Chapter Text
Poranek był szary i przygnębiający. Kropiło na tyle mocno, że deszcz był w stanie zmoczyć ci ubrania i twarz, ale na tyle słabo, że wyglądając na zewnątrz krople spadające z nieba były ledwo dostrzegalne. Dzwonek w kawiarni zadzwonił i Remus pokręcił głową, nawet nie podnosząc wzroku z lady, którą właśnie czyścił.
- Dzień dobry, James - spojrzał w górę i ujrzał Jamesa stojącego przed nim i na chwilę zastygł w miejscu. - Okej, co to ma być? O co chodzi? - Remus wskazał na idealnie dopasowany garnitur, który James miał na sobie. Czuł się, jakby przeniósł się w czasie sześć miesięcy wstecz.
James nerwowo zaczął się bawić mankietem w rękawach.
- Mam dzisiaj rano rozmowę o pracę. - wyjaśnił, czując jak na samo wspomnienie o tym przyspiesza mu bicie serca. - Naprawdę przydałaby mi się kawa, żeby ukoić nerwy.
- Rozmowa o pracę? James, to świetnie, - Remus uśmiechnął się do niego szczerze, zanim odwrócił się, żeby zrobić mu jego kawę. - Gdzie? Na jakie stanowisko?
- Yy, nie jestem do końca pewny - odpowiedział szczerze, odrobinę zakłopotany.
Remus rzucił w jego stronę niedowierzające spojrzenie przez swoje ramię i lekko się skrzywił.
- Odpowiedziałem na to ogłoszenie, które ktoś wywiesił wczoraj i są dosyć... skryci z tym wszystkim. Adres jaki mi podali też jest trochę daleko stąd. Próbowałem go wyszukać, ale jedynie pokazywało mi jakiś magazyn, a nie siedzibę prawowitego biznesu – James spojrzał w stronę tablicy korkowej i zauważył, że jeszcze dwa numer zostały zabrane z ogłoszenia.
- O mój Boże, James, nie możesz mówić na serio. Przecież oni cię zabiją. Zostaniesz zamordowany i później twoje morderstwo wyląduje na jakimś podcaście true-crime. - Remus zadrwił. - I dobrze ci tak! Zasłużyłeś za jeżdżenie do podejrzanych magazynów ze względu na anonimową ulotkę w kawiarni! Nie możesz pójść.
- Ale pójdę. Miałem wczoraj rozmowę przed rozmową przez telefon i przeszedłem ją-
- nie da się przejść rozmowy o pracę - Remus mu przerwał.
- A jednak się da. Bo ja przeszedłem. Nieważne, wiem, że to wydaje się podejrzane, ale czuję, że muszę tam pójść. Coś mi mówi, że to to, na co tyle czasu czekałem.
- Zadzwoń do mnie od razu jak dojedziesz na miejsce i jak będziesz już stamtąd odjeżdżać. Jeśli nie dostanę od ciebie żadnej informacji za trzy godziny, dzwonię na policję. - Remus westchnął, wiedział, że nie było to możliwe, żeby James zmienił zdanie jak już się na coś nastawił. Postawił jego kawę na ladzie. - Na koszt firmy. Na szczęście. Równie dobrze może to być ostatnia kawa jaką kiedykolwiek wypijesz, więc uznajmy, że mogę ci ją po prostu dać za darmo.
James uśmiechnął się i wziął w rękę ogrzewający mu ręce kubek.
- Dzięki, Remus. Jeśli umrę to pochowaj mnie w tym garniturze, dobra?
- Napisz do mnie od razu jak będziesz na miejscu. Naprawdę. - Remus stanowczo krzyknął za Jamesem, gdy ten już był w drodze do swojego auta.
Jazda samochodem nie była jego najmocniejszą stroną. Był w stanie prowadzić, jeśli naprawdę potrzebował, ale o wiele bardziej wolał chodzić i znany był z wychwalania przyjemności, jaką jest komunikacja miejska. I to wcale nie dlatego, że nie potrafił parkować równolegle.
Wpisał adres w nawigację i zaczął przeklinać cicho pod nosem, gdy GPS zaczął go prowadzić przez wioski i kręte drogi. Podczas jazdy popijał swoją kawę, która z każdą minutą stawała się coraz chłodniejsza. Zestresowany jechał w kompletnej ciszy, powtarzając w głowie jego odpowiedzi na typowe pytania, które się często pojawiają podczas rozmów o pracę. Próbował sobie wyobrazić jak może wyglądać Regulus, ale żaden z obrazów pojawiających się w jego głowie nie oddawał idealnie piękna głosu, którego usłyszał po drugiej stronie słuchawki.
Gdy wreszcie dotarł na miejsce, zaparkował na gruntowej drodze i usiadł w bezruchu na parę minut. Po raz pierwszy, odkąd odpowiedział na ogłoszenie wywieszone w kawiarni, James zaczął podejrzewać, że może ktoś robi na nim bardzo skomplikowany żart. James uwielbiał żarty, ale tylko kiedy to on je wykonywał, a niezbyt, gdy ktoś je wykonywał na nim.
Magazyn wyglądał na opuszczony. Brzydki, jakby zapomniany, blok metalu, który niszczył zielony krajobraz. Nie było szans, że jakiś faktyczny, prawowity biznes miał tu swoją siedzibę. Zdeterminowany, że dowiedzieć się więcej, zignorował wszystkie uczucia oprócz odwagi, wysłał krótkiego SMS-a do Remusa, dając znać, że dotarł na miejsce i wreszcie wysiadł z auta.
Zapukał w metalowe drzwi i usłyszał jak trzęsą się pod wpływem jego stukania. Po chwili otworzyły się, a za nimi Jamesowi ukazał się odrobinę od niego niższy mężczyzna. Stał z brzegu i zagestykulował Jamesowi, że może wejść do środka. Wbrew mało obiecującemu wyglądu magazynu z zewnątrz, jego wnętrze było kompletnym przeciwieństwem. W środku znajdował się sprzęt warty tysiące funtów. Mnóstwo komputerów i prowizorycznych biur. Po kątach porozrzucane były różnego rodzaju krzesła i dywany, w szafkach było widać poukładane na chybił trafił dokumenty. Ciepło pomieszczenia było miłą odskocznią od zimna panującego na zewnątrz, a oświetlone było przez mgliste, żółte światła, zamiast przez te jasne i fluorescencyjne, do których James był przyzwyczajony.
- Regulus sam chciał z tobą przeprowadzić rozmowę, więc - mężczyzna powiedział, powoli kierując się na tyły magazynu, podczas gdy James szedł za nim, obserwując otoczenie. - Siedzisz tutaj i czekasz. - wskazał na krzesło. - Fajny garnitur. - zaśmiał się. - Pochodzisz z jakiejś dzianej rodziny czy coś?
James skierował wzrok na swój garnitur, po czym zwrócił go z powrotem na stojącego przed nim mężczyznę. Był ubrany bardzo zwyczajnie.
- No, nie byłem zbytnio pewny co to za praca, więc uznałem, że lepiej się ubrać ładnie.
Mężczyzna skinął krótko głową. Wyglądał na znudzonego i James domyślił się, że to właśnie z nim najpierw rozmawiał, gdy wczoraj zadzwonił.
- Co to za praca? Nie zabijesz mnie, ani nic z tych rzeczy, co nie? - odezwał się po chwili ciszy.
- Na ten moment nie mam w planach nikogo zabijać - mężczyzna odpowiedział krótko.
James siedział w ciszy, chcąc zadać miliony pytań, ale zdawał sobie sprawę, że mężczyzna, który stał przed nim, obserwując go, nic mu nie powie. Nerwowo zaczął ruszać nogami.
- Cześć, - nagle odezwał się głos, na dźwięk, którego James szybko podniósł swoją głowę. - Jestem Regulus. Musisz być James.
Wyobraźnia Jamesa nie byłaby w stanie oddać piękna Regulusa za nic w świecie. Teraz, fakt, że był nazwany jak gwiazda zaczynał mieć sens, był nieziemski. Był blady i chudy, ale miał też czarne włosy, których loki stanowiły oprawę jego twarzy. Jego oczy były pięknego zielonego koloru, który wpadał w odcienie szarości. Był też ubrany zdecydowanie bardziej elegancko, niż drugi mężczyzna. James zdał sobie nagle sprawę, że się gapi, więc szybko wstał i podał Regulusowi rękę.
- Tak, jestem James. Hej. - westchnął niezręcznie.
Ręce Regulusa były delikatne i zimne, metal jego srebrnych pierścieni przyprowadził Jamesa o dreszcze. Zwrócił uwagę na jeden z pierścionków, który był w kształcie węża, a w miejscu jego oczu znajdowały się dwa zielone szmaragdy. Był przepiękny. Tak jak jego właściciel.
- Wybacz mi za bałagan. Jeśli dostaniesz tą pracę nie będziemy stąd pracować, to tylko tymczasowe. - James szybko się zorientował, że Regulus zaczął iść, więc starał się go dogonić. - Jesteśmy nadal w trakcie tworzenia naszego zespołu, a to było najbardziej dogodne miejsce, żeby się tu rozłożyć na kilka tygodni. - Regulus zaprowadził go do komputera i wyciągnął krzesło, sygnalizując Jamesowi, że ma usiąść. - Ta część naszej rozmowy to test praktyczny, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jest kilka rzeczy, które potrzebuję, żebyś zrobił. Nie martw się, to wszystko jest symulowane, także jeśli coś spieprzysz to oczywiście nie otrzymasz pracy, ale niczego nie zepsujesz.
Jedyne co dochodziło do głowy Jamesa to lekki francuski akcent mężczyzny i mimo starań, nie był w stanie skupić się na instrukcjach jakie dawał mu Regulus. Jego serce biło tak szybko w pobliżu kogoś tak... takiego jak on.
Mrugnął parę razy, żeby ponownie się skoncentrować i zaczął pracować nad powierzonym mu zadaniem. Na ekranie pojawiło się kilka kont bankowych założonych w różnych lokalizacjach, międzynarodowe godziny bankowości, flagi bankowe, które należało wyczyścić oraz konta, które musiały zostać przetransferowane lub ukryte. Zrobił wszystko, o co poprosił go Regulus bez żadnego zawahania, ledwo oddychając.
Po tym jak wykonał jedno wyjątkowo trudne zadanie, Regulus pochylił się, żeby zerknąć na ekran z tak wielkim zachwytem, że nawet nie zauważył reakcji Jamesa na ich nagłą bliskość. Regulus pachniał jak herbata Earl Grey oraz bursztyn, co na Jamesa działało jak narkotyk.
- Niesamowite – Regulus mruknął, podczas gdy James starał się jak najlepiej ukryć rumieniec, który powoli pojawiał się na jego polikach.
Kiedy wykonał już wszystkie zadania, obrócił się swoim krzesłem w stronę Regulusa, który stał za nim w ciszy. Miał na sobie białą koszulę i na widok kilku pierwszych guzików odpiętych, James nie mógł się powstrzymać od wyobrażenia sobie jak odpina je mu wszystkie.
- No, James, - Regulus wziął krzesło, aby teraz siedzieć naprzeciwko niego, wybudzając Jamesa z jego niezbyt stosownych myśli. - Praca jest twoja, jeśli tylko chcesz.
- Ale na czym polega ta praca? - James spytał, lekko marszcząc swoje brwi. - Nadal nie rozumiem.
- Na tym, co właśnie kazałem ci zrobić - odpowiedział mu, dotkliwie się w niego wpatrując.
James pomyślał o wszystkich zadaniach, które musiał wykonać. Każde z nich kolejno analizował w swojej głowie, gdy nagle połączył kropki. Rozszerzył oczy w zrozumieniu.
- Teraz już rozumiesz naszą skrytość - Regulus powiedział, widząc, że w końcu James zrozumiał.
- Potrzebujesz, żebym prał da ciebie pieniądze? Co to za brudne pieniądze? Skąd je dostajecie? Nie chce być powiązany z żadnym handlem narkotykowym albo, albo-
- Uspokój się, James – odpowiedział mu spokojnie, nadal uważnie go obserwując. Wyglądał jakby go oceniał, starając się zdecydować, czy James jest przyjacielem czy wrogiem. - Nie jesteśmy powiązani z żadnym handlem narkotykowym.
James czuł się całkowicie bezbronny pod spojrzeniem Regulusa. Zbyt onieśmielony, żeby się nawet ruszyć. Chciał siedzieć, uwięziony pod ciężarem jego wzroku, aż do końca świata. Chciał siedzieć i być na jego każde żądanie.
- Jesteś niezwykle utalentowany w tej dziedzinie. Będziesz bardzo dobry dodatkiem do naszego zespołu. Nie pracujemy dla kartelów, jesteśmy bardziej jak niezależny biznes, skupiony na sztuce. Widzisz, - mówił wolno, jak do małego dziecka, któremu trzeba wytłumaczyć coś ważnego. - Planuję wykonać największy skok na dzieła sztuki tego stulecia, sprzedać ileś obrazów i zarobić miliony dolarów. Planuję stworzyć zespół świetnie wyszkolonych profesjonalistów, którzy pomogą mi tego dokonać. Jeśli nam się to uda to staniemy się obrzydliwie bogaci.
James lekko zmarszczył brwi, starając się przetworzyć to, co właśnie usłyszał. Nieważne jak wolno Regulus starał się mówił, James nadal potrzebował chwili, żeby dotarły do niego te informacje. Fakt, że najpiękniejsza osoba, jaką kiedykolwiek widział, osoba, której sam głos zapierał dech w piersiach, siedziała naprzeciwko niego i omawiała przestępstwo, które miała zamiar dokonać był zdumiewający. Przestępstwo, które mogło z łatwością doprowadzić do wyroku pozbawienia wolności na długi okres czasu. Jeszcze bardziej zdumiewający był fakt, że James faktycznie się nad nim zastanawiał.
- Dlaczego akurat dzieła sztuki? - w końcu z siebie wydusił, gdy zorientował się, że Regulus czeka, aż się odezwie. - Jeśli chcesz pieniędzy, dlaczego nie obrabujesz banku?
Kąciki ust Regulusa lekko się podniosły i James poczuł jak mięknie mu serce. Tak. Rób tak. Już zawsze tak na mnie patrz.
- Cliché. Poza tym, banki są nudne. Gdzie w tym zabawa? Gdzie w tym coś ekscytującego?
Tak , James pomyślał. Tak, o to właśnie chodzi. W końcu ktoś rozumie.
- Ale być w muzeum, być otoczonym przez dzieła stworzone rękoma artystów. Artystów, którzy żyli setki lat temu. Widzieć to, co oni wtedy widzieli i zabrać to dla samego siebie? Każdy głupi byłby w stanie ukraść pieniądze, ale my będziemy okradać świat z fragmentów przeszłości. Z portalów do zupełnie innych czasów. - James wpatrywał się w mężczyznę z zaciekawieniem i zachwytem, wsłuchując się w jego wypowiedź. Regulus był całkowicie zatracony w swoich myślach, a jego oczy lśniły w oczekiwaniu. - Naszym celem są dzieła Warhola, Banksyego i Basquiata. Sztuka jest dla ludzi!
James uśmiechnął się w jego stronę, pełen ekscytacji. Było coś magicznego w Regulusie, był tego pewny. Był praktycznie przekonany, że został zaczarowany.
- Mam już zespół ludzi, jeśli chcesz tą robotę poznasz ich wszystkich i będziesz z nim blisko pracował. Będą twoimi współpracownikami, jedynymi przyjaciółmi w najbliższym czasie. Będziesz się zajmować wieloma finansowymi aspektami tej pracy. Zagranicznym rynkiem, żeby sprzedawać obrazy. Będziesz osobą, która zapewni, że zdobyte pieniądze będą nie do namierzenia, zajmiesz się też wszystkim z tym związanym po skoku. Ale oprócz tego będziesz też pomagał przy samym skoku, jeśli będzie taka potrzeba. Jeśli się zgodzisz, będziesz musiał się stosować do moich zasad i instrukcji. Będziesz musiał spędzić wiele miesięcy na trenowaniu oraz nauce, opuścić swój dom. Twoje życie tutaj przestanie istnieć i staniesz się nienamierzalny. Jeśli dołączysz do mnie, wszystko będzie przeze mnie opłacane. Zamieszkanie, jedzenie i jakiekolwiek inne wydatki.
James bacznie się przyglądał Regulusowi. Patrzył jak mówi powoli i melodycznie. Próbował zapamiętać każdy nawet najmniejszy detal o nim. Każdy kosmyk włosów, każdą pojawiającą się na jego twarzy ekspresję.
- Oczywiście, wszystko co będziemy robić jest nielegalne i musisz być świadomy tego ryzyka. Będziesz również okropnie bogaty, jeśli zgodzisz się wziąć udział i uważam, że może to być początek wspaniałej współpracy. - zatrzymał się na moment. - I mimo że nie jestem w stanie ci obiecać życia wolnego od finansowości to mogę ci obiecać pracę, która nigdy cię nie będzie nudzić, miejsce pełne emocji i życie wypełnione zastrzykami adrenaliny. - zdawało się, że Regulus skończył już swoją przemowę. James nie mógł wyjść z podziwu jak mógł być tak spokojny, omawiając przestępstwo tego pokroju. James nie zrobił niczego nielegalnego w całym swoim życiu. Nawet jeśli nie zawsze stosował się do zasad panujących w szkole to zdecydowanie zawsze przestrzegał prawa.
W końcu postanowił otworzyć usta, żeby coś powiedzieć.
- A co jeśli odmówię?
Usłyszał naładowywanie broni, po czym poczuł zimno metalu z tyłu swojej głowy. Serce zaczęło mu raptownie przyspieszać i poczuł jak zaschło mu w ustach. Nawet nie usłyszał, żeby ktokolwiek za nim szedł, był zbyt skupiony na Regulusie, zbyt oczarowany mężczyzną siedzącym przed nim. Nagle w głowie Jamesa zapaliła się czerwona lampka. Niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo!
Regulus zaczął znowu mówić, jego ton głosu był spokojny i wskazywał na to, że cała ta sytuacja kompletnie go nie ruszała.
- Jeśli odmówisz, to niestety obawiam się, że będę zmuszony zalecić Evanowi, żeby pociągnął za spust. To nic osobistego, byłbyś po prostu ciężarem, kłopotem, a na to nie możemy sobie pozwolić. - James nie odzywał się ani słowem, jedynie wymieniając się z Regulusem spojrzeniami. Jego błyszczały złośliwie. - Ale coś mi mówi, że nie odmówisz, James. Coś mi mówi, że masz ochotę na wyzwanie.
Metal pistoletu nadal wbijał się w skórę z tyłu jego głowy. Był zbyt przerażony, żeby wykonać nawet najmniejszy ruch i starał się siedzieć jak najbardziej w bezruchu jak było to możliwe. Przerażony świadomością, że nawet lekkie skinięcie głową może spowodować, że Evan wystrzeli broń.
- Wystarczy, że się zgodzisz, James, to takie proste. Po prostu powiedz “tak”. - Regulus drażnił się z nim. Szeptał do niego, jego oczy wyzywające go do podjęcia decyzji, podpuszczające go.
Nie było wiele momentów w życiu Jamesa, w których był w stanie wskazać konkretną chwilę, podczas podejmowania decyzji. Jakąś pojedynczą sekundę, w której zdecydował się na skoczenie z metaforycznego muru w stronę nowego, nieznanego rozdziału w jego życiu. Ale to była jeden z tych momentów. Spojrzał na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niego, na piękną, cudowną osobę, która była gotowa ukraść dzieła sztuki, aby mieć na własność fragmenty przeszłości i podjął decyzję, żeby skoczyć.
- Tak. Tak, zgadzam się - wyszeptał i poczuł jak Evan zabiera broń z tyłu jego głowy. Jeśli miałby być szczery to zapewne by się zgodził, nawet jeżeli jego życie nie byłoby zagrożone. Zrobiłby cokolwiek o co Regulus by go poprosił. Poszedłby, gdzie tylko kazałby mu iść i mimo jego odważnej natury, James był przerażony tą myślą.
- Wspaniale. - Regulus wstał szybko, klaskając w ręce. - Posiadasz paszport?
- Yyy, tak. Tak, posiadam - zająknął się, zszokowany nagłą zmianą tonu rozmowy.
- Miej telefon przy sobie. Skontaktuje się z tobą, gdy będę ciebie potrzebował. A, i ten adres, który ci podałem? Spal go. Usuń go też ze swojej nawigacji. I oczywiście mam nadzieję, że nie muszę tego mówić, ale jeśli komukolwiek o tym powiesz to zabiję i ciebie i tą osobę. - Regulus wyglądał tak groźnie mówiąc te słowa, że James uwierzył mu bez zawahania. Nie wątpił nawet przez chwilę, że Regulus byłby w stanie go zabić. Chciał, żeby przerażało go to bardziej, ale z jakiegoś powodu nie odczuwał strachu. - Evan cię zaprowadzi do wyjścia. - dokończył.
Kończąc rozmowę, wstał i zaczął iść, znikając za rogiem, co zmusiło Jamesa do szukania go wzrokiem.
- Dobra, wstawaj, przystojniaku – Evan, mężczyzna, który przeprowadził z nim pierwszą rozmowę, mężczyzna, który go zaprosił do środka, mężczyzna, który jeszcze chwilę temu przystawił broń do jego głowy, poklepał go po ramieniu.
- Powiedziałeś, że nikt nikogo nie będzie zabijał. - to było jedyne co James był w stanie z siebie w tej chwili wydusić. Mimo wszystko wstał i podążył za Evanem.
- I dotrzymałem słowa. Czy widzisz tutaj kogoś zamordowanego? Jakieś zwłoki na dywanie?
- Nie. - James odpowiedział, prawie, że nadąsany, starając się nie myśleć o fakcie, że to jego zwłoki mogły wylądować na dywanie.
- Nie, a więc nie ma za co.
- Długo już pracujesz z Regulusem? - James spytał, gdy już zbliżali się do drzwi wyjściowych.
- Regulus i ja znamy się od dawna, od dzieciaka. Przyjaźnimy się od zawsze. Ja, on i Barty. Bartyego pewnie poznasz niedługo. Regulus marzył o tym skoku już od lat. Ale zaczęliśmy nad nim faktycznie pracować około miesiąc temu. - Evan wzruszył ramionami. Dużo łatwiej było się z nim dogadać, gdy już był pewien, że James jest po tej samej stronie co on.
- Nie jestem kryminalistą - James nagle powiedział. Próbował uporządkować myśli, które pojawiały się w jego głowie z prędkością światła, teraz gdy już nie był w pobliżu Regulusa i nie był przytwierdzony do ziemi jego ciemnozielonymi oczami.
Evan głośno się zaśmiał.
- Tak sobie wmawiaj. Chociaż teoretycznie nie jesteś. Nie popełniłeś żadnego przestępstwa...jeszcze. Co zrobisz z taką sumą pieniędzy? - spytał. Byli już przed drzwiami.
- Nie wiem, - James zatrzymał się na moment, żeby się zastanowić. - Wydaje mi się, że biorę udział głównie dla dreszczyku emocji? Czy to brzmi źle? Pieniądze są w tym przypadku na drugim miejscu. Chcę wziąć udział, żeby udowodnić, że jestem w stanie coś takiego zrobić.
- Okej, widzę czemu Regulus tak cię lubi. - stwierdził. James starał się, żeby nie utkwiło mu to w głowie. - On też to robi z tego powodu. Tak pomiędzy nami to Regulus jest cholernie obrzydliwie bogaty. Odziedziczył wszystko po jego rodzicach. Dzieci jego dzieci pewnie nie będą musiały pracować nawet jednego dnia w swoim całym życiu. Ale wydaje mi się, że po prostu Regulus lubi udowadniać ludziom, że jest inny niż im się wydaje. Ma obsesję na punkcie posiadania rzeczy na własność i poczucia przynależności. Jest trochę chory. Chce się trochę pobawić w Boga, myślę, wiedząc, że może dawać i zabierać.
James wpatrywał się w Evana i zaszufladkował zdobyte informacje w prywatnym folderze w jego mózgu zatytułowanym “Regulus”.
- Osobiście, wydam wszystko na dziwki i dragi. Wypróbuje swojego szczęścia w Las Vegas. Nazywają je Miastem Grzechu. Brzmi jak miejsce dla mnie. - kontynuował. - W każdym razie, na pewno zobaczymy się niedługo. O, i hej, - Evan sięgnął po coś z szafki na dokumenty i podał Jamesowi brązową kopertę. - To wszystko, czego potrzebuje od ciebie Regulus. Uznaj to jako wdrożenie cię w to wszystko. Witam w zespole.
James pokiwał głową, przyciskając kopertę ciasno do klatki piersiowej i zanim się w ogóle zorientował, że idzie to był już w aucie i wsadzał klucze do stacyjki.
Wysłał krótką wiadomość do Remusa, żeby dać mu znać, że żyje i ruszył w daleką podróż do domu.
Uśmiechnął się sam do siebie, zdając sobie sprawę z ironii całej sytuacji. Remus Lupin powiedział, że pójście na tą rozmowę o pracę go zabije, a Remus Lupin nigdy się nie mylił. James pomyślał o pistolecie, który przytknięty był do tyłu jego głowy zaledwie kilka minut temu. Mógł zostać zabity. W pewien sposób, faktycznie został zabity, przynajmniej w jakimś stopniu. Stary James, przykładny obywatel, zniknął i został zastąpionym przez nowego nie do poznania mężczyznę, który był w stanie narazić swoje życie dla kogoś, kogo spotkał raz. Dla kogoś, kogo uśmiech był wystarczający, żeby obrócić całe jego życie do góry nogami.
Oh, Regulus, pomyślał sam do siebie, Jak wielkiego głupca ze mnie zrobisz? Jak bardzo dam ci mną pomiatać, aż w końcu się złamię?
Na zewnątrz, James zauważył horyzont, w którym zielone wrzosowisko zlewało się z szarym, burzliwym niebem.