłem…

— Nie wiedziałeś. — Greg zatrzymał go, unosząc rękę. — Poza tym, cokolwiek to jest, ważne jest, abyś tam był. Nie mógłbym ci tego zabronić.

Nieważne jak bardzo tego chciał.

Zapadła między nimi chwila wygodnej ciszy, gdy Mycroft musiał napisać krótki sms. Przez większość czasu Greg patrzył na niego, upajając się widokiem mężczyzny, za którym tęsknił bardziej niż za czymkolwiek innym, choć po chwili zerknął na podłogę.

— Miałeś zły dzień. — Polityk jak zawsze dobrze wydedukował jego nastrój. Przez to przyciągnął jego uwagę z powrotem do ekranu laptopa. Greg westchnął przez nos, a jego ramiona opadły.

— Najgorszy — potwierdził i zaczął mówić tyle, ile mógł, nie zagłębiając się w szczegóły sprawy. Opis jego dnia w pracy zbiegł się z jego własnymi zwierzeniami, nawet jeśli w dziewięćdziesięciu procentach nie były one potrzebne podczas rozmowy z Mycroftem, ponieważ mężczyzna i tak zawsze wiedział o wszystkim. Pod koniec Greg czuł się oszołomiony i znów miał dość. Prychnął. — Chciałem tylko wrócić do domu, zrelaksować się i…

— Zobaczyć mnie — dokończył cicho Mycroft, a jego spojrzenie stało się czułe. — Gregory, przepraszam.

Greg potrząsnął głową i machnął ręką przed twarzą. Wziął głęboki oddech, starając się zwalczyć kłucie, które ogarnęło jego oczy. To było śmieszne. Był tak zestresowany, że zaraz mógł zacząć płakać, chociaż nie miał do tego żadnego powodu. Musiał wziąć się w garść.

— Pośpiesz się i wróć do domu. W porządku? — zapytał, a jego głos lekko się załamał. Udało mu się jednak uśmiechnąć. Mycroft kiwnął głową.

— Oczywiście. — Pochylając się lekko, Mycroft wyciągnął rękę i przycisnął otwartą dłoń do kamery. Greg odwzajemnił gest. Zaciskali teraz „cyfrowo” ręce (coś, co robili za każdym razem, gdy rozmawiali wideo). — Kocham cię, Gregory.

Greg zamrugał. Mycroft nie był tym, który często wymawiał te niesławne trzy słowa. Pokazywał, jak bardzo go kochał na wiele innych sposobów. Tyloma sposobami, które były bardziej eleganckie i czyniły ich uczucia słodszymi. Wydawało się jednak, że młodszy mężczyzna wiedział, że jego partner musiał usłyszeć te słowa. Łzy znów napłynęły mu do oczu i Greg pochylając się, pocałował kamerę.

— Również cię kocham, Myc.

Chapter 57: Irytująco nerwowy

Chapter Text

— Mogę pójść do gabinetu. Zawsze jest coś do zrobienia — powiedział cicho Mycroft, stojąc przed oknem sypialni, wpatrując się w niebo.

Za nim na wpół ubrany Greg westchnął cicho. Podszedł do młodszego mężczyzny i objął go w talii, przyciągając do siebie. Oparł czoło o tył jego ramienia.

— Mógłbyś, ale chodzi o to, że nie chcę abyś to robił, Myc — powiedział wyraźnie Greg. — Jesteś dla mnie bardzo ważny. Tak samo jak one. Jesteś teraz częścią mojego życia.

Mycroft westchnął przez nos. Nigdy wcześniej nie był tak bardzo zdenerwowany. Miał ochotę uciec i to było dziwne. Dzisiaj wieczorem córki Grega przyjdą na kolację i to będzie pierwszy raz, kiedy się z nim spotkają. Z nowym chłopakiem taty. Mycroft nie miał doświadczenia z dziećmi w swoim dorosłym życiu. Oczywiście, w zasadzie wychował Sherlocka, gdy razem dorastali, ale to było dawno temu i całkowicie inna historia.

Mycroft nie był uczuciowym mężczyzną. Nigdy nie chciał taki być. Lubił swoje życie i sposób, jak wszystko w nim przebiegało. Dzieci jednak… Były niezwykle nieprzewidywalnymi istotami. Ale to nie tylko to. To były pociechy jego partnera. Greg był wspaniałym ojcem, a dziewczynki były jego światem, więc to spotkanie było bardzo ważne. Musiało pójść dobrze, bo inaczej sprawy przyjęłyby niemiły obrót. Ale żeby dziesięcioletnia i szesnastoletnia dziewczyna przyszły…

— Dalej, kochanie. Niedługo tu będą.

Greg delikatnie poklepał go po bicepsie, wyrywając z transu. Usta Mycrofta zacisnęły się w cienką linię i niemal niechętnie odwrócił się, by podążyć za starszym mężczyzną do kuchni. Miał silną potrzebę nalania sobie szklanki szkockiej. Być może uda mu się wymknąć do swojego gabinetu.

— Myc? — Po chwili Mycroft usłyszał głęboki głos Grega, odrywając go od jego myśli. Zamrugał i odwrócił się do inspektora, unosząc lekko brwi.

— Tak, Gregory? — zapytał spokojnie.

Greg patrzył na niego z ciekawością. W ten sposób patrzył na Mycrofta, kiedy mógł stwierdzić, że coś było nie tak. To było prawie frustrujące. Mycroft za punkt swojego życia postawił, żeby nikt nie mógł go odczytać, poza Sherlockiem (a czasami nawet jego młodszy brat miał z tym problem, w końcu Mycroft był mądrzejszy). Ale tutaj był praktycznie otwartą księgą dla Grega. Oczywiście inspektor znał go w sposób, w jaki żadna inna osoba go nie poznała, więc przypuszczał, że było to normalne.

— To naprawdę nie jest coś, w czym czujesz się komfortowo — zauważył z irytującą dokładnością. Mycroft tylko westchnął, bo tak naprawdę nie było sensu zaprzeczać. Drugi mężczyzna podszedł do niego, wpatrując się w jego twarz z całym uwielbieniem i cierpliwością świata. — Będę cię kochał mimo wszystko. Wiesz o tym. Po prostu bądź sobą, a oczarujesz je. Tak jak i mnie.

— Jeśli sobie dobrze przypominam, gdy próbowałem cię lekko oczarować — odparł Mycroft – to byłeś raczej zły.

— Ponieważ porwałeś mnie, gdy prowadziłem śledztwo — zaśmiał się Greg. — Ale później mnie oczarowałeś. Poza tym dzisiejszego wieczoru nie ma w planach żadnego porwania. Po prostu Elizabeth i Abby przychodzą, by spotkać wielką miłość swojego ojca. Cieszę się, że w końcu cię poznają. Nie rozumiem, co mogłoby pójść źle.

— Istnieje wiele sposobów, na które to może się źle skończyć, Gregory… — zaczął Mycroft, sapiąc. Został jednak uciszony, gdy Greg podszedł i zmiażdżył ich usta w namiętnym pocałunku. Minęła chwila, zanim młodszy mężczyzna zareagował, ale w końcu to zrobił. Uniósł dłoń i przeczesał srebrzyste włosy kochanka. Przytulili się do siebie, całując się, dopóki nie stracili tchu, dopiero wtedy się odsunęli. Greg uśmiechnął się do niego w sposób, który sprawił, że wnętrzności Mycrofta wywróciły się.

— Dalej. Musimy zacząć szykować kolację. Przyjdą…

Rozległo się pukanie do drzwi. Mycroft zamarł, a Greg uśmiechnął się.

— Teraz, jak się wydaje.

— Och, Drogi Panie — westchnął Mycroft, czując się wyjątkowo zdenerwowany i nienawidząc każdej sekundy.

— Wszystko. Będzie. Dobrze — powiedział wyraźnie Greg. — Idziemy. Po drugiej stronie drzwi znajdują się dwie dziewczynki, które umierają, by cię poznać i zakochać się jak ich ojciec.

Mycroft prychnął, wygładzając kamizelkę i prostując się. Przypuszczał, że nie było odwrotu. Nadszedł ten czas.

Chapter 58: Latanie

Chapter Text

Greg wiercił się nerwowo na swoim miejscu, wyraźnie próbując nie patrzeć przez pobliskie okno. Może przede wszystkim nie powinien siedzieć przy oknie. W końcu on i Mycroft mieli pełne prawo wyboru miejsca dla siebie. W końcu takie było piękno lotu prywatnym samolotem. Panowała w nim bardzo spokojna, intymna atmosfera, gdzie zamiast linii siedzeń i rozkładanych foteli znajdowały się sofy. I bar. To był cudowny dodatek. Naprawdę mógł skorzystać z drinka.

Mimo, że atmosfera w środku była spokojna, Gregowi daleko było do bycia spokojnym. Nie dlatego, że bał się, szczególnie wysokości, ponieważ tak nie było. Jednak było coś w przebywaniu w samolocie, co sprawiało, że czuł się wyjątkowo nerwowo. Latanie tysięcy mil w powietrzu na wysokości, na której naprawdę nie powinno się znajdować. Z jakiegoś gównianego powodu nie mieli skrzydeł. Greg czuł się dobrze, będąc na ziemi, ale jego partner nalegał, by polecieli samolotem na wakacje, ponieważ było to znacznie szybsze i prostsze niż jazda samochodem. Oczywiście nie zaprzeczył tej oczywistej prawdzie i w ten właśnie sposób znaleźli się tutaj.

Mocno ściskając podłokietniki fotela, Greg pochylił głowę i zamknął oczy. Tak długo, jak o tym nie myślał i nie patrzył na zewnątrz… Ale wtedy pojawiły się turbulencje i trochę nim to wstrząsnęło. Westchnął, marszcząc brwi.

— Gregory? — Usłyszał pytający, swobodny głos swojej drugiej połówki. Niechętnie odwrócił głowę, by spojrzeć na Mycrofta, wiedząc, że ten dostrzeże wszystkie jego obawy. I oczywiście tak było. — Najdroższy, jesteś całkowicie bezpieczny.

— Wiem o tym— prychnął, zaciskając mocno dłonie przed sobą. — Ale nadal…

Przeraża mnie to. Nie dokończył tej myśli. Tak naprawdę nie musiał. Zanim cokolwiek innego zostało powiedziane, Mycroft wstał i podszedł do niego. Greg poczuł przypływ paniki, obserwując, jak swobodnie porusza się po pokładzie. Czy naprawdę powinien chodzić? To nie wydawało się bezpieczne. Potem wyciągnął rękę, prosząc go, by chwycił go za dłoń. Poważnie? Greg NIE chciał wstać z miejsca. Nie. Nie, kiedy samolot był w ruchu. Patrzył na wyciągnięta rękę, czując się niemal sparaliżowany.

— W porządku, Gregory. Chodź tutaj — powiedział spokojnie Mycroft, podchodząc do niego, gdy starszy mężczyzna nie wziął go za rękę. Owinął swoje smukłe palce wokół nadgarstka Grega i podciągnął delikatnie, wyciągając niechętnego inspektora z siedzenia. Lestrade prawie przylgnął do bicepsa Mycrofta, kiedy wstał. Jego brązowe oczy były szeroko otwarte, za to polityk wydawał się rozbawiony. — Chodź.

Odwrócił się i pociągnął za sobą Grega, prowadząc go do jednej z wielkich sof, które stały bliżej baru. Greg chwiał się na nogach. Podejrzewał, że przy tak wielu podróżach, jakie Mycroft odbywał z powodu swojej pracy, dla młodszego mężczyzny lot nie był niczym niezwykłym. Ale nie mógł przestać wariować. W końcu jednak został delikatnie pchnięty na sofę, a Mycroft wspiął mu się na kolana. Greg zamrugał, patrząc na niego zaciekawiony.

— Wydaje się, że wymagane jest coś, co odwróci twoją uwagę od podróży — powiedział cicho Mycroft. Jego głos się zmienił. Przybrał głębszy, jedwabisty ton, który Greg znał. Wiedział dokładnie, co robił jego kochanek.

— Próbujesz mnie uwieść? — zapytał z uśmiechem.

W odpowiedzi Mycroft zaczął powoli rozpinać jego koszulę. Uśmieszek, który pojawił się na jego twarzy był pełen pewności siebie, a jego bladoniebieskie oczy iskrzyły się.

— Och, mój drogi Gregory, nie ma w tym żadnych prób — mruknął, pochylając się i niemal atakując szyję Grega.

Całował i przygryzał opaloną skórę, zwracając szczególną uwagę na punkt tętna i obojczyk. Wrażliwe punkty Grega, który jęknął, chwytając Mycrofta za boki. Wygiął się w łuk.

Młodszy mężczyzna miał rację. Nie było prób. Greg natychmiast był pod wpływem Mycrofta, jak to miało miejsce zawsze. Mycroft był tak dobry w tym i było to cholernie chwalebne. Lestrade szybko zdał sobie sprawę z gorąca panującego między nimi i sposobu, w jaki ich biodra ocierały się o siebie. Nie miał dość. Potrzebował więcej.

Nie trzeba dodawać, że całkowicie zapomniał o locie.

Chapter 59: Katar sienny

Chapter Text

o było fascynujące, jakie rzeczy można było u siebie rozwinąć w późniejszych latach życia. Jeśli wspomniano tutaj o „fascynującym” to miało się na myśli, że okropne. Prawie pięćdziesiątka na karku, a ciało Grega zdecydowało się, że najwyższy czas dać mu katar sienny. To było okropne. Dla kogoś, kto nie miał sezonowych alergii i nigdy się nie przeziębił, katar sienny nie było czymś, czym Greg byłby podekscytowany.

To było mylące, kiedy po raz pierwszy zaczął mieć objawy alergii. Wydawało mu się, że coś złapał, ale żaden z objawów nie wskazywał na jakąś konkretną chorobą. Jego wizyta u lekarza wykazała, że nie złapał wirusa ani najzwyklejszego przeziębienia. Jednak wystarczyło, żeby Mycroft na niego spojrzał, a polityk już wiedział, co dokładnie mu dolegało.

— Witamy w klubie — powiedział młodszy mężczyzna.

Greg po prostu stęknął. To był , który ostatnio często wydawał. Stękał i stękał. Nie mógł oddychać, czuł się okropnie i obrzydliwie. Był nieszczęśliwy. Dzisiejszego poranka nie mógł skoncentrować się na miejscu zbrodni, więc przełknął swoją dumę i zatrzymał się podczas przerwy na lunch przy Tesco, po czym wrócił na posterunek, by zażyć lekarstwo.

Połknął tabletki podczas jedzenia, uśmiechając się przy czytaniu sms z przypomnieniem.

Nie zapomnij wziąć lekarstwa. Pomoże ci się skupić. – MH.

Teraz Greg tylko czekał, aż leki zaczną działać, gdy pochylił się nad blatem biurka, gdzie porozrzucane były notatki i dokumenty. Oparł głowę na dłoni. W drugiej trzymał luźno długopis. Lekko rozchylił usta, gdy był zmuszony do oddychania przez usta, a nie przez nos. Nadal nie mógł się skoncentrować. Miał nadzieję, że leki wkrótce zaczną działać…

Jakiś czas później, Sally Donovan wróciła z miejsca zbrodni, które analizowali dzisiejszego ranka. Odłożyła paczkę na biurko, nie przerywając swojego marszu, kierując się do biura szefa. Otworzyła drzwi i wsunęła głowę do środka, spoglądając w stronę jego biurka.

— Proszę pana, potrzebujemy… — zaczęła, gotowa rozpocząć kolejny etap śledztwa, kiedy widok przed nią spowodował, że zamilkła.

Greg leżał na biurku, z głową opartą na ramionach, z rozchylonymi ustami. Spał. Zamrugała, milcząc, po czym powoli weszła do biura.

— Proszę pana? — zapytała, ponownie mrugając..

Greg się nie poruszył. W rzeczywistości dość słyszalnie zachrapał. Chrapanie sprawiło, że podskoczyła lekko i zerknęła na blat biurka. Przy filiżance kawy mężczyzny zobaczyła otwarte pudełko lekarstw. Podchodząc, przyjrzała się im, a potem westchnęła i potrząsnęła głową. Wyglądało na to, że inspektor nie zwrócił uwagi na to, że ten rodzaj leku na katar sienny powodował senność. Nic dziwnego, że zasnął i praktycznie ślinił się na dokumenty. Uśmiechając się delikatnie, ponownie potrząsnęła głową i odwróciła się, by wyjść. Dokładnie w tej samej chwili drzwi do gabinetu Lestrade’a otworzyły się ponownie, a do środka wszedł starszy z braci Holmes z parasolem i płaszczem przewieszonym przez ramię. Zamarła, po czym otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale przenikliwe spojrzenie polityka natychmiast ją ominęło, by skupić się na mężczyznę przy biurku.

— Och, najdroższy — powiedział Mycroft, idąc przez pokój. Spojrzał na swojego chrapiącego partnera. — Wygląda na to, że powinienem był kupić dla niego leki. Miałem raczej nadzieję, że zwróci uwagę na ich skutki uboczne i nabędzie odpowiednie.

Sally skinęła mu uprzejmie głową. Uśmiechając się, minęła Mycrofta, by zająć się sprawą. Wychodząc zamknęła za sobą drzwi. Teraz sam w biurze Mycroft podszedł do biurka i stanął obok śpiącego mężczyzny. Pochylając się lekko, położył dłonie na ramionach Grega, potrząsając nim lekko.

— Obudź się, Gregory. Idziemy do domu.

Pierwszą odpowiedzią, jaką uzyskał, było chrapanie. Uśmiechając się cierpliwie, pochylił się bardziej, by pocałować partnera w policzek. Powtórzył cicho swoje wcześniejsze słowa. Greg poruszył się, a potem mrugnął patrząc na niego, nieostrym, sennym spojrzeniem.

— Myc? — zapytał półprzytomnie, marszcząc brwi z dezorientacją.

Pociągnął nosem, krzywiąc się, po czym jedną dłonią przetarł twarz.

— Wracamy do domu, najdroższy. Potrzebujesz odpowiedniego odpoczynku. W naszym łóżku. Chodź, idziemy.

Greg pozwolił Mycroftowi podnieść się powoli z krzesła. Następną rzeczą, jakiej inspektor był świadom było to, że jechali samochodem. Leżał na siedzeniach z głową opartą na kolanach młodszego mężczyzny. Smukłe palce przeczesywały jego włosy, posyłając go natychmiast w objęcia Morfeusza. Potem był w łóżku. To było miłe, ale i frustrujące. To jak ludzie radzili sobie przez całe życie z katarem siennym, było dla niego czymś niepojętym.

Przynajmniej miał wspaniałego partnera, który był jednym z tych ludzi, którzy walczyli z katarem siennym od samego początku. Okazał się bardzo pomocny. Greg zachowywał się przeważnie cicho i pozwalał, by opiekowano się nim.

Chapter 60: Randka

Chapter Text

Mycroft nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz miał tak relaksujący dzień z Gregory’m. Żaden z nich nie miał do zrobienia w domu niczego związanego z pracą, więc po raz pierwszy od jakiegoś czasu postanowili mieć randkowy dzień (określenie Gregory’ego, nie jego). Wylegiwali się w łóżku kilka godzin dłużej, niż zazwyczaj, co Mycroft musiał przyznać, było dość dziwne i sprawiało, że czuł się trochę niespokojnie. Ich odpoczynek przybierał jednak bardziej intymny obrót, więc wkrótce o tym zapomniał.

Po wspólnym prysznicu i lekkim śniadaniu, ubrali się i pojechali do największej dzielnicy handlowej w Londynie. Nigdzie nie musieli być, nie mieli żadnego celu podróży, więc po prostu spędzili większość czasu na spacerze i wpatrywaniu się w witryny sklepów. Od czasu do czasu wchodzili do tego, który ich zaintrygował, ale po dokonaniu kilku drobnych zakupów, nigdy nie pozostawali w nich zbyt długo.

Po jakimś czasie poczuli głód i weszli do małej piekarni, aby odpocząć i zaspokoić swoją potrzebę jedzenia. Rozmawiali cicho nad kanapkami i herbatą. W pewnym momencie Gregory położył dłoń na stole w połowie odległości do drugiego mężczyzny. Nie okazywali sobie zbyt często uczuć w miejscach publicznych. Musieli zachowywać się profesjonalnie i tak dalej. Jednak Mycroft, w miarę postępu ich związku, uznał że staje się coraz bardziej temu przychylny, więc delikatnie uścisnął dłoń Grega i trzymał ją, aż nie skończyli posiłku.

Po lunchu zdecydowali się na kolejny spacer, zmierzając w kierunku parku. Gdy szli, zbliżyli się do siebie, tak że delikatnie ocierali się ramionami. To był naprawdę idealny dzień na odpoczynek. Słońce świeciło, było ciepło, ale delikatna bryza sprawiała, że nie było za gorąco. Gregory wpatrywał się z czułością w bawiące się rodziny, śmiejące i biegające dookoła dzieci. Mycroft również się uśmiechał. Gregory był niesamowitym ojcem, wiedział o tym, ponieważ miał przyjemność widzieć go z jego dwoma córkami, które miał ze swoją byłą żoną. Nie mógł ich zbyt często widzieć właśnie z powodu umowy rozwodowej.

— Tęsknisz za nimi — cicho oznajmił wynik swojej obserwacji, zwracając tym uwagę starszego mężczyzny.

Razem podeszli do ławki i usiedli. Ich uda dotykały się. Gregory spojrzał na dzieci, po czym skinął lekko głową.

— Tak, tęsknię za nimi — przyznał po chwili Gregory.

Rozłożył ramiona, kładąc je na oparciu ławki i delikatnie przesunął palcami po przedramieniu Mycrofta. Polityk w odpowiedzi uśmiechnął się i przesunął się nieco bliżej, tak że opierali się o siebie.

— Posiadanie rodziny, bycie ojcem, pasuje ci. Zawsze tak było — kontynuował Mycroft. To było coś, o czym myślał przez jakiś czas. Zastanawiał się…

— Czemu o tym wspominasz? — zapytał cicho Gregory, odwracając się, aby poświęcić partnerowi całą swoją uwagę.

Mycroft zaczął się denerwować, gdy ich spojrzenia się spotkały. Oblizał dolną wargę, gdy decydował, jak ma to zrobić. Mycroft nigdy nie wyrażał własnych pragnień. Jak miałby to powiedzieć, aby nie zabrzmieć samolubnie?

— Zastanawiałem się — na chwilę odwrócił wzrok od tych brązowych oczu i spojrzał na dzieci. Pomyślał o Elizabeth i Abby, córkach Gregory’ego. Pomyślał o czasach, kiedy przychodziły do ich domu i zostawały na dłużej. — Jesteśmy razem od kilku lat. Chciałbym… Chciałbym rozważyć nasze możliwości założenia własnej rodziny.

Gregory wpatrywał się w niego. Wpatrywał i milczał. Mycroft zaczął się trochę bardziej denerwować. Zrozumiał, że zaczął analizować siebie i przesunął się nerwowo na ławce. Czy źle zrozumiał sytuację? Był znacznie lepszy w sprawach społecznych niż jego niedorzeczny młodszy brat, ale stwierdził, że jeśli chodziło o jego partnera, to nie był tego do końca pewny.

— Chcesz… mieć dziecko? — zapytał w końcu po chwili, wciąż mrugając.

Mycroft zacisnął wargi i odwrócił wzrok.

— Nie musimy mieć, tylko myślałem… — zaczął, sapiąc lekko.

Zamilkł jednak, gdy Gregory chwycił go za podbródek i zmusił go, by znów na niego spojrzał. Ich usta natychmiast połączyły się wypełnionym miłością pocałunku. Mycroft wydał z siebie zaskoczony pomruk zanim również go pocałował.

— Bardzo bym chciał — wyszeptał Gregory po tym, jak skończyli się całować. Jego oczy były szeroko otwarte i błyszczące, a Mycroft poczuł, że serce mu przyspiesza. — Możemy… Możemy zapytać moją siostrę. Sprawdzić, czy nie miałaby nic przeciwko temu, aby „nosić” nasze dziecko.

— Myślałem o adopcji, ale… — zaczął Mycroft, przerywając i rozważając to. Czuł się głupcem, że wcześniej o tym nie pomyślał. To była najbardziej logiczna opcja, która zapewni, że dziecko będzie miało geny ich obu. Oczywiście, jeśli droga Emily zgodzi się urodzić ich dziecko. Uśmiechnął się. — Ale to byłoby cudowne.

Połączyli się w kolejnym pocałunku. Mycroft był podekscytowany tą perspektywą. Po chwili opuścili park i kontynuowali relaksowanie się, wędrując po Londynie, zanim wrócili do domu. Ich rozmowy dotyczyły jednak bardzo konkretnego tematu. Mieli mieć razem dziecko. Mycroft nie miał doświadczenia z prawdziwymi małymi dziećmi oprócz swojego dorastania z Sherlockiem, ale wciąż był chętny doświadczyć tego. To zmieni ich życie w niesamowity sposób.

Nie mógł się doczekać.

Chapter 61: Tworząc rodzinę

Chapter Text

Mycroft nigdy nie sądził, że zostanie ojcem. Kiedy był młodszy, miał duży udział w wychowaniu Sherlocka, ale to było coś zupełnie innego. Bycie ojcem… To było coś, co wydawało się nie do pomyślenia, dopóki pewnego dnia nie usiadł z Gregiem w parku i nie zaczęli tej rozmowy.

Postanowili poprosić młodszą siostrę Grega, Emily, aby była ich surogatką. Dawało to im możliwość posiadania dziecka, które miałoby zarówno DNA Lestrade’a jak i Holmesa. Mieli przy tym ogromne szczęście. Mycroft był świadom, że pary tej samej płci rzadko miały okazję, by przyszły potomek dzielił geny obu rodziców. Emily oczywiście bardzo chętnie zgodziła się im pomóc.

Okres ciąży szybko przeleciał i zanim Mycroft oraz Greg się obejrzeli, zostali obdarowani synem. Oliver Lucas Lestrade-Holmes został sprowadzony na świat i wkrótce stał się centrum wszechświata dla nich obu. Greg miał dwie córki z poprzedniego małżeństwa, więc posiadanie niemowlęcia w jego życiu nie było niczym nowym. Dla Mycrofta było to jednak przerażające. Przez tygodnie nie chciał nawet trzymać swojego syna. Nie z jakiegokolwiek okrutnego powodu lub z powodu oziębłości. Szczerze mówiąc było tak, ponieważ był bardzo zdenerwowany, mając do czynienia z tak małym człowiekiem. Jednak tej nocy, gdy Greg zignorował jego obawy i pomógł mu ułożyć ramiona oraz ręce w odpowiedniej pozycji, by trzymać Olivera, zdenerwowanie Mycrofta zniknęło.

Oliver szybko rósł. Greg znacznie zmniejszył swój udział w śledztwach (ku notorycznemu rozczarowaniu Sherlocka) i przez większość czasu pozostawał z nim w domu. Mycroft również brał na siebie mniej obowiązków, dzięki wielkiej pomocy Anthea’i, ale wciąż musiał chodzić do biura o wiele częściej niż jego partner. Rząd brytyjski, nawet jeśli chodziło o tak niewielką pozycję jaką posiadał, nie mógł tak łatwo znaleźć zastępców, którzy mogli wykonywać jego rodzaj pracy. Jednak Mycroft nie musiał już wyjeżdżać z kraju na dłuższy okres, a poza okazjonalnym weekendem przebywał w domu w soboty i niedziele. To była niesamowita zmiana nie tylko w ich rodzinie, ale także w intymnym życiu Grega. Wszystko szło ku lepszemu.

Gdy Mycroft wrócił wieczorem do domu, po długim dniu wyczerpującym dniu spotkań, zdziwił się, gdy mieszkanie okazała się… ciche. Nigdy nie było u nich cicho. W zaciekawieniu zamarł na chwilę, przy zdejmowaniu płaszcza. Greg zwykle go uprzedzał, kiedy miał wyjść, a poza tym jego samochód znajdował się na podjeździe, więc musieli tu być… Słyszał, że w salonie grał cicho telewizor. To było przynajmniej dobre miejsce na rozpoczęcie poszukiwań. Zawiesił płaszcz i odkładając teczkę, ruszył w tym kierunku.

Widok, który zastał po wejściu do salonu, sprawił, że zatrzymał się i po prostu patrzył. Dwaj najważniejsi mężczyźni w jego życiu, których uwielbiał bardziej niż cokolwiek innego, leżeli na kanapie i obaj byli… całkowicie padnięci. Greg leżał na plecach z luźno skrzyżowanymi nogami, gdy rozciągał się na całej długości kanapy. Miał na sobie czarne spodnie i koszulę. Jedno jego ramię zwisało z sofy, a dłoń opierała się na podłodze. Druga ręka spoczywała na plecach Olivera, który leżał na piersi ojca. Ośmiomiesięczny maluch spoczywał na brzuchu z policzkiem przyciśniętym do nagiej piersi Grega. Jego usteczka były rozchylone. Jedna z rączek była zaciśnięta w pięść i błyszczała od śliny, którą była pokryta. Było oczywiste, że dziecko zasnęło z pięścią w ustach, która została uwolniona, gdy zapadło w mocny sen.

Mycroft uśmiechnął się, będąc całkowicie oczarowany widokiem. Nie był w stanie oprzeć się chęci wyciągnięcia komórki i zrobienia zdjęcia, zanim cicho do nich podszedł. Drogi Oliver zaczął miesiąc temu ząbkować, przez co utrzymywał obu rodziców na nogach przez całą noc. Biedny chłopiec był niespokojny, nie chciał spać ani jeść z powodu bólu. Wydawało się jednak, że dzisiaj Grega i Olivera dogoniło wreszcie wyczerpanie.

Przykucnąwszy, wyciągnął rękę i przeczesał palcami srebrne włosy Grega. Starszy mężczyzna poruszył się lekko, marszcząc brwi z dezorientacją, a powieki zatrzepotały sennie. Uśmiechnął się, powstrzymując ziewanie, gdy ujrzał Mycrofta. Przesunął się bardzo ostrożnie.

— Hej — wyszeptał niechętnie. Mycroft uśmiechnął się do niego z uwielbieniem. — Ollie w końcu zasnął.

— Widzę — odpowiedział delikatnie, a jego wzrok skierował się na ich śpiącego syna, nie przestając przeczesywać włosów Grega.

— Nakłoniłem go, by zjadł trochę podczas lunchu — powiedział Greg, rozkładając dłoń na plecach Olivera, gdy chłopiec zaczął poruszać się we śnie.

Westchnął, wydając lekkie, nosowe mruknięcie, które trafiło prosto w serca obu mężczyzn. Mycroft nigdy nie poznał bardziej uroczego dziecka i nie miało znaczenia, że był nieco stronniczy.

— Dobrze. Za chwilę spróbujemy go nakłonić do zjedzenia obiadu. Być może tego wieczoru pójdzie spać najedzony.

— Można mieć nadzieję. — Greg prychnął, ziewając.

Ten ruch spowodował, że Oliver znów się poruszył, a jego czoło lekko zmarszczyło się. Otworzył dłoń i ponownie zacisnął ją w pięść. Mycroft schylił się, aby delikatnie odgarnąć kosmyk kruczoczarnych włosów z jego twarzy, a następnie potarł kciukiem pyzaty policzek syna.

— Na razie pozwolimy mu spać trochę dłużej.

Zwykle chcieliby, żeby Oliver nie spał za długo w dzień, aby mógł spać w nocy, ale przy tak małej ilości snu, jaką miał podczas ząbkowania, każdy czas, gdy spał był dobrym czasem. Mycroft pochylił się i pocałował z miłością czoło Grega, który uśmiechnął się i zanucił cicho.

— Miałeś dobry dzień? — zapytał starszy mężczyzna.

Mycroft westchnął.

— Był taki, jak oczekiwałem. Teraz jest lepiej, bo jestem w domu z tobą i Oliverem. Idę zrobić herbatę. Potem zobaczymy co z jego obiadem.

Jeszcze raz pocałował Grega w czoło, po czym wstał, czule wpatrując się w śpiące dziecko, i kierując się do kuchni.

Chapter 62: Lekcje tańca

Chapter Text

To było raczej zawstydzające. Greg był tak niepewny, że nawet postanowił poradzić się Sherlocka w tej sprawie. Ale gdy miało do tego dojść, bał się pojechać na Baker Street i przeprowadzić tę rozmowę. Zaczął odkładać to tak długo, jak tylko mógł, ale w końcu musiał się z tym zmierzyć.

W ten sposób znalazł się w salonie na Baker Street w środku dnia, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą, podczas gdy Sherlock przesuwał meble, by zapewnić im większą przestrzeń. John był w klinice, więc na szczęście byli sami. To samo w sobie będzie dość dziwaczne.

— Nadal tego nie rozumiem — przyznał Sherlock, zerkając na niego z zaciekawieniem. — Byłeś już wcześniej żonaty, więc jak to możliwe, że nie umiesz tańczyć?

— To nie był… zbyt dobry taniec — prychnął Greg, krzyżując obronnie ramiona i wpatrując się w stojącą na półce czaszkę.

Był w tym beznadziejny, a jego żona cały czas prowadziła. Wiedział, że ludzie nie dokuczali mu z tego powodu, ponieważ to było jego wesele.

— Szczerze mówiąc, nie jest to trudne — powiedział Sherlock, kończąc przesuwanie stolika, a następnie podszedł do miejsca, gdzie na biurku ustawił iPoda. Greg był trochę zdziwiony, że nie obchodziła go ta sytuacja. Ale wiedział, że detektyw naprawdę uwielbiał tańczyć, więc… Być może dlatego. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz bardziej niż teraz docenił nieocenione wyznania Johna. — Zdejmij buty i podejdź tutaj.

Greg przytaknął, zdejmując obuwie i podchodząc do Sherlocka. Wyprostował się i pozwolił młodszemu mężczyźnie złapać się za ramiona i odpowiednio ustawić. Jedno ramię owinięte wokół tułowia Sherlocka, a drugie w jego dłoni. Za nimi iPod zaczął odtwarzać wolną piosenkę, a Sherlock skinął lekko głową, zanim zaczął się poruszać.

Ćwiczyli kroki, a Greg potknął się kilka razy, ale ogólnie nie była to wielka katastrofa. Sherlock mamrotał coś niemal nieprzerwanie, instruując go w ten i inny sposób. Robili to przez całą piosenkę, aż ta się skończyła.

— Teraz ty będziesz prowadzić — stwierdził Sherlock, chcąc ponownie uruchomić utwór. — Najprawdopodobniej mój brat będzie prowadził, ponieważ jest takim maniakiem kontroli, ale na wszelki wypadek musimy sprawić, żebyś był w tym przynajmniej przeciętny.

Greg otworzył usta, by zacząć narzekać na przypadkową zniewagę Sherlocka, ale wiedział, że miał rację, więc milczał. Zamiast tego skinął tylko głową. Tym razem jego ręka została przesunięta w dół, aby spocząć na talii Sherlocka, a ich dłonie zmieniły położenie, zanim znów się połączyły. Rozległa się muzyka. Sherlock mruknął do niego, by zrobił pierwszy krok i po chwili wahania zrobił to.

Zatańczyli kilka razy, zmieniając prowadzącego i po pewnym czasie Greg poczuł się znacznie lepiej z całą tą sytuacją. Czuł się bardziej swobodnie poruszając się, wykonał nawet kilka prostych figur (niektóre były całkiem fajne, inne sprawiły, że Sherlock przybierał swój normalny wyraz twarzy oznaczający: „nie możesz być poważny” i próbował kilku nowych rzeczy według sugestii młodszego mężczyzny. To było zaskakująco zabawne. Dostrzegł również nową fascynującą stronę Sherlocka. John miał rację, kiedy powiedział, że detektyw lubi tańczyć. W rzeczywistości śmiali się wspólnie, a rzadko widywał Sherlocka tak radosnego, gdy Johna nie było w pobliżu (a nawet wtedy było to rzadkie).

Właśnie w tej chwili Sherlock usłyszał kroki na schodach. Spojrzał przez ramię Grega, a jego uśmiech zniknął niemal natychmiast, gdy zatrzymał ich taniec. Greg zamrugał zmieszany i odwrócił się, by zobaczyć Mycrofta stojącego za nim z kopertą w dłoni. Polityk stał sztywno wyprostowany, z niemalże pustym wyrazem twarzy, ale Greg coś dostrzegł, coś co sprawiło, że odsunął się od młodszego Holmesa, otwierając usta, by wytłumaczyć się.

— Przepraszam za przerwanie wam — powiedział lodowato Mycroft. — Przyszedłem, żeby przekazać ci informację na temat sprawy, Sherlock. Zostawię to w kuchni i wyjdę.

Mycroft obrócił się na pięcie i poszedł do kuchni, głośno opuścił teczkę, a potem wyszedł. Sherlock prychnął. Wyłączył muzykę i opadł na krzesło. Greg westchnął.

— Mycroft — zawołał Greg, idąc za ukochanym.

Nie miało znaczenia, że nie miał na sobie butów, gdy zaczął schodzić ze schodów. Ledwo złapał łokieć drugiego mężczyzny, zanim ten wyszedł na ulicę i pociągnął go z powrotem do środka.

— Gregory, muszę wrócić do pracy. Puść mnie — rozkazał, nie odwracając się.

Greg westchnął i zrobił krok do przodu, by przycisnąć się do niego, obejmując talię wyższego mężczyzny.

— Przestań być śmieszny — wyszeptał, przytulając go mocno. — To co widziałeś, nie jest tym co podejrzewasz.

— Widziałem, jak tańczysz z moim bratem.

Wzdychając, Greg złapał Mycrofta i odwrócił go, tak aby stali naprzeciw siebie. Wyciągnął dłoń, ujmując policzek mężczyzny i spojrzał mu w oczy.

— Uczył mnie tańczyć — przyznał, czując, jak palą go policzki.

Mycroft zamrugał, zaczynając o tym myśleć spokojnie. Greg widział, jak w jego oczach pojawiło się zrozumienie.

— Tak. — Greg skinął głową z uśmiechem. — Jestem głupkiem, który nie umie tańczyć. Chciałem się tego nauczyć, zanim… Cóż, chciałem być w czymś dobry.

— Jesteś dobry w wielu sprawach — wyszeptał Mycroft, jego głos stracił chłodne brzmienie i stał się bardzo czułe. Pochylił się i połączył ich usta w krótkim pocałunku. — Przepraszam za zrobienie sceny.

— Nie zrobiłeś sceny. — zaśmiał się Greg. Chwycił Mycrofta za rękę, splatając ich palce i ściskając ją. — Masz czas, by zjeść lunch, zanim wrócisz do biura?

— Tak, myślę, że mogę znaleźć chwilę. — Mycroft uśmiechnął się, całując go ponownie.

Greg pobiegł z powrotem na górę po buty, a potem razem wyszli na zewnątrz.

Chapter 63: Herbatka z Królową

Chapter Text

Greg usiadł wygodnie na tylnym siedzeniu samochodu, który właśnie odebrał go z posterunku i wiózł w stronę czegoś, co wyglądało jak pałac Buckingham. A właściwie nim było. Zostało to potwierdzone nieco później, gdy zatrzymali się przed pałacem, a drzwi zostały otwarte, aby mógł wyjść. Zrobił to, poprawiając płaszcz i wzdychając. Po tym wszedł do środka ze swoją milczącą eskortą.

Nie otrzymał zawiadomienia o nowej kontroli bezpieczeństwa, ale te zdarzały się czasem bez zapowiedzi. Tak, na pewno chodziło o kontrolę bezpieczeństwa. Jeśli nie było czasu, by się przygotować, nie było czasu, by cokolwiek sfabrykować. W każdym razie był wdzięczny za oderwanie się od papierkowej roboty.

Zaprowadzono go do pokoju z dwoma kanapami i czterema krzesłami otaczającymi duży stolik kawowy. Milczący mężczyzna wskazał mu miejsce do siedzenia. Greg skinął głową i usiadł na brzegu kanapy. Eskorta wyszła bez słowa, zostawiając go samego w niesamowicie cichym pokoju. Poruszył się nerwowo. To nie było miejsce, w którym zwykle odbywały się kontrole, także nigdy nie zmuszano go do samodzielnego czekania w ten sposób. To było… trochę dziwne.

Siedział w pokoju przez około dziesięć minut, zanim wszedł inny mężczyzna. Zamrugał, spoglądając na niego, zauważając dobrze skrojony garnitur i ręce splecione za plecami.

— Jej Królewska Mość, Królowa Elżbieta Druga — oznajmił mężczyzna, podchodząc do drzwi.

Greg zamarł. Co? Nieznajomy jednak nie kłamał, bo po chwili sama Królowa Anglii weszła do pokoju. Greg poderwał się na nogi, szybciej, niż myślał, że może, i pochylił się w pełnym szacunku ukłonie. Serce waliło mu niczym młot. To zdecydowanie nie była zwykła kontrola bezpieczeństwa. Co tu się działo?

— Proszę spocząć, inspektorze — zwróciła się do niego uprzejmie, podchodząc i siadając na jednym z krzeseł.

Greg otumaniony pokiwał głową, poruszając się, by usiąść bez robienia z siebie głupka. Był w obecności Królowej. Siedział obok niej. Patrzył zamurowany, gdy poprosiła mężczyznę o herbatę. Było to również najszybciej przygotowana herbata, jakiej kiedykolwiek był świadkiem. To, albo był tak oszołomiony, że wszystko się wokół zacierało. Zanim się zorientował, co się dzieje, w dłoni trzymał filiżankę i spodek, popijając herbatę z Królową.

To nie było realne, bez względu na to, jak często to sobie powtarzał. Pił herbatę z Królową.

— Czy pan wie, inspektorze, dlaczego pana dzisiaj tutaj sprowadziłam? — zapytała uprzejmie po kilku minutach.

Greg zamrugał, odstawiając filiżankę i potrząsając głową.

— Muszę przyznać, że nie. Czemu zawdzięczam tę przyjemność? — zapytał.

Jego serce biło tak paniczne, że sądził, że za chwilę straci przytomność.

— Chciałam omówić naturę pańskiego związku z Mycroftem Holmesem — zaczęła wyjaśniać Jej Królewska Mość.

Greg zmusił się, by szczęka nie opadła mu ze zdziwienia. Musiał również powstrzymać się od śmiechu z powodu całej sytuacji. Brzmiało to absurdalne. Było również podobne do incydentu, kiedy Mycroft właściwie porwał go po raz pierwszy, aby przesłuchać go na temat jego związku z Sherlockiem. To było trochę zabawne.

- Naszego związku, Wasza Wysokość? – zapytał, upewniając się, że dobrze ją zrozumiał.

Czyli jego partner znał Królową osobiście. Jak inaczej można było wyjaśnić tę rozmowę?

— W rzeczy samej. Dowiedziałam się, że weźmiecie ślub za kilka tygodni — wyjaśniła, popijając elegancko herbatę. Greg zamrugał, ale nic nie powiedział. Skinął głową, co skłoniło ją do kontynuowania. — Chociaż zdaję sobie sprawę z ogromu pracy, jaką wykonuje pan dla dobra tego miasta, nigdy nie spotkaliśmy się osobiście. Chciałam się upewnić, że jest pan odpowiednim mężczyzną dla pana Holmesa.

Chwila. Czy królowa naprawdę go przesłuchiwała? Tak. Zdecydowanie go oceniała, zanim weźmie ślub z Mycroftem. To była taka… rodzicielska rzecz do zrobienia. Nie miał pojęcia, że oboje byli tak blisko siebie. W końcu Królowa normalnie nie prowadziłaby takiej rozmowy z każdym przyszłym małżonkiem osób zajmujących miejsce w brytyjskim rządzie. Zresztą nie mógł sobie wyobrazić czegoś takiego.

— Bardzo kocham Mycrofta, Wasza Wysokość — powiedział z uśmiechem. — Zmienił moje życie na lepsze i każdego dnia powtarzam sobie, jakie mam szczęście, że jesteśmy razem.

Gdy to mówił, zobaczył, jak zaczęła uśmiechać się nad filiżanką. Złagodziło to lekko jego zdenerwowanie. Po chwili przerwy i nalaniu sobie kolejnej porcji herbaty, kontynuowali rozmowę o Mycrofcie i ich związku. Potem przeszli na temat niektórych spraw związanych ze ślubem. Skończyło się to jako całkiem przyjemna, urocza wizyta.

Był to również jeden z najdziwniejszych dni, jakie kiedykolwiek Greg przeżył.

Chapter 64: Blizny

Chapter Text

— Ta pochodzi od mężczyzny, który porwał Sherlocka? — zapytał cicho Mycroft.

Greg leżał na plecach, z zamkniętymi oczami, kiedy relaksowali się wspólnie na łóżku. Odpoczywali po stosunku, pozwalając by ekstaza wynikająca z orgazmu powoli opuszczała ich ciała.

— Hmm? — mruknął, podnosząc nieco głowę. Czuł, jak opuszki palców Mycrofta lekko przesuwają się po jego żebrach i nagle go oświeciło. — Tak. Od noża, który miał przy sobie.

Mycroft nie odpowiedział. Zamiast tego jego palce przesuwały się nad blizną, która znaczyła opaloną skórę inspektora. Greg wciąż bardzo dobrze pamiętał tamtą noc. Porywacz Sherlocka był szybki. Znalazł się w przestrzeni Lestrade’a, zanim ten zdążył zareagować, wymachując ząbkowanym nożem, dźgając go. Wylądował przez to na niemal tydzień w szpitalu, gdzie założono mu szwy, a jego skóra została mocno oznaczona. To nie było przyjemne doświadczenie.

Po chwili Mycroft trącił go w ramię. Spełniając niewypowiedzianą prośbę, Greg przewrócił się, by położyć się na plecach. Patrzył, jak młodszy mężczyzna przyglądał się jego torsowi, podążając palcami do blizny na jego bicepsie.

— Ślad po postrzale — mruknął.

Greg skinął głową, patrząc jak jego kochanek i tę bliznę prześledził palcami. Otrzymał ją w trakcie jednej ze swoich pierwszych poważniejszych spraw, podczas której skończył goniąc za przestępcą, który ukrywał broń. Zauważył ją w ostatniej chwili i zeskoczył z linii strzału na tyle, że kula drasnęła go w biceps, a nie uderzyła w klatkę piersiową. Mycroft zwrócił wzrok na kolejną bliznę.

— A ta? — zapytał, marszcząc brwi, gdy przesuwał palcami po białej linii, znajdującej się tuż nad brwiami inspektora.

Greg nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

— Z meczu rugby, gdy miałem siedemnaście lat. Mój najlepszy kumpel był beznadziejny w celowaniu, a ja byłem w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. — Przewrócił oczami. To zdecydowanie był najbardziej absurdalny powód, przez który miał jedną ze swoich blizn.

Mycroft delikatnie badał i dotykał kolejnych dwóch blizn, które były rezultatem ran postrzałowych: jednej na udzie, drugiej na brzuchu. Następne było znamię na dłoni. Pochodziło ono z czasów, gdy inspektora opanował gniew i roztrzaskał szklankę, uderzając nią zbyt mocno o blat biurka.

Greg milczał, nie licząc małych wyjaśnień, które towarzyszyły każdej bliźnie, uważnie obserwując wyraz twarzy młodszego mężczyzny.

— Co jest nie tak? — zapytał w końcu, przechylając głowę na bok.

Mycroft westchnął nosowo.

— Ludzkie ciało jest wyjątkowo kruche — skomentował, nie całkiem odpowiadając na pytanie.

Głaszcząc klatkę piersiową Grega, opuścił głowę na poduszkę, lekko się krzywiąc. Inspektor poruszył się nieco, tak aby byli zwróceni ku sobie i objął swojego partnera.

— Być może. Ale mam również niewiarygodne szczęście — stwierdził, uśmiechając się.

Zaskoczyło go, jak bardzo Mycroft martwił się jego bliznami.

— Oczywiście i jestem za to wdzięczny — powiedział Mycroft. — Nie zmienia to jednak faktu, że są to oznaki więcej niż jednego razu, kiedy mogłem cię stracić. Niektóre powstały przed tym, zanim zdążyłem cię poznać.

Spojrzenie Grega mocno złagodniało. Czyli to faktycznie niepokoiło jego partnera. Delikatnie potarł plecy Mycrofta, pochylając się, by pocałować go w czoło.

— Nie straciłeś mnie jednak — wyszeptał. — Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram.

Mycroft zamknął oczy. Objął Grega w talii, gdy zwinął się u jego boku.

— To głupi i bezcelowy ciąg myśli. Ponieważ tak jak mówisz, jesteś tutaj. Przepraszam, że zniszczyłem nastrój.

Greg przytulił mocno swojego kochanka, muskając ustami jego włosy. Uśmiechnął się.

— Nie zrobiłeś tego — uspokoił Mycrofta. — Nie ma za co przepraszać. Zachowałbym się podobnie, gdyby znajdowały się na twoim ciele. Dzieje się tak, gdy jesteś zakochany.

— Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś już nie nabywał ich więcej, Gregory — powiedział cicho Mycroft, niemalże krucho.

To było bardzo nietypowe dla niego i było czymś, co zdarzało się tylko, gdy byli ze sobą tak jak teraz.

— Również nie chciałbym mieć ich więcej — zgodził się Greg, głaszcząc włosy Mycrofta. — Nie martw się. Zrobię, co w mojej mocy, aby nie skończyć z kolejną blizną.

Nie mógł obiecać, że już żadne znamię nie pojawi się na jego ciele. Był inspektorem, więc istniała szansa, że znajdzie się w niebezpiecznej sytuacji. Przynajmniej teraz miał jeszcze większą motywację, by nie dać się zranić.

Chapter 65: Rocznicowy obiad

Chapter Text

Kiedy Greg przybył pod restaurację, której adres wysłał mu Mycroft, stanął wmurowany i wpatrywał się. Stał i gapił się na budynek, gdy cholerny szofer odjechał, by zaparkować samochód. Kiedy w końcu zmusił się do ruchu, wszedł do restauracji i znów zaczął się gapić. Chryste, to miejsce było wspaniałe. Było ogromne i onieśmielające. A stąd, gdzie stał, przy wejściu, wydawało się również być drogie. Greg nigdy w swoim życiu nie postawiłby stopy w takim lokalu. Jego instynkt kazał mu obrócić się na pięcie i odejść.

Greg nie był biednym człowiekiem. Nie żył w kiepskich warunkach życiowych. Jego życie domowe było wygodne i sensowne. Miał więcej szczęścia niż wiele innych dzieci, z którymi dorastał. Ale nie był bogaty. Stojąc w tym miejscu… Nie wyglądało na to, żeby tutaj pasował. Rozejrzał się nerwowo. Miał się tutaj spotkać z Mycroftem, ale nie miał pojęcia, gdzie on był. Pomieszczenie było tak ogromne, że sam Pan Bóg nie mógłby zobaczyć polityka w tym miejscu.

— Pan Lestrade? — Usłyszał po swojej lewej stronie.

Zaskoczony Greg odwrócił się, by zobaczyć, kto się do niego zwracał. Wydawało się, że był to kelner, który wpatrywał się w niego wyczekująco. Lestrade poczuł lekkie zawstydzenie. Czy naprawdę był taki oczywisty?

— Tak? — zapytał, przesuwając się nieznacznie.

— Proszę pozwolić mi wskazać stolik. Pan Holmes czeka. Czy mogę wziąć Pana płaszcz?

Delikatnie skinąwszy, Greg zdjął płaszcz, wyjął z niego komórkę, po czym podał okrycie chłopcu. Młodzieniec pochylił na chwilę głowę, po czym odwrócił się i skinął, by Greg poszedł za nim. Inspektor zrobił to, nie odrywając spojrzenia od stolików, słuchając spokojnych rozmów innych ludzi, którzy jedli. W końcu zatrzymali się. Mrugnął, wyjrzał zza chłopca, widząc swojego wspaniałego męża siedzącego przy stole. Na jego twarzy widniał uprzejmy uśmiech, który natychmiast ogrzał serce Grega. Lestrade usiadł, kiwając głową.

— Dziękuję, Jeremy — powiedział Mycroft.

Chłopiec skłonił się, podając Gregowi menu, po czym odszedł.

Inspektor odprężył się lekko, zerkając na jadłospis.

— Wierzę, że miałeś dobry dzień, najdroższy? — zapytał Mycroft.

Greg przez moment był rozproszony faktem, że menu nie zawierało żadnych cen. Dobry Panie, to nie był dobry znak. Spojrzał na młodszego mężczyznę.

— Um, tak. — Uśmiechnął się, odkładając kartę dań i skupiając się na swoim partnerze. — Jeremy?

— Znam dobrze wszystkich pracowników tutaj. — uśmiechnął się Mycroft.

Oczywiście, że tak. Greg był przekonany, że w Londynie nie było nikogo, kogo jego mąż nie znał w jakimś sensie.

— Jaki był twój dzień? — zapytał Greg, podtrzymując rozmowę.

— Taki, jak można było się spodziewać.

Greg podniósł kieliszek wina, obracając go lekko i pociągając łyk. To było dobre. Mycroft patrzył na niego z rozbawieniem, a jego niebieskie oczy błyszczały.

— Co? — zapytał, czując się skrępowany. Mycroft zaśmiał się cicho.

— Odpręż się, najdroższy. Należysz tutaj, tak samo jak ja — powiedział świadomie, kładąc ręce przed sobą.

— W tym menu nie ma cen — zauważył Greg, popijając kolejny łyk wina. Mycroft skinął głową.

— Tak, nie ma ich. Nie martw się o to, najdroższy. Po prostu wybierz coś, co brzmi pysznie.

— Nie martwić się o cenę? — zamrugał Greg. — Myc, założę się, że obiad tutaj kosztuje więcej niż moja miesięczna pensja.

— Nie martw się. Ja stawiam.

— O nie. Nie mogę ci na to pozwolić… — Greg westchnął, machając przed sobą ręką.

— Nonsens, Gregory — stwierdził lekceważąco Mycroft. Posłał starszemu mężczyźnie surowe spojrzenie, które jasno dawało znać, że nie ustąpi w tej sprawie. — To nasza rocznica, najdroższy. To jeden z moich prezentów dla ciebie.

Greg zarumienił się, spoglądając na swoje wino. Nie spodziewał się, że pierwszą rocznicę swojego ślubu spędzą w takim miejscu. Nie mógł nic poradzić na to, że poczuł się lekko zakłopotany oraz… przyjemnie. Uśmiechnął się, popijając kolejny łyk wina, po czym pochylił się, by ponownie spojrzeć na menu.

— Co polecasz? — zapytał z uśmiechem.

Chapter 66: Próba ukojenia

Chapter Text

Greg nie mógł uspokoić umysłu. Chryste. Nigdy w życiu nie pomyślałby, że Sherlock Holmes popełni samobójstwo. Ale tak się stało… Zeskoczył z Świętego Barty’ego, a godzinę później był uznany za zmarłego, a następnie miał odbyć się pogrzeb. Greg był niespokojny. Miał niezwykle trudny okres; musiał dostosować się do łańcucha wydarzeń, co było jeszcze trudniejsze, ponieważ prasa nie chciała zostawić go w spokoju.

Ledwo widział Johna. Och, John. Nawet sobie nie wyobrażał, jak lekarz sobie z tym radzi. Był tam. Widział go… Greg mógł tylko przypuszczać, jak to na niego wpłynęło. Gdyby role się odwróciły, a on byłby świadkiem, jak Mycroft robi coś takiego… Sama myśl powodowała, że z trudem łapał oddech.

Mówiąc o tym, był właśnie w drodze do Mycrofta. Odkąd to się stało, ledwo miał okazję, by spotkać się ze swoim partnerem. Wiedział, że Mycroft organizuje pogrzeb, bo kto inny miałby to zrobić?

— Mycroft? — zawołał, gdy wszedł do domu polityka.

Nie było odpowiedzi. Greg westchnął nosowo i wszedł do środka. Odwiesił płaszcz i zaczął szukać mężczyzny. Wreszcie znalazł go w gabinecie. Patrzył na papiery z filiżanka herbaty w dłoni. Spojrzenie Grega złagodniało, gdy podszedł do niego.

— Hej — wyszeptał, wyciągając rękę, by delikatnie ścisnąć ramię Mycrofta.

Dopiero wtedy bladoniebieskie oczy spotkały jego wzrok. Greg spodziewał się czegoś innego, niż to, co zobaczył. Mycroft może nie był osobą emocjonalną, ale opuszczał przy nim gardę. Greg wiedział, jak bardzo mocno starszy Holmes kochał swojego brata. A jednak… wydawał się zupełnie niewzruszony.

— Gregory, co cię tutaj sprowadza? — zapytał.

Odstawił filiżankę i obrócił się na krześle, aby mogli spojrzeć na siebie lepiej. Na biurku leżała sterta gazet opisujących samobójstwo Sherlocka i więcej dokumentów, które zawierały zarówno imię Sherlocka, jak i Moriaty’ego. Greg był zdziwiony.

— Przyszedłem, żeby sprawdzić co z tobą. Biorąc pod uwagę, wszystko to, co się zdarzyło… Nic ci nie jest? — zapytał, pochylając się i składając pocałunek na czole Mycrofta.

Młodszy mężczyzna mruknął i zamknął na chwilę oczy, po czym skinął głową.

— Nic mi nie jest. Naprawdę — dodał, gdy Greg spojrzał na niego sceptycznie.

— Po prostu… wiem o Sherlocku… — zaczął, przenosząc ciężar z nogi na nogę.

Wciąż trudno było mu o tym mówić. Westchnął i spojrzał w dół, zamykając na chwilę oczy.

Mycroft nic nie powiedział. Zamiast tego wyciągnął ręce i przyciągnął do siebie Grega, zmuszając go, by usiadł mu na kolanach. Greg w szoku otworzył oczy, ale poruszył się, by owinąć ramiona wokół szyi partnera, zbliżając się do niego.

— Wszystko będzie dobrze — powiedział Mycroft, gładząc Grega po plecach.

Oblizując wargi, Lestrade wcisnął twarz w zgięcie bladej, smukłej szyi, ponownie zamykając oczy. To, co wydawało się niepokojącą, szalejącą w nim wojną (gniewu, smutku, żalu i winy), zaczęło się uspokajać. Wkrótce oparł się całkowicie o Mycrofta.

— Jak to jest — powiedział w końcu Greg, napiętym głosem — że przyszedłem tu, aby cię pocieszyć, a jednak to ja jestem tym, który zostaje ukojony?

— Po prostu tak jest — stwierdził Mycroft z lekkim rozbawieniem. Greg podniósł głowę. Pocałowali się, przytulając się. Z pomrukiem, przesuwał palcami przez jedwabiste włosy młodszego mężczyzny. — Czy zechciałbyś zostać tutaj na noc? — zapytał Mycroft, ocierając się nosem o jego nos. Greg skinął głową.

— Tak. Nie muszę wracać po nic do domu.

— Muszę przygotować kilka rzeczy na pogrzeb. Możemy później zjeść wspólnie obiad.

Greg przytaknął. Obiad brzmiał cudownie. Pozostanie z Mycroftem poprawiłoby mu humor. Już czuł się lepiej. I być może, jeśli nadarzy się ku temu okazja, będzie w stanie zaoferować ten sam komfort i towarzystwo, jakie zaplanował, gdy przekroczył próg tego domu. Mycroft był zagadką, którą Greg wciąż próbował rozwiązać, ale bez względu na wszystko byłby tutaj, w tym trudnym czasie, dla starszego Holmesa.

Chapter 67: Pewnego rodzaju swat

Chapter Text

Za pierwszym razem, kiedy Mycroft otrzymał telefon, że jego młodszy brat został aresztowany, nie był zaskoczony. Sherlock, w swojej nieskończonej nudzie, uznał, że kokaina była jedyną fascynująca rzeczą w jego życiu, a uzależnienie się od niej, było rodzajem wyrażania tego. Dlatego Mycroft usprawiedliwił się, wychodząc z mało ważnego spotkania i udał się do New Scotland Yardu, aby wyciągnąć z aresztu młodszego brata.

Funkcjonariuszem, który go aresztował, był inspektor Gregory Lestrade. Najwyraźniej Sherlock wpadł na miejsce zbrodni, będąc na takim wielkim haju, jak balonik który uciekł z rąk dziecka (słowa inspektora, nie jego) i wydedukował wszystko o nim, jego sierżancie i ofierze. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Mycroft wypełnił wszystkie formalności, uwolnił brata z aresztu i zabrał go do domu.

— Lubisz go — powiedział Sherlock po niemalże całej jeździe samochodem spędzonej w ciszy.

Mycroft odwrócił się i spojrzał na niego z uniesioną brwią.

— Z pewnością nie mam pojęcia, co masz na myśli — powiedział beznamiętnie, upewniając się, że wyglądał na całkowicie niezainteresowanego. Sherlock prychnął.

— Ty. Lubisz. Go.

— A ty, mój bracie, jesteś na haju.

Następnym razem, gdy dobry inspektor zadzwonił do niego, było to spowodowane tym, że Sherlock został złapany na włamaniu i wtargnięciu. W przeciwieństwie do innych razów, gdy tak poważnie łamał prawo, Lestrade nie był pierwszym na miejscu. Gdy stanął przed inspektorem, ściskającym z irytacją grzbiet nosa, przeprosił grzecznie za irytującego młodszego brata, któremu musiał poświęcić swój cenny czas. Starszy mężczyzna zdawał się wzruszać ramionami, co zdaniem Mycrofta było zbyt wybaczające, ale… również ujmujące. Ponownie pochyliwszy głowę w przeprosinach, odwrócił się i praktycznie wyciągnął Sherlocka za ucho z komisariatu.

— Tak bardzo go lubisz, że jest to aż śmieszne — powiedział Sherlock w samochodzie. — To jest jasne jak słońce.

— Drogi Panie, wciąż jesteś na haju?

— Nie. — Sherlock prychnął, uniósł podbródek i skrzyżował ramiona. — Od wielu miesięcy jestem czysty, Mycrofcie.

To sprawiło, że zamilkł na chwilę. Sherlock był… czysty? Od pewnego czasu nie słyszał o żadnych jego wybrykach przekraczających linię prawa, ale nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele. Teraz jednak to wszystko miało sens.

— Kokaina w końcu cię znudziła? — zapytał z prawdziwą ciekawością.

— Nie, ale Lestrade nie pozwala mi pomóc na miejscu zbrodni, jeśli ją zażywam… — wymamrotał młodszy Holmes, wyglądając przez okno.

Mycroft musiał bardzo się starać, by nie okazać swojego szoku. Inspektor był powodem, dla którego Sherlock nie zażywał już narkotyków. Ten człowiek był o wiele większą zagadką, niż początkowo się spodziewał. Ciekawe.

Wciąż to trwało w ten sposób. Sherlock nadal był zatrzymywany, a Mycroft pojawiał się i wpłacał za niego kaucję. To było wyczerpujące. Jednak irytujące było to, że Sherlock miał rację. Mycroft lubił inspektora Lestrade’a. Mężczyzna był fascynujący i chociaż mógł zerknąć do jego teczki, stwierdził że nie chce. Po raz pierwszy w życiu chciał się dowiedzieć czegoś o drugiej osoby od niej samej, a nie z akt.

I w ten sposób za każdym razem, gdy przychodził ratować Sherlocka, rozmawiał z Lestrade’em. Żadna z tych rozmów nie była istotnie ważna, ale to nie miało znaczenia. Bez względu na to, czy Mycroft już wiedział, o czym będzie rozmawiał drugi mężczyzna, pozwalał mu mówić. Brązowe oczy inspektora były błyszczące i szczere, a jego uśmiech był praktycznie zaraźliwy. Podczas gdy Mycroft prezentował na zewnątrz zdystansowaną postawę, w środku był oszołomiony. To było śmiesznie, ale tak było. Za każdym razem, gdy wychodzili z komisariatu, Sherlock patrzył na niego z zadowoleniem, a Mycroft ostentacyjnie go ignorował.

— Skończyłem z tym. Sam wyciągnij go z aresztu. — Pewnego dnia poinformował go telefonicznie bardzo zirytowany John Watson.

Przewracając oczami na swojego śmiesznego brata, ale odczuwając podniecenie, Mycroft udał się na posterunek.

— Mycroft — rozbrzmiało ciche powitanie Lestrade’a. — Zastanawiałem się, kiedy tu dotrzesz. Jak gra w szachy?

— Dobrze. — Mycroft uśmiechając się, oparł łokcie na blacie, by wypełnić formularze zapłaty kaucji, które były mu już dość dobrze znane. — Co teraz zrobił?

— Wkurzył policjanta, który już i tak miał zły dzień.

Inspektor wzruszył ramionami, opierając się bokiem o blat, tuż obok niego. Mycroft nie przegapił tego, jak jego biodro w ten sposób zostało wyeksponowane.

— Dlaczego nie jestem zaskoczony… — westchnął Mycroft. Przestał wypełniać formularz i spojrzał na starszego mężczyznę. Poczuł, jak wzbiera się w nim odwaga. — Niemal mam ochotę, zostawić go tutaj na chwilę.

— Naprawdę? — zapytał Lestrade, unosząc brwi będąc jednocześnie zszokowany i ciekawy. — I co robiłbyś w tym czasie?

— Może mógłbym porwać cię na lunch? — powiedział nonszalancko.

Inspektor zamrugał, po czym roześmiał się głośno, sprawiając, że kolana Mycrofta ugięły się.

— Brzmi dobrze.

— Gdzie chciałbyś pójść, inspektorze? — zapytał Mycroft, porzucając formularz i odsuwając się od blatu.

— Proszę, mów mi Greg — powiedział, po czym wzruszył ramionami. — Obojętne mi, gdzie pójdziemy.

— Bardzo dobrze, Gregory. Udaj się ze mną.

Chapter 68: Tęsknię za tobą

Notes:

Jest to alternatywna wersja, gdzie nasi bohaterzy są nastolatkami

(See the end of the chapter for more notes.)

Chapter Text

Eton był dokładnie taki, jak spodziewał się Mycroft. Brał udział w najbardziej zaawansowanych kursach, jakie były dostępne, mimo że był dopiero na pierwszym roku, i spędzał wieczory na nauce, nawet jeśli nie było to konieczne. Minęło pół roku, a już nawiązał istotne kontakty i pomagał profesorom w tworzeniu planów zajęć i przewodników studyjnych.

Największym problemem związanym z tym, jak zajęty się stał było to, że miał ledwo czas opuścić teren kampusu. Nie chodziło o to, że nie miał życia towarzyskiego, ponieważ od samego początku się tym nie przejmował. Ważniejsze było to, że nie miał czasu, by wrócić do domu. Nie mógł odwiedzić Sherlocka. Nie mógł zobaczyć się z Gregory’m.

Bardzo tęsknił za swoim chłopakiem. Oczywiście rozmawiali dość często, ale ostatni raz kiedy się widzieli, było to przed Bożym Narodzeniem, a nawet wtedy byli ze sobą tylko kilka dni. Gregory uczęszczał na swoje zajęcia w Londynie, wkładając siły w to, co miał nadzieję, stanie się lukratywną pracą w policji. Ponadto pracował na pełny etat w barze, co zajmowało mu czas wiele wieczorów w miesiącu. Obaj wiedzieli, w momencie gdy Mycroft planował wybór uczelni, że dystans między ich szkołami będzie dla nich frustrujący, ale to świadomośc nie sprawiała, iż łatwiej było sobie z tym poradzić.

Po skończonej nauce Mycroft przebrał się z mundurku, chwycił piżamę i poszedł wziąć szybki prysznic. Umyty i przebrany poszedł do łóżka, na którym usiadł, spoglądając na podłogę. W niektórych momentach tęsknił za swoim chłopakiem bardziej niż normalnie. Dzisiejszy wieczór był jednym z tych trudniejszych. Z westchnieniem podniósł się i przeszedł przez pokój do komody. Otworzył górną szufladę i wyciągnął obszerną bluzę z kapturem. Trzymał ją przez chwilę, pocierając kciukiem bawełniany materiał, po czym naciągnął ją przez głowę.

Była dla niego za duża. Było tak, bo nie należała do niego. Nigdy w życiu nie miał ani nie nosił bluzy z kapturem. Należała ona do Gregory’ego. Była czarna i miała logo zespołu, o którym Mycroft nigdy nie słyszał. Było to coś, co nałożył na siebie po raz pierwszy, kiedy obaj byli na randce i złapał ich deszcz. Wieczór spędzili w mieszkaniu Gregory’ego, w jego pokoju, aby się rozgrzać. To była również pierwsza noc, kiedy się kochali. Mycrof wrócił następnego ranka do domu z bluzą, z czego nawet nie zdawał sobie sprawy, i zabrał ją ze sobą do Eton.

Wrócił do łóżka i zwinął się w kłębek, otaczając się mocniej bluza. Naciągnął kaptur na mokre włosy i wdychał głęboko powietrze. Materiał nie nosił już tak intensywnego zapachu jak wcześniej, ale wciąż pachniał punkowym nastolatkiem, w którym był tak mocno zakochany. Ogrzało to jego serce, sprawiając, że było mocno, a jego skóra mrowiła. Westchnął z zadowoleniem.

Czuł się lepiej. Wciąż bardzo tęsknił za Gregory’m, ale przebywanie w ciepłym ubraniu należącym do drugiego nastolatka (szczególnie, gdy ta bluza miała taką wartość sentymentalną, coś co zaczął teraz rozumieć), rozluźniło w nim zaciśnięty węzeł. Po kilku chwilach sięgnął po komórkę i wysłał swojemu chłopakowi smsa.

Mam nadzieję, że twój wieczór jest przyjemny. — MH.

Zamknął oczy czekając. Chwilę później otrzymał odpowiedź.

Pracuję w barze, więc jest tak dobry, jak to tylko możliwe. Tęsknię za tobą. — G.

Mycroft uśmiechnął się, wpatrując się w odpowiedź. Przesunął kciukiem nad pojedynczym inicjałem, którym tekst został podpisany. Następnie zaczął szybko stukać w ekran, by wysłać kolejnego smsa.

Również za tobą tęsknię. Wkrótce cię odwiedzę. Może w ten weekend. — MH.

Fantastycznie, Myc. Nie mogę się doczekać Smile — G.

Mycroft wciąż się uśmiechał, czytając parokrotnie odpowiedź, zanim uznał, że czas iść spać. Podłączył komórkę do ładowarki, naciągnął mocniej kaptur na głowę i wrócił myślami do swojego chłopaka, dopóki nie zasnął.

Notes:

Pilnie poszukuję bety (najlepiej z doświadczeniem)!

Zadania:
Sprawdzenie tekstu z oryginałem, interpunkcja, poprawa złej odmiany słów/zdań, itp.

Na pierwszy ogień:
Dwie miniaturki ze świata Boku no Hero Academia. W sumie 51 stron.

Chapter 69: Siniaki

Chapter Text

— Boże, ten cios był celny. — Greg westchnął, gdy wrócił do swojego mieszkania.

Jego głowa (a dokładniej oko) pulsowało jak szalone. Dobrze, że miał w zamrażarce jedzenie, które mógł do niego przyłożyć, ponieważ z pewnością miałby siniaki, jeśli już ich nie miał.

Niesamowite, jak spokojna noc w pubie, spędzona na oglądaniu meczu Arsenalu, mogła przekształcić się w coś tak szalonego. Oczywiście bójki w barach zdarzały się cały czas. Jako zwykły glina przerywał je dość często, więc nie było to dla niego nic obcego. Jednak od dłuższego czasu nie był uczestnikiem jednej z nich. Musiał mieć niewiele więcej niż dwadzieścia lat, kiedy ostatni raz był w jakąś zaangażowaną. Stawał się za stary na to gówno.

Skrzywił się, zapalając światło w kuchni. Było za jasno dla jego bolącego oka. Westchnął, gasząc je, by dać sobie chwilę na dostosowanie się, zanim podszedł do lodówki. Przeszukiwał zamrażarkę, aż znalazł torebkę mrożonej kukurydzy, która była idealna na jego obrażenia. Wyciągając ją, udał się do salonu i opadł na kanapę. Odchylając głowę do tyłu, trzymał kukurydzę nad zamkniętym okiem, pozwalając, by pochłonęło go zimno, tłumiąc ból.

A wisienką na torcie było to, że miał jutro randkę. Po prostu, kurwa, wspaniale. Był inspektorem, więc mógł odnosić obrażenia, ale to nie było związane z jego praca i było to trochę głupie. Poza tym mężczyzna, z którym się spotykał był najbardziej domyślnym człowiekiem w całej Anglii, więc nie można było wymyślić jakiegoś kłamstwa na temat przyczyny obrażeń i nie dać się złapać na kłamstwie. Greg westchnął. Po prostu cudownie.

To, co było nieznacznym siniakiem, przeistoczyło się następnego dnia w coś znacznie poważniejszego. Greg gapił się na siebie w lustrze w łazience, do której poszedł rano wziąć prysznic. Wpatrywał się w ciemnoczerwoną, purpurową i czarną plamę otaczająca jego lewe oko. Obrzęk zmniejszył się nieco od wczorajszego dnia, ale wciąż wyglądało to absolutnie okropnie. Wzdychając, potrząsnął głową i zaczął szykować się do pracy.

Później wieczorem znów się wpatrywał w siniaka, czekając aż przyjedzie po niego samochód. Obrzęk zniknął już całkowicie, po tym jak po raz kolejny trzymał mrożonki przy twarzy, ale przebarwienie wciąż było widoczne. W chwili paniki zaczął grzebać w łazienkowych szafkach, w poszukiwaniu CZEGOKOLWIEK, co mogłoby sprawić, że nie wyglądałoby to tak źle.

Wreszcie coś znalazł. Musiał być naprawdę zdesperowany, jeśli był gotów zrobić coś takiego, ale… Z westchnieniem wyciągnął buteleczkę z płynnym podkładem, który zostawiła jego najstarsza córka, podczas ostatniej wizyty. Wątpił, że istnieje jakiś sposób, który mógłby całkowicie zamaskować jego limo, ale jeśli podkład chociaż trochę mu w tym pomoże, to był gotów go użyć.

Zanim samochód podjechał, ostrożnie nałożył duża dawkę podkładu pod oczy. To… sprawiło różnicę. Czerń i purpura nie były tak widoczne jak wcześniej. To było najlepsze, co mógł zrobić. Wyprostował ramiona, zszedł na dół i wsiadł do pojazdu, zajmując miejsce obok mężczyzny, z którym jechał na randkę. Uśmiechnął się słodko.

— Hej, Myc — przywitał go, a serce zabiło mu mocniej.

Niezależnie od wszystkiego był podekscytowany widząc młodszego mężczyznę. Jego uśmiech został zwrócony, zanim szok pojawił się na twarzy Mycrofta.

— Dobry Panie, Gregory, co się stało z twoją twarzą? — zapytał, pochylając się.

Wyciągnął dłoń, by dotknąć policzka pod siniakiem. Niebieskie oczy wpatrywały się w Grega, bez wątpienia dedukując wszystko.

— To nic takiego. — Próbował się ukryć, spoglądając nieco w dół. — Wkrótce zniknie.

— Przestań, Gregory. Otrzymałeś go wczoraj — uciszył go polityk, głaszcząc jego srebrzyste włosy. — Podkład nie pokrył tego wystarczająco dobrze, żebym nie mógł tego zobaczyć.

Oczywiście, że nie mógł tego przegapić. Greg nie spodziewał się niczego innego. Z westchnieniem oparł się o siedzenie, wzruszając ramionami.

— To była głupia wieczorna walka w barze po meczu — przyznał, wiedząc, że nie było sensu kłamać. Zresztą i tak nie chciał.

Mycroft uniósł brew.

— Wierzę, że siniak to jedyne obrażenie? — zapytał zaniepokojony, znając już odpowiedź.

W tym momencie Greg nie mógł powstrzymać się przed dumnym uśmiechem i wypięciem nieco piersi.

— Tak, ale powinieneś zobaczyć tego drugiego faceta.

Chapter 70: Spotkanie pośród śniegu

Summary:

Uwagi: Tekst został zainspirowany daną grafiką: http://zzigae.deviantart.com/art/Sherlock-Winter-mystrade-420472320

Chapter Text

Padał śnieg. Było za wcześnie na opady śniegu, a jednak padał. Oczywiście działo się to podczas jednego z niewielu dni, kiedy Mycroft postanowił pójść pieszo, zamiast pojechać do pracy samochodem. Z otwartym parasolem nad głową, szedł spokojnym krokiem, mijając sklepy i ludzi, którzy nie wrócili jeszcze do domu. Były to dzieci biegające i śmiejące się, które bawiły się, obrzucając się śnieżkami (których na szczęście udało mu się uniknąć).

To nie był zbieg okoliczności, że wybrał dłuższą drogę do domu. Nie, było to spowodowane tym, że przechodził dzięki temu obok New Scotland Yardu. To miejsce wołało go, ponieważ przyciągał go mężczyzna, który często tam przebywał. Spojrzał na wciąż oświetlone okna, zastanawiając się, czy Gregory Lestrade wciąż był w środku. Starszy mężczyzna często pracował do późnej nocy, podobnie jak Mycroft, więc było prawdopodobne, że jeszcze nie wyszedł. Mycroft przez chwilę zastanawiał się, jak wślizgnąć się do środka i zaprosić go na kawę. Jednak szybko odrzucił tę myśl. Sentyment był niebezpieczną drogą.

Idąc dalej, oderwał wzrok od budynku, by ponownie spojrzeć przed siebie. Kiedy to zrobił, jego serce przyspieszyło. Przez chwilę zastanawiał się, czy faktycznie to widział, ponieważ jego myśli były tak skupione na starszym mężczyźnie, ale… Nie. To zdecydowanie był Gregory idący przed nim. Jego srebrzyste włosy były pokryte śniegiem, tak jak ramiona i szyja. Jego uszy przybrały kolor jasnej czerwieni. Mycroft uśmiechnął się do siebie i trochę przyśpieszył. Gdy zbliżył się do inspektora, przesunął parasol do przodu, żeby zakryć mężczyznę.

Obaj zatrzymali się w tym samym momencie. Greg, na którego już nie spadał śnieg, rozejrzał się zdezorientowany. Przechylając głowę, ujrzał nad sobą czarny parasol. Zanim jednak zdążył się odwrócić, by zobaczyć kto był za nim, Mycroft wyciągnął rękę i delikatnie otrzepał mu włosy z płatków śniegu. Policzki inspektora przybrały odcień zbliżony do jego przemarzniętego nosa, gdy wreszcie się odwrócił.

— Pan Holmes. — Zamrugał w szoku.

Ręka Mycrofta unosiła się w powietrza. Był lekko wzburzony, że został przyłapany na gorącym uczynku, ale patrząc na niego, nie można było tego powiedzieć. Polityk odchrząknął, opuszczając dłoń, by włożyć ją do kieszeni płaszcza. Drugą trzymał parasol nad nimi obojgiem.

— Dzień dobry, inspektorze — odpowiedział, pochylając lekko głowę.

Kiedy znów uniósł wzrok, zobaczył uśmiech na twarzy Grega, który rozgrzał go od środka. Mężczyzna był absurdalnie przystojny. Było to mocno frustrujące, że aż Mycroft chciał go złapać za ramiona i potrząsnąć nim, pytając jak to możliwe, że jest tak niesamowity.

— Dziwnie cię tu widzieć — powiedział Greg, z dłońmi w kieszeniach, patrząc na Mycrofta. — Czy coś się dzieje?

Mycroft zdziwił się. Chociaż miało to sens. Większość ich spotkań była związana z pracą (lub, co istotniejsze, dotyczyły przeważnie Sherlocka), więc oczywiście był to zrozumiały wniosek. Było to jak najbardziej logiczne, ale coś w tym niepokoiło polityka. Nie tego chciał dla nich. Pragnął… czegoś więcej.

— Nie. Nic się nie dzieje — przyznał po chwili. Zauważył, że Gregory przygląda mu się w milczeniu z zaciekawieniem. — Byłem w okolicy.

— Och, dobrze — powiedział Greg, a jego uśmiech stał się szerszy i jego brązowe oczy zabłysły. Mycroft zamrugał i uniósł lekko brew. — Czyli masz wolne popołudnie?

Mycroft ponownie zamrugał. Wolne popołudnie… Z pewnością inspektor Lestrade nie insynuował tego, co myślał polityk.

— Przypuszczam… — powiedział, patrząc z ciekawością na starszego mężczyznę.

Przesunął parasol, przesuwając go nieco bardziej, aby znalazł się między nimi, gdy śnieg nadal padał.

— Co oznacza, że możesz dołączyć do mnie na kawę?

Ka…kawa? Dlaczego, u licha, Gregory zaprosił go na kawę. Zaprosił go… by razem wyjść. Czuł, jak rumieniec pojawia się na policzkach. Miał tylko nadzieję, że inspektor uzna to za wynik chłodu.

— Dalej, panie Holmes. Chodź ze mną na kawę. Spotkajmy się chociaż raz bez żadnej rozmowy związanej z interesami — zachęcał go Greg z nieco nerwowym i nieśmiałym wyrazem, który zakradł się na jego twarz, która zwykle wyrażała pewność siebie. To było ujmujące. Jak można było odmówić.

— W porządku — zgodził się, kiwając głową. Dobrze byłoby uciec z tego zimna. Czy klasyfikowało się to jako randka? Nie, nie mógł być zbyt pewny siebie. — Prowadź, Gregory.

Chapter 71: Okłamałeś mnie

Chapter Text

Greg potrzebował czegoś więcej niż papierosa tej nocy, gdy cholerny Sherlock Holmes ujawnił się w ciemnym garażu. Nazwanie go draniem, nie oddało nawet połowy tego co czuł. Był tak zły, zdenerwowany i oszołomiony, gdy odkrył, że detektyw żyje i stał przed nim… że mógł jedynie go przytulić. W końcu przede wszystkim był tak szczęśliwy, że go widział, że nie mógł się opanować. W jego oczach pojawiły się łzy a uśmiech zagościł na twarzy.

Później zaczął odczuwać gniew, który stał się tym bardziej odczuwalny, gdy dowiedział się, że Sherlock kontaktował się z Mycroftem. Sherlock nie wyjaśnił mu wszystkiego i Greg szczerze nie chciał tego słyszeć, ale powiedziano mu wystarczająco dużo i był na tyle bystry, aby zrozumieć ogólnie całą sytuację.

Wszedł do mieszkania, ponieważ dostał do niego klucz (ale jeszcze się nie wprowadził, ani nic takiego) i prychając, zamknął za sobą drzwi. Marszcząc brwi, przeszedł przez dom, aż znalazł gabinet, w którym znajdował się młodszy mężczyzna. Mycroft podniósł wzrok znad dokumentów, które czytał i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale natychmiast zrezygnował z tego, gdy zauważył wyraz twarzy Grega i wydedukował jego nastrój.

— Jak śmiałeś mi nie powiedzieć? — warknął Greg, zaciskając dłonie w pięści.

Zbierało mu się na płacz z powodu gniewu, ale opanował się, nie pozwalając łzom popłynąć. Nie musiał mówić, o co mu konkretnie chodziło, ponieważ obaj dokładnie wiedzieli, co miał na myśli.

— To było dla twojego bezpieczeństwa, Gregory — odpowiedział spokojnie Mycroft. Zamykając teczkę, skrzyżował nogi i odchylił się do tyłu na krześle. Położył ręce na stole, spoglądając zimno na swojego partnera.

— Dla mojego… Jesteś poważny, Mycroft? — Greg niemal krzyknął. Próbował zachować spokój, ale po prostu nie mógł. Nie potrafił być spokojny. Był za bardzo zdenerwowany. — Tak bardzo go opłakiwałem. Widziałeś to. Próbowałem być tutaj dla ciebie, aby cię wspierać, bo twój cholerny brat się zabił. A przynajmniej tak myślałem. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jakim głupkiem się czuję, wiedząc, że próbowałem cię pocieszyć, gdy nie byłeś w ogóle zasmucony, ponieważ NIE BYŁO ŻADNEGO SAMOBÓJSTWA?!
Mycroft zamknął oczy, wzdychając cicho. Milczał przez cały czas, gdy Greg mówił, i pozwolił, by przez chwilę panowała cisza, zanim otworzył oczy, by ponownie spojrzeć na inspektora.

— Nie jesteś głupi — skomentował. — Niezależnie od tego, czy Sherlock żył czy nie, byłeś tu dla mnie, a to oznaczało dla mnie wszystko. Chciałem cię wspierać w tamtym momencie, tym bardziej, że jego śmierć była dla ciebie prawdziwa. Tak musiało być. Aby zapewnić ci bezpieczeństwo, musiałeś uwierzyć, że nie żyje. Sherlock Holmes musiał być martwy. Przepraszam tylko za ból, który teraz odczuwasz z powodu mojego oszustwa, ale było ono konieczne i biorąc pod uwagę okoliczności, zrobiłbym to samo jeszcze raz.

Greg słyszał, co mówił Mycroft. Rozumiał, co chciał mu przekazać. Nie sprawiało to, że był mniej wściekły. Nie myślał racjonalnie i była to zła rzecz, ale nie potrafił być opanowany.

— To jest dalej bzdura, Mycroft. Nie mogę opisać, jak się teraz czuję, wiedząc, że okłamywałeś mnie praktycznie przez cały nasz związek. Jak mam po prostu o tym zapomnieć?

— Szczerze, Gregory, czy nie słuchałeś tego, co powiedziałem? — zapytał Mycroft z irytacją. — Nadmiernie reagujesz. Gdybyś uspokoił się i posłuchał mnie, moglibyśmy uniknąć tego całego bezsensownego sporu.

— Nie. Nie będziesz miał do mnie pretensji. Nie będziesz się na mnie złościć, bo nie masz racji — warknął Greg, wskazując na niego.

Zamknął oczy, marszcząc brwi, by dać sobie chwilę na uspokojenie, zanim ponownie spojrzał na młodszego mężczyznę. Wyraz twarzy Mycrofta nie zmienił się ani trochę. Polityk również nie poruszył się ani o milimetr, co jeszcze bardziej rozzłościło Grega.

— Jesteś irracjonalny, Gregory i…

— NIE. Przestań — powiedział dosadnie Greg, przerywając mu. — Kurwa, przestań, Mycroft. Zachowuję się dokładnie tak, jak powinienem w tej sytuacji. Muszę iść. Nie mogę… Nie mogę być teraz z tobą w jednym pokoju. Nie mogę na ciebie patrzeć.

Greg obrócił się na pięcie i ciężko oddychając z emocji, wypadł z gabinetu. Bez wahania podszedł do drzwi frontowych, otwierając je i zatrzaskując za sobą, gdy wyszedł na zewnątrz. Mycroft nawet za nim nie zawołał. Greg tak naprawdę nie spodziewał się tego.

Wsunął gwałtownie drżące ręce w kieszenie płaszcza i wyciągnął papierosa. Potrzeba było trzech prób i przekleństw, aby w końcu udało mi się zapalić. Zaciągnął się potężnie, kierując się do samochodu. Był tak wściekły, że nie wiedział, co ze sobą zrobić. Może kiedy się uspokoi, zacznie postrzegać tę sytuację w innym świetle i poradzi sobie z tym wszystkim. Na razie jednak… Sama myśl o Mycroftcie Holmesie sprawiała, że chciał walnąć pięścią w mur.

Chapter 72: Czy wszystko w porządku?

Chapter Text

— Kolejna kolejka, jeśli możesz — poprosił Greg, podnosząc rękę, by zwrócić uwagę barmana.

Młody człowiek skinął głową, by potwierdzić jego prośbę i zaczął napełniać dwa kolejne kufle piwem. Inspektor wypił resztkę swojego piwa, odkładając pustą szklankę na bok, po czym przeczesał dłonią srebrzyste włosy.

— Jak to się dzieje, że… — zaczął po chwili, owijając dłoń wokół nowego kufla, który został mu przyniesiony. — …wszystko może być znowu w porządku?

— To nie tak. Nie zupełnie, nie w stu procentach — przyszła odpowiedź Johna, gdy przyciągnął swój kufel i wypił łyk. — Wiesz, jak to było, Greg. Jak okropne to było. Ale biorąc pod uwagę wszystko… Miło jest znów go tutaj mieć.

Greg mruknął, kiwając lekko głową. Zdecydowanie miło było odzyskać Sherlocka. Oczywiście między dwoma byłymi współlokatorami panowało napięcie, ale teraz znów pracowali nad sprawą i w większości wrócili do normalnego stanu rzeczy. Z drugiej strony Greg ledwo rozmawiał z Mycroftem od czasu ich kłótni kilka tygodni temu. Nadal był zdenerwowany. Jednocześnie tęsknił za młodszym mężczyzną, ale… Nadal był zdenerwowany. Zamknął oczy i westchnął, zanim znów napił się piwa.

— Nadal nie pogodziłeś się z Mycroftem — cicho skomentował John.

Greg spojrzał na swojego partnera do picia. Jego brązowe oczy były nieco błyszczące.

— Po prostu… okłamał mnie. To boli.

— Wiem — powiedział z powagą John. — Wiem o tym zbyt dobrze, Greg. Uwierz mi, wiem. Ale pomyśl o tym. Pomyśl o tej dwójce. Oni są Holmesami. Musisz chociaż tyle zrozumieć. Nie pozwól, by upłynęło zbyt wiele czasu. To jest jeszcze istotniejsze, ponieważ umawiasz się z jednym z nich. Sherlock jest po prostu…

Greg spojrzał na Johna, słuchając go. Uniósł brew, gdy doktor zamilkł, spoglądając w swój kufel. Tylko przyjaciele? Greg szczerze mówiąc wciąż nie mógł w to uwierzyć. Oczywiście, John miał teraz dziewczynę, a Mary była słodką kobietą, ale… To nie zmieniło tego, co miała ta dwójka. Detektyw i Doktor, więcej niż współlokatorzy, więcej niż przyjaciele, nawet jeśli żaden z nich by się do tego nie przyznał. John nagle odchrząknął, zanim kontynuował:

— Musisz przejść nad tym dalej. Oczywiście, bądź wkurzony. Nadal jestem wściekły jak diabli. Ale nie pozwól, aby cię to nadal powstrzymywało, dobrze? Inaczej pożałujesz tego.

Greg zmarszczył brwi, odwracając się, by ponownie spojrzeć na kufel. Westchnął. Następnie po kilku chwilach wyciągnął komórkę, aby napisać nową wiadomość.

Hej, jeśli Anglia nie potrzebuje cię dzisiejszego wieczoru, to może spotkamy się później u mnie? — G.

OoO


Greg stał na małym balkonie, drzwi do jego mieszkania były za nim otwarte. Wpatrując się w ciemne londyńskie niebo, palił papierosa. Przez niemal godzinę przygotowywał w kuchni kolację. Autentyczną francuską ucztę, której ojciec nauczył go przygotowywać kilka lat temu. To był jeden z ulubionych posiłków Mycrofta i Greg miał nadzieję, że pomoże to złagodzić rozłam, jaki powstał między nimi.

John miał rację. Wciąż był zły, ale nie mógł pozwolić, by złość przejęła ich związek. Jeśli nadal go mieli. Z tego, co wiedział, Mycroft mógł mieć go już dość i przyjść tylko po to, aby ostatecznie zakończyć to. Westchnął, skupiając się na swoim papierosie, będąc tak pogrążony w myślach, że nie zauważył, że nie był już sam, dopóki wyższy mężczyzna nie stanął obok niego.

— Hej, Myc.

Wyprostował się, strząsając popiół z papierosa. Ścisnęło go w środku. Dopiero teraz gdy mężczyzna był przy nim, uświadomił sobie, jak bardzo za nim tęsknił. Chciał przyciągnąć go do siebie i pocałować. Zapomnieć o całej kolacji i zabrać go do łóżka.

— Gregory. — Mycroft przywitał go ze spokojem.

Jego wzrok skierował się na papierosa w dłoni Grega, a później na coraz bardziej ciemniejące niebo.

— Um… chciałem… — zaczął Greg, próbując złożyć zdanie.

— Ugotowałeś kolację.

Greg zamrugał. Dlaczego młodszy mężczyzna sprawiał, że był tak zdenerwowany, iż zapominał o wszystkim, o czym wcześniej myślał i nie mógł dłużej przemawiać, jak normalny człowiek?

— Ugotowałem — powiedział po chwili, gdy zdał sobie sprawę, że Mycroft patrzył na niego z oczekiwaniem. — Miałem nadzieję, że…

— Czyli wszystko w porządku — stwierdził Mycroft.

Greg oblizał wargi, po czym skinął delikatnie głową.

— Tak… Przepraszam, że byłem taki. Nie zrozum mnie źle, wciąż jestem zły, ale… powinienem był cię wysłuchać. Tęskniłem za tobą.

Uśmiechając się lekko, Mycroft wyciągnął rękę i przeczesał smukłymi palcami srebrne włosy Grega. Starszy mężczyzna przymknął oczy, skupiając się na dotyku i wzdychając. Zbliżył się do polityka, opierając się o niego, gdy Mycroft objął go.

— Również za tobą tęskniłem. Rozumiem twój gniew. Cieszę się, że zaprosiłeś mnie tutaj.

— Zostaniesz?

Greg nie chciał, żeby Mycroft odszedł. Chciał, żeby został na noc. Chciał zasnąć w ramionach swojego partnera, wiedząc, że wszystko będzie dobrze.

— Poproszę Antheę, aby przyniosła ubrania na zmianę — zgodził się Mycroft, a następnie złożył czuły pocałunek na głowie Grega. Inspektor zamknął oczy, uśmiechając się i trącając ramieniem drugiego mężczyznę. — Może pójdziemy zjeść, coś co jest z pewnością niesamowitą kolacją, zanim cała twoja ciężka praca pójdzie na marne, hmmm?

Chapter 73: Jesteś pijany

Chapter Text

 

Mycroft powinien był zaskoczony, kiedy otrzymał sms-a od Grega Lestrade’a o prawie drugiej w nocy. Nie był jednak zdumiony, a jedynie wdzięczny, szczerze mówiąc. Wiedział, że starszy mężczyzna poszedł do pubu i wyglądało na to, że był trochę zbyt pijany, by pojechać do domu. Z jakiegoś powodu zamiast wezwać taksówkę, napisał do Mycrofta, prosząc go o odebranie. Ponieważ polityk już nie spał, nie było to trudna prośba do spełnienia.

Zamrugał, unosząc brew, gdy pijany mężczyzna prawie upadł w samochodzie obok niego z głośnym westchnieniem. Gregory uśmiechał się szeroko, przez co wyglądał o wiele młodziej. Mycroft zastanawiał się, czy właśnie dostrzegł przelotnie beztroskiego młodego człowieka, jakim był Lestrade. Jego uczucia wobec inspektora były dziwne. Mycroft nie przywiązywał się, ponieważ ludzie, z którymi miał do czynienia byli żmudni i okropni. Greg był jednak całkowicie inny.

— Dziękuję, Mycroft — powiedział starszy mężczyzna, kołysząc się lekko, gdy próbował się wyprostować.

Mycroft wiedział, że był bardzo pijany, ale mimo to mówił płynnie. To było imponujące. Uśmiechnął się do niego delikatnie.

— To nie była żadna niedogodność, Gregory — odpowiedział swobodnie, kładąc dłonie na kolanach. — Jestem wdzięczny, że skontaktowałeś się ze mną, w przeciwieństwie do wszystkiego, co mogłoby zakończyć się jako bardzo niebezpieczna sytuacja.

— Dlatego zadzwoniłem do ciebie. — Greg skinął głową, przesuwając się bliżej. Mycroft nie przegapił tego, że ich kolana były tak blisko siebie, że prawie się dotykały. Zauważył dłoń mężczyzny spoczywającą na siedzeniu między nimi, której lekko drżały palce. Mycroft poczuł ciepło na policzkach i odwrócił wzrok, by wyjrzeć przez okno i stłumić wszelkie niepożądane uczucia. — Chciałem cię zobaczyć.

Ta wyszeptana spowiedź sprawiła, że Mycroft obrócił głowę i spojrzał na Grega z szeroko otwartymi oczami. Chciał… Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy dłoń między nimi znalazła się na jego udzie, powoli przesuwając się ku górze. Mycroft czuł, jak jego tętno gwałtownie wzrosło, a w umyśle rozległ się w alarm, ale jedynie zastygł w miejscu, w którym siedział.

Greg był jednak daleki od zatrzymania się. Nie, pijany mężczyzna pochylił się, aż ich ciała złączyły się, a dłoń przesunęła się na brzuch polityka. Czubek nosa Grega ocierał się o szczękę Mycrofta, który czuł jak ciepły oddech inspektora owiewa mu skórę. To wywołało w nim nieco obcy przypływ podniecenia, rozgrzewając całe jego ciało i czyniąc go bardzo świadomym każdego dotyku.

To absolutnie nie było dobre. To było wszystko, czego chciał, i wszystko, co wyobrażał sobie w najbardziej przypadkowych i nieodpowiednich momentach, ale to nie było dobre. Greg był pijany. Alkohol wpływał negatywnie na osąd osoby i sprawiał, że była bardziej prawdomówna oraz prawie zawsze bardziej podatna na nieprzemyślane działania i instynkty.

Gdy Greg zaczął całować jego szczękę, Mycroft musiał się nieco wycofać. Wpłynęło to na niego znacznie bardziej, niż chciał przyznać, i starał tego nie okazywać. Greg mrugnął, lekko zmieszany z powodu nagłej odległości między nimi.

— Gregory, jesteś pijany — wyjaśnił Mycroft.

Stwierdził coś, co było bardzo oczywiste. Nigdy czegoś takiego nie robił, ale w tej chwili to go nie obchodziło. Nie chciał niczego więcej, niż mieć te cudowne, miękkie usta z powrotem na swojej skórze, ale nie mógł. Wolałby, żeby nic się nie wydarzyło, niż gdyby Greg zainicjował coś, czego by później żałował.

— Tak, ale to tylko dodaje mi odwagi, do zrobienia czegoś, co chciałem zrobić od dawna — powiedział powoli Greg, przesuwając dłoń po klatce piersiowej Mycrofta. — Chcę ciebie.

Mycroft poczuł, jak ogarnia go większe ciepło. Chciał…

— Nie, Gregory. To tylko alkohol przez ciebie przemawia — mruknął.

Nie mógł na to pozwolić. Tak bardzo tego chciał, ale nie mógł wykorzystać stanu inspektora.

— Nieprawda — zaprzeczył Greg, pochylając się po raz kolejny. Ręka, która przesuwała się w górę po klatce piersiowej Mycrofta, sięgnęła do jego podbródka, by obrócić głowę polityka, tak że patrzyli na siebie. — Teraz mnie pocałuj.

Mycroft patrzył w te duże brązowe oczy i poczuł, jak jego determinacja zaczyna się rozpadać. Jego spojrzenie przesunęło się na usta Grega w samą porę, by ujrzeć, jak język starszego mężczyzny wysunął się, by nawilżyć wargi. Napięcie w spodniach Mycrofta było teraz praktycznie krępujące.

Greg przyciągnął go do siebie, a Mycroft już nie był wstanie go powstrzymywać. Poddał się, a ich usta zetknęły się i to było najlepsze uczucie na świecie.

Chapter 74: Witaj w domu

Chapter Text

Greg był kłębkiem nerwów, nie dało się tego ukryć. Jego kochanek był na ważnej konferencji biznesowej z udziałem różnych narodów, która trwała prawie trzy tygodnie. Inspektor stawał się nerwowy, gdy Mycroft był tak długo nieobecny. Zawsze ich największym problemem było to, że podczas takich wyjazdów mieli ograniczony kontakt. Młodszy mężczyzna był tak zajęty, że zwykle mogli rozmawiać tylko co dwie lub trzy noce i nigdy za długo. To było frustrujące.

Telefon, który otrzymał dziś rano, był jednak o wiele bardziej ekscytujący. Mycroft wreszcie wracał do domu. Zaraz po tej wiadomości otrzymał informację, gdzie aktualnie znajdował się starszy z braci Holmes. Wynikało z tego, że powinien być w swoim domu w ciągu godziny.

Trochę za mało czasu, aby przygotować obiad, ale Greg chciał mieć coś na przywitanie. Myślał o tym przez cały dzień, bawiąc się pomysłem upieczenia czegoś słodkiego. Jednak nie zdecydował się na konkretną rzecz, więc odrzucił ten pomysł i spróbował pomyśleć o czymś innym. Kiedy w końcu wybrał, co ma zrobić, nie zastanawiał się długo.

Rozpalił kominek w salonie i wyciągnął jeden z ich dużych koców. Był bardzo puszysty i używali go najczęściej, gdy odpoczywali w wielkim pokoju. W międzyczasie chłodził butelkę wina, którą mogli wypić, kiedy Mycroft wróci do domu. Greg uśmiechając się do siebie, szykował wszystko, pilnując czasu i sprawdzając swoją komórkę.

Wreszcie, po prawie dwóch godzinach, Mycroft wrócił do domu. Greg niemalże pobiegł, by powitać go w drzwiach z szerokim uśmiechem na twarzy. Przyciągnął do siebie wyższego mężczyznę całując go, zanim ten jeszcze zdążył odwiesić płaszcz. Mycroft westchnął zaskoczony, po czym owinął ramiona wokół Grega i oddał z namiętnością pocałunek. Był to pocałunek, który wiele mówił o tym, jak bardzo obaj mężczyźni tęsknili za sobą i znaczył więcej, niż jakiekolwiek słowa.

— Witaj w domu — powiedział na wydechu Greg, kiedy w końcu odsunęli się od siebie.

Mycroft delikatnie ujął jego policzek i uśmiechnął się, znów delikatnie całując go, po czym pocałował również jego czoło.

— Witaj, Gregory. Miło cię widzieć. Tęskniłem za tobą, najdroższy.

Objęli się, przytulając się jeszcze przez chwilę. Greg w końcu zakończył to i pociągnął za sobą mężczyznę w głąb mieszkania.

— Chodź. W salonie płonie kominek. Możemy tam usiąść — zaproponował, przechylając głowę w stronę wspomnianego pokoju.

Mycroft przytaknął i przeszedł obok starszego mężczyzny, by wejść do pomieszczenia. Zamiast iść od razu za nim, Greg poszedł do kuchni, by nalać im wina.

Z kieliszkami w dłoni, skierował się do salonu, gdzie odnalazł Mycrofta wygodnie siedzącego na kanapie przed kominkiem. Podszedł do niego i usiadł obok, opierając się o jego ciało. Podał mu wino. Mycroft wypił łyk, nucąc z uznaniem na smak.

— Gregory, to jest cudowne — skomentował Mycroft po kilku chwilach spędzonych w wygodnej ciszy.

Dwaj mężczyźni siedzieli leniwie na kanapie, zwinięci naprzeciwko siebie, trzymając kieliszki z winem. Między kolejnymi łykami, dzieli się pocałunkami, uściskami i dotykiem palców na miękkiej skórze.

— Mogę to robić za każdym razem — wymamrotał Greg, pozwalając, by jego głowa opadła na ramię Mycrofta. Został nagrodzony serią pocałunków.

— Nie byłbym temu przeciwny — powiedział Mycroft z uśmiechem, który Greg czuł przy swojej skroni.

Chapter 75: Śpiewanie pod prysznicem

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Greg lubił śpiewać pod prysznicem. Zawsze był bardzo muzykalnym człowiekiem i chociaż robił to co jakiś czas, stało się to jeszcze częstsze, gdy znów zamieszkał sam po rozwodzie. Miał tendencje do wybierania starych zespołów, najczęściej takich jak The Clash, Billy Idol i Sex Pistols, od czasu do czasu The Beatles, The Who i tym podobne. Gdy któraś z jego córek puszczała chwytliwą popową piosenkę i utknęłaby mu w głowie, to w którymś momencie przyłapywał się na tym, że ją śpiewa.

Oczywiście nigdy nie śpiewał, gdy inni ludzie mogli go usłyszeć. Kiedy był żonaty, ledwo to robił, chyba że wiedział, że był sam. Kilka razy został przyłapany, ale to były nieliczne przypadki, które można było policzyć na palcach jednej dłoni. Kiedy zamieszkał sam, zaczął ponownie śpiewać pod prysznicem. Czuł się z tym tak dobrze, że kiedy zaczął mieć od czasu do czasu towarzystwo, to zapominał powstrzymać się przed tym.

Gdy Mycroft po raz pierwszy usłyszał dobiegający z łazienki śpiew Grega, był zaskoczony i zafascynowany. Ze względu na ich rosnącą bliskość znał pasję starszego mężczyzny do muzyki. Powiedziano mu również, że Greg mając dwadzieścia parę lat był członkiem zespołu muzycznego. To było jednak wszystko, co wiedział o hobby partnera. To był cudowny poranek, gdy leżał w łóżku mężczyzny, przykryty tylko pościelą i słyszał jego głęboki głos śpiewający „I Wanna Be Your Man” Beastlesów. Polityk zamknął oczy i po prostu słuchał. Nie zdawał sobie sprawy, że przestał oddychać, dopóki płuca nie zażądały od niego kolejnej dawki tlenu.

Greg nigdy nie poruszył tematu dotyczącego śpiewania, więc Mycroft również tego nie robił. W miarę jak ich związek się rozwijał, Mycroft miał szansę usłyszeć więcej utworów w wykonaniu partnera. Greg nigdy nie śpiewał, kiedy wspólnie brali prysznic (choć prawdą było, że przez większość czasu jego usta były zajęte innymi zadaniami…) i nigdy nic nie powiedział. Możliwe, że starszy mężczyzna nie zdawał sobie sprawy, że Mycroft go słyszał. Gdyby tak faktycznie było, szansa że przestanie, gdy się o tym dowie, była nieco za duża jak na gust Mycrofta.

Podczas gdy Greg brał prysznic, Mycroft zaczął przesiadywać pod drzwiami do łazienki. Słyszał lepiej, będąc bliżej i zawsze wracał do sypialni, zanim Greg skończył się myć. Mycroft uwielbiał te chwile. Było w tym coś bardzo intymnego, coś czego pragnął. Rozpoznał niektóre piosenki, ale większość nie, jednak nie miało to znaczenia. Piosenka i tekst nie były ważne. Greg mógł śpiewać cholerne abecadło, a Mycroft by to uwielbiał.

Wreszcie, pewnego dnia, gdy Greg śpiewał Rebel Yell Billy’ego Idola, Mycroft po prostu nie mógł już wytrzymać. Wstał ze swojego miejsca na podłodze i cicho wślizgnął się do łazienki, rozbierając się po drodze. Zostawił ubranie obok zlewu i przeszedł przez łazienkę. Greg zauważył go dopiero wtedy, gdy odsunął zasłonę i wszedł pod strumień wody.

— Myc — powiedział zaskoczony Greg.

Mycroft uśmiechnął się, zauważając lekkie zakłopotanie, które pojawiło się na twarzy kochanka, gdy ten zdał sobie sprawę, że przyłapano go na śpiewaniu i nie ma może temu zaprzeczyć. Robiąc krok do przodu, Mycroft owinął ramiona wokół ciała Grega i pochylił się, by pocałować go w czoło.

— Zaśpiewasz? — zapytał cicho z ustami tuż przy mokrej skórze kochanka.

— Umm… — mruknął Greg, spuszczając wzrok.

Naprawdę był bardzo zawstydzony. Szczerze mówiąc, było to trochę zaskakujące, ponieważ mężczyzna był tak pewny siebie w prawie każdym aspekcie swojego życia. Jak mógł być tak zawstydzony czymś, w czym był tak niesamowity?

— Proszę? — Mycroft, poprosił po chwili, zmieniając pozycję, tak by spojrzeć w oczy starszego mężczyzny. Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Greg uśmiechnął się i skinął głową.

— But, oh, what a wonderful feeling, just to know that you are near — zaczął śpiewać cicho, uśmiechając się i ocierając ich nosy o siebie. To była inna piosenka niż poprzednio. O wiele bardziej uczuciowa i sprawiała, że Mycrofta ścisnęło za serce. Uśmiech Grega stał się jeszcze bardziej promienny, gdy kontynuował, dotykając bladego policzka drugiego mężczyzny. — Sets my heart a-reeling from my toes up to my ears.*

Śpiew zmienił się w nucenie, gdy inspektor pochylił się, by delikatnie muskać ustami ciało Mycrofta, gdy stali pod strumieniem wody i trzymali się nawzajem. Mycroft uznał, że wspaniale było wcześniej słuchać, jak Greg śpiewa, ale słyszenie, jak robi to bezpośrednio dla niego, sprawiało, że jego całe ciało ogarniało przyjemne ciepło.

Notes:

*Piosenka Boba Dylana – The Man In Me

Chapter 76: Strzał w dziesiątkę

Chapter Text

Po dziwnych i gorączkowych wydarzeniach w Baskerville, Greg zaczął się trochę denerwować swoimi umiejętnościami strzeleckimi. To prawda, że w pracy nie używał broni tak często, ale jego pudło tamtego wieczoru w lesie było raczej niewybaczalne. Dlatego pewnego razu po pracy, zamiast w wrócić do domu, postanowił udać się na strzelnicę znajdująca się przy stoczni i ćwiczyć strzelanie przez parę godzin.

Po godzinie lub dwóch poprawił się. Jego celność nie była zła, ale nie tak idealna, jakby chciał. W końcu był inspektorem. Chociaż niekoniecznie używali broni palnej tak często jak inne siły policyjne, wciąż była to umiejętność wymagana w ich pracy. Nigdy nie wiedziałeś, kiedy będzie miało to kluczowe znaczenie. Gdyby Johna nie było tam w Baskerville, czy sprawy potoczyłyby się inaczej?

Będąc tak skupionym na celu, Greg nie był świadomy obecności innej osoby, która stała obok niego od pewnego czasu. Koncentrował się tak mocno na trudnym celu, że przestraszył się, gdy mężczyzna za nim odchrząknął. To na tyle wytrąciło go z równowagi, że pociągnął za spust i to co miało być całkiem dobrym strzałem zakończyło się tym, że nie trafił nawet w tarczę. Zaskoczony i nieco wściekły, odwrócił się, by zobaczyć, kto był winowajcą tego wszystkiego.

— Mycroft? — zapytał z niedowierzaniem, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w stojącego za nim polityka z parasolem i wszystkim innym.

Greg nie wiedział, czy poczuł ulgę, że go widzi, czy był wściekły, że tak go rozproszył. Oczywiście oddał strzał w najbezpieczniejszym do tego miejscu, ale wciąż strzelał z broni. Było tak wiele sposobów, na które mogło się to źle skończyć.

— Dobry wieczór, Gregory. — Mycroft uśmiechnął się, robiąc kilka kroków, aby zmniejszyć odległość między nimi. — Ufam, że twoja podróż do Baskerville zakończyła się sukcesem?

— Ostatecznie — burknął Greg, odkładając broń na blat i podchodząc bliżej. Oplótł ramiona wokół talii wyższego mężczyzny i przyciągnął go do uścisku, który został zwrócony bez chwili wahania. — Tęskniłem za tobą.

Obaj spotykali się już od jakiegoś czasu, ale na razie nie ogłosili tego oficjalnie. Był to niesformalizowany związek między nimi i Gregowi na razie to nie przeszkadzało. Nie będzie tak wiecznie, ale na razie było dobrze. Mycroft odwzajemnił uścisk. Greg uśmiechnął się, po czym odsunął się.

— Wiesz, że jesteś cudownym strzelcem — powiedział Mycroft, zerkając z ukosa na tarczę, której używał Greg do ćwiczeń. — Wydarzenia w Baskerville nie powinny na dłużej utrzymywać cię z dala od domu.

— Tak, ale… — zaczął Greg, lekko wzruszając ramionami. — Muszę być lepszy. Tamta sytuacja mi to pokazała. Nie mogę sobie pozwolić na luz, bo następnym razem może być jeszcze gorzej.

Mycroft skinął głową i milczał, gdy spojrzał na broń, której Greg wcześniej używał. Inspektor podążył za jego spojrzeniem, a potem spojrzał na młodszego mężczyznę i uśmiechnął się. Och, miał pomysł.

— Strzelałeś wcześniej? — zapytał, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

— Tak — odpowiedział ostrożnie Mycroft. — Chociaż nie jest to aktywność, której lubię często się poddawać.

Ze sposobu, w jaki patrzył na broń, Greg uznał, że mówiąc „często” miał na myśli „nigdy”. To sprawiło, że chciał jeszcze bardziej, aby jego partner oddał strzał.

— Weź — nalegał, sięgając po broń. Odsunął się od Mycrofta, by dać mu przestrzeń i poddał mu pistolet. — Daj mu szansę. Tylko raz.

Brwi Mycrofta uniosły się wysoko, kiedy patrzyli na siebie, ale coś w nim w końcu uległo. Z westchnieniem ruszył do przodu, aby stanąć w odpowiednim miejscu, a potem sięgnął po oferowaną broń. Spojrzał na nią ostrożnie, po czym westchnął przez nos i skupił się na celowaniu.

To co stało się potem, było w zasadzie niewyraźne w umyśle Grega. Mycroft podniósł broń, ustawił się w odpowiedniej pozycji i oddał strzał. Greg z ciekawością zerknął na tarczę. Strzał prosto w dziesiątkę. Usta inspektora rozchyliły się lekko, gdy wpatrywał się w tarczę przez chwilę, po czym skupił się ponownie na Mycrofcie, który wciąż trzymał broń. Jego oczy rozszerzyły się lekko. Brązowe tęczówki zostały niemal przytłoczone przez źrenice. Podniecenie, które przez niego przepłynęło, było absurdalne i wymagało od niego pełnej samokontroli, aby nie rzucić się na kochanka. To… był jeden z najbardziej atrakcyjnym pokazów, jakich kiedykolwiek był świadkiem. Zrobił krok do przodu, wyjął pistolet z ręki Mycrofta i odłożył go, zanim nacisnął przycisk chowający tarcze na koniec treningu.

— Mój samochód — warknął do ucha młodszego mężczyzny, przyciskając się do niego, aby ujawnić swoje bardzo wyraźne podniecenie. — Teraz.

Chapter 77: Zmiana życia

Chapter Text

To był pierwotnie pomysł Mycrofta, by mieć dziecko. Nie, żeby Greg o tym również nie myślał, ale to Mycroft poruszył ten temat. Kochał Gregory’ego Lestrade’a bardziej niż cokolwiek innego, a życie które stworzyli było idealne z wyjątkiem jednej rzeczy, której brakowało w ich związku. Mycroft nigdy wcześniej nie interesował się dziećmi, więc to było zaskakujące odkrycie, że pragnął własnego.

Teraz, kiedy usiadł na kanapie obok męża, który trzymał ich nowo narodzone dziecko, Mycroft był przerażony. Siedział sztywno, wpatrując się w maleńką istotkę, która miała duże, jasne oczy. Oliver był z nimi w domu od kilku dni, a Mycroft jeszcze go nie trzymał w ramionach. Nie, że nie chciał, po prostu… Nie wiedział jak.

Dziecko, ich dziecko spoczywało w ramionach Grega i wpatrywało się w tatę oczami, które jeszcze nie miały zdecydowanego koloru i były tylko lekko szare. Miał lekko rozchylone usta. Wydawało się, że dla małego chłopca, Greg był najbardziej fascynująca rzeczą na świecie. Od czasu do czasu czknął lub wydawał ciche gruchanie, machając rękami, gdy się poruszał. Najprawdopodobniej był najsłodszą rzeczą we wszechświecie. Greg wydawał z siebie odgłosy gruchania lub nucił, przykuwając uwagę Olivera. Kiedy chłopiec się na nim skupiał, inspektor uśmiechał się szeroko i śmiał się.

To był cudowny widok.

— Myc — odezwał się Greg i Mycroftowi zajęło krótką chwilę, by zorientować się, że mówił do niego. Mrugając, oderwał wzrok od syna i spojrzał na męża.

— Tak, Gregory? — zapytał, unosząc lekko brwi.

— Chcesz go potrzymać?

Ponownie ten sam strach przygniótł klatkę piersiową Mycrofta. To nie było coś, co mógł wytłumaczyć i czuł się z tym trochę głupio, ale nic nie mógł na to poradzić.

— Nie mogę… — zaczął, podświadomie przesuwając się na kanapie. Greg potrząsnął głową.

— Również jesteś jego ojcem — zauważył starszy mężczyzna. — Dalej. To nie jest takie trudne. Nauczę cię.

Zanim Mycroft mógł zaprotestować lub zniechęcić swojego męża, Greg wstał powoli i stanął przed nim. Uklęknął na podłodze na oba kolana, trzymając blisko siebie Olivera i patrząc na swojego męża.

— Wyciągnij ręce. Tak jak ja, stwórz obszar, na którym możesz go oprzeć. — Greg zaczął cicho go pouczać. Mycroft zaczął się poruszać, naśladując jak najlepiej pozycję inspektora. Greg skinął głową. — Otóż to. Pamiętaj, aby przytrzymywać jego głowę. Trzymaj rękę płasko pod jego plecami, gdy będę go poddawać. Twoja druga ręka powinna naturalnie spoczywać wokół jego pupy. Jesteś gotowy?

— N… nie — przyznał zawstydzony Mycroft. Greg uśmiechnął się do niego czule.

— Tak, jesteś — powiedział nie wiele głośniej niż szeptem.

Był taki pewny. Jak mógł taki być? To było irytujące. Nie było jednak czasu na zastanawianie się, ponieważ starszy mężczyzna pochylił się blisko i zaczął poddawać mu Olivera. Mycroft czuł, jak jego serce bije szaleńczo, gdy mały pakiet, którym był ich syn, był przenoszony z pewnych siebie doświadczonych ramion Grega do jego niepewnych. Lestrade szeptał z czułością. Byli tak blisko, że czubek jego nosa ocierał się o policzek Mycrofta, co było dziwne pocieszające. Kiedy się odsunął, Mycroft trzymał Olivera.

Pamiętał, aby przytrzymywać mu głowę, tak jak mu powiedziano, i było to fascynujące, jak mała główka niemowlęcia była naprawdę na jego ręku. Oliver chrząknął, gdy był przenoszony, ale teraz, kiedy już wszystko zostało zrobione, osiadł dość łatwo w nowej parze ramion. Co najmniej jeden z nich czuł się całkiem wygodnie. Mycroft był prawie pewien, że zapomniał na chwilę oddychać. Spojrzał na chłopca w swoich ramionach. Rozchylił lekko usta i oblizał nerwowo wargi. Greg położył dłoń na jego bicepsie, delikatnie go ściskając, zanim odsunął się i usiadł na piętach wciąż będąc na podłodze.

— Gregory, ja… — zaczął szeptać, a jego głos drżał, kiedy Oliver wydawał się nagle zwracać większą uwagę na osobę, która go teraz trzymała.

Wydawało się, że dziecko zdało sobie sprawę, że nie było już trzymane przez tą samą osobę co wcześniej. Jego małe czoło lekko zmarszczyło się na chwilę. Zamachał delikatnie ramieniem.

— Robisz wszystko perfekcyjnie — zapewnił go Greg.

Jego głęboki głos drżał lekko, a brązowe pełne dumy oczy błyszczały od łez. Mycroft przez chwilę zaryzykował, by spojrzeć na męża, zanim ponownie skupił się na synu. Po kilku chwilach niepewności, zaczęło się to wydawać… właściwe. Tak miało być. Stało się to jasne i nagle wszystko nabrało sensu.

— Witaj, Oliverze — powiedział do chłopca, który wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami. — Jestem twoim ojcem.

Oliver gruchał, podobnie jak wcześniej wieczorem, i znów zaczął wymachiwać ramionami. Mycroft uśmiechnął się, widząc, jak dobrze wszystko idzie. Potem ramiona dziecko uniosły się i maleńkie palce Olivera chwyciły czubek długiego nosa Mycrofta. Młodszy mężczyzna czuł, jak łzy napływają mu do oczy, a to, co zaczęło się jako mały uśmiech na twarzy polityka przerodziło się w pełny uśmiech i drżący śmiech.

Był zakochany. To był jego syn. To był syn jego i Gregory’ego. Nagle wszystko ułożyło się na swoim miejscu i nabrało sensu. Jedynie nad czym mógł się zastanawiać, to dlaczego tak długo to trwało. Jak minął prawie tydzień bez trzymania najpiękniejszego dziecka, jakie można sobie wyobrazić? Z promiennym uśmiechem i oczami pełnymi emocji spojrzał na Grega. Ich spojrzenia spotkały się. Greg również się uśmiechał.

— Nasz syn — powiedział bez tchu. — Gregory…

Nie był w stanie dokończyć tego zdania, wyrażając to co napłynęło mu do głowy, ponieważ Greg wykorzystał okazję, by pocałować go namiętnie. Mycroft jęknął cicho naprzeciwko warg Grega, wychodząc naprzeciw tej pasji, gdy jego serce waliło w piersi, a ich syn gruchał między nimi.

— Kocham cię — powiedział Greg, odsuwając się. Następnie przesunął dłonią po czole Olivera, pochylając się, by pocałować jego pucołowaty policzek. — Ciebie też kocham, mały Ollie. Obaj cię kochamy.

— Dobry Panie, kochamy go — westchnął Mycroft, spoglądając w dół na Olivera.

Jego życie było kompletne. Nie można było temu zaprzeczyć.

Chapter 78: Stare zdjęcia

Chapter Text

— Wiem, że doskonale wiesz, w jaki teraz wygląda jego nagi tyłek, ale spójrz na jego nagi tył, kiedy… — powiedziała Annabeth Lestrade, gdy niemal upuściła album ze zdjęciami na kolana Mycrofta.

Siedzący obok niego na kanapie Greg jęknął i zakrył twarz dłońmi, będąc całkowicie zawstydzony.

— Mamo, proszę nie — narzekał, pocierając twarz, gdy rumieniec zagościł na jego policzkach.

To były ich pierwszy dłuższy pobyt spędzony w domu rodzinnym Grega, a jego rodzice całkowicie uwielbiali Mycrofta. Jego matka robiła to, co zwykle nazywała swoim macierzystym obowiązkiem, czyli zawstydzała niemiłosiernie swojego syna. Z drugiej strony Mycroft wyglądał na niesamowicie zachwyconego, gdy otworzył album i zaczął przeglądać zdjęcia.

— Wiem, że to macierzyński obowiązek, wciąż jednak… — zmarszczył brwi, patrząc na Mycrofta — nie musisz się, aż tak dobrze się bawić.

— Spokojnie, Gregory — powiedział Mycroft, szczerząc zęby, podnosząc zdjęcie, na którym Greg miał trzy lata i jeździł na trójkołowcu. — Zobacz, jaki byłeś słodki.

— Nawet w tym wieku chciał jeździć na rowerze — powiedziała Annabeth z westchnieniem cierpienia. — Powinnam była wiedzieć, że pewnego dnia zmieni się to na motor.

— Założę się, że byłeś złym chłopcem — mruknął Mycroft do Grega.

Starszy mężczyzna westchnął i przeczesał dłonią swoje srebrzyste włosy. Osunął się na kanapę, akceptując swój los i robiąc mentalną notatkę, aby zachęcić mamusię Holmes do odwdzięczenia się, gdy odwiedzą ją następnym razem.

Po kilku chwilach, gdy Mycroft z jego mamą siedzieli i rozmawiali o zdjęciach swojej młodości, Annabeth wstała i przeprosiła ich, aby udać się do kuchni, gdzie ojciec inspektora przygotowywał obiad. Greg westchnął, zerkając na swojego partnera, który nadal był dziwnie zafascynowany albumem. Usiadł bardziej prosto i pochylił się, by spojrzeć tam gdzie on. Ich ramiona dotykały się, gdy Greg zamknął przestrzeń między nimi.

— Ach, nastoletnie lata — skomentował, widząc swoje zdjęcie z motorem i grupką przyjaciół.

Co to był za czas. Na pewno sprawiał problemy. Zauważył, że Mycroft przesuwał opuszkami palców po jego wizerunku, który patrzył z promiennym uśmiechem na Harleya, którego właśnie dostał. Był ubrany w dopasowane dżinsy i czarno-czerwoną skórzaną kurtkę. Jego ciemnobrązowe włosy były nażelowane, a prawe ucho miał przekłute.

— Byłeś punkiem — powiedział cicho Mycroft.

Greg był zdziwiony. Młodszy mężczyzna wiedział, kim był w przeszłości, więc nie było to dla niego zaskoczeniem. Jednak nigdy nie widział jego zdjęć z tamtego okresu, więc…

— Z pewnością — przytaknął, uśmiechając się delikatnie. — Całkowicie nim byłem.

— Masz rację — mruknął Mycroft, wciąż wpatrując się w zdjęcie.

Greg ponownie czuł się zmieszany.

— Myc?

Kiedy ich spojrzenia spotkały się, zauważył, że źrenice Mycrofta były nieznacznie rozszerzone. Greg był zbyt dobrze zaznajomiony z tą reakcją i początkowo go to zaskoczyło. Zerkając szybko w stronę kuchni, sprawdzając, czy nadal byli sami, Greg pochylił się, by musnął wargami krzywiznę ucha Mycrofta.

— Wciąż mam tę kurtkę — wyszeptał głębokim głosem, drażniąc ucho partnera swoim ciepłym oddechem. Mycroft wciągnął gwałtownie powietrze i zesztywniał obok niego. — A Harley jest w garażu.

— Ale Gregory, twoi rodzice… — powiedział bez tchu Mycroft, już wiedząc, co sugeruje.

Uśmiechając się złośliwie, Greg chwycił ucho młodszego mężczyzny między wargi i delikatnie go ugryzł. Akcja spowodowała, że Mycroftowi uciekł najsmaczniejszy jęk pełen zdziwienia i podniecenia.

— Szykują obiad — dokończył za swojego partnera, przesuwając dłonią nad wybrzuszeniem w spodniach Mycrofta. To spowodowało kolejny jęk, gdy Mycroft zaczął tracić całą swoją przyzwoitość. — Zajmie im to trochę. Mamy mnóstwo czasu dla siebie.

— Gregory…

Greg warknął lekko, ssąc płatek jego ucha, chwytając erekcje Mycrofta i delikatnie ją ściskając. Młodszy mężczyzna przygryzł wargę, by powstrzymać jęk.

— Nie wstydź się — wyszeptał ochryple. Mycroft ponownie zadrżał, ale zamiast odpowiedzieć, złapał Grega za nadgarstek i ściągnął go z kanapy, kierując się na piętro do starej sypialni mężczyzny.

Chapter 79: W ciemności

Summary:

Alternatywny Świat – Nastolatki

Chapter Text

Greg panikował. Podejrzewał, że to było właściwe słowo określające jego stan. Może zawstydzony i zażenowany byłoby lepszym określeniem. Niezależnie od tego musiał trzymać swojego chłopaka z dala od domu. Nie mógł pozwolić Mycroftowi zobaczyć, że poruszał się po mieszkaniu jedynie przy blasku świec.

Greg nigdy nie dorastał w niezwykle zamożnym domu. Wraz z mamą żyli dobrze, nawet jeśli nigdy nie żyli na bogato. Teraz mieszkał sam, chwytając się badziewnej roboty z długimi godzinami pracy, co i tak było niewystarczające. Był jednak dumnym nastolatkiem, a jego mama miała zbyt wiele na głowie, by jeszcze mu pomagać, więc pracował, spał, płacił rachunki… i miał swojego chłopaka.

Mycroft był wyspą na wzburzonym morzu, którym było jego życie przez pewien okres. Mógł się zrelaksować z Mycroftem. Zapomnieć na chwilę o stresie i być z chłopakiem, którego kochał. Wszystko było dobrze. Tyle, że mieli dzisiaj randkę, a prąd w mieszkaniu Grega został wyłączony. Jego długie godziny pracy, które ledwo spłacały jego rachunki, okazały się niewystarczające. Prąd został wyłączony zeszłej nocy i spędził ten czas w ciemności, zachowując baterię w komórce najlepiej jak potrafił, ładując ją w ciągu dnia w pracy. I… Mycroft był już w drodze do niego. Nie mógł już dłużej tego przed nim ukrywać.

Głośne pukanie do drzwi sprawiło, że Greg podskoczył i przestał na chwilę oddychać, po czym westchnął wyczerpany. Był w zasadzie gotowy do wyjścia, chociaż prysznic i ubieranie się w ciemnościach nie było przyjemnym doświadczeniem i miał nadzieję, że poczeka na zewnątrz na swojego chłopaka. Ale teraz było to już niemożliwe. Ramiona opadły mu w rezygnacji, gdy podszedł do drzwi, by wpuścić młodszego chłopaka.

— Gregory, dobrze… — wyższy nastolatek zaczął go witać, ale zamilkł, gdy rozglądał się po ciemnym mieszkaniu. Z zaciekawieniem uniósł brwi. — Zdecydowałeś się siedzieć przy blasku świec, ponieważ…

Greg wzruszył ramionami, starając się pokazać, że to tylko taki kaprys, aby mogli szybko wyjść.

— Po prostu chciałem. Idziemy? — zapytał, przyciskając dłoń do pleców chłopaka i chwytając klucze.

— Nie masz prądu. Dlaczego nie masz prądu? — zapytał Mycroft, zrozumiawszy sytuację.

Greg skrzywił się. Nauczył się już, że nie mógł mieć sekretów przed Mycroftem Holmesem. Dzieciak był bardzo bystry i od samego początku mógł przejrzeć Grega.

— Um…

— Gregory, dlaczego odcięli ci prąd?

Greg westchnął, cofając się i chowając w geście niezręczności ręce za siebie. Patrzył na podłogę, nie chcę mu tego wyznać. Ledwo chciał przyznać się swojej mamie, nie mówiąc już o swoim zamożnym chłopaku. Otrzymał jednak to dedukujące spojrzenie i wiedział, że nie uda mu się tego uniknąć.

— Nie byłem… nie byłem w stanie zapłacić rachunku — mruknął nie podnosząc wzroku.

W mieszkaniu zapadła cisza, przez którą Greg wiercił się nerwowo. Potem dźwięk zamykanych drzwi wejściowych sprawił, że poderwał głowę do góry, przestraszony, że drugi nastolatek go zostawił. Nie zrobił tego. Zamiast tego Mycroft podszedł do niego i przeczesał palcami jego ciemne włosy, przyciągając go do siebie, by pocałować Grega w czoło.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — zapytał Mycroft, z ustami tuż przy skórze chłopaka. — Zawsze możesz mi powiedzieć. Mogę pomóc, Gregory. Nie ma powodu, byś tkwił w ciemnościach.

Greg objął Mycrofta i wtulił się w niego, wzdychając. Wiedział, że mógł mu powiedzieć… Mógł go zapytać. To nie byłoby pytanie o pomoc. Nie pozwalała mu na to duma. Mógł to zrobić po swojemu.

— Po prostu nie mogłem… poradzić sobie z tym — szepnął niepewnie.

— Nie mam co do tego wątpliwości, ale nie zmienia to faktu, że potrzebujesz teraz pomocy. — Mycroft cofnął się i ujął jego policzek. — Proszę, pozwól żebym ci pomógł. Chcę ci pomóc.

Greg westchnął ponownie, zaciskając wargi w cienką linią. Widział uśmiechniętego Mycrofta. Jego głowa było pochylona tak, aby mogli się odpowiednio pocałować.

— Wróć dziś ze mną do domu — poprosił tuż po pocałunku. — A rano załatwimy sprawę prądu.

— Myc, ja…

— To nie podlega dyskusji, Gregory. Będziesz dziś wieczorem gościł w moim łóżku. Jutro się tym zajmiemy. Razem.

Greg przytaknął. Nie było sensu kłócić się z Mycroftem, gdy coś postanowił, poza tym nie mógł odmówić pomocy. Nawet jeśli nigdy nie chciał o nią prosić.

Chapter 80: Kąpiel

Chapter Text

Greg wyciągnął rękę i chwycił dłoń Mycrofta, odsuwając go od biurka w jego gabinecie. Uśmiechnął się, gdy młodszy mężczyzna mrugnął ze zdziwienia, praktycznie potykając się, gdy został pociągnięty do przodu, gdy się tego nie spodziewał.

— Gregory, co robisz? – zapytał z irytacją Mycroft. Greg zaczął ciągnąć go korytarzem w kierunku sypialni. — Gregory, muszę skończyć…

— Nie. Zrobisz to później — powiedział przez ramię, nie zgadzając się na to, żeby jego partner miał spędzić resztę nocy zamknięty w innym pokoju.

Zamierzali spędzić trochę czasu razem. Był zdeterminowany, by tak się stało. Po tym Mycroft mógł wrócić do kierowania Anglią. Greg przyciągnął go przez sypialnię do połączonej z nią łazienki, gdzie w końcu puścił mężczyznę i odwrócił się przodem do niego. To było urocze i prawie przezabawne, jak wielkie zmieszanie było widoczne na twarzy Mycrofta. Było to coś, co rzadko ktokolwiek widział, i była to kolejna rzecz, której Greg miał szczęście być świadkiem. Oczywiście po chwili Mycroft zrozumiał sytuację, a wyraz jego twarzy zmienił się.

— Przygotowałeś kąpiel? — zapytał Mycroft, spoglądając na Grega i z powrotem do wypełnionej wanny, unosząc brew.

— Tak. — Greg skinął głową. Podszedł i zaczął rozpinać kamizelkę wyższego mężczyzny. — I weźmiemy jedną.

— Teraz? — zapytał, a jego brew uniosła się jeszcze wyżej.

Nie zrobił nic, aby powstrzymać Grega przed ściągnięciem kamizelki i koszuli, gdzie pozostał nagi od pasa w górę. Po tym inspektor cofnął się i również zaczął się rozbierać.

— Tak teraz. Zdejmuj spodnie.

— Maniery, Gregory.

— Proszę, zdejmij spodnie. — Greg uśmiechnął się, podkreślając swoją prośbę, ściągając swoje i wychodząc z nich.

Mycroft pozwolił swojemu wzrokowi wędrować z uznaniem po jego nagim, opalonym ciele, po czym poszedł w jego ślady i pozbył się reszty ubrania. Odwracając się, Greg podszedł i wszedł do przygotowanej kąpieli, zanurzając się w ciepłej (bardzo ciepłej, ale nie niewygodnie gorącej) wodzie, powoli pozwalając jej otoczyć się i opierając się o wannę. Westchnął, rozluźniając się, rozłożył nogi na boki i wyciągnął dłoń w stronę Mycrofta. Młodszy mężczyzna chwycił ją, również wchodząc do wanny. Zawahał się przez chwilę, dostosowując się do ciepłej wody, zanim również zaczął się zanurzać. Usadowił się między nogami Grega, ale pozostał wyprostowany.

— Miło, prawda? — zapytał Greg, również siadając, tak, że byli przyciśnięci do siebie.

Pocałował delikatnie łokieć Mycrofta, nucąc cicho.

— Tak, to raczej przyjemne — zgodził się, przymykając oczy, gdy Greg owinął ramiona wokół tułowia, kładąc dłonie na jego brzuchu.

Pozostali tak przez jakiś czas. Greg wciąż składał leniwe pocałunki na jego ramionach i szyi. Woda zaczęła wkrótce stygnąć, więc spuścili część wody i dolali ciepłej, skutecznie przedłużając czas, który mogli w ten sposób spędzić. Żaden z nich nie chciał tak naprawdę wyjść z wanny.

Dostosowując się lekko, Greg cofnął się nieco i przesunął dłonie wzdłuż ramion Mycrofta. Ścisnął je delikatnie, poruszając się po nich powoli, rozpoczynając masaż ramion i górnej części pleców kochanka. Mycroft jęknął. Był to dźwięk, który powinien być nielegalny. Greg jednak słyszał go wiele razy w zupełnie innym kontekście. To sprawiło, że zadrżał. Inspektor uśmiechnął się, kontynuując swoją pracę, rozluźniając napięte mięśnie, które znajdowały się na plecach Mycrofta, dopóki jego partner nie rozluźnił się i nie oparł się o jego klatkę piersiową.

— Czuję się dobrze — wymamrotał Mycroft i przechylił głowę na bok, by pocałował z czułością Grega.

Ramiona Grega przesunęły się wokół jego niego, trzymając go blisko, gdy całowali się, dopóki żaden z mężczyzn nie mógł oddychać prawidłowo i musieli rozdzielić się, dysząc cicho. Greg otarł czubki ich nosów, uśmiechając się, po czym rozpoczął kolejny pocałunek.

Jego tętno zaczęło przyśpieszać i po chwili ich pocałunek stał się nieco intensywniejszy. Mycroft poruszył się, obracając się tak, że był bardziej skierowany przodem do starszego mężczyzny, pogłębił pocałunek. Greg chwycił mocno jego boki, odsuwając się w końcu, przygryzając lekko dolną wargę Mycrofta. Obaj dyszeli, a ich źrenice były rozszerzone. Greg uśmiechał się szeroko.

— Widzisz? Czasami mam dobre pomysły — powiedział bez tchu.

Mycroft parsknął śmiechem i delikatnie ujął policzek starszego mężczyzny.

— Masz. — Skinął głową. — Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś umył mi plecy, najdroższy.

Chapter 81: Na klatce schodowej

Chapter Text

Winda nie działała. Jak, u licha, jedyna winda po tej stronie dużego hotelu była niesprawna? Jak hotel tak duży i fantazyjny mógł mieć tylko jedną windę po tej stronie?! Greg nie bardzo wiedział, co sądzić o tej całej ciężkiej próbie. Podejrzewał, że powinien liczyć na swoje błogosławieństwa, że ich pokój znajdował się na szóstym piętrze, ale biorąc pod uwagę, jak szybko Mycroft stawiał kolejne kroki, wejście na szóste piętro stało się wycieczką porównywalną do wejścia na Mont Everest.

— Myc, kochanie, mógłbyś zwolnić? — zapytał Greg, ciężko dysząc.

Jego nowo poślubiony mąż miał oczywiście długie nogi (które uwielbiał bardziej niż cokolwiek innego), ale te długie nogi robiły kolejne kroki w alarmującym tempie. To było niesprawiedliwie, jak szybko młodszy mężczyzna mógł wspinać się po schodach.

— Jesteśmy w połowie drogi, Gregory — odpowiedział Mycroft, zatrzymując się między kolejnym ciągiem schodów, odwracając się, by na niego spojrzeć.

Uniósł brew na widok Grega, który zgiął się wpół, z rękami na kolanach i falującą klatką piersiową.

— Tak, ale… Potrzebuję złapać oddech. — Greg zmarszczył brwi, przeczesując palcami włosy. — Jestem stary, Myc, nie tak sprawny, jak kiedyś.

Greg w żaden sposób nie stracił formy. Będąc inspektorem musiał nadal zachować dobrą kondycję. Ścigać podejrzanych, przemierzać przez długie godziny Londyn, podążać za Sherlockiem… Zdecydowanie dużo rzeczy pozwalało mu zachować kondycję. Mimo tego tak duży wysiłek w krótkim czasie mógł sprawić, że tracił oddech i bolały go nogi.

W końcu udało mu się wyprostować, a Mycroft zaczął schodzić z tych nielicznych stopni, które były między nimi. Jego mąż uśmiechał się, ale kryła się za tym pewna psota. Sprawiło to, że serce Grega przyspieszyło, ponieważ znał te igraszki, które zwykle prowadziły do tego rodzaju uśmiechu.

— Pozwól, mój mężu, że ci pomogę — powiedział cicho Mycroft.

Wyciągnął rękę i złapał przód koszuli Grega. Pchnął go na betonową ścianę klatki schodowej. Pochylił się i przycisnął swoje wargi do jego, całując mocno starszego mężczyznę. Greg jęknął z zaskoczenia i podniecenia. Wystarczyła tylko jedna krótka chwila, by zaczął oddawać pocałunek.

Greg uwielbiał, kiedy Mycroft całował go w ten sposób. W czasie, gdyby byli razem, udało im się pocałować w każdy możliwy sposób. Jednak te pocałunki … Składały się z nacisku, języka, zębów i pragnienia. Te pocałunki były spragnione i zrozpaczone, najprostszy sposób błagania o więcej.

— Podczas…. Podczas, gdy jest to… bardzo wspaniałe — wydyszał, gdy się rozdzielili, aby nieco złapać oddech. — To tak… naprawdę… nie pomaga mi… dojść do siebie.

Uśmiech Mycrofta stał się jeszcze szerszy, a jego oczy pociemniały z podniecenia. To posłało dreszcz pragnienia wzdłuż kręgosłupa Grega. Cholera jasna, z Mycroftem Holmesem zawsze czuł podniecenie. Tym razem nadeszła jego kolej, aby chwycić koszulę męża i przyciągnąć go bliżej, aby zainicjować kolejny namiętny pocałunek. Chwycił między zęby dolną wargę Mycrofta, sprawiając, że młodszy mężczyzna jęknął. Greg chciał usłyszeć ich więcej. Pragnął usłyszeć wszystko. Jego dłonie uniosły się, by wsunąć się w jedwabiste, rude włosy Mycrofta, który wsunął nogę między jego, przyciskając inspektora do ściany. To miało się stać całkowicie nieprzyzwoite. Prawdopodobnie już było. Greg częściowo zastanawiał się, jak daleko się posuną, mając za wymówkę, że są w podróży poślubnej.

— Gregory — wydyszał Mycroft, tym razem przerywając pocałunek, ledwo opierając się pokusie ocierania się o udo Grega.

Jego głos był zmieniony przez podniecenie i Greg zadrżał. Przygryzł spuchniętą wargę, wpatrując się w starszego mężczyznę z uczuciem.

— Zabierz mnie do łóżka — niemal rozkazał, kończąc to co miał powiedzieć Mycroft.

Mycroft Holmes, który był zwykle tak spokojny i opanowany, walczył, by utrzymać swoją postawę po tym zdaniu. Greg widział to w sposobie, w jaki jego źrenice rozszerzyły się, w tym jak drgnął kącik jego ust oraz w tym, jak zacisnął palce na koszuli Grega.

Poruszyli się, szybciej niż się spodziewali i łatwo wspięli się po pozostałych schodach. To było niesamowite, jak łatwo Greg pokonał resztę drogi. Oczywiście teraz miał konkretny cel. I chciał być bardzo, bardzo szybko nago.

Chapter 82: Nie każ mi siebie podziwiać

Chapter Text

Przypadki tak delikatne jak ten, wymagały osobistego podejścia. Mycroft miał doświadczenie ze zbyt wieloma sprawami, które mogłyby się skończyć bardzo źle, gdyby wcześniej nie ingerował. Tak więc posiadanie szczególnej sprawy i dodanie do tego Sherlocka, spowodowało, że był bardzo ostrożny. Nie byłby to taki problem, gdyby jego nieobliczalny młodszy brat nie zakradł się do silnie strzeżonej placówki z jego referencjami (ponownie) i wywołał alarmy, które uruchomiły się, gdy sprawy zaczęły się lekko pogarszać i wymykać spod kontroli (znowu). Ten wkurzający chłopak nigdy nie pozwolił mu na chwilę spokoju.

Po części niechętnie angażował inspektora w tę sprawę, ale tak naprawdę nie było nikogo, komu ufałby bardziej niż Gregory’emu Lestrade’owi. Jeśli chodziło konkretnie o Sherlocka, nie było nikogo innego, kto mógłby poradzić sobie z młodszym Holmesem (poza Johnem, ale poczciwy lekarz już był na miejscu i nic to nie zmieniło). Starszy mężczyzna właśnie wrócił z urlopu, więc Mycroft nie chciał mu przeszkadzać, ponieważ nawet jeszcze nie wrócił do pracy, ale nie miał wyboru.

Inspektor Lestrade oczywiście zgodził się pomóc, kiedy wysłał do niego wiadomość. Mycroft nie wątpił, że to zrobi. Miał takie dobre serce, a na dodatek był dobrym policjantem, więc była to idealna mieszanka do czegoś takiego. Pomijając początki ich współpracy, kiedy prawie się nie znali, zawsze bardzo dobrze im się ze sobą współpracowało. Czasami były napięcia, głównie wtedy, gdy sprawa wymagała od Mycrofta całkowitego odebrania jej z rąk Lestrade’a, ale nie można było temu zaradzić.

Obecnie Mycroft był w drodze do Lestrade’a, aby zabrać go na stację kolejową. Wolałby samemu zabrać go aż do Baskerville, ale miał inne obowiązki, które nie pozwalały mu na taką podróż. Nalegał na zapewnienie transportu przynajmniej do stacji, a także na zapłacenie za bilet kolejowy i pobyt w hotelu, jako podziękowanie za przysługę. Lestrade, jak można było się spodziewać, zaprotestował przeciwko temu, ale Mycroft ostatecznie postawił na swoim (czego również należało się spodziewać). Kiedy samochód zaparkował pod mieszkaniem inspektora, Mycroft nie ruszał się przez chwilę z miejsca, dopóki nie zdecydował się wysiąść i osobiście pójść po Lestrade’a.

Nie byłby to pierwszy raz, kiedy wszedł do mieszkania Lestrade’a. Gdy zaczęli ściślej współpracować, Mycroft otrzymał zaproszenie, aby wchodzić do środka, kiedy wpadał. To z pewnością było dziwne, ale był to jeden z objawów wynikających z różnic w ich wychowaniu. Dlatego korzystając z udzielonego wcześniej pozwolenia, Mycroft podszedł do drzwi, otworzył je i wszedł do środka.

Rozejrzał się po małym mieszkaniu – nie było tam wielu osobistych akcentów. Mycroft mógł stwierdzić, że należało do Lestrade’a po kilku drobnych rzeczach znajdujących się wokół, ale ogólnie wystrój był dość spartański. Szczerze mówiąc, zupełnie jak jego własna posiadłość. Nigdzie jednak nie było właściciela mieszkania. Mycroft zmarszczył lekko brwi. Spodziewano się go, więc gdzie był Lestrade?

Przeszedł przez mieszkanie, szukając inspektora, zanim w końcu go znalazł. Słowo znalazł było kolokwializmem, ponieważ prawie na niego wpadł, gdy ten wychodził z sypialni.

— Przepraszam… — zaczął Mycroft, ale zamilkł, gdy spojrzał na mężczyznę przed nim.

Był prawie pewien, że się gapił. Greg Lestrade stał przed nim tylko w spodniach, które były rozpięte, odsłaniając pas bokserek pod spodem. Wydawał się zaskoczony, ale nie zawstydzony swoim stanem rozebrania.

— Panie Holmes, jeszcze nie jestem gotowy do wyjścia.

Lestrade zamrugał, dochodząc do siebie i przeczesując dłonią swoje oprószone siwizną włosy. Były wilgotne. Ach. Brał prysznic. Mycroft stwierdził, że nie mógł oderwać wzroku od, szczerze mówiąc, rozpustnego stanu mężczyzny. Dobry Panie. Od jakiegoś czasu interesował go inspektor, ale to był dla niego zupełnie nowy widok i przytłaczał Mycrofta.

— Ach… tak, oczywiście — wykrztusił Mycroft po chwili. Prawdopodobnie zabrzmiało to absurdalnie. — Naturalnie, kiedy będziesz gotowy.

Odchrząknął, cofając się o krok i starając się nie patrzeć na nagą klatkę piersiową Lestrade’a. Był dystyngowany, wyglądał niezwykle uroczo i był opalony. Mycroft poczuł, jak ciepło rozchodzi się po jego policzkach. Potem starszy mężczyzna uśmiechnął się i skinął głową, co sprawiło, że pod politykiem prawie ugięły się kolana.

— To nie potrwa długo — powiedział, zaczynając go mijać. — Chyba, że nie musimy od razu iść.

— Ja… um, tak. Właściwie musimy iść już. — Mycroft był zirytowany i zawstydzony swoim zachowaniem. Nigdy się nie jąkał. Brzmiał absurdalnie. — Proszę, pośpiesz się. Nie chcę cię podziwiać.

Wymknięcie się tych słów było bardziej krępujące niż cokolwiek innego. Oczywiście to zdanie było bardziej wypowiedziane półgłosem niż reszta, ale miał wrażenie, że Lestrade dokładnie je usłyszał. O dobry Panie, zachowywał się jak dziecko. Znowu odchrząknął, przenosząc wzrok na swój parasol. Nadal widział, uśmiechającego się psotnie Lestrade’a, na granicy swojego zakresu widzenia.

— Może to był mój misterny plan — skomentował Greg, po czym odwrócił się i wrócił do sypialni.

Mycroft pomyślał, że może umrzeć na miejscu. Co za wieczór się zapowiadał…

Chapter 83: Skąd mogłem wiedzieć?

Chapter Text

Jednym z najlepszych sposobów na wyciszenie się po cudownym wieczorze spędzonym na kolacji ze swoim partnerem był relaks na kanapie. Greg ledwo mógł powstrzymać się od szczerzenia się, czując się bardzo dobrze. Jego tydzień był długi i okropny, a to była pierwsza noc w tym okresie, kiedy mógł spędzić czas z Mycroftem. Oba harmonogramy pracy były bardzo napięte, więc postanowili zrobić coś bardziej interesującego dzisiejszego wieczoru. Poszli na kolację, potem na tańce (czego Greg wciąż się wstydził, bo dobry Panie, nie umiał tańczyć), był spacer po parku, a teraz przytulanie się przed kominkiem.

Zaczęło się od przytulania. Mycroft leżał na sofie, z nogami opartymi na kolanach Grega. Obaj popijali wieloletnią szkocką, którą Mycroft oszczędzał od dłuższego czasu. Greg na początku stanowczo odmówił jej rozpoczęcia twierdząc, że z pewnością została zachowana na specjalną okazję, ale kiedy młodszy mężczyzna uśmiechnął się słodko i powiedział, że nie może wymyślić bardziej wyjątkowej okazji niż dzisiejszy dzień, Greg mógł niemal płakać. Mycroft był taki słodki, że nie mógł już walczyć.

Kiedy jednak Greg skończył swoją szkocką, przesunął się trochę na kanapie tak, że był bardziej zwrócony w stronę Mycrofta niż wcześniej. Wyciągnął ręce i zaczął delikatnie masować długie nogi swojego partnera. Mycroft zanucił cicho nad swoją szkocką, zamykając oczy, ciesząc się masażem. Greg uśmiechnął się szeroko, wpatrując się z całkowitym uwielbieniem w mężczyznę spoczywającego obok niego.

— To niesamowite uczucie, Gregory — skomentował po chwili Mycroft.

— Cieszę się — odpowiedział Greg, zsuwając ręce nieco niżej, skupiając się na jego kostkach.

Była to część ciała, nad którą wielu ludzi nie zwracało uwagi podczas masaży, ale Greg nauczył się tej sztuki od krewnego, który zajmował się masażem zawodowo, więc przez lata był w tym całkiem niezły. Jego ruchy nadal powodowały westchnienia i pomruki zadowolenia polityka, które były absolutnie genialne. Masowałby swojego partnera każdej piekielnej nocy, gdyby wydawał je za każdym razem.

Po dłuższej przerwie przesunął się jeszcze niżej, skupiając się na stopach Mycrofta. Spojrzał w dół, obserwując ruchy swoich kciuków, które masowały podeszwy młodszego mężczyzny od pięty w górę. Greg zamrugał z zaciekawieniem, kiedy poczuł, że Mycroft zesztywniał w jego uścisku, ale zanim zdążył otworzyć usta, żeby cokolwiek powiedzieć, polityk odsunął nogi, próbując uwolnić się od jego dotyku.

— Myc? — zapytał, marszcząc brwi, gdy na niego spojrzał.

Mycroft na niego nie patrzył. Jego spojrzenie utkwiło w szklance szkockiej trzymanej w dłoniach.

— Dziękuję Gregory, to było raczej cudowne — wymamrotał zdenerwowany.

Dobrze to ukrył, ale z biegiem lat Gregory nauczył się wychwytać najdrobniejsze wskazówki. Był zdenerwowany. Ale dlaczego?

— Czy zrobiłem coś złego? — zapytał, spoglądając na stopy Mycrofta.

— Nie, w ogóle, po prostu… — Słowa Mycrofta urwały się, a Greg uniósł brew.

Myślał o tym przez chwilę, ponownie przeglądając wydarzenia w głowie. Powoli zaczął tworzyć pewną teorię.

— Czy masz łaskotki? — zapytał, zaczynając się powoli uśmiechać.

Mycroft spojrzał na niego, nie mogąc ukryć chwilowego zdziwienia, które malowało się na jego twarzy. To go zdradziło.

— Nie, to absurd — mruknął, ale odsunął się trochę.

Uśmiechając się szerzej, Greg wyciągnął rękę i zaczął ponownie masować stopę partnera, chociaż jego ruchy były szybsze. Ciało Mycrofta drgnęło, a uścisk na jego pustej szklance zacieśnił się. Hałas, który wydał, był praktycznie piskiem.

— O mój Boże, masz łaskotki – powiedział Greg, a jego oczy błyszczały z zachwytu. — Jak to się stało, że mogłeś to przede mną ukryć przez te wszystkie lata?

Mycroft westchnął z irytacją, chowając stopy pod sobą poza zasięg starszego mężczyzny.

— Ponieważ jestem w tym bardzo dobry w ukrywaniu tego i to jest absurdalnie.

— Nie, nie jest. Chodź tutaj.

— Gregory, przysięgam, jeśli…

Ale i tak to zrobił. Greg praktycznie zanurkował przez kanapę i zaczął żartobliwie mocować się ze swoim partnerem, śmiejąc się z podekscytowaniem, gdy Mycroft krzyknął z zaskoczenia i protestu. W końcu odniósł sukces. Mógł zostać kopnięty w twarz, ale… nieopanowany śmiech, który wyciągnął z Mycrofta, sprawił, że było to tego warte.

Chapter 84: Pragnienie nikotyny

Chapter Text

Rzucanie palenia zawsze było trudne, skoro ktoś palił tak długo, jak Mycroft. Tak naprawdę nigdy nie był osobą, która łatwo się uzależniała. Nie, Sherlock przyjął na siebie tę rolę. Jednak papierosy były czymś, do czego miał słabość. Oczywiście teraz chciał – nie, potrzebował – przestać, z powodu zbliżającej się zmiany w jego i Grega życiu. Siostra Grega, Emily, była obecnie surogatką dla ich dziecka, a Mycroft miał zostać ojcem. Jego umysł wciąż się na tym skupiał przez kilka dni, ale był zdeterminowany. Nie chciał palić, kiedy w ich domu znajdowało się dziecko.

Dlatego rzucał palenie. Oczywiście był przygotowany na głód nikotynowy, ale w niektóre dni nie było mu łatwo. Odkrył, że zaczął wyrabiać kilka nowych nawyków, aby pomóc sobie w radzeniu z tym głodem. Były to działania podświadome, ale po zdaniu sobie sprawy z ich celu nabierały pełnego sensu. Wypijał więcej wody. Często zdarzało mu się mieć butelkę wody przy biurku lub w samochodzie, a w domu było ich znacznie więcej niż wcześniej. Kiedy on i Greg wychodzili na obiad, Mycroft zawsze brał wykałaczkę, gdy wychodzili z restauracji, wkładał ją do ust i żuł w drodze do domu. Kiedy pracował lub odpoczywał, zaczynał trzymać w dłoni przypadkowe przedmioty. Najczęściej było to pióro, ale obiekt zmieniał się w zależności od tego, co leżało w pobliżu.

Przez większość czasu nawet nie zdawał sobie sprawy, kiedy zaczynał robić te rzeczy, chociaż zwykłe łapał się na tym po krótkim czasie. O dziwo, wszyscy go wspierali. Jednak wszystkie te metody łącznie, nie dawały się porównać do jednego z najlepszych sposobów, jakie znalazł, aby ograniczyć swój głód.

Stało się to pewnej nocy, kiedy wspólnie z Gregiem odpoczywali na kanapie, oglądając film. Byli przytuleni do siebie, a Lestrade miał jedną rękę owinięta wokół ramion Mycrofta. Młodszy mężczyzna mógł poczuć, jak narasta w nim głód nikotynowy, który sprawił, że wiercił się lekko na swoim miejscu. Nie pomogło również to, że postacie w filmie, który oglądali, paliły. Nie zawsze to na niego działało, ale czasami obserwowanie, jak inni palą, wywoływało u niego nieposkromioną chęć zapalenia papierosa.

Zanim zdał sobie sprawę, co tak naprawdę robi, podniósł dłoń i chwycił rękę swojego męża, która była przerzucona przez jego ramię i oparta na klatce piersiowej. Przez kilka chwil gładził grzbiet jego dłoni, po czym uniósł ją. Zginając resztę palców, Mycroft przesunął wskazujący palec starszego mężczyzny do ust i zaczął przesuwać czubkiem języka po opuszku palca. Oczywiście, jego spojrzenie było utkwione w telewizorze, kiedy lizał palec Grega. Po chwili zbliżył go bardziej, żeby delikatnie skubnąć go zębami.

Zwrócił uwagę na to, co robił, kiedy poczuł, jak Greg porusza się i usłyszał, jak wydobywa się z niego cichy jęk. Mycroft zamarł, uświadamiając sobie, że w zasadzie drażnił się i używał palca Grega jako zamiennika papierosa. Odwrócił się, by spojrzeć na swojego partnera. Źrenice Grega były rozszerzone, a jego podniecenie było bardzo wyraźne, a to było jeszcze zanim zauważył rekcję, której w żaden sposób nie maskowały noszone przez niego spodnie dresowe.

— Gregory, przepraszam… — zaczął odsuwając jego rękę.

Greg jednak mu na to nie pozwolił i przysunął palec z powrotem, aby lekko przesunąć nim po dolnej wardze Mycrofta.

— Nie przestawaj — powiedział głosem głębszym i bardziej ochrypłym niż zwykle.

Mycroft poczuł tworzący się na twarzy rumieniec, jego źrenice rozszerzyły się na chwilę, zanim ponownie włożył palec do ust. Tym razem jego spojrzenie było skierowane na Grega, obserwując każdą zmianę na jego twarzy i nasłuchując najmniejszego hałasu, który wydobył się z niego. To było takie erotyczne. W końcu nie dało się już wytrzymać napięcia. Greg praktycznie wszedł na kolana Mycrofta. Ocierał ich biodra o siebie, powodując, że Mycroft wzdychał i rozpaczliwie zaciskał uścisk na starszym mężczyźnie.

To była zdecydowanie najlepsza forma zwalczania głodu nikotynowego. Oczywiście musiał to ograniczać do prywatnych miejsc, ponieważ było nieuniknione, że obaj byli przez to podnieceni. Jednak stało się to powszechną praktyką, że Greg unosił palec do jego ust, zanim Mycroft sam to zrobił. Muskał miękkie wargi, wpatrując się miejsce, którego dotykał, drżąc, gdy język młodszego mężczyzny wysunął się, by przebiec po palcu.

Żaden z nich nigdy nie był bardziej zachwycony faktem, że rzucał palenie, niż w tamtych chwilach.

Chapter 85: Muszę cię zobaczyć

Chapter Text

Czy mogę przyjść? — G.

Greg nacisnął kciukiem na ekran swojego telefonu komórkowego, z prawie zapomnianym kieliszek szampana w ręku, gdy opierał się o blat kuchni w mieszkaniu 221B. Wymknął się tutaj, aby być przez chwilę sam, po tym jak Sherlock tak uprzejmie poinformował go, że jego żona znowu go zdradza. I to z nauczycielem wychowania fizycznego. Oczywiście to był cholerny nauczyciel wychowania fizycznego.

Nie powinien być zaskoczony. Od jakiego czasu jego związek z Christyną był trudny i nie był to pierwszy raz, gdy coś takiego się stało. Oczywiście nie rozstali się ze względu na dzieci. Gdyby nie jego dwie córeczki, to Greg już dawno złożyłby pozew o rozwód. Teraz znów był nieszczęśliwy i potrzebował…

Sygnał przychodzącej wiadomości sprawił, że niemal podskoczył.

Jesteś na przyjęciu bożonarodzeniowym mojego brata. Z pewnością nie musisz wychodzić, by mnie zobaczyć. — MH.


Greg westchnął, marszcząc brwi, gdy wpatrywał się na słowa na ekranie. Z pewnością jego związek z Mycroftem Holmesem był osobliwy. Zaczął się jako ściśle profesjonalny, zanim przemienił się w wygodną przyjaźń, a potem… Poszli ze sobą do łóżka po długiej nocy spędzonej przy szkockiej, kiedy Christina po raz pierwszy go zdradziła. Przynajmniej to był pierwszy raz, kiedy się o tym dowiedział. Chociaż dopiero oświecono go o oszustwie, ich problemy zaczęły się dużo wcześniej. Był wyczerpany, zraniony i zanim się zorientował, usta Mycrofta wyglądały niesamowicie pociągająco, a jego kolana wyglądały jeszcze bardziej zachęcająco… a potem było po wszystkim. Część niego czuła się winna, ale to poczucie winny go rozgniewało. Dlaczego miałby się tak czuć, skoro to on dawno temu został rogaczem?

Czy mogę przyjść? Naprawdę muszę cię zobaczyć? — G.

Nalegał. Musiał zobaczyć Mycrofta. Miał ochotę zakręcić się wokół Molly Hooper. Była mądra, wspaniała i słodka, ale… Po pierwsze, była szalenie zakochana w Sherlocku, a po drugie, takie połączenie między nimi… nie istniało. Kiedy myślał o związku, myślami kierował się ku Mycrofcie. Miał to być korzystny układ dla obu stron i nic więcej, ale zakochał się w młodszym mężczyźnie. Nie można było temu zaprzeczyć.

Minęły wieki, zanim w końcu nadeszła odpowiedź. Do tego czasu stracił nadzieję, że Mycroft się zgodzi. Jednak kiedy kończył drinka i był w trakcie pomagania Johnowi w sprzątaniu, podczas gdy Sherlock grał na skrzypcach pani Hudson, jego telefon wydał z siebie dźwięk oznajmujący przyjście smsa.

W porządku. — MH.

— Greg przepraszam za Sherlocka — powiedział niespodziewanie John, myjąc kilka kubków. Greg podniósł wzrok znad swojej komórki i mrugnąwszy spojrzał na niego. — Wiesz, jaki on jest.

— To… w porządku, stary. — Próbował to zlekceważyć.

To nie było w porządku, nie do końca. Czuł się teraz dość kruchy emocjonalnie. John w pewnym sensie to widział. Greg zdawał sobie z tego sprawę.

— Posłuchaj, jeśli czegoś potrzebujesz… Nawet jeśli to zwykła wycieczka do baru, tylko ty i ja, to po prostu daj mi znać, okej? — zaoferował John. Greg uśmiechnął się.

— W porządku, John. Naprawdę. Z pewnością skorzystam z twojej pomocy. — Klepnął doktora w ramię. Obaj stali się dobrymi przyjaciółmi i doceniał dzielący ich związek. Następnie podniósł komórkę i skinął na nią głową. — Ale musze lecieć. Zobaczymy się później?

— Tak, na pewno. — John uśmiechnął się uprzejmie.

Greg pożegnał się, wymownie ignorując spojrzenie, którym obdarzył go Scherlock, gdy wychodził. To było to cholerne spojrzenie, które mówiło, że mężczyzna dokładnie wiedział, co się działo. Oczywiście, że wiedział. Zawsze wiedział. Przestał o tym myśleć, zakładając płaszcz. Schodząc ze schodów, zmierzał do swojego samochodu, żeby pojechać do Mycrofta.

Nie mógł się przyzwyczaić do wspaniałego uczucia, które czuł w domu starszego z braci Holmes. Oczywiście pasował on do polityka, więc Greg nie był ani trochę zaskoczony, jak wyglądał, ale jednak. To na pewno nie był jego świat. Biorąc głęboki oddech, podszedł prosto do drzwi i zapukał. Minęła tylko chwila, zanim zamek został odblokowany, a drzwi otworzyły się, ukazując Mycrofta. Greg poczuł, jak coś w jego postanowieniu słabnie, kiedy przekraczał próg domu. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, owinął ramiona wokół szyi wyższego mężczyzny i wpiął się na palce, by móc go namiętnie pocałować.

Mycroft odwzajemnił pocałunek z pasją, która pasowała do jego. To była jedna z wielu rzeczy, które szczerze zaskoczyły Grega, kiedy zaczęły się ich intymne stosunki. Mycroft całował cholernie dobrze. Nie tylko to… Robił niesamowite rzeczy swoimi ustami. Greg poczuł dreszcz przebiegający po jego kręgosłupie, gdy przycisnął się do Mycrofta, całując go zaciekle i wydał z siebie cichy dźwięk rozczarowania, gdy chwilę potem pocałunek został przerwany.

— Gregory — mruknął Mycroft, a jego bladoniebieskie spojrzenie wpatrywały się w jego ciemnobrązowe oczy.

Miał to spojrzenie, które wskazywało, że układał elementy układanki, wydedukują wydarzenia, które doprowadziły do tego moment. Żaden z braci nigdy tego nie usłyszy, ale to było raczej zdumiewające, jak bardzo byli do siebie podobni, kiedy to robili.

— Śmiało — westchnął cicho Greg.

Mycroft wyciągnął rękę i przeczesał smukłymi palcami po srebrzystych włosach.

— Nauczyciel wychowania fizycznego — mruknął Mycroft.

Greg nie mógł powstrzymać się od reakcji po usłyszeniu tego. Odwrócił wzrok i zmarszczył brwi.

— Tak… — potwierdził, nie żeby musiał. Jeśli Sherlock wiedział, to oczywiście Mycroft również. — Po prostu… Musiałem cię zobaczyć.

Milcząc Mycroft złożył pocałunek na czole Grega. Lestrade wzdychając, zamknął oczy i skupił się na miękkości tych warg.

— Czy mogę zostać na noc? — zapytał, wiedząc, jak krucho brzmiał jego głos. To było trochę żenujące, ale tak naprawdę go to nie obchodziło.

— Nie… — Mycroft zawahał się. — Nie wierzę, że byłaby to mądra decyzja.

— Wiem, ale… Proszę.

Cofnął się o krok i spojrzał na Mycrofta błagalnym spojrzeniem. Nie mógł wrócić do domu. Nie dzisiejszej nocy. Nie mógł wrócić do tej niewiernej kobiety, która o nic nie dbała. Potrzebował… Musiał czuć się kochany. Pod opieką. Tutaj miałby to.

— Gregory… — westchnął Mycroft, nadal głaszcząc go po włosach. Mógł zaprotestować, ale Greg wiedział, że mu nie odmówi. Grali już wcześniej w tę grę. Greg zaczynał aż za dobrze rozumieć Mycrofta. To go uspokajało. — W porządku. Masz ochotę na herbatę?

— Nie — powiedział Greg, kręcąc głową. — Dziękuję, ale wolałbym, żebyś zabrał mnie do łóżka.

Mycroft zamrugał, wpatrując się w niego przez chwilę. Greg skorzystał z okazji, by zainicjować kolejny pocałunek. Ten był znacznie bardziej zawzięty, żądający. Chwycił dolną wargę Mycrofta swoimi ustami i zaczął ją ssać. Ten akty wywołał cichy jęk ze strony młodszego mężczyzny, który sprawił, że spodnie Grega stały się ciasne. Potrzebował tego. Chciał tego.

Wkrótce potem, bo zerwaniu z siebie ubrań, obaj mężczyźni leżeli na dużym łóżku Mycrofta, dysząc ciężko, gdy kołysali biodrami, a Mycroft wchodził i wychodził z Grega. Zwykle nie był na dole, ale bez żadnych słów, zdecydowali się na to. To niesamowite, jak Mycroft dokładnie wiedział, czego chciał starszy mężczyzna. Był niesamowitym, uważnym kochankiem, a Greg wyginął się przeciwko niemu i jęcząc, błagał i więcej. Chwytał za blade ciało Mycrofta, jakby od tego zależało jego życie, praktycznie wykrzykując imię kochanka, gdy doszedł. Nawet gdy obaj skończyli i opadli na łóżko, dysząc spoceni, Mycroft nie wyszedł z niego od razu.

— Dziękuję… — wymamrotał sennie Greg, zamykając oczy, gdy znowu głaskano go po głowie. Mycroft złożył pocałunek na czubku jego nosa.

— Za każdym razem, Gregory — odszepnął, opuszczając głowę w zagłębienie szyi Grega.

Greg owinął ramiona wokół tali Mycrofta, przytulając go mocno i wzdychając z radością.

Zaczęło się to jako nic nieznaczący seks. Układ korzystny dla obu stron. Greg czuł jednak, że to zmienia się w coś więcej. Coś trwałego i znaczącego. Nie dążył do tego, jeszcze nie, kiedy Christina wciąż była obecna w jego życiu. Miał jednak przeczucie, że Mycroft pozostanie przy jego boku jeszcze długo po jej odejściu. W każdym razie miał taką nadzieję. Było za wcześnie, by wyznać miłość lub cokolwiek w tym rodzaju, ale na pewno coś było między nimi. Łączyło ich i przemawiało do nich obojga, gdy spoglądali w sobie w oczy.

Nie musieli tego mówić na głos. Wiedzieli o tym za każdym razem, gdy byli połączenie w ten sposób.

Chapter 86: Spotkanie rodzinne

Chapter Text

— Tatusiu!

Greg uśmiechnął się szeroko, podnosząc głowę znad komórki, gdy skończył odpowiadać na wiadomość od swojej córki Elizabeth, stojąc na trawniku w pobliżu drzewa w parku. Mycroft był tam z ich synem Oliverem, który chwiał się na nogach, ale stał prosto, twarzą do niego.

— Idę, Ollie – zawołał, podchodząc.

— Tatuś jest powolny. To dość uciążliwe. — Usłyszał słowa Mycrofta.

Greg przewrócił oczami, słysząc rozbawienie w głosie męża i pozostałą część drogi przebył biegiem.

— Uciąliwe — powtórzył Oliver, machając przed sobą ręką, wskazując na Grega.

Starszy mężczyzna skorzystał z tej okazji, by pochylić się i złapać ich syna, unosząc go nad głową, po czym opuścił go, by przycisnął usta do jego brzucha. Oliver zachichotał głośno, wymachując rękami i nogami. Greg zaśmiał się, patrząc na niego czule, gdy para identycznie jak jego brązowych oczu spojrzała na niego.

— Na dół! — rozkazał Oliver, wskazując stanowczo za głowę Grega.

— W porządku, kochanie, już cię opuszczam. — zaśmiał się Greg, zginając kolana, by położyć go z powrotem na ziemię.

Mała dłoń przycisnęła się do jego kolana, gdy ich dziecko złapało równowagę, rozglądając się po parku, zanim odwróciło się i spojrzało na Mycrofta.

— Tato — powiedział wyciągając dłonie z rozstawionymi palcami.

Mycroft uśmiechnął się czule. Oliver, chichocząc, zrobił powolny, chwiejny krok, zanim potknął się idąc do swojego drugiego ojca. Wyciągnął rękę i złapał koniec czarnej parasolki Mycrofta, gaworząc w swoim wyrafinowanym dziecięcym języku, wskazując na drzewo, w pobliżu którego stali.

— Najwyraźniej dedykuje to drzewo tobie, kochanie. — Greg uśmiechnął się wstając.

Stawy lekko mu trzasnęły, powodując, że jęknął, ponieważ, Chryste, zaczynał się starzeć.

— Rzeczywiście. — Mycroft uśmiechnął się, kiwając głową i obserwując uważnie ich gadatliwego chłopca. — Będą tutaj niedługo?

— Tak — przytaknął Greg, sprawdzając godzinę na telefonie.

Czekali na dwie córki Grega z jego poprzedniego małżeństwa. Zbierali się, aby pójść razem na lunch. Elizabeth miała przywieźć swoją siostrę, i Dobry Panie dopomóż mu, jeśli była za kółkiem, do miałby tutaj nie lada moment.

— Tata! — Usłyszeli, jakby swoją wcześniejszą rozmową wywołali wilka z lasu.

Greg odwrócił się i ujrzał Elizabeth i Abby podchodzące do nich. Oliver obrócił się, słysząc znajomy głos i wydobył się z niego kolejny strumień podekscytowanych, niezrozumiałych słów. Greg ruszył do przodu, by się z nimi spotkać, mocno je przytulając i całując.

— Cieszę się, że udało wam się przyjść. — Greg uśmiechnął się, założył kosmyk włosów za ucho Abby, spoglądając na Elizabeth. — Nie było korków?

— Tyle ile zawsze jest w Londynie. — Elizabeth wzruszyła ramionami.

Podniecona Abby odeszła od nich i skierowała się wprost do Mycrofta i Olivera, machając z ekscytacją.

— Bee Bee!!! — Oliver pisnął, szarpiąc Mycrofta za rękę, by pomógł mu zmniejszyć odległość między nimi.

Mając asystę stawał się coraz lepszy w chodzeniu, ale nie potrafił tego zrobić bez niczyjej pomocy. Abby upadła na kolana i wzięła swojego młodszego braciszka w ramiona, całując go raz po raz w policzek. Chłopiec chichocząc, chwycił jej koszulkę.

— Cześć, Ollie — zagruchała. — Kto jest najfajniejszym młodszym bratem na świecie?

Oliver wymamrotał coś w odpowiedzi, losowo wskazując na drzewo. Prowadził bardzo poważną rozmowę, a Abby słuchała z zachwytem i fascynacją, jakby dokładnie wiedziała, co mówił. Elizabeth i Greg podeszli do nich. Lestrade owinął ramię wokół talii Mycrofta i przyciągnął go do siebie. Mycroft uśmiechnął się i pocałował męża w policzek.

— Cały gang jest na miejscu — szepnął Greg, pęczniejąc z dumy na widok przed nim.

Elizabeth również opadła na kolana, pochylając się, by pocałować Olivera w drugi policzek. Jego dwie córki i syn… To była jego rodzina. To był jego mąż i jego dzieci. Byli idealni.

— Lithy, Bee Bee — seplenił Oliver.

Ich trójka znajdowała się właściwie w swoim małym, prywatnym świecie. Mężczyźni stali obok, patrząc na nich z miłością, czekając, aż wszyscy będą gotowi do pójścia na lunch. Kiedy dziewczyny wstały, każda chwyciła Olivera za rękę. Zaczęły iść z nim pomiędzy sobą. Za nimi, w odległości kilku kroków, szli Greg i Mycrofta, słuchając ich wesołej paplaniny.

— Gotowy na lunch, Ollie? — zapytała Elizabeth.

— Siok? — zapytał Olliver, wpatrując się w nią i uśmiechając się szeroko, gdy skinęła głową na potwierdzenie.

Mycroft ścisnął z uczuciem dłoń Grega, zerkając na niego, kiedy dzieci wsiadały do samochodu.

— Wszystko w porządku, mój najdroższy mężu? — zapytał cicho.

Greg zwolnił i odwrócił się do niego, po czym objął dłonią jego policzek.

— Wszystko jest idealne — odpowiedział, a jego oczy błyszczały z dumy, kiedy pochylił się, by pocałować go z miłością.

Chapter 87: Nasi zwyczajni chłopcy

Chapter Text

— No daaalej, wy pieprzone dupki! — krzyknął głośno Greg, podrywając się z kanapy i wpatrując się w telewizor. — Przestańcie skakać wokół, jak cholerne cioty i kopnijcie wreszcie tę pieprzoną piłkę!

Obok niego John jęknął głośno. Opadł na kanapę, przyjmując pozycję całkowicie inną od tej, którą wcześniej zajmował, z wyprostowanymi plecami. Obaj mężczyźni byli okropnie sfrustrowani, gdy obserwowali, jak ich drużyna Arsenal robi coś przeciwnego do strzelania goli.

— Jasna cholera — mruknął Greg, opadając z powrotem na kanapę.

Po drugiej stronie salonu mieszkania numer 221B przy Baker Street, przed oknami, stali bracia Holmes. Obaj byli raczej zirytowani swoimi partnerami. Mycroft ściskał grzbiet nosa, słuchając, jak Greg wykrzykuje wulgaryzmy. Westchnął.

— Dobry Panie… — mruknął, marszcząc brwi, gdy patrzył na Sherlocka.

Prowadzili ze sobą krótką rozmowę, skracając jej treść (ponieważ po prostu nie prowadzili normalnego dialogu). Teraz jego młodszy brat sięgał po skrzypce i z roztargnieniem szarpał za struny.

— Nigdy nie zrozumiem ich obsesji — skomentował Sherlock, zerkając na mecz piłki nożnej emitowany w telewizji. — Albo dlaczego muszą być tak głośni.

— Drogi bracie, niektórych rzeczy nie można zrozumieć — skomentował Mycroft.

Odwrócił się tak, że byli zwróceni do siebie nieco bardziej, dzięki czemu nie patrzył ciągle na swojego partnera i doktora Watsona. Włożył ręce do kieszeni i westchnął przez nos.

— Mógłby po prostu przekazać piłkę drugiej drużynie. Bo czemu nie, do diabła? — John sapnął, unosząc rękę w górę.

— Obaj są tacy zwyczajni — powiedział Sherlock podkreślając ostatnie słowo z niesmakiem.

— To ty byłeś pierwszym, który pozyskał przyjaciół, Sherlocku, nie ja — zauważył dobitnie Mycroft, ignorując miażdżące spojrzenie brata.

— Tak, ale naprawdę poszliśmy i znaleźliśmy partnerów, którzy są biegunowymi przeciwieństwami nas samych — kontynuował Sherlock
To było ciekawe. Przez większość czasu ledwo mogli być w tym samym pokoju, ale kiedy prowadzili właściwą rozmowę, była raczej intymna. W każdym razie przynajmniej dla braci Holmes.

— Nie moglibyśmy znaleźć ludzi takich jak my — stwierdził Mycroft. — Bylibyśmy singlami na zawsze.

— To prawda — mruknął Sherlock.

Zamilkli, zwracając swoją uwagę z powrotem na Grega i Johna. Równie dobrze mogłoby ich tutaj nie być, ponieważ ich uwaga była skupiona na meczu i nie zauważyliby nic innego, dopóki mecz się nie skończy. Zwykle wychodzili i szli do baru, aby obejrzeć rozgrywkę, pozwalając Mycroftowi pozostać w domu w ciszy i spokoju, ale w jakiś sposób zdecydowali, że będzie dobrze dla braci Holmes spędzić wspólnie czas. Mycroft nie mógł tego rozgryźć, ale w końcu postawili na swoim i był tutaj, więc musiał wykorzystać ten czas jak najlepiej.

— Zwariuję — warknął Greg, z frustracją chwytając się za swoje srebrzyste włosy.

— Mi to mówisz — burknął wściekle John.

— Choć raz, dlaczego do diabła, nie przyniosłeś ze sobą jakichś głupich akt sprawy — warknął niespodziewanie Sherlock.

Mycroft zamrugał i uniósł brew.

— Chcesz mi powiedzieć, że faktycznie przyjrzysz się jednej z moich spraw?

— Tak, wszystko, aby uciec od… tego. — Wskazał na pozostałych dwóch mężczyzn i sapnął. — Ale nie, jak zwykle jesteś całkowicie bezużyteczny.

Mycroft nie zaszczycił tego odpowiedzią. Zamiast tego obserwował swojego kochanka, nie mogąc powstrzymać małego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Nawet kiedy był bezsensowny i absurdalnie porywczy z powodu meczu, w którym nawet osobiście nie uczestniczył, był czarujący i uroczy. Te rzeczy nie powinny iść ze sobą w parze i nie powinno mieć to sensu, ale tak było. Zdarzało się, że złapał krótki moment, w którym John spoglądał na miejsce, w którym stali i uśmiechał się czule do Sherlocka. Zdarzało się, że zauważył uśmiech, który w odpowiedzi posłał mu Sherlock.

— Jest dla ciebie dobry — skomentował w następnej chwili ciszy. Sherlock wpatrywał się w niego. — John. Tak jak Gregory dla mnie.

— To twój punkt widzenia?

— Dlatego nie kwestionuję możliwości towarzyszących związkowi. Są dla nas dobrzy.

Sherlock, co zaskakujące, ponownie się uśmiechnął.

— Tak. Przypuszczam, że masz rację.

Chapter 88: Czy możemy go zatrzymać?

Chapter Text

— Myc mnie zabije — mruknął Greg, wślizgując się przez frontowe drzwi ich domu z wilgotnym zawiniątkiem w ramionach.

Miał przeczucie, że nie było mowy, by młodszemu mężczyźnie to nie przeszkadzało, zwłaszcza że nie zadzwonił do niego ani nie napisał w tej sprawie. Nie miał jednak czasu. Musiał działać szybko.

Tak więc, odpychając myśl o irytacji, jaką okaże jego partner, Greg przesunął ciężar, który obecnie trzymał w ramionach i ruszył do kuchni. Wszedł do środka, podchodząc do blatu kuchennego i pochylił się nad nim, opuszczając wilgotny, zwinięty koc. Materiał przesunął się i opadł na bok, odsłaniając drżącego, mokrego kociaka wpatrującego się w niego jasnozielonymi oczami. Zamiauczał cicho, wyraźnie zmarznięty i głodny.

— Mam cię, maleńki — powiedział miękkim głosem, delikatnie pocierając czubek jego głowy.

Kociak znowu zamiauczał i Greg w odpowiedzi poczuł ból w sercu. Biedak został porzucony w pobliżu miejsca zbrodni, a była to okropna, deszczowa noc. Nie było mowy, żeby mógł go tam zostawić. Z pewnością umarłaby tam, gdyby Greg nic nie zrobił.

Odsuwając rękę od kota, położył za sobą na ladzie torbę z Tesco, w którym zrobił najszybsze zakupy w swoim życiu. Kupił suchą i mokrą karmę dla kotów, a także mały karton mleka i plastikowy spodek, którego mógłby użyć. Za chwilę wszystko rozpakuje, ale najpierw…

Wybiegł z kuchni, by dotrzeć do jednej z szaf stojących w korytarzu. Mieli tam schowane ręczniki do rąk, więc grzebał w niej, aż wyciągnął trzy z nich. Nie wiedział, czy będzie potrzebował ich wszystkich, ale lepiej było się zabezpieczyć, niż później żałować. Zamykając drzwi szafy, wrócił do kuchni i odsunął na bok mokry koc, w którym przyniósł kociaka do domu. Wspomniany zwierzak zrobił kilka niepewnych kroków po blacie, a jego mały różowy nosek poruszał się, gdy węszył w nowym otoczeniu.

— Chodź tutaj, dobrze? Wysuszymy cię — powiedział tym samym cichym głosem, co wcześniej, podchodząc do miejsca, do którego zmierzał kociak.

Wziął jeden z ręczników i zaczął wycierać go do sucha. Na szczęście, zamiast się wystraszyć i próbować uciekać, kociak zaczął głośno mruczeć i wtulać się w jego dłonie, gdy je przesuwał. Greg nie mógł powstrzymać cichego, szczęśliwego śmiechu widząc, że kociak czuł się lepiej.

— No to jedziemy! — powiedział po tym, jak wysuszył go najlepiej jak potrafił. Kociak miauknął ponownie i zamrugał wpatrując się w niego. — Tak, tak, nakarmimy cię. Biedactwo, założę się, że umierasz z głodu.

Nie mógł zdecydować się, co zrobić najpierw. Przez kilka minut wpatrywał się w rzeczy, które przyniósł, zanim zdecydował się podać kociakowi ciepłe mleko. Tylko odrobinę. Pamiętał, że jak za młodu słyszał, że duża ilość mleka może zaszkodzić kotom, ale mała ilość nigdy za bardzo im nie zaszkodziła. Kociaki przyjmowały je jeszcze lepiej. Poza tym maleństwo wciąż się trzęsło, więc Greg uznał, że może polepszy mu się od czegoś ciepłego.

Nalał mleko do zakupionego spodka i włożył go do kuchenki mikrofalowej. Potrzebował je tylko odrobinę podgrzać… Kiedy czekał, aż będzie gotowe, zdał sobie sprawę, że nie był już sam na sam z kociakiem. Usłyszał, jak Mycroft odchrząknął za nim.

— Co tu się dzieje, Gregory? — zapytał jego partner. Jego głos był surowy i nieco sceptyczny.

Greg odwrócił się, widząc Mycrofta przyglądającego się kotkowi z uniesioną brwią i otrzymując w zamian miauknięcie.

— Tak, um — zaczął Greg, rozproszony, gdy zapiszczała mikrofalówka. Odwrócił się, by wyjąć mleko, sprawdzając, czy nie jest za ciepłe i nie parzy, po czym podszedł i postawił spodek przed kociakiem, który chwiejne zbliżył się do niego węsząc, zanim zaczął pić. — Biedactwo było dziś wieczorem na miejscu zbrodni, Myc. Na deszczu, trzęsący się i przemoczony do kości. Nie mogłem go tam zostawić. Umarłby.

— Czyli zdecydowałeś się go zabrać. I to bez konsultacji ze mną.

— Wiem, przepraszam. Musiałem go szybko nakarmić i wysuszyć, więc… po prostu zadziałałem.

Greg nerwowo zerknął w dół, obserwując kotka zamiast patrzeć na swojego partnera. Był zirytowany, tak jak oczekiwał Greg, ale wciąż czuł się podenerwowany.

Po drugiej stronie kuchni, przenikliwe spojrzenie Mycrofta złagodniało nieco, gdy nadal wpatrywał się w starszego mężczyznę. Z westchnieniem podszedł i stanął obok niego, kładąc smukłą dłoń na jego ramieniu.

— Nie mogę znieść widoku ciebie dąsającego się — mruknął Mycroft, spoglądając w dół na kociaka, który skończył pić mleko i teraz mył łapy.

Greg zamrugał i ponownie spojrzał na Mycrofta.

— Czy oznacza to, że możemy go zatrzymać? — zapytał, a jego brązowe oczy rozjaśniły się.

Mycroft spojrzał na niego znacząco.

— Nigdy tego nie powiedziałem — zaczął, a ramiona Grega lekko opadły. — Ale nie mówię kategorycznie, że nie zrobimy tego. Pielęgnuj kota, aby wrócił do zdrowia. Możemy poświęcić kilka dni i zobaczyć, jak to będzie, dobrze?

Greg wyszczerzył zęby, sięgając do policzka Mycrofta, po czym chwycił jego dłoń, by po chwili pocałować z czułością partnera.

— Dziękuję — szepnął naprzeciw jego wargom.

Przed nim kotek znowu miauknął, głośno mrucząc.

Chapter 89: Nie ścinaj ich

Chapter Text

— Zastanawiam się nad ostrzyżeniem włosów — powiedział bezmyślnie Greg, stojąc przed lustrem w łazience, nie mając na sobie nic oprócz ręcznika, którego użył do wytarcia się po prysznicu.

Mycroft właśnie opierał się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi rękoma, podziwiając go, dopóki komentarz nie sprawił, że wyraz jego twarzy zmienił się na zdziwiony.

— Czemu? — zapytał z niedowierzaniem.

Greg zamrugał, nie spodziewając się, że usłyszy taką odpowiedź, zerknął na niego.

— Wkrótce zacznę być kudłaty — powiedział, odwracając się do lustra.

Przesunął palcami po wilgotnych srebrzystych pasmach. Zmarszczył lekko brwi, nie przypominając sobie, żeby kiedykolwiek pozwolił, by włosy urosły do tej długości, jakiej były teraz. Przez ostatnie dni musiał je układać i było z tym więcej kłopotu, niż było to warte.

— Kiedy stają się dłuższe, to można za nie pociągnąć — skomentował Mycroft sapiąc.

Greg spojrzał na niego ponownie, unosząc brwi.

— Dlaczego tak bardzo ci to przeszkadza? — zapytał z zaciekawieniem. — To tylko moje włosy, kochanie.

— Jestem tego świadomy — powiedział Mycroft, przewracając oczami. — Właśnie dlatego mi to przeszkadza. Twoje włosy są cudowne, Gregory.

— Odrosną… — zauważył Greg, odsuwając się od lustra.

Mycroft odsunął się od framugi i podszedł do starszego mężczyzny, wyciągając rękę, by przeczesać smukłymi palcami jego wilgotne włosy.

— Oczywiście, że tak, ale to zajmie miesiące, podczas których nie będę mógł tego zrobić — zauważył, nadal przeczesując palcami włosy Grega.

Westchnął, mrucząc i zamykając oczy, czując, jak paznokcie Mycrofta przebiegają po jego głowie. To było takie dobre.

— Nadal możesz to robić — mruknął cicho, pochylając się ku dotykowi i wyciągając rękę, by położyć ją na biodrze Mycrofta.

— Nie tak jak teraz — zauważył Mycroft, pochylając się i pocierając czubkiem nosa o skroń Grega.

Zsunął palce w dół, aby lekko drażnić kark Grega tam, gdzie kończyła się linia jego włosów, co wywołało dreszcz wzdłuż kręgosłupa starszego mężczyzny. Mrugając, otworzył oczy. Jego źrenice były rozszerzone, a Mycroft uśmiechnął się przebiegle.

— Zrozum— kontynuował cicho. — Jeśli pójdziesz i obetniesz włosy, Gregory, jak będę mógł sprawić, że poczujesz się dobrze w ten sposób? Hmm?

Mycroft nadal gładził jego włosy, upewniając się, że przeciągał wypielęgnowanymi paznokciami po skórze głowy starszego mężczyzny w sposób, w jaki wiedział, że mu się podobał. Greg odpowiedział na to, jak zawsze. Wydał z siebie najdelikatniejszy jęk, mocniej chwytając talię Mycrofta i podchodząc krok bliżej. Ręcznik, który był owinięty wokół jego talii, nie zrobił absolutnie nic, by ukryć, jak wyraźnie był podniecony. Oblizując wargi, Mycroft pochylił się i pochwycił usta Grega w gorącym pocałunku. Greg złapał go kurczowo, całując brutalnie, przyciskając się do ciała Mycrofta. Zrobił kilka kroków do tyłu, aż zderzyli się z framugą, o którą wcześniej opierał się polityk. Solidna powierzchnia dała Gregowi dźwignię, której potrzebował, aby jeszcze mocniej nacisnąć na partnera, i ocierać ich biodra o siebie. Mycroft wydał z siebie zaskoczony dźwięk, sapiąc z powodu pocałunku.

Patrzyli na siebie spod półprzymkniętych powiek, dysząc cicho. Ich usta znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od siebie.

— Masz na sobie za dużo ubrań — warknął Greg.

Jego ręce uniosły się, by zacząć rozpinać guziki kamizelki i koszuli, które miał na sobie Mycroft. Gdy to zrobił, powoli zaczęli wchodzić do sypialni, ledwo odsuwając się od siebie. Greg pozwolił ręcznikowi spać z bioder, zostawiając go nagiego, a po ściągnięciu kilku warstw składających się na garnitur Mycrofta, drugi mężczyzna również był nagi.

Greg opadł na łóżko, siadając na krawędzi, a Mycroft wspiął się na jego kolana i usiadł na nim okrakiem. Ich erekcje idealnie na siebie naciskały, a Mycroft zatoczył biodrami, powodując, że obaj jęknęli z powodu tarcia. Potem jego delikatne dłonie znalazły się z powrotem we włosach Grega. Tym razem jednak chwycił je mocno, szarpiąc jego głowę do tyłu, aby odsłonić opaloną szyję. Greg sapnął, a potem jęknął, gdy Mycroft zaczął ssać i podgryzać jego szyję. Nie było wątpliwości, że zostawi ślady. Greg zadrżał, wyginając biodra do przodu, żeby mogli utrzymać tarcie, które rozpoczęli.

— A ty chcesz ściąć włosy — warknął Mycroft, ssąc wrażliwą skórę, którą wcześniej przygryzł.

Tak, może Greg nie zetnie włosów.

Chapter 90: Znowu jesteś na diecie

Chapter Text

Pewnego wieczoru, kiedy wyszli na kolację, Greg w końcu poruszył temat, o którym myślał od jakiegoś czasu. Był spostrzegawczym człowiekiem. Musiał być i był w tym cholernie dobry, niezależnie od tego, co powiedział Sherlock. Dlatego zauważenie, że Mycroft jadł nie więcej niż połowę porcji jedzenia, czy to podczas obiadu na mieście czy domowych posiłków, było trochę zagmatwane i niepokojące. Mycroft miał dobry, zdrowy apetyt, a jednak… Greg nigdy nie widział, żeby naprawdę to okazywał.

— Hej, Myc — powiedział mniej więcej w połowie ich posiłku.

Młodszy mężczyzna podniósł głowę i uniósł brwi.

— Tak, Gregory? — zapytał cicho, odkładając widelec. Ignorując makaron, który ledwo napoczął.

— Prawie nic nie jesz — zwrócił mu uwagę.

Zauważył to w szczególnie w ciągu ostatnich kilku tygodni i obserwował swojego partnera z niepokojem. Mycroft podniósł rękę i lekko nią pomachał, kręcąc przy tym głową.

— Zanim mnie zapytasz, nic mi nie jest — zaczął Mycroft. — Gregory, właśnie jestem na diecie, więc ograniczam rozmiar mojej porcji.

Dieta. Miało to sens, bo młodszy mężczyzna często ją stosował. To była mała niespodzianka. Z biegiem czasu, gdy ich dwójka zbliżała się do siebie, Greg odkrył, że w drugim mężczyźnie było wiele zaskakujących rzeczy. Jednak tego po prostu nie rozumiał. Mycroft był zdrowy, więc nie chodziło tutaj o choroby. Nie miał problemów z nadwagą, więc to też nie było to. Po prostu… nie miało to żadnego sensu.

— Kochanie, dlaczego musisz cały czas być na diecie? — zapytał cicho, nie chcąc żeby pytanie zabrzmiało obraźliwie. Nie o to mu chodziło. Był po prostu naprawdę zaciekawiony powodem. — Od czego to wszystko się zaczęło?

W tym momencie Mycroft zamarł. Greg był zaniepokojony, że go zdenerwował. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś, co poprawiłoby sytuację. Patrzył, jak Mycroft podnosi serwetkę i wyciera nią usta, zanim położył ją na stole przed sobą. Przeszywające spojrzenie niebieskich oczu przesunęło się w górę, by spotkać się z jego wzrokiem. Mycroft przybrał poważny wyraz twarzy.

— Zaczęło się od ciebie — powiedział cicho Mycroft.

Nie było wątpliwości, że słowa które właśnie wypowiedział niosły w sobie prawdę. Greg otworzył szeroko oczy i zamrugał.

— Ode mnie? – zapytał, szukając potwierdzenie, że się nie przesłyszał. Mycroft skinął głową.

— Tak, Gregory. Od ciebie. — Mycroft skinął głową, mówiąc spokojnie. — Kiedy stało się dla mnie jasne, że jesteś kimś więcej niż zwykłym detektywem, kiedy stałeś się kimś więcej niż współpracownikiem mojego brata… stwierdziłem, że chcę być dla ciebie odpowiedni. Nie, żebym kiedykolwiek uważał się za osobę z nadwagą, ale bycie grubym i nie posiadanie żadnej formy to dwie zupełnie różne rzeczy. Postanowiłem więc utrzymać ścisły rygor i utknąłem z tym.

Było w tym coś więcej, niż to co usłyszał. Greg nie wiedział, że Mycroft nie chciał porzucić rygoru w jedzeniu, ponieważ był przekonany, że jeśli zacznie przybierać na wadze, Greg uzna go za nieatrakcyjnego. Była to myśl, która przerażała starszego Holmesa do tego stopnia, że nie był w stanie powiedzieć jej głośno. Logiczna część jego umysłu była niespokojna, ponieważ Grega oczywiście nie obchodziło, czy przybrał odrobinę na wadze. Oczywiście nadal chciał zaciągnąć go do łóżka i rozebrać. Ostrożnie i pośpiesznie. Jednak, podczas ich czasu spędzonego wspólnie, Mycroft nauczył się, że miłość nie zawsze oznaczała logikę.

— Wiesz, że cię kocham? — zapytał cicho Greg po kilku minutach.

Mycroft zamrugał, wyglądając na zaskoczonego tym stwierdzeniem.

— Oczywiście. — Przytaknął, lekko przechylając głowę.

— Po prostu… nie obchodzi mnie, ile ważysz. Jesteś moim partnerem, kochankiem i jestem z tego dumny. Nieważne, jak wyglądasz. Jesteś cholernie przystojny.

Policzki Mycrofta przybrały lekki odcień różu. Spojrzał w dół i z powrotem podniósł widelec i zaczął przesuwać makaron po talerzu.

— Dziękuję, Gregory — wymamrotał.

Uśmiechnął się lekko. Greg pochylił się nad stołem i delikatnie uniósł jego głowę.

Zawsze będziesz najseksowniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek znałem i zawsze będziesz doprowadzał mnie do szaleństwa z pożądania.

Pochylił się, całując Mycrofta szybko, ale z uczuciem. Następnie przesunął palcami po policzku i szczęce partnera, zanim usadowił się z powrotem na swoim miejscu, aby dokończyć posiłek. Planował później pokazać swojemu kochankowi, jak bardzo był uparty w tym stwierdzeniu.

Chapter 91: Prima Aprilis

Chapter Text

Greg przygotowywał się na dzień, który miał dzisiaj nadejść. Obudzenie się było trudniejsze niż normalnie, a Mycroft tylko się z niego śmiał, kiedy leniwie chodził po domu z kawą. Łatwo było go rozbawić. Przez cały dzień miałby do czynienia tylko z Antheą, a gdyby ona robiła żarty na Prima Aprilis, to Greg byłby zaskoczony.

Z drugiej strony jego współpracownicy nie mogli się doczekać tego dnia. W tym dniu, co roku, w jego wydziale panował chaos. Dorośli mężczyźni i kobiety robili sobie najgłupsze dowcipy, a on nigdy nie mógł od tego uciec. I Boże, były to idiotyczne psikusy. Były idiotycznymi licealnymi żartami, polegającymi na przyklejaniu ludzi do siedzeń i kretyńskimi pomysłami w stylu “zmienię twoją kawę na coś innego”. W zeszłym roku padł ofiarą kawowego kawału i przez tydzień nie był w stanie pozbyć się posmaku ryby z ust.

Przez cały poprzedni tydzień jasno dawał do zrozumienia, że w tym roku nie miał zamiaru mieć do czynienia z żadnym z tych żartów. To była bardzo onieśmielająca postawa, którą zdecydował przyjąć, sygnalizując, że chce mieć normalny dzień i miał tylko nadzieję, że inni to zrozumieli, ponieważ naprawdę tak myślał.

Rozejrzał się ostrożnie, wchodząc tego ranka do biura. Mógł powiedzieć, że niektóre żarty zostały poczynione. Wszystkie rzeczy Andersona były przyklejone do jego biurka, a ktoś zajął się jednym z biur i wszystko przewrócił do góry nogami. Łał. Jego biuro wydawało się nietknięte, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Przyniósł kawę z domu, nie ufając temu, co zostało zaparzone tego ranka na posterunku. Wziął głęboki oddech, siadając na krześle.

Był mile zaskoczony. Jednak przez większość dnia nie tracił czujności. Na szczęście jednak nic się nie wydarzyło. Przetrwał dzień w pracy bez szwanku. Był wdzięczny, jadąc do domu, że wreszcie to się skończyło. Nie było mowy, żeby Mycroft zrobił jakikolwiek żart na Prima Aprilis, więc był bezpieczny przez resztę nocy. Cicha noc w domu była wszystkim, czego pragnął. Poczuł, jak jego nastrój poprawiał się i wracał do normy.

Westchnął z ulgą, gdy wszedł do domu, nasłuchując odgłosów poruszającego się w pobliżu Mycrofta. Jego uśmiech stał się szerszy. Rzadko kiedy obaj byli w domu o tej porze, więc była to miła niespodzianka. Kiedy wszedł do kuchni, przywitał go delikatnym uśmiechem. Wyższy mężczyzna podszedł, by pocałować go w policzek.

— Ufam, że twój dzień minął bez incydentów? — zapytał, gładząc dłonią klatkę piersiową Grega, po czym cofnął się o krok, by podnieść filiżankę herbaty, którą właśnie zaparzył. Greg skinął głową.

— Tak. Zdumiewające, wygląda na to, że chociaż raz wszyscy mnie posłuchali.

— Dobrze — przytaknął Mycroft, pochylając się i pijąc herbatę. Kiedy Greg ruszył, by podejść do lodówki, zauważył na blacie szarą teczkę z niechlujnym napisem Lestrade. Mrugnął.

— Co to jest? — zapytał wskazując na nią i unosząc brwi.

Już był przy niej i ją podnosił, zanim Mycroft zdążył odpowiedzieć.

— Gregory, nie otwierałbym tego, jeśli… — zaczął mówić Mycroft, gdy Greg otworzył folder.

Oczy inspektora rozszerzyły się na ten nieoczekiwany widok, a jego twarz zarumieniła się ze wstydu i wściekłości, zanim zatrzasnął teczkę.

Jezu — sapnął. — Ze wszystkich ludzi, którzy zrobili primaaprilisowy żart. Twój brat? — krzyknął Greg, machając teczką. — Jak, u diabła, John mu na to pozwolił?

— Próbowałem cię ostrzec — zauważył Mycroft, popijając herbatę.

Greg wzdrygnął się. Folder, który miał udawać, że posiada informację o niedawnej sprawie, w której Sherlock brał udział, zawierał zdjęcia. Bardzo… seksualne zdjęcia jego i Johna. On po prostu… Dlaczego?

— Jest niedojrzały — zadrwił Mycroft, odpowiadając na pytanie, które Greg nie do końca wypowiedział.

— Muszę wybielić swój mózg — westchnął, wzdrygając się.

Nigdy nie chciał zobaczyć Sherlocka Holmesa nago. Nie. Mógł się obejść bez tego. Kilka minut zajęło mu odzyskanie spokoju, ale potem wpadł na pomysł. Na bardzo diaboliczny pomysł. Greg zaczął się uśmiechać.

— O czymkolwiek myślisz — powiedział Mycroft unosząc brew. — Nie rób tego.

— Och, ale Myc. To będzie uczciwe. Chce grać nieczysto? My również możemy. — Greg wyjął komórkę i podszedł, by stanąć przed Mycroftem. Pochylił się, uważając na jego filiżankę herbaty, żeby otrzeć czubki ich nosów o siebie.

— Nie będę brał w tym udziału — sapnął Mycroft.

— Proszę? — poprosił Greg, trzepocząc rzęsami.

W końcu po dłuższym błaganiu i przekonywaniu, Mycroft westchnął z irytacją, ale zgodził się.

Jedno zdjęcie, rozumiesz? Jedno.

Greg skinął głową, podnosząc komórkę i zsuwając się na kolana przed Mycroftem, uśmiechając się złośliwie.

— Potrzebuję tylko jednego.

Chapter 92: Ekscytujące śniadanie

Chapter Text

Greg nienawidził tego banana. Nienawidził i kochał w tym samym czasie. Był cholernie zazdrosny o tego banana. Odchylił się na krześle i oblizał wargi, trzymając kawę przy piersi, podziwiając widok przed sobą. Mycroft jadł ostatnio mniejsze śniadania. Zwykłe tosty lub jakieś owoce, a w weekendy miskę płatków owsianych. Próbował jeść zdrowiej i chociaż Greg zwykle do niego nie dołączał, był niezmiernie zadowolony z dzisiejszego śniadania.

Czy Mycroft zdawał sobie sprawę, że był niezwykle seksualny z bananem, którego właśnie trzymał. Nie pomagało, że był to bardzo faliczny owoc, a Greg nie mógł powstrzymać się od myślenia o partnerze przesuwającym językiem po czymś innym. Poruszył się na swoim miejscu, spoglądając ponad brzeg kubka z kawę, rozchylając lekko nogi, gdy jego spodnie zrobiły się ciaśniejsze niż zwykle.

Jezu — westchnął, kiedy Mycroft zaczął wsuwać banana do ust.

Nie był jednak tak cichy, jak próbował być, ponieważ Mycroft spojrzał na niego.

— Wszystko w porządku, Gregory? — zapytał, unosząc brwi w swój normalny, subtelny sposób.

— T… tak — powiedział Greg, przenosząc wzrok na swój kubek z kawą, lekko kaszląc.

Czuł, jak jego policzki płoną od rumieńca. Ponownie podniósł głowę, kiedy zobaczył, że Mycroft odsunął banana od ust i przesuwał językiem po dolnej wardze.

Dla Grega było to prawie za dużo. Przygryzł wargę, starając się nie jęczeć, a potem przez minutę spoglądał na zegar stojący na ich blacie kuchennym. Żaden mężczyzna nie musiał nigdzie być przez co najmniej pół godzinny, a Greg nie mógł już się powstrzymać. Postawił kubek na stole i odsunął krzesło, sprawiając, że Mycroft znów spojrzał na niego zaskoczony.

— Gregory? — zapytał, a jego jasnoniebieskie oczy rozszerzyły się, gdy Greg podszedł do niego i odsunął stół.

Greg wyciągnął rękę i wyrwał mu banana, który odrzucił na blat, a następnie wczołgał się na kolana Mycrofta. Jego źrenice były rozszerzone, przez co normalnie brązowe oczy były znacznie ciemniejsze. Mycroft zamrugał, gdy złożył dwa do dwóch.

— Nie możesz oczekiwać, że będziesz siedzieć i robił takie rzeczy, a ja nic z tym nie zrobię — warknął Greg, pochylając się, by go pocałować i lekko ugryźć szczękę młodszego mężczyzny.

Oddech Mycrofta uwiązł mu w gardle. Ręka drgnęła, by delikatnie chwycić biodra Grega.

— Gre… Gregory — zaczął, instynktownie odchylając głowę do tyłu, żeby jego partner miał większy dostęp do jego bladej szyi. Odchrząknął, poprawiając się na krześle. — Gregory, muszę wkrótce wyjść.

— Nie tak wkrótce — szepnął Greg w jego szyję. — Poza tym, jak masz odejść, skoro musisz mi pomóc coś z tym zrobić?

Aby podkreślić o czym mówił, opuścił biodra, stykając je ze sobą, tworząc między nimi najwspanialszy rodzaj tarcia. Mycroft jęknął cicho, wyginając się naprzeciwko niego.

— To jest prawdziwy problem. — Nie mógł powstrzymać się od komentarza. Greg uśmiechnął się szeroko.

— Na pewno jest, dlaczego więc nie rozwiążesz mojego problemu?

— Jesteś taki nieokrzesany — zaśmiał się Mycroft, ale nawet gdy się śmiał, jego ręka wślizgnęła się pod podkoszulek Grega.

Przesunął ją po gładkich plecach i przesunął na przód, muskając czubkami palców sutki Grega. Były wrażliwe. Greg dyszał oraz dygotał.

— Myc — sapnął, ponownie kołysząc biodrami. — Jesteś cholernie seksowny.

Obaj mężczyźni dyszeli cicho, szarpiąc się nawzajem za koszule, gdy ogarnęło ich lekkie poczucie pośpiechu. Zaczęli się brutalnie całować, ssać i przygryzać swoje usta na tyle mocno, że ich oddech były urywane, gdy przytulali się do siebie.

— Gregory… — sapnął Mycroft, przesuwając dłońmi po klatce piersiowej mężczyzny, by majstrować przy guzikach spodni Grega.

Greg przerwał ich pocałunek i odchylił się do tyłu na tyle, aby zacząć robić to samo, aż obaj rozpięli spodnie, aby móc rozsunąć je na tyle, by Geg był w stanie wziąć ich erekcje w dłoń. Mycroft jęknął, wyginając się w łuk, tworząc między nimi więcej tarcia, sprawiając, że obaj zadrżeli.

Szarpali się nawzajem, ciężko dysząc i jęcząc. Greg pocałował głęboko Mycrofta, wsuwając swój język, drażniąc język drugiego mężczyzny, szturchając go i ssąc. Kontynuowali, a ich ruchy stawały się bardziej nieregularne, a ich oddechy coraz cięższe i płytsze. Greg przesunął kciukiem po główkach penisów, drgając z powodu nadwrażliwości. Zaskomlał.

— Gregory, jestem… — Mycroft sapnął naprzeciw jego ust.

— Ja… również.

Greg skinął głową, dysząc i wtulając twarz w szyję Mycrofta, by lizać i skubać wzdłuż jego tętna. Po krótkiej chwili, Mycroft będąc na tyle zapobiegawczy, sięgnął i wyciągnął serwetkę, by wcisnąć ją między nich, jęcząc i zamierając, gdy ogarnął go orgazm. Greg prawie natychmiast po tym również doszedł. Dwóch mężczyzn ściskało się desperacko. Po chwili Greg zaczął się śmiać. Mycroft zamrugał, ale zaczął się uśmiechać, aż w końcu także wybuchnął śmiechem.

— To… było spontaniczne — zdecydował Mycroft, po czym znów zachichotał.

Słuchanie jego chichotu było urocze. Greg wystawił język, po czym pochylił się, żeby otrzeć ich nosy o siebie.

— To jest to co dostajesz za jedzenie banana w ten sposób — sapnął ponownie, zanim pochylił się, by delikatnie go pocałować.

— Powinniśmy już przygotowywać się do wyjścia — wyszeptał po chwili Mycroft, wyciągając rękę, by przeczesać smukłymi palcami srebrzyste włosy Grega.

Lestrade przymknął oczy i zanucił.

— Tak, jestem teraz zdecydowanie gotowy, by rozpocząć dzień — wyszczerzył się.

Chapter 93: Inny rodzaj kąpieli

Chapter Text

— Dalej, Gregory — namawiał delikatnie Mycroft, ciągnąc starszego mężczyznę i zmuszając go, by usiadł.

Greg jęknął słabo w odpowiedzi, a jego oczy zamgliły się, a brwi zmarszczyły.

— Wgzie idziemy? — mruknął Greg, mrugając ospale. — Jak źle lest?

Mycroft sapnął przez nos i przeczesał wilgotne od potu srebrne włosy. Było bardzo niepokojące, jak wysoką temperaturę miał obecnie starszy mężczyzna. Jeszcze bardziej niepokojące były omamy, jakie miał przez ostatnie pół godzinny i jego niewyraźna mowa. Gdyby nie byli wstanie szybko zbić gorączki, Greg będzie musiał pojechać do szpitala.

Mycroft robił wszystko, co w jego mocy, żeby do tego nie doszło. Próbował utrzymać Grega w jak największym stopniu nawodnionego, co na szczęście nie było zbyt trudne. Jednak starszy mężczyzna nie przestawał się pocić. Pot pokrywał jego czoło i szyję, a jego koszula była całkowicie przemoczona.

— Zabieramy… — zaczął odpowiadać, chwytając koszulę Grega za koniec i ściągając ją z niego, pozostawiając go z nagą klatkę piersiową. Mężczyzna natychmiast zadrżał —… zabieramy cię do wanny.

— Teraz — wyszczerzył się Greg, kołysząc się lekko w miejscu, w którym siedział — nie lestem w lstanie być tak fobry jak nolmanie.

Mycroft przewrócił oczami i westchnął, poruszając się, by owinąć ramię Grega wokół niego i podniósł go. Owinął drugą rękę wokół talii starszego mężczyzny i podparł go w pełni, co było trudniejszym zadaniem, niż początkowo sądził i zaczął powoli wyprowadzać Grega z ich sypialni do łazienki.

— Nie może być zbyt źle, jeśli dalej potrafisz mówić nieprzyzwoite dowcipy. — Uśmiechnął się Mycroft, starając się przyciągnąć uwagę Grega najlepiej, jak potrafił.

Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było zemdlenie partnera, kiedy szli korytarzem. Wszystko wtedy stałoby się bardziej skomplikowane.

Wreszcie, po tym co naprawdę trwało zbyt długo, weszli do łazienki. Mycroft poprowadził Grega i delikatnie usadził go na toalecie. Starszy mężczyzna kołysał się przez chwilę, zanim się uspokoił. Próbował obserwować, jak Mycroft poruszał się po niewielkiej przestrzeni, jednak jego czas reakcji nie był wystarczający szybki, więc zamiast tego zaczął wpatrywać się w podłogę.

Mycroft wychylił się przez krawędź wanny, odkręcając wodę i bardzo dokładnie monitorując jej temperaturę. Za zimna i byłby to szok dla bardzo słabego i rozgrzanego organizmu. Za ciepła nie obniży temperatury, a może nawet doprowadzi do omdlenia. To była bardzo specyficzna procedura, ale na szczęście, Mycroft był bardzo specyficzną osobą. Wymagało to kilku poprawek, ale w końcu osiągnął przyzwoitą, letnią temperaturę, która byłaby najbardziej idealna, pozwolił więc, by woda napełniła wannę, prostując się i zdejmując kamizelkę wraz z koszulą.

— Leż wsodzisz? — zapytał cicho Greg, unosząc lekko brwi z zaciekawienia, patrząc na nagą klatkę piersiową Mycrofta.

— Tak — potwierdził Mycroft rozpinając spodnie, ściągając je, tak że był tylko w majtkach. — Nie mogę ryzykować, że zostając w niej sam zemdlejesz. Dlatego będę siedział wannie razem z tobą.

— Festeś najfepszy — westchnął Greg, zerkając na wannę do połowy wypełnioną wodą.

Powoli ręce poruszyły się w próbie rozpięcie własnych spodni, ale nie zaszedł zbyt daleko. Jego ciało zachowywało się podobnie jak wtedy, gdy był pod wpływem alkoholu, z wyjątkiem tego, że było to znacznie mniej przyjemnie. Podchodząc, Mycroft przykucnął delikatnie odepchnął jego ręce, aby zrobić to samemu.

Po chwili obaj w końcu byli rozebrani. Mycroft zakręcił kran, a następnie owinął ramię z powrotem wokół Grega, aby go podeprzeć, kiedy zrobili kilka tych kroków, by wejść do wanny. Mycroft opuścił ich do wody, opierając się o wannę i przyciągając Grega, by oparł się o niego. Chory mężczyzna westchnął, a jego ciało zadrżało, gdy próbował przyzwyczaić się do temperatury. Mycroft nabierał w tym czasie wodę w dłonie i polewał nią szyję partnera, a następnie otarł jego czoło, wycierając zebrany tam pot.

— Nie wien, co lrobiłbym bes ciebie. Cholera — wymamrotał sennie Greg, wzdychając i opierając się o Mycrofta.

Młodszy mężczyzna uśmiechnął się.

— W mojej przysiędze było, że będę się tobą opiekować, Gregory — szepnął swojemu partnerowi do ucha. — Teraz skupmy się na obniżeniu gorączki i na tym, byś poczuł się lepiej.

Chapter 94: Wspólne pieczenie

Chapter Text

Odkąd Greg był mały, uwielbiał piec. Jego ojciec był szefem kuchni – francuskiej kuchni – więc nauczył się różnych sposobów gotowania, zanim większość ludzi zrozumiała, jak działa piec. Pomagał swojemu tacie w kuchni praktycznie co drugą nocy będąc nazywany przez niego młodszym szefem kuchni. Kiedy inni nastolatkowe wykonywali beznadziejne prace w barze szybkiej obsługi lub w lokalnym sklepie spożywczym, Greg pomagał prowadzić kuchnię w należącej do Lestrade restauracji.

Uwielbiał gotować. Kochał piec. To było jedno z jego ulubionych hobby. Kiedy został pobłogosławiony dwójką dzieci, pieczenie dla nich tak wiele, jak to było to możliwe, było niezwykle ekscytujące. Rozpieszczał dziewczynki swoimi ciastami i ciastkami. Kiedy rozstał się ze swoją zdradzającą go żoną i nie mieszkał z córkami na co dzień, jakby przestał. Samo pieczenie dla siebie nie było zabawne. Szybko stało się nudne.

Jedną z ekscytujących rzeczy, kiedy zaczął spotykać się z Mycroftem (jedną z WIELU ekscytujących rzeczy), było to, że miał dla kogoś znowu piec. Nie minęło dużo czasu, zanim jego skłonności dobrego szefa kuchni nie zaczęły się ujawniać. Gdy ich związek stał się dość poważny, a wspólne obiady zdarzały się częściej w jednym z ich mieszkań niż w restauracji, Greg naprawdę pozwolił sobie na rozkwit. Był dumny ze swoich umiejętności, a Mycroft uwielbiał jego gotowanie, nawet był trochę zaskoczony jego umiejętnościami.

Jednak jeśli chodzi o jedzenie, uznał Mycrofta za nieco bardziej powściągliwego. Zawsze coś sobie zaprzeczał, mimo że było jasne, że miał ochotę na dany wypiek. Greg przypominał sobie, jak wiele razy Sherlock mówił o wadze swojego starszego brata i zastanawiał się, czy nie był to tylko braterski przytyk, ale coś, czym naprawdę martwił się Mycroft.

Dopiero po tym jak zamieszkali razem, po półtora roku spotykania się, Mycroft zaczął być bardziej otwarty na próbowanie deserów Grega. To było genialne, kiedy to się działo. Greg znowu poczuł zawroty głowy i podekscytowanie. Uwielbiał piec dla Mycrofta. Jednak kochał jeszcze bardziej, gdy…

— Kochanie, masz coś na nosie — powiedział ze śmiechem Greg.

Mycroft zamrugał i zerknął w dół, jakby próbował dojrzeć krawędź swojego nosa, w miejsce, w którym ubrudził się mąką. To było absolutnie urocze.

Tak. Greg cholernie kochał momenty, gdy Mycroft piekł razem z nim.

Polityk zamarł, przestając wałkować ciasto, i rozejrzał się za czymś, czym mógłby wytrzeć nos. Przewracając żartobliwie oczami, Greg wyciągnął czystą dłoń i po prostu wtarł jego nos kciukiem.

— Miałem zamiar się tym zająć, Gregory — sapnął Mycroft, ale i tak uśmiechnął się. Greg zwrócił uśmiech.

— Wiesz, Myc, pieczenie to trudne zadanie. Powinieneś ogarnąć swój makowy chaos.

— Nigdy nie rozumiałem chaosu — powiedział Mycroft, unosząc brew.

W ten weekend były urodziny Elizabeth, najstarszej córki Grega. Kończyła siedemnaście lat i Greg poczuł się niesamowicie stary. Jutro rano Elizabeth i druga córka Grega, Abby miały zostać z nimi na kilka dni, aby razem świętować. Mycroft zaoferował, że pomoże upiec tort. Greg był chętny do przyjęcia pomocy i zaproponował zrobienie kilku ciastek, które córka pokocha jako dorosła.

Kiedy razem piekli, pojawiła się chęć zabawy, która była mniej powszechna w codziennym życiu. Jasne, obaj mężczyźni cały czas się dobrze czuli w swoim towarzystwie. Fascynujące było to, jak bardzo zmieniało się ich zachowanie, gdy razem szykowali tort.

Gdy ciasto zostało włożone do piekarnika, obaj przystąpili do szykowania przyozdobienia. Greg dorastał, robiąc własnoręcznie lukier. Jego tata nigdy nie chciał korzystać tego kupionego ze sklepu, więc Greg również tego nie robił. Mieszali i ubijali lukier, aż osiągnął odpowiednią konsystencję. Mycroft drgnął, gdy kilka kropel wyleciało z miski i uderzyło go w policzek.

— Kochanie, coś tutaj masz — zaśmiał się Greg. — Pozwól mi.

Zaczął wyciągać ręce, jakby miał zamiar wytrzeć lukier, ale bardzo szybko jego palce zanurzyły się w misce i zebrał więcej lukru, po czym rozsmarował go na długim nosie Mycrofta. Jasnobłękitne oczy rozszerzyły się z niedowierzania, a jego szczęka prawie opadła. Na jego twarzy widoczny był szok. Greg roześmiał się.

Zaczęło się od groźnego spojrzenia, które przerodziło się w uśmiech, a potem dłoń Mycrofta również znalazła się w misce. Wyciągnął rękę i rzucił trochę lukru na czoło Grega. Głośny śmiech ustał, gdy nadeszła kolej Grega, aby się gapić, a Mycroft roześmiał się.

— Och, teraz to jest wojna — powiedział Greg, chwytając miskę i smarując lukrem szyję Mycrofta.

Miska ciągle zmieniała swojego właściciela, wędrując z rąk Grega do Mycrofta i z powrotem, gdy praktycznie się atakowali, śmiejąc się przy tym mocno, aż ich twarze i szyje były pokryte słodyczą. Lukier był nawet we włosach mężczyzn. Ich śmiech zaczął słabnąć. Obaj wciąż się uśmiechali i oddychali nieco ciężej.

— Jesteś niemożliwy — wydyszał Mycroft, wkładając palec do ust i zlizując z niego lukier.

Nie przegapił sposobu, w jaki sposób patrzył na niego Greg. Źrenice starszego mężczyzny rozszerzyły się lekko.

— Przyganiał kocioł garnkowi — zachichotał Greg. Podszedł bliżej. Pochylił się i zlizał lukier z nosa Mycrofta. — Mmmm. Pyszne.

Chapter 95: Greg jest dumnym ojcem

Chapter Text

Ostatnim razem, gdy Greg był tak emocjonalny, musiał to być dzień, w którym on i Mycroft pobrali się. Nie był osobą, która okazywała emocje, chyba że doszło do bardzo tragicznych okoliczności. To… Przypuszczał, że była to tragiczna okoliczność. Był ojcem, bardzo dumnym ojcem, a jego najstarsza córka wyjeżdżała na uniwersytet. Przyjęli ją praktycznie wszędzie, gdzie aplikowała i zdecydowała się na uczelnię w cholernej Szkocji, do której się teraz wybierała. Wylatywała rano, więc razem z Mycroftem zaprosił swoje córki, by nocowały u nich.

Zobaczy ją rano. Ze względu na harmonogram pracy jego byłej żony, razem z Mycroftem podwiozą ją na lotnisko. To nie było pożegnanie. Jednak puszczenie córki, by mogła pójść przed tym spać okazało się o wiele trudniejsza, niż się spodziewał.

— Tato, nie mogę iść spać, jeśli nie pozwolisz mi odejść — powiedziała Elizabeth, śmiejąc się cicho, gdy Greg mocno ją przytulał.

Zacisnął powieki, przysięgając sobie, że nie zacznie płakać. Sapnął przez nos.

— Wiem, przepraszam — powiedział w końcu, próbując zmusić się, by ją wypuścić.

Jednak minęło jeszcze kilka sekund, zanim to zrobił. Spojrzał na swoją dorosłą dziewczynkę i wsunął jej za ucho zabłąkany kosmyk włosów. Uśmiech, który mu posłała, był wyraźnie odziedziczony po nim.

— Będziesz płakać? — zapytała, unosząc brew.

— Nie. Nie bądź głupia — powiedział Greg, ale było oczywiste, że kłamał. Znów sapnął. — Nic na to nie poradzę. Idziesz na studia, Lizzie. Do Szkocji.

— Wiesz, że będziemy rozmawiać przez Skype każdego dnia — powiedziała, delikatnie poklepując go po ramieniu.— No dalej, tato. Jestem zmęczona. Obiecuję, że rano możemy to wszystko powtórzyć.

Mrugnęła żartobliwie i uniosła się na palcach, żeby złożyć pocałunek na jego policzku. Zrobił to samo i pogładził ją po plecach, aż wreszcie pozwolił jej odejść, zanim znów zacząłby ją przytulać. Pociągnął nosem, kiedy wychodziła i odwrócił się w stronę siedzącego w pobliżu Mycrofta. Greg poczuł, jak jego oczy lekko szczypią, gdy podszedł i praktycznie upadł na kolana męża. Młodszy mężczyzna uniósł brwi, ale było jasno, że spodziewał się takiej reakcji. Jego długie ramiona objęły Grega i przyciągnęły go bliżej.

— W porządku? — zapytał cicho, dokładnie znając odpowiedź. Greg ponownie pociągnął nosem i pokręcił głową.

— Ja tylko… — zaczął, sapiąc, gdy próbował powstrzymać łzy. — Naprawdę powinienem się zebrać do kupy. — Uniwersytet, Myc.

— Tak, powtarzałeś to wiele razy dzisiejszego wieczoru — przytaknął Mycroft, gładząc delikatnie srebrzyste włosy Grega. — Będzie dobrze. Poza tym wróci do domu na przerwę świąteczną. Boże Narodzenie nadejdzie, zanim się zorientujesz.

— Przypuszczam — westchnął Greg, pochylając głowę i chowając twarz w szyi Mycrofta.

Jego mąż zaczął kojąco masować jego plecy, co powoli pomagało mu się zrelaksować. Był tak przejęty tym wszystkim, taki dumny i podekscytowany z jej powodu, a jednocześnie tak zdenerwowany.

— Droga Abigail radzi sobie z tym łatwiej niż ty, Gregory — zaśmiał się Mycroft.

Jego ton był ujmujący i drażniący, i faktycznie pomógł Gregowi poczuć się lepiej. Również się roześmiał.

— Wiem. Słyszałeś, jak mówiła, że zamierza sprzedać wszystkie rzeczy Lizzie na Ebayu? — zapytał, wtulając się w Mycrofta.

— Słyszałem. Abigail jest sprytna, wiedząc jak wykorzystać taką okazję. — Greg podniósł głowę i spojrzał na Mycrofta, który zamrugał zanim się roześmiał. — Och, daj spokój. To był żart. Pewnego rodzaju.

— Przerażasz mnie, kiedy żartujesz — powiedział ostrożnie Greg.

Jednak uśmiechnął się i szturchnął go w bok. Mycroft przewrócił oczami.

— Chodźmy do łóżka. Będziesz potrzebował odpoczynku, jeśli chcesz poradzić sobie jutro rano — powiedział Mycroft, całując Grega w czoło.
Wstali i ruszyli do sypialni, z luźno splecionymi ze sobą dłońmi.

— Dziękuję — powiedział Greg, ciągnąc Mycrofta za rękę, by się zatrzymał, gdy znaleźli się w swoim pokoju. Podszedł bliżej i objął go, wzdychając. — Za poprawienie samopoczucia. Jutro będę go bardzo potrzebować.

— Wiem, najdroższy mężu — szepnął Mycroft, całując go w czubek głowy. — Będę tam z tobą.

Chapter 96: Poranny bieg

Chapter Text

Program ćwiczeń Mycrofta składał się głównie z biegania na bieżni, zanim zaczął ćwiczyć z Gregiem. Na początku korzystali z bieżni, ale ponieważ została ona zbudowana dla jednej osoby, zmienianie się i korzystanie z niej, gdy druga osoba czekała bezczynnie, przyniosło im odwrotny skutek, niż chcieli. Postanowili więc zacząć wspólnie biegać wcześnie rano, zanim którykolwiek z nich będzie musiał iść do pracy.

Ich dom znajdował się w pobliżu parku i było to dla nich idealne miejsce. Poza tym wychodzili na tyle wcześnie, że park był niemal pusty. Mycroft wolał to w ten sposób. Nosił dres, ponieważ najlepiej nadawał się do biegania, ale nie chciał, żeby zwykli ludzie widzieli go w nim. Greg miał tendencję do biegania w spodniach dresowych i, w zależności od pogody, w koszulce lub podkoszulku. Ten poranek był raczej rześki, więc wybór padł na koszulkę.

Oczywiście Mycroft tak naprawdę nigdy nie widział Grega podczas biegu. Starszy mężczyzna miał tendencję do… pozostawania w tyle. Umysł Grega był w idealnej formie, ale dopóki nie zaczęli tych biegów, większość jego ćwiczeń wiązała się z jego sprawami kryminalnymi. Tak naprawdę nigdy nie wykonywał żadnych dodatkowych ćwiczeń. Mycroft miał nawyk do zamyślania się, gdy biegł, więc nawet o tym nie myśląc w pewnym momencie ustalał własne tempo, które było szybsze niż jego partnerów do biegania.

Po jednym okrążeniu parku Mycroft zwolnił i odwrócił się, by odnaleźć drugiego mężczyznę. Greg zwolnił, kiedy go dogonił. Lekko dyszał, a na jego czole i szyi widać było pot. Srebrne włosy pociemniały od niego lekko. Pochylił się, aby przycisnąć dłonie do kolan. Mycroft uniósł brew i uśmiechnął się lekko.

— W porządku? — zapytał, lekko się śmiejąc.

Greg podniósł głowę i lekko sapnął.

— Możesz przestać się już śmiać — powiedział bez tchu. — Wiesz, że trudno mi za tobą nadążyć.

— A jednak próbujesz każdego dnia. Jesteś raczej wytrwały, Gregory. To zaszczytna cecha.

— Ha, ha, bardzo śmieszne — powiedział Greg, prostując się i wyciągając ręce do tyłu. Mycroft pokręcił głową.

— Kochanie, nie myśl, że w najmniejszym stopniu kpię z ciebie — powiedział, przeczesując długimi palcami włosy, by odsunąć kilka kosmyków, które opadły mu na czoło. — Chcesz zrobić kolejne okrążenie, czy wrócić do domu? Możemy zrobić to albo to.

Greg potrząsnął głową, machając nią bezwładnie.

— Jeszcze jedno okrążenie. Dalej Myc, biegniemy.

Ponownie zaczął biec, a Mycroft przez chwilę patrzył na niego, zanim również ruszył. Z łatwością dogonił go, jego długie nogi zmniejszyły dystans bez konieczności zbytniego wysiłku, ale tym razem utrzymywał wolniejsze tempo, tak że przez jakiś czas dalej biegli obok siebie. Trochę rozmawiali, tyle ile mogli, ciężko oddychając podczas biegu. Greg opowiadał o swoim nadchodzącym dniu i bieżącej sprawie. Mycroft jak zwykle nie był w stanie odwzajemnić się tym samym, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało.

Kiedy w końcu zrobili drugie okrążenie wokół parku, postanowili wrócić do domu. Resztę drogi przebyli pieszo, to był jedyny przypadek, kiedy Mycroft nie nalegał, żeby zabrać jeden z samochodów, by zawiózł ich na miejsce. I tak wychodzili, by pobiegać, więc po co był im samochód? Poza tym park był na tyle blisko, że dotarcie do domu nie zajęło im dużo czasu.

Kiedy weszli do środka i zamknęli drzwi, Greg natychmiast zaczął zdejmować koszulkę. Mycroft zatrzymał się w miejscu, podziwiając kontury i mięśnie pleców z pełnym uznania uśmiechem. Greg obejrzał się przez ramię i wyszczerzył się, gdy przyłapał go na gapieniu się.

— Chcesz wziąć ze mną prysznic? — zapytał żartobliwie, odwracając się, by podejść do Mycrofta i wyciągnął rękę.

Serce młodszego mężczyzny waliło, dochodząc do siebie po biegu, ale nie mógł zaprzeczyć, że jego policzki były zarumienione z innego powodu.

— Myślę, że byłoby to cudowne — powiedział, wyciągając dłoń, by chwycić oferowaną rękę i ją uścisnął.

Ich wspólne prysznice były naprawdę najlepszą częścią wspólnego ćwiczenia. Mycroft zawsze na nie nalegał. W końcu nie było lepszego sposobu na rozpoczęcie dnia.

Chapter 97: Pocałunki w akademiku

Notes:

AU: Nastolatki

Chapter Text

Gregory — syknął cicho Mycroft. — Musisz iść. Z pewnością zostaniemy złapani i wiesz jak późno teraz wracasz do pokoju.

— Ech, wszystko będzie dobrze. — Greg machnął ręką, czołgając się po łóżku Mycrofta w akademiku i podnosząc książkę, którą drugi nastolatek miał na kolanach.

Bardzo szybko wymienił tę książkę na siebie, siadając okrakiem na kolanach swojego chłopaka, uśmiechając się.

Mycroft obdarzył go znajomym, surowym spojrzeniem, pod którym Greg czuł się nieswojo, ale nauczył się z tym żyć, kiedy zaczęli się spotykać. Wiedział, jak doprowadzić do upadku determinacji drugiego chłopaka. Wiedział też, że Mycroft mu na to pozwoli. Mieli do siebie słabość, chociaż żaden z nastolatków nie przyznałby się do tego. Pochylając się, Greg potarł nosem o szczękę Mycrofta. Jego gorący oddech owiał szyję Mycrofta, który zadrżał.

— Muszę się uczyć do matury — westchnął młodszy nastolatek, ściskając lekko talię Grega.

— Nie, nie musisz — mruknął Greg w skórę Mycrofta, skubiąc ją delikatnie wargami. — I tak zdajesz ją z wyprzedzeniem. Poza tym zdobędziesz najwyższe wyniki.

— To nie znaczy, że nie powinienem się uczyć, Gregory — zdołał powiedzieć Mycroft, jąkając się, gdy starszy nastolatek zaczął ssać delikatnie miejsce na jego szczęce.

Jęknął i Greg wiedział, że wygrał. Tak bardzo uwielbiał wygrywać z nauką. Umawianie się z Holmesem było wielkim sukcesem.

Figlarne palce wsunęły się pod koszulkę mundurka szkolnego, którą Mycroft wciąż miał na sobie. Drażniły bladą skórę, która była pod spodem. Ucisk na jego talii zacieśnił się i Mycroft westchnął, w połowie dlatego, że łaskotało go, a częściowo dlatego, że było to dobre uczucie. Greg uniósł głowę, by spojrzeć w blado niebieskie oczy swojego chłopaka, które nieco pociemniały i uśmiechnął się.

— Jeśli mój współlokator wróci, to wszystko będzie na ciebie. Bądź tego świadomy — zauważył Mycroft, unosząc brew. Greg wzruszył ramionami.

— Niech patrzy. To byłoby niezłe przedstawienie.

— Jesteś niemożliwy — westchnął Mycroft, wywracając oczami, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się, gdy odchylił głowę do tyłu.

Greg zrozumiał aluzję i pochylił się, by go namiętnie pocałować. Palce Mycrofta drgnęły i zaczęły się bawić koszulką, która Greg wciąż miał na sobie, zanim ją uniosły. Greg zadrżał lekko, gdy jego brzuch został wystawiony na chłodniejsze powietrze w pokoju i delikatnie zassał dolną wargę Mycrofta. Jedna z dłoni Mycrofta uniosła się i wsunęła w czarne włosy Grega, szarpiąc je prawie brutalnie i powodując jęk u starszego nastolatka.

Mycroft stawał się coraz bardziej pewny siebie z każdym pocałunkiem i szarpnięciem za włosy. Greg uwielbiał sposób, w jaki wyciągał swojego chłopaka z jego zamkniętej skorupy i wydobywał z niego tę intensywną, prawie kontrolującą stronę. To było coś, o czym wiedzieli tylko oni. Greg wiedział, że wszyscy inni myśleli, że Mycroft był nieśmiałą, konserwatywną dziewicą. Kurwa, nie był. Miał zwyczaj przejmowania kontroli. Podobnie jak teraz.

Zanim Greg się zorientował, był na plecach, a Mycroft zdjął z niego górę, zostawiając go z nagą klatką piersiową i przytulał go. Całowali się, dopóki żaden z nich nie mógł złapać oddechu, a kiedy się rozstali, usta Mycrofta znalazły się na jego szyi. Greg wygiął się w łuk, odchylając głowę do tyłu, a Mycroft skorzystał z okazji, by wykorzystać dodatkową przestrzeń.

Kiedy Greg poruszył się, żeby zdjąć koszulę z Mycrofta, majstrując przy dwóch górnych guzikach od drzwi dobiegł dźwięk. Obaj zamarli i natychmiast Mycroft zszedł z niego i znalazł się niemal na drugim końcu pokoju. Ponieważ Greg był na widoku, zaczął się ubierać, ledwo udało mu się założyć koszulę, gdy współlokator Mycrofta wszedł do środka.

— Dobry wieczór, Greg — przywitał go drugi chłopak.

Greg skinął głową, siedząc w taki sposób, żeby ukryć swoją bardzo oczywistą erekcję.

— Cześć Scott — odpowiedział, po czym przeniósł spojrzenie na Mycrofta.

Młodszy nastolatek chwycił przypadkowy podręcznik z biurka i otworzył go na przypadkowej stronie, kładąc go na swoich kolanach, wpatrując się w niego, nie czytając tekstu. Greg uśmiechnął się lekko. To było imponujące.

Adrenalina szumiała w jego ciele. Zobaczył również, jak uśmiech wykrzywił oblicze Mycrofta. Tak… Wydarzenia, które nastąpią, gdy drugi chłopiec znowu zniknie, będą wspaniałe.

Chapter 98: Dawny, nieformalny układ

Chapter Text

— Proszę pana, mam przygotowane dla pana najważniejsze raporty i profile — oznajmiła Anthea, wchodząc do pokoju.

W jednej ręce trzymała teczkę, a w drugiej Blackberry, który trzymała przed sobą, kiedy pisała wiadomość (to był jej normalny stan). Spojrzała znad telefony na tyle krótko, by zobaczyć gwałtowny ruch kończyn, który sprawił, że uniosła brwi w rozbawieniu.

— Oj! — krzyknął Greg, chwytając kołdrę i naciągając ją na siebie zamaszystym ruchem.

Jego oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia i paniki, a twarz miał zarumienioną z lekkiego zażenowania i ogromnego podniecenia. Właśnie z Mycroftem kołysali się naprzeciwko siebie, na skraju zainicjowania seksu, kiedy Anthea weszła niezapowiedziana do pokoju. Mycroft oczywiście wyglądał jak niewzruszony okaz spokoju (przybierał inny wygląd tylko wtedy, gdy Greg chwytał go za włosy i przygryzał jego szyję) Nie wykonał żadnego ruchu, by się zakryć, gdy Greg z sapnięciem złapał drugą część kołdry i zarzucił ją na swojego partnera.

— Dziękuję, Antheo. Możesz je zostawić na stole — poinformował ją Mycroft, wskazując na stolik nocny.

Dysząc cicho, Greg jęknął.

— Czy naprawdę jestem jedyną osobą, która czuje się teraz nieco zaniepokojona i obnażona? — zapytał rozgorączkowany.

Na miłość boską, byli nadzy. Nie wątpił, że Anthea widziała wszystko.

— Przypuszczam, że tak jest. — Anthea wzruszyła ramionami, skupiając się głównie na swoim Blackberry. Ramiona Grega opadły w westchnieniu. — To nic, czego bym wcześniej nie widziała.

— Tak, ale wciąż. Byliśmy oczywiście w trakcie czegoś. Czy to tylko anatomia czy nie, to byliśmy Myc i ja, a ty po prostu…

— To nic, czego bym wcześniej nie widziała — powtórzyła Anthea, spoglądając wymownie na szefa znad komórki.

Greg zamrugał o po chwili dotarło do niego, co sugerowała.

— Chwila. Ty… to znaczy… — zaczął, próbując zmusić się do wyrażenia tego, co myślał. — Widziałaś… czy to było podczas wykonywania misji czy coś takiego?

Był oczywisty sposób, w jaki Anthea wcześniej widziała Mycrofta nagiego. Jednak to nie był sposób, w kierunku którego jego myśli postanowiły pójść. Mycroft potrząsnął jednak głową na to pytanie, a Greg zaczął podążać w tym kierunku. Jego ciemnobrązowe oczy nieco się rozszerzyły.

— Wasza dwójka? — zapytał, wskazując między nimi. — Kiedy?

— Sześć lat temu. Swobodny układ, nic romantycznego — odpowiedziała Anthea, nie odrywając oczu od ekranu telefonu. — Głównie szacunek i ulga w stresie. I tak, również przyjemność z towarzystwa drugiej osoby, ale nic skomplikowanego. Już tego nie robię.

Gregowi opadła szczęka. Wiedział, że się gapił i szczerze mówiąc, nie obchodziło go to. Mycroft i Anthea uprawiali wcześniej seks. Nie, przypuszczał, że tak naprawdę można było to nazwać najzwyklejszym pieprzeniem się. Mycroft kochał się z nim. Oczywiście było to również pieprzenie się, ale znaczenie tych terminów było inne. Jednak to nie zmieniało faktu, że uprawiali seks. Wydawało się, że niejednokrotnie.

— Łał — powiedział.

Brzmiał głupio, ale był naprawdę zdumiony. Zdecydowanie się tego nie spodziewał.

— Cóż, pójdę już — westchnęła Anthea. — Idę do biura, a później do domu. Do zobaczenia rano, proszę pana. Dobranoc, Greg.

Wyszła bez słowa. W sypialni panowała cisza. Greg nadal był nieco oszołomiony. Nie wspominając już o tym, że zdecydowanie nie był w nastroju na dalszą zabawę. Błysk strachu, który odczuł, kiedy weszła do pokoju, sprawił, że tak było.

— Ty i Anthea — powtórzył, mrugając i spoglądając na Mycrofta.

— Tak — przytaknął Mycroft. — Oczywiście było tak, jak powiedziała. Czułem, że nie ma to znaczenia, dlatego nigdy o tym nie wspominałem. Przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób cię to zdenerwowało.

— Łał — powtórzył Greg. — Nie, po prostu… nie spodziewałem się tego.

Mycroft zanucił cicho, uśmiechając się. Odwrócił głowę, by spojrzeć na teczkę, którą zostawiła kobieta, ale nie wykonał żadnego ruchu, by ją podnieść, jak tego niemal oczekiwał Greg. Zamiast tego Mycroft sięgnął po starszego mężczyznę i przyciągnął go bliżej.

— Czy możemy zacząć od nowa? — zapytał uwodzicielsko.

Szok dla systemu czy nie, Greg poczuł przebiegający przez ciało dreszcz podniecenia.

— T… tak — zgodził się.

Naprawdę musieli zacząć od nowa, ale nie uważał, żeby stanowiło to duży problem. Mycroft uśmiechnął się i pochylił się, chwytając usta partnera w szorstkim, namiętnym pocałunku.

Chapter 99: Praca pod przykrywką

Chapter Text

Mycroft siedział na swoim krześle w biurze, przełączając obraz z różnych kamer przemysłowych i śledząc poczynania zespołu. Pracował nad sprawą, której Greg stał się częścią, odrobinę z powodu tego, że Sherlock jak zwykle odmówił, a także dlatego, że część tej sprawy miała związek z jego wydziałem. Mycroft nie był z tego powodu zadowolony, ale jego partner był upartym człowiekiem i przy równie zaciekłym uporze Sherlocka, by się w to nie mieszać, zgodził się. Śledzili czterech terrorystów, którzy razem zinfiltrowali cztery rejony Londynu. Dwóch z nich wślizgnęło się do głównych serwisów informacyjnych, a pozostali przeskakiwali tam i z powrotem między bankami i okolicami w pobliżu pałacu Buckingham.

Mycroft nie był jeszcze w stanie określić ich celów. To było irytujące. Nie wszystko było wystarczająco jasne, aby mieć sens i stworzyć pełniejszy obraz sytuacji. Obecnie miał sześć teorii, a Greg pod przykrywką próbował wydobyć informację, która, jak mieli nadzieję, zmniejszyłaby tę liczbę o połowę.

Były ekrany przedstawiające każdego z terrorystów, ale uwaga Mycrofta skupiała się głównie na tym, gdzie Greg wchodził w interakcję z jednym z mężczyzn. Był to młodszy Rosjanin, w wieku 35 lat i, jak powiedział inspektor, mieli szczęście, że był prawdziwym gejem. Mycroft nie uważał tego za szczęście. Wiedział dokładnie, do czego zmierza jego partner, ale to nie sprawiało, że był radosny. Wręcz odwrotnie. Jeżył się i sapał, wpatrując się w obraz z kamery przemysłowej.

Był zazdrosny. Było więcej niż prawdopodobne, że Greg będzie musiał uwieść Rosjanina, aby zdobyć wszystkie potrzebne informacje. Dane zebrane przez Antheę doprowadziły ich do takiego wniosku, a Mycroft zgodził się, że będzie to najskuteczniejszy sposób osiągnięcia zamierzonego celu. To nie znaczyło, że musiało mu się to podobać. W rzeczywistości bardzo mu się to NIE podobało. Szczerze mówiąc, wolałby tego nie oglądać, ale jednocześnie nie ufał nikomu innemu w nadzorowaniu wydarzeń i upewnieniu się, że dostaną wszystko, czego potrzebują, więc siedział tutaj.

Obejrzał materiał filmowy z wnętrza baru, gdzie w kącie siedział Rosjanin. Wyśledzili go tutaj, po tym, jak terrorysta opuścił magazyn, stanowiący miejsce spotkania, które, jak Mycroft zauważył, założyli. Gdy Greg uzyska potrzebne informacje, będą mogli prawidłowo zinfiltrować magazyn, co ostatecznie doprowadziłoby do zguby całą czwórkę mężczyzn.

Patrzył, jak Greg podszedł do stołu i osunął się na miejsce obok mężczyzny. To nie był pierwszy raz, kiedy nawiązali kontakt, ale to spotkanie było kluczowe. Wszystko szło zgodnie z planem, a jego najdroższy partner miał terrorystę dokładnie tam, gdzie go potrzebował. Pochyliwszy się do przodu przy biurku, Mycroft splótł ręce i nasłuchiwał uważnie. Pracowali nad podłączeniem mikrofonów tam, gdzie mieli się znaleźć, aby Mycroft mógł podsłuchać rozmowę. Działały całkiem nieźle. Teraz go mieli.

— A teraz powiedz mi, że leżąc w łóżku nie wyobrażasz sobie mnie — powiedział Greg.

Ledwo można było rozpoznać jego głos w hałasie baru, ale przynajmniej było ciszej niż podczas normalnej ruchliwej nocy, więc Mycroft mógł wszystko zrozumieć. Zmarszczył brwi, nienawidząc, że musi tego słuchać, ale to była jego praca. Choć był racjonalny, bardzo irracjonalnie był zazdrosny. Ale to była tylko praca pod przykrywką. Musiał się na tym skupić. Rosjanin również pochylił się do przodu z zainteresowaniem. Jego spojrzenie było utkwione w ciemno brązowych oczach Grega.

— Naciskającego na ciebie. Nagiego. Nawet z zamkniętymi oczami, widzisz ten obraz? — Greg wyciągnął rękę i przesunął dłonią od czoła mężczyzny do jego nosa, powodując, że ten zamknął oczy. Zniżył uwodzicielsko głos. — Każdy szczegół, ciepło mojego oddechu na twoim policzku. Kształt moich ust. Gładkość mojej skóry.

Oczy Mycrofta zamknęły się, zanim zdał sobie z tego sprawę. Skupił się na głosie swojego chłopaka, pochylając się bliżej i nasłuchując.

— Wyobraź sobie moją skórę ocierającą się o ciebie przez bieliznę. Moje biodra przy twoich biodrach. Moje ręce na tobie. Wszędzie. Wyobraź sobie.

Mycroft wyobraził to sobie. Mógł to zobaczyć. Noce spędzone razem w łóżku, jeden na drugim, szorstkie pocałunki i ocierające się o siebie ciała. To spowodowało, że przeszedł go dreszcz.

— A teraz pozwolisz swoim dłoniom zbadać moje ciało — kontynuował Greg.

Mycroft oblizał usta, bo tak… teraz również to sobie wyobraził. Przesuwanie smukłymi dłońmi w górę i w dół tej opalonej skóry…

— Każdy centymetr mojego ciała. I chcesz, żebym popchnął cię na łóżko. Żebym zdjął całe twoje ubranie, chcesz żebym wszedł na ciebie. W ciebie. Głęboko.

Mycroft przygryzł dolną wargę, wciąż z zamkniętymi oczami, podczas gdy jego wyobraźnia współgrała ze słowami Grega. Powinien zwracać uwagę na Rosjanina, powinien obserwować, ale… Nie mógł przestać wyobrażać sobie, jak Greg wsuwa się i wysuwa z niego, co sprawia, że kwili i wygina się w łuk.

— I ten obraz nie znika, kiedy otwierasz oczy, czyż nie? — zakończył Greg, odchylając się do tyłu z dala od mężczyzny, który otworzył oczy, by znów na niego spojrzeć. Greg miał na ustach uśmieszek pełen pewności siebie. — Nadal mnie czujesz.

Rosjanin zaczął mówić. Oczy Mycrofta otworzyły się gwałtownie, gdy drugi głos przełamał trans, w który wpadł. Zamrugał szybko, chwytając długopis i uważnie słuchając. Zapisał wszystko, co było średnio ważne, starając się zignorować swoje obcisłe spodnie i zarumienione policzki, podczas gdy Greg dalej posługiwał się swoją magią.

Chapter 100: Ważne pytanie

Chapter Text

— Tak bardzo przepraszam za spóźnienie — jęknął Greg, gdy prowadzono go do stolika na patio w super eleganckiej restauracji.

Mycroft czekał na niego z kieliszkiem wina w dłoni i zerknął na swojego partnera z lekkim uśmiechem.

— Zapewniam cię, że nic się nie stało. Usiądź, Gregory — powiedział płynnie, wskazując na krzesło stojące naprzeciwko.

Kieliszek wina również już czekał na inspektora, za co Greg był bardzo wdzięczny. Potrzebował tego po dniu, który miał.

— Już, tylko najpierw — powiedział z kuszącym uśmiechem Greg.

Podszedł i pochylił się, delikatnie całując młodszego mężczyznę. Potarł grzbietem palców policzek Mycrofta, który zanucił z radości. W porządku. Teraz mógł usiąść. Wślizgnął się na swoje miejsce i sięgnął po wino, sącząc je i wzdychając, kiedy wreszcie był w stanie się zrelaksować.

— Długi dzień — skomentował Mycroft.

Oczywiście spostrzeżenie, nie pytanie. Zawsze mógł to stwierdzić, więc Greg tylko skinął głową.

— Tak, cieszę się, że to koniec. Nienawidziłem tego, że przeszkodziło to w naszej kolacji — zmarszczył brwi, a Mycroft potrząsnął głową.

— Nic się nie stało, Gregory. Mój wieczór był wolny. — Mycroft uśmiechnął się i Greg poczuł odrobinę ulgi.

Jego „pomniejsze stanowisko w rządzie brytyjskim” zajmowało mu wiele czasu i nienawidził tej sprawy, która trzymała go z daleka, w tym niewielkim przedziale wolnego czasu, który udało im się wygospodarować. Ale w porządku. Mieli resztę nocy dla siebie.

Przyniesiono im posiłki bez konieczności zamawiania czegokolwiek. Mycroft czasami to aranżował, co powodowało uśmiech u Grega. Jedli, pili wino i relaksowali się, nie rozmawiając o niczym szczególnym i wszystko po prostu było przyjemne. Skrzyżował długie nogi pod stołem i otarł czubkiem buta o łydkę Grega. Starszy mężczyzna zrozumiał wskazówkę i wysunął nogę nieco dalej, unosząc ją i powoli ocierając się o drugiego mężczyznę. Patrzyli na siebie czule, a ich spojrzenia mówiły rzeczy, które nie wychodziły z ich ust.

Kolacja dobiegała prawie końca, a Greg był gotów uznać to za koniec wieczoru i udać się do domu. Myślał o przytulaniu się w łóżku, a może o wspólnym prysznicu, czymś w tym rodzaju. Jednak gdy przesunął się, by zacząć wstawać, kelner wrócił. Przyniósł ze sobą deser. Dwie porcje tiramisu i filiżankę kawy. Greg zamrugał. Mycroft nigdy nie zamawiał deseru, zawsze używając czegoś związanego z dietą jako wymówki. Nie tylko był to jakiś deser. Był to jeden z ulubionych Grega.

— Z jakiej to okazji, Myc? — zapytał z uśmiechem, podnosząc łyżeczkę.

To nie były urodziny żadnego z nich. To nie była żadna rocznica. Nie było nic… specjalnego w tym dniu. Wydawało się to bardzo przypadkowe. Oblizał wargi i ugryzł pierwszy kęs deseru, zanim zauważył zmianę w postawie Mycrofta. Był teraz trochę bardziej wyprostowany, trochę mniej odprężony niż wcześniej. Jeszcze nie dotknął swojego deseru. Greg zamrugał.

— Myc?

— Znamy się już prawie siedem lat, Gregory — zaczął cicho Mycroft.

Greg skinął głową, zlizując zabłąkane kawałki tiramisu z ust, wpatrując się w swojego partnera.

— Tak jest — skomentował po krótkiej chwili ciszy. Napił się swojej kawy. — Co się dzieje? Mycroft?

— Przyznaję, że nie wywarłeś na mnie zbyt wielkiego wrażenia, kiedy cię poznałem — przyznał Mycroft, kontynuując bez udzielania odpowiedzi na pytanie Grega. — Ale bardzo szybko stałeś się o wiele ważniejszym elementem mojego życia niż się spodziewałem. Stałeś się skałą w życiu mojego brata i zrobiłeś tego, czego ja nie mogłem. Wydostałeś go z narkotyków. Zmieniłeś jego życie i dlatego zmieniłeś moje. Przez resztę naszego życia nigdy nie będę w stanie wystarczająco ci podziękować ani naprawdę pokazać, w jakim stopniu jestem ci za to wdzięczny.

Greg zamrugał, czując, jak przepływa przez niego ciepło. Rzadko mówili do siebie w ten sposób, ale nie zamierzał narzekać. To była jedna z najsłodszych rzeczy, jakie usłyszał, nawet jeśli były to w zasadzie fakty. Było w tym coś innego, w tym jak stali się istotną częścią życia tego drugiego.

— To uświadomiło mi, jak bardzo cię kocham – kontynuował Mycroft. Greg uśmiechnął się. — Pamiętaj, nigdy wcześniej nie przywiązywałem do tego wagi. Byłem zawsze zbyt zajęty, by zajmować się jakimkolwiek związkiem lub zacząć rozważać ideę miłości. Teraz nie mogę wyobrazić sobie, jak moje życie byłoby kompletne bez tego. Bez ciebie.

Greg zamrugał, zdezorientowany, patrząc, jak Mycroft wstaje. Poczuł, że coś ściska jego serce. To było coś, czego jeszcze umysł nie dogonił. Jego oczy rozszerzyły się, gdy jego chłopak, miłość jego życia, podszedł do niego z jedną ręką w kieszeni marynarki. To było normalne dla Mycrofta, ale sprawiało, że serce Grega biło jeszcze szybciej.

— Mycroft — powiedział niepewnie. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce, gdy Mycroft, publicznie, przy ludziach, osunął się przed nim na jedno kolano. Wyciągnął małe, aksamitne pudełko. — O Jezu Chryste.

— Gregory Lestrade, jesteś częścią mojej duszy. Byłbym wdzięczny, gdybyś zechciał połączyć się ze mną sposób formalny. Gdybyś mnie poślubił.

Pudełeczko zostało otwarte. Pierścionek był w zasadzie obrączką, ale było w nim coś na tyle innego, że widać było, że był pierścionkiem zaręczynowym. Greg nie potrafił wyrazić słowami, dlaczego tak pomyślał. Nie potrafił w ogóle ułożyć zdania. W ustach miał suchość i zamarł, gapiąc się. Mycroft spojrzał na niego cierpliwie, sztywny i pewny siebie, gdy klęczał przed nim.

— Mój Boże. — Greg odetchnął drżąco, a jego oczy zapiekły. — Ja… Kurwa. Tak, zgadzam się, ty draniu.

Mycroft uśmiechnął się szczerze i szeroko. Uśmiech zarezerwowany tylko dla Grega. Poruszył się, żeby wyjąć pierścionek, ale Greg nie pozwolił mu zajść tak daleko, gdyż wyskoczył z krzesła, upadając na kolana przed Mycroftem i przyciągając go do namiętnego pocałunku. Ściskając mocno pudełko, zamknął je, gdy obejmowali się i całowali, nie dbając o świat, w którym byli, ani o gapiów.

Chapter 101: London Eye

Notes:

AU Nastolatki

Chapter Text

Byli na randce. Prawdziwej randce. Greg nigdy wcześniej nie był tak podekscytowany randką. Miał ich wiele, zanim zaczął spotykać się z Mycroftem, ale żadna z nich nie była taka. Normalna kolacja i film. Kiepskie rzeczy, które robiły wszystkie nastolatki. To jednak… to było o wiele więcej.

Oczywiście, umawiając się z Mycroftem Holmesem, kolacja i film nigdy się nie pojawiły. Jednak London Eye? Tak, to był bardziej styl chłopaka. Zarezerwowali prywatny wagonik i podczas gdy normalny obrót trwał 30 minut, zajęli go na co najmniej dwie godziny. Z możliwością przedłużenia, gdyby chcieli. Greg miał podejrzenie, że stał za tym Mycroft, ale nie miał zamiaru narzekać.

Wagonik miał bardzo intymny charakter. Greg uśmiechnął się szeroko, wchodząc do środka. Zostali sami, gdy pracownik obsługi, który wskazał im miejsce, zamknął za nimi drzwiczki. Normalnie był to wagonik zarezerwowany dla tych ważniejszych osobistości, więc zakładał, że to znów szczególny wpływ Mycrofta. To było miłe. Zrobił kilka kroków do środka, spoglądając na mały stał z jedzeniem i szampanem, unosząc z rozbawieniem brwi.

Usiedli z napojami w ręku, gdy koło zaczęło się obracać. Zajęli miejsce na małej sofie, którą można było zmieścić w tej małej przestrzeni, stykając się nogami. Greg wyciągnął rękę wzdłuż oparcia, muskając delikatnie palcami ramię Mycrofta.

— To jest naprawdę miłe, Myc — skomentował, zerkając na drugiego nastolatka, który jak zawsze wyglądał niesamowicie w swoim pełnym garniturze.

W zamian otrzymał nieco powściągliwy uśmiech.

— Cieszę się, że ci się podoba, Gregory — skomentował, spoglądając na chwilę na widok roztaczający się przed nimi, zanim ponownie wrócił spojrzeniem do szklanki w dłoniach.

Greg prawie skomentował, ale postanowił tego nie robić i pili w przyjemnej ciszy.

— Chodź tutaj — powiedział cicho, kiedy obaj skończyli.

Pociągnął Mycrofta za ramię i przyciągnął go do siebie, pochylając się, by pocałować go delikatnie. Mycroft owinął ramiona wokół szyi Grega i przesunął się bliżej. Ich ciała wygodnie przytulały się do siebie.

Żaden nie przyspieszał tego momentu, ponieważ obaj po prostu cieszyli się swoim towarzystwem i uczuciami, którymi się obdarowali. Pozostawali przytuleni na kanapie, rozmawiając, całując i śmiejąc się cicho, spoglądając na widok na zewnątrz, gdy unosili się coraz wyżej. Kiedy zbliżyli się do szczytu, wiatr spowodował, że wagonik lekko się zakołysał. Wystarczająco, aby to poczuć.

W tym momencie Mycroft zamarł. Delikatny chwyt na bicepsie Grega wzmocnił się bardzo. Greg zamrugał, spoglądając z zaciekawieniem na swojego chłopaka. Jego wyraz twarzy tak naprawdę nie zmienił się, ale coś było w spojrzeniu jego bladoniebieskich oczu.

— Myc? — zapytał cicho. — Wszystko w porządku?

— Tak, oczywiście, Gregory — odpowiedział bardzo szybko Mycroft, nie patrząc na niego. — Wszystko w porządku.

Jego uchwyt nie poluzował się. Greg zaczął się lekko uśmiechać.

— Czy boisz się wysokości? — zapytał po chwili.

Teraz Mycroft odwrócił się, żeby na niego spojrzeć, unosząc przy tym brwi.

— Nie bądź absurdalny. Oczywiście, że nie.

Greg stwierdził, że nie do końca wierzył drugiemu chłopakowi. Szczerze go to zaskoczyło, ponieważ wiedział, że Mycroft podróżuje samolotami. A jednak byli tutaj, a on zdecydowanie był zdenerwowany i czymś zaniepokojony.

— Dlaczego więc nie przyjrzymy się temu widokowi? — zapytał, ruszając się, by wstać z kanapy.

Uścisk na jego ramieniu zacisnął się jeszcze mocniej i Mycroft prawie przyciągnął Grega do siebie.

— To tylko Londyn. Nic, czego byśmy już nie widzieliśmy — mruknął Mycroft. Greg uśmiechnął się ponownie.

— Boisz się. Och, Myc, w porządku — zamruczał, sięgając, by wziąć młodszego nastolatka w ramiona.

Otrzymał z tego powodu groźne spojrzenie. Zaśmiał się.

— Zamknij się, Gregory — wymamrotał Mycroft, prychając.

Kręcąc głową, Greg przyciągnął go do siebie i złożył pocałunek na jego policzku.

— To sprawia, że randka jest jeszcze cudowniejsza — szepnął w ucho Mycrofta. Że też ustawił to wszystko, nawet gdy jego lęk wysokości przemawiał przeciwko temu. To było naprawdę romantyczne.

Mycroft przewrócił oczami, ale zaczął powoli się uśmiechać.

— Nikomu o tym nie mów — szepnął z westchnieniem, odchylając się, by oprzeć się o Grega.

Chapter 102: Na razie noś moje

Chapter Text

— Jest późno, powinienem chyba iść do mieszkania po ubrania… — skomentował Greg, rozciągnięty na łóżku Mycrofta, zupełnie nago.

Młodszy mężczyzna, oparty na łokciu obok niego, czytał wiadomości email na swoim telefonie, również nagi. Greg uśmiechnął się, wyciągając rękę, by delikatnie przesunąć palcami po ramieniu Mycrofta.

— To nie jest konieczne — skomentował Mycroft, opuszczając komórkę i chwytając dłoń Grega. Uniósł ją, całując jego kostki. — Mogę poprosić Antheę, żeby wpadła do ciebie później.

— Później? — zapytał Greg, unosząc brwi. — Czyli do tego czasu będę po prostu chodzić po twoim mieszkaniu nago?

Mycroft zamarł, zastanawiając się przez chwilę. Greg nie miał oczywiście ochoty spacerować nago, chociaż czuł się w takim stanie całkowicie swobodnie. Patrzył z zaciekawieniem na twarz swojego partnera, gdy ten myślał o możliwościach. Spojrzenie jasnoniebieskich oczu przebiegło po jego ciele.

— Może lepiej nie — mruknął po chwili. — Nie byłbym w stanie się skupić.

Greg zaśmiał się i przesunął się bliżej, muskając nosem nagie ramię Mycrofta.

— Może chcę cię rozpraszać — szepnął głębokim tonem. Usłyszał, jak oddech Mycrofta urywa się, co sprawiło, że uśmiechnął się jeszcze szerzej.

— Możesz nosić część moich ubrań, dopóki Anthea nie przyjdzie z twoimi — powiedział pośpiesznie po chwili. — Nie ma za co dziękować, Gregory.

Młodszy mężczyzna usiadł i wstał z łóżka. Zaczął ubierać się w swoją jedwabną piżamę, a po zrobieniu tego włożył na nią szlafrok. Greg patrzył na to w milczeniu, zanim zdecydował, że prawdopodobnie również powinien się ubrać. Cokolwiek - powiedział sobie. Nucąc, wstał z łóżka i podszedł do szafy Mycrofta.

Mógł również założyć piżamę. Prawie to zrobił, ale myśląc o tym, uznał, że nogi Mycrofta były znacznie dłuższe niż jego i naprawdę nie chciał jej zakładać. Dlatego zamiast tego podszedł do szafy i wybrał jedną z bladoniebieskich koszul młodszego mężczyzny, którą mógł włożyć. Zapiął ją w większej części, a potem naciągnął na nią szlafrok. Koszula ledwo zakrywała jego tyłek, ale to wystarczyło. Poza tym miał na sobie szlafrok. Zadowolony odwrócił się i z uśmiechem zbliżył się do drugiego mężczyzny.

Mycroft zamrugał i spojrzał na niego. Jego wzrok biegał w górę i w dół ciała Grega, który zarumienił się pod wpływem tego spojrzenia i uśmiechnął się lekko.

— Myc? — zapytał, przechylając głowę na bok.

— Nie do końca mogę się zdecydować, czy to jest lepsze czy gorsze — przyznał Mycroft, wpatrując się w tę część klatki piersiowej inspektora, która nie była zakryta żadnym elementem garderoby.

Greg uśmiechnął się szeroko i wzruszył ramionami.

— To ty to zasugerowałeś, kochanie — zauważył.

To było zabawne i trochę pochlebne, jak atrakcyjny był dla Mycrofta. Greg nigdy by w to nie uwierzył, ale… Wskazywały na to wszystkie dowody. W tym niesamowity seks, który właśnie mieli.

— Anthea za kilka godzin przywiezie kilka twoich rzeczy — powiedział Mycroft, starając się działać tak, jakby nie był całkowicie rozproszony.

Greg owinął ramiona wokół talii Mycrofta i zbliżył się, przechylając głowę, by pocałować go w szczękę.

— Obiecuję, że spróbuję nie być zbytnio rozpraszający — szepnął naprzeciw jego skóry.

— Już w tym zawodzisz, najdroższy — sapnął Mycroft, lekko drżąc.

— Och, wiem o tym. — Greg uśmiechnął się, całując drogę wzdłuż jego szczęki w dół, w kierunku szyi.

— Gregory… — jęknął Mycroft.

Greg śmiejąc się, cofnął się o krok i uśmiechnął się słodko.

— Dziękuję, że pozwoliłeś mi pożyczyć ubrania, Myc — powiedział z uczuciem, wychodząc z sypialni. — Herbaty?

— Herbata brzmi cudownie, proszę — zawołał za nim Mycroft.

Jego jasnoniebieskie oczy wpatrywały się w kołyszący się szlafrok i w to, jak nogi Grega pokazywały się za każdym razem, gdy robił krok.

Chapter 103: Gościnne opowiadanie z kwietnia

Chapter Text

Mycroft poruszył się wraz z materacem, kiedy Greg wstał. Przez chwilę odczuwał dezorientację. W sypialni panował jeszcze mrok, szara listopadowa noc ledwo co przenikała przez zasłony. Oprzytomniał trochę bardziej, gdy usłyszał kaszel dochodzący z jednej z sąsiadujących sypialni. Nasłuchiwał szumu wody płynącej w łazience, a potem cichego głosu Grega, gdy pomagał córce napić się letniej wody.

Córki Grega, Elizabeth i Abigail, spędzały z nimi tydzień w mieszkaniu Mycrofta (technicznie należącego teraz również do Grega, bo przeprowadził się tutaj kilka miesięcy temu). Christina, była żona Grega, pojechała na tygodniowe wakacje z nauczycielem wychowania fizycznego (Mycroft miał teczkę zawierającą jego dane, ale żaden z nich nie dbał o niego na tyle, by dowiedzieć się jak nazywał się mężczyzna), więc podrzucili do nich dziewczynki przed lotem w piątkowe popołudnie. Cała czwórka spędziła razem cudowny weekend, idąc do ZOO, cukierni i parku. Kochana Abigail wciąż dochodziła do siebie po okropnym przeziębieniu, a nawet jeśli nie miała już gorączki, wciąż kaszlała. Najgorsze ataki miało szczególnie w nocy, kiedy leżała.

W rezydencji w końcu powróciła cisza, a Gregory wrócił do sypialni kilka minut później z zatroskaną miną.

— Nie polepszyło się jej? — zapytał Mycroft.

— Nie, ale przynajmniej nie obudziła tym razem Lizzy.

Inspektor wszedł z powrotem do łóżka, ale wolał usiąść przy wezgłowiu, zamiast położyć się i objąć swojego partnera. Mycroft zerknął na budzik, po czym usiadł obok niego. Obaj mężczyźni zawsze wstawali wcześnie, a sądząc po godzinie, Mycroft uznał, że równie dobrze mogą teraz wstać, zamiast próbować zasnąć. Co więcej, obaj martwili się o najmłodszą pociechę Grega.

— Czy chcesz, żebym wezwał lekarza? — zapytał polityk.

Greg odrzucił ten pomysł, lekko potrząsając głową.

— Nie, to tylko pozostałości po przeziębieniu. Jest jednak zbyt zmęczona, żeby pójść do szkoły. Wolałabym, żeby została dzisiaj w domu. — Z westchnieniem przeczesał dłonią włosy w kolorze soli i pieprzu. — Mając na biurku sprawę seryjnego dusiciela, nie mogę wziąć wolnego, a ponieważ Christina wyjechała na tydzień ze swoim cholernym nauczycielem nie może się nimi zająć. Mogę zapytać siostrę Christiny, ale ona mnie nie lubi…

— Mogę zostać z nią w domu, jeśli chcesz.

Mycroft zorientował się, że ta propozycja pochodzi z jego ust.

— Co? — zapytał Greg, zerkając na niego z wyrazem szoku na twarzy.

— Nie mam żadnego spotkania, którego nie mogę odwołać, a Anthea może wysłać emailem najpilniejsze pliki. Mogę więc dzisiaj zostać z nią w domu. — Mycroft poruszył się, nagle trochę niepewny. — Ale Gregory, tylko jeśli ufasz mi, że…

Greg przerwał mu machając lekceważąco ręką.

— Oczywiście, że ci ufam, Myc, to nawet nie podlega dyskusji. Ale chore dziecko nie jest zabawną rzeczą — powiedział.

Mycroft uniósł brwi.

— Naprawdę Gregory, nikt nie może być tak irytujący jak młody Sherlock z przeziębieniem.

To wywołało u Grega uśmiech.

— Mogę w to uwierzyć. — Przez chwilę przyglądał się swojemu kochankowi. — Szczerze, Mycroft, jesteś tego pewien?

— Gregory, jesteś teraz częścią mojego życia, tak jak twoje córki. Wiem, że się martwisz i chcę cię wspierać. Pozwól mi pomóc.

Greg z ulgą zgodził się.

Potem wydarzenia potoczyły się szybko. Abby została w sypialni, którą dzieliły dwie siostry, kiedy przybywały w domu (prawie jeden tydzień co dwa tygodnie, zgodnie z postanowieniami dotyczącymi wspólnej opieki), podczas gdy Elizabeth została poproszona, aby przygotowała się do szkoły. Elizabeth trochę marudziła, chcąc również zostać w domu, jednak Greg szybko (ale delikatnie) zbeształ ją, wyjaśniając, że Abby została w domu z powodu przeziębienia, a nie po to, by spędzić dzień na zabawie.

Zanim wyszedł z domu, inspektor szybko poszedł na górę, aby pocałować córkę. Następnie przytulił Mycrofta na progu, gdy Elizabeth była już w samochodzie.

— Jeszcze raz dziękuję. — Uśmiechnął się. Mycroft uścisnął go, zanim odpowiedział.

— Nie ma za co. Kocham cię.

Uśmiechając się, pocałował Grega w policzek na pożegnanie.

Kiedy Elizabeth i Gregory wyszli, Mycroft dostał chwilowego zawrotu głowy zdając sobie sprawę na co się zgodził. Czy naprawdę potrafił samodzielnie zająć się dzieckiem przez cały dzień? Pamiętał, jak opiekował się Sherlockiem, gdy byli młodsi, ale to było wieki temu…

— Przestań — skarcił się.

Abigail była najsłodszą dziewczynką na świecie i gdy mógł codziennie radzić sobie z rozgniewanymi politykami, sześcioletnia dziewczynka nie powinna go przerażać. Biorąc głęboki oddech, powoli skierował się do kuchni. Gregory zostawił w lodówce trochę jedzenia i być może Abigail zechce się z nim podzielić przy filiżance herbaty…

OoO


Kilka godzin później Mycroft poczuł się odprężony. Jak dotąd wszystko szło dobrze. Po filiżance herbaty (lubiła ją z dwoma kostkami cukru, ale bez mleka, jak przypomniał sobie) Abigail przespała większość poranka.

W południe pomógł dostać się jej do łazienki, czekając za drzwiami, kiedy obmyła się trochę. Potem położył ją na kanapie, przykrywając jej drobną postać kocem, kiedy podgrzewał dla mniej miskę rosołu. Chciała po tym jeszcze raz się zdrzemnąć, a teraz szedł do jej pokoju z kubkiem gorącego kakao, ciekawy, czy się obudziła. Najwidoczniej się nudziła, co łatwo było wywnioskować po jasnym uśmiechu podniecenia, którym obdarzyła, gdy wszedł do pokoju.

Ostrożnie postawił kubek na szafce nocnej obok niej, a bogaty zapach czekolady przywołał wspomnienia. Gorące kakao było jedyną rzeczą, która mogła uspokoić Sherlocka, gdy był chory i Mycroft miał nadzieję, że magia czekolady wywrze taki sam wpływ na małą dziewczynkę.

— Jak się masz, droga Abigail? — zapytał delikatnie, siadając obok niej na łóżku. Podniósł z powrotem kubek i podał go jej.

— Czuję się lepiej, dziękuję, Myc.

Mycroft uśmiechnął się lekko. Córki Grega, na wzór swojego ojca, zaczęły nazywać go „Myc”. Nie mógł znieść, żeby jego imię było skracane przez obcych, a nawet przez jego własną rodzinę, ale nie przeszkadzało mu to, gdy ta trójka to robiła. Greg, ponieważ był to jeden z wielu sposobów, w jaki inspektor okazywał swoją miłość do niego. A jeśli chodzi o Abby i Elizabeth, to dlatego, że czuły się przy nim swobodnie i nie czuł już potrzeby formalności. Nie był „panem Holmesem” w tym domu. Był po prostu „Myc”, kochankiem ich taty i stwierdził, że nie chciał tego w żaden inny sposób.

Po oczyszczeniu twarzy Abby z czekoladowych wąsów, które zdobyła podczas picia czekolady, Mycroft wstał, gotowy do wyjścia, aby chora dziewczynka mogła dalej odpoczywać w spokoju, ale ta zatrzymała go, chwytając za spód marynarki.

— Możesz zostać, Myc? — zapytała cicho, mrugając do niego brązowymi oczami identycznymi jak jej ojciec. — Albo mogę pójść z tobą do twojego biura? Będę cicho, obiecuję.

— Powinnaś odpoczywać, Abigail.

— Ale jestem znudzona! — poskarżyła się z dramatycznym westchnieniem.

Okej, to zdecydowanie przywróciło wspomnienia związane z Sherlockiem. Mycroft gorączkowo próbował sobie przypomnieć, co rozbił z Sherlockiem, żeby zabawić swojego młodszego brata. Szybko jednak odrzucił niektóre pomysły: czytanie na głos kryminalnej rubryki w gazecie i sprawdzenie, jak dobrze zapamiętał „układ okresowy pierwiastkowy” nie były odpowiednie. Myślał intensywnie próbując coś wymyśleć, kiedy dziewczynka zaczęła się denerwować. Dlatego spróbował:

— Czy chciałabyś coś porysować?

Kiedy skinęła głową, westchnął z ulgą i podszedł do biurka dziewczynki po papier, tekturę jako podstawkę i kredki, szczęśliwy, że poradził sobie z kryzysem. Dziewczynka przyglądała się przez chwilę kredkom, po czym podzieliła je na dwie grupki i podała jedną Mycroftowi.

— Czy chcesz, żebym je trzymał, kiedy będziesz rysować? — zapytał, zerkając na to, co teraz trzymał.

— Nie głuptasie, to po to, abyś mógł narysować swój rysunek.

— Och, w porządku. — Zamrugał zdziwiony.

Pomógł jej usiąść opierając się na poduszkach, poprawił kołdrę i ponownie usiadł obok niej na narzucie z własnym papierem.

Mycroft nie miał żadnych zdolności artystycznych, więc po prostu wykonał jakieś bohomazy ciemnozieloną kredką, podczas gdy Lizzy rysowała z koncentracją. Brązowe włosy opadały jej na twarz. Po chwili Mycroft po prostu wpatrywał się w pokój i zdał sobie sprawę, że nie może przypomnieć sobie, jak wyglądało pomieszczenie, zanim dwie dziewczynki zamieszkały w nim ze swoimi ubraniami, plakatami przedstawiającymi postacie z kreskówek i zabawkami. Był zdumiony, gdy po dalszej refleksji pomyślał że był w ten sposób szczęśliwszy. Wcześniej dom zawsze wydawał się tak zimny i pusty, co nigdy wcześniej mu nie przeszkadzało, ale wiedział, że nie może już do tego wrócić. Jeśli Greg wniósł ciepło do jego serca, to jego córki ożywiły ten dom.

— Myc? Chcesz zobaczyć mój rysunek?

Jej pytanie wyrwało go z zamyślenia i ponownie skupił się na dziewczynce.

— Tak, oczywiście kochanie. — Uśmiechnął się, odkładając swój.

Dziewczyna z dumą pokazywała mu swój rysunek. Na kartce były cztery humanoidalne formy, niechlujnie narysowane jasnoróżowymi kredkami. Pod wyciągniętymi ramionami dwóch najwyższych znajdowały się dwie małe postacie, a wszystkie z nich miały uśmiechy tak wielkie, że rozciągały się poza ich twarze.

— Jest cudowny, Abigail — skomplementował rysunek Mycroft.

— To ja i Lizzy — powiedziała Abigail, wskazując na dwie najmniejsze postacie. — Mam niebieską koszulkę, która dał mi tatuś i Lizzy ma zieloną, bo to jej ulubiony kolor.

Mycroft skinął głową z poważną miną, słuchając jej wyjaśnień.

— To tatuś — powiedziała, wskazując na jedną z najwyższych postaci, z potarganymi siwymi włosami i czerwono-białą wstążką na szyi. Mycroft uśmiechnął się złośliwie, rozpoznając szalik Arsenalu, klubu któremu kibicował jego kochanek. Nastąpiła chwila milczenia, zanim dziewczynka znów się odezwała, kończąc nieśmiało. — A to ty.

Zamarł, wpatrując się w dziecięcy rysunek. Był przedstawiony z zestawem okrągłych kształtów na torsie, które z pewnością były guzikami jego nieodłącznej marynarki. Jego włosy były niechlujną plama jasnopomarańczowych loków. Tym, co go naprawdę zamroziło w miejscu, były ręce jego i Gregory’ego. Trzymali się za ręce, a ich ramiona były kompletnie nieproporcjonalne nienaturalnie , aby mogli w ochronnym geście przesunąć je nad głowami obu sióstr. Jednak tym, co sprawiło, że wpatrywał się intensywnie w kartkę była żółta linia przecinająca ich połączone ręce. Kiedy o to zapytał, dziewczynka odpowiedziała wprost:

— To obrączki!

Mycroft poczuł ukłucie w piersi. Ślub? To była jedna z wielu rzeczy, których nigdy nie pragnął, zanim spotkał Grega. Teraz, w pewne dni, oddawał się małemu marzeniu… Ale nie, Gregory miał za sobą jedno nieszczęśliwe małżeństwo. Z pewnością nie chciał podejmować kolejnej próby, więc odrzucił ten pomysł.

— Kochanie, twój ojciec wyjaśnił ci, że nie jesteśmy małżeństwem. Oczywiście kochamy się, ale nie jesteśmy małżeństwem tak jak była twoja matka i twój ojciec — wyjaśnił spokojnie.

— Ale tatuś pokazał mi pierścionki! — zawołała Abigail.

— Jaki pierścionek, kochanie? — zapytał Mycroft po chwili, marszcząc brwi w zdumieniu.

— Nie pierścionek, pierścionki! Te które kupił, aby poprosić cię o rękę!

Umysł Mycrofta zatrzymał się na sformułowaniu „poprosić o rękę”, a potem zaczął biec w każdym kierunku. Może Abigail źle zrozumiała… Oczywiście Gregory nie miał na myśli… To na pewno… Mycroft odciął wirujące myśli w swojej głowie. Najpierw wziął głęboki oddech. Potem zaczął porządkować swoje myśli. Potrzebował więcej danych, aby zrozumieć sytuację.

— Kiedy z tobą o tym rozmawiał? — zapytał delikatnie.

Abigail zastanawiała się przez chwilę zanim odpowiedziała.

— Um… dwa tygodnie temu? Zapytał mnie i Lizzy, czy możemy mieć cię jako kolejnego tatusia. Powiedział, że jesteście zakochani, a kiedy dorośli się bardzo kochają i chcą spędzić razem resztę życia, pobierają się i dlatego zamierza cię poślubić.

Głębokie oddechy, Mycroft. Jak to możliwe, że jego wewnętrzny głos brzmiał jak Sherlock? Drogi Panie…

Cichy głos Abigail wwiercił się w jego oszołomione myśli.

— Ty…— Ton dziewczynki był niepewny i nagle trochę przestraszony. — Zamierzasz poślubić tatę? To znaczy… kochasz go, prawda?

Serce Mycrofta zwolniło na chwilę, zanim zaczęło bić szaleńczo.

— Oczywiście, kochanie, z całego serca. Jeśli twój ojciec poprosi mnie o rękę, zgodzę się.

Został nagrodzony największym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział.

— Fajnie! Razem z Lizzy uważamy, że jesteś super fajny, a tatuś jest bardzo szczęśliwy. Jeśli będziecie małżeństwem, to chcemy zostać z tobą w tym niesamowitym domu ze wszystkimi zabawkami na zawsze.

Pieczenie w oczach Mycrofta z pewnością nie było spowodowane łzami. Nigdy nie płakał.

— Abigail, kochanie, nie masz się czego bać. Kocham twojego ojca i kocham waszą dwójkę. Elizabeth i ty jesteście zawsze jesteście mile widziane w tym domu.

Dziewczynka wyciągnęła rękę, przesuwając się pod kołdrą.

— Przytulisz mnie? — zapytała nieśmiało.

Mycroft przesunął się bliżej i objął ją ramionami. Nigdy wcześniej nie był zbyt dobry w przytulaniu, ale Gregory sprawił, że czuł się z nimi bardziej komfortowo, więc po prostu przytulił ją czule przez chwilę. Zaciskali uścisk powoli. Mycroft uważał, żeby nie naciskać na nią zbyt mocno, podczas gdy dziewczynka przytulała go tak mocno, jak tylko mogła, swoimi małymi rączkami. Po chwili poczuł, jak Abigail rozluźniała się przy nim.

— Myślę, że chcę znowu spać. — Ziewnęła.

Mycroft pomógł wrócić jej pod kołdrę, otulając dziewczynkę, przed zabraniem kubka z kakao i wyjściem. Gdy był na progu, głos dziewczynki zmusił go do zatrzymania się na chwilę.

— Kocham cię, Myc.

— Ja też cię kocham, Abigail — szepnął załamującym się głosem.

Nie mógł wystarczająco szybko dotrzeć do kuchni, zanim jego emocje całkowicie nim zawładnęły.

OoO


Kiedy Greg wrócił tej nocy do domu, udał się bezpośrednio do sypialni swojej córki, aby sprawdzić, co u niej, zanim zszedł na dół i spotkał się z Mycroftem w salonie. Polityk porządkował pudełka DVD z kreskówkami, które Abigail oglądała późnym popołudniem.

Całowali się powoli i namiętnie przez chwilę. Kiedy się odsunęli, Mycroft poczuł się na tyle spokojny, że uśmiechnął się do zmartwionego inspektora. Postanowił ukryć rysunek, by usunąć z niego ślady swoich wcześniejszych łez, ale w żołądku wciąż czuł ciepło. Postanowił nie mówić Gregory’emu, że jego córka wyjawiła jego plany. Znając mężczyznę, potajemnie przygotowywał aranżację, aby jego oświadczyny były niespodzianką, a Mycroft chciał pozwolić mu to zrobić w jego własnym tempie.

Dlatego też kiedy inspektor zapytał o jego dzień, posłał mu pogodny uśmiech i po prostu odpowiedział.

— Był idealny.

Chapter 104: Więź rodzinna

Chapter Text

— Gregory, poznanie twojej siostry było naprawdę cudownym wydarzeniem — skomentował Mycroft, kiedy wsiedli do samochodu, wychodząc z restauracji, w której zjedli obiad z Emily Lestrade.

Greg mruknął cicho, owijając ramię wokół pleców młodszego mężczyzny i wślizgujac się do samochodu. Pogłaskał ramię Mycrofta i uśmiechnął się, składając pocałunek na jego policzku.

— Nie mogłem się doczekać, aż ją spotkasz. - Uśmiechnął się dumnie. — Byliśmy jedynymi dziećmi w średnim wieku, więc trzymaliśmy się razem.

— Wasza więź jest godna podziwu — skomentował Mycroft, sięgając po drugą rękę Grega i splatając ich palce. Uścisnął ją delikatnie. — Jest bardzo widoczne, że wasza dwójka kocha się wzajemnie i że zawsze tak było.

Greg uśmiechnął się. Kiedy Mycroft mówił, patrzył na niego, nasłuchując i czując dumę z tego spostrzeżenia. Skinął głową, otwierając usta, by coś powiedzieć, kiedy coś w wyrazie twarzy partnera sprawiło, że się zatrzymał. W oczach polityka i wąskiej linii jego ust było coś w rodzaju tęsknoty. Spojrzenie Grega złagodniało.

— Wszystko w porządku, Myc? — zapytał cicho, ściskając jego dłoń i przesuwając się bliżej.

— Tak, nic mi nie jest. Nie musisz się martwić, Gregory — odparł Mycroft, ale ton jego głosu nieco się zmienił.

Greg przejrzał jego postawę. Ponownie ścisnął jego dłoń i przyciągnął do siebie Mycrofta, całując go w czoło.

— Porozmawiaj ze mną kochanie — wyszeptał cicho. Jego wargi muskały skórę Mycrofta. Młodszy mężczyzna westchnął.

— Przypuszczam, że kłamałbym, gdybym zaprzeczył, że nie jestem w najmniejszym stopniu zazdrosny o wasz związek — westchnął tęsknie. — Ty i Emily macie coś, co można by zaklasyfikować jako normalny związek między rodzeństwem.

Greg uśmiechnął się ze smutkiem. Nie było dla niego tajemnicą, że Mycroft żałował, że między nim a Sherlockiem sprawy nie układały się lepiej. Nigdy o tym nie mówił, ale Greg miał wrażenie, że kiedyś byli bardzo blisko. Nie miał pojęcia, co ich rozdzieliło ani co stworzyło między nimi przepaść, ale… Mycroft bardzo troszczył się o Sherlocka, tak jak robiłby to starszy brat i widział towarzyszący temu ból. Nawet jeśli młodszy mężczyzna dobrze to ukrywał.

— Tak mi przykro, kochanie — westchnął, pocierając biceps Mycrofta. — Nienawidzę stanu w jakim jest twój związek z Sherlockiem. Czy naprawdę nie da się tego naprawić? Co się stało, że się tak podzieliliście?

Greg zamarł lekko. Może nie powinien był o to pytać. Nigdy tak naprawdę nie poruszali w ten sposób tematu Sherlocka, mimo że Mycroft powierzył mu wszystkie szczegóły swojego życia, nagle poczuł się trochę zdenerwowany.

— Myśli, że go porzuciłem — powiedział cicho Mycroft po kilku chwilach napiętej ciszy. — Kiedy opuściłem dom, by pójść na studia. Wcześniej był w zasadzie moim cieniem. Zajmowałem się nim bardziej niż nasi rodzice i nie przeszkadzało mi to. Zawsze go szczerze kochałem. Potem odszedłem, a on… Ciężko to przyjął. Nigdy nie miał przyjaciół, jak mogę sobie wyobrazić. Gdy mnie nie było, nie miał nikogo. Oczywiście próbowałem wracać do domu, kiedy tylko mogłem, ale nie zdarzało się to często. Miałem wiele obowiązków i egzaminów, które musiałem zdać, więc chociaż udawało mi się większości przyjeżdżać do domu na ważne święta, prawie w ogóle nie wróciła między nami ta więź.

Greg nic nie powiedział, tylko skinął głową i ścisnął biceps Mycrofta. Przykro było to słyszeć. Mógł tylko sobie wyobrazić, jak bardzo zraniło to jego partnera. Jak bardzo zraniło obu braci Holmes. Greg mógł do pewnego stopnia współczuć im. Jego najmłodszy brat, Jonathon był nieco oderwany od reszty, ale… To nie przypominało bolesnego rozstania, przez które musieli przejść bracia Holmes.

— Za każdym razem, gdy wracałem do domu, był coraz bardziej odległy - westchnął Mycroft. - Aż pewnego dnia w ogóle nie opuścił swojego pokoju. Nie odpowiadał na moje pukanie. Kiedy próbowałem z nim porozmawiać przez drzwi, zaczął grać na swoich skrzypcach w okropny sposób, ale tak zręcznie, aby uciszyć mój głos. Coś, co robi do dziś.

— Przepraszam — szepnął Greg.

Mycroft potrząsnął głową i wyprostował się, kiedy podjechali pod ich dom.

— Dlatego jestem wdzięczny, że ty i Emily jesteście tak blisko. Masz tę rodzinną więź, którą straciłem. Dobrze, że przynajmniej jeden z nas ją ma.

Greg patrzył, jak Mycroft wysiada z samochodu. Poruszył się, żeby pójść w jego ślady. Chwycił go za nadgarstek i delikatnie obrócił.

— Również ją masz. Może nie z Sherlockiem, którego bardzo nienawidzę i chciałbym mu coś zrobić, ale… — Greg podszedł bliżej i trącił ich nosy o siebie, zanim pochylił się, by delikatnie pocałować mężczyznę. — Masz to z Ems. Należysz do naszej rodziny, Mycrofcie.

— Kocham cię, Gregory — westchnął Mycroft z serdecznym uśmiechem.

Zwykle nie był tym, który pierwszy to mówił, więc Greg mrugnął z zaskoczenia, ale po chwili uśmiechnął się szeroko.

— Też cię kocham Myc. A teraz chodź. Idziemy do łóżka.

Chapter 105: Seks i skarpetki

Chapter Text

— Nosisz… za dużo… cholernych ubrań.

— Bzdury, Gregory, ja… achhh… jestem bardzo świadomy tego, jak bardzo… jak bardzo lubisz mój wy… wybór ubrań.

— W cholerę nie cieszę się w tym momencie.

Greg warknął, przyciskając się do wyższego mężczyzny, całując bez opamiętania i liżąc jego szyję, podczas gdy jego dłonie majstrowały przy guzikach trzyczęściowego garnituru Mycrofta. Jego partner miał oczywiście rację. Greg uwielbiał wszystkie jego idealnie skrojone garnitury. Uwielbiał sposób, w jaki Mycroft w nich wyglądał, jak przylegały do jego ciała… Uwielbiał patrzeć, jak Mycroft metodycznie zakładał je rano i kochał pomagać je zdejmować wieczorem.

Teraz jednak… Teraz te piękne ubrania podobały mu się znacznie mniej niż zwykle. Kiedy obaj próbowali zbliżyć się do siebie, tak jak ich ciała pragnęły, raczej przeszkadzały. Poza tym Greg trochę się niecierpliwił, kiedy był podniecony, więc żmudny sposób, w jaki musiał zdejmować ubranie kochanka, wydawał się trwać dziesięć razy dłużej niż w rzeczywistości. Jednak bez względu na wszystko, nigdy nie potrafiłby się zmusić do brutalnego potraktowania ich.

Wreszcie, po czasie, którym wydawał się wiecznością, Mycroft miał nagą klatkę piersiową. Drżąc, Greg pchnął go na łóżko i ściągnął w pośpiechu własną koszulę, by rzucić ją na podłogę. Ich spojrzenia spotkały się. Ich źrenice były szeroko rozwarte, a następnie Greg wspiął się na łóżko i usiadł okrakiem na swoim kochanku, gdy pochylił się do kolejnego grzesznego pocałunku.

Dłonie Mycrofta były na jego klatce piersiowej, a potem na plecach. Polityk przeciągnął paznokciami po lekko opalonej skórze Grega. Jego długie nogi owinęły się wokół talii Grega i Boże, to było takie przyjemne. Lestrade odsunął się z niechęcią po tym, jak obaj zaczęli oddychać nieregularnie, dysząc z powodu intensywności ich pocałunków, ale ponieważ miało to na celu pozbycie się spodni z Mycrofta, Greg przypuszczał, że będzie musiał sobie z tym poradzić.

Wkrótce obaj byli nadzy i przyciśnięci do siebie. Greg objął ich erekcje i zaczął ocierać się o drugiego mężczyzny. Ich biodra kołysały się obok siebie. Mycroft wygiął się w łuk, by przycisnąć ich do siebie mocniej. Niemal desperackie odgłosy, jakie wydawał polityk, kiedy byli w takim stanie, przyprawiały o zawrót głowy. Greg przez chwilę obserwował jego minę, wypatrując każdego najmniejszego sposobu w jaki się zmieniła W to jak czoło, usta i nos Mycrofta drgały z każdą falą przyjemności, która przez niego przechodziła.

Greg miał twarz wtuloną w szyję Mycrofta, dysząc w nią i pocierając ich erekcje o siebie, co zawsze powodowało, że Mycroft szarpał się i niemal krzyczał, i to za każdym razem. Młodszy mężczyzna przesunął się pod nim, dostosowując się do lepszej pozycji, gdy nieco rozchylił nogi, sprawiając, że Greg usadowił się między nimi w wygodniejszej pozycji niż wcześniej. Lestrade poruszył się, żeby delikatnie ugryźć obojczyk Mycrofta, kiedy poczuł, że ciało jego kochanka zaczęło się lekko trząść. Na początku myślał, że dochodzi, ale… Nie. Po chwili usłyszał dźwięki dochodzące z Mycrofta, które nie były jakimkolwiek jękiem ani innym dźwiękiem wyrażającym przyjemność. Nie, to było…

Śmiech?

Greg zamrugał, zaczynając nieco zwalniać. Mycroft wciąż się jednak poruszał pod nim, więc nadal kołysali się przeciwko sobie, nawet gdy jego śmiech stawał się coraz głośniejszy. Greg podniósł głowę zdziwiony, ale sam nie mógł powstrzymać cichego chichotu.

— Co jest tak śmieszne? — zapytał bez tchu.

Mycroft zamrugał, uspokajając się, po czym znów zaczął się śmiać.

— Przepraszam, Gregory — powiedział, a jego głos drżał od ciągłego śmiechu. — Po prostu… nadal mamy na sobie skarpetki.

Greg uniósł brew i znieruchomiał, odwracając się, by spojrzeć na ich splątane nogi. I rzeczywiście, w pośpiechu, aby się rozebrać i dotknąć, żaden z nich nie zdjął skarpet. Musiał przyznać, że wyglądało to głupio. To wywołało kolejną rundę śmiechu u Mycrofta, do której Greg się przyłączył. Nigdy wcześniej nie uprawiali seksu tylko w skarpetkach. To była zwykła rzecz, a Greg przypuszczał, że tak naprawdę nie było to aż tak zabawne, ale…

Było coś w tym, że śmiali się podczas seksu, co było po prostu cudowne. Greg nigdy wcześniej tego nie robił. To było zabawne. Ich śmiech powoli zamierał, gdy patrzyli się na siebie, aż całkiem ucichł. Mycroft podniósł głowę, by zainicjować kolejny pocałunek.

— Dalej, Gregory — powiedział, szepcząc przy wargach Grega, podnosząc biodra i przepychając ich erekcje przez dłoń inspektora, która wciąż była owinięta wokół nich. Greg jęknął i ponownie zaczął poruszać ręką, wracając do ich pełnej, doskonałej intensywności wynikającej z aktu.

Chapter 106: Tatuaże

Chapter Text

Doprowadziły do tego lata wpadnięć na siebie i przyjaznych spotkań. To, co zaczęło się jako związek zawodowy z powodu Sherlocka, powoli przerodziło się w przyjaźń. Wraz z tą przyjaźnią przyszła kawa, wygodne rozmowy i prawdziwy śmiech. Spotkania przy kawie zmieniły się w spotkania podczas lunchu. Lunch przemienił się w obiad. Śmiech stał się bardziej prywatny, bardziej… intymny.

Teraz byli tutaj. Greg obejmował w pasie Mycrofta Holmesa. Całowali się. Chryste, ten mężczyzna potrafił całować. Oczywiście, tu i tam dzielili się prostymi pocałunkami. Zaczęli umawiać się na randki, trzymali się za ręce, a kiedy Greg postarał się, były niewinne pocałunki. Ale to… To było głębokie, namiętne pocałunki. Mycroft przygryzał i skubał jego dolną wargę i było to wspaniałe.

—Wiesz, że kiedy powiedziałem, że możemy wrócić do domu na kawę, nie miałem dosłownie tego na myśli? — wyszeptał cicho Greg, ocierając z uśmiechem ich nosy o siebie.

— Twierdzisz, że nie zaparzysz mi gorącego, kofeinowego napoju? — zapytał Mycroft, otwierając usta w udawanym zaskoczeniu.

— Mądrala — zaśmiał się Greg, żartobliwie szturchając polityka w pierś. Mycroft uśmiechnął się złośliwie.

— Wiem dokładnie, co miałeś na myśli, Gregory. Uwierz mi, kiedy mówię, że ja również tego chcę — wydyszał lekko Mycroft, odchylając się do tyłu, aby zainicjować kolejny namiętny pocałunek.

Powoli przeszli przez mieszkanie. Greg poruszał się po nim z wprawą, dopasowując się do dotyku i do kolejnego pocałunku. Dłonie Mycrofta przebiegały po jego ramionach i bokach, wsuwając się pod koszulę, głaszcząc brzuch, sprawiając, że inspektor zadrżał. W końcu dotarli do sypialni i rozdzielili się na minimalną odległość.

— Mogę? — zapytał dysząc Mycroft, przesuwając spojrzeniem w górę i w dół tułowia Grega. Starszy mężczyzna poczuł mrowienie.

— Tak — szepnął.

Mycroft szybko zaakceptował jego zgodę, chwytając za koszulę Grega i szarpiąc ją do góry. Lestrade uniósł ramiona, a jego wierzchnie okrycie zostało ściągnięte i odrzucone na bok. Milczał, obserwując, jak Mycroft śledził wzrokiem jego nagi tors.

— Gregory masz…

— Tatuaże, tak. — Wzruszył ramionami, lekko pocierając tył głowy.

Gorąca namiętność, która dzielili, nieco przygasła, ale nie została odsunięta na bok. Wyciągając rękę, Mycroft zaczął obrysowywać kontury gitary, którą miał wytatuowaną po lewej stronie. Greg poruszył ręką i obrócił się, żeby młodszy mężczyzna mógł ją lepiej widzieć.

— Jak wiele ich masz? — zapytał ściszonym głosem Mycroft, uważnie przyglądając się gitarze podczas jej badania palcami.

Greg westchnął lekko, gdy poczuł lekkie łaskotanie od tego dotyku. Obrócił głowę, by móc znów spojrzeć na Mycrofta.

— Dlaczego sam nie sprawdzisz, Myc? — zapytał cicho z uśmiechem. — Jestem cały twój.

Spojrzenie, które posłał mu Mycroft, słysząc to oświadczenie, sprawiło, że ogarnęło go gorąco. Przygryzł lekko wargę i przeczesał palcami włosy drugiego mężczyzny, delikatnie gładząc jego kark, ale nie posunął się dalej. Moment, między nimi, był intymny na więcej niż na jeden sposób. Oczywiście wkrótce zostaną pochłonięci przez płomień namiętności. Chodziło jednak również o wzajemne poznanie się na bardziej osobistym poziomie. O wzajemne badanie ciał, z czego Mycroft obecnie w pełni korzystał.

Polityk przesuwał opuszkami palców po skórze, znajdując każdy z sześciu tatuaży zdobiących górną część jego ciała. Mycroft przycisnął swoje ciało do niego podczas eksploracji, całując nagą skórę i oddychając przy niej, wywołując u Grega dreszcze.

— Masz więcej, niż się spodziewałem — powiedział po chwili Mycroft, gdy go okrążył i znów stanął przed Gregiem.

— Miałem też kolczyk w sutku — skomentował, nie do końca pewien, dlaczego to powiedział, ale zaśmiał się, widząc, jak Mycroft uniósł brew.

— W którym? — zapytał, a jego spojrzenie spoczęło na piersi Grega.

— W lewym.

Mycroft pochylił się, przesuwając czubkiem języka po sutku. Greg westchnął cicho.

— Dlaczego się go pozbyłeś? — zapytał, zanim ponownie przesunął językiem po brodawce, wywołując u Grega jęk.

— Nie… nie wiem — sapnął, chwytając Mycrofta za ramię.

— W młodości byłeś dość buntowniczy — powiedział Mycroft, prostując się.

— Tak. — Greg uśmiechnął się, wkładając ręce pod płaszcz Mycrofta, aby zsunąć go z jego ramion. — Razem z moim najlepszym kumplem Jamesem, zawsze chodziliśmy i robiliśmy je razem w salonie.

— Czy powinienem być zazdrosny? — drażnił się Mycroft.

— Nie — odpowiedział Greg, pochylając się, by zainicjować kolejny pocałunek. Ten znów rozpalił ich. Zaczęli się wzajemnie chwytać, gdy ich podniecenie rozkwitło. — Teraz mam ciebie.

Chapter 107: Filtr przeciwsłoneczny

Chapter Text

Greg mógłby przysiąc, że był rybą w innym życiu. To było najlepsze wytłumaczenie. Uwielbiał przebywać w wodzie, podobnie jak lubił gotowanie, które kochał prawie tak samo, jak przystojnego mężczyznę wylegującego się przy basenie pod dużym parasolem. Uśmiechając się do siebie, podpłynął do krawędzi basenu i oparł ręce na ciepłym betonie, kładąc na nich brodę i spoglądając na Mycrofta.

— Dołącz do mnie, kochanie — powiedział cicho, patrząc, jak polityk unosi wzrok znad książki, którą czytał.

— To nie byłby najmądrzejsza decyzja — skomentował Mycroft, unosząc brew. — Czuję się tutaj dobrze, podziwiając, jak ty cieszysz się wodą.

Greg zaśmiał się i obrócił głowę na bok. Jego policzek zniekształcił się, gdy wepchnął go w ramię. Z roztargnieniem przesunął nogami pod wodą, powodując jej falowanie na plecach.

— Bardziej bym się tym cieszył razem z tobą — zaprotestował. Mycroft pokręcił głową.

— Gregory, najdroższy, z przykrością przypominam ci o mojej delikatnej skórze i wpływie słońca na nią — zauważył Mycroft. Zaznaczył miejsce, gdzie skończył czytać i odłożył książkę na bok, po czym wyprostował się, kładąc ręce na kolanach.

— A co, jeśli posmaruję cię kremem przeciwsłonecznym? — zapytał Greg, a jego uśmiech stał się większy. Był niczym, jeśli nie wytrwałym. — Mam kilka naprawdę mocnych filtrów. Nie pozwolę ci się spalić, obiecuję. Może zdobędziesz jeszcze kilka piegów…

— To naprawdę ostatnia rzecz, jakiej pragnę — zadrwił Mycroft, przewracając oczami. Dziękuję bardzo, miał już dość piegów.

Potrząsając głową, Greg wyszedł z wody. Krople spadały z niego i ześlizgiwały się po jego ciele, gdy zaczął iść tam, gdzie siedział jego partner. Nie przegapił tego, jak spojrzenie Mycrofta zatrzymało się na jego torsie ani tego, jak jego usta lekko się rozchyliły. Zdając sobie sprawę, jaki wpływ wywiera na Mycrofta, uśmiechnął się.

— Chodź, Myc — powiedział cicho, siadając na skraju leżaka, pochylając się by móc otrzeć nosem policzek młodszego mężczyzny.

Mycroft westchnął, potrząsając głową z irytacją.

— Dobrze — zgodził się. Greg rozpromienił się, przez co Mycroft zaśmiał się. — Pod wieloma względami nadal jesteś bardzo dziecinny, najdroższy.

— I uwielbiasz to — odparł Greg, obracając się, by sięgnąć po wspomniany krem przeciwsłoneczny. Otworzył tubkę i wylał trochę płynu o zapachu kokosa na dłoń. Przycisnął dłonie i potarł je o sobie, by obie pokryć kremem. — Teraz obróć się, kochanie.

Z spojrzeniem pełnym rozbawienia, Mycroft przesunął się na leżaku i obrócił się tak, że był zwrócony tyłem do Grega. Lestrade przesunął spojrzeniem wzdłuż piegowatych pleców i pochylając się, złożył pocałunek u nasady szyi partnera. Zrobił to dwa lub trzy razy przesuwając się lekko w dół.

— Myślałem, że będziesz nakładać krem przeciwsłoneczny? — zapytał pogodnie Mycroft. Greg uśmiechnął się.

— Otóż to. Nic nie poradzę, że mnie rozpraszasz.

Greg uśmiechając się, usiadł. Wzdychając delikatnie przez nos, zaczął delikatnie masować ramiona Mycrofta. Zaczął od zewnętrznej strony, powoli przesuwając się wzdłuż. Mycroft wydał z siebie pomruk zadowolenia. Jego powieki zatrzepotały, a głowa lekko opadła do przodu.
Kiedy dotarł do połowy pleców swojego partnera, Greg musiał zatrzymać się na chwilę, aby móc nabrać więcej kremu przeciwsłonecznego. Następnie kontynuował, masując małymi, okrężnymi ruchami mięśnie w dolnej części pleców Mycrofta. Młodszy mężczyzna wydał z siebie kolejny jęk.

— Czuję się dobrze — westchnął Mycroft cicho.

Greg uśmiechając się, skończył smarować jego plecy i nabrał więcej kremu.

— Odwróć się ponownie do mnie przodem — zażądał czule.

Mycroft zrobił to, odwracając się i spoglądając w dół, gdy ich kolana otarły się o siebie. Greg nadal nakładał krem przeciwsłoneczny na jego ramiona i klatkę piersiową, zdecydowanie zwracając uwagę, jak młodszy mężczyzna drżał, gdy muskał dłońmi jego sutki. Greg uśmiechnął się.

— Gotowy teraz, aby popływać? — zapytał, spoglądając na Mycrofta z zadowoleniem.

Polityk skinął głową, chwytając Grega za rękę, splatając ich palce, gdy wstali.

— Tak, myślę, że mogę zażyć krótkiej kąpieli w celu odświeżenia się — skomentował.

Greg ścisnął jego dłoń i poprowadził Mycrofta do basenu, przyciągając go do czułego pocałunku, zanim weszli do przyjemnie chłodnej wody.

Chapter 108: Trudne rodzicielstwo

Chapter Text

— Pan Lestrade? Dzień dobry, pańska córka Abigail wdała się dzisiaj popołudniu w bójkę w szkole. Musi pan przyjść po nią.

Kiedy Greg odebrał telefon, ledwo mógł uwierzyć, że naprawdę się to działo. Jego Abby i walka? Została odesłana do domu na pozostałą część tygodni? Jego Abby? Zadawał sobie te pytania, opuszczając Yard i jadąc na spotkanie z pracownikami szkoły, aby odebrać swoją córeczkę. Bardzo mało wyjaśnili, a Abby siedziała na krześle, wpatrując się przez cały czas w podłogę, zaciskając dłonie na materiale spodni. Greg był uprzejmy, przeprosił, a potem wyszli.

Zatrzymał się w pustym korytarzu i przykucnął, trzymając Abby za ramiona i patrząc jej w oczy. Nie płakała, ale była zdenerwowana. Jego spojrzenie na nią było miękkie i pełne cierpliwości.

— Dobrze, chcesz mi powiedzieć, co się stało? — zapytał cicho.

Abby sapnęła.

— Eric powiedział… — zaczęła, a jej głos drżał od łez, które jak Greg wiedział, nie zostaną uwolnione. — Nazwał cię obrzydliwym.
Powiedział, że… powiedział, że powinnam się wstydzić, że mam teraz dwóch tatusiów. Że ty, że my jesteśmy… nie naturalni.

Było oczywiste, że była tym wszystkim bardzo zdenerwowana. Greg westchnął nosowo. Nie mógł jej winić. Zrobiłby to samo. Ponownie ścisnął delikatnie jej ramiona i pochylił się, by złożyć pocałunek na jej czole.

— W porządku, kochanie — powiedział cicho. — Przykro mi, że musiałaś usłyszeć coś takiego. Ty…

— Nie! Tato, nie przepraszaj. Kocham ciebie i Myca. Uwielbiam mieć was jako tatusiów.

Teraz jej oczy zaczęły lśnić od łez. Mocno ścisnęła jego koszulę, a on skinął głową, chowając jej włosy za ucho.

— Wiem, kochanie. W porządku. Niektórzy ludzie są ignorantami, ale dobrą rzeczą jest to, że ich ignorancja nie zaszkodzi naszemu życiu, prawda? — Abby skinęła głową. Greg uśmiechnął się i wstał. — A teraz chodź. Ktoś na nas czeka.

Abby rozweseliła się, ponieważ dokładnie wiedziało, kim był ten ktoś. Praktycznie rzuciła się sprintem, a Greg nie próbował jej powstrzymać. Uśmiechnął się delikatnie, obserwując ją. Po prostu… nie mógł zmusić się do ukarania jej. Musiała zrozumieć, że uderzenie dzieciaka nie było w pierwszej kolejności najlepszym wyborem, ale… Rozumiał, dlaczego to zrobiła. Nie wstydziła się jego ani tego, kogo poślubił. To doprowadzało go niemal do płaczu. Nie było nic ważniejszego niż akceptacja jego dzieci, więc fakt, że jego najmłodsza latorośl, wybiła dziecku szczękę za zniesławienie, sprawiał, że był szczerze dumny.

Powie jej to. Kiedy zrozumie już, że naprawdę nie powinna robić ponownie czegoś takiego.

— Myc! — Abby krzyknęła, kiedy wyszli na zewnątrz i ujrzała mężczyznę z parasolem stojącego obok znajomego, czarnego pojazdu.

Mycroft trochę przykucnął, gdy się zbliżyła z idącym za nią Gregiem.

— Dzień dobry, Abigail — przywitał się, a potem zerknął na męża z delikatnym uśmiechem.

We trójkę weszli do samochodu i odjechali. Greg założył, że jeden z pracowników Mycrofta odprowadził jego samochód z powrotem do domu. Zwykle to robili.

— Mycroft wie już tak dobrze jak ja, że twój pobyt w domu to nie będzie tylko zabawą i relaksem — zauważył po chwili Greg.

Mimo wszystko nadal musiał być ojcem. Po prostu… nie surowym ojcem.

— Oczywiście — przytaknął Mycroft jeszcze bardziej podkreślając punkt widzenia Grega. — Chociaż nie jestem jeszcze w pełni świadomy szczegółów tego incydentu, to uciekanie się do przemocy fizycznej nie zawsze jest najlepszym wyborem, moja droga pani.

Abby skinęła głową, wpatrując się w podłogę.

— Wiem, przepraszam… — westchnęła. — Ja tylko…

— W porządku, Abby. — Greg upewniał się, żeby nie poczuła się z tego powodu zbyt okropnie. Dziewczynka zamrugała i uniosła wzrok. — Rozumiem, kochanie. Naprawdę. Musisz tylko uważać, dobrze? Jeśli coś takiego znowu będzie miało miejsce, możesz zrobić dwie rzeczy, które będą lepsze niż uderzenie tego chłopca.

— Jakie? — zapytała, lekko przechylając głowę.

— Zignorowanie i odejście, to pierwsza rzecz — powiedział Greg, unosząc jeden palec. Następnie dodał do niego drugi. — Albo zgłoś to nauczycielowi i pozwól mu wymierzyć bardziej odpowiednią karę.

Abby skinęła głową, bawiąc się nieco rąbkiem koszuli.

— Dobrze — mruknęła.

— Nie martw się, Abigail — uspokoił ją Mycroft. — Na razie to zakończona sprawa.

— Po prostu nie lubię, gdy ludzie mówią, że to obrzydliwe — jęknęła, sapiąc. Powoli Greg przesunął dłonią po plecach Mycrofta i przytulił go. Mężczyzna zwrócił na niego swoje jasnoniebieskie oczy. Abby zobaczyła to i uśmiechnęła się. — Ponieważ, widzicie? Wasza miłość jest piękna. Jesteście moimi tatusiami i to sprawia, że jestem szczęśliwa i dumna z tego powodu.

 

Chapter 109: Przepracowany

Chapter Text

To był tydzień z piekła rodem. Greg nie zajmował się tak trudną sprawą od czasu bałaganu z bombami, w który wciągnęli ich Sherlock i Moriarty. Detektyw był, oczywiście, jak dzieciak w sklepie ze słodyczami, bawiąc się świetnie. Greg czuł się tak, jakby tracił lata z życia, które mu zostały. Nie spał od trzech dni, żywiąc się kawą, kanapkami i adrenaliną.

Ciąg morderstw stawał się bardziej złożony i makabryczny, gdy sprawa się przeciągała. Złożony… To było dobre określenie. Jak się okazało, były one czymś więcej niż zwykłym ciągiem morderstw. Nie było tylko motywu zabójstw, ale powoli odkrywali polityczny związek między nimi wszystkimi. Trudno było go znaleźć, a nawet sam Sherlock nie widział tego przez jakiś czas, ale kiedy już to zrobili, było to jasne jak słońce. To był również czas, w którym Mycroft musiał się zaangażować.

Ich zawodowe aktywności rzadko się tak nakładały. Wcześniej, w czasach, kiedy się to zdarzało, Mycroft zabierał sprawę spod jurysdykcji Grega i pracował nad nią znacznie bardziej prywatnie. Starszy Holmes nie był w stanie zrobić tego teraz, ponieważ był już zbyt zaangażowany w sprawę i nie była ona tak łatwa do opanowania, więc znaleźli się w tej sytuacji.

Ich kanapa zwykle była używana do przytulania się i picia, a także do całowania, teraz jednak była używana również do pracy. Siedzieli obok siebie, Mycroft z nosem w telefonie, a Greg pochylający się nad papierami porozrzucanymi na stole. Miał w ręku kubek świeżej kawy, którą sączył cicho ziewając.

— Musisz odpocząć — stwierdził Mycroft, obejmując dłonią talię Grega.

Starszy mężczyzna obrócił się, by na niego spojrzeć. Mycroft oderwał spojrzenie od telefonu, na wystarczająco długi moment, by Lestrade mógł zauważyć, że wpatruje się w długopis wystający z ust partnera. Greg zamrugał i wyciągnął go z ust. Nie zdawał sobie sprawy, że go przygryzał. To był nawyk, do którego wciąż miał skłonność w wyniku rzucenia palenia, gdy był w sytuacjach silnego stresu. Przyjrzał się swojemu kochankowi: jego piżama i czerwony szlafrok były jak zawsze w nienagannym stanie, ale włosy miał lekko rozczochrane, a pod oczami były widoczne sińce.

— Przyganiał kocioł garnkowi — skomentował Greg, rzucając długopis na leżącą na stole teczkę, popijając kawę. Mycroft uniósł brew, mruknąwszy, ale kontynuował czytanie i pisanie. — Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć.

— Być może, Gregory, ale jestem przyzwyczajony do intensywnych, długich godzin. W końcu jestem Holmesem i poznałeś mojego brata.

— Mówisz tak… — zaczął Greg, zmuszony do zatrzymania się, kiedy ziewnął potężnie —...jakbym też nie był przyzwyczajony. Wiesz, że to dla mnie normalne, kochanie.

Mycroft ponownie uniósł wzrok znad swojej komórki i spojrzał na Grega siedzącego w koszulce zespołu punkowego, z potarganymi srebrnymi włosami i równie pogrążonymi oczami jak jego. Pogłaskał bok starszego mężczyzny, gdzie spoczywała jego ręka, a na jego wargach pojawił się lekki uśmiech.

— Chodź tutaj, Gregory — zażądał, przechylając głowę.

Uśmiechając się, Greg odstawił kubek z kawą i zebrał akta sprawy. Następnie wykonał polecenie, układając się wygodniej na kanapie i opierając się o bok młodszego mężczyzny. Od czasu do czasu rozmawiali, omawiając dowody, gdy jeden z nich coś znalazł. Greg popierał teorie Mycrofta i choć raz pracowanie z drugim bratem Holmes było odświeżające.

Nawet przy współpracy Mycrofta rozwiązanie sprawy nadal szło powoli. Greg zapisywał notatki i wysyłał wiadomości do Sherlocka. Między nimi wciąż panowała cisza. Pochylali się wspólnie i westchnąwszy jednocześnie, całowali się, zanim kontynuowali pracę.

W miarę upływu czasu obaj mężczyźni przysnęli, co było im bardzo potrzebne. Jasne, żaden z nich się na to nie zdecydował, ale zanim się zorientowali, obie pary oczu były zamknięte, a zarówno telefon komórkowy Mycrofta, jak i akta Grega wysunęły się z ich palców i opadły im na kolana. Mało prawdopodobne, żeby spali dłużej niż godzinę lub dwie, ale przynajmniej było to coś.

Chapter 110: Ich bieżnia

Chapter Text

Mycroft nie mógł sobie przypomnieć, jak długo był właścicielem bieżni, która znajdowała się w jego domu.

Używał jej dość często. Jeszcze bardziej w okresach, gdy czuł, że jego dieta nie skutkowała (co zwykle zbiegało się z przemądrzałymi komentarzami jego drogiego młodszego brata). Kiedy zaczął trzymać dietę i schudł, oczywiście przy wsparciu Gregory’ego Lestrade’a, zaczął często biegać na bieżni. Oczywiście trzeba było zachować pozory. Chociaż absolutnie nigdy nie przyznałby się do tego na głos, ale tkwiła w nim obawa, że jeśli odpuści sobie, odzyska wagę, którą stracił, powstrzymując apetyt, a Greg może przestać uważać go za atrakcyjnego.

Oczywiście martwienie się na zapas nigdy nie było zaletą, ale kiedy raz już to zrobił, nie mógł przestać. Myśl o utracie Grega nieprzyjemnie go odrętwiała.

Kiedy zamieszkali razem, starszy mężczyzna sam zaczął trochę korzystać z bieżni. Żartował, że tak naprawdę nigdy nie musiał ćwiczyć, bo był zmuszony do ścigania Sherlocka po Londynie częściej, niż chciałby przyznać, ale były dni, kiedy Greg przebierał się w zwykły T-shirt i szorty i szedł na bieżnię.

Przez większość czasu, gdy Greg korzystał z sali ćwiczeń, biegając na bieżni lub sporadycznie podnosząc ciężary, Mycroft albo wciąż był w biurze, albo w swoim gabinecie pracując nad czymś. Zdarzały się jednak sytuacje, gdy dołączał do swojego partnera w pokoju. Nie mogli ćwiczyć razem, ponieważ było to trochę trudne z tylko jednym zestawem każdego elementu wyposażenia, ale dotrzymywał Gregowi towarzystwa. Czasami omawiali sprawę, nad którą pracował lub opowiadali o swoich dniach (przynajmniej tyle ile mogli ujawnić). Bywały dni, gdy spędzali ten czas w wygodnej ciszy, gdy Mycroft czytał gazetę lub delektował się szklaneczką szkockiej.

To był jeden z tych wieczorów. Mycroft odpoczywał na krześle z luźno skrzyżowanymi nogami, trzymając już drugą szklankę szkockiej. Miał przymknięte oczy i słuchał odgłosów swojego ukochanego Gregory’ego biegnącego na bieżni. Odgłos maszyny, uderzenie stóp inspektora o pas, jego dyszenie…

Dyszenie Grega było w tej chwili bardzo rozpraszające. Może to była szkocka. Albo to ich harmonogramy pracy, które powstrzymywały ich od intymności przez ostatni tydzień. Bez względu na to, jaka była pierwotna przyczyna, było to bardzo rozpraszające. Sposób, w jaki dyszał i jego chrząknięcie od czasu do czasu, które wydawał, kiedy się wysilał… To brzmiało bardzo podobnie do tego, jak brzmiał Greg, kiedy się kochali.

Mycroft był dobry w dystansowaniu się od swoich cielesnych pragnień, kiedy było to wymagane. Przynajmniej przez większość czasu. Był w tym lepszy, zanim zaczął spotykać się z Gregiem. Jednak w niektóre dni mógł myśleć tylko o tym. Nie mógł zignorować sposobu, w jaki Greg go dotykał, rzeczy, które powiedział i zrobił, i tego, jak to wszystko sprawiało, że czuł się tak, a nie inaczej.

Na pewno dzisiejszy dzień wydawał się jednym z tych dni. Poza tym nie miał obecnie żadnych pilnych spraw do załatwienia, co oznaczało, że nic nie motywowało go do ignorowania tych wspaniałych obrazów. Poruszył się na swoim miejscu, czując, jak ciepło gromadzi się w jego wnętrzu. Wzdychając przez nos, dopił swoją szkocką i poddał się. Odwrócił się i spojrzał na drugiego mężczyznę.

Czoło Grega lśniło od potu. Jego srebrzyste włosy były lekko pociemniałe od wilgoci. Oczy miał zamknięte, a usta rozchylone, gdy wzdychał miękko w trakcie biegu. Jego dłonie były luźno zaciśnięte, a koszulka, którą miał na sobie, również pociemniała od potu przy jego bokach i wokół szyi. Mycroft wpatrywał się w niego. Wiedział, że się gapił i naprawdę go to nie obchodziło. Patrzył, jak jego mięśnie twardnieją i napinają się podczas biegu.

Mycroft oblizał usta i lekko zadrżał. Sposób, w jaki go to podniecało, był trochę śmieszny. Trudno było mu zignorować erekcję, którą ewidentnie miał teraz. Przełykając, wyprostował się, po czym wstał odchrząkując.

— Gregory, najdroższy, idę wziąć prysznic – powiedział zaskakująco opanowanym głosem.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, zanim jego partner zdążył odpowiedzieć. Nie wykluczało to możliwości zrobienia czegoś przed snem, ale nie chciał przerywać sesji treningowej Grega i zdecydowanie musiał się czymś zająć.

Chapter 111: Szczęśliwej rocznicy

Chapter Text

Rok temu Greg stanął przed Mycroftem Holmesem i biorąc jako świadków swoich przyjaciółmi i rodzinę, przysięgli sobie nawzajem miłość. Dzisiejszego dnia mijał równy rok od kiedy wymienili się obrączkami, a ich związek stał się oficjalny w świetle prawa. W każdym znaczeniu tego słowa byli małżeństwem.

Teraz minął rok. W pewnym sensie przeleciał nie wiadomo kiedy. Mieszkali już razem, więc nic się tak naprawdę nie zmieniło, poza tym, że Greg mógł spojrzeć na swoją dłoń i zobaczyć, jak obrączka lśni w świetle i uśmiechnąć się. Tego ranka przed pracą zjedli obfite śniadanie. Normalnie piliby kawę lub herbatę, może Greg zrobiły tosty i to byłoby na tyle. Dziś zjedli prawidłowe śniadanie. Spędzili razem czas, splatając ręce, kiedy tylko mogli i poświęcili więcej czasu na całowanie się, zanim każdy z nich musiał zająć się swoimi obowiązkami.

Greg nie musiał tego dnia wychodzić na lunch. Bardzo zachwycona Anthea przyniosła mu jedzenie. Rzadko zdarzało się, że miała taki uśmiech przyklejony do twarzy, ale przewróciła oczami i mrugnęła do niego, nawet gdy nadal wpatrywała się w swój Blackberry i wyszła z szybkim pożegnaniem:

— To od szefa. Buja dzisiaj w obłokach.

Przyprawiło go to o zawrót głowy. Naprawdę, to był po prostu kolejny dzień. Ale jednocześnie bardzo ważny. Miło było usłyszeć, że Mycroft był bardzo rozproszony w swojej pracy. O ile nie spowoduje to żadnych problemów w przyszłości… Chociaż Greg wątpił, że tak by się stało.

Mieli plany na dzisiejszą kolację. Dzień nie mógł skończyć się wystarczająco szybko, ale na szczęście ostatecznie dobiegł końcai Greg pośpieszył do domu, aby się przebrać. Spotkał swojego męża w restauracji, gdzie ten stał i przyciągnął go do szybkiego uścisku połączonego z pocałunkiem w policzek. Było to tak czułe, jak tylko Mycroft pozwalał sobie na publiczne okazywanie uczuć. Greg nie mógł zaradzić temu, że zaczął uśmiechać się jak idiota.

Kolacja była cudowna. Wszystko było smaczne, jak zawsze. Obaj wypili całą butelkę wina, a ich rozmowa była tak spokojna i normalna jak zazwyczaj. Po daniu głównym podzielili się kawałkiem sernika, który również był pyszny. Greg zakładał, że po tym wrócą do domu.

Jednak samochód nie odwiózł ich do mieszkania. Greg spojrzał z zaciekawieniem na Mycrofta, ale uzyskał jedynie porozumiewawczy uśmiech i żadnego wyjaśnienia. Odwrócił się, by wyjrzeć przez okno i spróbować ustalić na podstawie otoczenia, dokąd zmierzają. Wkrótce opuścili Londyn i Greg odwrócił się, by wbić wzrok w Mycrofta w całkowitym zmieszaniu.

— Dlaczego opuszczamy Londyn? — zapytał, marszcząc brwi. Uśmiech Mycrofta stał się szerszy.

— Jedziemy do East Sussex. Tylko na chwilę, bo chcę, żebyśmy byli dziś w naszym łóżku. Ale najpierw…

To były wszystkie informacje, jakie otrzymał Greg. Po tym Mycroft zamilkł i złapał go za rękę, splatając ich palce. East Sussex… Greg zastanawiał się, jakie ma znaczenie. Oczywiście byli już wcześniej na wakacjach w Sussex i był tam mały dom, którego właścicielem był Mycroft, ale… Nie mieszkali tam. Więc co tutaj robili?

Myślał o tym, kiedy jechali. Podróż trwała mniej niż dwie godziny, a mniej więcej w połowie przyszedł mu do głowy pewien pomysł.

— Jedziemy na plażę Camber? — zapytał, całkowicie odwracając się do Mycrofta.

Uśmiech, który otrzymał na to pytanie, był sam w sobie odpowiedzią na nie. Greg wyszczerzył się. Spędzili dużo czasu na tej plaży, kiedy byli na wakacjach i było to wspaniałe, cudowne miejsce. Greg ją uwielbiał.

Resztę jazdy spędził całując swojego męża. Zaczęli powoli, aż Greg ostatecznie przestał się przejmować i wczołgał się na kolana Mycrofta. Chwycili się nawzajem, całując się namiętnie i lekko skubiąc wargi partnera, aż obaj skończyli z zarumienionymi policzkami, dysząc cicho. Jednak nie posunęli się dalej. Przynajmniej nie teraz. Wkrótce potem samochód zatrzymał się, a oni wysiedli i poszli na plażę.

Greg ściągnął buty i skarpetki, zostawiając je na skraju plaży. Mycroft poszedł w jego ślady. Trzymając się za ręce, szli po piasku, wpatrując się w ciemną wodę i księżyc w górze. To była niesamowicie bezchmurna noc i mogli zobaczyć gwiazdy…
Szli razem, podziwiając widok. Kiedy zatrzymali się, objęli się, całując. To było idealne.

Chapter 112: Wspólne chorowanie

Chapter Text

— Czy włączysz Jamesa Bonda?

Mycroft pociągnął nosem, krzywiąc się, gdy to zrobił. Leżał w łóżku obok swojego partnera, który był tak samo chory jak on. Mężczyźni byli skuleni pod dwoma kołdrami, a za nimi piętrzył się stos poduszek. Greg złapał przeziębienie od kogoś z Yardu, a choroba szybko wymknęła się spod kontroli. Ponieważ Mycroft się nim opiekował i próbował go wyleczyć, przeziębienie złapało go następnego dnia.

Byli niezłą parę. Obaj mieli zatkane nosy i już dawno porzucili zwykłe chusteczki, których zwykle używali, na rzecz tych nasączonych balsamem. Wspomniane chusteczki zaśmiecały łóżko, ponieważ obaj byli zbyt słabi, aby poradzić sobie z ich wyrzuceniem. Mycroft uznałby to za niezmiernie niehigieniczne, gdyby nie czuli się całkowicie okropnie. Teraz jednak nie przejmował się tym.

— Jasne — przytaknął Greg, przyciągając laptopa i opierając go na jednej z nieużywanych poduszek w pobliżu nóg Mycrofta.

Włożył DVD z filmem Skyfall i położył się z powrotem, gdy otworzyło się główne menu. To była swego rodzaju tradycja między nimi, aby oglądać film o Jamesie Bondzie, gdy jeden z nich lub obaj byli chorzy. Zaczęło się pewnego dnia, kiedy Mycroft był chory i mocno z tego powodu nieszczęśliwy, ale również bardzo znudzony. Zabawnie było słyszeć, jak bardzo przypominał Sherlocka, chociaż Greg nie wytknął mu tego. Tak więc, starając się dać umysłowi Mycrofta coś do zrobienia, puścił maraton filmów o Bondzie. Reszta była historią.

Mycroft popijał z kubka Lemsipa, parująca substancję, która powodowała mrowienie w jego niezwykle obolałym nosie, a jednocześnie pomagała mu w dusznościach. Pociągnął nosem, czując jak mu z niego leci. Fuj. To było obrzydliwe. Marszcząc brwi rozejrzał się za chusteczkami, ponieważ w przeciwieństwie do tego, co robił wcześniej starszy mężczyzna, Mycroft odmawiał użycia rękawa swojej jasnoniebieskiej piżamy do wycierania nosa. Nie. To był poziom nie higieniczności, do którego szykowny mężczyzna nigdy by się nie zniżył.

— Gregory, gdzie… — zaczął, gdy zauważył pudełko, którego szukał.

Leżało po drugiej stronie starszego mężczyzny. Prychnął przez rozchylone usta. Greg zamrugał, zauważając jego cieknący nos i zdołał się lekko uśmiechnąć.

— Potrzebujesz tego? — zapytał ochryple, podnosząc pudełko.

Mycroft skinął głową i wyciągnął rękę, opierając się o ramię Grega, tylko po to, by nie dosięgnąć chusteczek, gdy inspektor odsunął je trochę dalej. Chociaż jego nędza z powodu choroby wciąż była widoczna na jego twarzy, w brązowych oczach Grega pojawił się figlarny błysk.

— Gregory — praktycznie jęknął Mycroft, a cała jego godność wyleciała przez okno.

Ponownie pociągnął nosem, czując, jak wydzielina spływa coraz niżej, całkowicie upokorzony tym uczuciem. Jego smukłe palce były rozstawione i lekko się poruszały, a jasnoniebieskie oczy były szeroko otwarte, gdy wpatrywał się błagalnie w swojego kochanka.

Greg nie mógł się oprzeć temu spojrzeniu. Poczuł, jak jego serce się zaciska i niemal natychmiast położył pudełko chusteczek znacznie bliżej swojej chorej drugiej połówki. Mycroft szybko chwycił garść chusteczek i wydmuchał nos, ponownie krzywiąc się z bólu, towarzyszący temu, że tak mocno pocierał i dmuchał nos. Jednak zrobił to wszystko ponownie, próbując udrożnić kanały nosowe.

— Przepraszam, kochanie — przeprosił Greg, obejmując Mycrofta za ramiona.

Mycroft delikatnie pociągnął nosem z irytacją, chociaż był zbyt słabo i czuł się zbyt wygodnie, by odsunąć się od ciepłego ciała Grega.

— Wynaklodzisz mi to, lobiac więcej Lemspipa — mruknął Mycroft, odkładając zużyte chusteczki na bok i układając się z powrotem między poduszkami, które leżały głównie za Gregiem.

Przynajmniej dało mu to powód, by przytulił się trochę bliżej. Przytulał się, kiedy czuł się okropnie.

— Dobrze — zgodził się Greg, odwracając się, by złożyć pocałunek na wyjątkowo rozczochranej głowie Mycrofta. Wyciągnął własną chusteczkę z pudełka, żeby wydmuchać swój równie obolały i czerwony nos i westchnął, wzdychając, próbując oczyścić zatoki. — Ale najpierw spójrzmy na Daniela Craiga.

Kiwając głową z najlżejszym uśmiechem, z którym czuł się na tyle dobrze, by sobie z nim poradzić, Mycroft wyciągnął rękę, w której nie trzymał kubka, by uruchomić film. Z westchnieniem usiadł z powrotem z boku zwracając połowiczną uwagę na początek filmu, w połowie zasypiając, kiedy był taki chory i zbolały. Greg musiał delikatnie wyjąć z jego ręki do połowy pełny kubek i odstawić na bok, aby napój się nie wylał. Ponownie pocałował Mycrofta w głowę, gdy usadowił się wygodnie. Zapowiadała się długa i ciężka choroba, ale wzajemnie się pocieszali. To pomagało.

Chapter 113: Przestraszyłeś mnie

Chapter Text

Mycroft był bardziej niż chętny do powrotu do domu tego wieczoru. To był długi tydzień i prawie nie widywał Grega, a tego wieczoru rozpoczął się cudowny weekend wolny od pracy. Będą cudowne kolacje, spanie, oglądanie filmów i dużo seksu. Obaj nie mieli zamiaru wychodzić z domu. Potrzebowali czegoś takiego, ponieważ oboje byli zapracowani. Wreszcie mogli spędzić razem trochę czasu.

Polityk westchnął odprężony, gdy wszedł do ich domu i zamknął za sobą drzwi. Podchodząc do wieszaka, tak jak robił to codziennie, zdjął kurtkę odwieszając ją, a następnie odłożył teczkę i parasol.

— Gregory? — zawołał, nasłuchując znaków obecności swojego partnera w domu.

Nie było odpowiedzi, więc Mycroft nucąc w myślach przeszedł przez dom. Zerknął do kuchni, zanim wszedł do salonu. Otworzył usta, by zawołać ponownie, gdy widok przed nim sprawił, że zatrzymał się jak wryty.

Jeden z ich stolików został przewrócony, książka i pusta szklanka, które na nim stały, leżały na podłodze. Podczas gdy kanapa w większości go zasłaniała, Mycroft mógł ujrzeć tył głowy Grega i jedno z jego ramion, gdy leżał nieruchomo na podłodze. Mycroft poczuł, jak serce mu zamarło.

— Gregory! — zawołał, zmuszając się do akcji, pędząc przez pokój.

Jasnoniebieskie oczy były szeroko otwarte, gdy padł na kolana przed Gregiem i przez chwilę mógł tylko patrzeć i analizować. Uderzenie w głowę, widział krew. Najprawdopodobniej o stół , który został przewrócony. Oddychał. Mycroft dostrzegł lekkie unoszenie się i opadanie klatki piersiowej Grega oraz sposób, w jaki uderzał puls na jego szyi. W końcu wyciągnął drżące ręce i przeczesał jego srebrzyste włosy, lekko dysząc.

— Och, Gregory — jęknął Mycroft, kładąc dłoń na czole partnera, czując nieco podwyższoną temperaturę.

Zmarszczył brwi w głębokiej trosce, ale każda próba obudzenia starszego mężczyzny nie przyniosła rezultatu, dlatego chwycił swoją komórkę.

OoO


Greg obudził się z sapnięciem, po którym nastąpił jęk. Drgnął, próbując się poruszyć, ale został zatrzymany, gdy ręka na jego ramieniu przycisnęła go z powrotem do łóżka. Zamrugał. Jego wzrok był rozmazany i rozchylił usta w cichym jęku.

— Cii, najdroższy. W porządku — rozległ się głos Mycrofta, podświadomie go nieco rozluźniając.

Greg zmarszczył brwi i usłyszał nieco znajomy dźwięk. Monitor pracy serca?

— Myc? — zapytał ochryple, zanim złapał go kaszel. Zamrugał, próbując wyostrzyć wzrok, aż w końcu zaczął rozróżniać otoczenie.

Był w sali szpitalnej, leżał w łóżku i miał na sobie szpitalną koszulę. To był mały pokój, z jednym krzesłem po jego prawej stronie, na którym obecnie siedział jego partner. Za Mycroftem i za nim (jak przypuszczał) znajdował się szereg urządzeń szpitalnych i kroplówek, do których był podłączony. Zmarszczył brwi.

— Co się stało? — zapytał, zmuszony do ponownego zamknięcia oczu, gdy jego głowa zaczęła pulsować z bólu.

— Przepracowałeś się i upadłeś — odpowiedział cicho Mycroft, chwytając go za rękę. Dłonie Mycrofta były tak miękkie i ciepłe. — Uderzyłeś się w głowę i doznałeś wstrząsu.

Greg westchnął, jego palce drgnęły, gdy próbował ścisnąć dłoń Mycrofta. Nie jadł ani nie spał dobrze z powodu sprawy, nad którą właśnie pracował, ale nie mógł się doczekać ich weekendu. Wyglądało jednak na to, że jego ciało w końcu miało dość. Ponownie otworzył oczy i odwrócił głowę, aby spojrzeć prosto na młodszego mężczyznę i zmarszczył brwi.

— Przepraszam — westchnął, znowu kaszląc.

Mycroft puścić jego dłoń, aby chwycić przygotowany kubek z wodą. Trzymał go wystarczająco blisko, aby Greg mógł włożyć słomkę do ust i napić się. Była miła i chłodna. Czuł się dobrze. Kiedy skończył pić, odwrócił się, aby móc kontynuować:

— Zrujnowałem nasz weekend.

— Nie zrobiłeś tego — powiedział Mycroft, kręcąc głową. — Wypuszczą cię rano. Nadal możemy mieć nasz weekend.

Polityk umilkł i ponownie ujął rękę Grega. Zamiast patrzeć na twarz partnera, jego wzrok był skupiony na ich dłoniach. Greg ponownie zmarszczył brwi i tym razem był w stanie uścisnąć tą smukłą dłoń, którą tak bardzo kochał.

— Przestraszyłeś mnie — szepnął cicho Mycroft. Brzmiał na bezbronnego. — Wróciłem do domu i zobaczyłem… Gregory, byłem przerażony.

— Tak bardzo cię przepraszam — odpowiedział Greg. Ich spojrzenia spotkały się. Na twarzy Mycrofta jawiły się emocje i nawet teraz wciąż wyglądał na przestraszonego. Greg ponownie uścisnął jego dłoń. — Proszę, wybacz mi, Myc. Nie wiedziałem, że tak padnę z nóg.

Był obolały. Czuł się, jakby uderzyła go ciężarówka. Greg westchnął przez nos i otworzył usta, by znów coś powiedzieć, ale ich rozmowa została przerwana, gdy Mycroft pochylił się nad łóżkiem i pocałował go delikatnie.

— Oczywiście, że ci wybaczam — szepnął Mycroft w jego usta, delikatnie ocierając ich nosy o siebie. — I będziemy kontynuować nasze weekendowe plany. Po prostu… z nieco większa ostrożnością. Zaopiekuję się tobą, najdroższy.

Greg uśmiechnął się, przechylając głowę, aby zainicjować kolejny powolny pocałunek.

— Zawsze to robisz — szepnął w odpowiedzi.

Chapter 114: Pływanie w zimny grudniowy dzień

Chapter Text

— I poprowadź funkcjonariuszy dookoła bloku, my… — instruował Greg, starając się, aby jego głos był spokojny, gdy gestykulował dookoła drżącą ręką. — Du… dużo biegaliśmy. Nie chcę niczego przegapić.

Sally skinęła głową, zerkając na niego sceptycznie, po czym odwróciła się i zaczęła wykrzykiwać wskazówki do oficerów kręcących się na miejscu zdarzenia. Greg sapnął przez nos i wstał, odprawiając ratownika medycznego, który kręcił się wokół niego. Miał pracę do wykonania.

Zostaw to Sherlockowi, aby ruszył w pościg za podejrzanym w połowie grudnia. Oczywiście Greg musiał go ścigać, ponieważ detektyw wciąż był cholernym cywilem… a także jego przyszłym szwagrem. Greg zawsze był trochę opiekuńczy wobec szalonego młodszego Holmesa, na długo przed tym, zanim związał się z Mycroftem.

A skoro o tym mowa, Mycroft właśnie wkroczył na miejsce zbrodni, wykorzystując swoje długie nogi, aby jak najszybciej zmniejszyć odległość między nimi.

— Gregory, trzęsiesz się.

Było pierwszą uwagą, jaka wyszła z ust Mycrofta. Sięgnął po jaskrawo pomarańczowy koc, który był owinięty wokół ramion Grega i mocniej otulił nim mężczyznę. Inspektor otworzył usta, aby zaprotestować, żeby odsunąć się, ale spojrzenie partnera sprawiło, że pozostał milczący i nieruchomy.

— Myc, wszy… wszystko w porzą... porządku — westchnął, rozglądając się, aby upewnić się, że wszystko szło w dobrym kierunku. Może się trząsł. Tak, okej, był całkowicie przemarznięty. Tak się jednak dzieje, gdy ktoś się poślizgnie i wpadnie do Tamizy i to w grudniu. — Co ty tutaj robisz?

— Przyszedłem zobaczyć, czy nie poszedłbyś napić się kawy, ale teraz chętniej zabrałbym cię do domu - powiedział z rezygnacją Mycroft, przeczesując dłonią w rękawiczce wilgotne włosy Grega, by odsunąć je z jego czoła.

— Nie mogę iść do domu, Mycroft — narzekał Greg. — Mam dużo rzeczy do zrobienia.

— Cóż, powinieneś był o tym pomyśleć, zanim zdecydowałeś się popływać w Tamizie.

— Możesz winić za to swojego brata — niemal warknął Greg.

Nie chciał wyładowywać swojej frustracji na Mycrofcie… Był zestresowany, zmarznięty i trochę wkurzony. Na szczęście jego narzeczony wiedział, że nie był to jego zamiar i spojrzenie polityka natychmiast przeniosła się kilka metrów dalej w miejsce, gdzie stał Sherlock z Johnem. Wydawało się, że lekarz już dawał wykład swojemu współlokatorowi, co sprawiło, że Greg prawie się roześmiał.

— Zamorduję go — mruknął z irytacją Mycroft.

Greg potrząsnął głową i wyciągnął rękę, aby zwrócić na siebie uwagę.

— Nie zrobisz tego, Myc. Nic mi nie jest.

— Jesteś przemarznięty. Zamarzniesz na śmierć, jeśli nie zabiorę cię do domu.

Greg nie zaprzeczył, że gdyby szybko się nie wysuszył i nie rozgrzał, to z pewnością by zachorował. To było coś, czego nie potrzebował. Kiedy o tym myślał, zastanawiał się, czy naprawdę byłoby w porządku, gdyby jego partner zabrał go do domu.

— Donovan! — zawołał, kładąc dłoń przy ustach, by jego głos rozbrzmiał głośniej.

Sierżant odwróciła się i pomachał do niej, by podeszła. Zerknęła na Mycrofta i skinęła mu głową na powitanie, ale nie powiedziała nic bezpośrednio do niego.

— Tak, szefie? — zapytała.

— Czy masz wszystko pod kontrolą? — zapytał Greg, próbując pochwycić koc.

Jego palce były zdrętwiałe. Tak… Musiał się rozgrzać. Dreszcze słabły, ale wiedział, że wciąż było mu zimno, więc nie był to najlepszy znak.

— Tak. To sprawy porządkowe. Wracaj do domu, żebyś poważnie nie zachorował — powiedziała.

Ponownie skinęła Mycroftowi, otrzymując w zamian pełne wdzięczności skinienie, po czym odwróciła się i odeszła, by kontynuować swoją pracę. Greg westchnął, opuszczając ramiona w rezygnacji.

— Wygrałeś. Zabierz mnie do domu, kochanie — wymamrotał.

Mycroft bez wahania zaprowadził go do czarnego samochodu, który w środku był cudownie rozgrzany . Zanim polityk do niego dołączył, Greg usłyszał, jak Mycroft powiedział coś raczej niegrzecznego do Sherlocka, który musiał go zauważyć. Zaśmiał się, gdy jego kochanek wszedł do samochodu. Odjechali.

— Spokojnie tygrysie — drażnił się.

Mycroft zignorował to, wyciągnął nie wiadomo skąd kolejny koc i owinął go wokół inspektora.

— Mój głupi brat zasługuje na coś gorszego za przysporzenie ci tyle cierpienia, Gregory.

— Po raz ostatni, Myc. Nic mi nie jest. Wszystko jest w porządku.

Zamilkli. Mycroft pochylił się, by złożyć ciepły, delikatny pocałunek na zimnych wargach Grega. Zanucił, a jego powieki zatrzepotały, gdy zamknął oczy, oddając pocałunek, czując jak w środku rozpala się odrobina ciepła. Teraz gdyby tylko rozprzestrzeniła się na zewnątrz.

— W domu będzie na nas czekał rozpalony kominek — szepnął czule Mycroft. — I herbata. Może przygotuję ci kąpiel przed snem.

— Nie. Przygotujesz kąpiel dla nas.

— Bardzo dobrze.

Mycroft z uśmiechem pochylił się do kolejnego pocałunku.

Chapter 115: Pierwsze kroki

Chapter Text

Osiem miesięcy minęło niczym z bata strzelił. Greg prawie zapomniał, jak to było. Bycie ojcem noworodka było wyczerpujące, niesamowite i pełne przygód. Po każdym wschodzie słońca wydawało się, że działo się coś wspaniałego i każdego dnia był dumnym i kochającym ojcem małego Olivera.

Oliver rósł błyskawicznie. Szybko się uczył, co wcale nie zdziwiło Grega, ale i tak był zszokowany, widząc o ile szybciej chłopiec wszystko łapał. Często żartował, że były to geny Holmesów w nim. Oliver bardzo przypominał z wyglądu Lestrade’a. Duże brązowe oczy, za pomocą których uzyskiwał wszystko, czego chciał, i ciemne włosy, które z pewnością dostał od strony Grega. Jednak starszy mężczyzna kochał cechy, które wyraźnie były przypisane do rodziny Holmesów, które wyraźnie wskazywały, że Mycroft również był jego ojcem. Faworytem Grega były piegi, bez względu na to, jak bardzo polityk wzdychał z powodu odziedziczenia ich przez Olivera.

Oliver był bardzo spostrzegawczym dzieckiem. Siedem miesięcy po narodzinach testował swoje małe nóżki. Greg wiedział, że ich świat będzie pełen kłopotów, kiedy stanie się mobilny. Oliver używał niskich stolików i krzeseł, a także kolan obu ojców, aby się podnieść i rozejrzeć się z ciekawością swoimi błyszczącymi oczami, co tak bardzo przypominało Gregowi Sherlocka, że było to trochę przerażające.
Chwytał swoimi małymi palcami i chwiał się, czasami z powodzeniem utrzymując się na nogach, a w innych przypadkach upadając kilka sekund później. Greg mógł przysiąc, że w tych momentach Oliver sapał i spoglądał z urazą na swoje nogi.

To, co zaczęło się jako spokojny, normalny wieczór w domu Lestrade-Holmesów, bardzo szybko stało się gwarne. Właśnie skończyli posiłek i Greg siedział w salonie z Oliverem. Leżał na kanapie, podczas gdy dziecko siedziało na podłodze bawiąc się pluszową pszczołą, która dał mu wujek Sherlock, intensywnie rozmawiając z nią w swoim dziecięcym języku. Po kilku chwilach Oliver rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś szukał. Jego spojrzenie utkwiło w stoliku do kawy, który stał nieco dalej.

Oliver odłożył pszczołę i odwrócił się, jakby miał zamiar poraczkować w tamtą stronę, ale potem zamarł. Na początku Greg po prostu zauważył kątem oka ruch. Zawsze obserwował na wszelki wypadek chłopca. W końcu był szybki niczym błyskawica. Jednak Greg szybko zwrócił na niego pełną uwagę, kiedy Oliver uniósł tyłek w górę i zmusił się do wstania, zamiast raczkowania.

Będąc tak zdziwionym, Greg na moment zapomniał jak oddychać. Leżał jak sparaliżowany na kanapie, z ustami rozchylonymi w zachwycie, aż lekko przestraszył się, gdy Oliver zrobił niepewny, ale udany krok naprzód. Wystarczyło tylko kilka, aby dostać się do stolika, gdzie sięgnął po klocki, które na nim leżały.

— Myc!! — wrzasnął Greg siadając. — Myc, chodź tutaj!

Mycroft wypadł z kuchni kilka sekund później. Jego jasnoniebieskie oczy były szeroko otwarte z powodu natychmiastowego zaniepokojenia po tym, jak usłyszał brzmienie głosu Grega. Inspektor musiał przyznać, że brzmiało to tak, jakby panikował. W pewnym sensie przypuszczał, że tak było. Ale to było w pełni uzasadnione, ponieważ ich syn właśnie robił swoje pierwsze kroki.

— O co chodzi Gregory? — zapytał Mycroft, rozglądając się po pokoju, aby zobaczyć, co spowodowało taką reakcję jego męża.

Oczywiście nie zauważył niczego niezwykłego. Oliver wydawał się w porządku.

— Ollie, on… Spójrz. — Greg wskazał ręką, nie musząc wyjaśniać, gdy Oliver odwrócił się i cofnął się do koca, na który opadł i ponownie podniósł swoją pszczołę. — Myc, on szedł — powiedział Greg, szczerząc się radośnie, niemal podskakując na kanapie.

Żadna z jego córek nie nauczyła się tak samodzielnie chodzić, dopóki nie osiągnęły dziesięciu miesięcy. Jak zawsze ich Oliver był szybszy, jeśli chodziło o ogólny rozwój. To było szalone.

— Oczywiście, Gregory — uśmiechnął się Mycroft, wchodząc na kilka kroków do salonu, przyglądając się z czułością synowi.

— Jego pierwsze kroki. Mój Boże.

Nastąpiła chwila ciszy i brew Mycrofta uniosła się.

— Właściwie, Gregory, zrobił kilka kroków na początku tego tygodnia — skomentował Mycroft, spoglądając na męża z lekko zmarszczonymi brwiami.

Greg zamarł, wpatrując się w niego z otwartymi ustami.

— Nie powiedziałeś mi o tym? — zapytał całkowicie zaskoczony.

Przegapił faktyczne pierwsze kroki ich syna? I nie miał o tym pojęcia? Mycroft poruszył się, zerkając na Olivera, a potem z powrotem na Grega.

— Czy… powinienem? — zapytał młodszy mężczyzna, szczerze zdezorientowany.

Greg chciał być trochę zdenerwowany i przypuszczał, że był, ale… Wyraz twarzy Mycrofta wymazał wszelki gniew, który mógłby poczuć. Jego spojrzenie złagodniało. Jego mąż był ojcem po raz pierwszy, a Greg wiedział, że dzieciństwo jego i Sherlocka nie zawsze było normalne, więc…

— Nie ma sprawy — powiedział Greg, wstając.

Podszedł do Mycrofta i pochylił się, żeby go czule pocałować.

— Przepraszam, Gregory. Nie byłem świadomy…

— Wiem. W porządku, kochanie. Skoncentrujmy się tylko na fakcie, że teraz, gdy Ollie zaczyna chodzić, nasze życie oficjalnie dobiegło końca. — Greg uśmiechnął się, mrugając. Mycroft zaśmiał się.

— Tak. Myślę, że tak jest.

Chapter 116: Przestraszony narkotykami

Chapter Text

Życie Grega było naprawdę dziwne odkąd Sherlock Holmes wkroczył w jego życie. Chociaż przypuszczał, że bardziej stosowne byłoby stwierdzenie, że wpadł w jego życie i na miejsce zbrodni całkowicie na haju. Jednak gdy podszedł, aby go usunąć, ten młody człowiek rozwikłał wszystko, co dotyczyło miejsca przestępstwa, a kilka dni później, kiedy sprawa została zamknięta i rozwiązana, okazało się, że miał rację we wszystkim.

Następnego dnia Greg został porwany i zabrany do magazynu. Przypuszczał, że porwanie było trochę nudne. Jednak nie tak, że miał wybór w sprawie wsiadania do tego czarnego samochodu. Tutaj sprawy stały się znacznie bardziej skomplikowane i interesujące.

Interesującą stroną tego okazał się starszy brat tego dzieciaka; Mycroft Holmes. Czy w tej rodzinie nie było nikogo o normalnym imieniu? Greg był zirytowany, kiedy poproszono go o szpiegowanie Sherlocka, co było dziwne, ponieważ znał go dopiero od tygodnia i był narkomanem, który nie dbał o autorytet i zasady, ale… Było w nim coś, co Greg podziwiał. Widział w nim potencjał, gdyby tylko jeszcze nie był uzależniony od tej kokainy…

Zdeterminowany, zaczął pracować nad tym, by Sherlock rzucił narkotyki. Dopuszczenie go do miejsca zbrodni, kiedy był czysty, wydawało się najlepszym sposobem perswazji. Poza tym (mimo że zdecydowanie złamał kilka zasad mieszając do tego cywila) zaczęli rozwiązywać niektóre z bardziej szalonych i zadziwiających spraw. To była wygrana. Poza tym Greg kontynuował współpracę z Mycroftem. Starszy brat wydawał się pod wrażeniem jego wysiłków i spotykali się co tydzień, żeby omówić sprawy związane z Sherlockiem i po prostu… porozmawiać. Ich przyjaźń rozwinęła się zaskakująco szybko.

Bardziej zaskakujące było, gdy wkrótce potem rozwinęły się uczucia. Mycroft wcale nie był facetem w typie Grega, ale… Czuł pociąg do tego mężczyzny. Była tam moc, a jednak… była też delikatna strona, którą, jak przypuszczał Greg, niewiele ludzi kiedykolwiek w nim widziało. Więc tak, może czuł do niego pociąg. Może rozwinął uczucia. Może wyszli kilka razy razem. Oczywiście, to nie było nic zobowiązującego. Nie miał dość odwagi, by zaprosić mężczyznę na prawdziwą randkę lub zrobić coś romantycznego, chociaż w głębi duszy wiedział, że gdyby to zaproponował, to Mycroft zgodziłby się.

Kiedy zamyślony, niezbyt uważnie oglądał mecz piłki nożnej i pił piwo, rozległo się pukanie do drzwi, które zwróciło jego uwagę. Mrugając, odstawił alkohol i wstał, nieco ściszając telewizor, a potem skierował się do drzwi.

— Tak? — zapytał, otwierając je.

Zamarł na widok stojącego przed nim Mycrofta, który ściskał mocno bezwładnego, brudnego i mamroczącego Sherlocka.

— Przepraszam, Gregory — powiedział Mycroft, przerywając pełną oszołomienia ciszę i poprawiając nieco swój chwyt na bracie. — Nie byłem pewien, gdzie jeszcze mógłbym pójść.

To nie było coś, do czego Mycroft kiedykolwiek by się przyznał. Zawsze miał dokąd pójść, ludzi, do których mógł zadzwonić. A jednak byli tutaj… Sherlock najwyraźniej coś wziął. Sprawiło to, że ramiona Grega opadły w porażce. Nie widział chłopca od dwóch tygodni, co było normalne, ponieważ nie zawsze był w pobliżu, ale… Najwyraźniej znów wpadł w ciąg narkotykowy. Jeszcze raz. A tak dobrze sobie radzili…

— Wejdź — zaprosił, cofając się o krok i gestykulując. — Połóż go na kanapie.

Mycroft nic więcej nie powiedział i prawie wniósł Sherlocka do mieszkania. Natychmiast skierował się w stronę kanapy i opuścił Sherlocka na nią, powodując, że młodszy Holmes chrząknął i rozejrzał się gwałtownie. Nadal nie wydawał się zbyt świadomy swojego otoczenia. Greg zamknął drzwi i stanął obok Mycrofta.

— To była raczej duża dawka — skomentował Mycroft.

Greg skinął głową. To było dość oczywiste i niesamowite, że Sherlock nie przedawkował. Chociaż przypuszczał, że taka możliwość wciąż istnieje.

— Przyniosę mu wodę — powiedział, odwracając się, kierując swoje kroki w stronę kuchni.

Wyciągnął butelkę wody i poszukał szmatki, którą mógł zmoczyć pod kranem. Kiedy wszystko było przygotowane, wrócił do salonu i użył materiału do oczyszczenia twarzy Sherlocka, który zaczął dedukować jego spożycie alkoholu i coś o byłej żonie i jej zwyczajach związanych ze zdradzaniem go. Zignorował to. Nie trwało jednak długo, aby bełkoczący mężczyzna praktycznie stracił przytomność na kanapie. Greg wstał i spojrzał na miejsce, w którym wciąż stał Mycroft. Biedak wyglądał na wyczerpanego i prawie przerażonego. Nigdy publicznie nie wyglądał w ten sposób, ale z jakiegoś powodu pozwolił sobie mieć taki wyraz twarzy w towarzystwie Grega. To był największy komplement w historii.

— Nic mu nie będzie. — Greg próbował go uspokoić. Podszedł i delikatnie ścisnął biceps Mycrofta. — Nie martw się. Może tu zostać. Będę mieć go na oku.

Spojrzenie bladych oczu przeniosło się z Sherlocka na Grega. Dreszcz przeszedł po kręgosłupie inspektora, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego.

— Gregory, ja… — zaczął Mycroft. Greg potrząsnął głową.

— W porządku. Zajmę się tym. Obiecuję.

Więcej ciszy. Mycroft patrzył na niego, nie, gapił się na niego. Najprawdopodobniej wydedukował z niego wszystko. Greg przełknął ślinę i poruszył się lekko, ale nic nie powiedział ani nie zrobił.

Wtedy wydarzyło się nieoczekiwane. W jednej chwili zajmowali się odurzonym Sherlockiem, w następnej wpatrywali się w siebie. Potem, zanim Greg zorientował się, co się działo, usta Mycrofta odnalazły jego usta. Smukłe ręce mocno ściskały rękawy jego zestawu Arsenalu. Greg wydał z siebie zaskoczony dźwięk, ale po chwili wykonał równie śmiały ruch, odwzajemniając pocałunek.

Pocałunek był namiętny, chętny i desperacki. Był to również najlepszy pocałunek, jakiego Greg kiedykolwiek doświadczył. To sprawiło, że osłabły mu kolana. W końcu rozdzielili się z jękiem, a Mycroft wyglądał na prawie przerażonego.

— Najszczersze przeprosiny, nie… nigdy…

Był zdenerwowany. Wielki Mycroft Holmes nie mógł znaleźć słów. Greg uważał, że była to najsłodsza rzecz na świecie. Nic nie mówiąc ujął policzek Mycrofta, powodując natychmiastowe zatrzymanie jąkania.

— W porządku, Mycrofcie — powiedział Greg. — Po prostu… zróbmy to jeszcze raz.

Odgłos zaskoczenia pochodził tym razem od Mycrofta, kiedy Greg podniósł się na palcach i zainicjował ich drugi pocałunek. To był początek czegoś, czego żaden z nich nie musiał kwestionować ani próbować wyjaśnić. Nagle, to było o nich.

Chapter 117: Zazdrość

Chapter Text

— Greg Lestrade, czy to naprawdę TY?!

Głos przemawiającego był głośny i szczerze mówiąc, nieco niepokojący. Mycroft i Greg prowadzili miłą rozmowę, a wypowiedź polityka została przerwana, gdy mężczyzna wzrostu Grega podszedł z szerokim uśmiechem na twarzy. Mycroft zamrugał, wpatrując się w intruza z uniesioną brwią i lodowatym spojrzeniem.

— Ja… Jason? — zapytał Greg, nieco zaskoczony widokiem mężczyzny, ale najwyraźniej z nim zaznajomiony.

Starszy mężczyzna poruszył się na swoim miejscu, co Mycroft uznał za niewielką niezręczność i oderwał swoje spojrzenie od nowo przybyłego, aby zamiast tego skierować wzrok na swojego partnera.

— Tak! Chłopie, jak się masz? Dziwnie cię tutaj widzieć, tyle lat minęło. — Mówił ten Jason, klepiąc ramię Grega, ściskając je trochę zbyt poufale.

Gdyby Mycroft był kotem, to jego sierść zostałaby nastroszona. Jego oczy zmrużyły się na ten kontakt.

— W porządku — odpowiedział Greg, uśmiechając się uprzejmie.

— To wspaniale! Widziałem, że jesteś teraz inspektorem. Dobrze dla ciebie. Kim jest twój przyjaciel?

Mycroft musiał fizycznie powstrzymać się przed jeszcze większym najeżeniem się i powiedzeniem czegoś raczej niegrzecznego. Greg posłał mu błagalne spojrzenie.

— To mój chłopak — odpowiedział, a brwi Jasona uniosły się.

— Tak? Cóż, gratulacje stary. Masz szczęście być z Gregiem. — Jason zwrócił się teraz do Mycrofta. Polityk spojrzał na niego.

— Rzeczywiście — zmusił się w końcu do komentarza.

— Czy nadal robi tą rzecz w łóżku gdzie on…

— Wystarczy, Jas, dzięki, ale wystarczy — przerwał mu Greg.

Mycroft wpatrywał się w niego gniewnie. Najwyraźniej były kochanek, a może nawet były chłopak. Wydawał się również raczej nieświadomy sytuacji. To było irytujące.

— Och Greggie — zamruczał intruz, obejmując ramieniem Grega, ściskając go.

Był to o wiele bardziej intymny gest, niż było to konieczne, a zachowanie Jasona sugerowało, że nadal był zainteresowany Gregiem. Odważne posunięcie, biorąc pod uwagę, że Mycroft właśnie tam siedział, dokładnie na przeciwko. To samo w sobie było najprawdopodobniej ostatnią kroplą goryczy.

— Gregory, najdroższy, czy zechciałbyś przynieść mi dolewkę herbaty? — zapytał Mycroft uśmiechając się delikatnie do swojego partnera.

Greg spojrzał na niego ostrożnie, jakby już uchwycił tok jego myśli, ale skinął głową i wstał. Podniósł pustą filiżankę Mycrofta i pochylił się, by pocałować go w policzek, po czym podszedł do baru.

— Jasonie, dlaczego nie usiądziesz — zaproponował Mycroft z wyraźnym naciskiem tak, że był to rozkaz, a nie prośba.

Mężczyzna zawahał się, ale powoli opadł na miejsce zwolnione przez Grega.

— Nie usłyszałem chyba twojego imienia — powiedział niezręcznie Jason, ale wciąż próbując porozmawiać.

Jasnoniebieskie spojrzenie Mycrofta stało się onieśmielające, a oczy Jasona otworzyły się nieco szerzej ze strachu.

— Ponieważ go nie podałem — powiedział Mycroft, niewypowiedziane „bo nie chciałem” wisiało w powietrzu. Splótł palce dłoni i położył je na stole. — Czym się zajmujesz, Jasonie?

— Um… wieczorami pracuję jako barman, a… w ciągu dnia na poczcie — padła odpowiedź.

Mycroft mruknął z ewidentnie fałszywym zainteresowaniu.

— Rozumiem — skomentował. — Czy podoba ci się twoja praca?

— Ta… Tak — przytaknął Jason.

Mycroft znowu mruknął, spoglądając na swoje ręce, jakby zamyślony. Kiedy uniósł wzrok, jego spojrzenie płonęło jeszcze intensywniejszym zagrożeniem.

— Sprawa wygląda tak — powiedział, a jego głos obniżył się, brzmiąc nieco głębiej. — Dobrze by było, gdybyś przerwał wszelkie próby podrywu i flirtowania, które podejmujesz obecnie wobec Gregory'ego.

— Nie… — zaczął protestować Jason, praktycznie przerywając Mycroftowi.

Polityk podniósł smukłą dłoń, nakazując ciszę, którą natychmiast uzyskał.

Przestaniesz, ponieważ, jak doskonale wiesz, jest zajęty i nie odwzajemni twoich awansów. Jeśli lubisz swoją pracę i chciałbyś mieć przyszłość w którejś z nich, to odejdziesz. Teraz. Bez prób zainicjowania czegoś, co mogłoby w przyszłości skutkować ponownym spotkaniem z Gregory’m. Czy wyraziłem się jasno?

— Grozisz mi? — zapytał Jason, jakby ignorując wszystko, co właśnie zostało powiedziane.

Mycroft westchnął. Normalni ludzie byli tacy nużący.

— Grożenie oznacza niezdolność do podjęcia działań. — Mycroft spojrzał na niego ostro. — Nie, Jasonie, to jest ostrzeżenie. A teraz wyjdź.

Jason siedział przez chwilę z otwartymi w szoku ustami. Spojrzenie Mycrofta stwardniało i to wystarczyło, by mężczyzna wstał i opuścił lokal.

Chwilę później Greg wrócił ze świeżą dolewką herbaty i usiadł, przesuwając po stole filiżankę do Mycrofta. Miał porozumiewawczy i rozbawiony wyraz twarzy.

— Widzę, że Jason nie został — skomentował świadomie, szczerząc się.

Mycroft tylko uśmiechnął się uprzejmie.

— Doszliśmy do porozumienia.

Greg zaśmiał się cicho.

— Jestem pewien, że tak. — W jego brązowych oczach lśniły figlarne iskierki. — Jesteś gorący, kiedy grozisz ludziom. Kiedy jesteś zazdrosny.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — skomentował jego wypowiedź Mycroft, przechylając nieco głowę. Uśmiech Grega stał się większy.

— Oczywiście.

Chapter 118: Nalot

Chapter Text

— W porządku ludzie, zachowajcie czujność — polecił Greg swojemu zespołowi. — Wszyscy byli ubrani w kuloodporne kamizelki. Nawet Mycroft. Polityk protestował, ale taki był warunek Grega, jeśli chciał uczestniczyć w akcji. Grano według jego zasad albo wcale. — Ci ludzie mają umiejętności, są bezwzględni i zdeterminowani. To nie są przestępcy z gatunku uliczników, to terroryści.

— Koniecznie musimy wziąć jednego z nich żywcem — dodał Mycroft.

Greg zauważył nieufne spojrzenie, które wymienili między sobą jego ludzie. Pstryknął palcami.

— Ma rację — stwierdził Greg. — Posłuchajcie, ja dowodzę, ale pan Holmes ma dobre informacje. Wie więcej o tym, co się dzieje i co ci goście planują, niż my. Dlatego jeden ma pozostać przy życiu. To nie znaczy, że nie możecie ich skrzywdzić. Teraz do roboty.

Bez słowa każdy oficer odszedł do formacji, która zaplanowali i odpowiednio się skoordynowali, pozostawiając Grega sam na sam z Mycroftem.

— Zostań ze mną, dobrze? A jeśli sytuacja stanie się zła, musisz…

— Ciiii, Gregory — powiedział spokojnie Mycroft, kładąc palec na ustach inspektora. Greg sapnął, ale zamilkł. Patrzył błagalnie brązowymi oczami. — Dobrze. Nic mi nie będzie. Chodźmy.

— W porządku — westchnął Gregory. — Czy powiedziałem, jak bardzo nie podoba mi się ten plan?

— Tak, najdroższy — zaśmiał się cicho Mycroft.

Greg zmarszczył brwi.

— Po prostu… proszę, bądź ostrożny. I miej przy sobie broń. Proszę.

Unosząc się na palcach, Greg delikatnie pocałował Mycrofta. To była jedyna chwila, jaką mogli na to poświęcić. Inspektor odwrócił się i obaj pochyleni udali się na wyznaczone dla nich miejsce. Serce Grega waliło szaleńczo. Jego dłoń przytrzymująca nadgarstek ręki, w której trzymał broń zacisnęła się. Takie rzeczy zawsze powodowały, że jego adrenalina i determinacja gwałtownie rosły. Pod spodem znajdowała się warstwa paniki. Oczywiście nie z powodu swojego życia, ale Mycrofta. Nienawidził faktu, że jego partner był tutaj, ale nic nie można było na to poradzić.

Kiedy rozpoczęli nalot, wszystko stało się niewyraźne. Zawsze tak było. Ciemność, krzyki, wystrzały. Ludzie gubili się nawzajem, ale wciąż rozbrzmiewały rozkazy, by strzelać i zniwelować niebezpieczeństwo, aż złoczyńcy zostaną unieszkodliwieni. To było wszystko, o co Greg mógł prosić.

— Pamiętać, pozostawić jednego! — krzyknął Greg, gdy zbliżali się, zerkając przez ramię, by zobaczyć Mycrofta idącego za nim z pewnie trzymaną bronią.

Uśmiechnął się lekko, dając sobie chwilę na podziwianie, jak niesamowicie seksownie wyglądał młodszy mężczyzna. Kiedy się odwrócił, żeby się wycofać, usłyszał więcej strzałów. Jeden zabrzmiał przed trzema następnymi, po czym rozległo się sapnięcie. Zza nim. Greg poczuł jak serce mu zamiera.

Natychmiast się odwrócił, szukając Mycrofta z szeroko otwartymi oczami. Znalazł go dokładnie tam, gdzie był przed chwilą, ale nie trzymał już broni. Kołysał się i zamrugał zmieszany, zanim spojrzał na Grega.

— Gregory… — rozpoczął, a jego głos był pełen bólu.

Zmarszczył brwi i potknął się. Zaczął opadać do przodu. Gregory podbiegł do niego, wyciągając rękę i chwytając go, zanim całkowicie padł na ziemię. Upadając na kolana, Greg przyciągnął do siebie Mycrofta, próbując się dowiedzieć, gdzie został postrzelony.

Czuł, jak ciepła krew spływała mu na kolana i w końcu znalazł ranę. Kula w jakiś sposób przedarła się przez kamizelkę, która miał na sobie Mycroft i trafiła go w bok. Greg miał nadzieję, że nie było tak źle, jak to sobie wyobrażał.

— Hej, Myc — powiedział, poklepując lekko Mycrofta po policzku, aby zwrócić jego uwagę.

Spojrzenie jasnoniebieskich oczu spoczęło na nim, a polityk zmarszczył brwi.

— Gregory? — zapytał. Jego głos był teraz łagodniejszy. Miał płytki oddech i tracił koncentrację. Ból był prawdopodobnie zbyt intensywny.

— Musisz zostać przytomny, słyszysz? — zapytał Greg, zmuszając Mycrofta do ponownego spojrzenia na siebie. Po chwili podniósł głowę i krzyknął: — Medyk!

Na szczęście ratownicy medyczni pojawili się chwilę później. Greg nadal mamrotał coś do Mycrofta, starając się utrzymać go czujnym i przytomnym, żeby nie wpadł w szok. Kiedy medycy przybyli, zaczęli odciągać go od rannego mężczyzny, co sprawiło, że jego serce ścisnęło się. Jęknął, wyciągając rękę, nie chcąc opuszczać Mycrofta.

W końcu opamiętał się, wstał i pobiegł za nimi. Musiał iść. Nie trzeba było wiele przekonywania, żeby mógł wejść do karetki. Patrzył bez tchu, jak Mycroft został pozbawiony marynarki, kamizelki i koszuli. Garnitur… To był jeden z ulubionych Grega. To sprawiło, że ból w jego klatce piersiowej stał się dotkliwszy.

Robił wszystko, co w jego mocy, by łzy nie popłynęły mu po policzkach. Pięści miał zaciśnięte tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Nikt z nim nie rozmawiał. Medycy kulili się nad Mycroftem w karetce i rozmawiali ze sobą, ale nikt nie odezwał się do Grega.

To miała być cholernie długa noc.

Chapter 119: Pobudka w szpitalu

Chapter Text

Mycroft jako pierwszy zarejestrował dźwięk maszyny. To i ostry, kłujący ból w boku. Zmarszczył brwi i mimowolnie chrząknął, przesuwając się na łóżku, które nie należało do niego, próbując zorientować się w sytuacji. Mocno bolała go głowa i kiedy zaczął mrugać, by uzyskać wyraźny obraz, zauważył, że nie był sam w pokoju.

Jego najdroższy Gregory siedział zgarbiony na krześle, mocno śpiąc. Spojrzenie jasnoniebieskich oczu Mycrofta złagodniało, gdy wpatrywał się w swojego partnera, oceniając jego wygląd. Mężczyzna w ostatnim czasie niewiele spał i bez wątpienia nie opuścił tego krzesła od ich przybycia tutaj. Często szarpał swoje włosy i nic nie jadł. Najprawdopodobniej Greg żył jedynie na kawie i chipsach z jakiegoś automatu, który znajdował się w holu szpitala.

Mycroft westchnął przez nos. Gregory nigdy o siebie nie dbał. Byłby tym bardziej zirytowany, gdyby nie okoliczności. Trochę zajęło mu całkowite uprzytomnienie sobie sytuacji, ale kiedy to zrobił, zrozumiał cały kontekst. Został postrzelony. Szanse, że kula trafiła w miejsce, które było nie zasłonięte kamizelką kuloodporną były raczej niewielkie. A jednak jakoś mu się to przytrafiło. To dlatego Greg nie chciał, żeby tam był, chociaż Mycroft wiedział, że jego obecność była nieco potrzebna. Ale wyraz oczu jego ukochanego, gdy został postrzelony… To było spojrzenie, którego wolałby nigdy więcej nie widzieć.

Wydawało się, że czas zwolnił, kiedy się to stało. Mycroft nigdy nie przypuszczał, że było to możliwe, a jednak zdecydowanie tak było. Jego rana w żadnym wypadku nie była śmiertelna, ale ból… Zniszczył wszelkie racjonalne myśli. Żaden z nich nie wiedział wtedy, jak poważna była rana i czy istniało prawdopodobieństwo, że umrze tej nocy.

Cichy jęk wydobył się z niego wbrew jego woli i ten dźwięk sprawił, że inspektor poruszył się na swoim krześle. Mycroft poczuł się źle, budząc mężczyznę, gdy ten tak bardzo potrzebował snu. Greg poderwał się, siadając prosto z szeroko otwartymi oczami, pochylając się nad łóżkiem.

— Myc — sapnął, delikatnie chwytając jego dłoń. — Chryste, czy wszystko w porządku?

— Ni… — rozpoczął Mycroft, ale jego długo nieużywany głos załamał się . Spowodowało to atak delikatnego kaszlu.

Greg odwrócił się i sięgnął po szklankę z wodą, w której była słomka i podał mu ją.

— Proszę — szepnął, a Mycroft z wdzięcznością włożył słomkę do ust. Był w stanie przełknąć tylko kilka łyków, ale i tak poczuł ulgę w gardle.

— Dziękuję — westchnął, lekko opadając na łóżko. — Gregory… należą ci się najszczersze przeprosiny. Powinienem…

— Ciii, cicho kochanie, w porządku — szepnął Greg, delikatnie ściskając jego dłoń. — Wszystko jest dobrze, a najważniejsze, że żyjesz. Tylko to się liczy.

Mycroft przytaknął, zerkając na ich złączone dłonie. Tak, jego najdroższy Greg miał rację. Żył. W żadnym wypadku nie był to pierwszy raz, gdy pracował w terenie. Był do tego przeszkolony. A jednak… coś się zmieniło w tym łańcuchu wydarzeń. Na tyle, że prawie kosztowało go to życie. To było okropne doświadczenie.

— Powinienem cię posłuchać — przyznał po chwili ciszy. Greg skinął głową, spoglądając na niego.

— Do diabła, powinieneś — zgodził się Greg z westchnieniem. Pobrzmiewała w tym złość, ale nie kryła się za nią żadna siła. Mycroft mógł powiedzieć, że mężczyznę ogarnęło zmęczenie i wdzięczność. — Prawie…

— Wiem — powiedział Mycroft, więc Greg nie musiał tego mówić.

Greg go prawie stracił. Mycroft był tego bardzo świadomy. Z siłą, którą aktualnie posiadał, próbował uścisnąć uspokajająco dłoń Grega.

— Nigdy więcej, Mycrofcie — powiedział Greg z nieco większą siłą. — Rozumiesz? Pozwól mi, że od teraz ja będę zajmować się takimi sprawami. Martwię się o ciebie wystarczająco, jeśli chodzi o twoja pracę bez dodawania do niej takich atrakcji. Mogę się tym zająć. Musisz mi zaufać.

— Ufam ci — sapnął Mycroft, zamykając oczy, gdy znów zaatakował go ból głowy. — Ale dobrze. Zgadzam się na twoje warunki.

Nie było mowy, żeby Greg przyjął inna odpowiedź. Mycroft był tego świadomy. Poza tym starszy mężczyzna się nie mylił. Był niesamowicie dobry w swojej pracy i chociaż niektóre rzeczy były w swej naturze niezwykle delikatne, być może istniały sposoby na bliższą współpracę z Gregiem bez konieczności samodzielnego przebywania w terenie. Wydawało się, że to będzie najbardziej idealne rozwiązanie dla nich obojga.

— Dobrze — szepnął Greg, a jego głos lekko drżał. — A teraz wracaj do zdrowia. Chcę cię zabrać do domu.

Chapter 120: Pierwsze pocałunki

Notes:

AU: Nastolatki

Chapter Text

Greg pamiętał swój pierwszy pocałunek z Mycroftem, jakby to było wczoraj. Nigdy nie przypuszczał, że zakocha się w eleganckim chłopcu, takim jak Mycroft Holmes, a jeszcze mniej, że z kolei taki chłopak zakocha się w nim, ale oto byli: buntownik, szorstki w obyciu dzieciak, który palił i jeździł na motocyklu, i najmądrzejszy chłopak w szkole, który posiadał ludzi, którzy zawozili i odwozili go samochodem. Byli całkowitymi przeciwieństwami, które nigdy nie miały powodu, by wypowiedzieć do siebie więcej niż trzy słowa, ale tak było. Było to coś znacznie więcej.

Współpraca w ramach szkolnego projektu przyniosła większe korzyści, niż sądzili. Greg początkowo sądził, że oszalał, gdy poczuł pociąg do drugiego chłopca. Wkrótce przestali się spotykać ze względu na projekt, było to bardziej… spędzanie czasu. Początkowo spotykali się w szkolnej bibliotece, ale wkrótce przenieśli się do ich domów. Przynamniej Greg wolał chodzić do domu Mycrofta, ponieważ jego w porównaniu z domem drugiego chłopaka był nieco zawstydzający.

Pewnej nocy u Mycrofta, kiedy pochylali się i dopracowywali ostatnie szczegóły projektu, stało się to. Greg sięgnął, żeby coś nabazgrać na jednym z marginesów, zbliżając się. Ich ramiona otarły się o siebie. Obaj zamarli, a kiedy Greg odwrócił się, by spojrzeć na Mycrofta, zdał sobie sprawę, jak blisko siebie się znajdowali. Niemal stykali się nosami.

Normalnie niewzruszona, prawie pozbawiona emocji twarz Mycrofta była teraz tak pełna różnych odczuć. Greg chciał to upamiętnić na zdjęciu. Jego jasnoniebieskie oczy były szeroko otwarte z wyraźnego zdziwienia, a usta lekko rozchylone. Serce Grega zamarło, a on sam nie mógł oddychać.

— Um… — zaczął, oblizując wargi, nie przegapiając sposobu, w jaki spojrzenie Mycrofta skierowało się w dół, aby obserwować ten ruch.

To spowodowało, że Greg poczuł gorąco i podjął decyzję. Teraz albo nigdy. Poza tym był znany ze swoich odważnych ruchów.

— Gregory? — zapytał cicho Mycroft, jakby łapiąc jego tok myśli.

Wydawał się zdenerwowany, ale nie próbował się wycofać.

To wtedy Greg wykonał ruch. Obserwując Mycrofta w poszukiwaniu oznak sprzeciwu i dyskomfortu, pochylił się powoli i przechylił głowę. Oczy Mycrofta otworzyły się jeszcze szerzej i wydawało się, że drugi chłopak przestał oddychać, ale… Wtedy to się stało. Greg zmniejszył dystans i przycisnął ich usta do siebie w delikatnym pocałunku.

Żaden z nich na początku się nie poruszył. Po prostu siedzieli, przyciskając swoje wargi w jednym z najprostszych pocałunków, w jakich Greg kiedykolwiek uczestniczył. W końcu Lestrade odsunął się z uśmiechem.

— Przepraszam, myślałem… — zaczął, chcąc potrzeć kark w zakłopotanym geście, kiedy nadeszła kolej Mycrofta, by podjąć działania.

Młodszy chłopiec zmniejszył dzielący ich dystans i zainicjował to, co szybko przeistoczyło się w znacznie bardziej intymny pocałunek. Ich usta zaczęły się poruszać, a Greg naciskał, pogłębiając akt, chwytając tył głowy Mycrofta i przesuwając palcami po miękkich, lekko rudych włosach.

Grega najbardziej zaskoczyło to, jak cholernie dobrze całował Mycroft. Zawsze miał wrażenie, że młodszy chłopak był trochę nieświadomy tych spraw i być może niedoświadczony, ale… Odpowiadał żarliwie na każdy pocałunek Grega, jęcząc cicho i ściskając mocno przód koszuli Lestrade’a. Greg odważył się przesunął językiem po dolnej wardze Mycrofta, który zareagował tak, jak miał nadzieję. Rozchylił usta, a Greg skorzystał z okazji, by wsunąć język do jego ust, znajdując jego i łącząc je razem. Mycroft znów jęknął, napierając na niego mocniej.

Rozstali się z cichym westchnieniem. Obaj zdyszani. Cała twarz Mycrofta była zarumieniona. Greg spojrzał na niego, muskając wierzchem palców jego policzek.

— Myc… — szepnął.

Mycroft oblizał swoją, lekko opuchnięta od pocałunków, wargę i odetchnął drżąco.

— Gregory, ja… zwykle nie…

— Ale to było w porządku? — zapytał.

Mycroft zawahał się, ale potem skinął głową.

— Tak. Przypuszczam, że tak. To było… coś o czym właściwie myślałem — wymamrotał Mycroft, spoglądając na swoje kolana, gdy jego rumieniec się pogłębił.

Greg zaśmiał się i kładąc palec pod jego brodę, podniósł jego głowę.

— Czy mogę? — zapytał, ponownie zerkając na usta Mycrofta.

Po tym, jak młodszy chłopak przytaknął, Greg pochylił się, by rozpocząć kolejny namiętny pocałunek.

Oficjalnie zaczęli się spotkać trzy dni później, ku zaskoczeniu wszystkich. Greg przypuszczał, że on sam był tym zdziwiony. Ale to nie miało znaczenia. Byli ze sobą, a Greg miał to szczęście, że codziennie mógł całować Mycrofta i być całowanym przez niego i Chryste, Mycroft był w tym niesamowity.

Chapter 121: Pozwól, że cię podwiozę

Notes:

AU nastolatki

Chapter Text

— Dlaczego nie pozwolisz się podwieźć? — zapytał Greg Lestrade z papierosem wystającym z ust.

Chłopiec, z którym obecnie rozmawiał, niezwykle zdziwiony, spojrzał na niego sceptycznie. Mycroft Holmes unosząc brew spojrzał na punkowego nastolatka znad oprawek swoich okularów i poprawił uścisk na podręcznikach, które aktualnie trzymał.

Greg był wszystkim, czym Mycroft nie był. Był “super”, miał tatuaże, włosy zaczesane do tyłu i zasypiał w klasie z nogami opartymi na biurku. Zawsze nosił dopasowane dżinsy (zwykle podarte) i skórzaną kurtkę z wieloma ćwiekami na ramionach. Szczerze mówiąc, wyglądało to dość absurdalnie. Jednak wydawało się, że mu to odpowiada.

— Co powiesz, Holmes? — znów zabrzmiał jego głęboki, szorstki głos.

Mycroft zamrugał i pokręcił głową.

— Dziękuję Gregory, ale nie. Nic mi nie będzie i nigdy nie jeździłem… — Przerwał, wpatrując się w motocykl, na którym siedział drugi chłopak. — Na jednym z nich.

— Nie jest tak źle. — Uśmiechnął się Greg. Sięgnął za siebie i wyciągnął zapasowy kask, wskazując nim na chłopaka. — No dalej. Będę jechał ostrożnie, obiecuję. Pozwól, że cię podwiozę.

Mycroft nie chciał. Wolał, aby jego środki transportu miały cztery koła i faktycznie chroniły jego ciało przed betonem. Jednak było też lekkie pociągnięcie w środku, które kazało mu zaakceptować kask i podwiezienie. Jak na taki typ osoby, jakim był, Greg nie był wcale taki zły. Właściwie był miły dla innych ludzi, podczas gdy niektórzy z jego “gangu” byli po prostu łobuzami. Był także zaskakująco inteligentny. Jego oceny nie były nawet bliskie stopniom Mycrofta (choć prawdę mówiąc, nikogo nie były), ale jak na kogoś, kto niemalże codziennie przesypiał lekcje, był uczniem który zaliczał egzaminy. Gdyby się przyłożył, to Mycroft nie wiedział, co mógłby osiągnąć.

— Dobrze — westchnął Mycroft, poddając się. Starał się nie uśmiechnąć, widząc, jak Greg promieniał z dumy. — Czy mogę gdzieś umieścić swoje rzeczy?

— Tak, w bocznej torbie — wskazał Greg, sięgając w dół i otwierając skórzaną sakwę, której Mycroft wcześniej nie zauważył.

Kiwając głową Holmes podszedł i włożył do niej swoje rzeczy, zamykając ją i wreszcie biorąc kask.

Nigdy wcześniej nie nosił kasku. Nawet gdy był młodszy, nigdy nie jeździł na rowerze. Naprawdę, jaki byłby tego sens, kiedy twoja rodzina była na tyle bogata, że dała ci samochód, który mógł cię zawieźć wszędzie? Zerknął na kask, ponownie unosząc brew, co wywołało śmiech u obserwującego go chłopca. Mycroft zjeżył się trochę, gdy poczuł klepnięcie po plecach, podskoczył i cofnął się o krok.

— Po prostu go załóż. Będzie pasował do twoich okularów, nie martw się. Nie ma w tym żadnej sztuczki.

Sapiąc, Mycroft przestał w końcu analizować kask i włożył go. Chociaż nie kolidował z jego okularami, tak jak powiedział Greg, wciąż noszenie go nie było zbyt wygodne. Przynajmniej był wdzięczny za odpowiednią ochronę. Musiał stwierdzić, że posiadanie zapasowego kasku pod ręką było mądre ze strony Grega.

Mycroft musiał być najbardziej niezręczną osobą, jaka kiedykolwiek wspinała się na motocykl. Nie przegapił osób na boisku szkolnym, gapiących się na widok przed nimi. Nie mógł ich za to winić. W końcu jednak siedział na maszynie, a jego ręce instynktownie chwyciły mocno talię Grega, gdy motor przesunął się trochę.

— Spokojnie — zaśmiał się Greg, zerkając na niego przez ramię. — Chciałem ci powiedzieć, żebyś się trzymał, jednak już to robisz. Ale nie martw się, nie wywrócimy się.

Mycroft wcale nie był rozbawiony. Ale nie puścił i przechylił się trochę bardziej podczas tej przemowy, tak że jego pierś była przyciśnięta do pleców Grega. To sprawiało, że czuł się trochę bezpieczniej. Coś, czego bardzo potrzebował, ponieważ kiedy Greg ruszył, Mycroft pomyślał, że może umrzeć.

Miał atak paniki. Nie było niczego innego, co mogłoby to wyjaśnić. Był w szoku i naprawdę nie miał pojęcia, co zrobić? Dlaczego wsiadł na motor? Zwykle był znacznie lepszym sędzią swoich czynów niż teraz. Po prostu nie mógł odmówić starszemu nastolatkowi, z jakiegokolwiek powodu. Mycroft nie należał do osób, które zgadzają się na cokolwiek ze względu na wygląd proszącego, niezależnie czy był to facet czy dziewczyna. Wielu próbowało tego w przeszłości, nawet jeśli chodziło tylko o odpowiedzi na następny test lub przepisanie pracy domowej. A jednak był tutaj.

Jazda skończyła się wystarczająco szybko, a jednak kiedy Greg podjeżdżał pod jego dom, Mycroft był dziwnie rozczarowany. Wypuszczając drżący oddech, odsunął się od kierowcy i zszedł z motoru. Nogi trzęsły mu się lekko, ale pozostał wyprostowany, kiedy zdjął kask i zabrał swoje książki.

— Widzisz? Nie było tak źle.

Greg uśmiechnął się, zapalając kolejnego papierosa. Mycroft ponownie westchnął drżąco, ale zdołał skinąć głową.

— Przypuszczam, że nie — przyznał. W końcu nie było tak źle, jak mu się wydawało.

— To znaczy, że mogę znowu cię podwieźć? — zapytał Greg. — Wkrótce?

Mycroft wpatrywał się w niego.

— Dla… dlaczego chcesz to zrobić? — Nie mógł powstrzymać się przed zapytaniem, wgapiając się w Grega, jakby wyrosła mu druga głowa.

— Bo jesteś słodki — przyznał Greg, wzruszając ramionami.

— Nie dam ci przepisać pracy domowej — powiedział automatycznie Mycroft ze zmrużonymi oczami.

Greg zaśmiał się i zabrzmiało to raczej cudownie.

— Nie tego chcę. Możesz być najmądrzejszym facetem w klasie, ale nie robię tego, żeby wykorzystać twój nerdyzm. Chcę cię poznać. W porządku?

Mycroft zamilkł, dalej się w niego wpatrując. Czy to było w porządku? Czy on…

— Przypuszczam — westchnął, kiwając głową.

Nie miał pojęcia, na co się pisał, ale skłamałby, gdyby nie czuł w związku z tym odrobiny nadziei.

Chapter 122: Myśliwy

Chapter Text

— Nie rozumiem tego fenomenu.

Greg usłyszał mruczenie Mycrofta pewnego popołudnia. Inspektor burknął z zaciekawieniem, niezupełnie podnosząc głowę znad swojej papierkowej roboty, którą próbował skończyć. Mycroft przyszedł, żeby mogli zjeść razem obiad, ale nadinspektor zabiłby Greg'a, gdyby te dokumenty nie zostały wypełnione i szybko nie leżałaby na jego biurku. Na szczęście prawie skończył i…

Greg zamarł, kiedy w końcu spojrzał na swojego partnera. Jego usta otworzyły się w szoku. Czy naprawdę to widział…? Tak. Na pewno to widział. Po drugiej stronie swojego biura, obok wieszaka, który stał blisko drzwi, stał Mycroft trzymając cholerną czapkę myśliwską. Jego blade oczy były zmrużone i najwyraźniej patrzył na każdy najmniejszy szczegół nakrycia głowy. Wydawało się, że to była bardzo poważna sprawa.

— C… co masz na myśli? — Greg'owi w końcu udało się zadać pytanie. Całkowicie zapomniał o piórze w dłoni i o dokumentach.

— Co w tym jest? — zapytał Mycroft, zerkając na Greg'a z ukosa, po czym z powrotem skupił się na czapce. Obracał ją w jedną stronę, potem w drugą, a następnie obrócił ją do góry nogami, żeby zajrzeć do środka. — Wygląda absurdalnie. Nie rozumiem, dlaczego cały Londyn wydaje się uwielbiać, kiedy mój brat ją nosi.

Czy to się faktycznie działo? Greg nie mógł zdecydować, czy było to śmieszne czy urocze. Może było to jedno i drugie. Odchrząknął i wreszcie odłożył pióro, składając ręce jedną na drugiej.

— W pewnym sensie jest to symbol — próbował wyjaśnić Greg. — Ta czapka nadała mu symboliczny wygląd, którego z jakiegoś powodu nie nadał mu jego płaszcz i kości policzkowe. Myślę, że po prostu utknął z tym.

Mycroft mruknął, słuchając go, unosząc przy tym brwi. Następnie bez ostrzeżenie podniósł czapkę i nałożył ją na głowę. Szczęka Grega opadła jeszcze bardziej. Nie sądził, że może być bardziej zdziwiony. Mycroft był… O mój Boże.

— To nakładka na ucho — skomentował Mycroft, odwracając się, by spojrzeć na Grega.

Teraz, kiedy miał pełny widok na Mycrofta Holmesa noszącego czapkę myśliwską, Greg nie mógł się powstrzymać. Zamrugał jeszcze kilka razy, a potem wybuchnął śmiechem. Rozłożył się na biurku, wciąż się śmiejąc. Mycroft sapnął lekko zirytowany.

— Nie rozumiem, co jest takie zabawne — skomentował bez rozbawienia, zdejmując czapkę z głowy, wracając do dziwnego wpatrywania się w nią.

Greg… nie mógł przestać się śmiać. W jego oczach pojawiły się łzy, a kiedy śmiech zaczął cichnąć, obraz Mycrofta w czapce znów do niego powrócił i atak wesołości rozpoczął się od nowa. Mycroft westchnął ciężko.

— Naprawdę, Gregory, to nie jest takie zabawne. Jesteś niedorzeczny.

— Nieprawda, śmiesznie jest… widzieć cię… w tym — zachichotał Greg, wycierając oczy i biorąc głęboki oddech.

Mycroft tylko się na niego gapił.

— Czyli wyglądałem zabawnie? I dlatego ludzie lubią, kiedy Sherlock ją nosi? — zapytał Mycroft, wciąż usiłując dotrzeć do sedna tajemnicy, która się za tym kryła.

— Nie, to po prostu… To znaczy, pewnie niektórzy wyglądają w tym śmiesznie, ale nie jest tak dla ogółu społeczeństwa. Tylko dla ciebie w takiej czapce. Nigdy nie myślałem, że doczekam tego dnia.

Ten obraz będzie bawić Greg'a i to przez wiele lat. Może będzie miał szczęście i pewnego dnia zrobi zdjęcie Mycroftowi w czapce myśliwskiej.

— Zanim zapytasz, nigdy nie zrobisz zdjęcia, na którym będę ją miał na głowie — powiedział Mycroft, jakby czytając w jego myślach i odwrócił się, by odłożyć czapkę myśliwską z powrotem na wieszak, na którym wcześniej się znajdowała. Greg nie mógł stłumić chichotu.

— A może? — powiedział, drażniąc się.

— Nie. Czy możemy teraz iść na lunch? Zanim zmusisz mnie do założenia tej przeklętej rzeczy — zapytał Mycroft, chwytając parasol.

— Jasne — powiedział Greg, przecierając oczy, gdy nadal nie mógł przestać się śmiać z tego powodu.

Boże, to był naprawdę niesamowity widok. Napisał swoje nazwisko w miejscu, w którym miało znaleźć się w dokumentach, zebrał je i chwycił płaszcz. Wyszli razem z biura, a Greg wrzucił paczkę papierów do szczeliny przed drzwiami biura nadinspektora.

— Czy na pewno już cię w niej nie zobaczę? — zapytał rozbawiony Greg.

— Nie zobaczysz — odpowiedział stanowczo Mycroft.

— Nawet raz?

— Absolutnie tego nie zrobię.

— Nawet jeśli będziemy obaj nadzy?

— Jesteś… dziwnym człowiekiem.

— Ale kochasz mnie.

— Boże dopomóż mi, ale tak.

Chapter 123: Rozchmurz się

Chapter Text

Kiedy Mycroft wrócił tego wieczoru do domu, było jasne, że był w takim nastroju, że bez kija nie podchodź. Greg pomyślał, że było to trochę zabawne, jak łatwo mógł to teraz stwierdzić, nawet z tak strzeżonymi emocjami, jak u jego partnera. Sposób, w jaki trzymał głowę lub miał wyprostowane plecy, zdradzały niektóre z najważniejszych rzeczy bez konieczności mówienia przez Mycrofta choćby jednego słowa.

— Hej, kochanie — powiedział delikatnie z uśmiechem Greg, mając nadzieję, że poprawi nastrój partnera.

Wyciągnął rękę i ścisnął biceps Mycrofta, który w zamian posłał mu znużony uśmiech.

— Dobry wieczór, Gregory — mruknął Mycroft, pochylając się i składając szybki pocałunek na policzku drugiego mężczyzny, po czym przeszedł obok i skierował się do kuchni, gdzie nastawił czajnik, żeby zaparzyć herbaty.

Greg poszedł za nim, w milczeniu, czekając cierpliwie.

— Powiesz mi, co się stało? — zapytał cicho starszy mężczyzna, opierając się o framugę drzwi.

Mycroft zamarł i westchnął przez nos, po czym potrząsnął głową.

— Nic się nie stało. Nie musisz się przejmować.

Czasami Mycroft był taki beznadziejny w kłamaniu. To był jeden z tym momentów, gdy Greg mógł go przejrzeć. Potrząsając głową i uśmiechając się delikatnie, odepchnął się od framugi i wszedł do kuchni. Podszedł do wyższego mężczyzny i owinął ramiona wokół jego talii, pochylając się, by pocierać nosem o jego plecy.

— Gregory… — zaczął Mycroft.

W jego głosie było słychać spokojny ton, który był ostrzeżeniem, które Greg łatwo zignorował.

— Powiedz mi — szepnął zamiast tego.

Mycroft westchnął ponownie.

— Sherlock — powiedział Mycroft.

Cóż, to właściwie wszystko wyjaśniało. Bez wątpienia młodszy z braci Holmes był irytujący, jak zawsze, i ponad wszystko wyczerpujący. Greg delikatnie uścisnął kochanka.

— Nie przejmuj się nim — powiedział.

W końcu Mycroft odwrócił się tak, że teraz stali do siebie przodem.

— To wyczerpujące, Gregor'y. Rozmawianie z nim i jego granie na tych śmiesznych skrzypcach za każdym razem, gdy mówię jest wyczerpujące. Jest cholernym dzieckiem, zawsze był dzieckiem i absolutnie nie można do niego dotrzeć.

Kiedy Mycroft w końcu zaczął narzekać, jego głos stał się nieco głośniejszy, nieco bardziej zirytowany i namiętny. Greg milczał, słuchając i przyswajając wszystko, co mówił. Następnie przechylił się na bok i wyłączył palnik w kuchence.

— Co robisz… — zaczął mówić Mycroft, najwyraźniej poirytowany, że Greg przerwał jego przygotowanie herbaty.

Greg chwycił jego smukłą dłoń i pociągnął go w stronę salonu.

— Chodź — powiedział Greg, ciągnął go przez pokój do kanapy. — Usiądź.

Mycroft nadal stał, unosząc z wyczerpania brew. Inspektor westchnął.

— Usiądź, Myc — powtórzył, wskazując na kanapę. W końcu młodszy mężczyzna skinął głową i zrobił to. Greg podszedł bliżej i wspiął się na kolana swojego partnera, siadając na nim okrakiem i pochylając się blisko, aby otrzeć ich nosy o siebie. — Nie ruszymy się z miejsca, dopóki nie sprawię, że się rozchmurzysz.

— Gregory, to nie jest konieczne — powiedział Mycroft, wpatrując się w niego.

— Tak, zdecydowanie jest to konieczne. Dlatego siedź spokojnie i pozwól, że się tobą zajmę. — Greg uśmiechnął się, a Mycroft ponownie uniósł brew.

— Jesteś śmieszny — powiedział polityk, przewracając oczami.

Powstrzymując się od komentarza, Greg zaczął powoli całować całą twarz Mycrofta. Jego dłonie spoczywały lekko na piersi partnera, bawiąc się nieco jego krawatem, gdy nimi poruszał. W końcu Mycroft zamknął oczy i Greg poczuł, jak jego ciało rozluźnia się.

— Ilekroć twój brat cię irytuje — zaczął Greg, kontynuując pocałunki. — Po prostu zamknij oczy i pomyśl o mnie. O tym. O wszystkim, do czego wracasz, gdy idziesz do domu.

— Jeśli zacznę o tobie myśleć, będzie wiedział o tym od razu — wymamrotał Mycroft, ale ten komentarz nie zawierał w sobie żadnej siły. Greg uznał to za dobry znak. Uśmiechnął się, przesuwając powoli swoje pocałunki w dół długiej, bladej szyi.

— W takim razie powinieneś uczynić te myśli tak brudnymi, jak to tylko możliwe — skomentował. — Spraw, żeby się wiercił z dyskomfortu i chciał wypalić sobie mózg.

Nastąpiła chwila ciszy, a potem Mycroft roześmiał się. Zwycięstwo. Po zakończeniu pocałunków Greg wyprostował się, aby znów mogli na siebie spojrzeć. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech i na jego widok Mycroft również uśmiechnął się szczerze.

— Naprawdę jesteś wyjątkowy — powiedział z uczuciem Mycroft. Nawet w jego jasnoniebieskich oczach widniała radość.

— Wiem. I teraz czujesz się lepiej. Jestem najlepszym chłopakiem na świecie — pysznił się Greg.

Mycroft przytaknął i pochylił się, by go delikatnie pocałować.

— Naprawdę jesteś — zgodził się z lekkim skinieniem głowy.

Chapter 124: Rodzinna wycieczka

Chapter Text

— O rany! — zawołał głośno Greg, szczerząc się mocno. — No to ruszamy! Grają moją piosenkę!

Starszy mężczyzna pogłośnił radio, gdy rozpoczęła się piosenka i zaczął nucić jej początek. Abby siedząca za nim na tylnym siedzeniu samochodu jęknęła dramatycznie i naciągnęła na dłonie swoje różowo-czarne rękawy, aby zakryć twarz.

— Tatusiuuuuu — narzekała, wiedząc dokładnie, co się zaraz wydarzy. — Powiedziałeś, że nie będziesz śpiewać.

— Ale Abby, to Africa — sprzeciwił się Greg. — Zawsze stanowi wyjątek od reguły.

Abby znów jęknęła, naciągając teraz na uszy swój kapelusz Arsenalu (który obecnie przejął inny kształt) obracając go i ściągając w dół, aby zakryć oczy. Obok cierpiącej dziewczynki, jej starsza nastoletnia siostra Elizabeth powstrzymywała się od komentarza, z nosem schowanym w komórce, gdy czekała na swoją kolej w rundzie Scrabble, w który grała z Mycroftem siedzącym na przednim siedzeniu pasażera.

— IT’S GONNA TAKE A LOT TO DRAG ME AWAAAAY FROM YOOOOOOOU!!! — Greg bardzo głośno zaśpiewał refren, uśmiechając się i uderzając dłońmi o kierownicę w rytm bębnów.

Mycroft uniósł brew, ale będąc w trakcie gry, wciąż ignorował swojego ukochanego męża.

— Myc, nie ma takiego słowa! — powiedziała Elizabeth, pochylając się do przodu, żeby jej ojczym mógł ją usłyszeć.

Mycroft zaśmiał się cicho.

— Moja droga, gdyby nie istniało, to nie byłbym w stanie go utworzyć — odpowiedział rozbawiony.

— Tatusiu, zamierzam rzucić w ciebie moją czapką, jeśli nie przestaniesz — ostrzegła Abby, sapiąc i opadając głębiej na swoim miejscu.

— Zrób to, a już ci jej nie oddam. — Greg uśmiechnął się. — Darmowa czapka! Założę ją na następnym meczu!

Kontynuowali jazdę, a Greg nadal śpiewał. Z biegiem czasu piosenki stawały się coraz bardziej entuzjastyczne, a śpiewał nawet przy keybordowej solówce. Nie można było wyjaśnić, jak dokładnie tego dokonał, ale z pewnością to zrobił. Gdy piosenka dobiegła końca, ku uldze wszystkich innych, Greg zamilkł.

— Ta droga nie wygląda znajomo — mruknął.

Mycroft ponownie uniósł brew i odwrócił głowę, by na niego spojrzeć.

— Cóż, może gdybyś tak namiętnie nie wykonywał dla nas serenady, to nie przegapiłbyś zjazdu — skomentował.

Greg prychnął i machnął lekceważąco dłonią.

— To nic wielkiego, zaraz będziemy na dobrej drodze — odparł.

Jednak po pewnym czasie nadal nie znajdowali się na dobrej drodze i nigdzie w pobliżu miejsca, w którym musieli być.

— Tatusiu, po prostu zatrzymaj się i spytaj kogoś o drogę — powiedziała Elizabeth, odkładając telefon na bok, gdy jej gra z Mycroftem dobiegła końca.

— Nie, wiem, gdzie jadę, Lizzi. — Greg wzruszył ramionami. — Znam te drogi jak własną kieszeń, nie są skomplikowane.

— Nigdy nie dojedziemy do babci — oznajmiła dramatycznie Abby. — Zostaniemy zagubieni na zawsze.

— Nie zgubiliśmy się na zawsze, Abs — zaśmiał się Greg.

— Nieprawda. Aby przetrwać, będziemy musieli się uciec do kanibalizmu.

— Nie jesteśmy zagubieni! — odpowiedział z szokiem Greg. — Miej wiarę w swojego staruszka, okej?

Jęk, który otrzymał w odpowiedzi, pokazywał, że najwyraźniej w niego nie wierzyła. Greg jednak się nie martwił. Musiał tylko skręcić za kilka mil w prawo. Był tego pewien… Jakieś piętnaście minut później zauważył ruch w środkowych lusterku, gdy Abby przysunęła się bliżej do swojej starszej siostry z zamiarem chwycenia jej za ramię.

— NIKT NIKOGO NIE ZJE! — krzyknął Greg, powodując, że Abby zamarła.

Młodsza córka Lestrade’a parsknęła, ale usiadła na swoim miejscu.

Przez całe to szaleństwo Mycroft milczał, czytając książkę, którą zabrał ze sobą w podróż. Po minięciu jakiegoś czasu, gdy najwyraźniej nadal nie znajdowali się na właściwej drodze, odłożył powieść i ponownie podniósł telefon. Abby po raz kolejny wtrąciła uwagę o kanibalizmie, a Elizabeth drażniła się z Gregiem, mówiąc mu, że to on zostanie zjedzony pierwszy, ponieważ to była jego wina, że się zgubili.

— Za dziesięć mil skręć w prawo — rozległ się głos z komórki Mycrofta.

Polityk oparł ją na desce rozdzielczej samochodu. Greg uniósł brwi.

— GPS? — zapytał, spoglądając na moment na Mycrofta, który powrócił do swojej książki. Młodszy mężczyzna mruknął coś niezrozumiale.

— To najbardziej oczywiste rozwiązanie — powiedział po chwili. — W końcu najwyraźniej nie zamierzasz pytać o drogę, kochanie, o ile cię znam, a ponadto… wolałbym nie być zjedzony przez jedną z twoich najdroższych córek.

Greg roześmiał się, nie mogąc się powstrzymać, bo bardzo zabawnie było słyszeć, jak jego ukochany mąż tak od niechcenia komentuje komentarz Abby na temat stania się kanibalem. Abby zaśmiała się i klasnęła z radością, że w końcu mają wskazówki, które doprowadzą ich do celu.

— W porządku — westchnął Greg. — Ale ktokolwiek z was powie o tym mojemu ojcu, to już nie żyje.

Chapter 125: Spotkanie z mamusią

Chapter Text

Greg był bardzo zdenerwowany spotkaniem z rodzicami Mycrofta. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, ponieważ ta para była powodem istnienia zarówno polityka, jak i Sherlocka, a byli po prostu tak wyjątkowi, niesamowicie inteligentni i… Cóż, Greg był trochę przerażony. Wyobraził sobie ich jako parę z wyglądem i zachowaniem braci Holmes. Zastanawiał się, jak szybko zaczną potępiać wszystko czym był.

Cóż… tak się nie stało. Greg musiał fizycznie powstrzymać szczękę przed opadnięciem na podłogę, kiedy spotkał pana i panią Holmes. Byli tacy… zwyczajni. Mamusia Holmes przyciągnęła go do siebie i przytuliła niemalże na progu, po czym zajęła się ich bagażami, nakłaniając pana Holmesa do zaniesienia ich rzeczy do środka. Zaproponowała im herbatkę i ciastka oraz zapytała Grega, czy miał jakieś alergie, a także jakie były jego ulubione potrawy.

— Najwyższy czas, żebyś go przyprowadził, Mikey — skarciła swojego najstarszego syna.

Greg starał się zakryć usta tak dyskretnie, jak to było tylko możliwe, aby stłumić śmiech. Mycroft jednak tego nie przegapił i rzucił swojemu partnerowi szybkie, surowe spojrzenie.

— Och, Greg, kochanie, jesteś taki przystojny!!! — wykrzyknęła, zwracając się z powrotem do niego. Sięgnęła, żeby ująć jego policzku i poklepała je z promiennym uśmiechem. — Tak się cieszę, że tu jesteś. Uszczęśliwiasz naszego Mikeya. Jesteś dla niego taki dobry.

— Drogi panie, mamusiu, czy mogłabyś użyć mojego pełnego imienia i nazwiska, skoro sama mi je nadałaś? — zapytał Mycroft z irytacją i to nie po raz pierwszy.

Spojrzenie, która posłała kobieta, dało jasno do zrozumienia Gregowi, że była to rozmowa, która prawdopodobnie miała miejsce, wiele razy wcześniej.

Pili herbatę, a mamusia Holmes troszczyła się o nich obu w bardzo słodki sposób, aż w końcu Mycroft odciągnął Grega do pokoju, z którego korzystali podczas pobytu w domu rodzinnym Holmesów. Zamykając za sobą drzwi, młodszy mężczyzna westchnął. Jego ramiona opadły w zmęczeniu, gdy ściskał grzbiet swojego nosa.

— Myc, twoi rodzicie… — zaczął Greg, kładąc torbę obok łóżka.

— Są bardzo męczący, wiem — mruknął Mycroft, sprawdzając komórkę i podchodząc na drugą stronę łóżka, żeby usiąść.

— Nie — zaśmiał się pogodnie Greg. — Chciałem powiedzieć, że są uroczy. Są tacy… zwyczajni. Zupełnie się tego nie spodziewałem.

— Tak, to okropne — westchnął Mycroft. — Coś z czym niestety Sherlock i ja mamy do czynienia każdego dnia.

— Ał, nie mów tak. To twoi rodzice i wyraźnie cię kochają.

— Mówiłem ci, że nie masz się o co martwić — powiedział, ignorując komentarz Grega.

Uśmiechając się delikatnie, starszy mężczyzna przeszedł przez pokój i stanął przed Mycroftem, pochylając się, by pocałować go w policzek.

— No dalej, kochanie. To będzie miła wizyta. Tylko ja miałem się stresować i martwić, nie ty. Zrelaksuj się, okej? — wyszeptał, przeczesując palcami włosy Mycrofta.

— Przepraszam. Sprawiają, że tak się czuję.

Mycroft wzruszył ramionami, ale skinął głową. Rozpakowanie zajęło im kilka minut, po czym wrócili na dół, gdzie Mycroft został wciągnięty do kuchni. To pozostawiło Grega sam na sam z ojcem jego partnera, który zachowywał dystans.

Ta cicha passa skończyła się, gdy usiedli przed kominkiem z małymi szklankami szkockiej. Pan Holmes zaczął rozmawiać z Gregiem. To była bardzo przyjemna rozmowa. Greg dużo nauczył się o mamusi Holmes i obu dzieciach, które odziedziczyły po niej inteligencję, a także poznał wiele historii z dzieciństwa Mycrofta i Sherlocka. Przeskakiwali z jednej opowieści do drugiej, czasami bez żadnego powiązania między nimi i chociaż Greg zgubił się kilka razy, ogólnie słuchanie tego było niesamowite. Było to jednak dziwne, kiedy pan Holmes po chwili zaczął nucić.

— Ojcze, przestań nucić — zawołał Mycroft, wchodząc do salonu.

— Och, czy znowu to robi? — Z kuchni dobiegł głos mamusi Holmes. — Po prostu go uderz, Greg. Nic mu nie będzie.

Greg tylko mrugnął. Jakby w ogóle mógł to rozważać!! Jednak komentarz Mycrofta wyciągnął pana Holmesa z dziwnego transu, w który wpadł.

— Och, Mycroftcie. Dobrze, że do nas dołączyłeś — powiedział, spoglądając na swojego starszego syna. — Właśnie miałem zacząć opowiadać Gregorowi o eksperymentach Sherlocka nad jeziorem i twojej pomocy w tym.

Mycroft stał się jaskrowo czerwony, co spowodowało u Grega wielkie zdumienie.

— Ojcze, to nie jest konieczne. Proszę, nie zanudzaj Grega takimi bezmyślnymi szczegółami z mojego dzieciństwa — sapnął Mycroft, wyraźnie nie patrząc swojemu partnerowi w oczy.

Gregowi opadła szczęka. O Mój Boże, Mycroft był zawstydzony. Wręcz palił się we wstydu.

— Nie, panie Holmes, proszę mi o tym opowiedzieć — powiedział po chwili, czując się nieco podekscytowany, a uśmiech zaczął pojawiać się na jego twarzy. — O co chodzi z eksperymentami nad jeziorem?

Kiedy pan Holmes zaczął opowiadać, Mycroft faktycznie jęknął i odwrócił się, by schować twarz w poduszce na kanapie. O tak, Greg już pokochał tę wizytę.

Chapter 126: Nieunikniona rozmowa

Chapter Text

 

Minęły dwa miesiące, odkąd Greg w końcu okazał widoczne zainteresowanie Mycroftem. Miesiąc, odkąd zaczęli chodzić na niezobowiązujące randki, kiedy spotkali się i nie rozmawiali o pracy czy o Sherlocku. W końcu tydzień wcześniej zaprosił Mycrofta na prawdziwą randkę.

Spotykali się. To było surrealistyczne, ale tak było. Byli dla siebie chłopakami z powodu braku lepszego określenia. Nie, żeby Mycroft powiedział to na głos, ale to było w porządku. Byli tym, czym byli i to było niesamowite. Greg nie mógł sobie przypomnieć, kiedy był tak szczęśliwy. Przynajmniej w ten sposób. Dwukrotne zostanie ojcem to zupełnie inna sytuacja niż znalezienie partnera.

Mycroft był absolutnie czuły, coś co ukrywał pod tą lodowatą powierzchnią. Nie, naprawdę nie był tak zimny. Był ciepły, opiekuńczy i niesamowity, a Greg w końcu to dostrzegł. Podejrzewał to i wiedział, że istniał potencjał. Teraz w pełni tego doświadczał. Czuł to w sposobie, w jaki dotykali się palcami. W tym, w jaki sposób Mycroft na niego patrzył. Widocznej trosce i uwielbieniu w tych jasnoniebieskich oczach. Wiedział to po tym, jak się całowali w ten elektryzujący, spragniony, doskonały oraz słuszny sposób.

Więc tak, był szczęśliwy jak diabli. Co więcej, miał głowę w obłokach. Musiał się do tego przyznać. Oczywiście, w tym stanie, ledwo zauważył czarny samochód podjeżdżający do niego, gdy szedł chodnikiem, dopóki nie zbliżył się zbyt blisko. Greg rozpoznał w nim jeden z tych, których często używał Mycroft. Młodszy mężczyzna jednak nie wysłał mu sms’a i chociaż miał zwyczaj pojawiać się niespodziewanie, zwykle dawał jakiś znak przed tym, odkąd byli ze sobą.

Jego zmieszanie stało się jeszcze bardziej intensywne, gdy po otwarciu drzwi zobaczył w środku jedynie Antheę. Pochylił się i spojrzał na asystentkę Mycrofta, unosząc brew.

— Anthea? — zapytał z zaciekawieniem.

To nie było jej prawdziwe imię, wiedział to na pewno. Według Mycrofta często je zmieniała, ale był to jej ulubione i którego używała, gdy była z nim. A więc była Antheą, Grega w rzeczywistości to nie obchodziło.

— Wsiadaj do samochodu, inspektorze.

To był rozkaz, a nie prośba. W jej głosie nie było nacisku, ale jednak coś w jej tonie dawało do zrozumienia, że lepiej było nie odmawiać.

— W porządku? — zgodził się, rozglądając się, aby upewnić się, że żaden oficer nie poszedł za nim ze Scotland Yardu z jakiegokolwiek powodu.

Poprawiając chwyt na teczce, ponownie pochylił się i wsiadł do samochodu. Zatrzasnął drzwi i ledwo zapiął pasy, zanim auto ruszyło.

W środku zapadła cisza. Greg cierpliwie czekał, gdy w międzyczasie Anthea dalej stukała na swoim Blackberry. Tak naprawdę robiła to cały czas, dlatego zobaczenie, jak wyłącza urządzenie i odkłada chwilę później był momentem, kiedy szok naprawdę zaczął pojawiać się u inspektora. Greg zamrugał mocno zdziwiony.

— Jest coś, co ja i ty musimy omówić — powiedziała Anthea, wbijając w niego wzrok i krzyżując nogi.

Greg ponownie zamrugał.

— Jasne — powiedział, kiwając głową. — O co chodzi?

— Jesteś w romantycznej relacji z panem Holmesem — skomentowała wyraźnie do czegoś dążąc. Nie tylko ot tak obserwowała ich życie osobiste. — Darzy cię uczuciem od jakiegoś czasu. Jestem pewna, że wspomniał o tym.

— Tak jakby — zgodził się Greg.

Rozmawiali o tym zeszłej nocy. Jak obaj dawno temu rozwinęli uczucia do drugiego i jak żaden z nich nie przypuszczał, że mogą działać zgodnie z nimi. To było naprawdę niesamowite, jak mogli czuć dokładnie to samo i było to również lekko frustrujące, ponieważ mogli być już ze sobą wcześniej. Oczywiście lepiej późno niż wcale.

— To wielka sprawa dla pana Holmesa. Zakładam, że dla ciebie również. Jednak jesteś jedyną osobą, której zdecydował się zaufać tak mocno i tak bardzo.

Greg uśmiechnął się. Tak, to była prawda. Nadal nie był pewien, dlaczego Anthea mówiła to wszystko, ale i tak było miło to usłyszeć.

— Oczywiście wiesz o tym wszystkim — skomentowała Anthea. Wciąż wpatrywała się w niego z powagą i po chwili zaczęła pochylać się w jego stronę. — Wspominam o tym, ponieważ muszę podkreślić wagę tego, jak możesz go skrzywdzić.

Greg otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Skrzywdzić go? Dlaczego miałby kiedykolwiek…

— Ma pan wspaniałe intencje, panie Lestrade. Jestem tego świadoma — kontynuowała Anthea, zanim zdążył otworzyć usta, jakby wiedząc, o czym myślał. — Ale musisz zrozumieć, że przy tak wielkiej sprawie, jak ta, jeśli ten związek nie jest dla ciebie tak ważny, jak dla niego, to możesz mu złamać serce. A jeśli to zrobisz…

Jej oczy zwęziły się niebezpiecznie, a Greg poczuł, jak lodowaty dreszcz przeszył jego plecy.

— Nie jestem w stanie wymienić wszystkich sposobów, na które mogłabym cię zniszczyć. Rozumiesz mnie?

Greg zamarł. Anthea prowadziła rozmowę na temat tego, co mu zrobi, jeśli złamie serce Mycrofta. To faktycznie się działo. Znów zapadła między nimi cisza. Żadne z nich nie zerwało kontaktu wzrokowego, aż w końcu Greg przytaknął.

— Nie zrobię mu tego — powiedział Greg słabo, ale całkowicie szczerze.

Anthea nadal się w niego wpatrywała, po czym skinęła głową i znów podniosła swój Blackberry.


— Cieszę się, że się zrozumieliśmy.

To była ostatnia rzecz, jaką powiedziała. Minutę później zatrzymali się przed jego mieszkaniem, gdzie wysiadł. Cóż, to co zdarzyło się z Antheą było cholernie przerażające, ale… nie mógł nic z tym zrobić i postanowił to potraktować, jako dobry znak.

Chapter 127: Ostatnia kropla

Chapter Text

Greg żałował, że jedna ręka nie wystarczyła, żeby policzył, ile razy Mycroft Holmes wsadził go do jednego ze swoich nieokreślonych czarnych samochodów i kazał zawieźć go w najbardziej przypadkowe miejsca w Londynie. Jeśli mężczyzna tak bardzo chciał się spotkać, to Greg nie rozumiał, dlaczego nie mogliby tego zrobić w jego biurze na komisariacie. Albo nawet w gabinecie Mycrofta, którego nigdy nie widział na oczy. Lub na neutralnym terenie, takim jak kawiarnia czy park.

Nie tak działał Mycroft. Dlatego po raz kolejny Greg został wysadzony w jakimś dziwacznym budynku, którego nigdy wcześniej nie zauważył. Przynajmniej ten nie był opuszczonym magazynem. Przynajmniej tyle. Z westchnieniem wsunął ręce do kieszeni płaszcza i wszedł do środka, aby znaleźć drugiego mężczyznę.

Nie powinien tego znosić. Gdyby to był ktoś inny, nie zrobiłby tego. A jednak… z Mycroftem się na to godził. Częściowo dlatego, że jak przypuszczał, łączył ich pewien rodzaj przyjaźni (przynajmniej najbliższe jej uczucie, na jakie Mycroft kiedykolwiek pozwalał). Po części było to spowodowane tym, że między nimi było napięcie, które było raczej urocze. Było tam wzajemne zauroczenie, którego Greg nie mógł pomylić z niczym innym. Początkowo myślał, że to było jednostronne, ale powoli z rzeczami, które Mycroft zaczynał mówić lub robić, uświadamiał sobie, że tak nie było.

Nic na ten temat nie powiedział. Mycroft również. Unosili się w tej dziwnej bańce tęsknoty za sobą, której żaden z nich nie miał odwagi przekłuć lub przekształcić w coś istotniejszego. Czasami było to frustrujące, ale Greg odkrył, że w pewnym sensie tego pragnął. Dlatego też te sprawy pozostały bez zmian.

— Ach, Gregory, dobrze, że przyszedłeś — przywitał go uprzejmie Mycroft.

Greg zwolnił, gdy wszedł do pokoju, wpatrując się w wyższego mężczyznę ubranego w nieskazitelny trzyczęściowy garnitur z parasolką w ręce, unosząc jedynie brew.

— Nie dałeś mi zbyt wiele opcji — skomentował sarkastycznie i lekko rozbawiony.

Mycroft uśmiechnął się na to złośliwie, śmiejąc się cicho.

— Tak, przypuszczam. To nie znaczy, że i tak tego nie doceniam — padła niemal złośliwa, ale szczera odpowiedź.

Sprawiła, że w żołądku Grega zatrzepotały motylki.

— Zatem, co mogę dzisiaj dla ciebie zrobić, Mycroft? — zapytał Greg, wędrując w głąb pokoju, tak że dzieliło ich zaledwie kilka kroków.

Skrzyżował luźno ramiona na piersi, wpatrując się w drugiego mężczyznę, zaciekawiony, a jednocześnie rozkojarzony oraz szczerze mówiąc trochę zirytowany. To zawsze było męczące, gdy odrywano go od tego, co robił (co było obecnie próbą oczyszczenia miejsce zbrodni, cholernie ważna praca), nawet jeśli z tego powodu mógł zobaczyć przystojną twarz polityka. Emocje walczyły w nim. Chciał być bardziej wkurzony na Mycrofta, ale nie mógł się na to zdobyć. Nie wtedy, gdy wpatrywał się w wąskie usta mężczyzna lub gdy te jasnoniebieskie oczy wbijały się w niego, wiedząc o nim tak dużo i gdy odczuwał… trochę intymność. Zadrżał.

— Jest pewna delikatna sprawa, którą chciałbym, żebyś się zajął — powiedział Mycroft, przechodząc w łatwy sposób do interesów. Poprawił chwyt na parasolce. — Rozmawiałem również z doktorem Watsonem, ale sprawa jest zbyt ważna, by powierzyć ją jednemu człowiekowi.

— Czy to na już? — zapytał Greg, częściowo słuchając.

Tak, potrafił określić, które emocje zaczynały wygrywać i nie wiedział czy byłby w stanie powstrzymać się przed…

— W rzeczy samej. Jak wiesz, Sherlock znajduje sobie w nocy niebezpieczne rozrywki. Cóż, niestety, ten rodzaj jest raczej poważny. Możesz, ale nie musisz, znać Rudobrodego… — zaczął wyjaśniać Mycroft. — Twoja wiedza na ten temat nie jest w rzeczywistości ważna. Koniecznie załatw mu sprawę, inspektorze. Daj mu coś, czym mógłbyś odwrócić jego uwagę. Nawet nie spojrzy na to, co mu daję, ale niezwykle ważne jest aby czymś się zajął, bez względu na to, jak proste to może być dla niego. Po prostu potrzebuje czegoś.

Mycroft wciąż mówił. Greg słuchał. Ale… to trwało tak długo. Mimo to wiedział, że nie pomylił sygnałów. Nie było mowy. Ich spojrzenia się spotkały i Mycroft zamilkł na chwilę, na tyle długo, że serce starszego mężczyzny podskoczyło w piersi. Nie wiedział, co go skłoniło do działania, ale w końcu coś w nim pękło. Coś, co powstrzymywało jego postanowienie, zostało odrzucone w dal.

Zanim zdołał się powstrzymać, nogi Grega poruszyły się. Zmniejszył dzielącą ich niewielką odległość, sprawiając, że Mycroft otworzył szeroko oczy ze zdumienia, a jego usta rozchyliły się w samą porę, by Greg pochylił się i je pochwycił. Rozległ się brzęk, gdy charakterystyczny parasol Mycrofta upadł na ziemię. Jego dłonie powędrowały prosto do klap marynarki i mocno je pochwyciły. Stali pod ścianą. Naprawdę byli tak blisko niej?

— Inspektorze — sapnął Mycroft, przerywając pocałunek, ale nie próbując w żaden sposób uciec. Jego blade oczy były odrobinę ciemniejsze i Greg znowu zadrżał.

— Mów mi Greg — mruknął, odchylając się do tyłu, by ponownie go pocałować.

Tym razem odgłos zaskoczenia wydobył się z Mycrofta, ale oddał pocałunek. Słodki Jezu, odwzajemnił pocałunek. Elegancki mężczyzna musiał być najlepszym całującym, jakiego Greg kiedykolwiek poznał i to sprawiło, że pogłębił pocałunek i uścisnął go jeszcze mocniej. Ich ciała napierały na siebie. Kiedy wsunął język do ust Mycrofta, polityk rzeczywiście jęknął.

— Kontynuujemy… rozmowę… gdzieś indziej… — szepnął Greg między pocałunkami.

Kiedy przerwał pocałunek i zaczął przesuwać ustami przez policzek i szczękę Mycrofta, drugi mężczyzna skinął głową.

— Zgadzam się, Gregory… — wydyszał. — To byłoby… najmądrzejsze. Najkorzystniejsze.

Chapter 128: Koncert

Notes:

AU: Nastolatki

Chapter Text

Mycroft nie pasował do takiego miejsca. Ani razu nie wszedł do takiego miejsca, ani nie siedział pośrodku żadnego baru, oglądając występ zespołu na żywo. Nie, to nie były jego klimaty. Był to jednak jego chłopak, który stał na scenie, śpiewał i grał na gitarze, tak jak nigdy Mycroft go nie wiedział, więc poświęcał się dla niego. Dlatego siedział, spokojnie popijając, szczerze mówiąc, przeciętną szkocką, wpatrując się w chłopca, w którym jakimś cudem się zakochał.

Greg był fascynującym nastolatkiem. Był towarzyski, ubierał się w szalony sposób i należał do tego typu chłopców, których Mycroft zawsze ignorował. Stwierdził jednak, że Grega nie można było zignorować. Było to zauroczenie od pierwszego razu, najwyraźniej dla nich obu, a następną rzeczą, jaką Mycroft zauważył było to, że znaleźli się w odległym kącie biblioteki i całowali się, jakby od tego zależało ich życie.

Kiedy Greg zwrócił się do niego w zeszłym tygodniu w sprawie występu, który jego zespół miał szczęście zaklepać w tym barze, Mycroft wewnętrznie się wahał. Jednak natychmiast się zgodził, nie mogąc się oprzeć równie niepewnemu wyrazowi twarzy swojego chłopaka. Greg równie dobrze wiedział, jak różnił się styl życia Mycrofta od tego, ale to było bardzo ważne dla starszego nastolatka i nie było mowy, żeby Mycroft był zbyt uparty, by odmówić uczestnictwa w tym.

Na szczęście prawie z nikim nie rozmawiał w miejscu, w którym siedział. Częściowo dlatego, że nie miał ochoty nawiązywać rozmowy z obcymi, którzy go otaczali. Jednak było to bardziej z powodu tego, jak oczarowany był Greg’iem. Chłopak był utalentowany, a Mycroft był na wielu prywatnych występach, więc wiedział, jak dobrze drugi nastolatek potrafi śpiewać i grać. Jednak widząc go występującego, faktycznie stojącego na scenie… Chłopak był w swoim żywiole. Był gwiazdą tego miejsca i było to jedno z najpiękniejszych wydarzeń, jakich Mycroft miał przyjemność doświadczyć.

— W porządku — powiedział Greg po zakończeniu piosenki. Pozostali członkowie zespołu odkładali instrumenty i zaczęli schodzić ze sceny. — Chłopcy chcą odetchnąć i napić się, więc w czasie kiedy będą się lenić, zostanę z wami.

Greg uśmiechnął się i mrugnął, odłączając gitarę elektryczną i zamiast niej chwytając akustyczną, której, jak Mycroft wiedział, używał w swoim mieszkaniu. Nastolatek podszedł na bok sceny i przesunął stołek barowy, który ktoś dla niego ustawił, po czym usiadł i poprawił swój mikrofon.

Mycroft rozpoznał pierwszą piosenkę, którą zaczął śpiewać. Przypomniał sobie, że nosiła tytuł “Boulevard of Broken Dreams”. Greg często grał ją w domu. Właściwie to była pierwsza piosenka, jaką Greg dla niego zagrał. Atmosfera wokół starszego nastolatka całkowicie się zmieniła. Jego energia nie wychodziła na zewnątrz i nie była tak nabuzowana jak podczas reszty występu. Nie, w sposobie, w jaki grał, było coś znacznie bardziej intymnego. Mycroft odchylił się na krześle, trzymając w dłoni drinka, ale zapominając go pić, gdy rozkoszował się pięknem tego, co działo się na scenie.

Po zakończeniu tej piosenki Greg przeszedł do takiej, której Mycroft nie rozpoznał. Nie przegapił jednak tego, jak te ciemnobrązowe oczy otworzyły się, a wzrok nastolatka napotkał jego, gdy ten śpiewał.

Put your arms around me. What you feel is what you are and what you are is beautiful. Oh, May… — Ponownie zamknął oczy i lekko odchylił głowę — Do you wanna get married, or run away?

Mycroft poczuł rumieniec na policzkach. Chociaż oświadczyny były tylko częścią piosenki, czuł, że reszta słów była przeznaczona tylko dla niego. Greg potrafił powiedzieć wszystko, co chciał, tylko za pomocą spojrzenia. Śpiewał dla wszystkich, a jednocześnie śpiewał jedynie dla Mycrofta. Jeśli to nie było piękne, to młodszy nastolatek po prostu nie wiedział, co mogłoby by być.

Następna piosenka była jeszcze bardziej przeznaczona dla niego. To było oczywiste. Mycroft stwierdził, że nie może oddychać. Wzrok Grega spoczywał na nim przez cały czas, a na jego twarzy malował się promienny uśmiech, gdy śpiewał. Mycroftowi kręciło sie w głowie i nie mógł zdecydować czy słowa: “When you kiss me I just gotta. When you kiss me I gotta. Kiss me I just gotta say…” lub “I’m so glad I found you. I want my arms about you. I can’t help it if I feel this way.” sprawiły, że jego serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Nieważne co, Greg był na tej scenie, śpiewając w kółko, że kocha Mycrofta i tylko jego. Serce młodszego nastolatka biło tak szybko, że myślał, iż może zemdleć.

Później została odśpiewana inna piosenka, ale Mycroft słyszał ją tylko połowicznie. Ściskał mocno swoją, teraz już pustą, szklankę, próbując dojść do siebie i upewnić się, że na zewnątrz nie wyglądał jak głupiec, którym czuł się wewnętrznie. Później Greg poprosił o przerwę i zszedł ze sceny. Mycroft obserwował, jak przechodził i wymykał się tłumowi. Wszyscy z nim rozmawiali i chcieli uścisnąć dłoń. Zanim drugi nastolatek dotarł do swojego miejsca, miał już garść papierów.

Mycroft zamrugał, zerkając na nie. Oczywiście były zapisane na nich numery telefonów, wszystkie przeznaczone dla Grega. Mycroft poczuł ukłucie zazdrości, ale to uczucie zostało natychmiast zniszczone, gdy zobaczył, jak jego chłopak, bez wcześniejszego zerknięcia, wepchnął je do nietkniętej szklanki wody. Atrament zaczął się rozmazywać i prawie natychmiast stał się nieczytelny.

— I co myślisz? — zapytał Greg, siadając obok Mycrofta.

Pochylił się nad stolikiem, ich ramiona przycisnęły się do siebie, a młodszy nastolatek mógł poczuć jego rozgrzane od wykonanego występu ciało. Oblizał usta.

— To było… — zaczął, starając się przełknął gulę, która uformowała mu się w gardle. — To było wspaniałe, Gregory. Naprawdę.

— Wiesz, te piosenki były przeznaczone dla ciebie — powiedział zupełnie poważnie Greg, pochylając się nieco bliżej.

— Wie… wiem — przytaknął Mycroft.

Uśmiechając się, Greg objął plecy bardzo zdenerwowanego młodszego nastolatka, zmniejszając dzielący ich dystans, by pocałować go z czułością. Lestrade pachniał potem, papierosami i alkoholem, a wszystko to zmieszane z zapachem, który należał tylko do niego. Mycroft nie powinien być tak uzależniony od tego zapachu, ani uważać tego połączenia za seksowne. Tak jednak było, niech bogowie mu pomogą. Namiętnie oddał pocałunek.

Chapter 129: Pijacki bełkot

Chapter Text

Ciiii, Gregory…. Nie słuchasz — syknął Mycroft, pochylając się w stronę Grega, bliżej niż prawdopodobnie się spodziewał.

Greg uniósł brwi z lekkim zaskoczeniem.

Spośród nich młodszy mężczyzna zwykle nie był tym, który się upijał. Greg czuł się cholernie pijany, ale miał na uwadze, że w jakiś sposób skończyli całą butelkę szkockiej, kiedy Mycroft próbował nauczyć go grać w szachy. W końcu porzucili grę i usiedli na kanapie. Mycroft w tej chwili zaplótł ich nogi i prawie wczołgał się wprost na jego kolana.

— Słucham, kochanie — poprawił go Greg, kończąc swojego n-tego drinka. — I również temu nie zaprzeczam.

— Tak, oczywiście, ale Gregory, może widzisz, ale nie patrzysz — wtrącił się Mycroft. Z westchnieniem podniósł jedną nogę do góry. — Musisz patrzeć.

— Robię wszystko, co w mojej mocy, patrząc, Myc. Głównie wtedy, gdy jesteś nagi, a my leżymy w łóżku.

Mycroft zaczął chichotać. Tak, najwyraźniej ogromne ilości szkockiej sprawiły, że wielki Mycroft Holmes chichotał. Greg nigdy go takiego nie wiedział, przez sześć lat, które się znali, i było to coś, czego szybko nie zapomni. To było tak niepodobne do niego, że Greg mógłby przysiąść, że był całkiem inną osobą. Oznaczało to również, że najprawdopodobniej minie dużo czasu, zanim znowu zobaczy coś takiego, więc musiał się tym nacieszyć.

— Och, przestań zboczeńcu — zbeształ go Mycroft, obracając nogę, by popchnąć pierś Grega dużym palcem u stopy. — Mówię poważnie.

— Ja również. Powiedziałem ci, jak seksowne, moim zdaniem, są twoje nogi.

Mycroft przytaknął. Pochylił się do przodu i lekko się chwiejąc szarpnął za nogawkę spodni, podciągając nogę do góry. Odsłonił jedną ze swoich bladych, smukłych nóg.

— Nie tylko seksowne — skomentował Mycroft, wskazując z powagą na starszego mężczyznę. — Nie. Są najlepsze. Mam najlepsze nogi.

— Masz rację. — przytaknął Greg szczerząc się.

— Ale ty nie patrzysz.

Z sapnięciem Mycroft odsunął się od Grega i zaczął wstawać. Jego środek ciężkości był niestabilny, powodując, że prawie się przewrócił, ale jakoś utrzymał równowagę. Greg prychnął.

— Gdzie idziesz? — zapytał mocno rozbawiony.

Mycroft odwrócił się. Znów lekko się chwiejąc, sięgnął po Grega.

— Mam zamiar ci to udowodnić. Idziemy do klubu ze striptizem. Chodź, Gregory.

— Nie idziemy do klubu ze striptizem. Już jesteśmy pijani — zaśmiał się Greg, zanurzając się głębiej w kanapę, aby zobrazować swój brak chęci do pójścia gdziekolwiek. — Poza tym, co by to dało, gdybyś patrzył na grupę kobiet?

Mycroft obdarzył go swoim miażdżącym spojrzeniem, które mówiło, że miał do czynienia z idiotą. Nawet pijany zrobił to bezbłędnie.

— Idziemy do męskiego klubu ze striptizem. Gregory, daj spokój. Wstawaj.

Zadziwiające, o ile bardziej Mycroft i Sherlock brzmieli podobnie, gdy Mycroft był pijany. Nie, żeby Greg kiedykolwiek o tym wspomniał, ale taka była prawda. W pewnym sensie to uwielbiał.

— Wracaj tutaj. Nie wychodzimy z domu — westchnął Greg, próbując chwycić Mycrofta, by pociągnąć go z powrotem na kanapę.

— To nie jest tak, że któryś z nas musi prowadzić — kontynuował marudzenie Mycroft. — Muszę udowodnić, że mam najlepsze nogi w całej Anglii.

— Wracaj tutaj — powtórzył Greg, w końcu chwytając smukłą dłoń swojego kochanka.

Pociągnął go z powrotem na kanapę. Mycroft wydał z siebie raczej niegodny okrzyk, a Greg objął go ramionami, zanim zdążył wstać.

— Wierzę ci — szepnął do ucha Mycrofta. — Wiem, że to prawda. Nie musisz mi niczego udowadniać. Zostań tutaj, dobrze? Zostańmy na kanapie i całujmy się jak napalone nastolatki.

— Nie jesteśmy nastolatkami — wymamrotał Mycroft, odwracając się, by spojrzeć na Grega.

— Zgadza się, ale jesteśmy napaleni.

Greg uśmiechnął się przy tych słowach. Uśmiech pojawił się również na twarzy Mycrofta.

— To prawda — szepnął, pochylając się, by zainicjować, namiętny, gorący pocałunek.

Chapter 130: Leniwy dzień

Chapter Text

Dni wolne były najlepsze. Leniwe dni wolne były jeszcze lepsze. Był to jeden z pierwszych, jakie Greg miał przyjemność mieć od wieków. Dlatego jeśli miał spędzić dzień leżąc na kanapie i oglądając mecze piłki nożnej, to lepiej niech nikt nie odważy się nic powiedzieć na ten temat.

Obudził się i zaparzył swoją zwykłą kawę, a także filiżankę herbaty dla Mycrofta. Pocałował swojego partnera, zanim ten w końcu wyszedł z domu. Chciał, żeby Mycroft został z nim w domu i też miał leniwy dzień, ale najwyraźniej było kilka ważnych spotkań, których nie można było zignorować ani przełożyć na inny termin. Głupi rząd, potrzebujący rządzenia i tego całego gówna.

Niedługo po tym, jak wyciągnął się na kanapie, drugi mieszkaniec ich domu zdecydował się do niego dołączyć. Przynajmniej mógł dostać jakąś formę przytulenia.

— Cześć Remmington.

Uśmiechnął się słodko, głaszcząc ich rozpieszczonego kota. W odpowiedzi usłyszał ciche miauczenie, a chwilę później zwierzak zwinął się na kolanach Grega i zasnął. Mężczyzna nadal go głaskał, a po chwili zrobił zdjęcie komórką, żeby wysłać je do Mycrofta.

Spędzili poranek w ten sposób. Nie ruszył się z Remmingtonem nawet o krok. Oglądał mecze Arsenalu i Chelsea. Na szczęście obie drużyny wygrały i choć raz było to bardzo przyjemne doświadczenie. Z wygodnie rozłożonym ciepłym ciałem Remmingtona na kolanach, wibrującym, gdy mruczał, Greg pogrążył się w pół sennym oszołomieniu. Jego głowa lekko opadała, gdy przysypiał.

Po południu obudziło go nieco pocałunek w głowę. Mrugając ospale, ziewnął i spróbował się rozciągnąć, ale okazało się to niemożliwe ze względu na wciąż spoczywającego na nim kota. Prawdopodobnie był to najdłuższy czas, w jakim ich rozpuszczony kot pozostał na jego kolanach, ani razu ich nie opuszczając.

— Co robisz w domu? — zapytał, ponownie ziewając.

— Mogę wyjść, jeśli chcesz — skomentował Mycroft, unosząc w rozbawieniu brew.

— Nieee — mruknął Greg, wyciągając dłonie w stronę młodszego mężczyzny i chwytając w luźnym uścisku róg jego marynarki. — Jestem po prostu zaskoczony. Nie spodziewałem się, że wrócisz tak wcześnie do domu.

Mycroft schwytał dłoń Grega, ściskając ją delikatnie, zanim uwolnił swój garnitur z uścisku mężczyzny. Obszedł kanapę i przykucnął, tak, że byli teraz twarzą w twarz.

— Spotkanie zakończyło się wcześniej, a Anthea zmieniła mój harmonogram — wyjaśnił cicho, wyciągając rękę, by pogłaskać Remmingtona po grzbiecie. — Przypomniałem sobie, że cudowny mężczyzna spędza leniwy dzień w domu i zdecydowałem, że najlepiej będzie do niego dołączyć. Wygląda jednak na to, że ktoś inny mnie uprzedził.

Greg prychnął rozbawiony powodując, że Remmington uniósł głowę i mrugnął sennie wpatrując się w nich. Uśmiechając się, Greg spojrzał czule na Mycrofta.

— Przebierz się, a ja w tym czasie pomyślę, jak cię tutaj wcisnąć — powiedział przeganiając Mycrofta, by ten założył wygodniejsze ubranie.

Elegancki mężczyzna zawahał się, nigdy nie przebierał się w takie odzienie, dopóki nie nadeszła pora snu, ale potem skinął głową i zniknął w ich sypialni.

Remmington właśnie się rozciągał, kiedy Mycroft wrócił ubrany w ciemnoczerwoną piżamę. Greg znów uśmiechnął się i skinął na niego, by się zbliżył.

— No dalej, Myc — powiedział cicho, przesuwając się na kanapie robiąc miejsce.

Ten ruch spowodował, że ich kot zeskoczył mu z kolan, z czymś co najwyraźniej było sapnięciem niezadowolenia, ale Greg tylko przewrócił oczami. Mycroft usiadł na kanapie, również rozkładając się i zakładając nogę na nogę. Nucąc, Greg objął ramieniem jego talię i pochylił się bliżej niego.

— Muszę powiedzieć, że to o wiele lepsze niż siedzenie w pokoju z nadętymi zagranicznymi przywódcami — wymamrotał Mycroft, składając delikatny pocałunek na czole Grega.

— Masz cholerną rację — zaśmiał się Greg.

Leniwy dzień Grega zmienił się ze wspaniałego w cholernie niesamowity. Remmington postanowił ponownie do nich dołączyć i jakimś cudem rozciągnął się na kolanach ich obu i chociaż Mycroft przejął pilot do telewizora i przełączył na mecz szachowy, Grega to nie obchodziło. Był rozleniwiony, senny i było mu wygodnie, gdy był otoczony przez tych, których kochał najbardziej. To było idealne.

Chapter 131: Mając zły dzień

Chapter Text

Obaj mężczyźni najwyraźniej mieli okropny dzień w pracy. Greg nie spał prawie 36 godzin, zajmując się bardzo skomplikowaną sprawą morderstwa i bardzo irytującym Sherlockiem Holmesem. W końcu znalazł się w domu i powłócząc nogami poszedł do salonu we wspólnym domu jego i Mycrofta.

Początkowo był wdzięczny, słysząc, że Mycroft wrócił do domu. To jednak nie trwało długo. Irytacja i chłód promieniowały od polityka, co nie poprawiło nastroju Grega. Wzdychając i tak próbował wycisnąć z niego, o co chodziło. Nie byli w stanie spędzić ze sobą czasu przez ostatnie kilka dni, więc chciał jak najlepiej wykorzystać dany im czas. Może to sprawi, że obaj poczują się lepiej.

— Zrobić ci herbatę? — zaproponował na powitanie, gdy Mycroft znalazł się w zasięgu jego wzroku po odłożeniu teczki i parasola.

Młodszy mężczyzna westchnął.

— Nie. Dziękuję, Gregory, ale jestem w stanie sam zaparzyć sobie herbatę — nadeszła sztywna odpowiedź.

Tak, z pewnością miał okropny dzień. Greg wzruszył ramionami.

— Wiem, po prostu pomyślałem, że zaoferuję — mruknął, luźno krzyżując ramiona na piersi.

Zamiast odpowiedzieć, Mycroft wszedł do kuchni, żeby przygotować i wypić wspomnianą herbatę. Greg poszedł za nim, opierając się o blat obok niego.

— Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? — zapytał Mycroft, gotując wodę.

Greg uniósł brwi.

— Przepraszam, czy nie chcesz spędzić ze mną czasu? — zapytał, zapewne bardziej surowo, niż planował.

Mycroft posłał mu miażdżące spojrzenie.

— Gregory, nic takiego nie mówiłem. Nie wkładaj mi w usta słów, których nie wypowiedziałem.

Irytacja zapłonęła wewnątrz inspektora. Powinien się uspokoić. Naprawdę powinien to zrobić, bo nie było żadnego powodu, aby się tak czuł. Obaj mieli okropny dzień i to wszystko. Niestety, był trochę rozgorączkowany i nie mógł powstrzymać irytacji, jaką wywoływał u nim jego partner.

— Może tego nie powiedziałeś, ale było to całkiem jasne. Przepraszam, pójdę sobie — powiedział, odsuwając się gwałtownie od blatu.

— Naprawdę, Gregory, przestań być takim dzieckiem — warknął Mycroft. — Spodziewałbym się takich rzeczy po Sherlocku, ale jeśli masz zamiar tak reagować, to wolałbym, żebyś sobie poszedł.

Greg zamarł nieco zszokowany. Gapił się na Mycrofta, który nie poruszył się ani nie odezwał się nawet jednym słowem. Inspektor potrząsnął głową.

— Dobra — warknął, wybiegając z kuchni.

Tak szybko, jak mógł wyjął paczkę papierosów z kieszeni jednej z kurtek i poszedł na tyły domu, gdzie wyszedł na patio. Zapalił i zaciągnął się mocno papierosem, próbując zignorować pieczenie w oczach.

Nie powinien brać tego do siebie. Z pewnością Mycroft tak nie myślał. Z pewnością nie chciał, żeby odszedł. Ale… dlaczego miałby tego nie chcieć? Zresztą, to nie tak, że Greg dobrze pasował do szykownego mężczyzny. Był tępy, stary, szorstki i złamany. Nie zasługiwał na kogoś takiego jak Mycroft. Nic dziwnego, że chciałby, żeby odszedł… Może…

Potarł wściekle oczy, poirytowany na siebie samego. Robił się taki emocjonalny. Westchnął, będąc w połowie papierosa, kiedy zauważył, że nie był już sam.

— Myślałem, że rzuciłeś — skomentował Mycroft ściszonym głosem.

Greg zerknął na niego przelotnie, gdy młodszy mężczyzna usiadł obok niego. Westchnął, wpatrując się w ziemię, strzepując popiół z papierosa.

— Najwyraźniej nie — wymamrotał, nie ufając sobie na tyle, by spojrzeć na Mycrofta. I tak czuł się wystarczająco rozbity emocjonalnie.

Na chwilę zapadła między nimi cisza.

— Muszę przeprosić — powiedział w końcu Mycroft. — Odezwałem się bez zastanowienia.

— Nie, to… Może powinienem odejść. Dziwię się, że wcześniej mnie nie wyrzuciłeś. W końcu jestem złamanym, starym policjantem. Co u licha mógłbyś we mnie zobaczyć? Mam szczęście, że spędziłem z tobą tyle czasu.

— Gregory… — westchnął Mycroft.

Wyciągnął rękę i podłożył smukły palce pod brodę Grega, odchylając głowę na bok, tak aby byli zwróceni ku sobie. Usta Grega były wykrzywione, ponieważ stanowczo odmawiał rozpłakania się. Jednak spojrzenie Mycrofta nie było zimne. W bladych oczach mężczyzny widniało ciepło, które Greg tak dobrze znał. To sprawiło, że jego serce zacisnęło się.

— Nie jesteś złamany — szepnął Mycroft, pocierając kciukiem szczękę Grega. — Nie chcę, żebyś odszedł. W rzeczywistości cierpiałbym, gdyby tak się stało.

Greg milczał. Nie był w stanie nic powiedzieć. Przez chwile tylko patrzyli na siebie.

— Obaj mieliśmy okropny dzień — kontynuował Mycroft. — Był ciężki i stresujący, a moją cierpliwość nadwyrężono dzisiaj więcej niż raz. Wyładowałem się na tobie. To nie było uczciwe z mojej strony i muszę za to przeprosić.

— Myc…

— Proszę, wybacz mi, Gregory. Proszę, zrozum, że nie miałem na myśli nic złego, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że cię skrzywdziłem.

Greg westchnął i zamknął oczy. Jego ramiona opadły.

— Kocham cię, Gregory Lestrade. To poważny błąd, żebyś kiedykolwiek pomyślał, że jest inaczej.

Greg zamrugał i ponownie otworzył oczy. Mycroft uśmiechnął się do niego delikatnie, co sprawiło, że starszemu mężczyźnie zakręciło się w głowie. Następnie Mycroft pochylił się i połączył ich usta w niespiesznym, delikatnym pocałunku.

— Wróćmy do środka — szepnął Mycroft, kiedy się rozstali. — Chcę spędzić wieczór we właściwy sposób.

— A jaki jest właściwy sposób? — zapytał Greg, głosem drżącym od emocji.

— Z tobą w moich ramionach i sercu — odpowiedział Mycroft, zanim uśmiechnął się. — I prawdopodobnie mając na sobie o wiele mniej ubrań.

Greg zdławił szloch, a jego spojrzenie zamgliło się, gdy oczy wypełniły mu się łzami, które, jak miał nadzieję, nie popłyną.

— Okej — zgodził się i pozwolił Mycroftowi chwycić się za rękę i wprowadzić się z powrotem do środka.

Chapter 132: Przez godzinę sam na sam z…

Chapter Text

— Nic ci nie będzie, Myc. Naprawdę — powiedział Greg, uśmiechając się, gdy stali przy drzwiach wejściowych. Czule objął policzek męża.

— Nie wątpię w to, Gregory, ale czy musisz? — zapytał Mycroft, wzdychając cicho.

— Kochanie, wyglądasz niczym jeleń wpatrzony w reflektory samochodu — zaśmiał się Greg. Młodszy mężczyzna wydawał się tak mocno zdenerwowany. — Wkrótce wrócę. Muszę iść tylko do Yardu, uporządkować pewne sprawy, wpaść do sklepu w drodze do domu. Będę góra za godzinę.

Mycroft skinął głową, sapiąc przez nos. Nie chodziło o to, że nie chciał zostać sam, po prostu nie czuł się dobrze przygotowany na tę sytuację. Nie był do tego dokładnie przygotowany.

— W porządku — skomentował, pochylając się, by wtulić się w dłoń męża spoczywającą na jego policzku. Przymknął oczy.

— Nic ci nie będzie — szepnął czule Greg. — Jesteś wspaniały. Nie potrzebujesz mnie przy sobie przez cały czas. Wkrótce będę w domu.

Stając na palcach, Greg pocałował go słodko, a potem Mycroft został sam. Cóż, niezupełnie sam, ale… Był sam z ich nowo narodzonym synem. Nadal czuł się, jakby nie umywał się do rodzicielskiej wiedzy swojego drogiego Grega, ale starszego mężczyzny nie było i nic nie mógł z tym zrobić. Dlatego też wyprostował się i z westchnieniem odwrócił się i wszedł do salonu.

Ich syn, Oliver Lucas, spał na kanapie. Podchodząc do niego, Mycroft założył dłonie za plecami i spojrzał na śpiące niemowlę. Miał zaledwie dwa tygodnie i zaskakującą grzywę ciemnych włosów. Jego usta były rozchylone, gdy drzemał, nie opanowawszy zdolności do oddychania wyłącznie przez nos. Jedna z niezwykle małych dłoni była zaciśnięta w pięść. Oliver często spał w ten sposób, nie ściskając niczego, ale mimo tego mając zaciśniętą dłoń. Mycroft po prostu podziwiał ten widok.

Uśmiechnął się czule do swojego syna. Tak… jego syn. Jego i Gregory’ego. Był najpiękniejszym dzieckiem, jakie Mycroft kiedykolwiek widział. Naprawdę w to wierzył, nawet jeśli był w tej sprawie nieco stronniczy. Może mógłby to zrobić. Gdyby Oliver spał przez większość czasu, nie miałby się czym martwić.

Mycroft szybko jednak zorientował się, że nie miał takiego szczęścia. Po kilku chwilach podziwiania śpiącego niemowlęcia, chodzeniu po salonie, aby podnieść kilka porozrzucanych zabawek i kuców, Oliver obudził się z płaczem. Mycroft zamarł szokowany, patrząc, jak jego syn całkowicie się budził, zginając i rozprostowują nogi oraz machając ręką, kiedy płakał. Upuszczając pluszową kostkę rubika, którą dostali od Johna i Sherlocka, Mycroft podszedł i uklęknął przed kanapą.

— Jestem tutaj, Olivierze — powiedział łagodnym, cichym tonem, wyciągając rękę, żeby chłopiec mógł chwycić jego smukły palec.

Oliver zrobił to, mocno go ściskając, po czym odwrócił się, by spojrzeć na ojca swoimi dużymi, brązowymi oczami, które całkowicie odziedziczył po rodzinie Lestrade. Na początku miały raczej szary kolor, jakby jeszcze nie mogły się zdecydować jaką barwę wybrać, ale szybko stały się prawie identycznej jak u jego drugiego ojca. To oczywiście nie było niczym dobrym dla Mycrofta. Dwie pary, dużych, brązowych oczu, które patrzyły na niego szczenięcym wzrokiem? Mój Panie, tylko nie to.

— Co się stało, kochanie? — zapytał, odgarniając do tyłu puszyste włosy dziecka, gdy w dalszym ciągu płakało. — Czy jesteś głodny?

Próbował zachować spokój, mimo że czuł się całkowicie bezużyteczny w tej sytuacji. Minęło kilka godzin, odkąd Gregory podał dziecku ostatnią butelkę, więc mogło to być to. Dlatego upewniając się, że Oliver był bezpieczny i nie mógł się zsunąć z kanapy, wstał i udał się do kuchni, by przygotować butelkę z mlekiem.

Część niego naprawdę nienawidziła zostawiać Olivera w drugim pokoju, gdy ten płakał, ale w przeciwieństwie do swojego męża, nie zbliżył się do opanowania umiejętności wykonywania zadań jedną ręką, gdy w drugiej trzymał Olivera. Przypomniał sobie wszystko, co setki razy widział, gdy Gregory przygotowywał posiłek dla Olivera i zrobił to samo. Przygotowanie butelki naprawdę nie było takie trudne, a kiedy mieszkanka osiągnęła odpowiednią temperaturę, wrócił z nią do salonu.

— W porządku, Oliverze, chodź tutaj — powiedział cicho, podnosząc syna.

Spróbował włożyć mu smoczek butelki do ust. Oliver uchylił się przed smoczkiem więcej niż raz. Mycroft zmarszczył brwi, niepewny, dlaczego miałby nie chcieć przyjąć butelki. Czy nie był głodny? Dlaczego w takim razie płakał?

Po chwili stało się jasne dlaczego i Mycroft poczuł odrobinę lęku, gdy uświadomił sobie powód. Pielucha Olivera musiała zostać zmieniona. To naprawdę powinno być łatwe zadanie, ale nie było to coś, do czego Mycroft już się przyzwyczaił. Z cichym jękiem odstawił butelkę i spojrzał bezradnie na swojego płaczącego syna.

Przesunął się, by położyć go z powrotem na kanapę i chwycił małą torbę, którą trzymali w salonie, żeby nie musieli chodzić do sypialni po zapasy. Wyciągnął chusteczki i pieluchę oraz… wpatrywał się w nie bezradny. Dlatego też, przełykając dumę, sięgnął po telefon komórkowy, żeby zadzwonić. Włączył zestaw głośnomówiący, aby mieć wolne ręce.

— Tak, proszę pana? — nadeszła odpowiedź.

— Anthea — westchnął Mycroft. — Potrzebuję twojej pomocy.

— Co się stało? — zapytała, wyraźnie przechodząc w tryb pracy.

— Nic  tej natury — uspokoił ją, ponieważ krzyki Olivera najprawdopodobniej docierały teraz do niej przez telefon. — Muszę… zmienić pieluchę Olivera…

Przez chwilę panowała cisza, zanim po drugiej stronie połączenia usłyszał śmiech.

— Anthea — westchnął z irytacją. — Po prostu… proszę. Gregory jest w Yardzie i czuję się nieprzygotowany do tego.

— W porządku, szefie.

Wciąż się śmiała, przeszła jednak w tryb pomocy i przez kilka następnych minut pomagała mu przeprowadzić procedurę zmiany pieluchy przez telefon. Mycroft przypomniał sobie ruchy, które kiedyś wykonywał i okazało się, że z pomocą Antheai było to znacznie łatwiejsze niż przypuszczał. Wkrótce potem Oliver miał na sobie czysta pieluszkę i wydawał się znacznie szczęśliwszy.

— Dziękuję, Anthea. Widzimy się rano.

Zakończył połączenie i podniósł Olivera, trzymając go blisko. Niemowlę nadal pociągało nosem, ale jego oczy były teraz suche i zamiast płaczu, wpatrywał się w swojego ojca. Oliver wyciągnął rękę, by chwycić nos Mycrofta, uśmiechając się przy tym. Tak, odziedziczył również uśmiech Grega. Mycroft naprawdę nie miał teraz żadnych szans przeciwko niemu.

Chapter 133: Kładąc się późno spać

Chapter Text

Mycroft wyjechał w podróż służbową. Szczerze mówiąc, zdarzało się to dość często, z powodu jego bardzo ważnej “podrzędnej” pozycji w rządzie brytyjskim. Zawsze odbywały się podczas niej liczne spotkania i negocjacje w które Greg rzadko był wtajemniczony, chociaż czasami pozwalano mu coś o tym wiedzieć. Były to cudowne czasy, bo miło było usłyszeć, jak Mycroft mówił o swojej pracy.

Mycroft miał wrócił dzisiaj wieczorem, a Greg był z tego powodu bardzo podekscytowany. Polityka nie było już od dwóch tygodni, a ponieważ podróż była zaplanowała tylko na tydzień, okropne było, że obaj musieli czekać dwa razy dłużej, aby znów być razem. Wcześniej tego dnia Mycroft wysłał Gregory’emu sms-a ze swoim planem podróży i wyglądało na to, że wróci do domu wystarczająco wcześnie, aby mogli wspólnie zjeść kolację.

Około pół godziny przed pojawieniem się Mycrofta w domu Greg zaczął przygotowywać obiad. Postanowił użyć starego, prawdziwego francuskiego przepisu swojego taty. Było to danie, którym Mycroft niezmiernie zachwycał się, kiedy odwiedzili jego rodzinę. Ogólnie rzecz biorąc, przygotowanie kolacji zajmie około czterdzieści pięć minut, co powinno być idealnym momentem dla Mycrofta, który wróci tuż przed zakończeniem gotowania. Niestety… tak się nie stało.

Skończył już gotować, a Mycrofta wciąż nie było. Greg zaczął sprawdzać swoją komórkę, ale nie otrzymał żadnego e-maila ani sms-a. Nie przegapił żadnego połączenia. Uznał, że może zaistniało jakieś opóźnienie, więc usiadł w kuchni, utrzymując posiłek w cieple.

Minęło kolejne pół godziny i nadal nic. Z cichym westchnieniem Greg zapakował żywność, aby mogli ją podgrzać, gdy Mycroft w końcu dotrze do domu. Kiedy to zrobił, próbował zadzwonić do drugiego mężczyzny. Przeszedł prosto do poczty głosowej. Jeśli Mycroft był w samolocie to mógł wyłączyć swój telefon. Greg westchnął, przeczesał dłonią włosy i schował telefon do kieszeni, żeby zacząć snuć się po domu.

Niedługo później dostał wiadomość od Anthei, informującą go, że spotkanie dopiero się skończyło, co opóźniło wyjazd Mycrofta. Tak zakładał, ale uspokoiło go, że usłyszał to chociaż od jednej osoby. Po prostu Mycroft się spóźni. Greg poczuł nowy przypływ energii i optymizmu. Z pewnością wkrótce się pojawi.

Kiedy nastała noc, Greg postanowił przygotować herbatę. Z przyzwyczajenia zaparzył dwie filiżanki, ale spoglądając na zegar, nie uznał tego za problem. Zaniósł je do salonu i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Postawił jedną filiżankę na kawowym stoliku i powoli popijał herbatę ze swojej, oglądając wiadomości.

Mycroft w końcu godzinę później wrócił do domu. Z westchnieniem położył parasolkę i teczkę obok wieszaka, jak to robił zawsze, i zdjął płaszcz, żeby go odwiesić. Rozglądając się wokół, przeszedł przez dom i skierował się w stronę salonu, skąd dobiegały dźwięki telewizora.

— Gregory? — zapytał, wchodząc do środka, a potem zwolnił krok, gdy zobaczył swojego partnera śpiącego na kanapie.

Uśmiechnął się czule, zatrzymując się na chwilę, zanim podszedł do starszego mężczyzny. Pochylił się i przeczesał palcami włosy Grega, powodując, że poruszył się i ziewnął.

— Hej. — Uśmiechnął się szeroko, gdy zdał sobie sprawę, kto był w domu. Chrząknął lekko i uniósł się do siadu. — Zasnąłem tylko na chwilę.

— Powinieneś pójść do łóżka, najdroższy — zaśmiał się cicho Mycroft. — Przepraszam za spóźnienie. Spotkania trwały znacznie dłużej, niż powinny.

— Anthea mnie powiadomiła. Cieszę się, że jesteś w domu. — Greg wstał i przeciągnął się, po czym objął ramionami szyję Mycrofta i pocałował go delikatnie. Uśmiechnął się tuż przy ustach partnera, przytulając się, zanim znów przemówił: — Zrobiłem herbatę, ale prawdopodobnie jest już zimna. Przygotowałem również kolację, jeśli chcesz to mogę ją podgrzać.

— Nie trzeba. — Mycroft uśmiechnął się, potrząsając głową. Objął policzek Grega, po czym pochylił się, by ponownie go pocałować. — Chodźmy do łóżka, później będziemy mogli zjeść. Zapakowałeś kolację na później?

— Tak. — Greg skinął głową.

Pocałowali się ponownie, a potem spletli swoje dłonie. Mycroft poprowadził ich przez dom do sypialni. Cudownie było mieć go znowu w domu.

Chapter 134: Kim jesteś?

Chapter Text

Mieszkanie Sherlocka było puste, nie było w tym nic dziwnego. Najczęściej takie było. Mycroft westchnął, obserwując obraz monitoringu. Bez wątpienia Sherlock znów się gdzieś odurzył… Narkotykowy nałóg jego młodszego brata był niepokojący, a zamartwianie się Mycrofta było wyczerpujące. Jednak bez względu na to, co zrobił, nie mógł zmusić Sherlocka to rzucenia narkotyków.

Część niego zastanawiała się, czy Sherlock robił to na złość. Ich relacja była skomplikowana i w niektóre dni Mycroft uświadamiał sobie, że tęskni za dniami ich dzieciństwa, kiedy obaj dobrze się ze sobą dogadywali. Wydawało się, że minęła wieczność od tamtego czasu. Napięcie między nimi było bardzo intensywne, a Sherlock nienawidził przebywać w jego obecności, mimo że Mycroft po prostu próbował mu pomóc. Naprawdę się o niego troszczył, a jego zmartwienie dotyczące dobra młodszego brata było ciągłe.

Wrócił do wykonywania swojej pracy. Miał dużo więcej obowiązków na swoim nowym stanowisku (awansował dwa miesiące wcześniej). Jednak po chwili jego uwagę przykuł ruch na ekranie, który zarejestrował kątem oka. Zamrugał odwróciwszy się z powrotem do ekranu ukazującego widok mieszkania Sherlocka. Spodziewał się, że zobaczy brata potykającego się przy wchodzeniu do środka i opadającego na kanapę, tak jak to robił wiele razy wcześniej. To, co zamiast tego zobaczył… zaskoczyło go.

Jego brwi uniosły się wysoko, gdy patrzył, jak Sherlock wchodził do mieszkania prowadzony przez mężczyznę, którego wcześniej nie wiedział. Nieznajomy był starszy, jego ciemne włosy zaczęły siwieć wokół skroni. Miał zmarszczki na twarzy, które stały się głębokie przez lata i było jasne, że był dość ekspresywny. Miał wokół siebie autorytatywną aurę, a nawet kiedy w zasadzie podtrzymywał cały ciężar ciała Sherlocka, nadal trzymał się prosto i stabilnie.

Mycroft zupełnie zapomniał o tym, co robił, gdy obserwował, jak ten mężczyzna poprowadził Sherlocka przez pokój i położył go na kanapie. Jego młodszy brat był oczywiście mocno odurzony, ale nadal wyglądało to tak, jakby protestował. Mycroft szybko sięgnął przez stół, aby włączyć dźwięk.

— Daj spokój, Lestrade — wymamrotał Sherlock, niemalże niezrozumiale, próbując odepchnąć drugiego mężczyznę.

— Cholera — zabrzmiał głęboki, szorstki głos… Lestrade’a. Mycroft nabazgrał nazwisko na wierzchu notatnika. Miał przed sobą wiele wyszukiwań.

— Nic mi nie jest — mruknął z irytacją Sherlock, obracając się i zwijając się w kłębek na kanapie.

Mycroft mógł stwierdzić, że się trząsł. Czyli właśnie wychodził z haju.

— Wcale nie. Znajdowałeś się w melinie narkomanów — argumentował Lestrade. — Masz cholerne szczęście, że pojawili się moi ludzie, a ja dzięki bogu byłem razem z nimi. Powinienem cię aresztować.

Czyli Lestrade był policjantem. Najprawdopodobniej pracował dla Scotland Yardu. Może był sierżantem? Najwyraźniej miał drużynę, więc posiadał jakąś władzę, ale nie wydawał się być bardzo wysoko w hierarchii dowodzenia… Musiał być jednak na tyle ważny, by upiekło mu się nie aresztowanie ekstremalnie odurzonego człowieka, takim jak był w tamtej chwili Sherlock. Dlaczego go jednak nie aresztował? To było dziwne.

— Byłeś w złym miejscu — powiedział Sherlock, a Mycroft rozpoznał, że wpadał w tryb dedukcji, z którego znani byli obaj bracia Holmes. — Musisz udać się do tego, który znajduje się przy drodze do…

— Cicho. W tej chwili nie obchodzą mnie te szalone dedukcje — wtrącił się Lestrade, z powagą wskazując palcem na Sherlocka.

Czyli był tego świadomy. Było oczywiste, że to nie było ich pierwsze spotkanie. Jak to się stało, że Mycroft nie wiedział o tym człowieku, aż do teraz?

— Z takim podejściem nigdy nie zostaniesz inspektorem — powiedział uwłaczająco Sherlock.

— Nie obchodzi mnie to. Zrobię ci herbaty, wypijesz ją, do cholery, a potem weźmiesz prysznic. Następnie położę cię do łóżka. I nie waż się nawet myśleć o wymknięciu się, gdy tylko odejdę, czy rozumiesz? Nie sądź, że się tego nie spodziewałem.

Mówiąc to, starszy mężczyzna przeszedł do żartu jaki stanowiła kuchnia Sherlocka, aby zrobić herbatę, jak przypuszczał Mycroft. Im dłużej słuchał i patrzył, tym bardziej był zszokowany. Był zaskoczony, ale również odczuwał… ulgę? Ten człowiek opiekował się Sherlockiem. Co ważniejsze, Sherlock mu na to pozwalał. Spojrzenie jasno niebieskich oczu zmiękło, gdy Mycroft obserwował, jak Lestrade klęknął obok kanapy i pomagał Sherlockowi wypić herbatę. Miał ze sobą szmatkę, którą zaczął przyciskać do czoła i policzków młodszego z braci Holmes.

Mycroft kontynuował obserwację długo po tym. Po prostu wpatrywał się w pusty salon, Sherlocka w łóżku, który właściwie spał, wciąż skierowany głową w stronę, gdzie klęczał starszy mężczyzna. Lestrade… Szybkie sprawdzenie ujawniło, że był to Gregory Lestrade, sierżant ze New Scotland Yardu. Żonaty, dwójka dzieci, gdzie ostatnie niedawno się narodziło…

Mycroft delikatnie przygryzł dolną wargę. Musiał poznać tego mężczyznę. Czuł się dziwnie. Czuł coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwał. Pragnął poznać tego człowieka i… Mycroft sam nie był pewien dlaczego. Ale nieświadomie dla nich obu, ten sierżant coś mu zrobił, a to był dopiero początek.

Chapter 135: Chodźmy na przejażdżkę

Notes:

Alternatywna rzeczywistość. Nasi bohaterowie są nastolatkami.

Chapter Text

— Czyli tutaj byłeś — powiedział Mycroft, wchodząc do małego garażu.

Jego ramiona były luźno skrzyżowane przed klatką piersiową i rozglądał się wokół, gdy jego nos był atakowany ostrym zapachem benzyny, gumy i metalu. To naprawdę nie był przyjemny zapach i gdyby nie kojarzył go ze swoim chłopakiem, całkowicie by go nie lubił.

— Tak, przepraszam — rozległ się głos Grega, który przesunął się lekko z miejsca, gdzie leżał na plecach na betonowej podłodze. Wkrótce spod motocykla, którym zawsze jeździł, wyłoniła się jego głowa i ręka w której trzymał klucz. Na policzku miał plamę smaru. To, szczerze mówiąc, było urocze. — Po prostu ją tuninguję, ze względu na zmieniającą się pogodę. Nie wiedziałem, że przyszedłeś!

— Nie martw się. Dopiero przyszedłem. — Mycroft uśmiechnął się, spoglądając czule na starszego nastolatka, który wstał i podszedł do niego.

Greg trzymał w dłoni ścierkę, której używał do wycierania się, a nawet gdy podszedł bliżej, nie próbował przyciągnąć bliżej Mycrofta, tak jak zawsze robił. Było to bardzo przemyślane.

— Powinienem się umyć — skomentował ze śmiechem. — Czy chciałbyś się przejechać?

Mycroft zamrugał, a jego oczy otworzyły się szeroko ze zdziwienia, gdy spojrzał na starszego chłopca. Poświęcił chwilę, aby przyjrzeć się pojazdowi, po czym spojrzał na Grega i uniósł brew.

— Na tym?

— Oczywiście! — powiedział Greg, zaczynając się śmiać. — Będziesz całkowicie bezpieczny. Nie miałem jeszcze okazji, żeby zabrać cię na przejażdżkę motorem. Powinniśmy pojechać. Założę się, że ci się spodoba.

Mycroft zawahał się na moment. Oczywiście ufał Gregorowi, ale… Nigdy wcześniej nie jechał pojazdem, który miał tylko dwa koła. Nigdy nawet nie jeździł na rowerze, tak jak inne dzieci. Ani on, ani jego młodszy brat Sherlock nie byli zainteresowani takimi rzeczami. To prawda, że wiele razy widział, jak Greg jeździł na motocyklu. Wydawało się, że nastolatek był do tego stworzony.

W jakiś sposób, mimo że nadal był ostrożny, Mycroft stwierdził, że się zgadza. Jednak podekscytowany wyraz twarzy Grega był nagrodą samą w sobie, a jego promienny uśmiech był niezmiernie zaraźliwy, więc Mycroft czekał, aż przebierze się i wytrze smar, tak że nie będzie konieczny prysznic.

— W porządku — powiedział Greg, wracając. — Ale najpierw.

Podszedł szybkim krokiem, zmniejszając dystans między nimi. Podnosząc ręce w górę, Greg ujął policzki Mycrofta i pochylił się, by go pocałować go z uczuciem. Mycroft odwzajemnił pocałunek, jedną ręką obejmując jego ramiona i przytulając go mocno. Pozostali tak przez chwilę, zanim się rozstali, a Greg potarł miękki policzek Mycrofta, zanim podszedł do motoru.

— Weź to — powiedział, niosąc kask i podając go eleganckiemu chłopcu. Mycroft wziął go z wahaniem, spoglądając na niego. Greg zaśmiał się. — Dalej, kochanie. Będzie na ciebie pasować.

Greg założył drugi kask, gdy Mycroft wpatrywał się w niego w milczeniu, zanim zrobił to samo. To było dziwne uczucie. Przylegał do niego, ale przypuszczał, że o to właśnie chodziło i po kilkukrotnej próbie dopasowania, był ogólnie zadowolony z tego, jak na nim leżał. Greg wsiadł na motor i i wyciągnął rękę, by delikatnie ująć dłoń drugiego nastolatka. Mycroft pochwycił ją, idąc za przykładem chłopaka, unosząc ostrożnie nogę i siadając na siodełku.

Nie było tak źle. Przynajmniej nie na początku. Kiedy Greg przesunął się, motor zakołysał się. Mycroft podskoczył i mocno przywarł do chłopaka przed nim. Greg roześmiał się.

— Nic ci nie będzie. — Uśmiechnął się, opuszczając dłoń i uspokajająco ściskając ramię Mycrofta. — Zaufaj mi. Po prostu zrelaksuj się, a zaczniesz się tym cieszyć.

Greg miał rację, jak zwykle to bywało w tego typu sprawach. Ruszyli, jadąc drogą Greg skręcił kilka razy i wyruszył w bardziej ustronny, wiejski obszar. Słońce wyszło, a temperatura była w sam raz i wkrótce Mycroft całkowicie zapomniał o swojej niepewności dotyczącej motoru. Delikatnie wtulił się w Grega, opierając się o jego plecy i wpatrując się w scenerię, którą mijali. Musiał przyznać, że wszystko było całkiem urocze. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu zadowolenia z tego wszystkiego.

Mycroft nie był pewien, jak długo jechali, ale Greg w pewnym momencie zjechał na pobocze i wyłączył silnik. Opierając motor na podpórce, zszedł z niego, a następnie wyciągnął rękę w stronę młodszego nastolatka, aby mu pomóc. Obaj zdjęli kaski, które Greg przymocował do jednośladu.

— I jak było? — zapytał, uśmiechając się promiennie.

— Nie było tak źle — przyznał Mycroft z delikatnym uśmiechem.

Greg uśmiechnął się szerzej i chwycił dłoń swojego chłopaka, splatając ich palce.

— Chodźmy — powiedział, ciągnąc Mycrofta w kierunku kilku rosnących w pobliżu drzew. — Chcę pokazać ci jedno z moich ulubionych miejsc.

Chapter 136: Majowe gościnne opowiadanie

Chapter Text

Mężczyzna odpowiedzialny za rząd brytyjski stuknął palcami w rączkę parasola i westchnął, gdy czarny samochód pędził przez Londyn. Anthea upewniła się, że sygnalizacja świetlna będzie działała na jego korzyść, ale jak na jego gust jechali nadal zbyt wolno. Obwiniał za to Amerykanów. Prosta, trwająca tydzień konferencja przeciągnęła się na dwa tygodnie z powodu ich egocentrycznego nadęcia. O to, że był prawie spóźniony na wakacje z Gregorym.

Gregory. Samo imię było balsamem dla jego postrzępionych nerwów. To właśnie utrzymywało go przy zdrowych zmysłach. Zaplanowali te wakacje - ich pierwsze - długo przed tym, zanim w ogóle temat konferencji się pojawił. Nawet wtedy zapewniono go, że wróci do domu w odpowiednim czasie. Powinien był wiedzieć lepiej.

Mycroft zamknął oczy i ostatecznie przestał myśleć o konferencji. To był już koniec, wszelkie pozostałe szczegóły można byłoby omówić po jego powrocie. Teraz czas skupić się na Gregorym. To były dwa długie tygodnie bez niego. Czternaście dni bez pieszczot, które utrzymywały go - a co za tym idzie, sporą część Europy - w spokoju i opanowaniu, były niesamowicie wyczerpujące. Otworzył oczy i uśmiechnął się po raz pierwszy od wielu dni, kiedy zdał sobie sprawę, że znaleźli się niedaleko domu Gregory’ego. Był zaledwie kilka minut od swojej miłości.

Samochód zatrzymał się przed skromnym budynkiem i Mycroft pośpiesznie pokonał schodki prowadzące do drzwi, które otworzył własnym kluczem i wszedł do środka.

— Gregory?

— Myc! — Na progu sypialni pojawił się Gregory, a Mycroft upuścił parasol na podłogę.

To nie był jego Gregory. Jego Gregory był gładko ogolony i miał starannie uczesane włosy. Jego Gregory nosił koszulę i spodnie w kant (w pracy) lub dżinsy i koszulkę (wszędzie indziej). Ale ta… ta wersja była zupełnie inna. Jego włosy były przydługie i niechlujnie zaczesane do tyłu. Miał na sobie lekką koszulę w kolorze mokki, która odsłaniała więcej klatki piersiowej niż zwykle. Różowe sznury koralików wisiały na jego szyi i podzwaniały lekko, podczas gdy skórzany sznur był owinięty wokół jego nadgarstka.

A kolejnym zaskoczeniem był brak gładko ogolonej twarzy. Ten Gregory nosił brodę. Krótką brodę w kolorze soli i pieprzu, która idealnie pasowała do włosów na jego głowie.

Greg uśmiechnął się szerokim, ukazującym zęby uśmiechem. Przeszedł dzielącą ich odległość i przyciągnął Mycrofta do gwałtownego uścisku. Jego zarost był bardziej miękki niż się wydawał.

— Nie… nie goliłeś się.

— Co? Ach, tak. — Greg cofnął się o krok i potarł swoją brodę. — Nigdy nie golę się na wakacjach… ani w poprzedzające je kilka dni. Pomaga mi to wejść w klimat wakacji. Nie podoba ci się?

Mycroft zdał sobie sprawę, że jego usta były otwarte. Zamknął je, przełknął ciężko. Nagle zaschło mu w gardle. Gregory był piękny - piękniejszy niż zwykle. Był uosobieniem seksu.

Brodaty Gregory spojrzał na niego wyczekująco.

— Myc? Czy wszystko w porządku?

Mycroft zrobił krok do przodu i obiema rękami ujął szczękę Grega, całując go namiętnie. Starszy mężczyzna owinął ramiona wokół talii Mycrofta i przyciągnął go bliżej. Polityk porzucił usta swojego chłopaka i zaczął składać pocałunki wzdłuż jego szczęki, aż do brody i z powrotem po drugiej stronie. Greg roześmiał się lekko.

— Uznaję to za aprobatę.

Mycroft odsunął się od Grega, splatając ich palce, pociągnął go do sypialni.

— Boże, tak.

Chapter 137: Zgadnij, co znalazłem?

Chapter Text

Noc zaczęła się jak większość z nich. Zarówno Greg, jak i Mycroft wrócili tego wieczoru do domu o zaskakująco rozsądnej porze. Greg przebrał się w wygodniejsze ubrania i zaczął szykować kolację. Jedli i rozmawiali, spędzając miło czas, po prostu szczęśliwi w swoim towarzystwie. Po posiłku Mycroft zmył naczynia i razem przenieśli się do salonu.

Mycroft nalał im obu szklaneczkę szkockiej i wyciągnęli się na kanapie, ciesząc się napojem. Greg siedział z nogami wyłożonymi na całej długości mebla, plecami oparty o podłokietnik. Mycroft usiadł między jego udami, leżąc na piersi Grega. Mycroft mógł być wyższy z ich dwójki, ale zawsze kończyli w tej pozycji.

Kiedy skończyli pić, Greg pochylił się, żeby odstawić puste szklanki. Kiedy znów usiadł wygodnie, Mycroft przytulił się do niego bardziej, opierając się całkowicie o starszego mężczyznę i westchnął, odprężając się. Greg uśmiechnął się, składając pocałunek na jego włosach, po czym uniósł rękę, by powoli przebiec palcami przez miękkie pasma włosów kochanka.

Mycroft zamknął oczy. Zadowolony uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy Greg dalej bawił się jego włosami. Przez chwilę byli cicho i Mycroft zaczął zapadać w lekką drzemkę, kiedy usłyszał, że Greg zanucił z zainteresowaniem.

— O co chodzi? — zapytał cicho Mycroft.

Mrugając, otworzył swoje blado niebieskie oczy. Odwrócił się lekko, by spojrzeć na Grega, który uniósł brwi. Mycroft w odpowiedzi uniósł jedną ze swoich.

— Znalazłem siwe pasemko — powiedział Greg z lekko rozbawionym uśmiechem.

Mycroft zamarł, jego oczy otworzyły się szeroko w szoku i podniósł się sztywno do pozycji siedzącej, obracając się.

Co znalazłeś? — zapytał ostro.

— Witaj w klubie, kochanie. — Greg uśmiechnął się rozbawiony.

Rozbawiony. Siedział tam, jakby to nie był największy problem, z jakim musieli się zmierzyć w tym tygodniu.

— Na pewno się mylisz — sapnął, najeżony w duchu. — Nie ma mowy, żebym posiwiał. Nie ma mowy.

— Ał, w porządku, Myc. — Greg próbował go uspokoić, delikatnie pocierając jego biceps. — Nie ma nic złego w szarych pasmach. To znaczy, do diabła, mam ich pełno i nie przejmuję się tym.

— Tak, ale to dlaczego, że sprawiają, że wyglądasz dobrze. — Mycroft zmarszczył brwi. — Twoje srebrne pasma są niezwykle seksowne. Mam dość niedoskonałości, z którymi już sobie radzę, nie zamierzam dodawać kolejnych.

Odwracając się, Mycroft wyciągnął komórkę z kieszeni i zaczął pisać nową wiadomość. Greg westchnął, potrząsając głową i pochylił się, by owinąć ramiona wokół talii spanikowanego mężczyzny. Pocałował go w ramię i wyciągnął rękę, aby chwycić telefon.

— Co robisz? — zapytał cicho, nadal niezwykle rozbawiony.

— Piszę do Anthei. Na początek musi przynieść mi co najmniej trzy opakowania farby do włosów.

Jęcząc, Greg pochylił się nieco bardziej do przodu i wyrwał komórkę z uścisku partnera. Zignorował protestujący jęk Mycrofta i położył urządzenie na stole obok pustych szklanek.

— Nie potrzebujesz farby do włosów! — powiedział zirytowany. — Myc, kochanie, to tylko jedno pasmo szarych włosów. Znajduje się pod twoimi włosami, bliżej skóry głowy. Nikt tego nie zobaczy.

— To nie ma znaczenia, wiem, że tam jest. — Mycroft prawie się dąsał, znów niechętnie opierając się o Grega.

Greg delikatnie potarł jego bok, całując go w policzek i delikatnie ocierając ich twarze o siebie.

— Ty również wyglądasz dobrze — szepnął czule Greg.

Mycroft przewrócił oczami, ale pochylił się w stronę drugiego mężczyzny.

— Poznałeś mojego ojca, czyż nie, Gregory? Nie pasuje mi to.

Greg zignorował tę próbę żartu dotyczącą rodziny Holmesów i zamiast tego chwycił dłoń Mycrofta i splótł luźno ich palce. Powoli polityk zaczął się rozluźniać, ale Greg wiedział, że wciąż był lekko rozdrażniony z powodu siwych włosów. Nie mógł nic na to poradzić, ale uznawał to za przynajmniej trochę urocze.

W końcu uśmiechnął się szeroko, przyciągając Mycrofta z powrotem na swoją klatkę piersiową.

— Hej — szepnął.

Mrugając, Mycroft odwrócił się, by ponownie spojrzeć na niego z zaciekawieniem. Jego ciekawość stała się jeszcze większa, gdy zobaczył szeroki uśmiech na twarzy Grega.

— Chcesz sprawdzić, czy nie mam szarych pasemek? — zapytał ze śmiechem.

Mycroft prychnął i uderzył go w pierś, co jeszcze bardziej rozśmieszyło Grega.

Chapter 138: Rodzinna kłótnia

Chapter Text

— Dobry Boże, to jest absolutnie śmieszne — prychnął z irytacją Mycroft, krzyżując ramiona na piersi. — Czy możesz przestać być takim dzieckiem na dwie cholerne sekundy?

— Proszę cię, przyganiał kocioł garnkowi — warknął Sherlock ze swojego miejsca w skórzanym fotelu, gdzie spoczywał bezwładnie.

Po raz kolejny bracia Holmes nie wiedzieli, jak prowadzić cywilną rozmowę. To było trochę wyczerpujące.

Siedzący na kanapie Greg westchnął, potrząsając głową, gdy John usiadł obok niego z założonymi rękami.

— To są mężczyźni, z którymi zdecydowaliśmy się spędzić resztę naszego życia — mruknął Greg, słuchając jak tamta dwójka znów to robiła.

— Tak — westchnął John, przeczesując palcami swoje piaskowe włosy. — Myślisz, że to coś z nami jest nie tak?

— Zdecydowanie jest z nami coś nie tak — prychnął rozbawiony Greg. — Ale, Boże dopomóż nam, kochamy tych drani.

Umilkli na chwilę, patrząc na dwóch dorosłych mężczyzn po drugiej stronie pokoju, zachowujących się jak pięciolatki. Greg i Mycroft zatrzymali się tutaj, aby inspektor mógł dać Johnowi film, o którym wcześniej rozmawiali, a Mycroft przynieść akta sprawy. Oczywiście, chwilę po tym, jak dokumenty zostały ujawnione, znów się zaczęło. To było wyczerpujące patrzeć, jak ta dwójka wchodzi ze sobą w interakcje.

— Tak, naprawdę ich kochamy — przytaknął John, zerkając na swojego najlepszego kumpla. — Do diabła, niedługo się pobierzecie.

Greg poczuł ciepło w piersi. To miało się stać. Trzy miesiące temu zaręczył się z Mycroftem i było to po prostu niesamowite. Kochał tego szaleńca.

— Tak. — Uśmiechnął się szeroko. — Mam cholerne szczęście.

John uśmiechnął się słodko do niego, jednak skrzywił się na usłyszane obelgi, którymi przerzucali się Mycroft i Sherlock. Westchnął ponownie.

— Cieszę się twoim szczęściem, Greg. To coś niesamowitego. Na pewno będziecie szczęśliwi.

— Czy myślałeś o takim rozwiązaniu dla siebie i Sherlocka? — zapytał z ciekawością Greg.

Na początku John nic nie powiedział, obracając się, by spojrzeć na braci Holmesów przed wzruszeniem ramionami.

— Sam nie wiem. To znaczy, tak — przyznał John, zakładając nogę na nogę i opierając się lekko o oparcie kanapy. — Zwłaszcza z waszą zaręczoną dwójką. Ale… nie sądzę, żeby Sherlock był temu przychylny. Jęczał słysząc o was. Myślę, że to w porządku, jeśli nie będziemy mieli ślubu.

— Nie bądź taki pewien — skomentował Greg, patrząc na niego uważnie. — Może cię zaskoczyć. Sam Bóg wie, że propozycja Mycrofta była niespodzianką.

— Przypuszczam. — John znów wzruszył ramionami.

Greg szturchnął go łagodnie łokciem, uśmiechając się.

— John, powiedz mu, że jestem zbyt zajęty — jęknął Sherlock, spoglądając niemal żałośnie na swojego współlokatora John jednak nie zlitował się nad nim i potrząsnął głową.

— Dziś rano narzekałeś na nudę — skomentował.

Sherlock jęknął.

— Lestrade, jeśli masz czas, żeby tam siedzieć, to masz czas znaleźć mi walizkę — warknął, wpatrując się wściekle w Mycrofta. — A może jesteś zbyt zajęty próbą uszczęśliwiania mojego brata?

— Nawet tego nie próbuj — powiedział równo ostro Mycroft, wściekły i zirytowany. — Zostaw Gregory’ego w spokoju.

— Och, więc jesteś teraz jego obrońcą? — odwarknął Sherlock.

— Ej, nie potrzebuję obrońcy — odezwał się Greg, sapiąc i krzyżując ramiona na piersi.

— No dalej, przestańcie — powiedział John do braci Holmes. — To robi się już męczące.

— To on zaczął — powiedzieli jednocześnie Sherlock i Mycroft.

Cisza zapadła w mieszkaniu 221B, zanim Greg i John wybuchnęli śmiechem. Otrzymali od swoich partnerów identyczne spojrzenia pełne irytacji, co tylko sprawiło, że zaśmiali się mocniej.

— Nie rozumiem, co jest tak zabawne — mruknął Mycroft, unosząc brew.

— Bez wątpienia coś śmiesznego i pospolitego — powiedział Sherlock z westchnieniem.

Gregowi i Johnowi zajęło chwilę uspokojenie się (o chwilę za długo w opinii braci Holmes), ale w końcu przestali się śmiać, z głębokim wydechem.

— Chcesz iść do pubu, John? — zapytał Greg, wstając.

— Mmmm? Tak, jasne — przytaknął John, również wstając.

— Nie idę do tego brudnego pubu — powiedział Sherlock, zadzierając podbródek do góry.

— Nikt cię nie pytał — odpowiedział Greg, chwytając płaszcz. — Wasza dwójka zostanie to i przepracuje to. Myc, zaraz wrócę i będziemy mogli pójść do domu. Okej?

Dwójka mężczyzn nie czekała na odpowiedź, zanim zeszli po schodach i wyszli na zewnątrz, pozostawiając za sobą zdumionych oraz zirytowanych braci Holmes.

Chapter 139: Nieznośna kobieta

Chapter Text

Mycroft był zestresowany. Katastrofalna sytuacja w Korei Północnej sprawiła, że sprawy same w sobie były wystarczająco złe (I to zawsze była ta Korea Północna. To było wyczerpujące). Co więcej, jego najdroższy Gregory został poważnie ranny podczas śledztwa i był obecnie w szpitalu. Właśnie tam Mycroft się znajdował, siedząc na krześle obok szpitalnego łóżka, czytając tajne akta, gdy jego ukochany spał tuż przy nim.

Nic mu nie będzie. Wyjdzie z tego i prawdopodobnie będzie w szpitalu tylko przez kilka dni, zanim zostanie zwolniony pod opiekę Mycrofta. Niestety, to nie złagodziło stresu i bólu Holmesa, gdy zobaczył Grega leżącego w tym łóżku, bladego i wyglądającego na wyczerpanego, chociaż wszystko, co robił, to spał. Stracił dużo krwi, a jego obrażenia najprawdopodobniej zostawią bliznę według słów lekarza.

Po chwili odłożył dokumenty i oparł łokcie na łóżku, sięgając, by chwycić jedną z bezwładnych dłoni Grega w swoją. Potarł kciukiem wierzch opalonej ręki i westchnął cicho. Zamykając oczy, słuchał pikania maszyn, do których jego partner był podłączony, mając nadzieję, że wkrótce się obudzi, aby mogli porozmawiać. Jedyna rozmowa, jaką odbyli do tej pory, nie miała większego sensu, ponieważ Greg był na bardzo mocnych środkach przeciwbólowych. Nie pamiętał również do końca, kim był Mycroft, ale zaczął bardzo szybko z nim flirtować, aż cała twarz Mycrofta była pokryta rumieńcem.

Ciszę na chwilę przerwało delikatne pukanie do drzwi, powodując, że Mycroft natychmiast wyprostował się na swoim miejscu, choć nie puścił dłoni Grega. Odwrócił głowę w samą porę, by zobaczyć, jak Abby nieśmiało wsuwa głowę do środka.

— Czy mogę wejść, Myc? — zapytała.

Mycroft uśmiechnął się czule, kiwając głową.

— Oczywiście, Abigail. Twój ojciec śpi, ale jak najbardziej możesz wejść. Czy Elizabeth jest z tobą? — zapytał, w końcu puszczając dłoń Grega, żeby móc wstać.

Abigail skinęła głową, wchodząc do pokoju i rzeczywiście, starsza córka Lestrede’a podążyła tuż za nią.

— Cześć, Mycrofcie. — Skinęła głową, witając go uprzejmie. — Chciałam zobaczyć się z tatą.

— Będzie bardzo zadowolony, że przyszłaś. Tak jak i ja. — Mycroft uśmiechnął się do niej.

Abby podeszła i usiadła na krześle, które chwilę wcześniej zajmował polityk, a Elizabeth spojrzała w stronę drzwi.

— Mama jest tutaj… — wymamrotała, wyraźnie go ostrzegając, zanim wyciągnęła rękę, by uścisnąć jego dłoń, a następnie podeszła, by stanąć obok swojej młodszej siostry.

Mycroft westchnął przez nos, ale nikt tego nie zauważył. Fantastycznie. Potrzebował tylko tego, by być w tej samej przestrzeni z kobietą, która była byłą żoną Grega. Christina była prawdziwą zmorą i jak dotąd udawało mu się jej uniknąć. Najwyraźniej jego szczęście się skończyło. No cóż. Był mistrzem udawanej grzeczności.

Wyprostował się na całą swoją wysokość, gdy zauważył, że wślizgnęła się do środka, chociaż nie zrobiła żadnego ruchu, by podejść w stronę łóżka. Język jej ciała krzyczał, że nie miała ochoty tu być i gdyby nie córki, które miała z Gregiem, bez wątpienia nie byłoby jej tutaj. W końcu to ona go zdradzała.

— Och.

To wszystko, co powiedziała na początku, gdy zauważyła, że Mycroft był w pokoju. Nie mógł powstrzymać się od uniesienia brwi.

— Nie jestem kimś, kogo się spodziewałaś? — powiedział z wymuszoną uprzejmością, nie mogąc całkowicie ukryć surowego tonu.

Ukradkowe spojrzenie na bok upewniło go, że na szczęście dziewczynki były poza zasięgiem głosu.

— Po prostu wolałabym tego wszystkiego uniknąć — mruknęła, najwyraźniej nie okazując mu tej samej uprzejmości. — Tak bardzo nalegały, żeby tu przyjechać.

— Robiły to ponieważ Gregory jest ich ojcem — powiedział Mycroft, chowając ręce do kieszeni — którego bardzo kochają. To naturalne, że pragną go zobaczyć, gdy jest ranny. Zmniejszy to ich zmartwienie.

Którego najwyraźniej nie odczuwasz, ty bezduszna kobieto - chciał powiedzieć, ale sam Bóg wie, że Mycrofta Holmesa nauczono dobrych manier.

— Mówisz o nich z taką poufałością — warknęła Christina, a w jej głosie był jad. — Musi ci się podobać, że tak skutecznie wkradłeś się do rodziny Lestrade.

Cierpliwość Mycrofta wyczerpała się. Mógł być uprzejmy przez całą dobę, każdego dnia, ale kiedy ta kobieta tak się zachowywała, to tracił nerwy. I to szybko.

— Wybacz mi, ale jeśli ktoś kiedykolwiek wkradł się do rodziny, jak to elokwentnie ujęłaś, to byłaś to ty — powiedział Mycroft, a w jego głosie wyraźnie było słychać niecierpliwie tony.

To nie pomagało mu przy natłoku uczuć. Nie miał teraz czasu na tą absurdalną kobietę.

— Jak… Jak śmiesz — zaperzyła się Christina, ledwo zdoławszy utrzymać swój głos na tyle cichym, aby dziewczynki nie zrozumiały, co się dzieje. — Nie wiem, w jaki sposób przekonałeś Grega, by sądził, że warto z tobą przebywać, ani jak to jest w porządku, byś był w pobliżu naszych dzieci. Nie rozumiem, dlaczego marnuje swój czas z tobą.

— W przeciwieństwie do ciebie, która nieustannie go zdradzała, mimo że bez końca próbował wszystko naprawić? — warknął Mycroft, a jego temperament dał o sobie znać. — Nawet nie myśl o tym, że możesz tu przyjść i oskarżać mnie, że jestem tym, z którym nie warto być. W przeciwieństwie do ciebie, dbam o Gregory'ego bezwarunkowo. W przeciwieństwie do ciebie, szanuję go jak osobę i akceptuję w całości. Tą część, która zostaje do późno w pracy, kiedy pracuje nad sprawą, która zostaje ranna i umieszczona w szpitalu i która wychodzi do pubu, by napić się z kolegami. W przeciwieństwie do ciebie wiem, jakie mam szczęście i to akceptuję. Czy ci się to podoba czy nie, Greg i ja połączyliśmy nasze życia, co oznacza, że twoje dzieci również są tego częścią. Dbam o nie tak, jakby były moimi własnymi. Uprzejmość, którą trudno mi uwierzyć, że zwrócisz, gdyby nasze pozycje kiedykolwiek się odwróciły.

Christina nic nie powiedziała, tylko wpatrywała się w niego z prawdziwym niedowierzaniem. Mycroft nie mógł powstrzymać radości, którą poczuł na ten widok.

— A teraz sugeruję, żebyś opuściła ten pokój, zanim bardzo się zdenerwuję. Elizabeth i Abigail dołączą do ciebie na korytarzu, kiedy będą gotowe do wyjścia, ale nie wcześniej. Teraz. Wyjdź.

Christina otworzyła usta, by zaprotestować, ale słowa, które miały się pojawić, zniknęły pod lodowatym spojrzeniem Mycrofta. Odwróciła się i z wściekłością wyszła.

Mycroft wziął głęboki oddech, starając się uspokoić, zanim odwrócił się i podszedł do miejsca, w którym byli pozostali trzej członkowie rodziny Lestrade.

— Myślisz, że się wkrótce obudzi? — spytała cicho Abby.

Wpatrywała się w Mycrofta, nie mając pojęcia o walce, która właśnie się rozegrała. Z drugiej strony Elizabeth wydawała się mieć jakieś podejrzenia. Zawsze tak było. Była imponująco inteligenta i Mycroft był dumny z tego, jak dojrzałą młodą damą się okazywała.

— Jestem pewien, że tak, Abigail — odpowiedział Mycroft, znów łagodnym głosem. Położył dłonie na krawędzi łóżka, patrząc na swojego śpiącego partnera zmartwionym i pełnym miłości spojrzeniem. — I będzie bardzo szczęśliwy, że wasza dwójka przyjechała go odwiedzić.

Chapter 140: Emocjonalnie wrażliwy

Chapter Text

Greg był lekko wkurzony, co było wywołane pijackim stanem. No dobrze, może również ze względu na jego temperament. Leżał bezwładnie na kanapie z… czwartym piwem w ręce, wpatrując się w sufit i właściwie nienawidząc świata. Dorośli mężczyźni nadal mieli prawo do pijackich napadów wściekłości występujących najczęściej u osób w wieku około 20 lat, prawda? Nawet jeśli nie, to pieprzyć to, ponieważ miał dokładnie właśnie taki napad.

Wpatrywał się w stos papierów leżących na stoliku do kawy, czując przemożną chęć podpalenia ich. Wiedział, że to się stanie i przygotowywał się do tego od tygodni. Minęło kilka miesięcy, odkąd Christina wyprowadziła się na dobre. Mimo tego, powrót do domu po długim cholernym dniu i otwarcie koperty z dokumentami rozwodowymi nie było tym, z czym facet chciał się naprawdę zmierzyć.

Więc odsunął te cholerne rzeczy na bok, by je ignorować, jak długo się da, i skierował się do lodówki. I tak planował wypić jedno lub dwa piwa, kiedy pracował nad tym, by zapomnieć o sprawie potrójnego zabójstwa i rozczarowującej postawy Sherlocka Holmesa, który pojawił się na miejscu zbrodni będąc pod wpływem narkotyków. Greg uznał, że to wystarczy. Nie było mowy, żeby ryzykował rozwiązanie spraw, mając przeklętego narkomana badającego dowody i dającego mu wskazówki. W życiu. Wolałby dalej pracować, tak jak dotychczas.

Kiedy więc pił piwo numer 4 i zdecydowanie nie płakał (okej, może trochę, ale w tym momencie był pijany, w porządku?), rozległo się pukanie do drzwi. Wspaniale. Nie mógł po prostu się upić i spokojnie położyć do łóżka. Rozważał udawanie, że nic nie słyszał, kiedy rozległa się kolejna seria pukań. Z westchnieniem odstawił swoją prawie pustą puszkę i wstał. Jego wizja przez chwilę była niewyraźna. Zamknął oczy, pracując nad opanowaniem swojego środka ciężkości i skierował się do frontowego wejścia.

— Co chce… — zaczął, ale głowa utknęły mu w gardle, gdy zobaczył, kto stał tuż za progiem.

Zamrugał, wpatrując się w Mycrofta Holmesa, stojącego z parasolem, trzymającego w ręku jakieś akta. Patrzyli na siebie. Spojrzenie jasnoniebieskich oczu wyższego mężczyzny przeszywało i, jak zawsze, te oczy widziały wszystko, a Greg przygotowywał się na to, co polityk miał zamiar powiedzieć.

— Gregory, przepraszam — powiedział cicho Mycroft.

Greg znowu zamrugał. Dobra, nie do końca tego się spodziewał. Chciał zapytać, za co przepraszał Mycroft, ale nie musiał. Bez wątpienia wiedział dokładnie, dlaczego Gregory był pijany. Dlatego też tylko westchnął i potrząsnął głową.

— Nieważne — wymamrotał, cofając się o krok i gestem zapraszając młodszego mężczyznę, by wszedł. Mycroft skinął głową opierając parasol o ścianę i wszedł do salonu. Greg podążył za nim, opadając z powrotem na kanapę, podczas gdy Mycroft cicho usiadł obok niego po drugiej stronie. — Co mogę dla ciebie zrobić?

— Ja… Przyszedłem, aby przynieść ci akta, które mają trafić do mojego brata. Rozmawialiśmy o nich kilka dni temu — powiedział Mycroft, wyraźnie się wahając.

Ach. Greg zapomniał o nich. Potarł szorstko twarz i westchnął.

— Tak, przepraszam. Zapomniałem — przyznał. — To było…

— Jestem świadomy — przerwał mu Mycroft, oszczędzając Gregowi kłopotu związanego z wyjaśnieniem. Dzięki Bogu za małe łaski. — To nie jest dobry moment, więc pozwól, że nie będę ci dłużej przeszkadzał.

— Nie! — powiedział Greg, gdy Mycroft podnosił się z kanapy.

Obaj zamarli na desperację, która była słyszalna w jego głosie. Teraz, kiedy Mycroft był tutaj… Greg stwierdził, że nie chciał być sam.

Mycroft powoli usiadł z powrotem na kanapie. Skrzyżował nogi i odwrócił się do Grega. Ich dwójka stała się… przyjaciółmi nie było do końca właściwym słowem, jak Greg przypuszczał. Ale coś w tym stylu. Połączyli siły, gdy obaj próbowali trzymać Sherlocka z dala od heroiny i niestety nadal im się to nie udawało. To było wyczerpujące.

— Czy chciałbyś coś do picia? — zapytał Greg, wskazując na puszkę, z której przed chwilą pił. Mycroft potrząsnął głową, grzecznie odmawiając.

— Nie, dziękuję, Gregory. Przyznaję, że nie mogę zostać na długo. Nie sprzeciwiłbym się jednak pozostaniu odrobinę dłużej.

Został więc. Greg dopił resztkę piwa, a Mycroft zainicjował konwersację na różne tematy, które próbowały odciągnąć inspektora od sprawy rozwodowej lub zabójstwa. To było docenione, ale Greg wciąż nie mógł przebić się przez ciąg emocji, w które wpadł.

Po jakiś dwudziestu minutach powrócili do wygodniejszej rozmowy, a Mycroft roześmiał się cicho. Elegancki mężczyzna wyglądał wspaniale, kiedy się śmiał. Kiedy naprawdę się śmiał, a nie udawał. Szkoda, że nie robił tego częściej. W trakcie rozmowy zbliżyli się do siebie i Greg poczuł niemal magnetyczne przyciąganie do drugiego mężczyzny.

Ich bliskość stała się oczywista, gdy Mycroft odwrócił się, by coś powiedzieć w zamian za to, co go rozśmieszyło, zamierając, gdy ich nosy prawie się zetknęły. Oddech uwiązł mu w gardle i po prostu wpatrywali się w siebie. Greg miał nieodpartą potrzebę…

— Gregory? — zapytał Mycroft ściszonym głosem, nie ruszając się, gdy Greg sięgnął i przesunął wierzchem palców po jego szczęce. Jednak również się nie odsunął.

To nie był pierwszy raz, kiedy Greg pomyślał o pocałowaniu Mycrofta i najwyraźniej nie był to pierwszy raz, kiedy Mycroft również o tym pomyślał. W swojej bezbronności Greg poddał się swoim pragnieniom.

Pochylając się, złożył delikatny pocałunek w kąciku ust Mycrofta. Zrelaksowany chwyt, jaki młodszy mężczyzna miał na oparciu kanapy natychmiast się wzmocnił. Jednak nadal się nie odsunął. Czując przypływ odwagi, Greg przechylił głowę i połączył ich usta w delikatnym pocałunku.

Odgłos zaskoczenia, jaki wydał z siebie Mycroft, był cudowny. Serce Grega zabiło mocniej. Chwycił dolną wargę mężczyzny między zęby i zaczął ją delikatnie ssać. Dźwięk, który wydobył się z polityka zmienił się w cichy jęk. Szczupła dłoń mocno ściskała biceps Grega, uziemiając go.

Potem równie szybko rozstali się.

— Powinienem iść — powiedział bez tchu Mycroft. — Mam wcześnie rano spotkanie. Uważaj na siebie, Gregory.

Greg był jak zamrożony w miejscu. Skinął tępo głową, nie poruszając się ani o milimetr, gdy Mycroft wstał, pożegnał się uprzejmie, ale z frustracją, i wyszedł z mieszkania. Zajęło to prawdopodobnie pięć minut, zanim Greg odetchnął. Nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymuje oddech. Opadł z powrotem na kanapę i zakrył twarz dłońmi.

Cóż, spieprzył to. Alkohol i papiery rozwodowe zrujnowały jego samokontrolę. Niezależnie o tego, że od miesięcy pragnął pocałować Mycrofta. Nie chciał robić tego w ten sposób…

Kilka godzin później stracił przytomność na kanapie, ściskając w dłoni komórkę, z na wpół sformułowanym sms’em do Mycrofta, którego nigdy nie wyśle.

Chapter 141: Rozproszenie

Notes:

Uwagi: Jest to kontynuacja poprzedniego rozdziału

Chapter Text

Mycroft uważał się za osobę bardzo złożoną. Jedną z pierwszych rzeczy, których nauczył się w życiu, była samokontrola. To była jedna z ważniejszych rzeczy, która odróżniała go od jego młodszego brata Sherlocka. Częściowo dlatego, ponieważ był mądry. Podczas gdy życie Sherlocka zmieniło się w samozniszczenie tylko po to, by złagodzić ciągłą nudę, którą odczuwał, Mycroft stał się produktywnym i odnoszącym sukcesy politykiem.

Mycroft niekoniecznie się nudził. Nauczył się segregować swoje dedukcje, myśli, wszystko, aby dać swojemu umysłowi jakąś formę spokoju i organizacji. Tak bardzo starał się nakłonić Sherlocka, by zrobił to samo. Na początku życia było jasne, że są tacy sami, a on próbował...Oczywiście mu się nie powiodło.

Mycroft potrafił kontrolować swoje myśli i emocje lepiej niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek spotkał. Mógł skoncentrować się na tym, co było konieczne i odsunąć na bok wszystko inne, odkładając je tam, gdzie mogły się przydać, lub nie, w późniejszym czasie. Dlaczego więc miał z tym teraz taki problem?

Gregory Lestrade go pocałował. Poprawka: emocjonalnie rozchwiany, przygnębiony i pijany Gregory Lestrade go pocałował. Wszystkie okoliczności związane z jego wizytą trzy tygodnie temu i wydarzeniami, które miały miejsce były okropne. Było rażąco oczywiste, że starszy mężczyzna przechodził kolejne etapy rozwodu. Było jasne, że wyślą mu papiery rozwodowe, a czas by je dostał był odpowiedni. Wszystko się układało i miało sens.

Pocałowali się. Mycroft, rzecz jasna, całował wielu ludzi w swoim życiu. Miał wiele fizycznych spotkań, począwszy od uniwersytetu i później, i chociaż od jego ostatniego razu minęło trochę czasu, nie było mu to obce. To był zawsze środek do celu. Pragnienie, którego potrzebowało jego ciało co kilka lat. Pewne pocałunki, dotyk i stosunek płciowy były wymagane, aby zaspokoić pragnienia, które nużąco pojawiały się od czasu do czasu. Na szczęście jednak nigdy nie były częste.

Jednak ten pocałunek… Nie mógł przestać o nim myśleć. Nie potrafił oddzielić akcji ani sposobu, w jak się czuł podczas niego. Nie mógł zapomnieć ciepła, które rozprzestrzeniło się po całym jego ciele, ani nie mógł zignorować upału, który pojawiał się, gdy tylko przypomniał sobie pocałunek. Kiedy sprawdzał nagrania z monitoringów lub zajmował się papierkową robotą, zaczynał przypominać sobie uczucie z chwili, gdy Gregory przycisnął swoje usta do jego i jak jego ciało drżało pod naciskiem, którego doświadczył, gdy inspektor ssał jego dolną wargę.

Z roztargnieniem wyciągnął dłoń i dotknął palcami dolnej wargi. Westchnął, odchrząknął i wyprostował się. Nie mógł zaprzeczyć, że inspektor był atrakcyjny. Mycroft lubił przebywać w jego towarzystwie. Był zaskakująco uspokajającą siłą w gorączkowym, stresującym świecie Mycrofta.

Westchnął, opuszczając rękę i sięgając po komórkę. Od tamtej chwili nie miał żadnej wiadomości od starszego mężczyzny. Gregory często do niego pisał, co czyniło jego milczenie czymś bardzo osobliwym. Mycroft częściowo zastanawiał się, czy po ich pocałunku zachował się właściwie. Tym razem nie wiedział, jak zareagować. Wzięto go z zaskoczenia.

A może Greg był zakłopotany? Nie musiał być. Mycroft dużo myślał o okolicznościach, które zaistniały wtedy. Szczerze mówiąc, prawdopodobnie zbyt dużo o nich myślał. Jego działania nie były powodem do wstydu. Były całkowicie naturalne dla kogoś, kto przechodził coś takiego. Odkrył, że chce do niego napisać, informując go o tym. Ale czy powinien w ogóle o tym wspomnieć?

Mycroft nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak zagubiony. Zwykle czuł się zdezorientowany i niepewny z powodu pozornie niekończących się nawyków narkotykowych Sherlocka.

— Proszę pana? — Rozległ się głos i Mycroft zamrugał wytrącony z myśli.

— Tak, Antheo? — zapytał, podnosząc wzrok.

Jak długo tam była? Nie słyszał, żeby weszła… Wyraz jej twarzy wskazywał, że najprawdopodobniej już wcześniej go wzywała.

— Pańskie spotkanie dzisiejszego wieczoru zostało odwołane. Proponuję zakończyć dzień i wrócić do domu — poinformowała go, zerkając na niego.

W jej oczach pojawił się porozumiewawczy wyraz i nie mógł zdecydować, czy to dobrze, czy źle.

— Wiesz? — zapytał, unosząc brew i odkładając telefon.

Anthea kiwnęła głową, a jej spojrzenie na chwilę spoczęło na komórce.

— Tak. Może będzie chciał pan coś zjeść?

Mycroft słyszał w jej sugestii podtekst. Zdołał uśmiechnął się i przytaknął.

— Tak, oczywiście — powiedział, wstając i zabierając płaszcz oraz parasol. — Dziękuję, Antheo.

— Miłego wieczoru, proszę pana — powiedziała, natychmiast chowając nos w swoim Blackberry.

Mycroft potarł kciukiem ekran komórki, idąc do samochodu. Był w połowie drogi do domu, kiedy ułożył i wysłał wiadomość, o której myślał przez cały dzień.

Czy mógłbyś dołączyć do mnie przy kolacji koło 20:00? Czuję, że mamy kilka spraw, które należy omówić. - MH.

Dziesięć minut później, będąc już w domu, w końcu otrzymał odpowiedź.

Przyjdę. Do zobaczenia o 20. - GL.

Chapter 142: To nie może się zdarzyć

Notes:

Uwagi: Jest to kontynuacja poprzednich rozdziałów

Chapter Text

Kolacja odbyła się w odrobinę napiętej atmosferze. Greg się tego spodziewał. Unikał Mycrofta od tygodni po tym, jak pocałował go w swoim przygnębionym i pijackim stanie. Nie było to jednak takie złe, gdyby to było wszystko. Ale… tak naprawdę było w tym coś więcej. Nie dlatego, że Greg wydawał się teraz myśleć tylko o tym. Śnił o tym. Dotyk ich ust w tamtym momencie obudził w nim coś, o czym nie wiedział, że istnieje.

Odbyli nieco luźną rozmowę. Dyskutowali o Sherlocku i o swojej pracy. A raczej to Greg mówił, czym się zajmuje. Rzecz jasna Mycroft rzadko mógł odwzajemnić tę samą uprzejmość. Dopiero podczas deseru polityk skierował rozmowę na temat, którego Greg obawiał się przez cały wieczór.

— Gregory, jeśli chodzi o ostatni raz, kiedy się spotkaliśmy — zaczął Mycroft, dopijając kieliszek wina i dając znać kelnerowi, że oczekuje na rachunek.

— Tak, uch — powiedział Greg, pocierając tył głowy i odkładając serwetkę na stół. — Przepraszam za to, ja…

— To nie może się powtórzyć. Rozumiesz? — przerwał mu Mycroft.

Greg zastygł. Poczuł, że jego serce zamiera z zaskoczonego rozczarowania, ale zmusił się do przytaknięcia.

— Wiem. Byłem pijany. Nie planowałem tego, to po prostu… — Zdarzyło się? Choć raz, nie w jego snach? Nie, Greg nie mógł tego powiedzieć. — Przepraszam.

Mycroft skinął lekko głową. Zapłacił za kolację i wstał, skłaniając Grega do zrobienia tego samego. W milczeniu wyszli z restauracji, pod którą już czekał na nich samochód. Greg nie mógł powstrzymać uśmieszku. Zawsze czekał.

Początek jazdy również spędzili w ciszy, gdy przemierzali Londyn w kierunku mieszkania Grega. Inspektor patrzył przez okno, podczas gdy Mycroft czytał coś na swojej komórce.

— Dziękuję za kolację — powiedział w końcu Greg, przypominając sobie o manierach.

Odwrócił się nieco, na wypadek, gdyby mieli rozpocząć rozmowę, co spowodowało, że ich kolana przycisnęły się do siebie. Serce Grega podskoczyło mu do gardła, a kciuk Mycrofta zatrzymał się nad ekranem telefonu.

— Nie ma za co — odpowiedział Mycroft, choć w jego głosie było słyszalne napięcie.

Mycroft uniósł wzrok, teraz wpatrywali się w siebie. Greg nerwowo oblizał dolną wargę, nie mając pojęcia, co myśleć o tym, co się działo, kiedy chwilę później Mycroft praktycznie rzucił się przez tylne siedzenie samochodu i brutalnie chwycił twarz Grega w dłonie. Starszy mężczyzna krzyknął ze zdziwienia.

Mycroft go całował. To on… zaczął… żaden z nich nie był pijany, ledwo co napili się wina. Pocałunek był czysty, zamknięte usta, przyciśnięte do siebie, ale nie można było pomylić się co do intensywności, która kryła się za nim. Greg zamrugał, gdy Mycroft odchylił się do tyłu. Wpatrywali się w siebie, smukłe dłonie wciąż otaczały twarz starszego mężczyzny.

— Myślałem… — zaczął Greg, odrobinę zdyszany. — Powiedziałeś, że to nie może się powtórzyć.

Nie powinno — mruknął Mycroft, nie puszczając go ani nie odsuwając się.

— Nie powinno? — powtórzył Greg, unosząc brwi. — To słowo mogło mieć zupełnie inne znaczenie. Polityk skinął głową. — Czyli nie powinieneś… puścić mojej głowy?

— Uważam… — rozpoczął Mycroft, nie znajdując słów na określenie tego, Greg uważał, że to był chyba pierwszy raz w jego życiu. — Uważam, że nie chcę.

To wyznanie sprawiło, że Greg zadrżał. Tutaj działo się coś znaczącego. Coś, nad czym żaden z nich nawet się nie zastanawiał, a co dopiero aby sobie na to pozwolić. To było coś, co obudziło się tamtej nocy, trzy tygodnie temu, gdy Greg wpatrywał się pijany w papiery rozwodowe. Miał przeczucie, że to było coś, co nie chciało odejść.

— W takim razie może powinieneś znów mnie pocałować.

Greg usłyszał siebie przemawiającego, gdy przechylił podbródek w czymś na kształt wyzwania. Patrzył, jak źrenice Mycrofta rozszerzają się i wsłuchiwał się w jego sapiący oddech.

Kolejne chwile minęły szybciej, niż Greg był na to przygotowany. Mycroft wspiął się na jego kolana i popchnął go niemal brutalnie na tylne siedzenie samochodu. Mycroft znowu go całował. Ten pocałunek był jeszcze bardziej intensywny niż poprzedni, a Greg wsunął język do ust drugiego mężczyzny, gdy zdecydował się przygryźć dolną wargę polityka. Dźwięk wydany przez Mycrofta był odurzający i Greg od razu stał się na pół twardy w swoich spodniach. Całowali się rozpaczliwie, jakby od tego zależało ich życie. Każdy z nich walczył o dominację i każdy w pewnym momencie zdobył ją nad drugim.

Ledwo zauważyli, że samochód zatrzymał się przed mieszkaniem Grega. Starszy mężczyzna przesunął ręce w dół i złapał Mycrofta za tyłek, powodując u niego chwilowy brak oddechu, gdy ich ciała przyciskały się do siebie. Czuł, jak gorące i twarde pragnienie Mycrofta przyciska się do jego uda i, Chryste, Greg go pragnął. Jednak Mycroft zbyt szybko się odsunął, ciężko dysząc. Greg zmusił się, by nie jęczeć z rozczarowania.

— Dojechaliśmy — zdołał wykrztusić Mycroft, próbując się opanować.

Jego głos był szorstki z pożądania i była to najseksowniejsza rzecz, jaką Greg kiedykolwiek słyszał. Siedział tępo przez sekundę, po czym skinął głową i nie tak dyskretnie poprawił swoją erekcję w spodniach. Starał się nie uśmiechnąć, na to, jak Mycroft w nią się wpatrywał.

— Tak, um… jeszcze raz dziękuję za kolację? — powiedział niezręcznie Greg.

Mycroft parsknął śmiechem i skinął głową.

To była wskazówka dla Grega, by wysiąść z samochodu. Zamknął drzwi, ale chwilę później jedno z okien zostało opuszczone. Greg uniósł brwi, wciąż lekko dysząc.

— Za trzy dni tutaj — powiedział Mycroft. — Dziewiąta wieczór. Czuję… że to właśnie stało się dość skomplikowane.

— Tak. — Przytaknął Greg. Nie żeby narzekał.

— Nie szukam związku, Gregory — zauważył Mycroft. Inspektor wzruszył ramionami.

— Właśnie podpisałem papiery rozwodowe.

— Rzeczywiście… Do zobaczenia za trzy dni.

Greg skinął głową i pomachał, a potem okno zasunęło się, a Mycroft odjechał. Trzy dni. Nie miał pojęcia, co z tego wyniknie, ale czuł, że to będzie coś? Ale co? Sam tylko Bóg wiedział…

Chapter 143: Pierwsza kłótnia

Notes:

Alternatywa - Nastolatkowie

Chapter Text

Cóż, stało się. Ich pierwsza wielka kłótnia. Wszystkie towarzyszące temu okoliczności sprawiały, że byli w paskudnych humorach. Egzaminy spowodowały, że byli spięci i zgryźliwi, a wszystko po prostu… eksplodowało. Greg przypomniał sobie, jak siedział w pokoju w akademiku Mycrofta i jak … zaczęli na siebie warczeć.

Greg czuł się gorszy z powodu swojej inteligencji. Jasne, miał dobre oceny, ale nie były one świetne. Po prostu informacje nie zostawały w jego głowie. Bycie mądrym było jedną z ważnych spraw, jeśli chodziło o zakochanie się i umawianie z najmądrzejszym chłopcem w całej klasie, przez co czasami czuł się trochę gorszy. Te wszystkie A Mycrofta były dla niego niczym kopniaki. A Mycroft po prostu… go skrzywdził.

Nie był pewien, czy drugi nastolatek powiedział to, co naprawdę myślał, czy nie. Nazywając go dziecinnym i mówiąc, że nie przykładał się i zachowywał się jak głupie dziecko… To naprawdę bolało. Dodaj to tego stres, który na nim ciążył, a Greg nie pozostał dłużny. Zdarzyło się to pięć dni temu. Od tamtej pory unikali się nawzajem.

Siedział w bibliotece, schowany obecnie w kącie z książką na kolanach. Stresował się nawet przedmiotami, w których był dobry. Jakoś te historyczne teksty nie miały sensu. Powinny, ale tak nie było. Tak długo trzymał nos w książce, że nawet nie zauważył osoby przed sobą, dopóki ta nie odchrząknęła.

— Tak, o co… — zaczął, podnosząc wzrok z irytacją, po czym zdał sobie kto stał przed nim, a jego oczy otworzyły się szerzej. — Myc?

— Gregory, czy mogę… dołączyć do ciebie? — zapytał młodszy nastolatek, niezgrabnie przystępując z nogi na nogę.

To było urocze, a mimo to Greg wciąż odczuwał gniew i był zraniony wcześniejszymi słowami. Miał gówniany temperament. Wszyscy mu to zawsze powtarzali, więc sapnął:

— Sam nie wiem, nie chcę cię zarazić moim głupim zachowaniem — wymamrotał, wpatrując się z powrotem w swoją książkę. Jego serce waliło.

Mycroft westchnął.

— Tak, jeśli o to chodzi — rozpoczął Mycroft. — Jestem ci winny przeprosiny, Gregory. Naprawdę nie miałem na myśli tego, co powiedziałem ci w zeszłym tygodniu.

Greg chciał w to uwierzyć. Przypuszczał, że naprawdę tak było. Mycroft nigdy go nie okłamał, więc dlaczego miałby zacząć teraz? Westchnął i zamknął podręcznik, odkładając go na bok i krzyżując nogi.

— Obaj odczuwaliśmy bardzo wysoki stres — kontynuował Mycroft, poprawiając książki schowane pod pachą. — To naturalne, że stres pojawia się w formach niezamierzonych przez obie strony.

Greg wiedział, że Mycroft pewnego dnia zostanie genialnym politykiem. Mówił tak naturalnie i był niesamowity w negocjacjach i nakazywaniu ludziom, aby go słuchali, nawet jeśli nie chcieli.

— Również przepraszam… — westchnął Greg, przeczesując dłonią ciemne włosy. Jego głos obniżył się jeszcze bardziej, gdy miękko wyznał: — Tęskniłem za tobą..

— A ja za tobą. — Uśmiechnął się Mycroft. — Mogę więc usiąść?

Greg milczał przez chwilę, myśląc o tym. Powoli zaczął uśmiechać się lekko. Wskazał na swoje kolana. Mycroft uniósł brew, a Greg zachichotał.

— Daj spokój, jest mi wygodnie. Sam chciałeś usiąść. — Uśmiechnął się szerzej.

Mycroft westchnął z irytacją, potrząsając głową. Odłożył jednak książki i rozejrzał się, zanim ostrożnie usiadł na jednej z nóg Grega. To jednak nie wystarczyło. Kiedy starszy nastolatek objął Mycrofta ramionami w talii, przyciągnął go bliżej, tak że prawie siedział okrakiem na jego kolanach.

— Gregory, jesteśmy w bibliotece — wysyczał Mycroft, przyciskając płasko dłonie do klatki piersiowej Grega. Jego policzki zapłonęły jaskrawym różem. To było urocze.

— No to chyba lepiej być cicho.

Greg uśmiechnął się złośliwie, chwytając klapy mundurka Mycrofta, przyciągając go do namiętnego pocałunku.

Mycroft zamarł, jego umysł najwyraźniej działał w nadbiegu i protestował przeciwko temu, co się działo, ale Greg wyczuł, że jego ciało rozluźniło się, gdy przesunął językiem po ustach młodszego chłopaka. Pocałowali się mocniej, a Mycroft odwzajemnił pocałunek. Jego smukłe palce przeczesywały włosy Grega, a jego paznokcie drapały mu skórę głowy. Greg zadrżał.

— Gregory — sapnął Mycroft w jego usta, po czym jęknął cicho, gdy Greg pocałował i uszczypnął zębami jego szyję. Chwycił ramiona Grega, przyciskając się do niego. Obaj drżeli z podniecenia. — Gregory, musimy…

— Nikogo tutaj nie ma — warknął Greg, najwyraźniej nie spiesząc się, by pójść gdzieś indziej.

Marzył o robieniu mniej stosownych rzeczy w bibliotece. Może to było dziwne. Nie obchodziło go to. Poza tym odkrył, że nie chcę rezygnować z odrobinę bardziej niegrzecznych rzeczy.

Nie — syknął Mycroft, choć zadrżał i przycisnął się bliżej z lekko uchylonymi ustami. — Gregory, proszę

Greg przestał. Cóż, trudno było to zignorować. Oblizując wargi, Greg skinął głową i spojrzał w szybko ciemniejące od pożądania oczy Mycrofta.

— A więc mój pokój. U ciebie będzie współlokator.

— Mądra decyzja — zgodził się Mycroft, drżącym głosem.

— Idziemy — niemal warknął Greg.

Pospiesznie zebrali swoje podręczniki, zanim szybko przeszli przez bibliotekę.

— Gregory, przepraszam — powtórzył Mycroft, gdy szli trzymając się za ręce.

— Zrobisz to z mniejszą ilością ubrań, okej?

Greg uśmiechnął się, patrząc z miłością na swojego chłopaka. Mieli swoją pierwszą, wielką kłótnię. Teraz mieli mieć swoje pierwsze niegrzeczne zbliżenie.

Chapter 144: Wybierając się na piknik

Chapter Text

Greg nie mógł powstrzymać uśmiechu na twarzy, gdy patrzył, jak jego partner próbuje się przygotować do wyjścia. Mycroft miał nieskazitelną garderobę z szafą pełną garniturów, w której prawdopodobnie mógłby się zgubić. A jednak w momencie kiedy mieli zamiar wybrać się na piknik, polityk nie mógł znaleźć czegoś odpowiedniego do ubrania się.

Nie był pewien, w jaki sposób przekonał Mycrofta, by wybrali się n prawdziwy piknik, ale tak się stało. Nie mógł się tego doczekać. Zawsze było to coś, co mu się podobało, odkąd był młodzieńcem, a minęło tak wiele czasu, odkąd cieszył się czymś z tego rodzaju.

— Nie masz dżinsów? — zapytał, unosząc brwi.

Mycroft stał przy komodzie w majtkach i zapinanej na guziki koszuli, która była obecnie rozpięta, wpatrując się w dwa zestawy spodni. Greg chciał zrobić zdjęcie. To było urocze, a jednocześnie seksowne. Jednak spodnie, które trzymał, nie nadawały się najlepiej do tego rodzaju wypraw na świeżym powietrzu.

— Dżinsy? — powtórzył Mycroft, prawie szydząc. — Wątpię bym je miał, Gregory.

— No dalej, musisz mieć chociaż jedną parę.

Stękając, Greg wstał z łóżka i podszedł do komody, machając ręką, żeby drugi mężczyzna odsunął się na chwilę. Uklęknął, otwierając szufladę i zaczynając przeglądać ubrania, które tam były. Mycroft otworzył usta, żeby zaprotestować, ale Greg już przeszukiwał jego garderobę, więc postanowił tego nie robić i dalej zastanawiał, się, które z trzymanych spodni powinien założyć.

Wreszcie, po około dziesięciu minutach, Greg poczuł to na samym dnie szuflady. Krzyknął triumfalnie, uśmiechając się szeroko, gdy wyciągnął dżinsy.

Wiedziałem, że masz jakieś! — Uśmiechając się, podniósł je, pokazując wyższemu mężczyźnie. — Każdy ma co najmniej jedną parę.

Mycroft wpatrywał się w dżinsy z szeroko otwartymi oczami. Uniósł brew.

— Nie założę tego.

Jęcząc Greg wstał i podszedł do Mycrofta. Owinął luźno ramię wokół talii.

— Będą idealne na piknik, Myc — powiedział cicho. — Lepsze to niż martwienie się czymś takim jak plamy trawy na twoich drogich spodniach. Daj spokój, tylko ten jeden raz?

Zajęło to kilka chwil przekonywania, ale w końcu Mycroft się zgodził. Greg był oszołomiony. Naprawdę nie potrafił wyjaśnić dlaczego, ale przez te wszystkie lata, kiedy znał młodszego mężczyzny, nigdy nie wiedział go ubranego w coś tak swobodnego. To były spodnie w kant, piżama albo nic. Oczywiście nic było najlepsze, ale… mimo wszystko. W końcu zobaczy go w dżinsach.

Podczas, gdy Mycroft poszedł się ubrać, Greg skierował się do kuchni, aby upewnić się, że mają wszystko, czego potrzebowali. Większość przygotowań zrobił wcześniej tego dnia, ale zawsze dobrze było się upewnić, że niczego nie zapomniał. Skupił się na tym, chowając ostatnie jedzenie, które przygotował oraz upewnił się, że włożył wybrane wino do kosza. Potem zebrał razem koce i plastikowe sztućce (bo nigdy nie zabraliby ze sobą swoich ładniejszych i potencjalnie łamliwych rzeczy).

I gotowe. Greg sapnął triumfalnie i umieścił wszystko razem na rogu kontuaru, a potem odwrócił się, by poszukać swojej drugiej połówki i zobaczyć, czy był już gotowy do wyjścia Spotkali się na korytarzu w pobliżu ich sypialni, a Greg po prostu… gapił się.

Mycroft miał na sobie dżinsy i do diabła, wyglądały na nim niesamowicie. Były niezwykle dopasowane, podkreślając, jak długie i smukłe były nogi mężczyzny. Greg coś przeczuwał, że jego tyłek prawdopodobnie również wyglądał niesamowicie. Na dodatek koszula, która Mycroft miał wcześniej na sobie została zastąpiona na rzecz jasnoniebieskiego swetra z długimi rękawami. Pod spodem miał białą koszulkę z kołnierzem, wystającym ponad dekolt swetra.

— Gregory? — zapytał unosząc brew i przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Wyraźnie wyglądał na skrępowanego.

— Myc, czy możemy… Do licha, po prostu zostańmy w domu — powiedział szorstko, lekko drżąc.

Mycroft wyglądał o wiele bardziej seksownie, niż Greg był na to przygotowany. Mycroft zamrugał, rozchylił usta, po czym wybuchnął śmiechem. To było szczere i pogodne. Greg uśmiechnął się.

— Jesteś niedorzecznym człowiekiem. — Mycroft wciąż się śmiał. Robiąc krok do przodu, ścisnął biceps Grega i pochylił się, by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. — Cieszę się, że pochwalasz mój wybór garderoby.

— Boże, tak — westchnął Greg, wciąż się uśmiechając.

— Chodź, Gregory. Pokaż mi na czym polega ten cały piknik, na który tak nalegałeś — powiedział Mycroft z ciepłym uśmiechem. — Potem możemy wrócić do domu i zobaczyć, jak potoczy się dla nas noc.

Mycroft mrugnął, uśmiechając się sugestywnie. Greg uśmiechnął się złośliwie i skinął głową. Tak… Dzisiejszy dzień zapowiadał się całkiem nieźle. Odwrócili się. Greg podążył za Mycroftem z powrotem do kuchni, a później do drzwi.

Och, tak. Tyłek Mycrofta wyglądał cholernie idealnie.

Chapter 145: Najdziwniejszy przypadek w historii

Notes:

Uwagi: Zmiana płci

Chapter Text

Greg zdecydowanie miał w swoim czasie sporo dziwnych spraw. Doświadczył wielu dziwnych rzeczy. Rzeczy, które go prześladowały, które zmieniły się w dobre i ogólnie fascynujące rzeczy, których szybko się nie zapomni. Ale to…

To, kurwa, pobiło wszystko inne.

Wciąż słyszał donośny śmiech Sherlocka i szczerze mówiąc, było to naprawdę irytujące. To nie była aż tak zabawna sytuacja. To było dokładne PRZECIWIEŃSTWO zabawnej sytuacji. Może panikował. Tak, zdecydowanie panikował. Był w drodze do domu, mając nadzieję, że Mycroft będzie wiedział, jak to naprawić. Albo, jeśli nie, że znałby kogoś, kto mógł to zrobić.

— Mycroft? — zawołał, gdy wszedł do środka, wciąż fizycznie podskakując z powodu różnicy w swoim głosie. Taaa… Dziwne.

Kiedy Mycroft przyszedł do niego, młodszy mężczyzna zamarł, wpatrując się w niego. Greg defensywnie skrzyżował ręce na piersi. Chociaż jego klatka piersiowa nie była już… tak płaska, jak powinna.

— Cóż, Sherlock wysłał mi sms-a… — skomentował, podchodząc do Grega z uniesionymi brwiami. — Nie bardzo chciałem w to uwierzyć. To jest interesujące.

— Interesujące? — powtórzył Greg. Uniósł ręce w irytacji. — Mam cycki!

— Tak, najdroższy, widzę.

Mycroft skinął głową wpatrując się w omawiane piersi.

Greg nie miał powodu, by wierzyć w rzeczy o nadprzyrodzonej lub mistycznej naturze. Nigdy nie musiał. Oczywiście, znał wielu ludzi, którzy w to wierzyli i zawsze uważał ich za głupców. Ale kiedy dzisiaj badali miejsce morderstwa, wszedł do pokoju, w którym został obsypany dziwnym czarnym proszkiem ( który wciąż był na jego ubraniu i najprawdopodobniej we włosach). A wtedy stał się… dziewczyną.

— Proszę, napraw to — jęknął (jęknęła? Pieprzyć to, Greg nie będzie zmieniał mentalności. To byłoby zbyt dziwne), opuszczając ręce w irytacji. Był przerażony. Wcale mu się to nie podobało i należało się tym zająć.

— Zobaczę, co da się zrobić. Idź się przebrać, może weź szybki prysznic, a ja wykonam kilka telefonów — polecił Mycroft, wyciągając komórkę i natychmiast przeglądając swoje kontakty.

Greg prychnął, ale odwrócił się i skierował się do ich sypialni. Nie był pewien, czy chce wziąć prysznic. Byłoby to jeszcze dziwniejsze. Ale jednocześnie.. To nie brzmiało jak zły pomysł. Dlatego kiedy znalazł się w sypialni, zaczął zdzierać z siebie brudne ubrania i rzucać je w kąt, przechodząc do łazienki.

Spojrzał na siebie w lustrze. Włosy wciąż miał krótkie, ale rysy jego twarzy były bardziej miękkie i wyglądał na trochę młodszego. Jego szyja i ramiona były smuklejsze i miał… Jego teraz bardzo wiotkie ręce sięgnęły w górę i delikatnie pomacały piersi, które teraz posiadał. Minęło trochę czasu, odkąd faktycznie miał je w dłoniach. Poza tym jednak, że były częścią jego osoby, było to po prostu dziwaczne. Jak do cholery mogło dojść do czegoś takiego?

Odwrócił się trochę, zerkając na bardziej zaakcentowane krzywizny jego talii oraz tyłka i zanucił z uznaniem. Przynajmniej wyglądał cholernie dobrze. Celowo zignorował inne aspekty swojej nowej anatomii, a konkretnie coś, czego teraz brakowało i ruszył pod prysznic.

Pozostał tam przez chwilę, próbując pojąć, co się stało. Może przez jakiś czas pozwolił swoim dłoniom wędrować, ale nigdy nie mógł się zmusić do dotykania się poniżej brzucha. To było zbyt dziwne, żeby mógł to zaakceptować. Nie myśląc o tym, wszedł nagi do sypialni, wycierając ręcznikiem włosy. Zatrzymał się, gdy zauważył, że Mycroft tam był.

Normalnie to nie było nic wielkiego. Ale teraz blade oczy Mycrofta były szeroko otwarte, gdy wpatrywał się w nową anatomię Grega.

— Ja, um.. — Mycroft zamrugał, a jego wzrok zdecydowanie nie był utkwiony w twarzy Grega. Starszy mężczyzna (kobieta, cholera, to było takie dziwne) zamrugał, czując rumieniec na policzkach. Zaczął pospiesznie przykrywać się.

— Przepraszam, Myc, przyzwyczajenie — powiedział, szybko owijając ręcznik wokół piersi, sapiąc.

— Jest… w porządku — powiedział nieco lekceważąco Mycroft, skupiając się z powrotem na telefonie komórkowym. — Mam zespół na twoim miejscu zbrodni, zbierający resztki substancji, która spowodowała twoją… przemianę. Jeszcze raz przyglądam się kilku osobom, które, co dziwne, przodują w rzeczach tego rodzaju. Mam nadzieję, że uda nam się to uporządkować w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin.

Greg milczał, podczas wyjaśnień Mycrofta, lekko kiwając głową. Podszedł do komody, żeby móc coś na siebie założyć.

— Dobra, dzięki — westchnął, wciąż czując się naprawdę dziwnie.

Przemógł się jednak i wyciągnął spodnie dresowe oraz T-shirt, który został zakopany pod kilkoma innymi, ponieważ zaczął robić się za mały. Pasował dość dobrze, za co był wdzięczny.

— Potrzebuję drinka — mruknął Greg, podchodząc i stając przed Mycroftem z westchnieniem. Wyższy mężczyzna przeczesał palcami wilgotne włosy Grega i uśmiechnął się.

— Pozwól, że ci go przyniosę — powiedział czule, a Greg skinął głową.

Był wdzięczny, że Mycroft starał się pozostać tak normalny, jak to było możliwe w tej nienormalnej sytuacji. To zdecydowanie pomagało.

Chapter 146: Trzymaj go z daleka, Gregory

Chapter Text

Mycroft czuł się nieszczęśliwy. Właśnie wrócił z podróży do Belgii i chociaż bardzo chciał wrócić do domu, do swojej rodziny, bardzo się bał, że nieuchronnie zachoruje. Dlatego był tutaj, zaszyty w ich wspólnej sypialni, czując mdłości i kichając na potęgę.

Wolałby tego nie robić. Oczywiście, był w stanie zobaczyć Gregory’ego, ale dał jasno do zrozumienia, że nie chce przebywać w pobliżu ich półtorarocznego syna, Olivera. Bardzo tęsknił za chłopcem i wiedział, że ten również za nim tęsknił, ale ostatnią rzeczą, jaką chciał zrobić, było zarażenie czymkolwiek syna.

Dlatego wciąż leżał, zawinięty w ogromną kołdrę, dmuchając szorstko w chusteczkę. Zamknął oczy i westchnął, a jego ciało rozluźniło się na materacu, gdy próbował wyleczyć się z tego okropnego przeziębienia. Miał je od dwóch dni i wydawało się, że najgorsze już minęło, ale nie czuł się na tyle dobrze, by ryzykować zbliżenie się do syna.

Dźwięk otwieranych drzwi i ściszony głos Gregory’ego sprawiły, że Mycroft zamrugał i otworzył oczy. Zamarł zdziwiony, gdy ujrzał Olivera w ramionach męża. Natychmiast pociągnął kołdrę na głowę, żeby całkowicie się przed nim zasłonić.

— Tata!!! — zawołał pogodnie Oliver, po czym wydał z siebie cichy odgłos zakłopotania, gdy ten zniknął pod kołdrą. Mycroft poczuł, jak materac łóżka ugina się, gdy Gregory usiadł obok niego z synem na kolanach.

— On jest tym guzem, właśnie tu — powiedział miękko Greg. — Widzisz tę bryłę? To tata.

— Tata — zaśmiał się Oliver, a Mycroft poczuł, jak drobna dłoń uderza go w zakryte ramię.

— Gregory, mówiłem ci, że nie chcę narażać Olivera na zachorowanie — mruknął nieco stłumionym głosem.

— A ja ci mówiłem, że nic mu nie będzie. Chodź i pokaż się, kochanie. Ollie tęskni za swoim tatą.

Mycroft oczywiście się wahał, ale wydawało mu się, że nie zdoła zmusić ich do wyjścia. Z westchnieniem zdjął kołdrę z głowy i pokazał się im obu. Bez względu na wszystko, nie żałował tego. Uśmiech, który rozpromienił twarz Olivera sprawił, że Mycroft również zaczął się uśmiechać. Nic nie mógł na to poradzić. Z pewnością chłopiec odziedziczył uśmiech po rodzinie Lestrade i była to najpiękniejsza rzecz na świecie.

— Tata! — powtórzył Oliver, wyciągając ręce z rozłożonymi palcami.

Mycroft potarł dłoń o kołdrę, zanim wyciągnął ją, by chłopiec mógł na chwilę chwycić jego palec wskazujący.

— Tata źle się czuje — powiedział Greg do Olivera, całując go w głowę.

Mycroft skinął głową, mrucząc na znak zgody, podczas gdy Oliver tylko gaworzył ze zrozumieniem. Najprawdopodobniej rozumiał. Ich syn był bardzo inteligentny jak na swój wiek, co polityka ani razu nie zdziwiło. Znowu zaczął się uśmiechać, ale zamarł i musiał sięgnąć po chusteczkę, gdy poczuł narastającą chęć kichnięcia. Zakrył usta w samą porę, zanim to nastąpiło.

— Psiu!! — Oliver zachichotał, wciąż się uśmiechając. — Psiu!

— Na zdrowie, kochanie — zaśmiał się cicho Greg. Znów spojrzał na Olivera. — Czy możesz powiedzieć “Na zdrowie”? Tak się mówi, gdy ktoś kichnął.

Oliver spojrzał na swojego starszego ojca, słuchając wypowiedzianych słów. Zamrugał, przyswając je i przetwarzając, po czym ponownie spojrzał na Mycrofta, gdy ten kichnął po raz kolejny.

— Psiu! — powtórzył Oliver, żując przez chwilę jeden ze swoich palców. — Zdrowie.

Mycroft zamrugał i uśmiechnął się szeroko.

— Dziękuję ci, Olivierze. To bardzo miłe z twojej strony.

Pracował nad tym, by wydmuchać porządnie nos, aby odblokować zatoki.

— Zdrowie!!! — powtórzył Oliver patrząc z dumą na Grega.

— Dobra robota, Ollie — powiedział z czułością Gregory, całując czubek jego głowy. Znów spojrzał na Mycrofta, uśmiechając się słodko. — Widzisz? Czy nie cieszysz się, że postanowiłem zignorować twoją prośbę?

Mycroft zaśmiał się ochryple, gdy jego najdroższy Gregory mrugnął do niego. Oliver nadal siedział na jego kolanach, uznając, że teraz jego zadaniem było mówienie “zdrowie” za każdym razem, gdy chory wydawał z siebie jakikolwiek dźwięk nosem lub gardłem (niezależnie od tego, czy rzeczywiście było to kichnięcie). Mycroft skinął głowa w odpowiedzi na pytanie starszego mężczyzny. Już zaczynał czuć się lepiej.

Chapter 147: Świetnie się bawiłem

Chapter Text

Greg był mile zaskoczony przebiegiem jego wycieczki z Mycroftem. To był… piąty raz, kiedy wyszli razem dla samej przyjemności? A może szósty? Nie mógł sobie przypomnieć, ale na dłuższą metę to nie miało znaczenie. Nie całkiem. Liczyło się to, że było na tyle interesująco, by uzasadniać wielokrotne wycieczki, które nie miały nic wspólnego z Sherlockiem, sprawą czy czymkolwiek związanym z rządem.

Ich dwójka świetnie się dogadywała. Może więcej niż świetnie. Greg czuł silną więź z młodszym mężczyzną i mocne zauroczenie, które nieraz prawie wpędziło go w kłopoty. Nie spotykali się tak naprawdę. Można było jednak te wycieczki zaklasyfikować jako randki. Po prostu żaden z nich za takie ich nie uznawał.

Powoli w te wieczory zakradł się delikatny dotyk, a po czwartym razie, kiedy wypili odrobinę za dużo whisky, skończyło się to pocałunkiem. Właściwie to wielokrotnymi pocałunkami. Wargi Grega wciąż mrowiły, gdy myślał o gorącej akcji między nimi na tylnym siedzeniu jednego z wielu pojazdów Mycrofta. Czyli nie tylko on chciał Mycrofta, ale i Mycroft go chciał. To było cudowne.

Po czwartej wycieczce spotkali się w swoich mieszkaniach. Greg naprawdę nie myślał o nich jak o randkach, ale było wino, śmiech i jeszcze więcej pocałunków. To było bardzo ważne. Z każdym pocałunkiem, który dzielili i każdym dotknięciem, Greg czuł, jak zakochuje się szybciej i mocniej. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył. To było uzależniające.

Na dzisiejszy wieczór wybrali restaurację. Zdecydowali się na jedną z najmilszych, w jakich był, zanim związał się z Mycroftem Holmesem i trzeba przyznać, że był z tego powodu dość zdenerwowany. Mycroft wydawał się naprawdę dobrze bawić, więc nie zajęło mu dużo czasu, zanim Greg się odprężył.

Przy kolacji rozmawiali o wielu rzeczach, a tak naprawdę o niczym. To było najlepsze. Od czasu do czasu Greg mógł przekonać Mycrofta, by opowiedział o swojej pracy: fragmenty, które niekoniecznie były tajnymi informacjami a które mogłyby mu pomóc w zrozumieniu tego, za co tak naprawdę był odpowiedzialny. Greg nie sądził, że kiedykolwiek spróbuje zmusić się do usłyszenia o wszystkim, a część niego sądziła, że nigdy nie będzie chciał się o tym dowiedzieć. Ale miło było usłyszeć, jak Mycroft omawia swoje obowiązki w jakimkolwiek zakresie.

Zjedli deser, choć to głównie Greg pozwalał sobie na rozpieszczanie się słodkimi ciasteczkami, które przyniesiono. Mycroft zjadł niewiele i i kilka kęsów towarzyszących im lodów, ale potem przesunął resztę po blacie, aby inspektor mógł wybrać to, co chciał. Zawsze tak było. Mycroft wydawał się bardzo lubić słodkie przekąski, a jednak prawie nigdy nie pozwalał sobie na to, by naprawdę się nimi cieszyć. Coś się za tym kryło. Może się kiedyś dowie.

Droga powrotna do mieszkania Grega była cicha, ale komfortowa. Wyjrzał przez okno, gdy jechali i zamrugał zaskoczony, gdy smukłe palce otarły się o jego własne. Uśmiechnął się lekko, unosząc dłoń do góry i lekko rozchylając palce w zachęcie. Mycroft uśmiechnął się żartobliwie, kreśląc małe kółka swoimi palcami na dłoni inspektora, tak delikatnie, że prawie to łaskotało, po czym delikatnie splótł ich palce. Greg pragnął, żeby ta chwila trwała wiecznie.

Tak jednak się nie stało i wkrótce obaj wysiedli z samochodu i podeszli do drzwi. Odwrócili się do siebie, trzymając się za ręce, a Greg uśmiechnął się promiennie.

Greg chciał powiedzieć: “Świetnie się bawiłem”, co jednak wyszło?

— Myślę, że cię kocham.

Jego brązowe oczy rozszerzyły się z szoku i strachu, kiedy patrzył jak Mycroft mrugał w milczeniu, gdy obaj zrozumieli, co właśnie, do cholery, powiedział. Ach, kurwa. Greg czuł, że wpadał w panikę. Chryste, nigdy nie mówili, że są w związku, Sherlock powiedział, że Mycroft nie nawiązuje tego typu relacji, a on po prostu schrzanił wszystko, co mieli, o Boże.

Otworzył usta, próbując wymyślić coś, co mógłby powiedzieć, żeby jakoś wycofać się ze swojego wyznania, kiedy usta Mycrofta zaczęły wykrzywiać się w uśmiechu. Cokolwiek Greg próbował wymyślić, umarło, zanim w ogóle zostało uformowane, gdy smukła dłoń Mycrofta objęła jego policzek, a blade oczy wpatrywały się w niego intensywnie z czułością.

— Myślę, że ja również cię kocham, Gregory — wyszeptał.

Greg nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Nie na początku, ale potem całowali się i mocno przytulali, a Greg zaprosił Mycrofta na kawę do siebie, chociaż każdy z nich wiedział, że nie zostanie wypita. I to był początek czegoś niesamowitego.

Chapter 148: Wielkie 5-0

Chapter Text

Mycroft zaplanował cały dzień i musiał przyznać, że w miarę rozwoju wydarzeń był coraz bardziej podekscytowany. Anthea wyczyściła jego harmonogram, żeby mógł poświęcić cały dzień na wszystko, o czym pomyślał, i na kilka rzeczy, o których nie myślał. Był człowiekiem bardzo skupionym na szczegółach, zwłaszcza gdy było to coś ważnego i w tym przypadku tak było.

Gregory powiedział mu, że nie chciał robić nic wymyślnego w urodziny. Najwyraźniej jakaś jego część nie chciała uznać kamienia milowego, jakim było ukończenie 50 lat. Mycroft nalegał jednak, aby zrobić kilka rzeczy w tym dniu. Jego urodziny były wyjątkowym dniem i były ważne, a Mycroft nie mógł pozwolić im odejść bez świętowania.

Rozpoczęli dzień w jedyny możliwy sposób: w łóżku. Mycroft przewrócił się i przyciągnął Gregory’ego do siebie, splatając ich palce razem i budząc go delikatnymi dotknięciami i pocałunkami. Pozostali tak przez chwilę, uśmiechając się i po prostu odpoczywając razem. To jednak zmieniło się w to, co starszy mężczyzna dumnie określał “urodzinowym seksem”. Mycroft pomyślał, że to zabawne, że tak nazywał ich stosunek, ale to była specjalna okazja i podobno właśnie to robiono przy specjalnych okazjach.

Padli później, całując się tak długo, jak mogli, zanim nadszedł czas na prysznic. Był on dłuższy niż normalnie i mógł również wiązać się z drugą rundą orgazmów dla nich obu (choć nie byli już tacy młodzi, wciąż mieli imponującą wytrzymałość) i było to cudowne.

— Jeśli przez resztę dnia nie zrobimy nic innego, to i tak oficjalnie będą to najlepsze urodziny w historii — skomentował Greg, ciężko dysząc po wszystkim, uśmiechając się niemal z rozmarzeniem.

Oczywiście nie był to koniec świętowania. Odpoczywali w domu przez chwilę, ale w porze obiadu wybrali się na spacer po parku, a Mycroft miał rezerwację na kolację dzisiejszego wieczoru. Poszli do ulubionej włoskiej restauracji Grega. Mycroft miał na sobie prążkowany garnitur, który jakiś czas temu inspektor nazwał swoim ulubionym. Nie pozostało to niezauważone, gdy pojawił się przed Gregiem, jeśli ten jasny uśmiech był jakąś wskazówką.

Zamiast zjeść deser w restauracji, Mycroft zabrał ich do małej francuskiej piekarni w pobliżu ich domu. Nie była tak dobra jak ta, którą miał i prowadził ojciec Gregory’ego, Pierre, ale była miejscem, które odwiedzali obaj, gdy tylko była okazja. Zwykle zatrzymywali się w niej na kawę i herbatę, a czasami na śniadanie.

W chwili gdy weszli do środka, czekał na nich tort z zapalonymi świeczkami. Twarz Grega rozpromienił szczery, dziecięcy uśmiech, który przyniósł Mycroftowi ogromną radość. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Patrzył, jak jego partner w podskokach podszedł do lady, by spojrzeć na tort, bardziej przypominając kogoś, kto właśnie skończył dwanaście lat, a nie pięćdziesiąt.

Jak zwykle zamówili kawę i herbatę, z radością zjadając kawałek ciasta. Mycrofta był znacznie mniejszy, ale nie mógł odmówić sobie przynajmniej jednego kawałka. W końcu były to urodziny Gregory’ego. W międzyczasie dzielili się wieloma pocałunkami, a dwaj członkowie personelu wyszli do nich i odśpiewali sto lat. To było całkiem przyjemne.

— Chodź za mną, Gregory — powiedział Mycroft, gdy wrócili do domu.

Pomógł Gregowi zdjąć płaszcz, ponieważ starszy mężczyzna trzymał resztę tortu i wskazał mu drogę do kuchni. Wziął od niego ciasto i postawił je na blacie, a potem sięgnął na górę lodówki i ściągnął z niej kopertę.

— Myc, mówiłem ci, żebyś niczego mi nie kupował — powiedział Greg, ale wciąż nie mógł ukryć podekscytowania wykradającego się na jego twarz.

— Nonsens, Gregory. — Mycroft pomachał dłonią i pokręcił głową. — To tylko drobiazg.

— Mówiłeś tak o wszystkim przez cały dzień. — Greg uśmiechnął się, ale wyciągnął rękę i odebrał od niego kopertę.

Mycroft przeniósł ciężar ciała z stopy na stopę, czując się nagle lekko zdenerwowany. Oczywiście nie było powodu. Wiedział, że jego najdroższy Gregory bardzo ucieszy się z małego prezentu, który był schowany w kartce urodzinowej. Wciąż jednak… oczekiwanie, że otworzy kopertę wywoływało mrowienie w jego ciele.

Greg przeczytał kartkę w milczeniu, z delikatnym uśmiechem na twarzy na słodkie słowa. Jednak kiedy ją otworzył, jego oczy zrobiły się wielkie niczym spodki, a usta rozchyliły się w najdelikatniejszym westchnieniu. Mycroft uśmiechnął się z zadowoleniem.

— Mycroft… — powiedział Greg przyciszonym głosem. — Nie powinieneś…

— Oczywiście, że powinienem — odpowiedział wciąż się uśmiechając i kręcąc głową.

— Tak, ale… dwie przepustki sezonowe na każdy mecz Arsenalu?! I spójrz jak blisko są boiska. Mój Boże, mógłbym cię teraz pocałować ze szczęścia.

— Dlaczego by tego nie zrobić?

Greg uśmiechnął się złośliwie i praktycznie skoczył na Mycrofta, owijając ramiona wokół szyi wyższego mężczyzny i rozpoczynając namiętny pocałunek. Był zdenerwowany, ale Mycroft w głębi siebie uważał, że wykonał całkiem dobrą robotę.

Chapter 149: Spóźnienie

Chapter Text

Greg był wkurzony, wpadał w panikę, utknął w korku i nic nie jechało wystarczająco szybko! Cholera jasna. Najprawdopodobniej zapomniał o kilku rzeczach, których będzie potrzebował w podróży, ale… W tej chwili martwił się tylko dotarciem na lotnisko i wejściem do samolotu. Z resztą mógł sobie poradzić. Żadna z pozostałych rzeczy nie miała znaczenia, rozgryzie to później.

Wyjeżdżał z Mycroftem na dwutygodniowe wakacje i dzisiaj mieli wylot. Dokładniej, ich samolot miał odlecieć za dwadzieścia minut, a jego jeszcze nie było na lotnisku. Nie sądził, że mu się uda. Mycroft zarezerwował im dwa bilety w pierwszej klasie w samolocie lecącym do Wenecji, gdzie mieli zarezerwowany pięciogwiazdkowy hotel. Zamierzali zwiedzać Włochy. Tylko o tym mógł myśleć tygodniami. To była ich pierwsza dłuższa wspólna podróż i zapowiadała się wspaniale.

Jeśli Greg zdąży na samolot. Nie, żeby to był koniec świata, ale wtedy musieliby znaleźć inny lot i sam tylko Bóg wie, jakby się to potoczyło. Tego ranka została mu przydzielona sprawa, która trzymała go w Scotland Yardzie dwie godziny dłużej, niż planował zostać w biurze i to wszystko schrzaniło. Sally solennie go przepraszała. Starała się nie wspominać na odprawie jego nazwiska, żeby mógł się wymknąć wcześniej, ale nadinspektor miał zdecydowanie inne plany. Drań.

Wreszcie, dużo wolniej niż to było dozwolone, samochód wjechał na teren lotniska. Greg krzyknął pośpieszne podziękowania kierowcy i wyskoczył z pojazdu. Pobiegł do bagażnika, wyciągnął walizkę i torbę podręczną, po czym na chwilę się zatrzymał. Dlaczego lotnisko musiało być tak duże? Sprawdził czas na swoim telefonie oraz czy nie ma żadnych wiadomości od Mycrofta. Spojrzał również na swój bilet, aby upewnić się, że udaje się do właściwej bramki.

Oczywiście nadal musiał przejść przez ochronę i umieścić swój bagaż na taśmie transportera. Jak zawsze ten proces trwał dłużej niż cokolwiek innego, a kiedy stał w kolejce, usłyszał komunikat z ostatnim wezwaniem pasażerów na jego lot.

— Kurwa — przeklął szorstko pod nosem, podskakując lekko. Co trwało tak długo?! Miał ochotę wyciągnąć odznakę, żeby móc się przedostać, ale nie miało to już żadnego znaczenia, ponieważ kilka chwil później udało mu się przejść przez kontrolę.

Ciężko dysząc, rzucił się do biegu, a przynajmniej poruszał się tak szybko, żeby mogło mu to ujść na sucho i żaden urzędnik na niego nie nakrzyczał. Spoglądał na znaki, skręcając w korytarze i wreszcie jego bramka była w zasięgu wzroku. Jego bramka… a w jej pobliżu nie było nikogo z obsługi. Czuł, jak jego serce zaciskało się mocniej z każdym krokiem, gdy się do niej zbliżał.

— Do kurwy nędzy — westchnął, a jego ramiona opadły, gdy zwolnił, aż się zatrzymał.

Zmarszczył brwi, wzdychając i ponownie zerkając na swój telefon. Przegapił wejście na pokład. Przeczesując dłonią włosy, odwrócił się i zaczął iść do biurka konsjerża. Gdyby działał szybko, to może udałoby mu się znaleźć inny lot, który nie wylądowałby dużo później niż tamten. Idąc zaczął pisać wiadomość, próbując dać Mycroftowi znać, co się działo.

— Gregory, dokąd idziesz? — rozległ się głos młodszego mężczyzny. O wilku mowa.

Mrugając, Greg odwrócił się i zobaczył Mycrofta, stojącego w pobliżu zamkniętych drzwi, za którymi znajdował się pas startowy, ze spokojnym i rozbawionym wyrazem twarzy.

— Myc? — zapytał zdziwiony Greg, ale na jego twarzy zagościła ulga.

— Nie wiedziałeś, że samolot jest trochę opóźniony. Coś o podwójnym sprawdzeniu silnika — powiedział Mycroft z udawaną niewinnością. Greg uśmiechnął się, ponieważ wiedział, że to stek bzdur.

— Ty podstępny draniu — powiedział jako komplement, podchodząc i przyciągając Mycrofta do słodkiego pocałunku.

— Zapewniam cię, że nie mam pojęcia, co sugerujesz, najdroższy — zaśmiał się lekko Mycroft po pocałunku, obejmując policzek Grega. — Chodź, Gregory. Zajmijmy nasze miejsca.

Mężczyzna w ubiorze obsługi samolotu podszedł jak na zawołanie, otwierając im drzwi. Mycroft złapał Grega za rękę i splótł ich palce, gdy szli a potem wsiedli do samolotu.

Usiedli na najwygodniejszych siedzeniach, na jakich Greg kiedykolwiek siedział w samolocie, połączonych na tyle, że starszy mężczyzna mógł usiąść nieco z boku i wygodnie podwinąć nogi razem z Mycroftem. Obaj otrzymali niesamowitą ilość whisky, a następnie zostali sami, bez nikogo w pobliżu.

To był początek idealnych wakacji.

Chapter 150: Liczby

Chapter Text

W końcu były to tylko liczby: linie, które wyginały się, tworząc rozpoznawalne wzory, którym następnie przypisywano pewne wartości. Mycroft rozumiał kryjącą się za tym logikę, ale to nie powstrzymało zimnej fali strachu w dole żołądka. Nie powstrzymało go to również przed natychmiastowym zejściem z wagi i wyjściem z łazienki w serii długich, pospiesznych kroków.

Pomimo ścisłej diety i rygorystycznych ćwiczeń, jakimś cudem przybrał na wadze. Nie był w stanie pojąć, jak do tego dopuścił. Na pewno nie mogła to być jego wina, musiało to wynikać z czegoś innego, z czegoś, co wyrwało się ze szponów jego bezwzględnej kontroli
W każdym razie to nie wystarczyło. To było nie do przyjęcia. Odpuszczanie z pewnością nie wchodziło w grę i zrobi wszystko, aby powrócić do wagi, którą miał przed zważeniem się tego popołudnia.

Rozpoczął swoją poprawę przez niezwykle długi bieg na bieżni. Czuł, jak pot zbierał mu się na skroni i spływał po boku twarzy, gdzie zsuwał się ze szczęki. Mycroft nie potrafił powiedzieć, jak długo biegł, ale zanim zatrzymał maszynę i stanął na podłodze, jego uda drżały i był zmuszony chwycić poręcz, aby nie upaść.

To był jego pierwszy wysiłek.

Drugi miał miejsce wieczorem tego samego dnia, kiedy zarówno on jak i Gregory siedzieli przy stole w jadalni (starszy mężczyzna przygotował wspaniałą kolację). Obserwował nieco niespokojnie, jak ustawiono przed nim pełny talerz. Kolacja pachniała niebiańsko. Jego partner był nieoceniony w sztuce kulinarnej.

Tak czy inaczej, biorąc pod uwagę jego obecny stan umysłu - a także liczby - nie widział jedzenia. Nie, to co zobaczył, to węglowodany, skrobia, kalorie… Mnóstwo czerwonych flag, które spowodowały u niego niechęć do udziału w tym boskim posiłku.

— Wszystko w porządku, kochanie? — zapytał Gregory, wyrywając Mycrofta z jego rozmyślań. — Patrzysz na swój talerz, jakby ten planował cię zabić.

Och, gdyby tylko starszy mężczyzna zdał sobie sprawę z prawdziwej słuszności swoich słów.

— Niestety, nie czuję się zbytnio głodny — uchylił się od odpowiedzi Mycroft z dużą nonszalancją. — Przyznaję, prawdziwa tragedia, ponieważ zarówno wygląda, jak i pachnie niesamowicie apetycznie.

W tym momencie Gregory odłożył widelec.

— Myc, nic dzisiaj nie jadłeś. Nie jadłeś śniadania, kiedy piliśmy razem poranną herbatę i kawę, a kiedy zadzwoniłem do ciebie wcześniej z pracy, powiedziałeś, że nie jadłeś obiadu.

Mycroft nagle pożałował, że Gregory był aż tak spostrzegawczy, jeśli chodziło o jego apetyt lub jego brak. To było niesamowicie niewygodne (zwłaszcza teraz). Mimo to Mycroft zachował spokój i nie okazał oznak zewnętrznego dyskomfortu. Niestety… to nie wystarczyło, by uspokoić Gregory’ego.

— Coś jest nie tak — zauważył inspektor, siadając wygodnie na krześle i luźno krzyżując ręce na piersi. — Powiesz mi? Czy mam cię przesłuchać?

Ton Gregory’ego miał absolutną, nieustępliwą ostateczność, która sugerowała, że nie żartował. Był całkowicie, w stu procentach poważny.

Realistycznie Mycroft mógł skłamać. Mógł usprawiedliwić się tym, że niedawny kryzys narodowy rozproszył go, wyjaśniając w ten sposób unikanie wszelkiego jedzenia. A jednak… Gregory nie był kolegą, ani kimś, kogo Mycroft mógł ot tak okłamać.

Myc?

Cholera.

Wzdychając, Mycroft porzucił swój podstęp i poruszył temat, który bez wątpienia zdenerwuje Gregory’ego.

— Wcześniej tego popołudnia poczułem konieczność zważenia się.

— I nie spodobało ci się to, co zobaczyłeś — dokończył Gregory, szybko pojmując sens sprawy. — I przez to, cholera, głodziłeś się.

Na to topazowe oczy Mycrofta stwardniały zmieniając się w ostre szafiry. Przyjął defensywną postawę.

— Nie głodziłem się, Gregory. Po prostu postanowiłem nie jeść. To różnica.

— Racja, tak, to robi różnicę — sapnął inspektor. — Myc, ile razy zamierzasz to sobie zrobić? Powinieneś mieć wahania wagi. To normalne. Dopóki nie jest to ekstremalna strata lub wielki przyrost, a wiem, że tak nie jest, to wszystko jest w porządku. Nic ci nie jest.

Mycroft patrzył, jak Gregory rozłożył ramiona i sięgnął przez stół, delikatnie ujmując jego dłoń w czułym, cierpliwym uścisku. Macki winy zaczęły zaciskać się wokół piersi Mycrofta, ale nie zwracał na to uwagi. Zamiast tego pozwolił na fizyczny kontakt i zacisnął palce na dłonie Gregory’ego.

— Wydajesz się być o tym dość przekonany — zauważył Mycroft, czując jak jego rozdarta część powoli zaczynała się łatać.

— Bo jestem — potwierdził Gregory, uśmiechając się. Następnie cofnął rękę i wskazał nią na wpół zjedzony makaron. — Teraz masz skończyć jedzenie albo nie odejdziesz od stołu.

Mycroft uniósł brew, powoli sięgając po widelec.

— A jeśli skończę? — zapytał chłodno.

Jego kochanek uśmiechnął się przebiegle.

— W takim razie nie będziesz mógł później wyjść z sypialni.

Chapter 151: Mieli szczęście

Chapter Text

Greg był w pracy, kiedy odebrał telefon. Nie pamiętał, co robił. Co dziwne, pamiętał kawę. To było jak w przypadku wypadku samochodowego. Jego ofiara skupiała się na najdziwniejszych rzeczach. Gdzie był jego telefon albo, o Boże, ta lub tamta osoba zamierzała go zabić. Greg przypomniał sobie kawę. Pamiętał jej zapach i kolor.

— Lestrade — powiedział szorstko, kiedy odebrał telefon.

— Samolot pana Holmesa miał awarię silnika. Jest w drodze do szpitala. Wyślę ci adres.

Ledwie zdążył odpowiedzieć, gdy Anthea zakończyła rozmowę, tak szybko, jak ją rozpoczęła. Czuł się spetryfikowany. Awaria silnika? Z pewnością źle usłyszał. Czuł, jak jego telefon wibrował mu w dłoni, gdy został wysłany wspomniany adres, ale Greg był odrętwiały. Dzwoniło mu w uszach i czuł zapach tej cholernej kawy i o Boże.

Sally weszła do jego biura, gdy jego kubek z kawą upadł na podłogę, roztrzaskując się i rozlewając gorącą kawę. Zaniepokoiło ją to, a Greg ledwie się poruszył. W jednej chwili patrzyła na niego z drugiego końca pokoju, a w następnej była u jego boku. Trząsł się. O może to była ona? Nie wiedział.

Po tym, jak ledwo udało mu się wydobyć z siebie słowa, Sally poprowadziła go przez Yard na ulice Londynu do jego samochodu. Tak, musiał dostać się do szpitala. Zatrzymał się. Będzie w stanie prowadzić? Nie miał pojęcia, co się działo. Spojrzał na Sally, błyszczącymi od łez, błagajacymi oczami.

— Sal, muszę… — powiedział drżącym głosem, który brzmiał zupełnie obco dla niego. Sally pokręciła głową.

— Wsiadaj na miejsce pasażera — powiedziała cicho, szturchając go w ramię. — Będę prowadzić. Masz adres?

— T… tak — wymamrotał, posłusznie spełniając jej polecenie, niemalże opadając na miejsce pasażera.

W ten sposób znalazł się w dużej, odosobnionej sali szpitalnej, wpatrując się w nieprzytomnego męża, który leżał na łóżku obok niego. Wydawał się taki słaby i po prostu… nie taki jak on. To było przerażające. Głowę miał owiniętą bandażami, a pod oczami i wzdłuż ramion miał sińce. Na jego rękach również znajdowała się gama zranień, których bandaże w żaden sposób nie zakrywały.

Greg opadł ciężko na pobliskie krzesło. Krótko rozmawiał z lekarzem, a potem z Antheą. Najwyraźniej Mycroft był jednym ze szczęściarzy. Trzech innych pasażerów zginęło, dwóch kolejnych było w poważnej śpiączce… Chociaż nie byli do końca pewni, kiedy polityk się obudzi, jego utrata przytomności nie była aż tak poważnym problemem. Miał jednak złamane żebra i obojczyk. Musiał również przejść przez dwie transfuzje krwi niemal natychmiast po przyjęciu do szpitala.

Jego funkcje życiowe wciąż były na bezpiecznym poziomie i wymagały ścisłego monitorowania przez co najmniej 48 godzin. Może jeszcze minąć tyle czasu, zanim Mycroft będzie wystarczająco przytomny, by wiedzieć, co się działo. Może dłużej. Z pewnością będą to dwa lub trzy tygodnie w szpitalu, zanim w ogóle będą mogli zacząć rozmawiać o zwolnieniu do domu.

Kiedy sytuacja w końcu do niego dotarła i został sam w pokoju z swoim nieprzytomnym mężem, Greg zaczął płakać. Odrętwienie ustąpiło i wszystko runęło na niego niczym ceglana ściana. Ukrył twarz w dłoniach i płakał. Oczywiście, że mieli szczęście. Wiedział o tym. Mycroft żył i wydawało się, że wyzdrowieje bez żadnych problemów. Nie zmieniało to faktu, że Greg wciąż był przerażony.

Po około dwudziestu minutach z oczu przestały mu płynąć łzy, a ciałem trząsł suchy płacz. Jego nos był zatkany i ciekło z niego, zaczynał odczuwać również pulsujący ból głowy i ledwo mógł oddychać. Oparł się ciężko o oparcie krzesła i chwycił pudełko chusteczek, które leżało na małym stoliku. Zaczął doprowadzać się do ładu. Zajęło to kilka chusteczek i dużo wydmuchiwania nosa, ale wreszcie mógł znowu oddychać.

Z wyczerpanym westchnieniem osunął się ponownie na swoim krześle i wyprostował nogi. Jego wzrok przesunął się ponownie na Mycrofta. Teraz… jedynie co mógł zrobić, to czekać.

Chapter 152: Nie strasz mnie tak

Chapter Text

Mycroft obudził się rano po przyjęciu do szpitala. Minęła zaledwie godzina od tego, gdy John wysłał sms’a, żeby wiedział, że razem z Sherlockiem byli w drodze. Jego ukochany mąż był słaby i niewiele mówił oraz wyraźnie odczuwał dyskomfort, ale gdy ich spojrzenia się spotkały, Mycroft mimo wszystkiego uśmiechnął się do niego.

Niepokój Grega natychmiast się zmniejszył. Próbował mówić o przypadkowych rzeczach, aby oderwać myśli Mycrofta od bólu i… Wtedy zaczęło się to dziać. Nasilony dyskomfort pojawił się na twarzy młodszego mężczyzny. Jego jasnoniebieskie oczy straciły ostrość i zacisnął dłonie na kołdrze, a jego ciało napięło się. Monitor serca był następną częścią. Piszczenie szybko się nasiliło, a Greg nie miał pojęcia, co robić.

Zerwał się z krzesła, gdy dwie pielęgniarki wpadły do środka, gdy otrzymały ostrzeżenia od podłączonego sprzętu. Odepchnęły go na bok, a on patrzył na wszystko z szeroko otwartymi oczami, drżąc.

— Mycroft? — zapytał drżącym od paniki głosem. Jego przestraszone spojrzenie zwróciło się na pielęgniarki, gdy starał się nie hiperwentylować. — Co się z nim dzieje?

— Inspektorze, proszę, daj nam pracować — powiedziała jedna z nich, gdy druga pochylała się nad jego mężem, który trząsł się w sposób, jakiego Greg nigdy wcześniej nie widział. Chciał płakać.

Co się dzieje? — jęknął, a łzy napłynęły mu do oczu.

— Wyjdź z pokoju, inspektorze. Proszę. Przyjdziemy po ciebie.

Wszedł kolejny pracownik medyczny i Greg poczuł, że zaraz zwymiotuje. Ten nowo przybyły wyprowadził go z pokoju i zamknął mu drzwi przed nosem. Serce Grega waliło tak mocno, że było to wszystko, co mógł usłyszeć i nie mógł wyrzucić tego widoku z głowy. Mycroft nie spał. Rozmawiał. Dlaczego tak się stało? To po prostu… nadeszło znikąd.

Otępiały udał się do małej poczekalni po drugiej stronie korytarza, zaskoczony, że nogi nie ugięły się pod nim. Opadł na krzesło, na którym siedział nie więcej niż pięć minut, zanim John wykrzyknął jego imię.

— Greg? Co się dzieje? — zapytał, widząc blady i nawiedzony wyraz twarzy swojego przyjaciela.

Sherlock deptał Johnowi po piętach, a jego oczy zwęziły się, gdy zobaczył Grega.

— Mycroft… on… — zaczął Greg, oblizując usta i próbując znaleźć słowa bez ściskania żołądka. Nie odniósł sukcesu w tym.

— Ciiii, głębokie oddechy kolego — wyszeptał John, siadając obok niego i maskując mu plecy. Sherlock nie poruszył się ani nie odezwał.

— Co z nim zrobiono? — zapytał ostro Sherlock. Greg był niemal zaskoczony intensywnością jego głosu.

— Sherlock… — zaczął cicho John, ale Greg potrząsnął głową.

— On… on… — zaczął, starając się przypomnieć sobie, co mu powiedziano. — Zła… złamał kości… Zrobili mu, um… dwie transfuzje krwi.

Ku zaskoczeniu Grega, Sherlock zaklął pod nosem, a jego spojrzenie stało się surowe. Obrócił się, a płaszcz zafalował za nim. Warknął na lekarza, który zmierzał do pokoju Mycrofta.

— Ty! — krzyknął szorstko. Greg milczał, gapiąc się. Lekarz zamarł i zamrugał, otwierając usta, by odpowiedzieć z wyraźną irytacją, ale Sherlock nie dał mu tej szansy. — Mycroft Holmes reaguje na jedną z twoich transfuzji krwi.

— Um… tak. I ty jesteś?

— Jego bratem. A ty idiotą. Weź moją krew i pośpiesz się z tym. Będziesz musiał przepłukać jego system, używając mojej. — Lekarz ponownie zamrugał. — I? Pośpiesz się!

Greg otworzył usta i prawie zapomniał o tym, jak spanikowany i przerażony był, gdy obserwował Sherlocka. Był… Co on robił? Mrugając, odwrócił się, by spojrzeć na Johna, który miał na twarzy dumny uśmiech.

— I twierdzi, że nie kocha swojego brata — wyszeptał czule John, patrząc na Grega i ściskając jego biceps. — Nic mu nie będzie, Greg.

Rzeczywiście, godzinę później i więcej przytoczonej krwi, Mycroft był w porządku. Znowu nieprzytomny, ale niepokojący moment minął i jego parametry życiowe były prawidłowe. Gregowi pozwolono wrócić do pokoju, a John i Sherlock weszli tuż za nim.

Greg usiadł z powrotem na krześle, chwytając Mycrofta za rękę, gdy starał się powoli oddychać. John przysunął drugie krzesło i usiadł obok niego, a Sherlock… unosił się nad szpitalnym łóżkiem po drugiej stronie.

— Organizm Mycrofta zachowuje się dziwnie podczas transfuzji krwi — mruknął wyjaśniająco Sherlock. — Gdyby ci idiotyczni lekarze rzeczywiście przejrzeli jego dokumentację tak, jak powinni, zobaczyliby to i natychmiast by do mnie zadzwonili.

Greg wpatrywał się w zdumiony w Sherlocka. Młodszy Holmes był opiekuńczy. Rozpoznał to w wyrazie tych bystrych oczu i w sposobie, w jaki stał niczym posąg nad ciałem Mycrofta, nieustannie spoglądając na niego i monitory nadzorujące parametry życiowe. To był wspaniały widok.

Z uśmiechem Greg przeniósł wzrok na swojego śpiącego męża.

— Nigdy więcej mnie tak nie strasz — wyszeptał ze łzami w oczach, gdy ścisnął dłoń, którą trzymał. — Ty draniu.

Był zbyt zajęty wpatrywaniem się w Mycrofta, żeby zobaczyć, jak Sherlock uśmiechnął się lekko.

Chapter 153: Wreszcie w domu

Chapter Text

Mycroft wreszcie wracał do domu. To były dwa długie dni, podczas których tkwił w szpitalu, dochodząc do siebie po najbardziej przerażającej podróży samolotem w jego życiu. To była taka ulga. Zaczął się denerwować i wielokrotnie domagał się zwolnienia, zawsze powstrzymywany przez Gregory’ego lub Antheę. Oboje stali się nieco irytujący.

Nie próbował być zły na swojego męża. Jego najdroższy Gregory tylko starał się pomóc. Był zaniepokojony, a Mycroft mógł tylko sobie wyobrazić, przez co przeszedł jego biedny Greg, kiedy usłyszał o jego wypadku. Intencje starszego mężczyzny były dobre i pełne miłości, ale to doprowadzało go do krawędzi.

— Dobry Panie, Gregory, jedynie wstaję z łóżka — warknął zirytowany, gdy Greg wyciągnął rękę, aby pomóc mu wstać z szpitalnego łóżka. — Moje żebra są połamane, a nie nogi.

Greg zamarł, patrząc na Mycrofta z dziwnym wyrazem. Z cichym westchnieniem skinął głowa i cofnął się o krok. Mycroft poczuł, jak coś ścisnęło mu pierś. Również westchnął, siadając na krawędzi posłania. Spojrzał w dół na swoje kolana, które na szczęście były odziane w spodnie. Miał dość tych okropnych koszul nocnych, które musiał nosić.

— Przepraszam — powiedział ze znużeniem. Wyciągnął rękę i zacisnął palce na grzbiecie nosa, biorąc głęboki, powolny oddech. — Rozumiem, że próbujesz pomóc, Gregory. Jednak teraz trochę za bardzo przypominasz mi moją matkę. Nie musisz mnie rozpieszczać. Jestem w stanie samodzielnie stanąć.

— Tak, masz rację, Myc, przepraszam — mruknął Greg, pocierając tył głowy.

Mycroft zerknął na swojego męża i westchnął, chrząkając trochę, gdy odepchnął się od łóżka i wstał. Trochę się chwiał, ale uspokoił się i skinął głową.

— Chodź tutaj — poprosił, wskazując na siebie szczupłą dłonią.

Greg zamrugał i spojrzał na jego rękę, po czym podszedł. Uśmiechając się delikatnie, Mycroft objął jego policzek i przyciągnął go do pocałunku.

— Za co to było? — zapytał Greg z lekkim rozbawieniem. Uśmiechał się, a jego oczy świeciły. To zadowoliło Mycrofta. To było o wiele lepsze od jego wcześniejszego wyglądu.

— Za to, że tu jesteś. A teraz proszę, mój mężu, czy możemy iść do domu?

Greg skinął głową i podniósł torbę z ubraniami i innymi rzeczami, które Anthea przyniosła w zeszłym tygodniu. Szli powoli i na szczęście Mycroft był w stanie poruszać się w większości samodzielnie. Nie był jednak zbyt uparty, aby wyciągnąć rękę i mocno złapać Grega za ramię, gdy zbliżali się do wyjścia. Mógł czuć trochę więcej bólu i zmęczenia, więc używał swojego męża jako podpory. Greg nic na ten temat nie powiedział.

W końcu wyszli na zewnątrz, gdzie wiernie już czekał na nich czarny samochód. Pozwolił starszemu mężczyźnie pomóc wsiąść do samochodu, a kiedy obaj zajęli miejsce, pojazd ruszył.

Żaden z nich nie odezwał się w drodze do domu. Greg delikatnie splótł ich palce, odwracając głowę, by złożyć pocałunek na jego ramieniu. Mycroft zamruczał i uśmiechnął się. Był po prostu wdzięczny, że w końcu wracają do domu i ledwo mógł oprzeć się słyszalnemu westchnieniu, które uciekło z niego, gdy ich budynek pojawił się w polu widzenia. Dom.

Greg wysiadł pierwszy, podszedł do bagażnika samochodu, aby wyjąć torbę podróżną, a następnie udał się na drugą stronę, gdzie Mycroft ostrożnie próbował wyjść z samochodu. Odniósł w tym sukces, ale ponownie chwycił ramię Grega. Droga do drzwi była powolna i trochę frustrująca, ale Mycroftowi udało się ja pokonać z lekkim zmarszczeniem brwi.

— Gregory — mruknął, gdy weszli do środka. Greg odłożył torbę i odwrócił się, by na niego spojrzeć. — Czy mógłbyś…

Jakby wiedząc, co chciał powiedzieć, Greg skinął głową i ostrożnie owinął ramię wokół talii Mycrofta. Był trochę zirytowany na siebie, ale teraz odczuwał ból i trzeba było przyznać, że potrzebował teraz pomocy. Chciał tylko napić się herbaty, zażyć lekarstwa i położyć się do własnego łóżka. Razem przeszli do kuchni i…

— WITAJ W DOMU, MYCROFT!!! — rozbrzmiał chór głosów.

Mycroft wpatrywał się w szoku. Dwie córki Grega, Elizabeth i Abigail, stały w drzwiach między kuchnią a salonem, z wysoko uniesionymi rękami i promiennymi uśmiechami. Mycroft otworzył usta, ale nic nie powiedział. Ponownie je zamknął. Zamrugał i spojrzał na Grega, który również się uśmiechał.

— Elizabeth? Abigail? — powiedział, mrugając i chociaż raz trochę oniemiał.

Greg zaśmiał się. Mycroft ponownie zamrugał i wtedy zauważył transparent wiszący nad nimi obiema. Było dokładnie napisane to, jakimi słowami powitały go obie dziewczyny. Wyraźnie było widać, że był domowej roboty. Sprawił, że się uśmiechnął.

— Zrobiłyśmy to same! — Abby uśmiechnęła się dumnie. Mycroft roześmiał się.

— I jest niezwykle piękny. Dziękuję, dziewczęta, to takie słodkie.

— Tata jedynie pomógł go nam zawiesić.

Greg potrząsnął głową i również się roześmiał.

— Tak, to jedyna rzecz jaką zrobiłem przy tym — zgodził się, pozwalając córkom wziąć na siebie całą zasługę. — Teraz dziewczyny, musimy posadzić Mycrofta, tak żeby było mu wygodnie.

Elizabeth już szła do kuchenki, gdzie najwyraźniej przygotowywała herbatę. Mycroft kochał te dziewczyny. Greg ostrożnie pomógł mu wejść do salonu, gdzie mógł wylegiwać się na sofie z ich ukochanym kotem Remmingtonem, mruczącym i miauczącym. Mycroft ostrożnie podrapał go po głowie.

Żył i był w domu. Nigdy nie mógłby być bardziej wdzięczny za swoje szczęście, jak w tamtej chwili.

Chapter 154: Podróż służbowa

Chapter Text

Kiedy Greg i Mycroft obudzili się tego ranka, kochali się. Powoli, leniwie i namiętnie. Żaden z mężczyzn się nie spieszył i zatracili się w doznaniach, poddając się im. To była całkowita błogość. To była najczystsza definicja “kochania się” jaka istniała.

Po równie leniwym okresie odpoczynku wzięli wspólny prysznic. Po nim zjedli lekkie śniadanie składające się z kawy dla Grega i herbaty dla Mycrofta oraz rogalików z masłem. Tym razem było cicho i spokojnie, cieszyli się swoim towarzystwem bez potrzeby mówienia, od czasu do czasu ocierając się o siebie pod stołem.

Po śniadaniu wrócili do sypialni z zamiarem ubrania się. Zamiast tego znów się kochali. Ten raz był bardziej zdesperowany i potrzebujący. Przytulali się do siebie, zaznaczając partnera we wszystkich odpowiednich miejscach. Greg gryzł, a Mycroft drapał. Obaj jęczeli głośno. To było tak, jakby tego dnia nie mieli jeszcze ani jednego orgazmu.

Potem przytulali się jeszcze dłużej, splatając swoje palce, odgarniając włosy i całując się leniwie. Żaden z mężczyzn nie chciał patrzeć na zegar, ale obaj wiedzieli…

— Naprawdę przepraszam, ale muszę iść — wymamrotał Mycroft po raz milionowy tego dnia, kiedy kilka godzin później ostatecznie skończył się pakować.

— Hej, to twoja praca — powiedział Greg z miejsca, w którym siedział ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, przy kopcu stworzonym z ich poduszek. — Od samego początku wiedziałem o tym. Jest w porządku.

— Ale to nie sprawia, że jest to przyjemniejsze — westchnął Mycroft.

Szczerze mówiąc, w klatce piersiowej Grega pojawiło się ciepłe uczucie, że jego partner przeżywał tak trudne chwile jak on. Żaden z nich nie był tym zachwycony. To byłby najdłuższy czas, na jaki Mycroft musiał wyjechać, odkąd ich związek stał się poważniejszy i zamieszkali ze sobą.

— Cały miesiąc… — mruknął Greg z westchnieniem. Mogłoby to potrwać dłużej. Zaplanowano podróż na miesiąc, ale widać było, że polityk spodziewał się dłuższego pobytu. —Proszę, powiedz mi, że będziesz bezpieczny.

— Przysięgam ci, Gregory. To będą jedynie spotkania i konferencje. Wszystkie prace przy biurku. Już dawno skończyłem ze wszystkim, co jest związane z inną dziedziną rzeczy tego typu.

Greg skinął głową. Spotkania. Mnóstwo spotkań z innymi politykami i ekstrawaganckie kolacje, na którym byłoby więcej spotkań, a potem telekonferencje, po których następowało więcej spotkań. Brzmiało to strasznie nudno. Greg zostałby doprowadzony do szaleństwa, gdyby musiał radzić sobie z tak napiętym harmonogramem. Jezusie.

— Spróbuj nie umrzeć z nudów. — Uśmiechnął się, wstając z łóżka. Mycroft zapinając kamizelkę, rzucił mu niemal utrapione spojrzenie.

— Nie mogę tego obiecać — wycedził, ale w jego oczach pojawiło się rozbawienie. Greg uśmiechnął się promiennie.

Pomógł Mycroftowi przenieść bagaż przez dom do czekającego samochodu. Anthea siedziała w środku i jak zawsze stukała w swojego Blackberry. Na krótką chwilę uniosła wzrok i skinęła głową Gregowi na powitanie.

— Pożegnam cię na lotnisku — oznajmił młodszemu mężczyźnie, gdy stali obok samochodu. Mycroft spojrzał na niego z zaskoczeniem, ale skinął głową i delikatnie ścisnął jego biceps.

— Byłoby cudownie, Gregory — wyszeptał, całując Grega w czoło, zanim obaj wsiedli do samochodu.

Jazda w większości odbyła się w ciszy. Greg wyciągnął dłoń i mocno splótł ich palce. W pewnym momencie Anthea pochyliła się i przekazała mu pewne informacje dotyczące harmonogramu Mycrofta: czego się spodziewać po ich przybyciu i tego typu rzeczy. Nic z tego nie było zbytnią tajemnicą, ale Greg i tak nie zwracał na to uwagi. Najlepiej zapewnić im prywatność w tym zakresie.

Anthea zajęła się bagażem, kiedy dotarli na lotnisko, zostawiając Grega i Mycrofta z bagażem podręcznym tego drugiego. Razem dotarli do terminalu. Ledwie zdążyli się zrelaksować, zanim pojawił się komunikat wzywający do wejścia na pokład.

— Dbaj o siebie — powiedział Mycroft, nie kryjąc troski w swoim tonie, gdy spoglądał na Grega.

— Będę. Ty również dbaj o siebie. Powiem Anthei, żeby się tobą zaopiekowała — odpowiedział Greg, próbując zignorował swoje zaciśnięte gardło. Przysiągł sobie, że nie będzie płakać.

— Nie zapracuj się tak, że nie będziesz spać — powiedział Mycroft, przeczesując smukłymi palcami srebrzyste włosy. — Wiem, że będziesz miał do tego tendencję.

— Obiecaj, że do mnie zadzwonisz — powiedział Greg, starając się, żeby to nie zabrzmiało błagalnie.

— Tak często, jak tylko będę mógł — nadeszła odpowiedź Mycrofta. Obaj wiedzieli, że będą to rzadkie momenty.

— Może będziemy mogli porozmawiać przez wideoczat?

— Chciałbym bardzo.

— Już za tobą tęsknię.

— A ja za tobą, Gregory.

— Nie odchodź, Myc.

— Muszę, najdroższy.

Pocałowali się namiętnie, a Greg wiedział, że ściskał drugiego mężczyznę trochę zbyt desperacko. Czuł, jak pieką go oczy. Nie, nie będzie płakał. Nie mógł. Mycroft oddał mu pocałunek, który był bardziej namiętny niż jakikolwiek, którym dzielili się publicznie, ale żadnego z nich to nie obchodziło.

— Wrócę, zanim się zorientujesz — wyszeptał Mycroft w usta Grega. Inspektor zaśmiał się z boleścią.

— Wątpliwe.

— Zadzwonię do ciebie, kiedy wyląduje.

— Abyś tylko spróbował nie.

— Kocham się, Gregory.

— Ja ciebie także, Mycroftcie.

Znowu się pocałowali, aż w końcu Mycroft musiał podjąć decyzję o odejściu. Ich ręce rozłączyły się jako ostatnie. Greg zacisnął palce wyższego mężczyzny nieco za mocno, gdy wyślizgnęły się z jego uścisku. Wypuścił drżące westchnienie, obserwując, jak Mycroft odwrócił się i przeszedł przez terminal, znikając mu z pola widzenia.

Nie mógł znieść ciszy w drodze do domu. Nie mógł jej znieść w domu. Wyciągnął swoje stare albumy Clash i puszczał je do późnej nocy, dopóki nie usłyszał głosu Mycrofta. Rozmawiali przez godzinę, zanim polityk został zmuszony do rozłączenia się, aby wziąć udział w swoim pierwszym spotkaniu.

Greg spał tej nocy na połówce łóżka Mycrofta, z twarzą ukrytą w poduszce, dając się otoczyć jego zapachem.

Chapter 155: Niezwykle zaniedbany

Chapter Text

Piękno wyjazdu na wakacje było zawsze wtedy, gdy zdecydowałeś się zostać na nich dłużej. Dla Grega i Mycrofta, kiedy ich harmonogram pracy pozwalały im zostać dłużej. Greg wiedział, że Mycroft był gotowy i chciał zakończyć wakacje w planowanym terminie, ale Greg naprawdę chciał je przedłużyć. Tak też zrobili.

Oczywiście stanowiło to problem w przypadku niektórych rzeczy, które spakowali. Obecnie Anthea pracowała nad przygotowaniem zestawów ubrań i artykułów spożywczych, aby pomóc im przetrwać dłuższy czas, ale młodszy z dwóch mężczyzn wciąż miał problem ze swoim ubiorem. Greg nie tak bardzo.

— Dlaczego po prostu nie założysz moich, kochanie? — zapytał, wyciągając się na łóżku, patrząc na Mycrofta stojącego po drugiej stronie sypialni.

Młodszy mężczyzna wpatrywał się w ubranie, które przyniósł, prawie wszystkie brudne i nie nadające się do ponownego założenia (chociaż Greg i tak by to zrobił, ale to była jedna z wielu różnic między nimi).

— Twoich ubrań? — Mycroft zamrugał. Jego brwi uniosły się nieco w zaciekawieniu.

Greg nie mógł nie poświęcić chwili na podziwianie wyglądu swojego partnera. Żaden z nich nie pilnował, by golić się regularnie tak jak to robili, gdy byli w domu, więc obaj mieli lekki zarost. Zarost Mycrofta miał zaskakujący kolor jasnego imbiru, co stanowiło kontrast z jego ciemniejszymi włosami i to sprawiło, że Greg zdał sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie widział go z zarostem.

— Taaa. — Greg skinął głową, wstając z łóżka i podchodząc do niego. — Mam więcej opcji, które są całkowicie czyste. Pomoże ci to wytrzymać do rana, kiedy Anthea przyniesie więcej rzeczy.

Z uśmiechem potarł lekko kłujący podbródek Mycrofta. To było urocze. Nucąc, uniósł się na palcach i przycisnął ich policzki do siebie. Owijając ramię wokół tułowia Mycrofta, by się podeprzeć, musnął nosem wyższego mężczyzny najczulej jak mógł, czując jak ich niewielki zarost ociera się o siebie.

— Co robisz? — zapytał Mycroft z miękkim uśmiechem.

— Cieszę się tym, że się nie ogoliłeś — wymamrotał w odpowiedzi Greg.

— Ach — mruknął Mycroft. — Tak… planowałem się dzisiaj ogolić.

Greg cofnął się z grymasem i cichym odgłosem skargi. Spojrzał na Mycrofta swoimi wielkimi, brązowymi oczami, wiedząc że młodszy mężczyzna nie mógł się im oprzeć.

— Proszę, nie rób tego — powiedział, wzdychając cicho przez nos. — Jesteśmy na wakacjach, nie musisz golić się dla nikogo. Możesz cieszyć się tym trochę dłużej? Pozwolisz mi się tym cieszyć?

Uśmiechnął się bardzo czule, dostrzegając zmianę w postawie Mycrofta.

— Dobrze — zgodził się, a Greg mógł klaskać z radości.

Żałował, że nie mieli szansy, aby Mycroft mógł naprawdę zapuścić brodę, ponieważ miał przeczucie, że wyglądałaby bardzo cudownie i żywo. Ale no cóż. Wziął tyle ile mógł.

— Tutaj — powiedział, odsuwając się i wyciągnąć parę ciemno szarych dresów i zwykły biały T-shirt. Przekazał je Mycroftowi. — Załóż je dzisiaj. I tak nigdzie nie planowaliśmy wyjść.

Mycroft zamrugał i spojrzał na ubranie, które teraz trzymał w rękach, po czym skinął głową i skierował się do łazienki. Greg uśmiechnął się zwycięsko. Lubił, gdy jego ukochany polityk był zaniedbany i zrelaksowany. Jasne, kochał garnitury Mycrofta, jego perfekcyjne linie i tak dalej, ale to sprawiało, że jeszcze bardziej lubił takie rzeczy. Uwielbiał to, ponieważ był jedynym mężczyzną, który widział Mycrofta Holmesa w takim stanie. Tylko on.

Pogrążony w myślach Greg dopiero po chwili zorientował się, że Mycroft wrócił już przebrany. Ciche chrząknięcie młodszego mężczyzny przywróciło go z powrotem. Spojrzał na niego i zamrugał. Ani przez sekundę nie mógł przestać się uśmiechać. Mycroft wyglądał na cudownie skrępowanego.

— Nie patrz tak — zaśmiał się Greg, podchodząc. Spodnie, kiedy je nosił, były dla niego nieco przydługie, więc idealnie pasowały do Mycrofta (chociaż jego kostki wystawały trochę bardziej niż powinny). Koszulka pasowała idealnie. — Wyglądasz uroczo.

— Niemożliwe — zaprzeczył Mycroft, kręcąc głową. — Ale dziękuję, że pozwoliłeś mi ich używać, niezależnie od wszystkiego.

— Och, proszę cię. Jesteś uroczy. Uwielbiam widzieć cię w moich ubraniach. — Greg uśmiechnął się, przyciągając Mycrofta do mocniejszego uścisku. — Sprawia to, że chcę od razu zdjąć je z ciebie.

Ponownie uniósł się na palcach, by zainicjować namiętny pocałunek z wyższym mężczyzną, owijając ramiona wokół szyi Mycrofta. Polityk zamruczał, całując go z równą namiętnością.

— W takim razie wszystko jest w porządku — wyszeptał w usta Grega, uśmiechając się, zanim znów go pocałował.

Chapter 156: Tak niepewny…

Chapter Text

Mycroft był… wyczerpany. Wyczerpany, zestresowany i zirytowany na wskroś. Od dłuższego czasu nie był tak sfrustrowany pracą. Miał bardzo mało czasu na sen, co było bardzo niesatysfakcjonujące. Nie, żeby spał regularnie, jak większość ludzi, bo z całą pewnością tak nie było, ale to nie pomogło w tym wszystkim.

Czuł się zrelaksowany tylko wtedy, gdy był w domu. Bycie w pobliżu Gregory’ego sprawiało, że wszystko było tego warte. Mógł odsunąć na bok niektóre myśli, które nieustannie krążyły mu w głowie, gdy był w obecności swojego męża, który był opiekuńczy, ale nie przytłaczający, czy apodyktyczny, jak zawsze udawało mu się być. Jak starszy mężczyzna mógł znaleźć tę cienką granicę między nimi, było tajemnicą. Jak zwykle Mycroft był nim zaskoczony. Wszystkie te lata później i wciąż było to odświeżające uczucie.

Gregory zrobił obiad i czekał na powrót Mycrofta do domu. Polityk był mu za to bardzo wdzięczny. Uśmiechając się, pochylił się, by złożyć krótki pocałunek na policzku męża, ściskając jego biceps, zanim poszedł się przebrać, gdy jedzenie było nakładane na talerze.

— Wciąż radzisz sobie z całym tym szaleństwem? — zapytał Greg, gdy chwilę później kończyli posiłek. Mycroft skinął głową z westchnieniem.

— Niestety — mruknął. — Wydaje się, że na obecnym etapie faktycznie niewiele osiągniemy, by rozwiązać ten problem. To dość żmudne.

— Założę się — powiedział Greg, marszcząc brwi z niepokojem. — Potrzebna jest ci przerwa.

— Niestety, raczej nie będę mógł dostać wolnego dnia. Ale nie mówmy o tym teraz. Wolałbym raczej cieszyć się twoim towarzystwem — odparł Mycroft, machając leniwie ręką. Greg skinął głową i kończył swój posiłek.

Niedługo potem poszli razem do łóżka. Greg przyciągnął Mycrofta do siebie i powoli całował jego kark. Mycroft westchnął cicho i zamknął oczy, ciesząc się doznaniami. Kiedy jednak poczuł, że jego mąż zaczynał nieco bardziej celowo muskać palcami jego bok, jego ciało samo się napięło, zanim zapanował nad sobą.

— Przepraszam, najdroższy — powiedział, lekko kręcąc się w jego uścisku. — Nie dziś wieczorem.

Ruchy Grega ustały, a po chwili nastąpiło skinienie głową i pojedynczy pocałunek na karku.

— W porządku. Dobranoc, Myc — wyszeptał i obaj wkrótce potem zasnęli.

Tak było przez następny tydzień. Praca nie stawała się łatwiejsza i choć nie zdarzało się to co noc, za każdym razem, gdy jego najdroższy Gregory wypowiadał lub fizycznie sugerował możliwość intymności , Mycroft czuł, że nie może i odmawiał. W zauważalny sposób sugestie stawały się rzadsze, i w następny piątek Mycroft odkrył, że to wszystko, o czym mógł myśleć.

Nigdy nie czuł paniki w taki sposób, w jaki odczuwał ją teraz. Kiedy on i Gregory zaczęli się zbliżać, otworzyło to przed Mycroftem zupełnie nowy świat. Ten, który uwielbiał. Był on intensywny, wyjątkowy i ich. Przeczesał palcami włosy i zakrył twarz, wzdychając. Zawsze czuł się tak jedynie z powodu swojej wagi. Teraz jednak…

Zaczął się obawiać, że straci zainteresowanie Gregory’ego. Oczywiście, byli małżeństwem i chociaż było jasne, że ich związek nie polegał jedynie na przyjemności cielesnej… Nie doprowadzili się do orgazmu przez co najmniej dwa tygodnie. Jak długo potrwa, zanim Gregory zmęczy się odmową, której Mycroft najwyraźniej co rusz mu udzielał?

Nie mógł się skupić. W pracy sytuacja zaczęła się trochę uspokajać, ale nie mógł się zmusić do myślenia o tym. Jak to się stało, że on, Mycroft Holmes, mógł tak siedzieć i bać się o stan swojego życia miłosnego?

— Proszę pana, proszę iść do domu — zasugerowała Anthea, najwyraźniej świadoma, że coś było nie tak, nawet jeśli nie wiedziała co. — Wyczyszczę pański harmonogram. Proszę się przespać, bo wiem, że ostatnio pan nie spał.

Może nie odrywała wzroku od Blackberry, ale Mycroft znał ten ton, kiedy go usłyszał. Z westchnieniem wyczerpania wstał, kiwnął głową i zrobił, jak mu kazano. Nawet jeśli trochę się denerwował powrotem do domu.

Powitano go tym samym promiennym uśmiechem i uściskiem jak zawsze, choć w tym momencie niewiele to pomogło, aby uspokoić jego umysł. Ledwo zdołał się uśmiechnąć, kiedy odkładał parasol i oczywiście Gregory natychmiast go od niego odebrał. Szczerze mówiąc, kiedy stał się tak łatwy do odczytania?

— Coś nie tak? — zapytał natychmiast. Jego brązowe oczy były wypełnione zmartwieniem.

Mycroft starał się utrzymać spokojny oddech. Był nagle przerażony i ogarnięty chęcią płaczu. To było absurdalne.

— Nie, nic — powiedział twardo, robiąc wszystko, co w jego mocy, aby jego głos był spokojny. — Idę się przebrać.

Odwrócił się i skierował do sypialni. Gregory poszedł za nim. Starszy mężczyzna nigdy nie dał się spławić tak szybko. Mycroft celowo nie patrzył na niego, gdy zaczął zdejmować kolejne warstwy swojego garnituru.

Mycroft — sapnął w końcu Greg, delikatnie łapiąc go za biceps, zmuszając go do odwrócenia się i stanięcia z nim twarzą w twarz. Mycroft zamrugał szybko, zaciskając usta w cienkim grymasie. — Mów do mnie. Usiądź.

Przyciągnął Mycrofta i kazał mu usiąść na łóżku. Potem usiadł obok niego, czekając. Mycroft westchnął.

— To nic takiego — spróbował go uspokoić, ale jego głos wydobył się bardziej jękliwym tonem niż planował.

— To oczywiste kłamstwo. Nie jestem głupi, kochanie, proszę porozmawiaj ze mną. Proszę.

Mycroft nie mógł już tego ignorować. Ukrył twarz w dłoniach i wypuścił zdesperowany wydech.

— Proszę, nie odchodź, Gregory. — Czuł, że zaczynał błagać. Och, na litość boską.

— O… odejść? — powtórzył Greg, mrugając w szoku. — Dlaczego do diabła myślisz, że zrobię coś takiego?

— Nie jesteś dla mnie mniej pożądany, Gregory. Ja tylko…

Zamilkł, a między nimi zapadła cisza. Mycroft nie mógł zmusić się do spojrzenia na swojego męża. Wreszcie usłyszał westchnienie.

— Zaczekaj — powiedział w końcu Greg. — Czy ty… Czy to dlatego, że nie uprawialiśmy seksu od kilku tygodni?

Mycroft poślubił mądrego człowieka. Greg był genialny, nawet jeśli jego drogi młodszy brat zawsze twierdził inaczej.

— To… nie ty… — zaczął mówić, próbując wymyślić sposób na wyjaśnienie tego. Ale nie mógł. Logicznie mógł wymyślić powody, dla których nie miałby popędu seksualnego, ale…

— Spójrz na mnie — powiedział z powagą Greg. W końcu Mycroft zmusił się do tego. Jego bladoniebieskie oczy błyszczały od wilgoci. Spojrzenie Grega było intensywne, a jednak… czułe. — Hej. W porządku. Słyszysz mnie? Jest dobrze. Chodź tutaj.

Greg przesunął się do wezgłowia łóżka i wyciągnął się na materacu, chwytając Mycrofta za ramię i przyciągając go do siebie. Skończyli zwinięci jeden przy drugim, z głową Mycrofta na piersi Grega. Greg splótł ich palce, przeczesując drugą dłonią włosy Mycrofta, gdy zaczął mówić.

— Jest dobrze. Wszystko jest w porządku. Słyszysz mnie? Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie, że od jakiegoś czasu nie uprawialiśmy seksu. Wiem, że to sugerowałem, i to oczywiście dlatego, że chcę żebyś przez cały cholerny czas miał jakieś pragnienia. Ale również dlatego, że wiem, że byłeś zestresowany i pogrążony w myślach. Chciałem ci po prostu pomóc. Ale wszystko jest w porządku. Kocham cię, Mycrofcie Holmesie. Poślubiłem cię dla wielu powodów, a tylko jeden z nich ma sprawić, że będziesz jęczeć i krzyczeć w sposób, w jaki nikt inny nie jest w stanie.

Nastała krótka chwila ciszy. Mycroft nie mógł powstrzymać mimowolnego dreszczu, który przeszył jego ciało. Jego mąż miał tak brudne usta. Jego usta wykrzywiły się w najmniejszym uśmiechu, gdy próbował się zrelaksować.

— Dlatego będziemy tu po prostu leżeć. Wszystko czego tylko potrzebujesz. Jestem tu dla ciebie i chcę ci pomóc. Kocham się, Mycrofcie. Nieważne co. Rozumiesz?

Mycroft po pewnym czasie skinął głową.

— Tak, Gregory. Rozumiem.

— Dobrze, a teraz spójrz na mnie, żebym mógł cię pocałować.

Mycroft uśmiechnął się jeszcze bardziej i podparł się na łokciu, pochylając się, by delikatnie pocałować Grega. Inspektor otarł ich nosy o siebie, gdy się odsunęli i pociągnął go z powrotem na dół, zaplatając ich nogi. Pozostali tak przez resztę nocy i to sprawiło, że Mycroft zaczął się zastanawiać, czego się kiedykolwiek bał.

Chapter 157: Gościnne czerwcowe opowiadanie

Chapter Text

Greg i Sherlock biegli tak szybko, jak mogli przez ciemny i pusty magazyn. Na godzinę przed otrzymaniem informacji przez Sherlocka, w trzewiach tego budynku mogli znaleźć podejrzanego o ostatnie morderstwo. Jedynie, co teraz znaleźli, to martwy człowiek - plus absurdalnie duża ilość materiałów wybuchowych wyposażonych w zegar. Zegar, który pokazywał im, że na opuszczenie budynku zostało 58 sekund, więc pobiegli.

Długie nogi niosły Sherlocka w kierunku następnego wyjścia z niesamowitą prędkością, a Greg podążał za nim tak szybko, jak tylko mógł. Inspektor, nieco starszy i nie wyposażony w nogi jak u antylopy, stracił z oczu detektywa-konsultanta. Dlatego na skrzyżowaniu skręcił w lewo, tam gdzie Sherlock skręcił w prawo.

Wyskakując przez drzwi na pas trawy na zewnątrz, Sherlockowi udało się tylko pomyśleć, że 58 sekund powinno już minąć, kiedy eksplozja poderwała go z ziemi i rzuciła na sąsiednie drzewo.

OoO


Było późno i ściemniało się, gdy Anthea weszła do sali konferencyjnej. Mycroft Holmes spojrzał na nią z ciekawością, ponieważ Anthea nigdy nie brała udziału w spotkaniach bez bardzo dobrego powodu. Podeszła i szepnęła mu do ucha:

— Zdarzył się wypadek. Inspektor Lestrade.

Mycroft natychmiast wstał ze swojego miejsca.

— Proszę o wybaczenie…

W rzeczywistości nie obchodziło go, czy dwaj ambasadorowie, z którymi się spotykał, wybaczą mu czy nie. Nie było mowy, żeby tutaj został. Anthea podała mu płaszcz i pospieszyli się do czekającej limuzyny.

Pół godziny lub około 3600 uderzeń serca później limuzyna podjechała przed miejsce wypadku, które wyglądało, jakby cała londyńska straż pożarna zebrała się wokół ogromnej sterty gruzu. Dymiący i parujący stos, który kiedyś podobno był budynkiem, a teraz był bombardowany wodą ze wszystkich stron.

Mycroft podbiegł do karetki, przy której zauważył Johna Watsona. Mężczyzna spojrzał na niego z niepokojem.

— Sherlock jest pod opieką. Ma złamany nadgarstek i kilka siniaków. — Nie bardzo chcąc przekazywać tą wiadomość, ale wiedząc, że musi, dodał: — Wciąż nie znaleźli Grega.

Zaginął w tym stosie pokruszonego betonu i spalonego drewna? Jego Gregory? Jeśli to możliwe, Mycroft zbladł jeszcze bardziej, a jego bicie serca przyspieszyło o kolejny stopień.

— Ej, nie mdlej teraz — powiedział John, podchodząc i chwytając go za ramię.

Mycroft wiedział, że nie zemdleje, ale nadal cieszył się, gdy John zmusił go, by usiadł na schodkach karetki, w której zajmowano się Sherlockiem. W ręce Mycrofta wsunięto butelkę z wodą, a wokół jego ramion owinięto koc.

— Jestem pewien, że wszystko z nim będzie dobrze — powiedział mu John. — Okej?

Mycroft skinął głową, obserwując szeroko otwartymi oczami, kiedy podjechał kolejny wóz strażacki, z którego wyskoczyła grupa strażaków, zabierających się do pracy.

W gruzach Greg wyczołgał się z rowu, do którego został wrzucony po eksplozji. Bolała go głowa, był przemoczony od lodowatej wody wystrzelonej przez strażaków i od stóp do głów pokryty sadzą. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, kiedy wyszedł z zarośli. Z wyjątkiem dużego guza na skroni, Greg był mniej więcej w porządku, więc zataczając się szedł dalej. Drżał z zimna i wcześniej przez jakiś czas leżał na chłodnej ziemi. Pomyślał, że gdyby dalej szedł, znalazłby karetkę, z której mógłby dostać koc.

Mycroft nie miał pojęcia, co sprawiło, że spojrzał w górę, ale od razu zauważył mężczyznę, który nadchodził z ciemności. Wstał i pospieszył w kierunku przemoczonej postaci. Nie zważając na swój drogi garnitur, wziął Gregory’ego w ramiona. Owinął go kocem i ukrył twarz w mokrych i brudnych włosach, nie dbając o to, że sadza natychmiast przeniosła się na jego twarz i ubranie. A Gregory był zbyt szczęśliwy, że mógł się przytulić i na dobre zrujnować garnitur Mycrofta.

Chapter 158: Niechętny kibic

Chapter Text

— Dlaczego dokładnie mnie tu przyprowadziłeś? — zapytał sceptycznie Mycroft, podnosząc głos, by był słyszalny przez otaczający ich tłum.

Nieszczególnie lubił przebywać w pobliżu tak wielu ludzi, nawet jeśli mieli przyzwoite miejsca i podświadomie czuł, że rozumiał lepiej Grega.

— Bo to zabawne! — odpowiedziała Greg z bulgoczącym śmiechem, ubrany w pełny strój Arsenalu z szalikiem ładnie owiniętym wokół szyi. — Poza tym kupiłeś mi te bilety na moje urodziny, a ja w zamian chciałem podzielić się z tobą tym doświadczeniem!

Mycroft wiedział, co miał na myśli. Nie do końca jednak rozumiał logikę z punktu widzenia Grega. Osobiście mało dbał o piłkę nożną, a jego jedynym kontaktem z nią był starszy mężczyzna obok niego. Greg był pasjonatem tego sportu i Mycroft nie mógł nie kochać tej strony partnera, nawet jeśli nienawidził sportu jako całości.

Być może dlatego w pierwszej kolejności zgodził się na to. Jednak w pewnym sensie tego żałował. Było bardzo głośno, a gra jeszcze się nie zaczęła. Oczywiście był świadomy zasad piłki nożnej, więc wiedział trochę na temat tego, czego będzie świadkiem. Nie rozumiał jednak tej całej mentalności wokół tej gry. Tej pasji.

Mycroft westchnął przez swój długi nos i wyprostował się, usadawiając się jak najlepiej, jak potrafił. Nie było już odwrotu, więc równie dobrze mógł to zrobić jak najlepiej. Mógłby przecierpieć to dla Grega. Ponieważ kochał tego człowieka. Jeśli to nie był największy dowód miłości, jaki kiedykolwiek okazał, to nie wiedział, co to było.

Na boisko wchodzili ludzie, wyglądali na graczy i sędziów. Widzowie zaczęli klaskać i wiwatować. Wszyscy wokół nich, łącznie z Gregiem, zaczęli wstawać. Mrugając, Mycroft poszedł w ich ślady, rozglądając się dookoła, by dowiedzieć się, dlaczego wszyscy stoją. Wiedział, że na imprezach sportowych panuje zwyczaj grania hymnu narodowego przed rozpoczęciem meczu, więc jeśli już tego nie przegapili, to może dlatego wszyscy stali?

Stojąc, Mycroft czekał na rozpoczęcie pieśni. Tak się nie stało. Ludzie wiwatowali, zaczęli teraz śpiewać i intonować, a ciała poruszały się w podskokach, w kołysaniu, gdy ludzie siedzieli i wstawali i znowu siadali. Zdziwił się, gdy Greg usiadł z powrotem, a potem zrobiło to również kilka innych osób wokół nich. Pozostał w pozycji stojącej. Czy powinien usiąść?

— Myc, kochanie, co robisz? — zapytał po chwili Greg z delikatnym uśmiechem.

Jego brązowe oczy błyszczały z czułości, gdy patrzył na niego. To sprawiło, że serce Mycrofta zabiło szybciej. Uwielbiał to spojrzenie i było zarezerwowane tylko dla niego. To było niesamowite.

— Czekam na hymn. Nie powinien rozbrzmieć? — zapytał, unosząc brew.

Nastąpiła chwila ciszy, po czym Greg zaśmiał się i potrząsnął głową.

— Nie. Usiądź obok mnie.

Wyciągnął rękę i przesunął krótszymi palcami po wierzchu dłoni Mycrofta. Młodszy mężczyzna wciąż był trochę zdezorientowany, ale skinął głową i zrobił to, opadając ostrożnie na swoje miejsce.

— Dlaczego więc wszyscy wstali?

Nie mógł powstrzymać się od pytania, wpatrując się w Grega w poszukiwaniu odpowiedzi. Nieczęsto był tak zdezorientowany tym, co się wokół niego działo, nawet jeśli sam nie ćwiczył tego rodzaju rzeczy, był o wiele lepszy w czytaniu ludzi niż jego młodszy brat. Jednak… to mu umknęło. Sport był dziwacznym rytuałem.

— Z podekscytowania! — Greg uśmiechnął się, splatając razem palce i mocno ściskając jego dłoń. — Drużyny wyszły i chodziło o rozpoczęcie meczu. Piosenki i inne rzeczy są swego rodzaju wymogiem dla fanów, czymś, co zawsze robimy przed i w trakcie gry. Duch zespołu, jeśli chcesz to tak nazwać.

Ach. Tak. Mycroft przypuszczał, że to miało sens. Czuł się trochę zawstydzony, że dał się tak zaskoczyć, zwłaszcza w tak oczywisty, fizyczny sposób. nie był pewien, czy ktokolwiek to zauważył, ale mimo to jego policzki zarumieniły się lekko.

— Nie martw się, kochanie, jeszcze zrobię z ciebie kibica. — Greg uśmiechnął się, unosząc ich dłonie, by ucałować kostki Mycrofta. Wokół nich rozbrzmiały wiwaty. Gra się rozpoczęła.

— Przypuszczam, że zobaczymy, Gregory — wymamrotał Mycroft, przenosząc wzrok, by oglądać rozgrywkę.

Wysoce wątpił w oświadczenie swojego partnera, ale i tak najlepiej się z tym uporać. Wszystko dla miłości.

Chapter 159: Nauka korzystania z nocnika

Notes:

Szukam bety. Zainteresowanych proszę o kontakt.

Chapter Text

Nauka korzystania z nocnika, to było coś, co Greg robił już dwa razy wcześniej ze swoimi dwiema córkami, a teraz miał z tym do czynienia po raz trzeci ze swoim synem. Miał na myśli metody, aby pomóc w zrobieniu tego kroku naprzód, ale uczenie korzystania z nocnika chłopca bardzo różniło się od uczenia dziewczynki.

Obserwowanie, jak Mycroft sobie z tym radzi było zupełnie innym doświadczeniem. Jak do większości rzeczy, podszedł do tego logicznie i bardzo rzeczowo oraz ogólnie był nieco nieśmiały. Greg mógł jako jedyny to zauważyć, ponieważ młodszy mężczyzna, starał się, aby ich syn tego nie dostrzegł. To była cholernie dobra rzecz. Gdyby Oliver wychwyciły z ich strony jakiekolwiek wahanie, cała sprawa byłaby jeszcze trudniejsza.

— Dalej, Oliverze — powiedział cicho Mycroft, gdy wszyscy stali przy wejściu do łazienki.

Greg oczywiście kupił mały, kolorowy nocnik dla dzieci, przed którym stanął Oliver patrząc na niego nieufnie. Greg nigdy nie zapomni spojrzenia, jakim obdarzył go Mycroft, kiedy przyniósł nocnik do domu. To było po prostu urocze.

— Nie — prychnął Oliver, lekko kołysząc się w tył i przód.

Ostatnio było to ulubione słowo ich dziecka. Wcale nie był zainteresowany nauką korzystania z nocnika, jak jego ojcowie. Wyraźnie był zadowolony, że chodził w pieluchach, ale miał teraz około półtora roku i nadszedł czas, aby z nich zrezygnować.

— Oliverze, kochanie, wszyscy musieliśmy się tego nauczyć — kontynuował Mycroft, kucając obok niego i opierając pięty o krawędź wanny. Greg milczał, patrząc z małym uśmiechem, słuchając, jak jego mąż rozmawiał z dzieckiem, jakby negocjował. Naprawdę jednak to robił. Ważne było, aby negocjować z dziećmi. — Tata i ja robimy to cały czas.

— Nie — powtórzył Oliver, kręcąc głową.

Greg obserwował jego ruchy i było jasne, że rzeczywiście musiał skorzystać z łazienki. Miał nadzieję, że zdążą to zrobił we właściwym czasie. Mycroft spojrzał na niego, wyglądając na zagubionego. Greg posłał mu współczujący uśmiech. Czas wkroczyć.

— Hej, Ollie — powiedział, robiąc krok do przodu, sięgając do małego plastikowego wiaderka z zabawkami do kąpieli stojącego na zlewie. Oliver zamrugał i odwrócił głowę, by na niego spojrzeć, szeroko otwartymi, brązowymi oczami. — Korzystanie z nocnika to świetna zabawa? Pozwól, że ci pokażę.

Mycroft uniósł brew, słysząc słowo “zabawa”. Pozostał jednak cicho, a jego uwaga również skupiła się na Gregu. Starszy mężczyzna zaczął grzebać w wiaderku, aż znalazł paczkę miniaturowych, gumowych kaczuszek. No to jedziemy. Z uśmiechem otworzył paczkę i wyciągnął jasnoniebieską kaczuszkę.

— Widzisz tę kaczuszkę? — zapytał, klękając obok Olivera.

Chłopiec w odpowiedzi skinął głową i wyciągnął małą dłoń z szeroko rozstawionymi palcami, wyraźnie pragnąc pochwycić kaczuszkę.

Potrząsając głową, Greg odwrócił się i włożył kaczuszkę do plastikowego nocnika. Zakołysała się na miejscu w niewielkiej ilości czystej wody, którą wlali do niego. Oczy Mycrofta rozszerzyły się na ten widok, nieco zdezorientowany, bo nie do tego były używane zabawkowe kaczuszki. Oliver również wpatrywał się, ponownie zwracając się przodem do nocnika.

— Ta kaczuszka ci pomoże — powiedział Greg, delikatnie pocierając tył głowy syna. — Celuj w kaczuszkę.

— Gregory? — zapytał Mycroft, jego głos ledwo głośniejszy niż szept.

Greg przesunął na niego spojrzenie, wystarczająco długo, by ten dostrzegł wyraz jego twarzy, który mówił: “Zaufaj mi”, zanim zwrócił z powrotem swoją uwagę na ich dziecko.

— Tatusiu? Kacka? — zapytał Oliver, wskazując na zabawkę.

— Tak, kaczka — potwierdził Greg z jasnym uśmiechem. — Jeśli skorzystasz z nocnika z kaczką, dostaniesz smakołyk!

Oliver spojrzał na Grega z promiennym uśmiechem. O tak, to było niesamowite, jak szybko dzieci zrozumiały słowa smakołyk i przekąska.

— Ta? — zapytał podekscytowany, śmiejąc się. Greg również nie mógł powstrzymać radości.

— Tak! Ale musisz skorzystać z nocnika. Dlatego jest tak kaczka. Jeśli to zrobisz, kaczka powie mi, że wykonałeś świetną robotę, a wtedy dam ci smakołyk. Ale musisz wykonać dobrą robotę, dobrze? — mówił Greg. Mycroft milczał, a jego usta były lekko rozchylone w szoku.

— Kej! — krzyknął podekscytowany Oliver, wyraźnie gotowy spróbować.

Tej nocy Oliver Lucas Lestrade-Holmes po raz pierwszy użył łazienki, by skorzystać z prawdziwego nocnika. Jego dwaj ojcowie byli z niego okropnie dumny i był to dopiero początek wielu zabawnych gier, które skłoniły go do kontynuowania trendu, aż do całkowitego wycofania się z pieluch. Mycroft był zdumiony, ponieważ nigdy nie pomyślałby o czymś takim. Greg tylko uśmiechał się z dumą.

Chapter 160: Praca do późnej nocy

Chapter Text

Greg był zaskoczony cichym pukaniem do drzwi. Poderwał głowę znad góry dokumentów leżących przed nim na biurku. Jego oczy były szeroko otwarte, a serce biło trochę szybciej niż normalnie. Nie spodziewał się żadnego hałasu, nie mówiąc już o prostym fakcie, że nie był już tu sam. Jego zszokowany wyraz twarzy zmienił się w zadowolenie, a uśmiech pojawił się na twarzy, gdy odchylił się na krześle.

— Mycroft — przywitał go radośnie, ziewając. Poświęcił chwilę, by zerknąć na zegar ścienny, aby potwierdzić, że w rzeczywistości było już po północy. Przeciągnął się z chrząknięciem. — Pozwól, że zapytam cię, co sprowadziło cię o tej porze?

— Byłem w sąsiedztwie i zauważyłem, że światło w twoim biurze wciąż się pali — odpowiedział elegancki, młodszy mężczyzna przekraczając próg.

Greg uniósł brwi, nie do końca w to wierząc. Nowy Scotland Yard nigdy nie znajdował się tylko w sąsiedztwie Mycrofta. Nie było to zbył blisko jego biura ani domu, więc było to wielkie kłamstwo. Nie, żeby Greg narzekał.

— Naprawdę, w pobliżu? — zapytał z rozbawieniem, uśmiechając się lekko.

Oczy Mycrofta błysnęły, potwierdzając, że został złapany na swoim kłamstwie, ale nic na ten temat nie powiedział. Zamiast tego uniósł wyżej styropianowy kubek i papierową torbę.

— Pomyślałem, że może chciałbyś napić się kawy. I będziesz miał ochotę na trochę świeżych wypieków z pobliskiej piekarni — wyjaśnił Mycroft, wahając się przez chwilę, po czym przeszedł przez pokój, żeby położyć produkty na biurku Grega.

— Jest już po północy — powiedział nieco tępo Greg, patrząc zaskoczony na torbę.

— Rzeczywiście — zaśmiał się Mycroft. — Jeśli twoje umiejętności obserwacyjne stały się tak pospolite, to może warto zrobić sobie przerwę.

— Bardzo zabawne — powiedział sarkastycznie Greg, przewracając oczami, gdy sięgnął po kawę. Pociągnął łyk i zanucił. Była cholernie idealna. Mycroft wiedział, jaką kawę lubił pić. — Mówię tylko, że jest już po północy i udało ci się dostać świeże wypieki? Myślałem, że to raczej niemożliwe.

— Jest wiele rzeczy, w których jestem dobry — powiedział Mycroft, co wcale nie było wyjaśnieniem. Nastąpiła chwili ciszy, kiedy spojrzał w dół, gdzie jego dłonie były splecione przed nim. Jego usta zacisnęły się na moment w cienką linię. — Pomyślałem również, że może ci się spodobać towarzystwo.

Mycroft oczywiście miał rację. Greg pragnął towarzystwa. Jednak wciąż miał tak wiele do zrobienia… Spojrzał na stosy papierów i leżące obok nich teczki z dokumentami, a potem na zegar. Pomyślał, że będzie tu całą noc, ale nie miał nic przeciwko temu. Utrzyma go to zajętym. Były czasy, kiedy przystosowanie się do jego życia jako rozwiedzionego mężczyzny było nadal trudne. Jednak był teraz lepszy z Mycroftem. Tak naprawdę nie bardzo wiedział, jak nazwać związek, który rozwinęli, ale iskra czegoś pojawiała się co jakiś czas. Kiedy stał się singlem, powoli zaczął dążyć do tego. Byli na kilku randkach i w tym momencie Greg zatrzymał się u Mycrofta dwa razy. Skończył ze swoją byłą żoną, chociaż w niektórych momentach uświadamiał sobie że już nic ich nie łączy, zanim jeszcze podpisali papiery rozwodowe, ale to nie oznaczało, że nadal nie miał ciężkich nocy. Dziwne było, że wpływało to na niego, a jednocześnie NIE wpływało na niego tak bardzo.

— Zdecydowanie się nie mylisz — powiedział w końcu z cichym westchnieniem. — Mam jednak tak wiele do zrobienia.

— Nie będę ci przeszkadzać — powiedział Mycroft, spoglądając na stojące obok krzesło. — Chociaż nie żartowałem, kiedy powiedziałem, że zasługujesz na przerwę. Odłóż dokumenty i zjedz. Zajmie ci to dziesięć minut.

Greg skinął głową, robiąc to. Wskazał Mycroftowi, by usiadł na małej sofie, którą miał w kącie swojego biura. Wstał i przeciągnął się. Jego kolana i plecy lekko pstryknęły. Chwycił jedzenie, które mu przyniesiono, zanim dołączył do mężczyzny. Ich uda stykały się, gdy jadł i podczas tego wszystkiego byli stosunkowo cicho, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem.

Kiedy Greg skończył jeść, odwrócił się, by delikatnie pocałować Mycrofta. Otulając się ramionami, całowali się przez całą wieczność, aż Greg w zasadzie wylądował na kolanach Mycrofta. Musiał przerwać pocałunek, gdy jego oddech stał się nieco bardziej nierówny. Czule ujął policzek drugiego mężczyzny.

— Nadal mam pracę do wykonania — wyszeptał niechętnie Greg.

Zdecydowanie wolałby pozostać na sofie z Mycroftem. Więcej pocałunków i być może namiętniejsze pieszczoty byłyby teraz czymś cudownym. Ale miał też dużo do zrobienia. Nie mógł odłożyć tego wszystkiego na bok na resztę nocy, niezależnie od tego jak desperacko tego chciał.

— Czy mogę ci pomóc? — zapytał cicho Mycroft, wpatrując się w niego.

Jego blade oczy pociemniały nieco, co wywołało dreszcz wzdłuż kręgosłupa starszego mężczyzny.

— Nie chcę, żebyś stracił przeze mnie okazję do snu — powiedział Greg, uciekając niego spojrzeniem, gdy pogłaskał Mycrofta po włosach. Akcja spowodowała, że polityk uśmiechnął się i zamknął oczy, pochylając się nieco w stronę dotyku.

— To żadna niedogodność — mruknął po chwili, głaszcząc Grega po boku.

To było miłe uczucie. To uspokajało i jednocześnie przeszywało Grega żarem.

— Może po prostu zostań? — zapytał w końcu Greg.

— Z przyjemnością. — Mycroft uśmiechnął się, przyciągając go do kolejnego pocałunku.

Chapter 161: Okropnie za nim tęsknię

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Greg wpatrywał się w swoją szklankę z ponurą miną, obserwując jak złocista ciecz kołysała się lekko do tyłu i przodu. Musiał nabrać trochę sił. Celem wyjścia do baru nie było siedzenie w ciszy i skupienie się na… Westchnął, odstawiając szklankę i przeczesując palcami włosy.

— Przepraszam — powiedział do Johna, który cierpliwie siedział obok niego. — Zamierzałem być o wiele lepszym towarzystwem niż jestem teraz.

— W porządku — powiedział John, kręcąc głową i machając lekceważąco rękę. — Jestem tu dzisiaj dla ciebie, kolego.

Greg skinął głową. Był bardzo wdzięczny za Johna w swoim życiu. Bycie złapanym w trąbę powietrzną stworzoną przed dwóch Holmesów czasami utrudniało wszystko. Przez wiele lat sam radził sobie z tą siłą, więc posiadanie kogoś w tej samej sytuacji, kogoś kto całkowicie go rozumiał, ułatwiało mu życie.

— Jak długo go nie ma? — spytał po chwili John.

— Pięć tygodni i to co się przedłuża. — Greg zmarszczył brwi. Kiedy powiedział to na głos, poczuł ból w klatce piersiowej, który spowodował, że chwycił ponownie piwo i wziął długi łyk.

— Chryste — szepnął John.

Jego ramiona opadły, gdy oparł łokcie na barze. Dał znak barmanowi, żeby przyniósł im kolejną kolejkę. Greg otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował, ponieważ alkohol był już nalewany.

— Tak, wiem. — Greg parsknął cichym, gorzkim śmiechem.

To było okropne. Wyjazd miał trwać nie dłużej niż miesiąc. Teraz minęło prawie półtora miesiąca i kiedy ostatnim razem rozmawiał ze swoim partnerem, nie otrzymał jasnej informacji, kiedy miał się skończyć. Powiedzenie, że był zdenerwowany, nawet w połowie nie oddawał jego stanu emocjonalnego.

— Przykro mi, Greg.

John zmarszczył brwi, chwytając delikatnie biceps Grega. Lekarz patrzył na niego ze współczuciem, a Lestrade w odpowiedzi próbował się uśmiechnąć.

— Po prostu tak bardzo za nim tęsknię — jęknął, szorstko pocierając twarz jedną ręką. — Próbuje ze mną rozmawiać przez telefon, ale czasami nie ma do tego możliwości. Dosłownie jest na spotkaniach przez cały dzień. W końcu wyśle mi wiadomość, że wszystko jest dobrze lub życząc mi dobrych snów, czy coś w tym stylu, więc nie muszę się martwić, ale…

— No cóż, to dobrze — powiedział John, starając się skupić na dobrej stronie.

Desperacko chciał podnieść na duchu swojego najlepszego przyjaciela. Okropnie było widzieć Grega w takim stanie.

— Tak, ale tęsknie za jego głosem — powiedział Greg, a jego głos zaczął lekko drżeć.

Obwiniał za to liczbę piw, które wypili. W tym momencie nie był całkowicie trzeźwy, co czyniło go bardziej wrażliwym emocjonalnie i zawsze był w stanie otworzyć się przed Johnem. Lekarz rozumiał go, wspierał i był niesamowity.

— Wiem, Greg — wyszeptał John, odsuwając na bok ich puste kufle, gdy przed nimi postawiono nowe. — Wiem, jakie to trudne. Przynajmniej w pewien sposób wiem.

Wiedział, czyż nie? Okoliczności były zupełnie inne, ale John był w bardzo podobnych sytuacjach z Sherlockiem. Wiedział, przez co przechodził Greg i to było częścią tego, co sprawiło, że poczuł takie pocieszenie będąc z Johnem. We wszystkim wspierali się nawzajem, jeśli chodziło o relacje z braćmi Holmes. Greg przypuszczał, że to właśnie utrzymywało ich obu przy zdrowych zmysłach.

— Nasze łóżko jest tak cholernie duże bez niego — kontynuował Greg. Poczuł pęknięcie tamy i nie było już odwrotu. — Jest tak cicho. Dom jest niesamowicie cichy, mój telefon milczy i wszystko jest po prostu… czuję się tak… jakby to były zmarnowane dni. Brakuje mi jego dotyku, uczucia jego ramion wokół mnie. Możliwości przyciśnięcia mojego policzka do jego ramienia. Tęsknię za nim, John. Niech Bóg się nade mną zlituje.

Biorąc drżący oddech, Greg przetarł oczy, zanim łzy zdążyły popłynąć. Musiał jakoś trzymać się w kupie. Był takim bałaganem. Chciał, żeby Mycroft wrócił do domu, do niego, do ich życia i chciał go całować do zapomnienia.

— Przenocuj u mnie — zaproponował John po kilku minutach ciszy. Pocierał plecy i ramiona Grega, przyciągając go bliżej, by objąć go ramieniem i przytulić.

— Ja… — zaczął Greg.

Chciał przyjąć zaproszenie. Wiedział, że jeśli wróci do domu, to po prostu będzie odczuwał ból tej nocy. Ale nie chciał przeszkadzać.

— Mówię poważnie. Wróć ze mną na Baker Street. Zostań ze mną jeszcze chwilę, a może Sherlock czymś nas zabawi. Możemy obejrzeć mecz piłki nożnej lub jakiś szalony film akcji. Lub, jeśli naprawdę chcesz się pośmiać, możemy sprawić, żeby Sherlock obejrzał komedię romantyczną lub telewizyjny reality show.

John uśmiechnął się promiennie do Grega.

— Nie sprawiałbym żadnych kłopotów? — zapytał cicho, pociągając nosem, próbując normalnie oddychać.

John potrząsnął głową.

— Nie, żadnych. Nie idę jutro do kliniki, a ty i Sherlock nie macie obecnie żadnych spraw, którymi musicie się zająć. Poważnie. Chodź ze mną do domu. Możemy wyjść po tej kolejce — powiedział John.

Greg zdołał uśmiechnąć się z wdzięcznością i w końcu skinął głową.

— Dzięki, John — powiedział, odchrząkując i wracając do picia piwa.

— Nie ma za co, Greg — odpowiedział John, robiąc to samo.

Notes:

Szukam bety. Zainteresowanych proszę o kontakt.

Chapter 162: Pozwól mi to wynagrodzić

Chapter Text

Praca była wyczerpująca, tak jak zawsze się wydawało. Mycroft nie mógł się jednak doczekać końca tego dnia. Z jego końcem nadchodził wieczór, który spędzi z najdroższym Gregory’m. Żadne z nich nie miało obowiązków związanych z pracą, więc zaplanowali wspólne spędzenie wieczoru, relaks przy miłej kolacji, a następnie odpoczynek na kanapie.

Wrócił do domu po południu jako pierwszy, choć nie powinno potrwać długo, zanim Gregory do niego dołączy. Gdy przebierał się w bardziej swobodny zestaw ubrań, sygnał w jego telefonie komórkowym rozbrzmiał, oznajmiając przyjście nowej wiadomości. Zatrzymując się w połowie zdejmowania kamizelki, odwrócił się i podniósł telefon.

Hej, kochanie. Sherlock jest absolutnym palantem, a John nie czuje się teraz zbyt dobrze. Zabiorę go do pubu i spróbuję poprawić mu humor, okej? Będę w domu trochę później, ale niewiele. Przysięgam. - GL.


Mycroft westchnął przez nos, czytając tą wiadomość. Cóż… czyli tyle z ich planów. Wiedział, że Gregory nie chciał umyślnie złamać ich obietnicę, ale znając Sherlocka John najprawdopodobniej potrzebował teraz towarzystwa i mocnego drinka. To nie powstrzymała starszego Holmesa przez zirytowaniem z powodu zmian w ich wspólnym wieczorze.

Tak bardzo, jak chciał, nie wysłał do brata sms-a, aby wyraźnie go zbesztać. Próbował też ukryć irytację wobec swojego partnera. Gregory troszczył się o Johna, który był starym i drogim przyjacielem, a poza tym po prostu dobrym człowiekiem. Zebrał się w sobie, odpychając odrobinę bólu, którego nie mógł powstrzymać, spowodowanym tym, że spędzał więcej czasu sam w domu, niż powinien, i poszedł pracować w swoim gabinecie. Nie było sensu marnować czasu.

Dwie godziny później Mycroft usłyszał otwieranie i zamykanie frontowych drzwi. Zapadła cisza, a on uspokoił swoje ruchy, tworząc dokumenty potrzebne na spotkanie, które odbędzie się w przyszłym miesiącu, po prostu nasłuchując. Po korytarzu rozległy się miarowe kroki, czyli Gregory nie był pijany. Mycroft był za to wdzięczny. Miał wrażenie, że gdyby starszy mężczyzna wypił trochę za dużo, to byłoby mu trudniej wybaczyć zmianę ich planów.

— Mycroft? — usłyszał wołanie starszego mężczyzny.

Mycroft zawahał się, zanim odłożył pióro i wstał. Przeciągnął się trochę i schował komórkę do kieszeni, zanim wyszedł z gabinetu, by spotkać się z Gregory’m, który stał w kuchni i rozpakowywał pojemniki z czymś, co wyglądało na chińszczyznę.

— Hej — powiedział z uśmiechem, gdy Mycroft wszedł do pokoju. — Kupiłem jedzenie w naszej ulubionej chińskiej restauracji, ponieważ jestem w domu trochę później niż powinienem. Naprawdę mi przykro z tego powodu.

— W porządku — powiedział cicho Mycroft, robiąc krok do przodu, aby spojrzeć na jedzenie.

Wziął do ręki parę pałeczek i w milczeniu obrócił ją w dłoniach. Gregory przed nim przestał się poruszać. Mycroft zamknął oczy, gdy usłyszał zbliżające się kroki, potem para ramion owinęła się wokół jego talii od tyłu, a czoło Gregory’ego zostało przyciśnięte do jego łopatki.

— Naprawdę przepraszam — wyszeptał Gregory z westchnieniem. — Mam nadzieję, że nie zraniłem twoich uczuć… John był po prostu…

— Wiem — powiedział Mycroft, mocno zaciskając palce na pałeczkach. W dużej części zdawał sobie z tego sprawę, ale nie zmieniało to faktu, że był rozczarowany. — Rozumiem.

Było jasne, że Gregory czuł się źle z powodu tego, co zrobił, chociaż Mycroft w pełni rozumiał, dlaczego to zrobił. To sprawiło, że jego serce bolało w najlepszy sposób. Starszy mężczyzna był naprawdę najmilszą osobą, jaką Mycroft poznał. W końcu odłożył pałeczki i położył jedną rękę na dłoniach partnera splecionych na jego brzuchu.

— Dlaczego nie zjemy, zanim to wszystko wystygnie? — zasugerował, próbując mieć to co mogli z ich zaplanowanego wieczoru. Otrzymał mocniejszy uścisk, zanim Gregory cofnął się, by kontynuować rozpakowywanie ich jedzenie.

Po kolacji udali się na kanapę, nawet jeśli wkrótce mieli iść spać. Mycroft skulił się przy boku Gregory’ego z cichym westchnieniem, opierając głowę na piersi i słuchając bicia jego serca.

— Wynagrodzę ci to — mruknął Greg.

— Nie musisz — wyszeptał w odpowiedzi Mycroft i miał to na myśli. Czuł się teraz lepiej.

— Ale już to zrobiłem — odpowiedział.

Mrugając, Mycroft uniósł głowę, by spojrzeć pytająco na starszego mężczyznę.

— Och? — zapytał, zarówno zaciekawiony, jak i zszokowany. Wywołało to uśmiech na twarzy Grega.

— Tak — skinął głową. — Napisałem do Anthei, a po wyjściu z pubu wszedłem na chwilę do Yardu… Obaj mamy jutro wolny dzień.

Minęło kilka sekund, zanim szok zniknął, a Mycroft przyswoił te słowa. Dzień wolny? Natychmiast zaczął przeglądać harmonogram w swoim umyśle, aby zobaczyć, co dokładnie Anthea przełożyła lub wzięła na siebie.

— Przestań się nad tym zastanawiać — zaśmiał się czule Greg. — Anthea powiedziała, że tym się zajmie. Stwierdziła, że wszystko ma załatwione. Poleniuchujemy jutro. Nie chcę, żebyśmy wychodzili z domu, ani nawet z łóżka, jeśli nie będziemy musieli.

Uśmiech Gregory’ego był sugestywny i zaraźliwy. Mycroft czuł, jak uśmiech również wślizguje się na jego usta.

— Brzmi niesamowicie — powiedział, pochylając się, by złączyć ich nogi i namiętnie pocałować starszego mężczyznę.

Chapter 163: Odmowa przyznania się

Chapter Text

— Dalej, Lestrade, nadążaj — powiedział Sherlock niecierpliwie prychając.

Chudy detektyw zadrwił, zanim odszedł, nie zawracając sobie głowy czekaniem na odpowiedź.

Greg nie mógł kontynuować tych całonocnych pościgów po Londynie w tym samym tempie, co kiedyś. Byłby jednak przeklęty, gdyby przyznał się do tego głośno,... ale naprawdę stawało się to coraz trudniejsze. Był wyczerpany, a Sherlock nie zwalniał i inspektor po prostu nie dawał już rady.

Logicznie rzecz biorąc, powinien zacząć szukać opcji emerytalnych. Nawet je miał, były dobre i prowadziłby wygodne życie, ale… nie mógł się do tego zmusić. Nie potrafił przyznać się, że zbliżając się do 51 roku życia nie był już stworzony do tego stylu życia. Długie godziny pracy, brak snu lub odpowiedniej diety, wysiłek włożony w pogoń za przestępcami… albo Sherlock… Jego umysł wciąż był tak bystry jak zawsze, ale jego ciało zaczynało protestować.

Poczuł, jak włosy jeżą mu się na ciele i gniew bulgocze w środku na komentarz Sherlocka. Nie był to pierwszy raz, kiedy rozmawiał poniżająco z Greg’iem o tym, jak powolny stawał się. Przynajmniej tym razem nie żartował na temat jego wieku ani sprawności fizycznej. Greg nigdy nie mógł znieść tego, że ktoś mówił to na głos.

Był sztywny i sfrustrowany, kiedy wrócił do domu tej nocy. Bolały go wszystkie mięśnie i wiedział, że potrzebował długiej kąpieli lub prysznica. Musiał je mieć, żeby ta gorąca woda rozluźniła mu mięśnie, a potem chciał spać całymi godzinami. Powlókł się przez do sypialni, gdzie Mycroft jeszcze nie spał i siedział w łóżku czytając książkę.

— Witaj w domu, najdroższy — przywitał go młodszy mężczyzna, zamykając powieść i odkładając ją na bok.

Greg zdołał uśmiechnąć się, zdejmując kurtkę. Wyraz twarzy jego partnera niemal natychmiast się zmienił, kiedy Mycroft zwrócił na niego uwagę w sposób, w jaki Greg nie znosił. Zmęczenie, które tak głęboko wniknęło w rysy inspektora, z pewnością było w tym momencie zauważalne dla każdego.

— Gregory? — zapytał Mycroft, wstając z łóżka i podchodząc do niego.

Greg zamknął oczy i zmarszczył brwi, odwracając wzrok.

— Nic mi nie jest — mruknął, naprawdę nie będąc w nastroju do tego wszystkiego. Cokolwiek to miało być.

Jego duma i ego miały dość bicia na jedną noc. Nie chciał przyznać, z czym tak wyraźnie walczył. Nie mógł, po prostu nie. Bóg jeden wiedział, że nie chciał również, żeby miłość jego życia dostrzegł jego starość.

— Jesteś wyczerpany i cierpisz — nadeszła odpowiedź, a smukłe palce przeczesały srebrne włosy Grega.

Starszy mężczyzna westchnął, pochylając się w stronę dotyku.

— Chcę tylko iść do łóżka — jęknął, zdejmując koszulkę i rzucając ją na ziemię obok siebie.

— Potrzebujesz prysznica — powiedział Mycroft.

Greg wiedział, że miał rację. Potrzebował prysznica. Rano najprawdopodobniej żałowałby, że go nie wziął, ale i tak nie powstrzymało go to przed potrząśnięciem głową.

— Nie — powiedział, rozpinając spodnie, zaczynając je zdejmować. — Chcę tylko spać.

Mycroft milczał, gdy Greg dalej się rozbierał i ubierał w piżamę. Było oczywiste, że inspektor będzie upierał się przy tym. Greg nie przegapił tego, jak Mycroft trzymał się blisko, nawet gdy obaj wrócili do łóżka i wspięli się na nie. Greg natychmiast przetoczył się na bok i zwinął się przy Mycroftcie, uśmiechając się i zamykając oczy, gdy pocieszające ramiona owinęły się wokół jego torsu.

— Powinieneś rozważyć emeryturę — powiedział Mycroft po kilku spokojnych chwilach.

Całe ciało Grega zamarło. Chciał odsunąć się od drugiego mężczyzny, ale zmusił się do pozostania na miejscu. Próbował stłumić ból.

— Myc… — zaczął, lekko drżącym głosem. Przełknął.

— Nie ma w tym nic złego, Gregory — naciskał Mycroft stanowczym i łagodnym głosem. Jakby chciał zmniejszyć cios, który najwyraźniej zadawał, znów zaczął gładzić włosy Grega. — Od wielu lat jesteś ważną częścią New Scotland Yardu, ale nie ma nic złego w tym, że ostatecznie zajmiesz się sobą.

Greg spuścił głowę, czując pieczenie w oczach od łez, które chciały popłynąć. Nie. Nie mógł… tego zaakceptować… Westchnął, chwytając górę piżamy Mycrofta i jeszcze mocniej wtulając twarz w jego ramię.

— Nie mogę — wyszeptał lekko przytłumionym głosem.

Czuł się dość głupio, że stał się tak niepewny i próbował to wszystko sam ogarnąć. Mycroft miał rację i wiedział, że nie było w tym nic złego. Jednak w głębi nie zgadzał się z tym.

— Możesz — powiedział Mycroft. — Po prostu o tym pomyśl. Gregory, nie ma nic niehonorowego ani głupiego w emeryturze, zwłaszcza w twoim zawodzie. Przepracowujesz się. Kocham cię i tylko o ciebie dbam.

— Czy naprawdę kochałbyś mnie, gdybym po prostu siedział w domu przez cały cholerny dzień jak starzec, którym się staję? — zapytał gorzko Greg.

W tym momencie Mycroft nieco odepchnął Grega, aż obaj usiedli na łóżku. Zmusił starszego mężczyznę, by spojrzał mu prosto w oczy. Jego powaga niemal zaskoczyła inspektora. Zamrugał, nieruchomiejąc, gdy wpatrywał się w miłość swojego życia, która delikatnie ścisnęła jego podbródek.

— Tak — wyszeptał Mycroft. — Nic nie może sprawić, że przestanę cię kochać. Nic.

Nie mówiąc nic więcej, Mycroft przyciągnął Grega do namiętnego, ale delikatnego pocałunku. Greg pozwolił na to. Nadal nie podobał mu się pomysł emerytury, ale… Sam nie wiedział. Może warto było to rozpatrzeć.

Jednak naprawdę nie podobał mu się ten pomysł. Oczywiście zasypianie obok Mycrofta Holmesa i pocałunek z nim sprawiły, że zmartwienie i napięcie zniknęło. Przynajmniej na razie.

Chapter 164: Najlepsza degustacja wina

Chapter Text

Greg z uśmiechem odetchnął świeżym wiejskim powietrzem, zamykając oczy, by móc cieszyć się ciepłem i spokojnymi dźwiękami otaczającej go natury. Czasami mieszkanie w sercu Londynu sprawiało, że zapominało się, o tym i zawsze gdy wyjeżdżało się na wieś, było to bardzo odświeżające. Oczywiście wkrótce będzie tęsknił za Londynem, ale wciąż był na tym etapie, w którym stwierdzał, że nigdy nie chce wyjeżdżać.

To był drugi raz, kiedy on i Mycroft zatrzymali się w tym prywatnym domu w samym środku Surrey. To było dla nich świetne miejsce na wakacje. Było wystarczająco blisko Londynu, więc gdyby któreś z nich musiałoby natychmiast wrócić, nie byłoby to niezmiernie trudne, a jednocześnie było wystarczająco daleko, aby naprawdę uciec od wszystkiego.

Greg był bardzo zaskoczony, kiedy państwo Holmes podarowali im ten domek. Najwyraźniej był to jeden z dwóch, które posiadali, a drugi był w Sussex i zarezerwowany dla Sherlocka, gdyby kiedykolwiek zdecydował się go zaakceptować. Dostali to miejsce jako prezent ślubny i Mycroft najwyraźniej się tego spodziewał. Greg wciąż w to nie wierzył przez kilka dni. Siedział samotnie na przepięknym zielonym polu, z dużymi drzewami dającymi mnóstwo cienia na całym terenie i pięknym, czystym strumieniem płynącym z jednej strony.

W zasadzie to było niebo.

Greg leżał na ogrodowej sofie, którą ustawili na środku zadaszonego patio. Miał na sobie okulary przeciwsłoneczne, zwykły t-shirt i dżinsowe szorty. Nogi skrzyżowane w kostkach i rozciągnięte wzdłuż sofy, ręce złożone pod głową. Stanowił definicję relaksu. Były momenty, kiedy rozważał, aby w czasie kiedy obaj przejdą na emeryturę, by przeprowadzić się tutaj na stałe. Zastanawiał się, czy daliby radę. Ten zrelaksowany, spokojny styl życia był świetny, ale czy pasowałby im na co dzień? Szczerze, nie był tego pewien.

— Gregory?

Zza jego pleców dobiegł głos męża. Nucąc, Greg podniósł okulary słonecznie, by ułożyć je na czubku głowy i odchylił się do tyłu spoglądając na Mycrofta stojącego w drzwiach domu. Także miał na sobie szorty, chociaż były o wiele bardziej szykowne niż Grega oraz białą koszulkę z kołnierzykiem wetknięta w nie. Wyglądał tak profesjonalnie, a jednocześnie swobodnie. Greg kochał to w nim.

— Tak, kochanie? — Uśmiechnął się, zauważając teraz, co niósł Mycroft.

W każdej ze smukłych dłoniach trzymał kieliszek do wina, a pod pachę miał wepchnięte coś, co wyglądało jak butelka.

— Przepraszam, jeśli ci przeszkadzam, ale pomyślałem, że możemy mieć degustację wina — powiedział Mycroft, wychodząc na patio i kierując się w jego stronę.

Greg wyprostował się i odwrócił tak, że jego nogi zwisały teraz z sofy.

— Brzmi świetnie. — Uśmiechnął się.

Tak jakby Mycroft mógł mu przeszkadzać. Degustacja wina? To była zdecydowanie bardziej rzecz Mycrofta niż jego własna, ale Greg lubił od czasu do czasu wypić kieliszek dobrego wina, a z młodszym mężczyzną mógł zrobić wszystko. Może to był bonus, że w grę wchodził alkohol.

— Cudownie. — Mycroft również się uśmiechnął, podając mu kieliszek, po czym odkorkował butelkę, którą przyniósł ze sobą. — Pierwsze jest czerwone, trochę bardziej wytrawne, niż te które zwykle pijesz. Jednak dobrze smakuje i po kilku chwilach stanowi bardzo przyjemne doświadczenie.

Greg skinął głową, przesuwając kieliszek podczas nalewania wina i robiąc to, co kazano mu zrobił. Nie po raz pierwszy zrobili coś takiego, a Mycroft był naprawdę wspaniałym gospodarzem. Wino było raczej wytrawne i prawdopodobnie czymś, co Greg nie będzie pił często, ale i tak było dobre.

Trwali w ten sposób przez większość godziny. Mycroft przynosił różnego rodzaju wina i rozmawiali o nich cicho, zanim wypili przynajmniej pół kieliszka każdego z nich. Przy tych lepszych może wypili trochę więcej. Mieli również do jedzenia przeróżne przekąski: sery i krakersy, owoce i kilka kanapek, które Greg zrobił tego ranka. To było cholernie niesamowite.

Greg nie był pewien, ile win wypróbowali w tym momencie, ale zdecydowanie szumiało mu w głowie. Nie przegapił również tego, jak zbliżały się do siebie z każdym nowym kieliszkiem i tego jak ich ręce powoli zaczęły wędrować. W tym czasie Greg prawie nie zwracał uwagi na opis, który Mycroft nalegał, aby dać winu, które przyniósł. Powiedział, że było owocowe. Grega o wiele bardziej interesowały zaczerwienione usta męża i sposób, w jaki od czasu do czasu wysuwał mu się język, którym przesuwał powoli po dolnej wardze. Cieszył się widokiem jego bladej, odsłoniętej szyi, rozszerzonych źrenic i przyspieszonego bicia serca.

Mycroft pił. Zapomniany kieliszek Grega, spoczywał w jgo dłoni. W końcu ich spojrzenia się spotkały, zamarli na chwilę, zanim Greg zareagował. Wziął od Mycrofta wino i odłożył szkło na bok. Patrzył, jak oczy młodszego mężczyzny pociemniały, kiedy wspiął się na jego kolana. Ich nosy stykały się, a oddechy mieszały się. Greg był wyraźnie podniecony.

Przełykając, zmniejszył dystans i zainicjował namiętny pocałunek. Jego język przesuwał się po wąskich wargach Mycrofta, aby uzyskał dostęp do jego ust. Przycisnął je do siebie z cichym jękiem.

— Ma owocowy posmak — wyszeptał Greg zaskakująco głębokim głosem.

Czuł pod sobą jak Mycroft zadrżał. W tym momencie zdecydował, że najlepszy rodzaj degustacji wina będzie wtedy, gdy Mycroft będzie pił wino, a potem Greg będzie je zlizywać z jego ust. Właśnie tak.

— Gregory, powinniśmy… wejść do środka…

Ale Greg już naciskał na niego z większym celem, całując i skubiąc ustami płatek jego ucha.

— W promieniu wielu kilometrów nie ma nikogo innego — wyszeptał w uwodzicielski sposób, o którym wiedział, że Mycroft nie będzie w stanie zignorować. — Pozwól mi pieprzyć cię na dworze.

— Gregory, język — próbował go zbesztać Mycroft, ale mocno ściskał koszulkę starszego mężczyzny.

Było oczywiste, że chciał tego równie mocno. Greg nie zamierzał się wahać. Degustacja wina szybko stało się działalnością drugorzędną.

Chapter 165: Miał to źle

Chapter Text

Spodnie Mycrofta były nieprzyjemne ciasne. Poruszył się na krześle tak swobodnie, jak tylko mógł, biorąc głęboki oddech przez nos, ale to nie pomogło. Serce mu waliło i czuł, jak bolesna była jego wyraźna erekcja, ukryta pod ubraniem i błagająca o to, by się nią zająć.

— Spójrz na siebie — zagruchał szorstki, głęboki głos. Mycroft musiał zamknąć oczy, czując, jak wibruje on w każdym milimetrze jego ciała. Zadrżał. — Tak chętny. Tak bardzo pragnący.

Mycroft przygryzł wargę. Jego oczy znów się otworzyły, gdy poczuł, jak palec śledzą zarys jego penisa przez spodnie. Jego usta rozchyliły się w westchnieniu i spojrzał na Gregory’ego Lestrade’a, który stał między nim a biurkiem, pochylając się nad nim ze spojrzeniem pełnym, namiętności.

— Nie mogę się doczekać, kiedy dasz się ponieść — mruknął Gregory, przesuwając wzrokiem po jego ramieniu. Mycroft pragnął tego. Stwierdził, że on równie nie mógł się tego doczekać. To wszystko było dość zaskakujące.

— Gregory — sapnął, a jego biodra drgały, gdy pragnął docisnąć się do dłoni, która go tak bardzie drażniła.

— Hm — mruknął Gregory, odsuwając się.

Mycroft jęknął na stratę, a jego policzki zarumieniły się z braku kontroli, którą normalnie posiadał nad sobą. Szczerze mówiąc, powinien sobie radzić o wiele lepiej i nie zachowywać się tak. To było wręcz żenujące. Starszy mężczyzna zaśmiał się.

— Co chcesz? — zapytał, wciąż stojąc prosto i już go nie dotykając.

Mycroft chciał… wszystkiego. Co najważniejsze, chciał znowu poczuć dotyk Gregory’ego na sobie.

— Chcę… — zaczął mówić drżącym głosem i nie posiadał przy tym żadnego autorytetu, jaki zwykle miał. Był odrobinę zbyt niewygodnie podatny na zranienie, ale analizującą część jego mózgu naprawdę oto niedbała. Ponieważ chciał… — Dotknij mnie, Gregory.

— Dotknąć cię… — powiedział Greg, urywając ze znaczącym spojrzeniem. Mycroft chciał jęknąć z rozpaczy.

Proszę — wyszeptał, odginając głowę do tyłu i ponownie przesuwając się na krześle. Niewielkie tarcie, które wytworzył, gdy jego ubranie przesunęło się na jego boleśnie twardej erekcji prawie sprawiło, że znów sapnął.

— Prawdopodobnie mógłbyś dojść w ten sposób — stwierdził Gregory głosem szorstkim od podniecenia i zarazem nieco zszokowanym. Mycroft nie mógł się zmusić, by na niego spojrzeć, bo prawdopodobnie ten miał rację. — Taki wrażliwy. Doszedłbyś, gdybym ci kazał?
Gregory był taki... To było żenujące. Mycroft by zaskoczony tym, jak bardzo to kochał. uważał, że sprośna rozmowa była raczej śmieszna i nie warta jego czasu, ponieważ zawsze niszczyło to nastrój, ale kiedy Gregory Lestrade to robił… Mycroft mógł tego słuchać przez cały dzień.

— Odpowiedz mi. — Głos Gregory’ego był rozkazujący, ale delikatny. Mycroft potrzebował go. Udało mu się skinąć głową.

— Ta… tak — powiedział, ledwo rozpoznając swój głos. Och, Boże.

Został nagrodzony mocnym chwytem na jego erekcji i dłonią ochoczo ją pocierającą. Mycroft praktycznie jęknął, otwierając oczy, by zobaczyć nagle, jak blisko były ich twarze. Ledwo stłumił odgłos przyjemności i postanowił się nie powstrzymywać. Chętnie napierał na rękę Gregory’ego.

— Więcej… — mruknął i został nagrodzony gorącym pocałunkiem.

Jego ramiona natychmiast owinęły się wokół szyi Gregory’ego, przyciągając go bliżej. Słyszał, jak odsuwał mu zamek błyskawiczny i nagle poczuł podmuch chłodnego powietrza, gdy jego spodnie zostały rozpięte. Sapnął w usta starszego mężczyzny, wyginając się w łuk, gdy jego erekcja została w końcu uwolniona, a polce owinęły się wokół niej i głaskały ją…

Nagle Mycroft otworzył oczy. Ciężko dyszał i zdał sobie sprawę… Był sam. W łóżku. Śnił.

Z jękiem zakrył ramieniem oczy. Jego serce biło tak głośno i intensywnie, że dudniło mu w uszach. To nie był pierwszy raz, kiedy miał takie sny. Od dłuższego czasu zdawał sobie sprawę, że pożądał Gregory’ego Lestrade’a, ale pogorszyło się to, dwa tygodnie temu, gdy pili i ostatecznie obściskiwali się na tylnym siedzeniu jego samochodu.

Oczywiście od tamtej pory widzieli się, ale obaj byli zdenerwowani. Pocałunki, które dzielili, były gorące i pełne pożądania oraz czuli, że oznaczają one coś więcej. Żaden z nich nie wydawał się być jednak w stanie popchnąć tego dalej.

Dlatego nie po raz pierwszy leżał w łóżku z erekcją. Spojrzał w dół, na swoje jedwabne spodnie od piżamy, lekko zacienione od wilgoci z preejakulatu i wiedział… Nie mógł tego zostawić w ten sposób.

Zamykając oczy, zsunął z siebie spodnie i owinął palce wokół erekcji, dysząc. Wyobraził sobie, jak inna dłoń głaskała go tak wolno, jak robił to teraz i doszedł z imieniem pewnego inspektora na ustach.

Chapter 166: Niespodzianka!

Notes:

Szukam bety. Zainteresowanych proszę o kontakt.

Chapter Text

— Co dokładnie robisz? — zapytał Mycroft, unosząc brew, gdy jego partner z uśmiechem zawiązał mu opaskę na oczach.

Właśnie wsiedli do samochodu i rozsiedli się w środku, a potem nie wiadomo skąd Greg wyciągnął materiał z kieszeni i oto znaleźli się w tej sytuacji.

— Mam dla ciebie niespodziankę.

To było wszystko, co powiedział w celu wyjaśnienia, zanim pochylił się, by wręczyć kierowcy pisemne instrukcje dotyczące tego, dokąd jadą. Mężczyzna skinął głową z rozbawionym uśmiechem. Odjechali.

Mycroft lekko zmarszczył brwi, kiedy ruszyli. Zawiązanie oczu nie było najlepszym scenariuszem, a niewiedza, co się działo, była jeszcze bardziej nieprzyjemna. Jedyną zbawienną rzeczą w tym, co się teraz działo, było uczucie palców Grega na jego udzie, które muskały jego nogę i rysowały na niej małe kółka. Jednak po chwili jazdy Mycroft zmarszczył brwi. Nie mógł widzieć, ale wciąż odwrócił głowę w stronę swojego partnera.

— Idziemy do brytyjskiego muzeum? — zapytał ciekawie. Z jakiego innego powodu mieliby jechać na West End?

— Jak ty… — zaczął pytać Greg, ale urwał i potrząsnął głową. — Nie ważne. Nie, nie idziemy tam.

Mycroft uśmiechnął się lekko. Rozpoznał schematy skrętów i miejsca, gdzie musieli się zatrzymać, kiedy poruszali się w ruchu ulicznym. Zawsze uwielbiał zaskakiwać swojego najdroższego Gregory’ego, nawet jeśli to on miał być zaskoczony. Próbował myśleć o wszystkim innym, co miało znaczenie, co było w pobliżu, ale nie mógł dojść do właściwego wniosku. To było irytujące.

— Jesteśmy na miejscu — oznajmił Greg, gdy samochód skręcił i zatrzymał się.

Inspektor otworzył drzwi, pomagając wyjść Mycroftowi i wyprowadzając go na chodnik. Trzymał luźno rękę na jego plecach, gdy się odwrócili i kazał mu przejść trochę, zanim się zatrzymał. Potem zdjął mu opaskę. Mycroft zamrugał i natychmiast otworzył oczy, a potem uniósł brew.

— McDonald? — zapytał z niedowierzaniem wpatrując się w złote logo.

Zapadła cisza. Spojrzał na Grega, by zobaczyć zszokowany wyraz jego twarzy. Ten szok zmienił się szybko w śmiech.

— O cholera — zaśmiał się głośno Greg. Musiał się odwrócić i zakryć usta oraz przez chwilę ochłonąć, gdy Mycroft praktycznie mordował go spojrzeniem. — Nie. Nie, Mycroft, nie o to chodzi. Spójrz tam.

Wciąż trochę chichocząc, wskazał sklep kilka budynków dalej. Mycroft obrócił się, by podążyć za jego gestem, a kiedy spojrzał na to miejsce, jego oczy rozszerzyły się, a usta lekko rozchyliły.

— Parasole Jamesa Smitha i synów? — zapytał z lekkim niedowierzaniem.

Greg miał jeden z najbardziej dumnych uśmiechów.

— Tak. — Skinął głową, krzyżując ramiona na piersi patrząc na wyższego mężczyznę.

Mycroft zamrugał. Zaskakująco, nigdy tu nie był. Oczywiście słyszał o tym sklepie widział kilka zakupionych stamtąd parasoli i lasek, ale…

— Gregory — zaczął mówić, ale słowa naprawdę mu umknęły.

— Chodź — powiedział Greg, robiąc kilka kroków do przodu. — Wejdźmy do środka, Myc.

Wyciągnął rękę i zachęcająco poruszył palcami, aż w końcu Mycroft wziął oferowaną dłoń. Pozwolił Gregowi poprowadzić go do frontowych drzwi, gdzie nie mógł powstrzymać się od zajrzenia przez jedno z okien, a potem drzwi otworzyły się z małym dzwonkiem dzwonka umieszczonego nad nimi i byli w środku.

Wszędzie były parasole. Na wystawie, na stoiskach, pogrupowane według stylu i koloru oraz… łał. Mycroft był zachwycony. Miał oczekiwania co do tego, jak to miejsce mogło zostać zaaranżowane, ale rzeczywistość okazała się o wiele lepsza. Greg wpatrywał się w Mycrofta, obserwując subtelne zmiany na jego twarzy, które tak wiele mówiły, co czuł. Był tym miejscem bardzo podekscytowany, więc wysiłek Grega włożony w aranżację tego wszystkiego się opłacał.

Przeczesując palcami włosy, Greg odwrócił się, by spojrzeć na drugą stronę sklepu, kiwając z uśmiechem sprzedawcy, a potem odwrócił się. Mycrofta nie było już tam, gdzie wcześniej stał. Greg zamrugał. Gdzie, do diabła, znikł?

— Mycroft? — zawołał cicho, robiąc kilka kroków.

Nie otrzymał odpowiedzi. Kontynuował rozglądanie się wokół, aż w końcu zauważył mignięcie lekko rudych włosów wystających wśród różnych uchwytów parasoli. Zaśmiał się cicho i potrząsnął głową. To było naprawdę urocze, jak zachowywał się jego partner.

— To Bedford — wymamrotał cicho Mycroft, gdy podszedł, podnosząc smukły parasol z czarną rączką. — Są wykonane ze skóry i raczej wygodne, gdy trzeba je trzymać przez dłuższy czas. Bardzo dobry również do celów dekoracyjnych. A te tutaj, to Holborn. Ich konstrukcja jest dokładnie taka sama jak Bedfordów, ale z rączką z laski Malakkaa. Widzisz? Oba składają się z drewna bukowego i metalu.

Greg zerknął na to, na co wskazywał Mycroft. Uśmiechnął się i skinął głową, chociaż to co opisywał mu Mycroft nie miała dla niego żadnego sensu. Nie obchodziło go to jednak. Mógł dosłownie stać i słuchać, jak Mycroft mówił o tym, aż do końca wszechświata. Młodszy mężczyzna zachowywał się jak dziecko w świąteczny poranek i był to najpiękniejszy widok.

— A co z tymi? — zapytał z promiennym uśmiechem, podnosząc jednego z rączką w kształcie głowy dinozaura. Obrócił się i potrząsnął parasolem w górę i w dół, przechylając głowę oraz przyjmując głupkowaty głos. — Witaj Mycroftcie. Nazywam się Rex.

Spojrzenie, jakim obdarzył go Mycroft było prawdziwą nagrodą. Uśmiechnął się i ponownie odłożył parasol. Mycroft pokręcił tylko głową.

— Naprawdę, Gregory — westchnął, ale Greg zauważył u niego lekki uśmiech. Lestrade roześmiał się.

— Opowiedz mi o tych — poprosił, wskazując na te, które miały wypukłości na rękojeści.

— Mówisz poważnie? — zapytał Mycroft, mrugając. Greg uśmiechnął się i skinął głową. Mycroft uśmiechnął się promiennie i podszedł, pochylając się, by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. — Jesteś wspaniałym mężczyzną i kocham cię.

— Wiem o tym — wymamrotał Greg, rumieniąc się.

Mycroft otarł ich nosy o siebie, po czym odsunął się i wyjął jeden z parasoli, na które wskazał Greg.

— Te uchwyty to laski Whangee…

Chapter 167: Chcę wiedzieć

Chapter Text

— Więc, i Boże dopomóż mi, że pytam o to, ale jak to jest uprawiać z nim seks? — zapytał Greg, po opróżnieniu szóstego kufla piwa.

Oparł się o krawędź baru, obserwując Johna, gdy czekał na odpowiedź.

Trzeźwy Greg Lestrade z pewnością nie zapytałby swojego najlepszego kumpla Johna Watsona o jego życie seksualne ze współlokatorem, który niedawno został kochankiem, nijakim Sherlockiem Holmesem. Nie. Część jego umysłu żałowała tego nawet w tej chwili. Ale Greg nie był bardzo trzeźwy, dlatego jego zdrowy rozsądek uleciał przez okno.

— Cholernie niesamowicie.

John również się uśmiechnął będąc w połowie szóstego piwa. Greg nie mógł powstrzymać uśmiechu. Oczywiście John powiedziałby, że było to niesamowite. Mówił tak o wszystkich, co dotyczyło Sherlocka, więc to po prostu pasowała. To sprawiło, że roześmiał się.

— Tak? Czyli nie jest, no wiesz, niedoświadczony w tej dziedzinie? — zapytał Greg niezdarnym gestem dłoni, który zmienił się prośbę o następną kolejkę. Powinien przestać pić. Albo nie.

— Ani trochę — parsknął John. — Chryste, Greg, jest najbardziej zuchwałą, żądną przygód osobą, z jaką kiedykolwiek byłem w łóżku. A on po prostu wie różne rzeczy. Wie rzeczy, które nie powinny być możliwe, ale są tak cholernie dobre.

To było naprawdę coś. Greg nie przegapił sposobu, w jaki John lekko zadrżał na samą myśl o tych czynnościach, do których obecnie się odnosił. Greg uznał to za fascynujące. Czyli Sherlock był dziki, jeśli chodziło o seks. Przynajmniej tak wywnioskował z rozmowy.

— Kiedy w końcu weźmiesz kogoś do łóżka? — zapytał John, wskazując na starszego mężczyznę, po czym podniósł kufel, który właśnie przed nim postawiono.

Greg spojrzał na swoje piwo i zanucił.

— Nie wiem — powiedział szczerze, wypijając następnie duży łyk alkoholu. Powinien skończyć pić przy siódmym. Wstawanie jutrzejszego ranka będzie piekłem.

— Czy masz kogoś na myśli? — zapytał po chwili John.

— O tak — westchnął Greg, zanim zdołał się powstrzymał. — Kurwa, mam.

Była to pewna osoba, która miała również nazwisko Holmes. Greg tak bardzo snuł marzenia o Mycroftcie Holmesie, że nie było to już nawet zabawne. Pragnął go romantycznie, chciał go pod względem seksualnych, po prostu… go pragnął.

— Założę, że fajnie się całuje obojczyk Mycrofta… — wymamrotał, co całkowicie mogło być wyjaśnieniem, o które John planował go poprosić.

— Mycroft Holmes? — zapytał John, żeby rozwiać wątpliwości, co do tego, co właśnie usłyszał.

Greg skinął głową.

— Mmmm. Ta smukła, blada szyja. Chcę ją ugryźć. Chcę… Wiesz, zastanawiam się, czy ma włosy na swojej klatce piersiowej? Zastanawiam się, czy jest lekko owłosiona czy ogolona? Jaki dźwięk wydaje, gdy ugryzie się zagłębienie jego szyi. Zastanawiam się, jak brzmi, kiedy jego oddech się urywa, gdy trafi się w to właściwe miejsce. Czego potrzeba, aby w końcu roztopić jego chłodną, pozbawioną emocji powierzchowność. Chcę wiedzieć, John. Chcę się tego dowiedzieć.

Jezu, Greg, jesteś w tym głęboko — wydyszał John, przesuwając się, by usiąść odrobinę wygodniej na swoim miejscu.

— Wiem. — Greg zmarszczył brwi, przeczesując palcami swoje srebrne włosy i biorąc kolejny łyk piwa. — Przepraszam kolego, to było…

— Nie, w porządku — powiedział John, kręcąc głową i machając dłonią. — Powinieneś mu powiedzieć.

— John, jestem pijany w trzy dupy, nie wkładaj mi tych myśli do głowy. Możesz sprawić, że zabrzmią jak dobry pomysł — roześmiał się Greg, mocniej ściskając wilgotny kufel.

Nie mógł powiedzieć Mycroftowi. To byłaby katastrofa. Współpracowali ze sobą dzięki Sherlockowi. Przypuszczał, że byli nawet przyjaciółmi. Wątpił jednak, by w jakikolwiek sposób mężczyzna zwróciłby jego uczucia.

Będę cię do tego zachęcać — odparł łagodnie John. — Bo zrobiłeś to samo dla mnie. Dzięki tobie, Sherlock i ja… Po prostu przysługa za przysługę. Efekt końcowy może cię zaskoczyć.

— To Holmes, zawsze będzie mnie zaskakiwać — mruknął Greg.

— Dokładnie — zachichotał John. — Dlatego, kurwa, zrób to. Jestem poważny. Nieważne, że wypiliśmy siedem piw.

Jezu — mruknął Greg, mocno pocierając twarz. — Muszę iść do domu.

— Tak. Ja też. Dokończymy to piwo i idźmy, okej?

Greg skinął głową. Tak, po tym ostatnim piwie. Zmienili temat rozmowy na ostatnią zbrodnię, którą rozwiązali i na to, jak Arsenal radził sobie obecnie w porównaniu z innymi drużynami. To była niezła rozmowa, a Greg był bardzo pijany. Ale nie mógł przestać myśleć o słowach Johna. O jego zachęcie.

Może miał rację. Co było najgorsze, co mogło się wydarzyć? Spodziewał się już, że zostanie odrzucony, więc naprawdę nie byłoby niespodzianki, gdyby poszło to w tym kierunku. Nie był pewien, jak jego zbolały, trzeźwy mózg czułby się z tym wszystkich podczas nadchodzącego poranku, ale w tej chwili… Jego pijany mózg uważał, że to wspaniały pomysł.

Bo naprawdę chciał dowiedzieć się tych wszystkich rzeczy.

Chapter 168: Wiadomości po pijaku

Chapter Text

Wiesz, twój obojczyk jest bardzo seksowny.

Stworzony do pocałunków.

Chciałbym dowiedzieć się, jak to jest całować go.

Ta seria wiadomości, które otrzymał Mycrofta, była daleka od tego, czego się spodziewał. Jego brwi uniosły się tak wysoko, jak nigdy dotąd, gdy patrzył na słowa na ekranie. Wysłane nie przez nikogo innego jak przez inspektora Gregory’ego Lestrade’a.

To… musiał być oczywiście żart. Nie było mowy, żeby Gregory je wysłał. Nie mylił się? Nadal wpatrywał się w wiadomości, próbując przetworzyć słowa przed nim. Sherlock musiał znowu ukraść telefon biednemu inspektorowi. Tak z pewnością było.

Natychmiast usuń te wiadomości i zwróć telefon Gregory’emu. - MH

Wysłała tą wiadomość na komórkę Sherlocka, nie chcąc zostawiać niczego bardziej zawstydzającego dla biednego starszego mężczyzny do późniejszego odkrycia. Dopiero gdy nadeszła odpowiedź, jego brwi ponownie się uniosły.

Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Mycroft. Zostaw mnie w spokoju. - SH

Czy Sherlock był… poważny? Mrugając, Mycroft wrócił do swojego wątku tekstowego z Gregorym. Siedział teraz wyprostowany w łóżku, gdzie wcześniej był swobodnie odchylony do tyłu. Jeśli Sherlock nie miał telefonu inspektora, to… to on…

Czy jesteś pijany? - MH.

Oblizał wargi, niecierpliwie czekając na odpowiedź. Jeśli Gregory to wysłał, to z pewnością było to jedyne wytłumaczenie. Odpowiedź nie nadchodziła przez długi czas, dłuższy niż Mycroft szczerze się spodziewał, więc z westchnieniem odwrócił się na bok i wyciągnął się, by odłożyć komórkę z powrotem na szafkę nocną, żeby móc się jeszcze trochę przespać. Jednak kiedy był w trakcie tego procesu, znowu rozbrzmiał sygnał nadchodzącej wiadomości. Jego pierś zacisnęła się w dziwny sposób.

Może, ale nie o to chodzi.

Byłbym dla ciebie dobry. Wiesz o tym. Chciałbym móc cię mieć.

I to było to. Mycroft zamarł na wieczność, nie mając pojęcia, jak zareagować. Nie otrzymał jednak kolejnej wiadomości. Dopiero czterdzieści minut później zdecydował się w końcu położyć się i spróbować przespać kilka godzin. To… się nie udało. Nie mógł zasnąć, nie z tym, co przed chwilą się stało. To było wszystko, o czym Mycroft mógł myśleć.

Był rozkojarzony również następnego ranka. Nie było innego tekstu, co oznaczało, że najprawdopodobniej Gregory wrócił do domu i stracił przytomność. Mycroft był niezmiernie ciekawy, co się stanie, gdy starszy mężczyzna zda sobie sprawę z krótkiej rozmowy, jaka między nimi się odbyła.

Był pijany. Mycroft musiał sobie o tym co rusz przypominać. Był pijany i dziwaczne rzeczy się zdarzały, kiedy było się w takim stanie. Musiał o tym pamiętać, żeby uniknąć tak wielu rozczarowań, jak tylko mógł.

Sny, które miał tej nocy, stały się wręcz ordynarne. Jego obojczyk… Nie mógł przestać myśleć o przyciśniętych ustach Gregory’ego do niego, czując ich miękkość, wąchając szampon mężczyzny. Nie po raz pierwszy pomyślał o inspektorze w takim świetle. Na pewno nie byłby to ostatni raz.

Do lunchu wciąż nie otrzymał żadnych sms-ów. Część niego chciała napisać do Gregory’ego i zobaczyć, jak sobie radził po tak intensywnym piciu. Z kaprysu… postanowił zamiast tego zatrzymać się w Yardzie. Nie miał pojęcia, co go tam zaprowadziło, ale zanim zdążył to ustalić, przeszedł przez budynek i pukał do drzwi biura Gregory’ego.

— Wejść! — Usłyszał, jak mężczyzna zawołał. Prostując się, Mycroft wślizgnął się do środka.

Jego pierwsza ocena była taka, że Gregory wciąż borykał się z bólem głowy i lekkimi nudnościami, które bez wątpienia spowodowały u niego liczne kufle wypitego piwa. Najprawdopodobniej cały dzień koczował przy swoim biurku. Mycroft patrzył, jak mężczyzna podniósł wzrok, nie przegabiając żadnego jego wyrazu twarzy, który przybrał. Na początku było to wyczerpanie, które przeszło w tryb pracy, a potem gdy zorientował się, kto był z nim w pokoju, w dezorientację, a następnie w upokorzenie. Ach. Czyli był świadom wymienionych wiadomości.

— My… Mycroft — wymamrotał, a spojrzenie jego brązowych oczu natychmiast skierowało się w miejsce, gdzie jego ręce były złożone na biurku. — W czym mogę ci pomóc?

— Chciałem… chciałem zobaczyć, jak sobie radzisz — odpowiedział zgodnie z prawdą. Obserwował, jak Gregory lekko kiwnął głową.

— Ach… jest w porządku.

Mycroft podszedł spokojnie i usiadł na jednym z krzeseł po drugiej stronie biurka. Zapadła między nimi cisza. W końcu Mycroft zdecydował się wyłożyć kawę na ławę. Nie było sensu udawać, że wymiana tekstów nie miała miejsca.

— Co do twoich tekstów… — zaczął, ale nie posunął się dalej, zanim mu przerwano.

— Tak mi przykro z ich powodu, Mycroft — powiedział pośpiesznie Gregory, wciąż nie patrząc na niego. — Byłem naprawdę pijany. Wyszedłem razem z Johnem i…

— Czyli nie miałeś tego na myśli?

Mycroft przyszedł to potwierdzić, a teraz czuł rozczarowanie, które mówił sobie, że powinien odrzucić na bok.

Cisza. Gregory spojrzał na niego. Przez chwilę wpatrywali się w siebie.

— Ja…

— Wszystko w porządku, Gregory. Możemy o tym zapomnieć. Nie wpłynie to na nasz związek — powiedział lekceważąco, wstając.

— Ale co, jeśli chcę tego, o czym pisałem? — wypalił nagle starszy mężczyzna.

Mycroft zamarł w półobrocie i spojrzał na niego przez ramię.

— Ty… chcesz tego? — zapytał, unosząc brew. Jego serce zabiło szybciej.

— Może… — Greg wzruszył ramionami, a potem potrząsnął głową. — Tak. Po prostu… nie chciałem ci mówić tego w ten sposób…

— Dlaczego nie pójdziemy dziś wieczorem na kolację? — zasugerował Mycroft.

Serce waliło mu w piersi. To naprawdę się działo. Na twarz Gregory’ego powrócił szok, a po nim nastąpił promienny uśmiech, który ścisnął serce Mycrofta.

— Brzmi świetnie — rozpromienił się, kiwając głową.

— Napiszę do ciebie.

Mycroft uśmiechnął się słodko i szczerze. Wyraz twarzy Gregory’ego, który ujrzał w odpowiedzi na ten uśmiech, był dobrym znakiem, który sprawił, że Mycroft poczuł… zawrót głowy.

Chapter 169: Nieprzyjemnie gorąco

Chapter Text

Greg nie chciał się ruszyć. Przeniesienie się oznaczała wysiłek. Wysiłek był czymś okropnym. Przynajmniej w jego głowie tak było. Wszystko to było kombinacją na “nie”, z którą absolutnie nie chciał mieć teraz do czynienia.

—Myc, jest tak gorąco — jęknął, zasłaniając oczy ramieniem i coraz bardziej zniechęcony wstaniem z kanapy.

Nie był przygotowany do radzenia sobie z tym. Nie do końca rozumiał, dlaczego ludzie wybrali dzisiejszy dzień ze wszystkich, aby przeprowadzić konserwację, co skończyło się wyłączeniem klimatyzacji. W jeden z najgorętszych letnich dni w Londynie, jaki został im podarowany.
— Może jeśli zejdziesz z kanapy i przejdziesz się, to będzie ci chłodniej — zasugerował Mycroft, wychodząc z kuchni.

Niósł dwie butelki wody, po jednej w każdej dłoni. Był ubrany w rzadką kombinację składającą się z szortów khaki i koszulkę polo z krótkim rękawem. To było naprawdę orzeźwiający wygląd i była to jedyna dobra rzecz w obecnej pogodzie.

— Ale to wymagało ruszenia się — jęknął Greg, sięgając po zimną butelkę, którą mu podano.

Spojrzał żałośnie na swojego partnera, zanim odkręcił nakrętkę i wziął bardzo długi łyk wody.

— Ale to też cię ochłodzi. Dlaczego nie dołączysz do mnie na chwilę na podwórku? Wierzę, że wieje przyjemna bryza, która byłaby znacznie przyjemniejsza dla ciebie niż leżenie na kanapie.

Greg spojrzał na niego, wziął kolejny łyk i westchnął. Może poczułby się w ten sposób lepiej. Był już odrobinę zdesperowany. W tym momencie zrobiłby prawie wszystko, aby uzyskać małą ulgę. Dlatego przesunął się, odpychając się wolną ręką, by usiąść, zanim wstał z kanapy. Zamknął na chwilę oczy, dostosowując się i przeczesując dłonią lekko zwilżone potem włosy, po czym skinął na wyższego mężczyznę.

Uśmiechając się, Mycroft odwrócił się i zaczął wychodzić na patio. Greg poszedł za nim i natychmiast był za to wdzięczny. Westchnął, gdy uderzył go pierwszy powiew bryzy. Musiało go to ochłodzić o co najmniej dziesięć stopni. Kontynuował picie wody, idąc za Mycroftem, dopóki nie dotarli do wydzielonej części, mniej więcej w połowie ich podwórka.

Była mała i bardzo prywatna, z niesamowitym przepływem powietrza. Mycroft przerobił ją na wypoczynkową część dwa lata temu i szybko stała się jednym z ich ulubionych miejsc. Kiedy usiedli na leżance, która tam postawili, Greg nie mógł powstrzymać się od westchnęła i przymknięcia oczu.

— Jest cudownie — powiedział, rozluźniając się. Dobiegł go cichy śmiech tuż obok niego. otworzył oczy i zobaczył bardzo zadowolony wyraz swojego partnera. Potrząsnął głową. — Cicho. Tak, miałeś rację.

— Mój drogi, za bardzo skupiasz się na rzeczywistej temperaturze, jaką odczuwał w danej chwili — skomentował Mycroft, popijając wodę. Greg obserwował w milczeniu, czekając, aż będzie kontynuował. — Zamiast skupiać się na upale, który aktualnie panuje, powinieneś spróbować wymyślić sposób na złagodzenie wspomnianego dyskomfortu.

— Cóż, po to cię mam. — Greg nie mógł powstrzymać uśmiechu. Uderzył czule Mycrofta łokciem, a potem wypił więcej wody.

— Czasami nie wiem, jak byś przeżył beze mnie — zadumał się Mycroft.

Na jego obliczu i w oczach była widoczna radość, a Greg po prostu pozwolił sobie zatracić się w tym cudownej ekspresji.

— Nie przeżyłbym — wyszeptał, trochę bardziej czule, niż być może Mycroft się tego spodziewał.

Młodszy mężczyzna zamrugał, a potem na jego twarzy pojawił się szerszy uśmiech.

— Jesteś kimś innym, Gregory Lestrade — powiedział, kręcąc głową.

— Wiem. — Przytaknął Greg, pochylając się, by go delikatnie pocałować. — A ty mnie kochasz.

— Naturalnie — wyszeptał Mycroft, po czym zainicjował kolejny delikatny pocałunek, gdy wiatr zawirował wokół nich.

Chapter 170: Proszę zwróć uwagę

Chapter Text

Mycroft siedział na kanapie z luźno skrzyżowanymi nogami z książką w rękach. W końcu w jego pracy nastało trochę przestoju. W zwykłych negocjacjach nastąpiła przerwa, a Anthea zajmowała się wieloma drobnymi zadaniami, dzięki czemu mógł spędzić trochę czasu w domu. Dla polityka był to niemal obca idea i bardzo mu się ona podobała.

Dało mu to możliwość zobaczenia swojego partnera, Gregory’ego. Właściwie byli w stanie zjeść wspólniy, spokojny posiłek bez przerwania go żadnym dźwiękiem dzwonka komórki Mycrofta. Mogli rano leżeć w łóżku trochę dłużej niż zwykle i dla odmiany obudzili się obok siebie w tym samym czasie. Wszystko to było cudowne.

Również była to szansa nadrobienia zaległości w lekturze. Był trochę w tyle z ogromną ilością książek, z którymi chciał się zapoznać, a niektóre z nich chciał naprawdę przeczytać ponownie. Zwykle zabierał ze sobą jedną powieść w podróż, dzięki czemu miał coś do zrobienia przed lotem, ale ostatnio wydawało się, że taka okazja stawała się coraz rzadsza, więc to była jego jedyna szansa, by móc poczytać.

Oczywiście jego najdroższy partner nie do końca przepadał za planem, który Mycroft zaczął realizować. Czasami łatwo było zapomnieć, że mężczyzna zbliżał się do pięćdziesiątki. Polityk doszedł do połowy książki, którą właśnie czytał, kiedy cisza stała się już zbyt przytłaczająca dla starszego mężczyzny. Mycroft zamrugał, gdy Gregory nagle położył głowę na jego kolanach i głośno westchnął.

— Myc — jęknął dramatycznie, kładąc ręce na piersi z głośnym klapsem.

Unosząc brew, Mycroft uniósł książkę i spojrzał na mężczyznę, który niemalże się na niego dąsał.

— W czym mogę ci pomóc, najdroższy? — zapytał ciekawie, przechylając głowę na bok.

— Musisz teraz czytać?

— Wolałbym kontynuować czytanie — przyznał Mycroft, kiwając głową — To nie znaczy, że nie możesz tu ze mną siedzieć. Możesz włączyć telewizor, jeśli chcesz.

Poprawiając uchwyt na książce, wrócił do czytania. Gregory przesunął się trochę, robiąc dokładnie to, co zasugerowano mu, dostosowując głośność do poziomu, z którą obaj mogli się pogodzić. Z miękkim uśmiechem Mycroft przewrócił stronę, ponownie zagłębiając się w powieść.

Dwie strony później znów głowa jego kochanka opadła mu na kolana i rozbrzmiał kolejny dramatyczny odgłos westchnienia od drugiego mężczyzny. Mycroft zamrugał.

— Gregory — również westchnął, ponownie unosząc książkę, by spojrzeć w dół w te ciemnobrązowe oczy wpatrujące się w niego. — Nigdy nie skończę w tym tempie.

— Ale… — zaczął Gregory, lekko marszcząc brwi.

Odwrócił się i spojrzał na brzuch Mycrofta. Młodszy mężczyzna potrząsnął głową. Zaznaczając miejsce w książce palcem, zamknął powieść i wolną ręką pogładził delikatnie srebrne włosy Gregory’ego. Otrzymał radosny pomruk, co sprawiło, że znów się uśmiechnął.

— To nie tak, że nie jesteśmy tu razem, najdroższy — powiedział cicho. — Kiedy skończę, może obejrzymy film albo pójdziemy się razem wykąpać, dobrze?

Po raz kolejny wrócił do lektury. Znów zapadła między nimi cisza i po chwili Gregory usiadł i wstał z kanapy. Wzrok Mycrofta uniósł się na krótką chwilę, zanim ponownie skupił się na tekście.

Chwilę później jego uwagę przykuł ruch przed nim. Słyszał szelest ubrań i ze zdziwionym odgłosem budującym mu się w gardle, Mycroft podniósł wzrok znad książki i zobaczył, że Gregory zdejmował koszulę. Polityk gapił się.

— Co robisz? — zapytał lekko ściszonym głosem.

Gregory uśmiechnął się, rzucając koszulę na ziemię. Potem jego ręce przesunęły się do paska spodni i… Tak, rozpinał je. Mycroft widział cienką linię włosów, która prowadziła do niezwykle przyjemnych rzeczy, których nie skrywała już odzież, którą mężczyzna miał na sobie, ponieważ szybko ją zdejmował.

— Mówiłeś coś o kąpieli? — zapytał Gregory niskim i sugestywnym głosem.

Mycroftowi wyschło w ustach i poczuł dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Oblizał wargi i zamarł w miejscu, gdy starszy mężczyzna powoli - drogi Panie, tak powoli - zsunął spodnie, a potem wsunął kciuki za gumkę swoich majtek. Pozostałe odzienie dawały Mycroftowi pogląd na doskonały zarys krocza inspektora i…

Gdy Gregory odwrócił się, sugestywnie kołysząc biodrami, kierując się w stronę łazienki, Mycroft szybko poszukał swojej zakładki i musiał kontrolować się, żeby nie odrzucić książki na bok. Tak, był teraz dość rozproszony.

Chapter 171: Niezamierzona podwójna randka

Chapter Text

Wieczór zaczął się cudownie. Greg i Mycroft poszli na kolację do eleganckiej, przytulnej restauracji. Greg wyszedł z Yardu o przyzwoitej godzinie, a Mycroft przełożył spotkanie, więc wszystko wyszło idealnie. W ten weekend minie trzy lata, odkąd byli razem, dlatego postanowili uczcić ten wieczór bardzo miłą kolacją, a potem wyjeżdżali na weekend.

Zjedli przystawki i czekali na podanie głównych dań. Mycroft zamówił dla nich obojga coś, co Greg uświadomił sobie, było czymś, co naprawdę mu się spodoba. Mycroft zawsze zamawiał najlepsze rzeczy i po prostu wiedział, co lubił Greg. Powodowało to u starszego mężczyzny ciepłe uczucia w środku.

Nie rozmawiali o niczym szczególnym. Greg zabawiał Mycrofta kilkoma dziwacznymi historiami ze swoich wczesnych lat w Yardzie. Mycroft śmiał się. Trzymali się za ręce przez stół i wszystko było takie piękne. Palce Grega delikatnie gładziły dłoń Mycrofta, gdy mówił, śmiejąc się cicho i wpatrując się w blade, jasne oczy, które zwracały to spojrzenie.

— Więc, Sally wchodzi, tak? — powiedział Greg tłumiąc śmiech, który odczuwał na samo wspomnienie. — Trzeci dzień w pracy, pobłogosław ją. I ona…

— Cóż, spójrz, kto tu jest! — rozległ się głęboki głos, przerywając mu.

Obaj mężczyźni zamarli, ponieważ wiedzieli doskonale czyj to był głos. Jednak ku uldze Grega, Mycroft nie wyrwał ręki z jego uścisku.

— Najdroższy bracie.

Mycroft skinął głową młodszemu Holmesowi, który podszedł do stolika z uśmiechem na twarzy, co sprawiło, że Greg wiedział, że przerwał im tylko po to, by ich zdenerwować. Westchnął. John podszedł do niego z przepraszającym wyrazem twarzy. Greg mógł przysiąc, że pewnego dnia jego twarz przybierze taki wyraz na stałe przez mieszkanie z Sherlockiem.

— Sherlock, widać, że jedzą kolację — powiedział John zirytowanym tonem. — Tak jak my. Może wrócimy do naszego stolika?

— Nie, myślę, że byłoby dobrze, gdybyśmy dołączyli. Może niech przyniosą nam tutaj nasze jedzenie. — Sherlock uśmiechnął się arogancko, odsuwając dwa krzesła i siadając na jednym. John jęknął, będąc pokonany przez drugiego.

— Naprawdę was przepraszam — westchnął John.

— Niczym nie zawiniłeś — stwierdził Greg, wpatrując się surowo w Sherlocka. — Sherlocku, czy mógłbyś odejść?

— Och, dlaczego, bo wasza dwójka świętuje trzy lata znoszenia siebie nawzajem? — zapytał ze westchnieniem Sherlock.

— Właśnie dlatego — stwierdził Mycroft, zanim jego młodszy brat kontynuował. — A teraz odejdź. Szczerze mówiąc, nie możesz znieść przebywania przy mnie przez większość czasu, ale jesteś do tego chętny, gdy jest to dla mnie dość niedogodne.

Przy stoliku zapadła cisza. Greg odwrócił się, by spojrzeć na Johna. Obaj wzruszyli ramionami. To było coś, co zwykle robili, gdy chodziło o ich partnerów. W mężczyznach Holmes było jeszcze tyle rzeczy, których jeszcze nie rozumieli.

Sherlock i Mycroft wpatrywali się w siebie. Sherlock zmrużył oczy, kiedy wodził wzrokiem po ciele brata, co spowodowało, że Mycroft spojrzał na niego surowo.

— Sherlock — powiedział ostrzegawczym tonem. — Nie rób tego.

Usta Sherlocka rozchyliły się nagle, a na jego twarzy pojawił się promienny wyraz. Greg widział to wiele razy na miejscu zbrodni i nie mógł nic poradzić na to, że był strasznie ciekawy, co w Mycroftcie powoduje u detektywa taką reakcję.

— Ach. To… interesujące — wymamrotał Sherlock.

Otrzymał kolejne surowe spojrzenie od Mycrofta, który teraz cofnął rękę, zrywając kontakt ze swoim kochankiem.

Odejdź — syknął przez zęby.

Greg i John zamrugali zdziwieni.

Podczas całej tej wymiany przyniesiono jedzenie. Greg ledwo zdołał się uśmiechnąć i skinąć głową kelnerowi, delikatnie mu dziękując, przed jego odejściem. Inspektor odwrócił się, by spojrzeć na Mycrofta.

— Hmmm. Tak, to bardzo interesujące. Teraz rozumiem — mamrotał Sherlock.

Spojrzenie Mycrofta stawało się coraz bardziej wrogie z każdym zdaniem. Greg nie wiedział tego często.

— Sherlock, powinniśmy iść — spróbował ponownie John, również widząc spojrzenie, jakie posyłał mu starszy Holmes.

Wydawał się tak nieświadomy powodu, jak Greg, ale w końcu, po odrobinie nacisku, udało mu się ściągnąć Sherlocka z krzesła.

— Najgorsza podwójna randka w historii — skomentował Sherlock, a John szturchnął go łokciem.

— Jakbyś naprawdę chciał iść z kimkolwiek na podwójną randkę. — John skrzywił się, po czym odwrócił się do pozostałej dwójki przy stoliku. — Jeszcze raz przepraszam, chłopaki. Do zobaczenia później?

Potem John popychając, zabrał ze sobą Sherlocka, zanim mógł wyrządzić jakiekolwiek dalsze szkody. Greg odczekał kilka chwil, obserwując ich wycofanie, zanim zdecydował się przemówić do Mycrofta.

— Co to było? — zapytał, mrugając.

Mycroft uśmiechnął się delikatnie.

— Nie ma się czym martwić. Co mówiłeś o sierżant Donovan?

Greg zamilkł na chwilę, zanim wrócił do historii, którą zaczął opowiadać. Mycroft, który był bardzo świadomy małego pudełka w jego kieszeni, był bardzo wdzięczny doktorowi Watsonowi, że zabrał Sherlocka, zanim mógł zniszczyć niespodziankę, którą planował.

Chapter 172: Okulary

Chapter Text

Z odrobiną niechęci Greg pochylił się i delikatnie zapukał do drzwi gabinetu Mycrofta. Młodszy mężczyzna został zmuszony do przerwania ich wspólnego wieczoru, aby odebrać bardzo ważny telefon i uporządkować jakieś dokumenty. Nie było go prawie dwie godziny. Słyszał, jak Mycroft przemawiał po drugiej stronie drzwi, wyraźnie w trakcie kolejnej rozmowy telefonicznej. Przez chwilę pomyślał, że powinien zrezygnować i wrócić później.

— Tak? — usłyszał, jak jego mąż wołał, gdy odwracał się, by odejść.

Przypuszczał, że to dobry czas. Z cichym westchnieniem uchylił drzwi i wsunął głowę do środka.

— Przepraszam, Mycroft, nie chcę przeszkadzać — zaczął Greg, otwierając nieco bardziej drzwi i wchodząc do pokoju.

— Nonsens, Gregory, jest dobrze — powiedział Mycroft, podnosząc wzrok. — Czy wszystko w porządku?

Greg otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle, gdy wpatrywał się w swojego męża. Mycroft miał na nosie okulary w cienkich złotych oprawkach, a soczewki migotały nieco w świetle stojącej obok niego lampki stołowej. Greg… nigdy wcześniej nie widział go w okularach. Zamrugał.

— Gregory? — powtórzył Mycroft, unosząc z zaciekawieniem brew.

— Przepraszam — zaczął Greg, wyrywając się z transu.

Nie mógł jednak przestać się gapić. Mycroft nosił okulary. Był… cóż, do diabła, był w nich całkiem atrakcyjny.

— Zamierzasz się tylko wpatrywać, najdroższy? — ponownie odezwał się Mycroft, a Greg zamrugał, gdy zdał sobie sprawę, że jego tok myśli znowu się wykoleił z właściwych torów. Zaśmiał się w zakłopotaniu.

— Przepraszam. Po prostu… okulary? — Nie mógł powstrzymać się od pytania.

Mycroft poruszył się na swoim krześle.

— Ach tak — westchnął, zdejmując je. Greg skłamałby, gdyby powiedział, że nie był z tego powodu rozczarowany. Właśnie zaczął podziwiać wygląd Mycrofta w nich. — Uważam, że po męczących dniach pomagają uniknąć mi bólu głowy.

— Dobrze w nich wyglądałeś — powiedział Greg, podchodząc nieco bliżej.

Mycroft uśmiechnął się i spojrzał w dół, żeby wyprostować swój plik papierów, a potem odsunął je na bok.

— Dziękuję, najdroższy — powiedział, zerkając na ekran komórki, zanim schował ją do kieszeni. — Przepraszam, że tak długo mi to zajęło. Poświęciłem na to znacznie więcej czasu, niż się spodziewałem.

— W porządku. Właśnie dlatego tutaj przyszedłem. Twój syn nie uważa już mojej obecności za wystarczającą. Żąda swojego taty.

Mycroft zaśmiał się i potrząsnął głową, wreszcie wstając. Wyłączył małą lampkę i włożył okulary do futerału, po czym odłożył je do górnej szuflady biurka.

— Tak, nasz Oliver jest bardzo asertywnym, młodym mężczyzną — powiedział z rozbawieniem Mycroft. — Ma to po tobie, Gregory.

— Nie, wierzę, że ma to po tobie — odpowiedział Greg, uśmiechając się. — Tak, zdecydowanie po tobie. Jego umiejętności negocjacyjne nie mają sobie równych.

— W takim razie może powinniśmy iść — powiedział Mycroft, podchodząc i pochylając głowę, by złożyć pocałunek na ustach Grega. — Ponieważ jeśli tak jest i zajmie nam za to dużo czasu, konsekwencje będą tragiczne.

Greg roześmiał się i obaj wrócili do salonu, gdzie Oliver siedział na jednym ze swoich koców i bawił się pluszakami oraz klockami.

— Tata! — powiedział z naciskiem, ale uśmiechnął się promiennie.

Trzymał wypchaną parasolkę, którą Greg kupił kilka miesięcy, jako żart, ale okazało się, że mały wręcz ją uwielbiał.

— Widzę Oliver. Twój tatuś powiedział mi, że mnie potrzebujesz? — zapytał Mycroft swoim słodkim głosem, podchodząc i kucając obok ich syna.

— Siad — polecił Oliver, uderzając w koc obok siebie.

Mycroft zdziwił się, ale potem skinął głową i zrobił, co mu kazano. Greg patrzył, wpatrując się w ich dwójkę z uwielbieniem.

— Tatuś. — Znów rozległ się głos Olivera, najwyraźniej również domagając się jego uwagi. — Obal.

— Dobrze, Ollie. — Zaśmiał się Greg, zamierzając włączyć telewizor. Przerzucał kanały, aż znalazł mecz piłki nożnej. — Uch, Manchester.

— Fuj! — krzyknął Oliver, ponownie uderzając w koc.

— Tak, to mój chłopak.

Greg uśmiechnął się dumnie i usiadł po jednej stronie kanapy, ocierając się stopą o bok Mycrofta. Ciągle myślał o tych okularach. Naprawdę chciał, żeby młodszy mężczyzna częściej je nosił. Wyglądał w nich absolutnie fantastycznie…

Może rozkojarzył się myśląc o tym. To znaczy, dopóki Oliver nie rzucił wypchanej czaszki, którą dał mu Sherlock. Uderzyła go w kolano. Chciał dać wykład synowi za rzucanie przedmiotami, ale wyraz twarzy chłopca sprawił, że surowe słowa szybko zamarły. To był problem. Fakt, że odziedziczył po nim umiejętność robienia psich oczy. Żaden z nich nie mógł się im oprzeć. Przypuszczał, że później będzie mógł wrócić do przypomnienia o zakazie rzucania rzeczami.

Chapter 173: Wreszcie w domu

Chapter Text

W końcu nadszedł. Dzień, na który Greg czekał niecierpliwie od ponad tygodnia. Mycroft wyjechał w swoją podróż służbową dwa miesiące temu (kiedy była zaplanowała najwyżej na jeden miesiąc). Nigdy nie byli rozdzieleni na tak długo, odkąd się ze sobą związali, i było to absolutnie okropne. Greg przez długie godziny starał się nie myśleć o tym i spędzał jak najwięcej czasu ze swoimi dwiema dziewczynkami, aby zrekompensować sobie samotność, którą czuł.

Dom był zbyt cichy. Był nieszczęśliwy. W ciągu dwóch miesięcy nieobecności Mycrofta mogli rozmawiać przez Skype’a tylko dwa razy. Oba miały miejsce w ciągu pierwszego miesiąca. Wysyłali jak najwięcej sms-ów, chociaż z powodu różnicy czasu i napiętego harmonogramu Mycrofta, czasami byli w stanie wymienić tylko trzy lub cztery wiadomości. Ograniczony kontakt pogarszał sytuację.

Tego ranka Anthea zadzwoniła do niego informując, że Mycroft był w samolocie lecąc do domu. Dała mu plan lotu, dzięki czemu zamiast niej mógł pojechać na lotnisko i poczekać, aż młodszy mężczyzna wyląduje. Anthea była prawdziwym darem niebios w kobiecej postaci. Gdyby istniał sposób na pocałowanie kogoś przez telefon, ucałowałby ją. Po prostu zaśmiała się z rozbawieniem, a wkrótce potem zakończyli rozmowę.

Mycroft miał wylądować w Heathrow o 15:00. Greg spędził pół dnia w pracy, ale stanowczo stwierdził, że wychodzi o 13:30 i opuścił Yard, zanim ktokolwiek mógł go powstrzymać. Wracając do domu, wziął szybki prysznic i przebrał się, a następnie przejechał przez Londyn zmierzając na lotnisko.

Przybył trochę wcześniej, niż naprawdę musiał, ale nie było mowy, żeby mógł siedzieć w domu lub w pracy i czekać. Znalazł więc miejsce w pobliżu tablicy z rozkładem lotów, aby mieć oko na samolot Mycrofta - miał jeszcze czas - i próbował się zrelaksować.

Około 15:30 z głośników rozbrzmiał krótki komunikat, że samolot, na który czekał, wylądował. Oblizując wargi, w zasadzie wskoczył z krzesła i podszedł bliżej punktu odbioru bagażu, skąd mieli wychodzić pasażerowie. Przestąpił z nogi na nogę, rozglądając się z niepokojem, gdy ludzie zaczęli powoli wychodzić i czekali na swoje walizki.

Nie minęło dużo czasu, zanim zauważył znajomą, nieco rudą czuprynę, która należała do jego partnera. Zagryzł wargę i musiał powstrzymać się od przepychania się przez wszystkich stojących między nimi, aby móc się do niego dotrzeć. Ale nie, zachował spokój. Wziął głęboki oddech i czekał.

Patrzył, jak Mycroft odebrał bagaż i wyjął komórkę. Jego wzrok był przyklejony do ekranu, bez wątpienia czekając na wiadomość od Anthei, czy innego kierowcy, który miał go odebrać. Czując się teraz trochę oszołomiony, Greg zaczął się uśmiechać. Zrobił kilka kroków do przodu i w bok, a potem wyciągnął komórkę.

Spójrz w lewo, przystojniaku. - GL

Zajęło mu to kilka sekund, zanim nacisnął przycisk wysłania, ale patrzył, jak komórka Mycrofta odżyła. Twarz młodszego mężczyzny przybrała wyraz zmieszania, a następnie uświadomił sobie, co to znaczy, a potem szybko uniósł głowę i odwrócił się…

Ich spojrzenie spotkały się niemal natychmiast. Serce Grega waliło mu w piersi. jego uśmiech rozjaśnił się, a usta Mycrofta rozchyliły się w lekkim niedowierzaniu. Zrobił kilka kroków do przodu, a na jego twarzy również pojawił się uśmiech. Greg patrzył, jak jego kroki stawały się coraz szybsze.

W tym momencie Greg nie obchodziło, że ludzie otaczają ich ze wszystkich stron. Nie obchodziło go, że ich publiczne okazywanie uczuć było bardzo ograniczone. Nie mógł się na to teraz gniewać. Gdy w końcu dzieląca ich odległość zmniejszyła się, Greg praktycznie wpadł w ramiona Mycrofta i wspiął się na palce, by zainicjować intensywny pocałunek między nimi. Owinął ręce wokół szyi Mycrofta i ku jego miłemu zaskoczeniu, jego partner równie chętnie odwzajemnił pocałunek.

Byli oddzieleni przez całą wieczność. Pocałunek był jak przywrócenie życia Gregory’emu. Jęknął radośnie, kurczowo trzymając się Mycrofta. Jednak pocałunek skończył dla niego zbyt szybko.

— Gregory — powiedział Mycroft drżącym z czystej ulgi i szczęścia głosem. — Nie spodziewałem się ciebie tutaj.

— Możesz podziękować najlepszej asystentce na świece — szepnął, a Mycroft roześmiał się.

— Anthea to mądra kobieta.

Kurwa, tęskniłem za tobą.

Greg czuł, jak łzy napływają mu do oczu. Mycroft pochylił się, by przycisnąć ich czoła do siebie. Obaj mężczyźni zamknęli oczy.

— W takim razie, dlaczego nie zabierzesz mnie do domu — zasugerował Mycroft, a w jego głosie był słyszana radość. — Mamy wiele do nadrobienia, najdroższy.

 

Chapter 174: Muszę ci powiedzieć

Chapter Text

Kiedy Greg przybył tego wieczoru do Mycrofta, czuł się, jakby został przejechany przez tira, zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Był emocjonalnie wyczerpany, a praca nie pomagała mu w tym. Nie wtedy, gdy zawsze była związana z Sherlockiem, a teraz… Teraz…

Nie pomagało również, że jego praca była zagrożona. Cały ten bałagan z dziećmi i kłopoty, które postanowili sprawiać Donovan i Anderson, pomieszane z Sherlockiem… skok… zakwestionowały jego etykę pracy przez Nadinspektora. Gdzieś w głębi umysłu zawsze martwił się, że tak się stanie. Zawsze podejrzewał, że pozwolenie Sherlockowi na poruszanie się po miejscu zbrodni ugryzie go w tyłek. Po prostu go to nie obchodziło. Sherlock był genialny, osiągał wyniki i ostatecznie wszystko dobrze się kończyło.

Nie tym razem.

Odszukał swojego chłopaka, który dziwnie dobrze radził sobie z samobójstwem młodszego brata. To prawda, że nie byli ze sobą blisko, ale Greg wiedział, że Mycroft wciąż go kochał. Znalazł go w jego gabinecie, pochylonego nad papierami. Greg westchnął ze zmęczonym uśmiechem, kiedy Mycroft spojrzał na niego.

— Gregory, wszystko w porządku? — zapytał Mycroft, wstając i obchodząc biurko, aby podejść do starszego mężczyzny.

Greg zmarszczył lekko brwi, a jego ramiona opadły, gdy potrząsnął głową. I tak nie było sensu pokrywać cukrem swojej odpowiedzi, ponieważ Mycroft przejrzałby go na wylot. Zawsze tak robił.

Mycroft delikatnie położył dłoń na krzyżu Grega i razem udali się do kuchni. Potem Mycroft odsunął się i zaczął przygotowywać dla nich herbatę. Greg oparł się o blat, luźno krzyżując ramiona, wpatrując się w swoje stopy.

— Wiem, że do dużo to poradzenia sobie… — zaczął Mycroft, gdy woda zaczęła się gotować. — Sherlock i…

— Tak — westchnął Greg, nie chcąc pozwolić Mycroftowi dokończyć.

Wystarczająco trudno było przyznać się do tego w jego umyśle, wypowiedzenie tego to na głos, nawet przez Mycrofta było gorsze. Znów zapadła między nimi cisza, a Mycroft nie odezwał się ponownie, dopóki obaj nie mieli w rękach aromatycznej, gorącej herbaty.

— Gregory, jest… coś, co jak sądzę, muszę co powiedzieć — zaczął powoli Mycroft.

Nastąpiło wahanie, do którego Greg nie był przyzwyczajony. Polityk podniósł wzrok znad parującego napoju, mrugając.

— Nie musisz — powiedział natychmiast, wyczuwając dyskomfort Mycrofta. — W porządku.

— Nie, muszę — westchnął Mycroft. — Może nie jest to najmądrzejsza decyzja, ale nie mogę znieść widoku ciebie cierpiącego. Jeśli nic nie powiem, będzie to dla nas niezwykle trudny czas. Wolałbym, żebyśmy zajęli się tym razem, niż milczeć… Bóg wie, jak długo to wszystko potrwa.

Greg zamrugał, lekko marszcząc brwi. Mycroft zachowywał się… bez sensu. Czuł, jak jego serce zaczynało mu bić szybciej w oczekiwaniu na coś i szczerze nie był pewien, czy spodoba mu się to, co miał powiedzieć Mycroft.

— Co się dzieje, Mycroft?

Zmusił się do zapytania. Mycroft wyglądał na nieco skonfliktowanego. Wziął głęboki oddech, wpatrując się w swoją herbatę, po czym uniósł wzrok, a ich spojrzenia spotkały się.

— Sherlock żyje.

Greg zamrugał. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale… Znowu zamrugał. Oblizał wargi i mocniej ścisnął filiżankę, po czym ponownie otworzył usta. Wciąż nic. Co?!

— Jest… — próbował zaczął, po czym umilkł, przygryzając dolną wargę. — Co masz na myśli, mówiąc, że żyje?

Mycroft spędził kilka następnych minut na wyjaśnianiu wszystkiego. Greg nadal patrzył z otwartymi ustami przez cały ten czas. Sherlock nie był martwy. Sfałszowali wszystko. Ponieważ Moriaty… Strach, który nie mógł kontrolować, ścisnął jego serce.

— Byłem na celowniku.

— Tak. — Mycroft skinął z powagą głową. — I pani Hudson. I John.

Jezu Chryste — szepnął Greg, odwracając się lekko, by chwycić blat kuchenny.

Miał zawroty głowy. Ramię owinęło się wokół jego talii i Mycroft nacisnął swoim ciałem na jego. Żaden z nich nie trzymał już herbaty. Kiedy ją odłożyli?

— Wybacz mi, najdroższy. Nikt inny nie mógł wiedzieć — szepnął Mycroft, przyciągając Grega do siebie. Lestrade chwycił wyższego mężczyzny, ponieważ nie miał pojęcia, co jeszcze zrobić.

— O Boże, John… — zaczął.

— Wiem, Gregory. Niestety, John nie może się dowiedzieć. Jest uważnie obserwowany i znacznie bardziej zagrożony śmiercią niż ty.

Serce Grega bolało z powodu Johna. To było okropne. Cóż, fakt, że Sherlock żyje był wspaniały, ale… to wszystko było okropne.

— Wiesz, moja pozycja w pracy jest zagrożona — wymamrotał po chwili gorączkowo. — Przez ten cały bałagan.

— Nie zwolnią cię — zaczął mówić Mycroft, ale Greg zgromił go wzrokiem.

— Co masz na myśli? — zapytał, chociaż doskonale wiedział, co chciał powiedzieć. Myśl o tym, co chciał powiedzieć Mycroft, lekko go przerażała.

— Nie pozwolę, żeby nasz plan ani udział Sherlocka w waszych sprawach spowodowało śledztwo dotyczące twojej pracy. Nie pozwolę, żebyś stracił przez nas pracę, Gregory — powiedział cicho Mycroft.

Greg potrząsnął głową.

— Zrozum, wiedziałem, co robię. Sam wykopałem sobie ten grób i mogę się z niego wydostać — powiedział z uporem.

Mycroft zmarszczył brwi.

— Najdroższy, proszę — powiedział obejmując policzek Grega w dłoń. — Wszystko, co zrobiłeś dla Sherlocka, dla mnie… Proszę, pozwól, że naprawię to dla ciebie.

Greg westchnął. Nie podobało mu się to. Było w tym wiele rzeczy, z którymi się nie zgadzał. Było też wiele problemów, z którymi musiał mieć teraz do czynienia. Pokonany skinął głową.

— Dobrze — mruknął. — Po prostu… czy możesz mnie zabrać do łóżka?

— Oczywiście, najdroższy. — Zgodził się Mycroft.

Ponownie owinął ramię wokół talii Grego i razem skierowali się do sypialni młodszego mężczyzny, by zwinąć się wspólnie na łóżku. Greg pozwolił sobie zatracić się w komforcie pocałunków i dotyku Mycrofta. Pozwolił, by powolne, palące podniecenie przejęło nad nim kontrolę. Potrzebował tego.

To było bardzo trudne i z pewnością, będzie musiał zająć się tym wszystkim później, ale w tym momencie oddał swoje zaufanie i serce w ręce Mycrofta, mając nadzieję, że nie pożałuje swojej decyzji.

Chapter 175: Rozmowa z Elizabeth

Chapter Text

Mycroft siedział w swoim gabinecie, kiedy przyszedł sms. Było to nieoczekiwane i zmarszczył brwi z zaciekawieniem, gdy przeczytał wiadomość, która przesłała mu starsza córka Gregory’ego, Elizabeth.

Skype?

To była bardzo spontaniczna prośba, a tym bardziej, że Gregory pracował do późna w Yardzie. Większość ich rozmów przez Skype’a z Elizabeth odbywała się, gdy byli razem (Elizabeth obecnie studiowała w Glasgow, więc nie widzieli jej od dłuższego czasu), dlatego było to zdecydowanie nieco bardziej niezwykłe. Nie mógł jednak odmówić prośbie swojej pasierbicy, więc odpisał szybko, a następnie włączył laptop, aby uruchomić program komunikatora.

Dopiero po chwili rozpoczęła się rozmowa wideo. Dziwny dźwięk dzwonka zasygnalizował połączenie i włączyły się obie kamery internetowe. Elizabeth siedziała przy biurku w swoim pokoju w akademiki, ubrana w zielony podkoszulek z szlafrokiem narzuconym na oparciu krzesła. Uśmiechnęła się lekko, gdy się zobaczyli.

— Mycroft, dlaczego wciąż nosisz garnitur? — Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. — Jest prawie jedenasta w nocy.

— Anglia nigdy nie śpi, moja najdroższa. — Mycroft uśmiechnął się, siadając wygodniej. — Twojego ojca nie ma jeszcze w domu.

— Wiem. — Elizabeth skinęła głową, wiercąc się trochę na krześle.

Mycroft natychmiast rozpoznał oznaki dyskomfortu na jej twarzy i wahanie, gdy wyraźnie dyskutowała o czymś wewnętrznie. To sprawiło, że znów usiadł nieco prościej. Coś najwyraźniej zaprząta jej głowę i wydawało się to dość ważne.

— Coś cię niepokoi — powiedział Mycroft, próbując rozpocząć rozmowę.

Było jasne, że Elizabeth chciała z nim o tym porozmawiać, w przeciwnym razie po co miałaby zadzwonić do niego przez Skype’a, kiedy był sam? Sprawy zaczęły nabierać sensu, nawet gdy nie był jeszcze pewien, o co chodziło.

— Tak… — westchnęła Elizabeth, szarpiąc kosmyk swoich, teraz dłuższych, ciemnobrązowych włosów, okręcając je trochę wokół palca. — Jest coś, o czym chcę z tobą porozmawiać. Tylko z tobą. Nie mów… tacie? Proszę?

— Oczywiście, Elizabeth — skinął głową Mycroft. Kiedy dzieci Gregory’ego były zaniepokojone, czuł się źle z dochowaniem ich tajemnic, ale w zależności od tego, o czym mieli porozmawiać, zobaczy, jak ważne było to dla młodej dziewczyny. Nie mógł złamać jej zaufania, nawet dla własnego męża. Chyba, że… — Ale proszę zrozum, że w zależności od sytuacji, bardziej korzystne dla mnie może być powiedzenie Gregory’emu, nawet jeśli nie chciałabyś tego.

Jeśli miało to coś wspólnego z jej zdrowiem lub dobrym samopoczuciem, nie mógł tego ukrywać przed Gregory’m. Myśl o tym sprawiło, że Mycroft poczuł się irracjonalnie przerażony. Co jeśli była w ciąży? O drogi Panie. Ten warunek spowodował, że Elizabeth zamilkła na chwilę, mrugając, a potem jej usta rozchyliły się w uświadomieniu. Szybko machnęła ręką w zaprzeczeniu.

Nie, to nic takiego — powiedziała pośpiesznie. — To nie tak, że wyszłam i zaszłam w ciążę.

Mycroft odetchnął wewnętrznie. Dzięki Bogu. Nie sądził, że byłby gotów, by poradzić sobie z czymś takim. Elizabeth wyglądała na zbitą z tropu.

— Myślałeś, że jestem w ciąży?! — zapytała z niedowierzaniem, chwilowo zapominając, o czym mieli rozmawiać.

Mycroft potrząsnął głową, uśmiechając się lekko.

— W każdym razie — powiedział — co się dzieje, najdroższa?

— Jestem… — zaczęła Elizabeth, biorąc drżący oddech. Jej oczy wydawały się nieco błyszczące, a Mycroft mógł przypuszczać, że zbierało się jej na płacz. Znów zaczęła nerwowo kręcić włosy na palcu. — Naprawdę mam problemy z matematyką. Powiedziano mi, że grozi mi utrata stypendium. Mycroft, ja…

Świadomie przygryzł dolną wargę. Mycroft nie tego się spodziewał, ale był cierpliwy. Oczywiście był zdziwiony. Nigdy wcześniej nie miała problemów z matematyką. Wiedział, że to nigdy nie był jej ulubiony przedmiot, ale i tak radziła sobie z nim całkiem dobrze. Chociaż zakres wiedzy na studiach zawsze był na innym niż w liceum. Położył ręce na kolanach i w milczeniu czekał, aż będzie kontynuować.

— Nie powiedziałam mamie. Albo tatusiowi. Nie… chcę ich zawieść. Również obawiałam się ci o tym powiedzieć, nie chcę być rozczarowaniem, ale… — Urwała i westchnęła, lekko pociągając nosem.

— Nie jesteś rozczarowaniem, Elizabeth — powiedział natychmiast Mycroft. Po pierwsze, to była najważniejsza rzecz, którą musiał przekazać. Następnie: — Krzywa uczenia się takich przedmiotów jest znacznie bardziej dramatyczna, gdy jest się na studiach. Często zdarza się, że napotkasz taki problem. Wszystko w porządku, moja droga.

— Nie wiem, co robić — powiedziała, starając się utrzymać spokojny głos. — Jestem w połowie semestru i mam naprawdę wiele zaległości. Próbowałam je nadrobić, ale po prostu nie mogę sprawić, żeby te formuły weszły mi do głowy.

— Czy rozmawiałaś o tym, z którąś koleżanek z roku? Albo z twoim profesorem? — zapytał Mycroft. Nastała chwilowa cisza.

— Nie… — powiedziała cicho Elizabeth, kręcąc głową.

Mycroft nie mógł stłumić śmiechu.

— Za bardzo przypominasz swojego ojca — powiedział z rozbawieniem. — Elizabeth, kochanie, umówię cię z korepetytorem. Mam bliskiego przyjaciela, który kiedyś był profesorem matematyki w Glasgow, choć sądzę, że jest teraz technicznie na emeryturze. Jest mi winien kilka przysług i wierzę, że nadszedł czas, aby spieniężyć jedną z nich.

— Nie musisz tego robić — powiedziała Elizabeth, niechętnie przyjmując pomoc, którą oferował. Była taka honorowa.

Uśmiechnął się czule.

— Proszę, pozwól mi to zrobić. Jest bardzo biegły i ma niesamowicie unikalne metody nauczania. Naprawdę wierzę, że będzie dla ciebie pomocny, zwłaszcza w twoim ograniczonym czasie.

Elizabeth uśmiechnął się promiennie, w końcu kiwając głową.

— Dziękuję, Mycroft — powiedziała, a jej zmartwienie w końcu zniknęło. — Tak bardzo za tobą tęsknię.

— Być może uda nam się zaplanować wizytę w okresie Bożego Narodzenia, kiedy nie masz zajęć — zaproponował. — Również za tobą tęsknimy. Wyślę mojemu przyjacielowi e-mail z twojego konta, powinien ci odpowiedzieć…

Jego wypowiedź została skrócona przedwcześnie, gdy drzwi za Elizabeth otworzyły się i do środka wszedł chudy, wysoki mężczyzna o jasno rudych włosach, niosący dwa styropianowe kubki. Mycroft zamrugał zaskoczony, a Elizabeth zamarła.

— Hej, kochanie, przyniosłem kawę… — zaczął mówić ze stosunkowo mocnym szkockim akcentem. Przerwał, gdy zauważył, że rozmawiała przez Skype’a. — Och. Przepraszam…

— A kto to może być? — zapytał Mycroft, unosząc wysoko brew.

Twarz Elizabeth poczerwieniała i roześmiała się nerwowo.

— To rozmowa przez Skype’a na kolejny raz. Kocham cię Mycroft. Tęsknię za tobą, dzięki za te wszystkie rozmowy z tobą w ciągu kilku dni, okej. Czeeeeść!

Rozmowa została zakończona.

Mycroft przez chwilę wpatrywał się w ekran. Cóż, to było interesujące. To czułe określenie… Najwyraźniej romantyczne przywiązanie. Czyli Elizabeth miała chłopaka. Takiego, o którym do tej pory nie wspomniała ani jemu ani Gregory’emu.

Znowu pochylił się do przodu i zminimalizował komunikator Skype’a i uruchomił inny program. Spojrzał na swój telefon komórkowy, gdy zaczął otwierać oprogramowanie do rozpoznawania twarzy na nagraniu wideo, który dostał z tym chłopcem. W końcu, gdyby miał się umawiać z pasierbicą Mycrofta Holmesa, nie będzie nic, czego Mycroft o nim nie będzie wiedział. Tak właśnie działał rząd brytyjski.

Chapter 176: To tylko układ

Chapter Text

W pokoju było ciemno, nie licząc światła księżyca wpadającego przez okno. Na podłodze w sypialni leżały ubrania, które były martwym śladem działań, które miały miejsce. Jedynymi dźwiękami, jakimi można było usłyszeć, był sporadyczny szelest pościeli i równomierny oddech Mycrofta, który wskazywał, że spał.

Greg leżał obok niego na boku z ramieniem złożonym pod głową. Był całkowicie przytomny. Rzadko budził się przed Mycroftem, ale dawało mu to szansę obserwowania, spokojnego i zrelaksowanego młodszego mężczyzny, a był to wspaniały widok.

Westchnął, przeczesując palcami włosy. Cała ta sytuacja przekształciła się w niezły bałagan. To było coś więcej niż tylko złe. Weszli w ten układ, zgadzając się, że będzie to swobodny seks i miłe towarzystwo, sposób dla nich obu na rozładowanie stresu oraz przebywanie z dobrym przyjacielem. Ale to już nie były takie przypadkowe spotkania. Od kiedy ich zwyczajne aranżacje obejmowały spanie obok siebie po seksie?

— Staje się to problemem — wyszeptał Greg ledwo słyszalnie, obserwując, jak Mycroft śpi.

Po prostu nie mógł utrzymać tych myśli w głowie. Wydawało się, że to najbardziej idealny czas, aby to wydobyć z siebie bez konieczności prowadzenia rozmowy, która spowodowałaby, że straciłby wszystko, co było dla niego drogie.

— Wiem, co postanowiliśmy, w tym temacie… Ten układ. Wiem, czym jest dla ciebie. Czym powinno być dla mnie. Myślę, że to jest tutaj kluczowe słowo. Czym powinien być. Ale to… To już nie jest to. I wiem, że powinno to wywołać znaki ostrzegawcze w mojej głowie, naprawdę powinno. Ale nie jestem gotów odpuścić.

Przesunął się trochę, powodując, że kołdra zsunęła mu się w pasie. Wciąż był nagi, więc rześkie powietrze wywołało serię niewielkich dreszczy, które przebiegły po jego ciele. Przeczesał palcami włosy, myśląc. Przymknął na chwilę oczy, próbując przejąć kontrolę nad swoim szybko bijącym sercem.

— Czasami zastanawiam się, czy to naprawdę nadal jest dla ciebie takie zwyczajnie. Ale jak nie mogło być? Oczywiście jesteśmy przyjaciółmi i czuję, że jesteśmy całkiem blisko. Szanujemy się nawzajem. Ale wątpię, by kiedykolwiek mogłoby to być coś więcej. Jak mógłbyś kiedykolwiek chcieć ode mnie więcej? Od kogoś takiego jak ja… nie mogę się nawet z tobą równać. Jesteś genialny, nawet bardziej niż Sherlock i na początku nie sądziłem, że to możliwe… Masz władzę. Jesteś szykowny na wszelkie możliwe sposoby. A ja jestem…

Greg westchnął, lekko marszcząc brwi i potrząsając głową. Nie było sensu bredzić o tym wszystkim. To tylko sprawiało, że bolało go serce, ale nie mógł teraz przestać, kiedy zaczął. Przewrócił się na plecy i spojrzał na sufit.

— Jestem niczym w porównaniu z tym wszystkim. Nigdy nie mógłbym zaoferować ci więcej niż to, czym jestem teraz, i na krótki czas w zamian za przyjaźń, może to być w porządku, ale jak mogę utrzymać twoje zainteresowanie na dłuższą metę? Zwłaszcza, gdy jest jasne, że nie masz ochoty szukać żadnego związki. Co jest całkowicie w porządku. Chciałbym tylko, żeby było to łatwiejsze.

Oblizał usta i skrzyżował kostki, zasłaniając ramieniem oczy, zamykając je. Powinien pewnie spróbować zasnąć, ale… Nie mógł jednak przestać się zastanawiać.

— Zakochuję się w tobie, Mycroftcie — szeptał dalej. — Jestem w tobie zakochany, a kiedy to się skończy, to będzie bolało bardziej niż cokolwiek kiedykolwiek w moim życiu. No nie mogę cię mieć w ten sposób. Ty mnie nie chcesz w ten sposób. Nie w sposób, gdzie leżenie w twoim łóżku jest codziennością. Wracanie do domu, przytulanie się na kanapie, całując się godzinami… Kurwa. Kocham cię.

Urwał, przecierając oczy i ponownie owijając się kołdrą. Dobrze było powiedzieć to na głos, nawet jeśli wciąż mówił to tylko do siebie. Zdołał się uśmiechnąć, zamykając oczy. Musiał się trochę przespać.

Nie wiedział, że Mycroft zdecydowanie nie spał. Serce młodszego mężczyzny praktycznie zatrzymało się w piersi, gdy usłyszał to wyznanie, a kiedy oddech Grega stał się równomierny, otworzył oczy i przyjrzał się twarzy inspektora.

To było interesujące. Przerażające. Ale… niekonieczne jednostronne. To był zwyczajny układ, ale Mycroft miał wrażenie, że będzie musiał się nad nim poważnie zastanowić.

Chapter 177: Zawsze cię zaakceptuję

Summary:

Alternatywa - Skrzydła

Chapter Text

Greg Lestrade miał całkiem dobre życie. Pewnie, miał kilka wybojów na swojej drodze, ale sprawy zaczęły się naprawdę układać. Miał dobrych przyjaciół, dobrą i pewną pracę jako inspektor w New Scotland Yardzie i miał wspaniałego partnera. Naprawdę miał szczęście być z Mycroftem Holmesem i kochał tego mężczyznę.

Był tylko jeden problem. Spotykali się już od roku, a Greg wciąż musiał przed nim ukrywać swoją największą tajemnicę.

Greg Lestrade miał skrzydła.

To było coś, co musiał ukrywać przez całe życie, ponieważ było to tak rzadkie, że sam Bóg tylko wie, co by się stało, gdyby ludzie się o tym dowiedzieli. Cholernie dobrze wiedział, co by się stało. Zostałby zamknięty w Baskerville i poddany różnego rodzaju eksperymentom. Jego mama również miała skrzydła. Była to genetyczna mutacja przekazywana mu z jej strony rodziny.

To było coś, z czym ostatnio się zmagał. Im dłużej on i Mycroft umawiali się na randki oraz im bliżej się stawali sobie, tym trudniej było mu to ukrywać. Chciał mu o tym powiedzieć, ale… Nie chciał go stracić. Nie miał pojęcia, co pomyśli o nich Mycroft, a tym momencie nie rozprostował skrzydeł od tak dawna…

Pewnego wieczoru wracał do domu po długim, wyczerpującym dniu spędzonym w Yardzie i po prostu nie mógł przestać o tym myśleć. Marszcząc brwi, wszedł do swojej sypialni i podszedł do dużego lustra, które oparł o ścianę. Powoli zaczął zdejmować warstwy ubrań, aż stał jedynie w spodniach i uprzęży owiniętej wokół klatki piersiowej. Z westchnieniem odpiął ją, pozwalając jej upaść na ziemię z resztą ubrań. W końcu mógł rozciągnąć skrzydła.

Patrzył, jak się wyprostowują, czując zarówno ulgę z powodu ich rozluźnienia, jak i ukłucie samoświadomości, które go zalewało. Patrzył na nie, mieszankę czerni, jasnego brązu i szarości… Dawno, dawno temu jego skrzydła były zapierające dech w piersiach. Żywe kolory i gładkie, jedwabiste pióra… Dopiero teraz blakły z wiekiem, tak jak jego włosy. Powoli owinęły się wokół niego, otulając go niczym kokon, gdy on wpatrywał się w ziemię. Wyciągnął rękę i delikatnie chwycił krawędź jednego skrzydła, pocierając między kciukiem a palcem jedno z długim, miękkich potarganych piór.

Chciał być z nich dumny. Chciał pokazać swoją największą cechę mężczyźnie, którego kochał najbardziej na świecie. Nie wiedział, jak długo może jeszcze… Musiał porozmawiać z mamą. To naprawdę zaczynało na nim ciążyć i nie miał pojęcia, co robić.

Właśnie w tym momencie rozległo się ciche pukanie do drzwi, a potem skrzyp zawiasów. Greg zamarł, oczy otworzyły się szeroko, a jego skrzydła napuszyły się i zesztywniały. Nie… To nie mógł być…

— Gre… Gregory? — rozległ się głos Mycrofta, cichszy niż zwykle i pełen szoku.

O Boże. Nie, to nie miało się tak stać. Nie… NIE. Serce Grega waliło mu i czuł, że nie mógł oddychać. To było to. Był pewien, że to był już koniec. Nie mógł zmusić się, by odwrócić się i zobaczyć wyraz twarzy Mycrofta…

— Gregory. — Znów rozległ się głos Mycrofta. Tym razem nie było to pytanie.

Greg wzdrygnął się i ciasno owinął skrzydła wokół siebie.

— Proszę, Myc — powiedział drżącym głosem. — Po prostu… Nie… Nic nie mów, dobrze? Proszę…. Nie mogę… Ja…

Greg zamknął oczy, walcząc ze łzami. I tak się stało. Mycroft dowiedział się o nich i odejdzie. To było to. Zacisnął pięści, trzęsąc się, próbując trzymać się w kupie… Poczuł dłoń na ramieniu. Podskoczył i w końcu obrócił się, ponownie unosząc skrzydła. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w swojego partnera, który patrzył na niego z nieczytelnym wyrazem twarzy. Greg zauważył, jak celowo unikał dotykania skrzydeł.

— Ja…

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — zapytał szeptem Mycroft.

Jego brwi zmarszczyły się z zaciekawieniem, a jego wzrok przesuwał się w górę i na bok, wyraźnie przyglądając się skrzydłom.

— Jak mógłbym? — zapytał Greg, czując się bezradny i przerażony.

Jeszcze więcej emocji i na pewno zacznie pierzyć się.

Mycroft wciąż się na nie gapił. Klatka piersiowa Grega ścisnęła się boleśnie. Chciał tylko, żeby odszedł. Albo coś powiedział. Albo… Chryste. Nie mógł już tego znieść. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Mycroft go ubiegł.

— Czy mogę… ich dotknąć?

Greg zamrugał. W ogóle tego nie oczekiwał od Mycrofta. Spojrzał na niego i ponownie zamrugał. Jego skrzydła zatrzepotały nerwowo.

— C...co? — zapytał, naprawdę potrzebując wyjaśnień w tej sprawie.

— Chciałbym… Gdybyś mi…

Mycroft wydawał się równie zdenerwowany jak Greg. Znowu zamrugał i nerwowo przygryzł wargę. Wreszcie skinął głową.

— Tak, jasne… — wymamrotał.

Nerwowo przeczesując palcami włosy, ponownie rozłożył skrzydła i przesunął jedno z nich do przodu, owijając je lekko wokół siebie tak, że znalazło się między nimi. Mycroft z wahaniem wyciągnął rękę, po czym pogładził kilka piór smukłymi palcami. Greg nie mógł powstrzymać westchnienia. To było naprawdę dobre uczucie.

— Jak mogłem nie wiedzieć? — zapytał Mycroft ściszonym głosem, pozornie zafascynowany.

Greg westchnął ponownie, a jego skrzydło zadrżało, gdy Mycroft dalej je głaskał.

— Spędziłem całe życie na ukrywaniu ich, więc ukrycie ich przed tobą… było dość łatwe.

Wzdychając Greg wzruszył ramionami.

— Przez cały ten czas trzymałeś je w ukryciu przede mną — powiedział Mycroft, spoglądając ponad skrzydłem, by spojrzeć na Grega.

Greg westchnął, a jego ramiona opadły lekko.

— I to mnie zabijało — przyznał. — Chciałem ci powiedzieć, ale… nie wiedziałem jak. Skąd mogłem wiedzieć, jak zareagujesz?

— Mój najdroższy, one są częścią ciebie. Jakim byłbym partnerem, gdybym nie przyjął ich razem ze wszystkim innym? — zapytał, kontynuując głaskanie skrzydła.

Greg spojrzał na Mycrofta z niedowierzaniem, szeroko otwartymi oczami wypełnionymi łzami.

— Masz na myśli…? — zaczął, ale słowa ugrzęzły mu w gardle.

— Oczywiście. — Mycroft skinął głową. Wyciągnął rękę, którą nie głaskał piór, i objął policzek Grega. — Teraz chciałbym dowiedzieć się więcej o twoich pięknych skrzydłach, najdroższy.

Greg poczuł, jak jego serce przyspieszyło. Mycroft nie odchodził. Nie wyzywał go ani nie zabrał go nigdzie, gdzie by na nim eksperymentowano. To się naprawdę działo. Zajęło mu wszystko, aby nie rozpłakać się z ulgi i zanim zdołał się opanować, wtulił się w Mycrofta, chowając twarz w zgięciu jego szyi. Owinął mocno ramiona wokół tułowia Mycrofta, przesuwając i rozciągając skrzydła, zanim owinął je wokół nich. Mycroft zamarł na chwilę, ale potem tylko zaśmiał się lekko i pocałował czubek jego głowy.

Wszystko było takie idealne.

Chapter 178: Początek czegoś

Notes:

Jest to pewnego rodzaju kontynuacja rozdziału 176.

Chapter Text

Mycroft następnego ranka obudził się wcześnie. Usiadł na łóżku i wpatrywał się w śpiącego obok niego mężczyznę. Kiedy wszystko potoczyło się w ten sposób? Kiedy ta swobodna aranżacja zaczęła znaczyć coś więcej? Nie mógł tego dokładnie określić. To on na początku zaproponował ten układ. Nie chciał związku. Oczywiście ufał Gregory’emu albo nigdy nie chciałby zaczynać czegoś takiego, ale…

Kiedy to zaufanie zmieniło się w to znacznie coś więcej?

Ostatniej nocy, kiedy Gregory myślał, że spał, musiał powiedzieć te wszystkie rzeczy. Gregory Lestrade zakochał się w nim. Wzdychając przez swój długi, spiczasty noc, Mycroft odgarnął kosmyk srebrzystych włosów z czoła starszego mężczyzny. Patrzył, jak jego wyraz twarzy zmienił się pod wpływem dotyku, wykrzywiając się we śnie. Gregory westchnął i zwinął się nieco bardziej, wtulając się w poduszkę, ale się nie obudził.

Mycroft chciał wierzyć, ze jego pierwszym błędem było pozwolenie Gregory’emu na zostanie na noc po bardzo intensywnym stosunku, ale… Nie mógł naprawdę uwierzyć, że był to początek. Był to jednak punkt zwrotny. W seksie, który uprawiali tamtej nocy, było coś, co sprawiło, że Mycroft poprosił go, aby został. To nie był tylko seks i nie tylko obaj osiągnęli orgazm. Tamtej nocy było to coś więcej.

To było coś, co pozostało. Dlatego Gregory spał tutaj częściej. Oczywiście nie za każdym razem, ale to wystarczyło. Wystarczyło, że starszy mężczyzna nie musiał już o to pytać, zanim to się stało. Bez słów godzili się na to i oto byli.

Gregory go kochał. Mycroft naprawdę czuł, że w odpowiedzi również kochał go.

Westchnął i opierając się o wezgłowie, zamknął oczy. Teraz wszystko było inne. Nie chciał związku, ale im więcej o tym myślał, tym bardziej mógł stwierdzić, że Gregory pasowałby w ten sposób do jego życia. Nigdy wcześniej nie myślał o takich rzeczach. Jak ich dwójka śpiąca co noc w jednym łóżku. Szafa wypełniona nie tylko garniturami Mycrofta. Kolejna szczoteczka do zębów i zestaw kosmetyków pod prysznicem. Mógł… to sobie wyobrazić. To go niepokoiło.

Zamyślony siedział tak przez następną godzinę. Słońce zaczęło wschodzić, powodując, że przez zasłony przenikały promienie światła. Pomarańcze i żółcie wpadały do sypialni, rozświetlając twarz Gregory’ego i wywołując u niego poruszenie. Mycroft nadal go obserwował. Jak to możliwe, że mężczyzna mógł być tak zapierająco wdech piersiach wspaniały?

Nie mógł oderwać spojrzenie i wkrótce potem wpatrywał się w brązowe oczu mężczyzny, który wpatrywał się w niego z uczuciem i senniością. Gregory uśmiechnął się leniwie i ziewnął, przeciągając się lekko. Mycroft patrzył, jak kołdra zsunęło się odrobinę z jego nagiego torsu, ukazując krzywiznę jego bioder. Wysłało to przez niego falę pożądania, które zebrało się głęboko w jego wnętrznościach i spowodowało, że wszystko w nim poruszyło się.

— Dobry… — wymamrotał Gregory, pocierając oczy wierzchem dłoni.

Przesunął się na łóżku, lekko podpierając się na łokciu. Kołdra zsunęła się bardziej. Mycroft mógł teraz zobaczyć jego kość biodrową. Stwierdził, że chce jej posmakować.

— Mycroft?

Szorstki, zaspany głos wyrwał Mycrofta z zamyślenia. Jednak nie zrobił tego wystarczająco szybko, aby uniemożliwić pojawieniu się fizycznych dowodów jego podniecenia. Oczywiście Gregory to zauważył i uśmiechnął się.

— Zagubiony w myślach? — zapytał sugestywnie.

— Utrudniasz to — wymamrotał Mycroft, w końcu wracając spojrzeniem na jego twarz. Greg zamrugał zmieszany.

— Co utrudniam? — zapytał starszy mężczyzna, przechylając nieco głowę.

— Wszystko. Cały ten układ — powiedział Mycroft, zanim zdążył się powstrzymać. — Pragnę cię cały czas, Gregory.

— Mycroft? — zapytał ponownie Gregory.

— Słyszałem cię wczoraj wieczorem… — wyszeptał.

Słowa sprawiły, że siedzący obok niego mężczyzna zamarł. Gregory otworzył usta, ale nic nie powiedział.

— Ja… — zaczął próbować powiedzieć, ale Mycroft nie pozwolił mu skończyć.

Odwrócił się szybko na łóżku i pochylił się bliżej, chwytając usta Gregory’ego w namiętnym pocałunku. Zrobił to, zanim zdołał się powstrzymać. Na to wszystko było już za późno. Wiedział, zastanawiając się nad tymi słowami. Wiedział, patrząc, jak mężczyzna się budził. Wiedział, jak czuł się mężczyzna i wiedział, że ten pragnął go przez cały czas.

Zassał dolną wargę Gregory’ego, sprawiając, że mężczyzna jęknął. Kołdra została odepchnięta na bok, a Mycroft wspiął się na jego kolana. Obaj byli nadzy (co było rzadkie, ponieważ Mycroft nigdy nie spał nago), a gdy przycisnął się bliżej, odkrył, że obaj byli równie twardzi.

— Mycroft — sapnął Gregory, gdy ich erekcje ocierały o siebie.

Mycroft chwycił te srebrzyste włosy i w końcu przerwał pocałunek. Spojrzał w dół na Gregory’ego.

— Mamy wiele do omówienia — mruknął cicho.

— T...tak, mamy — przytaknął Gregory, lekko dysząc. Oblizał dolną wargę, a Mycroft wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą był jego język. Sapiąc, zakołysał biodrami, ponownie ocierając się o Gregory’ego, powodując, że jęknął. — Później? — zapytał Gregory, drążącym głosem, gdy próbował się opanować.

— Tak. — Mycroft skinął głowę, mówiąc to ledwo głośniej niż szept.

Tak, Mycroft zastanawiał się nad punktem zwrotnym w ich relacji. To… to był początek czegoś. Po raz pierwszy od dłuższego czasu był przerażony, ale też bardzo podekscytowany.

Tego właśnie chciał. Chciał więcej, chciał tego wszystkiego. O Boże. Zaufał temu człowiekowi całym sercem. To było przerażające i ekscytujące.

Chapter 179: Pierwsza wizyta w 221B

Chapter Text

— Dlaczego dokładnie musimy to zrobić? — zapytał Mycroft, unosząc z zaciekawieniem brwi.

Siedzący na jego kolanach Oliver odwracał głowę (i chwiał się przy tym za każdym razem, ponieważ był jeszcze za młody, aby móc utrzymać środek ciężkości w jednym miejscu), aby patrzeć na wszystko, co mijali podczas jazdy. Greg zaśmiał się, potrząsając głową i luźno krzyżując ramiona.

— Ponieważ nadal jest twoim bratem, nawet jeśli nie będziecie się dogadywać — powiedział, obserwując, jak ich czteromiesięczne dziecko opierało się o klatkę piersiową ojca i chrząkało, najwyraźniej nudząc się jazdą samochodem.

Oliver kopnął lekko nogami, wijąc się w uścisku Mycrofta, zasługując sobie na surowe spojrzenie mężczyzny. Uśmiechając się, Greg sięgnął do torby na pieluchy, którą zabrali i wyciągnął wypchanego kota. Poddał go synowi, a Oliver uśmiechnął się promiennie, po czym chwycił maskotkę i mocno ją przytulił.

— Nie wiem, czy jestem całkiem gotowy, aby wystawić nasze dziecko na wszelkie niehigieniczne warunki panujące w murach 221B — prychnął Mycroft.

— Nic mu nie będzie — zaśmiał się Greg z błyszczącymi oczami. — Daj spokój, wiesz, że w końcu będziemy musieli ich skłonić do opieki nad dzieckiem. Równie dobrze możemy zacząć aklimatyzować go w tym miejscu.

— Sherlock nie będzie opiekować się dzieckiem — zauważył Mycroft, wyglądając na zszokowanego i rozbawionego tym absurdalnym pomysłem. Greg naprawdę musiał się z tym zgodzić.

— Zgadzam się, ale John będzie — stwierdził.

To wywołało pomruk od młodszego mężczyzny.

Wkrótce dotarli do Baker Street i zatrzymali się przy krawężniku przed mieszkaniem Sherlocka i Johna. Greg już od jakiegoś czasu chciał, żeby przyjechali tutaj z Oliverem, ale przez jakiś czas harmonogramy ich pracy nie układały się właściwie, aby to zrobić. Musiał również powiadomić Johna wystarczająco wcześnie, aby upewnić się, że mieszkanie będzie jak najbardziej zabezpieczone przed dziećmi.

Greg zarzucił torbę z pieluchami na ramię, a Mycroft niósł Olivera na ramionach. Weszli razem po schodach.

— Cześć ludzie! — John przywitał się radośnie, machając im od salonu.

Mieszkanie posprzątano całkiem ładnie, co było dobre. Greg postawił torbę na stole, podczas gdy Mycroft przykucnął na podłodze i posadził na niej Olivera. Dziecko stało się całkiem dobre w samodzielnym siedzeniu i właśnie to robił, rozglądając się szeroko otwartymi, brązowymi oczami po nowym miejscu, w którym się znajdowali.

Biorąc wszystko pod uwagę, wizyta przebiegała bardzo dobrze. Sherlock jak zwykle zachowywał się jak palant i irytował Mycrofta, tak jak zawsze. John znalazł w telewizji mecz piłki nożnej dla hałasu w tle i nawiązał normalną oraz swobodną rozmowę z Gregiem o zwykłych rzeczach. Obaj dołączyli do Olivera na podłodze, który paplał w swoim dziecięcym języku i najwyraźniej opowiadał Johnowi kilka bardzo ważnych rzeczy.

— Greg, on jest taki piękny — powiedział John, a jego oczy błyszczały z czułości, gdy delikatnie poruszał jedną z rąk Olivera. Ten akt przyniósł radosny chichot ze strony chłopca. Greg uśmiechnął się dumnie.

— Jest — zgodził się.

— Naprawdę cię przypomina — kontynuował John. — Chociaż na pewno ma nos Holmesa, właśnie tu.

Aby to podkreślić, postukał w koniec małego nosa Olivera. To spowodowało, że dziecko zamarło, najwyraźniej wcale się tego nie spodziewając. Zarówno John, jak i Greg zaśmiali się cicho.

Sherlock siedział na swoim krześle, podczas gdy Mycroft zajmował miejsce Johna, obserwując, jak przebiegała interakcja. Mycroft nie mógł powstrzymać czułego uśmiechu na ten widok. Jego rodzina.

— Mycroft, twoje dziecko jest idiotą — powiedział Sherlock, przewracając oczami.

Mycroft spojrzał na niego gniewnie, otwierając usta, żeby na niego warknąć, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wypchany kot przeleciał przez salon i uderzył młodszego brata Holmesa w klatkę piersiowa. Wyraźnie zaskoczony Sherlock zamrugał i spojrzał szeroko otwartymi oczami. Oliver znów zaczął trajkotać na pełnych obrotach.

— Twierdzę, że się mylisz — sprzeciwił się Mycroft, śmiejąc się radośnie. — Nie wierzę również, że Oliver przyjął to życzliwie, mój bracie.

— W rzeczy samej.

Sherlock podniósł kota i przyjrzał się uważnie swojemu bratankowi. Potem, przez ułamek sekundy, sam się uśmiechnął. Mycroft jednak tego nie przegapił. Ciepło rozprzestrzeniło się po jego klatce piersiowej tak samo jak szok, że to widział.

— Przestań obrażać swojego bratanka — skarcił Sherlocka John, wpatrując się w swojego współlokatora, którym był jego kochanek.

Sherlock prychnął.

— W porządku. Przepraszam, Oliverze.

Oliver po prostu dalej trajkotał.

Chapter 180: Pierwsze urodziny

Chapter Text

— Sto lat! Sto lat! Sto lat, a dla kogo? Dla Ollieeeeeego! Sto lat dla ciebie!

Wszyscy śpiewali. Cóż, wszyscy oprócz Sherlocka. Jednak nikt tak naprawdę nie spodziewał się, że będzie śpiewał. Oliver siedział na swoim krzesełku, a przed nim był mały torcik z zapaloną, ogromną świecą w kształcie 1, na którą patrzył z fascynacją. Ciasto wyszło spod rąk pani Hudson, więc wszyscy wiedzieli, że będzie pyszne. Przybyli, aby świętować urodziny chłopca. Na przyjęciu był John i Sherlock, pani Hudson, Elizabeth i Abby, Sally i Anthea (której obecnie nie było w pokoju, ponieważ musiała odebrać telefon).

Greg stał za wysokim krzesłem Olivera. Jego ręce spoczywały na oparciu mebla, podczas gdy Mycroft stał z przodu. Uśmiechając się, starszy mężczyzna pochylił się i pocałował czubek głowy syna.

— Musimy teraz zdmuchnąć świeczkę — powiedział, gdy Oliver odwrócił się i zamrugał. — Chcesz mi pomóc?

Greg ponownie wskazał do przodu i pochylił się bardziej, aby jego twarz znalazła się na wysokości oczu syna. Wziął słyszalny oddech i dmuchnął delikatnie, podczas gdy Oliver patrzył i próbował go naśladować. Greg musiał zdmuchnąć świeczkę, ale mimo to akcja była niesamowita. Pani Hudson zrobiła zdjęcie.

— Dobra robota, Ollie — rozpromienił się Greg, gdy wszystkie kobiety w pokoju wiwatowały i klaskały.

Oliver również klasnął, chichocząc radośnie i kwiląc w swoim własnym języku, wskazując na tort.

— Zgadza się. Pozwólmy, że pani Hudson ukroi ci kawałek.

Greg roześmiał się, kiwając głową w podziękowaniu, gdy kobieta, o której była mowa, podniosła ciasto i poszła z nim do kuchni, aby pokroić go. Greg odwrócił się i uśmiechnął się do Mycrofta.

— Nasz syn ma sporo prezentów — zauważył młodszy mężczyzna, patrząc na niemal komiczny stos opakowanych prezentów leżących na pobliskim stole.

Greg zaśmiał się.

— Tak, cóż, jest nie do odparcia — mrugnął. — Poza tym to jego pierwsze urodziny! To normalne, że ludzie trochę przesadzają.

— Trochę przesadziłeś, prawda, mój mężu? — zapytał Mycroft z porozumiewawczym błyskiem w oku.

Greg wzruszył ramionami.

— Być może.

— Oto twój tort, urodzinowy chłopcze! — oznajmiła pani Hudson, wnosząc do pokoju papierowy talerzyk z małym plasterkiem ciasta.

Położyła go przed Oliverem razem z plastikowym widelcem, a potem wróciła, aby zacząć kroić tort dla wszystkich innych.

Mycroft przykucnął, podniósł widelec i delikatnie pomógł Oliverowi prawidłowo go trzymać. Chłopiec obserwował przez chwilę swój chwyt, zanim całkowicie stracił zainteresowanie i zrezygnował. Potem, w prawdziwy dziecięcy sposób, wyciągnął drobną rączkę i złapał garść ciasta. Geg również przykucnął, w samą porę, aby Oliver przycisnął trzymaną garść ciasta do twarzy obu ojców.

Aż do tego momentu wszyscy w pokoju toczyli cichą rozmowę, chociaż większość ich uwagi była skupiona na Oliverze, kiedy jednak to się stało, wszyscy zszokowani ucichli. Takie rzeczy nie były oczywiście niczym niezwykłym dla dziecka, ale… fakt, że Mycroft Holmes był właśnie tym, komu wepchnięto ciasto w twarz było czymś. Mycroft zamarł i mrugał, kiedy wysmarowano mu twarz wypiekiem.

Wkrótce dało się usłyszeć głębokie, dudniące salwy śmiechu, po tym jak Sherlock wybuchnął najbardziej rozbawionym chichotem, jakiego nigdy wcześniej nikt nie słyszał oprócz Johna. Mycroft zaczął piorunować wzrokiem swojego młodszego brata. Ten wzrok po chwili był skierowany w stronę jego męża, gdy Greg również wybuchnął śmiechem. Oliver również się śmiał, bo jego tata się śmiał, więc musiało to być zabawne.

— Gregory — mruknął Mycroft.

— Och, to było urocze. Po prostu bądź wdzięczny, że nie zrobiłem tego w dniu naszego ślubu, okej?

Greg uśmiechnął się, wycierając lukier z własnego policzka i zlizując go z palca. Potem pochylił się i zlizał go również z twarzy Mycrofta. Młodszy mężczyzna wyciągnął chusteczkę, aby zetrzeć jego nadmiar, a Oliver ponownie skupił się na robieniu bałaganu z tego, co zostało z jego kawałka toru (wpychając go sobie teraz do ust i wokół nich).

Pół godziny później wszyscy zjedli swoje ciasto. Nawet obaj bracia Holmes mieli jeden kawałek. Następnie nadszedł czas na prezenty. Papier do pakowania był porozrzucany po całym salonie, zanim wszystkie zostały otwarte. Potem, po odrobinie więcej spotkań towarzyskich i robieniu zdjęć, goście zaczęli się żegnać i wracać do domu. Wreszcie dom Lestrade-Holmes znów należał do nich.

Oliver siedział na podłodze, bawiąc się klockami przedstawiającymi układ okresowy pierwiastków chemicznych, które kupił mu Sherlock.

— Jakim cudem dziecko uzyskało ciasto we włosach? — zapytał Mycroft, rozparty na kanapie.

Greg leżał obok niego, obserwując syna z miękkim uśmiechem. Abby i Elizabeth skuliły się razem na fotelu obok telewizora, ucinając sobie drzemkę.

— To ich magiczna moc — wymamrotał Greg, obejmując ramieniem Mycrofta.

Odwrócił się, by pocałować jego skroń. Mycroft zanucił na ten gest.

— Nasz syn ma już rok — skomentował z radosnym uśmiechem.

— Tak — zaśmiał się Greg. — Sądzę, że miał bardzo udane przyjęcie urodzinowe.

Mycroft skinął głową, obserwując, jak Oliver wjeżdżał jedną ze swoich dużych ciężarówek w zbudowaną przez siebie konstrukcję z klocków. Słuchał trajkotu i chichotów. Następnie Oliver przeczołgał się po podłodze, żeby sięgnąć po pluszaki i kilka innych zabawek, do których mógł się dostać. Mycroft odwrócił się, by spojrzeć w brązowe oczy Grega z bijącym sercem. Obaj uśmiechnęli się.

— Tak — wyszeptał Greg, chociaż Mycroft nic nie powiedział. — Ja również jestem dumny.

Chapter 181: Kładąc do snu

Chapter Text

— Mycroft, kochanie, musisz spać — powiedział Greg ziewając.

Zerknął na zegar. Była prawie druga nad ranem, a Mycroft wciąż nie spał, pracując na laptopie. Starszy mężczyzna przetarł oczy, gdy na niego patrzył. Właśnie obudził się z drzemki.

— Nic mi nie jest, najdroższy. Idź spać — odpowiedział Mycroft, nie odrywając wzroku od ekranu.

Greg rozejrzał się, przyglądając się Mycroftowi, który siedział przy biurku pod drugiej stronie pokoju, westchnął.

— Nie spałeś przez dwa dni — powiedział i zamiast go posłuchać, siadł nieco prościej na łóżku. — Myślałem, że powiedziałeś, że wszystko skończyłeś.

— Bo tak jest — przytaknął Mycroft, wciąż pisząc na klawiaturze.

Marszcząc brwi, Greg wyślizgnął się z łóżka i podszedł, powoli pocierając tył głowy. Zbliżył się do swojego partnera od tyłu i pochylił się, obejmując go i przyciskając swoją klatkę piersiową do jego pleców. Odwrócił głowę i pocałował Mycrofta w skroń, nie zwracając uwagi na to, co było na ekranie laptopa.

— W takim razie cokolwiek co robisz, nie jest ważne — szepnął. — Chodź, więc do łóżka.

Greg czuł, jak ramiona Mycrofta opadają, a napięcie wypływa z nich. Młodszy mężczyzna westchnął, opadając nieco na krzesło i opierając głowę o ramię Grega.

— Nie mogę spać — przyznał w końcu, marszcząc brwi. Greg obserwował minimalne zmiany na jego twarzy. Usta rozchylały się i zamknęły na chwilę, zanim w końcu zaczął mówić: — Wcale nie jestem zmęczony. Równie dobrze mogę być produktywny i uporządkować niektóre rzeczy, o które nie będę musiał się później martwić.

Potrząsając głową, Greg wyprostował się i delikatnie pociągnął Mycrofta za koszulę.

— Wstań — poprosił czule. — Chodź za mną.

Mycroft zawahał się, ale nie dano mu zbyt wiele szans na zaprotestowanie, gdy Greg splótł ich palce i odciągnął młodszego mężczyzny od biurka do łóżka. Mycroft uniósł brew, ale pozwolił się poprowadzić i pchnąć delikatnie w dół. Greg usiadł obok niego i odwrócił się. Powoli rozpinał guziki od góry jego piżamy.

— Gregory… — zaczął Mycroft, jakby chciał zaprotestować, ale starszy mężczyzna tylko pokręcił głową.

— Po prostu pozwól mi to zrobić — szepnął, zsuwając z niego koszulę i głaszczą jego nagie, piegowate ramiona. — Połóż się na brzuchu.

Mycroft zamrugał, najwyraźniej niepewny, dokąd to zmierza. Jednak skinął głową i zrobił, co mu powiedziano, kładąc się na swojej stronie łóżka, wciskając policzek w poduszkę. Zamknął oczy, czując, jak materac przesuwał się pod ciężarem Grega, a potem mężczyzna znalazł się okrakiem na jego nogach.

Pochylając się do przodu, Greg położył dłonie na łopatkach Mycrofta i zaczął powoli masować jego plecy. Mycroft zamrugał i ponownie otworzył oczy, lekko zszokowany. Nie był pewien, czego się spodziewał, ale to nie było to. Westchnął, gdy kciuki Grega zaczęły poruszać się w małych kręgach wzdłuż jego mięśni, a jego powieki znów zatrzepotały.

— Gregory… — westchnął z cichym jękiem.

— Czujesz się dobrze? — zapytał Greg z miękkim uśmiechem. Mycroft zanucił swoją odpowiedź, co sprawiło, że Greg uśmiechnął się. — Świetnie. Po prostu się zrelaksuj, Myc.

Kontynuował masaż, nasłuchując cichych dźwięków zadowolenia, kiedy uderzył w szczególnie napięty mięsień. To tutaj musiał pracować trochę dłużej, upewniając się, że rozluźni każdy napotkany węzeł. Nic dziwnego, że Mycroft nie mógł spać. To był cud, że nie bolały go plecy. Greg był niezmiernie wdzięczny, że otrzymał odpowiednie lekcje dotyczące masażu, gdy był trochę młodszy, ponieważ w takich chwilach naprawdę mu się to przydawało.

Schodząc w dół pleców Mycrofta, Greg pochylił się bardziej, żeby zacząć całować jego ciało. To sprawiło, że Mycroft znów zamruczał, choć dźwięk był nieco głębszy niż wcześniej. Greg uśmiechnął się tuż przy jego skórze. Tak, to działało niczym urok.

Zajęło to około dwudziestu minut, ale nastąpiła zmiana w sposobie w jakim ciało Mycrofta spoczywało na łóżku. Greg zwolnił swoje ruchy, zatrzymując się na chwilę, po prostu nasłuchując. Rzeczywiście, oddech młodszego mężczyzny wyrównał się. Uniósł wzrok i zobaczył, że mięśnie twarzy jego partnera rozluźniły się od snu. To było dokładnie to, czego chciał Greg. Wspaniale.

Powoli, bardzo powoli, zszedł z nóg Mycrofta i z łóżka, aby zgasić światło w sypialni. Potem położył się obok drugiego mężczyzny i otulił ich dwójkę kołdrą. Na szczęście Mycroft się nie poruszył. To tylko potwierdzało, jak bardzo był wyczerpany. Greg westchnął, wpatrując się w jego oblicze przez kilka chwil, zanim zamknął oczy i również zasnął.

 

 

Chapter 182: Przybycie z wizytą

Notes:

Alternatywa - Nastolatki. Jest to odpowiedź na rozdział 68.

Chapter Text

Greg nigdy nie mógł przyzwyczaić się do Eton. Czuł, że nie był nawet wystarczająco inteligentny, aby wędrować po jego terenie, nie mówiąc już o spędzaniu czasu z jednym z ich najlepszych uczniów. Jednak ten najlepszy uczeń był również jego chłopakiem i był z tego cholernie dumny. Poza tym nigdy nie zajęło mu dużo czasu, zanim poczuł się bardziej komfortowo. W chwili, gdy jego spojrzenie odnalazło pośrodku błoni Mycrofta, uśmiechnął się promiennie, a jego serce zaczęło walić z podekscytowania.

Ostatnio rzadko się widywali. Mycroft był bardzo zajęty swoimi zajęciami, biorąc wszystkie kursy. Przez to, że młodszy nastolatek uczestniczył we wszystkich zajęciach, ucząc się, tworząc projekty i opracowywania, miał bardzo mało wolnego czasu. Greg zaczął dotrzymywać towarzystwa młodszemu bratu Mycrofta, Sherlockowi, ponieważ obaj zostali bez niego, i chociaż mały nicpoń prawie nie uznawał go, to Greg wiedział, że doceniał jego obecność.

Jednak w takie weekendy Greg czuł się błogo. Czasy, w których w końcu mógł tutaj przyjechać i zostać na weekend z Mycroftem były wspaniałe. Mycroft oprowadzał go po Eton, zabierając go do wszystkich małych, cichych miejsc, w których lubił się uczyć. Zwykle kończyli na tym, że całowali się więcej, niż uczyli się w takich miejscach. Żaden z chłopców nie narzekał.

Każdego z tych dni odwiedzali jedną z bardziej popularnych kawiarni w czasie lunchu. Był wielkim fanem ich kawy. Kochał to miejsce.

— Żałuję, że muszę wyjechać jutro — westchnął, zwinięty w kłębek z Mycroftem w jego łóżku, podczas ich ostatniego wspólnego wieczoru.

Współlokator Mycrofta wyjechał na weekend, dając im pełną prywatność, co było jedną z rzeczy, które zdecydowało o przyjeździe Grega. Przytulił się nieco bardziej do boku Mycrofta, wzdychając i zamykając oczy.

— Również chciałbym spędzić z tobą więcej czasu — wymamrotał Mycroft, powoli gładząc ciemne włosy kochanka. Greg splótł ich nogi, lekko marszcząc brwi w zasadzie ściskając drugiego nastolatka. — Ale nie mogę ci wystarczająco podziękować za podjęcie decyzji o wybraniu się w podróż i spędzenie ze mną weekendu.

— Mógłbym przyjeżdżać w każdy weekend, Myc — westchnął Greg. — Tak bardzo za tobą tęsknię.

— Wrócę do domu na ferie zimowe — powiedział młodszy nastolatek.

Greg zamrugał i podniósł głowę.

— Naprawdę? — zapytał z bijącym sercem.

Kiedy ostatnio rozmawiali o przerwie zimowej, brzmiało to tak, jakby Mycroft postanowił zostać tutaj, w Eton, żeby zrobić kilka rzeczy przed następnym semestrem. Greg został nagrodzony promiennym uśmiechem, który sprawił, że jego serce zabiło jeszcze szybciej.

— Tak — potwierdził Mycroft, przytakując z delikatnym uśmiechem. — Chciałbym zobaczyć Sherlocka. Chciałbym również być z tobą podczas świąt bardziej niż być tutaj. Określając ilość pracy, którą planowałem wykonać, zdecydowanie nie byłby to warte dalszej separacji.

Mały guzek w gardle uniemożliwił Gregorowi właściwą reakcję, więc zamiast tego mógł tylko pochylić się i namiętnie pocałować drugiego nastolatka. Smukłe ramiona owinęły się wokół jego szyi i przyciągnęły do siebie. Dłonie zaczęły wędrować i odkrywać, a ich pocałunki i dotyk wkrótce stały się o wiele bardziej potrzebujące, ponieważ tak bardzo za sobą tęsknili i potrzebowali tego połączenie, potrzebowali tej bliskości między nimi. Żaden z chłopców nie wiedział, jak inaczej sprawić, by dystans był znośny, jeśli nie wykorzystali tych okazji, które mieli.

Greg uznałby to za zwycięstwo, gdyby jęki Mycrofta dotarły do któregokolwiek z okolicznych pokoi.

Następny poranek był dla nich druzgocący. Greg musiał wyjść, musiał wrócić do domu i być z dala od Mycrofta. Żaden z nich nie mógł zmusić się do wstania i szykowania się do wyjścia, chociaż w końcu to zrobili. Mycroft drgnął nerwowo, gdy Greg podniósł bluzę z kapturem, którą zostawił ostatnim razem, kiedy tu był.

— Zastanawiałem się, gdzie się ona podziała — mruknął, składając ją. Odwrócił się i zauważył tęsknotę na twarzy Mycrofta. — Co jest?

— Możesz… zostawić ją, jeśli chcesz… — mruknął Mycroft, zerkając na podłogę.

Ponieważ była to bluza z kapturem, w której często sypiał młodszy nastolatek, gdy bardzo tęsknił za Gregiem i teraz obawiał się, że zniknie. Greg uśmiechnął się czule.

— Zrobię coś jeszcze lepszego — powiedział, odkładając na bok swoje rzeczy. Mycroft zdziwił się, patrząc, jak Greg ściągał bluzę, którą miał na sobie. — Zatrzymają tą. Pachnie bardziej jak ja.

Mycroft uśmiechnął się radośnie, przyjmując bluzę z kiwnięciem głowy.

— Dziękuję, Gregory — powiedział z wdzięcznością.

Greg podszedł do niego, po czym chwycił go za policzek i pocałował go słodko.

— Do zobaczenia wkrótce — wyszeptał mu w usta. — I porozmawiamy dzisiaj wieczorem?

— Oczywiście.

Mycroft skinął głową i znów się pocałowali, aż praktycznie musieli się zmusić, aby się odsunąć od siebie.

Najtrudniejsze zawsze były pożegnania.

Chapter 183: Naprawdę to robi

Chapter Text

W mieszkaniu zapadła cisza. O wiele cichsza niż przez cały dzień. Gregowi to jednak nie przeszkadzało. To był idealny rodzaj chaosu i on to uwielbiał. Brakowało mu tego. Mając dwie córki w swoim życiu, to wszystko, o co mógł prosić, i chciał tylko, żeby móc spędzać z nimi więcej czasu. Miał nadzieję, że niedługo zmienią się warunki jego opieki nad nimi. Nie widywał ich wystarczająco często.

Abby, jego młodsza latorośl, leżała całkowicie nieprzytomna ze zmęczenia na dużym rozkładanym fotelu. To był jej ulubiony mebel i prawie z niego nie schodziła, kiedy przyjeżdżała z wizytą. Jego starsza córka, Elizabeth, leżała rozciągnięta na kanapie, grając w jakąś grę na tablecie, na który Gregowi udało się zaoszczędzić i kupić jej na urodziny kilka miesięcy temu.

Greg połowicznie oglądał mecz piłki nożnej, który Abby włączyła na telewizorze, zanim zasnęła, chociaż głównie zwracał uwagę na cichy telefon komórkowy, który trzymał w dłoni. Oczywiście nie miał niczego naglącego w pracy, czym musiał się zająć. Nie, to nie było nic takiego. Wiedział, że Mycroft niedługo skończy pracę i miał nadzieję, że się z nim skontaktuje.

Serce zatrzepotało nerwowo, gdy dziesięć minut później jego komórka odezwała się.

Wierzę, że wizyta twoich córek idzie dobrze? - MH

Greg uśmiechnął się, gdy odtworzył aplikację wysyłania wiadomości i zaczął pisać odpowiedź.

Idzie znakomicie. Dobrze je widzieć. Jak twój dzień? - GL

Jak można było się spodziewać. Cieszę się, że spędzasz z nimi czas. - MH

Ja też. Chciałbym, żebyś tu był. - GL

Nie mógłbym ingerować w ten czas, który z nimi dzielisz. To zbyt ważne. - MH

Tak, ale naprawdę chcę, żebyś je poznał. - GL

Cichy chichot przyciągnął uwagę Grega. Mrugając spojrzał w górę i zobaczył, że Elizabeth wpatruje się w niego z uśmiechem.

— Co jest takie śmieszne? — zapytał, unosząc brwi i opuszczając komórkę.

— Ty — zaśmiała się. — Nigdy wcześniej nie wiedziałam, abyś poświęcał tyle uwagi swojemu telefonowi. Czy to twój chłopak?

Greg przytaknął. Oczywiście powiedział córkom o Mycroftcie. Przede wszystkim po prostu dawał im znać, że faktycznie się z kimś spotyka. Nie, nie był samotny i tak, po rozwodzie z ich mamą przeprowadził się do niego. Tak, to był facet i oczywiście traktował go właściwie. To był mniej więcej zakres rozmowy i obie dziewczynki wydawały się z tego zadowolone. Greg również. Z jakiegoś powodu był śmiesznie zdenerwowany, mówiąc im o Mycroftcie. Pomijając to, chciał przedstawić ich sobie. Cała ich trójka była ważnymi elementami w jego życiu i chciałby, żeby…

— Naprawdę ci na nim zależy — stwierdziła Elizabeth, a Greg zarumienił się. Tak było.

— Oczywiście — powiedział, zerkając na nową wiadomość, którą właśnie otrzymał.

Czy jesteś pewien? - MH

— W takim razie musi być całkiem niesamowity — powiedziała jego córka, odkładając tablet. Podparła głowę na ręce i obserwowała go ze słodkim uśmiechem.

— Jest. — Greg uśmiechnął się, czując dumę. — To najmądrzejszy człowiek, jakiego znam, bardzo formalny i uprzejmy. Ma tendencję do trzymania dystansu, ale jeśli go poznasz, jest także jednym z najsłodszych mężczyzn, jakich kiedykolwiek spotkasz. Troszczy się o ciebie bardziej, niż kiedykolwiek pozwala sobie na okazanie, jest po prostu… — Urwał z lekko bijącym sercem.

Mycroft był po prostu niesamowity. I, cholera, kochał tego człowieka.

— Naprawdę mam nadzieję, że wkrótce go spotkamy — powiedziała Elizabeth z promiennym uśmiechem. — Wiele dla ciebie znaczy i chciałabym go poznać.

— Ja również tego chcę, Lizzie. — Greg uśmiechnął się. — Liczę, że przy następnej wizycie będzie miał trochę wolnego w pracy i będziemy mogli coś załatwić.

— Naprawdę bym tego chciała — powiedziała Elizabeth, po czym podniosła ponownie tablet.

Oboje usadowili się z powrotem, chociaż Greg zanotował sobie w pamięci, żeby zabrać i umieścić swoje najmłodsze dziecko w prawdziwym łóżku na noc. Ponownie spojrzał na najnowszą wiadomość, czytając w kółko słowa Mycrofta. Uśmiechnął się do siebie, zanim napisał odpowiedź.

Jest niewiele rzeczy, których byłbym bardziej pewnych w moim życiu. - GL

Chapter 184: Zachody słońca

Chapter Text

Greg kochał wszystko, co robił razem z Mycroftem. Nie było niczego, co mogli zrobić, co by mu się nie podobało. To było piękno ich związku i fakt, że byli po prostu tak zakochani. Samo przebywanie w jego obecności wystarczyło, aby wywołać uśmiech na twarzy starszego mężczyzny i sprawić, że poczuł się wręcz błogo.

Jednak takie wieczory zawsze wydawały się cenić najbardziej. Był to wieczór, w których żaden z mężczyzn nie musiał zostać w pracy i pracować do późna. Greg wyłączył całkowicie swój telefon, a Mycroft wyciszył swój i tylko połączenie wykonanie przez konkretną linię, przez którą kontaktowała się Anthea rozbrzmiałoby go głośno. Oczywiście rola Mycrofta była zbyt ważna, żeby mógł się całkowicie odciąć od wszystkich, tak jak Greg mógł, ale to była kolejna najlepsza rzecz. Wiedział, że Anthea skontaktuje się tylko w najbardziej tragicznych okolicznościach, więc głównie zostaną zostawieni w spokoju.

Przyrządzili prosty obiad, obaj zajęli się swoją częścią posiłki, bezbłędnie poruszając się po kuchni. Chwytając się nawzajem, całując i śmiejąc się razem. Greg uwielbiał śmiech Mycrofta. Był to rzadki widok, ale było to coś, co zawsze mógł wydobyć z drugiego mężczyzny. Widzieć, jak się uśmiecha i śmieje radośnie, niepohamowany przez kontrolę, którą normalnie ustanowił. Było wspaniałe.

Zjedli deser, a potem razem wyszli na ganek. Mieli tam ustawione niektóre meble. Mały okrągły stolik, na którym postawili kieliszki i butelkę schłodzonego czerwonego wina oraz długi szezlong z niezwykle wygodną poduszką. Greg wspiął się na niego i skinął na młodszego mężczyznę. Z uśmiechem Mycroft dołączył do niego, siadając między jego nogami i opierając się o klatkę piersiową. Mycroft może i był wyższy z ich dwójki, ale i tak zawsze przytulali się w ten sposób.

Naleli sobie wino, a Greg owinął ramiona wokół torsu Mycrofta, gdy spokojnie popijali alkohol. Zapadła między nimi cisza, obaj wpatrywali się w rozpoczynający się zachód słońca i cicho wzdychali. Mycroft wolną ręką gładził Grega po kolanie, a Greg przyciskał policzek do czubka jego głowy, mocno go przytulając.

— To jest piękne — westchnął Greg, patrząc na zachodzące słońce. Niebo było zabarwione na pomarańcz i czerwień, gdy jego wierzchołek zaczął pogrążać się w ciemnych błękitach i fioletach nocy. Miał przeczucie, że dziś wieczorem będą mogli zobaczyć gwiazdy. — Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak siedziałem i oglądałem zachód słońca.

— Rzeczywiście — mruknął Mycroft, pociągając łyk wina i opierając się plecami o ramię Grega. — Czasami może to być naprawdę cudowny widok. Wierzę, że o tym zapomniałem. Cieszę się, że możesz mi pomóc poświęcić czas na przypomnienie sobie o tym.

— Też się cieszę. — Uśmiechnął się Greg, czując, że jego twarz zarumieniła się z powodu komplementu, który właśnie otrzymał.

Na chwilę spoglądał w dół na kieliszek wina, czując trzepotanie serca. Mycroft nie był typowym sentymentalnym człowiekiem, więc dzielenie takich chwil i wypowiadanie przez niego tak słodkich rzeczy zawsze sprawiało, że czuł się śmieszny i prawie oszołomiony.

— To, czego jesteśmy świadkami, znane jest jako rozpraszanie — powiedział Mycroft po kilku minutach ciszy.

Greg sprawił, aby usiedli lekko, żeby mogli napełnić ich puste kieliszki. Spojrzał na młodszego mężczyznę, kiedy nalewał alkohol.

— Naprawdę? — zapytał podając Mycroftowi swój kieliszek.

— Dziękuję. — Mycroft skinął głową, biorąc łyk, zanim kontynuował. — Zgadza się. Cząsteczki w atmosferze powodując zmianę promieni świetlnych, dzięki czemu otrzymujemy różne kolory w zależności od tego, jak wysoko słońce pozostaje na niebie.

Greg oparł się spokojnie, słuchając. Naprawdę kochał, kiedy Mycroft po prostu przypadkowo zaczynał mówić o takich rzeczach. Ten mężczyzna był tak inteligentny, nawet bardziej niż Sherlock (szybko się tego dowiedział, kiedy zaczęli razem pracować, na długo przed ich związkiem), ale w przeciwieństwie do swojego młodszego brata nie obnosił się z tym, aby udowodnić, jaki był mądry. To zawsze było bardziej spontaniczne i zabawne.

— Ponieważ słońce jest teraz niżej na niebie, jego promienie muszą przechodzić przez znacznie więcej powietrza niż wtedy, gdy jest wyżej w ciągu dnia — kontynuował Mycroft. — Widzisz, krótsze długości fal na niebie są tym, co najczęściej wytwarza błękity i fiolety, które normalnie byśmy wiedzieli, dlatego niebo jest zawsze niebieskie, jeśli pozwala na to pogoda.

— A co z fioletem? — zapytał cicho Greg, wtulając twarz we włosy Mycrofta.

— Nasze oczy nie mogą łatwo dostrzec fioletów, wiec niebieski zawsze ma pierwszeństwo.

— Czyli kolory, które teraz widzimy… — podpowiedział starszy mężczyzna, raczej zafascynowany tym, co mu wyjaśniano.

— Rzeczywiście — przytaknął Mycroft. — Jak wspomniałem, światło słoneczne przechodzi teraz przez większą część atmosfery, gdy jest tak blisko horyzontu. Widzisz efekty dłuższych fal i więcej cząsteczek, które faktycznie rozpraszają te błękity i fiolety. Są na tyle długi, że te kolory faktycznie rozpraszają się, ale pozwalają innym kolorom dotrzeć do naszych oczu. Dlatego właśnie teraz widzimy te pomarańcze i żółcie, a wreszcie czerwienie.

Greg wyciągnął rękę i splótł ich palce. Uśmiechnął się. To było naprawdę fascynujące. Odstawił kieliszek, drugą ręką sięgnął pod brodę Mycrofta. Odchylił jego głowę do tyłu, aby móc pocałować go z uczuciem.

— Dziękuję za podzielenie się tym ze mną — wyszeptał w usta młodszego mężczyzny, smakując słodycz wina na języku partnera.

Mycroft uśmiechnął się.

— Uznałeś to za interesujące? — zapytał Mycroft, unosząc ze zdziwieniem brew.

— Uważam, że wszystko o czym mówisz jest interesujące — odpowiedział Greg.

Mycroft usiadł i odwrócił się tak, że teraz ich twarze były naprzeciw siebie. Greg z figlarnym uśmiechem, chwycił delikatnie za krawat Mycrofta i pociągnął go do znacznie lepszego pocałunku.

Chapter 185: Wspólne odchudzanie

Chapter Text

Mycroft znowu był na diecie.

Przeszedł przez fazy, w których uważał, że było to konieczna decyzja i chociaż nigdy by się do tego nie przyznał, ostatnie zjadliwe uwagi Sherlocka nie pomogły mu w podjęciu innej decyzji.

Jego najdroższy Gregory zawsze bardzo wspierał jego decyzje, chociaż starszy mężczyzna jasno dał do zrozumienia, że nie musiał robić czegoś takiego, jak przechodzenie na dietę. Nigdy nie był okrutny, zawsze wyrażał tę myśl z czułością, życzliwością i pocałunkami, ale niewiele to zmieniło. Nie zmienił zdania Mycrofta. Rzadko to się działo.

Tym razem jednak Gregory postanowił zrobić coś innego. Zamiast sprzeciwić się temu, starszy mężczyzna zdecydował, że przejdzie na dietę razem z nim. Mycroft musiał zastanowić się nad tym, ponieważ była to dla niego naprawdę niesamowita i wspierająca rzecz. Mycroft, oczywiście, nigdy nie wątpił, że Gregory go wspierał, ale w tej decyzji było coś wielkiego. Nie powinno być, niezupełnie, ale… było.

Wspólnie zmienili swoje nawyki żywieniowe. Gregory kontynuował gotowanie, ale Mycroft zauważył, że w wolnym czasie analizował nowe przepisy, które były o wiele zdrowszymi alternatywami. Przygotowywał również nieco mniejsze porcje. To był krótki okres przystosowawczy, ale radził sobie tak dobrze. Mycroft był niezmiernie wdzięczny.

Zmiana diety była zdecydowanie dość wielką zmianą dla starszego mężczyzny. Milczał na ten temat, ale Mycroft i tak wiedział. Zawsze mógł. Gregory wydawał się częściej myśleć o jedzeniu niż wcześniej i chociaż nigdy nie narzekał, ani nie robił z tego wielkiej sprawy, jego żołądek najwyraźniej nie był przyzwyczajony do różnic. Mycroft mógł stwierdzić, że był teraz częściej głodny.

— Nie musisz trzymać się tej diety ze mną, najdroższy — powiedział pewnej nocy, gdy leżeli na kanapie.

— Będę — powiedział Gregory, kręcąc głową. — Powiedziałem, że będę ci w tym towarzyszyć i to miałem na myśli. Nic mi nie jest, Myc, obiecuję.

Mycroft uśmiechnął się, obracając się w ramionach Gregory’ego i składając pocałunek na jego obojczyku. Ramiona starszego mężczyzny zacisnęły się wokół niego w uścisku. Zamruczał i zamknął oczy. Gregory był upartym i honorowym mężczyzną, a Mycroft kochał go za to.

Później tego wieczoru Mycroft obudził się w pustym łóżku. Zamrugał sennie i rozejrzał się, próbując zlokalizować swojego męża. W łazience przylegającej do ich sypialni nie świeciło się światło, więc go tam nie było… Jego telefon wciąż był podłączony do ładowarki, czyli najwyraźniej nie został wezwany do Yardu. Gdzie się więc podziewał?

Przecierając oczy, Mycroft stłumił ziewnięcie i wstał z łóżka. Włożył ciemnoczerwony szlafrok i zawiązał go w pasie, po czym wyszedł z sypialni. Gregory musiał gdzieś tu być. Po kilku chwilach wędrówki zauważył, że światło w kuchni paliło się. Ach, tam był. Co tam robił? Ciekawy, zszedł tam, przeczesując palcami włosy.

Widok, na który wszedł, to Gregory siedzący przy ich stole z łyżką w dłoni. Przed nim był otwarty pojemnik z lodami, o których Mycroft zapomniał. Młodszy mężczyzna zamrugał, unosząc brew, ledwo powstrzymując swój uśmieszek, gdy Gregory zauważył, że nie był już sam w pokoju.

— O cholera, Myc… — westchnął Gregory, podskakując i wyglądając na wyjątkowo winnego.

Westchnął i wyrzucił łyżkę do kartonu, siadając prosto na siedzeniu, przeczesując palcami srebrzyste włosy.

— Gregory, mówiłem ci wcześniej, że nie musisz kontynuować tej diety ze mną — powiedział Mycroft, potrząsając głową i podchodząc, by usiąść obok swojego męża.

Spojrzał na lody, pojemnik był w połowie pusty. Ze względu na żołądek drugiego mężczyzny miał nadzieję, że nie zjadł tego wszystkiego za jednym razem.

— Wiem, ale… — jęknął Gregory, zamykając oczy i marszcząc brwi. — Naprawdę chciałem. I nie robiłem tego cały czas. Byłem naprawdę w porządku z tym. Po prostu… zszedłem po szklankę wody, a potem je widziałem i byłem tak głodny.

Śmiejąc się cicho, Mycroft położył dłoń na ramieniu Gregory’ego. Starszy mężczyzna zamilkł i spojrzał na niego, wyraźnie czując się okropnie z powodu tego, co zrobił. To było ujmujące. Mycroft uśmiechnął się czule.

— W porządku, najdroższy — powtórzył, ściskając uspokajająco ramię starszego mężczyzny. — Przestań czuć się tak winny. Miałem na myśli to, co powiedziałem wcześniej. Chociaż bardzo mnie to poruszyło, że zdecydowałeś się przyłączyć do mnie w tym, nie boli mnie, że się poślizgnąłeś. Nie musisz tego ze mną robić.

— Ale chciałem… — burknął Gregory.

Potrząsając głową, Mycroft przyciągnął do siebie starszego mężczyznę i objął ramieniem jego szerokie ramiona. Wycisnął pocałunek w te niesamowite, srebrne włosy.

— Cóż, wszyscy od czasu do czasu potykamy się — skomentował, ponownie zerkając na lody.

Potem, podejmując raczej nietypową decyzję pod wpływem chwili, sięgnął i chwycił łyżkę, którą wcześniej używał mężczyzna. Gregory usiadł prościej, obserwując w milczeniu, jak Mycroft zgarnął mały kęs lodów i zjadł je.

— Myc — zaczął Gregory, szczęka opadła mu w niedowierzaniu.

Mycroft zanucił na smak, pozwalając lodom osiąść na języku i trochę się rozpuścić. Odłożył łyżkę i spojrzał z uśmiechem na męża.

— Wszyscy czasami się potykamy — powtórzył, po przełknięciu lodów.

— Nie musiałeś… — zaczął Gregory, ale uśmiechnął się. Mycroft również.

— Chodź. Wracamy do łóżka — powiedział Mycroft, klepiąc Gregory’ego po kolanie. Wstając, skutecznie zakończył rozmowę.

Starszy mężczyzna odstawił lody i poszli razem do sypialni, trzymając się za ręce.

Chapter 186: Zamknij się, Sherlock

Chapter Text

— Tam — powiedział nagle Sherlock, stojąc na środku biura.

Greg i John byli w trakcie rozmowy o piłce nożnej, ponieważ wszyscy czekali na wyniki Barta w bieżącej sprawie. Zaskoczeni spojrzeli na detektywa, który wpatrywał się w stół stojący pod ścianą, na którym ustawiano kawę i ciastka dla wydziału (kiedy je mieli).

— Co masz na myśli? — zapytał John, marszcząc brwi w zmieszaniu.

Jak zawsze, Sherlock bardzo go zaintrygował swoim zachowaniem. Greg zamrugał zdziwiony.

— Tam, John. — Sherlock ponownie skinął głową. — I…

Jego bystre, jasne oczy przeskanowały pokój, wpatrując się w kanapę znajdująca się w innym kącie. Podszedł do niej, przyciągając uwagę Sally i innego, nowego oficera. Potrząsnął głową.

— Tutaj też — skomentował, zanim spojrzał na Grega. — Drogi Panie, Lestrade.

— Drogi Panie… co, Sherlock? — zapytał zaciekawiony Greg.

Co on, do jasnej cholery, zrobił tym razem? Zamiast odpowiedzieć, Sherlock tylko potrząsnął głową i zaczął do nich wracać.

— Na biurku również — skomentował, wskazując na jedno, które rzadko było zajmowane przez kogokolwiek. Parsknął. — Jak na mężczyznę w swoim wieku jesteś żądny przygód. Jestem zaskoczony.

John dalej patrzył zdezorientowany.

— O czym mówisz, dziwaku? — zapytała Sally, krzyżując ramiona na piersi.

Sherlock mruknął w odpowiedzi. Mijając Grega i Johna, wsunął głowę do gabinetu Lestrade’a.

— Lestrade, czy jest jakieś miejsce w tym biurze, które nie skalałeś? — zapytał, patrząc na mężczyznę przez ramię.

Greg zaczął odczuwać strach w dole żołądka. Z pewnością nie mówił o…

— Zamknij się, Sherlock — wysyczał, piorunując go spojrzeniem, ciasno krzyżując ramiona.

Te dedukcje były odrobinę nieodpowiednie i gdyby w pokoju był tylko John, nie obchodziłoby go to. Ale byli tu też jego koledzy z pracy i naprawdę nie musieli o tym wiedzieć.

— To nie moja wina, że jesteś taki…

Zamknij się, Sherlock.

Greg spojrzał na niego gniewnie, ale było już za późno.

— Jestem pewien, że na kanapie była wykonana pozycja misjonarska — kontynuował Sherlock.

Greg poczuł, że zaczyna panikować. Nikt jeszcze nie zaczął zwracać na nich uwagi, ale jeśli będzie to kontynuowane, to wkrótce tak będzie.

— Sherlock, jeśli kiedykolwiek będziesz chciał ponownie zająć się sprawą, przestaniesz teraz mówić.

Greg spojrzał na niego ostro. Nie miał tego jednak na myśli. Na tym polegał problem. Sherlock wiedział, że nie zrobi tego. Greg mógł to rozpoznać po zadowolonym z siebie uśmieszku, jaki posłał mu detektyw.

— Obaj wiemy, że to nieprawda — powiedział sarkastycznie Sherlock, po prostu rzucając mu to w twarz.

Greg westchnął i uszczypnął grzbiet nosa, modląc się, żeby ziemia pod nim się otworzyła i pochłonęła go w całości, żeby nie musiał zajmować się tym, co miało się wydarzyć. Oczywiście, ponieważ dotyczyło to również Mycrofta, Sherlock był bardziej niż chętny, by być łajzą w tym temacie.

— Lodzik na pustym biurku — powiedział Sherlock, wskazując mebel.

Szczęka Johna opadła, a Sally otworzyła szeroko oczy. Tak, właśnie. Teraz wiedzieli dokładnie, o czym mówił Sherlock.

— Sherlock — wysyczał ostrzegawczo John, rzucając mu te niesławne spojrzenie “to nie jest dobre, więc musisz przestać”. Sherlock był zbyt pochłonięty tworzonym przez niego chaosem, żeby to zauważyć.

— Zacząłbym wymieniać stanowiska w biurze, ale wygląda na to, że wasza dwójka wykorzystała prawie wszystkie. — Sherlock uśmiechnął się. — Imponujące dla mężczyzn w waszym wieku. I oczywiście miałeś go na plecach na stoliku kawowym.

Greg jęknął. Sherlock miał oczywiście całkowitą rację.

— Wychodzimy — warknął John, chwytając Sherlocka za łokieć. — Przepraszam, Greg. Tak mi przykro.

Zaczął mordować wzrokiem Sherlocka, który udawał niewinnego, gdy praktycznie wywleczono go z biura. Sally otworzyła usta, by coś powiedzieć.

— Proszę nie — błagał Greg, nie był jedynie na granicy błagania, on błagał. Był teraz tak cholernie upokorzony.

— Nieźle, szefie — powiedziała, uśmiechając się zamiast skomentować to wszystko.

Greg nie mógł się zdecydować, czy było to lepsze czy gorsze. Z jękiem odwrócił się i skierował się prosto do swojego gabinetu, zamykając drzwi. Opadł na krzesło i wyciągnął komórkę, z frustracją pocierając skronie. Wciąż marszcząc brwi, napisał wiadomość do Mycrofta.

Nie wiem, co wstąpiło w Sherlocka, ale zamierzam go zabić i odpowiednio pozbyć się jego ciała. Uważam, że zasługujesz na ostrzeżenie. - GL

Chapter 187: Nieznajomi w deszczu

Chapter Text

— Rozejść się, pokryć teren — polecił Greg, machając ręką wokół miejsca zbrodni, cofając się od martwego mężczyzny rozciągniętego na chodniku. — Upewnijcie się, że nie przeoczyliśmy żadnych możliwych dowodów. Sprawdzić kosze na śmieci, może znajdziemy portfel lub coś dzięki czemu będziemy mogli go zidentyfikować.

Przeczesał palcami włosy i oblizał wargi, spoglądając w niebo. Zaczęło padać, ale będą tutaj jeszcze przez jakiś czas. Było trochę wahania, zanim ludzie zaczęli postępować zgodnie z instrukcjami, które im udzielił. W końcu wciąż był tylko sierżantem, więc wielu otaczających go funkcjonariuszy miało tą samą rangę co on. Jednak pełnił teraz obowiązki oficera, więc technicznie rządził.

To była wielka sprawa. Greg skłamałby, gdyby powiedział, że nie był trochę zdenerwowany na początku. Inspektor był w trakcie innej ważnej sprawy i nie był w stanie pojawić się tutaj, dlatego wysłał Grega, by działał na własną rękę. Wydawało się, że była to dość prosta sprawa morderstwa, ale ofiara była ważnych biznesmenem, więc departament nadal miałby duże problemy, gdyby nie rozwiązali tego szybko i sprawnie.

Powoli podszedł do krawędzi wyznaczonego terenu i schylił się pod taśmą policyjną, żeby mieć chwilę dla siebie. Kryminalistyka właśnie przybyła na miejsce i robiła zdjęcia ciału, więc nie był tak naprawdę potrzebny przy tej czynności. Zawołają go, gdy będą mieli pytania lub kiedy skończą, dlatego był to dobry czas na papierosa. Wszedł na chodnik, wepchnął nogą wyrzucony kawałek chleba do odpływu i wyciągnął paczkę papierosów.

Kątem oka zauważył, że wolnym tempem podchodził do nich wysoki mężczyzna. Odwrócił głowę, by na niego spojrzeć, przyglądając mu się dokładnie. Nigdy wcześniej go nie widział, ale był wysoki i dobrze ubrany. Miał na sobie długi płaszcz, a pod nim coś, co wyglądało jak bardzo drogi garnitur. Ręce miał schowane w kieszeniach, a na ramieniu wisiał mu parasol. Milczał, wpatrując się w Grega jasnoniebieskimi, przenikliwymi oczami, zanim spojrzał na miejsce zbrodni znajdujące się za Lestrade.

— Czy mogę ci pomóc? — zapytał Greg, otwierając paczkę papierosów. Była pusta. Cóż, kurwa. Marszcząc brwi schował ją z powrotem do kieszeni i również spojrzał na miejsce zbrodni.

— Proszę się poczęstować, sierżancie — powiedział mężczyzna gładkim, eleganckim głosem.

Spoglądając jeszcze raz Greg ujrzał, jak nieznajomy również wyciągnął paczkę papierosów. Niższy mężczyzna spoglądał na niego z zaskoczeniem, po czym z wahaniem wyciągnął rękę i wyciągnął jednego papierosa.

— Ach, dzięki. — Skinął głową, wsuwając koniec papierosa między usta, zapalając go. Drugi mężczyzna również to zrobił i przez chwilę palili w milczeniu.

To było dziwne, prawda? Kim w ogóle był ten człowiek? Wyglądał niezwykle oficjalnie, więc były szanse, że nie był tylko zwykłym, przypadkowym przechodniej. Ale kim był? Nie mógł nic poradzić na to, że przyglądał się mężczyźnie z ostrożnością i zaciekawieniem.

— Rząd? — zapytał w końcu, przechylając głową, zaciągając się mocno papierosem.

Smakował niesamowicie, więc marka musiała być droga. Wydawało się pasować do nieznajomego. Wszystko inne w nim również wyglądało na drogie.

— W pewnym sensie — powiedział mężczyzna. Krawędź jego ust uniosła się w uśmieszku, który najwyraźniej nie sięgał jego oczu. — Można powiedzieć, że strona zainteresowana.

Greg zaciągnął się jeszcze raz, obserwując go z dziwnym pomrukiem. Mżawka wzmogła się, a on westchnął z irytacją. Będzie całkowicie przemoczony. Mężczyzna obok niego bez słowa trzymał papierosa w ustach, kiedy otwierał parasol, trzymając go nad głową. Przyjrzał się Gregowi przekrzywiając głowę, przywołując go trochę bliżej. Lestrade zawahał się, ale był już dość mokry, więc…

— Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? — zapytał, podchodząc bliżej, pod osłonę dużego czarnego parasola. Kontynuował palenie, obserwując innych funkcjonariuszy krzątających się na miejscu zbrodni.

— Na razie to ustalam — nadeszła odpowiedź. — Ta sprawa, którą prowadzisz, jest bardzo delikatna. Podejrzewam, że z tego czy innego powodu nasze ścieżki wkrótce znów się skrzyżują.

— Czy tak? — zagadnął Greg, patrząc na mężczyznę z rozbawionym uśmiechem. — Jak mam cię w takim razie nazywać, jeśli się tak stanie.

— Jestem pewien, że wkrótce się dowiesz — rozbrzmiała bardzo tajemnicza odpowiedź. Greg musiał powstrzymać parsknięcie. To był interesujący człowiek. — Wierzę, że ta sprawa zaprowadzi cię do tego. Jestem pewien, że będziemy w kontakcie.

Greg patrzył, jak mężczyzna upuścił papierosa i nadepnął na niego, gasząc płomień. Skinął głową Gregowi. Spojrzenie jego jasnych oczu przesunęło się po jego postaci w dziwny sposób. Greg poczuł dreszcz przebiegający po plecach. Ten elegancki mężczyzna patrzył na niego w dziwny sposób, ale nie… zły sposób?

— Tak.

Skinął głową, zanim usłyszał swoje imię wołane po drugiej stronie taśmy policyjnej. Obejrzał się, by pomachać oficerowi, sygnalizując, że go usłyszał, ale zanim się odwrócił ponownie, nieznajomego już nie było.

On… dziwnie nie mógł się doczekać kontaktu z tym tajemniczym, eleganckim mężczyzną. Jednak nie mógł już dłużej o tym myśleć, ponieważ miał miejsce zbrodni do zbadania.

Chapter 188: Nigdy nie zostało to wypowiedziane

Chapter Text

Greg i Mycroft odpoczywali wspólnie na kanapie, ze splątanymi nogami i kieliszkami wina w dłoniach. Spędzili ostatnią godzinę pijąc jedną butelkę, a później otworzyli drugą i byli obecnie w połowie jej. Pomiędzy pocałunkami i intymnymi dotknięciami prowadzili swobodną rozmowę i przytulali się.

Greg opowiadał obecnie historię ze swoich wcześniejszych lat w Scotland Yardzie, kiedy Sally Donovan i Philip Anderson właśnie dołączyli do oddziału. Cała sprawa była jednym wielkim bałaganem, co w tamtym czasie było absolutnie okropne, ale teraz stało się bardzo zabawną anegdotą.

— O drogi Pani — zaśmiał się Mycroft, potrząsając głową z uśmiechem. — To jest absurdalne. Anderson naprawdę opuścił ciało.

— Tak — zaśmiał się Greg. Wypił resztę wina, wyciągając się na dużej, wygodnej kanapie w domu Mycrofta. Spojrzał czule na pogodny wyraz twarzy młodszego mężczyzny. Wyglądał na szczęśliwego, co bardzo odpowiadało inspektorowi. To sprawiało, że czuł ciepło w piersi. — Nie wiem, co próbował udowodnić, ale skończyło się na tym, że denat spadł na ziemię. Sprzęt również rozsypał się po całej ziemi, to był niesamowity bałagan.

— Nie wydaje się, żeby bardzo zmienił się od tamtego czasu. — Mycroft uśmiechnął się. — Twój Anderson jest odrobinę zniewieściały.

— Och… — Greg zamrugał. Nastąpiła chwila ciszy, zanim wybuchnął gromkim śmiechem. Być może był to alkohol, ale słuchanie, jak Mycroft nazywa kogoś zniewieściałym, stało się nagle najbardziej zabawną i genialną rzeczą, jaką mógł sobie wyobrazić. Mycroft zaśmiał się lekko, kładąc dłoń na udzie Grega, który wciąż się śmiał. — Ach, Chryste, Myc, kocham cię.

Dopiero po kilku chwilach zapadła cisza. Całe ciało Mycrofta zamarło, a wkrótce potem śmiech Grega ucichł, a jego oczach pojawił się szok. Nigdy… nigdy wcześniej tego nie powiedział. Był blisko tego, ale zawsze był zbyt nieśmiały, by wypowiedzieć te słowa, które od wieków opisywały to, co czuł. Patrzyli na siebie. Greg otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim zdążył, Mycroft rozplątał ich nogi i wstał.

— Za chwilę… wrócę — powiedział sztywno Mycroft, po czym odwrócił się i energicznie wyszedł z pokoju.

Greg siedział przez chwilę sam, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Mycroft. Powiedzenie tego najwyraźniej nie było właściwie. Przesunął się, pochylając się nieco do przodu i przygryzł dolną wargę. Czy powinien iść za Mycroftem? A może… powinien tu po prostu poczekać?

Przeczesując palcami włosy, zsunął się z kanapy i wstał. Nie miał absolutnie pojęcia, co powie, ale czuł, że nie może tu jedynie siedzieć i czekać. Dlatego odchrząkując, wyszedł z salonu i podszedł korytarzem, w którym zniknął Mycroft. Rozejrzał się, nie do końca pewny, gdzie iść, zanim zauważył go w kuchni.

— Mycroft? — zapytał cicho, wahając się przed wejściem do kuchni.

Młodszy mężczyzna stał tyłem do niego z pochyloną głową. Greg ponownie przygryzł nerwowo dolną wargę. Powoli podszedł i stanął za nim. Wyciągnął dłoń i nieśmiało położył ją na jego plecach.

— Hej — wyszeptał, marszcząc brwi. — Posłuchaj…

Zanim zdążył wypowiedzieć swoje przeprosiny, Mycroft odwrócił się, a wyraz jego twarzy całkowicie zszokował Grega. Mógł odczytać każdą emocje w tych bladych oczach, zmarszczonych brwiach, zaciśniętych ustach. Ale co więcej… Mycroft płakał. Nie za mocno i nie wydawał przy tym żadnych dźwięków, ale zdecydowanie były to plamy po łzach na jego policzkach, a następnie pojawiały się w jego oczach.

— Mycroft — zaczął znowu, wymawiając jego imię w szoku. — Myc, ja…

— Nikt mi tego wcześniej nie powiedział — przerwał mu Mycroft, zerkając na podłogę, jakby nie mógł dłużej patrzeć na Grega.

Lestrade zamrugał, przyswajając sobie te słowa.

— Nikt? — powtórzył, a usta rozchyliły się w szoku. — Ani razu?

Mycroft potrząsnął głową. Greg był załamany. Nigdy wcześniej temu genialnemu, wspaniałemu człowiekowi nie powiedziano tych dwóch prostych słów, które naprawdę miały dla niego takie znaczenie? To była cholerna zbrodnia.

— Moi rodzice… Nie są tacy jak twoi. Nie są tacy jak większość, wiesz o tym, już z tego, co powiedziałem ci o moim wychowaniu — zaczął wyjaśniać Mycroft. Potarł oczy wierzchem dłoni. Jego głos lekko drżał, ale ogólnie wydawał się całkiem panować nad sobą. — To nie są tego typu ludzie. Nie mówią tego nawet własnym dzieciom.

Greg nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Rodzice Mycrofta nigdy nie powiedzieli swoim dzieciom, że ich kochają. Nic dziwnego, że Mycroft i Sherlock, że byli tacy a nie inni w dorosłym życiu. Ze złością Greg wyciągnął ręką i przyciągnął Mycrofta do mocnego uścisku.

— Wróć ze mną na kanapę — poprosił cicho. — Proszę.

Mycroft był sztywny w ramionach Grega, ale po chwili niechętnie skinął głową. Lestrade nie odezwał się ani słowem, kiedy wracali, a kiedy usiedli, przyciągnął Mycrofta w dół, aby ten usiadł na jego kolanach. Spojrzał na drugiego mężczyznę z czułym, poważnym wyrazem twarzy.

— Od teraz będziesz słyszał te słowa — powiedział Greg. Był zdecydowany w tym. Powinien powiedzieć te słowa dużo wcześniej. Do tej pory wyrządzał temu człowiekowi krzywdę. — Kocham cię, słyszysz mnie? Naprawdę. Jesteś genialny i niesamowity, a od dzisiejszego wieczoru nadrobię te wszystkie lata, w których tego nigdy ci nie mówiono.

— Gregory… — powiedział Mycroft, zaciskając usta w cienką linię.

— Nie — powiedział Greg, kręcąc głową. — Tak właśnie będzie. To mam na myśli. Kocham cię.

Chwytając Mycrofta, zmusił go do pochylenia się i pocałował go słodko. Po chwili poczuł, jak Mycroft chwycił go za koszulkę, kiedy zaczął odwzajemniać pocałunki. Żałował każdej chwili, kiedy miał na myśli te słowa, ale ich nie wypowiedział. Planował nadrobić to w każdy możliwy sposób.

Chapter 189: Gościnne opowiadanie z lipca

Chapter Text

Mycroft spokojnie bujał na jednym ramieniu Olivera, obserwując rozgrywającą się przed nim scenę.

Greg szalał na tysiąc różnych sposobów, atakując we wszystkich kierunkach.

Patrząc wstecz, decyzja o ugotowaniu świątecznej kolacji dla osiemnastu osób była absurdalnym przedsięwzięciem, ale Greg był zdecydowany to zrobić. Dwudziesty szósty grudnia wydawał się idealnym momentem na to: po tym, jak wszyscy świętowali indywidualnie z rodzinami i rozdano prezenty.

Chociaż w piekarniku był pieczony indyk, na kuchence gotowały się cztery przystawki, kolejne były w lodówce, sam kucharz wciąż czuł, że to nie wystarczy. Stojąc pośrodku chaosu w kuchni, Mycroft nie mógł zgodzić się z tym stwierdzeniem.

— Abby! — wrzasnął Greg, mieszając jedzenie w dwóch garnkach. — Czy mamy wystarczająco dużo talerzy?

— Mamy o dwa za mało! — zawołała jego córka z jadalni, ostrożnie wychylając głowę za róg.

Jej ojciec zachowywał się tak przez cały dzień i raz czy dwa pożarli się.

Greg załamał się.

— Mycroft, czy mamy jakieś dodatkowe talerze? Dlaczego po prostu tam stoisz? Nie widzisz, że wariuję? Pomóż mi! Idź poszukać z Abby talerzy!

Mycroft przewrócił oczami i posłuchał go.

— Abigail, najdroższa, pokażę ci szafkę, w której… och. — Jadalnia wyglądała uroczo. Wszystko było idealnie ustawione, a centralnym elementem był piękny bukiet białych róż przewiązany czerwoną wstążką wokół krawędzi wazonu. Choinka radośnie błyszczało w kącie. — Zrobiłaś to wszystko?

— Lizzie kupiła kwiaty, ja tylko je ustawiłam.

Uśmiechnęła się, była to pierwsza aprobata, jaką otrzymała, odkąd siostra podrzuciła ją tego ranka, aby pomogła przy kolacji.

— Jest pięknie — powiedział Mycroft z aprobatą.

— Pięlnie — powtórzył Oliver.

— Zgadza się! Pięknie!

— Nie słyszę, żebyście brali talerze. WSZYSTKO MUSI BYĆ GOTOWE ZA GODZINĘ! — wrzasnął Greg, coraz bardziej się denerwując.

— Impreza zacznie się dopiero o siedemnastej, najdroższy — odpowiedział Mycroft.

— Spróbuj to powiedzieć mojej matce!

— Abigail, talerze są w tej szafce. Pójdę i zobaczę, czy mogę uspokoić twojego ojca.

— Dzięki, Myc. Potrzebuje tego. Wezmę, Olivera.

Kiedy oddał syna swojej pasierbicy, Mycroft poczuł nagłą falę uczucia do swojej małej rodziny. Znalazł swój mały zakątek w świecie. Uśmiechnął się do nich ciepło i pospieszył, by uspokoić męża.

— Gregory — powiedział stanowczo, stojąc za mężczyzną, o którym mowa. Ten sam mężczyzna, który warknął na niego.

— Czy to nie może poczekać?!

— Nie, nie może.

— Dobrze — prychnął. — O co chodzi?

Mycroft odciągnął starszego mężczyznę od kuchenki.

— Gregory — powiedział spokojnie. — Stresujesz się bardziej, niż trzeba.

— Łatwo ci powiedzieć! — prychnął Gregory. — Cały czas chodzisz na kolacje! Jesteś dyplomatą! Z drugiej strony nie mam z tym żadnego doświadczenia! Spotkam nową dziewczynę Lizzie po raz pierwszy, co mam jej powiedzieć? Sherlock prawdopodobnie ogłosi, że ktoś został zamordowany przecznicę dalej, albo, nie wiem, może zrujnuje małżeństwo mojej siostry czy coś, przyjdzie również mój brat. Nie wiem, dlaczego go zaprosiłem, myślę, że sądziłem, że nie przyjmie zaproszenia, albo to będzie dziesięć różnych rodzajów niezręczności, twoi rodzice będę obserwować każdy mój ruch i nie tylko muszę dobrze zaprezentować się na tej imprezie, muszę również zająć się swoim rocznym dzieckiem i przed wszystkimi nie wyglądać na niekompetentnego palanta! Nie rozumiesz presji, Myc, robisz to codziennie! Możesz przejść przez to i wyjść uśmiechnięty! Jesteś niesamowity jak cholera, a ja jestem po prostu sobą. To jest twój żywioł…

Jego wywód został przerwany przez delikatny pocałunek.

— Będziesz niesamowity. Wszyscy w tym pokoju cię kochają. Albo cię pokochają. A ty jesteś fantastycznym ojcem. Teraz idź weź prysznic i przebierz się. Abigail i ja możemy dokończyć gotowanie.

Po słowach Mycrofta Greg od razu poczuł się lepiej. Skąd młodszy mężczyzna zawsze wiedział, co powiedzieć? Małżeństwo z genialnym politykiem miało swoje zalety.

— Uściskałbym cię, ale nie chcę pognieść ci garnituru. Przepraszam, że byłem dzisiaj takim kutasem. Po prostu… to trochę dużo.
Mycroft objął Grega.

— Jesteś najbardziej niesamowitym człowiekiem, jakiego znam i dobrze o tym wiesz. Świat jest lepszy z tobą. Dzisiejsza noc będzie cudowna. Obiecuję.

Choć dzisiejszy wieczór mógł być “cudowny”, Greg nigdy nie chciał nic nigdzie indziej niż właśnie w tej chwili tutaj w ramionach Mycrofta.

Chapter 190: Koszmary

Notes:

Szukam bety do tego opowiadania.

Chapter Text

Greg obudził się gwałtownie i poderwał do siadu na łóżku, gdy jego dłoń powędrowała do ust. Jego brązowe oczy były szeroko otwarte i wpatrujące się w ciemność. Jego klatka piersiowa falowała, gdy wciągał gwałtownie hausty powietrza. Serce mu waliło i trząsł się. Był mokry od potu. Koszmary nasilały się.

Jakoś nie obudził śpiącego obok niego mężczyzny. Przynajmniej tym razem. Prawie zawsze to robił. Przygryzając wargę, spojrzał na spokojną, śpiącą postać Mycrofta, gdy jego oczy w końcu przyzwyczaiły się do ciemności. Przełknął ślinę. Wyschło mu w gardle i bolał go brzuch. Najostrożniej jak mógł, wstał z łóżka i na chwiejnych nogach udał się do łazienki przyłączonej do ich sypialni.

Gdy włączył światło, jego wzrok stał się zamglony i musiał się zatrzymać zamykając oczy, gdy przystosowywał się do zmiany. Brał powolne wdechy przez nos i wypuszczał powietrze ustami, rozpaczliwie modląc się, żeby nie dostać torsji. Czasami się tak zdarzało. Tak długo, jak Greg był w policji, zdarzały się czasami przypadki, które po prostu utknęły w człowieku. Niezwykle gwałtowna śmierć, sprawa związana z małym dzieckiem lub porwania. Było tak przez pewien czas po “samobójstwie” Sherlecka. Wtedy również miał koszmary. Ostatnio były związane z porwaniami.

A dokładniej porwaniem Mycrofta. Greg był zmuszony do oglądania jego torturowania. Greg musiał pracować na miejscu zbrodni, kiedy ciało polityka pojawia się kilka dni później. Drżąc, Greg zamknął drzwi do łazienki i przygryzając wargę, podszedł do wanny odkręcając kran.

Powoli i cicho zrzucił z siebie ubranie, gdy woda wypełniała wannę. Marszcząc brwi, usiadł na jej brzegu, mocno ściskając porcelanę, zamykając oczy i jęcząc. Musiał je jednak ponownie otworzyć, bo za każdym razem, gdy jego zamykał, widział wiotkie, posiniaczone i zakrwawione ciało swojego kochanka. Prawie się pochorował.

Kiedy wanna została napełniona tak jak chciał, zakręcił wodę i wszedł do niej. Musiał na chwilę zatrzymać się, zanim powoli usiadł. Celowo sprawił, że woda była nieco gorętsza niż było to wygodne. W końcu zanurzył się z westchnieniem. Odchylając głowę do tyłu, wpatrywał się w sufit i unoszącą się wokół niego parę. Łzy napłynęły mu do oczu, zamazując jego wizję, zanim powoli ześlizgnęły się po policzkach.

Nie mógł wskazać, co powoduje, że koszmary wciąż trwają. Pierwszy miał sens. Mycroft właśnie wrócił z podróży do Serbii podczas której został ranny. Było to oczywiście niewielka rana i dawno się już zagoiła, ale wstrząsnęło to Gregiem w sposób, którego się nie spodziewał. Dwa tygodnie później prawie co noc nękały go te makabryczne obrazy. Nie spał. Jedyne noce, podczas których spał bez przerwy to te, gdy był tak wyczerpany po poprzednich, że po prostu padał martwy.

Po około dwudziestu minutach, kiedy wreszcie przyzwyczaił się do temperatury wody, osunął się bardziej w wannie i pozwolił sobie na całkowite zanurzenie. Zamknął oczy i wstrzymał oddech, chowając się pod wodę, gdy jej ciepło otoczyło go, lekko kołysząc jego ciałem. Było w tym coś dziwnie pocieszającego, czego nie potrafił do końca określić i była to dobra metoda, w czasie kiedy Mycroft spał. Nie mógł znieść tego, że mógłby obudzić młodszego mężczyzny. Chciał żeby ten spał tak długo, jak tylko mógł, dlatego brał kąpiel.

Powinien był jednak wiedzieć, że kiedy się wynurzy nie będzie już sam w łazience. Z cichym westchnieniem, gdy odzyskał oddech, Greg otarł kapiącą wodę z twarzy i spojrzał na wysokiego mężczyznę, który wpatrywał się w niego z uczuciem.

— Kolejny koszmar — skomentował Mycroft głosem wciąż ciężkim od snu. To nigdy nie było pytanie. Nigdy nie musiało być. Greg skinął głową.

— Tak — westchnął, kładąc się ponownie w wannie. — Przepraszam, obudziłem cię?

— To nie ma znaczenia — powiedział Mycroft, zamiast odpowiedzieć na pytanie.

Greg patrzył, jak podchodzi i siada na krawędzi wanny. Ostrożnie zdjął szlafrok, ujawniając, że nie miał na sobie nic więcej niż spodnie i jedną z koszulek Grega. To sprawiło, że starszy mężczyzna uśmiechnął się. To był rzadki widok.

Pochylając się, Mycroft odgarnął mokre włosy z czoła Grega i pogładził tył jego głowy oraz szyję. Greg zamknął oczy i tym razem westchnął nieco radośniej.

— To ten sam — zaczął cicho Greg. Dłoń Mycrofta nie zawahała się, gdy głaskał jego tył jego szyi i ramiona.

— Nie musisz nic mówić — powiedział łagodnie Mycroft. — Wiem. Wszystko jest dobrze.

Greg skinął głowa i zamilkł. Było dobrze, czyż nie? Mycroft nie był martwy i nie leżał w Bart’s. Był tutaj, w jednej z koszul Grega, uspokajająco dotykając jego nagiej skóry. Pochylający się do powolnego i znaczącego pocałunku. Nie wyszeptał nic szczególnego w usta Grega. Wkrótce potem wyciągnął go z wanny i wrócili do łóżka.

To sprawiało, że było o wiele łatwiej zapomnieć o koszmarach.

Chapter 191: Kiedy za tobą tęsknię…

Chapter Text

Mycroft nie mógł się doczekać powrotu do Londynu. Co ważniejsze, nie mógł się doczekać wejścia do swojego łóżka i spania we własnym łóżku. Co najważniejsze, nie mógł się doczekać, kiedy już nie będzie spał sam.

Był w Niemczech na konferencji ambasadorów, która trwała sześć tygodni. To było oczywiście o cztery tygodnie dłużej niż Mycroft początkowo planował. W większości było to naprawdę zaskakująco, jak mało mogli zrobić politycy. Tak więc przez sześć tygodni musiał cierpieć z dala od swojego najdroższego Gregory’ego. Przez sześć tygodni był ograniczony do rozmów przez Skype’a i sms-ów, co pozwoliło mu pocieszyć się szorstkim głosem starszego mężczyzny i uroczym uśmiechem, ale mimo to… Microftowi brakowało jego dotyku i zapachu. Tęsknił za ciepłem, jakie zapewniało mu ciało Lestrade’a i towarzyszący z tego komfort.

Ściśle współpracował z Antheą, aby skutecznie uporządkować swój harmonogram na następny tydzień. Obecnie przyglądała się również harmonogramowi Grega. Naturalnie zaczeka, żeby omówić to z drugim mężczyzną, ale już zmieniała spotkania i sprawiała, że obciążenie inspektora w różnych aspektach było mniejsze. To pozwoliłoby im spędzić razem bardzo potrzebny czas. To był dodatkowy argument, by jeszcze chętniej wrócić do domu.

Kiedy wrócili do Londynu było późno. Czas na Heathrow wskazywał dziesięć po drugiej w nocy. Była to późniejsza pora, niż by chciał, ale nie tak późno, jak przewidywał, więc było to pewnego rodzaju zwycięstwo. Zabierając swoją teczkę z części bagażowej nad głową, wysiadł z samolotu i spotkał się z Antheą przy punkcie odbioru bagażu.

— Na zewnątrz czeka samochód — poinformowała go, stukając tak szybko jak zawsze na swoim Blackberry. — Wszystko jest załatwione od jutrzejszego ranka. Kilka drobnych poprawek w harmonogramie inspektora Lestrade’a i macie dla siebie tydzień.

— Dziękuję, Antheo.

Mycroft skinął jej głową, podchodząc do walizki, która pojawiła się na taśmie. Razem udali się do samochody i rozpoczęła się jazda do domu. Nie rozmawiali po drodze - zwykle tego nie robili - i wkrótce samochód zatrzymał się przed jego domem.

— Dobranoc, proszę pana — powiedziała Anthea, gdy wysiadał.

— Dobranoc, Antheo. Jak zawsze dziękuję za ciężką pracę.

Wymienili szybkie spojrzenia i uśmiechy, zanim Mycroft zamknął drzwi i skierował się do swojego mieszkania.

Było cicho i zimno, kiedy wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Mycroft spodziewał się, że tak będzie. Byłby zszokowany, gdyby znalazł swoją drugą połówkę chociaż odrobinę przytomną i chociaż bardzo chciał zobaczyć Grega, miał nadzieję, że starszy mężczyzna porządnie się wyśpi. Zostawiając bagaż za drzwiami (zajmie się nim jutro), przeszedł przez mieszkanie do ich sypialni.

Widok, który go przywitał, sprawił, że się uśmiechnął. Greg leżał rozciągnięty na swojej stronie łóżka, chociaż jego ciało było lekko przechylone, ponieważ trzymał poduszkę, którą Mycroft zwykle używał podczas snu. Nie mógł nic poradzić na to, że zastanawiał się, czy tak zawsze spał starszy mężczyzna, gdy go nie było. Mycroft po cichu zaczął się rozbierać, zdejmując każdą warstwę i składając ją odpowiednio przed przejściem do kolejnej sztuki odzieży. Kiedy to robił, ledwo oderwał spojrzenie od śpiącego mężczyzny. Tęsknił za przebywaniem w jego obecności i możliwością obserwowania każdego drobnego ruchu na jego twarzy podczas snu.

Kiedy już się rozebrał, włożył piżamę i podłączył komórkę do ładowarki, odkładając ją na szafkę nocną. Następnie, najostrożniej jak potrafił, uniósł kołdrę i wsunął się pod nią.

Mimo tego, że był tak ostrożny, Gregory poruszył się. Zmarszczył brwi i wydał z siebie ciche chrząknięcie, gdy drgnął i zamrugał, otwierając sennie oczy.

— Myc? — zapytał oszołomiony, najwyraźniej wcale nie obudzony do końca.

Mycroft uśmiechnął się miękko i skulił, obejmując ramieniem tors starszego mężczyzny.

— Tak — wyszeptał. — Jestem w domu. Idź spać, mój najdroższy.

Gregory wydawał się kiwać głową, uśmiechając się radośnie, zanim wtulił się w ciało Mycrofta. Zasnął niemal natychmiast. Mycroft nie spał, ciesząc się uczuciem oddechu Gregory’ego na swoim ciele. Gładził jego srebrzyste włosy, uśmiechając się i oddychając głęboko.

Mrugając, otworzył oczy i zamarł. Potem znów odetchnął głęboko. Nie, nie pomylił się. To zdecydowanie by była zwykła marka wody po goleniu Gregory’ego. Mycroft pochylił głowę i ponownie wciągnął powietrze. Świadomość czym był ten zapach sprawiła, że jego serce zatrzepotało z zaskoczenia a w piersi pojawiło się ciepło. Czy drugi mężczyzna naprawdę tak bardzo za nim tęsknił?

To była woda po goleniu Mycrofta.

Chapter 192: Rozproszenie

Chapter Text

Wieczór szedł całkiem dobrze. Jedzenie było dość przyzwoite i najwyraźniej smakowało obu stronom, chociaż Mycroft z pewnością miał pewne zastrzeżenie co to tego, jak to się rozegrało. Rzadko gotował, a większość jego randek Z Gregory’m polegała na tym, że jadali na mieście. Starszy mężczyzna wspomniał jednak, że zostanie na kolację i zdecydowanie nie brzmiało to jak zły pomysł.

Gregory’emu oczywiście podobał się ten posiłek. Mycroft był zadowolony. Jego zmartwienie zniknęło po kilku pierwszych kęsach, kiedy stało się jasne, że przyjemność, której był świadkiem po drugiej stronie stołu, nie była tylko na pokaz. Trochę go to rozśmieszyło. Starszy mężczyzna był tak wyrazistą osobą i Mycroft zawsze to w nim uwielbiał.

Ich dwójka spotykała się już od około miesiąca. Wszystko wciąż było takie nowe, ale było też zaskakująco wygodne. Mycroft nie spodziewał się, że wcieli się w rolę czyjegoś partnera tak szybko, jak to zrobił z Gregory’m. To wszystko nadal go zaskakiwało i był w tym wspaniały dreszczyk emocji. Podekscytowało go i tworzyło nowy element w jego życiu, na który nigdy nie poświęcaj energii ani skupienia.

Po obiedzie zjedli mały deser (ponieważ Mycroft oczywiście nie pozwalał sobie na zbyt dużą ilość słodyczy, a wspólne spożywanie było o wiele przyjemniejsze), a potem po umyciu wszystkich naczyń przenieśli się do salonu, gdzie się zrelaksowali. Wszystkie te zadania trwały znacznie dłużej niż zwykle, ponieważ obaj mężczyźni ciągle się rozpraszali. Cichy pomruk lub szybkie dotknięcie zmieniłoby się w opieranie się jednego o drugiego. Co nieuchronnie prowadziło do pocałunków.

Po krótkim odpoczynku na kanapie, Mycroft uciekł z uścisku Grega i wrócił do kuchni, żeby zrobić herbatę. Wsłuchiwanie się w dźwięk telewizora, wiedząc, że Gregory był tam i oglądał, co nadawano, powodowało że Mycroft nie mógł powstrzymać uśmiechu. To była naprawdę cudowna rzecz. Kręcił się przy kuchence przygotowując herbatę, wyjmując kilka swoich ulubionych liści herbaty i dwie filiżanki, gdy czajnik stał na palniku.

Kiedy tak stał, Mycroft usłyszał za sobą kroki. Uśmiechnął się lekko i wyprostował, jakby chciał się odwrócić i stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który ponownie dołączył do niego w kuchni, ale nie był w stanie zajść tak daleko, ponieważ ramion owinęła się wokół jego talii, a Gregory przycisnął się do jego pleców.

— Witaj — zamruczał Mycroft, zerkając przez ramię. Zaśmiał się z rozbawieniem. — Powiedziałem ci, że zaraz wrócę.

— Tak, ale bardziej podoba mi się przebywanie z tobą — powiedział miękko starszy mężczyzna.

Gregory był pod tym względem bardzo podobny do szczeniaka. Cieszyło go zainteresowanie i przebywanie w towarzystwie Mycrofta. Polityk musiał przyznać, że było to miłe. Mycroft rozluźnił się i zamknął oczy, rozkoszując się przez chwilę uściskiem partnera, ale otworzył je ponownie, gdy poczuł ciepłe, miękkie usta na szyi.

Mycroft zadrżał. Starszy mężczyzna uniósł się na palcach i składał pocałunki za jego uchem i powoli schodził w dół bladej szyi. Usta Mycrofta rozchyliły się w miękkim westchnieniu. Czuł się dobrze. To był dobry rodzaj uczucia. Pragnął tego częściej niż kiedykolwiek się spodziewał i szczerze mówiąc czułby się dobrze, gdyby te uczucia trwały wiecznie.

Gwizd czajnika przyciągnął jego uwagę z powrotem do rzeczywistości i zamrugał, kładąc dłonie na Gregory’ego, ściskając je delikatnie.

— Muszę się dostać do czajnika, najdroższy — powiedział ściszonym głosem, ponieważ Gregory nie przestawał całować go w szyję.

Z żalem odsunął się i skupił się na nalewaniu wody i zaparzaniu liści herbaty. Jego uwaga została ponownie rozproszona, gdy po zrobieniu tego odwrócił się i prawie natychmiast usta Gregory’ego znów były na nim. Owinęli się ramionami, przytulając się do siebie. Mycroft został przyciśnięty do blatu, gdy ich usta idealnie połączyły się w pocałunku.

W końcu, po znacznie dłuższym czasie, niż prawdopodobnie było to konieczne, rozstali się i wrócili do salonu. Na szczęście herbata wciąż była gorąca. Mycroft zabrał ze sobą oba kubki i ostrożnie postawił je na stoliku kawowym, zanim usiadł obok swojego partnera.

Zanim zdążył podnieść kubek herbaty, opalona dłoń chwyciła jego krawat i przyciągnęła go gwałtownie. Mycroft wydał z siebie zaskoczony dźwięk, który został stłumiony przez kolejny, bardziej namiętny pocałunek. W zasadzie został wciągnięty na kolana Gregory’ego. Chwycił koszulę mężczyzny, gdy pocałunek się pogłębił.

— Herbata wystygnie — zdołał wysapać w usta Gregory’ego.

— Sprawię, że będzie tego warte — nadeszła odpowiedź.

Mycroft poczuł, że Gregory uśmiechnął się, zanim ponownie zaatakował go. Młodszy mężczyzna trząsł się z pożądania, do którego wciąż się przyzwyczajał. To był naprawdę cud, że kiedykolwiek robili coś innego, kiedy byli razem.

Chapter 193: Dopasowanie

Chapter Text

Greg stał w garderobie, czując się trochę zdenerwowany, gdy spojrzał na siebie w lustrze. Nie bez powodu nigdy nie kupował dla siebie ubrań. Unikał tego za wszelką cenę, zwłaszcza gdy ubrania, które miał w domu były idealnie w porządku i jeszcze się nie rozpadały. Christina zawsze kupowała mu ubrania, gdy byli jeszcze małżeństwem. Poza elegancką koszulą lub parą spodni, które wymagały wymiany, Greg unikał robienia własnych odzieżowych zakupów.

Chociaż… technicznie rzecz biorąc, nie robił dla siebie zakupów. To niestety nie usprawiedliwiało jego stania tutaj w pełnym garniturze, próbując zdecydować, czy powinien wyjść i ujawnić się, czy nie. Obracał się z boku na bok, wpatrując się w swój profil i z roztargnieniem szarpiąc dół marynarki, wygładzając zmarszczki, które nie istniały. Tak, był niespokojny. Nie sądził, aby naprawdę był w stanie odpowiedzieć, dlaczego pozwolił Mycroftowi wpakować się w to.

— Czy zgubiłeś się w myślach, najdroższy? — rozległ się elegancki głos młodszego mężczyzny, który był wyraźnie rozbawiony.

Greg zmarszczył brwi i prychnął.

— Nie… — powiedział w odpowiedzi, przeczesując palcami włosy i dalej wpatrując się w swoje odbicie.

Tak naprawdę nie potrzebował nowego garnituru. Na wpół szykowne rzeczy, które miał w domu, były wciąż dobre. Poza tym jego praca nie była tak profesjonalna jak jego partnera, więc prawie nie było potrzeby kupowania takich trzyczęściowych garniturów. Kolory były ładne: czarny garnitur z ciemnoszarą kamizelką, pasujący krawat i jasno niebieska, zapinana koszula pod spodem. Wyglądało to dobrze, naprawdę dobrze, właściwie… ale. Może powinien wszystko zdjąć. Ale nie… Nie, powinien mieć to za sobą i po prostu wyjść. Mycroft chciałby go w tym zobaczyć.

Dlatego prostując się, Greg wziął głęboki oddech i odwrócił się. Zamknął na chwilę oczy, po czym odsunął zasłonę i wyszedł z małej przebieralni do pomieszczenia, gdzie Mycroft siedział na niewielkiej kanapie. Spojrzał na swojego partnera. Jego zdenerwowanie trzepotało głęboko w jego wnętrznościach, obserwując, jak wzrok Mycrofta wylądował na jego wystrojonej postaci.

Patrzył, jak usta Mycrofta rozchyliły się, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa. Mycroft zamknął je, zamrugał i oblizał wargi, po czym ponownie je otworzył. Wziął głęboki oddech, wciąż się nie odzywając. Greg nie mógł zdecydować, czy jego milczenie było dobre czy złe. Młodszy mężczyzna zamrugał szybko kilka razy, po czym wstał.

— Gregory… — wymamrotał, podchodząc i stając przed inspektorem. Starszy mężczyzna przeniósł niezręcznie ciężar ciała z nogi na nogę.

— Tak, jestem… — zaczął, pocierając tył głowy.

— Zapierający dech w piersiach — powiedział Mycroft, zanim zdążył dokończyć. Greg zamrugał i spojrzał na niego.

— Naprawdę? — zapytał zaskoczony. Patrzył, jak na ustach Mycrofta pojawiał się uśmiech.

— Oczywiście — powiedział, unosząc rękę i ściskając biceps Grega. — Wygląda perfekcyjnie na tobie. Powinienem był cię zabrać na przymiarkę znacznie wcześniej. Teraz daję sobie dokładnie sprawę z tego, co przegapiłem.

— To ledwie dopasowanie — zaśmiał się Greg, zerkając na garnitur, który miał na sobie. — To dziwne, ale już jest idealny dla mnie.

Wzruszył ramionami, ponownie wygładzając boki marynarki. Naprawdę pasował, jakby został stworzony specjalnie dla niego. Rzadko się zdarzało, żeby coś takiego od razu na niego pasowało. Nie żeby nigdy nie mógł znaleźć odpowiednich ubrań, ponieważ jego rozmiar ciała nie był taki niestandardowy, ale w tym garniturze było coś, co idealnie do niego pasowało. To było dziwne. Ponownie zerknął na Mycrofta, który zacisnął usta w cienką linię i wyglądał na nieco skrępowanego.

— Mogłem… być może już dostarczyłem im twoje wymiary — przyznał cicho.

Greg zdumiał się, a potem lekko roześmiał.

— Serio? — zapytał. Mycroft skinął głową, a Greg uśmiechnął się szeroko. Chwycił policzek partnera w dłoń i pogładził go czule kciukiem. — Skąd dokładnie znałeś moje wymiary?

Mycroft uniósł brew i posłał mu spojrzenie typu “musisz sobie ze mnie żartować”, z którym Greg był już zapoznany. Mimo to pochylił się w stronę dotyku. Znów zaczął się uśmiechać porozumiewawczo, a Greg zdał sobie sprawę, że znał już odpowiedź na swoje pytanie.

— Nie tylko widzę, ale też wszystko odnotowuję — skomentował cicho Mycroft, brzmiąc bardzo podobnie do swojego młodszego brata. — Jestem wystarczająco zaznajomiony z twoim ciałem, aby znać twoje dokładne wymiary bez konieczności ich wykonywania.

— Tak jest. — Greg uśmiechnął się. Rozejrzał się wokół, żeby upewnić się, że wciąż są sami, po czym podniósł się na palcach, żeby przesunąć się bliżej i musnąć wargami usta Mycrofta. — Dlaczego nie skończymy zakupów, abyś mógł mi przypomnieć, jak dobrze znasz moje ciało?

Poczuł się Mycroft napiął się i zadrżał. Wydobyło się z niego delikatne prychnięcie, które sprawiło, że Greg uśmiechnął się jeszcze bardziej. Następnie Mycroft skinął głową, kładąc smukłe dłonie na talii Grega.

— Tak, uważam, że to świetny pomysł — wymamrotał, pochylając się, by musnąć czubkiem długiego nosa szczękę Grega. To była jego kolej, żeby trochę zadrżeć. Tak, czas już iść.

Chapter 194: Chroniąc mnie

Chapter Text

Greg z pewnością miał sporo trudnych spraw. Jego życie nieraz było zagrożone. Wiele spraw o morderstwo były brutalne lub były zbrodniami z namiętnością albo po prostu było dziwne, ale… Czasami pojawiało się coś jeszcze poważniejszego. Bombardowania, terroryści, nie zwykłe porwanie czy morderstwo. Ech, sam fakt, że nawet mógł uważać morderstwo za proste… Jakim człowiekiem się stał?

To był niestety jeden z tych poważniejszych przypadków. Jego życie było zagrożone więcej niż raz i do tego momentu było jasne, że ktoś celowo do niego strzelał. To było coś więcej niż tylko to, że prowadził śledztwo w tej sprawie. Nie… to on był konkretnie celem. Trafił do szpitala, wymagając szwów na czole i boku (ale w rzeczywistości pielęgniarki robiły znacznie więcej zamieszania, niż było trzeba).

Szczerze mówiąc, nie był aż tak tym zaniepokojony. Mimo że był wyraźnie celem zabójstwa, nie poruszało go tak bardzo. Wydawało się jednak, że poważnie zaniepokoiło to jednego z ich głównych prowadzących tę konkretną sprawę. Mycroft Holmes nigdy nie okazywał irytacji ani niepokoju, ale wyglądało na to, że przy Gregu rozluźnia się i staje się bardzo łatwy do odczytania. Nie raz inspektor widział go bardzo zirytowanego, ale tym razem był również zdecydowanie zaniepokojony.

Mycroft wziął udział w sprawie ze względu na zaangażowanie terrorystów. Coś na temat Serbii, o czym Greg nie mógł jeszcze wiedzieć. To było irytujące, ponieważ wciąż zajmował się tą cholerną sprawą, ale przynajmniej Mycroft nie zabrał jej od razu z jego rąk, jak to robił z niektórymi przypadkami w przeszłości. To był bonus. Bardzo dobrze ze sobą współpracowali do około tygodnia temu, kiedy wreszcie podjęto czwartą próbę zamachu na życie Grega.

Teraz… znalazł się tutaj. Był w ogromnym, fantazyjnym domu, który prawdopodobnie kosztował przynajmniej trzy razy więcej niż jego mieszkanie i był cholernie znudzony. Pewnego wieczoru Mycroft przywiózł go tutaj, w stanie którym można było określić jedynie jako kontrolowaną panikę, i od tamtej pory utknął tutaj. Doprowadzało go to do szaleństwa. Bez względu na to, ile razy mówił mężczyźnie, że nie potrzebuje kryjówki, nic to nie zmieniało.

Na szczęście Mycroft przynajmniej dołączył do niego, aby dotrzymać mu towarzystwa. Pili razem herbatę lub wino, omawiali sprawę i grali w szachy. Cóż, Mycroft grał w nie. Greg próbował się tego nauczyć. Polityk był jednak bardzo dobrym nauczycielem, więc powoli zaczynał to rozumieć. Mimo to niewiele mu to wszystko pomogło.

— Słuchaj, doceniam troskę — powiedział pewnego wieczoru, opadając na jedną z kanap w salonie. Mycroft siedział naprzeciwko niego w fotelu z laptopem i szkocką stojącą na stole. Młodszy mężczyzna spojrzał na niego nad ekranem, ale nic nie powiedział, dlatego Greg kontynuował: — Ale chcę wrócić do tej sprawy. Czuję, że teraz idzie wolniej, kiedy nie uczestniczę w niej. Poważnie, Mycroft, minął już tydzień.

— Zapewniam cię, że sprawa idzie dobrze — odpowiedział Mycroft, kontynuując pisanie na klawiaturze.

Greg westchnął i uszczypnął grzbiet nosa. Doceniał to wszystko. Do diabła, obchodziły go uczucia Mycrofta w tym przypadku. Cholerny Holmes miał sposób, by tak się poczuć, mimo tego nie mógł tu zostać ani chwilę dłużej.

— Nie mogę wyjść nawet na patio — prychnął ze skargą, krzyżując ramiona. — Nie mogę cieszyć się świeżym powietrzem. — Mycroft uniósł brew i spojrzał na niego sceptycznie. Greg przewrócił oczami. — W porządku, nie mogę cieszyć się londyńskim powietrzem — poprawił z irytacją. — Mycroft, ja tutaj wariuję.

— Rozumiem, Gregory, ale dopóki zagrożenie nie zostanie wyeliminowane, musisz tu pozostać. To dla twojej ochrony.

Greg nie mógł zliczyć, ile razy mu to powiedziano. To była ostatnia kropla w czarze. Lekko wkurzony zsunął się z kanapy i odszedł jak burza, kierując się w stronę frontowych drzwi. W myślach wyzywał Mycrofta, żeby ten ośmielił się go powstrzymać.

Oczywiście mężczyzna podjął się tego wyzwania. Minęły zaledwie sekundy, zanim usłyszał pośpieszne kroki Mycrofta za sobą.

— Gregory, wracaj tutaj — poprosił.

Greg zacisnął pięści i szedł dalej. Szedł korytarzem i sięgnął do klamki do drzwi wejściowych…

Szczupła dłoń owinęła się wokół jego nadgarstka, powstrzymując go. Greg zamarł. Jakby wystarczyło, że Mycroft zainicjował kontakt fizyczny… Wzdychając, Greg obejrzał się przez ramię. Zdumiał się na prawie zdesperowany, zdezorientowany wygląd, który pojawił się w wyrazie twarzy drugiego mężczyzny.

— Gregory, proszę — powiedział, marszcząc brwi.

Ręka Grega opadła z klamki. Odwrócił się.

— Dlaczego tak tym się martwisz? — zapytał ściszonym głosem, obserwując uważnie Mycrofta.

— Ponieważ jesteś zbyt dobrym człowiekiem, żeby zabili cię Serbowie — padła sztywna odpowiedź.

Greg był nieco sceptyczny do tego.

— Mycroft… — westchnął, zerkając na rękę wciąż owiniętą wokół jego nadgarstka. Nie stawiał oporu, dlaczego więc mężczyzna go nie puścił? — Co się naprawdę dzieje?

— Proszę, nie każ mi tego mówić — zdawał się błagać Mycroft.

Greg wpatrywał się w niego. Miał przeczucie, czegoś, co umykało mu od jakiegoś czasu. Odrzucał to, zrzucając winę na fakt, że był tu zamknięty i tak naprawdę nie miał żadnego kontaktu z innymi ludźmi poza Mycroftem, ale… Wszystko to wydawało się tylko potwierdzać marzenia, które zaczął mieć. Myśli, które nie mogły opuścić jego głowy, gdy był pod prysznicem lub gdy za dużo wypił. Nerwowo oblizał wargi, a spojrzenie Mycrofta skupiło się na jego języku.

— W takim razie pokaż mi — odważył się powiedzieć Greg, sprawdzając swoje przypuszczenia obracając pochwyconą dłoń, by przesunąć koniuszkami palców po nadgarstku Mycrofta.

Akcja ta przypominała pstryknięcie przełącznika. Patrzył, jak Mycroft wzdrygnął się i zamknął oczy. Może to był alkohol, a może napięcie i stres, ale Greg otrzymał odpowiedź. Mycroft zrobił krok do przodu, puszczając nadgarstek Grega i chwytając go za biceps. Przyciągnął go bliżej i zmiażdżył jego usta swoimi. Greg zamarł na chwilę, zanim zaczął oddawać pocałunek. Jego ręka automatycznie powędrowała do pasa Mycrofta, obejmując go.

Jeszcze kilka kroków i plecy Grega zostały przyciśnięte do drzwi. Ciało Mycrofta naciskało na niego. Przechylił głowę, a młodszy mężczyzna wykorzystał to, aby pogłębić pocałunek. Greg miał zawroty głowy, serce mu waliło, ale kiedy język Mycrofta wysunął się i musnął jego dolną wargę, praktycznie sapnął, gdy pozwolił mu na wejście, o które poproszono. Greg ścisnął go mocniej, a Mycroft przysunął się bliżej. Ich ciała zrównały się i były gorące, jakby zżerała ich gorączka.

Tak było dopóki Mycroft przerwał pocałunek, a Greg nie jęknął z tego powodu. Dysząc patrzyli na siebie, a ich źrenice były rozszerzone pod wpływem emocji. Usta Mycrofta błyszczały i były lekko spuchnięte od pocałunków. Greg stwierdził, że chce po prostu pochwycić je z powrotem i zacząć wszystko od nowa.

— Gregory… — zaczął Mycroft szorstkim głosem, nagle wyglądając na zażenowanego.

Geg potrząsnął głową.

— Cokolwiek zamierzasz powiedzieć, nie rób tego — zaczął drżącym głosem. Nagle odkrył, że wszystko, czego chciał, to więcej i nie zamierzał pozwolić Mycroftowi próbować się z tego wyperswadować, kiedy było jasne, że on również tego chciał. — Po prostu pocałuj mnie jeszcze raz.

Dźwięk, który wydobył się z Mycrofta był prawie jękiem, a jego brwi ponownie się zmarszczyły. Greg z wyprzedzeniem przekrzywił głowę, a Mycroft podszedł, przyjmując zaproszenie i ponownie go całując. Tym razem akcja była wolniejsza i bardziej przemyślana, ale również bardziej zdesperowana. Greg odczuwał milion emocji i były one przytłaczające. Będą musieli porozmawiać. Było wiele do uporządkowania i wiele do rozgryzienia.

Chciał na to wszystko poczekać. Zapomnieć o tym do jutra. Na razie chciał tylko tego.

Chapter 195: Zagmatwany poranek po

Chapter Text

Greg obudził się sam następnego ranka. Nie mógł powiedzieć, że był zaskoczony. Co go jednak zdziwiło, to kartka papieru na poduszce obok niego. Uniósł brwi i sięgnął po nią, czytając słowa, które zostały na niej tak elegancko zapisane.

Dzień dobry, Gregory. Poszedłem do biura na godzinę, a potem planuję przynieść śniadanie do domu. Do zobaczenia wkrótce. - MH

Greg uśmiechnął się delikatnie. Mycroft nigdy wcześniej nie zostawił mu notatki. Przesunął opuszkami palców po słowach. Oczywiście charakter pisma Mycrofta był równie elegancki jak on sam. Westchnąwszy wstał z łóżka i poszedł do łazienki, aby wziąć prysznic. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Przeczesał palcami włosy i sapnął myśląc o poprzedniej nocy.

Był zły, wariował, a potem… całowali się. W tym momencie odkrył, że to wszystko, czego pragnął. Kiedy przenieśli się do sypialni w zasadzie zdarli z siebie nawzajem ubrania i wskoczyli do łóżka. Zanim się zorientował, obecność Mycrofta otaczała go, pochłaniała i poddał się jej bez namysłu.

Teraz nadszedł poranek. Pojawiły się sprawy, które zeszłej nocy odsunął na bok. Musieliby o tym porozmawiać i wymyślić różne rzeczy. Było jasne, że obaj pożądali się nawzajem, a także wydawało się oczywiste, że Mycroft troszczył się o niego bardziej, niż gdyby tylko chodziło o seks. Jeśli tak nie było, to nie można byłoby wyjaśnić sposobu w jaki patrzył na Grega, gdy ten próbował wyjść. Na jego twarzy i w głosie była widoczna wielka desperacja, a po seksie Greg zasnął w jego ramionach.

Odwrócił twarz w stronę lecącej wody i lekko zmarszczył brwi. Wiele myśli przebiegało mu przez głowę i szczerze mówiąc, trochę go to przerażało. Stwierdził jednak, że chce spróbować. Pragnął czegoś więcej zeszłej nocy. Troszczył się o młodszego mężczyznę i miał nadzieję, że osiągną porozumienie, kiedy ten wróci na śniadanie.

Kiedy skończył się myć i zakręcił wodę, przyszło mu do głowy, że… Jak miał się zachowywać, kiedy Mycroft wróci do domu? Jakby byli przyjaciółmi? A może… bardziej intymne gesty byłyby w porządku? Naprawdę nie miał pojęcia. Nie wiedział, czego oczekiwać od młodszego mężczyzny, kiedy wróci.

Nie miał jednak zbyt wiele czasu, by się tym martwić, ponieważ kiedy z ręcznikiem owiniętym wokół pasa z roztargnieniem wyszedł z sypialni, znalazł się twarzą w twarz z Mycroftem. Zamarł, a jego usta rozchyliły się chcąc powiedzieć słowa, których nie do końca potrafił sformować. Bardziej niż jego przybycie drugiego mężczyzny, Grega zszokował sposób w jaki Mycroft na niego patrzył. Jego blade oczy były szeroko otwarte i wyraźnie podziwiał jego nagą i wciąż nieco mokrą postać. Szybkim gestem oblizał wargi i zamrugał. To było…

— Hej — zdołał powiedzieć, cofając się ze skrępowaniem o krok. — Przepraszam, nie wiedziałem, że wróciłeś. Ech… pójdę się ubrać.

Odwrócił się i schował się z powrotem do sypialni, zanim Mycroft zdążył cokolwiek powiedzieć, czując ciepło na policzkach. Nie bardzo wiedział, dlaczego był zakłopotany. W końcu Mycroft przeleciał go zeszłej nocy (choć może to było zbyt prymitywne określenie na seks, który uprawiali, ponieważ było w tym zdecydowanie coś więcej). Mimo to czuł się dziwnie pod spojrzeniem, które właśnie otrzymał. Opuścił ręcznik, chwycił spodnie, a później nałożył podkoszulek.

Wziął głęboki oddech, przeczesał dłonią wciąż lekko wilgotne włosy i wyszedł z sypialni. Mycroft przeniósł się do kuchni, gdzie sortował różne artykuły spożywcze, które rzeczywiście przyniósł ze sobą. Greg podszedł do jednego z krzeseł i usiadł.

— Wygląda dobrze — powiedział z uśmiechem.

Mycroft spojrzał na niego, po czym skinął głową i kontynuował swoje działania.

— W rzeczy stanie. Mam nadzieję, że posiłek ci zasmakuje — skomentował po sekundzie.

Przesunął się, żeby postawić coś przed Gregiem. Starszy mężczyzna instynktownie sięgnął i delikatnie pogładził jego biceps. Patrzył, jak Mycroft zamarł, jakby nie spodziewał się dotyku. Ich spojrzenia spotkały się. Serce Grega biło szaleńczo.

— Powinniśmy… hm… porozmawiać — zasugerował Greg, wzruszając ramionami.

Mycroft zamrugał, wpatrując się w niego.

— Tak, chyba powinniśmy — zgodził się, siadając obok niego. — Przepraszam, jeśli wczoraj w nocy za szybko eskalowałem sprawy lub jeśli źle odczytałem sygnały. Miałem wrażenie, że…

— Przestań, zanim zawędrujesz za daleko — przerwał mu Greg, podnosząc rękę. Mycroft patrzył na niego uważnie. — Powiedzmy sobie jasno. Chciałem tego, co wydarzyło się zeszłej nocy. Pomijając to, musimy pomyśleć o tym, co teraz zrobimy.

Mycroft skinął głową. Sięgnął po jedną z bułeczek, które postawił na stole i położył ją na malutkim talerzyku, po czym zasadniczo rozerwał ją na części i bezwiednie zjadał po małym kęsie.

— Moje uczucia do siebie są skomplikowane, zagmatwane i przytłaczające. To wszystko jest naprawdę absurdalne — przyznał Mycroft. Jego wyraz twarzy jasno wskazywał, że rozmawianie o takich rzeczach było dla niego niezręczne. — Jedynym powodem, dla którego cię tutaj przywiozłem było to, że nie mogłem znieść kolejnego zamachu na twoje życie. Jeszcze gorzej byłoby, gdyby komuś się udało. Potem nastała ta ostatnia noc. Bardzo… mi się ona podobała i uważam, że chcę tego więcej.

— Więcej seksu? — zapytał Greg, nie mogąc powstrzymać cichego śmiechu.

— Tak, ale… — zaczął Mycroft, po czym westchnął. — Przypuszczam, że nie wyraziłem się jasno.

— Nie, myślę, że rozumiem — powiedział Greg, kręcąc głową. — Też chcę tego więcej. Tak więcej seksu, ale… Mycroft, wczorajszej nocy nie był to tylko seksem. Wcześniej uprawiałem tylko seks i to co zrobiliśmy wczoraj w niczym go nie przypominało.

— Tak, byłbym skłonny się z tym zgodzić — przytaknął polityk.

— Czyli zobaczymy, do czego to doprowadzi? — zasugerował Greg. — Może… pójdziemy na kilka randek? Rozumiesz, zobaczyć dokąd to nas zaprowadzi? Zależy mi na tobie, Mycroft. Chyba zawsze tak było. Mam słabość do was, Holmesów, ale zawsze w tobie było coś więcej, czego nie było w Sherlocku. To było to coś. I chciałbym… Naprawdę chciałbym mieć szansę, abyśmy stali się kimś więcej niż tylko współpracownikami. Więcej niż przyjaciółmi.

— Ja też był tego chciał. — Mycroft uśmiechnął się łagodnie. Greg również.

— Zacznijmy więc od śniadania. A potem… może trochę odpoczynku? A może musisz wrócić do pracy? — Ciężko było mu ukryć ewentualne rozczarowanie na myśl o tym, że zostanie sam w domu przez cały dzień.

— Nie muszę — powiedział Mycroft, a Greg poczuł ulgę.

— W takim razie może po śniadaniu wrócimy do łóżka? Zobaczyć, dokąd to nas zaprowadzi? — zasugerował, uśmiechając się kokieteryjnie.

Mycroft uśmiechnął się złośliwie.

— Dobry pomysł, Gregory.

Chapter 196: Przygotowania

Chapter Text

— Czyli wszystko jest w porządku? — zapytała Elizabeth Lestrade, odchylając się na krześle, czekając, aż Greg wyjdzie z przebieralni.

Był na ostatniej przymiarce swojego smokingu, który był cholernym najważniejszym ubraniem w jego życiu.

— Tak przypuszczam — zawołał do niej poprawiając pas, po czym sięgnął po marynarkę. Przewrócił oczami słysząc śmiech córki, zanim wyjaśnił. — Mycroft zajmował się w większym przypadku planowaniem, Lizzie. Miałem pewne sugestie do rzeczy tu i tam, ale głównie to jego wybór.

— Tak, to wydaje się być w stylu Myca — powiedziała Elizabeth.

Uśmiech Grega stał się szerszy.

— Nie spodziewałem się niczego mniej po nim — powiedział czule, zapinając marynarkę i poprawiając rękawy. Potem odwrócił się i wyszedł. — I jak?

Elizabeth milczała przez chwilę, wpatrując się w ojca z rozchylonymi ustami. Wkrótce na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, który najwyraźniej odziedziczyła po nim i z podekscytowaniem klasnęła w dłonie.

— Wyglądasz jak mężczyzna, który ma wyjść za mąż — zaśmiała się, wstając i podchodząc do niego. Przyjrzała się wszystkiemu, zbliżając się jeszcze bardziej, aż Greg parsknął śmiechem.

— No dobrze, bo tak faktycznie jest — powiedział, dumnie przechylając podbródek. — Czy przeszedłem twoją inspekcję?

— Hmmm… sądzę, że tak — przytaknęła Elizabeth, po czym mrugnęła. — Idź. Przebierz się. Wynosimy się stąd.

— Co? Mamy coś jeszcze w programie? — zapytał Greg ze śmiechem, chociaż już się odwracał, by wrócić do małej przebieralni i ponownie założyć swoje zwykłe ubranie.

— Być może. Po prostu chodźmy.

Najstarsza jego córka machnęła na niego ręką, zamierzając usiąść z powrotem, kiedy się przebierał.

— Wiesz, nie musisz spędzać całego dnia ze swoim staruszkiem — zaczął mówić Greg, gdy się przebierał. Zadbał o to, aby wszystko odwiesić bardzo ostrożnie, układając i składając wszystko tak jak było, zanim wszystko odłożył na miejsce. — Wiem, że masz przyjaciół i takie tam, ponieważ jesteś na uniwersytecie. Jestem pewien, że chcieliby cię zobaczyć.

— Tato, chcę tu być. Masz zamiar wyjść za mąż. To wielka sprawa. Poza tym potrzebujesz kogoś z sobą, bo Mycroft nie może tu być. Jesteś okropny w tego typu rzeczach.

— Ej! — krzyknął, chociaż Elizabeth miała rację. Naprawdę był w tym zły.

Z powrotem w swoich normalnych ubraniach z torbą na smoking przewieszoną przez ramię, oboje wyszli z zakładu. Elizabeth wsiadła do samochodu, gdy Greg wieszał pokrowiec na tylnym siedzeniu, potem odjechali. W planach mieli lunch. Udali się do pobliskiej piekarni, którą wszyscy tak ostatnio polubili.

— Czyli przyprowadzisz swojego partnera na wesele? — zapytał Greg, gdy zajęli swoje miejsca przy stoliku i złożyli zamówienia.

Elizabeth pokręciła głową.

— Nie — odpowiedziała, wzruszając ramionami. — Ten facet to niewypał, a ja… cóż, jest pewna dziewczyna, którą jestem lekko zainteresowana, ale ona nie mieszka w centralnym Londynie, a my ledwo jesteśmy na tym etapie, więc sama nie wiem.

— Cóż, jeśli dojdziecie do tego etapu, to chciałbym ją poznać — powiedział Greg, popijając przyniesioną wodę.

Elizabeth uśmiechnęła się promiennie i skinęła głową.

— Tak, oczywiście — zgodziła się, popijając własną wodę. — No i tato, jak się czujesz? W związku z tym wszystkim. Za kilka dni bierzesz ślub. Czy to… Czy to różni się od tego, kiedy pobraliście się z mamą?

Oczywiście było to ważne pytanie. Greg mógł stwierdzić, że w jej pytaniu był nieco nieprzyjemny ton, obserwując, jak Elizabeth drgnęła na swoim miejscu i po zapytaniu spojrzała na swoją wodę. Sprawy wciąż były napięte, jeśli chodziło o jego byłą żonę i niestety tak było również w przypadku jego najstarszej córki. Podczas rozwodu była wystarczająco dorosła, by zrozumieć, co się działo i dlaczego oraz co się stało… Trudno było jej być w dobrych stosunkach z Christiną. Greg nienawidził tego, ponieważ w końcu była jej mamą, ale nic nie można było z tym zrobić.

— Tak — powiedział, kiwając głową. — To znaczy, istnieją pewne takie same uczucia. To roztrzęsienie, które pojawia się przy ślubie. Lekka cierpliwość, chęć, by się to stało. Aby to było już. Ale są też nerwy. Że coś może się schrzanić, albo sam Bóg wie, coś może stanąć na drodze. Myślę, że tym razem są trochę większe biorąc pod uwagę pracę Mycrofta.

Roześmiał się trochę, pokazując, że nie był do końca poważny. Zawsze istniało ryzyko, że coś się wydarzy, ale Anthea była odpowiedzialna za upewnienie się, że jeśli tak się stanie, to aby poleciały głowy oraz żeby i tak wszystko poszło gładko. Greg czuł, że to był główny powód, dla którego została wybrana na drużbę Mycrofta.

— Jestem naprawdę szczęśliwa — powiedziała Elizabeth. — Kocham Mycrofta. I uwielbiam jaki wpływ ma na ciebie. Zasługujesz na to, tato. Nie mogę się doczekać, aż oficjalnie również zostanie moim ojcem.

Greg sięgnął przez stół i ujął jedną z dłoni córek, ściskając ją delikatnie. Był tak szczęśliwy, że mógł jedynie płakać i śmiać się.

— To było jedną z ważniejszych dla mnie rzeczy, Lizzie. Zawsze tak było.

— No weź, zachowaj te łzy na ślub, okej?

Elizabeth zaśmiała się lekko, drażniąc się, ale równie mocno ścisnęła jego dłoń, patrząc na ojca z taką dumą i miłością, że Gregowi zakręciło się w głowie.

Chapter 197: Wspólny taniec

Chapter Text

Greg leżał rozciągnięty na całej długości kanapy, czytając akta niektórych spraw i sporządzając notatki z procesu, w którym miał uczestniczyć za kilka tygodni. Jasne, mógłby odłożyć to na bok i nie martwić się o to przez jakiś czas, ale wolałby mieć wszystko załatwione i ukończone, zanim wyjedzie na tydzień za granicę. Nie było mowy, żeby podczas miesiąca miodowego skupiał się na czymkolwiek związanym z pracą.

Jego miesiąc miodowy. Mycroft i Greg mieli wyjechać na miesiąc miodowy. Czasami myślenie o tym wciąż było tak surrealistyczne, ale tak było. Pobierali się. Do ślubu zostało już tylko kilka dni i niewiele zostało do zrobienia poza czekaniem. To była ulga, ponieważ nie był tak bardzo obciążony pracą, a Mycroft nie musiał załatwiać tak wiele spraw, więc mogli po prostu spędzać czas i relaksować się, gdy obaj byli w domu.

Mycroft był w swoim gabinecie, kończąc kontaktowanie się z kilkoma osobami. Greg podniósł wzrok, gdy polityk wszedł do pokoju.

— Wszystko gotowe? — zapytał, przesuwając papiery i kładąc wszystko na stole przed sobą.

— Tak — przytaknął Mycroft, uśmiechając się delikatnie do narzeczonego, przechodząc przez salon.

Greg obserwował go z zaciekawieniem, spodziewając się, że podejdzie, aby dołączyć do niego na kanapie. Zamiast tego podszedł do ich telewizora oraz głośników. Co on robił?

— Miałem kilka rozmów z cateringiem i kwiaciarnią. Kilka ostatnich szlifów. Wszystko powinno być gotowe na czas — kontynuował, włączając głośniki i podnosząc małego pilota, który sterował iPodem, który tam ustawił.

Greg uniósł brew.

— Co ty robisz? — zapytał, przechylając lekko głowę na bok, próbując zajrzeć poza ciało Mycrofta, by zobaczyć, co się dzieje.

Nie mógł jednak niczego dostrzec. Jego uniesiona brew powędrowała jeszcze wyżej, gdy zaczęła grać muzyka, a Mycroft odwrócił się do niego z niezwykłym wyrazem twarzy.

— Podejdź — poprosił Mycroft, odkładając pilota, po czym wyciągnął rękę, machając kusząco palcami.

— Frank Sinatra? — zapytał Greg, śmiejąc się, gdy z głośników dobiegło Fly Me To The Moon.

Wstał jednak i podszedł do Mycrofta stojącego na środku salonu.

— Tak — przytaknął Mycroft. — Uznałem, że ty i ja możemy przećwiczyć nasz taniec.

Greg roześmiał się, a jego oczy błyszczały, gdy wyciągnęli do siebie ręce. Lestrade natychmiast położył dłoń na ramieniu wyższego mężczyzny, gdy ten położył swoją wolną na jego talii. Ich palce splotły się razem, gdy trzymali swoje ręce. Zbliżyli się do siebie. Greg przycisnął czoło do szczęki Mycrofta i zamknął oczy, gdy zaczęli się kołysać odrobinę do tyłu i do przodu.

— Wiesz, zwykle nie ćwiczy się wolnego tańca na własny ślub — wyszeptał z rozbawieniem, ale nie zrobił żadnego ruchu, aby się odsunąć. — Zatańczymy do Sinastry?

— Jeśli chcesz — powiedział Mycroft, głaszcząc Grega po boku. — Możemy tańczyć do czego tylko zechcesz, najdroższy.

— Poczekaj chwilę — powiedział po minucie, ściskając dłoń Mycrofta, odrywając się od niego.

Odwrócił się do stołu i odsunął go na bok, dając im więcej miejsca do poruszania się. Potem, uśmiechając się promiennie, cofnął się i ponownie sięgnął po rękę swojego partnera, przyciągając go do siebie. Oczy Mycrofta otwarły się szeroko, nie spodziewając się szybszego tępa i przez pozostałą część piosenki wykonywali różne ruchy taneczne, zanim Greg bezpiecznie objął ramieniem plecy Mycrofta, przechylając go nieco do tyłu.

— Gregory — zaśmiał się Mycroft, przytulając się do starszego mężczyzny nieco mocniej.

Greg pochylił się i pocałował go delikatnie, zanim obaj się wyprostowali.

— Mam dobry pomysł — powiedział Greg, gdy piosenka dobiegła końca.

Podszedł, żeby chwycić pilota i przerzucić piosenki. W końcu znalazł to, czego szukał i włączył muzykę. Powrócili do swoich początkowych pozycji. Greg owinął ramiona wokół szyi Mycrofta, by przytulić się nieco mocniej, gdy znowu kołysali się w tył i w przód oraz na boki.

Never thought I’d fall, but when I hear you call I’m getting sentimental over you… — Greg zaczął śpiewać Mycroftowi do ucha, muskając nosem jego policzek.

Ta piosenka zawsze przypominała mu o braciach Holmes, z ich niechęcią do sentymentów. To było coś, czego nigdy nie przyznałby się głośno do słuchania, kiedy zakochiwał się w Mycroftcie, mając nadzieję, że pewnego dnia może będzie to prawda. Cóż, tak było. To było genialne.

Kontynuował śpiewanie, dzieląc się delikatnymi pocałunkami z Mycroftem pomiędzy zwrotkami, a pod koniec dołączył do niego młodszy mężczyzna i skończyli śpiewając wspólnie. To było absolutnie cholernie idealne, a Greg ledwo mógł powstrzymać swoją miłość i szczęście. Miał piekielne szczęście, żenił się z tym genialnym mężczyzną.

Won’t you please be kind, and just make up your mind, that you’ll be sweet and gentle, by gentle with me. Cause I’m getting sentimental over you.

Chapter 198: Braterska więź

Chapter Text

Wieczór kawalerski. To była tradycyjna rzecz dla mężczyzn przed ślubem: ostatnia szansa szaleństwa przez rzekomym zakuciem się w kajdany w postaci obrączki ślubnej. Teoretycznie miało to sens, ponieważ zawsze było używane to jako powód, dla którego grupa facetów po prostu wychodziła i piła oraz najwyraźniej odwiedzała klub ze striptizem.

Dlatego też w wieczór kawalerski można było zostać Mycrofta stojącego obecnie pośrodku salonu 221B z Sherlockiem wpatrującym się w niego niezręcznie.

— A więc — podpowiedział, poprawiając parasol i stukając nim w dywan.

— Naprawdę nie oczekujesz, że… — skomentował Sherlock, sugestywnie machając rękami w powietrzu.

— Prawie — odpowiedział Mycroft, unosząc brew. — Jeśli pamiętasz, to nasze połówki ustawiły nas w tej sytuacji.

— W rzeczy samej. John powiedział, że to będzie dla nas dobre, cokolwiek przez to rozumie — prychnął Sherlock.

— Doktor Watson i Gregory działają w tajemniczy sposób — westchnął Mycroft. — Przypuszczam, że skoro biorą udział w uroczystościach wieczoru kawalerskiego, uznali, że my również musimy.

— To niedorzeczne — zadrwił Sherlock.

— Jestem skłonny się z tym zgodzić — przytaknął Mycroft. Znów zapadła między nimi chwila ciszy. — Przyniosłem jednak szkocką.

Sherlock spojrzał na swojego brata po tym stwierdzeniu, jakby rozważał ofertę, która została w zasadzie przedstawiona na stole. Musnął trzymane w dłoni skrzypce, po czym westchnął i odstawił je, opierając je o krzesło z kolejnym westchnieniem.

— Dobrze, napijmy się szkockiej.

Dwie godziny później i jedną butelkę szkockiej Sherlock i Mycroft siedzieli w fotelach w salonie. Skrzypce i parasol zostały porzucone. Obaj mieli dosyć dobrą tolerancję, jeśli chodzi o alkohol, przynajmniej w porównaniu z innymi, ale rozluźniło ich to na tyle, że obecnie czuli się dziwnie dobrze w swojej obecności.

— Mam nadzieję, że nie spodziewasz się, że jutro wygłoszę toast — powiedział Sherlock, wskazując na Mycrofta, wpatrując się w niego twardo.

— Boże, nie — zaśmiał się cicho Mycroft, potrząsając głową. — Nie uważam, że będę miał złamane serce, jeśli tego nie zrobisz.

— Powinniśmy zagrać w Operację.

— Ponownie? — zapytał Mycroft, unosząc brew.

— W porządku, nieważne — prychnął Sherlock, krzyżując ramiona w dziecinny sposób.

To niespodziewanie odrobinę rozgrzało serce Mycrofta, przypominając mu czas z ich życia, kiedy byli sobie znacznie bliżsi. Nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Sherlock wyraźnie to zauważył, ale postanowił tego nie komentować.

— Wiesz, to nie jest to takie złe — powiedział Mycroft po kolejnych kilku chwilach ciszy, popijając szkocką.

— To?

—Ty i ja — wyjaśnił Mycroft, wskazując na nich. — Jest tak jak kiedyś.

— Zapewniam cię, że żaden z nas nigdy nie był pijany — rzekł Sherlock, a Mycroft westchnął i uszczypnął grzbiet nosa.

— Wiesz dokładnie, o czym mówię, Sherlocku — prychnął.

— Tak i sądzę, że inspektor sprawił, że zmiękłeś.

— Mówisz to tak, jakby doktor Watson nie wywarł na ciebie takiego samego efektu.

— Hmmm.

Mycroft wpatrywał się w swoją prawie pustą szklankę, spoglądając od czasu do czasu na butelkę na stole, która została umieszczona między nimi. Również była pusta. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz pił tak z Sherlockiem. Od czasu do czasu, odczuwał żal, że między nimi nie było inaczej. Nic się nie zmieni i wiedział o tym, ale były chwile, kiedy bardzo tęsknił za bliskością ciekawskiego chłopca, który upewniał się, że był w odległości pięciu kroków od swojego starszego brata.

— Jutro się żenisz — powiedział Sherlock, wpatrując się w niego.

Mycroft zamrugał.

— Zgadza się. — Skinął głową, ponownie unosząc brew. — To raczej sedno tego wszystkiego.

— Oczywiście wiem o tym — westchnął Sherlock, pochylając się do przodu, odstawiając swoją równie pustą szklankę. — Mówię tylko, że naprawdę nigdy się tego nie spodziewałem.

— Ja również. — Uśmiechnął się Mycroft, choć był w tym lekki smutek.

Przed Gregorym nigdy nie przejmował się emocjonalnym przywiązaniem ani perspektywą spędzenia życia z innym człowiekiem. Ale teraz… Teraz się żenił. Co więcej, był gotowy i podekscytowany. Może również trochę zdenerwowany.

— Nigdy nie zrozumiałem, jak my dwoje znaleźliśmy tak… zwykłych ludzi — powiedział Sherlock, wciąż wpatrując się w stół.

— Co więcej, zwykłych ludzi, którzy są w jakiś sposób tak niezwykli — dodał Mycroft. — Jak byśmy ich znaleźli inaczej?

Kolejna chwila ciszy. Mycroft zerknął na swoją komórkę.

— Powinienem wracać do domu. Gregory jest bardzo nieugięty w sprawie tego, żebyśmy nie spędzili tej nocy razem, a zakładam, że wróci tutaj — skomentował, wstając i przeciągając się z cichym pomrukiem. — Powinienem wyjść, zanim tamta dwójka wtoczy się tutaj.

Podszedł, by podnieść parasol i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się, gdy usłyszał za sobą kroki.

— Niezależnie od wszystkiego — powiedział Sherlock nieco napiętym głosem. Mycroft zatrzymał się i zerknął na niego przez ramię.

— Słucham? — zapytał, gdy młodszy Holmes nie kontynuował.

Sherlock wziął głęboki oddech, zaciskając na chwilę usta.

— Jestem wdzięczny za to, że jesteś szczęśliwy.

Mycroft poczuł dziwne ciepło, które od dawna nie było kojarzone z Sherlockiem. Spojrzeli na siebie. Polityk uśmiechnął się. Część niego chciała chwycić brata, ale bał się, że jakikolwiek dotyk zepsuje ten moment, i chciał cenić to, czymkolwiek to było.

— Bracie mój, znaczy to dla mnie więcej, niż potrafię to właściwie wyrazić.

Kącik ust Sherlocka drgnął w lekkim uśmiechu (rzadki widok, którego Mycroft nie był pewien, czy zobaczy jeszcze przez jakiś czas) i skinął głową. Nie powiedzieli ani słowa, a Mycroft skinął mu lekko głową, po czym odwrócił się i zszedł po stopniach 221B.

Chapter 199: Najlepsza noc kawalerska

Chapter Text

Ta noc była całkowitym szaleństwem. Na sam początek John zabrał Grega do klubu ze striptizem. Żartowali na temat tego, że była to jego ostatnia szansa na zobaczenie odsłoniętych kobiecych ciał, zanim zwiąże się z Mycroftem. Poza tym żaden z nich nie był w żadnym od wieków, więc dlaczego, u diabła, nie?

Po tym, jak zostawili chłopców Holmes samych sobie, zjedli szybki posiłek przed udaniem się do klubu. Tam alkohol lał się bez umiaru. Napoje były ustawione przed Gregiem i chętnie je pił. John nie był wcale gorszy. Po ogłoszeniu, że był to wieczór kawalerski, przybyło więcej drinków wraz z bardzo uroczą kobietą, która powiedziała, że poświęci im swoją osobistą uwagę.

John kupił Gregowi (naprawdę cholernie dobry) taniec na kolanach, zanim ten zdążył go powstrzymać.

Sally pojawiła się niedługo potem z kilkoma innymi oficerami z Yardu. Greg uśmiechnął się szeroko, machając do nich, wdzięczny, że ich wszystkich widzi. Zaczęli się bawić, pogrążając się wygodnej zabawie. Spędził również kilka minut z kobietą, która tańczyła mu na kolanach, ciesząc się z tego wszystkiego, zanim Sally wyciągnęła go z kabiny.

— Zmiana miejsca — przekrzyczała muzykę z jasnym uśmiechem.

Greg nie miał pojęcia, co miała na myśli, ale John szybko do nich dołączył, również się uśmiechając, a wszyscy inni podążyli za nimi z zainteresowaniem.

Sally postanowiła nie wspominać, że zmiana miejsca oznaczała zupełnie inny klub ze striptizem. Chociaż Greg nie był aż tak zaskoczony, nie spodziewał się również, że tutaj przyjdzie. Najwyraźniej podobne uczucia miała reszta oficerów, którzy na początku wyglądali na nieco niepewnych. Ale dwie serie shotów później nikt nie wydawał się tym przejmować.

— W końcu to bardziej twój gust. — Uśmiechnęła się Sally, mrugając. — I mój. Pomyślałem, że byłoby to właściwe.

— Tak, to prawda — zgodził się Greg, gdy patrzyli na striptizerów.

Byli przepiękni, nie mieli na sobie nic poza nakładkami w kształcie bananów, a Greg uśmiechał się od ucha do ucha. Co za cholernie dobra noc.

Mężczyźni byli ładniejsi niż kobiety w poprzednim klubie. To było dość zabawne. Nawet Daniels zawiesił na nich oko, a był zdecydowanie hetero i czyż nie było to komiczne? Greg wyciągnął komórkę, żeby zrobić kilka zdjęć. Sally wskazała palcem na coś i roześmiała się. Odwrócił się, spoglądając w miejsce gdzie Adams jawnie obściskiwał bardzo androgyniczną osobę. Zdumiewające. Zrobił więcej zdjęć.

Potem poświęcić trochę uwagi swojej komórce, przełączając się na wiadomości, zastanawiając się, jak mija noc Mycroftowi. Bardzo za nim tęsknił. Oblizując usta, otworzył ich konwersację, trzymając kciuk nad klawiszami, kiedy John wepchnął mu w dłoń drinka.

— Schowaj to — polecił, przechylając głowę i uśmiechając się. — Jutro wasza dwójka rozpocznie swoje wspólne życie. To twoja noc, Greg. A teraz chodźmy, kurwa, imprezować.

Greg uśmiechnął się i skinął głową. John miał rację. Zgodnie z instrukcją, schował komórkę do kieszeni i skupił się na swoim drinku oraz otaczających go przyjaciołach. Jutro ożeni się z miłością swojego życia. Naprawdę, wszystko było takie idealne.

Następną rzeczą, którą Greg zapamiętał było bardzo nieudane wchodzenie po schodach do 221B, trzymając Johna jakby to tylko ratowało go przed śmiercią. Pokój wirował i obaj śmiali się, a John ciągle go uciszał, ponieważ pani Hudson prawdopodobnie spała. Zanim w końcu wtoczyli się do salonu, Sherlock wpatrywał się w nich, jakby byli szaleni.

— Wasza dwójka jest pijana — skomentował, odsuwając się od okna, przy którym stał.

Greg prychnął.

— Jesteśmy — wybełkotał z parsknięciem.

— Idźcie do łóżka.

— Zabiorę ciebie do łóżka. — John uśmiechnął się, wskazując na Sherlocka. Detektyw przewrócił oczami.

— Obaj jesteście niesamowicie nietrzeźwi. John, próba seksu ze mną dzisiejszego wieczoru okazałaby się nieco trudniejsza niż normalnie. Obaj kładźcie się spać.

Odwracając się, Sherlock przeszedł przez kuchnię i korytarz do swojej sypialni. John obserwował go, najwyraźniej zamierzając do niego dołączyć.

— Mogę kimnąć na kanapie? — zapytał Greg, kołysząc się lekko.

— Zapasowe łóżko wciąż jest na górze — podkreślił John.

— Nie ufam większej ilości schodów — zaśmiał się Greg, praktycznie opadając na kanapę i natychmiast się na niej kładąc.

Wtulił się w poduszki, zwijając się i zamykając oczy. Usłyszał, że John potyka się na schodach idąc do łóżka i prawie zasnął, kiedy w kieszeni zadzwonił mu telefon.

Zajęło mu dużo czasu wyciągniecie go, szukając go między innymi drobiazgami, ale w końcu mógł przeczytać wiadomość.

Jutro będziemy na zawsze razem. Nie mogę się doczekać tego i mam nadzieję, że miałeś wspaniały wieczór. - MH

Uśmiechając się głupkowato, Greg miał zamiar odpowiedzieć, ale stracił przytomność, zanim nawet zdążył zacząć pisać.

Chapter 200: Dzień ślubu

Notes:

Szukam bety. Najlepiej takiej z doświadczeniem, która zna angielski.

Chapter Text

W końcu nadszedł ten dzień. Minęły miesiące planowania, a Elizabeth pilnowała to wszystko z boku (a w części sama uczestniczyła). Ostatecznie jednak wynik całej tej ciężkiej pracy i organizacji doszedł do tego niesamowitego momentu.

Siedząc w pierwszym rzędzie, spojrzała na dwóch mężczyzn stojących przed nią. Wszystko było proste, od ceremonii po dekoracje. Ani jej ojciec, ani ojczym nie byli zbyt przesadni w czymkolwiek. Pasowało do nich idealnie. Starała się nie westchnąć, kiedy obserwowała, jak obaj wyciągają ręce i łączą je, powtarzając słowa wypowiedziane przez prowadzącego ceremonię.

Elizabeth nie mogła sobie przypomnieć, kiedy widziała szczęśliwszy wyraz twarzy u swojego ojca niż wtedy, gdy był z Mycroftem. W tej chwili wyglądał na tak szczęśliwego, że wręcz promieniał. Nie przegapiła tego, jak jego oczy błyszczały od nie wylanych łez ani tego, jak jego głos lekko drżał, gdy wypowiadał przysięgę. Nie umknęło jej również sposób, w jaki Mycroft ściskał jego dłonie, tak opanowany jak zawsze, ale wciąż uśmiechając się najbardziej autentycznym uśmiechem podczas całej ceremonii.

Stanęła, wiwatując i klaszcząc, kiedy się pocałowali. Patrzyła, jak Greg uniósł sie na palcach, owijając ramiona wokół szyi Mycrofta, przyciskając się do niego, gdy ramiona drugiego mężczyzny owinęły się w zamian wokół jego torsu. Abby odeszła na bok, podskakując i uśmiechając się w miejscu, w którym stanęła po wypełnieniu z powodzeniem swoich obowiązków rzucania kwiatów.

Kiedy wszyscy zostali wyprowadzeni z głównej sali do pokoju, gdzie był posiłek, Elizabeth podeszła do małego stolika, przy którym znajdowali się nowożeńcy. Uśmiechając się promiennie, pobiegła i praktycznie wskoczyła w ramiona ojca w wielkim uścisku.

— Prawie sprawiłeś, że się rozpłakałam, tato — powiedziała, śmiejąc się, gdy Greg zakręcił nią trochę, zanim ją postawił.

Nie robił tego już tak często, odkąd stała się za duża na to, ale od czasu do czasu…

— Przepraszam. — Uśmiechnął się radośnie, a ona odwzajemniła ten uśmiech.

— Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że ty już to robiłeś — drażniła się.

Usta Grega rozchyliły się. Wyglądał na zaskoczonego.

— Och, proszę cię, nie płakałem — zaprotestował.

— Mój drogi, wydaje mi się, że w tej sprawie muszę stanąć po stronie Elizabeth. — Obok niej rozległ się głos Mycrofta.

Odwróciwszy się, również mocno go przytuliła.

— Jestem taka szczęśliwa — szepnęła, ściskając go.

Usłyszała, jak Mycroft parsknął delikatnym śmiechem.

— Ja również — odszepnął.

Założył jej kosmyk włosów za ucho, po czym zerknął na Grega, który wciąż dąsał się żartobliwie, twierdząc, że się zmówili, bo z pewnością nie płakał.

Zostawiając ich w spokoju, udała się po jedzenie i usadowiła się na krześle. Patrzyła, jak doktor Watson zmusił Sherlocka do zjedzenia czegoś. Zaśmiała się cicho ze sposobu, w jaki protestował i krzyżował ramiona. Jednak wszyscy się świetnie bawili. To było niesamowite, wiedząc tych wszystkich świętujących ludzi. Greg i Mycroft byli tak bardzo szczęśliwi.

Po posiłku John wygłosił mowę, a Sherlock wstał na tyle długo, żeby ogłosić, że nie będzie przemawiał. Elizabeth nie była w stanie stwierdzić, czy to, czy może spojrzenie Mycrofta wywołało po tym więcej śmiechu. Potem był tort i chwila, gdzie każdy z młodych bardzo ostrożnie karmił drugiego kawałkiem wypieku. Ta część zdecydowanie wydawała się być czymś, na co nalegał jej ojciec, ponieważ wiedziała, że pomimo tego że Mycroft przybrał odważną minę, tak naprawdę nie widział sensu tych rytuałów. Wciąż było to urocze.

Jej ulubioną częścią było jednak to, co wydarzyło się później. Pierwszy taniec.

Cały nastrój zmienił się, gdy zaczęła się piosenka. Nie była to żadna jaką Elizabeth znała, ale to naprawdę nie miało znaczenia. Światła zmieniły się i uwaga była skupiona na dwóch mężczyznach, trzymających się za ręce i przytulonych do siebie. Od czasu do czasu całowali się u wyraźnie rozmawiali ze sobą cicho. Greg zaśmiał się, a Mycroft patrzył na niego, jakby był najważniejszą częścią wszechświata.

Elizabeth w tym momencie również niemal się nie popłakała.

Kątem oka zauważyła swoją młodszą siostrę podchodzącą i stojącą obok niej, ale nie mogła oderwać wzroku od młodej pary. Jej ojciec zaczął śpiewać, wpatrując się w Mycrofta z nieschodzącym uśmiechem na twarzy. Mycroft uniósł dłoń, by objąć jego policzek. Kołysali się i całowali. To było piękne.

— Mamy teraz dwóch tatusiów — powiedziała cicho Abby.

Elizabeth spojrzała na nią wystarczająco długo, aby zobaczyć, że ona również patrzyła na dwójkę mężczyzn, wyglądając na praktycznie oczarowaną.

Elizabeth z uśmiechem skinęła głową.

— Z pewnością — szepnęła, kładąc dłoń na ramieniu Abby, delikatnie ściskając. — Wyglądają pięknie.

— Jestem taka dumna.

Elizabeth zdziwiła się. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się, że jej 11-letnia siostra powie coś takiego. Szczęśliwa, z pewnością. Podekscytowana, jak najbardziej. Ale dumna? Nie tak bardzo się tego spodziewała. Ale tak dokładnie było. Czuła, jak to samo uczucie puchnie w jej klatce piersiowej. Kiwając głową, odwróciła się, by spojrzeć na parę młodą, gdy taniec dobiegał końca.

— Tak — powiedziała, ponownie ściskając ramię mniejszej dziewczyny Lestrade. — Ja również.

Chapter 201: Te biodra

Chapter Text

Gregory Lestrade był człowiekiem, któremu nie sposób było się oprzeć. To było absurdalne, żeby był tak rozpraszający… Szczerze mówiąc, to było mniej więcej tak daleko, jak mógł iść tok myślenia Mycrofta, gdy patrzył na starszego mężczyznę. Opierał się on o framugę drzwi do sypialni, ze skrzyżowanymi rękami, ubrany tylko w spodnie. Wspomniane spodnie spoczywały nisko na jego ciele, a uśmieszek na jego twarzy jasno wskazywał, że było to bardzo zamierzone.

— Niesamowicie utrudniasz koncentrację, Gregory — powiedział Mycroft.

Spojrzenie jego jasnych oczy wędrowało w górę i w dół po prawdziwie wspaniałym ciele jego partnera. Był prawie pewien, że zaczynał przygotowywać notatki na spotkanie z premierem, ale…

— W takim razie uznaję to za sukces — padła przebiegła odpowiedź starszego mężczyzny.

Mycroft nie mógł nic poradzić na to, że pozwolił, by kącik jego ust uniósł się w uśmiechu.

— Mmmm, mój drogi, zawsze osiągasz w tym sukces — odparł Mycroft, wstając i idąc przez pokój do miejsca, w którym stał Gregory.

Patrzyli sobie w oczy, żaden z nich się nie odezwał, dopóki Gregory nie oblizał warg. To złamało zaklęcie oszołomienia Mycrofta, który pochylił głowę, by złączyć ich usta w namiętnym pocałunku.

Z gorliwym pomrukiem Gregory przycisnął się do niego. Mycroft położył dłonie na gołej skórze, przesuwając je tuż nad paskiem spodni partnera. Poczuł, że ten zadrżał pod jego dotykiem, rozchylając wargi, by Mycroft mógł jeszcze bardziej pogłębić pocałunek.

Bez względu na to, że zaczęli się całować, albo że Gregory go dotykał, Mycroft nadal trzymał ręce na jego biodrach. Śledził gładką skórę i znajdujące się mięśnie, mapując je i zapamiętując. Przesunął opuszkami palców po krzywiźnie kości biodrowych. Był chętny do zbadania sposobu, w jaki wystawały, gdy Gregory wyginął się pod wpływem dotyku.

— To irytujące, jak zapierasz dech w piersiach — mruknął Mycroft w usta starszego mężczyzny. Poczuł, jak w odpowiedzi wykrzywiły się w uśmiechu.

— Irytujące? — powtórzył Gregory, śmiejąc się bez tchu.

Mycroft odsunął się, by znów na niego spojrzeć.

— O tak.

Bez słowa osunął się na kolana tak, że jego oczy znalazły się na wysokości pachwiny drugiego mężczyzny. Usłyszał westchnienie Gregory’ego i był to piękny dźwięk. Żałował, że nie może go umieścić w butelce, która pozwoliłaby mu utrzymać i słuchać tego bez końca, niezależnie jak irracjonalna i śmieszna była to myśl. Szybko zwrócił uwagę na kości biodrowe, których po prostu nie miał dość. Kontynuował pocieranie je kciukami, gdy pochylił się i musnął nosem skórę wzdłuż jego pasa.

— Myc — powiedział cicho Gregory, jego oddech był urywany pod wpływem dotyku.

Mycroft odetchnął głęboko, wdychając jego zapach i zdecydowanie zauważając sposób, w jaki stał się twardy w spodniach. Upewni się, że zdobędzie tyle uwagi, na ile zasługiwał, a nawet więcej, ale na razie…

Owijając ramię wokół swojego partnera i przyciskając dłoń do jego pleców, musnął ustami wyraźną linię kości biodrowej Gregory’ego. Oddychał przy jego skórze, czując dreszcz przebiegający przez jego ukochanego. Zauważył gęsią skórę, która zaczęła pokrywać ten obszar. Zdumiewający. Zaczął składać pocałunki na tym fragmencie, a także pozwolił, aby język wysunął się, by również posmakować go. Gregory jęknął.

— Mycroft — powtórzył, a jego głosie pojawiła się jeszcze bardziej wyraźna nuta desperacji.

— Cierpliwości, mój drogi — wyszeptał Mycroft, głaszcząc drugą kość biodrową, nadal całując tę, na której opierały się jego usta.

Całując ten obszar w górę i w dół, wrócił do jego boku. Mycroft przytknął usta do kości biodrowej Gregory’ego i zaczął ssać.

Gregory krzyknął cicho. Jedna z jego rąk szybko opadła na głowę Mycrofta i wślizgnęła się w jego włosy. Nie chwycił ich, nie szarpał, ale to wystarczyło, żeby mógł się uziemić. Mycroft uśmiechnąłby się, gdyby nie był tak bardzo skupiony na zadaniu. Kontynuował ssanie, zamierzając pięknie zaznaczyć opaloną skórę.

— Mycroft, proszę. — Starszy mężczyzna praktycznie błagał.

Wygiął się pod dotykiem, drżąc i wydając najsmaczniejsze dźwięki. Mycroft naprawdę nie mógł wymyślić bardziej doskonałego opisu.

— Bardzo dobrze — mruknął w już posiniaczoną skórę, delikatnie muskając ją nosem.

Przesuwając obie ręce, mocno ścisnął tyłek Gregory’ego, napierając na ich ciała. Wstał wystarczająco długo, by zaciągnąć swojego partnera do łóżka, aby mogli kontynuować i eskalować swoje działania w sposób, w jaki żaden z nich nie mógł się dłużej opierać.

Chapter 202: Obserwacja gwiazd

Chapter Text

Greg spędził dużo swojego życia patrząc na nocne niebo. Nigdy celowo nie patrzył w gwiazdy ani nie studiował konstelacji i planet poza podstawami wymaganymi w szkole. Nie potrafił rozpoznać konstelacji i je nazwać ani wskazać ich na chybił trafił. Znał fazy księżyca, ale w niektórych momentach nie mógł ich tak łatwo odróżnić. Jednak i tak spoglądał w górę.

W nocnym niebie znajdował spokój. Okrywał go jak duży, czarny koc. Sprawiał, że przestawał myśleć o szaleństwie, które działo się w jego życiu. Czasami nawet przez kilka chwil nie było nic poza gwiazdami. Nie obchodził go świat i czuł się dobrze.

Teraz obserwowanie gwiazd miało dla niego zupełnie inne znaczenie. Większość rzeczy w jego życiu miała teraz inny sens. To była dobra rzecz. To było… po prostu genialne. Ale teraz nie był sam, gdy patrzył w niebo. Nie był jedynym, który leżał na chłodnej trawie (ku jego początkowemu zdziwieniu) i obserwował. Czasami między nimi panowała całkowita cisza. Czasami Greg nie mówił ani słowa, podczas gdy Mycroft mówił o astronomii. To wszystko było takie wspaniałe.

— Opowiesz mi o konstelacjach? — wyszeptał pewnej nocy, pół godzinny po tym, jak Mycroft dołączył do niego na trawie.

Miał niesamowicie okropny dzień i zamiast skończyć ze schwytanym przestępstwem, zakończyło się kolejnym martwym ciałem. Polityk był w stanie natychmiast powiedzieć, jakim nastroju był Greg, kiedy ten wrócił do domu, przebrał się i udał się na drugą stronę ulicy do małego parku w pobliżu ich domu bez słowa.

— Jeśli chcesz — padła łagodna odpowiedź Mycrofta.

— Chcę. — Greg skinął głową.

Potrzebował odwrócenia uwagi i musiał usłyszeć ten cudowny głos.

— Bardzo dobrze. — Przesuwając się bliżej, Mycroft uniósł rękę i zaczął wskazywać na niebo. — Czy widzisz ten zestaw gwiazd tam?

Greg przetoczył się lekko na bok i przytulił się do swojego partnera, opierając głowę na jego ramieniu, żeby lepiej widzieć, na co wskazywał Mycroft. Spojrzał dokładnie i wreszcie zaczął dostrzegać, co pokazywał mu młodszy mężczyzna.

— Dziwny kwadrat i zawijasy? — zapytał. Mycroft roześmiał się cicho.

— W rzeczy samej. To jest Pegaz. Dziwny kwadrat, jak to określiłeś, to ciało, a ten trójkąt to głowa — wyjaśnił, śledząc linie podczas mówienia.

Greg podążył za jego wyciągniętym palcem, widząc, o co mu chodziło.

— A zawijasy to nogi? — zapytał, odwracając głowę, by spojrzeć na Mycrofta.

— Zgadza się. Chociaż o tej porze roku są bardziej stłoczeni razem niż w innym czasie, więc może być trudniej zauważyć, jeśli się na tym nie znasz.

— Co jest tuż obok? — zapytał, podnosząc rękę, by wskazać punkt obok tego, na który Mycroft zwrócił mu uwagę. Ich dłonie otarły się krótko, co sprawiło, że jego żołądek zatrzepotał. Oblizał usta, zanim kontynuował. — Tak naprawdę nie wygląda jak gwiazda. Zbyt… duża i niewyraźna.

— Masz rację, Gregory. Nie jest to gwiazda — potwierdził Mycroft. Obracając lekko nadgarstek, na krótko złączył ich palce. — To jest Andromeda. To najbliższa nam duża galaktyka. Mimo tego zajmuje dwa miliony lat, zanim światło które widzimy dotarło do naszej linii widzenia.

Greg sapnął. To było szalone. To była jedna z rzeczy, które kochał w nocnym niebie. Wydawało się mu takie ponadczasowe, ale w rzeczywistości było w tym tak wiele czasu. To było dla niego po prostu niesamowite.

— Co jest nad Małą Niedźwiedzicą? — zapytał, ponownie wskazując w górę.

Była to jedna z niewielu konstelacji, które zapamiętał, choć czułby się głupio, gdyby tego nie zrobił. W końcu to był Mały Wóz. Oczywiście już tego tak nie nazywał, ponieważ czuł się zakłopotany, gdy po raz pierwszy użył tej nazwy w pobliżu Mycrofta, ale jednak.

— To Draco.

— Jak smok, nie mylę się?

— Zgadza się, Gregory.

Ręka, która wskazywała gwiazdy, przesunęła się, owijając się wokół ciała Grega, by Mycroft mógł zacząć gładzić jego włosy. Greg poczuł, że staje się znacznie mniej spięty i westchnął cicho przez nos. To było takie dobre. To było dokładnie to, czego potrzebował po dniu, który miał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Mycroft zawsze wydawał się dokładnie wiedzieć, co robić i była to najcudowniejsza, najwspanialsza rzecz na świecie.

— Obok Draco znajduje się konstelacja Cefeusza — kontynuował po chwili Mycroft. Już nie wskazywał na gwiazdy, co było w porządku, ponieważ Greg tak naprawdę nie patrzył w niebo. Po prostu skupił się na każdym słowie wychodzącym z ust jego partnera i smukłych palcach biegnących po jego głowie. — Cefeusz był królem Etiopii. Był ojcem Andromedy, na którą wcześniej patrzyliśmy, a także był żonaty z Kasjopeją, która jest poniżej i nieco po prawej.

— Czyli zawsze będą razem — wyszeptał Greg, wtulając się nieco w ciało Mycrofta, głęboko oddychając. Mycroft zanucił.

— Tak, z pewnością, najdroższy.

Po oświadczeniu nastąpił jedynie lekki pocałunek we włosy Grega i wszystko było absolutnie idealne.

Chapter 203: Szlachetny romans

Notes:

Alternatywa: Arystokraci

Chapter Text

Urodzenie w arystokratycznej rodzinie nakładało na człowieka wiele oczekiwań i wszystkie były dość wyczerpujące. To prawda, że członkowie takich rodzin cieszyli się luksusami, którymi inni nie mogli, i mogło to być łatwiejsze życie niż zwykłych czy biednych ludzi, ale pod pewnymi względami mogło być nawet gorsze.

Mycroft Holmes dochodził do wieku, w których kładziono na niego wiele oczekiwań jako najstarszego spadkobiercę majątku. Zdrowie jego ojca podupadło, więc w tym monecie wynik był nieunikniony i niestety eskalował szybciej, niż preferowałby najstarszy z rodzeństwa Holmes. Jego matka nakłaniała go, by się ożenił, a to było takie nużące. Wszystkie kobiety, które wybierała mu mamusia, były bardzo nudne i nigdy nie mógł znieść przebywania w ich pobliżu dłużej niż pół godziny, zanim chciałby wyrzucić z siebie niepotrzebną ilość uwag, które gwarantowały mu z pewnością mocny policzek.

To, co czyniło to wszystko jeszcze bardziej frustrującym i trudnym było to, że już miał ukochanego. Był to jednak związek, który był utrzymywany w tajemnicy i ciemności nocy oraz nigdy nie mógł przekształcić się w coś bardziej poważnego. Nie było to niczym niezwykłym w rodzinach szlacheckich i było to coś, co Mycroft mógł dostrzec u każdego, gdy byli ze swoimi zalotnikami na wszelkiego rodzaju spotkaniach towarzyskich. Rzadko się zdarzało, aby małżeństwo w tych kręgach zostało zawiązane z miłości, choć nieco częściej, to uczucie rodziło się z czasem. Jednak nie zawsze było to gwarantowane. Jednak zawsze istniały różne romanse i miłostki, które mogłyby wywołać skandal i szargać dobre imię rodziny, gdyby zostały ujawnione.

Niestety miał właśnie jeden z takich romansów.

— Co się dzieje w twojej genialnej głowie? — zapytał cicho, szorstki głos, a usta przycisnęły się do czoła Mycrofta.

Zamknął oczy, westchnąwszy przez nos i owinął ramiona wokół nagiego ciała leżącego nad nim mężczyzny, przyciągając go do siebie.

— Nic, o co musiałbyś się martwić, Gregory — odpowiedział, przesuwając dłonią po plecach mężczyzny, przechylając głowę, by na chwilę spojrzeć w brązowe oczy, w których widoczna była delikatność.

Obserwował zmianę w jego rysach, gdy obok nich migotał blask świec.

Gregory Lestrade był lokajem zatrudnionym lata temu przez ojca Mycrofta. Obaj byli znacznie młodsi, kiedy zostali ze sobą zapoznani, ale było jasne, że Lestrade zapowiadał się obiecująco i bardzo ciężko pracował. Częściowo wynikało to z tego, że dzieliło ich niewiele lat, ale po kilku latach został awansowany na osobistego lokaja Mycrofta. To wtedy między nimi zaistniała nie tylko współpraca, ale także przyjaźń, która się rozwinęła. Mycroft nie liczył jednak na to, że się zakochają.

— Za bardzo się martwisz — szepnął Gregory, obejmując dłonią jego policzek.

Mycroft zamrugał, wpatrując się w niego i westchnął przez nos.

— Mamusia jest coraz bardziej nieznośna, szukając dla mnie kogoś, kto mógłby mnie zadowolić — wymamrotał, przeczesując palcami ciemne, lekko kręcone włosy Gregory’ego.

Jego najdroższy lokaj pochylił się pod dotykiem i odwrócił głowę, by złożyć pocałunek na jego dłoni.

— Wiem — westchnął. — Uwierz mi, wiem.

— Tak jak wiesz, nie mogę nic zrobić, aby…

— Wiem, Mycroft, jest w porządku — powiedział Gregory, marszcząc brwi, zanim Mycroft zdążył dokończyć swoją wypowiedź.

Był to bolesny punkt dla nich obu. Gdyby Mycroft nie miał szlacheckiej krwi, ta sytuacja nie byłaby taka trudna. Oczywiście w większości społeczności nieukrywany związek osób tej samej płci był nie mile widziany i niezwykle rzadki, ale istniał. Nie mieli jednak tej wolności. Oczekiwano, że Mycroft spłodzi potomstwo, aby kontynuować linię Holmesa, w czym Gregory nie mógł pomóc. Gdyby ujawnili się jako para, najprawdopodobniej zostałby odrzucony i wyrzucony, pozostawiony samemu sobie bez żadnych środków i funduszy. Byłby czarną owcą.

— Chciałbym znaleźć sposób… — przyznał Mycroft, czując się niepewnie, gdy wypowiadał te słowa.

Gregory spojrzał na niego zdziwiony, ponieważ po raz pierwszy usłyszał tego rodzaju wyznanie i zaczął się uśmiechać. Ten uśmiech był drogi sercu Mycrofta.

— Posłuchaj, jest naprawdę w porządku — powiedział Gregory. — Nic nie zmieni tego, jak bardzo jestem w tobie zakochany. Nigdy też nie zrezygnuję ze swojej pracy. Nigdy nie wiadomo, może nawet znajdziemy ci żonę, która będzie w porządku z naszym związkiem. To się zdarza.

— Musielibyśmy mieć niesamowite szczęście — zaczął protestować Mycroft, nie odważając się rozbudzać sobie nadziei.

Palec został przyciśnięty do jego ust, zanim mógł kontynuować.

— Już je mamy — powiedział Gregory, po czym pochylił się, by delikatnie pocałować Mycrofta.

Elegancki mężczyzna chętnie odwzajemnił ten gest, a pocałunek pogłębił się. Przytulali się do siebie, jakby od tego zależało ich życie.

Czy mógłby znaleźć żonę, która byłaby w porządku z tego rodzaju układem? Czy mógłby znaleźć kogoś wystarczająco wyrozumiałego, który mógłby stworzyć coś wzajemnie korzystnego dla nich obu, a mimo to mógł mieć Gregory’ego nie tylko w swoim sercu, ale także w swoim łóżku?

Miałby cholerne szczęście, gdyby to się stało. Ale może warto było o tym pamiętać. Chociaż Gregory był tylko lokajem, to dał Mycroftowi siłę i optymizm, jakiego nigdy wcześniej nie znał, a otoczony jego niesamowitą miłością czuł się niezwyciężony.

Chapter 204: Idealna kolacja

Chapter Text

Mycroft w ogóle nie spodziewał się, że kolacja pójdzie tak dobrze. Kiedy Gregory po raz pierwszy zaproponował wspólne spędzenie czasu w ten sposób, nie był pewien, jak to się potoczy. Trzeba przyznać, że na początku atmosfera była napięta, ponieważ większość rozmów przy jedzeniu prowadzili jedynie Gregory i John. Jednak w połowie Sherlock został wciągnięty w dyskusję i od tego momentu… zrobiło się przyjemnie.

Mycroft i Sherlock przeprowadzili polityczną debatę, która miała związek z ostatnią sprawą, która dał im Gregory, gdy sam z Johnem zmywał naczynia. Nieraz Mycroft przyłapał ich uśmiechających się i przyglądającym się dwójce Holmesów. Jak w większości takich spraw on i Sherlock nie zgadzali się w wielu aspektach, z wyjątkiem ludzkiej głupoty. Zawsze łączyła ich dziwna więź w związku z tym faktem życia. Byli dziwną parą i co jakiś czas Mycroft wciąż zachwycał się tym, jak mogli znaleźć tak zwyczajnych partnerów, a jednocześnie tak niezwykłych. To było prawie zbyt pięknie, aby mogło być prawdziwe.

Kiedy skończyli jeść i wszystko zostało sprzątnięte, Mycroft otworzył butelkę wina i przeszli do salonu. Okna były otwarte, a do środka zaglądały ostatnie promienie zachodzącego słońca, gdy zbliżała się ciemność. Gregory podszedł i rozpalił kominek. Mycroft obserwował go z kanapy z małym uśmiechem na twarzy, podziwiając starszego mężczyznę, którego tak bardzo uwielbiał.

John przeszedł na drugą stronę pokoju, żeby usiąść w fotelu naprzeciwko kanapy i oczywiście Sherlock wczołgał się na jego kolana i pozwolił swoim nogom zwisać po jego bokach.

— Na litość boską, Sherlocku, jesteś za wysoki, żeby tak siedzieć — westchnął Mycroft, potrząsając głową, zanim wziął łyk wina.

Sherlock prychnął na niego, a John roześmiał się.

— Robi to również w domu, to bardzo niewygodne — powiedział rozpromieniony lekarz, pocierając plecy Sherlocka.

Gdy ogień został już rozgnieciony i było pewne, że nie zgaśnie, Gregory dołączył do Mycrofta na kanapie. Usiedli obok siebie, choć starszy mężczyzna podwinął nogi pod siebie i oparł się o Mycrofta. Starszy z Holmesów otoczył go ramieniem, odwracając się, by delikatnie pocałować jego skroń.

Po tym dyskusja zaczęła się ponownie i bardzo szybko cała czwórka zaangażowała się w nią. To była wygodna rozmowa, z łatwością przechodziła z jednego tematu do drugiego, i rzadko kiedy nastawała cisza. W chwilach, kiedy to się działo, była to przyjemna cisza. Szybko i bez oporów wypili wino, które zostało otwarte, więc Mycroft przeprosił towarzystwo na chwilę, aby wziąć drugą butelkę, którą mogli dalej się raczyć.

W miarę upływu czasy rozmowa stawała się coraz przyjemniejsza i nieco bardziej przypadkowa. W pokoju rozlegał się niewymuszony śmiech. Wreszcie Gregory i John zaczęli rozmawiać o czymś, co wydarzyło się w ostatnim meczu piłkarskim. Mycroft pozwolił sobie na swobodę, podziwiając wszystko wokół siebie. To była jego rodzina. On, Sherlock i ich ukochani partnerzy spędzali razem wieczór bez żadnych incydentów. Odwrócił się, by spojrzeć na twarz Gregory’ego, rozpromienioną podekscytowaniem z powodu czegoś, co zrobił Arsenal i po prostu raczył się widokiem mężczyzny w swoich ramionach. To było coś, o czym nigdy nie myślał, że będzie możliwe, a jednak oto byli.

Nastąpiła chwila ciszy, kiedy Sherlock zaczął powoli wplątywać się, by zejść z kolana Johna. Przeciągnął się, odstawiając kieliszek wina.

— Zamierzam zabrać Rudobrodego na spacer i zapalić — powiedział Johnowi, po czym spojrzał w stronę kanapy.

Mrugając, Mycroft odwrócił się i podążył za linią wzroku swojego młodszego brata. Na drugim końcu kanapy, na której on i Gregory siedzieli, był zwinięty w kłębek seter irlandzki machający z podnieceniem ogonem. Mycroft zamrugał ponownie. To nie było w porządku. Nie, Rudobrody był…

— Mycroft — powiedziała Sherlock, a polityk spojrzał na niego. Ale nagle wszystko się pogorszyło. To nie było w porządku. — Chcesz zapalić?

Mycroft otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wyszło. Wydawało się, że wszelki hałas wokół niego ustał. Rozmowa stała się odległa i niewyraźna. Ciepło i towarzystwo, które czuł znikały. Co się działo? Marszcząc brwi, Mycroft zamknął oczy i wziął głęboki oddech.

Kiedy je otworzył, nie było go w salonie. Nie, leżał w łóżku wpatrując się w sufit. W pokoju było ciemno. Zamrugał kilka razy i z jękiem potarł twarz. Przewracając się lekko na bok, wyciągnął rękę na drugą stronę łóżka.

Był sam. Miejsce obok niego było puste. Wszystko ucichło. Nie było towarzystwa, nie było kolacji, nie było żadnego związku. Jego związek z Sherlockiem był tak napięty jak zawsze, a Gregory nie był…

Przełykając, Mycroft podciągnął kołdrę na głowę. Był sam. Zrozumiał, że ten sen utożsamiał wszystko czego pragnął. Jak to się działo, że najlepsze sny mogły zmienić się w najbardziej bolesne myśli?

Chapter 205: Zasypianie

Chapter Text

Po kolacji w jednej z ładniejszych restauracji w okolicy, Mycroft i Gregory wybrali się na spacer po pobliskich parku. Była noc i dlatego nie było wiele innych ludzi, więc cieszyli się bliskością, jaką mięli. W połowie spaceru Mycroft poczuł, jak jego rękę dotyka inna dłoń. Serce podeszło mu do gardła i musiał zmusić się, by iść dalej, chociaż spojrzał na mężczyznę obok niego.

Nie miał odwagi, by sam wykonać ruch, ale wydawało się to nie mieć znaczenia, ponieważ po kilku chwilach Gregory zrobił to za niego. Ich dłonie ponownie się zetknęły, zanim ich ręce zacisnęły się, a palce zaczęły się splatać. Mycroft poczuł się niemal oszołomiony tym uczuciem. Ich dwójka spotykała się dopiero od miesiąca, a te przypadkowe akcenty były rzeczami, do których się jeszcze nie przyzwyczaił. Mimo, że się tym cieszył, jego pierwszym odruchem było wycofanie się, ponieważ nadal nie przepadał za publicznym okazywaniem uczuć, ale… Park był raczej pusty. A oni trzymali się tylko za ręce. Byłoby dobrze.

Po półtora okrążeniu parku zwolnili. Gregory delikatnie ścisnął jego dłoń.

— Pójdziemy do ciebie, Gregory? — zapytał Mycroft.

Mieszkanie starszego mężczyzny było bliżej, chociaż częściej kończyli w mieszkaniu Mycrofta. Polityk nawet widział wahanie mężczyzny w tej kwestii.

— Przypuszczam, że możemy — wzruszył ramionami, uśmiechając się nieprzekonująco.

— Wiesz, że w twoim mieszkaniu nie ma nic, co by mnie niepokoiło — powiedział łagodnie Mycroft, uspokajająco uścisnął biceps Gregory’ego.

Uśmiech, który nastąpił był znacznie bardziej szczery. Inspektor skinął głową.

— Dobra — zgodził się, po czym odwrócili się i ruszyli w stronę mieszkania starszego mężczyzny.

Poszli zamiast jechać samochodem, bo byli już dość blisko. Zanim zaczęli się spotykać, Mycroft nigdy nie chodził, jeśli nie musiał. Nigdy nie miał powodu, by to robić, kiedy miał samochód. Teraz… Teraz było zupełnie inaczej.

Mieszkanie Gregory’ego było niewielkie i według słów starszego mężczyzny, nie było czymś czym można było się chwalić. Było małe i nie znajdowało się w nim zbyt wiele osobistych rzeczy stojących na półkach lub ozdabiających ściany. Wydawało się jednak, że pasowało to do inspektora. To miało sens u mężczyzny, który tak dużo pracował i niedawno się rozwiódł. Gregory wyraźnie nienawidził faktu, że go tutaj przyprowadził, ale Mycroft ani razu nie rzucił oceniającego spojrzenia na ich otoczenie.

Po wypiciu drinka podeszli do kanapy i usiedli obok siebie. Gregory włączył telewizor i przeleciał przez kilka kanałów, zatrzymując się na kilka chwil na programach informacyjnych, zanim zdecydował się kontynuować. Mycroft był trochę wdzięczny za to. Chociaż wolał być na bieżąco z tym co się działo, była to jednak ich randka. To był ich czas, a doniesienia prasowe zbyt ściśle dotyczyły ich pracy, aby można było je oglądać swobodnie. Mycroft pochylił się bliżej. Ich bicepsy i uda delikatnie się zetknęły. Wyciągnął rękę, kładąc ją na kolanie starszego mężczyzny i delikatnie je pocierając.

W końcu starszy mężczyzna zatrzymał się na czymś, co wyglądało na bardzo dramatyczny dramat kryminalny, który był u szczytu swojej akcji. To wszystko było dość tandetne i Mycroft uśmiechnął się lekko, ale ten program był do zaakceptowania.

— Nigdy by tego nie zrobili w ten sposób. Nie zadziałałoby w ten sposób — wymamrotał po chwili Gregory, wskazując na telewizor, a konkretnie na to, co aktor grający oficera robił w pokoju przesłuchań.

— Wszystko po to, aby uzyskać dramatyczny efekt, mój najdroższy — skomentował Mycroft, a jasnoniebieskie oczy błyszczały z rozbawienia po krytyce, którą jego najdroższy inspektor nie mógł powstrzymać się przed ogłoszeniem.

Kontynuowali oglądanie i oczywiście Gregory nadal albo zgadzał się albo krytykował to, co działo się na ekranie, a Mycroft w pewnym sensie uwielbiał to. To było naprawdę urocze u starszego mężczyzna, zwłaszcza że był tym kto wybrał ten program. Mycroft mógł również powiedzieć, że Gregory naprawdę cieszył się oglądaniem, pomimo nieścisłości filmu.

Po chwili Gregory ziewnął głośno i odsunął się od Mycrofta na tyle, by zwrócić jego uwagę. Polityk już zaczynał otwierać usta, żeby coś powiedzieć, kiedy ujrzał, jak Gregory przesunął się i zaczął kłaść się na kanapie. Położył głowę na kolanach Mycrofta, po czym odwrócił się, by na niego spojrzeć.

— Czy to w porządku? — zapytał cicho.

Mycroft spojrzał na niego i skinął głową. Już leżał na jego kolanach, więc oczywiście było dobrze. Nie żeby Mycroft i tak zaprzeczył tej akcji. Podniósł rękę i zawahał się, zanim zaczął głaskać jego miękkie, srebrzyste włosy. Gregory zanucił i wtulił się w jego dotyk.

Mycroft zwrócił swoją uwagę z powrotem na telewizor, po cichu oglądając program i dalej gładząc włosy starszego mężczyzny. Po chwili poczuł, że oddech Gregory’ego stał się bardziej wyrównany. Zaskoczony spojrzał w dół i zobaczył, że Gregory zasnął.

Był zdumiony. Nigdy wcześniej… nie wiedział starszego mężczyznę śpiącego. Jego ręka znieruchomiała na chwilę i po prostu podziwiał zrelaksowaną twarz mężczyzny leżącego na jego kolanach. Uśmiechnął się. Biorąc powolny, głęboki oddech, kontynuował głaskanie włosów, nie zwracając już uwagi na dramat kryminalny.

To było takie właściwe. Nie był pewien, czy był stworzony do związków, ale… miał coraz mniej wątpliwości na ten temat. To było cudowne.

Chapter 206: Zatrucie pokarmowe

Chapter Text

Greg w ciągu godziny po zjedzeniu lunchu zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie nie powinien tego robić. Powinien był zostać w swoim biurze i poczekać, aż wieczorem wróci do domu, żeby przygotować kolację. Był jednak głodny, a niewielka porcja fast foodu była naprawdę wygodną opcją…

Teraz jednak klęczał w łazience, kurczowo trzymając się muszli klozetowej. Bolała go każda część ciała, miał łzy w oczach i miał wrażenie, że jego żołądek był wywracany na drugą stronę. To po prostu bolało. Nie mógł znieść wymiotów (nie tak, jakby znał kogoś, kto by je przyjmował dobrze, ale jednak) i za każdym razem, gdy zwracał treść żołądkową, modlił się, żeby to był ostatni raz.

W końcu nie miał nic w żołądku. Wtedy też nie był już sam. Jego plecy były pocieranie w uspokajającym geście.

— Gregory, najdroższy — wyszeptał Mycroft.

Greg dygotał i dyszał. Miał zamknięte oczy, bo wydawało mu się, że świat kręci się wokół i bał się, że znowu się pochoruje.

— Myc… — powiedział w końcu słabo.

Jego głos drżał tak samo jak jego ciało i prawie nie brzmiał jak on.

— W porządku — powiedział młodszy mężczyzna, zanim Greg zdążył spróbował powiedzieć cokolwiek innego. — Zabierzemy cię do łóżka, dobrze?

Greg próbował skinąć głową. Nie był pewien, czy mu się to udało. Bał się puścić toaletę. Wystarczyło, że Mycroft uklęknął za nim i owinął smukłe, chłodnie dłonie wokół jego nadgarstka i delikatnie pociągnął go w swoją stronę, by to zrobił. Greg jęknął, powoli dysząc.

— Mam cię, Gregory. — Mycroft szepnął mu do ucha.

Greg skinął głową. Uwierzył młodszemu mężczyźnie.

Powoli Mycroft stawiał Grega na nogi. Czuł, jak drżą mu kolana i gdyby nie fakt, że opierał się całym ciężarem ciała o swojego partnera, wiedział, że w mgnieniu oka znów znalazłby się na podłodze. Trzęsącymi się palcami chwycił za rękawy Mycrofta, kołysząc się lekko w jego kierunku.

— Mam cię — powtórzył Mycroft, owijając ramię wokół jego talii, wspierając go lepiej.

Wyjście z łazienki i przejście do sypialni zajęło więcej czasu niż kiedykolwiek, ale w końcu Greg siedział na brzegu łóżka. Wypuścił drżący oddech, mrugając, otworzył oczy, przygotowując się, na powrót wizji. Mycroft klęczał przed nim na podłodze.

— Rozbiorę cię. Czy to w porządku, Gregory? — Mówi, zachowując ten sam miękki, delikatny głos, który uspokajał Grega. Lestrade oblizał spierzchnięte wargi i zdołał kiwnąć głową. — Mój piękny, najdroższy Gregory. Tak bardzo się pocisz.

Nie zaskoczyło to. Było mu tak gorąco. Greg był praktycznie bezwładny, gdy Mycroft go rozbierał, dopóki nie był w samej bieliźnie. Następnie młodszy mężczyzna pomógł mu się położyć na łóżku. Greg westchnął, zamykając oczy i zatapiając się w poduszce.

— Jadłeś w tym małym lokalu obok dziedzińca? — zapytał po chwili Mycroft.

Jego palce wsunęły się w lekko wilgotne włosy Grega.

— Mmm — wykrztusił Greg, obecnie nie za bardzo zdolny do formułowania słów. To było jednak wystarczające potwierdzenie dla jego partnera.

— Najlepiej byłoby, gdybyś unikał go w przyszłości.

Greg prychnął. Byłby to śmiech, gdyby miał na to siłę. Na pewno nie pójdzie tam przez dłuższy czas. Nie pamiętał, kiedy ostatnio się tak struł. Westchnąwszy, rozkoszował się dotykiem, pragnąc uwagi.

— Niedługo przyniosę ci wodę — powiedział Mycroft. — Będziesz odwodniony z powodu tych wszystkich wymiotów.

Greg skinął głową. Wiedział, że Mycroft się nim zaopiekuje. Dzięki Bogu. Całe jego ciało było obolałe. Był całkowicie wyczerpany i bez życia. Czuł się jak gówno. Po kilku chwilach zdołał ponownie otworzyć oczy i spojrzeć na Mycrofta.

— Dziękuję — wymamrotał, próbując się uśmiechnął.

Mycroft spojrzał na niego z uczuciem i troską w oczach.

— Nie martw się o to, mój drogi — powiedział Mycroft, odgarniając włosy z jego rozgrzanego czoła. — Jestem tu dla ciebie. Postaram się pozostać u twojego boku przez resztę wieczoru.

Greg otworzył usta, by zaprotestować, ponieważ był pewien, że Mycroft miał mnóstwo pracy do wykonania, ale po spojrzeniu, jakim obdarzył go młodszy mężczyzna, uciął wszystko, co miał zamiar powiedzieć.

— Odpoczywaj, Gregory — polecił Mycroft. — Jestem tutaj.

Greg skinął głową, wzdychając i ponownie zamykając oczy. Czuł, że ma lekką gorączkę, a jego ciało wciąż drżało. Od czasu do czasu przepływała przez niego fala mdłości, ale w końcu był w stanie się zrelaksować.

Chapter 207: Niespodziewana wizyta

Chapter Text

— Proszę Ollie — szepnęła delikatnie Violet Holmes, podskakując wnuka na jednym kolanie, trzymając przed jego twarzą małe ciasteczko z kawałkami czekolady.

Piszczac 14-miesięczny chłopiec wziął smakołyk i wsadził go sobie do ust, dokładnie w chwili, gdy Mycroft wszedł do pokoju.

— Mamusiu — powiedział z irytacją. — Mówiłem ci, żebyś nie dawała Oliverowi żadnych słodyczy. Zaraz położę go spać.

— Och, proszę cię, Myc, to właśnie robią babki! — zagruchała, całując dziecko w policzek.

— Baba! — powtórzył Oliver, po czym wziął kolejny kęs ciastka, sprawiając, że okruchy spadły na niego.

Babcia — próbował go poprawić Mycroft. Violet przewróciła oczami.

— Wolę babę, mój drogi — poprawiła go po raz milionowy. — Babcia jest dla mnie po prostu zbyt prawidłowa.

— Myślę, że baba jest w porządku — powiedział Greg, wchodząc do pokoju.

— Papa! Tatuś! — powiedział Oliver, obracając się w uścisku baby i machając rękę do swoich ojców.

— Czy to nie miłe ze strony baby, że wpadła? — Greg zapytał syna, bawiąc się jego puszystymi, czarnymi włosami.

Oliver zachichotał, odwracając się w stronę Violet, aby uciec przed tym, chociaż było jasne, że to kochał. Greg zaśmiał się czule.

— Chodź, Oliverze, pora sny — powiedział cicho Mycroft.

Uklęknął obok matki, odgarniając okruszki ciasteczek, po czym wziął Olivera w ramiona i przygładził lekko jego włosy.

— Papa — powtórzył Oliver, patrząc na Mycrofta. — Nie łóżko?

— Łóżko, kochanie. Powiedz dobranoc.

— Baba, nie łóżko! — powtórzył Oliver, odwracając się do babci, która uśmiechnęła się promiennie.

— Słuchaj swojego papy, kochanie — powiedziała. — Dobranoc, Ollie.

Nastąpiła kolejna minuta protestu, co nie było niczym niezwykłym przed snem, ale w końcu Mycroft wyszedł z pokoju, a Oliver już tak mocno nie protestował. Greg patrzył, jak odchodzą, zanim zwrócił się do swojej teściowej.

— Herbaty Violet? — zapytał, oferując jej dłoń.

Violet skinęła głową i przyjęła jego wyciągnięta rękę, wstając. Razem weszli do kuchni.

Greg zaparzył herbatę w sposób, w jaki pamiętał, że lubiła ją pić i kawę dla siebie. Miło, że do nich wpadła. Oczywiście była sama, ponieważ najwyraźniej Siger musiał wziąć udział w niewielkiej konferencji w Londynie. Jak powiedziała, kiedy przyjechała po raz pierwszy, korzystając z jego podróży, aby ich odwiedzić i rozpieszczać wnuka tak bardzo, jak to możliwe.

Przez chwilę raczyli się napojami w milczeniu, zanim rozpoczęła się rozmowa.

— Zawsze byłam bardzo zatroskaną matką — przyznała niespodziewanie, zerkając w swoją filiżankę, gdy mówiła.

Greg zdziwiony spojrzał na nią.

— Violet? — ponaglił cicho, czekając cierpliwie na kontynuację.

— Zawsze bardzo martwiłam się o moich chłopców — ciągnęła po chwili. — W większości bardziej o Mycrofta niż o Sherlocka. Mycroft zawsze był takim odległym, bezinteresownym dzieckiem. Oczywiście intuicja matki podpowiadała mi, że kocha mnie i swojego ojca, że kocha Sherlocka, ale nigdy tego nie okazywał. Nigdy nie wychodził, żeby się zaprzyjaźnić. Zawsze był taki samotny i było jasne, że wolał to w ten sposób. Nawet Sherlock miał Rudobrodego i mimo wszystkiego był bystrym i szczęśliwym dzieckiem. Mycroft tolerował Rudobrodego. Tolerował wszystkich swoich kolegów z klasy. Był takim samotnikiem.

Greg słuchał uważnie, pijąc kawę i nic nie mówiąc. Wiedział, że to jedna z tych wielkich rozmów, jakie teściowie zawsze mieli zanadrzu w pewnym momencie. To nie była pierwsza, jaką mieli - jedna z najcięższych miała miejsce, zanim on i Mycroft się pobrali - więc mógł powiedzieć, ile to znaczy dla nich dwojga.

— Kiedy w rzadkich chwilach mówił o innych dzieciach, byli to tylko znajomi. Nawet w wieku dziesięciu lat Mycroft mówił i myślał jak polityk lub biznesmen. Dążył do interakcji z innymi dziećmi tylko wtedy, gdy było to dla niego korzystne. Nie dbał o przyjaciół ani o związki. Potem cię spotkał.

Greg uśmiechnął delikatnie, czując ciepło w piersi. Wypił więcej kawy, a Violet spojrzała na niego.

— Greg, nigdy nie będę w stanie wystarczająco wyrazić, ile to dla mnie znaczy, że tu jesteś. Nauczyłeś mojego syna, jak naprawdę kochać. Mój syn troszczy się o ciebie całym sercem. Kiedy pierwszy raz cię spotkałam i zobaczyłam… Kiedy zobaczyłam, jak Mycroft na ciebie patrzył, kiedy zobaczyłam ten uśmiech na jego twarzy, który miał tylko dla ciebie, prawie się rozpłakała. Martwiłam się, że to będzie widok, którego nigdy nie ujrzę.

— To niesamowity mężczyzna, Violet — wyszeptał Greg. — Powinnaś być z niego dumna.

— Jestem najdumniejszą matką na świecie — rozpromieniła się Violet, a jej oczy zabłysły. — Wychowałam syna najlepiej, jak potrafiłam i dałam mu życie, którego potrzebował. Na które zasłużył. A teraz jestem babcią. Nigdy sobie tego nie wyobrażałam. — Violet położyła swoją dłoń na ręce Grega, ściskając ją delikatnie. — Jestem dumna z tej rodzinny, którą wy dwoje stworzyliście, a jeszcze bardziej dumna jestem, że mogę być jej częścią. Z dumą nazywam cię moim zięciem i bardzo cię kocham Gregory Lestrade-Holes. Nigdy nie mogę ci wystarczająco podziękować za to, co zrobiłeś dla mojego syna.

— Ja również nie potrafię wyrazić wystarczająco dobrze, co dla mnie zrobił — powiedział Greg, obracając dłoń, by w zamian uścisnąć jej. — Dziękuję za powierzenie mi go.

— Udowodniłeś, że na niego zasługujesz w chwili, gdy przekroczyłeś nasz próg — powiedziała Violet, potrząsając głową i popijając herbatę. — Byłabym cholernie szaloną kobieta, gdybym odmówiła ci bycie z nim. Wiedziałam, że jesteście stworzeni dla siebie, zanim powiedziałeś cokolwiek. Po prostu wiedziałam.

— Jeśli chodzi o Mycrofta Violet — wyszeptał Greg, oblizując wargi i zerkając przez ramię w kierunku, w którym jego kochany mąż odszedł z synem. — Również to wiedziałem. W tym pierwszych chwilach wiedziałem. Nawet jeśli nie zdawałem sobie z tego sprawy.

Chapter 208: Podsłuchiwanie

Chapter Text

— Papa, nie łóżko — powtórzył cicho Oliver, gdy Mycroft usiadł na fotelu na biegunach, który mieli w jego pokoju obok łóżeczka.

Mycroft westchnął delikatnie przez nos, trzymając chłopca blisko i łagodnie gładząc jego puszyste włosy.

— Czas do łóżka, Olivierze — odpowiedział, składając pocałunek na jego czole.

Oliver wyciągnął rękę i chwycił go za ubranie, prychając w sposób, w który wiedzieli, że sygnalizował, iż się dąsa.

— Papa. Baba.

— Jestem pewien, że niedługo ponownie nas odwiedzi.

Oliver wydał cichy dźwięk z głębi gardła, ponownie wzdychając i opadając w ramiona ojca. Powoli Mycroft zaczął kołysać się w przód i w tył. Było jasne, że małe dziecko było bardzo wyczerpane i zazwyczaj protestowało przeciwko pójściem spać, kiedy było już takie śpiące. Mycroft nigdy nie był w stanie tego rozgryźć, ponieważ sen był wyraźnie tym, czego Oliver potrzebował w takich momentach. Niemowlęta nadal niezmiernie go dezorientowały.

Po kilku chwilach sięgnął po stojącą na komodzie elektroniczną nianię, którą zawsze włączał na noc tuż przed wyjściem z pokoju synka. Ku jego zaskoczeniu jednak zamiast ciszy po uruchomieniu jej usłyszał głosy.

— Nigdy nie wychodził, żeby się zaprzyjaźnić. Zawsze był taki samotny i było jasne, że wolał to w ten sposób. Nawet Sherlock miał Rudobrodego i mimo wszystkiego był bystrym i szczęśliwym dzieckiem. Mycroft tolerował Rudobrodego.

To była jego matka. Mycroft zamrugał, słuchając tego, co zostało powiedziane. Lekko zacisnął usta, a jego oczy były zmrużone, co Gregory zawsze powtarzał było holmesowskim gestem. Część niego czuła, że musi z powrotem wyłączyć nianię, ponieważ była to wyraźnie prywatna rozmowa między jego matką a mężem. Jednak druga część niego była zainteresowana tym, co mieli sobie do powiedzenia.

— Powinnaś być z niego dumna — powiedział po chwili Gregory, a Mycroft zerknął na urządzenie.

Ponownie poczuł zdumienie, gdy w jego piersi pojawiła się fala ciepła.

— Jestem dumna z tej rodzinny, którą wy dwoje stworzyliście, a jeszcze bardziej dumna jestem, że mogę być jej częścią.

Mycroft przełknął ślinę, zamykając na chwile oczy, słuchając dalszej części rozmowy. Uchylił powieli i spojrzał na swojego czternastomiesięcznego chłopca leżącego w jego ramionach. Oliver spał mocno, tak jak przypuszczał. Jego lewa ręka ledwo trzymała jego marynarkę. Poczuł, że fala ciepła stała się silniejsza. Odgarnął zbłąkany lok z czoła Olivera. Razem z Gregory’m stworzyli rodzinę. Nigdy nie spodziewał się, że zostanie ojcem i wciąż było wiele dni, kiedy czuł, że jest na skraju swojej głębi, ale… To był jego syn. To małe dziecko spoczywające w jego ramionach było jego i był taki piękny.

Jego matka była dumna. Oczywiście nigdy w to nie wątpił. Ani razu. Mimo to, słysząc, jak wypowiadała te słowa na głos i słysząc, jak Gregory je odwzajemnia… To było uczucie, którego nie potrafił opisać. Czuł się dumny. Wciąż kołysał się w przód i w tył, słuchając tylko połowicznie, gdy rozmowa płynąca przez elektryczną nianię przerodziła się w dyskusję o tym, kiedy w następnej kolejności przybędą do posiadłości Holmesa. W końcu, kiedy poczuł, że Oliver dość głęboko śpi, Mycroft powoli wstał i pochylił się nad łóżeczkiem, kładąc go w nim i przykrywając małą kołdrą, którą podarowała im Molly Hooper, kiedy urodził się Oliver.

Wzdychając przez nos, wyłączył urządzenie i podniósł je, wkładając na chwilę do kieszeni, aby mógł go zmienić na inne. Dołączył do mamusi i Gregory’ego w kuchni, przygotowując sobie filiżankę herbaty i rzadko włączając się do rozmowy, aż pożegnali się z Violet i zostali sami w domu.

— Wiesz, mamusia miała rację — powiedział Mycroft po chwili, kiedy już odpowiednio zamienił elektryczne nianie i leżał zwinięty na kanapie ze swoim mężem.

Gregory mruknął zaciekawiony, odwracając się, by na niego spojrzeć.

— W czym? — zapytał cicho, przechylając lekko głowę na bok.

— Nigdy nie brałem pod uwagę kultywowania prawdziwych związków w okresie dorastania — wyjaśnił. Obserwował samo uświadomienie na twarzy Grega, gdy przypomniał sobie rozmowę z Violet i fakt, że to było to, o czym mówił Mycroft. — Nie rozumiałem ich. Wydawało się to stratą czasu. Martwiłem się, że moja troska o Sherlocka i tak była zbyt wielką słabością.

— Ale nie była — szepnął Gregory, chwytając dłoń Mycrofta i splatając ich palce. — To właśnie ta opieka pomogła mu utrzymać się przy życiu, kiedy został odrzucony. To właśnie ta troska sprawiła, że się spotkaliśmy.

— W rzeczy samej. A ty, Gregory… — Mycroft spojrzał na niego. — Jesteś wszystkim, na co nigdy nie liczyłem. Jesteś wszystkim, czego nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że potrzebuję. Ty i Oliver. Jesteście moim życiem.

— Tak, jesteśmy i będziemy z tobą — powiedział Gregory, obejmując dłonią jego policzek i przyciągając go do pocałunku.

Chapter 209: Robienie zdjęć

Chapter Text

— Tutaj, spójrz na ten — powiedział Greg, śmiejąc się z rozbawieniem, ładując wideo na komórce i naciskając przycisk “play”.

Pochylał się nad ramieniem Mycrofta. Polityk trzymał telefon w jednej ręce z rozbawionym uśmieszkiem na twarzy, gdy oglądał nagranie. Młodszy mężczyzna potrząsnął głową, zaczynając się śmiać, gdy obserwowali, jak Sherlock zaczyna się potykać.

— To absurdalne — powiedział Mycroft, śmiejąc się ponownie, gdy wideo wciąż trwało.

— To nie jest najlepsze nagranie — powiedział Greg, otwierając inny film, gdy ten się skończył.

— Ile dokładnie ich masz? — zapytał Mycroft, odwracając się, aby spojrzeć przez ramię na starszego mężczyznę. Uśmiech Grega stał się tylko szerszy.

— Więcej niż Sherlock zdaje sobie z tego sprawę — powiedział z dumą Greg.

— Muszę przyznać, że moje umiejętności filmowania Sherlocka, kiedy jest odurzony i niespójny, są całkiem fantastyczne.

— Rzeczywiście, Gregory — zaśmiał się Mycroft, oddając telefon.

Częściowo to, co sprawiło, że Greg był tak zafiksowany tym było to, że kiedy Sherlock był odurzony był zabawny i niedorzeczny. Mogli się teraz śmiać z tych chwil, zamiast zamartwiać się na śmierć lub zastanawiać się, czy znowu przedawkował. To było dobre uczucie.

— Ale czapka uszatka — powiedział Mycroft po kilku chwilach, kręcąc głową.

— John przysiągł, że dochowa tajemnicy w tej sprawie. Nie chcemy, żeby kiedykolwiek Sherlock się o tym dowiedział, bo domyślamy się, że jeśli by o tym wiedział, jego niekończącą się misją byłoby odnalezienie nagrań i skasowanie ich.

— Tak — mruknął Mycroft w zamyśleniu. — Nie możemy na to pozwolić. Twój sekret jest u mnie bezpieczny.

— Dobrze. — Greg skinął głową, spoglądając na swój telefon.

Z uśmiechem włączył aparat i odwrócił komórkę tak, że obiektyw był zwrócony w ich stronę. Pochylił się w kierunku partnera i zrobił im zdjęcie, zanim rozbawiony uśmiech Mycrofta zniknął z jego twarzy. Młodszy mężczyzna zamrugał zdumiony.

— Co to było? — zapytał, unosząc brew, ponownie zerkając na starszego mężczyznę.

— Moje córki lubią nazywać to selfie — zażartował Greg.

Mycroft się w niego wpatrywał.

— To absurdalnie idiotyczne.

— Wiem — roześmiał się Greg. — Ale poważnie, spójrz.

Spojrzeli na zdjęcie, podziwiając je.

Obaj uśmiechali się promiennie i całkiem szczerze, a Greg uważał, że wyglądali cholernie dobrze. Mycroft patrzył na nie przez chwilę w milczeniu, zanim znów zaczął się uśmiechać.

— To dobre ujęcie — wyszeptał, opierając się lekko o ramię Grega.

— A co powiesz na inne? — zapytał Greg.

Poczekał na skinienie z aprobatą, zanim znów się pochylił bliżej partnera jeszcze bardziej niż wcześniej. Odwracając głowę, Greg delikatnie pocałował skroń Mycrofta, robiąc następne zdjęcie. Nie miał pojęcia, jak wyglądali, ponieważ nie widział ekranu, ale to było w porządku. Pocierając lekko nosem o policzek Mycrofta, przygryzł ucho młodszego mężczyzny i zrobił kolejne ujęcie w chwili, gdy usłyszał ciche westchnienie, które tym spowodował.

Gregory — wyszeptał z irytacją Mycroft, (ale tak naprawdę jej nie czuł).

Greg zaśmiał się.

— Jeszcze nie skończyłem — tylko tyle powiedział w zamian.

Ponownie wtulił się w policzek Mycrofta i tym razem młodszy mężczyzna odwrócił się do niego w taki sposób, że patrzyli na siebie. Greg wstrzymał oddech, prawie całkowicie zapominając, co miał zrobić, ale w końcu przesunął kciukiem po ekranie, aby zrobić kolejne zdjęcie. Wtedy Mycroft uniósł rękę i objął dłonią jego policzek. Kolejne pstrykniecie migawki aparatu. Następnie Greg pochylił się, a ich usta spotkały się. Zrobił kolejne zdjęcie.

Pocałunek zaczął się powoli, ale nie zajęło długo, zanim stał się o wiele bardziej namiętny. Mycroft zaczął przeczesywać palcami srebrzyste włosy Grega, przyciągając go jeszcze bliżej. Wkrótce potem Greg położył telefon na biurku, aby móc używać obu rąk. Starszy mężczyzna trzymał mocno marynarkę Mycrofta, którego ręce owinęły się wokół jego szyi, nucąc niecierpliwie. W końcu rozstali się, cicho dysząc, a ich źrenice były rozszerzone z podniecenia.

— Czy przeniesiemy się w bardziej komfortowe miejsce? — wyszeptał Mycroft.

Greg skinął głową.

— Mmmm, to wspaniały pomysł — zgodził się, owijając krawat partnera wokół swojej dłoni, podciągać go na nogi.

Odwrócił się, żeby mogli wyjść z pokoju, ale zanim zdążył zrobić więcej niż dwa kroki, Mycroft chwycił go za nadgarstek.

— Poczekaj, Gregory — powiedział. Greg obejrzał się przez ramię. — Weź swój telefon komórkowy.

Greg zdziwił się, słysząc dość sugestywny ton w głosie polityka. Czy on naprawdę po prostu…

— Ty niegrzeczny człowieku — powiedział, ale przechylił się na bok, by pochwycić komórkę z biurka.

Nigdy wcześniej nie sądził, że Mycroft będzie zainteresowany robieniem zdjęć, kiedy będą ze sobą bardziej intymnie. Chociaż Greg wątpił, by zrobił ich bardzo wiele, nie mógł zaprzeczyć dreszczykowi emocji i nowości, gdy szybko podążył z Mycroftem do sypialni.

Chapter 210: Nie wyjdziesz

Chapter Text

W niektóre poranki Greg czuł się złośliwy. Stawał się dziecinny i niechętny do zostawania samu, chociaż wiedział, że i tak to się stanie. Przez większość czasu miał też swoją własną pracę, do której musiał się dostać. Ale mimo tego nie mógł znieść leżenia w łóżku lub spędzanie czasu w kuchni przy kawie lub śniadaniu, gdy jego partner ubierał się i wychodził.

Mycroft zawsze wychodził z domu, zanim zrobił to Greg. Wstawał wcześnie, czasami znacznie wcześniej niż starszy mężczyzna i wychodził, nim ten się obudził. Jednak przez wiele dni mijali się w sypialni lub mogli wspólnie zjeść mały, szybki posiłek, zanim polityk musiał wyjść na cały dzień.

Właśnie zamknął głośną sprawę, a nadinspektor kazał Gregowi wziąć kilka dni wolnego, aby nadrobić prawie dwa tygodnie z rzędy, w których pracował. Nigdy nie narzekałby na przedłużony weekend, ale po drugim dniu zaczął się trochę nudzić. Mycroft, rzecz jasna, nadal pracował przez długie godziny, a Greg za nim tęsknił.

Kiedy Mycroft następnego ranka poszedł pod prysznic, Greg przewrócił się na łóżku i chwycił komórkę. Zmrużył oczy, przyzwyczajając wzrok do jasnego, małego ekrany w wciąż zaciemnionym pokoju i tak szybko, jak mógł, wysłał wiadomość do Anthei. Jeśli miałby nad tym kontrolę, nie pozwoliłby Mycroftowi opuścić mieszkania. Oczywiście wiedział, że były rzeczy, w które nie można było ingerować, ale jeden dzień wolnego dla jego partnera byłby wystarczający…

Jej odpowiedź nadeszła w ciągu kilku chwil. Uśmiechając się promiennie na otrzymaną wiadomość, Greg odłożył z powrotem komórkę i wyczołgał się z łóżka. Drapiąc się w tył głowy, ziewnął, gdy szedł przez sypialnię do łazienki, która była dość zaparowana z powodu gorącej wody. Jego uśmiech rozszerzył się nieznacznie. Ściągnął spodnie i T-shirt, w których spał, aby móc wślizgnąć się do kabiny prysznicowej tuż za partnerem i przytulił się do niego.

— Dzień dobry — wymamrotał, owijając ramiona wokół talii Mycrofta i wtulając się w tył jego mokrego ramienia.

Mycroft przerwał mycie włosów, delikatnie nucąc.

— Dzień dobry, Gregory — odpowiedział. Greg usłyszał uśmiech w jego głosie i po chwili kontynuował mycie. — Przepraszam, że cię obudziłem.

— W porządku — powiedział Greg, składając pocałunki na łopatce Mycrofta. — Nie obudziłeś mnie. Poza tym to jest o wiele lepsze niż spanie.

Po spłukaniu włosów, Mycroft odwrócił się i przechylił głowę Grega, aby mogli podzielić się kilkoma powolnymi, delikatnymi pocałunkami. Greg owinął ramiona wokół szyi swojej ukochanej, przyciskając się do niego i lekko pogłębiając pocałunek. Jednak Mycroft odsunął się po chwili, delikatnie skubiąc dolną wargę Grega.

— Chociaż to jest niesamowicie wspaniałe, muszę się ubrać, najdroższy — powiedział Mycroft, obejmując policzek Grega.

Pochylił się, żeby pocałować go w nos, zanim zakręcił wodę i wyszedł z kabiny. Greg poszedł za nim. Obaj mężczyźni sięgnęli po ręczniki i wytarli się. Mycroft opuścił łazienkę przed Gregiem i był już w połowie ubrany i wkładał kamizelkę, kiedy starszy mężczyzna dołączył do niego w sypialni.

Greg nie zawracał sobie głowy wkładaniem żadnych ubrań i pozostał z ręcznikiem owiniętym luźno wokół talii. Patrzył, jak Mycroft ubierał się w ciszy, podziwiając sposób, w jaki bezbłędnie wkładał każdy element garderoby. Nie sądził, że kiedykolwiek przestanie być zachwycony tym, jak niesamowity był Mycroft w każdym aspekcie życia.

— Chodź tu — powiedział w końcu, wskazując palcem na wyższego mężczyznę, który poprawiał krawat.

Zdziwiony Mycroft odwrócił się i poszedł do niego.

— Słucham? — zapytał, unosząc lekko brew z zaciekawieniem.

Greg wyciągnął rękę, udając, że chce poprawić lekko jego krawat, ale zamiast tego zacisnął palce wokół niego i pociągnął Mycrofta do przodu. Piękny, szykowny mężczyzna wydał z siebie odgłos zaskoczenia. Jedną dłoń przycisnął do klatki piersiowej Grega. Nie był to gest odpychający, bardziej jakby próbował się uspokoić, więc Greg wykorzystał ich nagłą bliskość, by pochylić się i zacząć składać pocałunki wzdłuż jego szczęki.

— Zostań ze mną w domu — mruknął w miękką skórę.

Wyznaczył pocałunkami całą drogę w górę do szczęki, po czym potarł nos w zagłębieniu szyi.

— Gregory… — wyszeptał Mycroft drżącym głosem.

— Nie musisz wychodzić — wymruczał Greg, wysuwając język i przesuwając nim po jego szyi.

Zatrzymał się na kilka sekund na punkcie tętna, czując jak to było podniesione, po czym skierował się do góry. Potem przygryzł ucho Mycrofta, który wzdrygnął się.

— Gregory, muszę… — próbował zaprotestować, ale jego głos stawał się mniej stanowczy.

— Sprawdziłem to — szepnął Greg, wyznając, co zrobił. Jego palce już pracowały nad rozwiązaniem krawata, który Mycroft miał na sobie tylko przez chwilę. — Anthea może zmienić twój harmonogram dnia. Zostań ze mną w domu.

Boże, Gregory — jęknął Mycroft, gdy starszy mężczyzna naparł na niego.

Jego oddech stawał się nieco szybszy, a Greg czuł, jak jego własne ciało reaguje w podobny sposób. Mógł powiedzieć, że wygrywa. Już wiedział, że Mycroft nie mógł teraz odejść. Oblizując wargi, przesunął dłonią po boku wyższego mężczyzny i do przodu, obejmując jego bardzo wyraźne erekcję i lekko poruszając dłonią. Mycroft praktycznie jęknął.

— W po… porządku — powiedział, jęcząc i wyginając się bardziej w jego stronę. — Zostanę, ty szalony draniu.

Mycroft uśmiechnął się. Uwielbiał, kiedy Mycroft tak mówił. Przez chwilę ssał płatek jego ucha, po czym pociągnął go do łóżka, gdy rozpinał guziki jego kamizelki.

Chapter 211: Dobra gra

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Przez wszystkie lata w szkole Mycroft nigdy się z nikim nie zaprzyjaźnił. Tolerował co najwyżej większość kolegów z klasy. Nigdy wcześniej nie tworzył związków z innymi i nikt nigdy wcześniej nie zadawał sobie trudu, żeby się z nim zaprzyjaźnić. Nie przeszkadzało mu to, ponieważ tak naprawdę nigdy nie był w stanie znieść czyjegoś towarzystwa przez dłuższy czas.

Wciąż nie był w stanie określić, dlaczego Gregory Lestrade był wyjątkiem. Starszy chłopak był jego dokładnym przeciwieństwem. Był towarzyski i rozmowny, grał w rugby i był dziwnie popularnym dzieciakiem. To było dziwne, ponieważ był wyjątkowo szorstki i niegrzeczny (zdecydowanie nie tak jak normalni gracze rugby, którzy byli o wiele bardziej rozsądni i ostrożni), a jednak istniała pewna grupa nie popularnych dzieciaków, które natychmiast do niego przyległy. Nie było dla nikogo zaskoczeniem, że był jednym z najbardziej atrakcyjnych chłopców w swoim roku.

Przez wszystkie swoje lata Mycroft miał co najmniej połowę swoich zajęć z Gregory’m i pewnego dnia właśnie zaczęli rozmawiać. Starszy chłopak przyjechał do szkoły w swoim wolnym czasie i nie wiadomo skąd zaczął rozmowę. To było dziwne, a Mycroft nie miał pojęcia, jak sobie z tym poradzić, ale… Jakoś się udało i przekonał się, że chłopak nie był denerwujący. Gregory był naprawdę przyjemnym towarzystwem. Po chwili stało się jasne, że w jakiś dziwny sposób zdobył łaskę Mycrofta. Szykowny chłopak nigdy nie potrafił tego wyjaśnić, co było niezmiernie frustrujące, ale stwierdził, że mu to nie przeszkadzało.

Mimo to nigdy by w to nie uwierzył, gdyby powiedziano mu, że miesiące po tym, jak ich przyjaźń rozkwitła, będzie na meczu rugby. Uważał, że ten sport był śmieszny, a zaangażowanie wszystkich w szkole w to było jeszcze bardziej śmieszne. Jednak trzy dni wcześniej, kiedy Gregory usiadł przy nim i nerwowo poprosił, żeby przyszedł, Mycroft stwierdził, że nie mógł odmówić.

To był ostatni mecz w sezonie, co oznaczało również, że był to ostatni mecz Gregory’ego w tej szkole. Był to ważny mecz i dlatego zaprosił na niego Mycrofta. Młodszy chłopak nie był pewien, dlaczego jego obecność była tak ważna dla Grega, ale wiedział, że tak było. Ignorując obłudne docinki brata (ponieważ sam brał udział w wielu meczach rugby, najwyraźniej zafascynowany kapitanem drużyny z jego klasy, Johnem Watsonem), Mycroft ubrał się w swój szkolny mundurek i uczestniczył w wydarzeniu.

Mycroft nigdy nie był w stanie powstrzymać się od uznania Gregory’ego za atrakcyjnego. To było dość oczywiste od chwili, gdy zobaczył nastolatka. Jednak pociąg fizyczny nie był dla niego wszystkim. Gregory był takim zabawnym i miłym chłopcem, że Mycroft szybko się do niego przekonał, co z łatwością tłumaczyło rozkwitającą między nimi przyjaźń. Był również utalentowany, troskliwy i opiekuńczy oraz o wiele mądrzejszy, niż się spodziewano. Mycroft bardzo się o niego troszczył. Jednak oglądanie go grającego w rugby…

Mycroft nienawidził tego sportu, ale nagle stwierdził, że chce oglądać Gregory’ego przez cały czas grającego w to. Wiedzenie go biegającego w tych szortach po boisku, obserwowanie, jak jego koszula unosi się w górę, gdy poruszał się szybko i odsłaniał opalony brzuch oraz patrzenie, jak stopniowo jego skóra zaczęła błyszczeć od potu i była ubrudzona od odrobiny błota, było… To było nieodpowiednio atrakcyjne. Mycroft nie mógł oderwać od niego wzroku. Poczuł pustkę w klatce piersiowej, wielką i intensywną. Podświadomie chwycił niewygodne metalowe siedzenie pod koniec gry, gdy Gregory zdobył punkt. Wszyscy wiwatowali, a Mycroft uświadomił sobie, że się uśmiechał. Zdecydowanie był w tarapatach.

Pod koniec, gdy poczuł się dziwnie oszołomiony i zastanawiał się lekko, czy nie uciec, zanim da się w cokolwiek wciągnąć. Odkrył jednak, że naprawdę chciał zostać w nadziei, że Gregory go odnajdzie. I tak było. Wkrótce starszy nastolatek biegł przez boisko z promiennym uśmiechem na twarzy, machając do niego i nie zatrzymując się, dopóki nie znaleźli się obok siebie.

— Przyszedłeś! — Był wielce szczęśliwy i ciężko dyszał.

Mycroft poczuł łomotanie serca i to wszystko było trochę śmieszne.

— Oczywiście, że tak. — Skinął głową, zaskoczony, jak duża kontrolę miał obecnie nad swoim głosem. — Powiedziałem, że przyjdę.

— Tak, ale wiem, że to nie twoje klimaty. — Gregory wzruszył ramionami, przeczesując dłonią zwilżone potem włosy. Mycroft nie mógł się powstrzymać. Jego spojrzenie powędrowała na obszar szyi drugiego chłopaka, widząc punkt tętna, które wciąż dochodziło do siebie po wysiłku fizycznym, który właśnie miał miejsce. — Mam nadzieję, że się nie nudziłeś?

— Och? Nie. Wcale nie, Gregory — powiedział Mycroft, gdy słowa w końcu do niego dotarły.

Reakcja była bardziej opóźniona niż zwykle, a po uśmieszku i sposobie, w jaki Gregory przechylił głowę, starszy chłopak również mógł to stwierdzić.

— W porządku? — zapytał z rozbawieniem.

Mycroft prychnął, poświęcając chwilę na rozejrzenie się. Byli sami na boisku. Kiedy wszyscy odeszli?

— Tak, wszystko jest dobrze — zdołał powiedzieć. Jego tętno przyspieszyło wraz ze świadomością, że byli sami. Nie mógł zrozumieć, dlaczego. — To był imponujący wyczyn, który dokonałeś na koniec.

To była prawda. Wygrał dzięki temu mecz i chociaż Mycroft pogardzał tym sportem, cieszył się, że Gregory mógł przeżyć takie doświadczenie podczas jego ostatniego meczu. Wydawało się to ważną rzeczą.

— Jest to prawie idealna noc — skomentował Gregory, patrząc na niego.

Mycroft uniósł brew.

— Prawie? — powtórzył z zaciekawieniem.

Co mogło sprawić, że ta noc byłaby dla niego lepsza niż była? Gregory skinął głową, podchodząc o krok bliżej. Skrócił w większym stopniu dzielącą ich odległość, niż Mycroft początkowo sądził, aż poczuł ciepło jego oddechu na swojej skórze. Zadrżał. Mycroft był tylko nieznacznie wyższy od starszego nastolatka, ponieważ znacznie wcześniej miał zryw wzrostu (co było powszechne w rodzinie Holmes), ale byli na tyle wyrównani, że Mycroft musiał tylko pochylić się do przodu i delikatnie przechylić głowę, aby pozwolić, by ich nosy otarły się…

Poczuł, jak ogarnia go panika. To musiał być stan Gregory’ego po meczu. Oblizując wargi, zrobił krok do tyłu, ale Gregory chwycił go delikatnie za nadgarstek. Mycroft spojrzał szeroko otwartymi oczami na starszego nastolatka, którego ciepłe brązowe oczy były całkowicie niezdolne do czytania.

— Gregory? — Mycroft zdołał zapytać.

Miał zawroty głowy i to było…

— Przepraszam, Myc, ja tylko… — rozpoczął, używając tego przeklętego przezwiska, którego Mycroft powinien nienawidzić, a po prostu nie mógł.

Gregory szarpnął go delikatnie za ramię i ruszył do przodu. Mycroft wolną rękę przyciskał do przesiąkniętej potem jedwabnej koszuli jego stroju do rugby i…

Ich usta się dotykały. Było ciepło. Mycroft zamarł. Gregory również się nie poruszył, nie ruszył do przodu, a ich wargi po prostu były na sobie. Mycroft poczuł, że wewnętrznie panikuje, ale nie był w stanie tego pokazać publicznie. Nigdy nie mógł. Sekundy wydawały się godzinami, aż w końcu Gregory się odsunął. Jego policzki były zarumienione i jakoś Mycroft nie sądził, że to z powodu wysiłku. Zamrugał szybko, tęskniąc za utratą ciepła, które wcześniej odczuwał.

— Więc tak… ja po prostu… — zaczął Gregory nieco piskliwym tonem.

Puścił nadgarstek Mycrofta i podrapał się nerwowo w tył głowy. Mycroft miał wrażenie, że jego serce zaraz przebije się przez jego klatkę piersiową. To było fizycznie niemożliwe, ale nie było innego sposobu, aby to opisać.

— Gregory… — powiedział w końcu, jego głos brzmiał dla niego obco i słabo. Patrzyli na siebie. — Czy zechciałbyś… ach… zrobić to jeszcze raz?

To było absurdalne pytanie. Głupie. Po raz pierwszy w życiu Mycroft Holmes poczuł się jak idiota. Nie miał jednak czasu, by się nad tym rozwodzić, ponieważ patrzył, jak twarz Gregory’ego stała się całkowicie nieczytelna. Potem starszy chłopak znów się zbliżył, a ich usta ponownie się zetknęły, ale tym razem Mycroft również nacisnął do przodu, chwytając jego koszulkę do rugby i zaczął poruszać ustami wraz z Gregory’m oraz…

Wydał cichy dźwięk przyjemności, gdy się całowali. Mycroft poczuł, jak ciepło narasta w jego policzkach i klatce piersiowej. To było prawie za dużo. To było przytłaczającego dla każdego z jego zmysłów, więc złapał za biceps Gregory’ego i lekko sapnął, co dało starszemu nastolatkowi szansę na wysunięcie języka. Gregory ocierał się nim o język Mycrofta, który miał wrażenie, że jego kolana zaraz się ugną. W końcu z jękiem przerwał pocałunek, od razu zdając sobie sprawę, jak niechętnie to zrobił. Cicho dyszał i patrzył na Gregory’ego szeroko otwartymi oczami.

— Pójdziesz ze mną do domu? — zapytał łagodnie Gregory.

— Jak długo…? — zaczął pytać Mycroft, nie mogąc dokończyć swojego toku myśli. Wcześniej nigdy mu się to nie przydarzyło.

— Od zawsze — odpowiedział Gregory, wyraźnie znając odpowiedź na pytanie, którego Mycroft nie był w stanie dokończyć. Prychnąć cicho, wpatrując się w usta, które właśnie całował. — Pójdziesz ze mną do domu?

— Ta… tak. — Mycroft skinął głową.

Uśmiechając się delikatnie, Gregory pochylił się i ponownie pocałował Mycrofta. Powoli i z wdzięcznością. To było niesamowite. Młodszy nastolatek marzył o tym, ale nigdy nie sądził, że to się stanie. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo chciał, żeby się to stało. Ale wtedy Gregory wziął go za rękę i splótł ich palce razem. Zeszli z boiska, na którym właśnie drużyna Gregory’ego wygrała. Wygrała ostatni mecz przed ukończeniem tej szkoły przez starszego nastolatka.

Mycroft nie mógł powstrzymać się od wpatrywania się w lekko błotniste boisko, gdy wychodzili. Tej wieczór był wielką sprawą. Nie rozumiał tej powagi, kiedy przybył, ale teraz… Teraz nagle nabrało to sensu. Teraz było jakoś idealnie. Czy to były uczucia? Tak musiało być. Gregory wydobył każdą wersję sentymenty, do której zdolna była istota ludzka i wszystkie rzeczy, o których Mycroft nie wiedział, że może czuć. Do tej pory nie obchodziło go, czy kiedykolwiek się o tym dowie.

Nie miał pojęcia, dokąd to zmierzało i jak to zmieni ich przyjaźń, ale był podekscytowany możliwościami.

Chapter 212: Przestań być absurdalny

Chapter Text

Kiedy urodził się Oliver, Greg bardzo szybko i naturalnie wszedł w rolę ojca. To było coś, z czym był oswojony Coś, co mógł zrobić i to było niesamowite, pomagając swojemu drogiemu mężowi przejść przez tak nieznane (dla niego) terytorium. Mycroft pojął to jednak szybciej, niż kiedykolwiek chciałby to przyznać, i radził sobie znakomicie. Chociaż, mimo tak dużej praktyki, jaką miał, i choć był do tego przyzwyczajony, czasami Greg wciąż nie mógł powstrzymać się od podziwu nad tym wszystkim.

Dzisiejsza noc była jedną z tych nocy. Właśnie położył Olivera do łóżka. Chłopiec mocno spał. Ponieważ miał zaledwie miesiąc, najprawdopodobniej będzie odpoczywał tylko kilka godzin, zanim znów obudzi się głodny, ale w międzyczasie wykorzystają dany im czas. Obaj ojcowie siedzieli razem w pokoju na małej wyściełanej ławce i po prostu podziwiali niemowlę podczas snu. Usta miał lekko rozchylone, jedna drobna rączka ściskała dziecięcy kocyk, którym go okryli, drugą wyciągnął nad lekko przekręcona na bok głową.

Greg spojrzał na niego czule, uśmiechając się dumnie. Był taki piękny. Jego serce łomotało ze zdumieniem, miłości i podziwu, a teraz wydawało się, że był to normalny stan dla niego. Mycroft milczał obok niego, kładąc jedną szczupłą dłoń na udzie męża, patrząc na Olivera w podobny sposób. Po kilku chwilach Greg nerwowo oblizał wargi i wyciągnął rękę, muskając wierzchem palców miękki, ciepły policzek Olivera.

— Chcę być dobry dla niego — wyszeptał wystarczająco głośno, by młodszy mężczyzna go usłyszał, ale na tyle cicho, by nie obudzić ich syna.

Zacisnął usta w wąską linię, pozostawiając rękę na policzki Olivera. Niemowlę westchnęło we śnie, wydając cichy i zadowolony dźwięk, ale nie obudziło się.

— Oczywiście, że tak — odparł Mycroft, po kilku chwilach. Przesunął rękę, pocierając przez chwilę udo Grega. — Jesteś najwspanialszym ojcem, Gregory.

— Chcę nim być. Być porządnym tatą — kontynuował Greg, czując ukłucie żalu i niepewności. — Chcę pomóc trenować jego drużynę piłkarską, jeśli do niej dołączy. Chcę chodzić na każdy trening i mecz, czy to będzie dotyczyło jakiegoś sportu, nauki, muzyki, czy czegokolwiek innego. Chcę…

Skrzywił się, wzdychając przez nos. Poruszył ręką, odgarniając mały lok z czoła Olivera i delikatnie pogładził jego ciemne, puszyste włosy. Zwlekał z dłonią ułożoną na krzywiźnie głowy dziecko jeszcze przez kilka chwil, zanim w końcu odsunął się i położył dłonie na kolanach.

— Czy coś się jest nie tak? — zapytał Mycroft, przesuwając się bliżej na siedzeniu.

Greg czuł na sobie jego przeszywające spojrzenie bladych oczu, oceniające i próbujące go rozgryźć. Praktycznie słyszał, jak koła zębate w głowie jego męża obracają się, gdy pracował nad odczytaniem z niego tego, co mógł.

— Nigdy mnie nie było. Nie wystarczająco — zaczął się zwierzać Gregory, chociaż Mycroft wiedział już o tym wszystkim. — Awansowałam i zostałem inspektorem, pracując przy morderstwach i poważnych przestępstwach… Nigdy nie było mnie w domu. Wiesz, jakie mam godziny pracy. Nie mogłem być prawdziwym tatą dla Lizzie i Abby. To oczywiście zniszczyło moje małżeństwo. Nie żeby na dłuższą metę nie wyszło to na lepsze…

— To dlatego przeszedłeś na emeryturę, najdroższy — przypomniał mu Mycroft, ściskając jego udo. Po chwili Greg odwrócił się, by w końcu spojrzeć na swojego męża, który patrzył na niego uspokajająco. — Będzie mnóstwo czasu i możliwości.

Oczywiście będzie. Mycroft miał rację. Zwłaszcza ze względu na jego pracę w rządzie, Greg miał tyle rozsądku, by oddać odznakę i odejść z policji. Całkiem nieźle się dostosował (a Sherlock oczywiście nadal się przyzwyczajał do tego), ale tak było najlepiej. W ten sposób Greg mógł siedzieć w domu praktycznie na cały etat, podczas gdy Mycroft kontynuował pracę, chociaż nawet on ograniczał swoje godziny najlepiej, jak mógł.

Tak naprawdę to nie był problem. Nie… Obecnie w sercu i głowie Grega było dużo głębsze zmartwienie. Lekko marszcząc brwi, odwrócił się, by spojrzeć na ich pięknego syna, ponownie oblizując wargi, przeczesując palcami włosy.

— Wiem, że tak, ale… — zaczął niepewnie, by wyrazić swoje obawy. — Ale Elizabeth i Abby. Będę tam dla Olivera, ale nie byłem tam dla nich. Co jeśli… Mycroft… Co jeśli zaczną mieć z tego powodu urazę do mnie? A co, jeśli będą żywić urazę do Olivera? Nie mógłbym znieść…

Tok jego myśli zniknął, gdy poczuł palce Mycrofta przesuwające się przez jego włosy. Greg zamknął oczy i westchnął przez nos, pochylając się pod tym dotykiem, po czym odwrócił się, by znów na niego spojrzeć. Mycroft kontynuował głaskanie go po włosach, zanim zaczął odzwierciedlać wcześniejsze działania Grega na Olivierze, muskając wierzchem palców jego lekko zarośnięty policzek.

— Gregory Lestrade, jesteś wspaniałym ojcem — powiedział cicho Mycroft, ale z autorytetem. — Zawsze byłeś tam dla nich, zarówno dla Elizabeth jak i Abigail. Bardzo cię kochają. Elizabeth nieraz mówiła mi, jak bardzo cieszy się, że w końcu poszedłeś na emeryturę i obie były niezmierne podekscytowane, że mają młodszego brata do rozpieszczania.

Greg przyjął słowa, wiedząc, że wszystkie są prawdą. Mycroft nie dawał pustej nadziei ani otuchy. Nie był taki. Pochylając się, Greg przycisnął policzek do ramienia męża, który go objął i mocno przytulił.

— Nigdy nie mogliby czuć do ciebie urazy. Fakt, że się tym martwisz, jest absurdalny. Czasami możesz być niezwykle tępym człowiekiem.

Greg parsknął cichym śmiechem i poczuł, jak Mycroft również się śmieje. Smukłe palce młodszego mężczyzny znów gładziły Grega po włosach, gdy całował czubek jego głowy.

— Przestań się martwić — szepnął Mycroft w srebrzyste kosmyki. — To niepotrzebne.

— Kocham cię — westchnął Greg, zamykając oczy i wtulając się w ramię męża. To zdumiewające, jak Mycroft był w stanie podnieść go na duchu.

— Również cię kocham, Gregory. A teraz chodźmy spać, żeby odpocząć kilka godzin, zanim Oliver znów nas obudzi.

— Tak. W porządku.

Chapter 213: Wakacyjne zamieszanie

Chapter Text

Greg od ponad miesiąca nie mógł się doczekać weekendu z Mycroftem. Zdecydowali się pojechać do Sussex, gdzie rodzina Holmesów miała domek, w którym mieli spędzić weekend. Obaj potrzebowali przerwy, nawet jeśli miała potrwać tylko kilka dni. Czuł, że właśnie muszą to mieć, zwłaszcza że Mycroft był poza krajem w interesach od dwóch tygodni i nie byli w stanie spędzić ze sobą zbyt wiele czasu od jego powrotu. To byłoby idealne.

Wstali wcześnie rano, aby wyjechać. Pogoda była piękna, a do domu dotarli około godziny później. Po zabraniu bagażu z samochodu i zaniesieniu go do sypialni, w której mieli spać, usiedli przy stole, aby zjeść małe śniadanie. Greg już czuł się bardziej zrelaksowany. Po posiłki spacerowali po terenie trzymając się za ręce, podczas gdy Mycroft opowiadał Gregowi historie z jego dzieciństwa. Nie było ich wiele, ale i tak miło było je poznać i dowiedzieć się więcej o posiadłości.

Chociaż szczerze mówiąc, Mycroft mógł mówić o pogodzie i hasłach z encyklopedii, a Greg byłby zachwycony każdą sekundą tego.

Po spacerze wrócili do środka i przebrali się w bardziej wygodne ubrania. Greg założył dżinsy i zwykły t-shirt, a Mycroft ubrał spodnie, koszulkę z kołnierzykiem i sweter. Starszy mężczyzna uznał to za niezwykle udany wyjazd, kiedy Mycroft nie spakował żadnego ze swoich trzyczęściowych garniturów. Oczywiście nadal ubierał się nienagannie, ale chociaż Greg uwielbiał jego kamizelki, ekscytujące było również widzenie go w bardziej swobodnych strojach.

Greg ugotował lekki lunch, a po zjedzeniu weszli do salonu i razem wygodnie usiedli na kanapie. Włączyli film i przytulili się, dzieląc się powolnymi i delikatnymi pocałunkami, tylko połowicznie patrząc na film. Wtedy sprawy stały się… interesujące.

— Nie. — Rozległ się głos, którego żaden mężczyzna nie planował ani nie chciał usłyszeć w ten weekend. — Nie, wynoś się. To się nie dzieje.

— Sherlock, co ty…

Dobiegł drugi głos i podczas gdy Greg i Mycroft nie wstawali z kanapy obserwując, jak Sherlock stał sparaliżowany w progu, John zatrzymał się, gdy zauważył problem. Wszyscy mężczyźni gapili się na siebie w szoku. Najwyraźniej Sherlock i John wymyślili ten sam plan w tym samym czasie. Jakie były na to szanse?

— Wynoś się — warknął Sherlock, marszcząc brwi.

— Byliśmy tu piersi, bracie — powiedział Mycroft, wpatrując się w niego znacząco. — Wierzę, że to oznacza, że powinieneś być tym, który odchodzi.

Greg i John wymienili się spojrzeniami pełnymi beznadziejności, jakie często mieli, kiedy bracia Holmes zaczynali tak na siebie narzekać. Greg oblizał wargi, przesuwając się na kanapie, kiedy obaj usiedli nieco prościej. Westchnął i przeczesał palcami włosy. Nie była to najbardziej idealna sytuacja, ale można było ją uratować.

— Niech wasza dwójka wejdzie — powiedział po chwili. — Domek jest na tyle duży, że wszyscy możemy się nim podzielić.

Sherlock wpatrywał się w Grega, jakby urosła mu dodatkowa głowa.

— Chyba żartujesz — warknął młodszy Holmes, upuszczając torbę trochę mocniej, niż było to konieczne.

John westchnął.

— Greg ma dobry pomysł — powiedział, zerkając na Sherlocka. — Poza tym mieliśmy jutrzejszy dzień spędzić w mieście. Pokojów jest mnóstwo, bo to, że nazywasz tę rezydencję domkiem, to prawdziwy żart. Oni również chcieli odpocząć, Sherlocku, nie jest zbyt dobrze zmuszać ich do wyjazdu, czyż nie?

— Ale John… — zaczął Sherlock odwracając się, by popatrzeć na swojego chłopaka z irytacją.

Greg patrzył, jak John odwzajemnił spojrzenie z “nie walcz ze mną o to” i uśmiechnął się lekko, gdy zauważył moment, w którym Sherlock się poddał. To był genialny sposób, w jaki John mógł sobie poradzić z Sherlockiem. To był jeden z wielu powodów, dla których byli dla siebie idealni.

— W takim razie ustalone — powiedział Mycroft, ponownie przesuwając się i rozluźniając się nieco bardziej na kanapie.

Ponownie połączył swoją rękę z Greg’iem, który spojrzał na swojego partnera z delikatnym uśmiechem, po czym ponownie się do niego przytulił.

I tak byłoby miło, gdyby wszyscy spędzili razem trochę czasu. Może tego wieczoru ugotuje im wszystkim kolację, a on i John będą mogli w pewnym momencie napić się drinka. Jasne, on i Mycroft nie będą już zupełnie sami, ale nadal wystarczająco osamotnieni. Wszystko byłoby dobrze.

— Ale John i ja odbędziemy stosunek seksualny na tej kanapie — warknął Sherlock, łapiąc swoją torbę, idąc do miejsca, gdzie znajdowała się sypialnia, którą wybrali.

Greg prychnął, a John jęknął, odwracając się, by za nim pójść.

— Nie, nie zrobimy tego, Sherlocku — zawołał za nim. — Łóżko jest całkowicie w porządku do robienia tego.

— Mogło być gorzej — powiedział Greg, spoglądając na Mycrofta, gdy w salonie zapadła cisza.

Mycroft zanucił, zerkając na niego, zanim złożył delikatny pocałunek na jego czole.

— Tak, to byłoby możliwe. — Zaśmiał się czule, ściskając dłoń Grega i ponownie zwracając swoją uwagę na film.

Chapter 214: Udany weekend

Notes:

Uwagi: Jest to kontynuacja poprzedniego rozdziału.

Chapter Text

Zgodnie ze słowami Sherlocka, zniknął wraz z Johnem na większość następnego dnia. Poranek był niczym tornado szaleństwa i były momenty, w których Sherlock i Mycroft byli jak zwykle zwaśnionymi postaciami, ale potem druga para wyszła zostawiając Mycrofta i Grega w spokoju.

W ten sposób Greg w końcu namówił swojego partnera, by zajęli miejsce na kanapie i teraz siedział na nim okrakiem z ręką owiniętą wokół ich erekcji, ciężko dysząc i całując niechlujnie drugiego mężczyznę.

Gregory — jęknął Mycroft przy jego ustach, wyginając się pod nim, drżącymi dłońmi chwytając jego nagą talię.

Greg zawarczał lekko w odpowiedzi i przygryzł dolną wargę, będąc w tym momencie zbyt blisko krawędzi, by być w stanie mówić, po czym pogłaskał gwałtowniej ich erekcje, drażniąc ich główki kciukiem.

To był drugi raz, kiedy uprawiali seks i prawdopodobnie nie ostatni. Greg uwielbiał mieć wakacje. Mniej stresu i więcej czasu dla siebie oznaczało, że mogli bardzo dobrze wykorzystać ten okres.

Pochylając się, pochwycił usta Mycrofta w kolejnym gwałtownym pocałunku. Dostał zawrotów głowy, gdy obaj w końcu osiągnęli punkt kulminacyjny. Przycisnął ich czoła do siebie dysząc. Jego serce biło szaleńczo. Odpoczywali w tej pozycji, aż Mycroft przesunął się, aby wstać.

— Nie odchodź — jęknął Greg, ale poruszył się, by mimo wszystko pozwolić mężczyźnie wstać.

— Musimy się ogarnąć i ubrać, dopóki jesteśmy sami, najdroższy — wysapał Mycroft w odpowiedzi, zbierając ubrania, które zostały rzucone na podłogę. Skierował się do toalety obok łazienki.

Potrząsając głową i uśmiechając się, Greg wstał i poszedł za nim. Ogarnął się pierwszy i był w kuchni, kiedy Sherlock i John wrócili do domku. Greg bez słowa wyjął dwie dodatkowe filiżanki, aby móc przygotować dla wszystkich herbatę, po czym udał się na skraj kuchni, gdy weszli do pomieszczenia.

— Witamy z powrotem — przywitał ich, uśmiechając się delikatnie.

John spojrzał na niego i uśmiechnął się.

— Hej Greg — powiedział, odkładając kilka toreb. — Mieliście dobry dzień?

— Tak. — Skinął głową. — Robię herbatę, jeśli macie na nią ochotę.

— Tak, byłoby świetnie — przytaknął John.

Sherlock spojrzał na niego bez słowa, wszedł do salonu i zatrzymał się. Greg obserwował go, już wiedząc, co dedukuje młodszy Holmes, gdy wpatrywał się w kanapę. Jego uśmiech poszerzył się, gdy Sherlock odwrócił się i spojrzał na niego ze zmrużonymi oczami. Oczywiście wiedział, że uprawiali na kanapie seks. Greg poczuł jeszcze większy triumf, przypominając sobie komentarz Sherlocka z poprzedniego wieczoru. Sherlock prychnął.

— Absurdalne — wymamrotał, zdejmując płaszcz i odwieszając go.

John spojrzał na niego z zaciekawieniem, a Greg tylko się roześmiał.

— Zaraz rozpocznę przygotowywania do obiadu — powiedział, odwracając się i kierując z powrotem do kuchni, gdy czajnik zaczął gwizdać. — Łosoś z makaronem.

— Podziękuję — westchnął Sherlock z drugiego pokoju.

John będący w trakcie wchodzenia do kuchni, zatrzymał się, by spojrzeć przez ramię na swojego partnera.

— Daj spokój — rzucił. — To cudowne, że Greg gotuje dla nas, a ty lubisz, kiedy przygotowuje dla ciebie rybę, więc przestań udawać, że to okropnie brzmi.

Greg potrząsnął głową, przewracając oczami, nalewając wszystkim herbatę. Dodał mleka i cukru do filiżanek należących do tych, którzy lubili pić tak herbatę i oparł się o blat, gdy Mycroft dołączył do nich w kuchni. Podniósł jego filiżankę i podał mu ją, uśmiechając się czule, gdy ten stanął koło niego.

Mógłby wybuchnąć śmiechem na widok twarzy Johna. Zajęło mu to chwilę, ale potem zdał sobie sprawę, dlaczego ją przybrał. Mycroft nałożył na siebie niektóre z jego ubrań, więc miał obecnie na sobie czarne, dresowe spodnie i zwykły jasnoniebieski t-shirt. Greg widział go ubranego w takie rzeczy wiele razy, ale starszemu mężczyźnie zaświtało w głowie, że John nigdy nie wiedział Mycrofta w niczym innym niż trzyczęściowym garniturze i na wpół eleganckim stroju, który polityk miał na sobie wczoraj.

— Tak, doktorze Watsonie, mogę też nosić normalne ubrania — skomentował Mycroft, unosząc brwi z wyraźnym rozbawieniem, popijając herbatę z pomrukiem uwielbienia.

John zamrugał i zapatrzył się we własny napój.

— Przepraszam, po prostu… wygląda to dziwnie — przyznał John. Greg zaśmiał się cicho.

— Uwielbiam to. — Uśmiechnął się z błyszczącymi oczami.

Naprawdę kochał, gdy elegancki i doskonały mężczyzna nosił jego ubrania. Naprawdę było to coś do podziwiania.

Niedługo po tym Greg rozpoczął przygotowania do obiadu: smażył łososia na patelni z solą i pieprzem, gdy makaron gotował się w garnku obok. Do makaronu dodał sok z cytryny, koperek i bazylię, mieszając wszystkie składniki, po czym nałożył go na talerz, a na wierzch położył łososia. Mycroft otworzył wino, żeby mieć swój wkład własny do kolacji. Wszyscy zajęli swoje miejsca przy stole (chociaż John w końcu musiał przyciągnąć Sherlocka, żeby do nich dołączył, ponieważ najwyraźniej nie miał nastroju do bycia towarzyskim).

Wszystko poszło zaskakująco dobrze. Sherlock udawał, że nie chce kolacji, ale ku miłemu zaskoczeniu Grega zjadł wszystko ze swojego talerza bez marudzenia. Odbyli niezobowiązująca rozmowę, John opowiadał o tym, co robili tego dnia w Sussex. Sherlock w końcu włączył się do rozmowy z pewnymi dedukcjami, których dokonał w mieście, powodując, że on i Mycroft wdali się w rozmowę/debatę/konkurencję, która jak zwykle wprawiła Johna i Grega w zdumienie i podziw.

Ogólnie było świetnie. Wszyscy wyraźnie cieszyli się wieczorem. Po skończonym posiłku przenieśli się do salonu i wypili jeszcze trochę wina, zanim obie pary w końcu udały się na noc do swoich sypialni.

— Wiesz, cieszę się, że się pojawili — wyszeptał Greg, kładąc się przy Mycroftcie (po tym, jak znowu uprawiali seks, o czym był przekonany wcześniej, że będą to robić). Mycroft zanucił, gładząc jego srebrzyste włosy.

— O dziwo, ja również — zgodził się.

Greg zaśmiał się. Początkowo bał się podzielić domkiem - bardziej z Sherlockiem niż z Johnem - ale skończyło się to całkiem przyjemnie. Na pewno zabiorą ze sobą kilka miłych wspomnień z wyjazdu i chociaż nigdy nie powiedziałby tego na głos przy Sherlocku, czuł się tak, jakby wszyscy byli rodziną. To było coś, czego nigdy nie zapomni.

Chapter 215: Zdarzyło się to tak szybko

Chapter Text

— Sherlock, wracaj tutaj — wycedził Greg, próbując zajrzeć w wąskie korytarze i dowiedzieć się, gdzie poszedł ten cholerny detektyw.

Wyciągnął pistolet, trzymając go mocno obiema dłońmi, przygotowany na wszystko, co może się wydarzyć. Za nim Mycroft poruszał się tak cicho, że czasami starszy mężczyzna zapominał, że tam był.

To zaczęło się jako mała grupka handlarzy narkotyków, przekształciło się w ogromną organizację, która ukrywała terrorystów. Sieć była rozległa i znacznie przewyższała normalne przestępcze działalności, od którego zaczynała, więc Mycroft został zmuszony do zaangażowania się. To była naprawdę niesamowite obserwowanie, jak bracia Holmes faktycznie pracują razem, zwłaszcza jeśli chodziło o przestępczość, chociaż Greg również się tym zajmował, nieraz czuł się mocno poza swoją ligą.

Jednak teraz czuł o wiele za dużo napięcia. Nie miał pojęcia, kogo lub co znajdą w tej kryjówce, a Sherlock zniknął. Co więcej, Mycroft również musiał uczestniczyć w akcji, a Greg był trochę przerażony. Gdyby coś się stało…

Mycroft i on byli w romantycznym związku od ponad nieco sześciu miesięcy. Wiedział, że szybko i mocno zakochuje się w młodszym mężczyźnie i chociaż nie do końca zmuszał się do wypowiedzenia tych słów, był w nim zakochany. Ten fakt stał się niesamowicie oczywisty wraz z możliwym niebezpieczeństwem, z jakim musieli się zmierzyć. To było okropne. Chciał, żeby Mycroft wyszedł, wrócił do samochodu i czekał na nich. Nie mógł kontrolować Sherlocka, ale zaakceptował to lata temu. Wiedział, że nie może również kontrolować poczynań Mycrofta, ale ten fakt w tej sytuacji był znacznie bardziej niepokojący.

— On wszystko schrzani, bo jest tak chętny do działania — wyszeptał Mycroft z irytacją w głosie.

Greg z przyjemnością skomentowałby, gdy usłyszał przekleństwo wychodzące z ust partnera, ale kiedy otworzył usta z uwagą, by z tego zażartować, usłyszał hałas dochodzący z sąsiedniego pokoju.

Zdjął jedną rękę z pistoletu i przycisnął ją do Mycrofta, żeby nie szedł dalej. Zatrzymał się i przycisnął do pleców Grega. Starszy mężczyzna poczuł ciepły oddech na szyi. Chociaż był przygotowany na niebezpieczeństwo, była to uspokajające uczucie. Napawałby się tym bardziej, gdyby mieli czas, ale skoro tak nie było, obejrzał się przez ramię i skinął Mycroftowi, aby ten pozostał w miejscu.

Oblizując wargi, ponownie chwycił oburącz broń i zrobił powolny krok do przodu. Wypuścił powoli i miękko powietrze przez nos, zastanawiając się, gdzie, do cholery, było jego wsparcie, i w końcu zajrzał do pokoju, gotowy do działania.

Tylko po to, by jego ramiona opadły, a z niego wydobyło się sapnięcie. Sherlock odwrócił się, by na niego spojrzeć zmrużonymi oczami, zanim wrócił do dedukcyjnych poszukiwań, które przeprowadzał w pokoju. Przykucnął, podnosząc rzeczy i je upuszczając. Greg był zarówno wściekły jak i poczuł ulgę. Zrobił kolejny krok, otwierając usta, by zapytać, co młodszy Holmes trzyma w dłoni, zanim ponownie mu przerwano.

— Gregory… — mruknął Mycroft z nutą ostrzeżenia w głosie.

Cholera. Prostując się, Greg odwrócił się i zobaczył Mycrofta stojącego prosto z rękami w górze. Nie byli już sami, ponieważ bardzo wściekły mężczyzna celował z broni w Mycrofta.

Cholera, kurwa, niech to szlag. Właśnie tego Greg chciał uniknąć. Odwrócił się, umierając z chęci wyciągnięcia ręki i odciągnięcia Mycrofta na bok, ale obawiał się, że jakiekolwiek szybkie ruch sprowokuje napastnika. Pozostał więc tak spokojny, jak tylko mógł, celując w mężczyznę, gdy wreszcie przemówił:

— Tu inspektor Lestrade — zawołał zaskakująco spokojnym, autorytatywnym głosem. — Złóż broń. Jeśli ją odłożysz i będziesz współpracować, wszystko pójdzie o wiele bardziej gładko.

— Nie odłoży broni — mruknął Mycroft.

Greg chciał go udusić. To zdecydowanie nie pomagało. W międzyczasie Sherlock wstał, ale najwyraźniej nie martwił się, biorąc pod uwagę sposób, w jaki Greg słyszał, że chodził wokół. Dobra, chciał udusić ich OBU.

— Odłóż broń, to twoje ostatnie ostrzeżenie — powtórzył, wpatrując się w mężczyznę po drugiej stronie korytarza.

Kolejne wydarzenia zdarzyły się zbyt szybko. Zawsze tak było. Zabawne, jak to się stało… Mężczyzna poruszył się, a Mycroft zesztywniał, automatycznie cofając się o krok. Nastąpiła eksplozja dźwięku. Greg opuścił broń i ruszył. Instynkt przejął kontrolę nad umysłem i pchnął go do przodu. Sherlock krzyczał - przynajmniej Gregowi wydawało się, że słyszał krzyki Sherlocka. Wyciągnął rękę i popchnął Mycrofta tak mocno, jak się dało, odpychając go i potykając się bardziej na środek korytarza.

Kolejnym doznaniem był ból. Czas się zatrzymał, a on zdrętwiał, chwiejąc się, a kiedy upadł na ziemię, natychmiast przeszył go ból. Greg zacisnął zęby, sycząc i zamykając oczy. Ciało zwinęło się ochronnie. Więcej krzyków. Stukot stop. Kolejny wystrzał, o Boże.

— GREGORY!

W końcu usłyszał, jak ktoś krzyczy. Otoczyły go ramiona, podnoszące go. Chrząknął, próbując otworzyć oczy i wreszcie zobaczył, że Mycroft wpatruje się w niego. W jego normalnie spokojnych, jasnoniebieskich oczach było przerażenie. Były tak bardzo wyraziste. Nie były ekspresywne w sposób, w jaki kochał Greg, gdy patrzyli na siebie z pożądaniem, podczas kochania się. Nie, ten wyraz twarzy był podszyty bólem.

Drżał. Była krew. Teraz ją czuł, była gorąca i śliska.

— Nic ci nie jest? — zapytał ochryple, chwytając w słabym uścisku marynarkę Mycrofta. Umazał ją krwią. Cholera.

— Jestem w porządku. Jesteś idiotą — powiedział Mycroft, odgarniając mu włosy z twarzy i przyciskając dłoń do tego, co Greg uznał za ranę wlotową. Wywierał na to presję, sprytne. Mycroft był taki bystry.

— Przepraszam — westchnął Greg, sycząc z bólu i sapiąc. — Myc…

— Przestań mówić. Sherlock poszedł po pomoc. Dlaczego to zrobiłeś?

— Nie mogłem pozwolić… byś został ranny — wykrztusił Greg, ignorując to, jak Mycroft swoim pytaniem automatycznie sprzeciwił się swojemu nakazowi milczenia. — Nie mogę pozwolić..

— Zostań ze mną — powiedział Mycroft, a Greg zdał sobie sprawę, że otoczenie staje się rozmyte.

Wszystko stawało się czarne, nie bolało już tak bardzo. Było miło i okropnie jednocześnie. Starał się utrzymać otwarte oczy. Chciał tylko spać.

— Kocham cię — powiedział, obawiając się, że nigdy więcej tego nie powie. Nie mógł odejść, nie mówiąc tego Mycroftowi ani razu.

— Gregory — jęknął Mycroft, a łzy napłynęły mu do oczu. — Zostań ze mną.

— Kocham cię — powiedział bardziej stanowczo, mocniej ściskając marynarkę Mycrofta.

— Ja również cię kocham, Gregory. — Mycroft praktycznie łkał. — Też cię kocham.

Greg uśmiechnął się z ulgą, po czym westchnął i opadł w ramiona swojego partnera. Był zbyt wyczerpany. Nie mógł już z tym walczyć. Po prostu nie mógł.

Chapter 216: Mocno zmartwiony

Notes:

Uwagi: Jest to kontynuacja poprzedniego rozdziału

Chapter Text

Mycroft nie mógł przestać chodzić. Nie mógł przestać załamywać rąk, co było denerwujące. Cała sytuacja była. Jeśli to nie był kompletny dowód na to, że troska nie była zaletą, to nie wiedział, co to było. Jeszcze bardziej irytujące było to, jak spokojnie Sherlock pół leżał na jednym z krzeseł w prywatnym pokoju, w którym obecnie się znajdowali.

— Jak możesz tak po prostu siedzieć — warknął bez zastanowienia, powodując, że jego brat spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem.

Mycroft rozkoszowałby się tym wyrazem twarzy, gdyby jego partner nie był w sąsiednim pomieszczeniu, walcząc o życie.

— Bo mogę — powiedział Sherlock, sarkastycznym i cholernie irytującym głosem. — Ponieważ, chodzenie jak szaleniec nie sprawi, że coś się zmieni.

Mycrofta nie obchodziło, że Sherlock miał rację. Fakt, że chodził w tę i z powrotem był absurdalny. To właśnie zrobił mu Gregory Lestrade. Nie czuł takiego otępiającego przerażenie, odkąd Sherlock przedawkował. To było przerażające czuć się w ten sposób w stosunku do innej osoby.

W tym wszystkim nie mógł przestać myśleć o tym, co powiedział Gregory. Wyznał mu miłość. Mycroft również to zrobił. Powiedział to natychmiast, bez zastanowienia, ponieważ… Cóż, naprawdę go kochał. Od jakiegoś czasu tak się czuł. Wiedział, że Gregory również go kocha. Żaden z nich nigdy nie wypowiedział tego czułego wyznania przed tą nocą.

Było jasne, że Gregory powiedział to, ponieważ sądził, że umiera. Z drugiej strony Mycroft przypuszczał, że jego brak wahania, by odwzajemnić ten sentyment, był spowodowany strachem. Mógł dziś stracić Gregory’ego. Minęła ponad godzina bez śladu lekarza, a taka możliwość wciąż istniała. Mycroft gardził niewiedzą. To było najgorsze uczucie na świecie.

— Kochasz go — powiedział Sherlock, wpatrując się w niego z wyrachowanym spojrzeniem.

Oświadczenie spowodowało, że Mycroft zamarł w pół kroku i wpatrywał się w swojego brata.

— Tak — przyznał po kilku chwilach. Wzdychając, wyprostował się i spojrzał na swoje dłonie. Wpatrywał się w swoją wymiętą marynarkę i kamizelkę, które wciąż były pokryte krwią Gregory’ego. Westchnął przez nos. — Tak.

W tym przyznaniu się było coś, co spowodowało, że cała napędzana strachem adrenalina opuściła jego ciało. Nagle Mycroft chciał tylko spać (choć wiedział, że nie było takiej możliwości). Z kolejnym westchnieniem wyczerpania podszedł i opadł na krzesło obok brata.

— Mógł otrzymać strzał w gorsze miejsce — mruknął Sherlock. — Obaj to wiemy. Nadal istnieje prawdopodobieństwo, że może być to śmiertelny postrzał, ale jest szansa.

— Gardzę niejasnymi szansami. — Mycroft zmarszczył brwi, starając się ponownie nie rozpłakać. Już raz płakał tego wieczoru i to było okropne.

— Oczywiście — odparł Sherlock. — Wciąż…

Młodszy Holmes zamilkł po chwili i Mycroft odważył się na niego spojrzeć. Wyraz jego twarzy był dziwny, ale to wszystko miało sens. Było jasne, że Sherlock również martwił się o Gregory’ego. Czy… czy Sherlock próbował go pocieszyć? Na pewno nie. Nie robili czegoś takiego. Nawet teraz… Nie. Czy może?

— Równowaga prawdopodobieństwa, Sherlocku — westchnął mimo wszystkiego Mycroft, pocierając skronie, starając się ignorować krew, która go plamiła.

Może powinien się przebrać, ale nie myślał o tym. Nawet teraz nie martwił się o swoje ubranie, stanowiące ponure przypomnienie tego, co się stało.

Część niego spodziewała się, że z jakiegoś powodu poczuje się bardziej wściekły na Sherlocka. Czy to przez sposób, w jaki zlekceważył to wydarzenie, czy przez przypadkowe zniknięcie w ciemnym budynku, w którym byli zaledwie kilka godzin temu. Ale… zastanawiał się też nad innymi rzeczami. Pomyślał o tym, jak Sherlock wskoczył do akcji, kiedy Gregory upadł na ziemię, a Mycroft był zbyt zszokowany i odrętwiały, aby prawidłowo funkcjonować. Był prawie pewien, że zabił intruza znacznie wolniej, niż było to absolutnie konieczne. Wtedy siedział obok niego, próbując go pocieszyć. Opuścił swoją sherlockowską gardę na wystarczająco długo, by być młodszym bratem, za którym Mycroft bardzo tęsknił i okazał swoją troskę, ponieważ kochał Gregory’ego prawie tak samo. Wszelkie szanse na wściekłość zostały zniweczone w obliczu tych działań.

— Pan Holmes? — rozległ się głos, który wyrwał Mycrofta z toku jego myśli. Jego spojrzenie padła na lekarza i natychmiast wstał, nerwowo przełykając ślinę. — Inspektor Lestrade nie śpi. Prosi o twoją obecność. Czy chciałbyś teraz przejrzeć jego wyniki, czy…

— Po tym, jak go zobaczę. Dziękuję doktorze — przerwał mu Mycroft, nie mogąc pozostać w pokoju ani chwili dłużej, gdy jego partner był przytomny i chciał go widzieć.

Spojrzał przelotnie na Sherlocka, ale wystarczająco długo, aby zobaczyć jak kiwa głową, po czym odwrócił się i przeszedł obok lekarza, i wszedł do pokoju.

Gregory leżał na łóżku. Wyglądał na słabego i był tak blady, że jego cera była wręcz szarawa. Przez kilka chwil Mycroft nie mógł prawidłowo oddychać. Zebrawszy siły podszedł i usiadł, przysuwając krzesło do łóżka tak blisko, jak był w stanie.

— Myc… — zaczął ochryple Gregory, ale po chwili w jego zamglonych, brązowych oczach pojawił się niepokój. — Boże, czy ty…

— Nic mi nie jest, Gregory — powiedział cicho Mycroft, chwytając jego dłoń w swoją. — Żadna z tej krwi nie należy do mnie.

Nie mógł zmusić się do powiedzenie, że to krew Gregory’ego. Po minie starszego mężczyzny, wiedział, że nie musiał. Ponownie ostrożnie ścisnął jego dłoń, a nowe łzy napłynęły mu do oczu i spłynęły po policzkach. Był zbyt zmęczony, aby powstrzymać płacz.

— Myślałem, że nie żyjesz — mruknął drżącym głosem.

Wziął głęboki oddech i spojrzał na swojego partnera. Wyglądał zbyt słabo. To było okropne.

— Też tak myślałem — przyznał Gregory z cichym westchnieniem. — Ale warto byłoby umrzeć, aby cię uratować.

— Jesteś idiotą — prychnął Mycroft, marszcząc brwi.

Gregory powoli cofnął rękę i uniósł ja, by otrzeć łzy z policzków młodszego mężczyzny. Mycroft westchnął i pochylił się w stronę dotyku.

— Miałem na myśli to, co powiedziałem — wyszeptał po chwili, pocierając kciukiem policzek Mycrofta tak długo, jak starczyło mu sił. — Nie powiedziałem tego tylko dlatego, że myślałem, że umieram. po prostu… bałem się, że nie będę miał szansy powiedzenia tego. Że nigdy się nie dowiesz.

— Oczywiście, że zawsze o tym wiedziałem — westchnął Mycroft, wstając, by pochylić się i pocałować Gregory’ego w czoło. — Nie bądź takim idiotą.

Greg zaśmiał się z powtórzenia tego, choć przekształciło się to w świszczący, słaby kaszel. Mycroft pocałował go ponownie, zanim usiadł.

— Również to miałem na myśli — powiedział po chwili, opadając na krzesło z ulgą i wyczerpaniem.

— Wiem. — Gregory zdołał się uśmiechnąć, po czym zapadł w słaby, regenerujący sen.

Chapter 217: On jest w konflikcie i radzi sobie

Chapter Text

Greg z rozchylonymi ustami i skrzyżowanymi ramionami, obserwował szaleńcze ruchy po drugiej stronie salonu. Nie przejmował się tak bardzo Sherlockiem, odkąd John Watson pojawił się w ich życiu, a co więcej w pewnym sensie było to z powodu Johna. To wszystko było dość osobliwe.

Zaczęło się od przemówienia drużby. Nie mógł zapomnieć o przypływie paniki, który przyciągnął go do 221 tylko po to, by dowiedzieć się, że Sherlockowi (na szczęście) nic się nie stało.

— Czy znasz jakieś śmieszne historie o Johnie? — zapytał tego dnia, trzymając książkę z instrukcjami.

Z pewnością to było wystarczająco dziwne. Mniejsza o nagłe wezwanie na Baker Street, ale spotkanie z młodszym Holmesem… To było dziwne. I robiło się coraz dziwniejsze.

— Czy on…? — zapytał cicho, podnosząc wzrok, gdy Mycroft dołączył do niego na sofie i skrzyżował nogi.

Wziął kieliszek wina, który mu zaoferowano i przycisnął swój bok do partnera, pochylając się w stronę wyższego mężczyzny w celu komfortu. Nie mógł oderwać spojrzenia od Sherlocka. Równie dobrze mogło ich tam nie być, ale Greg cieszył się, że może mieć go na oku. To mroczne rozmyślania, gorączkowe przywiązanie i zmienne nastroje, tak bardzo przypominały te noce, wiele lat temu, pełne niebezpieczeństwa, gdy drżał z powodu odstawienia na kanapie Grega.

Teraz jednak nie chodziło o kokainę. Sherlock wpatrywał się w ekran laptopa, pochylając się w taki sposób, że Greg był pewien, że będą go bolały plecy, manipulując rękami w stosie serwetek. Skąd wziął te wszystkie serwetki?

— Składa serwetki — mruknął Mycroft, popijając wino.

Brwi Grega uniosły się w stronę linii włosów i przez chwilę gapił się na swojego partnera z niedowierzaniem.

— Serwetki? — powtórzył Greg, mrugając.

Zwrócił wzrok na Sherlocka. Rzeczywiście, właśnie to robił. Te zręczne dłonie składały coś, co wkrótce okazało się łabędziem, który został pospiesznie odrzucony na bok, gdy wrócił do laptopa. Wydawało się, że nawiguje po stronie internetowej, na której się znajdował, a potem chwycił kolejną serwetkę.

— Naprawdę… — zamruczał Mycroft, obejmując ramieniem Grega. — Nigdy bym nie pomyślał, że mój brat rzeczywiście zainteresuje się planowaniem ślubu.

Greg nic nie powiedział, obserwując Sherlocka. Ciągle składał serwetkę za serwetką. Lestrade obserwował jak powstają gwiazda, potem łódź, a następnie… Czy to była lilia? Westchnął przez nos i pociągnął długi łyk wina, przesuwając się na kanapie i podwijając pod siebie nogę.

— Nie interesuje się tym — skomentował cicho, nie chcąc, by Sherlock usłyszał.

Oczywiście nie martwił się zbytnio tą możliwością, ponieważ najmłodszy mężczyzna w pokoju ledwo poświęcił im jakąkolwiek uwagę od kilku godzin, ale jednak. Najgorszą opcją byłoby, gdyby włączył się teraz w ich rozmowę w środku swojego całkowitego kryzysu. Naprawdę nie można było tego określić inaczej. Sherlock miał kryzys.

— Dlaczego więc śledzi na YouTube różne sposoby składania serwetek? — zapytał Mycroft, odwracając się, by skupić wzrok na swoim partnerze.

Greg znowu westchnął przez nos.

— Stara poradzić sobie z tym — odpowiedział. — I sromotnie mu się to nie udaje.

Pod pewnymi względami nigdy mu się nie znudzi, sprawianie, że na twarzy Mycrofta pojawiał się ten niesamowity wyraz zdziwienia. Patrzył, jak polityk przetwarzał to, co powiedział i układał w pewien sens w ciągu tych paru sekund milczenie. Greg nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

— Lubi Mary — postanowił rozwinąć.

Nie było to trudne do wydedukowania. Był szczerze zaskoczony, że wydawał się jedyną osobą w tym kręgu, która to zauważyła. Nie sądził, że nawet John to wiedział (chociaż jeśli chodziło o Sherlocka, lekarz wydawał się dość tępy).

— Szanuję ją i docenia to, co zrobiła dla Johna, zwłaszcza w czasie, gdy udawał, że nie żyje.

Mycroft otworzył usta, by skomentować zgorzkniały ton, którym posłużył się Greg. Inspktor wciąż nie mógł zaakceptować całej tej męki, która wyniknęła z tego oszustwa. Było już dobrze, naprawdę, ale czasami po prostu… Czasami wciąż go to drażniło. Potrząsając głową, Greg uniósł wolną rękę, by cicho powstrzymać Mycrofta przez powiedzeniem tego, co miał zamiar rzec, zanim kontynuował:

— Ale to jest dla niego sprzeczne — ciągnął, spoglądając z powrotem na Sherlocka. Młodszy Holmes porzucił stos serwetek i skupił się na laptopie, pisząc sam Bóg wie co, marszcząc brwi. — Jest w żałobie, w jaki tylko Sherlock może być. Jest zakochany w Johnie. Musisz o tym wiedzieć. Kocha go od dawna, ciężko to przegapić.

— Wiem — skomentował w końcu Mycroft. — Zawsze to wiedziałem.

— Domyśliłem się. — Greg dopił wino i odstawił kieliszek, po czym chwycił dłoń Mycrofta, splatając ich palce. — Pracuje na tym, by być jak największą pomocą podczas planowania wesela i uczy się wszystkiego, co może, aby mieć zajęty umysł. Chce, aby ten dzień był dla Johna wyjątkowy, ponieważ go kocha. On… Mycroft, kiedy nowożeńcy Watsonowie wyjadą na miesiąc miodowy, będziemy musieli na niego naprawdę uważać.

Miał wrażenie, że jego troska była widoczna na całej twarzy. Kiedy ślub się skończy i nie będzie nic, co mogłoby rozpraszać Sherlocka, zwłaszcza jeśli nie byłoby żadnego ciekawego przypadku, Greg martwił się tym, co może się stać. Mycroft wyraźnie odczytał, o czym myślał i skinął lekko głową, ściskając jego dłoń.

— Będziemy — powiedział delikatnie, składając pocałunek na głowie Grega. — Zawsze to robimy.

Chapter 218: Kontuzja podczas meczu

Notes:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Gregowi opowiadano historie o tym, jak kiedyś w czyimś życiu wydarzyły się wielkie incydenty, które sprawiały, że człowiekowi wydawało się, że wszystko zwalnia. Nie dawało ci to szansy zmienienia czegokolwiek. Po prostu sprawiało, że wszystko stawało się bardziej oczywiste tuż przed…

Wszystko działo się tak powoli. Potem doszła do kolizji i znaleźli się na chłodnej trawie. Greg nie mógł oddychać, a ból przeszył jego ciało. Czuł się, jakby znalazł się w ogniu i nie mógł zaczerpnąć tchu. Ktoś go przenosił. Ludzie rozmawiali, ktoś sprawdzał mu źrenice, ale to wszystko bolało. Ból, który szybko odrętwiał jego nogę, powodował, że zapomniał o bólu głowy. To nie był dobry znak.

Mecz został wstrzymany. Został delikatnie obrócony na bok. Ktoś próbował podać mu wodę, pomóc mu usiąść. Ruch bardzo szybko wywołał u niego wymioty. Jęcząc, podniósł drżącą rękę, by zakryć oczy i cicho dyszał. Niedługo potem bardzo łagodny i zatroskany głos przedarł się przez gwar ludzi, którzy go przenieśli.

To był Mycroft. Młodszy nastolatek najwyraźniej zszedł z trybun i podszedł do niego, a Greg chciał tylko aby owinął go swoimi smukłymi ramionami. Ciągle próbował oddychać przez nos i wypuszczał powietrze przez usta, czego nauczył ich trener pierwszego dnia treningu, a które podobno miało kluczowe znaczenie dla przezwyciężenia wszelkich kontuzji związanych z grą. To pomogło. Nadal miał zawroty głowy, a jego czasy reakcji były powolne, ale po kilku minutach mógł mrugnąć otwierając oczy.

— Czy musimy go zawieść do szpitala? — ktoś zapytał i Greg ujrzał, że Mycroft patrzył na tę osobę. Widział, jak jego chłopak potrząsnął głową.

— Nie. Nie wierzę, że to konieczne — powiedział. Przynajmniej tak to brzmiało. Greg był zdezorientowany i zmarszczył brwi. — Powiedziałeś, że nie złamał nogi, zgadza się?

Greg przestał słuchać po tym. Nie złamana. Skupił się na tych chwalebnych słowach. Gdyby to posadziło go na ławce na resztę sezonu, byłoby to bardzo złe. W końcu był kapitanem i przeczekanie jednego lub dwóch meczów byłoby w porządku, ale nieobecność przez cały sezon byłaby zła dla morali zespołu.

Następne wydarzenia były zamazane. Prawie znowu zwymiotował, kiedy go podniesiona, a Mycroft pospiesznie wszedł pod jego ramię, żeby go wesprzeć, podczas gdy ktoś inny podawał mu kulę, którą włożył pod drugie ramie. Pamiętał, że pomyślał o tym, że nienawidził tak bardzo opierać się w tym momencie na Mycroftcie, ponieważ był spocony i pokryty trawą oraz błotem, co bez wątpienia zostawiło plany na ładnym ubraniu młodszego nastolatka.

Potem był w łóżku. Był w łóżku Mycrofta i miał na sobie tylko czyste spodnie. Nie był brudny? Pod jego zranioną nogą leżał stos poduszek. Zdziwiony próbował przypomnieć sobie, co się stało. Kiedy wziął prysznic? Zmarszczył brwi w zmieszaniu i ponownie spróbował wykonać ćwiczenia oddechowe, gdy poczuł nową falę mdłości narastających w jego klatce piersiowej. Nie chciał zwymiotować w pokoju Mycrofta.

— Gregory? — zapytał cicho Mycroft, podchodząc i siadając na krawędzi łóżka.

— Co się stało? — zdołał wykrztusić, próbując sobie przypomnieć… Nic nie pamiętał.

— Pamiętasz, że grałeś w rugby? — zaczął Mycroft. Greg zastanawiał się przez chwilę, ale potem skinął głową. Tak, zgadza się, to miał być ich trzeci mecz w tym roku. — Zderzyłeś się z innym graczem. Twoje kolano zostało skręcone i wierze, że masz wstrząśnienie mózgu.

Greg westchnął cicho, jęcząc i zamykając oczy. Smukłe palce przeczesywały jego włosy i czuł, jak Mycroft pocałował go w czoło.

— Sprowadziłem cię tutaj — kontynuował łagodnie, gdy Greg obrócił ciało w jego kierunku. — Wykąpałeś się i zostaniesz dzisiejszego wieczoru w moim pokoju. Zabrałem twój sprzęt do rugby z powrotem do ciebie i przyniosłem tę książkę, która kazano ci przeczytać na zajęcia z literatury angielskiej. Może trochę poczytamy.

— Chcę spać — westchnął Greg, kręcąc ostrożnie głową na myśl o przeczytaniu zadanej książki. Znowu zrobiło mu się niedobrze.

— Mogę ci ją przeczytać — stwierdził Mycroft, ponownie całując go w czoło. — Nie podoba mi się myśl, żebyś położył się już spać. Poczekajmy jeszcze godzinę.

— Ponieważ… moja głowa? — zapytał Greg, zerkając na swojego chłopaka z zakłopotaniem.

— Tak — potwierdził Mycroft, gładząc go po włosach i otwierając książkę. — Nie martw się Gregory, zajmę się tobą.

Gdy Mycroft zaczął czytać tym niesamowitym, gładkim głosem, Greg uśmiechnął się i oparł o niego. Wiedział, że młodszy nastolatek to zrobi. Zawsze tak było.

Chapter 219: Potajemnie uzdolniony artystycznie

Chapter Text

Greg zawsze był niespokojną osobą. Kiedy był w szkole, nigdy nie mógł skupić się tylko na jednej rzeczy. Zawsze miał zadowalające oceny, ale nie mógł przejść przez wykład bez zajęcia się czymś. Tak zaczął rysować. Przeważnie tworzył rysunki na marginesach notatek z wykładów lub na skrawkach papieru wsuniętych do podręcznika. Czasami rysował rzeczy w klasie, a innym razem sławnych ludzi lub sytuacje z programów telewizyjnych, które oglądał, ale zawsze coś rysował.

To był nawyk, który nieco zanikł wraz z wiekiem, ale nie do końca. Czasami, gdy odpoczywał w domu, wyciągał się na kanapie, włączał telewizor i po prostu rysował. Jeśli został wmanewrowany w długie spotkanie w Yardzie lub utknął w swoim biurze, wykonując tony papierkowej roboty, rysował z roztargnieniem. Często rysował rzeczy dla swoich córek, kiedy były młodsze, a one reagowały za każdym razem, jakby to była najlepsza rzecz na świecie, co sprawiała, że czuł się świetnie. Przypuszczał, że był w tym przyzwoity. Nie było to nic z czego mógłby zasłynąć, nie na dłuższa metę, ale jego prace zwykle były w porządku i dzięki temu był zajęty oraz szczęśliwy. To się naprawdę liczyło.

Ostatnio jego ulubionym przedmiotem rysowania był (jak w wielu innych sprawach) Mycroft Holmes. Młodszy mężczyzna zawsze pod względem wyglądu był uderzający, coś co również posiadał Sherlock, co sprawiało, że dwaj mężczyźni Holmes byli niemal eteryczni. Może to przemawiało jego uwielbienie. Może to, jak bardzo był zakochany w Mycrofcie sprawiło, że myślał w ten sposób. Zapierał dech w piersiach, wydawał się nietykalny i w chwili, gdy zakochał się w tym mężczyźnie, chciał go narysować. Tak też zrobił, wielokrotnie.

Czasami robił to z pamięci lub ze zdjęcia w komórce, a innym razem na niego patrząc. Najlepsze było w tym to, że młodszy mężczyzna, choć był tak błyskotliwy i spostrzegawczy, nigdy nie zdawał się być świadomy tego, co robił. A może to zrobił i po prostu postanowił nie zwracać na to uwagi. Greg naprawdę nie wiedział, ale nic nie szkodzi. Greg nigdy do końca nie zebrał się na odwagę, by pokazać swojemu partnerowi sztukę, która tworzył, ponieważ był samoświadomy i krytyczny wobec siebie, chociaż wiedział, że posiadał przynajmniej trochę umiejętności.

Jednak pewnego dnia w końcu to stało się. Powinien był wiedzieć, że to nieuniknione. Obaj mieli wolne, co było rzadkie, ale niesamowite, kiedy to się działo, więc zasadniczo postanowili nie robić nic znaczącego tego dnia. Pozwolili sobie pozostać w łóżku znacznie dłużej niż zwykle, a Greg tym razem obudził się przed Mycroftem. Usiadł na łóżku, ale bardzo uważał, żeby nie obudzić drugiego mężczyzny.

Uśmiechając się, spojrzał z podziwem na mężczyznę leżącego obok niego, zanim podjął decyzję. Sięgnął do szafki stojącej niedaleko i wyciągnął szkicownik (w komplecie z nowym ołówkiem schowanym w spiralnej oprawie) i zaczął rysować. Minęło trochę czasu, odkąd poważnie skupił się na rysowaniu czegokolwiek i było coś, co przyszło wraz chłodnym dniem spędzonym ze wspaniałym mężczyzną, którego kochał bardziej niż wszystko, co dawało mu inspirację.

O dziwo, udało mu się skończyć rysunek i odłożyć szkicownik, zanim Mycroft zaczął się budzić. Przytulili się do siebie i całowali przez, jak się wydawało, godziny, zanim wstali i wzięli wspólny prysznic. Mogli zrobić sobie loda pod prysznicem, bo czemu by nie?

Nie wychodzili z domu przez cały dzień. Po obiedzie usadowili się w salonie. Mycroft usiadł na jednym końcu kanapy, a Greg położył się na drugim, wciągając nogi i kładąc stopy na kolanach Mycrofta. W telewizji grał jakiś film, a Greg ponownie wyciągnął szkicownik. Jego działania były bardziej oczywiste niż kiedykolwiek, ale chciał znowu rysować.

Zaczął od swojego widoku na patio. Po poświęceniu trochę czasu na naszkicowanie tego, przewrócił stronę i zaczął swój drugi rysunek Mycrofta tego dnia. Widzieć go siedzącego na kanapie, zrelaksowanego i szczęśliwego z lekkim, pozornie trwałym, uśmiechem na ustach, było piękne i idealne.

— Gregory? — Po chwili Mycroft zaczął dociekać.

Gregowi zajęło chwilę, zanim zorientował się, ktoś do niego mówi, ale w końcu zamrugał a jego ręka zatrzymała się, gdy spojrzał znad rysownika.

— Co tam? — zapytał z lekkim uśmiechem, obserwując zaciekawione spojrzenie Mycrofta, który patrzył na niego, jakby znów był niezrozumiałą zagadką. Młodszy mężczyzna często to robił.

— Rysujesz? — zapytał, w końcu podnosząc ten temat.

I oczywiście dokładnie wiedział, co robił. Greg nie mógł powstrzymać uśmiechu.

— Tak — potwierdził, zmieniając sposób, w jaki był rozciągnięty, by poczuć się bardziej komfortowo.

— Czy mogę… — zaczął Mycroft, po czym lekko zacisnął usta, nim dokończył. — Mogę zobaczyć?

Greg zamarł. oblizał wargi, ponownie czując, jak zalewa go samoświadomość. Większość ostatnich rysunków było podobiznami Mycrofta. Zobaczyłby siebie… Greg naprawdę powinien być na to gotowy. Z cichym westchnieniem skinął głową i zdołał się uśmiechnąć.

— Tak — powiedział, podając rysownik. — To tylko przypadkowa rzecz. Hobby, które zaczęło się, gdy byłem młody. To nic specjalnego.

Wyraz twarzy Mycrofta, gdy przeglądał szkicownik, mówił inaczej. Wydawał się być zszokowany, całkowicie oniemiały tym, co zobaczył. Greg patrzył, jak przerzucił stronę na tą, na której znajdował się rysunek z dzisiejszego dnia. Jego palce zawisły nad swoją naszkicowaną postacią.

— Czy to… — zaczął, wpatrując się w sposób, w jaki spał na brzuchu, z prześcieradłami ułożonymi wokół talii. — Czy tak mnie widzisz?

— Tak — powiedział Greg, lekko pocierając tył głowy. – Tak cię widzę.

— Są piękne, Gregory.

— Ty jesteś piękny.

Patrzyli na siebie. Mycroft wyraźnie był zaskoczony tym komentarzem. jednak jego rozchylone usta ułożyły się w uśmiech, gdy odkładał szkicownik. Smukła dłoń spoczęła na chwilę na goleniu Grega, zanim Mycroft pochylił się, by mogli delikatnie się pocałować.

— Są niesamowite — wyszeptał Mycroft w usta Grega. — Jesteś niesamowity.

— Zamknij się i pocałuj mnie.

Greg uśmiechnął się naprzeciwko jego warg, przyciągając go bliżej, aby uniknąć dalszego zakłopotania, które czuł w postaci rumieńca pełzającego mu po policzkach.

Chapter 220: Szczęśliwa rodzina

Chapter Text

Kiedy Greg obudził się tego ranka, było to spowodowane wyjątkowym ciepłem. Było cieplej niż zwykle i nie był do końca pewien dlaczego, ponieważ była to nieco chłodna noc. Zmarszczył brwi w lekkim zamieszaniu, poruszając się i ziewając trochę, kiedy zdał sobie sprawę, że to nie była normalna noc w łóżku.

Zamrugał, otwierając oczy i natychmiast zrozumiał dlaczego. Leżąc na boku, był skierowany przodem do drugiej strony łóżka, gdzie spał jego mąż. Nie byli jednak sami. Pomiędzy ciałami jego i Mycroft tkwił ich syn Oliver, trzymając w pięści koszulkę Grega. Cóż, to wyjaśniało wszystko. Spojrzał na miękką, śpiącą twarz Olivera z na wpół otwartymi oczami, tłumiąc kolejne ziewanie, gdy próbował się obudzić.

Zauważył lekki ruch Mycrofta i w końcu był w stanie stwierdzić, że młodszy mężczyzna również się budził. Oczywiście musiałby być tym, który położył ich syna do ich łóżka, ponieważ Greg tego nie robił, chyba że lunatykował. Oliver niedawno zaczął ząbkować i z tego powodu miał problemy z zasypianiem. Jedyny czas, kiedy dobrze spał był wtedy, gdy był z nimi.

Uśmiechając się, Greg poruszył ręką, uważając, by nie obudzić śpiącego dziecka, ale wystarczająco, by go lekko ukołysać. Mycroft znów się poruszył, ledwo uginając materac, ale Greg obserwował jego twarz. Zaśmiał się nosowo powodując, że jasnoniebieskie oczy otworzyły się, a Mycroft na niego spojrzał.

— Dzień dobry — szepnął delikatnie Greg.

Obserwował, jak jego mąż mrugnął leniwie jeszcze kilka razy, najwyraźniej wciąż się wybudzając. Greg uwielbiał zaspanego Mycrofta, ponieważ był najsłodszą istotą.

— Dzień dobry — wyszeptał Mycroft, uśmiechając się do niego czule.

Po chwili wzrok Grega skierował się na ciało między nimi, przesuwając rękę w górę, aby delikatnie pogłaskać puszyste włosy z tyłu głowy Olivera.

— Znowu nie spał dobrze? — zapytał, już znając odpowiedź.

Obaj byli bardzo nieugięci, jeśli chodziło o to, że Oliver wcześnie przyzwyczajał się do spania sam, aby nie miał siedmiu lat i wciąż by chciał spać ze swoimi ojcami. Jednak na tym etapie życia wydawało się, że lepiej będzie, aby cała ich trójka spała razem. W ten sposób wszyscy mogli się przespać.

— Tak. Bardzo mocno bolały go dziąsła — powiedział Mycroft, potwierdzając to, co Greg podejrzewał. — Szczerze, jestem zaskoczony, że przez to przespałeś.

— Ja również — zgodził się Greg, nadal wpatrując się w Olivera.

Po chwili dziecko wydało z siebie ciche, ale wciąż słyszalne westchnienie i poruszyło się lekko. Mocniej ściskając koszulę Grega, obrócił się, a jego nogi przesunęły się nieco, gdy zmienił pozycję. Zmarszczył brwi, ale oczy nigdy się nie otworzyły, a po chwili jego oddech się uspokoił i szybko zapadł z powrotem w sen.

Uśmiechając się, Greg pochylił głowę i złożył pocałunek na miękkich lokach znajdujących się na czubku głowy Olivera. Zwlekał przez chwilę, zamykając oczy, zanim przesunął głowę w samą porę, by Mycroft go pocałował.

Pozostali tak przez chwilę, w czystym pocałunku, zanim się od siebie odsunęli. Greg odchylił się do tyłu, gdy Mycroft powtórzył to, co zrobił wcześniej i pocałował Olivera w czubek głowy. Dziecko w odpowiedzi jedynie westchnęło sennie. Greg wciąż się uśmiechał, patrząc na to ze zdumieniem.

To była jego rodzina. Był szczęśliwym mężczyzną, mając tę dwójkę w swoim życiu. Takie chwile sprawiały, że wszystko było idealne i było warte wszystkiego. Mycroft spojrzał na niego swoimi oczami pełnymi szczęścia i miłości, a Greg nie mógł powstrzymać się przed ponownym pocałowaniem go.

Chapter 221: Nowe mieszkanie Sherlocka

Chapter Text

— O tak, kochani, wejdzie do środka — powiedziała niska, nieco starsza pani, wskazując Gregowi i Mycroftowi, by weszli.

Według Grega była bardzo matczyna i nie mógł się powstrzymać od uśmiechu i podziękowania, kiedy przekroczył próg. Przypomniał sobie, że Sherlock wspominał o niej - pani Hudson - i ciekawie było ją poznać osobiście. Zdecydowanie nie była typem osoby, której oczekiwał przy osobie młodego detektywa, nie mówiąc już o tym, by była jego gospodynią, ale cóż, tak było.

— Dzień dobry, pani Hudson - przywitał się z ciepłym uśmiechem. — Nazywam się Greg Lestrade, inspektor…

— Och, kochanie, wiem kim jesteś — powiedziała wesoło pani Hudson, machając lekceważąco dłonią. — Oczywiście widziałam cię w telewizji. Powiem ci jednak, że na żywo wyglądasz o wiele przystojniej.

Greg był oszołomiony tym wyznaniem i musiał spojrzeć przez ramię na Mycrofta, gdy usłyszał, jak młodszy mężczyzna wydał stłumiony dźwięk rozbawienia. Spojrzenie zmrużonych brązowych oczu napotkało wesołe jasnoniebieskie, a ta krótka chwila wystarczyła, aby serce Grega zabiło szybciej.

— A ty jesteś bratem Sherlocka?

Pani Hudson zgadła poprawnie, przerywając ten moment i sprawiając, że ich uwaga powróciła do starszej kobiety. Greg uśmiechnął się z wahaniem, ale nie przegapił znaczącego spojrzenia, które im rzucała. Czy to naprawdę było takie oczywiste? A może ta pani Hudson była rzeczywiście tak bystra? Tak czy inaczej, Greg poczuł, że mocno się rumieni. Spuścił wzrok na swoje buty.

— Rzeczywiście, jestem — potwierdził Mycroft, przesuwając się i lekko stukając parasolem w podłogę. — Czy możemy rzucić okiem na mieszkanie, które Sherlock najwyraźniej zdecydował się od ciebie wynająć?

— Och tak, oczywiście. Jest na górze, kochani. Drzwi są otwarte, więc proszę wejdzie — poprowadziła ich, po czym odeszła korytarzem, w stronę czegoś, co mogło być tylko jej mieszkaniem, wołając do nich o herbacie, która przyniesie.

Nie było to konieczne, ale kiedy Greg już chciał jej to powiedzieć, zniknęła mu z oczu.

— Jest niezwykłą osobą — skomentował, idąc za Mycroftem po schodach.

Polityk zanucił na znak zgody, ale nic więcej nie powiedział. Naprawdę nie musiał. Znali się… ile, prawie 4 lata? Z Sherlockiem przeszli przez bardzo ciężkie okresy, przerażające czasy. To, co zaczęło się jako relacja zawodowa przerodziło się w przyjaźń, a teraz… Kim byli? Upili się wspólnie, co nie było ich pierwszym razem, i w końcu pocałowali się namiętnie. To było bardzo niezręczne, ponieważ Greg był nadal żonaty i czuł się winny, ale najwyraźniej jego żona go zdradzała (i robiła to od wieków, jak twierdzili bracia Holmes). Nie żeby to sprawiało, żeby jego pocałunek z inna osobą był znacznie lepszy niż jej zdrady, ale nie mógł zaprzeczyć uczuciom, które czuł do Mycrofta.

To było skomplikowane. Między nimi pojawiło się teraz iskrzące napięcie, nie tylko po jego stronie. Było jasne, że pociąg i tęsknota były po obu stronach, ale żaden mężczyzna nie chciał tego potwierdzić. Jeśli ich ramiona lub dłonie otarły się, albo jeśli zbytnio zbliżyli się do swojej przestrzeni osobistej, po prostu tak było. Coraz bardziej prawdopodobne było, że Greg rozstanie się z żoną w ciągu najbliższych kilku tygodni, ponieważ nie mógł już tego znieść i zastanawiał się, czy to otworzy dla niego drogę do przyszłości, która mogłaby być o wiele lepsza. Być może…

Mycroft coś mówił. Greg nie odnotował tego, co powiedział, więc zamrugał i wrócił do rzeczywistości, rozglądając się po salonie, który jak można było się spodziewać, był już zagracony przedmiotami, które rozpoznał jako należące do Sherlocka. Mieszkanie było ładne. To było o wiele lepsze niż ta wilgotna, spleśniała dziura, w której Sherlock mieszkał wcześniej. Sherlock zachorował nie tylko z powodu zażywanych przez niego narkotyków, ale także z powodu okropnych warunków panujących w tamtym miejscu, z którego w końcu zmusili go, by się wyprowadził. To miejsce było znacznie lepsze.

— Jest ładne — skomentował, zerkając na Mycrofta.

Był bliżej niż się spodziewał, a jego tętno znów przyspieszyło, ale Mycroft tylko się uśmiechnął.

— Tak — skinął głowa. — Będę musiał przyjrzeć się trochę pani Hudson, ale wygląda na to, że to miejsce może być dobre dla Sherlocka. Można mieć na to nadzieję.

— Jeśli będzie mogła go znieść — zauważył Greg, wywołując śmiech u Mycrofta.

— Fakt — zaśmiał się, uśmiechając się jeszcze bardziej szczerze niż wcześniej.

Greg poczuł zawroty głowy. Ile osób widziało te uśmiechy? Nie sądził, że wiele.

— Mycroft — zaczął, oblizując wargi. Wyraz twarzy młodszego mężczyzny był mieszanką wiedzy i zakłopotania, a Greg nie mógł powstrzymać się zastanawiania, ile osób widziało takiego Mycrofta. — Ja… widzisz. Christina będzie… Cóż, myślę, że niedługo się wyprowadzi, a ja…

Z roztargnieniem gestykulował, sprawiając, że ich dłonie otarły się o siebie. Greg usłyszał urwany oddech Mycrofta. Powoli, tak wolno, jak się odważył, przesunął palcami po nadgarstku Mycrofta, wpatrując się w niego. W jakiś sposób ta akcja przemówiła głośniej niż jakiekolwiek nerwowe słowa, które próbował wypowiedzieć.

— Och! — rozległ się głos, który sprawił, że Greg podskoczył i cofnął się w wahaniem.

Twarz Mycrofta w jednej chwili przybrała neutralny wyraz, gdy pani Hudson weszła niosąc tacę z herbata. Greg wziął głęboki oddech i odwrócił się do niej z uśmiechem, ale jego żołądek wciąż nerwowo się zaciskał.

Chapter 222: Relaksujący prysznic

Chapter Text

Stres i wyczerpanie sprawiły, że Greg wreszcie wrócił do domu po kolejnym długim dniu. To znaczyło, że był to czwarty dzień, gdzie był w Yardzie od wschodu słońca i nadal tam był długo po zachodzie. Nazwanie tej sprawy tajemnicą zamkniętego pokoju nie dawało jej pełnej sprawiedliwości i chociaż Sherlock wydawał się mieć z tego niezłą zabawę, Greg był zmęczony zajmowaniem się tym. Chciał, żeby została zamknięta, ale nie miał pojęcia, kiedy to może się stać.

Zdjął buty i poszedł do kuchni, żeby zrobić herbatę, nasłuchując innych dźwięków w domu. Nie słyszał niczego. Westchnął, marszcząc brwi, gdy nastawiał wodę. Mycroft sam miał do czynienia z kilkoma poważnymi kryzysami na arenie międzynarodowej i w tym tygodniu miał bardzo podobny harmonogram do jego. Jednak jego był jeszcze bardziej absurdalny, ponieważ w niektóre wieczory Greg nie widział młodszego mężczyzny, dopóki ten w końcu nie położył się do łóżka.

I tak wyciągnął dwie filiżanki, mając nadzieję, że Mycroft wkrótce wróci do domu. Bawił się telefonem komórkowym, nie skupiając się na niczym konkretnym, gdy zabijał czas czekając, aż zabrzmi gwizdek. Wreszcie woda się zagotowała, więc odstawił telefon na blat i zalał herbatę.

Kiedy opierał się o blat kuchenny, sącząc napój z filiżanki, usłyszał, jak drzwi się otwierają i zamykają. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Jego serce łomotało radośnie, wiedząc, że chociaż raz rzeczywiście mógł zobaczyć swojego partnera.

— Właśnie zrobiłem herbatę — zawołał, a chwilę później Mycroft wszedł do kuchni.

Polityk wyglądał na mocno wyczerpanego, tak jak Greg, który patrzyła na niego ze współczuciem. Było pewne, że żadne z nich nie spało dobrze, a stres zaczynał zbierać swoje żniwo.

— Skąd wiedziałeś, że będę w domu, aby móc to wypić? — zapytał cicho Mycroft, podchodząc i opierając się o blat obok niego, podnosząc własną filiżankę.

Greg patrzył, jak pije i widział, jak napięcie powoli znika z jego ramion.

— Nie wiedziałem — przyznał Greg z uśmiechem. — Miałem tylko nadzieję.

Mycroft spojrzał na niego, uśmiechając się łagodnie. Pochylił się, by pocałować Grega w czoło, zanim wrócić do swojej herbaty. Stali w milczeniu przez chwilę. Żaden z mężczyzn nie zrobił żadnego ruchu, aby rozpocząć rozmowę ani nic, dopóki obie filiżanki nie były puste.

— Chodź ze mną — powiedział Greg, przechylając głowę w kierunku ich sypialni.

Mycroft uniósł brew, ale skinął głową i poszedł za nim bez słowa. Greg wyciągnął rękę i ujął jego dłoń, splatając ich palce, całując Mycrofta w policzek, gdy weszli do pokoju. Odwrócił się i zsunął z ramion Mycrofta marynarkę. Zaczął rozpinać jego kamizelkę.

— Gregory, najdroższy, jestem zbyt wyczerpany, żeby… — zaczął, zamykając swoje jasnoniebieskie oczy z grymasem żalu.

— Nie próbuję cię uwieść, kochanie — przerwał, kręcąc głową. Ciągle rozpinał jego kamizelkę i pracował nad rozebraniem Mycrofta. — Również jestem wyczerpany, ale pomyślałem, że prysznic zrobi nad dobrze obojgu. Nie zgodzisz się?

Mycroft wydawał się zastanawiać nad tym przez chwilę, po czym skinął głową i znów lekko się uśmiechnął. Zaczął odwzajemniać gest. Powali rozbierali się nawzajem. Potem, ponownie chwytając się za ręce, weszli do łazienki i włączyli prysznic.

Po wejściu do kabiny wymienili kilka spokojnych pocałunków, po czym odsunęli się od siebie, gdy Greg sięgnął po szampon. Wylał trochę na rękę i przycisnął się do Mycrofta, opierając swoją klatkę piersiową na jego plecach, gdy uniósł dłonie i zaczął wcierać mydliny w ciemno rude włosy wyższego mężczyzny. Musiał wyciągnąć się z powodu ich różnicy wzrostu, ale udało mu się to zrobić i uśmiechnął się, gdy Mycroft jęknął radośnie pod dotykiem. Przesuwał palcami po skórze głowy młodszego mężczyzny, upewniając się, że dotrze wszędzie, a nawet wracał do wcześniejszych miejsc, aby się upewnić.

Kiedy skończył, a Mycroft odwrócił się, by spłukać pianę z włosów, usta Grega drgnęły nieco z powodu oczywistego podniecenia, jakie wywołał ten akt. Źrenice Mycrofta były rozszerzone, a jego penis był w połowie twardy. To był naprawdę dobry komplement. Młodszy mężczyzna przyłapał go na uśmiechaniu się i żartobliwie przewrócił oczami. Gdyby Greg nie był całkowicie wyczerpany, chętnie by coś z tym zrobił. Jednak zamiast tego podzielił się kilkoma wolnymi pocałunkami, gdy znajdowali się tak blisko siebie.

— Moja kolej — wyszeptał Mycroft w usta Grega, całując go ponownie, po czym obszedł go, aby samemu sięgnąć po szampon.

Greg zadrżał lekko, gdy jego głowa była teraz masowana. Znajome ciepło zbierało się w jego podbrzuszu i było to cudowne. Jakkolwiek wspaniałe mogły być akty seksualne, było coś jeszcze bardziej intymnego w prostych rzeczach, które nigdy nie posuwały się naprzód. Cenił je tak samo mocno, jak namiętne akty.

Wykąpali się wspólnie. W sumie prysznic trwał około 45 minut. Obaj mężczyźni nalegali na wzajemne się umycie, zwracając szczególną uwagę na obszary takie jak ramiona, łydki i talia, poświęcając czas na masowanie i obdarowywanie się czułością. Gdyby to nie sprawiało, że koniec tygodnia był lepszy, to Greg nie mógł stwierdzić, co by go poprawiło.

Chapter 223: Napadnięci

Chapter Text

Noc była cudownie spokojna. Greg i Mycroft zjedli razem kolację, a potem, po odrobinie namowy ze strony starszego mężczyzny, wpadli do małej cukierni, która była otwarta do późna. Była ona jednocześnie kawiarnią, więc zamówili herbatę i podzielili się tiramisu, który wzięli na deser.

Mycroft nalegał, żeby potem przeszli się po parku. Nie powiedział, że to z powodu deseru, ale Greg wiedział lepiej. Mycroft zawsze był tak skrępowany swoją wagą, chociaż nie miał ku temu powodu, ale ich spacery po parku zawsze były całkiem urocze, więc się zgodził.

Była późna pora, więc tylko okazjonalnie kogoś mijali, gdy szli. Wyciągając rękę Greg przesunął palcami po wierzchu dłoni Mycrofta, uśmiechając się delikatnie, gdy przesunął się bliżej, aż ich ramiona otarły się. Mycroft zanucił, obracając lekko dłoń i splatając ich palce.

— Dziękuję, to był wspaniały wieczór — wyszeptał delikatnie Greg z czułością ściskając dłoń partnera.

— Nie ma za co. — Mycroft uśmiechnął się. — Dziękuję, że do mnie dołączyłeś.

— Czy mogę zostać dzisiaj u ciebie? — zapytał starszy mężczyzna, patrząc na Mycrofta.

Nieliczne lampy i światło księżyca tak pięknie oświetlały wyraziste rysy Mycrofta.

— Naturalnie. — Uśmiech polityka stał się bardziej drapieżny.

Greg roześmiał się cicho i ponownie pochylił się bliżej, po raz kolejny wpadając delikatnie na drugiego mężczyznę.

Przez chwilę spacerowali w komfortowej ciszy. Greg uniósł ich złączone dłonie, aby delikatnie pocałować knykcie Mycrofta, pocierając wierzch jego dłoni kciukiem. Otworzył usta, by znowu zacząć rozmowę, ale przerwano mu, zanim zdążył się odezwać, gdy ciało wbiło się w jego własne. Zachwiał się, oddzielając się od Mycrofta, gdy ta osoba objęła go ramionami, najwyraźniej sięgając do jego kieszeni.

— Oj! — krzyknął ze złością, obracając się i chwytając napastnika.

Zanim mogło to wszystko zajść za daleko, Mycroft wkroczył do akcji. Młodszy mężczyzna, spokojnie jak zwykle, chwycił za parasol, który miał przewieszony niedbale za łokieć. Greg został ostrożnie odepchnięty na bok, gdy Mycroft stanął między nim a oczywistym rabusiem, obracając parasol w dłoni i przechylając go na bok.

Mężczyzna chrząknął się i zachwiał, ale nie upadł. Rzucił się na Mycrofta, machając pięścią, ale polityk niedbale odchylił się w bok. Chwycił nieznajomego mocno za nadgarstek i szarpnął. Odwracając się, wykręcił rękę za plecami mężczyzny.

— Puść to — powiedział spokojnie, a jednocześnie groźnie.

Kiedy mężczyzna nie zrobił tego, o co go poproszono, Mycroft zacisnął zęby i wykręcił mocniej jego ramię, powodując, że napastnik krzyknął z bólu. Greg patrzył, jak jego portfel upada na chodnik.

— Pu… puść mnie! — Rabuś krzyknął szorstkim, zbolałym głosem.

Mycroft tylko mocniej wykręcił jego ramię. Greg mógłby przysiąc, że zaraz łamie mu rękę. Z rozchylonymi w zdziwieniu ustami, mógł tylko obserwować coś, co mogło być tylko genialnym treningiem MI6, któremu Mycroft zawsze od niechcenia zaprzeczał.

— Popełniłeś wielki błąd, kiedy próbowałeś nas obrabować — powiedział Mycroft.

W końcu pchnął mężczyznę na ziemię, przerzucając parasol z jednej ręki do drugiej. Greg przełknął ślinę oblizując usta i prostując się, gdy kierował się do miejsca, w którym Mycroft zgarnął portfel, by mu go podać.

— Mycroft — wydyszał zafascynowany, powoli się uśmiechając.

Mycroft zerknął na niego.

— Wszystko w porządku, Gregory? — zapytał, próbując zignorować gorące spojrzenie, które posyłał mu starszy mężczyzna.

Greg nie mógł powstrzymać podniecenia. Patrzenie jak Mycroft radzi sobie z rabusiem było takie gorące.

— Dobrze, ale ty… — powiedział cicho, wyciągając dłoń.

Po jego lewej stronie coś się poruszyło, gdy ich napastnik wstawał, teraz wymachując nożem. Greg spojrzał na niego gniewnie, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć lub zrobić, Mycroft ponownie przejął dowodzenie. Chwycił rączkę parasola i szarpnął za nią, wyciągając ukryte ostrze. Greg gapił się. Mycroft uchylił się, uderzając mężczyznę w klatkę piersiową, sprawiając, że ponownie upadł na ziemię. Zanim zdążył się poruszyć, Mycroft skierował miecz (bo to był cholerny miecz) na jego gardło.

— Na twoim miejscu bym się nie ruszał. — Mycroft spojrzał na niego groźnie.

Greg sapiąc, podszedł do nich. Skinął głową Mycroftowi, który powoli odsunął ostrze, gdy Greg ukląkł i okrakiem usiadł na bandycie. Wyciągnął kajdanki z kurtki i wciskając brzuch mężczyzny w ziemię, zakuł go w kajdanki.

— Złym posunięciem było atakowanie polityka i inspektora — parsknął, zaciskając kajdanki bardziej, niż było to absolutnie konieczne.

Mężczyzna praktycznie szlochał. Wzdychając, Greg wyciągnął komórkę, wzywając policję.

Kiedy zgłaszał napad, spojrzał na Mycrofta z porozumiewawczym uśmiechem. Młodszy mężczyzna tylko się roześmiał i potrząsnął głową. Było jasne, że Greg zażąda wyjaśnień. Tylko nic nieznaczące miejsce w rządzie, ta jasne. Umawiał się z cholernym Jamesem Bondem.

Chapter 224: Zabieram cię do domu

Chapter Text

Mycroft westchnął cicho, opierając dłonie na uchwycie parasola, obserwując mijane ulice Londynu. Niecierpliwie stukał kciukami w gładkie drewno, krzyżując kostki i opierając się o siedzenie. Gregory’ego nie było w domu, kiedy wrócił z biura i chociaż młodszy mężczyzna nie był tym faktem zaskoczony to wciąż był trochę rozczarowany.

Jego biedny Gregory zajmował się absurdalnie niechlujną sprawą morderstwa przez prawie dwa tygodnie. Nawet z Sherlockiem pomagającym w śledztwie, dotarcie do sedna sprawy zajęło strasznie dużo czasu. Mycroft nawet inwestował w to własne środki, nawet jeśli jego partner nie do końca o to poprosił.

Spojrzał w górę, patrząc na nocne niebo przez okno. To była zaskakująco pogodna noc i można było ujrzeć gwiazdy, może nie tyle ile na wsi, ale były. Szczerze mówiąc, było raczej spokojnie. Mycroft oblizał wargi, pogrążając się w myślach. Musiał wkrótce zorganizować dla nich wakacje. Minęło zbyt dużo czasu od ostatnich.

Sprawdził pocztę, gdy zbliżali się do miejsce zbrodni, przeglądając swój plan na następny dzień, który właśnie przesłała mu Anthea. To byłby dość spokojny dzień, gdyby wszystko poszło zgodnie z harmonogramem, więc może mógłby zaplanować przygotowanie kolacji dla nich obojga, kiedy wrócą do domu. Myślał o tym, już układając w głowie opcje posiłków, gdy samochód w końcu zwolnił i zatrzymał się.

Wkładając komórkę do kieszeni marynarki, Mycroft wziął parasol i wyszedł z samochodu. Prostując się, zaczepił parasol na łokciu, wpatrując się w obklejone taśmą miejsce zbrodni. Najnowsze ciało znajdowało się w opuszczonym budynku, który był kiedyś budynkiem rządu. Stał się jednak trochę zbyt niebezpieczny dla zdrowia (ponieważ był to dość stary budynek), więc jakieś dziesięć lat temu przenieśli się bliżej Pałacu Buckingham i zostali tam do tej pory.

Spojrzenie jasnoniebieskich oczu przeskanowało kolumny, które stanowiły wejście do budynku, odklejone zwykłą żółtą taśmą typową dla miejsc przestępstwa i tworzące niewielką ścieżkę, którą funkcjonariusze i osoby z kryminalistyki używali, by dostać się do środka. To było sprytne miejsce na porzucenie ciała, chociaż Mycroft podejrzewał, że tylko do tego wykorzystano ten budynek. Nie wiedziałby tego na pewno bez wchodzenia do środka, ale mimo że to miejsce było opuszczone, wciąż znajdowało się w zamieszkałej okolicy, że trudno byłoby tu popełnić faktyczne morderstwo.

Wzdychając przez nos, przeszedł przez ulicę do zaparkowanych w pobliżu samochodów policyjnych. Przeszedł pod taśmą, zanim ktokolwiek zdążył coś przeciwko temu powiedzieć. Wchodząc po schodach, natknął się na sierżant Donovan, która zatrzymała się zdziwiona.

— Gregory jest w środku? — zapytał gładko, patrząc na nią. Skinęła głowa.

— Jest tam — powiedziała, wskazując za siebie. — Powinien teraz kończyć.

— Sprzeciwiłabyś się, gdybym zabrał go? — zapytał z delikatnym ruchem brwi.

Donovan parsknęła z uznaniem.

— W ogóle. Jest wyczerpany.

Skinęła mu głową, zanim go ominęła, wydając rozkazy kilku zbliżającym się funkcjonariuszom. Mycroft spojrzał za nią, po czym odwrócił się i wszedł do środka. Zobaczył Gregory’ego stojącego nad ciałem, rozmawiającego z zespołem kryminalistycznym, który pracował nad jego pakowaniem. Przyjrzał się scenie, zauważając, że Sherlock robił to samo po drugiej stronie pokoju, jak zwykle pospiesznie rozmawiając z Johnem. Podszedł do inspektora i położył mu rękę na ramieniu.

— Jezu, Myc — szepnął Greg, podskakując lekko i odwracając się, by zobaczył, kto za nim stał. Choć zmęczony udało mu się uśmiechnąć. — Przepraszam, przestraszyłeś mnie. Co tutaj robisz?

— Zabieram cię do domu — powiedział Mycroft, ściskając ramię niższego mężczyzny, pocierając je. Niechętny wyraz jego brązowych oczy mówił wiele, ale Mycroft się tylko uśmiechnął. — Tak, najdroższy. Czas wracać do domu. Zrobiłeś dzisiaj wystarczająco dużo.

Oczywiście Gregory wciąż się wahał, ale w końcu skinął głowa. Odwrócił się i zawołała do Sherlocka, którzy zobaczywszy Mycrofta, skrzywił się, ale po chwili odprawił ich machnięciem dłoni. Następnie, Lestrade zwracając się do Andersona powiedział, żeby rano dostarczono do biura wyniki toksykologiczne i raporty z autopsji. W końcu skupił się na Mycroftcie i westchnął.

— Idziemy do domu? — Praktycznie ziewnął, a jego ramiona opadły lekko.

Mycroft skinął głowa, chwytając dłoń starszego mężczyzny. Ściskając luźno drugą ręką parasol, zaczęli wychodzić z budynku. Przed nimi roztaczała się noc oświetlona pełnią księżyca i światłami Londynu. Usłyszał, że idący obok niego Greg nucił.

— Pięknie tu — skomentował, spoglądając na Mycrofta z bardziej szczerym i radosnym uśmiechem. Mycroft odwzajemnił go.

— Zdecydowanie tak — zgodził się. Londyn naprawdę był pięknym miejscem.

— Czy nie jest to trochę romantyczne? — zapytał Greg, uśmiechając się nieco szerzej. Mycroft zaśmiał się.

— Tak, najdroższy — powiedział łagodnie, ściskając dłoń Gregory’ego, zbliżając się do niego, gdy szli wspólne w ten chłodny wieczór.

Chapter 225: Przerwa wakacyjna

Summary:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Greg tętnił energią. Wreszcie nadeszła przerwa wakacyjna. Wrócił ze szkoły do domu i ledwo co przekroczył próg, zanim absolutnie musiał iść do swojego chłopaka. Wiedział, że Mycroft wrócił wcześniej tego dnia. Wymieniali się smsami podczas powrotu Grega do domu. Nie widzieli się od trzech miesięcy, od czasu kiedy Greg pojechał odwiedzić Mycrofta w jego akademikach, i teraz bardzo chciał go zobaczyć.

Teraz był tutaj. Wszedł przez bramę posiadłości Holmesa i ruszył ścieżką. Walczył o to, by stłumić największy uśmiech jaki miał, mając nadzieję, że uda mu się jakoś uzyskać pewien rodzaj kontroli, ale po prostu kipiał z zapału. Zacisnął na chwilę pięści, machnął dłońmi, zginając palce zanim podniósł rękę i zapukał.

Nie musiał długo czekać na otwarcie drzwi. Sherlock otworzył drzwi z zaskakującym wyrazem podekscytowania w oczach, który zniknął niemal natychmiast, gdy zobaczył, kto był po drugiej stronie.

— Och, to tylko ty — powiedział, tracąc całą energię. Westchnął.

— A kogo oczekiwałeś? — Greg roześmiał się, krzyżując ramiona.

— Absolutnie nie jest to twój interes, Lestrade — warknął Sherlock, prychając. — Mój brat jest na górze w swoim pokoju.

Młodszy nastolatek odsunął się na bok, a Greg skinął głową wchodząc. Odważył się potargać żartobliwie czarne, kręcone włosy Sherlocka.

Sherlock krzyknął z wielką obrazą i praktycznie potknął się, żeby uciec przed dotykiem.

— Sherlock, John nie przyjdzie tutaj aż do późnego wieczora. — Z kuchni rozległ się głos należący do mamusi Holmes. — Przestań gapić się na drzwi, co pięć minut.

Joooohn? — zapytał Greg, poruszając brwiami.

Roześmiał się, gdy patrzył, jak twarz Sherlocka przybierała kolor buraka.

— Spadaj, Lestrade — warknął, krzyżując ramiona, a potem odszedł.

Greg ponownie się roześmiał, wsuwając głowę do salonu, aby przywitać się z panem Holmesem, po czym udał się na górę wchodząc po dwa stopnie naraz. Jego serce łomotało, gdy dotarł do sypialni Mycrofta. Oblizał wargi, zanim powoli otworzył drzwi.

Mycroft siedział przy biurku, lekko pochylony i wyglądało na to, że coś pisał. Wciąż miał na sobie mundurek szkoły, który idealnie pasował do jego smukłego ciała. Greg podziwiał jego postać. Uśmiechając się, wszedł cicho do środka, zamykając za sobą drzwi. Idąc przez pokój, podszedł do swojego chłopaka i owinął ramiona wokół jego talii. Poczuł jak podskoczył, zanim się wyprostował.

— Gregory, nie wiedziałem, że przybyłeś — powiedział Mycroft, zerkając przez ramię z miękkim uśmiechem.

Greg wtulił się w jego ramię i głęboko odetchnął.

— Właśnie przyszedłem — wyszeptał, całując Mycrofta w łopatkę. — Boże, tęskniłem za tobą.

Mycroft powoli obrócił się w uścisku Grega, teraz byli zwróceni do siebie przodem. Owinął ramiona wokół starszego nastolatka, który pochyliwszy się, pocałował go delikatnie, przytulając go jeszcze mocniej.

— Również za tobą tęskniłem — wyszeptał Mycroft przy jego ustach. — Twoja studia idą dobrze?

— Wszystko w porządku — odpowiedział Greg, wzruszając ramionami. — Możemy porozmawiać o tym później? Chcę się tobą nacieszyć.

— Oczywiście.

Mycroft uśmiechnął się, po czym odsunął się i wziął rękę Grega, ściskając ją delikatnie. Przechylił głowę na bok, dając znak, by podeszli do łóżka, na którym usiedli przytuleni do siebie. Greg zaczął kreśli małe kółka wzdłuż kolana Mycrofta, którego wzrok padł na jego dłoń, by przyglądać się jej czule.

— Jak długo możesz zostać? — zapytał po chwili Mycroft.

Znów podniósł wzrok, napotykając spojrzenie swojego chłopaka. Greg przysiągł, że w jego pięknych oczach dostrzegł cień niepokoju.

— Tak długo, jak będziesz mnie chciał — powiedział Greg zgodnie z prawdą. — Mam pozwolenie na zostanie na cały weekend, jeśli twoi rodzice byliby z tym w porządku.

Mycroft natychmiast rozpromienił się, kiedy to usłyszał. Greg zaśmiał się delikatnie i pochylił się, żeby go delikatnie pocałować, obejmując dłonią jego policzek.

— Czyli mogę zostać? — wyszeptał, potrzebując tylko potwierdzenia.

Jego serce znów łomotało. Przygryzł wargę, opierając ich czoła o siebie.

— Tak, oczywiście, Gregory — powiedział Mycroft. — Chcę, żebyś dziś wieczorem był ze mną.

— W twoim łóżku? — Greg uśmiechnął się sugestywnie.

— Tak — zaśmiał się Mycroft, ale jego ton zmienił się na bardziej zalotny, że Greg zadrżał.

Dzięki Bogu za przerwę wakacyjną.

Chapter 226: Gra wstępna i whisky

Chapter Text

Greg powoli podszedł do stolika w kącie, przy którym zostawił Mycrofta, aby zajął miejsce, w czasie gdy on będzie zamawiać drinki. Właśnie opuścili szpital, gdzie Sherlock wciąż był nieprzytomny pod opieką lekarzy. Młodszy Holmes przedawkował, choć najwyraźniej sam nie przyjął tych narkotyków, co było zarówno niepokojące, jak i uspokajające. Obaj byli niezmiernie wdzięczny, że Sherlock nie zażywał ponownie narkotyków, ale to oznaczało, że ktoś próbował go zabić. To nie było… normalne, ale pozostawało im zrobienie pewnego dochodzenia w tej sprawie.

Nie zmieniało to jednak tego, jak bardzo wyczerpany i przerażony był Mycroft przez całą tę mękę. Greg nienawidził patrzeć, jak młodszy mężczyzna przez to przechodził. Zbliżyli się do siebie i Greg rozwinął dość intensywne uczucia do drugiego mężczyzny, chociaż nigdy w pełni nie działał zgodnie z nimi. A jednak byli tutaj, w tym eleganckim małym barze (zdecydowanie bar, a nie pub, ten lokal był zbyt elegancki i kameralny, jak na pub), zamierzając wypić wspólnie whisky. To było spotkanie najbliższe randki, jakie do tej pory mieli.

— Wróciłem — oznajmił, zbliżając się do stolika, przy którym Mycroft siedział zgarbiony, pisząc na swojej komórce.

Wsunął się na siedzenie naprzeciwko niego i odłożył szklanki, przesuwając jedną w stronę Mycrofta.

— Mmm, dziękuję Gregory. — Skinął głową, zerkając przelotnie znad telefonu, aby móc sięgnąć i owinął dłoń wokół szkła. Podniósł whisky i pociągnął łyk, po czym westchnął i na chwilę przymknął oczy. — Jest to dokładnie to, czego potrzebowałem. Doceniam zaproszenie.

— To żaden problem. — Greg wzruszył ramionami, pijąc z własnej szklanki. Tak zdecydowanie trafił w dziesiątkę. — Cieszę się, że Sherlockowi nic nie będzie.

— Ja również. — Mycroft przytaknął, w końcu odkładając komórkę. — Nagrania z monitoringu są już gromadzone. Prawdopodobnie do rana odkryjemy sprawcę.

Greg zaśmiał się lekko. Rany, jego ludzie pracowali szybko. Gdyby tylko działo się to samo w Yardzie. Mycroft miał niesamowitą władzę, chociaż Greg ledwo był świadomy, co może zrobić i tak było to trochę straszne. Jednak bardziej pociągające niż przerażające i dlatego wiedział, że był w tarapatach.

Przez chwilę milczeli, popijając drinki. Gdy szklanki były puste, Mycroft postanowił wstać i przynieść następną kolejkę. Greg prawie odmówił przyjęcia kolejnej, ponieważ pili dość mocną whisky, ale Mycroft w końcu odprężył się i uśmiechał się lekko. Tak naprawdę nie miał serca, by tak szybko skończyć ich spotkanie.

W połowie drugiego drinku sprawy zaczęły się robić ciekawe. Greg był lekko oszołomiony, ponieważ tak naprawdę nie zjadł obiadu, a alkohol w końcu zaczął na niego wpływać. Pochylił się do przodu, opierając łokcie na stole, słuchając, jak Mycroft opowiadał o spotkaniach, w których uczestniczył kilka lat temu w Iranie.

Uwielbiał słuchać, jak polityk opowiada o swojej pracy - kiedy tylko mógł. Oczywiście nie było to nic poufnego, jednak Mycroft nie miał żadnych skrupułów wyjaśniając różne rzeczy i wchodząc w szczegóły, z czego Greg był bardzo zadowolony. Te historie były cholernie zabawne. Zdziwiło go, z jak tępymi ludźmi Mycroft musiał pracować. Można było pomyśleć, że kierowanie rządem zapewni, że będzie mieć wokół siebie bardziej inteligentnych ludzi.

Mycroft śmiał się i pił, rozmawiając o niektórych niemieckich dyplomatach i ich problemach z irańską eskortą, kiedy tam byli. Greg wstydził się za tych dyplomatów. Ciągle zakrywał oczy, jęcząc i śmiejąc się, gdy historia toczyła się i trwała.

Serce podskoczyło mu do gardła, gdy Mycroft wyciągnął nogi pod stołem. Zwykle to nie była wielka rzecz, ale robiąc to sprawił, że ich stopy otarły się o siebie. Mycroft ledwo dał do zrozumienia, że on również to poczuł, ale Greg zaskakująco nie przegapił sposobu, w jaki jego oddech zamarł tuż przed kontynuowaniem opowieści. Greg słuchał dalej, ale teraz w połowie zwracał uwagę na ich stopy.

Mycroft kontynuował opowieść, a Greg wciąż się śmiał, ale zauważył, że młodszy mężczyzna nie cofnął nóg. Nadal się dotykali. Biorąc powolny wdech, napij się jeszcze odrobinę whisky i przesunął się śmiałym ruchem, obracając stopę, by oprzeć się o kostkę Mycrofta.

Nastąpiła pauza. Napięcie było niemal namacalne. Greg od razu pomyślał, że zrobił coś złego. Jednak stopa Mycrofta przesunęła się, również ocierając się o niego. Zaczął pocierać czubkiem buta w górę i w dół łydki Grega. Oczy starszego mężczyzny otworzyły się szerzej. Spojrzał na swoją whisky, ale zanim był na tyle głupi, by coś powiedzieć na ten temat, Mycroft ciągnął dalej swoją historię.

Rozmawiali więc dalej i drażnili się za pomocą stóp. Greg sądził, że może umrzeć. Wiedział, że rano nie będzie w stanie przestać myśleć o tym, co mogło to oznaczać, albo czy kiedykolwiek powinien o tym wspomnieć, ale na razie? Na razie chciał się tym po prostu cieszyć. Było to cholernie niesamowite.

Chapter 227: Słuchanie muzyki

Chapter Text

— Co to jest? — zapytał Mycroft, przykucając przy małym stoliku pod oknem w salonie.

Spędzili cały dzień przeglądając rzeczy Grega, organizując i decydując, co zostanie zatrzymane, a co wyrzucone lub przekazane. Miał zamiar wprowadzić się do Mycrofta w ciągu tygodnia i był to idealny czas, aby to zrobić.

— Hmmm? — mruknął w odpowiedzi Greg, zerkając przez ramię z miejsca, w którym pakował małą ilość książek należących do niego, aby zobaczyć, jak Mycroft wyciąga duże pudło.

Uśmiechnął się, gdy zobaczył kanciasty znak nabazgrany jego niechlujnym, młodszym charakterem pisma.

— Ach, to. To moja bardzo cenna kolekcja. Możesz zerknąć.

Wrócił do swoich książek, odkładając ostatnią z nich, zanim przeszedł do swojej kolekcji DVD. Tak, na pewno to weźmie ze sobą. Nie mógł się doczekać, kiedy jego partner przejdzie przez ogromny maraton Jamesa Bonda. Może wtedy młodszy mężczyzna zrozumiałby wszystkie odniesienia, którym Greg nie mógł się oprzeć, jeśli chodziło czasem o ich rozmowy o pracy.

— Płyty? — zapytał Mycroft unosząc brwi, kiedy otworzył pudełko i zaczął przeglądać nagrania, które tam były.

— Tak! — Greg uśmiechnął się promiennie. — To są moje cenne dzieci, Myc. Dzięki nim przetrwałem wiele lat.

— Te zespoły… — rozpoczął Mycroft, kontynuując przeglądanie płyt. — Nie słyszałem o żadnym z nich.

Greg zatrzymał porządkowanie DVD i zamrugał zdziwiony. Niemożliwe, żeby Mycroft to powiedział… Ale tak, zrobił to. Znowu zamrugał i otworzył usta, zatrzymując się, po czym odłożył pudła i odwrócił się.

— Na serio? O żadnym z nich? — zapytał, wkładając kciuki w szlufki spodnie.

— Tak — potwierdził Mycroft, opierając się na piętach i zerkając na starszego mężczyznę.

— Cóż, zmienię to i to w tej chwili. Wyciągnij tamten gramofon.

Kiedy Mycroft to robił, Greg zajrzał do kuchni, by zabrać stamtąd dwa piwa. Rzadko się zdarzało, żeby młodszy mężczyzna pił piwo, wolał zamiast niego dobre wino lub whisky, ale to piwo było nieco z wyższej półki i było czymś, czym obaj mogli się cieszyć. Poza tym, przy całej tej organizacji przy przeprowadzce, którą nadal robili, żaden z pozostałych trunków nie byłby dobrym pomysłem. Otworzył piwa, odrzucając kapsle na ladę, po czym wrócił do salonu i podał jedno piwo Mycroftowi, zanim usiadł obok niego.

— Dobra. Czas pokazać bardzo ważną część mojego życia.

Uśmiechnął się, pociągając łyk piwa, po czym odstawił je i przejrzał zawartość pudełka, zastanawiając się, co najpierw puścić. Wiedział, że Mycroft był wychowany zupełnie inaczej niż on, ale i tak zaskoczyło to, że nie słyszał żadnego z tych zespołów. Zastanawiał się jednak, czy miał kiedykolwiek do czynienia z którąś z tych piosenek, nie zdając sobie sprawy, kto je nagrał. Obok niego Mycroft milczał i obserwował, powoli pijąc własne piwo, podczas Gdy Greg wybierał płytę.

— Dobra, zaczynamy — skinął głową, wyciągając jedną. — Niech to idzie na dobry początek. Ta piosenka jest z tych, gdzie cały pub śpiewa refren, jeśli ktoś ją puści w szafie grającej. Robiąc to są bardzo entuzjastyczni.

Greg umieścił płytę w gramofonie. Spodziewany rozmyty hałas rozbrzmiał przed piosenkę, a potem igła znalazła rowki i rozbrzmiały pierwsze takty. Greg usiadł z uśmiechem, ponownie sięgając po piwo i dostosowując głośność, gdy Africa autorstwa Toto wypełnił salon. Greg obserwował Mycrofta, wyraźnie tak samo zafascynowany jego reakcją na piosenkę, jak samą piosenką. Młodszy mężczyzna uniósł brwi i nie mógł powstrzymać uśmieszku, gdy Greg zaczął śpiewać refren, unosząc piwo i uśmiechając się promiennie.

— Okej, teraz znasz ten zespół — stwierdził, wyciągając następną płytę, gdy piosenka się skończyła. — Cały czas ich słucham.

Rozbrzmiał teraz London Calling, a Greg obserwował błysk rozpoznania w oczach swojego partnera. Mycroft skinął głową, stukając palcami w rytm, gdy Greg nucił. Słuchał The Clash jak szalony, więc wiedział, że Mycroft musiał usłyszeć tą piosenkę. Niemniej jednak był trochę dymny, że był tak zaangażowany, jak się wydawało.

Siedzieli i słuchali muzyki praktycznie przez następną godzinę. Greg zaprezentował niektóre piosenki Price, U2, Crowded House, The Smiths, Dawida Bowiena oraz Hueya Lewisa oraz New. Śpiewał prawie wszystkie z tych piosenek, nie mogąc się powstrzymać, a Mycroft po prostu patrzył na niego z nieprzemijającym uśmiechem.

— W takim razie te płyty jadą razem z nami? — Mycroft uśmiechnął się złośliwie, odkładając pustą butelkę na bok i kładąc dłoń na kolanie Grega.

— Oczywiście — powiedział Greg bez wahania. — Podobała ci się któraś?

— Tak — przyznał młodszy mężczyzna. — Prawie tak bardzo, jak lubiłem patrzeć, jak nimi się cieszysz.

Greg zarumienił się, pocierając tył głowy i śmiejąc się. Pochylając się, Mycroft przyciągnął starszego mężczyznę bliżej, kładąc palce na jego podbródku, obracając głowę Grega, by mogli się właściwie pocałować.

— Tak się cieszę, że wprowadzam się do ciebie — wyszeptał Greg w jego usta.

Mycroft zanucił.

— Ja również, Gregory.

Chapter 228: Okropny tydzień

Chapter Text

Greg miał okropny tydzień. To był jeden z najgorszych tygodni, jakie miał od dłuższego czasu. Pracował praktycznie przez całą dobę nad trzema oddzielnymi sprawami, ponieważ mieli za mało personelu i nie było go stać na dodatkową siłę roboczą do pomocy. Pierwsza z nich była dość wyraźna i prosta, ale obręcze, przez które musieli przeskoczyć, sprawiało, że było to horrendalnie czasochłonne, ponieważ było to zaangażowana biurokracja. Pozostałe sprawy… były bałaganiarskie. Jedna z nich szybko awansowała do statusu Sherlocka Holmesa i z dnia na dzień stawała się coraz bardziej stresująca, a ostatnia była po prostu… grrrr.

Co więcej, jego cholerna była żona próbowała ponownie zaangażować prawników w ich sprawy o opiekę, która została ustalona wieki temu. Teraz co miesiąc dzielili czas z dziewczynkami dość równomiernie, a Christina najwyraźniej nie była z tego powodu zadowolona. Nie miała mocnych postaw, więc wiedział, że nie uda jej się ograniczyć jego czasu z Elizabeth i Abby, ale dodatkowy stres był czymś, czego zdecydowanie nie potrzebował w tej chwili.

A wisienką na torcie, sprawiając, że ten tydzień był okropny było to, że Mycroft był poza krajem. Mycroft był w zasadzie kołem ratunkowym Grega i jego siłą, kiedy to było potrzebne, a teraz był gdzieś w Rosji lub Turcji lub w innym miejscu (ale co najważniejsze nie w ich łóżku). Nie było go już przez dwa tygodnie i gwarantowane było, że nie wróci co najmniej do kolejnego tygodnia.

Greg czuł się tak, jakby był na krawędzi. Był niemiłosiernie zestresowany i szczerze mówiąc, raczej przygnębiony. Nienawidził wracać do pustego domu, ale nie mógł siedzieć w swoim biurze dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu, ponieważ mógłby się rozchorować, gdyby to zrobił. Był już praktycznie na granicy tego, bo ledwo miał czas i energię, by utrzymać normalne nawyki żywieniowe, ale… W zasadzie był w okropnym stanie.

Jedyną rzeczą, która pozwoliła mu przerwać te dni, była jego wieczorna rozmowa telefoniczna ze swoim partnerem. Czasami byli w stanie porozmawiać przez godzinę lub dwie, ale czasami Mycroft musiał zakończyć połączenie po 10 lub 15 minutach, jeśli coś się działo. Gdyby mieli szczęście, mogli użyć Skype’a, ale zdarzało się to dość rzadko. Jednak w tym momencie Greg był z tym w porządku. Nie chciał utrudniać tego wszystkiego, pozwalając Mycroftowi wyczytać z jego twarzy wszystko i od razu wiedząc, z czym walczył. Młodszy mężczyzna zawsze mógł wystarczająco dużo wywnioskować z jego głosu.

I dokładnie to wydarzyło się dzisiejszego wieczoru.

— Gregory, najdroższy, co się dzieje? — zapytał Mycroft po około 20 minutach spokojnej rozmowy.

Greg westchnął, opadając na łóżko i wolną ręką pocierając twarz.

— W tej chwili wszystko jest naprawdę do kitu — odpowiedział po chwili, próbując, ale bez powodzenia, utrzymać spokojny głos.

— Sprawy się pogorszyły — powiedział melodyczny głos na drugim końcu połączenia.

Greg skinął głową, chociaż jego partner nie mógł tego zobaczyć.

— Tak — westchnął ponownie, ściskając grzbiet nosa. — A Christina znów jest w natarciu. Chciałbym tylko… Boże, chciałbym, żebyś tu był.

— Wiem, Gregory. Bardzo mi przykro. — Greg wręcz mógł ujrzeć, jak Mycroft marszczy brwi.

— W porządku. — Wzruszył ramionami, przewracając się na bok, zwijając się w kłębek. — Masz ważną pracę. Dam sobie radę.

Rozmawiali dalej, Mycroft przejął konwersację i pozwoli, by Greg powoli się zrelaksował. Wkrótce nieśmiało poprosił młodszego mężczyznę, aby opowiedział mu historię, przy której mógł zasnąć. Tylko w ten sposób mógł z powodzeniem wpaść w ramiona Morfeusza będąc w łóżku. W inne noce spędzał czas na kanapie. Mycroft z radością zastosował się do jego prośby, rozpoczynając opowieść o dzieciństwie swoim i Sherlocka.

Greg nie miał pojęcia, która była godzina, kiedy się obudził. Początkowo nie miał również pojęcia, co spowodowało wyrwanie go ze snu. Wciąż było ciemno, więc wyraźnie nie zbliżała się pora świtu. Wtedy poczuł ruch na materacu i zbliżające się do niego ciało. Co do cholery?! Zamarł, szeroko otwierając oczy i zaciskając pięści, zanim smukłe ramię owinęło się wokół jego talii i znajome zapachy dotarły do jego nosa.

Zamrugał, wciąż zamrożony. Czy to nie było zbyt piękne, aby mogło być możliwe? Musiał śnić. On…

— To ja, Gregory — szepnął Mycroft przy jego szyi, uśmiechając się. — To nie sen, zaufaj mi.

Oblizując wargi, Greg zdołał odwrócić się w jego uścisku i chociaż było ciemno, był w stanie wyraźnie rozróżnić twarz swojego partnera. Musiał powstrzymać napływające łzy.

— Jakim sposobem… jesteś tutaj? — zdołał w końcu zapytać, z wahaniem dotykając policzka Mycrofta, jakby wciąż próbował uwierzyć, że to prawda.

— Wziąłem odrzutowiec, afrykański polityk był na tyle hojny, że mi go pożyczył. Musieliśmy wstrzymać dzisiejsze spotkania, więc miałem trochę wolnego czasu.

— Wykorzystałeś go zatem, aby polecieć z powrotem do Londynu, żeby być ze mną — stwierdził Greg, uśmiechać się z niedowierzaniem. To jest… łał.

— Naturalnie. — Mycroft skinął głową, pochylając się, by pocałować go w czoło. — Muszę wyjść rano, ale nie wcześniej niż zjemy razem śniadanie.

Greg westchnął, zwijając się przy Mycroftcie i wtulając twarz w bladą szyję. Zasnął z Mycroftem gładzącym go po włosach i całującym powoli, czując się lepiej niż przez ostatni tydzień.

Chapter 229: Cieszę się, że tu jesteś

Notes:

Uwagi: Jest to kontynuacja rozdziału 226

Chapter Text

Po czterech kieliszkach whisky w końcu nie trzeba było mocno przekonywać Mycrofta, żeby wrócili do domu zamiast do szpitala. Obaj byli lekko podchmieleni i dopóki Sherlock nie obudzi się i nie poprawią swojego stanu, byłoby raczej bezcelowe, żeby byli przy nim, więc byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby mogli tej nocy spać w swoich łóżkach.

Greg objął ramieniem ciało wyższego mężczyzny, by go wesprzeć i powoli skierowali się do czekającego na nich czarnego samochodu. Praktycznie obaj wpadli do środka, śmiejąc się z siebie. Mycroft był odchylony na siedzeniu, a Greg opierał się bezwładnie o niego.

Wkrótce ich śmiech ucichł, obaj oddychali lekko. Greg westchnął, zamykając oczy nie niejasno myśląc o tym, jak blisko byli. Nie mógł też przestać myśleć o ich stopach nieustannie ocierających się o siebie pod stołem w barze. Wcale nie sprawiło to, że ich rozmowa stała się niezręczna i chociaż obaj byli tego bardzo świadomy, żaden z nich nie zwrócił na to uwagi. Co to wszystko oznaczało?

Niewiele mówili podczas jady do domu Mycrofta. Samochód Grega był zaparkowany pod nim, ponieważ wpadł, aby zobaczyć młodszego mężczyznę, kiedy Sherlock został umieszczony w szpitalu, do którego pojechali razem. W swoim stanie nie mógł prowadzić, więc nie mógł wrócić do siebie samochodem. Nie był zbyt pewien, co powinien zrobić. Wkrótce jednak ich pojazd zatrzymał się i obaj usiłowali usiąść prosto.

— Wejdź — zaproponował Mycroft, machając płynnie ręką w kierunku frontowych drzwi. — Możemy wypić… kawę.

Greg mruknął i przytaknął, przez chwilę kiwając głową. Pracowali nad wydostaniem się z samochodu i praktycznie potykając się do drzwi, gdzie Mycroft przez moment majstrował przy zamku, zanim wziął głęboki oddech przez nos i wreszcie udało mu się je odtworzyć. Kiedy weszli do środka, zdjęli okrycia wierzchnie i Mycroft wskazał na Grega, by poszedł do kuchni. Starszy mężczyzna patrzył, jak Mycroft podchodził do fantazyjnie wyglądającego ekspresu do kawy i zaczyna parzyć dla nich dwa kubki.

Zabrali napoje do salonu, siadając na kanapę, pijąc w ciszy, starając się wytrzeźwieć. To trochę pomogło, ale…

— Nie będę mógł pojechać do domu — powiedział Greg, wpatrując się w puste naczynie w swoich dłoniach.

— Na taksówkę też jest za późno — zauważył Mycroft. Greg zmarszczył brwi i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale młodszy mężczyzna potrząsnął głową. — Przepraszam, pozwól, że sprecyzuję. Za późno na taksówkę, której kierowcy ufam.

Greg roześmiał się. Westchnął, zastanawiając się, ale zanim zdążył coś wymyślić, Mycroft podsunął sugestię, która całkowicie go zaskoczyła.

— Możesz tutaj zostać — powiedział Mycroft. — Mam pokoje gościnne. Albo, ach, kanapę, jeśli wolisz.

— Dzię… Dziękuję. — Greg skinął głową, oblizując wargi.

— W takim razie postanowione — powiedział Mycroft, pochylając się, by odstawić kubek na stole. — Idę do łóżka. Rozgość się tam, gdzie uznasz to za stosowne, Gregory.

Kiedy Greg został sam, rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował. Był tu już wcześniej i szybko przypomniał sobie, jak Mycroft nauczył go grać w szachy przy tym właśnie stole. Rozpalili w kominku, Mycroft zaparzył herbatę, Greg był absolutnie okropny w szachach, a Mycroft świetnie się bawił. Pomyślał o tym, jak po raz milionowy zaczął mówić o Sherlocku, a Mycroft nie narzekał. Słuchał cierpliwie jego marudzenia, a potem podszedł i wręczył mu szkocką.

Wyciągając się na kanapie, Greg westchnął i spojrzał na sufit. Przez to wszystko miał te wcześniejsze myśli. Być może była tam po prostu słabość, coś, co wiązało się z jego zmartwieniem o Sherlocka. Może Greg za dużo w tym widział. Ale sposób, w jaki ich stopy się dotykały i ocierały, oraz w to jak byli zrelaksowani i szczęśliwi ze sobą…

Nie wiedział, czy to pomyłka i czy rano tego nie pożałuje, ale to wszystko sprawiło, że Greg usiadł i wstał. Przeciągnął się, przygryzł wargę i westchnął, wychodząc z pokoju. Przeczesał palcami włosy, rozglądając się wokół, spoglądając na schody, zanim wszedł po nich. Na piętrze było wiele pokoi i nie był pewien, który z nich był właściwym, więc…

Zajrzał do jednego pokoju, który okazał się łazienką. Kiedy położył dłoń na następnych drzwiach, zauważył pomieszczenie naprzeciwko niego, w których spod drzwi wydobywało się światło. To musiało być to. Nerwowo podszedł do nich i podniósł rękę, a potem zamarł. Wziął głęboki oddech, zamknął oczy i wyprostował ramiona…

— Wejdź — rozległ się łagodny głos, zanim zdążył zapukać.

Greg wypuścił powietrze z płuc. Nigdy, do cholery, nie dowiedział się, jak Mycroft mógł to zrobić. Kiwając głową, otworzył drzwi i wszedł do środka. Mycroft siedział w łóżku, ubrany w coś, co wydawało się miękka jedwabną piżamą. Ten widok sprawił, że Greg wstrzymał oddech. Nigdy nie wiedział Mycrofta w czymś bardziej swobodnym niż jego trzyczęściowe garnitury i był… wspaniały.

Stał tam, niepewny, co dalej. Przesunął ciężar ciała i spojrzał na podłogę. Bez słowa Mycroft poruszył się na łóżku, po czym odchylił kołdrę w niemym zaproszeniu. Serce Grega waliło tak szybko, ale w końcu zmusił się do ruchu.

Zdjął buty podchodząc. Zawahał się na moment, zanim wsunął się pod kołdrę, wpatrując się w mężczyznę obok niego. Mycroft uśmiechnął się do niego łagodnie, po czym zamknął książkę, którą trzymał i również się położył. Zgasił lampkę, a potem odwrócił się do Grega.

— Co my… — zaczął szeptać Greg, ale zobaczył jak Mycroft potrząsa głową.

— Śpij, Gregory — wyszeptał. — Wygląda na to, że myśleliśmy w dużej mierze o tym samym. Cieszę się, że tu jesteś.

— Tak. — Greg uśmiechnął się, wtulając się w kojące ciepłe ciało Mycrofta. To był wyraźnie pierwszy krok, niż kiedykolwiek myślał, ze to możliwe, ale to było w porządku. — Również się cieszę.

Chapter 230: Zakupy do szkoły

Chapter Text

Mycroft wyszedł ze sklepu z prawdopodobnie już na stałe uniesionymi brwiami, wpatrując się w swojego męża, który siedział na ławce z rozbawionym wyrazem twarzy. Polityk zamrugał w szoku, kiedy podszedł i usiadł obok Grega z westchnieniem.

— Rozumiesz, dlaczego zdecydowałem się zostać na zewnątrz? — zapytał z uśmiechem.

— Co to za dziwaczny sklep? — zapytał Mycroft, odwracając się do starszego mężczyzny.

— Nazywa się Czarna Róża i to w nim dzieci w wieku Abby uwielbiają spędzać czas. Ale również i starsze. Tak to się zaczyna — zaśmiał się Greg. — Wiesz, kiedyś nosiłem takie rzeczy. Chociaż nie miałem sklepu specjalizującego się w tym, tak jak ona teraz ma.

— Nie było żadnego koloru.

Greg musiał przygryźć wargę, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Oglądanie jego ukochanego męża pozornie zbitego z tropu było całkiem wspaniałe. Prawie żałował, że nie poszli do środka razem, żeby mógł to wszystko zobaczyć w rzeczywistym czasie.

— Mężczyzna przy ladzie miał jasno fioletowego irokeza.

— Kiedy byłem młodszy, chciałem mieć irokeza. — Greg uśmiechnął się, a kiedy Mycroft spojrzał na niego z niedowierzaniem, nie mógł już powstrzymać się od głośnego śmiechu.

— Najjaśniejszy Panie, poważnie? — zapytał Mycroft, próbując zignorować chichot, który po prostu nie milknął.

— Tak — przytaknął Greg, ocierając łzy. Śmiał się dalej i wziął głęboki oddech, po czym objął ramieniem talie Mycrofta. — Ale go nie zrobiłem, więc się nie martw, kochanie.

Poczekali, aż Abby wybiegnie ze sklepu z torbą w ręku, uśmiechając się promiennie, gdy do nich dołączyła. Greg wyciągnął rękę, żeby zajrzeć do środka i zobaczyć, co kupiła, zerkając na ubrania i torebkę, zanim zmierzwił jej włosy na czubku głowy. Wyszli na zakupy po nowe ubrania i przybory do szkoły. Abby rozpoczynała liceum, a Greg wciąż nie mógł uwierzyć, jak duża już była.

— Pójdziemy zjeść lunch? — zaproponował Mycroft, wstając i kładąc dłoń na ramieniu Abby. Młoda dziewczyna entuzjastycznie skinęła głową.

— Tak! — zgodziła się, uśmiechając się radośnie.

— Znajdźmy gdzieś w pobliżu jakiś lokal, gdzie będziemy mogli smacznie i tłusto zjeść — zasugerował Greg, zdziwiony, gdy Mycroft wyglądał na tak oczywiście urażonego.

— Lepiej byłoby zjeść coś zdrowszego — mruknął Mycroft, gdy szli, a Abby szczęśliwie ich prowadziła.

— Oj, daj spokój Myc — powiedział Greg, delikatnie szturchając wyższego mężczyznę. — Kupmy pizzę czy coś. Wynagrodzę ci to później.

— Lepiej żebyś to zrobił — mruknął Mycroft, zerkając znacząco na Grega, ale w końcu się zgodził.

Ta wycieczka była przecież dla dobra drogiej Abigail, a nie jego. Poszli więc do pobliskiej pizzerii i zajęli miejsca. Mycroft zamówił wodę, podczas gdy dwóch Lestrade wzięli napoje gazowane. Polityk był wdzięczny, że lokal miał przynajmniej sałatki w swojej ofercie.

— Zatem, Abigail— powiedział Greg, pochylając się nad stołem — co jeszcze potrzebujesz kupić?

— Muszę kupić nowe buty. — Zaczęła Abby, machając nogami w przód i w tył, gdy myślała o innych rzeczach. — Ach. mam w kieszeni listę książek i innych rzeczy. To chyba na tyle?

— Brzmi jak plan. — Greg skinął głową. — Czyli w następnej kolejności kupimy buty, a potem możemy poszukać i zobaczyć, czy uda nam się zdobyć wszystkie twoje książki. To powinna zająć nam wystarczająco dużo czasu, aby Lizzie mogła zatęsknić za nami i możemy przygotować uroczysta kolację, zanim będziesz musiała wrócić jutro do mamy.

Abby pokiwała głową, na wzmiankę o porannym wyjeździe z prawie smutnym spojrzeniem. Widać było, że uwielbia z nimi przebywać i chociaż nadal kochała swoją mamę, czasami było trudno z nią mieszkać. Greg zawsze łatwo to wyłapywał i zmieniał rozmowę na tyle szybko, żeby jego ukochana jedenastolatka nie rozwodziła się nad tym zbyt długo.

Wkrótce przyniesiono im zamówienie i jedli entuzjastycznie, dopóki Abby nie przeprosiła i nie udała się do toalety.

— Ona dorasta, Myc — westchnął Greg, podnosząc paluszek chlebowy. Mycroft zanucił, przeżuwając sałatkę. — Moja mała dziewczynka nie jest już taka mała.

— Powinieneś być z niej jednak dumny — powiedział Mycroft. — To wspaniała młoda kobieta.

— Jestem z niej dumny.

Mycroft delikatnie potarł plecy Grega. Dla starszego mężczyzny było to trudne. Pozornie ciągłe bitwy o opiekę i ustalenia, z którymi musiał sobie radzić. Było lepiej niż kiedyś i spędzał z dziewczynkami więcej czasu, ale oczywiście obciążało go to emocjonalnie. Mycroft miał własne plany na później tego wieczoru w nadziei, że jego najdroższy mąż poczuje się lepiej.

— Założę się, że lepiej poradzisz sobie z tą listą książek — powiedział po chwili Greg. — Chcesz poprowadzić ekspedycję?

— Bardzo bym chciał. — Mycroft uśmiechnął się delikatnie, całując skroń Grega, gdy Abby wróciła, zajmując z powrotem swoje miejsce, gawędząc.

Chapter 231: Głupia walka

Chapter Text

Greg zawsze miał okropny temperament. Łatwo było go wkurzyć i było to coś, co wpędzało go w wiele kłopotów w młodości. Najgorsze w tym momencie było to, że gdy chodził po pustym pokoju, wciąż będąc wściekłym, ledwo pamiętał, jaki był katalizator jego walki z Mycroftem.

To była głupia walka. Obaj byli na krawędzi. Mycroft warknął, a Greg dał się ponieść. Nie patrzyli na siebie, nie rozmawiali ze sobą od ponad godziny, a Greg wciąż buzował zirytowaną energią, która sprawiała, że chciał wyjść z domu i albo pójść do pubu, albo wpaść na Baker Street. W głębi duszy wiedział jednak, że nie byłby to najlepszy wybór, więc został.

Wciąż chodził niespokojny, bawiąc się koszulą, aż w końcu opuścił ramiona z westchnieniem i skierował się w stronę łóżka. Sypialnia była pusta, mógł tylko przypuszczać, że Mycroft zaszył się w swoim gabinecie. Z grymasem Greg szykował się do snu, zakładając spodnie dresowe i starą, workowatą koszulkę oraz wrzucając swoje dzienne ubranie do kosza do prania. Podłączył komórkę do ładowarki i poszedł do łazienki, żeby umyć zęby i spryskać twarz wodą, zanim nabrał odwagi, by odszukać męża.

Jego ramiona były sztywne, gdy otworzył drzwi do gabinetu i chociaż wszedł do środka, i odchrząknął, młodszy mężczyzna na niego nie spojrzał. Pisał na swoim laptopie, mając przed sobą otwarte teczki, wyraźnie pogrążony w pracy. Greg westchnął.

— Idziesz do łóżka? — zapytał, a w jego głosie wciąż pobrzmiewał lekki gniew.

Mycroft wyraźnie to zauważył, choć ostatecznie spojrzał na niego z neutralnym wyrazem twarzy.

— Mam dużo pracy do wykonania, Gregory — odpowiedział.

— W porządku. Dobranoc. — Greg praktycznie warknął, odwracając się i zamykając drzwi, zanim wrócił do sypialni.

Rozważał spanie w jednym z pokoi gościnnych. Stwierdził jednak, że nie zrobi to i wątpił, czy Mycroft położy się spać, zanim zaśnie, jeśli w ogóle odwiedzi ich łóżko, dlatego wszedł pod kołdrę i zgasił światło. Leżąc na boku, Greg nadal marszczył brwi, zwijając się i naciągając przykrycie na ramiona. Zamknął oczy, chociaż wcale nie był zmęczony.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, ale nie spał, kiedy Mycroft wszedł do sypialni. Usłyszał miarowe kroki swojego męża, który wszedł, zatrzymując się na chwilę. Greg mógł przysiąc, że poczuł na sobie jego spojrzenie. Nie chciał się poruszyć, oddychał miarowo, jakby spał, ale wiedział, że Mycroft i tak zda sobie sprawę z jego oszustwa. Słyszał szelest materiału, gdy Mycroft przebierał się i poszedł do łazienki, a potem z wahaniem materac obniżył się obok niego.

— Nie masz prawa tak do mnie mówić — powiedział Greg po chwili, gdy zdał sobie sprawę, że obaj na coś czekają. W tym momencie był spokojniejszy, częściowo dzięki temu, że zaczynał się tym męczyć. Westchnął.

— Nie miałeś powodu, żeby twój temperament wziął górę nad tobą — sprzeciwił się Mycroft. — Jedynie stwierdziłem, że…

— Nie, Mycroft. Potraktowałeś mnie jak jednego ze swoich lokajów — przerwał mu Greg, nie odwracając się. Robił, co w jego mocy, aby nie podnosić głosu i nie wszcząć kłótni od nowa. — Jestem twoim mężem. Jesteśmy równymi partnerami. Wiem, że nie jestem aż tak mądry jak ty, ale to nie jest wymówka, żeby mi rozkazywać i oczekiwać, że pochylę głowę na każdą twoją cholerną wolę.

— W żaden sposób nie sugerowałem tego — mruknął ostro Mycroft.

— Tak, robiłeś to — powiedział Greg, w końcu poddając się i odwracając się, by mogli na siebie spojrzeć. — Przestań udawać, że nie. Wiesz, jak do mnie mówisz, i wiesz, jak rozmawiasz z Sherlockiem. Zdajesz sobie sprawę, jak rozmawiasz z Antheą i wszystkimi tymi politykami, z którymi masz do czynienia. Nie udawaj głupka, bo to cholernie niestosowne z twojej strony.

Mycroft westchnął, zamykając oczy i zaciskając usta w cienką linię. Greg patrzył wyczekująco, oczekując… czegoś. Nie wiedział czego. Mijały minuty i żaden z nich nie zmienił wyrazu twarzy ani pozycji. W końcu z poirytowanym westchnieniem, Greg odwrócił się i usiadł. Może mimo wszystkiego sypialnia dla gości nie była złym pomysłem.

— Gregory — powiedział szybko Mycroft, siadając. Greg zamarł i spojrzał na niego. — Gdzie ty…?

— Nie wiem — mruknął z westchnieniem Greg. Rozciągnął się i po chwili, Mycroft wyciągnął rękę i objął go w pasie, przyciągając go bliżej.

— Przepraszam — powiedział w końcu, a Greg spojrzał na niego. — Masz rację. Nie powinienem był z tobą rozmawiać w taki sposób. Jestem po prostu wykończony i pozwalam, by moja irytacja wzięła górę. Proszę nie czuj się tak, jakbyś musiał spać gdzieś indziej. Jeśli musimy być osobno, mogę…

— Nie, zostań — westchnął Greg, pozwalając na dotyk i przesuwając się bliżej. — W porządku. Między nami jest okej.

Gniew zniknął. Greg nie mógł być długo zły. To była głupia walka. Z kolejnym westchnieniem przytulił się, przyciskając ich czoła do siebie.

— Prześpijmy się, okej? — zasugerować, pochylając się do delikatnego pocałunku.

— Kocham cię Gregory — powiedział po chwili Mycroft.

Greg uśmiechnął się lekko i ponownie go pocałował.

— Wiem, ja również ciebie kocham. Dobranoc, kochanie.

Chapter 232: W górę

Chapter Text

— Tatuś, w górę — rozległ się cichy głos Olivera obok Grega, gdy stał w kuchni, przygotowując kolację.

Z uśmiechem spojrzał w dół i zobaczył swojego syna stojącego obok niego, wyciągającego ręce i machającego palcami.

— W porządku Ollie, za moment — powiedział Greg, pochylając się i chwytając chłopca pod pachami. Chrząkając dramatycznie, gdy go podniósł, oparł chłopca na biodrze. — Ale tatuś gotuje, okej? Widzisz?

— Tak. — Skinął głową.

Wielkie brązowe oczy zwróciły się w stronę kuchni, wpatrując się w garnki, które stały na palnikach. Wyciągnął rękę, by dotknąć unoszącej się pary, zafascynowany nią, po czym odsunął dłoń i zachichotał.

W swoim krótkim czasie, od kiedy zaczął mówić, Oliver udoskonalił niektóre słowa. Brzmiał na dość wyrafinowanego, przez co Greg nie mógł powstrzymać się od uśmiechu z dumą. Wciąż miał skrócone wersje słów i dziecinne słowa, ale ostatnio stał się coraz bardziej konkretny i nie było wątpliwości, że był to duży wpływ Mycrofta.

Chociaż obecnie jego ulubionym słowem wydawało się być “w górę”. Greg nigdy nie rozumiał fascynacji dzieci ciągłym trzymaniem w ramionach, kiedy w końcu nauczyły się chodzić samodzielnie. To był etap, przez który obecnie przechodzili i nie można było zaprzeczyć, że stało się to pewnego rodzaju treningiem.

— Dobrze, kochanie, tata potrzebuje obu rąk — powiedział Greg po około pięciu minutach.

Musiał mieszać jedzenia, a jego ramię się męczyło, dlatego postawił chłopca na ziemię, by zająć się kolacją. Usłyszał bardzo mycroftowe prychnięcie Olivera i musiał przygryźć wargę, żeby się nie roześmiać.

— W górę tatusiu — powtórzył Oliver, kilka razy szturchając nogę Grega.

— Nie mogę Ollie — powiedział Greg, tym razem chcąc być stanowczym. — Chcesz zjeść kolację?

— Tak… — westchnął jego syn.

— W takim razie muszę gotować, dobrze? Dlaczego nie pójdziesz szukać papy, dopóki nie skończę? — zasugerował, wyłączając jeden z palników i zaglądając do piekarnika.

Kątem oka widział, jak Oliver obserwował go jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się i ostrożnie wyszedł z kuchni.

OoO


Mycroft siedział w swoim gabinecie, pochylając się nad biurkiem i pisząc notatki, które rano musiał przesłać premierowy. Jego laptop był otwarty przed nim, komórka zapalała się nowymi wiadomościami od Anthei, a na biurko leżał folder ze zdjęciami z monitoringu.

Był tak pochłonięty tym wszystkim nad czym pracował, że ledwo zauważył, że drzwi zostały otwarte. Po chwili zorientował się, że nie był już sam w pokoju. Podniósł wzrok, ale nie zobaczył Gregory’ego, jak początkowo się spodziewał. Kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu, ponieważ oczywiście oznaczało to, że ich żądne przygód dziecko było tym, które tu przyszło.

— Papa — oznajmił Oliver, podchodząc i stojąc obok jego krzesła. Uniósł ramiona i spojrzał na niego. — W górę.

— Oliver, skarbie, papa pracuje — zauważył Mycroft, zerkając na laptopa i odkładając długopis.

— W górę? Proszę?

Mycroft odwrócił się, by ponownie spojrzeć na syna i od razu wiedział, że już po nim. Ręce Olivera nieco opadły i patrzył na niego tymi szeroko otwartymi oczami, z ustami wygiętymi przy lekkim zmarszczeniu brwi. Drogi Panie. Dzień, w którym młody Oliver doprowadziłby do perfekcji dąsy Lestradów, będzie jego zgubą. Wystarczająco trudno było sobie z tym poradzić w przypadku Gregory’ego, ale nie było mowy, żeby mógł oprzeć się swojemu synowi. Szczególnie trudniej było się temu oprzeć niż pierwszej prośbie.

— Dobrze — westchnął, nie mogąc odmówić dziecku, kiedy otrzymał to spojrzenie.

Odwrócił sie na krześle, schylił i podniósł Olivera tak, żeby stanął mu na kolanach. Małe ramię przesunęło się, by spocząć na jego ramieniu, ręka osiadła u podstawy jego szyi, gdy chwiał się, aż znalazł swój środek ciężkości. Ostrożnie owijając ramie wokół ciała Olivera, Mycroft kontynuował pracę najlepiej, jak mógł, dopóki Gregory nie zawołał ich na kolację.

— Chodźmy zjeść, Oliverze — zaproponował Mycroft, odwracając się, by postawić chłopca z powrotem, ale Oliver wydał z siebie cichy dźwięk skargi i przywarł do papy. To było więc załatwione. Nie chciał być opuszczony. Mycroft westchnął i zaciskając uścisk na Oliverze, wstał wynosząc go z gabinetu do jadalni, w której podawano jedzenie.

— Widzę, że ktoś również cię osaczył — skomentował Gregory z uśmiechem, podnosząc wzrok.

Mycroft przesunął Olivera, który uśmiechał się dość dumnie i skinął głową.

— W rzeczy samej. Wykorzystał przeciwko mnie te swoje oczy.

Gregory roześmiał się. Mycroft uśmiechnął się lekko, a Oliver zachichotał, ponieważ jego tatuś się śmiał. Wreszcie, na szczęście, nie przeszkadzało mu to, że już nie trzymano go (choć tylko dlatego, że siedział i jadł kolację).

— Nie wiem, dlaczego nalega, by cały czas go nosić — skomentował łagodnie Mycroft, obserwując, jak Oliver rozdziera chleb na kawałki i powoli żuje.

— To tylko faza, przez którą przechodzi — powiedział Gregory, a Mycroft uśmiechnął się, czując dłoń na kolanie. — Teraz, kiedy zna niezależność, chce być z nami jeszcze bardziej.

— To nie ma sensu — powiedział, potrząsając głową i popijając wino.

— Przynajmniej jest przy tym słodki — zauważył Greg.

Mycroft zanucił, kiwając głową. Nie mógł temu zaprzeczyć.

— Tak — wtrącił Oliver, znacząco przytakując między kęsami chleba.

Chapter 233: Tyle papierkowej roboty

Notes:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Kiedy Mycroft wszedł do wspólnego mieszkania, które dzielił z Gregorym, pierwszymi dźwiękami dochodzącymi z jego wnętrza były szelesty papierów i zirytowany jęk. Uśmiechnął się lekko, odkładając torbę z książkami i ściągając buty. Kontynuując wsłuchiwanie się w zdenerwowane odgłosy, udał się do ich małej kuchni, aby nastawić wodę.

Razem z Gregorym mieszkali w tym małym mieszkaniu już od kilku miesięcy. Niekoniecznie był to styl życia, do którego był przyzwyczajony, i chociaż przypuszczał, że żyli wygodnie, nie przypominało to luksusów, do którego zawsze była przyzwyczajona jego rodzina. W żadnym wypadku nie byli biedni, dzięki funduszowi powierniczemu Mycrofta. Nie żeby to miało znaczenie. Jako nastolatki mogli zamieszkać razem i byli szczęśliwi, a Mycroft nigdy nie sądził, że może mieć tyle szczęścia.

— Chcesz herbaty, Gregory? — zawołał, gdy czajnik zagwizdał. Rozległ się pomruk.

— Tak, Myc — powiedział po chwili, a Mycroft uśmiechnął się delikatnie, wyciągając drugi kubek.

Przygotował herbaty, tak jak obaj preferowali, zanim zaniósł je do salonu. Starszy nastolatek siedział ze skrzyżowanymi nogami na środku kanapy z papierami dosłownie porozrzucanymi wokół niego. Leżały po obu jego stronach, a on pochylał się nad stołem, na którym leżało ich jeszcze więcej. Z długopisem w dłoni, gryzmolił arkusz po arkuszy, wystawiając język w skupieniu.

— Mogę usiąść? — zapytał spokojnie Mycroft.

Greg zamrugał, podnosząc wzrok, jakby nie spodziewał się, że tam będzie.

— Ach, tak, przepraszam — wyjąkał, wkładając koniec długopisu między zęby i układając papiery na kanapie w schludny stos. Podniósł je i położył na koniec stołu, przeczesując palcami ciemne włosy i rzucając długopis na stół.

— Dokumenty dotyczące zatrudnienia? — zapytał Mycroft, choć już wiedział, że odpowiedź była pozytywna.

Gregory skinął głową, ostrożnie chwytając oferowaną mu filiżankę i popijając parujący płyn.

— Tak. Cieszę się, że jesteś w domu. Potrzebowałem przerwy.

Uśmiechnął się, odchylając się na kanapie, próbując się zrelaksować i nie zwracać na dokumenty przed nim. Nucił radośnie, delektując się herbatą, pochylając się, by pocałować Mycrofta w policzek.

Przez chwilę siedzieli w wygodnej ciszy, oboje odprężając się po swoim dniu. Mycroft wędrował wzrokiem po pokoju, spoglądając na wiele niedoskonałości tego miejsca, które nazywali domem. Wiele ich mebli zostało odziedziczonych po ich rodzicach, z wyjątkiem zaskakująco wygodnego fotela, który Gregory znalazł na podwórkowej wyprzedaży i ich stołu zrobionego przez jednego z przyjaciół starszego nastolatka na zajęciach w stolarni.

— Jak było na wykładach? — zapytał po chwili Gregory, pochylając się, by odstawić kubek.

— Jak zwykle nieciekawe — skomentował Mycroft. Przesunął się i wyciągnął swoje długie nogi, delikatnie układając je na kolanach swojego chłopaka. Gregory położył dłoń na jego kolanie i zaczął je delikatnie głaskać. — Kontynuowaliśmy naszą udawaną debatę i tylko przekonałem się, że otaczają mnie ludzie, którzy nie mają w głowach żadnego oryginalnego pomysłu.

— Czyli zdominowałeś ich? — zapytał Gregory, uśmiechając się pewnie. Mycroft odwzajemnił to.

— Naturalnie.

— Mój chłopak będzie pewnego dnia super znanym politykiem — pochwalił się Gregory w stronę sufitu. — Zamierzasz rządzić światem.

Nie będę rządzić światem, Gregory, nie bądź absurdalny. — Mycroft potrząsnął głową. Jednak w jego klatce piersiowej pojawiło się rozmyte ciepło. Słuchanie niezachwianej pewności, co do swojego sukcesy od starszego nastolatka było niezwykle pochlebne. — Może Anglią.

Gregory wybuchnął śmiechem, pochylając się do przodu i poklepując Mycrofta po nodze. Ścisnął jego kolano i ponownie się odchylił, zakrywając usta wierzchem drugiej dłoni, aż po chwili jego śmiech ucichł.

— Muszę to wszystko skończyć — westchnął w końcu, zerkając na stos papierów, które wydawały się być wypełnione w połowie.

— Wkrótce je skończysz, najdroższy — zapewnił Mycroft, pochylając się, by przejrzeć kilka stron znajdujących się niedaleko od niego.

— Podpisywałem je milion razy. — Greg wydawał wargi. Mycroft spojrzał na niego ze współczuciem, dotykając jego włosów.

— Jeszcze tylko kilka razy. W międzyczasie mogę zrobić obiad.

— Muszę jutro nasikać do kubeczka — jęknął Gregory, zakrywając twarz i odchylając się do tyłu, opierając się o oparcie kanapy. — Ech, sikać do kubka.

Mycroft tylko potrząsnął głową, uśmiechając się delikatnie.

Chapter 234: Połączenie telefoniczne w nieodpowiednim czasie

Chapter Text

— Sherlock, proszę, czy mógłbyś po prostu zadzwonić do swojego brata? — zapytał zirytowany John, gdy wszedł do salonu z kubkiem w dłoni.

Sherlock prychnął i osunął się głębiej na swoim miejscu, zamierzając schować się za skrzypcami, ale John spojrzał na niego tym wzrokiem. Jęknął.

— Ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest rozmowa z Mycroftem — wymamrotał, sapiąc z irytacją.

John usiadł w fotelu naprzeciwko niego i skrzyżował kostki, popijając herbatę ze zmarszczonymi brwiami.

— Wiem o tym, ale musimy upewnić się, że mamy wolny domek w Sussex na ten tydzień — zauważył John. — Potrzebujemy odpowiednich wakacji i chciałbym mieć pewność, że nic nie stanie nam na przeszkodzie.

— Mycroft nigdy nie korzysta z tego domku. — Sherlock wydął wargi.

— Może nie, ale tydzień, w którym zdecydujemy się na bardzo potrzebne wakacje wypełnione seksem, będzie właśnie tym czasie, kiedy to zrobi… — przerwał, by rzucić Sherlockowi znaczące spojrzenie, na które otrzymał prychnięcie — ale jego pojawienie się podczas tego byłoby znacznie gorsze niż pięciominutowa rozmowa, którą teraz przeprowadzisz.

— Uch, dobrze — warknął Sherlock bez faktycznej wściekłości, kładąc skrzypce na podłokietniku fotela.

Pochylając się na bok, chwycił telefon i podwinął nogi pod siebie, wybierając numer Mycrofta, wciskając przyciski mocniej, niż było to prawdopodobnie konieczne, dzięki temu zasłużył sobie na rozbawione przewrócenia oczami u swojego partnera.

Sherlock patrząc, jak John pije herbatę, słuchał dźwięku oczekiwania na rozmowę. Niezadowolenie emanowało z każdej komórki jego ciała. John miał szczęście, że był kimś, kogo Sherlock nie mógł zignorować. Poza tym starszy mężczyzna miał rację. Mycroft przerywający ich seksualne wakacje był raczej przerażającą perspektywą. W końcu, po absurdalnie długim czasie, telefon został odebrany, a na linii rozbrzmiał ciężki oddech.

— Tak, Sherlocku — powiedział Mycroft bez tchu, brzmiąc… dziwnie. I na zirytowanego. Sherlock uśmiechnął się.

— Słuchaj, razem z Johnem wybieramy się w przyszłym tygodniu do Sussex — warknął, chcąc skrócić tę rozmowę. — Musisz więc trzymać się z daleka od niego.

— Dobrze — odetchnął cierpliwie Mycroft. — Będę trzymać się z daleka. I tak nie planowałem tam jechać. Czy to wszystko?

— Tak ci śpieszno, mój bracie — skomentował Sherlock, przeciągając to, by teraz z niego drwić. — Co, znowu wypełniasz dokumenty?

— Raczej…

— Mycroft, wracaj do łóżka!

Sherlock zamarł. Całe jego ciało zesztywniało, a oczy otworzyły się szeroko. Jego mózg praktycznie miał zwarcie. Usta lekko rozchyliły się i wydobył się z nich dziwny jęk, który sprawił, że John skupił się na nim zaniepokojony.

Mycroft coś mówił, ale Sherlock nie słuchał. Gwałtowny dreszcz przeszedł mu po plecach o zakończył połączenie, po czym rzucił telefonem przez salon na kanapę.

— Sherlocku? — zapytał zmartwiony John, siadając prosto. — Coś jest nie tak?

— On… — zaczął Sherlock, mrugając pośpiesznie. Jak mógł nie wiedzieć? To było… — To… Nie

— Co się stało, Sherlocku? — zapytał John, zmniejszając odległość między nimi, klękając i ściskając kolano młodszego mężczyzny.

Sherlock tylko patrzył na niego, mrugając.

— Lestrade — powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało. Znowu się wzdrygnął.

OoO


Mycroft uśmiechnął się krzywo, idąc nago z powrotem przez sypialnie, odkładając komórkę i kładąc się do łóżka. Greg uniósł się i natychmiast objął go ramionami, pociągając go w dół z radosnym uśmiechem.

— Sherlock mnie usłyszał? — Uśmiechnął się, a jego brązowe oczy błyszczały w oczywistej oznace, że wyraźnie znał już odpowiedź.

— Naturalnie — potwierdził Mycroft, przeczesując palcami rozczochrane srebrne włosy partnera. — Wierzę, że go zszokowałeś.

— Zszokowałem Sherlocka Holmesa? Ja? Ten dzień staje się coraz lepszy.

— Dopiero teraz? — zapytał Mycroft unosząc brew.

Uśmiechając się szczerzej, Greg zaczepił nogę o nogę Mycrofta, przyciskając się do niego w bardzo sugestywny sposób.

— Tak — powiedział cicho, przyciągając Mycrofta w dół, by pocałować go namiętnie. Zsunął ręce w dół, by chwycić tyłek młodszego mężczyzny, przyciskając go do siebie, co spowodowało, że obaj sapnęli. Greg włożył między zęby płatek jego ucha, delikatnie go skubiąc, gdy kołysali się na przeciwko siebie z rosnącą potrzebą. — Teraz, gdzie skończyliśmy? — praktycznie warknął.

Chapter 235: W twoim sercu

Chapter Text

Greg patrzył, jak Mycroft zabierał swoje ostatnie rzeczy, starając się nie marszczyć brwi na myśl, że wyruszał w kolejną podróż. Na szczęście ta była dość krótka. Żadne z nich nie spodziewało się, że potrwa dłużej niż tydzień, a Mycroft wydawał się całkiem pewny, że nie potrwa nawet tak długo. Mimo to upewniał się, że będzie przygotowany na dłuższy wyjazd, tak na wszelki wypadek.

— Nie jedź — powiedział Greg, wzruszając ramionami. Wstał i podszedł do swojego męża stojącego przed komodą. Położył dłonie na jego talii, składając pocałunek na jego łopatce.

— Niestety, ale muszę — skomentował Mycroft, przerywając pakowanie, by z westchnieniem oprzeć się z powrotem na twardym ciele Grega. — Moja obecność jest wymagana.

— Wiem. — Greg skinął głową, uwalniając swój uścisk, aby ścisnąć jego biceps, po czym zrobił mały krok do tyłu. — Wciąż jednak mam prawo się dąsać.

Mycroft uśmiechnął się delikatnie, odwracając się lekko, by móc pocałować Grega w czoło. Potem odwrócił się z powrotem do komody, wkładając ostatnie rzeczy do małej torby, która miała znaleźć się w jego walizce. Potem, kiedy to zrobił, sięgnął do małego pudełka, aby wyciągając średniej wielkości srebrny łańcuszek. Greg bardzo dobrze go znał i nie mógł powstrzymać uśmiechu.

Mycroft zdjął obrączkę i położył ją na komodzie. Potem, kiedy rozpiął łańcuszek, podniósł ją z powrotem i umocował na nim. Greg patrzył w ciszy, jak Mycroft zakładał łańcuszek na szyję. Zanim zdążył skończyć, Greg położył ręce na smukłym dłoniach młodszego mężczyzny. Splótł ich palce, zanim przejął kontrolę, delikatnie zapinając łańcuszek, pozwalając mu osiąść na bladej szyi.

— To jedna z tych wycieczek, co? — zapytał, gdy Mycroft odwrócił się teraz całkowicie tak, że byli twarzą w twarz. Podziwiał sposób, w jaki łańcuszek ułożył się wzdłuż torsu młodszego mężczyzny.

— Rzeczywiście to jedna z nich — przytaknął Mycroft, odgarniając zbłąkany kosmyk włosów z czoła Grega. — Ale moja ręka nigdy nie czuła się bez niej dobrze.

Greg patrzył, jak lekki smutek ogarnia Mycrofta. To rozgrzało jego serce i uśmiechnął się promiennie. Położył dłoń na jego klatce piersiowej, delikatnie ją pocierając, po czym pochylił się i złożył miękki pocałunek na złotym pasku. Mycroft wcisnął swój spiczasty nos we włosy Grega, oddychając głęboko, gdy obaj delektowali się obecnością drugiego.

— Ale to w porządku — szepnął Greg, trącając nosem klatkę piersiową męża i ponownie całując obrączkę. — Bo jestem tutaj, w twoim sercu.

— Zawsze jesteś w moim sercu, mężu — wyszeptał Mycroft, obejmując go w uścisku zapewniającym poczucie ochronny.

Stali tam, trzymając się mocno. Żaden z mężczyzn nie chciał się wycofać. Kiedy to zrobią, będą musieli się rozstać. Przez chwilę nie będą się widywać. To zawsze było trudne.

To Greg w końcu się poruszył, czując do tego wielką niechęć. Rozpiął dwa górne guziki w koszuli Mycrofta i podniósł łańcuszek, wsuwając go pod dopasowane ubrania, które zawsze nosił. Mycroft parzył, nic nie mówiąc, gdy Greg zapinał guziki. Biżuteria była teraz całkowicie ukryta przed wzrokiem, gdzie pozostanie, dopóki Mycroft nie wróci do starszego mężczyzny. Greg znowu przycisnął dłoń do piersi męża, czując kształt obrączki pod garniturem.

— Zawsze tam będę — powiedział, wpatrując się w swoją dłoń. Wypuścił drżący oddech. Nigdy nie był w tym najlepszy.

— Zawsze, najdroższy — powiedział łagodnie Mycroft.

Minęła chwila, zanim Mycroft użył palców, by podnieść głowę Grega, tak że spojrzeli na siebie. Ciemnobrązowe oczy Grega były tak pełne emocji, że wyglądał jak otwarta księga. Lekko zmarszczył brwi, przegryzając dolną wargę. Dłoń, która opierała się o klatkę piersiową Mycrofta, zacisnęła się marszcząc kołnierzyk marynarki. Uśmiechnął się nieco smutno. Mycroft pochylił się, by go powoli pocałować.

Znowu przytulili się do siebie, całując się z czymś, co było niemal uwielbieniem. Greg delikatnie skubnął dolną wargę Mycrofta, głaszcząc jego kark. Przytulili się mocniej, po czym odsunęli się lekko, przyciskając do siebie nosy na tyle, by obaj mogli się uśmiechnąć.

— Wróć do mnie — powiedział wreszcie Greg, obejmując dłonią policzek Mycrofta.

— O niczym innym nie marzę.

— Kocham cię, Mycroft.

— Ja ciebie również, Gregory.

Pocałowali się ponownie, zanim się rozdzielili. Greg pomógł z torbą Mycrofta, a po ostatnim uścisku i serii łagodnych pocałunków Mycroft wsiadł do swojego czarnego samochodu i odjechał.

Chapter 236: Zabawne rozmowy

Chapter Text

W pokoju panowała cisza, nie licząc wycieńczonych oddechów dwóch mężczyzn zwiniętych wokół siebie w skręconym prześcieradle. Greg obrócił się, zwijając swoje nogi z tymi należącymi do Mycrofta i lekko naciągnął kołdrę na ich nagie talie. Przytulając się do kochanka, pocałował jedno z piegowatych ramion, przymykając oczy i skupiając się na uspokojeniu bicia serca.

Seks z Mycroftem nie przypominał niczego, na co kiedykolwiek był przygotowany. Mężczyzna był absolutnie utalentowany i genialny w łóżku oraz bardzo łatwo zmieniał Grega w drżącą masę, dzięki swoim smukłym palcom. Zahaczając nogę o uda Mycrofta, przycisnął się wygodnie do jego boki, kreśląc małe kółka wzdłuż jego ramienia.

— Czemu się tak uśmiechasz? — zapytał Mycroft, unosząc z ciekawością brwi, patrząc na starszego mężczyznę.

— Z twojego powodu — stwierdził Greg w odpowiedzi, a jego uśmiech stał się jeszcze bardziej promienny. — Jesteś niesamowity.

— Nie prawda. Nie jestem kimś takim.

Greg przewrócił oczami, przytulając się do niego mocniej i kładąc dłoń na brzuchu Mycrofta. Podziwiał jego piegi rozsiane na całym jego bladym torsie, nie mogąc powstrzymać się od myślenia o tym, że piętnaście minut wcześniej jego misją było polizanie każdego z nich. Uważał, że mu się to udało.

— Zdajesz sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie bawiłem się tak dobrze? — wyszeptał po chwili Greg, głaszcząc bok Mycrofta i obserwując unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej, kiedy oddychał.

Mycroft z początku nic nie powiedział. Położył dłoń na ramieniu starszego mężczyzny. Greg spojrzał na niego. Wyraz twarzy Mycrofta nie zdradzał wiele, ale było jasne, że był bardzo skupiony na rozmowie.

— Nigdy… — kontynuował po chwili, z roztargnieniem oblizując wargi. Nie przegapił sposobu, w jaki spojrzenie Mycrofta ześlizgnęło się w dół, by obserwować akcję, co dało mu zbyt znajome ciepło w żołądku. — Nigdy nie miałem nikogo, kto by się troszczył o mnie tak bardzo jak ty. We wszystkich tego aspektach. Nigdy nie byłem z nikim, kto po prostu znał mnie tak dobrze jak ty. Kto znałby moje ciało tak dobrze jak ty.

— Obserwacja jest kluczowa, a ty jesteś bardzo ekspresywny, gdy jesteśmy blisko — skomentował Mycroft, dotykając jego włosów. — Gdybyś mi pozwolił, spędziłbym godziny na zapamiętaniu każdego centymetra twojego ciała.

Greg zamrugał, drżąc lekko. Było w tym nie tylko coś naprawdę intymnego i słodkiego, ale także coś bardzo podnoszącego ocenę i zaborczego w sposobie, w jaki oczy Mycrofta rozbłysły, gdy mówił. Odsunął się na tyle, by ułożyć się trochę bardziej na plecach, wpatrując się uważnie w swojego partnera.

— Chętnie cię zadowolę. Zawsze.

Mycroft obrócił się i przesunął tak, że w połowie leżał na Gregu, wsuwając kolano między je nogi. Pochylił się i zaczął przesuwać nosem i ustami wzdłuż zgięcia szyi Grega. Oddychając głębiej, zbliżył się bardziej. Greg nucił z rozkoszy. Uczucie drażnienia go tak szybko po tym, jak już doprowadzili się nawzajem do orgazmu było cudowne.

— Sprawiasz, że czuję się jak cholerny nastolatek — powiedział szorstko.

Mycroft zaśmiał się lekko tuż przy punkcie jego pulsu. Pocałował to miejsce i ugryzł delikatnie, wywołując miękkie skomlenie od Grega, ale po chwili polityk uspokoił się i przestając go drażnić.

— Ja również nigdy nie miałem takiego doświadczenia — skomentował, patrząc na Grega i nawet teraz analizując jego wygląd i podniecenie, które nie domagało się natychmiastowego uwolnienia. — Mam na myśli, że seks był zawsze środkiem do celu. Jednorazowa rzecz, która była korzystna zarówno dla mnie, jak i drugiej osoby. Bóg wie, że nigdy nie pragnąłem powtórki, ani też nie było to coś, czego wymagałem bardzo często.

— Po prostu nie miałeś odpowiedniego partnera. — Greg uśmiechnął się, a Mycroft odpowiedział tym samym i skinął głową.

— To jest dokładnie to — zgodził się. — Ponieważ tobie, mój najdroższy, nie można się oprzeć.

Naciskając na siebie, pocałowali się. Pocałunki zmieniły się z leniwych, do namiętnych i pospiesznych, by znów się uspokoiły, aby ponownie stały się pośpieszne. Każdy z mężczyzn głaskał drażniąco ciepłą skórę drugiego. Greg przytknął ich nosy do siebie, czule je ocierając i owijając ramiona wokół Mycrofta, by mocno go przytulić.

Znowu się przytulali, nadal z roztargnieniem dotykając się i całując z czułością.

— W takim razie opowiedz mi o tych złych — ponaglił Greg po chwili. Mycroft uniósł jedną brew.

— Złych? — zapytał, szukając potwierdzenia.

— Tak. Ktoś, kto był zły i nie bawiłeś się z nim.

Mycroft zamrugał, po czym potrząsnął głową i zaśmiał się delikatnie.

— Jesteś absurdalny — skomentował, ale wydawało się, że przez chwilę się nad tym zastanawiał. — Cóż, był ten chłopak, kilka miesięcy młodszy ode mnie, który wykazywał mną duże zainteresowanie w szkole. Był koniec roku i skupiałem się na ostatnich z moich egzaminów i potrzebowałem rozluźnienia. Był prawie trochę zbyt chętny do podporządkowania się i chociaż twierdził, że ma duże umiejętności w tej dziedzinie, szczerze mówiąc, czułbym się lepiej, gdybym po prostu sam sobie trzepnął.

Greg słuchał z zaciekawieniem, zanim nie był w stanie powstrzymać się od wybuchu śmiechu, gdy słuchał, jak Mycroft mówił o trzepaniu sobie. To było zdanie, którego nigdy nie słyszał od tego szykownego mężczyzny i zapłaciłby każdą sumę, żeby usłyszeć to ponownie.

— Czyli był okropny? — zapytał z rozbawieniem.

Prawdopodobnie powinien przestać się śmiać, ale nie wydawało się to zniechęcać Mycrofta, więc nie był tym zbytnio zaniepokojony.

— Tak, to wystarczyło, aby powstrzymać mnie na kilka lat przed współżyciem z inną osobą. — Uśmiechając się, Mycroft w pełni skupił się na Gregu, głaszcząc go po policzku.

— Twoja kolej — poprosił z błyszczącymi oczami.

— Cóż, mógłbym opowiedzieć o lodzikach po pijaku, które stały się dość niebezpieczne, ale to nie jest zabawne. Była jedna laska na uniwersytecie, która musiała ćwiczyć obciąganie na prawdziwych lodach, ponieważ mając mojego penisa w ustach zachowywała się tak, jakby jadła lody. — Oczy Mycrofta rozszerzyły się w szoku, ale Greg tylko roześmiał się — Jak widać wyszedłem z tego bez szwanku, a ona miała dobre zamiary i w ogóle, ale… taaaa.

Pogrążyli się w przyjemnej, dość zabawnej dyskusji na temat swoich różnych podbojów - zarówno tych dobrych, jak i złych. Greg przypomniał sobie, że kiedyś słyszał od kogoś, żeby nigdy nie rozmawiać o dawnych kontaktach seksualnych ze swoim obecnym partnerem, ale nie wiedział czemu. Wydawało się, że nie wpływało to negatywnie na żadnego z nich, a właściwie nie było to jedynie zabawne, ale wydawało się, że dzięki temu obaj jeszcze bardziej doceniali, jaki mają związek.

Zanim się zorientowali, minęła północ. W rzeczywistości było to bardziej trzecia nad ranem. Rozmowa zaczęła znów podupadać na rzecz całowania się i dotykania, co z łatwością przerodziło się w Mycrofta leżącego na Gregu i powoli kręcącego biodrami, aż obaj dyszeli i jęczeli, doprowadzając się do orgazmu po raz drugi tej nocy.

Chapter 237: Broniąc go

Chapter Text

Mycroft skinął głową, przechodząc obok przypadkowych oficerów w New Scotland Yardu. Kilku z nich przyzwyczaiło się do widywania go w budynku i tym razem nie było to z powodu Sherlocka. To było cudowne uczucie móc swobodnie przebywać tutaj, aby zobaczyć Gregory’ego bez udawania, że robi to w profesjonalnej sprawie. Było to prawie zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.

Nieraz przyłapał się nad tym, że zastanawiał się, kiedy Gregory zda sobie sprawę, jakim człowiek był i skończy się, to co mieli. Mycroft nigdy nie był związku, ponieważ nigdy go to nie obchodziło. Jeśli chodziło o jego emocje, chociaż nie był zbyt szorstki, jak jego młodszy brat, nie przypominał on żadnej z otaczających go osób. Niepewna część siebie, która zawsze była gdzieś w nim, ciągle pytała, kiedy Gregory przejrzy na oczy i ich relacja zakończy się.

Nigdy wcześniej nie martwił się, że coś takiego się wydarzy. Nigdy nie poddał się takim sentymentom. To była niebezpieczna droga, ale starszy mężczyzna potrafił pokonywać bariery zbudowane w minionych latach, sprawiając, że Mycroft był bardziej szczęśliwy niż od bardzo dawna. Z pewnością polityk starał się tym cieszyć, póki mógł.

Kiedy szedł do biura Gregory’ego, z ciekawością spojrzał na niedomknięte drzwi. Zwolnił podchodząc do pokoju, który należał do jego partnera i sierżant Donovan, słysząc dobiegające z niego głosy. Zatrzymując się, Mycroft zacisnął wargi w cienką linię i zawahał się, zastanawiając się, czy powinien wrócić później, albo przynajmniej wysłać wiadomość do Gregory’ego. Spojrzał w dół, aby wyciągnąć komórkę, kiedy usłyszał ich rozmowę.

— Tak, ale on jest bratem dziwaka — powiedziała Donovan.

Mycroft zmrużył oczy. Nigdy nie doceniał przezwiska sierżant dla Sherlocka, ale dlaczego był obecnie tematem ich rozmowy?

— Tak, jest bratem Sherlocka — poprawił ją Gregory, wzdychając ze zmęczeniem. Mycroft mógł sobie wyobrazić, jak mężczyzna ściskał grzbiet swojego nosa, gdy to mówił. — Nie rozumiem, co to ma wspólnego z czymkolwiek.

— To po prostu dziwne, Greg — powiedziała Donovan, brzmiąc na zdumioną. — Widziałam go tylko kilka razy, ale ten mężczyzna wydaje się absolutnie przerażający i pozbawiony emocji. Przynajmniej Sherlock jest zirytowany, podekscytowany lub zły. Nigdy nie widziałam, żeby starszy Holmes pokazywał swoje uczucia.

— Cóż, mi je ukazuje i nie tylko te — odpowiedział Greg. Rozległo się delikatne uderzenie, które mogło oznaczać, że walnął dłonią o blat biurka. — Posłuchaj, widzisz go, kiedy pracował, okej? Sal, nie możesz go po tym osądzać. Nie masz pojęcia, jaki on jest.

Mycroft był zaskoczony. Głos Gregory’ego stawał się coraz bardziej namiętny. Młodszy mężczyzna czuł się dziwnie. Jego serce waliło, gdy słuchał swojego partnera… broniącego go. Oblizał wargi, nieświadomie pochylając się bliżej.

— Mycroft jest cholernie niesamowity, Sally — kontynuował Gregory. — Jest namiętny i opiekuńczy ponad wszelkie wyobrażenia. Wie, co zrobić lub powiedzieć, żebym się uśmiechnął i poczuł się kochany. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny i nie waha się tego pokazać. Uśmiecha się oraz śmieje i są to najbardziej niesamowite widoki na tej Ziemi. Jest mądrzejszy niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek spotkałem, co stale mnie zadziwia i jest tak utalentowany, że zawstydza tym innych. Właśnie kiedy myślę, że nie może być genialny w niczym innym, widzę lub słyszę, jak robi jeszcze trzy inne rzeczy, najlepiej jak to możliwe. Nie oceniaj go więc w oparciu o napięcie i urazę żywioną do Sherlocka. Mogą być braćmi i owszem, są do siebie podobni pod wieloma względami, ale to nic nie znaczy, jeśli chodzi o Mycrofta jako o osobę.

Usta Mycrofta rozchyliły się i w szoku wciągnął ze świstem powietrze do płuc. Emocje w głosie Gragory’ego były nie do pomylenia. To było niepokojące i rozgrzewające w sposób, którego nigdy wcześniej nie znał. Zapadła cisza, ale Mycroft słyszał, jak serce pogłosem wali mu w głowie niczym bęben.

— Cholera, szefie — powiedziała po chwili Sally bardziej ściszonym tonem. Brzmiała tak, jak obecnie czuł się Mycroft. — Naprawdę go kochasz.

— Tak.

Odwracając się, Mycroft oddalił się korytarzem, kierując się do dystrybutora wody. Poświęcił kilka chwil na złapanie oddechu, wypicie kilku drinków i pozwolił, by podsłuchana rozmowa naprawdę zapadła mu w pamięć. Gregory wyraźnie miał na myśli każde słowo, które właśnie wypowiedział. Przełknął ślinę, skupiając się na odzyskaniu sił i opanowaniu bijącego serca, po czym odwrócił się i wrócił do biura.

Drzwi były teraz otwarte, a Donovan siedziała przy biurku. Widząc go, uniosła brwi, zanim zdołała się uśmiechnąć z wahaniem i skinąć mu głową. Odwzajemnił gest i wszedł do środka, zatrzymując się, by zapukać w futrynę.

— Hej — przywitał go Gregory, podnosząc głowę i uśmiechając się promiennie.

Mycroft nie mógł powstrzymać uśmiechu na ten widok. Jego serce znów waliło mu w piersi.

— Lunch? — zdołał zapytać, wyciągając dłoń.

Gregory skinął głową i wstał, podchodząc do niego i pochylając się, żeby szybko pocałować jego policzek.

— Brzmi świetnie — zgodził się starszy mężczyzna. Patrzyli na siebie przez chwilę, zanim przechylił głowę ze zdziwionym wyrazem twarzy. — Wszystko w porządku?

Mycroft mógł tylko sobie wyobrazić, jaki miał wyraz twarzy. Nadal nie mógł przetworzyć tego wszystkiego, co usłyszał. Jego serce puchło z czułości i nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy objął policzek Grega.

— Jest lepiej niż było — wyszeptał, całując swojego partnera w głowę, zanim razem wyszli na lunch.

Chapter 238: Brak ogrzewania

Chapter Text

Greg wzdrygnął się po raz milionowy w ciągu ostatniej godziny. Dobra, może to była przesada, ale było mu cholernie zimno. Chciał wrócić do domu i pogrzebać się pod największym kopcem koców na świecie, ale nie mógł. Nie, zamiast tego siedział w cichej sali konferencyjnej z braćmi Holmes, pochowany w aktach spraw, które wydawały się nie mieć końca.

W Yardzie nie było ogrzewania. Zepsuło się ono trzy dni temu i nikt nie przyjdzie go naprawić przez co najmniej cztery kolejne. Był to również najzimniejsza zima, jaką mieli od dłuższego czasu. A przynajmniej tak sądził. Może brak ogrzewania sprawił, że wydawało mu się gorsza niż była w rzeczywistości, ale…

— Chryste, nie wydaje się, żebyśmy gdziekolwiek zmierzali — jęknął, pocierając szorstko twarz i osuwając się z powrotem na krzesło.

Jego palce były zdrętwiałe. Poruszył nimi trochę, próbując ponownie rozprowadzić w nich ciepło. Zmarszczył lekko brwi.

— Bo się nie skupiasz — warknął Sherlock, rzucając mu surowe spojrzenie, zanim wyciągnął serię zdjęć.

— Bo marznę — warknął Greg, szybko tracąc cierpliwość. Chciał wrócić do domu.

Siedzący obok niego Mycroft milczał. Pisał coś na swojej komórce, a potem zerknął przez stół na leżące obok akta. Szukał, aż znalazł, ten który chciał, znajdując go po drugiej stronie ciała Grega. Przesunął się, pochylając się nad stołem, by chwycić akta, powodując, że ich ramiona ścisnęły się. Greg zamrugał, nic nie mówiąc, ale nie mógł zignorować żaru, który zaczął się wkradać w jego ciało od prostego dotyku. Spuścił wzrok na stół, czując się nieco zdenerwowany. Strach się ukryć uśmiech.

Sherlock prychnął niecierpliwie, zauważając jego stań. Wstał mówiąc coś o kawie i wyszedł z pokoju, zostawiając ich samych. Mycroft wyprostował się, ale znów się przesunął, przyciskając się bliżej Grega. Teraz ich uda się stykały. Greg, oblizując wargi, był w końcu w stanie spojrzeć na niego.

— Jest zimno — powiedział Mycroft w celu wyjaśnienia.

Kąciki jego ust wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Otworzył folder i zaczął przeglądać jego zawartość. Nie mogąc się powstrzymać, Greg pochylił się, by również spojrzeć na akta, ale także po to, by jeszcze bardziej rozkoszować się ciepłem ciała młodszego mężczyzny. Jego dreszcze ustały i chociaż wciąż był zmarznięty, nie było tak źle, jak wcześniej.

— Hej — wyszeptał Greg, spoglądając na Mycrofta. Przesunął rękę, kładąc ją na udzie mężczyzny i delikatnie pocierając jego nogę przez szykowny materiał. — Gdzie dokładnie stoimy tej sprawie?

— Jesteśmy blisko zakończenia — przyznał Mycroft nieco niechętnie. Przestał czytać, odchylając się nieco do tyłu, by spojrzeć na rękę na jego nodze. — Potrzebujemy tylko trochę więcej czasu.

— Chcesz wrócić ze mną do domu? — zapytał Greg, przechylając głowę i pochylając się bliżej.

Było mu teraz bardzo ciepło i nagle chciał jedynie Mycrofta, który dołączy do niego pod stosem koców. Praca trzymała ich z dala od siebie przez jakiś czas i oto byli, przyciśnięci do siebie pod pretekstem tego, jak zimno było, ale to było coś więcej. Sherlock najwyraźniej natychmiast to zauważył.

— Uważam, że to bardzo przyjemna sugestia.

Mycroft skinął głową, przerzucając strony, a potem zerkając na swój telefon, który wibrował na stole.

— Anthea? — zapytał Greg.

Mycroft zanucił w potwierdzeniu, podnosząc komórkę, by jej odpowiedzieć.

Greg chciał go pocałować. Bardzo. Brakowało mu tych ust. Gdy już się pochylał, by to zrobić, drzwi ponownie się otworzyły, a Sherlock dołączył do nich. Greg podskoczył, odsuwając się od Mycrofta, a młodszy Holmes znów przewrócił oczami, stawiając na stole trzy kubki z parującym płynem.

Greg sięgnął po jeden z nich, sącząc napój, próbując ponownie skupić się na sprawie. Im szybciej dotrą kto jest sprawcą, tym szybciej on i Mycroft mogli wspólnie wyjść. Oczywiście znowu zaczął się trząść. Sapnął, ściskając nieco mocniej filiżankę.

Ruch obok niego, sprawił, że zerknął w tamtą stronę, obserwując, jak Mycroft odwrócił się, by chwycić płaszcz, który powiesił na oparciu krzesła. Bez słowa obrócił się do Grega i zarzucił odzienie na jego ramiona. Greg był zdumiony tym gestem. Ich spojrzenia spotkały się, a Mycroft znów się uśmiechnął, ściskając czule jego ramię, po czym ponownie skupił się na teczce.

Greg owinął się ciaśniej płaszczem, pochylając głowę i uśmiechając się lekko do kołnierza. Wziął głęboki wdech, otaczając się zapachem Mycrofta. Był niesamowity. Przesunął się blisko, aby ponownie ich uda były przyciśnięte do siebie. Uśmiechnął się radośnie, gdy podniósł swoją część akt.

Chapter 239: Rozgrzanie się

Notes:

Uwagi: Jest to kontynuacja poprzedniego rozdziału

Chapter Text

Opadli na kanapę, śmiejąc się bez tchu, dysząc w plątaninie spoconych kończyn, nadzy jak w dniu narodzin. Mycroft poruszył się, by zmienić ich pozycję, a Greg owinął ramiona wokół jego talii, przytulając się do niego mocniej, zanim mógł to zrobić. Nie chciał, żeby młodszy mężczyzna, gdziekolwiek szedł.

— Gregory, ubrania — stwierdził Mycroft, spoglądając na inspektora z jasnym rumieńcem wciąż widocznym na policzkach i klatce piersiowej, z rozczochranymi włosami i oczami zamglonymi od pozostałego podniecenia.

Greg potrząsnął głową i przytulił go mocniej.

— Nie — wydyszał, uśmiechając się promiennie, gdy splótł ich nogi. — Myc, jesteśmy sami w domu, po prostu bądźmy tak przez chwilę.

Mycroft zaśmiał się lekko, ale przestał walczyć i po prostu zwinął się przy swoim partnerze. W końcu wrócili do domu z Yardu po kilku godzinach, kiedy brak ogrzewania stał się zbyt wielką przeszkodą dla Grega, a Sherlock był zbyt zirytowany tym, jak bardzo zaczęli się przytulać. To, co zaczęło się jako sugestia wypicia filiżanki herbaty przed kominkiem, szybko przekształciło się w namiętne pocałunki, które stawały się znacznie bardziej podniecające i intymne, niż początkowo planowali. Najwyraźniej istniał więcej niż jeden sposób na wzajemne rozgrzanie się.

— Wiem, że wspomniałeś o herbacie — powiedział leniwie Greg, rysując lekko palcami kręgi na piersi Mycrofta, gdy patrzył, jak unosiła się i opadała wraz z oddechem. Przesunął palcami po cienkich, rudych włosach, z małym uśmiechem, który wydawał się trwały na jego twarzy, czując lekkie szarpnięcie i zacinanie się w oddechu młodszego mężczyzny, gdy muskał wrażliwe sutki lub docierał do bardziej podatnego na łaskotanie obszaru. — Ale co powiesz na gorącą czekoladę?

— Gorąca czekolada? — zapytał Mycroft, unosząc z ciekawością brwi.

— Mmmm. — Greg skinął głową, rysując linię wzdłuż bladego brzucha, aż dotarł do pępka. Oddech Mycrofta znów lekko się zaciął.

— Przypuszczam, że byłoby to równie dobre — zgodził się w końcu Mycroft, bawiąc się włosami na karku Grega. — Przyznaję jednak, że jest to rzadka propozycja. Mamy w ogóle jakąś?

— Oczywiście — zaśmiał się Greg. — Zostało mi trochę z ostatniej wizyty dziewczynek. Jest idealna na te zimne, zimowe wieczory. Mogę ją przygotować, kiedy ty przyniesiesz koce.

— Tak, to brzmi cudownie. Chociaż założę szlafrok — powiedział znacząco Mycroft. Greg roześmiał się.

— Dobrze, ale tylko szlafrok.

Greg nie musiał patrzeć na Mycrofta, żeby wiedzieć, że przewrócił oczami, ale uśmiechnął się, gdy w końcu usiadł i odsunął się od swojego partnera. Przeciągnął się, wstając, unosząc ręce nad głową i wzdychając radośnie. Potem zerknął przez ramię, zauważając, że Mycroft wpatrywał się w niego dość intensywnie.

— Doceniasz widok? — zapytał z uśmieszkiem, nie mogąc powstrzymać się od kołysania biodrami. Mycroft natychmiast rzucił w niego ozdobną poduszką.

— Chodzenie nago po kuchni — zakpił żartobliwie Mycroft, idąc do sypialni. — Jesteś naprawdę niedorzecznym człowiekiem.

— I kochasz to! — Greg zawołał za nim, kiedy wszedł do kuchni. I tak, będąc nago.

Był ostrożny, kiedy przygotowywał gorącą czekoladę, ponieważ zdecydowanie nie chciał ochlapać nagiej skóry wrzątkiem. Mówiąc o niewygodzie. Wsłuchiwał się w odgłosy Mycrofta chodzącego po domu, uśmiechając się radośnie, gdy wyciągał dwa kubki, ustawiając je na ladzie, nie mogąc powstrzymać się od dodania do każdego po kilka pianek. Mógł sobie tylko wyobrazić, jakie spojrzenie otrzyma od Mycrofta za to, ale chrzanić to, gorąca czekolada nie byłaby idealna bez pianek. Były takie urocze i malutkie.

Wnosząc kubki z powrotem do salonu, odnalazł swojego partnera z powrotem na kanapie, z obiecanym kopcem koców. Miał też na sobie ciemno niebieski, jedwabny szlafrok, ale spełnił prośbę Grega i nie założył pod nim piżamy. Greg miał tego potwierdzenie, patrząc z zachwytem na górną część uda, która wystawała przez rozchylony materiał.

— Dziękuję, że nie ubrałeś się w pełni — powiedział miękkim głosem, przygryzając lekko wargę na ten drażniący widok.

To było takie seksowne. Niezwykle rzadko Mycroft robił coś takiego, więc było to jeszcze bardziej ekscytujące. Jeśli nie będzie ostrożny, to znów szybko się podnieci.

Ich napoje stały na stoliku kawowym, gdy Greg usiadł na kanapie i zaczął naciągać na nich koce. Zajęło to trochę czasy, kiedy zmieniali pozycje, przesuwali i składali koce tam i tutaj, ale w końcu ułożyli się całkiem wygodnie. Greg pochylił się do przodu i chwycił ich kubki i rzeczywiście, Mycroft ponownie uniósł brew, patrząc na pianki unoszące się w jego napoju.

— Och, nie komentuj, są obowiązkowe — sapnął żartobliwie Grag, popijając swoją gorącą czekoladę.

Zanucił radośnie, tuląc się do boku Mycrofta. Mógłby poradzić sobie z brakiem ogrzewania w Yardzie przez kolejne cholerne dwa miesiące, gdyby mógł spędzać wieczory na rozgrzewaniu się w ten najlepszy możliwy sposób.

Chapter 240: Chory i uparty

Chapter Text

Greg był naprawdę wkurzony przez całą drogę do domu. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała go od krzyku i zaatakowania słownie kogoś, był fakt, że jego partner siedział zgarbiony na siedzeniu pasażera drżący i blady niczym duch. Mężczyzna był chory od ponad tygodnia, ale obecnie miał gorączkę i miał zostać w łóżku z wyraźnymi instrukcjami, by nigdzie się nie ruszać, dopóki Greg nie wróci wieczorem z pracy.

Żałował tylko, że nie był zaskoczony, gdy trzy godziny później nadeszła wiadomość od Anthei, w której poinformowała go, że Mycroft był w swoim biurze.

— Jesteś upartym draniem i jestem na ciebie cholernie wściekły — stwierdził miękkim, ale jednocześnie twardym głosem.

Odpowiedzią na jego słowa był słaby, stłumiony kaszel, gdy Mycroft pochylił się, przykładając pięść do ust. Wzdychając młodszy mężczyzna przesunął się na bok, przyciskając skroń do szyby samochodu.

Greg zmarszczył brwi. Musieli zmniejszyć jego gorączkę. Miał z nią do czynienia co najmniej od doby i bez względu na wszystko, nie chciała opaść. Była wyraźnie wysoka i źle na niego wpływała. Greg miał nadzieję, że mężczyzna będzie zbyt wyczerpany, by naprawdę wstać i zrobić cokolwiek, ale kiedy chodziło o pracę, najwyraźniej nic go nie mogło powstrzymać.

— Przepraszam, Gregory — zaskrzeczał ochryple Mycroft, krzywiąc się i marszcząc brwi na oczywisty ból, który odczuwał w gardle, gdy mówił.

— Przestań mówić — westchnął Greg.

Jego ramiona opadły, kiedy skupił się na odwiezieniu ich do mieszkania. Chciał tylko zabrać ich do domu. Chciał zabrać go z powrotem do łóżka, wcisnąć mu trochę leków i herbaty, i jeśli się uda, patrzeć jak zasypia. Wiedział jednak, że osiągnięcie tej ostatniej części nie będzie zbyt trudne, ponieważ mężczyzna praktycznie zasypiał w samochodzie.

W końcu dotarli do domu, a Greg ostrożnie pomógł Mycroftowi wysiąść z samochodu. Był zgarbiony i chwiał się na nogach, kurczowo trzymając się płaszcza Grega, gdy bardzo powoli wchodził do środka. Greg nie przestał go podtrzymywać, dopóki nie dotarli do sypialni. Pomógł Mycroftowi usiąść na łóżku.

Bez słowa rozebrał Mycrofta, zsuwając każdą warstwę ubrań z drżących ramion i odkładając je na bok. Zapewniał solidne wsparcie, gdy chory mężczyzna, zdejmował spodnie, a potem poszedł po piżamę i pomógł mu się w nią przebrać. Następnie kiedy składał ubrania i zanosił je do kosza do prania, Mycroft niezdarnie wsunął się pod kołdrę i zakopał się wśród poduszek.

— Zrobię herbatę — powiedział Greg łagodnie, wciąż wściekły, ale płomień gniewu prawie się wypalił. Westchnął i przeczesał palcami włosy. — Zaraz wrócę.

Mycroft wydał z siebie przerywany pomruk zgody, obracając się do poduszki i zakrywając usta, gdy znowu zaczął kaszleć.

Greg wysłała wiadomość do Anthei o ich powrocie do domu, gdy szedł do kuchni, a następnie napisał do Sally, aby dać jej znać, że tego popołudnia nie wróci do biura. Skupił się na zrobieniu herbaty, przeszukaniu szafek w celu znalezienia lekarstw i czystej szmatki, którą mógł zamoczyć w zimnej wodzie, by położyć ją na głowie Mycrofta. Jeśli gorączka mężczyzny nie ustąpi do wieczora, Greg zabierze go do szpitala. Wiedział, że jego partner będzie narzekał i marudził oraz zaprzeczał konieczności pojechania do jednego z nich, ale Greg będzie nie ustępliwy. Podejmie tę decyzję i zamierzał być stanowczy, a Mycroft będzie musiał po prostu się z tym uporać.

Naprawdę liczył, że do tego nie dojdzie. Miał nadzieję, że jego gorączka spadnie, kiedy się prześpi. Greg zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy, aby pomóc Mycroftowi dotrzeć do tego punktu. Z westchnieniem zarzucił szmatkę na ramię i niosąc herbatę w jednej dłoni, a lekarstwo drugiej, słuchając pozornie niekończącego się kaszlu wrócił do ich sypialni.

— Już jestem — powiedział, odkładając lekarstwo na szafkę nocną. — Możesz usiąść?

Mycroft skinął głową, niezdolny do werbalnego odpowiedzenia, gdy nadal kasłał. Łzy pojawiły się w kącikach jego jasnych oczu. Greg oblizał usta, czekając cierpliwie, aż zdoła zebrać się na tyle, by usiąść. Kiedy to zrobił, Greg podał mu herbatę.

— Dziękuję — wychrypiał Mycroft, krzywiąc się popijając napój.

Jego ciało wykazywało fizycznie ulgę. Ramiona wydawały się opadać w rozluźnieniu, a powieki zatrzepotały w cichym westchnieniu. Greg zostawił go, żeby wypił herbatę, a sam udał się do łazienki. Puścił zimną wodę i całkowicie zmoczył szmatkę, zanim wykręcił ją z nadmiaru wody.

Ściągnął buty, gdy wrócił do sypialni i odłożył szmatkę na tyle długo, by zdjąć z siebie płaszcz i koszulę. Następnie pozbył się spodni i podszedł do łóżka w samej bieliźnie, zabierając ze sobą wilgotny materiał, zanim dołączył do młodszego mężczyzny pod kołdrą.

— Nie musisz… tutaj zostawać — powiedział Mycroft. Jego głos był ochrypły, ale dzięki herbacie brzmiał już nieco lepiej. — Pójdę spać i nie chcę cię zarazić.

— To nie ma znaczenia — powiedział Greg, kręcąc głową. — Dbam o ciebie, ponieważ wyraźnie nie możesz zrobić tego sam.

Mycroft próbował dopić herbatę, posyłając mu miażdżące spojrzenie. Greg przejął je bez żadnej reakcji.

— Nie patrz tak na mnie — prychnął. — Gdybyś nie zignorował poleceń swojego partnera i został w domu zamiast iść do biura, być może miałbyś prawo na tego typu spojrzenie, ale to zrobiłeś, więc nie masz. Teraz dokończ herbatę.

Mycroft próbował. Jego żołądek nie pozwalał mu wypić całego kubka, ale zdołał wypić trzy czwarte, zanim odłożył naczynie na szafkę nocną. Wziął lekarstwo, a potem położył się, zakopując się pod kołdrą i przesuwając się bliżej ciała Grega.

Greg wyciągnął się obok niego, ocierając wilgotnym materiałem jego bladą twarz. Powieki Mycrofta zatrzepotały z westchnieniem i po cichym kaszlnięciu, zasnął głęboko, zanim Greg zdążył coś więcej powiedzieć.

Chapter 241: Cena pracy w terenie

Chapter Text

Owijając dłoń wokół jedwabnego krawata Mycrofta, Greg przyciągnął go bliżej i pocałował powoli. Mycroft westchnął i przycisnął się do niego, owijając ramiona wokół szyi niższego mężczyzny, poruszając się razem z Gregiem, gdy ten zrobił kilka kroków z powrotem w kierunku łóżka. Greg czuł się jak na haju. Bez względu na to, jak często się całowali, nie mógł się do tego przyzwyczaić. Za każdym razem zabierało dech w piersiach, gdy ich usta przycisnęły się do siebie w najdoskonalszy sposób.

Kolacja jak zwykle była niesamowita. Greg uwielbiał, kiedy organizowali randkę na zewnątrz. Zjedli wspaniały posiłek i podzieli się butelką wina pochodzącego z najwyższej półki. Wypili całą butelkę, co prawdopodobnie miało trochę wspólnego z zawrotami głowy, ale to nieważne. Greg ujął policzek Mycrofta, delikatnie pocierając miękką skórę, gdy odsunął się i spojrzał na niego lekko zamglonymi oczami.

— Chodź tu. — Uśmiechnął się, ponownie delikatnie szarpiąc go za krawat i siadając na łóżku.

Mycroft poszedł w jego ślady, zajmując miejsce obok niego i obracając się tak, by byli zwróceni do siebie tak bezpośrednio, jak to było możliwe. Greg również się odwrócił, rozsuwając nogi tak, że jedna z nich była wyprostowała i ułożona za plecami Mycrofta, pozwalając mu przycisnął się jeszcze bliżej. Jego ręce uniosły się i zaczęły rozwiązywać jedwabny krawat, zmieniając dystans między nimi, by zacząć całować i przygryzać szczękę Mycrofta.

To nie był pierwszy raz, kiedy znaleźli się na tym stanowisku. Jednak zawsze dochodziło do punktu, w którym Mycroft przekierowywał zaloty Grega, odchodząc od pełnego aktu seksualnego do czegoś bardziej podobnego do wzajemnych lodzików i tym podobnych, bez pełnego rozbierania się nawzajem. Gregowi to nigdy nie przeszkadzało i nigdy o tym nie rozmawiali. Był otwarty na seks i chciał kiedyś go uprawiać ale nigdy na to by nie naciskał, jeśli Mycroft nie czuł się swobodnie w tym temacie.

Krawat został rozwiązany. Greg ściągnął go z szyi Mycrofta i opuścił go na ziemię. Jego usta odnalazły płatek ucha młodszego mężczyzny i ssał go, powodując, że z ust polityka umknęło ciche sapnięcie. Plecy Mycrofta wygięły się w lekko i w tym ruchu Greg zsunął marynarkę i również upuścił ją na podłogę. Ciągle ssał płatek ucha Mycrofta, gryząc miękkie ciało na tyle, by wydobyć kolejne niesamowite sapnięcie. Palce Grega pewnie przesunęły się, by zaczął rozpinać jego kamizelkę.

Poczuł, że Mycroft na chwilę zesztywniał obok niego, ale w tym momencie Greg również wodził językiem po zagłębieniu jego szyi, prawie natychmiast zatracając się w tym. Ośmielony Greg skończył rozpinać miękki materiał kamizelki, aby móc przejść do rozpinania koszuli drugiego mężczyzny.

— Masz na sobie tak wiele warstw. — Nie mógł powstrzymać się od szeptania w szyję Mycrofta, sapiąc z rozbawieniem.

Był w połowie rozpinania guzików koszuli Mycrofta, kiedy polityk znów zamarł i elegancka dłoń owinęła się wokół nadgarstka Grega.

— Gregory… — zaczął Mycroft z zarumienioną twarzą. Greg miał ochotę jęczeć, był to najwspanialszy widok. Próbował jednak skupić się, podnosząc głowę i cierpliwie obserwując mężczyznę.

— Tak, Myc? — zapytał, a jego dłonie znieruchomiały, ale nie wycofały się.

— Nie chcę, żebyś myślał, że tego nie chcę… — powiedział Mycroft, urywając swoją wypowiedź. Zerknął z zakłopotaniem na swoje kolana.

— Jeśli nie jesteś gotowy, to w porządku — powiedział Greg, przytakując.

Wyprostował się trochę, zaczynając odsuwać ręce, ale uścisk na jego nadgarstku zacieśnił się, gdy spojrzenie jasnoniebieskich oczu napotkało jego.

— Nie, nie o to chodzi — powiedział szybko Mycroft. — Jestem… Jest po prostu… coś, co potrzebujesz wiedzieć…

— Mycroft, cokolwiek to jest, wszystko jest w porządku — szepnął Greg.

Zapadła między nimi cisza, aż w końcu Mycroft skinął głową. Odsuwając lekko ręce Grega, sam dokończył rozpinać koszulę do końca. Serce waliło mu w piersi, gdy niepewność w jego umyśle krzyczała, żeby tego nie robił. Gregory nie chciałby tego widzieć, może nigdy nie chcieć go, po tym jak to ujrzy… Jednak zepchnął wszystkie te myśli w dół i wyprostował ramiona, kiedy ściągał ubranie.

Serce Grega zatrzymało się. Oprócz tego, że Mycroft wyglądał cudownie - blady z uroczą, małą kępką rudych włosów na klatce piersiowej, przez które umierać z chęci przeczesania palcami przez nie - sporadycznie na jego skórze znajdowały się znaki. Blizny. Ze zdziwieniem pochylił się i dotknął postrzępionej krawędzi jednej z nich, która zdawało się biec w górę i przez ramię, gdzie prawdopodobnie znikała w dół jego pleców.

— Mycroft… — sapnął, marszcząc lekko brwi.

Młodszy mężczyzna nie patrzył na niego.

— Kiedy byłem młodszy — zaczął wyjaśniać, głosem nietypowo cichym i niepewnym. — Wykonywałem prace terenowe dla MI6. To było… nie zawsze najprzyjemniejsze doświadczenie. Zostałem schwytany i pobity na kilku z nich. Torturowany. Nawet najbardziej wykwalifikowani funkcjonariusze nie zawsze mogą uniknąć takich scenariuszy.

Spojrzenie Grega przesunęła się w dół na kolejną postrzępioną linię idącą w poprzek jego boku. Znowu zmarszczył brwi, wahając się, zanim delikatnie ją dotknął.

— Moje plecy są w gorszym stanie — mruknął nieśmiało Mycroft.

— Pokażesz mi? — Zdołał zapytać Greg, głosem nieco ostrzejszym, niż się spodziewał.

Najwyraźniej Mycroft również się tego nie spodziewał, ponieważ mrugnął w zdumieniu, ale z wahaniem skinął głową.

Greg musiał przygryźć wargę, żeby nie sapnąć w szoku. Jego plecy były gorsze. O wiele gorsze. Na jego skórze było mnóstwo blizn, różniących się wielkością i kształtem.

— Bicze, oparzenia, skaleczenie — mruknął Mycroft. — W zasadzie wszystko, o czym możesz pomyśleć. Próbowali wydobyć ze mnie informacje. Na początek tajemnice państwowe i metody aby go zaatakować. Zawsze im się nie udawało, chociaż kilka razy byłem blisko ujawnienia informacji. Dziwię się, że przeżyłem te wszystkie spotkania.

Greg wydał z siebie dźwięk, który sprawił, że Mycroft odwrócił głowę z zakłopotaniem i troską.

— Przepraszam… — zaczął pospiesznie, ale Greg przerwał mu, gdy praktycznie rzucił się na niego i połączył ich usta.

Pocałunek był intensywny i pełen emocji, których nie można było do końca wyjaśnić. Mocno się przytulili do siebie, a kiedy się rozstali, obaj cicho dyszeli, a oczy Grega były pełne uczuć, których nie dało się określić.

— Mycroft — powiedział jeszcze bardziej szorstkim głosem, lekko drżąc. — Czyli to dlatego my…

— Tak. — Mycroft przytaknął, przerywając mu i odwracając wzrok. — Nie chciałem, żebyś widział mój stan.

— Cicho — powiedział Greg, kręcąc głową. — Jesteś… jesteś najwspanialszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałem. Tak, nawet z tymi wszystkimi bliznami. Bliznami, z których każda ma ogromne znaczenie i sprawia, że współczuję ci jeszcze bardziej, niż myślałem, że to możliwe. Chryste, Mycroft, pozwól mi sprawić ci przyjemność.

Mycroft skwapliwie się na to zgodził, a kiedy doprowadzili się nawzajem do szczytu, opadli na łóżko i zwinęli się w kłębek. Milczeli, gdy próbowali dojść do siebie. Greg przesunął się bliżej, kładąc policzek na ramieniu Mycrofta i zakładając nogę wokół jego. Jego ręka, która spoczywała luźno na klatce piersiowej partnera, poruszyła się, by prześledzić początek pierwszej blizny, na którą spojrzał.

— Nikt już tak cię nie skrzywdzi — wyszeptał lekko drżącym głosem. — Nigdy.

— Mam teraz pracę przy biurku, Gregory — przypomniał mu Mycroft z czułym uśmiechem. — Jest to jeden z powodów, dla których zdecydowałem się skierować swoje życie w tym kierunku.

— Mimo wszystko — szepnął Greg, całując go w ramię. — Nigdy już nikt cię tak nie skrzywdzi.

Chapter 242: Dzielenie się deserem

Chapter Text

— Zamówmy deser — zaproponował Greg, zerkając na Mycrofta, gdy kończyli kolację.

Jeśli tego nie zrobią, kelner uzna, że skończyli i chociaż normalnie było to w porządku, starszy mężczyzna miał dziś ochotę na odrobinę słodkości. Mycroft posłał mu niechętne spojrzenie, czego się spodziewał. Młodszy mężczyzna był bardzo surowy, co do swojej diety przez większość czasu, coś, czego Greg nigdy nie myślał, że powinien być, ale niezależnie od tego, tak było.

— Och, daj spokój — naciskał delikatnie, pochylając się i szturchając Mycrofta łokciem. — Tylko mały deser? Nie musimy zamawiać mega dużego, czekoladowego brownie z lodami czy coś, chociaż brzmi to dobrze.

— Gregory — westchnął Mycroft, choć potrząsnął głową z lekko rozbawionym wyrazem twarzy. Greg uznał to za małe zwycięstwo.

— Proszę? Możemy nawet podzielić się nim.

— W porządku — podał się Mycroft, kładąc serwetkę na stole, odchylając się na krześle. — Sprawiasz, że raczej trudno ci odmówić.

— Wiem. — Greg uśmiechnął się triumfalnie.

Rozejrzał się dookoła z miłym uśmiechem dając znać kelnerowi będącemu w pobliżu, by się zbliżył. Greg rzucił okiem na menu, po czym zamówił porcję musu z białej czekolady i dwa miniaturowe kawowe ciastka.

Kiedy czekali, zbliżył się do swojego partnera i rozpoczął rozmowę o ich dniach. Skupili się również na wolnym czasie, który mieli zorganizować, aby wspólnie spędzić wakacje. Obaj od kilku tygodni pracowali intensywnie i dopóki mogli uniknąć wielkich kryzysów, mieli zamiar wyjechać na około tydzień. Wciąż próbowali zdecydować w jakie miejsce, chociaż Greg zaczął skłaniać się ku jednej z początkowych sugestii Mycrofta jaką była Barcelona. W ciągu ostatnich dni, podczas przerwy na lunch, z roztargnieniem przeglądał zdjęcia Barcelony i musiał przyznać, że wyglądała cudownie. Szybko stała się jego faworytem.

Byli w traki omawiana tego konkretniej. Myroft opowiadał o niektórych rzeczach, które mogliby zobaczyć, gdyby zdecydowali się tak pojechać, gdy wreszcie dotarły ich desery. Greg odsunął się, choć nie za bardzo, zajmując swoją wcześniejszą pozycję, gdy jedli i wziął jedną z dwóch małych łyżeczek, które zostały im dostarczone z musem.

— Boże, to jest pyszne — westchnął radośnie, delektując się smakiem.

Mycroft zaśmiał się cicho, podnosząc swoją łyżeczkę.

— Tak, to był doskonały wybór — mruknął z uśmiechem. Pierś Grega pękała z dumy.

— Cieszę się, że zgadzasz się ze mną. — Greg uśmiechnął się promiennie, zanim wziął kolejny kęs. — Możesz sobie od czasu do czasu dogadzać. Wiesz, że wszystko, co mówi Sherlock, to bzdury?

Na twarzy Mycrofta pojawiło się wahanie, zanim młodszy mężczyzna spojrzał na deser i potrząsnął głową. Greg zmarszczył lekko brwi. Wciąż go zdumiewało, jak człowiek tak pewny siebie i w każdym innym aspekcie swojego życia może być tak niechętny i zamknięty, jeśli chodziło o jego dietę. Greg postanowił sobie za misję, by każdego dnia okazywać Mycroftowi, jaki był nieodparty i wspaniały. Chciał, aby zawsze czuł się kochany.

Z ponownym uśmiechem, Greg sięgnął i chwycił jedno z małych kawowych ciastek. Znowu przesunął się bliżej i zaoferował je partnerowi.

— Tutaj. — Uśmiechnął się do niego. — Spróbuj.

W czasach, gdy jedli desery, niezależnie od tego, czy byli poza domem, czy w nim, Mycroft przyjmował w ten sposób niektóre słodkości z ręki Grega. Pewnej nocy robili to żartobliwie, a potem cóż… stało się to czymś bardziej powszechnym. Mycroft zawsze okazywał irytację, tak jak upierał się, żeby robić tego wieczoru, ale mimo to pochylił się i otworzył usta, żeby przyjąć deser. Kiedy Mycroft zjadł ciastko i uśmiechnął się delikatnie, Greg poczuł dumę.

— Znakomite — skomplementował młodszy mężczyzna, gdy już przeżuł i połknął małe ciastko.

Greg uśmiechnął się szerzej ignorując rozbawione i zaciekawione spojrzenia, jakie rzuciło im kilka osób z okolicznych stolików, gdy karmił swojego partnera. Niech się gapią.

Skończyli mus, a potem Greg pochylił się i delikatnie złożył pocałunek na szczęce Mycrofta.

— Dziękuję za deser — wyszeptał z ogromnym uznaniem.

Mycroft zamknął oczy z uśmiechem, po czym odwrócił niego głowę, by pocałować go w usta.

— Zawsze podejmujesz działania, które są tego warte, Gregory.

Chapter 243: Nie znowu

Chapter Text

Greg chrząknął, przeciągając się lekko i sięgając w bok… by odkryć, że miejsce obok niego na łóżku było puste. Zmarszczył z sennością brwi i otworzył oczy. Ziewając, zerknął w tamtą stronę. Mycroft był tam, kiedy zasnął… Światło w łazience było wyłączone, więc młodszego mężczyzny tam nie było. Czy otrzymał telefon alarmowy?

Przecierając twarz, usiadł i rozejrzał się po pokoju. Szlafrok Mycrofta nie zwisał na haczyku na drzwiach, więc musiał być w domu. Nie został wezwany do pracy. Greg pochylił się i chwycił po komórkę, żeby sprawdzić, czy nie miał na niej żadnej wiadomości. Nie. Cóż czyli kolejnym krokiem było wstanie i szukanie go.

Wstał, przeciągając się i podchodząc do miejsca, gdzie jego szlafrok był przewieszony na krześle. Owinął go ściśle wokół siebie i próbując stłumić kolejne ziewnięcie, wyszedł zaspany z sypialni. W kuchni paliło się światło, więc z ciekawością skierował się w tamtym kierunku.

Kuchnia była pusta, ale na palniku stał czajnik. Kiedy Greg podszedł do niego, wyczuł, że był jeszcze ciepły. Niedawno przygotowano herbatę. Nic dziwnego, nawet o tak późnej porze, ale otwarta szafka była zaskoczeniem. Mycroft był tak schludny i porządny w kuchni, jak w innych miejscach, i niejednokrotnie, kiedy po raz pierwszy zamieszkali razem, Greg był zirytowany jego podejściem. Ta otwarta szafka wywołała u Grega kolejne dzwonki alarmowe. To wcale nie pasowało do tego eleganckiego mężczyzny…

Jego uwagę przyciągnęły przyciszone szepty dochodzące z salonu. Greg zacisnął usta i krzyżując ramiona na piersi, przeszedł przez kuchnię. Zatrzymując się w pobliżu progu, w końcu zerknął za framugę i zobaczył ciemno rude włosy, wystające nad oparciem kanapy, które należały do jego ukochanego. Jego głowa była pochylona, więc Greg nie widział wyrazu jego twarzy, ale zauważył, że jego brwi były zmarszczone, a jego włosy wciąż były potargane od snu i opadały mu na czoło.

— Myc? — zapytał w końcu miękkim głosem, a ramiona jego partnera napięły się wyraźnie. Greg był zdumiony. Mycroft nawet nie słyszał jego podejścia? Co się działo?

— Gregory — odparł Mycroft, spoglądając na niego.

Spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu było odległe, ale widoczne było w nich duże napięcie. To i… zmartwienie. Strach? Greg był w tym momencie całkiem dobry w czytaniu swojej drugiej połówki i nic z jego postawy ciała nie wskazywało na nic dobrego.

— Co się dzieje? — zapytał, robiąc krok do przodu.

Nie odpowiadając, Mycroft ponownie spuścił wzrok. Oblizując wargi, Greg pokonał kilka ostatnich kroków, by spojrzeć za oparcie kanapy.

To, co zobaczył, sprawiło, że oddech uwiązł mu w gardle. Musiał zagryźć wargę, żeby nie wydać słyszalnego dźwięku rozpaczy. Nie widział tego od… Sapnął, pochylając się do przodu, opierając się o oparcie kanapy i spojrzał na młodszego Holmesa. Sherlock leżał zwinięty w kłębek na kanapie i chociaż większość jego ciała ukrywała się pod kurtką widać było wyraźnie, że drży. Jego twarz była blada i lśniąco od czegoś, co musiało być potem i ściskał swój kołnierz tak mocno, że jego knykcie były zbielałe. Jego oczy wydawały się być otwarte. Greg nie mógł zbyt wiele zobaczyć z miejsca, w którym stał, ale dostrzegł, że jego spojrzenie zdawało się rzucać szaleńczo tam i z powrotem, ale nie pozostawał w jednym miejscu na tyle długo, by skupić się na czymkolwiek.

— On… Mycroft, nie mówi mi… — błagał Greg, zbyt dobrze znając wszystkie znaki, ale desperacko nie chcąc w to uwierzyć.

Sherlock nie był w takim stanie, odkąd John Watson pojawił się w ich życiu, wiele lat temu. Były to wyraźne symptomy odstawienia narkotyków. Nie można było temu zaprzeczyć. Wiele razy widywał Sherlocka takiego na miejscu zbrodni lub w jego obskurnym mieszkaniu, które groziło uszkodzeniem zdrowia, zanim przeprowadził się do 221B.

— Tak — potwierdził Mycroft, jego jedwabisty głos był kruchy i złamany.

Greg wpatrywał się w niego, a jego serce pękło jeszcze bardziej. Wystarczająco trudno było mu znowu zobaczyć Sherlocka będącego pod wpływem narkotyków, ale dla Mycrofta…

— Co mogę zrobić? — zapytać, przechodząc do ojcowskiej roli, którą dawno temu przyjął, gdy chodziło o młodszego Holmesa.

Wyprostował się, ściągając łopatki, a Mycroft patrzył na niego, jakby miał za chwilę się załamać.

— Może przynieść chłodny okład — zdołał powiedzieć, przełykając ciężko. Odgarnął wilgotne loki z czoła Sherlocka. — Udało mi się przygotować herbatę i nagrzać wodę, ale…

— Zajmę się tym, kochanie — przerwał mu Greg, zanim Mycroft zdążył dokończyć.

Odwracając się, udał się z powrotem do kuchni, aby znaleźć szmatkę, którą mógł zamoczyć w zimnej wodzie. Wyrżnął ją, a potem wrócił i przykucnął obok swojego partnera. Zaczął wycierać twarz Sherlocka, powodując, że młodszy mężczyzna wzdrygnął się i jęknął.

Wolną rękę położył na kolanie Mycrofta i delikatnie go ścisnął. Zobaczył, że młodszy mężczyzna obserwował go kątem oka, ale jego uwaga była skupiona na Sherlocku. Minęły lata, odkąd ich dwójka połączyła się, aby przeprowadzić Sherlocka przez poważny incydent narkotykowy. Miał desperacją nadzieję, że było to coś, czego nigdy więcej nie musieliby robić. Ale oto byli i przynajmniej wiedzieli, co trzeba zrobić.

— Dziękuję, Gregory — wyszeptał Mycroft. Brzmiał, jakby był na skraju łez i był całkowicie wyczerpany. Greg chciał go jedynie przytulić.

— Zawsze pomogę, Myc — postanowił powiedzieć Greg, odwracając się, by spojrzeć na niego właściwie, ponownie ściskając jego kolano. — Zawsze.

Chapter 244: Cicha rozmowa

Notes:

Uwagi: Jest to kontynuacja poprzedniego rozdziału.

Chapter Text

Greg miał trudności z zaśnięciem po wydarzeniach z danej nocy. Z Sherlockiem Holmesem, który w końcu stracił przytomność na kanapie, namówił Mycrofta, żeby wrócił do łóżka, aby spróbował przespać się kilka godzin. Mycroft był mocno przygnębiony, nawet jeśli nie pokazywał tego otwarcie. Greg mógł jednak to stwierdzić, po tym jak był cichy i jak sztywne było jego ciało, nawet po tym, jak skulili się razem w łóżku…

W końcu zasnął w ramionach Grega z twarzą ukrytą w jego piersi. Starszy mężczyzna również próbował zasnąć, przydałby mu się to, ale wciąż był bardzo zaniepokojony. Nie rozumiał, co sprawiło, że Sherlock wrócił do narkotyków. Wydawało się, że wszystko było w porządku, kiedy wrócił po swojej domniemanej śmierci, nawet jeśli przez chwilę między nim a Johnem sytuacja była trochę niepewna. Mimo to przez większość czasu wydawał się być sobą, ale teraz…

Wzdychając, Greg wstał z łóżka i założył na siebie spodnie dresowe oraz koszulkę Arsenalu. To był jego dzień wolny i nie mógł bardziej niż teraz docenić wyczucia czasu detektywa. Mycroft z pewnością nie chciał opuszczać domu, ale był potrzeby na bardzo ważnych spotkaniach, więc Greg musiał skłonić go do wyjścia. Poza tym wciąż pamiętał, jak Sherlock zachowywał się po takich incydentach. Wystarczająco trudno było nakłonić go do współpracy, kiedy byli sami, ale dodaj do tego starszego brata, z którym od początku łączyły go napięte relacje, i nigdzie nie dojdą. Dla Grega było to bolesne uświadomienie, a jeszcze gorsze było powiedzenie tego na głos, ale Mycroft wyraźnie zgadzał się z tym stwierdzeniem.

Zszedł do kuchni i podszedł do czajnika. Patrzył na niego przez chwilę, po czym odłożył go na bok i zamiast tego uruchomił ekspres do kawy. Obaj potrzebowali czegoś mocniejszego niż herbata. Szybko zerknął do salonu i na szczęście zobaczył Sherlocka wciąż rozciągniętego na kanapie. Pozwalając sobie na delikatny uśmiech, poszedł zrobić im kawę, jednocześnie wysyłając Mycroftowi krótką wiadomość, aby dać mu znać, jak wygląda sytuacja.

Dopiero po przygotowaniu świeżej, mocnej kawy wszedł do salonu. Ignorując, jak bardzo jego partner nie byłby z tego zadowolony, usiadł na stole tak, że był przodem do kanapy i odstawił kubek z takim łoskotem, by było to słyszalne, ale nie rozlewając przy tym gorącego płynu. Sherlock drgnął, a Greg cierpliwie wpatrywał się w niechlujną partię loków wystającą spod płaszcza. Nadal go miał na sobie.

— Możesz przestać udawać — powiedział spokojnie, splatając razem palce i opierając je na kolanach. — Wiem, że nie śpisz.

Nastąpiło sapnięcie, ale w końcu Sherlock poruszył się, by na niego spojrzeć. Jego oczy były przekrwione i nadal był blady, choć nie wyglądał już tak chorowicie, jak zaledwie kilka godzin wcześniej. Dzięki niebiosom za małe łaski.

— Odejdź — wymamrotał ochryple Sherlock, podciągając kolana, by przytulić je do piersi.

— Nie — powiedział Greg, kręcąc głową. — Wątpię, czy zapomniałeś, jak to działa. Nigdzie nie idę. A teraz usiądź, zrobiłem kawę.

Sherlock początkowo nie zastosował się do tego. Greg nie spodziewał się tego, ale nadal siedział i czekał, obserwując drobne drgania na twarzy Sherlocka, gdy między nimi panowała cisza. W końcu detektyw znów sapnął i rozprostował się na tyle, by usiąść. Jego płaszcz lekko opadł mu z ramienia, odsłaniając szarą koszulę do spania, której Greg nie sądził, by kiedykolwiek widział na nim poza swoim mieszkaniem. Poczekał, aż Sherlock się uspokoi, zanim wręczył mu jeden z kubków. Pili w milczeniu, zanim starszy mężczyzna ponownie spróbował podjąć rozmowę.

— Dlaczego właściwie wróciłeś do narkotyków? — zapytał, starając się, by jego głos był spokojny i miękki.

Sherlock skrzywił się i spojrzał na swoją kawę, a Gregory westchnął. Nigdy nie było to łatwe, ale miał nadzieję, że może teraz będzie inaczej. Nie wiedział dlaczego.

— Sherlock — zaczął znowu, nieco bardziej surowo. Odstawił kawę i skrzyżował ramiona. — Zacznij mówić. Nie widziałem cię od dwóch tygodni, od ślubu Johna i Mary. A potem zszedłem tu zeszłej nocy, aby znaleźć cię schodzącego z nieprzyjemnego haju. Po prostu ze mną porozmawiaj. Proszę. Wiesz, że jedynie martwię się o ciebie.

— To nie ma nic wspólnego ze ślubem — zauważył Sherlock, ale nie spojrzał w oczy Gregory’emu, kiedy to mówił.

Być może umawianie się z Holmesem i znajomość tych dwóch mężczyzn tak długo, jak on to robił, również ułatwiało przejrzenie Sherlocka.

— W porządku. — Greg skinął głową, nie do końca w to wierząc. — Ale niezależnie od tego, dlaczego? Od tak dawna nie miałeś załamania.

— To nie ma znaczenia — wypluł z siebie Sherlock, wpatrując się w niego hardo. — Nic z tego nie ma znaczenia. Przestań udawać, że tak jest, to jest wyczerpujące.

— Kurwa, to ma znaczenie — od warknął Greg. — Czy pamiętasz coś z ostatniej nocy? Czy pamiętasz, jak to wpłynęło na Mycrofta? Wiesz, że on cię cholernie kocha? Wiesz, że to go niszczy, gdy widzi cię w takim stanie. Wiesz, że to też cię rujnuje. Zniszczyłoby Johna. To mnie niszczy.

— Dla nikogo z was nie jestem ważny — spierał się Sherlock, ściskając kubek tak mocno, że Greg prawie bał się, że go złamie. Zacisnął zęby i spojrzał wściekle.

— Nie waż się siedzieć na kanapie Mycrofta i patrzeć na mnie po siedmiu pieprzonych latach znajomości i mówić, że nie jesteś ważny — powiedział.

Wiedział, że Sherlock podsyca jego gniew. Greg był w porządku z tym, chociaż czasami się temu poddawał. Czasami trzeba było. Niekiedy był to jedyny sposób, aby pokazać drugiej osobie, jakie uczucia były do niej żywione.

Zapadła cisza. Sherlock wpatrywał się w swoją kawę, a Greg skończył pić swoją, ale nie odszedł. Pomiędzy nimi było napięcie, ale detektyw powoli rozluźniał się w miarę upływu czasu. Greg czekał… aż w końcu…

— Kochasz Mycrofta — powiedział Sherlock, a Greg zesztywniał zdumiony.

To była jedna z ostatnich rzeczy, jakich się spodziewał. Oblizał wargi i odstawił kubek, po czym ponownie pochylił się do przodu.

— Tak, naprawdę go kocham. — Skinął głową.

Nie chciał temu zaprzeczać. Poza tym każda rozmowa, jaką mogli odbyć, była lepsza niż nic. Przez cały czas jej trwania, mógł się czegoś dowiedzieć.

— Wiesz, że on czuje to samo — mruknął młodszy Holmes.

Greg spojrzał na swoje dłonie i ponownie oblizał usta.

— Mocno o tym myślałem, kiedy poprosił mnie, żebym się do niego wprowadził — przyznał.

Czuł spojrzenie Sherlocka wbijające się w niego. Nawet po tak długim czasie było to niepokojące uczucie.

— A John… — zaczął Sherlock, ale jego głos zadrżał sposób, którego Greg się nie spodziewał.

Zaryzykował spojrzenie w górę i ledwo powstrzymał szczękę przed opadnięciem na widok oczywistej agonii na twarzy Sherlocka. Greg zawsze zastanawiał się, zawsze zakładał, ale… to potwierdziło.

Podejmując ryzyko, Greg położył swoją rękę na dłoni Sherlocka. Detektyw zamarł, wpatrując się w miejsce, w którym się dotykali, ale o dziwo nie odsunął się. Po chwili ich spojrzenia spotkały się. W ich oczach pojawiło się zrozumienie. To była ich cicha rozmowa.

— Wracam spać, Lestrade — wymamrotał w końcu Sherlock, przerywając ten moment.

Odsunął się i zdjął płaszcz, po czym zwinął się z powrotem na kanapie, przyciskając plecy do jej oparcia, zamykając oczy. Greg skinął głowę i podniósł odzienie, odchodząc, żeby je powiesić.

— Zostań tak długo, jak potrzebujesz — wyszeptał, wiedząc, że Sherlock wciąż go słyszał. — Zawsze będziesz tu mile widziany.

Wyciągnął komórkę, żeby wysłać sms’a do Mycrofta. Oczywiste było, że nie było dobrze, ale nie było też aż tak źle. A Mycroft… Mycroft go kochał. To nie było coś, co powiedzieli sobie na głos, ale… Może powinni. Może dzisiaj nadejdzie ten czas.

Chapter 245: Otrzymując pocieszający uścisk

Chapter Text

Konieczność wyjazdu z kraju zawsze bardzo obciążała Mycrofta. Bez trudy wyjeżdżał na całe tygodnie, mając do czynienia z wyczerpującymi i upartymi ludźmi, którzy naprawdę nadwyrężali jego cierpliwość do granic możliwości. Nigdy nie był w stanie utrzymać stałego harmonogramu snu ani diety. Nie żeby w Londynie radził sobie dużo lepiej, ale tam miał Antheę i swojego najdroższego Gregory’ego, żeby mu z tym pomóc.

To oczywiście zawsze utrudniało podróże. Nie było też łatwo być z dala od Gregory’ego. Oczywiście było to konieczne, ale o dziwo nie ułatwiało to uporania się z tym problemem. Tak bardzo przyzwyczaił się do spania obok innego ciała, dzielenia się tym ciepłem i wygodą, że samotne spanie w hotelowych pokojach nie było już takie jak dawniej. W niektóre dni Mycroft wciąż nie mógł się powstrzymać od siedzenia i zastanawiania się, jak u licha, troszczył się o kogoś tak bardzo. To było absurdalnie przerażające, ale teraz wiedział, że nigdy by tego nie zamienił na nic.

Podróż samolotem do domu byłaby optymalnym czasem na złapanie kilku godzin snu. Mycroft był wyczerpany i to był jego plan. Wydawało się, że to najlepsza decyzja, ale… Teraz, kiedy był na pokładzie, nie mógł zasnąć. Zajął się niektórą pracą za pomocą komórki, pozostając w kontakcie z Antheą i sprawdzając co u Sherlocka i czy w ogóle zajął się sprawami, których akta zostawił na 221B przed wyjazdem (nie zrobił tego), i nie mógł spać.

Przez większość lotu patrzył przez okno, zagubiony we własnym umyśle. Dawno temu uczył swojego młodszego brat o tym, co teraz powszechnie nazywają swoimi Pałacami Umysłu. Sherlock zagłębiał się w nich częściej niż on, ale to nie miało znaczenia. Pomagało mu to uporać się ze wszystkim i dzięki temu podróż była bardziej znośna. Mycroft mógł zagłębić się we wszystkie myśli o domu, o tym do czego wracał i poczuć ciepło, z którego nigdy nie chciał zrezygnować. Kiedykolwiek.

Anthea czekała przed lotniskiem z samochodem, gdy wyszedł na zewnątrz w czasie londyńskiej nocy pięć godzin później. Będąc na wewnątrz, spojrzał w górę w bezgwiezdne niebo i skinął jej lekko głową, na co odpowiedziała tym samym, nie odrywając wzroku od Blackberry.

— Ufam, że twój lot przebiegł dobrze — powiedziała cicho, kiedy już się usadowili w pojeździe i ruszyli w podróż przez Londyn. Mycroft mruknął, opierając parasol o drzwi.

— Tak jak można było się spodziewać — odpowiedział z cichym westchnieniem. — Oczywiście jestem wdzięczny, że jest to za mną.

— Domyślam się. Twój harmonogram na jutro jest raczej wolny, a wszystko na twoim biurku może poczekać jeden dzień, podczas gdy ty będziesz odpoczywać w domu. Mam kilka spotkań, ale są one za mało ważne, aby się nimi przejmować i mogę wysłać ci e-mailem podsumowanie tego, co będzie się tam działo.

Mycroft milczał, kiwając głową, słuchając jej. Nie musiał mówić głośno, że był wdzięczny za jej pracę, ponieważ nigdy nie musiał jej o tym informować. Żadne z nich nie mówiło też mówić, że dzień wolny miał mniej wspólnego z odpoczynkiem z jego strony, a bardziej ze spędzeniem nieprzerwanego czasu z Gregory’m. Uśmiechnął się lekko, przesuwając się, by wyjrzeć przez okno i zwrócić się do swojego asystentki, gdy samochód zwolnił. Podniosła wzrok znad małego ekranu i skinęła mu głową.

— Dobrej nocy, proszę pana — skomentowała z uśmiechem. Mycroft pozwolił sobie odpowiedzieć tym samym.

— Planuję, aby taka była. Dobranoc, Antheo.

Zabierając parasol i teczkę, wyszedł z samochodu, stwierdzając, że kierowca już był na zewnątrz pojazdy i wyciągał jego walizkę z bagażnika. Podziękował mężczyźnie, który uprzejmie machnął ręką na te słowa. Mycroft wszedł do domu. Było cicho, a pomieszczenia były słabo oświetlone. Zostawił swoje rzeczy przy drzwiach, by zająć się nimi później i skierował się do sypialni.

Wszedł do środka, zerkając na łóżko, gdzie jego partner leżał, bawiąc się komórką, najwyraźniej gotowy do spania. Mimo że był tak senny, Gregory uśmiechnął się szeroko, kiedy zobaczył Mycrofta. To było piękne.

— Hej nieznajomy, witaj w domu — powiedział, powstrzymując ziewanie.

Mycroft odwzajemnił uśmiech, szybko ściągając płaszcz i kamizelkę oraz buty, nie dbając tym razem o tym, że nie był jeszcze w piżamie, gdy wsunął się pod kołdrę, wprost w ramiona starszego mężczyzny. Przytulił się bliżej, wzdychając i zamykając oczy.

— Dobrze być w domu — szepnął przy piersi partnera, słuchając jego cichych oddechów, a nawet bicia serca.

To było takie kojące. Potem palce mężczyzny znalazły się w jego włosach i Mycroft wiedział, że nie wstanie dzisiaj z łóżka. Tym razem mógł zrobić wyjątek i mieć leniwy czas.

— Tęskniłem — powiedział Gregory, składając pocałunek we włosy Mycrofa.

— Ja również — odpowiedział, zamykając oczy. — Bardzo.

Chapter 246: Ubranie buntownika

Notes:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

— Gregory, to absurd.

— Och, daj spokój, będzie fajnie!

— Nic, co mi zaoferujesz nie będzie do mnie pasowało.

— Nonsens. Jesteś tylko kilka centymetrów wyższy ode mnie. Będzie dobrze.

Greg nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, słysząc dochodzące zza jego pleców sapanie Mycrofta. Chłopak był uparty, musiał mu to przyznać. Na szczęście, kiedy Greg miał coś na myśli, niewiele mogło go od tego odwieść. Nie żeby był zdeterminowany, żeby pójść na tę domówkę, ani nie sądził, że zostaną na długo. Był szczerze zaskoczony, że Mycroft w ogóle zgodził się w niej uczestniczyć. To zdecydowanie nie był jego rodzaj sceny, ale fakt, że się zgodził sprawił, że Greg poczuł się cholernie wyjątkowy.

Jego obecną misją było znalezienie czegoś odpowiedniego dla młodszego nastolatka. O ile uwielbiał szykowny szkolny mundurek i dopasowane garnitury, które Mycroft preferował, to wyróżniałby się niesamowicie w danym towarzystwie. Ubierał się jak wysokiej klasy biznesmen lub polityk, którym jak Greg był przekonany, stanie się, gdy dorośnie, ale teraz… Jego garderoba z pewnością przyciągnie dwu- lub trzykrotnie większą uwagę, niż tą którą obdarzano go teraz. W ich szkole nie było tajemnicą, że Mycroft Holmes nie był towarzyskim motylem. Greg wciąż pławił się widocznym szokiem, gdy inni dowiadywali się, że się spotykają.

Z wystającym koniuszkiem, grzebał w skupieniu w swojej szafie, wyciągając koszule i kamizelki, odrzucając je na bok, by znaleźć coś lepszego. To był najprawdopodobniej jedyny raz, kiedy mógł zobaczyć szykownego nastolatka w bardziej “luźnych” ubraniach, więc chciał, żeby były one jak najwspanialsze.

— Aha! — wykrzyknął w końcu, wciskając się w jedną stronę szafy. Chwytając ubrania, które znalazł, zarzucił wszystko na jedno ramię i wrócił do sypialni, podchodząc do Mycrofta. — Proszę bardzo.

Mycroft wpatrywał się w strój w zdumieniu. W jego oczach pojawiło się wahanie i zakłopotanie, które Greg musiał uznać za urocze. Oczywiście, młodszy nastolatek widział bardzo często takie ubrania na nim, ale nigdy wcześniej nie prezentowano mu ich w ten sposób. Greg milczał, obserwując, jak Mycroft dochodził do siebie i w końcu biorąc od niego ubrania.

Skracając dystans, Greg złożył szybki pocałunek na policzku Mycrofta i poklepał go po bicepsie, po czym odwrócił się, by zdobyć strój dla siebie. Wybranie go nie zajęło mu aż tak długo (nie żeby się tego nie spodziewał, bo to była teraz jego codzienność). Pamiętając o ubraniach, które wybrał dla Mycrofta, wybrał swój strój tak, aby pasowali do siebie i żeby mieć pewność, że będą razem wyglądać cholernie dobrze. Zdecydował się na parę fioletowych dżinsów z pasującym fioletowym paskiem, pomarańczowym podkoszulkiem z fioletowym nadrukiem z przodu oraz skórzaną kamizelkę z ćwiekami na kołnierzu i małym łańcuszkiem zwisającym z kieszeni na piersi. Wyciągnął również swoje pomarańczowe Chucks i zdjął kilka większych łańcuchów z komody, aby przymocować je do szlufek. W końcu uzupełnił swój strój srebrnym łańcuszkiem z obrączką dziadka i dwiema grubymi, czarnymi bransoletkami, po jednej na każdy nadgarstek.

Był w trakcie poprawiania włosów, dodając do nich trochę żelu, aby uzyskać lekki efekt unoszenia się, kiedy usłyszał za sobą delikatne odchrząknięcie. Jego ręce znieruchomiały i poświęcił chwilę, by przyjrzeć się sobie bliżej, zanim odwrócił się. Niemal natychmiast zabrakło mu tchu. Zamrugał, wpatrując się w Mycrofta, a jego szczęka praktycznie opadła.

— Co? — zapytał Mycroft, zaciskając usta w cienką linię, przenosząc ciężar ciała z jednej stropy na drugą.

Najwyraźniej w jego umyśle był element samoświadomości i nawet biorąc pod uwagę sposób, w jaki sugerowało to jego postawa, Greg chciał złapać ten fragment i wrzucić go do kosza.

— Chryste, Myc…. Wyglądasz cholernie seksownie — wydyszał, powodując, że jasnoniebieskie oczy Mycroft otworzyły się szerzej ze zdziwienia.

Młodszy nastolatek miał na sobie czerwone dżinsy, które pasowały do jego smukłych nóg jak rękawiczki, a Greg był pod wrażeniem tego, jak idealnie ułożył trzy obcisłe paski, które mu dał. Jeden oczywiście przechodził przez szlufki, a dwa pozostałe opadały mu po przekątnej na biodrach. Miał na sobie miętowo zieloną koszulkę, którą nie włożył do spodni, a rękawy były podwinięte do łokci i zapięte na dołączone małe guziki. Poza tym miał na sobie czarną kamizelkę podobną do Grega, ale z większą ilością ćwieków podkreślających kieszenie i krawędzie.

Przełykając, Greg ponownie się skupił i na chwilę odwrócił się do komody. Zabierając kilka rzeczy, podszedł do swojego chłopaka, z uznaniem wodząc wzrokiem po jego postaci. Wręczył mu dwie cienkie bransoletki z ćwiekami, które pasowały do jego pasków, czekając chwilę, aż Mycroft założy je na swoje nadgarstki. W końcu zarzucił krawat na bladą szyję, upewniając się, że rozpiął trzy górne guziki koszuli, zanim wywinął jej poły tak, że teraz odsłaniała skórę.

— Och, szczerze… — westchnął Mycroft.

Jego policzki lekko się zarumieniły, gdy spojrzał na siebie. Greg delikatnie pogładził miękką skórę na jego klatce piersiowej.

— Oto plan — powiedział trochę szorstko, lekko zaskoczony tym, jak brzmiał. — Pokażemy się na imprezie. Wypijemy drinka lub dwa. Zostaniemy najwyżej przez godzinę.

— A potem? — zapytał Mycroft, unosząc brwi na nieoczekiwane zmianę wydarzeń. Młodszy nastolatek miał wrażenie, że zostaną znacznie dłużej.

— Potem przyprowadzę cię tu z powrotem — szepnął Greg, pochylając się i muskając wargami szczękę Mycrofta. Młodszy nastolatek wciągnął ze świstem powietrze i lekko chwycił koszulę Grega. — I zrobię ci niewypowiedziane brudne rzeczy.

— Gregory — wyszeptał Mycroft, lekko drżąc. — To byłoby… najwłaściwsze.

Namiętny pocałunek, którym się podzielili, zawierał cichą obietnicę tego, co miało nadejść i Greg miał nadzieję, że nie będzie to ostatni raz, kiedy miał tyle szczęścia, by zobaczyć swojego chłopaka wyglądającego tak ostro, seksownie i buntowniczo.

Chapter 247: Nauka pieczenia

Chapter Text

— Nie bój się poprosić o pomoc, kochanie — roześmiał się Greg, pochylając się bliżej i szturchając Mycrofta łokciem. — To połowa zabawy.

— Ciasto jest lepkie i może dość mocno pobrudzić, Gregory — powiedział Mycroft, wpatrując się znacząco w łyżkę do mieszania w dłoni starszego mężczyzny.

To, co zaczęło się jako prosta dyskusja na temat kulinarnych talentów Grega w kuchni, przekształciło się w mówienie o niektórych z ich ulubionych potraw. Co doprowadziło do tego, z czego Greg miał najwięcej frajdy. Co skończyło się odkryciem, że Mycroft nigdy wcześniej nie piekł ciasta.

— No dalej. — Greg uśmiechnął się, wsuwając palec wskazujący w szlufkę Mycrofta, przyciągając go do siebie.

Pochylił się pod pozorem pocałunku, po czym zaskoczył młodszego mężczyzny, unosząc łyżkę i lekko uderzając nią o jego nos. Mycroft jęknął zaskoczony i odchylił się do tyłu, mrugając, próbując zobaczyć ciasto, które zdecydowanie mógł poczuć na sobie.

Gregory! — Zmarszczył brwi, zerkając na blat, aby spróbować znaleźć serwetkę.

Wciąż się uśmiechając, Greg pociągnął go z powrotem do siebie i pochylił się, owijając wolną rękę wokół talii Mycrofta. Wspiął się na palce tylko na tyle, by zlizać ciasto. Dźwięk, jaki Mycroft wydał w tamtym czasie, był o wiele bardziej doceniający, gdy dostrzegł korzyści płynące z odrobiny bałaganu.

— Widzisz? — zapytał miękko Greg, wpatrując się z czułością w swojego partnera.

Mycroft uśmiechnął się i skinął głową.

— Tak, może trochę bałaganu podczas pieczenia może być dobrą rzeczą — poprawił się, zyskując zadowolony chichot od Grega.

— Powinieneś już wiedzieć, żeby mi ufać w dziwnych sprawach, kochanie — drażnił się, zlizując trochę ciasta z krawędzi łyżki. — Teraz włóżmy je do piekarnika.

Kiedy to zrobili, posprzątali bałagan, który narobili, zanim zabrali się do przygotowania lukru. Greg nalegał, aby zrobić go od podstaw, ponieważ był to naprawdę najlepszy sposób na to by ciasto było idealne. Było to pouczające doświadczenie. Starszy mężczyzna zabrał składniki, ale odsunął się na bok, aby Mycroft sam wykonał większość kroków, dostarczając mu wszystkich właściwych instrukcji.

Mycroft zaczął być bardziej swobodny, gdy robili lukier, ku zadowoleniu Grega. Nieraz zbierał część słodyczy, którą tworzyli i rozsmarowywał ją na twarzy Grega, brudząc jego policzek, nos i usta. To zawsze umożliwiało miły atak intymności między nimi, zakończony delikatnymi i może kilkoma nie tak słodkimi pocałunkami.

— Wydaje się, że konsystencja jest niespójna — skomentował Mycroft po tym, jak Greg ogłosił, że skończyli.

Starszy mężczyzna skinął głową i przechylił głowę w kierunku lodówki.

— Trochę chłodu, w czasie kiedy ciasto się piecze, zaradzi temu — powiedział, chwytając szmatkę, żeby wytrzeć blat.

Kiwając głową, Mycroft podniósł miskę i przeniósł ją do lodówki, po czym spojrzał na minutnik, który ustawili dla ciasta.

— Nie mogę wystarczająco podziękować za to doświadczenie — skomentował, opierając się o blat, spoglądając w dół na swoje nagie ramiona, gdzie podwinął rękawy za łokieć, aby uniknąć poplamienia ubrania.

— Ja to powinienem powiedzieć — stwierdził cicho Greg, podchodząc i pochylając się obok niego. — Nigdy wcześniej nie bawiłem się tak dobrze podczas pieczenia.

— Powinniśmy przynieść ciasto na Baker Street.

— Nie chcesz go zatrzymać? — zapytał Greg, przechylając głowę na bok.

Mycroft zawahał się, zanim potrząsnął głową.

— Nie, uważam, że byłoby to nierozsądne — skomentował.

Spojrzenie Grega zmiękło.

— Zatrzymaj ten tok myśli, kochanie — powiedział łagodnie, wiedząc, że w umyśle jego partnera pojawiła się niepewność. — No dalej, to twoje pierwsze ciasto. Zasługujemy na to, by się nim cieszyć.

W końcu Mycroft skinął głową przyznając mu rację. Greg uśmiechnął się promiennie. Może podzielą się częścią ciasta z Johnem i Sherlockiem, ale nie całym. Wreszcie minutnik zadzwonił i wyjęli wypiek, aby ostygnął, a potem lukier z lodówki. Greg nabrał odrobinę na palec i zlizał go, nucąc z uznaniem.

— Mmm, idealnie — pochwalił, po czym innym palcem nabrał trochę więcej. — Spróbuj.

Mycroft patrzył na palec przez chwilę, po czym pochylił głowę i powoli zaczął go ssać. Greg nie mógł powstrzymać dreszczyku, który go przeszył. Ten język powinien być nielegalny. Oblizując usta, przesunął palcem po dolnej wardze Mycrofta, wywołując dreszcz u młodszego mężczyzny. Uśmiechnął się.

— Pokryjmy ciasto lukrem — powiedział chwytając Mycrofta za brodę i przyciągając go do pocałunku. — Zanim naprawdę zboczymy na inny tor.

Chapter 248: Komponowanie

Chapter Text

Mycroft miał zamknięte oczy, skupiając się na absolutnie niczym poza zadaniem, w którym się pogrążał. Jego smukłe palce przelatywały po chłodnej kości słoniowej, odtwarzając muzykę z pamięci bez pomocy nut. Były one co prawda przed nimi, ale nie musiał się na nich koncentrować i o to mu właśnie chodziło.

Odkąd był małym chłopcem, kochał grać na pianinie. Był to instrument, na którym grał z całej pasji, podobnie jak później Sherlock robił to ze swoimi skrzydłami, i był w tym doskonały. Już w wieku dwunastu lat komponował własną muzykę. Nie miał już dużo czasu na komponowanie. W każdym razie niewiele. Jego praca przeważała nad jego pasją i czasami spędzał tygodnie nie dotykając ukochanego fortepianu. Nawet tej nocy cienka warstwa kurzu, którą musiał zetrzeć, była przygnębiająca. Teraz, kiedy wyłączył komórkę i zmusił się do opuszczenia biura, nigdy nie chciał już się odsunąć od instrumentu.

Polityka była wyczerpująca, Sherlock był irytujący, a Mycroft był na granicy nerwów. Dlatego grał. Grał intensywnie i precyzyjnie, muzyka rozbrzmiewała w powietrzu. Przechodziła z jednego kawałka muzycznego w następny z nieskazitelną łatwością, jak zawsze miały być grane razem, nawet jeśli były skomponowane stulecia od siebie.

Kiedy miał już dość klasyków, przeszedł do własnych kompozycji. Zagrał dwa pełne utwory, które stworzył pod koniec dwudziestego roku życia. Jego myśli i emocje wracały po całym tym czasie i całkowicie rozumiał, dlaczego wybrał tę nutę i tę prędkość. Z westchnieniem spojrzał na swoje dłonie ze zmarszczonymi brwiami, zatrzymując się i słuchając dźwięków odbijających się od jego ścian.

Bez muzyki był niczym. To było prawdą. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale on i Sherlock byli bardzo podobni pod tym względem. Mycroft nie pozwalał sobie na wyrażenie wszystkich swoich emocji w normalny sposób, więc robił to za pomocą fortepianu. Muzyka była jego katalizatorem i naczyniem. Muzyka była dla niego wszystkim.

A potem był Gregory.

Jak zawsze, starszy mężczyzna miał sposób, by nawiedzać jego myśli w najbardziej przypadkowych momentach. Mycroft zakochał się i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Przekonywał samego siebie, że to się nigdy nie wydarzy, a jednak… Nie można było zaprzeczyć, że to się stało. Był sfrustrowany, ponieważ wiedział dokładnie, co należy zrobić, a jednocześnie był niesamowicie niedoświadczony w tym wszystkim. Był uwięziony w tym, że nie był w stanie sformułować słów, ponieważ kiedy to wcześniej robił, nie było już odwrotu i nigdy nie kończyło się to dobrze. Jak miało być inaczej w tym przypadku?

Gregory był jednak inny. Mycroft nigdy… Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Dlatego z ciężkim westchnieniem znów zatrzepotał palcami po kości słoniowej, śledząc każdy zakątek klawiszy, zastanawiając się. Potem w końcu odłożył myślenie na bok i zrobił coś, na co nie pozwalał sobie przez piętnaście lat.

Zaczął komponować.

Kiedy komponował, godziny mijały w mgnieniu oka. Mycroft był nieświadomy wszystkiego, co go otaczało, gdy angażował się w swoje dzieło. Było ono intensywne, zmieniające się z powolnego i smutnego, przez zaciekły i wściekły, na szybki i gorący, a potem nieśmiały. Fala emocji, którą można było usłyszeć w muzyce, pasowała z falą emocji, która przelewała się przez jego serce.

Dopiero jakiś czas później, gdy Mycroft uspokoił się, a jego mózg ucichł, zdał sobie sprawę, że nie był sam. Ramiona zesztywniały na ruch za nim, a jego umysł i serce przyspieszyły. Przełykając, wziął głęboki oddech i zaryzykował spojrzenie za siebie, gdzie stał Gregory wpatrujący się w niego z podziwem.

— Przepraszam… — zaczął mężczyzna, wyraźnie zszokowany i bez tchu. — Twoja komórka była wyłączona i trochę… Cóż, martwiłem się, więc… Łał. Nie wiedziałem, że grasz.

Mycroft musiał pozbyć się napięcia z ramion, kiedy skinął głową. Jak długo Gregory był tam? Tyle myśli biegło mu w głowie i nie wiedział od czego zacząć.

— Tak — postanowił potwierdzić. — Gram odkąd byłem mały.

— Ten kawałek… to było…

— To było coś, co do mnie przyszło — mruknął, wzruszając ramionami.

Gregory spojrzał na niego zdumiony.

— Ty to skomponowałeś? — zapytał, robiąc krok do przodu, wpatrując się w niego.

Mycroft zacisnął usta w wąską linię i spojrzał na klawisze, ponownie kiwając głową.

— Tak…

— Emocje, które za tym kryły się — powiedział Gregory, a potem usiadł obok niego na ławce. Kiedy znalazł się tak blisko? — Skąd one wszystkie się wzięły?

Mycroft wyliczył, że mógł udzielić dokładnie sześć odpowiedzi na to i co mogło z nich wyniknąć. Mógł w ogóle odmówić odpowiedzi. Zastanawiał się, co by się wtedy stało. Miał każdą rozmowę precyzyjnie zaplanowaną do samego końca, kiedy jego usta zdecydowały się przemówić z własnej woli.

— Myślałem o tobie — przyznał, a jego ramiona znów się napięły.

Po chwili zaryzykował spojrzenie w górę, ale wyraz twarzy Gregory’ego był niejasny. Nie mógł go rozgryźć. Wtedy, niespodziewanie, starszy mężczyzna delikatnie ujął jego policzek.

— Ja też cię kocham, idioto — wyszeptał, pochylając się, by pocałować namiętnie Mycrofta. Starszy mężczyzna wtulił się w Gregory’ego. Pocałunek zapierał mu dech w piersiach.

To było ryzykowne założenie, ale mężczyzna był inspektorem o silnej intuicji. Poza tym miał całkowitą rację, a Mycroft pozwolił sobie na schwycenie ubrań mężczyzny i pozwolenie muzyce i jego ustom powiedzieć to, czego nie mógł powiedzieć na głos.

Chapter 249: Zbyt wiele ludzi

Chapter Text

Były momenty, kiedy Mycroft rozpaczliwie potrzebował odosobnienia od wszystkiego. Były chwile, kiedy reszta rasy ludzkiej stawała się zbyt trudna do zniesienia, a kolejna chwila w ich obecności doprowadzała człowieka do szaleństwa. Wszyscy byli tak tępi, tak wolno pojmowali najłatwiejsze koncepcje, i tak nieświadomi otaczającego ich świata. Mycroft potrafił oddzielić każde z tych spotkań i sprawić, by czuli się znacznie słabsi niż w rzeczywistości, ale nawet po pewnym czasie mogli mu zszargać nerwy.

Wpadał w coraz bardziej okropne nastroje, kiedy zaczynało się to dziać. Stawało się to jeszcze gorsze, gdy nie mógł uciec tak szybko, jak chciał. Stawał się zgryźliwy z powodu każdego drobiazgu i nie był w stanie powstrzymać swojego miażdżącego spojrzenie skierowanego na tego, z kim w tym czasie rozmawiał. Był sfrustrowany. Z braku lepszego porównania stawał się Sherlockiem.

Ogólnie rzecz biorąc, zachowanie jego młodszego brata było irytujące, a czasem wręcz przerażające. Jednakże, kiedy sam wpadał w tego rodzaju nastrój, nabierało to sensu. Dawno temu był w stanie segregować rzeczy o wiele łatwiej niż Sherlock, ale przytłoczenie sprawiało, że ta umiejętność była praktycznie przestarzała. Niestety przez to nie był w stanie tolerował niemalże wszystkiego, łącznie ze swoim partnerem.

Nie był zły na Gregory’ego. Nie był nawet tak bardzo zirytowany Gregory’m. Ale właśnie wtedy, gdy wreszcie odzyskał chwilę spokoju, jego najdroższy inspektor wrócił do domu z tego, co wydawało się mu dość okropnym dniem w pracy, i chciał o tym porozmawiać. Mycroft zawsze chętnie wysłuchiwał się w skargi partnera. Pomogło to Gregory’emu wypuścić z siebie frustrację, a potem szykowali sobie herbatę i zasiadali razem, a nastrój starszego mężczyzny poprawiał się. Mycroft przekonał się, że tym razem nie był w stanie być tak przychylny temu rozwiązaniu.

— Mycroft? — zapytał Gregory z wahaniem, przechylając głowę na bok, podczas gdy Mycroft wpatrywał się w dziurę w fotelu stojącego naprzeciwko kanapy, na której się znajdowali.

— To nic takiego — warknął Mycroft, nie zdając sobie sprawy z tego, jak ostry był jego ton, dopóki nie zobaczył ledwie zauważalnego wzdrygnięcia się Gregory’ego na moc stojącą za tymi słowami. Cudownie, jego okropny nastrój wpływał na jedyny związek, na którym bardzo mu zależało. — Przepraszam, uważam, że po prostu naprawdę potrzebuję być teraz sam — powiedział pośpiesznie, wstając i wygładzając kamizelkę. — Jeśli zgłodniejesz, to nie czekaj na mnie z obiadem i zjedz sam.

Bez słowa wyszedł z salonu i ruszył prosto do swojego biura, nie oglądając się za siebie. Odkrył, że naprawdę nie chciał widzieć wyrazu twarzy Gregory’ego. Zamknął za sobą drzwi i usiadł za biurkiem, przyciskając palce do skroni z zirytowanym westchnieniem. Wątpił, że dzisiaj zaśnie. Najprawdopodobniej zostanie tu do świtu, a potem weźmie szybki prysznic i przebierze się w świeże ubranie, zanim wyruszy na wczesne spotkanie z brytyjskimi dyplomatami.

Obniżył dłonie i oparł brodę na nich. Odchylił się na siedzeniu i zamknął oczy. Odetchnął głęboko, skupiając się na oczyszczeniu myśli najlepiej jak potrafił. Było tyle hałasu, tyle przytłaczającej irytacji i plątaniny, i musiało to zniknąć. Zatopił się głęboko w swoim umyśle, sortując i segregując to, co mógł, pozbywając się innych i powoli napięcie zaczęło znikać z jego ciała.

Nie wiedział, jak długo tam siedział, ale kiedy silne dłonie spoczęły na jego ramionach, nie mógł powstrzymać się od wzdrygnięcia zaskoczenia. Nastąpił delikatny uścisk. Jego partner zaczął delikatny masaż. Mycroft westchnął, powieki znów zatrzepotały i zmiękł pod dotykiem.

— Czy to pomaga? — zapytał Gregory głosem ledwie przewyższającym szeptem i pełnym troski.

Mycroft wypuścił powietrze przez nos i kiwnął głową.

— Tak — potwierdził, nie mogąc powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. — Przepraszam za…

— Nie martw się tym — powiedział Gregory. Mycroft po prostu wiedział, że starszy mężczyzna potrząsnął głową. — Musiałeś zagłębić się w siebie i uporządkować swój genialny umysł. Nie możesz tego zrobić, kiedy najeżdżam twoją przestrzeń i paplę o głupich rzeczach. Przepraszam, że nie zauważyłem tego wcześniej, kochanie.

Wreszcie odwracając się, Mycroft spojrzał na Gregory’ego. Był zagadką. Jak, u licha, naprawdę istniał człowiek taki jak on? Mycroft był zdziwiony tym, jakie to szczęście, że znalazł go i jakoś zatrzymał przy sobie.

— Jak cię zdobyłem? — zapytał przyciszonym, zaskoczonym tonem. — Jak to jest, że po prostu wiesz?

— Po prostu wiem. — Gregory uśmiechnął się, pochylając, by pocałować Mycrofta w czoło. — Znam to twoje spojrzenie. Miałeś do czynienia ze zbyt wieloma ludźmi w zbyt krótkim czasie.

— Jesteś cudem, Gregory Lestrade.

— Tak, wiem. — Greg mrugnął, uśmiechając się żartobliwie.

Mycroft zdołał się uśmiechnąć, czując radość z powodu uroczego mężczyzny, z którym nie miał prawa być, ale nigdy nie pomyślałby o opuszczeniu go.

Chapter 250: Jego życie było kompletne

Chapter Text

Po rozwodzie życie Grega wydawało się pogorszyć. Było… bezbarwne. Takie określenie nie miało sensu, ale było najwłaściwsze. Był nieszczęśliwy podczas rozwody, a nawet wcześniej, gdy jego była żona wielokrotnie go zdradzała. Greg zdał sobie sprawę, że rzadko bywał w domu i zdecydowanie mieli swoje problemy, ale to wszystko naprawdę go wyniszczyło mentalnie.

Potem pochował się w pracy. Rzadko bywał w domu, a kiedy już w nim był, miał w ręku piwo. Najczęściej zasypiał na kanapie, gdzie przesypiał tylko kilka godzin, zanim doczłapał się pod gorący prysznic i wypijał kubek po kubku kawy nad papierkową robotą lub martwym ciałem.

Jego życie było nieszczęśliwe. Jego współpracownicy byli zaniepokojeni. Greg też powinien się martwić, ale szczerze mówiąc, nie miał na to siły. Jedyną zbawczą łaską, jaką kiedykolwiek miał było to, że John Watson szedł z nim do pubu. Zawsze się dobrze dogadywali i miło było mieć przyjaciela.

Po pewnym czasie Sherlock zaczął powoli wspominać o zainteresowanej nim osobie. Wskazówki, które John często powtarzał. Greg był pod tym względem mocno podejrzliwy i zajęło mu to trochę czasu, ale po kilku kuflach w końcu udało mu się to wydusić z Johna.

Usłyszenie, że cholerny Mycroft Holmes był nim zafascynowany sprawiło, że Greg zastanawiał się, czy jego piwo nie zawierało narkotyków. Spuścił na chwilę wzrok zdziwiony, podczas gdy John zaśmiał się rozbawiony. Najwyraźniej dla Sherlocka była to przerażające i denerwujące, że jego starszy brat usychał z tęsknoty. Sherlock chciał to zakończyć i mieć za sobą.

W ten sposób Greg zabrał się na odwagę, by zaprosić eleganckiego mężczyznę na randkę. Szybko okazało się to najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjął.

Dzień po dniu światło zaczęło wracać do życia Grega. Był podekscytowany, biorąc rano prysznic i ubierając się, nie musiał już się do tego zmuszać. Jego serce trzepotało za każdym razem, gdy otrzymał nowego smsa. Uświadomiło mu to, jak bardzo był przygnębiony i odrętwiały przez ostatnie dziewięć miesięcy. Nic dziwnego, że inni się o niego martwili.

Greg miał powód, by znów się uśmiechać. Miał powód do śmiechu. Nadal pracował przez długie godziny i nadal było ciężko, ale jego partner również pracował długo, ale wiedział, jak ważne było to, co robił. To sprawiło, że ich wspólny czas był jeszcze bardziej wyjątkowy i za każdym razem czerpali z niego jak najwięcej.

Greg szybko zorientował się, że chce być z Mycroftem na zawsze. Jego życie było teraz kompletne w sposób, w jaki nigdy wcześniej nie było. Myślał, że tak było, kiedy się ożenił. Sądził, że był zakochany i wtedy był, ale patrząc wstecz, wciąż brakowało czegoś, co znalazł u Mycrofta. Dzięki temu wiedział, że to właśnie on. Chciał, żeby byli ze sobą na zawsze, a gdy się zestarzeją, przeniosą się na emeryturę w odosobnione miejsce (chociaż prawdopodobnie trzeba będzie ich obu odciągnąć od biurek, ponieważ byli raczej uparci, jeśli chodziło o pracę). W żadnym wypadku nie byli idealni, ale pasowali do siebie i tak dobrze ze sobą współpracowali. To się liczyło.

— Gregory? — rozległ się głos samego mężczyzny, wyrywając go z zamyślenia.

Siedzieli na kanapie, oglądając film, ale Greg widział go wiele razy i najwyraźniej zatopił się w myślach.

— Tak? — zapytał. — Przepraszam, odpłynąłem myślami.

— W porządku. — Mycroft uśmiechnął się. Ujął policzek Grega, który mruknął z zadowoleniem i przymknął oczy. — Co było tak fascynujące, że tak w pełni zawładnęło twoim umysłem?

Greg ponownie otworzył oczy i spojrzał w jasnoniebieskie należące do Mycrofta. Jego serce waliło w ten przyjemny sposób, w jaki zawsze się zdarzało, gdy chodziło o Mycrofta. Miał zamiar poślubić tego człowieka. Nie było co do tego żadnych wątpliwości. Odwrócił głowę, żeby złożyć delikatny pocałunek na dłoni Mycrofta.

— Ty — przyznał szczerze, pochylając się i wtulając się w pierś wyższego mężczyzny.

Ramiona owinęły się wokół niego. Greg westchnął, ponownie zamykając oczy. Bez względu na to, u kogo się znajdowali, kiedy tak się zachowywali, Greg był w domu.

Chapter 251: Zły dzień

Notes:

Uwagi: Rozdział skupia się na depresji.

Chapter Text

Były dobre i złe dni. Dobre dni zdarzały się znacznie rzadziej niż te złe. Złe dni były ciemne, niezmiernie mroczne i szczerze mówiąc, przerażające. Ale… wciąż je miał. Greg miał wiele do czynienia w ciągu ostatnich kilku miesięcy swojego życia. Został wyrwany ze swojego świata, który został zniszczony. Miał wrażenie, że grozi mu degradacja, jeśli nie będzie mógł go wyprowadzić na odpowiednie tory. Jednak… nie mógł tego zrobić.

Sally próbowała powiedzieć mu, żeby się rozweselił. Kiedy nie byli w środku sprawy, próbowała podnieść go na duchu lub nakłonić go do rozmowy. Problem polegał na tym, że nie wiedział, od czego zacząć. Jego umysł był bałaganem, a depresja była śliskim zboczem. Niejednokrotnie sugerowała, żeby znalazł kogoś, z kim mógłby porozmawiać. To jedynie denerwowało go za każdym razem. W głębi duszy wiedział, że to nie był taki zły pomysł, ale nie mógł się zmusić, żeby się z kimś zobaczyć. Nie miał na to energii.

Jedynym światłem był Mycroft. Był naprawdę jedyną dobrą rzeczą, jaka przytrafiła się Gregowi i nigdy nie zrozumie, jakim cudem go miał. Był załamanym gliną, psychicznie i fizycznie. Nie był już u szczytu, a radzenie sobie z tym musiało być męczące. Jednak Mycroft został, uśmiechał się i sprawiał, że Greg czuł się kochany, nawet jeśli nie potrafił pokochać siebie.

Mimo to złe dni mogły stać się tak złe, że miał wrażenie, że się dusi. Czuł się dziwnie, obcy we własnej skórze. Niektóre dni były dziwne i paraliżujące. Wolał tamte dni, bo przynajmniej wtedy mógłby funkcjonować w połowie normalnie. To były dni, w których mógł się uśmiechać i przetrwać dzień bez zmartwionych spojrzeń, pytań czy kręcenia się wokół niego. Żałował, że nie było więcej tych dni.

Dzisiaj nie był to jeden z tych dni. Dzisiaj było źle. Dzisiaj był dzień, w którym rzucił komórką przez pokój, ponieważ nie ładowała się wystarczająco szybko. Był zdumiony, że się nie rozbiła, kiedy dziesięć minut później zmusił się, żeby ją podnieść. Dzisiaj było trudno nie chować twarzy w dłoniach i płakać pośrodku New Scotland Yardu. Jego klatka piersiowa była napięta i nie mógł oddychać. Nie mógł funkcjonować.

Skończył swój dzień pracy wcześnie, bez żadnych wyjaśnień do ludzi pracujących w głównym biurze. Napisał do Sally, że musi odpocząć, a ona odpowiedziała mu, żeby to zrobił i spróbował się uśmiechnąć. Wiedział, że miała najlepsze intencje, ale takie rzeczy naprawdę działały odwrotnie niż chciała i mało mu pomagały. Jeśli już, sprawiały, że Greg czuł się jeszcze bardziej okropnie, ponieważ nie był w stanie się uśmiechnąć. Nieważne, jak bardzo czasami chciał.

Walczył ze łzami przez całą drogę do domu. Jazda, gdy łzy zamazują wizję nie była najlepszą kombinacją, a on już raz przez to bliski wypadku, więc… nie. Brał głębokie, drżące oddechy, ściskając kierownicę z całych sił, aż w końcu dotarł do domu i prawie w biegu wpadł do swojego mieszkania.

Ruszył prosto do sypialni, zakrywając dłonią usta, gdy zdał sobie sprawę, że mieszkanie nie było tak puste, jak się spodziewał. Mycroft był już w domu, kiedy nie było jeszcze szesnastej. Ale Greg musiał paść na łóżko, ponieważ jego emocje niebezpiecznie kipiały i po prostu nie mógł znieść bólu.

Był sekundy od poddania się i całkowitego załamania, które napierało na niego z każdej strony, kiedy usłyszał kroki wskazujące, że nie był już sam. Jego żołądek opadł. Potarł cicho łzawiące oczy i westchnął niepewnie, przygryzając wargę.

— Gregory? — zapytał Mycroft miękkim i łagodnym głosem.

Greg potrząsnął głową.

— Ja tylko… — próbował powiedzieć, ale wtedy zaczął szlochać.

Jego głos brzmiał szorstko, obco i tak napięty, jak się czuł. Nie było werbalnej odpowiedzi. Zamiast tego Greg poczuł, jak materac łóżka za nim zapada się i nagle poczuł znajome ciepło i smukłe ramiona owinięte wokół jego drżącego ciała.

Pociągając nosem, Greg odwrócił się i schował twarz w piersi Mycrofta. Chwycił się jedwabnej kamizelki, roztrzaskując się w jego ramionach. Czuł, jak Mycroft głaskał go po włosach i masował jego plecy. Młodszy mężczyzna nic nie mówił. Rzadko to robił. To było jak powiew świeżego powietrza, który Greg chwycił rozpaczliwie.

— Chciałbyś o tym porozmawiać? — zapytał w końcu, gdy Greg zamilkł, wciąż trzęsąc się i pociągając nosem, ale już nie tak bardzo.

Greg pokręcił głową.

— Nie… — zaczął, marszcząc brwi i pokaszlując.

— W porządku — powiedział Mycroft, zanim zdążył dokończyć, składając pocałunek w jego włosy. — Jestem przy tobie.

Chapter 252: Kilka słów

Chapter Text

Greg wziął głęboki, drżący oddech, kiedy wspinał się na scenę, z papierami tak mocno zaciśniętymi w dłoniach, że zdziwi się, jeśli będzie mógł przeczytać, to co napisał. Nie był na to przygotowany. Nigdy nie mógł być na to przygotowany. Żadna ilość szkoleń, czytania lub fałszywych scenariuszy nigdy nie mogła to tego przygotować.

Starając się nie drżeć, Greg stanął za drewnianym podium i odwrócił się przodem do zgromadzenia ludzi, gdzie przed chwilą sam się znajdował. Wziął kolejny wdech, wpatrując się w smutne twarze przyjaciół, rodziny, współpracowników i nieznajomych. Nie był na to gotowy.

— Ethan był… — zaczął, a jego głos załamał się wbrew własnemu, mentalnemu protestowi. Odchrząknął i zamknął oczy na krótką chwilę, zanim spróbował ponownie. — Ethan był kimś więcej niż kolegą. Był doskonałym gliniarzem, jeszcze bardziej błyskotliwym sierżantem i był na dobrej drodze do nadinspektora, jeśli nikt z nas nie byłby ostrożny i dał mu na to szansę.

Ten komentarz wywołał kilka lekkich chichotów ze strony innych członków New Scotland Yardu, a Greg sam zdołał się uśmiechnąć na niektóre z bardziej miłych wspomnień, jakie przyniósł ze sobą ten komentarz. Spojrzał na swoje papiery, przeglądając pospiesznie nabazgrane notatki. Nie był na to przygotowany. Przełknął ślinę, ale prawie nic nie zdołało usunąć guza w gardle.

— Ethan był dla mnie kimś więcej niż tylko kolegą — kontynuował, zerkając na swoją przemowę, aby uniknąć ciągłego wpatrywania się w ludzi. — Był moim partnerem. Jednym z moich pierwszych w dywizji, ponieważ jak wszyscy wiemy, był tak dobry i potrafił wywołać uśmiech na twarzy prawie każdego w ciągu pięciu minut. Świadczy o tym samo zobaczenie was wszystkich tutaj. Wywarł wpływ na tak wiele istnień ludzkich i nadal ma na nie wpływ.

Musiał szybko zamrugać, walcząc z narastającym pieczeniem w oczach. Powiedział sobie przed tym wszystkim, że nie będzie płakał na pogrzebie. Był zdecydowany nie płakać teraz. Musiał być silny.

Jego przemówienie trwało trochę dłużej, opowiedział o kilku zabawnych rzeczach związanych z Ethanem, doceniając wszystko, co mężczyzna zrobił dla niego, gdy przechodził przez trudne okresy własnego życia, przez wszystko. Podobało mu się, że mógł wzniecić odrobinę iskry u tych wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy byli tacy smutni i było to… okropne. Ale to było naturalne. Byłoby smutno ze względu na śmierć Ethana, ale było coś w tym, że mężczyzna zmarł w pracy, co jeszcze pogorszyło sytuację. Zabrany przed swoim czasem. Przerażające dla innych funkcjonariuszy. To urzeczywistniło taką możliwość. Uczyniło to namacalnym. Uświadomiło, że to może być każdy z nich, jeśli nie będą ostrożni.
Ale Ethan chciałby, żeby ludzie się uśmiechali, nawet jeśli tylko trochę. Dlatego Greg skupił się na tym. Nie odniósł wielkiego sukcesu i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że część tego miało związek z faktem, że przez cały czas, gdy wygłaszał mowę, był bliski łez, ale w końcu było po wszystkim i zszedł z podwyższenia i podszedł do swojego miejsca, czując ołowiane ciężary ciągnące się za nim.

Kiedy spojrzał w głąb przejścia, zbliżając się do swojego siedzenia, jego spojrzenie utkwiło w postaci stojącej w tylnym kącie. Jego chłód zachwiał się i prawie zamarł, ledwo będąc w stanie oderwać wzrok, gdy serce podeszło mu do gardła. Jego spojrzenie spotkało się z blado niebieskimi oczami, gdy Mycroft Holmes kiwnął mu łagodnie głową i leciutko uśmiechnął się, przesuwając nieco swój uchwyt na parasolu. Greg skinął mu głową, oblizując wargi i odwracając się, by usiąść.

Po pogrzebie wszyscy wyszli na zewnątrz, gdzie miał się odbyć pochówek. Powiedziano jeszcze kilka słów, a jacyś mężczyźni w mundurach wykonali porządne pożegnanie zmarłego, na które Greg nie mógł się zmusić. Zapytano go, czy chce poprowadzić tę część, natychmiast odmówił. Ledwo mógł zebrać się w sobie, by wygłosić mowę pożegnalną, nie było mowy, żeby mógł zrobić to wszystko.

Potem ludzie zaczęli powoli się rozpraszać. Greg podszedł do żony Ethana, Amandy, i mocno ją przytulił. Nie płakała, ale Greg myślał, że to tylko dlatego, że przelała wcześniej wszystkie łzy i nic nie zostało na dzisiaj.

— Posłuchaj mnie — wyszeptał, chwytając ją czule za ramiona. Przygryzł wargę, która lekko mu drżało. — Masz mój numer telefonu. Proszę, użyj go. Jeśli ty lub mała Sam będziecie mnie potrzebować, nie wahaj się. Możesz przyjść kiedykolwiek, albo możemy wyjść gdzieś… cokolwiek, co będziesz chciała, kochanie.

— Wiem, Greg. — Skinęła głową, zerkając na swoją córkę Sam, z którą siedziała, jak dobrze pamiętał Greg, jej babcia. Biedna dziewczynka. Nie mógł sobie nawet wyobrazić, jak to wszystko na nią wpłynęło. — Dziękuję ci. Zawsze byłeś niesamowitym przyjacielem naszej rodziny. Nigdy tego nie zapomnę.

Uśmiechając się tak bardzo, jak tylko był w stanie, z łzami spływającymi mu po policzkach, pochylił się i pocałował policzek Amandy. Uścisnęła go ponownie i delikatnie otarła jego łzy, poklepując go po policzku, zanim musiała porozmawiać z kimś innym.

Gdy przemierzał parking, czekał na niego czarny samochód i nie mógł odczuwać większej ulgi. W chwili, gdy drzwi wozu się zamknęły za nim, a on siedział w środku, szczupła dłoń spoczęła na jego kolanie. Greg odwrócił się i przez kilka sekund patrzył na Mycrofta, po czym pochylił się gwałtownie i wtulając się w jego pierś zapłakał. Był smutny, bał się i czuł się niezmiernie przytłoczony. Mycroft nic nie powiedział, zadowalając się trzymaniem go blisko siebie przez całą drogę do domu. I to było dokładnie to, czego Greg potrzebował, bo w tamtej chwili nie miał już siły na cokolwiek.

Chapter 253: Przestań być pracoholikiem

Chapter Text

— Gregory, najdroższy, nie patrz tak na mnie — westchnął Mycroft, ale nie był w stanie powstrzymać uśmiechu ani wesołości w głosie.

Potrząsając głową, Greg podszedł bliżej i pociągnął za rękaw kurtki młodszego mężczyzny, przyciskając się do niego i owijając bezpiecznie ramiona wokół niego.

— Nie idziesz — powiedział, prychając lekko przez nos i marszcząc brwi.

— Muszę — powiedział Mycroft, zerkając przez ramię, by móc znacząco popatrzeć na swojego partnera.

Nie chciał, nie za bardzo, ale jego obecność była wymagana w jego gabinecie przez co najmniej kilka godzin. Choć bardzo chciałby przebrać się z powrotem w piżamę (mimo że miał ją na sobie przez kilka godzin) i przez cały dzień wylegiwać się w mieszaniu ze swoim ukochanym, nie mógł. Obowiązki wzywają, czyż nie tak brzmiało to powiedzenie?

— Ale właśnie wróciłeś do domu — prychnął Greg, w końcu odsuwając się i krzyżując ramiona. — Nie było cię prawie dwa miesiące, Myc. Cholerne dwa miesiące. Sześć godzin byłeś w domu, a teraz znów wychodzisz.

Mycroft westchnął, a jego ramiona opadły, gdy patrzył na mężczyznę stojącego obok niego. Rozpaczliwie za nim tęsknił i to wcale nie ułatwiało tego. Charakter jego prac był jednak tak wrażliwy na czas, ze po prostu… nie można było tego odłożyć na bok. Czasami żałował, że był tak ważny, więc nie mógł sobie pozwolić na to, by powiedzieć, że będzie dobrze i zamiast pójść do pracy, zostać cały dzień w domu.

— Wiem i bardzo przepraszam — powiedział Mycroft, ujmując dłonią jego policzek i składając pocałunek na czole. — Bardzo za tobą tęskniłem, ale tak długo jak mnie nie było, istniały sprawy, które nie można ignorować ani przez chwilę dłużej. Moja obecność jest wymagana.

— Mogą poczekać kolejne 24 godziny — wymamrotał Greg, wpatrując się w ziemię.

Mycroft ponownie zamknął oczy i westchnął. Rozczarował swojego partnera, to było oczywiste.

— Znasz charakter mojej pracy, Gregory — powiedział łagodnie, nie chcąc uchodzić za obraźliwego, ale to była prawda. Mężczyzna wiedział o tym, odkąd rozpoczęli romantyczny związek.

— Tak, wiem, ale… — zaczął Greg, a potem potrząsnął głową. — Nie. Nie wyjdziesz dzisiaj. Mogę powiedzieć, że nie chcesz wychodzić i wyraźnie wiesz, że również tego nie chcę, dlatego zadzwonię do Anthei i załatwię ci wolny dzień.

Mycroft zaczął protestować, ale Greg już się odwracał, by stanąć między nim a wyjściem, wyciągając komórkę z kieszeni. Oparł się wyzywająco o drzwi, a w oczach widniało wyzwanie, by Mycroft spróbował go ominąć.

— Hej, Antheo, tutaj Greg — powiedział po chwili. — Tak, posłuchaj, stoi przede mną polityk, co jest dość trudne. Hmmm? O tak, zawsze taki był. O tak, wielki pracoholik. Tak. Dobra, oto więc plan. Ten polityk nie wyjdzie dziś do swojego biura. Zostaje w domu, aby jego seksowny partner, który tęsknił za nim bardziej, niż ktokolwiek mógłby to określić, mógłby go przelecieć do nieprzytomności, poprzytulać się, a potem zjeść może kolację i jeszcze trochę się pobzykać. Myślisz, że mogłabyś wpisać to do jego harmonogramu? Możesz? Och, świetnie. Widzisz, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Tak, zwrócę go w jednym kawałku. W dużej mierze. Dziękuję bardzo.

Kończąc połączenie, Greg schował komórkę z powrotem do kieszeni i uśmiechnął się.

— Widzisz, wszystko załatwione — rozpromienił się, odsuwając się od drzwi, by podejść do Mycrofta. Uniósł ręce i chwycił kurtkę młodszego mężczyzny, ściągając ją z niego. — Anthea wszystkim się zajmie, kochanie. Proszę, zostań ze mną w domu.

Mycroft westchnął, ale uśmiechnął się i pokręcił głową. Z bardziej czułym westchnieniem ponownie ujął policzek Grega i spojrzał mu w oczy.

— Jesteś cudem, Gregory Lestrade.

— Nie ma niczego, czego nie mogę zrobić, kiedy jestem zdesperowany — wyszeptał, unosząc się na palcach, by powoli pocałować Mycrofta.

— Przypominam sobie, że była wzmianka o przeleceniu mnie, aż do nieprzytomności? Twoje słowa, a nie moje.

— O tak i wierzę, że nadszedł na to czas.

Chapter 254: Głupia impreza

Chapter Text

Greg powinien był wiedzieć, że pójście na to przyjęcie będzie złym pomysłem. Miał przeczucie, że w jakiś sposób ktoś się zdenerwuje i będzie żądał wcześniejszego zakończenia tego. Nie spodziewał się, że to on będzie tą osobą. Szczerze myślał, że Sherlock niemal natychmiast skorzystałby z okazji, gdy wiedział, że ujdzie mu to na sucho.

Dlatego, chociaż to był bardziej pomysł jego i Johna, aby wziąć udział w przyjęciu, które odbywało się w New Scotland Yardzie (praktycznie ciągnąć za sobą ich drugie połówki), to on stał w kącie z założonymi rękami, desperacko próbując nie marszczyć brwi. Mycroft stał przy stole i był otoczony przez cholerne kobiety. Znał kilka z nich, ale inne zdecydowanie były tylko partnerami, przyjaciółmi lub randkami niektórych ludzi z policji, którzy byli na przyjęciu.

— Och, Lestrade, wygląda na to, że coś cię irytuje.

Usłyszał głos Sherlocka i prawie wyskoczył ze skóry. Nie zdawał sobie sprawy, że mężczyzna był tuż obok niego. Odetchnął przez nos i potrząsnął głową, zaciskając zęby, gdy zobaczył porozumiewawczy uśmieszek na jego twarzy.

— Zamknij się — powiedział cicho, desperacko nie chcąc, żeby Sherlock próbował go w coś wciągnąć.

— Co, nie podoba ci się, że te kobiety tak dobrze poznają mojego brata? — Sherlock uśmiechnął się. — Ta chce iść z nim do domu. Brunetka. Spójrz na sposób, w jaki naciska na jego ramię. Hmm, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje?

— Sherlock — warknął Greg z irytacją machając ręką.

— Interesujące, Lestrade. Czy naprawdę jesteś taki niepewny? Hmmm. Rzeczywiście bardzo interesujące.

Desperacko nie poddając się chęci uduszenia Sherlocka we frustracji, Greg odwrócił się i odstawił drinka. Poświęcił ostatnią chwilę, by posłać młodszemu Holmesowi spojrzenie, na które mężczyzna odpowiedział złośliwym uśmiechem, po czym odwrócił się i przecisnął się przez tłum. Jego humor niemalże pogorszyło to, że kobiety nie miały pojęcia, że się zbliżył. Były za bardzo zafascynowane drugim mężczyzną. Mycroft wyglądał na wyraźnie zbitego z tropu i zirytowany uwagą, jaką otrzymywał. Dzięki temu było lepiej. Greg wciąż jednak nie mógł stłumić zazdrości, która kipiała mu w brzuchu.

— Wybaczcie mi — powiedział najłagodniejszym głosem, jak to możliwe, ale wiedział, ze Mycroft od razu potrafił powiedzieć wszystko, co czuł, po sposobie, w jaki głowa młodszego mężczyzny skierowała się w jego stronę, a te jasnoniebieskie oczy przeskanowały jego postać z uniesionymi brwiami. Nic dziwnego, że kobiety nie zareagowały. Jedna posunęła się nawet do tego, by ponownie zwrócić na siebie uwagę Mycrofta. — Przepraszam.

Kilka z nich odwróciło głowę, a dwójka szepnęła do siebie, zanim odeszły. To był otwór Grega, który wykorzystał i delikatnie chwycił nadgarstek Mycrofta. Brunetka, o której wspomniał Sherlock, patrzyła teraz na niego, najwyraźniej bardzo urażona, że podszedł i przerwał jej rozmowę.

— Gregory — zaczął Mycroft, ale gdy kobieta próbowała się ponownie zwrócić na siebie uwagę, Greg odciągnął swojego partnera i przyciągnął go obdarzając go długim pocałunkiem.

Mycroft na chwilę zesztywniał w jego ramionach, po czym, po kilku sekundach, odwzajemnił pocałunek. Po chwili rozstali się, wtedy Greg spojrzał znacząco na kobietę, która była tak zszokowana, że było to prawie komiczne. Z rozczarowanym westchnieniem spojrzała na ich ręce (które były teraz plecione), zanim w końcu odeszła.

— Co to było? — zapytał cicho, zdziwiony Mycroft.

— Przepraszam — westchnął Greg, przeczesując palcami włosy i zerkając na podłogę. — Po prostu… Boże, byłem taki zazdrosny, widząc jak krążą wokół ciebie, jak sępy nad padliną.

— Najdroższy… — powiedział Mycroft, potrząsając głową i obejmując jego policzek. Ich spojrzenia się spotkały. — Zdajesz sobie sprawę, że uratowałeś mnie przed okropną rzeczą zamaskowaną jako rozmowę?

— Tak, ale to nie ma znaczenie. — Greg wzruszył ramionami, pochylając się w stronę dotyku. — Jestem zaborczy.

— Lubię, kiedy stajesz się zaborczy — skomentował Mycroft prawie mruczącym głosem.

Greg zaczął się uśmiechać.

— Moje biuro jest na górze… — zaczął, potem umilkł i zerknął na sufit, jakby chciał jeszcze bardziej przekazać swój punkt widzenia.

— Wierzę, że to najlepsza propozycja, jaką usłyszałem przez cały wieczór — powiedział Mycroft i praktycznie pchnął partnera w kierunku windy na końcu korytarza.

Greg wciąż tłumił zazdrość, która go ogarnęła i chciał ją bardzo dobrze wykorzystać.

Chapter 255: Krótkie wakacje

Notes:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Greg westchnął, wyciągając nogi i krzyżując je w kostkach, patrząc na ocean przed nimi. Mieli krótkie okres wolny od szkoły, a kiedy Mycroft z wahaniem wspomniał o wakacyjnym domu swojej rodziny, rzucił się na zaproszenie bez chwili namysłu. Nie obchodziło go, gdzie to było, ani co było w pobliżu. Ale wyjazd ze swoim chłopakiem? Tak, chętnie.

Teraz, kiedy tu byli, nigdy nie chciał wyjeżdżać. To miejsce było… Boże. Było niesamowite. Było tak spokojnie i chociaż byli blisko miasto, to jednocześnie z dala od wszystkiego. Był zaskoczony, że Mycroft chciał go tutaj przyprowadzić, ponieważ spotykali się dopiero od kilku miesięcy, ale to było dokładnie to, czego potrzebowali. Tkwiąc w szkole, zwłaszcza z powodu odmiennej atmosfery i rodzaju uczniów, z którymi mieli do czynienia, nie mieli szansy na prawdziwy rozwój ich związku. Przyjście tutaj to umożliwiało.

— Gregory? — Po chwili dobiegł go głos młodszego nastolatka.

Greg otworzył oczy. Odwrócił się i spojrzał na niego, uśmiechając się promiennie.

— Tak, kochanie? — zapytał, przesuwając się i siadając.

Wskazał na swojego chłopaka, żeby podszedł i usiadł obok niego. Kiedy zaproszenie zostało przyjęte, objął Mycrofta ramieniem, przyciągając go do siebie i trącając nosem jego ramię.

— Musimy niedługo zacząć się pakować — kontynuował Mycroft.

Greg skinął głową. Nie chciał myśleć o tym, że to była ich ostatnia noc przed powrotem do szkoły. Nie był jeszcze gotowy do opuszczenia tego miejsca.

— Wiem — westchnął Greg, ponownie opierając się o oparcie siedziska, zamykając oczy.

Wsłuchiwał się w rozbijające się fale, pozwalając, by ogólna atmosfera go uspokoiła. Poczuł zmianę obok siebie, a potem Mycroft leżał z nim, obejmując jego talię i kładąc policzek na jego piersi. Greg westchnął, obejmując szczupłe ramiona chłopaka, przytulając go.

— Chcę ci podziękować za przybycie tutaj ze mną — powiedział Mycroft, przesuwając palcami w przód i w tył po pasku spodni Grega.

Starszy nastolatek ponownie otworzył oczy i spojrzał na Mycrofta.

— Nie ma za co — powiedział, wciskając nos w rude włosy. — Jestem szczęśliwy, że mnie zaprosiłeś.

Nadal był zszokowany tym, jak ten niesamowity, mądry, szykowny chłopak go polubił. Greg był awanturniczym, szorstkim dzieciakiem, który dostawał dobre oceny, ale nie było w nim nic niesamowitego. Był dumny z tego, kim był, i czuł się z tym wszystkim dobrze, ale… Nigdy nie sądził, że będzie w nim coś, co Mycroft uzna za interesujące, nie mówiąc już o czymś więcej. A jednak tutaj byli.

— Nie jestem gotowy do powrotu — przyznał z westchnieniem, odwracając się, by móc zwinąć się w ramionach Mycrofta. — To miejsce jest idealne.

— Kiedy jesteśmy sami — skomentował Mycroft, również przytulając się bardziej. — Gdyby tu była reszta mojej rodziny, to byłaby to zupełnie inna historia.

— Och, jestem pewien, że wszyscy są niesamowici — zaśmiał się Greg, przygryzając wargę. Zachichotał, gdy druga brew Mycrofta uniosła się i młodszy chłopak spojrzał na niego mocno zirytowany. To było urocze.

— Nie chcę jednak, żebyśmy wracali — skomentował Mycroft, gdy śmiech ucichł. Pogładził ciemne włosy Grega, które tym razem nie były ułożone ani nastroszone. — Do tej rudery, która nazywa się placówką edukacyjną. To nas dusi.

Spojrzenie Grega złagodniało i ujął w dłoń policzek drugiego nastolatka, przyciągając go bliżej, by powoli go pocałować. Delikatnie skubnął wargę Mycrofta, gdy chciał się odsunąć, ale jego partner gonił za jego ustami, by pogłębić pocałunek. Greg wydał cichy dźwięk z głębi gardła, obracając się, by opaść na plecy, pociągając za sobą Mycrofta.

— Jakie mamy plany na naszą ostatnią noc? — zapytał po chwili przy ustach Mycrofta. Poczuł, że chłopak zaczął się uśmiechać.

— Myślałem o miłej kolacji, może z lampką wina…

— Mycroft, ty niegrzeczny chłopcze.

Greg uśmiechnął się, wpatrując się w jasno niebieskie oczy. Patrzył, jak pojawił się w nich sugestywny błysk, a serce podeszło mu do gardła. Ich rozbawione spojrzenie zmieniło cię w coś bardziej intymnego i cennego. Greg delikatnie pogładził blady policzek Mycrofta.

— Gregory, chcę, żebyśmy… — zaczął, zatrzymując się, by spojrzeć w dół na ich ciała.

Greg czuł, jak bije mi szybko serce. Miał wrażenie, że wiedział, dokąd to zmierzało, ale nic nie powiedział i dalej czule gładził policzek chłopaka.

— Chciałbym, żebyśmy w końcu odbyli stosunek — wyszeptał Mycroft.

Tym razem Greg zamarł zdziwiony. Zaparło mu dech. Oblizując usta, usiadł, ciągnąć za sobą Mycrofta. To była poważna i ważna rozmowa.

— Jesteś pewien? — powiedział cicho, z całą uwagą skupioną na tej właśnie chwili. W odpowiedzi otrzymał delikatny, choć trochę nerwowy uśmiech.

— Jestem. — Skinął głową. — Nie potrafię wymyślić innego sposobu, w jaki chciałbym, aby nasz krótki urlop się skończył.

— Ani ja — szepnął Greg, wyszczerzając się w powolnym uśmiechu i przyciągając go do miłosnego pocałunku.

To były naprawdę najlepsze wakacje w jego życiu. To miała być wielka sprawa i wielki krok w ich związku. Nagle stało się to o wiele ważniejsze niż cokolwiek innego.

Chapter 256: Przestań się drapać

Chapter Text

To była spokojna noc i Mycroftowi udało się wyrwać ze swojego biura wystarczająco wcześnie, by zjeść wspaniały posiłek z ukochanym mężem. Teraz odpoczywali na kanapie, oglądając w telewizji jakiś film science-fiction. To było coś, czym jego Gregory był podekscytowany oglądaniem i od czasu do czasu komentował. Chociaż Mycroft nie przejmował się zbytnio filmem, cieszył się spędzonym wspólnie czasem.

Jego partner zamilkł podczas, jak się wydawało, jednej z bardziej emocjonującej części filmu - wspartej mnóstwem akcji i eksplozji… prawdopodobnie więcej, niż było to absolutnie konieczne - i Mycroft zwrócił swoją uwagę na komórkę po otrzymaniu aktualizacji od Anthei w sprawie sytuacji w Korei Południowej. Był w trakcie udzielania odpowiedzi, kiedy poczuł poruszenie obok siebie. Potem nastąpił powolny, rytmiczny ruch. Mycroft przestał pisać i na chwilę zamknął oczy.

— Gregory, najdroższy, musisz przestać — stwierdził, po czym skupił się na dokończeniu swojej wiadomości. Nastąpiła krótka pauza w ruchach, gdy jego najdroższy mąż westchnął, ale potem znowu się zaczęło.

— Nic na to nie poradzę — burknął.

W końcu Mycroft odłożył telefon i owinął palce wokół nadgarstka dłoni, która powodowała ten ruch.

— Tylko bardziej to podrażnisz — skomentował, przyciągając rękę do siebie i splatając ich palce. — Jeśli zostawisz to w spokoju, to przestanie swędzić.

W zeszłym tygodniu spędzili kilka dni w Sussex i ostatecznie spędzili więcej czasu na zewnątrz, niż Mycroft się spodziewał. To niestety doprowadziło do tego, że Gregory został wielokrotnie ugryziony przez różne owady, a teraz miał rozrzucone swędzące guzki wzdłuż nóg, które nadal go niepokoiły.

Największym problemem było to, że ciągle je drapał. Mycroft mógł powiedzieć, że czasami nawet o tym nie myślał. Robił to nieświadomie. Naturalnie, to tylko powodowało, że ugryzienia stawały się coraz bardziej podrażnione, a później zmieniały się w małe strupki, które jeszcze bardziej przedłużało cierpienie mężczyzny. Mycroft kupił coś, co miała być bardzo skutecznym kremem na ugryzienia, ale wydawało się, że to nie wystarczy.

— Ale to nie przestało swędzieć od kilku dni — poskarżył się Gregory, opierając się o Mycrofta i przesuwając się tak, że jego nogi ocierały się o siebie z irytacją.

Mycroft westchnął, wiedząc dokładnie, co robił. Skończy się na tym, że będzie musiał być związany, zanim to wszystko się skończy.

— Tak, bo nie zostawiasz ich w spokoju — zauważył. — W momencie, gdy będziesz mógł przejść przez godzinę bez podrażniania żadnego z nich, uczucie swędzenia w końcu zacznie słabnąć.

Na szczęście Gregory przestał się drapać i wiercić. Mycroft puścił jego nadgarstek i objął ramieniem męża, delikatnie pocierając jego przedramię, gdy ponownie skoncentrowali się na filmie. Gregory oparł głowę o Mycrofta, a ciepło i bliskość sprawiły, że młodszy mężczyzna uśmiechnął się.

A piętnaście minut później, Gregory znów zaczął się wiercić.

— W porządku, idę po rękawiczki — powiedział Mycroft, odsuwając się od Gregory’ego, wstając.

Starszy mężczyzna jęknął.

— Hej! Nie bierz rękawiczek! — zaprotestował z sapnięciem.

Mycroft znieruchomiał i spojrzał na niego przez ramię, unosząc brew.

— Przestaniesz zatem się drapać? — zapytał sceptycznie.

Patrzył, jak ramiona Gregory’ego opadają, gdy spojrzał na swoje kolana.

— To po prostu tak bardzo swędzi… — westchnął, załamując ręce na kolanach, marszcząc brwi.

Mycroft nienawidził tego, że jego najdroższy Gregory cierpi w ten sposób i nie próbował być okrutny w swojej surowości. Po prostu chciał, żeby Gregory spróbował pokazać powściągliwość i go wysłuchał. Wiedział, że to pomoże. Jego problemu można było tak łatwo uniknąć, gdyby przestał podrażniać ugryzienia.

— Mam pomysł — oznajmił, podchodząc do niego z powrotem, oferując mu dłoń. — Chodź ze mną.

Gregory skinął głową, wziął go za rękę i wstał. Mycroft ponownie splótł ich palce i wyprowadził go z salonu. Poszli do sypialni, a potem do łazienki.

— Jaki masz pomysł? — zapytał Gregory, obserwując Mycrofta poruszającego się po pomieszczeniu.

— Rozbierz się — polecił. — Idziemy wziąć prysznic. Ciepła wody i para chwilowo pomoże. Następnie, z tą odrobiną ulgi, powinno to dać ci wystarczająco dużo wytchnienia, by zostawić je w spokoju na wieczór. I może znajdę kilka sposobów, by odwrócić twoją uwagę…

Gregory uśmiechnął się, obserwując rozbierającego się Mycrofta, zanim poszedł w jego ślady. Mycroft nastawił wodę na znośną, ale ciepłą temperaturę. Najprawdopodobniej pomogło by to, a gdyby udało mu się sprawić, by jego mąż przestał drapać się przez resztę nocy, uznałby to za zwycięstwo.

Jeśli tak by się złożyło, że braliby przy tym udział w bardziej intymnych zajęciach, cóż to był tylko bonus.

Chapter 257: Nie jestem twoim kolegą

Chapter Text

Greg był raczej wściekły, kiedy przechodził przez ulicę i zbliżał się do wejścia do biurowca Mycrofta. Musiał zachować spokój, ale po prostu… Cóż miał temperament, a ta sytuacja wciąż się powtarzała, chociaż Mycroft wystarczająco dobrze wiedział, jak bardzo go to frustrowało. Nie mógł już tego znieść.

Skinął na strażnika przy drzwiach. Mężczyzna rozpoznawał go i miał pozwolenie, by być tutaj, więc nigdy więcej nie miał problemu z wejściem do środka, w przeciwieństwie do tego, co było na początku i Boże, było to upierdliwe. Całkiem dosłownie w jednym z przypadków, został fizycznie usunięty z budynku. Teraz jednak mógł wejść w dowolnym momencie.

Skierował się do schodów i wspiął się po nich, wchodząc piętro wyżej, gdzie znajdowało się biuro jego partnera. Wszedł przez główne drzwi, wchodząc do małej poczekalni i sali konferencyjnej, gdzie za biurkiem siedziała Anthea.

— Inspektorze — przywitała się, przyglądając mu się przez chwilę. — Nie spodziewałam się dzisiaj ciebie.

— Tak, cóż, muszę porozmawiać z Mycroftem — powiedział, starając się nie wybuchnąć.

Kobieta spojrzała na niego porozumiewawczo i Greg wiedział, że był niczym otwarta księga, ale nie mógł się tym przejmować.

— Myślę, że ma telekonferencję, pozwól, że sprawdzę, czy może cię przyjąć.

Greg skinął głową, gdy wstała, jak zawsze pisząc na swoim Blackberry, podchodząc do dużych dębowych drzwi znajdujących się po lewej stronie biurka. Otwierając je, wsunęła głowę do środka, pozornie ogłaszając swoją obecność, i minęła chwila, zanim wyprostowała się i odwróciła.

— Możesz wejść — powiedziała, przechylając głowę w stronę pokoju, wracając do swojego biurka.

Greg wziął głęboki oddech i zacisnął pięści, po czym zmusił się do ruchu i skierował się do uchylonych drzwi. Otworzył je bardziej, by móc wejść do środka, patrząc na swojego partnera siedzącego przy masywnym biurku. Przed nim znajdował się jego otwarty laptop. Coś na nim pisał, a jego biurowy telefon spoczywał między jego uchem a ramieniem. Mówił w innym języku (brzmiało to na włoski?), ale jego spojrzenie jasnoniebieskich oczy przesunęło się po ciele Grega, rejestrując jego przybycie, zanim z powrotem skupił się na rozmowie.

Greg zamknął za sobą drzwi i podszedł do przodu, aż mógł usiąść na jednym ze skórzanym krzeseł stojących po drugiej stronie biurka. Osunął się nieco na niego, krzyżując ramiona, zmuszając się do cierpliwości, czekając na zakończenie rozmowy. Wydawało się, że trwała ona wieczność, ale w końcu Mycroft rozłączył się.

— Gregory — przywitał go, kończąc pisanie, zanim znów na niego spojrzał. — Czemu zawdzięczam tę wizytę?

— Możesz sobie darować — westchnął Greg, szczypiąc z frustracją grzbiet nosa. — Wiesz, dlaczego tu jestem. Mycroft, rozmawialiśmy o tym wcześniej. Nie możesz tak po prostu… zabrać jedną z moich spraw spod mojej jurysdykcji.

— Właściwie dobrze wiesz, że mogę — odpowiedział Mycroft, odchylając się na krześle z raczej pustym wyrazem twarzy. — I zdajesz sobie sprawę, że czasami ze względów bezpieczeństwa jest to wymagane. Już o tym dyskutowaliśmy.

— Tak, ale nawet nie zawracałeś sobie głowy pokazaniem się — warknął Greg, pochylając się, gdy w jego oczach zapłonął gniewny płomień. — Wkurza mnie to, Mycroft. Po raz kolejny zostaje odrzucony na bok bez słowa, bez twojego uprzedzenia lub jakiekolwiek informacji od ciebie.

— Jestem bardzo zajętym człowiekiem — odparł Mycroft nieco zimniejszym tonem niż wcześniej. — To było konieczne.

Greg nie był już w stanie stłumić swojej frustracji. Uderzył dłonią w blat biurka Mycrofta i wstał, sapiąc, gdy zaczął chodzić tam i z powrotem. Zatrzymał się, wskazując na wciąż siedzącego mężczyzny, który obserwował go z niemal znudzonym wyrazem twarzy. Greg wiedział, że lepiej nie było mieć nadzieję, że będzie inaczej, ale jednak. To nie pomagało.

— Myc… musisz przestać mnie tak traktować — powiedział głośno, starając się z całych sił nie krzyczeć. — Nie jestem jednym z twoich pracowników. Nie pracuję dla ciebie. Nie jestem twoim kolegą, a to nie jest stowarzyszenie biznesowe.

— Jestem całkiem świadomy tego Gregory, jednak…

— Nie — przerwał mu Greg, podchodząc do biurka, by znaleźć się bliżej przy swoim partnerze, kładąc ręce na biodrach. — Każdy argument, który zamierzasz wygłosić, jest bez sensu i nawet o tym nie myśl. Rozumiem, że praca i życie domowe mają być rozdzielone, ale nadal jesteś moim partnerem. Jeśli musisz zabrać ode mnie sprawę, możesz do cholery znaleźć czas, żeby sam to zrobić lub przynajmniej wyjaśnić mi to. Wysłanie nieznajomego mężczyzny w garniturze, który zażąda akt bez żadnego innego wyjaśnienia jest niedopuszczalne i lepiej, żeby to się nigdy więcej nie powtórzyło.

Zapadła między nimi cisza. Greg widział, jak młodszy mężczyzna przetwarzał wszystko, co właśnie zostało powiedziane. Po chwili pojawiło się u niego napięcie, które zniknęło z jego ciało i z westchnieniem Mycroft skinął głową.

— Bardzo dobrze — powiedział, kładąc ręce na kolanach. — Rozumiem, co masz na myśli.

Część gniewu zniknęła.

— Dobrze. — Greg skinął głową, nie mogąc powstrzymać się od westchnienia. — Okej, dziękuję.

— Rozumiesz jednak, że było to konieczne? — zapytał Mycroft.

Jego ton nie był tak ostry, ponieważ wyraźnie starał się być bardziej delikatny w tej sytuacji, co Greg potrafił docenić. Znowu skinął głową.

— Tak — przyznał, opierając się o krawędź biurka. — Po prostu nie w ten sposób, Mycroft. Czy zdajesz sobie sprawę, jak obraźliwe jest dla mnie to, że tak postępujesz? Jak to jest obraźliwe i gówniane? Kochamy się. Nie mówię, że chcę, aby to miało wpływ na nasze życie zawodowe, ale do jasnej ciasnej, zasługuję na trochę więcej uprzejmości.

— Tak, najdroższy. Przepraszam — powiedział Mycroft, wstając. Zmniejszył dystans między nimi i ujął policzek Grega. — Postaram się zapobiec w przyszłości bardziej radykalnym środkom.

— To wszystko, o co proszę — szepnął Greg, pochylając się w stronę dotyku, spoglądając na partnera.

Mycroft zmniejszył dzielący ich dystans i przycisnął ich usta w powolnym pocałunku. Greg nie był już zły. Był zadowolony. Nie lubił być zły na Mycrofta. Kochał tego człowieka. Był po prostu wdzięczny, że ta rozmowa zakończyła się o wiele lepiej, niż sądził, że miała na to szansę.

Chapter 258: Seks pod prysznicem

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

— Gregory, postradałeś zmysły — wycedził Mycroft, stojąc pod prysznicem, wpatrując się w gorący strumień przed nim.

W jego głowie co chwila rozbrzmiewały alarmy. To był zły pomysł. Nie powinni tego robić. Otworzył usta, by dalej protestować, kiedy starszy nastolatek naparł na niego od tyłu i owinął ramiona wokół jego talii.

— Chodź, Myc — szepnął Mycroftowi do ucha, sprawiając, że elegancki chłopak zadrżał i lekko chwycił go za ramię.

Ich ciała były całkowicie do siebie przyciśnięte, a Mycroft czuł podniecenie Gregory’ego na swoich pośladkach. Musiał się zmusić, by nie napierać na to, kiedy każdy instynkt podpowiadał mu, żeby to zrobił.

— Zostaniemy złapani — próbował powiedzieć, ale jego protest był nieco słabszy niż wcześniej.

Obaj wiedzieli, że każda odmowa była teraz bardziej na pokaz niż cokolwiek innego. Byli świadomi, jak to się skończy. Poczuł, że Gregory uśmiechnął się przy jego skórze, gdy powoli, gorącymi pocałunkami pieścił jego szyję. Mycroft praktycznie jęknął, a jego ręce lekko drżały.

— Wszyscy są na śniadaniu — mruknął Gregory, zlizując krople wody ze skóry Mycrofta, po czym delikatnie przygryzł miejsce między jego ramieniem, a szyją.

Mycroft jęknął, podskakując lekko i przyciskając się do niego. Stworzyło to niesamowite tarcie, które sprawiło, że starszy nastolatek cicho dyszał.

— Nie mogę uwierzyć, że namówiłeś mnie na seks pod prysznicem w dormitorium — mruknął Mycroft, próbując się skrzywić, ale jego słowa zmieniły się w miękki jęk, gdy Gregory żartobliwie zakołysał biodrami.

— To pierwsza szansa, jaką otrzymaliśmy, odkąd wróciliśmy z ferii świątecznych — zauważył Gregory, co nie było pierwszym razem, gdy o tym wspominał.

Mycroft doskonale zdawał sobie sprawę z ich niezdolności do intymności przez ostatnie dwa tygodnie. Wiedział również, jaką torturą było to dla nich obu. Być może dlatego nie było tak trudno przekonać go do tej działalności. Jednak nigdy wcześniej nie uprawiali seksu pod prysznicem. Był trochę niepewny, jak to zrobią (bez sugestywnej gry słów).

— Wiem — sapnął, pozwalając swojej głowie opaść na ramię Gregory’ego. Jego usta rozchyliły się, gdy cicho jęknął.

Był teraz w pełni twardy i raczej trudno było nie owinąć wokół siebie dłoni, żeby odetchnąć z ulgą. Jego palce drgnęły z pragnienia dotknięcia siebie, Gregory’ego… Jęknął.

Gregory prędko cofnął się i delikatnie pchnął Mycrofta w ramię, tak że się odwrócił i stanęli twarzą do siebie. Obaj cicho dyszeli, a ich policzki były zarumienione z podniecenia i z powodu ciepłej wody i pary. Mycroft zrobił krok do przodu, obejmując policzki swojego chłopaka, gdy zainicjował namiętny pocałunek. Ponownie przycisnęli się do siebie. Krzyknął w usta Gregory’ego, gdy ich erekcje ustawiły się naprzeciwko i otarły się o siebie.

— Gregory — jęknął, stykając ich czoła.

— Z powrotem pod ścianę — poinstruował Gregory głosem szorstkim i ochrypłym z pragnienia.

Mycroft zrobił tak, jak mu kazano, drżąc przez sekundę na myśl o tym, jak zaskakująco chłodne były płytki. Gregory podążył za nim, rozpoczynając kolejny pocałunek, gdy owinął dłoń wokół ich erekcji, głaszcząc delikatnie ich penisy. Biodra Mycrofta zaczęły kołysać się do przodu w podobnym ruchu. Cały protest zniknął z jego umysłu. Po prostu tego potrzebował. Potrzebował uwolnienia…

— Nie mamy żadnych… — zaczął szeptać w usta chłopaka, jęcząc, gdy kciuk Gregory’ego masował czubek jego męskości.

— Są alternatywy. — Gregory uśmiechnął się. — Owiń nogi wokół mnie.

Nie przynieśli ze sobą prezerwatyw. Było to złe planowanie i chociaż obaj wiedzieli, że tak naprawdę ich nie potrzebują, nadal milcząco zgadzali się, że będą je stosować, dopóki nie będą do końca pewni, że są czyści. Ale wiedzieli również, że istnieją inne formy aktów seksualnych, które mogą chętnie wykonać.

Jednak Mycroft był zdenerwowany pomysłem pozwolenia, aby obie jego stopom opuściły brodzik prysznica. Zawahał się, napotykając spojrzenie Grega, przygryzając wargę. Otrzymał delikatny uśmiech.

— Mam cię — wyszeptał, spuszczając ich erekcje, aby położyć ręce na talii Mycrofta. — Zaufaj mi, kochanie.

Mycroft skinął głową i z plecami wciąż opartymi o kafelki, uniósł jedną nogę. Ręce Gregory’ego przesunęły się, trzymając go pewniej. Kiedy jedna noga została umieszczona w odpowiednim miejscu, Mycroft wziął głęboki oddech i podniósł drugą. Byli niesamowicie stabilni, choć Mycroft naprawdę nie powinien być aż tak zaskoczony (w końcu jego chłopak uprawiał sport). Przystosowywali się przez chwilę. Gregory przesuwał uścisk tam, gdzie musiał i oblizał usta.

— Boże, chcę cię pieprzyć — powiedział szorstko, poruszając biodrami, ponownie pocierając ich erekcje o siebie.

Mycroft wciągnął gwałtownie powietrze. On również tego chciał. Cholera, pragnął tego.

— W takim razie pieprz mnie — powiedział po sekundzie, bardzo szybko rozgrywając scenariusze i informacje w swoim nieco zamglonym umyśle. Greg zamrugał zaskoczony, a Mycroft tylko się uśmiechnął. — Znamy naszą dokumentację medyczną i nie mamy historii seksualnej. Słusznie się zabezpieczaliśmy, ale minęło już wystarczająco dużo czasu, nie sądzisz?

Zapadła cisza, gdy Gregory przetwarzał te słowa. Potem nastąpiło lekkie skinienie głową. W oczach starszego chłopaka pojawił się błysk przebiegłości, który przyprawił Mycrofta o dreszcz. Zerkając na bok, sięgnął po butelkę żelu, którą przynieśli ze sobą i odkorkował ją. Uśmiechając się, Gregory ustabilizował ich na wystarczająco długo, aby wylać przyzwoitą ilość na swoją rękę, po czym pogłaskał się kilka razy, aby upewnić się, że był wystarczająco pokryty. Potem obie ręce ponownie chwycił tyłek Mycrofta i Gregory poruszył się.

Mycroft przygryzł wargę, gdy poczuł, jak czubek penisa naciska na jego wejście. Ich spojrzenia się spotkały, a młodszy chłopak kiwnął głową. Gregory wszedł w niego. Mycroft krzyknął. Jego plecy wygięły się w lekki łuk i z zapałem zakołysał biodrami. Potrzebował więcej, to nie wystarczyło.

Ustawili zaskakująco stabilny rytm w swojej pozycji. Gregory musiał wykonać większość pracy, ale nie wydawał się na to narzekać. Przestrzeń prysznica była wypełniona odgłosami ich pomruków i jęków. To było zdecydowanie nieprzyzwoite i ekscytujące. Mycroft w końcu owinął dłoń wokół swojej erekcji, głaszcząc się w rytm miarowych pchnięć Gregory’ego. Przyszedł z imieniem swojego chłopaka na ustach.

Gregory doszedł kilka pchnięć później, przyciskając czoło do obojczyka Mycrofta. Młodszy chłopak niemal całkowicie owinął się wokół drugiego nastolatka. Pozostali w tej pozycji przez chwilę, całując się namiętnie. Dopiero, gdy ich płuca płonęły z powodu braku powietrza, Gregory w końcu wyszedł z niego i postawił Mycrofta na ziemi. Nadal się obejmowali, całują cię i kołysząc się naprzeciwko siebie pod strumieniem. Była to najczystsza forma błogości, jaką Mycroft kiedykolwiek doznał.

Chapter 259: Tajemniczy wyjazd

Chapter Text

Greg nie miał pojęcia, gdzie się jechali. Mycroft był bardzo złośliwy i miał usta zamknięte na kłódkę, posyłając chytre uśmieszki jako odpowiedź na jego niekończące się pytania. W końcu starszy mężczyzna postanowił przestać pytań, ponieważ było jasne, że nie otrzyma odpowiedzi.

Niezależnie od tego stwierdził, że był podniecony tym wszystkim, gdy znaleźli się w samolocie. Oczywiście mieli prywatny lot, więc raczyli się winem i przytulali się na małej kanapie, kiedy byli już w stanie opuścić swoje miejsca i poruszać się po starcie samolotu. Rozmawiali o różnych rzeczach, Mycroft opowiadał historie o niedawnych negocjacjach, które właśnie zamknął. Zawsze uwielbiał sposób, w jaki Mycroft potrafił sprawić, że śmiał się bez opamiętania, gdy udawał - cholera, przedrzeźniał - innych polityków. Podobało mu się również, jak praca Mycrofta stawała się coraz mniej ściśle tajna. Oznaczało to coś wielkiego.

W końcu wylądowali. Greg wyglądał przez okno, próbując dowiedzieć się, gdzie się znajdują. Usłyszał obok siebie cichy śmiech Mycrofta, więc na wszelki wypadek zerknął przez ramię z miażdżącym spojrzeniem. Jednak dopiero, gdy wysiedli, zorientował się, gdzie byli.

— Kanada? — zapytał, poprawiając torbę na ramieniu, unosząc ze zdziwieniem brew.

— Tak, Greogry. — Mycroft skinął głowa z uśmiechem. — Jesteśmy w Kanadzie.

— Co jest w Kanadzie?

Mycroft znów zaśmiał się delikatnie i Greg przez swoje zamieszanie poczuł, jak trzepocze mu serce. Uwielbiał słyszeć taki radosny, szczery śmiech od młodszego mężczyzny. Nie chciał brzmieć obraźliwe wobec kraju, ponieważ bardzo lubił Kanadę, ale nie był pewien, jaka wielka tajemnica może się w nim znajdować. Był tu wiele razy w swoim życiu, więc nie był to dreszczyk zupełnie nowego doświadczenia. Nie byli również w pobliżu wodospadu Niagara ani nigdzie w pobliżu turystycznej atrakcji, dlaczego…. Właściwie, co tutaj robili?

— Cierpliwości, najdroższy — powiedział Mycroft, kładąc dłoń na krzyżu Grega i wyprowadzając go z lotniska, gdzie (co nie było zaskakujące) czekał na nich samochód. — Gwarantuję, że nigdy tego nie odgadniesz.

Może należało to potraktować jako przytyk do jego inteligencji, gdyby nie pochodziło to od Mycrofta. Ale ten szykowny mężczyzny nigdy, ale to nigdy nie obrażał Grega w ten sposób i starszy mężczyzna o tym wiedział. Po prostu był tajemniczy i przesadny, a to było ekscytujące. Usiedli na tylnym siedzeniu. Ich uda przycisnęły się do siebie. Mycroft położył dłoń na kolanie Grega, kiedy ruszyli. Greg położył swoją na jego, splatając luźno ich palce.

— Oczywiście możemy zostać tutaj na weekend — powiedział Mycroft, gdy Greg wyglądał przez okno. — Mam zarezerwowany dla nas apartament w hotelu, a Anthea zadbała o wystarczającą ilość bagaży, które będą na nas czekały. Możemy zobaczyć kilka zabytków, poświęcając trochę czasu na relaks. Tylko ty i ja.

— Brzmi niesamowicie. — Greg uśmiechnął się, odwracając się, by spojrzeć na swojego partnera. — Ale czy naprawdę potrzebowalibyśmy więcej ubrań, gdybyśmy tylko to robili?

Uśmiechnął się sugestywnie, rozkoszując się delikatnym odcieniem różu, który pojawił się na policzkach Mycrofta. Pochylając się, złożył pocałunek w kąciku ust młodszego mężczyzny, muskając nosem jego policzek i ściskając jego dłoń. Naciskając bliżej, dotknął podbródka Mycrofta, by odwrócił głowę i złączył ich usta w powolnym pocałunku. Całowali się, aż samochód zaczął zwalniać, zatrzymując się, wtedy Mycroft odchylił się do tyłu rozdzielając ich wargi.

— Jesteśmy na miejscu — szepnął w usta Grega, przeczesując dłonią jego srebrzyste włosy, całując go ponownie, po czym przesunął się, by odpiąć pasy. Greg zrobił to samo.

Wysiedli z samochodu. Greg rozejrzał się, próbując dowiedzieć się, gdzie był, ale nic się nie wyróżniało. Było kilka sklepów, kilka małych knajpek z jedzeniem, ale nic, co by do niego krzyczało, że już tu był. Odwrócił się i spojrzał pytająco na Mycrofta.

Dając znak, by poszedł za nim, Mycroft odwrócił się i zaczął iść chodnikiem. Greg potrzebował kilku szybkich kroków, by go dogonić, ale w końcu zrównał się z nim, ocierając się ramieniem o biceps Mycrofta. Przeszli kawałek, mijając sklep za sklepem, aż jego partner się zatrzymał i zwrócił się, by stanąć przed jednym. Greg spojrzał na budynek, zerkając na nazwę i zaglądając z ciekawością przez okno… i zamrugał ze zdziwieniem. Chwila.

— Czy to jest sklep z winylami? — zapytał głośno, marszcząc brwi w zmieszaniu.

— Tak. — Mycroft skinął głową, wkładając ręce do kieszeni płaszcza.

— Ty… zabrałeś mnie samolotem na weekend do Kanady, żeby zabrać mnie do sklepu z płytami winylowymi? — zapytał łagodnie, spoglądając ze zdziwieniem na mężczyznę, który roześmiał się delikatnie.

— Kiedy będziemy w środku, może zrozumiesz dlaczego.

Och, i zrobił. Greg wszedł do środka, kiwając głową na powitanie sprzedawcy, i z roztargnieniem przeszedł do sekcji, aby przejrzeć się towarom. Mycroft trzymał się blisko, najwyraźniej bardziej zainteresowany Gregiem niż jakimkolwiek nagraniami. Kiedy starszy mężczyzna zaczął się nad tym wszystkim zastanawiać, jego brązowe oczy otworzyły się szeroko na niektóre rzeczy, na które się natknął.

— To jest… cholera, pierwsze wydanie — wypalił, wpatrując się w jeden ze swoich ulubionych albumów Clash. — Tak cholernie trudno je znaleźć. Kiedyś próbowałem kupić jeden, ale był niesamowicie drogi, gdybym go zdobył, musiałbym przez miesiące głodować.

Jego szok tylko wzmagał się, gdy natrafiał na coraz więcej szalenie rzadkich i wspaniałych rzeczy. Niezwykle unikatowe i wcześniej niepublikowane piosenki i albumy, zespoły, których nie wiedział w żadnym ze swoich zwykłych sklepów muzycznych w Londynie od prawie dekady… i cały czas znajdował coś nowego. To miejsce wydawało się mieć absolutnie wszystko. Byli tam prawie dwie godziny, zanim głód zmusił ich do wyjścia. Greg nie opuścił jednak sklepu z pustymi rękami. Razem z Mycroftem kupili z dobre dwadzieścia albumów, a Greg nie mógł przestać się uśmiechać.

— Warto było przelecieć ocean — skomentował, gdy szli z powrotem chodnikiem.

— Było tak, jak się spodziewałem. — Mycroft uśmiechnął się otwarcie, obejmując Grega ramieniem, całując jego skroń. — Obiad?

— Tak, chętnie.

Chapter 260: Ogień, wino i pianki

Chapter Text

Gdyby Mycroft nie zajmował się obecnie innymi, przyjemniejszymi rzeczami, byłby w bardzo złym nastroju. Dzień był długi i męczący. Był zmuszony powtarzać się więcej razy, niż był w stanie zliczyć (a nienawidził powtarzać się), a pod koniec tego wszystkiego był po prostu gotowy do powrotu do domu. Mógł cieszyć się około 75 minutami bycia w domu i spotkania z ukochanym mężem, kiedy los zdecydował, że nie może się zrelaksować i ich grzejnik się zepsuł.

Normalnie nie byłby to zbyt duży problem. Na przykład zawsze ktoś mógł przyjechać w ciągu godziny i to naprawić oraz nie była to zima. Jednak w zeszłym tygodniu zrobiło się dramatycznie chłodniej, sygnalizując, że jesień jest w drodze. Ich dom był przestronny, a ponieważ większość podłóg nie była pokryta wykładziną, nie potrzeba było wiele czasu, aby zrobiło się nieprzyjemnie zimno.

Mycroft był na skraju czegoś bezwzględnego i bezlitosnego, kiedy nie byli w stanie sprowadzić kogoś, kto by naprawił ich grzejnik. Nikt nie mógł przyjść do nich aż do rana. Był wściekły i chciał, żeby wszyscy zaczęli szukać innej pracy, kiedy Gregory chwycił go za ręce i przyciągnął go do siebie.

Starszy mężczyzna lekceważył sytuację, co było tylko zaskakujące. Uśmiechnął się, wciągnął Mycrofta do sypialni i każąc mu założyć swoje spodnie od dresu. Nie pasowały na niego - jego nogi były oczywiście o wiele dłuższe niż jego partnera. Westchnął, spoglądając w dół na swoje nagie kostki. Gregory tylko zaśmiał się delikatnie na ten widok, po czym wyciągnął puszyste wełniane skarpetki, aby je założyć. Gregory chwycił sweter, a Mycroft uparł się, że założy jeden ze swoich ładniejszych swetrów. Jego najdroższy mąż, choć nie tak zły jak John, nie miał dobrego gustu w swetrach. Nie było mowy, że założy ten proponowany.

— Dlaczego nie otworzysz tej butelki wina, którą dostaliśmy w zeszłym tygodniu? — zasugerował Gregory, kiedy Mycroft wspomniał o zrobieniu herbaty.

Mycroft zastanowił się przez chwilę nad tym, zanim wydał dźwięk aprobaty.

— Tak, uważam, że to brzmi cudownie. — Skinął głową z miękkim uśmiechem, obserwując, jak jego mąż wchodził do salony. Podszedł do lodówki, wyciągnął schłodzone wino i otworzył je, odkładając korek i chwytając dwa kieliszki.

Teraz leżeli rozciągnięci na stosie koców, w połowie butelki wina, znacznie cieplejsi z huczącym ogniem obok. Ich nogi były splecione razem, kostki zahaczone o siebie. Stopy delikatnie ocierały się o siebie. Gregory dopił kieliszek i odstawił go na bok, obejmując Mycrofta ramionami, muskając nosem jego policzek.

— Hej, mam coś — wyszeptał, a Mycroft zamrugał zdziwiony.

— Słucham? — zapytał, unosząc brwi. Podnieśli się bardziej, gdy mężczyzna obok niego wyciągnął torbę z piankami, uśmiechając się jak dziecko. — Szczerze, Gregory?

— Och, daj spokój! To będzie zabawa!

Namawiał go Gregory, używając tych przeklętych brązowych oczu, by osiągnąć swój cel w najlepszy sposób, jak potrafił. Mycroft spojrzał na niego gniewnie, ale brakowało w tym prawdziwej siły. Westchnął i potrząsnął głową, ale starszy mężczyzna już wyciągał puszyste okrągłe rzeczy i machał nimi przed twarzą. Mycroft pacnął go w rękę, przewracając oczami i ponownie wzdychając, by podkreślić swoje fałszywe rozdrażnienie, ale nie potrafił ukryć uśmiechu.

Po kolejnym kieliszku wina Mycroft nie był tak urażony tymi cholernymi słodyczami, które Gregory wyciągnął znikąd. Sięgnął po jeden z metalowych pogrzebaczy, których używał Gregory, włożył na jego koniec piankę i postawił na ogniu na tyle, by ledwo ją upiec. Drugi mężczyzna wydawał się lubić je lekko czarne na brzegach, które jego zdaniem były po prostu zbyt spalone. Bardziej preferował je lekko brązowe i taką właśnie zrobił. Ściągnął piankę z ognia i podmuchał na nią.

Gregory mówił o czymś, pocierając podeszwy stopy o kostkę i goleń Mycrofta, ale młodszy mężczyzna nie do końca podążał za nim. Zamiast tego, pochylił się i wsunął piankę na nos Gregory’ego. Słowa mężczyzny natychmiast się urwały, szczęka mu opadła, gdy zamarł.

Może to wino. A może chodziło po prostu o to, jak bardzo poprawił się jego nastrój. Cokolwiek to było, wyraz szoku i niedowierzania na twarzy Gregory’ego z absurdalnie lepką białą pianką na samym środku sprawiło, że Mycroft wybuchnął głośnym śmiechem. Oparł dłoń na ramieniu mężczyzny, gdy zgiął się ze śmiechu i dopiero, kiedy zaczął się uspokajać, spojrzał ponownie na Gregory’ego.

— Co ty… — powiedział Gregory, mrugając szybko, nie mogąc uwierzyć, że to się właśnie wydarzyło.

Uśmiechając się, Mycroft ściągnął z jego nosa piankę, po czym pochylił się, by zlizać to, co pozostało.

— Mmm, może nie są takie złe, jeśli mogę się nimi tak cieszyć — mruknął cicho, głaszcząc Gregory’ego po boku.

Polizał go ponownie po nosie, upewniając się, że słodkość całkowicie zniknęła, zanim go pocałował. Całowali się powoli, dotykając się łagodnie, jakby mieli cały czas na świecie, zanim Gregory zaczął chichotać przy jego ustach.

— Nałożyłeś mi piankę na twarz — wyszeptał, nie odsuwając się, ale wciąż śmiejąc się.

Mycroft uśmiechnął się złośliwie, po czym bardzo dosadnie nie zachichotał. Nie zrobił tego, bo na pewno nie chichotał. Gregory to robił. On nie.

Pozostali na podłodze, całując się i (nie) chichocząc przez dłuższą chwilę, a obawy związane z ich problemami z ogrzewaniem dawno wyleciały im z głowy.

Chapter 261: Impreza tematyczna

Chapter Text

— Gregory, spóźnimy się, jeśli zaraz nie będziesz gotowy — zawołał Mycroft z sypialni.

Greg przeniósł nerwowo ciężar ciała z nogi na nogę, wciąż w łazience, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Ponownie poprawił kamizelkę i wygładził zmarszczki, których tam nie było, co musiało już być pięćdziesiątym razem, kiedy to robił w ciągu ostatniej godziny.

Wyglądał śmiesznie. Wszystkie te krawędzie i warstwy… Na jego partnerze wyglądało to zapierająco w dech piersiach. Nie na nim. Ale to było tematyczne spotkanie, które urządziła Sally, i bardzo mocno naciskała na ich przyjście. Chciała spotkać Mycrofta poza sprawami policyjnymi, ponieważ według niej “jest jasne, że nigdzie się nie wybiera”. Poza tym była to w zasadzie wymówka, aby przebrać się w stroje z epoki i zabawić się tej nocy.

Zgodził się z nią, ale teraz, kiedy był już ubrany i gotowy do wyjścia, wahał się. Jasne, wyglądał wystarczająco dobrze, ale… tego rodzaju rzeczy po prostu nie pasowały do niego. Z westchnieniem przeczesał palcami włosy, a potem bawił się guzikami kamizelki. Poprawił muszkę.

— Gregory — zawołał ponownie Mycroft.

Greg oblizał wargi. Skinął głową, prychnął i odwrócił się, by wrócić do sypialni.

Mycroft stał w pobliżu drzwi, wyglądając oszałamiająco jak zawsze. Jego strój niezbyt różnił się od jego codziennego stroju, choć wyglądał na nieco starszy styl. Od razu można było uznać, że ten strój pochodzi z wcześniejszego wieku. Jego ciemnoszare spodnie były obcisłe, co podkreślała marynarka o długości trzech czwartych, którą miał na sobie. Była zapinana na dwa guziki po środku, odsłaniając ciemnoniebieską kamizelkę, którą Gregory widział wcześniej, jak zakładał. Mycroft miał pasującą niebieską muszkę, a koszula pod spodem była (oczywiście) biała.

— Spójrz na siebie, przystojniaku. — Greg uśmiechnął się, podchodząc do niego i z uznaniem spoglądając na niego w górę i w dół. — Wyglądasz wspaniale.

— To ja powinienem to powiedzieć — odpowiedział Mycroft, chwytając brzeg kamizelki Grega.

Miała złotożółty kolor, z bardzo delikatnymi białymi i jasnoszarymi wzorami. Muszka Grega miała pasujący odcień żółci. Założył również białą koszulę. Starszy mężczyzna uśmiechnął się, szarpiąc lekko krawędź rękawa.

— Nie wyglądam, aż tak dobrze.

Greg wzruszył ramionami i rozejrzał się, szukając pasującej marynarki, którą miał założyć. Było pewne, że będą całkiem nieźle wyglądającą parą.

— Kamizelka ci pasuje, najdroższy. — Mycroft uśmiechnął się, powoli gładząc miękki materiał. — Może podziękuję sierżant Donovan, że mimo wszystkiego urządziła to przyjęcie, dzięki któremu mam okazję zobaczyć cię tak ubranego.

— A jeśli dziś wieczorem nazwiesz ją sierżantem Donovan, może ci się odgryźć, a ja nie zawsze mogę ją powstrzymać.

Mycroft prychnął z rozbawieniem i sięgnął po marynarkę starszego mężczyzny, podając mu go.

— Postaram się o tym pamiętać. — Uśmiechnął się. — Idziemy?

Trzymając się za ręce przeszli przez dom, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Greg przypomniał sobie w ostatniej chwili o pewnej rzeczy. Zatrzymując się, chwycił wysoki cylinder, który zostawił wiszący na wieszaku. Mycroft przewrócił oczami i zrobił kilka bardzo sarkastycznych uwag, ale Greg uparł się i pozostał stanowczy. To uzupełniało jego strój. Nie było mowy, żeby wszedłby do domu Sally, gdyby cylinder nie był mocno osadzony na jego głowie.

I znajdował się na jego głowie, kiedy dokładnie dwadzieścia minut później, z uniesionym podbródkiem przekroczył próg domu Sally. Jego atak świadomości już dawno minął, chociaż mógł to przypisać ciężkiej sesji całowania, którą mieli w samochodzie po drodze. To mogło się bardzo pomóc w jego ocenie. Poza tym szedł na spotkanie towarzyskie z przyjaciółmi i współpracownikami oraz ze swoim partnerem. Chwycił rękę Mycrofta, splatając ich palce, i wciągnął go do środka.

Z dumą nazywał Mycrofta Holmesa swoim chłopakiem. Partnerem. Każdy termin, który warto było rozważyć. Minęło trochę czasu, odkąd miał okazję obnosić się tym i cholernie dobrze zrobi to dzisiejszego wieczora.

Mycroft był również bardzo uprzejmy, czego Greg oczekiwał po nim, ale i tak było miło, że ludzie widzieli, że nie był taki chłodny przez cały czas, jak go widzieli w Scotland Yardzie. Nie był oczywiście serdeczny i otwarty, ale był idealny w swobodnej rozmowie oraz wzbudzał zainteresowanie ludzi. Greg kilka razy zauważył, że się uśmiechał.

Rozgrzał się jednak do Sally, co może trochę zaskoczyło Grega. Oboje zaczęli cię całkiem dobrze dogadywać, a Greg nawet żartował, że musi uważać, aby go mu nie odbiła. Mycroft wyglądał na zirytowanego tym, ale Sally i Greg tylko się roześmiali. Wiedział, ze to się nigdy nie stanie.

Na przyjęciu były drinki i trochę tańca, a Greg był chwalony za swój strój wiele razy. To była dobra zabawa. A jeśli całował się z Mycroftem przy oknie, ignorując wszystkich, którzy mogli go obserwować, to… po prostu tak było.

Chapter 262: Teraz wolniej

Chapter Text

Kiedy Greg i Mycroft po raz pierwszy zbliżyli się cieleśnie, nie mogli zrobić tego wystarczająco szybko lub być wystarczająco blisko. Jak na mężczyzn w ich wieku, byli raczej chętni do uprawiania seksu. Obaj mieli też spore doświadczenie w tej dziedzinie, więc to nie było to… To było takie nowe i to byli oni, i to nigdy nie wystarczało. Nie spieszyli się z dotarciem do tego etapu, obaj chcieli się upewnić, że drugi był wygodny i gotowy, ale kiedy to zrobili, było to szalone. Była to najsurowsza forma potrzeby drugiego człowieka, jaką Greg kiedykolwiek znał.

Niespokojne, niecierpliwe ręce często ślizgały się na guzikach kamizelki i chociaż Greg uwielbiał wiele warstw ubrań Mycrofta, niejednokrotnie zbliżył się do tego, by po prostu rozerwać jedną z tych cholernych kamizelek i posłać wszędzie dookoła guziki. Chwycili się, żeby rozebrać się, padając razem na łóżko, sapiąc i pragnąc się nawzajem.

To był najbardziej odpowiedni obraz pieprzenia się, jaki Greg kiedykolwiek znał. Fascynujące było to, że można było być pochowanym głęboko w kimś na tyle, na ile było to fizycznie możliwe (lub na odwrót), a to wciąż nie wystarczyło. Był uzależniony od Mycrofta.

Z biegiem czasu wszystko zaczęło zwalniać. Nie zwolnili sposób, który mogło oznaczać mniej seksu. Ich pragnienie względem siebie było tak silne, jak zawsze, a pod pewnymi względami mogli twierdzić, że było jeszcze silniejsze. Poza tym wciąż mieli czasy ciężkiej desperacji. W końcu Greg miał lekką fiksację na punkcie bólu. Jednak coraz częściej przestali się śpieszyć.

Jeśli chodziło o seks i sam akt, celem był orgazm. Technicznie. W każdym razie zawsze o tym mówiono. Co ważniejsze, chodziło o to, aby twój partner czuł się wspaniale i kochany. Tak, o to naprawdę chodziło. Kochanie się. To nie był tylko seks, to nie było tylko pieprzenie się, to było… o wiele więcej.

Greg rozkoszował się cichymi westchnieniami i jękami, które mógł wydobyć z Mycrofta. Studiował każdy centymetr ciała młodszego mężczyzny i skatalogował każdą reakcję. Mógł powiedzieć, kiedy Mycroft robił to samo. To nasiliło się daleko poza seks. To było wielbienie ciała. Lekkie dotknięcia i oddechy wzdłuż miękkiej skóry, wywołujące gęsią skórkę i dreszcze u drugiej osoby. A potem było całowanie.

Boże, nigdy nie mogli przestać się całować. Bez względu na to, gdzie się dotykali i jak byli owinięcia wokół siebie, istniała magnetyzująca potrzeba, aby ich usta znalazły się na sobie nawzajem. Greg zdał sobie sprawę, że jedną z jego ulubionych rzeczy było to, że ich biodra powoli nacierały na siebie, a on powoli wchodził i wychodził ze swojego partnera… Ich czoła opierały się o siebie, ich usta unosiły się milimetry od siebie. Możliwość odczuwania gorącego oddechu na jego ustach była odurzająca. Musiał poruszyć się tylko o ułamek, ilekroć chciał je ponownie połączyć, przesuwając językiem po wargach Mycrofta, delikatnie ssąc jego dolną wargę i język, wyciągając głębokie jęki z głębi gardła młodszego mężczyzny.

Mógł całować Mycrofta godzinami. Robili to wcześniej. Było wiele nocy, kiedy gubili się w tym, przytulając się na łóżku lub na kanapie, po prostu się całując. Ręce oczywiście wędrowały i wsuwały się pod ubranie, ale przez większość czasu, gdy spędzali tyle czasu na całowaniu, to nigdy nie prowadziło donikąd. Czasami jeden z nich albo obaj mogli uzyskać przynajmniej przyzwoitą erekcję, ale jednak… Wystarczyło im kilka dotknięć i nacisk drugiego ciała.

Greg odkrył, że najbardziej kochał te noce. Niekończących się pocałunków i delikatnego dotyku. Przytulanie się na kanapie, gdy ich ciała bezbłędnie się wpasowały do siebie. Jak mógł kiedykolwiek zostać stworzony dla kogokolwiek innego? Nie widział, jak to mogło być w porządku, by dzielić to z kimś innym. Był przeznaczony dla Mycrofta, a Mycroft dla niego, i tak właśnie musiało być. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek czuł się tak zadowolony w swoim życiu.

— O czym myślisz? — zapytał cicho Mycroft, przesuwając się bliżej i mocniej zwijając się na jego kolanach.

Greg uśmiechnął się do niego, gdy elegancki mężczyzna pochylił się, by musnąć ustami krzywiznę jego ucha.

— O tobie — odpowiedział, nucąc i przechylając głowę na bok.

Mycroft przesunął się w dół szyi, wzdłuż obojczyka, aż do szczęki Grega.

— Czy tak jest?

Mycroft uśmiechnął się, trącając nosem kącik ust Grega.

Inspektor odwrócił się, by pocałować ten śliczny nos.

— Tak. — Skinął głową, unosząc i przechylając głowę, żeby ich usta się połączyły. Bardzo chciał całować Mycroft przez resztę nocy, szepcząc w te usta i delikatnie je liżąc. — Pokażę ci.

Chapter 263: Powolne składanie jest konieczne

Chapter Text

Mycroft nigdy wcześniej nie pragnął nikogo tak bardzo. To było okropnie rozpraszające. Oczywiście znał pożądanie seksualne. Był funkcjonalnym, dorosłym mężczyzną, ale w przeciwieństwie do większości mężczyzn, miał zdolność segregowania tych rzeczy i nie myślenia o nich bez przerwy.

Dopóki nie pojawił się Gregory Lestrade.

Dość często angażowali się w intymne akty i było to absolutnie cudowne. Pozyskał nowe uznanie dla tej bardziej cielesnej części swojego człowieczeństwa, co pozwoliło mu o wiele bardziej cieszyć się tym doświadczeniem. Nie zaszkodziło również to, że mężczyzna, którego miał szczęście nazywać swoim partnerem, był nieodparcie atrakcyjny i znał wszystkie miejsca, które należy dotknąć i posmakować, aby palce u nóg Mycrofta zwinęły się w przyjemności.

To, co zaczęło się od prostych powolnych pocałunków na tylnych siedzeniach w samochodzie po kolacji, zaczęło się nasilać, gdy byli w połowie drogi do domu. Nie było to szokujące wydarzenie. Rzeczy, które Gregory mógł zrobić swoim językiem… To sprawiało, że Mycroft zadrżał. W niedługim czasie ich ciała napierały na siebie i byli bliscy zrobienia rzeczy, które w obecności kierowcy były wyjątkowo nieodpowiednie, czy to z ekranem prywatności czy nie.

Kiedy samochód się zatrzymał, obaj zaczęli pokazywać fizyczne dowody swojego pragnienia. Mycroft delikatnie przeprosił i podziękował kierowcy, który tylko potrząsnął głową z rozbawionym uśmiechem, gdy mężczyźni wypadli z samochodu i podeszli do drzwi. Gregory chwycił go za nadgarstek i delikatnie go szarpnął, wywołując śmiech, gdy Mycroft wpadł na niego, zanim weszli do środka. Odwracając się, Gregory pchnął go na drzwi i zaczął go całować z dużo większą intensywnością niż wcześniej, wyciągając z młodszego mężczyzny miękki jęk, gdy przyciskali się do siebie nieco szorstko.

— Łóżko, Gregory — sapnął w usta starszego mężczyzny, skubiąc jego wargę, zanim delikatnie popchnął swojego partnera w kierunki schodów.

Patrzył, jak Gregory już zaczął zdejmować marynarkę, którą miał na sobie podczas kolacji, co sprawiło, że Mycroft uśmiechnął się z rozbawieniem. Znaleźli się właśnie w sypialni, kiedy ten element garderoby został odrzucony na bok. To byłoby coś, co doprowadziłoby Mycrofta do szaleństwa, gdyby nie fakt, że jego umysł był zdecydowanie, gdzie indziej i wiedział, że Gregory podniesie ją zanim pójdą spać tej nocy.

Znów zbliżyli się do siebie, z rękami Mycrofta we włosach Gregory’ego, gdy ponownie zaczęli się całować. Cofnęli się o kilka kroków, tak że tył nóg Gregory’ego uderzyły o ich łóżko. Mycroft chwycił te miękkie, srebrne loki, by wydobyć z ich właściciela rozkoszne westchnienie.

— Zdejmijmy z ciebie ten garnitur — szepnął bez tchu Gregory.

Mycroft przygryzł jego dolną wargę, po czym odsunął się i zdjął marynarkę. Odwrócił się, chwycił wieszak i powiesił ją na nim, a wieszak zaczepił o tył ich drzwi. Smukłe palce, będąc bardziej niezdarne niż normalnie, zaczęły rozpinać kamizelkę. Poświęcił chwilę na jej prawidłowe złożenie i odłożenie jej na bok przed kontynuowaniem. Zrobił to samo ze swoją koszulą, zanim zajął się spodniami i skarpetkami.

Gregory już dawno rozebrał się do bielizny i po prostu stał, obserwując go. Gdy polityk zamierzał złożyć swoje spodnie, usłyszał sfrustrowany jęk. Uśmiechając się, uniósł brew i obejrzał się przez ramię.

— Coś nie tak? — zapytał, odkładając ubranie i kierując się w stronę łóżka.

— Uwielbiam twój nawyk składania ubrań, Myc, ale do cholery, wydawało mi się to teraz dziesięć razy wolniejsze — westchnął, chwytając Mycrofta, przyciągając go do siebie.

— To tylko twoje wzmożone emocje z powodu… ochhhhhh, Gregory — wydyszał, tracąc wątek, gdy starszy mężczyzna chwycił jego erekcję, obejmując ją delikatnie.

— Czego? — podpowiedział, pocierając i ściskając męskość Mycrofta, powodując, że ten przygryzł wargę. Jego biodra przesunęły się nieco, szukając większego tarcia.

— Z… z powodu twojego podniecenia — zdołał powiedzieć drżącym głosem.

— Pozwól, że pokażę ci, co jeszcze powoduje moje podniecenie — warknął Gregory, odwracając się i popychając Mycrofta na łóżko.

Polityk podparł się na łokciach, gdy Gregory wspiął się na materac i usiadł na nim okrakiem, pochylając się i pokazując mu dokładnie, co Mycroft myślał i czego tak bardzo pragnął.

Chapter 264: Sisza

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Greg uwielbiał przychodzić do tego miejsca. Muzyka była świetna, atmosfera relaksująca, a jedzenie było dobre. Jeszcze lepsze były tutejsze fajki wodne. Nie pamiętał, który z jego przyjaciół jako pierwszy przywiózł go do Hookah Lounge, ale od tamtej pory często przychodził tutaj. To było w odległości krótkiego spaceru od szkoły i było idealnym miejscem na odpoczynek, po co zwykle przychodził tuż przed lub po wielkim egzaminie.

Czasami miejsce było kompletnie zatłoczone. Innym razem był to mniejszy tłum. Dzisiejszy wieczór należał do tych spokojniejszych, za co był niezmiernie wdzięczny, ponieważ to była noc, kiedy w końcu przekonał swojego chłopaka, by przyszedł razem z nim. Mycroft zawsze wydawał się mieć obiekcje do lokalu i patrzył na to sceptycznie. Młodszy chłopiec od czasu do czasu palił papierosy (choć nie tak często jak Greg), to nigdy nie miał ochoty odwiedzić tego miejsca.

Kiedy usadowili się na jednej z dużych, niezwykle wygodnych kanap, Greg wziął menu leżące na stole przed nimi. Luźno objął ramieniem młodszego chłopaka i przesunął się bliżej, podając mu kartę. Greg próbował wszystkich smaków i lubił większość z nich, więc chciał, aby to Myroft podjął ostateczną decyzję. Przyglądał się, jak jego chłopak rozmyślał na menu przez kilka minut, zanim zdecydował się na smak jabłkowy, który zamówili wraz z kilkoma wodami.

— Przyznam, że to miejsce nie jest takie, jak się spodziewałem — skomentował Mycroft, wygodniej opierając się o ciało Grega, gdy czekali. — Jest całkiem miłe.

— Oczywiście, że tak — zaśmiał się Greg, uśmiechając się. — Nie często odwiedzam obrzydliwe miejsca.

— Cóż, był ten jeden pub, Gregory… — zauważył Mycroft, unosząc brew. Greg roześmiał się głośniej.

— No… tak, ale od tego czasu wytknięto mi ten błąd — powiedział radośnie.

Mycroft roześmiał się na to. Cudowny dźwięk. Greg nigdy nie przestanie się zachwycać, jaki był piękni. Obaj podnieśli wzrok, gdy szisza została przyniesiona i postawiona na stół. Kobieta, która ją dostarczyła, Sarah, poddała im wąż i postawiła wodę, oferując im trochę przyjacielskiej rozmowy, zanim zostawiła ich samych.

Greg pierwszy pociągnął kilka razy z sziszy, zanim przekazał wąż Microftowi. Młodszy nastolatek wziął go i spojrzał na niego, przeskanowując wzrokiem całe urządzenie, a potem zerknął na Grega, który skinął głową uśmiechając się do niego. Mycroft z powrotem przeniósł wzrok na węża, który trzymał w dłoni, po czym podniósł go do ust i zaciągnął się mocno. Zmarszczył nieco brwi, wypuszczając dym, a potem zaczął kaszleć.

— Hej, Myc — zagadnął Greg, zabierając wąż i sięgając po jedną z wód. — Nie zaciągaj się tak bardzo, kochanie. Jest to mocne.

— Tak, najwyraźniej — skomentował beztrosko Mycroft, ponownie kaszląc, po czym przyjął wodę z wdzięcznym skinieniem głowy. Greg wziął jeszcze kilka pociągnięć, obserwując, jak jego chłopak pije i odchrząkuje, zanim w końcu pochylił się, by odstawić ją na stole.

— Chcesz spróbować jeszcze raz? — zapytał, poruszając lekko wężem.

— Tak sądzę — przytaknął Mycroft, sięgając, by go odebrać.

Tym razem był bardziej ostrożny, dzięki czemu ta próba poszła lepiej i nie sprawiła, że ponownie dostał ataku kaszlu. Porozmawiali trochę. Greg dyskutował z Mycroftem na temat pomysłów dotyczących jego ostatniej pracy domowej na angielski, gdy dzieli się fajką wodną (chociaż Greg palił więcej niż Mycroft).

— Hej, mam pomysł — stwierdził po chwili.

Mycroft spojrzał na niego, unosząc z ciekawością brwi.

— Och?

— Mmmm. Chodź, podejdź trochę bliżej — powiedział, przesuwając się na kanapie i obracając się tak, że siedział nieco bardziej przodem do Mycrofta. Chwycił fajkę wodna drugą ręką i owinął wolną teraz ręką talię młodszego nastolatka, gdy ten się zbliżył, przyciągając go lekko na swoją jedną nogę.

— Gregory? — zapytał Mycroft, zdziwiony na ich bardziej intymną pozycję.

Rozejrzał się, ale w całym lokalu były może jeszcze tylko cztery osoby i żaden z nich nie zwracał na nich uwagi.

— Podzielmy się tym. — Greg uśmiechnął się do niego. Odchylając głowę do tyłu, podniósł wąż do ust. — Zaciągnę się, a potem pochylił się i mnie pocałujesz.

Greg miał ochotę roześmiać się ze sceptycznego spojrzenia swojego chłopaka, ale zamiast tego tylko się uśmiechnął. Wiedział, że Mycroftowi się to spodoba, więc zaciągnął się mocno, a następnie odłożył wąż, obejmując dłonią policzek Mycrofta, gdy pochylił się i zacisnął ich usta. Greg rozchylił swoje wargi, a Mycroft instynktownie poszedł w jego ślady, pozwalając starszemu nastolatkowi wdychać do jego ust dym o smaku jabłka. Dłoń Mycrofta przesunęła się, by osiąść na jego karku, gdy dzielenie się dymem zmienił się w powolny i zmysłowy pocałunek.

Po chwili Mycroft cofnął i odwrócił głowę na bok, wydmuchując resztki dymu. Greg obserwował go. Miał rozszerzone źrenice i zaczął się uśmiechać, gdy znów patrzyli na siebie. Policzki Mycrofta były zabarwione na jasny odcień różu, a jego źrenice były nieco rozszerzone.

— Następna kolejka? — zapytał Mycroft, a Greg skinął głową.

— Chcesz to zrobić jeszcze raz w ten sposób? — zapytał w odpowiedzi, gdy smukłe palce Mycrofta pogładziły jego szyję.

— Tak.

Chapter 265: Ciąg dalszy wielbienia nóg

Chapter Text

Greg wpatrywał się. Zamrugał, oblizał wargi i jeszcze trochę gapił się. Nigdy w życiu nie spodziewał się, że zobaczy coś takiego. Wyraził uznanie dla ciała Mycrofta w każdy możliwy sposób, zwłaszcza jak bardzo kochał tyłek i nogi młodszego mężczyzny. Naprawdę były wspaniałe.

Jednak ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał, było wejście do ich sypialni i zobaczenie Mycrofta Holmesa w pończochach i stringach.

W cholernych stringach. Greg nie mógł przestać się gapić. Mycroft uśmiechnął się do niego kpiąco z drugiego końca pokoju z rękami luźno skrzyżowanymi na piersi. Greg przełknął, przesuwając wzrokiem w górę i w dół po prawie nagiej postaci swojego partnera. Poza tymi dwoma częściami garderoby (jeśli w rzeczywistości można było je tak nazwać), nie miał nic na sobie.

— Rozumiem, że to aprobujesz, Gregory? — zapytał Mycroft, przerywając ciężką ciszę.

Greg przygryzł wargę.

— Boże, tak — westchnął, powoli podchodząc do drugiego mężczyzny.

Jego wzrok był utkwiony na talii i udach Mycrofta. Widział krzywiznę jego tyłka. To sprawiło, że jego penis w spodniach drgnął na myśl o tym, że będzie mógł cieszyć się nim znacznie pełniej.

Kiedy stanęli obok siebie, Greg przycisnął się bliżej i przesunął dłońmi po bokach Mycrofta. Młodszy mężczyzna wsunął nogę między uda Grega i pchnął, powodując tarcie, które spowodowało, że inspektor stał się całkowicie twardy. Greg sapnął cicho.

— Co sprawiło, że to zrobiłeś? — zdołał zapytać, przesuwając palcami po sznurku stringów, zmieniając pozycje, by lekko prześledzić krzywiznę jego tyłka, zanim chwycił lepiej jego pośladki, ściskając je. Wywołał tym nucenie u Mycrofta.

— Bo wiem, jak to na ciebie działa — wyszeptał, muskając ustami ucho Grega. — Wiem, jak bardzo tracisz przez to rozum. I chcę, żebyś mi się dziś poddał.

Greg jęknął. Mężczyzna nie musiał nic więcej mówić. Chętnie się poddał, z zapałem pozwalając, by Mycroft popchnął go w stronę łóżka. Odległość między nimi była wystarczająco, by mógł spojrzeć w dół i obserwować, jak poruszają się jego biodra, jak jego mięśnie napinały się przy każdym przemyślanym kroku. To było hipnotyzujące.

Mycroft pochylił głowę, żeby móc zaczął powoli całować szyję Grega, który odchylił swoją do tyłu i jęknął, przesuwając ręce w górę i w dół po bokach wyższego mężczyzny, przesuwając je na plecy, by zrobić tam to samo. Zbadał każdy centymetr ciepłej skóry, do której mógł sięgnąć, śledząc zagłębienie tyłka partnera, przesuwając palcami po środku. Spowodowało to cudowny dreszcz u Mycrofta, którego erekcja była przyciśnięta do jego uda Zaczął ssać skórę na obojczyku Grega na tyle, by zostawić dość znaczący ślad.

— Obrócisz się? — zapytał Greg, kiedy zbliżyli się do łóżka.

Chciał, żeby Mycroft przejął dziś kontrolę, ale chciał przez chwilę pozwolić sobie na podziwianie stroju, zanim wszystko zostanie zdjęte. Mycroft wydawał się to rozumieć i uśmiechnął się, po czym powoli się odwrócił. Greg ponownie zagryzł wargę, po czym opadł na kolana i ugryzł miękką część ciała tuż pod paskiem stringów. Usłyszał, jak Mycroft gwałtownie wciągnął powietrze. Uniósł ręce, by ułożyć je na biodrach partnera, pocierając je kciukami, przesuwając nosem i ustami po nagiej skórze jego tyłka…

Z westchnieniem Greg otworzył oczy. Zamrugał, dostosowując wizję, by móc rozejrzeć się po pokoju, w którym najwyraźniej nie było Mycrofta. Był sam. Jęcząc, potarł szorstko twarz, próbując się obudzić. Chrystusie, to był erotyczny sen. Powinien był wiedzieć, że to marzenie, bo szczerze nie sądził, że Mycroft kiedykolwiek założył takie stringi…

Spoglądając w dół, westchnął na swoją pulsującą erekcję, która opinała spodnie od piżamy. Była tam już wielka wilgotna plama, pokazująca, jak bardzo był podniecony, jeśli wskazówką była już tak znaczna ilość preejakulatu. Oblizał wargi i sięgnął w dół, sennie wsuwając dłoń pod gumkę. Przeszył go dreszcz i pozwolił, by jego powieki zatrzepotały, gdy znów wyobraził sobie Mycrofta w tym erotycznym gadżecie ze swojego snu.

Drugą ręką chwycił komórkę. Może jego partner jeszcze nie spał… Kontynuując delikatnie głaskanie się, otworzył ich konwersację i szybko napisał: Musisz wrócić do domu. Zaczynam mieć erotyczne sny o tobie.

Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast.

Dotykasz siebie?

Greg uśmiechnął się, gdy przeczytał odpowiedź, budząc się całkowicie. Mycroft nie podpisywał swoich wiadomości tylko wtedy, gdy zaczęli wymieniać seks sms’y. Zagryzł wargę, unosząc nieco biodra i mocniej ściskając swoją erekcję.

Tak.

Opuść spodnie. Prawidłowo owiń się dłonią. Chcę zobaczyć.

Gregory jęknął, ściągając spodnie, starając się zrobić to, co kazał mu Mycroft. Uwielbiał to, że jego partner po prostu wiedział, co już robił. Odepchnął materiał na bok i zadrżał, gdy jego erekcje uderzyło chłodne powietrze. Była wilgotna i kiedy miał już ponownie ją pochwycić, jego komórka zasygnalizowała połączenie wideo. Natychmiast je przyjął i musiał stłumić jęk, gdy zobaczył, że Mycroft był już bez koszuli. Chryste, prawdopodobnie był nagi. Jego policzki miały trochę koloru, co oznaczała, że był już podniecony. Idealnie.

— Gregory — powiedział cicho, niskim głosem. Greg znowu zadrżał.

— Hej, Myc — powiedział bez tchu, trzepocząc lekko powiekami, gdy owinął palce wokół swojej erekcji. Patrzył, jak Mycroft przesuwał się na swoim miejscu.

— Pokaż mi.

To było coś więcej niż prośba. To był rozkaz. Było to tak cholernie gorące. Dopasowując uchwyt na telefonie, Greg kliknął ikonę aparatu, aby zmienić widok. Zmiana wyrazu twarzy Mycrofta była subtelna, ale genialna. Zaczął mówić, obaj opowiadali sobie, jak chcieli, żeby się dotykali, jak ta druga osoba ma dojść…

Greg desperacja pragnął, żeby Mycroft wrócił do domu, ale przynajmniej takie rzeczy sprawiały, że ich rozłąka była bardziej znośna. Jego orgazm uderzył go, a imię partnera pojawiło się na jego ustach. Przeżywał wstrząsy wtórne, gdy Mycroft również wykrzyknął jego imię. Greg dalej głaskał się leniwie, dopóki nie był zbyt wrażliwy, by sobie z tym poradzić.

— Mmmm… tego właśnie potrzebowałem dzisiejszej nocy, mój najdroższy — westchnął Mycroft, gdy doszli do siebie, osuwając się na wezgłowie swojego hotelowego łóżka.

— Ja też. — Greg ziewnął, uśmiechając się, gdy po umyciu zwinął się jeszcze bardziej wokół ich poduszek.

— Opowiedz mi o tym śnie, który sprawił, że byłeś tak cudownie podniecony i niespokojny.

Twarz Grega zarumieniła się w lekkim zakłopotaniu, ale szybko to stłumił. Wiedział, że Mycroft nie będzie go osądzać. Oblizał wargi i powstrzymał ziewnięcie, zanim zaczął wyjaśniać swój erotyczny sen.

Chapter 266: Jeszcze jedna piosenka

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

— Jeszcze jedna piosenka? — Gregory zawsze o to pytał. — To będzie zabawa.

Mycroft po prostu nigdy nie mógł się zmusić do odejścia. Nie mógł zmusić się do odwiedzenia kiepskiego baru, gdzie wiedział, że pijani nastolatkowie i wyjątkowo wstrętni ludzie będą go otaczać oraz wpadać na niego, i tylko Bóg jeden wie, co jeszcze. Nie mógł się zmusić, żeby przez to cierpieć, żeby móc zobaczyć występ swojego chłopaka. Nie było wątpliwości, jak bardzo był pod wrażeniem talentu Gregory’ego. Nie było to coś, co ukrywał i bardzo lubił słuchać jego gry na gitarze akustycznej, która trzymał w swoim pokoju. Wejście do baru, aby zobaczyć jego występ było zupełnie czymś innym.

Jednak pewnego dnia młodszego nastolatka pytano wystarczająco dużo razy. Wiedział, że Gregory nigdy nie brał tego do siebie ani nie był zbyt zdenerwowany, gdy odrzucał jego zaproszenie, ale… Tym razem, kiedy Gregory go zapytał, Mycroft przytaknął. W tym momencie zdał sobie sprawę, że obserwowanie, jak te brązowe oczy rozświetlają się w taki sposób, było warte tego, co będzie musiał znosić później w tym tygodniu.
W ten sposób Mycroft znalazł się przyciśnięty do ściany z tyłu baru, ze skrzyżowanymi ramionami, próbując uniknąć potykania się, wiwatowania i śmieszności poczynionych przez wszystkich innych. Jednym sposobem, w jaki było to znośne, było zobaczenie swojego chłopaka w swoim żywiole. Występowanie w ten sposób Gregory był pełen energii w wyjątkowy sposób. Był piękny.

Mycroft również stwierdził, że było to dość frustrujące. Przeszyła go irytacja i zdenerwowanie, i to nie tylko dlatego, że grupa ludzi w pobliżu upuściła szklankę, roztrzaskując ją i rozlewając wszędzie piwo. Przewrócił oczami, odsuwając się od bałaganu i starając się nie patrzeć przed siebie. Jedynym problemem, że Gregory był w swoim żywiole, było to, że wszyscy mogli go zobaczyć. Starszy nastolatek wypełniony taką energią był… Zarezerwowany tylko dla Mycrofta. Oczywiście przez cały czas był zabawną i szczęśliwą osobą, ale gdy był na scenie, był w nim dodatkowy blask i energia. Nikt tutaj nie był godny tego, by być tego świadkiem. Mycroft tego nie chciał. Chciał, żeby z szacunkiem odwrócili wzrok i wpatrywali się w swoje buty, dopóki występ się nie skończy, a Mycroft będzie mógł wyciągnąć stąd swojego chłopaka z dala od nich wszystkich.

Gregory stał tam, wyśpiewując swoje serce i było to cudowne. Wszystko w nim było cudowne, jego ciemne włosy były mokre od potu i kołysał się… Od czasu do czasu wchodził w interakcje z tłumem, co sprawiło, że Mycroft warknął gardłowo. Patrzenie, jak uśmiecha się, mruga i bawi się z publicznością, jak potrafił tak fachowo… Być może irytacja była bezpodstawna, a może był irracjonalny, ale przypuszczał, że właśnie tak było być zazdrosnym.

Patrzył, jak Gregory przedzierał się przez tłum, gdy zespół zrobił krótką przerwę. Sapiąc przez nos, Mycroft odepchnął się od ściany, utrzymując silną irytację, nawet gdy jego serce trzepotała na widok tego wspaniałego uśmiechu skierowanego w jego stronę.

— Hej — powiedział Gregory, podchodząc i gładząc jego biceps.

Mycroft odchylił się poza jego dotyk, starając się być subtelny, ale wyraźnie zawodził, gdy obserwował starszego nastolatka wpatrującego się w niego z zakłopotaniem.

— To było cudowne, ale już pójdę — oznajmił, nie mogąc powstrzymać tego, by jego głos nie zabrzmiał szorstko i lodowato.

Zaczął się odwracać, spoglądając na ludzi za nimi, zanim Gregory złapał go za ramię i przyciągnął go bliżej.

— Czekaj! Proszę, zostań, Myc — poprosił ściszonym głosem, prawie niesłyszalnym wśród otaczającego ich zamieszania.

Mycroft zdziwiony wpatrywał się w te oczy, obserwując wyraz twarzy Gregory’ego… Jego ramiona opadły i westchnął.

— Dobrze — mruknął, ponownie odwracając się do niego. — Ale wiedz, że nie lubię patrzeć, jak zachowujesz się wobec tych wszystkich osób.
— Myc, kochanie — powiedział Gregory, ale potem zacisnął usta i potrząsnął głową, po czym uśmiechnął się. — Przykro mi, kochanie. Wiem, że czasami daję się ponieść emocjom. Po prostu… zostań na resztę piosenek. Wtedy możemy wrócić razem?

— Być może zostanę — powiedział powoli, nie do końca się zgadzając.

Nie był pewien, czy byłby zdolny do zaśnięcia dzisiejszego wieczoru w tym samym łóżku, co jego chłopak, nawet jeśli nastolatek nie flirtował celowo. Nie był zły na Gregory’ego, ponieważ byłoby to całkowicie bezpodstawne, ale nie zmieniało to faktu, że zazdrość szalała w nim jak tygrys w klatce gotowy rzucić się do ataku na najmniejsze zagrożenie.

Podzielili się krótkim, niewinnym pocałunkiem i Mycroft zdołał odwzajemnić uśmiech, którym obdarzył go Gregory, zanim ten musiał wrócić na scenę. Rozglądając się dookoła, Mycroft przesunął się, by osiąść z powrotem w podobnym miejscu, co wcześniej. Został nieco opuszczony przez innych - dzięki Bogu - więc był w stanie uspokoić się. Westchnął, przygotowując się na pozostały atak irytacji podczas dalszego występu Gregory’ego.

Zespół wykonał jeszcze kilka piosenek, a Mycroft prawie wpatrywał się w grupę dziewcząt z przodu, które wyraźnie próbowały swoich najlepszych technik uwodzenia. Był tak rozkojarzony, że przez chwilę ledwo zorientował się, że nie rozbrzmiewa żadna piosenka. Zdziwiony, ponownie skupił swoją uwagę, dostrajając się do tego, co mówił Gregory.

— …to był prawdziwy wybuch energii — powiedział, uśmiechając się i oddychając nieco ciężej z powodu występu, który dawał. — Mamy jeszcze jedną piosenkę, zanim zakończymy. Nie jest to piosenka, którą wcześniej graliśmy. To nie jest covert, właściwie sam ją napisałem. Również…

Spojrzenie Gregory’ego przeskanowało tłum i spotkało się ze Mycroftem, którego opuścił oddech w tej chwili. To, co było zaledwie sekundami, wydawało się wiecznością, a jego serce waliło. Potem spojrzenie tych ciemnobrązowych oczu złagodniało. Na krótką chwilę jego wyraz twarzy zmienił się w bardziej intymny, ten który Mycroft tak dobrze znał. Młodszy nastolatek wciągnął powietrze.

— Napisałem to dla jednej osoby. Ten jedynej ważnej dla mnie osoby, która sprawia, że życie jest niesamowite. Myc, kochanie, jesteś dla mnie wszystkim.

Mycroft przygryzł warg, gdy piosnka się zaczęła. Pamiętał, jak słyszał proces powstawania jej. Ta piosenka była ich i… aż do teraz nie ujrzała światła dziennego. Patrzyli na siebie przez cały utwór, z wyjątkiem momentu, gdy powieki Gregory’ego zatrzepotały, gdy słowa stały się szczególnie emocjonalnie. Mycroft zapomniał, jak oddychać. Wszyscy pozostali w barze zniknęli. Była tylko ich dwójka i nikt inny. Zniknęła nawet zazdrość. Zastąpiono ją miłością i podziwem. Mycroft poczuł się lżejszy i tym razem uśmiechnął się znacznie bardziej szczerze.

Chapter 267: Nie nadający się na randkę

Chapter Text

Greg zmarszczył brwi, wychodząc wieczorem z Yardu. To był długi dzień, zdecydowanie za długi. Morderstwo wyciągnęło go z łóżka o czwartej nad ranem i od tego czasu działał. O dziwo wyszedł o przyzwoitej godzinie, bo nie było jeszcze dziewiętnastej, ale… Był cholernie wyczerpany. Nie chciał się tak czuć. Był zły na siebie, że nie chciał zrobić nic więcej, niż wrócić do domu, gdy miał jeszcze wyjść.

To miała być randka. On i Mycroft zaczęli starali się o wolny wieczór co tydzień lub dwa, podczas którego mogli spędzić wspólnie czas. Z szaleństwem związanym z ich harmonogramem pracy, łatwo było przeżyć tygodnie bez widzenia się. Nie powodowało to napięcia, nie tak, jak zawsze było w poprzednich związkach Grega, ale była to decyzja, którą podjęli razem i był to niesamowity pomysł.

Dziś był dzień ich randki, a jednak Greg chciał tylko iść spać. Czuł się okropnie z tego powodu. Wiedział, że Mycroft zrozumie, jeśli odwołał spotkanie, ale nie chciał tego robić. Musieli zrezygnować z wyjścia w tamtym tygodniu, więc minęły dwa tygodnie odkąd się widzieli i Greg nie zamierzał ponownie tego schrzanić.

Nie żeby był w stanie ukryć tego przed młodszym mężczyzną. Mycroft mógł spojrzeć na niego raz i wiedzieć jak wyglądał cały jego dzień. To nie powstrzyma Grega przed próbami. Był takim upartym draniem. Dlatego z sapnięciem wskoczył do samochodu i zaczął jechać do domu, powstrzymując ziewanie i skupiając się na drodze oraz muzyce, która grała znacznie głośniej niż zwykle, utrzymując go w przytomności. To trochę pomogło i był bardziej rozbudzony, gdy wrócił do domu. Mimo to spacer od samochodu do drzwi frontowych trwał dłużej niż zwykle. Chryste, był wyczerpany.

Gwałtownie potarł twarz, przeczesując palcami włosy i podskakując nieco w miejscu, gdy stanął przed drzwiami. Obudź się do cholery. Wypuścił powietrze z płuc i skinął głową, powstrzymując uporczywe ziewanie, gdy w końcu wszedł do środka. Poczuł zapach herbaty, co sprawiło, że napięcie spłynęło z jego ramion. Westchnął. Oblizując wargi, odwiesił płaszcz i przeszedł przez dom, zaglądając do kuchni, by stwierdzić, że była pusta, zanim udał się do salonu.

Mycroft siedział na sofie z filiżanką herbaty w dłoniach. Spoglądał nad porcelaną, popijał parujący płyn, a jego spojrzenie jasnoniebieskich oczy omiotło ciało Grega. Greg posłał mu miękki uśmiech, który został odwzajemniony, gdy Mycroft pochylił się i odstawił filiżankę na stole. Potem młodszy mężczyzna odchylił się do tyłu i wyciągnął nieco nogi na sofie, otwierając ramiona, gestem wskazując, by Greg do niego podszedł.

Greg zamrugał zdziwiony, a jego ramiona opadły. Po wyrazie twarzy Mycrofta mógł stwierdzić, że młodszy mężczyzna od razu zauważył, jak bardzo był zmęczony. Wiedział, że tak będzie, zanim postawił nogę w progu, ale wciąż żałował, że nie mógł tego wystarczająco ukryć. Pozwolił jednak swoim stopom zaprowadzić go przez pokój, aż dotarł do kanapy, na którą prawie opadł. Westchnął, kładąc się na Mycroftcie, zamykając oczy, gdy te pocieszające ramiona owinęły się wokół jego torsu.

— Ale to dzień naszej randki — mruknął, próbując zaprotestować, nawet, gdy po raz kolejny ziewnął.

Obwiniał Mycrofta i jego smukłe palce gładząc jego włosy. Było to tak kojące, że mógłby z łatwością zasnąć.

— Tak, a celem wieczornej randki jest wspólne spędzanie czasu — wyszeptał Mycroft, wciskając nos i usta we włosy Grega. Muskając je powoli wargami. Greg znowu westchnął, zwijając się bardziej w jego ramionach. — Co możemy zrobić właśnie w ten sposób. Nie ma sensu zaprzeczać, jak bardzo jesteś wyczerpany, Gregory.

Wciąż marszcząc brwi, Greg przesunął się, by móc spojrzeć na swojego partnera. Mycroft po raz kolejny uśmiechnął się do niego delikatnie, obejmując dłonią jego policzek i przyciągając go do pocałunku. Greg chwycił delikatnie kamizelkę mężczyzny, przyciskając się bliżej i wzdychając radośnie przy jego ustach.

Kiedy zwinął się w ramionach Mycrofta, wtulił się w jego obojczyk i zamknął oczy z uśmiechem. Mycroft spojrzał na niego, uśmiechając się delikatnie, mówiąc miękko o spotkaniach, w których brał udział tego dnia. Greg tak naprawdę nie zasnął, ale usadowił się rozkoszując się największym komfortem, jaki czuł przez cały dzień. Kochał dni ich randek.

Chapter 268: Ona mnie potrzebuje

Chapter Text

Greg był odrętwiały. To było jedyne słowo na to. Odrętwiały. Jak mogło do tego dojść? Był w autobusach miliony rasy. Jego córki również. Zwłaszcza gdy Elizabeth była teraz na uniwersytecie i nie mieszkała już w Londynie, często jeździła autobusem. To była taka normalna rzecz. Pewnie, że uczestnictwo w wypadku było możliwe, ale przez te wszystkie lata…

Ledwo pamiętał telefon w sprawie wypadku. Dotarcie do szpitala. Od tamtej pory nie odszedł. Nie spał od co najmniej 36 godzin, siedząc lub spacerując po szpitalnym pokoju swojej najstarszej córki, gdy spała dalej. Wielokrotnie powtarzano mu, że to nie była śpiączka. Wydawali się dość pewni tego. Greg nie mógł się nie martwić…

O Boże, nie mógł jej stracić. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby odebrano mu w ten sposób Elizabeth. To prawda, że byli jednymi ze szczęściarzy. Widział kilka innych osób z wypadku i byli w znacznie gorszym stanie niż Elizabeth. To prawda, że nie odzyskała przytomności, ale przynajmniej miała szansę. Nie żeby było wygodnie patrzeć na wielkie sińce biegnące wzdłuż jej ramienia i szyi. Widzieć pęknięcia i zwichnięcia na całym ciele. Skaleczenia i obrzęki…

Leżał skulony na niewygodnym szpitalnym krześle z głową w dłoniach, starając się nie hiperwentylować. Dzisiaj robił to już szósty raz. Kiedy ostatnio jadł? Nie żeby to miało znaczenie. Nie był głodny. Wiedział, że po prostu zwróci to, co spożyje. Zwijając się jeszcze bardziej na krześle, przycisnął kolana do piersi, mocno ściskając spodnie, ledwo świadomy brzęczenia telefony komórkowego na małej szafce obok niego.

Chwycił się za włosy, gdy palące łzy ponownie pojawiły się w jego oczach. Zacisnął zęby, wciągając drżący oddech i pochylił się do przodu, opierając ręce o bok łóżka i kładąc jedną na dłoni Elizabeth. Potarł kciukiem czubek jego dłoni. Łzy spływały mu po policzkach, jego oddech wydobywał się z niego ostrymi sapnięciami.

— Wróć do mnie, kochanie — wyszeptał, przygryzając szorstko wargę.

Zamarł, praktycznie niemal podskakując w pierwszym odruchu, kiedy na jego ramieniu spoczęła ręka, ściskając go. Nie słyszał, żeby ktoś wszedł… Wziął głęboki oddech, zacisnął mocno oczy i potarł twarz, próbując się uspokoić. Odwrócił się i spojrzał na swojego partnera. Prawie ponownie rozpłakał się na widok otwartego, zatroskanego, troskliwego wyrazu twarzy.

— Nie musisz być dla mnie silny, Gregory — wyszeptał Mycroft, robiąc krok do przodu i kucając, by byli bardziej na wyrównanym poziomie.

Mycroft powiedział, że nie musiał być silny i w tym momencie wszystko się rozpadło. Greg rzucił się do przodu w ciepły uścisk, chowając twarz w szyi Mycrofta, łkając. Dźwięk był stłumiony i próbował zachować jakąś formę samokontroli, ale było to trudne. Nie mógł przestać. Mycroft przytulił go tam mocno, jak tylko mógł fizycznie, a Greg poczuł, jak drogi materiał jego płaszcza gniótł się w dłoniach.

— Wszystko w porządku — wyszeptał Mycroft, całując go w głowę i gładząc po włosach. — Będzie dobrze.

Greg nie miał pojęcia, jak młodszy mężczyzna mógł to wiedzieć. Był jednak również świadomy, że Mycroft nie był zwolennikiem powlekania cukrem, więc w głębi serca musiał w to uwierzyć. Z pewnością nie mówił tego tylko dlatego… Tak trudno było mu myśleć, skupić się. Jedynie, co mógł zrobić, to płakać, dopóki nie był zbyt zmęczony fizycznie, aby to robić. Próbował kontrolować swój oddech. W końcu usiadł nieco prościej. Nie chciał wiedzieć, jak wyglądał.

— Przepraszam — wychrypiał, pocierając twarz, zaniepokojony tym, że najprawdopodobniej nogi Mycroft były obolałe od tej pozycji.

— Nie bądź głupi, Gregory — powiedział cicho Mycroft, a na jego twarzy pojawił się najmniejszy uśmiech. Uniósł rękę i musnął policzek Grega, który pochylił się w stronę dotyku z drżącym westchnieniem. — Nie obudziła się?

— Nie — odpowiedział Greg po chwili, wzdychając i marszcząc brwi.

— Jej funkcje życiowe są jednak silne — kontynuował Mycroft. — To dobry znak. Gregory, pozwól, że zabiorę cię do domu.

— Nie mogę jej zostawić — zaprotestował, odwracając się i wpatrując w miejsce, w którym spała. — Muszę tu być, kiedy ona… Potrzebuje mnie. Nie mogę, Mycroft.

— Nie spałeś od prawie czterech dni — skomentował młodszy mężczyzna.

Greg zamrugał zdziwiony. Czy naprawdę minęły cztery dni. Chryste. To było dłużej niż myślał…

Nie mogę, Mycroft — powiedział Greg, przygryzając wargę i walcząc z kolejną falą łez.

Usłyszał westchnienie swojego partnera, ale Mycroft nic nie powiedział, by zaprotestować. Zamiast tego po prostu wstał i przeniósł krzesło tak, aby byli zwróceni do siebie w najlepszy możliwy sposób na tych małych krzesłach, po czym wziął Grega w ramiona.

Greg przywarł do niego, opierając się o jego klatkę piersiową, próbując się zrelaksować. Mycroft objął go ramionami i zaczęli powodu oddychać razem. Wdech i wydech. Czuł, jak drżał. To nie był jeszcze koniec, ale Mycroft był tu i po praz pierwszy przez cały dzień poczuł, że poradzi sobie z tym wszystkim.

Chapter 269: Dzięki Bogu…

Chapter Text

Minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie oczekiwania, bólu, strachu i troski. Teraz jednak najstarsza córka Grega, Elizabeth, została wypisana ze szpitala po wypadku autobusowych, w którym brała udział. Zajęło to kilka dni, zanim się obudziła, a kiedy to zrobiła, była to powolna i żmudna droga do wyzdrowienia… Jej funkcje życiowe skoczyły w przerażających kierunkach więcej niż raz, a Greg nigdy nie odczuwał większej paniki niż wtedy, gdy został zmuszony do opuszczenia pokoju, gdy pielęgniarki wpadły do pokoju, aby zająć się ostrą reakcją, która mogła… Był tak przerażony i zszokowany, że szczerze zapomniał.

Dopiero po jej przebudzeniu Greg został w końcu przekonany do opuszczenia szpitala i przespania się we własnym łóżku. Wspólnymi siłami Mycroft i Elizabeth prawie go stamtąd wyrzucili. Tej nocy wziął długi i gorący prysznic ze swoim partnerem, gdzie otrzymał powolny i czuły lodzik, i zasnął w wspierających ramionach Mycrofta. To był najlepszy sen, jaki miał od dłuższego czasu.

Teraz jednak ubrany w workowate, ale normalne, pomagał córce wsiąść na przywieziony wózek inwalidzki. Wciąż miała szwy i opatrunki na obrażeniach, których całkowite zagojenie zajmie tygodnie, ale była na tyle silna, że nie było wymagane stałe monitorowanie jej w szpitalu. Mycroft rozmawiał z lekarzem, omawiając wszystkie zasady jej wypisu i wypełniając wszystkie wymagane papiery, podczas gdy Greg został z Elizabeth.

— Mam to — westchnęła, próbując jedną ręką opuścić się na krzesło.

Greg nie ruszał się z miejsca, w którym trzymał ręce pod jej ramionami. Trzymając ją delikatnie, ale stabilnie wokół jej torsu.

— Liz, kochanie, po prostu pozwól mi sobie pomóc — powiedział cicho, poruszając ją i podtrzymując, aż pewnie usiadła na krześle.

Elizabeth była pod tym względem zbyt podobna do niego. Zawsze skupiała się na byciu niezależną i dbaniu o siebie, nie chcąc przejmować ciągłej pomocy od innych. Nie chcąc nikomu przeszkadzać… Protestowała wystarczająco dużo na temat tego, że Greg nie wracał do pracy na pełną ilość godzin przez co najmniej tydzień lub dwa w czasie, kiedy zabierali ją do domu, żeby móc być z nią.

— Zdajesz sobie sprawę, że jeśli będziesz taki cały czas w domu, będziemy się okropnie kłócić i to nie jest śmieszne — skomentowała, ale miała ogromny uśmiech na twarzy, który zdradzał napięcie.

Greg uśmiechnął się złośliwie, podnosząc torbę z jej rzeczami i zarzucając ją na ramię.

— Tak, cóż, po to tu jestem — skomentował, kiwając głową w stronę Mycrofta, który właśnie wszedł do pokoju.

Młodszy mężczyzna uniósł brwi i wsunął teczkę pod pachę.

— Nie będą cię przed nią chronić, Gregory — skomentował z uśmieszkiem, najwyraźniej wiedząc, o czym mówią.

Elizabeth zaczęła się lekko śmiać, co napełniło serce Grega radością Cóż za piękny dźwięk, a on tak się martwił, że nie będzie już w stanie go usłyszeć…

— Zgadza się, Abs zawsze będzie tą, która faktycznie staje po mojej stronie — drażnił się, dąsając się żartobliwie, zanim wyciągnął rękę i machnął palcami w kierunku Mycrofta. — Wezmę teczkę, jeśli chcesz prowadzić wózek inwalidzki.

Mycroft zanucił, po czym skinął głowa i podał wypis. Greg poprawił torbę na ramieniu i zerknął na niektóre papiery, zanim wsunął teczkę do torby. Mycroft obszedł wózek inwalidzki i położył dłonie na jego rączkach, po czym ruszyli.

Proces wsadzania Elizabeth do samochodu był powolny. Greg pomógł jej wstać i wejść do środka, podczas gdy Mycroft trzymał wózek nieruchomo. Wkrótce jednak byli w drodze do domu. Greg siedział na środku siedzenia, Elizabeth opierała się o niego z jednej strony, a Mycroft siedzący po drugiej jego stronie pisał na swoim telefonie. Cieszył się, że jego córka wracała z nimi do domu na czas jej rekonwalescencji. Jego była żona nie będzie często ich odwiedzała, pomimo tego że jej córka ją potrzebowała, co szczerze mówiąc trochę wkurzyło Grega, ale i tak była to lepsza opcja. Poza tym, według Mycrofta, Elizabeth i tak chciała z nimi zostać, chociaż nigdy nie powiedziała o tym Gregowi. Nie żeby nie kochała swojej matki, ale napięcie między nimi było wysokie od czasu rozwodu i zdrady…

— Cieszę się, że wracasz z nami do domu, Liz — wyszeptał, pocierając kciukiem jej ramię.

Uśmiechnęła się, obracając się nieco w jego uścisku (przynajmniej na tyle, na ile pozwalały jej obrażenia).

— Ja również, tato — odszepnęła, zamykając oczy i zapadając w półsen, kiedy jechali przez Londyn.

Chapter 270: O mój Boże!

Chapter Text

Nie minęła nawet minuta od przekroczenia progu, kiedy Greg pchnął Mycrofta na ścianę i mocno go pocałował. Młodszy mężczyzna sapnął w jego usta, dając Gregowi możliwość wsunięcia języka i obdarzenia go delikatną pieszczotą. Jego ręce chwyciły talię partnera. Zahaczył kciukami o szlufki spodni mężczyzny, przyciągając go bliżej. Mycroft był cholernie nieodparty podczas kolacji i dostawał to, o co się prosił, to było pewne. Nie żeby któryś z mężczyzn na to narzekał.

— Gregory… — jęknął Mycroft, kolana mu drżały, a plecy wygięły się w łuk.

Greg warknął, odsuwając się od jego ust, żeby móc zacząć całować go po brodzie i szczęce. Pozostał przy tym przez chwilę, kochając ostre uczucie jego struktury twarzy. Obejmując ramieniem plecy Mycrofta, wdychał gorące powietrze wzdłuż jego bladej skóry, gdy lizał krzywiznę szczęki i szyi młodszego mężczyzny.

Mycroft jęknął. To zachęciło Grega do dalszego działa, i o Boże, jak bardzo uwielbiał całować, lizać i obgryzać podbródek, szczękę i szyję partnera. Mógł robić to godzinami, badając każde zagłębienie i zakręt, smakując jego esencję. Przycisnął go mocniej do ściany, puszczając Mycrofta w tali, aby móc zacząć rozpinać koszulę i kamizelkę kochanka, odgarniając je na bok, by odsłonić więcej obojczyka. To było jego inne ulubione miejsce. Pochylił się, oddychając głęboko i wtulając swój nos w dane miejsce, zanim zaczął lizać i podgryzać ten obszar.

Och!

Mycroft sapnął, odchylając głowę do tyłu. Uderzył w ścianę dość głośno, ale żaden z mężczyzn nie zdawał się tego zauważać. Dłonie Grega wędrowały dalej, zsuwając się po bokach Mycrofta, wyciągnąć koszulę ze spodni, aby mógł się wślizgnąć pod spód i pogłaskać gładką skórę. Czuł, jak ciało Mycrofta drżało pod każdym dotykiem, a dźwięki, które wydobywał od mężczyzny, były bardzo bliskie do dźwięcznej melodii.

Kontynuował eksplorację okolicy, ponownie poruszając się w górę szyi i podbródka, całując powoli i skubiąc, a następnie z powrotem w dół do obojczyka. Tym razem ugryzł mocniej, powodując, że Mycroft krzyknął i wbił wypielęgnowane paznokcie w ramiona Grega. Starszy mężczyzna jęknął, drżąc z powodu tego uczucia i w zamian zaczął ssać zaczerwienione miejsce, które przed chwilą ugryzł.

Erekcja Mycrofta została przyciśnięta do jego uda, a gdy Greg zaczął robić mu malinkę, młodszy mężczyzna wygiął się w łuk i wywołał tarcie, które wysłało przez nich obu palącą iskrę. Ciężko dysząc, Greg nie był w stanie oprzeć się ześlizgnięciu dłoni w dół i objęciu Mycrofta, pocierając go przez drogi materiał, czując ślad wilgoci od spermy. Ciągle ssał obojczyk, wiedząc, jak wyrazisty będzie ślad i umierał z pragnienia, żeby go zobaczyć. Czuł się okropnie zaborczy.

W końcu Mycroft praktycznie wgryzł się w jego dłoń, jęcząc i desperacko chwytając Grega. Umiejętności rozbicia maski eleganckiego mężczyzny w ten sposób była czymś, czym starszy mężczyzna nigdy się nie znudzi. To było piękne. Odsunął się od obojczyka z ostatnim liźnięciem, całując Mycrofta z powrotem w górę szyi, ponownie trącając nosem jego brodę i szczękę.

— Łóżko? — zapytał ochryple, szorstkim i głębokim głosem.

Patrzyli na siebie z oczami mrocznymi od pożądania. Mycroft skinął głową.

— Natychmiast. — Praktycznie warknął. Ten dźwięk trafił prosto do penisa Grega. Tak, musieli się tam udać od razu.

Przeszli przez salon, chwytając się nawzajem, zatrzymując się kilka razy po drodze, by ponownie zaatakować swoje usta. Kiedy w końcu dotarli do sypialni, Greg był już bez koszuli, a Mycroft zsunął swoją, która była na wpół rozpięta i ledwo się na nim trzymała. Swoje ubrania pozostawili po drodze, tym razem młodszy mężczyzna nie dbał o to, gdzie podziała się jego marynarka i kamizelka.

Mycroft pchnął Grega na łóżko, wczołgał się na niego i siadając na nim okrakiem. Ich krocza ocierały się, gdy zainicjował kolejny namiętny pocałunek. Greg jęknął, chwytając go szorstko, zahaczając nogą o jego talię.

Później padli na łóżko, ciężko dysząc. Byli spoceni i lepcy, ale nadal nie mogli oderwać od siebie rąk. Te dotknięcia były jednak pełne czci i delikatne. Spletli razem nogi, dzieląc się powolnymi pocałunkami.

— Łazienka — wyszeptał po chwili Mycroft, ściskając dłoń Grega, zanim wstał z łóżka.

Sięgnął po szlafrok, by się nim owinąć, zanim udał się do ich łazienki. Greg złożył ręce pod głową i wpatrując się w sufit z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zamknął oczy, zanim usłyszał ciche westchnienie Mycrofta, które sprawiło, że uśmiechnął się zawadiacko. Miał wrażenie, że wiedział, o co chodziło…

— Gregory? — rozległ się pytający i lekko zachwycony głos Mycrofta. Greg uśmiechnął się. — Och… łał. O mój Boże.

Nie mogąc się oprzeć, Greg wstał z łóżka i podszedł do niego zupełnie nagi. Oparł się o framugę drzwi, krzyżując ramiona. Oczy Mycrofta były szeroko otwarte, a jego smukłe palce lekko dotykały jaskrawo czerwono-fioletowego znaku na obojczyku. Uśmiech Grega poszerzył się.

— Tak, trochę mnie poniosło. — Wzruszył ramionami, wcale tego nie żałując. — Nie martw się, nikt inny nie będzie wiedział, że tam jest.

— Nie martwię się. — Mycroft uśmiechnął się łagodnie, wciąż patrząc na niego ze zdumieniem. Potem wyciągnął rękę i przyciągnął Grega do siebie, muskając nosem jego policzek. — Wcale się nie martwię.

Chapter 271: Nieplanowana rozmowa

Chapter Text

— Mam fetysz związany z bólem — powiedział Greg wzruszając ramionami.

Razem z Mycroftem byli w połowie drugiej butelki wina i stracili większość swoich zahamowań, ale kiedy zaczęli rozmawiać o sprawach seksualnych? Nie miał pojęcia, ale robili to, dyskutując o fetyszach, a on uznał, że nie miał nic przeciwko temu.

— Fetysz związany z bólem? — powtórzył Mycroft, unosząc brwi, sącząc wino.

Spojrzenie Grega błądziło po jego twarzy, zatrzymując się trochę na jego policzkach lekko zaróżowionych od alkoholu. Wyglądał pięknie.

— Tak. — Greg skinął głową, wyciągając nogi na kanapie i kładąc je na kolanach Mycrofta.

Młodszy mężczyzna nie protestował, tylko położył dłoń na jego goleniu i potarł go z roztargnieniem.

— Jaki stopień bólu? — zapytał Mycroft po chwili ciszy.

— Nic szalonego — powiedział Greg, myśląc o tym. Zakręcił ciemnoczerwonym płynem w swoim kieliszku, obserwując, jak się poruszał, czując już lekki szum w głowie. Tak, wątpił, żeby wieczorem wrócił do domu. W tym momencie był już trochę podbity i wciąż pili. — Jak gryzienie, drapanie, szarpanie za włosy i tak dalej. Nic, co by mnie niepokoiło i nie powodowało, żebym krwawił, ale nie mam nic przeciwko miłym siniakom o poranku.

Mycroft zanucił, nic nie mówiąc, tylko obserwując. W jego spojrzeniu była powaga, której Greg nie potrafił wyjaśnić, ale sprawiła, że przeszedł go lekki dreszcz. To było prawie tak, jakby odkładał informacje do późniejszego wykorzystania. Przynajmniej… Greg miał nadzieję, że tak właśnie było. Przełknął ślinę, wpatrując się w wino, po czym dopił kieliszek jednym dużym haustem. Szkło zostało napełnione chwilę później, na co Greg skinął głową w podziękowaniu, po czym odwrócił jedną stopę, by lekko szturchnąć Mycrofta w brzuch.

— Co jest twoim fetyszem? — zapytał, obserwując Mycrofta wyczekująco.

Nie było mowy, żeby był jedynym, który dzielił się takimi sprawami tego wieczoru.

— Dominacja — odpowiedział Mycroft po chwili namysłu. Greg uśmiechnął się. Nie było to zbyt zaskakujące, biorąc pod uwagę rodzaj jego pracy i osobowość mężczyzny. — Kontrola. Tak naprawdę na obu końcach. Podniecenie jest inne, jeśli to ja kontroluję, czy ta druga osoba.

Greg słuchał z lekko rozchylonymi ustami. Może to alkohol lub tematy ich rozmów, albo po prostu słuchanie Mycrofta mówiącego o czymś takim, tak na niego wpłynęło. Greg szczerze myślał, że to mieszkanka tego wszystkiego. Bez względy na przyczyny, nie mógł zignorować uczuć, który zbierały się głęboko w jego wnętrzu, ani faktu, że jego dżinsy zaczynały być trochę przycisnę w kroku.

Mycroft oczywiście zauważył to. Młodszy mężczyzna uśmiechnął się lekko, pochylając się do przodu i odstawił kieliszek z winem na stół. Następnie pochylił się nad kanapą, przesuwając ręką po nodze Grega, aby móc wyjąć szkło z jego uścisku i również je odstawić. Greg wzdrygnął się, przygryzając dolną wargę, gdy poczuł, że robił się coraz twardszy i bardziej zarumieniony. Nie mógł się oprzeć, by nie zlustrować spojrzeniem wybrzuszenie w jego spodniach. Odetchnął lekko.

— Mycroft… — wymamrotał, obserwując mężczyznę przesuwającego się na kanapie i zbliżającego się tak, że praktycznie siedział na nim okrakiem.

Dłoń Grega powędrowała do jego pasa, gdzie mocno go chwycił, patrząc na swojego partnera.

— Obaj jesteśmy uzbrojeni w większą wiedzę o niektórych rzeczach — powiedział Mycroft głosem nieco głębszym niż zwykle. Greg wzdrygnął się.

— Tak… zgadza się — przytaknął, oblizując wargi i delikatnie ocierając się o biodra Mycrofta.

Mycroft pochylił się i mocno pocałował Grega. Starszy mężczyzna oparł się o kanapę, przyciągając do siebie drugiego mężczyznę, przytulając go. Pocałunki spływały po szyi Grega i zbliżały się do zagłębienia w jego ramieniu. Dotarłszy tam, Mycroft go ugryzł. Greg sapnął, jego ciało szarpnęło się, a biodra uniosły.

Och… o mój Boże — wyjąkał, jęcząc, kiedy Mycroft zrobił to ponownie. — Myc…

— Zrobisz to, co ci dziś powiem, Gregory — warknął Mycroft w jego szyję, ssąc ślad po swoich zębach na ramieniu partnera.

Elegancka dłoń uniosła się i bawiła się jego włosami, zanim mocno je pochwyciła. Greg znów sapnął, drżąc.

— Boże, tak — sapnął, mocno chwytając tył marynarki Mycrofta — Proszę… rozkaż mi.

Znowu wygiął się w łuk, pocierając ich krocze, próbując stworzyć tarcie, którego tak rozpaczliwie potrzebował. Mycroft ponownie pociągnął go za włosy i zmusił do zatrzymania się, co było tak niesamowicie gorące, że przez chwilę myślał, że mógł dojść bez dotykania swojego penisa. Ale och, chciał być dotknięty. Tak cholernie tego pragnął.

Znowu pocałowali się namiętnie, Mycroft przyciągnął Grega do siebie. Obaj ciężko dyszeli i ledwo zdołali zejść z kanapy, żeby przenieść się z tym wszystkim do sypialni.

Chapter 272: Nauka

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Greg westchnął, przymykając oczy i pochylając się w stronę pocieszająco ciepłego ciała Mycrofta. Gdyby mogli tak spędzać każdą noc, odpoczywając na kanapie po wspaniałym posiłku, nie poprosiłby o nic innego w swoim życiu. To by mu wystarczyło. Splótł dłonie i położył je na brzuchu, usadawiając się między nogami Mycrofta i uśmiechnął się, gdy mężczyzna go przytulił.

Byli cicho, żaden z mężczyzn nie spieszył się, by rozpocząć rozmowę, ale było to dobre. Cisza wcale nie była nieprzyjemna. Byli zadowoleni ze swojej obecności i… nie musieli wypełniać tego jakąś rozmową. Minęło trochę czasu, odkąd przytulali się w ten sposób. Greg siedział przed Mycroftem, gdy młodszy mężczyzna opierał się o poręcz kanapy. Zwykle kładli się lub siadali obok siebie, pochylając się w swoją stronę. Jednak cieszył się, że odpoczywali w ten sposób. Mógł dać się otoczyć miłością i ciepłem Mycrofta Holmesa i zapomnieć o wszystkim innym. To była doskonałość.

Po kilku chwilach smukłe dłonie spoczęły na jego. Greg otworzył na chwilę oko, żeby móc podziwiać kontakt, po czym lekko obrócił dłonie, gdy Mycroft zaczął nimi poruszać. Greg patrzył, jak jego ręce są lekko uniesione, a ich palce splatają się luźno na kilka chwil. Następnie jedna z jego rąk została opuszczona, a obie dłonie Mycrofta otoczyły drugą, przesuwając ją nieco bliżej ich twarzy.

Palce Mycrofta zaczęły przesuwać się wzdłuż krzywizny i kostek palców Grega. Dotyk był ledwo wyczuwalny, tylko muśnięcie skóry na skórze, co sprawiło, że starszy mężczyzna się uśmiechnął. Co robił Mycroft? Wydawało się, że wszystko było mieszanką czułości i wyrachowania, co tak naprawdę doskonale opisywało Mycrofta. Greg pragnął o to zapytać, ale nie chciał zepsuć tej chwili.

Dotyk trwał dalej, opuszki palców Mycrofta śledziły każdą linię na jego dłoni, zanim przeniosły się na jego nadgarstek. Tańczyły tam po wrażliwej skórze, śledząc każdą żyłę, która wystawała choćby nieznacznie. Greg zadrżał. Nie był to podniecający dotyk, ale był przyjemny i delikatnie go łaskotał, ale na tyle, aby jego ciało zareagowało. Palce Mycrofta zatrzymały się w tym momencie, tylko na moment, zanim zrobił to ponownie, otrzymując tę samą odpowiedź. To wzbudziło zainteresowanie młodszego mężczyzny i Greg roześmiał się cicho.

— Co robisz? — zapytał w końcu głosem ledwie głośniejszym od szeptu, prostując nieco ramię, gdy palce Mycrofta zaczęły przebiegać wzdłuż jego ramienia.

— Uczę się — odpowiedział Mycroft głosem równie cichym jak jego, a Greg wtulił się wygodniej w niego. Uśmiechnął się szerzej. Kochał to.

— Uczysz się mojego ciała? — zapytał, odwracając nieco głowę, by móc spojrzeć na Mycrofta.

Jasno niebieskie oczy przymknęły się lekko, gdy Mycroft badał przez kilka chwil wyraz twarzy Grega, zanim skinął głową.

— Oczywiście — powiedział, uśmiechając się lekko.

Greg znów się zaśmiał. Przechylił się nieco w bok, gdy ręce zaczęły odsuwać się od jego ramienia, wędrując w górę do jego szyi, śledząc obojczyk i okrążając zagłębienie w miejscu, gdzie szyja stykała się z barkiem. Greg zamruczał, ponownie zamykając oczy. Gdyby nie był ostrożny, to z łatwością mógłby zasnąć w ten sposób.

Mycroft zatrzymał się w miejscu punktu tętna, czego Greg się spodziewał. Było jasne, że mierzy mu puls. Po kilku chwilach zostawił to miejsca i poszedł dalej wzdłuż szyi Grega, śledząc linię jego szczęki, a następnie ust. Greg jeszcze bardziej odwrócił głowę, powodując, że jego ciało również się obróciło, aby Mycroft mógł łatwiej się poruszać. Ponownie otworzył oczy i zobaczył, że Mycroft wpatrywał się w niego z mieszaniną kalkulacji i podziwu. Był to jeden z najwspanialszych wyrazów twarzy, jakie Greg kiedykolwiek u niego widział.

W końcu, po prześledzeniu jego ucha (co łaskotało o wiele bardziej niż powinno) i przeczesaniu włosów, Greg uniósł dłoń do policzka Mycrofta. Pochylając się, przycisnął ich nosy i czoła do siebie. Uśmiechają się, starszy mężczyzna przymknął na chwilę oczy, po czym obniżając się, złożył serię powolnych pocałunków na ustach Mycrofta.

— Czego więc się nauczyłeś? — zapytał, sięgając po dłoń Mycrofta, ponownie splatając ich palce.

Uniósł ich złączone dłonie, całując delikatnie kostki Mycrofta, obserwując spod rzęs mężczyznę.

— W ten sposób udało mi się stworzyć własnego mentalnego człowieka witruwiańskiego* — szepnął Mycroft, bawiąc się włosami na karku Grega.

Starszy mężczyzna nie mógł powstrzymać się od prychnięcia, czując, jak jego twarz płonęła od tego okropnego absurdu, który był jednocześnie słodkim komplementem.

— Wątpię w to. Nie mam tak miłego dla oka brzucha. Ale… było to absurdalnie pochlebne, Myc.

— Pochlebstwo nie było celem, ale nie jest to niekoniecznie złym wynikiem.

— Cicho, znowu chcę cię pocałować.

— Dla ciebie wszystko, Gregory.

Notes:

*Człowiek witruwiański – rysunek autorstwa Leonarda da Vinci, przedstawiający figurę nagiego mężczyzny w dwóch nałożonych na siebie pozycjach, wpisaną w okrąg i kwadrat. Ma obrazować idealne proporcje ludzkiego ciała.

Chapter 273: Czytanie i piłka nożna

Chapter Text

Greg siedział na kanapie, oglądając mecz Arsenalu, kiedy Mycroft wrócił do domu. Uśmiechnął się, słysząc otwierające się i zamykające się drzwi, ale dalej siedział, bo wiedział, że młodszy mężczyzna i tak go znajdzie. Był w połowie meczu, który był piekielnie dobry, i naprawdę nie chciał niczego przegapić.

Prawie padł na kanapę, kiedy wrócił wcześniej do domu z Yardu. Nie zwracał sobie nawet głowy, by udać się do sypialni, żeby się przebrać. Co prawda poluźnił krawat, tak że spoczywał luźno na jego szyi (nigdy nie nosił cholernych krawatów, ale dzisiaj była konferencja prasowa i zawsze spodziewano się, że uczestnicy będą nosić krawaty) i odpiął trzy górne guziki koszuli oraz podwinął odrobinę rękawy. Ogólnie było mu wygodnie. Tylko to się liczyło.

Uśmiechnął się do Mycrofta, gdy ten wszedł do pokoju z teczką w ręku i marynarką na ramieniu. Polityk odwzajemnił uśmiech i podszedł do niego, odkładając aktówkę i kładąc marynarkę na oparciu krzesła, po czym dołączył do niego na kanapie.

— Witaj w domu — powiedział Greg kilka sekund później używając standardowej formułki.

Odwrócił się niego, kładąc rękę na oparciu kanapy. Mycroft wydawał się szczęśliwy, że go widział, ale wydawał się również wyczerpany. W tym tygodniu spędzał absurdalną ilość godzin w pracy, więc nic dziwnego, że był wyczerpany.

— Wróciłem, Gregory. — Uśmiechnął się z najdelikatniejszym westchnieniem. — Miło być w domu.

— Gotowy na weekend?

— Czekałem na niego kilka dni — powiedział Mycroft, krzyżując nogi w kostkach, zerkając na odtwarzaną reklamę Tesco.

— Dobrze, więc że możesz się zrelaksować — stwierdził Greg. Oparł łokieć na kanapie, rozchylił lekko nogi i uśmiechnął się. — Nie martw się o pracę przez jakiś czas. Oglądam mecz, ale powinieneś usiąść ze mną.

— Brzmi cudownie.

Mycroft uśmiechnął się, kładąc dłoń na kolanie Grega i powoli pocierając to miejsce kciukiem. Przysunął się bliżej, opierając się o jego bok i przez chwilę dzielili się kilkoma pocałunkami. Gdy mecz został wznowiony, Mycroft usiadł prosto. Zamilkł, odpowiadając na kilka emaile od Anthei.

Zrelaksuj się, kochanie — mruknął z rozbawieniem Greg, poruszając się, by ścisnąć ramię Mycrofta, gdy jego ręka zsunęła się z oparcia kanapy i ułożyła się na ramionach młodszego mężczyzny. — Nie musisz zwracać uwagi na mecz, ale obiecuję, że Anthea może poczekać kilka godzin. Jest zdolną kobietą.

— Dlatego ją zatrudniłem — skomentował Mycroft. Greg roześmiał się.

— Dokładnie. Dlatego odłóż telefon i pozwól swojemu mózgowi trochę się uspokoić.

Na szczęście drugi mężczyzna tak zrobił. Mycroft na chwilę oparł głowę o ramię Grega, przesuwając się z rozbawionym uśmiechem, gdy starszy mężczyzna trochę za bardzo wciągnął się w mecz i podrygiwał z podekscytowania. W końcu odsunął się i sięgnął po swoją aktówkę, grzebiąc w niej, aż znalazł małą książkę schowaną w bocznej przegródce.

— Poczytam trochę — powiedział, podnosząc książkę dla podkreślenia swoich słów. — Po zakończeniu meczu będziemy mogli zacząć przygotowania do obiadu.

— Brzmi świetnie. — Greg uśmiechnął się.

Greg zmienił ponownie pozycję, przechylając się na bok i zachęcająco poklepując się po kolanie. Mycroft uniósł brwi na ten gest, ale skinął głową, gdy zdał sobie sprawę, co sugerował Greg. Odwracając się, młodszy mężczyzna położył się na kanapie, opierając głowę na nodze Grega. Przyjęcie wygodnej pozycji zajęło mu kilka krótkich sekund, ale w końcu usadowił się i otworzył książkę.

Uwaga Grega powróciła do rozgrywającego się meczu. Ponownie przesunął ramię, aby spoczęło na oparciu kanapy. Druga połowa rozpoczęła się niedługo po tym i była intensywna, ale kiedy Mycroft opierał się o jego kolana, Greg uważał, żeby za bardzo nie wciągnąć się w rozgrywkę, pomimo tego, że Arsenal skopał dupę przeciwnikowi. Strzelili dwa gole, co zaskoczyło go, ale były to świetne zagrania i zapewniły im zwycięstwo. To było świetne.

Kiedy w telewizji pokazali studio, aby rozpocząć dyskusję na temat meczu, Greg spojrzał w dół, aby zasugerować, co mogą zjeść. Słowa jednak zamarły mu na ustach , a wargi powoli wykrzywiły się w czułym uśmiechu. Mycroft zasnął na jego kolanach z otwartą książką opartą na piersi. Skulił się lekko, będąc całkowicie zrelaksowany oraz… spokojny.

Dobra, obiad mógł poczekać. Greg ostrożnie wyciągnął rękę i czule pogładził ciemnorude włosy, co tylko spowodowało, że Mycroft odwrócił się nieco i westchnął, rozchylając usta. Greg patrzył, jak jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Był piękny. Dziwnie było myśleć o mężczyźnie jako o pięknym, ale czasami było to jedyne słowo, które wydawało się właściwe, jeśli chodziło o Mycrofta.

Chapter 274: Lekcja gry na gitarze

Notes:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

— Tutaj, musisz w ten sposób położyć palce — powiedział cicho Greg, pochylając się bliżej Mycrofta.

Próbował zignorować ciepło promieniujące od drugiego nastolatka, gdy jego klatka piersiowa przycisnęła się do pleców Mycrofta. Luźno owinął ramiona wokół nieco szczuplejszego ciała, by móc ułożyć ręce w odpowiednim miejscu. Jego palce zrównały się z dłuższymi palcami Mycrofta, więc wyglądało to naprawdę komicznie, ale nie mógł się powstrzymać od lekkiej zazdrości. Dłuższe palce oznaczały, że łatwiej było dotrzeć do wszystkich akordów, a Greg żałował, że nie miał takiej przewagi.

— To dziwne uczucie — mruknął Mycroft, dociskając palce do struny.

Greg uśmiechnął się.

— Przyzwyczaisz się do tego po jakimś czasie — wyszeptał, opierając brodę na ramieniu chłopaka. — To… jest akord G. Jeden z najczęściej stosowanych.

— Mmm, tak, często widzę, że trzymasz palce w ten sposób — powiedział Mycroft po kilku sekundach zerkania na położenie ich palców.

— Tak — potwierdził Greg. — Teraz trzymaj to dla mnie.

Greg powoli wycofał rękę, obserwując jak Mycroft doskonale utrzymywał pozycję. Uśmiechnął się i odwrócił się na łóżku, sięgając po kostkę, którą porzucił wcześniej obok siebie. Chwycił ją i przełożył do lewej ręki, po czym wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Uśmiechając się delikatnie, włożył ją do lewej dłoni Mycrofta, a następnie skierował ją z powrotem w stronę gitary.

— Trzymaj ją podobnie jak ołówek. W ten sposób. Teraz uderz w struny.

Mycroft wydawał się mocno skoncentrowany, gdy poruszał ręką, a akord zabrzmiał w pokoju. To było całkiem dobre i sprawiło, że Greg uśmiechnął się promiennie. Nie wspominając o tym, jak bardzo urocza była mina młodszego nastolatka, gdy odniósł sukces. Nie było prawie nic wspanialszego niż obserwowanie, jak Mycroft nasiąkał wiedzą. Greg miał nadzieję, że zawsze będzie mógł go takiego widzieć.

— To zabrzmiało niesamowicie, Myc! — powiedział, prostując się nieco i pocierając dłonią plecy Mycrofta.

— Zagrałem jeden akord przez około 5 sekund, Gregory — powiedział drugi nastolatek, unosząc brwi, zerkając przez ramię. — Nie jest to wielkie osiągnięcie.

— Oczywiście, że jest. — Sprzeciwił się Greg, machając odprawiająco ręką na moment. — Teraz przejdźmy to akordu C. Weź ten palec tutaj i przesuń go…

Kontynuowali to w ten sposób przez chwilę, gdy Greg pokazywał Mycroftowi różne akordy i kazał mu zagrać każdy z nich kilka razy. Mówił o nich trochę, gdy szli dalej, zastanawiając się, kiedy Mycroft powie mu, żeby się zamknął i uczył go dalej. Jednak nigdy tego nie zrobił. To było wspaniałe.

Potem, kiedy przeszli przez wszystkie akordy, Greg przesunął się, żeby mogli odwrócić się przodem. Podciągnął pod siebie nogi i położył dłonie na kolanach, nie pochylając się, by nie przeszkadzać Mycroftowi i nie poruszyć gitary. Następnie skinął na młodszego nastolatka, aby wykonał ponownie wszystkie chwyty. To było zabawne wyzwanie typu “zobacz, ile zapamiętałeś, po naszej nauce” i był przekonany, że wszystko pójdzie dobrze.

Rzeczywiście tak było. Mycroft niemal bezbłędnie wykonał każdy akord. Kiedy przechodził do bardziej niezręcznych chwytów, zajęło mu chwilę dostosowanie palców, ale kiedy szarpał za struny, dźwięk zawsze był idealny. Tak jak Greg wiedział, że będzie brzmiał.

— Jesteś niesamowity, Myc!

Uśmiechnął się, pochylając się i obejmując dłonią policzek swojego chłopaka, przyciągając go do impulsywnego pocałunku. To był krótki i czysty pocałunek, tak naprawdę grzeczny, ale kiedy usiadł z powrotem, dotarło do niego, że nigdy tak naprawdę… Spotykali się tylko przez bardzo krótki czas i żaden z nich nie zainicjował prawdziwego pocałunku. Przynajmniej do tej pory. Wziął głęboki oddech. Jego twarz natychmiast zarumieniło się, gdy jasnoniebieskie oczy Mycrofta otworzyły się szeroko w szoku. Obaj zamarli na łóżku.

— Ja, uch… przepraszam, ja tylko… byłem podekscytowany i…

Greg zaczął się jąkać, pocierając tył głowy, wpatrując się w przestrzeń między nimi na łóżku. Dłoń na jego policzku powstrzymała jego słowa. Zastygł, ale udało mu się unieść wzrok, by zobaczyć łagodny wyraz twarzy młodszego nastolatka.

— Wszystko w porządku — wyszeptał, przesuwając się bliżej, odkładając gitarę. — Czy moglibyśmy…

— Ta… tak… — Greg skinął głową, oblizując wargi. — Tak.

Również się zbliżył, a ich usta przycisnęły się w niepewnym pocałunku. Zaczęło się od niewinnego, takiego jak poprzedni, ale stopniowo przerodził się w coś bardziej intensywnego i doskonałego. Greg miał wrażenie, że zaraz pęknie mu klatka piersiowa. Otoczył ramionami szyję Mycrofta.

Mycroft wydał cichy, gardłowy dźwięk i przycisnął się jeszcze bliżej, w końcu przerywając pocałunek, gdy żaden z nich nie mógł już oddychać. Wargi Mycrofta były różowe i wilgotne. Greg chciał znów je pocałować.

— Mam nadzieję, że nie uczysz w ten sposób gry na gitarze wszystkich innych — wymamrotał po chwili Mycroft. Wywołał tym oszołomiony wybuch śmiechu u Grega.

— Nie, Myc — powiedział, przyciskając ich czoła do siebie. — Jesteś wyjątkowy.

Chapter 275: Prawo i porządek

Chapter Text

Wyjąwszy piwo z lodówki, Greg przeszedł do salonu i z cichym westchnieniem opadł na kanapę. Położył się wygodnie krzyżując nogi w kostkach, rzucając na stół przed sobą kapsel od butelki. Zabrzęczał, odbijając się kilka razy, zanim w końcu osiadł na krawędzi. Greg sięgnął po pilota i włączył telewizor, przerzucając kanały, aż znalazł to, czego szukał.

Uśmiechnął się do siebie, gdy usłyszał Mycrofta wchodzącego do domu. Reklamy poprzedzające rozpoczęcie serialu wciąż były odtwarzane. Odwrócił się, by uśmiechnąć się do młodszego mężczyzny, kiwając głową w jego kierunku, po czym gestem nakazał mu podejść.

— Jesteś w samą porę, zaraz się zacznie — powiedział, przesuwając się na kanapie w nadziei, że Mycroft usiądzie obok niego. — Chcesz do mnie dołączyć?

— Naprawdę masz zamiar to oglądać? — zapytał z niedowierzaniem Mycroft, unosząc brew.

Uśmiech Grega stał się szerszy. Serial rozpoczął się.

— W systemie sądownictwa karnego ludzie są reprezentowani przez dwie oddzielne, ale równie ważne grupy — powiedział na głos Greg wraz z lektorem, wskazując na Mycrofta. Młodszy mężczyzna przewrócił oczami. — Policja, która prowadzi śledztwo w sprawie przestępstw… — wypowiadając tę część gestykulował na siebie dramatycznie —... i prokuratorzy, którzy ścigają przestępców. TO są ich historie. BUM BUM.

— Naprawdę właśnie zrobiłeś efekt dźwiękowy — skomentował Mycroft, a Greg roześmiał się.

— Nie chcesz oglądać? Przytulać się do mnie? — zapytał, przechylając głowę i biorąc łyk piwa.

— W porządku — zgodził się Mycroft z żartobliwym westchnieniem, podchodząc i również kładąc się na kanapie.

Greg objął go ramionami i oparli się o siebie, splatając palce, gdy oglądali serial.

— Nie wiem, jak znosisz ten program — powiedział Mycroft w połowie odcinka, kręcąc głową.

— To zabawne — wyszeptał Greg, składając pocałunek na jego głowie i zaciskając ich złączone dłonie.

— Z pewnością nie, to absurdalne i bardzo nierealne — zakwestionował Mycroft. — Spójrz na to, właśnie zatrzymali tego człowieka, który co prawda wykazuje wyraźne oznaki winy, a już go skazują. Jak to cię nie denerwuje? Robisz to codziennie, wiesz równie dobrze jak ja, że skazanie może potrwać tygodnie, a nawet miesiące od pierwszego aresztowania.

— Myc, kochanie, to nie musi być realistyczne — powiedział Greg, uśmiechając się promiennie. To było naprawdę urocze, jak jego partner analizował tego rodzaju programy. Greg musiał przyznać, że czasami absurdów było za dużo i było kilka odcinków, które nie dał rady obejrzeć do końca, ale ogólnie lubił oglądać i cieszyć się tym serialem.

— To z powodu ograniczeń czasowych.

— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale to i tak jest absurdalne — mruknął Mycroft, w jakiś sposób wtulając się jeszcze mocniej w Grega, prychając.

To było bardzo podobne do zachowania Sherlocka. Greg uwielbiał, gdy bracia Holmes przejawiali takie same zachowania, nawet jeśli żaden z nich się do tego nie przyznawał.

— Wiesz co byłoby wspaniałe dla tych detektywów? — zapytał Mycroft po kolejnych minutach. Greg zanucił wyrażając zaciekawienie. — Notatki. Nigdy nie robią żadnych cholernych notatek. Zawsze je robisz, ponieważ jesteś niesamowitym, kompetentnym inspektorem.

Greg stłumił śmiech, ale nie mógł powstrzymać się od rozbawionego parsknięcia. Jego twarz zarumieniła się na komplementu, który krył się w tym stwierdzeniu.

— Zgadza się, kochanie — powiedział z wesołością, ponownie całując czubek jego głowy. Boże, kochał tego człowieka.

Obaj wstali i udali się do kuchni, aby przygotować sobie herbatę po zakończeniu programu (“Wreszcie” mruknął Mycroft). Greg kładł czajnik na gazie, podczas gdy Mycroft otwierał szafki w poszukiwaniu herbaty. Obaj z łatwością poruszali się wokół siebie. Gdy czekali na zagotowanie wody, Greg sapnął uświadamiając sobie coś, przyciągając tym uwagę swojego partnera.

— Wiesz co? — zapytał, znów zaczynając się uśmiechać. Mycroft spojrzał na niego zaskoczony.

— Co? — zapytał uroczo zdezorientowany mężczyzna.

— Zdałem sobie z czegoś sprawę — zaczął Greg trochę zbyt rozbawiony tym, co miał powiedzieć. — Jestem Prawem. Ty jesteś Porządkiem.

— O drogi Panie, Gregory — westchnął Mycroft, potrząsając głową, ale nie mogąc ukryć uśmiechu.

Greg przeszedł przez pokój, przyciągając Mycrofta do siebie.

— Dwie oddzielne, ale równie ważne grupy — wyszeptał Greg, pochylając się i muskając nosem szczękę Mycrofta. — Policjant, który ma dostęp do kajdanek…

Skubnął zębami szczękę Mycrofta, niepewny, skąd pojawiła się ta dokuczliwa nuta. Był jednak romantycznie związany z jednym z najbardziej nieodpartych mężczyzn w całej Anglii, więc takie rzeczy właśnie się zdarzały. Mycroft wciągnął ze świstem powietrze, sprawiając, że Greg posunął się jeszcze dalej.

— I prokurator, — kontynuował, zsuwając rękę w dół, by żartobliwie chwycić tyłek Mycrofta — który kocha przejmować kontrolę.

— Jesteś niepoprawny — mruknął Mycroft, lekko drżąc.

— A ty to uwielbiasz. — Greg uśmiechnął się. — Wypijmy herbatę, a potem może pójdziemy do łóżka?

— Tak. Zróbmy właśnie tak.

Chapter 276: Bardzo niezręczna sytuacja

Chapter Text

Greg z pewnością nie był dobry w tego typu rzeczach. Wcale nie był dobry. To było wystarczająco okropne, kiedy zostawał zmuszony do prowadzenia konferencji prasowych w związku z ich dość głośnymi sprawami. W pewnym sensie był twarzą New Scotland Yardu, więc oczekiwano od niego uczestnictwa i prowadzenia tych konferencji. Szczerze mówiąc, to była najgorsza część jego pracy. Pogardzał tymi cholernymi rzeczami.

Jednak wszystkie jego konferencje prasowe przypominały przyjęcia urodzinowe dla dzieci w porównaniu z tym, przez co obecnie próbował przejść. Na jego konferencjach prasowych nie było serwetek ani sztućców, które kosztowały więcej niż jego miesięczna pensja. Na jego konferencjach prasowych nie było sali pełnej ludzi, którzy byli o wiele mądrzejsi i ważniejsi od niego. Na jego konferencjach prasowych nie brała udziału pieprzona Królowa.

Można powiedzieć, że wiercił się nerwowo. Przez cały czas milczał i ściskał kieliszek szampana, przyklejony do ramienia Mycrofta. Jak wyjaśnił polityk, Greg był tutaj w nieco zawodowym sensie. Jednak w chwili, gdy przeszli przez próg, Mycroft połączył ich ramiona i spędził noc przedstawiając go jako swojego partnera, a także inspektora.

Nastąpiło pewne małe zamieszanie, a potem wszyscy siedzieli przy ogromnym stole i wtedy weszła Królowa. Greg od tamtej pory siedział sztywno na swoim miejscu. Mycroft położył dłoń na jego kolonie, zostawiając ją tam. Ciepło było kojące, ale nie na tyle, by mógł się zrelaksować.

— Oddychaj, Gregory — wyszeptał, Mycroft, pochylając się w jego stronę, gdy ktoś dyskutował o jakimś budżecie, decyzjach wojskowych i rzeczach, których Greg z pewnością nie rozumiał. — Świetnie sobie radzisz.

— Co mam robić? — zapytał, spoglądając przez chwilę na Mycrofta.

Młodszy mężczyzna posłał mu delikatny uśmiech i to pomogło.

— Dokładnie to, co robisz — odparł Mycroft, ściskając jego kolano. — Moja obecność była wymagana, kilka rzeczy zostało usuniętych spod mojego dowództwa, a jednocześnie mogę pokazać wszystkim innym, dlaczego mam więcej szczęścia niż oni. Fakt, że jesteś tu również jako przedstawiciel policji, jest bardzo korzystny dla nas obu.

Greg zagapił się lekko, a jego twarz z pewnością poczerwieniała. Mycroft zaśmiał się cicho i podniósł kieliszek szampana do ust, popijając łyk, nie zrywając kontaktu wzrokowego.

— Niedługo podadzą jedzenie. Spokojnie, Gregory, za godzinę będziemy w domu.

Zgodnie z obietnicą pojawiło się jedzenie. Nie był to całkowicie wykwintny posiłek jak w eleganckich restauracjach, do których Mycroft lubił ich zabierać, ale i tak było o wiele lepsze niż coś, co Greg jadł lub kupował na co dzień. Wszyscy czekali, aż Królowa zacznie, zanim podnieśli swoje własne widelce. Greg był prawie pewien, że poczekał, aż będzie jedynym, który nie je, zanim w końcu ruszył jedzenie na swoim talerzu. Jadł powoli i nieśmiało, bo gdyby istniał sposób na obrażanie ludzi sposobem przeżuwania jedzenia, to z pewnością byłoby to miejsce, w którym mógłby to osiągnąć.

Mycroft zaczął rozmawiać ze zgromadzonymi, gdy pierwszy głód został zaspokojony, omawiając negocjacje z krajem, o którym Greg szczerze mówiąc nigdy nie słyszał. Zastanawiał się, czy to tam był Mycroft w zeszłym miesiącu, kiedy go nie było na tydzień w domu. Greg potrafił dokładnie określić moment, w którym jeden z polityków zagrał na nerwach Mycrofta, obserwując, jak szczeka jego partnera napięła się, gdy powstrzymywał zniewagę, którą desperacko chciał powiedzieć. Greg zmusił się go powstrzymania uśmiechu.

Przy deserze mężczyzna po jego lewej stronie pochylił się i zaczął z nim rozmawiać. Wydawał się bardzo przyjazny, a Mycroft wyglądał na bardzo nim znudzonego. Greg został niezręcznie wciągnięty w rozmowę, która skończyła się na kilku jego nowszych sprawach i próbował przebrnąć przez nie profesjonalnie, i nie uciekać myślami przy każdym słowie, które wychodziło z jego ust. Cały czas bawił się serwetką pod stołem.

Napięcie z jego ramion nie zniknęło, dopóki w końcu nie wyszli. To było jakieś dwie godziny później. Mycroft został wciągnięty w coś, co wydawało się być ważną i napiętą debatą na temat czegoś, czego Greg nie rozumiał. Nie był uwzględniony w tej rozmowie, więc po prostu stał niezręcznie w pobliżu, dopóki rozmowa się nie skończyła.

— Świetnie sobie poradziłeś — powiedział Mycroft, kiedy byli w połowie drogi do domu, odkładając wreszcie komórkę, z której prawdopodobnie wysyłał emaile lub smsy do Anthei o postępach, jakie zrobił tego wieczoru. Greg prychnął.

— Wątpię w to.

— Czy kiedykolwiek słodziłem dla ciebie rzeczy? — zapytał Mycroft. — Dlaczego do diabła miałbym zacząć teraz?

— Po prostu… nie wiedziałem, jak się zachować. Była tam pieprzona Elżbieta, Mycroft. Mój Boże.

— Tak, wiem. Często pijemy razem herbatę.

Greg roześmiał się głośno.

Na serio?! — zapytał, choć to go nie zdziwiło. — To szaleństwo.

Został nagrodzony pomrukiem rozbawienia i pocałunkiem.

 

 

Chapter 277: Przytulając się po pracy

Notes:

Uwagi: Luźno nawiązujący do rozdziału 88.

Chapter Text

Mycroft zawsze zachwycał się mężczyzną, w którym się zakochał. Jeszcze bardziej niż dobrym sercem i łagodnym duchem Gregory’ego, Mycroft był zaskoczony tym, co teraz tolerował, na co z pewnością nigdy wcześniej by się nie zgodził. W ten sposób we dwoje zajęli się kotem. Mycroft wiedział tamtej nocy, kiedy małe zwierzę zostało przywiezione do domu, że stanie się ono stałą częścią ich rodzinny. W tamtym czasie nie powiedział tego starszemu mężczyźnie, pozwalając mu zaopiekować się chorym kotem, którego znalazł na miejscu zbrodni w strugach deszczu. Był jednak świadomy, że Gregory nie pozbędzie się go, gdy już przywiózł go do domu.

Kociak był puszystym kłębkiem energii z miękkim białym futerkiem i jasnozielonymi oczami. Nazwali go Remmington. Zachowywał się zaskakująco lepiej, niż Mycroft się spodziewał i chociaż próbował drapać kanapę więcej niż jeden raz, to ustało, gdy tylko zdobyli odpowiedni drapak. Dwa miesiące od przywiezienia Remmingtona do domu, kot jeszcze nie zniszczył żadnego ubrania Mycrofta, a przez większość czasu trzymał się z dala od powierzchni stołów i lad. Wyjątkiem był jednak stół w salonie. Przechadzał się po nim, jakby był jego właścicielem. Mycroft zrezygnował z próby powstrzymania go przed tym po dwóch tygodniach.

Skończywszy ze spotkaniami na ten dzień, Mycroft spakował swoją aktówkę i skinął głową pozostałym politykom w pokoju, po czym wyszedł i wsiadł do czekającego na niego samochodu. Anthea jechała z nim, podając akta bez więcej niż kilku słów, po czym skupiła się ponownie na swoim Blackberry. Podczas jazdy wymienili parę zdań, ale oczywiście nie przeciągali tego. Nigdy tego nie robili.

Niedługo potem samochód podjechał pod jego dom. Pożegnał się z Antheą, po czym wysiadł i wszedł do środka. Odłożył aktówkę i odwiesił płaszcz, słuchając odgłosów telewizora w salonie. Uśmiechnął się delikatnie do siebie, zatrzymując się w kuchni, aby jak zawsze nastawić wodę. Potem czekając, aż się zagotuje, przeszedł do salonu.

Ujrzał Gregory’ego leżącego na kanapie, z jedną ręką opartą na brzuchu, a drugą wiszącą nad ziemią muskającą palcami pilot leżący na podłodze. Jego kostki były skrzyżowane, a głowa odwrócona na bok. Oczy zamknięte, a usta lekko rozchylone, gdy spał. Mycroft oparł się o framugę drzwi i skrzyżował ramiona, uśmiechając się. Uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, gdy zauważył białą kulkę futra zwiniętą na klatce piersiowej mężczyzny, gdzie Remmington równie mocno spał.

Mycroft coraz bardziej lubił tego kota. Wydawało się również, że zwierzak lubił ich dwójkę, chociaż pomagało w tym to, że to oni codziennie go karmili. Stał tam i podziwiał sielankowy widok przed sobą, dopóki czajnik nie zaczął gwizdać, co wyrwało Remmingtona ze snu. Kot podniósł głowę i zamrugał sennie patrząc w stronę kuchni.

Mycroft poszedł przygotować herbatę i pozostał w kuchni, kiedy ją pił. Przeczytał kilka maili, popijając napój, opierając się o ladę, czując się znacznie bardziej zrelaksowany teraz, gdy był w domu. Jedną ręką odpowiadał na wysłany plan dnia na następny dzień, koncentrując się na nim, dopóki jego kubek nie był pusty. Wypłukał naczynie i wsunął komórkę do kieszeni, w końcu odwracając się, by wrócić do salonu.

Gregory wciąż spał, ale Remmington nie. Nadal leżał rozciągnięty wzdłuż klatki piersiowej śpiącego mężczyzny, chociaż w tej chwili dość dokładnie mył łapy. Mycroft ostrożnie podszedł do kanapy i zaczął siadać obok swojego partnera, dopasowując się do pustego miejsca na kanapie o wiele lepiej, niż sądził. Ten ruch sprawił, że Gregory poruszył się, a Remmington wstał, ale gdy się usadowił, kot również to zrobił.

Mycroft położył głowę na ramieniu Gregory’ego. Mógł stwierdzić moment, w którym starszy mężczyzna zaczął się budzić, chociaż go nie wiedział, słyszał uśmiech w jego pomrukach.

— Witaj w domu — wymamrotał łagodnie Gregory, przesuwając się, by położyć dłoń na ramieniu Mycrofta. — Chcesz obiad?

— Za chwilę — odparł Mycroft, zamykając na moment oczy. — Na razie wolałbym, żebyśmy tak zostali.

Gregory znów mruknął, najwyraźniej jeszcze niewystarczająco rozbudzony, a Remmington zamruczał głośno. Te dźwięki były cudowne i kojące, a Mycroft uwielbiał je słuchać.

Chapter 278: Dobranoc

Chapter Text

Mycroft Holmes był najwyraźniej istotą z przyzwyczajeniami. Greg domyślił się tego na bardzo wczesnym etapie ich znajomości. Nie żeby było to zaskakujące znając Sherlocka, ale Mycroft podchodził do tego o wiele bardziej metodycznie. W manierach, w sposobie prowadzenia codziennych wędrówek, w pracy, we wszystkim miał rytm. Greg trochę to uwielbiał.

Gdy poznali się lepiej, przeszli przez związek zawodowy i zostali przyjaciółmi, nieco częściej pisali sms-y. Greg z zadowoleniem stwierdził, że w przeciwieństwie do swojego młodszego brata, Mycroftowi podobało się pisanie sms’ów. Wysyłali sobie również e-maile, ale tylko wtedy, gdy mieli dużo do powiedzenia na raz (i zwykle przekształcało się to w sprawy związane z pracą). W każdym razie wymiana sms-ów im pasowała.

W niedługim czasie zaczęli życzyć sobie dobrej nocy, zanim poszli spać. Albo czasami Mycroft pisał mu “Dobranoc” po tym, jak Greg już zasnął. Niezależnie od tego, stało się to bardzo powszechną rzeczą. Od czasu do czasu również w ten sposób witali dzień, ale nie aż tak bardzo. Ale zawsze było “Dobranoc”.

Dopiero po tym, jak obaj w końcu wyznali swoje uczucia, Greg zorientował się dlaczego “Dobranoc” trwało dalej, gdy zaczęli się spotykać, stając się ich wieczornym rytuałem. Teraz jednak przeszli na rozmowy telefoniczne. Oczywiście było jeszcze lepiej, gdy leżeli obok siebie, kiedy to mówili. Każdej nocy życzyli sobie dobrej nocy. Mycroft zwierzył mu się pewnego wieczoru, że wkrótce po tym, jak zaczęli wypowiadać to na chybił trafił przekonał się, że w te wieczory, kiedy tego nie zrobili, przez całą noc miał niepokojące uczucie. Zapewnił Grega, że to nigdy nie zakłóciło jego nawyków spania, ale to wszystko było dziwnym i nieprzyjemnym doznaniem.

To najwyraźniej była jedna z rzeczy, które uświadomiły Mycroftowi, że był zakochany w Gregu.

Greg, który również był szaleńczo zakochany w Mycroftu, zaczął zdawać sobie sprawę z kojącego wpływu tego rytuały na niego. Uświadomił to sobie, gdy Mycroft był w podróży w Rosji i nie było to miłe doświadczenie. Chociaż zapewniano go, że to jedynie spotkania i papierkowa robota, wkrótce przekonał się, że było w tym sporo elementów niebezpieczeństwa, a kiedy Mycroft nie zadzwonił ani nie napisał życząc mu “Dobranoc”... Greg nie mógł spokojnie zasnąć. Tracił rozum ze zmartwienia, wiedząc że młodszy mężczyzna może być w niebezpieczeństwie, a w połączeniu z tym, że Mycroft Holmes, istota z przyzwyczajeniami, nie skontaktował się z nim, żeby powiedzieć mu “Dobranoc”… To było cholernie przerażające.

Powodem tego okazały się jedynie ciężkie spotkania i okropny sygnał komórkowy, ale i tak ta sytuacja była okropna. Greg nie mógł stracić Mycrofta, a to doświadczenie tylko umocniło tą świadomość. Tak więc ich wieczorny rytuał stał się jeszcze bardziej konieczny.

Mycroft prawie zawsze dzwonił, kiedy nie mógł tego zrobić, pisał. Greg jednak bardziej lubił tę pierwszą opcję, zwłaszcza gdy drugi mężczyzna był nieobecny przez dłuższy czas. Usłyszenie tego cudownego, jedwabistego głosu mówiącego: “Dobranoc, Gregory” pomogło mu spać w nocy. Czasami odbierał te telefony w środku dnia, w zależności od tego, do którego miejsca na świecie wezwano Mycrofta. Nie mógł zliczyć na obu dłoniach, ile razy odchodził od miejsca zbrodni, by odbyć tą ważną, pięciominutową rozmowę.

Greg otworzył oczy, gdy poczuł, że materac łóżka obok niego ugina się, odciągając go od jego myśli. Uśmiechnął się, gdy Mycroft przytulił się do niego. Odwrócił się i pocałował młodszego mężczyznę w ramię. Zanucił, gdy Mycroft przeczesał palcami jego włosy.

— Dobranoc, Gregory — wyszeptał Mycroft, a Greg uśmiechnął się do niego.

— Dobranoc, Mycroft — wyszeptał w zamian, obejmując policzek partnera i przyciągając go do powolnego pocałunki.

Trwało to kilka chwil, po czym potarli swoje nosy o siebie, po czym zwinęli się w kłębek i pozwolili, by Morfeusz zabrał ich do swojej krainy.

Jak zawsze po tym Greg spał spokojnie.

Chapter 279: Atak paniki

Chapter Text

Minęło sporo czasu, odkąd Greg miał z tym do czynienia. Uścisk w klatce piersiowej, niewytłumaczalna panika przepełniająca jego umysł, odrętwiające uczucie, które zalało jego ciało. Z jakiegoś powodu nie były mu obce ataki paniki, kiedy był młodszy. Nigdy nie był w stanie tego rozgryźć, jego rodzice nigdy nie byli w stanie tego zrozumieć, ale z czasem ataki zniknęły. Gdy stał się starszym nastolatkiem, ilość ataków zmalała, a zanim dostał się na studia prawie zniknęły. Oprócz okazjonalnych przypadków, kiedy jego poziom stresu był niesamowicie wysoki, zostawiały go w spokoju. Dziś jednak miał jeden, gdy wszedł rano do biura.

Wszystko było chaotyczne. Był bardzo zestresowany. Sprawa była popieprzona, Sherlock zniknął i miał teraz spore kłopoty, John wariował i to było za dużo. Znaleźli dzisiaj jeszcze dwa ciała - nastolatków - i to było za dużo. Ledwo był w stanie prawidłowo oddychać, odkąd dotarł na miejsce zbrodni. Nie potrafił zachować bystrości umysłu, co było najgorszą rzeczą, jaka mogła mu się przytrafić, kiedy prowadził sprawę. Teraz z Sherlockiem…

Był trochę zbyt emocjonalnie zaangażowany, ale był w tym zbyt głęboko, a wszystko było tak intensywne. Sally nic nie powiedziała, gdy przejęło kontrolę nad pewnymi sprawami. Częściowo dlatego była najlepszym sierżantem, jakiego kiedykolwiek miał.

Ponieważ Sherlock się zaangażował i został porwany, oznaczało to, że Mycroft również był teraz zaangażowany. Podobnie jak John, ale to naprawdę nie było nic nowego. John był obecnie w kontakcie z Sally, a Greg siedział w nieużywanym biurze w pobliżu swojego, oparty o stół, gdy jego wzrok był zamazywał się.

Nie słyszał, jak drzwi się otwierają i zamykają. Trzymał oczy mocno zamknięte, czując, jakby się dusił. Zacisnął dłonie. Dłoń pojawiła się na jego ramieniu. Podskoczył i jęknął, obracając się zbyt szybko i chwiejąc się lekko. Dzięki Bogu, to był Mycroft, który w ciągu sekundy wiedział, co się działo.

— Oddychaj, Gregory — powiedział cichym i opanowanym głosem.

Greg przełknął i przygryzł wargę.

— Nie mogę — zdołał powiedzieć.

Jego oddech był płytki. Ręce mu się trzęsły, a kąciki oczu szczypały.

— Możesz — powiedział spokojnym głosem Mycroft.

Był on głębszy i wolniejszy niż normalnie, Greg nie mógł powstrzymać się od zastanawiania się, czy było to celowe. Znowu przełknął ślinę, gdy młodszy mężczyzna podszedł i objął go ramieniem, wahając się, jakby sprawdzał, czy to w porządku. Kiedy Greg nie protestował ani nie odsunął się, Mycroft przyciągnął go trochę bliżej. Ciepło było właściwie dość kojące.

— Oddychaj powoli — wyszeptał Mycroft, powoli przesuwając dłoń po plecach Grega. Inspektor zamknął oczy i spróbował. — Właśnie tak, Gregory. Pięć sekund… Teraz przez siedem. I wydech przez dziewięć. Powoli, Gregory. Dobrze.

Greg wciąż się trząsł i robił, co mógł, choć nie sądził, żeby wydychał powietrze przez pełne dziesięć sekund. Zacisnął powieki i wyciągnął rękę, by chwycić mocno marynarkę Mycrofta.

— A teraz zrób to jeszcze raz — polecił łagodnie Mycroft.

Greg to zrobił. Tym razem poszło trochę lepiej, choć nie było to łątwe. Nie mógł przestać myśleć o Sherlocku. Musieli go szukać.

— Gregory — rozległ się głos Mycrofta, tym razem nieco twardszy. To sprawiło, że starszy mężczyzna zamrugał i spojrzał na niego. Jednak w jasnoniebieskich oczach była widoczna cierpliwość i uczucie. — Oddychaj. Przestań myśleć o sprawie. Przestań myśleć o Sherlocku. Zaczynałeś hiperwentylować. Oddychaj tak, jak powiedziałem. Oddychaj ze mną.

Oblizując wargi, Greg przycisnął się do niego, kładąc policzek do piersi Mycrofta. Ponownie zamknął oczy i spróbował skupić się na oddechu mężczyzny. Greg zauważył, że ten świadomie oddychał i powoli dołączył do rytmu jego oddechu. Jego własny oddech wciąż był przez chwile nierówny, ale w końcu zaczął się uspokajać. Kilka łez spłynęło mu po policzkach, a serce biło szaleńczo, ale im dłużej tak oddychali, tym bardziej wszystko wydawało się bardziej wyraźne.

Wreszcie jego klatka piersiowa nie czuła żadnego nacisku i już się nie trząsł. Kontynuował branie głębokich oddechów, aż w końcu wyprostował się i przetarł oczy.

— Lepiej się czujesz? — zapytał Mycroft, kładąc dłoń na jego ramieniu.

Greg skinął głową.

— T… tak — przyznał, przeczesując palcami włosy i spuszczając wzrok. — Dziękuję.

— Nie ma za co. Posiedźmy przez chwilę.

— Ale Mycroft…

— Usiądźmy — powiedział Mycroft, delikatnie przerywając protest Grega. — Skupimy się teraz na tobie. Gdy poczujesz się bardziej sobą, dołączymy do reszty. Zaufaj mi, Gregory.

Greg oblizał usta i skinął głową. Usiedli. Mycroft ujął dłonie Grega w swoje i delikatnie potarł je kciukami.

— Ufam ci — wyszeptał Greg głosem wciąż drżącym, ale z bijącym normalnie sercem.

Mycroft uśmiechnął się.

— Wiem.

Chapter 280: Zdobycie zastępstwa

Chapter Text

— Skąd mam wiedzieć, co kupić? — zapytał Greg, sapiąc i krzyżując ramiona, patrząc na wybór parasoli przed sobą.

Szczerze mówiąc, nie rozumiał, jak mogło być ich tak wiele, w tak odmiennych przedziałach cenowych. Co do diabła, sprawiało, że były tak różne? Obok niego Sherlock prychnął drwiąco. Greg zacisnął zęby.

— Po prostu wybierz jeden. Wszystkie są absurdalne, a i tak nieuchronnie znajdzie wadę w tym, co kupisz — powiedział lekceważąco młodszy Holmes, machając ręką w powietrzu.

— Masz sposób na zwiększenie pewności siebie u mężczyzny — mruknął Greg.

Z perspektywy czasu może zebranie ze sobą Sherlocka na zakupy nowego parasola dla Mycrofta nie było najlepszym pomysłem na świecie. Myślał - miał nadzieję - że Sherlock rzeczywiście może zapewnić mu jakąś opinie w coś, co nie było związane ze sprawą. Ufał, że niezdolność Sherlocka do powstrzymania się przed popisywaniem się przesłoni fakt, że był to prezent dla jego brata.

Niestety tak się nie stało. Albo Sherlock nie wiedział wystarczająco dużo o parasolach i tym, co Mycroft preferował i po prostu nie chciał się do tego przyznać, albo naprawdę tak bardzo gardził tym mężczyzną. Tak czy inaczej, Greg stał pośrodku sklepu z frustracją przeczesując palcami włosy.

Jeśli miał być ze sobą szczery, nie mógł się powstrzymać od myśli, że może Sherlock miał rację. Może wszystko, co kupi, okaże się kiepskie, bez względu na rodzaj, markę czy styl. Może Mycroft miał wyspecjalizowane parasole tak jak garnitury. Szczerze, nigdy nie pomyślał, żeby o to zapytać. Po prostu… chciał to dla niego zrobić. Chciał go zaskoczyć.

Jego zwykły parasol został prawie zniszczony w zeszłym tygodniu, kiedy pracował za granicą. Greg nie znał wszystkich szczegółów, ale to naprawdę nie miało znaczenia. Liczyło się to, ze od tamtej pory Mycroft był tym zirytowany. Co zdumiewające, nie miał jeszcze czasu, aby go wymienić. Greg był pewien, że Anthea następnego dnia po incydencie wyjdzie i zdobędzie nowy parasol, ale nie mieli takiego szczęścia.
Dlatego był tutaj.

— Lestrade, jesteśmy tutaj od godziny — burknął Sherlock. — Jestem niesamowicie znudzony. Naprawdę nie masz dla mnie sprawy?

— Nie, przestań pytać — rzucił Greg.

— Mam eksperymenty, które mógłbym przeprowadzić.

— Więc pomóż mi i będziesz mógł iść.

Sherlock prychnął dramatycznie, a Greg desperacko starał się nie przewrócić oczami. Udało się jednak, i w końcu kilka chwil później Sherlock zaczął gadać o wysokiej jakości, kunszcie i bardzo komplementarnej produkcji jednego parasola w rogu. Cena była nieco droższa, niż Greg był przygotowany, ale miał schowane trochę pieniędzy na zapas, więc go kupił.

Sherlock praktycznie wypadł z samochodu, kiedy podjechali pod Baker Street, nie oferując żadnego pożegnania Gregowi, gdy zniknął w mieszkaniu. Nie żeby Greg spodziewał się czegoś innego. Potrząsnął głową, uśmiechając się i wrócił do domu.

Mycroft jeszcze nie było, dlatego Greg zrobił bardzo tandetną rzecz, zawiązując czerwoną kokardę wokół rączki parasola. Nie obchodziło go nawet, jak głupio to wyglądało. Potem przygotował herbatę, wyciągając drugi kubek, gdy usłyszał, jak samochód jego partnera podjeżdża pod budynek.

— Witaj w domu.

Greg uśmiechnął się, gdy Mycroft wszedł do kuchni, wyglądając na zmęczonego, ale wdzięcznego, że był już w domu. Objęli się, a potem Greg włożył w smukłe dłonie Mycrofta kubek herbaty.

— Czekając z herbatą? — zapytał Mycroft, unosząc brwi, po czym podniósł naczynie do ust i zaczął powoli pić. — Wspaniale. Dziękuję, najdroższy.

— Nie ma za co. — Greg uśmiechnął się. Pili w przyjemnej ciszy, przytulając się do siebie. Dopiero, gdy obaj skończyli i wypłukali kubki, Greg znów się odezwał: — Mam dla ciebie coś innego.

— Och?

— Nie ruszaj się.

Mycroft skinął głową, przyglądając się z zaciekawieniem Gregowi, ale pozostają na swoim miejscu, gdy starszy mężczyzna wyszedł z kuchni. Przeszedł przez salon do miejsca, w którym oparł parasol o kanapę. Następnie trzymając go za plecami jedną ręką, wrócił do kuchni.

— Wiem, że byłeś sfrustrowany swoim parasolem i tym wszystkim… — zaczął niezręcznie, zanim zdał sobie sprawę, że nie było sposobu, aby coś powiedzieć bez zrujnowania niespodzianki lub brzmienia jak całkowity głupiec, dlatego zamiast tego po prostu podszedł i wyciągnął parasol.

Mycroft wpatrywał się w niego, jego jasnoniebieskie oczy otworzyły się szeroko, a usta lekko rozchyliły. Po kilku chwilach powoli wyciągnął dłoń i wyjął parasol z rąk Grega, unosząc go, by uważnie przyjrzeć się rączce.

— Gregory, nie musiałeś — powiedział, trochę zdyszany i pełen podziwu.

Greg rozpromienił się.

— Chciałem to zrobić. Poza tym obserwowanie twojej reakcji jest najlepszą nagrodą za to.

Zawieszając rączkę parasola na ramieniu, Mycroft podszedł i przyciągnął Grega do namiętnego pocałunku. Starszy mężczyzna owinął ręce wokół szyi Mycrofta, unosząc się na palcach, by odwzajemnić pocałunek.

— Jest idealny — wyszeptał Mycroft przy jego ustach.

Greg uśmiechnął się, przytulając go.

— Cieszę się — odpowiedział, zanim zdecydował, że czas przestać rozmawiać i znów zacząć się całować.

Chapter 281: Poranna rutyna

Chapter Text

Greg prawie każdego ranka budził się z Mycroftem. Nie miało znaczenia, że młodszy mężczyzna zawsze musiał wstać i wyjść z mieszkania, zanim Greg zaczął udawać się na stację. I tak razem się budzili. Miło było podzielić się kilkoma pocałunkami i pożegnać się na cały dzień, dopóki znowu się nie spotkają, ale to nie był jedyny powód, dla którego wstawał razem z nim.

Mycroft miał bardzo surową poranną rutynę. Trzymał się jej każdego dnia. Te same kroki w tej samej kolejności i było w tym coś niesamowitego. To było metodyczne i dokładne, co do minuty. Greg zawsze miał zwyczaj przygotowywać się dość przypadkowo, więc obserwowanie tych małych rytuałów było dla niego fascynujące i nowe. Jednak dla Mycrofta miały one sens, ponieważ mężczyzna był metodyczny we wszystkim, co robił.

Mycroft zawsze budził się w momencie, gdy rozbrzmiewał jego budzik. Natychmiast wyciągał rękę i go wyłączał. Siadał, chwytając szlafrok i, po wstaniu z łóżka, kierował się do łazienki. Zajmował się tak swoimi sprawami, tak jak Greg zawsze robił po przebudzeniu, a potem brał prysznic. Po nim zakładał z powrotem szlafrok i szedł do kuchni, by zjeść lekkie śniadanie. Bez wątpienia herbata była pierwszą rzeczą, jaką przygotowywał. Siadał przy stole i spokojnie popijał napój, czytając e-maile lub od czasu do czasu poranną gazetę (chociaż tak naprawdę nigdy żadne wiadomości w nich nie były czymś, czego nie wiedział ze względu na to kim był). Przy drugim kubku herbaty jadł tosty lub rogalika, a może babeczkę, jeśli mieli ją w domu. Zwykle jednak pozwalał sobie na nie, tylko wtedy gdyby Greg sam je upiekł.

Po zjedzeniu przygotowywał trzecią porcję herbaty, ale ta zostawała przeniesiona z powrotem do sypialni. Greg nie potrafił wskazać, kiedy Mycroft postanowił przynosić mu rano herbatę, ale to była najsłodsza rzecz na świecie. Podczas gdy Greg pił herbatę, Mycroft wracał do łóżka. Opierając się o wezgłowie, pracował na komórce lub słuchał, jak Greg czytał na głos kiepskie dowcipy z gazety. Całowali się i przytulali przez chwilę. Greg wciąż był ciepły i na wpół śpiący. Namawiał Mycroft do pozostania, co zawsze spotykało się odmową (choć niechętną). Greg nigdy nie pytał z myślą, że się zgodzi, ale stało się to zabawą, pełną miłości częścią ich porannego przekomarzania się. Plus, więcej pocałunków.

Znowu wstając z łóżka, Mycroft odwieszał szlafrok i podchodził do szafy. To była ulubiona część Grega. Częściowo dlatego, że oznaczało to, że jego partner był na samym początku nago. Jego spożywanie śniadania było dosłownie jedynym momentem, kiedy Mycroft nosił swój szlafrok bez niczego pod spodem, ponieważ nigdy nie wkładał piżamy z powrotem po prysznicu, ale też nie ubierał się bezpośrednio po nim.

Greg zawsze pozwalał swojemu spojrzeniu wędrować po bladej, wspaniałej przestrzeni ciała Mycrofta, gdy ten wkładał świeżą bieliznę. Skarpetki były następne, podnosił jedną nogę na raz, utrzymując idealną równowagę, gdy je naciągał. Cholernie imponujące. Greg upadłby na tyłek, gdyby spróbował to zrobić. Potem wracał do szafy i wybierał garnitur na dany dzień.

Koszula była pierwsza, założona i zapięta perfekcyjnie. Spinki do mankietów były dodawane, gdy wymagała tego okazja w pracy. Jego spodnie były następne. Kiedy już je założył, wkładał w nie koszulę, wygładzając tkaninę kilka razy, aby upewnić się, że nie było zmarszczek. Potem oczywiście nadchodziła kolej na kamizelkę. Zawsze ją zakładał, ale jeszcze jej nie zapinał. Zamiast tego chwytał krawat, który wybrał i podchodził do dużego lustra, unosząc podbródek i zawiązując idealny węzeł w kilka sekund. Kiedy wygładził i wyregulował krawat, przyciskał go płasko do tułowia, a następnie zapinał kamizelkę, aby utrzymać go na miejscu.

Greg zawsze lubił wstawać z łóżka i podchodzić do niego w tym momencie. Lubił poświęcać chwilę na bliższe podziwianie jego stroju, łącznie z pocałunkami i delikatnymi dotknięciami, które temu towarzyszyły. Odchodził po chwili, pozwalając Mycroftowi uzupełnić swój wygląd marynarką, którą zakładał na resztę ubrania, zapinając ją na dwa dolne guziki.

Greg uwielbiał patrzeć, jak ten mężczyzna się ubierał. Jedyne, co kochał bardziej, to bycie tym, który pod koniec dnia zdzierał z niego każdą tą idealną warstwę. Oczywiście oznaczało to wcześniejsze wstawanie, a Greg tak naprawdę nie był rannym ptaszkiem, ale bardzo szybko się nauczył, że warto było to robić.

Chapter 282: Seksowna jasno brązowa kamizelka

Chapter Text

Greg uwielbiał asortyment garniturów, które posiadał Mycroft. Kochał ten moment, gdy widział Mycrofta, mającego na sobie nowy zestaw. Była to nieskończona kolekcja. Minęło trochę czasu, zanim doszedł do punktu, w którym zaczął rozpoznawać każdy z garniturów, które mężczyzna normalnie nosił. Były to różne kolory, style i wykończenia. Greg z łatwością mógł stwierdzić, że wolał garnitury, które bardziej przylegały do krągłości młodszego mężczyzny niż inne. Był przepiękny.

Przez dłuższy czas jego ulubieńcami były prążkowane garnitury. W tych wszystkich cienkich liniach było coś, co uwydatniło każdą krzywiznę Mycrofta. Greg zawsze mógł go podziwiać i miał nadzieję, że będzie z nim na zawsze. Mycroft był niesamowicie atrakcyjny. Nawet cholernie piękny. Tak, prążkowane garnitury… Były czymś.

Tak było, dopóki nie pojawiła się ta jedna jasno brązowa kamizelka. To był najnowszy zakup, taki, który Mycroft zdobył specjalnie na konferencję, na którą wyjechał za granicę, a kiedy wrócił do domu… Greg mógł się tylko wpatrywać. Nie potrafił wyrazić słowami dlaczego. Była to kamizelka, jak wiele innych kamizelek, idealnie dopasowana do młodszego mężczyzny i przylegająca do jego boków. Był to ten sam gładki rodzaj materiału, który zwykle preferował, a krój i ścieg były w zasadzie takie same.

Więc co w niej było tak absurdalnie seksowne?

Greg nie mógł tego rozgryźć. Ale ta kamizelka zmieniła jego wnętrzności w galaretkę i sprawiała, że miał ochotę skoczyć na tego cholernego mężczyznę. Chryste. Rozbawiło to Mycrofta, zastanawiając się, dlaczego ta konkretna część garderoby wywołała taką reakcję, a Greg nie potrafił tego wyjaśnić, dlatego postanowił mu to pokazać. Częściowo miało to coś wspólnego z tym, jak długo go nie było, ale z pewnością było coś w tej kamizelce.

— Czyli to jego seksowna kamizelka — powiedział John pewnego wieczoru przy kuflu piwa.

Greg zdziwiony pomyślał o tym, po czym wybuchnął głośnym śmiechem. Ile dokładnie musieli wypić, by mieć tego typu komentarze?

Że co?! — wybełkotał, trzymając mocno drinka, żeby go nie przewrócić.

— Wiesz… taka rzecz, która doprowadza cię do szaleństwa — wyjaśnił John, robiąc dłonią kółko w powietrzu. — Jego seksowna jasno brązowa kamizelka. Sherlock ma coś takiego… ciemno fioletową koszulę? Jezu.

— Tak, okej, nie musiałem tego wiedzieć — zaśmiał się Greg, pochylając się i szturchając Johna łokciem.

Miał wrażenie, że wiedział, o jakiej koszuli mówił John i nie sądził, że następnym razem będzie mógł z powagą spojrzeć na Sherlocka na miejscu zbrodni. Jego kolega prychnął, popijając piwo z kufla.

— Tak jak nie potrzebuję wyobrażania sobie twojej seksownej kamizelki — skomentował dobitnie. — Ale dyskutujemy o tym.

Jego seksowna jasno brązowa kamizelka. Z pewnością było to dziwaczne zdanie, ale była w nim szalenie dokładna prawda, której Greg nie mógł zignorować. Tak, zdecydowanie tak było. To określenie miało naprawdę miłe brzmienie. Bawiło go to bezgranicznie. Może był na tyle pijany, by uznać, to za dobry pomysł, ale od tego momentu zdecydował, że tak będzie to nazywać. Oczywiście, kiedy Mycroft tej samej nocy przyszedł do domu, mając na sobie dokładnie ten element garderoby, o którym była mowa, uśmiech Grega stał się tak szeroki, że bolały go policzki.

Nawet gdy Mycroft wciąż na sobie marynarkę, Greg wiedział, kiedy ta kamizelka była noszona. Tylko rzut oka na materiał i od razu wiedział. To była kolejna rzecz, której nie potrafił wyjaśnić. Nie miał pojęcia, dlaczego ten element był tak łatwo zauważalny w porównaniu z innymi. Bawiło go to bezgranicznie.

— Co jest takie śmieszne? — zapytał Mycroft, unosząc brwi, gdy podchodził.

— Nosisz swoją seksowną jasno brązową kamizelkę — powiedział Greg swobodnie, wstając i podchodząc do niego.

Spojrzenie brązowych oczy skierowało się w dół na guziki marynarki Mycrofta, podczas gdy jego ręce podniosły się, by je rozpiąć i zepchnąć materiał z ramion kochanka, by móc w pełni podziwiać ten element garderoby.

— Moja, co? — zapytał Mycroft, śmiejąc się.

Greg potrząsnął głową.

— Nie ważne — odparł, przesuwając dłońmi po bokach Mycrofta, po czym przyciągnął go do siebie i pocałował go w szczękę.

— Gregory… — Mycroft sapnął delikatnie. — Nie do końca rozumiem, dlaczego ta konkretna kamizelka wywołuje u ciebie taką reakcję. To niezmiernie irytujące. I zagadkowe.

— Również tego nie wiem — wymamrotał Greg, wsuwając ostrożnie nogę między jego, sapiąc, gdy ich ciała przylgnęły do siebie. — Ale pozwól, że pokażę ci, jak bardzo mnie to podnieca i drażni.

— Sypialnia — powiedział Mycroft.

Greg skinął głową.

— Miej na sobie kamizelkę — poprosił, gdy szybko udali się do sypialni. — Tylko kamizelkę.

Chapter 283: O jedną dedukcję za dużo

Chapter Text

Impreza była irracjonalna. To wprawiało Sherlocka w jeszcze bardziej zły nastrój niż zwykle, ale poradził sobie z tym, ponieważ John tego chciał. Chciał tego śmiesznego przyjęcia bożonarodzeniowego, ze wszystkimi jego przesadnymi dekoracjami, nudną muzyką, winem i przyjaciółmi. Wspominał coś o tradycji organizowania tego w 221B czy coś, ale nie słuchał go w pełni. Nie, gdy miał nagranie z rozkładem ciała.

Teraz byli tutaj, w swoim mieszkaniu, otoczeni ludźmi. Molly przyszła zabierając ze sobą jakiegoś nowego chłopaka - trochę nie miał pojęcia kim był, pracował dla projektanta mody, głównie dlatego, że nie udało mu się osiągnąć swojego pierwotnego celu, jakim była gimnastyka (spadł z wysokiej belki i zranił się w ramię oraz biodro, nie mogąc iść na igrzyska olimpijskie, zajmując drugie miejsce w kwalifikacjach na reprezentanta, wykonując raczej słaby występ). Pani Hudson była również obecna, popsikana nowymi perfumami kupionymi dla niej przez mężczyznę, który próbował się do niej zalecać, ale była zbyt roztrzepana w tych sprawach, żeby właściwie odebrać sygnały (uważała, że był homoseksualistą). Sarah przyszła, choć Sherlock nie miał pojęcia, dlaczego John chciał ją zaprosić.

— Nadal jesteśmy przyjaciółmi, Sherlocku, oczywiście ją zaprosiłem — powiedział John tego wieczoru przy herbacie. Sherlock tylko chrząknął i skupił się ponownie na chemikaliach, które mieszał.

Oczywiście nie powiedziała do niego więcej niż dwa słowa. Unikała go z cieniem zazdrości, chociaż upierała się, że zakończyła relację, którą kiedyś miała z Johnem. Sherlock wciąż, jak zawsze, wygrał tę bitwę.

Lestrade pojawił się nieco później. Najwyraźniej został do późna w Yardzie wykonując papierkową robotę (nuda) i spotykając się z kimś przed pójściem do domu, aby się przebrać (jeszcze bardziej nudne). Niemal zaraz po jego przybyciu pojawił się Mycroft. To była najgorsza część wieczoru. Fakt, że John go zaprosił, nie spodziewając się, że się pokaże, było głupotą, a Sherlock od razu mu to powiedział. To było coś, co nawet upierał się przypominać swojemu drogiemu lekarzowi (chłopakowi? Kochankowi? Określenia, które John ciągle sugerował, ale nie zdecydował, które woli). Cóż, po raz kolejny miał rację.

— Czy nie masz krajów, którymi możesz rządzić i ludzi, których trzeba przestraszyć, Mycroft? — zapytał, sarkastycznie po jego przybyciu.

Otrzymał tę samą irytującą, fałszywą cierpliwość w stosunku do niego, z jaką Sherlock musiał dorastać. Chciał zetrzeć ten cholerny, zadowolony z siebie wyraz twarzy z Mycrofta.

— John mnie zaprosił — stwierdził od niechcenia, co tylko jeszcze bardziej rozdrażniło Sherlocka. — Byłoby niegrzecznie z mojej strony zignorować tak łaskawe zaproszenie.

— Tak jakbyś nigdy wcześniej tego nie robił. Wolisz rozpocząć trzecią Wojnę Światową niż naprawdę uczestniczyć w wieczorze towarzyskim. — Sherlock przewrócił oczami.

— Mój bracie, wierzę, że istnieje przysłowie, które mówi coś… o kotle przygarniającemu garnkowi — zamruczał Mycroft, opierając się lekko o parasol.

Sherlock warknął, przechodząc do obrony, niecierpliwie szukając sposobów na zirytowanie brata.

— Widzę, że znowu przytyłeś — zaczął.

— Znowu to — westchnął Mycroft, kręcąc głową. — Stajesz się rozczarowująco przewidywalny, Sherlocku.

— Ale nie z powodu słodyczy — kontynuował Sherlock, próbując zignorować oczywistą próbę rozdrażnienia go jeszcze bardziej. — Jesz częściej posiłki. Ktoś najwyraźniej dla ciebie gotuje, a posiłki są pełno odżywcze, nie tylko herbata i ciastka, spożywane w nocy, gdy gapisz się na swoje absurdalne nagrania z kamer ulicznych.

Mycroft milczał, obserwując Sherlocka z wyzywającym spojrzeniem. To sprawiło, że młodszy mężczyzna poczuł zastrzyk adrenaliny.

— Również śpisz więcej. Nie jesteś już taki napięty, nie wyglądasz już na tak zmęczonego, co nigdy nie sprawiało, że byłeś w jakikolwiek sposób pociągający. Jesteś zbyt tępy i uzależniony od kierowania światem, aby zdecydować się zacząć więcej spać z własnej woli, więc oczywiście masz coś lub kogoś, kto sprawia, że pójdziesz spać, a przynajmniej sprawi, że położysz się o znośnej porze.

— Rzeczywiście — potwierdził Mycroft. Sherlock uśmiechnął się z drwiną.

— Uprawiasz seks.

— Właściwie całkiem sporo. — Mycroft uśmiechnął się. — Dziwię się, że tak długo zajęło ci zauważenie tego. Twoje umiejętności rdzewieją, Sherlocku.

Sherlock spojrzał na niego gniewnie, odwrócił się i odszedł z warczeniem, ignorując zadowolony uśmieszek na twarzy swojego cholernego brata. Przeszedł przez mieszkanie do miejsca, w którym był John - do kuchni, gdzie Lestrade był, aby się napić.

Mówiłem ci, John, a ty mi nie wierzyłeś. Powiedziałem ci, że przyjdzie i to jest irytujące — zaczął, zatrzymując się, przyglądając się inspektorowi.

— Sherlock. — Mężczyzna skinął mu głową na powitanie, uśmiechając się, gdy John podał mu piwo.

— Lestrade — odparł Sherlock, podnosząc głos w taki sposób, że obaj mężczyźni w kuchni mogli stwierdzić, co się stanie. John tylko westchnął. Lestrade wyglądał na niemal rozbawionego. — Miałeś dość sprężysty krok, gdy szedłeś przez mieszkanie, o wiele bardziej żywy niż twój zwykły leniwy, głupkowaty sposób chodzenia.

— Ej — zaprotestował mężczyzna z irytacją, ale niezbyt wielką pasją. Oczywiście to nie odstraszyło Sherlocka.

— Twój poranek był zajęty sprawą i wydaje się, że było to dla ciebie stresujące, chociaż powiedziałem ci kilka dni temu, że to dozorca, a ty nadal nalegasz, aby przejść przez wszystkie te protokoły, a twoje popołudnie było wypełnione papierkową robotą, którą musiałeś rozpocząć od nowa, kiedy rozlałeś kawę na dokumenty i zanim skończyłeś rozciąłeś papierem dwa razy lewą rękę… jednak wszedłeś tutaj, jakbyś czuł się o dobre dwadzieścia lat młodszy. Trochę z nadzieją, a może i z urojeniami, ale niezależnie… Coś dobrego dzieje się u ciebie, coś co daje ci dziwny pozytywną energię. Najwyraźniej uprawiasz seks, bo wyglądasz obrzydliwie promiennie, jak można powiedzieć, a ty…

Sherlock zamarł. Zamrugał szybko, jego strumienie myśli zatrzymały się z piskiem. Lestrade patrzył na niego wyczekująco z lekkim uśmiechem. Oczy Sherlocka otworzyły się szeroko, a usta rozchyliły, gdy jęknął.

— Dobry BOŻE — powiedział dramatycznie, zwracając na siebie uwagę wszystkich w mieszkaniu.

— Sherlock — powiedział cicho John, dotykając jego ramienia. Sherlock prawie tego nie zauważył.

— Pieprzysz się z moim bratem?! — powiedział, powodując że Lestrade wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.

— Dobra robota, ogłaszając to światu, draniu — warknął mężczyzna, biorąc łyk piwa. — Nie byłem jeszcze gotowy, żeby wspomnieć o tym ludziom.

— Och, spokojnie, Gregory, obaj wiedzieliśmy, że może się to zdarzyć, zanim przyszliśmy — rozległ się głos Mycrofta.

Sherlock nie miał pojęcia, kiedy wszedł do kuchni, widział jedynie sposób, w jaki jego brat dotknął intymnie ramienia inspektora. Zadrżał, obrócił się na pięcie i poszedł prosto do swojej sypialni.

Miał dedukcję do usunięcia ze swojego pałacu umysłu.

Chapter 284: Horrory

Chapter Text

—  No dalej Myc, proszę? —  powiedział delikatnie Greg, przechylając głowę na bok, ujmując dłoń młodszego mężczyzny, delikatnie go ciągnąc. —  To będzie zabawa.

—  Nic w tym, co sugerujesz, nie brzmi zabawnie, Gregory —  powiedział Mycroft, unosząc brwi i spoglądając na ich połączone dłonie.

—  Ale to prawie Halloween! Czas wprowadzić się w nastrój!

—  Naprawdę nie rozumie, jak ktoś chciałby czegoś takiego —  westchnął Mycroft, kręcąc głową.

—  Och, daj spokój —  powiedział Greg, lekko podskakując. —  Horrory. Obejrzymy je. Możemy równie dobrze poprzytulać się podczas seansu.

Zapadła cisza, gdy Mycroft pozwolił, by te słowa dotarły do niego. Greg uwielbiał horrory i kochał tę porę roku. Była połowa października, a on zawsze w każdy weekend oglądał kilka horrorów. Chociaż zawsze był pewnego rodzaju fanem filmów grozy. To nie był gatunek, o którym w rzeczywistości rozmawiał, ale Mycroft wiedział, że lubi niektóre z bardziej klasycznych typów (Vincent Price, czarno-białe i wszystko inne w podobnym klimacie), więc miał nadzieję, że to wystarczy, aby sprawić, by mężczyzna do niego dołączył.

—  Dobrze —  zgodził się w końcu Mycroft, a Greg wiwatował z podekscytowania.

Rozplótł ich palce i przeszedł przez salon. Mycroft usiadł na kanapie, gdy Greg podszedł do półki z DVD i zaczął przeglądać dostępne opcje. Nie zdecydował jeszcze, co chce obejrzeć…

—  Nie możemy po prostu obejrzeć Dom na Nawiedzonym Wzgórzu? —  zapytał Mycroft po kilku chwilach. Greg zaśmiał się cicho.

—  Nie, daj spokój, obaj widzieliśmy to wiele razy —  powiedział, zerkając przez ramię. —  Obejrzymy coś nowszego, coś, czego jeszcze nie widziałeś. Po prostu próbuję zawęzić wybór.

—  Nowsze wydają się po prostu bardzo absurdalne.

—  Jest wiele produkcji, które zdecydowanie takie są, ale są również te świetne. Co myślisz o filmach typu slasher?

—  Masz na myśli te z rozwiązłymi i pijanymi nastolatkami, które popełniają te same błędy w każdym filmie i zostają w bardzo graficzny sposób zamordowane? Nie, dziś wieczorem nie mam nic przeciwko temu.

Greg powstrzymał śmiech, słysząc jego wyjaśnienia. Niesamowite. Czyli to oznaczało “nie” dla slasherów. Musiał iść dalej.

—  Okej, więc… Są takie filmy typu found footage.

—  Mmmm, idealne na chorobę lokomocyjną oraz słuchanie dużo płaczu. Wspaniale.

—  W porządku, panie sarkastyczny —  parsknął Greg. —  Potwory?

—  Jeśli oglądamy coś nowszego, to czymkolwiek jest potwór, z pewnością został wygenerowany komputerowo, co odbierze urok jakim powinny klasyfikować się filmy o potworach.

—  Jesteś wybrednym draniem —  powiedział Greg, ponownie zerkając na Mycrofta. Uśmiech na jego twarzy mówił, że żartuje, a młodszy mężczyzna tylko wzruszył ramionami.

—  Zawsze byłeś tego świadomy, Gregory.

—  Dobrze, a może coś bardziej paranormalnego, ach, nadprzyrodzonego? —  zasugerował, zerkając na kilka z tych, które posiadał, które praktycznie kochał. —  No wiesz, opętania, egzorcyzmy i takie tam? Mam tu kilka naprawdę dobrych.

—  Mówiąc “naprawdę dobre”, masz na myśli takie, które nie sprawiają, że głowa opętanego całkowicie się obraca?

—  Tak —  przytaknął Greg, śmiejąc się radośnie. —  Chociaż też to mam, jeśli chcesz to obejrzeć.

—  Nie, wolałbym nie —  powiedział Mycroft, kręcąc głową. —  Coś w zjawiskach paranormalnych wydaje się jednak możliwe do zaakceptowania.

—  Mamy zwycięzcę —  oznajmił Greg, kiwając głową, odwracając się z powrotem do swojej półki i klękając przed miejscem, gdzie miał kilka filmów w tej tematyce. To były te, których miał najwięcej, bo tak naprawdę były jego ulubionym podgatunkiem. Carrie, Wiadomość, Paranormal Activity, Dziecko Rosemary, Sinister, Mama… A to były tylko kilka tytułów.

Po prostu kochał amerykańskie horrory, okej?

—  Dobrze —  oznajmił, wyciągając jeden. —  Ten jest trochę nowszy. Cholera, kocham go. Jest genialny.

Włożył płytę do odtwarzacza, odłożył pudełko i podszedł, by zwinąć się na kanapie z Mycroftem. Młodszy mężczyzna zapytał, co będą oglądać, ale Greg tylko pokręcił głową. Nie, Mycroft mógł sam się o tym przekonać.

Włączył film i przytulił się do partnera, nucąc, gdy Mycroft objął go ramieniem. Przycisnął policzek do piersi mężczyzny, zaplatając ich nogi i kładąc jedną rękę na brzuchu Mycrofta. Wkrótce rozpoczęły się napisy, a Greg już był podekscytowany.

— Obecność? —  zapytał Mycroft, gdy pojawił się tytuł. Greg skinął głową.

—  O tak. Jest niesamowity. Poza tym Patrick Wilson jest łakomym kąskiem dla oczu.

Greg podniósł wzrok i zobaczył, że Mycroft rzucał mu zaciekawione, znaczące spojrzenie. Roześmiał się. Podniósł się i pocałował szybko mężczyznę. Uśmiechnął się, a następnie przytulił się z powrotem. Był zachwycony i pełen oczekiwania, tak jak za pierwszym razem, gdy to oglądał, i jeśli Mycroft kilka razy podskoczył za nim lub zacisnął swój uścisk na ramieniu Grega, to starszy mężczyzna nic na ten temat nie powiedział.

Chapter 285: Nocna pociecha

Chapter Text

Mycroft obudził się, gdy poczuł poruszenie obok siebie na łóżku. Zamrugał, aby się rozbudzić, zauważając, że był sam w sypialni. Marszcząc brwi, zmusił się, by usiąść, nasłuchując swojego partnera. Gregory czuł się nieswojo przez całe popołudnie i Mycroft nie wypytywał go oto. Oczywiście nie musiał, bo zdawał sobie dokładnie sprawę z przyczyny tego. Prowadził bardzo trudny przypadek i nie był w stanie zapobiec kolejnej śmierci w jej trakcie. Jak dotąd było to piąte ciało i odbijało ono swoje piętno na inspektorze.

Mycroft zawsze potrafił czytać w starszym mężczyźnie jak w otwartej księdze. Mógł powiedzieć, że Gregory nie chciał o tym rozmawiać. W każdym razie jeszcze nie. Było jednak jasne, że nie mógł również spać. Mycroft nie mógł nic poradzić na to, że był zaniepokojony. Gregory potrzebował snu, ponieważ był bliski rozgryzienia tego wszystkiego, ale już to prześladowało go w sposób, nad którym zwykle miał znacznie większą kontrolę.

Odczekał chwilę, nasłuchując, czy Gregory wróci, ale po mniej więcej dziesięciu minutach było oczywiste, że nie wracał. Przynajmniej na chwilę. Tak więc Mycroft wyślizgnął się z łóżka i włożył szlafrok, zawiązując go mocno wokół siebie i wyszedł z sypialni. Natychmiast zauważył dwa światła, które paliły się w ich domu. Kuchnia i biuro, w którym zwykle pracował Gregory.

Mycroft powoli skierował się w stronę biura. Wciąż pozostając za rogiem, skrzyżował ramiona i oparł się o ścianę, gdy starszy mężczyzna pojawił się w polu widzenia. Zakładał, że i tak odnajdzie Gregory’ego w ten sposób, ponieważ był to jeden ze sposobów, w jaki zwykle radził sobie z niemożnością spania (zwłaszcza, gdy było to spowodowane sprawą). Jakiś czas temu mężczyzna przymocował pręt do górnej części drzwi i używał go do podciągnięć, aż zmęczył się na tyle, by zasnąć.

To było niezwykle atrakcyjne do oglądania. Widząc sposób, w jaki uginały się ramiona Gregory’ego, słuchając jego ciężkiego oddechu podczas ćwiczeń i obserwując, jak na jego twarzy widniało jednocześnie skupienie i mała pogoda… Mycroft to uwielbiał. To było bardzo sprzeczne, ponieważ chciał tylko pocieszyć swojego partnera. Przynajmniej tyle mógł zrobić. Pozostał jednak poza zasięgiem wzroku, stojąc i obserwując przez chwilę, zanim podjął decyzję.

Odepchnął się od ściany i odwrócił się, idąc korytarzem, kierując się do kuchni. Chwycił odstawiony wcześniej czajnik i napełnił go wodą, włączył palnik i nastawił wodę. Wciąż słyszał kilka pokoi dalej oddech Gregory’ego, cichy i spokojny. Wyjął jedną z smakowych herbat, którą preferował jego partner, a po chwili wahania ściągnął również mały pojemnik z miodem. Zwykle dodawali miód do herbaty tylko wtedy, gdy jedno z nich było chore, ale miał przeczucie, że będzie to kojący dodatek i właśnie tego potrzebowali w tej chwili.

Kiedy woda się zagotowała, Mycroft szybko zdjął czajnik z palnika. Gwizd wciąż rozbrzmiewał, ale niezbyt długo. Nie żeby starał się to utrzymać w tajemnicy. Nalał herbatę, dodał miód i wymieszał, biorąc mały łyk, żeby upewnić się, że herbata była taka jak Gregory preferował. Następnie, biorąc kubek w obie dłonie przeszedł przez dom i wrócił do biura.

— Gregory — powiedział cicho, gdy pojawił się w polu widzenia. Gregory zatrzymał się, zwisając na drążku. Jego czoło błyszczało od odrobiny potu.

— Zrobiłeś herbatę? — zapytał, unosząc brwi, gdy puścił drążek i upadł na podłogę.

— Wydawało mi się, że ci to pomoże. Wracasz do łóżka?

Greg przygryzł dolną wargę, wyraźnie się wahając, ale skinął głową i wyjął kubek z uścisku Mycrofta. Powoli wrócili razem do sypialni, a kiedy usiedli Mycroft uniósł ramię, żeby Gregory mógł się wygodnie do niego przytulić. Mężczyzna po cichu pił herbatę, wzdychając lekko, rozkoszując się ciepłem, gdy Mycroft powoli pocierał jego ramię.

— Chcesz o tym porozmawiać? — zapytał, zerkając na Gregory’ego, obserwując sposób, w jaki wpatrywał się w swój prawie pusty kubek.

— Po prostu… To się kumuluje, Myc — westchnął Gregory słabym głosem. — Tyle ofiar…

— Wiem, Gregory. To musi być trudne. Jesteś jednak tak blisko rozwiązania i pomyśl o wielu życiach, które uratowałeś.

Mycroft nigdy nie czuł, że był dobry w pocieszaniu, ale z Gregorym zawsze chciał spróbować. Chciał się odwdzięczyć. Starszy mężczyzna zawsze był przy nim i jakoś zawsze wiedział, co powiedzieć lub zrobić, aby Mycroft poczuł się lepiej, gdy wszystkiego było za dużo. Przynajmniej tyle mógł zrobić. W końcu kochał tego człowieka.

Greg westchnął, ponownie przygryzając wargę i wtulając się w Mycrofta, gdy odstawił kubek. Mycroft czuł, jak drżą mu ramiona i słyszał, jak pociągał nosem. Zamykając oczy, owinął ramiona wokół Gregory’ego i mocno go uściskał. Miał tylko nadzieję, że trening, herbata i leżenie z Mycroftem sprawią, że poczuje się lepiej. Miał nadzieję, że pomoże mu to zasnąć. Mycroft nienawidził słyszeć płaczu Gregory’ego, ale… byłby tu w każdy możliwy sposób. Cokolwiek mógł zrobić.

Chapter 286: Zaproszony na obiad

Notes:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Rodzice Grega kazali mu przyprowadzić Mycrofta na obiad. Krnąbrny nastolatek był prawdziwie przerażony. Oczywiście kochał swoich rodziców, a jego starszy brat i młodsza siostra byli… znośni, ale i tak. Przedstawienie chłopaka całej swojej rodzinie było koszmarem każdego. Emily podskakiwała wokół niego przez cały czas, gdy się ubierał, podekscytowana spotkaniem z chłopakiem swojego brata i w stanowczy sposób dawała o tym znać.

— Ems, wyluzuj, okej? — Nie mógł powstrzymać się od śmiechu, poprawiając włosy i dodając trochę żelu do stylizacji. — Potrzebuję kogoś, kto będzie wyluzowany, bo wiesz, jacy będą mama i tata.

— O tak. — Uśmiechnęła się. — To będzie krępujące.

— Dzięki, Ems — sapnął Greg, słuchając śmiechu siostry, gdy wyszła z jego sypialni.

Westchnął nerwowo przygryzając wargę. Poznał już pana i panią Holmes i był w ich domu, poznał młodszego brata Mycrofta Sherlocka… Własna rodzina Grega tak bardzo różniła się od rodziny Mycrofta i nie był pewien, czego oczekiwał drugi nastolatek.

Na szczęście kolacja poszła… dobrze? Greg spotkał Mycrofta przy drzwiach ze szczęśliwym uśmiechem, zaciągając go do środka i korzystając z ich krótkiej chwili prywatności, zanim przerwano im i nie mogli zaznać odrobiny spokoju przez kilka następnych godzin.

Jego starszy brat Russell natychmiast chciał zagrać w dwadzieścia pytań, niezależnie od tego, jak często Greg piorunował go spojrzeniem i cedził, żeby się zamknął. Emilu nie powiedziała ani słowa, ale nadal wpatrywała się z uwielbieniem, uśmiechając się. Mycroft wydawał się dobrze sobie z tym radzić, prowadząc łatwą rozmowę z Russellem, mimo że ten nie przestawał zadawać cholernych pytań. To było tak, jakby jego brat naprawdę nie uwierzył Gregowi, kiedy powiedział, że się spotykają. To prawda, że byli raczej mało prawdopodobną parą, ale jednak. Mógł zatrzymać się z tym niedowierzaniem i podziwem.

Jego rodzice nie byli lepsi. Ciągle byli dość mocno zafascynowali Mycroftem. Tata był szalenie przyjazny, co było rzadkością, jeśli chodziło o przyjaciół jego dziecka, a mama była… Cóż, Boże, praktycznie gaworzyła nad nim i wyglądało na to, że chce go objąć przy każdej możliwej okazji. Zanim przyniosła deser, poklepała Mycrofta po głowie, komplementując go, a Greg jęknął, chcąc wpełznąć do jakieś dziury.

Mamo — jęknął, chowając twarz w dłoni.

Jego mama tylko spojrzała na niego, potrząsając głową i dalej podając desery. W jakiś sposób Mycroft nadal nie wydawał się tym wszystkim przejmować. Greg nie miał pojęcia jak. W końcu jednak wszyscy skończyli jeść i jakoś jego rodzeństwo zostało przekonane do odejścia. Oczywiście jego rodzice zwlekali, jego mama nadal wciągała Mycrofta w rozmowy, w których młodszy nastolatek bardzo dobrze nadążał za nią, podczas gdy Greg wiercił się na swoim miejscu.

Gregowi zajęło wieczność, by w końcu odciągnąć Mycrofta. Gdyby musiał dłużej słuchać, jak jego rodzice głośno wyrażają przy nim podziw dla Mycrofta, po prostu by umarł. Dlatego chwycił rękę swojego chłopaka i delikatnie przeciągnął go przez mieszkanie do swojej sypialni, gdzie zamknął drzwi i westchnął, gdy wreszcie zostali sami.

— Przepraszam — jęknął, pocierając twarz, praktycznie padając na łóżko. — To było upokarzające.

— Nonsens — powiedział swobodnie Mycroft, a Greg poczuł, jak materac łóżka zapada się, gdy chłopak również usiadł. — Masz cudowną rodzinę.

— Boże, nie mogli zostawić cię samego na pięć minut! Zawsze mnie o ciebie wypytywali, ale nigdy nie sądziłem, że będą cię nękać.

— Gregory, naprawdę, jest w porządku — powiedział Mycroft, potrząsając głową i kładąc dłoń na jego kolanie. Starszy nastolatek westchnął i spojrzał na niego.

— Wciąż. Wiem, że to jest… takie inne i to… Boże, tak bardzo mnie zawstydzili.

— Kochają cię — powiedział Mycroft miękkim i uroczystym głosem. Greg chciał go pocałować. — Wyraźnie uważają, że pasujemy do siebie i z całego serca chcieli pokazać swoją aprobatę. To wspaniała cecha w rodzinie, a ciepło przy tym stole było absolutnie urocze. Bardzo mi się to podobało.

— Nie tylko tak mówisz? — mruknął Greg, spoglądając sceptycznie na Mycrofta.

— Od kiedy mówię nieznaczące słowa? — odpowiedział młodszy nastolatek, unosząc znacząco brew. Greg roześmiał się.

— Słusznie.

— Przestań się martwić — powiedział Mycroft, ściskając jego kolano. — Cieszę się, że zostałem zaproszony i tak dobrze przyjęty przez całą twoją rodzinę. W przeciwnym razie byłoby to bardzo niepokojące. To oczywiste, że jesteście bardzo blisko.

— Wiedziałem, że cię pokochają — szepnął z uśmiechem Greg. Ujął policzek Mycrofta i przyciągnął go do pocałunku. — Czy możemy tutaj zostać?

— Na chwilę — zgodził się Mycroft.

— Mmmm. Dobrze.

Greg przyciągnął Mycrofta do kolejnego pocałunku, przyciągając go bliżej, gdy padli na łóżko, przytulając się. Całowali się tak długo, dopóki nie zabrakło im powietrza, dotykając się delikatnie i po prostu ciesząc się, że w końcu mogą być sami. Choć Greg kochał swoją rodzinę, wciąż byli zawstydzający, a co więcej dość apodyktyczni. Prywatność była idealna.

Chapter 287: Pomoc w rzucaniu palenia

Chapter Text

Greg był niespokojny. Kurwa, był taki zdenerwowany. To było o wiele trudniejsze, niż się na to przygotowywał. Żadna ilość plastrów nikotynowych nie mogła mu pomóc, gdy panikował, ale do cholery, był pełen sfrustrowanej energii i chciał cholernego papierosa. Dzień był stresujący, więcej niż jedna osoba zdecydowała się krzyczeć na niego za śmieszne rzeczy, Sherlock był jeszcze bardziej zgryźliwy niż zwykle (mimo że był jednym z powodów, dla których Greg przestał palić) i wszystko to zbiegło się przeciwko niemu na najstraszniejsze sposoby.

Siedział na balkonie wspólnego domu swojego i Mycrofta, zgarbiony na krześle z łokciami na kolanach. Wpatrywał się w krajobraz nocnego Londynu, słuchając dźwięków i czując, jak powiew wiatru przemyka mu po włosach. Przygryzł dolną wargę. Jego kolano podskakiwało ze stłumionej energii. Z roztargnieniem skubał krawędź jednego z plastrów, który wcześniej przykleił na ramieniu. Dało to jego palcom coś do roboty, coś co nie było trzymaniem papierosa, czego tak bardzo pragnął, że mógł wręcz krzyczeć.

Chciał się poddać. Chciał powiedzieć “pieprzyć wszystko” i zapalić jednego. Tylko jednego. Wiedział jednak, we wciąż racjonalnej części swojego umysłu, że nie będzie to tylko jeden. Zaczęłoby się od jednego, a potem sępił inne od oficerów z Yardu, a następnie byłaby to tylko jedna paczka, którą kupiłby w drodze do pracy…

Nie mógł zapalić tylko jednego.

To dlatego nadal się torturował.

Zapadając się na krześle, Greg jęknął i chwycił za włosy, biorąc głębokie wdechy, próbując uwolnić się od stresu z minionego dnia. Sherlock był po prostu Sherlockiem i naprawdę nie mógł oczekiwać niczego mniej, przynajmniej młodszy Holmes dokonał przełomu w sprawie. Na tym powinien się skupić. Pozwolił dłonią opaść, ale po chwili podniósł jedną do ust, gdzie zaczął przesuwać opuszkami palców tam i z powrotem po dolnej wardze. Westchnął.

— Widzę, że miałeś ciężki wieczór — rozległ się łagodny głos, który sprawił, że motylki zatrzepotały w brzuchu Grega.

Niemal natychmiast ogarnął go spokój. Wciąż był zachwycony tym. Żadna istota ludzka nigdy nie miała na niego takiego wpływu jak Mycroft. Odsunął rękę od ust, gdy zaczął żuć lekko opuszek palca. Spojrzał na swojego partnera z miękkim uśmiechem.

— Mogę tylko zgadywać, na ile szalonych sposobów możesz to stwierdzić — powiedział w odpowiedzi.

Mycroft spojrzał na niego ze współczuciem, przesuwając krzesło, aby usiąść obok niego. Ich kolana otarły się i Mycroft wyciągnął rękę, odgarniając zbłąkany lok z głowy starszego mężczyzny. Greg zamknął oczy i pochylił się bliżej, lekko wzdychając.

— Czas na przeorganizowanie myśli — powiedział Mycroft po chwili ciszy, wciąż przesuwając palcami włosy Grega. — Tak jak rozmawialiśmy.

— Łatwiej powiedzieć niż zrobić, nie mogę zbudować cholernego pałacu umysłu — prychnął Greg, marszcząc brwi i wpatrując się w niebo.

Starał się nie wyglądać na tak zgryźliwego dla Mycrofta, ponieważ młodszy mężczyzna nie zrobił niczego złego. Był po prostu rozdrażniony. Jedyną pociechą, jaką z tego czerpał, był fakt, że Mycroft zdawał sobie z tego sprawę. On również przez to przechodził, kiedy rzucał palenie.

— Nie potrzebujesz pałacu umysłu — zaśmiał się delikatnie Mycroft, potrząsając głową i uśmiechając się lekko. Greg zerknął na niego, skupiając się na tym uśmiechu. To również mu pomagało. — Nie sugeruję, żebyś stał się bardziej podobny do mojego brata, Gregory. Broń Boże.

Greg roześmiał się głośno. Prychnął, przeczesują włosy jedną ręką i opierając drugą o poręcz krzesła. Skrzyżował nogi, a krawędź jego stopy musnęła na moment kostkę Mycrofta.

— Dalej — ponaglił, machając do niego niejasno. — Posłuchajmy tego, co masz do powiedzenia.

— Obaj jesteśmy winni tego, że zabieramy ze sobą pracę do domu — powiedział Mycroft, również pochylając się. Greg praktycznie czuł jego oddech na policzku. Oblizał wargi, ponownie przygryzając z roztargnieniem dolną. — Musisz po prostu tego nie robić. I tak, zdaję sobie sprawę, że to nigdy nie jest takie proste. Ale właśnie dlatego dziś wieczorem nauczysz mnie, jak upiec ciasto czerwony aksamit.

Greg wyprostował się, mrugając ze zdziwieniem i gapiąc się na niego. Oczy Mycrofta błyszczały z rozbawienia.

Co będę robić?

— Poinstruujesz mnie, jak upiec ciasta czerwony aksamit. Od samego początku. Chodź, kupiłem do domu wszystkie odpowiednie składniki.

Mycroft wstał, praktycznie ciągnąc za sobą wciąż zbitego z tropu Grega. Jednak nie minęło dużo czasu, gdy znaleźli się w kuchni, aby upiec ciasta, a starszy mężczyzna nawet nie zorientował się, kiedy to się stało. To, co zaczęło się jako uczenie nowej umiejętności (i chociaż raz był tym, który nauczał, cholera jasna) zmieniło się w śmiech, żarty i uroczo zdezorientowanego Mycrofta. Jeśli przekształcili to w zabawę i bałagan (i tak, lekkie intymne gesty) z lukrem nakładając go na twarz i szyję drugiego, to cóż… To tylko sprawiało, że nieoczekiwane doświadczenie było dziesięć razy bardziej genialne.

Chapter 288: Godzenie się

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Sometimes I give myself the creeps.

Greg skupił się na tekście, mentalnie i fizycznie, aby utrzymać koncentracje.

Sometimes my mind plays tricks on me.

Zrezygnowałby z występu dziś wieczorem, gdyby nie to. Gdyby nie dano im tej okazji. Ten występ. To nie był normalny koncert. W tym tłumie były ważne osobistości.

It all keeps adding up, I think I’m cracking up.

Pot spływający mu po twarzy, Greg skupił się na planie. Na ich piosenkach, na występie (spraw, żeby Billie Joe był kurewsko dumny, Greg), na czym tylko mógł.

Am I just paranoid? Am I just stoned?

Zrobił to, starając się nie skupiać na swoim chłopaku stojącym w tłumie. Jego chłopak, którego nie wiedział od czterech dni. Jego chłopak, który stał tam, gdy Greg spakował rzeczy kilka nocy temu, gdy obaj byli w środku najgorszej kłótni jaką mieli, i nie zrobił nic poza uniesieniem brody, gdy wychodził z ich mieszkania.

Nie spodziewał się, że Mycroft rzeczywiście się pojawi. Młodszy nastolatek przychodził teraz na jego koncerty dość regularnie, po kilku pierwszych razach przekonał się do nich. Okazało się, że podobały mu się występy, nawet jeśli tłumy nie były czymś, do czego był przyzwyczajony. To wiele znaczyło dla Grega, gdy teraz prawie zawsze tam był. Ale po ich walce? Ważny koncert czy nie, Greg psychicznie przygotował się na nieobecność starszego z braci Holmes.

Nie mógł się rozproszyć. Musiał zignorować uścisk w klatce piersiowej i przytłaczającej chęci odrzucenia mikrofonu i zeskoczenia ze sceny. Nie był już zły. Tęsknił za Mycroftem. Chciał wrócił do domu. Chciał spać w tym samym łóżku co on.

Jednak pod koniec występu jego nadzieje legły w gruzach. Mycrofta nigdzie nie było. Gdy ostatnia piosenka dobiegła końca, Greg rozglądał się po tłumie w poszukiwaniu tej znajomej ciemno rudej głowy i nic. Jego serce zamarło. Cóż, to na tyle. Może zadzwoni do niego później…

Skupili się na spakowaniu sprzętu, kiedy było już po wszystkim, na wmieszaniu się w tłum i wypiciu kilku drinków. Właściwie rozmawiali ze poszukiwaczami gwiazd, którzy tam byli, a Greg użył na nich swojego uroku i uśmiechu, mimo że nie były one tak szczere jak zwykle. Jego koledzy z zespołu to widzieli. Na szczęście agencji wydawali się tego nie zauważać.

— Idę na papierosa — mruknął później do reszty zespołu, pokazując przez ramię kciukiem na drzwi, które prowadziły na tyły budynku. — Pomogę wynieść sprzęt, kiedy wrócę.

Wsunął ręce do kieszeni skórzanej kurtki, którą narzucił na siebie i wyszedł na zewnątrz, lekko drżąc, gdy chłodne powietrze uderzyło w skórę na karku, która wciąż była wilgotna od potu. Wyciągnął papierosa, przykrywając go dłonią, żeby go zapalić i zaciągnął się mocno. Westchnął, opierając się o ceglaną ścianę za sobą. Wpatrywał się w zachmurzone nocne niebo, kiedy z roztargnieniem bawił się kolczykiem w języku, który przekuł kilka miesięcy temu. Na pograniczu wzroku zobaczył ruch.

— Gregory — rozległ się cichy i spokojny głos Mycrofta.

Greg zamknął oczy i zaciągnął się jeszcze raz, zanim zaryzykował spojrzenie w jego kierunku. Jego serce waliło mu w piersi.

— Myślałem, że odszedłeś — zdołał powiedzieć, przełykając i strzepując popiół na zaśmieconą ziemię.

— Byłeś dziś bardzo dobry — powiedział Mycroft zamiast odpowiedzieć na ten komentarz.
Greg wzruszył ramionami.


— Chyba tak.

Strzepnął trochę popiołu na ziemię, nerwowo przygryzając dolną wargę. Teraz, kiedy tu byli, a Greg miał okazję, nie wiedział, co powiedzieć. Podanie się chęci podejścia i pocałowania Mycrofta nie wydawała się teraz taką łatwą opcją. Zmarszczył brwi. Przez kilka minut zapadła między nimi niezręczna cisza, aż…

— Tęsknię za tobą.

— Gregory, tęsknię za tobą.

Greg poderwał zaskoczony głowę, gdy obaj jednocześnie się odezwali. Czy Mycroft właśnie…? Zaśmiał się nerwowo, drapiąc się w tył głosy i odsuwając się od ściany. Rzucił papierosa i zgasił go obcasem swoich Chuck Taylors, po czym przeszedł przez alejkę do Mycrofta.

— Przepraszam — wyszeptał, unosząc dłoń i obejmując policzek Mycrofta.

Młodszy nastolatek pochylił się ku dotykowi i obdarzył go szczerym uśmiechem, od którego motyli pojawiły się w brzuchu Grega.

— Wracaj do domu, Gregory — powiedział Mycroft, odwracając głowę, by złożyć pocałunek na jego dłoni. — Mieszkanie… jest puste bez ciebie.

— Nie mogłem zasnąć bez ciebie obok mnie — mruknął Greg, podchodząc bliżej.

— Wracaj do domu — powtórzył Mycroft, przyciskając dłoni do piersi Grega, gdy odległość między nimi zniknęła całkowicie.

— Tak, z chęcią — szepnął Greg w usta Mycrofta, gdy się całowali.

Chapter 289: Watykańskie kamee

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Dzień był ciężki. Bardziej wyczerpujący i denerwujący niż cokolwiek innego. Fakt, że ci mężczyźni myśleli, że mogą wejść do jego domu, do jego gabinetu i przyłożyć mu broń do głowy, był niemal śmiechu warty. Może powinien być trochę bardziej zaniepokojony niż był, ale tak naprawdę, czy ci ludzie sądzili, że mają jakiś realny plan? Mieli do czynienia z Mycroftem Holmesem.

Odsiecz była już w drodze. Nieważne, że miał co najmniej trzech ludzi pod ręką, w zasięgu wzroku, ale przez cały czas niewidzialnych. Jedynym powodem, dla którego ci intruzi nadal stali było to, że Mycroft również wydobywał od nich informacje. Zawsze było wielce zabawne, jak ludzie wiele wyjawiają, gdy myślą, że wygrali. Wyraźnie nie widzieli, z kim mają do czynienia, skoro byli tak zarozumiali.

— Dość przeciągania! — Jeden z mężczyzn warknął, wymachując pistoletem, z tak grubiańskim akcentem, że było to aż śmieszne. Mycroft przyjrzał mu się z chłodem. — Z tą zabawą na czas. Z pewnością przeciąga to. Skończmy w końcu z tym.

Mycroft uniósł brwi i rozchylił usta, gdy przygotowywał się do mówienia, kiedy po drugiej stronie domu rozległ się hałas, który faktycznie spowodował, że zamarł z niepokoju. Cholera. Ktokolwiek kierował obecnie jego ochroną, najprawdopodobniej zostanie zwolniony.

Gregory właśnie wszedł przez drzwi.

Najwyraźniej dzisiaj był ten jedyny dzień, w którym los się odwrócił i postanowił pozwolić partnerowi wyjść wcześniej z pracy. Nie powinien być w domu przez kolejne cztery godzinny. Do tego czasu wszystko zostałoby posprzątane i nie byłoby śladu wtargnięcia, ale teraz… Mycroft musiał improwizować. Dobrze, że zawsze był przygotowany do czegoś takiego.

— Kto to jest? — zapytał inny mężczyzna, przyciskając chłodną lufę pistoletu płasko do tyłu głowy Mycrofta. To sprawiło, że zadrżał, bardziej od metalu niż ze strachu.

— To jest inspektor Gregory Lestrade — odpowiedział szczerze. Nastał ruch i kliknięcie. — Na litość Boską, on jest moim partnerem.

Musiał ugryźć się w język, żeby nie nazwać mężczyzn głupcami. Automatycznie założyli, że Gregory został wezwany oficjalnie i byli gotowi go zastrzelić. Gdyby nie było to przeciwko niemu, przewróciłby oczami z irytacją. Patrzył, jak jeden z mężczyzn kroczył przez pokój, przyciskając się do ściany obok drzwi gotowy do akcji.

— Jeśli tu wejdzie, to zginie — ostrzegł stojący za nim mężczyzna.

Mycroft nie wątpił w to. Musiał trzymać Gregory’ego z daleka, a przynajmniej… jakoś go ostrzec.

— Myc? — Usłyszał wołanie starszego mężczyzny.

Mycroft wyprostował się i wciągnął powietrze. Pistolet wbił mu się mocniej w głowę.

— Dasz mu jakiś znak, a oboje zginiecie — zagroził mężczyzna, który z pewnością był tępy. Jakby Mycroft jeszcze nie był tego świadomy. Było to męczące.

— W moim gabinecie, Gregory — zawołał spokojnie, jakby to był normalna noc. — Jestem w trakcie telekonferencji z Watykanem. Przez chwilę będę niedostępny.

Zapadła cisza. Mycroft miał nadzieję, że Gregory zaczynał już orientować się w sytuacji. Umawiał się z mądrym mężczyzną. Miał pewność, że dość szybko to rozgryzie.

— Watykan? — zapytał Gregory, będąc nieco bliżej.

Mężczyźni w pokoju napięli się, jakby gotowi do irracjonalnego działania. Mycroft zwalczył chęć zesztywnienia na krześle.

— Rzeczywiście — potwierdził zamiast tego, słuchając nieco zdezorientowanego i nieufnego dźwięku głosu swojego partnera. Idealnie. Wiedział. — Pamiętasz naszą rozmowę z zeszłego tygodnia o negocjacjach? Sherlock przerwał nam, chociaż John był bardzo zainteresowany naszą dyskusją.

— Tak, pamiętam — odpowiedział bez wahania starszy mężczyzna. Mycroft uśmiechnął się wewnętrznie. Wiedział. — Czy chcesz może herbaty?

— Nie, dziękuję najdroższy, właśnie skończyłem filiżankę. Nie sprzeciwiłbym się jednak jakieś brandy, kiedy skończę.

— Załatwione — powiedział Gregory i było słychać jego oddalające się kroki.

Mężczyźni w pokoju zaczęli się odprężać, skupiając się z powrotem na Mycroftcie i jego laptopie. Do którego, oczywiście, jeszcze się nie włamali.

— No dobrze — powiedział przywódca, robiąc krok w tył, żeby przysunąć do siebie laptopa. — Hasło.

Zdążył zrobić tylko to. W chwili, gdy drzwi gabinetu otworzyły się, Mycroft zareagował. Obrócił się na krześle zbyt szybko, aby mężczyzna obok niego mógł odpowiednio zareagować, chwytając jego grube nadgarstki i wykręcając je, powodując, że napastnik krzyknął z bólu, gdy upuścił broń. Gregory zderzył się z mężczyzną stojącym przy drzwiach, obaj padli na ziemię. Rozległy się krzyki i odgłosy walki, a potem dwa stłumione strzały, a pociski wpadły przez okno. To był jego snajper.

Intruzi padli na podłogę, wszyscy z wyjątkiem jednego martwego. Przywódca został śmiertelnie ranny, ale żywy, co było idealne, by wydobyć od niego ostatnią część informacji, jakiej potrzebowali. Mycroft wygładził garnitur z westchnieniem, obserwując, jak Gregory wstaje i biegnie przez pokój.

— Nic ci nie jest? — zapytał natychmiast, unosząc ręce obejmując policzki Mycrofta, sprawdzając, czy nie miał obrażeń.

Spojrzenie młodszego mężczyzny złagodniało i zaśmiał się delikatnie.

— Nic mi nie jest, Gregory, dziękuję.

— Jak długo tu byli?

— Przypuszczam, że od około godziny. To było dość żmudne.

Gregory zaśmiał się nerwowo, po czym uniósł się na palcach, by pocałować z uczuciem Mycrofta. Objęli się, a Mycroft przeczesał palcami srebrzyste włosy Gregory’ego.

— Byłeś idealny, mój drogi — skomplementował.

— Watykańskie kamee, czyż nie? — zapytał Gregory. Mycroft odpowiedział mu kolejnym pocałunkiem.

— Jak powiedziałem — szepnął mu w usta. — Idealny.

Notes:

*Watykańskie kamee to wyrażenie używane w Sherlocku BBC, gdy Sherlock ma zamiar otworzyć sejf Irene Adler. W Internecie znalazłam informacje, że fraza ta powstała podczas II wojny światowej. Została użyta, gdy osoba niemilitarna weszła uzbrojona do brytyjskiej bazy wojskowej. To zdanie było sygnałem dla wszystkich, by schodzili z linii ognia, jednak nie jestem pewna, czy to prawda.

Chapter 290: Rzeźbienie dyń

Chapter Text

Wokół Grego rozbrzmiewał wysoki, radosny śmiech, gdy jego partner wrócił do domu tego wieczoru. Wiedział, że nie było mowy, by Mycroft był przygotowany na to, na co miał wkroczyć. Szczerze mówiąc, nie byli nawet blisko bałaganu, którego narobili wiele lat temu. Nigdy nie zapomni czasu, kiedy Christina wróciła do domu, kiedy doszło do katastrofy w ich kuchni. Na litość boską, było to nawet na ścianach. Nie wspominając o tym, że on i ich dwie dziewczynki byli całkowicie tym pokryci.

Oczywiście pokryci miąższem dyni.

— Myc wrócił! — Abby wiwatowała, wyrzucając ręce w górę i rzucając pestkami dyni w twarz Grega.

— Rzeczywiście — nadeszła odpowiedź Mycrofta, który pojawił się w drzwiach kuchni. Natychmiast jego brwi znalazły się na linii włosów, gdy przyglądał się temu, co miał przed sobą.

Elizabeth wskazała na Grega i zaśmiała się z rozbawieniem z dyniowego miąższu, którym został spryskany w uniesieniu swojej młodszej córki. Abby podskakiwała na swoim miejscu, z rękami wciśniętymi w dynię prawie tak dużą jak ona. Pestki dyni przykleiły się do jej ramion, miała ich nawet trochę we włosach. Greg znajdował się między nimi, siedząc po turecku na podłodze, ubrany w podarte dżinsy i podkoszulek.

— Widzę, że przegapiłem coś całkiem interesującego — skomentował Mycroft, podnosząc wzrok na ich trójkę i dynie.

— Nie, uch — odparła Abby, kręcąc głową. — Nawet jeszcze nie zaczęliśmy rzeźbić! Nadal możesz do nas dołączyć!

—Abster, Mycroft właśni wrócił do domu — zaśmiał si Greg, szturchając ją łokciem. — Nie atakuj go, gdy tylko przekroczy próg domu.

Próbował uratować swojego partnera przed podekscytowaniem dziesięciolatki. Gdyby naprawdę sądził, że Mycroft byłby zainteresowany zejście z nimi na podłogę kuchni i rzeźbieniem dyni, czekałby, aż mężczyzna wróci do domu, zanim zaczęli cokolwiek robić. Oczywiście zawsze istniała szansa, że Mycroft go zaskoczy, ale po prostu nie wyglądało na to, że byłby skłonny robić takie rzeczy.

Nauczył się jednak, że jeśli ktokolwiek mógłby skłonić Mycrofta do zrobienia najbardziej przypadkowych rzeczy byłaby to Abigail Lestrade.

— Dziękuję za zaproszenie, Abigail, ale wierzę, że przysłużyłbym się znacznie lepiej jako obserwator niż jako uczestnik. — Mycroft odmówił w doskonały, płynny sposób, w jaki zawsze potrafił to zrobić. Greg uśmiechnął się delikatnie. — A teraz powiedz mi, co zdecydowaliście się wyrzeźbić w tych dyniach?

— Zrobię Hello Kitty w kapeluszu wiedźmy — oznajmiła Anny, wyciągając rękę z dyni, by wskazać na szablon leżący na podłodze obok niej. — Ma mieć pelerynę i miotłę.

— Wygląda cudownie, Abigail. — Mycroft skinął głową, opierając się o blat, przy którym stał, by przyjrzeć się szablonowi.

— Mała Panna Ambitna — skomentował Greg z dumnym uśmiechem.

Był zszokowany, gdy młodsza córka pokazała mu szablon. Przypuszczał, że nie będzie to zbyt trudne, a Abby wydawała się wystarczająco pewna siebie, ale zdecydowanie była to najbardziej zaawansowane rzeźbienie, jaką zamierzała wykonać samodzielnie. Chciał zignorować oznaki tego, że dorastała. Nie był gotów tego zaakceptować.

— Zrobię kruka — odpowiedziała po chwili Elizabeth. — Tego od Poego.

— Ach, oczywiście. Doskonały wybór — skomplementował Mycroft z uśmiechem.

Elizabeth dużo ostatnio czytała Edgara Allena Poe, co było ewidentną inspiracją dla jej projektu, wprowadzając się w odpowiedni nastrój.

— A co z tobą, Gregory? — zapytał potem Mycroft, kierując na starszego mężczyzny swoje spojrzenie pełne czułości i rozbawienia.

Greg uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

— Nie wiem — przyznał. — Może duch?

— Nuda — droczyła się Abby, dramatycznie przewracając oczami i wyrzucając garść miąższu z dyni do plastikowej miski obok niej z odgłosem mlaskania.

— Ej, nie jestem tak pełen fantazji i zdolności artystycznych jak wasza dwójka — powiedział Greg, próbując się bronić, prostując plecy, aby mógł wypiąć lekko klatkę piersiową.

— O rany, naprawdę powinieneś wyrzeźbić dynię razem z nami — powiedziała Abby po drażnieniu się z ojcem. — Jest to o wiele fajniejsze, gdy wszyscy to robią. Pożycz ubrania od taty, żeby nie poplamić swojego eleganckiego garnituru.

Greg już wiedział, jak Mycroft się łamał, nawet jeśli był niechętny. W ten sposób, jakieś dziesięć minut później, młodszy mężczyzna siadał na kuchennej podłodze pomiędzy Gregiem i Abby. Rzeczywiście miał na sobie ubrania inspektora, co samo w sobie było dość dziwne i Greg to uwielbiał. Co to był za widok. Nigdy nie zapomni tej chwili.

Był to prawie tak wspaniały widok, jak jego dziesięciolatka pochylającą się i bardzo profesjonalnie instruującą go, jak wydrążyć dynię.

Niesamowite.

Chapter 291: Przerażająca wizyta

Chapter Text

Greg robił co mógł, żeby zrelaksować się na krześle pod ścianą, siedząc ze skrzyżowanymi nogami, z roztargnieniem wpatrując się w czasopismo, podczas gdy jego najmłodsza córka leżała na krześle przed nim z pochylającym się nad nią dentystą. Miała mieć założony aparat ortodontyczny. To trochę wytrąciło Grega z równowagi i musiał wziąć ten magazyn (zły wybór, był prawie pewien, że dotyczył on zdrowia kobiet) tylko po to, by jego żołądek nie przewracał się, gdy patrzył na to, co się dzieje.

Greg nienawidził dentysty. Absolutnie go nienawidził. Przez całe życie robił wszystko, co mógł, by jak najdłużej unikać wizyt u niego, nawet jeśli naprawdę musiał do niego iść. Był zdecydowanie jednym z tych, którzy woleli stosować domowe sposoby na ból zęba, niż przyjść do jednego z tych sterylnych pokoi z cholernym światłem i narzędziami, które bardziej przypominały narzędzia tortur niż cokolwiek innego.

Mycroft, oczywiście, zmusił go do pójścia na wizytę kontrolną po tym, jak to wszystko rozgryzł. Zmuszony przez… bardzo intensywnego Mycrofta Holmesa, który mógł skłonić go do zrobienia czegoś, nie nakazując mu tego. To było podstępne i Greg był z tym, aż za dobrze zaznajomiony, ale i tak się ugiął. To było okropne doświadczenie. Przynajmniej młodszy mężczyzna przyszedł z nim wtedy na wizytę, więc to doświadczenie było trochę lepsze.

Wracając do Abby. Poradziła sobie z wizytą u dentysty znacznie lepiej niż on. Zaskakująco nie mogła doczekać się zdobycia aparatu i nie mogła przestać mówić o tym, jakie kolory gumek zdobędzie. Był dumny i przybierał dla niej dzielną minę. Nie trzeba było jej mówić, jak bardzo przeszkadzały mu gabinety dentystyczne. Miała dwanaście lat i chociaż jego uczucia prawdopodobnie nie zrobiłyby na niej wrażenie, nie chciał ryzykować, że przejmie jego strach.

Kiedy było po wszystkim, podbiegła do niego, uśmiechając się i pokazując nowiutki aparat ortodontyczny w komplecie z fioletowymi i niebieskimi gumkami. Odłożył magazyn na bok, wstając z uśmiechem. Potarł czule czubek jej głowy.

— Gotowa do wyjścia, Abster? — zapytał, podnosząc wzrok, gdy dentysta również do niego podszedł. Skinęła głową.

— Tak! — odpowiedziała, podskakując lekko.

Greg skinął głową dentyście, który rozmawiał z nim na temat zabiegów i technik pielęgnacyjnych, podczas gdy dziewczyna przyzwyczaiła się do aparatu oraz właściwego czyszczenia i tak dalej. Potem wrócili do domu, gdzie czekali na nich Elizabeth i Mycroft. Abby była niezmiernie podekscytowana, że może pochwalić się swoim nowym aparatem ortodontycznym, co Greg wziąć uważał za nieskończenie zabawne. Znał mnóstwo dzieci w jej wieku, które gardziły myślą o aparatach ortodontycznych, jeszcze bardziej, gdy musiały je mieć, ale jak zwykle Abby była kimś, kto codziennie go zaskakiwał.

— Najwyraźniej wizyta poszła dobrze — stwierdził Mycroft, uśmiechając się łagodnie i przynosząc Gregowi herbatę. Starszy mężczyzna zamruczał z uznaniem, popijając gorący płyn.

— Była aniołem. — Obserwował, jak jego partner siadał.

— Czyli radziła sobie o wiele lepiej niż ty podczas swojej wizyty — skomentował Mycroft, a oczy błyszczały mu, gdy dokuczał swojemu kochankowi.

To zwróciło uwagę Abby i Elizabeth. Greg jęknął.

— Cicho — syknął, natychmiast skupiając się na swojej herbacie. Usłyszał chichot swoich dziewczynek.

— Mówisz, że tata nie lubi dentysty? — zapytała Abby, uśmiechając się szeroko, tak jakby właśnie odkryła skarb.

— O tak — potwierdził Mycroft, uznając, że to był genialny temat do rozmowy. Greg chciał żeby ziemia otworzyła się pod nim i go pochłonęła.

— Tatusiuuu — zaśmiała się Abby, pochylając się nad stołem. — Czy boisz się dentysty?

— Nie boję się — zadrwił, odstawiając herbatę. — W ogóle. Po prostu wolę… wykorzystać swój czas na inne rzeczy.

— O mój Boże, boisz się dentysty — powiedziała Abby, całkowicie ignorując to, co właśnie powiedział Greg.

Uszczypnął grzbiet nosa i potrząsnął głową.

— Dobra robota — mruknął cicho do Mycrofta. — Dzięki za to.

— Och, spokojnie. — Mycroft uśmiechnął się rozbawiony. — To nie jest dla nich najgorsze odkrycie.

— W pewnym sensie tak — prychnął, chociaż tak naprawdę nie było. To było tylko… złe wyczucie czasu.

— Boisz się, tatusiu — powiedziała Abby, podchodząc do niego i oddając mu lizaka, którego dostała w gabinecie. — Myślę, że potrzebujesz tego bardziej niż ja.

— Abby! — Greg prychnął, żartobliwie wpatrując się w nią z gniewem. — Odejdź. Zejdź mi z oczu.

Jego najmłodsza latorośl tylko roześmiała się z rozbawieniem, po czym uciekła pociągając za sobą Elizabeth - która nic nie powiedziała, ale nie musiała tego robić, biorąc pod uwagę sposób, w jaki na niego patrzyła.

— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytał Greg, zwracając się do Mycrofta, kiedy byli sami.

— Aby Abby poczuła się jeszcze bardziej szczęśliwa z dzisiejszej wizyty — powiedział po prostu Mycroft. Delikatnie pogładził Grega po policzku — Była bardzo odważna i jest to dla nas wszystkich źródłem wielkiej dumy. Oczywiście była podekscytowana, ale coś takiego jest dobrym sposobem na złagodzenie wszelkich obaw, które mogą się pojawić, gdy przyzwyczai się do aparatu. Pomoże to również w przyszłych wizytach.

Greg prychnął. Mycroft jak zwykle miał rację. Wciąż był trochę zawstydzony. Ale może to naprawdę by pomogło i szczerze, jak mógł oczekiwać, że na zawsze zachowa w sekrecie coś takiego przed dziewczynkami? Pokręcił głową, ale uśmiechnął się.

— Zamknij się i przynieść mi więcej herbaty — wymamrotał, a jego uśmiech stał się większy.

Mycroft zaśmiał się i przyciągnął go do pocałunki, zanim przyniósł mu herbatę, o którą prosił.

Chapter 292: Zapominając o lunchu

Chapter Text

Greg został pochowany w czymś, o musiało być największym kopem papierkowej roboty, jaki kiedykolwiek widział. Czuł się tak, jakby powiedział to wcześniej, ale tym razem było tak w rzeczywistości. To było szalone, czasochłonne, nudne i nieszczęśliwe. Czuł, że zaczyna go boleć lekko dolna cześć pleców i logicznie rzecz biorąc, powinien wstać i poruszać się, ale pozostał na swoim miejscu.

Coś, czego nigdy nie powiedzieli mu z całkowitą szczerością to fakt, że papierkowa robota to przynajmniej połowa obowiązków inspektora, jeśli nie większa cześć. Ta praca nie była tak emocjonująca, jak pokazywały wiadomości, reportaże lub programy telewizyjne. Oczywiście nie było to zaskakujące, ponieważ te rzeczy miały być pewnego rodzaju rozrywką. To nie było zabawne. To było wyczerpujące.

To było okropne, myśleć, że prawie chciał, aby pojawił się przypadek związany z morderstwem, ale kiedy wypełnianie papierów było wszystkim, co robił praktycznie przez cały tydzień, wyjście w teren byłoby mile widzianą zmianą. Był trochę szalony z tego powodu. Ostatnia sprawa była niestety bardzo medialna, co podwoiło ilość papierkowej roboty, którą i tak musiał wykonać. Biorąc również pod uwagę, że sprawę sądową zaplanowano za dwa tygodnie, to miał jeszcze więcej papierkowej roboty. Nie wspominając o konferencjach prasowych, które miały miejsce i nadal się odbywają… To był cholerny koszmar.

Greg nie miał pojęcia, która była godzina, kiedy jego żołądek zaczął burczeć. Uczucie głodu wyrwało go z oszołomienia, w które wpadł, gdy przeglądał akta sprawy, aby dopracować dowody w sądzie. Zamrugał i przeciągnął się, jęcząc, gdy wszystkie stawy pękły, a potem westchnął i przetarł oczy. Miał zaczerwienione oczy, po prostu to wiedział. Zaciskając usta, poszukał w jednej z szuflad biurka butelki paracetamolu, którą tam miał, mając nadzieję, że pomoże mu to zwalczyć silny ból głowy.

Rozległo się pukanie do drzwi, w momencie gdy pochylał się w poszukiwaniu lekarstw. Krzyknął, by poczekali chwilę. W końcu znalazł fiolkę. Kiedy uśmiechając się triumfalnie zaczął siadać i tak usłyszał otwierające się drzwi jego biura. Ogarnęła go irytacja.

— Powiedziałem, chwileczkę… — zaczął, po czym spojrzał zaskoczony na nieoczekiwanego gościa. — Och. Hej.

— Czy przeszkadzam? — zapytał Mycroft, unosząc z ciekawością brwi.

Stał w progu z parasolem przewieszonym przez jedno ramię i dużą, brązową torbą w drugim. Greg znów zaczął się uśmiechać.

— W ogóle — powiedział, kręcąc głową i odsuwając krzesło, by wstać. Obszedł biurko, gdy Mycroft wszedł do środka, pochylając się, by zamknąć za sobą drzwi i dać im trochę prywatności. — Jesteś widokiem na zbolałe oczy. A raczej miodem na serce. Mój umysł nie funkcjonuje najlepiej.

— W takim razie czuję, że moje wyczucie czasu było raczej nienaganne — zaśmiał się Mycroft.

— Zawsze tak jest — zgodził się Greg. — Co jest w torbie?

— Obiad, ponieważ wątpię, że w ogóle brałeś pod uwagę zjedzenie czegoś, a wiem, że jesteś w swoim biurze od około piątej rano. — Greg wzruszył ramionami z poczuciem winny na oskarżenie. — Dlaczego więc nie zrobisz sobie przerwy i nie dołączysz do mnie przy posiłku?

Greg miał dużo do zrobienia, ale nie mógł odmówić temu zaproszeniu. Tęsknił za swoim partnerem, który sam był mocno zajęty pracą. Przez cały tydzień prawie się nie widywali z powodu długich godzin pracy. Skinął głową, sięgając po torbę od Mycrofta, kiedy ten odwrócił się, by oprzeć parasol o biurko, po czym zdjął płaszcz i usiadł.

Greg oczyścił biurko na tyle, by mogli rozłożyć jedzenie, zanim zaczął wypakowywać torbę. Jęknął, gdy uderzył go zapach i zdał sobie sprawę, co zostało przyniesione.

— Chińszczyzna — westchnął radośnie. — Dzięki Bogu. Jesteś najlepszy. Kurwa, kocham cię.

— A ja ciebie — powiedział Mycroft, a jego spojrzenie było pełne rozbawienia.

Przyciągając kolejne krzesło, Greg usiadł obok Mycrofta zamiast po drugiej stronie biurka. Młodszy mężczyzna podniósł pałeczki, a Greg wziął swoje z wdzięcznym skinieniem głowy. Kiedy wyciągnął rękę po jeden z pojemników, ich kolana przycisnęły się do siebie, co spowodowało, że zatrzymał się na moment.

— Chodź tu. — Skinął, obejmując dłonią policzek Mycrofta. Przyciągnął go do powolnego pocałunku.

— Za co to było? — zapytał Mycroft przy jego ustach.

— Za lunch — szepnął Greg. — I za ciebie. Ponieważ byliśmy zajęci i nie mogłem przez długi czas cieszyć się uczuciem twoich ust.

— Srebrnousty — drażnił się czule Mycroft. — Teraz jedz swojego kurczaka.

— Tak, proszę pana. — Greg uśmiechnął się, salutując pałeczkami partnerowi, zanim zaczął ucztować.

Chapter 293: Wspólna zabawa

Chapter Text

Kiedy Greg po raz pierwszy zobaczył gitarę akustyczną stojącą za ladą w sklepie muzycznym, który on i Mycroft odwiedzili w swój wolny dzień, od razu się zakochał. Mógł z łatwością spędzić godzinę po prostu stojąc i gapiąc się na nią, ku rozbawieniu swojego partnera.

— Myc, to Martin D45 — powtarzał, jakby to wszystko wyjaśniało.

Tak właśnie było. To było wszystko, co musiał powiedzieć. To była jedna z najlepszych gitar akustycznych na świecie, jedna z najdroższych i do cholery, zawsze chciał ją mieć.

Może trochę rozczulał się nad nią. Pozwolono mu na to. Była piękna i nigdy nie będzie jego, ale to był moment, gdy był kiedykolwiek tak blisko jednej i będzie cenił tę chwilę, jak tylko mógł. Bardzo chciał na niej zagrać, ale nie miał odwagi o to poprosić. Gitara taka jak ta, nie była dawana do próbnej gry, chyba że od razu wyłożyłbyś za nią gotówkę.

Wracał przynajmniej raz w tygodniu, kiedy pozwalał mu na to jego harmonogram, więc mógł jeszcze bardziej ją podziwiać. Związał się ze starszym sprzedawcą, który zwykle tam pracował, a który miał tak wiele wspaniałych historii ze swojej przeszłości i szalonych przygód ze sławnymi muzykami. Był niesamowity. Kiedy był wolny, grali razem. Greg świetnie się bawił. Nie bawił się tak dobrze związku z muzyką, odkąd miał 20 lat, i to sprawiło, że znów poczuł się trochę młodszy.

Pewnego dnia wszedł do sklepu i Martina już nie było. Serce mu zamarło, a stary sprzedawca uśmiechnął się do niego współczująco, pochylając się nad ladą.

— Tak, właściwie została kupiona wcześniej tego ranka — poinformował Grega, który westchnął.

— Dopóki ma dobry dom… — Uśmiechnął się smutno. Sprzedawca skinął głową.

— Mam przeczucie, że ma.

Tej nocy Greg udał się lekko przybity do domu. Oczywiście nie powinien się spodziewać, że gitara będzie tam na zawsze, nawet ze swoją ceną. Oczekiwał jednak, że potrwa to trochę dłużej, zanim zostanie sprzedana. No cóż. Wszedł do środka, myśląc o spędzeniu wieczoru z Mycroftem, przy miłej kolacji, kubku herbaty i może przy filmie. To podniosłoby go na duchu.

W kuchni odnalazł swojego partnera, który już przygotowywał herbatę. Młodszy mężczyzna obdarzył go delikatnym uśmiechem.

— Witaj w domu — przywitał go Mycroft, podchodząc i obejmując jego policzek. Pochylił się, by go delikatnie pocałować. Greg zanucił do pocałunku, od razu czując się lepiej.

— Martin zniknął — wspomniał, gdy popijał herbatę.

— Och? — zapytał Mycroft, unosząc z zainteresowaniem brwi.

— Tak… Sklepikarz powiedział, że trafiła do dobrego domu, więc myślę, że nie mogę być zbyt rozczarowany.

Mycroft tylko skinął głową, wracając do picia swojej herbaty bez komentarza.

Gdy skończyli, młodszy mężczyzna wstał i sięgnął po dłoń Grega.

— Chodź ze mną — ponaglił, ściskając rękę Grega, gdy ich palce splotły się ze sobą.

Przeszli do salonu, minęli kanapę i skierowali się w róg pokoju. Zdezorientowany Greg wpatrywał się w plecy swojego partnera, dopóki nie zatrzymali się, a Mycroft odsunął się na bok…

Greg poczuł, jak jego serce zatrzymało mu się w piersi. Tam był. Martin D45 delikatnie opierał się o ścianę i był… Czy był jego?

— M… Myc? — zapytał bez tchu.

— Tak, Gregory.

Mycroft skinął głową, odpowiadając na niewypowiedziane pytanie. Minęło kilka chwil, zanim Greg się poruszył, zanim powoli zrobił krok do przodu, kucając i podnosząc instrument, trzymając go blisko siebie. Przesunął opuszkami palców po strunach i stanął przyglądając się gitarze niemal z szacunkiem. Usta rozchyliły mu się w zachwycie i powrócił do teraźniejszości dopiero, gdy przemówił jego partner.

— Pomyślałem, że możemy zagrać razem? — zapytał Mycroft, a głowa Grega podskoczyła ze zdziwieniem.

— Ty ze mną? — zapytał, wgapiając się w niego. Mycroft tylko skinął głową.

— Tak — przytaknął, odchodząc kilka kroków, siadając przy pianinie, które nie przyciągało wystarczającej uwagi. Podniósł obudowę, jego smukłe palce przesunęły się po klawiszach, a Greg uśmiechnął się łagodnie, w taki sam sposób jak Mycroft w niektórych sprawach.

Potem młodszy mężczyzna nacisnął kilka klawiszy. Greg siedział i patrzył na niego, prawie zapominając, co trzymał w dłoniach. Melodia… brzmiała znajomo. Greg zacisnął usta, próbując ją rozpoznać. Po krótkiej przerwie melodia przyspieszyła, a palce Mycrofta zaczęły pędzić po klawiszach z szaloną prędkością i wtedy dotarło do niego.

Jego partner grał Muse.

Kiedy, do cholery, nauczył się grać Muse?

Greg potrzebował jednak tylko kolejnej zwrotki, aby dojść do siebie. Spojrzał w dół i zaczął grać na gitarze, wpadając w serię nut, które znał aż za dobrze. Zamknął oczy, gdy pozwolił, by muzyka, którą grali, przejęła kontrolę i przygryzł dolną wargę, biorąc głęboki oddech.

H8 is the one for me, It gives me all I need, and helps me coexist, With the chill — zaśpiewał cicho, tylko częściowo świadomy tego, że Mycroft obserwował go, gdy grał melodię na fortepianie tak bezbłędnie, że można było pomyśleć, że grał ją przez lata.

Dopiero po tym, jak obaj przestali grać, Greg otworzył oczy i spojrzał na młodszego mężczyznę, który się do niego uśmiechał.

— Kiedy nauczyłeś się Space Dementia? — zapytał miękkim głosem.

— Kiedy zdecydowałem kupić dla ciebie Martina — wyjaśnił Mycroft, zamykając obudowę, wstając. — To była piosenka, którą często grałeś w sklepie muzycznym, a z moimi umiejętnościami gry na pianinie miało to sens.

— Kupiłeś mi Martina — powiedział Greg, ponownie wpatrując się w piękną gitarę w swoich rękach. Powoli odłożył ją, przełykając, gdy wstawał.

— Tak — przytaknął Mycroft.

Greg podszedł do niego, szybko zmniejszając dystans i łapiąc go za kamizelkę, przyciągając go do siebie i miażdżąc ich usta. Mycroft wydał z siebie odgłos zaskoczenie, po czym odwzajemnił namiętnie pocałunek.

— Boże Mycroft, — westchnął Greg przy jego wargach. — Nie mogę nawet zacząć wyrażać… ja tylko… do cholery.

— Wiem. — Mycroft uśmiechnął się.

— Zabieram cię teraz do łóżka.

— Wiem — powtórzył Mycroft, uśmiechając się bardziej złośliwiej.

Chapter 294: Nieoczekiwane zapewnienia

Chapter Text

Pukanie do drzwi zostało zignorowane, co szczerze nie było zaskakujące. Wzdychając z rozbawieniem, Greg ponownie zapukał, czekając cierpliwie, zanim zorientował się, że może po prostu wejść do środka. Poruszył się niezręcznie, bardzo świadomy, że był ignorowany. Potrząsnął głową i mimo wszystko otworzył drzwi.

— Powinno być oczywiste, że nie chcę cię wiedzieć, kiedy odmówiłem otwarcia drzwi, Mycroft — warknął Sherlock, odwracając się, bawiąc się krawatem.

Greg uśmiechnął się złośliwie, obserwując zaskoczenie przemykające przez twarz drugiego mężczyzny, gdy zdał sobie sprawę, że to nie jego starszy brat wszedł do środka.

— Przepraszam, że cię rozczarowałem, Sherlocku — zażartował, zamykając za sobą drzwi, wchodząc do pokoju. Detektyw westchnął i odwrócił się.

— Przypuszczam, że to mniej irytująca alternatywa — skomentował.

— Uczciwe — parsknął Greg.

Patrzył, jak Sherlock dalej majstruje przy krawacie, chociaż naprawdę nie musiał, i na pewno była to ciekawa rzecz. Czy był zdenerwowany? Uśmiech Grega nieco złagodniał i zaryzykował pytanie, którego na początku nie był pewien, czy chciał zadać.

— Jak się czujesz?

Sherlock prychnął w odpowiedzi, odrywając ręce od krawata i wygładzając smoking.

— Nie myśl, że czeka nas jakiś moment nawiązywania więzi, Lestrade — westchnął Sherlock, odwracając się, by ponownie na niego spojrzeć.

— Och, daj spokój. — Greg wzruszył ramionami. — Żenisz się, Sherlocku. Nigdy nie sądziłem, że nadejdzie ten dzień.

— Rzeczywiście.

— Poważnie, posłuchaj, Sherlocku, to wielka sprawa — powiedział Greg, opierając się o krzesło znajdujące się obok niego.

— Tak, a ponieważ stałeś na ślubnym kobiercu więcej niż raz, a teraz jesteś moim szwagrem, jesteś pełen mądrości, którą musisz przekazać mi w tej chwili.

— Może — skinął głową Greg. — Ale wiem, że kochasz Johna. Bardzo. I tak, mieszkacie razem i wszystko, i niewiele to zmieni, ale jest coś, co pojawi się między wami, czego wcześniej nie było. I wiem, że teraz się denerwujesz jak diabli i jest to w porządku. To zupełnie normalne i wiem, że John czuje to samo.

— Naprawdę, czuje to samo? — zapytał Sherlock, unosząc lekko brew.

— Oczywiście. — Greg skinął głową. — Ale to wszystko zniknie, kiedy będziecie składać przysięgę.

Sherlock zanucił, ale Greg wiedział, kiedy naprawdę zwracał uwagę. Wiedział, że młodszy Holmes był zdenerwowany. Był w pobliżu Sherlocka wystarczająco długo, by rozpoznawać oznaki. To było trochę przerażające, jak wiele mógł wychwycić w małych wskazówkach, które ukazywali zarówno Sherlock jak i Mycroft.

— To niesamowity dzień, Sherlocku. — Greg uśmiechnął się, delikatnie ściskając jego ramię. Sherlock zamarł pod dotykiem i zerknął na niego, ale nie lekceważąco. To już było coś.

— Tak, przypuszczam, że tak jest — mruknął, spoglądając na Grega łagodniej niż zwykle.

Po drugiej stronie korytarza Mycroft wszedł do pokoju, w którym krążył John Watson. Lekarz podskoczył zaskoczony, gdy przekroczył próg, lekko rozchylając usta i odchrząkując.

— Mycroft. — Skinął głową na powitanie, odwracając się i wsuwając palce po raz setny tego poranka we włosy.

— Nie ma potrzeby nad tym dumać, doktorze Watson — stwierdził Mycroft.

Usłyszał, jak John prychnął, co sprawiło, że kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu.

— Tak, cóż, i tak to się dzieje. — John wzruszył ramionami, wzdychając. — Sherlock niejednokrotnie dawał do zrozumienia, że nie obchodzi go to wszystko, a jednak oto jesteśmy. Byłem szalony planując to wszystko. Jasne było, że Sherlock nie chciałby prawdziwego ślubu.

— Może nie — zgodził się Mycroft. — Ale nie ma potrzeby sądzić, że teraz tego nie robi. W rzeczywistości twój umysł może uspokoić wiedza, że najprawdopodobniej jest w tym samym stanie, co ty obecnie.

— Tak, jasne — parsknął John.

— John, mój brat cię kocha. Nigdy nie wiedziałem, żeby kochał kogoś tak całkowicie, jak ciebie. Jesteś bardziej niż świadomy, że ja również nie marnuję słów na fałszywe uprzejmości, więc możesz mi zaufać w tej kwestii. Tak, początkowo był przeciwny myśli o ślubie. Tak jak ja, kiedy ożeniłem się z Gregory’m. Jednak chociaż nigdy się do tego nie przyzna i starał się być całkiem sprytny w ukrywaniu tego, nieraz przychodził do nas pod jakimś śmiesznym pretekstem, aby uspokoić swój umysł i upewnić się, że robi wszystko poprawnie.

John wpatrywał się w niego z rozchylonymi ustami, chłonąc to, co mówił Mycroft. Polityk uśmiechnął się lekko, ale szczerze.

— Chce to zrobić dobrze, John — kontynuował Mycroft. — I przyznam, że nie mogę się doczekać, kiedy staniesz się częścią mojej rodziny.

— Naprawdę? — John uśmiechnął się.

— Zgadza się i nie powiem tego ponownie — stwierdził pogodnie Mycroft, uśmiechając się i przechylając głowę w kierunku drzwi. — Chodź, sądzę, że nadszedł czas, abyś ty i Sherlock… zawiązali węzeł małżeński.

Chapter 295: Obserwacja, zrozumienie, wiedza

Chapter Text

Mycroft podniósł wzrok znad gazety, którą czytał, gdy usłyszał, jak Gregory wchodził do domu. Nigdy nie wiedział, dlaczego je czyta poza tym, że było to dla zabicia czasu. Wiedział o wszystkim, co mógł w nich znaleźć i prawie zawsze było pewne, że umieszczone wiadomości będą pełne nieścisłości. Nie było inaczej w tym przypadku. Uśmiechnął się delikatnie do starszego mężczyzny, obserwując, jak przechodził przez pokój i z westchnieniem opadał na kanapę obok niego.

— Długi dzień — skomentował, składając gazetę i odkładając ją na bok.

Obrócił się bardziej w stronę Gregory’ego. Spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu przeskanowało ciało starszego mężczyznę i wszystko zrozumiał.

Najwyraźniej Gregory większość poranka spędził przy biurku, a następnie wyszedł na godzinny spacer w deszczu, zanim zrobiło się zbyt zimno. Wielokrotnie przeczesywał palcami włosy, tak jak to robił, kiedy był zestresowany i rozmyślał, przygryzając dolną wargę. Wypił więcej filiżanek kawy, niż zapewnił sobie jedzenia i najprawdopodobniej spożył niewiele więcej niż rogalik, który najwyraźniej miał na śniadanie. Bolały go plecy, o czym nie wspomniał, ani nie poprosił o pomoc w poradzeniu sobie z tym, a nawet prawdopodobnie nie wziął gorącego prysznica, z którego jego ciało mogło skorzystać. Jego powieki opadały z wyraźnego wyczerpania, ale minie jeszcze kilka godzin, zanim rozważy położenie się do łóżka.

— Cieszę się, że jestem już w domu — wymamrotał w odpowiedzi Gregory, opierając się o oparcie kanapy. Odchylił z westchnieniem głowę. — Mam nadzieję, że twój dzień był lepszy.

— Hmmm, był raczej nudny. Czy chcesz może herbaty?

— Nie trzeba.

Mycroft wiedział, że taka będzie odpowiedź Gregory’ego, ale i tak wstał. Ten ruch wywołał u inspektora zirytowany śmiech. Uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym wszedł do kuchni, żeby zrobić im herbatę. Pozostał tam, gdy woda się nagrzewała, przygotowując ich kubki. Kiedy napój był gotowy, zaniósł herbatę z powrotem do salonu, gdzie jego partner nie poruszył się ani o milimetr.

— Proszę — zaproponował, podając jeden kubek.

Greg wziął go i pokiwał głową w podziękowaniu. Jego ramiona wciąż były dość sztywne, czego nie poprawiłoby garbienie się na kanapie i picie herbaty. Mycroft wciąż rozważał nakłonienie mężczyzny do wzięcia prysznica, ale…

— Zdejmij koszulę — rozkazał delikatnie po kilku chwilach ciszy, które minęły między nimi, gdy pili herbatę.

Gregory wpatrywał się w niego szeroko otwartymi, zaciekawionymi oczami.

— Co mam zrobić? — zapytał zdziwiony.

— Zdejmij koszulę — powtórzył Mycroft, odkładając kubek i wskazując na jego tors.

Gregory zamrugał zdumiony, ale zastosował się do polecenia, ściągając ją i rzucając na podłogę.

— Podkoszulek również — powiedział Mycroft z uśmiechem.

Gregory zawsze nosił jeden pod spodem, jako dodatkową warstwę, ale polityk potrzebował, aby zniknął ze względu na to, co miał w planach. Zamruczał z uznaniem, gdy Gregory również go zdjął, rzucając podkoszulek na koszulę. Siedział teraz z nagim torsem, a Mycroft nie mógł się oprzeć, by nie poświęcić kilku chwil na podziwianie jego ciała.

— Podoba ci się widok? — Gregory uśmiechnął się.

Mycroft zaśmiał się i przytaknął.

— Naturalnie. Chciałbym jednak, żebyś odwrócił się tak, abyś siedział bokiem do oparcia kanapy. Odwróć się do mnie plecami.

Mycroft przysunął się bliżej po tym, jak Gregory zrobił, to o co go poprosił, kładąc dłonie na ciepłych, nagich ramionach. Delikatne westchnienie opuściło usta Gregory’ego, gdy zdał sobie sprawę, co się stanie. Usta Mycrofta wykrzywiły się w kolejnym uśmiechu, gdy zaczął masować napięte mięśnie.

Było oczywiste, że Gregory tego potrzebował. Poza tym uważał, że powinien się odwdzięczyć, bo mężczyzna sam robił mu cudowne masaże. Gregory nigdy by o to nie zapytał, nie chcąc sprawić Mycroftowi kłopotów, ale to była niepotrzebna troska. Poruszał się tam i z powrotem po jego ramionach, po czym ześlizgnął się w dół, by skupić się na łopatkach i środku pleców. Plecy Greogry’ego wygięły się w nieco w łuk, gdy tęsknie naciskał mocniej na dłonie.

Po kilku chwilach Mycroft pochylił się i zaczął składać miękkie pocałunki na ramionach Gregory’ego. Jego spojrzenie wędrowało, by obserwować twarz mężczyzny, nie mogąc powstrzymać się od czułego śmiechu, gdy obserwował serię przyjemności i uznania przemakających przez jego twarz. To było piękne. Gregory był tak pełen emocji i to było całkiem zdumiewające. Kiedyś Mycroft uważał, że było łatwo odczytać jego emocje i pod pewnymi względami tak właśnie było. W innych nie tak bardzo. Uwielbiał patrzeć, jak mężczyzna reagował na różne rzeczy, zwłaszcza na subtelne zmiany, których niewiele osób zauważyłoby.

Mycroft jednak zawsze by to zauważył.

— Wierzę, że gorący prysznic dobrze by ci zrobił — wymamrotał po kilkuminutowym masażu.

— Nie, nic mi nie jest — odparł Gregory, kręcąc głową. — Jestem tylko zmęczony.

— Dołączę do ciebie — zaproponował Mycroft, próbując osłodzić umowę.

Lubił brać prysznic z Gregory’m i chociaż niekoniecznie potrzebował go przed snem (ponieważ brał prysznic z samego rana), jeśli przekonałby drugiego mężczyzny do wzięcia prysznica, którego potrzebowały jego obolałe mięśnie, chętnie umyje się teraz.

— Okej, w porządku… jeśli dołączysz do mnie…

— Oczywiście.

Mycroft znów zaśmiał się cicho, składając kolejne pocałunku na ramionach i karku partnera, po czym ściągnął go z kanapy, i skierował ich do łazienki.

Chapter 296: Roztargnione dotknięcia

Chapter Text

Za pierwszym razem, gdy trzymali się za ręce, to Greg to zainicjował, ale Mycroft wyraźnie pragnął tego bardziej. Siedzieli z tyłu jednego z eleganckich czarnych samochodów Mycrofta będąc w drodze na kolację (ich druga randka), kiedy Greg kątem oka zauważył słaby ruch. Spojrzał na niego, jednak drugi mężczyzna nie patrzył na niego… Jego ręka zbliżała się zauważalnie do jego własnej na siedzeniu między nimi. Ich palce były tak blisko, jak to tylko możliwe, nie dotykając się. Byli tak blisko, że Greg czuł promieniujące między nimi ciepło.

Z początku go to zaskoczyło i przez chwilę mógł tylko tak siedzieć. Mycroft generalnie nie wyglądał na drażliwą osobą, a Greg nie chciał wyglądać, jakby oczekiwał czegokolwiek, kiedy powoli zaczęli się angażować w związek, ale to mówiło o czymś innym. Nawet z tak tajemniczym, jak tylko Holmes mógł być, Greg wciąż był inspektorem. Znał mowę ciała. Wszystko krzyczało o pragnieniu Mycrofta do nawiązania kontaktu, którego sam nie chciał zainicjować.

Z lekkim uśmiechem Greg odwrócił się, by wyjrzeć przez okno, unosząc odrobinę rękę i kładąc ją na dłoni Mycrofta. Usłyszał gwałtowny wdech i czerpał przyjemność z chwilowego zaskoczenia młodszego mężczyzny, gdy poczuł, jak jego policzki rozgrzewają się od lekkiego rumieńca. Nie był cholernym nastolatkiem, a jednak Mycroft sprawiał, że czuł się jak jeden z nich.

To Mycroft zrobił następny krok, mały krok, splatając ich palce razem, podczas gdy przez resztę drogi do restauracji ostentacyjnie nie patrzyli na siebie.

Greg nie był pewien, czy ta prosta czynność tamtej nocy była katalizatorem tego, w jaki sposób zmienił się ich związek, czy nie. Może to było trochę dramatyczne. To jednak otworzyło między nimi poziom komfortu, który Greg zdał sobie sprawę, że był niezwykle ważny. Oczywiście miał rację: Mycroft nie był drażliwy. Chyba że byłeś Gregiem Lestrade i był niesłychanie dumny, że nim był.

Obaj bardzo szybko zbliżyli się do siebie, a po wielu miesiącach przebywania u siebie do bardzo późnych godzin, a nawet dorastając do tego stopnia, że mieli własną szufladę u drugiego, przełamali się i zamieszkali razem. Greg miał pewne zastrzeżenia, ponieważ mieszkał sam od czasu rozwodu. Prawie zapomniał, jak to było, gdy dwie osoby mieszkały w jednym miejscu. Przeprowadził się jednak, a zrobiwszy to, Greg przekonał się, jak bardzo Mycroft był drażliwy.

Mycroft wyciągał nogi pod stołem, gdy jedli kolację, ocierając palce stóp o bok Grega. Smukłe palce przebiegające po łopatkach Grega, gdy zaoferowano mu kubek herbaty. Ramiona przyciśnięte do siebie, gdy stali na balkonie i palili. Pocieranie golenia Grega, gdy oparł stopy o kolana Mycrofta. Dłoń spoczywająca na krzyżu Grega, gdy szli razem przez dom. Ściśnięcie ramienia lub krótkie ogarnięcie włosów z jego czoła.

Mycroft zawsze dotykał Grega. Wiele dotknięć było ulotnych, ale były tak intymne. Każdy niósł ze sobą uderzenie gorąca, które bez względu na wszystko, łagodziło serce starszego mężczyzny. Czasami Mycroft nawet nie zdawał sobie sprawy, że to robił i to była najlepsza część. Wyglądało to tak, jakby Greg przyciągał go w sposób, którego nie mógł sobie odmówić, bez względu na wszystko, i że dzień nie byłby kompletny bez takiej bliskości.

W miejscach publicznych było to oczywiście bardziej dyskretne (chyba że byłeś Sherlockiem, który za każdym razem parskał z niesmakiem). Mimo to, małe dotknięcia jego przedramienia lub szybkie muśnięcie palcami o jego, gdy mijali się lub szli razem, wciąż się zdarzały.

Bez względu na częstotliwość, Greg za każdym razem czuł trzepotanie serca. Pragnął dotyku niemal tak samo jak wszystkiego innego. Wyglądało to tak, jakby podświadomość Mycrofta pragnęła być zawsze blisko niego i był to jeden z najbardziej intymnych i największych komplementów, jakie Greg kiedykolwiek widział. Każdy dotyk mówił: Kocham cię i Potrzebuję cię i za każdym razem Greg uśmiechał się radośnie.

Chapter 297: Pani Hudson zawsze wie lepiej

Chapter Text

— Ten człowiek bardzo skorzystałby mając kogoś w swoim życiu — westchnęła Martha Hudson pewnego popołudnia, obserwując, jak Mycroft Holmes wychodził zirytowany z 221B.

Chociaż tak naprawdę naciskanie odpowiednich przycisków przez Sherlocka nie pomogło. Bracia. Bo tak często, jak Sherlock narzekał na nudę, można byłoby pomyśleć, że przezwycięży ich spór na tyle długo, by zaakceptować jeden z folderów, które przyniósł mu brat.

— To, pani Hudson, jest dość przerażająca myśl — zaśmiał się dobrodusznie John, uśmiechając się, gdy popijał herbatę.

Pani Hudson skrzyżowała ramiona.

— Och, daj spokój, John! — Pokręciła głową. — Wiesz równie dobrze jak ja, że ci chłopcy Holmes potrzebują kogoś, kto może nimi zarządzać!

W duchu wiwatowała, widząc podenerwowany rumieniec, który pojawił się na twarzy Johna, gdy to mówiła. Obaj w końcu przezwyciężyli swój upór i po latach tańczenia wokół siebie zostali parą, o którą zawsze wiedziała, że będą.

— A co z tym inspektorem? — kontynuowała po chwili namysłu. — Ta dwójka wydaje się dobrą parą, a inspektor Lestrade jest bardzo miłym człowiekiem.

John był tak zszokowany, że zakrztusił się herbatą, sapiąc i kaszląc gwałtownie. Chwycił się za przód swetra, łapiąc oddech, a w salonie Sherlock parsknął nieprzyjemnie.

— Pani Hudson, zapomniała pani dzisiaj swoich lekarstw? — zapytał sarkastycznie Sherlock.

Rzuciła mu surowe spojrzenie.

Sherlocku Holmes, mówię poważnie — warknęła, wskazując na niego w bardzo macierzyński sposób, jaki zawsze robiła. — Inspektor Lestrade byłby dobry dla twojego brata.

Traktowano ją z rozbawieniem i sceptycyzmem. Nie żeby ją to jakoś specjalnie obchodziło. Zawsze jej nie doceniali, i to przez lata, jeśli chodziło o tę dwójkę, ale ona wiedziała. Martha Hudson słynęła z dostrzegania drobiazgów, które działy się między dwojgiem ludzi. Tak zawsze mówili jej przyjaciele. Nie było teraz inaczej.

Miesiąc później miała okazję być raczej zadowolona z siebie, kiedy zarówno Mycroft, jak i Greg Lestrade znaleźli się jednocześnie w mieszkaniu. Oczywiście nieplanowanie, ale idąc za Gregiem nie mogła powstrzymać uśmiechu. Ten uśmiech nadal trwał, gdy obserwowała sposób, w jaki ta dwójka zdawała się grzecznie obnosić się wokół siebie. Ta niezręczność była delikatna i nieśmiała, wiedziała o tym. Uprzejmości, które wymieniali, zanim inspektor próbował wciągnąć Sherlocka do sprawy, spowodowały, że uśmiechnęła się jeszcze bardziej.

Nie przegapiła również sposobu, w jaki Mycroft uśmiechał się tęsknie za nim, gdy wychodził, nawet jeśli nikt inny w pomieszczeniu tego nie zauważył.

Dzień, w którym pozwoliła im to wskazać, był najbardziej zabawny.

— Mycroft, kochanie, kiedy zamierzasz zabrać tego miłego mężczyznę na kolację? — zapytała wskazującego na inspektora, kiedy następnym razem przybyli do mieszkania, żeby zobaczyć Sherlocka.

Zirytowany jęk Sherlocka prawie zamaskował zdziwiony odgłos, który wydał z siebie Mycroft, chociaż oba zostały zakryte śmiechem, który wydobył się z Grega. Mycroft był czerwony jak burak, co tylko sprawiło, że spojrzała na niego znacząco.

— Pani Hudson, myślałem, że pójdziesz przygotować herbatę? — powiedział Sherlock, naciskając nasadę nosa.

Cmoknęła na niego i machnęła ręką, kiedy odchodziła.

Oczywiście wszystko zostało sfinalizowane później, podczas tegorocznego przyjęcia bożonarodzeniowego, kiedy John w jakiś sposób przekonał Sherlocka, by pozwolił mu znowu je przyrządzić. Mycroft rzeczywiście przyszedł na nie i nie przybył sam. On i Greg weszli do środka razem i po kilku chwilach Sherlock zdawał się wydedukować, co jest między nimi i choć raz nie był w stanie ułożyć prawidłowego zdania. To było najbardziej zabawne.

— Nie powiem, że nie mówiłam, ale… — zaczęła, patrząc na Johna, który wyglądał na równie zaskoczonego. Słodki doktor spojrzał na nią ze zdziwieniem.

— Jak dokładnie to pani robi, pani Hudson? — zapytał zdumiony. Zaśmiała się delikatnie.

— Och, kochanie, kiedy widziałeś tyle, co ja, to wszystko wydaje się całkiem oczywiste — odpowiedziała, popijając radośnie wino. — Uznałam was za parę w ciągu kilku dni, bez względu na to, jak bardzo temu zaprzeczaliście. Miłość jest dość łatwa do zauważenia dla takiej starej kobiety jak ja.

— Jesteś cudem — skomplementował ją John. Pokręciła na to głową.

Przez całą noc obserwowała, jak Mycroft i Greg zaczynali czuć się coraz bardziej komfortowo. Po ogłoszeniu wiadomości żaden z mężczyzn nie wydawał się już powstrzymywać. Zbliżyli się do siebie, ocierając się ramionami, gdy stali i rozmawiali z ludźmi, a godzinę później przyłapała ich nawet na całowaniu pod jemiołą.

Wiedziała, że Greg byłby dobry dla Mycrofta. Było jasne, że już był. Starszy Holmes miał inną postawę niż wcześniej, nawet jeśli niewiele się zmieniło. To wszystko było raczej cudowne, jak miłość może zmienić człowieka.

— Sherlock, zagraj im! — poprosiła, poprawiając opaskę z porożem renifera na głowie, wskazując na daną parę.

— Zapewniam panią, pani Hudson, że to nie jest konieczne — zaprzeczył Mycroft, a Sherlock wyglądał, jakby wolał nigdy więcej nie rozwiązywać sprawy, niż spełnić tę prośbę.

— A ja zapewniam cię, że jest, Mycroft, więc cicho — skarciła go delikatnie, potrząsając głową.

Kiedy Sherlock zaczął grać, choć ostentacyjnie oznajmił, że to dla Johna, a nie dla jego brata, pani Hudson patrzyła, jak Mycroft objął ramieniem Grega w talii i przyciągnął go bliżej. Pochylili się ku sobie, a wyższy mężczyzna wykorzystał krótką chwilę, by złożyć pocałunek na srebrzystych włosach drugiego.

Po raz kolejny Martha Hudson wiedziała lepiej.

Chapter 298: Poczucie nadopiekuńczości

Chapter Text

Minął miesiąc, a Mycroft wciąż był pod wrażeniem małej postaci przed nim. Oczywiście miał już do czynienia z dziećmi, odgrywając ogromną rolę w wychowaniu Sherlocka. Był jednak wtedy młody, a ich związek był zupełnie inny. Zaciekła ochronna i miłość wciąż istniały, ale w tym przypadku nasiliły się dziesięciokrotnie.

— Trudno mi posegregować wszystkie myśli i uczucia — przyznał ściszonym głosem do męża, gdy obaj stali i patrzyli na śpiącego syna.
Rozbrzmiał cichy śmiech, a Gregory delikatnie oparł się o niego.

— Tak, wiem — sapnął. — Jestem trochę zaznajomiony z tym uczuciem.

Mycroft zanucił w potwierdzeniu. Ich Oliver był trzecim dzieckiem Gregory’ego, więc nic z tego nie było dla niego nowością. Jednak Mycroft nigdy wcześniej nie wyobrażał siebie w roli ojca. Oczywiście był bardzo blisko z Elizabeth i Abigail, ale obie były starsze i bardzo dojrzałe na swój sposób, więc to był zupełnie inny świat. Oliver był całkowicie zależny od nich dwojga, nie mając jeszcze żadnej niezależności, o której można byłoby wspomnieć.

— Nie mogę go zawieść — wymamrotał ledwo zdając sobie sprawę, że powiedział to na głos.

Skupiał się na swoim synu - jego syn - dlaczego nie zwrócił uwagi na to, jak Gregory patrzył na niego z czułością. Podskoczył nieznacznie, gdy silna dłoń spoczęła na jego przedramieniu. Zaskoczony oderwał wzrok od Olivera, by spojrzeć na starszego mężczyznę.

— Nie zrobisz tego — próbował go uspokoić, odciągając Mycrofta od łóżeczka.

Pochylił głowę w stronę drzwi, sugerując, by wyszli z pokoju, a Mycroft pozwolił sobie spojrzeć na Olivera jeszcze przez kilka chwil, zanim weszli do salonu. Gregory doprowadził go do kanapy i kazał mu usiąść, po czym zniknął w kuchni i wrócił kilka minut później z dwoma kubkami świeżej herbaty.

— Dziękuję — powiedział Mycroft, przyjmując swój kubek, przesuwając się, gdy drugi mężczyzna usiadł obok niego na kanapie. Dostosowali się, przytulając się do siebie wygodnie, popijając herbatę.

Umysł Mycrofta wciąż pracował na najwyższych obrotach. Milczał, skupiając się na ciepłym napoju, przepływającym przez jego usta, i chociaż pomagało to rozluźnić jego ciało, to było tylko to. Czuł przytłaczającą odpowiedzialność za upewnienie się, że ścieżki życia Olivera będą dla niego wygodnie i bezpieczne. Znał cuda tego świata, ale znał też jego negatywne strony.

— Chcę mu zapewnić wszystko — westchnął w końcu, czując się dziwnie, gdy próbował wyrazić swoje myśli. Nawet teraz, po tak długim czasie, to wciąż nie było coś, z czym był obeznany. — I jednocześnie chronić go przed tym wszystkim.

— Tak — zaśmiał się delikatnie Gregory, patrząc na niego z miłością.

To rozgrzało serce Mycrofta, ale nie złagodziło jego frustracji.

— Kiedy to uczucie zniknie? — zapytał z lekką irytacją.

— Nigdy tak się nie stanie, kochanie — odpowiedział Gregory, a Mycroft westchnął.

To była odpowiedź, której się obawiał. Znał sposób, w jaki jego mąż odnosił się do swoich córek, nawet do Elizabeth, która miała 18 lat i zamierzała zamieszkać sama. Zaciskając mocno usta, Mycroft przeczesał dłonią włosy, ponownie skupiając się na swojej herbacie.

— Znam okrucieństwa świata — powiedział cicho, wpatrując się w swój kubek. — Podobnie jak ty.

Greg zanucił w zgodzie.

— Dzieci nigdy wcześniej nie były czymś, o czym myślałem, jak sam dobrze wiesz — kontynuował. — Wciąż jestem w szoku, jak szybko Oliver wpasował się w nasze życie. Na świecie jest tak wiele rzeczy, których może nigdy nie być świadomy i tak wiele niebezpieczeństw…

— To ryzyko, które dotyczy każdego dziecka — skomentował Gregory.

— Nie każde dziecko ma rodziców, którzy pracują w naszych branżach.

— Mmm, ale niektóre mają. Poza tym Oli będzie gotowy na wszystko. Ma nas za rodziców. Wszystko będzie dobrze — zapewnił go Gregory.

— To przytłaczające — przyznał Mycroft, wciąż czując się dziwnie, gdy mówił otwarcie o uczuciach, nad którymi jeszcze nie mógł zapanować.

Gregory objął go ramieniem wokół talii i mocno go przytulił.

— Wiem — wyszeptał, składając delikatny pocałunek na policzku Mycrofta.

— Nie zmieniłbym jednak naszej decyzji. Wiesz o tym?

— Oczywiście.

Mycroft westchnął, uśmiechając się i jeszcze bardziej opierając się o Gregory’ego.

— Jest niezwykle piękny.

— Na pewno jest — westchnął Gregory, uśmiechając się promiennie, przyciągając Mycrofta do właściwego pocałunku.

Chapter 299: Fizjoterapia

Chapter Text

Greg zacisnął zęby, próbując ześlizgnąć się z kanapy, ale został delikatnie popchnięty z powrotem i otrzymał surowe spojrzenie od swojego partnera. Westchnął, zgarbił się nieco i wbił wzrok w swoją wyciągniętą nogę. Zerwał więzadło krzyżowe podczas gry w piłkę nożną w zeszły weekend podczas głupiego manewru, w wyniku którego wpadł na zawodnika z przeciwnej drużyny i taki był tego rezultat. Na szczęście nie było to na tyle poważne, aby wymagać operacji i po odrobinie perswazji lekarze wypuścili go po prześwietleniu.

Robił wszystko, co mógł, aby uniknąć konieczności pójścia na fizjoterapię. Zdecydowanie wolał robić wszystko we własnym tempie we własnym domu. Mycroft zgodził się mu w tym pomóc, najprawdopodobniej dlatego, że widział determinację Grega w tej całej sprawie. Podziw starszego mężczyzny do niego nie miał końca.

— Gregory, jeśli nalegasz na pozostanie w domu, musisz pozwolić mi robić dla ciebie różne rzeczy — powiedział Mycroft dobitnie, kiedy Greg praktycznie się na niego dąsał. — Czego potrzebujesz?

— Leków — westchnął po chwili, krzywiąc się, gdy przesunął się, by spróbować ponownie usiąść wygodnie na kanapie.

— Zaraz ci je przyniosę — powiedział Mycroft, a jego spojrzenie złagodniało, gdy zobaczył ból, jaki odczuwał Greg. Podchodząc bliżej, wsunął smukłe dłonie pod nogę Grega, unosząc ją powoli i chwytając poduszkę, by ułożyć ją pod kostką. — Przyniosę kompres z lodem.

— Czy możesz podłożyć mi poduszkę pod kolano? — zapytał cicho Greg.

Wiedzieli, że kolano musi pozostać uniesione, co zrobiła obecna regulacja pozycji, ale nie wydawało się to tak wygodne ani skuteczne.

— Jeśli to zrobimy, twoje kolano będzie jeszcze bardziej sztywne — powiedział Mycroft, kręcąc głową w odpowiedzi na prośbę. — Podziękujesz mi później za odmowę ustawienia go w tej konkretnej pozycji.

Greg westchnął, gdy Mycroft wyszedł z pokoju, idąc po wspomniane rzeczy, o którym wcześniej wspomniał. Greg był bardzo zirytowany całą tą sytuacją. Będzie na zwolnieniu lekarskim przez co najmniej dwa, może trzy tygodnie. Nawet gdyby wrócił wcześniej do pracy, byłby przykuty do biurka. Inspektor Dimmock przejął kilka jego spraw, podczas gdy Sally kierowała innymi (zwłaszcza tymi, w które byli już razem bardziej zaangażowani). Wysyłała e-maile i smsy, aby informować go na bieżąco, a on zapewniał wsparcie poprzez drogę elektroniczną, ale to wszystko.

Wiedział, że zacznie wariować, zwłaszcza że po kolejnym dniu lub dwóch Mycroft nie będzie mógł sobie pozwolić na siedzenie w domu tak długo jak on. Greg był zaskoczony, że już tyle czasu spędził w domu. To tylko ugruntowało fakt, że Anthea naprawdę była czarodziejką. Wspomniany mężczyzna wrócił chwilę później z kubkiem herbaty w jednej ręce i kompresem w drugiej. Położył wszystko na stoliku przed kanapą, zanim usiadł obok kontuzjowanego mężczyzny.

— Zostawimy go na około 20 minut, a potem, gdy większość bólu zniknie, spróbujemy rozciągnąć twoją nogę w sposób, o którym wspominał lekarz — powiedział Mycroft, podnosząc kompres.

Pochylił się, ostrożnie owijając go wokół spuchniętego kolana. Greg westchnął, gdy chłód niemal natychmiast wniknął w jego mięśnie i zaczął pracować nad uśmierzeniem bolesnego pulsowania, na które cierpiał.

Następnie podano mu herbatę z dawką leków, które przepisał lekarz. Wziął je i popijał przez chwilę herbatę, podczas gdy Mycroft spokojnie siedział obok niego.

— Dziękuję — powiedział po kilku chwilach.

Dopiwszy herbatę, podając kubek Mycroftowi, by odłożył go na stolik.

— Nie ma za co.

Mycroft przytaknął, przechylając nieco głowę. Greg uśmiechnął się.

— Mam na myśli, że dziękuję za wszystko — wyjaśnił, wskazując na swoje kolano. — Za zostanie ze mną w domu. Wiem, że nie jest to luksus, na który naprawdę możesz sobie pozwolić, a mimo to robisz to.

— Oczywiście, że zostałem — powiedział Mycroft, uśmiechając się delikatnie. — Anthea jest dobrze wykwalifikowana, aby utrzymać wszystko w ryzach przez kilka dni i na szczęście przynajmniej doznałeś kontuzji w odpowiednim czasie. Nie ma nic niezwykle pilnego, co wymagałoby mojej osobistej uwagi.

— Cóż, przynajmniej w tym przypadku zrobiłem to dobrze — powiedział Greg, powstrzymując śmiech.

Mycroft mruknął i unosząc rękę, musnął kłykciami jego policzek.

— Rzeczywiście.

Greg oparł się o bok Mycrofta, który objął go ramieniem i odsunął się dopiero 20 minut później, kiedy musiał zdjąć kompres. Kiedy to zrobili, Greg położył się na plecach, aby Mycroft mógł popracować nad jednym z prostych ćwiczeń rozciągających, biorąc jego stopę w dłonie i ostrożnie pchając ją do przodu, tak aby noga Grega zgięła się w kolanie. Zrobili to tylko kilka razy, aż stało się to bardziej bolesne niż powinno, zanim wygodnie ułożyli się na kanapie.

Powrót do zdrowia miał być powolnym procesem. Greg nie mógł nic poradzić na to, że krzywił się na widok kul, których był zmuszony używać do chodzenia. Ale przynajmniej miał Mycrofta, który pomagał mu przez to przejść. Było w tym przynajmniej jakaś łaska.

Chapter 300: Chciwość się opłaca

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Sherlock — syknął Mycroft, sapiąc z irytacji.

Luźno skrzyżował ramiona, starając się zignorować wyzywający, a jednocześnie tak bardzo… nadąsany wyraz twarzy swojego młodszego brata. Dąsanie się było tak naprawdę jedynym określeniem na minę dziewięciolatka. Mimo to potrząsnął głową, co tylko sprawiło, że młodszy chłopiec Holmes tupnął nogą.

— Och, daj spokój, Mycroft, nikogo z nich nie będzie to obchodziło — powiedział Sherlock, marszcząc brwi i lekko przesuwając ciężar ciała z nogi na nogę. Torba w jego dłoni zagrzechotała, gdy jej zawartość przesuwała się wraz z ruchem. — Jeśli w ogóle to zauważą. Wielokrotnie mówiłeś, jak mało spostrzegawczy są zwykli ludzie.

— To nie jest wymówka, aby być chciwym, Sherlocku — stwierdził Mycroft.

— Ale chcę więcej cukierków — podkreślił jego młodszy brat.

Mycroft uszczypnął nasadę nosa.

— Podobnie, jak wszystkie inne dzieci tutaj, które bawią się w cukierek albo psikus. Wciąż jestem zdumiony, że również chciałeś to zrobić — westchnął, ponieważ został mu przydzielony obowiązek zabrania Sherlocka do okolicznych dzielnic, by mógł zbierać słodycze na Halloween.

W jakiś sposób w tym roku zafascynował się tym świętem, gdy jednocześnie nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany nim w poprzednich latach. Teraz jego młodszy brat w stroju pirata nie tylko nalegał na zatrzymanie się na jak największej liczbie ulic, ale także próbował odwiedzić je po raz drugi. To był absurd.

— Minęły dwie godziny, a dorośli nie zwracają tyle uwagi, by zapamiętać moją twarz, żeby zdać sobie sprawę, że już dali mi cukierki — wytknął Sherlock. — Poza tym większość innych dzieci dostała to, co chciała, bo nie mają aspiracji.

— Czy to nie oznaczałoby, że twoje drugie okrążenie byłoby bezcelowe? — zapytał Mycroft, uciekając się do innej formy logiki. To zawsze ostatecznie działało. Cóż, przez większość czasu. — Biorąc pod uwagę wszystkie inne dzieci, które chodziły po okolicy, uważam, że wszystkie domy, w których wciąż są cukierki, należą one do mniej pożądanych słodyczy. Do takich, które i tak będziesz wyszydzać i próbować nakłonić mnie do ich spożycia. Dlaczego nie zaoszczędzisz nam obu przyzwoitej ilości czasu i nie zakończysz tego teraz?

Sherlock zdawał się to rozważać, a Mycroft poczuł, jak zalewa go mała fala zwycięstwa. I tak był dość zmęczony włóczeniem się w ten sposób. Jego zwycięstwo było jednak krótkotrwałe, ponieważ oczy jego brata wkrótce zaczęły się mrużyć w sposób, który jak wiedział, oznaczał, że nie całkiem mu to uszło na sucho.

Posiadanie brata prawie tak inteligentne jak on miało swoje wady.

— Twoja logika byłaby rozsądna, gdybyśmy byli w innym miejscu — Sherlock rzucił mu wyzwanie, mówiąc zbyt wyrafinowanie jak na swój wiek. Tak przynajmniej twierdzili inni. Mycroft prawie się z tym zgadzał. — Jednak te dzielnice są pełne dzieci, co oznacza, że ci, którzy rozdają cukierki, upewnili się, że mają do dyspozycji znaczną ich ilość. Dla tych plebejuszy nie ma nic gorszego niż rozczarowanie grupy uroczych dzieci w kostiumach przez brak słodyczy. Ponadto, ponieważ jesteśmy w obszarze zamożniejszym niż przeciętne dzielnice, jest to znacznie bardziej prawdopodobne, ponieważ wszyscy mają pieniądze do beztroskiego wydawania. Zrobię jeszcze jedno okrążenie. Możesz iść do domu, jeśli chcesz, chociaż wierzę, że mamusia będzie na ciebie zła, jeśli się na to zdecydujesz.

Mycroft zamarł na chwilę, słysząc, jak Sherlock wypowiada słowo “plebejusze” To byłby pierwszy raz, kiedy go użył. Niestety, przywołał wiele dobrych punktów, używając logiki równie rozsądnej jak jego własna. Mycroft nie wyraziłby tego na głos, jednak wiedział, że jego brat miał całkowitą rację w swojej analizie. Dlatego z westchnieniem pełnym irytacji machnął ręką w kierunku ulicy, ponownie kręcąc głową, gdy Sherlock ruszył chodnikiem.

Rzeczywiście, nikt nie mrugnął okiem, kiedy Sherlock podszedł ponownie do drzwi i zrobił niezłe przedstawienie. Dzień, w których udoskonali swój fałszywy uśmiech, będzie dniem, w którym Mycroft wiedział, że każdy dorosły w pobliżu będzie miał kłopoty, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. To było bardzo zabawne, jeśli miał być szczery. Powinien jednak wiedzieć, że w końcu ktoś się domyśli.

— Poczekaj — powiedział nastolatek (kilka lat starszy od Mycrofta), rzucając Sherlockowi krzywe spojrzenie, mimo że uśmiechał się z rozbawieniem. — Byłeś tu już wcześniej, mały wężu.

— To nie ma znaczenia — skomentował Sherlock, podnosząc swoją torbę, uśmiechając się.

Nastolatek prychnął. Mycroft spodziewał się, że ta akcja go zaskoczy, ale zamiast tego był po prostu rozbawiony. Ciekawe.

— Przepraszam, potrafi być dość uparty, kiedy już coś postanowi — odezwał się, decydując się na interwencję, mając nadzieję, że zaciągnie Sherlocka do domu.

Nastolatek skupił się na nim. Jego ciemnobrązowe oczy rozbłysły w dziwny sposób. Przeczesał dłonią swoje ciemne włosy i wzruszył ramionami.

— Jakbym zwracał na to uwagę — skomentował szczerze. — Mały koleżka może mieć resztę. Ostatnią rzeczą, jaką potrzebuję, jest więcej cukierków wokół mnie, aby wystawiały mnie na próbę.

Mycroft był zafascynowany. Ten chłopiec nie wydawał się pochodzić ze szczególnie zamożnej rodziny, ani nie wydawał się dobrze czuć w tym sąsiedztwie. Najprawdopodobniej niedawno się wprowadził. Historia, która się za tym kryła, mogła być interesująca.

— Nazywam się Greg Lestrade — powiedział nastolatek, wciąż wpatrując się w Mycrofta sposób, który sprawił, że jego żołądek zacisnął się, a policzki zrobiły się gorące.

— Sherlock Holmes — odezwał się Sherlock po tym, jak Mycroft nie odpowiedział od razu. — To jest Mycroft.

— Brat? — zapytał Greg Lestrade, spoglądając z powrotem na Sherlocka.

— Zgadza się — mruknął. — Teraz cukierki.

— Sherlock, przynajmniej powiedz proszę i udawaj uprzejmego — skarcił go Mycroft.

W porządku — warknął Sherlock. — Proszę?

— Jasne — roześmiał się Lestrade, praktycznie rzucając resztę słodyczy do torby Sherlocka. Młodszy Holmes natychmiast stracił zainteresowanie i odwrócił się. Mycroft skinął głową w uznaniu i uśmiechnął się, chcąc odejść, kiedy… — Poczekaj.

Mycroft odwrócił się, z ciekawością unosząc brwi, gdy przez chwilę patrzył, jak starszy nastolatek pochylił się, znikając górną częścią ciała w domu. Ostentacyjnie nie patrzył na jego tyłek. Niezależnie jak kuszący był. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Kiedy Greg wyprostował się, trzymał kartkę papieru.

— Dla ciebie — powiedział, wyciągając ją w jego stronę. Mycroft zamrugał, zanim wziął kartkę.

— Co to… — zaczął, przerywając, gdy zdał sobie sprawę, że zapisano na niej numer telefonu. Zamrugał zdziwiony, a jego policzki znowu zapłonęły.

— Zadzwoń albo napisz? Nie jestem wybredny w żaden sposób. Może moglibyśmy… napić się kawy czy coś w tym stylu. — Greg Lestrade wzruszył ramionami.

— Ja, um — wyjąkał Mycroft, całkowicie zaskoczony.

Czy ten chłopak zapraszał go na randkę? Nawet się nie znali. Nie żeby oferta było… niepożądana. Ta myśl niemal zaintrygowała Mycrofta bardziej niż samo zaproszenie. Prawie nie przejmował się tymi rzeczami, w przeciwieństwie do wszystkich innych osób w jego grupie wiekowej, i ani razu nie okazywał więcej niż chwilowego zainteresowania którąkolwiek z nich., ale…

— Mycroft, chodźmy — zawołał za nim Sherlock. Mycroft podskoczył, wyrwany z transu.

— Tak, muszę… Dziękuję za poprawienie mu humoru — powiedział, zdobywając się na lekki uśmiech.

— Myślę, że będzie warto. — Greg uśmiechnął się. Mycroft otworzył szeroko oczy, a usta rozchyliły się w szoku. — Mam to na myśli. Zadzwoń.

Mycroft nadal wpatrywał się w numer telefony, ledwo słysząc, o czym Sherlock mówił. Upewnił się, że wyda wszystkie odpowiednie odgłosy w odpowiedzi, wystarczająco dużo, by przejść przez rozmowę bez zbytniego koncentrowania się na niej. Kiedy dotarli do domu, Sherlock wpadł do środka ze swoim łupem, a Mycroft podjął decyzję. Może wysłanie smsa do Grega Lestrade’a nie byłoby takim złym pomysłem.

Chapter 301: Wylegiwanie się

Chapter Text

Greg przeciągnął się pod kołdrą, z trudem powstrzymując ziewnięcie, gdy rozciągnął jeszcze bardziej ramiona. Przekręcił się na bok, wzdychając z zadowoleniem i przesuwając się bliżej do ciepłego ciała obok niego. Był zdumiony, że Mycroft wciąż był w łóżku. Młodszy mężczyzna zawsze wstawał wcześnie, zwykle musiał być gdzieś na spotkaniu lub… czymś związanym z pracą. Nawet podczas ich rzadkich wspólnych dni wolnych, takich jak dzisiaj, wstawał o wiele wcześniej niż większość ludzi, kiedy nie mieli nic do roboty.

— Gregory. — Mycroft parsknął śmiechem. Jego głos wciąż był nieco głęboki po niedawnym śnie, którego pozostałości wciąż gościły w jego świadomości. Przesunął się, kiedy Greg objął go ramieniem w talii i przycisnął się do niego. — Miałem właśnie wstać.

— Cholera, zostań w łóżku — mruknął, muskając gładki jedwab piżamy partnera.

— Jest prawie 8.

— Tak i obaj mamy wolne — zauważył Greg, w końcu otwierając jedno oko. — Zostaniesz w łóżku? Poleżmy. Nigdy się nie wylegujemy.

— Nie mogę znaleźć sensu ani uzasadnienia w pozostawaniu w łóżku przez cały dzień — westchnął Mycroft, mimo że uśmiechnął się delikatnie. — Nawet jeśli żadne z nas nie musi iść do pracy, możemy zrobić coś innego.

— Ech. — Greg wzruszył ramionami, mocniej przytulając Mycrofta i zwijając się przy nim bardziej.

Wciąż był pół śpiący i znowu był zdumiony, że nie został całkowicie odepchnięty, żeby drugi mężczyzna i tak mógł wstać.

Poruszył się jeszcze raz, kiedy Mycroft w końcu próbował przenieść rękę. Jęknął w proteście.

— Szczerze, Gregory, muszę skorzystać z łazienki — powiedział Mycroft.

Greg zamrugał, usta rozchylił w zrozumieniu i niechętnie przekręcił się na plecy, żeby drugi mężczyzna mógł wstać. Zasłonił oczy łokciem, słuchając, jak Mycroft szedł przez pokój (jak przypuszczał) chwytając szlafrok, zanim udał się do łazienki. Polityk wrócił kilka chwil później, kładąc się z powrotem do łóżka. Greg wydał z siebie odgłos miłego zaskoczenia i ponownie przesunął się bliżej, zanim Mycroft zdążył zmienić zdanie.

Śmiech przetoczył się przez pierś Mycrofta, a smukłe palce przeczesały włosy Grega i delikatnie masowały jego głowę. Starszy mężczyzna jęknął na to uczucie, zwijając ich nogi razem i ponownie mocno przytulając partnera. To była błogość.

— Nie chcesz herbaty czy czegoś innego do picia? — zapytał Mycroft po kolejnej pół godzinie.

— W końcu będę miał na nią ochotę — przyznał Greg.

— Dokładnie, jak długo trwa “wylegiwanie się”?

— Zależy — odpowiedział Greg, wtulając się w pierś Mycrofta, gdy jego głowa wciąż była głaskana. — Wcześniej spędzałem wtedy prawie cały cień w łóżku.

— Drogi Panie — wykrzyknął cicho Mycroft, wyraźnie zdumiony.

Greg prychnął z rozbawieniem.

— Nie zrobimy tego — zapewnił szybko swojego partnera, starając się powstrzymać natychmiastową ucieczką mężczyznę z sypialni. — Obiecuję. Może kilka godzin. Spędźmy choć raz leniwy dzień. Może z odrobiną seksu?

— To nie jest leniwe — zauważył Mycroft, ale jego ton był lekki i pobrzmiewa w nim obietnica, że tak się stanie.

— Mmmm, a potem prysznic… — kontynuował Greg z niemalże stałym uśmiechem. — Potem herbata, a następnie… więcej seksu.

Gregory — skarcił żartobliwie Mycroft.

— Żartuję. — Greg uśmiechnął się, podnosząc głowę. — W pewnym sensie.

— A więc jeszcze kilka godzin — potwierdził Mycroft.

Greg skinął głową.

— Jeśli… jeśli nie masz nic przeciwko — powiedział, nagle zaniepokojony, że nastrój Mycrofta mógł wyjść poza znudzenie lub irytację tym pomysłem.

— Wierzę, że to wystarczy. — Zamiast tego zgodził się, uśmiechając się w ten sposób, który sprawiał, że serce Grega podskoczyło. — Chociaż myślę, że to ty będziesz przygotowywał herbatę.

— Umowa — zaśmiał się Greg, wczołgując się na ciało Mycrofta, by pocałować go leniwie i jednocześnie namiętnie.

Chapter 302: Jarmark Halloweenowy

Chapter Text

— Jest wiele innych, bardziej produktywnych rzeczy, które moglibyśmy zrobić tego wieczoru — powiedział cicho Mycroft, pochylając się blisko do Grega, starając się unikać ocierania się o niego innych ludzi.

Zaskoczony Greg, zwrócił na niego swoje rozbawione spojrzenie.

— Czy tak jest? — zapytał, już wiedząc, dokąd zmierzała ta rozmowa.

To nie był pierwszy raz, kiedy o tym rozmawiali dzisiejszego dnia, ale wynik był taki sam niezależnie od wszystkiego.

— Oczywiście — westchnął Mycroft, jego spojrzenie bladych oczu przesunęło się w bok i zacisnął usta słysząc, co Greg musiał przyznać, było najbardziej wstrętnym śmiechem, jaki słyszał od jakiegoś czasu.

Miał dobrze przeczucie, że właśnie przez to Mycroft tak bardzo protestował, bardziej niż robił to przy innych rzeczach tego typu.

— Być może, ale spójrzcie na niego — powiedział po chwili Greg, wskazując miejsce przed nimi, gdzie ich pięcioletni syn grał w coś w rodzaju rzucaniu pierścieniami do dyń.

Oliver z dumą nosił ubiór policjanta, który upierał się założyć na tegoroczne Halloween. Powiedział, że chce być jak tatuś, a Greg nawet teraz nie mógł przestać się szeroko uśmiechać z tego powodu. Chłopiec podskakiwał lekko, rzucając pierścieniami, śmiejąc się, gdy lądowały. Odwrócił się, żeby upewnić się, że jego ojcowie patrzą.

— Nie mogłeś odmówić tej proszącej minie — kontynuował Greg, uśmiechając się złośliwie, patrząc na swojego męża. — Przyznaj się.

— To dlatego, że ma twój uśmiech — mruknął Mycroft, a uśmiech Grega stał się szerszy. — Boże, dopomóż mi.

— Tak, masz przerąbane — zaśmiał się radośnie. Delikatnie szturchnął Mycrofta łokciem, lekko go popychając. — Wezmę trochę gorącego cydru, zaraz wracam.

Wspiął się na palce, by złożyć szybki pocałunek na policzku Mycrofta. Włożył ręce do kieszeni i odwrócił się. Po drodze mijał liczne gry i stragany; mecz koszykówki, kret z potworkami, budka do malowania twarzy… Kiedy Greg dowiedział się o organizowanym jarmarku o tematyce Halloween, pomyślał, że to świetna okazja dla Olivera. Oczywiście zabrali go na tournee po domach w celu uzyskania cukierków, ale to był pierwszy raz od narodzin ich syna, kiedy coś takiego zostało utworzone. Jasne, było mnóstwo jarmarków i karnawałów, na niektóre mogli go zabrać, na inne nie, ale Greg zawsze pamiętał szczególne uczucie związane z tymi świątecznymi.

W końcu dotarł do stoiska koncesyjnego, gdzie stał w kolejce krócej, niż się spodziewał. Uzbrojony w trzy cydry upchnięte w kartonowym pojemniku na napoje, ostrożnie wrócił do swojej rodzinny. Musiał ostrożnie podnieść napoje w górę, aby uniknąć mumii i Supermana, którzy przemknęli obok niego, a za nimi przepraszająca i wyczerpana matka.

— Coś przegapiłem? — zapytał głośno, ogłaszając swój powrót, gdy podszedł do Mycrofta i Olivera.

Mycroft uśmiechnął się, pomagając mu uwolnić się od niektórych napojów, podczas gdy Oliver podskoczył i podniósł dużego, pluszowego kota.
— Wygrałem! — oznajmił dumnie, uśmiechając się do Grega ponad kotem.

— Dobra robota Oli! — pochwalił Greg, biorąc mały kubek z pojemnika, który teraz trzymał Mycroft, klękając. — Może wezmę go na chwilę, żebyś mógł napić się pysznego cydru?

— Dobra — zgodził się Oliver, podając mu kota.

Greg ostrożnie podał mu kubek, trzymając dłoń w pobliżu, gdy chłopiec popijał napój, mrucząc z przyjemności. Greg zaśmiał się. Ich syn był pełen energii przez cały czas.

— Jestem taki dumny. Nigdy wcześniej nie wygrałem w rzucie pierścieniami w dynie — powiedział Greg po kilku chwilach.

Oliver jedną ręką odsunął nieco za dużą policyjną czapkę z oczu, po czym zaśmiał się cicho.

— Papa pomógł.

— Och, naprawdę? — zapytał Greg, unosząc brew, gdy odwrócił się, by spojrzeć na męża.

Mycroft tylko sączył własny cydr.

— Być może udzieliłem kilku wskazówek — przyznał w końcu.

Mycroft — drażnił się Greg. — Nauczasz naszego syna oszukiwać na jarmarku.

— Trudno to nazwać oszustwem — sprzeciwił się Mycroft. — To było jedynie wykorzystanie fizyki i rozmiaru dla własnej korzyści.

— Jasne — prychnął Greg.

Czule postukał w daszek czapki Olivera i wstał, chrząkając, gdy zaprotestowały jego kolana. Wsunął pluszowego kota pod pachę, wiedział, że i tak będzie go nosił przez resztę wieczoru.

— Dokąd teraz, Oli? — zapytał, biorąc od dziecka prawie pusty kubek.

— Malowanie twarzy! — oznajmił triumfalnie.

— W takim razie malowanie twarzy. — Greg skinął głową i ruszyli w stronę właściwego stosika. — Może uda nam się namówić papę do pomalowania twarzy.

— Gregory, nie bądź absurdalny… — zaczął Mycroft.

— Tak, papo! — przerwał mu Oliver. — Ty i ja! Proszę?

Greg przygryzł wargę, żeby powstrzymać się od śmiechu, wiedząc, że Oliver w tym momencie wygrał. Jego przeczucie umocniło się, gdy stanął z boku, patrząc, jak Mycroft niechętnie usiadł na drewnianej ławce obok ich syna. Mógłby nawet zrobić zdjęcie i wysłać je Johnowi. Może to zrobił.

Chapter 303: Dynie

Chapter Text

Gregory uwielbiał dynie. Mycroft nie był do końca przygotowany na to, jak bardzo ten fakt był prawdziwy. Oczywiście zauważył pojawiające się co jakiś czas desery z tego warzywa. Teraz jednak był październik i była ona wszędzie. To był zdecydowanie sezon na nie, wzmocniony tym, że Halloween był tuż za rogiem.

O tej porze roku miłość Gregory’ego do dyni była największa. Była łatwo dostępna w każdej możliwej do wyobrażenia formie, a nawet w niektórych nie, a Mycroft uznał to za raczej absurdalne. Uważał, że nie było w tym nic złego, ale dodawanie jej do każdego rodzaju deseru i roznoszący się zapach dyni po całym miejscu było lekką przesadą.

Oczywiście nie zniechęcił do tego swojego partnera. Ten szał miał trwać około dwa miesiące, a potem obsesja by się zmniejszała, więc Mycroft zdecydował, że może w tym uczestniczyć. To dlatego, wychodząc z biura po całym dniu, zatrzymał się, by przynieść kilka rzeczy starszemu mężczyźnie. Z ich krótkiej popołudniowej rozmowy jasno wynikało, że Gregory nie miał najlepszego dnia, więc wydawało się, że to odpowiedni moment, by trochę go zaskoczyć.

Inspektor był już w domu, zanim Mycroft tam dotarł, co szczerze mówiąc było trochę zaskakujące. Wydawałoby się, że potrójne zabójstwo zajmie Gregory’emu więcej czasu, ale polityk nie zamierzał narzekać. Kiedy wślizgnął się do środka przez frontowe drzwi, powoli odłożył torbę, żeby nie przyciągała zbyt wielkiej uwagi i wrócił do swojej normalnej rutyny, zdejmując płaszcz i odkładając teczkę, by później się nią zająć.

— Myc? — rozległ się głos starszego mężczyzny, wywołując uśmiech u Mycrofta.

Pochylił się, by ponownie podnieść torbę, po czym ruszył korytarzem w stronę dźwięku.

— Nie spodziewałem się, że mnie ubiegniesz — przyznał, wchodząc do kuchni.

Gregory opierał się o blat, nastawiając właśnie czajnik na ogień. Mycroft uśmiechnął się nieco szerzej, gdy odwrócił się i wyciągnął rugi kubek, aby dołączył do pierwszego.

— Sal wyrzuciła mnie z biura — przyznał, wzruszając ramionami. — Kazała mi wrócić do domu, odpocząć i przespać się kilka godzin.

— Mmm — mruknął Mycroft, kiwając głową. — Mądra decyzja. Sierżant Donovan to bystra kobieta.

— Nie wiem, jak uda mi się zasnąć — przyznał Gregory, wzdychając i odwracając się z powrotem do kuchenki.

Mycroft skorzystał z okazji, by położyć torbę na blacie wyspy i podejść, aby stanąć za partnerem.

— Jestem pewien, że możemy coś zaaranżować — powiedział cicho, obejmując Gregory’ego w talii i całując go w tył głowy.

Poczuł, jak jego partner oparł się o niego, słuchając radosnych dźwięków, które się z niego wydobyły.

— Cieszę się, że jesteś w domu — wyszeptał Gregory, obracając głowę, przyciskając czoło do skroni Mycrofta. — Ta sprawa…

— Wiem. — Mycroft skinął głową, odsuwając się lekko. — Mam dla ciebie kilka rzeczy.

— Naprawdę? — zapytał Gregory, unosząc z zaciekawieniem brwi.

Mycroft tylko przytaknął i odwrócił się, by podejść z powrotem do wyspy. Ściągnął z niej torbę, plastik zaszeleścił. Zerknął przez ramię, by zobaczyć rosnące zainteresowanie Gregory’ego.

Nie odpowiadając, Mycroft sięgnął do torby i zaczął wyciągać rzeczy. Najpierw wyjął pojemnik ze śmietanką do kawy o smaku dyni (która starszy mężczyzna również od czasu do czasu wlewał do swojej herbaty) i przesunął ją na bok. Była odpowiednia do herbaty, którą właśnie była przygotowywana. Odgłos zaskoczenia opuścił Gregory’ego, sprawiając, że Mycroft ponownie się uśmiechnął, zanim kontynuował.

Wreszcie wyciągnął kilka świec, odświeżacz powietrza i różne wypieki ze swojej ulubionej piekarni. Po ustawieniu wszystkiego na blat, cofnął się o krok i wykonał niezręczny, zamaszysty gest, po czym odwrócił się, by ocenić reakcję Gregory’ego. Miał na to oczywiście tylko kilka chwil, gdyż niższy mężczyzna podszedł do niego i zarzucił mu ręce na szyję, przyciągając go do słodkiego pocałunku.

Mycroft został zaskoczony. Jego oczy otworzyły się szeroko w niespodziance i musiała minąć krótka chwila, zanim zareagował, odwzajemniając pocałunek równie mocno. Wsunął palce we włosy Gregory’ego, przyciskając się do niego i delikatnie skubiąc jego dolną wargę, zanim w końcu rozstali się z cichym westchnieniem.

— Gregory — wyszeptał, głaszcząc policzek swojego najdroższego partnera.

— Dziękuję — mruknął Gregory. Jego źrenice były rozszerzone z emocji. To była idealna reakcja. Mycroft otarł ich czubki nosów o siebie.

— Nie musisz mi dziękować — wymamrotał, posyłając swojemu partnerowi jeden ze szczerych uśmiechów, które były zarezerwowane wyłącznie dla niego.

— Wiem, że to głupie, ale…

— To nie jest głupie — powiedział wesoło Mycroft, całując go ponownie, zanim wycofał się, gdy rozbrzmiał gwizdek na czajniku. — Poza tym, w obliczu wydarzeń z twojego dnia, wiedziałem, że potrzebujesz czegoś miłego. Nawet czegoś tak prostego, jak przedmioty związane z dynią… Pachnące dynią… rzeczy.

Mówiąc to machał ręką, zataczając małe kółka, wskazując przedmioty na blacie. Gregory zaśmiał się za nim. Mycroft usłyszał ruch, gdy mężczyzna wyraźnie przyglądał się dokładniej każdemu z podarunków. Wykonał pozostałe czynności związane z przygotowaniem herbaty, zostawiając Gregory’emu dalsze obserwacje, tylko odciągając go od tych rzeczy, gdy podał herbatę i przyciągnął go do kolejnego pocałunku.

Chapter 304: Kostiumowe after-party

Chapter Text

Yard zawsze urządzał szaloną imprezę Halloween. Ten rok nie był wyjątkiem. Jak zawsze było super, ale zostało to spotęgowanie przez fakt, że Greg przez całą noc miał najseksowniejszego mężczyznę u swojego ramienia. Nie spodziewał się, że Mycroft faktycznie zgodzi się pójść z nim, ale rzeczywiście był tam, a Greg zdecydowanie miał nieustanny uśmiech na twarzy przez całą noc.

Oczywiście, kiedy był w świetnym humorze i na miejscu chłodny alkohol, miał tendencje do picia trochę więcej niż zwykle. Ciągle przynosił im obu więcej drinków (które, jak podejrzewał, były mocniejsze niż wymagała dana mieszanka), a Greg obserwował, jak Mycroft był niesamowicie towarzyski w stosunku do jego kolegów. Całkowicie oczarował Sally, a Greg był jedynie zachwycony.

Gdy wieczór dobiegł końca, przytulając się, skierowali się do czekającego na nich czarnego samochodu. Może Greg bardziej opierał się o drugiego mężczyznę, niż szukał komfortu, ale Mycroft również tak robił. Zaśmiał się, gdy wpadli do środka pojazdu, a drzwi zamknęły się za nimi. Greg westchnął i przeczesał dłonią włosy, gdy przesunął się bliżej.

Uśmiechając się przebiegle, ułożył nogi na kolanach Mycrofta, owijając ramiona wokół talii wyższego mężczyzny, wpatrując się w lekki rumieniec na jego policzkach. Mycroft uniósł brwi i zanucił, uśmiechając się promiennie. Greg pragnął go pocałować.

— Chcę cię pocałować — wymamrotał, uśmiechając się.

Mycroft zaśmiał się.

— Na co, więc czekasz? — zapytał jego partner, unosząc podbródek, jakby rzucał mu wyzwanie.

Greg nie marnował czasu, zamykając przestrzeń między nimi i pochylając się, by zainicjować nieco niechlujny pocałunek. Mógł posmakować alkohol na języku Mycrofta. Westchnął w na znajome połączenie ich ust, które jak zawsze idealnie się ze sobą stykały. Mycroft mruknął z aprobatą, praktycznie przyciągając Grega, mocno chwytając przód jego koszuli, żeby nie mógł nigdzie odejść. Rozstali się nagle, Mycroft patrzył na Grega z jawnymi emocjami na twarzy. Był piękny.

— Jesteśmy pod domem — powiedział ochryple młodszy mężczyzna.

Greg zarżał, mrugając lekko, gdy odwrócił się, by wyjrzeć przez okno.

— Ach — powiedział głupio. — Jesteśmy.

— Powinniśmy wejść do środka. Mam dla ciebie niespodziankę.

— Niespodziankę? — zapytał Greg, przechylając z ciekawością głowę.

— Tak. — Przytaknął. — Idziemy?

Greg skinął głową, schodząc z kolan Mycrofta, poświęcając chwilę, by jego wizja ustabilizowała się. Potem wyszedł na zewnątrz i skinął głową do nikogo konkretnego. Mycroft parsknął śmiechem, co sprawiło, że Greg zamarł i wybuchnął śmiechem, gdy próbowali przejść przez frontowe drzwi.

— Jesteśmy trochę pijani — skomentował, zamykając za nimi drzwi.

— Mm, tylko nieznacznie — sprecyzował Mycroft. Bo najwyraźniej to stanowiło różnicę. — Zaczekaj tutaj.

Greg skinął głową, patrząc, jak Mycroft do cholery, oddalał się korytarzem i znikał w kierunku ich sypialni. Oblizał wargi i przełknął ślinę, po czym poszedł do kuchni na wystarczająco długo, by napić się wody. Odkładając szklankę, wrócił do miejsca, w którym zostawił go Mycroft. Oparł się o ścianę, luźno krzyżując ramiona, czekając.

Kiedy jego partner wrócił chwilę później, uśmiechał się z dumą. Greg wpatrywał się w niego. Zamrugał w szoku, wgapiając się w niego jeszcze przez chwilę. Był… Cholera jasna. Miał na sobie bardzo pochlebny gorset typu halter (w prążki, był do cholery prążkowany) i… obcisłe spodnie w prążki? Chryste. To było niesamowicie podniecające, a jednocześnie niesamowicie profesjonalne.

— C…Co… — zaczął, a jego źrenice rozszerzyły się z pożądania, gdy jego wzrok wędrował w górę i w dół postaci Mycrofta.

Strój doskonale podkreślałał wszystkie jego krągłości i Greg poruszył się niezręcznie, gdy jego spodnie niemal od razu zrobiły się za ciasne.

— Nie pozwolę ci nazywać tego “seksownym kostiumem” — powiedział Mycroft, patrząc na niego znacząco i wywołując u Grega rozbawiony śmiech przebijający się przez jego podniecenie. — Ale powiedzmy, że to… bardziej odkrywcza interpretacja mojej zwykłej garderoby.

Greg jęknął, przygryzając wargę i wypuszczając drżący oddech. Nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale w zasadzie Mycroft stał przed nim w czymś, co było zasadniczo strojem “seksownego urzędnika państwowego”, ale do cholery, to była najlepsza niespodzianka, jaką miał od dłuższego czasu.

— Cukierek albo psikus — powiedział drapieżnie, uśmiechając się.

Mycroft prychnął.

— Nie mów tego więcej — rozkazał, ale jego ton był lekki.

Mycroft uniósł rękę i przyciągnął go bliżej, a Greg zahaczył jedną ze swoich nóg o nogę wyższego mężczyznę, ocierając jego łydkę…

— Sypialnia, teraz — praktycznie błagał.

Mycroft przyciągnął go z powrotem do kolejnego brutalnego pocałunku, po czym pociągnął go we wskazanym kierunku.

Chapter Text

Co za piękny widok po tym krótkim spacerze. Greg uwielbiał, kiedy razem z Mycroftem mieli wolny dzień, ponieważ w końcu doszło do tego, że jego partner ubierał się swobodnie, jeśli nie zamierzali wychodzić z domu. Dlatego, technicznie rzecz biorąc, Greg musiał wyjść z domu, ale wiedział, że nie będzie go najwyżej przez dziesięć, piętnaście minut, kiedy będzie kupować rzeczy w Tesco, które im się skończyły.

Jego odejście było pierwszym, co zrobił po ich wstaniu z łóżka. Oczywiście wcześniej zjedli skromne śniadanie, ale udało mu się namówić Mycrofta, aby położył się z powrotem do łóżka. Składało się na to, powolne pocałunki, masaż całego ciała i dość namiętny seks, po którym wzięli wspólny prysznic.

Teraz kiedy wchodził do kuchni, uśmiechnął się szeroko do podchodzącego mężczyzny.

— O co chodzi? — zapytał zaciekawiony Mycroft.

Greg nawet nie próbował ukryć, jak doceniał widok przed sobą.

— Ty w tym — odpowiedział, wskazując na starą, obszerną koszulę, którą miał na sobie Mycroft.

Nie widział tej koszulki od wieków i zawsze była dla niego za dużo, ale dostał ją w prezencie od babci, więc nadal czasami ją nosił.

— Była pod ręką. — Mycroft wzruszył ramionami.

Gregowi się to podobała. Oczywiście mężczyzna nadal dbał o swój wygląd i istniała duża szansa, że nie będzie nosił tego stroju długo, ale to było w porządku.

Bardzo chciał zrobić mu zdjęcie.

— Czy ty… — zaczął, mrugając oczami ze zdziwieniem, gdy odnotował pewien fakt. — Nie masz na sobie spodni?

— Dobra obserwacja. — Mycroft uśmiechnął się psotnie.

— Jasna cholera, Myc — wydyszał Greg, śmiejąc się.

Rzeczywiście, teraz było to dość widoczne. Był w szoku. Nigdy w życiu nie wiedział Mycrofta w takim stanie.

— Cóż, dałeś mi wrażenie, że będziemy z powrotem w łóżku przez co najmniej trochę dłużej, więc wydawało się niepraktyczne, aby całkowicie się ubrać tylko po to, by znowu wszystko zdjąć — wyjaśnił Mycroft spokojnym i niezachwianym głosem, jak zawsze.

To był rodzaj logiki, której Greg zawsze mógł się pozbyć.

Podszedł, kładąc ręce na nadgarstku Mycrofta i mocno się do niego dociskając. Młodszy mężczyzna mruknął z zadowoleniem, gdy Greg kciukami zataczał małe kółka. Jego głowa była lekko odchylona do tyłu. Greg skorzystał z okazji, aby pochylić się i musnąć ustami linie jego szczęki.

— Kto powiedział, że musimy iść całą drogę z powrotem do łóżka? — wyszeptał, wywołując dudniący śmiech u swojego partnera. O tak, to miał być naprawdę emocjonujący dzień.

Zaczęli się całować. Greg prowadził ich powoli przez salon, starając się uważać na meble. Uznał, że było to całkiem udane przedsięwzięcie, którym mógł się pochwalić, gdy zbliżali się do kanapy. Jego ręce zsunęły się nieco bardziej w dół, ciągnąc za krawędź długiej koszuli, zanim wślizgnęły się pod nią, dotykając ciepłej skóry.

Pogłaskał Mycrofta wzdłuż jego pleców, aż do krzywizny jego tyłka. Wywołało to najmniejsze westchnienie jego partnera, który przycisnął się bliżej, przesuwając się ku niemu.

— Jesteś bardzo chętny — wymamrotał, spoglądając w dół, aby zobaczyć erekcję Mycrofta. Koszula, która została podciągnięta w ogóle jej nie ukrywała.

— Masz na mnie taki wpływ… — odparł Mycroft, a jego policzki poczerwieniały.

Spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu uciekło na bok w lekkim skrępowaniu, a Greg chwycił go za podbródek i obrócił jego głowę, tak że znów na siebie patrzyli.

— Hej, nie wstydź się — powiedział Greg. Jego spojrzenie było miękkie, zachęcające i kochające. — Jesteś niesamowity.

Znów się pocałowali. Greg ponownie opuścił rękę. Mycroft prychnął w jego usta, gdy palce Grega musnęły całą długość jego erekcji, ledwo powstrzymując jęk, gdy inspektor ssał jego dolną wargę.

— Dlaczego nie usiądziesz i nie pozwolisz mi się tym zająć? — zapytał Greg, unosząc brwi i uśmiechając się.

Mycroft westchnął drżąco i skinął głową, cofając się i ostrożnie siadając na kanapie.

Greg ukląkł, układając ręce wzdłuż zewnętrznej strony ud Mycrofta. Podniósł koszulę i zaczął składając powolne pocałunki na brzuchu, muskając nosem okolice pępka i przesuwając się niżej, a jego gorący oddech powodował gęsią skórkę na bladej skórze mężczyzny. Smukłe palce wplotły się w jego włosy, głaszcząc delikatnie i chwytając, gdy Mycroft przesuwał się na kanapie, ale nie szarpał za nie. Nie żeby Greg miał coś przeciwko temu.

Czuł, jak jego dżinsy stawały się ciaśniejsze i choć bardzo chciał zmniejszyć napięcie, na razie to ignorował. Chodziło tu o Mycrofta. Jego podnieceniem można było się zająć później. Na tym polegało piękno tego, jak intymnie i komfortowo się ze sobą czuli. Seks nigdy nie był tak naprawdę celem. Sprawianie sobie nawzajem dobrego samopoczucia było. I tak będzie zawsze.

Chapter 306: Chrapanie

Chapter Text

Mycroft poruszył się na łóżku, poprawiając swoje poduszki i Gregory’ego, po czym oparł się o zagłówek. Zerknął na niego nieszczęśliwego mężczyznę siedzącego obok niego, gestem wskazując mu, by również się cofnął, tak by był w zasięgu ręki.

— Chodź tu, Gregory — wyszeptał łagodnie, uśmiechając się.

Starszy mężczyzna pociągnął nosem i skinął głową, po czym cofnął się zgodnie z prośbą i lekko się o niego oparł.

W ciągu ostatnich kilku lat u jego męża zaczął pojawiać się katar sienny. To było coś, z czym nigdy nie miał do czynienia dorastając, w przeciwieństwie do Mycrofta, który cierpiał na to przynajmniej sezonowo. To oczywiście nie wliczało się do innych alergii, które miał (najsilniejszej związanej z wieloma rodzajami kwiatów, bzy były jednymi z absolutnie najgorszych). Naturalnie więc bardzo współczuł Gregorowi w jego trudnej sytuacji. Oczywiście oznaczało to również, że był zaznajomiony z różnymi lekami i metodami, które mogły pomóc złagodzić niektóre z tych objawów, uczynić je znośnymi.

Po podaniu Gregory’emu świeżej dawki leków na receptę i zaparzeniu herbaty ziołowej specjalnie dostosowanej do reakcji alergicznych, nie pozostało mu nic innego do roboty, jak pomóc mu zasnąć. Mycroft dał mu również dawkę paracetamolu, aby pomóc z intensywnym bólem głowy, na który cierpiał. Mógł jednak zrobić jeszcze kilka rzeczy.

Obracając się lekko na łóżku, Mycroft rozchylił nogi i pomógł Gregorowi ustawić się między nimi. Delikatnie pociągnął go, aż opadł z powrotem na jego ciało. Przesuwając się w przeciwną stronę, aby znaleźć się na trochę wyższym poziomie, podniósł ręce i zaczął bardzo delikatnie pocierać skronie partnera powolnymi, kolistymi kółkami.

Gregory jęknął, opierając się o niego i zamykając oczy. Mycroft uśmiechnął się delikatnie, składając pocałunek na jego włosach. Zamruczał, gdy poczuł, jak ramiona Gregory’ego spoczęły na jego kolanach.

— Boże, Myc… — westchnął Gregory, wzdychając ponownie.

— To powinno pomóc na twój zatokowy ból głowy — wyszeptał, wtulajać się we słowy męża, mając nadzieję, że zaoferuje mu jakąś formę ukojenia.

Gregory nie dostał kolejnego ataku kichania od czasu obiadu (dzięki niebiosom za małe cuda), ale nadal był obalały, z zatkanym nosem i miał wszelkie inne nieszczęścia, które wiązały się z katarem siennym.

— Mmm, czuję się dobrze. — Gregory skinął głową, ponownie pociągając nosem.

Mycroft rozejrzał się, obserwując, jak nos mężczyzny marszczył się w odpowiedzi na coś, co najprawdopodobniej było groźbą kolejnego ataku kichania. Mycroft był bardziej niż świadomy wszystkich znaków.

— Za chwilę powinieneś móc zasnąć — skomentował Mycroft, szepcząc mu delikatnie do ucha.

Herbata wkrótce zacznie działać, uczynniając starszego mężczyznę wystarczająco sennym.

— Mam cholerną nadzieję, że tak będzie — jęknął Gregory, leniwie pocierając nos.

Mycroft był zadowolony, że nie brzmiał już aż tak źle, co oznaczało, że przynajmniej część zatorów zniknęła. Jego głos nadal brzmiał grubiej, ale jego mowa nie była tak niewyraźna jak wcześniej.

Kontynuował masaż jeszcze przez chwilę, aż mógł stwierdzić, że Gregory zaczynał zasypiać. Mycroft obudził go na tyle, by pomóc mu się wygodnie położyć na łóżku, naciągając na niego kołdrę i pochylając się, by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek.

— Prześpij się, Gregory — wyszeptał, odgarniając z uśmiechem część jego włosów. — Nie martw się rano pracą, po prostu odpocznij.

Gregory zanucił potwierdzająco, powieki zatrzepotały, gdy niemal natychmiast sen chwycił go w swoje objęcia.

Ostrożnie Mycroft podniósł laptopa z podłogi i uruchomił go. Wciąż nie był senny i pomyślał, że najlepiej będzie trochę popracować. Jednak nie miał ochoty wracać do swojego biura, na wypadek gdyby katar sienny obudził Gregory’ego i mężczyzna by czegoś potrzebował.

Po mniej więcej dwudziestu minutach, gdy Mycroft czytał kilka nowych e-maili od Anthei dotyczących ich zbliżającej się podróży do Paryża na konferencję, usłyszał obok siebie hałas. Zdziwiony, odwrócił się i spojrzał na Gregory’ego, który wciąż spał obok niego. Usta miał lekko rozchylone, jedną rękę miał schowaną pod poduszkę, a drugą luźno obejmował kołdrę.

Starszy mężczyzna chrapał. Było lekkie, ale na tyle stabilne, że było słyszalne. Najwyraźniej wciąż miał na tyle zatkany nos, że mogło to zakłócić normalne oddychanie podczas fazy REM. Mycroft patrzył na niego z czułością przez chwilę, śmiejąc się pod nosem, po czym ponownie skupił się na swoim e-mailu.

To nie wystarczyłoby, by wywołać irytację u Mycrofta. Ale wystarczyło, by młodszy mężczyzna uznał to za ujmujące. Było to również coś, co prawdopodobnie zachowałby dla siebie, aby nie przysporzyć Gregory’emu niepotrzebnego zawstydzenia.

Chapter 307: Dowiedzenie się

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Greg niekoniecznie miał zamiaru węszyć. Czy naprawdę można było to zakwalifikować jako szpiegowanie? W końcu szukał tylko notatek z zajęć. Mycroft poszedł do łazienki, mimochodem wspominając, że wyciągnie wczorajsze notatki z równaniami, aby mogli je przejrzeć (głównie dla dobra Grega, ponieważ był okropny jeśli chodziło o matematykę, a młodszy nastolatek w jakiś sposób zlitował się nad nim i próbował mu pomóc). Dlatego to była jedyna rzecz, której szukał.

Tak się złożyło, że zeszyt, który podniósł i otworzył, nie był tym którego Mycroft używał do matematyki. Nie, to był jego szkicownik. Może powinien był go zamknąć natychmiast po otwarciu, kiedy znalazł rysunek parku, gdzie skupiano się na jednym z ulubionych drzew Grega. Oczywiście to był czysty przypadek, ponieważ było to naprawdę jedno z najfajniejszych drzew w całym parku, więc z pewnością przyciągnęło ono uwagę artysty. To powinno wystarczyć, ale nie mógł się oprzeć.

Jego przyjaciel traktował rysowanie bardziej jako hobby niż cokolwiek innego. Prawdziwe zainteresowanie Mycrofta leżało w polityce, w której był cholernie dobry. Greg wiedział, że pewnego dnia będzie przerażająco potężnym mężczyzną w tym zakresie. Mimo to, jak przekonał się w czasie ich przyjaźni, Holmes nigdy nie robił czegoś połowicznie. Rysunki Mycrofta były genialne, dziesięć razy lepsze niż zdecydowanej większości studentów sztuki. Greg był świadom, że mogła to być dochodowa kariera dla Mycrofta, ale pozostawałoby to jednak niczym więcej niż zwykłym hobbym.

Grega zawsze pociągała sztuka Mycrofta, podobnie jak wszystko inne związane z chłopcem. Zaczęło się od głupiego zauroczenia, ale potem naprawdę zaczęli rozmawiać i w jakiś sposób przerodziło się to w spędzanie czasu. Byli teraz przyjaciółmi. Nigdy nie spodziewał się, że Mycroftowi spodoba się spędzanie z nim dnia, ale jakoś tak się stało. Zbliżyli się do siebie dość znacznie. Jego głupie zauroczenie nasiliło się stukrotnie, ale w przeciwieństwie do prawie każdego innego aspektu w jego życiu, nie było to coś, co Greg miał pewność, że przyniesie mu korzyść, dlatego zachował to dla siebie.

Może był głupio zakochany. Może jego najbliższa przyjaciółka Sally spoglądała na niego porozumiewawczo, kiedy Mycroft nie patrzył. Może tak było.

Wszystko zmieniło się w momencie, gdy postanowił nie odkładać zeszytu. Przerzucał kartki, podziwiając szkice wykonane ołówkiem, aż dotarł mniej więcej do połowy i zmarł. Właściwie nie mógł oddychać z powodu szoku. Jego brązowe oczy rozszerzyły się, gdy spojrzał na wyraźnie narysowanego nagiego mężczyznę na stronie przed nim.

Nie rozpoznał twarzy. Nie wiedział, to może był jakiś model czy ktoś inny. Był umięśniony i… imponująco dobrze wyposażony. Starał się nie zagłębiać w to zbytnio, bo cóż, chociaż Mycroft nie studiował sztuki zawodowo, nagie modelki wciąż były bardzo powszechne. Jednak gdy coś skłoniło go do przewracania stron odkrył, że szkice stawały się coraz bardziej wyraźne, zmieniając się w dość dobrze przedstawiony, cholernie gorące akty seksualne.

Greg oblizał wargi. Zamknął zeszyt i odłożył go na biurko, przeczesując dłonią włosy i poprawiając się na krześle. Walczył niecierpliwie rosnącym podnieceniem, a to nie było dobre. Jego umysł pędził. Nagie modele to jedno, ale seks homoerotyzmy to zupełnie co innego. Był ciekawy orientacji Mycrofta, ale nigdy nie miał odwagi, aby o to zapytać. Podobnie jak nigdy nie miał odwagi, by coś powiedzieć lub faktycznie naciskać, aby zobaczyć, czy ich przyjaźń może przekształcić się w coś więcej.

Boże, pragnął czegoś więcej. Widząc te szkice, zaczął się zastanawiać… Czy Mycroft mógłby pragnąć więcej? Czy Mycrofta pociągali inni mężczyźni? Z pewnością tak się wydawało. Widok tych szkiców dodał Gregowi pewności siebie, której nie był świadomy. Odchrząknął i wyprostował się na siedzeniu, biorąc głęboki oddech w chwili, gdy drugi nastolatek wrócił.

— Przepraszam, musiałem uporządkować to, co miało stać się katastrofą z jednego z eksperymentów Sherlocka — przeprosił Mycroft, posyłając mu delikatny uśmiech, gdy ponownie do niego dołączył. — Czy znalazłeś notatki?

Cholera. Greg zupełnie zapomniał ich poszukać. W ustach miał sucho, odrobina zwątpienia próbowała wkraść się, niszcząc jego pewność siebie. Mycroft przyglądał mu się cierpliwie i w końcu potrząsnął głową, ponownie spoglądając na szkicownik.

— Hej, Mycroft — zmusił się do powiedzenia, gdy młodszy nastolatek otworzył drugi zeszyt leżący na biurku.

Mycroft spojrzał na niego z zaciekawieniem.

— Tak? — zapytał ostrożnie.

Serce Grega waliło szaleńczo. Do cholery, po prostu to zrób. Zapytaj go. Zaproponuj wspólne wyjście. Pocałuj go. Zrób coś, idioto.

— Czy chciałbyś, ach… — próbował zacząć, pocierając niezgrabnie tył głowy. Mycroft zamrugał z zaciekawieniem, a Greg nie mógł poradzić na to, że udało mu się zdezorientować Mycrofta Holmesa. — Chciałbyś pójść na kawę?

— Dokładnie w tej chwili? — zapytał Mycroft, przechylając lekko głowę na bok. — Jeśli chcesz odpocząć, możemy pójść.

— Nie, nie… nie w ten sposób — powiedział Greg, kręcąc głową. — Nie jako przerwa w nauce. Jako… no wiesz.. ty i ja. Kawa. Razem.

— Tak jak często to robimy — powiedział powoli Mycroft, mrużąc oczy, próbując zrozumieć, co zostało zasugerowane.

— Nie… Mycroft, nie tak jak to często robimy — westchnął Greg.

Przygryzając dolną wargę, położył dłoń na kolanie młodszego nastolatka, delikatnie ściskając. Oblizał usta. Jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Mycrofta. Jego jasnoniebieskie oczy otworzyły się szeroko, gdy zaczął rozumieć. Z sercem bijącym tak głośno, że Greg słyszał jego dudnienie w uszach, zaczął pocierać kciukiem wewnętrzną stronę kolana Mycrofta.

— Gregory… — rozpoczął Mycroft drżącym głosem.

Było to ledwo zauważalne, ale Greg dostrzegał prawie wszystko, jeśli chodziło o Mycrofta. Nie mógł nic na to poradzić. Przełknął ślinę, ponownie przygryzając wargę, czując lekki przepływ ciepła, gdy wzrok Mycrofta skupił się na jego ustach przy tym ruchu.

— Chciałbym zabrać cię na kawę — powtórzył Greg.

Pragnę cię także całować do nieprzytomności, ale nie chcę cię przerazić. Głębokie oddechy, Greg. Działaj powoli.

Wydawało się, że cisza ciągnęła się w nieskończoność. W końcu Mycroft skinął głową, a Greg mógł skakać i wiwatować. Coś pojawiło się w oczach młodszego nastolatka, co sprawiło, że Greg zadrżał, gdy ciepła, smukła dłoń zakryła jego.

— Myślałem, że nigdy nie zapytasz.

Chapter 308: Najlepszy rodzaj papierkowej roboty

Chapter Text

— W porządku — oznajmił Greg z westchnieniem, chwytając stertę papierów leżących na stole, opadając na kanapę obok Mycrofta. — Zobaczmy, co tu mamy. Pomijając fakt, że to papierkowa robota.

— Lepsze niż ta, z którą zwykle masz do czynienia. Zapewniam cię — skomentował Mycroft, opierając się o oparcie.

Uderzył lekko nogami w kolana Grega, który uniósł wzrok i uśmiechnął się promiennie.

— Mogę się z tobą zgodzić. — Skinął głową, mówiąc cicho i przesuwając się bliżej oraz obracając.

Trzymając papiery przy piersi w bezpiecznym uścisku, uniósł nogi i położył je na kolanach Mycrofta, który tylko z czułością uniósł brew. Greg zaśmiał się lekko.

— Masz długopis, kochanie? — zapytał, kładąc papiery na kolanach, spoglądając na nie.

Widział na granicy swojego wzroku, jak Mycroft przechylił się, ale pozostał skupiony na rozpoczęciu czytania stosu dokumentów, które miał w rękach. Uczucie oczekiwania trzepotała w jego klatce piersiowej i zagnieździło się głęboko w jego żołądku. To było miłe, choć nieco nerwowe uczucie. To był duży krok. Jeden z większych. To było…

Chryste, to był ich dom. Dokumenty w jego rękach były umową sporządzoną dla ich domu. Ich domu. Szczerze mówiąc, to miało sens, skoro spędzali ze sobą noce. Greg był już u Mycrofta częściej niż we własnym obskurnym mieszkaniu, nawet gdy polityk był poza krajem. To, co zaczęło się jako jego własna szuflada, powiększyło się, powoli i wygodnie migrując do większej liczby szuflad i miejsca w szafie. Wcisnął się w życie Mycrofta i jego dom, ale obaj wiedzieli, że to nie było to.

Nadszedł czas, aby dostali miejsce, które należałoby do nich obu. To już nie będzie przebywanie Grega w mieszkaniu Mycrofta. Nie, miało należeć do nich obu. Miejsce było duże większe, niż Greg sądził, że to potrzebne, ale im więcej o tym myślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że będzie idealne. Istniałaby przestrzeń na rozwój i chowanie się, gdy było to konieczne, i to było miejsce, w którym mógł zamieszkać w dającej się przewidzieć przyszłości.

Myślenie, że długotrwałe i na stałe powinno być bardziej przerażające niż było. To był chyba ostatni znak, który uświadomił starszemu mężczyźnie, że są gotowi do wspólnego życia. Chciał tego. Chciał Mycrofta. Kiedy czytał każdą linijkę, dokładnie wszystko analizując, przygryzł delikatnie dolną wargę czując, że z każdą przewracaną stroną robi się coraz bardziej chętny i podekscytowany.

W pewnym momencie podano mu długopis, który zaczął obracać w palcach, kontynuując czytanie. To był trochę nieświadomy nawyk, ponieważ miał tendencje do wiercenia się, kiedy był naprawdę zdenerwowany lub mocno skupiony. Czasami szło to w parze. Chociaż Greg nie był aż tak zdenerwowany wciąż odczuwał lekki niepokój związany z podjęciem tak ważnej decyzji. Był jednak podekscytowany. Był gotowy na negocjacje, papierkową robotę i szczegóły do załatwienia. Chciał, żeby się tam wprowadzili.

Obok niego rozległ się cichy śmiech i Greg nie spodziewawszy się tego poczuł chłodne, smukłe palce muskające jego szczękę. Zamrugał, unosząc głowę. Rozchylił usta, żeby coś powiedzieć, ale mógł wziąć jedynie krótki oddech, zanim usta Mycrofta znalazły się na jego. To było nieoczekiwane, ale niesamowite i po sekundzie, kiedy jego mózg nadrobił wszystko, zanucił i skwapliwie odwzajemnił pocałunek.

Mycroft chwycił jego szczękę, gładząc jego skórę, po czym przesunął dłoń, by przytrzymać starszego mężczyznę za kark. To był pocieszający i ciepły dotyk, który sprawił, że Greg westchnął przy ustach polityka. Kiedy w końcu odsunęli się od siebie, jego serce waliło, a oddech stał się nieco nierówny.

— Za co to było? — zapytał bez tchu, czując się nieco oszołomiony.

— Po prostu… za to, że jesteś — odpowiedział Mycroft, uśmiechając się do niego serdecznie. — Czuję, że nigdy nie będę w stanie wystarczająco ci podziękować za to, co dla mnie zrobiłeś, ani nie będę w stanie dokładnie oddać mojej wdzięczności za…

Mycroftowi przerwano, gdy Greg pochylił się, by ponownie go pocałować. Całował Mycrofta, aż zabrakło im tchu, delikatnie skubiąc jego dolną wargę, gdy ponownie się rozstali. To była jego kolej na serdeczny uśmiech i potrząśnięcie głową. Nie trzeba było dziękować. Z pewnością ten drugi mężczyzna o tym wiedział, ale nawet wtedy…

— Czuję, że moglibyśmy tu siedzieć i dziękować sobie do końca naszych dni — wyszeptał, uśmiechając się. — Twoja obecność wystarczy. Twoja miłość. To zawsze będzie wystarczyło.

Całowali się jeszcze przez chwilę, zanim Greg w końcu odsunął się i ponownie spojrzał na papiery.

— Do diabła, kupujemy własny dom.

— Tak, Gregory.

Greg parsknął śmiechem na to, ponownie chwytając pióro, podpisując umowę. Był gotowy. To był kolejny krok w ich życiu, a on był kurwa gotowy.

Chapter 309: Farsa część 1

Chapter Text

— Greg!

Annabeth Lestrade uśmiechała się promiennie, stojąc w drzwiach z rozpostartymi ramionami. Greg odwzajemnił uśmiech i podszedł mocno ją przytulając.

— Miło cię widzieć, mamo — powiedział cicho, całując ją w policzek, zanim się cofnął.

— Ciebie również, kochanie. — Uśmiechnęła się, poklepując go z miłością po policzku. — I wreszcie nie sam. Proszę, przedstaw mnie temu przystojnemu młodzieńcowi, którego przyprowadziłeś.

Greg parsknął cichym śmiechem, obracając się nieco i wyciągając rękę, wskazując przystojnemu młodzieńcowi, aby dołączył do nich przed drzwiami. Mycroft Holmes przechylił głowę na powitanie, uśmiechając się delikatnie, gdy zrobił krok do przodu, wyciągając rękę, by uścisnąć dłoń niższej kobiety.

— Miło mi panią poznać — przywitał się, przenosząc wzrok na Grega, gdy ten położył dłoń na jego plecach. — Mycroft Holmes. Słyszałem o pani same wspaniałe rzeczy, pani Lestrade.

— Och, proszę, mówi mi Annabeth. — Uśmiechnęła się, machając dłonią przed sobą w pozwalającym geście. — Chciałabym odwzajemnić się tym samym, ale mój uparty syn był raczej małomówny na twój temat, ku naszej frustracji.

— Cóż, wiesz, jaki potrafi być. — Zaśmiał się Mycroft, a Greg oburzył się w milczeniu.

— Ej! — sapnął. — Właśnie tutaj przyjechaliśmy. Może mógłbyś jeszcze nie spiskować przeciwko mnie, Myc.

— Ufam, że mieliście udaną podróż, chłopcy — powiedziała Annabeth, odwracając się i zapraszając ich do środka.

— Tak, mamo — potwierdził Greg, uśmiechając się i potrząsając głową.

Oczywiście nazwała ich chłopcami, jakby obaj nie byli po czterdziestce.

— Właśnie miałam wstawić wodę. Idźcie na górę do twojego pokoju i zostawcie bagaże, a później przyjdzie do kuchni — kontynuowała, idąc korytarzem. — Będę mogła cię lepiej poznać, Mycroftcie!

— Chodź — westchnął Greg, wchodząc po schodach, znajdujących się obok, słuchając kroków drugiego mężczyzny podążającego za nim.

Zastanawiał się, jakie będą mieli warunki do spania. Oczywiście, założono, że będą dzielić sypialnię. Miał nadzieję, że Mycroft nie będzie się z tym czuł zbyt nieswojo.

W milczeniu weszli do sypialni. Greg zamknął za nimi drzwi. Postawił walizkę po drugiej stronie pokoju, przed swoją starą komodą i westchnął.

— Przepraszam — wymamrotał, uśmiechając się współczująco do Mycrofta, który stał obok łóżka. — Pewnie założyła, że…

— Przeprosiny nie są potrzebne, Gregory, więc nie kontynuuj tego — powiedział spokojnie Mycroft. — Zakłada, że jesteśmy parą. To wszystko jest naturalną reakcją na to. Zdawałem sobie sprawę z tej możliwości, kiedy zgodziłem się przyjechać tutaj z tobą.

— Naprawdę nie mogę ci wystarczająco podziękować — powiedział Greg, podchodząc i siadając na brzegu łóżka.

Jego rodzina doprowadzała go do szaleństwa rozmowami o tym, żeby znalazł kogoś, z kim mógłby się ustatkować. Byli przekonani, że od jego rozwodu minęło już wystarczająco dużo czasu i mówili, aby “wsiadł ponownie na tego byka”. Na każde możliwe święta namawiali go, żeby kogoś przyprowadził i bardzo jasno dawali do zrozumienia, że nie są wybredni co do tego, kogo przywiezie. Chcieli zobaczyć, jak ich syn znów znalazł kogoś, z kim mógłby być.

Wiedzieli o jego biseksualności, odkąd skończył siedemnaście lat. Nigdy nie miał problemu z przeprowadzeniem chłopców do domu, tak samo jak dziewczyn. Dość łatwo radził sobie z ujawnieniem swojej orientacji, w przeciwieństwie do innych dzieciaków, które znał bardzo dobrze. Był szczęściarzem. Teraz jednak prawie oszalał, kiedy dręczyli go, aby po rozstaniu z Christine przyprowadził ponownie do domu “miłego chłopca” twierdząc, że pewna zmiana dobrze mu zrobi.

Mycroft stał się bardzo dobrym przyjacielem w trakcie ich znajomości. Spędzili ze sobą dużo czasu, zaczynając od cotygodniowych wieczorów filmowych po mecze szachowe (Greg wciąż był okropny w tej grze). Zapytanie go o coś takiego wydawało się naturalne. Może to było trochę dziwne. Czy poprosiłbyś bliskiego przyjaciela, aby udawał twojego chłopaka tylko po to, by rodzice dali ci spokój?

Nie pomagało również to, że może coś czuł do Mycrofta. Było to uczucie, które trzymał w ryzach, ale istniało. Wiedział, że właśnie dlatego bał się spać w tym samym pokoju z mężczyzną podczas ich pobytu tutaj. To było coś, o czym często marzył i w tym momencie byłoby to dla niego torturą. Nie pomyślał o tym wcześniej, ale gdyby jeden z nich zakradł się do osobnego pokoju, byłoby to zbyt podejrzane. Zawsze jednak trzymał dodatkowe kołdry i poduszki w szafie, więc może…

— Gregory, to jest twój rodzinny dom — powiedział nagle Mycroft, patrząc na niego porozumiewawczo. Po plecach Grega przebiegł dreszcz. Nigdy nie mógł się przyzwyczaić do tego, że Mycroft był w stanie praktycznie czytać w jego myślach, co najwyraźniej teraz robił. — Nie powinieneś zastanawiać się nad spaniem na podłodze. Będziemy tu przez cztery dni, a jeśli to zrobisz, będzie to miało bolesne konsekwencje dla twoich pleców.

— Mycroft, po prostu…

— Mogę spać na podłodze.

Greg spojrzał na niego zdziwiony. Nie spodziewał się, że Mycroft zaoferuje coś takiego. Potrząsnął głową.

— Nie ma mowy. — Nie zgodził się. — Robisz to jako przysługę dla mnie. Nie ma, do cholery, mowy, żebym pozwolił ci spać na podłodze. Chyba obaj będziemy musieli zająć łóżko.

Zasnęli razem na kanapie Grega, po tym, jak pewnego wieczoru wypili trochę za dużo wina, ale nigdy nie spali razem w łóżku. To zbliżało się do intymnego terytorium, o którym nie odważyłby się nawet myśleć. Ale oto byli. Miało to być tylko na kilka dni, a łóżko nie było aż tak małe. Powinno być dobrze.

Dlaczego więc jego serce biło tak szaleńczo?

Chapter 310: Farsa część 2

Chapter Text

Ostatnie dni minęły zaskakująco dobrze. Mycroft nie był do końca pewien, czego spodziewać się po wizycie u rodziny Gregory’ego. Oczywiście nie miał wątpliwości, że byli wspaniałymi ludźmi, ale było to farsa, którą musieli udawać przed nimi wszystkimi. Udawanie partnera Gregory’ego szczerze wydawało się podrzędnym zadaniem i być może nie przemyślał tego wystarczająco, zanim się zgodził, ale to już była przeszłość.

Jakaś część niego czuła się dziwnie źle z powodu oszukiwania rodziny Lestrade. Byli całkiem cudowną grupą ludzi i żaden z nich nie wahał się sprawić, by poczuł się jak w domu. Przyjęli go radośnie i nie zwracali uwagi na to, że był inny. Aktywnie chcieli go włączyć w swoje grono, ale nie przekraczali preferowanych przez niego granic. Szanowali innych, troszczyli się i byli fascynujący.

Potem było dotykanie. Wiedział, że udawanie związku oznaczało, że w obecności rodziny musieli być ze sobą bardziej fizyczni w stosunku do siebie. Gregory nie był zbyt zaznajomiony z tym. Robił co tylko mógł, by przejść przez badawcze spojrzenie, jednocześnie starając się jak najbardziej, aby Mycroft nie czuł się nieswojo. Przyzwyczajenie się do tego zajęło trochę czasu, ale nikt tego nie zauważył. Mycroft dobrze ukrywał takie rzeczy.

Był jednak moment, w którym Mycroft zaczął chętniej przyjmować dotyk niż wcześniej. Nastąpiła niewielka zmiana, ledwie zauważalna (w rzeczywistości był na 96% pewien, że sam Gregory tego nie zauważył), ale istniała. To było niewidzialne przyciąganie, które przyciągało Mycrofta do drobnych dotknięć bardziej niż wcześniej. Ciepło, które rozprzestrzeniało się, gdy ich palce musnęły się lekko lub gdy ręka Gregory’ego została położona na jego talii lub na krzyżu. Te małe rzeczy…

Mycroft westchnął, opuszczając komórkę na kolana i zerkając na mężczyznę śpiącego obok niego. Spędzą tu jeszcze jeden pełen dzień, a następnego, w porze lunchu, mieli wyruszyć z powrotem do Londynu. To był stosunkowo krótki urlop, ale oczywiście praca nie pozwalała na nic dłuższego. Dziwne uczucie rozczarowania wkradło się w jego krawędzie. To sprawiło, że zacisnął usta, gdy spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu błądziło po twarzy Gregory’ego.

Rzadko pozwalał sobie na takie przyjemności. Zawsze było coś do zrobienia, nawet podczas jego młodszych lat. Prawie nie miał zauroczeń ani miłosnych uniesień. Oczywiście był zdolny do ich odczuwania, ponieważ w dalszym ciągu Mycroft był człowiekiem. Były jednak powody, dla których jego motto brzmiało: “Troska nie jest zaletą”. Zależało mu… jedynie nie chciał poddać się tym troskom.

Miał tego wystarczająco wiele z Sherlockiem, a to przysporzyło mu dużo razy jedynie kłopotów. Jego młodszy brat był wystarczająco wyczerpujący, nawet jeśli obecność Johna Watsona nieco załagodziła sytuację. Troszczył się, nawet jeśli Sherlock tego nie chciał. Troszczył się, nawet jeśli Gregory nigdy by tego nie zauważył.

Te kilka dni dało mu spojrzenie na świat, za którym powoli zaczął tęsknić w najdziwniejszy sposób. Miał wiele kontaktów seksualnych w trakcie swojej dojrzałości, zwłaszcza na uniwersytecie (bardziej z ciekawości, i tak, być może chęci zaspokojenia zwierzęcych potrzeb, których nawet on nie zawsze mógł uniknąć), ale to wszystko. Było wielu partnerów seksualnych, którzy chcieli głębszego związku z nim, ale Mycroft mógł się nimi sfrustrować lub znudzić po zaledwie tygodniu. Nigdy… nie chciał związku. Stawka była zbyt duża. Za dużo pracy dla niego. Nie było nikogo, kto pasowałby na tyle dobrze, aby nawet rozważyć ten pomysł.

Potem spotkał Gregory’ego.

Był człowiekiem, który nieustannie zaskakiwał Mycrofta. Rozumiał wymagania stawiane w jego pracy, bo najwyraźniej miał swoje. Połączyło ich wspólne zainteresowanie dobrem Sherlockiem, ale przerodziło się to w coś więcej. Zostali przyjaciółmi. Mycroft poczuł początkowe przyciąganie, coś, co stłumił wieki temu. Poczuł pożądanie. To było denerwujące.

Powinien odrzucić tę prośbę. Jednak nie mógł. Było coś, co nie pozwalało Mycroftowi odmówić. Teraz, udając partnerów, powróciło to pragnienie, które w końcu zaczął tłumić. Kiedy Gregory dotknął go lekko, nieświadomie zaczął się pochylać w jego stronę. Zaczęli częściej zajmować swoją osobistą przestrzeń i nie czuli się do tego zmuszeni.

A teraz siedział w łóżku obok starszego mężczyzny, który spał na boku, twarzą do Mycrofta. Usta miał lekko rozchylone, gdy spał, twarz miał spokojną i szczęśliwą. Mycroft wyciągnął rękę, by odgarnąć srebrzyste włosy, zanim zdał sobie sprawę, że się poruszył. Wycofał się, przyłożył dłoń do piersi i sapnął z frustracji.

Nie byli w związku. To było fałszywe. To była tylko farsa, przedstawienie, które miało uwolnić Gregory’ego od krytyki, jaką jego rodzina zdawało się nieustannie dawać. Za dwa dni wrócą do Londynu i ich przyjaźń pozostanie, ale ta nagła zażyłość zniknie.

Mycroft stwierdził, że nie chciał, żeby zniknęła. Zacisnął usta w cienką linię i oderwał wzrok od Gregory’ego, wpatrując się w pokój z dzieciństwa mężczyzny. Musiałby zacząć od nowa. Będzie musiał ponownie zacząć odbudowywać wokół siebie te mury, które jeden po drugim burzyła ta cholerna podróż. Chciał to zrobić natychmiast. Nie mógł. Ten stan rzeczy musiał pozostać, przynajmniej dopóki nie zniknie z pola widzenia rodziny Lestrade.

Mycroft czuł, że zaczynał wpadać w dół króliczej nory, z której być może nie będzie tak chętny do ucieczki, kiedy będą z powrotem w Londynie.

Chapter 311: Fasada część 3

Chapter Text

Greg nie potrafił dokładnie powiedzieć, co go do tego skłoniło. Być może szarada stała się zbyt wygodna, zbyt naturalna. Może była to spowodowane winem, które wszyscy pili. Najprawdopodobniej była to kombinacja tego wszystkiego. Był tylko wdzięczny, że Mycroft miał taką kontrolę nad swoimi reakcjami, iż jego rodzice niczego nie zauważyli. A może byli zbyt pijani żeby to zrobić. Albo zauważyli i postanowili to zignorować. W tym momencie to naprawdę nie miało znaczenia.

To była ich ostatnia noc w domu Lestrade. Ojciec Grega, Pierre, ugotował niesamowicie smaczną kolację i otworzył butelkę niesamowicie dobrego francuskiego wina. Po obiedzie otwarto drugą butelkę. Wszyscy przemieścili się z powrotem na patio, żeby Pierre mógł zapalić, a Greg postanowił do niego dołączyć. Czuł się trochę podchmielony, ale od czasu do czasu nie zaszkodziło sobie trochę pobłażać.

Nie mógł sobie przypomnieć, o czym wszyscy rozmawiali. Rozmowa miała tendencję do ześlizgiwania się z jednego tematu na drugi. Mycroft gestem poprosił o zaciągniecie się papierosem. Pochylił się, kiedy go wręczał, ich ramiona delikatnie się dotykały. W roztargnieniu patrzył, jak Mycroft zaciągał się dymem. To go przyciągnęło. Był pijany alkoholem i dobrą atmosferą przez co po prostu… pocałował młodszego mężczyznę.

To był prosty pocałunek, niczym więcej niż przyciśnięcie nosa i ust do skroni Mycrofta. Wdychał jego zapach. Sekundę po tym, jak to się stało, zamarł. Usłyszał subtelne wzięcie oddechu przez drugiego mężczyznę. Najwyraźniej Mycroft się tego nie spodziewał i jego zachowanie nieznacznie się zmieniło. Greg to zauważył. Wiedział o tych rzeczach, znał Mycrofta na tyle dobrze, by to widzieć. Polityk odwrócił się i spojrzeli na siebie. Greg nie miał pojęcia, co zrobić. Zamrugał tylko, czując ciepło zalewające policzki i nerwowo oblizał wargi. Spojrzenie Mycrofta przesunęło się w stronę tego ruchu.

Tłumiąc nerwowy kaszel, Greg wyprostował się i bardzo powoli odwrócił się w stronę rodziców. Jego mama uśmiechnęła się czule na okazane uczucie i zainicjowała kolejną rozmowę, kierując pytania do Mycrofta. Był prawie bezbłędny w udzielaniu odpowiedzi, odchrząkując z wymuszonym uśmiechem, gdy zaczął mówić. Greg wpatrywał się w swój kieliszek wina. Jego serce waliło tak głośno, że praktycznie zagłuszało to rozmowę.

W całej tej sytuacji, z bliskością i dotykiem, jakie dzielili, żaden mężczyzna nie pocałował drugiego. Zbliżyli się do tego wystarczająco blisko, emanując intymnością, jaką powinien mieć związek, przez wzgląd na udawanie, że się spotykają, ale… nie przekroczyli tej granicy. Do wieczora. Greg przekroczył tę linię i kopał się w duchu za to.

Zmusił się do otrząśnięcia, pijąc więcej wina i rozmawiając o piekarni ze swoim tatą (który od lat był jej właścicielem). Jeden papieros zmienił się w dwa i znów podzielił się z nim z Mycroftem, choć teraz zachował większy dystans. Gdy później gasił papierosa, odstawił pusty kieliszek i wstał, chwiejąc się lekko z powodu zmiany środka ciężkości.

— Idę do łóżka. — Uśmiechnął się, oznajmiając swoje zamiary, przeczesując dłonią włosy.

Kiedy jego rodzice życzyli mu dobrej nocy, Mycroft wstał i również wymienił z nimi uprzejmości.

Greg przygryzł wargę, kiedy weszli razem do środka. Żaden z nich się nie odezwał, a Greg nie spodziewał się, że Mycroft również uda się na odpoczynek. Był zdenerwowany, niepewny, co może się stać, kiedy wrócą do jego dawnego pokoju. Powinien przeprosić, tyle wiedział na pewno. Kiedy szli, wyprostował ramiona, pozwalając Mycroftowi jako pierwszemu wejść do sypialni i zamknął za sobą drzwi, gdy wszedł do środka.

— Mycroft — zaczął, drapiąc się w tył głowy i wbijając wzrok w podłogę. — Przepraszam…

— Wszystko w porządku, Gregory — powiedział cicho Mycroft. Greg kątem oka dostrzegł ruch, gdy mężczyzna przeszedł przez pokój, by wyjąć piżamę. — Była to naturalna reakcja w tym podstępie.

Naturalna reakcja. Problem polegał na tym, że to było zbyt naturalne. To nie był podstęp. Greg nie powiedział sobie, żeby pocałować Mycrofta w skroń, by udowodnić, że są razem. Po prostu … chciał to zrobić. Był pijany i Boże dopomóż mu, był zakochany w tym człowieku. To był zły pomysł. Nigdy nie powinien był zaproponować, żeby to zrobili. Powinien był zacisnąć zęby i poradzić sobie z pouczaniem rodziców przez cały pobyt tutaj. Z pewnością byłoby to lepsze niż to, co działo się między nimi.

Wzdychając, również zabrał się do szykowania do snu. Mycroft wszedł do łazienki, gdzie Greg wiedział, że będzie mył zęby przed pójściem do łóżka, a także się przebierał. Włożył piżamę i usiadł na łóżku, nie do końca jeszcze wsuwając się pod kołdrę. Zastanawiał się, czy powinien dziś spać na podłodze. Albo zakraść się do innej sypialny. Czy Mycroft czułby się teraz komfortowo śpiąc obok niego? Jasne, to był tylko zwykły pocałunek, ale… Może Greg trochę wariował.

Martwił się, co zrobi dalej, jeśli w ogóle coś zrobi. Jakie jeszcze inne instynktowne zachowanie miało się ujawnić tej nocy? Nie chciał - nie mógł - zrujnować ich przyjaźni. To było dla niego zbyt ważne. Oddychając nerwowo, ledwie zauważył, że Mycroft wrócił do sypialni, dopóki nie poczuł, jak materac się zapadał, gdy wchodził na łóżko. Podskoczył, zerkając na młodszego mężczyznę, który siedział obok niego i go obserwował.

— Mycroft…

— Tak?

Oddech Grega uwiązł mu w gardle. Spojrzenie Mycrofta było tak przeszywające i tak niebieskie. Zwykle jego oczy miał w sobie więcej szarości, ale teraz… Przełknął nerwowo ślinę. Jego palce zadrżały mu na kolanach.

— Jeśli chodzi o pocałunek, nie chcę, żeby sprawy potoczyły się dziwnie — zmusił się do powiedzenia, ledwo powstrzymując się przed dukaniem.

Mycroft słuchał cierpliwie, jego spojrzenie przesuwało się po twarzy starszego mężczyzny, kiedy mówił (bez wątpienia analizując go).

— Dlaczego miałyby stać się dziwne? — zapytał, mrużąc oczy na przedstawioną zagadkę.

Greg potrząsnął głową.

— Bez po… powodu — westchnął, odwracając wzrok.

— Gregory — odezwał się Mycroft. Greg przygryzł wargę, zanim zmusił się do ponownego spojrzenia na niego. — To nie było na potrzeby szarady.

Niech go diabli. Cholerni Holmes i ich cholerne dedukcje, i wielkie mózgi. Cholera. Cóż, naprawdę nie można było temu zaprzeczyć. Bez wątpienia Mycroft był w stanie to stwierdzić. Greg nie mógł zrobić nic innego, jak tylko przyznać się do tego i mieć nadzieję, że to nie zniszczy wszystkiego między nimi. Z wahaniem przytaknął.

— Nie… nie do końca — westchnął, wpatrując się w swoje kolana. — Wypiłem za dużo wina i…

— Gregory.

Greg ponownie podniósł wzrok i wyraz twarzy Mycroft się zmienił. Był wyraźnie delikatniejszy. Kurwa, chciał go znowu pocałować. Jego spojrzenie powędrowała do ust Mycrofta, smukłych i bladych warg, zastanawiając się, jak smakowały. Winem? Najprawdopodobniej. Wziął drżący oddech, a smukła ręka znalazł się na jego kolanie. Kurwa.

Unosząc rękę, ujął policzek Mycrofta. Był gładki i ciepły. Mycroft zamknął oczy i pochylił się w stronę tego dotyku. Greg musiał przygryźć wargę, żeby nie wydać z siebie zduszonego odgłosu zaskoczenia i nagłego pragnienia. Chciał tego. Cholera, pragnął tego.

Pochylił się. Jego umysł był pusty. Nieśmiało zacisnął ich usta, wzdychając na to, jak ciepłe i podatne dla niego były wargi Mycrofta. Siedzieli tak zamrożeni przez sekundę, zanim Mycroft przycisnął odrobinę mocniej swoje usta i zaczął odwzajemniać pocałunek. Greg przesunął dłonią po policzku Mycrofta, by ująć go za tył głowy, wyczuwając jego miękkie włosy i naciskając mocniej.

— Mycroft — wyszeptał w usta mężczyzny.

Ich czoła zetknęły się. Znów patrzyli na siebie.

— Potrzebujemy snu — mruknął Mycroft, a Greg powstrzymał prychnięcie. Jakby mógł zasnąć po pocałunku, który właśnie dzielili.

— Mycroft, musimy…

— To może poczekać — przerwał mu ponownie Mycroft, prostując się. — Obaj potrzebujemy snu. Jutro wciąż tu będziemy i wierzę, że lepiej będzie to omówić, kiedy będziemy poza zasięgiem słuchu twoich rodziców.

Była to słuszna uwaga. Greg o tym nie pomyślał. To była wielka sprawa, coś, co powinno być już scementowane, a oni… musieli dużo przemyśleć. Wciąż się jednak wahał. Mycroft, wyczuwając to, pochylił się i zainicjował ich drugi pocałunek, dodając do niego nieco więcej intensywności.

— Na razie wystarczy powiedzieć, że dość często myślałem o całowaniu cię — mruknął, pocierając krawędzią swojego smukłego nosa o bok twarzy Grega. — Teraz chodźmy spać. Zajmiemy się wszystkim w Londynie. Chodź ze mną do domu. Zjemy prywatną kolację i wszystko ustalimy.

— O… Okej.

Położyli się obok siebie na łóżku, wyłączając światła i układając się do snu. Greg nie był pewien, czy nie pokazuje swoich wszystkich emocji, jakie w tym momencie odczuwał, ale kiedy zasypiał, mógł przysiąść, że czuł ciało Mycrofta bliżej siebie niż we wszystkie pozostałe noce. To samo w sobie było pozytywnym sygnałem.

Chapter 312: Coraz zimniej

Chapter Text

Twoje rękawiczki są dość zużyte. - MH

Greg spojrzał zaskoczony na wiadomość, marszcząc brwi na ten komunikat, po czym zerknął na rękawiczki, które miał na sobie. Okej, w porządku, były stare. Miał je… cóż, prawdopodobnie zbyt wiele lat. Po prostu nigdy tak naprawdę o tym nie myślał. Wyciągał je tylko wtedy, gdy na zewnątrz było zbyt zimno, aby nosić je na miejscu zbrodni, więc przez większość czasu były poza widokiem. Poza tym, chociaż były trochę postrzępione i miały kilka małych dziur, nadal spełniały swoje zadanie.

Greg nienawidził kupować jakiejkolwiek odzieży. Zawsze tak było. Jeśli więc mógł odłożyć kupno nowych rękawiczek na kolejny sezon lub dwa, właśnie to zamierzał zrobić. Schował z powrotem komórkę do kieszeni i spojrzał na jedną z pobliskich kamer ulicznych. Wzruszył ramionami, po czym odwrócił się i z powrotem do ciała denata.

Kilka minut później jego komórka ponownie zabrzęczała.

Greg westchnął, ponownie wyciągając urządzenie.

Nie masz również szalika. - MH


Parsknął i potrząsnął głową, po czym po raz kolejny spojrzał na kamerę. Posłał jej zdezorientowany uśmiech, po czym ściągnął jedną rękawiczkę, by odpowiedzieć.

Musisz być znudzony, jeśli nie masz nic lepszego do roboty niż obserwowanie i krytykowanie mojego ubioru. - GL

To nie jest próba krytyki, Gregory. Martwię się jedynie możliwością zachorowania się, na co właśnie się narażasz. - MH

Chociaż może przyznam się do lekkiej nudy. Premier lubi przynudzać. - MH

Greg roześmiał się, uśmiechając się szeroko i prawdopodobnie narażając się na dziwnie spojrzenia funkcjonariuszy pracujących na miejscu zbrodni. Czekał, aż Sally skończy słuchać jednego ze wstępnych raportów, zanim spojrzy na ciało. Podniósł wzrok i zobaczył, jak z kimś rozmawia, zapisując coś w zeszycie, który bez wątpienia mu później pokaże.

Ignorowanie premiera, żeby szpiegować swojego chłopaka? To nie przystoi ci, Myc. - GL

Szpiegowanie to za ostre słowo, Gregory. - MH

Greg znów się roześmiał, podnosząc wzrok, gdy Sally w końcu podeszła. Schował komórkę do kieszeni, odwrócił się do niej i zabrał się do pracy. Kiedy przeglądali dowody, ponownie usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości, ale na razie musiał ją zignorować. Zaistniałe fakty sprawiły, że sprawa stała się nieco bardziej chaotyczna, niż początkowo się wydawało, szybko wiążąc to morderstwo z serią zabójstw, z którymi mieli do czynienia od około miesiąca. To było cholernie wyczerpujące.

Później tego samego dnia, kiedy opuszczał miejsce zdarzenia, zerknął na wiadomość, którą otrzymał wcześniej.

Chociaż zainwestuj w lepszą odzież zimową. - MH

OoO


Minęły kolejne dwa tygodnie, sprawa stała się bardziej skomplikowana i zagmatwana, a w Londynie zrobiło się zimniej. Sprawiło to, że zatęsknił za Sherlockiem. Bóg tylko wie, że detektyw byłby w stanie znaleźć to, czego najwyraźniej brakowało mu w tej serii morderstw, ale… na cóż, nie żył, więc Greg musiał sobie z tym poradzić.

Wracał do Yardu po tym, jak został zmuszony do stania na zewnątrz przez trzy godziny bez żadnej przerwy. W tym momencie czuł się jak sopel lodu. Natychmiast skierował się prosto do dzbanka ze świeżo zaparzoną kawą, stojącego na małym stoliku pod ścianą. Dzięki niebiosom za małe cuda.

Zdjął swoje postrzępione rękawiczki, uparcie ignorując fakt, że po mniej więcej godzinie nie zrobiły zbyt wiele, by powstrzymać drętwienie jego palców. Wsunął je do kieszeni płaszcza i przygotował sobie kawę, poświęcając smak na rzecz potrzebnego ciepła. Naprawdę musieli zainwestować w lepszą kawiarkę.

Pociągając nosem, potarł go wierzchem wolnej dłoni, ignorując to, że zrobiło się na tyle zimno, że groziło mu, że zacznie z niego ciec. Udał się do swojego biura, zadowalając się spędzeniem reszty dnia na rozgrzewaniu się i załatwianiu formalności. Byłoby to lepsze niż powrót na zewnątrz do tego zimna.

Kiedy wszedł do środka i lekko zamknął drzwi do biura, Greg zauważył pudełko leżące na środku jego biurka. Spojrzał na nie z ciekawością, oblizując spierzchnięte wargi, kiedy wszedł w głąb pokoju, podchodząc do swojego krzesła, przyglądając się uważnie pakunkowi. Było to całkiem zwyczajne pudełko, bez kokardki, nic poza małą kartką przyklejoną na górze. Odstawił kawę i sięgnął po wiadomość, żeby ją przeczytał.
Skromny upominek.

Odwrócił kartkę, zaciskając usta, szukając czegokolwiek innego. To było jednak wszystko. Charakter pisma był elegancki; rozpoznał go… Odkładając wiadomość, usiadł na krześle, po czym zdjął paczkę z biurka. Jego oczy otworzyły się szerzej w zdziwieniu, gdy ujrzał zawartość. W środku był ciemnozielony, prawie szary szalik w czarne kwadraty. Był z grubego materiału, co tylko zostało potwierdzone, gdy go dotknął. Był cholernie niesamowity.

Wyciągnął go, zaczynając rozkładać, tylko po to, by odkryć parę czarnych, skórzanych rękawiczek leżących na środku. Gapił się jeszcze bardziej, zauważając również ich delikatną podszewkę w ich środku. Wystarczyło mu kilka chwil wpatrywania się w te akcesoria, żeby złożyć to wszystko w całość. Kręcąc głową, uśmiechnął się delikatnie, wyciągając komórkę.

Wiesz, że nie musiałeś. - GL

Spojrzał ponownie na ubrania, czekając na odpowiedź. Były genialne. Naprawdę nie zdobyłby lepszych, nawet gdyby próbował.

Jestem tego świadomy, ale pozwoliłem sobie je kupić, ponieważ zdecydowałeś się, że sam tego nie zrobisz. Mam nadzieję, że przypadną ci do gustu. - MH

Greg westchnął, a jego uśmiech stał się jeszcze większy. Przymierzył rękawiczki i owinął szalik wokół szyi, testując nowe dodatki. Był zdumiony, jak szybko rękawiczki zdawały się usuwać ostatnie resztki chłodu, które odczuwał w dłoniach, a szalik nie był ani ciężki ani nie swędził go wokół szyi. Były cholernie bliskie ideału. Zdjął wszystko i odchylił się na krześle, jeszcze przez chwilę podziwiając prezenty.

Są idealne. - GL

Chapter 313: Ponownie zjednoczeni

Chapter Text

Greg był wyczerpany. Wiedział, że awans będzie oznaczał więcej pracy i nadal był cholernie wdzięczny, że w końcu zostanie sierżantem, ale naprawdę chciał się trochę przespać. Na to też był już najwyższy czas. Sprzątał miejsce zbrodni ze swoimi ludźmi i już mieli kończyć, kiedy cholerny narkoman pojawił się na miejscu zbrodni i zaczął opowiadać niesamowicie dokładne fakty o tym, co odkryli.

Nie wydawał się być sprawcą, ale był bardzo naćpany, więc polecono Gregowi, żeby i tak go sprawdził. Nie narzekał (nigdy tego nie robił), ale jęknął w duchu, gdy zaczął prowadzić naćpanego do radiowozu, przechodząc przez wymaganą regułę, gdy szli. Dzieciak nie słuchał. Chryste, naprawdę był tylko dzieciakiem. Zatrzymali się tuż przed samochodem, zwróceni do siebie. Spojrzenie inteligentnych oczu było skupione na nim.

To było denerwujące. Nie tylko wydawało się, że dzieciak patrzył przez niego na wskroś i widział wszystko, ale w jego spojrzeniu było niepokojące poczucie znajomości, którego nie mógł umiejscowić. Nie było jednak czasu, żeby się nad tym zastanawiać, ponieważ wracał do New Scotland Yard, aby oddać go w czyjeś inne ręce.

Przekazał go oficerowi przy biurku i poszedł na swoje stanowisko, aby wypełnić niezbędne dokumenty. Nienawidził papierkowej roboty. To była jedna z głównych rzeczy, które sprawiały, że nie chciał sam starać się o stanowisko inspektora, ponieważ wiedział, że będzie tego jeszcze więcej. Mimo to chciał tej pracy… i był na dobrej drodze, aby ją zdobyć, jak mu powiedziano. Niezły zastrzyk pewności siebie. To było wszystko, nad czym pracował od dłuższego czasu.

— Dłużej tego nie zniosę, zabiję tego gościa! — Donovan warknęła, gdy wpadła do środka z zaciśniętymi pięściami i zębami.

Greg zamrugał zaskoczony, wpatrując się w miejsce, gdzie kończył ostatni raport.

— Co z tobą? — zapytał, odchylając się do tyłu i przechylając głowę. Jęknęła.

— Ten cholerny narkoman, którego przyprowadziłeś — prychnęła, krzyżując ramiona i piorunując go wzrokiem, jakby to było jego wina, że dzieciak tu był. Greg tylko wzruszył ramionami. Dawno temu nauczył się nie brać temperamentu Sally Donovan do siebie. — Jest taki… taki NIEGRZECZNY. Jest dziwakiem.

— Hej, Sal, to może być trochę nie na miejscu — zaczął Greg, ale Sally wściekle pokręciła głową.

— Pieprzy jakieś głupoty o nas wszystkich w areszcie, Greg — powiedziała. — To dziwaczne. Po prostu wie te rzeczy. I jest tak bezceremonialny, że uderzyłabym go, gdybym sądziła, że ujdzie mi to na sucho.

— Sal…

— Nie słyszałaś go — przerwała, wskazując palcem na Grega. Zdobył się na delikatny uśmiech. — Nie… Uch. Dobrze, że wychodzi za kaucją.

Greg zdziwił się. Dzieciak miał wyjść za kaucją? Odsunął się od biurka, ciekawy, jak to możliwe. Stało się to zbyt szybko. Minął Sally, podchodząc do niej, zauważając jak wskazywała palcem na kogoś w czymś, co wyglądało na bardzo drugi garnitur, stojącego przy biurku i podpisującego jakieś papiery. Narkoman stał obok niego, choć wydawało się, że stał tak daleko jak to tylko mu pozwolono, krzywiąc się.

—... i jeśli myślisz, że znowu okłamię mamusię, to zastanów się jeszcze raz, Sherlocku — powiedział mężczyzna. Jego głos był wytworny i miękki, wywołując dreszcze wzdłuż kręgosłupa Grega. Na początku nie mógł zrozumieć dlaczego, ale potem… chwila… powiedział Sherlock?
— Holmes? — zapytał głośno, powodując, że obaj mężczyźni zamarli i wyprostowali się.

Przełknął ślinę, próbując zwilżyć nagle wyschnięte gardło. Znał ten głos. Nic dziwnego, że ten dzieciak wydawał się znajomy. Mężczyzna w garniturze obrócił się powoli, unosząc brwi, gdy spojrzenie znajomych jasnoniebieskich oczu zatrzymało się na Gregu.

— Gregory — powiedział mężczyzna, a zaskoczenie pojawiło się na jego twarzy, zanim szybko ponownie przybrał neutralny wyraz.

— Mycroft — szepnął Greg. Niełatwo było mu zamaskować własne zdziwienie. Sherlock prychnął.

— Nic dziwnego, że jego głupia twarz wyglądała znajomo — mruknął, przesuwając ciężar ciała z stopy na stopę. — Chodźmy Mycroft, muszę zakończyć eksperyment.

— Biorąc pod uwagę okoliczności, nie jestem skłonny pozwolić ci zająć się twoim eksperymentem — warknął Mycroft, ale nie spuszczał spojrzenia z twarzy Grega.

Sierżant ponownie przełknął ślinę, oblizując nerwowo wargi.

Nie widział Mycrofta od czasów uniwersyteckich. Byli tak blisko… Oczywiście na wspomnienie znów przeszył go znajome gorąco. Zbliżyli się do siebie, nawet intymnie, ale potem skończyli szkołę (Mycroft rzecz jasna wcześniej, bo był cholernie bystry) i poszli swoimi drogami… Greg wybrał egzekwowanie prawa, a Mycroft politykę… i nie widzieli się od tamtej pory.

— Łał, um… — powiedział Greg, próbując opanować jąkanie. Robił z siebie głupka. — Nie spodziewałem się tego.

— W rzeczy samej — powiedział Mycroft, przechylając głowę na bok, gdy zmienił pozycję, przekładając parasolkę z jednej dłoni w drugą. — Sierżant.

— Mmm, tak — potwierdził, pocierając tył głowy. Wił się i wiedział o tym. — A ty, ach…

— Departament Transportu — odpowiedział Mycroft, uśmiechając się niemal z rozbawieniem.

Sherlock ponownie prychnął obok swojego brata, ale żaden z mężczyzn nie zwrócił na to uwagi.

— Dobrze wyglądasz — powiedział, uśmiechając się teraz i robiąc krok do przodu.

— Ty również — odparł Mycroft, wyglądając na szczerze rozbawionego.

— Och, na litość boską, po prostu się pocałujcie czy coś, żebym mógł ODEJŚĆ — jęknął Sherlock. — Boże, minęło już dziesięć lat, a wy wciąż każecie mi czekać, aż będzie uprawiać seks za pomocą spojrzeń.

— Spierdalaj — warknął Greg, wślizgując się w swoje młodsze nawyki i dopiero gdy Mycroft zaczął się śmiać, zdał sobie sprawę, że zrobił dokładnie to samo dziesięć lat temu, podczas gdy dużo młodszy i nie uzależniony od narkotyków Sherlock niecierpliwie wiercił się na miejscu, umierając z pragnienia ucieczki spod nadzoru brata i wyjścia na spotkanie z, jak twierdził, bardzo fascynującym blondynem.

— Gregory — powiedział Mycroft, gdy się uspokoił. Greg uśmiechnął się promiennie. Było jasne, że młodszy mężczyzna nie śmiał się często, a jednak właśnie teraz to zrobił. Cóż, niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniły. — Co powiesz na kawę? Przeprosiny za to, że musiałeś znosić Sherlocka, kiedy najwyraźniej miałeś wyjść z pracy.

Greg już miał zapytać, skąd to wiedział, ale tylko potrząsnął głową. Ci Holmesowie… zawsze wiedzieli. Kawa, co? Cóż, nie mógł temu odmówić, ani nie mógł zignorować ciepła wciąż gotującego się w jego wnętrznościach.

— Tak — zgodził się. — Brzmi to wspaniale.

Chapter 314: To tajne

Chapter Text

Bycie inspektorem w New Scotland Yardzie sprawiło, że Gregowi nie było obce dochowywanie tajemnic. Sprawy mogły być bardzo delikatne, zwłaszcza w zależności od charakteru dochodzenia i zaangażowanych osób, a informacje niejasne mogły łatwo stać się powszechne. Trzeba przyznać, że złamał wystarczająco dużo zasad, pozwalając Sherlockowi i Johnowi się zaangażować. Pozostawało również niewiele, o czym mógł rozmawiać, gdy ludzie pytali, jak minął mu dzień, w zależności od sprawy, nad którą pracował.

Zwykle po zamknięciu przypadku lub gdy stało się jasne, że nie będzie żadnego procesu, zamknięte drzwi i kryjące się za nimi tajemnice stawały się mniej ważne. Oczywiście nie można było omówić każdej metody i kroku, jaki podjęli, i ujawnić kilka wewnętrznych mechanizmów Yardu, ale możliwość mówienia o sprawie nie była już zabroniona. Przynosiło to pewną ulgę.

Greg nie rozumiał prawdziwych tajnych informacji i tajemnic, dopóki nie zaczął spotykać się z Mycroftem Holmesem.

Wiedział, jak wiele będzie musiał ukrywać przed nim młodszy mężczyzna. Chociaż miał trochę więcej swobody niż większość ludzi, nie przyniosło mu to wiele korzyści w przypadku dużej części pracy, którą wykonywał Mycroft. Co prawda upierał się, że pracuje w Departamencie Transportu i może technicznie rzecz biorąc, zajmował takie stanowisko, ale chodziło o coś znacznie więcej. Greg nie był głupi. Mycroft mógł każdego dnia zaprzeczać, że był niczym James Bond, ale Greg wiedział swoje.

Dzięki Bogu był jak James Bond bez zadań terenowych. Mycroft pozwalał sobie na swobodę w tym, co mówił mu przy stole lub gdy leżeli w swoich ramionach, ale tak naprawdę nie dawało to lepszego wglądu w to, z czym musiał sobie radzić każdego dnia. Czasami Greg nie mógł nawet wiedzieć, dokąd się uda podczas podróży.

Ponad połowę czasu Mycroft musiał wychodzić z pokoju, aby odebrać telefon. Greg nie miał dostępu do większości tego, co znajdowało się na laptopie młodszego mężczyzny i musiał mieć specjalne odznaki i kody dostępu, aby nawet odwiedzić go w jednym z jego licznych biur.

W większości mu to nie przeszkadzało. Rozumiał to. Poza tym Mycroft nigdy nie był niczym więcej, jak tylko szczery w tym, że w ich związku będzie to aspekt, o którym nie będzie mógł zbyt wiele rozmawiać. Zwykle działało to w obie strony, z wyjątkiem tego, że Mycroft zajmował na tyle wysokie stanowisko w rządzie, że i tak znał wszystkie szczegóły każdej sprawy. To sprawiało, że Greg w pewnym sensie poczuł ulgę, ponieważ przynajmniej mógł opowiadać mu o swoich przypadkach bez względu na wszystko, ale niestety nie mógł powiedzieć tego samego o Mycroftcie.

Po pewnym czasie stało się jasne, że było to trochę męczące dla starszego mężczyzny. To oczywiście nigdy nie wpłynęłoby na ich związek, ale mimo to… Greg żałował, że nie mógł wiedzieć więcej. Żałował, że kiedy zadawał pytanie, Mycroft nie mógł odpowiedzieć na nie swobodnie i musiał zaciskać wargi, gdy jego umysł analizował wszystkie fakty i wybierał drobne fragmenty, które mógł powiedzieć.

Wiedział, że Mycroftowi, tak samo jak jemu, nie podobało się to, że musiał wszystko przed nim ukrywać. Najbardziej niepokojące to było, gdy młodszy mężczyzna musiał opuścić kraj. Najwyraźniej zazwyczaj był na całodniowych spotkaniach odbywając się każdego dnia, ale przez większość czasu nie mógł o tym powiedzieć ani słowa. To tworzyło barierę, a Greg tego nienawidził.

Pewnego ranka, gdy wszedł do kuchni, aby zaparzyć kawę, Mycroft położył gazetę na stole, pocałował go w skroń, zanim musiał wyjść na cały dzień. Greg uśmiechnął się, niosąc swój parujący napój, wdzięczny za zwykłą rutynę. Kiedy jednak podniósł gazetę, zdziwił się, gdy zauważył coś nieco innego niż zwykle.

Brytyjskie drony przeprowadzają pierwsze ataki na ISIS w Iraku.

Przypomniał sobie, jak ostatnio usłyszał w wiadomościach o dronach, dyskusjach o planach, które mogłyby zostać ujawnione itp. Jednak nie to przykuło jego uwagę. Tytuł został zaznaczony okręgiem. Greg oblizał usta, myśląc przez chwilę.

Dlaczego to zostało podkreślone?

Trend był kontynuowany. Każdego ranka czekała na niego gazeta i każdego ranka były w niej zakreślone pewne fragmenty. Wystarczyło kilka dni, żeby zrozumieć, co się działo. Mycroft podkreślał te rzeczy. Tak, domyślił się tego niemal natychmiast, ale uświadomienie dlaczego to robił przyszło do niego w środku tygodnia, kiedy przeczytał kilka fragmentów odnoszących się do ostatnich spotkań ONZ.

Mycroft podkreślał te fragmenty, ponieważ dotyczyły rzeczy, którymi zajmował się ostatnio.

Greg uśmiechnął się szeroko, przygryzając dolną wargę. Mycroft nadal nie mógł tak naprawdę mówić o swojej pracy, ale robił to wszystko, żeby Greg wiedział, co ostatnio zaprzątało mu głowę. Po cichu wtajemniczał Grega w pomysły, czym zajmował się w danym momencie.

Pierś Grega nadęła się z dumy i uwielbienia. Sięgnął po komórkę i wysłał krótką wiadomość.

Co za ciekawie wiadomości w mojej porannej gazecie - G


Sądziłem, że mogą cię zainteresować - MH

Dla kogokolwiek innego to byłaby nic nie znacząca wymiana zdań, ale dla nich… to znaczyło wiele. To sprawiło, że Greg poczuł się o wiele lepiej.

Chapter 315: Potrzebujesz pomocy

Chapter Text

Greg nie mógł zasnąć. Spał prawdopodobnie mniej niż trzy godziny w nocy, a nawet wtedy budził się raz lub dwa razy. Funkcjonował na oparach i jedynie, co robił, to rzucanie się jeszcze bardziej w wir pracy. To prawdopodobnie nie było zdrowe. Nie, wiedział, że nie było, ale to był jego instynkt. Zrobił to po rozwodzie, zrobił to, kiedy sądził, że Sherlock nie żyje i robił to teraz.

Jego praca wiązała się z niebezpieczeństwami, których był świadomy od pierwszego dnia. Ryzykowałeś, że spotkasz prawdziwych wariatów. W trakcie swojej kariery miał swój sprawiedliwy udział w tym, ale ten facet przebijał wszystko. Było wystarczająco źle, że w jakiś sposób zdobył przewagę nad Gregiem (nieważne ile razy odtwarzał to w głowie, nie mógł zrozumieć, gdzie popełnił błąd) i wziął go jako zakładnika. Ta zła sytuacja stała się trochę gorsza, kiedy facet został wystraszony będąc na szczycie szaleństwa i skończyło się to na wstrząśnieniu mózgu Grega. Gorzej zmieniło się w “chyba sobie ze mnie żartujesz”, kiedy został zamknięty w bagażniku na, jak powiedziała mu Sally, co najmniej dwie godziny.

To była okropna sytuacja. Greg nie miał klaustrofobii, ale to prawie go dobiło. Nigdy nie był w takiej sytuacji i gdyby nie wstrząśnienie mózgu, które spowodowało, że próbował pozostać przytomny, wolałby po prostu zemdleć, żeby nie musieć radzić sobie z paniką wynikającą z bycia w ciasnej przestrzeni i powoli kończącym się powietrzem.

Umieścili go na noc w szpitalu w celu obserwacji. Spał wtedy z powodu leków przeciwbólowych, które mu podano. Został zwolniony następnego ranka z poleceniem wzięcia kilku dni wolnego w celu powrotu do zdrowia. Upierał się, że nic mu nie było, ale kazali mu nie przychodzić do pracy co najmniej przez dwa dni.

Przez te dwa dni prawie nie spał. Po prostu nie mógł paść. Za każdym razem, gdy zaczynał robić się senny, czuł ucisk w klatce piersiowej i nie mógł oddychać. Doprowadziło go to do lekkiego ataku paniki i przywracało go w stan przebudzenia. Wypijał dużo kawy. Prawdopodobnie nie poprawiało to jego stanu umysłu, ale w pewnym sensie pomagało mu zachować energię i przytomność, a to było wszystko, co się liczyło.

Po tych dwóch dniach zmusił się do powrotu do pracy. Pozwolił, by go to pochłonęło. W domu prawie niemiał nic do zrobienia, a nie chciał być sam, więc pracował. Kiedy zmuszono go do opuszczenia Yardu na kilka godzin, szedł do Mycrofta. Młodszego mężczyzny nie było w domu, ponieważ utknął na spotkaniach w innym kraju, ale Greg nie mógł znieść przebywania we własnym mieszkaniu. Przespał się u Mycrofta. Sen jednak przyniósł ze sobą koszmary.

Były różne i przez większość czasu ich nie pamiętał, ale to powstrzymało go przed spaniem dłużej niż trzy godzin na dobę, a kiedy go obudziły, nie mógł już zasnąć. To było okropne.

Greg wiedział, że Mycroft wróci do Londynu tak szybko, jak tylko mógł. Tej pierwszej nocy po powrocie, Greg zasnął w jego ramionach i spał mocno. Następnego ranka poczuł się niesamowicie wypoczęty i miał nadzieję, że to wszystko, czego potrzebował, aby mieć nowy początek i zostawić tamto wydarzenie za sobą. Chciał znowu funkcjonował i pragnął, żeby koszmary się skończyły.

Kilka dni później powróciły. Budził się gwałtownie i podrywając się gwałtownie, siadał na łóżku, uspokajając się tylko nieznacznie, gdy smukłe ręce zatrzymywały go i przyciągały, a Mycroft szeptał delikatne i czułe słowa, trzymając go blisko. Chwytał blade ramiona mężczyzny, dysząc i drżąc. W niektóre noce można było go namówić z powrotem do snu pocałunkami, a w inne po prostu nie mógł ponownie się zrelaksować.
— Gregory… — wymamrotał delikatnie Mycroft pewnej nocy, głaszcząc go po włosach i całując nagie ramię.

Greg wbijał palce w kolano, oddychając ciężko i pocąc się.

— Nic mi nie jest — wychrypiał, zamykając się trochę w sobie, wpatrując się w kołdrę.

Nigdy nie mógł znieść spojrzenia Mycroftowi w oczy, nie mógł znieść widoku jego wyrazu twarzy… ani otworzyć się na jego dedukcję, by czytał z niego jak z otwartej księgi.

— Nie prawda — szepnął Mycroft stanowczo, ale delikatnie. — Naprawdę wierzę, że musisz…

Greg potrząsnął głową i zacisnął pięści. To nie był pierwszy raz, kiedy przez to przechodził. Mycroft ciągle sugerował, żeby znaleźli rozwiązanie, poprosili o pomoc, jakby rzeczywiście coś było nie tak, jakby on…

— Gregory, doświadczasz drobnych objawów zespołu stresu pourazowego.

— Nie mam zespołu stresu pourazowego — warknął.

— Gregory… — Mycroft westchnął, a starszy mężczyzna odwrócił się, by na niego spojrzeć. — Ja tylko sugeruję…

— Tak jak sugerowałeś wcześniej… — powiedział Greg, marszcząc brwi. — A ja odmówiłem. Nie potrzebuję pomocy, Mycroft. Chciałbym, żebyś przestał to sugerować.

— Martwię się o ciebie.

— Cóż, przestań.

Rozumiał, że to było trudne. Słyszał, jak traci nad sobą kontrolę. Patrzył, jak na moment na twarzy Mycrofta pojawił się szok, zanim przybrał neutralną minę. Nie mógł tego powstrzymać. Nie mógł się powstrzymać przed wstaniem z łóżka, oddychaniem ciężko i chwytaniem koca.

— Gregory, dokąd idziesz? — zapytał Mycroft.

— Na kanapę. — To wszystko, co powiedział i wyszedł z pokoju.

To nie było fair ze strony Grega, że zareagował w ten sposób, ale nie myślał w tych kategoriach. Był wściekły, sfrustrowany i wyczerpany i po prostu… musiał uciec. Nie mógł jednak zmusić się do powrotu do swojego mieszkania. Opadł na kanapę i zwinął się w kłębek, okrywając się całkowicie kocem, który chwycił i próbował ponownie zapaść w coś w rodzaju drzemki.

Sam.

Chapter 316: Wróć do łóżka

Notes:

Jest to kontynuacja poprzedniego rozdziału.

Chapter Text

Było ciemno. Nie mógł oddychać. Czuł się, jakby ciężar wagi tony naciskał na jego klatkę piersiową, ale nic tam nie było. Z trudem łapał powietrze, a jego oczy łzawiły, gdy sięgnął po… cokolwiek. Jego ramiona wymachiwały w powietrzu, nie uderzając w nic. Szumiało mu w uszach.

Bagażnik. To był bagażnik. Wiedział o tym. Dyszał, jęcząc i próbując się poruszyć, ale nie mógł tego zrobić. Proszę, nie.

Otworzył usta, żeby krzyknąć, ale nic z nich nie wyszło. Zawsze tak było. Wiedział, co nadchodziło. Byłby uwięziony. Nigdy się z stąd nie wydostanie. Udusiłby się. Nigdy nie mógł uciec. Zawsze próbował i nie mógł…

Otworzył szerzej oczy. Sceneria się zmieniła. Nagłą jasność sprawiła, że zakrył oczy i zacisnął zęby, gdy ból pochłonął jego ciało. Był popychany i ponownie spróbował krzyknąć, ale bezskutecznie. Proszę, byle nie to cholerne miejsce…

— Gregory!

Panika zmroziła krew w jego żyłach. Nie. Nienienienie. Nie Mycroft. TYLKO NIE ON.

— NIE! — krzyknął złamanym głosem, gdy Mycroft był uwięziony w przezroczystym bagażniku. Zraniony, poobijany, nagi, krwawiący. — MYCROOO…


— OOFT!!! — wrzasnął Greg, podrywając się z miejsca, w którym leżał skulony na kanapie.

Koc, który zabrał, został zrzucony z niego i poczuł, jak łzy spływały mu po policzkach. Trząsł się i sapał. Miał szeroko otwarte oczy i nie mógł oddychać…

— Gregory?

Głos Mycrofta dobiegł zza jego pleców. Greg zaskomlał, obracając się, by zobaczyć młodszego mężczyznę wchodzącego do salonu od strony ich sypialni z rozczochranymi od snu włosami i spojrzeniem pełnym troski.

Greg chciał wstać, podejść do niego, poczuć jego ciepło… Potrzebował pewności, że ten człowiek rzeczywiście tam był. Nie w bagażniku… ale nie mógł się poruszyć. Trząsł się i oddychał tak ciężko, że był pewien, iż był bliski hiperwentylacji.

Jego partner natychmiast znalazł się przy nim, opadł na kolana obok kanapy i wyciągnął rękę, by dotknąć jego bicepsa. Greg jęknął pod wpływem ciepła tego dotyku, jakie to było solidne i prawdziwe. Natychmiast pochwycił go i przylgnął do niego. Ukrył twarz w szyi Mycrofta, jego szloch był stłumiony, gdy ściskał jego jedwabny szlafrok.

— Jestem tutaj, Gregory — wyszeptał Mycroft, przytulając go mocno i powoli gładząc jego włosy. — Nic ci nie jest. Jesteś bezpieczny.

— Ale… ale ty… — zaczął Greg, mocniej chwytając jego szlafrok, jakby powstrzymując go przed jeszcze większym ruchem.

— Gregory, weź głęboki oddech — kontynuował cicho Mycroft, składając pocałunek na jego skroni i kontynuując gładzenie jego włosów. — Jesteś w domu. Jesteś ze mną. Jesteśmy razem i nic nam nie jest. Tylko oddychaj.

Greg sapnął, próbując zrobić to, co powiedział jego partner, starając się oddychać. Nie mógł. On…

— W porządku, najdroższy, razem ze mną — wyszeptał Mycroft. Młodszy mężczyzna przesunął się, przyciągając Grega delikatnie do siebie i siadając wygodniej na podłodze. Przytulił Grega do siebie, oddychając powoli. — Oddychaj ze mną. Wspólnie, okej?

Wciąż się trzęsąc, Greg próbował skupić się na ruchu klatki piersiowej Mycrofta. Zamknął oczy, starając się wziąć razem z nim powolne, głębokie oddechy. Nadal były nierówne. Greg zamknął oczy, wsłuchując się w oddech Mycrofta i czując bicie jego serca i ciepło. Był tutaj. Byli razem, tak jak powiedział. Żyli i żadnemu z nich nie groziło niebezpieczeństwo. To był ich salon. Ich mieszkanie. To był tylko koszmar.

W końcu Greg zaczął oddychać razem z Mycroftem. Z każdym oddechem, który brali razem, jego ciało zaczęło się coraz bardziej rozluźniać, uwalniając napięcie. Wciąż się trząsł, ale czuł się bardziej normalnie i wiedział, że był to tylko koszmar. Nie wiedział, jak długo tak siedzieli, ale ani razu Mycroft nie poruszył się z dyskomfortem ani nie odsunął się. Przytrzymywał Grega blisko siebie, rozluźniając uścisk dopiero wtedy, gdy starszy mężczyzna próbował usiąść.

— Przepraszam — wychrypiał, pocierając twarz i wzdychając ciężko. — Nic… nic mi nie jest…

— Gregory, to nie prawda — wyszeptał Mycroft, niepewnie odwracając wzrok.

Greg spojrzał na niego.

— Tak, to nie jest prawda — przyznał, wzdychając i przeczesując dłonią włosy.

— Chcesz o tym porozmawiać?

— To… to byłeś ty — powiedział po chwili Greg, spuszczając wzrok na miejsce, gdzie ich nogi były splątane, gdy siedzieli na podłodze. — Nie ja. Ale to widziałem… bagażnik był przezroczysty… Umierałeś. Ty…

— Jestem tutaj — powtórzył Mycroft, głaszcząc jego policzek. — Gregory, wróć do łóżka. Proszę.

— Przepraszam — wykrztusił Greg, a oczy znów wypełniły mu się łzami. — Ja tylko…

— Po prostu chodź do łóżka — powiedział ponownie Mycroft, pochylając się i całując go w czoło. — Załatwimy to rano. Razem.

Greg jedynie skinął głową. Był zbyt wstrząśnięty i zbyt wyczerpany, by protestować. Oszołomiony pozwolił Mycroftowi pomóc sobie wstać i poprowadzić z powrotem do łóżka. Bał się ponownie zasnąć, ale kiedy zwinął się w kłębek przy swoim partnerze, przyciskając twarz do jego klatki piersiowej, czując te smukłe ramiona oplatające jego ciało, sen przyszedł zaskakująco łatwo.

Chapter 317: Hallelujah

Chapter Text

Uśmiechnięty Greg szedł przez salon z iPodem w dłoni. Podszedł do systemu dźwiękowego za telewizorem i podłączył urządzenie, włączając je i przewijając menu.

— Co robisz? — zapytał Mycroft, unosząc z zaciekawieniem brwi.

Greg uśmiechnął się do niego znad ramienia.

— Coś — powiedział, powodując, że Mycroft przewrócił oczami.

Przeszedł do wybranej przez siebie muzyki i włączył opcję losowych piosenek. Miał mieszankę amerykańskiego i brytyjskiego rocka, trochę dobrego punka, coś instrumentalnego… Naprawdę całą różnorodność. Właśnie zjedli cudowną kolację i może Greg był lekko podchmielony i miał ochotę na zabawę, ale hej… Był zakochany, niezależnie jak kiczowato to brzmiało, gówno go to obchodziło. Był szczęśliwy.

Odwrócił się i zrobił kilka kroków do przodu, podskakując na palcach, gdy zaczęła grać muzyka. Jego uśmiech tylko poszerzył się na widok rozbawionego spojrzenia, które posłał mu obserwujący go Mycroft, stojący przy kanapie.

— Chodź — powiedział, próbując gestem skłonić młodszego mężczyznę do podejścia, gdy poruszał się w takt muzyki coraz bardziej zauważalnie.

Mycroft potrząsnął głową, pozostając dokładnie tam, gdzie był.

— Jesteś śmieszny — skomentował, nad dźwiękami gitary, która teraz rozbrzmiewała.

Greg potrząsnął głową.

Just take those old records on the shelf — zaśpiewał wraz z wokalistą, wskazując na Mycrofta, kiwając głową. Mycroft ponownie potrząsnął głową, uśmiechając się złośliwie. Greg rozłożył ręce na boki. — I’ll sit and listen to ‘em by myself.

— Rzeczywiście. — Mycroft wtrącił swój komentarz.

Today’s music ain’t got the same soul — kontynuował Greg, machając palcem wskazującym. — I like that old time rock n roll.

Greg zatoczył małe kółko, po czym cofnął się o kilka kroków, kontynuując śpiewanie. Kiedy był wystarczająco daleko, pochylił się do przodu, po czym podskoczył, prześlizgując się na podłodze i… upadł na tyłek.

— Gregory! — krzyknął Mycroft, podchodząc bliżej, aby upewnić się, że wszystko z nim w porządku, wtedy jednak Greg wybuchnął śmiechem. Troska w jasnoniebieskich oczach zniknęła, gdy Mycroft zmrużył je, patrząc na niego. — Jesteś pijany.

— Nie. — Greg pomachał zaprzeczająco dłonią, podnosząc się. — Poczekaj, mam to. Patrz.

Znowu zaczął śpiewać, wstając z podłogi. Odwrócił się i wybiegł z pokoju. Mycroft pozostał tam, gdzie był, krzyżując ramiona, obserwując obszar w którym zniknął starszy mężczyzna. Potem, gdy chór był w pełnym rozkwicie, Greg wbiegł z powrotem do pokoju, rozkładając nogi i śpiewając, ponownie ślizgając się po podłodze. Zaczął wiwatować, dalej będąc w poślizgu, zanim skarpetka się zaczepiła i ponownie padł na podłogę.

Tym razem Mycroft nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Obaj się śmiali, a ich śmiech rozniósł się po całym pokoju, przebijając się przez muzykę.

— Jesteś absolutnie niedorzeczny i zaraz coś sobie złamiesz — zaśmiał się Mycroft, podchodząc do niego i pochylając się, by pomóc mu wstać.

— To zabawa. — Wyszczerzył się Greg, po czym pochylił się i ukradł mu szybkiego całusa.

Następna piosenka sprawiła, że Greg jeszcze bardziej się podekscytował. Chwycił Mycrofta za ręce i pociągnął go do przodu, kołysząc biodrami w rytm muzyki. Ustawił ich obu tak, że stali obok siebie. Kiwnął głową swojemu raczej zdezorientowany partnerowi przed rozpoczęciem tańca. Mycroft nie ruszył się.

— Och, daj spokój, kochanie, na pewno znasz Macarenę! — powiedział. Nie wiedział nawet, dlaczego to znalazło się na jego iPodzie. Podejrzewał jednak, że jego dwunastoletnia córka miała coś z tym wspólnego. Mycroft potrząsnął głową. — No to obserwuj mnie.

Zmienił ich położenie, tak by byli zwróceni do siebie. Greg zaczął wykonywać ramionami odpowiednie ruchy. Poruszał biodrami tam, gdzie było to potrzebne, znajdując najbardziej dramatyczny sposób na to, uśmiechając się złośliwie, ponieważ wzrok Mycrofta był skupiony jedynie na tej części jego ciała. Wyraz twarzy młodszego mężczyzny był w równym stopniu zdezorientowany, jak i zafascynowany i chociaż Greg nie był w stanie nakłonić go do przyłączenia się, ogólnie wynik tego był świetny.

Po tym utworze Greg przeprosił na chwilę, żeby napić się wody. Trochę zaschło mu w gardle od tańca i wina, który wypił wcześniej. Podśpiewywał piosenkę Clash, która właśnie leciała, chwytając wodę z lodówki i biorąc wielki łyk, zanim wrócił do salonu, gdy piosenka się skończyła.

Nastrój zmienił się wraz z następną piosenką. Muzyka była wolniejsza, cichsza. Greg przystanął tuż przy wejściu do pokoju. Mycroft spojrzał na niego. Jego wyraz twarzy był całkowicie otwarty i prawie… nieśmiały?

I heard there was a secret chord

That David played and he pleased the Lord

But you don’t really care for music, do you?


Greg uśmiechnął się delikatnie, kiedy Mycroft podniósł rękę, gestem zapraszając go, by podszedł. Oblizując usta, Greg zbliżył się ostrożnie.

It goes like this, the fourth, the fifth,

The minor fall and the major lift

The baffled king composing Hallelujah


Greg również wyciągnął rękę, gdy podszedł. Wziął delikatny oddech, gdy ich palce się dotknęły. Ciepło natychmiast rozeszło się po jego ramieniu. Przygryzł wargę. Jego serce waliło, a atmosfera w pokoju zmieniła się z głupkowatej i podekscytowanej na niezwykle intymną.

Hallelujah…

Zbliżyli się do siebie. Greg splótł ich palce i delikatnie je ścisnął. Mycroft przesunął się bliżej, aż ich klatki piersiowe się zetknęły. Greg objął drugim ramieniem talię wyższego mężczyzny. Podniósł wzrok. Spojrzenie brązowych oczu spotkało się ze spojrzeniem jasnoniebieskich Mycrofta. Ich nosy dzieliły centymetry.

Your faith was strong but you needed proof

You saw her bathing on the roof,

Her beauty in the moonlight overthrew you

She tied you to a kitchen chair,

She broke your throne, she cut your hair,

And from your lips she drew the Hallelujah.


Oblizując wargi, Greg zrobił mały krok w bok, delikatnie kołysząc ich ciałami. Mycroft ścisnął ich złączone dłonie, kierując ich z powrotem w przeciwną stronę. Stali tam, na środku swojego salonu, kołysząc się razem.

Hallelujah…

Greg wypuścił drżący oddech. Czubki ich nosy stykały się. Tańczyli. To nie było coś, co robili wcześniej, nie w tej sposób, i był zdenerwowany. Czuł intensywność tego wszystkiego i miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Spojrzenie Mycrofta skupiło się na jego twarzy, chłonąć wszystko. Obaj byli świadomi, jak stopniowo zbliżali się do siebie.

Maybe I have been here before

I know this room, I’ve walked this floor,

I used to live alone before I knew you

I’ve seen your flag on the marble arch

Love is not a victory march

It’s a cold and it’s a broken Hallelujah.


Wolna ręka Mycrofta uniosła się, by delikatnie ująć policzek Grega. Pochylił się w stronę tego dotyku, przerywając ich kontakt wzrokowy, by zamknąć oczy i pławić się w delikatności tego gestu. Nucił, oddychając głęboko i ponownie otwierając oczy, gdy poczuł, jak Mycroft delikatnie odchylił się do tyłu, więc znów na siebie patrzyli. Odległość między nimi zmniejszyła się, a ich wargi otarły się o siebie. To uczucie sprawiło, że Greg poczuł ciepło w żołądku i zaskomlał, praktycznie czepiając się tyłu marynarki Mycrofta.

There was a time you let me know

What’s really going on below

But now you never show it to me, do you?

And I remember when I moved in you,

The holy dark was moving too

And every breath we drew was Hallelujah.


Odsuwając się na ułamek sekundy, z oczami pociemniałymi z intensywności i podniecenia, Greg zrobił kilka kroków do przodu. To spowodowało, że Mycroft cofnął się. Powoli przeszli przez pokój, bezpiecznie mijając meble. Zatrzymali się dopiero, gdy plecy Mycrofta uderzyły w ścianę. Obaj oddychali ciężej, niż się spodziewali, wciąż trzymając się za ręce. Greg oblizał usta, przesuwając dłoń, która obejmowała talię partnera, by przycisnąć ją do ściany, by się podeprzeć.

Mycroft obrócił się lekko, opierając się jednym ramieniem o ścianę. W jakiś sposób, w tej pozycji, Greg był tym, który patrzył na z góry na Mycrofta. Przycisnął dłoń do boku mężczyzny. Czuł, jak smukła, elegancka dłoń przesuwała się w górę, by znaleźć się na jego karku, bawiąc się w włosami, przyciągając go chwilę później do bardziej namiętnego pocałunku.

Maybe there’s a God above

And all I ever learned from love

Was how to shoot at someone who outdrew you

And it’s not a cry you can hear at night

It’s not somebody who’s seen the light

It’s a cold and it’s a broken Hallelujah.


Ich usta raz po raz spotkały się, poruszając się bezbłędnie w pocałunku. Uścisk Mycrofta na włosach Grega zacieśnił się, powodując, że starszy mężczyzna westchnął cicho w jego usta, przyciskając się do niego bliżej. Wsunął jedną ze swoich nóg między uda Mycrofta, przesuwając dłonią po jego boku, wsuwając ją pod kamizelkę i unosząc ubranie do góry. Mógł poczuć ciepło skóry Mycrofta, wciąż zakrytej jego koszulą. Poczuł żar w brzuchu i w pachwinie.

To było coś więcej niż pasa. To było coś więcej niż pragnienie. To była miłość. To było wszystko.

Hallelujah.

Chapter 318: Randka w ciemno

Chapter Text

Ta dziewczyna była wspaniała. Minęło trochę czasu, odkąd Greg był na randce z kimś tak ładnym. Angela była wysoka i miała odpowiednie krągłości, ogniste rude włosy sięgające do pasa i jasnozielone oczy. Jej uśmiech był raczej zaraźliwy, a makijaż miała tak delikatny, że tylko podkreślał jej urodę.

Sally zorganizowała im tę randkę. Próbowała zrobić to od wieków, a Greg w końcu się zgodził, żeby przestała pytać. Nienawidził randek w ciemno, bez względu na to, jak bardzo jego sierżant zapewniała, że będzie się świetnie dogadywał z drugą osobą. Najwyraźniej były współlokatorkami w college’u i nadal dość często się spotykały.

Była malarką, kochała muzykę rockową i miała dwa koty. Rozmowa przebiegała między nimi zaskakująco łatwo, gdy czekali na swoje jedzenie, dzieląc się butelką białego wina. Było to całkiem przyjemne.

— Sal powiedziała, że jesteś inspektorem — powiedziała, opierając łokcie na stole.

— Tak. — Skinął głową z uśmiechem.

— To wspaniałe. — Również się uśmiechnęła. — Bardzo imponujące. Kilka razy widziałam twoje nazwisko w gazetach. Jeśli dobrze pamiętam, skończyliście właśnie dużą sprawę.

Greg skinął głową i zaczął zagłębiać się w szczegóły sprawy. Oczywiście niektóre z bardziej makabrycznych przemilczał, ponieważ mieli właśnie zjeść. Wydawała się jednak autentycznie zainteresowana wysłuchaniem, co miał do powiedzenia na ten temat, więc zachęciło go to do dalszego mówienia.

Czegoś jednak brakowało. Jasne, byli w stanie prowadzić całkiem niezłą rozmowę przez cały wieczór i mieli ze sobą wystarczająco dużo wspólnego, by utrzymać wzajemne zainteresowanie, ale… to nie kliknęło. To nie miało sensu, nie w sposób, w jaki mógł to określić. Była cudowna i słodka i pod każdym względem sprawiała, że była to najlepsza randka w ciemno, na jakiej kiedykolwiek był.

Więc dlaczego mimo tego wszystkiego, jazda do domu wydawała się taka niezręczna?

Był wystarczająco zaznajomiony z randkami, by wiedzieć, jak ta część miała się potoczyć. Polubili się na tyle, że pocałunek na progu wydawał się naturalnym kolejnym krokiem. Po drodze w samochodzie, pochyliła się, niby mimowolnie w jego stronę, nie dotykając go, ale będąc tego blisko. Greg po prostu… nie czuł żadnych motylków w brzuchu, których się spodziewał. Nie było czegoś, co go do niej przyciągało.

Westchnął cicho, kiedy oboje wysiedli z samochodu i doprowadził ją do drzwi.

— Dzisiejszy wieczór był cudowny, Greg. — Uśmiechnęła się, wyciągając rękę i delikatnie ściskając jego przedramię. — Dziękuję.

— Zgadza się. — Przytaknął. To była miły wieczór. Tylko że nie…

— Powinniśmy to kiedyś powtórzyć — zasugerowała.

— Tak, brzmi dobrze.

Na chwilę zapadła między nimi cisza. Greg wiedział, że to był ten moment. Po prostu nie mógł. Jego myśli przeniosły się gdzie indziej, dumając o reakcjach, które, jak sądził, powinien mieć wobec niej, a nie miał. Reakcje, jakie miał z…

Pochyliwszy się, złożył delikatny pocałunek na jej policzku, delikatnie ściskając jej dłoń. Jeśli była zbyt rozczarowana, dobrze to ukrywała. Zamiast tego tylko się do niego uśmiechnęła i ścisnęła jego dłoń, po czym odwróciła się, by otworzyć drzwi.

— Dobranoc, Greg — powiedziała.

— Dobranoc, Angelo — odpowiedział, muskając dłonią jej plecy, zanim weszła do mieszkania i zamknęła drzwi, uśmiechając się do niego po raz ostatni.

Odwracając się, westchnął i wrócił do swojego samochodu. Wsiadając, bawił się komórką, pocierając jej brzeg i wpatrując się w mały ekran.

Przez całą randkę myślał o podobnych kolacjach, które jadł z Mycroftem Holmesem. Powiedział sobie, że nie będzie się nad tym zastanawiać, ale… niemal bez przerwy porównywał je. Na szczęście Angela nigdy nie zwróciła uwagi na jego rozkojarzenie. Jednak to porównanie uświadomiło Gregowi coś, czego nie chciał.

Kiedy Mycroft uśmiechał się i śmiał cicho z jego żartów, Greg czuł ucisk w klatce piersiowej. Kiedy Mycroft mówił, Greg był całkowicie pochłonięty słuchaniem go. Grega pociągało wszystko, co Mycroft miał do powiedzenia i wszystko, co robił. Angela była cudowna i słodka, ale Mycroft był na zupełnie innym poziomie.

Cholera był w tarapatach. Jęcząc pochylił się do przodu i uderzył czołem w kierownicę. Był zakochany w Mycroftcie Holmesie. Cholera, co za bałagan. Zaciskając mocno usta, usiadł ponownie i wbił wzrok w swój telefon. Cóż, przynajmniej jego randka w ciemno coś mu dała, to byłaby to dodatkowa odwaga, której mógłby później rano pożałować.

Hej, jeśli nie jesteś zajęty, to chciałbyś się napić? - G

Właściwie właśnie skończyłem pracę. Chciałbyś przyjść do mnie, czy masz na myśli jakieś konkretne miejsce? - MH


Greg oblizał wargi.

U ciebie byłoby w porządku. Widzimy się za dziesięć minut? - G

Brzmi cudownie. Wezmę whisky. - MH


Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, ale miał przeczucie, że zanim noc się skończy, wszystko się zmieni. Miał zamiar wykonać krok. Dzisiejszy wieczór uświadomił mu, że było między nimi coś wielkiego, coś czego nie mógł zignorować. Dzisiejszy wieczór pokazał mu, że musi zacisnąć zęby i iść do przodu.

To mogło skończyć się koszmarnie. Miał jednak nadzieję, że tak nie będzie. Jechał przez Londyn z nieoczekiwaną odwagą w sercu.

Chapter 319: Pokaz kapeluszy

Chapter Text

— Wiesz, nigdy nie widziałem, żebyś nosił kapelusz — powiedział przypadkowo Greg pewnego wieczoru, kiedy on i Mycroft leżeli na kanapie.

Mycroft mruknął z miejsca, gdzie jego głowa spoczywała na piersi Grega, tylko w połowie skupiając się na telewizyjnych wiadomościach.

— Skąd ta myśl? — zapytał zaciekawiony, podnosząc głowę, by spojrzeć na swojego partnera.

Greg wzruszył ramionami.

— Nie wiem, po prostu… Widziałem tego faceta w telewizji w pewnym stroju i właśnie zdałem sobie sprawę, że nigdy nie widziałem ciebie w kapeluszu — powiedział Greg, leniwie wskazując na ekran telewizora. — Czy kiedykolwiek nosisz kapelusze?

— Niezupełnie — skomentował Mycroft. — Nigdy nie są czymś, co naprawdę pasuje do moich wyborów strojów, więc nie widzę sensu w nich, chyba że absolutnie muszę go założyć.

— Musisz? — zapytał Greg, przechylając głowę.

Nie mógł wymyślić niczego, co koniecznie wymagało kapelusza. Z wyjątkiem jego początkowych dni w Yardzie, kiedy kapelusz był częścią jego munduru.

— Mmmm, praca pod przykrywką i takie tam.

To wiele wyjaśniało. Greg mruknął z zaciekawieniem, gdy Mycroft ponownie opuścił głowę, opierając się wygodnie o jego ciało. Znowu ucichli. Greg leniwie bawił się włosami na karku Mycrofta, gdy wiadomości się kończyły, zanim wyłączyli telewizor, aby móc udać się do łóżka.

Jednak z jakiegoś powodu Greg wciąż o tym myślał. Mycroft w kapeluszach. Greg nie był kimś, kto szczególnie uwielbiał kapelusze, czy coś, ale nie mógł zaprzeczyć, że był ciekawy. Kiedy zwinęli się pod kołdrą, zasypiając, w jego umyśle formował się plan.

OoO


Oszalał. To był absurdalny pomysł i miałby szczęście, gdyby Mycroft faktycznie się na to zgodził. Właśnie spędził kilka ostatnich dni, zbierając mnóstwo rzeczy na przypadkową zachciankę i na szczęście, młodszego mężczyzny nie było jeszcze w domu, kiedy wszedł do ich mieszkania z torbą pełną kapeluszy.

Tak, uzbierał stos kapeluszy. Niemalże nic za nie nie zapłacił, te które musiał kupić były tanie. Musiał jednak zaspokoić ciekawość, która pojawiła się u niego od czasu ich rozmowy tamtego wieczoru.

Poszedł do sypialni, rzucił torbę na łóżka i poszedł do szafy. Musiał trochę pogrzebać, ale w końcu znalazł swoją starą czapkę od munduru zwykłego posterunkowego. Uśmiechnął się zwycięsko, kiedy ją pochwycił. Zanim wstał, coś innego przykuło jego wzrok. Mruknął z zainteresowaniem, wyciągnąć czapkę traperską, której nigdy wcześniej nie widział. Obrócił ją w dłoniach, pocierając kciukami niesamowicie ciepły materiał. Co do cholery? Cóż, to z pewnością trafi na jego stos. Wstał, zamknął drzwi szafy i opuścił swoje znaleziska na resztę kapeluszy.

Pozostało tylko czekać. Kiedy Mycroft wróci do domu, spróbuje namówić go na mały pokaz w sypialni. Nie musiał czekać długo na to. Po przygotowaniu herbaty i włączeniu transmisji meczu Arsenalu, usłyszał otwarcie drzwi, gdy drugi mężczyzna wrócił do domu. Z przebiegłym uśmieszkiem, wyłączył telewizor i zeskoczył z kanapy.

— Witaj w domu, kochanie — przywitał go z uśmiechem, który sprawił, że Mycroft uniósł brwi.

— Witaj — powiedział nieco ostrożnie Mycroft. — Najwyraźniej coś planujesz, Gregory.

— Masz mnie. — Wzruszył ramionami, śmiejąc się. — Chodź.

Po tym, jak Mycroft odwiesił płaszcz, odłożył teczkę i parasol, chwycił go za dłoń, splatając ich palce. Poprowadził go do ich sypialni. Puszczając go, skierował się do łóżka i chwycił swoją czapkę od dawnego munduru, trzymając ją przed sobą, gdy się odwrócił.

— Och, drogi Panie — westchnął Mycroft, kręcąc głową. — Naprawdę?

— Och, nie bądź taki — powiedział błagalnie Greg, pochylając się w jego stronę. — Chcę cię w nich zobaczyć. Zrobisz to dla mnie?

Mycroft milczał przez chwilę, przyglądając się Gregowi i kapeluszowi. Starszy mężczyzna mógł powiedzieć, że Mycroft uważał ten pomysł za absurdalny i może tak było, ale był tak ciekawy, jak mężczyzna będzie w nich wyglądać. Mógł również powiedzieć, że Mycroft powoli się poddaje. To przez twoje cholerne spojrzenie - powtarzano mu więcej niż raz. Greg uśmiechnął się. Wiedział, że wygrywał. Nawet gdyby Mycroft przymierzy tylko kilka, byłby zadowolony.

— Zrobię to — westchnął Mycroft, chwytając kapelusz. — Ale żadnych zdjęć.

— W porządku — zgodził się Greg, śmiejąc się.

Mycroft westchnął ponownie i obrócił kapelusz w dłoniach.

— To jest twoje — wydedukował.

Greg skinął głową.

— Tak.

— Myślę, że wolałbym zobaczyć, jak ty to nosisz. — Mycroft uśmiechnął się.

— Później — obiecał Greg, puszczając oczko. — Dalej, przymierz go.

Mycroft potrząsnął głową, wzdychając, mimo że uśmiechał się delikatnie. Uśmiech Grega stał się tylko jeszcze szerszy, gdy młodszy mężczyzna umieścił kapelusz na głowie. Spojrzeli na siebie, a Greg nieświadomie podskakiwał z podniecenia. Tak, wyglądał świetnie. W połączeniu z wyrazem twarzy, który pokazywał mu, że Mycroft był jedynie rozbawiony, było to fantastyczne. To był cholernie dobry pomysł.

Następna była ciemnoszara fedora, która wyglądał naprawdę niesamowicie w zestawieniu z garniturem, który miał na sobie Mycroft. Greg desperacko chciał mu zrobić zdjęcie, ale się powstrzymał. To było seksowne jak cholera. Był rozproszony przez kilka chwil, zanim fedorę zastąpił kaszkietem, co tylko wywołało u niego parsknięcie. Teraz to było jasne, Mycroft był na to zbyt wytworny.

Cylinder wywołał przewrócenie oczami, a bejsbolówka tylko spowodowała, że Mycroft przeszył go spojrzeniem. W końcu Greg sięgnął po czapkę traperską, który znalazł. Uniósł go, przechylając z zaciekawieniem głowę.

— Skąd więc pochodzi ten? — zapytał. — Nie jest mój i chyba nigdy wcześniej go nie widziałem.

— Ach, ten. — Mycroft skinął głową, biorąc go do ręki. — Tak, nosiłem to, kiedy musiałem działać pod przykrywką, aby odzyskać Sherlocka z Serbii, kiedy był “martwy”. Była to zwyczajowa czapka, jaką nosili żołnierze, a także niezwykle praktyczna w taką pogodę.

Greg chciał coś powiedzieć, ale stwierdził, że tak naprawdę nie miał nic do powiedzenia. Mycroft jedynie naciągnął na głowę czapkę. Atmosfera między nimi znów stała się radosna, a Greg uśmiechnął się, patrząc na młodszego mężczyznę w puszystym nakryciu głowy. To był śmieszny i uroczy obrazek.

Robiąc krok do przodu, Greg objął dłońmi policzki Mycrofta. Spojrzeli w sobie w oczy, zanim Greg stanął na palcach i delikatnie pocałował Mycrofta.

— Dziękuję — wyszeptał.

Nie dziękował jedynie za przymierzenie kapeluszy. Mycroft skinął jedynie głową, a Greg wiedział, że zrozumiał, co chciał powiedzieć. Mycroft zawsze wiedział.

— Może zaczniemy przygotowywania do obiadu? — zasugerował równie cicho Mycroft.

Greg przytaknął, podnosząc ręce, by zdjąć z niego czapkę. Rzucił ją na łóżko i znów się odwrócił, by pocałować z uczuciem Mycrofta, zanim poszli do kuchni.

Chapter 320: Wydawanie rozkazów

Chapter Text

— Odgrodzić teren, natychmiast zabrać stąd ludzi!

Greg dowodził, gestykulując na przechodniów, którzy zbliżali się trochę za blisko trupa, wskazując jednocześnie otaczający obszar, aby został zablokowany, by mogli przeprowadzić dochodzenie. Mycroft stał z boku, znajdując się w pobliżu swojego czarnego samochodu, obserwując z zaciekawieniem.

Byli w pobliskiej kawiarni, ciesząc się ciepłym napojem w chłodne popołudnie, kiedy Gregory otrzymał telefon, że znaleziono ciało. Mycroft jeszcze nie był gotowy na ich rozstanie, więc zaproponował, że go podwiezie. Nie było sensu iść na piechotę, kiedy mógł skorzystać z samochodu i nie wymagało to zbytniego przekonywania, aby Gregory się na to zgodził. Skończyli napoje, trzymali się za ręce w samochodzie będąc w drodze, a teraz Mycroft obserwował partnera będącego w swoim żywiole.

— Donovan? — zawołał Gregory, rozglądając się. Sierżant Sally Donovan pojawiła się kilka chwil później. — Zeznania naocznych świadków?

— Zbieramy ostatnie z nich, szefie.

— Dobrze, dokończ to, a potem biegnij na punkt w obwodzie, upewnij się, że zostanie odpowiednio zablokowany. Sprawdź okolice i zacznij zbierać dowody. Muszę przyjrzeć się temu ciału.

Mycroft pochylił się pod parasolem, wbijając spojrzenie w plecy starszego mężczyzny, kiedy wydawał Sally polecenia. Kobieta skinęła lekko głową, po czym odeszła, wykrzykując własne zestawy rozkazów do niektórych posterunkowych, którzy zajmowali się podstawowymi sprawami.

— Potrzebuję kryminalistyków! — wrzasnął Gregory, krocząc przez teren, zbliżając się do ciała. Jego płaszcz powiewał lekko za jego plecami, gdy poruszał się.

Mycroft przestąpił z nogi na nogę. Nie pierwszy raz obserwował Gregory’ego przy pracy i wiedział, że na pewno nie będzie to ostatni raz. Widok był jednak zapierający dech w piersiach. Było jasne, w jaki sposób ten człowiek stał się tak odnoszącym sukcesy inspektorem i że nie była to tylko zasługa Sherlocka, jak niektórzy lubili myśleć.

Gregory był pewny siebie i kontrolował obszar swoim głosem i ruchami, dając jasno do zrozumienia, że nie można było z nim zadzierać. Dowodził i to co powiedział, było tym, co miało się zadziać. To było niesamowite. To było podniecające.

Mycroft nie mógł zaprzeczyć cielesnej reakcji swojego ciała na obserwowanie partnera w tej sytuacji. To było głupie. Czasami jego brak kontroli nad własnymi reakcjami był tak absurdalny, że było to niemożliwe, ale na szczęście był wystarczająco dobry w ukrywaniu takich rzeczy i był na tyle daleko, że nikt nic nie zauważył. Westchnął, oblizując wargi i opierając się lekko o samochód.

Gregory nie był już sam obok ciała. Sally znów do niego dołączyła, a dwóch mężczyzn ubranych w skafandry, jeden z aparatem, również byli w pobliżu. Byli na tyle daleko, że Mycroft nie był w stanie rozróżnić słów, które zostały wypowiedziane, ale wciąż słyszał pewny siebie głos Gregory’ego, nadal kierujący działaniami wszystkich będących na miejscu zbrodni.

Przymykając oczy i skupiając się na tym tonie, Mycroft pozwolił swoim myślom wędrować. Być może najlepiej byłoby wrócić do samochodu, ale pozostał tam, gdzie stał, myśląc o Gregory’m, który w innych sytuacjach był tak samo władczy. Mruknął do siebie, uśmiechając się lekko.

Ponownie otworzył oczy, gdy usłyszał zbliżające się kroki i obserwował, jak Gregory w końcu wracał do niego. W jego bladoniebieskich oczach pojawił się błysk, kiedy przesunął spojrzeniem w górę i w dół jego ciała, co sprawiło, że starszy mężczyzna zawahał się na chwilę, zanim stanął przed nim.

— Przepraszam, że trwało to trochę dłużej, niż planowałem, ale na razie mam wolne — powiedział, uśmiechając się promiennie. — Sal pozwoliła mi wrócić na chwilę do domu, zanim będę musiał wrócić.

— Mmm, dobrze — skomentował cicho Mycroft. — Wsiadaj do samochodu.

Gregory wydawał się zdumiony takim zachowaniem, ale posłuchał się. Gdy tylko drzwi się zamknęły i otoczyła ich cisza, Mycroft chwycił oraz przyciągnął drugiego mężczyznę, łącząc ich usta w brutalnym pocałunki. Gregory wydał z siebie dźwięk zaskoczenia, który zmienił się w jęk, gdy Mycroft zaczął mocno ssać swoją dolną wargę.

— Mycroft — sapnął w jego usta, ściskając mocno marynarkę. — Skąd ta reakcja?

— Obserwowałem cię — mruknął Mycroft, skubiąc szczękę Gregory'ego i otrzymując w zamian więcej westchnień i dreszczy. — Byłeś tak imponujący.

— Och, podobało ci się to? — zapytał ochrypłym głosem Gregory. — Zamknij się więc i usiądź na moich kolanach.

Znów przybrał ten stanowczy, władczy ton, dzięki czemu łatwo było stwierdzić, że nie było to coś, co podlegało negocjacjom. Mycroft wzdrygnął się, przygryzając dolną wargę, robiąc to. Siadając okrakiem na kolanach Gregory’ego, chwycił jego nadgarstki i unieruchomił je, zanim zaatakował szyję starszego mężczyznę.

— Kurwa, Mycroft — sapnął Gregory, wyginając się w jego stronę. — Zabierz mnie do domu. Teraz.

— Oczywiście — prychnął Mycroft, kołysząc biodrami, powodując, że obaj jęknęli, zanim odchylił się do tyłu, by zapukać w dzielącą ich od kierowcy szybę.

Zaczęli ponownie całować się namiętnie, ledwo zauważając, jak samochód ruszył, zabierając ich do domu.

Chapter 321: Wstydliwy moment

Chapter Text

— Myślałeś kiedyś o małżeństwie?

Zapytał niespodziewanie Greg pewnego wieczoru, kiedy po obiedzie odpoczywali na kanapie. Nie mógł nawet stwierdzić, co tak naprawdę skłoniło go do poruszenia tego tematu na głos. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale skłamałby, gdyby powiedział, że o tym nie myślał.

Zaskoczony Mycroft odstawił herbatę i odwrócił się, by na niego spojrzeć. Greg poruszył się na kanapie, oblizując usta, gdy usiadł nieco prościej. Reakcja młodszego mężczyzna nie była taka, na jaką Greg liczył. Jego reakcją była… pustka. Czasami Greg nadal miał trudności z odczytaniem sygnałów wysyłanych przez niego, a jego wyraz twarzy tak naprawdę się nie zmieniał. Starszy mężczyzna zaczynał wpadać w panikę.

— Małżeństwo? — powiedział w końcu Mycroft.

Przechylił lekko głowę na bok, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił. Greg przeczesał dłonią włosy i potarł potylicę.

— Tak, um. — Zaczął zaciskać usta. — Ty i ja. Wziąć ślub.

— Gregory, czy ty próbujesz mi się oświadczyć?

— Cholera — zaklął, a jego ręka opadła na kolana. — Nie w ten sposób? Nie. Nie mówię, że o tym nie myślałem, ale to było tylko takie pytanie. Właściwie nie wiem, co spowodowało, że je zadałem.

— Ale twierdzisz, że myślisz o ślubie ze mną — powiedział Mycroft, a spojrzenie jego bladoniebieskich oczu przesuwało się po twarzy, analizując go.

Greg żałował, że nie mógł zrobić tego samego. Nic w wyglądzie mężczyzny nie wskazywało na jakąkolwiek reakcję na to pytanie.

— Oczywiście — mruknął, wzruszając ramionami.

Spojrzał na swoje dłonie, wzdychając lekko przez nos. Może nie powinien był o tym mówić, a jedynie zrobić to poprawnie. Faktycznie się oświadczyć.

— Dlaczego właściwie miałbyś chcieć? — zapytał ostro Mycroft, a jego pytanie przecięło tok myśli Grega i zatrzymały je z piskiem.

— C…co? — zapytał, zszokowany.

— Dlaczego chcesz się ze mną ożenić? — powtórzył Mycroft, jego ton brzmiał na lekko zdziwiony. — Po bałaganie, przez który musiałeś przejść w przeszłości, dlaczego warto próbować ponownie? Z pewnością miałeś dość kłopotów ze swoją byłą żoną.

Greg wpatrywał się w niego. Szczęka opadła mu, aż do podłogi. Reakcja na jego pytanie było nie tylko szalenie nieoczekiwana, ale była również bardzo… ostra. Wyraz twarzy Mycroft był całkowicie pozbawiona uczuć, jego wzrok był przenikliwy i analizujący, a Greg poczuł ciepło narastające na jego policzkach. Prychnął, przygryzając dolną wargę i w końcu musiał oderwać wzrok i wbić wzrok w podłogę.

— Cóż — mruknął po kilku chwilach ciszy — masz rację, ale jestem głupi. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem.

Przełykając ślinę, wstał i zacisnął pięści, zanim przeszedł przez salon. Nie mógł zmusić się do spojrzenia na swojego partnera. Był nie tylko okropnie zawstydzony, ale także bardzo zraniony. Wiedział, że Mycroft go kocha i może małżeństwo po prostu nie było czymś, czego młodszy mężczyzna chciał dla nich. Nie sprawiło to, że ich związek stał się mniej realny. Nigdy się tak nie stanie.

To nie złagodziło irracjonalnego bólu, który go zalewał. Reakcja walcz lub uciekaj przejęła nad nim kontrolę, a on wolał uciekać, ponieważ nie mógł o tak zacząć krzyczeć. To minie. Potrzebował tylko chwili. Skrzyżował ramiona i wyjrzał przez okno, obserwując kilka samochodów przejeżdżających poniżej.

— Gregory — rozbrzmiał cichy głos Mycrofta zza jego pleców.

Napiął się, niepewny, czy był gotowy odwrócić się. Dopiero gdy smukłą dłoń delikatnie spoczęła na jego ramieniu, wziął głęboki oddech i odwrócił się.

— To nic — wzruszył ramionami, kręcąc głową na widok wyrazu twarzy Mycrofta. Teraz wyrażał emocje przez mimikę.

— Gregory, to była chyba niewłaściwa reakcja z mojej strony — kontynuował.

Greg przełknął ślinę i przeszył go spojrzeniem.

— Nie, spontaniczne reakcje są zwykle całkiem trafne — westchnął, przeczesując dłonią włosy i tylko nieznacznie cofając się spod dotyku. — Zapomnij o tym. Masz rację, po prostu… Chyba dałem się ponieść tej myśli, ale to w porządku. Nie potrzebujemy…

— Gregory, czy mógłbyś mnie wysłuchać? — Mycroft westchnął z niecierpliwością, unosząc brwi. Greg również westchnął, ale skinął głową. — Nie mówię, że wykluczam możliwość, że to się wydarzy między nami. Przyznam, że nigdy wcześniej nie brałem tego pod uwagę. Jednak to było zanim się pojawiłeś. Głupotą jest jednak sądzić, że potrzebujemy pierścionków i kawałka papieru, aby udowodnić sobie nawzajem, kim jesteśmy dla siebie, ale doskonale rozumiem konwencję stojącą za tym rytuałem. Najwyraźniej myślałeś o tym więcej niż raz, a ja w żaden sposób tego nie lekceważę.

Greg obserwował go, znów nerwowo przełykając. Wziął głęboki oddech i skinął lekko głową.

— Moje początkowe zaskoczenie była prawdopodobnie wywołane niewłaściwym sposobem poruszenia tego tematu z tobą — kontynuował Mycroft. — I za to przepraszam. Zdaję sobie sprawę, jak to wyglądało i nie było to moim zamiarem. Może zignorujemy tę początkową reakcję i wkrótce wrócimy do tematu? Chodź, usiądź ze mną.

Greg spojrzał w dół, widząc, że Mycroft wyciągał do niego ręce. Przez chwilę rozważał ofertę, po czym ponownie skinął głową i ujął smukłą dłoń. Ich palce splotły się i wrócili na kanapę. Po tym, jak usiedli, Mycroft otoczył ramieniem Grega i delikatnie przyciągnął go bliżej.

— Czuję jednak, że powinniśmy to nagrać na pamiątkę — powiedział po chwili Mycroft z wyraźnym rozbawieniem w głosie. — To były raczej okropne oświadczyny.

Greg parsknął, nie mogąc powstrzymać rozbawienia, gdy spojrzał na swojego partnera. Wyraz twarzy mężczyzny był teraz pełen uczucia i dokuczania, co sprawiło, że było mu lżej na duszy i wywołało u niego śmiech.

— Tak, wiem. Zostaw to mnie, żebym był całkowicie nieromantyczny — westchnął. — Dobrze, że tak naprawdę nie były to oświadczyny.

Mycroft mruknął w odpowiedzi, pochylając się i obejmując policzek Grega, zanim delikatnie go pocałował. Greg z radością odwzajemnił pocałunek, czując, jak serce bije mu szybciej, a ta zawstydzająca sytuacja zostaje zapomniana.

Wiedział, że pewnego dnia poprosi Mycrofta o rękę. To miało się wydarzyć. I do cholery, zamierzał upewnić się, że zrobi to idealnie.

Chapter 322: Miłosne notatki

Chapter Text

Życie można sklasyfikować jako serię chwil, wspomnień, migawek… Zawsze chwile. To było coś, z czym Greg był trochę zaznajomiony w odniesieniu do swoich dzieci, ponieważ migawki i chwile były jedynym sposobem na zatrzymanie drobnych rzeczy, gdy twoje małe dziewczynki rosły o wiele za szybko.

Pracę można również było rozpatrywać jako ciąg chwil. To był jeden z lepszych sposobów na zachowanie rozsądku podczas wykonywania obowiązków. Nawet najlepszy gliniarz ryzykował, że praca dopadnie go w zły sposób i każdy z nich miał koszmary. To, co robiłeś wokół tego, utrzymywało cię przy życiu. To była ważna część: część, którą starał się nauczyć i pokazywać swojemu zespołowi tak często, jak tylko mógł.

Nigdy wcześniej nie myślał o związku jako o podobnej serii chwil. Oczywiście zdarzały się wyjątkowe momenty, ale w porównaniu z innymi rzeczami nigdy to nie było to. Każdy związek, który miał, był doświadczeniami, które wzmacniały się nawzajem, ale nie w stabilny sposób, który dobrze wróżył dwóm zaangażowanym w tę relację. Większe momenty mogły istnieć w większości, ale nie było tych małych.

Potem pojawił się Mycroft Holmes. Mycroft… przyniósł ze sobą małe rzeczy.

Żaden z nich tak naprawdę nie planować nabrać tego jako nawyku. Zaczęło się od prostego, głupkowatego sposobu, w jaki Greg chciał okazać swoją miłość w szczególnie stresującym tygodniu dla polityka. Wziął samoprzylepną karteczkę, gryzmoląc na niej wiadomość i włożył ją do teczki Mycrofta, wiedząc, że znajdzie ją później w ciągu dnia i miając nadzieję, że wywoła u niego uśmiech.

Poświęć chwilę, aby zamknąć oczy i pomyśleć o Paryżu. Ty, ja, nadzy i truskawki. I wiedz, że myślę o tym samym. - G

Odniesienie do ich ostatnich wakacji poza krajem, które były zbyt dawno temu, zadziałało. Wiadomość, którą otrzymał w porze lunchu po tym, jak Mycroft znalazł notatkę, rozgrzała go od koniuszków palców po czubek głowy i chociaż nie widział młodszego mężczyzny, był pewien, że ten się uśmiechał.

Tak się zaczęło.

Wczoraj rano zdałem sobie sprawę, że kiedy słońce pada na twoje włosy, gdy jeszcze śpisz, to lśniące srebro jest bardziej promienne niż jakikolwiek metal szlachetny. - MH

Kochanie ciebie jest jednym z największych cudów we wszechświecie. - G

Właśnie wtedy, gdy myślę, że cię rozgryzłem, nadal mnie zaskakujesz. Oczarowujesz mnie pod każdym względem, o którym nigdy nie myślałem, że potrzebuję. - MH

Kiedy wrócisz do domu, zafunduje ci noc, której nigdy nie zapomnisz. - G

To nie było coś, na co którekolwiek z nich zgodziło się często robić. To właśnie się stało. Wszędzie zostawiali sobie nawzajem małe notatki. Przyklejali je do dzbanka do kawy, szafki na herbatę, lustra w łazience, szuflady komody i wieszaka na ubrania. Wsadzali je do swoich samochodów. Wsuwali sobie do różnych kieszenie. Zabierali je do biura drugiej osoby (w tym przypadku z dużą pomocą Anthei, która zawsze tylko uśmiechała się do Grega na powitanie).

Ich tematyka wahała się w każdym kierunku, oczywiście w zależności od ich nastrojów. Częściowo sprawiło to, że było to takie zabawne. Nigdy tak naprawdę nie wiedzieli, co będzie napisane na nich, dopóki tego nie przeczytali. Jak wiele innych rzeczy w ich życiu to również było nieprzewidywalne. Porywające. Niesamowite.

Każdy dzień poza domem jest dniem bardziej wyczerpującym. Tęsknię za Twoją obecnością u mego boku. - MH

Wciąż czuję twoje usta na mojej skórze. - G

Za każdym razem, gdy poprawiam krawat, czuję na obojczyku przyjemne przypomnienie wczorajszej nocy. - MH

Hej, ślicznotko, pamiętaj, żeby odpocząć i zjeść coś po południu. - G

Masz moje pozwolenie na wrzucenie Sherlocka do aresztu na kilka godzin, jeśli jest niesforny. Właściwie to kupię wino na tę okazję. - MH

Wracaj bezpiecznie do domu, do mnie. - G

Każde nowe słowo tylko umacniało więź między nimi. Każda nowa notatka powodowała gwałtowny przypływ adrenaliny w piersi Grega. Rozpromieniał się na każdą wiadomość, jakby usłyszał ją bezpośrednio od młodszego mężczyzny. Chciał, żeby nigdy nie przestali ich wymieniać.

Obaj zatrzymali każdą notatkę, chowając ją do szuflady, żeby nic im się nie stało. Później zostawały zebrane i umieszczone w albumie. Mycroft przewracał oczami na sentymentalizm tego wszystkiego, ale Greg wiedział, że nie godził się tylko ze względu na fakt, że było to ważne dla jego partnera. Mógł powiedzieć, że było to również ważne dla Mycrofta, nawet jeśli nigdy się do tego nie przyznawał. Nie był w stanie ukryć sposobu, w jaki jego jasnoniebieskie oczy błyszczały, gdy składali wszystkie notatki w albumie, siedząc wspólnie ze skrzyżowanymi nogami na podłodze.

Greg kochał go jedynie jeszcze bardziej.

Chapter 323: Spotkania polityczne

Notes:

Uwagi: Autorka prosiła, aby podkreślić, że nie zna się a rządzie brytyjskim, więc wybaczcie wszystkie nieścisłości.

Chapter Text

— Jesteś pewien, że powinienem tu być? — wyszeptał Greg, pochylając się bliżej ramienia Mycrofta, poruszając się nieco nerwowo.

Pociągnął za mankiet marynarki, spoglądając w górę i w dół po nieskazitelnej sylwetce swojego partnera. Był przyzwyczajony do tego, jak idealnie wyglądał Mycroft w swoim trzyczęściowym garniturze, ale w jakiś sposób zostało to jeszcze bardziej wzmocnione dzisiejszego wieczoru.
Nie było włoska ani żadnej nitki nie na miejscu, żadnej zmarszczki na ubraniu, o której można byłoby wspomnieć, mimo że dopiero co przytulali się na tylnym siedzeniu czarnego samochodu, który ich tutaj zawiózł. Jego parasol jak zwykle zwisał mu z łokcia, a drugą rękę opierał na krzyżu Grega.

Starszy mężczyzna przełknął ślinę, oblizując usta i prostując się nieco. Jedyną kojącą rzeczą w tej nocy było uczucie, jak kciuk Mycrofta delikatnie pocierał w górę i w dół jego bok. Wypuścił ze świstem powietrze i pozwolił, by jego ramiona opadły, gdy spoglądał na polityka.

— I jesteś pewien, że chcesz wejść w ten sposób? — zapytał.

Mycroft posłał mu to spojrzenie: “nie bądź śmieszny”.

— Niby w jaki sposób, Gregory? — zapytał, przechylając głowę na bok.

— Cóż, jest tu wielu… niesamowitych ludzi, ważnych, a ja…

— Gregory, nie jesteś głupi, więc chciałbym, żebyś przestał się tak zachowywać — prychnął Mycroft, rzucając mu kolejne znaczące spojrzenie, po czym delikatnie przycisnął dłoń do jego krzyża, popychając go w stronę wejścia.

Greg zacisnął usta i poruszył się, zaczynając iść do przodu. Poczekał, aż Mycroft przyjmie lekkie prowadzenie i razem weszli do budynku. Dwóch mężczyzn otworzyło ogromne drzwi, uprzejmie kiwając głowami i otrzymując skinienie w odpowiedzi od Mycrofta. Greg wymamrotał podziękowania, starając się ze wszystkich sił nie gapić się na otoczenie.

Sufit wydawał się być tak wysoko, oświetlony żyrandolami, które odbijały się od misternie ozdobionych powierzchni i sprawiały, że pomieszczenie wydawało się jeszcze większe. Na ścianach wisiały płótna, a okna miały prawie cztery metry wysokości. Była tam otwarta sala balowa, gdzie kilka osób tańczyła do muzyki (oczywiście była to muzyka na żywo, do cholery). W całym pokoju były umieszczone okrągłe stoły, na których znajdowały się wszelkiego rodzaju jedzenie i napoje, ale jakby tego było mało, po drugiej stronie kręcili się kelnerzy z tacami pełnymi jeszcze większej ilości jedzenia i napojów.

Wszyscy w tym miejscu nosili stroje, które z łatwością kosztowałyby jego trzymiesięczną pensję. Znów przełknął ślinę, czując się bardziej nie na miejscu niż Sherlock na występie komediowym. Jednak ramię Mycrofta nadal spoczywało wokół jego talii i choć go to zaskoczyło, bym mu za to wdzięczny. Greg prawie nieświadomie cofnął się, wtulając się w pocieszającą i znajomą postać mężczyzny, chcąc się ukryć, dopóki nie skończą i nie będzie mógł wrócić do domu. W domu mógł nosić spodnie od dresu, które posiadał od dziesięciu lat, bez obawy, że zostanie osądzony. Tutaj czuł na sobie czyjeś spojrzenia, oceniające jego strój jako śmieć i to było okropne.

— Nie zostaniemy długo — wymamrotał mu do ucha Mycroft, nachylając się nad nim. — Najwyżej godzinę. Mam trochę pracy do wykonania i dopóki uda nam się utrzymać porządek obrad, nie będziemy tego przeciągać.

Greg skinął głową, przygryzając dolną wargę. Mycroft w końcu się odsunął, ale tylko na tyle długo, by wziąć dwa kieliszki szampana z niesionej przez kelnera tacy. Odwrócił się z powrotem do Grega i podał mu napój, posyłając mu krótki, ale szczery uśmiech, zanim wziął łyk. Greg opanował się na tyle, że nie wypił alkoholu jednym haustem, choć miał na to ochotę. Wiedział, że jeśli się trochę upije, bardziej się zrelaksuje.

— Tam jest kilka kluczowych członków Izby Lordów — powiedział Mycroft do ucha Grega, delikatnie splatając ich ramiona, gdy prowadził go przez pokój.

— W takim razie nie idźmy tam — powiedział Greg, biorąc kolejny łyk szampana.

Naprawdę nie chciał stanąć przez kimkolwiek z Izby Lordów. Mycroft zaśmiał się.

— Na szczęście nie mam do czynienia z czymś tak intensywnym dzisiejszego wieczoru.

Młodszy mężczyzna uśmiechnął się, a Greg odetchnął z ulgą.

— Dzięki Bogu za to — powiedział, uśmiechając się.

Mycroft ponownie się zaśmiał.

— Jednak muszę tam podejść — powiedział Mycroft, wskazując nieco w lewo.

Greg poczuł skurcz żołądka.

— Czy musisz? — jęknął.

— Tak. — Mycroft uśmiechnął się. — Nie martw się.

Oczywiście. Nie martw się. Mycroft właśnie ich poprowadził do miejsca, gdzie minister spraw wewnętrznych rozmawiała z kanclerzem i głównym sędzią. Chryste. Miał ochotę śmiać się z absurdy widzenia ich stojących razem w ten sposób.

— Pan Holmes! — Minister spraw wewnętrznych uśmiechnęła się, gdy się zbliżyli.

Mycroft przybrał swój automatyczny uśmiech. Greg natychmiast to zauważył i chciał tylko, żeby ziemia się rozstąpiła i połknęła go w całości.

— Dobry wieczór, Thereso — przywitał się, pochylając się, by pocałować ją w oba policzki. —To mój partner, inspektor Gregory Lestrade.

Greg był zaskoczony przedstawieniem, ale wydawało się, że dobrze to zniósł. Uśmiechnął się i wyciągnął rękę, by uścisnąć jej dłoń. Mycroft już zaczynał realizować początki swojego planu na wieczór. Został wciągnięty w kilka drobnych rozmów dotyczących jego spraw i, co nie było zaskoczeniem, cięć budżetowych (ech). Kanclerz wspomniał nawet o swoim cholernym rekordzie aresztowania - skąd, do cholery, wiedział, Greg nigdy się nie dowie. Mycroft oczywiście pomagał, praktycznie wyśpiewując pochwały na jego temat, aż Greg cały się rumienił.

Nigdy nie poczuł się komfortowo, kiedy tam byli, ale nie mógł zignorować tego, jak Mycroft nadal przedstawiał go jako swojego partnera. Z pewnością była to prosta rzecz, ale była niesamowita. Mycroft był z niego dumny i spędzili obok siebie prawie cały wieczór. Był wystarczająco czuły, aby ludzie wiedzieli, że są w związku. To było niesamowite.

Chapter 324: Nieplanowanie zajęcia podczas lunchu

Chapter Text

W biurze Mycrofta w Whitehall działo się wiele interesujących rzeczy. W obrębie tych czterech ścianach miały miejsce rzeczy, które były objęte najwyższymi poziomami nadzoru. Odbywało się tu wiele negocjacji i jeszcze więcej spotkań. Było to jedno z najbezpieczniejszych pomieszczeń w Londynie, w których nieczęsto przebywała rodzina królewska (żeby nie powiedzieć, że nigdy ich tu nie było, bo zdarzały się takie wizyty…), a gdyby zaistniała taka potrzeba, można było się w nim zamknąć na tygodnie i nadal funkcjonować całkiem poprawnie.

To biuro wiele widziało. Tutaj na kanapie, Sherlock dochodził do siebie z niejednego swojego haju. To tu odbyły się jego pierwsze, zawodowe spotkania z Gregorym Lestradem. To tam John siedział naprzeciwko niego, przechodząc najintensywniejsze przesłuchanie, gdy Mycroft wypytywał go o jego zamiary wobec swojego brata. To nie był pierwszy raz, kiedy zadał takie pytanie, ale tym razem odpowiedź była zupełnie inna.

To tam on i Gregory wdali się w kłótnię tak zaciekłą, że był pewien, że ich nieformalny związek skończy się na dobre. To tam pracował do tego stopnia, że nawet Anthea wyraziła swoją troskę o niego, i to tutaj on i Gregory całowali się, gdy się pogodzili i ich związek stał się jeszcze silniejszy niż kiedykolwiek. Zwykle nie był sentymentalny, ale wydawało się, że z Gregorym Lestrade’em w jego życiu, to była nieunikniona zmiana.

Jednak w dzisiejszych czasach biuro w Whitehall było bardziej miejscem, w którym Gregory leżał na kanapie, całkowicie nagi, z Mycroftem pochylającym się nad nim i całującym go namiętnie. Usiadł okrakiem na starszym mężczyźnie, poruszając biodrami i ściskając razem ich erekcje, na co obaj westchnęli.

— My… Myc — jęknął Gregory, lekko wyginając się w łuk, prawie wbijając paznokcie w blade plecy Mycrofta. — O Boże.

Nie taki był plan, kiedy Gregory wpadł w porze lunchu. Mycroft wierzył, że w planie był rzeczywisty lunch. Jednak nie widzieli się przez dłuższy czas, było to prawie dwa tygodnie, a czułe pocałunki na powitanie szybko przerodziły się w coś bardziej desperackiego i pożądającego. Dopiero gdy byli przyciśnięci do ściany i obaj mieli penisy twarde niczym skały, Mycroftowi przyszło do głowy, żeby przenieść ich do wygodniejszego miejsca.

Gregory wsunął dłoń między ich ciała, owijając palcami oba penisy, powoli je gładząc. To sprawiło, że Mycroft zadrżał, a jego usta rozchyliły się, gdy ponownie sapnął i pozwolił, by jego oczy zamknęły się na chwilę. Dostosowując swoją pozycję tak, że był bardziej wyprostowany i nie musiał opierać się na dłoniach, przesunął rękę w dół, aby dołączyć się, przesuwając kciukiem nad ich główkami, rozmasowując na nich preejakulat.

Czuł, jak jego mięśnie napinają się pod dotykiem, wrażliwe na podniecenie i wysyłające ciepło, które przez niego przepływało. Zagryzł wargę mruknął cicho z głębi gardła. Z drugiej strony Gregory jęknął, gdy ponownie wygiął się w łuk. Śmiejąc się, Mycroft przeniósł drugą dłoń, by delikatnie przyłożyć palec do ust swojego kochanka. W końcu byli w jego biurze, a nie w zaciszu własnego domu. Rzadko zdarzało się, by Mycroft pozwalał, by sprawy zaszły aż tak daleko.

Spojrzenie brązowych oczu Gregory’ego spotkało się z jego jasnoniebieskimi. Tęczówki starszego mężczyzny były prawie niewidoczne przez rozszerzone źrenice wynikające z tego, jak bardzo był podniecony. Wypuszczając drżący oddech, Gregory rozchylił usta i przejechał językiem po opuszku palca Mycrofta. Młodszy mężczyzna wciągnął powietrze na niespodziewanie zmysłowy kontakt i zanim zdążył cokolwiek zrobić, Gregory wziął jego palec do ust i zaczął delikatnie go ssać.

Ani razu nie zerwali kontaktu wzrokowego. Mycroft jęknął. Czuł, jak jego kończyny zmieniają się w galaretę, gdy Gregory ssał mocniej, używając zębów, by również trochę skubnąć palec. Biodra Mycrofta szarpnęły się do przodu, napierając na ciało partnera. Pozwolił swojej głowie opaść do tyłu, gdy jęknął głośniej. Teraz trudniej było to powstrzymać. Gregory niszczył go na wszystkie sposoby, które tylko on znał. Mycroft zapomniał o wszystkim i wszystkich innych, skupiając się na nich dwojgu, kanapie i ich dążeniu do przyjemności.

Po niesamowicie leniwym procesie sprzątania i zjedzenia lekko zimnego lunchu, rozstali się przy kolejnych pocałunkach i rozmowie o wspólnej kolacji tego wieczoru. Kiedy Anthea przyszła do biura dwadzieścia minut później z jakimiś raportami, uśmiechała się złośliwie.

— Może powinniśmy zainwestować w skuteczniejsze wyciszenie tych ścian? — zapytała, odkładając teczkę i wyciągając Blackberry. — Razem z inspektorem sprawiliście, że stażysta się zarumienił.

— Jeśli wszyscy wiedzą, co leży w ich najlepszym interesie, nic nie powiedzą ani nie będą zachowywać się inaczej, gdy opuszczę to biuro — powiedział chłodno Mycroft, przeglądając papiery.

Nie przejmował się tym, że mały personel, który trzymał w budynku była świadomy jego zażyłości z Gregorym. W swoim biurze w Whitehall zatrudniał tylko najbardziej zaufanych pracowników.

Anthea wyglądała na rozbawioną. Mycroft nie mógł powstrzymać cichego śmiechu. Wątpił, by jego partner uznał tę sytuację za zabawną, ale to czego Gregory nie wiedział, to mu nie zaszkodzi.

Jego personel był niczym innym jak dyskretny.

Chapter 325: Okres dostosowawczy

Notes:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

— Szczerze, Gregory, czy naprawdę musisz to teraz robić? — warknął Mycroft, pół obracając się w miejscu, w którym siedział zgarbiony przy biurku.

Greg zamarł, cicha melodia wydobywająca się z jego gitary ucichła. Zamrugał zdziwiony.

— Co? — zapytał, patrząc na młodszego nastolatka w szoku. Bawił się kostką, zaciskając usta.

— Jest późno i próbuję się uczyć, a ty zajmujesz się tym cholerstwem od godziny — wyjaśnił Mycroft ostrym tonem.

— Myc, w przyszłym tygodniu mam koncert — wymamrotał Greg, przypominając mu. — I tak nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zestresowany. Szczerze mówiąc, nie musisz nawet uczyć się, aby otrzymać najlepsze oceny. Jesteś mądrzejszy od tych cholernych nauczycieli.

— Och, więc powinienem zaniedbać naukę? — zapytał Mycroft lodowatym tonem, unosząc brew. — Tak jak ty?

— Ej. — Greg spiorunował go wzrokiem. — Nie zaczynaj tego ze mną.

— Bądź więc gdzie indziej — powiedział drugi nastolatek, odwracając się z powrotem do stosu swoich podręczników, chwytając długopis.

Wzdychając, Greg wstał z kanapy i pomaszerował do ich sypialni. Mieszkał z Mycroftem od kilku miesięcy. Znaleźli to miejsce w pobliżu szkoły, dzięki czemu nie byli zmuszeni do bycia uwięzionymi w kampusie przez cały czas. To było odświeżające. To było dla nich dobre. W następnym miesiącu minie rok odkąd się spotykali i pod wieloma względami zbliżyli się do siebie.

Najwyraźniej jednak wciąż dostosowywali się do siebie. Choć troszczyli się o siebie nawzajem, wciąż istniało tak wiele sposobów, w jakie on i Mycroft ścierali się. Byli bardzo różnymi ludźmi. Jego koledzy wciąż byli zaskoczeni, że ich dwójka zaczęła się w ogóle spotykać i że nadal byli ze sobą. Na początku było to trochę pochlebne, ale w tym momencie stało się to po prostu obraźliwe.

Greg starał się nie obrazić na zniewagę, jaką właśnie zadał mu Mycroft. Wiedział, że nie do końca to miał na myśli młodszy nastolatek, ale wciąż. Wyraźnie się dopasowywali. Ich mieszkanie nie było duże i chociaż przez większość czasu cieszyli się bliskością, po prostu… potrzebowali również własnej przestrzeni. Wzdychając, opadł na łóżko i z roztargnieniem strojąc gitarę.

Podtrzymywał to, co powiedział. Mycroft ciągle siedział przy tym cholernym biurku. Od tygodnia prawie nie spędzili ze sobą czasu. Wiele razy Greg kładł się do łóżka sam, od czasu do czasu rejestrując uginanie się materaca, kiedy dołączał do niego Mycroft, Bóg sam wie, ile godzin później. Raz czy dwa budził się, gdy byli razem w łóżku, ale… nawet to było coraz rzadsze. Szczerze mówiąc to było trochę irytujące.

Marszcząc brwi, Greg wstał i oparł gitarę na jej zwyczajowym miejscu o ich szafę, po czym włożył ręce do kieszeni bluzy i powłócząc nogami wszedł z powrotem do salonu. Zatrzymał się, przenosząc ciężar ciała, wpatrując się w plecy Mycrofta.

— Głodny? — zapytał, próbując zawrzeć pokój.

Mycroft tylko mruknął niezobowiązująco w odpowiedzi.

To nie - pomyślał Greg, czując przypływ irytacji w piersi. Poświęcił chwilę pełną upartości, by spojrzeć na nastolatka, mimo że ten był tego nieświadomy, i poszedł do kuchni, by zrobić coś do zjedzenia dla siebie. Nie powinien być tak zirytowany, ale miał wybuchowy temperament i nie lubił być tak beztrosko odrzucany. To było gówniane.

Podczas jedzenie opierał się o blat, żując kanapkę, wpatrując się w przypadkowe rzeczy. Nagle czajnik bardzo go uraził. Prychnął, przeczesując wolną ręką włosy. Zamiast zrobić sobie herbatę, wyjął butelkę wody z lodówki. Po nasyceniu głodu, wrócił do salonu, ostentacyjnie nie patrząc na swojego chłopaka, gdy opadł na kanapę. Zaczął bawić się swoją komórką.

Mniej więcej godzinę później po jego lewej stronie coś się poruszyło i zobaczył, jak Mycroft odsuwał krzesło wstając. Greg poruszył się w miejscu, w którym siedział, ale nie odrywał spojrzenia od gry mahjongu, w którą grał na komórce. Wciąż był trochę sfrustrowany i nie zamierzał dogadzać nastolatkowi, który najwyraźniej nie chciał poświęcić mu czasu.

Mycroft westchnął, podchodząc i siadając obok niego. Greg przygryzł dolną wargę, kontynuując swoją grę. Mycroft położył ręce na kolanach. Żaden z nich nie mówił. końcu, po około dziesięciu minutach, cisza została przerwana.

— Czasami wciąż mam trudności z przystosowaniem się do tego — mruknął Mycroft.

Greg przestał poruszać kciukiem, nie skupiając się teraz na ekranie komórki przed nim, ale też nie spuszczając z niej wzroku.

— Och? — zdołał wykrztusić.

— Rzeczywiście. — Mycroft skinął głową, wzdychając. — To nie znaczy, że w jakikolwiek sposób żałuję naszej decyzji o wspólnym zamieszkaniu. Po prostu jestem przyzwyczajony do dużej ilości odosobnienia i ciszy. To… przytłaczające.

Greg podniósł wzrok i spojrzał na twarz drugiego nastolatka. Mycroft zmarszczył brwi, najwyraźniej sfrustrowany i zmęczony. Poczuł, jak opadają mu ramiona. Położył komórkę obok siebie na kanapie. Wyciągnął rękę, owinął ją wokół ramion Mycrofta, przyciągając go do siebie. Młodszy nastolatek poruszył się chętnie, dopasowując się wygodnie do ciała Grega.

— Musisz wziąć oddech i to posegregować — wyszeptał, głaszcząc Mycrofta po włosach. — Czy nie zawsze to powtarzasz?

Mycroft zanucił swoją zgodę, wzdychając. Greg nagle stwierdził, że nie mógł się już złościć.

— Pieprzyć podręczniki — wyszeptał, odwracając się, by pocałować włosy Mycrofta. — Chodź ze mną do łóżka. Tęskniłem za tobą, Mycroft. Żyjemy razem, do cholery, nie powinienem za tobą tak bardzo tęsknić.

W jego słowach nie było ciepła. Po prostu same… emocje. Naprawdę tęsknił za Mycroftem leżącym obok niego w łóżku. Jego serce waliło, gdy czekał na odpowiedź. Młodszy nastolatek usiadł prosto i spojrzał na niego. Spojrzenie jasnoniebieskich oczu przeskanowało twarz Grega i w końcu Mycroft skinął głową.

— W porządku — wyszeptał, obejmując dłonią policzek Grega.

Leżeli zaledwie dziesięć minut pod kołdrą, zanim obaj zasnęli głęboko.

Chapter 326: Porwany

Chapter Text

Rozległ się okrzyk bólu, po którym nastąpił ponury śmiech. Greg miał wrażenie, że płonie. Trząsł się, był przywiązany do krzesła, a ręce miał unieruchomione za plecami. Zakręciło mu się w głowie i był pewien, że lada chwila zwymiotuje. Jego skóra była blada i lepka, a włosy mokre od potu.

— W porządku, inspektorze, wszystko będzie o wiele lepsze, kiedy specyfik zacznie działać. — Jego porywacz szeptał mu do ucha, gdy pochylał się nad nim.

Światło padło na pustą strzykawkę i Greg poczuł, jak ołowiany ciężar zagościł w jego trzewiach. Nie było wiadomo, jaki rodzaj narkotyku był w strzykawce, ale teraz najwyraźniej znajdował się w jego ramieniu. Zgięcie jego łokcia pulsowało i czuł tam wilgoć. Czy krwawił? To nie była czyste wkłucie, ale bez wątpienia skuteczne.

Prawie nie pamiętał, jak tu się znalazł. Najprawdopodobniej miał wstrząs mózgu. Miał tylko nadzieję, że jego porywacze byli na tyle niechlujni, że Sherlock i John go znajdą. Albo Mycroft… Chryste. Mycroft.

Greg zaskomlał z bólu, przełykając ślinę, gdy zaczął być coraz bardziej zamroczony. Jego tętno gwałtownie przyspieszyło, ale to nie było spowodowane adrenaliną. Czuł się na to zbyt spokojnie. Nie, to musiały być narkotyki. Szybko działały.

A sądząc po przebłysku przedmiotów ustawionym na pobliskim stole, to był dopiero początek.

OoO


— Pobudka, inspektorze — rozkazał jego porywacz.

Jego głos brzmiał tak daleko, prawie eterycznie. Dopiero mocne uderzenie w policzek, które odrzuciło głowę na bok, przywróciło Grega do przytomności.

Było mu zimno. Drżał jeszcze gwałtowniej i wszystko go bolało. Rozchylił spierzchnięte usta, by westchnąć i jęknąć. Zamrugał szybko, zanim musiał zacisnąć powieki. Ponieważ w pokoju nie było zbyt wiele światła, jego ból głowy musiał być czymś okropnym.

Z tyłu jego głowy znajdowała się ręka, która go podtrzymywała. Plastik naciskał na jego usta. Chłodna woda spływała po jego języku i w dół gardła. To przyniosło ulgę na całe pięć sekund, zanim zaczął się lekko krztusić, powodując, że znowu zaczął ostro kaszleć. Kubek został odebrany.

— Muszę cię przynajmniej trochę nawodnić — powiedział mężczyzna. — Wygląda również na to, że zaczynasz mieć objawy odstawienia. Nie możemy do tego dopuścić. Chcesz jeszcze jedną dawkę, inspektorze?

Greg potrząsnął głową, jęcząc, gdy nie mógł wykrztusić słowa. Boże, nie, nie chciał więcej. Śmiech, który rozbrzmiał, pokazał, że wyraźnie ich to nie obchodziło, bo i tak to się stanie. Bolesne, przeszywające uczucie znów pojawiło się w jego ramieniu i krzyknął, wyginając plecy w odruchu ucieczki, mimo że nie mógł się ruszyć. Ból się nasilił, poczuł więcej wilgoci, a potem ogień zalał całe jego ciało. Drżenie stało się ostrzejsze, zanim całkowicie ustało, a jego ból głowy zniknął.

Z westchnieniem znów stracił przytomność.

OoO


Ten trend się utrzymywał. Greg nie miał poczucia czasu. Stracił rachubę, ile razy budził się z bólem i z pragnieniem. Za każdym razem był uspakajany narkotykami, bez względu na to, jak bardzo protestował. Sprawy zaczęły się komplikować, bez wątpienia z powodu lęku, a ból stał się tak stały, że prawie już na niego nie reagował.

Ciepła dłoń na jego twarzy przywróciła Grega do świadomości. Dotyk był inny niż wszystkie poprzednie. Jego brwi zmarszczyły się, a oczy nadal były mocno zamknięte. Jęknął, próbując obrócić głowę.

— Ciiii, Gregory — rozległ się cichy głos. Gregory. Jego porywacze nigdy nie używali jego prawdziwego imienia… Gregory? Ten głos… — Gregory, czy mnie słyszysz?

Ręka znów znalazła się na jego twarzy, obracając jego głowę. Ciało pochyliło się. Usta przycisnęły się do jego czoła. Greg otworzył oczy, krzywiąc się, zanim zaszlochał na widok klęczącego przed nim Mycrofta.

— Myc… — wychrypiał.

— Ciiii, wszystko w porządku — szeptał dalej Mycroft, delikatnie przeczesując palcami jego włosy. — Jestem tutaj. Zabieram się stąd. Trzymaj się.

Greg skinął głową, powieki zatrzepotały, ponieważ nie był w stanie dłużej zachować przytomności.

OoO


Pip. Pip. Pip.

Greg chrząknął, gdy się obudził, niemal natychmiast zauważając, że znajduje się w zupełnie innym otoczeniu. Chłód wokół jego dłoni zniknął, gdy poczuł palce na swoich.

— Gregory?

Greg skrzywił się na nagły przypływ światła, gdy zmusił się do otwarcia oczu. Był w szpitalu. Poświęcił chwilę na przyzwyczajenie się do wszystkiego, zanim odwrócił głowę spoczywającą na poduszce. Ujrzał bardzo zmartwionego Mycrofta pochylającego się nad łóżkiem.

— He… Hej — wychrypiał, kaszląc z powodu suchości w gardle.

Mycroft zabrał swoje ręce tylko po to, żeby chwycić wodę, trzymając szklankę blisko niego, kierując słomkę między usta Grega, żeby mógł się napić.

— Po prostu odpoczywaj — powiedział Mycroft, zanim Greg zdążył pomyśleć, by coś powiedzieć. Patrzyli na siebie przez chwilę. Miał tak wiele pytań. — Wszystkie narkotyki zostały wypłukane z twojego organizmy. Używali stałej mieszanki kokainy i heroiny, aby zmaksymalizować ich wpływ na ciebie. Oni… używali zgięcia twojej lewej ręki do wkłucia za każdym razem i nie byli przy tym ostrożni. Gregory… będziesz miał blizny.

Greg zdołał skinąć głową. Domyślił się tego. Ból był zbyt intensywny i bez wątpienia mężczyzna wbijał igłę mniej więcej za każdym razem w to samo miejsce. Zdołała westchnąć, jęcząc. Ręce Mycrofta znów były wokół jego, delikatnie ją ściskając.

— Zdajesz sobie sprawę, że zmusiłeś mnie do pracy w terenie? — zapytał młodszy mężczyzna po kilku chwilach ciszy.

Drżenie w jego głosie zmusiło Grega do ponownego otwarcia oczu. Na ustach Mycrofta pojawił się sarkastyczny uśmiech, ale był on chwiejny, a jego oczy lśniły od nie wylanych łez. W jakiś sposób Greg zdobył się na własny uśmiech.

— Prze… przepraszam — wykrztusił, próbując się zaśmiać, ale tylko znowu zaczął kaszleć.

Po chwili podano mu więcej wody, a usta Mycrofta ponownie znalazły się na jego czole.

— Po prostu odpoczywał, Gregory — wyszeptał. Greg już zapadał w zaskakująco spokojny sen. — Będę tu, kiedy znów się obudzisz.

Greg wiedział, że tak będzie.

Chapter 327: Jeśli zdradzisz jego zaufanie

Chapter Text

Minął tydzień, odkąd Sherlock dowiedział się o związku Grega i Mycrofta. Greg naprawdę był zaskoczony, że mężczyzna nie zauważył tego w chwili, gdy się to zaczęło. Chociaż detektyw-konsultant wydawał się nieco rozkojarzony innymi rzeczami, które dotyczyły Johna. Mycroft tylko uśmiechnął się porozumiewawczo za każdym razem, gdy poruszano ten temat, a Greg już dawno nauczył się nie pytać. Gdyby miał się dowiedzieć, powiedział mu o tym Mycroft lub John. Był tego pewien.

Odkąd wiedział o tym, za każdym razem, gdy byli razem w tym samej przestrzeni, Sherlock piorunował go wzrokiem. Szczerze mówiąc, Greg uważał to całkiem zabawne. Był wyjątkowo dąsający się, co byłoby frustrujące, gdyby odciągało to jego uwagę od pracy nad przypadkiem, ale tak się nie działo. Był po prostu trochę bardziej uparty w tym wszystkim niż zwykle. Czasami Grega szokowało go to, że Sherlock był dorosłym mężczyzną.

Oczywiście, kiedy Sherlock zdecydował się porozmawiać z Sally, zamiast odpowiedzieć bezpośrednio na pytanie zadane przez Grega, wyznaczył granicę tego absurdu.

— Dobra, chodź ze mną — westchnął, podchodząc i chwytając Sherlocka za łokieć.

Młodszy Holmes patrzył na niego przez chwilę z wyraźnym zaskoczeniem, po czym zgodził się z wyrazem niezadowolenia i irytacji, ale Greg skończył z tym. Odwrócił się i odciągnął Sherlocka od miejsca zdarzenia, zauważając rozbawione spojrzenia, jakie rzucali mu John i Sally.

— Co dokładnie robisz, Lestrade? — warknął Sherlock, wyrywając ramię z uścisku Grega, gdy tylko zostali sami.

— To musi się skończyć — warknął Greg, odwracając się do Sherlocka, krzyżując ramiona.

Za tą odpowiedź został nagrodzony lodowatym spojrzeniem.

— Nie mam pojęcia, o czym…

— Och, cholera, nawet nie próbuj kończyć tego zdania — przerwał mu Greg, zaskakując Sherlocka. Wzdychając, inspektor uszczypnął nasadę nosa i zacisnął usta. — Posłuchaj — zaczął ponownie po kilku chwilach ciszy między nimi. — Jakakolwiek jest twoja opinia na temat mojego związku z twoim bratem, w porządku. Nie obchodzi mnie to. Znamy się od dawna, Sherlocku, dłużej niż znam Mycrofta…

— To oczywistość — powiedział ostro Sherlock.

— Czy… — Greg przerwał, zamykając oczy i oddychając głęboko, gdy ponownie zebrał się w sobie i zaczął od nowa. — Znamy się od dawna i wiele razem przeszliśmy. Nie chcę, aby to zniweczyło zaufanie, które zbudowaliśmy przez lata, ponieważ mów, co chcesz, ale wiem, że ono istnieje. Jednak nawet jeśli tak się stanie, nadal mam pracę do wykonania, a ty nadal jesteś konsultantem, więc na litość boską, przestań pozwalać, by to ingerowało w rozwiązywanie spraw.

— Czyli będziesz kontynuujesz ten… związek z moim bratem — powiedział Sherlock, mrużąc nieco oczy.

Greg wyzywająco uniósł podbródek.

— Tak — powiedział z niezachwianą pewnością siebie, nadal trzymając skrzyżowane ręce. — Dlatego, jeśli masz zamiar się tak zachowywać, zrób to poza moim miejscem zbrodni.

Ze znaczącym spojrzeniem Greg odwrócił się i zaczął kierować się w stronę ciała. Powiedział swoje, a Sherlock zdawał się przynajmniej to rozważać, a to naprawdę było wszystko, a co mógł prosić Greg. To, co teraz zrobi detektyw, zależało wyłącznie od niego, ale Greg miał do rozwiązania zagadkę morderstwa.

— Lestrade! — zawołał Sherlock, zanim Greg oddalił się zanadto.

Greg zatrzymał się, stojąc przez chwilę bez ruchu, po czym powoli się odwrócił. Uniósł pytająco brwi, patrząc, jak Sherlock wypuścił zirytowany oddech i podszedł do niego. Włożył ręce do kieszeni płaszcza i wbił wzrok w punkt gdzieś z boku głowy Grega.

— Mycroft lubi koty, chociaż nigdy się do tego nie przyzna. Odmówi wypieków, gdy mu się je zaproponuje, ale będzie wędrował do kuchni w środku nocy, aby je zjeść, kiedy pracuje. Jest bardziej nie do zniesienia niż ja i staje się jeszcze gorszy, kiedy musi być sam. Również ma Pałac Umysłu i chociaż nie jest on tak elegancki jak mój, jest znacznie starszy i bardziej wyćwiczony niż mój. To oznacza, może łatwo zostać zaśmiecony, a jeśli nie poświęci czasu na zagłębienie się w siebie i uporządkowanie tego, zostanie niesamowicie przytłoczony. W przeciwieństwie do mnie nigdy nie poświęca czasu na uporządkowanie sprawy, dopóki nie dojdzie do punktu krytycznego.

Sherlock mówił szybko i ani razu nie spojrzał Gregowi w oczy, a starszy mężczyzna tylko się w niego wpatrywał z rozchylonymi ustami. Co to było… Czy to było to, o czym myślał? Skupiał się na każdym słowie, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu na niektóre ze słodkich rzeczy, które mu mówiono.

— Sherlock… — zaczął Greg, gdy znowu zapadła cisza.

Kiedy ich spojrzenia się spotkały, w oczach młodszego mężczyzny, pojawił się zastraszający ogień, którego inspektor się nie spodziewał. Zamilkł i spojrzał na Sherlocka zdumiony.

— Chyba nie muszę ci mówić, że jeśli zawiedziesz zaufanie, jakim w jakiś sposób postanowił cię obdarzyć, konsekwencje będą opłakane — powiedział Sherlock wpatrując się w niego twardo. — I te konsekwencje nie poniesiesz tylko z ręki Mycrofta.

Mówiąc to, młodszy Holmes okręcił się na pięcie, jego płaszcz poruszał się wokół niego, gdy z okrzykiem do Johna wracał na miejsce zbrodni. Greg po prostu stał tam przez chwilę, trochę oszołomiony tym, co właśnie się stało. Oblizując wargi, w końcu wyciągnął komórkę i ruszył, by dołączyć do ekipy, wysyłając z uśmieszkiem wiadomość do Mycrofta.

Myślę, że twój brat właśnie dał mi mowę „zrań go, a cię zabiję”. - G

Chapter 328: Sauna

Notes:

Uwagi: Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

— Wciąż jestem zdumiony, że w ogóle przekonałeś mnie, abym tu przyszedł — syknął Mycroft sapiąc.

Zawstydzony, skrzyżował ramiona na nagiej klatce piersiowej. Obok niego Greg uśmiechnął się promiennie, chwytając jego rękę i delikatnie ją rozprostowując.

— Och, daj spokój — powiedział żartobliwie, szturchając młodszego nastolatka łokciem. — Jesteś tutaj najseksowniejszą osobą.

— Nie jestem przyzwyczajony do takiego pokazu. Jest to raczej niewygodne — wymamrotał Mycroft, przesuwając się nieco bliżej do Grega.
Owijając ramie wokół jego barków, Greg popchał i zaczął prowadzić Mycrofta z dala od basenu.

W rzeczywistości, prawie nikogo tam nie było. Greg celowo wybrał taką dziwną porę, ponieważ wiedział, że nie będzie wtedy tłumu. Jednak, jak powiedział Mycroft, sam był dość zdumiony, że udało mu się przyprowadzić tutaj drugiego chłopca. Na wpół żartował, że ich dwójka powinna pójść razem na pobliski kryty basen, głównie dla widoku jego chłopaka w kąpielówkach. Było przyjemnie to sobie wyobrazić, ale jak się okazało, jeszcze wspanialsze było zobaczenie tego na żywo. Ledwo mógł powstrzymać się od wpatrywania.

Jednakże nie znosił również tego, że Mycroft czuł się nieswojo. Wiedział jednak, że młodszy nastolatek nie poprosi go o powrót do domu, dlatego miał pomysł, który pomógłby mu się trochę zrelaksować.

— Gdzie idziemy? — zapytał Mycroft, kiedy dotarli do rogu dużego pokoju i ruszyli w dół krótkim korytarzem.

— Gdzieś, gdzie miejmy nadzieję, będzie ci trochę wygodniej — odpowiedział Greg, poświęcając chwilę na obejrzenie się przez ramie i uśmiechnięcie się.

Skręcił za róg, prowadząc Mycrofta innym korytarzem i ponownie skręcił. Dopiero gdy dotarli przez wejście z napisem „Sauna”, puścił swojego chłopaka i pchnął drzwi, by się otworzyły.

— Po tobie. — Uśmiechnął się, gestykulując jedną ręką.

Mycroft z ciekawością spojrzał na niego, a potem na pokój przed nim, zanim powoli wkroczył do środka.

Greg poszedł za nim, pozwalając drzwiom zamknąć się. Z nimi w środku sauna wydawała się dość mała. Nie było również nikogo innego oprócz nich. Para puchała, ale była ustawiona na nieco niższą moc, ponieważ nikt jej nie używał przez jakiś czas. Greg uwielbiał to w tym miejscu. Istniały inne lokalizacje, ale ta jedna miała możliwość ustawienia pary. Dzięki temu było to nieco bardziej kontrolowane i niesamowite.

— Tu jest trochę lepiej — przyznał Mycroft, odwracając się do Grega.

Posłał starszemu nastolatkowi nieco niepewny uśmiech, który Greg odwzajemnił z większą pewnością siebie.

— Chodź tutaj. — Skinął głową, robiąc krok do przodu, by ująć policzki Mycrofta.

Stali tak przez chwilę, wpatrując się w siebie w słabo oświetlonym pomieszczeniu, zanim Greg pochylił się i złączył ich usta. Ponownie zrobił krok do przodu, zmniejszając pozostałą odległość między nimi, czując mrowienie w żołądku na westchnienie zadowolenia, które wydał z siebie Mycroft, gdy się całowali.

Po chwili Mycroft podniósł ręce i chwycił delikatnie Grega za bicepsy. Starszy nastolatek cofnął jedną ze swoich dłoni, przesuwając palcami po lekko wilgotnych rudych włosach, obejmując kark swojego chłopaka. Pogłębił pocałunek, poświęcając chwilę na delikatne ssanie dolnej wargi Mycrofta w zamian otrzymał zaskoczony jęk.

— Usiądźmy — wyszeptał Greg w usta Mycrofta, po czym odsunął się na tyle, by poprowadzić go do jednej z gładkich, drewnianych ławek ustawionych wzdłuż ścian.

Usiadł i delikatnie pociągnął Mycrofta za nadgarstek. Młodszy nastolatek nie wahał się usiać okrakiem na jego nogach.

Greg otoczył ramionami talię Mycrofta i przyciągnął go bliżej, odchylając głowę do tyłu w chwili, gdy Mycroft pochylił się, by ponownie go pocałować. Smukłe palce były teraz w jego włosach, chwytając je pewnie, co wywołało dreszcz wzdłuż kręgosłupa Grega. Przesunął językiem po dolnej wardze Mycrofta i natychmiast uzyskał dostęp. Westchnęli sobie w usta, przyciskając się do siebie. Obaj zaczęli się pocić od mieszaniny pary i rosnącego podniecenia.

— Gregory — wydyszał po chwili Mycroft, lekko drżąc.

Greg czuł, jak erekcja chłopaka naciskała na jego brzuch i było to najbardziej podniecające uczucie na świecie.

— Tak? — zapytał, patrząc na niego. Jego głos był nieco głębszy niż wcześniej.

— Jesteśmy w miejscu publicznym.

— Nie aż tak publicznym.

Greg uśmiechnął się, powoli głaszcząc biodra Mycrofta. Patrzył, jak ten przygryzł wargę i westchnął ponownie z przyjemności.

Gregory — powtórzył Mycroft, a jego głos zmienił się na nieco bardziej w skomlenie, kiedy otarł swoje ciało o jego.

— Boże, Mycroft — westchnął Greg, czując, jak jego plecy wyginają się lekko w pragnieniu bycia bliżej drugiego nastolatka.

Jego własna erekcja pulsowała, otrzymując tarcie, które sprawiało, że sapał za każdym razem, gdy Mycroft poruszał się naprzeciw jego biodrom.

Wpatrywali się w siebie, gdy Mycroft pochylił się, by pocałować go bardziej brutalnie. W tym pocałunku była desperacja i pożądanie, a Greg przyjął go tak, jakby zależało od tego jego życie. Greg poczuł zawroty głowy, kiedy popchnięto go, aby się położył. Zrzucili z siebie kąpielówki w upojnej potrzebie dotknięcia każdego centymetra ciała drugiego.

Chwycili się, kołysząc, całując, podgryzając i pocierając się w każdy możliwy sposób. Kiedy Mycroft doszedł, jego jęki odbijały się echem od ścian sauny. Greg prawie omdlał na ten piękny widok. To było idealne.

Chapter 329: Przyjęcie świąteczne u Molly

Chapter Text

— Nadal nie rozumiem, jak udaje ci się mnie przekonać do tych rzeczy — mruknął Mycroft z westchnieniem, przyglądając się w lustrze i przechylając cylinder, który z niechęcią umieścił na głowie.

Zacisnął usta, zanim spojrzał w bok, gdzie Gregory zapinał marynarkę. Miał na sobie frak, co Mycroft bardzo sobie cenił. To był jedyny plus tego przedsięwzięcia.

— Bo byłoby niegrzecznie tego nie zrobić — odparł Gregory, unosząc brodę, by poprawić czarną muszkę.

Zdjął z komody melonik i kilka razy obrócił go w dłoniach, zanim go założył.

— Ciężko mi to zaakceptować — zauważył Mycroft, desperacko pragnąc wydostać się z tego okropnego wydarzenia.

— Tak, cóż, nie idę sam. — Greg uśmiechnął się, krzyżując ramiona. — Wiem na pewno, że John zmusił Sherlocka do przyjścia, a twój brat jest wrzodem na moim tyłku, kiedy chce być gdzieś indziej. Sam tego nie zniosę.

— Mmm, tak, ponieważ moja obecność zawsze ogromnie łagodziła postawę Sherlocka — powiedział Mycroft głosem ociekającym sarkazmem.

Gregory tylko roześmiał się, ciągnąc go za łokieć, kiedy wychodzili z łazienki.

— Wyjaśnij mi, dlaczego potrzebujemy tych strojów — poprosił młodszy mężczyzna, gdy już wsiedli do samochodu i jechali ulicami Londynu. Nie żeby nie wiedział, po prostu nie wiedział sensu tego.

— Bo to tematyczna impreza świąteczna — powiedział Gregory, dramatycznie gestykulując rękami.

— To jest niedorzeczne.

— Daj spokój, kochanie, to pierwsza impreza Molly w jej nowym mieszkaniu — powiedział Gregory, przechylając delikatnie głowę, wpatrując się w Mycrofta.

Mycroft spojrzał na niego, pozwalając sobie zatracić się w tych ciemnobrązowych oczach na kilka chwil, po czym westchnął.

— Nadal uważam, że trend wiktoriańskich przyjęć bożonarodzeniowych jest bezsensowny i stanowi jedynie niedorzeczną wymówkę, by przebierać się w ubrania, które normalni ludzie uważają za fantazyjne i przestarzałe, ale niewystarczająco dobre, by nosić je tylko w Halloween. Większość z nich i tak jest okropnie niedokładna.

— Właśnie z tego powodu, kochanie. — Greg uśmiechnął się. — To nie jest dla ciebie atrakcyjne, ponieważ ubierasz się tak elegancko każdego dnia.

Mycroft uniósł brwi i uśmiechnął się, kręcąc głową na ton, jaki przyjął jego partner. Jeśli ten wieczór nie przyniesie niczego dobrego, to przynajmniej był warte tego, że zobaczył Gregory’ego tak ubranego. Rzadko zdarzało się, że starszy mężczyzna był tak wystrojony, gdy posiadał nie więcej niż dwa garnitury (w porównaniu z niezliczoną ilością, jaką miał w swoim posiadaniu Mycroft). Frak szczególnie mu odpowiadał i szkoda, że inni ludzie również to dostrzegą. Gdyby byli w zaciszu swojego domu, Mycroft chętnie skorzystałby z okazji… Może później.

Kiedy jednak dotarli do mieszkania Molly, Mycroft niemal natychmiast zdał sobie sprawę, że cierpienie z powodu przyjęcia byłoby więcej niż tego warte. Znaleźli Sherlocka i doktora Watsona niemal natychmiast, a Mycroft musiał ukradkowo zakryć usta dłonią, żeby nie roześmiać się głośno. Choć zrobił to umiejętnie, nie uratowało go to od surowego spojrzenia, które posłał mu młodszy brat.

— Mój Boże, Sherlock, cylinder ci pasuje — zauważył, a jego głos wciąż drżał od powstrzymywanego śmiechu.

Usłyszał obok siebie, jak Gregory parsknął, choć najprawdopodobniej było to w równym spotniu spowodowane jego słowami jak i wyglądem mężczyzn przed nimi.

— Niezłe „wąsy”, John — zaśmiał się Gregory.

John wzruszył ramionami, uśmiechając się.

— To była część umowy — zaczął wyjaśniać, ale został uciszony, ponieważ Sherlock nie tak dyskretnie szturchnął go łokciem i zakaszlał.

Gregory wyglądał na zszokowanego. Mycroft tylko zanucił na potwierdzenie.

— Ani słowa — warknął Sherlock, wskazując ostro na Mycrofta, po czym odwrócił się na piecie i odszedł.

Niemal natychmiast został przechwycony przez Molly, która jak Mycroft musiał przyznać, wyglądała całkiem atrakcyjnie z zakręconymi i upiętymi włosami, w ciemnoniebieskim gorsecie w paski i niebieskoszarą spódnicą, które ładnie podkreślały jej figurę.

— Muszę powiedzieć, John, że jest to krok naprzód w stosunku do wąsa, który próbowałeś zapuścić — powiedział Mycroft, spojrzeniem przesuwając po sztucznym zaroście lekarza.

John najwyraźniej nie wiedział, czy uznać to za komplement, czy za obelgę.

— Ach, dziękuję? — odpowiedział, patrząc z ciekawością na Mycrofta spod swojego brązowego melonika.

Mycroft zdobył się na nieco złowieszczy uśmiech, zanim przeprosił i odszedł. Czuł, że kieliszek dobrego wina był uzasadniony, jeśli miał przetrwać ten wieczór.

Gregory dołączył do niego przy oknie, przy którym chwilę wcześniej przystanął, z własnym kieliszkiem w dłoni. Uśmiechał się.

— Toast za imprezę — powiedział szczęśliwie.

Mycroft poczuł lekki ucisk w klatce piersiowej i skinął głową.

— Nie jest najgorsza — przyznał.

Nie było tak źle, patrząc na to z perspektywy. Również ludzie zostawiali go przeważnie samego, co wolał. Gregory przysunął się bliżej.

— Widziałeś, co jest nad tobą? — zapytał znad kieliszka wina.

Mycroft nieco żartobliwie przewrócił oczami.

— Oczywiście — odpowiedział, przechylając głowę, wiedząc, co się stanie.

— Dobrze — powiedział Gregory, głaszcząc jego policzek i stając na palcach, by delikatnie go pocałować, zgodnie z tradycją związaną z jemiołą, która była powieszona nad oknem.

Chapter 330: Skręcona kostka

Chapter Text

— Tak mi przykro, Myc — wymamrotał Greg, kucając na ziemi obok miejsca, w którym siedział Mycroft z wyciągniętymi nogami. Przeczesał dłonią włosy i westchnął, obejmując delikatnie policzek mężczyzny. — W porządku?

— Nic mi nie będzie — odparł mężczyzna z westchnieniem, choć pochylił się, wtulając się w dłoń partnera.

Czyli nie wściekły, a zatem był dobry znak. Greg zdobył się na uśmiech.

— Czy to boli?

— Bardzo — odpowiedział Mycroft, otrzepując się i zmuszając się do wstania ze stęknięciem.

Greg był blisko, z jedną ręką unoszącą się za nim, kiedy Mycroft wstał na pełną wysokość, łapiąc równowagę. Przez jego twarz przeszedł skurcz, po którym nastąpił mimowolny syk, gdy całkowicie przeniósł ciężar z prawej nogi. Greg skrzywił się.

— Cóż, brak możliwości przełożenia ciężaru to nie jest dobry znak — powiedział Greg, spoglądając w dół, by spojrzeć na kostkę. — Mogłeś ją zwichnąć. Bardzo boli?

— Stanie na niej nie jest przyjemne — mruknął Mycroft, chwytając ramię Grega, żeby zachować równowagę.

Dzień był cudowny; świeciło słońce, panowała przyjemna temperatura, a wiaterek był wystarczająco, by dopełnić miłej atmosfery i nie dopuścić do zbytniego przegrzania się. Byli w domu wakacyjnym należącym do rodziny Mycrofta, ciesząc się kilkoma cichymi dniami po dwóch miesiącach szaleństwa. Wyjście było kaprysem, ale Greg nie mógł się doczekać eksploracji okolicy. Teren był rozległy i wydawał się jeszcze większy przez rosnące wokół drzewa.

Mycroft początkowo był sceptycznie nastawiony do dołączenia do niego, ale po krótkiej dyskusji (Greg nazwałby to błaganiem), obaj przebrali się w wygodne ubrania i wyszli. Greg był bardzo wdzięczny, że Mycroft zdecydował się do niego dołączyć i to nie tylko ze względu na towarzystwo. Jego partner wyjawiał mu cudowne historie i ciekawostki o tym miejscu, zwłaszcza gdy wędrowali przez las i natykali się na zniszczone, opuszczone konstrukcje.

Byli na wycieczce już od około godziny, zanim zaczęli wracać. Trzymając się za ręce wędrowali wąską ścieżką stworzoną przez zwierzęta, rozmawiając o potencjalnych planach na obiad. Żadne z nich nie zauważyło plątaniny korzeni przed nimi. Zbyt pochłonięci sobą, nie ujrzeli ich, dopóki but Mycrofta nie utknął w nich i nie wytrąciły go z równowagi. Greg zadziałał szybko ratując mężczyznę przed całkowitym upadkiem, ale teraz stało się jasne, że jednak szkody zostały wyrządzone.

— Pozwól mi zobaczyć — westchnął Greg. Oblizał usta, delikatnie podnosząc nogawkę bawełnianych spodni Mycrofta, by spojrzeć na jego kostkę. Już trochę spuchła. Greg aż za dobrze znał tego rodzaju kontuzje z lat gry w piłkę nożną. — Tak, zdecydowanie wygląda na skręconą.

Cudownie — zauważył sarkastycznie Mycroft, a jego ramiona opadły w porażce.

Greg posłał mu współczujący uśmiech, po czym odwrócił się, by spojrzeć w stronę domu.

— Nie jesteśmy zbyt daleko — skomentował. — Chociaż nie powinieneś jej obciążać.

— Co konkretnie sugerujesz, żebym zrobił, aby do tego nie dopuścić?

— Poniosę cię.

— Och. O nie. Nie, Gregory, dam sobie radę.

— Nie, nie zrobisz tego — sprzeciwił się Greg, uśmiechając się lekko. Nie mógł odrzucić okazji, by nieść Mycrofta przez całą drogę z powrotem. — Nie możesz jej obciążać, bo inaczej zranisz się jeszcze bardziej. Będziemy musieli obłożyć ją lodem, kiedy wrócimy, a teraz poniosę cię do domu. To najlepszy sposób. To nawet najbardziej logiczny sposób.

Mycroft spiorunował go wzrokiem za użycie słowa “logiczny”, a Greg tylko uniósł wyzywająco podbródek w odpowiedzi. Stoczyli krótką, cichą bitwę, zanim ramiona Mycrofta ponownie opadły tym razem w porażce, gdy westchnął wyczerpany. Potrząśnięcie głową, które nastąpiło po tym, oznajmiło, że poddał się, zanim powiedział choćby słowo.

— Nie mogę zaprzeczyć prawdziwości tego stwierdzenia — mruknął, krzywiąc się. — Chociaż prawie nie sądzę, żebyś…

— Co? Że nie dam rady cię zanieść do domu? Daj spokój, Myc — powiedział Greg, kręcąc głową. — Oczywiście, że dam radę. Nie ruszaj się, okej?

Mycroft próbował się wyprostować, wciąż trzymając Grega za ramię, gdy niższy mężczyzna zajął pozycję obok niego. Następnie, lekko zginając nogi, Greg otoczył ramieniem plecy Mycrofta, pochylając się, by drugą umieścić z tyłu jego kolana. Potem, lekkim szarpnięciem, wziął Mycrofta w ramiona.

Mycroft szybko owinął ręce wokół ramion Grega, zaciskając swój uścisk nieco mocniej, niż było to konieczne. Stali tak przez chwilę, Greg pracował nad poprawieniem chwytu, by móc wygodniej trzymać mężczyznę. Czuł oddech Mycrofta na swojej skroni. Spoglądając na niego, uśmiechnął się.

— Widzisz? Nie jest tak źle.

— Niby co? Niesienie mnie po lesie w stylu panny młodej, bo przez cholerny korzeń skręciłem kostkę? — zapytał Mycroft, a jego głos znów ociekał sarkazmem. — Nie, wcale nie jest to takie złe.

— Och, daj spokój — zaśmiał się Greg, odwracając głowę, by delikatnie pocałować Mycrofta. Czule otarł ich nosy, po czym zaczął iść. — Spójrz na to w ten sposób — powiedział po kilku chwilach, gdy zbliżali się do domu. — Daję nam to pretekst do wspólnej kąpieli dziś wieczorem.

— Sugerujesz, że potrzebujemy wymówki? — zapytał lekko Mycroft.

Uśmiech Grega stał się szerszy.

— Nie — powiedział, a jego umysł już skupiał się na późniejszych dość ekscytujących możliwościach. — Ale to mija się z celem.

Chapter 331: Złe dni

Chapter Text

Greg nienawidził dni takich jak dzisiejszy. Dni, w których zbrodnie stawały się coraz bardziej skomplikowane, liczba ofiar rosła, a rozwiązanie sprawy nie było bliższe niż poprzedniego dnia. Dni, w których był prześladowany ze wszystkich stron, przez przełożonych i prasę, a skończywszy nawet na jego cholernej byłej żony. Kiedy wrócił do domu, był w okropnym nastroju, wyczerpany, zestresowany i desperacko potrzebował drinka.

Z piwem w dłoni przeszedł do salonu i z westchnieniem opadł na kanapę, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Siedział w milczeniu przez kilka chwil, po czym podniósł butelkę do ust i sięgnął po pilota. Pijąc, włączył telewizor, przeskakując kanały, aż w końcu zdecydował się na mecz Machesteru z Chelsea.

Minęło kilka godzin, zanim Mycroft również wrócił do domu. Greg słuchał, jak odwieszał swój płaszcz i szedł korytarzem do kuchni. Jego domysły potwierdziły się, gdy usłyszał odgłos płynącej wody i postawienie czajnika na kuchenkę. Młodszy mężczyzna prawie zawsze bezpośrednio po powrocie do domu przygotowywał herbatę.

Zerknął na wejście, obserwując, jak Mycroft pojawił się z własnym westchnieniem. Jego smukłe dłonie obejmowały parujący kubek. Greg posłał mu uśmiech, który został odwzajemniony, zanim młodszy mężczyzna przeszedł przez pokój. Wyciągnął rękę, przeczesując palcami włosy Grega, po czym bez słowa ruszył w stronę swojego biura.

Greg zerknął przez ramię za nim, ale pozostał na miejscu. Było więcej niż oczywiste, że dzień Mycrofta był równie okropny jak dzień Grega, jeśli nie gorszy. Starszy mężczyzna był rozdarty między nakłonieniem Mycrofta do opuszczenia biura, żeby mogli się poprzytulać lub wziąć razem prysznic, a pozostawieniem go samego, by zrobił to, czego potrzebował. Zdecydował się na to drugie, przynajmniej na chwilę, zanim mu przeszkodzi.

Minęła kolejna godzina. Greg wypił kolejne piwo, zanim w końcu wyłączył telewizor. Przeczesując dłonią włosy, zaniósł puste butelki do kuchni, żeby je wyrzucić i skierował się do zamkniętych drzwi gabinetu swojego partnera. Przez chwilę przestępował z nogi na nogę, zanim zacisnął usta i zapukał.

Nie było odpowiedzi. Greg szczerze mówiąc nie spodziewał się, że tak będzie. Zawsze pukał z uprzejmości i w taki sposób, żeby zakomunikować swoją obecność, zanim przekręcił klamkę i wślizgnął się do środka. Mycroft siedział zgarbiony przy biurku. Jego normalnie poprawna postawa całkowicie zniknęła, gdy wpatrywał się w swój laptop. Prawie nie zdawał sobie sprawy z obecności Grega, dopóki ten nie położył mu ręki na ramieniu.

— Gregory? — zapytał młodszy mężczyzna, mrugając i podnosząc na niego wzrok ze zmarszczonymi brwiami.

Greg spojrzał na niego z góry.

— Hej — wyszeptał, zdobywając się na delikatny uśmiech. Objął policzek Mycrofta. — Zły dzień?

— To nawet nie zaczyna go opisywać — mruknął.

Greg uniósł drugą rękę i musnął skroń Mycrofta.

— Jest tam głośno dziś wieczorem — powiedział, obserwując, jak oczy Mycrofta zamknęły się.

Mógł stwierdzić, kiedy umysł jego partnera stawał się przeładowany, by móc z łatwością poradzić sobie ze wszystkim. Zawsze przychodził moment, w którym młodszemu mężczyźnie trudno było wszystko uporządkować i porozdzielać na odpowiednie kategorie, co później go przytłaczało. Nagle wszystko, co dotyczyło jego dnia, przestało mieć znaczenie. Jedyną rzeczą, która się liczyła, było wyciszenie umysłu Mycrofta, zrelaksowanie go. Gregowi powiedziano kiedyś, że tylko on mógł to zrobić.

— Chodź, pomogę ci to uciszyć — kontynuował szeptem.

Mycroft otworzył oczy, przyglądając się wyrazowi twarzy drugiego mężczyzny.

— Twój dzień również był zły. Rozlałeś kawę, ledwo skończyłeś śniadanie, zostałeś wezwany na miejsce zbrodni, gdzie było jedno... nie, dwa ciała. Było to wilgotne, ponure miejsce. Byłeś tam godzinami…

— Ciii, Mycroft, pozwól mi to wyciszyć — powiedział Greg, przykładając palec do ust mężczyzny. — Nie musisz dedukować mojego dnia.

— Jesteś przygnębiony — westchnął Mycroft, odwracając wzrok. — Nie powinieneś tracić czasu na martwienie się o mnie.

— Ale wiesz, że i tak to zrobię — powiedział Greg. — Chodź, wynieśmy się z tego biura. Chciałbym spróbować namówić się, żebyś dołączył do mnie pod prysznicem.

— Gregory…

— Pozwól, że pomogę to uciszyć — powtórzył bardziej stanowczo. — Wiesz, że zawsze również czuje się po tym lepiej.

— W porządku — zgodził się Mycroft z westchnieniem, chwytając dłoń Grega i pozwalając się wyprowadzić z gabinetu.

Chapter 332: Przejęcie kontroli

Chapter Text

— Powoli, Gregory — mruknął Mycroft, krzyżując lekko nogi, gdy rozluźnił się bardziej na kanapie z lekko obróconą głową i spojrzeniem utkwionym w ciele partnera.

Przesunął się na tyle, by oprzeć jedną kostkę na przeciwległym kolanie i oparł ramię na podłokietniku.

— Zrobimy to po mojemu.

Starszy mężczyzna, stojący pośrodku pokoju, odpowiedział jedynie psotnym uśmiechem, kładąc dłonie na guzikach swojej koszuli. Gregory uniósł brwi, przenosząc ciężar ciała z jednej stopy na drugą, oblizując usta, gdy powoli bawił się drugim od góry guzikiem. Kiedy w końcu go rozpiął, koszula rozchyliła się, odsłaniając trochę więcej opalonej skóry pod spodem. Spojrzenie jasnoniebieskich oczu Mycrofta przesunęło się po tym obszarze, gdy z roztargnieniem przyłożył palec wskazujący do ust i delikatnie musnął go zębami.

— W ten sposób? — szepnął Gregory, przechylając na bok głowę.

Jego ręce już powędrowały do następnego guzika, którym bawił się przez chwilę, zanim go odpiął.

— Dokładnie — mruknął Mycroft, ponownie przygryzając lekko swój palec.

Mycroft nie zdawał sobie sprawy, kiedy tego popołudnia wracał do domu, że właśnie tego desperacko potrzebował. Polityk zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy Gregory również wrócił do domu i zdjął płaszcz z ramion. Potrzebował intymności, potrzebował ujścia i musiał to kontrolować.

Część jego umysłu, która prawie nigdy się nie wyłączała, niemal natychmiast to zracjonalizowała. Starannie ułożone plany i negocjacje, które trwały od miesięcy, rozpadły się i panował kompletny chaos, a Mycroft był zdały na jego łaskę przez cały ranek. Stracił kontrolę nad tym wszystkim i chociaż sytuacja była tak stabilna, jak to tylko możliwe, pozostawiło go to w szaleńczym stanie przez resztę dnia.

Gregory był jego stałym punktem w tym szaleństwie. Mógł polegać na starszym mężczyźnie. Nie mógł mu się zwierzyć, nie w sposób, w jaki by sobie tego życzył, ponieważ informacje były zbyt tajne, by je wyjawić. Wiedział jednak, że jego partner będzie przy nim i pomoże mu, zapewni mu wszystko, czego będzie potrzebował. Tego właśnie potrzebował.

Patrzył w milczeniu, jak Gregory kontynuował powolne, drażniące rozpinanie do końca koszuli, odsłaniając klatkę piersiową i brzuch. Mycroft już odczuwał drgniecie podniecenia w swoim na wpół twardym penisie i wypuścił powietrze przez nos.

— Zostaw koszulę — powiedział, kiedy Gregory zaczął ją zsuwać z ramion. — Teraz spodnie.

Kiwając głową, Gregory pozostawił ją, powoli przesuwając ręce w dół do guzika. Potraktował go w ten sam sposób, co te z koszuli. Powoli rozpinał go, aż guzik wysunął się z dziurki. Zamek błyskawiczny był następny, odsłaniając początek bielizny. Mycroft mógł teraz zobaczyć, jak włosy pokrywają jego brzuch, tuż nad gumką. Młodszy mężczyzna zaczął przesuwać palcem po dolnej wardze, gdy się w niego wpatrywał. Pozwolił sobie spojrzeć w górę, a jego spojrzenie napotkało wzrok Gregory’ego. Delikatnie skinął głową, by skłonić go do zdjęcia spodni.

Powoli — powtórzył, ponownie przenosząc wzrok na ciało mężczyzny.

Po raz kolejny Greg zrobił to, o co go poproszono, co wysłało falę zwycięstwa i pragnienia przez ciało Mycrofta. Zahaczając kciukami o szlufki, mężczyzna zaczął zsuwać spodnie, odsłaniając bieliznę i bardzo wymowne wybrzuszenie. Mycroft mruknął z uznaniem, zdobywając promienny uśmiech od swojego partnera. Nogi były powoli ujawniane: uda, kolana, golenie, a potem Gregory wyszedł ze spodni i odepchnął je na bok.

— Teraz bielizna — poinstruował, a jego głos stał się nieco głębszy. — Ale Gregory… Obróć się.

Gregory spojrzał na niego zaskoczony, po czym przytaknął i odwrócił się plecami do kanapy. Mycroft ugryzł trochę mocniej opuszek palca, gdy bielizna została zsunięta, odsłaniając tyłek starszego mężczyzny. Mycroft poczuł, że znów się trząsł i zaczął desperacko pragnąć, żeby Gregory był tutaj, zamiast tam, ale jeszcze nie teraz. Nie, jeszcze nie…

Mycroft czekał, aż bielizna zostanie odrzucona w taki sam sposób jak spodnie, i patrzył jak Gregory powoli się prostował. Widział, jak poruszały się mięśnie jego nóg i chociaż miał na sobie koszulę, Mycroft widział również sposób, w jaki napinały się na jego plecach. Polityk oblizał dolną wargę, muskając językiem palec, który wciąż trzymał przy ustach.

— Odwróć się — polecił.

Westchnął drżąco, gdy Gregory to zrobił. Starszy mężczyzna miał na sobie jedynie koszulę, a jego penis był całkowicie wyprostowany. Mycroft pozwolił sobie na kilka ulotnych chwil podziwiania, zanim ponownie podniósł rękę i skinął na partnera palcem, który podgryzał.

Gregory usiadł na nim okrakiem, natychmiast po tym jak zmniejszył dzielący ich dystans, a Mycroft przyciągnął go w dół do brutalnego pocałunku. Przycisnął dłonie do klatki piersiowej Gregory’ego, wędrując po ciepłej skórze i przeczesując palcami delikatnie włoski. Przerwał pocałunek, żeby móc patrzeć, jak usuwa ostatnią sztukę odzieży partnera, zsuwając koszulę z ramion Gregory’ego, aż upadła na podłogę.

Chwytając biodra Gregory’ego, Mycroft przyciągnął go tak blisko, jak tylko mógł, przeciskając ich ciała do siebie. Oddychali tym samym powietrzem przy kolejnym pocałunki. Mycroft westchnął, a Gregory jęknął z powodu tarcia, jakie odczuwał. To właśnie było to, czego Mycroft potrzebował.

Chapter 333: Próba niespodzianki

Chapter Text

Pewnego leniwego poranka w pracy, Greg wpadł na genialny pomysł. Z uśmiechem chwycił płaszcz i włożył go, chowając komórkę i klucze do kieszeni, po czym wyszedł ze Scotland Yardu z przelotnym komentarzem do Sally, że wróci za godzinę lub dwie. Przez chwilę rozważał wzięcie samochodu, ale dzień był ładny i jego miejsce docelowe było wystarczająco blisko, więc zdecydował się na spacer. Do biura Mycrofta w Whitehall nie było nawet trzech kilometrów, a on wolałby rozprostować nogi, niż utknąć w korku.

Zaskoczenie Mycrofta poprzez odwiedzenie go w pracy byłoby miłym początkiem nadchodzącego weekendu. Początkowo rozważał zaczekanie do końca dnia, żeby nie musieć wracać do Yardu, ale to groziłoby, że mogłaby się pojawić sprawa, która pokrzyżowałaby jego plany, a wolałby żeby się tak nie stało. Dlatego więc wybrał porę obiadową. Mieli rezerwację na kolację tego wieczoru, ale Greg nie chciał czekać tak długo na spotkanie z drugim mężczyzną.

Przypuszczał, że wciąż byli w tak zwanej “fazie miodowego miesiąca” w ich nowo scementowanym związku. To całkowicie wyjaśniało jego niezdolność do czekania na kolację z Mycroftem. Gdyby mógł z nim spędzić około godziny, byłoby to wspaniałe i sprawiłoby, że reszta dnia byłaby znacznie lepsza. Z trudem mógł powstrzymać podekscytowany uśmiech bez wątpienia zasługując na dziwne spojrzenia przechodniów. Włożył ręce do kieszeni płaszcza, idąc dalej.

Trzepotanie oczekiwania wypełniło jego pierś, gdy w polu widzenia pojawił się Whitehall. Przyspieszając nieco tempo, Greg zatrzymał się na chwilę przed pasami i truchtem przeszedł na drugą stronę ulicy, by uniknąć zatrzymania przejeżdżających samochodów i odchrząknął, zbliżając się do drzwi. Przeczesał dłonią włosy i zawahał się na moment, zastanawiając się, czy powinien zapukać. Natychmiast poczuł się głupio i potrząsnął głową, kładąc dłoń na drzwiach, popychając je.

Ochroniarz wstał i podszedł do niego ze sztywną postawą i miną, że zajmie się wszystkim, co stanie mu na drodze. Greg skinął mu głową, gdy wszedł do środka i zatrzymał się przed nim.

— Dzień dobry — przywitał go strażnik, spoglądając na niego. — Czy mogę panu w czymś pomóc?

— Tak, przyszedłem zobaczyć się z Mycroftem Holmesem — odpowiedział Greg, uśmiechając się uprzejmie.

— Jest pan umówiony? — nadeszło następne pytanie.

Strażnik podniósł notatnik, który trzymał w jednej dłoni, przeglądając listę, która była na górze. Najwyraźniej szukał odpowiedzi na swoje własne pytanie.

— Nie, niezupełnie — powiedział Greg, oblizując lekko usta. — Chciałem tylko wpaść na chwilę. Znamy się dobrze, to nie powinien być problem.

— Przykro mi, proszę pana, ale jeśli nie jest pan umówiony, obawiam się, że nie mogę pozwolić panu zobaczyć się z panem Holmesem.

Greg zastanawiał się nad tym. Jak na zajmowanie pomniejszego stanowiska w Departamencie Transportu, jak Mycroft lubił opisywać swoją pozycję, miał ścisłą ochronę. Niemal zaśmiał się na samą myśl o tym, ale wiedział, że najprawdopodobniej nie byłoby to odpowiednie w obecnej sytuacji. Zamiast tego wyciągnął portfel i pokazał swoją odznakę.

— Nazywam się Greg Lestrade, jestem inspektorem — przedstawił się, podnosząc odznakę, podczas gdy strażnik się jej przyglądał. — Niekoniecznie jestem tu jako przedstawiciel policji, ale z pewnością daje mi to pozwolenie, aby przynajmniej wejść do środka na kilka minut?

— Pozwoli mi pan, że to sprawdzę — powiedział strażnik, odwracając się z powrotem do swojego stanowisko, wpisując coś na komórce, która tam leżała. Greg schował portfel do kieszeni i czekał. Strażnik potrząsnął głową. — Nie, proszę pana, wygląda na to, że bez powiadomienia lub umówionego spotkanie nie mogę panu pozwolić tak po prostu wejść.

— Zapytaj w takim razie Mycrofta. Zadzwoń do niego — powiedział Greg, gdy strażnik ponownie do niego podszedł. — Albo nawet do jego asystentki, Anthei.

— Anthea, proszę pana?

— Tak, Anthea. — Greg skinął głową. — Każdy z nich może potwierdzić, że mnie zna.

— Przepraszam, proszę pana, ale muszę prosić pana o wyjście.

— Nie, poczekaj chwilę — zaczął Greg, ale strażnik już do niego podchodził z zamiarem wyprowadzenia go. — Nie. Powiedziałem, żebyś poczekał. Poważnie, wiem, że mogę tu być, proszę…

— Proszę pana, przepraszam, ale nawet jako inspektora, nie mogę pana tam wpuścić — przerwał mu strażnik, delikatnie owijając dłoń wokół bicepsa Grega. — Teraz, jeśli nie odejdziesz, będę musiał usunąć pana siłą. Wolałbym tego nie robić, proszę pana.

— Oj, to naprawdę nie jest konieczne — westchnął ponownie Greg. — Po prostu zadzwoń… Och, cholera, sam to zrobię.

Wyswobodził się z uścisku strażnika z poirytowanym spojrzeniem. Wyciągnął komórkę i zadzwonił do Mycrofta. Chciał, żeby to była niespodzianko, ale najwyraźniej tak się nie stanie i naprawdę nie miał ochoty zostać wyrzucony z Whitehall.

— Gregory, co za miła niespodzianka — odpowiedział na telefon Mycroft nieco lekkim tonem.

Greg zerknął na strażnika, który znów się do niego zbliżał i uniósł palec, starając mu się nakazać, by poczekał.

— Hej, Myc, czy mógłbyś, ach… powiedzieć temu miłemu, młodemu mężczyźnie, który pilnuje wejścia do Whitehall, że nie jestem podejrzaną osobą i mogę przyjść do twojego biura? — zapytał, przeczesując dłonią włosy.

Nastąpiła chwila ciszy, a potem śmiech, a następnie komórka strażnika zadzwoniła. Mężczyzna zatrzymał się i zerknął na nią, spojrzał z powrotem na Grega i gestem zaprosił go by poszedł dalej.

— Dzięki — powiedział zarówno do strażnika, jak i do Mycrofta, rozłączając się i chowając komórkę z powrotem do kieszeni, idąc do biura Mycrofta.

Mężczyzna już na niego czekał, uśmiechając się, gdy Greg otworzył drzwi do jego biura. Greg przeszedł przez pokój z radosną postawą, obejmując młodszego mężczyznę, gdy znalazł się wystarczająco blisko, całując go.

— Jaka przyjemna niespodzianka — wymamrotał Mycroft w jego usta z uśmiechem.

— Nie mogłem doczekać się kolacji — szepnął Greg. — Chciałem, żeby była to bardziej niespodzianką, ale…

— Tak — zaśmiał się Mycroft, pocierając przez chwilę ich czubki nosów o siebie. — Bezpieczeństwo tutaj jest bardzo ważne. Może powinienem podnieść poziom twoich uprawnień? Powinno to pomóc w uniknięciu podobnych sytuacji w przyszłości.

— Naprawdę? — zapytał Greg zdziwiony.

Mycroft pogłaskał go po policzku.

— Oczywiście. — Przytaknął. — W końcu bardzo chciałabym mieć więcej takich niespodzianek.

Mycroft pochylił się i znów ich usta połączyły się w pocałunku. Greg czuł, jak każdy centymetr jego ciała płonął z podniecenia i pożądania. Chryste, był prawie pewien, że był szaleńczo zakochany w tym mężczyźnie.

Chapter 334: Pierwszy śnieg

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Greg siedział w klasie, opierając głowę na dłoni, próbując skupić się na wykładzie. Okropnie się nudził. Wciąż rozpraszał go również jego chłopak siedzący po drugiej stronie pokoju. Nie żeby Mycroft robił coś szczególnie pociągającego, ale nigdy nie musiał tego robić, żeby Greg był rozproszony przez niego. Wzrok starszego nastolatka wciąż wędrował do bladej skóry na szyi Mycrofta, której nie zakrywał szkolny mundurek. Tuż wcześniej tego ranka Greg całował całą tę szyję, sprawiając, że Mycroft pięknie wzdychał i drżał.

Szepty po jego lewej stronie zwróciły uwagę Grega. Odwrócił się w ich stronę i został zaskoczony widokiem spadającego na zewnątrz śniegu. Jego oczy otworzyły się szeroko, gdy poczuł podniecenie, teraz jeszcze bardziej pragnąc, by zajęcia się skończyły. Od jakiegoś czasu było zimno i wszyscy nie mogli się doczekać, żeby w końcu spadł śnieg. Podało teraz gęsto i Greg nie mógł powstrzymać uśmiechu. Trzęsąc się z emocji, spuścił wzrok i wyciągnął komórkę.

Puszyste białe szaleństwo na zewnątrz!!! Very Happy - G


Obejrzał się i zobaczył, jak Mycroft zerkał na swoją komórkę, gdy wiadomość dotarła. Młodszy nastolatek spojrzał na niego z rozbawionym wyrazem twarzy, a Greg tylko uśmiechnął się szerzej. Skinął głową, uniósł brwi i wskazał na okno. Otrzymał kolejne potrząśniecie głową, zanim Mycroft odwrócił się przodem do klasy, by faktycznie skupić się na zajęciach.

W tym momencie wszystko było praktycznie białym szumem, ale na szczęście Greg nie był jedynym rozproszonym. Przynajmniej połowa klasy, aż kipiała z chęci wyjścia. Profesor zaczynał mieć trudności z utrzymaniem uwagi wszystkich zebranych, aż w końcu podniósł głos i zagroził zadaniem kolejnej pracy, jeśli wszyscy się nie uspokoją i nie skupią.

W końcu jednak nadszedł koniec. Profesor odprawił wszystkich jakieś dwadzieścia minut później, a dzieciaki wyskoczyły ze swoich miejsc, tak szybko, że krzesła prawie runęły na ziemię. Greg wstał dość pośpiesznie, ale zamiast wybiec za drzwi, zatrzymał się obok krzesła swojego chłopaka.

— Chodź, Myc, pada śnieg. — Uśmiechnął się, podskakując podekscytowany.

— Gregory, uspokój się — powiedział Mycroft, choć brzmiał na lekko rozbawionego. — Śnieg wciąż tam będzie, kiedy wyjdziemy, więc nie ma potrzeby biec na zewnątrz jak szaleniec.

— Ale Myyyyc.— Greg praktycznie jęknął, nie mogąc powstrzymać się przed ponownym spojrzeniem na zewnątrz.

— Czasami trudno mi uwierzyć, że jesteś starszy ode mnie — skomentował Mycroft, wstając. Zarzucił torbę na ramie i zerknął na Grega z uśmieszkiem.

— Cicho — powiedział z sapnięciem Greg, machając ręką.

Mycroft żartobliwie przewrócił oczami.

— No to chodź — Zaśmiał się, a Greg prawie wypadł z klasy i pobiegł korytarzem.

Mycroft podążał za nim, a jego nieco dłuższe nogi sprawiały, że niezwykle łatwo było mu nadążyć za pobudliwym nastolatkiem. Greg nadal nie chciał przyznać, że nagły wzrost Mycrofta sprawiał, że wydawał się wyższy i wiedział, że tak się w końcu stanie, ale do tego czasu łatwo to ignorował.

Twarz Grega przeszył przejmujący chłód, gdy tylko wyszedł na zewnątrz i było to niesamowite uczucie. Tak bardzo kochał zimę. To było piękne i orzeźwiające, po prostu niesamowite. Obejrzał się przez ramię, aby upewnić się, że Mycroft nie był daleko w tyle, wędrując przez kampus w kierunku stołu i ławek umieszczonych na terenie, aby postawić torbę.

Odwracając się, wyciągnął rękę i skinął na Mycrofta. Młodszy nastolatek podszedł do niego, również odkładając torbę. Skrzyżował luźno ramiona, przyzwyczajając się do zimna. Jego zazwyczaj blady nos i policzki były już jaskrawoczerwone i to było urocze. To sprawiło, że Greg uśmiechnął się jeszcze bardziej.

— Czy możemy już wejść do środka? — zapytał Mycroft, unosząc brew.

— Och, daj spokój, dopiero co weszliśmy na zewnątrz — powiedział Greg, chwytając dłoń młodszego nastolatka, przyciągając go do siebie.

Owijając ręce wokół jego torsu, Greg potarł ich nosy, a ich oddechy wymieszały się między nimi.

— Gregory, co robisz? — zapytał Mycroft, przyglądając się jego twarzy, gdy próbował go rozgryźć. Greg uśmiechał się promiennie.

— Chcesz stoczyć bitwę na śnieżki? — zapytał ściszonym głosem, jakby próbował dochować tajemnicy, pomimo że nikogo nie było w pobliżu.

Mycroft otworzył szeroko oczy.

— Nie — powiedział, wyrywając się z uścisku. — Absolutnie nie. Nawet o tym nie myśl.

Greg zaczął się pochylać, sięgając po odrobinę śniegu, śmiejąc się, gdy Mycroft nadal się wycofywał.

Gregory, przestań — warknął Mycroft, piorunując go wzrokiem.

— Jeśli się pospieszysz, będziesz miał szansę na ucieczkę! — zadrwił śpiewnym głosem, zbijając śnieg w kulkę.

Był zimny i wystarczająco wilgotny, żeby się skleił i stworzył idealną śnieżkę.

— Zerwę z tobą — zagroził Mycroft, energicznie wskazując na Grega.

Starszy nastolatek zaśmiał się i prostując, pobiegł za Mycroftem, goniąc go trochę po okolicy, ale nigdy nie rzucił śnieżką. Wolał przyciągnąć Mycrofta do uścisku, kręcąc nim wokół, powodując, że obaj upadli na ziemię z zaskoczonym śmiechem.

Chapter 335: Dekorowanie

Chapter Text

Greg miał dzień wolny i postanowił dobrze go wykorzystać. Oficjalnie był grudzień i mógł ujść bezkarnie ze swoimi planami, nie wydając się przy tym dziwakiem. Tak więc, po przespaniu się dodatkowej godziny lub dwóch, wstał, wziął prysznic i zaczął szykować się do dekorowania.

Dorastając nie przepadał za całym zamieszaniem związanym z Bożym Narodzeniem. Posiadanie dzieci to zmieniło. Kiedy urodziła się Elizabeth, wniosła magię świąt do życia Grega i wszystko nabrało sensu. Nie, nie przebierał się za świątecznego elfa, nie śpiewał kolęd i nic takiego, ale niezależnie od tego ten okres stał się dla niego zabawną porą roku. Jasne, zarówno Lizzie, jak i jego młodsza córka Abby były za duże na wiarę w Świętego Mikołaja i wystawienie szklanki mleka z ciasteczkami, i nie był do końca pewien, w którym tygodniu grudnia u niego zostaną, ale nie powstrzymało go to przed przygotowywaniami.

Większość poranka spędził na zakupach, wybierając dekoracje, o których wiedział, że będą mu potrzebne. To miał być pierwszy raz, kiedy udekoruje dom, w którym mieszkał razem z Mycroftem, więc te przygotowania miały zupełnie nowy charakter. Mycroft zdawał się nie przejmować świętami w ten czy inny sposób. Miał tylko kilka rzeczy, które jak przyznał, wystawiał o tej porze roku, więc Greg zamierzał to zmienić.

Zjadł lunch w kawiarni po zostawieniu wszystkich swoich zakupów w samochodzie. Kupił zestaw lampek, ozdób, świec i tym podobnych rzeczy, a także skarpety dla siebie i Mycrofta, które mógł powiesić na kominku. Kiedy już zdobył choinkę i kilka innych żywych roślin, mógł wrócić do domu. Wiedział, że kiedy się wprowadził, przywiózł ze swojego starego mieszkania kilka pudeł z dekoracjami, więc po powrocie do domu będzie musiał poświęcić trochę czasu, aby je znaleźć.

Wnoszenie choinki, którą nabył, przez drzwi było ciekawym doświadczeniem. Dwukrotnie stracił równowagę, ale na szczęście nigdy się nie przewrócił, a kiedy udało mu się ją ustawić na stojaku, bolały go ramiona. Ręce miał lepkie od żywicy i był spocony, więc kiedy wyciągnął swoje ozdoby z miejsca, w którym były schowane w schowku, wziął prysznic i założył czyste ubranie, zanim zaczął dekorowanie.

Ustawił wszystko w jakieś dwadzieścia minut, zanim usłyszał, jak otwierają się drzwi. Uśmiechając się, Greg wstał z kanapy i chwycił coś ze stołu, wędrując, by spotkać się ze swoim partnerem przy drzwiach.

— Hej — powiedział.

Mycroft posłał mu szczery uśmiech, który sprawił, że w jego żołądku pojawiły się motylki.

— Witaj, Gregory — odpowiedział, odwieszając płaszcz i ściągając rękawiczki. — Jak ci minął wolny dzień?

— Produktywnie.

Uśmiechnął się, wyciągając za pleców przedmiot, który dotąd ukrywał, unosząc go nad ich głowami. Mycroft z zaciekawieniem podążył za jego ruchem, zauważając trzymane przez niego gałązki.

— Jemioła? — zapytał Mycroft, unosząc brew.

Greg poruszył roślinką, nucąc.

— Tak — przytaknął, stojąc nieco na palcach. — Wiesz więc, co to oznacza.

— Jestem zaznajomiony z tą tradycją — przyznał Mycroft, obejmując policzek Grega, przyciągając go do powolnego i delikatnego pocałunku.

Greg pozwolił swojej wyciągniętej ręce opaść i owinąć się wokół ramion mężczyzny, przytulając go.

— Dobra robota — wyszeptał w usta Mycrofta, uśmiechając się.

— Rozumiem, że dekorowałeś dom — powiedział Mycroft, jak zawsze mając rację.

Greg skinął głową.

— Pozwól, że oprowadzę cię po wszystkim.

Splatając ich palce, Greg pociągnął Mycrofta przez dom, pokazując mu choinkę, kominek i szereg dekoracji w całym salonie, kuchni i korytarzach. To było stosunkowo proste, ale wystarczyło, aby dodać trochę świątecznej atmosfery do ich domu. Nigdy nie lubił być nadmierny w swoich dekoracjach, co wiedział, że Mycroft doceni.

Oczywiście, kiedy wędrowali po pokojach, Greg bardzo niewinne zwracał uwagę na gałązki jemioły. Za każdym razem zatrzymywał ich i wzruszając ramionami, wskazywał na małą roślinkę, a następnie uśmiechał się, gdy pochylał się do pocałunku. W końcu, kiedy poszli do sypialni, aby Mycroft mógł się przebrać, zatrzymali się nie tylko przy drzwiach, ale także obok ich łóżka, Mycroft przewrócił oczami i zaśmiał się.
— Ośmielę się powiedzieć, że cała ta sprawa z jemiołą to sztuczka — powiedział.

Greg udał zdziwienie.

— NIE! — sapnął, przyciskając dłoń do piersi. — Jakbym mógł?

— Jakbyśmy potrzebowali powodu do całowania.

Mycroft uśmiechnął się złośliwie, obejmując Grega i ponownie przyciągając go do siebie. Starszy mężczyzna zaśmiał się radośnie, gdy obracali się, obejmując się i całując tak długo, aż musieli zaczerpnąć tchu.

Chapter 336: Gra na skrzypcach

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Greg musiał wiele razy prosić, aby w końcu przekonać Mycrofta, by zagrał dla niego na skrzypcach. Od miesięcy młodszy nastolatek odmawiał, kręcąc głową i szybko odrzucając tę myśl. Gregowi wiele razy mówiono, że skrzypce to instrument Sherlocka, a nie jego. Jasne, wiedział, jak grać, ale jego muzyczne talenty zawsze koncentrowały się bardziej na pianinie.

Kiedy Greg dowiedział się, że to Mycroft był tym, który pierwotnie nauczył Sherlocka grać, wiedział, że musi posłuchać jego gry. Uwielbiał bardziej klasyczne brzmienie, które chłopcy Holmes porównywali z jego punk rockowym i był zdumiony, kiedy dostrzegł talent, jaki posiadał Sherlock. Umierał z chęci wysłuchania tego, jak Mycroft grał.

— Zgódź się. — Greg z uśmiechem rozłożył się na łóżku swojego chłopaka, krzyżując nogi w kostkach. — Wiesz, że przestanę cię dręczyć, jeśli tylko zagrasz dla mnie jeden utwór.

— Mmmm, nie wydaje mi się. — Mycroft uśmiechnął się znacząco.

Greg zaśmiał się. Cóż, to chyba była prawa. Mimo wszystko, naprawdę chciał usłyszeć, jak gra.

— Dobra, nie mogę obiecać, że skończy się na jednym — przyznał. — Ale jeśli zagram dla ciebie? No dalej, Myc, proszę?

— Tak, dobrze. Zgadzam się. — Mycroft przytaknął, wstając z łóżka.

Greg uniósł się na łokciach, wpatrując się w niego. Jego tętno przyspieszyło z podekscytowania.

— Naprawdę? — zapytał, siadając całkowicie i krzyżując nogi pod sobą.

Mycroft skinął głową, przechodząc przez sypialnie do szafy. Greg zamilkł, obserwując, jak na chwilę znikał za drzwiami. Po chwili znów był widoczny ze skrzypcami w dłoni i cofnął się w stronę środka pokoju.

W pomieszczeniu zapadła cisza, Greg praktycznie wstrzymał oddech w oczekiwaniu. Nastąpiła zmiana w zachowaniu Mycrofta, gdy nastolatek zamknął oczy i skupił się. Greg uśmiechnął się delikatnie, wiedząc, aż za dobrze, co robił. On również tak czynił. To było cudownie widzieć, jak Mycroft przygotowuje się do grania tak jak on.

Wydychając powietrze przez nos, Mycroft uniósł podbródek i podniósł skrzypce. Odwrócił głowę na bok, opierając instrument na ramieniu, a brodę na czarnej podpórce przymocowanej do sprzętu. Z ledwo zauważalnym uśmiechem uniósł smyczek i eksperymentalnie przeciągnął go po strunach, po czym ustawił smukłe palce i zaczął grać.

Rozbrzmiało kilka wolnych nut, po czym utwór rozpoczął się niemal natychmiast po nich. Palce Mycrofta przelatywały po gryfie skrzypiec, a Greg zaintrygowany, przesunął się na łóżku nieco bliżej, obserwując. Natychmiast był zahipnotyzowany i przyciągnięty do tego. Jego usta rozchyliły się w podziwie na widok przed nim. Oglądanie, jak Mycroft naprawdę angażuje się w utwór, było czymś pięknym i nieco nieoczekiwanym.

Oczywiście muzyka wymagała emocji, a granie jej wymagało jeszcze większego zaangażowania. Trudno było pozostać zdystansowanym i oczarować ludzi w tym samym czasie. Mycroft… pozwolił ujawnić się emocjom, które nim zawładnęły. Na jego twarzy malował się czysty spokój i błogość, gdy jego ciało kołysało się, pochylając się i obracając, gdy melodia zmieniała się i wirowała. Greg nie mógł oderwać wzroku. Nie mógł przestać wpatrywać się w uśmiech, który był na tyle szeroki, by zostać zauważonym.

Greg nie miał pojęcia, jak długa był ten utwór. Zatracił się we wszystkim, ledwo zdając sobie sprawę, że to już koniec, dopóki Mycroft nie opuścił skrzypiec i patrzył na niego z mieszaniną rozbawienia i zmieszania na twarzy.

— Gregory? — zapytał cicho, a starszy nastolatek zamrugał oszołomiony.

— Tak, um — zaczął.

— Prawdą jest, że lepiej brzmiałoby to w akompaniamencie. Skrzypce mogą zagrać tylko pewne tony — westchnął Mycroft, podchodząc bliżej łóżka, odkładając instrument, ostrożnie opierając go o drewnianą ramę.

Greg nie mógł się powstrzymać przed wpatrywaniem w niego. On nigdy…

— To… znaczy, to… ja… to było… — zaczął jąkać, próbując ogarnąć to wszystko. Jakie to było? Niesamowite. Fantastycznie. Był cholernie zakochany w tym. Był tak zakochany… Przełknął ślinę i odchrząknął. — Niesamowite. To było takie cudowne.

— Dziękuję — powiedział zaskoczony Mycroft. Oblizując wargi, odwrócił wzrok i wbił go w podłogę, próbując ukryć rumieniec wypełzający na jego blade policzki. Zerknął na Grega spod rzęs. — To całkiem miłe z twojej strony.

— Jesteś cholernie genialny, mój Boże… — kontynuował Greg, czując, jak adrenalina go napędzała. Praktycznie podskakiwał. Zaśmiał się zaskoczony. — Jezu, jak twoje palce tańczyły po gryfie? Jak na świecie? Co to było? Brzmiało… przynajmniej trochę znajomo. Jednak nie mogę tego skojarzyć.

— To Walc Łyżwiarzy — odpowiedział po chwili Mycroft, ponownie spoglądając na niego zaskoczony. — Émile Waldteufel. Skomponował wiele utworów tanecznych. Jeśli chodzi o moje ruchy, to wynikają one z lat praktyki, Gregory. Gram odkąd skończyłem trzy lata.

— Trzy lata… Chryste — wyszeptał Greg, podziwiając stojącego przed nim nastolatka. Jak on kiedykolwiek… jak mógł być kiedykolwiek wystarczająco dobry dla Mycrofta? Jak? Przesunął się nieco bliżej, jego kolano musnęło zewnętrzną część uda Mycrofta. — To było piękne.

Wpatrywali się w siebie. Ton, którym Greg wypowiedział wcześniejsze słowa był cichy i poważny, i chociaż żadne z nich tego nie powiedział, było bardzo oczywiste, że starszy chłopak nie mówił już tylko o utworze. Jego serce waliło tak mocno, że próbowało mu wyskoczyć z piersi. Przeczesał dłonią włosy i nerwowo oblizał usta. Chciał…

— Gregory — wyszeptał Mycroft.

Spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu przesunęło się na jego wargi, a potem z powrotem na oczy. Usta Mycrofta były lekko rozchylone i oddychał nerwowo.

Przełykając ślinę, Greg uniósł rękę i musnął kłykciami policzek Mycrofta, nie odrywając od niego wzroku. Pochylił się, wahając się na tyle długo, by pozwolić drugiemu nastolatkowi go powstrzymać, gdyby tego nie chciał. Kiedy nic się takiego nie wydarzyło, zamknął dzielącą ich przestrzeń i bardzo niepewnie złączył ich usta.

Pocałunek był prosty, a jednak jeden z nich zadrżał od niego, chociaż Greg nie wiedział, który z nich. Mycroft wydał z siebie cichy dźwięk zaskoczenia i czegoś, czego starszy nastolatek nie potrafił nazwać, a potem oddał pocałunek. Te utalentowane palce przesuwały się teraz przez ciemne włosy Grega, który pomyślał, że może w tym momencie zemdleć. W końcu przerwał pocałunek z cichym westchnieniem i znów spojrzeli na siebie. Greg nie mógł nie zauważyć rumieńca, który bardzo wyraźnie jawił się w tym momencie na twarzy Mycrofta.

— Powinieneś częściej dla mnie grać — wyszeptał, uśmiechając się delikatnie, ale jego ton nie był żartobliwy.

Mycroftowi udało się skinąć głową, tłumiąc śmiech.

— Taa… Tak, myślę… — Przełknął nerwowo ślinę, sprawiając, że Greg uśmiechnął się jeszcze szerzej. — Myślę, że muszę się z tobą zgodzić.

Chapter 337: Podrażnienie od brody

Chapter Text

— Gregory, muszę iść — powiedział cicho Mycroft, uśmiechając się, gdy odchylił lekko głowę do tyłu, by pozwolić starszemu mężczyźnie dalej całować jego szyję.

Uśmiechnął się, zamykając oczy i lekko nucąc, objął Gregory’ego.

— Nie, pozwól, że Anthea będzie cię kryła — wymamrotał w szyję Mycrofta, przyciskając się blisko niego i muskając ustami miejsce jego pulsu.

— Najdroższy, właśnie wróciliśmy z wakacji, na pewno masz mnie dość na tydzień — powiedział, cofając się lekko.

Choć wolałby, żeby jego partner dalej go całował, tak naprawdę musiał wracać do pracy.

Właśnie wrócili z tygodniowego pobytu na wsi. Spędzali czas w wakacyjnym domu, który rodzina Holmesów nabyła kilka lat temu. To był cudowny czas i dokładnie to, czego potrzebowali, ale teraz byli z powrotem w Londynie i było wiele do zrobienia. Miał wiele spraw do załatwienia i kilka spotkań zaplanowanych z samego rana.

Mycroft nie mógł powstrzymać się od cichego śmiechu, gdy Gregory znów zaczął go całować i w końcu był praktycznie zmuszony wyrwać się z uścisku mężczyzny. Dotknął jego policzka, pochylając się, by delikatnie go pocałować.

— Postaram się dziś nie wrócić późno do domu — wyszeptał, pocierając niechlujną brodę, którą Gregory zapuścił podczas wyjazdu. — Ciesz się ostatnim dniem wolnym.

— Dobrze, idź, jeśli musisz — powiedział Gregory, figlarnie dąsając się.

Wymienili jeszcze kilka szybkich pocałunków, zanim Mycroft wyszedł na ulice budzącego się Londynu i wsiadł do samochodu, który na niego czekał. Skupiał się na swoim telefonie, przeglądając maile i udzielając odpraw, pracując nad powrotem do właściwej rutyny na dany dzień.

— Dzień dobry, proszę pana — powiedziała Anthea na powitanie, podnosząc na chwilę wzrok znad swojego Blackberry, gdy razem zmieszali do budynku. — Premier jest tutaj i czeka, aż się zaaklimatyzujesz. Jest tam również minister spraw zagranicznych.

— Miał być nieobecny — skomentował Mycroft, unosząc brwi.

Anthea skinęła głową.

— Jestem świadoma — powiedziała. — Premier najwyraźniej nalegał, żeby przyszedł na spotkanie. Nie do końca rozgryzłam ich plan, ale przypuszczam, że wkrótce się dowiemy, co planują.

— Tak, jestem całkiem pewien, o co tu chodzi — westchnął, już czując się zirytowany tym, co go czekało. — Po tobie, Antheo.

Podniosła głowę, by na niego spojrzeć, unosząc brwi i uśmiechając się złośliwie, na co Mycroft odpowiedział swoim uśmiechem. Zdjął płaszcz, przez chwilę otrzepywał marynarkę i podniósł leżącą na biurku teczkę.

Spotkanie było długie i irytujące. Mycroft nie spodziewał się niczego innego. Pod koniec spotkania bezceremonialny komentarz prawie sprawił, że stracił koncentrację i niemal panowanie nad sobą, gdy wpatrywał się otwarcie w drugiego mężczyznę.

— Wygląda na to, że ma pan małą wysypkę, panie Holmes — powiedział minister do spraw zagranicznych.

Mycroft spojrzał na niego zaskoczony.

— Słucham? — zapytał, przechylając głowę.

Mężczyzna naprzeciw niego skinął głową, wskazując na niego.

— Twoja szyja i szczęka są trochę zaczerwienione — wyjaśnił.

Mózg Mycrofta zatrzymał się na ułamek sekundy. Widział, jak Anthea od niechcenia zakryła usta dłonią i wiedział, że powstrzymywała śmiech. Zdobył się na uprzejmy uśmiech i spojrzał na ostatnią stronę dokumentów dotyczących porządku obrad.

— Ogoliłem się dziś rano — wyjaśnił, jego opanowanie było na pozór nieskazitelne, mając tylko nadzieję, że jego zakłopotanie zostało ukryte.

Dopiero kiedy byli sami w jego biurze, Anthea zaczęła się głośno śmiać. Mycroft odłożył dokumenty z powrotem na biurko i odwrócił się, piorunując ją wzrokiem.

— Cieszę się, że uważasz to za zabawne — warknął.

Wciąż się śmiała.

— Twoja lepsza połówka była zbyt czuła dzisiejszego ranka? — Uśmiechnęła się złośliwie.

Mycroft potrząsnął głową i podszedł, by spojrzeć na siebie w lustrze. Rzeczywiście, jego zwykle blada skóra była zaczerwieniona w miejscach, które Gregory całował, zanim wyszedł z domu. Dotknął lekko szczęki, po czym przeczesał dłonią włosy, będąc zdenerwowany.

— Czy już skończyłaś? — warknął, spoglądając na Anthea przez ramię.

— Przepraszam, proszę pana — powiedziała, wciąż się śmiejąc przy tym. — Podrażnienie od brody pasuje do ciebie.

— Wystarczy, chyba że wolisz spędzić resztę dnia na interakcji z Sherlockiem — zagroził.

Nadal była niesamowicie rozbawiona, ale wzięła powolny oddech i skupił się ponownie na swoim Blackberry. Już się nie śmiała, ale nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu.

— Przepraszam — odezwała się po chwili, stukając na klawiaturze urządzenia. — Czy możemy przejść do następnego punktu?

— Byłbym wdzięczny — mruknął Mycroft, siadając przy biurku.

Do następnego spotkania miał godzinę, więc miał nadzieję, że był to wystarczający okres, aby dowody jego wcześniejszej intymności zbladły.

Chapter 338: Wszystko w porządku

Chapter Text

Greg został wezwany do biura Mycrofta dokładnie w chwili, gdy kończył swoją dzienną zmianę. Był wyczerpany i trochę go irytowało, że młodszy mężczyzna myślał, że może go tak po prostu wezwać, kiedy tylko miał na to cholerną ochotę, ale nadal mu nie odmówił. Nigdy nie mógł i może dlatego tak się tym irytował. Musiał znaleźć sposób, aby odmówić politykowi. Ale… cóż, był Holmesem.

Wydawało się, że jego życie zamieniło się w chaos, gdy otaczali go Holmesowie i nigdy nie mógł odmówić żadnemu z nich.

Próbował zignorować sposób, w jaki jego serce trzepotało w piersi, kiedy wszedł do pokoju i spojrzał na Mycrofta siedzącego za biurkiem, stanowiącym istny obraz spokoju. Młodszy mężczyzna skinął mu głową i wyciągnął rękę, oferując mu krzesło, na którym Greg usiadł z uśmiechem. To był główny powód, dla którego nie mógł odmówić Mycroftowi i wiedział o tym. Zgadzając się, mógł zobaczyć się z mężczyzną. Rozwinął w sobie głęboką atrakcję do niego i czuł, że odniósł dość spory sukces, jak dotąd zachowując to dla siebie. Przynajmniej miał nadzieję, że tak było.

Jak zwykle spędzili następną godzinę dyskutując o Sherlocku i Johnie oraz o ostatnich sprawach, nad którymi pracował. To było na równi z ich normalnymi rozmowami, poza tym, że ta było… Cóż, szczerze, trochę bez sensu. Ostatnio nie wydarzyło się nic ważnego, więc nie było prawdziwego powodu, dla którego został tu przywieziony. Mógłby przysiąc, że w zasadzie prowadzili swoją wersję grzecznościowej wymiany zdań.

Mycroft nigdy nie rozmawiał na tematy towarzyskie. Kiedykolwiek. Było niewiarygodnie jasne, że się nimi nie przejmował. Był zapracowanym i cholernie inteligentnym człowiekiem. Greg nigdy nie wyobrażał sobie, żeby rozmawiał praktycznie o niczym. A jednak tutaj byli. Coś było inne, coś się zmieniło. Ale co?

Umierał wewnętrznie, by po prostu o to zapytać. Poprawił się na krześle, spoglądając na szklankę whisky, którą mu zaproponowano. Mycroft rozmawiał przez telefon, który przerwał ich rozmowę. Greg tylko w połowie zwracał uwagę, ponieważ i tak nic z tego, co mówił mężczyzna, nie miało sensu. Gapił się na swoją whisky, by nie wpatrywać się w profil Mycrofta.

— Gregory — powiedział kilka chwil później.

Zaskoczony podniósł wzrok.

— Tak? — zapytał.

— Przepraszam za tę przerwę. Kończysz swojego drinka?

— Och, tak, ale już mi starczy — powiedział, dopijając whisky, odstawiając szklankę.

Nie potrzebował kolejnego drinka, bo kolejny zamieniłby się w trzy następne, a tego dnia jeszcze nic nie jadł. Nie musiał się upijać w rządowym biurze Mycrofta. Nie. To byłby kiepski pomysł.

— Nie całkiem myślałem o kolejnej dolewce whisky — powiedział Mycroft z rozbawieniem w oczach i małym uśmiechem na ustach. Był autentyczny i wspaniały.

W porządku, Greg może miał problem.

— Och? — zapytał, próbując odepchnął od siebie tę myśl.

— Miałem na myśli coś innego — kontynuował mężczyzna, spoglądając na swoje biurko i poprawiając leżące tam papiery.

Gdyby Greg nie wiedział lepiej, powiedziałby, że Mycroft wiercił się nerwowo? Czy tak było? Nagle Greg wyprostował się na swoim krześle, całą swoją uwagę skupiając na tym, co się działo.

— Co zatem miałeś na myśli? — zmusił się, by zapytać, nie chcąc ani przez sekundę, by Mycroft zamknął się i porzucił to, co zamierzał zrobić.

Greg dostrzegł wahanie na jego twarzy i jakimś cudem wiedział, że to możliwe, iż tego chciał. Nie był pewien, czy chciałby tego, co mu zaproponowano, ale chciał to usłyszeć.

— Jeśli masz wolny wieczór — zaczął Mycroft napiętym głosem, nadal na niego nie patrząc — czy chciałbyś ewentualnie towarzyszyć mi w drodze do dość imponującej włoskiej restauracji? Moglibyśmy przerzucić się na dobre wino i zjeść posiłek. Jeśli…

— Tak — wypalił Greg, zanim Mycroft zdążył dokończyć zdanie.

Młodszy mężczyzna zamrugał zaskoczony i w końcu spojrzał na niego. Greg wstrzymał oddech na sekundę, po czym uśmiechnął się szeroko, gdy Mycroft skinął głową.

Kolacja była niesamowita. Pyszna. Mycroft zapłacił za nią, chociaż Greg próbował zapłacić za połowę. Nie pozwolono mu nawet zobaczyć rachunku, przez co zaczął się zastanawiać, jak cholernie droga była ta restauracja.

Posiłek zaczął się niezręcznie, ale z czasem stał się wygodny, przyjemny i niesamowity. Mówili o sobie. Greg rzeczywiście dowiedział się niektórych osobistych zainteresowaniach Mycrofta i usłyszał kilka cholernie zabawnych opowieści o młodszym Sherlocku. Obaj śmiali się, będąc zupełnie swobodnie ze sobą.

Kiedy wyszli, niezręczność wróciła. Zasiedli w samochodzie Mycrofta. Greg siedział w pełnej odległości od niego. Spojrzeli na siebie. Mycroft wydawał się zdenerwowany? Greg chciał go pocałować. Zrobił skok wiary, myśląc, że Mycroft chciał tego samego.

— Hej, Mycroft? — zapytał, a jego głos był ledwie głośniejszy od szeptu.

Mycroft przełknął ślinę i spojrzał na niego.

— Tak? — odpowiedział równie ściszonym głosem.

Przełykając ślinę, Greg uniósł dłoń i pogłaskał blady policzek, czując, jak młodszy mężczyzna spiął się w szoku na ten dotyk.

— W porządku — powiedział, pocierając kciukiem kość policzkową Mycrofta. Jego spojrzenie powędrowało do ust polityka, a potem z powrotem do jego oczu. — Wszystko jest w porządku.

Zaraz potem przekonał się, że jego skok wiary był całkowicie słuszny. Był również w stanie potwierdzić, że uczucie ust Mycrofta na jego własnych było nawet lepsze, niż kiedykolwiek sobie wyobrażał.

Chapter 339: Będąc w nastroju do całowania

Chapter Text

— Hej, dokąd idziesz, chodź tu.

Greg uśmiechając się, chwycił Mycrofta za rękę. Przyciągnął młodszego mężczyznę do siebie, szybko owijając ramiona wokół jego torsu i składając delikatny pocałunek na jego ustach. Mycroft zaśmiał się, pochylając się do pocałunku i kładąc ręce na talii Grega.

— Jesteś w nastroju — wymamrotał, ich nosy otarły się o siebie, gdy odwrócił głowę.

— Tak, trochę. — Greg skinął głową.

Spojrzenie jego brązowych oczu przesunęło się po twarzy Mycrofta, kiedy odchylił się i pocałował jego brodę i szczękę.

Nigdy nie potrafił powiedzieć, co wywołało w nim taką passę. Może chodziło o to, jak głupio był zakochany w tym mężczyźnie. Może to było tak przytłaczające, że był tutaj z Mycroftem i był to jedyny sposób, w jaki mógł to zrobić. Greg nie wiedział. Nie obchodziło go to. Mógł spędzić całe życie nie robiąc nic innego poza całowaniem Mycrofta Holmesa i byłoby to wspaniałe życie.

— Musimy wkrótce zaczął przygotowywać posiłek — powiedział Mycroft po chwili, obracając głowę, podczas gdy Greg nadal całował jego szczękę i szyję.

— Dojdziemy do tego. — Wzruszył ramionami z ustami przy bladej skórze.

— Naprawdę?

— Ostatecznie.

Ten komentarz sprawił, że Mycroft znów się zaśmiał. To było coś, co Greg chciał robić już zawsze. Zawsze chciał rozśmieszać Mycrofta. W końcu jednak westchnął i cofnął się, patrząc na swojego partnera z uśmiechem.

— Dobra, zajmijmy się kolacją — poddał się, splatając ich palce i ciągnąć Mycrofta za sobą do kuchni.

Oczywiście nie mógł tak po prostu zostawić rzeczy w ten sposób, gdy przygotowywali posiłek. Było to wspólne zadanie, które stało się bardzo powszechne, gdy żaden z nich nie był obciążony pracą. Poruszali się razem po kuchni w idealnej synchronizacji. To było lepsze niż taniec. Kiedy się mijali, zawsze następował ciąg drobnych gestów, krótkie połączenie, gdy zajmowali się swoimi sprawami, których prawie nie przerywali podczas tego.

Dzisiejszego wieczoru było inaczej. Greg zatrzymał się, gdy przechodził obok, odkładając rzeczy na krótką chwilę, by móc przycisnąć się bliżej i pocałować gdzieś Mycrofta. Ramię, biceps, szczęka, policzek, ręka, nos, usta. Szczerze mówiąc, nie mógł wytrzymać pięciu minut bez całowania mężczyzny. Niektórym osobom mogło się to wydawać irytujące, ale Mycroftowi to w ogóle nie przeszkadzało, a to tylko poprawiało sytuację.

Po pokrojeniu warzyw Greg przycisnął się do Mycrofta i objął go ramionami. Wspiął się na palce i zaczął całować jego kark, muskając miękkie kosmyki jego włosów. Mycroft parsknął śmiechem i potrząsnął głową.

— Jesteś absurdalny — powiedział, oglądając się przez ramię.

Greg uśmiechnął się.

— Cicho — powiedział, cofając się i odciągając Mycrofta od kuchenki.

— Gregory, woda się gotuje — zaczął protestować Mycroft, gdy został obrócony tak, że znów stali naprzeciw siebie pośrodku kuchni.

— I wciąż będzie, kiedy skończymy — mruknął Greg, przesuwając palcami po włosach Mycrofta, ponownie całując go w usta.

Jeden z nich zamruczał z przyjemności i pocałowali się powoli, przesuwając językami po swoich wargach i delikatnie je skubiąc. Nie było to namiętne ani pełnie pilności, nie robili nic więcej niż całowanie się tylko dla samego całowania się, ale i tak Greg przeklął przymus oddychania, gdy musieli się rozdzielić, by złapać oddech.

— Co w ciebie wstąpiło? — wyszeptał Mycroft, unosząc z ciekawością brew.

Greg tylko potrząsnął głową, unosząc się nieco na palcach i delikatnie całując kanciasty nos młodszego mężczyzny. Mycroft zmarszczył go, mrugając ze zdziwieniem, a Greg uśmiechnął się.

— Jedynie… nie chcę przestać — odparł, wzruszając ramionami i uśmiechając się. — Normalnie opadł na całe stopy, przyciskając dłoń do klatki piersiowej mężczyzny, delikatnie gładząc jedwabny materiał krawata Mycrofta, wpatrując się w niego. — Po prostu cię kocham.

— A ja ciebie. — Mycroft uśmiechnął się, obejmując dłonią policzek Grega i głaszcząc go kciukiem.

— Okej, chyba trzeba wrócić do przygotowywania jedzenie.

Greg uśmiechnął się, pochylając się i przyciskając twarz do szyi Mycrofta. Poświęcił chwilę na oddychanie, przymykając oczy i wzdychając radośnie, zanim złożył jeszcze kilka pocałunków na obojczyku Mycrofta. Potem, po tym, jak pozwolił sobie na te kilka chwil otulania się obecnością swojego partnera, wrócił do kuchenki i ich gotującego się makaronu.

Chapter 340: Śnieżny dzień

Chapter Text

Greg był w kuchni, zajmując się swoimi sprawami i pijąc świeżą kawę, kiedy dość głośny i naglący hałas z drugiego pokoju sprawił, że upuścił cholerny kubek.

Tato!

Na szczęście doszedł do siebie, zanim stłukł jeden ze swoich ulubionych kubków. Odstawił go, zanim pośpiesznie udał się do sąsiedniego pokoju z szeroko otwartymi z niepokoju oczami. Jego półtoraroczny syn stał po drugiej stronie pokoju, przed oknem z odsuniętą zasłonką. Wydawał się być… w porządku. Greg wypuścił ze świstem powietrze.

— Co jest kolego? — zapytał, pełen ulgi, że właściwie nic się nie stało.

Chociaż nadal nie miał pojęcia, dlaczego Oliver wezwał go tak głośno. Oczywiście musiał coś zauważyć na zewnątrz. W tym momencie chłopiec odwrócił się z szeroko otwartymi brązowymi oczami i lekko uderzył w szybę.

— Spólrz — powiedział.

Greg to zrobił. Na zewnątrz było jasno i bardzo biało; wyraźnie śnieg padał przez całą noc. To był pierwszy śnieg tej zimy i było jasne, że Oliver był nim zafascynowany.

— To śnieg — powiedział Greg, uśmiechając się szeroko, podchodząc, by przykucnąć obok dziecka.

— Ociwiste — sapnął Oliver, niesamowicie imitując swojego tatusia.

Greg przygryzł wargę, żeby się nie roześmiać.

— Przepraszam, proszę pana. — Uśmiechnął się, mierzwiąc chłopcu włosy. — Przypuszczam, że wiesz wszystko o śniegu.

— Tak.

Oliver skinął głową, ale patrzył na zewnątrz z całkowitą fascynacją. To było niesamowite. Zeszłej zimy chłopiec był zbyt młody, by naprawdę dużo pamiętać o pogodzie, więc po raz pierwszy przeżywał coś takiego.

— Chcesz się mu przyjrzeć trochę dokładniej? — Uśmiechnął się do niego.

Oliver milczał, patrząc na zewnątrz, po czym przycisnął palec wskazujący do szyby i odwrócił się, by na niego spojrzeć.

— Potlebne dane — padła odpowiedź.

— Muszę cię trzymać częściej z dala od wujka Sherlocka — mruknął Greg pod nosem. Potrząsnął głową i uśmiechnął się. — W porządku, Ollie, ubierzmy się. Jest zimno.

Było trochę narzekania, kiedy Greg naciągnął ciepłe, grube ubranie na chłopca, ale w końcu byli gotowi do wyjścia na zewnątrz. Greg rozsunął drzwi prowadzące do ogrodu i zrobił krok do przodu, po czym zerknął przez ramię na syna, który stał w progu.

— Idziesz? — zapytał łagodnie, przechylając głowę na bok.

Oliver spojrzał na niego i miał bardzo “Mycroftową” minę, której mężczyzna nie potrafił zinterpretować, co wywołało u niego uśmiech. Potem Oliver powoli wyszedł na zewnątrz.

Śnieg zatrzeszczał pod jego butem i zapadł się, co spowodowało, że chłopiec zamarł i gapił się. Jego oczy były wielkości spodków, a usta miał otwarte. Greg żałował, że nie zaczął go nagrywać. To było coś, co nigdy się nie zestarzeje. Stał tam, patrząc, jak jego syn wpatrywał się w śnieg i w końcu zrobił kolejny krok. Potem trzeci, czwarty, a potem chłopiec zaczął biec.

— Limno! — Oliver krzyknął po tym, jak upadł na śnieg, wynurzając się z niego z białymi płatkami we włosach i na kurtce.

Greg zaśmiał się.

— Jasne. — Przytaknął, podchodząc. — A ty jesteś nim pokryty.

— Baldzo limno, tato!

Greg strzepnął śniegu z głowy i czerwonych policzków Olivera, po czym chwycił go i delikatnie podniósł, by znów wstał. Następnie nabrał na dłoń trochę śniegu, trzymając go przed sobą i formując go w kulkę. Oliver obserwował, chłonąc każdy ruch, a potem przykucnął, żeby zrobić to samo. Chwycił śnieg i zbił go razem, powodując, że wszystko się pokruszyło i rozpadło.

— Delikatnie, Ollie — zaśmiał się Greg, gdy chłopiec prychnął z irytacją. — Spróbuj ponownie.

Oliver chwycił więcej śniegu i spojrzał na niego, po czym z powrotem na swoje pełne ręce i powoli zaczął go ubijać. Śnieg sklejał się i chociaż tak naprawdę nie była to śnieżka, spełni swoje zadanie. Greg został nagrodzony, gdy jego syn spojrzał w górę z najjaśniejszym uśmiechem na twarzy.

— Świetna robota, jest idealna. — Greg uśmiechnął się, pochylając się, by złożyć pocałunek na czubku jego głowy. — Powinniśmy pokazać to tatusiowi.

— Tak!

Oliver zgodził się, ostrożnie trzymając w dłoniach swoją grudkowatą śnieżkę. Greg wstał i odwrócił się w stronę domu.

— Chodź.

Skinął głową, a Oliver ruszył za nim dramatycznie przedzierając się przez śnieg, gdy wracali do domu. Greg dostrzegł swojego partnera w środku, gdy mężczyzna przeszedł przez salon, zdając sobie sprawę, że Oliver zauważył go niemal dokładnie w tym samym czasie. Obaj zawołali go, zdobywając rozbawiony uśmiech, gdy Mycroft pojawił się w otwartych drzwiach.

— Myc!

— Tatuś!

Chapter 341: Tajemniczy Mikołaj

Chapter Text

— Donovan!

Greg krzyknął ze swojego biura, pół siedząc na krześle, które miał zająć. Wpatrywał się z zaciekawieniem w przedmiot leżący na środku biurku, gdy wzywał swoją sierżant, słysząc, jak otworzyła drzwi, zanim ją zobaczył.

— Proszę pana? — zapytała.

W końcu Greg oderwał wzrok i zamrugał, unosząc brwi. Wskazał na pudełko.

— Co to jest? — zapytał.

Spuściła wzrok i wzruszyła ramionami.

— Wygląda na prezent — odparła.

Greg sapnął.

— Tak, wiem o tym — powiedział, patrząc na nią surowo za uśmieszek, który mu posłała. — Papier do pakowania i dziwna kokarda trochę to zdradziły. Skąd się to wzięło?

— Nie wiem.

— Nie położyłaś go tam? — zapytał, przechylając głowę na bok.

— Nie wiedziałam, że dajemy sobie nawzajem prezenty — powiedziała Sally w odpowiedzi. Tym razem to Greg wzruszył ramionami.

— Ja też nie, dlatego jestem zdezorientowany. Czy któryś z oficerów oddelegowanych do biurka mi coś dał? Czy sztuczne węże wyskoczą na mnie?

— Nie wiem, ale jeśli tak, chcę to sfilmować.

Sally uśmiechnęła się szeroko, wyciągając komórkę. Greg przewrócił oczami, siadając na krześle.

— Odłóż to — burknął.

Sally zaśmiała się, ale zrobiła to. Wchodząc głębiej do pokoju, podeszła i opadła na jedno z dwóch krzeseł ustawionych po drugiej stronie jego biurka.

Greg powoli wyciągnął rękę i podniósł pudełko. Miało większą wagę, niż się spodziewał. Nie żeby było ciężkie, ale wydawał się mniej więcej rozmiaru komórki czy coś w tym rodzaju. Jego czoło zmarszczyło się, gdy przybliżył je do siebie, ostrożnie obracając pudełko w dłoniach. Papier do pakowania był w prostym ciemnozielonym kolorze, zaklejony taśmą i ozdobiony pojedynczą czerwoną wstążką zawiązaną w kokardkę. To wszystko było bardzo proste; to był prawdopodobnie najmniej szykowny prezent, jaki kiedykolwiek otrzymał. Lubił to.

— Próbujesz to prześwietlić oczami czy co…? — zapytała Sally, przerywając ciszę.

Greg spojrzał na nią i spiorunował wzrokiem.

— Spójrz na siebie, tak bardzo chcesz zobaczyć co jest w środku — skomentował.

— Hej, jestem tak samo ciekawa jak ty.

— Chcę tylko wiedzieć, kto… — wymamrotał Greg, przesuwając palcem po wstążce.

W końcu odłożył pudełko z powrotem tam, gdzie było i pociągnął za końcówkę wstążki. Szybko się rozwiązała. Język Grega wysunął się na chwilę, gdy rozrywał papier.

Jego usta rozchyliły się ze zdziwienia na widok przedmiotu w środku. To był nowy zegarek. To był również cholernie ładny zegarek. Przypominał mu ten, który musiał w końcu zdjąć i pozbyć się miesiąc temu, po latach noszenia. Ostatecznie padł całkowicie i nie zabrał się jeszcze za kupno nowego, w międzyczasie korzystając z telefonu, aby śledzić godzinę. Wiedział, że mógł po prostu pozostać przy komórce na zawsze, ale to nie było to samo. Zawsze wolał czuć zegarek na nadgarstku.

— Cholera, jest niezły — skomentował Sally, gwiżdżąc.

Greg półprzytomnie przytaknął.

To musiał być nowy model wersji jego starego zegarka. Podobieństwo było zbyt wielkie. Był wyraźnie zaktualizowany i Greg przypuszczał, że kosztował więcej, niż kiedykolwiek brałby pod uwagę wydanie na siebie.

— W takim razie nie jest to prezent od nikogo z pracy — mruknął, ostrożnie podnosząc zegarek i zbliżając go do twarzy.

Żaden z oficerów nie mógłby sobie na to pozwolić. Prawdopodobnie on nie mógłby sobie na to pozwolić. Chryste był cudowny. Oblizał usta, zanim w końcu rozpakował go do końca i założył zegarek. Pasował idealnie.

— Czy jest bilecik? — zapytała Sally, pochylając się do przodu i opierając łokcie na biurku.

— Hmmm, nie wiem — powiedział Greg, również pochylając się do przodu i unosząc bibułę umieszczoną w środku w poszukiwaniu kartki.

W końcu znalazł mały kawałek białego kartoniku schowanego pod podstawką, na której spoczywał zegarek.

Mężczyzna taki jak ty, może tylko zyskać na takim przedmiocie jak ten. Mam nadzieję, że będzie ci dobrze służył.

M

— Jest jakieś imię? — zapytała Sally, wyrywając kartkę z uścisku Grega.

— Ej! — krzyknął, próbując ją odebrać, ale kobieta już się od niego odsunęła i czytała, co było napisane na bileciku.

— Kim do diabła jest M? Czy my jesteśmy w kolejnym filmie z Jamesem Bondem?

Nie wiem — powiedział Greg, wreszcie będąc w stanie pochwycić kartkę i odebrać ją.

Sally roześmiała się.

— Wygląda na to, że znalazłeś sobie Tajemniczego Mikołaja, szefie — powiedział, odsuwając się od krzesła. — Może nawet wielbiciela! Rumienisz się!

— Nie masz pracy do wykonania? — warknął Greg, wywołując kolejny atak śmiechu u Sally, gdy opuszczała jego biuro.

Greg odchylił się do tyłu, ponownie wpatrując się w kartkę. W M. Mógł tylko zgadywać. Nie znał zbyt wielu ludzi z takim fantazyjnym talentem do dramatyzowania. Przeczesując dłonią włosy, Greg parsknął śmiechem. Jeśli Mycroft Holmes naprawdę kupił mu świąteczny prezent… Cóż… Może sam powinien zabawić się w Tajemniczego Mikołaja/Wielbiciela.

Chapter 342: Decyzje

Chapter Text

Mycroft był oszołomiony.

Nie był to stan, w jakim kiedykolwiek się znalazł. Chociaż przypuszczał, że wszystko musiało mieć swój pierwszy raz. Tak się złożyło, że przyszło do niego w formie wiadomości, w którą wpatrywał się przynajmniej od kilku minut.

Moi rodzice chcieliby cię poznać. Może spędzimy u nich święta? Przemyśl to. - G

Mycroft był wstrząśnięty. Zerknął na nagranie z kamery ulicznej, które było strumieniowo przesłane na jego laptop, przyjrzał się ścianom swojego biura, a potem ponownie spojrzał na wiadomość. Zamrugał. Westchnął. Zmienił chwyt na komórce, jego kciuk zawisł nad klawiaturą, aby rozpocząć pisanie odpowiedzią, ale zamiast to zrobić, po prostu nadal się gapił na wiadomość.

Poznać rodziców Gregory’ego? A poza tym spędzić z rodzicami Gregory'ego święta? Chociaż ten dzień nie miał już dla niego większego znaczenia, dla większości ludzi wciąż miało. Boże Narodzenie oznaczało czas dla rodziny, miłości, jedzenia i cokolwiek innego, co robiły rodzinny. To była wyczerpująca tradycja, do której jego rodzice co roku próbowali wciągnąć zarówno jego, jak i Sherlocka, chociaż przez większość czasu udawało mu się uciec przed tym. Nigdy nie był bardziej wdzięczny za narodowe kryzysy niż w okresie świątecznym.

Mycroft zawsze wolał pracować. Nawet gdy był młodszy, nie przywiązywał wagi do Bożego Narodzenia. Kiedy był dzieckiem, jego rodzice prawie nie byli w stanie przekonać go do świątecznej atmosfery, Świętego Mikołaja, reniferów i innych bzdur, chociaż jego rówieśnicy zawsze uważali to za dość dziwnie, ale on nigdy nie chciał tego zmienić.

Teraz jego… chłopak (Mycroft wciąż żałował, że ich związek nie posiadał mniej młodzieńczej nazwy, chociaż przypuszczał, że inną opcją był partner… być może…) zapraszał go na spędzenie Bożego Narodzenia z jego rodziną. Był skłonny się zgodzić, żeby uniknąć niezręczności między nimi, ponieważ gdyby Gregory nie chciał, żeby poznał jego rodzinę, nigdy by o tym nie wspomniał. Taki właśnie był starszy mężczyzna. Jednak Mycroft nie przepadał za obchodzeniem świąt i chociaż zawsze był świadomy, że ich dwójka spotka się z rodzicami drugiego, nie sądził, że Boże Narodzenie to najlepszy czas na to.

— Proszę pana? — po kilku chwilach dobiegł go głos Anthei.

Mycroft oderwał wzrok od ekranu i uniósł głowę, spoglądając na stojącą obok niego asystentkę. Dziwne, że nie zauważył jej przybycia.

— Tak? — zapytał, odkładając komórkę na biurko.

— Za godzinę ma pan odprawę — poinstruowała Anthea, podając mu grubą teczkę.

Mycroft skinął głową i wziął ją, zauważając, że patrzyła na ekran jego komórki zamiast swojej. Mówiło to, jak bardzo jej ufał, że pozwalał jej nawet przeglądać swoje wiadomości.

— Czy jest coś jeszcze? — zapytał, unosząc brwi.

Oczywiście znał już odpowiedź na to, ale jeśli Anthea miała przemyślenia na temat wiadomość od Gregory’ego najlepiej byłoby dać jej szansę na powiedzenie tego teraz i przejścia dalej. Była dość wytrwała i to zaoszczędziłoby im obojgu dużo energii.

— Prosi cię, żebyś poznał jego rodziców — powiedziała.

Mycroft skinął głową.

— Zgadza się.

Nastąpił moment ciszy, podczas którego Anthea uniosła wzrok, by spojrzeć mu w oczy. Mycroft podrapał się po brodzie, nie przerywając kontaktu wzrokowego, kiedy cierpliwie czekał. Jej głowa przechyliła się nieznacznie na bok. Zmrużyła oczy, a potem ponownie spuściła wzrok.

— Zastanawiasz się nad najmniej obraźliwym sposobem odmowy.

Mycroft mruknął niezobowiązująco. Nie był gotowy, by skorzystać z okazji, by ujawnić, jak bardzo miała rację. W końcu Gregory nie był dyplomatą. To wszystko było takie różne.

— Jeśli mogę coś zasugerować — Anthea poprosiła o pozwolenie. Mycroft skinął głową, by kontynuowała, a ona zacisnęła mocno usta, zanim znów się odezwała. — Żałowałby pan takiego postępowania, panie Holmes. Powinien pan zaakceptować zaproszenie.

Mycroft już miał coś odpowiedzieć, ale Anthea już skupiła się na swoim Blackberry i odsuwała się od jego biurka.

— Twoje spotkanie jest za 45 minut, proszę pana.

— Dziękuję, Antheo.

Mycroft nigdy nie potrzebował przypomnień o swoim harmonogramie, a mimo to nalegała, by to robić. Przypuszczał, że to część ich stosunku w pracy. Odwracając się z powrotem do biurka, odłożył teczkę i ponownie podniósł komórkę, po raz kolejny wpatrując się w wiadomość. W jego umyśle zadźwięczały słowa Anthei.

Czy naprawdę żałowałby, gdyby odmówił? Mycroft nigdy nie wątpił we wnikliwość Anthei, a jej razy okazywały się już wcześniej bezcenne. Nie mógł odmówić, że była pomocna, zwłaszcza, że to dzięki niej w pierwszej kolejności nawiązał swój związek z Gregory’m. Nagle poczuł się bardziej nieswojo na myśl o narażeniu swojej relacji z Gregory’m niż o pragnieniu trzymania się na uboczu w okresie świątecznym, jak zawsze.

Omówmy szczegóły wieczorem przy kolacji. Mogę po ciebie przyjechać o 8? - MH


Tak, wydawało się, że weekend pełen potencjalnie niekomfortowych spotkań rodzinnych był o wiele lepszy niż wszelkie napięcia, jakie ich związek mógłby znieść, gdyby tego nie zrobił.

Chapter 343: Stając w jego obronie

Chapter Text

Mycroft mógł przez cały dzień patrzeć, jak Gregory chodzi po pokoju i rozmawia. Mężczyzna nigdy by tego nie dostrzegł w sobie, ale był wspaniały i przyciągał uwagę wszystkich w pobliżu. Uśmiechając się delikatnie do siebie, polityk przyglądał się swojemu partnerowi, który rozmawiał z kilkoma innymi funkcjonariuszami, którzy zostali zaproszeni na to wydarzenie.

— Czyli nawet wielki Mycroft Holmes znalazł kogoś, do kogo się przywiązał. — Dobiegł go głos zza jego pleców.

Mycroft westchnął nosowo i zamknął oczy, szczypiąc nasadę nosa, zanim się opanował i odwrócił.

— Dobry wieczór, Alistairze — przywitał się lodowato.

Alistair Bentley również pracował w rządzie, kilka stanowisk pod nim. Człowiek posuwał się do wszystkiego, próbując zostać zauważonym. Mycroft go nienawidził.

— Nigdy bym nie pomyślał, że będziesz w stanie kogoś pokochać.

Alistair uśmiechnął się, krzyżując ramiona i przechylając głowę na bok.

— Cóż, nie mogę powiedzieć, że znasz mnie bardzo dobrze, więc nie jestem zaskoczony twoim ograniczonym założeniem — westchnął Mycroft.

Byłoby w porządku, gdyby ta rozmowa skończyła się właśnie teraz. Nie był też skłonny do bycia bardzo uprzejmym. Mężczyzna celowo zaszedł Mycroftowi za skórę do punktu, w którym nie mógł już powstrzymać swojej fasady. Gdyby ten człowiek chciał wciągnąć to Gregory’ego, sytuacja szybko stałaby się nerwowa.

— I także będący policjantem, jakie to zwyczajne — kontynuował Alistair. Albo nie miał pojęcia, co zaczyna, albo go to nie obchodziło. Mycroft nie mógł zdecydować, która opcja była bardziej irytująca. — Tak, jest inspektorem, więc coś to znaczy, ale… nawet w porównaniu z innymi nie nazwałbym jego historii aresztowań imponującym. W końcu twój własny brat musiał rozwiązać przynajmniej połowę jego spraw.

Mycroft poczuł, jak ogarnia go wściekłość. Absurdalność tego stwierdzenia sama w sobie była irytująca. Mężczyzna mówił o rzeczach, o których nie miał pojęcia, co było jeszcze bardziej irytujące. Żeby źle mówił o Gregory’m… Potrząsnął głową i spojrzał surowo na drugiego.

— Alistair, wyświadczę ci przysługę i powstrzymam cię w tej chwili — zaczął surowym głosem. — Nie wiem, jak możesz tak stać i myśleć, że to dobry pomysł, aby mówić przede mną źle o moim partnerze, tak jak teraz. Znasz mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że mogę i uczynię twoje życie niezwykle trudnym, więc w twoim najlepszym interesie jest zaprzestanie mówienia w tej chwili. Wyświadczyłbym ci przysługę, pozwalając ci wycofać się i odejść, ale nie jestem zbyt chętny do ofiarowywania tej łaski. Dlatego będziesz mnie uważnie słuchał. Faktem jest, że nie powinieneś przebywać w tym samym pokoju co Gregory Lestrade. Powiedzieć, że jest tylko policjantem, jest większą zniewagą, nic twój mały umysł może zrozumieć. Niewybaczalne jest dalsze obrażanie go przez lekceważenie tego, jak bardzo starał się, aby rozwiązać sprawy, mówiąc, że Sherlock Holmes to robi.

Alistair patrzył z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami. Mycroft robił spore wrażenie. Przypuszczał, że mógł to tak zostawić, ale nie. Był zbyt przejęty, żeby przestać w tym momencie. Odkrył, że chce po prostu iść dalej i usunąć to wszystko ze swojego systemu.

— Gregory został inspektorem, zanim poznał Sherlocka lub mnie. Każdy z jego awansów był tylko jego zasługą. Chociaż jest prawdą, że Sherlock pomaga w sprawach, nie w takim stopniu, o jaki wydajesz się go pochopnie oskarżać. Mój brat jest naprawdę samolubnym stworzeniem, podobnie jak ja, więc mogę cię zapewnić, że aresztowanie sprawcy nie jest jego ostatecznym celem. To jest coś, w czym Gregory przejmuje inicjatywę, a jeśli czasami zdarza się, że zbiega się to z intencją Sherlocka, niech tak będzie.

Alistar wiercił się w swoim miejscu, nerwowo rozglądając się.

— Jest nie tylko najbardziej inteligentnym i ciężko pracującym człowiekiem w odległości kilku kilometrów od Scotland Yardu, ale także najodważniejszym i najmilszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek miałem przyjemność poznać. Jest irytujący, ponieważ jest pełen niespodzianek, pracuje bez wytchnienia przez wiele godzin i prawie nigdy nie otrzymuje podziękować i szacunku, na jaki zasługuje. Jest lepszym człowiekiem, niż kiedykolwiek mogłeś mieć nadzieję być, a jeśli cenisz coś w swoim życiu, odwrócisz się i odejdziesz bez słowa.

Zapadła między nimi cisza. Mężczyzna zamarł w miejscu, a Mycroft nagle poczuł niewiarygodną ulgę, że powiedział to wszystko. Usta Alistara poruszyły się, a Mycroft spiorunował go wzrokiem.

— Żadnego. Słowa.

Zirytowany Alistair odwrócił się na pięcie i odszedł szybciej, niż było to naturalne. Mycroft poczuł, jak część napięcia opada z jego ramion. Westchnął i przechylił głowę, rozciągając szyję, kiedy za jego plecami rozległ się cichy śmiech.

— Słuchanie, jak bronisz mojego honoru, Myc. — Rozległ się głos Gregory’ego, miękki i pełen uwielbienia.

Mycroft uśmiechnął się, gdy odwrócił się, by spojrzeć na swojego partnera.

— Powiedziałem tylko prawdę — wyszeptał, głaszcząc policzek starszego mężczyzny.

Greg zamknął oczy i pochylił się w stronę dotyku.

— Pójdziemy do domu? — zasugerował, ponownie otwierając oczy, by na niego spojrzeć.

Mycroft uśmiechnął się.

— Niczego więcej nie pragnę.

Chapter 344: Trochę za dużo

Chapter Text

Greg patrzył na Mycrofta siedzącego naprzeciwko niego w samochodzie, gdy jechali do domu. Na zewnątrz wydawał się tym samym, poukładanym, zastraszającym politykiem, którego wszyscy znali. Greg jednak znał tego człowieka duże lepiej. Nawet kiedy tam siedział, wyglądając przez okno z kamienną twarzą, to małe rzeczy zdradzały jego rzeczywisty stan.

Najbardziej zabawną oznaką pijaństwa młodszego mężczyzny było to, jak kołysał się, gdy samochód skręcał i zmieniał bieg. Za każdym razem mógł to był tylko ułamek ruchu, ale Greg widział, jak ciało Mycrofta pochylało się, szarpiąc za pas bezpieczeństwa, który lekko zaciskał się na jego garniturze. Był też wyraźny brak skupienia w jego normalnie przenikliwym spojrzeniu. Zamiast patrzeć prosto na ciebie, Mycroft bardziej… patrzył nad tobą, na nic szczególnego.

— Wszystko dobrze, kochanie? — zapytał cicho, wyrywając Mycrofta z oszołomienia, w które wpadł.

Polityk oderwał wzrok od okna i szybko zamrugał patrząc na Grega, po czym skinął głową.

— Tak oczywiście — odpowiedział pospiesznie, przechylając lekko głowę. — Dlaczego?

— To było trochę za dużo brandy — skomentował z uśmiechem.

Mycroft sapnął.

— Nie wspominali, że będzie to zawierało alkohol — bronił się Mycroft, luźno krzyżując ramiona. — I tak impreza była głupia.

Greg parsknął, nie mogąc ukryć śmiechu. Przy tym stwierdzeniu Mycroft brzmiał bardziej jak Sherlock niż kiedykolwiek, a sposób w jaki przechylił podbródek, sprawił, że ta chwila była jeszcze bardziej bezcenna. Mycroft spojrzał na niego, a Greg tylko wzruszył ramionami.

— Wszystko smakowało całkiem nieźle — skomentował.

Mycroft wydał z siebie gardłowy, wyzywający dźwięk.

— Przypuszczam, że była to słaba imitacja sposobu tego, jak właściwie jest to przygotowywane w danym kraju — zaczął Mycroft. — Ciekawe, że gospodarz pomyślał, że lepiej będzie mieszać rzeczy w ten sposób, zamiast trzymać się tradycyjnych świątecznych smakołyków, które znamy. Wiesz, że brandy jest najbardziej popularna w Ameryce. To jest tak boleśnie oczywiste.

— Czy tak jest? — zapytał z rozbawieniem Greg, unosząc brwi.

— Naturalnie. Chociaż tak naprawdę nikt nie wie, skąd pochodzi przepis. Była dość popularna wśród brytyjskiej arystokracji, ale stała się absurdalnie popularna w pierwszych koloniach i dlatego nadal jest tam bardziej tradycyjnie spożywana — wyjaśnił Mycroft, machając ręką, podczas mówienia.

— No dobrze, to była przypadkowa lekcja historii — zaśmiał się Greg. — Naprawdę nie wiedziałeś, że był w tym alkohol?

— Nie bądź nudny, Gregory, oczywiście, że wiedziałem. — Mycroft praktycznie spiorunował go wzrokiem, przewracając oczami. — Nietrudno było rozpoznać brandy, którą rozlewano tak swobodnie. Jestem prawie pewien, że to był koniak, najprawdopodobniej leżakujący cztery lata. W każdym razie miejmy taką nadzieję, ponieważ rozcieńczenie czegokolwiek starszego w takiej mieszaninie byłoby marnotrawstwem.

— Tak, byłoby szkoda — skomentował Greg.

— Sarkazm jest bardzo niestosowny u ciebie, Gregory — skomentował Mycroft. Gdyby Greg nie był tak niesamowicie rozbawiony tym wszystkim, mógłby poczuć ukłucie irytacji. Po prostu teraz nie mógł. — Zauważyłem, że sam prawie wcale nie piłeś.

— Ech, był za bardzo aromatyczny. — Greg wzruszył ramionami. — Gdybym chciał coś takiego, zamówiłbym Guinnessa. Przypuszczam, że również nie przepadam za gałką muszkatołową. Lepiej się komponuje z grzanym winem albo z ciastami mojej mamy.

— Mmm, przypuszczam, ze masz rację.

Mycroft skinął głową, a spojrzenie jego bladych oczu przesunęło się po postaci Grega.

Zanim w końcu dotarli do domu, Mycroft wygłosił co najmniej dwie inne tyrady, podczas których Greg milczał rozbawiony. Młodszy mężczyzna bardzo otwarcie dedukował rzeczy o innych gościach będących na przyjęciu bożonarodzeniowym, w którym uczestniczyli tego wieczoru. Chociaż nigdy nie robił tego przy danej osobie (jak to robił inny Holmes), jego dedukcje były ostrzejsze i nawet bardziej imponujące niż te, które Greg był zmuszony słuchać prawie codziennie. To było fantastyczne. Było to coś, czego Greg szczerze pragnął słyszeć częściej, ale Mycroft wolał być bardziej powściągliwy i zamiast tego odnotowywać te wszystkie szczegóły we własnym umyśle.

Ramię w ramię poszli prosto do sypialni, gdy wreszcie znaleźli się w zaciszu własnego domu. Mycroft był ciepły i czuły, ręce delikatnie błądziły po bokach Grega, a kanciasty nos trzymał we włosach starszego mężczyźni. Obaj rozebrali się do bokserek, Mycroft wciąż był zbyt pijany, by przejmować się ubieraniem swojej zwykłej piżamy i razem opadli na łóżko.

— Chcesz uprawiać seks? — wymamrotał Mycroft, kiedy Greg objął go w talii i przytulił się.

To była poważna propozycja, ale podszyta zmęczeniem, którego Greg nie mógł zignorować. Uśmiechnął się.

— Jesteś pijany, Myc — wyszeptał.

Ich ciała idealnie się ze sobą łączyły, gdy zgiął nogi w kolanach i przycisnął klatkę piersiową do pleców wyższego mężczyzny.

— Wierzę, że już to ustaliliśmy wcześniej — powiedział Mycroft. — Pytanie wciąż pozostaje.

— Idź spać, kochanie — zaśmiał się czule Greg, składając delikatny pocałunek na karku partnera. — Powrócimy do tego rano.

— Mmm, tak — sapnął Mycroft, już giętki od senności w ramionach Grega.

Zasnął kilka sekund później, oddychając równo i z pogodną twarzą. Greg znów delikatnie pocałował go w szyję, zamykając oczy i pozwalając sobie zasnąć z uśmiechem na twarzy.

Chapter 345: Elegancki przyjaciel Mycrofta

Chapter Text

Greg czuł się naprawdę głupio z powodu zazdrości, ale czasami po prostu nie mógł się powstrzymać. Wiedział, że Mycroft go kocha, nie miał co do tego wątpliwości. Nie wątpił w to, jak solidny był ich związek. Ale kiedy zobaczył Mycrofta z jednym z kolegów, z którymi tak naprawdę się przyjaźnił… Nie mógł powstrzymać podświadomych uczuć, które go zalały.

W tej chwili był w kuchni. Musiał usprawiedliwić swoje odejście, podczas gdy Mycroft i jego elegancki oraz przystojny przyjaciel Christian śmiali się i dyskutowali o różnych rzeczach przy grze w szachy. Wyszedł pod pretekstem przyniesienia wina. Musiał się tylko dostosować to tego. Mycroft jedynie śmiał się i uśmiechał w ten sposób przy nim i wiedział, że był głupi i samolubny. Nie był cholernym nastolatkiem, na litość boską.

A jednak był w tej sytuacji.

Greg westchnął, bawiąc się korkociągiem i wpatrując się w wino, które właśnie wziął z pojemnika na blacie. Ten facet miał wiele takich samych zainteresowań jak Mycroft i łatwo rozpoczęli rozmowę. Dyskutowali o rzeczach, których Greg nie rozumiał, a Mycroft wydawał się tym wszystkim pochłonięty.

Kim on tak naprawdę był w porównaniu z tamtym gościem? Tamten był czarujący, atrakcyjny i inteligentny. Mówił o polityce i literaturze, a nie o punk rocku i piłce nożnej. Ubierał się ładnie i prawdopodobnie nie miał szuflady pełnej postrzępionych dżinsów i dresów. Wydawało się, że woli wina i brandy od każdego piwa, jakie można znaleźć.

Greg zawsze był pewny siebie i nie wstydził się swojej osobowości i siebie, a jednak stał tutaj na środku kuchni i zastanawiał się nad tymi rzeczami. Jak ktoś tak wytworny i inteligentny, jak Mycroft, mógł znieść bycie z nim, kiedy miał tak bliskich przyjaciół jak Christian? Po prostu… dziwnie go to uderzyło.

— Gregory, masz problem z winem? — zapytał Mycroft, wchodząc do kuchni z figlarnym uśmieszkiem na twarzy.

Greg spiął się i mocniej ścisnął korkociąg, starając się w pośpiechu opanować i wymusić uśmiech. To nie zadziałało i od razu o tym wiedział. Wesołość natychmiast zniknęła z twarzy Mycrofta, a spojrzenie jasnoniebieskich oczu przeskanowało jego mimikę, gdy młodszy mężczyzna powoli się zbliżał.

— Coś jest nie tak? — zapytał miękko, obejmując policzek Grega.

Dotyk był ciepły i sprawił, że serce Grega zabiło szybciej.

— Nic — westchnął, zamykając oczy, nachylając się w stronę dotyku.

Po prostu zignoruj to Greg, jesteś cholernym idiotą.

— Nie rób mi tego — powiedział Mycroft, unosząc brew. — Wiesz, że zawsze potrafię rozpoznać, kiedy kłamiesz.

— Tak, wiem — wymamrotał Greg, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę.

— Gregory, porozmawiaj ze mną.

Greg ponownie otworzył oczy i spojrzał na swojego partnera. Patrzył na niego z wyraźną troską. Wiedział, że młodszy mężczyzna nie pozwoli żadnemu z nich wyjść z pokoju bez odpowiedzi na pytanie, ale nawet gdy ją formułował czuł się niesamowicie głupio.

— To po prostu… Christian — westchnął, wskazując na salon.

— Co z nim? — zapytał Mycroft, wracając myślami do całego wieczoru, próbując znaleźć miejsce, w którym mógł wydarzyć się zgrzyt.

— Nic złego — powiedział szybko Greg, wzruszając ramionami. — Może to jest problem. Jest tak elegancki, inteligentny i niesamowity. Idealny dla… a potem jest tylko… ja… Tak po prostu…

— Nie możesz tu stać i mówić, że Christian pasuje do mnie lepiej niż ty.

Mycroft zamrugał w szoku, wyglądając na tak zdumionego, jak Greg jeszcze go nigdy nie widział.

— A nie jest tak? — zapytał Greg, przygryzając wargę. — Daj spokój. On jest… Jest dla ciebie cholerny idealny. Rozumie co mówisz i nie torturuje cię piłką nożną.

— Lubię, kiedy torturujesz mnie piłką nożną — powiedział lekko Mycroft, a oczy błyszczały mu lekką złośliwością.

Greg prychnął.

— Dzięki — wycedził.

Mycroft westchnął.

— Może źle to zabrzmiało — przyznał wyższy mężczyzna, przesuwając się, by oprzeć biodro o blat. — Posłuchaj mnie, Gregory. Gdybym nie był z tobą szczęśliwy, nie bylibyśmy razem. Wiesz, że nigdy nie godzę się na coś, czego nie chcę. Coś tak intymnego zdecydowanie nie jest wyjątkiem.

Greg przełknął ślinę, nie spuszczając wzroku z twarzy Mycrofta, gdy mówił. Jego serce biło szaleńczo.

— Nie potrafię wyjaśnić szoku, jaki odczuwam na myśl, że ktokolwiek, kogo znajdę, nadawałby się dla mnie lepiej niż ty —kontynuował Mycroft. — Jestem całkowicie zdumiony, że nie rozumiesz, jak wspaniały i doskonały jesteś. Jesteś wszystkim, czego nigdy nie przewidziałem, a teraz zdaję sobie sprawę, że tego potrzebuję.

— Mycroft…

— Kocham cię, Gregory. Christian to tylko przyjaciel. Pod koniec dnia nie chcę nikogo innego w pobliżu mojego łóżka niż ty.

Usta Grega wykrzywiły się w uśmiechu, gdy stanął na palcach i przycisnął się blisko drugiego mężczyzny, by go namiętnie pocałować. Napotkał taką samą namiętność. Greg wiedział, że to było głupie, że się tym martwił, ale słysząc, jak Mycroft mówił to wszystko… I tak poczuł się lepiej. Kurwa, miał tak wielkie szczęście.

Chapter 346: Strach

Chapter Text

Czasami, kiedy Mycroft musiał wyjechać, Greg miał koszmary. Wiedział, że to była irracjonalna reakcja, przez co było to bardziej frustrujące, kiedy się zdarzały. Podstawa koszmaru często się zmieniała, ale motyw był zawsze ten sam: tracił Mycrofta. W jakiś sposób polityk został wyrwany z jego życia we śnie, pozostawiając Grega dyszącego i trzęsącego się po przebudzeniu.

Przez większość swojego życia nigdy nie miał powracających koszmarów. Miał ich trochę w swojej wczesnej karierze po kilku szczególnie makabrycznych przypadkach i czasami wracały do niego, jeśli pracował nad czymś, co było trochę zbyt przypominające je, ale tak naprawdę to było to. Potem, na początku swojego związku z Mycroftem, mężczyzna był zamieszany w wybuch. Następnie był porwany i torturowany przez dwa dni, zanim został znaleziony i odzyskany.

Greg był bardziej niż przerażony, kiedy to wszystko się wydarzyło. Anthea była darem niebios, pozostając z nim w kontakcie telefonicznym przez długi czas i informując go co godzinę. Robiła, co w jej mocy, a on będzie jej za to dozgonnie wdzięczny. Całe zdarzenie było jednak trochę traumatyczne i od tego rozpoczęły się koszmary.

Działo się to prawie za każdym razem, gdy Mycroft musiał wyjechać. Czasami było to od razu pierwszej nocy, kiedy próbował przyzwyczaić się do spania samotnie w ich łóżku. Innym razem zaczynały się dopiero dzień lub dwa później. Kiedy już się zaczęły, zdarzały się co noc. Greg był całkowicie wyczerpany, zbyt spięty i przerażony, by pozwolić sobie na sen, ale potrzebował go. Kiedy jego partner miał czas, rozmawiali przez telefon lub przez Skype’a, dopóki nie zmęczył się na tyle, by zasnąć. Nigdy nie przespał całej nocy, ale zasypianie przy kojącym głosie Mycrofta przynajmniej trzymało koszmary z daleka przez kilka godzin.

Tym razem wyjazd Mycrofta trwał już prawie dwa tygodnie, a Greg sypiał średnio dwie, trzy godziny na dobę. Worki pod jego oczami musiały być potworne (zarówno Sally, jak i John powiedzieli coś w tym momencie). Próbował wypić kilka piw tuż przed snem i wypróbował tabletki nasenne. Pigułki tylko pogorszyły koszmary, więc zdecydowanie nie była to dobra metoda. Dlatego nadal cierpiał, siedząc na kanapie, wpatrując się w dziwaczne programy, które leciały o czwartej nad ranem.

Był zaskoczony, gdy usłyszał otwieranie i zamykanie frontowych drzwi. Serce podeszło mu do gardła. Wciągnął powietrze i siedział zamrożony, wpatrując się w korytarz i czekając. Mycroft nie miał jeszcze wrócić, nic nie powiedział, że będzie wcześniej… Mózg Grega pracował zbyt szybko, by móc za tym nadążyć, ale wszystkie myśli się zatrzymały, gdy zobaczył, jak wyższy mężczyzna wchodził do salonu ze zdjętą już marynarką przewieszoną przez ramię. Mycroft wydawał się zdziwiony jego widokiem i przez chwilę patrzyli na siebie. Greg poruszył się, ale nic nie powiedział, pozwalając swojemu partnerowi zbadać go i wydedukować, co tylko mógł. Wiedział oczywiście, że tak się stanie.

— Znowu nie spałeś — mruknął cicho Mycroft, a Greg potrząsnął głową z irytacją.

Nigdy nie spał dobrze, kiedy nie było Mycrofta. W tym momencie komentarz był prawie rutynowany, prosta dedukcja, tak jak ostatnim razem, i przed tym, i jeszcze przed tamtym. Powoli Mycroft podszedł i usiadł na skraju kanapy.

— Myc — zaczął Greg, ale dalsze słowa nie chciały przejść przez jego usta.

Zamiast tego po prostu zamknął oczy i oddychał głęboko, pozwalając, by otoczył go zapach jego partnera. Mieszanka szamponu, wody kolońskiej i ziemistego zapachu, który po prostu należał do Mycrofta, była tak kojąca, że musiał powstrzymać łzy ulgi.

— Chodźmy do łóżka.

To wszystko, co powiedział Mycroft, zanim ponownie wstał. Greg podniósł na niego wzrok i patrzył, jak układał marynarkę na oparciu kanapy i wyciągnął rękę oferując ją swojemu partnerowi. Greg sięgnął po nią i ścisnął ciepłą dłoń, wstając i splatając ich palce, gdy szli w milczeniu przez dom.

Kiedy dotarli do sypialni, Mycroft pozwolił Gregowi rozebrać się. Żaden z nich nie odezwał się; nie musieli. Greg zdejmował każdą warstwę powoli, zatrzymując się, by przycisnąć dłonie do nagiej klatki piersiowej Mycrofta i poczuć bicie jego serca. Dopiero gdy Mycroft zdjął spodnie i stał tylko w samej bieliźnie, Greg zrobił krok do przodu i schował twarz w obojczyku wyższego mężczyzny.

Szczupłe ramiona owinęły się wokół niego, obejmując mocno. Greg otoczył ramionami Mycrofta i przytulił się do niego. Jego niepokój ustępował kawałek po kawałku, wyczerpanie naprawdę zaczynało brać górę. Westchnął, ponownie wdychając zapach mężczyzny, zanim odsunął się.

Pierwszej nocy po powrocie do domu Mycroft nie zakładał piżamy. Zamiast tego, wszystko, co kiedykolwiek nosił, to dresowe spodnie i jeden z T-shirtów Grega. Dzisiejszy wieczór nie był inny i razem położyli się do łóżka, a Greg natychmiast przywarł do pleców Mycrofta, obejmując go.

Wszystko to było jego sposobem na ponownie otoczenie Mycrofta swoją obecnością. Ubranie, rutyna, pozycje do spania… Greg właśnie tego potrzebował. Był to dla niego sposób na normalizację i poczucie spokoju, A Mycroft o tym wiedział. Nigdy nie powiedział ani słowa przeciwko temu ani nie próbował tego zmienić, ponieważ wiedział, że Greg po prostu tego potrzebował. Może młodszy mężczyzna równie tego potrzebował. Greg był przekonany, że właśnie tak było.

Wzdychając, Greg przycisnął policzek do łopatki Mycrofta. Jego ramiona ułożyły się na piersi Mycrofta, praktycznie przylegając do mężczyzny i uśmiechając się, gdy jedna z dłoni Mycrofta znalazła się tuż pod jego łokciem. Zginając nogi, Greg przyciągnął je do nóg Mycrofta, idealnie je łącząc. Dopiero wtedy, owinięci sobą i otoczenie ciepłem swoich ciał i kołdrą znów zaczęli mówić.

— Tęskniłem za tobą — wyszeptał Greg, unosząc podbródek na tyle, by pocałować ciepłą skórę tuż nad kołnierzykiem koszulki.

— A ja za tobą — wyszeptał w odpowiedzi Mycroft, obracając nadgarstek, by móc delikatnie chwycić łokieć Grega. — Dobranoc, Gregory. 

I w końcu ponownie miał dobry sen.

Chapter 347: Kolacja, śnieg i niespodzianka

Chapter Text

Greg stał przed lustrem, wzdychając nerwowo, bawiąc się włosami chyba po raz tysięczny. Naprawdę stracił rachubę. Jednak nigdy wcześniej nie było tak ważne, żeby dobrze wyglądał. Szedł na randkę z Mycroftem Holmesem i wybierali się do jednej z najbardziej eleganckich restauracji w tej części Londynu i bez względu na wszystko, czułby się niesamowicie nie na miejscu.

Jasne, może wyszedł z pracy wcześniej tego dnia i kupił nowy garnitur. Jednak nie przypominał on nieskazitelnych trzyczęściowych garniturów Mycrofta, które ten zawsze nosił, bo to było trochę poza przedziałem cenowym Grega, ale i tak był to najładniejszy zestaw ubrań, jakie posiadał od jakiegoś czasu. Wmawiał sobie, wydając fundusze, że był on praktyczny, ponieważ byłoby dobry do pracy i tym podobnych, ale skłamałby, gdyby zaprzeczył, że był to główny cel zakupu.

Jak poważny był ich związek, jeśli podjął się takiego wysiłku na randkę z Mycroftem? Nigdy wcześniej nie zrobił tego dla nikogo innego, więc to mówiło samo z siebie. Nadal nie miał pojęcia, co w nim przykuło wzrok Mycrofta, ale nie narzekał.

Spojrzał na zegarek i oblizał usta. Miał jeszcze około dziesięć minut, zanim Mycroft przyjedzie po niego. To wystarczyło, by nadal martwić się swoim wyglądem i rozważał wysłanie wiadomości do Sally w panice. Oblizał ponownie usta i podniósł komórkę, pocierając roztargnieniem kciukiem klawiaturę, zanim ją odłożył. Nie było powodu, by dręczyć Sally.

Unosząc podbródek, Greg wygładził ubranie, szukając najmniejszych zgnieceń i próbując się ich pozbyć. Po tym, jak znowu zaczął bawić się włosami, użył odrobiny wody kolońskiej i wyjrzał na zewnątrz w chwili, gdy jego komórka zadzwoniła i oznajmiła przybycie Mycrofta.

Wypuścił drżący oddech i schował telefon do kieszeni. Kierując się do drzwi, włożył swój czarny płaszcz. Przystanął, aby owinął wokół szyi czerwony szalik w zielone wzory. Potem naciągnął czarne skórzane rękawiczki i wyprostował ramiona, wychodząc z mieszkania.

Mycroft wyłonił się z czarnego samochodu, którym podjechał, wyglądając oszałamiająco w swoim ciemno zielonym płaszczu i brązowych skórzanych rękawiczkach. Greg poczuł dreszcz przebiegający przez jego ciało i wątpił, żeby był to efekt śniegu, który zaczął padać. Posłał wyższemu mężczyźnie uśmiech, gdy szli ku sobie, zwalniając, gdy stanęli twarzą w twarz.

— Dobry wieczór. — Uśmiechnął się, patrząc na Mycrofta. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech.

— Mam nadzieję, że taki będzie. — Skinął głową. — Nie mogę się doczekać kolacji.

— Ja również.

Greg uśmiechnął się promiennie, a jego oddech zmienił się w chmurę pary w wieczornym powietrzu.

— Śnieg spadł wcześniej, niż myślałem — zaczął mówić Mycroft, jakby próbował przeprosić za pogodę. Greg uznał to za urocze. — Jednak zawsze jestem przygotowany.

Mycroft chwycił czarną parasolkę przewieszoną przez jego łokieć i cofnął się o krok, by móc ją podnieść i rozłożyć między nimi. Potem zbliżył się, tak że zakrył ją ich obu i uśmiechnął się grzecznie, ale szczerze. Greg chciał już podziękować, ale zauważył plamę koloru na czarnym parasolu. Zaskoczony podniósł wzrok i rozchylił usta, gdy zobaczył jemiołę wiszącą bezpośrednio na drutach.

Mycroft również podniósł wzrok, ciekawy, co przykuło jego uwagę i zamarł na widok rośliny. Wyraz jego twarzy był jeszcze bardziej uroczy i Greg poczuł, że jego usta wykrzywiły się w psotnym uśmieszku.

— Cóż, spójrz na to — powiedział miękko, drażniąc się lekko.

Blada twarz Mycrofta poczerwieniała z mieszaniny chłodu i zakłopotania.

— To musiał być Sherlock — zaczął wyjaśniać pospiesznie, rozglądając się w tę i we w tę. — To jeden z jego wielu sposobów na zrobienie ze mnie głupka. Bez wątpienia wiedział o naszej dzisiejszej randce i…

Próba wyjaśnienia przez Mycrofta została przerwana, gdy Greg uniósł rękę i chwycił rączkę parasola, spoczywającą tuż nad jego własną. Wciągnął gwałtownie powietrze na widok czułego uśmiechu, który posłał mu Greg. Starszy mężczyzna zaryzykował, podchodząc odrobinę bliżej.

— Sherlock czy nie, jemioła nie służy tylko do dekoracji — wyszeptał.

Serce waliło mu w piersi, a umysł pędził, zastanawiając się, czy podjął złą decyzję, ale… coś w jego jelitach kazało mu zaryzykować.

— Ta… tak, jestem tego świadomy — mruknął Mycroft, lekko przesuwając ciężar swojego ciała. Nie przerywali kontaktu wzrokowego.

— Więc może… — zaczął Greg, głos ucichł z wahaniem.

Oblizał wargi, w żołądku zatrzepotały motylki, gdy spojrzenie jasnoniebieskich oczu natychmiast skierowały się w stronę jego ust na ten ruch. Następnie ręką, którą nie trzymał parasola, bardzo delikatnie dotknął policzka Mycrofta. Wypuścił drżący oddech i stanął na palcach, a Mycroft przechylił głowę na bok.

Ciepło rozeszło się po lekko zmarzniętym ciele Grega, gdy się pocałowali. Ich usta się zetknęły, wysyłając przez niego dreszcze, a on westchnął. Jeśli chodziło o pocałunki, to nie było najbardziej ekscytujący na świecie. Nie było w tym nic poza lekkim dotknięciem ich ust, ale to było niesamowite. Chciał przełożyć kolację i zaprosić mężczyznę na drinka. Ale mieli rezerwację, więc…

— Teraz — powiedział, patrząc na Mycrofta, opuszczając rękę, by spoczęła na bicepsie mężczyzny — co powiesz na tę kolację?

— Chodźmy na nią.

Mycroft skinął głową, uśmiechając się i wydając z siebie coś, co wydawało śmiechem pełnym ulgi. Greg zaśmiał się z sercem gotowym do wybuchu z radości, gdy Mycroft wziął go za rękę i poprowadził w stronę samochodu.

Chapter 348: Pierwszy raz Grega

Chapter Text

Kiedy Greg poszedł tego wieczoru do domu Mycrofta na kolację i drinka, nie był do końca pewien, dokąd to zaprowadzi. Byli ze sobą od prawie sześciu miesięcy i sprawy stawały się całkiem poważne. Teraz był tutaj, na plecach i zupełnie nagi, z Mycroftem unoszącym się nad nim.

— Nie musimy tego robić, jeśli nie jesteś gotowy — powiedział delikatnie Mycroft siadając okrakiem na jego biodrach, ale uważając, aby nie przytłoczyć go swoim ciężarem.

Greg przełknął ślinę, dając sobie chwilę, by jego spojrzenie błądziło po jego równie nagim ciele. Zadrżał. Widok ciała Mycrofta, nie zasłoniętego żadnym elementem garderoby, sprawił, że Gregowi zrobiło się gorąco. Wypuścił powietrze i potrząsnął głową.

— Jestem gotowy — powiedział.

Szczerze mówiąc, w jego głosie pobrzmiewała większa pewność, niż się spodziewał, ponieważ był zdenerwowany. Mimo to nigdy w życiu nie był niczego bardziej pewny. Mycroft posłał mu delikatny uśmiech i pochylił się, by pochwycić jego usta w powolnym pocałunku.

Greg westchnął, a jego ciało rozluźniło się. Całowali się przez, jak się wydawało wieczność, przerywając pocałunek tylko po to, by obaj mogli wziąć kilka potrzebnych oddechów. Jednak niemal natychmiast po tym, jak Mycroft złapał oddech, obniżał się i całował szyję Grega. Przesunął się w dół, całując i liżąc miejsce, gdzie można było wyczuć tętno Grega, które szybko rosło. Następnie skierował się w dół do obojczyka starszego mężczyzny, który gryzł i delikatnie ssał. Greg wygiął się w łuk, przyciskając klatkę piersiową do piersi Mycrofta, jęcząc z powodu doznań.

To wszystko było dla niego wciąż takie nowe. Stąd wzięła się nerwowość. Jasne, trochę eksperymentował, kiedy był na studiach - kto tego nie robił? Jednak pewnie niechlujne, pijackie robótki ręczne w ciemnościach i niezręczne robienie loda na pryczy innego faceta nie liczyły się jako doświadczenie. Wszystkie jego solidne akty seksualne dotyczyły kobiet.

Zawsze podejrzewał, że był przynajmniej biseksualny. Był ciekawy na uniwersytecie i nie odrzuciło go to, co zrobił. Jednak zakochiwał się w dziewczynie za dziewczyną, a potem był żonaty i to po prostu… nigdy nie pozostawiało miejsca na dalsze badanie tej części jego seksualności. Zostało to odłożone na bok, poza okazjonalnym zainteresowaniem do poznanego faceta i prawie o tym nie myślał.

Kiedy się rozwiódł, ponownie zdał sobie z tego sprawę. Mycroft sprawił, że to wszystko uderzyło go. Był bardziej niż zauroczony tym mężczyzną, co łatwo było udowodnić po tym, jak bardzo go pociągał. Zakochał się w tym mężczyźnie, a dramatyczne fizyczne reakcje, jakie na niego wywarł, jasno pokazywały, że to nie było zwykłe zauroczenie. Zaczął mieć bardzo intymne sny, pozostawiając go ciężko oddychającego z boleśnie twardą erekcją w spodniach od piżamy.

Westchnął, gdy usta Mycrofta zamknęły się wokół jednego z jego sutków, ciągnąc go i skubiąc. Jego penis zadrżał z zainteresowaniem, ocierając się o udo Mycrofta, gdy przesunął się pod nim. Przygryzł dolną wargę i ścisnął mocno prześcieradło pod sobą, skomląc.

To nie był pierwszy raz, kiedy on i Mycroft zbliżyli się do siebie, ale prawie nigdy nie zaszło to poza seks oralny. Ostatnio Greg pozwolił Mycroftowi odkrywać głębsze zakamarki jego ciała palcami, co było cholernie niesamowite i sprawiało, że był zaskakująco zdesperowany, pragnąc więcej. Tej nocy… tej nocy pójdą na całość.

Następną rzeczą, jaką pamiętał, było to, że Mycroft sięgnął po butelkę lubrykantu i prezerwatywę, podciągając się w górę, gdy Greg wił się na prześcieradle, po tym jak młodszy mężczyzna miał jego erekcję w ustach. Greg wypuścił powietrze, ponownie przygryzając wargę, obserwując jego poczynania. Ogarnęła go nowa fala nerwów. Oczywiście Mycroft nigdy niczego nie przegapił.

— Jesteś pewien, Gregory? — zapytał Mycroft, obserwując go uważnie.

Jego włosy były w nieładzie od palców Grega, jego usta błyszczały od wilgoci, a policzki zarumieniły się od pożądania. Był piękny i Greg go pragnął. Pokiwał głową.

— Tak — odpowiedział szorstkim i głębokim głosem. Patrzył, jak Mycroft zadrżał na ten dźwięk i nie mógł powstrzymać uśmiechu. — Jestem gotowy.

— Powiedz mi, jeśli będzie to za bardzo bolało — wyszeptał Mycroft.

W pokoju rozległ się dźwięk otwieranej paczki i Greg podniósł się na tyle, by zobaczyć, jak Mycroft nawijał prezerwatywę na swoją erekcję. To była taka prosta czynność, ale Greg uznał ją za niesamowicie podniecającą. Spojrzał na twarz młodszego mężczyzny w samą porę, aby Mycroft znów zaczął go całować.

Chwilę później, kiedy Mycroft wszedł w niego, Greg westchnął z mieszaniny bólu i przyjemności. Ból zaczął słabnąć niemal natychmiast. Greg wiercił się lekko, gdy Mycroft czekał, aż się przyzwyczai. Po chwili Greg ponownie podniósł wzrok i ich spojrzenia spotkały się. Starszy mężczyzna skinął głową. To wszystko, czego potrzebował Mycroft, by zacząć się poruszać. Greg jęczał i dyszał, wyginając się na łóżku, praktycznie błagając o więcej, a Mycroft spełniał jego prośbę.

W chwili, gdy obaj przeżyli orgazm, Greg desperacko trzymał Mycrofta. Kiedy krzyczał, zobaczył gwiazdy i wszystkie jego nerwy odeszły. Nerwowość zniknęła. Kiedy Mycroft powoli wysunął się z niego, przyciągnął go do leniwego pocałunku, zdając sobie sprawę, że właśnie na to czekał i było to idealne.

Chapter 349: Wczesne prezenty

Chapter Text

W salonie trzaskał ogień, na kuchence przygotowywano grzane wino (jego zapach unosił się po całym domu), a na zewnątrz padał śnieg. Noc była chłodna i ciemna, gwiazdy błyszczały na niebie. To był ten rodzaj atmosfery, którą widzisz na filmach lub na kartkach świątecznych, ale tak naprawdę nigdy nie spodziewasz się, że sam tego doświadczysz. Po prostu nie do końca dało się to poczuć w sercu Londynu, co sprawiło, że ucieczka na kilka dni poza miasto była o wiele bardziej niesamowita.

Greg nie mógł powstrzymać się od uśmiechu patrząc na choinkę w salonie. Było to jedyne inne źródło światła w pokoju. Płomiennie migotały jasno wzdłuż ścian. Westchnął, wkładając ręce do kieszeni. Mógł sam nie wykonać żadnej z tych dekoracji (wszystko to zostało zrobione przez minimalny personel, który utrzymywał dom, kiedy nikt z rodziny Holmesów w nim nie przybywał), ale czuł, że tak. Poczuł spokój, o którym myślał, że go utracił na zawsze.

Zamruczał, gdy smukłe ramiona owinęły się wokół jego talii i przyciągnęły go do drugiego mężczyzny. Uśmiechając się szerzej, Greg pochylił się w stronę wyższego ciała, uwielbiając uczucie podbródka spoczywającego na jego ramieniu. Oszukałby samego siebie, gdyby sądził, że to szczęście, ten spokój, czuł z innego powodu niż dzięki swojemu partnerowi.

— Co się dzieje w twojej głowie? — zapytał cicho Mycroft, składając pocałunek na jego szyi.

Greg przechylił głowę.

— Ty mi powiedz — droczył się żartobliwie, podnosząc ręce, by położyć je na przedramionach Mycrofta.

Młodszy mężczyzna zaśmiał się, przeciągając czubkiem nosa wzdłuż linii szczęki Grega.

— Jesteś bardziej zrelaksowany niż przez ostatnie dwa miesiące — zaczął Mycroft, kontynuując przesuwanie nosa po policzku Grega, po jego uchu i we włosach. — Uważasz, że ciepło jest pocieszające, a światło na drzewku pięknie. Trudno ci uwierzyć, że ta mieszanka elementów może mieć miejsce właśnie teraz, przekonując siebie, że można to zobaczyć tylko w najbardziej absurdalnych świątecznych komediach romantycznych. Jednak zapewniam cię, Gregory, że to wszystko jest całkiem realne. Nie zamierzam cię uszczypnąć i sprawić, że obudzisz się w naszym łóżku w Londynie.

— Trafnie jak zawsze — wyszeptał dumnie Greg, nieco mocniej chwytając ramię Mycrofta.

— Usiądziesz ze mną przy ogniu?

— Z przyjemnością.

Kiedy Mycroft cofnął się, Greg odwrócił się i spojrzał na niego czule. Chwycił dłoń partnera i splótł ich palce. Przeszli przez salon do miejsca, gdzie rozłożono kilka poduszek blisko kominka, gdzie mogli wygodnie usiąść na podłodze. Kiedy mijali kanapę, Greg wolną ręką, chwycił dwa koce. Opadł na poduszki z cichym stuknięciem, gestem zapraszając Mycrofta, by do niego dołączył.

Kiedy obaj usiedli na podłodze, wygodnie układając nogi, Greg podał koc Mycroftowi i chwycił drugi dla siebie. Zaczął nucić.

— Zaczyna wyglądać to trochę jak Boże Narodzenie. — Jego noga podskakiwała z podniecenia, a Mycroft jedynie roześmiał się i przewrócił oczami.

Szturchali się żartobliwie, przytulając, śmiejąc się i całując, aż Greg przyciągnął Mycrofta do siebie i przytulił go tak mocno, tak że nie mógł się odsunąć.

— Puść — prychnął Mycroft, napierając na jego klatkę piersiową bez faktycznej siły.

Greg roześmiał się i potrząsnął głową.

— Nie — odmówił. — Nie, chyba że sprawisz, że będzie to warte tego.

— Naprawdę? — zapytał Mycroft, unosząc brwi.

— Tak.

— I pomyśleć, że chciałem przynieść nam grzane wino — westchnął Mycroft, udając rezygnację i poddanie się.

Zapanowała między nimi krótka chwila ciszy, przerywana jedynie trzaskiem ognia, zanim Greg go puścił.

— Dobra, wygrałeś. — Znów się roześmiał. — Idź po wino.

Mycroft ponownie uniósł brew i zmrużył oczy, pochylając głowę na bok, zanim podniósł się z podłogi. Koc opadł na ziemię, gdy wstał, a Greg patrzył z uznaniem, jak wychodził z pokoju. Oblizując usta, obrócił się, wciąż siedząc, pochylając się do przodu. Sięgnął pod kanapę, aż znalazł małe pudełko, które wcześniej tak schował. Szybko schował go na kolanach, pod kocem, w samą porę, ponieważ Mycroft wrócił z dwoma kubkami w dłoniach i pudełkiem pod pachą.

— Co to jest? — zapytał Greg, z zaskoczeniem patrząc na podarunek.

Mycroft tylko zanucił i odstawił kubki, żeby móc bezpiecznie usiąść.

— Prezent dla ciebie — nadeszła jego odpowiedź, gdy ofiarował mu pudełko.

— Myc, Boże Narodzenie będzie dopiero za tydzień. Co to jest? — Zaśmiał się zdumiony, odbierając pudełko, wpatrując się w nie.

— Mógłbym zapytać o to samo w stosunku do tego ukrytego pod twoim kocem.

Mycroft uśmiechnął się złośliwie, a jego oczy błyszczały psotnie.

— Naprawdę pozwoliłeś mi uwierzyć, że nie miałeś o tym pojęcia. Myślałem, że w końcu udało mi się przemycić go przed tobą — westchnął Greg, potrząsając głową, gdy wyciągnął mniejsze pudełko z jego kryjówki. — Dobra, wymienimy się tymi jedynymi wcześniejszymi prezentami, wypijemy nasze wino i przed pójściem spać, bzykniemy się spektakularnie przed kominkiem.

— Gregory masz tak wiele niesamowitych planów.

Mycroft uśmiechnął się złośliwie, powodując dreszcz wzdłuż kręgosłupa Grega. Duma i miłość mieszały się z nutą podniecenia, gdy wręczał prezent, niecierpliwie czekając, aż młodszy mężczyzna go otworzy.

Chapter 350: Ostatnie wolne dni

Chapter Text

Rozciągnięty na podłodze, Greg oparł głowę na jednej ręce i spojrzał z uśmiechem na otwarty prezent przed sobą. Uśmiech był również spowodowany cholernie niesamowitym, powolnym, intymnym seksem, który on i Mycroft właśnie odbyli przed kominkiem. To było tak blisko kultu ciała, jak tylko dwie osoby mogły osiągnąć, wraz z podnieconymi westchnieniami i jękami. Każdy cal jego ciała brzęczał w następstwie orgazmu, a jego skóra lśniła od potu zarówno po ich czynnościach, jak i od ognia, a koc był do połowy narzucony na jego dolną połowę.

Podniósł wzrok, gdy usłyszał kroki, uśmiechając się, gdy patrzył, jak jego partner wrócił do pokoju z dwoma świeżymi kubkami grzanego wina - wciąż nagi - ku uciesze Grega. Spojrzenie, którym obdarzył go Mycroft, było mieszanką ogromnej miłości i pożądania, które sprawiło, że prawie instynktownie przegryzł wargę.

— Nie mogę uwierzyć, że kupiłeś mi całą kolekcję Jamesa Bonda — skomentował, gdy Mycroft usiadł z powrotem obok niego, śledząc krawędź pudełka DVD, które podziwiał.

Mycroft zaśmiał się, podciągnąć trochę koc, by również się nim ukryć. Ruch ujawnił wygięcie biodra Grega, które Mycroft podziwiał przez kilka chwil, zanim podał mu alkohol.

Greg zmusił się do prawidłowego siadu, biorąc napój, wzdychając i rozkoszując się jego słodkim, korzennym zapachem. Szturchnął kolano Mycrofta stopą, uśmiechając się promiennie, nucąc radośnie.

— Tak, cóż, pomyślałem, że moglibyśmy jutro zrobić sobie mały maraton filmowy, jeśli miałbyś ochotę — powiedział Mycroft, wzruszając ramionami, popijając drinka. — Zanim zaczniemy się przygotowywać do powrotu do Londynu.

Tak, jutro był ich ostatni wolny dzień w domku wakacyjnym Holmesów. Greg nie mógł wymyślić lepszego sposobu na spędzenie tego czasu. Dzisiejsza noc była absolutnie czarująca, a przed ich maratonem nie mógł odmówić sobie wyjścia na chwilę na śnieg.

— Nadal uważam, że jeśli chodzi o mój prezent, to nie powinieneś tego kupować — odezwał się ponownie Mycroft po chwili.

— Och, proszę cię — powiedział Greg, delikatnie machając wolną ręką. — I tak potrzebowałeś nowego, więc… Nie martw się, nie kupiłem ci tylko praktycznych prezentów.

— Gregory — powiedział Mycroft unosząc brwi. — Jest więcej prezentów?

— Nie bądź głupi, kochanie, nie kupiłbym ci jedynie karafki na Boże Narodzenie…

— Całkiem elegancką karafkę, nie bagatelizuj jej — powiedział Mycroft, zerkając na kryształowe naczynie, od którego odbijał się blask ognia i rzucała refleksy na ścianę. Wyciągnął dłoń i smukłymi palcami z szacunkiem śledząc jej obwód. — Jest piękna.

Greg zarumienił się, słysząc podziw w głosie Mycrofta. Szczerze mówiąc, nie uważał jej za szczególnie wartościową. Wiedział, że Mycroft by ją docenił, ponieważ potrzebował nowej, ale najwyraźniej warta była coś więcej, niż tylko pieniądze, które na nią wydał.

— Mycroft… — zaczął, odkładając kubek z winem.

Jego głos zdawał się wyrywać partnera z transu, który wpadł. Mrugając, młodszy mężczyzna odwrócił się, by na niego spojrzeć. Jego twarz wciąż była zarumieniona, a włosy w nieładzie, z jaskrawo czerwonymi miłosnymi ukąszeniami zaczynającymi wyróżniać się na jego bladej skóry i ten widok zapierał dech w piersiach. Uśmiechając się, Greg wyciągnął rękę i położył ją na jego piersi.

— Cieszę się, że ci się podoba — wyszeptał, pocierając kciukiem miękką skórę i odgarniając włosy.

Mycroft chwycił dłoń Grega, ściskając ją i unosząc do słodkiego pocałunku.

Greg zamrugał zaskoczony, przesuwając się bliżej, tak że w połowie znajdował się na kolanach Mycrofta, owijając ręce wokół jego szyi i trzymając się pewnie. Ich nosy otarły się o siebie, gdy odsunęli się lekko od siebie, uśmiechając się radośnie.

— To już jest najlepsze Boże Narodzenie w historii. — Greg uśmiechnął się, bawiąc się włosami opadającymi na kark Mycrofta.

Młodszy mężczyzna zamyślił się.

— Tak, zdecydowanie muszę się z tym zgodzić. — Uśmiechnął się, całując Grega w czoło.

— Nie jestem gotowy na powrót do Londynu — przyznał z westchnieniem, pochylając się do przodu i wtulając się w szyję Mycrofta.

Mycroft przytulił go mocno powoli przesuwając dłonią w górę i w dół jego pleców.

— Ja również — zgodził się Mycroft z westchnieniem. — Będzie jednak dobrze. Oszalelibyśmy nic nie robiąc.

— Być może — zaśmiał się Greg, wtulając się w obojczyk Mycrofta. — Ale na razie pozwól mi się wygrzewać w tej atmosferze.

— Rób to, najdroższy — wyszeptał Mycroft, całując włosy Grega i mocno go przytulając.

Chapter 351: Wolę herbatę

Notes:

Alternatywa - Nastolatki

Chapter Text

Dla Mycrofta Holmesa było bardzo niewygodne, że jego młodszy brat nalegał na ciastka z pobliskiej kawiarni zamiast, być może, prawdziwej piekarni, a nawet herbaciarni, która również sprzedawała ciastka. Nie, to musiała być kawiarnia. Dzięki Sherlockowi, starszy Holmes bardzo szybko nauczył się, że lepiej nie kłócić się o tak trywialne rzeczy. Po prostu trzeba było się z tym pogodzić i iść dalej. Ktoś kiedyś powiedział: “wybieraj swoje bitwy”. To wciąż nie czyniło tej preferencji mniej nudną.

— Zakładam, że wiesz i rozumiesz dlaczego, ponieważ jestem pewien, że nie możesz oderwać od nich rąk — argumentował Sherlock pewnego dnia.

— Sherlocku, ignorując twój przytyk do mojej budowy ciała i twoje ciągłe naleganie, żebym jadł więcej niż daję radę, kupuję te ciastka tylko dla ciebie — westchnął Mycroft, szczypiąc nasadę nosa.

— Krem w ciastkach w herbaciarni nigdy nie jest świeży, a ciasto w piekarni jest zbyt aromatyczne.

Taka była reakcja chłopca za każdym razem, gdy Mycroft próbował zaprowadzić go, gdzie indziej. Dlatego nastolatek wybierał swoje bitwy, odłożył argumenty na bok i poszedł do kawiarni.

Nie chodziło o to, że kawiarnia była złym miejscem. W rzeczywistości było wręcz przeciwnie. Był to nowszy, dobrze utrzymany lokal ze spokojną atmosferą i uprzejmymi pracownikami. Problem polegał na tym, że Mycroft w najlepszym wypadku tolerował kawę. Zawsze wolał herbatę. Jasne, nie stanowiło to większego problemu, kiedy wpadał tylko po to, żeby kupić ciastko i wrócić do domu, ale przez większość czasu chciał też odpocząć w jednym z wygodnych foteli i poczytać lub popracować na swoim laptopie. W końcu przy żywiołowym młodszym bracie z trudem zaznał spokoju w domu.

Cała jego irytacja związana z pójściem tam zniknęła pewnego spokojnego popołudnia, gdy wszedł i zobaczył chłopca za ladą. Jego ciemne włosy były w nieładzie, koszula była rozpięta, na twarzy miał odrobinę mąki, a na fartuchu jeszcze więcej. Jednak kiedy odwrócił się i przywitał Mycrofta, zrobił to z najjaśniejszym uśmiechem, jaki nastolatek kiedykolwiek widział. Spojrzenie jego brązowych oczu było ciepłe i Mycroft stwierdził, że trudno mu było odwrócić wzrok od nich.

— Dzień dobry! — powiedział chłopiec (choć Mycroft oceniał, że w rzeczywistości był starszy). — Przepraszam za bałagan, ruch w czasie lunchu zrobił się trochę szalony. Co mogę podać?

Po raz pierwszy Mycroftowi odebrało mowę. Jednak z całą pewnością nie jąkał się i nie wahał, mówiąc swoje zamówienie i zdecydowanie nie patrząc na chłopca długo po tym, jak usiadł na swoim zwykłym miejscu.

Na jego plakietce widniał napis “Greg”.

Tak naprawdę Mycroft nigdy wcześniej nie czuł pociągania do kogoś, więc zaczął się dziwić, kiedy nie mógł się doczekać swoich kolejnych wizyt w kawiarni. Po kilku dniach podziwiania z daleka Gregory zaczął z nim rozmawiać. Jak się okazało, Mycroft miał rację (nie żeby myślał, że się mylił), mówiąc, że Gregory był od niego starszy. Miał osiemnaście lat, a Mycroft szesnaście, i był… fascynujący.

Kiedy zaczęli się czuć ze sobą bardziej komfortowo, Gregory zaczął dołączać do Mycrofta na jednej z kanap, kiedy w sklepie nie było już żadnych innych klientów. Rozmawiali całkiem naturalnie, a Mycroft nie mógł powstrzymać się od śmiechu z żartów z historii Gregory’ego, bez względu na to, jak absurdalne były. Jego wizyty stawały się nieco częstsze, kiedy pozwalał na to jego harmonogram, a także stawały się dłuższe. Nigdy więcej nie wyciągnął swojej książki.

Gregory robił mu herbatę.

— Któregoś dnia przekonam się do napicia się kawy, tylko poczekaj na to — powiedział Gregory pewnego popołudnia, wyciągając jedną rękę na oparciu kanapy.

Mycroft był bardzo świadomy tego, jak blisko jego ramienia znajdowała się dłoń nastolatka, ale zmusił się do zignorowania tego, nucąc w odpowiedzi, popijając herbatę.

— Wątpię w to — odparował, unosząc brew. — Zamiast tego powinieneś po prostu przyznać się do porażki i właściwie umieścić herbatę w menu.

— Cóż, to nie moja kawiarnia, więc naprawdę nie mam kontroli nad menu — zaśmiał się Greg.

Mycroft poczuł ucisk w klatce piersiowej, a usta wykrzywiły się w uśmiechu.

— W rzeczy samej — potwierdził Mycroft, pochylając się do przodu i odstawiając filiżankę na małym stoliku przed nimi. — W takim razie to na moją korzyść, że jesteś tak biegły w parzeniu zarówno herbaty, jak i kawy.

— Moje umiejętności nie kończą się na tym — powiedział Gregory, pochylając się nieco bliżej. Mycroft prawie poczuł ciepło bijące od jego ciała, co brzmiało śmiesznie, ale… Jego serce przyspieszyło niego, gdy patrzył, nie mogąc oderwać wzroku od Gregory’ego. — Hej, Myc…

Starszy nastolatek zamilkł, nagle wyglądając na trochę niepewnego siebie. Niestety dzwonek nad drzwiami oznajmił nowego klienta i musiał cicho przeprosić, aby przyjąć zamówienia. Mycroft wypuścił drżący oddech, kiedy został sam i zamknął oczy. Nagle poczuł zawroty głowy. Logicznie rzecz biorąc, powinien być zirytowany skróconym imieniem, którego zaczął używać Gregory. Nienawidził, kiedy ktoś zwracał się do niego inaczej niż Mycroft. Jednak z nim… było inaczej. Było to ujmujące.

Czego Gregory był tak niepewny? Mycroft był tak dobry w odczytywaniu ludzi, ale nie mógł zrozumieć drugiego nastolatka. Był pełen pewności siebie i iskry, więc Mycroft naprawdę nie miał pojęcia, skąd brało się to wahanie. Oblizał usta, prostując się, gdy Gregory wrócił.

— Przepraszam — westchnął, siadając z powrotem na kanapie.

Mycroft potrząsnął głową.

— Jesteś w pracy, to żaden kłopot.

— W każdym razie — westchnął Gregory. — Zastanawiam się… Czy mógłbyś… Na początku chciałem zapytać, czy nie chciałbyś napić się kawy, ale jest to kiepskie, ponieważ pracuję w kawiarni i jest to jedyne miejsce, w którym kiedykolwiek spędzamy czas. W takim razie, jeśli jesteś głodny… Moglibyśmy coś przekąsić po mojej zmienia? Późny lunch? Albo moglibyśmy pójść na kolację, jeśli wolisz iść później, albo… Albo mógłbym przestać gadać jak skończony idiota.

Mycroft wpatrywał się w niego. Zamrugał. Był w szoku. Otworzył usta, po chwili ponownie je zamknął.

— Czy… zapraszasz mnie na randkę? — zapytał po chwili z wahaniem.

Gregory zagryzł nerwowo dolną wargę, a spojrzenie Mycrofta zostało na chwilę przyciągnięte do tego ruchu.

— Tak. — Skinął głową, wypuszczając powietrze. — Tak. Właśnie to robię.

— Kolacja brzmi… wspaniale.

Mycroft usłyszał, jak się zgadzał. Właśnie umówił się na randkę. Prawdziwą randkę. Z Gregorym. Cudownie, nawet nie myślał pełnymi zdaniami. Coś było z nim wyraźnie nie tak. Jednak ulga na twarzy starszego nastolatka była zaraźliwa i po raz kolejny jego uśmiech rozjaśnił pomieszczenie.

— Świetnie, wręcz wspaniale — wydyszał Gregory, a jego ramiona opadły w uldze.

— Kolacja jest oczywiście lepsza niż kawa — skomentował Mycroft, ponownie sięgając po swój napój. Uśmiechnął się. — W końcu obaj wiemy, że wolę herbatę.

Chapter 352: Czekając na ciebie

Chapter Text

Mycroft siedział przed kominkiem, wpatrując się w nic konkretnego i popijając szkocką, kiedy zadzwoniła jego komórka. Podniósł głowę i chwytając telefon, spojrzał na identyfikator dzwoniącego. Nie mógł powstrzymać się od przewrócenia oczami i westchnienia, po czym odstawił alkohol i odebrał.

— Och drogi Panie — skomentował z irytacją do komórki. — Nie będziemy mieć teraz świątecznych telefonów, prawda? Czy uchwalili nowe prawo?

— Myślę, że dziś wieczorem znajdziesz Irene Adler. — Dobiegł go głos Sherlocka pod drugiej stronie. Był tak ostry i zgryźliwy jak zawsze, a mimo to brzmiał… dziwnie.

— Już wiemy, gdzie jest — odparł Mycroft. — Jak byłeś łaskaw zauważyć, to nie ma większego znaczenia.

— Nie, chodzi mi o to, że znajdziesz ją martwą.

Mycroft milczał, wpatrując się w migoczące przed nim płomienie. Wziął oddech, zaskoczony, kiedy Sherlock również pozostał na linii. Normalnie jego brat nie czekałby i rozłączyłby się. To, w połączeniu z rozproszonym brzmieniem jego głosu, sprawiło, że Mycroft poczuł lekki niepokój.

— Wszystko w porządku? — zaryzykował zapytanie, prostując się trochę na fotelu i pochylając się do przodu. W odpowiedzi rozległo się prychnięcie (najprawdopodobniej szydercze).

— Dlaczego miałoby nie być? — zapytał Sherlock, a jego głos ponownie ociekał zwykłą dozą pogardy.

— W rzeczy samej — zgodził się Mycroft, nucąc.

Przez te wszystkie lata Sherlock wciąż myślał, że może go przechytrzyć.

— Jeśli szukasz czegoś konstruktywnego do roboty, dopóki ona nie zostanie znaleziona, powinieneś wyśledzić Lestrade’a — powiedział Sherlock po kolejnej pauzie.

Mycroft ponownie poczuł zaskoczenie.

— Powinienem? — zapytał. — Dlaczego właściwie miałbym to zrobić?

— Jego żona znowu go zdradza…

— Tak, Sherlocku, doskonale zdaję sobie z tego sprawę — przerwał mu Mycroft, szczypiąc nasadę swojego nosa.

Wszystko, czego potrzebował, to więcej przypomnień o niewierności tej cholernej kobiety, aby poprawić mu nastrój.

— On wie — kontynuował Sherlock. — Powiedziałem mu o tym dzisiejszego wieczoru.

Och.

— Później zachowywał się spokojnie i chociaż tego nie widziałem, wydaje mi się, że po prostu wyszedł. — Zamilkł na moment i było słychać szelest, który brzmiał jak poruszenie zasłon. — Tak, wyszedł. Idzie w kierunku Yardu, nie do domu. Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć.

Och…

Mycroft otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale w tym momencie Sherlock już się rozłączył. Wzdychając, posłał wiadomość do Anthei na temat Irene Adler, chcąc, aby jak najszybciej to się potoczyło, aby ten aspekt nocy już minął. Potem siedział przez chwilę, myśląc. Chciał znaleźć Gregory’ego. To jednak nie był dobry pomysł.

Nadal przypominał sobie, jak zły był to pomysł, nawet gdy skończył szkocką, wstał i przeszukał nagrania z kamer ulicznych, aby zlokalizować inspektora. Potwierdził, jak to był zły pomysł, gdy wezwał swój samochód i wysiadł z niego, czując chłód wieczoru.

Znalazł Gregory’ego w jednym z niewielu pubów otwartych o tej porze, przecznicę dalej od Scotland Yardu. Mycroft zatrzymał się przed lokalem, przyglądając się raczej żałosnemu widokowi ludzi próbujących zatopić w alkoholu swoje świąteczne problemy w lokalu. Zacisnął usta, ale zmusił się do wejścia. W końcu Gregory był w tej chwili jedną z tych osób.

Mycroft zauważył go w małym boksie obok baru z nietkniętym kuflem piwa przed nim i głową opartą na jednej ręce, gdy w drugiej trzymał telefon. Poczuł dziwny ból, gdy patrzył, jak Gregory walczył sam ze sobą, najprawdopodobniej próbując zdecydować, czy napisać smsa czy zadzwonić do żony w tej sprawie. Pozwolił sobie tylko na chwilę obserwacji tego, zanim zmniejszył odległość i wsunął się na siedzenie obok niego.

— Ej, kto… Mycroft? — zapytał Gregory, podnosząc wzrok.

Jego oczy były zaczerwienione i szeroko otwarte. Mycroft starał się, aby ten widok nie wywarł na nim wrażenia.

— Sherlock. — To wszystko, co powiedział. Patrzył, jak ramiona Gregory’ego opadły nieznacznie. — Przepraszam.

— Oczywiście, że wiesz — mruknął Gregory, odwracając wzrok. Jego głos był delikatny i zgorzkniały.

— Gregory…

— Dlaczego? — przerwał mu starszy mężczyzna. Mycroft siedział cierpliwie. — Co ja kiedykolwiek jej zrobiłem? Powiedziała, że wszystko między nami jest dobrze. Jestem tak cholernie zmęczony, Mycroft. Jestem zmęczony byciem niedocenionym i zmęczony ciągnięciem przez to wszystko. Mam dość, kończę. Chcę tylko… chcę…

Zmiana w mowie ciała Gregory’ego oraz nagła miękkość i zmęczenie w jego głosie wywołały alarm w głowie Mycrofta. Mógł powiedzieć, dokąd zmierzała ta rozmowa i zaczął żałować ich pijackich wyznań, które zostały wypowiedziane między nimi miesiąc temu. Czuli do siebie przyciąganie, ale oczywiście żadne z nich nie mogło nic na to poradzić. Gregory był żonatym mężczyzną. Na tym się to kończyło i obaj podzielali to zdanie.

Gregory spojrzał na niego. Mycroft zamarł, a starszy mężczyzna przysunął się bliżej. Spojrzenie jasnych oczu szybko przeskanowało jego twarz, prędko wydedukując dokładny tok myśli mężczyzny.

— Gregory, poczekaj — wyrzucił z siebie Mycroft, wyciągając rękę i delikatnie przyciskając ją do jego piersi. — Piłeś. Nadal jesteś żonaty.

Szampan na Baker Street, dwa kieliszki. Następnie kieliszek wina, najprawdopodobniej wypity szybko w następstwie “ujawnienia” prawdy przez Sherlocka. Nie dotknął swojego kufla, ale wypił coś - najprawdopodobniej whisky - przed zajęciem swego miejsca.


Wiedział, że Gregory miał mocną głowę, jeśli chodzi o alkohol, a mężczyzna w żadnym wypadku nie był pijany. W najlepszym razie podchmielony. Nawet jeszcze… Oczy Gregory’ego błyszczały od łez, które w każdej chwili groziły spłynięciem po jego policzkach. Mycroft nie mógł oddychać.

— Mycroft… — wyszeptał mężczyzna drżącym głosem. Popłynęła jedna łza.

Spojrzenie Mycrofta złagodniało i westchnął, ujmując policzki mężczyzny.

— Posłuchaj mnie — wyszeptał, czując się nagle bezbronny i niezdolny do powstrzymania wypowiadanych słów. — Masz decyzję do podjęcia. Gregory, wiem bardzo dobrze, jak bardzo chcesz mnie teraz pocałować, ale jesteś żonaty. Nie mogę nam na to pozwolić. Odbyliśmy już tę rozmowę.

Zamknął oczy i ponownie westchnął przez nos, po czym pochylił się, by złączyć ich czoła. Nawet ta prosta czynność sprawiła, że Gregory wstrzymał oddech i zadrżał pod dotykiem Mycrofta. Młodszy mężczyzna trzymał oczy zamknięte, chcąc zachować determinację. Gdyby spojrzał teraz na tego człowieka, mógłby się rozpaść.

— Zaczekam na ciebie — wyszeptał nagle, nie będąc nawet pewnym, skąd u niego wzięło się to wyznanie. To było głupie i prawdopodobnie nie powinien, ale nie mógł temu zaprzeczyć. — Jeśli zdecydujesz się z nią rozwieść, wrócimy do tego wszystkiego. Do tego czasu nasze usta nie zbliżą się ani trochę do siebie. W porządku?

— W po… w porządku — westchnął Gregory, odsuwając się, by usiąść prosto i z grubsza potrzeć twarz. Westchnął, cała jego klatka piersiowa falowała i spojrzał z wahaniem na Mycrofta. Potem przesunął się nieco bliżej i pochylił się, by przycisnąć policzek do ramienia Mycrofta. — Czy mogę po prostu… zostać tak na chwilę?

Mycroft zamknął oczy i zagryzł wargę, po czym zrelaksował się i objął ramiona Gregory’ego, bardzo lekko osadzając dłoń w jego srebrzystych włosach, delikatnie je gładząc.

— Tylko na chwilę — wyszeptał łagodnym głosem i cieniem uśmiechu na twarzy.

Sherlock i Irene Adler mogli poczekać. Wydawało się, że to temat tego wieczoru. Czekanie.

Chapter 353: Myślałem, że cię straciłem

Chapter Text

Greg z trudem mógł oddychać i myśleć, kiedy praktycznie biegł ulicami Londynu, a panika ściskała jego pierś. Padał deszcz, a on zapomniał wziąć parasola (zawsze zapominał, a Mycroft za każdym razem go za to karcił), więc w tym momencie był przemoczony do szpiku kości. Nie czuł swoich palców, a jego komórka z pewnością zbyt nasiąkła wodą, aby mogła dalej funkcjonować, ale nie przejmował się tym wszystkim.

Wiadomość o katastrofie lotniczej sprawiła, że jego świat się zawalił. To był samolot Mycrofta… Mężczyzna miał wracać ze spotkań w Bombaju, dał Gregowi plan podróży, żeby mogli zorganizować kolację, kiedy wyląduje i… o Boże.

Komórka Mycrofta przełączała się bezpośrednio na pocztę głosową. Zaraz po tym próbował zadzwonić do Anthei. W tym przypadku również nie miał szczęścia. Próbował zadzwonić do biura Mycrofta, ale nie mógł się połączyć z nikim kompetentnym. Nie chcieli mu nic powiedzieć, bo ochrona danych była po prostu absurdalna, ale czy oni nie wiedzieli, kim był?! Chryste. Adrenalina i przerażenie napędzały go wtedy, powodując, że jego stopy się poruszały. Ledwie pamiętał, żeby wziąć płaszcz i klucze. Po tym włączył się u niego autopilot, dlatego nawet przeszedł obok swojego samochodu i po prostu… pobiegł.

Ledwie mógł oddychać, wydając tylko drżące sapnięcia, gdy skręcał za róg. Dopiero w połowie drogi zdał sobie sprawę, że kierował się do mieszkania Mycrofta. Dlaczego? Przełykając ślinę, objął się ramionami i zaczął się trząść, czując atak paniki nadchodzący z pełną siłą. Cichy głos powtarzał mu, że może wszystko było nie tak, może Mycroft był w domu. Może nawet nie opuścił lotniska. Może nie było go w tym samolocie.

Proszę, niech go nie było w tym samolocie.

Greg naprawdę nie wiedział, co ze sobą by zrobił, gdyby Mycroft nie żył. Młodszy mężczyzna zmienił całe jego życie. Nigdy wcześniej nie był tak zakochany. Jeśli zostałoby mu to odebrane, zanim naprawdę mieliby szansę żyć razem, nie wiedział, czy… Nie sądził, że będzie w stanie się z tego otrząsnąć. Zbyt wiele razy widział, jak utrata ukochanej osoby zmieniała ludzi w cień tego, kim byli wcześniej. Miałby szczęście, gdyby choć w połowie byłby tak funkcjonalny jak niektórzy z nich.

Przygryzł wargę po raz setny tej nocy, czując metaliczny posmak, który wskazywał, że w końcu ją tak zmaltretował, że zaczęła krwawić. Drżącą ręką odgarnął wodę i włosy z czoła, mrugając szybko, gdy jego wzrok zamazał się od mieszaniny łez i deszczu. W końcu, kiedy frontowe drzwi Mycrofta były w zasięgu wzroku, rzucił się do biegu, ledwo mogąc powstrzymać się przed wpadnięciem na nie, kiedy wreszcie do nich dotarł.

Zapukał szybko, zanim sięgnął po klucze, które miał w kieszeni. Miał gdzieś zapasowe do mieszkania Mycrofta przy swoich… Zaklął ochryple, upuszczając klucze na ziemię, pochylając się, by je chwycić, gdy drzwi przed nim otworzyły się.

Wszystko się zatrzymało. Jego oddech się urwał i zamarł, trzymając palce kilka milimetrów od pęku kluczy, wpatrując się w parę stóp, które się wyłoniły.

— Gregory. — Mycroft westchnął z ulgą, jego głos był naglący. — Próbowałem się do ciebie dodzwonić, czy twoja komórka…

Mężczyzna nie był w stanie dokończyć zdania. Prostując się, Greg rzucił się do przodu i zderzył się z Mycroftem, nie dbając nawet o to, że natychmiast zamoczył jego ubranie. Chwycił go desperacko i schował twarz w zgięciu jego szyi, głęboko wdychając jego zapach. Ramiona Mycrofta natychmiast go otoczyły, mocno go obejmując, a jego mokre włosy zostały obdarzone pocałunkami.

— Nic mi nie jest — wyszeptał Mycroft. — Wszystko jest dobrze.

— Mycroft — wydyszał, jego głos był napięty. — Myślałem, że ty…

— Ciii, wejdź do środka, jesteś kompletnie przemoczony — szeptał dalej Mycroft, głaszcząc go po karku, próbując go uspokoić. — Chodź, Gregory.

Wymagało to trochę powolnego namawiania, ale Greg został wprowadzony do środka. Deszcz, który huczał mu w uszach, ucichł, aż został stłumiony, a nagła zmiana temperatury sprawiła, że chłód naprawdę osiadł w jego kościach i sprawił, że zaczął się niemal gwałtownie trząść. Mycroft nic nie powiedział, dopóki Greg nie został zabrany do salonu, rozebrany do spodni i owinięty w gruby koc. Został popchnięty na kanapę, w pobliżu kominka i natychmiast został pociągnięty z powrotem w ramiona Mycrofta.

— Wróciłem wcześniejszym samolotem — zaczął wyjaśniać Mycroft, gdy Greg spojrzał na niego z mieszanką ulgi i bólu na twarzy. Pochylił się w stronę dotyku, gdy Mycroft dotknął jego policzka. — Nie byłem w stanie zawiadomić się z wyprzedzeniem, a kiedy usłyszałem o katastrofie samolotu… Próbowałem się do ciebie dodzwonić wiele razy, ale nigdy nie nawiązałem połączenia.

— Komórka prawdopodobnie nie działa — zdołał powiedzieć. — Przez deszcz.

— Tak się dzieje, kiedy wychodzisz z domu bez parasola — skarcił cicho Mycroft.

Ton jego głosu pasował do małego uśmiechu na jego twarzy, zdradzając drażniącą naturę komentarza. W jakiś sposób udało mu się wywołać śmiech u Grega, ale serce starszego mężczyzny wciąż biło szaleńczo. Mocno przytulił się do swojego partnera.

— Nie wiem, co bym zrobił, — powiedział sapiąc i skomląc mimowolnie — gdybyś…

— Na szczęście nie musisz o tym myśleć — przerwał mu łagodnie Mycroft. — Przepraszam, Gregory. Wybacz, że nie mogłem poinformować się o wcześniejszym locie. Mogłem oszczędzić ci całego tego bólu.

Greg potrząsnął głową.

— Teraz jesteś tutaj.

Było wszystkim, co powiedział, gdy oparł się o ciało Mycrofta i pocałował go namiętnie, chwytając się świadomości, że ten żył.

Chapter 354: Zamknięci

Chapter Text

— Sierżant Donovan? — zapytał Mycroft, wchodząc do Yardu, zauważając, że biuro Gregory’ego było puste.

Kobieta podniosła wzrok znad dokumentów i przyglądała mu się przez chwilę.

— Tak, panie Holmes? — zapytała, wstając.

— Gdzie jest inspektor?

— Na końcu korytarza — odpowiedziała Sally z uśmieszkiem. — Myślę, że w pomieszczeniu z zaopatrzeniem. Wiesz, że nie musisz być taki formalny w stosunku do niego. W każdym razie nie przy mnie.

— Mmmm, obawiam się, że muszę — skomentował Mycroft z lekkim uśmiechem, który nie sięgał jego oczu. Mimo, że byli partnerami, Mycroft pozostawał profesjonalistą w ich pracowniczym otoczeniu. Nie było powodu, by było inaczej. — Dziękuję.

Sally skinęła mu głową i wróciła do swojej papierkowej roboty. Mycroft skierował się w kierunku, który wskazała, ignorując kilka zaciekawionych spojrzeń mniej doświadczonych oficerów siedzących przy biurkach. Zignorował ich wszystkich, gdy podszedł do otwartych drzwi, z ustami wykrzywionymi w lekkim uśmiechu, gdy powitał go bardzo pochlebny widok tyłka Gregory’ego. Szybkie spojrzenie na drzwi ujawniło, że były one z mocnego drewna, zamykane na zatrzask z obu stron, a wewnętrzna klamka najwyraźniej nie działała prawidłowo. Wydawało się, że światło również zgasło, ponieważ starszy mężczyzna szukał czegoś przy zapalonej lampce stojącej na głównym biurku poza schowkiem.

Mycroft rozejrzał się dookoła, aby upewnić się, że nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi. Potem oznajmił swoją obecność cichym chrząknięciem i otworzył szerzej drzwi, wchodząc do małego pomieszczenia.

— Mycroft? — zapytał zdziwiony Gregory, prostując się i oglądając się przez ramię.

Jego oczy rozszerzyły się, gdy zdał sobie sprawę, że drzwi się zamykają i odwrócił się, próbując wyciągnąć ramię, by je zatrzymać. Oczywiście spóźnił się i drzwi zamknęły się z kliknięciem. Natychmiast pogrążyli się w ciemności.

— Dzień dobry, Gregory — powiedział Mycroft miękkim głosem. Jego oczy już przyzwyczajały się do ciemności w pomieszczeniu.

— Zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy tutaj zamknięci? — zapytał Gregory z lekką irytacją. — Drzwi są zepsute. Mają je naprawić dopiero w przyszłym tygodniu.

— Och, mój Panie — odpowiedział Mycroft głosem, który ledwo ukrywał jego rozbawienie.

— Pozwól, że wyślę wiadomość do Sally — wymamrotał Gregory, wyciągając komórkę.

Ekran rozświetlił na chwilę małe pomieszczenie, ale Mycroft chwycił urządzenie, zanim starszy mężczyzna zdążył otworzyć aplikację do wysyłania smsów. Rozległ się zdziwiony odgłos protestu, który został szybko stłumiony, gdy Mycroft złączył ich usta w gwałtownym pocałunku. Schował komórkę swojego partnera do kieszeni, a obie jego ręce zawędrowały do talii Gregory’ego i mocno ją chwyciły. Starszy mężczyzna westchnął w jego usta, chwytając mocno przód marynarki Mycrofta.

— Mycroft — jęknął, odchylając głowę do tyłu, gdy Mycroft pochylił się, by zacząć całować jego szczękę i szyję. — Co…?

— Nie mogłem się skoncentrować — wymamrotał Mycroft w jego skórę, po czym zaczął ssać punkt pulsu i sprawił, że Gregory lekko się wygiął. — Przez cały ranek byłem rozkojarzony, pragnąłem… To było nie do zniesienia.

— Tak? — zapytał Greg, zaciskając zęby i przyciągając Mycrofta jeszcze bliżej.

Ich ciała stykały się ze sobą, wywierając na siebie stały nacisk. Poruszali się, aż plecy Gregory’ego zostały przyciśnięte do ściany, a smukłe dłonie szybko rozpinały guzik jego spodni i rozsuwały zamek błyskawiczny.

Greg sapnął, ledwo powstrzymując jęk, gdy Mycroft owinął palce wokół jego erekcji. Zacisnął ręce na ramionach Mycrofta, lekko unosząc się na palcach na ten dotyk. Wzdrygnął się, gdy Mycroft odsunął nosem kołnierzyk jego koszuli, żeby wgryźć się w obojczyk na tyle, by zostawić jaskrawoczerwony ślad.

O Boże — jęknął Gregory.

Mycroft podniósł głowę, by przyciągnąć Gregory’ego do kolejnego brutalnego pocałunku. Pogładził długość erekcji mężczyzny, pewnie i powoli, pocierając opuszkiem kciuka jego główkę. Była już zwilżona preejakulatem. Śliskość spowodowała, że Gregory zesztywniał i jęknął podczas pocałunku. Mycroft obrócił nadgarstek w sposób, który Gregory najbardziej uwielbiał, powodując, że kolana starszego mężczyzny zadrżały z przyjemności i jeszcze mocniej chwycił jego marynarkę.

— Zaraz… — wydyszał Gregory po kilku chwilach, uderzając lekko głową w ścianę.

Mycroft był wdzięczny, że w pełni przystosował się do ciemności, dzięki czemu mógł zobaczyć sposób, w jaki jego usta były rozchylone, gdy sapał, starając się być tak cicho, jak to tylko było możliwe. To sprawiło, że jego własna erekcja zaczęła pulsować jeszcze bardziej, pragnąc ulgi.

Wkrótce. Mycroft był obecnie zbyt skupiony na doprowadzeniu swojego partnera do orgazmu. Wciąż pracując na całej długości dłoni, puścił biodra Gregory’ego, by sięgnąć do kieszeni i wyciągnąć dodatkową chusteczkę. Przechylając biodra, włożył materiał między nich, obejmując penis Gregory’ego w samą porę, gdy mężczyzna tłumiąc krzyki zamarł dochodząc.

Mycroft głaskał Gregory’ego przez cały ten proces, stopniowo spowalniając swoje ruchy, aż starszy mężczyzna osunął się na ścianę, dysząc.

— Ty szalony draniu — sapnął Gregory, uśmiechając się promiennie.

Mycroft zaśmiał się lekko, składając chusteczkę i wycierając rękę. Sprawdził ich ubrania, ale żadne z nich nie pobrudziło się. Tak jak to zaplanował. Spojrzawszy w górę, zamrugał, a jego umysł skupił się jedynie na jego własnym podnieceniu, patrząc na to, jak rozpustnie wyglądał jego partner.

— Czas się odwdzięczyć — powiedział ochryple starszy mężczyzna, padając na kolana i rozpinając spodnie Mycrofta.

Chapter 355: Tylko to co najlepsze

Chapter Text

Greg opierał się o biurko, wpatrując się tępo w laptop, kiedy w drzwiach nastąpiło poruszenie. Rozległo się ciche pukanie i kiedy podniósł wzrok, uśmiechnął się.

— Hej, John — przywitał go, wstając z przyzwyczajenia.

John Watson pochylił głowę na powitanie i przekroczył próg, lekko unosząc lewą rękę.

— Cześć Greg. — Uśmiechnął się. — Przyszedłem w złym momencie?

— Nie, wcale. — Greg potrząsnął głową, wskazując na jedno z krzeseł po przeciwnej stronie biurka. Usiadł z powrotem i obrócił się, by usiąść prosto, twarzą do przyjaciela. — Co mogę dla ciebie zrobić? Rozumiem, że dzisiaj nie ma z tobą Sherlocka?

— Tak. — John skinął głową, uśmiechając się. — Właściwie to o niego chodzi. Czy ty… Nie masz przypadkiem zanadrzu żadnych starych spraw, których wcześniej nie widział?

— Musiałbym sprawdzić — powiedział Greg, unosząc brwi. — A co, doprowadza cię do szału?

— Nie. — John roześmiał się. Skrzyżował nogi w kostkach i odchylił się nieco wygodniej na krześle. — Miałem nadzieję, że dam mu jakąś na Boże Narodzenie, żeby mógł się tym pobawić przez kilka dni.

— Och! — krzyknął zaskoczony Greg.

To był całkiem dobry pomysł. Tylko Sherlock Holmes uznałby stare, nierozwiązane sprawy za prezent, ale z drugiej strony John po prostu go znał. Właściwie brzmiało to idealnie. Ostentacyjnie próbował zignorować sytuację, w której się znalazł, kiedy nie był w stanie ustalić, co kupić swojemu partnerowi na Boże Narodzenie… Wybranie prezentu dla Mycrofta było trudniejsze, niż się spodziewał.

— Tak. — John uśmiechnął się. — Nie potrzebuję ich od razu, ale jeśli masz jakieś to pamiętaj o mnie. Kupię mu również nowy palnik Bunsena. Upiera się, że jego jest dobry, ale tylko dlatego, że jest zbyt uparty, by wyjść i kupić nowy. Nie przestaje przeklinać tego cholerstwa.

— Wygląda na to, że wszystko już zaplanowałeś — powiedział Greg, popijając swoją prawie zapomnianą kawę. Na szczęście, jeszcze nie była zimna. — Zazdroszczę ci w tym aspekcie.

— Masz problem z Mycroftem? — zapytał John.

Greg zanucił z przygnębieniem.

— Tak — westchnął. — Nic, o czym myślę, nie wydaje się właściwe. To wszystko wydaje się głupie, niepotrzebne lub czymś, co prawdopodobnie by znienawidził. To nasze pierwsze wspólne święta i chcę mu kupić coś naprawdę dobrego.

— Tylko nie przesadzaj. — John wzruszył ramionami. — Wygląda na to, że właśnie to robisz. Jeśli przestaniesz o tym tak rozmyślać, wtedy pomysł sam do ciebie przyjdzie.

Greg lekko skinął głową. Może John miał rację. Może za bardzo się nad tym zastanawiał. W rzeczywistości istniała duża szansa, że Mycroftowi spodoba się wszystko, co mu da, więc jego obawy były trochę bezpodstawne. Ale tak jak powiedział, to były ich pierwsze wspólne święta. Z jakiegoś powodu wywierało to na niego lekką presję, by zdobyć coś naprawdę wspaniałego. Na razie odłożył tę myśl na bok, rozmawiając z Johnem, planując wieczór w pubie za kilka dni, gdzie Greg przyniesie stare akta spraw.

Kiedy John wyszedł, ponownie odwrócił się do swojego komputera, klikając na wyszukiwarkę internetową, na którą wcześniej wpatrywał się bezmyślnie. Zaczął wypisywać takie hasła jak spinki do krawatów i teczki, o których jak dobrze pamiętał, Mycroft niedawno wspominał, że musi kupić nowe. Albo mu się nie podobało to co znalazł albo odrzucił wszystko, co zobaczył. Były albo zbyt proste i głupie, albo zbyt drogie, albo w dziwnym stylu, który nie pasował zbyt dobrze do młodszego mężczyzny.

Na chybił trafił zaczął przeglądać stojaki na wino. Natknął się na jeden w kształcie łosia, który wydawał mu się zabawny i bardzo go kusiło, żeby go zdobyć, ale zastanawiał się, czy Mycroft uzna to za takie zabawne. Tak, to chyba byłoby głupie. Szukał więc dalej, opierając głowę na dłoni i przewijać dalej wyszukiwania.

Jego umysł wędrował ku innym pomysłom, gdy przeglądał obrazy, próbując znaleźć coś, co mogłoby spodobać się Mycroftowi. Jasne, był niezłym koneserem wina, ale niektóre z stojaków na wino sięgające od podłogi do sufitu, na które się natknął, były trochę… Tak, zdecydowanie była to przesada. Mały stojak na wino mógłby być dobry, ale co jeszcze mógłby zdobyć? Nie mógł po prostu kupić czegoś takiego Mycroftowi. W każdym razie nie chciał.

Inspiracja pojawiła się, gdy natknął się na stojak, który wydawał się idealny. Greg uznał za interesujące, że wszystko zdawało się być w porządku, ale nie zamierzał narzekać. Siedział nad tym od tygodni, patrząc na rzeczy, szukając inspiracji i odrzucając je, cholernie się tym irytował. Ale teraz… wydawało się to właściwe.

Nie wahał się od razu kupić ten stojak na wino. Mieściło się na nim szesnaście butelek i na górze było miejsce na dwa kieliszki. Był z ciemnego drewna, lekko zakrzywionego, a po obu jego stronach był pełny zestaw klawiszy fortepianu. Był prosty, ale elegancko zaprojektowany, z odpowiednią ilością charakteru, aby ładnie się wyróżniał. Mając już to, zaczął pracować nad innym pomysłem.

Na początku zamówienie na niestandardowy parasol z ostrzem miecza ukrytym w rączce wydawało się trochę głupie. To było bardzo w stylu Jamesa Bonda, porównanie, na które Mycroft zawsze przewracał oczami, twierdząc, że w ogóle nie przypominał wszelkiego rodzaju szpiegów. Mimo to złożenie zamówienie na to było świetnym pomysłem, a Greg nie mógł powstrzymać ekscytacji.

Wszystko to jednak zbladło w porównaniu z oglądaniem, jak Mycroft faktycznie otworzył prezent zawierający parasol. Uznanie i ciekawość były pierwszymi uczuciami widocznymi u młodszego mężczyzny, ale kiedy odkrył ukryty miecz? Sposób, w jaki się uśmiechnął, a jego jasnoniebieskie oczy błyszczały i radosny śmiech, który po tym nastąpił, uświadomiły Gregowi, że spisał się cholernie dobrze.

Chapter 356: Podwójna randka

Chapter Text

Sally właśnie mi powiedziała, zakładam, że już wiesz? - G

Naturalnie. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, że Anthea nawiązała emocjonalne połączenie, nie mówiąc już o faktycznym działaniu. - MH

Myślę, że to niesamowite. Spadła Sally w oko, jakiś czas temu. - G

Hej, może umówimy się na podwójną randkę? - G

Naprawdę, Gregory? - MH

Tak, czemu nie??? Myślę, że byłoby super!!! - G

Tak przypuszczam. - MH

Wiesz, że tak. Zatem, czy chcemy zorganizować gdzieś kolację? - G

Zrobię rezerwację. - MH

Sally praktycznie się na niego gapiła, kiedy Greg przedstawił jej plan, co było szalenie przezabawne. Nie był taż tak zaskoczony, że Mycroft zgodził się na podwójną randkę, ale z drugiej strony znał go lepiej, niż ktokolwiek inny. Mając więc ustaloną datę i godzinę oraz zrobioną rezerwację, Greg wsiadł do czarnego samochodu, który podjechał pod jego mieszkanie.

Zarówno Mycroft, jak i Anthea byli już w samochodzie, czego się spodziewał. Potem mieli zamiar zabrać po drodze Sally i pojechać na miejsce docelowe.

— Dobry wieczór, inspektorze — przywitała go Anthea, odrywając na chwilę spojrzenie od swojego Blackberry.

Gdy Greg usadawiał się obok Mycrofta, smukła dłoń czule ścisnęła jego kolano.

— Dobry wieczór. — Skinął jej głową w odpowiedzi, uśmiechając się. — A jeśli spotykasz się teraz z moim sierżantem, wraz z naszym dość długim związkiem przez Mycrofta, czy nie powinnaś zwracać się już do mnie przez moje imię?

— Być może — mruknęła Anthea, uśmiechając się lekko.

Siedzący obok niego Mycroft zaśmiał się lekko.

Kiedy Sally wsiadła do samochodu, wyglądała zarówno niesamowicie wspaniale, jak i na szalenie zdenerwowaną. Greg uśmiechnął się do niej szeroko i lekko przechylił głowę, jakby pytając, czy wszystko jest dobrze. Sally zdobyła się na uśmiech i skinęła głową w odpowiedzi. Resztę drogi do restauracji przebyli w ciszy (która, jak przyznawał Greg, była w większości wygodna), a kiedy wysiedli, Mycroft gestem zaprosił ich wszystkich do środka.

— Za dobry początek — oznajmił Greg, unosząc kieliszek świeżo nalanego wina, kiedy wszyscy już zajęli swoje miejsca.

— Jesteś niedorzeczny, szefie — powiedziała Sally, przewracając oczami, nawet gdy się uśmiechała.

Niezależnie od tego wszyscy wznieśli kieliszki i wznieśli toast.

— Sierżancie Donowan, Gregory powiedział mi, że trwa to dość długo? — zapytał po chwili Mycroft, uśmiechając się łagodnie.

— Mówi mi Sally, proszę — odpowiedziała, machając lekko ręką. — I cóż… tak, chyba tak. Nie wiem. To trochę żenujące, jeśli mam być szczera, panie Holmes.

— Jeśli mam nazywać cię Sally, to możesz mówić do mnie Mycroft — stwierdził młodszy mężczyzna, odstawiając kieliszek z winem. — Anthea pracuje u mnie od dłuższego czasu, więc czujmy się ze sobą całkiem swobodnie. To zakłopotanie zniknie z czasem, zapewniam cię.

Greg nie przegapił gestu, gdy Anthea sięgnęła pod stół, prawdopodobnie po to, by delikatnie ścisnąć nogę Sally. Wymieniły krótkie spojrzenia i Greg zobaczył pierwszy całkowicie szczery uśmiech na twarzy Anthei. Ze wszystkich sił starał się nie gapić, ale to był niezły widok. Na szczęście żadna z kobiet nie zwróciła na to uwagi.

Wszyscy podzielili się swoimi indywidualnymi przystawkami, a następnie desery zostały podzielone między parami. Cóż, Greg próbował podzielić się z Mycroftem. Namówił go do kilka kęsów, zanim mężczyzna machnął ręką, dając znać, że miał dojść. Greg zaakceptował to jako swoje małe zwycięstwo. Sally i Anthea szybko zjadły własny deser, rywalizując o ostatni kawałek. To była zabawna rzecz, obie chichotały i szturchali się łokciami, próbując dostać następny kęs.

Rozmowa toczyła się łatwo po drugim kieliszku wina. Dziwne napięcie i niezręczność, które miały miejsce na początku wieczoru, zniknęły, kiedy Sally przyzwyczaiła się do towarzystwa, a Greg był zachwycony. Wszystko poszło o wiele lepiej, niż początkowo sądził, kiedy zaproponował pójście na podwójną randkę.

Kiedy później wsiedli do samochodu, kobiety trzymały się nawet za ręce. Greg był ciekawy, kiedy po raz pierwszy usłyszał, że ta dwójka naprawdę się spotyka, ale teraz wszystko nabrało sensu. Były bardzo wyraźnie zauroczone sobą. Odkąd usiedli przy stole, Anthea miała Blackberry schowany w torebce i przez resztę wieczoru skupiała się na Sally. Nigdy nie wiedział swojego sierżanta tak szczęśliwej. Napełniało go to dziwną dumą.

Kiedy zatrzymali się przed mieszkaniem Sally, Anthea wysiadła razem z nią z samochodu. Greg wyjrzał na zewnątrz i zobaczył, jak rozmawiały cicho i pochylały się w swoją stronę.

— Pocałują się — wyszeptał, przygryzając wargę i uśmiechając się.

— W takim razie może powinieneś dać im prywatność — skomentował rozbawiony Mycroft.

— Jedynie… tak bardzo cieszę się z powodu Sal, Mycroft. Zasługuje na to.

— Podobnie jak Anthea. — Mycroft przytaknął. Otoczył ramieniem ramiona Grega i przyciągnął go bliżej, skupiając jego uwagę na sobie.

— Są razem takie słodkie — wyszeptał Greg, uśmiechając się do Mycrofta.

— Tak, na pewno są.

— Kolacja była cudowna, dziękuję za zrobienie rezerwacji.

— Nie ma za co — odszepnął Mycroft, kładąc palec pod brodę Grega i unosząc jego głowę do powolnego pocałunku.

Na zewnątrz Anthea i Sally również wykonywały ten sam intymny, mały gest.

Chapter 357: Nieodparty leniwy seks

Chapter Text

— Mycroft? — zawołała Greg, gdy wrócił do domu.

Najwyraźniej młodszy mężczyzna już wrócił. Jego płaszcz wisiał na wieszaku przy drzwiach, ale kiedy Greg wszedł do kuchni i zajrzał do salonu, nie było po nim śladu.

Nie było też żadnej odpowiedzi. Nucąc z zaciekawieniem, Greg sprawdził łazienkę i gabinet Mycrofta. Łazienka była trochę naciągana (chociaż Mycroft od czasu do czasu lubił brać długą kąpiel, kiedy miał czas), ale Greg był niesamowicie zaskoczony, kiedy nie znalazł go w jego gabinecie. Ten pokój i kuchnia były zawsze najbardziej prawdopodobnymi miejscami, w których można było znaleźć Mycrofta.

— Myc, gdzie… — zaczął ponownie go wołać, gdy wszedł do ich sypialni, zatrzymując się nagle w progu.

Garnitur, który widział, jak Mycroft wkładał tego ranka, wisiał na drzwiach ich szafy, a u jego stóp były złożone skarpetki i spodnie. Na łóżku, do połowy przykryty białym prześcieradłem, leżał bardzo nagi Mycroft Holmes.

I nie tylko to sprawiło, że Greg zamilkł. Młodszy mężczyzna spał. Greg patrzył na niego, uśmiechając się lekko. Leżąc na brzuchu, Mycroft miał jedną rękę zwiniętą pod głową i poduszką, mocno ją do siebie przytulając, a drugą rękę trzymał tuż pod policzkiem. Jego usta były lekko rozchylone, a jego oddech wydobywał się w równych sapnięciach, co wskazywało, że zupełnie nie przeszkadzał mu głos Grega, który wołał go przed chwilą.

Jakkolwiek to wszystko było piękne, to jednak ułożenie prześcieradła owiniętego wokół ciała Mycrofta zatrzymało Grega. Było owinięte wokół jego nóg, bezpiecznie schowany pod stopami. Mycroft leżał na większej części, z kawałkiem przerzuconym przez ramię. Całe jego plecy były odkryte, podobnie jak tyłek, pod którym leżało prześcieradło.

Starszy mężczyzna stał w miejscu, delikatnie przygryzając dolną wargę. Nie było tajemnicą, że Greg kochał tyłek Mycrofta. Uwielbiał też piegi pokrywające jego ciało, które były widoczne w tej pozycji. Przestąpił z nogi na nogę, przeczesał dłonią włosy i zamyślił się.

Przypuszczał, że mógłby pozwolić Mycroftowi dalej spać. Mógł włączyć telewizor i zrobić sobie herbatę. Ale było w jego śpiącej sylwetce również coś niesamowicie zachęcającego. Coś, czego nie mógł zignorować. Greg nie wstydził się już przyznać do rosnącego uścisku w spodniach. Czasem wciąż był zdumiony tym, jak łatwo i szybko oddziałuje na niego ciało jego partnera. Polityk nigdy naprawdę nie był świadomy, jak bardzo nie można było mu się oprzeć. Jednak życiową misją Grega było pokazanie mu tego, w jak najlepszy sposób.

Zdjąwszy buty, Greg ściągnął zapinaną na guziki koszulę i podkoszulek, po cichu odpinając pasek, gdy szedł przez pokój. Zbliżając się do łóżka, zatrzymał się i spuścił spodnie, wychodząc z nich i powoli wspinając się na łóżko w samej bieliźnie. Przesunął się na kolana, aż praktycznie siedział okrakiem na Mycroftcie, nie opuszczając na niego ciężaru swojego ciała w najmniejszym stopniu. Potem, biorąc powolny oddech, pochylił się i położył dłonie płasko na materacu, muskając łopatkę Mycrofta i delikatnie całując jego ciepłą skórę.

Nastąpiło krótkie poruszenie, po którym nastąpił delikatny wdech. Może to oznaczało, że Mycroft trochę się obudził, ale nie koniecznie. Pamiętając o pieprzykach na ciele Mycrofta, Greg nadal całował jego ciało, przesuwając się po jego górnej części pleców i krótko liżąc niektóre z jego znamion, kiedy się poruszał. Potem, gdy przesunął się w dół, kierując się wzdłuż dolnej części pleców partnera, w pokoju rozległo się ciche westchnienie.

— Mmm….

Mycroft mruknął sennie, a Greg nie mógł powstrzymać chichotu. Podniósł na chwilę głowę, by zobaczyć, jak oczy Mycrofta otworzyły się lekko, gdy mężczyzna zaczął odzyskiwać świadomość. Po tym Greg znów opuścił głowę i kontynuował swoją wcześniejszą czynność.

Serce waliło mu w piersi, kiedy dotarł do wypukłego tyłka Mycrofta. Przesunął nosem po zagłębieniu w krzyżu, próbując przez chwilę zignorować, jak twardy był w tym momencie. Mycroft poruszył się tylko trochę, przesuwając się trochę bardziej na brzuch niż wcześniej, a Greg uśmiechnął się. To była zdecydowanie świadoma decyzja, której nie mógł zignorować.

Usadowiwszy się między lekko rozchylonymi nogami Mycrofta, Greg uniósł ręce, by pomasować lekko jego pośladki. To zasłużyło na kolejne westchnienie zadowolenia, chociaż to było nieco głośniejsze niż drugie. Kiedy Greg przesunął się w dół i przejechał językiem po krawędzi tyłka, Mycroft napiął się wciągnął powietrze.

— Gregory… — wymamrotał Mycroft głosem szorstkim od snu.

— Witaj — wyszeptał, delikatnie przygryzając pośladek Mycrofta.

Wywołała to cichy jęk Mycrofta, więc po sekundzie zrobił to ponownie, żeby znów usłyszeć ten dźwięk. Biodra Mycrofta poruszyły się, obracając się minimalnie, a Greg skorzystał z okazji, by wsunąć rękę pod nie i musnąć palcami niesamowicie twardego penisa mężczyzny. Wyglądało na to, że głos Mycrofta był szorstki od czegoś więcej niż tylko od snu.

— Rób to dalej — zażądał Mycroft (mężczyzna stanowczo zaprzeczał, że kiedykolwiek błagał).

Greg posłuchał, podgryzając, liżąc i drażniąc jego wejście tak bardzo, jak tylko mógł, aż Mycroft skomlał jeszcze bardziej i praktycznie przyciskał tyłek do jego twarzy. Owinął palce wokół erekcji Mycrofta i głaskał ją najlepiej, jak potrafił, gdy ten prawie jęczał, kołysząc się, gdy zaczął ocierać się o materac, próbując wywołać odpowiedni nacisk. Greg robił wszystko, co w swojej mocy, by powstrzymać się od zrobienia tego samego.

— Więcej, Gregory, proszę — warknął Mycroft, dysząc, już w pełni rozbudzony. — Chcę cię poczuć.

Greg przygryzł wargę, zmuszając się do zachowania kontroli, gdy wciskał dwa palce w Mycrofta (po tym, jak młodszy mężczyzna wygrzebał i podał mu butelkę lubrykantu). Mycroft już kołysał biodrami w leniwym, powolnym ruchu, a kiedy Greg uderzył w jego prostatę i zmusił go do cichego krzyku, nie zajęło mu ani chwilę więcej, zanim starszy mężczyzna nasmarował swoją erekcję i wsunął się w niego. Chwycił mocno biodra Mycrofta, drżąc na widok tego, jak jego partner jęknął z powodu uczucia, które tak desperacko pragnął. Kiedy Greg zaczął się poruszać, było to powolne i leniwe pchnięcia. Poświęcał czas na cieszenie się każdą częścią tego aktu, zamierzając wydobyć z tego jak najdłuższe orgazmy, jak to tylko możliwe.

Chapter 358: Tatuś pocałował Świętego Mikołaja

Chapter Text

Greg nigdy nie potrafił powiedzieć, co go do tego skłoniło. To nie tak, że miało to zrobić wielką różnicę. Jego syn, Oliver, spał twardo i nigdy nie był dzieckiem, które często budziło się w nocy i włóczyło się po okolicy. Mimo to była Wigilia i strój leżał w szafie, więc… Czemu nie?

Poprawiwszy miękką czerwoną czapkę na głowie, przeszedł przez salon i pracował nad wyłożeniem ostatnich prezentów, które on i Mycroft kupowali w ciągu ostatniego miesiąca. Przykucnął, wpychając bardziej zapakowane prezenty pod choinkę i układając niektóre z rozpakowanych. To była zabawna rozmowa, wyjaśniająca Mycroftowi myśl stojąca za trzymaniem rzeczy rozpakowanych i zapakowanych. Najwyraźniej w domu Holmesów próbowano rozwiązać zagadkę Świętego Mikołaja, ale z nim i Sherlockiem nie trwało to długo.

Za jego plecami rozległ się cichy śmiech. Greg uśmiechnął się, oglądając się przez ramię. Mycroft wszedł do pokoju z rękami skrzyżowanymi luźno na piersi i głową przechyloną na bok. Spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu przebiegło po jego postaci, obejmując widok przed nim.

— Idziesz na całość, czyż nie? — zapytał, podchodząc bliżej.

Greg wstał, odkładając pluszowego smoka, którego próbował umieścić pod choinką.

 

— Jak wyglądam? — zapytał, rozkładając ręce i lekko się obracając.

— Jesteś bardzo czerwony — zaśmiał się Mycroft.

Greg zerknął na jaskrawoczerwony, puszysty strój Mikołaja, który miał na sobie i wzruszył ramionami.

— Są święta — zażartował, poprawiając sztuczną brodę zwisającą luźno na jego twarzy, po czym podszedł do niego. — Podoba ci się?

— Mmm, nie posunąłbym się tak daleko, Gregory — powiedział Mycroft, przewracając oczami.

— Nie, całkowicie ci się to podoba.

Podchodząc jeszcze bliżej, Greg otoczył ramionami talię męża i uśmiechnął się do niego. Mycroft odwzajemnił jego czułe spojrzenie, kładąc dłoń na piersi Grega i delikatnie gładząc miękki materiał.

— Przypuszczam, że ma w sobie pewien urok — przyznał Mycroft z uśmiechem. — Chociaż wierzę, że to bardziej zasługa osoby, która go nosi, niż samego kostiumu.

— Och, czyli działam na ciebie? — zapytał Greg, a jego własny uśmiech poszerzył się.

Sugestywnie poruszył brwiami, a Mycroft przewrócił oczami.

— Nawet nie zaszczycę tego odpowiedzią — powiedział Mycroft, unosząc brodę z wyższością.

Greg roześmiał się i wsunął dłoń we włosy z tyłu głowy Mycrofta, by przyciągnąć go do pocałunku.

— Gdzie jest moje mleko i ciastka? — wyszeptał figlarnie Greg w usta Mycrofta, kiedy zakończyli pocałunek, aby odetchnął.

Mycroft posłał mu karcące spojrzenie.

— Całowanie cię w tej całej sztucznej brodzie jest raczej… interesujące — zamiast tego skwitował młodszy mężczyzna, skubiąc lekko szorstkie, białe kosmyki sztucznych włosów zwisające z brody Grega.

— Czy mam go założyć, kiedy pójdziemy dzisiaj do łóżka? — zapytał figlarnie Greg, przywierając do piersi Mycrofta.

— Och, drogi Panie, nawet o tym nie myśl — powiedział Mycroft, odsuwając się. — Umieścisz się na tej tak zwanej liście niegrzecznych, jeśli to zrobisz.

— Byłoby to całkowicie warte tego — zaśmiał się Greg, obracając się i kucając z powrotem przed choinką.

Mycroft tylko pokręcił głową i poszedł do kuchni zrobić im herbatę.

OoO


Następny poranek był pełen emocji i śmiechu. Gregowi najbardziej podobało się to w bożonarodzeniowym poranku, że posiadanie dziecka sprawiło, że było to naprawdę magiczne. Oliver był zachwycony drzewkiem, pod którymi kryły się prezenty. Greg i Mycroft usiedli wygodnie na kanapie, pozwalając synowi się nimi zająć.

— Widzisz? — wyszeptał Greg, unosząc brwi, kiedy patrzył, jak Mycroft obserwował Olivera biegającego wokół drzewka z wypchanym smokiem w dłoniach, paplając w czymś, co nie do końca było angielskim.

Mycroft tylko skinął głową na niewypowiedzianą część tego zdania. Widzisz, dlaczego to wszystko było konieczne?

— Tatuś! — krzyknął Oliver, podchodząc do nich. Mycroft wyprostował się nieco i uśmiechnął. — Patrz!

Podał mu smoka, a Greg zabrał herbatę od Mycrofta, gdy młodszy mężczyzna oglądał zabawkę i posłusznie ją pochwalił. Kiedy Oliver wydawał się usatysfakcjonowany, wziął go z powrotem i przeniósł się, aby odłożyć go w wygodniejszym miejscu. Potem chłopiec wrócił do kanapy i stuknął Grega w kolano.

— O co chodzi, Ollie? — zapytał, pochylając się do przodu i opierając łokcie na kolanach.

— Widziałem tatusia… — zaczął Oliver. — Widziałem, jak całował Świętego Mikołaja.

Chłopiec wyszeptał ostatnią część, otwierając szeroko oczy dla dodatkowego efektu. Greg robił, co mógł, żeby się w niego nie wpatrywać w szoku ani nie wybuchnąć śmiechem. Udawał zdziwienie najlepiej jak potrafił, ale Oliver wydawał się usatysfakcjonowany i chętny do powrotu do wszystkich swoich nowych zabawek. Greg zakrył usta dłonią, a jego ciało wibrowało od bezgłośnego śmiechu. Kiedy odwrócił się, by spojrzeć na Mycrofta, prawie przegrał z ukrywaniem swojego śmiechu. Jego mąż wyglądał na całkowicie zawstydzonego.

— Cieszę się, że uważasz to za zabawne — mruknął Mycroft, chowając się za kubkiem swojej herbaty. — Nie mam pojęcia, jak to wyjaśnimy.

— Nie martw się — zaśmiał się Greg, przygryzając wargę, żeby jak najbardziej to stłumić. — Jestem pewien, że zapomni.

— Mmmm.

— Och, daj spokój, musisz przyznać, że to było zabawne — powiedział Greg po chwili, kiedy się uspokoił.

Mycroft prychnął.

— Przypuszczam.

— To jest świąteczny duch — mrugnął Greg, pochylając się i całując go w policzek.

Chapter 359: Wesołych Świąt

Chapter Text

Kiedy Greg zaprosił Sherlocka oraz Johna do siebie i Mycrofta na Boże Narodzenie, nie spodziewał się, że przyjmą zaproszenie. A dokładniej, nie spodziewał się, że Sherlock skorzysta z zaproszenia. Wiedział, że John będzie chciał przyjść i prawdopodobnie spróbuje przekonać do tego Sherlocka, ale nie sądził, że tak się stanie.

Dlatego tego ranka, kiedy Sherlock i John stanęli na progu, szczęka Grega prawie dotknęła podłogi. Uśmiechnął się radośnie i zaprosił ich do środka. John przyciągnął go do jednorękiego uścisku, gdy Sherlock stał w miejscu, nawet nie udając, że był podekscytowany. To było jednak w porządku. Sam fakt, że rzeczywiście tam był, wystarczył.

— Wesołych Świąt. — Uśmiechnął się, machając w głąb mieszkania. — Myc przygotował dla nas kilka krwawych Mary, jeśli macie ochotę na jedną. Jest też grzane wino, zwykłe wino i oczywiście herbata. Mamy też różne przekąski, więc proszę, częstujcie się.

— Za bardzo się starasz, Lestrade — mruknął Sherlock, odkładając futerał na skrzypce i zdejmując płaszcz.

Greg był zaskoczony. Sherlock przyniósł swoje skrzypce?

— Cicho — syknął John, wpatrując się w detektywa-konsultanta, kiedy również ściągał płaszcz.

Greg zaśmiał się.

— Jakby mógł mnie obrazić — powiedział, potrząsając głową i odwracając się w stronę kuchni.

— Gdzie mam położyć prezenty? — zapytał John zza jego pleców.

— W salonie będzie w porządku, ale naprawdę nie musiałeś — zawołał Greg, uśmiechając się, gdy podszedł do Mycrofta. — Rzeczywiście przyszli.

— Tak podejrzewałem, że doktorowi Watsonowi uda się zmusić Sherlocka do złożenia wizyty. — Mycroft uśmiechnął się, obejmując Grega i delikatnie go całując. — Inaczej nie pozwoliłbym ci przygotować tak dużej ilości jedzenia.

— Och, naprawdę? — Greg uśmiechnął się, pocierając ich nosy. — Tak się złożyło, że przypominam sobie, że poprosiłeś o kilka z tych specjalnych dań…

— Mmm, to nie jest powiązane.

— Nie prawda.

— Uch, jeśli mam być na to narażony przez cały dzień, odejdę z Johnem lub bez niego — rozległ się głos Sherlocka ociekający odrazą.

— Nie musisz być taki dramatyczny, mój bracie — skomentował Mycroft, dając Gregowi ostatni pocałunek w czoło i cofając się, by spojrzeć na młodszego Holmesa.

Greg przeczesał dłonią włosy i uśmiechnął się przez ramię.

— Drinka? — zaproponował, obracając się.

— Przypuszczam, że skoro już zostały przygotowane, nie ma powodu odmówić żadnej krwawej Mary — wymamrotał Sherlock.

— Już podaję — odpowiedział, delikatnie odsuwając Mycrofta na bok, by nalać porcję alkoholu.

Wszyscy usiedli w salonie, rozmawiając o najbardziej przypadkowych rzeczach popijając drinki. Sherlock nie mówił dużo, ale kiedy już to robił, zdawał się prowadzić fascynujące rozmowy z Mycroftem. To było niesamowite przeżycie wiedzieć, jak robią coś innego niż walka. Greg i John byli tym zachwyceni.

Po jeszcze kilku drinkach i jedzeniu John zaczął namawiać Sherlocka, by wyjął skrzypce. Mężczyzna oczywiście odmawiał, ale Greg wiedział, że było to coś, do czego w końcu John go przekona.

— Daj spokój, przyniosłeś je, więc zrób z nich dobry użytek! — powiedział John, szturchając łokciem swojego partnera.

Sherlock spiorunował go spojrzeniem i sapnął, ale w końcu zaczął odsuwać się od Johna i odstawił szklankę.

Dobra — warknął, wyglądając na komicznie zdenerwowanego, gdy podszedł do miejsca, w którym oparł futerał o pusty fotel.

Greg odwrócił się do Mycrofta, który miał łagodny, zdziwiony wyraz twarzy. To wyrażenie było pełne czułego uczucia, które sprawiło, że Greg wstrzymał oddech.

Zamykając oczy, Sherlock ustawił skrzypce i smyczek we właściwych miejscach i poświęcił chwilę, by wydobyć kilka przypadkowych dźwięków. Pochylił się lekko, gdy zaczął grać. Wystarczyło kilka nut, żeby Greg rozpoznał piosenkę - White Christmas. Uśmiechnął się.

Jego uśmiech zaczął się poszerzać, kiedy patrzył, jak Mycroft powoli wstał ze swojego miejsca i przeszedł na drugą stronę salonu, gdzie stało jego pianino. John zaskoczony, wpatrywał się szeroko otwartymi oczami, gdy starszy Holmes usiadł i cicho przesunął opuszkami palców po klawiszach z kości słoniowej. Potem, kiedy Sherlock osiągnął pewny moment w melodii, Mycroft dołączył i również zaczął grać.

Sherlock otworzył oczy, by spojrzeć na brata, nawet nie przerywając gry. Jego wyraz twarzy był nie do odczytania i po chwili ponownie zamknął oczy. Serce Grega waliło mocniej, niż planował; to był piękny moment harmonii między braćmi Holmes, z niesamowitą muzyką rezonującą w pokoju. Zaparło mu dech w piersi.

Dreaming, of a white Christmas — zaśpiewał cicho, gdy zaczęła się następna zwrotka, przygryzając lekko wargę. — With every Christmas card I write. May your days be merry, and bright.

And may all your Christmases be white — dołączył John, odchylając się do tyłu i krzyżując nogi z szerokim uśmiechem na twarzy.

— Teraz coś optymistycznego! — John powiedział, gdy skończyło się piosenka.

Sherlock czule przewrócił oczami.

— Sherlocku? — zapytał Mycroft, przesuwając się nieco na ławce przy pianinie.

— Niech będzie — zgodził się Sherlock, zmieniając położenie palców i ponownie zaczynając grać. Mycroft natychmiast dołączył.

Just hear those sleigh bells jingling, ring-ting-tingling too… — Greg i John zaczęli entuzjastycznie śpiewać.

Chapter 360: Zabawa w drugi dzień świąt

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Greg leżał rozciągnięty na kanapie, ubrany w swój zwykły piłkarski strój, na wpół śpiący, ciesząc się leniwym dniem pełnym sportu. To była jedna z najlepszych rzeczy w drugi dzień świąt; gra po grze, aby cieszyć się odpoczynkiem po wszystkim. Oczywiście nie mógłby trwać wiecznie, ale przynajmniej do późnej kolacji. Brakowało tylko…

— Gregory, śpisz? — zapytał Mycroft.

O wilku mowa. Ziewając, Greg podniósł się do pozycji siedzącej.

— Nie śpię.

Machnął ręką, ledwo powstrzymując kolejne ziewnięcie, gdy przetarł oczy i uśmiechnął się. Mycroft potrząsnął głową.

— Przesuń się — poprosił młodszy mężczyzna z łagodnym uśmiechem.

— Co jest w pudełku? — zapytał Greg, podwijając nogi.

— Pokażę ci.

Greg poprawił swoją pozycję, kiedy Mycroft usiadł i podał mu pudełko. Zaciekawiony, starszy mężczyzna wpatrywał się w kolorowy zestaw christmas cracker* w środku. Odkładając pudełko, podniósł jeden, który był błyszczący oraz czerwony i obrócił go w dłoniach.

— Christmas cracker? — zapytał, zaskoczony.

— Cóż, wiem, że wczoraj dzieci były nimi zachwycone i zaprzeczaj temu, ile chcesz, ale wiem, że część ciebie była trochę rozczarowana, że również ich nie dostałeś — wyjaśnił Mycroft z psotnym spojrzeniem.

— Myślisz, że jesteś taki sprytny — zażartował Greg, delikatnie szturchając mężczyznę.

Nie sądzę, że jestem sprytny, wiem, że tak jest — skomentował Mycroft, uśmiechając się złośliwie, sięgając po złoty christmas cracker.

— Ty pierwszy — ponaglił go Greg.

Mycroft patrzył na christmas cracker przez chwilę, po czym chwycił mocno końce i pociągnął. Rozległ się głośny trzask i Greg nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy Mycroft podskoczył. Papierowa korona wypadł mu na kolana, owinięty wokół mniejszego białego papieru, który był ulubioną częścią Grega.

— Musisz to przeczytać — powiedział Greg, podnosząc koronę i rozkładając ją.

Oddał białą kartkę i ostrożnie włożył koronę na głowie Mycrofta, lekko wystawiając przy tym język.

— Naprawdę nie chcę — jęknął Mycroft, czytając to co było na kartce. Westchnął i oparł się o oparcie kanapy, szczypiąc nasadę nosa. — To okropne.

— Właśnie o to chodzi — zaśmiał się Greg. — Przeczytaj to!!!

— Co Mikołaj powiedział rozpalającemu kominki? — zapytał Mycroft śmiertelnie poważnym głosem.

— Co powiedział? — zapytał Greg, pochylając się do przodu, podskakując lekko w oczekiwaniu.

Mycroft westchnął.

— Proszę nie palić, to szkodzi moim reniferom.

Greg wybuchnął lawiną chichotów, powodując, że Mycroft ponownie jęknął. Kręcąc głową, młodszy mężczyzna odrzucił kartkę i skrzyżował ramiona, piorunując go wzrokiem.

— To było okropne, przestań się śmiać — zażądał.

Greg zakrył usta, przygryzając wargę, nie przestając chichotać.

— To było niesamowite — powiedział Greg, uśmiechając się, ponownie chwytając swojego czerwonego christmas cracker.

Tym razem Mycroft był przygotowany, więc kiedy zabrzmiał trzask, nie podskoczył tak jak poprzednio. Młodszy mężczyzna zabrał papierową koronę, która wypadła i żartobliwie wsadził ją na głowę Grega, powodując, że obaj obrócili się lekko w swoją stronę. Nastało popychanie się, zabawy i trochę całowania, zanim znów usiedli prosto. Greg rozłożył kartkę i dramatycznie odchrząknął, po czym prychnął.

— Och, to jest świetne. — Uśmiechnął się. Mycroft zmrużył oczy. — Jaki jest najlepszy na świecie prezent świąteczny?

Czekał, uśmiechając się, podczas gdy Mycroft tylko wpatrywał się w niego. Unosząc brwi, nieustannie szturchał Mycrofta, aż mężczyzna jęknął i odepchnął go.

— W porządku, co to jest? — poddał się.

— Zepsuty bębenek — oznajmił Greg, uśmiechając się jeszcze szerzej. — Musisz przyznać, że to jest wspaniałe!!!

— Och, drogi Panie — jęknął Mycroft, brutalnie przecierając twarz. — Cofam to, to był kiepski pomysł. Oddaj mi pudełko.

— Nieeee Myc, no dalej, otwórzmy jeszcze kilka — błagał Greg.

— Już nosimy korony — powiedział Mycroft, jakby to był ważny argument.

— W takim razie będziemy mieć więcej na później. Daj spokój, chociaż jeszcze jeden? Proszę?

— Dobrze… — Mycroft westchnął, potrząsając głową, ale Greg zauważył, że na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

— Dlaczego coraz trudniej jest kupić kalendarze adwentowe? — czytał Greg, rozciągając nogi na kolanach Mycrofta i nucąc radośnie, gdy młodszy mężczyzna zaczął delikatnie gładzić jego kostkę.

— Dlaczego?

— Bo ich dni są policzone!

— Nigdy więcej nie kupię ci christmas crackers.

Notes:

*kartonowa rolka zawierająca niespodziankę, zapakowana w kolorowy papier, w sposób przypominający duży cukierek.

Chapter 361: Wyjście podczas randki

Chapter Text

— Mam nadzieję, że polędwica ci odpowiada? — zapytał cicho Mycroft, uśmiechając się, krojąc kurczaka.

— Boże, tak. — Greg praktycznie jęknął. — Jest najlepsza, jaką kiedykolwiek miałem. Mam na myśli, że… łał. Jest niesamowita.

— Tak sądziłem, że będzie ci smakować — zaśmiał się Mycroft.

To była ich trzecia randka i Greg musiał się zmusić, by nie gapić się na widok restauracji, w której Mycroft zarezerwował stolik. Było to miejsce, które nigdy nie wybrałby samodzielnie. Oczywiście idealnie pasowała do młodszego mężczyzny. Personel go znał. Greg zastanawiał się, czy kiedykolwiek coś takiego go nie zaskoczy.

Ich rozmowę przerwał dzwonek komórki Mycrofta. Z westchnieniem pełnym irytacji mężczyzna spuścił wzrok i wyciągnął telefon. Greg patrzył w milczeniu, żując swoją polędwicę. To grymas, który pojawił się, gdy młodszy mężczyzna czytał wiadomość spowodował, że Greg zmarszczył czoło.

— Bardzo mi przykro — westchnął Mycroft, kładąc serwetkę na stole. — Muszę iść. Pojawił się… nagły wypadek.

— Praca? — zapytał Greg, prostując się nieco na krześle.

Mycroft potrząsnął głową.

— Nie. — Zmarszczył brwi. — Sherlock.

— Czy potrzebujesz…

— Poradzę sobie — powiedział łagodnie Mycroft, wstając. — Proszę zostać i dokończyć posiłek. Byłoby stratą, gdyby żadne z nas nie mogłoby się nim nacieszyć.

— Sam nie potrafię się tak dobrze bawić — zauważył Greg.

— Mimo to — powiedział Mycroft, podchodząc do niego. Greg zdobył się na delikatny uśmiech, gdy mężczyzna czule ścisnął jego ramię. — Proszę zostań i dokończ swoją polędwicę. Rachunek jest dla mnie otwarty, więc zamów wszystko, co chcesz. Chciałbym nie musieć wychodzić.

— W porządku — powiedział Greg, kładąc dłoń na dłoni Mycrofta. — Rozumiem. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz potrzebował wsparcia.

— Wynagrodzę ci to.

— Po prostu idź — zaśmiał się Greg. — Zaopiekuj się nim.

Mycroft skinął głową i wymienili czule spojrzenia, zanim młodszy mężczyzna musiał wyjść. Greg wypuścił ze świstem powietrze. Bez względu na to, jak bardzo był wyrozumiały, nie zmieniało to faktu, że samotne siedzenie w restauracji było do bani. Wątpił, żeby była to ich jedyna randka przerwana lub odwołana przez Sherlocka lub coś związanego z pracą dla któregokolwiek z nich. Dziwił się, że nie zdarzyło się to wcześniej.

Był dorosłym mężczyzną. Nie było po co tu siedzieć i użalać się nad sobą. Dlatego, odchrząkując, znów zaczął jeść swoją polędwicę. Pamiętając, że Mycroft powiedział, że wszystkie koszta są pokryte, zaszalał lekko i zamówił kolejny kieliszek wina i niewielki deser.

Uśmiechnął się, kiedy pewna para próbowało mu rzucić współczujące spojrzenie. Nie było w tym sensu. Był wkurzony, że Mycroft musiał wyjść, ponieważ nie mógł doczekać się randki, ale coś się wydarzyło. Nie mógł nic poradzić na to, że martwił się o Sherlocka, zastanawiając się, czy głupszy, młodszy Holmes wybrać łatwiejszą metodę i desperacko miał nadzieję, że w najbliższym czasie nie będą mieli do czynienia z kolejnym przedawkowaniem… Mycroft w ogóle się z nim nie skontaktował, więc cokolwiek to było, zostało załatwione.

OoO


Później, tej nocy, został wyrwany ze snu przez ruch na łóżku. Greg zamarł, po czym poderwał się, będąc gotowy do walki z kimkolwiek kto to był… dopóki nie zdał sobie sprawy, że był to Mycroft. Zamrugał sennie i przetarł oczy, ledwo powstrzymując ziewnięcie.

— Mycroft? — zapytał głosem wciąż szorstkim od snu. — Wszystko w porządku?

— Tak.

Mycroft skinął głową, siadając obok niego na łóżku. Jego marynarka i kamizelka były nieobecne, pozostawiając go w samych spodniach i białej koszuli. To był całkiem uroczy widok. Greg przeczesał dłonią swoje rozczochrane włosy i wyprostował się nieco.

— O co więc chodzi? — zapytał, znów zaczynając ziewać.

— Powiedziałem, że ci to wynagrodzę — powiedział Mycroft, jakby to stwierdzenie wyjaśniało sprawę. Greg uniósł brew. Młodszy mężczyzna uśmiechnął się. — Dlatego przyjechałem, aby zostać na noc. I wziąłem jutro wolne. Możemy spędzić razem dzień.

— Myc… — zaczął Greg, wpatrując się w niego.

Nie planował nic robić poza leniuchowaniem w domu. Teraz jego partner siedział z nim w łóżku, mówiąc, że spędzą razem dzień.

— Tylko jeśli nie planowałeś czegoś innego — powiedział powoli Mycroft.

— Och, proszę, jakbyś nie wiedział, że nic nie zaplanowałem — zaśmiał się Greg. — Spędzenie razem dnia brzmi wspaniale. Czy z Sherlockiem wszystko w porządku? Czy to narkotyki?

Mycroft objął Grega ramieniem, przesuwając ich tak, że obaj leżeli. Obejmując go ramionami, Mycroft przyciągnął go bliżej i zaczął gładzić go po włosach.

— Powiem co jutro — wyszeptał. Z zadowolonym westchnieniem Greg uśmiechnął się i zamknął oczy. — Na razie, Gregory, po prostu śpij.

Skończyło się na tym, że był to jeden z najlepszych snów od miesięcy. Miał tylko nadzieję, że to początek bardziej powszechnego zjawiska. Miał przeczucie, że mógłby się przyzwyczaić do dzielenia łóżka z Mycroftem i była to ekscytująca myśl.

Chapter 362: Nie chcę się ukrywać

Chapter Text

Układ był logiczny i miał sens. Człowiek o jego pozycji, z jakiegoś dziwacznego powodu, zyskał w ten sposób przewagę w pewnych sytuacjach, niż będąc samotnym mężczyzną. Z tego powodu Mycroft zaaranżował małżeństwo ze swoją prawą ręką, Antheą.

Nazywanie jej asystentką oznaczałoby poniżenie wszystkiego, czym była. Nie była raczej asystentką czy sekretarką, ani kimś innym, czym ludzie początkowo woleliby ją nazywać. Była ochroniarzem, była partnerką; była nieoceniona. To był skomplikowany ciąg wydarzeń z jakaś tajna praca, która pierwotnie zmusiła ich do działania i sprawiła, że wymyślili podstęp dotyczący tego, że się spotykają.

Mycroft nie musiał zbyt często pracować pod przykrywką, ale kiedy już to robił, najłatwiej było udawać, że są kimś więcej. To było fascynujące, jak ludzie mogli stracić poczucie obecności przy “innych parach”, co początkowo zaskoczyło Mycrofta, co było rzadkim zjawiskiem.

Po pewnym czasie jedynym naturalnym postępem były zaręczyny, a potem ślub.

Oczywiście troszczyli się o siebie nawzajem, ale jako koledzy. Mycroft mógł nawet przyznać, że byli przyjaciółmi. Jednak między nimi nie było prawdziwego romantycznego zainteresowania. W końcu Mycroft był gejem, a Anthea… czymkolwiek w danym momencie się czuła. Zawsze wolała nie wprowadzać etykietek, a przynajmniej żadnych nie ujawniać.

Ich brak rzeczywistego zainteresowania sobą spowodował, że oboje uzyskiwali pewne spełnienie gdzie indziej. Oboje byli niesamowicie dyskretni w stosunku do mężczyzn, z którymi spali, choć żaden z nich nie umawiał się na tyle często, by kiedykolwiek zwrócić czyjąś uwagę. Najczęściej raz lub dwa razy w miesiącu, noc lub weekend był wypełniony wyzwoleniem i relaksem, który mógłby utrzymać ich przy zdrowych zmysłach.

Wszystko zaczęło się zmieniać w dniu, w którym Mycroft poznał Gregory’ego Lestrade.

Inspektor był dowcipny, czarujący i niesamowicie dobry w swojej pracy. Był jednym z najbystrzejszych i szybko reagujących funkcjonariuszy policji, jakich Mycroft kiedykolwiek spotkał. Jego uśmiech był promienny, a śmiech jeszcze piękniejszy, a swoją pracę traktował poważnie; zostając długo po tym, jak inni wyszli i przychodząc jeszcze wcześniej niż oni.

Poznali się dzięki wzajemnemu zainteresowaniu dobrem pewnej osoby: młodszego brata Mycrofta, Sherlocka. To była prawdopodobnie najlepsza niezamierzona rzecz, jaką Sherlock kiedykolwiek zrobił dla Mycrofta. Przyciągał go ten mężczyzna, dość często o nim myślał po ich pierwszym spotkaniu i pragnął wymyślić jak najwięcej powodów, by kontynuować ich spotkania. Na szczęście Sherlock pomógł mu w tym zadaniu, chociaż wpakowywał się przy tym w kłopoty lub kończył angażując się w sprawy o zabójstwo.

Po raz pierwszy jego układ okazał się przyczyną problemu. Dla świata zewnętrznego on i Anthea byli szczęśliwym małżeństwem. Tylko nieliczni wybrani znali prawdziwą naturę ich związku. Dlatego przyłapanie Mycrofta na zalotach do mężczyzny mogło spowodować kłopoty. Nagle ten układ przestał działać tak dobrze.

Nie był romantykiem. Nie dbał o akty miłości ani absurdalność zalotów, ale z Gregorym… Chciał zabrać tego człowieka na kolację, pójść z nim… na randkę. Chciał mieć Gregory’ego przy sobie i chciał się nim chwalić. Mężczyzna był atrakcyjny i charyzmatyczny, a Mycroft był oczarowany.

To była interesująca i skomplikowana sprawa, kiedy Mycroft w końcu wyznał Gregory’emu swoje prawdziwe uczucia. Mężczyzna uznawał go za żonatego. To było naturalne. Musiał więc wszystko wyjaśniać, robiąc to ochoczo w nadziei, że coś z tego wyjdzie. Koniec rozmowy sprawił, że obściskiwali się na tylnym siedzeniu samochodu Mycrofta jak nastolatkowie, więc przypuszczał, że to był dobry znak jak każdy inny.

— Nie chcę już tego robić w tajemnicy — westchnął Mycroft, przyznając się do tego, co od jakiegoś czasu ciążyło mu na sercu.

Materac łóżka przesunął się, gdy Gregory zbliżył się, zwijając w kłębek i kładąc głowę na piersi Mycrofta. Obaj byli wciąż nadzy, żadne z nich nie chciało wstać z łóżka po tym, jak padli na nie dziesięć minut temu, a prześcieradło owinęło się wokół nich, splątane po ich kochaniu się.

— Nie mam nic przeciwko ukrywaniu się — wyszeptał Gregory, kreśląc lekkie kręgi na jego klatce piersiowej.

Mycroft wsunął palce w siwe włosy i parsknął śmiechem. Oczywiście, że nie miał. Był bezinteresowny i rozumiał potrzebę aranżacji Mycrofta. Nie zasługiwał na tego człowieka. Ale nigdy nie kwestionowałby, jakie miał szczęście, że go spotkał w swoim życiu.

— Wiem, że nie, Gregory, ale ja mam — zauważył Mycroft, składając pocałunek na jego włosach. Czuł, jak Gregory zanucił. — Nie wstydzę się ciebie, nas. Chcę cię przedstawić jako mojego partnera.

— Nigdy nie myślałem, że się wstydzisz — powiedział Gregory, podnosząc głowę i patrząc na niego z góry. — Nigdy.

— Wciąż…

Mycroft został uciszony przez przyciśnięcie palca do jego ust.

— Znajdziesz rozwiązanie — szepnął Gregory. — Wierzę w ciebie.

Pochylił się, by go pocałować, a Mycroft odwzajemnił pocałunek, który stał się powolny i namiętny. Gregory w niego wierzył. Jeśli ktokolwiek mógł to rozgryźć, to właśnie Mycroft. Miał za sobą więcej niż determinację. Miał miłość. I jak zawsze powtarzał z Sherlockiem: Miłość była o wiele bardziej okrutnym motywatorem.

Chapter 363: Ulubiony element garderoby

Chapter Text

Był czas, kiedy Greg wariował i przeszukiwał każdą szafę oraz szufladę, próbując znaleźć coś do noszenia, co nie miało zmarszczek, plam ani nie było już wyblakłe. Unikał dżinsów i bardziej zniszczonych, wygodniejszych T-shirtów. Nie spoglądał nawet na swoje bluzy z kapturem, bo nie wchodziły one w rachubę. Szczerze mówiąc, nigdy tak bardzo nie dbał o swój wygląd, a zwłaszcza o ubranie, o ile było mu wygodnie w danym stroju. To było jednak przed Mycroftem Holmesem.

Mycroft: mężczyzna, który miał na sobie nowy trzyczęściowy garnitur za każdym razem, gdy Greg go widział. Bez względu na porę dnia i nocy, Greg nigdy nie mógł dostrzec najmniejszej nitki lub zmarszczki nie na miejscu. Mycroft wyraźnie oczekiwał perfekcji i za każdym razem ją osiągał.

Ta mentalność stała się znacznie bardziej zrelaksowana, gdy zaczęli się spotykać. To niesamowite, jak każdy element garderoby zdarty z ciebie i rzucony przez pokój może naprawdę zmienić sposób myślenia o twoich wyborach dotyczących odzieży. Nadal Mycroft wolał ubierać się trochę ładniej, tylko dlatego, że był do tego przyzwyczajony, ale wkrótce stało się jasne, że codzienne ubrania również mogą się przydać.

W dniu, w którym Greg w końcu nosił dżinsy przy Mycroftcie, młodszy mężczyzna z trudem mógł oderwać wzrok od tyłka Grega. Udawał, że nie wpatrywał się bez przerwy i to było jeszcze lepsze. Greg mógł się trochę porozciągać, uśmiechając się na cichy, zainteresowany dźwięk, który wydawał Mycroft, zanim mężczyzna wyraźnie miał dość i chwycił za szlufkę spodni Grega. Po tym został brutalnie szarpnięty, praktycznie spadając na kolana Mycrofta, gdy został przyciągnięty do bardzo namiętnego pocałunku.

Dlatego Mycroft miał słabość do codziennych ubrań Grega: do tych, które nosił, kiedy nie musiał przejmować się pracą i profesjonalizmem. Trzeba przyznać, że początkowo go to zaskoczyło. To była jednak bardzo miła niespodzianka. Nagle swobodne ubieranie się miało o wiele większe znaczenie niż kiedykolwiek, choćby ze względu na sposób, w jaki Mycroft uwielbiał jego widok w codziennych ubraniach.

Po pewnym czasie zaczął się uczyć, którym częścią garderoby Mycroft nie mógł się oprzeć. Była to szczególna para dżinsów, które opinały jego talię w ten sposób, że oczy młodszego mężczyzny przyciemniały z pożądania. Co zaskakujące ten sam efekt miała koszulka Arsenalu, po której Mycroft uwielbiał przesuwać palcami. Potem był sweter, który Greg dostał na Boże Narodzenie kilka lat temu - ciemnobrązowy z cienką lamówką khaki wokół szyi i rękawów - który doprowadzał Mycrofta do szału.

— Masz na sobie ten sweter — warknął Mycroft, wchodząc do mieszkania.

Greg uśmiechnął się, cofając się o krok i kiwając głową.

— Zgadza się — powiedział, uwielbiając głodne spojrzenie, jakie posłał mu Mycroft.

Nigdy wcześniej nie pomyślał, że ubranie może wzbudzić takie pożądanie, ale tak się działo i cholernie mu się to podobało.

— Wiesz, co robi ze mną ten sweter — kontynuował Mycroft, przyciskając się bliżej i przesuwając dłońmi po bokach Grega, delikatnie ściskając jego biodra.

— Tak — szepnął Greg, wpatrując się w niego.

— Robisz to celowo, Gregory.

— A co jeśli, jest to prawda? — zapytał Greg, przysuwając się bliżej. — Co zamierzasz z tym zrobić?

Odpowiedzią Mycrofta był gwałtowny pocałunek, podczas którego popchnął Grega do tyłu, aż został przyciśnięty do ściany. Dyszeli przy swoich ustach, ściskając się, jakby zależało od tego ich życie.

— Sposób, w jaki się układa na twoim ciele — mruknął Mycroft, zaczynając całować szyję Grega. Starszy mężczyzna przechylił głowę na bok i westchnął, drżąc, gdy jego skóra została delikatnie ugryziona. — Ciasno, ale nie absurdalnie. Mogę tylko rozróżnić kontury mięśni twoich ramion, widzę rozległość twojej klatki piersiowej… Jest to wzmocnione wiedzą, jak wyglądasz pod spodem tego swetra. Wszystko po to, abym dobrze się bawił…

— Więc ciesz się tym — sapnął Greg, kiedy Mycroft przygryzł jego obojczyk.

— Nie zdejmę swetra — poinformował Mycroft, gdy odciągnął Grega od ściany i popchnął go w kierunku salonu. — Tak dla twojej świadomości.

— Liczyłem na to — powiedział Greg, przygryzając wargę.

Palce Mycrofta już pracowały nad rozpięciem spodni Grega, spojrzenie nieustannie przebiegało tam i z powrotem po torsie starszego mężczyzny. Greg nie był pewien, czy kiedykolwiek w pełni zrozumie atrakcyjność tej części garderoby. Ale Boże, nigdy by tego nie kwestionował. Nie wtedy, gdy wywoływało takie pragnienie u Mycrofta.

Miał ochotę następnym razem założyć ten sweter, gdzieś publicznie. Zobaczyć, jak dobrze Mycroft potrafił się powstrzymywać, dopóki nie zostaną sami. Mógł sobie tylko wyobrazić… ale na razie był całkowicie skupiony na sposobie, w jaki ręce Mycrofta powodowały drżenie całego jego ciała i jak każde doskonałe, mocne pchnięcie sprawiało, że sapał i jęczał pod nim.

Chapter 364: Siwienie

Chapter Text

Kiedy Mycroft po raz pierwszy spotkał Gregory’ego i zakochał się w nim, obaj byli młodzi i tak zaskakująco różni, że trudno było uwierzyć, że w ogóle poczuli do siebie zainteresowanie. Mycroft miał już ustalone aspiracje i ścieżki, którymi chciał podążać oraz pracował już nad rządową posadą, którą zamierzał objąć. Znał biegle dwanaście języków, zawsze ubierał się tak nienagannie, jak to tylko możliwe i wszędzie nosił ze sobą parasol. Był mądrzejszy niż wszyscy, których spotkał i to nie była arogancja. To była po prostu prawda.

Gregory był punkiem i pracował w sklepie muzycznym. Grał na gitarze i jeździł motocyklem, przywdziewając skórę, luźne koszule i koszulki piłkarskie oraz postrzępione dżinsy. Jego buty były zdarte i zniszczone, a mimo to zawsze je nosił. Był tępy i absurdalny, a Mycroft się w nim zakochał.

Gregory miał uśmiech, który sprawił, że oddech Mycrofta zatrzymywał się. Miał nastroszone czarne włosy, którymi Mycroft uwielbiał się bawić. Miał tatuaże, które Mycroft kreślił palcem, gdy leżeli razem w łóżku. Nigdy wcześniej nie zawracał sobie głowy tworzeniem przywiązania, ale w przypadku Gregory’ego nie chciał niczego innego.

Oczywiście mieli ciężkie chwile. Mieli jedne z najbardziej wstrząsających kłótni, nie widzieli się całymi dniami i godzili się poprzez równie wstrząsający seks. Wspierali się nawzajem, ciesząc się niesamowitymi chwilami i pomagając sobie nawzajem w tych trudnych. Śmierć członka rodziny, młodszy brat Mycrofta i jego uzależnienie od narkotyków, awanse i utrata pracy, podróże… Wiedzieli o sobie wszystko i trzymali drugiego blisko swojego serca.

A teraz, prawie trzydzieści lat później, nadal byli razem. Szczęśliwie zamężny Mycroft nigdy nie zaznał takiego szczęścia. Dorastali razem. Doświadczali zmian w osobowościach i obserwowali, jak się starzeją. Choć brzmiało to dziwnie, Mycroft uznał ten szczególny aspekt za szczególnie ujmujący.

Jego mąż miał prawie pięćdziesiąt lat, a mężczyzna przechodził lekki kryzys wieku. To nie był jego pierwszy i Mycroft wątpił, czy będzie to jego ostatni. Było to zarówno zabawne, jak i niewiarygodnie nieprecyzyjne. Potrząsnął głową i zaśmiał się cicho, gdy Gregory stał przed lustrem, martwiąc się o swoje włosy. Ponownie.

— Cieszę się, że uważasz to za zabawne — wymamrotał Gregory, powoli przesuwając palcami po swoich srebrzystych włosach. — Uważam, że to za dużo. Chryste, Myc, mam prawie pięćdziesiąt lat. Spójrz na mnie. Zostało ledwie trochę czarnych włosów. Z tyłu jest jeszcze gorzej. Jestem stary.

— Ewentualnie starszy — zauważył Mycroft. — Gregory, chodź do łóżka.

— Nie wiem, dlaczego chcesz, żebym był z tobą.

— Wiesz, że to co właśnie powiedziałeś było kompletną głupotą — powiedział Mycroft, odkładając komórkę na bok i odwracając się przodem do męża. — Od jak dawna jesteśmy razem, Gregory? Prawie trzydzieści lat. Nie mogę pojąc, jak możesz myśleć na poważnie, że chciałbym kogoś innego lub, że źle o tobie myślę w jakikolwiek sposób.

— Tak, cóż, jesteś moim mężem, masz obowiązek starać się uznawać mnie za atrakcyjnego — sprzeciwił się Gregory, ale na szczęście odwrócił się od lustra i wszedł do łóżka.

Wyciągnął rękę, a Mycroft chwycił ją przyciągając do siebie starszego mężczyznę, uśmiechając się, gdy zwinął się obok niego.

— Czy dasz mi na chwilę, abym coś powiedział? — zapytał łagodnie Mycroft, eleganckimi palcami powoli gładząc włosy Gregory’ego.

— Mmm — mruknął Gregory, wtulając się w pierś Mycrofta.

— Kiedy cię poznałem, twoje włosy były czarne jak smoła i nosiłeś skórę jakbyś się w niej urodził — powiedział, wsiąkając nos we włosy Gregory’ego i delikatnie je całując. — Twoje mięśnie brzucha były na tyle solidne, że można było z nich jeść i myślę, że obaj pamiętamy, ile razy to wykorzystałem.

Gregory prychnął, śmiejąc się cicho i mocniej obejmując ramieniem talię Mycrofta.

— Dorośliśmy, dołączyłeś do Metropolitalnej Służby Policyjnej, twoja chropowata osobowość złagodniała — kontynuował, zamykając oczy i uśmiechając się. — W ciągu dziesięcioleci zmieniliśmy się na wiele sposobów, w tym nasza ciała. To przychodzi z wiekiem.

— Wiem — mruknął Gregory.

— Jeszcze nie skończyłem — powiedział Mycroft, uśmiechając się delikatnie. — Mam szczęście z wielu powodów, Gregory. Tak wiele z nich jest z twojego powodu. Jednym z wielu, wielu powodów jest fakt, że mogłem patrzeć, jak się starzejesz. Mogę patrzeć, jak twoje włosy stają się srebrne. To była jedna z najlepszych, najpiękniejszych przemian, jakie kiedykolwiek miałem przyjemność oglądać.

Na chwilę zapadła między nimi cisza, aż Gregory uniósł się na łokciach. Mycroft ponownie otworzył oczy, obserwując, jak jego mąż wpatrywał się w niego z rozchylonymi ustami.

— Ty…

Mycroft uniósł dłoń i ujął jego twarz, uśmiechając się delikatnie i pocierając kciukiem jego policzek.

— Osobiście uważam, że jesteś jak najlepsze wino, Gregory — wyszeptał, uśmiechając się radośnie. — Patrzenie, jak się starzejesz, było przywilejem, którego nie zamieniłbym na nic na świecie. Ludzie określają to bycie dystyngowanym? Nazywam to bycie nieodparcie seksownym.

Gregory również się uśmiechnął, a Mycroft patrzył, jak znika jego obawa o swój wygląd. Odwzajemnił uśmiech i przyciągnął starszego mężczyznę z powrotem do siebie, by pocałować go z uczuciem.

Chapter 365: Sylwester

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Greg wziął głęboki oddech, wychodząc z kuchni z dwoma kieliszkami szampana w dłoni. Rozejrzał się po salonie z uśmiechem na twarzy. Zegar wskazywał 23:31. Już niedługo zacznie się nowy rok.

Mycroft spojrzał na niego z miejsca, w którym siedział na krześle z książką w dłoni. Telewizor był włączony, a dźwięk wyciszony. Wyświetlano materiał filmowy ludzi wiwatujących, tańczących i świętujących. Północ jeszcze nie wybiła, ale ludzie już od wielu godzin pili i imprezowali. To zawsze było takie duże wydarzenie. Greg pamiętał, że był jednym z tych ludzi. Greg pamiętał dzikie imprezy, ogromne pokoje hotelowe i szalone fajerwerki. Cóż, w większości pamiętał. Na pewno kilka razy stracił przytomność z powodu tego, jak bardzo się upił.

To było jednak dawno temu, a on był wtedy znacznie młodszy. Nie robił tego od dawna i nie miał ochoty robić tego nigdy więcej. Zamiast tego patrzył na swojego niesamowitego męża, obserwując jak jego dwie córki śpią na kanapie i myślał o synu jego i Mycrofta śpiącym na górze w swoim łóżeczku.

— Gregory? — zapytał cicho Mycroft, wstając i odkładając książkę.

Młodszy mężczyzna przeszedł przez pokój z delikatnym uśmiechem na twarzy i zatrzymał się przed Gregiem.

— Hmmm? — mruknął, mrugając i odwzajemniając uśmiech.

— Byłeś myślami gdzieś indziej — skomentował Mycroft, unosząc z ciekawością brwi.

— Nie, raczej nie — powiedział Greg, kręcąc głową. — Podał mu jeden z kieliszków. — Tylko myślałem. O nas.

Mycroft przechylił głowę, ale milczał, kiwając głową i wyciągając wolną rękę, by spleść ich palce. Greg ścisnął jego dłoń, chcąc wziąć łyk swojego szampana, ale się powstrzymał. Nalał alkohol z myślą o wypiciu go z wybiciem północy. Było to coś, na co zwykle nalegał, a Mycroft z humorem zgadzał się na to.

— To był dobry rok — skomentował niespodziewanie, kiedy podeszli do swoich miejsc. Mycroft spojrzał na niego.

— Rzeczywiście — zgodził się, kiwając głową. — Przez większą część.

— Cóż, jasne, wydarzyło się też wiele okropnych rzeczy. — Greg wzruszył ramionami, wyraźnie nie myśląc o zagrożeniu terrorystycznym, na jakie narażony był Mycroft w kwietniu, kiedy był za granicą na konferencji. — Ale dobro przeważyło nad tym. Dostałem awans, oficjalnie minął rok od naszego ślubu, a co najważniejsze w naszym życiu pojawił się Oliver.

— Tak, bez wątpienia była to najlepsza rzecz, jaka się wydarzyła — wyszeptał Mycroft, odkładając kieliszek na mały stolik.

Wziął Grega i również go postawił obok, a potem owinął ramiona wokół torsu starszego mężczyzny, przyciągając go do siebie.

— Jesteś niesamowitym ojcem — powiedział Greg, patrząc na męża i kładąc ręce na jego biodrach.

— Skoro tak mówisz — mruknął Mycroft.

Wiem to. — Greg uśmiechnął się. — Zaufaj mi, mam duże doświadczenie w tym.

Skinął głową w kierunku miejsca, gdzie leżały Elizabeth i Abby. Mycroft spojrzał na nie czule, zaśmiał się i pochylił się, by przycisnąć usta do czoła Grega.

Stali tak przez chwilę, zanim jeden z nich zaczął lekko się kołysać. Żaden z nich nie był w stanie powiedzieć, kto to zaczął, ale po kilku sekundach przylgnęli do siebie i poruszali się po pokoju. Greg przycisnął twarz do szyi Mycrofta i głęboko odetchnął. Tańczyli bez muzyki; nie potrzebowali jej.

Greg zaczął tracić poczucie czasu i został wyrwany z błogiego transu dopiero wtedy, gdy gospodarz imprezy noworocznej, która była odtwarzana na telewizorze, zaczął ogłaszać przygotowania do pokazu fajerwerków. Zamrugał i zatrzymał och, odsuwając się od partnera, by zerknąć na telewizor.

— Już prawie czas — oznajmił, ściskając biodra Mycrofta, zanim się odsunął.

— Czy powinniśmy obudzić Elizabeth i Abigail? — zapytał Mycroft, podchodząc i ponownie siadając na swoim miejscu.

Greg przyglądał im się przez chwilę, po czym potrząsnął głową.

— Nie, niech śpią — zdecydował, ponownie podnosząc ich kieliszki. — Czy mogę do ciebie dołączyć?

— Byłbym rozczarowany, gdybyś tego nie zrobił.

Ostrożnie Greg wspiął się bokiem na kolana Mycrofta. Jego mąż wziął od niego kieliszki, podczas gdy poprawiał swoją pozycję, opierając jedną rękę na ramionach Mycrofta i drugą biorąc z powrotem swój szampana. Umilkli, gdy po raz pierwszy tego wieczoru zaczęli naprawdę zwracać uwagę na program.

Greg liczył razem ze wszystkimi w telewizji. Mycroft tylko się uśmiechnął. Kiedy rozbrzmiały fajerwerki, ludzie wiwatowali i krzyczeli Szczęśliwego Nowego Roku, odwrócili się do siebie, pochylili i pocałowali powoli. Kiedy się od siebie odsunęli, wznieśli toast, delikatnie stukając się kieliszkami przed wypiciem szampana.

— Dziękuję za kolejny wspaniały rok, Mycroft — powiedział Greg.

— Nie, Gregory, to ja dziękuję — sprzeciwił się Mycroft, powoli przesuwając palcami po włosach Grega, patrząc na niego. Sposób, w jaki wpatrywał się w Grega, jakby był całym jego światem, zawsze zapierał dech w piersiach starszemu mężczyźnie. — Za wszystko.

Notes:

Notka od tłumaczki: Cóż to na tyle. Był to mój najdłuższy projekt, ale w końcu dotarliśmy do końca. Jak zawsze chcę podziękować betom oraz podkreślić, że wszelkie błędy są moją winą. Ostatnie 150 rozdziałów nie było sprawdzane, więc mogą być mniej dopracowane, ale mam nadzieję, że nie przeszkadzało to zbytnio w czytaniu. Do zobaczenia przy kolejnym tłumaczeniu.

Och i szukam bet do innych tłumaczeń. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do kontaktu w komentarzu.