Chapter 1: Żyj i pozwól latać
Chapter Text
Śledzik czuł jak panika powoli wzbiera mu w środku, kiedy siedział w ciemnym pomieszczeniu przywiązany do krzesła zupełnie sam. Pochodnie rzucały na ścianę migotliwe cienie, które wcale nie pomagały ukoić jego nerwów. Zacisnął jednak zęby odmawiając proszenia o pomoc lub wolność. Skoro Hicca przetrwała sama u Łupieżców i uratowała siebie i Szczerbatka, to on również nie zamierzał ulec.
- No już, gadaj, dziecko- namawiał bezcielesny głos dochodzący z ciemności.- Co wiesz o smokach? Zdradź nam jak je tresować.
- Nic nie powiem- upierał się mędrek, metodycznie szarpiąc za trzymające go liny. Bez skutku. Ktokolwiek go związał, znał się na węzłach.- Nie możecie mnie zmusić.
- Ooo, chyba jednak możemy- zaśmiał się przesłuchujący, a chłopiec wstrzymał oddech, kiedy w mroku coś się poruszyło. Nagle pochodnie zaczęły gasnąc jedna po drugiej, a Śledzikowi serce podeszło do gardła. Nienawidził ciemności.
- Co jest? Jest tu ktoś?- zawołał, czując jak fala paniki zaczyna przebijać się przez jego postanowienie. Oddychał szybko, próbując wypatrzyć cokolwiek w mroku. Odpowiedziała mu cisza.- Ej! Ej! Nie możecie mnie tu tak zostawić!- upierał się, ale po raz kolejny nie doczekał się reakcji. Gdzieś za sobą usłyszał pomruk i to była kropla, która przelała czarę.- Dobra, powiem!- krzyknął w końcu a potem informacje zaczęły płynąc nieprzerwanym strumieniem.- Hicca ma Smoczą Akademię, lata na Szczerbatku, na Nocnej Furii. Jest jeszcze Ari, strasznie wredny, ale tak przyjemnie w miarę. Ma Śmiertnika Zębacza, co strzela kolcami, ale kocha kurczaka. I Vega, strasznie przerażająca. Uczy się na uzdrowicielkę i lata na Zbiczatrzaśle, takim srebrnym. Sączysmark lata na Koszmarze Ponocniku. Nie bardzo wiadomo, kto jest bardziej koszmarny- czy on, czy smok. A i jeszcze bliźniaki, mają wspólnego Zamkogłowego, no i ciągle się kłócą- przerwał, by złapać oddech, a powietrze przeciął znajomy gwizd i pochodnie ponownie zapłonęły, a Śledzik stanął twarzą w twarz zresztą drużyny. Skulił się w sobie, widząc rozczarowanie na twarzy Hicci.- No co? Wiecie, że boję się ciemności- spróbował się usprawiedliwić, ale to nie pomogło.
- Ekstra. Śledzik, chyba w galarecie- skwitował Mieczyk, a Szpadka pokiwała głową.- Ale miękisz.
- Słuchaj, nie możesz się tak wysypać- skarciła łagodnie Hicca.- Dobrze wiesz, że Albrecht nieco inaczej i brutalniej zmusza do gadania. Pamiętasz? Zamknął mnie w lochu i groził, że mnie rozczłonkuje. Szczerbatka trzymał całego skutego i w kagańcu. Trzymasz się jednej ustalonej wersji. Mówisz, jak się nazywasz, mówisz, gdzie mieszkasz i tyle. Jasne?- przypomniała, nadając swojemu tonowi nieco ostrości.
- No wiem, przecież się postaram- zapewnił ponuro Śledzik i patrzył jak reszta powoli opuszcza grotę.
- Słoneczko, rozwiążesz mnie?- zwrócił się do Sztukamięs, kiedy stało się jasne, że go zostawili.
- Ja to zrobię- odezwała się za nim Vega i po chwili poczuł, jak zaczęła majstrować przy węzłach.- Poważnie, stary, nie możesz tak pękać. Narażasz nas wszystkich.
- Ja wiem- przyznał, czując się, coraz gorzej.- Ale nie jestem taki jak ty. Też chciałbym się niczego nie bać.
- Hej, ja też się boję- poprawiła Vega, nieco łagodząc ton i postawę.- Hicca minimum raz dziennie przyprawia mnie o palpitację serca. Zresztą, pamiętasz jakim byłam dzieckiem. Bałam się własnego cienia- przypomniała i odsunęła się, kiedy ostatni węzeł puścił. Razem ruszyli do wyjścia.
- Ale teraz już nic cię nie przeraża- upierał się, gdzieś z tyłu głowy zastanawiając się, jakie to dziwne, że właśnie z nią prowadzi taką rozmowę.- Po prostu się wściekasz.
- Hej, wcale się nie wściekam- oburzyła się, uderzając go lekko w ramię.- I boję. Każdy się czegoś boi. Najważniejsze to walczyć z tym strachem- pocieszająco ścisnęła ramię przyjaciela, zanim wspięła się na siodło Silfura.- Miło wiedzieć, że myślisz, że jestem przerażająca- rzuciła na odchodne, zanim wystrzelili w niebo. Śledzik westchnął ciężko, patrząc jak srebrny smok oddala się.
XXX
Na Berk wrzało. Ledwo zakończyły się obchody tygodnia Borka, a Stoick zarządził uzbrajanie wyspy. Wiedział, że Albrecht się nie podda i w końcu po nich przyjdzie. A on zamierzał być gotowy. Tak więc już dzień po zakończeniu świętowania wszyscy zabrali się do roboty, nadzorowani osobiście przez wodza. Nic nie można było pozostawić przypadkowi. Włącznie z działalnością Akademii.
- Uziemione?- powtórzyła zaskoczona Hicca, kiedy ogłosił jej swój najnowszy nakaz.- Ale wszystkie smoki? Tata, nie no, co ty?- sprzeciwiła się. Dokładnie tak jak się spodziewał.
- Przykro mi, córcia. Od teraz zero latania, zrozumiano?- powtórzył, a kiedy zauważył w jej oczach buntowniczy błysk dodał.- Bez dyskusji.
- Ale…- zaczęła, biegnąc za ojcem, kiedy kontynuował pochód i pilnowanie przygotowań.- Ale jakieś patrolowanie? A treningi?
- Zero latania, powiedziałem- powtórzył nieco już znużony.- Hicca, czego ty nie rozumiesz?
- No bo… Och, przecież to bez sensu- kłóciła się, próbując dotrzymać mu kroku. Czasem żałował, że i on i Valka byli tak uparci, bo ich córki odziedziczyły owy upór w nadmiarze. I nie bały się kwestionować jego decyzji.
- Wyższy mur, słyszycie?! Wyższy!- krzyknął do pracujących Wikingów, którzy natychmiast potwierdzili. Ponownie zwrócił się do córki.- Bez sensu? Czy ty próbujesz obrazić własnego ojca?
- Nie no, co ty? Ojca własnego? Obrazić? Nigdy- sprzeciwiła, a kiedy z aprobatą kiwnął głową, kontynuowała.- Ale wodza to już chyba mam prawo?
- Nie przeginaj, córcia- ostrzegł, rzucając jej zirytowane spojrzenie. Ponownie bez efektu.- I ty smoku, też uważaj- zwrócił się do Szczerbatka, zanim wrócił do pracy.- Panowie, bardziej mi się tam starać!
- Tata, ale Albrecht ma własne smoki- argumentowała dziewczyna.- Zmiennoskrzydłe, Wrzeńce, Szeptozgony… Sama widziałam. Dlaczego ty mi nie wierzysz?
- Wierzę- zapewnił, bo oczywiście wiedział, że mówi prawdę. Hicca nie potrafiła kłamać, choćby miało jej to uratować życie.- A ty pamiętasz jeszcze, że siedziałaś w lochu, czy już ci wyleciało z głowy?- rzucił ostrzegawcze spojrzenie dwóm mężczyznom, którzy śmiali się cicho, przyglądając małej utarczce. Przynajmniej komuś jego potyczki z córką przynosiły rozrywkę.
- Ale on czytał Księgę Smoków- upierała się dalej Hicca, wyraźnie nie dbając o to, że robi scenę i publicznie kwestionuje autorytet swojego ojca i wodza.- Widział, jak Ari oswaja Koszmara Ponocnika. Poza tym Pleśniak jest u niego. A Pleśniak, jak wiemy, do tych milczących za długo nie należy.
- Hicca- spróbował jej przerwać, ale ona jakby go nie słyszała.
- Jeśli Albrecht nauczy się tresować smoki i jeszcze zaatakuje, to sam wiesz, że tylko na smokach damy radę się bronić- zauważyła, a ogień w jej zielonych oczach dawał do zrozumienia, że nie zamierza się łatwo poddać.
- Tak, ja wszystko rozumiem- zapewnił ją, zanim złagodniał i położył dłoń na jej ramieniu.- Ale ryzyko jest za duże, córcia. Nie poświęcę ani ciebie, ani twojej siostry, ani twoich przyjaciół. Koniec tematu. Rozumiemy się?
XXX
- Poddałaś się? Tak po prostu?- zdziwił się Ari, kiedy spotkali się później w Akademii i Hicca zrelacjonowała całą sytuację reszcie drużyny.
- Tak po prostu- przyznała pokonana.- A co, ty go nie znasz? On tu jest wodzem i tak się składa, że ostatnio zrobił się przy okazji jakimś nadopiekuńczym tatuśkiem.
- Fakt, tatuś nam się coś ostatnio bardziej czujny zrobił- zgodziła się Vega, nie wyglądając na zadowoloną. Nigdy wcześniej ojciec nie miał nic przeciw, kiedy wracała późno, ale poprzedniego wieczora, kiedy pojawiła się dopiero grubo po kolacji, musiała się tłumaczyć.
- Ale… No trudno, no. Trzeba go będzie jakoś przekonać- upierał się wojownik, chociaż bliźniaczki rzuciły mu niedowierzające spojrzenia.
- Yyy, w sensie Stoicka Ważkiego?- upewnił się Śledzik- No to powodzenia.
- W gwoli przypomnienia, tatusiek jest uparty jak jak i łeb ma twardy jak skała- przypomniała Vega, wzruszając ramionami. Doskonale wiedziała jak uparty potrafił być Stoick i że owy upór ona i siostra po nim odziedziczyły.- Dlatego rzadko pytamy o pozwolenie tylko robimy, co chcemy, a potem staramy się przetrwać.
- Ekstra, to po co mi taki smok, co nie może latać?- obruszył się Sączysmark, wskazując na Hakokła, który chyba podzielał nastrój swojego Jeźdźca, bo podpalił ogon.- W ogóle wiecie, jak on reaguje, jak mu się przytłumi wewnętrznego wojownikAAA!- krzyknął, kiedy nagle ów płonący ogon, uderzył go od tyłu i posłał przez całą długość Areny. Ari usłużnie zatrzymał jego nieplanowaną podróż butem.- Takie się właśnie dzieje coś.
- Ło, stary, trzeba było mu przytłumić tego wojownika już dawno- stwierdził z podziwem Mieczyk, a w jego oczach czaił się paskudny błysk.- Ekstra to było
- Noo- zgodziła się Szpadka.
- Ja wiem… Ja wiem, że będzie strasznie ciężko- Hicca wkroczyła, zanim konflikt mógł się wykształcić.- Ale spróbuję urobić tatę- obiecała, rzucając szybkie spojrzenie na siostrę, licząc na jej wsparcie. Vega niepomocnie wzruszyła ramionami.- Może kiedyś zmieni zdanie.
- Aha, a jak nie zmieni?- dociekał Ari. Lepiej było, żeby rozważyła kilka opcji, zamiast fiksować się na jednej. Rzuciła mu jednak błagalne spojrzenie, więc wycofał się.
XXX
- O matko, ile to chodzenia tam i spowrotem. Odzwyczaiłem się- westchnął Ari, rzucając chytre spojrzenie Hicce.- Fajnie by było tak sobie znowu polecieć.
- Mnie to mówisz?- jęknęła Vega, zrzucając z czoła kilka luźnych kosmyków kasztanowych włosów.- Jeśli tata szybko nie zdejmie tego durnego zakazu, długo nie wyrobię. Ja ze smokiem ledwo ze wszystkim zdążam- poskarżyła się, patrząc tęsknie na Silfura, który razem ze Szczerbatkiem i Wichurą podążał za trojgiem nastolatków.- I pogoda jest idealna na taki lot- dodała po chwili, wydymając wargi.
- Dzięki, dzięki...- Hicca spojrzała ponuro na oboje, na co tylko uśmiechnęli się do niej przewrotnie.- Serio, dzięki za to urocze spostrzeżenie- westchnęła ciężko i spojrzała w niebo. Faktycznie, pogoda była idealna na długi lot. Ale zainteresowało ją coś innego.- Vega, a ty nie musisz już lecieć?- zapytała, a jej siostra przez chwilę wyglądała na zagubioną, zanim jej twarz rozjaśniło rozpoznanie, które zaraz zmieniło się w panikę.
- Gothi mnie zamorduję!- jęknęła, zanim ruszyła biegiem w kierunku wioski. Silfur podążył za nią.- I pogadaj z tatą- zawołała jeszcze do siostry na odchodne.
- Wiem- potwierdziła Hicca, zanim już ciszej i bardziej ponuro kontynuowała- Bo ja to nie mam się czym martwić w ogóle- westchnęła, kiedy Szczerbatek okrążył ją, pomrukując ponaglająco i trącając nosem.
- Co on taki dziwny?- Ari uniósł brew, łapiąc dziewczynę za ramię, kiedy smok niemal ją przewrócił.
- Bo słońce zachodzi- wyjaśniła, uśmiechem dziękując za pomoc.- Zawsze po zmroku lataliśmy sobie nad wyspą. Lubi to strasznie.
- Biedaczysko. Żadnej rodziny, żadnego latania. Co mu w ogóle w życiu pozostało?- rzucił chłopak ze sztucznym żalem w głosie. Hicca w odpowiedzi posłała mu kolejne ciężkie spojrzenie, dając do zrozumienia, że doskonale wie, co próbuje zrobić.
- Przestań mnie podpuszczać- oskarżyła, kręcąc głową i zastanawiając się, dlaczego tak bardzo mu zależy, żeby wpakować ją w kłopoty. Ari tylko uśmiechnął się do niej przewrotnie.
XXX
- Ała!- jęknęła Vega, kiedy już na wejściu do chaty uzdrowicielki, powitał ją nagły ból głowy. Gothi opuściła kostur, kiwając głową z zadowoleniem i gestem pogoniła uczennice, by zabrała się do roboty. Po Tygodniu Borka poważnie brakowało im leków i musiały uzupełnić zapasy, zanim na Berk nadciągnie kolejna katastrofa.- Okej, okej, wiem, już się biorę do pracy- obiecała młoda uzdrowicielka, mijając mentorkę i podejrzliwie obserwując jej laskę.- Ale to spóźnienie to nie moja wina- usprawiedliwiła się.- To tata ma głupie pomysły i uziemia wszystkie smoki.
Przeszła głębiej do chaty i zerknęła na listę braków, sporządzoną wcześniej przez wieszczkę. Przez chwilę wpatrywała się w bazgroły, zanim w końcu zdołała odgadnąć znaczenie i zaczęła wyciągać składniki. Większość przepisów miała już w głowie, a w razie niepewności zawsze może sprawdzić w swoim notatniku lub którejś z książek, które Gothi kazała jej czytać. Staruszka obserwowała jej poczynania jak jastrząb, ściskając kostur w pogotowiu, by jak zawsze skarcić uczennicę kolejnym ciosem w głowę. Kiedy jednak nie znalazła nic, do czego mogłaby się przyczepić, skinęła głową z aprobatą i usiadła przy małym stoliku z boku, by uporządkować swoje materiały do wróżb.
- Hej, Gothi?- zagadnęła po pewnym czasie Vega, przerywając pracę i odwracając się do mentorki.- Myślisz, że mogę podać tacie coś co sprawi, że będzie bardziej podatny na sugestie i zdejmie ten głupi zakaz?- zapytała, ale widząc spojrzenie kobiety wycofała się. Zwłaszcza, kiedy ta sięgnęła po swoje ulubione narzędzie pacyfikowania.- Dobra, no już. Ale ostrzegam, że dopóki to się nie skończy, będę się spóźniać, bo szanuję swoje nogi- oznajmiła, tylko po to, by po chwili uchylić się z dzikim wrzaskiem, kiedy kostur prawie trafił ją w głowę.
XXX
Tymczasem Hicca, postanawiając jakoś produktywnie wykorzystać nowy wolny czas, udała się do kuźni, by nieco pomóc Pyskaczowi i może skończyć swój kolejny nowy projekt. Może jeśli zajmie czymś umysł, przestanie tak tęsknić za lataniem. Jej mentor i honorowy wujek nie miał nic przeciwko obecności dziewczyny. Praca jednak nie szła jej tak sprawnie jak oczekiwała, głównie przez Szczerbatka, który na różne sposoby okazywał jej swoje niezadowolenie z zaniedbanego lotu. Na nic zdały się prośby i błagania smoka, by się uspokoił.
- Miło, że mi dotrzymujesz towarzystwa- zagadnął Pyskacz, kiedy w końcu udało jej się przekonać Nocną Furię, żeby się położył i pozwolił jej pracować.- O tej porze zazwyczaj lataliście sobie ze Szczerbatkiem w promieniach zachodzącego słońca- zauważył, zanim zdał sobie sprawę, że uczennica patrzy na niego z wyrzutem.- No ta, jasne… Teraz nie można. Zakaz latania i takie tam… Wiem… Straszna szkoda...- kiedy rzuciła mu kolejne spojrzenie, zdecydował, że najlepiej będzie zmienić temat.- To co? Co sobie robimy?- zapytał, szczerze ciekawy kolejnego wytworu jej szalonego umysłu.
Hicca odwróciła się do mentora, z dumnym uśmiechem prezentując najzwyklejszą drewnianą tarczę. Krawędź miała wzmocnioną metalem, a na środku starannie namalowano symbol smoczej Akademii- zwiniętą Nocną Furię z jedną czerwoną lotką na ogonie. I chociaż umbo było nieco bardzie wypukłe niż zwykle, Pyskacz nie widział w tym nic niezwykłego. Ot, zwykła drewniana tarcza, jakich widział i wykonał tysiące.
- I jak? Fajna?- zapytała zadowolona dziewczyna, czekając na jakiś komentarz.
- Tyle roboty i tylko tarcza?- kowal z powątpiewaniem zmarszczył czoło. Szczerze mówiąc oczekiwał czegoś… Bardziej w stylu Hicci.
- Tak, ale to nie jest zwykła tarcza- zapewniła. I rzeczywiście, jakby chcąc potwierdzić jej słowa, umbo nagle się otworzyło i wystrzeliło ze środka linę, która mocno owinęła się wokół Pyskacza. Zaraz potem zadział mechanizm w środku, zwijając sznur i przyciągając drobną dziewczynę do jej znacznie potężniejszego mentora. Hicca uśmiechnęła się niezręcznie, nagle wracając do czasów sprzed Szczerbatka. Jej wynalazki często działały nie tak jak trzeba i komplikowały sytuację, którym miały zaradzić.
- Przyjemna- skomentował kowal tonem, który wskazywał na coś zupełnie innego. Śmiejąc się niezręcznie dziewczyna powoli cofnęła się o dwa kroki.
- Nie ma smoków, no trudno- stwierdziła, ponownie aktywując mechanizm w tarczy. Lina zwinęła się szybko, a umbo wróciło na miejsce z cichym stukotem.- Ale jakoś musimy się przecież bronić.
- Ale Hicca, bo ty wiesz, że ojciec chce dla ciebie jak najlepiej- przypomniał uczennicy, zastanawiając się, kiedy został terapeutą dla rodziny Haddocków. Oczywiście, Stoick był jego najlepszym przyjacielem, a Hiccę kochał jak własną córkę, ale czasami ich brak komunikacji był frustrujący.- Chce cię chronić, jak to ojciec.
- No wiem- przyznała z niechętnym westchnieniem, odkładając tarcz na blat roboczy.- Tyle że najbezpieczniej to ja się czuję na Szczerbatku właśnie- w ponurym nastroju wróciła do pracy.
- No nic, nie zawracam ci już głowy. Czuję, że trochę tu posiedzisz- kowal niezręcznie podrapał się hakiem po policzku. Widok Hicci tak przybitej i pokonanej ściskał go za serce.- Oj, szkoda, szkoda. A ty widziałaś dzisiaj księżyc? Taki księżyc...- zagadnął, próbując nieco poprawić jej humor. Przed zakończeniem wojny, pogawędki zawsze pomagały.- No sam bym sobie chętnie polatał- od razu zdał sobie sprawę, że popełnił błąd, kiedy dziewczyna zamarła i spięła się.- Oj, nie jesteś ty delikatny, Pyskacz- skarcił sam siebie. Odszedł, a Hicca odetchnęła głęboko, gotowa wrócić do pracy, kiedy Szczerbatek ponownie wepchnął łeb w jej pole widzenia i ryknął jej cicho prosto w twarz. Kaszląc, cofnęła się, kiedy smoczy oddech uderzył ją w nos.
- Już ja wiem, co kombinujesz- skarciła, machając dłonią i próbując nieco rozproszyć odór.- Nie ma mowy, kochanie- odepchnęła go delikatnie, zanim sama spojrzała tęsknie w nocne niebo.
XXX
Ari również miał problemy z własnym smokiem. Jak się okazało, uziemiony Śmiertnik to niespokojny Śmiertnik i Wichura nie była tutaj wyjątkiem. Przez cały dzień zaczepiała go, trącając w ramię, czy próbując żuć jego warkocz, przypominając o zaniedbanym locie. Mimo wszystko nie zamierzała zostawić chłopca samego, przekonana, że bez jej obecności wpakuje się w kłopoty. Przez cały wieczór próbował uspokoić ją na tyle, żeby przestała szamotać się w swojej szopie, co doprowadzało jego matkę do szału. Miał nadzieję, że kilka dodatkowych ryb wystarczy, żeby przekupić niezadowoloną smoczycę. Karmił ją więc, bezmyślnie drapiąc ciepłe łuski wolną ręką, kiedy nagle poderwała łeb, a jej źrenice zbiegły się.
- Wichurka, co się dzieje?- zapytał, natychmiast zmieniając postawę i szukając zagrożenia. Rozluźnił się, kiedy usłyszał znajomy wysoki gwizd.- Smoka widzisz. Ktoś lata smoku- i rzeczywiście po chwili po niebie śmignął cień. Gdyby go nie szukał, z pewnością by go nie zauważył.- No pięknie. Na stówę Nocna Furia- zacisnął zęby z irytacją, samemu wskakując na siodło.- Oj, Hicca, co ty kombinujesz?
Ściganie Nocnej Furii nocą nie było prostym zadaniem, ale on i Wichura mieli już doświadczenie. Hicca lubiła się wymykać, a z jej zdolnością do przyciągania kłopotów zawsze lepiej, żeby ktoś z nią był. Zazwyczaj padało na niego, bo bliźniakom i Smarkowi nie można było ufać, Śledzik bał się wszystkiego, a wolny czas był pojęciem obcym Vedze. Mimo wszystko czasem wciąż trudno było ich dostrzec, zwłaszcza, kiedy tak usilnie starała się ich zgubić. Ścigali się między morskimi stosami, a Ari musiał całkowicie zaufać zmysłom Wichury, kiedy Szczerbatek przyśpieszył i zniknął mu z oczu, zostawiając ich w tyle.
Mieli jednak szczęście. Hicca posadziła smoka na jednym ze stosów, kiedy była pewna, że stracili pościg.
- Ach, blisko było- zaśmiała się, ciesząc uczuciem adrenaliny w żyłach.- Dobrze się spisałeś. Ładnie go zgubiliśmy- pochwaliła swojego smoka, drapiąc go po szyi.
- Taka jesteś pewna, koleżanko?- rozległo się z góry i Wichura wylądowała tuż obok. Ari rzucił jej wymowne spojrzenie.
- Ari, a to ci… Właśnie o tobie rozmawialiśmy- uśmiechnęła się niezręcznie, ale kiedy jego oczy zwęziły się, zamilkła.
- Czyli, co? Ja zapytam teraz ładnie, czy tatuś zmienił zdanie, ty mi powiesz, że nie zmienił i jak zwykle robisz wszystko po swojemu- skarcił, ściskając palcami mostek nosa.- No, cała ty.
- Nie, właśnie, że nie- sprzeciwiła się.- Bo bym ci odpowiedziała, że ojciec się po prostu myli.
- Czyli wie, że latasz?- zapytał znacząco, a z Hicci widocznie zeszło powietrze.
- No tego nie powiedziałam- przyznała, zanim spojrzała na niego błagalnie. Zawsze był po jej stronie i miała nadzieję, że i tym razem da radę go przekonać.- Ale, proszę cię, też byłeś u Łupieżców, widziałeś jak tam jest. Przecież Albrecht jest kompletnie nieprzewidywalny.
- Czyli postanowiłaś sobie sama jedna popatrolować i nikomu ani słowa?- upewniła się, a Hicca odwróciła wzrok, czując się odpowiednio skarcona.
- W sumie taki był plan- przyznała, nerwowo bawiąc się palcami.- No bo weź, no nie chciałam, żeby się komuś dostało. Myślałam, że… że postępuje właściwie i tak dalej. Myślałam...- przerwała, nie pewna co więcej może powiedzieć. Okazało się, że nie musiała. Ari jak zawsze rozumiał ją bez słów.
- Słuchaj, ja się zgadzam, że cały ten zakaz to bzdura- przyznał łagodnie.- Ale jeśli ty serio chcesz latać za plecami ojca, nie będziesz latała sama, jasne?- spojrzał jej poważnie w oczy. Myślał, że już to omówili, ale Hicca jak zwykle chciała wszystko robić sama i po swojemu.- Wszyscy będziemy latać.
XXX
Przekonywanie pozostałych poszło zaskakująco łatwo. Vega zgodziła się, zanim jeszcze skończyli mówić, twierdząc, że Silfur jest irytujący bez regularnych lotów. Sączysmark jak zawsze miał wgląd w sytuację przeciętnej gąbki, ale nuda i przekonanie o własnej wielkości sprawiło, że również natychmiast się zgodził. Bliźniaki oczywiście nie mieli pojęcia o co chodzi, ale dołączyli. Śledzik jako jedyny nieco kręcił nosem, ale wystarczyła odrobina przekonywania, żeby i jego namówić do współpracy.
Wieczorem spotkali się w Akademii, po upewnieniu się, że nikt nie będzie ich szukał, wykręcając się jednonocnym treningiem w lesie. Stoickowi na początku nie podobał się ów pomysł, kiedy córki go o tym poinformowały, ale w końcu uległ. Smoki były bardziej niespokojne niż zwykle i chwilę potrwało, zanim wszyscy uspokoili się na tyle, żeby Hicca mogła coś powiedzieć.
- Witam na pierwszym zebraniu Nadziemnego Kręgu- oznajmiła z podekscytowanym błyskiem w oku.- Chyba wiemy, po co tu jesteśmy?- upewniła się, a większość potwierdziła na różne sposoby.
- Pfft, ty za siebie lepiej mów- prychnął Mieczyk. Pomimo usilnych starań Hicci, Ariego i Vegi, ani jemu, ani Szpadce nie dało się wyjaśnić czym ma być Nadziemny Krąg i co oznacza pierwsza zasada: „Nadziemny Krąg nie istnieje”.
- Musimy przygotować się do walki ze wszystkimi możliwymi smokami- kontynuowała przywódczyni niezrażona.- I z Tajfumerangiem, i z Wrzeńcem, czy nawet ze Zmiennoskrzydłym albo z samym Szeptozgonem. Dlatego przygotowałam mnóstwo różnych treningów- poinformowała, uśmiechając się szeroko. Każda okazja do zdobywania wiedzy o smokach w praktyce napawała ją entuzjazmem.
- Bla, bla, bla… Zaczniemy kiedyś, czy nie?- zniecierpliwił się Sączysmark, podejrzliwie obserwując swojego smoka. Przez ten cały zakaz był jeszcze bardziej humorzasty niż zwykle.
- Okej, na smoki- zgodziła się Hicca, decydując, że faktycznie lepiej nie tracić więcej czasu.- Pierwszy przystanek- Wyspa Zmiennoskrzydłych.
Nie potrzebowali wiele czasu, by dotrzeć do celu, chociaż słońce zdążyło już całkowicie zajść, zanim zarys wyspy w ogóle pojawił się na horyzoncie. Vega, w zaskakująco dobrym humorze, wygodniej rozparła się na siodle, wyciągając ramiona, by nieco się rozprostować. Silfur pod nią zamruczał z zadowoleniem, będąc w równie dobrym nastroju. Uwięzienie na ziemi nie służyło żadnemu z Jeźdźców, ale Vega, która każdego dnia wielokrotnie przemieszczała się po całej wyspie, ledwie mając czas na posiłki, boleśnie odczuwała brak lotów. Poza tym zwyczajnie tęskniła za możliwością oddechu od wszystkich, jaką jej to dawało.
- Uwaga, zbliżamy się!- ostrzegła Hicca, lecąc przodem z Arim tuż obok. Vega westchnęła ciężko, ponownie nastawiając się do działania i skupiając na tym by utrzymać siebie i resztę obecnej hałastry przy życiu.
- O ja cię, cała wyspa Kamieni Szczęścia- podekscytował się Mieczyk z przebiegłym uśmiechem na twarzy.- Szczęście do końca życia. Jak sobie taki złapię, to już nie wypuszczę.
- Mieczyk, chyba już to omówiliśmy- skarcił Ari, zwalniając Wichurę tylko po to by rzucić zarówno drugiemu chłopcu, jak i jego siostrze groźne spojrzenie.- To nie są Kamienie Szczęścia, błagam cię, to smocze jaja- przypomniał.- Matko...- westchnął zirytowany, ponownie poganiając Zębacza.
- I tych jaj się nie tykaj, dobra?- dołączył się Śledzik, chociaż ze znacznie mniejszym autorytetem.- Pamiętacie atak Zmiennoskrzydłych? Wolałbym do tego nie wracać.
- Innymi słowy, łapy precz, tłumoki- ostrzegła Vega, mrużąc groźnie oczy.- Albo będziecie mieć ze mną do czynienia- dodała, tonem kończącym wszelkie dyskusje.
Przez chwilę krążyli po wyspie, uważnie wypatrując zagrożenia, zanim natknęli się na stado Zmiennoskrzydłych podczas polowania. Posadzili smoki w bezpiecznej odległości, by móc obserwować sytuacje, ale uniknąć bezpośredniego zagrożenia. Vega wyciągnęła swój notes ze skórzanej okładki i w nikłym świetle księżyca zaczęła zapisywać swoje obserwacje i przemyślenia, podkreślając kilka rzeczy, które uznała za ważne.
- Zmiennoskrzydłe polują jak wilki- skomentowała cicho Hicca, pochylając się w siodle Szczerbatka.- Jeden smok podstępem wywabia dzika ze stada.
- A pozostałe dyskretnie go okrążają- zgodził się Śledzik z podekscytowaniem w głosie.
- Ciekawe, że polują na dziki, podczas gdy większość smoczej diety stanowią jednak ryby- mruknęła Vega, podkreślając informację dwiema grubymi liniami.- Są przecież prostsze sposoby urozmaicenia.
- Ej, skąd znamy tego dzika?- zapytał nagle Mieczyk, uważnie przyglądając się przerażonemu zwierzęciu.
- No jak to skąd? Przecież to dzik Tadzika- uświadomiła bratu Szpadka.
- Oni tak na poważnie?- Ari uniósł brew, a bliźniaczki wymieniły spojrzenia. Vega sprawnie zapięła klamerki, trzymające jej notatnik w okładce.
- Ej, smok, lepiej się nie tykaj Tadzika!- krzyknął męski bliźniak Thorston, jednocześnie zdradzając ich pozycje.
- Aha, na poważnie- westchnęła Hicca, zmieniając ustawienie sztucznej lotki w ogonie. Czuła jak mięśnie Szczerbatka spinają się pod siodłem, kiedy smok szykował się do ucieczki lub walki. Vega pochyliła się niżej w siodle Silfura, trzymając palce mocno zaciśnięte wokół rękojeści krótkiego miecza.
- Sorry, Tadzik, sam sobie radź- sprawca całego zamieszania wyraźnie spuścił z tonu, kiedy zdał sobie sprawę, że Zmiennoskrzydłe patrzą prosto na niego. Jeźdźcy zerwali się do ucieczki dokładnie w momencie, kiedy dzikie smoki ruszyły do ataku, wtapiając się w otoczenie.
- Nie podlatujcie za blisko!- ostrzegła Hicca, pochylając się w siodle, by nie uderzyć w jakąś gałąź.- Ten ich kwas strasznie parzy, ale tylko z małej odległości!
- Ta, pocieszające, jak się leci na najwolniejszym smoczku- poskarżył się spanikowany Śledzik, próbując nadążyć za resztą. Sztukamięs mruknęła nieszczęśliwie.- Wybacz, księżniczko, taka jest prawda.
- Refleks!- ostrzegła Vega, a pulchny chłopiec w ostatniej chwili skulił się, żeby nie podziurawiły go kolce Silfura, które odstraszyły Zmiennoskrzydłego, który zaczaił się na Gronkla.- Spadajmy stąd!
- Strasznie ich tu dużo!- krzyknął Sączysmark, uchylając się przed kolejnym, kwaśnym pociskiem. Hakokieł warknął gniewnie.
- Ej, czekajcie!- Hicca nagle doznała olśnienia. Szczerbatek splunął plazmą próbując odstraszyć smoka, który zaatakował ich od przodu.- Jak się nie będą miały do czego upodobnić...- przerwała, przyciskając się do smoczego grzbietu, kiedy kwasowy pocisk śmignął jej nad głową.
- Przestaną być Zmiennoskrzydłe!- dokończył za nią Śledzik, najszybciej łapiąc jej tok myślenia.
- Góra! Do góry!- zarządził Ari, samemu ciągnąc Wichurę ponad drzewa. Reszta ruszyła za nim. Wypadli na otwartą przestrzeń i zgodnie z hipotezą Hicci, kiedy Zmiennoskrzydłe nie miały się do czego upodobnić, natychmiast ponownie stawały się widoczne i zawracały. Vega dla pewności posłała za nimi salwę kolców. Silfur na dokładkę syknął, jakby urażony samą próbą ataku na niego.
- Tak, tak, smok, masz rację- zgodziła się z nim uzdrowicielka, mrużąc gniewnie oczy, na wyspę, którą zostawili za sobą.- Też ich nie lubię.
- A co ja mówiłem? Że do czego wolałbym nie wracać?- zrzędził Śledzik, kiedy wracali na Berk, próbując poradzić sobie z buzującą w żyłach adrenaliną.- Czemu nikt nigdy mnie nie słucha?
- Witaj w moim świecie- zielarka na terminie poklepała go po ramieniu ze współczującym uśmiechem.- Zawsze jak mówię, że będą kłopoty, też mnie nikt nie słucha- dodała znaczącym tonem, patrząc na siostrę.
- Vega, ja cię proszę- Hicca przewróciła oczami, spoglądając przez ramię.- Masz paranoję.
- To nie paranoja tylko instynkt- sprzeciwiła się młodsza panna Haddock.- I zazwyczaj mam rację!
- Zbieg okoliczności- Ari machnął ręką, a Vega z oburzonym wrzaskiem spięła Silfura i rzuciła się w pogoń za Zębaczem, który nagle wystrzelił do przodu.
XXX
Następnego dnia na Berk Pyskacz siedział w kuźni, uważnie badając tarczę Hicci. Dziewczyna miała niesamowite pomysły i stary kowal czasem nie mógł się nadziwić jak działa jej umysł. Uważnie przyglądał się umbo, szukając sposobu by uruchomić linę i mechanizm.
- No gdzie to się schowało?- wymamrotał do siebie i zaczął potrząsać tarczą.- Jak uruchomić to całe…?- przerwał, kiedy mechanizm w końcu zadziałał.
- Pyskacz!- Stoick wszedł do kuźni, ale zanim powiedział cokolwiek więcej, lina owinęła się wokół niego i szarpnęła do przodu. Hicca musiał wzmocnić kołowrotek, bo tym razem zdołał przeciągnąć potężną sylwetkę wodza po podłodze kuźni prosto do jego najlepszego przyjaciela. Obaj zamarli na chwilę z zaskoczenia.
- To ja ten… Odplącze jakoś...- stwierdził nerwowo Pyskacz, ponownie zaczynając majstrować przy wynalazku jego uczennicy.- I miejmy nadzieję, że nie mamy widowni.
- Skucha, Pyskacz- rozległo się od okna, gdzie zawsze z Hiccą przyjmowali zamówienia. Vega stała po drugiej stronie z rękoma skrzyżowanymi na piersi i złośliwym uśmieszkiem. Silfur patrzył ponad jej ramieniem, wyglądając równie drwiąco (o ile smok to oczywiście potrafi).
- A ty nie powinnaś gdzieś być?- skarcił córkę Stoick, na co przewróciła oczami.- Vega...- dodał znacząco.
- Oh, Thorze, jestem w drodze z treningu- wyjaśniła ze zirytowanym sapnięciem.- Przyszłam to tylko podrzucić i lecę do Gothi- z brzdękiem położyła na parapecie stos swoich małych noży do rzucania.- Potrzebują ostrzenia.
- A obiad?- dociekał Stoick. Znał mniej więcej plan dnia córki i zazwyczaj o tej porze ona i reszta Jeźdźców byli w Wielkiej Sali.
- Brak czasu- zielarka wzruszyła ramionami.- Przez zakaz latania mam bardzo ograniczony czas na przemieszczanie- dodała, rzucając ojcu wyzywające spojrzenie.- I właśnie się spóźniam. Chodź, Silfur- pogoniła smoka i zniknęła równie szybko jak się pojawiła, zostawiając ojca, masującego skronie. Nikt nie potrafił tak szybko podnieść mu ciśnienia jak jego córki.
- Słucham? Co mogę dla ciebie zrobić?- kowal zwrócił się przyjaciela, zgarniając noże Vegi na stos broni czekającej na naprawę. Zamierzał zająć się tym wieczorem, bo nie było żadnej naglącej sytuacji.
- Po siodło przecież przychodzę- wódz wrócił do interesów, niemal od razu zapominając o nieprzyjemnej interakcji.- Pamiętasz, rozmawialiśmy o poprawkach. Zrobiłeś?
- Jasne, Thornado w pełnym rynsztunku. Będziesz sobie skręcał jak ci w duszy zagra- zapewnił Pyskacz, wracając do oglądania tarczy. Nadal nie miał pojęcia jak uruchomić mechanizm.- No ale i tak ci się teraz nie przyda, w końcu mamy zakaz- zauważył, a kiedy wódz odkaszlnął niezręcznie, wreszcie na niego spojrzał.- Czy się mylę może?
- Jaki zakaz masz, przepraszam, na myśli?- zapytał znacząco Stoick, ale jak zwykle wszelkie subtelności skierowane w stronę Pyskacza były jak grochem o ścianę.
- No co ty? Twój zakaz. Zakaz latania na smokach- przypomniał kowal nieświadomy niezadowolenia przyjaciela.- No ten, że nikomu nie wolno...- przerwał, kiedy wreszcie zauważył wyraz twarzy wodza.- Aaa, rozumiem. Zakaz, że nikomu nie wolno latać na smokach, wodza nie dotyczy- skwitował, kręcąc głową z niedowierzaniem. Stoick na własne życzenie komplikował sobie relacje z córkami.
- Ktoś chyba musi obserwować wyspę- bronił się szef.- Czemu nie ja, co?
- Aha- westchnął kowal, już przewidując nadchodzące kłopoty. Bliźniaczki zaczną wojnę jak tylko się dowiedzą, a on jak zwykle znajdzie się w środku konfliktu rodzinnego próbując przekonać obie strony, żeby w końcu porozmawiali szczerze.
- Ale milczysz jak grób, rozumiemy się?- ostrzegł wódz.- Ani słowa, zwłaszcza Hicce. Nie żartuję.
- Przyjacielu, przecież mnie znasz- zapewnił Pyskacz.- Ostrożność...- przerwał, kiedy fragment okucia tarczy, którą beztrosko wymachiwał wystrzelił i uderzył go prosto w twarz. Kolejna ukryta funkcja, którą musiał później rozpracować.- Ach, katapulta. W sumie można to było przewidzieć.
XXX
Kolejnej nocy Jeźdźcy ponownie wymknęli się z domów i udali na trening, próbując przygotować się do walki z wszelkimi gatunkami, jakie mógłby rzucić na nich Albrecht. Tym razem jednak nie odlatywali na niezbadane wyspy, a jedynie udali się głęboko na Smoczą Wyspę. Vega przez całą drogę ćwiczyła celność, rzucając szyszkami w Sączysmarka i bliźniaki.
- Za żywota- wyjaśniła beztrosko, kiedy Hicca zapytała, za co znowu maltretuje ich przyjaciół. Przestała dopiero kiedy znaleźli na ziemi wypalone ślady Tajfumeranga. Przez chwilę wszyscy przyglądali się znakom.
- Tak samo jak z drzewem i słojami- tłumaczył Śledzik, klęcząc na trawie z twarzą niemal przy ziemi.-Po śladach płomieni rozpoznajemy wiek, czyli innymi słowy, rozmiar Tajfumeranga.
- Jeszcze ciepłe- zauważyła Hicca, przyciskając palce do wypalonych linii.
- Czyli jeszcze przed chwilą tu był- sprostował Ari na potrzeby Smarka i bliźniaków.
- I do tego można wywnioskować, skąd dokładnie przyleciał i dokąd się udał- kontynuował mędrek, jakby wcale nie słyszał innych.
- E tam, głupoty- prychnął Sączysmark, wyraźnie tracąc cierpliwość.- Już ja lepiej wiem, dokąd kto się udał.
- Ta? Serio? No to dokąd niby?- zadrwił Ari, nie przejmując się ostrzegawczym spojrzeniem Hicci.
- A donikąd- oznajmił, patrząc w niebo i z każdą chwilą blednąc coraz bardziej.- Bo leci. Na nas. Właśnie leci!
I faktycznie, w ich stronę zmierzał Tajfumerang, wyraźnie niezadowolony z obecności obcych na swoim terenie. Ryknął gniewnie, a smoki z Akademii zjeżyły się w odpowiedzi. Szczerbatek rozłożył skrzydła by wyglądać na większego, Hakokieł podpalił się, Wichura nastroszyła ogon, a spomiędzy szczęk Silfura zaczął wydobywać się niebieski poblask. Wym i Jot syknęli zgodnie unosząc łby na pełną wysokość, a Sztukamięs przysunęła się bliżej Śledzika, ostrzegawczo wystawiając zęby.
- Coś jeszcze powinniśmy wiedzieć?- zapytała szybko Hicca, wiedząc, że lepiej nie dopuścić do walki między smokami.
- Nie!- odpowiedział natychmiast Mieczyk, już na nogach i gotowy do ucieczki.
- Starczy!- poparła brata Szpadka.
Wszyscy szybko wskoczyli na siodła i spięli smoki, by jak najszybciej oddalić się od zagrożenia. Tajfumerang gonił ich przez chwilę, chcąc upewnić się, że na dobre odstraszył intruzów. W pewnym momencie Vega rozważała rzucenie w niego szyszką, ale Hicca w porę powstrzymała siostrę. Naprawdę nie musieli antagonizować dzikiego smoka bardziej niż już był. Uznawszy, że mają dosyć wrażeń, jak na jedną noc i lepiej nie kusić szczęścia, zarządziła powrót. Zbliżali się do Berk, kiedy niespodziewanie Mieczyk przerwał ciszę.
- Eee, Hicca?- zawołał, brzmiąc na zdezorientowanego.
- No, co się dzieję?- dociekała, spodziewając się kolejnego głupiego pytania lub sugestii.
- Od kiedy twój ojciec jest w naszym tajnym kręgu?- zapytał. Był przekonany, że cała ta konspiracja powstała, żeby ukryć przed wodzem, że latają, ale może znów coś mu umknęło. Nie byłby to pierwszy raz.
- Co ty gadasz?- Vega rozejrzała się i faktycznie niedaleko leciał wódz na Thornado. Na szczęście jeszcze ich nie zauważył, ale była to jedynie kwestia czasu.
- A co on…?- zaczęła Hicca, ale szybko zdecydowała, że jest to sprawa na inny czas.- Ah, dobra szybko. Chowamy się w chmurach!- zarządziła.- Utrzymujemy wysokość aż do samej wioski, jasne?- wszyscy natychmiast wznieśli się wyżej, chowając smoki w gęstych chmurach. Vega cieszyła się, że mieli wcześniej okazję ćwiczyć coś takiego, bo widoczność była niemal zerowa, a bez wcześniejszych prób w bezpiecznych warunkach nie była pewna, czy byłaby w stanie tak całkowicie zaufać Silfurowi.
- Ludzie, co wy robicie?- zapytał nagle Ari, utrzymując głos ciszej niż zwykle, żeby mieć pewność, że wódz ich nie zauważy.
- No co?- odparował Mieczyk. Zarówno on jak i Szpadka wystawiali głowy pod chmurami, trzymając szyje Wyma i Jota wykręcone.- W tych chmurach nic nie widać.
- Właśnie, strasznie pochmurno- zgodziła się siostra Thorston, a Vega wzniosła oczy ku górze, licząc do stu i modląc się do bogów o cierpliwość.
- Wiecie, że jak macie głowy pod chmurami, to mój ojciec was widzi?- warknęła, ostatkiem cierpliwości utrzymując nerwy na wodzy. Oczywiście jak na złość, właśnie w tym momencie Stoick musiał dostrzec dwoje wichrzycieli.
- Okej, rozdzielamy się!- rozkazała Hicca, pośpieszając Szczerbatka.- Pędem do domu i schowajcie gdzieś te smoki, dobra?
Wszyscy posłusznie przyśpieszyli, rozdzielając się, by jak najszybciej wrócić do bezpiecznych domów i nie dać się złapać. Śledzik wylądował przed domem i rozejrzał się szybko, upewniając, że nikogo wokół nie ma. Z zadowoleniem skinął do siebie głową i pochylił się do Sztukamięs, drapiąc jej ciepłe łuski w nagrodę.
- Och, udało się, mała- ucieszył się z niemałą dumą w głosie.- Czułem, że przechytrzymy...- przerwał z piskiem, kiedy nagle padł na niego cień. Odruchowo skulił się, zanim spojrzał na potężną sylwetkę Stoicka Ważkiego. Mężczyzna patrzył na nich z chmurną miną, a jego zielone oczy błyszczały groźnie spod gęstych brwi.
- Przechytrzycie? A kogo to przechytrzycie?- zapytał twardym tonem, a chłopiec zdusił w sobie kolejny pisk.
- Wódz? A wódz to czemu nie śpi?- Śledzik zaśmiał się niezręcznie, decydując się zgrywać głupa. Stoick nie dał się jednak nabrać i złapał go mocno za ramię w razie, jakby próbował czmychnąć.
- No już, mały, idziemy na spacerek- zarządził i pociągnął dzieciaka za sobą.
XXX
Niecałe pół godziny później znajdowali się już w Twierdzy razem z Pyskaczem. Rozległe wnętrze oświetlało jedynie kilka pochodni, a Śledzik starannie unikał patrzenia w ciemne kąty. Uparcie jednak odmawiał odpowiedzi na pytania wodza. Nie chciał w końcu wpakować przyjaciół w kłopoty.
- Śledzik, jeszcze raz pytam i masz mówić całą prawdę- naciskał wódz.- Dlaczego latałeś na smoku po nocy? I kto jeszcze był z tobą?
- Nazywam się Śledzik. Mieszkam na wyspie Berk. Nic nie wiem o smokach i nie wiem kto lata na smokach- powtarzał uparcie. To była formułka, którą ustalili w razie gdyby któreś z nich zostało schwytane i przesłuchiwane.
- Co on to tak ciągle powtarza?- zapytał szeptem kowal, wyglądając na zaniepokojonego.- Trochę mnie nawet ciarki przechodzą.
- Nazywam się Śledzik. Mieszkam na wyspie Berk...- zaczął ponownie nastolatek, ale wódz uciszył go ruchem ręki.
- Dzieciaku, to nie jest żadne przesłuchanie- uspokoił, próbując innego podejścia, by uzyskać więcej informacji.
Śledzik jednak nie rozluźnił się, a nawet spiął bardziej, kiedy nagły podmuch wiatru, wpadający przez niedomknięte drzwi, zgasił wszystkie pochodnie. Pisnął cicho, zaciskając oczy ze strachu. Przez chwilę miał ochotę powiedzieć wszystko, byle by tylko nie musieć dłużej siedzieć w mroku, ale przypomniał sobie rozczarowany wzrok Hicci po próbach. Potem pomyślał o Vedze i ich rozmowie. Wciąż nie do końca wierzył, że ona się czegokolwiek boi, ale pierwszy raz od dawna była tak łagodna i nie zamierzał zmarnować jej rzadkich przebłysków dobrego serca. Zacisnął więc zęby i ponownie powtórzył formułkę.
XXX
Jeźdźcy spotkali się na Arenie dopiero następnej nocy, próbując przez cały dzień działać, jakby nic nie wiedzieli, chociaż niepokój zżerał ich od środka. Sączysmark i bliźniaki marnowali czas włócząc się po wiosce i przeszkadzając ludziom nieszkodliwymi (jak na nich) figlami. Vega cały dzień spędziła w chacie Gothi, próbując skupić się na praktyce. Nie szło jej najlepiej i oberwała kosturem znacznie więcej niż zwykle. Hicca i Ari zaszyli się w lesie, gdzie on mógł wyżywać się na bogom ducha winnym drzewach, a ona mogła w spokoju rysować lub myśleć na głos.
Wymknięcie się z domów również było trudniejsze, ale dla nikogo z nich nie był to pierwszy raz i zebrali się o ustalonej godzinie na Arenie.
- Strasznie mnie przycisnęli- relacjonował Śledzik z wypiekami na twarzy.- Już się bałem, że pęknę. Szczególnie, kiedy zdmuchnęło pochodnie. Ale ja wytrzymałem. Bo ja pamiętam, że pierwsza zasada Nadziemnego Kręgu brzmi „Nie ma żadnego Nadziemnego Kręgu”.
- Nie no, super. I znowu to samo- jęknął Mieczyk, wyglądając na zniesmaczonego.
- Brawo, Śledzik, byłeś super twardy- pochwaliła Hicca, a Ari skinął mu głową z uznaniem.
- Widzisz, mówiłam, że masz to w sobie- Vega mocno poklepała wyższego chłopca po ramieniu, uśmiechając się szeroko. Chociaż nie była delikatna, Śledzik odwzajemnił uśmiech.
- Brawo, brawo- Szpadka przewróciła oczami, przerywając owe gratulacje.- To co dzisiaj robimy?
- Dzisiaj nic- Hicca usiadła na jednej ze skrzyń, wyjmując swój szkicownik.
- Ale nic to jakaś straszna nuda- poskarżył się Mieczyk.
- Błagam, ojciec prawie nas nakrył- przypomniała przywódczyni, rzucając bliźniakom ostrzegawcze spojrzenie.- Przez chwilę trzeba się będzie niestety powstrzymać z lataniem. Od teraz stajemy się niewidzialni.
Oczywiście nic nie mogło być proste i ledwie skończyła mówić, na Arenę wpadł Sączysmark na płonącym Hakokle. Chłopak wrzeszczał, próbując przekrzyczeć ryczącego smoka. Narobili takiego rabanu, że Hicca była pewna, że słychać ich było na drugim końcu wyspy.
- Sączysmark, no co ja mówiłam?- westchnęła zirytowana, masując skronie.- Zero smoków.
- No, nawet ja załapałem- zaśmiał się Mieczyk, a Hicca z nadzieją spojrzała na siostrę, która tylko wzruszyła ramionami. Ponownie westchnęła ciężko i spojrzała na kuzyna, który ani trochę nie przejmował się jej irytacją. Nadal siedział w siodle, bardzo zadowolony z siebie.
- No słucham, co się takiego wydarzyło?- pogoniła go, mając cichą nadzieję, że naprawdę coś się stało i nie narażał ich z jakiejś bzdurnej przyczyny.
- A to na przykład, że przed chwilą całkiem sam ocaliłem wyspę- oznajmił wyraźnie z siebie dumny.- Tak się składa, że Albrecht i Łupieżcy właśnie atakują.
- Albrecht- powtórzyła natychmiast marszcząc brwi. To zdecydowanie nie była wymarzona sytuacja, ale nie miała czasu się nad sobą użalać i musiała znaleźć rozwiązanie.
- Ta. To co?- Ari położył pocieszającą dłoń na jej ramieniu.- Masz jakiś pomysł?
XXX
- Panie, jesteśmy coraz bliżej- oznajmił jeden z żołnierzy, a Albrecht uśmiechnął się ponuro, patrząc na zbliżający się znajomy kształt Berk. Widział niewyraźne światła wioski, a jego uśmiech stał się okrutny. Ci biedni głupcy… Czuli się tak bezpieczni na swojej ziemi, tak nieświadomi zagrożenia, które się do nich zbliża... Żadnych patroli, nic. To prawie tak, jakby go do siebie zapraszali.
- Taa, wiem- potwierdził z zadowoleniem.- A im jesteśmy bliżej, tym bardziej mi pachnie...- przerwał, by odetchnąć głęboko nocnym, morskim powietrzem, jakby faktycznie mógł poczuć coś poza zapachem morza.
- A czym pachnie?- zapytał żołnierz, niepewny czy miała to być jakaś sugestia, za której przegapienie skończy za burtą.
- Pożogą, żołnierzu- zaśmiał się Albrecht.- Pożogą i zniszczeniem.
XXX
Tymczasem siostry Haddock wpadły do domu, gdzie ojciec spał głęboko na swoim fotelu. Hicca chwyciła go za ramię i zaczęła potrząsać, zanim dotarło do niej, że nie jest to najmądrzejszy pomysł. Oczy Stoicka otworzyły się szeroko, kiedy chwycił córkę za przód ubrania i z łatwością podniósł w powietrze, gdy zerwał się na nogi. Vega rzuciła się na pomoc siostrze, ale nawet w tym stanie instynkty wojownika działały bez zarzutu i machnął ręką, uderzając w młodszą córkę. To wystarczyło, by odrzucić ją i pozbawić tchu na moment. Mocno chwycił za topór i już miał zadać cios, kiedy głos córki w końcu przedarł się przez senną mgłę.
- Tato, to ja! Nie siekaj, proszę!- Hicca wisiała w jego wyciągniętym ramieniu, zasłaniając twarz rękami, a Vega, kaszląc, powoli zbierała się na nogi. Skrzywiła się, prostując plecy, ale nie była poważnie ranna, jeśli jadowite spojrzenie, jakim potraktowała ojca, było jakąś wskazówką.
- Hicca! Ile razy ci mówiłem, że wybudzony jestem agresywny!- skarcił córkę, powoli stawiając ją na ziemi i odkładając broń. Nie bez powodu wielokrotnie ostrzegał obie dziewczyny, żeby budząc go zachowały bezpieczną odległość.
- Dobra, przecież nie dla rozrywki cię budzę- odpowiedziała starsza dziewczyna, ale zanim zdołał skarcić ją za ton, kontynuowała:- Mamy sytuację wyjątkową. Łupieżcy do nas płyną. Łupieżcy, tata- poinformowała, a jej zielone oczy były szerokie z niepokoju.
- Tak? A skąd to wiesz, co?- zapytał znacząco, co wystarczyło, by obie dziewczyny nieco się zmieszały.
- Ale serio?- rzuciła wyzywająco Vega, odzyskując rezon. Stoick westchnął wewnętrznie. Zazwyczaj cieszył się, że jest taka waleczna, ale mogłaby okazywać mu więcej szacunku.- Sam się nie możesz domyślić?
- Chyba mówiłem wyraźnie, żadnego latania- skarcił obie, ale zamiast zmieszać się i przeprosić Hicca spojrzała na niego ze znaczącym uśmiechem.
- Taa… A no właśnie, zastanawiałam się...- zaczęła, a Stoick zmarszczył brwi. Miał dokuczliwe wrażenie, że jego własne słowa zostaną zaraz obrócone przeciw niemu.- Bo taki zakaz latania to obejmuje chyba wszystkie smoki, co? Wszystkie czyli takiego, dajmy na to, Gromogrzmota też?- uśmiechnęła się niewinnie, a wódz nie mógł powstrzymać uczucia, że właśnie w czymś przegrał. Nie mógł w końcu ukarać ich, skoro zrobił dokładnie to samo.
- Może później wrócimy do tematu- oświadczył dyplomatycznie, umiejętnie ignorując chichot Vegi.- Lećcie budzić resztę. Potrzebna nam cała Akademia- zamaszyście otworzył drzwi i zatrzymał się wpół kroku, widząc przed jego domem wszystkich Jeźdźców już na swoich smokach.
- A dzień dobry- przywitał się uprzejmie Śledzik, uśmiechając się szeroko.
XXX
Szybko namierzyli łodzie Łupieżców zmierzające na Berk. Okręty powoli przesuwały się po gładkiej tafli oceanu, a znak Albrechta pysznił się na brudnych żaglach. Jeźdźcy i wódz powoli zatoczyli nad nimi szerokie koło, pozostając w chmurach by uniknąć wykrycia. Stoick spojrzał kolejno na dzieciaki, ale nie dostrzegł u nich strachu. Sączysmark i bliźniaki drwili cicho z siebie nawzajem, Śledzik mruczał coś do Sztukamięs, a Ari i Vega mieli chłodne, kalkulujące oczy skupione na okrętach pod nimi. Hicca posłała mu uśmiech, czekając aż wyda rozkazy.
- Polecę przodem. Biorę na siebie pierwszy atak- zadecydował, a Thornado mruknął pod nim, wyraźnie nie mogąc doczekać się nadchodzącej walki.- Jak będą przeładowywać, dołączycie. Ale nie wcześniej, zrozumiano?!- i nie czekając na odpowiedź zanurkował, wyłaniając się z chmur.
Wróg dostrzegł go szybko i na statkach zapanowało poruszenie. Uniknął pierwszego ostrzału z katapult, a Thornado odwdzięczył się, wysyłając w łódź fale dźwiękową. Kolejną zneutralizował salwę z kuszy i poleciał nisko nad wodą dokładnie między dwoma okrętami. Uniknęli kolejnego ostrzału z katapult, a ostatni samotny głaz Stoick złapał i rzucił z powrotem na łódź.
- Hicca, teraz!- wezwał, a Jeźdźcy natychmiast zanurkowali w dół.
- I atakują- zaraportował jeden z żołnierzy, a Albrecht niemal zacierał ręce.- Dokładnie jak mówiłeś, panie.
- W takim razie, otwierać klatkę!- rozkazał, a dwóch innych wojowników, rzuciło się, by wykonać polecenie. Kiedy tylko kraty się otworzyły, z klatki wypadła chmara Zmiennoskrzydłych i ruszyła prosto w kierunku Berk.
- Zmiennoskrzydłe!- ostrzegła Hicca, pochylając się na Szczerbatku, by nie zderzyć się z żadnym z dzikich smoków.
- Nie możemy ich wpuścić do wioski!- przypomniał reszcie Ari, prowadząc Wichurę za uciekającymi smokami.
- Bo jak wpuścimy wszystko nam rozwalą, a my ich nawet nie zauważymy- dodał Śledzik z paniką w głosie.
- Ari, zagońcie je na Wyspę Zmiennoskrzydłych, okej? Tylko tak jakoś na amen, żeby nie wróciły- rozkazała przywódczyni, a chłopak skinął jej głową, przejmując dowodzenie nad resztą drużyny.- Ja lecę pomóc ojcu.
Zawróciła Szczerbatka i szybko odnalazła ojca, który wyraźnie dobrze się bawił, w pojedynkę dziesiątkując resztę okrętów wroga. Nocna Furia poleciał nisko nad wodą, odwracając uwagę wojów. Atakowali z dwóch stron, krążąc wokół łodzi Łupieżców, aż w pewnym momencie strzał plazmy Szczerbatka trafił w falę dźwiękową Thornado i rozbił się na mniejsze, zasypując okręty wroga gradem plazmowych pocisków. W głowie Hicci natychmiast zaświtał pomysł.
- Tata, łączymy atak!- zawołała, czując adrenalinę, buzującą we krwi.
- No to już, szybko!- zarządził wódz i po raz kolejny rozbili plazmowy strzał na mniejsze.
To okazało się wystarczające, bo łodzie zaczęły się obracać zmierzając ponownie tam, skąd przybyły. Thornado i Szczerbatek wznieśli się wyżej, na wszelki wypadek pozostając w gotowości.
- Tata, uciekają!- ucieszyła się dziewczyna, delikatnie klepiąc smoka po karku w geście pochwały.
- Brawo, córcia, brawo!- zaśmiał się Stoick, patrząc na córkę z rozczuleniem. Oboje zawrócili smoki w kierunku Berk, a Hicca odetchnęła z ulgą, dostrzegając pozostałych zmierzających w ich stronę. Już z daleka widziała, że Vega kłóci się o coś z bliźniakami, a jej cierpliwość zaczyna osiągać swoje granice. Uznając, że ma jednak jeszcze trochę czasu, zanim dojdzie do rękoczynów, obejrzała się przez ramię, wpatrując w oddalające okręty. Coś było bardzo nie tak.
- O co chodzi?- zapytał Stoick, zauważając, że nastrój córki wyraźnie opadł.
- Sama nie wiem, ale… Albrecht się tak szybko...- przerwała na chwilę, żeby zebrać myśli.- Tak szybko się nie poddaje, to nie w jego stylu.
- Widocznie styl można czasem zmienić- spróbował uspokoić ją wódz, ale Hicca nie wyglądała na pocieszoną.
- Vega, Ari!- zawołała, kiedy tylko pozostali znaleźli się w zasięgu słuchu. Oboje spojrzeli na nią z zaciekawieniem.- Zróbcie szybki rekonesans, okej?- poprosiła, uśmiechając się przepraszająco.- Mam wrażenie, że coś jest nie tak…
- Nie tłumacz- Ari uciął jej bełkot ruchem ręki, już kierując Wichurę w przeciwną stronę.- Załatwię to.
- Hej!- Vega zaprotestowała gwałtownie, poganiając Silfura, by nie zostali w tyle.- Nie rządź się, do cholery!
Stoick patrzył oniemiały, jak jego młodsza córka i syn Hoffersonów oddalają się, sprzeczając o coś. Vega zawsze była uparta i trudno było ją do czegokolwiek przekonać, więc nie spodziewał się, że nawet Hicca, która zawsze miała na nią największy wpływ, będzie w stanie przekonać ją, by działała z chłopcem, którym jak otwarcie twierdziła, gardzi. Spojrzał na swoją następczynie z błyskiem uznania w oczach, ale ona nawet tego nie zauważyła.
XXX
Vega wróciła na Berk niecałą godzinę po wszystkich innych, wyglądając na absolutnie wściekłą. Ku zdziwieniu ojca, bez słowa opadła na swoje krzesło i ukryła twarz w ramieniu siostry, wydając z siebie nieartykułowany wrzask. Hicca tylko przewróciła oczami i poklepała młodszą siostrę po głowie. Minęło kilka minut, zanim w końcu się odsunęła.
- Już mi lepiej- oznajmiła zielarka na przyuczeniu i rzeczywiście wyglądała na spokojniejszą.- Znaleźliśmy absolutnie nic- oznajmiła cierpko.- I jeśli jeszcze raz wyślesz mnie samą z Arim, ktoś umrze- ostrzegła złowróżbnie.
- Dobrze, dobrze. Przepraszam- Hicca ponownie poklepała siostrę po głowie, nie wyglądając na ani odrobinę winną.
Stoick przez chwilę obserwował obie dziewczyny z delikatnym uśmiechem ukrytym za gęstą brodą, ale w końcu musiał przerwać tę sielankę. Wciąż czekała ich rozmowa. Odchrząknął więc i przybierając surowy wyraz twarzy, usiadł na swoim fotelu.
- Nieładnie, że mnie nie posłuchałyście- skarcił, patrząc obu poważnie w oczy. Hicca skuliła się pod jego wzrokiem, a Vega wyglądała na nieco winną. Uznając, że rozumieją, złagodził nieco ton.- Ale potrafię przyznać się do błędu. Zakaz nie miał sensu. Zachowałem się jak zwykły ojciec- przyznał. Bliźniaczki wymieniły spojrzenia.
- Jakby na to nie patrzeć, jesteś ojcem- zauważyła Vega, uśmiechając się krzywo.
- Nie przejmuj się. Rozumiemy- zapewniła Hicca.
- W porządku. To co?- pochylił się nad stołem, wyraźnie zaciekawiony.- Opowiecie mi o tym waszym Nadziemnym Kręgu? I ze szczegółami poproszę.
- Okej- zgodziła się natychmiast jego starsza córka, a młodsza uśmiechnęła się diabelsko.- Pierwsza zasada Nadziemnego Kręgu brzmi tak: „Nie ma żadnego Nadziemnego Kręgu”- zaczęła Hicca.
- Wytłumaczenie tego bliźniakom było niemożliwe- dodała Vega, wyglądając na zmęczoną na samo wspomnienie.
Noc pochłonęła Berk, ale w domu wodza jeszcze długo paliły się światła.
Chapter 2: Gronkielowe żelazo
Chapter Text
- Śledzik, nie zostawaj w tyle!- skarciła Vega, oglądając się przez ramię na pulchnego chłopca, zanim popędziła Silfura, by dogonić pozostałych. W okolicy widziano statek Łupieżców i Jeźdźcy rzucili się w pogoń, choć na razie bez większych rezultatów. Śledzik i Sztukamięs, choć nie do końca ze swojej winy, poważnie spowalniali cała kampanię, a zostawienie ich całkiem nie wchodziło w grę. Jeden samotny Jeździec nie stanowiłby dla ludzi Albrechta żadnego wyzwania. W końcu wypadli z labiryntu morskich stosów i gwałtownie zatrzymali smoki. Przed nimi rozciągał się otwarty ocean z widokiem aż po linię horyzontu i nigdzie nie było nawet śladu po okręcie wroga. Zdezorientowani wylądowali na jednej ze skał, próbując wymyślić, co robić dalej. - Zgubiliśmy go!- poskarżył się Sączysmark, a Hakokieł wydał z siebie gniewny warkot. Nie był to pierwszy raz. - Ale przecież tu płynął- sprzeciwił się Ari, szukając u Hicci wyjaśnień.- Musiał nas jakoś wyprzedzić. - Statek Łupieżców wyprzedzić smoki?- upewniła się przywódczyni, wyglądając na sceptyczną.- Jak? - No ale jak wyjaśnisz, że miał być, a nie ma?- Vega wskazała na rozległy widok przed nimi.- Bo pod wodę to on na pewno nie zszedł. Nie wiem jak, ale jakoś wyprzedzić nas musiał. - A tak właśnie- Smark gniewnie machnął ręką w kierunku Śledzika i Sztukamięs, którzy dopiero dogonili resztę. - Łuhuuu! Księżniczko, tośmy sobie polatali- chłopiec z dumą poklepał Gronkla po łbie między sterczącymi uszami.- Przegapiliśmy coś?- zapytał ostrożnie, kiedy zdał sobie sprawę, że wszyscy ich obserwują. - Nie ważne, coście przegapili- pieklił się osiłek, marszcząc gniewnie krzaczaste, czarne brwi.- Ważne, co my przegapiliśmy. - Sączysmark...- upomniała zmęczonym tonem Hicca. Wszyscy byli u kresu sił, a przez to jeszcze bardziej skorzy do kłótni i powoli zaczynało ją to wykańczać. - Hej, to wcale nie ich wina- wcięła się uzdrowicielka, stając w obronie mędrka. Ostatnio było to całkiem częste zjawisko, ale pytana o to tylko wzruszała ramionami. - Mówię tylko, jak jest- upierał się Jorgenson. Mając w pobliżu Hiccę czul się znacznie pewniej w starciu z młodszą kuzynką.- Ot, zbrodnia. Gdyby nie pan powolny i panienka super-bardzo-powolna, może, ja wiem, byśmy czasem zdążyli coś dogonić, kogoś pokonać, gdzieś dolecieć. - Słuchaj, takie teksty to nic nie zmienią- upomniała go Hicca, kręcąc głową. - Noo, trochę chyba za ostro- zgodził się z nią Ari, patrząc na drugiego chłopca wyzywająco. - Hej, ale on ma rację- wtrącił się Śledzik, a pozostali spojrzeli na niego zaskoczeni. - Śledzik...- zaczęła łagodnie przywódczyni. - Przestań, ja się naprawdę nie obrażam- przerwał jej, uśmiechając się uspokajająco.- Po prostu wy sobie szukajcie, a Sztukamięs i ja polecimy sprawdzić klify na przykład. Zabezpieczymy tyły- zasugerował. - Okej, ale ty jesteś pewny?- upewnił się Ari. Nie podobał mu się pomysł zostawienia kogoś z nich w tyle, ale Sączysmark miał trochę racji. Sztukamięs ich spowalniała. - Co ty, no jasne- zapewnił z uśmiechem, machnąwszy lekceważąco ręką. - Niech ci będzie- zgodziła się w końcu Hicca.- Eee, dobra. Jak coś zobaczysz, dajesz znaki, tak?- przypomniała, próbując przybrać autorytarny ton ojca. Średnio jej to wyszło. - Masz to jak w banku- obiecał i patrzył, jak pozostałe smoki ponownie ruszają na poszukiwania. Vega nieco się ociągała. - Może jednak zostanę, co?- zasugerowała z dziwnym spojrzeniem w oczach.- W końcu co dwie głowy to nie jedna. - Leć- zaprotestował natychmiast z niezwykłą dla siebie pewnością.- Słuchaj, poza Szczerbatkiem i Wichurą, ty i Silfur jesteście najszybsi. Bardziej im się tam przydasz. Vega zacisnęła usta i przez chwilę ważyła jej opcje. Śledzik miał rację. Zdecydowanie bardziej przydałaby się podczas pościgu, poza tym za nic nie chciała zostawiać siostry samej. Z drugiej strony, czuła się głupio, porzucając jedno z nich. Zwłaszcza, że mędrek był jedynym, który rozumiał jej medyczne teorie (a przynajmniej starał się nadążać). W końcu westchnęła ciężko i rzucając mu ostatnie strapione spojrzenie, poprowadziła Silfura nad otwarty ocean. Szybko zbudowali dystans. - No i polecieli- Śledzik w końcu pozwolił masce opaść. Nagle wyglądał, jakby w jednej chwili przybyło mu lat.- Zostawili tak po prostu. Smutno trochę. XXX Tymczasem załoga łodzi, której tak usilnie szukała drużyna Akademii, spokojnie panoszyła się w jaskiniach pod wyspą. Bestial z zadowoleniem wpatrywał się w puste skorupy smoczych jaj, które podrzucili zaledwie kilka dni wcześniej. Ci głupcy z Berk, oczekiwali ataku z morza i nawet nie przyszło im do głowy, że coś może czaić się dosłownie pod ich nosem. Z zadowolenie spojrzał w górę, gdzie tuż po sklepieniem kotłowała się chmara małych Szeptozgonów. - Genialny plan Albrechta działa- oznajmił, niemal zacierając ręce.- Kiedy te słodkie Szeptozgonki dorosną, z Berk nie zostanie nawet kamień. - Bestialu, patrz- jeden z jego podwładnych wskazał na jajo, które odstawało od reszty rozmiarem.- Jeden jakiś większy niż pozostałe. - Hmm...- prawa ręka Albrechta uklęknął ostrożnie przy skorupie.- No, przyznam, że w życiu tak wielkiego jaja nie widziałem- powoli uniósł pochodnie i spojrzał na tunel, który również był co najmniej dwa razy większy niż inne.- Ani takiego tunelu. Nagle wokół rozległ się ryk, całkowicie odmienny od piskliwych dźwięków wydawanych przez inne młode. Łupieżcy zdębieli ze strachu, zbijając się w jedną grupę i ostrożnie cofając się w kierunku łodzi. - A to co było?- zapytał jeden z żołnierzy, rozglądając się podejrzliwie. - Jakoś w tej chwili nie zżera mnie ciekawość- odpowiedział mu Bestial, cofając się szybciej. Zdecydowanie nie miał ochoty spotkać się z tym czymś. XXX Vega z łatwością dogoniła pozostałych i przez następne dobre dwie godziny krążyli wokół Berk, próbując znaleźć wroga. Statek jakby rozpłynął się w powietrzu. - Ale to bez sensu!- upierała się zielarka, kiedy pokonani wracali do domu.- Nie mógł tak po prostu zniknąć! - Musieli nas jakoś wykiwać- zgodził się Ari, nie wyglądając na zadowolonego. - Ale jak?- zastanawiała się Hicca, patrząc w dół na wody pod nimi.- Nikt nie zna okolic lepiej od nas. Lataliśmy tutaj tysiące razy. - Tajemnicze- stwierdziła niepomocnie Szpadka. Razem z Mieczykiem przywykli już, że czegoś nie rozumieją i nie była tak dotknięta nową tajemnicą jak wcześniejsza trójka. Sączysmark miał własne teorie, ale nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością i nikt nie chciał go słuchać, więc leciał nabzdyczony z tyłu, wszem i wobec okazując swoje niezadowolenie. W pochmurnych nastrojach wylądowali na głównym placu, gdzie zaraz dołączył do nich Śledzik zdecydowanie radośniejszy. Ostrożnie ominął Sączysmarka i pomachał do Vegi, która mimo paskudnego nastroju, odpowiedziała słabym uśmiechem, zsuwając się z siodła, by nieco rozciągnąć zastałe mięśnie. - I co?- zapytał w końcu Ingerman.- Znaleźliście ten swój statek? - Znaleźdyśtyśtyśtydyty...- zakpił Smark, z niezadowoleniem potrząsając mieczem.- A ty? Znalazłeś jakiś statek? - Nie, Śledzik, nie znaleźliśmy- odpowiedziała Hicca znacznie spokojniej. - Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu- dodała Vega. Wprawnym ruchem podrzuciła jeden ze swoich sztyletów i złapała go drugą ręką, próbując rozładować część napięcia i irytacji, które w niej narastały. - Ej, mały- zawołał nagle Pyskacz, podchodząc do grupy z nowym, błyszczącym mieczem w dłoni.- A ty wiesz, co to jest?- zapytał z dziwnym błyskiem w oczach, wymownie zamachując się błyszczącą klingą. - Ja zgadnę. Ja!- wyrwał się natychmiast Mieczyk.- Nie podpowiadaj mi!- rozkazał siostrze, marszcząc brwi, jakby usilnie starał się myśleć. - Aa… A nie miecz?- zapytała Szpadka, zupełnie nie rozumiejąc podekscytowania kowala. - Chyba mówiłem „nie podpowiadaj mi”- skarcił ją brat, rozpoczynając kolejną bójkę. - Ładny miecz- stwierdziła Vega. Może i nie miała doświadczenia w kowalstwie, ale jako wojowniczka potrafiła docenić dobrą broń. - Miecz, owszem, ale nie zwyczajny miecz- poprawił kowal.- Masz, łap- rzucił broń do Śledzika, który natychmiast zbladł. Na szczęście, Ari złapał rękojeść zanim doszło do tragedii.- Wykułem go z tej dziwnej lawy, co Sztukamięs z siebie wypluła- dodał, kiedy chłopak wykonał kilka zamachów i sztychów, testując ostrze w dłoni. - Miecz z lawy Gronkiela?- podekscytowała się natychmiast Hicca, dla bezpieczeństwa cofając się o krok od Ariego.- Ty poważnie mówisz? - Dla przyjemności nazwałem ją sobie „żelazem”- poinformował ją mentor, zadowolony, że ktoś rozumie jego ekscytację.- No bo nie chciało mi się czekać aż ostygnie. Jak to mawiali w mojej rodzinie: „kuj, kuj, póki jeszcze gorące”. Także nim się obejrzałem rach, ciach, bum i proszę bardzo. Jakie śliczne maleństwo- oznajmił z rozczuleniem, obserwując jak wypolerowana klinga łapie światło. - No ładny jest- przyznał Ari, oglądając ostrze.- Ale lekki jakiś. W bitwie ze dwie sekundy może wytrzyma- poddał broń Vedze, by sama oceniła. W końcu to jej główną bronią były miecze. - Zdecydowanie za lekki- zgodziła się, wykonując próbny zamach.- Waży tyle, co mój- dodała, oddając Pyskaczowi jego nową zabawkę i kładąc rękę na głowni jej krótkiego miecza. Był co najmniej o połowę krótszy od tego kowala, a ważył na oko tyle samo. - Wiecie, że tak samo pomyślałem?- zaśmiał się mężczyzna, wyraźnie doceniając wkład wojowników.- A potem sprawdziłem i...- dla demonstracji pociągnął za ramię Sączysmarka i dał znak, by się ustawił. Chłopak mocno chwycił swój miecz dwiema rękami i zacisnął oczy, kiedy kowal uderzył. Ku zdziwieniu wszystkich, ostrze Sączysmarka pękło na dwie części. Zszokowani Jeźdźcy wymienili spojrzenia, a Hicca uśmiechnęła się, kiedy dostrzegła błysk w oczach Ariego i Vegi. Zdecydowanie wykorzysta część tego „żelaza”, żeby sprezentować przyjacielowi nowy topór, a siostrze jeden czy dwa sztylety. - A masz jeszcze te lawę?- zapytała natychmiast Vega, doskakują do Pyskacza i ponownie oglądając broń.- Marzy mi się nowy sztylecik. - I nowe hełmy!- krzyknęły równocześnie bliźniaki, zderzając się wspomnianymi hełmami. - No te stare jakieś takie rozwalone- dodał Mieczyk, trzymając się za głowę.- Pewnie od walenia. Sam nie wiem. - Eee-he. Idealnie będzie ci pasował do tej tarczy twojej- kowal zwrócił się do uczennicy, wręczając jej miecz. Hicca obejrzała go uważnie, a w jej głowie już kształtowały się projekty, które mogłaby stworzyć, mając do dyspozycji coś takiego. - Tak właśnie pomyślałam- przyznała z zadowoleniem.- Tarcza z takiego żelaza to by naprawdę było coś. - Chwila, chwila- zaprotestował Sączysmark, otrząsając się z szoku.- Chyba ja tu nie mam miecza!- oburzył się, wskazując na złamaną klingę.- Może dla mnie jakiś miecz?! - To się może, przystojniaczku, ustaw w kolejce- kowal z zadowoleniem wskazał na kuźnie, wokół której zbierali się mieszkańcy, z podekscytowaniem dyskutując między sobą. Zresztą z radością odkładał prace dla Jorgensonów na później. W końcu w swoim czasie Sączysmark był głównym dręczycielem Hicci, a mentor nadal nie zapomniał jak większy chłopiec pastwił się nad jego ulubioną czeladniczką, nieważne ile razy Vega dawała mu do wiwatu.- Cała wyspa już się zwiedziała o gronkielowym żelazie. I oczywiście wszystkim pociekła ślinka. XXX Przez następne kilka dni w kuźni wrzało. Pyskacz i Hicca w pocie czoła pracowali nad zamówieniami, a Śledzik z zadowoleniem dostarczał surowiec, piórkiem łaskocząc Sztukamięs po brzuchu. Z każdym dniem chłopiec cieszył się coraz większym aplauzem tłumu i zdecydowanie podobała mu się uwaga i aprobata, jaką mu okazywali. Hicca cieszyła się jego szczęściem, w wolnych chwilach pracując nad usprawnieniem swojej tarczy. Gronkielowe żelazo dało jej nowe możliwości i ilość nowinek, które mogłaby wprowadzić sprawiała, że kręciło jej się w głowie. - Słuchaj, tarcza z tego gronkielowego żelaza to naprawdę przełom, Śledzik- zagadnęła, kiedy wreszcie skończyła pracę. Jeszcze nikomu nie pokazała pełni możliwości swojego projektu, ale zawsze dobrze było mieć kilka asów w rękawie. - No nie?- zgodził się z zadowoleniem mędrek, głaszcząc swoją ukochaną smoczycę.- Sztukamięs, moja dzielna wojowniczka- pochwalił z rozczuleniem i absolutną miłością. - A powiedz mi, czym karmiłeś swoją wojowniczkę?- zagadnęła Vega, siedząc na niewielkim wolnym miejscu na blacie, korzystając z przerwy w praktyce u Gothi. Na kolanach miała swój notatnik, otwarty na wolnej stronie, a w palcach trzymała rycik, gotowa zapisać nowe informacje.- Układ trawienny gronkli jest fascynujący. No bo jak to działa, że zmieniają zjedzone kamienie w lawę o tak różnych właściwościach? - Czym?- powtórzył chłopiec nagle wyglądając na zaniepokojonego.- Yyy, tak się składa, że nie mogę powiedzieć. - Nie?- zdziwił się Pyskacz, podchodząc do młodzieży. - Bo to tajemnica firmowa- wykręcił się, podnosząc wykonaną na zamówienie maczugę.- Gdybym zdradził, musiałbym was rozpłatać- zaśmiał się niezręcznie, ale ani Pyskacz ani Vega nie wyglądali na pod wrażeniem. - Hicca!- Wichura wylądowała tuż przed kuźnią, a Ari zeskoczył ze smoka, zaglądając do środka.- Łódź, słyszysz? Widzieli kolejną łódź! Musimy lecieć, ale już!- przywódczyni skinęła głową, a Vega westchnęła cięzko, wiedząc, że to koniec jej przerwy. Gwizdnęła przenikliwie na palcach, wołając Silfura i wskoczyła na siodło z zamiarem namierzenia Smarka i bliźniaków. - A ty co? Idziesz, Śledzik?- Hicca zwróciła się do przyjaciela, wspinając się na Szczerbatka. Przez chwilę wyglądał na skonfliktowanego, ale w końcu pokręcił głową. - No wiesz, no...- zaczął niepewnie.- Bym poszedł, ale nie wiem czy zauważyłaś, mamy tu z księżniczką sporo roboty- wymownie wskazał na uformowaną na zewnątrz kolejkę. Hicca tylko skinęła głową i razem ze Szczerbatkiem wystrzelili w górę w ślad za Wichurą. Przez chwilę patrzył za nimi ponuro, zastanawiając się, czy naprawdę tak bardzo zostawał w tyle, że nawet nie próbowali go przekonać. - Oj, kolego, surowiec, na wykończeniu!- zawołał Pyskacz, wyrywając go z ponurych myśli i przypominając, że ma teraz inne zajęcie. Pokiwał głową i podszedł do Sztikamięs z piórkiem. - No, dobra, mała, trochę sobie poczarujemy- ostrożnie sięgnął pod smoka i posmyrał piórkiem w odpowiednim miejscu. Smoczyca zatrzęsła się i wypluła z siebie dwie nędzne kulki żelaza, które szybko zastygły. Pyskacz ostrożnie podniósł obie i spojrzał na nie sceptycznie. - Mm… Wspaniale. I co mam z tym niby zrobić?- zapytał z naciskiem.- Mocarne kolczyki dla jakiejś szykownej paniusi?! - Juhu!- zawołał z tłumu jeden z Wikingów, a kowal przewrócił oczami, nawet się nie odwracając. - O nie, Guner, nie licz na to- skracił przez ramię, a klientowi zrzedła mina. Nie był to jednak pierwszy raz. Guner miał w zwyczaju zjawiać się w kuźni w nieregularnych odstępach czasu i prosić Pyskacza lub Hiccę o różną wymyślną biżuterię. Oboje w większości przypadków odrzucali jego bzdurne prośby, mając zawsze pełno innych zamówień na broń i narzędzia bardziej potrzebne w wiosce.- Takie życie, mały, chyba pora, żebyś mnie wtajemniczył w te swoją firmową tajemnice- zwrócił się ponownie do chłopca, kiedy na zewnątrz podniosły się zniecierpliwione narzekania. XXX Pyskacz szybko rozgonił niezadowolony tłum, grążąc kilku bardziej zawziętym różnego typu bronią i narzędziami, które miał na stanie. Nikt nie chciał sprawdzać prawdziwości słów nieobliczalnego kowala, więc w końcu oddalili się, na co skinął głową zadowolony. Miło wiedzieć, że nie stracił wprawy. W czasach, kiedy jeszcze toczyli ze smokami wojnę musiał całkiem często przeganiać gniewny tłum, który próbował wyrażać swoje niezadowolenie z powodu kolejnego nieudanego wynalazku Hicci. Jakby nie wystarczyło, że ojciec karcił biedną dziewczynę na oczach wszystkich. Pożyczył od kogoś wóz i niecałą godzinę później znaleźli się ze Śledzikiem na klifach. - Jesteśmy, to tu było- oznajmił chłopiec wskazując na rozrzucone dookoła kamienie. - No to już, do roboty. Ładujemy- kowal odstawił wóz i minął nastolatka patrząc na leżące skały.- A zdradzisz mi może, które to te czarodziejskie?- zapytał z naciskiem, kiedy dzieciak nie ruszył za nim. - Ależ naturalnie- Śledzik wyraźnie się zmieszał, ale próbował udawać pewnego siebie i przez chwilę kręcił się wokół mrucząc cicho do siebie. Pyskacz westchnął ciężko, nie raz widząc podobne zachowanie u Hicci, kiedy nie chciała mu się przyznać, że wykorzystała któreś z narzędzi lub broni w swoim najnowszym szalnum projekcie. - Nie masz pojęcia, co?- stwierdził, nie będąc ani trochę pod wrażeniem. - No pewnie, że mam...- bronił się chłopiec, ale w jego oczach nie było widać pewności.- Tylko, że skały bywają… eee…- wykonał kilka niejasnych gestów.- No… No sam wiesz… - Nie, chyba nie wiem- poprawił mężczyzna, patrząc na dzieciaka wymownie.- Powiedz mi. - Sztukamięs miała taki podły nastrój i no… jadła w sumie wszystko co się dało- wyjaśnił nerwowo, zaczynając zajadać stres jagodami z pobliskiego krzaczka. - Doprawdy?- Pyskacz nawet nie próbował udawać zaskoczenia, obserwując jak dzieciak wpycha sobie do ust coraz więcej jagód. - No tak. Ja też wtedy nie czułem się najlepiej- przyznał Śledzik, przeszukując twarz kowala w poszukiwania jakichkolwiek oznak współczucia. Kiedy nie znalazł nawet śladu w końcu pękł.- Okej! Przyznaję się! Nie wiem, z jakich skał jest ta cała lawa. Jestem do bani, jestem kłamczuch. Nie nadaję się. Tak? To chciałeś usłyszeć? To? Zadowolony? Pyskacz spokojnie przeczekał wybuch. Nie pierwszy raz miał okazję oglądać coś takiego. Kiedy byli nastolatkami, Stoick miewał takie napady, kiedy wszystkiego było za dużo. Potem dorósł, ale zostawił pod opieką swoją starszą córkę. Hicca nie raz załamywała się w kuźni, kiedy wszystko, co robiła, by zaimponować ojcu, niechybnie kończyło się katastrofą. Wystarczyło wtedy dać jej chwilę, aż wyrzuci z siebie wszystkie złe emocje. Tym razem jednak w wiosce czekała na niego wściekła klientela i nie miał luksusu czasu. Chwycił więc chłopca za tunikę i mocno nim potrząsnął. - Uspokój się i słuchaj!- rozkazał, a dzieciak zamarł z szeroko otwartymi oczami. - Słucham- pisnął, nie odważywszy się nawet drgnąć. - Teraz pozbieramy, ile się da z tych wszystkich skał- oznajmił, protezą wskazując dookoła.- Będziemy karmić smoczycę dopóki nie trafimy na nasze magiczne żelazo. - Obiecujesz?- zapytał Śledzik, już nieco uspokojony. - Obiecuję- zapewnił kowal. Razem szybko zapełnili wóz i zaczęli ciągnąc go z powrotem do wioski. XXX Tymczasem reszta Jeźdźców zebrała się w Akademii w iście wisielczych nastrojach. Patrolowali okolicę przez bite dwie godziny, oblecieli trasę setki razy i nic. Łodzi jakby nigdy nie było. - No i fajnie. Kompletna strata czasu- westchnęła Hicca, zsuwając się ze Szczerbatka. - Chyba z pięć razy lataliśmy tam i z powrotem. No i nic- zgodził się Ari, opierając o kamienną ścianę. - Sprawdziliśmy też inne trasy, ale tam też ani śladu- Vega ponuro opadła na ziemię, obok swojego smoka. Silfur trącił ją pocieszająco w ramię. - Powaga? Tam i z powrotem lataliśmy?- zdziwił się Mieczyk, wymieniając spojrzenia z siostrą. Również wydawała się zaskoczona.- Ja się nie zorientowałem. - Może dlatego, że lataliście do góry nogami, popaprańce- prychnął zirytowany Sączysmark. Cała ta sytuacja mocno działa mu na nerwy. - A no może- przyznał męski bliźniak, kiwając głową z głupim uśmiechem.- Fajnie było. - Wiecie, co? Przydałby nam się ktoś od wyznaczania kierunków- zasugerował wojownik. Rzucając znaczące spojrzenie siostrom Haddock. - No, to prawda- podłapała natychmiast Hicca. Vega jedynie gorliwie pokiwała głową.- I jeszcze jakiś powolny ktoś by się przydał do czuwania przy skałach. - I to bardzo- potwierdziła zielarka.- Może wtedy nie robilibyśmy tylu bezsensownych kółek. - Eh, no błagam!- sprzeciwił się Sączysmark. Ani trochę nie podobało mu się do czego zmierzają. Przecież jeszcze nie tak dawno zgadzali się z nim, że Śledzik i Sztukamięs tylko ich spowalniają.- No chyba nie o nim tu mowa, co nie? - O nie tylko nie o nim- zgodził się Mieczyk, zanim odezwał się znacznie ciszej do siostry.- Ty, siostra, kto to ten on? - A skąd ja mam wiedzieć?- Szpadka wzruszyła ramionami, zupełnie nie przejęta.- Ale to chyba ważniak jakiś, więc na pewno nie ty. - O Śledziku jest mowa akurat- sprostowała Hicca, potrząsając głową. - Jesteśmy zespołem, a w zespole jest tak, że każdy ma jakąś swoją funkcję- przypomniał Ari. - Dobrze powiedziane- poparła go przywódczyni, patrząc na każdego z osobna.- Wszyscy jesteśmy równie ważni. A jak kogoś brakuje, to już jakoś...- przerwała ma chwilę, szukając odpowiednich słów. - To już po prostu nie jest to samo- dokończyła za nią Vega, patrząc znacząco na pozostałych. Smark przez chwilę mamrotał gniewnie pod nosem, podczas gdy bliżniaki mieli nadal ten sam pusty wyraz oczu. - Wszystko twoja wina- oskarżył w końcu Jorgenson, wskazując gniewnym gestem na Hiccę. Nie wyglądała na poruszoną agresją kuzyna.- To ty pozwoliłaś mu odejść. - Smark, prowokuj dalej, a ci ten paluch złamię- ostrzegła uzdrowicielka na terminie, podnosząc się i otrzepując z kurzu.- To co? Idziemy po brakujące ogniwo?- zasugerowała, zaczynając iść w kierunku bramy. XXX Pyskacz pochylił wóz, wyrzucając wszystkie zebrane kamienie na środku kuźni. Sztukamięs natychmiast uśmiechnęła się po smoczemu i zaczęła machać swoim krótkim ogonem, na tyle mocno, że całe jej ciało się trzęsło. Jej wielkie oczy skakały od jednego przysmaku od drugiego, podczas gdy z otwartej paszczy spływała ślina. - Ale się podekscytowała- rozczulony Śledzik poklepał ją po boku. Jak zawsze uważał, że na świecie nie było bardziej uroczego smoka niż jego ukochana księżniczka.- Patrz, nie wie, od czego zacząć. - Na przystawkę proponuję pysznego piaskowca- Pyskacz nie podzielał jednak czułości chłopca i wyjął ze stosu jeden z kamieni. Sztukamięs pochłonęła go z radością. Bez problemu odkrztusiła lawę i wypluła ją na podłogę. Kowal poczekał aż nieco stężeje, zanim podniósł ją szczypcami, uderzył kilka razy młotem i zanurzył w chłodziwie. Nie wyłowił jednak oczekiwanego płatu żelaza, ale absolutnie przezroczysty materiał. Skrzywił się z niezadowoleniem i odrzucił go beztrosko za siebie.- Do bani, jedziemy jeszcze raz- oznajmił, grzebiąc w stosie. Wyłowił kolejną skałę i podał ją smoczycy, która bez żadnych obiekcji połknęła oferowany kąsek. Przez chwilę nic się nie działo. - Gorąco tu, czy mi się wydaję?- zapytał Śledzik, ocierając przedramieniem pot z czoła. W kuźni zawsze było cieplej niż gdziekolwiek indziej, ale tym razem temperatura wydawała się jeszcze podnosić. - Ty, wiesz, jak tak powiedziałeś...- Pyskacz spojrzał na piec, upewniając się, że wszystko w porządku, zanim rozejrzał się w poszukiwaniu anomalii. Ciepło zdawało się emanować od samej Sztukamięs, która nie wyglądała już tak spokojnie. Rozgrzewała się zresztą coraz bardziej.- Na Thora, smok nam wybuchnie!- krzyknął ostrzegawczo.- Łaskocz, łaskocz, dzieciaku, bo nas wszystkich wystrzeli! Śledzik posłusznie opadł na kolana i sięgnął pod swojego smoka z piórkiem w dłoni. Wiercił się próbując uniknąć dotykania przegranych łusek, ale w końcu udało mu się przesunąć piórem w odpowiednim miejscu. Sztukamięs wypluła nienaruszony głaz i odetchnęła z ulgą, kiedy temperatura zaczęła wracać do normy. Ingerman podniósł się na nogi, z okrzykiem upuszczając płonące piórko. Ostrożnie podszedł do drzwi i wyjrzał na zewnątrz, gdzie zgromadził się już tłum, czekający niecierpliwie na swoje zamówienia. - Bardzo państwa przepraszam, fałszywy alarm...- oznajmił, uśmiechając się niezręcznie. Ludzie patrzyli na niego gniewnie, czekając na wyjaśnienia.- Może jakieś propozycje?- zapytał niepewnie i cofnął się, kiedy zewsząd posypały się narzekania i żądania oraz kilka gróźb. Przerażony wycofał się z powrotem do środka. Tymczasem reszta Smoczej Akademii dotarła na główny plac i stanęła na tyłach tłumu, otaczającego kuźnię. Vega zmrużyła oczy, zanim zaczęła przepychać się między ludźmi, próbując utorować drogę dla pozostałych, ale szybko została pochłonięta. Warcząc gniewnie, próbowała się wydostać, ale ludzie niechętnie ruszali się ze swojego miejsca. Ari szybko stracił z oczu jej kasztanowe włosy. - Mamy jakiś inny świetny plan?- zapytał, choć było to głównie skierowane to Hicci, która balansując na placach prawej nogi, próbowała dostrzec coś ponad ramionami rosłych Wikingów. Przezornie chwycił ją za łokieć, żeby nie upadła.- Vegę już straciliśmy- dodał, chociaż wydawało mu się, że gdzieś spomiędzy narzekań słyszał jej wściekłe przekleństwa. - Może wskoczę na niego i poturbuję tak, że wróci- podsunął Sączysmark, uderzając pięścią o drugą dłoń. - Albo można spróbować zapytać- ostudziła jego zapał przywódczyni, ponownie stając stabilnie. - A turbowanie czemu wam się nie podoba?- sprzeciwił się Mieczyk. Miał dosyć nudnych, pacyfistycznych rozwiązań Hicci.- Ja uwielbiam turbowanie. I turbociasto lubię- jego ciąg myśli szybko się wykoleił i zaczął po raz kolejny bełkotać głupoty. Starsza z sióstr Haddock tylko przewróciła oczami. - Śledzik!- zawołała, próbując przekrzyczeć tłum.- Śledzik! Śledzik! Niestety, niezadowoleni klienci podłapali i również zaczęli wykrzykiwać imię chłopca, chociaż zdecydowanie gniewniej. Zaczęli bardziej naciskać w kierunku kuźni, a Vega wciąż uwięziona między nimi została porwana z nurtem większych i rozleglejszych ciał. Psiocząc pod nosem na czym świat stoi, zaczęła się przeciskać, rozpychając się łokciami i kopiąc. Czasem próbowała nawet gryźć, ale nie przynosiło to zbytnich efektów. W końcu zdołała przecisnąć się na przód i wpadła z hukiem do kuźni, dokładnie w chwili, kiedy Śledzik i Pyskacz wpychali Sztukamięs do paszczy różne kamienie. - Ha!- w geście triumfu, wyrzuciła pięść w powietrze i odetchnęła głęboko świeżym powietrzem.- Przegapiłam coś?- zapytała przyjaciela i kowala, którzy wpatrywali się w Gronkla, jakby oczekiwali cudu. Zanim jednak uzyskała jakąkolwiek konstruktywną odpowiedź metalowa szufelka Pyskacza wyskoczyła mu z dłoni i przyczepiła się do boku smoka. Zaraz za nią poszybowały szczypce i kilka kolejnych narzędzi. Sama poczuła, jak jakaś nieznana siła zaczyna ciągnąc za miecz przy jej prawym boku. Odruchowo chwyciła za rękojeść. Od czasu spotkania z Zaduśnymi Zdechami o wiele bardziej pilnowała swojej broni.- Co tu się wyrabia?- zażądała gniewnie. - Dziwnie się dzieje, jej skóra przyciąga metal- wyjaśnił Śledzik, a zielarka na terminie warknęła, łapiąc za sztylet, który wyskoczył z jej futrzanego bezrękawnika. - Właśnie widzę- stwierdziła ponuro, chwytając kolejne ostrze, które próbowało wysunąć się z jej uścisku. - Nie denerwuj się. Wszystko dobrze, tatuś jest przy tobie- Śledzik zaczął uspokajać swoją ukochaną księżniczkę, która wydawała się coraz mniej zdezorientowana, a coraz bardziej przerażona. Vega gorączkowo łapała całą broń, którą nosiła pochowaną w ubraniu, żeby nie spłoszyć jej bardziej. - Śledzik!- ostrzegł nagle Pyskacz, kiedy gotowa broń wyskoczyła ze ścian i poleciała w kierunku smoka. Chłopiec pochylił się, żeby nie trafiła w niego, a Vega w ostatniej chwili odskoczyła w bok, żeby nie zostać stratowaną przez pędzącego Gronkla. - Oj, niedobrze- skomentowała pod nosem, podczas gdy Śledzik minął ją wzywając swojego smoka. Skoczyła na nogi i ruszyła za nim. - Vega, co się dzieje?!- Hicca chwyciła siostrę za ramię, kiedy znalazła się obok. - Sztukamięs przyciąga metal- wyjaśniła spanikowana uzdrowicielka na przyuczeniu.- Znaczy to fascynujące, ale… - Nie, dosyć- przerwała jej natychmiast przywódczyni, zanim ta zdołała się rozkręcić i szybko przejęła dowodzenie:- Pędem na smoki! Musimy zatrzymać Sztukamięs, zanim cos jej się stanie. Znalezienie uciekającego smoka nie było wcale trudne. Hicca pogoniła Szczerbatka i kazała zestrzelić kilka włóczni i innych ostrych przedmiotów. - Niezły strzał- pochwaliła Nocną Furię, delikatnie klepiąc go po karku. - Hicca! Zrób coś! Trzeba jej pomóc!- krzyknął Śledzik, biegnąc za nimi. - Ale co się stało?- zapytała, próbując jednocześnie znaleźć bezpieczne rozwiązanie. - Nie mam pojęcia! Zaczęła przyciągać metal! Przerażona jest!- poinformował ją mędrek, starając się nadążyć za swoim smokiem. - No dobra- dziewczyna westchnęła, widząc, że nic więcej się nie dowie.- Sączysmark, chodź, wygonimy Sztukamięs z wioski- zawołała do kuzyna, który dołączył do nich na Hakokle. - Się robi!- zgodził się z dziwnym entuzjazmem.- Zaraz cię dorwę, gruba dziewucho! - Nie! Nie krzywdź jej!- zaprotestował Śledzik, tracąc siły i zwalniając. Sączysmark nic sobie z tego nie robił.- Proszę. Czekaj! Stać! SIAD!- wrzasnął w końcu, ile sił w płucach i ku jego zdziwieniu to Hakokieł zatrzymał się gwałtownie i usiadł wpatrując w niego. Pęd sprawił, że Smark został katapultowany z własnego siodła i z hukiem wpadł między worki ze zbożem i ziemniakami pod jednym z domów. - Się chciałem zatrzymać...- zapewnił kuzynkę, kiedy śmignęła nad nim, kontynuując pościg. Hicce w końcu udało się zapędzić spanikowanego smoka nad klify. Sztukamięs zatrzymała się na krawędzi, a dziewczyna powoli zsunęła się ze smoka, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Powoli wyciągnęła puste ręce do przodu, podchodząc bliżej przerażonego Gronkla. - Sztukamięs- zawołał, utrzymując łagodny ton głosu. Kiedy Sztukamięs spojrzała na nią uśmiechnęła się uspokajająco.- Cześć, mała. To ja, pamiętasz mnie? Twoja kumpela, Hicca. Spokojnie, nic się nie bój. Zaraz coś wymyślimy. Błagam cię, nigdzie nie uciekaj- zrobiła ostrożny krok do przodu, ale kiedy smoczyca zaczęła się cofać, zatrzymała się.- Nie, nie, nie, nie, nie, nie- zaprotestowała spokojnie, a Sztukamięs zatrzymała się patrząc na nią przestraszonymi oczami.- Tak jest, nigdzie nie uciekamy. Chcę ci tylko pomóc- zapewniła i spięła się, kiedy w krzakach za nią rozległy się szelest i dźwięk łamanych gałązek. - Hicca!- Śledzik wypadł z chaszczy za nimi, oddychając ciężko i rozglądając się z niepokojem. - Może nie teraz, okej?- zasugerowała dziewczyna, nie spuszczając oczu ze smoka. - Nie, nie, nie. Hicca, nie. Bo ty nie rozumiesz- upierał się mędrek, a przywódczyni Akademii zagryzła dolną wargę, próbując nie dać nic po sobie poznać. Sytuacja była wystarczająco napięta. - Nie teraz, powiedziałam- powtórzyła z naciskiem, ale to ponownie nic nie dało. - Bo ona metal!- krzyknął pulchny chłopiec, a kiedy Hicca obejrzała się przez ramię, poczuła, jak jej proteza nagle traci oparcie. Upadła na twardą ziemię, zaskoczona, kiedy nagle coś do niej dotarło.- A twoja...- coś szarpnęło ją mocno i pociągnęło prosto do smoka. Szeroko otwartymi oczami spojrzała na Sztukamięs, która odwzajemniła przestraszony wzrok.- … noga- dokończył Śledzik, ale było już za późno. Smoczyca ponownie zerwała się do ucieczki, tym razem ciągnąc za sobą przyczepioną do niej Hiccę- Ej, no gdzie wy lecicie?!- zaprotestował, patrząc jak jego ukochana księżniczka leci nad otwarte morze. - Wybacz, nie mam pojęcia!- opowiedziała mu równie zaniepokojona Hicca, wisząc głową w dół. Szczerbatek ryknął z niepokojem za swoją małą ludzką towarzyszką. Ani trochę nie podobało mu się, że jakiś inny smok tak ją sobie zabiera, nawet jeśli Sztukamięs była jego przyjaciółką i jej ufał, Hicca należała do niego i nikt nie miał prawa jej tak po prostu sobie zabierać. Spojrzał na ludzkie pisklę obok niego i ryknął ponaglająco. - Ty to samo, co ja myślisz?- zapytał niepewnie Śledzik, patrząc w niecierpliwe oczy Nocnej Furii. Zdecydowanie nie podobał mu się ten pomysł. Szczerbatek ryknął na niego i trącił pyskiem, próbując go pośpieszyć.- Och, bałem się, że właśnie tak- stwierdził, ale powoli wgramolił się na siodło. Hicca nauczyła jego, Vegę i Ariego jak sterować lotką, jeśli kiedykolwiek zaszła by taka potrzeba, ale nigdy nie był zbyt chętny do latania na jakimkolwiek innym smoku.- No dobra, Szczerbatek. Tylko wiesz, żadnych tam rekordowych prędkości jeśli łaska. Zróbmy sobie miłą noc, żadnej furii.- ostrożnie wsadził nogi w strzemiona i nacisnął pedał. Szczerbatek natychmiast skoczył w powietrze i ruszył w pogoń, łopocząc skrzydłami.- Aaaa! Za dużo furii! Za dużo furii!- zaprotestował Śledzik, ale jego skargi trafiły na głuche uszy. Szybko dogonili Sztukamięs, która miotała się bez celu z Hiccą wciąż uczepioną pod nią. Na szczęście, Śledzik doskonale znał swoją smoczycę i z łatwością śledził jej ruchy, kiedy tylko w miarę przyzwyczaił się do rytmu Szczerbatka. Ostrożnie podleciał bliżej, nie próbując jednak niczego, by nie spłoszyć Gronkla jeszcze bardziej. Hicca obserwowała ich poczynania w ciszy. - Cześć- przywitała się, kiedy Śledzik zrównał się z nią. Krew powoli napływała jej do głowy i czuła nadchodzącą migrenę, ale przynajmniej Sztukamięs przestała dziko miotać się na boki. - Cześć- odpowiedział krótko mędrek, skupiając się na utrzymaniu Szczerbatka w miejscu. XXX Vega zatoczyła kolejne koło nad wioską, upewniając się, że wszystko jest w porządku. Dzika ucieczka Sztukamięs wywołała w wiosce panikę zwierząt gospodarskich i niemal zamieszki między mieszkańcami. Jeźdźcy musieli podzielić się. Kiedy Hicca i Sączysmark ścigali spanikowanego Gronkla, reszta walczyła z biegającymi bez ładu i składu jakami, owcami i Wikingami. Nawet nie chciała liczyć, ilu ludzi przybiła do ściany kolcami Silfura, bo postanowili sobie łby porozbijać za rzekomą kradzież hełmu tudzież jakiejś broni. Bliźniaki okazały się zaskakująco wykwalifikowane w zaganianiu jaków, chociaż nie powinno być to zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, jak często wódz kazał im zbierać zwierzęta po panice, którą wywoływali dla zabawy i chaosu. - Znalazłeś ich?- zapytała, kiedy Ari pojawił się obok niej. Podczas, gdy ona patrolowała wioskę, on wziął na siebie las, a bliźniaki wysłali nad pola z surowym ostrzeżeniem, że jeśli coś zniszczą, czekają ich konsekwencje. - Nadal nigdzie ich nie widać- odpowiedział ponuro. Hicca, Sączysmark i Śledzik przepadli i chociaż ufał mędrkowi (Sączysmark to inna historia), nadal wolałby mieć dziewczynę w zasięgu wzroku. - Ha! Najlepszy Wiking powrócił!- ogłosił Sączysmark wpadając między nich na Hakokle. Silfur i Wichura syknęli na niego zgodnie, wyraźnie niezadowoleni.- Już ja tu zaprowadzę porządek! - Miło, że się w końcu znalazłeś- zironizowała zielarka na przyuczeniu, przewracając oczami.- Gdzie Hicca i Śledzik? - A skąd mam wiedzieć?- osiłek widocznie postanowił zgrywać głupa, ale na niewiele się to zdało. - Sączysmark- ostrzegł Ari grobowym głosem.- Miałeś lecieć z nią i złapać Sztukamięs- przypomniał, siląc się na spokój.- Więc gdzie ona jest?- zapytał z naciskiem, a drugi nastolatek jawnie się zmieszał. - Lepiej dobrze przemyśl swoją odpowiedź- dodała Vega, wymownie opierając dłoń na rękojeści jej ukochanego krótkiego miecza. - Zgubiłem ich- przyznał w końcu niechętnie i skulił się kiedy dwie pary oczu padły na niego, ciskając gromy. - Miałeś jedną pracę- zauważyła Vega, a jej głos drżał ze słabo tłumionej furii. Poprowadziła Silfura do beczki nad Koszmarem Ponocnikiem i z całego serca przylała kuzynowi w ten jego pusty łeb.- Ty skończony idioto! - Oj, bo to nie moja wina!- próbował się bronić, ale Ari uciął jego wyjaśnienia gniewnym gestem. Bliźniaki dołączyli po własnym przeszukaniu, ale widząc stan dwojga wojowników, w rzadkim przebłysku rozsądku, postanowili zachować ciszę. - Dobra, to trzeba ich znaleźć- Hofferson przejął dowodzenie, jak zawsze, kiedy faktycznej przywódczyni Akademii brakowało.- Robimy tak, Vega, Smark lecicie od południa, ja wezmę bliźniaki i sprawdzimy z drugiej strony- rozkazał, a zielarka na przyuczeniu tylko skinęła głową, ciągnąc Silfura w odpowiednią stronę. Smark w kwaśnym nastroju szykował się, by ruszyć za nią. - My to chętnie, ale kogo właściwie mamy szukać?- zapytał Mieczyk, marszcząc brwi w geście dezorientacji. - Hicca i Śledzik przepadli, szukamy ich- odpowiedział wojownik w wyraźnie paskudnym nastroju. Zignorował znaczące spojrzenie Szpadki, rzucone w jego stronę. Robiła to odkąd Heath wylądował na Berk i na jakiś czas zmonopolizował uwagę Hicci. - A to nie oni tam lecą?- zapytała bliźniaczka Thorston swoim zwykłym zblazowanym tonem. I faktycznie z kierunku, w którym wskazywała zmierzali do nich zaginieni Jeźdźcy. - Hicca!- Vega zrównała Silfura ze Szczerbatkiem i uważnie obejrzała siostrę, szukając jakichkolwiek śladów obrażeń. - W porządku?- zapytał Ari, prowadząc Wichurę po prawej stronie Nocnej Furii. - Aha- potwierdziła z szerokim uśmiechem przywódczyni.- Wszystko w jak najlepszym- zapewniła, rzucając znaczące spojrzenie na Śledzika, jakby dzieli się jakimś sekretem. Pulchny chłopiec odwzajemnił uśmiech, kiedy padła na niego para lodowatych, niebieskich oczu.- I znaleźliśmy w końcu tą łódź, co tak się czaiła wokół- dodała, zupełnie nieświadoma. To sprawiło, że wojownik spojrzał na nią, żądając wyjaśnień. Z radością zobowiązała się i opowiedziała, jak Sztukamięs przypadkowo porwała ją na przymusową wycieczkę. Śledzik zwinął się w sobie, kiedy tym razem Vega rzuciła mu najbardziej przerażające spojrzenie. Niezrażona przywódczyni kontynuowała historię, jak natknęli się na statek Łupieżców i zatopili go. Wciąż, co prawda nie wiedzieli, co dokładnie robił na ich wodach, ale miała kilka teorii, które chciałaby sprawdzić w późniejszym czasie. XXX Następny dzień zaczęli w znacznie lepszych nastrojach. Śledzik niemal od razu po śniadaniu udał się ze Sztukamięs do kuźni, gdzie czekał na niego Pyskacz. Kowal stał wygodnie oparty o kowadło i beztrosko grzebał czubkiem haka w uchu. Gothi i Vega nie raz zwracały mu uwagę, że nie jest to do końca rozważne, a tym bardziej higieniczne, ale miał lata praktyki w ignorowaniu „dobrych rad”. W końcu odkąd był nastolatkiem wszyscy radzili mu, żeby znalazł sobie dziewczynę i ożenił się, ale nie słuchał ich i był doskonale szczęśliwy sam ze sobą. - Ooo! A oto i nasi bohaterowie!- powitał ich beztrosko. - No cześć, Pyskacz- odpowiedział chłopiec znacznie mniej pewnie. - To co? Masz ochotę na prawdziwą robotę?- wymownie stuknął hakiem w kowadło.- Aż po wąsiska mam na dzisiaj zamówień. - No bo ja chyba podziękuję- przyznał strapiony młodzieniec. Czuł się paskudnie, jakby zawiódł kowala, który dał mu tylko poczucie przynależności, którego tak bardzo szukał nawet jeśli tylko na krótko. Z drugiej strony, był jednym z Jeźdźców i nie mógł tak po prostu porzucić drużyny, zwłaszcza, że w drodze powrotnej długo z Hiccą rozmawiali.- Wiesz, w Akademii mamy teraz tyle pracy i zaległości- przyznał, nerowo drapiąc się po karku. Oczekiwał gniewu i może kilku gróźb, ale kowal tylko wzruszył ramionami. - Ach, nic nie szkodzi, rozumiem- stwierdził, doskonale chowając własne rozczarowanie. Miło było znowu mieć kogoś ze sobą w pracy. Odkąd powstała Akademia, Hicca rzadko miała czas przesiadywać z nim. Oczywiście cieszył się jej szczęściem, w końcu wiedział jak od lat pragnęła akceptacji, ale to nie znaczyło, że za nią nie tęsknił.- No dobra, w takim razie to ja nawet mam coś dla ciebie- stwierdził, odwracając się i przeszukując blat za jego plecami. W końcu ponownie skierował się do chłopca, trzymając w dłoni pierwszy miecz, który wykuł z gronkielowej lawy. - Ale… To jest, ojej, twój pierwszy miecz- zaprotestował chłopiec.- Twój własny miecz. - Prawda- zgodził się mężczyzna.- Ale każdy, kto spławia perfidnych Łupieżców, zasługuje- stwierdził z przewrotnym uśmieszkiem. Wieści w wiosce zawsze rozchodziły się szybko, w końcu poczta pantoflowa działa bez zarzutu, a mieszkańcy uwielbiali plotkować. - Och. Dziękuję- nastolatek w końcu uległ i przyjął broń, trzymając ją ostrożnie, niemal z namaszczeniem.- Ale… ja sam ich nie spławiłem- zauważył, spoglądając na Sztukamięs u swojego boku. - Wiem przecież- zapewnił go Pyskacz, ponownie grzebiąc za sobą. Tym razem trzymał w dłoni parę okrągłych kolczyków.- Dlatego też dla panienki Sztukamięs, proszę bardzo, eleganckie kolczyki- smoczyca z zaciekawieniem powąchała prezent, zanim natychmiast otworzyła paszczę i połknęła oba, mrucząc z zadowoleniem. Obaj patrzyli na nią przez chwilę oniemiali, ale w końcu zaczęli się śmiać. - Śledzik!- nagle na placu wylądowała Nocna Furia z uśmiechnięta Hiccą na grzbiecie. Dziewczyna miała rozwichrzone włosy i czerwone policzki od wiatru.- Gdzie ty się chowasz? Od dwóch godzin cię wszędzie szukamy- skarciła żartobliwie.- Czekamy- dodała łagodniej, ponownie ciągnąc smoka w powietrze. - Słyszałaś, księżnisia?- poruszony chłopiec spojrzał na swojego smoka z radością.- Czekają- wskoczył na siodło i ruszył w ślad za Szczerbatkiem. Pyskacz tylko patrzył za nimi, czując jak coś ściska go za serce. XXX - Ej, Hicca?- zagadnął Śledzik, kiedy powoli zbliżali się do reszty Akademii. Już z daleka widzieli , jak Vega wymachuje wściekle ramionami w kierunku Sączysmarka.- Wiesz, trochę mi teraz przykro z powodu Pyskacza. - Pyskacza? Dlaczego?- zapytała z zaciekawieniem, oglądając się przez ramię. - Wiesz, wydawał się taki jakiś smutny, kiedy odchodziliśmy- wyjaśnił mędrek, drapiąc Sztukamięs przy uszach.- Chyba tęskni za towarzystwem. - Ty... Możesz mieć rację- zgodziła się po namyśle. Przecież odkąd była mała, towarzyszyła honorowemu wujowi w kuźni. Potem wydarzyła się cała ta sprawa ze Szczerbatkiem i Smoczą Akademią, a jej poprzednia praca zeszła na dalszy plan. Rzeczywiście, Pyskacz mógł poczuć się nieco samotny. Jej zresztą też brakowało czasu spędzonego z mentorem.- Ale chyba mam pomysl jak to rozwiązać- zapewniła, pogodnie, przyśpieszając smoka, by zapobiec możliwej rzezi. XXX Ponury nastrój kowala trwał do czasu, aż dwie godziny później Hicca zjawiła się w kuźni z miękkim uśmiechem. - Hej, Pyskacz- przywitała się pogodnie.- Czy znajdzie się coś dla mnie do roboty?- zapytała z ciekawością. Kowal przez chwilę wpatrywał się w dziewczynę zaskoczony, zanim radośnie wskazał jej listę zamówień. Energicznie pokiwała głową i zabrała się do pracy. Paskudny nastrój Pyskacza zniknął jak ręką odjął. Wrócił do roboty z nową energią.
Chapter 3: Noc i wrzask
Chapter Text
Vega zmarszczyła brwi, wchodząc na Arenę i dostrzegając swoją siostrę, ustawiającą tablicę z Arim. Czyżby znowu czekały ich zajęcia teoretyczne? Z wewnętrznym jękiem rozejrzała się, upewniając, że wszystko w porządku. Śledzik przytulał Sztukamięs, mamrocząc do niej słodkie bzdury, Sączysmark mocował się z Hakokłem, próbując odzyskać, coś, co jak sądziła, było jego przekąską, a bliźniaki okładały się w najlepsze, śmiejąc obłąkańczo. Tak, wszystko na miejscu. Kiwając głową z zadowoleniem, oparła się o ścianę, czekając aż jej siostra rozpocznie spotkanie lub rozwinie się chaos. Cokolwiek wydrzy się pierwsze. Silfur ułożył się obok, kładąc ogon na jej stopach.
- Hej, ludziska! Chodźcie tu- zawołała Hicca kilka minut później, zbierając wszystkich przed tablicą. Vega zmrużyła oczy rozpoznając mapę Smoczej Wyspy przyczepioną bezpiecznie do drewna.- Tak się składa, że jutrzejszy trening to pomysł Ariego, dlatego to on wam wszystko opowie- oznajmiła, posyłając chłopakowi szeroki uśmiech.
Zewsząd posypały się narzekania i zielarka na przyuczeniu, musiała przyznać, że się z nimi zgadza. Treningi Ariego zawsze były bardziej wymagające i niebezpieczne niż Hicci i, nawet jeśli odciążały jej kochaną siostrę, nie mogła ich zaakceptować. Zwłaszcza, że zawsze potem musiała łatać całą drużynę, bo niezmiennie kończyli z mniejszymi lub większymi obrażeniami.
- Ej, co?- oburzył się blondyn, rzucając grupie jadowite spojrzenie. Jasne, wymagał od nich więcej, ale to nie znaczy, że musieli tak marudzić.
- Oj, no bo te twoje treningi są takie koszmarne- wyjaśnił Śledzik i zanim Ari zaczął się kłócić, wcięła się Vega.
- Absolutnie są- potwierdziła.- Poważnie, widziałeś ile moich środków medycznych idzie na opatrzenie wszystkich po tej twojej mordędze? Zacznę ci wystawiać rachunki- ostrzegła, krzyżując ramiona na piersiach.
- Nieprawda, przesadzasz- Ari przewrócił oczami, przyzwyczajony, że Vega staje okoniem tylko po to, by być w opozycji do niego. To zaczynało już być męczące.
- A walka wręcz?- przypomniał Śledzik, podnosząc wciąż zabandażowaną dłoń. Uzdrowicielka na terminie do tej pory nie wiedziała, jak podczas treningu bez broni zdołał nadziać się na jeden z jej noży i zranić na tyle poważnie, że wymagało to szwów. Sztukamięs z współczującym pomrukiem polizała ranę swojego Jeźdźca.
- Slalom między kolcami- dołączył Sączysmark, brzmiąc na zmęczonego na samo wspomnienie. Vega ponownie musiała się zgodzić. Dawno nie widziała kuzyna równie poturbowanego jak wtedy.
- Kąpiele w gorącej lawie?- dodał Mieczyk, po raz kolejny wywołując ogólną konsternacje. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Tego akurat nie było- sprzeciwił się Ari. Okej, może i czasem przesadzał, ale na pewno nie pakował przyjaciół w takie niebezpieczeństwa.
- Z tego to by tylko Idun mogła nas ocalić- stwierdziła zgodnie Vega, kręcąc głową. Bliźniaki naprawdę potrafiły podkopać jej wiarę w ludzi.
- A szkoda- upierał się brat Thorston.- Taka kąpiel każdemu by się czasem przydała.
- No dobra. Tym razem będzie prościzna- zapewnił w końcu Hofferson uspokajająco. Reszta nie wyglądała na przekonanych.- Smocza Wyspa- wskazał wymownie na zawieszoną mapę.- Trzeba tylko przejść, o tu, z plaży we wschodniej części wyspy, do jaskini w zachodniej- stuknął kolejno w zaznaczone punkty, obserwując spokojnie z podstępnym uśmiechem jak wszyscy wydają się rozluźniać. Vega wyczuła kłopoty, podejrzliwie zerkając na siostrę, która odpowiedziała miną absolutnego niewiniątka. Zmrużyła oczy, ale ugryzła się w język i czekała aż przestaną grać z nimi.- Ale w nocy.
- Wiedziałam, że to nie będzie takie proste- stwierdziła z niezadowoleniem, kiedy reszta wydała z siebie okrzyki rozczarowania.- Rozumiem, że bierzemy tylko podstawową broń i nic więcej? Żadnych koców, prowiantu, nic?- dopytała dla pewności. Kiedy Ari skinął jej głową, westchnęła ciężko.- Wiedziałam, że w końcu zrobisz jakiś obóz przetrwania- oskarżyła, choć pomysł całkiem jej się podobał. Ale prędzej dałaby się pożreć Zmiennoskrzydłym, niż przyznała to na głos.
- I żadnych smoków- zastrzegł wojownik, a od pozostałej trójki posypały się protesty.
- Oszalałeś chyba!- Sączysmark przekrzyczał narzekania bliźniaków i przerażone mamrotanie Śledzika. Spojrzał na kuzynki, oczekując, że któraś go poprze, ale Hicca zatwierdziła pomysł na początku, a Vega wyglądała jakby poważnie to rozważała.- Po co takie coś?!
- A po to, żebyśmy się umieli obronić przed dzikimi smokami- wyjaśnił Ari, spojrzeniem rzucając mu wyzwanie. Hicca wyczuwając nadchodzącą konfrontację, uznała, że warto wkroczyć i stanęła między chłopcami.
- Słusznie mówi- oznajmiła spokojnie, a Smark mruknął coś pod nosem o faworyzowaniu. Zignorowała zaczepkę.- Wiadomo, że na smokach możemy absolutnie wszystko, ale zdarzają się sytuację i bez smoków.
- A bez smoków też musimy sobie radzić- przyznała pokonana Vega, kiwając głową.- Okej wchodzę w to- stwierdziła, a kuzyn spojrzał na nią z mieszaniną niedowierzania i zdrady. Sądził, że akurat w tej sprawie będzie jego sojuszniczką.- Ej, zobaczycie, nie będzie tak źle.
XXX
Na Smoczą Wyspę dotarli tuż po zachodzie słońca. Vega przez cała drogę opłakiwała wewnętrznie konieczność zostawienia większości broni, którą miała zawsze ze sobą w domu. Został jej tylko krótki miecz i te kilka marnych noży i szyszek, schowanych w siodle. Zsunęła się ze smoczego grzbietu i dołączyła do pozostałych, czekając na ostatnie instrukcje.
- No dobra, teraz tak. Ktoś musi przeprowadzić smoki do jaskini po drugiej stronie wyspy, żeby nie próbowały nam przypadkiem pomagać- oznajmiła Hicca, w zamyśleniu patrząc na każdego członka grupy. Jakby chcąc podkreślić jej słowa na plaży pojawił się obcy Zębacz, wyraźnie niezadowolony z obecności obcych na swoim terenie. Smoki Akademii natychmiast zjeżyły się w odpowiedzi, a Wichura i Szczerbatek strzelili w stronę intruza. To wystarczyło, by go przegonić.- O tak właśnie- przywódczyni wskazała wymownie na smoki swoją tarczą.- To co? Słucham? Kto ma ochotę zająć się smokami?
- To chyba oczywiste, że...- Śledzik wyprostował się dumnie, widząc okazję do wykręcenia się z niebezpieczeństwa. W końcu miał największą wiedzę, a ze smokami z pewnością żadne potwory z ciemności by go nie dopadły.
- Ja! Ja się zgłaszam!- wyskoczył Mieczyk, potrząsając energicznie swoją latarnią.
- Al-al-ale ja się lepiej znam na smokach!- zaprotestował mędrek, z niepokojem zaciskając dłoń na malutkim młoteczku, który zabrał ze sobą jako broń.
- Aha, chyba z książki- zadrwił psotnik, zbywając drugiego chłopca niedbałym machnięciem ręki.- Ale ja, ja… ja je czuję. O tutaj- oznajmił wzniośle kładąc rękę na sercu.- Nie, nie, czekaj, nie tu. Tutaj. Bardziej tutaj- poprawił się przesuwając rękę niżej na brzuch.- Tak, w żołądeczku- potwierdził z zadowoleniem.- Poza tym, kto pierwszy ten lepszy!- dodał znacznie bardziej wojowniczo.
- Chyba zwariowałam, ale zgadzam się z Mieczykiem- wtrąciła się Vega, zakładając za ucho kosmyk niesfornych włosów.- Oj, bo zobacz, Śledzik, wiedzę masz, ale jeśli chodzi o przetrwanie bez smoka, zginiesz marnie- zauważyła logicznie, kiedy pulchny chłopiec rzucił jej zdradzone spojrzenie.
- Nie wierzę, że powiem to, co powiem, ale...- Hicca pokręciła głową z niedowierzaniem.- Mieczyk ma rację. Śledzik, to prawda, wiesz o smokach dosłownie wszystko, ale jak Albrecht przyleci tu ze zgrają dzikusów, musimy nauczyć się bronić- kontynuowała spokojnie.- O każdej porze dnia i nocy. Całkiem sami. Bez niczyjej pomocy.
- Nie lubię, kiedy tak logicznie mówisz- poskarżył się Śledzik, patrząc ponuro na przyjaciółkę, która uśmiechnęła się do niego słodko.
Z pewnymi oporami Jeźdźcy pożegnali się ze swoimi smokami, oddając je pod opiekę Mieczyka. Hicca nie omieszkała poprosić Szczerbatka, żeby miał na wszystko oko i opiekował się resztą. Oczywiście, smok nadal wiernie podążał za nią, kiedy ruszyła w kierunku przesmyku, który prowadził z plaży w głąb wyspy.
- Nie, Szczerbatek, nie, nie- skarciła delikatnie.- Dzisiaj idziesz z Mieczykiem. Znowu nie wierze w to, co mówię, ale...- przerwała, jakby słowa nie chciały jej przejść przez gardło.- On teraz rządzi- zakończyła.
- A no właśnie- odezwał się z dumą chłopak.- Słyszą smoki? Jestem szef. Główny wódz jestem wielki. Wódz szef jestem ja. Wielki wódz szef- bełkotał, a Vega spojrzała błagalnie na siostrę, która tylko pokręciła głową.- Ej, a nie wiecie, gdzie ta jaskinia?- zapytał, ale dostrzegając spojrzenia, przewrócił oczami.-Matko, żartowałem tylko.
- Hicca...- jęknęła błagalnie Vega, zaciskając pięści.- Jedno słowo i go ustawię.
- Mieczyk, bardzo cię proszę, idź już- Hicca zignorowała siostrę i patrzyła, jak bliźniak oddala się ze smokami. Szczerbatek cały czas oglądał się na nią, ale gestem dała mu znać, żeby szedł dalej.- Pamiętajcie, tu liczy się spryt, nie szybkość- przypomniała reszcie.- Nieważne, czy dotrzemy tam za godzinę czy za osiem. Liczy się, jak sobie poradzimy z dzikimi smokami, o ile się oczywiście jakiś trafi. Wszyscy wszystko wiedzą? No to okej. Powodzenia życzę. I do zobaczenia w jaskini- uśmiechnęła się do wszystkich, gestem dając znak, że pora rozpocząć trening.
- Postarajcie się nie zginąć- Vega machnęła ręką i skoczyła do przodu szybko znikając w ciemności. Szpadka i Sączysmark podążyli za nią z mniejszym lub większym marudzeniem.
- Jeśli cokolwiek się stanie, nie walcz, uciekaj i schowaj się- Ari spojrzał jej poważnie w oczy. Uśmiechnęła się miękko, próbując zaprotestować.- Wiem, że ze smokami sobie poradzisz, ale przyciągasz kłopoty.
- Nie martw się o mnie, poradzę sobie- delikatnie złapała go za rękę i ścisnęła.
- Nie potrafię się nie martwić- przyznał cicho, pochylając się, by na chwilę oprzeć głowę o jej.- Widzimy się w jaskini. Bądź ostrożna- powiedział po chwili, odwracając się ruszając za resztą. Hicca jeszcze przez jakiś czas stała jak słup, czując jak płoną jej policzki.
- Pięknie- marudzenie Śledzika wyrwało ją z tego dziwnego zawieszenia. Potrząsnęła głową, próbując pozbyć się oszołomienia i obejrzała na przyjaciela.- No co? Ja tylko sobie obmyślam plan- usprawiedliwił się, kiedy zobaczył jak na niego patrzy.
- Nie panikuj, dasz sobie radę- zapewniła, ruszając przodem. Już i tak zostali w tyle.
- Niech to!- warknął do siebie, niechętnie ruszając za nią.- Trzeba było w ogóle nie wstawać dzisiaj z łóżka. Sztukamięs lizałaby mi paluszki, a ja co?
- Rusz się, Śledzik- pogoniła go ponownie przywódczyni, znikając wśród skał.
- Nie pospieszaj mnie! Zbieram się w sobie!- zaprotestował, ale faktycznie przyśpieszył kroku, kiedy zorientował się, że został sam, wystawiony jak kaczka.
XXX
Mieczyk rozejrzał się po jaskini, kiwając głową w zadowoleniu. Dzięki swojemu refleksowi, mógł uniknąć kolejnego głupiego ćwiczenia i szwendania się samotnie po nudnej wyspie. W końcu, co to za zabawa, jeśli nic nie płonie ani nie wybucha? Dodatkowym plusem było, że mógł odpocząć od siostry. Kochał ją, ale, bogowie była irytująca i głupia jak jak. Spojrzał na smoki, które rozłożyły się wokół rozpalonego ognia i zatarł ręce.
- No to co?- uśmiechnął się z podekscytowaniem. Wreszcie miał publiczność dla jego strasznych historii.- Spędzimy tu sobie trochę czasu. Znam takie super opowieści o duchach- zapewnił, ale wśród smoków nie dostrzegł podekscytowania. Silfur syknął na niego (zupełnie jak Vega) i zwinął się niezadowolony. Szczerbatek z cichym pomrukiem irytacji spróbował wymknąć się z jaskini.- A-a-a-a-a. A dokąd to, panie Nocna Furia?- Mieczyk zastąpił mu drogę.- Pamiętasz, co ustaliliśmy? Smoki nie pomagają. No, czyli wy- przypomniał, nie przejmując się, kiedy smok warknął na niego. Nie skrzywdziłby go, bo nie spodobało by to się Hicce, a on nigdy nie zrobiłby nic, by ją zasmucić.- Poza tym, to ja tu jestem szef- pochwalił się i wrzasnął, kiedy Szczerbatek uderzył go ogonem i wysłał w powietrzem na tyle mocno, że jeden z rogów hełmu wbił się głęboko w stalaktyt, a kilka srebrnych kolców zabezpieczyło jego ubranie. Zawisł w powietrzu, nieco zaskoczony nagłą zmianą położenia.- Przeczuwałem coś w tym stylu- skłamał, próbując zachować twarz.- Hej, pomoże któryś? Pomoże swojemu szefo-wodzu?- zawołał i znowu krzyknął, kiedy strzał plazmy uwolnił go i zrzucił z powrotem.
XXX
Ari szybko przemykał przez las, próbując jak najszybciej dostać się do jaskini. Jasne, Hicca twierdziła, że nie jest to rywalizacja, ale zamierzał dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Zwłaszcza przed Vegą, bo nie dałaby mu żyć, gdyby zwyciężyła. Poza tym spodziewał się, że będzie trudniej, kiedy to planował, ale jak na razie natknął się jedynie na zgraję Straszliwców, które uciekły niemal natychmiast. Miał nadzieję, że spotka przynajmniej jednego dzikiego smoka, żeby mógł sprawdzić swoje umiejętności. W końcu nie mógł bez końca polegać na Hicce, że oswoi każdego pojedynczego smoka, którego spotkają. Jak na zawołanie usłyszał niedaleko znajomy skrzek, a tuż przed nim wylądował Śmiertnik Zębacz. Nie mogłoby być prościej.
- No proszę, to tak, dziki Śmiertnik Zębacz- uśmiechnął się do siebie, spokojnie podchodząc do smoka.- Prościzna, myślę. Stanąć w jego martwym punkcie i...- zatrzymał się dokładnie przed smoczym rogiem i przez chwilę pozostawał poza zasięgiem wzroku gada.
A przynajmniej dopóki ten nie postanowił skoczyć do przodu. Z łatwością usunął się z drogi. Kiedy ten nastroszył kolce, cofnął się o kilka kroków i odskoczył, gratulując sobie w myślach, że nie raz trenował w ten sposób z Wichurą. Spojrzał na bestię z wyzwaniem, uśmiechając się z dumą. Dziki Zębacz tylko warknął na niego, zanim odleciał, a Ari ruszył dalej.
XXX
Vega zanurkowała pod zwalonym drzewem, ale goniący ją Zębiróg z łatwością nad nim przeskoczył. Zaklęła głośno, nie zwalniając kroku i próbując nie potykać się o luźne kamienie, czy zdradliwe korzenie.
- Ugh, to tylko moje szczęście- jęknęła, odskakując, kiedy jedna ze smoczych głów wystrzeliła do przodu i prawie ją capnęła.- Oczywiście, że będzie to Zębiróg Zamkogłowy- ponownie uskoczył z drogi i skręciła w las.- Wym i Jot za mądrzy to nie są, więc spróbujmy- mruknęła, zaczynając biec slalomem. Smok nadal próbował chwycić ją raz jedną raz drugą głową, a ona uśmiechnęła się pod nosem, omijając wygodnie rosnące drzewo. Smok próbował za nią podążyć, ale każda głowa okrążyła pień z innej strony i ciało uderzyło o pień z taką siła, że obie zderzyły się ze sobą.- Ha!- zielarka na przyuczeniu triumfalnie wyrzuciła rękę w powietrze, zwalniając do bardziej rozsądnego tempa.- Zębirogi to są jednak głupie- mruknęła z uśmiechem. Chociaż, czego oczekiwała na co dzień widując z jednym bliźniaki.
XXX
Sączysmark w swoich dobrych chwilach nie mógł pochwalić się wysokim intelektem, czy świadomością sytuacyjną, ale zazwyczaj miał ze sobą innych, którzy ratowali mu tyłek, kiedy wpadał w kłopoty. Tym razem nie miał jednak takiego luksusu, co wcale nie znaczyło, że zrezygnował ze swojego zwykłego sposobu bycia. Przedzierał się przez Smoczą Wyspę, wymachując beztrosko mieczem.
- Hiya!- krzyknął, machając bronią.- Sączysmark Jorgenson! Wiking doskonały! Czy to w domu czy w naturze- przechwalał się, wskakując na zwalony pień, żeby przedostać się na drugą stronę małego wąwozu i wyciągnął się na nim jakby pozował. Stracił jednak równowagę i z wrzaskiem zsunął się do płynącego poniżej strumienia. Wygrzebał się szybko, znacznie mniej zachwycony i przemoczony. W wodzie stracił zarówno broń jak i latarnię, ale nie przejął się ani trochę. Spiął się, kiedy krzaki przed nim zaszeleściły, ale kiedy okazało się, że to tylko kilka Straszliwców Straszliwych szybko odzyskał rezon.- Chodźcie, chodźcie tu do mnie dzikie smoczki- prowokował, czując się pewnie. Skoro okiełznał Koszmara Ponocnika, jak mogłyby mu zagrozić pospolite szkodniki jakimi były te maluchy.- Wcale się nie boję. Pokazać wam? Pokazać, co potrafi Sączysmark? Co będziemy tak stać?
Smoki nie potrzebowały większej zachęty i całą chmarą rzuciły się na pyszałkowatego Wikinga, gryząc i drapiąc gdziekolwiek mogły dosięgnąć. Smark wydał z siebie wysoki, piskliwy wrzask.
XXX
Szpadka nigdy nie była fanką zajęć w Akademii. Jasne, idea posiadania własnego smoka i ilość zniszczeń jakie mogła z nim wywołać była niesamowita, ale na treningach było zbyt mało eksplozji, by mogły być ciekawe. Co prawda, Hicca i jej ciągłe przyciąganie kłopotów nieco to rekompensowało, ale nadal nie narzekałaby, gdyby wszyscy przestali robić wielką sprawę z jednej czy dwóch eksplozji. W końcu podczas najazdów było znacznie gorzej i jakoś nikt szczególnie nie narzekał.
Powoli wyszła z lasu, trzymając włócznię blisko ciała i w myślach przeklęła Ariego na dziewięć pokoleń w przód, kiedy stanęła twarzą w twarz z Koszmarem Ponocnikiem. Smok przyglądał jej się z konsternacją. Ostrożnie cofnęła się o dwa kroki, desperacko próbując przypomnieć sobie, czego uczyli się o tych konkretnie smokach. Miała szczęście, że był to akurat czas, kiedy Vega usiadła między nią i Mieczykiem i zmusiła, żeby zwrócili uwagę.
- Koszmar Ponocnik. Po prostej szybki jak strzała, ale na zakrętach masakra- przypomniała sobie, w duchu świętując własną pamięć.- Pewnie boi się mnie bardziej niż ja jego, co nie?- spojrzała na dzikiego smoka, ale ten uznał, że jednak, nie podoba mu się intruz i ryknął, próbując ją wystraszyć.- Nie! Ja się boję bardziej!- wrzasnęła, zawracając i rzucając do ucieczki. Nie oglądała się czy smok biegnie za nią, uważnie wpatrując się przed siebie. Gwałtownie skręciła w prawo, potem znowu i nagle stanęła ponownie na wprost bestii, przed którą uciekała. Zawróciła i tym razem skręciła w drugą stronę, ale to również nic nie dało.- Zna wszystkie moje ruchy. Co jest?!- krzyknęła spanikowana. Smok tylko przyglądał się jej zdezorientowany.
XXX
Śledzik podskoczył z cichym piskiem, kiedy wiatr poruszył gałęziami w wokół niego. Dlaczego nocą wszystko musiało być takie przerażające? Już nienawidził tego treningu, pomimo logicznych argumentów Hicci.
- Zimno mi i smutno...- mamrotał do siebie, idąc dalej w obranym kierunku. Chciał tylko, żeby wszystko już się skończyło. Zamarł, kiedy coś poruszyło się wśród listowia i powoli podniósł latarnie. Nic. Nie mógł jednak pozbyć się wrażenia, że coś go obserwuje, kiedy wznawiał marsz.- Dzięki, Ari, będziesz miał moją krew na rękach- obiecał markotnie przyjacielowi, jakby ten miał go usłyszeć. Odwrócił się, kiedy za nim rozległ się kolejny hałas i z wrzaskiem zaczął uciekać, widząc Tajfumeranga. Jeśli tu zginie, zdecydowanie będzie nawiedzał Hoffersona, bo to wszystko jego wina.
XXX
Hicca rzuciła kamieniem w stado Gronkli, które zgodnie z jej przewidywaniami podążyły za jedzeniem. Uśmiechnęła się z dumą, otrzepując ręce i kontynuując marsz.
- Hah, kwarc...- zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową.- Gronkiele to są jednak proste w obsłudze.
Z radością wciągnęła w płuca nocne powietrze. Dawno nie miała okazji tak po prostu gdzieś pójść, bo szybciej i wygodniej było lecieć, ale kiedyś często wymykała się po zmroku tylko po to, żeby pospacerować po cichej wiosce. Smocza Wyspa też miała swój urok. Ari jednak miał paranoję, tak bardzo się o nią martwiąc.
Rozejrzała się, zastanawiając jaką trasę obrać, zanim dostrzegła coś nad drzewami. Mina jej zrzedła, kiedy rozpoznała co widzi.
- Czy to…- zmrużyła oczy, jeszcze przez moment mając nadzieję, że to tylko przywidzenie. Nie, zdecydowanie nie omam.- Ognisko? No bez przesady, widać ich na milę- jęknęła i natychmiast skierowała się w tamtą stronę. Ktoś chyba naprawdę nie zrozumiał celu zadania.
XXX
Vega z względną łatwością wspięła się na skalny występ i z góry rozejrzała się, próbując zaplanować w głowie resztę trasy. Szacując po pozycji księżyca, miała dobry czas i prawie na pewno dotarłaby do jaskini jako jedna z pierwszych. Jeśli się pośpieszy, może prześcignie Ariego i będzie miała coś na swojej liście ich rywalizacji. Za często wygrywał ich male sparingi i zmuszał ją do szukania innych sposobów utarcia mu nosa.
Powiodła wzrokiem dookoła, a jej szare oczy zmrużyły się, kiedy dostrzegła dym, unoszący się nad lasem. Jasne na wyspie pełnej smoków okazjonalny ogień, nie powinien być zaskoczeniem, ale pomimo wiatru nie widziała żadnych śladów pożaru. Rzucając ostatnie tęskne spojrzenie na wybrzeże i cel ich małego wyzwania, skierowała się w kierunku anomalii. Jeśli to Sączysmark i straci przez niego swój triumf, sprawi, że słono jej za to zapłaci.
XXX
Hicca wyłoniła się z lasu i rozejrzała po rozłożonym obozowisku. Jej irytacja natychmiast wzrosła, bo w ich drużynie była tylko jedna osoba, która mogłaby to zrobić. Ona i Ari przez większość czasu byli razem, a kiedy nie był z nią trenował z Vegą, która z kolei wolnego czasu miała jak na lekarstwo i cały dzień spędziła z Gothi. Planowanie wykraczało poza zdolności logiczne bliźniaków, chyba, że chodziło o dowcipy, a Śledzik za żadne skarby nie wybrałby się sam na Smoczą Wyspę. Sączysmark był jedyną logiczną opcją. Od początku nie podobał mu się pomysł nocnego treningu, a zwłaszcza fakt, że będzie musiał obejść się bez jakichkolwiek wygód. Nie mając nic do roboty w ciągu dnia, Hicca nie zdziwiłaby się, że przeniósł to wszystko na Smoczą Wyspę i przygotował, zanim wieczorem przylecieli.
Rozejrzała się ponuro wokół płonącego ogniska, zaciskając usta w wąską linię. Wszędzie walała się broń i resztki jedzenia, co wydawało się tylko podsycać jej podejrzenia. Naprawdę, tym razem da Smarkowi do wiwatu. Nigdy jej nie słuchał, ale teraz, kiedy byli w stanie wojny z Łupieżcami, a jej ojciec zbroił Berk, każda niesubordynacja mogła ich kosztować życie. Nie mogła pozwolić, żeby przez przerośnięte ego jej kuzyna zginął ktoś z ich zespołu.
- No już, możesz się pokazać- zawołała w kierunku lasu, kładąc ręce na biodrach.- Sączysmark, nic ci nie zrobię, obiecuję- obiecała, w myślach uśmiechając się do siebie. Ona, owszem nie, ale Vega to zupełnie inna sprawa.
Nagle coś uderzyło w nią znikąd, powalając na ziemię. Napastnik przygwoździł jej szczupłe ciało do ziemi, unieruchamiając tarczę, a Hicca poczuła jak panika wzbiera jej w żyłach. Ari często dawał jej rady, jak ma utrzymać się w walce, zanim ktoś dotrze jej na pomoc. Jedną z pierwszych zasad, było aby nie dać się powalić. Była mała i nie miałaby przewagi siły nad ewentualnym napastnikiem, ale dopóki trzymała się na nogach, mogła wykorzystać swój taktyczny umysł i trzymać się na dystans. Jednak jeśli dałaby się przygwoździć do ziemi to koniec. Otworzyła oczy z nadzieją, że nad sobą zobaczy złośliwą twarz kuzyna, ale jej zdziwienie ogarnęło ją, kiedy rozpoznała zupełnie inną twarz.
- Dagur?- sapnęła, a morderczy wyraz na twarzy wodza Berserków zniknął, zastąpiony rozpoznaniem.
- Hicca?! Przyjaciółko, ty nadal żyjesz!- z dziwną radością poderwał się na nogi, podnosząc również ją. Zaśmiał się, mocno ją obejmując, zanim w końcu powoli odstawił ją na ziemię.
- Eee, z tego, co wiem, to tak- przyznała, nie bardzo wiedząc jak radzić sobie z nagle przyjaznym zachowaniem chłopca.- To ten... Yyy... Nie widziałam cię od...- przerwała niezręcznie, nerwowo wyłamując palce.
- Od tego straszliwego ataku smoków na Berk- dokończył za nią, wciąż z szerokim uśmiechem i nutą podziwu w głosie.- Mała, ty sama jedna pokonałaś Nocną Furię- pochwalił, a Hicca zmarszczyła w zmieszaniu brwi.
- Ach, rzeczywiście- przyznała niepewnie.-Tak, straszny smok, straszny atak.
- A ty normalnie i rach i ciach- Dagur odsunął się od niej wymachując mieczem, jakby inscenizował jakąś wielką bitwę.- I krzyczałaś „Dagur, ratuj się”, a wtedy ja „Co? Dzięki, stary, już uciekam”. Ale ty zostałaś, a potem pewnie...- przerwał swoje przedstawienie i spojrzał podejrzliwie na dziewczynę. Wśród plotek nie słyszał nic o tym, by Berk pokonało Nocną Furię.- A no właśnie. Powiedz, przyjaciółko, co ty tu robisz?
- Co ja tu robię pytasz?- Hicca wyraźnie się zmieszała, nerwowo drapiąc się po karku. Jej umysł wszedł w nadbieg, kiedy próbowała znaleźć logiczną wymówkę.
- Nic nie mów- przerwał jej, zanim zdążyła sformułować swoje myśli w coś więcej niż bezsensowny bełkot.- Już ja dobrze wiem, co ty tu robisz.
- Eee... S-serio?- postanowiła wziąć kartkę z książki Sączysmarka i zgrywać głupią. Przecież Dagur nie mógł wiedzieć o Smoczej Akademii i wszystkim, co działo się na Berk. Łupieżcy nie utrzymywali kontaktów z innymi wyspami, a nikt z sojuszników Berk nie próbowałby wplątać ich w wojnę z Berserkami.
- Oczywiście, no pewnie- zapewnił, podchodząc niewygodnie blisko. Hicca cofnęła się ostrożnie, próbując zachować między nimi dystans. Gdyby naprawdę wiedział, co się dzieje i zaatakował, tylko wtedy miałaby szansę go uniknąć i uciec.- Dobrze wiem, że jesteś tu z tego samego powodu, co ja- oznajmił nadal osaczając młodszą dziewczynę.-Przybyłaś zapolować na smoki- stwierdził, a ona w duchu odetchnęła z ulgą. Ich tajemnica nadal była bezpieczna.
- Och, matko, no. Przyłapałeś mnie- skłamała, ponownie próbując się odsunąć. W myślach opłakiwała nieobecność Szczerbatka u boku. Zawsze czuła się pewniej, kiedy był przy niej. Chociaż nie wiedziała, jak wytłumaczyłaby szaleńcowi swoją bliską wieź z bestią.- Tak, po to właśnie tu jestem i to zupełnie sama- nieco podniosła głos w razie, gdyby jej przyjaciele byli gdzieś w pobliżu. Miała nadzieję, że zrozumieją wiadomość i pozostaną w ukryciu. Dagur nie wydawał się ani odrobinę mądrzejszy.
- A zdradzisz mi, co z tą Nocną Furią się stało?- zapytał nagle, a Hicca wzdrygnęła się.
- O, stary. No mówię ci, smutna historia, bo uciekła mi- spuściła głowę, udając zawstydzoną własną niekompetencją. Miała w tym wprawę z czasów przed Szczerbatkiem, kiedy musiała udawać przed ojcem i całym plemieniem.
- Przestań, to super właśnie!- pisnęła, kiedy Dagur niespodziewanie chwycił ją za ramiona i zaczął mocno potrząsać.
- Na-naprawdę?- zdziwiła się, próbując uciec z jego uścisku.
- Pewnie! Ale plan!- przestał nią potrząsać, ale objął ramieniem i przyciągnął do swojego boku.- Ty i ja wspólnie zapolujemy na przeklęty pomiot piorunów i samej śmierci- zaśmiał się, obłąkańczo, a Hicca poczuła zimny dreszcz przebiegający jej po plecach.- I tak na niego zapolujemy, przyjacielu, że niech drży drań ze strachu- puścił ją i odszedł w stronę ogniska.
- Yyy, no dobra, to...- Hicca, widząc okazję do ucieczki, próbowała wydostać się z obozu szaleńca. Musiała znaleźć resztę i jak najszybciej wydostać się z wyspy. Niestety, Dagur zauważył jej wahanie, bo szarpnął ją za sobą i zmusił, by usiadła obok niego.
- Uuuuuhuhu!- zawył nagle, próbując imitować wilka.- Co jest? Wyj ze mną. Uwalnia napięcie- zachęcał, patrząc na nią z szaleństwem w oczach.- Uuuuu!- niechętnie podążyła za nim, zastanawiając się, jak ma się teraz z tego wydostać.
XXX
Po prawie pół godzinie wycia, Dagur wreszcie skończył swój dziwny rytuał. Dalej jednak nie pozwalał Hicce oddalić się od niego i obserwował jak jastrząb. W końcu godząc się, że na razie utknęła, usiadła na kłodzie obok, ostrożnie patrząc ja obłąkany wódz bawi się mieczem.
- Ty wiesz?- zagadnął nagle, dziwnie poważnie, wpatrując się w płomienie.- Po tej całej sprawie na Berk, jakoś tak ciągle... myślę sobie o tobie- przyznał, a Hicca nerwowo przygryzła dolną wargę.
- Ahaaa- przeciągnęła, nie do końca pewno jakiej odpowiedzi oczekiwał.- Nieco dziwne wyznanie, ale chyba mi schlebiasz...
- Nie w sensie, że o tobie-tobie- zaprzeczył natychmiast, a kiedy zauważył, że nie rozumie kontynuował wyjaśnienia.- O tobie i tej Nocnej Furii- sprostował.- Jakbyś normalnie...Jakbyś znała tego smoka. Jakbyś wlazła mu do głowy, znała jego słabe punkty- tłumaczył zaaferowany, nie przejmując się, że jego słuchaczka nerwowo wierci się na swoim miejscu.- Ja, moja ty niedomięśniona przyjaciółko, też postanowiłem, że chcę... że ja chcę wiedzieć o smokach wszystko. Dlatego właśnie tu przybyłem. I uczyłem się, uczyłem się dzień po dniu. Śmiertnik Zębacz- oznajmił wyciągając kolec i prezentując go Hicce, jakby było w nim coś nadzwyczajnego.- Patrz, czym mi strzelił. Koszmar Ponocnik- wyliczał dalej- wskazując na smoczą czaszkę, leżącą w pobliżu. Miała szczerą nadzieję, że po prostu ją znalazł, a nie faktycznie zamordował smoka.- A patrz tylko, już nie taki koszmarny, co nie? A o Gronkielach to ci nawet nie będę opowiadał- zakończył wywód, gestykulując kawałem upieczonego mięsa na kości.
- Eee, a to jest...?- z dreszczem przerażenia wskazała na jedzenie. Dagur przez chwilę przyglądał jej się zdezorientowany, ale w końcu zrozumiał, co miała na myśli.
- Nie... to z jaka- sprostował, odgryzając kęs i odkładając na bok.- Ale ty wiesz, że te smoczydła są naprawdę zadziwiające?- zapytał, wyciągając kuszę, by spojrzeć na broń i upewnić się, że działa jak powinna.
- Ło, fajna kusza- pochwaliła ostrożnie, bardzo pragnąc zmienić temat.
- Dzięki, moja zdecydowanie ulubiona- Dagur beztrosko zbył jej komentarz, zanim uważnie zlustrował ją wzrokiem?- A ty co? Hmmm... Masz tylko tarczę?- upewnił się, przyglądając się jej podejrzliwie.
- Ta... To... Tak, tylko tarczę- zapewniła pogodnie, uśmiechając pod nosem. Ukryła w niej kilka małych niespodzianek, ale uznała, że lepiej nie zdradzać swoich asów wariatowi.- Taką zwykłą, starą, dobrą tarczę.
- Jakaś mocno zdobiona- skomentował, przyglądając się z niechęcią metalowej powierzchni, odbijającej światło płomieni.- Wiesz, mój brat miał kiedyś podobną, ja natomiast nigdy nie odczuwałem potrzeby ukrywania się za czymkolwiek- po raz kolejny wybuchnął nieco obłąkańczym śmiechem.
- Ta...- odpowiedziała niepewnie Hicca, nieco zaniepokojona jego stanem psychicznym.- Słuchaj, a długo już tu sobie siedzisz, powiedz?- zapytała ostrożnie, bawiąc się palcami. W czasach przed Szczerbatkiem, Vega wielokrotnie pouczała ją, że długotrwała izolacja nie jest dobra dla zdrowia psychicznego nikogo. A biorąc pod uwagę, że Dagur i tak był niestabilny w najlepsze dni, mogło mieć to na niego większy wpływ niż na kogokolwiek innego. Nie była jednak uzdrowicielką i nie miała odpowiedniej wiedzy, żeby coś takiego stwierdzić.
- A kilka dni, tygodni, kto to wie?- Dagur wzruszył ramionami, potwierdzając jej podejrzenia.- Ciężko stwierdzić. Na polowaniu czas przestaje się liczyć. Muszę się skupić. Oczy dookoła głowy, koleżanko!- zamaszystym gestem wskazał na las dookoła nich.
- Aaaa ty wiesz? Może byś przerwę sobie zrobił, co?- zasugerowała, w głowie opracowując już kilka scenariuszy, jak najszybciej poinformować przyjaciół o niespodziewanej zmianie planów i wydostać się z wyspy, nie dodając do listy ich problemów wojny z Berserkami.
- Zrobię, jak tylko dorwę moją Nocną Furię- zapewnił, a dziewczynie zimny dreszcz przeskoczył po kręgosłupie. Niezrażony Dagur kontynuował.- Hicca, ja wiem, że ten smok jest na wyspie. Ja to czuję, o tutaj- chwycił jej dłoń i przycisnął najpierw do swojej piersi, a potem jej, w miejscu gdzie biło serce.- Przyznaj się, że też to czujesz. Powiedz, że czujesz.
- Aaa... Nie, ja czuję...- zająknęła się, próbując odsunąć od chłopaka, ale on nie ustępował.- Czuję się dziwnie. W tej chwili.
- Hohoho! Ohoho! Haha!- Dagur wybuchnął śmiechem, jakby jej dyskomfort go bawił, ale Hicca mogła tylko cieszyć, że w końcu ją puścił.- Ty... Ty to jesteś taka śmieszna, kurczę, taka śmieszna- mocno klepnął ją w plecy, zanim spoważniał.- Dobra, zbieram się powoli. Szykuj się, ruszamy po Nocną Furię... siostro.
- Siostro?- powtórzyła skonsternowana. Naprawdę, Dagur musiał być bardziej na bakier z rzeczywistością niż zakładała. Vega pewnie uznałaby go za ciekawy przypadek. O ile nie doprowadziłby jej najpierw do szału.
- O tak, ty i ja- potwierdził chłopak, niezrażony jej brakiem entuzjazmu.
- I poczułam się dziwniej niż dziwnie- stwierdziła do siebie, zastanawiając się, jak ma wydostać się z wycieczki po lesie w towarzystwie Dagura. Powinna ostrzec innych i wydostać się z wyspy, zanim zrobi się nieprzyjemnie.
XXX
A jednak poszła.
W żaden sposób nie udało jej się oddzielić od wodza wojennego plemienia. Nawet, gdy próbowała zgubić go w lesie, za każdym razem ją znajdował i na nowo ciągnął za sobą. Kilka razy wydawało jej się, że między drzewami majaczy jej błysk innej latarni, ale jeśli był to ktoś z Akademii, miał na tyle oleju w głowie, by trzymać się na dystans. Szli w milczeniu, a jedynym, co przerywało ciszę, było ciche skrzypienie jej protezy i odległe ryki smoków. A przynajmniej dopóki jeden nie rozległ się znacznie bliżej.
- Cśśś, to na pewno Furia- uciszył ją gwałtownie Dagur, celując kuszą dookoła.
- Nie. Za duże na Furię- poprawiła Hicca, ale Dagur zignorował jej uwagę. Szarpnął ją na ziemię, kiedy nad ich głowami pojawił się Koszmar Ponocnik, plując ogniem. Na szczęście nie zauważył ich i pomknął w las. Berkserk uniósł kuszę.
- Miałaś rację, ale co tam, zastrzelę sobie tak dla frajdy- ostrożnie wycelował w oddalającego sie gada, ale w ostatniej chwili Hicca popchnęła go mocno.- Jak śmiesz, kurduplu!- ryknął na nią, wyraźnie zapominając o własnym nakazie, aby byli cicho.
- Ja-ja-ja musiałam- zająknęła się Hicca, odsuwając się od rozwścieczonego towarzysza.- Bo Nocna Furia... on by wyczuł, wiesz...- wybąkała, nie patrząc mu w oczy. Gniew zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- To one tak potrafią?- zdziwił się, notując w głowie nową informacje.
- Oh, pewnie- potwierdziła Hicca, gwałtownie kiwając głową.- Mają niesamowity węch. Natychmiast wyczuwają niebezpieczeństwo.
- Ale z nas para!- nastrój Dagura po raz kolejny zmienił się, jak za pstryknięciem palców. Radośnie objął Hicce ramieniem, nie przejmując się, że napięła się i próbowała odsunąć.- T maluśka, ale za to...- przerwał, szukając odpowiedniego określenia.- Już ty sama dobrze wiesz co za to. I ja, Dagur Szalony. Kto by pomyślał, że stworzymy kiedyś nieustraszoną brygadę.
- Ehe... No, ja nie. Eee... Ja na pewno nie- stwierdziła, w końcu wysuwając się spod jego uścisku.
-Koniec tego gadania- zarządził i wznowił marsz, a dziewczyna niechętnie powlokła się za nim.
XXX
Mieczyk zerwał się ze snu, rozglądając się nieprzytomnie za siostrą, która przed chwilą wyrywała mu derkę. Szpadki nie było jednak w zasięgu wzroku, a on sam nie był w rodzinnym domu, ale w jakiejś jaskini. Przez chwilę głowił się, co robi w takim miejscu i czy to nie kolejny paskudny żart jego zwykłej wspólniczki, ale w końcu senna mgła rozwiała się na tyle, że przypomniał sobie o treningu i, że miał pilnować smoków, podczas gdy reszta bawiła się w podchody.
Był tylko jeden problem. Smoków nigdzie nie było, a o ile Szpadka na pewno zostawiłaby go w środku i poleciała z powrotem na Berk, o tyle był na sto procent pewien, że Hicca nigdy, by czegoś takiego nie zrobiła. Nie było więc mowy, żeby wszyscy skończyli trening i wrócili do domu.
- Tak się bawimy?- zaśmiał się do siebie, wstając i otrzepując ubrania.- Kto przechytrzy Mieczyka? Ja, ja wam pokażę. Dobra, smoki, wchodzę w to. Wchodzę do gry- oznajmił, wychodząc w mrok.
Miał tylko nadzieję, że znajdzie smoki, zanim one znajdą Jeźdźców.
XXX
Hicca pochyliła się pod nisko wiszącą gałęzią, kiedy Dagur nagle wyciągnął rękę, zatrzymując ją w miejscu. Podniesiósł kuszę, celując w coś czego nie widzieli. Znowu rozległy się niezrozumiałe pomruki, zniekształcone przez echo, a ona zmarszczyła brwi. Miała dokuczliwe wrażenie, że już gdzieś to słyszała.
- Słyszysz? Tym razem jakiś mniejszy- ocenił starszy chłopak, próbując zlokalizować źródło dźwięku.- Na pewno Nocna Furia.
- Tak szczerze to mnie to bardziej brzmiało na dzikiego jaka- sprzeciwiła się, w końcu umiejscowiwszy hałas w pamięci. Dagur jednak zignorował jej uwagę, więc przygotowała się, żeby zniweczyć kolejny strzał, ale zanim do czegokolwiek doszło, krzaki poruszyły się i wyskoczył z nich znajomy krępy kształt.- Aaa, blisko byłam- oceniła z rozbawionym uśmiechem.
- Hicca! O rany, jak fajnie cię widzieć!- Sączysmark radośnie pomachał do kuzynki, zupełnie nie przejmując się kolejną osobą.- Ty nie uwierzysz, co ja tu przeżyłem- poskarżył się.- Tu normalnie się roi od dzikich smoków!
- No to w sumie Smocza Wyspa przecież- poprawiła go sucho przywódczyni Akademii, kręcąc głową. Sączysmark nie był najmądrzejszym i najbardziej godnym zaufania z jej przyjaciół, ale mając go przy sobie poczuła się lepiej, chociaż miała nadzieję, że w miarę szybko znajdą pozostałych.
- Dagur!- Smark zignorował przytyk kuzynki, wreszcie zauważając kolejną osobę.- Ale numer! Co ty tu robisz?
- Sączyglut... miałeś na imię?- Dagur wyraźnie nie podzielał entuzjazmu młodszego chłopca, podchodząc do Berkian z nieczytelnym wyrazem twarzy.
- Sączy-smark. Sączysmark- poprawił Jorgenson, nieco tracąc rezon.
- I tak brzydko- skomentował wódz, skupiając swoje zielone oczy na Hicce.- A mówiłaś, że sama tu jesteś.
- Bo... Bo teź tak myślałam- skłamała, nerwowo bawiąc się palcami. Modląc się do bogów o jakąś łaskę, zwróciła się do kuzyna ostrym tonem.- Sączysmak, co to ma być? Miałeś przecież zostać na wyspie- skarciła. Bogowie musieli jednak ważniejsze rzeczy do roboty, bo Smark nie wyglądał jakby cokolwiek zrozumiał. Kontynuowała więc swoje „karcenie” znaczącym tonem.- A ja miałam polować na smoki sama. Tu, w ciemnym lesie.
- Że robić co i że gdzie?- zapytał zdezorientowany osiłek, wyraźnie nie wiedząc jak zareagować.
- Nie z tych najkumatszych żab w strumyku, widzę- skomentował starszy chłopak, rzucając dwojgu zniesmaczone spojrzenie i powoli wznawiając swoją podróż w poszukiwaniu Nocnej Furii.
- A żebyś wiedział...- zgodziła się ponuro i, kiedy oddalił się na bezpieczną odległość, syknęła do kuzyna, na tyle cicho, by mieć pewność, że Dagur ich nie usłyszy.- Ogarnij się. Dagur nie może się dowiedzieć o smokach, bo je zaraz zabije, wypcha i powiesi na ścianie- pouczyła i ruszyła za Dagurem, zanim zauważył ich nieobecność.
- Ale... Bo nie rozumiem- Sączysmark, nadal bardzo zdezorientowany, powlókł się za nią.
XXX
Tymczasem Mieczyk w końcu natknął się na smocze ciało w znajomym kolorze w większości schowane między skałami i w krzakach. Nigdy jednak nie pomyliłby zielonych łusek własnego smoka. Beztrosko trącił go stopą.
- Mam cię!- oznajmił triumfalnie.- No już, migiem do jaskini.- mina jednak nieco mu zrzedła, kiedy smok wyszedł z kryjówki i nie byli to Wym i Jot.- Eee, bo ja... Eee... Chyba was z kimś pomyliłem- wydukał, zaczynając się cofać.- Sorry, zwyczajne nieporozumienie- rzucił się do ucieczki.
Smok natychmiast ruszył w pogoń. Adrenalina szybko przyćmiła panikę i Mieczyk zdał sobie sprawę, że przecież zna Zębirogi jak własną kieszeń i ta wiedza daje mu przewagę. Uciekł przed kłębami zielonego gazu i odskoczył od wybuchu, skręcając między drzewa. Mając pewność, że Zębiróg nadal go goni, pobiegł prosto na jedno i w ostatniej chwili zamarkował skręt w prawo, zanim obiegł drzewo z lewej. Zgodnie z jego przewidywaniami, obie głowy rozdzieliły się, okrążając pień z dwóch stron i zapominając, że dzielą ciało, uderzyły o niego z hukiem.
- I co ty na to, smoczku?- z dumą stanął nad oszołomionym gadem wypinając chudą pierś.- Kto pokonał dzikiego Zębiroga?- puszył się. Smok wyraźnie nie docenił jego przechwałek i postraszył chłopca kolejną porcją łatwopalnego gazu.
XXX
Niech będzie wiadomo wszem i wobec, że od samego początku ten pomysł w ogóle mu się nie podobał.
Tylko oczywiście nikt nigdy genialnych pomysłów Sączysmarka słuchać nie chciał. Hicca wyraźnie faworyzowała Ariego i nawet Vega, która miała tym razem poprzeć jego zdanie, zdradziła go i wbiła nóż w plecy. Dlatego zamiast spać w swoim łóżku po całym dniu zaszczycania wszystkich swoją wspaniałością, musiał tułać się po ciemnym lesie, bez prowiantu, latarni i, co najważniejsze smoka. Też mu Smocza Akademia.
Jakby tego było mało, jego bardziej podatna na wypadki kuzynka znowu ściągnęła licho i na wyspie wpadli na Dagura, który urządził sobie polowanie. Jak można się domyślić, szalony wódz szedł przodem, celując dookoła z kuszy, Hicca podążała za nim, próbując w subtelny sposób chronić wszystkie smoki i porzucając swojego kuzyna na pastwę losu. Sączysmark bowiem zamykał pochód, rozglądając się nerwowo, aby upewnić się, że żaden smok, czy inne straszydło się do nich nie podkradnie. Odwrócił się gwałtownie, słysząc szelest w krzakach i niespodziewanie wpadł na coś plecami.
Do końca życia będzie zaprzeczał, że dziewczęcy krzyk, który wtedy poniósł się nad lasem, pochodził od niego. Zresztą Śledzik też krzyczał. Smark do Ragnaroku i jeden dzień dłużej będzie zarzekał się, że Vega, która spadła na nich z drzewa, także, nieważne jak dziewczyna będzie oponować.
- Śledzik, Vega...- Hicca łagodnie przerwała ten festiwal krzyków.- Wy-wy-wy patrzcie, kto tu jest. Dagur- ze sztucznym entuzjazmem wskazała na szaleńca, który przyglądał im się z nieodgadnioną twarzą. Vega odruchowo oparła dłoń na rękojeści krótkiego miecza.- Dagur też poluje na smoki. Poluje, tak jak my- zaznaczyła, od razu dostrzegając błysk zrozumienia w szarych oczach siostry. Czasami naprawdę cieszyła się, że potrafią porozumiewać się bez słów, jakby były połączone telepatycznie. Śledzik też wydawał się rozumieć, co ma na myśli.
- Właśnie! Jesteśmy łowcami smoków!- dołączył Sączysmark, prężąc muskuły i błyskając uwodzicielskim uśmiechem do zielarki, która tylko przewróciła oczami, zdegustowana.- Polujemy na smoki.
- Wiesz, Hicca...- zaczął Dagur, podchodząc do grupy i bawiąc się kuszą.- Kiedy ja mówię, że jestem sam, to chyba inaczej to jakoś rozumiem- oznajmił sceptycznie, zanim jego twarz rozjaśnił dziki uśmiech, a w oku pojawił się szalony błysk.- Ale kto wie? Może grubas pomoże nam...
- Smoka upolować!- przerwał mu z entuzjazmem Sączysmark, patrząc znacząco na nowo przybyłą dwójkę.- Bo tym się właśnie zajmujemy. Polowaniem!
- Na smoki- potwierdziła Hicca, przy okazji delikatnie trącając kuzyna, by przerwać jego słowotok.
- Wystarczy, załapałem- zapewnił Śledzik, a Vega tylko pokiwała głową, uważnie obserwując Dagura.
Niedługo później wyruszyli dalej. Hicca ze sztucznym entuzjazmem szła na przedzie, z Vegą zaledwie kilka kroków za nią. Dagur podążał za nimi z zamyśloną miną wpatrując się w plecy swojej nowej „przyjaciółki”, a Śledzik i Sączysmark zamykali pochód, podskakując na każdy najmniejszy szelest.
- Hop, hop, naprzód!- zawołała Hicca, próbując nie potknąć się o nic w ciemności.
- Patrz, proszę, pod nogi- pouczyła ją siostra, ze zmęczonym westchnieniem. Zanim dowiedziała się o obecności Dagura, czuła się znacznie pewniej, pozwalając siostrze wędrować samopas, bo jedynym większym stworzeniem na wyspie były smoki, a z nimi akurat umiała sobie radzić. Teraz jednak nie mogła się uspokoić, a jej nerwy były napięte do granic. Szalony wódz tuż obok nie napawał optymizmem, a ona resztkami sił powstrzymywała się, by nie chwycić siostry i nie zwiać.
- Eee, Hicca?- starszy chłopak zbliżył się do nich, a Vega napięła się jak struna, odruchowo opierając dłoń na rękojeści miecza. Hicca złapała jej wzrok i delikatnie pokręciła głową, każąc jej się uspokoić.- A ja myślę, że sporo nas łączy.
- Serio? A-a co na przykład?- przywódczyni Akademii sceptycznie uniosła brew.
- Choćby... Jesteśmy urodzeni przywódcy- zasugerował, po chwilowym namyśle.
- O tak!- potwierdził entuzjastycznie Śledzik, zagłuszając mamrotanie Sączysmarka.
- Dzieci wodzów- kontynuował Dagur, a Vega skinęła głową z namysłem. Jak na razie to, co mówił miało sens.
- Aha, i to się zgadza- Hicca wpowiedziała na głos myśli siostry.
- Których trzeba było wyeliminować, żeby przejąć władzę- nastrój Dagura zmienił się w sekundę. Nagle w jego oczach pojawił się cień, a na twarz wpłynął obłąkańczy uśmiech. Instynkty Vegi zadzwoniły na alarm i, wiedziona impulsem chwyciła za miecz. Zanim jednak wyciągnęła ostrze, Śledzik złapał ją mocno za rękę. W końcu z ich małej grupy, wyszkolonym wojownikiem była jedynie Vega, Sączysmark mógłby utrzymać się przy życiu, ale raczej nie stanowiłby wyzwania dla Berserka, a on sam i Hicca ledwie ukończyli podstawowe szkolenie Pyskacza i to tylko dlatego, że kowal miał słabość do swojej uczennicy. Z warknięciem uzdrowicielka na terminie w końcu odpuściła, rozluźniając uścisk na rękojeści.
- Czekaj, co?!- obruszyła się natychmiast dziewczyna, marszcząc brwi.- Nie, nie, nie! Mojego ojca nikt nie eliminował. Co ty w ogóle gadasz?!
- Ale ktoś mógłby, z łatwością- odpowiedział starszy chłopiec nagle znacznie spokojniejszy, chociaż w jego oczach czaił się błysk szaleństwa.- Wystarczy słówko- dodał znaczącym tonem, a Hicca poczuła jakby krew zamarzła jej w żyłach.
- Czy to groźba?- zapytała mrocznie Vega, podchodząc bliżej. Jej szare oczy były zmrużone i ciskały gromy, a palce drgały niespokojnie, by zacisnąć się na rękojeści krótkiego miecza. Dagur popatrzył na nią z jawnym brakiem zainteresowania, a jego zielone oczy przesunęły się po szczupłej sylwetce z jawnym lekceważeniem.
- Przypomnij- zaczął znudzony, patrząc jej prosto w oczy. W myślach niechętnie przyznała mu punkt, bo nie skulił się pod jej spojrzeniem, jak większość mieszkańców Berk, wyłączając kilka wyjątków (jak jej ojciec, Pyskacz, Ingvar i, na jej nieszczęście, Ari). Wciąż jednak nie podobała jej się jego beztroska postawa.- Kim tak właściwie jesteś?- dokończył wcześniejszą myśl, a Śledzik i Sączysmark w ostatniej chwili zdołali chwycić i odciągnąć drobną dziewczynę, zanim rozerwała mężczyźnie gardło zębami. Trzymana przez dwóch towarzyszy zadowoliła się pluciem przekleństwami w zadowoloną z siebie twarz Dagura.
- Vega, proszę cię- westchnęła ciężko Hicca nieco zaskoczona wybuchem temperamentu siostry. Zazwyczaj nie przejmowała się tym, co ktokolwiek o niej myśli, a Dagur z uporem maniaka od lat ignorował jej istnienie. Zaskakujące, że zdecydowała się zareagować akurat w takiej sytuacji.- Daj spokój- dodała błagalnie, a uczennica uzdrowicielki w końcu przerwała swój słowny atak i pozwoliła dwóm chłopcom odciągnąć siè na tyle, by nie stanowiła już bezpośredniego zagrożenia.- Ta, przemyślę- zwróciła się do Dagura, próbując nieco załagodzić sytuację.- Dzięki, ciekawa propozycja.
Nagle z pobliskich krzaków rozległ się szelest i wszyscy natychmiast skupili tam swoją uwagę, kucając na ziemii. Vega wyszarpnęła z cholewy buta jeden ze swoich sztyletów, gotowa do rzutu, ale ktoś złapał ją za nadgarstek, a drugą ręką zasłonił usta, żeby nie krzyknęła. Ari uśmiechnął się do niej złośliwie gestem dając znać, żeby zachowała cisze. Wymownie przewróciła oczami, wyszarpując rękę i gestem dając mu znać, że jeszcze się policzą. Odmachał jej niedbale i ponownie zniknął między drzewami. Zielarka na przyuczeniu pogroziła pięścią w kierunku w którym odszedł, zanim znowu skupiła uwagę przed nimi. Kiedy przez dłuższą chwilę nic się nie wydarzyło, Dagur odezwał się cicho:
- Ach, no dobrze- westchnął z irytacją, spoglądając na Hicce kątem oka.- Który to z twoich kumpli tym razem?
- Wiesz, ciężko powiedzieć- odpowiedziała z przepraszającym wzruszeniem ramion.
Jednak zamiast oczekiwanej ludzkiej sylwetki, spomiędzy listowia wyleciał znajomy fioletowy pocisk i uderzył o ziemię tuż przed nogami Dagura. Z pomiędzy palących się liści wyjrzała głowa Nocnej Furii, z dzikim, ostrzegawczym warkotem. Szczerbatek ryknął głośno, zęby miał wystawione, a źrenice cienkie jak igły. Skupił swoje kwaśno-zielone oczy na Dagurze, który nic sobie nie robił z wrogiego nastawienia bestii.
- Ło, Nocna Furia! Hicca, siostro moja!- wykrzyknął podekscytowany, chwytając za ramię wątłej dziewczyny i potrząsając nią z ekscytacją.- Udało się! Znalazłaś mi prawdziwą Nocną Furię!- uradowany odwrócił się z powrotem i wycelował kuszę w czarny łeb.- Kuszo, poznaj swoją ofiarę. Ofiaro, poznaj...
- Nie. Czekaj, Dagur, nie!- przerwała mu Hicca, podchodząc bliżej.- Mogę? Proszę, mogę ja?
- Ja go znalazłem pierwszy!- sprzeciwił się, odpychając ją. Dziewczyna jednak nie wycofała się, zaciskając usta w zdeterminowaną linię.
- Okej, ale to ja ci go znalazłam- argumentowała z uporem.
- Ale to ja mam kuszę, a ty jakąś durną kolorową tarczę!- przypomniał wpychając broń pod nos nastolatki.- Spadaj. Już, odsuń...!
Nie dane mu było jednak dokończyć, bo spomiędzy drzew wypadło spore stadko Straszliwców, uderzając w szalonego wodza i wytrącając mu z ręki broń. Hicca wykorzystała okazję i gestem kazała Szczerbatkowi uciec i schować się. Zaraz za Straszliwcami wyskoczył Ari, patrząc na wszystkich z udawanym oburzeniem.
- Hej, co to ma być?- warknął, patrząc między Dagurem, a uciekającymi smokami.- W garści już miałem te Straszliwce! Dwie sekundy i byłby obiad.
- Straszliwce-parszywce. Chłopaczku, my tu polujemy na Furię!- wyśmiał go Dagur, prostując się na pełną wysokość. Na chłopcu nie zrobiło to jednak takiego wrażenia jak oczekiwał. Zwrócił się więc do Hicci, a jego szarozielone oczy mogłyby stopić stal.- Został ktoś na Berk, czy wszystkich zabrałaś?- z frustracją wyrzucił ramiona w powietrze, odchodząc by odzyskać strzałę, którą przypadkowo wystrzelił podczas szamotaniny z małymi smokami.
- Hehe. Eh, tak. Bardzo śmieszne- zaśmiała się sztucznie dziewczyna, nerwowo drapiąc się po karku. Mała grupa z Berk zbiła się bliżej siebie.
- On powiedział, że... polujecie na Nocną Furię?- zapytał cicho Ari, upewniając się, że wrogi wódz jest poza zasięgiem słuchu. Rozejrzał się po wszystkich, szukając wyjaśnień.
- Tak. Tak właśnie dokładnie powiedział- westchnęła Hicca, pocierając skronie jakby chciała odpędzić nadchodzący ból głowy. Naprawdę miała już dość tej nocy. Chciała tylko wrócić do domu, położyć się do łóżka i przespać najbliższe trzy dni.
- Ale przecież Szczerbatek...- zaczął jej nieoficjalny zastępca, ale przerwała mu gestem.
- No wiem- zapewniła.- Skoro on uciekł to pozostałe pewnie też. Robimy tak: szukacie Mieczyka i Szpadki, bierzecie smoki i zabieracie się stąd- zadecydowała, a kiedy Ari zmarszczył brwi gotów się kłócić, uniosła dloń w uspokajającym geście.- Nie martw się, Dagur nic mi nie zrobi- zapewniła.- Jego siostrą jestem- jakby na potwierdzenie tych słów, starszy chłopak wrócił i spojrzał na Hiccę, ignorując pozostałych.
- No chodź siostro. Póki jeszcze ślad świeży- pogonił, a dziewczyna posłała przyjaciołom ostatni, uspokajający uśmiech, zanim przywołała na twarz maskę irytacji.
- Nie mogę polować w takim tłumie- oznajmiła, podchodząc do Dagura i patrząc na resztę z naganą.- Wracajcie na Berk, dajcie pracować profesjonalistom- rozkazała, zanim oboje zniknęli w ciemności.
- „Siostro”? Co mnie, na Thora ominęło?!- zapytała Vega, nikogo w szczególności, z frustracji ciągnąc za swoje i tak już nieuporządkowane włosy.
- No i fantastycznie!- Sączysmark z kolei dostrzegł w planie inny problem.- I jak niby znajdziemy nasze smoki?
- Myślę sobie, że to nie będzie aż takie trudne- odpowiedział Śledzik, wskazując ponad ramieniem krępego chłopca. Rzeczywiście, za nim stał Hakokieł i na powitanie dmuchnął swojemu Jeźdźcowi dymem w twarz. Za nim były również Wichura i Sztukamięs. Nigdzie jednak nie było śladu Wyma i Jota i Silfura.
- Ugh, i znowu to samo- jęknęła uzdrowicielka na terminie, z irytacją kręcąc głową.- Gdzie się podziewa to przebrzydłe smoczydło?
- Okej, robimy tak...- odezwał się Ari.- Śledzik, Smark, znajdujecie bliźniaki i ich smoka i ruszacie na Berk. Ja zabieram Vegę, żeby znaleźć jej smocze utrapienie i dogonimy was.
- Hej, tylko ja mogę nazywać Silfura utrapieniem!- sprzeciwiła się zielarka na szkoleniu, rzucając drugiemu wojownikowi mroczne spojrzenie. Zignorował ją, wspinając się na grzbiet Wichury.
- Lecisz, czy mam cię zostawić?- zapytał znudzony, dziewczyna, klnąc na czym świat stoi wspięła się za niego.
- Przysięgam, któregoś pięknego dnia cię zakopię, a Hiccę powiem, że pożarły cię borsuki- biadoliła, a jej głos cichł w miarę jak Zębacz wznosił się coraz wyżej.
XXX
Tymczasem Hicca i Dagur podążali śladami uciekającej Nocnej Furii. Smok czasem pojawiał się w zasięgu wzroku, ale równie szybko znikał. Hicca zanotowała w głowie, że powinna dodać do sztucznej lotki jakiś mechanizm blokujący, żeby w razie takich sytuacji Szczerbatek nie był uziemiony. Albo mogła ponownie zbudować automatyczną lotkę, z nadzieją, że tej nie zniszczy.
- Ja nie rozumiem- z rozmyślań o projekcie, wyrwał ją skonsternowany głos Dagura.- Czemu on nie odleciał?
- Może... Może chce żebyśmy go śledzili?- zasugerowała Hicca, próbując równocześnie wymyślić wiarygodne kłamstwo. Nie powie przecież wrogowi, że smok stracił jedną lotkę z ogona i nie może już latać bez niej.
- Bo szykuje pułapkę?- Dagur chyba jednak uwierzył w jej sugestię.
- No właśnie, pu-pułapkę- potwierdziła, rozglądając się nerwowo.- Słuchaj, może wracajmy.
- Oj, siostrzyczko, a nie wiesz, że kto pułapki zastawia, w pułapki się stawia?- Berserk spojrzał na nią z politowaniem.
- I co to niby znaczy?- zmarszczyła brwi skonsternowana. Dagur przez większość czasu, był całkiem logiczny, ale takie chwile przypominały jej, że jednak nie jest do końca w porządku.
- A ja wiem?- odpowiedział i wpadł w kolejny atak obłąkańczego śmiechu, ruszając w dalszą pogoń. Hicca niechętnie powlokła się za nim.
XXX
Co zaskakujące, znalezienie Silfura wcale nie zajęło im aż tak dużo czasu. Smok kręcił się w płytkim strumieniu, z zadowoleniem polując na ryby.
- Tu jesteś, ty bezużyteczny gadzie!- krzyknęła Vega wychylając się ponad ramieniem Ariego. Smok spojrzał na nią bez absolutnie żadnego zainteresowania i prychnął na irytację swojej Jeźdźczyni. Vega wydała z siebie wściekły skrzek.- Ty paskudna, przerośnięta jaszczurko! Oddam cię do adopcji!
W końcu Vedze udało się przekonać swojego smoka do współpracy i razem z Arim i Wichurą, ruszyli na poszukiwania reszty drużyny. Śledzika i Sączysmarka znaleźli łatwo, a chwilę później znajome głosy, naprowadziły ich na miejsce pobytu bliźniaków.
- Rusz się, idziemy po resztę!- krzyknęła Szpadka dokładnie w momencie, kiedy wylądowali w pobliżu.
- Heh, hej, tu jesteśmy- zawołał oboje Ari, zanim udali się w złym kierunku. Wy naprawdę głośniej nie potraficie się kłócić?
- Jasne, że tak, ale po co...?!- odpowiedział Mieczyk, znacznie podnosząc głos. Vega szybko doskoczyła do niego i zasłoniła usta dłonią, dając do zrozumienia, że ma się zamknąć.
- Ćśś- syknęła z irytacją mrużąc szare oczy.
- Co ona cię tak dot...!- zaczęła Szpadka, równie głośno, co jej bliźniak, ale zielarka na przyuczeniu, użyła drugiej ręki, by również ją uciszyć. Stojąc tak, zatykając usta obojga wzniosła oczy do nieba modląc się do wszystkich łaskawych i niełaskawych bogów o cierpliwość.
XXX
Hicca z konsternacją obserwowała jak Dagur, po raz kolejny wystrzela strzałę i chybia. Nie było możliwe, żeby ktoś tak wiele razy chybił, chyba, że był najgorszym strzelcem w historii Archipelagu, ale była pewna, że Dagur, pomimo całego swojego szaleństwa nie zabrałby ze sobą na polowanie broni, w której jest tak kiepski.
- W ten sposób w życiu go nie trafisz- zauważyła w końcu, a starszy chłopak rzucił jej zirytowane spojrzenie.
- Daruj, chyba wiem- zapewnił, wyciągając strzałę z drzewa, w które się wbiła i ponownie strzelając niedbale do smoka.- Chcę po prostu, żeby biegł mi ładnie w tamtą stronę- wyjaśnił, prowadząc ich dalej za smokiem.
- Ale po co?- zdziwiła się dziewczyna, idąc za nim i próbując wymyślić, jak wydostać się z sytuacji.
- Szczerze mówiąc, siostro, ja też nie przybyłem tutaj całkiem sam, wyobraź sobie- wyznał z cwanym uśmieszkiem, szarpiącym kąciki ust, a Hicca poczuła jak strach ściska ją za gardło. Sytuacja właśnie zaczęła się pogarszać.
- Nocne Furię są koszmarnie niebezpieczne- wykrztusiła, próbując odzyskać kontrolę.- Paru ludzi w tę czy we w tę nie robi im różnicy.
- Naprawdę? Tak myślisz?- zaśmiał się Dagur zacierając dłonie.- No to mamy szczęście, bo sprowadziłem tu całą Armadę i z gigaliard uzbrojonych Berserków- oznajmił z dumą, rozgarniając krzaki. Rzeczywiście na horyzoncie majaczyło mnóstwo znajomych statków. Dziewczyna zadrżała zdając sobie sprawę, że jest dużo gorzej niż sądziła.
- No tak, gigaliard to już jest pewna różnica- wydusiła w końcu, a jej umysł wskoczył w nadbieg, próbując wymyślić sposób, by wyjść z tego ze Szczerbatkiem bezpiecznie i jednocześnie nie niszczyć ich kruchego pokoju z Berserkami.
- A i owszem zagnamy bestię, prosto w ich spocone łapska. Myślę, że spokojnie dadzą sobie radę- zaśmiał się, paskudnie, zacierając ręce.
- Chyba coś mało szlachetnie- zauważyła, dochodząc do smutnego wniosku, że nie ma innego wyjścia i jeśli ma wyjść z tego cało, prawda musi wyjść na jaw.
- A co mnie obchodzi czy szlachetnie czy nie- warknął Dagur, wyraźnie tracąc cierpliwość do pogawędek.- Ja chcę mieć martwą bestię. Czachę chce nosić jak hełm- ruszył w dalszą pogoń, a zza skał za którymi schował się Szczerbatek, dobiegł jego zaniepokojony ryk.
- O nie, nie wytrzymam- Hicca zacisnęła pięści, a jej oczy stwardniały. Dosyć tej szopki.- Dagur, nie zabijesz tego smoka, ja się nie zgadzam- oznajmiła z mocą, a chłopak zatrzymał się i spojrzał przez ramię zaskoczony nagłą zmianą. Hicca, którą znał od małego, była popychadłem i na pewno nie było jej stać na taki ton. Jeden rzut oka wystarczył, by potwierdzić, że jej postawa również się zmieniła. Wyprostowała ramiona, a jej szmaragdowe oczy były twarde jak kamień. Zachował jednak zaskoczenie dla siebie, przybierając zirytowaną maskę.
- Znowu to samo- przewrócił oczami, wracając do celowania z kuszy.- Dobra, pierwsza go znalazłaś, dostaniesz nóżkę, skrzydełko, czy co tam chcesz.
- O nie, żadne skrzydełko- sprzeciwiła się, poprawiając tarczę na ramieniu.- Biorę całość- stwierdziła i krzyknęła imitując ryk Nocnej Furii. Zaskoczony Dagur odwrócił się, by na nią spojrzeć, kiedy nad nim przeleciał cień, a smok, którego tak usilnie próbował upolować, wylądował między nim a dziedziczką Berk. Bestia szczerzyła ostre zęby, jego źrenice przypominały igły, ale najbardziej zaskakujący był fakt, że skórzane pasy, owijały się wokół jego ciała, prowadząc do...
- Hej, to chyba...- wykrztusił nie do końca wierząc własnym oczom.
- Siodło- przerwała mu Hicca, obchodząc smoka, przesuwając palcami po jego łuskach.- Tak, mój drogi, to siodło. Punkt za spostrzegawczość- odwróciła się do niego plecami, podchodząc do bestii.
- Czyli, że ja...?- Dagur wciąż próbował poskładać sytuację, ale nic nie miało sensu.
- Miałeś rację, gratulację- Hicca zlitowała się nad nim, a smok opuścił skrzydło, ukazując ją wygodnie siedzącą w siodle.- Na Berk nie polujemy już na smoki. Latamy na nich.
- Czyli, twój ojciec mnie okła...- zaczął, ale przerwał zdając sobie sprawę, że doświadczył bardziej dotkliwej zdrady.- I ty też mnie okłamałaś!
- Chciał tylko utrzymać pokój między naszymi plemionami- wyjaśniła, a na jej twarz wróciła łagodność. Szczerbatek jednak nie zgadzał się ze swoim pisklakiem i warknął na dziwnego człowieka przed nim, ostrzegając, że jeśli czegoś spróbuje, nie będzie litości.- Ja zresztą też- dodała z nadzieją, próbując uspokoić smoka, delikatnym drapaniem tuż nad siodłem.
- Utrzymać pokój?!- ryknął, z niedowierzaniem patrząc na młodą dziewczynę na smoku.- Robiąc ze mnie głupka?
- Szczerze, to sam sobie z tym radzisz doskonale- skomentowała sarkastycznie, patrząc mu prosto w oczy. Wściekły i zdradzony uniósł ramię, jakby chciał ją uderzyć, ale głośny ryk i fioletowa poświata wydostające się z pyska bestii, wystarczyły, by go odstraszyć.- Twój ruch.
- A mogłaś... A mogłaś być moją siostrą! Siostrą rozumiesz?!- przypomniał jej, a zdrada jak jad paliła jego wnętrzności.- Teraz jesteś moim najgorszym wrogiem.
- Jak tam sobie chcesz- Hicca wzruszyła ramionami, choć w środku zwijała się w poczuciu porażki. Miała nadzieję, że zdoła utrzymać pokój, ale jeśli Dagur chciał wojny, nie mogła tego zmienić.- Ale pamiętaj. To my mamy smoki i możemy ich użyć w każdej chwili- ostrzegła i spojrzała na swojego smoka.- To co? Chyba nic tu po nas- Szczerbatek zamruczał zgodnie i rozłożył potężne skrzydła. Machnął nimi raz i skoczył w powietrze gotów, zabrać ich do domu.
Nie przewidzieli jednak, że Dagur tak łatwo nie odpuści. Młody wódz wydostał z arsenału bolasy i cisnął nimi w uciekający duet. Szorstkie liny owinęły się wokół Nocnej Furii, który runął na ziemię, a uderzenie wyrzuciło Hiccę z siodła. Szczerbatek ryknął w równym stopniu niezadowolony z własnej sytuacji, jak zaniepokojony stanem swojej małej przyjaciółki, ale druga lina owinęła mu się wokół pyska, trzymając go w zamknięciu. Dagur rzucił się na niego, ale Hicca weszła mu w drogę, blokując ostrze miecza swoją wzmocnioną tarczą. Sfrustrowany kopnął dziewczynę odrzucając ją z drogi i wziął kolejny zamach. Tym razem jego plany zniweczyła tarcza, którą Hicca rzuciła i używając cienkiej, wbudowanej linki, ściągnęła z powrotem w swoje ręce. Zirytowany jej ciągłym wtrącaniem się, zaczął rzucać nożami, zmuszając ją do zasłonięcia się tarczą i szukania schronienia. Szczerbatek, chcąc chronić swojego pisklaka, uderzył niczego nie podejrzewającego młodzieńca ogonem, na tyle mocno, by nim rzucić.
Niestety dla nich, Dagur wylądował tuż obok swojej kuszy, i chwycił ją, próbując zastrzelić Hiccę, która czmychnęła za drzewo. Dziewczyna spróbowała dostać się do swojego smoka, ale kilka kolejnych strzał, zmusiło ją do pozostania w ukryciu. Szaleniec wymierzył również w Szczerbatka, ale smok odtoczył mu się z drogi.
- Twój ruch, koleżanko- zakpił ze wciáż schowanej dziewczyny, obserwując uważnie, czy nie próbuje czegoś.- Wiecznie tam stać nie będziesz.
- I nie zamierzam- odpowiedziała, wyłaniając się z kryjówki. Nacisnęła ukryty przycisk, a tarcza zmieniła się w kuszę z metalicznym zgrzytem. Używając strzały, wyrwanej z pnia, zmusiła Dagura do przesunięcia się dokładnie tam gdzie chciała.
- No, siostrzyczko... Proszę, proszę- Dagur z uznaniem pokiwał głową stając na nogi.
- Właśnie, żeby była jasność- Hicca nacisnęła kolejny przycisk na tarczy, a umbo otworzyło się i wystrzeliło hak, który owinął się wokół suchej gałęzi nad Dagurem.- Nie jestem twoją siostrą.
- Hahaha! Ale pudło!- wrogi wódz wyśmiał jej strzał, ale ona tylko odpowiedziała uśmieszkiem, który często posyłała ludziom Vega, zanim zgotowała im Hellheim.
- Czyżby?- szarpnęła tarczą, a gałąź złamała się i runęła na Dagura z hukiem. Rzuciła się do swojego smoka, słysząc jak Dagur jęczy coś o „babskiej, kolorowej tarczy”. Małym sztyletem, który miała ze sobą zaczęła przecinać liny, ale sznury były grube, a ostrze nie dość ostre, więc szło jej mozolnie. Zanim zdołała uwolnić Szczerbatka ich przeciwnik doszedł do siebie i całym ciężarem uderzył w mniejszą dziewczynę, przygniatając ją do ziemi. Oburzony takim traktowaniem Szczerbatek, zaczął mocniej wierzgać aż w końcu lina wokół jego pyska, którą piłowała Hicca pękła i pozwoliła mu zestrzelić szaleńca ze swojej ludzkiej partnerki.
Hicca zerwała się na równe nogi i chwyciwszy jeden z noży Dagura, wróciła do uwalniania smoka. Tym razem poszło znacznie szybciej i zanim wróg zebrał się na nogi i chwycił miecz, Nocna Furia był już wolny i rozkładał swoje imponujące skrzydła.
Zgodnie z tym, co o sobie mówił, Dagur Szalony nie znał strachu i rzucił się na bestię i zdrajczynie, ale zanim do nich dotarł, znikąd pojawił się zielony gaz, który eksplodował mu pod nogami, wyrzucając w powietrze, w kierunku plaży. Spróbował wrócić, ale dwie salwy ostrych kolców, zmusiły go do zaniechania tego pomysłu. Zamiast tego skierował się więc w kierunku linii brzegowej, wrzeszcząc do swoich ludzi, że smoki atakują.
- Dobra, lećmy już stąd- zarządziła Hicca, uśmiechając się z wdzięcznością do swoich przyjaciół.- Zaraz się pojawi gigaliard.
- Daj spokój, damy im radę- upierał się Sączysmark, a Ari i Vega wymienili spojrzenia, planując strategię.
- Ale jeszcze nie dzisiaj- przywódczyni ostudziła zapał pozostałych, podrywając Szczerbatka i prowadząc w kierunku Berk.- Dagur jeszcze wróci i wtedy będziemy gotowi- obiecała, patrząc przez ramię na potężną flotę Berserków. Znowu wciągnęła Berk w wojnę, której wcale nie chciała.
- Hej, starałaś się- Ari uśmiechnął sié do niej pocieszająco, zrównując Wichurę ze Szczerbatkiem.- To nie twoja wina, że Dagur nie chciał negocjować.
- Z wariatami się nie negocjuje, do wariatów się strzela- poprawiła wszechwiedzącym tonem Vega, podlatując z drugiej strony.- A Dagur to certyfikowany wariat, mówię wam.
- Dlatego jeszcze wróci- stwierdziła ponuro Hicca, ale nie mogła zaprzeczyć, że wsparcie przyjaciół dodało jej nieco otuchy.
XXX
Tymczasem, Dagur w końcu wrócił na swoją łódź, a w jego głowie zaczął już kształtować się plan.
- Czyli jednak tresują smoki na Berk- stwierdził Vorg, stając u boku swojego wodza.- Powinienem zabić smarkulę za te kłamstwa.
- Nie!- Dagur z furią pchnął mężczyznę na maszt.- Nikt, zrozumiano? Nikt nie tknie Hicci. Nikt, powiedziałem- rozkazał.- Oprócz mnie.- dodał z szalonym chichotem.- Ale najpierw to ja chcę, chcę tę jej Nocną Furię. I co lepsze, będę ją miał.
Chapter 4: Niespodzianki spod spodu
Chapter Text
- Łapać go! Szybko, bo jeszcze ucieknie!- rozkaz Stoicka poniósł się nad wioską, a wszyscy mieszkańcy na chwile przerwali, co robili. Zorientowawszy się jednak, że wiadomość jest skierowana do Smoczych Jeźdźców, szybko wrócili do pracy.
Vega poprowadziła Silfura w strome nurkowanie, próbując schwytać cel, ale zanim do niego dotarła z jej prawej strony wypadł Sączysmark na Hakokle, mając wyraźnie ten sam pomysł. Smoki zderzyły się z hukiem, a impet wysłał obu jeźdźców w powietrze.
- Smark, patrz, co robisz!- zielarka na terminie, wrzasnęła na kuzyna ze stosu worków zboża, w którym wylądowała. Wygrzebała się na wolność i podbiegła do Silfura, który właśnie dochodził do siebie po kolizji.- Wszystko gra, smok?- zapytała znacznie łagodniej. Odpowiedział łagodnym pomrukiem, ruchem głowy poganiając ją, by wróciła na siodło.- Okej, okej, jasne- zapewniła, wspinając się na smoczy grzbiet.- Widziałeś, w którą stronę uciekł?- kiedy ponownie znaleźli się nad wioską.
- Ari! W twoją stronę biegnie!- jak na zawołanie głos Hicci dobiegł od strony portu, a Vega pociągnęła Silfura w odpowiednim kierunku. Naprawdę, kto by pomyślał, że cały zespół będzie miał takie kłopoty z jednym prostym zadaniem.
Salwa kolców Zębacza wbiła się w ziemię, zatrzymując Pyskacza. Silfur i Vega zagrodzili mu drogę ucieczki, a Zbiczatrzasł ostrzegawczo potrząsnął ogonem.
- Nie, Stoick, nie ma mowy- sprzeciwił się kowal, rozglądając dziko w poszukiwaniu drogi ucieczki.- Nie masz prawa mnie zmuszać- gniewnie pogroził wodzowi hakiem, ale na nic się to nie zdało, kiedy on i trzy smoki zbliżyły się.- Wy też mnie nie macie prawa- posłał gniewne spojrzenie trójce nastolatków.
- Nie dajcie mu uciec!- przypomniał Stoick, nie przejmując się sprzeciwem przyjaciela. Niektóre sytuacje wymagały drastycznych kroków.
- Wikingowie śmierdzą, bo chcą śmierdzieć!- upierał się nadal kowal.- To kwestia honoru, nie rozumiecie?
- Honor nie honor, wszystko ma swoje granice, Pyskacz- rzuciła Vega, marszcząc twarz w obrzydzonym grymasie.- A ty śmierdzisz gorzej niż stos tygodniowego smoczego łajna.
- Przyjacielu, to dla twojego dobra- upierał się wódz, ignorując komentarz młodszej córki.
- A ściślej mówiąc, dla dobra całej wioski- dopowiedziała Hicca ze swoim najbardziej niewinnym uśmiechem
- Już, marsz do bali!- Stoick przyjął bardziej rozkazujący ton, widząc, że dyplomacja nie przynosi efektu.
- Hakokieł! - Sączysmark ogłosił swoją obecność wszem i wobec, sadzając smoka tuż za kowalem.- Wrzucamy Pyskacza do bali!- smok ponownie postanowił zrobić swojemu Jeźdźcowi na złość i wyrzucił go wysoko w powietrze, tak by spadł prosto do pustego koryta.- To samo? Zawsze to samo? Serio?! Nigdy ci się to nie znudzi?!- dopytywał z wyrzutem pyszałek, ale Hakokieł tylko zaśmiał się po swojemu.
Podczas gdy jej kuzyn swoimi błazeństwami odwracał uwagę, Hicca wysłała Szczerbatka, by zaczaił się za jej mentorem i wymieniła znaczące spojrzenia z Arim, gestykulując delikatnie. Chłopak kiwnął głową, że zrozumiał. Odczekała na odpowiedni moment, kiedy Pyskacz skupił się na jej ojcu i wprowadziła swój mały podstęp w życie.
- Ari, teraz!- rozkazała, a chłopak posłusznie poderwał Wichurę w powietrze, jakby zamierzali zaatakować. Szczerbatek, korzystając z rozproszenia, wziął przykład z Koszmara Ponocnika i wyrzucił mężczyznę w powietrze prosto do balii, którą Vega i Silfur usłużnie podsunęli za niego. Zanim kowal zdołał się wygramolić, Stoick przemaszerował przez plac i wepchnął przyjaciela z powrotem.
- Śledzik! Mydło i woda!- rozkazał, chcąc zakończyć całą operację, zanim Pyskacz zacznie naprawdę walczyć. Pulchny chłopiec podleciał do nich na swoim Gronklu i przechylił wiadro nad głową rzemieślnika. Jednak zamiast oczekiwanego chluśnięcia, spadł jedynie żałosny strumyczek i kilka marnych kropli.- Może byś się jednak postarał?
- Nie da rady, wodzu, bo w studni...- pisnął chłopiec, wiercąc się nerwowo. Bądź co bądź wielki mężczyzna nadal go nieco przerażał.- W studni nie ma wody.
XXX
Stoick oczywiście nie uwierzył na słowo chłopcu i sam udał się wszystko sprawdzić. Hicca podążyła za nim, zostawiając Ariego i Vegę, żeby przypilnowali Pyskacza. Oboje wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Dlaczego mam wrażenie, że cokolwiek się wydarzyło, przysporzy nam to bólu głowy na najbliższe kilka dni?- jęknęła uczennica uzdrowicielki, kładąc się na długiej szyi swojego smoka martwym ciężarem.
- Bo odkąd Hicca wytresowała smoka, wszystko staje się problemem Akademii- przypomniał Ari, czując jak odległe echo bólu głowy się odzywa. Pyskacz przez cały czas szukał drogi ucieczki, ale ledwie próbował wyjść z balii, jeden z dwóch smoków warczał lub ostrzegawczo stroszył ogon.
- Ale jaki problem?- zapytała Szpadka, pojawiając się wraz z bratem na swoim Zębirogu. Zanim ktoś zdołał jej odpowiedzieć, usłyszeli głos szefa.
- Eh, trzeba kopać nową studnie- westchnął wódz, już wyglądając na zmęczonego.- Trochę to potrwa, więc będziemy racjonować wodę. Co znaczy...
- Że koniec kąpieli- Pyskacz, wreszcie bez przeszkód, wygramolił się na wolność i rzucił zwycięski uśmiech pozostałym.- I czyje na wierzchu?
- Zawsze mogę cię wrzucić do oceanu- przypomniała mu Vega, grożąc pięścią, ale kowal odpowiedział jej pełnym pogardy „Ha!”, co tylko jeszcze bardziej podburzyło jej temperament.
- No dobra, kochani- Hicca postanowiła wkroczyć, zanim wątła cierpliwość jej siostry zdążyła osiągnąć swoje granice i napytała sobie biedy, próbując na przykład utopić ich nieoficjalnego wuja w zatoce.- Dopóki nie wykopią studni- a trochę to potrwa- musimy skombinować jakąś wodę- na chwilę zawiesiła głos, zastanawiając się jak najlepiej podzielić zespoły.- Mieczyk, Szpadka, bierzecie balię, lecicie nad jezioro Larsa i napełniacie- rozkazała w końcu, decydując, że zaufa bliźniakom. Nie mogła puścić z nimi ani Vegi ani Ariego, bo istniało ryzyko, że stracą cierpliwość i utopią duet psotników. Smark też nie wchodził w grę, bo łączenie go z Thorstonami nigdy nie było dobre.
- Nie ma sprawy- Mieczyk zasalutował niedbale, zanim zmarszczył brwi w konsternacji.- Tyle, że spora ta balia- stwierdził po chwili. No, większa nawet niż tyłek Szpadki. Trochę nam to zajmie. Tydzień, dwa... Au!- krzyknął, kiedy siostra uderzyła go mocno za komentarz o jej wyglądzie.
- Troszkę liczyłam, że może wykorzystacie smoka- zasugerowała Hicca, ściskając mostek nosa. Miała za dużo roboty, by pozwolić sobie na bóle głowy.
- A skąd ci to przyszło, co?- zdziwił się psotnik, wyglądając na absolutnie zaskoczonego.
- A stąd, że no...- zaczęła przywódczyni, zanim lepiej przemyślała swoją decyzję i uznała, że nie ma czasu, żeby wszystko im tłumaczyć i wróciła do pracy.- Jedziemy dalej. Ari, Vega, Sączysmark, polecicie w góry i napełnicie tyle dzbanów, ile się da.
- W górskich strumykach- Sączysmark uśmiechnął się obleśnie i sięgnął, by objąć Vegę ramieniem.- Romantycznie...- zanucił, ale zielarka na przyuczeniu, odporna na jego niechciane zaloty, chwyciła go za rękę i wykręciła, odpychając go od siebie. Z bolesnym zawodzeniem skończył z twarzą w piachu.
- Śledzik, Sztukamięs- kontynuowała niezrażona Hicca, ignorując wybryki kuzyna i siostry.- My sobie za to dokładnie obejrzymy tę studnie i wymyślimy, co się stało.
- Eee, bo ty może nie wiesz, ale Sztusia i ja średnio się czujemy w ciasnych przestrzeniach- wyjąkał mędrek, już czując, że pomysł przyjaciółki mu się nie spodoba.
XXX
Vega odetchnęła z zadowoleniem świeżym górskim powietrzem, ładując kilka kolejnych dzbanów wody do głębokiej torby przy siodle. Między nią a Arim, z drobną pomocą Sączysmarka, praca szła zadowalająco szybko i niedługo mogliby wracać do wioski. Wyciągnąwszy z kosza kilka kolejnych naczyń, ruszyła spowrotem na brzeg, gdzie pochylali się obaj chłopcy.
- A wiesz, Ari, tak pomyślałem...- zaczął nagle Smark, wyraźnie uznając, że ma dosyć pracy w ciszy.
- Gadaliśmy już o tym twoim myśleniu- przypomniał mu wojownik, odwołując się do spotkania w Akademii podczas, którego Vega bardzo wyraźnie i dosadnie wyjaśniła kuzynowi, co myśli o jego „genialnych” pomysłach.- Niczemu nie służy, zapomniałeś już?
- Bo czemu mamy rozdawać tę wodę tak za nic?- kontynuował niezrażony osiłek, sprawnie ignorując przytyk.
- Ale... O co ci chodzi tak właściwie?- Vega spojrzała na kuzyna podejrzliwie, wstając by wymienić kolejne dzbany. Naprawdę nie potrzebowała kolejnych głupich pomysłów Smarka, żeby zajmowały jej dzień.
- O zwykłe prawa podaży i popytu- zaczął Jorgenson, a jego towarzysze tylko wymienili zmęczone spojrzenia. Znowu się zaczyna.- Już wam tłumaczę. Ludzie na Berk chcą pić. Marzy im się odrobina wody. A kto ma wody pod dostatkiem? Sączysmark brzmi odpowiedź. Heh, zobaczycie, fortunę zbije- rozmarzył się.
- Ty serio chcesz brać towar za wodę? Gratuluję w życiu nie słyszałem nic durniejszego- Ari pokręcił głową, cicho zastanawiając się jak durne pomysły Smarka jeszcze go nie zabiły. Vega z kolei przyjęła bardziej aktywne podejście. Stanęła za kuzynem i oparła stopę na jego plecach.
- Jak się zaraz nie weźmiesz za robotę, to cię wrzucę do tego jeziora i utopię- ostrzegła, naciskając na plecy kuzyna, by dać do zrozumienia, że nie żartuje.
- Czyżby?- kiedy tylko nacisk zniknął, odzyskał rezon.- Ehe, a róbcie co chcecie. Róbcie, róbcie, ale nie przychodźcie potem i nie błagajcie o swoją dolę- wyśmiał, czując się pewniej ze świadomością, że nie jest już w zasięgu Vegi.
- Mniej gadania, więcej napełniania- ostrzegła dziewczyna ze swojego miejsca, tonem, który zniechęcał do dalszej dyskusji.- Skończmy to i wracajmy do wioski, bo im dłużej tu jesteśmy, tym więcej czasu ma Hicca, żeby wpaść w kłopoty.
XXX
Tymczasem w wiosce, Hicca, z pomocą Śledzika i Sztukamięs, próbowała dowiedzieć się, co stało się ze studnią. Wisiała na linie, owiniętej wokół Gronkla, powoli opuszczana wgłąb. Szczerbatek niespokojnie krążył dookoła, wyraźnie niezadowolony, że nie może podążać za swoją małą przyjaciółką.
- Ślicznie księżnisia- pochwalił swojego smoka mędrek, patrząc w dół z niepokojem.- Nieruchomo trzymaj.
- Niżej! Dobra, powoli! Jeszcze tylko kawałeczek!- instruowała przywódczyni Akademii, uważnie obserwując kamienne ściany. W końcu dotarła do wyraźnej linii mokrych kamieni.- Super, super, tak zostaw. Wystarczy- poinformowała przyjaciela, badając ślad.- Dziwne, bo woda sięgała aż dotąd- w zamyśleniu spojrzała poniżej i podjęła decyzję. Woda nie mogła przecież zniknąć od tak. - Śledzik! Spuszczajcie mnie na sam dół!- zarządziła.
- Ale na pewno?- mędrek wyraźnie nie podzielał zdania swojej przywódczyni. Zresztą Ari i Vega zdecydowanie nie będą zadowoleni, gdy dowiedzą się, że puścił Hiccę samopas Odyn wie gdzie.- Tam jakoś strasznie mokro i strasznie strasznie.
- Śledzik!- skarciła zirytowana. Naprawdę nie mieli czasu na jego panikę.
- Oj, dobra!- jęknął i dał znak Sztukamięs.- Księżnisia, na sam dół!
Oczywiście, w pewnym momencie coś musiało pójść nie tak. Podczas opuszczania, Sztusia nagle dostrzegła wózek pełen gruzu. Pchnięta głodem, natychmiast zapomniała o swoim zadaniu i ruszyła w kierunku posiłku, nie zwracając uwagi ani na linę, ani na krzyki swojego Jeźdźca. Lina natrafiła na ostry występ i w końcu pękła, a Hicca z okrzykiem przerażenia runęła w dół. Szczerbatek natychmiast skoczył za swoją partnerką i zdołał złapać ją i owinąć się wokół, zanim oboje uderzyli o dno. Powoli odwinął skrzydła i spojrzał w dół na bladą twarz pisklaka. Hicca zamrugała kilka razy, zaskoczona, zanim w końcu dotarło do niej, co widzi i zerwała się na nogi.
- Szczerbatek, jesteś cały?- z troską chwyciła smoczy łeb w dłonie, ale Szczerbatek tylko trącił ją nosem z uspokajającym pomrukiem. Taki upadek to dla niego nic.
- Hicca! Córcia!- donośny głos Stoicka zadudnił z góry, wyraźnie zaniepokojony.
- Tata! Żyjemy!- odkrzyknęła, próbując uspokoić ojca.
- Dasz radę się wydostać?- zapytał wódz, już zastanawiając się, jak najszybciej rozwiązać problem.
- Nie!- zaprzeczyła natychmiast.- Za wąsko jest!- rozpiętość skrzydeł Szczerbatka była zdecydowanie za duża, żeby zmieścili się w tak wąskim przejściu.
- Ludzie, przynieście linę!- krzyknął do kilku mieszkańców, którzy krążyli w pobliżu.- Zaraz po ciebie schodzę!- obiecał córce, rozglądając się za liną.
- Nie, nie trzeba.- uspokoiła, rozglądając się dookoła w słabym świetle latarni.- Nie ma sensu, jeszcze wszyscy utkniemy- w końcu sytuacje na Berk miały przykry zwyczaj komplikowania się, kiedy angażowało się więcej osób.
- To zostań... Zostań tam... Zostań, a ja pomyślę- obiecał, rozglądając się, w poszukiwaniu rozwiązania. W jego głowie już kształtowało się kilka ewentualnych scenariuszy, ale wszystkie wymagały jego zdaniem zbyt wiele czasu.- Pomyślę i zaraz coś wymyślę.
- Bez sensu!- odkrzyknęła mu córka, samej mając już kilka pomysłów i zdecydowana wykorzystać sytuację, jak najbardziej na korzyść Berk.- Przecież ta woda musiała gdzieś popłynąć- mruknęła do siebie w zamyśleniu skubiąc paznokieć.- Mam Szczerbatka, tata, znajdziemy jakieś inne wyjście!- zwróciła się do ojca, przyglądając się siodłu i mechanizmowi lotki. Na szczęście nie wyglądało na to, żeby jakkolwiek ucierpiały w upadku.
- Wie wódz, ta pańska córka to logicznie myśli- odezwał się podekscytowany śledzik pochylając się nad studnią i spoglądając w dół.- Nocna Furia ma świetną orientację w terenie i...- przerwał, dostrzegając wzrok ojca swojej przyjaciółki. Zdecydowanie nie powinien się odzywać, skoro w pewnym stopniu to jego wina, że Hicca skończyła, gdzie skończyła.- I ewidentnie powinienem się był nie odzywać.
- Tata! Słyszysz?! Chyba coś znalazłam!- głos Hicci odwrócił uwagę wodza od Jeźdźca Gronkla.- To wy-wygląda jak tunel!
- No to idź, ale błagam cię, uważaj na siebie!- odpowiedział córce z wciąż wyraźnym niepokojem.- Jak coś, jesteśmy tu i czekamy!- zapewnił, a Hicca uśmiechnęła się delikatnie.
- I co, kochanie? Sprawdzimy sobie co jest na drugim końcu?- zapytała pogodnie. Teraz, kiedy miała cel znacznie łatwiej było zachować optymizm. Raźno ruszyła tunelem, pocieszona znajomą obecnością Szczerbatka obok niej. Nie mogła jednak pozbyć się dokuczliwego wrażenia, że coś się na nich czai,- Nie wiem, jak ty, ale ja mam jakieś przeczucie, że nie jesteśmy tu sami.
Krążyli bez celu przez kilkanaście minut, czasami trafiając na rozwidlenia. Dokuczliwe uczucie bycia obserwowaną nie znikało, a Hicca czuła coraz większe zaniepokojenie, zdając sobie sprawę, że nie jest to jeden pojedynczy tunel, a cała ich sieć, szeroko rozciągnięta pod powierzchnią wyspy. Według jej szacunków musiała być gdzieś w okolicach przybrzeżnych jaskiń, kiedy w końcu na coś natrafiła. Najpierw usłyszała cichy trzask pod stopą, a kiedy spojrzała w dół, dostrzegła połamaną skorupę.
- Smocze jaja?- mruknęła w zaskoczeniu, delikatnie badając znalezisko palcami. Było ich pełno dookoła, wszystkie już wyklute. Między połamanymi otoczkami leżało również kilka niedbale porzuconych skrzyń, a kiedy przyjrzała się jednej dokładniej, strach ścisnął jej serce.- Niedobrze to znak Łupieżców- ostrzegła przyjaciela, prostując się i rozglądając. Puste resztki jaj wróżyły ponury scenariusz, a różnej wielkości, okrągłe dziury w ścianach tylko pogłębiały ponury nastrój dziedziczki Berk.- A te tunele przekopały Szeptozgony- w odpowiedzi na tę uwagę, Szczerbatek warknął z niezadowoleniem na najbliższy.- Taa, wiem, wiem. Też za nimi nie przepadam- przyznała i nagle stanęła jak wryta. Jeden tunel był znacznie większy niż pozostałe.- A to to już serio nie mam pojęcia, co to.
XXX
Tymczasem na powierzchni, trwało rozdawanie wody spragnionym mieszkańcom. Stoick zajmował się nadzorowaniem wykopywania nowej studni, więc na placu porządku pilnował Pyskacz.
- Po kolei! Spokojnie, nie pchamy się!- strofował, kiedy ludzie robili się niecierpliwi i zaczynali przepychać w kolejce, podczas gdy on napełniał wiadra z bali, którą dostarczyły bliźniaki.- Jedno wiadro na głowę!- przypomniał.
- Woda, woda, woda, woda, woda, woda!- Sączysmark jednak nie zrezygnował ze swojego głupiego pomysłu na zarobek i faktycznie sprzedawał dzbany spragnionym mieszkańcom- Świeżutka górska woda Sączysmarka!- z zadowoleniem wymienił naczynie na kurę, którą natychmiast wsadził do wozu i spojrzał z wyższością na Vegę, która targała kolejny pełny kosz.- Ha! Widzisz, jakie to proste?!- pysznił się.-I komu teraz głupio, co, mała? Kolesiowi, co ma wózek pełen drobiu? Czy może paniusi, co nabrała wody w usta?- zielarka na przyuczeniu warknęła tylko na kuzyna, ale decydując, że uderzenie go to zbyt duży wysiłek.
- Ty nie rozumiesz, ze wykorzystujesz niewinnych ludzi?- zapytała z frustracją, otrzepując ręce.
- Mała poprawka: niewinnych i bardzo spragnionych- poprawił ją, sprzedając kolejny dzban.
- Myślę, że Hicca nie do końca na to liczyła, wiesz?- skomentował Ari, stawiając kolejny kosz obok. Wojownicy wymienili spojrzenia, gotowi utrzeć pyszałkowi nosa.
- Serio? Może to dlatego ona jest Hicca, a ja Sączysmark- zaśmiał się z wyższością.
- Hoho ta. Na pewno właśnie dlatego. Aha, jasne- zironizował blondyn, a kiedy Smark, nie łapiąc ironii nadął się jeszcze bardziej, chwycił kilka dzbanów i rzucił Vedze, która rozdała je mieszkańcom, machając niedbale ręką na ich próby zapłaty i uśmiechając na podziękowania.
- Ej, bo mi dochody spadną!- poskarżył się osiłek, zaciskając pięści. Ani jedno ani drugie nic sobie jednak z jego agresji nie zrobiło.
XXX
Tymczasem Hicca nadal błąkała się po tunelach pod wioską. Może wydostanie się nie byłoby tak trudne, gdyby nie to, ze korytarze łączyły się ze sobą i zakręcały w różnych kierunkach, a niektóre odnogi zawaliły się, tworząc ślepe zaułki. Jej ramiona opadły w porażce, kiedy trafili na kolejny zawalony budynek.
- Ach, świetnie- westchnęła, z irytacją patrząc na kamienie, blokujące im drogę. Odwróciła się, by kontynuować wędrówkę, kiedy, jakby, żeby jeszcze bardziej zepsuć jej humor, latarnia zgasła.- Ta, i jeszcze świetniej- jęknęła i wyciągnęła rękę, szukając dotyku znajomych, ciepłych łusek. Szczerbatek przycisnął się do jej dłoni, mrucząc pocieszająco.- Mógłbyś, proszę?- zasugerowała, stawiając latarnie na ziemi i otwierając ją. Smok posłusznie wypuścił cienki strumień plazmy i ponownie rozpalił knot. Hicca zamknęła lampę i powoli stanęła na nogi, krzywiąc się, kiedy kikut zapulsował w proteście.
Nagle tuż za ich plecami rozległ się dziwny stukot, a kiedy odwróciła się, stanęła twarzą w twarz z szeroko otwartą, pełną ostrych zębów paszczą Szeptozgona. Z krzykiem potknęła się do tyłu, a Szczerbatek natychmiast zjeżył się cały, stając obok niej z niskim warczeniem rosnącym w gardle. Natychmiast wskoczyła na siodło, a Nocna Furia odwróciła się i skoczyła, wściekle łomocząc skrzydłami, by zabrać ich z dala od niebezpieczeństwa. Dziki smok rzucił się za nimi w pogoń, a Hicca musiała z całych sił trzymać się siodła, kiedy Szczerbatek manewrował w wąskiej przestrzeni, by uniknąć kolejnego dzikiego smoka, który wyskoczył na nich z innego tunelu. Szybko pojawił się jeszcze jeden, a Hicca naprawdę zaczynała panikować, kiedy nagle wszystkie trzy zniknęły. Wbrew zdrowemu rozsądkowi (brzmiał podejrzanie podobnie do Vegi), zawróciła Szczerbatka i szybko natknęła się na trzy nowe tunele, zmierzające pionowo w górę.
- Na górę uciekają!- dziewczyna poczuła jak żołądek ściska jej niepokój.- Prosto do wioski! Szczerbatek, musimy działać i to szybko- Szczerbatek tylko mruknął w zgodzie i wystrzelił w górę, na szczęście tunel był na tyle szeroki, by mogli przez niego przelecieć.
XXX
Vega pochyliła się bliżej kuzyna, mając zamiar bardzo dosadnie i szczerze powiedzieć mu, co myśli o nim i jego absolutnie idiotycznych pomysłach, kiedy nagle ziemia zatrzęsła jej się pod stopami.
- Czuliście to?- zapytała, prostując się. Jasne od czasu do czasu, wyspa nieco się trzęsła, ale tym razem instynkt podpowiadał jej, że nie powinna tego ignorować. Ari skinął jej głową, nagle dużo bardziej spięty i czujny.
- O nie! Nie oszukasz mnie!- Smark jednak pozostał nieświadomy jak typowa cegła i spojrzał na kuzynkę z irytacją.- Ja...!- zaczął, ale zielarka zatkała mu usta dłonią, intensywnie wpatrując się w swoje stopy.
- Stul paszczę na chwilę- rozkazała, wolną ręką sięgając po miecz.- Czy mi się wydaje, czy...
- Stukot- zgodził się Ari, a jego niebieskie oczy przeskakiwały z jednego miejsca w drugie. Coraz więcej mieszkańców zaczynało orientować się, że coś jest nie tak i rozglądało się.- Znajomy stukot.
- O mój Thorze, nie- jęknęła uzdrowicielka na terminie. Tych smoków ie znosiła szczerze i oddanie. Ziemia ponownie się zatrzęsła, tym razem mocniej. Teraz nawet Sączysmark wyglądał na zaniepokojonego. Vega wymieniła z Arim spojrzenia, kiedy dźwięk stał się głośniejszy.
- Silfur/Wichura!- równocześnie wezwali swoje smoki, ale było już za późno. Ziemia na środku głównego placu eksplodowała gejzerem błota i skał, z na powierzchnie z głośnym skrzeczącym rykiem wyskoczył Szeptozgon.
- Cofnąć się!- głos Pyskacza przeciął panikę na placu, kiedy sam kowal wskoczył z tarczą między bestie a Gustawa, zasłaniając ich oboje przed ognistym oddechem. Po raz kolejny udowadniając, że nawet z jedną nogą i jedną ręką jest jednym z najlepszych wojowników Berk, starł się ze smokiem i zmusić go do ponownego zanurkowania pod ziemię. Zrobił to na tyle płytko, że bruzda w glebie wskazywała, gdzie się porusza, a Vega gwałtownie odepchnęła kuzyna, samej skacząc w drugą stronę, kiedy smok ponownie pomknął w stronę, gdzie nieudolny biznesmen miał swój kram.
- Ej, kto niszczy, ten płaci!- sprzeciwił się chłopak, ale kiedy bestia zawróciła w jego stronę, natychmiast stracił rezon i rzucił się do ucieczki.- A dobra, zamykam kram.
Stoick nie tracił czasu natychmiast przejmując dowodzenie, kiedy pojawiły się kolejne dwa. Zebrawszy ludzi w jednym miejscu, zaczął organizować obronę. Trzeba było przyznać, że wieśniacy nie tracili czasu, chwytając za broń i ustawiając wokół swojego przywódcy.
- Hakokieł!- Sączysmark nadal uciekał przed zakopanym wrogiem, głośno wzywając swojego smoka. Ten, jak zawsze nie kwapił się, by ratować mu tyłek, ale, kiedy sytuacja zrobiła się naprawdę niebezpieczna wkroczył i poderwał swojego Jeźdźca w powietrze. Szeptozgon wyskoczył za nimi, ale rozproszyła go salwa kolców Śmiertnika Zębacza. Dzikus zanurkował pod ziemię, ale kolejny już szykował się do ataku od tyłu.
- Ari!- Śledzik na Sztukamięs wkroczył do akcji, trafiając Szeptozgona wystrzałem gorącej lawy.- Piękny strzał, mała. Jak zwykle cudowne wyczucie czasu- pochwalił.
Vega tymczasem robiła wszystko, by nie dać się zjeść, kiedy jeden z dzikusów uparł się na nią i Silfura. Wykonali gwałtowny zwrot tuż przed drewnianym słupem, ale ich prześladowca tylko się przez niego przegryzł.
- Tak chcesz się bawić, paskudo?- warknęła dziewczyna, coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że to jej najmniej ulubione smoki.- Okej, to się zabawimy. Silfur, góra- ścisnęła smoka kolanami i wystrzelili prosto w czyste niebo. Szeptozgon podążył za nią, ale kiedy tylko padły na niego pierwsze promienie słońca zawrócił i spowrotem schował się pod ziemię.- Wspominałam już, że nienawidzę tych maszkar?- zapytała dołączając do pozostałych Jeźdźców. Silfur prychnął zgodnie.
- Ale skąd tu się wzięły Szeptozgony?- zapytał Ari, licząc, że ich pulchny przyjaciel ma odpowiedź. W końcu na Berk mieli do czynienia tylko z jednym i raczej szybko go przegonili.- I widziałeś? Jakieś takie malutkie.
- Bo to pewnie młode- odpowiedział mędrek, rozglądając się niespokojnie.
- No to chyba dobrze, że młode- Vega odgarnęła z oczu kilka niechlujnych kosmyków włosów. Czoło miała zmarszczone z irytacji, a biała blizna na skroni wybrzuszała się nieestetycznie.
- Eee... Szczerze mówiąc nie bardzo- poprawił ją Ingerman.- Młode Szptozgonów bywają okrutniejsze niż dorosłe. Nie potrafią jeszcze kontrolować ani szczęk, ani kolców. Są jak takie... no ten... No rozkojarzone piły tarczowe.
- Porównanie dziwne, ale niezłe- ocenił Ari, zastanawiając się, jak najlepiej rozwiązać ich nowy problem.
- Dobra, my tu gadu-gadu, a maszkary się panoszą- Vega wskazała na jednego, którego Pyskacz uderzył właśnie drewnianym słupem. Zanim gad zebrał się do kontrataku, Silfur splunął ogniem, zmuszając go do ponownego schowania się.- Swoją drogą, widział ktoś gdzieś Hiccę?- zapytała zdając sobie sprawę, że faktycznie od dłuższego czasu nie widziała nigdzie siostry ani jej smoka.
- Wichura, ognia!- Ari zamiast odpowiedzieć, pokierował Wichurę do ataku na Szeptozgona, który ledwie wystawił łeb spod ziemi.- Jak tylko wyłażą natychmiast atakujemy!- wydał rozkaz pozostałym Jeźdźcom, na co oboje skinęli głowami.- A wy na co się tak gapicie?- podleciał bliżej bliźniaków, którzy obserwowali całą sytuację bez ruchu.
- No na Szeptozgony- Szpadka wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste.- Cały dzień mogłabym się tak gapić.
- Ty widziałaś, jak one się przegryzają przez skały?- westchnął Mieczyk, absolutnie oczarowany chaosem i zniszczeniem.- Coś niesamowitego.
- Eee, brat, ty ryczysz?- bliźniaczka zmarszczyła brwi, nie będąc pewną, czy nie wyobraziła sobie płaczliwej nuty w zachwycie brata.
- W życiu- sprzeciwił się, odpychając siostrę.- No może...- przyznał po chwili.- Nie oceniaj mnie.
- Z tyłu!- ostrzegł Ari, przewracając oczami na ich błazeństwa. Wym i Jot uratowali swoich rozproszonych Jeźdźców, odstraszając napastnika kłębami zielonego gazu. Dziki smok ponownie zanurkował pod ziemie.
- Musimy je stamtąd wykurzyć- zauważył Śledzik. Działając dalej w taki sposób, mogliby się tak bawić przez wieczność.
- Się rozumie! Te złodzieje ukradły mi wodę!- poskarżył się Smark, wreszcie dołączając do zabawy.
- Smark, tu nie chodzi o twoją cholerną wodę- Vega przewróciła oczami, cały czas próbując wypatrzeć gdzieś siostrę.- I nie gadaj tylko strzelaj!- rozkazała wskazując na wejście do tuneli. Hakokieł radośnie się zobowiązał. Zadziałało i Szeptozgony wyskoczyły spod ziemi i rzuciły się do ucieczki.
XXX
Tymczasem Hicca i Szczerbatek w końcu wydostali się na powierzchnie i wrócili do wioski. Wylądowali przed domem wodza, a dziewczyna wskoczyła do środka, by znaleźć swoją tarczę. Od czasu ich porannej pogoni za Pyskaczem, pogoda zdecydowanie się zepsuła, ale nadal było na tyle słońca, by mogła je wykorzystać. Wróciła akurat na czas jak się okazało, bo Szczerbatek starł się z jednym z dzikich smoków i bez możliwości latania był w wyraźnie niekorzystnej sytuacji. Marszcząc brwi ustawiła tarcze tak, by odbiła światło prosto w oczy Szeptozgona. Zadziałało, by go odstraszyć, a ona natychmiast wróciła na swoje siodło i poderwała smoka w powietrze. Nie musiała długo czekać, by z jej prawej strony pojawił się znajomy Zębacz.
- Słuchaj, to przez te ich tunele uciekła nam cała woda- poinformowała od razu, nie tracąc czasu na powitania.
-Taa, sam się domyśliłem- Ari skinął głową.- Trzeba wywabiać te smoki na powierzchnię.
- I właśnie dlatego wzięłam tarczę- z uśmiechem wskazała na błyszczącą powierzchnię. Używając odbicia światła, udawało jej się powstrzymać Szeptozgona, za którym lecieli, przed chowaniem się pod ziemią. W pogoni udało jej się również zebrać pozostałe dzikie smoki i resztę Jeźdźców.
-Hej, to działa! Uciekają normalnie jak poparzone- zaśmiał się Ari.
- Tak, tak, uciekaj, tchórzu- zawołał Sączysmark, kiedy udało się przegonić najeźdźców nad ocean. Vega wyprzedziła nieco resztę, goniąc Szeptozgony dalej, by mieć pewność, że nie wrócą.
- Będzie mi ich brakowało- zachlipał Mieczyk, patrząc za oddalającymi się gadami.- Takie są, wiesz, strasznie groźne, ale i piękne jednocześnie. Zupełnie jak ja.
- Taa, tylko, że ty nie jesteś ani groźny, ani piękny- oceniła Vega, wróciwszy do drużyny.- A ty gdzieś była?- skierowała swoje szare oczy na siostrę.
- To długa historia- Hicca wzruszyła ramionami, wpatrując się ze zmarszczonymi brwiami w Szeptozgony, które wciąż kłębiły się w zasięgu wzroku.- Coś czuję, że to jeszcze nie koniec. Mogłabym się nawet założyć.
- Przestań z tymi czarnymi myślami- prychnął Sączysmark, wygodniej rozpierając się w siodle.- Może byś tak się pocieszyła chwilą? Chcesz kupić wody?- zaproponował i uchylił się, kiedy Vega rzuciła w niego kamykiem, który w trakcie starcia z Szeptozgonami zaplątał się w jej nieporządny warkocz.
Nagle całym Berk wstrząsnął potężny ryk, natychmiast stawiając Jeźdźców w stan gotowości. Ściana klifu przy którym latali zadrżała, a z góry posypał się deszcz piachu i mniejszych kamieni. Vega chwyciła za miecz, czując się znacznie bezpieczniej z bronią w ręku.
- Aa... Co się dzieję?- pisnął Śledzik, ale jakoś nikt nie miał dla niego odpowiedzi.
Wyjaśnienie pojawiło się jednak, kiedy od strony ziemi pojawił się nowy smok. Z budowy przypominał nieco Szeptozgona, z taką samą wielką głową i wężowym ciałem, ale był znacznie, znacznie większy. Ogromne ciało pokrywały białe łuski, tylko na końcu ogona i kolców wokół wydłużonej głowy zabarwione na blado czerwony kolor. Para szkarłatnych oczu wpatrywała się w Jeźdźców gniewnie. Bestia otworzyła paszcze, odsłaniając trzy rzędy bardzo ostrych zębów i wydała z siebie kolejny ogłuszający ryk, chociaż teraz bez skał blokujących dźwięk, przypominał on bardziej krzyk.
- Aha, to tego się mniej więcej bałam- westchnęła Hicca z szeroko otwartymi, zielonymi oczami. - Eee, ktoś ma jakiś pomysł może przypadkiem?- zapytała, ale zanim uzyskała odpowiedź, bestia ruszyła na nich z kolejnym krzykiem. Akademia natychmiast rozproszyła się, uciekając na boki, podczas, gdy potwór ruszył w stronę wyspy.
- Łoo! Matko moja, co to jest?- krzyknął przerażony Sączysmark, patrząc na pozostałych.
- Nie!- wybuchła Vega, wyrzucając ręce w powietrze w wyrazie czystej frustracji.- Nie, nie, nie! Najpierw Szeptozgony, a teraz to...! Co to w ogóle jest?!
- Eee, Śledzik? Mamy w Księdze takie coś?- Hicca zwróciła się do ich chłodzącej encyklopedii, ale ten nie był w stanie odpowiedzieć.
- Gigant, potwór... Ogromny gigant- mamrotał mędrek, trzęsąc się jak osika na grzbiecie Sztukamięs.
- Śledzik!- wrzasnęła Vega, wyrywając go z otępienia.- Weźże się w garść, na litość Asów!
- Mamy tego potwora w Księdze czy nie?- powtórzyła pytanie przywódczyni, próbując zamaskować drżenie głosu.
- Chyba wiesz, że nie- odpowiedział w końcu, wciąż z szeroko otwartymi oczami.
- A pewien jesteś?- naciskała zielarka na przyuczeniu. Adrenalina i strach pulsowały jej we krwi, pchając do działania, ale nie miała pojęcia, co może zrobić.
- Vega.- zaczął urażony chłopiec nieco wyrwany ze swojego stanu przez okazane wątpliwości wobec jego wiedzy.- No myślę, że bym zapamiętał białego Szeptozgona z głazożernych o tytanowych skrzydłach i czerwonych ślepiach, co patrzą tak, że zapiera dech i cierpnie skóra.
- Szczerbatek, spróbuj plazmą- rozkazała Hicca, decydując, że lepiej nie pozwolić potworowi dotrzeć do wioski. Fioletowy pocisk trafił bestię, ale nie zrobił na niej większego wrażenia, poza zirytowaniem go. Wielkolud odwrócił się do nich z kolejnym wściekłym rykiem.
- O rany, ale jazgot- Vega zasłoniła uszy, czując jak dźwięk dzwoni jej w czaszce. Wrzasnęła, kiedy Silfur nagle stracił rytm i opadli kilka stóp, zanim ponownie zaczął bić skrzydłami, by utrzymać ich w powietrzu. Rozejrzała się szybko, zdając sobie sprawę, że nie tylko ona ma takie problemy.
- Hicca, smoki nie dają rady- ostrzegł Ari, starając się utrzymać na grzbiecie Wichury.
- Widzę. Ten krzyk je jakoś kompletnie dezorientuje- zgodziła się przywódczyni, delikatnie głaszcząc kark Szczerbatka, żeby go nieco uspokoić.
- Może to coś z częstotliwością- zasugerowała zielarka, decydując, że to ciekawa hipoteza do rozważenie później- Wiecie, jak wtedy z Królową.
- Ale Krzykozgon! Jak ja go kocham!- Mieczyk zaśmiał się obłąkańczo, ale mina mu zrzedła, kiedy nad głowami Jeźdźców śmignęły wcześniej przegonione Szeptozgony, goniąc za stworem prosto w kierunku wioski.- Okej, może z tą miłością to jednak przesadziłem.
- Hicca, co my mamy robić?- zapytał Ari, czekając aż dziewczyna przejmie dowodzenie.
- Nie wiem, skupcie się może na Szeptozgonach- zasugerowała, marszcząc brwi w skupieniu.- Ja spróbuję wykurzyć stąd tego krzyko-stwora.
- Spoko, to miłego! Pa pa!- Smark odetchnął z ulgą, że to nie jemu przypadło zajmowanie się ogromnym, krzyczącym potworem. Jakoś z tej perspektywy, dzikie Szeptozgony wyglądały znacznie lepiej.
- Tylko bądź ostrożna i nie rób nic głupiego- poprosiła Vega, patrząc na siostrę błagalnie. zanim ruszyła za resztą.
- Pamiętajcie, co ćwiczyliśmy w Nadziemnym Kręgu!- krzyknęła jeszcze za nimi Hicca, zanim spojrzała za białym stworem z ustami zaciśniętymi w wąską linie i zdeterminowanym błyskiem w oczach.- To co, kochanie?- zwróciła się do Szczerbatka, przestawiając pedał.- Zajmijmy się tym wielkoludem.
XXX
- Za mną, maszkary!- Vega zaśmiała się dziko, pochylając niżej w siodle. Silfur posłusznie przyśpieszył z zadowolonym pomrukiem, prowadząc goniące ich Szeptozgony coraz dalej od wioski. Dziewczyna obejrzała się przez ramię, by ocenić jak daleko są za nią i przeklęła w myślach, orientując się, że jednego zgubili.- Silfur, jeden nam zwiał- poinformowała smoka, ponownie patrząc przed siebie. Wrzasnęła, kiedy nagle zaginiony dzikus wyskoczył tuż przed nimi z rozdziawioną paszczą. Silfur rzucił się w bok by uniknąć kolizji, ale to wystawiło ich na ataki pozostałych dwóch. Szybko jednak sytuacja ponownie się odwróciła, kiedy Hakokieł i Sztukamięs odwrócili uwagę dwóch napastników i odciągnęli ich.
- Poradzisz sobie?- zapytał Ari, zwalniając na chwilę Wichurę, by upewnić się, że z dziewczyną wszystko w porządku.
- Nie obrażaj mnie- machnęła ręką, ponownie ściągając na siebie uwagę ostatniego Szeptozgona i zmuszając go do pogoni. Z Silfurem uniknęli kolejnego ognistego splunięcia, a Vega uśmiechnęła się, czując jak krew pulsuje jej w żyłach z podekscytowania. Pociągnęła Zbiczatrzasła w kierunku znajomego labiryntu stosów morskich.- Dawaj, smok, zagrajmy z brzydalem w chowanego- zasugerowała, szczerząc zęby w dzikim uśmiechu. Silfur odpowiedział zadowolonym warknięciem, odzwierciedlając podekscytowanie swojej partnerki.
XXX
Sączysmark wciąż wierzył, że ma szczęście, że nie musiał zajmować się ogromną bestią, ale nadal byłby szczęśliwy, gdyby w ogóle nie musiał ganiać się z Szeptozgonami. Przynajmniej tym razem Hakokieł z nim współpracował, zamiast złośliwie porzucić go na pastwę losu.
- Chodź, się rozdzielimy!- Ari, lecący obok niego, miał na twarzy dziki uśmiech i płomień ekscytacji w niebieskich oczach. Sączysmark od zawsze podejrzewał, że drugi chłopak jest nieco szalony, jeśli chodzi o podejmowanie ryzyka, ale odkąd Hicca wytresowała smoka i zmieniła świat, jego tendencje tylko się zintensyfikowały. Jasne, on też lubił nieco adrenaliny w życiu, nie był jak Śledzik, ale bez przesady.- W końcu się nie rozdwoi, co nie?
- Czekaj, nie łapię...- wyrwany ze swoich rozważań, Sączysmark potrzebował chwili, żeby zrozumieć, co się do niego mówi.- A, łapię! Dobra, świetny pomysł!- jeszcze przez chwilę lecieli obok siebie, zanim równocześnie skręcili w różne strony.
Ari pochylił się niżej w siodle, kiedy Szeptozgon ruszył w pogoń za nim. Wichura zamruczała, równie podekscytowana, co on. Przez chwilę latali wokół ciesząc się gonitwą, zanim uznał, że najwyższy czas zakończyć zabawę. Jeźdźcy znali te lasy jak własną kieszeń, spędzili w nich niezliczone godziny jako małe dzieci i później, ćwicząc manewrowanie ze smokami. Hicca i Szczerbatek byli niekwestionowanymi mistrzami, ale on i Wichura nie byli daleko w tyle.
- Wichurka, robimy slalomik!- rozkazał, prowadząc Zębacza między gęste drzewa. Smoczyca zaświegotała z zadowoleniem, wpadając w znajomy rytm szybkich skrętów i uników. Szeptozgon nadal podążał za nimi, chociaż znacznie wolniej. W końcu wypadli na otwartą przestrzeń, a Ari potrzebował zaledwie sekundy, by odnaleźć wzrokiem Sączysmarka, który krążył na Hakokle w pobliżu najwyższych sosen. Mając nadzieję, że dobrze odczytał intencje drugiego, pociągnął Wichurę w tamtą stronę. Szeptozgon gonił za nimi i do ostatniej chwili nie zdawał sobie sprawy z pułapki.
- Dawaj, smok! Teraz!- krzyknął Sączysmark, a Hakokieł posłusznie puścił cienkie drzewo, które odginał. Pień natychmiast się wyprostował z całym impetem uderzając w dzikiego smoka, który oszołomiony z hukiem uderzył o ziemię.
- Ups!- zaśmiał się Ari, zanim spojrzał na drugiego chłopaka ostrzegawczo.- Nienawidzę takich numerów- poinformował na przyszłość.
XXX
Śledzik naprawdę uwielbiał wszystko, co związane ze smokami, ale zdecydowanie wolał teorię. Jeśli miałby wybór zawsze wybrałby książki, zamiast praktyki, ale, niestety, przyszło mu żyć w czasach, kiedy wszyscy woleli zdecydowanie aktywne podejście. Goniący jego i Sztukamięs Szeptozgon był tylko jednym z wielu przykładów paskudnych sytuacji w jakich lądowali, bo Hicca chciała naprawiać smoczo-ludzkie problemy całego świata.
Tym razem jednak nie mógł liczyć na pomoc reszty drużyny i musiał sam rozwiązać swoje problemy. Zwłaszcza, że skoro już podjął się pomocy Vedze z tym wrogiem, wypadałoby, by doprowadził sprawę do końca. Właśnie dlatego, kiedy był pewny, że zbudował między sobą a bestią odpowiednią odległość, delikatnie nakłonił Sztusię, by zwolniła. Jego ukochana Księżnisia oczywiście natychmiast posłuchała.
- Wytrzymaj, wytrzymaj jeszcze- instruował, uspokajająco gładząc ciepłe łuski. Jeszcze tylko chwilę i Szeptozgon znajdzie się w zasięgu. Teraz.- I walisz ogonem!- gruby, pokryty twardymi wypustkami uderzył prosto w wielką głowę Szeptozgona, oszałamiając go na tyle, że opadł bezwładnie.- Ha! Niema nic piękniejszego niż celny cios ogonową maczugą. Prawda, księżnisia?
XXX
Silfur skręcił gwałtownie, by uniknąć wystrzelonych kolców Szeptozgona i wyskoczył za nim, plując niebieskim ogniem, by nadal kontynuował próby pościgu. Vega chichotała opętańczo w siodle, co jakiś czas ciskając w bestie jedną z pochowanych szyszek. Dziki smok nie miał z nimi szans ze swoim słabym wzrokiem. Nawet jeśli mógł ich wyczuć, znali ten teren jak własną kieszeń, znikając między stosami morskimi, by zaraz pojawić się z drugiej strony, atakując zaczepnie i znowu uciekając.
- Okej, smok- wykrztusiła w końcu uzdrowicielka na terminie, głosem zdyszanym od ciągłego śmiechu.- Kończmy te zabawę i wracajmy do wioski.
Silfur z zadowoleniem nastroszył łuski i machnął długim ogonem, nieco drapiąc końcem goniącego ich wroga, by rozsierdzić go bardziej. Szeptozgon z rykiem przyśpieszył, ale Zbiczatrzasł z łatwością utrzymywał odpowiednią odległość. Skierował się prosto na jedną ze skalnych ścian, a jego ludzka połówka pochyliła się niżej w siodle, jakby czytając mu w myślach. W ostatniej chwili odbili w bok, ale ich prześladowca nie miał tyle szczęścia i z całym impetem uderzył w skały.
- Ha!- Vega triumfalnie wyrzuciła ramiona w powietrze, obserwując jak oszołomiony wróg bezradnie trzepocze, próbując dość do siebie. Silfur zanucił z równym zadowoleniem, zanim skierował się spowrotem na Berk.
XXX
Mieczyk i Szpadka nie mieli wiele do roboty. Hicca i wódz próbowali przegonić stwora, a Vega, Śledzik i Sączysmark odciągali maluchy. Ari kazał im być w pogotowiu, zanim ruszył za resztą, więc krążyli bezczynnie dookoła raz czy dwa wysadzając okoliczne skały z nudów. Czasem tylko odstraszali Szeptozgona, który próbował wrócić pod ziemię, ale przez większość czasu byli bezczynni.
- Jak sytuacja?- zapytała Vega, kiedy razem z Silfurem wrócili znad oceanu. Włosy miała rozwiane, a oczy płonące z ekscytacji. Musiała się nieźle bawić.
Zanim odpowiedzieli zauważyli kolejnego malucha, który próbował wrócić do tuneli, ale eksplodujący gaz Wyma i Jota wystarczył, by go odstraszyć. Wódz spojrzał na nich zaskoczony nagłym pojawieniem się, ale szybko ponownie zaczął wydawać rozkazy.
- Poradzę sobie! Lećcie pomóc Hicce!- wskazał kierunek, w którym mieli się kierować, ale zapomniał z kim ma do czynienia.
- A gdzie ona jest?- zapytał Mieczyk, licząc na jakąś konkretną odpowiedź. W końcu, jeśli byłoby to coś nudnego, nie uśmiechała mu się wycieczka.
- Szukajcie gigantycznego smoka o czerwonych ślepiach- Stoick zacisnął zęby, próbując powstrzymać się od rozszarpania przyjaciół córki. Mało kto irytował go tak bardzo jak Thorstonowie, którzy nawet w obliczu kryzysu, myśleli tylko o jednym.- Gdzieś obok pewnie znajdziecie Hiccę.
- Za mną, jacze łby!- Vega wezwała oboje, kierując Silfura w odpowiednią stronę. Oboje, choć nieco niechętnie podążyli za nią.
XXX
Hicca zacisnęła usta, po raz kolejny odbijając światło prosto w oczy Krzykozgona. Smok zwrócił swój ogromny łeb w jej stronę i natychmiast ruszył w pogoń. Jak na swoje rozmiary poruszał się szybko, ale Szczerbatek nadal z łatwością mu umykał.
- Jakby światło go wabiło, a nie odstraszało- mruknęła w zamyśleniu dziewczyna, a w jej głowie już zaczął kształtować się zalążek planu.- Może to jakaś słabość, zobaczymy. Kochanie, lecimy na skały- Szczerbatek mruknął zgodnie i skierował się w odpowiednią stronę. Ledwie wlecieli między kamienne stosy, dogoniła ich Wichura.
- Radzisz sobie czy pomóc?- zapytał Ari, ciekaw czy ma jakiś plan działania, czy leci na oślep.
- Zdecydowanie pomóc. To coś kompletnie nie przypomina Szeptozgona- wyjaśniła nieco spanikowana.- Wyobrażasz sobie? To uwielbia słońce.
- Aha, to jak go pokonamy?- dociekał. Faktami do Księgi mogli się zająć później, teraz musieli pozbyć się stwora. Dziewczyna na chwile zacisnęła usta, zanim podjęła decyzję.
- Urządzimy mu piekło. Ja będę udawała, że uciekam, wy go zaskoczcie od tyłu i atakujcie bez przerwy, czym się da- rozkazała, a Ari skinął krótko głową, zwalniając Zębacza, by przekazać rozkazy.
Hicca pospieszyła Szczerbatka, próbując zmusić smoka do skupienia się na nich, ale okazało się to niepotrzebne. Musiała go wystarczająco zirytować wcześniej, bo był więcej niż chętny, by spróbować się ich pozbyć. W końcu zionął ogniem na tyle blisko, by wytrącić ich z równowagi. Szczerbatek rozbił się na jednej z kamiennych bram, a impet wyrzucił Hiccę z siodła. Boleśnie uderzyła o ziemię i na chwilę ją zamroczyło. To wystarczyło, by Krzykozgon nadrobił zaległości i nagle znalazła się twarzą w twarz z gigantycznym, wściekłym smokiem. Bestia przygotowała się do kolejnego zionięcia, ale potężny wybuch Zębiroga uderzył w bok ogromnej głowy. Kolejny odepchnął potwora, ale zanim zdołał się zemścić, z drugiej strony zaatakował go Koszmar Ponocnik z zadowolonym Sączysmarkiem na grzbiecie. Zaraz zanim swoją cegiełkę dołożyła Sztukamięs, spluwając gorącą lawą. Krzykozgon próbował odwdzięczyć się kolcami, ale oba smoki usunęły się poza jego zasięg. Zaczął więc miotać ogniem we wszystkie strony, próbując trzymać napastników na dystans.
To dało Hicce wystarczająco dużo czasu, by się pozbierać i złapać oddech. Krzykozgon był twardy, ale wyglądało na to, że nawet on miał swoje granice. Poruszał się nieco wolniej, a ataki innych w końcu zaczęły odnosić skutek.
- Wielki jest, może chociaż to da się wykorzystać- mruknęła do Szczerbatka, wspinając się na siodło i ponownie oślepiając bestie. Kiedy tylko skierowała na nich swoje czerwone ślepia, Szczerbatek skoczył w powietrze, wściekle łomocząc skrzydłami, by zabrać ich jak najwyżej, jak najszybciej. Krzykozgon ruszył za nimi, a Hicca w myślach odtworzyła skalny labirynt pod nimi, szybko obmyślając najlepszą trasę. Mając w głowie plan, poprowadziła Nocną Furię do nurkowania.
Szczerbatek wydawał się czytać jej w myślach, kiedy prowadzili potwora za sobą, między skałami. Przez niektóre bez problemu się przebijał, nabierając prędkości i próbując schwytać ich zębiskami. W końcu zatrzymali się przed jednym z kominów, a Hicca wykorzystała sztuczkę ze światłem, jeszcze bardziej rozsierdzając bestie. Stwór rzucił się na nich, ale Szczerbatek w ostatniej chwili rzucił się w bok, a Krzykozgon z całym impetem uderzył w skały i spadł na ląd poniżej. Jego upadek wywołał małą lawinę, a kamienie spadły na cienkie kości smoczego skrzydła. Ryknął z bólu i zepchnął głazy z siebie, ale nie był w stanie latać.
- Na moje oko, nic nie złamał, ale i tak szybko nie polata- oceniła Vega, kiedy razem z resztą, dogoniła siostrę. Krzykozgon ponownie ryknął jeszcze głośniej i jak na wezwanie pojawiły się Szeptozgony. Zamiast jednak rzucić się na członków Akademii, otoczyły albinosa i uniosły go na sobie, zabierając z dala od Berk i zagrożenia. Szczerbatek chciał rzucić się za nimi w pogoń, ale Hicca stanowczo szarpnęła go spowrotem w kierunku domu.
- No już, spokój. Ranny jest dajmy mu szansę- uspokoiła delikatnie, kojąca głaszcząc ciepłe łuski.
XXX
Kiedy Jeźdźcy wrócili na Berk, ludzie, beztrosko żartując i sprzeczając się, sprzątali bałagan, jaki spowodowały dzikie smoki. Prawie nikt nie został ranny, a i to były jedynie siniaki i niegroźne zadrapania. Stoick nadzorował pracę, poganiając maruderów, jeśli było to konieczne Drużyna szybko rozproszyła się, by pomóc tam, gdzie było to najbardziej potrzebne, podczas gdy Hicca opowiadała ojcu, co odkryła pod ziemią.
- W tunelach widziałam symbol Łupieżców, tata. Myślę, że Albrecht podrzucił nam te jaja, żeby się wykluły smoki i kompletnie zniszczyły Berk- wyjaśniła, idąc za ojcem i próbując dotrzymać mu kroku.- Może jeszcze nie lata na smokach, ale, tata, on już je wykorzystuje.
- Albrechtem i dzikimi smokami zajmiemy się później- uciął Stoick, decydując, że choć faktycznie było to niepokojące i na pewno spowoduje kłopoty w przyszłości, mieli bardziej naglące problemy.- Na razie to mamy spory problem z wodą.
- Hej, Hicca, patrz!- zawołał nagle Śledzik, z miejsca, gdzie 4azem ze Sztukamięs oczyszczali teren wokół starej studni.- Studnia sama się zapełnia.
- To znaczy, że Szeptozgony, w tym całym ferworze, przekopały jakiś nowy tunel i jakimś cudem woda spowrotem trafiła do studni- stwierdziła z ulgą dziewczyna, uśmiechając się do ojca. To jeden problem mniej.
- No tak. To co? To ja może... może się będę zbierał?- Pyskacz porzucił to, co robił, próbując oddalić się z placu, zanim ktoś przypomniał sobie od czego zaczął się cały ten ambaras, ale przyjaciel położył mu ciężką dłoń na ramieniu, uśmiechając się złośliwie pod swoją imponującą brodą.
- O nie. Nie myśl sobie, przyjacielu- głos Stoicka wręcz ociekał złośliwą satysfakcją, a kowal głośno przełknął ślinę. Potem były już tylko krzyki...
XXX
Kąpiele Pyskacza zawsze były wydarzeniem na Berk, głownie dlatego, że mężczyzna zawsze walczył do końca i potrzeba było kilku ludzi, żeby go utrzymać i ktoś zawsze mógł zostać podtopiony. Tym razem była to Vega, którą szamoczący się kowal chwycił hakiem za kaptur i wciągnął do wody. Zdążyła całkiem przemoknąć, zanim ktoś z 9drobiná rozsądku wyłowił prychającą dziewczynę.
- Wyglądasz jak utopiony szczur- rzucił zaczepnie Ari, kiedy całe przedstawienie się skończyło.
- Oj, zamknij się- warknęła, wyżymając włosy i patrząc ponuro na swoje ociekające ubrania.- Potrzebuję gorącej kąpieli i suchych ciuchów- jęknęła, czując jak w butach nadal jej chlupocze.- Ale muszę znaleźć Hiccę...
- Ja się nią zajmę, ty się ogarnij, zanim się pochorujesz- przerwał jej, zanim mogła dalej narzekać. Chyba po raz pierwszy nie kłóciła się, ale mamrocząc niechętne podziękowania, powlokła się do domu, skąd zamierzała udać się prosto do gorących źródeł.
Ari tylko pokręcił głową, gestem odsyłając Wichurę, zanim udał się na poszukiwania. Zresztą domyślał się, gdzie będzie. Zawsze kiedy potrzebowała pomyśleć, Hicca przesiadywała na klifach za wioską, tych samych, z których kiedyś zestrzeliła swojego smoka. Bogowie, od tamtego dnia minął ledwie nie cały rok, ale Ari czuł jakby smoki były z nimi dużo dłużej. Hicca naprawdę potrafiła sprawić, by każdy dzień był ciekawy. Nieświadomie uśmiechnął się, widząc znajomą sylwetkę, stojącą kilka kroków od krawędzi.
- Tu się chowasz- zagadnął lekko podchodząc bliżej.- Przegapiłaś czyszczenie Pyskacza. Żałuj, że nie widziałaś, co mu wygrzebali spomiędzy palców.
- Bardziej mnie jakoś martwi, co za rzeczy siedzą pod naszą wyspą- odpowiedziała ponuro, wpatrując się w horyzont. W ramionach mocno ściskała Księgę Smoków. Ostrożnie stanął obok, na tyle blisko, że czuła jego ciepło, ale nie na tyle, by nawiązać kontakt.
- Przestań, co ty mówisz? Przecież Szeptozgony poleciały- przypomniał, próbując spojrzeć jej w oczy, ale uparcie trzymała wzrok wbity przed siebie.
- Nie byłabym taka pewna- westchnęła, ale oparła się o niego, szukając pocieszenia w znajomym komforcie.- Młode Szeptozgonów często wracają tam, gdzie się wykluły i zostają już na zawsze.
- Chcesz powiedzieć, że...- poczuła, jak się napina, ale, kiedy chciała się odsunąć, położył jedną dłoń na jej plecach.
- Że z tym koszmarnym Krzykozgonem pewnie się jeszcze spotkamy- potwierdziła, mocniej zacieśniając uścisk na Księdze Smoków. Czuła jak palce Ariego niespokojnie wybijają rytm między jej łopatkami, ale żadne z nich nie wykonało ruchu, by się od siebie odsunąć.
Chapter Text
Od rozpoczęcia wojny z Łupieżcami i po sporze z Dagurem, zajęcia w Smoczej Akademii stały się znacznie bardziej regularne. Podczas gdy Stoick budował obronę wyspy i dbał, by wszyscy byli gotowi w razie niespodziewanego najazdu, Hicca postawiła sobie za punkt honoru jak najlepsze przygotowanie Akademii. Czuła się odpowiedzialna za zaostrzenie ich długoletniego konfliktu z Łupieżcami i zerwanie chwiejnego pokoju z Berkserkami. Przynajmniej pilnując by Akademia była gotowa, mogła nieco nadrobić swoje błędy. W końcu może Albrecht jeszcze nie latał na smokach, ale wykorzystywał je w swoich planach, a jeśli miał w zanadrzu więcej takich maszkar, jak Krzykozgon, nie mogli pozwolić sobie na błędy
Nie tylko Hicca była się bardziej zmotywowana do pracy. Sączysmark od dłuższego czasu czuł w środku, że jego występy w Akademii nie były tak dobre, jak mogłyby być. Ojciec, nie przebierając w słowach, tylko utwierdził go w tym przekonaniu. Jorgensonowie byli stworzeni do wielkości, a odkąd smoki zamieszkały na Berk, Sączysmark systematycznie tracił swoją pozycję w oczach wodza i reszty społeczności. Dlatego, gdy tylko wioska wróciła do normy, po całym tym szaleństwie z Szeptozgonami, zabrał się ostro do pracy. Hakokieł chyba zgadzał się ze swoim Jeźdźcem, bo ich współpraca układała się zdecydowanie lepiej.
Vega pochyliła się niżej w siodle, kiedy nad jej głową śmignął Koszmar Ponocnik. Uznawszy, że nie ma nastroju, by gonić za kuzynem i ponownie pouczać go o konsekwencjach przetrenowania, co z pewnością trafi na głuche uszy, przewróciła oczami, kierując się na miejsce spotkania. Silfur zanucił pocieszająco, a ona w odpowiedzi poklepała, go z czułością po szyi.
- Wiesz co, smok?- zagadnęła cicho, dostrzegając pozostałych Jeźdźców (poza ludzką zmorą jej egzystencji) już na miejscu.- Mam przeczucie, że będą z tego jeszcze kłopoty- smok mruknął zgodnie lądując na piasku z cichym tąpnięciem.
- A temu co dzisiaj?- Hicca z troską zmarszczyła brwi. Miała wrażenie, że Hakokieł lata nieco wolniej niż zwykle, ale nie była całkowicie pewna.
- Podobno po tej całej sprawie z Albrechtem i Szeptozgonami non stop ćwiczy jak wariat- Ari wzruszył ramionami, obserwując szybko oddalającego się Koszmara Ponocnika.
- I podobno od zeszłego tygodnia to lata całymi nocami- dodał Śledzik, niespokojnie wiercąc się w siodle.
- Próbowałam z nim o tym pogadać, bo przetrenuje tego biednego smoka, ale to Smark i wszystko wpada jednym uchem, obija się w pustce przez chwilę i wypada drugim- Vega także dołożyła swoją cegiełkę.
Dalszą dyskusję przerwało pojawienie się omawianego duetu. Hakokieł ciężko opadł na piasek, wyglądając na absolutnie wyczerpanego, a Sączysmark z przesadną dumą uniósł się w strzemionach. Posłał swój niby czarujący uśmiech w kierunku bliźniaczek, nie dbając o to, że Hicca tylko skrzywiła się niekomfortowo, a Vega przewróciła oczami, decydując się dla własnego zdrowia psychicznego zignorować nieudanego amanta. Zamiast tego skupiła się na smoku, a w jej głowie rozległy się dzwonki alarmowe. Hakokieł nie wyglądał najlepiej. Powstrzymała się jednak od komentarza. Wielokrotnie marudziła kuzynowi, że przepracowuje swojego smoka i tylko strzępiła język po próżnicy, a jak powszechnie na Berk wiadomo, jej cierpliwość miała swoje granice.
- Aha. I co, proszę państwa? Siła, moc, szaleństwo- Sączysmark podszedł do grupy, prężąc muskuły i próbując zaimponować którejś z sióstr Haddock. Na jego nieszczęście, Vega skwitowała jego wysiłki ledwie znudzonym spojrzeniem, a Hicca całkowicie zignorowała, skupiając się z troską w zielonych oczach na jego smoku.
- Słuchaj, trochę ci się chyba smok zmachał- zaczęła ostrożnie, licząc że może tym razem coś przebije się przez grubą czaszkę osiłka.- Może na przykład... za dużo wymagasz?
- Na litość Thora, ty też?! Już mam Vegę na karku- jęknął oburzony, gwałtownie machając ramieniem w kierunku uzdrowicielki na terminie. W odpowiedzi obnażyła zęby i warknęła.- Za dużo wymagam? Proszę cię, tyle co nic. Hakokieł nie musi odpoczywać. On jest wojownikiem. A my, wojownicy, spełniamy się jedynie w walce- nadął pierś z dumą, próbując wyglądać onieśmielająco, ale, zdaniem Vegi, wyglądał jak napompowany jak.- Jak to zawsze mawia tatko...
- Czyli to kolejna mądrość wujka Sączyślina?- zielarka na terminie przewróciła oczami, jasno dając do zrozumienia, co myśli o kolejnym z głębokich wynurzeń głowy klanu Jorgensonów. Sączysmark tylko skrzywił się do niej, przyzwyczajony, że Berk nie jest jeszcze na tyle okwiecone, by odpowiednio docenić głęboki geniusz jego rodziny. Niestety, ta krótka przerwa dała innym czas, by dołożyli swoje uwagi.
- Więc co mawia twój ojciec? „Wykąp się wreszcie, syneczku”?- Ari spojrzał na niego z siodła Wichury, unosząc z rozbawieniem brwi.
- „Wyrwij sobie język, syneczku”?- dołączyła Szpadka,pochylając się na swojej głowie Zębiroga.
- „Wsadź lepiej jakowi łeb w...”- zaczął Mieczyk, ale nie dane mu było dokończyć swojej złotej myśli.
- Nie. Pudło. Wcale, że nie- Smark wszedł mu w słowo, wskazując na każdego ze swoich przyjaciół, zanim ponownie zmarszczył grube brwi na Vegę.- Tatko mówi: „Odpoczynek jest dla mięczaków”- zacytował z wyższością, a Hicca przejęła pałeczkę, zanim jej siostra wyraziła swoje zdanie na temat kolejnej Jorgensonowskiej bzdury.
- Okej, podziękujmy Sączysmarkowi za te jakże inspirujące słowa- wcięła się, a jej łagodny ton wystarczył, by nieco załagodzić nastroje.
- Spoko, nie ma za co- osiłek natychmiast zapomniał o rażącym braku szacunku dla jego wspaniałej rodziny i skierował się spowrotem do swojego smoka, który jak najlepiej wykorzystał krótką przerwę, jaka została mu dana.- No dobra, to co? Trenujecie ze mną czy może wolicie sobie troszeczkę odpocząć?- zarechotał, wspinając się spowrotem na siodło i ciągnąc Hakokła w powietrze.- Sączy-sączy-smark-smark-smark!
- Ugh!- Vega bezradnie pogroziła pięścią oddalającemu się kuzynowi.- Jak ja bym sobie chętnie od kogoś odpoczęła.
Hicca tylko pokręciła głową na wszechobecną agresję siostry i pogoniła wszystkich w powietrze. W końcu czas był ograniczony, a Stoick nawet nie chciał słyszeć o jakichkolwiek nocnych treningach. Nauczony doświadczeniem nie nałożył ponownie całkowitego zakazu latania i w ciągu dnia Akademia mogła spędzać w powietrzu każdą wolną chwilę, ale na nocnych lotach stawiał granice. Obie jego córki musiały być w domu zaraz po zmroku, bo czekałyby je konsekwencje. Dogonienie Sączysmarka nie zajęło im dużo czasu, a Hicca dopisała to do swojej mentalnej listy objawów. Pozwoliła wszystkim jeszcze przez chwile przekomarzać się nieszkodliwie, zanim klasnęła w ręce.
- Dobra, słuchajcie- zaczęła przerywając kształtujący się spór między jej siostrą i Arim, zanim zdążył przerodzić się w pełnoprawną kłótnie.- Jak wiemy, Albrecht ma wyraźną chętkę na Berk. Co gorsza, zaczął korzystać ze smoków. Jak się nauczy na nich latać, możemy się spodziewać wielkiej, powietrznej bitwy z Łupieżcami- pouczyła, by wszyscy mieli świadomość do czego może dojść.
- Ale gdzie?- zapytał Mieczyk, przerywając bitwę na spojrzenia z siostrą.
- Tutaj. W powietrzu, Mieczyk- wyjaśniła cierpliwie przywódczyni. Zdążyła przywyknąć, że bliźniaki zazwyczaj żyją na innym poziomie egzystencji.- W powietrzu i na smoku- dodała dla jasności.
- A Sączysmark na to: „Spróbuj mi podskoczyć, Albrechcik”- pysznił się Smark, napinając ramiona, jakby próbował imponować muskulaturą.
- A przypomnieć ci jak to mu ostatnio pokazałeś?- na jego nieszczęście, Vega nie była w nastroju na by znosić jego zwykłe przechwałki. Odchrząknęła i próbując naśladować kuzyna kontynuowała:- T-t-to w d-da-darze, P-panie- Jorgenson rzucił jej zdradzone spojrzenie, ale Ari natychmiast podłapał żart i obniżył głos, parodiując Albrechta.
- Leć, synku, do domu, zmienić portki- wymienił spojrzenia z młodą zielarką, zanim dokończyli chórem:- Jeśli się nie mylę, lekko przemoczone!- i oboje wybuchnęli śmiechem nie przejmując się piskliwymi protestami osiłka.
- Dobrze, już dobrze...- Hicca dobrodusznie przewróciła oczami, w środku ciesząc się nagłym przypadkiem komitywy.- Pobawimy się w dobrych i złych- oznajmiła, przypominając wszystkim, że niestety nie byli tam, by żartować i wygłupiać się.- Ari, będziesz perfidnym najeźdźcą, okej?- chłopak zasalutował jej z łobuzerskim uśmiechem i zwolnił Wichurę, by pozwolić reszcie się przegotować.- A co robimy my? To proste. Nie dajemy się złapać. Kogo dotknie Ari- odpada- wyjaśniła Hicca, starając się być jak najbardziej klarowna, dla mniej rozgarniętych członków zespołu. Szybkim spojrzeniem upewniła się, że nie ma pytań i dała sygnał do startu.
XXX
Silfur gwałtownie zanurkował między drzewa, a Vega przycisnęła się do smoczego grzbietu, by uniknąć ciosu w twarz o jakiejś zbłąkanej gałązki. Kątem oka cały czas obserwowała ich pogoń, ufając, że Zbiczatrzasł nie wpakuje ich w jakieś drzewo. Ari oczywiście ruszył prosto za nią, ignorując resztę ferajny. Przez chwilę skręcała gwałtownie, próbując zgubić pościg, ale Hofferson był zawzięty.
- Odczepisz się w końcu, czy nie?!- krzyknęła przez ramię, rzucając na dokładkę szyszką, która nieszkodliwie odbiła się od drzewa.
- Zapomnij!- chłopak był znacznie bardziej rozbawiony niż, jej skromnym zdaniem, powinien.- Nie puszczę cię!
- Ale żeś się uparł- z jękiem rozejrzała się na jakimś ratunkiem i poczuła jak nadzieja w niej narasta, kiedy między drzewami dostrzegła znajome sylwetki Śledzika i Sztukamięs, lecących znacznie wolniej.- Może tak idź Śledzika pościgaj, co?
- A gdzie w tym zabawa?- odpowiedział Ari nie spuszczając oczu z celu. Vega i Silfur byli szybcy i zwrotni, ale wciąż mieli swoje problemy i to była szansa dla niego i Wichury.
- To dyskryminacja!- poskarżyła się, próbując rzucić chłopakowi swoje słynne miażdżące spojrzenie. Przestała przez to zwracać uwagę dokąd leci i kiedy Silfur skręcił gwałtownie, by ominąć kępę gęsto rosnących drzew, odchyliła się w złą stronę i z hukiem wpadła w gałęzie. Kiedy jeszcze dochodziła do siebie, po nagłej zmianie miejsca poczuła klepnięcie w ramię i usłyszała rozbawione „Wypadasz” Ariego. Z jękiem wydostała się z krzaków i pogroziła pięścią odlatującemu Zębaczowi.- Zaraza! A żeby cię Pyskaczowe trolle zabrały!
XXX
Śledzik z zadowoleniem leciał przez las, manewrując między drzewami. Może on i Sztukamięs nie byli najszybsi, ale jej zbita forma i znacznie mniejsza rozpiętość skrzydeł, pozwalała im w miarę wygodnie poruszać się w bardziej zarośniętych terenach. Zresztą nie tak dawno widział, że pierwszym celem Ariego została Vega, a zgodnie z jego szacunkami ich pościg powinien jeszcze trwać. Ośli upór obojga zdecydowanie miał swoje dobre strony.
- I proszę, jak ładnie moja gibka, zwinna Księżnisia, gubi wroga. Brawo, mała- pochwalił przytulając się do swojego ukochanego smoka i z radością przyjmując smagnięcie czubkiem gorącego języka po policzku.
- Z góry, rzeczywiście bardzo gibka- zaśmiał się znajomy głos, a Śledzik ledwie zdążył krzyknąć z zaskoczenia, kiedy poczuł klepniecie w ramię. Dokładnie to samo gdzie miał już trwałego siniaka, dzięki uprzejmości Vegi i jej brutalnych sposobów okazywania uczuć.- Wypadacie, słoneczka!- Wichura śmignęła nad nimi w poszukiwaniu kolejnych ofiar. Sztukamięs wyraźnie podupadła, że zostali złapani jako jedni z pierwszych, ale Śledzik uściskał ją pocieszająco.
- Nie daj się dziewczyno, tak tylko gada- zapewnił, przyciskając czule policzek do twardej skóry.- I tak to ty masz tu największe serducho- zapewnił, a Sztusia zamruczała w znacznie lepszym nastroju. W końcu dla niego była idealna i tylko to się liczyło.
XXX
Ari szczerze zastanawiał się, co tak naprawdę siedzi w głowach bliźniaków Thorston. ich naturalna synchronizacja była całkiem niesamowita, gdzieś na granicy czytania w myślach, a skłonność do ryzyka kazała mu rozważać czy to odwaga, czy zwykła głupota. W chwilach zagrożenia Mieczyk bywał niezwykle błyskotliwy, a jeśli szło o psoty jego kreatywność nie miała granic. Szpadka, choć równie kreatywna, była też piekielnie spostrzegawcza i potrafiła z łatwością czytać ludzi (co nie raz i nie dwa doprowadzało go do szału). Mieli swoje momenty, przez co zaczynał sądzić, że nie są kompletną parą jaczych łbów, ale...
Ale potem robili coś takiego...
- Mówiłem, że genialny plan- szepnął Mieczyk do siostry. Oboje ukryli smoka za wąskim drzewem, ukrywając siebie i głowy w listowiu. Co z tego, że cały tułów Zębiroga był doskonale widoczny. Na dodatek zupełnie nie dbali o zachowanie ciszy.
- No, patrz- Szpadka zaśmiała się paskudnie.- Gapi się na nas, a w ogóle nas nie widzi. Rewelacja.
- Ćśś, cicho- zachichotał jej brat, w nagłym przebłysku rozsądku zdając sobie sprawę, że można ich usłyszeć.
Z ciężkim, rozczarowanym westchnieniem Ari poprowadził Wichurę, bliżej „ukrywającego” się smoka i jego głupich Jeźdźców. Lekko poklepał obie szyje smoka, czując jak za oczami zaczyna narastać ból głowy. Naprawdę nie dziwił się, że Vega, musząc zajmować się nimi przez większość czasu, tak często narzekała na migreny.
- Wypadasz i wypadasz- oznajmił obojgu decydując, że ma fizycznie dość obchodzenia się z nimi. Zresztą musiał jeszcze dorwać Hiccę, a to na pewno nie łatwe zadanie.
- Ej, do kogo on gada?- szepnął bliźniak, nadal przekonany o działaniu swojej kryjówki.
- No do nas nie- zapewniła go siostra i oboje pozostali na swoich miejscach przekonani, że oszukali Ariego i wygrają to małe ćwiczenie treningowe.
XXX
Znalezienie Hicci i Szczerbatka wcale nie było trudne. Zgodnie z przewidywaniami szybowali spokojnie wysoko nad oceanem, jakby po prostu czekali, aż zostaną znalezieni.
- W sumie to od razu możesz się poddać- zawołał do niej, prowadząc Wichurę za Szczerbatkiem w równie spokojnym tempie. W końcu gdyby od razu uderzył, nie byłoby w tym żadnej frajdy.
- Łał, no proszę. Gadasz jak Albrecht- zaśmiała się, głębiej pochylając się w siodle i rozglądając po okolicy. Jej spojrzenie przykuło wejście do jaskini w ścianie klifu. Właściwie był to tunel, który znaleźli kiedyś, eksplorując wyspę niedługo po zakończeniu wojny. - To co, Szczerbatek?- mruknęła do smoka.- Zobaczymy, jak sobie panicz radzi w kompletnych ciemnościach?- zmieniła ustawienie lotki i wystrzelili do przodu, znikając w mroku tunelu.
- Oj, Hicca, jaka ty jesteś przewidywalna- westchnął Ari, poganiając Wichurę. Oczywiście, że spróbuje wykorzystać ciemność w tunelu, aby mu uciec.
Tunel był na tyle wąski, że Szczerbatek nie mógł w pełni rozłożyć skrzydeł, co nieco ich spowolniło, ale ciemny i kręty, więc szybki lot mógł skończyć się kraksą. Hicca przylgnęła do smoczego grzbietu, całkowicie ufając, że echolokacyjne zdolności Szczerbatka wystarczą, by w nic nie uderzyli. Za sobą słyszała łopot skrzydeł Wichury i kątem oka dostrzegła delikatny poblask jej magnezowego płomienia. Oczywiście, Ari podążył za nimi.
- Ari, kompletnie przewidywalny- prychnęła pod nosem, gdzieś w środku ciesząc się jednak, że znają się na tyle dobrze, że niemal czytają sobie w myślach. Z uśmiechem pochyliła się niżej w siodle.
Wichura z głośnym skrzekiem wyskoczyła z tunelu, a Ari, mrużąc oczy w jasnym słońcu, rozejrzał się czujnie dookoła, szukając najmniejszego śladu Nocnej Furii i jego jeźdźczyni. Nigdzie ich jednak nie było. Zmiął w ustach przekleństwo i pociągnął swojego Zębacza wyżej, szukając kolejnej ofiary.
XXX
Hicca ostrożnie wyjrzała spomiędzy skrzydeł swojego smoka, upewniając się, że jej mały fortel zadziałał i nikt nie czai się w mroku z niebieskimi oczami błyszczącymi triumfem i przekornym uśmiechem. Byli jednak sami, a Szczerbatek z zadowolonym pomrukiem rozłożył skrzydła z miejsca, gdzie zwisał głową w dół, owinięty skrzydłami i utrzymując jego małą partnerkę.
- Nie będzie za szczęśliwy, co?- Hicca ostrożnie wróciła na siodło, uśmiechając się na myśl o upartym zaciśnięciu ust Ariego, kiedy ponownie zarzuci jej żartobliwie, że oszukiwała, bo znowu dał się przechytrzyć.- Oj, nie będzie.
XXX
Znalezienie Hicci, kiedy wiedziała, że jej szuka i już raz mu się wymknęła graniczyło z cudem, więc zdecydował skupić się na znalezieniu ostatniego zawodnika w ich małej grze. Nie było to wcale trudne. Sączysmark przez większość dni miał świadomość otoczenia na poziomie przeciętnego kamienia, a jego przerośnięte ego nie pozwalało mu zauważyć tego problemu, co zawsze wystawiało go na ataki, a potem reszta Akademii musiała ratować mu tyłek. Przynajmniej Hakokieł pod swoją dumą miał odrobinę rozsądku i zazwyczaj był w stanie utrzymać siebie i swojego głupiego Jeźdźca przy życiu. Ale wyglądał na wyczerpanego, a kiedy razem z Wichurą ich dogonili, Ari zdał sobie sprawę, że jego łuski były znacznie bardziej wypłowiałe niż wcześniej. Węzeł niepokoju zacisnął się mocniej, kiedy pomimo nalegań Smarka i kilkakrotnych prób smok nie pokrył się płomieniami jak zwykle. Szybko podleciał bliżej i klepnął osiłka w ramię, by zakończyć grę.
Ponuro obserwował, jak Smark próbuje nakłonić Hakokła do współpracy, czekając aż reszta się zbierze. Śledzik wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale jego wrodzona niepewność nie pozwalała mu na to. Bliźniaki sprzeczały się między sobą i trącały, nieświadome otoczenia. Vega zmrużyła ponuro oczy i zacisnęła usta, rzucając spojrzenie siostrze, która z niepokojem obserwowała wszystko.
- Co?!- warknął w końcu osiłek, zauważając, że pozostali obserwują go i Hakokła. - Macie coś do mnie czy coś? Nie widzieliście w życiu złośliwego smoka?
- Słuchaj, tonie złośliwość, myślę- zaczęła Hicca łagodnie. Jej wielkie zielone oczy były pełne troski, kiedy patrzyła między kuzynem a siostrą. Stan Koszmara Ponocnika był niepokojący, a Vega z pewnością nie cofnęłaby się przed zrobieniem krzywdy Jeźdźcowi, by móc pomóc smokowi.- No bo... Z nim chyba jest coś nie tak. Nie dał rady się zapalić,
- Nieprawda- sprzeciwił się chłopak, zaciskając palce na siodle.- Nie „nie dał rady”, tylko nie chciało mu się, łapiesz? To chyba różnica- naciskał, odrzucając samą myśl o tym, że jego smok może potrzebować pomocy. Jorgensonowie byli silniejsi niż ktokolwiek, a Hakokieł był częścią rodziny.- Nudzą go te wasze nudne zabawy. Może się zapalać, kiedy tylko chce.
- Poważnie?- prychnął Mieczyk, niecodziennie poważny.- To weź go teraz zapal.
- Eee- zająknął się były tyran, nagle tracąc całą butę.- Teraz to nie ma ochoty.
- Sączysmark, Hicca ma rację- wtrąciła się Vega ze zmarszczonymi brwiami i szarymi oczami skupionymi i analitycznymi.- Trzeba go zbadać. Im szybciej, tym lepiej.
- Dobra- burknął w końcu niezadowolony.- A badaj sobie. Ale ja wam mówię, że wszystko okej.
XXX
Niemal natychmiast po powrocie na Arenę, Hicca, Vega i Śledzik zabrali się do pracy.
Hicca i Śledzik szybko przewertowali Księgę i zapiski Borka, by stworzyć listę objawów, które Vega kolejno potwierdzała, przegrzebując jednocześnie własne notatki w poszukiwaniu wskazówek. im więcej objawów się potwierdzało, tym bardziej zaniepokojeni stawali się Jeźdźcy.
- I co? Wszystko gra- głos Sączysmarka był spanikowany, kiedy rozglądał się dookoła, szukając poparcia.- Wszystkie objawy to dobrze, nie?
- Jasne, stary- zapewnił Mieczyk z błyskiem litości w oczach.
- Hicca, każdy z objawów to poważna sprawa. A wszystkie naraz...- chłopiec pokręcił ponuro głową.- Bardzo poważna sprawa.
- Czyli? Co to może znaczyć?- przywódczyni spojrzała pomiędzy entuzjastą botaniki a uzdrowicielką na przyuczeniu.
- Objawy są wspólne dla kilku różnych schorzeń, a naprawdę nie chcę rzucać teoriami, bo niektóre to naprawdę bardzo poważna sprawa- odpowiedziała ponuro Vega, nadal klęcząc na kamieniach i głaszcząc chorego smoka.
- Z tego co pamiętam i wyczytałem, Koszmar Ponocnik może stracić zdolność samozapalania się- Śledzik ponownie zanurzył nos w książkach wertując je z wielkim zapamiętaniem.
- Ale czemu?- Ari niespokojnie poruszał się w miejscu. Jasne, rozumiał potrzebę omówienia wszystkiego, ale zawsze lepiej czuł się w działaniu. Wichura pocieszająco trąciła go dziobem w ramię.
- Z masy powodów- mędrek wzruszył ramionami.- Ze starości...
- Odpada- Vega pokręciła głową, nadal kucając przy Koszmarze.- Hakokieł to młody smok.
- Przez kontuzję- kontynuował pulchny chłopiec, ale zielarka ponownie potrząsnęła głową.
- Żadnych kontuzji w ostatnim czasie- zaprzeczyła, zanim spojrzała lodowato na chłopca.- Zresztą daję z siebie wszystko, żeby nasze smoki były w najlepszej możliwej kondycji. Niestety, niektórzy członkowie naszego zespołu to ameby i nie słuchają dobrych rad- rzuciła wymowne spojrzenie kuzynowi.
- Ze zmęczenia- Śledzik szybko podał kolejny powód, próbując zapobiec konfliktowi.
- Bo jego uparty Jeździec zajeździł go prawie na śmierć?- Ari ponownie zabrał głos, rzucając paskudne spojrzenie osiłkowi. Smark, usilnie szukając czegoś, by zamaskować własny niepokój, zareagował natychmiast przyjmując gniew jak rodzaj ukojenia.
- Co ty nie powiesz?- fuknął, nadymając pierś, by wydawać się bardziej onieśmielający. Na jego nieszczęście na Ariego to nie działało, ale wyprostował się gwałtownie, gotowy do konfrontacji. Hicca natychmiast podeszła bliżej, kładąc dłoń na przedramieniu swojego zastępcy, by go uspokoić.- A ja ci powiem, że zawsze tak ciężko trenujemy. Okej, nie zapala się, wielkie mi co. No to jak to się leczy?
- Bo...- zaczął Śledzik, ale zamarł, kiedy wściekłe oczy skierowały się na niego. Kątem oka zauważył, że Vega powoli podnosi się ze swojej przykucniętej pozycji, więc zmusił się, żeby kontynuować.- No bo z tymi ognistymi to jest tak, że jak się nie są w stanie zapalać, stają się tak zupełnie, zupełnie bezbronne i...
- I co?!- warknął Sączysmark, robiąc gwałtowny krok w kierunku łagodnego kolegi.- No dokończ, mądralo- Śledzik pisnął, próbując wycofać się z konfrontacji, a Vega stanęła między nimi, zaciskając szczękę.
- Pomyśl, Sączysmark- syknęła, ale nie wykonała żadnego ruchu, by eskalować sytuację.- To tak jakby Wichura albo Silfur stracili nagle możliwość miotania kolcami. Hakokieł ma teraz spory problem.
- I trzeba działać, Sączysmark- dodał Śledzik, czując się znacznie pewniej, kiedy od byłego tyrana oddzielała go Vega.- Natychmiast.
XXX
Oczywiście, „natychmiast” jak zawsze nie weszło w życie. Ari, Śledzik i Hicca zaszyli się w domu wodza, by jeszcze raz przeszukać notatki Borka, a Vega udała się do Gothi, licząc, że albo mentorka albo jej bogaty zbiór manuskryptów medycznych coś jej podpowiedzą. Sączysmark zabrał Hakokła do domu i pozwolił smokowi położyć się wygodnie wokół paleniska. Delikatnie podrapał go przy rogach, próbując pomóc mu poczuć się lepiej. Odpowiedział nieszczęśliwym pomrukiem, ze zmęczeniem przymykając oczy.
- Proszę cie, nie przejmuj się nimi. Kompletnie bez sensu ci nagadali- zapewnił, próbując samego siebie przekonać, że będzie dobrze.- Hakokieł jesteś. Prawdziwy wojownik. Niezniszczalny wojownik. Tak jak ja, prawda?
- Sączysmark!- drzwi otworzyły się z hukiem, a potężna sylwetka Sączyślina weszła do środka. Chłopak podskoczył z zaskoczenia, odruchowo ustawiając się między ojcem a smokiem. Wiedział, co myśli nawet o krótkich przerwach, a jego bezkompromisowy charakter powodował, że na wszystkie próby sprzeciwu reagował gniewem i głośnym wyrażeniem własnego rozczarowania. Tym razem jednak przeszedł przez pokój nie zwracając zbytniej uwagi na syna. Zaczął przeszukiwać stos broni w kącie, o którego posprzątanie usilnie dopraszała się jego żona.- Ty, nie widziałeś gdzieś mojej maczugi?
-;Co?- chłopak wyrwał się z własnych myśli i przerwał mechaniczne głaskanie pyska Hakokła, by spojrzeć na ojca.- Nie, nie, nie widziałem.
- Pewien jestem, że gdzieś ją tu zostawiłem- Sączyślin podrapał się po głowie pod hełmem, zastanawiając się gdzie też mogła podziać się jego broń. Nawet jeśli sam jej nie przełożył, jego żona miała własne, bardzo silne zdanie na temat tego, gdzie niektóre rzeczy powinny leżeć.
- Chcesz to pożyczę ci swoją- zaproponował Smark, podskakując na nogi i sięgając pod schody, gdzie po reprymendzie matki zaczął składować własne rzeczy, których nie chciało mu się znosić spowrotem do sali ćwiczeń w piwnicy. Choć początkowo planował, by był to równanie jego pokój, odkąd na Berk zamieszkały smoki, ponownie przeniósł się na poddasze. Okno dachowe znacznie ułatwiało nocne eskapady.
- Chcę- zgodził się ojciec bez namysłu.- Muszę lecieć do portu. Konkurs sobie urządziliśmy, kto ma najtwardszą czachę- oznajmił z dumą, a Sączysmark musiał bardzo się powstrzymywać, żeby nie parsknąć. Vega wielokrotnie wyrażała swoje zdanie na temat różnorodnych konkursów, które mieszkańcy organizowali samowolnie w miarę regularnie, a każda konkurencja przysparzała jej i Gothi pracy.
- Masz jakiś problem z jaszczurem?- Sączyślin zatrzymał się w progu, wreszcie zdając sobie sprawę, że zazwyczaj o tej porze, jego syn i reszta młodzieży z wioski bawili się ze swoimi smokami gdzieś daleko. Teraz jak o tym pomyślał smok również wyglądał mizerniej.
- Co?! Z nim?- pisnął chłopak, wyraźnie stając się bardziej nerwowy.- Wszystko gra, odpoczywa tylko.
- Ty wiesz, co ja myślę o odpoczywaniu?- z naganą uniósł jedną brew, a nastolatek widocznie skurczył się pod jego osądzającym spojrzeniem, zanim wspólnie kontynuowali:- Odpoczywanie jest dla mięczaków.
- Tylko krótka przerwa- zapewnił go syn, wiercąc się nerwowo.- Cały dzień paliliśmy, grabiliśmy i rozwalaliśmy. Dobrze mówię, Hakokieł?- smok wydał z siebie smętne charczenie i zwinął bliżej ognia.- Hehe, ryczy tylko tak cicho do siebie i...
- Powiem ci synek, jak wojownik wojownikowi- przerwał mu, nie chcąc dłużej patrzeć jak dzieciak się kompromituje. Wcześniej był wojownikiem i nie okazywał przywiązania, ale odkąd zaczął tyle czasu spędzać z resztą bachorów, znów pojawiły się żałosne sentymenty. Musiał więc przypomnieć synowi, gdzie leży siła Jorgensonów.- Kiedy nasze miecze nie chcą już ciąć jak dawniej, ostrzymy je. Ale przychodzi w końcu taka chwila, że już naostrzyć się nie da. I wtedy sprawiamy sobie nowe- wymownie spojrzał na gada, który tylko łypał na niego smutno.- Dzięki za maczugę- rzucił jeszcze przez ramię, wychodząc z chaty.
XXX
Vega zignorowała kolejny jęk, kiedy niedelikatnie przycisnęła blok lodu do głowy jednej z nieszczęśliwych ofiar kolejnego głupiego konkursu. Naprawdę już jakiś czas temu straciła resztki wiary w zdrowy rozsądek większości mieszkańców, ale była przekonana, że nawet oni mają na tyle instynktu samozachowawczego, by nie okładać się nawzajem maczugami dla zabawy. Takie coś tylko odciągało ją i Gothi od prawdziwych pacjentów. Posłała ciężkie spojrzenie Sączyślinowi, który był następny w kolejce. Poza rozciętą brwią i pokaźnym guzem wydawał się całkowicie w porządku, relacjonując siedzącemu obok Svenowi wcześniejszą rozmowę z synem. Zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że ten zupełnie go nie słuchał wkładając każdą cząstkę rozumu w to, by nie zwymiotować ponownie na cały podest.
- Nie wierć się- syknęła do wuja, przykładając lód do opuchlizny i bliżej przyglądając. się rozcięciu. Syknął i przerwał swoją opowieść, kiedy czystą szmatką oczyściła krew, nie dbając o delikatność.- Trzeba będzie szyć- z namysłem skinęła głową i odbiegła do chaty po zestaw. Wróciła równie szybko i popatrzyła na mężczyznę w zamyśleniu.
- Na co czekasz, dziewczyno?- pogonił ją zirytowany. Miał czym się zajmować i gdyby Gothi zajęła się nim, zamiast zostawiać go w rękach niekompetentnej czeladniczki.
- Wiesz, wujku- zaczęła nagle uśmiechając się najsłodszym, najbardziej troskliwym uśmiechem, choć jej szare oczy pozostały zimne. Coś w jego wnętrzu obudziło się i kazało natychmiast szukać ucieczki, ale jego duma z łatwością stłamsiła owy głosik. Vega była w końcu ledwie połową jego wzrostu i jedną trzecią wagi. Nie stanowiłaby najmniejszego zagrożenia- Zazwyczaj przy szyciu znieczulamy miejsce, ale jestem pewna, że tak wspaniały wojownik jak ty poradzi sobie bez tego- zasugerowała, a jej głos wręcz ociekał sztuczną słodyczom. - Oczywiście, jeśli się boisz, mogę działać zgodnie ze standardową procedurą...- dodała troskliwie, przyciskając zestaw do piersi w udawanej niewinności.
- Jorgensonowie, niczego się nie boją- odpyskował z butą, zbyt zajęty swoją dumą, by przejmować się błyskiem triumfu, który przemknął po twarzy dziewczyny.- Nie gadaj tyle, tylko weź się wreszcie do roboty- skarcił, a ta pokiwała gorliwie głową i podeszła bliżej.
Prawie czterdzieści minut później leciała na Silfurze w kierunku Areny, a w uszach wciąż dźwięczały jej jęki i stęknięcia Sączyślina, które wydawał, kiedy zszywała ranę, zgodnie z jego prośbą bez znieczulania obszaru. Nawet reprymenda od Gothi była warta tego, by zobaczyć, jak mężczyzna traci całą swoją butę i arogancję po wpływem jej dłoni i jednej malutkiej igły.
- Hej, ludzie. Mamy coś?- zapytała, kiedy dotarła na miejsce. Hicca Śledzik debatowali nad możliwymi rozwiązaniami, więc ukucnęła obok Hakokła i delikatnie podrapała go przy rogach.- Nie martw się, kolego, wszystko będzie dobrze- obiecała, przyciskając zimne palce do jego poszarzałych łusek. Smok tylko jęknął smutno.
- My jesteśmy Pożeracz Ognia!- z niespokojnych rozmyślań wyrwał ją okrzyk Mieczyka i równie entuzjastyczny wiwat Szpadki.
- Żadnego samopodpalania- zareagowała natychmiast, mając nadzieję, że jednak nie uznają, że ich zachęca i nie wypróbują tego.
- Nie samopodpalanie, a Ognioglisty- sprostowała Hicca, podchodząc do siostry.- Bork nazwał je Pożeraczami Ognia. Są z tego samego rodzaju co Ponocniki. Na pewno mają w sobie coś, co da radę rozpalić Hakokła- wyjaśniła, gestem wołając wszystkich bliżej.- Ari, bliźniaki i ja przelecimy się po wyspie, zbieramy Ogniglisty ile się da. Śledzik, ty czytasz dalej. Vega, zostajesz i czuwasz- wydała rozkazy i ruszyła do Szczerbatka,gotowa działać.
- Ej, a ja co?!-sprzeciwił się Sączysmark, desperacko chcąc się do czegoś przydać.
- Zostań ze smokiem. Potrzebuje cie- Hicca z pocieszającym uśmiechem wskazała na Hakokła, który leżał na środku posadzki niemal bez życia. Zaniepokojona Vega krążyła nad nim, a Silfur podążał wiernie za nią, trącając co jakiś czas nosem.
- Niech wie, że ci zależy- dodał Ari, nietypowo łagodnym głosem, zanim opuścił Arenę. Nocna Furia i Zębiróg nie byli daleko w tyle.
Tymczasem Sączysmark podszedł do twojego smoka i usiadł na ziemi tuż obok, wciągając wielki łeb na swoje kolana i drapiąc toż przy rogach. Niepokój ściskał mu żołądek, kiedy wpatrywał się w smutne oczy swojego smoka, zastanawiając się, czy naprawdę był aż tak okropny, że musiało dojść do czegoś takiego, żeby zdał sobie sprawę, że Hakokieł też czasem potrzebuje czasu. Ale co w takim wypadku z naukami jego ojca? Przecież odpoczynek był dla słabeuszy i nierobów.
- Trzymasz się?- zaskakując troskliwy głos i delikatny dotyk na ramieniu wystarczyły, by wyrwać go ze spirali. Zielarka na przyuczeniu kucała obok niego, jednym ramieniem obejmując kolana, a drugą rękę wciąż trzymała na jego. Głowę miała przekrzywioną na bok, a jej szare oczy były łagodne i niecodziennie miękkie.
- Ja...- głos mu się załamał i odchrząknął.- Naprawdę nie wiem- przyznał niepewnie.- Hakokieł jest tak straszliwie chory, bo zmuszałem go do pracy bez przerwy, a ja nie mogę nic zrobić. Poza tym tatko powiedział...- przerwał ponownie, czując jak coś ściska mu gardło, a oczy pieką od niewylanych łez.
- Wiesz, na twoim miejscu, nie przejmowałabym się tak bardzo tym, co gada wujek Sączyślin. Nie jest najlepszym wzorem do naśladowania- zapewniła delikatnie, ściskając delikatnie palce.- To nie tobie musiałam zszywać ranę głowy, bo wdałeś się w jakiś durny konkurs. Poza tym, troszczysz się, a to cholernie dużo znaczy- zabrała rękę z jego ramienia tylko po to, by delikatnie pstryknąć go w ucho.- A jeśli chodzi o zdrowie, dosłownie jestem uzdrowicielem. Pytaj mnie zamiast głupio wierzyć we wszystko, co mówią inni.
XXX
Minęły prawie trzy godziny, zanim pozostali Jeźdźcy wrócili na Arenę. Pomimo usilnych starań Śledzik nie znalazł w książkach nic nowego, a Vega i Sączysmark rozmawiali przyciszonymi głosami nad głową smoka. Wspólnymi siłami rozłożyli Ognioglisty wokół Hakokła i cofnęli się, czekając z zapartym tchem. Kiedy nic się nie wydarzyło ramiona im opadły w porażce. Hicca poczuła jak serce jej się ściska, kiedy dostrzegła pokonaną twarz kuzyna.
- Może jak sobie trochę wypije?- zasugerował Mieczyk, podsuwając Hicce miskę.
- A co to jest?- zapytała podejrzliwie, niepewna czy powinna ślepo ufać bliźniakom.
- Mleko z tych glist- odpowiedziała Szpadka wyglądając na niesamowicie dumną z siebie.
- Że co? Że mleko?- upewnił się Ari, ściskając mostek nosa. Czasem naprawdę nie dowierzał w głupotę obojga.
- Ale Mieczyk...- zaczął ostrożnie Śledzik, podchodząc bliżej i patrząc na nieporadnie opatrzone ręce chłopaka.- Bo mnie się wydaje, że Ognioglisty nie da się wydoić.
- Ta. No super- chłopak niedbale wyrzucił naczynie, patrząc ponuro na swoje poranione ręce.
- Pokaż to, kretynie- Vega z gniewnie zmarszczonymi brwiami, chwyciła go za przed ramię i pociągnęła do miejsca, gdzie zostawiła swój przybornik. Silfur, któremu jakiś czas temu znudziło się krążenie za nią, spał zwinięty obok.
- Słuchajcie, a może trzeba by te glisty położyć na smoku, co?- zasugerowała Hicca chwytając się brzytwy. Musieli jakoś pomóc Hakokiełowi.- Może jakoś przejmie od nich ten ogień.
- Właśnie! Dobre, Hicca!- Sączysmark klepnął kuzynkę w ramię, dozo delikatniej niż kiedykolwiek wcześniej.- Bardzo dobre! Glisty na smoku! Ale ty jesteś mądra!- chwycił za jedne ze szczypiec, których używali wcześniej to ułożenia małych gadów. Kiedy nikt inny się nie poruszył spojrzał na nich z dziką desperacją w oczach.- No co? Co tak stoicie?! Róbcie coś!
Wspólnymi siłami szybko rozłożyli pozbierane wcześniej Ogniglisty na wypłowiałych łuskach Hakokła. Vega w międzyczasie zdążyła odpowiednio opatrzyć dłonie Mieczyka, jednocześnie pouczając oboje Thorsthonów, że są idiotami i mają przestać celowo robić sobie krzywdę. Domyślała się, że niewiele dotarło, ale gadanie pomogło jej wyładować emocje, a to zawsze była lepsze alternatywa niż pobić oboje na miazgę.
Przez chwilę wydawało się, że to działa. Oczy smoka odzyskały nieco blasku, a nawet wykrzesał mały płomień u podstawy rogów. Hicca poczuła jak napięcie spływa z jej ramion i uśmiechnęła się, widząc jawnie szczęśliwą twarz kuzyna. Niestety nadzieja znikła równie szybko jak się pojawiła, zniknęła, kiedy płomyk zgasł zostawiając po sobie smętną strużkę dymu. Bliźniaczki wymieniły zaniepokojone spojrzenia. Powoli kończyły im się opcje.
- Ludzie, potrzebujemy więcej glist!- krzyknął Smark, rozglądając się gwałtownie.- Już, już, już! Więcej glist!
- Sączysmark- Ari złapał go za ramię i zatrzymał, zanim ten mógł dalej krzyczeć. Był zaskakująco spokojny, ale jego niebieskie oczy miały w sobie pewien smutek.- Boję się, że na Berk to wyzbieraliśmy już wszystkie.
- Okej, to sprawdźmy Wyspę Smoków- Vega przywołała Silfura, gotowa wspiąć się na siodło.- Jeśli się postaramy w trzy do czterech godzin obrócimy tam i spowrotem.
- A myślisz, że mamy tyle czasu?- wojownik wskazał na wycieńczonego Koszmara, a zielarka zacisnęła usta, odmawiając przyznania mu racji.
- Więc lepiej się po prostu poddać?!- warknęła, zaciskając pięści i czując jak znajomy gniew zaczyna płonąć w jej wnętrzu.- Rób, co chcesz, ja nie zamierzam być bezczynna- z wyzwaniem w oczach, wskoczyła na siodło i porwała Silfura w niebo. Gdzieś na Berk na pewno było jeszcze kilka Ognioglist, a jeśli nie sprawdzi Wyspę Smoków i każdą inną jaką znajdzie po drodze.
- Nie zamierzasz jej zatrzymać?- Ari odwrócił się w kierunku Hicci i zmarszczył brwi w konsternacji, kiedy zdał sobie sprawę, że podczas gdy on i Vega sprzeczali się, przywódczyni obserwowała bliźniaki w zamyśleniu gryząc paznokieć kciuka. Spojrzał na dwójkę awanturników i westchnął, kiedy zauważył, że wymachiwali do siebie szczypcami, trzymając w nich Ognioglisty. Naprawdę miał nadzieję, że nie postanowili się nawzajem podpalić.- Słuchaj, serio będziemy sobie teraz stać i oglądać bliźniaki?
- A powiem ci, że właśnie owszem- spojrzała na niego z nową iskrą w oczach.- Bo wpadłam na genialny pomysł- oznajmiła z szerokim uśmiechem i podeszła do wichrzycieli.- Może... może za często wam tego nie mówię, ale jesteście naprawdę genialni czasem.
XXX
Vega pochyliła się niżej w siodle, uważnie przyglądając ziemi pod nimi, kiedy Silfur manewrował w wąskich przesmykach górskich. Gdzieś musiało być jeszcze kilka Ognioglist, a ona zamierzała je znaleźć i zabrać do Hakokła. Nie zamierzała pozwolić, by stało się najgorsze, a skoro te małe gady miały pomóc musiała szukać. Nawet jeśli reszta już się poddała...
- Vega!- wrzasnęła i szarpnęła się w siodle, kiedy nad nią nagle rozległ się znajomy głos.- Pośpiesz się, lecimy na Wyspę Ognioglist- pośpieszył ją Ari, kierując Wichurę w kierunku, w którym udała się reszta.- Bliźniaki znalazły wskazówkę.
- Moment. Bliźniaki?- powtórzyła uzdrowicielka z niedowierzaniem. Zaraz potem zmrużyła podejrzliwie oczy.- Znowu najadłeś się smoczymiętki, czy po prostu bredzisz?
- O rany- chłopak przewrócił oczami, zanim zaczął wyjaśniać:- Bliźniaki próbowały się nawzajem podpalić i Hicca zauważyła, że Ognioglisty płoną jaśniej, kiedy są bliżej siebie. A jeśli płoną jaśniej bliżej siebie...
- Zaprowadzą nas na swoją wyspę- dokończyła z szerokim uśmiechem, poganiając Silfura.- To na co jeszcze czekamy?! Lećmy!
XXX
Dogonienie reszty nie zajęło im dużo czasu, głównie ze względu na stan Hakokła, który leciał nisko na szarym końcu nie równo machając skrzydłami. Podczas gdy Ari udał się na przód by dołączyć do Hicci, Vega zwolniła Silfura przy osłabionym Koszmarze.
- Jak się trzymasz?- zapytała kuzyna łagodnym tonem. Chłopak tylko wzruszył ramionami, nie patrząc jej w oczy.- Damy radę. Zobaczysz, zaraz znajdziemy tę Wyspę i Hakokieł...
- Przestań...- przerwał jej Smark napiętym głosem.- Proszę... Po prostu...- przerwał, nie wiedząc jak ubrać w słowa swoje myśli.
- Jasne, przepraszam- wymusiła uśmiech, dalej lecąc w ciszy. Silfur zanucił, próbując na swój sposób poprawić jej nastrój. Nagrodziła jego wysiłki, drapiąc ciepłe łuski na szyi. Zacisnęła usta, kiedy Hakokieł zaczął tracić wysokość, ale zanim zdążyła wyrazić swoje obawy, Hicca krzyknęła triumfalnie, gwałtownie skręcając w lewo.
Po tym nie zajęło im długo, by dotrzeć na Wyspę. Była mała, pełna skał i urwisk z niewielką tylko roślinnością i dwiema górami, jedną znacznie mniejszą od drugiej. Oblecieli ją, szukając odpowiedniego miejsca by wylądować i z zaskoczeniem zdali sobie sprawę, że całe wybrzeże pełne jest jaskiń, tworzących sieć tuneli pod powierzchnią. W końcu Hicca wybrała małą plaże na uboczu i poprowadziła drużynę do lądowania.
- Vega, weź bliźniaki i zróbcie rekonesans. Upewnijcie się, że nic nie spróbuje nas dopaść- zarządziła, a jej siostra zasalutowała niedbale, zanim zabrała pozostałą dwójkę i odlecieli.- Sączysmark, zostaniesz, ze smokiem. Tak będzie lepiej- uspokoiła, kiedy cały się zjeżył.- Ari i ja przyniesiemy wam te glisty- wojownik skinął głową bez słowa, poprawiając się w siodle.
- Nie, Hicca, to moja wina- sprzeciwił się natychmiast osiłek w zaskakującym pokazie samoświadomości.- To... To ja go tak załatwiłem. I ja chcę go uratować- oznajmił z determinacją, patrząc w oczy kuzynki. Hicca przez chwilę rozważała pomysł, zanim spojrzała na swojego zastępce. Ari uśmiechnął się uspokajająco.
- Nie ma sprawy, my tu zostaniemy z Hakokłem- zapewnił, wskazując na Śledzika, który kulił się na grzbiecie Sztukamięs, zaniepokojony nową okolicą.
- Ale się spieszcie, dobra?- poprosił nieco piskliwie.
- Wskakuj- Hicca z zapałem skinęła głową, wskazując kuzynowi, by dołączył do niej na grzbiecie Szczerbatka, zanim ruszyli do jaskiń.
Tunele były kręte, łącząc się i rozwidlając bez żadnego wzoru. Hicca jednak wypuściła Ognioglisty, które doprowadziły ich do wyspy, by mogli dalej podążać za nimi przez labirynt, ufając, że Szczerbatek znajdzie drogę powrotną. W końcu dotarli do głównej groty. Ściany pokrywały świecące struktury, wyglądające zupełnie jak powiększone plastry miodu, pokryte gęstą, lepką substancją, którą Jeźdźcy rozpoznali jako ognisty miód.
- Ale pięknie- skomentował cicho Sączysmark, rozglądając się wokół.
- Prawda?- zgodziła się Hicca, a jej umysł pędził, chłonąc wszystkie nowe informacje.- To chyba gniazdo- z zaskoczeniem zauważyła kilka małych smoków, które nie dbając o intruzów, zlizywały lepki miód.- Pożeracze Ognia. To dlatego Bork je tak nazwał. Te wielgaśne plastry pełne są ognistego miodu. Dlatego Ognioglisty to właśnie Ognioglisty- wyjaśniła kuzynowi, a jej oczy zabłysły. Zaraz jednak zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że to co właśnie odkryli może mieć nieprzyjemne konsekwencje.- Jedna mała prośba: nic nie wspominaj bliźniakom- dodała pośpiesznie, mając przed oczami jak próbują lizać ognisty miód. Już wystarczająco złe było, kiedy postanowili się nawzajem podpalić.- Trzeba bardzo uważać, teraz nie możemy rozwalić gniazda. Dlatego pod żadnym pozorem nie dotykaj...- nie zdążyła jednak dokończyć, kiedy Smark chwycił za jeden z plastrów i zaczął szarpać.
XXX
Vega rozejrzała się, po raz kolejny upewniając się, że nic się na nich nie czai. Wyspa była tak samo pusta, jak przez cały czas. Znudzona pokiwała głową i odnalazła wzrokiem bliźniaki, które mocowały się na szyjach Zębiroga, świadomi otoczenia jak przeciętny kamień. Westchnęła i poklepała szyję Silfura, zastanawiając się czy powinna zrobić jeszcze jedno kółko,, czy lepiej jednak wracać.
Decyzja została podjęta za nią, kiedy nad wyspą poniósł się znajomy ryk Nocnej Furii, a oba smoki natychmiast skierowały się tam, gdzie rozstali się z resztą. Zielarka pochyliła się nisko w siodle, zastanawiając się jednocześnie, jakich bogów wkurzyła jej siostra, że nawet na pustej wyspie wpakowała się w kłopoty.
Ledwie dotarli na miejsce, a Silfur natychmiast posłał salwę kolców w smoka, który przypominał, powiększoną wersję Ognioglisty. Vega otworzyła usta, by zacząć pytać, ale bestia widocznie nie doceniła powitania i z impetem uderzyła w bok Zbiczatrzasła, niemal wyrzucając dziewczynę z siodła. Smok jednak nie wydawał się zainteresowany dalszą walką, a jedynie dziwnym cylindrem, który trzymał Sączysmark. I o ile Vega czasem naprawdę miała ochotę udusić kuzyna, nie chciała, żeby jakiś obcy smok zmienił go w skwarkę.
- Silfur, ogon- rozkazała, w tym samym czasie, kiedy Ari zaatakował magnezowym płomieniem Wichury.- Zostawić was na pięć minut- biadoliła, uchylając się przed wściekłym ognistym splunięciem obcego smoka.
- Królowa po prostu broni gniazda- upierał się Śledzik.- Tym razem to my jesteśmy tymi złymi.
- Złymi czy nie, tylko ja mogę podpalać Smarka- narzekała, nakłaniając Silfura do splunięcia ogniem przed Królową, odgradzając ją od Smarka i Hakokła.- Smark, jakbyś mógł się łaskawie pośpieszyć, bo jej Wysokość robi się nieco gwałtowna.
Zanim jednak walka mogła być kontynuowana, Hakokieł poderwał się, rzucając cylinder prosto pod łapy Królowej Ognioglist. Zatrzymała się, a Hakokieł upadł jakby w tym jednym zrywie złożył wszystkie pozostałe siły. Wszystkie smoki z Akademii natychmiast zbliżyły się do upadłego kolegi.
- Nie! Hakokieł, co ty wyprawiasz?- sprzeciwił się Sączysmark z rozpaczą w głosie.- Miałeś to zjeść nie rozumiesz?
- Ty nie rozumiesz, on cię próbuje chronić- poprawiła kuzyna Hicca, z brwiami ściągniętymi w ponurym wyrazie.- Robi dla ciebie dokładnie to, co ty chciałeś dla niego.
Królowa Ognioglist wykorzystała rozproszenie jeźdźców i rzuciła się do przodu, uderzając w Silfura i odpychając go z drogi, Zbiczatrzasł wrzasnął i zatrzepotał wściekle skrzydłami, jeżąc się, kiedy owinęła długi ogon wokół osłabionego Koszmara i uniosła go. Jej język rozjaśnił się i pochyliła łeb, jakby gryząc drugiego smoka. To wystarczyło, by ponownie popchnąć wszystkich do działania. Szczerbatek ryknął i uderzył w Królową, zmuszając ją by wypuściła Hakokła. Podczas, gdy reszta Jeźdźców ustawiła się między nią a Ponocnikiem, Sączysmark uklęknął przy swoim smoku.
- Hakokieł...- wydusił łamiącym się głosem, a spojrzała na pozostałych, czując jak łzy zbierają jej się w oczach, kiedy bezradność, którą czuła odbijała się na ich twarzach.- Jestem przy tobie, przyjacielu. Wcale nie jesteś jakiś tam miecz, wiesz?- ze zduszonym szlochem przytulił się do swojego smoka, chowając twarz w poszarzałych łuskach. Co dziwne, przez kilka ostatnich dni, były chłodne, ale ponownie zaczęły robić się ciepłe. I to szybko.- Dziwne trochę. Jest cały rozpalony- oznajmił, prostując się.
- Czekaj, co?- Vega natychmiast zeskoczyła z siodła ufając, że Silfur będzie pilnował jej pleców. Ukucnęła przy smoku, wciskając palce w łuski. Faktycznie robiły się coraz cieplejsze. i nie tylko to.- Śledzik, moja torba! Niebieska fiolka!- zażądała, a mędrek posłusznie zaczął grzebać w przepastnej torbie przy siodle Zbiczatrzasła.
- Um... Która fiolka?- zapytał po chwili wyciągając dwie szklane buteleczki z mętnym płynem. Vega ledwie rzuciła okiem.
- Ciemniejsza- sprostowała, niecierpliwie stukając palcami o nogę.
- Na przyszłość bądź dokładniejsza. To chabrowy, a nie niebieski- poprawił ją, ale uzdrowicielka tylko przewróciła oczami. Ostrożnie otworzyła buteleczkę i wlała część zawartości do pyska Hakokła, który powoli zaczął odzyskiwać kolor na łuskach.
- Hej, co robisz?- oburzył się Smark, ledwie powstrzymując się od odepchnięcia kuzynki.
- To na wzmocnienie- zapewniła spokojnie, podnosząc się z klęczek.- Przez ostatnie dni niewiele jadł, nie? To przynajmniej częściowo uzupełni utracone składniki odżywcze.
- Patrzcie na skórę kolor odzyskała. Wygląda normalni- Śledzik brzmiał jakby miał się zapowietrzyć, ale jak raz nikt go za to nie drażnił.
- Czyli w jej jadzie było jakieś uzdrawiające coś- stwierdziła Hicca, a z ulgi niemal zakręciło jej się w głowie. Spojrzała na Królową, która stała w bezpiecznej odległości i przyglądała się im.- Uratowała mu życie.
- „Uzdrawiające coś”...- powtórzyła Vega pustym głosem.- O rany, chętnie bym go sobie przebadała- aż zatarła ręce, podekscytowana na samą myśl o nowych odkryciach i eksperymentach, które mogłaby przeprowadzić.- Ej, Hicca, myślisz, że możemy zdobyć próbkę?- zapytała wskakując na siodło i zaczynając grzebać w torbie za sobą.- Chyba mam gdzieś jakąś pustą fiolkę...
- Dopiero się uspokoiła, nie antagonizuj jej znowu- skarcił Ari, a zielarka wydęła usta w obrażonym dąsaniu.- Szalony naukowiec bez instynktu samozachowawczego.
- Słuchaj no...- uzdrowicielka sapnęła obrażona, sięgając po swój miecz.
- Kochani, możecie nie teraz?- Hicca wkroczyła, zanim spór nabrał tempa. Oboje spojrzeli na siebie wilkiem, ale posłusznie przestali się sprzeczać, ponownie kierując wzrok na Hakokła.
Smok wyglądał znacznie lepiej, życie wróciło do jego oczu. Poderwał się z rykiem i zaczął wytrząsać, jakby próbował się pozbyć z łusek kropelek wody. Z pocieszającym pomrukiem przycisnął pysk do swojego Jeźdźca, który wściekle pocierał twarz mrucząc pocieszająco. Odsunął się i, jakby próbując udowodnić, że wszystko jest w porządku, pokrył się płomieniami z głośnym rykiem. Ku zaskoczeniu reszty drużyny, Królowa Ognioglist odpowiedziała własnym rykiem, zanim złapała komórkę, którą wcześniej ukradł Sączysmark, i ponownie zniknęła w tunelach. Vega wewnętrznie westchnęła z powodu utraty próbki jadu, ale cichy szloch za plecami szybko odwrócił jej uwagę.
Sączysmark nadal gwałtownie ocierał twarz, próbując ukryć łzy, które nieprzerwanie spływały mu po policzkach. Bliźniaczki wymieniał między sobą rozbawione, ale pełne ulgi spojrzenia, zanim Vega ponownie zsunęła się z siodła i zabrała się do szybkiego badania. Hakokieł wiercił się i pomrukiwał niezadowolony, ale pozwolił jej się szturchać, by mogła upewnić się, że wszystko w porządku.
- Oj, strasznie ci się zakurzyły oczy- zaśmiał się Ari zaczepnie uderzając pięścią w ramię Sączysmarka.
- No, trochę tak- przyznał osiłek, pociągając nosem.- Głupi kurz.
XXX
Dwa dni później, Jeźdźcy zebrali się ponownie na jednym ze stosów morskich, czekając na pojawienie się Sączysmarka, by móc zacząć kolejne treningi. Bliźniaki mocowały się tuż przy krawędzi, pod czujnym okiem Wyma i Jota. Vega uzupełniała swoje medyczne zapiski, groźnie mrucząc pod nosem pod adresem „głupich pozbawionych instynktu samozachowawczego kretynach”. Hicca, Ari i Śledzik opracowywali dalsze programy ćwiczeń, by jak najbardziej rozwinąć swoje mocne strony i zrekompensować braki.
- I gdzie on jest?- zapytał nagle Ari orientując się, że minęła już prawie godzina od ustalonego czasu spotkania.- Vega, nie mówiłaś mu, że dzisiaj mogą już wrócić do pracy?
- Mówiłam, ale Smark to Smark i wszystko wpada jednym uchem i wylatuje drugim- odpowiedziała burkliwie, nie odrywając oczu od zapisków.- A teraz przestań mi głowę zawracać, muszę to spisać, zanim zapomnę.
- Czemu zawsze musimy na niego czekać?- narzekał Śledzik, próbując zajrzeć przez ramię uzdrowicielce na terminie. Vega bezlitośnie wbiła mu łokieć w żebra.
- Spokojnie, już leci- Hicca uspokoiła grupę, wskazując na szybko zbliżający się, znajomy kształt. Po chwili chłopak znalazł się w zasięgu słuchu.- No i super, wszyscy w komplecie- przywódczyni klasnęła w dłonie, skupiając uwagę drużyny.- Sączysmark, tym razem ty pobawisz się w złego smoka.
- Wiecie, co? Chyba tym razem sobie darujemy- odpowiedział, nerwowo drapiąc się po karku.- Przelecimy się rekreacyjnie, popodziwiamy widoczki. Nie ma co się spieszyć, niech sobie Hakokieł wypocznie- pocieszająco poklepał smoka między rogami.
- Ty wiesz, że skoro was dopuściłam, to Hakokieł jest w świetnej formie- zauważyła zielarka, zamykając notes z satysfakcjonującym trzaskiem.
- A to nie twój tatuś mawiał, że odpoczynek jest dla mięczaków?- zauważył Ari, krzyżując ramiona na piersi.
- No mawiał- zgodził się były tyran, wzruszając ramionami. - Ale okazuje się, że na smokach to się tatuś w ogóle nie zna.
- Bezpieczniej założyć, że wujek Sączyślin to się tak naprawdę na niczym nie zna- burknęła Vega, przewracając oczami.
- Nie będziemy się forsować, niech sobie Hakokieł spokojnie wraca do zdrowia- Smark zignorował zaczepkę kuzynki i ponownie poklepał smoka po łbie. Hakokieł, wyraźnie mając dość takiego traktowania, bez ostrzeżenia zanurkował, zabierając swojego Jeźdźca na szalony slalom między stosami morskimi. Wrzaski Sączysmarka niosły się nad oceanem, kiedy próbował przejąć kontrolę.
- Czyli wszystko w normie- westchnęła Hicca, dając reszcie Akademii znak do startu.