Actions

Work Header

Art Heist, Baby!

Summary:

Gdy James Potter odpowiada na tajemniczą ofertę pracy wywieszoną w jego lokalnej kawiarni, ostatnia rzecz jakiej się spodziewa to zostanie wrzuconym w świat przestępstw białych kołnierzyków, ale jak może odmówić, gdy mózg całej operacji ma ciemne włosy, zamyślone oczy i obiecuje Jamesowi majątek, którego nie jest sobie w stanie nawet wyobrazić? Zrobiłby wszystko dla chłopaka nazwanego jak gwiazda, wliczając w to kradzież obrazów wartych miliony dolarów.

Jest to polskie tłumaczenie!/This is a Polish translation! The original fanfic was written by @otrtbs

Notes:

  • For otrtbs.
  • A translation of [Restricted Work] by (Log in to access.)

hello wszystkim! już wcześniej tłumaczyłam fanfiki, ale to pierwszy raz, kiedy wstawiam coś na ao3, dlatego mam nadzieję, że wszystko dobrze powstawiam hahhaha. jest to tłumaczenie fanfiction napisanego przez otrtbs, które jest tak cudnie napisane, że jak tylko zobaczyłam, że nikt go jeszcze nie przetłumaczył na polski to od razu się wzięłam za pisanie. nie przetłumaczyłam tagów, bo nie wiem czy tak się robi?? ale wszystkie przepisałam, także zajrzyjcie tam sobie. mam nadzieję, że wam też się spodoba!!<3
(ps. jakby ktoś z was zauważył jakieś błędy w tłumaczeniu, formatowaniu, cokolwiek, nie bójcie się pisać, ja nawet chętnie przyjmę takie info bahahaha)

Chapter 1: MA£O HAJ$U

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

       James Potter woli myśleć, że po prostu brakuje mu szczęścia. Każdemu się to zdarza, prawda? Brak szczęścia brzmi lepiej, niż bezrobotny dwudziestotrzylatek bez celu w życiu na skraju przekroczenia stanu swojego konta bankowego. Właśnie to sobie wmawia, gdy szybko wędruje w stronie małej kawiarni na rogu, ocierając o siebie swoje ręce, aby wytworzyć ciepło. Gdy otwiera drzwi, słychać dzwonek wiszący nad sufitem, ogłaszający jego wejście do środka, a jego okulary parują natychmiastowo przez nagłą zmianę temperatury.   

       Zapach parzonej kawy to jeden z najbardziej mile widzianych, więc James zamyka swoje oczy i robi głęboki wdech, pozwalając znajomemu ciepłemu zapachowi go ukoić. Ze schowanych gdzieś głośników słychać delikatną muzykę. 

       -  Słuchaj, nie chcę być tym typem osoby, bo uwielbiam widzieć cię tutaj codziennie, naprawdę, - zaczął z drugiego końca lady barista. – ale zaczynam się martwić, że Kawiarnia i Cukiernia Melting Cup doprowadza do twojego bankructwa. 

       - Remus, - James otworzył oczy i szybko wyczyścił swoją koszulką parę z okularów, po czym założył je ponownie na swój nos. Powitał baristę swoim najbardziej czarującym uśmiechem, który nigdy go nie zawodził, nieważne jak bardzo brakowało mu szczęścia. - zrobisz mi to co zwykle? 

       Remus westchnął, obracając się, aby postawić na ladzie duży kubek zaraz obok kasy. Z małego otworu w pokrywce ulatniała się para i James czuł, że jego migrena spowodowana brakiem kofeiny powoli znika na sam widok zamówionej kawy. 

       - To będzie cztery funty i dziewięć centów - Remus odpowiedział beznamiętnie, nabijając cenę na kasę. 

       James zaczął szukać swojego portfela po kieszeniach, w pierwszej kolejności sprawdzając kieszenie jego kurtki, a następnie kieszenie w spodniach. 

       -  O, - powiedział, gdy w końcu udało mu się go znaleźć, wyciągając go i płacąc. 

       - Zaczynam uważać, że etycznie nie powinienem nadal ci sprzedawać codziennie kawy, gdy nie masz ani pracy ani pieniędzy - Remus pokręcił głową, gdy James wziął pierwszy łyk. 

       - Pracuję nad znalezieniem pracy – James wyszczerzył zęby - Kiedyś stanę się milionerem i kupię swoją własną kawiarnię i wtedy nie będziesz mnie już tu w ogóle widywał i czy to nie jest smutna wizja? 

       - Byłeś na dobrej drodze do zostania milionerem, zanim rzuciłeś tą pracę w bankowości - Remus skierował wzrok na swojego przyjaciela. – Kiedy jeszcze tam pracowałeś nie miałem poczucia winy sprzedając ci codziennie kawę. 

       - Masz szczęście, że się przyjaźnimy, Remus Lupin, bo inaczej poczułbyś mój gniew, że w ogóle o tym wspominasz, - James powiedział ostrzegawczo, na co Remus uniósł w górę ręce na znak sojuszu. - Pójdę tam usiąść. - James machnął głową w kierunku pustego stolika w rogu. 

       Tak właściwie, to cała kawiarnia była pusta tak wcześnie rano. James zawsze przychodził tu chwilę przed otwarciem, a jako iż Remus go lubił to wpuszczał go wcześniej, niż resztę klientów. Remus przysięgał, że to ze względu na jego dobroduszność, ale James wiedział, że tak naprawdę czuł się samotnie, otwierając kawiarnię samemu. Przychodził w tą małą miejscówkę na rogu, aby kupić kawę już od prawie trzech lat. Przez dwa i pół lata, co rana przychodził, aby zamówić tą samą podwójną latte, pogadać z Remusem przez parę minut i udać się do jego okropnie nudnej, przyziemnej i niszczącej jakąkolwiek przyjemność w życiu pracy w banku. Przez te lata, James i Remus nawiązali przyjaźń, która uszczęśliwiała obydwóch z nich. Ta początkowo niewinna znajomość zaowocowała wypadami na jedzenie lub drinki po pracy, a niedługo po tym Remus zaczął uznawać Jamesa za jednego z jego najlepszych przyjaciół. 

       James lubił Remusa. Można było na nim polegać, był bardzo spostrzegawczy i niesamowicie inteligentny. Zawsze był w stanie szybko wpaść na dowcipne, czy też ostre uwagi, które James uważał za niezwykle zabawne. Podziwiał jego inteligencję i niezależność. Remus pracował w kawiarni, żeby być w stanie opłacić swoje studia. Pracował aktualnie nad swoją drugą magisterką i nazywał siebie wiecznym studentem, zawsze łaknącym wiedzy i zawsze chętnym do uczenia się. Uczyć się rzeczy, było równoważne z rozumieniem ich. Była w tym pewnego rodzaju moc. 

       Remus, wbrew samemu sobie, też lubił Jamesa. Na pierwszy rzut oka, James wydawał się być aroganckim, egoistycznym dupkiem. Wspacerowywał do kawiarni w swoim zdecydowanie za drugim i idealnie dopasowanym garniturze, w drodze do swojej pracy w bankowości i Remus był zdeterminowany, aby go nienawidzić. Jednakże, jego plan szybko legł w gruzach, jak tylko James otworzył swoje usta, aby coś powiedzieć. Był niesamowicie miły, cierpliwy, dawał duże napiwki i zdawał się być naprawdę zainteresowanym Remusem jako człowiekiem, co było zauważył przez wiele pytać, które James zadawał na jego temat. Wkrótce potem, Remus uważał jego ciepło za ujmujące, a jego optymistyczne spojrzenie na świat za trochę uzależniające. 

       -  Fajna muza – James parsknął śmiechem, wyciągając swój laptop, włączając go, podczas, gdy w tle leciała brzękliwa melodia grana przez akustyczną gitarę. 

       - Słuchaj, gdyby to zależało ode mnie, to jedyne co by tu leciało to Bowie, ale właściciel, Arthur Weasley, przyszedł któregoś dnia, kiedy się go nie spodziewałem i leciało akurat “Tis a Pity She Was a Whore”, więc teraz mogę puszczać tylko instrumental - odkrzyknął Remus, robiąc sobie kawę, zanim przyjdzie poranna godzina szczytu. 

       James lekko się zaśmiał, a następnie cała jego uwaga była skierowana na jego komputer. Od sześciu ostatnich miesięcy, stało się to jego nową rutyną. Zamiast zamawiania kawy i spieszenia się do banku, teraz kupował swoją kawę na spokojnie, a potem siadał przy stoliku i szukał pracy oraz trochę utrudniał Remusowi życie. Będąc całkowicie szczerym, był na dobrej drodze, aby zarabiać nieludzkie pieniądze. Był kandydatem na awans za kilka miesięcy i za około rok byłby głównym analitykiem finansowym, ale niczego bardziej nienawidził niż swojej pracy. Codziennie nosił te same ubrania, siedział w tym samym biurze, rozmawiał z tymi samymi klientami, czytał z tego samego skryptu i składał te same obietnice. Nie było w tym żadnej ekscytacji, akcji, zabawy. Jak mu brakowało ekscytacji i zabawy. Jedyne co go czekało podczas pracy to długie godziny i fluorescencyjne światła, przyprawiające go o ból głowy. Oszalałby, gdyby miał tak spędzić całe swoje życie, wykonując każdego dnia te same czynności, jak na zapętleniu. 

       Podczas jednej z konferencji James dokonał impulsywnej i niezwykle głupiej decyzji i odszedł. Jednej chwili machinalnie klikał swoim długopisem, czując jak jego mózg gnije mu w czaszce od braku jakiegokolwiek bodźca pobudzającego, następnej pakował swoje rzeczy i kierował się w stronę drzwi, mamrocząc ciche “Odchodzę,” pod nosem. W tamtej chwili było to niezwykłe uczucie. James od razu poczuł ulgę i był niesamowicie podekscytowany niekończącymi się możliwościami. Ale to było pół roku temu. Teraz, James był na skraju bankructwa, ledwo mając pieniądze na czynsz, zakupy i zaspokojenie jego wewnętrznej potrzeby kofeiny. Jedyną zaletą pracy w bankowości było poczucie komfortu, do którego James zdążył się już przyzwyczaić. Miał pieniądze, żeby rozrzutnie kupować drogie prezenty dla swoich przyjaciół, gdy tylko miał na to ochotę, mógł stawiać każdemu jedzenie i drinki w barze, i to było coś co uwielbiał robić. Ale teraz, jedyne na co go było stać to dieta złożona z zupek chińskich. Może Remus miał jednak trochę rację. 

       Każda normalna osoba byłaby w takiej sytuacji przerażona. Każda rozsądna, realistycznie myśląca osoba zdawałaby sobie sprawę ze wszystkich problemów jakie zbliżająca się klęska finansowa może spowodować. Ale nie James. James całkowicie wierzył w to, że pieniądze przychodzą i odchodzą i teraz po prostu ich nie ma, ale za niedługo wrócą. Racja, brakowało mu szczęścia, brakowało mu go już od sześciu miesięcy, ale coś niesamowitego musi się mu przytrafić w niedalekiej przyszłości. I zanim się przytrafi, zmuszony był bezskutecznie szukać ofert pracy. 

       James idealnie kwalifikował się do prac w księgowości, bankowości, biznesie, handlu czy finansowości. Ukończył studia, osiągnął znakomite wyniki z każdego przedmiotu, i rozumiał zawiłości rynku lepiej od kogokolwiek, ale wszystkie prace w tej dziedzinie zanudzały go na śmierć.  Nie mógł pozbyć się uczucia, że popełnił błąd wybierając dla siebie taki kierunek swojej edukacji. Był on dla niego okropnie łatwy, wręcz banalny. Potrzebował jakiegoś wyzwania. Gdy chodził do szkoły, jedyne co go interesowało to sport i imprezowanie i nie miał czasu na zastanowienie się nad jego przyszłością. Wtedy, jeśli miałby być szczery, nie potrafił sobie wyobrazić życia po dwudziestce, a teraz, gdy miał już ukończone 23 lat, żałował swojej decyzji, aby poświęcić swoje życie finansom. Wszystkie prace, które nie były z nimi związane miały tak strasznie niską płacę, że nawet wiecznie optymistyczny James zdawał sobie sprawę, że nie byłoby to dla niego wystarczające, aby mógł komfortowo żyć. Pragnął, żeby ktoś zapłacił mu miliony za wykorzystanie jego wiedzy na temat finansów w intrygujący i niebezpieczny sposób. Ale połączenie adrenaliny i niebezpieczeństwa z bankowością zdawało się być niemożliwe. Ale to wciąż nie było w stanie zatrzymać Jamesa od poszukiwań takiej oferty. 

       Pracował cicho przy drewnianym stoliku już od dobrych paru godzin, wypełniając podanie za podaniem, odpisując na maile od firm odrzucających jego ubieganie się o stanowisko, mówiących, że jednak postanowiły iść w innym kierunku, gdy do kawiarni wszedł mężczyzna, który zwrócił jego uwagę.  Był chudy i wysoki, z ciemnymi włosami, a na jego twarzy widniała przebiegła ekspresja. Był ubrany cały na czarno, a jego oczy schowane były za okularami przeciwsłonecznymi. Wyglądał na kogoś ważnego i kosztownego. Poruszał się tak, jakby nie chciał na siebie zwrócić żadnej uwagi. Z jego twarzy dało się wyczytać determinację, wślizgnął się w tłum ludzi, przyczepił coś na tablicy korkowej przy wejściu i odszedł bez słowa. 

       James wpatrywał się w miejsce, gdzie stał mężczyzna, jeszcze chwilę po tym jak już zniknął, jego brwi zmarszczone były w widocznym zdezorientowaniu i ciekawości. Wstał, aby zbadać kartkę, którą nieznajomy zostawił. Na tablicy widniało wiele ulotek. Reklamy prac dorywczych, jak koszenie trawnika i ogrodnictwo, poszukiwanie osób, chętnych na wyprowadzanie psów, czy też oferty pracy dla opiekunek dla dzieci. Jeszcze inne ulotki promowały lokalne zespoły i firmy oraz wydarzenia, które będą miały miejsce w okolicy. Jednakże, papier, którym zainteresowany był James, był przymocowany na samym środku tablicy korkowej. Widniały na nim drukowane litery, napisane wytłuszczoną czcionką: 

DOCHODOWA OFERTA PRACY  

SZANSA NA ZAROBIENIE £ £ £  

WEŹ NUMER I ZADZWOŃ PO WIĘCEJ INFORMACJI  

       Niezwykle ogólnikowe, a jednak niezwykle intrygujące. James urwał kawałek papieru z numerem telefonu i schował go do swojej kieszeni, po czym odwrócił się w stronę Remusa. 

       - Wiesz coś na temat tego gościa, który przed chwilą tu był i to powiesił? - spytał. 

       - Nie, wiele różnych ludzi przyczepia tu ulotki, ale jeśli wygląda na zbyt dobre, żeby było prawdziwe to zazwyczaj tak jest - odpowiedział i wrócił do robienia kawy kolejce ludzi. 

       James wpatrywał się w ulotkę jeszcze przez dłuższą chwilę zanim wrócił do swojego stolika i spakował wszystkie swoje rzeczy. 

       - Pa, Remus, do zobaczenia! - James krzyknął, kierując się w stronę drzwi. Remus spojrzał na niego znad kasy i pomachał. - Będę pisać. - James powiedział, gdy dzwonek nad drzwiami zadzwonił po raz drugi tego dnia, ogłaszając jego wyjście. 

       James udał się pospiesznie w stronę swojego mieszkania, trochę przez to, jak zimno było na zewnątrz i trochę, ponieważ miał wrażenie, jakby kartka papieru wypalała dziurę w jego kieszeni. Nie był pewny dlaczego miał takie dobre przeczucie dotyczące tej oferty pracy, ale w chwili, gdy nieznajomy mężczyzna umieścił ulotkę na tablicy, czuł jakby go wołała, prowokowała go, aby ją sprawdził. To było to. To była ta praca, której tak długo szukał. Szczęście miało do niego w końcu wrócić, czuł to w kościach. 

       Rzucił swoje rzeczy na podłogę, ledwo przechodząc przez drzwi, kopnął swoje buty w kąt i usiadł na kanapie. Wyciągnął kartkę z numerem telefonu, a następnie swój telefon, aby zadzwonić. 

       - Halo? - po kilku sygnałach odezwał się po drugiej stronie szorstki głos i James wyprostował się. 

       - Halo, z tej strony James Potter. Dzwonię w związku z ulotką, którą wywiesił Pan w kawiarni około godzinę temu. 

       Cisza. 

       - O dochodowej ofercie pracy? Chciałbym ubiegać się o stanowisko – James kontynuował lekko zestresowany. 

       - Szybko poszło. 

       - No cóż, jestem typem osoby, która korzysta z chwili. Czy to Pan wywiesił ulotkę? 

       - Nie, - mężczyzna po drugiej stronie parsknął śmiechem. W tle słyszalne było stukanie o klawiaturę, tak jakby nieznajomy wyszukiwał coś na komputerze i James zaczął mieć dziwne uczucie, że jest to pewien rodzaju test. - Zadam ci parę pytań, żeby zdecydować, czy jesteś typem osoby, której poszukujemy. To nie jest rozmowa o pracę. To jest rozmowa, która zadecyduje, czy będziesz mógł wziąć udział w rozmowie o pracę. Czy to jasne? 

       Mężczyzna, z którym James rozmawiał brzmiał ostro, ale jednocześnie sprawiał wrażenie znudzonego. Na podstawie jego głosu wyobrażał go sobie jako kogoś w jego wieku, ze zmarszczonymi brwiami, grymasem na twarzy i cygarem w ustach. 

       - Tak, wszystko jasne - odpowiedział. 

       - Proszę, podaj swoje pełne imię i nazwisko oraz wiek. 

       - James Potter. 23 lata. 

       Znowu usłyszał dźwięk klawiszy. 

       - Czy uważasz siebie za dobrą osobę, James? 

       - Jasne, przynajmniej mam nadzieję. 

       Usłyszał szyderczy śmiech i znów naciskane klawisze. 

       - Dlaczego zadzwoniłeś pod ten numer? 

       - Ponieważ, yy, potrzebuję pracy. 

       - Wyraźnie, - głos mężczyzny zdawał się bez emocji i niezainteresowany. James miał wrażenie, że źle mu szła ta rozmowa o pracę, jeśli było to w ogóle możliwe. Rozmowa przed rozmową , poprawił samego siebie w myślach. 

       - Miałem dość mojej poprzedniej pracy. Chcę czegoś ekscytującego, wymagającego odwagi. Nie chcę być uwięziony i zmuszony do wykonywania w kółko tej samej czynności przez resztę mojego życia. Pragnę akcji, potrzebuję życia wolnego od nudy - James śmiele wyjaśnił. Jednak szybko zestresował się swoją odpowiedzią, patrząc na to, że tak naprawdę to nie wiedział nic o tej pracy, równie dobrze to mogła być też praca biurowa. 

       - Czy uznałbyś się za odważną osobę, James? 

       - Oczywiście - odpowiedział zdecydowanie. 

       Więcej stukania w klawisze. 

       - Co myślisz o pracy, która wymaga podróżowania? Czy masz jakąś rodzinę, która na co dzień na tobie polega? 

       - Nie, - James wziął głęboki wdech – na ten moment jestem sam. Nie przeszkadza mi podróżowanie. Zawsze chciałem odwiedzić Brazylię. 

       - A co robiłeś wcześniej? Chodzi o zawód, oczywiście. 

       - Byłem doradcą i analitykiem finansowym w bankowej i finansowej firmie Crockett’s. 

       Stukanie w klawisze po drugiej stronie słuchawki ucichło. 

       - Więc masz doświadczenie w bankowości, finansach, marketingu, handlu? Tworzeniu zagranicznych kont bankowych i innych rzeczy w tym zakresie? 

       - Tak, - James odpowiedział szczęśliwy, że mężczyzna, z którym rozmawiał zdawał się być teraz zdecydowanie bardziej zainteresowanym. - świetnie sobie radzę z takimi rzeczami, od właściwie zawsze. Mogę wykonywać przelewy, śledzić trendy na rynku, analizować dane, wszystko tego typu. 

       - Czy możesz zaczekać chwilę, James? - usłyszał po minucie. 

       - Oczywiście. 

         W momencie, gdy się zgodził, zaczęła grać muzyka oczekiwania i James usiadł, cierpliwie wsłuchując się w melodię graną przez saksofon. Pomyślał o tym jak dziwna była cała ta rozmowa. Nie miał zielonego pojęcia co to była za praca, co ze sobą ciągnęła, a nawet nie wiedział jak się nazywał jego rozmówca. Jednak zamiast być sceptycznie nastawionym do sytuacji, czuł się podekscytowany. 

       - Halo, czy rozmawiam z... Jamesem Potter? - usłyszał zupełnie inny głos po drugiej stronie połączenia. Był delikatny z lekki francuskim akcentem. Brzmiał pięknie i zapierał dech w piersiach. 

       - T-tak, - przełknął ślinę, starając się opanować. Nie wiedział skąd miał takie przeczucie, ale wiedział, że jego rozmówca był kimś ważnym. Był szefem, a przynajmniej szefem osoby, z którą rozmawiał jeszcze chwilę temu. 

       - Słyszałem, że znasz się na pieniądzach. Instytucjach finansowych, innych rzeczach z tego zakresu. - głos po drugiej stronie ponownie się odezwał. - Powiedz mi, co wiesz na temat prania pieniędzy? 

       - Jest wiele sposobów na taką procedurę, - James zaczął, będąc w stanie powiedzieć mężczyźnie po drugiej stronie wszystko, czego tylko zapragnie. - Na przykład strukturyzacja, czyli gdy rozbija się pieniądze na mniejsze części, żeby uniknąć wymogów sprawozdawczości. Jest też pranie pieniędzy związane z handlem, gdzie zawyża lub zaniża się dochody. Firmy fasadowe, transakcje fikcyjne, czarne pensje, masowy przemyt gotówki. Obecnie, jest bardzo dużo sposobów na pranie pieniędzy, każdy coraz cięższy do namierzenia. Ale mogę zapewnić, że jestem bardzo doświadczony i wykształcony w tym zakresie, i potrafię znaleźć wszystkie charakterystyczne znaki ostrzegawcze i chronić Pańską firmę lub firmy przed praniem pieniędzy, jeśli się Pan tego obawia. 

       Cisza. 

       - Nic mi nie umknie. Jestem bardzo dokładny w działaniu, - James kontynuował. - Wiem bardzo dużo na temat innych finansowych instytucji, zagranicznego rynku, wszystkiego w tym zakresie. Byłem na drodze do stania się najmłodszym głównym analitykiem finansowym w Crockett’s zanim odszedłem. 

       - Dlaczego odszedłeś? 

       James zatrzymał się na chwilę, żeby się zastanowić czy powinien wyjawić prawdę mężczyźnie. Bardzo chciał dostać się na rozmowę o pracę, żeby chociażby zobaczyć osobę, do której należy ten głos. 

       - Byłem znudzony. Potrzebuję czegoś więcej, niż zwykła praca za biurkiem. Nieważne jak drogie to biurko jest. 

       Przez dłuższą chwilę nastała cisza i James zaczął się zastanawiać czy może nie urwało się połączenie. 

       - Czy jesteś dostępny, żeby przyjść na rozmowę o pracę jutro? - mężczyzna w końcu odpowiedział. 

       - Tak – James szybko odrzekł. 

       - Czy masz przy sobie kartkę i długopis? Podam ci adres i godzinę. 

       James wręcz podskoczył, żeby jak najszybciej znaleźć coś do pisania. Jako papier wziął jedno z upomnień, które leżało na stole. Szybko zapisał otrzymane informacje. 

       - Yy, co to za praca? Albo chociaż na czym polega, jeśli mogę spytać? Nadal zbytnio nie jestem pewien do czego aplikuję? Czy mam wziąć ze sobą swoje CV? List polecający? Również nie dosłyszałem Pańskiego imienia lub nazwy firmy. Szczegóły na ulotce były znikome. 

       - Nie były znikome bez powodu. Widzimy się jutro, James. Jeśli dobrze sobie poradzisz, dowiesz się więcej o pracy, ale nie ma potrzeby, żebym zdradzał ci cokolwiek, póki nie jestem pewny, że jesteś kimś kogo szukamy. - mężczyzna wyjaśnił dziarsko. – Ale jestem pewien, że nam się przydasz. Brzmisz... obiecująco. 

       - Czy mogę chociaż się dowiedzieć jak się nazywasz? - James spytał ponownie, brzmiąc zdesperowanie. 

       - Regulus, - głos po drugiej stronie szybko odpowiedział. - Do zobaczenia. - powiedział, zanim się rozłączył. 

       James odłożył swój telefon i od razu sięgnął po swojego laptopa. Wyszukał “Regulus” i prześledził setki artykułów, profilów na mediach społecznościowych i nawet wpisów na blogach, ale bez skutku. Stracił kilka godzin. Nie mógł nic znaleźć mając do dyspozycji tylko imię, nieważne jak rzadkie było. Właściwie, nauczył się wiele o astronomii wyszukując Regulus. Wiele o gwieździe, nic o człowieku. 

       Regulus , pomyślał. To było piękne imię, intrygujące. Po raz pierwszy w życiu, James zrozumiał potrzebę Remusa, żeby zdobywać wiedzę. Jego pragnienie, żeby zawsze wiedzieć jak najwięcej, jego nieustanną ciekawość. James chciał wiedzieć wszystko o Regulusie, kim był, co robił, co lubił i czemu nazywał się jak gwiazda. 

       Każda normalna osoba nie poszłaby na jutrzejszą rozmowę o pracę. Każda osoba o zdrowym rozsądku czułaby się wystraszona i podejrzliwa wobec tego tajemniczego stanowiska. Ale James to nie każdy. James poszukiwał przygody i to wydawało się idealną szansą.  

        Regulus , znów pomyślał. I znowu. I znowu. Aż nie zaszło słońce i nie wgrzebał się do łóżka, prawie zbyt podekscytowany rozmową o pracę i spotkaniem z tajemniczym Regulusem, żeby zasnąć. Prawie.  

       Gdy w końcu zasnął, śnił o konstelacjach i spadających gwiazdach, ciemnych lasach i szarych niebach. 

 

 

 

Notes:

AAAA!! tutaj już chyba trochę mogę więcej pisać. nie będę raczej tłumaczyć notek od oryginalnej autorki, bo nie wiem czy ma to jakikolwiek sens? (chyba, że to będzie bezpośrednio związane z książką bahahaha). mam już prawie przetłumaczony kolejny rozdział, także będę się starać wstawiać jak najszybciej, ale jako, iż nie mam jeszcze wszystkiego przetłumaczonego (daleko mi do tego jesczze bahhaha) to nie będę wstawiać wszystkiego na raz, żebyście nie musieli potem długo czekać. i boże nawet nie wiecie jaki to ból, że po angielsku inaczej się zapisuje dialogi, bo po polsku jest tyle zasad dotyczących tego,,,, masakra. przy okazji, jeśli są jakieś błędy w tłumaczeniu we fragmencie o praniu pieniędzy to musicie mi wybaczyć, niestety nie mam wykształcenia w finansach tak jak james, i ciężko było znaleźć konkretne nazwy tego, co opisywał (przy okazji tyle wyszukiwałam o tym praniu pieniędzy, żeby przetłumaczyć jak najlepiej, że zaczęłam się czuć jak jakiś kryminalista BAHAHHAH)
(by the way, ja jestem totalnie james potter coded i bardzo się utożsamiam z jego gay panic jak usłyszał regulusa po drugiej stronie HAHHAHA.)

Chapter 2: Witaj w zespole

Summary:

James idzie na rozmowę o pracę.

Notes:

tw broń (nikt nie strzela, ale jest użyta w celu zastraszenia)

(See the end of the chapter for more notes.)

Chapter Text

       Poranek był szary i przygnębiający. Kropiło na tyle mocno, że deszcz był w stanie zmoczyć ci ubrania i twarz, ale na tyle słabo, że wyglądając na zewnątrz krople spadające z nieba były ledwo dostrzegalne. Dzwonek w kawiarni zadzwonił i Remus pokręcił głową, nawet nie podnosząc wzroku z lady, którą właśnie czyścił. 

       -  Dzień dobry, James - spojrzał w górę i ujrzał Jamesa stojącego przed nim i na chwilę zastygł w miejscu. - Okej, co to ma być? O co chodzi? - Remus wskazał na idealnie dopasowany garnitur, który James miał na sobie. Czuł się, jakby przeniósł się w czasie sześć miesięcy wstecz. 

       James nerwowo zaczął się bawić mankietem w rękawach. 

       -  Mam dzisiaj rano rozmowę o pracę. - wyjaśnił, czując jak na samo wspomnienie o tym przyspiesza mu bicie serca. - Naprawdę przydałaby mi się kawa, żeby ukoić nerwy. 

       - Rozmowa o pracę? James, to świetnie, - Remus uśmiechnął się do niego szczerze, zanim odwrócił się, żeby zrobić mu jego kawę. - Gdzie? Na jakie stanowisko? 

       - Yy, nie jestem do końca pewny - odpowiedział szczerze, odrobinę zakłopotany. 

       Remus rzucił w jego stronę niedowierzające spojrzenie przez swoje ramię i lekko się skrzywił. 

       - Odpowiedziałem na to ogłoszenie, które ktoś wywiesił wczoraj i są dosyć... skryci z tym wszystkim. Adres jaki mi podali też jest trochę daleko stąd. Próbowałem go wyszukać, ale jedynie pokazywało mi jakiś magazyn, a nie siedzibę prawowitego biznesu – James spojrzał w stronę tablicy korkowej i zauważył, że jeszcze dwa numer zostały zabrane z ogłoszenia. 

       - O mój Boże, James, nie możesz mówić na serio. Przecież oni cię zabiją. Zostaniesz zamordowany i później twoje morderstwo wyląduje na jakimś podcaście true-crime. - Remus zadrwił. - I dobrze ci tak! Zasłużyłeś za jeżdżenie do podejrzanych magazynów ze względu na anonimową ulotkę w kawiarni! Nie możesz pójść. 

       - Ale pójdę. Miałem wczoraj rozmowę przed rozmową przez telefon i przeszedłem ją- 

       - nie da się przejść rozmowy o pracę - Remus mu przerwał. 

       - A jednak się da. Bo ja przeszedłem. Nieważne, wiem, że to wydaje się podejrzane, ale czuję, że muszę tam pójść. Coś mi mówi, że to to, na co tyle czasu czekałem. 

       - Zadzwoń do mnie od razu jak dojedziesz na miejsce i jak będziesz już stamtąd odjeżdżać. Jeśli nie dostanę od ciebie żadnej informacji za trzy godziny, dzwonię na policję. - Remus westchnął, wiedział, że nie było to możliwe, żeby James zmienił zdanie jak już się na coś nastawił. Postawił jego kawę na ladzie. - Na koszt firmy. Na szczęście. Równie dobrze może to być ostatnia kawa jaką kiedykolwiek wypijesz, więc uznajmy, że mogę ci ją po prostu dać za darmo. 

        James uśmiechnął się i wziął w rękę ogrzewający mu ręce kubek. 

       - Dzięki, Remus. Jeśli umrę to pochowaj mnie w tym garniturze, dobra? 

       - Napisz do mnie od razu jak będziesz na miejscu. Naprawdę. - Remus stanowczo krzyknął za Jamesem, gdy ten już był w drodze do swojego auta. 

       Jazda samochodem nie była jego najmocniejszą stroną. Był w stanie prowadzić, jeśli naprawdę potrzebował, ale o wiele bardziej wolał chodzić i znany był z wychwalania przyjemności, jaką jest komunikacja miejska. I to wcale nie dlatego, że nie potrafił parkować równolegle. 

       Wpisał adres w nawigację i zaczął przeklinać cicho pod nosem, gdy GPS zaczął go prowadzić przez wioski i kręte drogi. Podczas jazdy popijał swoją kawę, która z każdą minutą stawała się coraz chłodniejsza. Zestresowany jechał w kompletnej ciszy, powtarzając w głowie jego odpowiedzi na typowe pytania, które się często pojawiają podczas rozmów o pracę. Próbował sobie wyobrazić jak może wyglądać Regulus, ale żaden z obrazów pojawiających się w jego głowie nie oddawał idealnie piękna głosu, którego usłyszał po drugiej stronie słuchawki. 

       Gdy wreszcie dotarł na miejsce, zaparkował na gruntowej drodze i usiadł w bezruchu na parę minut. Po raz pierwszy, odkąd odpowiedział na ogłoszenie wywieszone w kawiarni, James zaczął podejrzewać, że może ktoś robi na nim bardzo skomplikowany żart. James uwielbiał żarty, ale tylko kiedy to on je wykonywał, a niezbyt, gdy ktoś je wykonywał na nim. 

       Magazyn wyglądał na opuszczony. Brzydki, jakby zapomniany, blok metalu, który niszczył zielony krajobraz. Nie było szans, że jakiś faktyczny, prawowity biznes miał tu swoją siedzibę. Zdeterminowany, że dowiedzieć się więcej, zignorował wszystkie uczucia oprócz odwagi, wysłał krótkiego SMS-a do Remusa, dając znać, że dotarł na miejsce i wreszcie wysiadł z auta. 

       Zapukał w metalowe drzwi i usłyszał jak trzęsą się pod wpływem jego stukania. Po chwili otworzyły się, a za nimi Jamesowi ukazał się odrobinę od niego niższy mężczyzna. Stał z brzegu i zagestykulował Jamesowi, że może wejść do środka. Wbrew mało obiecującemu wyglądu magazynu z zewnątrz, jego wnętrze było kompletnym przeciwieństwem. W środku znajdował się sprzęt warty tysiące funtów. Mnóstwo komputerów i prowizorycznych biur. Po kątach porozrzucane były różnego rodzaju krzesła i dywany, w szafkach było widać poukładane na chybił trafił dokumenty. Ciepło pomieszczenia było miłą odskocznią od zimna panującego na zewnątrz, a oświetlone było przez mgliste, żółte światła, zamiast przez te jasne i fluorescencyjne, do których James był przyzwyczajony. 

       - Regulus sam chciał z tobą przeprowadzić rozmowę, więc - mężczyzna powiedział, powoli kierując się na tyły magazynu, podczas gdy James szedł za nim, obserwując otoczenie. - Siedzisz tutaj i czekasz. - wskazał na krzesło. - Fajny garnitur. - zaśmiał się. - Pochodzisz z jakiejś dzianej rodziny czy coś? 

       James skierował wzrok na swój garnitur, po czym zwrócił go z powrotem na stojącego przed nim mężczyznę. Był ubrany bardzo zwyczajnie. 

       - No, nie byłem zbytnio pewny co to za praca, więc uznałem, że lepiej się ubrać ładnie. 

       Mężczyzna skinął krótko głową. Wyglądał na znudzonego i James domyślił się, że to właśnie z nim najpierw rozmawiał, gdy wczoraj zadzwonił.  

       - Co to za praca? Nie zabijesz mnie, ani nic z tych rzeczy, co nie? - odezwał się po chwili ciszy. 

       - Na ten moment nie mam w planach nikogo zabijać - mężczyzna odpowiedział krótko. 

       James siedział w ciszy, chcąc zadać miliony pytań, ale zdawał sobie sprawę, że mężczyzna, który stał przed nim, obserwując go, nic mu nie powie. Nerwowo zaczął ruszać nogami. 

       - Cześć, - nagle odezwał się głos, na dźwięk, którego James szybko podniósł swoją głowę. - Jestem Regulus. Musisz być James. 

       Wyobraźnia Jamesa nie byłaby w stanie oddać piękna Regulusa za nic w świecie. Teraz, fakt, że był nazwany jak gwiazda zaczynał mieć sens, był nieziemski. Był blady i chudy, ale miał też czarne włosy, których loki stanowiły oprawę jego twarzy. Jego oczy były pięknego zielonego koloru, który wpadał w odcienie szarości. Był też ubrany zdecydowanie bardziej elegancko, niż drugi mężczyzna. James zdał sobie nagle sprawę, że się gapi, więc szybko wstał i podał Regulusowi rękę. 

       - Tak, jestem James. Hej. - westchnął niezręcznie.  

       Ręce Regulusa były delikatne i zimne, metal jego srebrnych pierścieni przyprowadził Jamesa o dreszcze. Zwrócił uwagę na jeden z pierścionków, który był w kształcie węża, a w miejscu jego oczu znajdowały się dwa zielone szmaragdy. Był przepiękny. Tak jak jego właściciel. 

       - Wybacz mi za bałagan. Jeśli dostaniesz tą pracę nie będziemy stąd pracować, to tylko tymczasowe. - James szybko się zorientował, że Regulus zaczął iść, więc starał się go dogonić. - Jesteśmy nadal w trakcie tworzenia naszego zespołu, a to było najbardziej dogodne miejsce, żeby się tu rozłożyć na kilka tygodni. - Regulus zaprowadził go do komputera i wyciągnął krzesło, sygnalizując Jamesowi, że ma usiąść. - Ta część naszej rozmowy to test praktyczny, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jest kilka rzeczy, które potrzebuję, żebyś zrobił. Nie martw się, to wszystko jest symulowane, także jeśli coś spieprzysz to oczywiście nie otrzymasz pracy, ale niczego nie zepsujesz. 

       Jedyne co dochodziło do głowy Jamesa to lekki francuski akcent mężczyzny i mimo starań, nie był w stanie skupić się na instrukcjach jakie dawał mu Regulus. Jego serce biło tak szybko w pobliżu kogoś tak... takiego jak on. 

       Mrugnął parę razy, żeby ponownie się skoncentrować i zaczął pracować nad powierzonym mu zadaniem. Na ekranie pojawiło się kilka kont bankowych założonych w różnych lokalizacjach, międzynarodowe godziny bankowości, flagi bankowe, które należało wyczyścić oraz konta, które musiały zostać przetransferowane lub ukryte. Zrobił wszystko, o co poprosił go Regulus bez żadnego zawahania, ledwo oddychając. 

       Po tym jak wykonał jedno wyjątkowo trudne zadanie, Regulus pochylił się, żeby zerknąć na ekran z tak wielkim zachwytem, że nawet nie zauważył reakcji Jamesa na ich nagłą bliskość. Regulus pachniał jak herbata Earl Grey oraz bursztyn, co na Jamesa działało jak narkotyk. 

       - Niesamowite – Regulus mruknął, podczas gdy James starał się jak najlepiej ukryć rumieniec, który powoli pojawiał się na jego polikach. 

       Kiedy wykonał już wszystkie zadania, obrócił się swoim krzesłem w stronę Regulusa, który stał za nim w ciszy. Miał na sobie białą koszulę i na widok kilku pierwszych guzików odpiętych, James nie mógł się powstrzymać od wyobrażenia sobie jak odpina je mu wszystkie. 

       - No, James, - Regulus wziął krzesło, aby teraz siedzieć naprzeciwko niego, wybudzając Jamesa z jego niezbyt stosownych myśli. - Praca jest twoja, jeśli tylko chcesz. 

       - Ale na czym polega ta praca? - James spytał, lekko marszcząc swoje brwi. - Nadal nie rozumiem. 

       - Na tym, co właśnie kazałem ci zrobić - odpowiedział mu, dotkliwie się w niego wpatrując. 

       James pomyślał o wszystkich zadaniach, które musiał wykonać. Każde z nich kolejno analizował w swojej głowie, gdy nagle połączył kropki. Rozszerzył oczy w zrozumieniu. 

       - Teraz już rozumiesz naszą skrytość - Regulus powiedział, widząc, że w końcu James zrozumiał. 

       - Potrzebujesz, żebym prał da ciebie pieniądze? Co to za brudne pieniądze? Skąd je dostajecie? Nie chce być powiązany z żadnym handlem narkotykowym albo, albo- 

       - Uspokój się, James – odpowiedział mu spokojnie, nadal uważnie go obserwując. Wyglądał jakby go oceniał, starając się zdecydować, czy James jest przyjacielem czy wrogiem. - Nie jesteśmy powiązani z żadnym handlem narkotykowym. 

       James czuł się całkowicie bezbronny pod spojrzeniem Regulusa. Zbyt onieśmielony, żeby się nawet ruszyć. Chciał siedzieć, uwięziony pod ciężarem jego wzroku, aż do końca świata. Chciał siedzieć i być na jego każde żądanie. 

       - Jesteś niezwykle utalentowany w tej dziedzinie. Będziesz bardzo dobry dodatkiem do naszego zespołu. Nie pracujemy dla kartelów, jesteśmy bardziej jak niezależny biznes, skupiony na sztuce. Widzisz, - mówił wolno, jak do małego dziecka, któremu trzeba wytłumaczyć coś ważnego. - Planuję wykonać największy skok na dzieła sztuki tego stulecia, sprzedać ileś obrazów i zarobić miliony dolarów.  Planuję stworzyć zespół świetnie wyszkolonych profesjonalistów, którzy pomogą mi tego dokonać. Jeśli nam się to uda to staniemy się obrzydliwie bogaci. 

       James lekko zmarszczył brwi, starając się przetworzyć to, co właśnie usłyszał. Nieważne jak wolno Regulus starał się mówił, James nadal potrzebował chwili, żeby dotarły do niego te informacje. Fakt, że najpiękniejsza osoba, jaką kiedykolwiek widział, osoba, której sam głos zapierał dech w piersiach, siedziała naprzeciwko niego i omawiała przestępstwo, które miała zamiar dokonać był zdumiewający. Przestępstwo, które mogło z łatwością doprowadzić do wyroku pozbawienia wolności na długi okres czasu. Jeszcze bardziej zdumiewający był fakt, że James faktycznie się nad nim zastanawiał. 

       - Dlaczego akurat dzieła sztuki? - w końcu z siebie wydusił, gdy zorientował się, że Regulus czeka, aż się odezwie. - Jeśli chcesz pieniędzy, dlaczego nie obrabujesz banku? 

       Kąciki ust Regulusa lekko się podniosły i James poczuł jak mięknie mu serce. Tak. Rób tak. Już zawsze tak na mnie patrz.  

       - Cliché. Poza tym, banki są nudne. Gdzie w tym zabawa? Gdzie w tym coś ekscytującego? 

        Tak , James pomyślał. Tak, o to właśnie chodzi. W końcu ktoś rozumie.  

       - Ale być w muzeum, być otoczonym przez dzieła stworzone rękoma artystów. Artystów, którzy żyli setki lat temu. Widzieć to, co oni wtedy widzieli i zabrać to dla samego siebie? Każdy głupi byłby w stanie ukraść pieniądze, ale my będziemy okradać świat z fragmentów przeszłości. Z portalów do zupełnie innych czasów. - James wpatrywał się w mężczyznę z zaciekawieniem i zachwytem, wsłuchując się w jego wypowiedź. Regulus był całkowicie zatracony w swoich myślach, a jego oczy lśniły w oczekiwaniu. - Naszym celem są dzieła Warhola, Banksyego i Basquiata. Sztuka jest dla ludzi! 

       James uśmiechnął się w jego stronę, pełen ekscytacji. Było coś magicznego w Regulusie, był tego pewny. Był praktycznie przekonany, że został zaczarowany. 

       - Mam już zespół ludzi, jeśli chcesz tą robotę poznasz ich wszystkich i będziesz z nim blisko pracował. Będą twoimi współpracownikami, jedynymi przyjaciółmi w najbliższym czasie. Będziesz się zajmować wieloma finansowymi aspektami tej pracy. Zagranicznym rynkiem, żeby sprzedawać obrazy. Będziesz osobą, która zapewni, że zdobyte pieniądze będą nie do namierzenia, zajmiesz się też wszystkim z tym związanym po skoku. Ale oprócz tego będziesz też pomagał przy samym skoku, jeśli będzie taka potrzeba. Jeśli się zgodzisz, będziesz musiał się stosować do moich zasad i instrukcji. Będziesz musiał spędzić wiele miesięcy na trenowaniu oraz nauce, opuścić swój dom. Twoje życie tutaj przestanie istnieć i staniesz się nienamierzalny. Jeśli dołączysz do mnie, wszystko będzie przeze mnie opłacane. Zamieszkanie, jedzenie i jakiekolwiek inne wydatki. 

       James bacznie się przyglądał Regulusowi. Patrzył jak mówi powoli i melodycznie. Próbował zapamiętać każdy nawet najmniejszy detal o nim. Każdy kosmyk włosów, każdą pojawiającą się na jego twarzy ekspresję. 

       - Oczywiście, wszystko co będziemy robić jest nielegalne i musisz być świadomy tego ryzyka. Będziesz również okropnie bogaty, jeśli zgodzisz się wziąć udział i uważam, że może to być początek wspaniałej współpracy. - zatrzymał się na moment. - I mimo że nie jestem w stanie ci obiecać życia wolnego od finansowości to mogę ci obiecać pracę, która nigdy cię nie będzie nudzić, miejsce pełne emocji i życie wypełnione zastrzykami adrenaliny. - zdawało się, że Regulus skończył już swoją przemowę. James nie mógł wyjść z podziwu jak mógł być tak spokojny, omawiając przestępstwo tego pokroju. James nie zrobił niczego nielegalnego w całym swoim życiu. Nawet jeśli nie zawsze stosował się do zasad panujących w szkole to zdecydowanie zawsze przestrzegał prawa. 

       W końcu postanowił otworzyć usta, żeby coś powiedzieć. 

       - A co jeśli odmówię? 

       Usłyszał naładowywanie broni, po czym poczuł zimno metalu z tyłu swojej głowy. Serce zaczęło mu raptownie przyspieszać i poczuł jak zaschło mu w ustach. Nawet nie usłyszał, żeby ktokolwiek za nim szedł, był zbyt skupiony na Regulusie, zbyt oczarowany mężczyzną siedzącym przed nim. Nagle w głowie Jamesa zapaliła się czerwona lampka. Niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo! 

       Regulus zaczął znowu mówić, jego ton głosu był spokojny i wskazywał na to, że cała ta sytuacja kompletnie go nie ruszała. 

       - Jeśli odmówisz, to niestety obawiam się, że będę zmuszony zalecić Evanowi, żeby pociągnął za spust. To nic osobistego, byłbyś po prostu ciężarem, kłopotem, a na to nie możemy sobie pozwolić. - James nie odzywał się ani słowem, jedynie wymieniając się z Regulusem spojrzeniami. Jego błyszczały złośliwie. - Ale coś mi mówi, że nie odmówisz, James. Coś mi mówi, że masz ochotę na wyzwanie. 

       Metal pistoletu nadal wbijał się w skórę z tyłu jego głowy. Był zbyt przerażony, żeby wykonać nawet najmniejszy ruch i starał się siedzieć jak najbardziej w bezruchu jak było to możliwe. Przerażony świadomością, że nawet lekkie skinięcie głową może spowodować, że Evan wystrzeli broń. 

       - Wystarczy, że się zgodzisz, James, to takie proste. Po prostu powiedz “tak”. - Regulus drażnił się z nim. Szeptał do niego, jego oczy wyzywające go do podjęcia decyzji, podpuszczające go. 

       Nie było wiele momentów w życiu Jamesa, w których był w stanie wskazać konkretną chwilę, podczas podejmowania decyzji. Jakąś pojedynczą sekundę, w której zdecydował się na skoczenie z metaforycznego muru w stronę nowego, nieznanego rozdziału w jego życiu. Ale to była jeden z tych momentów. Spojrzał na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niego, na piękną, cudowną osobę, która była gotowa ukraść dzieła sztuki, aby mieć na własność fragmenty przeszłości i podjął decyzję, żeby skoczyć. 

       - Tak. Tak, zgadzam się - wyszeptał i poczuł jak Evan zabiera broń z tyłu jego głowy. Jeśli miałby być szczery to zapewne by się zgodził, nawet jeżeli jego życie nie byłoby zagrożone. Zrobiłby cokolwiek o co Regulus by go poprosił. Poszedłby, gdzie tylko kazałby mu iść i mimo jego odważnej natury, James był przerażony tą myślą. 

       - Wspaniale. - Regulus wstał szybko, klaskając w ręce. - Posiadasz paszport? 

       - Yyy, tak. Tak, posiadam - zająknął się, zszokowany nagłą zmianą tonu rozmowy. 

       - Miej telefon przy sobie. Skontaktuje się z tobą, gdy będę ciebie potrzebował. A, i ten adres, który ci podałem? Spal go. Usuń go też ze swojej nawigacji. I oczywiście mam nadzieję, że nie muszę tego mówić, ale jeśli komukolwiek o tym powiesz to zabiję i ciebie i tą osobę. - Regulus wyglądał tak groźnie mówiąc te słowa, że James uwierzył mu bez zawahania. Nie wątpił nawet przez chwilę, że Regulus byłby w stanie go zabić. Chciał, żeby przerażało go to bardziej, ale z jakiegoś powodu nie odczuwał strachu. - Evan cię zaprowadzi do wyjścia. - dokończył. 

       Kończąc rozmowę, wstał i zaczął iść, znikając za rogiem, co zmusiło Jamesa do szukania go wzrokiem. 

       - Dobra, wstawaj, przystojniaku – Evan, mężczyzna, który przeprowadził z nim pierwszą rozmowę, mężczyzna, który go zaprosił do środka, mężczyzna, który jeszcze chwilę temu przystawił broń do jego głowy, poklepał go po ramieniu. 

       - Powiedziałeś, że nikt nikogo nie będzie zabijał. - to było jedyne co James był w stanie z siebie w tej chwili wydusić. Mimo wszystko wstał i podążył za Evanem. 

       - I dotrzymałem słowa. Czy widzisz tutaj kogoś zamordowanego? Jakieś zwłoki na dywanie? 

       - Nie. - James odpowiedział, prawie, że nadąsany, starając się nie myśleć o fakcie, że to jego zwłoki mogły wylądować na dywanie. 

       - Nie, a więc nie ma za co. 

       - Długo już pracujesz z Regulusem? - James spytał, gdy już zbliżali się do drzwi wyjściowych. 

       - Regulus i ja znamy się od dawna, od dzieciaka. Przyjaźnimy się od zawsze. Ja, on i Barty. Bartyego pewnie poznasz niedługo. Regulus marzył o tym skoku już od lat. Ale zaczęliśmy nad nim faktycznie pracować około miesiąc temu. - Evan wzruszył ramionami. Dużo łatwiej było się z nim dogadać, gdy już był pewien, że James jest po tej samej stronie co on. 

       - Nie jestem kryminalistą - James nagle powiedział. Próbował uporządkować myśli, które pojawiały się w jego głowie z prędkością światła, teraz gdy już nie był w pobliżu Regulusa i nie był przytwierdzony do ziemi jego ciemnozielonymi oczami. 

       Evan głośno się zaśmiał. 

       - Tak sobie wmawiaj. Chociaż teoretycznie nie jesteś. Nie popełniłeś żadnego przestępstwa...jeszcze. Co zrobisz z taką sumą pieniędzy? - spytał. Byli już przed drzwiami. 

       - Nie wiem, - James zatrzymał się na moment, żeby się zastanowić. - Wydaje mi się, że biorę udział głównie dla dreszczyku emocji? Czy to brzmi źle? Pieniądze są w tym przypadku na drugim miejscu. Chcę wziąć udział, żeby udowodnić, że jestem w stanie coś takiego zrobić. 

       - Okej, widzę czemu Regulus tak cię lubi. - stwierdził. James starał się, żeby nie utkwiło mu to w głowie. - On też to robi z tego powodu. Tak pomiędzy nami to Regulus jest cholernie obrzydliwie bogaty. Odziedziczył wszystko po jego rodzicach. Dzieci jego dzieci pewnie nie będą musiały pracować nawet jednego dnia w swoim całym życiu. Ale wydaje mi się, że po prostu Regulus lubi udowadniać ludziom, że jest inny niż im się wydaje. Ma obsesję na punkcie posiadania rzeczy na własność i poczucia przynależności. Jest trochę chory. Chce się trochę pobawić w Boga, myślę, wiedząc, że może dawać i zabierać. 

       James wpatrywał się w Evana i zaszufladkował zdobyte informacje w prywatnym folderze w jego mózgu zatytułowanym “Regulus”. 

       - Osobiście, wydam wszystko na dziwki i dragi. Wypróbuje swojego szczęścia w Las Vegas. Nazywają je Miastem Grzechu. Brzmi jak miejsce dla mnie. - kontynuował. - W każdym razie, na pewno zobaczymy się niedługo. O, i hej, - Evan sięgnął po coś z szafki na dokumenty i podał Jamesowi brązową kopertę. - To wszystko, czego potrzebuje od ciebie Regulus. Uznaj to jako wdrożenie cię w to wszystko. Witam w zespole. 

       James pokiwał głową, przyciskając kopertę ciasno do klatki piersiowej i zanim się w ogóle zorientował, że idzie to był już w aucie i wsadzał klucze do stacyjki. 

       Wysłał krótką wiadomość do Remusa, żeby dać mu znać, że żyje i ruszył w daleką podróż do domu. 

       Uśmiechnął się sam do siebie, zdając sobie sprawę z ironii całej sytuacji. Remus Lupin powiedział, że pójście na tą rozmowę o pracę go zabije, a Remus Lupin nigdy się nie mylił. James pomyślał o pistolecie, który przytknięty był do tyłu jego głowy zaledwie kilka minut temu. Mógł zostać zabity. W pewien sposób, faktycznie został zabity, przynajmniej w jakimś stopniu. Stary James, przykładny obywatel, zniknął i został zastąpionym przez nowego nie do poznania mężczyznę, który był w stanie narazić swoje życie dla kogoś, kogo spotkał raz. Dla kogoś, kogo uśmiech był wystarczający, żeby obrócić całe jego życie do góry nogami. 

       Oh, Regulus, pomyślał sam do siebie, Jak wielkiego głupca ze mnie zrobisz? Jak bardzo dam ci mną pomiatać, aż w końcu się złamię? 

       Na zewnątrz, James zauważył horyzont, w którym zielone wrzosowisko zlewało się z szarym, burzliwym niebem. 

Notes:

myślałem, że dam radę wstawić ten rozdział dzień lub dwa po poprzednim, ale lekko się przeceniłam, patrząc na to, że cały czas jestem zajęta sksjksks. także nic już nie obiecuję z terminami wstawiania nowych, bo jeszcze nie zacząłem tłumaczyć następnego hahahah.
btw w oryginale evan mówi, że wyda pieniądze na "hookers and cocaine", a nie drugs, ale błagam, "dziwki i dragi" brzmi tak zajebiście, że nie mogłam tego nie dać.
tok myślowy jamesa to dosłownie "if criminal bad why hot"

Chapter 3: Co jest kurwa w New Hampshire?

Summary:

James poznaje cały zespół.

Notes:

strasznie przepraszam za to jak długo nie było rozdziału! jest on dość dłuższy, więc dużo więcej czasu musiałam spędzić na tlumaczeniu + dużo się u mnie działo w życiu bahahhaha. anyways, miłego czytania!
(btw jeśli ktoś chciałby mnie zaobserwować na twitterze to moja nazwa to iovejoyer ; czasem tam narzekam, że zapomniałam przetłumaczyć rozdziału i gadam o huncwotach KSJKSJKSJ)

(See the end of the chapter for more notes.)

Chapter Text

       Anuluj wszystkie swoje karty i zamknij wszystkie swoje konta bankowe. Wypłać wszystkie pieniądze, które na nich były.  

       Jeśli posiadasz kilka kont, zamknij je na przestrzeni kilku dni, aby nie zwrócić na siebie uwagi.  

       Pozbądź się wszystkiego w swoim mieszkaniu co może zgnić lub umrzeć. Wliczają się w to rośliny, które trzeba podlewać, jedzenie i zwierzęta.  

       Spakuj się w małą torbę, weź ze sobą ubrania i inne rzeczy osobiste. Nie bierz ze sobą żadnych przedmiotów, które będą przypominać ci o domu. Zostaw je za sobą.  

       Zatrzymasz swoje mieszkanie. Gdy już dotrzesz na miejsce, pomogę ci założyć nowe konta bankowe, które automatycznie będą opłacać co miesiąc czynsz, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń.  

       Wraz ze swoim paszportem weź ze sobą swój telefon i wszystkie inne urządzenia, dzięki którym twoi znajomi byliby w stanie się z tobą skontaktować.  

       Jeśli w twoim życiu jest ktokolwiek, kto mógłby się martwić, tym gdzie jesteś i żądał się z tobą spotkać po kilku miesiącach, spotkaj się z tymi ludźmi w przeciągu kilku następnych dni i wymyśl jakiś powód dlaczego cię nie będzie. Z tyłu tej kartki znajdują się przygotowane przykłady, co możesz powiedzieć.  

       James był otoczony wieloma, wieloma kartkami papieru, które znajdowały się wcześniej w brązowej kopercie. Były porozrzucane po całej podłodze w jego mieszkaniu, ułożone w rzędy. Przeczytał multum wymagań przygotowanych przez Regulusa setki razy. Tak właściwie, to spędził bardzo dużo czasu na bieganiu po jego mieszkaniu, pakując i wyrzucając różne rzeczy, potem na analizowaniu notatek Regulusa i znów bieganiu po mieszkaniu.  

       Regulus był bardzo skrupulatny w swoich instrukcjach. Zapewnił wykresy, scenariusze możliwych konwersacji, listę rzeczy, które należy spakować i różnorodne sugestie. Jednak był o wiele mniej skrupulatny, jeśli chodzi o informacje, które James uważał za najważniejsze. Na przykład, kiedy Regulus zadzwoni? Kiedy zaczyna pracę? Gdzie będzie wyjeżdżał? Na jak długo? 

       Temat co zrobić z Remusem Lupinem był kolejnym, zupełnie innym problemem. Minął tydzień odkąd James udał się do magazynu i zgodnie z instrukcjami Regulusa, utrzymywał tą samą codzienną rutynę. Rutynę, której częścią stało się kłamanie w oczy jego najlepszego przyjaciela na temat tego czy dostał pracę. 

       James codziennie siadał w kawiarni, udając, że wypełnia kolejne aplikacje na różne stanowiska i zadręczając się jak powiedzieć Remusowi, że już nie będzie tutaj przychodził. Przynajmniej w najbliższej przyszłości. Na razie, jego plan składał się z tego, że wmówi Remusowi, że wyjeżdża odwiedzić rodziców na tydzień lub dwa. Nie było szans, że Remus uzna to za coś podejrzanego. Potem, po kilku tygodniach, napisze mu lub zadzwoni, jeśli tylko mu się uda, z informacją, że znalazł pracę w innym mieście i nie będzie go przez jakiś czas. 

       Jamesowi łamało się serce na samą myśl, że nie będzie widział Remusa przez jakiś okres czasu i czuł się okropnie winny ze względu na ilość kłamstw, jakie będzie musiał mu powiedzieć. Jedyne co go pocieszało to myśl, że James tu wróci. James wróci do Remusa i wykorzysta swój majątek, aby opłacić mu każdy kierunek, jaki tylko będzie chciał studiować. Gdy wróci ze skoku, Remus nie będzie musiał już w ogóle pracować; James zapłaci, aby mógł studiować literaturę i klasyczne cywilizacje i politologię i antropologię i cokolwiek tylko Remus zachce. To, czy Remus czułby się komfortowo, akceptując taką sumę pieniędzy to już inna sprawa, którą James zajmie się, gdy przyjdzie na to czas. 

       Gdy James zaczął mówić, że myśli o odwiedzeniu swoich rodziców, był zaskoczony tym, że Remus odetchnął z ulgą. 

       - Uważam, że to świetny pomysł, James. Też się zastanawiam nad wyjazdem gdzieś. - powiedział. Być może był już trochę zmęczony marudzącym na temat jego bezrobotności Jamesem. Starał się w to nie wnikać. 

       Tydzień szybko przemienił się w dwa tygodnie i James znów musiał się zmierzyć ze złym przeczuciem, że to był faktycznie jeden wielki żart. Ta myśl szybko zniknęła, gdy jego telefon zawibrował wczesnym wieczorem. James szybko go sprawdził. Odkąd Regulus powiedział mu, że będzie się z nim kontaktował, zaczął obsesyjnie sprawdzać wiadomości co kilka minut. Ustawił swój dzwonek na najwyższą głośność i nigdy nie wypuszczał swojego telefonu z pola widzenia. Jednak tym razem był to tylko sms od Remusa. 

       “Postanowiłem faktycznie wyjechać. Wszystko ci opowiem jak tylko wrócę. Jakiś miły chłopak zastąpi mnie w kawiarni, nazywa się Grant. Myślę, że się polubicie. Dam mu znać, żeby miał już dla ciebie gotową kawę, kiedy przyjdziesz jutro rano.”  

       James przeczytał wiadomość i nachmurzył się. To był strasznie niespodziewany moment, żeby Remus po prostu nagle wyjechał, patrząc na to, że był środek semestru, ale częściowo James poczuł ulgę, że nie będzie musiał tłumaczyć swojej nieobecności trochę dłużej. 

       “Nie martw się. Miłej zabawy i wyślij dużo zdjęć!”  

       Odpisał dosyć szybko, po czym odłożył telefon i popatrzył na swoje mieszkanie. Poczuł nagłą pustkę. 

       Jego telefon zawibrował znów nawet nie dwadzieścia minut później. Gdy zobaczył wiadomość od nieznanego numeru, od razu wiedział kto to. 

       “Za dziesięć minut podjedzie czarne auto. Weź wszystkie swoje rzeczy. Kierowca nazywa się Stworek.”  

       James prędko wstał i zaczął biegać po mieszkaniu, aby upewnić się, że spakował wszystko co potrzebne. Jeszcze raz przejrzał notatki, które dał mu Regulus, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że niczego nie pominął i zaczął się zastanawiać, czy nie odpisać Regulusowi. Chciał mu odpisać, naprawdę chciał mu odpisać, ale nie mógł niczego wymyśleć, co nie brzmiałoby durnie, więc uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie pozostawienie wiadomości bez odpowiedzi. 

       Słońce zaczęło już zachodzić, a niebo obrało pomarańczowe barwy, podczas gdy James wybiegł na zewnątrz z minimalną ilością swoich rzeczy. Zatrzymał się na chwilę, obserwując ulicę, po czym zobaczył powoli zbliżające się czarne auto parę metrów od niego. 

       James otworzył drzwi i usiadł z tyłu samochodu. 

       - Przepraszam, - odkaszlnął niezręcznie. - Czy to ty jesteś... Stworek? 

       - Tak - mężczyzna odpowiedział szorstko, ruszając od razu, jak tylko James zamknął za sobą drzwi. 

       - Stworek to bardzo ciekawe imię. Jak jakieś zwierzątko, ale nie do końca - James zaczął bełkotać z tylnego siedzenia. 

       - To przezwisko – Stworek odchrząknął. 

       - Oo, fajnie. Skąd się wzięło? 

       Cisza. 

       James spojrzał za okno. Nie grała żadna muzyka, co stresowało Jamesa jeszcze bardziej, niż fakt, że był właśnie w dziwnym aucie, z dziwnym kierowcą o dziwnym imieniu, w drodze, żeby okraść muzeum. 

       - Więc, Stworek, gdzie jedziemy? - James spytał ponownie, próbując nawiązać rozmowę i uzyskać jakiekolwiek informacje. 

       - Na lotnisko. 

       - Lotnisko? Gdzie lecimy? 

       - Nie wiem. Jestem tylko kierowcą - powiedział krótko, obserwując ze znużeniem Jamesa w lusterku. 

       - Znasz dobrze Regulusa? 

       - Znam się z jego rodziną od lat. Znam dobrze wszystkich z nich. 

       - Okej, jak coś to London Heathrow jest w drugą stronę, więc- 

       - Nie będziecie lecieć komercyjnie. 

       - Prywatny samolot – James powiedział, rozszerzając oczy. - To szczyt luksusu! 

       Jego pierwszą myślą było to, że chciałby strasznie opowiedzieć o tym wszystkim Remusowi, po czym poczuł jak lekko traci humor. 

       James spędził resztę drogi w ciszy, myśląc o każdym miejscu w jakie mógłby go zabrać samolot.  Jeśli mają na celu kradzież dzieł sztuki to najlepszym miejscem byłby zapewne Paryż albo Berlin lub nawet Amsterdam. Nie znał się za bardzo na sztuce, w sumie to w ogóle się na niej nie znał, ale zawsze podziwiał artystów. Podziwiał każdego kto był w stanie tworzyć, kto mógł zrobić coś, co wcześniej nie istniało. Artystów, którzy tworzyli barwy i scenerie, jakich jeszcze nikt nie widział, pisarzy, którzy układali w słowa emocje, które każdy odczuwa, ale nie potrafi je opisać, muzyków, tworzących akordy i melodie z ciszy. James całkowicie był zakochany w tym koncepcie i był przekonany, że to kreatywni ludzie zostaną zapamiętani przez świat swoimi dziełami. Ich książki, obrazy, czy utwory są symbolami człowieczeństwa, tak wszystkie dzieła przeciwstawiały się śmierci. Krzyczały “Hej, spójrzcie na mnie! Też kiedyś byłem na tej Ziemi. Kochałem, płakałem, śpiewałem i tańczyłem tak jak wszyscy z was. Byłem tutaj. Byłem człowiekiem. Pamiętaj mnie. Pamiętaj mnie.” 

       Wreszcie, podjechali pod małe prywatne lotnisko, prosto na asfalt. Stworek zatrzymał się obok odrzutowca i spojrzał na Jamesa, gdy ten nie wykonał żadnego ruchu, aby wysiąść z pojazdu. 

       - Chwila. - powiedział, czując nagły przypływ stresu. Słońce zdążyło już zajść, ale światła na pasie startowym i asfalcie świeciły jaśniej niż kiedykolwiek. - Co mam robić? 

       Stworek spojrzał na niego miażdżącym spojrzeniem. 

       - Wysiąść z mojego auta i wsiąść do samolotu. Teraz! 

       James lekko podskoczył przez ostry ton głosu kierowcy i wysiadł z auta, po wzięciu swoich rzeczy. Przystanął na chwilę u stóp schodów, wszystko co miał ze sobą wziąć mieściło się w pojedynczą małą czarną torbę. Co by się stało, gdyby po prostu zdecydował się uciec? Co by się stało, gdyby nagle teraz zmienił zdanie? Czy Evan wybiegłby z samolotu, żeby go postrzelić? Powodzenia , James pomyślał złośliwie. Musiałby mieć perfekcyjną celność, żeby go złapać. Ostatecznie, to nie strach przed zostaniem postrzelonym sprawił, że James zaczął wchodzić po schodkach samolotu, a nagroda jaką było zobaczenie znów Regulusa. 

       - A więc wyjeżdżasz odwiedzić mamę, co? - James usłyszał krzyknięcie z tyłu samolotu, zanim zdążył przetworzyć co się dzieje. 

       - Remus, - James zastygł w miejscu z przodu samolotu, patrząc na wysoką i szczupłą sylwetkę jego najlepszego przyjaciela, która znajdowała się przy siedzeniach z tyłu. Mimo ogromnego szoku, jakiego odczuwał, James nie mógł się powstrzymać przed uśmiechem na widok przyjaciela. - A więc jak tam twoje wakacje, stary? - odkrzyknął, gdy udało mu się zebrać myśli. 

       Remus otworzył i zamknął usta z oburzeniem, po czym również wyszczerzył zęby w uśmiechu. 

       - Ty gnoju! 

       - Przyganiał kocioł garnkowi! Wziąłeś numer z ogłoszenia! Wziąłeś numer? Ty tu jesteś? Piszesz się na to? - w głowie Jamesa nieprzerwanie pojawiały się kolejne pytania. - Co ty tu robisz? Co my tu robimy? 

       - Przepraszam, czy wy się znacie? - ostry ton głosu Regulusa wybudził Jamesa z jego chwilowej radości i zdezorientowania. 

       - Tak, przyjaźnimy się - James odpowiedział szczerze patrząc raz na Remusa, raz na Regulusa. Remus wyglądał na bardzo niezadowolonego z faktu, że James wyjawił tę informację i wpatrywał się w niego ostrzegającym wzrokiem. 

       Regulus również nie wydawał się być zbyt zadowolonym, co dało się poznać po ilość przekleństw, które mamrotał pod nosem i jego nagłej ogromnej migrenie. 

       - Nie nasza wina – James obrócił się w stronę głosu, który głośno protestował. - Barty się zgodził na tego, - Evan wskazał na Remusa. - A ja się zajmowałem Jamesem. Nie mieliśmy jak wiedzieć, że się znają. 

       Regulus machnął lekceważąco ręką, a drugą ucisnął nasadę nosa. Wszyscy wydawali się być lekko zdenerwowani tą sytuacją, ale James był zachwycony. Miał się wybrać na przygodę życia ze swoim najlepszym przyjacielem. Zmienić losy świata. Remus i James. Szpiedzy, złodzieje, wykształceni ludzie sztuki, legendy. Kradnący Mona Lisę, czy coś w tym stylu. 

       - James, usiądź proszę. - Regulus powiedział szybko. - Przyjechałeś jako ostatni i zaraz ruszamy. 

       James przeszedł przez rzędy wypełnione ludźmi.  Na pokładzie znajdowały się ogromne miękkie skórzane siedzenia, a każdy z pasażerów miał swoją własną, odgrodzoną od innych małą wnękę dla prywatności. Było wiele pustych siedzeń, z których James mógł wybrać i idąc pomiędzy rzędami skanował je wzrokiem. 

       Evan siedział z samego przodu. Siedział z drugiej strony przejścia, naprzeciwko ciemnowłosego chłopaka z ostrymi rysami twarzy. James rozpoznał go jako osobę, która zawiesiła ogłoszenia w kawiarni i ze wcześniejszego oburzenia Evana wywnioskował, że mężczyzna nazywa się Barty. 

       Za nimi siedział mężczyzna z piaskowo blond włosami, który wyglądał na kompletnie przerażonego faktem, że tu jest, tak jakby chciał, żeby jego siedzenie pożarło go w całości. Uśmiechnął się lekko w stronę przechodzącego Jamesa, co bardzo pasowało jego delikatnej twarzy. Siedzenie naprzeciwko niego było puste. James postarał się uśmiechnąć zapewniająco w jego stronę. 

       W rzędzie za nim, ale od drugiej strony przejścia, siedziała czytająca jakieś czasopismo dziewczyna. Miała bardzo poważny wyraz twarzy, lecz James poczuł się zauroczony jej urodą. Jej ciemne włosy splecione w warkocze idealnie leżały na jej ramionach i wyglądała na zdecydowanie zbyt fajną, nawet żeby siedzieć w prywatnym samolocie, a to mówiło już wiele. 

       Za nią, dwie dziewczyny naprzeciwko siebie rozmawiały pełne ekscytacji. Żadna z nich nie zdawała się być zestresowana lub zmartwiona tym gdzie lecą. Jedna z nich miała ognistorude włosy i piegi. James musiał zamrugać parę razy, aby upewnić się, że jest prawdziwa. Uśmiechnęła się szeroko na widok przechodzącego Jamesa, na co on odpowiedział jej również uśmiechem. Dziewczyna, z którą rozmawiała miała ciemne kręcone włosy, które podskakiwały, gdy się śmiała i ciemne oczy pełne rozbawienia. 

       James zaczynał panikować. Czemu wszyscy byli tacy atrakcyjni? 

       Za nimi siedziała blondynka, której włosy układały się w piękne fale. Miała zadarty nos i szybko zlustrowała Jamesa wzrokiem, gdy tylko obok niej przeszedł. W rzędzie obok niej też nikt nie siedział. 

       Miejsce za nią było wolne i znajdowało się naprzeciwko Remusa, więc James zgarnął szybko swoje rzeczy i postanowił na nim usiąść. Oczywiście, że Remus usiadł z samego tyłu. 

       - Przeczytałem gdzieś, że masz dużo większe szanse na przeżycie katastrofy lotniczej, jeśli siedzisz z tyłu. - szepnął, tak jakby czytał Jamesowi w myślach. - Nie jestem do końca pewny czy to prawda, ale spróbować nie zaszkodzi, prawda? 

       - Dobrze dla nas w takim razie, - blondynka siedząca przed Jamesem obróciła się, aby uśmiechnąć się w ich stronę, jej chłodny wyraz twarzy od razu zniknął. - To znaczy, że na pierwszy ogień pójdzie tych dwóch sługusów z przodu. 

       - Masz z czego się tłumaczyć - James powiedział, zwracając się do Remusa. 

       - I wszystko wyjaśnię, ale najpierw, czy masz jakikolwiek pomysł gdzie lecimy? 

       James pokręcił głową. 

       - Dosłownie nie wiem nic. Oprócz tego, że skończymy obrzydliwie bogaci...albo w więzieniu. 

       - Wypiję za to – dziewczyna znów wtrąciła, trzymając w górze lampkę szampana. 

       - Skąd to wzięłaś? - Remus spytał, wpatrując się w kieliszek. 

       - Z tej małej szafki z boku siedzenia. Kliknij przycisk i zobaczysz minibarek. 

       Remus i James nacisnęli przycisk w tym samym czasie i szeroko się uśmiechnęli do siebie, gdy szafka się otworzyła, ujawniając bar. Czemu w ogóle nie odczuwali, że właśnie mieli wejść w świat przestępstw? Czemu to wszystko było tak przyjemne? 

       - Wasza dwójka musi się nauczyć być bardziej spostrzegawczym i to szybko. - dziewczyna prychnęła śmiechem na widok ich zdziwionych min. - Jestem Mckinnon. Marlene Mckinnon. - spojrzała na nich, czekając, aż się przedstawią. 

       - Ja jestem James, a to Remus – James wskazał palcem. 

       Głośne chrząknięcie dochodzące z przodu samolotu sprawiło, że wszyscy zwrócili w tą stronę głowy. Regulus stał na samym środku przejścia, ostrożnie się im przyglądając.  

       - Oto zespół, który przygotowałem. Uważnie się rozejrzyjcie, ponieważ ci ludzie będą waszymi jedynymi przyjaciółmi, jedynymi osobami, którym będziecie mogli zaufać przez następne kilka miesięcy. Wszystko będzie bardziej jasne, gdy już dotrzemy do naszego domu w New Hampshire. Mamy przed sobą około siedmiogodzinny lot, także macie dużo czas, żeby ze sobą porozmawiać i lepiej się poznać, jeśli jeszcze się nie znacie. - rzucił nieufnym spojrzeniem w stronę Jamesa i Remusa. - Jedyne o co was proszę to zostańcie na swoich miejscach, gdy będę startować i lądować. 

       - Co jest kurwa w New Hampshire? - James usłyszał jak ktoś mamrocze pod nosem. 

       - Stany - ktoś zadrwił pytająco. 

       - Chwila, kiedy ty będziesz startować i lądować? Jesteś pilotem? - rudowłosa dziewczyna spytała kilka siedzeń przed nim. 

       - Nie, ale będę pilotował samolotem. 

       W odpowiedzi, na pokładzie rozległo się zamieszanie, wywołane przez zdezorientowanie pasażerów. James tylko wpatrywał się w Regulusa i to jak w jego oczach pojawia się przebłysk rozbawienia. Po chwili Regulus znów się odezwał. 

       - Ktoś musi pilotować. Nie martwcie się, nikogo nie zabiję. 

       - Sory, ale trochę ciężko mi uwierzyć w to całe “nikogo nie zabiję”. Czy wy też mieliście przytknięty pistolet do głowy podczas rozmowy o pracę? Nie wstydźcie się. - Marlene zawołała, unosząc rękę i rozglądając się po ludziach na pokładzie. 

       Garstka ludzi podniosła ręce, łącznie z Jamesem. 

       - A już myślałem, że byłem wyjątkowy - powiedział, rozglądając się. 

       Marlene odwróciła się i uśmiechnęła się do niego szeroko. 

       - O tak, zdecydowanie się polubimy. 

       Na widok uniesionych rąk Barty i Evan odwrócili się ze swoich miejsc. 

       - Przepraszamy za to – Evan zawołał. 

       - Nie gniewacie się, co nie? - Barty wyszczerzył zęby, widoczne było, że wcale nie było mu przykro. 

       - W każdym razie, - Regulus szybko przerwał, odzyskując kontrolę nad rozmową. - Zanim wystartujemy, przejdę się po wszystkich rzędach i zbiorę wasze telefony i inne urządzenia, które ze sobą wzięliście do tego kubła. 

       Chciałbym zobaczyć cię przechodzącego między rzędami na naszym ślubie , James durnie pomyślał do samego siebie, po czym pokręcił głową. Musi się ogarnąć. Ten facet to kryminalista...najprawdopodobniej. W każdym razie na pewno niedługo nim będzie. 

       - Co zrobisz z naszymi telefonami? - chłopak z przodu spytał cicho. 

       - Pewnie je zrzuci z samolotu, gdy już będziemy dziesięć tysięcy metrów nad ziemią. - odpowiedziała beznamiętnie dziewczyna, która czytała czasopismo. Przewróciła lśniący papier na następną stronę. - Nie możemy dopuścić do tego, żeby ktokolwiek dowiedział się gdzie jesteśmy, prawda? 

       - Będę je przetrzymywał dla bezpieczeństwa. - Regulus odpowiedział. - Nikt nie będzie niczego zrzucał z samolotu. To po prostu środek ostrożności. - Zaczął iść pomiędzy rzędami i zespół zaczął wrzucać wszystkie swoje urządzenia do plastikowego kubła. 

       Wyciągnął kubeł w stronę Jamesa, który zwrócił na niego wzrok ze swojego siedzenia i zaczął się wpatrywać w Regulusa, nawet może o odrobinę za długo. 

       - Hej - wydusił z siebie cicho. 

       Regulus wyglądał jakby powstrzymywał uśmiech na swojej twarzy. 

       - Telefon, James - potrząsnął kubłem z urządzeniami, które zaczęły stukać o siebie. 

       - A no tak, proszę - James wrzucił do środka swój telefon i usłyszał jak wpada na pozostałe. 

       Regulus zdawał się stać przy Jamesie odrobinę dłużej niż przy reszcie, ale być może James sobie to po prostu wyobrażał. Nie był w stanie stwierdzić. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Regulus już wracał na przód pokładu. Remus uniósł brwi i pokręcił głową, podczas gdy James próbował zachowywać się normalnie. 

       Chwilę po tym, James wciągnął się w rozmowę z Remusem o tym jak obydwoje tutaj wylądowali. Remus wytłumaczył, że musiał na razie odłożyć studia na bok, ponieważ wypłata z kawiarni nie była wystarczająca, a Artur Weasley powiedział, że Remus będzie musiał pracować mniej godzin. Nie byłby w stanie opłacać studiów i żyć na minimalnej krajowej dłużej i był zdesperowany, więc postanowił wziąć numer z ogłoszenia niedługo po tym jak zrobił to James. 

       Remus uznał, że James po prostu nie przeszedł rozmowy, a więc nie mógł nic wiedzieć o nielegalnym aspekcie stanowiska, a Remus wolał go nie oświecać ze strachu, że Regulus faktycznie dotrzyma swojego słowa i spróbuje go zabić. Stąd, kłamstwo o wakacjach. 

       - Nie wierzę, że zgodziłeś się na zostanie kryminalistą - James powiedział, gdy już skończyli przesłuchiwać siebie nawzajem. Remus wzruszył ramionami. 

       - Jak to mówią; czasy desperacji wymagają desperackich działań. I zdesperowani ludzie robią desperackie rzeczy. 

       James uważał to za wręcz niepokojące, że oprócz jednego zestresowanego chłopaka z przodu, nikt nie zdawał się przejmować tym co mają zamiar robić. Wszyscy zdawali się być dziwnie spokojni i usłużni, jeśli chodziło o dokonanie skoku. Właściwie to wszyscy zdawali się być nawet w pewnym stopniu podekscytowani. Być może było to ze względu, że podejście społeczeństwa do sztuk pięknych było coraz gorsze. Albo może po prostu Regulus miał ogromny talent do wybierania chętnych do przestępstw osobników. 

       W momencie, gdy samolot wystartował, wzbijając się w niebo, James zamknął oczy na chwilę, zdając sobie sprawę, że właśnie jego życie jest w rękach Regulusa. Jego serce przyspieszyło z zachwytu na tę myśl i poczuł motylki w brzuchu. Jeśli Regulus chciał się bawić w Boga, tak jak mówił Evan, to zdecydowanie może się bawić w Boga Jamesa. Oddałby swoje życie w jego ręce wiele, wiele razy. Dałby mu moc kontroli nad jego życiem. Wystarczyłoby, aby Regulus poprosił. 

       Niedługo po tym, w głośników rozległ się głos Regulusa, oznajmujący, że mogą się już swobodnie poruszać po pokładzie, co James uznał za całkiem ujmujące. Chciał wstać i usiąść z Regulusem, porozmawiać z nim na temat tego, kiedy nauczył się latać, aby powiedzieć mu, że gdy był mały chciał zostać pilotem, bo był zafascynowany lataniem. Chciał się go spytać czy by go nauczył, chciał zobaczyć ogromną przestrzeń nieba z przodu samolotu. 

 

       - Dobra, za co siedzieliście w więzieniu? - głos Marlene wyrwał Jamesa z transu. 

       - W więzieniu? - powtórzył. - Nigdy nie byłem w więzieniu. 

       - Ja też nie mogę powiedzieć, że kiedykolwiek byłem - odpowiedział Remus, wpatrując się w Marlene z zaciekawieniem. 

       - To czemu tu jesteście? Chcecie mi powiedzieć, że Regulus nie wziął samych profesjonalistów do tej roboty? 

       - Hej! - James zaśmiał się. 

       - Nigdy nie sądziłem, że nie bycie przestępcą zrobi ze mnie kogoś nieprofesjonalnego – Remus uśmiechnął się ironicznie. 

       - Słuchajcie, - Marlene zaczęła, obracając się tyłem do swojego miejsca, żeby być zwróconą twarzą do nich. Jej głowa wystawała znad jej siedzenia i musiała utrzymywać równowagę swoimi kolanami, żeby patrzeć na Jamesa i Remusa. - Regulus zatrudnił mnie z więzienia. Zapłacił kaucję i zaoferował mi pracę. Jestem złodziejką, oczywiście, i to do tego bardzo dobrą. - Marlene miksowała różne rodzaje alkoholi z minibarku w małym kubeczku i jednocześnie mówiła. - Ukradłam setki tysięcy w funtów, głównie w biżuterii. W sumie, też trochę w markowych ciuchach, ale to diamenty kocham. W każdym razie, złapali mnie, ponieważ zamontowali alarm w jednej ze szkatułek z pięknym szmaragdowym naszyjnikiem dosłownie cztery godziny zanim go próbowałam ukraść. Możecie w to uwierzyć? Jakiego mam farta? Akurat w tym sklepie i akurat w tej szkatułce. Och, byłam tak zła, ale potem Regulus przyszedł jak jakiś mój anioł stróż i powiedział, że ma w stosunku do mnie duże plany. No więc, teraz jestem tutaj. Jestem jednym z gońców. - Remus ożywił się przy tym zdaniu. - Powiedział mi, że będę wchodziła do muzeum, usuwała obrazy z ramek i przybiegała z nimi do niego. Ekscytujące, prawda? 

       James nalał sobie kolejnego drinka. W całym samolocie trwało pełno różnych konwersacji pomiędzy nowopoznanymi członkami zespołu. Zdawało się, że reszta ludzi też już znalazła swoje minibarki. James uśmiechnął się na ten widok. 

       - Też jestem gońcem. - Remus w końcu się odezwał. - Wygląda na to, że większość roboty będziemy wykonywać razem. 

       - Świetnie, - Marlene wymamrotała. - Regulus przydzielił mnie do kogoś, kto nigdy niczego nie ukradł w swoim życiu. 

       - A kto powiedział, że nigdy niczego nie ukradłem? - Remus odpowiedział, wpatrując się w Marlene zagadkowym wzrokiem. 

       - Właśnie powiedziałeś, że nigdy nie byłeś w więzieniu. 

       - To, że nigdy nie byłem w więzieniu nie znaczy, że nigdy niczego nie ukradłem. Tylko, że nie zostałem nigdy złapany. - odpowiedział zadowolony z siebie. - Poza tym, jestem bardziej potrzebny na to stanowisko ze względu na moją precyzję i dbałość o szczegóły. Czy ty w ogóle wiesz jaka jest różnica między Monetem a Manetem? 

       - Nie, ale podejrzewam, że Regulus mnie tego nauczy! Albo przynajmniej będzie miał dla mnie przykładowe zdjęcia. 

       - I podejrzewam, że twoim najlepszym pomysłem na usuwanie obrazów z ramek jest wycinanie ich nożem, żeby zaoszczędzić czas, co nie? 

       Marlene zamrugała. 

       - Nawet jeśli, to co w związku z tym? 

       James przysłuchiwał się ich konwersacji, jakby oglądał mecz tenisa, piłka podawana z jednej na drugą stronę siatki. 

       - Pogódź się z tym, Mckinnon – Remus pokręcił głową. - wypełniamy się. Ty masz szybkie ręce, a ja mam ostry umysł. Razem, będziemy nie do powstrzymania, jestem pewien, że Regulus o tym wie. Dlatego obydwoje jesteśmy gońcami. 

       Punkt dla Remusa Lupina. 

       Pozornie udobruchana tą odpowiedzią, Marlene zwróciła się w stronę Jamesa. 

       - A co z tobą, James? Do czego przydzielił cię Regulus? 

       - Zajmuję się finansowym aspektem wszystkiego - odpowiedział. - Sprzedaż tych obrazów wygeneruje duży przepływ gotówki i musimy się tym zająć, tak aby nie powiadomić o tym żadnej agencji bankowej. Śledzenie przepływu pieniędzy jest głównym powodem rozwiązywania spraw przestępstw urzędniczych. Moją rolą jest upewnienie się, że mamy otwarte rynki, na których możemy sprzedawać i konta bankowe, dzięki którym rozprowadzimy te pieniądze. 

       - O, oszust bankowy i malwersant. - Marlene zagruchała, rozszerzając oczy. - Fajnie. 

       - Nie jestem malwersantem. Piorę pieniądze. Malwersacja to zupełnie co innego. - James poprawił, ale Marlene już przeszła do czegoś innego. 

       - Dobra, idę się poznać z innymi ludźmi tutaj. Mam nadzieję, że wszyscy są spoko. Wyobraźcie sobie utknąć z jakimś nudnym gościem, który nie potrafi się bawić. 

       - Myślę, że ktoś kto zgodził się na skok na galerię sztuki raczej nie będzie nudny. - rozmyślał Remus, powtarzając dokładnie to, o czym myślał James. 

       - Pogadajcie z ludźmi, chłopcy - Marlene zbeształa. - Będziemy i tak musieli się wszyscy bardzo dobrze poznać. 

       Więc James i Remus poszli rozmawiać. Wstali i przeszli się przez pokład, przedstawiając się i opowiadając ich historie każdemu i starając się dowiedzieć jak najwięcej o innych. Wymienili się mini butelkami alkoholi, które im nie smakowały z innymi i dzielili się przekąskami, które znaleźli w schowkach w oparciach na ręce. 

       Podczas całego tego procesu, James dowiedział się, że oprócz niego, również Marlene, Lily i Dorcas miały wycelowany w nie pistolet. Z tego właśnie powodu Marlene postanowiła, że wszyscy muszą wiedzieć, że Barty i Evan są do dupy i ich nienawidzi. Remus, Peter i Mary przeszli przez rozmowę o pracę bez metalu broni przystawionego do ich głowy, a Barty i Evan byli osobami, które trzymały pistolet. 

       Ta fajna dziewczyna, która czytała czasopismo to Dorcas Meadowes. Miała poważne nastawienie, które lekko przerażało Jamesa. Dowiedział się, że będzie odpowiedzialna za technologiczne aspekty skoku. Za zadanie zostało jej przydzielone hakowanie monitoringu, wyłączanie alarmów i zakłócanie fal radiowych. Potrafiła zhakować skanery policyjne, radia oraz telefony. Była niezwykle utalentowanie w zakresie informatyczny i została złapana tylko raz w życiu, gdy miała szesnaście lat i próbowała się włamać do brytyjskiego systemu zajmującego się kredytami studenckimi. Jako iż była nadal małoletnia, jej kryminalna przeszłość została w końcu wymazana z historii i powiedziała, że zaoferowali jej pracę po ukończeniu jej studiów informatycznych. 

       Jak dotąd, Barty i Evan byli najbardziej przerażający z zespołu. Wyglądali na silnych i uodpornionych przez życie i James był całkowicie świadomy, że nie mieli problemu, żeby władać bronią i potencjalnie kogoś zabić. Dla kontrastu, zdawali się faktycznie cieszyć ze swojego towarzystwa i lubili się wspólnie wygłupiać. Znajdowali szczęście w chaosie i zachwyt w absurdzie. W całej tej operacji ich rolą było bycie ochroniarzami, metodą zastraszania i siły. Remus uważał to za dość ironiczne, gdyż żaden z nich nie był szczególnie napakowany i wyglądali bardziej chudo, niż na mocnej budowy, ale hej, na pewno dużo umięśnionych ludzi było przerażonych na widok pistoletów, więc co może powiedzieć na ten temat? James uważał ich za zabezpieczenie w razie niebezpieczeństwa. Byli tutaj tylko potrzebni, gdyby wszystko zaczęło się pieprzyć i nie chciał myśleć o tym, co ich obecność w tej eskapadzie oznaczała. Nie był zupełnie gotowy stawić czoła potencjalnej przemocy. Chciał po prostu wejść i wyjść z muzeum tak, aby nikt się nie skapnął. 

       Analogicznie, Jamesa stresował blondyn, na którego mówili Peter. Był lekarzem. Był wyszkolonym medycznie lekarzem. “No, jeśli zostaniesz postrzelony podczas ucieczki, to raczej Regulus nie zawiezie cię do szpitala, żeby usunęli pocisk, prawda?” Peter powiedział żartobliwie, ale na samą tą myśl James zbledł. “I dla takich sytuacji jestem potrzebny.”. Dlatego, podobnie jak Bartyego i Evana, James przydzielił go do tej samej kategorii; potrzebny, tylko w razie, gdyby wszystko poszło źle. Mimo tego na jak zestresowanego wyglądał na początku, Peter miał spokojne pogodne usposobienie i łatwość w wyrażaniu się, co zaskoczyło Jamesa. Oczekiwał kogoś, kto będzie okropnie nieśmiały i jąkający się, natomiast Peter był po prostu łagodny oraz wygadany i nie zawsze dobrze odczytywał sytuację, ale Jamesowi to zbytnio nie przeszkadzało. 

       Mary i Lily miały najbardziej intrygującą rolę, zdaniem Jamesa. Były artystkami i konserwatorkami. Obydwie bardzo szybko się ze sobą dogadały, ze względu na ich miłość do swojej profesji i do ich technicznych możliwości. Ich zadaniem było tworzenie duplikatów obrazów, którymi będą zastępować skradzione oryginały. Miały skrupulatnie i dokładnie wykonać kopię każdego dzieła, które Regulus chciał ukraść i wejść do muzeum od razu po Remusie i Marlene, aby zawiesić na ścianie fałszywe obrazy, tam gdzie znajdowały się wcześniejsze oryginały. Lily opowiedziała Jamesowi o intensywnym procesie, któremu poddał ją Barty podczas rozmowy, który miał sprawdzić czy byłaby w stanie prawidłowo wskazać, który z obrazów był podrobiony, a który prawdziwy, tylko ze zdjęć, co podobno było niesamowicie trudne. 

       Wszyscy rozmawiali, pełni ekscytacji, na temat, czego nie mogli się doczekać i tego, że każdy z nich miał inne opinie na temat Regulusa. James dowiedział się od Bartyego i Evana, że jego nazwisko to Black. Powtarzał to imię w kółko w swojej głowie. Regulus Black. Regulus Black. Gwiazda przewodnia w ciemną noc. Peter opisał Regulusa jako przerażającego, ale uczciwego. Marlene i Mary uważały, że był zdecydowanie zbyt pretensjonalny dla swojego dobra. Dorcas i Remus uważali go za ogromnie inteligentnego mądralę, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Lily uznała, że nie spędziła z nim wystarczająco dużo czasu, żeby mieć jakiekolwiek o nim zdanie, a Barty i Evan nie brali udziału w tej konwersacji, dotyczącej ich przyjaciela. 

       James nie był pewny co uważał o Regulusie oprócz tego, że czuł generalne poczucie wspaniałości, gdy tylko załapali kontakt wzrokowy. Wiedział, że Regulus mógł być przerażający, ale to właśnie ten terror ekscytował Jamesa. Ta nieprzewidywalna i niebezpieczna natura Regulusa idealnie szła w parze z jego uspokajającym i spokojnym sposobem mówienia. Jego niezłomna pewność siebie sprawiała wrażenie jakby ktoś powiedział Regulusowi, że jest w stanie przeciwstawić się śmierci i poruszał się, jakby faktycznie w to wierzył. 

       W końcu, światła na pokładzie zgasły i James domyślił się, że to sugestia Regulusa, aby wszyscy poszli spać, a więc przespacerował się z powrotem na swoje miejsce, uchylając okno i patrząc na bezkres chmur i gwiazd porozsypywanych na nocnym niebie. Jeśliby wiedział cokolwiek o astronomii to spróbowałby ujrzeć gwiazdę Regulusa, ale dla niego wszystkie wyglądały tak samo. Remus był zajęty intensywną rozmową z Dorcas na temat czegoś, czego James nawet nie próbował zrozumieć i zanim się obejrzał, James zasnął, nasłuchując ludzi szeptających do siebie na całym pokładzie. 

Notes:

aaa, poznaliśmy już cały zespół! utożsamiam się z jamesem i jego bi panic
btw jak wstawiłam rozdział za pierwszym razem to darowałam sobie akapity (na ao3 trzeba je niestety dodawać odręcznie), ale jednak zedytowałam rozdział i je dodałam:], za dziwnie mi to wyglądało bez nich. w ogóle nawet nie wiecie jak mnie stresuje tłumaczenie fragmentów o finansowości hahahah. I NAWET NIE WIECIE JAK CIĘŻKO MI BYŁO PRZETŁUMACZYĆ FRAGMENT O USTAWIENIU LUDZI W SAMOLOCIE, totalnie nie umiałam sobie wyobrazić jak śa te miejsca ustawione HAHAHAHHA.
musicie mi wybaczyć za to jak długo nie było rozdziału, byłam zajęta moją osiemnastką, rekrutacją na studia, prawem jazdy i wyjazdami skjskjksjk. ALE IM BACK!! będę się starać teraz wstawiać rozdziały raz na tydzień (conajmniej).