Actions

Work Header

Rating:
Archive Warning:
Categories:
Fandom:
Relationships:
Characters:
Additional Tags:
Language:
Polski
Series:
Part 3 of Harry Potter & Seven Years of Chaos
Stats:
Published:
2025-02-18
Completed:
2025-11-15
Words:
149,706
Chapters:
28/28
Comments:
3
Kudos:
22
Bookmarks:
1
Hits:
1,566

Veritaserum (tłumaczenie)

Summary:

Czy Snape naprawdę myślał, że Harry zmartwi się kolejnym szaleńcem, który go ściga?

Sam sobie poradzi, dzięki.

Zmiany w gangu i w Hogwarcie szaleją, gdy Snape próbuje poradzić sobie z podopiecznym, który jego zdaniem może zmagać się z czymś więcej niż tylko dużą ilością traumy z przeszłości. A Harry tylko chce by wszyscy zostawili go w spokoju i pozwolili mu znaleźć Syriusza Blacka, bo ma do odbycia z nim "przyjacielską pogawędkę". A Susan Bones fantazjuje o tym, co zrobi, jeśli zobaczy chociażby włos Syriusza Blacka w pobliżu swojego najlepszego przyjaciela. A Hermiona i Theo chcą po prostu czytać... sami... razem? A Remus Lupin zastanawia się, co u licha stało się synowi Jamesa, że wykreowało dziecko na tak chaotyczne.

Witam na roku 3.

Chapter 1: Spokojne lato

Chapter Text

Severus Snape był w swoim laboratorium eliksirów, eksperymentując z nowym eliksirem, nad którym współpracował z rówieśnikiem. Planowali wykorzystać jad bazyliszka do stworzenia lekarstwa na mugolską chorobę nowotworową. Drugi mistrz eliksirów, Wayne Ramsey, mistrz eliksirów w Stanach Zjednoczonych, u którego Severus się uczył, był przekonany, że jego badania nad chorobą, w połączeniu z umiejętnościami Severusa w zakresie eliksirów i zapasem jadu, mogą stworzyć lekarstwo, które całkowicie wyeliminuje chorobę.

"Rak powstaje, gdy komórki dzielą się w niekontrolowany sposób i rozprzestrzeniają na otaczające tkanki. Wyobraźmy sobie, że moglibyśmy zmodyfikować jad tak, aby celował i zabijał tylko te komórki rakowe. Gdy komórki zostaną wyeliminowane, będzie to tylko kwestia naprawienia szkód już spowodowanych przez komórki. To byłby cud, Severusie".

Severus pomyślał, że jeśli uda im się stworzyć eliksir, jedynym problemem będzie znalezienie większej ilości jadu bazyliszka do kolejnych partii. Chociaż jeden bazyliszek, którego dał mu Potter i odmówił upłynnienia go do własnych aktywów, zawierał wystarczającą ilość eliksiru na wiele, wiele nieudanych partii i setki udanych - w końcu by się skończył i wróciliby do punktu wyjścia.

A Severus z pewnością nie liczył na to, że Potter napotka kolejnego bazyliszka o długości sześćdziesięciu stóp, by zdobyć więcej.

Severus przypuszczał, że będzie to most, przez który przejdą, jeśli eliksir w ogóle się powiedzie. Stworzenie mieszanki, która zmieniłaby jad tak, by celował w konkretne ludzkie komórki, bez tworzenia mieszanki, która sama w sobie byłaby toksyczna, okazało się sporym wyzwaniem. Ale Severus był zdeterminowany.

TRZASK!

Severus westchnął. Zdeterminowany, ale jego twórcze zapędy były niezaprzeczalnie przetrzymywane jako zakładnik przez jego wkrótce nastoletniego podopiecznego.

- Harry! - zawołał, wychodząc z laboratorium w poszukiwaniu demona. - Wszystko w porządku?

- W porządku! Nie musisz tu przychodzić! - Potter odezwał się szybko.

Co, jak wiedział Severus, oznaczało, że musi koniecznie udać się do kuchni, gdzie, jak się wydawało, znajdował się Potter. Stanął w drzwiach i zatrzymał się na widok bałaganu przed sobą.

- Co ty, na Merlina, robisz, dziecko? - zażądał. Każdy blat w ich kuchni był pokryty blachami do pieczenia, ciastem i ogromną ilością mąki. Sam Potter miał coś, co wyglądało jak ciasto czekoladowe z przodu koszuli i obecnie próbował zebrać więcej ręcznie.

- Powiedziałem, że nie musisz przychodzić. - Potter odchrząknął, wstając i wchodząc w coś, co Severus jest względnie pewny, że jest żółtkiem jaja.

- To nie jest odpowiedź. - Severus powiedział cicho. - Gdzie jest Mavis?

- Nie wiem. - Potter powiedział zwiewnie, płucząc ściereczkę w zlewie. - Powiedziałem mu, że chcę spróbować pieczenia, co? Wściekł się na mnie i odszedł. Pewnie znowu sprząta łazienkę.

Severus wziął głęboki oddech i bardzo powoli policzył w myślach do dziesięciu. Przypomniał sobie, że do tej pory Potter był idealnym współlokatorem. Był uprzejmy, szanował prywatność Severusa, utrzymywał swoje rozmowy przez kominek w ciszy, informował Severusa, dokąd idzie, zanim wyszedł z domu, i zazwyczaj był cicho.

- Dlaczego pieczesz? - zapytał, kiedy poczuł się znacznie mniej poirytowany chłopakiem.

- Ćwiczę. - Potter uśmiechnął się. - Urodziny Neville'a są za miesiąc, nie? Więc pomyślałem „hej Harry powinieneś zrobić coś świetnego, bo Neville jest świetny". Ale nic nie przychodziło mi do głowy, dopóki Mavis nie robił rano muffinek i BAM! - Potter klasnął w dłonie, najwyraźniej dla dramatycznego efektu. - Wiedziałem, że powinienem zrobić mu ciasto. Znaczyłoby to o wiele więcej ode mnie niż od Mavis, prawda? Ponieważ jestem przyjacielem Neville'a. No nie?

Severus wpatrywał się w Pottera, gdy ten uśmiechnął się do niego po swojej tyradzie. To było chyba najwięcej, co Potter powiedział przez całe lato. Fakt, że powiedział to wszystko tak szybko, że Severus ledwo go zrozumiał, tylko zwiększył jego zdziwienie.

- Ile cukru zjadłeś? - zapytał. Potter naćpany słodyczami prawdopodobnie stanowiłby problem. Severus rozejrzał się po ich zniszczonej kuchni i poprawił się, większy problem.

- W ogóle. - Potter roześmiał się. - Po prostu dobry dzień, prawda, proszę pana?

- Severusie. - poprawił go. Przez ostatnie dwa tygodnie, od ich powrotu do Spinners End, starał się, by Potter zwracał się do niego po imieniu w ich domu. Oczywiście, próbował też nakłonić Pottera, by udekorował swój pokój, tak jak resztę domu, ale i w tej kwestii nie poczynił żadnych postępów.

Wpatrywał się podejrzliwie w Pottera i próbował określić jego obecny nastrój. Potter był wyraźnie zdenerwowany przez pierwsze kilka dni wakacji, ale stał się spokojniejszy, gdy Severus przedstawił mu jasne zasady, których od niego oczekiwał.

~~

- Harry, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać - powiedział podczas kolacji w ich drugi wieczór w domu.

Potter natychmiast się spiął i spojrzał za siebie w kierunku drzwi kuchennych.

- Okaaay - powiedział powoli. - O czym?

Severus zignorował oczywisty niepokój Pottera i utrzymał konwersacyjny ton.

- Wierzę, że wspólne życie będzie dla ciebie o wiele łatwiejsze, jeśli ustalimy jakieś zasady.

Potter skrzyżował ramiona, chowając pod nimi pięści, a Severus zobaczył, jak mocno napiął mięśnie.

- Jakiego rodzaju zasady? - zapytał, zaciskając szczękę ze wzburzenia.

Severus zawahał się.

- Być może 'zasady' to nie jest właściwe słowo. Po prostu uważam, że podczas wakacji powinniśmy mieć wobec siebie pewne oczekiwania.

Kiedy zobaczył, że Potter lekko się rozluźnia, poklepał się mentalnie po plecach za to, że po raz kolejny poprawnie zidentyfikował źródło niepokoju dziecka.

- Dobra, jakie „oczekiwania"?

Severus zastanawiał się przez chwilę nad rozsądnymi prośbami, które mógłby skierować do dojrzewającego chłopca, który przez całe życie był niezależny.

- Po pierwsze, byłbym wdzięczny, gdybyś poinformował mnie przed opuszczeniem domu - powiedział ostrożnie. - Możesz swobodnie udać się do domów swoich przyjaciół, a ja z chęcią cię aportuję, jeśli wolisz. Prawdopodobnie poczułbym się zaniepokojony, gdybyś nagle zniknął z naszego domu bez wcześniejszego wyjaśnienia. Oczywiście zachowam się tak samo względem ciebie.

Potter rozluźnił się bardziej, rozprostowując ramiona.

- Mogę zobaczyć się z przyjaciółmi? - zapytał z wahaniem. - Kiedy tylko zechcę?

- Oczywiście. - Severus zapewnił go. - Nie jesteś więźniem w naszym domu. Możesz iść, gdzie chcesz, w granicach rozsądku. Chciałbym tylko, żebyś najpierw mnie poinformował, czy to dopuszczalne?

- Tak - Potter przytaknął radośnie. - To jest dopuszczalne.

Severus nie mógł się doczekać, by poinformować Narcyzę o tym, jak łatwo radzi sobie z jego nowym podopiecznym.

- Chciałbym też, żebyś dokończył swoją letnią pracę domową, może pozwolisz mi ją przejrzeć, kiedy skończysz? I... - Severus próbował pomyśleć o innych oczekiwaniach, które chciałby wyjaśnić. - I nie wchodź do mojej pracowni eliksirów bez uprzedniego pozwolenia, ponieważ zazwyczaj warzę niestabilne mikstury, które mogą zareagować gwałtownie na najmniejsze zakłócenie.

Potter przytaknął ochoczo.

- I zapewnię ci taką samą prywatność, jaką ja bym docenił, moglibyśmy uzgodnić, że nie będziemy wchodzić do swoich prywatnych sypialni bez pozwolenia? - Nagle przypomniał sobie o często pojawiających się u Pottera koszmarach, niepokoju, szałach i atakach paniki. - Chyba, że właściciel sypialni jest w niebezpieczeństwie. - dodał pospiesznie.

- Brzmi świetnie. - Potter przytaknął. - Mogę iść jutro do Rona pograć w Quidditcha? Powiedział, że wyjeżdża w przyszłym tygodniu na wycieczkę do Egiptu, więc jeśli nie pójdę teraz, to możliwe, że nie pójdę w ogóle.

- Nie potrzebujesz pozwolenia. - Podkreślił Severus. Sam był niezależnym nastolatkiem, zarówno z konieczności, jak i z własnego wyboru, i nie chciał, by Potter postrzegał Severusa jako kogoś, kto próbuje ograniczać jego ruchy. - Możesz po prostu mnie poinformować, najlepiej poprzedniego wieczoru, jeśli masz tyle czasu, i tak długo, jak nie podróżujesz do barów lub innego miejsca, do którego nie należysz - po prostu powiem „uważaj na siebie, do zobaczenia jak wrócisz".

Potter zawahał się, jego oczy nerwowo śledziły ruchy Severusa, jakby martwił się, że to jakaś sztuczka.

- Idę jutro do Rona. - wyszeptał, obserwując dłonie Severusa. - Nie idziemy do baru, będziemy grać w Quidditcha z bliźniakami w jego domu.

- Uważaj na siebie, zobaczymy się jak wrócisz. - Severus powiedział spokojnie, zanim wziął łyk swojej wody.

~~~

Odkąd Potter wrócił z domu Weasleyów, z zaczerwienionymi policzkami i włosami w kompletnym nieładzie, i zobaczył, że nie czeka go nic poza pytaniem Severusa o jego dzień, rozluźnił się całkowicie w jego obecności. Chociaż nigdy nie był tak... energiczny.

- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - Potter roześmiał się. - Kupiłem książkę kucharską. - Wskazał na bałagan w pokoju - To wszystko będzie jadalne, kiedy skończę. Może. - Potter roześmiał się ponownie i Severus spróbował przestać wpatrywać się w niego tak czujnie.

Skoro Potter był tu na tyle zrelaksowany, by robić skandaliczny bałagan i paplać o pieczeniu, dlaczego Severus miałby narzekać? To był dobry znak. Oznaczało to, że Potter mu ufa i zachowuje się jak na swój wiek przystało.

- W porządku. - Severus powiedział powoli. - Chociaż najwyraźniej trzeba ci przypomnieć, że jesteś czarodziejem. - Posłał ostre spojrzenie na myjkę w dłoni Pottera.

- Ach no tak. - Potter znów się roześmiał. Zadarł nos do góry, a potem uśmiechnął się do Severusa, gdy bałagan na podłodze zniknął. - Ta da! - zawołał. - Magia!

Severus powoli wycofał się z kuchni. Potter był niepokojący, kiedy miał odpowiedni nastrój i najwyraźniej równie niepokojący, kiedy było w porządku. Zastanawiał się, czy Lucjusz wymieniłby się z nim nastolatkami na kilka dni. Z pewnością Draco był o wiele łatwiejszy w obsłudze niż Potter.

- Będę w moim laboratorium! - zawołał.

- Przyniosę ci babeczkę, kiedy będą gotowe! Zrobię malinowe, to twoje ulubione, nie?

Severus westchnął i lekko stuknął głową w ścianę.

- Dziękuję Harry.

Nie, nie zamieniłby Pottera na Draco. Wątpił, czy Draco, przez trzynaście lat wspólnego spędzania czasu, kiedykolwiek zauważył jego preferencje co do smaków wypieków.

Potter był niepokojący i denerwujący, ale Severus całkiem lubił tego bachora.

Następnego ranka Severus wstał dość wcześnie, chcąc wykorzystać dodatkowy czas na czytanie starych podręczników eliksirów, badania do swoich obecnych eksperymentów. Cicho przemknął obok zamkniętych drzwi Pottera i udał się do kuchni. Sprawdził godzinę i zobaczył, że jest ledwie piąta rano, będzie miał co najmniej dwie godziny na pracę, zanim zasiądzie do śniadania z Potterem.

Severus zrobił sobie cappuccino, ponownie wdzięczny Potterowi za jego niedorzeczny zakup, ponieważ obaj przyzwyczaili się do wygody w ciągu ostatnich kilku tygodni. Usiadł przy stole, rozkoszując się spokojem poranka. Kilka godzin przed wschodem słońca było ulubionym czasem Severusa. Było ciemno, kojąco i obiecywało cały dzień z możliwością spokoju.

Leniwym ruchem różdżki przywołał swoje książki i powoli przeglądał najnowsze, robiąc notatki.

Był w połowie obiecującego rozdziału o mutowaniu komórek krwi za pomocą zmodyfikowanego eliksiru bazowego transfiguracji, kiedy Potter wpadł przez tylne drzwi.

- Obudziłeś się! - powiedział Potter, zaskoczony.

Severus sprawdził godzinę i ze zdziwieniem zauważył, że jest już kwadrans po siódmej. Skosztował cappuccino i z obrzydzeniem odkrył, że napój jest zimny.

- Tak. - powiedział, odwracając się z powrotem do Pottera. - Tak jak ty, najwyraźniej. - Potter miał zarumienione policzki i ściskał w dłoni swoją miotłę. - Nie słyszałem, jak wychodzisz, długo latasz?

Potter wzruszył ramionami, podchodząc do lady, by zrobić sobie napój.

- Latam już od jakiegoś czasu. - powiedział wesoło. - Nie jestem pewien, o której wyszedłem.

Severus przyglądał mu się sceptycznie. Wstał o piątej i był pewien, że bez względu na to, jak bardzo był pogrążony w swoich badaniach, usłyszałby, jak Potter wychodzi z domu.

- Nie jest trudno latać w ciemności? - zapytał Severus, utrzymując lekki ton, próbując ustalić, jak długo Potter był na zewnątrz.

- Trochę. - Potter odpowiedział, siadając naprzeciwko niego z kubkiem. - Ale próbuję wymyślić sposób, by widzieć w ciemności! Wpadłem na to wczoraj wieczorem. Luna powiedziała, że wiele zwierząt widzi w nocy, bo śpią za dnia. Super nie? Pomyślałem więc, że skoro możemy przekształcić kocie uszy u ludzi, to dlaczego nie mogę przekształcić moich oczu w takie, które bardziej przypominają zwierzę, nie? Więc kiedy latałem, skupiłem się bardzo mocno na tym, by widzieć w ciemności, ale to jeszcze nie zadziałało. - Potter uniósł rękę, by pokazać Severusowi płytkie zadrapanie biegnące wzdłuż przedramienia. - Widzisz? - powiedział, ledwo łapiąc oddech. - Wciąż wpadałem na gałęzie!

Severus przyjrzał się zarumienionym policzkom Pottera, jego podekscytowanym oczom i promiennemu uśmiechowi.

- Dobrze się czujesz? - zapytał powoli. - Musiałeś mało spać, skoro wyleciałeś, zanim jeszcze wstałem.

Potter machnął lekceważąco ręką, po czym napił się głęboko ze swojego kubka.

- „Czuję"? - zadrwił. - Po prostu nie mogłem spać. Ciągle myślałem o rzeczach, które chcę dzisiaj zrobić i doszedłem do wniosku, że równie dobrze mogę zacząć od razu.

- I jedną z rzeczy na twojej niewiarygodnie ważnej liście rzeczy do zrobienia była próba wykonania niebezpiecznej i niesprawdzonej magii na sobie, będąc pięćdziesiąt stóp w powietrzu? - Severus zapytał drwiąco.

- Ta.

Severus powoli policzył do dziesięciu, wpatrując się z niedowierzaniem w Pottera, który spokojnie sączył drinka.

- To niewiarygodnie niebezpieczne. - powiedział. - Sama próba transfiguracji na człowieku jest wystarczająco niebezpieczna, ale robienie tego w powietrzu, na miotle, graniczy z samobójstwem.

Potter zaśmiał się.

- Nie próbuję się zabić. - powiedział drwiąco, jakby nie był to ciągły strach Severusa od zaledwie sześciu miesięcy. - Po prostu wpadłem na taki pomysł i chciałem go wypróbować.

Znalezienie sposobu, by zbesztać Pottera, nie powodując przy tym, że straci swój radosny nastrój, przerwało Severusowi pojawienie się mrocznie mruczącego Mavis.

- Och, czyżby panicz Potter nie robił sobie śniadania? - zapytał Mavis z szeroko otwartymi oczami. - Mavis pomyślał, że skoro Mistrz nie ufa mu, że upiecze jego przyjacielowi ciasto, to może Mistrz nie ufa też Mavis, że zrobi śniadanie.

- Dramatyczne. - Potter wymamrotał. - Mówiłem, że przepraszam! - powiedział wyraźniejszym głosem. - Po prostu wczoraj wpadłem na ten pomysł i musiałem go wypróbować. Jestem pewien, że jesteś o wiele lepszym piekarzem niż ja.

Mavis skrzywił się i zaczął głośno wyciągać patelnie z szafek.

- Oczywiście, że Mavis jest lepszym piekarzem. Mavis jest elfem, a Mistrz jest szaleńcem. - Spojrzał przez ramię na Pottera i dodał: - Szaleńcem, który musi zajeść śniadanie.

- Nie mogę. - Potter poderwał się na nogi i odstawił kubek do zlewu, po czym chwycił miotłę. - Muszę wziąć prysznic, śmierdzę.

- Powinieneś coś zjeść. - powiedział Severus.

- Zjem, jak tylko wezmę prysznic.

Severus patrzył, jak Potter praktycznie wyskakuje z kuchni.

- Mistrz nie ma żadnego uznania dla Mavis. - mruknął elf.

Severus westchnął i chwycił swój stos książek; najwyraźniej tego ranka będzie miał więcej pracy w laboratorium.

- Pan Snoop też nie zje śniadania od Mavis, ponieważ Pan Snoop ma zły wpływ na Mistrza! - krzyknęła Mavis, gdy Severus się wymknął.

Severus lubił Pottera i Merlin wiedział, że Mavis znacznie ułatwia mu życie, ale Severus przypomniał sobie lata spędzone w absolutnej ciszy, kiedy mógł pracować przez wiele dni bez przerwy, i poczuł lekkie ukłucie irytacji, wiedząc, że te dni się skończyły.

Przygotował się do pracy w laboratorium, a jego książki badawcze były ładnie ułożone, gdy ponownie przerwało mu pukanie do drzwi.

- Wejść.

- Cześć znowu. - Potter uśmiechnął się, jego włosy były mokre od prysznica. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że idę na Aleję Pokątną spotkać się z Susan.

- Dziękuję. - Severus odpowiedział. - Zobaczymy się po powrocie, uważaj na siebie.

- Zrobię, co w mojej mocy. - Potter roześmiał się, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

Severus potrząsnął głową na nowo odkryte słoneczne usposobienie Pottera. Być może, jeśli pozostanie w takim nastroju, będą mogli spędzić razem spokojne, choć nieco irytujące lato.

Severus spędził poranek i większość popołudnia zamknięty w swoim laboratorium, pracując nad badaniami wymaganymi dla tak złożonego eliksiru. Około południa zrobił sobie krótką przerwę na szybki lunch. Wciąż wściekły Mavis poinformował go, że Pottera wciąż nie ma, i że 'Mistrz nie pofatygował się, by zjeść śniadanie Mavis.'

Severus szybko się wycofał, niezainteresowany słuchaniem wywodów szalonego skrzata. Potter prawdopodobnie opychał się śmieciami od sprzedawców w Alei Pokątnej.

Był zirytowany, gdy dowiedział się, że chociaż jad wymagałby bazy transfiguracyjnej, sam eliksir musiałby być leczniczy, jeśli miałby być ostatecznie podawany Mugolom.

O ile czarodzieje byli w stanie poradzić sobie z mugolskimi lekarstwami, choć zazwyczaj wymagały one znacznie większych dawek ze względu na magię, która powodowała, że ich metabolizm działał znacznie szybciej, o tyle Mugole nie tolerowali eliksirów. Miało to taki sam skutek, jak karmienie ich wolno działającą trucizną - w końcu ich organy przestawały działać i umierali z tego powodu.

Zatrzasnął notatnik, mocniej niż było to konieczne, i poszedł oczyścić umysł.

Potter podniósł wzrok z miejsca, w którym leżał na podłodze, z otaczającym go bałaganem pergaminów, gdy Severus wszedł do pokoju.

- Wszystko na dziś skończone? - zapytał.

- Prawdopodobnie. - Severus odchrząknął, wciąż zastanawiając się, jak stworzyć bazę eliksiru transfiguratywnego na tyle leczniczą, by dostosować ją dla Mugoli, ale bez utraty jej właściwości.

- Chcesz polatać?

- Co? - Severus wyrwał się z wirujących myśli na absurdalną propozycję Pottera.

- No, polatać. - Potter powiedział, wstając z uśmiechem. - Dobrze jest oczyścić głowę, wiesz? A na zewnątrz jest ładnie i mogę ci pokazać tę fajną sztuczkę, którą...

- Dobra, w porządku. - Severus zgodził się, bardziej po to, by uciszyć podekscytowaną paplaninę Pottera, niż z chęci latania. - Przypuszczam, że moja miotła została przeniesiona do szopy?

- Tak! - Potter poderwał się i podskakiwał na stopach z niecierpliwością. - Chodź, idziemy!

Severus był niesamowicie zdumiony energią Pottera. Zapewne odbył wiele wycieczek do lodziarni, gdy był z panną Bones.

Severus podążył za Potterem, który praktycznie wybiegł przez tylne drzwi. Potter szybko chwycił miotły i podał Severusowi swoją starą i rzadko używaną Kometę.

- Chodź! Patrz na to!

Potter wskoczył na swojego Nimbusa i natychmiast wzbił się w powietrze. Severus powoli wzbił się w powietrze, nie spuszczając wzroku z głupiego bachora.

Unosili się przez jakąś godzinę. Severus głównie obserwował Pottera, który wywijał, nurkował, obracał się i popisywał swoimi atletycznymi umiejętnościami. Severus miał szczęście, że siedział na swojej miotle - nie miał pojęcia, jak Potterowi udało się sprawić, że wyglądało to tak bez wysiłku.

- Dobra, to ten, o którym mówił mi Ron! Patrz! - krzyknął Potter.

Severus patrzył, jak Potter wznosi się niebezpiecznie wysoko w niebo, co najmniej trzykrotnie wyżej niż Severus, po czym kieruje swoją miotłę prosto na ziemię i leci na pewną śmierć.

- Harry! - krzyknął Severus, próbując przyspieszyć w kierunku głupiego bachora.

Potter tylko się roześmiał i pociągnął mocno za rączkę miotły, prostując się w ostatniej chwili, ale spadając z miotły i uderzając o ziemię.

- Auć. - Potter roześmiał się. - Wciąż nad tym pracuję!

- Jesteś idiotą. - powiedział Severus, zaciskając zęby tak mocno, że pomyślał, że mógł wyszczerbić sobie trzonowca. - Co, u licha, jest z tobą nie tak?

Potter podniósł głowę z ziemi i spojrzał zaskoczony na kwas w tonie Severusa.

- Co takiego zrobiłem? - zapytał zdumiony.

- Prawie skręciłeś swój głupi kark. - powiedział Severus, lądując z gracją obok Pottera, który wciąż leżał na ziemi, teraz wsparty na jednym łokciu.

- Zamierzam się tym zająć, wtedy nie będziesz tak mówił. - Potter roześmiał się. - Ćwiczyłem całą noc, co? I raz nawet nie upadłem pod koniec.

...całą noc?

Severus przyjrzał się Potterowi uważnie. Nie wyglądał na niewyspanego. Miał mnóstwo energii, jego oczy były jasne, a Severus nigdy nie wiedział, by był w tak dobrym nastroju.

- Nie sypiasz dobrze? - zapytał ostrożnie. Nie daj Boże, żeby Potter uwierzył, że pyta o jego „uczucia" i się zamknął.

Potter tylko się roześmiał i poderwał na nogi.

- Nie wiem, po prostu nie muszę spać. Jestem zbyt podekscytowany. Myślisz, że wszyscy tak się czują podczas letniej przerwy?

Aah.

Severus poczuł ulgę, że Potter sam znalazł odpowiednie wytłumaczenie dla swojego zachowania. Zeszłego lata Potter kręcił się między domami przyjaciół, ani razu nie znajdując stabilności, o której mugolski uzdrowiciel umysłu, z którym Severus spotkał się kilka miesięcy temu, mówił, że jest tak ważna dla dziecka. Tego lata Potter miał dom, którego był właścicielem, i czuł się w nim bezpiecznie, pewnie i stabilnie.

Severus żałował, że usunął wspomnienia mugolskiego Uzdrowiciela Umysłu. Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby uważał, że Severus nie jest w stanie zapewnić Potterowi tych uczuć bardzo szybko, a jednak były obecne.

- Nie jestem pewien. - Severus zanucił. - Chociaż cieszę się, że masz dobre wakacje.

- Najlepsze. - Potter uśmiechnął się do niego. - A kiedy rozgryzę ten ruch, będzie jeszcze lepiej!

- Wolałbym, żebyś ćwiczył to za dnia. - Severus podkreślił, wciąż wstrząśnięty obrazem Pottera pędzącego na pewną śmierć w ziemię.

Potter uśmiechnął się bezczelnie i wzruszył ramionami, skutecznie komunikując, co myśli o sugestii Severusa.

Severus westchnął.

- Odrobiłeś już pracę domową, bachorze?

Potter nagle zrobił się niepewny i nerwowo się poruszył.

- Nie, proszę pana. - mamrotał.

Severusie... - poprawił uparte dziecko. - Chodź, zróbmy sobie przerwę od flirtowania ze śmiercią. Możesz popracować nad pracą domową, a potem zjemy kolację, zanim Mavis zbuntuje się przeciwko nam.

- Dobrze - Potter grzecznie chwycił swoją miotłę i podskoczył obok Severusa. - Więc dzisiaj z Susan...

Severus słuchał, jak Potter opowiada o przygodach na Alei Pokątnej. Najwyraźniej Potter przekonał Susan Bones, by poszła za nim na Nokturn. Severus jęknął głośno, wyobrażając sobie wiele różnych problemów, które Chłopiec-Który-Przeżył i siostrzenica szefa DPPC mogliby napotkać na Nokturnie.

- I co ty na to? Możemy?

Severus potrząsnął głową i spojrzał na Pottera.

- Przepraszam, zatrzymało mnie to, jak bardzo Amelia Bones by mnie przeklęła, gdyby wiedziała, że panna Bones włóczy się z tobą po Nokturnie. Możesz zrobić co?

Potter skrzywił się, ale nie stracił uśmiechu.

- Możemy wziąć psa? Proszę? Słyszałeś, jak mówiłem, że ten, którego znaleźliśmy, umierał z głodu? Kupiłem dla niego ogromny stek od Toma, ale to, czego naprawdę potrzebuje, to dom.

Chociaż Severus mógł usłyszeć empatię sączącą się z Pottera na opis głodującego, bezdomnego psa. On sam bardzo nie lubił psów, a właściwie większości czworonożnych zwierząt. Ledwo tolerował koty, które wędrowały po Hogwarcie.

- Absolutnie nie. - powiedział Severus. - Mamy już w domu jedną irytującą sowę, jednego irytującego skrzata i nastrojowego nastolatka. Ledwo mamy miejsce dla wrednego psa. Nie mógłby też wrócić z nami do szkoły we wrześniu, ponieważ psy nie są oficjalnie dozwolonymi zwierzętami domowymi.

- Ron ma obrzydliwego szczura. - zauważył Potter. - I też nie ma go na oficjalnej liście.

- Szczura łatwiej ukryć niż psa. - Severus powiedział logicznie.

- Jeśli sprawdzę w regulaminie i nie będzie tam wyraźnie zakazu posiadania psów, to czy mogę wrócić i spróbować go znaleźć?

Severus spojrzał w dół i zobaczył, że Potter wpatruje się w niego śmiesznie błagalnym wzrokiem.

- Sprawdź w regulaminie i przedyskutujemy to, bachorze. - Severus warknął, niechętnie zgadzając się.

Błagam, niech będzie wyraźnie napisane, jakie zwierzęta są, a jakie nie są dozwolone w Hogwarcie.

- Drań. - Potter uśmiechnął się do niego.

Położył delikatną dłoń na ramieniu Pottera, gdy wchodzili do domu i był wewnętrznie rozczarowany, gdy poczuł, jak Potter napina się pod nim.

Więc nie aż tak odprężony.

- Pójdę popracować nad esejami. - powiedział Potter, szybko odsuwając się od dłoni Severusa.

Severus skinął głową w potwierdzeniu i ruszył do salonu, przywołując swoje tymczasowo porzucone badania po tym, jak usiadł w fotelu.

Przywołał pióro i szybko nabazgrał możliwe równanie, które mogłoby mu pomóc w zmianie właściwości bazy transfiguracyjnej na bazę leczniczą, gdy...

- Severusie! Harry! Halo!

Niech to szlag.

W tym tempie Severus nie będzie w stanie nawet przejść przez część badawczą, by zacząć eksperymentować, dopóki Potter się nie wyprowadzi.

Severus ruszył przed nowo zapalony kominek, przyklękając, by przekonać się, że osobą przerywającą jego badania był nie kto inny, jak Minister Magii.

- Severusie! Dzięki Merlinowi, że jesteś w domu! - zawołał Minister, wyglądając na zmartwionego.

Severus przypuszczał, że jedną z niewielu oficjalnych korzyści z bycia opiekunem Harry'ego Pottera była jego nowo odkryta znajomość z Ministrem Magii.

- Korneliuszu. - Severus powiedział serdecznie. - W czym mogę pomóc?

- Czy Harry jest w domu? - Knot zapytał szybko.

- Jest. - Severus odpowiedział. - Chcesz, żebym go przyprowadził?

- Nie, nie. - Knot wyglądał na zakłopotanego. - Muszę ci powiedzieć - to znaczy - powinieneś być świadom...

Severus czekał z tak cierpliwą miną, jak tylko mógł. Warknięcie na ministra, żeby się ogarnął, nie przyniosłoby mu żadnej korzyści.

Knot wziął głęboki oddech i spojrzał prosto na Severusa.

- Syriusz Black uciekł z Azkabanu.

I tak po prostu letnie wizje Severusa o badaniach, eksperymentach, spokojnych wieczorach z Potterem i ogólnym spokoju zniknęły.

Chapter 2: Szaleństwo i choroby

Chapter Text


- Syriusz Black uciekł z Azkabanu.

- Jak? - Severus zapytał zwięźle, przełykając dreszcz wstrętu na samą myśl.

Jak szaleniec taki jak Black mógł uciec z nieprzeniknionej siły, jaką był Azkaban? Sami dementorzy sprawiali, że wyspa była miejscem prawdziwych koszmarów i horrorów.

- Nie jesteśmy jeszcze pewni. Wymknął się jakoś zeszłej nocy, a dzisiaj przeczesano każdy cal wyspy, na pewno go nie ma. - powiedział Knot. - Ale... ale wydaje nam się, że wiemy, dokąd się udał...

Severus zamknął oczy i powiedział w tym samym momencie co Knot.

- Szuka Pottera.

- Szuka Harry'ego.

Knot spojrzał zaskoczony na trafne przypuszczenia Severusa.

- Skąd wiedziałeś?

- Zgadywałem. - Severus powiedział krótko.

Po co innego Minister Magii miałby dzwonić do Severusa z wiadomościami? Gdzie indziej Black miałby się udać, poza bezpośrednim kontaktem z osobistym magnesem Severusa na wszystkie niebezpieczne i chaotyczne rzeczy?

- Nie chcę, żebyś niepotrzebnie panikował, Severusie. - Knot powiedział, co niewątpliwie miało być uspokajającym tonem. - Mamy całe DPPC w tej sprawie i osobiście przydzielę ochronę tobie i Harry'emu, dopóki Black nie zostanie złapany. Jestem pewien, że szybko go znajdziemy i to wszystko będzie tylko złym wspomnieniem.

Severus skinął głową, nie zwracając uwagi na słowa ministra, gdy tworzył własne plany.

- Masz jakieś preferencje?

- Co? - Severus potrząsnął głową i ponownie skupił się na bieżącej rozmowie. - Przepraszam, ministrze, na chwilę pogubiłem się w myślach. Jakie preferencje?

- Jeśli chodzi o szczegół ochronny. - Knot powiedział ze zrozumieniem w spojrzeniu. - Jeśli nie, po prostu dam ci moich najlepszych ludzi. Kingsley Shacklebolt byłby bardziej niż szczęśliwy, mogąc zgłosić się na ochotnika.

- Nie - powiedział szybko Severus. - To nie będzie konieczne. - Severus zawahał się, rozważając cenę poświęcenia własnej i tak już kurczącej się prywatności na rzecz bezpieczeństwa Pottera. - Jeszcze nie jest to konieczne. - poprawił się. - Moje bariery powinny uniemożliwić komukolwiek wtargnięcie do naszego domu i jestem pewien, że Black zostanie szybko złapany.

Knot skinął głową, zdając się odczuwać ulgę, że Severus wierzy w kompetencje Ministerstwa.

W co absolutnie nie wierzył. Głęboko wierzył, że Syriusz Black jest niekompetentnym, zuchwałym, kretyńskim głupcem, który nie będzie w stanie uniknąć schwytania dłużej niż dzień.

Maksymalnie dwa.

- Nie ma powodu do paniki, jestem pewien, że szybko się tym zajmiemy. - Knot powiedział z napiętym uśmiechem. - Będę cię informował na bieżąco. - dodał, po czym gwałtownie się rozłączył.

Severus wstał szybko i wymamrotał.

Homenum Revelio. - Uspokoił go dowód, że Potter był jedyną ludzką obecnością w domu Severusa. Wątpił, czy Black zdołałby przeniknąć nawet najprostsze z wielu zabezpieczeń Severusa, ale skoro Prorok Codzienny podzielił się wiadomościami o kurateli Severusa, nigdy nie można było być zbyt pewnym.

Prorok Codzienny podzielił się wiadomością o kurateli Severusa.

A Lily i James zorganizowali swój ślub na plaży niecałe dwadzieścia mil od Cokesworth, aby uczynić podróż bardziej znośną dla rodziców Lily.

Ślub, w którym Black uczestniczył jako drużba.

Niech to szlag.

Severus musiał wywieźć Pottera z Cokesworth.

Uderzył go nagły przebłysk geniuszu - dlaczego nie wywieźć Pottera całkowicie z kraju? Niech Black pokaże się w Wielkiej Brytanii, tylko po to, by odkryć, że Potter był ocean dalej, we Włoszech.

- Willa Zabini. - zawołał Severus, wkładając teraz głowę do swojego kominka.

- Matko! - Blaise Zabini krzyknął, widząc głowę Severusa pojawiającą się w ogniu w salonie, gdzie chłopiec rozłożył się leniwie na sofie. - Profesor Snape chciałby z tobą porozmawiać.

- Skąd wiesz, że to nie z tobą chcę rozmawiać? - zapytał Severus.

- A chcesz?

- Nie - przyznał Severus. - Sprowadź matkę, jeśli nie jest zbyt zajęta.

- Zbyt zajęta, by rozmawiać z protettore mojej najdroższej Meraviglii? Nigdy!

Severus skrzywił się wewnętrznie na to pieszczotliwe określenie. „Protektor" było zarówno groźbą jak i pieszczotą z ust Włoskiej Contessy.

Contessa z gracją usadowiła się na antycznym krześle, idealnie przystosowanym do rozmów przez kominki. Severus zanotował w myślach, by zrobić to samo w swoim salonie. Chociaż nigdy nie będzie emanował taką samą gracją, jak włoska rodzina królewska przed nim, wygodnie byłoby nie klękać już na twardej podłodze.

- Contesso. - Severus powiedział, pochylając głowę z szacunkiem. - Przepraszam za niezapowiedzianą wizytę.

- Nonsens, najdroższy Severusie, zakładam, że chodzi o niedawną ucieczkę Syriusza Blacka?

Severus starał się ukryć zaskoczenie, że Contessa wiedziała już o ucieczce z więzienia.

Najwyraźniej mu się to nie udało, bo Contessa zaśmiała się lekko.

- Przyjaciele na wysokich stanowiskach, mój drogi. - powiedziała. - Czy moja Meraviglia jest w niebezpieczeństwie?

- Jest. - Severus powiedział bez ogródek. - Black sprzedał rodziców Pottera Czarnemu Panu 12 lat temu, a minister Knot uważa, że opuścił Azkaban, by dokończyć robotę.

- Brytyjski minister jest idiotą, ale w tym przypadku być może się nie myli. - powiedziała w zamyśleniu Contessa. Severus uważał, że tylko komuś z niewiarygodną ilością magicznej mocy i politycznej siły mogło ujść na sucho nazywanie brytyjskiego Ministra Magii idiotą.

A więc przede wszystkim Contessa i Potter.

- Black zawsze miał lekkomyślnie gwałtowną passę. - Severus powiedział jej. - Jeśli znajdzie Pottera, bez wątpienia go zaatakuje.

- To byłoby wspaniałe. - Blaise zachichotał, teraz poza zasięgiem wzroku Severusa. - Pójdzie tą samą drogą, co Lockhart, jeśli Harry go złapie.

Severus natychmiast oczyścił zarówno swój umysł, jak i twarz na beztroską uwagę Blaise'a, że Potter był odpowiedzialny za śmierć Lockharta.

- Amati, może powinieneś pójść do swojego pokoju i zastanowić się nad mądrością wypowiadania takich bezpodstawnych uwag na temat naszej rodziny i sojusznika, tak?

- Tak, matko, przepraszam, profesorze. - Blaise powiedział nadąsany.

Contessa machnęła różdżką za siebie, po czym odwróciła się z powrotem do Severusa.

- Mój Amati ma wiele cech, a bezwstydne wścibstwo jest jedną z nich. - powiedziała miło. - Jak mogę ci pomóc chronić naszego bambino?

- Przyszło mi do głowy, że może gdyby Pottera nie było w kraju, Black miałby o wiele trudniej go znaleźć. - Severus powiedział. - Moja opieka nad nim była dość nagłośniona i Black prawdopodobnie ma ogólne pojęcie, gdzie znajduje się mój dom. Więc pomyślałem...

- Pomyślałeś, że moja Meraviglia będzie bezpieczna we Włoszech, ze swoją familiare, tak? - Contessa wtrąciła się gładko z czarującym uśmiechem. - Brillante, kiedy mam się go spodziewać?

Severus wypuścił oddech, z którego nie zdawał sobie sprawy. Miał nadzieję, że Contessa przyjmie Pottera, dopóki Black nie zostanie złapany, ale nie do końca brał pod uwagę, że będzie to dla niej oczywiste, skoro uważa się za „familiare" dziecka.

- Nie rozmawiałem jeszcze o tym z Potterem. - przyznał Severus. - Chciałem się upewnić, że jest to dla ciebie do przyjęcia, zanim z nim o tym porozmawiam.

- Cudownie, w takim razie usłyszę od ciebie, jak tylko przekonasz moją Meraviglię o wielu wiarygodnych powodach, dla których powinien zostać z jego familiare, tak?

- Oczywiście. - Severus zgodził się. - Pójdę teraz porozmawiać z Potterem, a potem wyślę ci wiadomość?

- Nie mogę się doczekać, by wkrótce zobaczyć twojego affascinante lisa, Severusie. - powiedziała Contessa z kolejnym dźwięcznym śmiechem, zanim Severus rozłączył połączenie z kominkiem.

Doskonale. Teraz pozostaje tylko przekonać Pottera, by tymczasowo przeniósł się do Włoch na część wakacji.

Severus zapukał do drzwi Pottera, które były szeroko otwarte.

- Co jest? - Potter wymamrotał rozkojarzony, otoczony przez dzikie stosy pergaminów i książek porozrzucanych po jego łóżku.

- Harry, muszę z tobą porozmawiać. To dość ważne.

Potter spojrzał na niego, z piórem w ustach, i od razu wyglądał na zaniepokojonego.

- Okej - powiedział z wahaniem. - Ale żebyś wiedział- to był Mavis.

Severus został chwilowo odciągnięty od swojego obecnego celu przez nieumyślne przyznanie się do wykroczenia.

- Co był Mavis? - zapytał, jego oczy zwęziły się podejrzliwie.

- Och. - Potter rozejrzał się po swoim wciąż nijak niedekorowanym pokoju. - Nic. Sorka. Co jest?

Severus rzucił mu jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie, zanim przypomniał sobie, że morderca ścigający jego podopiecznego jest ważniejszy niż jakiekolwiek nastoletnie psoty, w które Potter zdołał się wplątać.

- Co powiesz na spędzenie reszty lata we Włoszech z Blaisem i jego matką? - Severus mentalnie zacisnął kciuki, by Potter, choć raz w życiu, zgodził się bez kłótni.

- Nie, dziękuję. - Potter mruknął, odwracając się z powrotem do swoich pergaminów.

Severus westchnął, oczywiście Potter nie zgodziłby się łatwo. Spróbował innej taktyki.

- Contessa napisała do mnie, że chce cię zabrać do Włoskiej Rady i przedstawić czarodziejom. Wydaje mi się, że wspomniała nawet, że w Radzie są przedstawiciele Fae, którzy mogą mieć nową magię, której byliby skłonni cię nauczyć.

Co, choć oburzające, nie było kłamstwem. Contessa napisała to samo do Severusa pod koniec roku szkolnego, próbując ukraść mu Pottera na wakacje. Severus nie wspomniał o tym Potterowi wcześniej, próbując zatrzymać dziecko przy sobie, zamiast pozwalać mu się włóczyć po obcych krajach. Nie czuł się jednak winny, ponieważ był pewien, że Blaise Zabini wspomniał o tym Potterowi już wcześniej.

Potter podniósł wzrok i rzucił Severusowi podejrzliwe spojrzenie.

- Próbujesz się mnie pozbyć? - zapytał. - Jeśli potrzebujesz czasu sam na sam lub chcesz zaprosić kogoś do siebie... - Potter uśmiechnął się i poruszył brwiami w sugestywny sposób. - Mogę zrobić się nieobecny. Mógłbym nawet zostać na noc z Draco, ale nie chcę wyjeżdżać na całe lato.

- Co? Harry, nie, Merlinie. - Severus wzdrygnął się na sugestywną aluzję, gdy Potter z powrotem skupił uwagę na swoich pergaminach. - Po prostu uważam, że siedzenie w tym ponurym domu przez całe lato nie jest dla ciebie odpowiednimi wakacjami. Włochy miałyby o wiele więcej rozrywki do zaoferowania nastoletniemu chłopcu.

- Nie jest już ponuro, co? - Potter zadrwił lekko.

- Z pewnością spodobałaby ci się możliwość stworzenia jeszcze bardziej niewiarygodnie potężnych sojuszników politycznych we Włoszech? - powiedział Severus, mając nadzieję, że przemówi do ambicji Pottera.

Potter w końcu odłożył pióro i spojrzał na Severusa, poświęcając mu teraz całą swoją uwagę.

- Dlaczego próbujesz się mnie pozbyć?

Severus westchnął, Potter był zbyt sprytny, by słabe próby Severusa przyniosły jakikolwiek efekt.

- Nie próbuję się ciebie pozbyć. - zapewnił go. - A już na pewno nie próbuję wyrzucić cię z twojego własnego domu.

Zawahał się, zanim zdecydował się po prostu wytłumaczyć, modląc się, by Potter nie wybuchł i nie zniszczył całego domu.

- Minister zadzwonił do mnie. Poinformował mnie, że Syriusz Black uciekł z Azkabanu zeszłej nocy i ma wystarczające powody, by sądzić, że Black teraz cię szuka.

Potter zamrugał do niego kilka razy, zanim powiedział.

- No i?

- No i Black jest niebezpieczny. - Severus powiedział zwięźle. - Byłoby bezpieczniej, gdybyś wyjechał z kraju, podczas gdy rozpoczną na niego obławę.

Potter wykrzywił usta, zupełnie nie przejmując się tą wiadomością.

- Może Black ściga ciebie? - powiedział, rozszerzając oczy, próbując wyglądać niewinnie. - Może powinieneś wyjechać do Włoch na resztę lata.

- To nie jest żadna gra, Potter! - Severus warknął, zirytowany obojętnym nastawieniem Pottera. - Black był szalony, zanim trafił do Azkabanu, dwanaście lat bycia wystawionym na działanie dementorów nie zrobi mu nic dobrego. Spróbuje cię znaleźć i zabić.

Potter uśmiechnął się z rozbawieniem.

- Może spróbować. Pan Malfoy powiedział mi o tym, co zrobił, sprzedał moich rodziców Voldemortowi, prawda? Mam nadzieję, że mnie znajdzie. Chciałbym z nim o tym porozmawiać.

- Pojadę z tobą do Włoch. - Severus odparł szybko, ignorując cienko zawoalowaną groźbę śmierci Pottera pod adresem niebezpiecznego śmierciożercy. - Moglibyśmy pojechać razem i wrócić, kiedy Black zostanie złapany.

- Więc Syriusz Black mógłby pokonać cię w pojedynku? - Potter zapytał z uśmiechem. - Myślałem, że powiedziałeś, że jesteś najlepszy, przypuszczam, że to tylko przechwałki?

Severus prychnął, niechętnie wchodząc prosto w pułapkę Pottera.

- Syriusz Black nie mógł mnie zabić, kiedy miałem szesnaście lat i miał po swojej stronie przemienionego wilkołaka, z pewnością nie mógłby tego zrobić teraz.

Potter uśmiechnął się promiennie i podniósł pióro.

- Czad, wygląda na to, że zostajemy.

Severus próbował się targować, grozić i choć nigdy by się do tego nie przyznał, nawet błagać Pottera o ponowne rozważenie. Po trzydziestu minutach zatrzasnął za sobą drzwi i warknął.

- W takim razie możesz wyjaśnić Contessie, dlaczego nie pojawisz się w jej domu tego lata!

Usłyszał kpiąco wesoły śmiech Pottera, gdy szturmował schody.

- Nie bądź śmieszny, ona ma willę nie dom. - Potter krzyknął.

***

- Idę na Aleję Pokątną z Susan!

Severus poderwał się na nogi i otworzył drzwi swojego laboratorium, by spojrzeć na Pottera z niedowierzaniem.

- Oszalałeś? - zapytał go. - Harry, nie możesz teraz wyjść, ściga cię zbiegły więzień.

Z pewnością Potter nie zapomniał rozmowy, którą odbyli poprzedniej nocy.

Potter miał torbę przewieszoną przez ramię i wyglądał na zaskoczonego rozsądnym, choć może nieco ostrym wyjaśnieniem Severusa.

- No i? Myślę, że tylko się nakręcasz. - powiedział. - Ooh! Wezmę ze sobą miecz, jeśli chcesz? - Potter wyglądał absurdalnie jak rozentuzjazmowany szczeniak na myśl o niesieniu ze sobą na Pokątną rażącego przekupstwa Lucjusza w postaci prezentu.

- Ja się nie „ nakręcam", a ty nie zabierasz ze sobą miecza. - Severus chrząknął, czując, jak narasta w nim pierwsza migrena tego dnia. - Dlaczego panna Bones tu nie przyjdzie?

- Ponieważ musimy uczyć się w bibliotece. - powiedział powoli Potter. - I powiedzieliśmy jej ciotce, no wiesz, szefowej DPPC, że zjemy z nią dziś lunch.

Severus szybko rozważył swoje opcje. Mógłby spróbować zmusić Pottera do pozostania w domu, choć bachor prawdopodobnie i tak by wyszedł. Jeśli cofnie swoje przeklęte słowa z początku lata, może zranić kruche zaufanie Pottera do niego. Jeśli jednak pozwoliłby Potterowi odejść, naraziłby go na niebezpieczeństwo, mając Blacka na wolności.

To była szybka decyzja, co Severus cenił bardziej - zdrowie psychiczne Pottera, które zdawało się stabilizować, odkąd zadomowił się w Spinners End, czy fizyczne bezpieczeństwo Pottera.

Amelia nie pozwoli, by jej siostrzenica była bez ochrony z Potterem.

Jeśli istniała jakakolwiek osoba, która traktowałaby bezpieczeństwo Pottera równie poważnie jak Severus, była to Amelia Bones.

- No dobrze. - Severus zgodził się z własnymi uspokajającymi myślami. - Uważaj na siebie, głupi bachorze. Byłbym wdzięczny, gdybyś wrócił do domu przed zmrokiem, wolałbym nie ryzykować, dopóki Black nie zostanie schwytany.

- Czad! Dzięki, proszę pana!

Potter prawie rzucił się do kominka, gdy Severus go poprawił.

Severus!

Severus był nerwowy przez resztę dnia. Wmawiał sobie, że Amelia zapewni Potterowi bezpieczeństwo, ale... ale Amelia nie była świadoma zamiłowania Pottera do chaosu, prawda? Potter ukradł Kamień Nicholasa Flamela. Złamał różdżkę dziewczynie, która go obraziła. Prawie zdemolował pokój wspólny Slytherinu w przypływie wściekłości. Wbił miecz w paszczę bazyliszka. I użył tego samego miecza, by zakończyć życie profesora, który groził jego przyjaciołom.

Jeśli były jakieś kłopoty, Potter je znajdzie.

Co sprawiło, że ulga Severusa po powrocie Pottera do domu tamtej nocy była tak silna, że równie dobrze mogła być namacalna.

- Jak ci minął dzień? - Severus zapytał spokojnie, subtelnie obserwując chłopca pod kątem ewentualnych obrażeń.

- Czadowo. - Potter odpowiedział promiennie, podskakując na nogach w sposób, do którego Severus niechętnie się przyzwyczaił. - Dużo zrobiłem, co?

Severus rzucił mu rozbawione spojrzenie. Potter rozglądał się szybko po pokoju w nadpobudliwy sposób, który kazał mu wierzyć, że dziecko prawdopodobnie przez cały dzień objadało się śmieciowym jedzeniem ze swoim przyjacielem.

- Niech zgadnę. - powiedział. - Nie jesteś głodny?

- Nie. - Potter uśmiechnął się. - Idę się uczyć, dobranoc!

Severus potrząsnął głową. Najwyraźniej Potter nie odrobił dziś zbyt wiele pracy domowej, skoro wciąż musiał się uczyć. Ucieszył się, że musiał zachowywać się jak typowy nastolatek. Jeśli ktokolwiek zasługiwał na okazję, by zachowywać się jak na swój wiek przystało, to właśnie Potter.

Następne kilka dni przebiegało według podobnego schematu.

Potter budził się, informował Severusa, że wychodzi spędzić dzień z Bones i wracał do domu po kolacji, ale przed zmrokiem. Każdej nocy natychmiast zabierał się za odrabianie pracy domowej.

- Być może ty i panna Bones powinniście spędzać więcej czasu na nauce, a mniej na planowaniu chaosu. - Severus zasugerował po trzeciej nocy z rzędu, kiedy Potter gorączkowo pędził do swojego pokoju, by pracować nad esejami.

- Prawdopodobnie. - Potter zgodził się ze śmiechem. - Zrobimy, co w naszej mocy.

Severus potrząsnął głową, czując ulgę, że Potter ma normalne wakacje pomimo bardzo nienormalnych okoliczności.

Czwartego ranka, gdy Potter wybiegł z domu, gdy tylko wzeszło słońce, Severus poczuł się na tyle komfortowo z ochroną, jaką zapewniała mu Amelia, że ponownie zaczął pracować nad swoimi badaniami.

Miał już dość wertowania starych tekstów i zawiłych dzienników - dziś po prostu rozpocznie własne eksperymenty z łączeniem podstaw. Być może komplikował to bardziej, niż było to potrzebne - jeśli powoli dodawał transfiguratywny eliksir bazowy do leczniczego, musiał istnieć sposób na połączenie właściwości obu, jednocześnie neutralizując mniej pożądane efekty uboczne.

Jednym z tych mniej pożądanych efektów była bolesna śmierć każdego Mugola, który go wypił.

Severus wciągnął aromat z laboratorium, chłonąc bogaty zapach żaru płonącego pod kociołkiem.

Żaden zapach na świecie nie był dla niego bardziej uspokajający.

Podczas odmierzania, nalewania, testowania i ciągłego wznawiania tego samego procesu, Severus zastanawiał się, czy nie powinien zaproponować Potterowi pracy nad tym etapem badań. Chłopak był dobrym warzelnikiem, a te badania byłyby tylko marzeniem, a nie rzeczywistością, gdyby nie to, że Potter podarował mu bazyliszka.

Wzdrygnął się na myśl o chaosie, jaki zapanowałby w jego laboratorium, gdyby Potter został do niego wpuszczony w swoim obecnym stanie. W powietrzu dziecko było pełne gracji i niemal eleganckie. Podczas pojedynków Potter był szybki i zwinny, a każdy jego ruch miał cel. Ale teraz? Dodatkowa energia Pottera, w połączeniu z łagodnym wzrostem, który Severus z przyjemnością zauważył, zmieniła Pottera w dokładnie niewłaściwy typ osoby, która nigdy nir powinna być wpuszczona do laboratorium.

Boleśnie było nawet wyobrazić sobie dziecko potykające się i przewracające kociołek wypełniony temperamentnymi naparami.

Być może poczeka z propozycją, aż Potter się uspokoi i straci trochę tej szalejącej, dzikiej energii.

Pomyślał, że być może w końcu robi postępy, ponieważ mieszanka, którą właśnie stworzył, jego dwudziesta druga próba tego dnia, emitowała srebrną parę zamiast ciemnobrązowych oparów, które miały poprzednie.

Gorączkowo zapisywał różnice w tej partii, gdy nagle srebrny lemur Amelii Bones przeleciał przez jego ściany i zatrzymał się przed nim, a on zamarł.

Potter.

Severus poderwał się na nogi z różdżką mocno zaciśniętą w dłoni, zanim lemur zdążył otworzyć usta.

- 'Severusie, zastanawiałam się, czy ty i twój podopieczny chcielibyście zjeść z nami kolację w tym tygodniu? Możemy przyjść do ciebie, jeśli wolisz, biorąc pod uwagę obecne trudności. Daj mi znać, który dzień będzie dla was najlepszy.'

Severus wpatrywał się w miejsce, w którym zniknął lemur, próbując zrozumieć swobodną i starannie sformułowaną wiadomość od Amelii.

Poczuł ulgę, gdy zdał sobie sprawę, że nie było to wezwanie do Świętego Mungo, ministerstwa ani żadnego innego miejsca, które oznaczałoby, że Potter został ranny.

Chociaż... był zdumiony, gdy odkrył, że brzmiało to prawie tak, jakby Amelia nie była z Potterem. Dlaczego miałaby zaproponować, że przyjdzie do ich domu, skoro nie miała żadnych trudności z przebywaniem z Potterem przez ostatnie kilka dni?

Im dłużej zastanawiał się nad wiadomością Amelii, tym szybciej jego zdumienie zmieniało się w zimny gniew.

Głupi, lekkomyślny, nierozważny bachor!

Severus oczyścił umysł z gniewu na Pottera, by przywołać własnego patronusa.

- Jeśli nie masz nic przeciwko zapytaniu mojego podopiecznego, jaki dzień jest dla niego najlepszy, mogę dopasować mój harmonogram do jego i dać ci datę.

Liczył powoli, skupiając się na oddechu, czekając na odpowiedź Amelii. Uspokoił go fakt, że było już prawie ciemno, jeśli Potter trzymał się swojego harmonogramu, powinien wkrótce wrócić.

Severus zamknął oczy, gdy lemur Amelii powrócił z potwierdzeniem jego obaw.

- Nie widziałam twojego podopiecznego od tygodnia. W każdym razie przed tym incydentem. - lemur powtórzył zmartwionym głosem Amelii. - Czy powinnam spodziewać się go dzisiaj?

Severus pomyślał, że chyba nie ma na świecie przekleństwa, które nie przebiegło mu szybko przez myśl.

- Przepraszam, musiałem pomylić dni. Mój podopieczny jest z jednym z jego innych przyjaciół. Wyślę ci akceptowalny dzień tak szybko, jak to możliwe.

Severus siedział sztywno na kanapie, wpatrując się uważnie w kominek, mentalnie odliczając czas do zwyczajowego powrotu Pottera. Jeśli chłopak spóźni się choćby o sekundę, Severus pójdzie go znaleźć.

Gdziekolwiek, do diabła, by się nie znajdował.

Kiedy minutnik wskazał pięciominutowe okienko, w którym Potter zwykle się pojawiał, Severus poczuł niesamowitą ulgę, widząc zielone płomienie, które ożyły, gdy Potter wyszedł z kominka.

- Jestem w domu! - Potter krzyknął, błędnie zakładając, że Severus był w swoim laboratorium, jak to miał ostatnio w zwyczaju.

- Gdzie byłeś?

Potter podskoczył i obrócił się, przez chwilę wyglądając na niesamowicie winnego, zanim po mistrzowsku oczyścił twarz.

- Cześć, nie zauważyłem cię. Jak idą twoje badania? - zapytał promiennie.

- Wspaniale. - mruknął Severus. - Byłem w stanie zbliżyć się prawie o pół kroku do ustalenia równania, którego będę potrzebował, kiedy otrzymałem niesamowicie pouczającą wiadomość patronusa.

- Ach tak? Jakiego rodzaju wiadomość? Konkretny wzór na lekarstwo na raka? - Potter uśmiechnął się, ale Severus wyczuł nerwowy ton w jego nonsensie.

Powinien być zdenerwowany, pomyślał surowo Severus. Potter miał tak mało umiejętności samozachowawczych, że sama jego przebiegłość i ambicja musiały doprowadzić go do Slytherinu.

- Madame Bones wysłała mi dzisiaj wiadomość. - Severus powiedział spokojnie, obserwując, jak kolor odpływa z twarzy Pottera. - Powiedziała, że chciałaby wiedzieć, czy bylibyśmy zainteresowani kolacją z nią i Susan jednego wieczoru w tym tygodniu.

- Och. - Potter roześmiał się. - Tak, wspominała o tym wcześniej i powiedziałem jej, że muszę zapytać ciebie, bo wiem, że jesteś bardzo zajęty.

Severus obserwował Pottera, gdy ten zaczął się cofać w stronę drzwi.

- Naprawdę? - zadumał się. - Ponieważ Amelia jest pewna, że w ogóle cię nie widziała w tym tygodniu. Powiedziałem jej, że to niemożliwe, biorąc pod uwagę, że nadzorowała twoje bezpieczeństwo przez ostatnie cztery dni.

Potter potknął się i spojrzał na Severusa.

- Miałem coś do zrobienia. Zapomniałem zobaczyć się z Susan.

Nie okłamuj mnie. - Severus syknął, wściekły, że dziecko stoi i kłamie mu prosto w twarz. - Zapomniałeś przez ostatnie cztery dni z rzędu? Gdzie byłeś?

Im dłużej Potter wpatrywał się w niego w milczeniu, tym bardziej Severus był pewny swoich instynktownych domysłów.

- Szukałeś Syriusza Blacka.

- Posłuchaj, proszę... - Potter zaczął, jego oczy na nowo zalśniły jakąś formą poruszenia, gdy zbliżył się o kilka kroków do Severusa. - Mogę go znaleźć, Snape, naprawdę mogę. Spójrz...

Severus patrzył, jak Potter wyciąga z torby stosy pergaminów i wycinków z gazet.

- Widzisz? Słuchaj, zrobiłem listę wszystkich miejsc, w których mógłbym być. Na przykład Aleja Pokątna, Surrey i centrum Londynu. A potem próbowałem wymyślić, jak szybko Black może podróżować, jeśli nie ma miotły, więc spróbowałem policzyć... - Potter pomachał mu przed nosem kartką z nabazgranymi liczbami. -i postanowiłem udać się w te miejsca, żeby go poszukać, ale co, jeśli jest przebrany, nie? To, że nie ma swojej różdżki, nie oznacza, że nie posiada żadnej, nie? A może jej nie potrzebuje, to ma sens, prawda? Więc za każdym razem, gdy byłem gdziekolwiek, a Mugol rzucał mi dziwne spojrzenie, kazałem mojej magii usunąć ich przebranie, abym mógł zobaczyć, czy to Black, czy nie. Sprytne, nie? Więc zaznaczyłem miejsca, które sprawdziłem - Potter wepchnął garść pergaminów w ramiona Severusa. - A teraz robię nową listę w oparciu o to, czy posiada miotłę i nawet jeśli ta lista jest o wiele dłuższa, wciąż mogę to zrobić, Snape. Mogę go znaleźć.

Severus wpatrywał się w Pottera z nieukrywanym szokiem.

- Harry... mówisz jak obłąkany. - powiedział cicho. - Podróżowałeś do różnych miejsc na własną rękę i używałeś magii na Mugolach? Możesz zostać aresztowany.

Potter nawet nie wyglądał na zaniepokojonego. Roześmiał się na tę myśl.

- Nie zostanę aresztowany, nikt nawet nie wie, że to byłem ja, co? A jeśli nawet, to nie sądzę, żeby zdołali mnie złapać i aresztować. Nie jestem obłąkany, wiem, co robię.

Kiedyś Severus wyśmiałby tak aroganckie słowa z ust Pottera. Ale sposób, w jaki to powiedział, jego oczy błyszczały, a klatka piersiowa falowała z ekscytacji; nie brzmiał arogancko, brzmiał tak, jakby naprawdę wierzył we własną niezwyciężoność.

- Czy... czy coś wziąłeś? - zapytał Severus. Skrzywił się, gdy wyjaśnił. - Alkohol, mugolskie narkotyki czy jakieś nielegalne eliksiry?

- To niedorzeczne. - Potter zadrwił. - Nie jestem naćpany. Po prostu muszę to zrobić. Rozumiesz, prawda? Chcesz mi pomóc? Moglibyśmy znaleźć go razem! Ooh i możesz się aportować, żebyśmy mogli sprawdzić więcej miejsc, o wiele szybciej!

Potter chwycił jeden z wielu pergaminów, które spadły na podłogę i zaczął grzebać w swojej torbie.

- Powinniśmy sprawdzić kraje, w których nie obowiązują przepisy dotyczące ekstradycji, ponieważ gdybyś był zbiegiem, chyba udałbyś się tam w pierwszej kolejności? Tak w każdym razie powiedziała Miona. Powiedziała: „Nie martw się Harry, jestem pewna, że poszedł gdzieś, gdzie nie ma przepisów dotyczących ekstradycji" i szczerze mówiąc nie wiem, co to znaczy, ale jeśli Miona uważa, że może tam być, to powinniśmy to sprawdzić. Następnie powinniśmy sprawdzić miejsca, które są jasne, słoneczne i ciepłe, ponieważ wszyscy mówią, że Azkaban jest ciemny, zimny i ponury. I gdzie jest moje pióro?

Severus jeszcze nigdy nie był tak otępiały, jak teraz, gdy słuchał, jak Potter bredzi jak szaleniec, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu pióra.

Co do kurwy.

Severus machnął różdżką w stronę Pottera, który podniósł wzrok, gdy zaklęcie się z nim zetknęło i Severus chwycił pergamin, który szybko pojawił się w powietrzu.

Aktualne diagnozy:

-Brak

Koniec raportu.

Severus żałował, że nie ma na liście jakiegoś narkotyku lub eliksiru. Potter podkradający Eliksir Euforii lub mugolską amfetaminę byłby lepszy niż ta pusta kartka pergaminu.

Nie ma na świecie żadnego zaklęcia diagnozującego szaleństwo.

- Co to? - zapytał Potter, nieustraszenie wyrywając formularz z zaskoczonej dłoni Severusa.

- Co to jest aktualna diagnoza? - Potter zmarszczył brwi, po czym wskazał oskarżycielsko na Severusa. - Mówiłem ci, że nie biorę narkotyków! Ze mną w porządku!

Absolutnie nie jest „w porządku".

- Kiedy ostatni raz spałeś? - Severus zapytał łagodnie. Potter nie spał dobrze na początku zeszłego tygodnia - czy bezsenność trwała do tego stopnia, że Potter oszalał z braku snu? Wyglądał na energicznego, ale Severus naprawdę nie miał innego rozsądnego wytłumaczenia dla obecnego zachowania Pottera.

- Zeszłej nocy. - Potter powiedział szybko.

- Jak długo spałeś zeszłej nocy?

- Dlaczego to takie ważne? - Potter kopnął leżący na podłodze stos pergaminów. - Nie jestem zmęczony. Nic mi nie jest.

- Harry, nie brzmisz dobrze. - Severus odezwał się bardzo cicho do tej wersji Pottera, z którą nie był pewien, jak sobie poradzić. - Brzmisz jak obłąkany. Czujesz się zestresowany sytuacją z Blackiem?

Severus mógł przekląć samego siebie za to sformułowanie. Wiedział lepiej. Wiedział lepiej, ale szaleństwo Pottera wyprowadziło go z równowagi.

Potter natychmiast wyrwał Severusowi papiery z rąk, patrząc na niego z pogardą.

- Nie jestem szalony i niczego nie „czuję". - zadrwił. - Ty jesteś zestresowany. Nic mi nie jest!

Potter obrócił się na pięcie i wyszedł przez drzwi. Severus słuchał, jak tupie po schodach i zatrzaskuje za sobą drzwi sypialni.

Severus rzucił urok prywatności, po czym szybko przywołał swojego patronusa.

- Amelio, jeśli minister jest nadal otwarty, to uważam, że auror do ochrony Pottera byłby świetną decyzją.

Severus absolutnie nie miał pojęcia, co się dzieje z Potterem, ale był całkowicie pewien, że chaotyczny bachor z pewnością spróbuje wymknąć się ponownie. I tym razem Severus upewni się, że ma za sobą ochronę.

Oczywiście dyskretnie.

Merlinie broń, by bachor tylko nie uwierzył, że Severus troszczy się o jego dobro.

***

Severus myślał, że letnia przerwa z radosnym Potterem jest irytująca? Żałował, że nie może wrócić do tych prostych czasów.

Potter utrzymywał rozdrażnioną, szaloną energię przez kilka dni po tym, jak Severus skonfrontował go z jego działaniami. Na szczęście wydawało się, że Potter zrezygnował, choć prawdopodobnie tylko tymczasowo, z szaleńczego polowania na Blacka. Zamiast tego najwyraźniej skupił się na tym, by jak najbardziej uprzykrzyć życie Severusowi.

Severus nie był pewien, czy było to celowe, czy szczęśliwy zbieg okoliczności ze strony Pottera.

Potter wstawał przed słońcem i każdego ranka wychodził, by polatać. Severus ustawił alarm, który ostrzegał go, gdy tylne drzwi były otwarte i dwa razy od ich konfrontacji trzy dni temu Potter wyszedł przed piątą.

Potter wykorzystywał swoją szaleńczą energię i próbował coraz bardziej ryzykownych akrobacji na swojej miotle. Severus zaczął się obawiać, że Black jest drugorzędnym zagrożeniem dla Pottera, zaraz za nim samym.

'Po naszej stronie nie ma żadnej aktywności. Nie mamy żadnych nowych tropów. HP pozostał pod barierami. Możecie jednak rozważyć podniesienie osłon w górę, ponieważ wydaje się zdeterminowany, by przekroczyć najwyższe granice na swojej miotle.

-KS'

Po czterech dniach patrzenia, jak Potter spędza cały dzień, kręcąc się po podwórku na swojej miotle, po obserwowaniu, jak Potter leczy się z trzeciego złamanego ramienia i po otrzymaniu notatki od Shacklebolta sugerującej, że nie opiekuje się Potterem właściwie - Severus miał dość. Nie mógł spędzić kolejnego dnia, wstrzymując oddech, gdy Potter gnał w kierunku ziemi, ani kolejnego popołudnia, próbując nawiązać pogawędkę, podczas gdy Potter przechodził przez lunch, zanim rzucał się z powrotem na zewnątrz.

- Harry, może jutro odwiedzisz Lunę? - Severus zasugerował przy kolacji tego wieczoru. - Bez wątpienia ucieszyłaby się z twojego towarzystwa.

Więcej pracy miałaby Shacklebolt, śledząc Pottera u Lovegood, ale po jego porannej notatce Severus nie czuł się zbyt miłosierny.

- Nie mogę. - Potter powiedział krótko, szybko przeżuwając swój posiłek. - Mam spore zaległości w pracy domowej, co? Plus mój projekt. Plus wszystkie inne rzeczy, które muszę zrobić. Luna i tak będzie tu za parę tygodni na przyjęciu.

- Jaki projekt? - Severus zapytał konwersacyjnie, nie odrywając wzroku od własnego posiłku, starając się zachęcić Pottera do rozmowy.

Proszę, nie mów o polowaniu na Syriusza Blacka.

- Nie żeby cię to już obchodziło, ale wciąż muszę zrobić te zaczarowane notatniki przed urodzinami Neva. I maluję swoją sypialnię.

Severus spojrzał z nadzieją na wzmiankę o notatnikach. Całkiem zapomniał, w bałaganie, który stworzył Syriusz Black, że Potter poprosił go o pomoc w stworzeniu notatników, przez które dziewięcioro dzieci mogłoby się komunikować.

Fakt, że Potter i jego „gang" zaczerpnęli pomysł z pamiętnika Czarnego Pana, był niepokojący, ale wystarczająco zdrowy, by Potter skupił na nim swoją energię.

Ulżyło mu również, że Potter w końcu zaczął dekorować swoją sypialnię. Doda to poczucia stabilności do nieobliczalnego życia dziecka.

- Z przyjemnością pomogę ci z twoim projektem. - Severus powiedział szczerze, choć niezbyt ochoczo, by nie wzbudzić podejrzeń w przebiegłym dziecku. - Moglibyśmy to zrobić jutro?

- Och? nie jesteś zbyt zajęty swoimi badaniami i ustawianiem policji, by mnie śledziła?

- Shacklebolt raczej nie jest „policją". - powiedział Severus, zachowując swobodny ton pomimo szoku.

Kingsley Shacklebolt był ekspertem w dziedzinie ukrywania się.

Podobno.

- Auror Shacklebolt jest tu na prośbę Ministra. - Severus powiedział, przekręcając prawdę. - Ponieważ Black wciąż nie został schwytany, najwyraźniej Minister uznał za rozsądne, by jego „ kumpel Harry Potter" był chroniony.

- Gdybyś pozwolił mi znaleźć Blacka, nie potrzebowalibyśmy „ochrony". - Potter mruknął tak cicho, że Severus zdążył się napić, udając, że go nie słyszał. Unikał tego tematu od czasu ich nieporozumienia na początku tygodnia i nie miał ochoty go teraz powtarzać.

- Niezależnie od zadania Shacklebolta, nie jestem zbyt zajęty swoimi badaniami, by ci pomóc. Powiedziałem ci, że pomogę i zrobię to. Chcesz zacząć jutro po śniadaniu?

- Jasne, jeśli masz czas. - Potter wzruszył ramionami.

Severus planował spędzić kolejny dzień przy stole, w połowie skupiony na swoich badaniach, a w drugiej połowie na taktyce Pottera przeciwstawiającej się śmierci za oknem kuchni. Ten projekt byłby doskonałym rozpraszaczem dla nich obu.

- Zawsze znajdę czas, gdy zajdzie taka potrzeba. - powiedział, obdarzając Pottera małym uśmiechem.

Potter odwzajemnił uśmiech i Severus poczuł się tak, jakby zawarli wstępny rozejm.

Następnego ranka Severus siedział przy kuchennym stole, cierpliwie czekając, aż Potter zejdzie na dół. Był zaskoczony i zadowolony, że Potter nie wyszedł na zewnątrz przed wschodem słońca i zamiast tego wciąż był w swoim pokoju, gdy Severus wstał o szóstej.

- Mistrz Potter wciąż śpi? - zapytał Mavis, cicho skradając się do kuchni. - Mavis myślał, że Mistrz Potter już nigdy nie będzie spał.

Severus zanucił w zgodzie. To był najdłuższy sen Pottera w ciągu ostatniego półtora tygodnia.

- Musiał się w końcu poddać. - Severus powiedział. - Spróbuję nadrobić zaległości w pracy, zanim się obudzi. Przyjdziesz po mnie, kiedy się obudzi?

- Jeśli Pan Snoops zje swoje dziwne ciastko, to Mavis po niego przyjdzie, jak tylko Mistrz się obudzi. - powiedział skrzat, spoglądając chytrze na puste nakrycie przed Severusem.

Severus pomyślał, że skrzat Pottera byłby o wiele bardziej znośny, gdyby nie przyjął własnego systemu ekonomii negocjacji Pottera.

- Tak, zabiorę ze sobą „dziwne ciastko" do mojego laboratorium, jeśli zgodzisz się poinformować mnie, kiedy Potter się obudzi.

Mavis z niecierpliwością wepchnął Severusowi w dłoń talerz z wieloma Chelsea Buns i wyprowadził go, obiecując duży lunch. Miejmy nadzieję, że Potterowi poprawi się apetyt dzięki dodatkowemu snu, który teraz nadrabiał.

A w międzyczasie Severus będzie pracował nad zarysem badań, które do tej pory zebrał, aby Wayne mógł je kontynuować i kompilować z własnymi badaniami.

'Będę nadal zmieniał standardowe równania, próbując znaleźć właściwe dla bazy. Z niecierpliwością czekam na materiały, które zebrałeś.

-Severus Snape.'

Severus sprawdził godzinę po tym, jak skończył zbierać swoją część ich badań i kazał je spakować i przygotować dla „Sevvie", by dostarczył je Wayne'owi jutro rano. Zdziwił się, widząc, że jest już jedenasta trzydzieści.

Mavis to podstępny, mieszający-

- Powiedziałeś, że przyjdziesz po mnie, kiedy Potter się obudzi. - Severus warknął ostro na skrzata w kuchni. - Mieliśmy umowę, Mavis.

- Mavis jest pewien, że Pan Snoops nie mówi do Mavis o złamaniu umowy. - mruknął skrzat, agresywnie ugniatając ciasto na kuchennym blacie. - Mavis jest dobrym skrzatem i pozwala Mistrzowi Potterowi spać, bo Mistrz Potter potrzebuje odpoczynku. A Mavis dotrzymuje umowy, bo Mavis nie jest kłamczuchem.

- Potter wciąż śpi? - zapytał Severus, dwukrotnie sprawdzając godzinę. Było mało prawdopodobne, by błędnie rzucił proste zaklęcie, takie jak Tempus, ale o wiele bardziej nieprawdopodobne, by Potter spał przez trzynaście godzin.

- Mistrz wciąż śpi i jeśli Snoops wie, co jest dobre dla Mistrza, pozwoli mu spać. - Mavis mruknęła. - Mistrz potrzebuje snu, żeby nie zwariować.

Ręce Mavis nagle uniosły się nad ciastem, gdy mały skrzat spojrzał na Severusa.

- Mavis nie miał zamiaru mówić takich złych rzeczy o Mistrzu Potterze. Mavis nie miał takiego zamiaru! - pisnął.

- Oczywiście, że nie. - Severus szybko go zapewnił. Potter dostałby ataku szału, gdyby skrzat zrobił sobie śliwę pod okiem. - Masz rację, Potter musi się przespać. Pójdę tylko do niego zajrzeć, dobrze?

Severus skradał się cicho po schodach. Jeśli Potter wciąż spał, nie chciał go budzić. Merlin wiedział, że dziecko miało mnóstwo snu do nadrobienia.

- Harry. - powiedział cicho, otwierając drzwi Pottera i wsuwając głowę do środka. - Śpisz?

Potter leżał skulony na boku, zakopany pod kołdrą i rozpoznawalny jedynie po włosach.

Potter nie odpowiedział, więc Severus cicho podszedł do łóżka i zobaczył, że rzeczywiście wciąż śpi.

- Oto, co się dzieje, gdy tak długo odmawiasz snu, głupie dziecko. - mruknął Severus.

Zauważył stos zeszytów Pottera na komodzie, gdy po cichu wycofywał się z pokoju. Chwycił je i pomyślał, że być może Potter byłby zadowolony, gdyby udało mu się znaleźć właściwą kombinację uroków podczas jego odpoczynku.

I miałby co robić, gdy Potter spał.

Severus poszedł sprawdzić, co u Pottera około trzeciej, sfrustrowany brakiem postępów w pracy nad projektem i oficjalnie zaniepokojony, że być może Potter jest chory, a nie tylko zmęczony.

- Harry? - zapukał, zanim otworzył drzwi. - Obudziłeś się?

- Ta. - powiedział cicho Potter.

- Co robisz? - Severus zapalił światło. - Źle się czujesz?

- Tak myślę. - Potter powiedział cicho.

Severus podszedł do jego łóżka i spojrzał na niego krytycznie. Potter leżał na boku, wpatrując się w drzwi swojej szafy. Jego skóra miała normalny kolor, a oczy, których nie zasłaniały okulary na szafce nocnej, wydawały się czyste.

- Chcesz eliksir? Mogę ci przynieść eliksir pieprzowy. - zaoferował Severus.

- Nie, jestem zmęczony. Chcę tylko spać.

- W porządku... Poproszę Mavis, żeby przyniosła ci zupę, może poczujesz się lepiej po jedzeniu.

- 'Obra - mruknął Potter, zamykając oczy.

Severus zawahał się, zanim zamknął za sobą drzwi. Mógł swobodnie przyznać, że chociaż badania medyczne są dla niego bardzo interesujące, zajmowanie się chorymi pacjentami nigdy nie było czymś, do czego miał cierpliwość. Wysłał eliksir z Mavis i sprawdził Pottera przed udaniem się na spoczynek.

Potter prawdopodobnie wkrótce poczuje się lepiej. Czarodzieje mieli bardziej odporne układy odpornościowe niż Mugole, byli w stanie szybciej wyzdrowieć z drobnych chorób.

- Zawołaj mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebował. - zaoferował cicho, zamykając za sobą drzwi.

Trzeciego dnia, kiedy Potter leżał ospale w łóżku, jedząc absolutne minimum i mówiąc jeszcze mniej, Severus musiał przyznać, że być może Potter nie miał letniej grypy.

- Harry, jakie masz konkretne objawy? - Severus zapytał tego ranka, po tym jak Potter odmówił wstania z łóżka.

- Nie wiem, co masz na myśli. - Potter jęknął, przewracając się na plecy z dala od światła, które Severus wyczarował w ciemnym pokoju.

- Jest ci gorąco, boli cię brzuch, co dokładnie sprawia, że czujesz się chory? - wyjaśnił Severus.

- Jestem zmęczony i boli mnie głowa. - powiedział Potter. - Odejdź.

- Nie mogę odejść, kiedy jesteś chory. - Severus westchnął. - Chcesz eliksir przeciwbólowy?

- To nie jest taki rodzaj bólu. To jak... - Potter rzucił mu ostrożne spojrzenie. - Nieważne. Po prostu boli mnie głowa.

To właśnie dostajesz za nazwanie go obłąkanym w zeszłym tygodniu.

- Jeśli możesz mi to opisać, może będę miał eliksir, który to naprawi. - Severus powiedział, mając nadzieję, że nakłoni go do mówienia.

Potter zamrugał w stronę sufitu, gdy wyjaśniał po cichu.

- To tak, jakbym miał zbyt wiele myśli i nie mógł ich uciszyć, przez co boli mnie głowa.

Severus skrzywił się ze zrozumieniem.

- Nie sądzę, by środek przeciwbólowy pomógł w tym przypadku. - powiedział ostrożnie. - Harry, sądzę, że jesteś przygnębiony, co jest powszechne i nie jest słabością ani zniewagą. Poczułbyś się lepiej, gdybyś wstał i zjadł prawdziwy posiłek. - Spojrzał na splątane kosmyki Pottera. - I może weź prysznic.

- Nie. - powiedział krótko Potter, obracając się twarzą do ściany z dala od Severusa. - Wracam do spania.

Severus westchnął, wychodząc z pokoju Pottera.

Jutro wyciągnie Pottera z łóżka.

Po piątym dniu bezskutecznych prób wyciągnięcia Pottera z łóżka, Severus zaczął stosować nowe podejście.

Jawne przekupstwo.

- Jeśli chcesz, mógłbym dzisiaj towarzyszyć tobie i pannie Bones na Alei Pokątnej?

Potter chrząknął, leżąc na plecach i wpatrując się w sufit, nie racząc nawet odpowiedzieć na sugestię Severusa.

- Powiedziałeś, że chciałbyś się pojedynkować tego lata, moglibyśmy to zrobić dzisiaj.

- Tak, może później...

Severus próbował wymyślić coś, co mogłoby zainteresować Pottera.

- Na Nokturnie jest sklep, który może cię zainteresować, sądzę, że Borgin ma tam ścianę broni, której można pozazdrościć.

Severus bardzo by żałował, gdyby Potter skorzystał z tej propozycji. Chociaż, gdyby to wyciągnęło dziecko z łóżka, byłoby warto.

- Jestem chory. - Potter wyszeptał. - Nie dzisiaj.

Potter brzmiał na chorego, ale Severus wiedział, że to choroba umysłu, a nie ciała.

- Jest ładny dzień, może chciałbyś zaryzykować życie na swojej śmiertelnej pułapce, jaką jest miotła? To sprawi, że poczujesz się lepiej, Harry. - Severus powiedział cicho.

- Jestem zbyt zmęczony. - Potter mamrotał.

Severus wziął głęboki oddech, zanim wyciągnął to, co miał nadzieję, że będzie jego atutem.

- Jeśli nadal chciałbyś adoptować tego psa, jestem gotów porozmawiać z Hagridem o trzymaniu go na terenie szkoły, kiedy do niej wrócimy. Moglibyśmy go dzisiaj znaleźć.

- Nie chcę. - powiedział Potter, przewracając się na bok i odwracając od Severusa.

Severus próbował cierpliwości. Próbował przekupstwa. Próbował być łagodny. A teraz skończyła mu się cierpliwość.

- Nie możesz zostać w swoim łóżku na zawsze, Potter. - powiedział ostro. - Musisz wstać. Musisz wziąć prysznic. Musisz coś zjeść. Wstań. Wstawaj.

- Nie czuję się dobrze, jasne? Tego ode mnie chcesz? Chcesz wiedzieć, że jestem słaby? Odwal się! - Potter krzyknął, jego głos był napięty i przytłumiony.

Severus nie powinien być zaskoczony, kiedy został wypchnięty z pokoju Pottera i drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem, a Potter nawet nie podniósł głowy z poduszki. Ale magiczna siła Pottera była zarówno imponująca, jak i zaskakująca, nawet gdy samo dziecko wyraźnie cierpiało.

Severus wziął kilka uspokajających oddechów i liczył powoli, rozważając najlepszy sposób działania.

Potter jest chory i wymaga leczenia, jak każde inne chore dziecko.

Co pozostawiało mu minimalny wybór.

Święty Mungo rzuciłby na Pottera urok rozweselający i do następnego ranka zamieścił informację na pierwszej stronie gazety. Co byłoby nie do przyjęcia. Severus zdecydował, że nadszedł czas, by poszukać mugolskiego uzdrowiciela umysłu, z którym konsultował się po zatwierdzeniu opieki nad Potterem. Mężczyzna już raz zaoferował akceptowalną radę, z pewnością mógłby zrobić to ponownie.

Pójdzie tam jutro, uzyska poradę, jak radzić sobie z Potterem, który jest wyraźnie przygnębiony z jednego z wielu możliwych powodów, a potem wróci do domu i zacznie układać Pottera na nowo.

Wahając się, spojrzał na drzwi Pottera...

Najpierw umów się na spotkanie, a potem znajdź kogoś, kto popilnuje Pottera.

- Severusie, jak się masz? Jak się ma pan Potter? - Narcyza natychmiast zapytała z promiennym uśmiechem po odebraniu jego kominka następnego ranka. - Nie poluje chyba wciąż na mojego kuzyna?

- Skąd o tym wiesz? - Severus zaklął, zaskoczony powitaniem.

Uśmiech Narcyzy lekko się zaostrzył, a jej szare oczy zalśniły.

- Poprosił Lucjusza o kopie praw dotyczących tego, „co się stanie, jeśli zabijesz kogoś, kto próbuje zabić ciebie?" - Narcyza zaśmiała się. - Zapytał również o legalność użycia Niewybaczalnego, jeśli było niewerbalne, bez różdżki i niemożliwe do namierzenia. Nietrudno było się w tym połapać.

- A jednak powstrzymałaś się od poinformowania mnie, że mój podopieczny spędza dni na przeczesywaniu ulic w poszukiwaniu niezrównoważonego szaleńca? - Severus zapytał z naciskiem.

Narcyza wyglądała na zaskoczoną wzburzeniem Severusa.

- Przepraszam Severusie, sądziliśmy, że prawdopodobnie mu pomagasz, biorąc pod uwagę twoją historię z Syriuszem.

- Naprawdę wierzyłaś, że pozwolę Potterowi na konfrontację z Blackiem?

- Naszym zdaniem Harry jest o wiele większym zagrożeniem dla Syriusza niż on dla Harry'ego. - Narcyza powiedziała z chytrym uśmiechem. - Drżę na myśl o sprawiedliwości, jaką Harry będzie próbował wymierzyć, jeśli się spotkają.

Severus nie wierzył, że Narcyza drży na tę myśl. Narcyza wyglądała na zbyt rozbawioną tą myślą, jakby konfrontacja Pottera z mordercą była komiczna, a nie przerażająca.

- Tak, zachwycający obraz, dziękuję Narcyzo. - wycedził Severus, wracając do rozmowy.

- Wybacz, kochanie. - powiedziała, jej mały uśmiech wciąż był na swoim miejscu. - Czy jest coś jeszcze, co mogę dla ciebie zrobić, poza przyspieszeniem siwizny?

Severus prychnął na ten żart. Zdawał sobie sprawę, że jeśli dożyje dorosłości Pottera, to tylko z dużą ilością siwych włosów i chronicznymi migrenami.

- Tak, właściwie. - powiedział. - Mam dziś po południu ważne spotkanie i miałem nadzieję, że mogłabyś zostać z Potterem podczas mojej nieobecności.

Severus starannie rozważył wybór odpowiedniej opiekunki do Pottera. Shacklebolt, który stacjonował poza ich domem, prawdopodobnie doprowadziłby Pottera do paniki, gdyby uwierzył, że został sam z „gliną". Amelia mogłaby uznać Severusa za nieodpowiedniego opiekuna, gdyby zobaczyła, w jakim stanie znajdował się Potter. Lucjusz był tak mocno związany z Potterem społecznie i politycznie, że raczej nie zmusiłby dziecka do jedzenia lub interakcji z nim, gdy Severusa nie było. Pozostawała więc Narcyza jako jedyny lokalny przyjaciel, któremu Severus mógł zaufać.

Narcyza była łagodna w stosunku do dzieci, ale stanowcza jak matka. Zapewniłaby Potterowi bezpieczeństwo i znalazłaby sposób, by zmusić go do jedzenia i mówienia, a Potter nawet nie zdawałby sobie z tego sprawy.

- Oczywiście! - Narcyza zgodziła się natychmiast. - Będę zachwycona. Może Draco zechce mi towarzyszyć? Chłopcy mogliby polatać, poplotkować, czy co tam nastolatkowie robią w dzisiejszych czasach.

- Być może nie. - Severus powiedział z wahaniem. Potter nie byłby zadowolony, gdyby jego przyjaciel zobaczył go w obecnym stanie. - Potter jest... chory. - wyjaśnił.

- A cóż to za straszna choroba śmie nękać syna Mistrza Eliksirów?

- Potter nie jest moim synem. - Severus zmarszczył brwi. - I to taką chorobą, na którą nie ma eliksirów.

- Aah. - Narcyza nagle wyglądała zbyt znajomo z niejasnym opisem Severusa. - Matka Jamesa była Blackiem, czasami zapominam.

Kolana Severusa zaczynały boleć od pozycji na podłodze i nie miał cierpliwości do arbitralnych komentarzy Narcyzy na temat linii ojcowskiej Pottera.

- O co ci chodzi, Narcyzo?

- Szaleństwo Blacków. - Narcyza powiedziała cierpliwie, jakby tłumaczyła dziecku coś niezwykle skomplikowanego. - To raczej dziedziczne.

- Potter nie jest szalony. - Severus syknął, obrażony implikacją, o którą martwił się od początku epizodu Pottera. - Po prostu... dużo się u niego dzieje.

- Oczywiście kochanie, mój błąd. - Narcyza powiedziała z uprzejmym uśmiechem. - O której chcesz się mnie spodziewać?

Severus mentalnie obliczył czas, jaki zajęłoby mu aportowanie się do Londynu i podróż bez magii do biura Uzdrowiciela Umysłu.

- Czy godzina druga będzie dla ciebie odpowiednia?

- Jak najbardziej. - Narcyza zgodziła się. - Czy hasło to nadal Sevvie?

- Tak - odpowiedział krótko Severus. - I nie waż się nazywać Pottera szaleńcem ani żadną odmianą tego słowa, kiedy tu będziesz. - dodał.

- Musisz czuć się niesamowicie odważny, insynuując, że ośmieliłabym się zranić uczucia tego biednego dziecka, kiedy jestem gościem w jego domu. - Narcyza powiedziała, jej ton nagle stał się chłodny, a oczy twarde.

- Przepraszam. - powiedział szybko, ponownie rozważając swoje słowa. - Oczywiście, że nie. Cierpię na brak snu, wybacz moją lekkomyślność.

Narcyza pochyliła lekko głowę w jego stronę, zastępując swoją zimną maskę nieco cieplejszą i znacznie bardziej towarzysko uprzejmą.

- Oczywiście, kochanie, po prostu martwisz się o swojego podopiecznego. Dam ci czas, by sprawdzić, co z nim i odpocząć, zanim przyjdę o drugiej.

Severus szczerze jej podziękował, zanim się rozłączył.

Narcyza może i świetnie radziła sobie z dziećmi i była towarzysko idealną damą dla rodu Malfoyów, ale Severus często zapominał, że była również Blackiem. I jak powiedziała, ich szaleństwo było dziedziczne.

O drugiej trzydzieści tego popołudnia Severus zostawił Shacklebolta i Narcyzę odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Pottera i siedział teraz na kanapie, przygotowując się do odkrycia, jak naprawić zepsute dziecko.

- Powiedz mi, co się dzieje w twoim życiu, panie Snape.

Severus wziął uspokajający oddech, zanim zaczął wyjaśniać.

- Niedawno zostałem opiekunem osieroconego syna mojego bliskiego przyjaciela ze szkoły. Harry jest moim uczniem i tak się poznaliśmy. Martwię się, że może być chory i nie wiem, jak mu pomóc.

- Zechcesz mi o nim opowiedzieć?

Czy byłbym tutaj, gdyby to nie był mój plan? Severus pomyślał ostro.

Severus wyjaśnił całą historię Pottera, redagując przypadki, w które zaangażowana była magia. Teraz żałował, że usunął wspomnienia Uzdrowiciela Umysłu po tym, jak po raz pierwszy poprosił go o radę, opowiedzenie historii Pottera było zarówno czasochłonne, jak i dość przygnębiające.

- Wierzę, że jest teraz przygnębiony. - Severus powiedział po wyjaśnieniu obecnego zachowania Pottera. - Miał już wcześniej epizody depresyjne, co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, przez co przeszedł, ale nigdy nie trwały one tak długo, ani nigdy nie spowodowały u niego tego... tego letargicznego braku zainteresowania życiem.

Mugol zanucił w zamyśleniu.

- Mówisz, że to trwa od pięciu dni?

- Tak.

- Powiedz mi więcej o kłótni, jaką miałeś z Harrym na temat jego wymykania się, zanim to się zaczęło.

- Czy uważasz, że nasza różnica zdań (bo to nie była „kłótnia") mogła wywołać obecny stan Harry'ego?

Mugol zachichotał.

- Niektóre epizody depresji mają to, co nazywasz „wyzwalaczami", ale większość z nich, panie Snape, może być spowodowana niczym poza chemikaliami w naszych mózgach.

- Więc Harry jest szalony. - powiedział Severus, opadając na fotel, wiedząc, że Mugol nigdy nie zapamięta jego wyglądu po jego odejściu, co pozostawiało mu swobodę bycia tak nieformalnym, jak tylko chciał.

- „Szalony", „obłąkany" i „ stuknięty" to obraźliwe określenia kogoś z chorobą psychiczną. - powiedział Mugol. Jego ton wciąż był łagodny, ale teraz był ostry. - Określanie Harry'ego jako szalonego jest nieprawdziwe i niepomocne. Jest tak samo chory, jak osoba cierpiąca na grypę.

- Co jest z nim nie tak? - zapytał Severus, desperacja mimowolnie zabarwiła jego ton. - Jak mam mu pomóc?

- Nie mogę ostatecznie zdiagnozować twojego podopiecznego bez rozmowy z nim. - Mugol ponownie powiedział cicho.

Severus naprawdę nie miał na to czasu. Musiał wiedzieć, co dolega Harry'emu, by móc go uleczyć. Wymacał różdżkę w kieszeni i po cichu rzucił lekki urok przymusu na Mugola.

- W takim razie chciałbym poznać twoje najlepsze przypuszczenia. - powiedział kurtuazyjnie.

„La folie circulaire" - odpowiedział natychmiast Mugol. - Francuzi nazywali to „ krążącym szaleństwem". Dziś określa się ją jako „zaburzenie maniakalno-depresyjne".

- Zaburzenie maniakalno-depresyjne. - Severus powtórzył beznamiętnie. - Nigdy o tym nie słyszałem.

A z pewnością przeprowadził wiele badań nad zdrowiem psychicznym w ciągu ostatnich dwóch lat.

- Dopiero teraz zaczyna być używana jako oficjalna diagnoza i rzadko na kimś tak młodym, ale Harry pasuje do kryteriów. - powiedział Mugol. - Jest tak, jak sugeruje nazwa, nieprzewidywalne epizody naprzemiennej manii i depresji. Czy chciałbyś porozmawiać o tym, dlaczego wydajesz się tym tak zaskoczony?

- Nie. - odpowiedział krótko Severus. Nie umówił się na spotkanie, by porozmawiać o sobie. - Chciałbym, żebyś wyjaśnił więcej na temat tej choroby i dlaczego uważasz, że Harry na nią cierpi.

- Oczywiście. - Mugol zgodził się szybko.

Severus po raz kolejny był wdzięczny za to, że jest czarodziejem. Nie mógł sobie wyobrazić, jak Mugole siedzą na tych spotkaniach, nigdy nie otrzymując odpowiedzi na swoje pytania i nieustannie naciskani, by mówić o sobie.

- Zaburzenie maniakalno-depresyjne nie jest nową chorobą, ale dopiero teraz doczekało się oficjalnej diagnozy. Ponieważ epizody maniakalne często wyglądają jak intensywna euforia i szczęście, trudno było je zidentyfikować jako objaw.

„Piekę!"

Pozwoliłeś Potterowi zachowywać się nieobliczalnie przez kilka dni, bo to przeoczyłeś.

Severus karcił się w milczeniu, słuchając mugolskich wyjaśnień.

- Powiedziałeś, że Harry ledwo spał i dziwnie się zachowywał? Nadmierne poczucie niezwyciężoności...

„Nie sądzę, żeby zdołali mnie złapać i aresztować".

-wzrost ryzykownych zachowań-

„Sama próba transmutacji na człowieku jest wystarczająco niebezpieczna, a robienie tego w powietrzu, na miotle, graniczy z samobójstwem".

- ...i zwiększona nadpobudliwość są bardzo częstymi czerwonymi flagami epizodu maniakalnego. Szczerze mówiąc, jestem zaskoczony, że Harry wcześniej nie wykazywał takich maniakalnych zachowań.

„Naprawię Mionę, porozmawiam z Theo, zabiję bazyliszka i wszystko będzie dobrze, nie?".

Przegapiłeś to.

- Ze względu na historię Harry'ego uważam, że jest prawdopodobne, że ma zaniżoną korę przedczołową, która...

- Tak, kontroluje i reguluje emocje, jestem tego świadomy. - Severus powiedział krótko, przechodząc przez to wcześniej z nieświadomym Mugolem. - I to powoduje chorobę?

- Niekoniecznie. - powiedział Mugol. - Wszystkie osoby cierpiące na tę chorobę, które przeszły wcześniej testy badawcze, mają podobnie niewymiarową korę przedczołową, ale nie każda osoba z niewymiarową korą przedczołową zachoruje na tę chorobę. Istnieje również czynnik genetyczny.

„Matka Jamesa była Blackiem, czasem o tym zapominam".

„Szaleństwo Blacków jest raczej dziedziczne".

- ...ale ze względu na osierocenie Harry'ego jest mało prawdopodobne, że kiedykolwiek poznamy genetyczne powiązania w jego życiu. - Mugol kontynuował, nie zważając na porażki Severusa. - Najmłodsi pacjenci, jakich mamy, są starsi od Harry'ego o dobre dwa lub trzy lata. Biorąc pod uwagę rozległą traumę Harry'ego, nie jest zaskakujące, że choroba rozwinęła się u niego wcześnie. Często zdarza się to u dzieci poważnie maltretowanych i pokrzywdzonych.

Przegapiłeś to.

- Jak go naprawić? - zapytał Severus.

Mugol rzucił mu współczujące spojrzenie na zdławiony głos Severusa, spojrzenie całkowicie niedocenione przez Severusa.

Nie zasługuję na współczucie. Przegapiłem to.

- Nie musisz go „naprawiać", nie jest zepsuty. - powiedział łagodnie Mugol. - Potrzebuje terapii i leków.

- Jakich leków? - Severus zapytał szybko. Jeśli było coś, co Severus rozumiał jako Mistrz Eliksirów - były to leki. Potter raczej nie zgodziłby się na terapię, i tak ledwo rozmawiał z Severusem, ale mógłby targować się z dzieckiem, by zmusić go do przyjmowania leków.

- Diagnoza jest zbyt nowa, by mieć jeszcze zatwierdzony sposób leczenia. - powiedział Mugol marszcząc brwi. - Pacjenci, którzy byli leczeni, zostali poddani próbom klinicznym jako dorośli. Obawiam się, że nasz kraj jest po prostu zbyt opóźniony w leczeniu chorób psychicznych, aby mieć lek, który może przyjmować dziecko w wieku Harry'ego.

- Więc terapia jest twoim jedynym zaleceniem? - Severus zapytał beznadziejnie. - Terapia choroby, której nie możesz nawet ostatecznie zdiagnozować?

- Być może za jakiś rok, kiedy nasze informacje dorównają francuskim, znajdziemy lek, który pomoże skorygować brak równowagi chemicznej w mózgu Harry'ego, ale na razie terapia i stabilna rutyna będą twoimi najlepszymi opcjami.

- Nie robić nic? Nie robić nic i mieć nadzieję, że zaciągnięcie Harry'ego do twojego biura jest najlepszym sposobem na leczenie? - Severus zadrwił. - Nie do przyjęcia.

- Nie nic nie robić. - Mugol się nie zgodził. - Kontynuuj tak, jak do tej pory - oferuj stabilność, wsparcie i staraj się unikać rzeczy, które mogłyby wywołać epizod. Kiedy zacznie się epizod, będziesz musiał uważnie obserwować Harry'ego, epizody maniakalne wydają się mniej niebezpieczne, ponieważ Harry wydaje się szczęśliwy, ale mogą być tak samo autodestrukcyjne jak epizody depresyjne.

- Wyjaśnij. - Severus powiedział. - W jaki sposób pieczenie i uprawianie sportu przez Harry'ego jest tak samo niebezpieczne, jak odmowa opuszczenia łóżka?

Mugol pochylił się lekko do przodu, rozgrzewając się do tematu, jeśli jego niecierpliwy ton był cokolwiek wart.

- Harry jest nastolatkiem, a oni nie są znani z samokontroli. Ale z tego, co widzieliśmy w naszych własnych badaniach i w bardziej rozległych francuskich próbach, pacjenci w epizodach maniakalnych nie tylko mają zmniejszoną kontrolę impulsów, panie Snape, oni nie mają żadnej. Jeśli Harry uważa się za niezwyciężonego i myśli: „Powinienem skoczyć z dachu, bo myślę, że potrafię latać", to tak zrobi.

Severus zamknął oczy, wyobrażając sobie ten scenariusz aż nazbyt dobrze. Potter próbujący przemienić własne oczy pięćdziesiąt stóp w powietrzu, Potter tropiący człowieka, który spowodował śmierć jego rodziców... Potter skaczący z dachu byłby najlepszym scenariuszem.

- Jeśli chcesz, możemy zaplanować sesję dla Harry'ego jeszcze w tym tygodniu? Może nawet sesję terapii rodzinnej. Choroba psychiczna może być obciążająca dla całego gospodarstwa domowego. - Mugol zaproponował, gdy zadzwonił licznik czasu sesji.

- To nie będzie konieczne. - Severus powiedział, podnosząc się na nogi. - Harry nigdy się na to nie zgodzi, a ja tego nie wymagam.

Severus zawahał się, gdy chciał wymazać wspomnienia Mugola przed opuszczeniem biura. Wyjaśnianie przeszłości Pottera zajęło mu sporo czasu i byłoby prościej, gdyby nie musiał przechodzić przez to ponownie.

Zwłaszcza, gdyby udało mu się przekonać Harry'ego do konsultacji z profesjonalistą.

- Umówię się na spotkanie, jeśli Harry się zgodzi. - przyznał, mocno zamykając za sobą drzwi.

„La folie circulaire"

Potter nigdy nie złapie chwili wytchnienia.

 

Chapter Text

- Harry, czas wstawać.

- Spadaj. - Harry mruknął do poduszki.

- Daj spokój, skarbie, na pewno masz już dość tego pokoju.

Harry nagle zdał sobie sprawę, że to nie Snape w pokoju mu przeszkadza. Snape nigdy nie nazwałby go „skarbem".

Podniósł głowę i zobaczył, że mama Draco stoi u stóp jego łóżka.

- Och, pani Malfoy.

- Cyzia, skarbie. Jesteśmy rodziną, prawda?

- Jasne - zgodził się Harry tępo, opuszczając głowę z powrotem na poduszkę. - Gdzie jest Snape?

- Wyszedł, a ty musisz wziąć prysznic, skarbie, śmierdzisz.

Twarz Harry'ego spłonęła na tę zniewagę.

- Nikt cię nie zmusza by tu być - mruknął ponuro. - Możesz sobie iść.

Tut, tut. - powiedziała 'Cyzia'. - Czy w ten sposób rozmawiasz z rodziną?

- Nie mam rodziny. - Harry westchnął, zirytowany natarczywym udawaniem przez wszystkich, że są jego rodziną. Co dobrego było w udawanej rodzinie, która cię lubiła, kiedy tak naprawdę miałeś tylko prawdziwą rodzinę, która cię nienawidziła? Jeśli ludzie udawali, że są twoją rodziną, mogli też udawać, że cię lubią.

Prawdopodobnie tak właśnie było.

Ufanie komukolwiek w ten sposób nie jest mądre.

- Oczywiście, że masz. - powiedziała Cyzia, siadając delikatnie (mimo że Harry zdecydowanie jej nie zaprosił) z boku jego łóżka. - Nie udaję twojej rodziny, naprawdę jesteśmy biologicznie spokrewnieni.

Harry usiadł i spojrzał na nią uważniej, zaciekawiony jej stwierdzeniem.

- Tak? - powiedział ostrożnie, przyciągając kolana do piersi.

- Czy Draco ci nie powiedział? - zapytała z lekkim zmarszczeniem brwi.

Harry niejasno przypomniał sobie nieopatrzny komentarz Draco z pierwszego roku, że są spokrewnieni, ale był zbyt skupiony na Dumbledorze decydującym o całym jego życiu, by właściwie słuchać.

- Możliwe. - Harry pozwolił. Spojrzał na jej blond włosy, szare oczy, ostre kości policzkowe i długie, smukłe kończyny. - Nie jesteśmy do siebie podobni.

Cyzia roześmiała się, a Harry lubił jej śmiech. Był ciepły i muzykalny, dokładnie taki, jaki wyobrażał sobie u swojej matki.

Głupio tak myśleć.

Głupio marnować czas na myślenie o rzeczach, których nigdy nie możesz mieć ani usłyszeć.

- Pozwól mi pomyśleć... Ty, kochanie, jesteś moim drugim kuzynem ze strony Jamesa. Jego matka, twoja babka ze strony ojca, była ciotką mojej matki.

- Więc rzeczywiście jesteśmy spokrewnieni? - Harry zapytał cicho.

Cyzia uśmiechnęła się i powoli sięgnęła, by położyć dłoń na jego przykrytym kołdrą kolanie.

- Jesteśmy. Jesteś moim ulubionym kuzynem.

Harry zaśmiał się lekko, gdy odsunął się od jej dłoni.

- Masz wielu innych kuzynów do wyboru?

- Zejdź na dół i napij się ze mną herbaty, a omówię z tobą całą naszą wspólną historię rodzinną. - powiedziała. Kiedy Harry się zawahał, od niechcenia dodała: - Masz interesującego kuzyna, który jest metamorfomagiem.

Harry rozważył jej propozycję. Naprawdę był zmęczony, nie chciał wstawać z łóżka, ale...

Ale nie miał rodziny, prawda? A mama Draco właśnie zaproponowała, że opowie mu o jednej, którą z nim dzieliła. A metamorfomagowie byli naprawdę rzadkością.

- Co chcesz w zamian? - zapytał Harry.

Nikt nie robił niczego za darmo.

- Chciałabym, żebyś wziął prysznic. - powiedziała, dramatycznie trzymając się za nos. - Nastoletni chłopcy wymagają codziennych kąpieli.

- Boże, wynoś się. - Harry jęknął, jego twarz płonęła ze wstydu. - Idę. Idę. Ja pierdolę.

Cyzia znów zaśmiała się wesoło.

- Piętnaście minut, skarbie. - zawołała, zamykając za sobą drzwi.

Harry zastanawiał się, czy Draco byłby zły, gdyby przeklął jego mamę.

Prawdopodobnie tak.

Niektórzy ludzie byli dziwni, jeśli chodziło o takie rzeczy.

 

Harry nie zamierzał tego przyznać, ale po prysznicu poczuł się trochę lepiej. Wiedzące spojrzenie Cyzii, gdy wszedł do kuchni, sprawiło, że zmarszczył brwi.

- Spędzasz za dużo czasu z Severusem. - zaśmiała się. - Zaczynacie nabierać wzajemnych zachowań.

Harry zmarszczył brwi mocniej.

- Nie prawda. - mruknął, opadając na kuchenne krzesło.

- Severus powiedział Lucjuszowi kilka tygodni temu, że jego badania „idą czadowo". - powiedziała. - Nie sądzę, żeby to było po 'Severus-owemu'.

Harry uśmiechnął się lekko.

- „Severus-owemu"? - powiedział.

- O tak, na pewno zauważyłeś, że Severus ma wiele zwrotów, których lubi ciągle używać - powiedziała Cyzia, zajmując zwykłe miejsce Snape'a naprzeciwko Harry'ego.

- Głównie nazywa mnie 'bachor', jak sądzę. - Harry wzruszył ramionami.

- Sądzę, że to określenie jest bardziej czułe niż jego zwykłe „sukinsyn". - Mrugnęła. - A teraz, przypomnij mi, jak ma na imię twój uroczy skrzat domowy. Severus mówi o nim „ten irytujący skrzat", ale jestem pewna, że nie tak go nazywasz.

- Mavis. - Harry krzyknął.

Trzask!

- Mistrz Potter wstał z łóżka! Mavis martwił się, że Mistrz nigdy nie...

- Zamknij się. - Harry syknął do Mavis, jego twarz rozgrzała się ponownie. Mama Draco nie musiała wiedzieć, że Harry był...

Słaby, wyszeptał jego umysł.

Mavis spojrzał między Harry'ego i Cyzię, załamując ręce.

- Mavis jest przykro. Mavis trzyma sprawy Mistrza dla siebie. Mavis tylko martwił się o Mistrza Pottera.

- W porządku. - Harry westchnął, znów wyczerpany. - Cyzia chce coś od ciebie.

- Mavis, mógłbyś przynieść tacę z herbatą dla Mistrza Pottera? - Cyzia uśmiechnęła się czarująco do Mavis. - Może jakieś kanapki i ciasteczka, jeśli masz.

- Oczywiście, że Mavis je ma! - Mavis ożywił się i skoczył w stronę lodówki. - Mavis zaraz przygotuje herbatę i przekąski dla Mistrza i jego przyjaciela!

- Dziękuję. - Cyzia ponownie uśmiechnęła się do Mavis.

- Nie jestem głodny. - Harry powiedział, ponownie przewracając oczami. Snape ciągle go nagabywał, żeby też coś zjadł, a on tego nie rozumiał. Harry nie był niewdzięczny, po prostu był wyczerpany i nieszczęśliwy - i bezwartościowy - i nie czuł głodu.

- Być może ja jestem. - Cyzia powiedziała, studiując pogodnie swoje idealne paznokcie. - Będziesz musiał nauczyć się, jak być odpowiednim gospodarzem jako przyszły Lord Potter-Black.

- Przepraszam. - Harry wymamrotał, czując się karcony pomimo swobodnego tonu Cyzi.

- Nie martw się, kochanie, nauczę cię tych rzeczy. Od czego jest rodzina? - uśmiechnęła się.

- Mówiąc o rodzinie...? - zapytał Harry, chcąc, by opowiedziała mu o reszcie ich wspólnych krewnych.

- Hmm, od czego by tu zacząć... - Cyzia w zamyśleniu postukała paznokciem w podbródek. - Najpierw zacznę od naszych żyjących krewnych. Jestem ja, Draco i Lucjusz, oczywiście twoi kuzyni. I Syriusz, choć obawiam się, że jego życie nie będzie zbyt długie, skoro tak prowokuje Severusa. Moja siostra Andromeda, jej mąż Ted Tonks i ich córka Nymphadora, szkolący się auror, która jest metamorfomagiem.

Oczywiście, że ktoś tak interesujący jak metamorfomag wybrałby na karierę coś tak głupiego jak bycie gliną - zadrwił Harry w myślach.

- I oczywiście moja druga siostra, zawsze urocza Bellatriks i jej mąż Rodolphus Lestrange. Dziękuję, Mavis. - powiedziała Cyzia, gdy Mavis cicho postawił na stole serwis do herbaty i różne talerze z przekąskami.

- A więc mam. - Harry policzył szybko, - dziewięciu krewnych, którzy wciąż żyją? Siedmiu dorosłych?

Siedem wyborów, które byłyby lepsze niż Surrey.

- Masz ośmiu krewnych, których dzielimy, nie licząc mnie. - Cyzia poprawiła go łagodnie. - Twój ojciec był czystej krwi i większość starych rodzin jest spokrewniona w ten czy inny sposób.

Harry prychnął, chwytając „miniaturową tartę z melasą" (jak Mavis nazwał jego dziwne, ale smaczne dzieło) z talerza znajdującego się najbliżej niego.

- Więc jeśli mam tych wszystkich krewnych, dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział?

- Bycie spokrewnionym z Blackami jest uważane za hańbę. - Cyzia powiedziała zwiewnie, nalewając im po filiżance herbaty. - Przypuszczam, że nikt nie chciał cię rozczarować tą wiedzą.

- Dlaczego to hańba? - zapytał Harry, przyjmując herbatę i dosypując do niej cukru. - Poza Syriuszem, oczywiście.

- Syriusz, Bella i jej mąż są uwięzieni. Syriusz został naznaczony jako zdrajca Światła, jak wiesz, a Bella i Rodolphus są całkiem dobranym zestawem w swoim szaleństwie. Torturowali rodziców twojego przyjaciela Neville'a, dopóki nie stali się niczym więcej niż pustymi skorupami - przeżyli, ale stracili umysły.

Harry poruszył się niezręcznie. Snape myślał, że jest szalony, prawda? On też wcześniej torturował ludzi. Może nie aż tak, ale prawdziwy siostrzeniec Bellatrix nosił blizny z rąk Harry'ego.

- Andy uciekła i ożeniła się z mugolakiem, co było hańbą w naszej rodzinie. - Cyzia kontynuowała. - I chociaż uważam się za absolutnie zachwycającą krewną, wielu uważa ród Malfoyów za pieski na kolanach Czarnego Pana - powiedziała wesoło.

Harry prychnął na jej ton.

- Ale już nie, co? - powiedział z lekkim uśmiechem.

- Nigdy więcej, kochanie, na zdrowie. - Cyzia uniosła do niego kubek z kolejnym mrugnięciem.

Harry nie miał takiego zamiaru, ale parsknął śmiechem. Cyzia była śmieszna.

- Mogę zadać ci pytanie? - Harry powiedział ostrożnie.

- Właśnie to zrobiłeś, - powiedziała, uśmiechając się łagodnie. - Ale pozwolę na jeszcze jedno, jeśli mogę zadać ci jedno w zamian.

Harry zastanawiał się, czy wszyscy ślizgoni byli wielkimi fanami wymian.

Prawdopodobnie byli.

- W porządku, ale nie zamierzam odpowiadać, jeśli nie chcę. - Harry powiedział, myśląc, że nie byłoby w porządku nie ostrzec jej wcześniej.

- I ja też - powiedziała Cyzia. - Śmiało, kochanie.

- Bellatriks jest twoją siostrą, tak? I wszyscy mówią, że jest kompletnie szalona. Że zrobiła te wszystkie okropne rzeczy. Więc zawsze była szalona?

Harry nie był szalony. Był tego pewien.

Po prostu... ostatnio czuł się naprawdę kiepsko. A Snape nazwał go obłąkanym, powiedział, że jest szaleńcem i że ma depresję.

A Snape nigdy go nie okłamywał.

Cyzia odstawiła filiżankę i wyglądała na zamyśloną jego pytaniem.

- Nie była - powiedziała w końcu. - Kiedyś była uroczą, znęcającą się nad innymi starszą siostrą.

- Więc co się stało? - zapytał Harry.

Tut, tut. - Cyzia powiedziała, uśmiechając się po raz kolejny. - Myślę, że teraz moja kolej. Jeśli chcesz, łaskawie pozwolę ci na drugie pytanie, jeśli mogę mieć tę samą uprzejmość.

- Zobaczymy. - Harry mruknął, opadając na siedzenie w przygotowaniu na jakiekolwiek pytanie, które miała zadać. - Nie krępuj się.

- Postawa, kochanie. - mruknęła, sprawiając, że Harry wyprostował się, wydając z siebie kolejny pomruk. - Dlaczego lubisz mieszkać z Severusem?

Harry dokładnie przemyślał sformułowanie jej pytania.

- „Dlaczego?" Nie „czy lubię?" - odpowiedział. - Kto powiedział, że lubię mieszkać ze Snapem?

Cyzia zaśmiała się i wskazała na niego palcem.

- To jest pytanie.

- Dobra - Harry zastanowił się nad powodami, dla których lubił tu mieszkać. - Cóż, to ładny dom, wiesz? Poza tym jest mój. Snape powiedział, że nie można mi go odebrać. Zawsze będzie mój. Mam sypialnię. Mavis ma swoje miejsce na poddaszu. A Sevvie może latać na podwórku.

- Źle mnie zrozumiałeś, kochanie. - Cyzia powiedziała z ciepłym uśmiechem. - Nie dlaczego lubisz swój uroczy dom, ale dlaczego lubisz mieszkać z Severusem? Wybrałeś go, musi być coś, co lubisz w tym ekscentrycznym człowieku.

Harry zmarszczył brwi. Miona nazywała Lunę „ekscentryczną", a on wiedział, że tak naprawdę oznaczało to „dziwną".

- Snape nie jest dziwny. - powiedział ostro. - Czasami może być trochę drażliwy, ale to w porządku facet, co? Nie jest kłamcą i wie o mnie więcej niż ktokolwiek inny, a i tak mnie lubi, co? Więc nie nazywaj go „dziwnym". - splunął.

Cyzia w najmniejszym stopniu nie dała się zastraszyć jego irytacją. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy przestał mówić i zaczął dłubać w kanapce.

- Jest mnóstwo ludzi, którzy cię lubią. - powiedziała, chwytając garść winogron. - Severus był chyba jednak pierwszy.

- Dokładnie. - Harry zgodził się. - Był pierwszą osobą, która polubiła mnie bez powodu. I nawet jeśli są rzeczy, których Snape już we mnie nie lubi, nie oznacza to, że nadal nie jest moim przyjacielem.

- Nie mogę sobie wyobrazić, że jest coś, czego Severus nie lubi w tobie. - Cyzia powiedziała z małym chichotem.

'Harry, brzmisz jak obłąkany. Brzmisz jak szalony.'

- On myśli, że jestem szalony. - Harry powiedział bez ogródek. - Nazwał mnie szaleńcem, co? Myśli, że jestem jak twoja siostra.

- Naprawdę? - Cyzia zanuciła. - I jesteś całkiem pewien, że miał to na myśli? Że celowo obraził dziecko, które zmieniło jego od dawna znanego Patronusa?

- Powiedział to, tak? Mówiłem ci, że Snape nie kłamie. Jeśli powiedział, że jestem obłąkany, to tak myśli.

- Czy zachowywałeś się szaleńczo? - zapytała Cyzia. Harry byłby zirytowany tym pytaniem, ale nie wyglądała, jakby robiła sobie z niego jaja.

- Nie wiem - przyznał ostrożnie. - Nie sądzę.

Cyzia wyglądała na zamyśloną, zaciskając usta i wpatrując się szarymi oczami w zielone oczy Harry'ego.

- Nie sądzę, żebyś w ogóle był podobny do Belli. Przypominasz mi trochę Syriusza, kiedy był młody. - powiedziała cicho. - Co nie ma być obelgą, pomimo tego, że twoja zaczerwieniona twarz mówi mi, że tak uważasz.

Harry odepchnął gniewnie krzesło i już szykował się do powrotu do swojego pokoju, kiedy...

- Ludzie też myśleli, że jest szalony. - powiedziała. - Przychodziły mu do głowy wspaniałe pomysły na psoty i plany na przyszłość, a on podskakiwał po zamku, terroryzując ludzi samą swoją energią. Nikt nie zdawał się rozumieć, że to nie były tylko szalone pomysły, to były plany i były niesamowite, a Syriusz był geniuszem, że na nie wpadł.

- Tak - odetchnął Harry, wbrew sobie wciągając się w to.

Nie chciał mieć nic wspólnego z taką łajzą jak Syriusz Black, ale Harry wiedział, jakie to uczucie. Snape z pewnością nie rozumiał jego planów złapania Blacka, nie dbał nawet o to, by ich wysłuchać.

Oskarżył go o bycie naćpanym tylko dlatego, że Harry w końcu poczuł się całkowicie żywy.

- O tak, Syriusz byłby czasami taki żywy. - powiedziała z czułym uśmiechem, prawie jakby wyrwała to zdanie z głowy Harry'ego.

Harry sprawdził swoje bariery i z ulgą stwierdził, że to niemożliwe.

- A potem był wyczerpany. - Cyzia kontynuowała. - Całkowicie pozbawiony energii. Nasz wspólny przyjaciel powiedział mi, że kiedyś był tak zmęczony i rozczarowany życiem, że próbował powiesić się w swoim pokoju w dormitorium.

Harry zbladł i subtelnie schował ręce pod kolanami.

Robił to już wcześniej. Może nie dokładnie to, co Black, ale podciął sobie żyły, nie?

Potem magia go uleczyła, nawet jeśli jej o to nie prosił, a Snape znalazł go dwa tygodnie później.

Wciąż jednak miał blizny.

I... i nie zrobił tego ponownie, ale ostatnio dużo o tym myślał. Leżał w swoim łóżku i zastanawiał się, jak by się czuł, gdyby przypadkiem się nie uleczył.

Byłbyś taki wolny.

- Potem oczywiście twój ojciec uratował mu życie i Syriusz wprowadził się do niego i twoich dziadków następnego lata.

- Co? - Harry spojrzał ostro na Narcyzę, wyrwany z własnych kłębiących się myśli przez tę nową informację. - Mój tata uratował mu życie?

- Uratował. - potwierdziła uprzejmie.

- Dlaczego się do niego wprowadził?

Cyzia zmarszczyła brwi na jego pytanie, a jej oczy wyglądały na smutne i gniewne.

- Moja ciotka Walburga, matka Syriusza i jego brata Regulusa, była nieprzyjemnym typem kobiety. Jestem pewna, że znasz ten typ. Nie nadawała się na matkę. - westchnęła. - Sądzę, że James myślał, że ratując Syriusza przed jego matką, uratuje go przed nim samym.

Harry zignorował jej insynuację.

- Naprawdę? - zapytał. - Czy Syriusz został naprawiony, kiedy znalazł się w miejscu, w którym nikt go nie krzywdził?

- Nie było nic do naprawienia w Syriuszu. - Cyzia powiedziała cicho. - Był po prostu kolejną błyskotliwą gwiazdą, która płonęła zbyt jasno na naszym niebie.

Harry przewrócił oczami na współczujący ton Cyzi. Jeśli Syriusz był gwiazdą, która płonęła zbyt jasno, to starał się jak mógł, by gwiazda Harry'ego nigdy nie zabłysła.

- Więc mój tata zrobił to wszystko, by mu pomóc, a potem Black odwrócił się i powiedział Voldemortowi, gdzie ich znaleźć, prawda? - Harry zapytał, upewniając się, że dokładnie wie, co zawdzięcza Blackowi. - Po tym, jak mój tata pozwolił mu się wprowadzić i miał u niego dług życia, zabił go?

- Tak właśnie mówią. - Cyzia zgodziła się z nim.

- Pieprzony drań. - Harry warknął. - Zabiję go.

- Zabijesz? - Cyzia zanuciła. - Więc wierzysz, że Syriusz zaprowadził Czarnego Pana do Doliny Godryka i stał z boku, podczas gdy ten zabił jego najlepszego przyjaciela? Człowieka, który uratował mu życie, przyjął go do rodzinnego domu i mianował ojcem chrzestnym swojego dziedzica?

- Ty nie wierzysz? - zapytał Harry. - Co, bo jest twoim kuzynem?

Cyzia uśmiechnęła się i podsunęła Harry'emu miskę z winogronami i wepchnął sobie kilka do ust.

- Czy stałbyś z boku i pozwolił komuś zabić Severusa?

- Prawdopodobnie nie. - powiedział Harry. - Ale Syriusz był szalony, prawda? Najwyraźniej nie obchodziło go, że mój tata uratował mu życie i pozwolił mu ze sobą zamieszkać.

- Wiesz, kochanie, wiele osób mówi, że Syriusz był szalony. Ale kiedy myślę o nim, jakim był, kiedy był nastolatkiem, kiedy chodziliśmy razem do szkoły, nie pamiętam, żeby był szalony. Pamiętam, że był strasznie nawiedzony, był okropnym łobuzem i jedną z najtragiczniej niezrozumianych osób, jakie kiedykolwiek spotkałam.

- Snape mówi, że jestem nierozumiany. - Harry powiedział cicho, rozluźniając napięte ramiona. - Mówi, że ludzie boją się tego, czego nie rozumieją, co?

- Severus jest niezwykle bystrym człowiekiem. - Cyzia powiedziała, uśmiechając się po raz kolejny.

- Tak - zgodził się Harry. - Więc jeśli uważa, że Syriusz jest szalony i że ja jestem szalony, to prawdopodobnie ma rację, nie?

- Severus nie jest nieomylny. - Cyzia roześmiała się. - Mówił mi wiele razy, że nigdy nie będzie miał dziecka, a jednak tu siedzisz.

Harry był wyczerpany.

'W depresji' - wyszeptał głos, który brzmiał jak Snape.

- Jestem zmęczony. - zawahał się. - Może pójdę na górę i trochę się położę...

- Zostawisz mnie, żebym sama sobie zapewniła rozrywkę, dopóki Severus nie wróci do domu? - Cyzia dąsała się, wyglądając bardzo podobnie do Draco. - Bądź dżentelmenem, Harry. Opowiedz mi o tym przyjęciu, które planujesz dla pana Longbottoma i które sprawiło, że mój syn jest tak strasznie zazdrosny.

Harry niechętnie się roześmiał. Draco był takim zazdrosnym palantem.

- Cóż, to na urodziny Neville'a, tak jakby. Chciałem, żeby to było tylko przyjęcie dla Neville'a, ale Susan się wkurzyła, nie? Powiedziała, że albo musi być dla nas obojga, albo zaplanuje własne przyjęcie. - powiedział z sentymentem. - Więc to jest wspólne przyjęcie urodzinowe. Tylko dla naszego gangu, chociaż Draco próbował zaprosić cały cholerny zamek.

- Draco jest duszą towarzystwa. - Cyzia uśmiechnęła się. - Dąsał się dość spektakularnie, że tego lata jeszcze z nim nie latałeś.

Harry poruszył się niepewnie.

- Byłem bardzo zajęty... a potem zachorowałem... - zaoferował jako słabą wymówkę.

Jesteś okropnym przyjacielem.

Cóż, okropnym kuzynem, najwyraźniej.

- Będzie zachwycony, słysząc, że czujesz się lepiej, jestem pewien, że wkrótce zaplanuje dla ciebie cały dzień zajęć.

Harry'ego uratowało przybycie Snape'a do domu, gdy próbował znaleźć wymówkę, by wyrwać się z tego, co zapowiadało się na wyczerpujący dzień.

- Severusie. - Cyzia zawołała radośnie, gdy Snape wszedł powoli do kuchni, rzucając Harry'emu nieodgadnione spojrzenie. - Jak poszło twoje spotkanie?

- Poszło tak dobrze, jak się spodziewałem. - powiedział Snape, decydując się oprzeć o blat kuchenny. - Jak minęło wasze popołudnie?

- Cudownie. - powiedziała wesoło Cyzia. - Rozmawialiśmy z Harrym o naszej rodzinie.

- Tak? - Snape zapytał równo.

- Tak. - powiedziała. - A teraz muszę się zbierać, kto wie, w jakie psoty wpakował się Draco pod moją nieobecność? Będzie zadowolony, gdy poinformuję go o zbliżającej się wizycie kuzyna. - powiedziała z mrugnięciem w stronę Harry'ego, kierując się do kominka, zanim Harry zdążył jej powiedzieć, żeby nie mówiła tego Draco.

Cholera.

Teraz albo musiał iść zobaczyć się z Draco, albo słuchać jego marudzenia przez całą podróż pociągiem do Hogwartu.

Snape prychnął i przeniósł się na swoje puste miejsce.

- Narcyza to siła natury. - mruknął Snape, chwytając ciastko z jednej z tac.

Harry odchylił krzesło do tyłu, planując po cichu wrócić do swojego pokoju (łóżka) teraz, gdy nie było tu Cyzi, by nakłonić go do pozostania.

- Jak ci minęło popołudnie? - zapytał Snape.

Ugh.

- W porządku - odparł Harry.

- Czy Narcyza była miłym gościem?

- Przypuszczam, że tak. - Harry powiedział.

- Harry, jestem ci winien przeprosiny. - Snape powiedział nagle, przyciągając uwagę Harry'ego.

- Za co? - zapytał.

Snape spojrzał Harry'emu prosto w oczy, wyglądał na zdenerwowanego. Harry mógłby przysiąc, że wokół oczu Snape'a pojawiły się nowe linie, których wcześniej tam nie było.

- Kiedy poinformowałeś mnie, że szukasz Blacka, byłem bardzo zaniepokojony. Nadal martwię się, że zostaniesz zraniony, jeśli się z nim skonfrontujesz. Ale to kiepska wymówka dla tego, co ci powiedziałem i za to przepraszam.

- Ale czy mówiłeś poważnie? - zapytał Harry.

Przeprosiny to tylko słowa. Nic nie znaczą, tak naprawdę.

- Nie miałem tego na myśli. - powiedział Snape. - Nie wierzę, że jesteś szalony albo obłąkany.

Harry opadł lekko na krzesło i posłał Snape'owi tyle uśmiechu, na ile było go stać.

Boże, był wyczerpany.

- Cyzia powiedziała, że nie jesteś nieomylny. - powiedział.

- Narcyza ma sporo racji. - Snape zgodził się. - Jak dobrze wiesz, popełniłem w życiu wiele błędów i będę popełniał ich jeszcze więcej.

Harry wstał i przeciągnął się, nie zdawał sobie sprawy, jak długo siedział z Cyzią.

- W porządku. - powiedział. - Tylko nie rób tego więcej, tak? - Zerknął w stronę drzwi i ruszył w ich kierunku - Pójdę trochę popracować nad pracą domową...

- Miałem nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać, jeśli będziesz miał czas. - powiedział Snape, również wstając. - Moglibyśmy przenieść się do salonu, wydałeś sporo pieniędzy, by uczynić go wygodnym.

Harry westchnął. Zaczynało mu się wydawać, że w tym tempie nigdy nie wróci na górę.

- 'Obra. - zgodził się.

Harry podążył za Snapem do salonu, gdzie natychmiast skulił się w swoim ulubionym fotelu.

- O czym rozmawiamy? - zapytał beznamiętnie.

- Miałem dzisiaj interesujące spotkanie. - Snape powiedział, jakby od niechcenia.

- Czad... - powiedział Harry, kiedy Snape nie wyjaśnił nic więcej.

- Poszedłem zobaczyć się z mugolem, z którym widuję się od czasu do czasu. - powiedział Snape. - Jest uważany za eksperta w swojej dziedzinie.

- Na raka? - zapytał Harry. Snape powiedział mu o wykorzystaniu jadu bazyliszka do stworzenia lekarstwa na mugolską chorobę. Harry osobiście uważał, że jad powinien zostać przekształcony w broń, ale to była decyzja Snape'a.

- Właściwie to psychologia. - Snape powiedział.

- Czy to jakaś inna mugolska choroba?

- Coś w tym rodzaju. - Snape powiedział powoli. - To choroba umysłu. Ten człowiek jest Uzdrowicielem Umysłu.

- Och, w porządku. - Harry spojrzał tęsknie w stronę schodów. - Czy to wszystko...?

- Pomyślałem, że chciałbyś go poznać. - Snape powiedział.

Choroba umysłu... Uzdrowiciel Umysłu...

Mówisz jak obłąkany.

- Nie. - odparł Harry bez ogródek. - Nie jestem obłąkany.

- Wiem o tym. - Snape powiedział cicho, obserwując Harry'ego uważnie. - Uzdrowiciele umysłu nie są wyłącznie dla wariatów. Mogą pomóc ci uporządkować myśli i przetworzyć wydarzenia w twoim życiu. Uważam, że czarodzieje są ignorantami, że nie korzystają z ich usług częściej.

- Czad, więc idź się z nim zobaczyć. - Harry powiedział. - Nie pójdę.

- Czy byłbyś skłonny zobaczyć się z nim chociaż raz za coś w zamian? - Snape powiedział chytrze.

Co jest dzisiaj z tymi wszystkimi wymianami? Harry potrząsnął głową.

- Wątpię. - powiedział, wstając.

- Niedawno na rynku pojawiła się nowa miotła, Błyskawica. - powiedział Snape. - Kupiłbym ją dla ciebie, gdybyś poszedł na jedno spotkanie.

Przez ułamek sekundy Harry to rozważał. Draco napisał mu kilka tygodni temu o nowej miotle. A Ron opisał wszystkie jej cechy w jednym z listów, które wysłał przed wyjazdem do Egiptu.

Harry widział ją, kiedy poszedł na Aleję Pokątną z Susan na początku lata, zanim Syriusz Black uciekł, i wyglądała niesamowicie.

Ale... ale nie był, kurwa, obłąkany.

I nie powie że jest tylko dla nowej miotły. Sam mógłby ją sobie kupić.

- Nie, nie jestem szalony Snape.

- Wiem o tym. - Snape powiedział miękko.

Zbyt miękko. Jakby rozmawiał z szaleńcem.

Nie miał na myśli tych przeprosin. To były tylko słowa.

'Harry, brzmisz jak szaleniec'.

- Więc dlaczego to robisz? - zapytał cicho.

Snape westchnął i przez chwilę trzymał głowę w dłoniach.

- Harry, nie jesteś szalony, jesteś chory. To się nazywa. - Harry patrzył, jak Snape przełyka ciężko, zanim kontynuował: - To Zaburzenie Maniakalno-Depresyjne i potrzebujesz pomocy.

- Co to? - Harry zapytał, niechętnie opadając z powrotem na krzesło i krzywiąc się na komentarz Snape'a.

Nie potrzebuje pomocy.

Niczego nie potrzebuje.

Nic mu nie jest.

Jest po prostu cholernie zmęczony i nikt nie chce zostawić go w spokoju.

- To dlatego czułeś się taki energiczny i zachowywałeś się tak nieobliczalnie, a teraz jesteś taki zmęczony i przygnębiony. - Snape powiedział. - To uzasadniona choroba Harry, a rozmowa z Uzdrowicielem Umysłu pomoże ją wyleczyć.

- Nie muszę rozmawiać z jakimś uzdrowicielem, nic mi nie jest. - Powiedział Harry. - Nie mam tej choroby, przysięgam. Po prostu... - Harry zawahał się, próbując znaleźć wymówkę, którą Snape by zaakceptował, a która nie byłaby jakąś szaloną chorobą - Nudzę się. I jestem zmęczony.

- W depresji. - Snape mruknął. - Jesteś przygnębiony. I w pewnym momencie znowu będziesz maniakalny, a potem znowu przygnębiony, i to będzie się powtarzać, Harry. To nie jest słabość.

- Wiem, że nie jest, bo jej nie mam. - Harry nalegał, ponownie wstając. - Idę do swojego pokoju. - powiedział krótko.

Snape westchnął i przetarł oczy.

- Idź. - powiedział. - Ale proszę, nie leż w łóżku przez resztę dnia, Harry. To nie jest zdrowe.

- 'Obra. - powiedział Harry, kierując się szybko w stronę schodów. Otworzył drzwi i natychmiast padł na łóżko.

Snape i tak myślał, że ma jakąś szaloną chorobę - jakie to miało znaczenie?

 

Harry wstał następnego ranka i poczuł się trochę spokojniejszy i bardziej trzeźwy niż przez ostatni tydzień.

Wiedział, że nie ma depresji maniakalnej, czy jakkolwiek Snape to nazywał, po prostu był chory. Prawdopodobnie przeziębienie czy coś.

Zszedł na dół i uśmiechnął się na widok zaskoczenia Snape'a, gdy zobaczył go na śniadaniu.

- Dzień dobry. - Powiedział Harry.

- Dzień dobry. - Snape odpowiedział. - Masz ochotę na cappuccino?

- Jasne - Harry wzruszył ramionami.

- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał Snape, podając Harry'emu kubek.

- Pójdę zobaczyć się z Draco, może złapię Lunę i pójdziemy na zakupy, jeśli to nie jest zbyt szalone. - zadrwił.

- Dla mnie to brzmi rozsądnie. - Snape powiedział spokojnie, ignorując kpinę Harry'ego. - Będziesz kupował podręczniki?

- Ubrania i prezent dla Neville'a. - Harry odpowiedział. - Nie wiesz jeszcze, jakich książek będę potrzebował, prawda?

Snape rzucił mu dziwne spojrzenie.

- Twoja lista przyszła w zeszłym tygodniu. - powiedział powoli.

- Naprawdę? - Harry był zaskoczony. - Sevvie mi jej nie przyniósł.

- Przyniósł. - Snape zaprzeczył. - Masz stos poczty w swoim pokoju.

- Och. - Harry pomyślał, że pewnie przyszła, kiedy spał, rozkazał swojej magii, by mu go przyniosła.

- Accio zadziałałoby równie dobrze. - Snape powiedział z lekkim parsknięciem.

- Więcej pracy. - Harry mruknął, czytając swoją listę. - Potrzebuję tylko kilku książek... i, och.

Kurwa.

Miał formularz pozwolenia na wizytę w Hogsmeade z innymi trzeciorocznymi i musiał być podpisany przez opiekuna. A Harry właśnie zszedł na dół i zaczął być chamem dla swojego opiekuna, co?

- Och? - zapytał Snape. - Jest coś jeszcze?

Harry spojrzał na niego i zagryzł nerwowo wargę.

- Nie, proszę pana. - wymamrotał.

- Więc w twojej kopercie nie ma pozwolenia, które muszę podpisać? - Snape zapytał drwiąco.

Harry wzruszył ramionami, czując, że robi mu się gorąco.

- Nie potrzebuję podpisu, jest w porządku.

- Chcesz mieć je podpisane?

Harry ponownie wzruszył ramionami, nie chcąc przyznać, że tak. Gdyby powiedział, że tego chce, a Snape by odmówił, byłoby o wiele gorzej, niż gdyby Harry nie powiedział, że tego chce.

- Daj no to, bachorze. - westchnął Snape.

Harry spojrzał na niego. Snape nie wyglądał na wściekłego, wyglądał na rozbawionego.

- Czego chcesz? - zapytał ostrożnie. Nie zamieniłby Hogsmeade na tego Uzdrowiciela Umysłu.

- Chciałbym, żebyśmy zapomnieli o ostatnich tygodniach i nie kłócili się od teraz do mojego wyjazdu do Hogwartu. Zgadzasz się?

Harry zastanowił się. Naprawdę nie chciał walczyć ze Snapem przez resztę lata. Nawet jeśli Snape był draniem i nazwał go szaleńcem; przeprosił (tak jakby) i może wierzył, że Harry ma jakąś dziwną chorobę umysłu.

Mylił się. Ale nic na to nie poradzi, że tak właśnie myśli.

- Nie będziesz więcej mówił o Uzdrowicielach Umysłu? - zapytał Harry.

- Powstrzymam się od prób przekonania cię o ogromnych korzyściach płynących z szukania profesjonalnego wsparcia dla zdrowia psychicznego tego lata w zamian za to, że nie będziesz aktywnie szukał Syriusza Blacka. - powiedział Snape.

- Zgoda. - powiedział Harry, przesuwając kartę pozwolenia na drugą stronę stołu. Black i tak go znajdzie, ludzie, którzy chcieli go skrzywdzić, zdawali się mieć wyczucie, gdzie się znajduje. - Czad.

- Czad. - wycedził Snape, oddając kartkę z lekkim uśmieszkiem.

***

- Mavis, musisz położyć widelce do przystawek z przystawkami. - Draco warknął na Mavis w dniu przyjęcia Neville'a. - To nie ma sensu, żeby były przy filiżankach.

- Blond przyjaciel Mistrza jest nadgorliwy. - Mavis mruknął, wywołując śmiech Harry'ego.

- Draco zostaw Mavis w spokoju. - powiedział z uśmiechem. - Przecież już wiesz, że wygląda świetnie.

Podczas zakupów kilka tygodni temu Draco nalegał, by przyjść wcześniej i pomóc Harry'emu w przygotowaniu przyjęcia.

„Jestem Malfoyem, patrzyłem, jak moja matka planuje przyjęcia, odkąd mogłem chodzić", nalegał.

Harry nigdy wcześniej nie organizował przyjęcia, więc pomyślał, że Draco będzie wiedział więcej niż on sam. I musiał przyznać, że nawet jeśli Draco był nadgorliwy, podwórko wyglądało genialnie.

Udekorowali wszystko na złoto i srebrno („czerwony i zielony będą kolidować"), a Draco ustawił różne stoły z różnymi rodzajami jedzenia i napojów oraz ciastami.

Harry osobiście uważał, że Neville'owi spodobałoby się ciasto zrobione przez niego, ale nigdy nie rozgryzł dobrze przepisu. Mavis był o wiele lepszym piekarzem. Na stole był duży czerwony tort ze srebrnym lwem dla Neville'a i zielony ze złotym zniczem dla Harry'ego.

- Harry, mogę położyć tutaj te kwiaty? - zapytała Luna, która również przyszła wcześniej, by pomóc w dekorowaniu.

- Możesz położyć kwiaty, gdzie tylko chcesz, Lu. - zapewnił ją. - Neville uwielbia kwiaty, co nie?

- Uwielbia. - zanuciła radośnie.

Harry zamierzał pomóc jej znaleźć więcej kwiatów, kiedy Blaise i jego matka aportowali się bezpośrednio na dziedziniec. Snape tymczasowo wprowadził zaproszonych gości do ich barier.

Black może wziąć eliksir wielosokowy i naśladować każdego z gości" - powiedział.

Harry prywatnie myślał, że jego urodziny byłyby genialne, gdyby Black się pojawił.

Neville mógłby jednak nie być zadowolony.

- Wszystkiego najlepszego, moja Meraviglia!

Harry uśmiechnął się do Contessy i skłonił przed nią głowę. Szanował ją, a Snape powiedział, że pochylenie głowy pokazuje szacunek, ale Harry nigdy tak naprawdę nikomu się nie kłaniał.

- Dziękuję. - powiedział jej grzecznie. - Snape i Malfoyowie są w środku.

- Ale ja przyszłam zobaczyć się z tobą, najdroższy. - powiedziała, a jej złote oczy błyszczały.. - Przejdź się ze mną amore.

Contessa zaoferowała Harry'emu swoje ramię, w ten sam sposób, w jaki widział czasem, jak Cyzia robi to ojcu Draco, więc tylko z niewielkim wahaniem połączył swoją rękę z jej. Spędził z nią dużo czasu zeszłej zimy, kiedy został wydalony z Hogwartu i zatrzymał się u Snape'a, ale wciąż czuł się dziwnie, chodząc w ten sposób.

Może nie źle, ale zdecydowanie dziwnie.

- Tęskniłam za tobą, najdroższy. - powiedziała Contessa, gdy oddalili się od reszty.

- Poczekaj - Harry pochylił się w jej stronę i szepnął jej prosto do ucha. - Przynajmniej jeden Auror jest gdzieś na podwórku.

Contessa roześmiała się głośno, jakby Harry powiedział coś zabawnego.

- Oczywiście najdroższy, pozwól mi.

Machnęła różdżką i Harry poczuł, jak otacza ich potężna magia.

- Dlaczego nie widziałam cię wcześniej? - zapytała, kręcąc lekko głową. - Jesteśmy sojusznikami, familiare, najdroższy. Sojusze znaczą więcej dla tych z nas, którzy naprawdę je rozumieją. Myślałam, że tego lata będziesz szukał u mnie schronienia przed Syriuszem Blackiem.

- Nie chciałem się ukrywać. - Harry przyznał. - Chcę go znaleźć. To przez niego zginęli moi rodzice, no nie? Zamierzam go zabić.

Jeśli był ktoś, komu Harry mógł przyznać się do swoich planów, to była to Contessa. Nie próbowała go chronić tak jak Snape. Po prostu go słuchała i dzieliła się swoimi radami, które zazwyczaj brzmiały: „tego zaklęcia nie da się wyśledzić" albo „ta klątwa sprawi, że płuca zapadną się w mniej niż sekundę". Była geniuszem.

Uznał, że miała mnóstwo praktyki ze swoimi ostatnimi siedmioma mężami, aby zrobić to dobrze.

- Wierzę ci najdroższy, ale musisz go do siebie zwabić, inaczej będzie miał przewagę, prawda?

- Jak mam go do siebie zwabić?

Contessa poklepała go po dłoni.

- Trzymasz się swojej rutyny. Udajesz się w miejsca, gdzie będzie się ciebie spodziewał, a potem obserwujesz i czekasz. A potem uderzasz.

Harry skinął głową z powagą, po czym uśmiechnął się nieznacznie:

- Myślałem, że chcesz, żebym przyjechał do Włoch? To nie byłaby moja rutyna.

- Więc powinniśmy uczynić to twoją rutyną. - roześmiała się Contessa. - Każdego lata, tak?

- Może. - Harry odpowiedział wymijająco. - Ze Snapem nie jest tak źle.

Contessa zatrzymała go obok składzika na miotły i przyjrzała mu się uważnie, pochylając w zamyśleniu podbródek.

- „Nie jest tak źle" czy „jest dobrze"? - zapytała. - Jeśli Severus Snape skrzywdził moją Meraviglię, zabiję go. - powiedziała lekko.

To była kolejna rzecz, którą Harry w niej lubił, zawsze była gotowa iść na wojnę dla niego.

Nawet jeśli czasami ze złych powodów .

- Snape mnie nie skrzywdził. - Harry zapewnił ją szybko. - On po prostu... Nie wiem, po prostu myśli, że jestem szalony, co?

- Elokwencja najdroższy. - Contessa zanuciła. - Severus uważa, że jesteś szalony, ponieważ świat nigdy wcześniej nie miał kogoś takiego jak ty, prawda? Jesteś moją Meraviglia, jesteś uníco, jedyny w swoim rodzaju, tak? Lepiej być uważanym za szalonego, niż być jednym z wielu, najdroższy.

Harry tak naprawdę nie myślał o tym w ten sposób. Kiedy miał 6 lat, wiedział, że lepiej być wyjątkowym, niż należeć do „rodziny". W wieku 11 lat wiedział, że lepiej wzbudzać strach, niż być postrzeganym jako słaby. To miało sens, że lepiej być uważanym za szalonego, niż być takim jak wszyscy inni.

- Dziękuję. - powiedział cicho. - Masz rację.

Contessa zaśmiała się ponownie i pokierowała go z powrotem w stronę przyjęcia, gdzie Harry mógł zobaczyć, że pojawiła się reszta gangu.

- A teraz, mój amori, co muszę zrobić, by przekonać cię do porzucenia śmierci Blacka na rok i zobaczenia ze mną świata?

Harry śmiał się, gdy jego oferty stawały się coraz bardziej skandaliczne, aż wrócili na podwórko, a ona weszła do środka z ostatnim delikatnym uśmiechem w jego stronę.

Contessa naprawdę była niesamowita. Harry cieszył się, że już na pierwszym roku umieścił Blaise'a w swoim gangu.

 

Harry przywitał się ze wszystkimi przyjaciółmi, którzy przyszli. Roześmiał się, gdy on i Neville w tym samym czasie złożyli sobie życzenia urodzinowe.

- Babcia chciała przyjść, ale jest chora. - Neville wyjaśnił. - Ciotka Susan zaoferowała, że zostanie z nią, żeby nie była sama.

- W porządku. - Harry powiedział pospiesznie. - Może spotkamy się innym razem.

Słyszał sporo o surowej babci Neville'a, która nigdy nie uważała Neville'a za wystarczająco dobrego wnuka. Nie sądził, by ją polubił.

Wszyscy przyjaciele Harry'ego, w tym Hermiona i Theo, którzy przylecieli razem, trzymając się za ręce, przybyli z wyjątkiem Rona, który wciąż był w Egipcie.

- Weasley będzie zazdrosny, że go to ominęło. - Draco przechwalał się.

- Wątpię w to, powiedział, że Egipt jest niesamowity i spędza czas swojego życia. - Blaise powiedział.

- Egipt ma tyle magii w grobowcach! - Hermiona powiedziała podekscytowana. - Założę się, że dużo się uczy!

- Założę się, że w ogóle się niczego nie uczy. - Susan zachichotała cicho do Neville'a.

Harry zgodził się z Susan. Ron prawdopodobnie dobrze się bawił, będąc na swoich pierwszych prawdziwych wakacjach. Harry zdecydowanie nie nauczył się niczego podczas swoich pierwszych wakacji.

 

- Dziękuję, to niesamowite, Harry. - powiedział Neville po raz pięćdziesiąty tego dnia, tym razem trzymając kolekcję antycznych mugolskich książek ogrodniczych, które Harry znalazł na Alei Pokątnej z Luną w zeszłym tygodniu.

- Dzięki, Nev. - Harry uśmiechnął się, trzymając niestandardową koszulkę Quidditcha Slytherinu, którą dostał od Neville'a. Rozejrzał się po wszystkich, którzy przyszli i podziękował każdemu z nich za prezenty. Dostał więcej ubrań, książek i zdjęć niż kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu.

To było genialne, ale szalone.

- Wciąż jeszcze masz mój, bachorze. - powiedział Snape.

Snape był dość cichy przez większość przyjęcia. Dużo rozmawiał z mamą Draco i uważnie obserwował Harry'ego, ale Harry pomyślał, że to prawdopodobnie dlatego, że uczniowie sprawiali, że Snape był zdenerwowany.

Jak na nauczyciela nie przepadał za dziećmi.

- Och, przepraszam. - Harry mruknął, sięgając po prosto zapakowaną paczkę. - Więc to pewnie nie sowa? - zaśmiał się.

- Nigdy więcej nie dam ci prezentu, który wymaga imienia. - Snape powiedział drwiąco.

- Myślę, że Sevvie to świetne imię. - Susan roześmiała się. - Jest bardzo dystyngowane.

- Przypomnij mi, żebym odjął dziesięć punktów od Hufflepuffu, kiedy wrócimy do Hogwartu, Draco. - Snape powiedział.

- Nie można odejmować punktów podczas wakacji. - Hermiona mruknęła. - Zasada 109 podsekcja C.

Harry prychnął, otwierając prezent od Snape'a.

- Woah. - Susan westchnęła. - Jest piękna!

- Er... - Harry rozejrzał się bezradnie. - Co to jest?

Wyglądało jak gigantyczna kamienna misa z jakimś nieruchomym płynem w środku, choć była ozdobiona zielonymi klejnotami, co sprawiało, że wyglądała całkiem elegancko.

- To myślodsiewnia. - Wyjaśnił Snape. - Pomyślałem, że może chciałbyś mieć jedną dla siebie.

Harry spojrzał na Snape'a i rozpromienił się.

- Dziękuję! - powiedział szczerze. - Moment.

'Przynieś mi przepowiednię. Wyjmij przepowiednię z mojego kufra i przynieś mi ją.'

Snape odetchnął gwałtownie, gdy kula wyleciała przez otwarte okno Harry'ego, zaskakując Sevviego, który głośno na niego zagwizdał.

- Harry, poczekaj... - powiedział Snape.

Harry zignorował go, ponownie podekscytowany tym, że usłyszy przepowiednię, która wysłała za nim Voldemorta.

Szybko rozejrzał się po dziedzińcu (Snape, Cyzia, Malfoy, Contessa, Susan, Nev, Luna, Miona, Draco, Theo i Blaise) i wzruszył ramionami.

Ufał wszystkim tutaj.

A tych, którym może nie do końca ufał, nie tak jak Snape'owi i Susan, mógł z łatwością pokonać w walce.

Mrugnął do Susan i wrzucił kulę do miski, zanim Snape zdążył go powstrzymać.

Na dziedzińcu zapanowała cisza, gdy z misy wyłoniła się upiorna postać, która przemówiła sennym, ochrypłym szeptem;

Zbliża się ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się sprzeciwili, zrodzony, gdy umiera siódmy miesiąc... a Czarny Pan oznaczy go jako równego sobie, ale będzie miał moc, której Czarny Pan nie zna... i każdy z nich musi umrzeć z ręki drugiego, ponieważ żaden z nich nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się wraz z końcem siódmego miesiąca...

Wszyscy zamilkli, gdy głos ucichł.

- Powiedział mi, że nie ma sobie równych. - Harry prychnął. - Co za palant.

- Merlinie... - usłyszał oddech Malfoya.

- Dobrze, że wcześnie wybrałeś zwycięską stronę, co? - uśmiechnął się do niego. - Nie jest powiedziane, że Czarny Pan ma moc, by mnie pokonać, co?

- H-Harry, to... to znaczy, że będziesz musiał zabić V-V-Voldemorta. - Neville jąkał się.

Harry wzruszył ramionami.

- I tak zawsze miałem taki zamiar, co? - Rozejrzał się i zobaczył, że wszyscy wyglądali raczej blado, z wyjątkiem mamy Blaise'a, która uśmiechała się do niego, ale wszyscy się na niego gapili. - Co?

Snape wyrwał się z tego najszybciej. Potrząsnął głową i rzucił Harry'emu zirytowane spojrzenie.

- Ty chaotyczny mały demonie, to nie może wyjść na jaw. - wysyczał. - Ludzie nie muszą wiedzieć, że jesteś jakimś przepowiedzianym pogromcą Czarnego Pana.

- 'Obra. - Harry wzruszył ramionami. - Przysięga Wieczysta, nie mówcie o tym nikomu, albo każę Snape'owi wymazać wam wspomnienia. - zawołał do wszystkich stojących wokół.

- Harry, nie użyję Obliviate na grupie dzieci. - Snape westchnął, po czym spojrzał w stronę Malfoyów i Contessy. - Nie będę też próbował wymazać pamięci twojej... rodzinie.

- W porządku, zrobię to sam, ale uczciwie ostrzegam, nie wiem jak. Więc trzymajcie kciuki, żebym nie wymazał wam całego umysłu, dobra? - Harry uśmiechnął się do wszystkich.

Po tym wszyscy dość szybko się zgodzili.

- Czad! Kto chce ciasto?

 

Reszta przyjęcia przebiegła znakomicie, o czym Harry wielokrotnie zapewniał Draco. Jedli ciasto, rozmawiali i plotkowali, a Cyzia opowiedziała kilka historii, które znała o mamie Neville'a, Alice.

Harry pomyślał, że to szaleństwo, by poruszać ten temat w dniu urodzin Neville'a, ale Neville wyglądał na zadowolonego, więc Harry nie protestował.

Po torcie uczniowie rozeszli się do pokoju Harry'ego, podczas gdy dorośli „pili herbatę".

- Prawdopodobnie plotkują o przepowiedni. - Blaise mruknął, kładąc się na łóżku Harry'ego.

- Cóż, to bardzo poważna sprawa. - powiedziała Hermiona, siadając obok Theo na podłodze. Harry zobaczył, że wciąż trzymali się za ręce i doszedł do wniosku, że Susan musiała mieć rację, kiedy powiedziała mu, że teraz są „razem".

- Ale to tak naprawdę niczego nie zmienia, co? - powiedział Draco. - Harry jest potężny i zabije Czarnego Pana. - ziewnął dramatycznie. - to stara wiadomość.

- Przypuszczam, że to prawda. - Hermiona powiedziała powoli, zerkając na Theo, który tylko wzruszył ramionami.

- Wszyscy wiedzieliśmy, że Harry jest szalony, a to tylko to potwierdziło. - uśmiechnął się do Harry'ego.

- Harry nie jest szalony, to geniusz. - Luna powiedziała cicho.

Harry, który zmarszczył brwi, teraz zarumienił się na pochwałę Luny.

- Dzięki Lue. - powiedział, siadając ze skrzyżowanymi nogami na podłodze obok niej. - Theo jest po prostu zazdrosny, że nie ma o nim przepowiedni, co?

- Prawdopodobnie. - uśmiechnęła się.

- „Każdy musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje" - zacytowała Susan. - Brzmi to tak, jakbyś mógł umrzeć tylko wtedy, gdy zrobi to sam Czarny Pan.

- Nie zachęcaj go. - Draco jęknął. - Czy naprawdę potrzebujemy w tym roku kolejnej sytuacji Harry kontra bazyliszek?

- Zamiast tego będziemy mieli Harry'ego przeciwko jego ojcu chrzestnemu. - Theo roześmiał się.

- Tego też nie mów. - Neville go skarcił. - Black jest niebezpieczny. Mam nadzieję, że wkrótce go złapią.

- Mam nadzieję, że tego nie zrobią. - Harry szepnął do Susan, która zaśmiała się cicho.

- Nargle nie spodziewają się że Syriusz Black zostanie ponownie uwięziony. - Luna szepnęła do niego.

- Czad... - Harry mrugnął do niej. - Dzięki, Lu.

- Więc Syriusz Black, a potem Czarny Pan? - Susan zapytała wesoło. - Kogoś jeszcze powinniśmy dodać do listy „do pokonania"?

- Dumbledore'a. - powiedział Harry. - Ale poza tym zostawmy nasze opcje otwarte, tak?

Hermiona, Theo i Neville zaśmiali się. Harry domyślił się, że Blaise, Draco, Susan i Luna musieli zdać sobie sprawę, że nie żartuje.

Pozostali w końcu się zorientują.

- Knujemy morderstwo czy urządzamy imprezę? - Draco zawołał. - Odsuńcie się, przyniosłem karty!

Harry sam się z tego zaśmiał. Draco spędził sporo czasu na planowaniu „rozrywki", byłoby niegrzecznie zignorować to wszystko tylko po to, by knuć i planować.

Nawet jeśli w opinii Harry'ego to idealny typ urodzin.

 

Tej nocy, gdy jego przyjaciele wyszli, a Harry położył się w łóżku, myślał o dniu, który spędził z nimi wszystkimi.

Zdecydował, że powinien po prostu wybaczyć Snape'owi, że myślał, że jest szalony wcześniej tego lata. Nie poruszył tematu ponownie, ale też jeszcze mu nie wybaczył.

Ale Harry myślał, że bycie martwym byłoby lepsze niż jego życie, a w porównaniu z tym, jak genialny był dzisiejszy dzień? To była raczej szalona myśl.

Pomyślał też o tym, co powiedziała Contessa i uśmiechnął się do siebie, gdy odpływał.

Warto być uważanym za wariata, jeśli oznacza to, że jest inny, silniejszy niż ktokolwiek inny.

***

- Harry, muszę z tobą porozmawiać.

Harry odchylił się lekko do tyłu na krześle. Ostatnim razem, Snape powiedział, że chce, by Harry spotkał się z „uzdrowicielem umysłu", a wcześniej próbował wyrzucić Harry'ego z domu.

Cóż, próbował wysłać go do Włoch. Co tak naprawdę było tym samym.

- Dobra - powiedział Harry, sprawdzając, czy tylne drzwi są nadal zamknięte (są) i próbując je po cichu odblokować na wypadek, gdyby musiał szybko wyjść.

- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie otwierał drzwi, ponieważ ściga cię zbiegły więzień. - Snape powiedział drętwo, nawet nie patrząc za siebie w stronę drzwi.

- Wybacz. - Harry powiedział cicho, spoglądając w dół na stół, by ukryć swój rumieniec, że został przyłapany.

- Jeśli chcesz, możesz stanąć przy drzwiach do kuchni. Chociaż obiecuję ci, że ta rozmowa powinna pójść o wiele lepiej niż kilka ostatnich.

Harry zacisnął zęby i uniósł głowę, by napotkać spokojne spojrzenie Snape'a.

- Nie muszę stać przy drzwiach, proszę pana. O czym chcesz rozmawiać?

Wiedział, że zabrzmiał niegrzecznie, niewdzięcznie, ale nie zamierzał wyglądać na jeszcze większego wariata, niż Snape już o nim myślał, stojąc w drzwiach tylko po to, by porozmawiać.

Sprawy między nimi układały się dobrze, odkąd zawarli umowę. Harry w ogóle nie czuł się chory od dnia, w którym Cyzia przyjechała w połowie lipca, a teraz został tylko tydzień do rozpoczęcia szkoły.

Może skoro lato prawie się skończyło, Snape znowu zacznie... - pomyślał.

Nieważne, co powie. Jeśli będzie próbował cię zmusić do odejścia, po prostu odmów. Jeśli powie, że musisz zobaczyć się z Uzdrowicielem Umysłu, po prostu odmów, przypomniał sobie Harry. Nie może cię zmusić. A jeśli spróbuje, to odejdziesz.

- Muszę cię poinformować o nowym profesorze, którego Dumbledore uznał za odpowiedniego do nauczania obrony w tym roku.

- Och. - Harry nie spodziewał się takiego tematu.

Uważnie przyjrzał się Snape'owi i zobaczył, że wygląda na zirytowanego, najwyraźniej kimkolwiek był ten, kogo Dumbledore zatrudnił, był kimś, kogo Snape nie lubił.

- Kto to jest? - zapytał Harry, ciekawy, który profesor tak rozzłościł Snape'a.

- Remus Lupin.

Harry zamrugał do Snape'a, oszołomiony.

- Dumbledore zatrudnił prawdziwego wilkołaka do nauczania Obrony Przed Czarną Magią?

Snape wyglądał na jeszcze bardziej skwaszonego niż wcześniej.

- Tak.

- To... to czad! - powiedział Harry. - Nie sądziłem, że Dumbledore kiedykolwiek zatrudni kogoś interesującego.

Snape westchnął, co w opinii Harry'ego było zbyt częstym odgłosem.

- Wilkołak jest bardziej „interesujący" niż dwaj poprzedni profesorowie, którzy próbowali cię zabić?

Gdy tylko to powiedział, Harry przypomniał sobie, dlaczego Snape tak się złości na nowego profesora.

- Czekaj, Dumbledore zatrudnił faceta, który traktował cię jak śmiecia i próbował zabić? Dlaczego miałby to zrobić?

Snape wzruszył ramionami i skrzywił się.

- Dumbledore uważa, że jest najbardziej wykwalifikowanym kandydatem. I... - Snape zachwiał się na ledwie pół sekundy, zanim kontynuował - i wierzę, że ma to coś wspólnego z ucieczką Blacka.

- Dumbledore pomyślał, że to dobry pomysł, by zatrudnić najlepszego przyjaciela Blacka, gdy ten jest na wolności? Czy on jest idiotą?

- Widzę, że jesteśmy tego samego zdania. - Snape powiedział z aprobującym spojrzeniem. - Dumbledore wierzy, że Lupin pomoże powstrzymać Blacka, jeśli ten będzie tak głupi, by próbować włamać się do Hogwartu. Ale Lupin był dość zauroczony Blackiem podczas ich późniejszych lat szkolnych, wątpię, by aktywnie przeszkadzał w jakichkolwiek planach Blacka, by uniknąć schwytania.

- Zauroczony? - zapytał Harry. - Nie wiem, co to znaczy. - przyznał cicho.

Głupi.

- Gdybym powiedział, że Theodore jest zauroczony panną Granger, czy mógłbyś odgadnąć definicję na podstawie wskazówek kontekstowych?

- Susan mówi, że Theo jest zakochany w Mionie. Oh. - westchnął, teraz to rozumiejąc. - Lupin był zakochany w Blacku? - Harry zadrżał. - To obrzydliwe.

Snape rzucił mu nieodgadnione spojrzenie.

- Ponieważ obaj są mężczyznami?

- Co? Nie, dlaczego miałoby mnie to obchodzić? Czarodzieje przejmują się najdziwniejszymi rzeczami, prawda? Faceci sypiają z facetami cały czas. Chodziło mi o to, że Black to łajza. To żenujące być w nim teraz zakochanym, co?

Snape parsknął śmiechem i odchylił się na krześle.

- Bycie zakochanym w nim wtedy też było żenujące. - zgodził się. - Chociaż jestem ciekaw, co wiesz o „facetach sypiających z facetami przez cały czas". Czy jestem niewystarczający w zapobieganiu aktywności seksualnej moich Węży w dormitoriach?

Harry wzruszył ramionami.

- Nie jestem kapusiem*.

- Prawdopodobnie nie jesteś też kaflem. - Snape powiedział powoli, rzucając Harry'emu niedowierzające spojrzenie.

Harry roześmiał się, gdy zdał sobie sprawę, że Snape nie ma pojęcia, o co mu chodzi. Miło było choć raz wiedzieć coś, czego nie wiedział ktoś inny.*

*(Snitch - kapuś, donosiciel. Golden Snitch - Złoty znicz. Snitch - Znicz. Gra słów)*

- Nie - powiedział z uśmiechem, gdy Snape wciąż wyglądał na zdezorientowanego. - (Snitch) kapuś jest jak donosiciel, tak? Ktoś, kto wydaje ludzi glinom, kiedy zrobią coś złego.

- Aah. - powiedział Snape. - Wydaje mi się, że twoja matka kiedyś mnie tak nazwała. Zapomniałem.

- Jasne, że zapomniałeś. - Harry mruknął. - Dlaczego nazwała cię kapusiem? Co zrobiłeś?

- Powiedz mi, czy moi uczniowie uczestniczą w kontaktach seksualnych, a ci powiem.

Cholera.

Harry naprawdę chciał wiedzieć, dlaczego jego mama nazwała Snape'a kapusiem, ale nie chciał też wpakować nikogo w kłopoty.

- Jeśli powiem ci, czy jacyś ślizgoni sypiają ze sobą, przysięgniesz, że powiesz mi, co się stało, że moja mama nazwała cię kapusiem? - Harry sprawdził.

- Przysięgam. - Snape powiedział uroczyście z małym uśmiechem.

- Dobrze. Tak, niektórzy ślizgoni sypiają ze sobą. Twoja kolej.

Snape mrugnął powoli do Harry'ego, który zaczynał się martwić, że będzie wściekły, gdy zda sobie sprawę, że go oszukał, ale wtedy Snape zaczął się śmiać.

Naprawdę się zaśmiał.

- Jesteś przebiegłym bachorem. - Snape sapnął, ściskając stół.

Harry uśmiechnął się do niego. Snape nie miał pola do popisu, czasami był równie ostrożny w słowach.

- Twoja matka ukradła kiedyś samochód twojej babci na przejażdżkę po okolicy, mimo że miała tylko czternaście lat i nie posiadała prawa jazdy. Kiedy twoja babcia zapytała mnie o to, nie mogłem jej okłamać. Twoja matka dostała szlaban na kilka tygodni.

- Nie skłamałbyś, żeby kryć swojego najlepszego przyjaciela? - Harry zapytał z niedowierzaniem. Snape kłamał dla niego mnóstwo razy.

- Harry, musisz zrozumieć, twoja babcia była najsłodszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. I była przerażająca. - Snape zadrżał teatralnie. - Nigdy nie mógłbym spojrzeć jej w twarz i ją okłamać.

- Kapuś. - Harry powiedział z uśmiechem.

- Kafel. - Snape odparł uroczyście.

- Tylko o tym chciałeś porozmawiać? O tym, że wilkołak będzie uczył- o kurwa. - Harry spojrzał na Snape'a. - Czad, że Lupin dostał pracę i w ogóle, ale czy to musiało być w szkole z moimi przyjaciółmi? Co on będzie robił podczas pełni?

Snape skrzywił się.

- Widzę, że po raz kolejny jesteśmy podobnego zdania. - powiedział kiwając głową. - Będę warzył Eliksir Tojadowy co miesiąc dla Lupina.

- Zrobisz to dla niego? - Harry zapytał z zaciekawieniem. - Nawet jeśli był dla ciebie takim dupkiem? I prawie cię zabił?

- Jeśli Dumbledore nalega na zatrudnienie dosłownego potwora do nauczania w zamku, to zrobię, co w mojej mocy, by zapobiec zarażeniu lub zabiciu przez Lupina jakichkolwiek uczniów. - powiedział Snape.

Harry spojrzał na Snape'a i poczuł, jak jego szacunek do niego wzrasta jeszcze bardziej. Lupin był częścią gangu, który unieszczęśliwiał Snape'a przez siedem lat. Zawstydzał go, robił mu psikusy, ranił go, a raz nawet próbował go zabić. Ale Snape zignorował to wszystko, aby upewnić się, że Lupin nie będzie mógł nikogo skrzywdzić, gdy będzie w Hogwarcie.

- Jesteś dobrym człowiekiem. - Harry powiedział poważnie. - Nie zrobiłbym tego, gdybym był na twoim miejscu. Po prostu bym go zabił. Nadal mogę, jeśli tego chcesz.

Snape wyglądał na niesamowicie rozbawionego.

- Jak na ironię, Lupin będzie bardzo zadowolony, że cię pozna.

Harry zmarszczył nos z niesmakiem.

- Dlaczego? Bo kumplował się z moim ojcem?

- Lupin miał tylko trzech przyjaciół, kiedy był uczniem: twojego ojca, Blacka i Pettigrew. Dwóch z jego przyjaciół teraz nie żyje, obaj przez działania trzeciego. Lupin bez wątpienia uzna cię za okazję do ponownego połączenia się z jakąś małą częścią Jamesa Pottera. Zawsze był sentymentalnym głupcem. - Snape przewrócił oczami. - Byłbym wdzięczny, gdybyś był nieco bardziej ostrożny niż zwykle, jeśli znajdziesz się z nim sam na sam. Nie ufam mu. Choć oczywiście powinieneś wyciągnąć własne wnioski.

- Dobrze - zgodził się Harry z łatwością. Jeśli Snape mu nie ufał, to Harry też by nie ufał. Snape miał dobry instynkt, a Lupin tylko opowieści o kimś martwym, kogo Harry nigdy nie mógł poznać. To nie był trudny wybór. - Z wyjątkiem tego, że chcę z nim porozmawiać o wilkołakach. - powiedział z wahaniem. - Mogę nie mieć kolejnej szansy, by porozmawiać z prawdziwym wilkołakiem o ich prawach, prawda? Ale powiem moim przyjaciołom, żeby trzymali się od niego z daleka.

- Nie. - powiedział szybko Snape. - Harry, możesz rozmawiać z Lupinem o wilkach, ile chcesz, ale nie możesz powiedzieć przyjaciołom o chorobie Lupina. Przysięgnij mi, że tego nie zrobisz. Dumbledore będzie wściekły, jeśli odkryje, że połowa trzeciorocznych o tym wie. Zawsze miał słabość do Remusa.

- Nie przysięgam. - Harry powiedział bez ogródek. - Właśnie powiedziałeś, że mu nie ufasz. A co, jeśli zapomni wziąć eliksir, a Ron zapuka do drzwi jego gabinetu o niewłaściwej porze miesiąca? Albo jeśli kumpluje się z Blackiem i przyprowadzi go do zamku? Powinni wiedzieć, żeby z nim nie ryzykować.

Snape zamknął oczy i pocierał czoło przez dłuższą chwilę, zanim spojrzał z powrotem na Harry'ego.

- Jeśli twoi przyjaciele powiedzą komukolwiek innemu, to może być koniec kariery Lupina i być może mojej, jeśli Dumbledore odkryje, że to ja jestem źródłem przecieku.

- Nikomu nie powiedzą. - Harry powiedział pewnie. - Zmuszę ich, by przysięgli, że tego nie zrobią. Ale im powiem.

Snape jęknął.

- Lupin będzie wściekły, gdy odkryje, że powiedziałem ci coś, co uważa za wstydliwy sekret.

- To jeszcze jeden powód, żebym wiedział, tak? - Harry uśmiechnął się.

Snape udał, że protestuje, ale Harry pomyślał, że wygląda tak, jakby nie bardzo go to obchodziło.

***

- Mavis, nie możesz jechać ze mną pociągiem. - Harry przewrócił oczami.

Mavis stał w drzwiach kuchni, mrugając do Harry'ego swoimi wielkimi, żółtymi oczami, próbując żałośnie przekonać Harry'ego, by pozwolił mu pojechać z nim pociągiem z powrotem do Hogwartu tego ranka.

- Mavis będzie przynosić Mistrzowi Potterowi smakołyki, jeśli pozwoli Mavis przyjechać. - Mavis jęczał. - Mavis będzie cicho, a Mistrz nawet nie będzie wiedział, że on tam jest.

- Mavis zostaw go w spokoju, Harry nie jedzie pociągiem. - Snape powiedział, dołączając do nich w kuchni.

- Tak, jadę. - Harry powiedział krótko.

- Harry, czuję, że powinienem ci jeszcze raz przypomnieć; szuka cię skazany morderca. Zabije cię, jeśli cię znajdzie. Byłbyś bezpieczniejszy, gdybyś po prostu aportował się ze mną do Hogwartu.

- Nie, dziękuję. - Powiedział Harry. - Powiedziałem przyjaciołom, że spotkamy się w pociągu, co? Wątpię, czy Syriusz Black będzie w pociągu, nie?

- Lupin będzie jechał pociągiem. - Snape zmarszczył brwi. - Więc nie wykluczałbym tego.

Harry wzruszył ramionami. - Więcej powodów, by jechać, muszę chronić przyjaciół, co?

- Nie. - odparł krótko Snape. - Nie jest twoim zadaniem chronić kogokolwiek poza sobą.

- Mylisz się. - Harry prychnął. - Oni są moi, proszę pana. I nie zostawię ich tak po prostu.

- Nawet dla możliwości nieskrępowanego dostępu do Hogwartu, kiedy uczniowie będą w pociągu? - Snape zaoferował z nadzieją.

Harry potrząsnął głową i spojrzał na zegarek.

- Nie, i muszę iść, jeśli chcemy znaleźć przedział.

Posłał Snape'owi ostatni uśmiech, zanim wszedł do kominka na peron 9 3/4.

- Do zobaczenia w Hogwarcie! - zawołał.

 

Chapter 4: Dom Początkujących Zabójców w Hogwarcie (najwyraźniej)

Chapter Text

Remus Lupin był podekscytowany, zmartwiony i wyczerpany. Ostatnią noc spędził na wyciu do księżyca i drapaniu po skórze. Miał nadzieję, że jeśli wierzyć słowom Albusa, będzie to ostatni miesiąc, kiedy będzie musiał to robić. Albus powiedział, że rozmawiał z Severusem, który o dziwo zgodził się warzyć dla niego Eliksir Tojadowy co miesiąc. Było to niezaprzeczalna korzyść płynąca z nauczania w Hogwarcie, ponieważ nowo zatwierdzony eliksir Tojadowy był zbyt drogi, by mógł sobie na niego kiedykolwiek pozwolić.

Wsiadł do Ekspresu do Hogwartu, kilka godzin przed najwcześniejszymi uczniami, i uśmiechnął się smutno, gdy wróciły do niego wspomnienia z dzieciństwa. Od pierwszego roku nigdy nie jechał pociągiem bez Jamesa, Petera i...

Cóż, ta podróż i tak będzie się znacznie różnić.

Wybrał przedział z tyłu, wierząc, że będzie w stanie spać więcej w sekcji studenckiej niż z gadatliwym konduktorem. Położył swoją teczkę na schowku nad ławką i ułożył się tak wygodnie, jak tylko mógł.

Za pięć godzin miał wrócić do Hogwartu. Nie jako uczeń z przyjaciółmi, ale jako profesor, sam. Będzie potrzebował trochę odpoczynku.

 

- Jak myślisz, kto to jest? - wyszeptał głos, wyrywając Remusa ze snu.

- Profesor R.J. Lupin. - powiedział dziewczęcy głos. - Mów ciszej Ronaldzie, on śpi.

Remus uśmiechnąłby się z rozbawieniem, gdyby nie udawał, że śpi. Wilk wewnątrz niego słyszał doskonale. Zdziwił się, że obudził go dopiero szept chłopaka, a nie otwarcie drzwi przedziału.

- Skąd wszystko wiesz? - zapytał pierwszy głos, z wyraźną irytacją w tonie.

- Oczywiście przeczytała jego teczkę. - powiedział elegancko brzmiący chłopak. - Usiądziesz koło mnie, Hermiono?

- Tak, oczywiście. - dziewczyna, która zidentyfikowała Remusa, Hermiona najwyraźniej, powiedziała cicho.

- Myślisz, że to nowy profesor obrony? - inny elegancki męski głos zapytał cicho.

- Tak. - powiedział jeszcze inny męski głos, ten o wiele bardziej szorstki niż pozostałe. - Ale poczekaj, aż Luna tu przyjdzie. Mam wam coś do powiedzenia.

- Ma tyle samo blizn co ty, stary. - pierwszy głos powiedział ze śmiechem.

Remus był ciekawy, jakie dziecko było pokryte tyloma bliznami, co dorosły wilkołak. Czy Dumbledore mógł znowu przyprowadzić dziecko z likantropią? Wziął ostrożny wdech i poczuł zarówno rozczarowanie, jak i ulgę, że nie wyczuł w przedziale kolejnego wilka.

Słuchał, jak co najmniej siedmiu, może ośmiu uczniów weszło do przedziału.

- Jest na twoim miejscu. - powiedział nowy dziewczęcy głos. - Mam go obudzić i sprawdzić, czy się ruszy?

- Nie ma szans. - parsknął chłopak, który powiedział, że czeka na kogoś o imieniu Luna. - Po prostu usiądę tutaj.

- Będzie tu tłoczno. - mruknął głos, który ktoś nazwał Ronaldem.

- Trudno. - odezwał się chłopięcy głos. - Przesuń się Weasley, usiądę obok ciebie.

Uczniowie w przedziale szeptali, kłócili się i krzątali, dopóki Remus nie wyczuł, że wszyscy się usadowili.

- Pójdę poszukać Luny, może nie wie, że chcemy, żeby z nami siedziała. - powiedział chłopak, który wcześniej wspomniał o Lunie.

- Ja pójdę. - chłopiec, co do którego Remus był teraz pewien, że jest najmłodszym synem Molly Weasley, Ronaldem Weasleyem, zaoferował się natychmiast. - Zostań tutaj, Harry.

Remus poczuł, jakby całe jego ciało nagle się ożywiło. Harry. Na pewno nie Harry Potter? Syn Jamesa? Miał nadzieję porozmawiać z nim po przybyciu do Hogwartu. Nie sądził, że będzie miał tyle szczęścia, by jechać w przedziale z synem swojego najlepszego przyjaciela.

- Myśli, że Syriusz Black wyskoczy z przedziału i mnie zabije. - Harry roześmiał się, a jego słowa wywołały taki sam efekt, jak wiadro lodowatej wody wylane na Remusa. - Najwyraźniej zarówno jego, jak i Snape'a. Prawie nie pozwolił mi jechać pociągiem. Musiałem mu przypomnieć, że potrafię o siebie zadbać, nie?

Pozostali uczniowie lekko się zaśmiali, a Remus cieszył się, że subtelnie odwrócił twarz do ściany, by to ukryć. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Harry brzmiał tak arogancko, tak pewny siebie i tak podobny do Jamesa.

Nawet jeśli James nigdy nie zamieszkałby z Severusem, nawet gdyby od tego zależało jego życie. Co, jeśli wierzyć Prorokowi Codziennemu, Harry' ego prawdopodobnie zależało.

Drzwi przedziału otworzyły się ponownie i Remus mógł wyczuć, że do środka weszło dwóch uczniów. Jednym z nich był powracający Ronald Weasley, a drugim ktoś o lekkim kroku, prawdopodobnie Luna, o którą martwił się Harry.

- Cześć. - powiedziała nowa uczennica miękkim i rozmarzonym tonem. - Dziękuję, że wysłałeś Ronalda, żeby mnie znalazł, miałam nadzieję, że znów usiądziemy wszyscy razem, ale nie chciałam być niegrzeczna.

- Luna nie byłabyś niegrzeczna. - dziewczyna, która powiedziała, że Remus siedział na miejscu Harry'ego, powiedziała łagodnie, potwierdzając tożsamość nowego przybysza. - Chcemy, żebyś usiadła z nami, jesteś naszą przyjaciółką.

- Tęskniłem za tobą Lu. - powiedział Harry. Remus mógł praktycznie usłyszeć uśmieszek, który musiał towarzyszyć temu stwierdzeniu. - Chodź, możesz usiąść koło Susan, jest trochę tłoczno.

- W porządku. - powiedziała cicho dziewczyna, która najwyraźniej musiała być Luną (lub Lu). - Po prostu rozłożę się tutaj.

Remus poczuł, jak Luna zbliża się do niego, prawdopodobnie siadając na podłodze pod oknami między nim a Harrym, który, jak przypuszczał, zajął miejsce naprzeciwko niego w rogu.

- Chcecie usłyszeć coś czadowego? - szepnął Harry, gdy Luna przestała się kręcić.

Remus zastanawiał się nad akcentem Harry'ego. Był najłatwiejszy do zidentyfikowania spośród wszystkich uczniów. Miał w sobie... pomruk... który nie różnił się od tych, które często słyszał w ciemniejszych częściach Londynu. Ale miał też taki ton, który według Remusa musiał oznaczać, że Harry spędził sporo czasu w pobliżu Severusa.

- Co jest? - powiedziała dziewczyna, którą ktoś nazwał Hermioną.

- Musicie przysiąc, że nikomu nie powiecie. - Harry powiedział ostrzej, niż Remus wyobrażał sobie, że chłopak w jego wieku może brzmieć. - Mówię poważnie. Snape powiedział, żeby wam nie mówić, ale nie chciałem, żeby ktokolwiek ryzykował i powiedziałem mu to. Więc przysięgajcie, albo wynoście się.

Szefuje, co? Remus pomyślał z czułym uśmiechem, gdy pomyślał o samej Lily.

Przysłuchiwał się rozmowie ośmiu uczniów, którzy przysięgali, że zachowają dla siebie każdy sekret Harry'ego.

- Dobrze, ale jeśli dowiem się, że komukolwiek o tym powiedzieliście, zabiję was. - powiedział Harry.

To brzmiało trochę jak...

Remus natychmiast uciął tę myśl. Syriusz rzeczywiście zabił wiele osób, podczas gdy Harry był prawdopodobnie tylko słodkim dzieciakiem, próbującym brzmieć jak twardziel.

- Lupin jest nowym nauczycielem obrony i jest wilkołakiem. Ale jeśli Lupin lub Dumbledore dowiedzą się, że o tym wiecie i zapytają, jak to możliwe, po prostu powiedziecie, że sami na to wpadliście, bo on zawsze choruje podczas pełni księżyca, czy coś w tym stylu.

Jak... Dlaczego... Kto...

Niech cię szlag, Severusie!

Remus nie mógł uwierzyć, że Severus mógł tak powiedzieć Harry'emu. Cóż, tak, mógł. Severus był małostkowy, chowający urazę, niedojrzały...

- To takie niebezpieczne! - Hermiona zawołała cicho. Remus poczuł, jak osoba siedząca obok niego szybko się odsuwa. - Może nas zabić, zarazić, cokolwiek!

- Nie bądź głupia. - dziewczyna siedząca obok Harry'ego, prawdopodobnie Susan, ponieważ było to jedyne żeńskie imię, które Remusowi pozostało do zidentyfikowania, powiedziała spokojnie. - On nie jest niebezpieczny.

- Cóż, prawie zabił Snape'a, kiedy byli uczniami. - Harry powiedział. - Ale Snape każe mu brać Tojadowy, kiedy tu jest, więc będzie wystarczająco bezpieczny podczas pełni. Snape mówi, że nawet bez wilkołactwa jest gnojkiem, więc nie wiem.

Czy było coś, czego Severus mu nie powiedział? Remus skrzywił się. Mentalnie wykpił Harry'ego, który powiedział, że Severus „ każe mu" wziąć eliksir Tojadowy. Jakby Remus nie oddał którejkolwiek ze swoich kończyn za możliwość stałego dostępu do eliksiru.

„Snape mówi, że jest gnojkiem". Ponieważ Severus był takim przyjemnym promykiem słońca jako uczeń. Najwyraźniej nic się nie zmienił.

Dlaczego Severus miałby mówić Harry'emu takie rzeczy? Żaden uczeń nie musiał wiedzieć, że jego nauczyciel jest potworem, a teraz było ich co najmniej dziewięciu.

- Powiedziałeś, że ta wiadomość będzie 'czadowa'. - powiedział cicho jeden z elegancko brzmiących chłopców znajdujących się niedaleko Hermiony. - Która część tego, że nasz profesor obrony jest wilkołakiem jest czadem?

- Ta część, w której Harry jest kompletnym świrem. - mruknął chłopiec w pobliżu drzwi.

- Nie nazywaj go tak. - powiedziała Luna. Remus prawie nie rozpoznał jej głosu, brzmiała o wiele zimniej niż jej wcześniej miękki i zwiewny ton.

- Przepraszam. - mamrotał chłopak.

- To czad, Theo, bo to oznacza, że może porozmawia ze mną o tym, jak zdobyć dla wilkołaków więcej praw. - Harry powiedział tonem, który sprawił, że Remus wyobraził sobie, że przewraca oczami. - I w porządku Neville, nie pozwól Lunie się przestraszyć. - dodał radośnie.

Neville Longbottom? Teraz, gdy Harry zwrócił na to uwagę, chłopak, który nazwał go świrem, brzmiał trochę jak Frank.

- Ale Harry, wilkołaki są niebezpieczne. - powiedział chłopiec, który kazał Ronaldowi się odsunąć, brzmiąc na spanikowanego. - Jestem pewien, że mój ojciec nie ma pojęcia, że Dumbeldore zatrudnił wilkołaka.

- Sam mu powiem i gówno z tym zrobi. - Harry powiedział pewnie. - Lupin będzie na Eliksirze, a to doskonała okazja, by dowiedzieć się więcej o tym, jak poprawić życie wilkołaków.

Remus pozwolił sobie na uśmiech. Harry wyraźnie odziedziczył dobre serce po matce, nawet jeśli miał oczywiste zamiłowanie do wulgarnego języka.

Prawdopodobnie odziedziczył to po Severusie, pomyślał bez litości. Na szczęście poglądy Severusa na temat wilkołaków nie przeniosły się na Harry'ego.

Choć Remus poczuł się nieswojo, gdy zdał sobie sprawę, że Severus prawdopodobnie nie byłby tak przeciwny wilkołakom, gdyby Syriusz nie wykorzystał wilka Remusa, by prawie go zabić. Był pewien, że to musiało być dość traumatyczne dla szesnastolatka, by zbliżyć się tak blisko śmierci dla żartu.

- Myślałem, że lubisz niebezpieczne stworzenia, Draco. - Ronald Weasley powiedział ze śmiechem. - Czy w zeszłym roku nie mówiłeś o „słodkich smokach"?

- On nie jest „stworzeniem", Ronaldzie. - Susan prychnęła. - Na litość boską, przecież widzisz, że to człowiek!

Ktoś zachichotał lekko, Remus był całkiem pewny, że była to dziewczyna przy oknie, Luna.

Chłopak, który wspomniał o swoim ojcu, Draco, prawdopodobnie syn Lucjusza Malfoya, brzmiał na niesamowicie zdenerwowanego. Remus mógł sobie wyobrazić spojrzenia, jakimi był obecnie obdarzany.

- Harry właśnie powiedział, że próbował zabić wujka Seva. - Draco powiedział. - On nie jest żadnym szczeniakiem.

- Chciałbym mieć psa. - Harry mruknął nagle. - Spotkałem jednego tego lata, nie? Ale Snape powiedział, że „jedna wkurzająca sowa, irytujący skrzat i humorzasty nastolatek wystarczy na nasz dom". - powiedział, brzmiąc niezwykle podobnie do samego Severusa.

Remus poczuł się niepewnie na wzmiankę o tym, że Harry spotkał latem psa. Z pewnością był to niefortunny zbieg okoliczności. Gdyby Harry miał nieszczęście znaleźć tego lata pewnego dużego, czarnego psa, nie byłby w stanie bezpiecznie wrócić do domu Severusa.

Co było zupełnie dziwną myślą.

- Snape nie pozwoliłby ci mieć psa? Myślałam, że to twój dom. - Susan powiedziała.

Dom Harry'ego?

Remus był pewien, że Albus powiedział mu, że Harry mieszka w Spinners End z Severusem.

- Powiedział, że jeśli znajdę sposób na obejście zasad Hogwartu, żeby adoptować psa, to mogę, ale nie mogę dostać psa, którego musiałbym zostawić.

Remus mógł usłyszeć dąs w głosie Harry'ego. Pomyślał, że gdyby był opiekunem Harry'ego, prawdopodobnie by się ugiął i pozwolił Harry'emu mieć tyle zwierząt, ile by chciał.

- Księga zasad nie mówi, że Ron może mieć szczura, ale ma Parszywka, nie? - powiedział Draco.

Remus skrzywił się, czując ból w piersi na wspomnienie kolejnego martwego przyjaciela. Być może powrót do Hogwartu przyniesie więcej bólu niż nadziei w jego życiu.

- Odwal się. - powiedział Ronald. - Parszywek jest chory i nie potrzebuje twojego gadania.

- Hermiona próbowała adoptować szalonego kota tego lata. - powiedział Theo, przerywając Draco obrażanie szczura Ronalda.

- Ten kot nie był szalony. - Hermiona prychnęła. - I gdybyś nie był uczulony, to zabrałabym to biedne maleństwo do domu.

- Co alergia Theo ma wspólnego z tym, że Miona chce kota? - Harry szepnął cicho do kogoś.

- Ponieważ Theo i Miona spotykali się potajemnie przez całe lato, co? - Susan odparła szeptem. - Mówiłam ci, że Theo jest zaakochaaanyyy.

Harry parsknął, brzmiąc jak trzynastoletni chłopiec, którym był, a Susan zachichotała lekko.

- Jeśli weźmie Tojadowy na czas, to myślę, że będzie wystarczająco bezpieczny, prawda? - powiedział Neville, niestety sprowadzając rozmowę z powrotem na Remusa.

- Zgadza się. - powiedziała Hermiona, brzmiąc teraz o wiele pewniej. - Profesor Snape nie pozwoliłby Harry'emu przyjechać do Hogwartu, gdyby myślał, że zostanie zaatakowany przez wściekłego wilkołaka.

- I tak prawie tego nie zrobił. - Harry powiedział z irytacją. - Próbował wysłać mnie do Włoch z mamą Blaise'a, co?

- Mama była w siódmym niebie, mając nadzieję, że się zgodzisz. - odezwał się nowy głos, prawdopodobnie Blaise'a, sądząc po kontekście. - Była tak rozczarowana, że jej „Meraviglia" nie chciała z nią zostać, że zamiast tego pojechała do Francji. Mówi, że w willi jest samotnie bez nas.

Harry zaśmiał się lekko.

- Twoja mama jest najlepsza. - powiedział pieszczotliwie. - Powiedziała, że jeśli ukryję się z nią przed Syriuszem Blackiem, kupi mi Błyskawice i zabierze na wycieczkę dookoła świata.

- Dlaczego tego nie zrobiłeś? - Susan zapytała cicho. - Oczywiście cieszę się, że tu jesteś, ale Harry... Ciocia Amelia powiedziała, że Syriusz Black cię ściga. Byłbyś bezpieczniejszy we Włoszech, Francji lub gdziekolwiek poza Hogwartem.

Aah, Susan musiała być Susan Bones. Osierocona siostrzenica Amelii.

Remus mógł sobie wyobrazić, jak ona i Harry mogliby się zaprzyjaźnić. Dwójka magicznych dzieci osieroconych przez wojnę, w której nie mieli żadnego udziału. Pokrewne dusze.

- 'Jest w Hogwarcie, jest w Hogwarcie' - powiedział Ronald. - Tata powiedział że Black powtarzał to przez sen. Na pewno idzie po ciebie, stary.

- Niech idzie. - Harry powiedział chłodno. - Sam próbowałem go znaleźć, co? Snape myśli, że straciłem wątek, ale mam nadzieję, że Syriusz Black mnie znajdzie. Bo kiedy to zrobi, zabiję go.

Żaden z uczniów nie roześmiał się ani nie wydał żadnego dźwięku na mroczną deklarację Harry'ego.

- Pomogę ci. - Susan w końcu powiedziała, brzmiąc tak samo zimno jak Harry. - Jeśli zbliży się do ciebie na odległość mniejszą niż pięćdziesiąt stóp, sama go zabiję.

Czy Albus tworzy zamek magicznych zabójców? Remus był częściowo rozbawiony tą myślą, ale głównie przerażony, wyobrażając sobie Syriusza Blacka zbliżającego się do syna Jamesa.

- Harry go nie zabije. - powiedziała Luna, brzmiąc tak zwiewnie, jak wtedy, gdy po raz pierwszy weszła do przedziału.

- Oczywiście, że nie zabije. - powiedziała Hermiona, brzmiąc raczej pompatycznie w opinii Remusa. - Ale nie z powodu jakichś śmiesznych „nargili", ale dlatego, że profesor Snape nie pozwoliłby Blackowi zbliżyć się do Harry'ego.

Czy Severus jest... opiekuńczy?... wobec syna Jamesa? Remusowi trudno było wyobrazić sobie taki scenariusz, ale Prorok Codzienny ogłosił, że Severus opiekuje się Harrym, a Albus potwierdził to podczas ich spotkania latem. Poza tym, była to już trzecia wzmianka o Severusie chroniącym Harry'ego, jaką dzieci zrobiły od czasu wejścia do przedziału.

- To zabrzmiało tak, jakbyś naśmiewała się z Luny. - Harry powiedział lekko. - Chyba powinnaś przeprosić.

Remus dałby wszystko, żeby zobaczyć wyraz twarzy Harry'ego, który sprawił, że Hermiona przełknęła i szybko przeprosiła Lunę.

- Dziękuję, Harry. - Luna szepnęła cicho do Harry'ego.

- Kiedy tylko zechcesz, Lu. - Harry odpowiedział.

Jesteś tak samo lojalny jak James, pomyślał Remus. Wyglądało na to, że Harry odziedziczył to, co najlepsze po swoich rodzicach.

Chociaż żałował, że nie widział reakcji Harry'ego na Susan i Lunę... Wyglądało na to, że był dość blisko z obiema dziewczynami. James zakochał się w Lily w wieku jedenastu lat, czy Harry zakochał się w jednej z tych dziewczyn?

Jaki ojciec, taki syn, uśmiechnął się.

Będzie miał oczy szeroko otwarte na dziewczyny, gdy wejdą dziś wieczorem do Wielkiej Sali.

- Dlaczego w ogóle Snape powiedział ci o Lupinie? - Neville zapytał cicho. - Wątpię, żeby Lupin był zadowolony, gdyby się dowiedział.

- Powiedział mi wieki temu. - odparł Harry. - Nie wiedział jednak, że pieprzony Dumbledore zatrudni „wielkiego złego wilkołaka" na miejsce Lockharta, co? Poza tym ostrzegł mnie, żebym trzymał się z dala od Lupina, powiedział, że był najlepszym przyjacielem mojego taty i Blacka. Byli dupkami w szkole, zachowywali się jak wielkie łobuzy, co? A Snape uważa, że Lupin i Black byli w sobie zakochani, więc Lupin może próbować pomóc mu uniknąć więzienia.

Remus był niezmiernie wdzięczny, że jego twarz była niewidoczna, bo czuł, jak płoną mu policzki. Czy właśnie został obgadany przez trzynastolatka w przedziale pełnym uczniów?

Na miłość Merlina, Severusie, czy było coś, czego nie powiedziałeś temu chłopcu?!

Był równie wściekły na sugestię Severusa, że będzie pomagał Syriuszowi, jak i zażenowany, że Severus rozpowiada opowieści o szkolnych kłótniach i głupich zauroczeniach. Zastanawiał się, jak zareagowałby Harry, gdyby dowiedział się o obsesji Severusa na punkcie jego matki.

- I wcale nie będziesz trzymał się z dala od Lupina, prawda? - Draco westchnął.

- Nie. Muszę dowiedzieć się więcej o wilkołakach, co? - Harry powiedział wesoło, wywołując nowy uśmiech Remusa.

- Obstawiasz, że Harry zabije Lupina w tym roku? - powiedział Blaise, wywołując śmiech pozostałych uczniów, chociaż kilka śmiechów brzmiało raczej histerycznie.

- 1 galeon, że pójdzie tą samą drogą co Lockhart. - powiedział Theo.

- Powiesz nam kiedyś prawdę o Lockharcie? - zapytała Susan, jej głos brzmiał podejrzanie.

- Gilderoy Lockhart próbował uratować mnie przed bazyliszkiem. - Harry powiedział suchym tonem. - Zginął od ugryzienia, co za odważny człowiek.

Bazyliszek? Remus uważnie śledził wiadomości w zeszłym roku, spanikował, gdy przeczytał o wydaleniu i zaginięciu Harry'ego. Jakim cudem nie skojarzył informacji, że to bazyliszek zaatakował uczniów i ostatecznie zabił Gilderoya Lockharta?

- Jaaasneee. - Theo wycedził. - I wszyscy z pewnością ci wierzymy.

- Zostaw temat. - powiedział Harry, jego głos brzmiał tak zimno, jak okno pociągu, o które opierał się Remus.

- Chcecie zagrać w pokera? - powiedział Blaise, rozładowując napięcie, które Remus wyczuwał w cichym przedziale.

- Tak, proszę. - Theo zgodził się, brzmiąc na chętnego. - Chcesz być moją partnerką, Hermiono?

- Myślałem, że już nią jest. - Susan zachichotała.

- Zamknij się. - Hermiona i Theo powiedzieli jednocześnie.

Remus usadowił się w ciszy na resztę podróży, ponieważ brzmiało to tak, jakby dzieciaki sparowały się, by grać w pokera, a tylko Neville wstrzymał się od głosu, mówiąc, że tego nie rozumie i nie chce się uczyć.

- To wszystko strategia. - mruknął Ronald Weasley.

- Strategia i taktyka blefu. - powiedział Theo. - Przypuśćmy, że dlatego ty i Draco jesteście partnerami.

- Weasley nie przetrwałby beze mnie dwóch rund. - Draco mruknął, brzmiąc tak samo zarozumiale, jak Lucjusz, gdy był prefektem Slytherinu na piątym roku, a Remus na pierwszym.

- Odwal się. - powiedział Ronald.

- Kłócimy się czy gramy w karty? - Harry się roześmiał. - Dalej Lu, dołącz do mojej drużyny i namów nargile, żeby nam pomogły.

- Nie oszukujcie! - Hermiona krzyknęła.

- Myślałem, że nie wierzysz w nargle? - Susan zapytała słodko. - Jeśli nie są prawdziwe, to Harry nie oszukuje. Przesuń się Blaise, najwyraźniej zostałam zastąpiona jako najlepszy przyjaciel Harry'ego.

- Uwielbiam być drugim wyborem. - Blaise mruknął. Remus wyobraził sobie, że Blaise mrugnął do Susan, jeśli jej chichot był czymś oczywistym.

- Nie zastąpiłem cię. - Harry powiedział. - Ale Luna nie zagra, jeśli nie będziemy partnerami, prawda Lu?

- Zawsze wybieram zwycięską stronę. - Luna powiedziała swoim łatwo rozpoznawalnym głosem. - A Harry wygra.

Remus zapragnął wrócić do swoich nastoletnich lat w Hogwarcie. Granie w gry, kłótnie, snucie planów i flirtowanie wydawały mu się wtedy niezwykle ważne. Oddałby wszystko za jeszcze jedną przejażdżkę pociągiem ze swoimi przyjaciółmi.

Ale ich już nie było. Dwóch zginęło z rąk trzeciego.

To było... nie do zniesienia... myśleć, że Syriusz oszukał ich, oszukał Remusa, tak dogłębnie. Dał się nabrać. Dał się nabrać na sztuczkę „zbuntowanego playboya, który gardził czarną magią". Powinni byli wiedzieć, kiedy Syriusz prawie zabił Severusa, wykorzystując do tego własną przypadłość Remusa, że nie był wart bycia ich przyjacielem. Nie był wart bycia kimś więcej niż przyjacielem.

Ale teraz było już za późno. Teraz Remus mógł tylko słuchać, jak Harry i Luna wygrywają swoją rundę pokera i planować przyszłość. Dopilnować, by Syriusz otrzymał Pocałunek Dementora, na który zasłużył i upewnić się, że Harry nigdzie się do niego nie zbliży.

I spać, jeśli będzie mógł. Merlinie, był zmęczony.

 

Remus spędził jakąś godzinę drzemiąc, słuchając szeptów uczniów w przedziale, grających w gry i śmiejących się.

Był to dość przyjemny sposób na spędzenie podróży, zwłaszcza że uważnie nasłuchiwał Harry'ego.

- Niemożliwe, żebyśmy już byli na miejscu. - szepnęła Hermiona, zwracając uwagę Remusa na zwalniający pociąg.

- Dlaczego się zatrzymujemy? - zapytała Susan.

Pociąg zatrzymał się z trzaskiem, a odległe stuknięcia i uderzenia powiedziały mu, że bagaż wypadł ze stojaków.

- Co się dzieje?

- Nic nie widzę!

- Myślisz, że się zepsuliśmy?

- Nie wiem...

- Czy to nie magiczny pociąg?

Remus słuchał, jak uczniowie szepczą różne teorie, próbując sobie przypomnieć, by pociąg kiedykolwiek zatrzymał się przed dotarciem do Hogwartu.

Rozległo się skrzypienie i Remus wyczuł, że Luna się poruszyła.

- Coś się tam rusza. - powiedziała. - Myślę, że nadchodzi więcej ludzi...

Więcej ludzi?

Lupin szybko wstał i zobaczył, że światła w pociągu zgasły. Rozejrzał się i był w stanie doskonale zobaczyć osiem twarzy wyglądających na zdezorientowane, zdenerwowane, a w przypadku chłopca, który z pewnością musiał być potomkiem Franka, przestraszony. Lupin nie mógł powstrzymać się od przyjrzenia się synowi Jamesa, który siedział naprzeciwko niego, wiedząc, że uczniowie nie mogą mieć nadziei, że zobaczą go tak wyraźnie, jak on mógł ich widzieć swoim wyraźnym wzrokiem.

Harry nie był jednym z uczniów, którzy martwili się zatrzymanym pociągiem. Harry siedział spokojnie, obracając w jednej z dłoni coś, co pachniało srebrem i miedzią, a jego usta wykrzywiły się w rozbawieniu.

Merlinie, wyglądał jak James.

Cóż, nie. To nie była do końca prawda. Remus mógł dostrzec cechy Jamesa, które obaj dzielili. Jego usta, rozcięcie szczęki, kolor i teksturę włosów. Miał też niektóre cechy Lily. Dokładnie ten sam kolor oczu, podobny kształt oczu, a Harry odziedziczył jej delikatny nos. Ale Harry miał też wygląd, który był unikalny dla niego. Jego włosy były dłuższe niż James kiedykolwiek nosił, jego oczy były twardsze za srebrnymi oprawkami okularów niż Remus kiedykolwiek widział u Lily, ale najbardziej charakterystyczną częścią Harry'ego były jego blizny.

Harry miał tyle blizn, że wilk w Remusie prawie się wzdrygnął na ich widok. Po prawej stronie jego twarzy znajdowała się długa blizna, która wyglądała na co najmniej pięcioletnią. Na ustach miał dwie blizny. Jedną na szyi. Remus był pewien, że blizny nie kończyły się tam, gdzie zaczynało się jego ubranie.

Harry miał niemal zwierzęcą aurę, która z łatwością krzyczała „drapieżnik".

Kim był ten dzieciak?

- Ciszej, proszę. - powiedział Remus, jego głos był zgrzytliwy od nieużywania.

Kilkoro dzieci podskoczyło lekko, słysząc go, prawdopodobnie podenerwowane tym, że nie były w stanie widzieć w ciemności, gdy ich wilkołaczy profesor nagle zaczął mówić.

Lumos - powiedział cicho Remus, zapalając różdżkę, by uspokoić dzieci. - Zostańcie tam, gdzie jesteście, proszę.

- Ale chyba nie musimy, co? - powiedział Harry, powodując, że kilkoro dzieci zaczęło chichotać, nawet gdy nadal rzucały nerwowe spojrzenia w kierunku Remusa.

Remus był zarówno rozbawiony pogardą dla autorytetu, którą Harry odziedziczył po Jamesie, jak i zirytowany tym, że został wyzwany przez trzynastolatka, zanim jeszcze oficjalnie zaczął uczyć.

- Zaraz wrócę. - Remus powiedział spokojnie, postanawiając na razie zignorować pyskowanie Harry'ego. Wstał i omiótł wzrokiem absurdalnie zatłoczony przedział, by dostać się do drzwi. Chciał się upewnić, że pociąg się nie zepsuł i dowiedzieć się, kto zezwolił na dodatkowych pasażerów, kiedy na wolności był zbiegły skazaniec.

Ale drzwi powoli się otworzyły, zanim Remus zdążył do nich dotrzeć.

W drzwiach, oświetlonych złotym światłem pochodzącym z różdżki Remusa, stała zamaskowana postać, która sięgała sufitu. Jej twarz była całkowicie ukryta pod kapturem.

Dementor. Dementorzy w pociągu pełnym uczniów.

Dementor pod swoim kapturem wciągnął długi, powolny, grzechoczący oddech, jakby próbował wyssać z otoczenia coś więcej niż powietrze.

Remus poczuł ogarniające go zimno i musiał przełknąć jego intensywność, którą czuł w klatce piersiowej.

I wtedy w przedziale rozległ się krzyk. Był to krzyk bólu, którego Remus nigdy wcześniej nie słyszał z taką intensywnością.

Jego oczy powędrowały dookoła i patrzył, jak Harry osuwa się na podłogę, po tym, jak wydał z siebie krzyk, jego oczy wywróciły się i zamarł, chowając głowę w ramionach.

- Pomóż mu! - blondwłosy chłopak przy drzwiach (syn Lucjusza, Draco) krzyknął oskarżycielsko w stronę Remusa.

Remus odwrócił się do dementora w drzwiach, tego, który torturował syna Jamesa, karmiąc się jego emocjami;

- Nikt z nas nie ukrywa Syriusza Blacka pod peleryną. Odejdź.

Dementor ponownie wciągnął powietrze, wywołując kolejny krzyk agonii Harry'ego i kilka okrzyków Neville'a i drugiego bruneta siedzącego obok czarownicy o krzaczastych brązowych włosach.

Remus przez chwilę pomyślał o letnim niebie, lecąc w powietrzu na grzbiecie motocykla, z ramionami owiniętymi wokół skórzanej klatki piersiowej...

- Expecto Patronum!

Z satysfakcją obserwował, jak jego srebrny wilk przegania dementora z pociągu, po czym zwrócił uwagę z powrotem na uczniów.

Większość uczniów wyglądała na przestraszonych, ale bez szwanku. Kilku chłopców lekko drżało. Tylko Harry wyglądał na tak silnie reagującego - leżał teraz na boku z kolanami podciągniętymi do klatki piersiowej, głową pochyloną w ich stronę i nie ruszał się.

- Harry, Harry, nic ci nie jest, nic ci nie jest. - drobna blondynka, Remus rozpoznał jej głos jako Luny, szeptała cicho, głaszcząc Harry'ego po włosach. - Obudź się, obudź się szybko.

Pociąg zadrżał, gdy ponownie ruszył, a światła znów zaczęły migotać.

- Pozwól mi. - powiedział Remus, klękając przed skulonym ciałem Harry'ego.

- Harry. - zawołał, wyciągając rękę, by lekko nim potrząsnąć.

- Nie dotykaj go. - rudowłosa czarownica po drugiej stronie Harry'ego (Susan, przypomniał sobie, rozpoznając głos) warknęła, odtrącając jego rękę.

Czy naprawdę właśnie został uderzony przez trzynastoletnią dziewczynkę?

Nie powinien być zaskoczony, to była ta sama dziewczyna, która groziła Syriuszowi. Pomimo tego, że broniła wilkołaka przed innymi, najwyraźniej nie chciała, by potwór taki jak on dotykał jej najlepszego przyjaciela.

- Próbuję go tylko obudzić. - Remus zapewnił ją, czując na sobie ciężar ośmiu zestawów oczu. - Właśnie zemdlał od kontaktu z dementorem. Nazywam się profesor Lupin, jestem waszym nowym profesorem Obrony Przed Czarną Magią i mogę mu pomóc. - powiedział łagodnie. - Jeśli możecie się odsunąć.

- Czy on wygląda, jakby zemdlał? - kobiecy głos (Hermiona, jak sądził) zadrwił za Remusem. - On potrzebuje uzdrowiciela.

- Potrzebuje profesora Snape'a. - Luna powiedziała cicho, wciąż delikatnie głaszcząc Harry'ego po włosach.

Remus spojrzał na resztę uczniów i zobaczył, że wszyscy wpatrują się w Harry'ego, choć żaden z nich nie wyglądał zbyt dobrze. Stłumił wściekłość, że dementor został wpuszczony do pociągu i był w stanie sprawić, że wszystkie dzieci poczuły jego działanie.

- Masz. - powiedział, wstając i wyciągając z walizki kilka dużych batonów z Królestwa Miodowego i rzucając je rudemu, piegowatemu chłopcu, którym mógł być tylko Ronald Weasley. - Podzielcie to między siebie, proszę. Czekolada pomoże wam złagodzić skutki.

Spojrzał na Harry'ego, gdy Ronald zaczął rozdawać czekoladę, i zawahał się. Hermiona była niewiarygodnie niegrzeczna, ale nie myliła się. Mięśnie Harry'ego wyglądały na napięte i sztywne, choć z lekkim drżeniem, nie dokładnie tak, jak wyglądałby ktoś, kto wciąż był całkowicie nieprzytomny.

Właściwie nie sądził, że kiedykolwiek widział, by ktoś tak zareagował na dementorów.

Co takiego przeżył na nowo we wspomnieniach?

- Harry, słyszysz mnie? - powiedział wyraźnie. - Dementor zniknął.

Westchnął, gdy Harry nie odpowiedział. Może nie był jeszcze nieprzytomny, ale wyraźnie nie był czujny ani zorientowany w otoczeniu.

- Pójdę sprawdzić, jak daleko jesteśmy od Hogwartu. - powiedział do pozostałych uczniów. - Mogę zabrać Harry'ego do Skrzydła Szpitalnego, kiedy dotrzemy na miejsce.

Żadne z nich nie odpowiedziało, wciąż wpatrując się w przyjaciela wielkimi, przerażonymi oczami.

Remus wybiegł na korytarz pociągu i szybko przywołał swojego Patronusa.

- Przynajmniej jeden dementor był w pociągu i spowodował, że uczeń zemdlał, jest teraz przytomny, ale ma jakiś rodzaj ataku z powodu ekspozycji. Przyprowadzę go bezpośrednio do ciebie, kiedy dotrzemy na miejsce. - Zawahał się, wciąż zirytowany na Severusa, zanim westchnął i dodał: - Powiadom Severusa, że to jego podopieczny.

Po wysłaniu wiadomości szybko udał się na przód pociągu, sprawdzając uczniów po drodze.

Kiedy wrócił do przedziału, z niepokojem zauważył, że syn Jamesa wciąż jest w tej samej pozycji, a inne dzieci wyglądały na równie zmartwione, co on sam.

- Jak daleko jeszcze? - ciemnoskóry chłopiec, ten, który powiedział, że jego matka będzie tęsknić za Harrym, Blaise, zażądał natychmiast, jego złote oczy utkwiły w Harrym w kącie.

- Powinniśmy dotrzeć lada chwila. - powiedział Remus.

Poświęcił chwilę, by przyjrzeć się dziwnemu zestawowi dzieci tłoczących się w przedziale. Pięciu chłopców, w tym Harry, miało na sobie zielone szaty Slytherinu. Syn Franka, Neville, nosił na piersi herb Gryffindoru. Susan, która teraz delikatnie masowała plecy Harry'ego, wydawała się być jedyną uczennicą w żółtych szatach Hufflepuffu. Szczupła blondynka, Luna, która była po drugiej stronie Harry'ego, wciąż szepcząc mu do ucha kojące uczucia i głaszcząc go po włosach, miała na sobie mundurek Ravenclawu, podobnie jak Hermiona, która ściskała dłoń brunetki ze Slytherinu.

Wszyscy wydawali się być sobie bliscy, jeśli sposób, w jaki tulili się do siebie, był jakimkolwiek wskaźnikiem, ale Remus nie mógł sobie wyobrazić, co przyciągnęło do siebie tak dziwną grupę dzieci.

Poczuł, że pociąg zaczyna się zatrzymywać i podszedł do Harry'ego.

- Harry. - spróbował ponownie. - Jesteśmy w Hogwarcie, słyszysz mnie?

Kiedy nadal nie było odpowiedzi, Remus westchnął, pogodzony z tym, że będzie musiał zanieść go do Skrzydła Szpitalnego.

- Drogie panie, cofnijcie się. Zaniosę Harry'ego do Madame Pomfrey. Ona szybko go wyleczy. - powiedział uprzejmie.

- Nie sądzę. - Susan powiedziała pogardliwym głosem. - Nigdzie go nie zaniesiesz.

Remus lubił dzieci, uważał, że są odświeżające i przynoszą światu nadzieję. Ale przyjaciele Harry'ego zaczynali przyprawiać go o ból głowy.

- Nie sądzę, żeby był w stanie chodzić. - zauważył, tak cierpliwie, jak tylko potrafił.

- Madame Pomfrey może przyjść do Harry'ego. - Blaise odezwał się zza jego pleców.

- Już poinformowałem Madame Pomfrey, że przyprowadzę do niej Harry'ego. - Remus powiedział, mimowolnie zaciskając szczękę w irytacji.

- Teraz musisz jej powiedzieć, że nastąpiła zmiana planów. - powiedział Draco. Remus wyobraził sobie, że gdyby odwrócił głowę, by spojrzeć, zobaczyłby szyderstwo w jego oczach.

- Albo po prostu zabiorę Harry'ego do Skrzydła Szpitalnego, a wy wszyscy pójdziecie na ucztę. - powiedział, może trochę niegrzecznie, ale Merlinie, te dzieci były uparte.

- Nie, dziękuję. - Luna mruknęła cicho. - Poczekamy tutaj na profesora Snape'a.

- Nie wzywałam Severusa, powiedziałam Poppy, że przyprowadzę jej ucznia. - Remus chrząknął przez zaciśniętą szczękę.

- Cóż, teraz musisz powiedzieć Madame Pomfrey, że Harry Potter jest ranny w pociągu i będziesz potrzebował, żeby się tu z tobą spotkała. - powiedział Theo.

- Na twoim miejscu poinformowałbym też opiekuna Harry'ego i głowę domu. - Hermiona dodała cierpkim tonem.

To właśnie musiało ich połączyć - kiepskie nastawienie, pomyślał Remus.

- Expecto Patronum - mruknął Remus pod hałasem pozostałych pasażerów wychodzących z pociągu.

- Oczywiście, że to wilk. - Ronald parsknął cicho za nim.

Remus zignorował chichoczących uczniów, poza Susan i Luną, które były całkowicie skupione na Harrym, na rzecz wysłania nowej wiadomości do Poppy.

- Czy mogłabyś spotkać się ze mną w pociągu? - powiedział. Spojrzał na chichoczących uczniów i przewrócił oczami, mówiąc: - Wystąpiła komplikacja z przyprowadzeniem do ciebie ucznia, Harry'ego Pottera.

- I przyprowadź profesora Snape'a. - Neville powiedział.

- Na miłość... - mruknął Remus. - I przyprowadź Severusa, jeśli możesz. - dodał.

Machnął różdżką i wysłał srebrnego wilka w drogę.

- To nie było takie trudne, co? - Blaise powiedział promiennie.

Remus zdecydował się go zignorować, żeby nie zostać zwolnionym, zanim jeszcze zaczął.

- Susan, Luna, jeśli moglibyście się cofnąć, chciałbym sprawdzić Harry'ego, zanim przybędzie Madame Pomfrey. Może wolicie poczekać na Harry'ego w Wielkiej Sali?

- Być może nie. - Susan odpowiedziała grzecznie. - Ale dziękuję.

- Obawiam się, że ja...

- Co tu się dzieje?

Remus odwrócił się i zobaczył, że Severus stoi w drzwiach, z różdżką w dłoni, szybko oceniając pomieszczenie.

Czy czekał już na peronie?

- Lovegood, Bones, odsuńcie się. - powiedział ostro. - Granger, natychmiast i nie szczędząc szczegółów, poinformuj mnie o wydarzeniach, które miały miejsce.

Remus zacisnął szczękę zarówno z powodu tak szybkiego odrzucenia go przez Severusa jako źródła informacji, jak i z powodu dzieci, które natychmiast zaczęły spełniać żądania Severusa.

- Pociąg zatrzymał się i dementor otworzył drzwi naszego przedziału. - Hermiona powiedziała szybko, gdy Severus przykucnął obok Harry'ego. - Wciągnął powietrze i zrobiło się tu lodowato zimno. Harry krzyknął i to było okropne, proszę pana, zemdlał i upadł na podłogę. Wtedy profesor Lupin powiedział „nikt z nas nie ukrywa Syriusza Blacka" - Severus zadrwił, co sprawiło, że Lupin zacisnął mocniej szczękę.

Czy Severus naprawdę wierzył, że pomoże Syriuszowi po tym, jak rozerwał Huncwotów na strzępy?

- Ale dementor znowu zaczął oddychać i Harry krzyknął, a potem zwinął się w kłębek, tak jak teraz. Profesor Lupin rzucił na dementora zaklęcie, chyba Patronusa, i dementor odleciał. Potem próbował potrząsnąć Harrym, a Susan dała mu klapsa.

Severus rzucił Susan pełne aprobaty spojrzenie, gdy machnął kilka razy różdżką nad Harrym, szybko czytając to, co Lupin uznał za raport diagnostyczny.

- Powiedział, że zamierza zanieść Harry'ego do zamku, ale powiedzieliśmy mu, żeby zamiast tego przyprowadził do nas ciebie i Madame Pomfrey. - Hermiona skończyła szybko.

- Świetna robota. - mruknął Severus. - Po 10 punktów dla każdego domu.

Remus pomyślał, że to trochę stronnicze ze strony Severusa nagradzać uczniów za sprzeciwianie się każdemu jego słowu.

Severus może i robi Eliksir Tojadowy, ale zrobi wszystko, by uprzykrzyć mu tę pracę, pomyślał Remus. Typowe.

Severus machnął różdżką, rzucając niewerbalnego Patronusa, a Remus był zszokowany, widząc jego formę.

Mógłby przysiąc, że była to łania, kiedy widział ją wcześniej podczas spotkań Zakonu.

- Poppy, mam Pottera, twoja wiedza jest niepotrzebna. Chociaż możesz chcieć poinformować skrzaty, by podawały gorące kakao do kolacji, ponieważ do przedziałów wchodził dementor.

Po odesłaniu lisa Severus zwrócił się do skulonej grupy uczniów.

- Byłbym wdzięczny, gdybyście wszyscy poszli na ucztę. - Severus podniósł rękę do góry, prosząc o ciszę, gdy dzieci zaczęły się kłócić, do czego uczniowie natychmiast się zastosowali, ku irytacji Remusa.

- Zapewnijcie Potterowi prywatność, upewnię się, że wkrótce będzie na uczcie. Ktoś będzie musiał usprawiedliwić go przed resztą Slytherinów. - powiedział Severus, spoglądając na Draco.

- Co powinniśmy powiedzieć? - zapytał Draco.

- Powiemy, że Harry wdał się w bójkę i Lupin na niego krzyczy. - Susan powiedziała, wstając. - Nikt nie będzie tego kwestionował.

Czy Harry często się bije? zastanawiał się Remus, zdumiony, gdy reszta uczniów i Severus mruknęli, że się zgadzają.

- Idźcie już. - Severus rozkazał im. - Niedługo tam będziemy.

Remus potrząsnął głową, gdy ośmioro uczniów posłusznie opuściło przedział. Choć nieco uspokoiło go zgromienie, jakim Susan obdarzyła Severusa.

- Harry'emu nic nie będzie. - wysyczała. - Albo i nie.

Szturmem opuściła przedział, a Remus był zszokowany, widząc, że Severus parsknął z rozbawieniem.

Susan Bones nie odziedziczyła słodyczy po matce, pomyślał Remus z rozczarowaniem, przypominając sobie siostrę Amelii, słodką puchonkę, która była rok za nim w szkole.

- Możesz iść Lupin. - Severus prychnął. - Nie potrzebuję pomocy ani audiencji.

- Zostanę. - Remus powiedział chłodno. - Chciałbym się upewnić, że syn Jamesa jest bezpieczny.

Severus spojrzał na niego, a jego szyderstwo szybko zmieniło się w rozbawiony uśmieszek.

- Niech tak będzie, wilku. - mruknął.

- Harry, zamierzam podnieść różdżkę, by dmuchnąć ci wiatrem w twarz. - Severus powiedział głośno i powoli, z łatwością kogoś, kto robił to już wcześniej. - Ventus.

- Harry. - Severus powoli położył dłoń na ramieniu Harry'ego. - Chodź, jesteś całkiem bezpieczny. Czas iść terroryzować twoich kolegów z klasy.

- Od-odczep się ode m-mnie.

Remus poczuł, jak zalewa go ulga, gdy Harry jąkał się przed Severusem. Nigdy nie widział, by ktoś taki miał atak paniki po omdleniu spowodowanym ekspozycją na dementora. Martwił się o niego.

- Wiesz, gdzie jesteś? - Severus spytał łagodnym tonem, który Remus usłyszał z zaskoczeniem.

- Jest zimno. - Powiedział Harry.

- To nie było pytanie, bachorze.

- P-prawdopodobnie pie-pieprzony pociąg. - Harry jąkał się cicho, w końcu podnosząc głowę z kolan. - Co się stało?

- Język. - Severus powiedział, choć nie niemiło ani tak, jakby go to obchodziło. - Co sobie przypominasz?

- Zrobiło mi się zimno, a potem... - Harry urwał nagle i wpatrzył się w podłogę.

- Dementor otworzył drzwi twojego przedziału. - Severus powiedział spokojnie. - Często wyciągają twoje najgorsze doświadczenia, by karmić się tymi negatywnymi emocjami. Zdziwiłbym się, gdybyś nie usłyszał lub nie przeżył na nowo jakiegoś strasznego momentu ze swojego życia, tak jak robią to wszyscy całkowicie zdrowi na umyśle ludzie.

Remus pomyślał, że to strasznie uprzejme ze strony Severusa, że natychmiast zapewnił Harry'ego, że jego reakcja była normalna. Nawet jeśli Harry miał jedną z najbardziej ekstremalnych reakcji, jakie Remus kiedykolwiek widział.

W jakim świecie Severus Snape jest miły dla syna Jamesa Pottera?

Remus musiał wyglądać na równie zaskoczonego, jak się czuł, bo gdy Harry rozejrzał się po przedziale, jego oczy z czerwonymi obwódkami i szybko mrugające, zatrzymał się na Remusie i wygiął wargę w jego kierunku.

- Co on tu robi? - Harry powiedział do Snape'a, choć zgromił Remusa przekrwionymi oczami.

- Jest niesamowicie irytujący. - Severus mruknął, rzucając Remusowi chłodne spojrzenie pełne niechęci.

- Witaj Harry, nazywam się...

- Lupin, wiem. - Harry powiedział chłodno, chwiejnie wstając.

Remus wyciągnął ze swojej walizki tabliczkę czekolady i zaoferował ją Harry'emu z czymś, co miał nadzieję, było uprzejmym uśmiechem.

- Masz, to sprawi, że poczujesz się lepiej.

- Nie ma szans. - Harry powiedział płasko, przyglądając się czekoladzie, jakby Remus podał mu truciznę.

- Nie jest zatruta. - Remus zachichotał. - Przysięgam.

- Nie zatruta, nie zaczarowana, by sprawić, że moja skóra będzie błyszczeć, ani nie zrobiłeś żadnego innego głupiego „psikusa"?

Niech cię szlag Severusie, pomyślał Remus po raz dziesiąty od wejścia do pociągu. Remus i jego przyjaciele zrobili wcześniej dokładnie taki sam psikus przy stole Slytherinu, zaczarowując całe jedzenie, by ich skóra lśniła jasno przez 24 godziny.

Najwyraźniej Harry zdawał sobie z tego sprawę, jeśli spojrzenie, jakie rzucał Remusowi, było jakimkolwiek wskaźnikiem.

- Wcale nie. - powiedział Remus, kurczowo trzymając się ostatnich resztek cierpliwości. - To tylko czekolada. Twoi przyjaciele zjedli po kawałku i nic im nie jest.

- Pozwoliłeś im zjeść coś od niego? - Harry zawołał, rzucając Severusowi oskarżycielskie spojrzenie.

- Nie pozwoliłem. - Severus powiedział spokojnie, wstając i gestem wskazując drzwi. - Sądzę, że musieli sami zdecydować, że są idiotami. Pójdziesz sprawdzić, co z nimi, czy wolisz spędzić noc w Skrzydle Szpitalnym, terroryzując Poppy swoją bezczelnością?

- Sprawdź ich, proszę pana. - powiedział Harry, szybko chwytając swoją torbę i kierując się do drzwi przedziału.

- Severusie, wiesz, że nie otrułem żadnego ucznia. - warknął Remus, urażony samą myślą.

Harry obrócił się szybko i zrobił mały krok w stronę Remusa.

- Nie mów do niego w ten sposób. - powiedział. - To nie on rozdaje dzieciom cukierki, co?

- Nie potrzebuję twojej obrony Potter. - Snape uśmiechnął się, patrząc na Remusa. - Idź do swoich przyjaciół i zapewnij ich o swoim zdrowiu.

Harry zgromił wzrokiem kompletnie oszołomionego Lupina na kilka pełnych napięcia sekund, zanim odwrócił się na pięcie i wyszedł z przedziału.

Czym sobie zasłużyłem na taką nieufność? Zastanawiał się ze smutkiem. Czy mogę to naprawić?

- Do zobaczenia na uczcie. - Harry odezwał się przez ramię.

Remusowi nie trzeba było tłumaczyć, że mówiąc to, Harry zdecydowanie nie mówił do niego.

- Severusie, co, do diabła? - Remus powiedział cicho, powstrzymując drugiego mężczyznę, zanim ruszył za Harrym. - Powiedziałeś mu o moim problemie?

Severus odpowiedział mu znudzonym spojrzeniem.

- Opowiedziałem Potterowi o moich szkolnych czasach wieki temu, Lupin. Nie miałem wtedy pojęcia, że Albus kiedykolwiek rozważy twoją kandydaturę do grona pracowników.

- Harry powiedział o tym połowie trzeciorocznych! - powiedział Remus. - Jak którykolwiek z nich ma mi zaufać, wiedząc o tym?!

Severus obdarzył Remusa przerażająco rozbawionym uśmiechem.

- Masz na myśli Pottera, prawda? Chcesz, żeby Potter ci zaufał? - Severus prychnął. - Ustaw się w kolejce.

Remus podążył za Severusem do zamku, a jego radość z powrotu do Hogwartu została przyćmiona przez ciągłą rozczarowującą myśl w jego głowie;

Harry nie był zbyt podobny do Jamesa.

Chociaż może Harry dałby mu szansę na poznanie go i Remus odkryłby, kim dokładnie jest syn Jamesa.

Z pewnością, jeśli Harry zbudował jakąś relację z Severusem, to mógłby zbudować ją z Remusem.

Proste.

 

Chapter Text

Kiedy Harry szedł do zamku, ciesząc się ciszą i chłodnym nocnym powietrzem, podjął ważną decyzję: kiedy zostanie Ministrem Magii, pozbędzie się dementorów. Musiał istnieć lepszy sposób na zabezpieczenie więzienia. W sumie, skoro Syriusz Black był w stanie uciec, to najwyraźniej dementorzy i tak nie wykonywali swojej pracy należycie.

Harry wciąż czuł się żałosny, słaby i roztrzęsiony po przebywaniu w pobliżu jednego z nich przez mniej niż minutę. Jak więźniowie tacy jak Black przetrwali ponad dziesięć lat?

Gdyby zamknął oczy, byłby pewien, że wciąż słyszałby krzyki kobiety, o której myślał, że może być jego mamą. Wciąż mógł słyszeć swoje żałosne krzyki z komórki pod schodami. Wciąż słyszał drwiny i obelgi rzucane w jego stronę na ulicach.

Bezwartościowy.

Powiedziałby Susan, żeby uczyniła to ich pierwszym priorytetem, kiedy już będą kierować ministerstwem. Wytępić całą rasę dementorów.

Nienawidził się tak czuć.

Bezbronny.

Słaby.

Zanim otworzył drzwi do Wielkiej Sali, założył maskę „jestem strasznie znudzony i nic mnie nie obchodzi". Tylko dlatego, że czuł się nieszczęśliwy, nie oznaczało, że ktokolwiek inny to zobaczy.

Słabość cię zabije.

Wyzywająco uniósł podbródek, gdy wszyscy w Sali odwrócili się, by na niego spojrzeć.

Ignoruj ich. Ignoruj ich. Ignoruj ich.

Harry trzymał oczy prosto i dołączył do swoich przyjaciół.

- Hej - mruknął, wsuwając się na swoje stałe miejsce.

Susan w milczeniu uniosła na niego brew.

- Nic mi nie jest. - powiedział cicho w odpowiedzi na jej oczywiste pytanie. - Przegapiłem coś?

- Nie - powiedział Ron z szerokim uśmiechem. - Właśnie pojawiło się jedzenie, a Dumbledore jeszcze nie przedstawił Lupina. On wciąż żyje?

Harry uśmiechnął się lekko do Rona, który był tak bezbłędnie bezpośredni.

- Kiedy odchodziłem, żył, ale kto wie, co knuje Snape?

- Snape nie zabiłby Lupina tylko za znęcanie się nad nim w szkole. - Draco powiedział, przewracając oczami na Harry'ego i Rona.

Harry wymienił spojrzenia z Mioną, Nevillem i Luną.

Tylko ktoś, kto nie był celem dręczycieli, mógłby pomyśleć coś tak głupiego.

- Domyślam się, że Draco ma rację. - powiedziała Susan, subtelnie wskazując miejsce, gdzie Snape i Lupin wchodzili teraz przez wejście dla personelu. - Szkoda.

- Czy aktywnie kibicujemy śmierci Lupina? - Harry zapytał z zaciekawieniem, napełniając swój talerz jedzeniem.

- Susan zawsze kibicuje czyjejś śmierci. - mruknął Neville.

- Wcale nie. - powiedziała Susan. - Pomyślałam, że byłoby ciekawie, porozmawiać z nim więcej, biorąc pod uwagę kim jest. Ale potem próbował potrząsnąć Harrym i teraz nie mogę się doczekać, aż klątwa profesora Obrony go zabije.

- Czego próbował? - zażądał Harry, tak jak Ron zapytał - Jakiej klątwy?

- Lupin próbował cię obudzić po tym, jak... no wiesz. - Hermiona skrzywiła się.

Słaby.

- Susan trzepnęła go. - Luna powiedziała. - Nie sądzę, żeby spróbował ponownie.

- Jesteś nieustraszona. - Harry powiedział Susan, będąc pod wrażeniem. Ona tylko wystawiła do niego język i położyła kolejną bułkę na jego talerzu.

- I jest klątwa na pozycji profesora Obrony, nikt nie wytrzymuje dłużej niż rok. Wszyscy to wiedzą, Weasley. - Draco wyjaśnił.

- Myślę, że to tylko plotki. - powiedziała Hermiona.

- Myślę, że to Harry jest tą cholerną klątwą. - powiedział Theo. - Zabił Quirrella i zaciągnął Lockharta do Komnaty, by nigdy nie wrócił, co?

Harry tylko wzruszył ramionami i wziął kęs ziemniaków, podczas gdy wszyscy na niego patrzyli.

- Snape może być klątwą w tym roku, spójrz na niego. - powiedział Ron.

Spojrzeli na stół i zobaczyli, że Snape na przemian gromił wzrokiem Lupina i spoglądał na Harry'ego.

Harry zmarszczył brwi.

Słaby.

- Zaczynamy. - szepnął Blaise, wskazując na Dumbledore'a, który podnosił się na nogi w momencie, gdy ostatnie z dań deserowych odskakiwało.

- Witajcie! - powiedział Dumbledore, światło świec migotało na jego brodzie. - Witajcie na kolejnym roku w Hogwarcie! Mam wam do powiedzenia kilka rzeczy, a jedna z nich jest bardzo poważna, byłbym wdzięczny za waszą pełną uwagę.

Dumbledore odchrząknął i kontynuował: - Jak zapewne wszyscy wiecie po przeszukaniu Hogwart Expressu, nasza szkoła jest obecnie gospodarzem niektórych dementorów z Azkabanu, którzy są tu w interesach Ministerstwa Magii.

- Czad. - Harry jęknął. Nienawidził dementorów, więc oczywiście Dumbledore wpuścił ich na teren szkoły.

Nie był pewien, czego nienawidził bardziej - Dumbledore'a czy dementorów.

- Im szybciej znajdziemy Blacka, tym szybciej odejdą. - Susan szepnęła uspokajająco do ucha Harry'ego.

- Stacjonują przy każdym wejściu na teren, - Dumbledore kontynuował. - a kiedy są z nami, muszę jasno powiedzieć, że nikt nie może opuszczać szkoły bez pozwolenia. Dementorów nie da się oszukać sztuczkami, przebraniami, a nawet Pelerynami Niewidkami. W naturze dementora nie leży rozumienie błagań czy wymówek. Dlatego ostrzegam każdego z was, byście nie dali im powodu do skrzywdzenia was. Liczę, że prefekci upewnią się, że żaden uczeń nie wpadnie w ręce dementorów. - powiedział.

Dumbledore ponownie przerwał. Rozejrzał się bardzo poważnie po sali, ale nikt się nie poruszył ani nie wydał żadnego dźwięku.

- Z weselszej strony. - kontynuował, - Mam przyjemność powitać dwóch nowych nauczycieli w naszych szeregach w tym roku.

- Po pierwsze, profesora Lupina, który uprzejmie zgodził się objąć stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.

Rozległy się niezbyt entuzjastyczne oklaski. Harry i jego przyjaciele w ogóle nie klaskali.

- Wygląda okropnie, prawda? - powiedział Blaise, zwracając uwagę grupy na odrapany wygląd Lupina.

- Pełnia księżyca była zeszłej nocy, ty też wyglądałbyś kiepsko. - odparła Hermiona.

- Co do naszego drugiego nowego profesora. - Dumbledore kontynuował, gdy niemrawe oklaski dla profesora Lupina ucichły. - Cóż, z przykrością muszę wam powiedzieć, że profesor Kettleburn, nasz nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, przeszedł na emeryturę pod koniec zeszłego roku, aby cieszyć się większą ilością czasu z pozostałymi mu kończynami. Jednak z radością mogę powiedzieć, że jego miejsce zajmie nie kto inny jak Rubeus Hagrid, który zgodził się podjąć tej pracy jako dodatek do swoich obowiązków gajowego.

Kilku przyjaciół Harry'ego klaskało grzecznie, ale Harry trzymał ręce mocno na stole. Nie zamierzał wiwatować na cześć olbrzymiego mężczyzny, który wyrzucił go w Surrey w grudniu zeszłego roku na polecenie Dumbledore'a z niczym więcej, jak tylko radosnym pożegnaniem.

- A teraz chciałbym życzyć wam wszystkim dobrej nocy, dobrego odpoczynku i udanego pierwszego dnia zajęć jutro! - Dumbledore z uśmiechem zwrócił się do uczniów.

- Chcecie obstawić, zanim pójdziemy do dormitoriów? - Draco zapytał Susan i Neville'a.

- Co obstawić? - zapytał Neville.

- Pojedynki. - Ron powiedział, wyciągając pergamin z kieszeni szaty. - Pojedynki są dziś wieczorem.

Harry ożywił się niemal natychmiast. Jak mógł zapomnieć? Pojedynek byłby doskonałym momentem, by otrząsnąć się z tego chwiejnego poczucia słabości. A on pojedynkował się pierwszej nocy każdego roku, od czasu swojego pierwszego roku.

 

- Jak to nikt nie chce ze mną walczyć? - zażądał Harry, rozglądając się po cichym pokoju wspólnym w szoku. - Od kiedy?!

- Odkąd dowiedzieli się, że jesteś dziedzicem Slytherina. - Blaise mrugnął do niego porozumiewawczo.

Harry powinien był wiedzieć, że w końcu pożałuje zachęcania do tej plotki w Slytherinie.

- Co ja mam teraz zrobić? - jęknął cicho do Draco kilka minut później, gdy obserwowali dwie dziewczyny z piątego roku, które Harry uważał za najnudniejszy pojedynek na świecie.

- Cieszyć się, że nie jesteś atakowany? - Draco zasugerował, unosząc wysoko swoje blond brwi. - Chociaż raz możesz mieć spokojną noc.

Harry nie chciał spokoju. Pragnął ostrego przypływu, jaki dawały mu prawdziwe pojedynki. Chciał znów poczuć, że żyje i przestać czuć się tak cholernie słaby.

- Albo możesz kogoś wyzwać. - zasugerował Ron. - Nie musisz czekać, aż ktoś cię wyzwie.

Och. Duh.

- Twoje zdrowie Ron, za to możesz być moim sekundantem. - Harry uśmiechnął się do nagle pobladłego Rona.

- Dajmy Ronowi spokój, nie sądzę, żeby doszedł do siebie po zeszłym roku. - Theo powiedział pospiesznie. - Może ja będę twoim sekundantem?

Harry wzruszył ramionami, już przyglądając się starszym uczniom rozproszonym na tyłach pokoju wspólnego.

- Nie obchodzi mnie to, to i tak tylko na pokaz, nie? Kogo powinienem wybrać? - powiedział.

- Rzuć wyzwanie siódmorocznemu, jeśli w ogóle chcesz pozorować wyzwanie. - powiedział Blaise.

- Ale żaden z nich nic mi nie zrobił. - mruknął Harry. - No, może Flint... był palantem, zanim trafiłem do drużyny...

- Nie Flint. - Draco powiedział szybko. - Jeśli zaatakujesz kapitana Quidditcha, naprawdę spodziewasz się zostać w drużynie?

- Rzuć wyzwanie Puceyowi. - powiedział Ron, wskazując miejsce, gdzie jeden z ich pałkarzy stał obok jednego ze ścigających w drużynie, Warringtona. - Jest na zajęciach z obrony na OWUTEMy, więc nie powinien dać się zbyt łatwo pokonać, a poza tym to dobry sportowiec.

- Dobrze myślisz, Weasley. - powiedział Draco. - Pójdę mu powiedzieć, że Harry chce wyzwania, żeby nie miał mu tego za złe podczas treningu.

- Draco. - Harry syknął, gdy Draco szedł w stronę Puceya, nagle wpadając na genialny pomysł.

- Tak? - Draco zerknął na Harry'ego w chwili, gdy ogłaszano zwycięzcę drugiego pojedynku.

- Powiedz też Warringtonowi. - uśmiechnął się. - Nie ma żadnych zasad przeciwko wyzywaniu dwóch osób, co?

- Chcesz pojedynkować się z dwoma siódmorocznymi? - Theo odchrząknął cicho, gdy Draco się roześmiał i szybko przeszedł na stronę starszych uczniów.

- Dlaczego nie? - Harry wzruszył ramionami. - W zeszłym roku pojedynkowałem się z Fredem i Georgem, nie?

- Byli na czwartym roku. - zauważył Ron.

- I byli łatwi. To dopiero będzie zabawa.

- Przestań się kłócić i ruszaj Weasley. - Blaise uśmiechnął się. - Mamy złoto do zdobycia.

- Następny zawodnik! - Cassandra Owens, prefekt siódmego roku, zawołała z przodu sali.

Harry wystąpił szybko naprzód, podekscytowany, by udowodnić sobie swoją siłę.

- Wyzywam Adriana Puceya... - przerwał na dramatyczną chwilę, zanim dodał - i Cassiusa Warringtona.

Ciągłe przebywanie w towarzystwie Draco sprawiło, że na pełne zaskoczenia sapnięcia tłumu, Harry uniósł się dumnie.

- Może to zrobić? - Owens szepnęła do Flinta, męskiego prefekta siódmego roku.

- Powiesz mu, że nie? - mruknął.

- Daj spokój Potter, nie chcemy skrzywdzić naszego szukającego. - Pucey powiedział z lekkim uśmiechem, podchodząc do niego.

- Dlaczego wszyscy zawsze myślą, że wygrają? - Draco parsknął. - Jakby nigdy wcześniej nie widzieli pojedynku Harry'ego.

- Nie wiem, Dray, mogą. Nigdy wcześniej nie pojedynkowałem się z dwoma siódmorocznymi naraz. - Harry mrugnął niewinnie do starszych chłopców. - Ale jeśli się boicie...?

- Zgadzamy się. - Warrington chrząknął, stając obok Puceya.

- Okaaay. - Owens powiedziała, marszcząc brwi na odchylenie od normy. - Ochotnik na sekundanta?

- Będę sekundantem Harry'ego. - Theo zaoferował się natychmiast.

Pucey i Warrington spojrzeli z nadzieją na Flinta, który zmarszczył brwi i potrząsnął głową.

- Bawi się wami. - powiedział płasko. - A Slytherin nie może sobie pozwolić na stratę trzech graczy.

- Ja będę. - zaoferował Blaise. - To tylko na pokaz, prawda? - mrugnął do Harry'ego.

Harry wzruszył ramionami, rozkoszując się sposobem, w jaki Blaise wydawał się lekko spanikowany jego brakiem odpowiedzi.

- Cofnijcie się wszyscy! - Owens zawołała do pokoju. - Potter, Pucey, Warrington, na pozycje.

Harry stanął po przeciwnej stronie dwóch chłopców, którzy w milczeniu opracowywali strategię.

- Gotowi?

Pucey i Warrington odsunęli się od siebie i przyjęli standardową pozycję do pojedynku. Harry tylko napiął dłonie i uśmiechnął się.

Bariera była już w górze, nie mogli się teraz wycofać.

- Start!

Harry roześmiał się, gdy musiał natychmiast uchylić się przed cicho wystrzelonym zaklęciem.

- Myślałem, że nie chcecie mnie skrzywdzić? - uśmiechnął się do Pucey, kiedy zaczął wymierzać własne zaklęcia w kierunku szybko poruszającej się pary.

- Nie chcę tylko, żebyś zepsuł moją ładną buzię. - powiedział, posyłając coś czerwonego w kierunku kolan Harry'ego.

Harry uśmiechnął się, gdy musiał się uchylać, robić uniki i szybko odpowiadać zaklęciami na zaklęcia kompetentnej pary. Postanowił, że od teraz będzie rzucał wyzwania tylko siódmym rocznikom, o wiele bardziej ekscytujące było widzieć zaklęcia lecące w jego stronę i nie mieć pojęcia, co robią.

To jest ten pęd, którego ostatnio nie mógł znaleźć.

Szybko zorientował się, jaka była strategia duetu - Pucey wysyłał zaklęcia ofensywne, a Warrington utrzymywał tarcze i rozpraszał klątwy Harry'ego, kiedy tylko mógł.

Oznaczało to, że Warrington musiał zostać wyeliminowany jako pierwszy.

Zaatakuj Pucey'a szybko, by Warrington upuścił tarczę, która go ochroni, a potem zdejmij Warringtona, zaplanował w myślach.

Harry zatańczył nieco bliżej Pucey'a, oferując się jako łatwiejszy cel.

Ból. Cięcia. Siniaki. Harry rozkazywał swojej magii.

Nie spodziewał się obrony Warringtona.

Jego wzrok nagle przesłonił dym i poczuł, jak się potyka, gdy kamienna podłoga zdawała się zatrząść. Pucey skorzystał z okazji i posłał w Harry'ego coś, co sprawiło, że wrzasnął z zaskoczenia, czując, jak rozcina mu czoło.

Ulecz się. Szybko. Kurwa, ulecz się.

Harry musiał szybko się cofnąć, by skuteczniej robić uniki, podczas gdy jego magia leczyła jego czoło.

Warknął w stronę pary - wciąż nie mogąc ich zobaczyć.

- Zabawa w chowanego jest dla pierwszorocznych. - powiedział.

Usunąć dym. Szybko. Wiatr. Dużo wiatru.

Pozostali chłopcy nagle stali się widoczni, gdy gorączkowo instruowana przez Harry'ego magia lekko zawirowała i wywołała w kopule wichurę na tyle silną, że Warrington upadł do tyłu.

Jego różdżka. Teraz. Lewituj go w miejscu.

Złapał różdżkę Warringtona i rzucił ją za siebie, by skupić się na Puceyu, który poruszał się teraz dwa razy szybciej niż wcześniej.

- Jesteś całkiem sprytny. - powiedział Pucey, wysyłając kilka zaklęć naraz. - Nie sądzę, że chcesz się wycofać i zostać sojusznikiem, co?

- Przez was krwawię. - Harry powiedział beznamiętnie, szybko rozpraszając nadchodzące klątwy. - Nie masz szans.

Pomyślał, że sztuczka Warringtona z trzęsieniem ziemi była świetna i postanowił sam spróbować czegoś podobnego.

Wysadź ziemię za nim.

Pucey spojrzał za siebie, gdy lekka eksplozja spowodowała, że kamienne odłamki spadły mu na nogi.

Harry szybko zastanowił się, jak wkurzony byłby Flint, gdyby pozbawił palców ich pałkarza iz marszczył brwi, gdy zdał sobie sprawę, że odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby "bardzo".

Tak naprawdę nie zależało mu na wkurzeniu Flinta, ale lubił latać i chciał zostać w drużynie z Draco.

Przetnij mu nogę, trochę głęboko.

Harry uśmiechnął się z satysfakcją, gdy Pucey zawył i upuścił różdżkę, a jego lewa noga zaczęła krwawić.

- Zwycięzca - Potter! - powiedział szybko Flint, podnosząc kopułę. - Przestań, przestań, wygrałeś Potter. - powiedział, gdy Harry zbliżył się do Puceya. - Nie wymienię mojej drużyny, żebyś mógł udowodnić, że jesteś najtwardszym facetem w pokoju.

- W porządku. - Harry wzruszył ramionami. - Jeśli Pucey i Warrington to przyznają.

Uśmiechnął się niewinnie do obu chłopców, którzy szybko się zgodzili.

- Chcesz rzucić wyzwanie ich sekundantowi? - zaproponowała Owens.

Harry spojrzał z zaciekawieniem na Blaise'a.

- Nie waż się Potter, jesteśmy sojusznikami. - Blaise syknął, brzmiąc odpowiednio nerwowo w opinii Harry'ego.

- Nie, może następnym razem. - Harry roześmiał się.

Dementorzy niech będą przeklęci, jeśli Harry może czuć się tak silny po pojedynku, znajdzie sposób, by zająć się również nimi.

***

Harry wciąż był z siebie zadowolony, kiedy następnego ranka usiadł obok Susan przy śniadaniu.

- Wyglądasz na szczęśliwego. - powiedziała.

- Brzmisz podejrzliwie. - Harry odpowiedział przewracając oczami.

- Zgaduję, że wygrał swój pojedynek? - Hermiona zapytała Theo.

- W dniu, w którym Harry przegra pojedynek, zjem jedną ze skarpetek Goyle'a. - powiedział Theo, przewracając oczami na Mionę.

Harry zanucił, nalewając sobie filiżankę kawy. Nie miał zamiaru mówić Theo, ani nikomu innemu, że przez kilka panicznych sekund zeszłej nocy bał się, że przegra.

- Nowe plany zajęć. - Luna powiedziała jasno, podając pergamin na stół.

- Dlaczego masz nasze plany? - zapytał Draco. - Nie jesteś ze Slytherinu... Nie jesteś nawet na trzecim roku!

- Profesor Snape po prostu mi je wręczył. - Luna wzruszyła ramionami. - Myślę, że lubi mnie najbardziej.

Harry prawie zakrztusił się tostem na widok miny Draco.

- Nie bądź śmieszna. - Ron powiedział z uśmiechem. - Wszyscy wiemy, że Harry jest jego ulubieńcem.

- Jestem jego chrześniakiem. - Draco nadąsał się.

- Może poproszę, żeby być jego córką chrzestną. - Luna powiedziała niewinnie, nabierając kęs jajka. - Jestem pewna, że się zgodzi.

Było wiele rzeczy, które można było polubić w Lunie Lovegood - a jej nikczemna umiejętność robienia komuś psikusów, bez wydawania się, że robi coś więcej niż niewinne uwagi, była prawdopodobnie jedną z ulubionych rzeczy Harry'ego w niej.

- Jesteś najlepsza Lu. - powiedział, gdy wszyscy śmiali się z zaskoczonej miny Draco.

- Wiem. - uśmiechnęła się.

- Ooh, Theo! Mamy teraz więcej wspólnych zajęć! - Hermiona pisnęła podekscytowana, porównując plany zajęć swoje i Theo. - Spójrz- teraz mamy razem Uroki, Arytmetykę, Runy i Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami!

- Myślałem, że będziesz chodził ze mną na mugoloznawstwo? - Neville zapytał Theo.

- Nie ma sensu. - Theo wzruszył ramionami. - Hermiona może udzielać mi korepetycji na OWUTEMy.

Harry zerknął na plan zajęć Susan, bardziej po to, by odwrócić uwagę od obrzydliwych spojrzeń Hermiony i Theo, ale zmarszczył brwi na widok tego, co zobaczył.

- Wybrałaś arytmetykę i runy?

- Jasne, że tak. - Susan powiedziała promiennie, najwyraźniej nie widząc wady w tym planie.

- Ale ja wybrałem Wróżbiarstwo i Stworzenia. - Harry jej odpowiedział. - Siedzieliśmy obok siebie, kiedy je wybieraliśmy.

- Wiem. - powiedziała Susan. - Dlatego wybrałam Runy i Arytmetykę.

Co jest, kurwa... - Harry wysyczał do niej w Wężomowie, żeby nie była zbyt wściekła, nawet jeśli jej przewrócenie oczami oznaczało, że dokładnie odgadła jego znaczenie. Nie chciał się kłócić z Susan, ale nie mógł też powstrzymać uczucia zdrady, które poczuł po jej słowach. Dlaczego miałaby celowo wybierać klasy tylko dlatego, że Harry w nich nie był?

- Przestań na mnie syczeć, idioto. - powiedziała. - To będzie do bani nie mieć naszych dodatkowych zajęć razem, ale pomyślałam, że musimy się upewnić, że wiemy jak najwięcej, kiedy będziesz Ministrem, prawda? A jak mamy to zrobić, skoro chodzimy na te same zajęcia? Więc ty uczysz się o stworzeniach i przepowiedniach, ja o arytmetyce i runach, ty możesz uczyć mnie mugolskich rzeczy, a razem będziemy mieli połączoną wiedzę ze wszystkich pięciu przedmiotów do wyboru.

- To genialne. - Hermiona odetchnęła.

- To przerażające. - Draco ją poprawił.

- Czad. - Harry powiedział, obdarzając Susan przepraszającym półuśmiechem.

Susan zadarła pompatycznie nos do góry.

- Wiem. - powiedziała.

- Mamy te same zajęcia, stary. - powiedział Ron z lekkim uśmiechem. - Spójrz - identyczne plany zajęć.

Reszta grupy, z wyjątkiem Luny, która była rok za resztą, porównała swoje plany zajęć.

Prawie wszyscy wybrali Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, z wyjątkiem Neville'a, Blaise'a i Susan. I tylko Harry, Ron, Neville i Blaise wybrali Wróżbiarstwo.

- To oklepany przedmiot, wszyscy w Ravenclawie tak mówią. - Hermiona powiedziała.

- Powiedz to przepowiedni w moim kufrze. - powiedział Harry.

Hermiona wciąż wyglądała na sceptyczną, ale Theo zapewnił ją, że mogą uczyć się tego przedmiotu samodzielnie.

Sala zaczynała pustoszeć, gdy ludzie udawali się na swoje pierwsze lekcje. Ron sprawdził swój plan zajęć.

- Lepiej już chodźmy, spójrz, Wróżbiarstwo jest na szczycie Północnej Wieży. Dotarcie tam zajmie nam dziesięć minut...

Pospiesznie dokończyli śniadanie, pożegnali się z resztą przyjaciół i przeszli z powrotem przez korytarz.

Droga przez zamek do Wieży Północnej była długa. Na szczęście Harry znał skrót, którego nauczył się, chodząc za Snapem na prywatne pogawędki w zeszłym roku, i był w stanie zaprowadzić ich do spiralnych schodów, gdzie Snape wspomniał kiedyś o klasie Trewlaney.

Pokonali kilka ostatnich stopni i wyszli na małe podest, na którym znajdowała się już większość klasy. Nie było tu żadnych drzwi, ale Ron szturchnął Harry'ego i wskazał na sufit, gdzie znajdowała się okrągła klapa z mosiężną tabliczką.

- „Sybilla Trelawney, nauczycielka wróżbiarstwa" - przeczytał Neville. - Jak mamy się tam dostać?

Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, klapa nagle się otworzyła, a srebrzysta drabina zjechała tuż u stóp Harry'ego. Wszyscy zamilkli.

- Za tobą. - powiedział Blaise, uśmiechając się, więc Harry wspiął się po drabinie jako pierwszy.

Wyłonił się w najdziwniej wyglądającej klasie, jaką kiedykolwiek widział. Właściwie to wcale nie wyglądała jak klasa, bardziej jak skrzyżowanie czyjegoś strychu ze staromodną herbaciarnią. Co najmniej dwadzieścia małych, okrągłych stolików było w niej stłoczonych, a wszystko otoczone było fotelami z perkalu i grubymi, małymi pufami. Wszystko było przykryte zwiewnymi szalami, a w całym pomieszczeniu paliło się około miliona świec. Było goręcej niż w jakiejkolwiek innej części zamku, a zapach świec był przytłaczający.

Harry pomyślał, że to najbardziej absurdalna i niewygodna klasa, w jakiej kiedykolwiek był.

Ron pojawił się przy ramieniu Harry'ego, gdy klasa zebrała się wokół nich, wszyscy rozmawiając szeptem.

- Gdzie ona jest? - zapytał Ron.

Nagle z cienia odezwał się miękki, zamglony głos.

- Witajcie. - powiedział. - Jak miło widzieć was w końcu w świecie fizycznym.

Profesor Trelawney pojawiła się w świetle ognia i zobaczyli, że jest bardzo szczupła. Jej duże okulary powiększały jej oczy kilkakrotnie, a ona sama była owinięta gazą. Na jej wrzecionowatej szyi wisiały niezliczone łańcuszki i koraliki, a jej ramiona i dłonie były inkrustowane bransoletkami i pierścionkami.

- Siadajcie, moje dzieci, siadajcie. - powiedziała i wszyscy wspięli się niezgrabnie na fotele lub opadli na pufy. Harry, Blaise, Neville i Ron przecisnęli się wokół tego samego okrągłego stołu.

- Witajcie na Wróżbiarstwie. - powiedziała profesor Trelawney, która usiadła w ozdobionym skrzydłami fotelu przed kominkiem. - Nazywam się profesor Trelawney. Być może nie widzieliście mnie wcześniej. Uważam, że zbyt częste przebywanie w zgiełku głównej części szkoły przyćmiewa moje Wewnętrzne Oko.

- Snape mówi, że to dlatego, że jest pijaczką. - Harry mruknął do przyjaciół, którzy zaśmiali się cicho.

Profesor Trelawney poprawiła swój szal i kontynuowała: - Więc zdecydowaliście się studiować wróżbiarstwo, najtrudniejszą ze wszystkich sztuk magicznych. Już na wstępie muszę was ostrzec, że jeśli nie posiadacie Wzroku, niewiele będę w stanie was nauczyć. Książki mogą zaprowadzić tylko tak daleko w tej dziedzinie... Wiele czarownic i czarodziejów, choć utalentowanych w dziedzinie głośnych huków, zapachów i nagłych zniknięć, nie jest jeszcze w stanie przeniknąć zawoalowanych tajemnic przyszłości. - Trelawney mówiła dalej, jej ogromne, błyszczące oczy przesuwały się od twarzy do twarzy. - To dar dany nielicznym. Ty, chłopcze. - powiedziała nagle do Neville'a, który prawie spadł ze swojej pufy. - Czy twoja babcia ma się dobrze?

- Ma na imię Neville, nie chłopiec. - Harry zmarszczył brwi, przerywając jąkającą się odpowiedź Neville'a.

Trelawney przeniosła wzrok z Neville'a na Harry'ego i wydała z siebie coś, co uważał za dość dramatyczne sapnięcie.

- Ty dziecko, masz w sobie mrok. - powiedziała zachrypniętym szeptem, który był wystarczająco głośny, by uciszyć resztę pokoju. - Tak, przeczuwam dla ciebie wiele trudnych chwil.

- To na pewno będzie zmiana. - Harry powiedział znudzonym głosem.

Ron i Blaise śmiali się teraz głośno, ale Neville patrzył na Harry'ego szeroko otwartymi oczami.

Trelawney rzuciła Harry'emu ostre spojrzenie, zanim kontynuowała.

- W tym roku zajmiemy się podstawowymi metodami wróżbiarstwa. Pierwszy semestr będzie poświęcony czytaniu z liści herbaty. W następnym semestrze przejdziemy do chiromancji. Przy okazji, moja droga. - spojrzała nagle na Parvati Patil. - Uważaj na rudowłosego mężczyznę.

Parvati spojrzała zaskoczona na Rona, który stał tuż za nią, i odsunęła od niego krzesło. Harry syknął na nią i uśmiechnął się, gdy Ron uśmiechnął się do niego.

- W drugim semestrze. - kontynuował profesor - przejdziemy do kryształowej kuli. Niestety, w lutym zajęcia zostaną zakłócone przez paskudną grypę. Ja sama stracę głos. A przed Wielkanocą opuści nas jeden z nas.

Po tym oświadczeniu zapadła pełna napięcia cisza, ale profesor Trelawney wydawała się tego nieświadoma. Harry uważał, że wykonuje przyzwoitą robotę, przekonując innych uczniów, że widzi przyszłość. Snape powiedział, że jest oszustką i pijaczką, ale Harry pomyślał, że Snape ze wszystkich ludzi będzie miał trochę więcej wiary w ten temat.

- A teraz podzielcie się na pary. Weźcie filiżankę z półki, podejdźcie do mnie, a ja ją napełnię. - powiedziała Trewlawney, podnosząc srebrny czajniczek. - Potem usiądźcie i pijcie, pijcie, aż zostaną tylko resztki. Trzykrotnie obróćcie je wokół filiżanki lewą ręką, następnie odwróćcie filiżankę do góry dnem na spodku, poczekajcie, aż ostatnia herbata spłynie, a następnie podajcie filiżankę partnerowi do przeczytania. Zinterpretujecie wzory, korzystając ze stron piątej i szóstej książki „Uwolnić przyszłość". Będę poruszać się między wami, pomagając i instruując. Aha, i kochanie... - złapała Neville'a za ramię, gdy chciał wstać - Po tym, jak stłuczesz swoją pierwszą filiżankę, czy byłbyś tak miły i wybrał jedną z tych z niebieskim wzorem? Jestem przywiązana do różowego.

Oczywiście, Neville ledwie dotarł do półki z filiżankami, gdy rozległ się brzęk tłuczonej porcelany. Profesor Trelawney podeszła do niego, trzymając szufelkę i szczotkę, a Harry przewrócił oczami i naprawił stłuczoną filiżankę z miejsca, w którym siedział.

- Och. - Trelawney spojrzała zaskoczona na filiżankę, która była teraz z powrotem w jednym kawałku. - Tak, to się czasem zdarza z magicznymi filiżankami. Proszę bardzo. - Oddała Neville'owi różową filiżankę, a on z uśmiechem udał się do ich stolika.

Harry partnerował Ronowi, podczas gdy Blaise i Neville partnerowali sobie nawzajem. Szybko wypił przesadnie przyprawioną herbatę i zamienił się filiżankami z Ronem.

- No dobra. - powiedział Ron, gdy obaj otworzyli swoje książki na stronach piątej i szóstej. - Co widzisz w mojej?

- Mnóstwo rozmoczonych resztek herbaty. - Harry prychnął.

- Poszerzcie swoje umysły, moi drodzy, i pozwólcie swoim oczom zobaczyć to, co przyziemne! - Profesor Trelawney zawołała przez mrok.

- Racja, masz krzywy krzyż... - Harry skonsultował się z książką. - To znaczy, że czekają cię „próby i cierpienia" albo słońce, które oznacza „wielkie szczęście". Więc albo będziesz cierpiał, albo będziesz szczęśliwy.

- Cóż, nie ma presji na to które. - powiedział Ron, a cała czwórka musiała stłumić śmiech, gdy Trelawney spojrzała w ich kierunku.

- Moja kolej... - Ron zajrzał do filiżanki Harry'ego, marszcząc czoło z wysiłku. - Tam jest taki kleks, trochę jak melonik. - powiedział. - Zgaduję, że będziesz pracował dla Ministerstwa Magii...

Odwrócił filiżankę w drugą stronę.

- Jest tu coś. - powiedział, - to wygląda jak zwierzę... tak, jeśli to była jego głowa... to wygląda jak hipopotam... nie, owca....

Profesor Trelawney odwróciła się, gdy Harry i Blaise parsknęli śmiechem.

- Pozwól mi to zobaczyć, mój drogi. - powiedziała z wyrzutem do Rona, podchodząc i odbierając Harry' ego kubek. Wszyscy zamilkli i zaczęli się przyglądać. Profesor Trelawney wpatrywała się w filiżankę, obracając ją w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.

- Sokół... mój drogi, masz śmiertelnego wroga.

- Naprawdę? - powiedział Harry, udając tyle entuzjazmu, ile tylko mógł. - Myślisz, że to ktoś, kto wcześniej próbował mnie zabić?

- Możliwe. - Trelawney powiedziała poważnie, a sarkazm Harry'ego przeleciał jej przez głowę.

Ponownie skierowała swoje ogromne oczy na kubek Harry'ego i kontynuowała obracanie go.

- Klub... atak. Ojej, ojej, to nie jest szczęśliwy kubek...

- Wow, to zaskakujące. - powiedział Blaise, mrugając do Harry'ego.

Wszyscy wpatrywali się jak zahipnotyzowani w Trelawney, która wykonała ostatni obrót pucharem, sapnęła, a potem krzyknęła.

Rozległ się kolejny brzęk tłuczonej porcelany. Neville rozbił swoją drugą filiżankę. Harry doszedł do wniosku, że nie naprawi tego, ponieważ tym razem była to wina Trelawney.

Trelawney opadła na wolny fotel, z błyszczącą dłonią na sercu i zamkniętymi oczami.

- Mój drogi chłopcze... mój biedny, drogi chłopcze... nie... lepiej nie mówić... nie... nie pytaj mnie...

- O co chodzi, pani profesor? - powiedział natychmiast Neville. Wszyscy podnieśli się na nogi i powoli stłoczyli wokół stołu Harry'ego, przyciskając się do krzesła Trelawney, by dobrze przyjrzeć się kubkowi Harry'ego.

Cofnijcie się. - syknął Harry, sprawiając, że wszyscy poza jego przyjaciółmi cofnęli się o dwa kroki.

- Mój drogi. - Ogromne oczy Trelawney otworzyły się dramatycznie. - Masz Ponuraka.

- Co mam? - powiedział Harry.

Poczuł, jak jego twarz rozgrzewa się z zażenowania, ponieważ wydawał się być jedną z niewielu osób, które nie rozumiały. Reszta klasy, poza Deanem Thomasem, Gryfonem, miała usta otwarte w szoku.

- Ponuraka, mój drogi, ponuraka! - zawołała profesor, która wyglądała na obrażoną, że Harry nie zrozumiał. - Olbrzymi, widmowy pies, który nawiedza kościelne dziedzińce! Mój drogi chłopcze, to omen - najgorszy omen - śmierci!

Harry mrugnął do niej powoli, podczas gdy jego koledzy zaczęli szeptać między sobą.

- Ja umrę czy ja sprawię, że ktoś inny umrze? - zapytał.

Trelawney wyglądała na zaskoczoną jego pytaniem, a szepczący uczniowie zamilkli.

- Ty, mój drogi.

- Czy wiesz kiedy?

Profesor spojrzała na pozostałych uczniów, którzy wyglądali na równie zdezorientowanych jak ona.

- Wkrótce. Obecność Ponuraka oznacza, że wkrótce umrzesz. - powiedziała.

- Przed Bożym Narodzeniem czy po? - zapytał Harry. - Bo w takim razie mam dużo do zrobienia, więc byłoby czadowo, gdybyś miała jakąś oś czasu...?

Ron zaczął się śmiać, co rozśmieszyło Blaise'a i Neville'a.

- Myślę, że na tym skończymy na dzisiaj... - powiedziała Trelawney, rzucając Harry'emu niechętne spojrzenie. - Tak... spakujcie swoje rzeczy.

- Stary, oszalałeś. - Ron zachichotał, gdy wychodzili z klasy. - "Mam dużo do zrobienia."

- „potrzebuję osi czasu" - Blaise zacytował go niepoprawnie. - Nie była zadowolona.

- Nie martwisz się w ogóle? - zapytał Neville.

- Nie - Harry wzruszył ramionami. - Zapytam Lunę podczas lunchu, co mówią na ten temat nargle. Jeszcze się nie pomyliły. A Luna ostrzegłaby mnie, gdybym szykował się na śmierć.

 

Kiedy reszta ich porannych zajęć dobiegła końca, Harry powstrzymał Susan przed usadowieniem się na jej stałym miejscu obok niego podczas lunchu.

- Potrzebuję Luny. - wyjaśnił z przepraszającym grymasem. - To ważne.

- W porządku - powiedziała Susan, zajmując miejsce Luny.

Luna podeszła do ich stolika i usiadła obok Harry'ego, jakby już wiedziała, że powinna.

- Witaj. - powiedziała.

- Lu możesz zapytać nargle, czy niedługo umrę? - Harry powiedział natychmiast, powodując, że reszta grupy, oprócz Blaise'a, Neville'a i Rona, spojrzała szybko w górę. - Trelawney powiedziała, że tak, ale nie powiedziała mi kiedy.

Luna podrapała się po nosie i odwróciła lekko głowę, prawdopodobnie po to, by lepiej słyszeć nargle.

- Nie dzisiaj. - Luna powiedziała poważnie.

Harry uśmiechnął się na to.

- A co z jutrem? - zapytał.

- Dam ci znać jutro wieczorem. - powiedziała.

Harry domyślił się, że to „luno-wy" (jak nazwałaby to Cyzia) oznaczający „nie wiem".

- Dlaczego profesor Trelawney powiedziała, że umrzesz? - zapytał Theo.

- Miał psa w swoich resztkach herbaty. - powiedział Blaise.

- To nie był pies - to był Ponurak! - powiedział Ron gorąco. - Harry, mówiłeś, że znalazłeś psa tego lata, prawda? To nie był wielki czarny pies, prawda?

Harry spojrzał przez Lunę na Susan, która skrzywiła się w grymasie.

- Tak, był. - powiedział. - Głodujący.

- Mój wujek Bilius widział jednego i umarł dwadzieścia cztery godziny później! - powiedział Ron, blednąc gwałtownie pod swoimi piegami. - To znak, Harry!

- To nonsens. - powiedziała Hermiona. - Wróżbiarstwo to zgadywanka i nawet wtedy nie zawsze znajdziesz prawdziwe odpowiedzi.

- Nie wiesz, o czym mówisz! - powiedział Ron, zaczynając się złościć. - Ponuraki przerażają większość czarodziejów!

- Nie krzycz na nią. - powiedział Theo, jego normalnie łagodne oczy stały się twarde. - Ma prawo do swojej opinii, tak jak ty masz prawo do swojej.

- Ale Harry może umrzeć! - Ron zawołał.

- Nie umrę. - powiedział Harry. - Trelawney po prostu chciała być dramatyczna na pierwszej lekcji.

Spojrzenia, które rzucali mu Neville, Ron i, co zaskakujące, Draco, mówiły mu, że Trelawney była czymś więcej niż tylko jawnym dramatyzmem.

 

Harry był zadowolony z wyjścia z zamku po lunchu. Wczorajszy deszcz ustąpił. Niebo było czyste, bladoszare, a trawa była sprężysta i wilgotna pod stopami, gdy wyruszyli na swoje pierwsze w życiu zajęcia z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami.

Harry, Draco i Ron dyskutowali o zbliżającym się treningu Quidditcha, podczas gdy Hermiona i Theo szli ramię w ramię i szybko rozmawiali o arytmetyce.

Profesor, Hagrid, czekał przed swoją chatą na skraju terenu z dużym brązowym psem u swoich stóp. Gdy Harry i jego przyjaciele zebrali się z resztą klasy, pies podniósł głowę i warknął na niego lekko.

- Przestań, Kieł. - Hagrid zmarszczył brwi. - Przepraszam cię, Harry, Kieł zazwyczaj dobrze ocenia charakter.

„Kieł" wciąż patrzył podejrzliwie na Harry'ego, który zasyczał na niego cicho. Wziął Stworzenia za okazję do przebywania na zewnątrz i z dala od pisania ciągłych esejów - tak naprawdę nie lubił zbytnio zwierząt. Nigdy nie wydawały się go lubić i uczucie to było w większości odwzajemnione. Zrobił wyjątek dla Sevvie, która była idealna i użyteczna, i miał trochę miękkie miejsce dla wszystkiego, co wyglądało, jakby cierpiało, zwierzę lub nie.

- Mam dziś dla was prawdziwą gratkę! Zbliża się wspaniała lekcja! - krzyknął Hagrid. - Jesteście tu wszyscy? Dobrze, chodźcie za mną!

Przez chwilę Harry myślał, że Hagrid poprowadzi ich do lasu; Harry nie był tam wcześniej, ale pomyślał, że może być fajnie odkryć, dlaczego jest to zabroniony. Jednak Hagrid odszedł na skraj drzew i pięć minut później znaleźli się przed czymś w rodzaju wybiegu. Nic tam nie było.

- Zbierzcie się wszyscy wokół ogrodzenia! - zawołał. - Upewnijcie się, że wszystko widzicie.

Hagrid uśmiechnął się do wszystkich.

- Teraz potrzebujecie stworzeń! Jeszcze chwilę.

- Ale z niego idiota. - Draco jęknął obok niego.

- Założę się, że nie zadaje zbyt wielu prac domowych. - Harry uśmiechnął się.

W ich stronę kłusował tuzin najdziwniejszych stworzeń, jakie Harry kiedykolwiek widział. Miały ciała, tylne nogi i ogony koni, ale przednie nogi, skrzydła i głowy czegoś, co wydawało się być gigantycznymi orłami, z okrutnymi, stalowymi dziobami i dużymi, jaskrawo pomarańczowymi oczami. Szpony na ich przednich nogach były długie na pół stopy i wyglądały zabójczo. Każda z bestii miała na szyi grubą skórzaną obrożę, która była przymocowana do długiego łańcucha, a końce wszystkich z nich były trzymane w ogromnych rękach Hagrida, który wbiegł na wybieg za stworzeniami.

- No już, już! - ryknął, potrząsając łańcuchami i popychając stworzenia w stronę ogrodzenia, przy którym stała klasa. Wszyscy cofnęli się lekko, gdy Hagrid dotarł do nich i przywiązał stworzenia do ogrodzenia.

- Hipogryfy! - Hagrid ryknął radośnie, machając do nich ręką. - Piękne, prawda?

Harry zerknął na Draco, który wpatrywał się w hipogryfy w podobny sposób, jak Theo patrzył na Hermionę, i parsknął. Gdyby Harry wziął te zajęcia tylko po to, by uniknąć pisania długich prac domowych, Draco wziąłby je nawet wtedy, gdyby wymagały codziennych esejów.

- Więc - powiedział Hagrid, zacierając ręce i rozglądając się dookoła. - jeśli chcecie podejść trochę bliżej... - dodał.

Nikt poza Draco nie wydawał się mieć na to ochoty. Harry, Ron, Hermiona i Theo niechętnie wystąpili naprzód za Draco.

- Pierwszą rzeczą, którą musicie wiedzieć o hipogryfach, jest to, że są dumne. - powiedział Hagrid. - Hipogryfy łatwo się obrażają. Nigdy ich nie obrażaj, bo to może być ostatnia rzecz, jaką zrobisz.

- Brzmi jak Harry. - Ron mruknął do Draco.

- Co? - Draco potrząsnął głową i spojrzał na Rona.

- Powiedział, że nigdy ich nie obrażaj, bo mogą cię zabić. Powiedziałem, że to brzmi jak Harry. - Ron powtórzył. - Ale z ciebie łasuch na zwierzęta, stary.

Draco uderzył Rona w ramię, po czym szybko zwrócił uwagę z powrotem na hipogryfy.

- Zawsze czekasz, aż hipogryf wykona pierwszy ruch. - Hagrid kontynuował. - To grzeczne, widzisz? Podchodzisz do niego, kłaniasz się i czekasz. Jeśli się ukłoni, możesz go dotknąć. Jeśli się nie ukłoni, to odsuń się od niego, bo te szpony bolą. Dobra. - kto chce iść pierwszy?

Większość klasy cofnęła się w odpowiedzi. Nawet Draco wyglądał, jakby nagle zaczął mieć obawy co do zwierząt. Hipogryfy rzucały swoimi zadziornymi łbami i napinały potężne skrzydła; nie wydawały się lubić być tak uwiązane.

- Nikt? - powiedział Hagrid z błagalnym spojrzeniem. Kiedy nikt nie odpowiedział, wielki mężczyzna rozejrzał się po uczniach, zanim (no kurwa oczywiście) wylądował na Harrym.

- Pozwólcie, że Harry nam pokaże! - oznajmił z szerokim uśmiechem.

Harry szczerze nie miał pojęcia, co takiego zrobił, by Hagrid pomyślał, że są przyjaciółmi. Może Hagrid myślał, że Harry nieświadomie oczyścił jego imię jako osoby, która otworzyła Komnatę Tajemnic, co oznaczało, że są przyjaciółmi? Jakby Harry miał przyjaźnić się z kimś, kto całuje Dumbledore'a w dupę.

W każdym razie, choć bardzo tego nie chciał, Harry nie mógł się teraz wycofać. Wolałby zostać zmasakrowany przez hipogryfa, niż wyglądać na słabego przed tymi wszystkimi uczniami.

- W porządku. - powiedział po prostu, zaciskając pięści, by ukryć swój dyskomfort.

Zza jego pleców rozległ się wdech, a Lavender i Parvati wyszeptały

- Oooh, nie, Harry, pamiętaj o liściach herbaty!

Harry syknął na nie, zirytowany ich przypomnieniem. Przeszedł przez ogrodzenie padoku i zbliżył się do Hagrida - choć wystarczająco daleko, na wypadek, gdyby musiał się szybko wydostać.

- Dobry chłopak, Harry! - ryknął Hagrid. - W takim razie zobaczmy, jak sobie radzisz z Hardodziobem.

Odwiązał jeden z łańcuchów, odciągnął szarego hipogryfa od jego pobratymców i zsunął jego skórzaną obrożę. Klasa po drugiej stronie wybiegu zdawała się wstrzymywać oddech. Oczy Draco zwęziły się w czymś, co Harry uznał za zazdrość.

Powinien był się zgłosić.

- Spokojnie, Harry. - powiedział cicho Hagrid. - Masz kontakt wzrokowy, teraz postaraj się nie mrugać... Hipogryfy nie ufają ci, jeśli za dużo mrugasz...

Oczy Harry'ego natychmiast zaczęły łzawić, ale nie zamknął ich. Hardodziob obrócił swój wielki, ostry łeb i wpatrywał się w Harry'ego jednym, wściekle pomarańczowym okiem.

- To jest to. - powiedział Hagrid. - Tak jest, Harry... teraz się ukłoń...

Harry nie zamierzał się kłaniać. Nie robił tego innym Czarodziejom, nie zrobiłby tego cholernemu ptakowi. Szarpnął szybko podbródkiem w dół, co było największym ukłonem, jaki hipogryf mógł od niego otrzymać.

Hipogryf podniósł się na tylnych łapach i wydał z siebie pisk.

- Ach - powiedział Hagrid, brzmiąc na zmartwionego. - Cofnij się, Harry, spokojnie...

Harry cofnął się tak szybko, jak pozwalała mu na to jego duma.

- Dobra, kto jeszcze chce spróbować? - Hagrid nerwowo zapytał patrzącą z szeroko otwartymi oczami klasę.

Reszta klasy, prowadzona przez Hermionę i Theo, powoli zaczęła ostrożnie wspinać się na wybieg. Hagrid po kolei odwiązywał hipogryfy i wkrótce ludzie nerwowo kłaniali się na całym wybiegu. Hermiona i Ron ćwiczyli na kasztanowym, podczas gdy Harry stał z tyłu i obserwował, jak Draco i Theo pracują z Hardodziobem.

- Nie jesteś taki straszny, co? - Draco rechotał, czule poklepując duży dziób. - Po prostu nie lubisz Harry'ego, bo jest straszny, prawda?

- Odwal się. - Harry zawołał przez wybieg, gdzie pozostawał tak daleko od stworzeń, jak tylko mógł, technicznie wciąż będąc na lekcji.

- W porządku Hardodziobie, Harry nas też przeraża. - Draco roześmiał się.

Stało się to w mgnieniu oka. Draco wydał z siebie wysoki krzyk, a w następnej chwili Hagrid wepchnął Hardodzioba z powrotem do obroży, kiedy ten próbował dosięgnąć Draco, który leżał skulony w trawie, z krwią wykwitającą na jego szatach. Harry szybko podbiegł do niego, odtrącając ludzi.

- Umieram! - krzyknął Draco, gdy klasa wpadła w panikę. - Umieram, spójrzcie na mnie! To mnie zabiło!

- Nie umierasz! - powiedział Hagrid, który zrobił się bardzo biały. - Niech ktoś mi pomoże, muszę go stąd wyciągnąć!

Hagrid pochylił się, jakby chciał podnieść Draco, a Harry zmarszczył brwi.

- Jesteś czarodziejem czy nie?

Pochylił się obok Draco i ostrożnie podwinął mu rękaw.

- Nie umierasz, przestań jęczeć, zawstydzasz sam siebie. Brzmisz słabo. - wysyczał cicho do Draco, żeby nikt inny go nie usłyszał.

Harry zobaczył, że na ramieniu Draco jest długa, głęboka rana. Krew rozbryzgała się na trawie wokół miejsca, w którym leżał.

- Chcesz, żebym to naprawił? - zapytał Harry, wahając się z ręką na ramieniu Draco.

Draco tylko w milczeniu skinął głową. Przygryzał wargę, co, jak przypuszczał Harry, było próbą powstrzymania się od płaczu.

Ulecz jego ramię. Napraw skaleczenie. Ulecz go.

Harry skoncentrował się tak mocno, jak tylko mógł, na obrazie ramienia Draco, które znów było uzdrowione i nieskalane.

Draco wypuścił drżący oddech, gdy magia Harry'ego zapieczętowała skaleczenie, pozostawiając jedynie bardzo słabą, białą bliznę, świadczącą o tym, że kiedykolwiek tam było.

- Dobra robota Harry! - Hagrid nagle ryknął pośród rozproszonych oklasków kolegów z klasy. - 10 punktów dla Slytherinu!

Harry pomógł Draco wstać i zgromił wzrokiem Hagrida.

- Dlaczego zaatakował Draco, co? Nie możesz go kontrolować?

- To była wina Malfoya. - Dean Thomas bronił Hagrida. - On obraził Hardodzioba!

- Jak to? - zażądał Ron, stając po drugiej stronie Draco.

- Zasugerował, że Hardodziob bał się Pottera. Hardodziob był prawdopodobnie obrażony, że ktokolwiek pomyślał, że Potter może być przerażający. - Finnigan prychnął.

- Sugerujesz, że nie jestem straszny? - powiedział Harry, podchodząc krok bliżej Finnigana i powoli sięgając po nóż. - Ponieważ mogę to naprawić.

Finnigan zatoczył się do tyłu i upadł na ziemię, sprawiając, że przyjaciele Harry'ego ryknęli śmiechem na widok jego czerwonej twarzy.

- Wystarczy. - Hagrid powiedział szorstko. - Malfoy nie powinien tego mówić i żadnych bójek w mojej klasie.

Harry spojrzał z niedowierzaniem na olbrzymiego mężczyznę.

- Obwiniasz Draco, bo nie mogłeś zapanować nad swoim zwierzakiem?

- Zajęcia skończone. - Hagrid powiedział głośno, bezczelnie ignorując Harry'ego. - Rozejść się. Idź już.

Harry obrócił się na pięcie i ruszył w stronę zamku, wściekły na niekompetencję „profesora".

Draco jest jego, a Hagrid pozwolił go zranić, bo jest idiotą.

A Dumbledore go zatrudnił.

- Draco nawet nie obraził tego głupiego ptaka! - warknął do przyjaciół. - Hagrid to idiota!

- Myślałam, że hipogryfy są naprawdę interesujące. - Hermiona powiedziała z wahaniem. - A z Draco wszystko w porządku, prawda? Więc to chyba nic takiego, prawda?

- Oczywiście, że to poważna sprawa! - Harry splunął. - Dumbledore nie powinien zatrudniać ludzi, których lubi, jeśli nie mają odpowiednich kwalifikacji!

- Charlie, mój brat, mówi, że Hagrid zna się na Stworzeniach. - powiedział Ron. - Przypuśćmy, że dlatego Dumbledore go zatrudnił.

- Zna się na stworzeniach? Chciał pozwolić Draco wykrwawić się na tej cholernej ziemi, bo nie potrafi kontrolować hipogryfa!

- Ale Draco nic nie jest. - powiedział Ron, ignorując gorący ton Harry'ego. - Więc wszystko dobre, co się dobrze kończy, prawda?

Harry już miał powiedzieć Ronowi, że nie „wszystko dobre, co się dobrze kończy", kiedy Draco szturchnął go łokciem.

- Kto teraz jest żenujący? - wyszeptał, a jego policzki zaróżowiły się. - Nie musisz mnie bronić.

- Więc sam się, kurwa, wylecz następnym razem. - powiedział Harry.

- Tak zrobię!

Harry i Draco zatrzymali się przed wejściem do Hogwartu i zgromili się wzrokiem pełnym złości.

- Pozwól mi to dobrze zrozumieć. - powiedział Theo. - Harry jest zły na Draco, bo Draco został ranny, a Draco jest teraz zły, że Harry go uleczył?

- Tak - krzyknął Draco, gdy Harry powiedział - Nie!

- Zamknij się. - obaj powiedzieli do Theo, mimowolnie i jednocześnie.

Harry zamrugał do Draco kilka razy, zanim Draco wydał z siebie mały chichot.

- Okej, prawdopodobnie nie uleczę się następnym razem, umierałem, wiesz. Dziękuję.

- Nie umierałeś. - Harry przewrócił oczami. - Gdy miałem siedem lat, krwawiłem mocniej. - Przechwalał się. - I wciąż żyję.

- To... to nie jest dobre, Harry. - powiedziała Hermiona.

Harry zarumienił się, gdy zobaczył, że wszyscy przyjaciele się na niego gapią.

- Nic mi nie było. - powiedział. - Wyleczyłem się, co?

Nikt nie wyglądał na przekonanego tym argumentem, więc Harry zdecydował, że od teraz zachowa swoje osiągnięcia dla siebie.

- Nieważne. - zmarszczył brwi. - Hagrid nadal jest niekompetentny, Dumbledore to idiota, a ja mówię ojcu Draco, że został zaatakowany przez pieprzonego gigantycznego ptaka-konia podczas lekcji.

 

Draco spędził resztę dnia, próbując przekonać Harry'ego, żeby nie mówił o tym ojcu.

- On po prostu zwariuje. - Draco powiedział to po raz pięćdziesiąty podczas kolacji tego wieczoru.

- Nie możesz używać logiki na Harrym. - Susan powiedziała ze złośliwym uśmiechem. - Musisz się z nim targować.

Harry ożywił się, teraz zainteresowany tym, co Draco chciałby wymienić.

- Dam ci dziesięć galeonów. - Powiedział Draco.

- Nie.

- Kupię ci tyle czekolady, ile zdołasz zjeść, kiedy pójdziemy do Hogsmeade.

- Nie, dzięki, mam własne pieniądze, nie?

Draco zawahał się, zanim w końcu zaproponował coś w stylu: - Będę ci winien przysługę.

- Zgoda. - Harry powiedział szybko. - Żadnego morderstwa, nic, przez co zostaniesz wydalony, ale poza tym żadnych pytań. I i tak powiem Snape'owi. Hagrid nie może przyprowadzać do klasy niebezpiecznych zwierząt, jeśli nie potrafi ich kontrolować.

Draco nie wyglądał na zadowolonego, ale Harry z radością dodał kuzyna do stale rosnącej listy osób, które były mu winne przysługę.

 

Chapter 6: Boginy i zdziwienia

Chapter Text

- Odłóżcie podręczniki, weźcie różdżki i chodźcie za mną.

Remus uśmiechnął się na podekscytowane szepty swojej pierwszej klasy Ravenclaw-Gryffindor, kiedy podążyli za nim do pokoju nauczycielskiego. Riddikulus był idealną pierwszą lekcją dla trzeciorocznych. Zachowałby ją na ostatnią lekcję przed przerwą świąteczną, jako gratkę, ale kiedy Albus powiedział mu, że Argus znalazł bogina w szafie, wydawało się, że tak będzie lepiej.

Kiedy weszli do pokoju nauczycielskiego, był w nim tylko Severus, pochylony nad mugolską książką z wyrazem irytacji na twarzy. Gdy Remus chciał zamknąć drzwi za klasą, Severus powiedział.

- Zostaw je otwarte, Lupin. Wolałbym nie być tego świadkiem.

Wstał i przeszedł obok klasy, a jego czarne szaty powiewały za nim. W drzwiach odwrócił się na pięcie i powiedział.

- Prawdopodobnie nikt cię nie ostrzegł, Lupin, ale w tej klasie jest Seamus Finnigan. Radziłbym ci nie powierzać mu niczego trudnego. Chyba że życzysz sobie eksplozji.

Seamus Finnigan zrobił się szkarłatny, a Remus uniósł brwi. Najwyraźniej Seamus będzie jego pierwszym uczniem tego dnia.

- Miałem nadzieję, że Seamus pomoże mi w pierwszym etapie pracy. - powiedział. - I jestem pewien, że wykona ją znakomicie.

Twarz Seamusa stała się, jeśli to możliwe, jeszcze bardziej czerwona. Severus skrzywił wargę, ale wyszedł, zamykając drzwi z trzaskiem.

- Teraz. - powiedział Remus, wołając klasę na koniec sali, gdzie stanął obok szafy, która nagle się zachwiała, uderzając o ścianę.

- Nie ma się czym martwić. - powiedział Remus spokojnie, zauważywszy poruszone podskoki klasy. - Tam jest tylko bogin.

Większość uczniów uważała, że jest się czym martwić. Neville Longbottom wyglądał na przerażonego, a Seamus z niepokojem przyglądał się grzechoczącej klamce.

- Boginy lubią ciemne, zamknięte przestrzenie. - Remus powiedział, mając nadzieję, że zaszczepi uczniom teorię o stworzeniach. - Szafy, szczeliny pod łóżkami, szafki pod zlewami - spotkałem kiedyś jednego, który zadomowił się w zegarze. Ten wprowadził się wczoraj po południu i zapytałem dyrektora, czy personel mógłby go zostawić, aby dać moim klasom trochę praktyki. Tak więc pierwsze pytanie, jakie musimy sobie zadać, brzmi: czym jest bogin?

Hermiona Granger, przyjaciółka Harry'ego z Ravenclawu z pociągu, którą Remus widywał siedzącą ze swoją dziwną grupą przy każdym posiłku, natychmiast podniosła rękę.

- To zmiennokształtny. - powiedziała. - Może przybrać kształt tego, co uzna za najbardziej przerażające.

- Sam bym tego lepiej nie ujął. - powiedział Remus. - Więc bogin siedzący w ciemności wewnątrz nie przybrał jeszcze formy. Nie wie jeszcze, co przestraszy osobę po drugiej stronie drzwi. Nikt nie wie, jak wygląda bogin, kiedy jest sam, ale kiedy go wypuszczę, natychmiast stanie się tym, czego każdy z nas najbardziej się boi. To znaczy - powiedział profesor Lupin, postanawiając zignorować mały okrzyk przerażenia Neville'a. - że mamy ogromną przewagę nad boginem, zanim zaczniemy. Zauważyłaś ją, Lavender?

Lavender Brown, dziewczyna z Gryffindoru, spojrzała niepewnie na Hermionę, zanim odpowiedziała.

- Może dlatego, że jest nas tak wielu, nie będzie wiedział, jaki powinien mieć kształt?

- Dokładnie. - Remus pochwalił ją. - Zawsze najlepiej mieć towarzystwo, kiedy masz do czynienia z boginem. Jest zdezorientowany. Kim powinien się stać, bezgłowym trupem czy mięsożernym ślimakiem? Kiedyś widziałem, jak bogin popełnił ten błąd - próbował przestraszyć dwie osoby naraz i zamienił się w pół ślimaka. To nie było przerażające.

- Czar, który odstrasza bogina jest prosty, ale wymaga siły umysłu. Widzicie, rzeczą, która naprawdę wykańcza bogina jest śmiech. Trzeba zmusić go do przybrania kształtu, który uznasz za zabawny.

- Najpierw poćwiczymy czar bez różdżek. Za mną, proszę... Riddikulus!

- Riddikulus! - powiedziała klasa razem.

- Dobrze. - powiedział profesor Lupin. - Bardzo dobrze. Ale obawiam się, że to była najłatwiejsza część. Widzicie, samo słowo nie wystarczy. I tu właśnie wkraczasz ty, Seamusie.

Szafa zatrzęsła się ponownie, choć nie tak bardzo jak Seamus, który przełknął ciężko, zanim podszedł obok Remusa.

- Dobrze, Seamusie. - powiedział Remus. - Najpierw najważniejsze: Co, według ciebie, przeraża cię najbardziej na świecie?

Seamus ponownie zrobił się czerwony i zamknął na chwilę oczy, po czym wyszeptał coś niewyraźnie.

- Wybacz, Seamus, nie dosłyszałem. - Remus powiedział wesoło. - Nie wstydź się - obawy wszystkich zostaną dziś pokazane.

Seamus wziął głęboki oddech i spojrzał w sufit, mrucząc.

- Potter.

Harry?

- Twój kolega z klasy, Harry Potter? - zapytał Remus, zastanawiając się, czy może w życiu uczniów był jeszcze jeden Potter, który go przerażał.

Seamus skinął głową. Remus przez chwilę mrugał ciężko do Seamusa. Spojrzał na klasę i zobaczył, że nikt się nie śmiał, z wyjątkiem chichoczącej Hermiony Granger, co musiało oznaczać, że to nie był żart.

- W porządku. - powiedział, mając głęboką nadzieję, że bogin, który się pojawi, nie przybierze kształtu syna jego najlepszych przyjaciół. - Czy możesz wymyślić sposób, by pan Potter był mniej przerażający, a bardziej zabawny?

Seamus stał i zastanawiał się przez chwilę, zanim potrząsnął głową.

Co u licha.

- Pomogę ci. - Remus powiedział zdumiony. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu inspiracji. - A gdyby pan Potter miał na sobie sukienkę i ozdobę do włosów panny Parvati Patil?

Kilku uczniów parsknęło śmiechem, a Seamus powoli skinął głową.

- Tak, to byłoby zabawne, jak sądzę. - powiedział.

- No właśnie. - powiedział Remus. - Możesz sobie wyobrazić te ubrania bardzo wyraźnie, Seamus? Widzisz je oczami wyobraźni?

- Tak - powiedział niepewnie Seamus, wyraźnie zastanawiając się, co będzie dalej.

- Kiedy bogin wyskoczy z tej szafy i cię zobaczy, przybierze postać pana Pottera. - powiedział Remus. - A ty uniesiesz różdżkę - w ten sposób - i krzykniesz „Riddikulus" - i skoncentrujesz się mocno na ubraniu panny Patil. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pan Bogin-Potter zostanie wciśnięty w tę czerwoną sukienkę i złotą ozdobę do włosów.

Rozległy się okrzyki śmiechu, choć Remus zauważył, że ani Hermiona, ani Neville nie wyglądali na rozbawionych. W rzeczywistości Hermiona gromiła wzrokiem zarówno Seamusa, jak i Remusa. Szafa zachwiała się gwałtowniej.

- Jeśli Seamusowi się powiedzie, bogin prawdopodobnie skieruje swoją uwagę na każdego z nas po kolei. - Remus powiedział klasie. - Chciałbym, żebyście przez chwilę pomyśleli o tym, co najbardziej was przeraża i wyobrazili sobie, jak możecie sprawić, żeby wyglądało to komicznie...

W sali zapanowała cisza, ponieważ Remus miał nadzieję, że uczniowie wyobrażają sobie swoje lęki. Dał im kilka minut, aż większość uczniów skinęła głowami i wyglądała na chętnych.

- Wszyscy gotowi? - zawołał Remus.

- Seamus, wycofamy się. - powiedział Remus, gdy uczniowie zaczęli podwijać rękawy w ramach przygotowań. - Dajcie mu wolne pole, dobrze? Wywołam następną osobę do przodu... Cofnijcie się wszyscy, żeby Seamus mógł oddać czysty strzał.

Wszyscy wycofali się, opierając się o ściany, zostawiając Seamusa samego przed szafą. Wyglądał blado, ale podciągnął rękawy szaty i trzymał różdżkę nieruchomo.

- Na trzy, Seamusie. - powiedział Remus, kierując swoją różdżkę na klamkę szafy. - Raz - dwa - trzy - teraz!

Remus wystrzelił zaklęcie odblokowujące w klamkę drzwi szafy strumieniem iskier. Szafa otworzyła się. Pomimo nadziei Remusa, wyszedł z niej mały, chudy i pokryty bliznami Harry Potter. Miał okrutny uśmieszek na twarzy, gdy zbliżał się do Seamusa.

Remus pomyślał, że to może być najdziwniejszy bogin, jakiego kiedykolwiek widział, wliczając w to strach Petera przed pożarciem żywcem przez Chimerę.

Seamus cofnął się, wyciągając pustą rękę, by potrzeć ramię. Harry sięgnął do kieszeni spodni, wciąż uśmiechając się okrutnie do Seamusa.

- Riddikulus! - Seamus ryknął, jego oczy były twarde.

Rozległ się dźwięk przypominający trzask bicza. Harry potknął się. Miał na sobie czerwoną sukienkę, taką samą złotą ozdobę do włosów jak panna Patil, a nawet coś, co wyglądało na szminkę.

Wszyscy poza Hermioną i Neville'em ryknęli śmiechem. Bogin zatrzymał się, zdezorientowany, a Remus krzyknął.

- Lavender! Naprzód!

Lavender wystąpiła naprzód, przygryzając dolną wargę. Bogin-Harry odwrócił się do niej i z trzaskiem pojawił się gigantyczny Nundu, dysząc toksycznym oddechem w kierunku Lavender.

Dzięki Merlinowi, że to nie był znowu Harry, pomyślał Remus z ulgą.

Harry wydawał się znacznie zimniejszy i bardziej cyniczny niż James w jego wieku, ale jeśli wierzyć Prorokowi Codziennemu, Harry zasłużył sobie na to prawo. Remus nie był tylko pewien, w jaki sposób zasłużył sobie na przyjemność bycia najgorszym postrachem Seamusa Finnigana.

- Riddikulus. - powiedziała Lavender, machając różdżką w taki sam sposób, w jaki zrobił to Remus.

Nundu pisnął i usiadł na tylnych łapach, dysząc jak pies.

- Bardzo dobrze! - Remus pochwalił ją. - Teraz Parvati!

Parvati podeszła, z poważną miną. Teraz potulny Nundu rzucił się na nią. Rozległ się kolejny huk i w miejscu, gdzie stał Nundu, leżała teraz zakrwawiona, zabandażowana mumia.

Niewidząca twarz mumii była zwrócona w stronę Parvati i zaczęła iść w jej kierunku bardzo powoli, powłócząc nogami, a jej sztywne ramiona unosiły się do góry.

- Riddikulus! - zawołała Parvati.

U stóp mumii rozwiązał się bandaż. Zaplątała się, upadła twarzą do przodu, a jej głowa potoczyła się.

- Doskonale! Hermiona!

Hermiona wystąpiła naprzód, a mumia odwróciła się do niej, zanim zmieniła się w... Albusa Dumbledore'a.

Zaszła pomyłka, panno Granger. - Bogin-Albus powiedział surowo. - Jednak nie jesteś czarownicą. Zostajesz wydalona.

- Riddikulus! - krzyknęła Hermiona, wyglądając na nieproporcjonalnie wściekłą.

Broda Albusa gwałtownie zapłonęła, a on sam stał tam, wyglądając raczej śmiesznie z łysym i lśniącym podbródkiem.

Remus zaśmiał się lekko na ten widok.

- Cudownie! Teraz Padma!

Remus z zainteresowaniem zauważył, że choć Padmie zajęło nieco więcej czasu, by się pozbyć bogina, dzieliła ten sam strach co Parvati. Zastanawiał się, czy to sprawa bliźniaków, czy też miały wspólną traumę z dzieciństwa związaną z mumią.

Trzask! Banshee zamieniła się w szczura, który gonił swój ogon w kółko, po czym - trzask! - stał się grzechotnikiem, który ślizgał się i wił, zanim - trzask! - stał się pojedynczą, zakrwawioną gałką oczną.

- Jest zdezorientowany! - krzyknął Lupin. - Dochodzimy, jeszcze tylko kilka! Dean, teraz!

Dean pospieszył naprzód.

Trzask! Gałka oczna zmieniła się w odciętą rękę, która przewróciła się i zaczęła pełzać po podłodze jak krab.

- Riddikulus! - krzyknął Dean.

Rozległ się trzask i ręka została uwięziona w pułapce na myszy.

- Doskonale! Neville, jesteś następny!

Neville skoczył do przodu.

Trzask!

Severus Snape.

Jeden trzynastoletni uczeń, jeden dyrektor i jeden profesor eliksirów. Co się dzieje w tym zamku?

Wynoś się. - Wysyczał Bogin-Snape. - Naprawdę myślisz, że zależy mi na znalezieniu...

- R-r-r-riddikulus! - Neville zająknął się, przerywając to, co Bogin zamierzał mu zadrwić.

Bogin-Snape przechadzał się teraz w wypchanym sępami kapeluszu, zielonym surducie i z dużą, czerwoną sakiewką. Usta Remusa zadrgały na ten widok, mimo że starał się zachować neutralność.

- Głupek z ciebie. - Bogin-Snape wycedził teraz. - Wszyscy jesteście matołami.

Remus nie miał pojęcia, dlaczego Neville uznał to zdanie za zabawne, ale chłopak zaśmiał się słabo i wycofał z powrotem na stronę Hermiony Granger.

- Wszyscy są już bezpieczni. - szepnęła do Neville'a, zbyt cicho, by uczniowie mogli ją usłyszeć, ale pozornie głośno dla wyczulonego słuchu Remusa. - Wiesz, że on tu jest.

- A gdyby jednak go nie znalazł? - Neville odparł szeptem. - Byłbym po prostu nieudacznikiem, zupełnie sam.

- Ale znalazł. - Hermiona ścisnęła dłoń Neville'a. - Nie jesteś nieudacznikiem i nie straciłbyś reszty z nas - wszyscy jesteśmy twoimi przyjaciółmi, nie tylko Harry.

- Dzięki Miona... - Neville wyszeptał z uśmiechem.

Remus nie potrafił nawet zacząć interpretować tej rozmowy.

- Anthony, chodź dokończyć! - powiedział Remus do cichego chłopca z Ravenclawu, stojącego tak daleko od bogina, jak tylko mógł.

Pomyślał, że głowa może mu pęknąć z bólu, kiedy pozujący Severus natychmiast zmienił się w... Harry'ego, który syczał jak wąż.

Dwa dla Harry'ego, jeden dla Albusa i jeden dla Severusa.

- Riddikulus. - Anthony powiedział cicho, ale wystarczająco mocno, by Harry wrócił do sukni Parvati Patil na ułamek sekundy przed - Pyk! -Bogin potknął się i zwinął w kłębek. Remus z łatwością go podniósł i wepchnął z powrotem do szafy, by użyć go ponownie na innych zajęciach z obrony.

- Doskonale! - Remus pochwalił klasę, pomimo własnej dezorientacji.

- Dobra robota, wszyscy... Pozwólcie mi zobaczyć... pięć punktów dla każdej osoby, która była dziś w stanie uporać się z boginem - dziesięć dla Seamusa, ponieważ poszedł pierwszy... i pięć dodatkowych dla Hermiony i Lavender za prawidłowe odpowiedzi na moje pytania. Bardzo dobrze, wszyscy, doskonała lekcja.

Zadanie domowe: przeczytajcie rozdział o boginach i streśćcie mi go... do oddania w poniedziałek. To wszystko.

Gdy uczniowie wyszli z pokoju nauczycielskiego, szepcząc podekscytowani, Remus usłyszał, jak Neville szepcze szorstko do Anthony'ego.

- Dobrze ci tak za nazywanie go potworem.

Remus miał rozpaczliwą nadzieję, że jego klasa Slytherin-Hufflepuff pójdzie o wiele lepiej niż ta.

Był również niezaprzeczalnie ciekawy, co będzie boginem będącym źródłem obaw dwójki jego kolegów z klasy.

Remus uśmiechnął się do nowych uczniów rozproszonych tego popołudnia w pokoju nauczycielskim. Starał się nie patrzeć na Harry'ego, ale jego wzrok wciąż dryfował ku niemu z tyłu, gdzie szeptał z Draco Malfoyem, Blaisem Zabinim i Susan Bones. Theodore Nott i Ronald Weasley stali w pobliżu, od czasu do czasu wtrącając się do dyskusji.

Remus powtórzył wprowadzenie bogina, pozwolił uczniom przećwiczyć inkantację i poprosił ochotnika, by zaczął pierwszy.

Harry prychnął lekko i cofnął się, aż jego plecy całkowicie oparły się o ścianę.

- Co to było, Harry? Zgłosiłeś się na ochotnika? - powiedział Remus, doskonale wiedząc, że było to bardziej prychnięcie pogardy niż ochocza oferta, by pójść pierwszy.

- Nie ma szans. - Harry powiedział bez ogródek. - Nie zrobię tego.

Susan spojrzała na Remusa, po czym szybko pochyliła się, by szepnąć Harry'emu do ucha.

- Co się dzieje? - odetchnęła.

- Pokazać wszystkim mój najgorszy strach? Nie. Wiesz, że wykorzystaliby to przeciwko mnie. - Harry odparł szeptem.

Remus odchrząknął i uśmiechnął się łagodnie do Harry'ego.

- Wszyscy pójdą dzisiaj - nie możesz nauczyć się zaklęcia bez przetestowania go.

- 1 galeon że Harry może to zrobić we śnie. - Blaise szepnął do Ronalda, który przewrócił oczami i odrzucił zakład.

- Nie zrobię tego. - Harry powiedział, a jego szczęka była uparta, tak jak u Lily.

- Harry, nie chcę cię karać, ale jeśli odmówisz uczestnictwa w zajęciach, nie pozostawisz mi wyboru. - Remus ostrzegł go.

Z pewnością ten oporny chłopak nie był „słodkim, błyskotliwym, grzecznym" uczniem, którym zachwycali się jego współpracownicy.

Wcześniejszą postawę Harry'ego Remus uznał za niepotrzebne zakłopotanie, spowodowane tym, że Remus był świadkiem jego słabości. Harry nie wydawał się być typem dziecka, które chce litości lub bycia rozpieszczanym. Teraz zastanawiał się, czy on sam w jakiś sposób zasłużył na pogardę Harry'ego, zanim jeszcze oficjalnie się poznali.

Najwyraźniej zmienianie mu pieluch w dzieciństwie nie przysporzyło Remusowi sympatii.

- Więc mnie ukarz. - Harry prychnął na niego, nagle przechodząc od zdeterminowanej Lily do drwiącego Severusa.

- Dobrze - powiedział Remus lekko. - Szlaban dziś wieczorem.

Harry zadrwił i oparł się o ścianę, boleśnie przypominając Remusowi arogancką postawę Jamesa.

- W porządku, kto chce iść pierwszy? - Remus klasnął w dłonie i rozejrzał się po nieufnych uczniach.

- Ja pójdę. - Zaproponowała Hannah Abbot, dziewczyna z Hufflepuffu o łagodnym głosie.

- Świetnie, dziękuję ci Hannah! - Remus pochwalił ją. - Co jest twoim największym strachem?

- Krwawy Baron. - Hannah powiedziała z lekkim dreszczem.

Niektórzy uczniowie, głównie ze Slytherinu, parsknęli śmiechem. Remus widział, jak Harry i Susan przewracają oczami niemal jednocześnie.

- Mnie też Baron przeraża. - Remus powiedział Hannah z uspokajającym uśmiechem. - Możesz teraz zamknąć oczy i pomyśleć o sposobie, w jaki Baron nie byłby tak przerażający? W jaki sposób mógłby być zabawny?

Hannah zamknęła oczy na kilka chwil, po czym otworzyła je z chichotem.

- Mam to. - powiedziała, teraz uśmiechając się.

- Zachowaj ten obraz w pamięci, kiedy szafa się otworzy. Baron wyjdzie i będziesz musiała wyraźnie wyobrazić sobie ten komiczny widok podczas wypowiadania zaklęcia, dobrze?

Hannah przytaknęła ochoczo i stanęła przed szafą.

- Trzy-dwa-jeden!

Remus otworzył szafę i patrzył, jak Bogin-Krwawy Baron unosi się bezgłośnie w stronę Hannah.

- Riddikulus! - krzyknęła Hannah, śmiejąc się, gdy łańcuchy opadły z Barona, ukazując piżamę w kropki i kapcie w króliczki.

- Cudownie! Teraz Draco!

Draco postąpił krok naprzód i odziany w piżamę baron zamienił się w wirujące tornado tego, co Remus był pewien, że było dziesiątkami inferi.

- Riddikulus! - zawołał Draco, wycofując się szybko, gdy tornado zatrzymało się i wypełniło uroczymi, miauczącymi kociętami.

- Tornado kociąt nie byłoby tak użyteczne jak inferi. - Harry szepnął do Draco, gdy Remus przywołał Gregory'ego Goyle'a.

- Twoje szalone pomysły są przerażające. - Draco odparł szeptem.

Z kolejnym ostrym trzaskiem! miauczące tornado kociąt zmieniło się w chichoczącego goblina trzymającego topór.

- Pft, co za frajer. - szepnął Harry.

Remus pomyślał, że to raczej bogate ze strony Harry'ego krytykować obawy kolegów, kiedy sam nie chciał stawić czoła swoim własnym.

Po tym, jak Gregory zamienił chichoczącego goblina w skrzydlatego Kupidyna, Remus przywołał Erniego MacMillana.

Słodki Merlinie, tylko nie kolejny.

Kupidyn odwrócił się do Erniego i natychmiast zmienił się w wściekłego Harry'ego, jego zielone oczy błysnęły mrocznie, gdy wycelował różdżkę w Erniego.

Remus spojrzał z powrotem na Harry'ego, by ocenić jego reakcję i zobaczył, że Harry i jego przyjaciele patrzą z uśmiechem na bogina Erniego.

- R-riddikulus!

Czarne włosy Harry'ego stały się gorąco różowe i absurdalnie kręcone.

Nikt się nie roześmiał, tak jak wcześniej klasa na widok Harry'ego w sukience. Remus pomyślał, że miało to coś wspólnego ze sposobem, w jaki Harry wpatrywał się spokojnie w Erniego z różdżką wyciągniętą i wirującą w dłoni.

- Tracey!

Tracey Davis powoli podeszła do przodu i patrzyła, jak Bogin-Harry zmienia się w wampira z kłami.

- Riddikulus!

Wampir z uśmiechem wyjął kły, ukazując, że to zwykła plastikowa mugolska zabawka.

- Wspaniała robota! Millicent!

Trzask!

Wampir na chwilę stał się niemożliwie wysoką górą, zanim Millicenta wykrzyczała zaklęcie i zmniejszyła górę do miniaturki wielkości kieszonkowej.

- Bardzo dobrze! Następny- Blaise!

Trzask!

Bogin rozpadł się na obraz pięknej kobiety leżącej spokojnie w trumnie, na którą Blaise Zabini wpatrywał się w milczeniu przez chwilę, zanim - trzask! -Kobieta wstała i zaczęła tańczyć.

Remus poczuł współczucie dla Blaise'a Zabiniego. Mimo że jego bogin przybrał kształt księżyca w pełni, on również martwił się życiem bez matki.

- Świetnie Blaise! Teraz Justin!

Justin Finch-Fletchey wystąpił naprzód i trzask! Olbrzymi, pokryty czarną łuską wąż uniósł głowę, a kły wycelował prosto w Justina.

- Riddikulus!

Kły odpadły, a wąż wydał z siebie cichy pisk.

- Dlaczego tego nie spróbowałeś? - Ronald szepnął do Harry'ego z tyłu pokoju.

- Oderwałem jeden kieł, nie? - Harry odparł z zarozumiałym uśmiechem.

- Dobra robota, Justin! Theodore teraz!

Chłopak ze Slytherinu, który należał do grupy przyjaciół Harry'ego, wystąpił naprzód z bladą twarzą i lekko trzęsącymi się rękami.

Wąż zadrżał na chwilę, a potem - trzask! -mężczyzna mniej więcej wzrostu Remusa, choć znacznie starszy, z brązowymi włosami i oczami, które pasowały do Theodore'a, trzymał różdżkę wysoko.

Co ci mówiłem? - zagrzmiał mężczyzna, o którego Remus mógłby się założyć, że jest ojcem Theodore'a. - Zostałeś lepiej wychowany!

Theodore uniósł powoli różdżkę, a jego szeroko otwarte oczy wpatrywały się w różdżkę Bogina.

- R-r-riddikulus. - wyszeptał.

Bogin tylko się roześmiał, a Remus zrobił lekki krok do przodu, pozwalając mężczyźnie zmienić się w pełnię księżyca, zanim go zwolnił.

Kiedy Remus uczył się tej lekcji, na swoim trzecim roku, Gryfoni dzielili ją z Krukonami, a harmonogram pozostał taki sam do dziś. Nigdy nie zastanawiał się, czego obawiają się uczniowie Slytherinu. Nigdy nie wziął pod uwagę, że ślizgoni, którzy wychowali się w tradycyjnych rodzinach czystej krwi, mogą mieć o wiele bardziej realistyczne i bezpośrednie obawy niż gobliny i odcięte ręce.

- W porządku, Theodore. Dobra robota. - powiedział cicho do roztrzęsionego chłopca. - Teraz Ronald. - powiedział głośniej. - Osłabł, jesteśmy prawie na miejscu!

Remus ze smutkiem patrzył jak Theodore szybko wraca do przyjaciół, a Susan Bones szybko łapie go za rękę.

- Nic ci nie jest. - mruknęła cicho.

Remus prawie nie zauważył, jak Bogin ponownie przybiera postać Harry'ego, obserwując Theodore'a kątem oka.

Na miłość Merlina... Co to jest? Czterech boginów Harry'ego?

Wylatujesz z gangu. - Bogin-Harry zaśmiał się szyderczo, wymierzając w Ronalda wielki, pokryty krwią miecz.

Remus był niesamowicie zdezorientowany, ponieważ wydawało mu się, że Harry i Ronald byli bliskimi przyjaciółmi. Siedzieli razem w pociągu, grali razem w karty i śmiali się razem. Dlaczego czyjś najgłębszy strach miałby być jednym z jego najbliższych przyjaciół?

Remus niemal natychmiast dostrzegł ironię tej myśli. Ale Syriusz raczej nie byłby jednym z jego lęków, kiedy byli kolegami z klasy i przyjaciółmi.

Naprawdę musiał porozmawiać o tych Boginach z „opiekunem" Harry'ego dziś wieczorem.

Patrzył, jak Ronald rzuca przez ramię spanikowane spojrzenie Harry'emu, który lekko potrząsnął głową, zachowując spokojny wyraz twarzy. Susan Bones chichotała cicho u jego boku, choć Draco Malfoy wydawał się być równie blady na widok bogina Ronalda, jak i swojego własnego.

- Riddikulus! - krzyknął Ronald.

Miecz w rękach Bogina-Harry'ego zwiotczał, sprawiając, że Harry wyglądał na komicznie zaskoczonego.

- Dobrze, teraz Pansy!

- 2 galeony, to Harry. - Ronald szepnął do Theo, wracając do przyjaciół. Theo zaśmiał się i uścisnął mu dłoń.

I rzeczywiście... Bogin nie musiał zmieniać kształtu, tracąc jedynie wiotki miecz na rzecz czerwonego scyzoryka.

Kto teraz nie jest wyjątkowy? - Bogin-Harry wysyczał z wrednym uśmiechem.

- Riddikulus!

Remus potrząsnął głową, słysząc brzęk monet, który wskazywał, że Ronald właśnie zgarnął wygraną od Theo.

- Vincent. - zawołał, czując, jak wyczerpanie zaczyna wkradać się do jego kości. Miał nadzieję, że Severus poda mu eliksir uśmierzający ból z minimalnym oporem, kiedy pójdzie z nim porozmawiać po dzisiejszym szlabanie Harry'ego.

Mentalnie trzymał kciuki, by to nie był szósty Harry Potter, kiedy - trzask!

Cudownie.

Pojawiła się wyolbrzymiona mityczna wersja wilkołaka.

Remus trzymał się nieruchomo, starając się nie reagować, ponieważ wiedział, że co najmniej jedna czwarta klasy jest świadoma jego... przypadłości.

- Auuuuuu. - Harry zawył nagle z tyłu sali. Remus spojrzał na niego ostro, planując zbesztać go za to, że po raz kolejny kpi sobie ze strachu kolegów z klasy. Zamiast tego uśmiechnął się lekko, gdy Harry mrugnął do niego porozumiewawczo, pierwszy przyjazny gest, jaki otrzymał od syna Jamesa.

Obrońca praw wilkołaków i postrach kolegów z klasy - kim jest ten dzieciak?

Po tym, jak Vincent zamienił wilkołaka w uroczego szczeniaka, Remus rozejrzał się po sali w poszukiwaniu kogokolwiek, kto jeszcze nie zmierzył się z Boginem.

- Daphne, potem Susan go wykończy. - zawołał.

Daphne Greengrass wystąpiła naprzód i patrzyła z przerażeniem, gdy szczeniak zmienił się w młodą blondwłosą dziewczynę, leżącą na łóżku, bladą i milczącą.

Remus rozpoznał w niej Astorię Greengrass, jedną ze swoich cichych uczennic z pierwszego roku Slytherinu.

Wszyscy patrzyli w milczeniu, jak Daphne wpatruje się w Bogina. Jej oczy wypełniły się łzami, a podbródek lekko drżał.

- Astoria. - Daphne odetchnęła, po czym gwałtownie odwróciła się i wycofała na sam tył klasy.

- W porządku. - Remus powiedział łagodnie. - Teraz ostatnia - Susan.

Susan ścisnęła dłoń Theodore'a, po czym podeszła pewnie.

Zwłoki młodej dziewczyny zmieniły się w... zwłoki Harry'ego.

Przynajmniej to nie jest Harry z mieczem... albo scyzorykiem... albo różdżką... albo syczący, pomyślał Remus.

Chociaż ten Bogin był prawie tak samo niepokojący - najwyraźniej zakrwawiony Harry był najgłębszym lękiem Susan. Remus założyłby się, bazując na wyrazie zaskoczenia, strachu i agonii na twarzy Susan, że nie tego się spodziewała.

Susan wpatrywała się w zwłoki i właśnie w momencie, gdy Remus miał wkroczyć i zakończyć całą lekcję - trzask! - martwy Harry był teraz zwłokami Amelii Bones.

Remus delikatnie odsunął Susan na bok i stanął przed ciałem. Po tym, jak po raz kolejny spuścił powietrze ze swojego księżyca, wepchnął Bogina z powrotem do szafy i spojrzał na swoją klasę.

Wielu uczniów miało łzy w oczach. Tracey pocieszała zapłakaną Daphne, a Harry ściskał dłoń Susan i patrzył oskarżycielsko na Remusa.

Jakby sam Harry nie był najbardziej powszechnie budzącą strach istotą w tym pokoju.

- Dobra robota. - Remus powiedział słabo. - Dziesięć punktów dla każdego, kto stawił czoła swojemu strachowi. Na poniedziałek... - zawahał się, widząc pokonane spojrzenia na twarzach większości uczniów.

- Nieważne. - westchnął. - Po prostu... miłego weekendu.

Przypomniał o wieczornym szlabanie Harry'emu, który wyszedł z klasy z ramieniem owiniętym pocieszająco wokół ramion Susan.

- Czad. - Harry warknął na niego.

Najwyraźniej bogin Susan odebrał Harry'emu wszelką życzliwość, jaką wcześniej do niego czuł.

Remus schował głowę w dłoniach, zastanawiając się nad katastrofą, jaką spowodowała ta lekcja. Przysiągł sobie, że nigdy więcej nie będzie uczył boginów. A już na pewno nie uczniów Slytherinu. Severus mógł to zrobić w przyszłym roku.

O szóstej wieczorem Harry zapukał do drzwi gabinetu Remusa. Remus był przygnębiony, widząc, że Harry wyglądał na spiętego, wszystkie jego mięśnie były mocno zwinięte, a zielone oczy Lily przesuwały się ostrożnie po pokoju, zanim wszedł do środka.

Wyraźnie bał się zostać sam na sam z Remusem. Pomimo tego, że Harry bronił wilkołaków w pociągu, bardziej musiało mu przeszkadzać bycie sam na sam z Remusem.

- Nie będziemy mieli tu szlabanu. - Remus powiedział lekko, wstając i chwytając różdżkę.

Remus przeszedł obok Harry'ego, by opuścić biuro, a Harry odsunął się od niego.

- Chodź za mną. - powiedział Remus, zachowując uprzejmy ton pomimo własnego rozczarowania.

Oczywiście, że się ciebie boi. Jesteś potworem.

Harry podążył za Remusem, choć kilka stóp dalej, gdy ten prowadził go do pokoju dla personelu.

- Co robimy? - Harry spytał, gdy już rozpoznał drzwi.

- Stań twarzą w twarz z Boginem, twój szlaban się skończył. - powiedział Remus, otwierając mu drzwi. - Tak między nami, to zaklęcie będzie na twoim egzaminie końcowym i ważne jest, żebyś nauczył się go teraz.

- N-nie. - powiedział Harry, odsuwając się od drzwi gabinetu. - Nie zrobię tego.

- W takim razie będziemy tu dziś całą noc i każdą kolejną, dopóki tego nie zrobisz. - Remus powiedział z miłym uśmiechem.

Harry zgromił go wzrokiem, bez wątpienia mentalnie układając swój plan dnia tak, by zmieścić się w czasie.

- Harry, nie powiem nikomu, czym jest twój Bogin. - Remus powiedział cicho. - Rozumiem, jeśli chcesz zachować to w tajemnicy.

Harry nadal w milczeniu wpatrywał się w Remusa, który mógł praktycznie zobaczyć myśli Harry'ego wirujące za jego oczami, a potem przybrał minę niezainteresowanego i znudzonego chłopca.

Severus najwyraźniej uczył go oklumencji, pomyślał Remus, będąc świadkiem mistrzowskiego wyłączenia widocznych emocji.

- Dobra.

Remus uśmiechnął się uspokajająco, gestem wskazując na otwarte drzwi.

- W takim razie za tobą.

Harry powoli obszedł go dookoła, wpatrując się w dłonie Remusa, jakby obawiając się, że ten nagle go zaatakuje.

Niech cię szlag, Severusie.

Remus nigdy nie będzie w stanie zbudować jakichkolwiek pozorów relacji z synem Jamesa, jeśli przebywanie sam na sam z „wielkim, złym wilkołakiem" tak bardzo niepokoiło Harry'ego.

- Wiesz, czego się boisz? - zapytał Remus.

Harry wzruszył ramionami, wyginając lekko usta w wyrazie, który był całkowicie jego własny.

- Prawdopodobnie zobaczenie mojego bogina przed tobą. - wycedził.

Remus westchnął i zwalczył ból głowy, który narastał, odkąd zobaczył bogina Seamusa Finnigana.

- Wiesz, pojawiłeś się dzisiaj w kilku strachach. - powiedział konwersacyjnie, uważnie obserwując Harry'ego. - Masz jakiś pomysł, dlaczego?

- Przypuśćmy, że to znaczy, że jestem straszny, proszę pana. - Harry powiedział tym samym przeciągłym tonem, którego używał wcześniej. - Czy możemy to zrobić, żebym mógł iść, proszę?

- W porządku, różdżka gotowa?

Harry potrząsnął głową i machnął prawą ręką, wypuszczając w powietrze fioletowe światło.

- Nie, dzięki. - uśmiechnął się. - Tak naprawdę nie używam żadnej, co?

Remus oparł się chęci roześmiania się.

Bardziej arogancki niż kiedykolwiek byłeś, pomyślał, wyobrażając sobie zadowoloną minę Jamesa, gdyby mógł teraz zobaczyć swojego syna.

- Jak sobie życzysz. - powiedział Remus. - Trzy, dwa, jeden, zaczynamy.

Remus otworzył szafę i cofnął się, gdy Harry podszedł do niego.

Remus poczuł, jak jeżą mu się włosy, gdy Severus Snape wyszedł z szafy i szyderczo spojrzał na Harry'ego.

Jeśli on krzywdzi Harry'ego, to przysięgam na Merlina...

Nie jesteś wyjątkowy. - Bogin-Snape szyderczo spojrzał na Harry'ego. - Jesteś odrażający. Potworem. Nikim. Jesteś wart mniej niż śmieci, na których spałeś.

Remus patrzył, jak Harry traci swój poprzedni uśmieszek i zmienia kolor na okropny odcień bieli z ustami otwartymi w idealnym „o" zaskoczenia.

- Skup się Harry. - Remus zachęcił go cicho. - No dalej, „Riddikulus".

Harry nawet nie oderwał wzroku od bogina, który był teraz tuż przy jego twarzy.

- Nikt się tobą nie przejmuje. Jesteś bezwartościowy. Nie masz znaczenia. Jesteś potworem. Dziwadłem.

Harry potknął się do tyłu od Bogina i Remus poczuł, jak oblewa go poczucie winy, gdy Harry upadł na podłogę. Harry miał mocno zaciśnięte oczy, najwyraźniej próbując uniknąć patrzenia na Bogina-Snape'a, który wyzywał go teraz różnymi wulgarnymi wyzwiskami.

Remus rzucił się do przodu akurat w momencie, gdy Bogin-Snape nazywał Harry'ego dziwką, co było jedną z najbardziej przypadkowych obelg. Wykończył swojego Bogina, wrzucając go z powrotem do szafy i zmarszczył smutno brwi, patrząc na zastygłego Harry'ego.

- Harry. - zawołał łagodnie. - Wszystko w porządku?

Harry nadal siedział w milczeniu, z zamkniętymi oczami, a Remus ze zdziwieniem zauważył, że jego dolna warga zaczęła lekko drżeć.

- Hej, już dobrze. - Remus uklęknął i położył pocieszającą dłoń na ramieniu Harry'ego. - Po prostu...

- Wykurwiaj z tą łapą i mnie nie dotykaj. - Harry warknął, szybko odsuwając się od Remusa. - Nie wiem, w co pogrywasz, ściągając mnie tu sa-samego i wyciągając to... - wskazał na szafę. - Ale nie dam się na to nabrać. Nigdy więcej mnie nie dotykaj. - wysyczał, po czym szybko podniósł się na nogi i gorączkowo wybiegł z pokoju.

Remus siedział na podłodze i przez kilka minut wpatrywał się smutno we własne kolana.

Podniósł się, gdy poczuł gniew zastępujący poczucie winy i wyrzuty sumienia.

Severus był Boginem dwóch uczniów i teraz będzie musiał odpowiedzieć na kilka cholernych pytań.

Chapter 7: Przygnębieni podopieczni i martwe wilki

Chapter Text

- Severusie, musisz się wytłumaczyć!

Severus podniósł wzrok, gdy Remus Lupin wtargnął do jego gabinetu, a jego bursztynowe oczy zalśniły gniewnie.

Severus wsunął różdżkę do ręki pod biurkiem.

Lupin mógł udawać nauczyciela o łagodnym sercu, ze swoimi kardiganami i uprzejmymi uśmiechami, ale Severus nie dał się zwieść. Choroba Lupina dawała mu coś więcej niż tylko wzmocnione zmysły. Ten człowiek mógłby przerzucić Severusa przez ścianę, gdyby przyszło mu to do głowy.

I gdyby Severus pozwolił mu podejść tak blisko.

- Czyżby? - powiedział jedwabiście. - I powiedz, co dokładnie według ciebie muszę ci wytłumaczyć?

- Uczyłem dziś trzeciorocznych o Boginach. - powiedział Lupin, arogancko siadając po drugiej stronie biurka Severusa, zupełnie nieproszony.

- Jestem tego świadomy. - powiedział Severus. - Byłem obecny, kiedy przyprowadziłeś swoją klasę do pokoju nauczycielskiego.

- To, co przegapiłeś, to twoje pojawienie się jako jednego z Boginów uczniów. - Lupin powiedział ostro, wyraźnie zamierzając zranić Severusa tą wiadomością.

- Tylko jednego? - Severus zapytał, unosząc zaciekawione brwi. - W zeszłym roku udało mi się być trzema Boginami.

Cholera, Potter go ułagodził.

- Właściwie to dwóch. - Lupin parsknął, zirytowany niewzruszonym tonem Severusa. - Ale Harry cię pokonał, był najgorszym postrachem sześciu kolegów z roku.

To... to było znacznie mniej zabawne.

- Kurwa... - Severus odetchnął, szok przyćmił jego osąd w mówieniu bardziej swobodnie wokół Lupina. - Naprawdę?

- Jeden Bogin-Harry uśmiechający się do Seamusa, jeden Harry syczący na Anthony'ego, jeden Harry grożący Ronowi zakrwawionym mieczem, Harry z scyzorykiem w twarzy Pansy, Harry celujący różdżką w Erniego i mój osobisty faworyt - pokryte krwią zwłoki Harry'ego, które stworzyła Susan.

Severus słuchał, jak Lupin wymienia różnych kolegów z klasy, z którymi Potter zaciekle (i słusznie) walczył przez ostatnie dwa lata. Finnigan był częścią grupy chłopców, którzy zaatakowali Pottera, czterech na jednego, a Severus wysłał go do Skrzydła Szpitalnego po tym, jak Potter rozciął mu ramię scyzorykiem. Macmillan był jednym z bardziej szczerych uczniów w zeszłym roku, przekonanym, że Potter petryfikuje mugolaków. Potter prawdopodobnie zaatakował go za to w pewnym momencie i po prostu uniknął kary w szoku wywołanym atakami bazyliszka. Parkinson dręczyła Pottera dość często przez pierwsze dwa lata. Sam Severus przerwał wspaniałą bójkę między nimi na pierwszym roku, kiedy Potter złamał jej różdżkę na pół.

Severus nie mógł sobie przypomnieć konkretnego incydentu z udziałem Goldsteina, ale Harry zaczął dość płynnie przeklinać w wężomowie po powrocie do Hogwartu w zeszłym roku. Nawet jeśli Severus prywatnie uważał to za niesamowicie zabawne, przypuszczał, że zimny syk Pottera w chwilach złości mógł być niepokojący dla uczniów bez głębszych lęków w życiu.

Weasley był świadkiem, jak Potter zakończył życie Gilderoya swoim mieczem pod koniec poprzedniego roku szkolnego. Severus był tylko łagodnie zaskoczony, że Draco nie miał tego samego Bogina. Weasley musiał być bardziej przerażony tym wydarzeniem niż Draco. Jednak to Draco był tym, którego Gilderoy planował zabić, więc Draco najwyraźniej (i słusznie) nie stracił przez to wiele snu.

Jakkolwiek te obawy nie były zaskakujące, biorąc pod uwagę to, co Severus wiedział o ich prawdopodobnym pochodzeniu, strach Bones był dla Severusa bardzo bliski. Zakrwawione zwłoki Pottera pojawiały się w wielu najgorszych wyobrażeniach Severusa, dopóki Syriusz Black nie zostanie schwytany. Dla Severusa nie było szokiem, że zaciekle lojalna i niezwykle przywiązana panna Bones myślała podobnie.

- Potter jest wyjątkowo niezrozumiany przez wielu kolegów z klasy. - Severus powiedział, bardzo ostrożnie ważąc słowa. - Podczas gdy racjonalni dorośli mogą uznać zachowanie Pottera za zrozumiałe, rozsądne jest, że małe dzieci mogą czasami się go obawiać.

- Czego nie uważam za zrozumiałe. - Lupin powiedział powoli, obnażając zęby w imponująco skutecznym pokazie agresji. - To dlaczego Boginem Harry'ego byłeś ty.

Ja?

„Ufam ci".

Potter mu ufał. Dlaczego miałby się go bać?

- Wyjaśnij. - Severus powiedział zwięźle.

- Harry odmówił udziału w dzisiejszej lekcji. - Lupin powiedział, pochylając się do przodu, by oprzeć się o biurko Severusa, jego głos był wzburzony. - Powiedział Susan, że uważa, iż koledzy z klasy wykorzystają jego najgorszy strach przeciwko niemu. Więc dałem mu szlaban za odmowę uczestniczenia w zajęciach.

Severus prawie się uśmiechnął, gdy zdał sobie sprawę, że Lupin nie wyświadcza sobie przysługi, przymilając się do Pottera.

- Kiedy przyszedł na szlaban, przerażony dzięki tobie. - Lupin powiedział z warknięciem. - Powiedziałem mu, że musi stawić czoła Boginowi albo będzie miał szlaban każdej nocy, dopóki tego nie zrobi.

Na te słowa Severus natychmiast się uśmiechnął. Założyłby się, że groźba Lupina od razu spłynęła po Potterze. I rzeczywiście...

- Harry w ogóle się tym nie przejął. Więc powiedziałem mu, że nikomu nie powiem, czym jest jego Bogin i w końcu zgodził się stawić temu czoła.

Severus nieświadomie pochylił się do przodu, chorobliwie ciekawy, w jaki sposób stał się największym postrachem Pottera.

- I...? - zagadnął, gdy Lupin się zawahał.

- I wyszedłeś z szafy, nabijając się z niego. - powiedział Lupin, znów wyglądając na wściekłego.

Severus był teraz dość zakłopotany.

- Nabijając się z niego? Potter boi się, że się z niego naśmiewam?

Jakie to dziwne. Severus był pewien, że miał przynajmniej na tyle bliskie relacje z Potterem, że ten nie obawiałby się czegoś tak dziecinnego, jak bycie przez niego wyśmiewanym. Potter przeżył znacznie gorsze traumy. Co takiego zrobił Severus, by wywołać ten strach?

Czy to rezultat nazwania bachora szaleńcem latem?

A może jego uwaga pod wpływem chwili była dla Pottera bardzo bolesna? Severus był pewien, że już za to przeprosił.

- To były... dziwne... drwiny. - Lupin przyznał z wahaniem. - Ale chciałbym wiedzieć, dlaczego Harry najbardziej boi się, że nazwiesz go dziwakiem i potworem?

Aah.

Severus odchylił się na krześle, pewny, że rozwiązał zagadkę bogina Pottera.

- A konkretnie, jeśli twój otępiały mózg jest w stanie sobie przypomnieć, co Bogin powiedział Potterowi?

Lupin zgromił Severusa wzrokiem na chwilę, zanim się odezwał.

- Nie jesteś wyjątkowy. Jesteś odrażający. Jesteś potworem. Nikim. Jesteś wart mniej niż śmieci, na których spałeś. Nikt się tobą nie przejmuje. Jesteś bezwartościowy. Nie masz znaczenia. Jesteś potworem. Dziwakiem. - wyrecytował tępo Lupin. - Wydaje mi się, że w pewnym momencie odniosłeś się do niego również jako do „bezwartościowej osieroconej dziwki", a może „bezwartościowej sieroty od dziwki", trudno było to rozróżnić, biorąc pod uwagę liczbę wulgaryzmów, które wypowiadałeś.

Do kurwy nędzy, Harry. Nie mogłeś bać się ciemności albo czegoś równie niedorzecznego?

Jego Bogin był dość specyficznie odkrywczy.

- Interesujące... - odpowiedział Severus.

Lupin uderzył dłonią w biurko Severusa, przewracając jego kałamarz.

- To nie jest „interesujące"! Dlaczego syn Jamesa boi się, że nazywasz go dziwakiem, Severusie? - warknął, pokazując swoją wilczą stronę tak wyraźnie, jakby był w pełni przemieniony.

- Uspokój się. - Severus powiedział, trzymając różdżkę stabilnie i celując w Lupina pod biurkiem. Nie był już dzieckiem, a Lupin nie był już najbardziej przerażającą bestią, jaką spotkał. Jeśli mężczyzna zrobi jeden niewłaściwy krok, Severus nie będzie miał żadnych trudności z powaleniem go na dobre.

Lupin wziął drżący oddech, po czym odchylił się do tyłu i spojrzał równo na Severusa, a jego oczy ochłodziły się do bardziej zrelaksowanego odcienia bursztynu.

- Więc? - powiedział, po tym jak wpatrywali się w siebie przez wiele napiętych chwil.

Severus odchrząknął lekko.

- Po pierwsze, uważam, że ma na imię Harry, a nie „syn Jamesa". - zadrwił. - Z pewnością z twoim ulepszonym wzrokiem możesz zobaczyć, że Potter jest jego własną osobą.

Lupin prychnął.

- Nazywasz go „Potter". - mruknął. Ale Severus widział, jak jego twarz ciemnieje i oblewa się zawstydzonym rumieńcem.

- Po drugie, - kontynuował. - Sądzę, że tak naprawdę pytasz mnie, Lupin, „czy mam w zwyczaju dręczyć mojego podopiecznego słownymi obelgami?". I choć to absolutnie nie twoja sprawa, to i tak odpowiem, by dać ci spokój - nie mam. Ani razu nie wypowiedziałem tych słów pod adresem Harry'ego i nigdy tego nie zrobię. Zadowolony?

- Nie! - zawołał Lupin. - Dlaczego Harry miałby w ogóle myśleć o takich rzeczach? Jeśli ty tego nie powiedziałeś... - a spojrzenie, które rzucił Severusowi, mocno potwierdzało jego wiarę w tę teorię. - ...to kto to zrobił?!

- Może powinieneś zapytać Pottera. - Severus zasugerował spokojnie. - Ponieważ jest to jego niewiarygodnie osobiste i prywatne doświadczenie, którym się ze mną dzielisz, pomimo twoich zapewnień o zachowaniu go w tajemnicy.

Pokryta bliznami twarz Lupina przybrała satysfakcjonujący odcień czerwieni, po czym zmarszczył brwi.

- Próbowałem z nim rozmawiać, ale on się mnie boi!

- Naprawdę? - zapytał Severus, zaciekawiony. Potter wydawał się gorąco popierać prawa wilkołaków i innych stworzeń. Warczał i był nieuprzejmy w pociągu, ku niekończącemu się rozbawieniu Severusa, ale Severus uznał to za urazę Pottera do kogoś, komu nie ufał, patrząc na niego w chwili, którą uznałby za słabość. Może nie czuł się tak komfortowo sam na sam z wilkiem, jak Severus przypuszczał?

- Próbowałem z nim porozmawiać po tym, jak musiałem wykończyć Bogina. Wydawało mi się, że był przerażony i na skraju kolejnego załamania nerwowego. Ale potem zaczął krzyczeć, żebym go nie dotykał. 'Zabieraj łapę i mnie nie dotykaj. Nie wiem, w co pogrywasz, ściągając mnie tu samego i wyciągając to, ale nie dam się na to nabrać. Nigdy więcej mnie nie dotykaj.' - Lupin wyrecytował, zgromił Severusa wzrokiem, jakby to była jego wina. - Użył też kilku przekleństw, desperacko starając się uciec jak najdalej ode mnie.

Potter po raz kolejny pokazał, jak bardzo ufa dorosłym mężczyznom przebywającym z nim sam na sam.

Severus nie miał zamiaru głośno wzdychać, ale jak często można przypominać o traumatycznych przeżyciach swoich podopiecznych, nie czując, że za każdym razem zaczyna się łamać?

- Potter ty gnojku. - powiedział cicho, przecierając oczy. Spojrzał na Lupina i zobaczył, że spojrzenie mężczyzny nieco zmalało, choć nadal wydawał się być wściekły na niewłaściwy cel.

Severus rozważył plusy i minusy ujawnienia Lupinowi minimalnej ilości przeszłości Pottera. Z jednej strony Potter prawdopodobnie spaliłby biuro Severusa, gdyby odkrył coś, co uznałby za okropną zdradę. Z drugiej strony, pomimo własnej głębokiej niechęci i nieufności Severusa do Lupina, wątpił, czy mężczyzna celowo sprowokowałby Pottera w przyszłości, gdyby był świadomy niektórych jego obaw. Lupin desperacko pragnął nawiązać więź z „synem Jamesa", a nie mógł tego zrobić, jeśli osaczał Pottera i uruchamiał go podczas każdej interakcji.

Severusa osobiście nie obchodziła desperacja Lupina, by poznać Pottera. W najgłębszej i najbardziej niepewnej części swojego serca, tej części, która myślała o tym, że historia się powtórzy, martwił się, że Potter zostanie przekonany przez przyjazną i łatwą naturę Lupina i uzna go za lepszego od Severusa.

Ostatecznie jednak Severus musiał myśleć o tym, co jest najlepsze dla jego podopiecznego. I wierzył, że na dłuższą metę będzie lepiej dla zdrowia psychicznego Pottera, jeśli nie będzie ciągle terroryzowany przez jednego ze swoich profesorów.

Zmniejszyłoby to również szanse Lupina na wywołanie ewentualnego epizodu maniakalno-depresyjnego. Co, tak naprawdę, zadecydowało o wszystkim dla Severusa. Wciąż miał nadzieję, że Uzdrowiciel Umysłu się mylił, ale na wypadek, gdyby się nie mylił, Severus nie chciał, by Potter zaczął „ cyklować" podczas roku szkolnego.

Severus uważnie przyjrzał się Lupinowi.

- Jeśli powtórzysz to innej duszy, może się okazać, że moja ręka się omsknęła i przedawkowałem twój comiesięczny eliksir tojadowy. - powiedział chłodno. - Czy to będzie dawka na następny miesiąc? Być może. Może to być następna lub kolejna. Nie będziesz miał pojęcia, dopóki pewnego wieczoru nie weźmiesz eliksiru i nie zaczniesz z trudem oddychać. W końcu udusisz się z powodu braku aktywności w płucach i umrzesz, żałośnie samotnie, w swoim biurze. Czy to jasne?

Lupin wyglądał na zaskoczonego groźbą-obietnicą Severusa.

Dobrze.

- Do Harry'ego też tak mówisz? - mruknął Lupin. - A Amelia myślała, że będziesz dobrym opiekunem? Nic dziwnego, że przeraża swoich kolegów z klasy.

- Twoje słowo, Lupin. - powiedział Severus, uśmiechając się na myśl o tym, że Lupin poskarży się na niego Amelii.

Równie prawdopodobne było, że sama kupiłaby tojad, gdyby uważała, że Lupin zagraża zdrowiu psychicznemu Pottera.

Najwyraźniej przyjaciele Lily Evans byli bardziej oddani niż przyjaciele Jamesa Pottera.

- Dobra, tak, ani słowa. - Lupin skrzywił się, krzyżując ramiona i wyglądając jak nieletni.

- Potter uważa cię za drapieżnika. - Severus powiedział bez ogródek.

- A czyja to wina? - Lupin natychmiast zażądał. - Powiedziałeś mu, czym jestem!

Severus był przez chwilę zdezorientowany i niesamowicie zniesmaczony, dopóki nie zdał sobie sprawy z pomyłki idioty.

- Nie takiego drapieżnika, ty niepojęty imbecylu. - przewrócił oczami. - Bycie wilkołakiem jest prawdopodobnie jedyną rzeczą, którą Potter uważa za interesującą i niezagrażającą.

- Jakim więc typem drapieżnika? - zapytał Lupin, marszcząc brwi w zakłopotaniu. - Jeśli naprawdę myślisz, że nie obchodzi go mój... problem...?

Severus prawie parsknął na „uprzejmy" sposób, w jaki Lupin opisał swoją chorobę.

Westchnął ponownie i uszczypnął grzbiet nosa, bo niestety musiał to przeliterować.

- Czytałeś Proroka Codziennego w zeszłym roku? - powiedział.

- Tak - odpowiedział powoli Lupin.

- Więc czytałeś o tym, że Potter został eksmitowany przez swoich krewnych i przez jakiś czas był bezdomny?

- Nie wiedziałem, czy to prawda, czy nie... Rita, wiesz... - Lupin urwał z wahaniem.

- To niestety była prawda. - Severus powiedział, wstając i robiąc Lupinowi tak pustą minę, jak tylko był w stanie, biorąc pod uwagę aktualny temat rozmowy. - Zapraszam cię teraz, byś użył swojej przeklętej wyobraźni co do rodzaju obrzydliwego robactwa, na jakie narażone byłoby małe, bezbronne i zdesperowane dziecko śpiące w alejkach.

Severus nie czerpał żadnej przyjemności z krwi odpływającej z twarzy Lupina, gdy ten układał w całość jego słowa.

- Merlinie. - Lupin westchnął, a jego oczy zaszły mgłą. - Ni-nigdy bym... nie...

- Wyciąganie Pottera samego, a potem kładzenie na nim rąk z pewnością nie jest sposobem na ponowne nawiązanie kontaktu z synem twojego zmarłego najlepszego przyjaciela. - Severus powiedział ostro.

Nie obchodziło go, czy to zraniło Lupina. Jak śmiał tak emocjonalnie podchodzić do przeszłości Pottera, skoro był jednym z wielu, którzy mogli wystąpić i walczyć o Pottera po śmierci Lily? A jeśli nie walczył o umieszczenie go w domu, to przynajmniej odwiedził dziecko i sprawdził, co u niego słychać? Nawet wysłać mu kartkę urodzinową? Na co zdadzą się teraz jego łzy żalu? Szkoda została wyrządzona.

„La folie circulaire".

Według ogromnej ilości badań, które Severus przeprowadził w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, Potter mógłby mieć jeszcze wiele lat, zanim rozwinęłaby się u niego choroba, o ile w ogóle by się rozwinęła, gdyby jego dzieciństwo nie było tak traumatyczne. A Remus Lupin, wielki przyjaciel Jamesa Pottera, mógł zrobić więcej w tym kierunku.

Zrobić cokolwiek.

- Wyjdź. - powiedział Severus, ucinając emocjonalne bzdury, z którymi protestował Lupin. - Przyszedłeś tu, by zaatakować mnie z powodu bogina mojego podopiecznego, kiedy to, co wiesz o Potterze, nie mogłoby zapełnić jednej czwartej kartki pergaminu? Wynoś się.

- Severusie, ja...

- Wynoś się! - Severus warknął. - Zejdź mi z oczu, Lupin!

Lupin rzucił mu smutne spojrzenie, gdy opuszczał biuro Severusa, z niezbyt hipotetycznym ogonem schowanym między nogami.

Severus opadł na krzesło, gwałtownie wyczerpany. Chociaż starał się nie wyobrażać sobie Pottera „na skraju załamania nerwowego", nie mógł też nie czuć się umiarkowanie uspokojony przez Bogina Pottera. Potter, na pozór nieustraszony i nieokrzesany dzieciak który przeżył, najbardziej obawiał się, że Severus wypluje z siebie jego najgorsze. Oznaczało to, że Potter ufał Severusowi. Że Severus musi coś dla niego znaczyć, skoro boi się, że zostanie przez niego odrzucony i zlekceważony.

Świadomość tego była pocieszająca. Choć nigdy by się do tego przed nikim nie przyznał, czasami martwił się, że Potter jest niezdolny do prawdziwej emocjonalnej więzi. Jednak obawiał się, że Severus go odrzuci. Musiał czuć się emocjonalnie związany z Severusem, by mieć takie obawy.

Więc jutro zobaczy się z Potterem i nadal będzie go zapewniał, że prawdziwy Severus nigdy by o nim nie pomyślał, a co dopiero powiedział.

Potter obawia się, że nikt się o niego nie troszczy? Uważa, że jest bezwartościowym nikim? Severus po prostu pokaże mu, że jest inaczej. I być może pewnego dnia to niedorzeczne dziecko w to uwierzy.

 

- Lupin. - Severus mruknął cicho do wilka siedzącego po jego prawej stronie, gdy następnego ranka uważnie przeszukiwał Wielką Salę. - Co się stało po szlabanie Pottera zeszłej nocy?

- Przyszedłem prosto do twojego biura. - odparł Lupin, na szczęście równie cicho jak Severus.

- Wcześniej, ale po tym, jak Potter na ciebie nakrzyczał. Mówiłeś, że był na skraju załamania? Z pewnością nie pozwoliłeś mu uciec samemu, jeśli naprawdę był tak zdenerwowany.

- Cóż, to nie było tak, że chciał, żebym za nim szedł. - Lupin mruknął nadąsany. - Pomyślałem, że będzie lepiej, jeśli po prostu go zostawię i pójdę z tobą porozmawiać.

Severus rzucił Lupinowi ostre spojrzenie. Z pewnością Severus nie był jedynym profesorem w tym zapomnianym przez Boga zamku, który posiadał najmniejszą wiedzę na temat traumy, chorób psychicznych czy psychologii. Zgoda, Severus odbywał teraz wizyty u mugolskiego uzdrowiciela, szukając porady, jak poradzić sobie z Potterem, ale Lupin zmieniał się w obrzydliwą bestię raz w miesiącu! Kto mógłby wiedzieć więcej o emocjonalnych i mentalnych wyzwalaczach niż człowiek, który dosłownie traci swój racjonalny umysł przy każdej pełni księżyca?

- Sprawdziłeś najpierw, czy Potter bezpiecznie wrócił do pokoju wspólnego? - wysyczał Severus.

- Eee... nie. - Lupin mamrotał zawstydzony.

- Czy wezwałeś któregoś z jego przyjaciół, żeby go sprawdził?! - zażądał Severus.

- Nie pomyślałem o tym... - odparł Lupin. - Dlaczego to ma teraz znaczenie?

Severus ponownie szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym ostrożnie policzył grupę na końcu stołu Slytherinu.

Lovegood, Draco, Granger, Theodore, Blaise, Ronald, Longbottom, Bones...

I tuż obok Bones - zwyczajowe miejsce Pottera w rogu pod ścianą, puste.

- Ponieważ nie pojawił się na śniadaniu, mimo że cała jego banda łobuzów w nim uczestniczy.

- Więc zaspał. - szepnął Lupin, rozglądając się teraz po Sali, by sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. - Czy to koniec świata?

'Staraj się unikać rzeczy, które mogłyby wywołać epizod. Kiedy zacznie się epizod, będziesz musiał uważnie obserwować Harry'ego.'

Potter znajdował się w czymś, co badania nazwały „stabilnym miejscem umysłu" od połowy lipca. Severus miał szczerą nadzieję, że miną więcej niż dwa miesiące, zanim coś uruchomi dziecko.

Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego myślał, że cokolwiek związanego z Potterem podąży jakąś optymistyczną ścieżką.

Severus pomyślał o destabilizującym epizodzie depresyjnym Pottera, który miał miejsce latem. Pomyślał o depresji Pottera w zeszłym roku szkolnym. Przypomniał sobie szeptane wyznanie Pottera: „Czasami po prostu nie widzę w tym wszystkim sensu". Pomyślał o Potterze opowiadającym, jak jego bariery upadły, gdy został wydalony, a ból był zbyt silny: „Nie mogłem tego znieść, a potem zrobiłem coś głupiego" i Severus poczuł (niestety aż nazbyt znajomą) panikę.

Czy to koniec świata?

Może nie Lupina. Ale Severusa na pewno, jeśli nie znajdzie Pottera.

- Jeśli nie znajdę Pottera w jednym kawałku i przy zdrowych zmysłach, rozerwę cię na strzępy, wilku. - Severus splunął przed odejściem od stołu.

Po raz kolejny musiał znaleźć swojego podopiecznego i mieć nadzieję, że Lupin i Bogin nie wyzwolili w Potterze najbardziej autodestrukcyjnych tendencji.

 

- Gdzie jest Potter? - Severus zapytał uczniów na końcu stołu Slytherinu.

- Jest chory, proszę pana. - Ronald powiedział szybko.

- Chory. - Severus powtórzył. - Wymiotował? Miał gorączkę? Pocił się?

- Nie wiem... - Ronald zerknął na Theodore'a, który wzruszył ramionami. - Powiedział tylko, że jest chory i żeby zostawić go w spokoju.

'Jestem chory.'

'Nie czuję się dobrze.'

Severus zamierzał zabić Remusa Lupina.

- Wspaniale. - Severus powiedział. - Może następnym razem, gdy wasz współlokator zachoruje, natychmiast poinformujecie o tym swoją głowę domu, która również ma do dyspozycji zapas eliksirów leczniczych?

- Tak jest. - mruknęli czterej chłopcy ze Slytherinu, wyglądając na odpowiednio zawstydzonych.

Severus skierował się do wyjścia z sali i był tylko lekko zaskoczony, widząc Susan Bones podążającą za nim.

- Wierzę, że wkrótce zaczynasz zajęcia, panno Bones. - powiedział, gdy szybkim krokiem zmierzał do lochów.

- Mylisz się. Jest sobota.

Severus rzucił jej pełne niedowierzania spojrzenie. Nawet jeśli dziewczyna miała rację, wciąż był jej profesorem.

- Potter prawdopodobnie będzie zarażał. - powiedział jej. Naprawdę nie sądził, że tak słabe ostrzeżenie ją odstraszy i tak się nie stało. Bones tylko zanuciła, z łatwością nadążając za jego szybkim krokiem.

- Nie spodoba mu się, że cię widzi, jeśli źle się czuje. - powiedział szczerze. - Wierzysz, że Potter będzie zadowolony, jeśli go teraz zobaczysz?

Bones przeklęła lekko pod nosem. Severus ostrożnie udał, że tego nie usłyszał - uważał, że ta pyskata dziewczyna z Hufflepuffu jest raczej zabawna, kiedy jej witriol nie był skierowany bezpośrednio na niego.

- W takim razie po prostu cię odprowadzę, dobrze? - powiedziała z grymasem irytacji.

Severus skinął głową i duet w milczeniu ruszył w stronę pokoju wspólnego Slytherinu. Gdy Severus zbliżył się do wejścia Slytherinu, by podać hasło, Bones zatrzymała się i zmarszczyła brwi.

- Czy udajemy, że nie znasz hasła i nie spędziłaś większości wolnego czasu w domu moich uczniów, panno Bones? - zapytał sardonicznie.

- Właśnie miałam ci powiedzieć, że jeśli nie możesz wyciągnąć Harry'ego z łóżka, to powinieneś wezwać Lunę. - powiedziała po chwili wahania.

Severus odwrócił się i spojrzał na nią uważniej. Bones miała poważny wyraz twarzy, który sprawił, że Severus uwierzył, że ona również instynktownie wiedziała, że Potter nie jest chory.

W każdym razie nie w klasycznym sensie.

Zerknął w dół pustego korytarza, zanim rzucił niewerbalne Muffliato.

- A co panna Lovegood zrobi dla Pottera, czego twoim zdaniem ja nie mogę? - zapytał.

- To zostanie między nami? - zapytała z chytrym spojrzeniem.

- Nie będę okłamywał Pottera. - Severus powiedział powoli.

Jeśli opóźnia go przed Potterem jakaś młodzieńcza próba sprawdzenia jego wiarygodności, panna Bones szczerze tego pożałuje.

- Ja też nie. - zadrwiła. - Miałam na myśli kogokolwiek poza Harrym oczywiście.

- W takim razie to, co powiesz, pozostanie między nami tak długo, jak będziemy się rozumieć.

Bones spojrzała na niego spekulacyjnie, prawdopodobnie szukając ukrytych implikacji w jego słowach lub wyrazie twarzy. Po nie znalezieniu żadnych, wypuściła haust powietrza.

- Luna i Harry... są jak... jak... rozumieją się nawzajem. - Powiedziała Bones. - Harry ją kocha. Po prostu wiem, że ona go podniesie, jeśli ty nie dasz rady.

Severusa zaskoczyła beztroska w głosie Bones. I jej pewna siebie uwaga, że Potter kocha pannę Lovegood.

- Ona ma dwanaście lat. - Severus powiedział płasko.

Panna Bones zaśmiała się i uśmiechnęła do Severusa.

- Nie taką miłość. - zachichotała. - W każdym razie jeszcze nie, może pewnego dnia, kto wie? Ale Harry ją kocha. Nie widzisz tego?

Severus nie mógł powiedzieć. Wiedział, że Potter lubił pannę Lovegood, martwił się o nią od czasu do czasu i pozwalał jej na takie same swobody w kontakcie fizycznym jak Bones. Ale nie mógł powiedzieć, że Potter był zdolny do tak złożonych i bezinteresownych uczuć jak miłość.

Miał nadzieję, że był. Ale jeszcze się o tym nie przekonał.

- Myślałem, że jesteś najbliższym przyjacielem Pottera. - Severus powiedział wymijająco, teraz zbyt zaintrygowany dynamiką gangów Pottera, by przegapić okazję, by dowiedzieć się więcej.

- Jestem. - Bones powiedział pewnie. - Jestem jego najlepszym przyjacielem. Harry ufa mi najbardziej, ale najbardziej kocha Lunę. Myślę, że ona przypomina mu jego samego.

- Och... - Severus starał się stłumić palącą ciekawość w swoim tonie. - W jaki sposób zwiewna, czarująca i rozmarzona panna Lovegood przypomina Potterowi jego samego?

Bones rzuciła Severusowi spojrzenie, które uważał za niezwykle protekcjonalne.

- Ponieważ oboje udają, przez cały czas. - powiedziała. - Luna tańczy przez życie, nie przywiązując się, więc nikt nie może jej zranić. Luna unika przywiązania do własnych myśli i marzeń. Harry robi to samo, z tą różnicą, że uderza pierwszy, zanim ktokolwiek zdąży go uderzyć. Uważa, że w ten sposób mniej boli. Ale znalazł Lunę i uratował ją. A teraz ją kocha.

- A przed czym Potter ją uratował? - zapytał. Wbrew sobie, był ciekaw usłyszeć więcej spostrzeżeń Bones na temat umysłu Pottera. Chociaż nigdy nie powiedziałby tego zadziornemu małemu puchonowi, imponujący był sposób, w jaki rozpoznawała rzeczy, których większość dorosłych by nie rozpoznała.

Z pewnością większość dorosłych w tym zamku.

- Bycie samemu. - Bones powiedziała po prostu. - Harry widział, że była sama, tak jak on kiedyś, i zamierza się upewnić, że już nigdy nie będzie.

Severus pomyślał, że to wiele mówi o niezachwianej wierze Bones w Pottera, że powiedziała „upewni się", a nie „spróbuje".

- Byłabyś doskonałym Uzdrowicielem Umysłu po Hogwarcie, gdyby cię to interesowało. To byłoby trudne, przekonać Czarodziejów, że to coś więcej niż mugolski zawód, ale wierzę, że jeśli ktokolwiek mógłby to zrobić - byłabyś to ty. - Severus przyznał jej rację z aprobującym spojrzeniem.

Był to komplement, jakiego nie powiedziałby dziewczynie, która obrzuciła go wieloma wyzwiskami podczas wydalenia Pottera w zeszłym roku.

Bones ponownie zachichotała, wracając do swojego bardziej młodzieńczego tonu głosu.

- Nie mogę, będę Wiceministrem Magii. - spojrzała na niego z lekko szczerbatym uśmiechem.

- Nie wiedziałem, że w naszych szeregach jest takie stanowisko. - powiedział Severus.

- Nie ma, w każdym razie jeszcze nie. Harry stworzy je dla mnie, kiedy zostanie Ministrem.

Severus niemal parsknął śmiechem na jej pewność co do najwyraźniej wzniosłych przyszłych ambicji Pottera.

Zerknął na drzwi Slytherinu za sobą i westchnął.

- Choć to wszystko było interesujące, mam chorego ucznia, którym muszę się zająć. Czy możesz poradzić swojej wesołej bandzie odmieńców, aby znaleźli inne miejsce na dzisiejsze spotkanie?

- Hmm. - Bones wyglądał na zamyślonego. - Myślisz, że jego obecność w łóżku ma coś wspólnego ze szlabanem zeszłej nocy?

Severus poczuł, jak jego warga wykrzywia się w irytacji na przypomnienie o skandalicznej niekompetencji Lupina i jego grubej determinacji, by zmusić Pottera do stawienia czoła Boginowi.

- Tak właśnie myślałam. - Bones powiedziała z uprzejmym uśmiechem. - Myślę, że spędzimy dzisiaj trochę czasu na korytarzu Obrony. Proszę dać mi znać, jeśli będziesz potrzebował Luny.

Bones miała doskonałą intuicję.

Severus uśmiechnął się, gdy Bones pomknęła korytarzem, a on wszedł do pokoju wspólnego Slytherinu i skierował się w stronę schodów. Miał nadzieję, że Lupin zostanie odpowiednio sterroryzowany przez przyjaciół Pottera.

Byłoby strasznie karmiczne, gdyby Potter i jego gang uprzykrzyli Lupinowi czas spędzony w zamku tak bardzo, jak James Potter i jego przyjaciele uprzykrzyli Severusowi.

Severus wziął głęboki oddech i policzył do dziesięciu, dwa razy, zanim wszedł do dormitorium.

- Harry? - zawołał. - Obudź się.

- Nie śpię.

Severus podszedł do łóżka Pottera i zmarszczył brwi na żałosny widok przed sobą.

Potter leżał skulony na boku, z kolanami obronnie przyciągniętymi do klatki piersiowej. Miał założone okulary i wpatrywał się przez okno w głębiny jeziora. Jego wyraz twarzy był pusty, ale Severus widział czerwone obwódki jego oczu i ciemne cienie pod nimi.

- Pan Weasley poinformował mnie, że jesteś chory? - powiedział.

- Tak. - odparł Potter tępo.

Severus wyczarował krzesło i usiadł obok głowy Pottera.

- Czy mam przywołać nieinspirujące bzdury, które moi uczniowie nazywają pracami domowymi i ocenić je tutaj dzisiaj, czy wolisz, żebyśmy poszli razem otruć Lupina?

Potter odwrócił lekko głowę i zamrugał, jakby dopiero teraz zauważył jego obecność.

- Co?

- Pytałem, czy chciałbyś, żebym ocenił wypracowania twoich kolegów z klasy i wygłosił na głos pogardliwe uwagi dla twojej rozrywki, czy może wolałbyś uwarzyć truciznę dla Lupina? - Severus powtórzył równo.

Potter prawdopodobnie wybrałby truciznę, gdyby był w stanie wybrać „zabawne" zajęcie.

Była to jedna z niekończących się rzeczy w tym dziecku, które bawiły i irytowały Severusa w równym stopniu.

- Dlaczego tu jesteś? - Potter zapytał cicho, ignorując kiepską próbę humoru Severusa.

- Byłbym niedbały w swoich obowiązkach, zostawiając cię samego, gdy jesteś chory. Chyba że wolisz towarzystwo Madame Pomfrey w Skrzydle Szpitalnym? - zapytał, unosząc pytająco brew.

Potter potrząsnął krótko głową i wrócił do milczącego wpatrywania się w okno.

Severus spokojnie przywołał ostatnie eseje swoich czwartych klas i zaczął krytykować je na głos podczas oceniania.

- Pan Yarrito uważa, że pokrojona w kostkę śledziona nietoperza może zapobiec osiągnięciu przez Roztwór Przeciwutleniający temperatury zamarzania. - Severus powiedział. - Właśnie dlatego, Harry, przyjmuję tylko uczniów z Wybitnym po piątym roku. Takie głąby jak Yarrito zabiłyby cały zamek, gdyby popełnił tak głupi błąd z eliksirami, które warzymy.

Severus był w połowie swojego stosu esejów i wygłaszał tyradę na temat nieudolności większości uczniów Gryffindoru, kiedy Potter w końcu przemówił.

- Masz bogina? - Potter powiedział cicho, a jego oczy ani na chwilę nie oderwały się od okna.

- Mam. - Severus powiedział równo, nie okazując zaskoczenia, jakie poczuł, gdy Potter sam poruszył ten temat. - I było to okropnie traumatyczne, być tego świadkiem jako trzynastolatek. Błagałem Albusa o usunięcie boginów z programu nauczania każdego roku, od kiedy jestem tu zatrudniony.

- Nie sądziłem, że będę go miał... - Potter powiedział z wahaniem.

Severus roześmiałby się z przekonania dziecka o własnej nieustraszoności, gdyby Potter nie wydawał się tak strasznie zdruzgotany tą rewelacją.

- Nigdy nie słyszałem o osobie, która by go nie miała. - powiedział Severus. - Nie jestem pewien, czy takie zjawisko jest w ogóle możliwe, choć mocno w to wątpię.

- Lupin powiedział ci o moim. - powiedział Potter. Nie zapytany, powiedział.

Intuicja dziecka była ostra jak brzytwa, nawet w tak letargicznym stanie.

- Powiedział. - Severus potwierdził.

Potter wzdrygnął się lekko pod kołdrą, pod którą był zakopany.

Severus ma nadzieję, że kiedy Potter stanie na nogi, Lupin będzie cierpiał za złamanie zaufania dziecka. Severus mógł poczuć nawet odrobinę winy na tę myśl, ale ponieważ sam musiał kłamać o wielu gorszych rzeczach, wielu potężniejszym ludziom, w imieniu Pottera, uważa, że Lupin powinien był trzymać język za zębami.

Severus i tak wyrwałby to Lupinowi z głowy, ale tchórz mógł wyrazić symboliczny protest przeciwko zdradzeniu strachu Pottera.

- Chcesz o tym porozmawiać? - zaproponował Severus. - Mógłbym poinformować cię w siedmiu różnych językach, że nigdy nie powiedziałbym i nie pomyślałbym o tobie żadnej z tych rzeczy.

Potter spojrzał na Severusa tylko raz, po czym zmarszczył lekko brwi.

- Jaki jest twój? - zapytał zamiast tego.

- Kiedy byłem na trzecim roku, był to mój ojciec, co było zarówno traumatyczne, jak i upokarzające na oczach moich kolegów z klasy. - Severus odpowiedział bez wahania. Potter był już świadomy jego dzieciństwa, nie miał przed nim żadnych tajemnic. - Kiedy miałem 22 lata, na pierwszym roku nauczania, to był Czarny Pan. Teraz wierzę, że mój Bogin byłby taki sam jak panny Bones.

Potter lekko poruszył głową, naśladując skinienie głową.

- Przepraszam. - wyszeptał.

- Jakie niepotrzebne przeprosiny mi oferujesz? - zapytał zaciekawiony Severus.

Potter zamknął mocno oczy, odpowiadając.

- Wkrótce umrę.

- Co? - Severus poczuł, jakby jego klatka piersiowa nagle pokryła się lodem. Poczuł, jak gęsia skórka spływa mu po ramionach na pozbawiony życia, matowy ton Pottera.

- Nom.

- Natychmiast wyjaśnij, co masz na myśli.

- To właśnie powiedziała Trelawney. - Potter odpowiedział.

Dzięki Bogu.

- Trelawney jest tak żałośnie nieudolna, jak poinformowałeś mnie, że Hagrid jest. Sam fakt, że powiedziała, że wkrótce umrzesz, napawa mnie przekonaniem, że będziesz żył niemożliwie długo. - Severus próbował uśmiechnąć się łagodnie do Pottera, ale dziecko wciąż wpatrywało się beznamiętnie w okno. Potter leżał w ciszy, pozornie wyczerpany, zanim odezwał się cichym tonem;

- Więc przepowiednia jest fałszywa?

Sukinsyn.

- A może nawet najbardziej nieuczciwi jasnowidze mogą od czasu do czasu dokonać autentycznej przepowiedni, choćby przez przypadek. - Severus powiedział ostrożnie. - Chociaż bardziej ufałbym zdolnościom pana Finnigana do ukończenia szkoły bez zniszczenia kolejnego kociołka w mojej klasie, niż przepowiedni Trelawney dotyczącej długości twojego życia.

Potter zdawał się nawet nie słyszeć Severusa. Nadal wpatrywał się w okno, a jego zielone oczy były tak matowe, jak Severus nigdy wcześniej nie widział.

- Po prostu nie sądziłem, że będę miał bogina, bo nie boję się śmierci, wiesz? Więc nie spodziewałem się tego. - powiedział cicho.

Severus przyłapał kiedyś Pottera w podobnym nastroju, w jakim wydawał się być teraz. Po tym, jak Potter odkrył, że Severus był szpiegiem, który podzielił się przepowiednią z Czarnym Panem w zeszłym roku, Potter był zdenerwowany, przygnębiony, ale chętny do rozmowy. Nastrój dziecka zdawał się teraz bardziej przypominać tamto wydarzenie niż przerażająco długi okres depresji, w który popadł latem.

Był pewien, że gdzieś tam jest korelacja. Zasługiwało to na rozważenie w późniejszym czasie.

Czasie, w którym Potter nie wyznał, że chce umrzeć.

Lily daj mi odpowiednie słowa, by przekonać go do życia, Severus krótko się pomodlił.

- Ludzie myślą, że śmierć jest łatwa. - powiedział tak spokojnie, jak tylko potrafił. - I być może jest. Ale jest też końcem, Harry. Końcem śmiania się z przyjaciółmi, końcem latania w przestworzach, końcem miniaturowych ciasteczek z melasą i końcem możliwości przyszłości tak jasnej, jakiej nawet nie potrafisz sobie wyobrazić. - Severus przełknął ciężko, zanim łagodnie kontynuował: - Śmierć może nie jest wystarczająco przerażająca, by być twoim boginem, ale jest ostateczna. Nie ma drugiej szansy.

- Byłeś moim boginem. - Potter powiedział cicho. - Nie wiem dlaczego. Ale nienawidziłem tego. Nienawidzę dementorów, którzy sprawiają, że w zamku jest tak zimno. Nienawidzę boginów. - Głos Pottera zniżył się do szeptu, gdy przyznał. - Nienawidzę się tak czuć. Żałosny, bezwartościowy i słaby.

Severus rozprostował nogi i pochylił się, próbując złapać wzrok Pottera.

- Wierzę, że prawdopodobnie byłem twoim boginem, ponieważ mi ufasz. - Severus powiedział, ostrożnie dobierając słowa. - Zarówno boginy, jak i dementorzy mają dar sprawiania, że ludzie wierzą, że są słabi, podczas gdy nie jest to prawdą. - powiedział stanowczo. - Tak się składa, że jestem pod ogromnym wrażeniem twojej siły. Jestem... - Severus zawahał się tylko przez chwilę, zanim przypomniał sobie swojego małego lisiego patronusa i przezwyciężył własny dyskomfort. - niesamowicie z ciebie dumny. Jestem z ciebie dumny, Harry.

Potter zmarszczył brwi i wyciągnął jedną rękę spod koca.

- Z tego powodu? - Machnął nadgarstkiem i wypuścił zaklęcie na tyle silne, że wypaliło sporej wielkości krater w kamiennej ścianie dormitorium.

Co, prawdę mówiąc, było dość imponujące.

- Nie - powiedział Severus. - Chociaż uważam, że twój status magicznego cudownego dziecka jest równie godny podziwu, co przerażający, miałem na myśli to. - Severus stuknął się lekko palcem w bok głowy. - Potrzeba niesamowitej siły psychicznej, by kontynuować, gdy twoje ciało próbuje cię przekonać, że jest inaczej.

- Nie chcę, żeby moje ciało przekonywało mnie, że jest inaczej... ale... ale czasami tak jest. - powiedział Potter. - Ale przede wszystkim nie chcę być słaby. I nie obchodzi mnie, co trzeba zrobić, żeby przestać się tak czuć.

To otwarcie, jeśli kiedykolwiek je widziałem...

- Mogę ci pomóc, Harry. - Severus powiedział łagodnie. - Możemy znaleźć sposób, byś nie (na miłość boską, nie mów „czuł") reagował w ten sposób następnym razem, gdy spotka cię coś przykrego.

Potter mrugał do niego powoli przez dłuższą chwilę, a Severus wstrzymał oddech.

- Jak nauka rzucania Patronusa? - Potter zapytał z wahaniem.

Severus zmarszczył brwi. Nie zastanawiał się, jak silnie aura dementorów wpłynie na jego podopiecznego nawet z wnętrza zamku. Ale jeśli Potter prosił o pomoc w nauczeniu się zaklęcia, które ich odstraszy, musieli mieć na niego silniejszy wpływ, niż się spodziewał.

- Pomyślałem, że może moglibyśmy powtórzyć naszą umowę, której odmówiłeś latem i pójść zobaczyć się z moim mugolskim przyjacielem. - powiedział. - Chociaż nie jestem niechętny do nauczenia cię, jak rzucać Patronusa, jeśli chcesz.

- Nie spotykam się z Uzdrowicielem Umysłu. - Potter powiedział krótko, po raz pierwszy okazując prawdziwe emocje. - Ale chcę nauczyć się Patronusa, jeśli mógłbyś mnie nauczyć?

Nie zmienisz jego zdania w jeden dzień. Czas. To zajmie trochę czasu.

- Oczywiście. - Severus powiedział z przekonaniem. - Uważa się, że jest to zaklęcie na poziomie szóstego roku, ale jestem pewien, że szybko się go nauczysz.

- Naprawdę? - Potter (w końcu) usiadł. - Próbowałem powiedzieć mojej magii, żeby stworzyła Patronusa, ale to nie zadziałało, a Susan powiedziała, że zaklęcie oznacza „czekam na opiekuna", więc też spróbowałem, ale to nadal nic nie dało.

- Z Patronusem wiąże się trochę pracy emocjonalnej. - Severus powiedział, wdzięczny za każdy temat, który minimalnie przywrócił Pottera do życia. - Jeśli chcesz, możemy zacząć tego wieczoru. Chociaż rzadko działa na pusty żołądek. Więc może po kolacji?

Severus mentalnie skrzyżował palce, by Potter nie przejrzał jego jawnego kłamstwa.

- Czad, dziękuję. - Potter zaczął się lekko uśmiechać, zanim się zawahał. - Właściwie... właściwie nie mogę dzisiaj. Myślę, że muszę zająć się czymś ważnym.

- Och? - powiedział Severus. - Czy zostałem pominięty w sprawie jakichś zuchwałych, gryffindorskich planów i intryg?

Potter nie wspominał o Syriuszu Blacku od miesięcy, ale Severus wiedział, że to nie znaczy, że wciąż o nim nie myśli.

- Neville należy do Gryffindoru i jest najbardziej ostrożną osobą, jaką znam. - Potter syknął, zsuwając koce z nóg. - Ale potrzebuję twojej rady... może... - Potter spojrzał na Severusa przez grzywkę i wyglądał na zdenerwowanego. - Powiedziałeś mi kiedyś, że przyjaciele troszczą się o uczucia innych. - Potter skrzywił się w sposób, który był strasznie zabawny i odpowiedni do jego wieku. - Jak ich o to zapytasz? Jeśli nie chcesz, żeby się zdenerwowali?

Potter... Potter dba o uczucia swoich przyjaciół?

Severus mógłby zapłakać z ulgi. Naprawdę nie miał wcześniej pojęcia, czy Potter jest w ogóle zdolny do empatii.

'Harry ją kocha.'

- Chodzi o pannę Lovegood?

Potter wyglądał na zaskoczonego.

- Nie? Dlaczego? - Potter zmrużył oczy - Co się stało z Luną?

- O ile mi wiadomo, panna Lovegood jest z innymi twoimi przyjaciółmi, prawdopodobnie dręcząc Lupina w taki czy inny sposób. - Severus zapewnił go szybko. - Przepraszam, że wywołałem u ciebie niepotrzebny niepokój. Błędnie założyłem, że twoje pytanie dotyczy panny Lovegood.

- Och. - Potter odetchnął z ulgą, że Lovegood nic się nie stało. - Nie, to nie ona. Powiesz mi, jak z nimi rozmawiać?

Severus uważnie rozważył pytanie Pottera, nawet gdy zastanawiał się, który z jego przyjaciół zasłużył na zaszczyt bycia pierwszą osobą, z którą Potter chętnie rozmawiał o „uczuciach".

- Spraw, by poczuli się komfortowo, a następnie, w zależności od tego, który to przyjaciel, spróbuj omówić to w taki sposób, by nawet nie zauważyli, że o tym rozmawiamy. - Severus poinstruował go. - Chociaż sądzę, że jeśli to panna Bones, doceniłaby dosadne podejście.

Potter wstał i przeciągnął się, chichocząc lekko.

- Nie, muszę porozmawiać z Theo. Ale ona jest świetna, prawda? - powiedział pieszczotliwie. - Powiedziałeś, że „dręczą Lupina", wiesz, czy wszyscy są razem?

- Nie jestem pewien. - Severus odpowiedział szczerze. - Panna Bones poinformowała mnie dziś rano, że będzie na korytarzu obrony i sądzę, że zamierzała zabrać ze sobą innych twoich przyjaciół. - Severus zawahał się, - Czy z Theodorem wszystko w porządku? Odniosłem wrażenie, że był obrzydliwie szczęśliwy z panną Granger i jego nowo zwiększonym obciążeniem pracą?

- Nie jestem żadnym kapusiem. - Potter mruknął, zaczynając grzebać w swoim kufrze, prawdopodobnie w poszukiwaniu czystego stroju, ponieważ wciąż był w piżamie.

- Rozumiesz różnicę między „kapusiem a poinformowaniem zaufanej osoby dorosłej, jeśli w uzasadniony sposób martwisz się o inne dziecko, prawda?

Zaskoczone spojrzenie Pottera było bardzo oczywistym „nie".

- Czy powinienem martwić się o Theodore'a? - Severus próbował zastanowić się nad jakimikolwiek ostatnimi zmianami, które mogłyby wywołać ten bezprecedensowy pokaz empatii u Pottera. - Uważasz, że ma depresję? A może przepracowany?

- Myślę, że Lupin to dupek i potrzebuję Theo, żeby pomógł mi go zabić. - zażartował Potter. - I to wszystko, co mogę ci powiedzieć.

- Nie daj się złapać, a jeśli będziesz potrzebował pomocy, znajdziesz mnie w moim biurze. - Severus odpowiedział mu, tylko częściowo pewien, że Potter próbował zażartować, próbując odwieść Severusa od dalszego wnikania w obecny problem Theodore'a.

Ten bachor zabił jednak obu poprzednich profesorów Obrony. Severus nie czułby się zbyt komfortowo na miejscu Remusa Lupina.

- 'Obra. - powiedział Potter, kierując się w stronę drzwi do łazienki. - Wezmę tylko prysznic, a potem naprawdę muszę znaleźć Theo. Więc... miło, że tu przyszedłeś. I może w następny weekend popracujemy nad Patronusem? Jeśli nie będziesz zbyt zajęty?

- Oczywiście. - Severus zapewnił go. - Wierzę, że jestem wolny od wszelkich wcześniejszych zobowiązań w sobotnie poranki, jeśli ci to odpowiada?

- Tak - odpowiedział Potter. - Czad, dziękuję.

 

Severus opuścił dormitorium Slytherinu, czując się niezwykle zadowolony z siebie. Potter nie wpadł w cykl maniakalno-depresyjny przez nieprzemyślane działania Lupina. Potter wykazywał się empatią. A Severus nie potrzebował pomocy panny Lovegood, by wyciągnąć Pottera z łóżka.

Być może Potter potrzebował jedynie cierpliwości i wysłuchania. Zaburzenie maniakalno-depresyjne było nowo odkrytą diagnozą. Nawet Uzdrowiciel Umysłu powiedział, że Potter był co najmniej dwa lata młodszy od najmłodszego zdiagnozowanego pacjenta.

Severus niemal uśmiechnął się do siebie na tę myśl. Być może, tylko ten jeden raz, Potter złapie chwilę wytchnienia, a zmartwienia Severusa związane z „cyklami" i „manią" pójdą na marne.

Będzie tylko obserwował i czekał.

Obserwować, czekać i próbować w pojedynkę zmienić bogina Pottera, przekonując dziecko, że nawet w jego najgorszych wyobrażeniach - Severus nigdy nie powiedziałby takich rzeczy.

Tak, to brzmiało jak plan.

...I oczywiście wpleść w to własne dręczenie Remusa Lupina, gdy tylko znajdzie na to czas.

 

Chapter 8: Harry ma wiele 'ucZuĆ' (i jest to głównie nienawiść)

Chapter Text

Gdy tylko Harry skończył brać prysznic, wyruszył na poszukiwanie przyjaciół.

Musiał znaleźć Theo.

Był tak rozproszony przez własne wyczerpujące i wirujące myśli, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co było tuż przed nim.

A to nie było w porządku.

To było żałosne.

Słabe.

Theo był jego i Harry był głupi, że nie zauważył tego wcześniej.

Swój pozna swego.

Harry zabrał ze sobą pelerynę niewidzialności, by znaleźć przyjaciół bez ryzyka natknięcia się na Lupina. Nie bał się Lupina i niekoniecznie się ukrywał, po prostu nie chciał, by ten go zobaczył. Szybciej byłoby znaleźć przyjaciół, złapać Theo i wydostać się stamtąd spod peleryny.

Skradał się korytarzem Obrony i był zszokowany czystą ilością chaosu, który musieli wywołać jego przyjaciele.

Na ścianach znajdowała się magiczna farba, która zawierała imponującą ilość przekleństw. Kilku z nich Harry nawet wcześniej nie znał. Na korytarzu znajdowało się około pół tuzina śmierdzących bomb, które zaczynały przyprawiać Harry'ego o mdłości. A szybkie spojrzenie do klasy Lupina pokazało... papier toaletowy?... na wszystkich biurkach i regałach.

To musiała być Hermiona, zdecydował. Harry widział wcześniej, jak inne mugolskie dzieci robiły coś podobnego na domach i w parkach. Zastanawiał się, gdzie jest Lupin i dlaczego jego przyjaciele postanowili zrobić taki bałagan.

Może wszyscy byli tak samo niezadowoleni z konfrontacji ze swoimi boginami, jak Harry?

Nie miał pojęcia.

Był takim egoistą.

Prawdopodobnie musiał porozmawiać z nimi wszystkimi.

Najpierw jednak z Theo.

Uznał, że skoro jego przyjaciół nie ma na korytarzu Obrony, nie ma ich w pokoju wspólnym Slytherinu i jest za wcześnie na kolację... muszą być w bibliotece.

Oczywiście, kiedy Harry wszedł do biblioteki, znalazł swój gang skupiony wokół stołu na tyłach biblioteki, rozmawiający cicho.

- Irytek się tym zajmuje. - Susan powiedziała to w chwili, gdy Harry zdjął pelerynę i podszedł do ich stolika.

- Harry! Czujesz się lepiej? - Neville zapytał z uśmiechem.

- Tak - powiedział z takim uśmiechem, na jaki mógł się w tej chwili zdobyć. - Eee, Theo? Mogę z tobą porozmawiać? - Rozejrzał się po ich przyjaciołach. - Na osobności?

Susan rzuciła mu pełne aprobaty spojrzenie, które sprawiło, że Harry pomyślał, że wie, po co chciał Theo. Wszyscy inni wyglądali na zdezorientowanych.

- Jasne - powiedział Theo, wstając. - Ale powinienem cię ostrzec, potrzeba czegoś więcej niż magii bez różdżki, by przekonać mnie do zostawienia Hermiony dla ciebie.

Ich przyjaciele parsknęli śmiechem, a Harry poczuł, jak jego twarz się rozpala.

- Chciałbyś - powiedział z wyższością na poziomie Draco. Rozejrzał się po pozostałych przyjaciołach, zanim podjął szybką decyzję.

- Zjedzmy dziś kolację w dormitorium Slytherinu, tak? Mavis przyniesie nam jedzenie. Możemy wyrzucić Vince'a i Grega i zrobić to tylko dla nas.

Wszyscy szybko się zgodzili, a ich twarze zmieniły się ze zdezorientowanych w podekscytowane.

Harry nie zamierzał pozwolić, by jego przyjaciele czuli się tak nieszczęśliwi jak on. Jakim byłby przywódcą gangu, gdyby nie spróbował naprawić tego, co zepsuł pieprzony Lupin?

To byli jego ludzie. Jego przyjaciele.

Lupin i jego głupi bogin nie mogli ich skrzywdzić.

- Chodź Theo, mam ci coś fajnego do pokazania. - Harry gestem wskazał drzwi do biblioteki.

Theo pocałował Hermionę w policzek, chwycił swoją torbę i posłusznie wyszedł za Harrym na korytarz.

- Dokąd idziemy? - zapytał, gdy Harry poprowadził go na pierwsze piętro.

- To niespodzianka. - Harry uśmiechnął się. Snape powiedział, żeby Theo poczuł się komfortowo i Harry wpadł na doskonały pomysł.

- Co my tu robimy? - Theo skrzywił się w drzwiach łazienki dla dziewcząt.

- Chcesz zobaczyć Komnatę czy nie? - zapytał Harry, przytrzymując drzwi łazienki Marty otwarte dla Theo.

- Tak - odetchnął Theo, a jego oczy rozbłysły z podekscytowania. - Naprawdę możemy tam zejść?

- Tak.

Harry był szczęśliwy, że Marta nie wydawała się być obecna, gdy otwierał wejście do komnaty. Wiedział, że Luna lubi Martę, ale duch trochę go peszył.

- Chodź, pójdę pierwszy. - zaproponował Harry.

Harry zsunął się w dół ciemnego przejścia i krzyknął w górę. 

- Jest bezpiecznie!

Czekał, aż usłyszy uderzenia, które oznaczały, że Theo jest w drodze na dół.

- Oof. - powiedział Theo, lądując na tyłku. - Nie wyobrażam sobie Salazara Slytherina zjeżdżającego z wielkiej zjeżdżalni zbyt często.

- Prawdopodobnie nie schodził tu zbyt często, ze względu na bazyliszka i w ogóle. - Harry prychnął.

Theo szybko rozejrzał się po korytarzu, w którym wylądowali.

- I - i na pewno jest martwy, prawda? - zapytał nerwowo.

- Tak - odparł Harry, wyczarowując unoszącą się w powietrzu kulę światła. - Sam ją zabiłem, a potem Snape rozebrał ją na składniki do eliksirów, co nie?

- Okaaay. - powiedział Theo, zbliżając się nieco do Harry'ego. - W takim razie prowadź.

Harry poprowadził go korytarzem, wskazując miejsce, w którym się zapadł.

- Teraz wygląda lepiej. - powiedział Theo.

Harry spojrzał na stertę głazów, które, jak wiedział, zakrywały ciało Gilderoya Lockharta i wzruszył ramionami.

- Snape oczyścił skały, żebyśmy mogli dostać się do bazyliszka zeszłego lata. - powiedział.

Zbliżyli się do gigantycznych drzwi wejściowych do komnaty i Harry uśmiechnął się do Theo, po czym wysyczał:

 - Otwórz.

- Woah!

Drzwi otworzyły się i obaj chłopcy weszli do olbrzymiej komnaty.

- Merlinie, ale dużo krwi. - powiedział Theo, dostrzegając dużą ciemną kałużę z boku komnaty. - Czy to wszystko z miejsca, w którym dźgnąłeś bazyliszka?

- Część pochodzi z mojego ramienia. - Harry zmarszczył brwi. - Snape rozejrzał się po komnacie w poszukiwaniu sekretnych dzienników, książek czy czegokolwiek od Slytherinu, ale niczego nie znalazł.

- Ugh. - Theo jęknął, podchodząc bliżej posągu, w którym mieszkał bazyliszek i spoglądając na niego z szacunkiem. - To wciąż jest niesamowite. Ciekawe, czy inni założyciele mieli jakieś sekretne miejsca w zamku?

- Może. - Harry zgodził się. - Ale... chciałem z tobą o czymś porozmawiać.

- O co chodzi? - mruknął Theo, wciąż wpatrując się w kamienną twarz posągu.

'Spróbuj omówić to w taki sposób, żeby nawet nie zauważyli, że o tym rozmawiamy.'

- Myślisz, że twoi rodzice za tobą tęsknią?

- Co? - Theo odwrócił się szybko i rzucił Harry'emu zdezorientowane spojrzenie. - Dlaczego miałbyś mnie o to pytać?

- Nie mam pojęcia. - Harry skrzywił się. - Chciałem tylko wiedzieć, czy jest ktoś poza Hogwartem, kto za tobą tęskni, kiedy jesteś w szkole?

Theo odsunął się kilka kroków od Harry'ego. Nagle wyglądał na skrępowanego i zdenerwowanego.

To nie szło tak, jak Harry miał nadzieję.

Harry zwinął nadgarstek, myśląc intensywnie.

Daj mi dwa wygodne krzesła, takie jak te w bibliotece.

Skupił się na tym, jak wyglądały ulubione krzesła Theo w bibliotece i był zadowolony, gdy identyczne pojawiły się naprzeciwko siebie.

- Chcesz usiąść? - Harry powiedział z czymś, co miał nadzieję, że było miłym uśmiechem.

Theo spojrzał na krzesła, a potem na Harry'ego.

- Dlaczego?

- Chciałem tylko z tobą porozmawiać. - Harry powiedział, siadając na krześle najbliżej niego.

Theo powoli usiadł i spojrzał na Harry'ego z zaciekawieniem.

- O co chodzi z tymi krzesłami? - zapytał. - Myślałem, że zwiedzamy komnatę?

- Staram się, żeby było ci wygodnie. - powiedział Harry. - Jeśli nie podobają ci się te krzesła, mogę zrobić inne...?

- Sprowadziłeś mnie tu, żeby mnie zabić?! - Theo nagle krzyknął, podskakując i szybko odsuwając się od Harry'ego.

- Co? Nie! Oczywiście, że nie. Dlaczego miałbyś tak myśleć? - zapytał Harry, szczerze zaskoczony pytaniem Theo.

- Dziwnie się zachowujesz! - Theo oskarżył. - Przyprowadziłeś mnie do cholernej komnaty, a teraz zadajesz mi dziwne pytania i „próbujesz mnie udobruchać"!

- I to sprawia, że myślisz, że chcę cię zabić? - Harry szczerze nie był pewien, jak te dwie rzeczy były ze sobą powiązane. - Chciałem tylko z tobą porozmawiać.

- O czym? - zapytał Theo, wciąż nie siadając i brzmiąc na naprawdę spanikowanego.

- Er- jak ci minął dzień?

Z jakiegoś powodu Theo wzdrygnął się i zrobił kilka kroków dalej od krzesła, które Harry mu podsunął.

Harry odchrząknął. Rada Snape'a była błędna. Nie wiedział, jak być subtelnym i nakłonić kogoś do rozmowy o swoich „uczuciach". Ale był dobry w zawieraniu umów.

Musiał po prostu porozmawiać z Theo w taki sam sposób, w jaki lubił, gdy się z nim rozmawiało.

- Chcesz zagrać w grę? - zaproponował Theo.

Theo nadal wyglądał na bladego i zdenerwowanego, ale teraz wyglądał również sceptycznie.

- W jaką grę?

- Pytanie za pytanie. - Harry powiedział. - Ja i Snape czasami w to gramy. Ty możesz zapytać mnie o co tylko chcesz, a ja mogę zrobić to samo. - Pomyślał o swoim zwyczajowym dodatku do gry i zawahał się. Dowiedzenie się czegoś o ojcu Theo nic by mu nie dało, gdyby Theo mógł pomijać pytania.

- Możemy przysiąc, że nigdy nikomu nie powiemy, co tu mówimy. - Harry powiedział, myśląc szybko. - A potem obaj zgodzimy się odpowiadać sobie nawzajem na pytania. Zgoda?

Theo wciąż wyglądał sceptycznie, ale powoli skinął głową.

- Mogę cię zapytać o co tylko chcę? - zapytał.

- Po tym, jak złożymy przysięgę. - Harry powiedział. - Ale potem tak, ale musisz też odpowiedzieć na moje pytania. Tak działa gra.

- W porządku.

Obaj chłopcy przysięgli na swoją magię, że nie powiedzą nikomu, o czym rozmawiali w komnacie, chyba że druga osoba udzieli im bezpośredniego pozwolenia.

- Kto idzie pierwszy? - zapytał Theo, siadając niepewnie naprzeciwko Harry'ego.

- Ja. - Harry odpowiedział szybko. - Dlaczego twój bogin jest twoim ojcem?

Theo natychmiast zbladł na to pytanie. Harry patrzył, jak zaczyna stukać palcem w nogę.

Stuk. Stuk. Stuk.

- Nie chcę o tym rozmawiać. - powiedział Theo, jego głos był cichszy niż zwykle. - Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa.

Harry skrzywił się. Nie mógł chronić Theo, jeśli ten nie chciał mu powiedzieć, co się dzieje. Jak Snape to zrobił?

Próbował sobie przypomnieć, kiedy zaczął powierzać Snape'owi swoje sekrety...

- A jeśli ty pójdziesz pierwszy? - Harry powiedział. - Możesz mnie zapytać o wszystko.

Theo spojrzał na niego z zaciekawieniem, zanim pochylił się do przodu, po czym dodał.

- Zabiłeś Lockharta? - wyszeptał.

- Tak - mruknął Harry. - Zamierzał zabić mnie i Draco, co? Zabij albo zostań zabity. - zażartował.

Theo wcale nie wyglądał na zaskoczonego sekretem Harry'ego. Miał zadowolony z siebie wyraz oczu, jakby wiedział o tym od samego początku.

- Jak to zrobiłeś? - zapytał, rozglądając się szybko po komnacie. - A gdzie jest jego ciało?

- Nie, moja kolej. - powiedział Harry. Próbował znaleźć bardziej „subtelny" sposób na poruszenie tematu życia Theo. - Z kim mieszkasz?

Theo stuknął palcem w nogę dwa razy, zanim odpowiedział szybko.

- Z moim ojcem.

- A gdzie twoja mama?

Stuk. Stuk.

- Moja kolej, prawda? - powiedział Theo. - Jak zabiłeś Lockharta?

- Wbiłem mu miecz prosto w pieprzony kark, co? Gdzie twoja mama?

- Nie żyje. - Theo powiedział krótko. - Gdzie jest ciało Lockharta?

- Pod głazami przy wejściu. - Harry powiedział. - Jak umarła?

Stuk. Stuk. Stuk.

- Nie wiem na pewno. - Theo powiedział. - Oficjalną przyczyną śmierci jest niewydolność narządów.

- Dlaczego nie sądzisz, że to niewydolność narządów? - zapytał Harry. Nie był pewien, co to dokładnie jest, ale słyszał, jak Snape mówił o tym wcześniej i wiedział, że może to kogoś zabić.

Theo potrząsnął głową.

- Moja kolej. - Rozejrzał się po pokoju, z brwiami ściągniętymi w zamyśleniu. - Gdzie byłeś, kiedy cię wyrzucili, zanim poszedłeś do Snape'a? Powiedziałeś Hermionie „tu i tam", ale to nie jest prawdziwa odpowiedź.

Harry zacisnął zęby i przypomniał sobie, że nie może uratować Theo, jeśli nie odpowie na zadane przez niego pytania.

Nawet jeśli naprawdę tego nienawidził.

- Londyn. - powiedział zdawkowo, patrząc na ścianę za głową Theo. - Spałem w zaułkach, co?

'Jesteś wart mniej niż śmieci, na których spałeś.'

Theo przytaknął, jakby i ta odpowiedź go nie zaskoczyła.

- Jak dokładnie myślisz, że twoja mama umarła? - zapytał Harry, ostrożnie formułując pytanie.

Stuk. Stuk. Stuk.

- Myślę, że zabił ją mój ojciec. - Theo powiedział cicho. - Myślę, że ją otruł.

Harry patrzył, jak brązowe oczy Theo szybko rozbiegają się po komnacie, tak samo jak oczy Harry'ego, gdy czuł się uwięziony.

Swój rozpozna swego.

- Teraz twoja kolej. - Harry powiedział spokojnie.

Nie mógł zabrzmieć łagodnie i delikatnie, jak czasami robił to Snape. Nie mógł zaoferować ramienia do wypłakania się, jak prawdopodobnie mogłaby to zrobić Hermiona. Ale mógł oczyścić umysł z gniewu i zachować spokój.

Theo nie chciałby, żeby Harry jeszcze się wściekał.

Mógł być wściekły później.

I będzie.

- Jaki był najgorszy dzień w twoim życiu? - zapytał Theo.

Harry zastanawiał się, czy Theo celowo zadaje pytania, które sprawią, że Harry zrezygnuje z gry, żeby nie musiał już odpowiadać na pytania Harry'ego.

Jeśli tak, będzie rozczarowany.

Harry ujawniłby tylko niewielką część swojej słabości komuś, kto przysiągł, że nigdy jej nie wyjawi, jeśli miałoby to oznaczać odkrycie sekretu Theo.

Harry zacisnął zęby i próbował uspokoić tętno, przesuwając kciukami po podłokietnikach.

- Dzień, w którym zostałem wydalony. - Harry splunął.

Nie myśl o tym.

- Dlaczego? - zapytał Theo.

Harry przechylił głowę na bok i spojrzał na Theo.

- Moja kolej. - powiedział. - Dlaczego twój ojciec jest twoim boginem?

Stuk. Stuk. Stuk. Stuk.

- Zakładam, że to dlatego, że bogin myśli, że to mnie najbardziej przestraszy. - powiedział Theo. Próbował powiedzieć to w taki sam sposób, w jaki odpowiedziałby na pytanie w klasie, ale Harry usłyszał drżenie w jego głosie.

Drżenie, które mówiło mu, że się nie mylił.

- Dlaczego dzień, w którym zostałeś wydalony, był najgorszym dniem w twoim życiu? - zapytał Theo.

Harry skupił się na drewnianym podłokietniku pod kciukami.

Mógł to zrobić.

Musiał tylko przez to przejść, a potem odciągnie Theo od ojca. Wszystko, co musiał zrobić, to porozmawiać, a wtedy będzie w stanie go powstrzymać.

Kogo obchodziło, czy Theo wiedział o tym sekrecie, skoro Harry planował poznać sekret Theo?

Theo i tak nie mógł nikomu powiedzieć.

- Moje tarcze oklumencji opadły. - Harry powiedział cicho. - Nie mogłem sobie z tym poradzić. Nie miałem dokąd pójść. Nie chciałem być z powrotem na ulicy, sam. Więc... - Harry powoli podwinął rękawy, by pokazać Theo grube, białe blizny na nadgarstkach. - Chciałem być wolny. A potem obudziłem się, wyleczony i wciąż byłem w tej pieprzonej alejce, więc założyłem nowe osłony. Ale wtedy moja magia przestała mnie słuchać. W ogóle nie mogłem czarować. I nie byłem już wyjątkowy.

'Nie jesteś wyjątkowy. Jesteś obrzydliwy.'

Theo próbował złapać wzrok Harry'ego, ale Harry szybko spojrzał z powrotem na ścianę za głową Theo, opuszczając rękawy i ponownie kładąc dłonie płasko na podłokietniku.

Dlaczego najbardziej przeraża cię twój ojciec? - Harry zapytał szybko.

Harry obserwował Theo kątem oka, jak stuka w swoją nogę. Musiał być cierpliwy.

Cierpliwy i spokojny.

Jak Snape.

stuk, stuk, stuk, stuk.

- On jest wredny. - Theo przyznał cicho.

- Jak to wredny? - Harry zapytał równie cicho. - Bo...

- Teraz moja kolej. - Theo powiedział szybko. Oczyścił gardło i zdawał się myśleć przez chwilę.

- Powiedziałeś, że kiedy cię wyrzucili, nie chciałeś wracać na ulicę. Ile miałeś lat, kiedy twoi krewni cię wyrzucili?

'Bezwartościowa dziwka. Dziwak.'

- Tydzień po tym, jak skończyłem 8 lat - powiedział Harry. - Czy twój ojciec cię skrzywdził?

Stuk. Stuk. Stuk.

Stuk. Stuk. Stuk. Stuk.

- Ja... ja... - Theo przełknął ciężko, a Harry spojrzał w dół na swoje dłonie, żeby Theo nie musiał na niego patrzeć, kiedy mówił. Wiedział, że to utrudnia sprawę. - Nie jestem dobrym synem. - Theo powiedział cicho. Harry pomyślał, że zabrzmiało to smutno. - Chce kogoś bardziej podobnego do ciebie. Kogoś twardego, potężnego i błyskotliwego. A ja nie jestem wystarczająco dobry. Więc się wścieka. A potem... potem, tak. Tak.

Harry podniósł wzrok, gdy Theo zamilkł na dłuższą chwilę.

- Jeszcze po jednym pytaniu? - Harry zaproponował.

Theo skinął głową i spojrzał w sufit.

- Mugole, z którymi Dumbledore cię umieścił... czy oni... to znaczy... ty... ty też, prawda?

Harry skupił się na uczuciu gładkiego drewna pod opuszkami kciuków, gdy odpowiadał.

- Ja też. - potwierdził, zanim zadał ostatnie pytanie. - Chcesz, żebym zabił twojego ojca?

Oczy Theo szybko powędrowały z sufitu na Harry'ego.

- Co? - zapytał.

Harry nie był pewien, czy naprawdę go nie usłyszał, czy go nie zrozumiał, więc powtórzył.

- To moje ostatnie pytanie - chcesz, żebym go zabił? Bo tak zrobię. - Harry nie spuszczał wzroku z Theo, więc Theo wiedział, że to nie był żart.

Harry i tak zamierzał go zabić.

Ale prawdopodobnie lepiej byłoby zrobić to za zgodą Theo.

- Dlaczego miałbyś to zrobić? - Theo powiedział cicho. - Nie jestem w twoim gangu, jak Ron czy Blaise. Dlaczego miałbyś to robić?

Harry chwycił mocno podłokietniki, pochylając się w stronę Theo.

- Ponieważ jesteś mój. Jesteś moim przyjacielem. I nie musisz tak żyć. - powiedział intensywnie. - Mogę to naprawić, Theo. Przysięgam. Mogę sprawić, że już nigdy cię nie skrzywdzi. Nigdy więcej nie położy na tobie rąk.

Stuk. Stuk. Stuk. Stuk.

- Nigdy więcej?

- Nigdy. - Harry przysiągł.

Theo i Harry wpatrywali się w siebie przez co najmniej trzy minuty. Jedynym dźwiękiem w komnacie było ciche kapanie z rur na kamienną podłogę.

Theo przełknął ciężko.

- Tak.

- Okay. - zgodził się Harry spokojnie. - Zostaniesz tu na święta, a potem wprowadzisz się do mojego domu tego lata, tak?

- Mogę zostać z tobą? - Theo zapytał, wyglądając na zaskoczonego. - Snape nie będzie miał nic przeciwko?

- Oczywiście, że nie. - Harry powiedział spokojnie, sprawdzając godzinę. - To mój dom, co? Jeśli się wkurzy, po prostu go wyrzucimy. Musimy już iść, niedługo mamy się spotkać na kolacji.

Theo wyglądał na nieco roztrzęsionego, gdy wstawał, ale Harry nie zamierzał oferować mu ręki. Theo by się to nie spodobało, a na jego miejscu Harry'emu też nie.

- Co zamierzasz zrobić? - Theo zapytał cicho, gdy Harry odsunął ich krzesła.

- Lepiej, żebyś nie wiedział, co?

Theo wyglądał na niepewnego, ale wzruszył ramionami.

- Jak wrócimy po tej zjeżdżalni? - zapytał zamiast tego. - Nie widziałem żadnych schodów...

Harry uśmiechnął się.

- Mavis!

Pop!

- Dlaczego Mistrz znowu jest w tej paskudnej komnacie z wężami? - Mavis natychmiast zawył. - Mistrz prawie umarł ostatnim razem, gdy był w komnacie węży!

- Chciał pokazać Theo. - Harry powiedział. - Możesz nas zabrać do naszego dormitorium?

- Mavis z radością zaprowadzi Mistrza i przyjaciela Mistrza do ich pokoju, do którego należą. - Mavis wyciągnął rękę do nich obu.

Harry chwycił ją i uśmiechnął się do Theo.

- Przy okazji, jesteś mi winien 10 syklów. Musiałem zapłacić Ronowi twój zakład z zeszłego roku, co?

Harry dał Mavis szczegółowe instrukcje dotyczące kolacji, zanim obaj chłopcy zaczęli przestawiać łóżka wokół krawędzi pokoju.

Cóż, głównie Harry lewitował łóżka na skraj pokoju, podczas gdy Theo ukradł wszystkim poduszki i koce i zrobił miejsce na środku podłogi.

Theo nie wydawał się zbyt chętny do rozmowy, co Harry'emu odpowiadało, więc po cichu przestawiali wszystko, czekając na przybycie reszty grupy.

Kilka razy Theo spojrzał na Harry'ego, wpatrywał się w niego przez chwilę, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, a potem potrząsnął głową i wrócił do tego, co robił.

Harry po prostu to ignorował. Jeśli Theo będzie chciał coś powiedzieć, to w końcu to powie. Wiedział już, że Harry przysiągł nie powtarzać niczego, co mu powiedział, więc nie był pewien, co jeszcze mógłby powiedzieć.

Theo w końcu doszedł do tego, co chciał powiedzieć;

- Mówiłeś poważnie?

Harry nie potrzebował jego wyjaśnień.

- Tak - powiedział Harry, układając naczynia, które podrzucił im Mavis. - Nie jestem kłamcą.

'Jesteś obrzydliwy.'

- Naprawdę zaryzykowałbyś wszystko... dla mnie?

Harry zanucił. Tak naprawdę niczego nie ryzykował, bo nie da się złapać.

- Jesteś moim przyjacielem. - powiedział zamiast tego.

Harry odwrócił się, gdy upewnił się, że wszystko jest gotowe do spotkania. Theo siedział na krawędzi czyjegoś kufra i rzucał Harry'emu zdumione spojrzenie.

- Kiedy już odejdzie... czy mogę... czy mogę być członkiem gangu? Jak... jak sojusznicy?

Harry uśmiechnął się do niego.

- Oczywiście, że możesz. Na tych samych zasadach, co wszyscy inni, tak?

Theo ochoczo się zgodził.

 

Kiedy wszyscy się pojawili, Theo dał Hermionie bardzo dramatyczny pocałunek, który sprawił, że zaczerwieniła się, a wszyscy inni zaczęli się śmiać.

Theo wydawał się szczęśliwszy, niż Harry widział go kiedykolwiek wcześniej.

Wolny.

Harry pomyślał, że wygląda trochę jak on sam wtedy, gdy po raz pierwszy opuścił Surrey. Co prawdopodobnie oznaczało, że ojciec Theo był tak samo zły jak Dursleyowie.

Coś, o czym należało pamiętać, gdy Harry miał się z nim spotkać tego lata.

Ale na razie Theo był bezpieczny. Nikt już nigdy nie położy rąk na jego przyjacielu. A Harry musiał wymyślić, jak naprawić wszystkich innych.

- Widziałem wcześniej klasę Lupina. - powiedział, gdy wszyscy siedzieli w kręgu na podłodze, jedząc ciastka i tarty, które Mavis zostawił na deser. - Kto napisał „ niemyślący dupek" na jego drzwiach?

Wszyscy parsknęli śmiechem i posłali Susan ostre spojrzenie.

- Nie mam pojęcia, co macie na myśli. - powiedziała wyniośle. - Jestem młodą kobietą, nigdy bym czegoś takiego nie napisała.

Harry parsknął, Susan codziennie mówiła o wiele gorsze rzeczy.

- Hermiona miała pomysł z papierem toaletowym. - Ron powiedział z uśmiechem. - Obrzydliwe, co? Mugole są szaleni.

Hermiona zakłopotała się, najwyraźniej zawstydzona tak genialnym pomysłem.

- Luna i Draco zdobyli śmierdzące bomby. - powiedziała.

Luna i Draco wzruszyli ramionami w identyczny sposób.

- Co w takim razie ty zrobiłeś? - Harry zapytał Blaise'a.

- Pilnowałem ich. - powiedział. - Ktoś musiał się upewnić, że nasz profesor nie przyłapie nas wszystkich na gorącym uczynku.

- Warto było. - Susan mruknęła mrocznie.

Harry próbował wymyślić sposób, by „subtelnie" poruszyć to, o czym chciał porozmawiać.

- Przypuszczam, że wasza klasa też robiła wczoraj bogina? - Harry zapytał Hermionę i Neville'a.

Co, trzeba przyznać, nie było aż tak subtelne. Ale było skuteczne, bo wszyscy się uciszyli.

- Zrobiliśmy i to było okropne. - Hermiona prychnęła. - Nie sądzę, że powinni mieć prawo zmuszać nas do pokazywania naszego bogina przed wszystkimi.

- Tak - zgodził się Neville. - Wiele osób naśmiewało się wczoraj z Seamusa w wieży z jego powodu.

- Więc jakiego miał? - Ron uśmiechnął się.

- To był Harry. - Neville powiedział z nietypowym uśmieszkiem. - Fred i George prawie posikali się ze śmiechu.

Harry uśmiechnął się. Seamus powiedział, że Harry nie jest straszny. Najwyraźniej się mylił.

- Ubrał cię w sukienkę.

- Co zrobił?!

Harry spojrzał ostro na Neville'a.

- Włożył mnie w pieprzoną sukienkę?

Neville przytaknął, już się nie uśmiechając.

- Lupin podsunął mu ten pomysł. - Hermiona powiedziała.

- Zamierzam zabić ich obu. - mruknął Harry.

Luna uśmiechnęła się do niego.

- Albo po prostu się zemścisz.

- Czy nie to powiedziałem? - Harry mrugnął do niej.

- Harry odmówił zobaczenia swojego. - Draco im przerwał. - Powiedział Lupinowi „nie ma szans".

Harry drgnął, gdy wszyscy spojrzeli w jego stronę.

- Zmusił mnie do tego zeszłej nocy. - przyznał. - Powiedział, że nikomu nie powie, ale potem pobiegł i powiedział Snape'owi, co?

Harry wciąż próbował znaleźć sposób, by się na nim odegrać.

- To okropne! - powiedziała Hermiona. - To musiało być... nadużycie władzy czy coś!

Wszyscy wyglądali na oburzonych albo współczujących, więc Harry spróbował wrócić do tematu.

- Czy twój był okropny? - zapytał Hermionę.

Wzruszyła ramionami, ale jej oczy wyglądały na nieco smutne.

- To był Dumbledore. Powiedział, że nie jestem czarownicą i zostałam wydalona. - przyznała. Harry skrzywił się ze zrozumieniem. Dowiedzenie się, że jest się wyjątkowym, było najlepszym uczuciem na świecie, on też nie chciałby, żeby mu powiedziano, że jednak nie.

'Nie jesteś wyjątkowy.'

- Spaliłam mu brodę.

Wszyscy wyli ze śmiechu. Luna śmiała się tak mocno, że łzy płynęły jej z oczu.

- Miona- Merlinie- oszalałaś. - Theo powiedział pieszczotliwie. - Zapłaciłbym wszystko, żeby to zobaczyć.

- Nie podsuwaj Susan żadnych pomysłów. - Blaise ostrzegł go. - Ona i tak grozi, że podpali prawdziwego Dumbledore'a.

Susan rzuciła im wszystkim swoje najlepsze niewinne spojrzenie. Nawet jeśli nikt jej nie uwierzył.

- Jakie było twoje? - Harry zapytał Neville'a.

Neville westchnął, a jego policzki zaróżowiły się na to pytanie.

- To był Snape.

- Snape? - Harry był zaskoczony. Tak, Snape nigdy nie przyjaźnił się z Gryfonami, ale Neville raz celowo wysadził kociołek w jego klasie. Jak Snape mógł być jego największym strachem?

- Nie musisz się tłumaczyć, jeśli nie chcesz. - Susan powiedziała szybko. - My... - wskazała na siebie i chłopców ze Slytherinu. - wszyscy byliśmy w tej samej klasie, więc widzieliśmy się nawzajem.

- Ja... Bałem się, że kiedy Harry zniknął, Snape go nie znajdzie i wtedy żadne z was nie będzie już chciało być przyjaciółmi. - Neville powiedział w pośpiechu. - To głupie. - mamrotał.

- To nie jest głupie. - powiedziała Luna. - Gdyby Harry'ego tu nie było, nie poznałabym was. Myślę, że to bardzo zrozumiały strach.

Neville spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.

- Tak?

- Tak - powiedziała. - Z przyjaciółmi wszystko jest lepsze.

Harry nie miał pojęcia, jak Luna była w stanie tak po prostu powiedzieć wszystko, co myślała i czuła, z taką pewnością siebie.

- Nadal bylibyśmy twoimi przyjaciółmi, nawet gdyby Harry'ego tu nie było. - Ron powiedział z lekkim uśmiechem. - Jak na lwa naprawdę nie jesteś taki zły.

- Dzięki. - Neville przewrócił oczami, ale Harry pomyślał, że i tak wygląda na zadowolonego.

- Mój był tornadem inferi. - powiedział Draco, wywołując u wszystkich ponowny śmiech.

- Zapomniałem spytać, dlaczego tak się tego boisz? - zapytał Blaise.

Draco zgromił wzrokiem Harry'ego, który odpowiedział uśmiechem.

- A teraz, kiedy go zobaczyłem, naprawdę chcę takie mieć. - Harry uśmiechnął się szeroko w sposób, który sprawił, że Draco natychmiast pobladł.

- On jest przerażający! - Draco zawył. - Pewnego dnia przejmie władzę nad światem!

Harry'emu pochlebiło, gdy nikt nie zaprzeczył stwierdzeniu Draco. Szczerze mówiąc, nie wiedział, że wszyscy tak bardzo w niego wierzą.

- Twoja kolej. - Hermiona powiedziała do Blaise'a. - Co było twoim boginem?

- Moja umierająca matka. - powiedział po zaledwie ułamku sekundy przerwy. Ton Blaise'a był jak zwykle beznamiętny, ale Harry nie przeoczył błysku bólu w jego oczach.

Prawdę mówiąc, sam poczuł, jak ściska mu się żołądek, gdy zobaczył ciało Contessy leżące w trumnie w przedniej części pokoju dla personelu. Pomyślał o tym, że siedmiokrotna wdowa może pewnego dnia mieć kogoś, kto będzie szukał zemsty.

- Przykro mi. - Hermiona powiedziała cicho. - To okropne.

Blaise wzruszył elegancko ramionami, po czym spojrzał na Rona.

- Nie tak złe, jak to, że Harry wymierzył mi zakrwawiony miecz w twarz, prawda Weasley? Co, u licha, mogło wywołać u ciebie taki strach?

Harry przewrócił oczami na sarkastyczny ton Blaise'a, ale Ron był zaskakująco niewzruszony.

- Widziałeś go z tym mieczem, jest przerażający. - zadrżał dramatycznie. - Chciałbym zachować twarz bez blizn, dzięki.

- Myślisz, że bym cię zabił? - spytał Harry, czując ulgę, że w końcu samo się to nasunęło.

Był... zażenowany? zły? zdradzony?... kiedy zobaczył bogina Rona. Ron był częścią jego gangu. Był jednym z jego. A najbardziej bał się Harry'ego?

To sprawiło, że poczuł się jak potwór na oczach wszystkich kolegów z klasy.

„Jesteś potworem".

„Potworem. Nikim.'

Ron wyglądał na zaskoczonego pytaniem Harry'ego i rozejrzał się po reszcie pokoju.

- Eee... nie wiem, chyba nie? - Ron podrapał się po nosie. - Ale... zawsze mówisz, że będziesz zabijał ludzi i... to znaczy... jeśli cię wkurzę czy coś... myślisz, że byś mnie zabił?

Harry próbował rozważyć to racjonalnie, ale to była znowu sytuacja z Ginny.

- Nie ufasz mi. - powiedział. - Nie ufałeś mi, że uratuję Ginny i nie ufasz mi, że cię nie zabiję.

- Harry, to nie tak...

Harry zignorował Draco, wpatrując się w Rona.

- Myślisz, że jestem potworem?

- Co? Nie. - zaprzeczył szybko Ron. - Nie jesteś potworem, stary, jesteś po prostu...

- Intensywny. - Blaise zapewnił pomocnie. - Potrafisz być intensywny.

- Twoim najgorszym strachem było to, że zabiję cię mieczem. - Harry powiedział Ronowi bez ogródek. - Po prostu tego nie rozumiem.

- Jestem złym przyjacielem, jasne? - Ron powiedział, a jego uszy zalśniły czerwienią. - Jestem gównianym przyjacielem. Nie jestem interesujący, bogaty, potężny ani dobry w szkole. Nie potrafię rozmawiać z narglami, a ty nie lubisz żadnego z nas tak bardzo jak Susan. Więc po prostu tu jestem. Nawet nie wiem, dlaczego wpuściłeś mnie do gangu i w końcu zdasz sobie sprawę, że jestem bezwartościowy i mnie wyrzucisz. Albo powiedziałeś, że jeśli nawalę, to ze mną skończysz. Więc myślę, że nawalę i mnie wyrzucisz.

Jesteś najgorszym przywódcą na świecie.

- Nie jesteś bezwartościowy. - Harry powiedział. - Byłeś pierwszą osobą w pociągu, która ze mną rozmawiała, prawda? Nawet nie wiedziałeś, że jestem sławny. Nie jesteś bezwartościowy.

'Jesteś bezwartościowy.'

- W takim razie zdrówko. - Ron powiedział z niepewnym uśmiechem, jego uszy wciąż świeciły na czerwono.

- Ty też nie jesteś bezwartościowy, Harry. - Luna szepnęła obok niego, po raz kolejny odgadując jego myśli.

Harry spojrzał na nią z uznaniem.

To było miłe uczucie, nawet jeśli się myliła.

Przez chwilę nikt się nie odzywał, a powietrze wydawało się niezręczne.

- Ktoś chce się założyć o bogina Harry'ego? - powiedział Blaise, skutecznie przerywając niezręczną ciszę.

- Harry jest najstraszniejszą istotą w każdym pokoju. - powiedział Theo. - Więc to pewnie coś śmiesznego, jak mały Kuguchar.

- Babeczki? - Blaise powiedział z uśmiechem.

- Prawdopodobnie Parszywek. - Ron się roześmiał.

- Długie eseje. - Hermiona powiedziała.

- Myślę, że będzie to odpowiednia fryzura. - Draco powiedział ze zirytowanym spojrzeniem na włosy Harry'ego.

- Ej! Zostaw moje włosy w spokoju. - Harry powiedział z udawanym oburzeniem. - Co ci w ogóle zrobiły?

Wszyscy spojrzeli wyczekująco na Harry'ego.

- To była Kostucha. - skłamał głupio. - Chyba albo boję się Trewlaney, albo umierania, nie jestem jeszcze pewien, czego.

Wszyscy parsknęli śmiechem, z wyjątkiem Luny i Susan, które, jak Harry przypuszczał, jako jedyne przejrzały jego kłamstwo, ale były zbyt uprzejme, by mu to wytknąć.

- Susan miała Harry'ego, prawda? - powiedział Neville.

Susan spojrzała na chłopaka z Gryffindoru z wyraźnym zaskoczeniem na twarzy.

- Skąd wiedziałeś? - zapytała. - Jeśli ktokolwiek o tym mówił, to przysięgam...

- Nikt mi nie powiedział. - Neville powiedział pospiesznie. - Po prostu... to znaczy, wy dwoje tak naprawdę nie boicie się niczego strasznego. Więc po prostu założyłem...

- Harry jest moją rodziną. - Susan powiedziała stanowczo. - I zawsze ucieka w niebezpieczne przygody beze mnie. - wysyczała, zgromiła wzrokiem Harry'ego. - Oczywiście, że boję się, że umrze.

Harry mocno ścisnął dłoń Susan. Był zażenowany boginem Rona, rozbawiony boginem Parkinson, zadowolony boginem Macmillana, ale bogin Susan był... inny.

To był szok, patrzeć na siebie leżącego na ziemi, martwego.

A teraz nie mógł wyrzucić tego z głowy. Zajmował prawie tyle samo miejsca, co Snape-Bogin.

Na szczęście był znacznie cichszy. Ale miał w sobie inny rodzaj przyciągania.

 

Wszyscy zaczęli odrywać się od grupy. Ron i Blaise grali w karty, podczas gdy Theo i Hermiona rozmawiali cicho przy jego łóżku. Luna i Neville rozmawiali z Draco i układali talerze na kufrach, których używali jako zaimprowizowanego stołu.

- Robi się późno. - Hermiona w końcu powiedziała, sprawdzając godzinę z lekkim zmarszczeniem brwi. - Powinniśmy już iść, żeby nie złapano nas po ciszy nocnej.

- Albo możecie zostać tutaj. - Draco zasugerował z uśmiechem. - Moglibyśmy urządzić wielką piżamową imprezę!

- Czy to dozwolone? - zapytał Neville, spoglądając na Hermionę i Theo.

- Nie. - powiedział Theo. - Księga zasad mówi, że każdy uczeń musi spać w swoim własnym łóżku każdej nocy w Hogwarcie.

- Pieprzyć to. - powiedział Harry. - Dlaczego nie? Mogę postawić barierę, przerzucimy rzeczy Vince'a i Grega na kanapy, a wy będziecie mogli spać tutaj.

- Jest za mało łóżek. - powiedziała Hermiona. - Jest nas dziewięcioro i tylko siedem łóżek.

- Chyba będziesz musiała dzielić je z Theo. - Blaise mrugnął.

Harry pospiesznie dołączył do niego, podczas gdy Hermiona i Theo zarumienili się wściekle.

- Albo możemy spać wszyscy na podłodze.

- Hurra! - Susan pisnęła podekscytowana. - Zróbmy to!

Draco i Harry zaczęli podrzucać dziewczynom ubrania do spania ze swoich kufrów. Luna zdecydowała, że założy ubranie Harry'ego, ponieważ było najbardziej zbliżone do jej rozmiaru. Theo stanowczo oddał Susan piżamę Draco, kiedy ten zaoferował ją Hermionie i dał jej swoją własną.

- Harry może je zmniejszyć, żeby pasowały. - powiedział.

Neville przewrócił oczami na dziewczyny i ukradł parę z kufra Rona.

Podczas gdy dziewczyny poszły się przebrać, Ron i Blaise zrzucili koce Vince'a i Grega na kanapę i wrócili, parskając śmiechem.

- Greg zaczął narzekać, a B-Blaise powiedział- - Ron przerwał, jego śmiech najwyraźniej go pokonał.

- Powiedział, że Dziedzic Slytherina wymaga absolutnej prywatności na noc. - Blaise powiedział pompatycznym tonem, któremu przeczyły tylko jego błyszczące z rozbawienia oczy. - Są zbyt głupi, żeby nawet zapytać, dlaczego wciąż tu jesteśmy.

Chłopcy śmiali się z tego, a potem śmiali się jeszcze mocniej, kiedy dziewczyny wróciły i wyglądały, jakby tonęły w pożyczonych ubraniach, zanim Harry zmniejszył je do ich rozmiaru.

Z wyjątkiem Luny. Harry zmarszczył brwi, widząc, że jego ubrania są na nią tylko trochę za duże.

- Nie przemyśleliśmy tego. - mruknął Ron, próbując znaleźć sposób na ułożenie koców na podłodze tak, by każdy miał miejsce do spania.

- Może damy dziewczynom łóżka, a reszta z nas położy się na podłodze? - zasugerował Neville.

- Rycerski gryfon. - Blaise powiedział. - Dobra, dziewczyny dostaną łóżka, a reszta z nas będzie spać tutaj... na podłodze. - Skrzywił się.

- Ja zostanę na podłodze. - Susan powiedziała, przesuwając poduszkę obok łóżka Harry'ego. - Blaise, możesz mieć własne łóżko.

Wszyscy pożegnali się na dobranoc, układając się wygodnie w swoich prowizorycznych łóżkach. Gdy wszyscy zaczęli zapadać w sen, chrapiąc lub mamrocząc podczas snu, Harry położył się na plecach i starał się nie dać pochłonąć własnym myślom.

Naprawił strach Theo. Albo raczej naprawi.

Nie wiedział, czy Ron mu ufa, czy nie, ale nie sądził, by był bezwartościowy.

Nie tak jak ja.

Pozostawała tylko Susan.

Harry odwrócił lekko głowę i zobaczył, że Susan wciąż nie śpi obok niego.

- Przepraszam, że jestem twoim boginem. - Harry powiedział cicho, żeby nie obudzić pozostałych przyjaciół.

Susan podparła się na łokciu i zmarszczyła nos, patrząc na niego.

- Dlaczego jest ci przykro? To nie twoja wina. - powiedziała.

Harry wpatrywał się w sufit.

- Nie wiem. Po prostu... nie mogę żyć wiecznie. Więc będziesz smutna, prawda? Więc przepraszam.

Susan przysunęła się bliżej niego, położyła płasko na plecach i chwyciła jego dłoń w swoją.

- Nikt nie żyje wiecznie. - powiedziała cicho. - Ty i ciocia Amelia byliście moim boginem, ponieważ jesteście dla mnie najważniejszymi ludźmi na świecie. Po prostu żyj tak długo, jak możesz, dobrze? Kocham cię, Harry.

Harry poczuł, że jego gardło podskakuje i musiał przełknąć kilka razy, aby wszystko działało jak należy.

'Nikomu na tobie nie zależy.'

- Naprawdę? - wyszeptał.

Susan ścisnęła jego dłoń.

- Oczywiście, że tak, głupku.

Leżeli razem w wygodnej ciszy przez dłuższą chwilę. Harry powtarzał w głowie jej słowa.

'Kocham cię Harry.'

'Kocham cię, Harry.'

'Kocham cię.'

- Nikt nigdy wcześniej mi tego nie powiedział. - przyznał cicho. - Nie wiem, co powiedzieć.

Susan ponownie ścisnęła jego dłoń.

- Nie musisz nic mówić.

***

Nadszedł poniedziałek, a Harry wciąż czuł się zmęczony i wychłodzony, ale powiedział sobie, że musi to przetrwać. Tak też zrobił.

Bez entuzjazmu chodził na lekcje, łapał znicza podczas nowo wznowionych treningów Quidditcha, zmuszał się do rozmów z przyjaciółmi podczas posiłków, odrabiał zadania domowe. Ale w nocy leżał w swoim łóżku i wpatrywał się w baldachim - po prostu myśląc.

„Ludzie myślą, że śmierć jest łatwa".

„Jesteś bezwartościowy".

Musiał wytrzymać do lata. Kto powstrzyma ojca Theo przed położeniem na nim rąk, jeśli Harry tego nie zrobi?

Obiecał, że się tym zajmie i zrobi to.

Więc po prostu leżał w swoim łóżku. Wpatrując się w baldachim.

Myśląc.

'Kocham cię, Harry.'

„Ty też nie jesteś bezwartościowy, Harry".

 

Do środy Harry czuł się żałośnie. Był taki zmęczony i miał zarówno Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, jak i Obronę - więc prawdopodobnie będzie to okropny dzień.

Snape najwyraźniej rozmawiał z Hagridem (Harry miał nadzieję, że dużo krzyczał i żałował, że nie mógł tego zobaczyć), ponieważ ich dzisiejsze zajęcia były raczej oswojoną lekcją karmienia gumochłonów.

- Musiałeś narzekać, co? - mruknął Draco, wpychając sałatę do ust gumochłona.

Po obiedzie Harry powlókł się za przyjaciółmi do klasy obrony.

Od piątkowego szlabanu skutecznie unikał Lupina. Na szczęście jego taktyka z Lockhartem w zeszłym roku dała mu sporo praktyki. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będą mieli nauczyciela obrony, który nie będzie okropny.

Właściwie tęsknił za Quirrellem. Przynajmniej był dobry do szybkich pojedynków.

Jego spojrzenie na ten dzień rozjaśniło się, gdy na drzwiach Lupina wciąż widniał napis „niemyślący dupek" wykonany świecącą, czerwoną farbą.

- Przepraszam za to. - Lupin powiedział wesoło, gdy przybyli uczniowie. - Powinno zniknąć za jakiś dzień.

- Nie zniknie, wytrzyma cały tydzień. - Susan szepnęła Harry'emu do ucha.

- Kto to zrobił? - Justin Finch-Fletchey powiedział, brzmiąc skandalicznie.

- Prawdopodobnie jakiś starszy uczeń, który dokucza nowemu profesorowi. - powiedział Lupin, pozornie tym niezrażony. - Wygląda na to, że ktoś robi mi psikusa.

- Dobrze, że lubi pan psikusy, co? - Harry uśmiechnął się ostro do Lupina.

- Każdy lubi psikusy, kiedy jest młody. - powiedział Lupin, rzucając Harry'emu dziwne spojrzenie. - Ale ludzie w końcu dorastają.

Harry pomyślał o Snapie. Snapie, który spędził siedem lat dręczony przez grupę chłopaków, którzy uważali, że nie jest wart bycia ich przyjacielem. Nigdy nawet nie dali mu szansy, by przekonał się, jakim jest przyzwoitym człowiekiem.

W sumie próbowali go zabić.

I gdzie byłby Harry, gdyby to zrobili?

- Myślisz, że kiedykolwiek czuli się źle? - zapytał ostro, a jego zmęczenie ustąpiło miejsca złości. - Myślisz, że czują się źle, czy po prostu siedzą i myślą, że są dobrymi ludźmi, bo przynajmniej „dorośli"? Bo myślę, że jeśli nie próbowali tego naprawić, to tak naprawdę się nie zmienili, co, proszę pana?

Cała klasa patrzyła z zapartym tchem, jak Lupin wpatruje się we wściekłą twarz Harry'ego.

- To prawdopodobnie temat na inny dzień. - powiedział w końcu Lupin, mrugając i rozglądając się po reszcie klasy. - Na razie, proszę wszystkich o zajęcie miejsc.

Harry rzucił się na krzesło w tylnym rogu sali, teraz podwójnie wściekły.

- Po prostu go ignoruj. - Draco mruknął ze swojego miejsca naprzeciw Harry'ego.

- Będzie chciał, żeby Harry go zignorował. - Ron prychnął.

Harry postanowił zignorować ich obu i zatrzasnął swój tekst obrony na biurku i wyciszył głos Lupina drążący temat Czerwonych Kapturków na rzecz głębokiego oddychania i oczyszczenia umysłu.

Susan rzuciła mu współczujące spojrzenie i chwyciła jego notatnik, podczas gdy Lupin mówił.

Dlaczego nie śpisz?

Harry skrzywił się i podniósł swoje pióro.

Kto powiedział, że nie śpię?

Susan przewróciła oczami.

Worki pod oczami głupku.

Nie czuję się dobrze. Myślę, że jestem chory.

Kiepski z ciebie kłamca.

Mam nadzieję, że to nieprawda. Może być ciężko wyjaśnić kilka rzeczy.

Susan prychnęła głośno, przyciągając spojrzenie Lupina. Oboje zgromili go wzrokiem, dopóki nie wrócił do lekcji, od czasu do czasu rzucając zamyślone spojrzenia na ich stół.

Weź eliksir od Snape'a.

Nie chcę.

Dlaczego?

Bo wtedy będzie wiedział, że nie śpię.

Jesteś chory?

Harry zastanowił się, zanim odpowiedział. Nie czuł się chory. Czuł zimno. Tak jak w pociągu.

Myślę, że to dementorzy.

Susan zrobiła minę.

Musimy znaleźć Blacka. Wtedy Dumbledore będzie musiał pozbyć się dementorów, prawda?

Kto wie? Miejmy nadzieję.

Jak go znajdziemy?

Harry wzruszył ramionami.

Jestem pewien, że mnie znajdzie. Szaleńcy zwykle to robią.

Susan roześmiała się głośno. Była okropna w zachowywaniu pustego wyrazu twarzy.

- Coś śmiesznego, Susan? - Lupin zapytał wesoło z przodu klasy.

- Nie, proszę pana. - Susan powiedziała, składając ręce na stole.

- Czy mogłabyś mi powiedzieć, jak powstrzymałabyś Czerwonego Kapturka przed zaatakowaniem cię? - zapytał Lupin.

Susan zerknęła na Harry'ego i ponownie na Lupina.

- Nie jestem pewna, proszę pana. - powiedziała.

Lupin spojrzał na Harry'ego, który zgromił go wzrokiem.

- Harry, jakieś pomysły?

Harry spojrzał na Czerwonego Kapturka w klatce na biurku Lupina i wzruszył ramionami.

- Proste. - Harry użył swojej magii i wskazał palcem na klatkę.

Spal ją.

Klasa wrzasnęła, a Lupin odskoczył od biurka, gdy małe czerwonookie stworzenie w klatce nagle stanęło w płomieniach i zaczęło wrzeszczeć.

Aguamenti. - powiedział Lupin, gasząc ogień machnięciem różdżki.

Lupin spojrzał na Harry'ego i wyglądał tak, jakby nigdy wcześniej nie widział go we właściwy sposób.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał w milczącej klasie.

- Powiedziałeś „jak powstrzymałbym go przed zaatakowaniem mnie" i to właśnie zrobiłem. - powiedział Harry.

Lupin wpatrywał się w niego, gdy zadzwonił dzwonek.

- Chciałbym, żeby wszyscy podsumowali sekcję o Czerwonych Kapturkach i przeczytali o wodnikach kappa - zaczniemy je w piątek. Harry, zostań, proszę.

- Chcesz, żebym została? - mruknęła Susan.

- Nie, idź do biblioteki, zobaczymy się za chwilę. - Harry odparł.

Nienawidził Lupina. Nienawidził tego, że powiedział, że nikomu nie powie o jego boginie, a i tak to zrobił. Nienawidził go za to, że kazał mu go zobaczyć. Nienawidził go za to, co zrobił Snape'owi, kiedy byli uczniami.

Harry go nienawidził.

Nie bał się go.

Po tym, jak uczniowie się rozeszli, przyjaciele Harry'ego albo grymasili ze współczuciem na jego widok, albo marszczyli brwi, Lupin podszedł na tyły klasy. Zatrzymał się i zawahał, gdy dotarł do stolika Harry'ego i zamiast tego usiadł na opuszczonym miejscu Draco, zostawiając stół między nimi.

- Myślę, że źle zaczęliśmy. - powiedział. - Zdecydowanie nie pomogłem w piątek, prawda? - Lupin zachichotał w samoświadomy sposób. - Przepraszam za to, tak przy okazji.

- Za co? - zapytał Harry. - Konkretnie.

Lupin wyglądał na zaskoczonego chłodnym tonem Harry'ego.

- Przepraszam za to, że zmusiłem cię do zobaczenia twojego bogina. Pomyślałem, że dobrze ci zrobi zmierzenie się z nim. Musisz nauczyć się tego zaklęcia, ale nie musiałem cię do tego zmuszać.

- Więc nie żałujesz, że powiedziałeś o tym Snape'owi po tym, jak obiecałeś zachować to dla siebie? - Harry prychnął. - Czad, tylko sprawdzam.

Lupin wyglądał na zakłopotanego.

- Severus ci o tym powiedział?

- Nie mamy przed sobą tajemnic. - Harry powiedział.

- Byłem... zmartwiony. - Lupin powiedział cicho. - Martwiłem się, że Severus traktuje cię nieżyczliwie w domu.

- Więc myślałeś, że pójście do niego i powiedzenie mu, czym był mój bogin, w jakiś sposób mi pomoże? - Harry prychnął drwiąco. - Zgaduję, że byłeś Gryfonem, co?

Lupin cofnął się na krześle na dźwięk jadu w głosie Harry'ego.

- Masz rację, nie przemyślałem tego, prawda? - Lupin zmarszczył brwi i potarł kark. - Przypuszczam, że to kolejne przeprosiny, które jestem ci winien.

- Przeprosiłeś Snape'a?

Lupin rzucił Harry'emu kolejne dziwne spojrzenie. Wyglądał, jakby Harry był skomplikowanym stworzeniem, którego nie potrafił rozgryźć.

Dobrze.

- Za co według ciebie jestem winien Severusowi przeprosiny? - zapytał powoli.

Szczera ciekawość w głosie Lupina zaskoczyła Harry'ego.

- Za co jesteś winien Snape'owi przeprosiny? - powiedział z niedowierzaniem. - Powinienem zrobić listę?

Lupin tylko mrugnął do niego i Harry poczuł, jak jego gniew zaczyna się nakręcać.

- Czy kiedykolwiek przeprosiłeś za znęcanie się nad nim i traktowanie go jak śmiecia w szkole? - splunął. - A kiedy twój kumpel Black próbował go zabić? Nie? Potem poszedłeś i oskarżyłeś go o „ nieżyczliwe traktowanie mnie", co? Przeprosiłeś, kiedy powiedział ci, że się mylisz? Snape jest jedynym cholernym dorosłym, który kiedykolwiek potraktował mnie uprzejmie. - Harry poderwał się na nogi i przewiesił torbę przez ramię, spoglądając mrocznie na szok na pokrytej bliznami twarzy Lupina. - Jeśli to wszystko, profesorze?

- Harry, przepraszam. - Lupin powiedział słabo. - Nie miałem pojęcia, że Severus tyle dla ciebie znaczy.

- Słowa nic nie znaczą. - Harry skwitował. - I to naprawdę „rycerskie" z twojej strony, że przepraszasz mnie, ale nie Snape'a. Masz tupet, gdy oskarżasz innych o różne rzeczy, ale tchórzysz, gdy przychodzi do zadośćuczynienia za to, co zrobiłeś, co?

Harry rzucił mu ostatnie pogardliwe spojrzenie, po czym wyszedł na pusty korytarz.

Cóż, nie.

Nie pusty.

- Co robisz? - Harry zapytał Blaise'a, który opierał się o ścianę korytarza.

- Słucham, jak rozdzierasz Lupina na strzępy. Miałem nadzieję, że poleje się krew. - powiedział spokojnie, prostując się. - Pójdziemy do biblioteki?

- Idź przodem. - Harry machnął mu, wciąż wściekły na Lupina i jego cholerne, bezwartościowe przeprosiny. - Powiedz wszystkim, że idę na spacer.

- Chcesz, żebym poszedł z tobą? - zaoferował Blaise.

Harry wyciągnął pelerynę z torby i zarzucił ją na siebie.

- Nie - powiedział krótko. - Zobaczymy się później.

Harry cicho przemknął przez korytarze, unikając grup uczniów, którzy nie byli świadomi jego obecności, aż dotarł do wejścia.

Czuł, że może lepiej oczyścić umysł, gdy jest na zewnątrz.

Prawdopodobnie był to efekt uboczny spędzania tak dużej części życia na świeżym powietrzu.

Czuł większy chłód dementorów tutaj, na zewnątrz, ale było warto. Mógł pójść na skraj lasu i zniszczyć jakieś drzewo.

Wyobrażał sobie twarz Lupina, gdy to robił.

Zbliżył się do skraju lasu i zatrzymał, gdy zobaczył dużego, ciemnego psa.

Psa.

Tylko psa.

Nie Ponuraka.

- Hej, piesku. - zawołał Harry, zdejmując pelerynę. - Idziesz za mną?

Pies chował się na skraju lasu i węszył, gdy Harry się zbliżył. Harry pomyślał, że wyglądał tak samo jak ten, którego widział z Susan na Nokturnie latem. Był to największy pies, jakiego Harry kiedykolwiek widział.

- Co ty wyprawiasz? - mruknął Harry. - Co, piesku? Wyglądasz na głodnego.

Pies zaskomlał i popchnął nosem nogę Harry'ego. Harry zawołał Mavis i poprosił go, by przyniósł psu stek. Harry uśmiechnął się, gdy pies wykonał śmieszny taniec radości, zanim go zjadł.

Harry usiadł i oparł się o pień drzewa i patrzył, jak pies rozszarpuje swój posiłek, biedak pewnie umierał z głodu. Gdy skończył, powoli podszedł do Harry'ego i delikatnie położył swój ciężki łeb na jego nogach.

- Większość psów mnie nie lubi. - Harry powiedział cicho. - Hagrid powiedział, że jego głupi pies jest „dobrym sędzią charakteru", a ten pies warczy na mnie za każdym razem, gdy mnie widzi.

Ten pies tylko zawarczał i szturchnął rękę Harry'ego.

- Jesteś wymagający. - zaśmiał się, drapiąc psa za uchem. - Chciałem wyrwać drzewo, żeby być mniej wściekłym, wiesz? - Podrapał psa za uchem i spojrzał w stronę lasu. - Nienawidzę Lupina. Nienawidzę tych dementorów. Nienawidzę Syriusza Blacka.

Pies podniósł głowę i spojrzał na Harry'ego.

- Zamierzam go zabić. - przysiągł. - Jak tylko go znajdę. Mógłbym mieć zupełnie inne życie, gdyby nie on, wiesz? On je zrujnował.

Pies powoli usiadł z powrotem na kolanach Harry'ego i polizał jego dłoń.

- Ohyda. - Harry roześmiał się. - Nie liż mnie.

Harry i pies siedzieli przez chwilę w milczeniu, obserwując zachodzące słońce.

- Potter!

Harry podskoczył, zrzucając psa z kolan, i odwrócił się, by zobaczyć Snape'a idącego szybko w jego stronę.

- Och, Snape. - przygarbił się, przyjmując bardziej zrelaksowaną pozycję. - Co ty wyprawiasz?

- Co ty robisz, głupi bachorze? - powiedział Snape. - Jest już prawie ciemno, a ty stoisz na skraju błoni. Chcesz przegrać walkę z dementorem?

Harry skrzywił się na to przypomnienie.

- Przepraszam, proszę pana. - Harry mruknął. - Straciłem poczucie czasu.

Snape przyjrzał mu się uważnie, robiąc to dziwne rentgenowskie spojrzenie, które czasami robił.

- Kiedy ostatnio przespałeś całą noc?

Harry wzruszył ramionami.

- Całą noc? Nie wiem.

Snape westchnął.

- Masz. - Wyciągnął fiolkę z eliksirem z kieszeni płaszcza i podał ją Harry'emu. - Musisz się przespać i zanim zapytasz - jedyną rzeczą, o którą proszę w zamian, jest to, byś w przyszłości unikał zbliżania się do krawędzi terenu. Byłoby szkoda, gdyby dementor wyssał twoją duszę, zanim skończysz swoje rządy terroru. - powiedział drwiąco.

Harry uśmiechnął się i schował eliksir do kieszeni.

Jeśli Luna zawsze wiedziała, co powiedzieć, to Snape zawsze wiedział, co zrobić.

- Dzięki, proszę pana.

Snape rzucił mu zirytowane spojrzenie, mimo że jego oczy były łagodne i ciepłe.

- Chodź, wątpię, czy twoja grupa będzie nawet wiedziała, jak zjeść bez obecności waszej królewskiej mości.

Harry prychnął i zaczął iść za nim, zanim przypomniał sobie o psie.

- Och, Snape! Ten pies tu jest!

Harry odwrócił się, by zawołać psa i zmarszczył brwi, widząc, że zniknął.

- Jaki pies? - Snape zapytał powoli, rzucając Harry'emu „spojrzenie".

- Nie patrz tak na mnie. - Harry zmarszczył brwi. - Ten czarny pies z Nokturnu był tutaj. Możesz zapytać Mavis, przyniósł mu stek. Zobaczę, czy zechce wrócić z nami do domu tego lata.

- Cudownie. - wycedził Snape, gestem zachęcając Harry'ego, by poszedł za nim w stronę zamku. - To, czego zawsze chciałem, to nastrojowy nastoletni wychowanek, skrzat, który używa systemu handlu wymiennego, neurotyczny ptak i zapchlony pies w naszym domu.

Harry uśmiechnął się, zastanawiając się nad wyrazem twarzy Snape'a, gdy Theo pojawi się tego lata.

Musiał mieć przygotowany aparat fotograficzny.

 

Kiedy dwaj czarodzieje wracali do zamku, duży czarny pies skulił się za drzewem na skraju lasu, warcząc pod nosem.

 

Chapter 9: Halloween

Chapter Text

- Jestem. - Potter wszedł do klasy Severusa wczesnym rankiem w sobotę. - Mogę wejść?

Severus uśmiechnął się do swojego podopiecznego.

- Wiem, że jesteś, bo mam dwoje sprawnych oczu. I tak, proszę, wejdź.

Potter miał na tyle przytomności umysłu, by zaczerwienić się na Severusa.

- Ah, no tak, już wszedłem. - Uśmiechnął się owacyjnie. - Przepraszam, proszę pana.

- Nie szkodzi. - Severus wstał i uprzątnął biurka, które znajdowały się z przodu pokoju i gestem poprosił Pottera, by stanął na środku. - Jadłeś śniadanie?

- Tak, proszę pana. - Potter pokiwał głową. Severus przyjrzał mu się uważnie i z ulgą zauważył, że cienie pod jego oczami zmniejszyły się od środy. Nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że od tamtej pory co noc posyłał z Mavis bezsenny sen. Chociaż nie wykluczyłby, że Potter nadal miał niespokojny sen, nawet po specjalnie dostosowanym eliksirze, który Severus dla niego zaprojektował.

- Dobrze. - powiedział Severus. - Pamiętasz naszą rozmowę o tym, że szara magia jest całkowicie oparta na intencjach?

Potter przygryzł dolną wargę, próbując sobie przypomnieć.

- Oh! Kiedy przehandlowałeś trzy zaklęcia za to, żebym schował nóż? Tak, proszę pana.

Severus powinien był wiedzieć, że Potter będzie pamiętał rozmowy dotyczące umów, które zawarł.

- Zaklęcie Patronusa jest uważane za jasne zaklęcie, ponieważ wymaga ogromnej ilości pozytywnej energii, która jest przekazywana przez szczęśliwe wspomnienie, rozumiesz? - Potter ponownie skinął głową, więc Severus kontynuował. - Oczyścisz umysł, a następnie skupisz się na jednym potężnym szczęśliwym wspomnieniu. Kiedy już przywołasz to wspomnienie, machniesz różdżką... - Potter uśmiechnął się do niego, a Severus przewrócił oczami. - Machnij więc swoim bezczelnym nadgarstkiem, bachorze. I wypowiesz zaklęcie „Expecto Patronum". Zrozumiałeś?

- Tak, proszę pana. Ale... robimy to tutaj? - zapytał Potter. - Myślałem, że zrobimy to na zewnątrz.

- Dlaczego mielibyśmy wychodzić na zewnątrz? - Severus zapytał zdumiony.

Potter wzruszył ramionami.

- Nie potrzebujemy dementora albo czegoś, na czym moglibyśmy ćwiczyć?

Severus uniósł brwi z niedowierzaniem. To dziecko naprawdę nie miało zmysłu samozachowawczego.

- Być może przegapiłeś wiele razy, kiedy wyczarowywałem przed tobą mojego Patronusa, ale wbrew twojemu przekonaniu, nie potrzebujemy obecności dementora, by dopełnić czaru.

- Och... no tak...

Potter ponownie się zarumienił i schylił głowę. Severus zaśmiał się lekko, by dziecko wiedziało, że nie jest niezadowolony.

- Jesteś gotów oczyścić umysł?

Potter skinął głową, a Severus patrzył, jak głęboko bierze oddech.

- Bardzo dobrze. - powiedział uspokajającym tonem. - A teraz przywołaj szczęśliwe wspomnienie, silne, które przyniesie ci radość przez samo przywołanie go.

Potter wykrzywił usta i zastanawiał się przez chwilę, zanim skinął głową.

- Okej - powiedział.

- Chociaż jestem zadowolony z twojego zamiłowania do magii niewerbalnej, dziś wolałbym, żebyś wypowiedział inkantację na głos. W ten sposób upewnię się, że używasz poprawnej wymowy. Skup się na swojej pamięci i przeciągnij magię przez swoje ciało do dłoni. „Expecto Patronum".

Potter wziął głęboki oddech i wyciągnął prawą rękę przed siebie.

- Expecto Patronum!

Z koniuszków palców Pottera wydobył się nagły, srebrny strumień.

- Doskonale! - powiedział Severus, naprawdę pod wrażeniem. - Harry, to było doskonałe!

Potter spojrzał na niego z otwartymi ustami.

- Ale nic nie zrobiłem!

- Zrobiłeś. - Severus zapewnił go. - To znacznie więcej niż jakikolwiek inny trzynastolatek byłby w stanie wyczarować.

- Ale... ale to było słabe! - powiedział Potter. - Ty stworzyłeś całe zwierzę, a ja tylko trochę dymu.

- Naprawdę spodziewałeś się osiągnąć w pełni cielesnego Patronusa przy pierwszej próbie?

Wyraz oburzenia na twarzy Pottera był wystarczającą odpowiedzią.

- Arogancki. - Severus zadrwił. - Moc oczywiście już masz, Harry. Potrzebujesz silniejszego wspomnienia. Czego użyłeś przed chwilą?

- Kiedy rozciąłem Lestrange'a po jego pojedynku z Ronem. - Potter uśmiechnął się.

Oczywiście, że to wspomnienie, które Potter sklasyfikował jako „szczęśliwe".

- Może powinieneś spróbować z mniej krwawym wspomnieniem? - zasugerował Severus. - Jeśli jesteś w stanie sobie przypomnieć, mówiłem, że to niezwykle jasne zaklęcie.

- Och. No tak.

- Spróbujmy jeszcze raz ze szczęśliwym i wolnym od krwi wspomnieniem. - powiedział Severus. - Kiedy tylko będziesz gotowy.

Severus patrzył, jak Potter bierze kolejny głęboki oddech, a jego twarz staje się pusta i beznamiętna.

- Expecto Patronum!

Nic się nie stało.

- Co do kurwy? - Potter warknął.

- Język. - Severus ostrzegł go. - Co to było za wspomnienie?

Potter rozejrzał się szybko, zanim się uśmiechnął.

- Kiedy ukradłem tamtą czerwoną skałę. - wyszeptał.

- Do kurwy nędzy, Harry. - Severus jęknął.

Severus nienawidził, gdy Potter nazywał bezcenny, unikalny i potężny kamień „tą czerwoną skałą".

- Robisz za okropny przykład. - Potter roześmiał się. - Daj spokój, to było świetne wspomnienie! I nikt nie krwawił! Cóż... - Potter skrzywił się. - To znaczy, szkło z lustra zostawiło kilka ran, ale to nie była moja wina, co?

Właściwie to była. Jeśli Severus dobrze pamiętał, a na pewno pamiętał, to Potter był tym, który rozbił lustro. Ale nie o to chodziło.

- Najwyraźniej mściwa przyjemność nie liczy się jako prawdziwa radość. - powiedział drwiąco. - Dlaczego nie wspomnienie latania albo spędzania czasu z przyjaciółmi?

- Dobry pomysł, proszę pana. Pomyślę o lataniu. - Potter uśmiechnął się, zanim ponownie oczyścił umysł i twarz.

- Expecto Patronum! - zawołał Potter.

Srebrna chmura zmaterializowała się z koniuszków palców Pottera i zawisła między nimi.

Potter wysyczał coś głośno, Severus był pewien, że było to jakieś przekleństwo.

- To już jest poprawa Harry. - powiedział Severus, gdy chmura zniknęła. - Znacznie lepiej niż twoja pierwsza próba.

- To nie wystarczy. - Potter powiedział przez zaciśniętą szczękę. - Nie chcę „poprawy", chcę wykonać zaklęcie. Nie rozumiem, dlaczego to takie trudne!

Severus miał wiele teorii na temat tego, dlaczego czar był trudny dla chorego psychicznie, o szarej mentalności, chaotycznego demona stojącego przed nim. Większość z nich nie spodobałaby się Potterowi.

- Ten urok może być często trudniejszy dla oklumenów takich jak my, ze względu na emocje wymagane dla Patronusa. - Severus zapewnił go najmilszym z możliwych wyjaśnień. - Zajęło mi prawie cały rok ciągłej praktyki, zanim to osiągnąłem.

- Jakiego wspomnienia używasz, proszę pana?

Severus poczuł się wyjątkowo zaskoczony pozornie niewinnym pytaniem Pottera.

- Używałem wspomnień twojej matki i mnie na koncercie. - powiedział wymijająco.

- Używałeś? - powiedział Potter. - A jakich używasz teraz?

- Zazwyczaj o tobie, bachorze. - mruknął. - Ostatnia próba, dobrze? Ten urok może być wyczerpujący zarówno magicznie, jak i psychicznie.

Potter uśmiechnął się do niego, nieco nieśmiało.

- Dobra, niech pomyślę o naprawdę dobrym wspomnieniu. - powiedział, marszcząc brwi w zamyśleniu.

- Żadnej krwi, nic „mściwego"...

Severus obserwował z rozbawieniem i irytacją, jak Potter mamrocze do siebie i usiłuje znaleźć odpowiednie wspomnienie. Niezrozumienie przez Pottera szczęśliwego wspomnienia byłoby o wiele bardziej zabawne, gdyby nie łamało Severusowi serca w najmniejszym stopniu.

- Może mam jedno... - powiedział w końcu Potter.

- Dobrze, kiedy tylko będziesz gotowy.

Potter uniósł rękę na wysokość klatki piersiowej, zmrużył oczy i zawołał:

- EXPECTO PATRONUM!

Między nimi zmaterializowała się największa jak dotąd srebrna chmura. Była nie do rozpoznania, ale Severus był pewien, że kiedy Potter opanuje zaklęcie, będzie miał czworonożnego Patronusa.

- Bardzo dobrze. - powiedział, gdy Potter dyszał i wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w chmurę. - Siadaj, wystarczy na jeden poranek.

Potter opadł na swoje zwykłe miejsce przed biurkiem Severusa. Severus przywołał tacę z kawą i nalał im po kubku.

- Dzięki. - Potter mamrotał, pijąc intensywnie.

- Rozumiesz teorię i inkantację, robisz wszystko poprawnie. - powiedział Severus. - Sądzę, że będziesz musiał tylko popracować nad identyfikacją właściwego wspomnienia. Nawiasem mówiąc, jakiego wspomnienia użyłeś ostatnim razem? To była twoja najsilniejsza próba.

Czy musiał wiedzieć? Nie.

Czy był niesamowicie ciekawy? Tak.

Potter zarumienił się i wpatrywał w miejsce za głową Severusa, gdy odpowiadał.

- Susan powiedziała, że mnie kocha. - mamrotał. - Myślałem o tym, co?

Severus był zaskoczony, że Potter był w stanie zidentyfikować wspomnienie, które go uszczęśliwiło, a które nie wiązało się z żadnym z jego zwykłych nieetycznych wybryków.

- Musiało cię uszczęśliwić, kiedy to powiedziała, żeby twój urok był tak silny. - powiedział.

Właściwie nie miał pojęcia, dlaczego nie był wystarczająco silny, by zadziałać w pełni.

- Przypuszczam, że tak. - Potter powiedział, przesuwając się lekko na swoim miejscu. - Nigdy wcześniej tego nie usłyszałem, co? Więc nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

Severus mógł przekląć sam siebie. Oczywiście, że Potter nigdy wcześniej nie słyszał tych słów. Kto miałby mu powiedzieć? Petunia?

- Żałuję, że nigdy wcześniej nie słyszałeś tego we wspomnieniu, które mógłbyś przywołać. - powiedział powoli. - Chociaż jestem pewien, że twoi rodzice bez wątpienia powtarzali ci to wiele razy dziennie, zanim odeszli.

- To nie ma znaczenia, co? - Potter wzruszył ramionami. - Nawet jeśli mnie kochali, teraz już nie żyją. Ale Susan mówi, że mnie kocha i nigdy wcześniej mnie nie okłamała, więc przypuszczam, że teraz też nie kłamie, co?

- Mało prawdopodobne, by panna Bones kłamała na temat swojego uwielbienia dla ciebie. - zgodził się Severus. - Jestem pewien, że ten złośliwy borsuk, który dręczył Albusa, wielokrotnie przeklinał mnie słownie i przemeblował korytarz Obrony, prawdopodobnie darzy cię wielkim uczuciem.

Potter uśmiechnął się nagle, a jego zielone oczy zalśniły złośliwością.

- Słyszałeś o korytarzu Obrony? - zapytał Potter.

Severus prychnął. Jakby którykolwiek z profesorów to przegapił. Sama Pomona przyszła zapytać Severusa, co Lupin zrobił Potterowi, że Bones go zaatakowała. Najwyraźniej Severus nie był jedynym, który od razu rozpoznał pismo dziewczyny i jej wyjątkowy styl zostawiania przekleństw na drzwiach profesorów.

- Owszem. - powiedział.

- Lupin powiedział naszej klasie, że zrobiono mu psikusa, a ja powiedziałem, że to dobrze, że lubi żarty, co?

Severus zaśmiał się ostro.

- Lupin był wielkim fanem żartów, kiedy był w szkole. - zgodził się, jego ciemne oczy błyszczały teraz z rozbawienia.

- Nie martw się, proszę pana, powiedział, że ludzie dorastają. - Potter zadrwił. - To mu powiedziałem, że jeśli ludzie nie próbują naprawić tego, co zrobili, to tak naprawdę się nie zmienili, co?

Severus spojrzał na Pottera z wyczuwalną aprobatą.

- I co odpowiedział?

- Zatrzymał mnie po lekcji po tym, jak podpaliłem jego zwierzaka i...

- Stop. - Severus westchnął i przywołał środek przeciwbólowy, by zwalczyć ból głowy, który wiedział, że pojawi się lada chwila. Potter obserwował z zaciekawieniem, jak Severus go łyka. - Możesz kontynuować, ale chciałbym usłyszeć więcej o tym, jak podpaliłeś zwierzaka Lupina.

- To nie moja wina. - Potter bronił się. - Zapytał, jak powstrzymałbym Czerwonego Kapturka przed zaatakowaniem mnie, więc go podpaliłem.

Severus wpatrywał się w Pottera przez chwilę.

- Ty... spaliłeś Czerwonego Kapturka żywcem, bo Lupin zapytał cię, jak powstrzymasz go przed atakiem?

- Taaaaa... - Potter powiedział powoli, ponownie marszcząc brwi. - I to by zadziałało, prawda? Gdyby mnie atakował, próbowałby mnie zabić, więc podpalenie go uratowałoby mi życie.

Severus bardzo się mylił w swojej wcześniejszej obserwacji zmysłu samozachowawczego Pottera. Dziecko przekształciło ten zmysł w coś dzikiego, bezwzględnego i bezlitosnego. Jeśli jego życiu zagrażało niebezpieczeństwo, on je likwidował.

Kwiryniusz próbował go zabić, więc Potter postanowił zabić go pierwszy.

Gilderoy zagrażał życiu jego i Draco, więc Potter go zabił.

Lupin zapytał, jak powstrzymałby atak śmiercionośnego stworzenia, więc Potter je podpalił.

W umyśle Pottera było to proste. Naprawdę nie miał pojęcia, jak jego instynkty przekształciły się w coś przerażającego.

- Przydzielono ci szlaban? - Severus prawdopodobnie nie dałby Potterowi za to szlabanu. Ale wiedziałby też, że lepiej nie zadawać Potterowi tak otwartego pytania.

- Nie - Potter przewrócił oczami. - Przeprosił mnie.

- Naprawdę? - Severus zapytał z zaciekawieniem. - Za co?

- Za ostatnią piątkową noc.

- Przeprosił za to, że powiedział mi o twoim boginie? - Severus był pod niechętnym wrażeniem Lupina. Nie sądził, że ten człowiek nawet przypuszczał, jak bardzo Potter będzie zły z powodu jego działań.

- No widzisz! Wiedziałem, że nie tylko ja tak myślę! - Potter zawołał. - Nawet za to nie przeprosił! Powiedział tylko, że jest mu przykro za to, że zmusił mnie do zobaczenia mojego bogina. Potem zapytałem, czy przeprosił ciebie...

- Mnie? Dlaczego Lupin miałby mnie przepraszać?

Potter spojrzał na niego z niedowierzaniem tak silnym, że niemal komicznym.

- Poważnie? Czy on nie próbował cię zabić? Doprowadzić do szaleństwa, kiedy byliście uczniami? Oskarżył cię o bycie złym dla mnie po tym, jak zobaczył mojego bogina? Powinienem kontynuować?

Jakkolwiek wypaczone może być poczucie moralności i etyki Pottera, jego zaciekła lojalność wobec Severusa nigdy nie przestawała wywoływać uśmiechu na jego twarzy.

- Nie wymagam przeprosin, ani nawet nie przyjąłbym ich od niego. - Severus westchnął, patrząc na Pottera. Choć życzył wilkowi źle, byłoby dziecinne nie upewnić się, że Potter jest świadomy tego, jak Severus postrzega tę sytuację.

- Lupin prawdopodobnie nie był świadomy, że Black wysłał mnie tamtej nocy do jego kryjówki. - wyjaśnił. - Chociaż to było niesamowicie nieodpowiedzialne ze strony Lupina, że pozwolił swoim przyjaciołom wiedzieć, gdzie się przemieniał, nie wierzę, że on sam zaaranżowałby zamach na moje życie. - Westchnął, po czym dodał z urazą. - Nie wierzę, że Lupin w ogóle by to zrobił. Biorąc pod uwagę, że karą dla wilkołaka, który popełni morderstwo podczas pełni księżyca, jest śmierć.

- Więc powinien był lepiej kontrolować swoich przyjaciół. - Potter powiedział chłodno. - Zmusić ich do złożenia przysięgi, że nikomu nie powiedzą, nie?

Severus poczuł się zakłopotany swobodnym sposobem, w jaki Potter uznał, że Lupin powinien był zawrzeć Przysięgę Wieczystą ze swoimi przyjaciółmi w wieku szkolnym.

- Harry... Ile Przysiąg Wieczystych już zawarłeś?

Potter wyglądał na niesamowicie winnego, rozglądając się szybko po pokoju.

- Nie wiem. - powiedział. - Może siedem?

- Siedem?! - Severus prawie się zakrztusił. - O kurwa. Harry, co ty sobie myślałeś? Wiesz, jak niebezpieczne jest wiązanie ludzi sekretem, który ich zabije, jeśli go wyjawią? Nie mówiąc już o tylu sekretach?

- Och, nie wiążę ich z ich życiem. - Potter powiedział zwiewnie. - Chyba że chodzi o coś ważnego, jak przepowiednia albo Lockhart. Zazwyczaj każę im przysięgać na magię, tak jak ty, kiedy się poznaliśmy.

Kiedy Severus po raz pierwszy żałował, że złożył tę przysięgę, bał się, że pewnego dnia pęknie i przypadkowo spróbuje wstrząsnąć Potterem, by nabrał trochę rozsądku. Teraz widział, jak wielki wpływ miał na Pottera nie tylko jego język.

- To było ekstremalne i bardzo rzadkie z mojej strony. - podkreślił Severus. - Nie powinieneś składać Przysięgi Wieczystej w sytuacjach innych niż życie lub śmierć. Przepraszam, że sprawiłem, że uwierzyłeś, że jest inaczej.

- Ale... jak inaczej miałbyś powiedzieć komuś sekret?

Severus potrząsnął głową na głęboką nieufność Pottera wobec ludzi.

- Zdradziłeś mi wiele sekretów bez konieczności składania przysięgi. - powiedział.

- Tak, ponieważ ci ufam. - Potter wzruszył ramionami.

- Dokładnie tak. - powiedział Severus. - Trzeba ufać ludziom. Nie wszystkim. Ale musisz zdecydować, którym ludziom możesz zaufać i czy warto dzielić się z nimi swoimi sekretami.

Potter spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Ale ludzie kłamią. - powiedział. - A słowa nic nie znaczą, prawda? Więc kiedy ktoś mówi „obiecuję", jeśli nie ma żadnych konsekwencji, to po prostu złamie tę obietnicę, tak?

- Albo może dotrzymać słowa i być jeszcze bardziej godny zaufania, ponieważ chronił twój sekret nawet bez konsekwencji. - zauważył Severus.

- Ha! - Potter ponownie zadrwił. - Ufasz komukolwiek, że dotrzyma twoich sekretów?

- Ufam tobie. - Severus powiedział po prostu. Co, choć szalone, nie było nieprawdą. Nie miał tajemnic przed tym małym zwiastunem chaosu. Potter znał jego przeszłość, żale, osiągnięcia i liczne błędy. Severus z trudem mógł sobie wyobrazić scenariusz, w którym to niesamowicie lojalne dziecko sprawiłoby, że żałowałby zaufania, jakim go obdarzył.

- Ktoś jeszcze? - zapytał Potter.

Severus zawahał się, myśląc szybko. Kiedyś ufał Albusowi prawie tak bardzo jak Potterowi, zanim zdał sobie sprawę, że Albus był świadomie ślepy na wiele rzeczy.

- Lucjusz, na niektóre rzeczy. Narcyza, na większość rzeczy. - powiedział zamiast tego.

- Ale tylko mnie ufasz we wszystkim? - Potter trafnie odgadł.

- Harry, ufałem w życiu wielu ludziom. Tak się składa, że większość z nich już nie żyje. - powiedział Severus, zirytowany. - Miałem pełne zaufanie do Evana, Regulusa i Barty'ego. Twoi przyjaciele wciąż żyją i jak dotąd udowodnili, że są godni zaufania.

- Wszyscy twoi przyjaciele byli Śmierciożercami. - Potter uśmiechnął się. - Nie wiem, czy dobrze oceniasz, komu powinienem ufać.

- Twoi przyjaciele są w gangu. - powiedział sardonicznie. - Nie jestem pewien, w jaki sposób uznałeś to za lepsze.

I naprawdę, nie było. Potter i jego gang dokonali już więcej spustoszeń w ciągu dwóch lat, niż Riddle przez całą swoją szkolną karierę. Severus mógł mieć tylko nadzieję, że Potter jest w stanie się zmienić pod wpływem wskazówek, których Riddle nigdy nie otrzymał.

- Ej - zawołał Potter. - Mój gang w niczym nie przypomina twojego!

- Sądzę, że gdyby dodać im tatuaż na przedramionach, różnice zmniejszyłyby się dość znacznie. - Severus uśmiechnął się.

Potter wyraźnie się ożywił.

- Jaki jest cel tatuażu? - zapytał, spoglądając z zainteresowaniem na zakryte ramię Severusa. - Ponieważ...

- Nie... - Severus natychmiast mu przerwał. - Jeśli zobaczę choćby kropelkę atramentu na ramieniu któregokolwiek z twoich przyjaciół, będę cię trzymał na szlabanie aż do trzydziestki.

Potter westchnął i skrzyżował ponuro ramiona.

- Raz prawie zrobiłem sobie tatuaż. - powiedział gniewnie. - Dzieciak z jednego ze schronisk miał zestaw i zaproponował mi jeden. Chciałem go zrobić, ale nie chciał mi najpierw powiedzieć, czego chce w zamian.

Severus po cichu podziękował Merlinowi za to, że system wymiany Pottera najwyraźniej już dawno wszedł mu w nawyk.

- Nie mogę sobie wyobrazić, jak niehigieniczny byłby tatuaż wykonany w schronisku dla nieletnich, ale jestem niesamowicie wdzięczny, że odrzuciłeś jego ofertę. - powiedział Severus.

Potter wzruszył ramionami, po czym spojrzał na zegar.

- Powinienem już iść. Luna chce dziś znaleźć tego psa. Powiedziałem jej, że głoduje, a ona powiedziała, że powinniśmy przynieść mu przekąski. - Potter uśmiechnął się. - Luna i Draco oboje mają bzika na punkcie zwierząt. - Zawahał się, zanim zapytał. - Mam trening w następny weekend. Flint ma bzika na punkcie ponownego zdobycia Pucharu na swoim ostatnim roku. Nie wiem, kiedy będę mógł ponownie wypróbować ten urok.

Severus machnął ręką, gdy Potter podniósł się na nogi.

- Wszystko, co musisz teraz zrobić, to znaleźć odpowiednie wspomnienie. Zadam ci więc pracę domową, którą chciałbym, żebyś wykonał. Po pierwsze, spróbuj znaleźć wspomnienie, które przyniesie ci prawdziwe szczęście. Po drugie... - rzucił Potterowi poważne spojrzenie. - Podejmij szczery wysiłek, by powierzyć przynajmniej jednemu ze swoich przyjaciół sekret. Nic nielegalnego. - powiedział pospiesznie. Niech Merlin broni Potterowi przyznać się do morderstwa jednemu ze swoich mniej lojalnych przyjaciół. - Ale coś, czego normalnie byś im nie powiedział.

Potter rzucił mu ostrożne spojrzenie.

- A jeśli nie zrobię tego drugiego?

- Nic... - Severus powiedział po prostu. - Ale sądzę, że byłbyś zadowolony, gdybyś dowiedział się, że możesz zaufać swoim przyjaciołom bez składania niepotrzebnej Przysięgi.

Potter przewrócił oczami, zbliżając się do drzwi w czujny sposób, do którego przyzwyczaił Severusa.

- Zobaczymy. - powiedział wymijająco. - Dam ci znać, tak?

Severus potrząsnął głową, co było jego rutyną po długich rozmowach z podopiecznym.

Czy to jakaś niespodzianka, że Potter miał trudności z zaufaniem innym? Pierwszy raz, kiedy ktoś powiedział mu, że go kocha, miało miejsce w zeszłym tygodniu.

 

Jego usta drgnęły, gdy tworzył plany lekcji na późniejszy wieczór. Potter żądający przeprosin w imieniu Severusa był bardzo podobny do jego matki. Gdyby Potter nie przyznał się do podpalenia stworzenia w klatce zaraz po tym, Severus mógłby niemal oszukać samego siebie, wierząc, że dziecko kiedykolwiek miało szansę przypominać Lily Evans nie tylko ze względu na oczy.

Lily była wyjątkową duszą. Uprzejma do granic możliwości, lojalna wobec tych, których uważała za swoich przyjaciół, a w jej sercu było więcej radości niż u kogokolwiek, kogo Severus kiedykolwiek spotkał. Miała swoją moralność i wartości, a innych trzymała w ryzach. Severus wiedział, że gdy ją obrazi, nigdy mu tego nie wybaczy, bez względu na okoliczności.

Potter również trzymał innych według swoich standardów, ale ponieważ dziecko miało tak rozluźnione pojęcie dobra i zła, poprzeczka była znacznie niższa. Zachowaj jego sekrety, nie dotykaj go, walcz po jego stronie, gdy dojdzie do walki, a Potter będzie lojalny jak mało kto.

W głębi serca Severus wolał towarzystwo Pottera niż Lily.

 

Zanim zasnął tego wieczoru, nagle przypomniał sobie, co Potter mu wyznał.

'Susan powiedziała, że mnie kocha. Nigdy wcześniej tego nie słyszałem, co?'

- Dwadzieścia punktów dla Hufflepuffu. - mruknął, gasząc światło.

***

W ciągu następnych kilku tygodni Severus musiał zdecydować, co było bardziej irytujące w tym czasie: Remus Lupin czy Harry Potter.

Potter nabrał nowego nawyku wyskakiwania w najmniej spodziewanych momentach z najbardziej przerażającymi pomysłami na wspomnienie dla Patronusa.

 

Zaraz po kolacji;

- A kiedy założyłem swój gang?

- Nie.

 

Szepnął, gdy oddawał eliksir na lekcji;

- Kiedy złamałem różdżkę Parkinson?

- Nie.

 

Potter miał nawet czelność wysłać mu notatkę podczas śniadania pewnego ranka.

'Kiedy pozwałem Dumbledore'a?'

Severus odszukał wzrokiem stół Slytherinu i potrząsnął lekko głową.

Niezwykle lubił to dziecko, ale do diabła, jeśli nie było męczące.

 

Remus Lupin rozpoczął swoje własne irytujące podejście do sprawienia, by Severus życzył sobie wcześniejszej emerytury.

- Bardzo ci dziękuję, Severusie. - powiedział, gdy pewnego wieczoru przyniósł mu Eliksir Tojadowy. - Naprawdę nie potrafię ci wytłumaczyć, ile to dla mnie znaczy.

Severus skrzywił wargę i chciał szybko opuścić biuro, gdy Lupin zawołał go z powrotem.

- Właściwie, to chciałem z tobą porozmawiać. - powiedział.

Niech cię szlag Potter.

Severus nie był zainteresowany wysłuchiwaniem bezsensownych przeprosin od Lupina za działania, które podjął piętnaście lat temu.

- Co? - zapytał ostro, odwracając się.

Lupin wyprostował się i spojrzał Severusowi prosto w oczy.

- Chciałem przeprosić. - powiedział. - Wiem, że ja i moi przyjaciele byliśmy dla ciebie niemili w szkole. I chcę wierzyć, że gdyby James i Peter tu byli, również by przeprosili. - Severus przewrócił oczami, gdy Lupin przełknął (sentymentalny głupiec), zanim kontynuował. - Ale nie są, więc powiem to w imieniu całej naszej trójki. Byliśmy niedojrzali, nierozsądni i krzywdzący i bardzo za to przepraszam.

Severus pewnego dnia znajdzie sposób, by sprawić, że Potter poczuje się tak strasznie niekomfortowo, jak on teraz.

- W przeciwieństwie do tego, co Potter mógł insynuować, nie wymagam przeprosin, Lupin. Możemy kontynuować tak, jak do tej pory - udając, że ta druga osoba nie istnieje.

Odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z gabinetu, zanim Lupin zdążył powiedzieć coś jeszcze nieznośnego.

Niestety, wyglądało na to, że Lupin wziął sobie do serca reprymendę Pottera. Severus był zagadywany przez wilka kilka razy w tygodniu.

W końcu, pewnego wieczoru podczas kolacji, kiedy Lupin paplał o eliksirze, o którym czytał, a który jego zdaniem mógł zainteresować Severusa, warknął.

- Nie jesteśmy przyjaciółmi. - przerwał Lupinowi z sykiem. - Nie mam pojęcia, co ci chodzi po głowie, ale nie jesteśmy przyjaciółmi.

Lupin wyglądał na zaskoczonego przez sekundę, zanim obdarzył Severusa typowym dla siebie pogodnym uśmiechem.

- Moglibyśmy być. - zaproponował. - Może powinniśmy byli być przyjaciółmi przez cały ten czas.

Severusowi przelotnie przypomniała się paląca zazdrość o zgraną grupę samozwańczych Huncwotów z czasów szkolnych. Dwunastoletni Severus zrobiłby wszystko, by zaprzyjaźnić się z Remusem Lupinem. Trzydziestotrzyletni Severus nie był aż tak zdesperowany.

- Nie interesuje mnie przyjaźń, Lupin. - zadrwił. - Zwłaszcza nie twoja.

- Dlaczego?

Severus odłożył widelec i spojrzał na Lupina z niedowierzaniem.

- Czy nie byłeś kilka tygodni temu w moim gabinecie, oskarżając mnie o obelżywe zachowanie wobec mojego podopiecznego? - wysyczał cicho. - Złamałeś zaufanie Pottera, zlekceważyłeś jego zdrowie psychiczne, pozwalając mu zniknąć po traumatycznym wydarzeniu, nie lubię cię i nie chcę być twoim „przyjacielem".

Lupin spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Ty i Harry jesteście dobraną parą, co? - zastanowił się. - Harry mnie nie lubi, bo byłem dla ciebie okrutny w szkole. Teraz ty mówisz, że mnie nie lubisz, bo bardzo źle poradziłem sobie z sytuacją z boginem.

- Potter jest moim uczniem i podopiecznym. - Severus powiedział sztywno. - Nie podejmuję za niego decyzji. Nie lubię cię z wielu powodów. Niewiele z nich ma cokolwiek wspólnego z Potterem.

Lupin uśmiechnął się krzywo.

- Wątpię, by ktokolwiek podejmował decyzje za tego dzieciaka. - zachichotał. - Ale ty masz na niego spory wpływ, prawda? Harry nigdy nie zaprzyjaźniłby się z kimś, kogo by nie lubił.

Severus był pewien, że miał rację, ale zdecydował, że powiedział już wystarczająco dużo na ten wieczór.

- Jeśli pozwolisz, mam lepsze rzeczy do roboty.

- Zobaczymy się jutro na uczcie? - zapytał Lupin, gdy Severus szybko skierował się do wyjścia.

Severus zignorował go. Być może, gdyby mężczyzna spędził więcej niż pół minuty w pobliżu Hermiony Granger, wiedziałby, że dni świąteczne są obowiązkowe, więc pojawienie się Severusa było przesądzone.

***

Następnego wieczoru, gdy Severus zmierzał do Wielkiej Sali, po raz kolejny został zaskoczony przez Pottera.

- Proszę pana! Wpadłem na pomysł!

Severus westchnął na widok jasnych oczu Pottera. To prawdopodobnie oznaczało kolejne przerażające wspomnienie, które dziecko zaklasyfikowało jako szczęśliwe.

- Dobra, mów. - powiedział.

Potter praktycznie promieniał.

- Pamiętasz dzień, w którym dałeś mi mój list? Ten! Co ty na to?

To... to faktycznie mogło zadziałać.

- To doskonały pomysł. - powiedział. Widział, że korytarze były w większości puste, ponieważ większość uczniów była już na uczcie. - Chciałbyś spróbować teraz?

Potter przytaknął ochoczo, po czym wziął głęboki wdech i oczyścił umysł.

EXPECTO PATRONUM! - krzyknął.

Potter niecierpliwie otworzył oczy, a jego twarz wypełniło rozczarowanie na widok dość dużej i nieuformowanej chmury Patronusa.

- Do jasnej cholery! - zaklął. - Dlaczego to cholerne zaklęcie nie działa!

Usta Severusa drgnęły w najmniejszym stopniu, gdy Potter przyjął jego własne przekleństwa.

- Język. - mruknął. - Przypuszczam, że nie było to wystarczająco szczęśliwe wspomnienie. - Spróbował spojrzeć na to spotkanie z punktu widzenia Pottera.

- Czy nie byłeś początkowo w błędnym przekonaniu, że próbuję cię porwać w jakimś nikczemnym celu?

- Tak - przyznał Potter bezwstydnie. - Myślałem, że jesteś zbokiem, co? Nie powinieneś był nosić szat. Ale nie myślałem o tym, myślałem o byciu wyjątkowym i byciu gdzieś z łóżkami przez 10 miesięcy w roku.

Cóż, to wszystko tłumaczyło.

- Wszystkie twoje wspomnienia wydają się mieć wiele warstw emocji. - Severus wyjaśnił delikatnie. - Wierzę, że nawet te szczęśliwe, które wybierasz, muszą mieć warstwę niepokoju lub innych negatywnych emocji, które wpływają na zdolność działania czaru.

Potter syknął głośno i przewrócił oczami.

- Nieważne. - mruknął. - W końcu to załapię.

- Owszem. - Severus zapewnił go, prowadząc dziecko w stronę Wielkiej Sali. - Zrobiłeś jakieś postępy w drugim zadaniu, które ci dałem?

Potter bąknął wymijająco.

- Jeszcze się nie zdecydowałem, co? - powiedział w końcu. - Dam ci jednak znać.

Severus przytrzymał drzwi otwarte dla Pottera i westchnął ponownie.

Jeden sekret. Poprosił Pottera, by zdradził jednemu przyjacielowi jeden sekret bez użycia Przysięgi Wieczystej.

- Dobrze. - Severus powiedział. - Miłego wieczoru i jeśli będziesz czegoś potrzebował, znajdziesz mnie dziś na Wieży Astronomicznej.

 

Potter skinął mu głową i ruszył w stronę stołu Slytherinu.

Severus zniósł halloweenową ucztę z jej zwykłymi fanfarami - pogarszanymi jedynie przez przygnębiającą obecność Lupina obok niego.

Najwyraźniej w rocznicę śmierci Potterów Lupin nie miał ochoty na pogawędki. Dzięki Merlinowi.

Obserwował z zaciekawieniem, jak jego węże zatrzymują się przy siedzeniu Pottera i oferują uścisk dłoni (które Potter odrzucił) i kondolencje (które Potter wyśmiał). Według jego obecnego prefekta siódmego roku, plotka o tym, że Potter był dziedzicem Slytherina, wciąż krążyła w jego domu. Najwyraźniej związane z tym wyróżnienia sprawiły, że Potterowi należała się jakaś forma szacunku.

 

Przed rozpoczęciem rozrywek Severus wymknął się z sali. Jego obecność była obowiązkowa na uczcie, nie chciał zostać dłużej niż musiał.

Udał się do Wieży Astronomicznej i oparł się o barierkę, myśląc o wielu zmianach, które zaszły od ostatniego Halloween.

-Potter został wydalony i przez dwa tygodnie włóczył się po podziemiach Londynu.
-Potter prawie umarł od rany zadanej przez bazyliszka.
-Potter zabił człowieka.
-Potter zmusił Lucjusza do roli zwolennika.
-Potter otwarcie nazwał Albusa Dumbledore'a swoim wrogiem.
-Potter może, ale nie musi, cierpieć na poważną chorobę psychiczną, której nie chce uznać ani leczyć.

To był rok pełen wrażeń i Severus starał się znaleźć jakieś pozytywy.

- Jestem okropnym opiekunem. - jęknął, przecierając zmęczone oczy. Spojrzał w gwiazdy i miał nadzieję, że gdzieś tam Lily dodaje mu otuchy, że stara się jak może.

Bo się starał.

Ale do cholery, czy było to wystarczająco dobre, czy nie.

Severus przywołał Mavis i poprosił go, by przyniósł mu szkocką i szklankę z jego prywatnych kwater.

Severus dopijał drugi kieliszek, gdy obok niego pojawił się srebrny kot Minerwy.

- Hogwart jest zablokowany. Spotkajmy się natychmiast w Skrzydle Szpitalnym. Wyślij wszystkich napotkanych uczniów do Wielkiej Sali. Mam twojego podopiecznego.

- Do jasnej cholery. - Severus przeklął, zbiegając szybko po schodach. Prawie potknął się w pośpiechu i przeklął siebie za picie.

Wiedział lepiej.

Potter wydawał się być przeklęty, by w każde pieprzone Halloween wydarzyło się coś oburzającego.

Severus nie potrafił sobie jednak wyobrazić, co jego podopieczny mógł zrobić, by spowodować zamknięcie całego zamku...

Wtargnął do Skrzydła Szpitalnego i szukał gorączkowo, aż jego wzrok padł na Minerwę. Stała obok Poppy i Pottera, który siedział na łóżku.

- Snape. - Potter powiedział z ulgą na twarzy. - Powiedz im, że nic mi nie jest!

- Co się stało? - Severus natychmiast zażądał od Minerwy.

- Syriusz Black się stał. - Minerwa powiedziała, jej usta były wąskie, a nozdrza rozszerzone. - A twoje głupie dziecko próbowało pojedynkować się z maniakiem.

- Syriusz Black?

Klątwa Pottera w Halloween naprawdę nie miała granic.

Severus obejrzał Pottera od góry do dołu i poczuł, jak jego klatka piersiowa rozluźnia się, gdy dziecko wyglądało na nietknięte.

- Niech ktoś szybko wyjaśni, co się stało.

Minerwa rzuciła Potterowi spojrzenie pełne irytacji. Potter westchnął.

- Więc wróciliśmy do pokoju wspólnego, tak? I Ron był zdenerwowany, bo Parszywek wbijał w niego pazury, wariował i skakał...

- Nie obchodzi mnie szczur. - Severus syknął. - Poinformuj mnie, co się stało z Blackiem!

- Właśnie to próbuję zrobić. - Potter syknął w odpowiedzi. Severus zobaczył uśmiech Minerwy i rzucił jej zimne spojrzenie. Potter nie był w tej chwili w najmniejszym stopniu zabawny.

- Tak czy inaczej, Parszywek uciekł, a Ron poszedł do naszego pokoju, żeby sprawdzić, czy tam poszedł, i zaczął wrzeszczeć, więc pobiegłem za nim.

- Oczywiście, że tak. - Severus jęknął. - Kontynuuj.

- Zgadnij, kto był w naszym pokoju? Black! Więc zacząłem go prze... - Potter złapał jego wzrok i Severus potrząsnął lekko głową. Potter nie musiał przyznawać się do klątw przed obecnym towarzystwem. - Próbowałem go powstrzymać. - powiedział zamiast tego. - Ale odepchnął mnie i po prostu pobiegł. Nie mogłem oddać czystego strzału w pokoju wspólnym. Ale... - Potter wyciągnął duży nóż z kieszeni szaty. - Przywołałem go w ostatniej sekundzie.

Severus byłby naiwnym głupcem, gdyby nie wierzył, że Potter nie weźmie ze sobą tej cholernej broni.

- A potem? - zapytał, spoglądając na Minerwę.

- Panna Owens powiadomiła mnie, że Syriusz Black jest w zamku. - powiedziała. - Zanim dotarłam do twojego dziecka. - rzuciła Potterowi niedowierzające spojrzenie. - Próbował wymknąć się, by szukać mężczyzny w pojedynkę.

Potter wzruszył ramionami.

- Natychmiast zaalarmowałam Albusa, który teraz organizuje przeszukanie zamku. Wszyscy uczniowie zostali zgromadzeni na noc w Wielkiej Sali, a ja przyprowadziłam tu Pottera, by upewnić się, że nie jest ranny.

Severus skinął jej głową z wdzięcznością, po czym spojrzał na Poppy, która potrząsnęła głową.

- Poza ciężkim przypadkiem idiotyzmu, wierzę, że pan Potter ma się dobrze. - prychnęła.

- Nie jestem idiotą. - mruknął Potter.

- Mówiłaś, że wszyscy uczniowie zgromadzili się w Wielkiej Sali? - Severus zapytał Minerwę.

- Tak. Sądzę, że Albus również powinien się tam wkrótce pojawić, by sprawdzić prefektów. - powiedziała Minerwa.

- Porozmawiam z nim o poszukiwaniach. Chodź Potter, odeślę cię do Wielkiej Sali.

Potter poderwał się na równe nogi, patrząc z uśmiechem na Poppy.

- Rozmawiali o zatrzymaniu mnie na całą noc. - Potter powiedział, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły. - Wiedziałem, że po mnie przyjdziesz.

Severus podszedł do Pottera z lekceważącym tonem.

- Czyś ty postradał swoje cholerne zmysły? - warknął. - Sam stawiłeś czoła Blackowi?!

- Nie mów tak. - Potter powiedział zimno. - Nie postradałem zmysłów. Powiedziałem ci, że go zabiję i zrobię to. Był w moim pokoju z wielkim, pierdolonym nożem, co?

- Jesteś bezmózgim kretynem Potter. - Severus prychnął. Wiedział, że jego zmartwienie i strach ukazują się jako potępienie i wściekłość, ale Potter za każdym razem dokonywał złych wyborów.

- Czyżby? - Potter nucąc, odsunął się nieco od Severusa. - Więc przypuszczam, że skoro jesteś taki mądry, to wiesz, jak Black dostał się do zamku i do naszego pokoju?

- Podałeś hasło połowie przeklętego zamku! - Severus powiedział ostro. - Kto wie, które idiotyczne dziecko zgubiło to hasło!

- Nie nazywaj ich idiotami. - powiedział Potter, robiąc pół kroku dalej od Severusa. - Nie są idiotami i ja też nie jestem, proszę pana.

Severus zgromił Pottera wzrokiem, nawet gdy zdał sobie sprawę z niesprawiedliwości swoich słów.

Potter nie był idiotą.

Ale Merlinie, jeśli nie był najbardziej aroganckim i lekkomyślnym dzieckiem, jakie Severus kiedykolwiek spotkał.

- Zostaniesz w sali ze swoimi przyjaciółmi. - powiedział. - Nie będziesz nawet próbował opuścić Sali, czy to jasne?

- Jak słońce. - Potter splunął.

Severus ruszył w stronę Sali, wskazując Potterowi, by poszedł za nim. Kiedy szli, uważnie wypatrywał jakichkolwiek oznak obecności kogoś, kto nie powinien znajdować się na korytarzach. Gdy dotarli do wejścia do sali, Severus zatrzymał się przed otwarciem drzwi.

- Trzymaj się z dala od Lupina. - powiedział. - Jest mało prawdopodobne, że Black wszedł do zamku bez pomocy i nadal jest najbardziej prawdopodobnym sprawcą.

- Czad... - powiedział Potter, zaciskając szczękę i wzruszając ramionami. - Mogę już iść?

Severus zawahał się, widząc widoczne oznaki stresu Pottera.

- Przepraszam. - powiedział z westchnieniem. - Martwiłem się o twoje bezpieczeństwo i niesprawiedliwie na ciebie nakrzyczałem. Prawdopodobnie zdarzy się to jeszcze wiele razy, ponieważ upierasz się, by narażać się na niebezpieczeństwo.

Potter spojrzał na niego ostrożnie.

- To nie są prawdziwe przeprosiny, jeśli nie zamierzasz się zmienić. - powiedział ze zwężonymi zielonymi oczami.

- Być może nie. - Severus zgodził się. - Chociaż to szczere przeprosiny.

Potter przygryzł na chwilę dolną wargę, po czym skinął głową.

- Nie postradałem zmysłów, a moi przyjaciele nie są idiotami.

- Jestem świadomy. - Severus powiedział, licząc oddechy, by utrzymać głos na równym poziomie. - Wierzę, że już powiedziałem, że przepraszam.

- 'Obra. - powiedział Potter. - Ale zachowałeś się jak drań.

- Próbowałeś zabić człowieka w zatłoczonym pokoju wspólnym. - zauważył Severus. - Praktycznie zdefiniowałeś wyrażenie: przestępczy bachor.

Krawędzie warg Pottera wygięły się lekko w górę, najwyraźniej zadowolony z sardonicznej riposty Severusa. Severus otworzył drzwi sali i natychmiast został otoczony przez świtę Pottera.

- Ty durny kretynie! - krzyknęła panna Bones. - Co ty sobie myślałeś?

Potter przewrócił oczami i zaprowadził przyjaciół do pustego rogu. Jeszcze raz złapał spojrzenie Severusa i skinął lekko głową.

Severus patrzył przez chwilę, jak Potter mówi przyciszonym tonem do swoich przyjaciół, zanim opuścił salę w poszukiwaniu Albusa.

Jak powiedział Potterowi, nie było możliwości, by Black dostał się do Hogwartu bez pomocy, a najbardziej prawdopodobnym winowajcą był ten przeklęty wilk.

Przysiągł, że jeśli znajdzie dowód na to, że Lupin pomagał Blackowi w jakikolwiek sposób, sam pożyczy miecz Pottera.

 

Chapter 10: Hogsmade

Chapter Text


Przez kilka następnych dni w szkole mówiono tylko o Syriuszu Blacku. Teorie na temat tego, jak dostał się do zamku, stawały się coraz bardziej dzikie. Hannah Abbott z Hufflepuffu spędziła większość następnych zajęć z zielarstwa, opowiadając każdemu, kto chciał słuchać, że Black może zmienić się w kwitnący krzew.

Susan spędziła równie dużo czasu, próbując stworzyć listę możliwych pobliskich miejsc, w których Black mógłby się ukrywać.

- Jest blisko, niestrzeżone, to idealna kryjówka. - powiedziała podczas lunchu pewnego popołudnia.

- Nie spędzimy naszej pierwszej wycieczki do Hogsmeade, szukając Syriusza Blacka. - powiedział Draco. - Pójdziemy do Królestwa Miodowego, odwiedzimy Zonko i napijemy się piwa kremowego w Trzech Miotłach - rozumiemy się?

- Tak? - Harry rzucił mu ostre spojrzenie, a Draco się skrzywił.

- Nie chcę polować na mojego szalonego kuzyna. - powiedział głosem o kilka tonów odbiegającym od skomlenia.

- Harry nie pójdzie szukać Syriusza Blacka, pozwoli profesorom się tym zająć, prawda? - powiedziała Hermiona, wywołując u wszystkich wybuch śmiechu.

- Tak, to brzmi jak Harry. - Ron prychnął.

- Możemy to zachować na naszą drugą wizytę w Hogsmeade? - Draco zapytał z nadzieją.

- Nie ma szans. - Harry powiedział. - Będziemy szukać jutro.

 

Ale ostatecznie decyzja została wyjęta z jego rąk.

Po pożegnaniu się z Luną i obietnicy, że przyniesie jej niespodziankę (chcesz czekoladową żabę czy palec Blacka?), ośmiu trzeciorocznych ruszyło w stronę Hogsmeade.

Harry miał nieprzyjemne uczucie bycia obserwowanym przez całą drogę za bramą i kiedy byli na ścieżce. Mieli już wejść do wioski, kiedy zdał sobie sprawę, w czym tkwi problem.

- Co za sukinkot. - przeklął głośno w wężomowie.

- Co się stało? - zapytał Neville.

Harry rzucił ostrym spojrzeniem dookoła.

- Jeśli Snape cię do tego namówił, zabiję was obu. - zawołał głośno.

Jego przyjaciele patrzyli na niego nerwowo, ale Harry był skupiony na linii drzew, gdzie czuł na sobie czyjeś oczy.

Skończ z ich zaklęciem, pomyślał z ostrym szarpnięciem swojej magii.

Z satysfakcją obserwował, jak wysoka, chuda, różowowłosa czarownica pojawia się pozornie znikąd.

- Hejka Harry. - uśmiechnęła się krzywo, najwyraźniej nie zawstydzona tym, że została przyłapana. - Kingsley nie przesadzał, co?

Harry już wyciągnął swój nowo zdobyty nóż i zrobił kilka kroków przed przyjaciółmi.

- Kim jesteś? - Harry zapytał ostro.

- Kim jesteś? - czarownica naśladowała go, zmieniając swój wygląd. Harry zamrugał i nagle spojrzał na kopię samego siebie.

- Czad. - odetchnął. Spojrzał w swoje zielone oczy i uśmiechnął się ostro. - Ty jesteś Nymphadora?

- Tonks, jeśli można. - powiedziała.

- Och, jesteśmy kuzynami! - powiedział Draco zza Harry'ego. Chciał podejść do czarownicy, a Harry przesunął się lekko, trzymając go za sobą.

- Nie wyjaśniłaś, dlaczego tu jesteś. - Harry powiedział do niej.

W głębi duszy żałował, że nie chwycił scyzoryka zamiast tego sztyletu, był zbyt długi, by obracać go między palcami.

- Rozkazy ministra. - uśmiechnęła się, a twarz Harry'ego przybrała zupełnie dziwny wyraz.

- Zmień się z powrotem. - powiedział. - I wyjaśnij.

Czarownica wróciła do swojej poprzedniej postaci, wysokiej, szczupłej i różowowłosej. Zamrugała, a jej oczy zmieniły kolor z zielonego Harry'ego na jasnoszary.

- Naprawdę mieszkasz ze Snapem, co? - zaśmiała się. - Oficjalnie siedzę ci dzisiaj na ogonie. - mrugnęła i nagle za jej plecami na moment pojawił się śmieszny koński ogon.

Harry musiał dosłownie przygryźć wargę, żeby się nie roześmiać.

Jest gliną i cię śledzi, przypomniał sobie.

- Nie, dzięki. - Harry powiedział chłodno. - Nie potrzebuję, żeby jakiś gliniarz łaził za mną.

Tonks zerknęła na przyjaciół Harry'ego stojących za nim, zanim zmniejszyła się do ich wzrostu i wydłużyła włosy do długiego złotego blondu.

- A co z innym uczniem? Nie chciałbyś, żebym miała kłopoty w pracy, prawda? - Spojrzała na Harry'ego wzrokiem, który Susan nazwała „oczami szczeniaczka".

- Nie obchodzi mnie szczególnie twoja praca. - Harry powiedział z drwiną. - Odejdź.

Harry cofnął się o kilka kroków bliżej przyjaciół, uważnie obserwując puste dłonie Tonks.

- Przepraszam, Harry. - uśmiechnęła się. - Ale będziesz musiał porozmawiać o tym z ministrem. - Klasnęła w dłonie i podskoczyła. - Gdzie idziemy najpierw?

- Do Królestwa Miodowego. - Powiedział Ron zza pleców Harry'ego. - Potem Zonko.

- Theo i ja mieliśmy zamiar sprawdzić Pocztę. - Hermiona powiedziała z wahaniem. - Pomyśleliśmy, że może chcielibyście się spotkać za kilka godzin w Trzech Miotłach?

Harry odwrócił się na tyle, by widzieć zarówno Hermionę, jak i Tonks.

- Myślałem, że będziemy spędzać czas razem? - powiedział.

Hermiona zarumieniła się, gdy Theo wziął ją za rękę.

- Chcieliśmy spędzić kilka godzin sami. - Theo spojrzał na ich złączone dłonie. - No wiesz, na osobności.

- No dobrze, ale na dworze jest raczej za zimno na seks, nie?

Harry widział już wiele dzieci ulicy i prostytutek bzykających się w zaułkach, ale nie sądził, by Hermionie się to spodobało.

- My- nie- Merlinie. - Theo zaklął, a reszta przyjaciół roześmiała się, a twarz Hermiony zapłonęła czerwienią. Tonks prawie upadła na ziemię ze śmiechu.

- Nie będziemy tego robić. - Hermiona syknęła. - Jezu Harry. Chcieliśmy tylko spędzić razem czas jako para. Jak na randce.

- Och. - Harry sam lekko się zarumienił. - Cóż... To chyba zobaczymy się za kilka godzin, uważajcie na siebie, dobra?

- Ty uważaj na siebie. - powiedział Theo, zanim popędził Hermionę w dół ścieżki.

- Świetnie, dokąd? - Tonks powiedziała promiennie, zmieniając swój wygląd, by naśladować Hermionę.

- Tracimy czas. - Susan szepnęła, podchodząc i chwytając Harry'ego za rękę. - Może iść, nie wiedząc, co robimy.

Harry przechylił lekko głowę, przyznając rację Susan.

- Nowy plan. - powiedział, obserwując Tonks kątem oka. - Chłopaki. - wskazał na pozostałych chłopców stojących wokół nich. - Róbcie, co chcecie. Susan, Tonks i ja idziemy zwiedzać. Spotkamy się za dwie godziny w Trzech Miotłach, tak?

- Brzmi nieźle. - Blaise powiedział spokojnie. - Dalej Longbottom, chodźmy zaprezentować Weasleyowi prawdziwe produkty do żartów.

Draco stał z niepewnym spojrzeniem, gdy pozostali trzej chłopcy ruszyli w stronę miasta. Spiął ramiona i odwrócił się do Harry'ego, ze zdeterminowanym błyskiem w oczach.

- Pójdę z wami. - powiedział.

- Dobry chłopak, Draco. - powiedziała Susan. Przesunęła się, by móc połączyć ramiona z Harrym i Draco.

- Dokąd? - Tonks zapytała ponownie, niegrzecznie łącząc ramię z Draco i zmieniając się z powrotem w swój poprzedni blondwłosy wygląd.

- Wrzeszcząca Chata. - Harry odpowiedział natychmiast.

- Więc szukasz Blacka? - Tonks powiedziała promiennie, potykając się lekko z powodu szybkiego tempa, jakie narzucili Harry i jego przyjaciele. - Kingsley mówił, że tak uważa, ale ja pomyślałam: „nie ma mowy, żeby mały dzieciak szukał człowieka, który chce go zabić".

- Harry nie jest małym dzieckiem, Nymphadora. - Susan powiedziała i zgromiła wzrokiem drugą czarownicę. - I wydaje mi się, że powiedział, że idziemy obejrzeć zabytek historyczny, a nie szukać zbiegłego więźnia.

- To i tak twoje zadanie, prawda? - dodał Harry.

- Drażliwa. - Tonks mrugnęła do Draco. Draco lojalnie skrzywił się i odwrócił od niej głowę.

Tonks była niewzruszona podczas spaceru do Chaty. Ciągle rozmawiała o swoich szkolnych czasach i szkoleniu na aurora, które właśnie ukończyła.

- Byłbyś świetnym Aurorem, z takimi umiejętnościami obserwacji jak twoje. - powiedziała do Harry'ego. - Skąd w ogóle wiedziałeś, gdzie jestem?

- Magia. - Harry odpowiedział drwiąco. Tonks znów się roześmiała.

Harry uważnie obserwował Wrzeszczącą Chatę, gdy zbliżali się do ogrodzenia wokół niej. Gdyby Tonks nie było z nimi, miał zamiar wziąć pelerynę i zakraść się do środka.

- Myślisz, że uda nam się wejść? - Susan mruknęła cicho.

Najwyraźniej nie dość cicho.

- Och, nie robiłabym tego. - Tonks powiedziała z szerokim uśmiechem. - Musiałabym cię powstrzymać, gdybyś włamała się na zakazany teren. Poza tym, to i tak jest nawiedzone.

- Mogłabyś spróbować nas powstrzymać. - Susan powiedziała z własnym uprzejmym uśmiechem.

- I nie jest, kurwa, nawiedzony. - Harry prychnął. - Gigantyczny wilk przemieniał się tam co miesiąc, co?

- Wilk? - powiedziała Tonks, jej oczy zrobiły się okrągłe z podekscytowania. - Naprawdę?

- Merlinie Tonks, czy nie jesteś czarownicą? - mruknął Draco.

- Ostrożnie, mały kuzynie, nie chciałabym musieć udowadniać ci, że jestem czarownicą. - mrugnęła.

- Rozejrzyjmy się, co? - zasugerował Harry.

Byli w połowie drogi do Chaty, kiedy duży czarny pies, dla którego Harry zostawiał steki, wyszedł powoli spod domu.

- Hej, to twój pies! - powiedział Draco, a jego oczy rozbłysły na ten widok. - Chodź tu, piesku!

- Nazywa się Ponurak. - Powiedział Harry. - Nie „piesek".

- Nazwałeś wielkiego czarnego psa „ Ponurak"? - zapytała Tonks, gdy pies podbiegł do Harry'ego. - Jesteś trochę stuknięty, co Harry?

- Nie jest. - Susan powiedziała szorstko. - Zamknij się.

Harry uśmiechnął się do Susan, po czym zwrócił się do Tonks.

- Mój pies, moje imię. - powiedział, drapiąc psa za uchem. - Nie krępuj się ze mną o to walczyć.

Tonks roześmiała się ponownie, sięgając w stronę psa, który bardzo lojalnie na nią warknął.

- Dobry pies. - mruknął. - Możesz ją ugryźć, jeśli chcesz.

Pies zaszczekał i zamachał ogonem w zdecydowanie podekscytowany sposób, który rozśmieszył Harry'ego.

- No już, szukajmy dalej. - mruknął do Susan.

Cała czwórka, plus pies, dwukrotnie obeszła krawędź chaty, zanim Harry musiał przyznać się do klęski. Bez zajrzenia do środka nie miał pojęcia, czy Black tam był.

- Gdzie teraz „nie szukamy Syriusza Blacka"? - zapytała Tonks.

Harry przewrócił oczami, gdy Ponurak zbliżył się do Harry'ego.

- Ignoruj ją, to kretynka. - Harry powiedział na tyle głośno, by Tonks mogła go usłyszeć.

- Jesteś pewien, że jesteś Harrym Potterem? - zapytała Tonks. - Bo brzmisz strasznie podobnie do Severusa Snape'a.

Ponurak warknął na Tonks, która zmieniła fryzurę i nos, by naśladować Snape'a.

- Jeszcze jedno słowo i zobaczymy, jaka z ciebie dobra czarownica. - Susan powiedziała mrocznie.

Tonks roześmiała się, wracając do swojego uczniowskiego wyglądu. Uniosła ręce w geście „nie mam złych zamiarów".

- Jeśli chcecie iść do wioski, z przyjemnością was oprowadzę.

Draco odwrócił się do Harry'ego z błagalnym spojrzeniem w szarych oczach.

- W porządku - syknął Harry. - Chodźmy.

Draco rozpromienił się i praktycznie pociągnął Susan za sobą, biegnąc w stronę wioski.

- Zwolnij. - Tonks zawołała. - Jestem niezdarna.

Harry zaśmiał się niemiło, kiedy potknęła się o kamień niecałe trzydzieści sekund później.

- Możesz sobie pójść. - Susan powiedziała ze słodkim uśmiechem.

- Nie jesteście zbyt mili. - Tonks powiedziała z czymś, co Harry był pewien, że było udawanym dąsem. - Myślałam, że borsuk będzie bardziej gościnny.

- Źle myślałaś, co? - Susan nuciła.

- Kłócimy się czy idziemy do Królestwa Miodowego, zanim będziemy musieli spotkać się ze wszystkimi? - powiedział Draco.

Harry wolałby walczyć, ale Draco dąsał się w najbardziej niedorzeczny sposób.

Tonks paplała o różnych sklepach, które mijali wzdłuż chodnika. Pomimo usilnych starań Harry'ego, zaczął przysłuchiwać się jej rozmowie. Była śmiesznie wesoła, bardzo niezdarna jak na policjantkę, ale miała wiele ciekawych historii.

Kiedy dotarli do Królestwa Miodowego, Harry kazał Ponurakowi czekać na zewnątrz, wydając stanowcze polecenie.

- Nie uciekaj, bo nie kupię ci nic do jedzenia. - powiedział. - Nie będę cię ganiał po mieście cały dzień.

Ponurak zamachał ogonem i posłusznie pomknął do alejki obok sklepu, gdy Harry i reszta weszli do środka.

Harry zdążył opanować opad szczęki, kiedy wszedł do środka.

- Czad. - odetchnął, chłonąc widok. Wszędzie, gdzie spojrzał, były półki pełne kolorowych słodyczy.

- Chodź! - Susan chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę półek. - Znajdźmy coś dzikiego dla Lue!

Harry zignorował Tonks, spędzając bardzo zabawną godzinę na wybieraniu ogromnej różnorodności smakołyków ze swoimi przyjaciółmi. Wypełnili ogromną torbę różnymi rzeczami dla Luny, w tym żelkami w kształcie różnych stworzeń. Harry chwycił garść „Psich kąsków" dla Ponuraka, a nawet znalazł kilka sowich ciasteczek, które podebrał dla Sevvie.

Obserwował uważnie, jak Fred i George Weasley znikają w drzwiach za ladą, gdy myśleli, że nikt tego nie zauważył.

Zastanawiał się, czy nie okradają tego miejsca i zanotował w pamięci, by zapytać ich o to następnym razem, gdy ich zobaczy. Nie mógł tego zrobić teraz z blond policjantem, który do niego przylgnął.

W końcu opuścili sklep z rękami pełnymi cukierków i chwilowo zapominając o znalezieniu Blacka.

- Mogę je zmniejszyć, żeby łatwiej było je nosić. - zaproponowała Tonks.

Susan, którą Harry zaczynał podejrzewać, że wcale nie lubiła Tonks, prychnęła, zanim wyciągnęła paczki w stronę Harry'ego.

Uśmiechnął się do Tonks, po czym wskazał palcem na torbę Susan.

- Kurczyć się. - Wycedził.

Trochę się popisywał, bo torba Susan natychmiast się zmniejszyła, ale wyraz zaskoczenia na twarzy Tonks był tego wart.

- Jak to zrobiłeś? - zapytała z szerokim uśmiechem, gdy powtórzył proces na torbie Draco.

- Magia.

Wyciągnął smakołyki dla Ponuraka, zanim je skurczył i schował torby swoją i Luny.

- Ponurak, chodź stary, chcesz smakołyk?

Ponurak podbiegł do niego i podskoczył, kładąc olbrzymie łapy na piersi Harry'ego.

- Złaź, głupku. - Harry roześmiał się, prawie upadając pod jego ogromnym ciężarem. - Jeśli przewrócisz mnie przy tych wszystkich ludziach, nie dam ci smakołyka.

Ponurak natychmiast zeskoczył i spojrzał na Harry'ego, wysuwając język z pyska.

- Jesteś niedorzeczny. - Harry roześmiał się, rzucając mu kilka smakołyków. - Jeśli wrócisz jutro do Hogwartu, możesz dostać więcej, jasne? No już, chodźmy po jedzenie.

Ponurak podążał za całą czwórką, od czasu do czasu umykając między ich nogami. Po tym, jak przewrócił Tonks, a Harry się roześmiał, wyglądało na to, że celowo próbował ją przewrócić.

Harry'emu to nie przeszkadzało.

Dotarli do Trzech Mioteł i Ponurak zaskomlał przy drzwiach.

- Nie możesz wejść, piesku. - Susan poklepała psa po grzbiecie. - Przyniesiemy ci trochę jedzenia, dobrze?

Ponurak ponownie zamachał ogonem, po czym ruszył do bocznej alejki.

Weszli do środka i Harry poczuł, jak ciepło budynku przegania chłód, który pozostał po obecności dementorów w wiosce.

- Tutaj! - Harry zobaczył, jak Blaise macha do nich i prowadzi do budki w rogu, gdzie siedziała już reszta ich przyjaciół.

- Możesz siedzieć mi na ogonie z tamtego miejsca. - powiedział Harry, gestem wskazując Tonks w stronę blatu baru.

- Dobrze - Tonks westchnęła dramatycznie. - W takim razie chyba po prostu będę dorosłą osobą w pubie. - mrugnęła ostatni raz, po czym wróciła do swojego normalnego wyglądu i usiadła przy barze naprzeciwko nich.

- Znalazłeś coś? - Neville zapytał cicho.

- Nic. - Harry powiedział raczej ze złością. - Jeśli Black jest w Chacie, to jest w środku, a nie mogłem przekonać Tonks, żeby tam weszła, co?

Neville posłał mu współczujący grymas, zanim Ron wskoczył z propozycją, by wszyscy poszli się napić.

- On chce tylko poflirtować z Rosmertą. - Theo się roześmiał.

Harry patrzył, jak Ron podchodzi do baru, a jego uszy zaczerwieniły się niemal natychmiast, gdy barmanka, krągła kobieta z nisko wyciętym topem, podeszła do niego.

- Chłopcy są śmieszni. - Susan powiedziała do Hermiony, która przytaknęła mądrze.

Harry nie zawracał sobie głowy protestowaniem, ponieważ Ron wyglądał raczej głupio, gapiąc się i rumieniąc na Rosmertę, podczas gdy ona wzięła osiem piw maślanych.

- Rosmerta powiedziała, że Tonk je dla nas kupiła. - Ron powiedział ze smutnym uśmiechem na twarzy, rozdając napoje.

Harry zgromił wzrokiem uśmiechniętą Aurorkę i przelewitował jej kilka sykli.

Nie było szans, by był dłużny gliniarzowi.

- Co robiliście? - Draco zapytał pozostałych.

Ron i Blaise natychmiast zaczęli opowiadać o sklepie z dowcipami, do którego poszli. Neville od czasu do czasu dorzucił jakiś komentarz. Harry zerknął na cichą parę naprzeciwko niego i zobaczył, że trzymają się za ręce, szepczą i chichoczą razem.

- A wy co robiliście? - Harry zapytał ich.

- Ooh. - Hermiona usiadła i uśmiechnęła się radośnie na jego pytanie. - Poszliśmy na pocztę! Mają tam około dwwieście sów, wszystkie siedzą na półkach, wszystkie oznaczone kolorami w zależności od tego, jak szybko chcesz, żeby twój list dotarł!

- Poczta to nie jest romantyczna randka. - Draco prychnął, rzucając Theo niedowierzające spojrzenie. - Dlaczego nie poszliście do Madam Puddifoot?

Theo wyglądał na nagle niepewnego, ale Hermiona zmarszczyła brwi na Draco.

- Świetnie się bawiliśmy. - powiedziała wyniośle. - O wiele zabawniej niż siedzenie w dusznej herbaciarni.

Reszta zaczęła się kłócić o najlepsze miejsce na randkę w Hogsmeade, podczas gdy Harry rozglądał się po pubie. Przyglądał się dwóm goblinom mówiącym szybkim Gobbledegook, kiedy dźwięk otwieranych drzwi przyciągnął jego wzrok do nowo przybyłych.

Profesorowie McGonagall i Flitwick właśnie weszli do pubu z lawiną płatków śniegu, a zaraz za nimi Hagrid, który był pogrążony w rozmowie z postawnym mężczyzną w limonkowym meloniku i prążkowanej pelerynie - Korneliuszem Knotem, Ministrem Magii.

- Zaraz wracam. - Harry powiedział do przyjaciół, podrywając się na nogi.

Widział znaki w całej wiosce ogłaszające obecność dementorów „z rozkazu Ministerstwa Magii" i chciał się dowiedzieć dlaczego.

- Harry! Jak się masz, chłopcze?

Harry rozprostował palce lewej dłoni, podczas gdy jego prawa została entuzjastycznie uściśnięta przez ministra.

- Witaj ministrze Knot, jak się masz? - powiedział grzecznie.

- Och, nic z tych rzeczy. - Knot mrugnął do niego. - Mówiłem ci, mów mi Korneliusz.

Profesor McGonagall rzuciła Harry'emu zirytowane spojrzenie, gdy Knot to powiedział.

- Harry, przyłącz się do nas na drinka, dobrze?

Harry spojrzał na stół przyjaciół i wzruszył ramionami.

- Jasne, dziękuję Korneliuszu.

Harry usiadł na krześle w rogu stołu i zamówił wodę, gdy wszyscy inni zamówili swoje drinki.

- Co cię sprowadza do miasta, ministrze? - zapytała Rosmerta, gdy przyniosła im napoje.

- Syriusz Black, oczywiście. - Minister westchnął, zanim wziął głęboki łyk. - Słyszałem wszystko o twoich poczynaniach w Halloween, chłopcze. - powiedział z mrugnięciem w stronę Harry'ego. - Bardzo odważnie z twojej strony! Ale musisz być ostrożny. - machnął palcem w kierunku Harry'ego, - Black jest szalony. Kto wie, jakiej czarnej magii mógłby na tobie użyć?

Harry bardzo ostrożnie nie zrobił miny na rzekome szaleństwo Blacka, ani na to, że najwyraźniej skoro jest złym człowiekiem, to musi używać czarnej magii.

Harry był bardzo zainteresowany, widząc, jak McGonagall zmarszczyła brwi, zanim wzięła łyk swojego drinka.

- To było dezorientujące, jak Black w ogóle dostał się do zamku. - Harry powiedział. - Myślałem, że dementorzy byliby w stanie go złapać? Czy nie po to tam są? - mrugnął niewinnie do Knota.

Flitwick porozumiewawczo mrugnął do niego zza pleców ministra.

- Wiem, wiem. - Knot westchnął. - Dementorzy nie byli zadowoleni, że udało mu się ich ominąć. Właśnie spotkałem kilku z nich. Są wściekli na Dumbledore'a - nie chce ich wpuścić na teren zamku.

- No myślę. - powiedziała ostro profesor McGonagall. - Jak mamy nauczać z tymi okropnościami unoszącymi się wokół?

- Dokładnie! - prychnął profesor Flitwick.

- Tak czy inaczej. - mruknął Knot. - Oni są tu po to, by chronić was wszystkich przed czymś znacznie gorszym... Wszyscy wiemy, do czego zdolny jest Black...

- Wiesz, wciąż trudno mi w to uwierzyć. - powiedziała Rosmerta w zamyśleniu. - Ze wszystkich ludzi, którzy przeszli na Ciemną Stronę, Syriusz Black był ostatnim, o którym bym pomyślała... To znaczy, pamiętam go, kiedy był chłopcem w Hogwarcie. Gdybyś mi wtedy powiedział, kim się stanie, powiedziałbym, że wypiłeś za dużo miodu pitnego.

- Podejrzewam, że to dlatego, że nie zabił twoich rodziców. - Harry powiedział kurtuazyjnie, skutecznie uciszając Rosmertę.

- Przepraszam, kochanie. - powiedziała po niezręcznie milczącej chwili. - Wiesz, że twój ojciec przychodził tu cały czas. Och, rozśmieszał mnie. On i Black byli przywódcami swojego małego gangu. - uśmiechnęła się wesoło do Harry'ego.

Harry desperacko chciałby ją zignorować, ale doszedł do wniosku, że musi przyjąć postawę „Biednego Osieroconego Harry'ego" przed McGonagall i Knotem.

- Naprawdę? - powiedział, robiąc szerokie oczy. - Mianował Blacka moim ojcem chrzestnym, pomyślałem, że prawdopodobnie byli najlepszymi przyjaciółmi w szkole.

- Można by pomyśleć, że Black i Potter byli braćmi! - wtrącił profesor Flitwick. - Nierozłączni!

- Spotkałem go! - warknął nagle Hagrid. - Musiałem być ostatnim, który go widział, zanim zabił tych wszystkich ludzi! To ja uratowałem małego Harry'ego z domu Lily i Jamesa po tym, jak zostali zabici!

Harry rzucił mu ostre spojrzenie, ignorując współczujące spojrzenia pozostałej czwórki dorosłych.

Dlaczego, do diabła, to Hagrid przyszedł po niego do domu jego rodziców?

...Dumbledore.

- Wyciągnął go z ruin, biedactwo. - Hagrid kontynuował ze smutnym spojrzeniem w stronę Harry'ego. - I pojawił się Syriusz Black, na tym swoim latającym motocyklu, na którym jeździł. Nigdy nie przyszło mi do głowy, co on tam robi. Nie wiedziałem, że był strażnikiem tajemnicy Lily i Jamesa. Myślałem, że po prostu usłyszał wiadomość o ataku Sam-Wiesz-Kogo i przyszedł zobaczyć, co może zrobić. Był biały i cały się trząsł. I wiesz, co zrobiłem? POCIESZYŁEM MORDERCZEGO ZDRAJCĘ! - ryknął Hagrid.

- Hagridzie, proszę! - powiedziała profesor McGonagall. - Mów ciszej!

- Skąd miałem wiedzieć, że nie był zdenerwowany z powodu Lily i Jamesa? Zależało mu na Sami-Wiecie-Kim! A potem powiedział: „Oddaj mi Harry'ego, Hagridzie, jestem jego ojcem chrzestnym, zaopiekuję się nim"! Ale miałem rozkazy od Dumbledore'a.

Harry zastanawiał się, co byłoby gorsze - życie z Dursleyami czy Blackiem.

Dursleyowie, zdecydował szybko. Dodał „ trzymał mnie z dala od mojego ojca chrzestnego" jako kolejny powód, dla którego pewnego dnia zabije Dumbledore'a.

- Powiedziałem Blackowi, że nie, Dumbledore powiedział, że Harry ma iść do ciotki i wuja. Black kłócił się, ale w końcu uległ. Powiedział, żebym zabrał jego motocykl i zawiózł tam Harry'ego. „Nie będzie mi już potrzebny", powiedział.

- Powinienem był wiedzieć, że dzieje się coś podejrzanego. Kochał ten motocykl, po co mi go dawał? Dlaczego miałby go już nie potrzebować? Faktem było, że zbyt łatwo było go namierzyć. Dumbledore wiedział, że był strażnikiem Potterów. Black wiedział, że tej nocy będzie musiał uciekać, wiedział, że to tylko kwestia godzin, zanim Ministerstwo zacznie go ścigać.

- Ale co by było, gdybym oddał mu Harry'ego, co? - powiedział Hagrid, machając w stronę Harry'ego. - Założę się, że zrzuciłby go z motoru w połowie drogi przez morze. Syn jego najlepszych przyjaciół! Ale kiedy czarodziej odchodzi w Mrok, nie ma już dla niego nic i nikogo, kto by się dla niego liczył...

Po opowieści Hagrida zapadła długa cisza, a dorośli albo zgromili wzrokiem Hagrida (McGonagall), albo spojrzeli na Harry'ego ze współczuciem (Rosmerta).

- Ja... Pójdę już... - powiedział Harry, odsuwając szklankę i wstając. - Miło było pana widzieć, panie ministrze. - powiedział z ukłonem w stronę Knota.

Szybko opuścił pub, zanim którykolwiek z jego przyjaciół lub Tonks zdążył go dogonić.

Nie wiedział, dlaczego historia Hagrida tak go zaniepokoiła. Przecież już ją znał. Pan Malfoy opowiedział mu o uroku Fideliusa, o tym, że Black był Strażnikiem Tajemnic i o tym, że Black był tak potajemnie po stronie Czarnego Pana, że żaden z pozostałych Śmierciożerców nawet nie wiedział, że był jednym z nich.

Ale to wciąż bolało. Wszystko mogło potoczyć się inaczej. Gdyby Black nie zdradził jego rodziców Voldemortowi. Gdyby Black nie pozwolił Hagridowi go zabrać. Gdyby jego rodzice wybrali innego ojca chrzestnego.

Wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.

A Hagrid siedział i opowiadał o tym przed całym pubem, jakby życie Harry'ego było jedną wielką publiczną historią. Może ludzie tak myśleli, ale to nie znaczyło, że Harry'emu musiało się to podobać.

Harry szedł żwawym krokiem w stronę zamku, zbyt mało obeznany z wioską, by zbaczać ze ścieżki. Przeszedł przez bramę i złapał oddech, gdy znów zobaczył zamek.

- Bark bark.

Spojrzał za siebie i zobaczył, że Ponurak podąża za nim.

- Cholera. Przepraszam, zapomniałem przynieść ci jedzenie.

Ponurak zamachał powoli ogonem, podszedł do Harry'ego i polizał go po ręce, patrząc na niego swoimi wielkimi, szarymi oczami.

- Nic mi nie jest. - Harry powiedział, gdy pies zaskomlał. - Jestem po prostu... - Harry starał się znaleźć odpowiednie słowo. - Chyba wściekły. Jestem po prostu wściekły.

Ponurak znów jęknął i pociągnął Harry'ego za rękaw.

- Dokąd idziemy, mały? - Harry uśmiechnął się, gdy Ponurak próbował szarpnąć go w stronę linii drzew. - Ty leniu, znowu chcesz mnie użyć jako poduszki, co?

Ponurak machnął ochoczo ogonem. Harry usiadł i oparł się o drzewo, a pies natychmiast położył swój ciężki łeb na kolanach Harry'ego.

- Hagrid to idiota. - mruknął Harry. - Powiedzieć całemu pubowi o tym, że Black zdradził moich rodziców w taki sposób. Jak by mu się podobało, gdybym opowiadał o nim wszystkim historie, co? - Ponurak jęknął jeszcze, więc Harry podrapał go za uchem.

- Wiesz, że Black był moim ojcem chrzestnym, tak? I po prostu pozwolił Hagridowi ze mną odejść. Co jest tylko trochę lepsze niż zabicie mnie tam na miejscu, jak sądzę. - Pies warknął lekko.

- Jak myślisz, co jest gorsze, śmierć czy życie z ludźmi, którzy nienawidzili cię przez siedem lat?

Ponurak podniósł głowę i spojrzał na Harry'ego, po czym warknął jeszcze bardziej złośliwie.

- Czy twoi właściciele też cię wyrzucili? To dlatego jesteś teraz moim psem? - Ponurak położył ostrożnie głowę z powrotem na kolanach Harry'ego, a Harry wznowił drapanie go za uszami. - Chcesz mi pomóc znaleźć Blacka? Myślę, że jeśli będę czekał wystarczająco długo, znajdzie mnie i spróbuje zabić. - Pies wydał z siebie zrozpaczone syknięcie, które sprawiło, że Harry się uśmiechnął.

- Black nie mógłby mnie zabić, prawda kolego? Nie ma nawet swojego pieprzonego noża. - Harry roześmiał się, a Ponurak zadyszał w sposób, który według Harry'ego brzmiał, jakby też się śmiał. - Wszyscy mówią, że jest szalony, że jest Mrocznym Czarodziejem, że jest zły. Ale Cyzia mówi, że był „tragicznie niezrozumiany". - Harry westchnął. - Snape mówi, że ja też jestem niezrozumiany. Przypuszczasz, że to po prostu miły sposób powiedzenia, że jest szalony?

'Czyś ty postradał swoje cholerne zmysły?'

- Snape tego nie rozumie. - mruknął Harry. - Myśli, że wszystko jest takie proste, co? Mówi, że powinienem wyjawić komuś sekret, sprawdzić, czy mogę mu zaufać. Myślę, że to on jest szalony. - Harry powiedział cicho. - Ludzie cię oszukują, zdradzają i mają gdzieś twoje sekrety. Mogę jednak zdradzić ci sekret, prawda, kolego? - Ponurak zaskomlał i kilka razy uderzył ogonem o ziemię.

- Susan powiedziała mi, że mnie kocha, że jest moją najlepszą przyjaciółką, ale ja nawet nie wiem, co to znaczy. - wyznał cicho, wiedząc, że pies nigdy nie powtórzy jego słów. - Miona i Theo chyba się kochają i tego też tego nie rozumiem. Czy ty... myślisz, że jestem zepsuty, czy coś? Skąd wiesz, że kogoś kochasz?

Harry spojrzał w niebo, porządkując własne myśli.

- Zabiłbym kogoś, kto próbowałby skrzywdzić moich przyjaciół, ale gdyby oni próbowali skrzywdzić mnie, prawdopodobnie też bym ich zabił. Więc czy ich kocham? To nie brzmi jak miłość, prawda?

Ponurak polizał jedną z dłoni Harry'ego, a Harry uśmiechnął się do niego łagodnie.

- Myślisz, że mogę powiedzieć Snape'owi, że zdradziłem ci sekret, a on pozwoli, by to się liczyło? - Zwierze zadyszało z wywalonym językiem, co rozśmieszyło Harry'ego. - Prawdopodobnie nie, co?

Harry westchnął ponownie i siedział cicho z Ponurakiem przez chwilę, drapiąc go za uszami i obserwując, jak uczniowie zaczynają wracać do zamku.

- Lepiej już pójdę, stary. - Harry powiedział, wstając. - Chyba nie chcemy, żeby Snape znowu zaczął krzyczeć?

Pies wyszczerzył zęby, a Harry poklepał go po głowie.

- Dobra rozmowa, kolego, przyniosę ci trochę jedzenia po kolacji, dobrze?

Ponurak szczeknął radośnie, gdy Harry ruszył w drogę powrotną do zamku. Teraz, gdy opowiedział mu o swoich problemach, czuł się o wiele spokojniejszy. Snape był szaleńcem, który myślał, że kiedykolwiek pójdzie porozmawiać z jakimś Uzdrowicielem Umysłu, dlaczego miałby to robić? Prawdopodobnie po prostu wykrzyczeliby wszystkie jego problemy publicznie, tak jak zrobił to Hagrid. Przynajmniej Ponurak nie mógł mówić.

 

Następny tydzień minął szybko, gdy wszyscy zaczęli ekscytować się nadchodzącym meczem Quidditcha.

- Jeśli pokonamy Hufflepuff, w finale zmierzymy się z Gryffindorem. - Draco wyjaśnił to po raz setny podczas kolacji w noc poprzedzającą mecz. - Jeśli przegramy, musimy pokonać Ravenclaw, a wtedy będziemy w finale przeciwko Gryffindorowi.

Wszyscy w większości go zignorowali, rozmawiając o innych rzeczach.

- Napisaliście esej dla Sprout? - zapytał Ron z poczuciem winy na twarzy. - Ja utknąłem na swoim.

- Ma być na poniedziałek! - Hermiona zawołała.

- Mójjest skończony, możesz go przejrzeć, jeśli chcesz. - zaproponował Neville.

- Ja też mogę przejrzeć? - zapytał Harry. - Możesz skopiować moje dla McGonagall, jeśli chcesz.

- Zgoda. - Neville powiedział szybko. - Chcecie iść do biblioteki przed zamknięciem? Mogę dać wam książkę, z której korzystałem, na wypadek, gdybyście chcieli użyć własnych referencji.

- Dobry pomysł. - Harry powiedział, wstając. - Do zobaczenia później. - zawołał do pozostałych przyjaciół.

Ron, Neville i on sam byli w połowie drogi do biblioteki, kiedy Harry zauważył bliźniaków Rona szepczących razem w alkowie.

- Hej, zaraz was dogonię. - powiedział do nich, po czym szybko podszedł do Freda i George'a.

- To mały Mistrz Węży! - powiedział jeden z bliźniaków.

- Wasza Mroczna Wężowa Lordowska Mość, co możemy dla ciebie zrobić? - Drugi powiedział z wielkim uśmiechem.

- Czy wyście okradali Królestwo Miodowe? - zapytał bez ogródek.

- Co? - Bliźniacy spojrzeli na niego i albo byli niesamowicie dobrymi kłamcami, albo naprawdę nie mieli pojęcia, o czym mówi.

- Widziałem, jak wchodziliście przez zapadnię. - powiedział.

- Oh! - Bliźniacy roześmiali się, po czym spojrzeli na siebie i wykonali swoją cichą komunikację, którą czasami robią.

- Nie - powiedział jeden z nich. - Nie mów nikomu, dobrze?

Harry mruknął niezobowiązująco. Jeśli zamierzali powierzyć mu sekret bez pytania o przysięgę, to był ich problem.

- To tajne przejście. - powiedział cicho drugi. - Nie powinno nas tam być...

- Z powodu zakazu wstępu na weekend.

Oboje się roześmiali, a Harry'ego to ożywiło. Gdyby istniały tajne przejścia do Hogsmeade, mógłby wrócić i poszukać Syriusza Blacka.

- Jak je znaleźliście? - zapytał tak swobodnie, jak tylko potrafił.

Jeden z nich wyciągnął pusty kawałek pergaminu i mrugnął do niego.

- Mamy mapę.

Harry spojrzał na pergamin i rozważył swoje opcje. Z jednej strony bliźniacy mogli zrobić mu kawał. Z drugiej strony, jeśli naprawdę mieli mapę Hogwartu z tajnymi przejściami, to Harry chciał ją mieć.

- Odkupię ją od was. - zaoferował. - Podaj cenę.

- Nie da rady.

- Nawet dla Waszej Wężowości.

Harry wzruszył ramionami. Starał się być miły.

- Dobrze więc. Spieniężam przysługę, którą jesteście mi winni. - powiedział do tego, który trzymał mapę. - Bez zadawania pytań, chcę tę mapę.

Wyciągnął rękę i pociągnął za magię. Mapa poleciała prosto do jego rąk, a Harry uśmiechnął się do bliźniaków.

- Chyba nie chcecie mi powiedzieć, jak się nią posługiwać?

Bliźniacy spojrzeli na niego, po czym szybko zaczęli szeptać między sobą.

- Ile nam zapłacisz, jeśli ci powiemy? - zapytał chytrze jeden z nich.

Harry wzruszył ramionami i spojrzał w dół na pergamin. Położył na nim płasko dłoń i wydawało mu się, że czuje ciepły szum.

Dość pewny teraz, że nie był to tylko pusty kawałek pergaminu, rozważył swoje wybory.

- Nic, jeśli sam to rozgryzę. - powiedział w końcu.

Pokaż mi mapę, pomyślał, próbując przenieść swoją magię na pergamin przez dłoń.

Jakby niewidzialna ręka na nim pisała, na gładkiej powierzchni mapy pojawiły się słowa.

Pan Lunatyk życzy Potterowi Juniorowi dobrego wieczoru i opłakuje fakt, że najwyraźniej nie odziedziczył mózgu po matce.

- Co jest, kurwa? - mruknął Harry, obserwując, jak mapa nadal obraża go w najdziwniejszy sposób.

Pan Rogacz zgadza się z panem Lunatykiem i chciałby dodać, że nie jest za późno, by Potter Junior poprosił o zmianę domu.

- Kim, do kurwy nędzy, są Lunatyk i Rogacz? - Harry zażądał od Bliźniaków, zanim pojawiło się jeszcze więcej pisma.

Pan Glizdogon życzy Potterowi Juniorowi miłego dnia i radzi, by jadł więcej warzyw, jeśli kiedykolwiek chce być wyższy od karła.

Pan Łapa chciałby dodać, że to wstyd, iż Potter Junior jest tak samo krótkowzroczny jak Potter Senior, ale bez połowy uroku czy wyglądu.

Pan Rogacz chciałby przypomnieć panu Łapie, żeby uważał na słowa.

- Czy to jakiś żart? - zapytał Harry, spoglądając na bliźniaków, gdy „mapa" wytarła się do czysta. - Przysięgam na Boga...

- Nie, nie, Harry, nie. Przysięgam, że to nie byliśmy my! - powiedział jeden z bliźniaków z szeroko otwartymi niebieskimi oczami, podczas gdy drugi szybko potrząsnął głową.

- To prawdziwa mapa, stary. Przysięgamy. - dodał ten dalej od Harry'ego.

- 10 galeonów i pokaż mi, jak to działa. - Harry powiedział, nie chcąc rezygnować z drugiej przysługi, którą bliźniacy byli mu winni za mapę.

- 20. - odparł ten dalej od Harry'ego.

- 8 i nie przeklnę was.

- 10, nie przeklniesz nas i pójdziesz ze mną do Hogsmeade w przyszłym miesiącu. - Ten obok Harry'ego uśmiechnął się.

Harry spojrzał na niego z zaciekawieniem.

- Dlaczego miałbym iść z tobą do Hogsmeade? Nie jesteśmy nawet przyjaciółmi.

Ten z tyłu zaczął się histerycznie śmiać, aż Harry zgromił go wzrokiem, po czym zagryzł wargę, próbując stłumić śmiech.

- Moglibyśmy być. - mrugnął ten obok Harry'ego. - Jestem wspaniałym przyjacielem.

- 12 galeonów, nie przeklnę was i nie pójdę z tobą do Hogsmeade. - Harry powiedział zamiast tego.

- Umowa stoi. - uśmiechnął się ten dalej od Harry'ego. - Połóż różdżkę lub rękę na pergaminie i powiedz: „Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego".

- Jeśli mnie nabierasz, to ci nie zapłacę. - Harry ostrzegł go, zanim zrobił to, co powiedział.

I w jednej chwili, tak jak poprzednio, cienkie linie atramentu zaczęły rozprzestrzeniać się jak pajęczyna z miejsca, którego dotknęła dłoń Harry'ego. Łączyły się ze sobą, krzyżowały, rozchodziły w każdy zakątek pergaminu; potem na górze zaczęły wykwitać słowa, wielkie, kręcone, czerwone słowa, które głosiły:

Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz,

zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,

mają zaszczyt przedstawić

MAPĘ HUNCWOTÓW.

Naprawdę była to mapa pokazująca każdy szczegół zamku i terenów Hogwartu. Ale naprawdę niezwykłą rzeczą były maleńkie kropki atramentu poruszające się po niej, każda oznaczona imieniem drobnym pismem. Zdumiony Harry pochylił się nad nią. Oznaczona kropka w lewym górnym rogu pokazywała, że Dumbledore przechadza się po swoim gabinecie, kotka dozorcy, pani Norris, grasuje na drugim piętrze, a Irytek podskakuje w pokoju z trofeami. Gdy oczy Harry'ego powędrowały w górę i w dół znajomych korytarzy, zauważył coś jeszcze. Istniało co najmniej pół tuzina przejść, które prowadziły prosto poza mapę i poza teren Hogwartu.

- Czad. - Harry odetchnął. - Skąd to macie?

- Podkradłem Filchowi na pierwszym roku. - mruknął bliźniak obok Harry'ego. - Używamy go do wszystkich naszych psikusów.

- Jeśli nie oczyścisz jej, kiedy skończysz, każdy będzie mógł ją przeczytać. - powiedział ostrzegawczo drugi bliźniak.

- Po prostu połóż różdżkę...

- ...lub rękę...

- ...na mapie i powiedz 'Koniec psot'.

Harry wypróbował to, by upewnić się, że działa, po czym ponownie aktywował mapę i obserwował, jak małe kropki przesuwają się po niej. Harry wyciągnął sakiewkę z monetami, która była połączona z jego kontem i odliczył 12 złotych monet, zanim zwrócił swoją uwagę z powrotem na mapę.

- Trzymaj. - mruknął rozkojarzony, zahipnotyzowany ilością informacji, które pokazywała mapa.

- Dzięki kolego. - powiedział bliźniak dalej od niego.

- Daj mi znać, jeśli zmienisz zdanie co do przyszłego miesiąca. - powiedział drugi z kolejnym wesołym mrugnięciem.

Harry skrzywił się na irytujący sposób, w jaki bliźniacy rozmawiali, gdy wędrowali korytarzem. Nie był nawet pewien, który z nich był mu jeszcze winien przysługę.

- Pierwszy raz ktoś zapłacił mi za to, żeny nie iść ze mną na randkę. - Mruknął jeden z bliźniaków, odchodząc.

Harry usłyszał śmiech drugiego, który klepnął brata w ramię.

- To nie będzie ostatni raz Freddie.

Harry potrząsnął głową ze zdumieniem na ich wybryki. Kiedy zapłacił Fredowi, żeby nie poszedł na randkę?

Spojrzał w dół na mapę i uśmiechnął się, gdy zobaczył, że Ron i Neville wciąż są w bibliotece.

Snape powiedział, że powinien powierzyć przyjaciołom sekret, a mapa oficjalnie stała się tajemnicą.

 

Chapter 11: Slytherin vs Hufflepuff

Chapter Text

W drugą sobotę listopada Severus obserwował podekscytowane Węże podczas śniadania. Ich pierwszy mecz, Slytherin kontra Hufflepuff, odbywał się dzisiaj i nie było ucznia przy jego stole, który nie miałby zielonych szalików i podekscytowanych oczu. Tak cywilizowani i powściągliwi, jak zwykle byli uczniowie Slytherinu, zawsze podnosili swój poziom energii w dniu meczu.

Kiedy Potter i Draco weszli razem do sali, stół Slytherinu wstał i nagrodził ich oklaskami. Severus parsknął na widok nadętych klatek piersiowych i zadowolonych uśmieszków obu chłopców. Jakby wyczuwając jego myśli, Potter podniósł wzrok i mrugnął do niego.

Severus niechętnie poczuł, jak brzegi jego warg wyginają się w małym uśmiechu. Ten bachor był aroganckim chwalipiętą.

Severus patrzył, jak Potter i Draco siadają i obaj zaczynają jeść. Pomimo ich aroganckiego wejścia, mógł powiedzieć, że martwili się zupełnie niepotrzebnie. Zanim udał się do loży nauczycielskiej na trybunach, zatrzymał się przy stole i życzył każdemu ze swoich zawodników powodzenia.

Flint ochoczo zapewnił go, że ponownie zdobędą Puchar Quidditcha. Reszta graczy nie wydawała się być tak pewna siebie jak Flint, choć wszyscy mieli uparte spojrzenie w oczach i zdeterminowaną postawę.

- Harry, Draco, powodzenia. - powiedział Severus, gdy dotarł do ich końca stołu.

- Dzięki. - Potter uśmiechnął się do niego. - Ładna pogoda, co?

Severus zaśmiał się z sarkazmu Pottera. To był okropny dzień na mecz Quidditcha. Było wietrznie, padało i istniało duże prawdopodobieństwo uderzenia pioruna. Gdyby nie był głową domu Slytherinu, nic nie przekonałoby go do siedzenia na zewnątrz i oglądania meczu.

- Spróbuj szybko złapać znicza, zanim wszyscy zamarzniemy, dobrze?

Potter wzruszył ramionami.

- Zrobię, co w mojej mocy. Przypuszczam, że i tak zrobię to szybciej niż Diggory.

Potter i Draco posłali pogardliwe spojrzenia w stronę stołu Hufflepuffu, gdzie żółci uczniowie tłoczyli się wokół Cedrika Diggory'ego, kapitana i szukającego ich drużyny oraz prefekta Hufflepuffu z piątego roku.

- Oczywiście, że złapiesz. - Bones zapewniła Harry'ego, wsuwając mu na talerz kawałek szynki. Severus był rozbawiony, ale nie zaskoczony, widząc, że Bones, Lovegood, Granger i Longbottom mają zielone szaliki i czapki. Rzadko zdarzało się, by Slytherin miał tak wielu kibiców z innych domów podczas swoich meczów.

- Postaraj się tym razem utrzymać na miotle. - Severus powiedział Potterowi, który skrzywił się na to przypomnienie.

- Jeśli złamię jakieś kości, upewnijcie się, że nikt poza Snapem ich nie wyleczy. - Potter powiedział surowo swoim przyjaciołom.

Severus wyszedł na trybuny z lekko wypiętą klatką piersiową. Potter ufał mu i tylko jemu, że wyleczy wszelkie rany. Severus miał nadzieję, że nie będzie żadnych urazów, które wymagałyby dzisiaj leczenia, ale nie mógł się powstrzymać od pochlebiania sobie, że dziecko nadal mu ufa.

Zgodnie z przewidywaniami - pogoda była okropna jak na mecz Quidditcha. Ten sport był tak popularny, że jak zwykle cała szkoła przyszła obejrzeć mecz. Severus patrzył, jak uczniowie biegną trawnikami w kierunku boiska, z głowami pochylonymi przed okrutnym wiatrem, parasolami wyrywanymi z rąk.

Severus rzucił na siebie kilka uroków, by pozostać tak ciepłym i suchym, jak to tylko możliwe w taki dzień i po cichu modlił się, by Potter szybko zakończył mecz. Im szybciej złapie znicza, tym mniej Eliksirów Pieprzowych Severus będzie musiał uzupełnić tego wieczoru.

Severus klaskał razem z Pomoną, gdy ich przeciwne drużyny weszły na boisko. Wiatr był tak silny, że zataczali się na boki, wychodząc na boisko.

- Zakład na mecz? - zapytała Pomona, gdy Flint i Diggory uścisnęli sobie dłonie.

Severus wrócił myślami do ̶m̶a̶n̶i̶a̶k̶a̶l̶n̶y̶c̶h̶, energicznych treningów Pottera latem (bo nie był do końca przekonany, że mugolski uzdrowiciel miał rację w swojej diagnozie).

- 10 galeonów, że Potter złapie znicza. - powiedział.

Pomona roześmiała się.

- Nie, że Slytherin wygra, tylko, że Potter złapie znicza?

Severus zanucił. Patrzył, jak głupi dzieciak łamie sobie rękę trzy razy z rzędu podczas ćwiczeń - Potter z pewnością złapie znicza.

- Nie ma sprawy, mam pełne zaufanie do pana Diggory'ego. - Pomona powiedziała z dumnym uśmiechem.

- Umowa stoi. - Severus mruknął, jego oczy skupiły się na wznoszących się zawodnikach. Potter natychmiast wzbił się wysoko w niebo, jego miotła trzęsła się lekko od wzburzonego wiatru. Severus zacisnął zęby, widząc wszystkich czternastu uczniów przemoczonych do szpiku kości przed upływem pięciu spokojnych minut.

Mógł powiedzieć, że Potter i jeden ze ścigających z Hufflepuffu mieli dodatkowe trudności z powodu okularów.

- Rzuć czar odpędzający wodę, ty niedorzeczny chłopcze. - Severus mruknął pod nosem, gdy Potter gwałtownie skręcił, by uniknąć zderzenia z Pucey. Na szczęście, po raz kolejny, jakby Potter czytał w jego myślach, Severus obserwował, jak Potter zdejmuje okulary z twarzy, po czym zakłada je i leci znacznie stabilniej.

- Harry nieźle sobie radzi z magią, prawda? - Minerwa zachichotała obok niego.

Ponieważ Minerwa raz odebrała dziecku punkty za nieużywanie różdżki na zajęciach, Severus nie zaszczycił jej wypowiedzi słowną odpowiedzią. Klaskał, gdy Draco strzelił piątą bramkę w meczu, dając Slytherinowi pięćdziesiąt punktów przewagi, kiedy uderzył pierwszy piorun i Flint zarządził przerwę.

Pełen świeżej determinacji po przerwie, Severus obserwował, jak jego uczniowie pchają swoje miotły przez burzliwe powietrze. Potter wpatrywał się we wszystkie strony w poszukiwaniu znicza, unikając tłuczka, chowając się pod Diggorym, który leciał w przeciwnym kierunku.

Rozległ się kolejny grzmot, a zaraz po nim rozwidlona błyskawica. Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Severus zacisnął dłonie wokół różdżki, obserwując uważnie swojego podopiecznego i chrześniaka.

Potter może i był czarodziejskim cudem, ale żaden z chłopców nie przeżyłby uderzenia dosłownego pioruna.

Severus zobaczył, że Potter zamarł, gdy kolejny błysk błyskawicy oświetlił trybuny naprzeciwko Severusa. Zmrużył oczy, by dostrzec wyraz twarzy Pottera i zobaczył, że dziecko wyglądało na rozbawione tym, co zobaczyło na trybunach naprzeciwko niego.

- Odwróć się, głupcze. - Severus syknął, widząc, że Diggory nagle namierzył miejsce między dwoma chłopcami.

- Dalej Potter. - mruknął, jego oczy wytężyły się, gdy trzymał je przyklejone do swojego podopiecznego, który w końcu się odwrócił i teraz leciał zaciekle w kierunku, gdzie Severus zakładał, że znajduje się znicz. - Dalej, dalej...

- Severusie. - Pomona sapnęła nagle, ściskając mocno ramię Severusa.

Co- Jasna cholera. ALBUS ZATRZYMAJ ICH!

Severus spojrzał w dół na uścisk Pomony i zobaczył, że pole wypełniło się dementorami i... i... Potter spadał.

Potter spadał.

- Impedimenta. - machnął różdżką w kierunku Pottera i jego klatka piersiowa zacisnęła się, gdy zdał sobie sprawę, że dziecko jest zbyt daleko, by zaklęcie mogło je dosięgnąć.

- Expecto Patronum! - Severus krzyknął bez skutku, wpatrując się w szybko spadającego podopiecznego. - Expecto Patronum!

Nic.

Severus zbiegł po schodach, desperacko próbując dotrzeć na boisko, zanim Potter wpadnie w tłum co najmniej stu dementorów, którzy już zbliżali się w jego kierunku. Severus słyszał krzyki innych profesorów wzywających swoje patronusy, czuł za sobą furię Albusa i słyszał przerażające krzyki uczniów, gdy biegł.

Nie zdążysz.

On zginie.

Wielki srebrny feniks przeleciał obok Severusa i rozproszył dementorów na boisku. Tuż za nim leciał kot Minervy i wiewiórka Pomony.

Impedimenta! - krzyknął Severus, kierując różdżkę w stronę upadającego ciała Harry'ego.

Był wystarczająco blisko, aby zaklęcie zadziałało, ale Harry był zbyt blisko ziemi...

TRZASK

Severus zatrzymał się z szarpnięciem w miejscu, gdzie Potter wylądował niecałe sześć metrów od niego.

- Potter, Potter, Harry, obudź się, obudź się - mamrotał gorączkowo, przewracając go na plecy. Nasłuchiwał i usłyszał chrapliwy oddech wydobywający się z ust Pottera i poczuł, jak ucisk w piersi nieco zelżał.

Żyje.

- Do skrzydła szpitalnego - powiedział Albus z tyłu, wyczarowując nosze dla Pottera. - Idź, Severusie.

Severus skinął głową w podziękowaniu, unosząc nosze w kierunku zamku tak szybko, jak tylko mógł.

Dopiero po chwili rozpoznał, że to panna Bones, blada i zapłakana, otworzyła mu drzwi wejściowe, po czym pobiegła po schodach, aby otworzyć drzwi skrzydła szpitalnego.

- POPPY! - krzyknął Severus, tracąc wszelkie poczucie przyzwoitości, gdy ostre światło skrzydła podkreśliło bladość Pottera.

- Severusie, co się— pierwsze łóżko, natychmiast!

Severus unosił Pottera w powietrzu i przeniósł go na pierwsze łóżko, po czym cofnął się, aby Poppy mogła wykonać swoją pracę. Nie spuszczał wzroku z Pottera i zaciskał pięści tak mocno, że czuł, jak paznokcie wbijają mu się w dłonie.

- Co się stało? - zapytała Poppy, zaczynając mamrotać zaklęcia diagnostyczne.

- Dementorzy - odparł natychmiast Severus. - Co najmniej stu. Pojawili się na boisku i Potter stracił przytomność. Byłem zbyt daleko, żeby zdążyć go zatrzymać. Nie udało mi się spowolnić jego upadku, dopóki nie znalazł się zaledwie sześć metrów nad ziemią. A on... on... - Severus przełknął ślinę. - Uderzył o ziemię, Poppy. - wyszeptał zdławionym głosem, nie próbując nawet tego ukrywać. - Powiedz mi, co mam robić.

Poppy rzuciła mu krótkie spojrzenie, po czym ponownie skupiła uwagę na Potterze.

- Nie zbliżaj się. - powiedziała ostro, ale nie nieżyczliwie. - Nie jesteś mi teraz potrzebny.

„Jeśli złamię jakąś kość, upewnij się, że nikt oprócz Snape'a jej nie naprawi".

- Jeśli coś jest złamane, naprawię to. - powiedział ochrypłym głosem, cofając się o pół kroku. - To ważne.

Poppy skinęła głową i kontynuowała pracę. Severus stał nieruchomo, obserwując wszystko, aż poczuł, jak mała, ciepła dłoń wślizgnęła się w jego prawą rękę. Spojrzał w dół i zobaczył, że panna Bones ściskała jego dłoń, jakby była dla niej kołem ratunkowym w czasie burzy. Jej oczy były pełne łez, które cicho spływały po policzkach, a ona wpatrywała się w Pottera.

- Nic mu nie będzie. - powiedział cicho Severus. - Wszystko będzie dobrze.

Bones zignorowała jego puste frazesy tak samo łatwo, jak zrobiłby to on sam.

Poppy spojrzała za siebie i potrząsnęła głową, po czym ponownie skupiła się na Potterze.

- Panno Bones, proszę poczekać w...

- Ona zostaje – powiedział krótko Severus.

Potem oboje stali w milczeniu. Severus obserwował każde zaklęcie rzucane przez Poppy, oceniając obrażenia wymagające użycia danego zaklęcia.

Urazowe uszkodzenie mózgu.

Naprawa rdzenia kręgowego.

Naprawa jamy brzusznej.

Wstrząs mózgu.

Severus machnął różdżką w lewej ręce i podał Poppy środek uzupełniający krew, który przywołał z jej zapasów, gdy tylko rozpoznał zaklęcie stosowane w przypadku krwotoku wewnętrznego.

- Myślę, że to wszystko, poza złamaniami. - powiedziała, wlewając gęstą czerwoną ciecz bezpośrednio do żołądka Pottera.

- Snape zajmie się złamaniami. - szepnęła Bones. - Powiedział, że tylko Snape.

- Wiem, powiedziałem jej - zapewnił Severus. Ponownie machnął różdżką i przywołał eliksir uspokajający. Bones brzmiała spokojnie, ale zaczynała drżeć, a Severus martwił się, że pogoda, obecność dementorów, emocjonalne wstrząsy, przez które przeszła, oraz fizyczny wysiłek związany z płaczem sprawią, że Bones sama wpadnie w szok, jeśli nie zapobiegnie temu w zarodku.

To, że przyjęła fiolkę i wypiła ją bez wahania, świadczyło o tym, jak wielkim zaufaniem Severus cieszył się u małej łotrzycy.

- Severusie, kiedy będziesz gotowy. - powiedziała Poppy.

Severus wziął głęboki wdech i wydech, licząc do dziesięciu kilka razy i oczyszczając umysł.

- Co jest złamane? - zapytał, ściskając po raz ostatni dłoń Bones, zanim zrobił krok do przodu.

- Lewa kość udowa, lewy nadgarstek, obustronne obojczyki i pęknięcie czaszki – odpowiedziała Poppy.

Raz... dwa... trzy...

Severus ponownie powoli policzył do dziesięciu, po czym zaczął leczyć złamania.

Brackium Emendo. - powiedział, delikatnie stukając w nogę Pottera. Kontynuował proces, po czym wziął głęboki oddech i zakończył leczenie pękniętej czaszki.

- Teraz go obudzę. - powiedziała Poppy. - Jednak może nie od razu się obudzić. Wstrząs mózgu był poważny.

Severus skinął głową i wyczarował dwa krzesła.

- Usiądź, Bones. - powiedział, kładąc dłoń na ramieniu młodej czarownicy.

Usiedli po obu stronach łóżka Pottera, a Poppy stuknęła go w klatkę piersiową.

- Rennervate.

- Zawołaj mnie, gdy się obudzi. - powiedziała Poppy, kierując do nich ostatni życzliwy uśmiech.

Bones natychmiast chwyciła dłoń Pottera leżącą obok niej i zaczęła mu szeptać.

- Obudź się, Harry, jesteś w Hogwarcie. Już wszystko dobrze. Snape ci pomógł. Obudź się, proszę.

Severus nie chwycił dłoni Pottera, pewien, że dziecko nie byłoby z tego zadowolone, gdy się obudzi, i zamiast tego obserwował swojego podopiecznego, podczas gdy panna Bones szeptała do niego. Patrzył, jak klatka piersiowa Pottera unosiła się i opadała w głębokich, równych oddechach. Patrzył, jak twarz Pottera zaczyna nabierać koloru. I patrzył, jak jego usta zaczęły się poruszać.

- Przestań. - wymamrotał tak cicho, że prawie nie było to słyszalne. - Proszę. Przestań.

- Harry, Harry, wszystko w porządku, obudź się. - szepnęła Bones prosto do ucha Pottera. - Nie ma cię tam, jesteś tutaj. W Hogwarcie. Ze mną, Susan i Snapem.

Potter zamrugał, a Bones nadal uspokajała go cichym szeptem.

- S-Susan? - wychrypiał. - Gdzie jestem?

Severus chwycił okulary z szafki nocnej i włożył je na twarz podopiecznego, uważając, by nie dotknąć skóry.

- Jesteś w szpitalu. - powiedział łagodnie Severus. - Upadłeś podczas meczu Quidditcha.

- Snape? - Potter próbował usiąść, gorączkowo rozglądając się po pokoju.

- Jesteś bezpieczny. - powiedział Severus, machając różdżką pod łóżkiem, aby przywołać kolejną fiolkę uspokajającego eliksiru. - Proszę. - powiedział, kładąc fiolkę w otwartej dłoni Pottera. - Usiądź i wypij.

Ręka Pottera drżała straszliwie, gdy trzymał fiolkę, po czym gwałtownie położył ją na szafce nocnej.

- Nie-nie wiem, jak się tu znalazłem - powiedział, przyspieszając oddech i gorączkowo rozglądając się po pokoju.

- Harry - Bones wspięła się na skraj łóżka i położyła dłonie po obu stronach twarzy Pottera. - Hej, to ja.

Potter oddychał płytko i drżał, wpatrując się w Bones.

- Spadłeś z miotły. Dementorzy byli na boisku i sprawili, że upadłeś. Snape próbował cię spowolnić, ale i tak uderzyłeś o ziemię. Przeniósł cię do skrzydła szpitalnego. Cały czas tu byłam. Snape naprawił złamania i teraz wszystko z tobą w porządku.

- Oddychaj tak jak Susan, Harry. - powiedział spokojnie Severus. - Wdychaj powietrze tak jak ona. Raz... dwa... trzy... cztery... zatrzymaj powietrze tak jak ona. Dwa... trzy... Świetnie, wydech na dwa... trzy... Bardzo dobrze. Jeszcze raz.

Severus instruował Bones, jak ma oddychać, a Potter wpatrywał się w nią, powtarzając jej ruchy przez trzy cykle.

- Harry, gdzie jesteś? - zapytał cicho Severus.

Potter próbował ponownie poruszyć oczami, ale Bones trzymała dłonie mocno na jego twarzy.

- Gdzie jesteś? - szepnęła.

- Hogwart. - powiedział ochrypłym głosem Potter. - Jestem w Hogwarcie.

- Bardzo dobrze. - powiedział Severus. - Wypij ten środek uspokajający.

Bones wyjęła fiolkę z ręki Severusa i przyłożyła ją do ust Pottera.

- Pij. - powiedziała.

Ku niekończącemu się zdziwieniu Severusa, Potter to zrobił.

„Jestem jego najlepszą przyjaciółką. Harry ufa mi najbardziej".

Pewność panny Bones co do zaufania, jakim darzył ją Potter, najwyraźniej nie była niezasłużona.

Potter natychmiast opadł na poduszki, gdy eliksir zaczął działać.

- Z Draco wszystko w porządku? - zapytał Bones.

- Nic mu nie jest. - zapewniła go, zsuwając się z łóżka i wracając na krzesło. - Tylko ty jesteś ranny.

- Czad. - westchnął Potter. - Przegraliśmy?

- Żyjesz. - powiedział Severus. - Nie mam pojęcia, jaki jest wynik meczu.

- Zaraz wracam. - powiedziała Bones, po czym pobiegła do drzwi szpitala. Severus wyciągnął szyję i zobaczył, że przed drzwiami stoi prawie dwudziestu uczniów. Z tego, co mógł dostrzec, większość z nich to Ślizgoni, choć wyróżniały się również platynowe włosy panny Lovegood. Severus nie słyszał, o co zapytała Bones, ale rozróżnił pół tuzina głosów, które odpowiadały jej, nakładając się na siebie.

- Żadnych odwiedzających. - powiedziała głośno Bones, zamykając drzwi przed zaniepokojonymi uczniami.

Wróciła z zaciśniętymi oczami i czymś ukrytym za plecami.

- Czujesz się dobrze? - zapytała.

- Przegraliśmy, prawda? - zapytał Potter, ze zwieszonymi ramionami.

- Diggory złapał znicza w momencie, gdy upadłeś. - powiedziała cicho Bones. - Powiedzieli, że poprosił o rewanż, ale Hooch stwierdziła, że to był uczciwy chwyt.

Potter prychnął słabo, ale nie zaprzeczył.

- Zła wiadomość od razu, czy zostawić na później? - zapytała niepewnie Bones.

Severus odwrócił głowę, żeby zobaczyć, co trzyma za plecami. Wyglądało to jak torba z czymś brązowym w środku.

Zastanawiał się, co to może być, gdy Potter powiedział, że chce usłyszeć resztę wiadomości.

Bones wypowiedziała te słowa w momencie, gdy Severus zorientował się, co znajduje się w tajemniczej torbie.

- Przykro mi, twoja miotła wleciała w Wierzbę. - powiedziała cicho Bones, podając torbę Potterowi. - Zniszczyła ją, Harry.

Potter gapił się na gałązki rozrzucone po łóżku, gdy wywrócił torbę do góry nogami.

- Ale... ale to była moja miotła. - powiedział cicho. - Draco mi ją dał.

- Kupimy nową, Harry. - powiedział szybko Severus. - Zamówimy ją podczas przerwy, dobrze?

Potter skinął głową, ale Severus odniósł wyraźne wrażenie, że nie usłyszał jego słów. Wciąż wpatrywał się w miotłę, a jego oczy zaszkliły się łzami.

- Susan... czy możesz... czy mogłabyś... - Potter z wysiłkiem próbował dokończyć myśl. Na szczęście panna Bones najwyraźniej zdołała zinterpretować jego intencje.

- Pójdę sprawdzić, co u wszystkich, dobrze? Wpadniemy później wieczorem. Poproszę Mavis, żeby upiekł tarty.

Potter skinął głową, a Bones spojrzała poważnie na Severusa, po czym szybko zostawiła ich samych w skrzydle.

- Była moja. - powiedział cicho Potter, po czym schował twarz w kolanach, a jego ramiona zaczęły drżeć pod wpływem łez, które próbował powstrzymać.

- Już dobrze. - szepnął Severus, kładąc delikatnie dłoń na plecach Pottera. - Już dobrze, Harry, zastąpimy ją.

- Nie możesz się ich pozbyć? - jęknął Potter, odwracając się w stronę Severusa i chowając twarz w zagłębieniu jego ramienia.

Severus nie potrzebował dalszych wyjaśnień.

Powinien był od razu wiedzieć, że miotła, choć była druzgocącym ciosem dla dziecka, które kiedyś nie miało nic, była tylko wyzwalaczem opóźnionego efektu działania ponad stu dementorów, rozdzierających emocje i wspomnienia Pottera.

- Nie wiem. - powiedział bezradnie Severus, podczas gdy Potter płakał w jego ramionach. - Przepraszam.

Potter nigdy o nic nie prosił.

Nigdy.

A teraz prosili o jedyną rzecz, nad którą Severus nie miał kontroli.

Niech cię cholera, Syriuszu Blacku – przeklął w duchu.

Gdyby nie Black, dementorzy nie rozrywali teraz Pottera na strzępy.

- Nienawidzę ich. - jęknął żałośnie Potter. - Przypominają mi o-o każdym momencie, kiedy byłem cho-cholernie słaby.

- Wiem, wiem. - powiedział Severus tak łagodnie, jak tylko potrafił. Położył dłoń na plecach Pottera i próbował je pogładzić w ten sam uspokajający sposób, w jaki robiła to jego matka, gdy był dzieckiem. - Nie będą tu wiecznie. Dobrze sobie radzisz, Harry.

Potter ścisnął go mocno i zacisnął dłonie na szacie Severusa, płacząc. Severus pogładził go po plecach, pogłaskał po włosach i szeptał mu słowa otuchy. Z powodu burzowego nieba nie miał pojęcia, ile czasu minęło, gdy siedział tam, trzymając płaczącego nastolatka.

W pewnym momencie pojawiła się Poppy, ale szybko schowała się z powrotem w swoim gabinecie, gdy tylko zorientowała się, co się dzieje.

Panna Bones w końcu otworzyła powoli drzwi, gdy płacz Pottera ucichł. Spotkała wzrok Severusa i uśmiechnęła się smutno, po czym zamknęła drzwi i wyszła. Gdy Severus wytężył słuch, usłyszał, jak mówiła innym dzieciom, że Potter zasnął i że wrócą następnego dnia rano.

Płacz Pottera w końcu zamienił się w niewyraźne mamrotanie, gdy rozluźnił pięści i opadł na klatkę piersiową Severusa.

Severus delikatnie położył go na łóżku i otarł mu z czoła włosy przemoczone łzami i potem.

- Śpij, dziecko. - szepnął, przysuwając krzesło bliżej łóżka Pottera. - Jutro wszystko rozwiążemy.

***

Kiedy następnego popołudnia Potter został wypisany ze skrzydła szpitalnego, Severus bacznie go obserwował. Chłopiec skubał kolację, podpierając brodę dłonią. Severus widział, jak inne dzieci rozmawiają z nim i nieustannie spoglądają z niepokojem w stronę Severusa, ponieważ Potter nie odpowiadał.

- Czy z Harrym wszystko w porządku? - zapytał cicho Lupin. - Słyszałem, że wczoraj podczas meczu miał poważny upadek.

- Nie czuje się dobrze. - odparł krótko Severus, nie odrywając wzroku od Pottera. - Załatwiam to.

- Jeśli potrzebujesz pomocy...

- Nie potrzebuję.

Severus złapał wzrok panny Lovegood i skinął lekko głową w kierunku drzwi sali. Wyszedł tylnym wyjściem dla nauczycieli i spotkał Lovegood przy głównym wejściu.

- Panno Lovegood, muszę porozmawiać z dyrektorem. Osobiście dopilnuję, żeby nikt z was nie dostał szlabanu, jeśli zabierzecie swoją grupę do pokoju wspólnego Slytherinu i zostaniecie tam z Potterem.

- Oczywiście, profesorze. - odpowiedziała cicho Lovegood. - Harry nie czuje się dobrze, potrzebuje ludzi, którzy się o niego troszczą.

Nagle podniosła wzrok i spojrzała prosto na Severusa. Jej szkliste, srebrne oczy były ostre i skupione, gdy wpatrywała się w niego.

- Widzisz problem, ale nie potrafisz znaleźć rozwiązania. - powiedziała ostrzejszym tonem, niż Severus był przyzwyczajony. - Nie znajdziesz rozwiązania. Nie sam. Wasza trójka potrzebuje pomocy. Jeden z was nie osiągnie rezultatu bez pozostałych. Rozumiesz to, prawda?

Zanim Severus zdążył odpowiedzieć, Lovegood mrugnęła i uśmiechnęła się do niego delikatnie, a jej oczy znów nabrały poprzedniego, rozmarzonego wyrazu.

- Powiem wszystkim, że znowu mamy nocowanie. - zanuciła. - Powodzenia, profesorze Snape.

Severus mrugnął w miejsce, w którym przed chwilą stała Lovegood, po czym potrząsnął głową i skierował się w stronę gabinetu Albusa.

Mimo że bardzo lubił Lovegood, Severus potrafił zająć się tylko jednym problemem na raz, a protest przeciwko obecności dementorów miał pierwszeństwo przed jej zawiłymi zagadkami.

- Jebany skurwysyn. - warknął Severus, zrzucając z biurka wszystkie rzeczy jednym gwałtownym ruchem.

Zwrócił się do Albusa, który natychmiast zgodził się z jego stanowiskiem.

Dementorzy wysysają radość z wszystkich naszych uczniów. - powiedział zmęczonym głosem. - Ale ponieważ Black jest na wolności i już pojawił się tutaj, rodzice uważają, że dzięki obecności dementorów ich dzieci są bezpieczniejsze. To wszystko zostało zorganizowane przez Ministerstwo, mój chłopcze. Obawiam się, że tylko Korneliusz ma władzę, aby cofnąć tę decyzję.

Severus podziękował Potterowi i Lucjuszowi za ich niekończące się ambicje polityczne, przypominając sobie, że jest na „ty" z ministrem.

- O mało nie zabili Harry'ego. - powiedział Knotowi przez kominek. - Musi być lepszy sposób na ochronę uczniów.

Minister nigdy nie wyglądał tak słabo i żałośnie, jak wtedy, gdy nerwowo poprawiał melonik i bełkotał coś pod nosem.

„Rodzice wycofają swoje dzieci z Hogwartu, jeśli wycofamy dementorów. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo mi przykro z powodu krzywdy wyrządzonej Harry'emu. Przekaż mu to ode mnie, ale to lepsze niż gdyby Black go dorwał, prawda?".

W tej sytuacji Severus nie wiedział, który scenariusz jest gorszy.

Zaczynał skłaniać się ku Blackowi jako mniejszemu złu. Potter nie był w stanie przeciwstawić się osłabiającemu działaniu dementorów. Severus był natomiast całkowicie przekonany, że dziecko mogłoby zabić Blacka gołymi rękami.

***

Severus przez tygodnie obserwował, jak Potter z trudem zmuszał się do chodzenia na zajęcia. Obserwował, jak Potter siedział apatycznie i milczał przy stole Slytherinu podczas posiłków. Widział, jak Draco przejmował kontrolę nad eliksirami podczas lekcji, podczas gdy ręce Pottera drżały tak mocno, że Severus obawiał się, że pokroi się podczas siekania składników.

 

Wieczorami Severus wysyłał Mavis do dormitoriów Slytherinu z eliksirem bezsennym i przekąskami.

- Mistrz Potter śpi. - pisnął Mavis. - Ale Mistrz powiedział, że nadal jest zmęczony.

 

Severus odpowiadał na nieśmiałe skargi panny Owens dotyczące niestosownego zachowania.

- Proszę pana, nie chcę źle mówić o Potterze, ale... ale wydaje mi się, że w jego dormitorium śpią dziewczyny z innych domów.

Severus poinformował pannę Bones i Lovegood, aby były bardziej czujne lub wykorzystały pelerynę niewidzialności Pottera.

 

Wysłuchał zaniepokojonych uwag swoich kolegów.

- Czy Harry śpi? - zapytała Minerva podczas lunchu pewnego popołudnia. - Wygląda okropnie. - powiedziała bez ogródek.

- Jest chory. - odparł Severus. - A ci cholerni dementorzy tylko pogarszają sprawę.

 

Co było prawdą. Severus zlecił Lucjuszowi zebranie wszystkich badań dotyczących krótko- i długoterminowego wpływu dementorów na umysł człowieka i porównanie ich z mugolskimi badaniami psychologicznymi, które posiadał.

Dementorzy żywili się ludzkim szczęściem – jak emocjonalne pijawki. W swoich ofiarach pozostawiały jedynie uczucie depresji i rozpaczy. Ofiary z minimalną traumą były w większości niewrażliwe na aurę emanowaną przez dementorów, która wywoływała uczucie depresji. Jednak osoby takie jak Potter, które miały już wcześniej traumę i depresję, były znacznie bardziej dotknięte, ponieważ te chroniczne uczucia wysunęły się na pierwszy plan i uległy zaostrzeniu.

Severus rozważał całkowite wycofanie Pottera z Hogwartu. Contessa, która co tydzień pisała z zapytaniem o samopoczucie Blaise'a i Pottera, z radością zabrałaby Pottera ze sobą do Francji.

Severus martwił się jednak, że wysłanie Pottera z dala od przyjaciół, wsparcia i czujnego oka Severusa popchnie dziecko do podjęcia drastycznych kroków.

Wielokrotnie próbował porozmawiać z Potterem, ale za każdym razem słyszał nową wymówkę.

„Nie czuję się dobrze„.

„Zajęcia mnie męczą".

„W zamku jest zimno„.

„Jestem po prostu zmęczony".

 

Przez tygodnie Severus mógł tylko bezradnie patrzeć, jak Potter walczył z mgłą, która wydawała się go śledzić jak ciemna chmura.

Przez cały ten czas w głowie Severusa pojawiała się straszna i nieustanna myśl.

Był najbardziej niekompetentnym opiekunem na świecie.

Uzdrowiciel umysłów nie pomylił się w diagnozie Pottera, Severus po prostu naiwnie zignorował ją w okresie stabilizacji chłopca.

A teraz choroba powróciła i wywołała chaos w jego podopiecznym w sposób, którego Severus naprawdę nie był w stanie przewidzieć.

Jeśli istniał gorszy opiekun, Severus nigdy takiego nie spotkał.

 

Chapter 12: Przerwa świąteczna

Chapter Text

 - Stary, wyglądasz okropnie.

Harry wzruszył ramionami.

- Czuję się okropnie. - przyznał. - Jestem chory.

Harry wpatrywał się w ogień w pokoju wspólnym Slytherinu i przegapił spojrzenia, które wymienili Ron, Theo, Hermiona i Luna.

Reszta ich przyjaciół wróciła do domu na przerwę świąteczną. Susan odmówiła wyjazdu, całkowicie odpuściła podróż pociągiem. Jej ciotka przyleciała do Hogwartu i namówiła ją do powrotu do domu dopiero po obietnicy, że Susan będzie mogła wrócić wcześniej w pierwszy dzień świąt, a nie pod koniec pierwszego tygodnia stycznia wraz z resztą uczniów.

- Może powinniśmy coś dzisiaj zrobić? - zasugerowała Hermiona.

Harry ją zignorował.

Nie chciał nic robić.

Harry był zmęczony.

Zmęczony wszystkim.

Było mu zimno.
Był zmęczony.
Bezwartościowy.
Żałosny.
Słaby.

Chciał po prostu zostać przy ognisku i pozwolić swoim myślom rozerwać go na strzępy.

Zasłużył na to.

- Chcesz zagrać w szachy? - Theo zaproponował.

- Nie - Harry mocniej owinął się kocem i poczuł, jak Luna układa głowę na jego ramieniu.

- Draco zostawił tu swoją miotłę, żebyśmy mogli polatać. - Ron powiedział. - Założę się, że Snape mógłby zrobić to, co zrobił u ciebie, gdzie byłoby ciepło na boisku. Idziemy?

Harry myślał o upadku z miotły, o głosach krzyczących i płaczących w jego głowie, o lodowatym spadku w kierunku dementorów, gdy wszystko pogrążyło się w błogiej czerni.

O okropnym uczuciu, kiedy musiał się obudzić.

- Nie.

- Co chcesz dzisiaj robić, Harry? - Hermiona zapytała łagodnie.

Harry podniósł wzrok na jej ton i zobaczył, że Ron, Theo i Hermiona wpatrują się w niego tymi okropnymi, żałosnymi spojrzeniami.

Wiedzą. Wiedzą, że jesteś żałosny. Wiedzą, że jesteś słaby.

- Idę na spacer. - Harry powiedział nagle. Wstał i przywołał pelerynę. - Dajcie mi spokój.

- Nie chcesz, żebyśmy poszli z tobą? - zawołała Hermiona, a Harry zmusił się, by iść szybko w stronę wyjścia.

- Nie - powiedział krótko, zatrzaskując za sobą drzwi.

Zarzucił pelerynę na głowę i poszedł w kierunku błoni. Wiedział, że jego przyjaciele martwią się o niego.

Ale w tym tkwił problem.

Nie chciał, żeby się o niego martwili. Jeśli się martwili, to znaczyło, że uważali, że jest jakiś problem. Co oznaczało, że wiedzieli. Dokładnie wiedzieli, jaką jest osobą. A wtedy nie będą chcieli przebywać w jego pobliżu.

Ludzie lubili go tylko wtedy, gdy był silny, potężny, pewny siebie.

Nikt nie lubił żałosnych, płaczliwych rozczarowań.

Z wyjątkiem Grima.

Harry przyspieszył, im bardziej zbliżał się do skraju lasu.

Grima nie obchodziło, czy Harry wyszedł i krzyczał, czy płakał, czy po prostu siedział i się wyłączył, oddzielając się od jakichkolwiek emocji.

Grim po prostu położył swój wielki łeb na kolanach Harry'ego i szczekał, węszył i dyszał, gdy Harry wszystko z siebie wydobywał. A kiedy Harry zatracił się we własnych myślach, Grim szturchnął go nosem, gdy było już prawie ciemno.

- Grim, chodź tu. - Harry zawołał cicho, zdejmując pelerynę. - Przyniosłem ci trochę jedzenia.

Grim wychylił nos zza drzewa, po czym radośnie podbiegł do Harry'ego.

- Proszę bardzo. - Harry wyciągnął z torby mięso i smakołyki, które Mavis zaczarował, by zachować świeżość jedzenia, dzięki czemu nie musiał codziennie chodzić do kuchni po jedzenie dla psa.

Grim wydał z siebie radosne warknięcie i wgryzł się w jedzenie.

- Chciałbym móc tak jeść. - Harry powiedział, patrząc, jak Grim tańczy radośnie podczas jedzenia. - Ostatnio wszystko smakuje tak samo, co?

Grim jęknął i pchnął udko kurczaka w stronę Harry'ego. Uśmiechnął się na tyle, na ile mógł się zdobyć przy tej próbie.

- Nie, dzięki, Grim. Muszę zjeść przynajmniej kilka kęsów kolacji, bo inaczej Snape wepchnie mi do gardła cholerne eliksiry odżywcze.

Grim syknął i wywinął język w sposób, w jaki robi to, gdy chce, by Harry się roześmiał. Harry próbował uśmiechnąć się pocieszająco, ale sądząc po skomleniu Grima, nie był to zbyt dobry uśmiech.

- Przepraszam stary, jestem zmęczony. - powiedział cicho, siadając ze skrzyżowanymi nogami na zamarzniętej ziemi.

Grim znów jęknął i przekrzywił głowę, patrząc na Harry'ego. W takich chwilach Harry czuł się, jakby prowadził z nim prawdziwą rozmowę. To był właściwie idealny rodzaj rozmowy, Harry mógł powiedzieć cokolwiek, a Grim nigdy nie byłby w stanie tego powtórzyć.

- Nie spałem zbyt dobrze. - przyznał ściszonym głosem. - Nie mogę powstrzymać tych wszystkich myśli, wiesz? - Grim pokiwał głową w sposób przypominający przytaknięcie. - I budzą mnie w nocy. Moje bariery nie działają. I martwię się, że jeśli zbyt mocno przycisnę te bariery, znów stracę magię. Wtedy będę zupełnie bezwartościowy, nie?

Grim wydał z siebie niski skowyt i potrząsnął głową.

- Nie rozumiesz, stary, moja magia? To wszystko, co mam. - Harry powiedział cicho. - Kiedy ciotka i wuj wepchnęli mnie do tego schowka i byłem obolały, przestraszony i słaby - wciąż miałem swoją magię. Byłem wyjątkowy. Byłem silny. Nie miało znaczenia, że nazywali mnie dziwolągiem, wiedziałem, że bycie dziwolągiem jest lepsze niż niebycie wyjątkowym.

Grim zawył w sposób, w jaki robił to czasami, gdy Harry mówił coś, co, jak sobie wyobrażał, nie podobało się psu. Czasami rozmowa z Grimem była tak podobna do rozmowy z prawdziwą osobą, że Harry mógł skupić się na jego szarych oczach i udawać, że nie opowiada psu żałosnej historii swojego życia.

Grima to jednak nie obchodziło. Grim po prostu pozwolił mu mówić, aż przestał czuć, że wszystko w nim kipi. Wtedy Harry podrapał go za uszami, Grim próbował polizać go po twarzy, a Harry wrócił następnego popołudnia gotowy podzielić się więcej z niezawodnym psem.

Harry zaczął również wędrować nocą po Hogwarcie pod peleryną, czując się jak duch, którym często chciał być.

Był cholernie zmęczony.

Ale nie mógł spać.

Wyślizgnął się więc z łóżka, ostrożnie upewniając się, że nie obudził Luny, która spała w jego łóżku, zwykle zwinięta jak kot, od czasu meczu quidditcha.

Luna była... była dobrą osobą.

Harry obudził się więcej niż raz w ciągu ostatnich kilku tygodni, krzycząc, przesiąknięty potem, dysząc i przy kilku strasznych okazjach; pokryty łzami.

Luna nic nie powiedziała. Trzymała Harry'ego za rękę i osuszała mu twarz, a potem głaskała go po włosach, dopóki się nie uspokoił. Nie poruszyła tego tematu następnego ranka, ani nie potraktowała Harry'ego jak bezwartościowego brudasa. Po prostu głaskała go po włosach i pozwalała mu się uspokoić, gdy dopasowywał się do jej oddechu.

Harry próbował oczyścić umysł przed zaśnięciem. Wziął Eliksiry Bezsennego Snu, które przyniósł mu Mavis. Odmierzał czas oddechu.

Ale "natrętne myśli" dręczyły go noc w noc.

Choć Harry nie rozumiał, dlaczego Luna uparła się spać w jego łóżku, miał nadzieję, że nie odejdzie. Łatwo było wmówić sobie, że nie jest sam, kiedy Luna była obok niego.

Ona zasługuje na więcej. Oni wszyscy zasługują.

Wiedział o tym. Ale byli jego i chciał zachować ich wszystkich dla siebie.

Przywiązałeś się. Wiedziałeś lepiej. "Nigdy się nie przywiązuj". Co się z tobą stało?

Nie wiedział. Nie wiedział, jak stał się osobą, której nie poznawał, gdy patrzył w lustro. Przestał skupiać się tylko na przetrwaniu i oszukał się, myśląc, że może planować przyszłość.

Pozwolił sobie na bycie słabym.
I bezwartościowym.
Żałosnym.

- Głupek. - mruknął, czując wzbierającą w nim złość na samego siebie. - Jesteś. Taki. Kurwa. Głupi. - Podkreślił każde słowo uderzając pięścią w kamienną ścianę.

Wciągnął rękę z powrotem pod płaszcz i zdał sobie sprawę, że jego knykcie są spuchnięte i krwawią.

Dzięki temu poczuł się trochę bardziej jak prawdziwa osoba.

Bardziej przypominał to, kim naprawdę był.

Złamany i krwawiący.

- Bezwartościowy. Żałosny. Obrzydliwy. Potwór.

Harry uderzył pięścią w ścianę, aż poczuł gwałtowny przypływ ulgi, gdy przynajmniej jeden z jego palców złamał się. Spojrzał na swoją dłoń i uśmiechnął się po raz pierwszy od tygodni.

Teraz jego ręka pasowała do jego umysłu.

- Harry?

Kurwa.

Harry obrócił się, stanął plecami do ściany i sięgnął po nóż. Syknął przez zęby, gdy jego złamane palce zatrzeszczały z wysiłku, jaki na nie włożył, zaciskając je wokół noża.

Ból sprawił, że jego umysł stał się ostrzejszy - więc ścisnął nóż mocniej.

- Harry? Wiem, że to ty.

To był Lupin. Miał zapaloną różdżkę i trzymał ją wysoko, rozglądając się po obszarze, w którym Harry był niewidocznie ukryty.

- Daj spokój, nie jesteś tu bezpieczny w środku nocy, Harry.

Naprawdę nie miał takiego zamiaru, chciał wymknąć się po cichu do innego korytarza - ale parsknął śmiechem, a różdżka Lupina nagle wycelowana była prosto w jego twarz.

- Nie jest bezpiecznie włóczyć się nocą po korytarzach. - powiedział Lupin.

- Będzie mniej bezpiecznie, jeśli nie zabierzesz różdżki sprzed mojej twarzy. - Harry splunął, czując się pobudzony bólem dochodzącymi z jego dłoni.

- Przepraszam, Harry, ale nie mogę powiedzieć, że jest na twojej twarzy, skoro jesteś niewidzialny. - Lupin powiedział lekko, opuszczając różdżkę. - Czas wyjść, proszę.

Harry przez chwilę rozważał odmówienie. Pomyślał o walce na pięści z wilkołakiem. Bez magii Harry byłby łatwym celem. Miałby jego różdżkę, ale Lupin miał brutalną siłę. Lupin mógłby zmiażdżyć czaszkę Harry'ego samymi pięściami.

Zastanawiał się, czy Snape zabiłby Lupina, gdyby to zrobił. Nawet jeśli Harry go sprowokuje.

Pomyślał, że mógłby.

Harry by to zrobił - to byłoby łatwe. Wystarczyłoby zadać jeden cios i mieć nadzieję, że wyzwoli to w Lupinie zwierzęce instynkty.

Ale...

Ale jeśli Lupin się kontrolował, to tak naprawdę nie chciał, by wyrzucanie go stało się coroczną tradycją...

Nie chciał, by utrata przyjaciół stała się coroczną tradycją.

Nie chciał, by jego decyzja o odejściu była decyzją Dumbledore'a, a nie jego własną.

- Dobra - syknął, wyciągając głowę spod płaszcza. - Zadowolony?

- W najmniejszym stopniu. - Lupin powiedział z uśmiechem, który kłócił się z jego słowami. - Ale cieszę się, że widzę twoją twarz. Portrety martwiły się, że w nocy korytarze nawiedza nowy upiór z niewyparzoną gębą.

- I myślałeś, że będziesz się włóczył po okolicy, żeby go znaleźć? - Harry powiedział z szyderczym uśmieszkiem Snape'a zatytuowanym "nazywasz to esejem?".

- I tak nie sypiam zbyt wiele. - Lupin przyznał z łatwością. - Chodź, omówimy twój szlaban w bardziej prywatnym miejscu.

Harry ścisnął nóż w kieszeni na tyle mocno, że wyobraził sobie, że czuje, jak połamane kości rozchodzą się jeszcze bardziej.

- Nie.

Byłby zadowolony z walki. Gdyby Lupin zadał mu teraz cios, Harry nie powiedziałby o tym nikomu. Lupin mógłby pobić go do nieprzytomności, a Harry wysłałby mu za to kartkę z podziękowaniami. Ale jeśli Lupin znalazłby się z nim sam na sam... byłoby wiele gorszych rzeczy, które mógłby zrobić. A Harry nie zawsze mógł liczyć na swoją magię, by chronić siebie, gdy czuł się w ten sposób.

Na krawędzi. Na ostrej krawędzi, która cięła go za każdym razem, gdy oddychał zbyt głęboko.

Lupin spojrzał na Harry'ego z zaciekawieniem, zanim jego twarz w niewytłumaczalny sposób zmieniła kolor na czerwony.

- Merlinie. - mruknął. Lupin odchrząknął i spojrzał w sufit.

- Chciałbym z tobą porozmawiać, z dala od wścibskich portretów. - uniósł brwi na pobliski portret. - Jak mogę to zrobić, nie sprawiając, że będziesz się martwił o bycie ze mną sam na sam?

- Przysięgnij. - Harry powiedział natychmiast. Snape'a nie obchodziłoby, gdyby Harry związał Lupina przysięgą. Snape też mu nie ufał. - Przysięgnij na swoje życie, że nie zamierzasz... - Harry z trudem znalazł właściwe słowo. Chciał, żeby Lupin go uderzył. Pragnął bójki tak bardzo, że czuł, jak gotuje się pod jego skórą, desperacko próbując uciec. Ale... ale nie chciał zostawiać Lupinowi żadnych luk.

Lupin wyrwał Harry'emu tę opcję z rąk.

- Ja, Remus John Lupin, przysięgam na swoje życie, że chcę rozmawiać tylko z tobą, Harry Jamesie Potterze, i nie dotknę cię w żaden sposób bez twojej zgody.

Harry skinął głową, widząc, jak złote kosmyki zatapiają się w nadgarstku Lupina.

Stracił szansę na walkę.

Poczuł, że z powrotem pogrąża się w swoim oderwanym uczuciu wyczerpania.

- Chodźmy. - wymamrotał, podążając za Lupinem w kierunku jego biura.

Lupin pozwolił im iść w milczeniu, aż dotarł do drzwi swojego biura. Najpierw wszedł do środka, a potem przytrzymał drzwi otwarte dla Harry'ego, co znacznie ułatwiło Harry'emu przejście przez drzwi poza jego zasięgiem.

Harry zawisł nad krzesłem przed biurkiem Lupina, niepewny, co powinien zrobić.

- Usiądź. - zaproponował Lupin, zajmując swoje miejsce. - Przepraszam za bałagan na biurku.

Harry rozejrzał się po biurku i zauważył, że panował na nim spory bałagan. Po jednej stronie stał parujący garnek z czymś, a po drugiej kubki, pergaminy, pióra, pojemniki z atramentem, książki i zawiniątka.

Biurko Snape'a nigdy tak nie wyglądało.

- 'Obra. - Harry powiedział z wahaniem, siadając na krawędzi krzesła.

- Zanim porozmawiamy o tym, dlaczego niebezpiecznie jest włóczyć się po zamku w środku nocy. - Lupin uśmiechnął się krzywo - Jesteś ranny?

- Co? - Harry był zaskoczony. - Nie. Dlaczego miałbym być?

Lupin spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Jestem pewien, że to była twoja pięść uderzająca w mury zamku, prawda? Wilkołacze uszy przydają się do niektórych rzeczy. - powiedział tę ostatnią część konspiracyjnym tonem, na co Harry zmarszczył brwi.

Uniósł dłoń i napiął ją, sycząc z zadowolenia z jasności, jaką dał mu ból.

- Nic mi nie jest. - powiedział, chowając rękę do kieszeni szlafroka.

- Nie 'nic ci nie jest'. - Lupin nie zgodził się z lekkim zmarszczeniem brwi. - Krwawisz.

- Czujesz to swoimi wilczymi zmysłami? - Harry zapytał niegrzecznie.

Zostaw to. Proszę. Zostaw.

- Tak. - powiedział Lupin, niewzruszony. - Mogę to wyleczyć, jeśli nie chcesz iść do Madame Pomfrey, albo możemy poprosić Severusa. Jestem pewien, że nie miałby nic przeciwko obudzeniu się, by zrobić to naprawdę szybko.

- Nie - powiedział Harry szybko. Wyciągnął rękę i skupił się tak bardzo, jak tylko mógł, na jej leczeniu i zamrugał, gdy kości z powrotem się połączyły, a rozszczepiona skóra zniknęła. - Wszystko w porządku.

- Jesteś niesamowicie zaawansowany w swojej magii. - Lupin powiedział z podziwem. - Czy przed chwilą użyłeś zaklęcia, by to uleczyć?

- Nie, tylko o tym myślałem. - Harry powiedział.

- Niesamowite. - powiedział Lupin.

- Wiem.

Lupin zachichotał i nalał dwa kubki tego, co znajdowało się w parującym garnku na jego biurku.

- Masz, napij się. - Lupin podsunął Harry'emu kubek przez biurko.

Lupin nie był jego przyjacielem. Nie był kimś, komu Harry mógłby zaufać. Nawet go nie lubił. Ale w tym momencie Harry miał nadzieję, że kubek był zatruty.

- Na zdrowie. - Harry mruknął, biorąc głębokiego drinka.

Nie smakowało jak trucizna. Smakowało jak gorąca czekolada. Harry czuł, jak przepływa przez jego ciało i rozgrzewa opuszki palców, gdy ją popijał. Wciąż było mu zimno, gdy kończył kubek, ale był to bardziej znośny chłód.

- Więcej? - Lupin zaproponował z uśmiechem. Harry tylko wzruszył ramionami. Chciał więcej, ale nie zamierzał prosić Lupina o ani jedną rzecz.

Lupin chwycił parujący dzbanek z boku biurka i napełnił kubek Harry'ego.

- Byłeś chory. - powiedział Lupin, odchylając się w fotelu i obserwując Harry'ego.

- Tak - odparł Harry, mimo że Lupin nie powiedział tego jak pytania.

Lupin odchrząknął lekko.

- Wiesz, że podobnie jak ty często choruję.

Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem, biorąc kolejnego drinka.

- Jesteś wilkołakiem. - powiedział bez ogródek. - Myślę, że to co innego.

Lupin zachichotał: - Nie. To znaczy, tak, jestem wilkołakiem. Ale choruję również w innych przypadkach.

- Gratulacje. - Harry mamrotał. Nie przejmował się układem odpornościowym Lupina.

- Dementorzy pogarszają sprawę, prawda?

Harry podniósł wzrok i przechylił głowę, zastanawiając się nad Lupinem.

- Skąd to wiesz? - zapytał.

Lupin obdarzył go kolejnym delikatnym uśmiechem.

- Mówiłem ci, że często choruję, tak jak ty teraz.

- Ta? - powiedział Harry.

- Tak - potwierdził Lupin. - Jest mi zimno, jestem zmęczony i przestaję przejmować się czymkolwiek. Ciało mnie boli i czuję się nieszczęśliwy.

- Dokładnie. - Harry powiedział, przesuwając się do przodu. - Jak to wyleczyć?

- Nie da się. - Lupin powiedział smutno. - Rozmowa pomaga, ale to nie jest choroba fizyczna i nie można jej wyleczyć tak jak innych.

Harry opadł z powrotem na siedzenie i zrobił wszystko, co w jego mocy, by zmarszczyć brwi na Lupina.

- To, że ty jesteś szaleńcem, nie znaczy, że ja jestem. - powiedział.

- Szaleńcem? - Lupin rzucił mu zdziwione spojrzenie. - To nie szaleństwo Harry, to depresja.

- Co jest chorobą umysłu, nie? - powiedział Harry, myśląc o wielu, wielu przemówieniach Snape'a na ten temat.

Brzmisz jak wariat.
Czy ty straciłeś swój cholerny rozum?
Harry, jesteś chory.
To się nazywa Zaburzenie maniakalno-depresyjne i potrzebujesz pomocy.

- Jest, ale to nie czyni człowieka szalonym. - Lupin powiedział powoli. - To choroba, tak jak przeziębienie czy grypa.

- Tylko, że tego nie da się naprawić, tak?

- Można to zminimalizować. - Lupin powiedział. - Nie musi być zawsze takie miażdżące.

To było miażdżące. Harry nie potrafiłby wcześniej wyrazić tego słowami, ale był miażdżony.
Miażdżony przez zimno.
Miażdżony przez obojętność.
Miażdżony przez swoje myśli.

- Przez "mówienie"? - Harry zadrwił. - Bez urazy, profesorze, ale nie sądzę, że bym z tobą porozmawiał.

- Oczywiście, że nie. - Lupin zachichotał, najwyraźniej niezrażony. - Ale może twoi przyjaciele? Albo profesor Snape? Ktoś, komu ufasz?

Harry rozważał to przez krótką chwilę. Mógłby. Mógłby pójść teraz do Snape'a i powiedzieć mu o wszystkich swoich myślach. Snape nie wyśmiałby go, nigdy tego nie robił. Prawdopodobnie nawet pomógłby Harry'emu poczuć się lepiej.

Ale wtedy by wiedział.

Wiedziałby, jak żałosny jest Harry, jak słaby i bezwartościowy.

Nie chciałby Harry'ego w pobliżu. Znalazłby sposób, by się go pozbyć.

Wszyscy to robią.

- Nie - powiedział cicho Harry. - Nie mogę.

- Myślałem, że ty i Severus nie macie przed sobą tajemnic? - Lupin powiedział łagodnie. - Wątpię, czy jest coś, co mógłbyś mu powiedzieć, a czego nie chciałby usłyszeć.

Harry wzruszył ramionami i opadł na oparcie.

- Wiesz, gdybyś kiedykolwiek chciał ze mną porozmawiać, zachowałbym to, co powiedziałeś, w tajemnicy. - Lupin powiedział powoli. Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem. Lupin dosłownie powiedział Snape'owi o jego boginie chwilę po tym, jak go zobaczył.

- Wiem, że wcześniej cię zawiodłem. - Lupin powiedział ze smutnym zmarszczeniem brwi. - Ale myślę, że mamy ze sobą wiele wspólnego.

- Mam szlaban, proszę pana, czy mogę iść spać? - Harry powiedział.

- Nie masz szlabanu. - powiedział Lupin.

- Czad.

Harry podniósł się na nogi. Lupin nie był kimś, z kim mógłby porozmawiać o czymkolwiek. Nie miał z nim nic wspólnego.

Harry sięgał po klamkę, gdy jego uwagę przykuł Lupin.

- Jestem potworem. - wymamrotał Lupin. Harry odwrócił się i uniósł na niego brwi.

- Raz w miesiącu, każdego miesiąca, przez resztę mojego życia; zamieniam się w prawdziwego, przerażającego, strasznego potwora. - powiedział Lupin. - Nie zbliżam się już do ludzi, bo po co? Dowiedzą się, kim jestem, będą zniesmaczeni i pożałują, że kiedykolwiek mnie spotkali. Martwisz się, że Severus będzie zniesmaczony twoimi myślami, że uzna cię za potwora? Nie sądzę, Harry.

Harry nie był pewien, w jaki sposób Lupin tak trafnie odgadł ukrytą część jego myśli, ale nie podobało mu się to.

Lupin nie dowie się o nim niczego prywatnego. Nigdy więcej.

- Myślisz, że bycie wilkołakiem czyni cię potworem? - zapytał Harry.

- A nie? - zapytał Lupin. Jego oczy miały w sobie rozpaczliwy smutek, który Harry uznał za żałosny.

To ty jesteś żałosny, przypomniał mu umysł. Żałosny i słaby.

Harry desperacko próbował zignorować wspomnienia, które przywoływał jego umysł. Te, które usłyszał, gdy dementorzy podeszli zbyt blisko.

Żałował, że zamiast leczyć rękę, nie nałożył na nią glamour. Ból byłby doskonałym odwróceniem uwagi.

- Nie wybrałeś bycia wilkołakiem, co? - Harry powiedział po ponownym skupieniu się na rozmowie.

Odejdź od Lupina.
Wtedy będziesz mógł utonąć w myślach.

- Wilk nie czyni z ciebie potwora. Wszystkie inne rzeczy, które zrobiłeś lub których nie zrobiłeś, czynią cię potworem. - Harry powiedział płaskim, matowym i rzeczowym głosem. - Tak jak rzeczy, które ja zrobiłem, czynią mnie potworem.

- Nie jesteś potworem, Harry. - Lupin powiedział cicho, a jego oczy wyglądały teraz jeszcze smutniej.

"Sentymentalny głupiec" odezwał się w jego głowie głosik, który brzmiał jak Snape.

Harry potrząsnął głową na otwartą wrażliwość Lupina.

Wrażliwość była słabością. Nie można jej pokazywać innym ludziom.

- 'Obra - powiedział, otwierając drzwi, by wyjść. - Harry szybko wyszedł z gabinetu Lupina, zanim mężczyzna zdążył ponownie spróbować czegoś w rodzaju dziwnej "więzi". Wciągnął z powrotem pelerynę i wznowił swoją poprzednią wędrówkę.

Lupin go nie znał. Nie wiedział, jak to było w umyśle Harry'ego.

Nawet jeśli zgadł całkiem trafnie.

"Nie zbliżam się już do ludzi, bo po co? Dowiedzą się, kim jestem, będą zniesmaczeni i pożałują, że kiedykolwiek mnie spotkali. Martwisz się, że Severus będzie zniesmaczony twoimi myślami, że uzna cię za potwora?

Harry nie opuszczał gardy przy większości ludzi. Snape, Susan i Luna byli jedynymi wyjątkami. Byli jedynymi, którzy udowodnili, że lubią go za coś więcej niż tylko jego moc.

"Jestem z ciebie dumny".
"Kocham cię, Harry".
"Ty też nie jesteś bezwartościowy.

Ale gdyby naprawdę go znali, wiedzieli, jak to wygląda w jego głowie? Byliby zniesmaczeni. Wiedzieliby, jak bardzo jest zepsuty i bezwartościowy, i zostawiliby go.

I znów będzie sam.

Pomimo ostrzeżeń Lupina, by nie włóczyć się samotnie po korytarzach w nocy, Harry kontynuował wędrówkę.

Czasami po prostu szedł, zagubiony we własnych myślach.

Czasami znajdował pustą salę lekcyjną i zakładał osłony prywatności, po czym uderzał w ścianę, aż jego kostki pękały, a kości łamały się.

Czasami myślał o tym, co by zrobił, gdyby zobaczył Syriusza Blacka w nocy.

Rozważał po prostu pozwolenie Blackowi go zabić. Wtedy decyzja nie należałaby do niego i mógłby skończyć z tym wszystkim. Ale wiedział, że nawet tak oderwany od wszystkiego, jak się teraz czuł, kiedy umrze- umrze na własnych warunkach. Jeśli Black miałby nieszczęście znaleźć go podczas swoich spacerów po ciemnym zamku, Harry by go zabił.

A potem zdecyduje, co ze sobą zrobić.

Pewnego ranka Harry obudził się wcześnie rano z powodu nieustannego szturchania w bok, zaledwie kilka godzin po tym, jak wślizgnął się z powrotem do łóżka.

- Dzień dobry. - Luna powiedziała z promiennym uśmiechem, jej włosy były zmierzwione od miejsca, w którym musiała się właśnie obudzić. - Wesołych Świąt Harry.

- Wesołych Świąt Lue. - Harry wymamrotał, naciągając kołdrę z powrotem na głowę. - Śpię.

- Nie, ty otwierasz prezenty. - powiedziała Luna, ściągając z niego kołdrę. - Proszę? Mam coś dla ciebie.

Harry otworzył oczy i zobaczył, że Luna uśmiecha się do niego nieśmiało.

- Jestem zmęczony. - powiedział cicho, starając się nie obudzić Rona, Theo ani Hermiony, którzy spali w pustym łóżku Draco, odkąd ten wyjechał.

- Będziesz czuł się zmęczony, dopóki nie znajdziesz powodu, by tego nie robić. - powiedziała Luna, zupełnie bez sensu. - Możemy otworzyć prezenty, potem musisz wziąć prysznic, a potem możemy iść po przekąski i usiąść w pokoju wspólnym.

Harry poczuł, jak rumieni się lekko na przypomnienie, że potrzebuje prysznica. Wiedział, że go potrzebuje, ale za każdym razem, gdy myślał o wysiłku, jaki by to wymagało, zmieniał zdanie.

- Możesz spać w łóżku Blaise'a albo w swoim. - mamrotał. - Nie musisz spać w moim każdej nocy.

- Oczywiście, że tak. - Luna powiedziała zwiewnie. - Twoje łóżko jest najcieplejsze.

Harry potrząsnął głową na jej dziwną odpowiedź. Jego łóżko było najzimniejsze. Każdego ranka budził się z uczuciem, że już nigdy nie będzie mu ciepło.

- Tutaj. - Luna wepchnęła mu w dłonie dużą paczkę owiniętą w błyszczący złoty papier. - Najpierw otwórz to.

Harry westchnął i przywołał prezent Luny ze swojego kufra. Im szybciej to zrobi, tym szybciej pozwoli mu się położyć.

- Masz. - podał jej swoją.

Ostrożnie rozpakował paczkę i wyciągnął z niej najbardziej miękki i kolorowy koc, jaki kiedykolwiek widział.

- Na Merlina Lue. - odetchnął. - Ty to zrobiłaś? - Koc składał się z około pięćdziesięciu różnych kolorów włóczki i był na tyle duży, że prawdopodobnie mógłby przykryć nim swoje łóżko i łóżko obok niego.

- Tak. - uśmiechnęła się do niego, zanim otworzyła swój. - Harry, to jest piękne! - Luna westchnęła, wyciągając naszyjnik z pudełka, w którym się znajdował. Podniosła go i podziwiała złoty łańcuszek ze złotym księżycem.

- Księżyce przynoszą szczęście. Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego, po czym wyciągnęła rękę - Pomożesz mi?

Harry ostrożnie chwycił delikatny łańcuszek i zapiął go za jej szyją.

- Gotowe. - powiedział, gdy w końcu udało mu się zapiąć to maleństwo.

- Otwórz teraz to. - powiedziała Luna, podając mu kolejną paczkę ze stosu, którego nie zauważył u stóp łóżka.

- Dobrze - Harry podniósł okulary i potarł zmęczone oczy. Chwycił ogromny, domowy koc Luny i owinął go ciasno wokół ramion. Pomyślał, że musiała użyć magii, by go zrobić, ponieważ był cieplejszy niż inne koce.

Nie zasługiwał na to, by poświęcała swój czas i magię na prezent dla niego.

Harry otworzył pudełko srebrnych gwiazdek do rzucania od Pana Malfoya i Cyzi, kiedy inne dzieci w pokoju zaczęły się budzić.

- Oi - powiedział Ron z szerokim uśmiechem. - Wesołych Świąt!

Theo, Hermiona i Luna odwzajemnili jego gest, podczas gdy Harry z trudem zdobył się na półuśmiech w jego stronę. Wszyscy zaczęli otwierać prezenty. Ron, Theo i Hermiona rozmawiali wesoło, podczas gdy Harry otwierał swoje prezenty ze zmęczeniem, gdy Luna podawała mu je między otwieraniem swoich własnych prezentów.

- Harry! Jest wspaniały!

Harry podniósł wzrok na dźwięk swojego imienia i zobaczył, że Hermiona trzyma złoty naszyjnik z małym talizmanem, który od niego dostała.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego, jej brązowe oczy były ciepłe i szczęśliwe.

- Nie ma sprawy Miona. - powiedział cicho.

- Kupiłeś mojej dziewczynie naszyjnik? - zapytał Theo, jego głos był zdławiony.

Harry podniósł wzrok i zobaczył, że Theo rzuca mu dziwne spojrzenie, a Hermiona zgromiła go wzrokiem z wyraźną irytacją.

Harry zgiął prawą dłoń i poczuł, jak jego ramiona rozluźniają się, gdy poczuł ból w opuchniętych i rozciętych knykciach.

- Tak - Harry spojrzał na Rona, który zmarszczył brwi i wzruszył ramionami. - Dla Luny i Susan też.

- Oh. Naprawdę? - Policzki Theo zaróżowiły się. - Przepraszam. - wymamrotał.

- Idiota. - Hermiona zasyczała na Theo.

Harry nie miał pojęcia, dlaczego Theo obchodziło, co Harry kupił Hermionie, ani dlaczego przepraszał, więc po prostu to zignorował. Był zbyt zmęczony, by próbować to rozgryźć.

- Ostatni, potem możemy zejść do pokoju wspólnego i zjeść. - Luna powiedziała cicho, podając mu długą, cienką paczkę.

- Co to? - zapytał Ron, zerkając na łóżko Harry'ego, teraz, gdy jego było zasłane prezentami i wyrzuconym papierem do pakowania.

- Nie wiem. - powiedział Harry.

Harry rozerwał paczkę i patrzył, jak wspaniała, lśniąca miotła stacza się na jego narzutę. Ron zeskoczył z łóżka, by przyjrzeć się jej z bliska.

- Nie wierzę. - Ron powiedział głosem pełnym podziwu.

Była to Błyskawica, identyczna jak wymarzona miotła, którą Harry codziennie oglądał na Pokątnej. Jej rączka błyszczała, gdy ją podniósł. Poczuł, jak wibruje i puścił ją; zawisła w powietrzu, bez podparcia. Jego wzrok przesunął się od złotego numeru rejestracyjnego na górze rączki, aż do idealnie gładkich, opływowych brzozowych gałązek, które tworzyły ogon.

- Kto ci to kupił? - zapytał Ron, przyciągając uwagę Hermiony i Theo.

- Nie ma żadnej karty. - powiedziała Luna, przekopując się przez papier.

Harry nagle przypomniał sobie, jak Snape obiecał mu Błyskawicę latem.

"Niedawno na rynku pojawiła się nowa miotła, Błyskawica. Kupiłbym ją dla ciebie, gdybyś poszedł na jedno spotkanie".

- To był Snape. - powiedział płasko, chwytając miotłę i podnosząc się na nogi.

- Dokąd idziesz? - zapytał Theo, widząc gwałtowny ruch Harry'ego.

- Oddać. - powiedział.

- Co? Dlaczeg? - wrzasnął Ron.

- To nie ma znaczenia. - Harry mruknął. - Do zobaczenia później.

Harry wtargnął do gabinetu Snape'a bez pukania i trzasnął miotłą o biurko.

- Nie pójdę do Uzdrowiciela Umysłu. - powiedział bez ogródek.

- Tobie również życzę Wesołych Świąt. - powiedział Snape.

- Możesz to zatrzymać. - Harry po raz ostatni spojrzał tęsknie na miotłę.

Snape spojrzał w dół na miotłę, a potem w górę na Harry'ego, unosząc obie ciemne brwi prawie do linii włosów.

- Czy to Błyskawica? - powiedział.

Harry wpatrywał się w niego w milczeniu. Snape wiedział, o co chodzi.

- Harry, nie kupiłem tego dla ciebie - nie było żadnej kartki? - powiedział Snape, delikatnie podnosząc miotłę i oglądając ją.

- Ty... nie kupiłeś jej, żeby spróbować mnie oszukać? - zapytał Harry, a jego złość rozpłynęła się tak szybko, jak się pojawiła.

- Nigdy nie próbowałbym cię oszukać. - powiedział Snape, wciąż patrząc na miotłę. - Byłbym niezmiernie zadowolony i dumny, gdybyś zasięgnął porady Uzdrowiciela Umysłu, jak wielu innych, którzy cierpią na Zaburzenia Maniakalno-Depresyjne. Ale nie mogę i nie będę cię do tego zmuszał.

- Och. - Harry opadł na fotel przed biurkiem Snape'a.

- Może to skandalicznie hojny prezent od jednego z Malfoyów? - zasugerował Snape.

- Nie - powiedział Harry, nie interesując się tajemnicą. - Przysłali mi broń.

- Oczywiście, że tak... - mruknął mrocznie Snape, podczas gdy Harry studiował własne dłonie.

- W takim razie wrócę do swojego pokoju, przepraszam. - Harry powiedział cicho, wstając i sięgając po miotłę.

- Snape położył rękę na miotle, by powstrzymać Harry'ego przed jej chwyceniem. - Zostań, proszę. Chciałbym z tobą porozmawiać.

Harry usiadł z powrotem i potarł knykciami o krawędź podłokietnika. Twarda drewniana powierzchnia zadrapała jego knykcie i sprawiła, że mgła w jego mózgu nieco ustąpiła.

Był to ruch, który nie pozostał niezauważony przez Snape'a.

- Masz glamour nie tylko na pierścieniach Dziedzica? - powiedział, skupiając swoje ciemne oczy na dłoni Harry'ego. Harry schował obie ręce pod nogami krzesła, skutecznie ukrywając je przed przerażającym spojrzeniem Snape'a.

- Nie - skłamał. - O czym chciałeś porozmawiać?

Snape wpatrywał się w niego w milczeniu, podczas gdy Harry skupił się na zegarze na ścianie za nim.

- Po pierwsze, chciałbym wyrazić swoje zaniepokojenie tym, że ukrywasz coś przede mną na swojej dłoni. - powiedział powoli.

- Zrozumiałem. - powiedział Harry, ściskając mocno jego ukrytą dłoń.

Snape westchnął i Harry uznał, że bezpiecznie jest znów na niego spojrzeć.

- Chciałbym również ostrzec cię przed używaniem tej miotły, dopóki nie dowiemy się, kto przysłał ci tak hojny prezent, albo nie sprawdzę jej pod kątem klątw.

Harry skinął głową.

- 'Obra.

- Chcesz wiedzieć, dlaczego? - Snape zapytał z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Nie bardzo, mogę iść?

- Martwię się o ciebie.

Harry wzdrygnął się na miękki głos Snape'a.

- Czy to powód do niepokoju? - Snape zapytał tym samym tonem. - Że się o ciebie martwię? Że zależy mi na twoim zdrowiu i szczęściu?

- Przestań. - powiedział Harry.

Snape pochylił się do przodu z zaciekawionym wyrazem twarzy.

- Zależy mi na tobie, Harry. Jesteś dla mnie niesamowicie ważny. Zależy mi na tobie.

- ZAMKNIJ SIĘ! - Harry krzyknął, podrywając się na nogi. - NAWET MNIE NIE ZNASZ! NIC CIĘ NIE OBCHODZĘ! WIĘC PO PROSTU SIĘ ZAMKNIJ!

- Nie? - Snape powiedział spokojnie, wciąż siedząc przy biurku. - Jak myślisz, czego o tobie nie wiem, Harry?

- NICZEGO! - wrzasnął Harry. Zgiął dłoń i pozwolił, by ból podsycił jego gniew. - NIC O MNIE NIE WIESZ! Myślisz, że jestem - jestem jakąś dobrą osobą albo kimś silnym, kto zasługuje na to, byś się o niego troszczył - a tak nie jest! Nie jestem! W porządku? Więc po prostu przestań!

Klatka piersiowa Harry'ego falowała od ciężkich oddechów, a Snape siedział przy biurku z rękami spokojnie złożonymi na biurku przed sobą.

- Harry, w dniu, w którym cię poznałem, nie miałem złudzeń, czy jesteś tym, co inni uznaliby za "dobrą osobę". - powiedział Snape zgodnie z prawdą. - Jesteś życiowym rozbitkiem, a tacy rzadko przeżywają bez popełniania czynów, które inni uznaliby za nieetyczne. To nie czyni cię kimś, kto nie zasługuje na troskę. Jesteś silny. I jesteś tym, kim zostałeś ukształtowany.

- Nie wiesz tego. - Harry warknął. - Nie wiesz nic o tym, na co zasługuję. Jestem żałosny. - splunął. - I wszyscy o tym wiedzą!

- Jak jesteś żałosny? - zapytał Snape.

- Jak jestem żałosny? Jestem słaby. - Harry roześmiał się. - Widzisz, jak ktoś inny rozpada się z powodu kilku dementorów? Nazywasz innych wariatami i mówisz, że potrzebują pomocy? Nie. To tylko ja.

- Nie uważam, że jesteś wariatem. - Snape powiedział. - Uważam, że cierpisz na nieleczoną chorobę, która powoduje nadmierne trudności w twoim życiu.

- Gów-

Snape podniósł rękę, gdy Harry mu przerwał, a Harry cofnął się o krok.

- Przepraszam, że cię zaskoczyłem. - powiedział Snape, powoli opuszczając rękę. - Oczywiście, że cię nie uderzę, Harry.

- Mógłbyś. - Harry zaproponował. - Mógłbyś mnie teraz uderzyć i nikomu bym nie powiedział.

- Poczułbyś się lepiej, gdybym to zrobił? - powiedział Snape. - Chcesz, żebym cię uderzył? Rozpocząć fizyczną walkę z moim trzynastoletnim podopiecznym?

- Tak - powiedział Harry natychmiast, a jego skóra swędziała od gniewu, zimna i desperacji, które chciały uciec. - Nikomu bym nie powiedział, proszę pana. Proszę.

Snape brzmiał na niesamowicie zmęczonego, gdy odpowiadał.

- Harry, nie. Nie zamierzam cię uderzyć.

Harry ponownie zgiął rękę.

- Proszę?

Wiedział, że zabrzmiał żałośnie, ale wiedział też, że poczułby się lepiej, gdyby mógł znów coś poczuć. Uderzenie w ścianę pomogło usunąć część mgły. Ale prawdziwa walka na pięści? To oczyściłoby go całkowicie. Był tego pewien.

- Nigdy cię nie uderzę. - Snape powiedział. - Może zamiast tego usiądziesz i porozmawiamy?

- Nie chcę rozmawiać. Chcę tylko...

Harry nie potrafił nawet wyrazić słowami, czego dokładnie chciał.

Być wolnym. Chcesz być wolny.

- Muszę iść. - powiedział, cofając się szybko do drzwi biura.

- Harry, proszę, zaoferuję ci dowolną umowę, jeśli usiądziesz i porozmawiasz ze mną przez dziesięć minut. - Snape powiedział, a w jego głosie słychać było coś na kształt desperacji.

Harry przerwał.

- Uderzysz mnie?

Snape rzucił mu najbardziej obrzydliwie współczujące spojrzenie i Harry wiedział, co powie, zanim jeszcze otworzył usta.

- Zaoferuję ci wszystko, co nie wyrządzi ci krzywdy. - wyjaśnił.

- Nie chcę rozmawiać. - Harry powiedział, wyciągając pelerynę z torby. - Idę na spacer.

- Czekaj-

Harry zarzucił pelerynę na głowę.

Spraw, bym zamilkł - błagał swoją magię, wybiegając na korytarz, a jego stopy nie wydawały żadnego dźwięku.

- Niech to szlag.

Harry słyszał, jak Snape przeklina, gdy bezcelowo gonił go po korytarzu.

Harry ruszył w stronę głównych drzwi, desperacko pragnąc wydostać się na zewnątrz.

- ARGH! - Harry uderzył pięścią w drzewo przy lesie. Nie blokował bólu, zapraszał go do środka. Z każdym uderzeniem w drzewo czuł, jak jego umysł staje się coraz bardziej jasny.

"Zależy mi na tobie".

SLAM.

"Jesteś dla mnie niezwykle ważny".

CRUNCH.

Grim szczekał i warczał, ciągnąc Harry'ego za sweter, próbując go odciągnąć.

- PRZESTAŃ! - Harry odwrócił się i krzyknął, używając swojej dobrej ręki, by odepchnąć pysk Grima od siebie. Grim cofnął się, podkulając ogon i wydając z siebie niski pomruk. Jego szare oczy wyglądały na zaniepokojone i przestraszone, gdy odsunął się od Harry'ego.

Zobacz, co zrobiłeś. Jesteś potworem.

- Nie, nie, nie, przepraszam, bardzo przepraszam. - Harry poczuł, jak coś w nim pęka, gdy zobaczył, jak Grim na niego patrzy.

Grim był psem. Niewinnym psem, który nie zrobił nic poza pocieszaniem Harry'ego. A co zrobił Harry? Krzyczał na niego.

Jesteś potworem. Nie zasługujesz na psa.

Harry opadł na ziemię i otworzył szeroko ramiona, ignorując ostry, kłujący ból w prawej dłoni.

- Chodź kolego, przepraszam, proszę? - Czuł, jak jego warga drży z żalu, gdy Grim powoli szedł w jego stronę, z ogonem wciąż schowanym nisko.

Harry był tak samo zły jak Dursleyowie. Grim zasługiwał na więcej.

- Dobry piesek. - powiedział Harry, gorączkowo głaszcząc miękkie czarne futro Grima. - Przepraszam. Tak mi przykro. - Wtulił twarz w szyję Grima, drżąc od ciągłego chłodu utrzymującego się na terenie szkoły.

- Nie chciałem tego. - Harry wyszeptał. - Przepraszam, stary. Proszę. Przepraszam. - Grim wyrwał głowę z uścisku Harry'ego i nieśmiało polizał go po policzku.

- Nie zasługuję na ciebie. - powiedział Harry. Schował twarz z powrotem w szyi Grima i przytulił się do niego mocno, czując, jak cholernie słabe łzy znów napływają mu do oczu.

- Nie zasługuję na to. Nie zasługuję na Snape'a mówiącego, że mu na mnie zależy. Albo Susan mówiącej, że mnie kocha. Albo Luna głaszczącej moje włosy w nocy, Grim. Nie zasługuję na to. I nie chcę już tego robić. - powiedział. - Nie chcę być sobą. Nie chcę tu być.

Grim dyszał cicho, gdy Harry ukrył swoją słabość w jego miękkim futrze.

- Nie mogę nikomu powiedzieć, co by sobie pomyśleli? Pomyśleliby, że jestem słaby, żałosny, obrzydliwy. - szlochał przy ostatnim słowie, wyobrażając sobie spojrzenia, jakimi obdarzyliby go przyjaciele, gdyby go teraz zobaczyli.

Harry wyrzucił z siebie wszystkie negatywne emocje, gdy usiadł na ziemi, wypłakując się w futro jedynej duszy, która znała go teraz na wylot.

Gdy skończył, siedział cicho.
Myśląc.
Planując.

- Jaki to ma sens, Grim? - Harry w końcu powiedział cicho, wtulając twarz w szyję Grima. - Nie muszę tu być, by uratować Theo, ktoś inny mógłby to zrobić, tak? Dlaczego to ma być mój problem?

Grim wydał z siebie wysoki jęk, jakby sam czuł smutek Harry'ego.

I może mógłby.

- Nie bądź taki. - Harry pogłaskał go po grzbiecie, przywierając do dużego psa. - Nie miałoby znaczenia, gdyby mnie tu nie było, prawda? Dumbledore znalazłby nowego wojownika Voldemorta. Snape odzyskałby swój dom. Draco mógłby zostać Lordem Blackiem, jak chce jego ojciec. A ja byłbym wolny, Grim, wolny. Koniec z dementorami, koniec z walką, koniec ze wspomnieniami i myślami, koniec z uczuciem zimna. Snape powiedział, że umieranie to koniec, a ja jestem gotowy.

Grim zawył głośno i zaczął gorączkowo obracać głowę w stronę Harry'ego. Harry cofnął się pod wpływem ruchów psa, a Grim zaczął lizać go po twarzy.

- Nie martw się, Grim. - Harry zmarszczył brwi. - Myślisz, że bym o tobie zapomniał? Nie zapomniałbym. Nie zostawię cię znowu samego. - Harry szepnął, drapiąc Grima za uchem. - Nikt nie powinien być sam, tak? Zostawię liścik i zapytam Lue, czy cię przyjmie. Polubisz ją, kolego, jest najlepsza.

Harry wtulił twarz w futro Grima, zanim podniósł się na nogi i ruszył w stronę zamku.

Grim nagle oszalał, zaczął szczekać i ciągnąć Harry'ego za rękawy.

- Przestań. - powiedział Harry, odciągając jego rękę. - Nic ci nie będzie. Powodzenia, Grim. - Czuł, jak gardło mu się zaciska, gdy myślał o psie, który pozwolił Harry'emu wylać swoją duszę i nie osądzał go ani nie dzielił się jego sekretami. - Będę bardzo za tobą tęsknił. - Harry pochylił się i po raz ostatni mocno owinął ramiona wokół szyi Grima.

Harry zarzucił pelerynę na głowę i zaczął iść w stronę zamku, układając w głowie plany.

Zostawi wiadomość dla Luny. Da jej znać, by przyszła znaleźć Grima. I może weźmie też Sevvie, jeśli będzie chciała. Jeśli nie, prawdopodobnie zrobi to Ron. Nie miał własnej sowy.

Musiałby znaleźć sposób, by powiedzieć Snape'owi o ojcu Theo z samego rana, a wtedy nie byłoby powodu, dla którego miałby tu zostać.

Mógł być wolny.

***

Gdy tylko Harry założył starą pelerynę Jamesa, Syriusz ruszył w stronę Hogsmeade tak szybko, jak tylko pozwalały mu na to jego cztery łapy.

Nie pójście za Harrym do zamku było najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobił. Ale to nie byłoby dobre dla jego chrześniaka, gdyby Syriusz został pocałowany, zanim miałby okazję znaleźć kogoś, kto pomógłby Harry'emu.

I tak naprawdę, choć mogło mu się to nie podobać, po wysłuchaniu Harry'ego w ciągu ostatnich kilku miesięcy, po tym, co zobaczył podczas meczu quidditcha - była tylko jedna osoba w życiu Harry'ego, której ten całkowicie ufał.

Była tylko jedna osoba, do której Syriusz mógł się teraz zwrócić o pomoc.

Chapter 13: Nietoperz, szczur i pies

Chapter Text

Podczas świątecznej uczty Severus obserwował, jak jego podopieczny wślizguje się do środka i siada ponuro w rogu stołu Slytherinu. Potter dłubał w swoim posiłku lewą ręką, a na jego prawej dłoni migotał najsłabszy blask Glamour. Był to doskonały Glamour. Severus wątpił, czy jakikolwiek inny profesor byłby w stanie go dostrzec.

Oczywiście żaden inny profesor nie ryzykował swojego życia przez ponad rok, aby zidentyfikować najmniejsze zmiany w lub na osobie.

Nie trzeba było być geniuszem, by połączyć desperację Pottera, by zostać uderzonym w sposób, w jaki jadł teraz niewłaściwą ręką. Potter znalazł sposób na odniesienie obrażeń, których desperacko pragnął wcześniej. Severus miał tylko nadzieję, że był to tylko przelotny kaprys, a nie oznaka przewlekłego problemu.

Musiał ponownie udać się do Uzdrowiciela Umysłu i dowiedzieć się, jak zaradzić tym wielu gwałtownym zmianom zachodzącym w zachowaniu Pottera.

A sądząc po rosnącym poziomie przygnębienia, jaki wykazywał jego podopieczny, musiał to zrobić wkrótce.

Severus obudził się następnego ranka o czwartej, gdy mała szara sowa gorączkowo dziobała drzwi jego biura z pojedynczym pergaminem przyczepionym do nogi.

Kto, do diabła, wysłałby list o tej porze dnia?

Wyrwał sowie pergamin i patrzył zdumiony, jak ta natychmiast odlatuje.

Snape-
Harry jest w niebezpieczeństwie. Musisz się upewnić, że jest bezpieczny PRZED SAMYM SOBĄ.

Severus bez wahania skierował się w stronę dormitoriów Slytherinu. Wiedział, że największym zagrożeniem dla dalszego życia Pottera było samo dziecko. Nie był ślepy. Jeśli ktoś uważał, że Potter jest w niebezpieczeństwie, Severus sprawdziłby, co się z nim dzieje.

To była łatwa decyzja.

Severus kontynuował czytanie idąc szybkim krokiem do dormitorium.

Nie byłem strażnikiem tajemnicy. Pettigrew nim był. Musisz zdobyć szczura Weasleya. Jeśli potrzebujesz dowodu, najpierw zapytaj Remusa, jaki był animag Pettigrew. Ale zdobądź szczura. Nie pozwól mu uciec. Zapytaj go, co dokładnie wydarzyło się w noc Halloween. Nie masz nic do stracenia.
Nie rób tego dla mnie. Zrób to dla Harry'ego. On nie poradzi sobie z dementorami.
Pomóż Harry'emu. Znajdź szczura.
-S.O.B.

Severus wpatrywał się w pergamin w chwilowym szoku, po czym ostrożnie schował go do kieszeni.

Potter pierwszy.

Poszedł bezpośrednio do dormitorium chłopców i uspokoił się, widząc Pottera zwiniętego w kłębek na łóżku, śpiącego spokojnie z panną Lovegood skuloną obok niego, bezpieczny i żywy.

Rzucił szybki urok, aby ocenić funkcje życiowe Pottera i poczuł, jak jego ramiona rozluźniają się, gdy szybko migające liczby zapewniły go o stabilnym tętnie, ciśnieniu krwi i częstości oddechów Pottera.

Wtedy, pomimo logiki podpowiadającej mu, że list był żartem lub desperacką próbą uniknięcia pocałunku dementora, Severus rozejrzał się po pokoju i zobaczył małą, szarą bryłkę zwiniętą na piersi Weasleya.

- Stupefy - mruknął, ogłuszając szczura. Podniósł go za ogon i wpatrywał się w jego szalone, czarne oczy.

- Kim jesteś? - mruknął cicho.

Severus nałożył na Pottera zaklęcie, które miało go ostrzec, gdy tylko dziecko się obudzi i schował szczura, udając się do biura Lupina.

Jeśli Severus obudził się o czwartej nad ranem z zagadką na rękach, niech go diabli, jeśli nie zamierzał uzyskać odpowiedzi od Lupina.

Severus walił w drzwi biura Lupina, dopóki wilk nie odpowiedział.

- Sev'rus? - wymamrotał przez potężne ziewnięcie. - Co się dzieje? Która godzina?

Severus przepchnął się obok Lupina i wszedł do biura. Nie zamierzał dyskutować o tym na korytarzu. Umieścił wiele osłon w pomieszczeniu, podczas gdy Lupin przyglądał mu się z zaciekawieniem, zanim odwrócił się do wilka.

- Peter Pettigrew, czy był animagiem?

Gwałtowne zbladnięcie twarzy Lupina było wystarczającą odpowiedzią.

- Skąd- kto- skąd wiedziałeś?

Gdy tylko elementy ułożyły się w jego umyśle, Severus wyciągnął różdżkę i wbił ją w szyję Lupina.

- Ty bezmózgi kretynie. - wysyczał. - Wszyscy byli, prawda? Jaką formę miał Pettigrew?

- Dlaczego to ma znaczenie? - Lupin powiedział zdławionym głosem, próbując odsunąć się od różdżki Severusa. - Peter nie żyje.

- JAKA BYŁA JEGO FORMA?

- Szczur! Szczur! Peter był szczurem! - krzyknął Lupin. - James był jeleniem!

Severus wyśmiałby postać Pottera Seniora (duchową reprezentację dojrzałości, wdzięku i dobroci), gdyby następne słowa Lupina nie wysłały przez niego fal lodowatej wody strachu.

- ...a Syriusz był psem.

- Pies. - Severus powtórzył. - Opisz go. NATYCHMIAST LUPIN!

- Nie wiem, po prostu pies! Czarny pies!

"Czy możemy mieć psa? Proszę? Czy słyszałeś, jak mówiłem, że ten, którego znaleźliśmy, umierał z głodu?

'Ten czarny pies z Nokturnu był tutaj'.

Widział Pottera z psem. Kiedy ukradkiem sprawdzał swojego podopiecznego podczas niektórych z jego częstych wycieczek na zewnątrz, Severus widział, jak Potter zwija się na ziemi z czarnym psem i wylewa swoje uczucia na stworzenie.

Severus wpatrywał się w Lupina, w końcu biorąc pod uwagę prawdziwą wartość stojącego przed nim mężczyzny.

- Nic nie powiedziałeś? Wiedziałeś, że Black może zmienić się w psa przez cały ten czas? I NIC NIE POWIEDZIAŁEŚ?

- Dlaczego to ma znaczenie? - Lupin zawołał. - Dlaczego cokolwiek z tego ma teraz znaczenie? Peter i James nie żyją. Syriusz - cóż, wątpię, żeby już używał swojej formy.

- Ty kretynie. - Severus wsunął różdżkę jeszcze głębiej w gardło Lupina, nie bojąc się wilka, gdy ogarnęła go wściekłość. - Tego lata Potter zaprzyjaźnił się z dużym, czarnym psemPoszedł za nim do Hogwartu.

I tak już blada twarz Lupina stała się o co najmniej dwa odcienie bielsza. Jego blizny wyraźnie kontrastowały.

- Nie wiedziałem. - powiedział. - Słyszałem, jak mówił w pociągu, że znalazł psa... ale gdyby to był Syriusz, to już by go zabił.

Chyba, że Pettigrew był Strażnikiem Tajemnicy...

- Idź po Albusa, natychmiast. - Severus powiedział swoim najbardziej niebezpiecznym tonem. - Nie zatrzymuj się z żadnego cholernego powodu. Przyprowadź go tutaj, natychmiast.

Severus nie docenił przyśpieszonego tempa, z jakim Lupin wybiegł przez drzwi do biura Albusa. Severus nie doceniłby Lupina za resztę jego żałosnego życia - tak krótkiego, jak tylko mógłby to sobie zapewnić.

Severus podszedł do kominka Lupina i wrzucił szczyptę proszku do płomieni.

- Domek Amelii Bones.

Kiedy poprawił się w kominku, zdał sobie sprawę, że nie było jeszcze nawet piątej. Amelia prawdopodobnie spała.

Wszyscy budzą się dziś wcześnie... pomyślał sobie.

- MADAME BONES! AMELIA!

Severus, w swojej wściekłości i strachu, porzucił wszelkie poczucie przyzwoitości, krzycząc przez chatę, by Amelia się obudziła.

Na szczęście Amelia wpadła do salonu kilka minut później, zakładając na piżamę ciemnoniebieskie szaty.

- Severus? Boże, co się dzieje?

- Potrzebuję cię natychmiast, w twoim oficjalnym charakterze jako szefa DPPC. - Severus powiedział. - Możesz przyprowadzić kilku aurorów i spotkać się ze mną w klasie obrony Lupina?

- Oczywiście. - Amelia powiedziała szybko, nie wymagając natychmiastowych wyjaśnień. - Każę Kingsleyowi i jego partnerowi aportować się tutaj, i przejdziemy. Niech kominek będzie otwarty.

Severus przytaknął i wyciągnął głowę.

Jeśli szczur Weasleya nie okaże się animagiem, miał nadzieję, że aresztują Lupina za zatajanie informacji istotnych dla toczącego się śledztwa, zanim znajdą (ukochanego, zaufanego i rozpieszczonego) "psa" Pottera i również zabiorą go do aresztu.

- Mavis! - Zawołał.

Pop!

- Pan Snoops wzywa Mavis? Co może-

Severus odciął Mavis, ponieważ miał ograniczony czas i jeszcze mniej cierpliwości. Potter mógł go później zbesztać za nieuprzejmość wobec jego znajomego.

- Idź do mojego biura i przynieś mi fiolkę Veritaserum. - powiedział szybko. - Potem idź do dormitorium Pottera i zostań z nim, dopóki nie zwolnię cię. Nie musi wiedzieć, że tam jesteś. Zawołaj mnie natychmiast, jeśli pojawią się jakieś problemy. Zrozumiano?

Mavis musiał wyczuć jego zniecierpliwienie, bo ledwie skinął głową, zanim zniknął.

- Expecto Patronum. - Szybko przywołał swojego patronusa.

- Lucjuszu, rozumiem, że jest wcześnie. Natychmiast przyjdź przez kominek do biura Remusa Lupina w Hogwarcie. Myślę, że będę potrzebował świadka i ciebie w roli adwokata.

Po odesłaniu swojego lisa, Severus chwycił przezroczystą fiolkę, która wyskoczyła przed nim, gdy Lupin wrócił z Albusem za sobą.

- Severusie. - Albus powiedział, jego niebieskie oczy skupione i pozbawione cienia - Remus powiedział, że jest nagły wypadek?

- Wiedziałeś, że Black, Pettigrew i Potter byli animagami? - zażądał Severus, uważnie obserwując Albusa.

Jeśli Albus wiedział, że jego podopiecznemu grozi niebezpieczeństwo ze strony psa i zaniedbał poinformowania o tym Severusa, będzie to ostatni dzień Severusa i Pottera w zamku.

Albus odwrócił się do Lupina, który miał czelność wyglądać na zawstydzonego, po czym wrócił do Severusa.

- Nie byłem tego świadomy. - powiedział poważnie. Severus odetchnął z ulgą, widząc, że wygląda to na prawdę. - Wierzysz, że w ten sposób Syriusz uniknął schwytania?

- Tak. - powiedział Severus. Sięgnął do kieszeni i wręczył Albusowi list, który otrzymał od "SOB", którym mógł być tylko Syriusz Orion Black. - Ale to nie jest obecnie problem.

Albus przyjął list i przeczytał go szybko, po czym oddał Severusowi.

- Harry kontaktował się z Blackiem? - zapytał.

- Nieumyślnie. - Severus prychnął w kierunku Lupina. - Potter adoptował psa. Sądzę, że... zwierzał się... mu.

A dziecko będzie wściekle zranione, gdy odkryje tę zdradę.

Albus odwrócił się do Lupina i nawet z drugiej strony pokoju Severus mógł wyczuć wściekłość, jaką emanował w tym momencie.

Dobrze.

- Wiedziałeś, że zamienili się Strażnikami Tajemnicy, Remusie? Czy wiedziałeś, że Syriusz był na terenie szkoły?

- Nie! - Lupin zaprzeczył szybko, kuląc się lekko w obliczu przytłaczająco zimnej furii Albusa. - Zamienić strażników? Nie powiedzieli mi, czy to zrobili.

Żałosna przemowa Lupina została przerwana przez Amelię, Shacklebolta i młodą czarownicę, którą Severus kiedyś uczył, Nimfadorę Tonks, wchodzących przez kominek.

- Co się dzieje? - Amelia zapytała natychmiast.

Zanim Severus zdążył odpowiedzieć, Susan Bones potknęła się i wypadła z kominka.

- Przepraszam. - grzecznie rozejrzała się po pokoju, pomimo zirytowanego westchnienia Amelii. - Dzień dobry profesorze. - Susan powiedziała do Severusa z promiennym uśmiechem, po czym spojrzała chłodno na Albusa i Lupina i odwróciła się do nich obojga. - To wygląda na ważne. Pójdę tylko poszukać Harry'ego, dobrze?

Shacklebolt zachichotał, gdy Susan wyszła z biura bez odpowiedzi, bez wątpienia kierując się do lochów.

- Ona jest porywcza, Amelio. - powiedział swoim głębokim, gładkim głosem.

- Wiem. - Amelia westchnęła i potarła twarz w znużony sposób, do którego sam Severus zaczynał się przyzwyczajać jako współopiekun nastoletniego zagrożenia. - Co tu się dzieje?

Severus wyciągnął otrzymany list do Amelii, gdy kominek ożył ponownie i Lucjusz dołączył do nich, nienagannie ubrany pomimo wczesnej pory.

- Severusie. - powiedział, pochylając głowę z szacunkiem.

- Lucjuszu, dziękuję za przybycie. - odpowiedział serdecznie.

- Czy z Harrym wszystko w porządku? - Amelia zapytała szybko, patrząc z niepokojem na Severusa.

- Tak. - zapewnił ją.

Amelia spojrzała na Lupina surowym wzrokiem. - Czy Syriusz Black jest animagiem? - Najwyraźniej miała to samo skojarzenie, co sam Severus.

'Black?' Lucjusz mruknął do Severusa. Ten potrząsnął głową i wskazał na notatkę, którą trzymał Shacklebolt.

- Pójdę odzyskać szczura. - powiedział Shacklebolt, wręczając notatkę Lucjuszowi.

- Nie ma takiej potrzeby. - Severus wyciągnął z kieszeni szczura Weasleya i pokazał go wszystkim. - Poszedłem sprawdzić, co z Potterem i zobaczyłem szczura - nie jestem pewien, czy to jakiś wyszukany żart, czy próba głupiego i zdesperowanego człowieka, by uniknąć Pocałunku Dementora, ale... - Severus zawahał się i spojrzał na Albusa, który skinął na niego mędrkowato.

- Ale lepiej być pewnym. - Albus powiedział. - Świetnie się spisałeś, Severusie.

W pewnym momencie jego życia pochwała Albusa znaczyłaby dla niego wszystko.

- Aurorze Tonks, proszę natychmiast udać się do ministerstwa i wyciągnąć akta Syriusza Blacka. Chcę każdy skrawek papieru, na którym widnieje jego imię. - powiedziała Amelia, przejmując kontrolę nad sytuacją. - Powiedz Melindzie, żeby powiadomiła Ministra, że mamy w Hogwarcie nieznaną sytuację związaną z Blackiem. A przynajmniej, - rzuciła pełne wściekłości spojrzenie w stronę Lupina, - mamy nowe informacje, które wyszły na jaw w związku z jego ucieczką i unikami.

- Tak jest. - Tonks powiedziała, gdy użyła kominka Lupina, by wrócić do departamentu DPPC w ministerstwie.

- Kingsley, zabezpiecz biuro przed ucieczką lub podsłuchiwaniem. - Amelia powiedziała.

- Tak, proszę pani. - Shacklebolt uniósł wiśniowobrązową różdżkę i machnął nią w skomplikowanej serii skrętów i obrotów, a Severus poczuł, jak w pokoju zaczyna działać magia.

- Severusie, szczur, jeśli pozwolisz? - Amelia wyciągnęła rękę, a jej usta ułożyły się w twardą linię.

Severus wręczył jej szczura Weasleya, niepewny, na co liczył.

Amelia położyła szczura na biurku, a piątka czarodziejów w milczeniu obserwowała, jak mruczy zaklęcie ujawniające animaga i dotyka szczura różdżką.

To było jak oglądanie przyspieszonego filmu o rosnącym drzewie. Głowa wystrzeliwała w górę z ziemi, kończyny wyrastały, a chwilę później mężczyzna stał przed biurkiem, na którym wcześniej znajdował się szczur, kuląc się i załamując ręce.

- Peter?

Pettigrew, teraz gruby i skurczony mężczyzna, który ledwo przypominał pulchnego blondyna z młodości Severusa, gorączkowo rozejrzał się po pokoju, zanim jego płonące oczy wylądowały na Lupinie.

- Remus! - Głos Pettigrew był piskliwy i zachrypnięty od nieużywania. - Mój stary przyjacielu!

- Żyjesz...? Jak...?

Severus nie odrywał wzroku od stojącego przed nim mężczyzny, choć desperacko chciał szydzić w kierunku Lupina z płaczliwego tonu, jaki ten przyjął.

Pettigrew spojrzał na Amelię, Shacklebolta, Severusa i Lucjusza, po czym wzdrygnął się, gdy spojrzał w stronę Albusa.

I ta reakcja zasługiwała na szybkie spojrzenie.

Severus spojrzał na Albusa i zobaczył, że oczy mężczyzny rozbłysły oburzająco zimną furią, którą Severus widział tylko raz w życiu, kiedy błagał o ochronę Lily.

- Ty jesteś Peter Pettigrew? - Amelia warknęła, wchodząc w bezpośrednią linię wzroku Pettigrew.

- T-tak - prychnął Pettigrew. - B-

- Severusie, masz Veritaserum? - Amelia powiedziała ostro, ignorując piski dyskomfortu Pettigrew.

- Tak. - Severus wręczył jej fiolkę, a Amelia spojrzała na Shacklebolta i Lucjusza.

- Lucjusz- czy złożysz przysięgę jako świadek oficjalnego przesłuchania?

- Tak zrobię. - Lucjusz powiedział, podnosząc się i spoglądając na Pettigrew z obrzydzeniem.

- Albusie? - powiedziała Amelia, nie odwracając się od Pettigrew.

- Oczywiście, Amelio. - Albus odezwał się zza Severusa, jego głos był równy i pewny.

Amelia wyprostowała ramiona, gdy zaczęła mówić.

- Niech protokół wykaże, że 26 grudnia roku 1993, o godzinie zero pięć jeden trzy, ja, Amelia Suzette Bones, szefowa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, stoję w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, przygotowując się do przesłuchania podejrzanego. Świadek: Albus Percival Wulfric Brian Dumbledore, Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Świadek: Lucjusz Abraxas Malfoy, adwokat Brytyjskiego Stowarzyszenia Czarodziei i członek zarządu Kuratorium Oświaty w Hogwarcie. Obecni: Remus John Lupin, profesor obrony przed czarną magią w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Obecni również: Severus Tobias Snape, Mistrz Eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Notatki sporządzane przez Kingsleya Ericssona Shacklebolta, Aurora Brytyjskiego Ministerstwa Magii.

Amelia wzięła głęboki oddech.

- Czy jesteś Peter Allan Pettigrew?

Pettigrew pisnął i wykręcił ręce, nie odpowiadając.

- O godzinie zero pięć jeden sześć podaję cztery krople Veritaserum podejrzanemu, którym jest Peter Allan Pettigrew, zgodnie z ustawą krajową 521, podsekcja 17, punkt 8.

Amelia machnęła różdżką w stronę Pettigrew i niewerbalnie unieruchomiła mężczyznę.

- Otwórz. - zażądała, wymachując fiolką Veritaserum.

- Remus! Remus, proszę, wiesz...

Gdy Pettigrew otworzył usta, by przedstawić swoje racje Lupinowi, Amelia spokojnie upuściła mu na język cztery krople eliksiru. Następnie wyczarowała krzesło i pchnęła go na nie.

Severus patrzył, jak oczy Pettigrew stają się szkliste, jego usta rozluźniają się, a nieustanne łkanie ustaje.

- Jak masz na imię? - zapytała Amelia.

- Peter Pettigrew. - Pettigrew mruknął, jego głos był odpowiednio przytłumiony przez eliksir.

- Jaka jest Twoja data urodzenia?

- 8 sierpnia 1960 roku.

- Jestem przekonana, że serum działa prawidłowo i będę kontynuować przesłuchanie. - oświadczyła Amelia.

Severus zerknął na odgłos kolejnego przybycia i zobaczył Tonks wychodzącą z kominka, niosącą w rękach cienką teczkę. Amelia nawet nie podniosła wzroku na ten hałas, chociaż Shacklebolt zatrzymał na chwilę swoje pióro, by skinąć na Tonks.

- Jesteś animagiem? - zapytała Amelia.

- Tak - mruknął Pettigrew.

- Jak długo jesteś animagiem? - zapytała Amelia, spoglądając za siebie na Lupina.

- Osiemnaście lat.

Osiągnęli to na piątym roku.

Gdyby Severus nie był tak zniesmaczony, mógłby być pod niechętnym wrażeniem.

- Gdzie byłeś od czasu domniemanej śmierci, 1 listopada 1981 roku?

- Byłem przemieniony. - Pettigrew powiedział tym samym monotonnym głosem. - Żyłem jako szczur domowy dla magicznych rodzin. Ukrywałem się.

- Ukrywałeś się przed kim? - Amelia zapytała ostro.

- Moimi starymi przyjaciółmi, zwolennikami Czarnego Pana, zwolennikami Światła - wszyscy myśleli, że nie żyję i tak chciałem, żeby zostało.

Severus wyczuł w głosie Pettigrew najmniejszy odcień niepokoju. Jego obawy musiały być ogromne, skoro były w stanie przebić się przez serum, by się ujawnić.

- Co dokładnie wydarzyło się w noc śmierci Jamesa i Lily Potter? - zapytała Amelia.

Severus przysunął się lekko, nie chcąc uronić ani jednej sylaby z opowieści.

- Powiedziałem Czarnemu Panu, gdzie ich znaleźć.

Lupin wydał z siebie ostre sapnięcie, które zostało zignorowane.

- Wiedziałem, że będę musiał się ukrywać, dopóki Jego zwycięstwo nie dobiegnie końca. Zdradziłem Dumbledore'a i jego zwolennicy by mnie zabili.

Severus był strasznie rozbawiony, słysząc, jak Pettigrew opisuje Zakon Feniksa jako "zwolenników" Albusa. Chociaż szczur nie był w błędzie, wiedział, że Albus nie tak ich postrzega.

- Ukryłem się więc i czekałem. Potem usłyszałem, że mały Harry przeżył, a Czarny Pan został pokonany. Wiedziałem, że będę musiał uciekać. Próbowałem, dotarłem do mugolskiego świata, ale Syriusz mnie znalazł. Skonfrontował mnie. Wokół byli ludzie, którzy mnie słuchali. Starałem się, by zabrzmiało to tak, jakby Syriusz ich zdradził. Miałem tylko jedną szansę, by ujść z życiem i skorzystałem z niej. Rozwaliłem ulicę i przemieniłem się, wślizgnąłem się do kanału i czekałem.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Nikt nie oddychał.

Trzynaście lat temu wszyscy się mylili.

- Kto zabił Mugoli pierwszego listopada 1981 roku około godziny zero zero trzy sześć? - zapytała Amelia, jakby nie mogła w to uwierzyć.

- Ja. - Pettigrew odpowiedział natychmiast.

Black był niewinny.

Severus złapał wzrok Lucjusza i wiedział, że twarz jego przyjaciela z pewnością odzwierciedla jego własny szok.

- Kto jeszcze, poza Syriuszem Blackiem, wiedział o twojej zdradzie i twoim planie? - Amelia zażądała z ostrym spojrzeniem w stronę Lupina.

Lupin stał, ściskając ramię Albusa, z otwartymi ustami i zamglonymi oczami. Lupin był tchórzem, kapusiem, ale nie miał pojęcia, że Pettigrew to zrobił.

Przewrotnie, Severus prawie żałował, że Lupin nie wiedział o tym przez cały czas. Jeśli Black był niewinny, a na to wyglądało, byłoby to niezaprzeczalne dobrodziejstwo dla Lupina być winnym czegoś więcej niż bycia tchórzem.

- Nikt. - powiedział Pettigrew, miażdżąc nadzieje Severusa. - Śmierciożercy nie wiedzieli, że jestem jednym z nich. Zakon nie wiedział, że jestem po drugiej stronie. Nikt nie wiedział, kiedy zniknąłem.

Amelia machnęła różdżką w kierunku Pettigrew i przywiązała go ciężkimi łańcuchami do krzesła, po czym dodatkowym machnięciem wprawiła go w zaczarowany sen.

- Tonks, akta Blacka.

Tonks z wahaniem podała Amelii teczkę, unikając kontaktu wzrokowego z czarownicą, która wyraźnie tłumiła wściekłość.

- To jest to? - Amelia pstryknęła, przeglądając trzystronnicowy folder. - Kopia jego aresztowania, raport z jego praktyki w Ministerstwie i kopia jego ucieczki? - Zgromiła wzrokiem Tonks: - Gdzie jest reszta? Stenogramy sądowe, relacje naocznych świadków, cokolwiek z tego?

- To wszystko, proszę pani. - powiedziała Tonks. - Sprawdziłam, nie było rozprawy sądowej. Crouch wysłał go prosto do Azkabanu i był tam aż do zeszłego lata.

- Pieprzeni niekompetentni idioci... - Amelia mruknęła pod nosem, pokazując wszystkim, skąd młoda panna Bones zdobyła słownictwo.

Nie, żeby Severus mógł to ocenić. Potter nauczył się większości zwrotów od samego Severusa.

- Severusie, jak mogę się skontaktować z Blackiem? - zapytała Amelia.

- Nie wiem. - powiedział zgodnie z prawdą.

Amelia wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym odwróciła się do Shacklebolta.

- Wyłącz nagrywanie. - powiedziała.

Odwróciła się z powrotem do Severusa.

- Jak mogę się skontaktować z Syriuszem Blackiem?

- Sądzę, że włóczył się po terenie, udając bezpańskiego psa. - tu rzucił Lupinowi kolejne zjadliwe spojrzenie. - Ale poza wysłaniem po niego mojego podopiecznego, czego absolutnie nie zrobimy, nie wiem, jak się z nim skontaktować.

- Albus, Lupin, jakieś pomysły? - zapytała, najwyraźniej ufając słowom Severusa.

- Mógłbym wysłać mu Patronusa, jeśli wierzy, że nie zostanie aresztowany ani pocałowany. - Albus powiedział zamyślony. - Ale obecność dementorów może go powstrzymać.

Severus rzucił Lucjuszowi subtelne spojrzenie "zrób coś ty polityczny mózgowcu".

Jeśli kiedykolwiek była okazja, by pozbyć się dementorów, to właśnie teraz.

- Może Minister mógłby usunąć dementorów na znak pokoju z Blackiem? - powiedział Lucjusz. - To prawdopodobnie sprawiłoby, że byłby bardziej skłonny do rozmowy z tobą, Madame.

Shacklebolt i Amelia wymienili znaczące spojrzenia.

- Możemy spróbować. - Amelia mruknęła cicho. - Z tymi nowymi dowodami...

- Obława na Blacka powinna zmienić priorytety. - Shacklebolt podchwycił jej tok myślenia. - Myślę, że nadszedł czas, by wezwać Ministra.

Amelia natychmiast machnęła różdżką i przywołała swojego srebrnego lemura.

- Twoja obecność jest natychmiast potrzebna w Hogwarcie, Ministrze. To nagły wypadek związany ze sprawą Blacka - rozejrzała się po pokoju i skrzywiła, zanim dodała - podejrzany został zatrzymany. Biuro Remusa Lupina, jeśli łaska.

Odesłała lemura i wszyscy stali w milczeniu, czekając.

Severus poczuł, jak jego różdżka wibruje w kieszeni szaty i przeklął Pottera za obudzenie się w najgorszym możliwym momencie.

- Przepraszam. - powiedział, odwracając się plecami do pytających spojrzeń.

Przywołał własnego Patronusa i zignorował rozbawione spojrzenia Lucjusza i Albusa oraz jawną ciekawość Lupina.

- Harry, mam teraz bardzo ważne spotkanie. Jeśli ty i twoi przyjaciele chcielibyście zjeść śniadanie w waszym dormitorium, chciałbym z wami porozmawiać po zakończeniu moich spraw. - Zawahał się, myśląc o ostrzeżeniu Blacka, a jednocześnie świadomy bezwstydnych podsłuchiwaczy. - Wierzę, że mam wieści, które cię zainteresują i chciałbym o nich z tobą porozmawiać po zakończeniu mojego spotkania. Jeśli moja obecność będzie z jakiegoś powodu potrzebna, proszę o kontakt.

Miał nadzieję, że jakiekolwiek zagrożenie dla Pottera zostanie stłumione przez jego naturalną ciekawość "interesującymi wiadomościami", o których mówił Severus.

Miał również nadzieję, że przyjaciele Pottera będą w stanie rozszyfrować jego polecenie, aby wezwać Mavis, jeśli Potter spróbuje zrobić sobie krzywdę w jakikolwiek sposób.

- Zmiękłeś. - Lucjusz mruknął z irytującym drgnięciem warg.

- Chętnie skorzystam z okazji, by udowodnić nieprawdziwość twoich słów Lucjuszu. - powiedział ponuro.

Potter uczynił go miękkim.

Ale wciąż mógł zabić Lucjusza z zamkniętymi oczami.

Lucjusz tylko zachichotał, zanim kominek ożył, a Knot niemal z niego wypadł. Najwyraźniej wyszedł prosto z łóżka, ponieważ miał na sobie fioletową koszulę nocną, na którą pospiesznie narzucił swoje prążkowane szaty.

Lider brytyjskiego świata czarodziei, panie i panowie.

Severus nie wiedział, czy być rozbawionym, czy przerażonym oczywistą niekompetencją mężczyzny.

- Madame Bones! Mówiłaś, że złapałaś Blacka? - Minister podskakiwał niecierpliwie na stopach. Jego radość szybko zmalała, gdy rozejrzał się po pokoju i zdał sobie sprawę, że nie ma w nim Blacka. - Co tu się dzieje? - powiedział. - Myślałem, że złapaliście Blacka?

- Przepraszam, panie ministrze. - Amelia powiedziała serdecznie. - Nie schwytaliśmy Blacka. Trafiliśmy na przeszkodę w sprawie.

- Przeszkodę? - Wyraz rozczarowania na twarzy Knota był niemal komiczny. Lucjusz z pewnością tak myślał, jeśli jego uśmieszek skierowany do Severusa był jakimkolwiek wskaźnikiem. - Jaką "przeszkodę"? - zażądał Knot.

Amelia odsunęła się na bok, pozwalając Knotowi zobaczyć siedzącego za nią Pettigrew.

- Tę przeszkodę. - powiedziała uroczyście. - Aurorze Shacklebolt, przekaż Ministrowi transkrypcje przesłuchań.

- Kto to jest? - Knot mrużył oczy, patrząc na Pettigrew, gdy przyjmował pergamin od Shacklebolta. Kiedy nikt nie odpowiedział, Knot zmarszczył brwi i odwrócił się do trzymanego przez siebie zapisu.

- Peter Pettigrew?! - Jego oczy uniosły się i spojrzał z niedowierzaniem na związanego mężczyznę.

- Wygląda na to, że opowieści o jego śmierci były mocno przesadzone. - Albus powiedział.

Stary głupiec brzmiał, jakby to wszystko było strasznie zabawne.

- Co?! - Knot krzyknął. - Ale- Albus- Black-?

- Proszę pana, niech pan przeczyta. - Shacklebolt zasugerował spokojnie.

- Oczywiście, oczywiście. - Knot mruknął, gdy jego oczy skanowały pergamin w jego dłoni.

- Niewinny? - Knot sapnął, gdy ponownie podniósł wzrok znad pergaminu. Rozpaczliwie rozejrzał się po ponurych i poważnych twarzach, jakby miał nadzieję, że ktoś się roześmieje i zrobi z tego żart, a nie koszmar, za jaki Severus to uważał.

- Na to wygląda. - Shacklebolt potwierdził, jego głęboki głos był spokojny i kojący. - Będziemy jednak musieli przesłuchać Blacka, by to potwierdzić.

- Ale- ale- ale Black zniknął! - Knot jąkał się. - Uciekł!

Lucjusz rzucił Severusowi subtelne spojrzenie. Lekkie uniesienie jednej z jego brwi było wyraźnym pytaniem.

'Chcesz, żebym wkroczył?'

Severus westchnął i skinął lekko głową. Jeśli oczyszczenie imienia Blacka było ceną za uwolnienie Pottera od dementorów, niech tak będzie.

Widok Pettigrew pocałowanego zamiast niego byłby balsamem na ranę spowodowaną niewinnością Blacka.

- Wierzymy, że Black odpowiedziałby na wezwanie, gdyby dementorzy zostali usunięci z terenu. - Lucjusz powiedział, kładąc pewną dłoń na ramieniu Knota. - Wszystko, co musisz zrobić, Korneliuszu, to ostrzec dementorów, że ich obecność nie jest już potrzebna, a my będziemy mogli porozmawiać z Blackiem i wyjaśnić całą sprawę.

Knot spojrzał na Lucjusza tak, jak dziecko patrzyłoby na swoją matkę prowadzącą.

- Oczyścić z dementorów? Ale ty w to wierzysz?

- Czy uważasz, że Pettigrew był w stanie przechytrzyć Veritaserum i przyznał się do zabójstw, aby w jakiś sposób pomóc Blackowi? - zapytała Amelia.

- Cóż, nie - mruknął Knot. - Ale... Cóż, to sprawi, że Ministerstwo będzie wyglądać okropnie, jeśli to wyjdzie na jaw... Opinia publiczna i w ogóle... no wiesz...

Severus prawie wyśmiał jego troskę o "opinię publiczną".

- Wyobraź sobie, jakie wrażenie wywrzesz na opinii publicznej, gdy oczyścisz imię niewinnego człowieka, który został niesłusznie uwięziony przez twojego poprzednika. - Lucjusz powiedział swoim gładkim tonem, o którym Severus wiedział, że oszczędza na całowanie tyłków potężnych sojuszników. - Crouch wtrącił obecnego Lorda Blacka do więzienia bez procesu! Ale ty możesz to naprawić. - Lucjusz potarł w zamyśleniu podbródek, - Nie wyobrażam sobie, jak to zaszkodzi karierze Croucha, ale może wzmocnić tylko twoją.

Knot skinął głową, gdy Lucjusz malował obraz, który chciał.

- Przypuszczam, że musimy porozmawiać z Blackiem - powiedział, teraz z niecierpliwością w oczach. - Możemy usunąć dementorów i zobaczyć, czy stawi się na przesłuchanie.

- Cudownie! - Albus zacisnął dłonie. - W takim razie możemy razem zaalarmować dementorów, prawda Korneliuszu?

- Tak... tak, chyba powinniśmy. - Knot powiedział z lekkim dreszczem, zanim ponownie spojrzał na nieruchomą postać Pettigrew. - Madame Bones, Shacklebolt, zatrzymacie... podejrzanego?

- Oczywiście. - Amelia powiedziała spokojnie. - Będziemy tutaj, kiedy wrócisz.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za dwójką mężczyzn, auror Tonks prychnęła.

- Więc przypuśćmy, że mi nie ufa? - roześmiała się.

- Te włosy nie wzbudzają zaufania. - Lucjusz powiedział z uszczypliwym spojrzeniem na różowe włosy dziewczyny.

Severus zignorował ich i skorzystał z okazji, by sprawdzić, co z Potterem.

- Mavis!

Pop!

- Pan Snoops woła Mavis?

Severus bezskutecznie uciskał środek czoła, by powstrzymać zbliżającą się migrenę, podczas gdy więcej niż jedna osoba parsknęła za jego plecami na tytuł nadany mu przez skrzata.

- Co robi Potter? - zapytał tak cicho, jak to tylko możliwe, z cholernym wilkołakiem w pokoju.

- Panicz Potter leży w swoim łóżku i pisze list. - Mavis powiedział szybko. - Mistrz nie jadł śniadania.

- Dobrze, obserwuj go dalej z ukrycia. Zawołaj mnie natychmiast, bez względu na to, kto jest w pobliżu i co robię, jeśli coś się stanie, zrozumiano?

- Tak, Panie Snoops. - Mavis pokiwał głową, po czym zniknął z kolejnym cichym trzaskiem.

- Masz skrzata domowego niańczącego Pottera? - zapytał Lucjusz.

Severus zmarszczył brwi, jakby Lucjusz nie zostawiał Draco pod opieką skrzatów domowych wiele razy, gdy ten był młodszy.

- Myślisz, że ostrzeżenie Blacka ma sens? - Amelia zapytała łagodnie.

- Myślę, że im szybciej dementorzy zostaną usunięci z terenu, tym lepiej. - Severus powiedział, nie chcąc dalej dyskutować o trudnościach swojego podopiecznego.

W pokoju zapanowała napięta atmosfera. Lupin usiadł na krześle i na przemian ściskał głowę w dłoniach i gromił Pettigrew wzrokiem. Tonks i Shacklebolt dyskutowali po cichu o kwestiach prawnych, które należałoby zbadać, by oczyścić imię Blacka. Amelia, Lucjusz i on sam stali w milczeniu. Każdy z nich zastanawiał się, jak te wydarzenia mogą być prawdziwe, choć żaden nie wątpił w to nawet przez chwilę.

W końcu, po prawie godzinie gęstej i napiętej atmosfery, która groziła uduszeniem, drzwi biura zostały otwarte i Albus wszedł do środka. Zwycięstwo było wyraźne w każdej linii jego twarzy.

- Dementorzy zniknęli! - powiedział z migoczącym uśmiechem do Severusa, gdy Korneliusz wszedł do biura za nim. - Myślę, że możesz teraz wezwać Syriusza.

- Ja? - powiedział Severus, zaskoczony. - Sądzę, że Black jest bardziej skłonny odpowiedzieć na wezwanie od ciebie lub Lupina.

- Ale nie wyciągnął ręki do mnie ani do Remusa, prawda? - Albus powiedział z kolejnym migoczącym uśmiechem. Lupin wydał z siebie cichy dźwięk, jakby zraniony tym, że Black się z nim nie skontaktował.

- Dobrze - powiedział krótko Severus. Severus pomyślał o Potterze przeklinającym na środku korytarza wężomową i zwalczył uśmieszek, przywołując swojego Patronusa.

- Otrzymałem twoją wiadomość. Twoja obecność jest wymagana w Biurze Obrony. Dementorzy opuścili szkołę.

To było na tyle serdeczne, na ile Severus był skłonny być wobec człowieka, który uprzykrzał mu życie jako hobby.

- Mogłeś wspomnieć, że nie zostanie aresztowany. - warknął Lupin.

- Mogłem. - Severus zgodził się lekko. - Szkoda, że to nie ty przekazałeś wiadomość.

- Wystarczy. - Albus powiedział stanowczo, gdy Lupin otworzył usta z ripostą. - Wiadomość Severusa była wystarczająca.

- Co teraz? - zapytał Lupin.

- Teraz czekamy. - Albus powiedział z radosnym pomrukiem.

- Może byłoby lepiej, gdybyśmy przenieśli Pettigrew do aresztu, zanim pojawi się Black? - Tonks zasugerowała z wahaniem. - Czy on już raz nie próbował go zabić?

- Oczywiście. - Korneliusz odpowiedział szybko. - Lepiej nie sprawiać kłopotów, co? Może ty i Shacklebolt weźmiecie Pettigrew, a my pozwolimy Amelii przesłuchać Blacka, jeśli się pojawi.

Amelia skinęła na swoich aurorów za ramieniem Korneliusza, wyrażając zgodę na plan.

- Jak sobie życzysz. - Shacklebolt powiedział z lekkim ukłonem w stronę Ministra. Shacklebolt i Tonks chwycili po jednym ramieniu nieprzytomnego zdrajcy i poprowadzili go do kominka. Tonks poszła pierwsza, wołając 'Cele Ministerstwa!' - zanim Shacklebolt podążył za nią, mocno ściskając ramię Pettigrew.

- Herbaty? - Albus zapytał wesoło. Machnął różdżką i wyczarował krzesła dla wszystkich poza Lupinem, który opadł na swój fotel przy biurku.

Severus usiadł obok Lucjusza i przygotował się do czekania. Albus ponownie machnął różdżką i wyczarował stół z siedmioma zestawami do herbaty i obfitą ilością ciastek, owoców i herbatników.

- Jedzcie! - powiedział Albus, uśmiechając się promiennie do wszystkich.

Severus chwycił filiżankę herbaty, bardziej dla czegoś do zrobienia, gdy czekał, niż z prawdziwego pragnienia jedzenia lub picia. Albus wciągnął Korneliusza w dyskusję o nowym sklepie z ubraniami na Pokątnej, podczas gdy Lucjusz, Amelia i Severus wymieniali zniecierpliwione spojrzenia. Lupin głównie wpatrywał się ze smutkiem w swoje kolana.

Severus zastanawiał się, czy żałuje tego, że Pettigrew zdradził ich małą grupę, czy może żal wynikał z przekonania, że to Black zrobił to całe lata temu. Znając zamiłowanie Lupina do poczucia winy i nienawiści do samego siebie, prawdopodobnie było to jedno i drugie.

Skoro dementorzy zniknęli, Severus naprawdę nie miał tu już nic do roboty. Nie obchodziło go oczyszczenie imienia Blacka, poza tym, jak bardzo wiązało się to z jego osobistymi celami. A jednak wciąż siedział. Wrodzona potrzeba dowiedzenia się, co się stało, wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem, który kazał mu pożegnać pozostałych i odejść, póki jeszcze mógł.

- Co się stanie, jeśli Syriusz nie przyjdzie? - Lupin zapytał zdławionym szeptem. - Możemy oczyścić jego imię bez niego? Odkąd P-Peter się przyznał.

- Współpraca z nim będzie znacznie łatwiejsza. To będzie zrobione zgodnie z księgą, co do joty. - Amelia powiedziała surowo. - Tym razem nie będzie żadnych wpadek.

- Nie z tak kompetentnym szefem departamentu zajmującym się tą sprawą. - Albus powiedział z uprzejmym uśmiechem do Amelii.

Amelia zacisnęła usta i nic nie powiedziała, popijając herbatę.

Pomimo usilnych starań Albusa, by nawiązać rozmowę, cała szóstka siedziała w niemal nieprzerwanej ciszy, obserwując zegar.

Dziesięć minut, odkąd Severus wysłał wiadomość...

Trzydzieści minut...

Czy Black pokaże swoją twarz?

Czterdzieści pięć...

Tchórz.

Sześćdziesiąt...

Dokładnie siedemdziesiąt dziewięć minut po tym, jak Severus wysłał wiadomość, rozległo się drapanie do drzwi gabinetu.

- To chyba nasz gość honorowy! - Albus powiedział radośnie, wstając i otwierając drzwi.

Severus poczuł intensywną falę gniewu i irytacji, gdy przeklęty pies Pottera powoli wszedł do pokoju.

Potter ufał temu psu. Bawił się z nim. Pielęgnował go. Karmił go. Rozmawiał z nim. Dbał o niego.

I przez cały czas był to udający Black.

- Łatwiej będzie oczyścić twoje imię, jeśli będziesz w swojej ludzkiej postaci. - Albus powiedział cicho.

Pies wydał z siebie niskie skomlenie i spojrzał na Albusa, po czym powoli usiadł na tylnych łapach i przybrał postać Syriusza Blacka.

Lupin wydał z siebie żałosny dźwięk.

- Łapo? - wykrztusił.

"Łapa" zignorował go, przeszukując uważnie pomieszczenie, po czym cofnął się do drzwi, unosząc obronnie rękę przed sobą.

Włosy Blacka sięgały ramion i były bardziej lśniące, niż zbiegły skazaniec powinien mieć, bez wątpienia dzięki uwagom Pottera. Wciąż miał na sobie wyblakły i podarty szary kombinezon z Azkabanu. Twarz miał lekko zapadniętą, choć Severus był pewien, że byłoby znacznie gorzej, gdyby Potter nie karmił go codziennie.

- Złapałeś szczura? - Głos Blacka był ochrypły od nieużywania. Rozejrzał się niespokojnie po pokoju, szare oczy wydawały się nawiedzone, gdy patrzył od twarzy do twarzy.

- Złapaliśmy. - powiedział Albus. - Cóż, Severus to zrobił.

Black spojrzał szybko na Severusa.

- Harry... nic mu nie jest?

- Potter ma się dobrze. - Severus prychnął na Blacka.

Jak śmiał pytać o Pottera, skoro spędził miesiące oszukując dziecko?

- Czy zgodzi się pan na przesłuchanie z użyciem Veritaserum? - Amelia wcięła się energicznie. - Przesłuchaliśmy Pettigrew i będziemy potrzebować również twojej współpracy.

- Mogę ci powiedzieć, co się naprawdę stało? - Black powiedział z nadzieją w głosie. - Koniec z Azkabanem?

- Omówimy to po przesłuchaniu. - Amelia powiedziała. - Zgadzasz się czy nie?

Black spojrzał na Lupina, który wpatrywał się w niego, jakby po raz pierwszy zobaczył gwiazdy.

Żałosne.

- Tak, zgadzam się. - Black powiedział. - Jak szybko możemy to zrobić?

- Natychmiast. - Knot powiedział. - Może pójdziemy do Ministerstwa i załatwimy to teraz?

- Wspaniały plan. - Albus powiedział wesoło. - Syriuszu, może ci potowarzyszę?

Severus spojrzał w stronę Lucjusza, który z grymasem wpatrywał się w podłogę.

" Wybacz", Lucjusz mruknął do Severusa, zanim zwrócił się do Blacka.

- Sądzę, że będziesz potrzebować reprezentacji prawnej. - powiedział gładko. - Jako adwokat zatrudniony przez Dom Blacków, będę ci towarzyszył i reprezentował twoje interesy prawne.

- Kto mianował cię adwokatem Domu Blacka? - Black zapytał z obrzydzeniem Lucjusza. - Myślę, że wolałbym zaryzykować bez ciebie.

- Dobrze, poinformuję Dziedzica Potter-Blacka, że odmówiłeś moich usług. - Lucjusz powiedział z łatwością. - Miłego przesłuchania bez adwokata, Black.

Black ponownie spojrzał na Lupina, a Severus zauważył, że Lupin skinął nieznacznie głową.

- W porządku - syknął Black. - Możesz iść, Malfoy.

- Miejmy to już za sobą. - powiedział Knot. - Im szybciej dotrzemy do Ministerstwa, tym szybciej cały ten bałagan zostanie rozwiązany!

- Severusie, dołączysz do nas? - zapytał Albus, podchodząc do kominka.

- Nie. - powiedział. - Mam milion rzeczy, które wolałbym robić.

Co było kłamstwem. Chciał wiedzieć, jak to się potoczy, ale jego uwaga była potrzebna tutaj. Lucjusz i tak go o tym poinformuje.

- Dobrze. - powiedział Albus. - Zobaczymy się po powrocie.

Severus skinął na Albusa i patrzył, jak ten znika w płomieniach.

- Doskonała robota, Severusie. - Knot podał mu rękę, zanim sam zniknął.

Severus spojrzał w stronę Amelii i Lucjusza i skinął im głową, po czym odwrócił się od Blacka i Lupina i pospiesznie opuścił pokój.

Osiągnął to, na co miał nadzieję - dementorzy zniknęli i było niezwykle mało prawdopodobne, że wrócą.

Wolałby zapłacić jakąkolwiek inną cenę niż pomoc Syriuszowi Blackowi.

Ale niech tak będzie.

Severus poszedł do dormitorium Slytherinu i zapukał energicznie, zanim otworzył drzwi. Potter leżał na łóżku, owinięty ogromnym kocem, który był prawie tak kolorowy i wystarczająco jasny, by wywołać łzy w oczach Severusa.

- Czy on śpi? - Severus zapytał pannę Bones, która grała w karty na podłodze z panną Lovegood i panną Granger.

- Tak - powiedziała Bones, kładąc trzy karty i śmiejąc się z Granger. - Zasnął jakieś dwadzieścia minut temu. Mam go obudzić?

Severus rozważał to przez chwilę, zanim ostatecznie potrząsnął głową.

- Nie. Wyślij go do mojego biura, kiedy się obudzi.

- Tak, proszę pana. - Granger mruknęła, kładąc kilka kart na podłodze.

- Chciałby pan zagrać w karty, profesorze? - zapytała Lovegood, uśmiechając się wesoło. - Susan wygra tę rundę, ale myślę, że masz szansę wygrać następną, jeśli się przyłączysz.

- Nie, dziękuję. - Severus przewrócił oczami, wyobrażając sobie skutki przyłapania go samego w dormitorium chłopców w Domu Slytherina z trzema nastoletnimi dziewczynami, z których żadna nie należała do jego Domu. - Będę w swoim biurze, po prostu wyślijcie Pottera, jak tylko się obudzi.

- Dobrze - Lovegood wzruszyła ramionami i wróciła do gry. Severus pospieszył z powrotem do swojego biura, postanawiając przygotować eliksiry dla Poppy, póki miał czas.

Severus był w trakcie parzenia partii pieprzowych dla Skrzydła Szpitalnego, ponieważ chłodniejsze miesiące przynoszą więcej przeziębień niż jakiekolwiek inne w pełnym przeciągów zamku, kiedy drzwi jego gabinetu otworzyły się. Spojrzał w górę, spodziewając się usłyszeć powitanie Pottera "Jestem", a zamiast tego stanął przed nim Lupin.

I Black.

Cudownie.

Lupin promieniał, jakby wygrał na mugolskiej loterii. Black miał ostrożniejszy wyraz twarzy, ale jego ciało było zrelaksowane w sposób, w jaki nie było tego ranka.

- Oczyszczony! - powiedział Lupin. - Oczyszczony ze wszystkich zarzutów!

- Cudownie. - Severus zadrwił sardonicznie. - Wynocha.

- Chcę zobaczyć Harry'ego. - Black powiedział szybko. - Gdzie on jest?

Severus wyprostował się znad kociołka i skrzywił wargę na zuchwałość Blacka.

- Śpi. Choć wątpię, czy gdyby się obudził, chciałby cię widzieć.

Uśmiech Lupina przygasł.

- Dlaczego miałby nie chcieć zobaczyć Syriusza? Może mu wyjaśnić, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy.

- Nawet nie wiem, dlaczego tu jesteś. - Severus powiedział z ostrym spojrzeniem na Lupina. - Potter z pewnością nie będzie chciał cię widzieć.

Lupin przybrał wyraz speszonego psa, spoglądając między Blackiem a Severusem.

- Tak, cóż...

- Chcę porozmawiać z Harrym. - Black powtórzył. - Muszę to wyjaśnić.

- Nie pozwoliłeś Potterowi dużo z tobą rozmawiać? - warknął Severus. - Zamierzasz go poinformować, dlaczego jego pupil nie węszy już po lesie?

- To nie twój cholerny interes, Snape. - Black wypluł jego imię jak truciznę. - Idź po mojego cholernego chrześniaka. Muszę z nim porozmawiać.

Severus zbliżył się do Blacka i odezwał się cicho kpiącym tonem.

- Twój chrześniak? Z pewnością masz na myśli mojego podopiecznego. - Severus był zachwycony, widząc wściekłość, która wypełniła oczy Blacka na to przypomnienie. - Zapomniałeś? Hmm? Że podczas gdy ty bawiłeś się w aportowanie, ja tak naprawdę jestem opiekunem Pottera?

- Pierdol się. - warknął Black, podchodząc, by zgromić wzrokiem twarz Severusa. - Harry uważa cię za dobrego człowieka, lojalnego i uczciwego, ale my znamy prawdę, prawda Śmierdzielusie?

- Odważysz się? Kiedy uratowałem ci skórę przed dementorami? - Severus przyłożył różdżkę do klatki piersiowej Blacka i był teraz wystarczająco blisko, by zobaczyć gniew rozpalający szare oczy mężczyzny.

- Może się uspokoimy? - Lupin zasugerował miękko z boku. Ani Black, ani Severus nie cofnęli się, obaj wpatrując się w siebie nienawistnie.

- Powinienem był spalić twój liścik i samemu cię wydać. - syknął do Blacka.

- I zostawić dementorów, żeby zabili Harry'ego? Zrobiłbyś to? - Black prychnął. - W ogóle ci na nim nie zależy, prawda?

- Nie mów do mnie o-

Severusowi przerwał hałas otwieranych drzwi jego biura.

Potter stał w otwartych drzwiach, z otwartymi ustami, patrząc na rozgrywającą się przed nim scenę. Severus z innym mężczyzną przy różdżce. Lupin stał bezużytecznie z boku. Potter spojrzał wprost na Severusa i uniósł z niedowierzaniem obie brwi.

- Co się dzieje?

Doskonale.

 

Chapter 14: Psie życie

Chapter Text

Czaił się na Nokturnie odkąd wrócił na stały ląd i nie był bliżej znalezienia ani jednego rudowłosego członka rodziny Weasleyów niż na początku. Wiedział, że miałby więcej szczęścia na Pokątnej, ale nie mógł ryzykować, dopóki nie dowie się, czy Luniek powiedział komuś, że jest psem. Oglądał wiadomości, podkradał gazety, kiedy tylko mógł, i wiedział, że jak dotąd nie doniesiono, że jest animagiem. Ale z pewnością Luniek wkrótce komuś powie, a wtedy jego przykrywka zostanie zdemaskowana.

Najpierw musiał znaleźć szczura.

Pomyślał, że w pewnym momencie znajdzie lub usłyszy kogoś mówiącego o Weasleyach i będzie mógł dowiedzieć się, gdzie mieszkali latem. Artur miał ogromną rodzinę, ktoś gdzieś musi wiedzieć, gdzie się znajdują.

- No dobra, z wyjątkiem tego, że nigdy nie umówiłabym się z żadnym z Weasleyów. Wyobraź sobie, jak bardzo nasze włosy by ze sobą kolidowały!

Syriusz ożywił się i podekscytowany zamachał ogonem. Na Nokturn weszła dziewczyna z długimi, ciemnorudymi włosami i mówiła o Weasleyach!

Nareszcie!

Syriusz podbiegł do dziewczyny i jej przyjaciela, chudego chłopca o ciemnych włosach, i zaczął jęczeć, by zwrócić jej uwagę.

- Awww! Hej tam, dobry piesek! Harry, spójrz!

Chudy, ciemnowłosy chłopiec odwrócił się i oh. To był Harry. Harry Jamesa i Lily. Mały, dziecięcy Harry, teraz już doroślejszy. Jego Harry.

Harry wciąż miał kształt oczu Lily, ale jego zielone oczy były ciemniejsze niż oczy Lily. Nosił długie włosy, ułożone w fale, które sięgały mu do szyi i które można było zaczesać do tyłu w mały kok, gdyby się postarał. Kolor włosów należał do Jamesa, ale Syriusz był dumny, widząc, że to ten sam styl, który sam nosił w czasach szkolnych.

- Hej kolego, jesteś głodny?

Syriusz jęknął i odskoczył od ręki, którą wyciągnął do niego Harry. W Harrym było coś, co go denerwowało. Starał się to zignorować, ale wciąż było to nieprzyjemne uczucie.

- Oczywiście, że mnie nie lubi. - Harry mruknął do przyjaciółki, która teraz drapała Syriusza po plecach. - Psy zawsze mnie nienawidzą!

Syriusz stłumił poczucie niewłaściwości, które czuł od Harry'ego i powoli zbliżył się do niego. Szturchnął rękę nosem i spojrzał na niego swoimi wielkimi psimi oczami.

Nie nienawidzę cię.

- Widzisz? Lubi cię!

Harry powoli potarł dłońmi plecy Syriusza, marszcząc brwi na to, co poczuł.

- Jest wygłodzony! - Harry zawołał. - Kiedy ostatnio jadłeś, kolego? Wyglądasz, jakbyś był samymi kośćmi!

Syriusz jęknął. Minęło trochę czasu, odkąd cokolwiek jadł. Jeszcze dłużej, odkąd zjadł cokolwiek, co nie pochodziło z kosza na śmieci.

- Chodź, przyniesiemy ci coś do jedzenia. - Harry powiedział cicho. - A potem pójdziesz z nami na zakupy, tak?

Syriusz wydał z siebie kilka cichych warknięć i zamachał zadziornie ogonem.

Kto szukałby zbiegłego więźnia u boku Harry'ego Pottera?

- Lubi nas! - Zaśmiała się rudowłosa dziewczyna. - Wracajmy do Dziurawego i przynieśmy mu coś do jedzenia.

- W porządku. - Harry się zgodził. - Chodźmy cię nakarmić.

Po tym, jak Syriusz pochłonął jedzenie, które kupił mu Harry ( - To stek, bo musisz wrzucić trochę mięsa na swoje kości - zaśmiał się Harry), Syriusz spędził następne kilka godzin biegając po Pokątnej, nadążając za Harrym i jego przyjaciółką Susan. Merlinie, czy wszyscy nastolatkowie byli tak wyczerpujący, czy Harry był szczególnym przypadkiem? Harry zdawał się mieć dość energii dla trzech nastolatków, śmiejąc się, skacząc, biegając i przeskakując między budynkami, ciągnąc za sobą przyjaciółkę.

W końcu, po godzinach przyjemnie spędzonych na uganianiu się za dwójką dzieci i szczekaniu radośnie i bezskutecznie próbujących utrzymać je z dala od Nokturnu (Syriusz próbował tylko połowicznie, naprawdę, odkrywanie Nokturn było rytuałem przejścia dla wszystkich nastolatków) przyjaciółka Harry'ego, Susan, powiedziała, że musi już iść.

- Ciocia nie będzie zadowolona, jeśli zostanę po zmroku. - zauważyła.

- Tak, przypuszczam, że Snape (Snape??) też nie będzie zadowolony. - Harry powiedział ponuro, zanim się ożywił. - Myślisz, że byłby zły, gdybym przyprowadził do domu psa?

- Prawdopodobnie. - Susan roześmiała się. - Ale i tak powinieneś to zrobić i zrobić zdjęcie, gdy zobaczy psa.

Harry również się roześmiał, najwyraźniej strasznie rozbawiony tym pomysłem. Syriusz skorzystał z okazji, by wydać z siebie mały jęk żalu, po czym szybko się wymknął, niezauważony przez żadne z dzieci.

Oddałby wszystko, żeby zostać z Harrym, cokolwiek. Ale odnalezienie Glizdogona było ważniejsze. Nie mógł pozwolić, by ten zdrajca pozostał w zamku, w którym mieszkał Harry. Ruszył więc, chowając się w kolejnej ciemnej alejce, by obserwować, czekać i ukrywać się.

W końcu znajdzie szczura.

***

Syriusz wykopał dziurę w ziemi, desperacko próbując zatopić nos w czymś świeżym, ziemistym. Coś, co przypominało mu, że miał szesnaście lat, był wolny i biegał dziko po całym terenie, a nie 12 długich lat w Azkabanie z zimnym, mdłym zapachem dementorów.

Ich zapach unosił się na terenie szkoły. Duszący. Miażdżący. Zamrażający.

Syriusz wciągnął powietrze przez nos, pozwalając swoim psim zmysłom skupić się na odgłosach dziejących się na terenie i blokując inwazyjne zapachy dementorów.

Jesteś w Hogwarcie. Znajdujesz szczura. Ratujesz Harry'ego.

Prawie tak, jakby jego myśli go wyczarowały, Syriusz słyszał dziwny, świdrujący głos swojego chrześniaka, niosący się po terenie.

- ... nie zadaje zbyt wielu prac domowych.

Syriusz podążył wzdłuż linii drzew na skraj lasu, szukając swojego chrześniaka...

Tam! Uczniowie musieli być na zewnątrz na zajęciach z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Harry stał obok blondyna ze spiczastym nosem i tak! Syn Artura Weasleya, ten ze szczurem. Syriusz wziął kilka głębokich wdechów, obserwując uważnie uczniów i warknął lekko, gdy zdał sobie sprawę, że szczura nie ma w pobliżu.

Położył się na ziemi i zakrył nos jedną łapą, w desperackiej próbie zablokowania zapachu, który zagrażał jego zdrowiu psychicznemu. Zamiast tego skupił się na Harrym.

Kilka razy, kiedy widział Harry'ego, pokazało mu jedną rzecz na pewno - jego chrześniak to dziwny dzieciak. Harry wydawał się być popularnym dzieciakiem, zawsze otoczonym przyjaciółmi, ale zawsze wydawał się też oddzielony. Sam. Jakby właśnie tak wolał.

Poza tym był Ślizgonem.

Odkrycie tego było dla Syriusza niemiłym szokiem. Syn Jamesa i Lily, jego chrześniak, ze Slytherinu? Nie miał pojęcia, jak Tiara Przydziału mogła popełnić taki błąd.

Na razie jednak Syriusz leżał i patrzył, jak Harry na ochotnika podchodzi do hipogryfa, którego Hagrid przygotował dla klasy. Machał ogonem ze śmiechu, gdy Harry odmówił ukłonu i musiał szybko się wycofać, zanim hipogryf go zaatakował.

Harry może mieć szaty w złym kolorze, ale jest tak samo zarozumiały jak James.

Słuchał, jak Harry kłóci się żartobliwie ze swoim blond spiczastym przyjacielem. - Odwal się! - Harry krzyknął na drugiego chłopca z krótkim śmiechem.

Jego chrześniak miał okropny nawyk do wulgarnego języka, a Syriusz to uwielbiał.

Syriusz poderwał się na równe nogi, gdy blondwłosy przyjaciel Harry'ego został podrapany przez hipogryfa. Nawet z tak daleka Syriusz wyczuł krew. Jęknął, patrząc, jak Harry przepycha się do przyjaciela.

- Przestań jęczeć, zawstydzasz sam siebie. - Syriusz ledwie usłyszał szept Harry'ego. Wywołało to u niego kolejny zduszony chichot. Harry nie miał zbyt dobrego podejścia do chorych, prawda?

Ale święty Merlinie. Obserwował, jak Harry uzdrawia przyjaciela leniwym machnięciem ręki. Kto potrzebował manier, kiedy miał taką siłę i moc?

Syriusz uspokoił się, gdy Harry wyładowywał swoją frustrację na Hagridzie. To było trochę nieodpowiedzialne ze strony Hagrida, że zostawił uczniów samych z hipogryfami, ale Harry nie miał nic przeciwko niebezpieczeństwu, więc w czym tkwił problem?

Jego przyjaciel został ranny. To był oczywisty problem. Harry musiał być tak lojalny wobec swoich przyjaciół, jak James zawsze był.

Miał nadzieję, że przyjaciele Harry'ego nigdy nie odpłacą mu tak okropnie za jego lojalność, jak Glizdogon Rogaczowi.

Syriusz przesunął się do przodu i słuchał, jak Harry zaczyna bójkę z jakimś Gryfonem, który powiedział, że Harry nie jest straszny. Syriusz wydał z siebie głośny śmiech, gdy Gryfon szybko odsunął się od Harry'ego.

Jeśli Harry nie był przerażający, to dlaczego chłopak z Gryffindoru prawie zsikał się w majtki, kiedy zrobił dwa kroki w jego stronę?

Nawet Syriusz mógł dostrzec, że w Harrym było coś... innego.... Było w nim coś zimnego, coś, co uruchamiało instynkty Syriusza w jego zwierzęcej formie... ale Harry wciąż był tym samym czarnowłosym dzieckiem, które goniło go na miotle i ciągnęło za włosy za każdym razem, gdy go trzymał. Harry wciąż był jego chrześniakiem.

Wydał z siebie mały jęk frustracji, gdy klasa została zwolniona, a Harry wrócił do zamku. Jakkolwiek inny mógłby być Harry, Syriusz wciąż musiał znaleźć szczura, oczyścić swoje imię i być ojcem chrzestnym, którym zawsze planował być.

***

Wiedział, że Glizdogon jest gdzieś w środku. W końcu złapał zapach na wpół świeżego śladu tego ranka, kiedy Weasley wyszedł na zielarstwo. Był to ten sam Weasley, który chodził do klasy Harry'ego i nosił zielone szaty, co musiało czynić go również Slytherinem.

Co oznaczało, że przeklęty szczur spał w dormitorium Harry'ego.

Nie na długo, uspokoił się Syriusz. Wkrótce Glizdogon pożałuje każdego zdradzieckiego oddechu, jaki kiedykolwiek wydał.

Syriusz chodził w tę i z powrotem po linii drzew w lesie, knując, planując, knując, gdy jego uwagę przykuły szybkie kroki kogoś zbliżającego się.

Harry!

Syriusz węszył ostrożnie, gdy Harry podszedł do niego.

- Co ty wyprawiasz? - Harry powiedział, drapiąc się za uszami. - Wyglądasz na głodnego.

Syriusz wydał z siebie serię radosnych szczeknięć, gdy Harry zawołał wesołego małego skrzata, by przyniósł mu stek.

Jesteś najlepszy, pomyślał radośnie, merdając ogonem i szybko jedząc stek.

Kiedy skończył, rozejrzał się za Harrym i z radością zobaczył go siedzącego pod drzewem. Podszedł do niego, delikatnie położył mu głowę na kolanach i lekko jęknął.

- Większość psów mnie nie lubi. - Harry powiedział do niego. - Hagrid mówi, że jego głupi pies "dobrze ocenia charakter" i warczy za każdym razem, gdy mnie widzi.

Gdyby Harry nie był jego chrześniakiem, Syriusz prawdopodobnie zareagowałby tak samo. Harry sprawiał wrażenie zimnego zagrożenia. Ale to był jego chrześniak. Więc Syriusz jęknął i szturchnął jego rękę nosem.

Pogłaszcz mnie. Proszeeee.

Syriusz przeżył 12 lat bez kontaktu z ludźmi. Gdy ktoś drapał go za uszami lub pocierał po plecach, było to dla niego lepsze niż Felix Felicis.

Harry posłusznie podrapał go za uszami i zaśmiał się, gdy Syriusz uderzył ogonem o ziemię. Był tak pochłonięty radością, że prawie przegapił to, co powiedział Harry.

- Nienawidzę Lupina. Nienawidzę tych dementorów. Nienawidzę Syriusza Blacka.

Syriusz spojrzał żałośnie na Harry'ego. Oczywiście, że go nienawidził, to przez niego zginęli jego rodzice. To on zasugerował zmianę strażnika tajemnicy, myślał wtedy, że to genialne, a zamiast tego zabił swojego brata, ojca Harry'ego.

Nie miał jednak pojęcia, dlaczego Harry miałby nienawidzić Lupina? Syriusz kilka razy wyczuł Lupina na terenie szkoły i skojarzył, że teraz tu uczy. Czy Harry i Lupin nie dogadywali się?

- Zamierzam go zabić. - Powiedział Harry, najwyraźniej poprzysięgając zemstę na samym Syriuszu. - Jak tylko go znajdę. Mógłbym mieć zupełnie inne życie, gdyby nie on, wiesz? On je zrujnował.

Tak. Zrujnowałem ci życie, szczeniaku. Przepraszam.

Syriusz polizał dłoń Harry'ego, jedyny sposób, w jaki mógł okazać skruchę, biorąc pod uwagę jego obecny stan. Na szczęście Harry trochę się roześmiał.

- Ohyda! - powiedział, uśmiechając się do Syriusza. Siedzieli tak, ciesząc się spokojem, gdy słońce zachodziło za jeziorem.

Spokój, który został zburzony, gdy Harry poderwał się na nogi, gdy ktoś krzyknął jego imię. Syriusz odskoczył za drzewa, nie chcąc ufać nikomu poza Harrym, że jest na tym terenie.

Chociaż prawie stracił panowanie nad sobą, gdy to nikt inny jak Severus Snape zbeształ swojego chrześniaka za przebywanie poza linią drzew.

Harry był prawie na krawędzi, gdzie dementorzy nie zawracaliby sobie głowy odróżnieniem go od przestępcy, ale to nie był cholerny interes Snape'a.

- Kiedy ostatni raz przespałeś całą noc? - zapytał go Snape.

Syriusz nie zrozumiał, kiedy Harry powiedział, że nie jest pewien. Czy nie spał dobrze? Powiedział, że nienawidzi dementorów, czy to przez nich źle sypia?

Syriusz przyglądał się uważnie, jak Snape podaje mu eliksir, prawdopodobnie bezsennego snu, i wyszczerzył zęby w absolutnym zdezorientowaniu tonem Snape'a.

Czy on... drażnił się z Harrym? Harry z pewnością nie wyglądał, jakby bał się Snape'a, nie dlatego, że powinien, bo Snape to tłusty gnojek i gdyby położył rękę na Harrym, Syriusz odgryzłby mu ramię. Ale Snape wyglądał, jakby nie nienawidził Harry'ego.

Co... nie jest miną, jaką Syriusz kiedykolwiek widział na twarzy Śmierdzielusa, pomijając czasy, gdy był w pobliżu Lily.

Co było niepokojące nawet na samą myśl o tym.

Ciii, szczeniaku, nie mów mu o mnie, pomyślał Syriusz, gdy Harry opowiadał Snape'owi o znalezionym psie.

- Zobaczę, czy zechce wrócić z nami do domu tego lata.

Z nami?

- Cudownie. - Snape powiedział tym samym dyszącym tonem, którego zawsze używał, by brzmieć tak lepiej od wszystkich innych. - To, czego zawsze chciałem, to nastrojowy nastoletni podopieczny, skrzat korzystający z systemu barterowego, neurotyczny ptak i zapchlony pies w naszym domu.

"z NAMI do domu".
"nastoletni PODOPIECZNY".
"W NASZYM domu".

Syriusz nie mógł powstrzymać warknięcia, gdy wszystko zaczęło się układać.

Dlaczego, do cholery, jego chrześniak mieszkał z pieprzonym Śmierdzielusem?

***

Syriusz wszystko zaplanował. Obserwował. Czekał. Planował. Planował. Dziś była ta noc.

Zignorował strach w żołądku, który przypomniał mu, że 13 lat temu stracił najlepszego przyjaciela i brata, jakiego kiedykolwiek mógł sobie życzyć.

Musiał skupić się na Glizdogonie.

Gdyby mógł zdobyć szczura, uratowałby swojego chrześniaka i być może miałby szansę na bycie częścią małej rodziny, która mu pozostała.

Harry.

Luniek.

Cóż, to było naprawdę wszystko. Ale to byłoby o dwie osoby więcej niż miał przez ostatnie 12 lat.

Wyszedł spod Bijącej Wierzby i przemknął przez rzadko używane boczne wejście do zamku. Sczołgał się po schodach, kierując się do lochów.

To, na co nie liczył, to brak wyraźnej pamięci, gdzie w lochach znajdowały się dormitoria Slytherinu.

W końcu skupił się na zapachach i starał się kierować zapachem tam, gdzie najczęściej chodzili uczniowie. W końcu znalazł portret, oczywiście węża, i zmienił się z powrotem w swoją ludzką postać po raz pierwszy od ponad czterech miesięcy.

- Akonit - wyszeptał. Słyszał, jak jeden z chłopców ze Slytherinu powiedział to swojej dziewczynie, gdy wracali z zajęć pewnego wieczoru.

Na szczęście hasło nie zmieniło się ostatnio i portret otworzył się przed nim. Musiał się pospieszyć. Stracił czas szukając wejścia, a uczniowie mogli wrócić z uczty w każdej chwili.

Wbiegł po schodach i skrzywił się, widząc, że najwyraźniej wszedł na żeńską stronę. Zszedł z powrotem na dół, a potem po schodach na stronę chłopców. Ostrożnie sprawdził każde drzwi, aż znalazł te z napisem "Trzecioroczni".

Powoli otworzył drzwi i rozejrzał się po pokoju. Nie było żadnych widocznych śladów szczura, ale z pewnością gdzieś tu był. Z frustracji zaczął grzebać w kufrach, szafach i zrywać pościel z łóżek.

Gdzie jest ten cholerny szczur?!

- AAAAAAHHHH!

Oh. Kurwa.

Syriusz podniósł wzrok znad kufra, który próbował otworzyć nożem, prosto w spanikowane oczy samego Weasleya.

...nie ma jednak szczura.

Syriusz już miał spróbować uciec, gdy...

- TY!

Harry przybiegł i natychmiast zaczął rzucać w niego klątwami.

Jezu Chryste. Czego ten dzieciak uczył się w szkole? Syriusz musiał uchylać się, robić uniki i obracać się szybciej niż kiedykolwiek podczas treningu na Aurora Uderzeniowego. Nie był w formie czy Harry był niesamowicie szybki?

Syriusz nie miał różdżki, nie miał zamiaru skrzywdzić swojego chrześniaka, ale nie miał też zamiaru dać się dziś złapać, więc wybrał jedyną drogę, jaką mógł. Przepchnąć się obok Harry'ego i uciekać jak diabli.

Odepchnął Harry'ego, przepraszając go w myślach, po czym ruszył w stronę portretu.

- Stój! - krzyknął Harry, goniąc go. Syriusz miał właśnie wyjść z wejścia, gdy poczuł, jak jego nóż wyrywa mu się z ręki.

Gdy Syriusz wbiegł z powrotem do lasu, znów stając się psem, próbował znaleźć w tym wieczorze coś pozytywnego.

Nie znalazł Glizdogona.

Przestraszył bandę dzieciaków.

Harry ukradł mu cholerny nóż.

I wyglądał jak prawdziwy tchórz, uciekając przed trzynastolatkiem.

Zawył żałośnie, gdy to wszystko podsumował i zdał sobie sprawę, że nie ma nic dobrego. Po raz kolejny wszystko spieprzył.

***

Syriusz spędził kilka następnych tygodni, starając się spędzić jak najwięcej czasu z Harrym i rozgryźć plan zajęć chłopców ze Slytherinu. Uznał, że to dwie sowy na jednym ogniu: może znaleźć najlepszy czas na zasadzkę na Glizdogona, jednocześnie poznając swojego chrześniaka.

Odkrył, że Harry miał dość dużą grupę przyjaciół, ale najwięcej czasu spędzał z rudowłosą Susan i blondynką, która przyprawiała Syriusza o dreszcze, gdy na niego patrzyła - miał paskudne przeczucie, że widziała więcej niż większość ludzi. Nigdy jednak nie dała do zrozumienia, że uważa go za kogoś więcej niż uroczego przybłędę, więc się odprężył.

Cóż, kiedyś był uroczym przybłędą. Najwyraźniej został adoptowany przez Harry'ego. Nazywał go "Ponurak". Jego chrześniak miał swoje poczucie humoru, to na pewno.

Syriusz uważnie nasłuchiwał pierwszego weekendu Hogsmeade, myśląc, że wtedy będzie mógł spróbować szczęścia w przeszukiwaniu dormitoriów chłopców. Był blisko, tak cholernie blisko, kiedy został zauważony.

Przez Snape'a ze wszystkich ludzi.

- Sio kundlu, Harry'ego tu nie ma. - zmarszczył brwi. - Lepiej, żeby nie przemycał cię do zamku, bo inaczej będziemy musieli porozmawiać.

Syriusz warknął na niego. Nie zamieni słowa z Harrym o żadnej cholernej rzeczy. Wciąż nie wiedział, jak i dlaczego Harry zamieszkał ze Snapem, ale gdy tylko złapie szczura, zamierza to naprawić.

- Oczywiście, że bachor przywiązałby się do tak upartego psa jak on sam. - Snape mruknął, wchodząc na zamkowy chodnik, podczas gdy Syriusz szybko wycofał się z powrotem do Wierzby.

Jeśli nie uda mu się dostać do zamku, po prostu pójdzie poszukać Harry'ego w Hogsmeade. Miał nadzieję, że wymyślił coś zabawnego, by rozjaśnić Syriuszowi dzień.

Machał ogonem i skakał radośnie, gdy opuścił Chatę, by znaleźć Harry'ego, a on tam był!

Woof! Woof!

Syriusz podbiegł do Harry'ego, podczas gdy blond czarownica, inna niż ta, z którą Harry zwykle spędzał czas, zaczęła się śmiać z imienia, które nadał mu Harry.

- Nazwałeś wielkiego czarnego psa "Ponurak"? Jesteś trochę szalony, co Harry?

Syriusz warknął, gdy Harry podrapał go za uchem.

Harry był dziwny, nie można temu zaprzeczyć. Ale nie był szalony.

- Zamknij się. - Przyjaciółka Harry'ego, Susan, warknęła na drugą czarownicę.

Syriusz uśmiechnął się i zamachał ogonem. Ta druga czarownica powinna się zamknąć.

- Mój pies, moje imię. - Harry powiedział drwiącym głosem, który Syriusz słyszał od niego tylko kilka razy. - Nie krępuj się i walcz ze mną o to.

Pomimo blizn, które zdawały się przecinać całą widoczną skórę Harry'ego, Syriusz odniósł wrażenie, że w noc Halloween Harry nie przegrywa wielu walk.

Blond czarownica sięgnęła w stronę Syriusza, a on na nią warknął. Harry nie wydawał się jej lubić, więc pomyślał, że nie będzie miał nic przeciwko. I nie miał.

- Możesz ją ugryźć, jeśli chcesz. - Harry mu powiedział. Syriusz szczeknął i podskoczył, aż Harry się roześmiał.

- Szukajmy dalej. - Harry powiedział do swojej przyjaciółki Susan.

Czego oni szukają?

Syriusz kłusował obok Harry'ego, okrążając chatę kilka razy.

- Gdzie teraz "nie szukamy Syriusza Blacka"? - zapytała wesoło blond czarownica.

Syriusz jęknął i przysunął się bliżej Harry'ego. Dlaczego jego chrześniak go szukał? Dlaczego Harry nie mógł tego po prostu zostawić?

- Ignoruj ją mały, jest imbecylem. - Harry powiedział kpiącym tonem.

- Jesteś pewien, że jesteś Harrym Potterem? Bo brzmisz bardzo podobnie do Severusa Snape'a. - czarownica zaśmiała się przed...

O cholera.

To nie był jeden z przyjaciół Harry'ego. To kuzynka Syriusza, córka Andromedy, metamorfomagiczna aurorka, która odbyła kilka patroli w Azkabanie podczas swojego szkolenia.

Syriusz nie mógł się powstrzymać od warknięcia i syknięcia na nią. Nie potrzebował aurora śledzącego Harry'ego. Gdyby dowiedzieli się, że jest animagiem (i dlaczego Luniek jeszcze nikomu o tym nie powiedział??), to z pewnością zapamiętałaby czarnego psa kręcącego się wokół Harry'ego...

Syriusz był tak pochłonięty własnymi skazanymi na porażkę planami, że nie zauważył Harry'ego i reszty wędrujących w stronę wioski, kłócących się podczas drogi. Zawahał się, to nie byłby dobry pomysł, by iść do wioski... ale...

Ale ucieczka z więzienia nie powinna być dobrym pomysłem, a jemu się to udało.

Syriusz pobiegł, by dogonić dzieci i wydał z siebie salwę śmiechu, gdy usłyszał, jak Nimfadora mówi uczniom, że nie są zbyt mili.

Naprawdę nie byli.

Syriusz to w nich lubił.

Harry dał mu wyraźne instrukcje, by czekał na zewnątrz, jeśli będzie chciał poczęstunek, gdy dotrą do pierwszego sklepu, więc Syriusz znalazł miejsce, by usiąść i poczekać. Ale gdy Harry wszedł do środka, Syriusz podskoczył, by zajrzeć przez okno; chciał zobaczyć minę Harry'ego podczas jego pierwszej wizyty w Królestwie Miodowym. I nie zawiódł się.

Twarz Harry'ego rozjaśniła się i Syriusz nigdy wcześniej nie widział go tak młodego i szczęśliwego. Machał ochoczo ogonem, gdy Harry był ciągnięty w różnych kierunkach przez Susan i blondwłosego chłopca, z którym się spotkał (może syn Narcyzy?).

Wrócił na swoje miejsce przy drzwiach i położył głowę na łapach, obserwując, aż Harry wróci. W końcu to zrobił, jego ramiona wypełniły się torbami, a jego ramiona były bardziej zrelaksowane z jaśniejszym uśmiechem niż przed wejściem.

I Merlinie, arogancja Jamesa przetrwała w jego synu, co? Syriusz uśmiechnął się do siebie, gdy Harry zmniejszył paczki swoich przyjaciół jednym znudzonym poleceniem.

- Ponurak! Chodź! Chcesz coś?

Syriusz podbiegł do niego i skoczył na niego, ochoczo próbując go powalić.

- Jeśli powalisz mnie przy tych wszystkich ludziach, nie dam ci żadnej przekąski. - Harry powiedział ostrzegawczo, a jego oczy wciąż marszczyły się ze śmiechu.

Syriusz natychmiast zeskoczył i zamachał ogonem.

Właśnie tak chce, by Harry zawsze wyglądał. Młody, szczęśliwy i beztroski. Jak dotąd nie widział tego wystarczająco.

Harry dał mu kilka smakołyków i wszyscy przeszli przez ulicę do Trzech Mioteł, gdzie Harry ponownie kazał mu czekać na zewnątrz.

- Przykro mi, kolego, ale nie mogę cię wprowadzić. - Harry powiedział ze zmarszczonym czołem. Syriusz polizał jego dłoń, żeby wiedział, że nie ma mu tego za złe.

Pewnego dnia jego imię zostanie oczyszczone, a on i Harry będą mogli przyjść razem na piwo maślane i naprawdę się poznać.

O ile w ogóle znajdzie tego cholernego szczura.

Syriusz planował siedzieć na zewnątrz pubu, ciesząc się okazjonalnymi powiewami gorącego powietrza, którym towarzyszyły przyjemne zapachy za każdym razem, gdy drzwi się otwierały, aż do pojawienia się Ministra.

Przepraszam, Harry... pomyślał z żalem, gdy szybko wymknął się z zaułka i pognał z powrotem w stronę Hogwartu. Tam, gdzie był Minister, byli dementorzy. Syriusz nie mógł ryzykować.

Postanowił poczekać pod niewielką kępą krzaków poza główną ścieżką - może albo znajdzie Weasleya ze szczurem, albo Harry'ego w drodze powrotnej do zamku.

Zaczął już lekko drzemać, gdy usłyszał czyjeś gniewne tupanie na ścieżce. Zerknął na zewnątrz i zobaczył, że to Harry.

Dlaczego jest taki wściekły? Był taki zrelaksowany i szczęśliwy, zanim wszedł do pubu? Może pokłócił się z przyjaciółmi?

Syriusz podążył za Harrym przez bramę i musiał szczeknąć, by zwrócić jego uwagę.

- Cholera. Przepraszam, zapomniałem przynieść ci jedzenie.

Syriusz zamachał ogonem do Harry'ego i próbował polizać jego dłoń, by powiedzieć mu, że nie ma nic przeciwko. Harry karmił go tak często, że Syriusz prawdopodobnie przytył już za dużo.

Dlaczego jesteś zdenerwowany? Co się stało? zastanawiał się, patrząc na Harry'ego.

- Jestem po prostu... wściekły. Jestem po prostu wściekły. - Harry w końcu się przyznał.

Mów do mnie. Syriusz skomlał i próbował zaciągnąć Harry'ego do drzewa, gdzie mógłby usiąść i porozmawiać, tak jak robił to wcześniej. Chciał wiedzieć, dlaczego Harry był zły. Chciał wiedzieć o nim wszystko.

Harry śmiał się i dokuczał mu, że używa go jako poduszki, ale wydawał się rozumieć, czego chce, gdy usiadł i pozwolił Syriuszowi położyć głowę na jego kolanach.

No dalej, powiedz mi, co jest nie tak...

Harry podrapał go za uchem i spełnił prośbę, której Syriusz nie mógł wypowiedzieć.

- Hagrid to idiota. - mruknął Harry. - Opowiadać całemu pubowi o tym, że Black zdradził moich rodziców w taki sposób. Jakby mu się podobało, gdybym opowiadał o nim wszystkim, co?

Merlinie. Przepraszam, szczeniaku. Nie zrobiłem tego. Nie zrobiłem tego. Nie zrobiłem tego! skomlał Syriusz.

- Wiesz, że Black był moim ojcem chrzestnym? I po prostu pozwolił Hagridowi ze mną odlecieć. Co jest tylko trochę lepsze niż zabicie mnie na miejscu.

Nigdy bym cię nie zabił! warknął. Powinienem był cię zabrać. Powinienem był powiedzieć Dumbledore'owi, żeby się pieprzył, a ty i ja moglibyśmy po prostu wydać Glizdogona w... Merlinie. Byłoby zupełnie inaczej.

- Jak myślisz, co jest gorsze, Ponurak - śmierć czy życie z ludźmi, którzy nienawidzili cię przez siedem lat?

CO?! Syriusz warknął na samą myśl. Hagrid powiedział mu tej nocy, że Harry idzie do ciotki i wuja, krewnych Lily. Czy oni nienawidzili Harry'ego? Dlaczego był tam tylko siedem lat? Co przegapił Syriusz zamknięty w tym piekle?!

- Czy twoi właściciele też cię wyrzucili? Czy to dlatego jesteś teraz moim psem?

Zawsze będę tu dla ciebie, szczeniaku. Przepraszam, pomyślał Syriusz, kładąc głowę z powrotem na kolanach Harry'ego.

- Pomożesz mi znaleźć Blacka? Myślę, że jeśli poczekam wystarczająco długo, znajdzie mnie i spróbuje zabić.

NIE ZAMIERZAM CIĘ ZABIĆ. MERLINIE.

- Black nie mógł mnie zabić, co? Nie ma nawet swojego pieprzonego noża.

Syriusz wydał z siebie kilka szczekliwych śmiechów. Nie był szczęśliwy z powodu utraty jedynej broni, jaką miał, ponieważ nie miał różdżki, ale Harry chwalił się, że zabrał mu nóż, co było zbyt zabawne, by to zignorować.

Zastanawiał się, czy mógłby kiedyś powiedzieć o tym Harry'emu i mogliby się razem pośmiać.

- Wszyscy mówią, że jest szalony, jest Mrocznym Czarodziejem, jest zły. Ale Cyzia mówi, że był "tragicznie niezrozumiany". Snape mówi, że ja też jestem niezrozumiany. Przypuszczasz, że to po prostu miły sposób powiedzenia "szalony"?

...

Nie miał pojęcia, co zrobić z komentarzem Snape'a, ale cieszył się, że Cyzia opisała go swojemu chrześniakowi jako coś innego niż rozszalałego wariata.

Syriusz skupił się z powrotem na jednostronnej rozmowie, gdy Harry szepnął: - Mogę ci jednak zdradzić sekret, prawda?

Syriusz uderzył ogonem o ziemię.

Oczywiście, że możesz. Możesz mi powiedzieć wszystko. Prędzej umrę, niż cię zdradzę. Przysięgam.

- Susan powiedziała mi, że mnie kocha, że jest moją najlepszą przyjaciółką, ale ja nawet nie wiem, co to znaczy. - Harry powiedział stłumionym szeptem. - Miona i Theo chyba się kochają, a ja też tego nie rozumiem. Czy ty... myślisz, że jestem zepsuty, czy coś? Skąd wiesz, czy kogoś kochasz? Zabiłbym kogoś, kto próbowałby skrzywdzić moich przyjaciół, ale gdyby oni próbowali skrzywdzić mnie, prawdopodobnie też bym ich zabił. Więc ich kocham? To nie brzmi jak miłość, co?

Cóż, tak naprawdę nie brzmiało. Syriusz był pewien, że Harry nie był zepsuty, ale był naprawdę dziwnym dzieckiem. Jęknął, bo nie miał pojęcia, co zrobić z wyznaniem Harry'ego.

- Myślisz, że mogę powiedzieć Snape'owi, że zdradziłem ci sekret, a on pozwoli, żeby to się liczyło?

Syriusz wystawił język, starając się pokazać, jak mało obchodzi go opinia Severusa Snape'a... o którym Harry mówił całkiem sporo.

- Lepiej już pójdę, stary. - powiedział Harry, wstając - Chyba nie chcemy, żeby Snape znowu zaczął krzyczeć?

Syriusz wyszczerzył zęby w lekkim warknięciu. Gdyby Snape przyszedł nawrzeszczeć na jego chrześniaka przy nim, wygryzłby mu dziurę w nodze.

Harry roześmiał się, wchodząc do zamku. Przynajmniej teraz wydawał się bardziej zrelaksowany.

Syriusz może być teraz tylko psim ojcem chrzestnym, ale pomógł trochę, a to więcej niż był w stanie zrobić przez ostatnie 12 lat.

***

W ciągu następnego tygodnia Syriusz dwukrotnie próbował zakraść się do zamku i za każdym razem mu się to nie udawało. Postanowił wstrzymać swoje plany dostania się do zamku i zamiast tego spróbować złapać Glizdogona, gdyby był z Weasleyem poza zamkiem.

Harry przychodził do niego wiele razy w ciągu tygodnia, czasami przyprowadzając przyjaciela lub dwóch i za każdym razem przynosząc jedzenie.

- Nie pozwolę ci być głodnym, kolego. - obiecywał za każdym razem. Syriusz merdał ogonem i z radością jadł, słuchając rozmów Harry'ego z przyjaciółmi. Pewnego popołudnia Harry rozmawiał z synem Cyzi, bo blondynem był syn Cyzi, Draco, o ich nadchodzącym meczu Quidditcha następnego dnia.

Syriusz ożywił się. Wiedział, że Harry był szukającym w Slytherinie i był rozdarty. Z jednej strony to była jego szansa na ponowne przeszukanie dormitorium, wiedząc, że wszyscy będą na boisku. Ale z drugiej strony... naprawdę chciał zobaczyć, jak Harry lata.

Być może przekonałby się do wykorzystania szansy na nieprzerwane poszukiwanie szczura, gdyby nie Harry drapiący go za uchem przed wyjściem i mruczący: - Będziesz tam, prawda kolego?

Nie mógł go zawieść. Jeśli Harry chciał, by jego pies tam był, Syriusz tam będzie, merdając ogonem. Nawet jeśli kibicowanie Slytherinowi sprawiało mu niemałą przykrość.

Dzieciak nie mógł być w Hufflepuffie, skoro nie w Gryffindorze?

Cóż, prawdopodobnie nie. Nawet Syriusz musiał przyznać, że Harry nie wydawał się mieć w sobie ani krzty łagodności.

Slytherin był jednak prawdopodobnie lepszy niż Hufflepuff. Syriusz i James byli raczej podstępni, kiedy byli uczniami, robiąc mnóstwo psikusów. Może Harry po prostu odziedziczył tę samą przebiegłość i wylądował w pułapce na węża. Harry był jedyną rodziną, jaka pozostała Syriuszowi, więc jeśli był szczęśliwy w zielonych szatach, zrobił wszystko, co w jego mocy, by się z tym pogodzić.

Zaczynając od kibicowania (szczekania) Slytherinowi jutro.

***

Psy nie mogły płakać, ale gdyby mogły, Syriusz podejrzewałby, że jego futro byłoby przemoczone nie tylko przez deszcz. Harry był genialnym lataczem. Już na trzecim roku był lepszy w burzy niż Syriusz czy James w idealnej pogodzie na siódmym roku.

Harry był szybki, sprytny i lekki, a na miotle wykonywał ruchy, które wydawały się niemożliwe.

Widzisz go, James? Widzisz? Jest niesamowity.

Syriusz pomyślał, że serce może mu pęknąć, gdy wyobraził sobie życie, jakie powinien wieść Harry. On i James przychodziliby na wszystkie jego mecze, nawet jeśli musieliby nosić zielone szaty. Siedzieliby przy Minerwie i przekomarzali się z nią, że straciła największego szukającego od stulecia, i zawstydzaliby Harry'ego przed jego przyjaciółmi, a to byłoby wspaniałe.

Ale James nie żył. Harry był sierotą. Syriusz był tylko psem z misją znalezienia szczura.

Nic nie było tak, jak być powinno.

Myśli Syriusza, które szybko zawirowały w chorobliwym miejscu, były jedynym ostrzeżeniem, jakie miał, zanim poczuł lodowatą rozpacz czepiającą się jego futra.

Dementorzy.

Spojrzał na pole i jebana mać! Była ich co najmniej setka!

Niech ktoś zabierze dementorów z boiska! Zabiją kogoś!

Syriusz zaczął wyć, gdy zobaczył, jak jego chrześniak mdleje i zaczyna spadać w kierunku ziemi. Jego szczupła sylwetka zmierzała ku pewnej śmierci - albo z powodu dementorów, albo samego uderzenia.

POMÓŻ MU! POMÓŻ MU!!! zawył. Skupił się na Harrym i próbował wyrzucić z umysłu aurę dementorów. Jesteś w Hogwarcie. Nic ci nie jest. To Harry potrzebuje pomocy.

W końcu Syriusz mógł zobaczyć kogoś biegnącego sprintem po boisku, z wyciągniętą różdżką i panikującego prawie tak bardzo, jak sam Syriusz. Kogoś o czarnych włosach i...

Snape?

Snape rzucił zaklęcie w ciało Harry'ego i spowolnił jego opadanie. Harry mimo to upadł na ziemię, a Syriusz patrzył zszokowany, jak Dumbledore wyczarowuje nosze, a Snape biegnie tak szybko, jak tylko może, z Harrym na noszach w stronę zamku.

Czy Snape... lubił Harry'ego?

Snape nienawidził Jamesa Pottera. Ale... ale był dość blisko z Lily, co nigdy nie przestawało wzbudzać w Jamesie zazdrości. Może... może Snape lubił Harry'ego z powodu Lily?

Syriusz zeskoczył z trybun i ruszył w poszukiwaniu przyjaciół Harry'ego, mając nadzieję, że uda mu się podsłuchać cokolwiek na temat jego stanu.

- Będzie wściekły. - Powiedziała brązowowłosa przyjaciółka Harry'ego z Ravenclawu.

- Lepiej stracić miotłę niż życie. - odpowiedział jej chłopak ze Slytherinu. Syriusz patrzył, jak czarownica chowa do kieszeni woreczek pełen połamanych kawałków miotły i Syriusz poczuł, jak zaciska mu się żołądek, gdy zdał sobie sprawę, co to jest.

Miotła Harry'ego. Jego Nimbus 2001. Harry uwielbiał tę miotłę. Syriusz widział, jak czasami po treningu polerował ją przed szatnią. Zawsze poświęcał czas, by zrobić to ręcznie i upewnić się, że jest idealna.

A teraz została zniszczona.

Ale cóż, to była w końcu szansa Syriusza na zrobienie czegoś miłego dla Harry'ego!!!

...nawet jeśli nie wiedział, że to od niego.

Dzieciak był Chłopcem-Który-Przeżył, prawdopodobnie cały czas dostawał anonimowe prezenty. Z pewnością nikt nie kwestionowałby jednego hojnego anonimowego prezentu dla niego.

Syriusz pospieszył do Hogsmeade, by podkraść sowie formularz zamówienia, po czym wrócił do lasu Hogwartu i czekał na jakiekolwiek oznaki losu Harry'ego po upadku.

***

Jak mogę to naprawić? Jak mam cię naprawić? Syriusz jęczał po raz pięćdziesiąty w ciągu ostatnich kilku tygodni.

Od meczu Quidditcha Syriusz musiał w milczeniu obserwować, jak Harry staje się coraz bardziej wycofany, chudnie, a worki pod jego oczami rosły. Wyglądał okropnie. I brzmiał żałośnie.

Harry wychodził na zewnątrz prawie każdego wieczoru. Tylko po to, by porozmawiać. Opowiedział Syriuszowi wszystko o życiu z Dursleyami (a czekało ich niezłe lanie, jeśli Syriusz nie zdoła oczyścić swojego imienia, równie dobrze może zabić kilku znęcających się nad nim mugoli). Mówił o życiu na ulicy (Lily z pewnością płakała, słysząc to. Jej ukochany syn śpiący w zaułkach? Po raz pierwszy od 13 lat Syriusz cieszył się, że Jamesa i Lily nie było tutaj, by to usłyszeć. Sam ledwo to znosił). Opowiadał o swoich koszmarach, życiu w szafach, poczuciu, że nigdy nie będzie wystarczająco dobry i o tym, że Snape był pierwszą osobą, która kiedykolwiek była dla niego miła.

Co było po prostu... wow. Jak pokręcone musi być życie, że Severus Snape był pierwszym dorosłym, który był miły dla tego dzieciaka?

Powiedział Syriuszowi o swoim boginie i bał się, że pewnego dnia to wszystko się spełni. Opowiedział mu o tym, jak Luniek był "głupim, pieprzonym palantem" i powiedział Snape'owi o jego boginie w chwili, gdy Harry opuścił pokój nauczycielski. Syriusz warknął z frustracji. Remus mógł być tak dobry dla Harry'ego, ale dokonał złego wyboru, a Harry nie wydawał się być typem "wybacz i zapomnij".

Harry mówił o tym, że martwił się, że pewnego dnia Snape przestanie go lubić i się go pozbędzie (Syriusz warknął na samą myśl!) i że wszyscy przyjaciele go opuszczą, a on zostanie sam.

Syriusz rozumiał, że samotność była dla Harry'ego losem gorszym niż śmierć.

Wiedział, jakie to uczucie.

Harry mówił o tym, że jego magia była jedyną rzeczą, która sprawiała, że czuł się wyjątkowy. Jedyną rzeczą, która miała znaczenie, jak myślał.

Liczyłbyś się, nawet gdybyś był charłakiem - rozpaczliwie próbował przekazać Syriusz, oblizując twarz tak często, jak to tylko możliwe.

Harry opowiedział mu o tym, jak ostatnio zaczął bić ściany. Jak widok jego połamanej, krwawiącej i uszkodzonej skóry sprawiał, że czuł się lepiej. Syriusz wiedział, jak się czuł, ale nie chciał, by jego chrześniak robił te same destrukcyjne rzeczy, co on od czasu do czasu. Chciał, by Harry był lepszy, radził sobie lepiej, żył lepiej.

Pewnej strasznej nocy Harry opowiedział nawet o tym, jak był tak nieszczęśliwy, smutny i zły w zeszłym roku, kiedy został wydalony (i czy Dumbledore nie musiał się z tego tłumaczyć?!), że podciął sobie żyły, mając nadzieję, że umrze, zamiast żyć samotnie na ulicy.

Syriusz zawył, jakby to jego własne nadgarstki zostały podcięte. Dlaczego życie było tak ciężkie dla jego szczeniaka?

Potem Harry mówił o Snapie. O tym, jak Snape uratował go z ulicy. Jak został jego opiekunem. Jak kłamał dla niego. Nauczył Harry'ego, jak przetrwać w zamku. Dał mu dom, by już nigdy nie był bezdomny. I jak Severus Snape w jakiś sposób stał się najbliższą, najbardziej zaufaną i niezawodną osobą w życiu Harry'ego.

Co było absolutnym szaleństwem.

Ale... ale Harry był dziwnym dzieciakiem z kiepskim życiem i desperacko kogoś potrzebował. A Snape podjął się tego, gdy nie było nikogo innego, kto mógłby to zrobić. A teraz Harry był do niego przywiązany.

To było szalone. Ale to miało sens.

Syriusz miał nadzieję, że kiedy oczyści swoje imię, będzie mógł zająć to miejsce w życiu Harry'ego.

Z wyjątkiem... z wyjątkiem tego, że Harry straciłby rozum, kiedy zdałby sobie sprawę, że Syriusz przez cały czas był Ponurakiem. Ale co Syriusz miał zrobić? Uciekać za każdym razem, gdy Harry próbował z nim porozmawiać?

To był nieszczęśliwy czas dla nich obu. Harry był pod wpływem dementorów gorzej niż sam Syriusz. Widział to na jego twarzy za każdym razem, gdy wychodził na zewnątrz. Miał to samo nawiedzone spojrzenie rozpaczy, które w końcu przybierało wielu długoterminowych więźniów.

Syriusz był coraz bardziej zdesperowany i zaczął myśleć o próbie skontaktowania się z Albusem lub Remusem - kimś, kto mógłby złapać szczura. Wątpił, by mógł zostać namierzony przez sowią pocztę, to mogłoby być bezpieczne połączenie.

Ale gdyby dali cynk Glizdogonowi bez złapania szczura, to Glizdogon by uciekł i kto wiedział, gdzie Syriusz mógłby go znowu znaleźć?

Musiał tylko poczekać. Potrzebował, by Harry wytrzymał jeszcze trochę. Był prawie u kresu cierpliwości dla dobra Harry'ego, kiedy Harry w końcu przechylił szalę w świąteczne popołudnie.

Harry poleciał w kierunku linii drzew, pod peleryną Jamesa, ale zostawiając ślady na śniegu, gdy biegł. Zdjął ją przed drzewem i zaczął - TRZASK. ŁUP.

Stój! Harry! Stój!

Syriusz zaczął szczekać i wyć, desperacko próbując odciągnąć Harry'ego od drzewa.

Przestań! Robisz sobie krzywdę!

- PRZESTAŃ! - wrzasnął Harry. Odwrócił się i odepchnął Syriusza tak mocno, jak tylko mógł, swoją jedyną sprawną ręką.

Szczeniak? Syriusz odskoczył od ognia w oczach Harry'ego i zimnego gniewu, który wyładowywał wokół siebie. To był Harry, od którego psie instynkty Syriusza stroniły. Ta twarda, zimna, lodowata strona, której Syriusz wcześniej nie widział, ale wiedział, że tam jest.

Syriusz z trudem kontrolował swoje zwierzęce instynkty, gdy Harry padł na ziemię na kolana z szeroko otwartymi ramionami i błagał go o wybaczenie.

- Przepraszam, przepraszam, bardzo przepraszam. Proszę?

Syriusz powoli podkradł się do Harry'ego, z ulgą czując, że zimno, które wcześniej odsuwał, teraz zniknęło.

- Tak mi przykro. - Harry płakał, gładząc Syriusza po plecach. - Przepraszam. Tak mi przykro.

Syriusz zaczął lizać twarz Harry'ego, próbując powiedzieć mu, że wszystko jest w porządku.

W porządku, szczeniaku. W porządku. Nic nie zrobiłeś. Ja też przepraszam.

A potem Harry po prostu się załamał. Przylgnął do szyi Syriusza i szlochał, szlochał i szlochał.

Syriusz poczuł, jak pęka mu serce. Gdyby nie był na 99% pewien, że Harry natychmiast go dźgnie, przemieniłby się z powrotem w człowieka, byle tylko pocieszyć swojego chrześniaka.

- Nie chcę już tego robić, Ponurak. - Harry zawodził. - Nie chcę już tu być.

Nie szczeniaku, nie. No dalej. No dalej. Pomyśl o lataniu! Pomyśl o przyjaciołach! Kurwa, pomyśl o Snapie, jeśli musisz! Nie myśl w ten sposób!

Harry mówił głośno, dyskutując o tym, co będzie musiał zrobić przed śmiercią, podczas gdy Syriusz panikował.

To nie był Harry. To byli dementorzy. Harry może i był smutny, ale oni spychali go na dno szaleństwa.

Syriusz wył i szczekał, tak bardzo pragnąc, by ktoś natychmiast odnalazł jego szczeniaka. Ktoś musiał go chronić.

- Będę za tobą tęsknił, Ponurak. - Harry przytulił się mocno do szyi Syriusza. Gdy tylko Harry założył starą pelerynę Jamesa, Syriusz ruszył w stronę Hogsmeade tak szybko, jak tylko pozwalały mu na to jego cztery łapy.

Nie pójście za Harrym do zamku było najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobił. Ale to nie byłoby dobre dla jego chrześniaka, gdyby Syriusz został pocałowany, zanim miałby okazję znaleźć kogoś, kto pomógłby Harry'emu.

I tak naprawdę, choć mogło mu się to nie podobać, po słuchaniu Harry'ego przez ostatnie kilka miesięcy, po tym, co zobaczył podczas meczu Quidditcha - w życiu Harry'ego była tylko jedna osoba, której całkowicie ufał.

Była tylko jedna osoba, do której Syriusz mógł się teraz zwrócić o pomoc.

***

Syriusz pobiegł tak szybko, jak tylko mógł, do Wrzeszczącej Chaty i wyciągnął skrawek pergaminu ze stosu, który gromadził na wszelki wypadek przed tymczasową transformacją. Nabazgrał szybką notatkę - upewniając się, że zawarł w niej tak wiele kluczowych punktów, jak tylko mógł - po czym przemienił się z powrotem i wysłał ją pierwszą dostępną sową, jaką znalazł.

Teraz musiał czekać.

Była to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek w życiu zrobił.

Trzymaj się szczeniaku. Po prostu się trzymaj. Trzymaj się.

***

Syriusz siedział w zakazanym lesie całą noc i cały ranek. Po prostu obserwował zamek.

Nie wiedział, czego szukał. Ale przynajmniej miał nadzieję, że zobaczy dziś Harry'ego, zobaczy, że żyje i ma się dobrze.

Słońce było już prawie na niebie, kiedy nastąpiła pierwsza zmiana - dementorzy odeszli.

Wszyscy odeszli.

Zebrali się przy bramie, a następnie opuścili teren.

Syriusz poczuł pierwszą odrobinę ciepła w swoim futrze, odkąd po raz pierwszy dotarł na kontynent, zanim dementorzy rozprzestrzenili się wszędzie, gdzie się udał.

Snape rzeczywiście to zrobił. Pozbył się dementorów.

Czy złapał szczura?

Syriusz chodził niecierpliwie po lesie, czekając na jakiś znak, że w zamku coś się dzieje.

Był tak skupiony na odległym zamku, że obecność srebrnego lisa tuż przed nim sprawiła, że potknął się o własne łapy.

- Otrzymałem twoją wiadomość. Twoja obecność jest wymagana w Biurze Obrony. Dementorzy opuścili szkołę. - Z lisa dobiegł przeciągły głos Snape'a.

To... to była najbardziej niepomocna i niejasna wiadomość, jaką Syriusz mógł sobie wyobrazić w tym momencie.

Zakładał, że Snape otrzymał wiadomość. Sowy rzadko, jeśli w ogóle, traciły wiadomości.

I zobaczył, jak dementorzy opuszczają teren.

Ale dlaczego był potrzebny w biurze obrony? Czy Snape dostał szczura? Czy Syriusz miał zostać aresztowany? Czy to była pułapka?

Jęknął, chodząc jeszcze trochę i próbując podjąć decyzję.

Snape był tłustym gnojkiem. Syriusz słyszał, jak uczniowie na niego narzekali i wiedział, że tak naprawdę niewiele się zmienił od czasów szkolnych, nawet jeśli lubił syna Lily. Ale dlaczego dementorzy mieliby odejść, jeśli nie złapali szczura? Czy Snape dał mu Veritaserum? Czy Glizdogon się przyznał?

Biuro obrony należałoby do Luńka. Wyglądało na to, że Snape poszedł do niego po dowód. Czy Luniek zrozumiał? Czy Luniek pomógłby mu czy zaszkodził, gdyby się pojawił?

A Snape nic nie powiedział o Harrym.

To właśnie ta myśl w końcu zmusiła go do wkroczenia do zamku. Nie dowiedziałby się, jak Harry czuje się z lasu.

Wbiegł do środka i powęszył drogę do gabinetu Lunatyka. Wziął kilka głębokich oddechów, zanim zaczął drapać w drzwi.

Nie pozwól, by Harry zaufał niewłaściwej osobie, miał rozpaczliwą nadzieję, gdy Dumbledore sam otworzył drzwi.

Syriusz powoli wślizgnął się do pokoju, przyglądając się jego mieszkańcom.

Dumbledore. Amelia Bones. Minister Knot. Snape. Lucjusz Malfoy. I... Luniek.

Syriusz wydał z siebie cichy warkot na widok Luńka. Wyglądał na zszokowanego, ale jego oczy były rozświetlone rozpaczliwą nadzieją. Syriusz pomyślał, że to chyba dobry znak.

- Łatwiej będzie oczyścić twoje imię, jeśli będziesz w swojej ludzkiej postaci. - Dumbledore powiedział mu.

Nie ufam ci - jęknął Syriusz, nawet gdy przemienił się z powrotem w siebie. Odsunął się od szóstki czarodziei, którzy wpatrywali się w niego wielkimi, zszokowanymi oczami.

- Złapaliście szczura? - zapytał ochrypłym głosem. Przeklinał swój głos za to, że brzmiał tak słabo w takiej chwili.

- Złapaliśmy. - powiedział Dumbledore. - Cóż, Severus to zrobił.

Syriusz spojrzał na Snape'a: - Harry... nic mu nie jest?

- Potter ma się dobrze. - Snape uśmiechnął się szyderczo.

Co do diabła?

Czy Snape'owi w ogóle zależało na Harrym? Czy w ogóle sprawdził go tak, jak kazał mu Syriusz? Harry nie czuł się dobrze zeszłej nocy. Planował list samobójczy z instrukcjami, na litość Merlina! Jak Snape mógł powiedzieć, że miał się dobrze?

Syriusz szykował się do kłótni z mężczyzną, gdy wtrąciła się Amelia: - Czy zgodzisz się na przesłuchanie pod użyciem Veritaserum? Przesłuchiwaliśmy już Pettigrew i będziemy potrzebować także twojej współpracy.

- Mogę ci powiedzieć, co się naprawdę stało? - Syriusz powiedział z nadzieją. - Koniec z Azkabanem?

- Omówimy to po przesłuchaniu. - Amelia powiedziała. - Zgadzasz się czy nie?

Syriusz spojrzał w stronę Lunatyka. Jego przyjaciela, kochanka, człowieka, któremu ufał bardziej niż komukolwiek innemu.

Z wyjątkiem jednej rzeczy, która się liczyła.

Luniek wpatrywał się w niego oczami, w których odbijała się nadzieja Syriusza. Kiwnął lekko głową.

Zrób to - powiedziały jego bursztynowe oczy.

- Tak, zgadzam się. - Syriusz powiedział. - Jak szybko możemy to zrobić?

- Natychmiast. - Knot powiedział, jego głos był podejrzanie optymistyczny. - Może pójdziemy do Ministerstwa i załatwimy to od razu?

- Wspaniały plan. - Dumbledore powiedział. - Syriuszu, może ci potowarzyszę?

Syriusz zaczynał panikować, myśląc, że to może być pułapka, gdy jego uwagę przykuł Malfoy.

- Sądzę, że będziesz potrzebować reprezentacji prawnej - powiedział gładko. - Jako adwokat zatrudniony przez Dom Blacków, będę ci towarzyszył i reprezentował twoje interesy prawne.

- Kto mianował cię adwokatem Domu Blacków? - powiedział Syriusz z drwiną. - Myślę, że wolałbym zaryzykować bez ciebie.

Malfoyowie nie byli lepszą rodziną niż Blackowie. A Lucjusz był jednym z pierwszych Śmierciożerców, o ile Syriusz zdawał sobie z tego sprawę. Tak w każdym razie cały czas krzyczała jego szalona kuzynka Bellatrix.

Malfoy tylko uniósł brwi i uśmiechnął się nieznacznie.

- Dobrze, poinformuję dziedzica Potter-Blacka, że odmówiłeś moich usług. Miłego przesłuchania bez adwokata, Black.

Cholera. Syriusz bardzo chciał mieć prawnika. Kogoś, kto mógłby się upewnić, że jego słowa nie zostaną przekręcone pod wpływem Veritaserum. I nie miałby czasu na znalezienie kogoś takiego, gdyby Knot chciał go teraz przesłuchać. Zerknął ponownie na Luńka, tego, który zawsze zachowywał spokój, i zobaczył, że kiwa głową.

- W porządku - syknął. - Możesz iść, Malfoy.

- Miejmy to już za sobą - powiedział Minister. - Im szybciej dotrzemy do ministerstwa, tym szybciej cały ten bałagan zostanie rozwiązany!

Wreszcie. Wreszcie szansa na uporządkowanie tego wszystkiego.

Syriusz poczuł napływające łzy ulgi, gdy Luniek stanął za nim w kolejce do kominka i powoli położył dłoń na ramieniu Syriusza.

- Przepraszam - mruknął. - Nigdy nie powinienem był w ciebie wątpić.

- Powinienem był ci bardziej ufać. - Syriusz powiedział, a jego serce bolało na myśl o tym, jak wiele można było uniknąć, gdyby tylko zaufali sobie trochę bardziej.

- Chodźmy to wyjaśnić. - Luniek powiedział z wodnistym uśmiechem, który Syriusz odwzajemnił tuż przed wejściem do kominka.

Następne dwie godziny były dla Syriusza istnym wirem. Został zabrany na przesłuchanie, gdzie Luniek czekał na zewnątrz, a Malfoy wszedł za nim.

Amelia podała mu cztery krople Veritaserum, a następna godzina była mgiełką pytań i bezdźwięcznych odpowiedzi.

Kiedy poczuł, że wychodzi z przesłuchania, zobaczył promienny uśmiech Amelii.

- Syriuszu Black, w imieniu Ministerstwa Magii chciałbym jako pierwsza cię przeprosić i życzyć powodzenia w dalszym życiu.

Syriusz nie mógł złapać tchu.

- Czy to wszystko? - sapnął, patrząc od znudzonej miny Malfoya do szczęśliwej Amelii. - Jestem wolny?

- Jesteś wolny. - Amelia potwierdziła. - Będziesz musiał zgłosić się do ewidencji, aby złożyć wniosek o usunięcie i zgłosić się do aresztu, aby odzyskać różdżkę - ale potem będziesz wolny.

Syriusz wyszedł z przesłuchania kompletnie oszołomiony. 12 lat. 12 lat miał nadzieję na ten dzień. Myślał o tym, że sam rozerwie Glizdogona na strzępy, a potem będzie żył własnym życiem. Nigdy tak naprawdę nie myślał, że do tego dojdzie.

Nawet jeśli Glizdogon był już rozpracowywany, to i tak było to spełnienie marzeń.

Tym razem zrobi to dobrze. Zrezygnuje z zemsty, starając się żyć tak, jak powinien 12 lat temu.

Ledwo zdążył cokolwiek przetworzyć, gdy powtórzone pytanie Lunatyka w końcu do niego dotarło.

- Gdzie chcesz iść? - zapytał, a jego twarz rozjaśniło szczęście.

- Hogwart. - Syriusz powiedział natychmiast. - Chcę zobaczyć Harry'ego. Muszę to wyjaśnić.

Luniek skinął głową ze zrozumieniem i razem wrócili do jego biura. W drodze do lochów Luniek rozmawiał o drobnych szczegółach dotyczących Harry'ego, które poznał.

- Myślę, że dementorzy byli dla niego brutalni - powiedział cicho. - Wałęsał się w nocy, nie spał. Pewnej nocy przyłapałem go, jak uderzał w ścianę, aż połamał sobie kostki.

Syriusz zmarszczył brwi, kiwając głową. Snape najwyraźniej nie radził sobie zbyt dobrze w roli opiekuna, skoro pozwalał Harry'emu czuć się coraz gorzej. Jaki był jego plan, gdyby Syriusz nie znalazł sposobu na pozbycie się dementorów? Czy w ogóle obchodziło go oczywiste nieszczęście Harry'ego?

Luniek otworzył drzwi gabinetu Snape'a, zgadzając się, że Snape będzie najłatwiejszą osobą, do której można się zwrócić, by znaleźć Harry'ego, i powiedział mu, że Syriusz został oczyszczony z zarzutów.

- Cudownie. - Snape powiedział ze zgromieniem wzrokiem Syriusza. - Wynocha.

- Chcę zobaczyć Harry'ego. - Syriusz powiedział szybko. - Gdzie on jest?

Dlaczego Harry nie był ze Snapem? Czy naprawdę zostawił go samego, kiedy Syriusz powiedział, że zrobi sobie krzywdę? Gdyby Harry'emu coś się stało, bo Snape był zbyt głupi, by go pilnować, Syriusz bez problemu zarobiłby tym razem miejsce w Azkabanie.

- Śpi. - Snape splunął w stronę Syriusza. - Chociaż wątpię, czy gdyby się obudził, chciałby cię widzieć.

- Dlaczego miałby nie chcieć zobaczyć Syriusza? Może mu wyjaśnić, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy. - Luniek powiedział ze zdziwionym zmarszczeniem brwi. - Nawet nie wiem, dlaczego tu jesteś. - Snape przeniósł gniewne spojrzenie na Lunatyka. - Potter na pewno nie chce cię widzieć.

To była prawdopodobnie prawda. Harry dość często narzekał na Luńka. Syriusz miał nadzieję, że w końcu uda im się to wyjaśnić, ale teraz nie było to ważne.

- Chcę porozmawiać z Harrym - powtórzył. - Muszę mu coś wyjaśnić.

- Nie pozwoliłeś Potterowi wystarczająco dużo mówić? - warknął Snape. - Zamierzasz mu powiedzieć, dlaczego jego pupil nie węszy już w lesie?

- To nie twoja sprawa, Snape. - Syriusz czuł, jak traci cierpliwość. - Przyprowadź mojego chrześniaka. Muszę z nim porozmawiać.

– Twój chrześniak? Chyba raczej mój podopieczny – powiedział cicho Snape, a Syriusz poczuł gniew, przypominając sobie, że to Snape, a nie on, jest opiekunem Harry'ego

To powinienem być ja.

– Zapomniałeś? Hmm? Że podczas gdy ty bawiłeś się w aportowanie jak piesek, ja jestem opiekunem Pottera?

- Pierdol się. - warknął Syriusz, tracąc całkowicie cierpliwość. Musiał sprawdzić, czy Harry ma się dobrze, a Snape bawił się w pieprzone gierki słowne. - Harry uważa cię za dobrego człowieka, lojalnego i uczciwego, ale my znamy prawdę, prawda, Śmierdzielusie?

Cieszył się, widząc, że Snape był teraz równie wściekły jak on sam. Podszedł bliżej i wbił różdżkę w pierś Syriusza.

– Odważysz się? Kiedy uratowałem ci skórę przed dementorami? – syknął. – Powinienem był spalić twoją notatkę i sam cię wydać.

– I pozwolić dementorom zabić Harry'ego? Zrobiłbyś to? – zapytał Syriusz. – Nie obchodzi cię on wcale, prawda?

– Nie mów do mnie o...

Drzwi gabinetu otworzyły się i pojawił się on. Chrześniak Syriusza. Żywy.

Harry stał w otwartych drzwiach z otwartymi ustami, patrząc na scenę przed sobą. Snape trzymał Syriusza na muszce, a Lupin stał z boku. Harry ledwo na niego spojrzał, po czym zwrócił się bezpośrednio do Severusa i uniósł obie brwi z niedowierzaniem.

- Co się dzieje?

Cholera.

 

Chapter 15: Ponure rewelacje

Chapter Text

Harry chwycił nóż w kieszeni dobrą ręką i trzymał go w gotowości, gdy trzej mężczyźni w biurze Snape'a odwrócili się, by na niego spojrzeć. Zignorował Lupina i czarnowłosego mężczyznę i skupił się na Snapie. Snapie, który trzymał czarnowłosego mężczyznę na wyciągnięcie różdżki i wyglądał na gotowego zabić go w każdej chwili.

- Co się dzieje? - Harry zapytał Snape'a. Starał się myśleć tak intensywnie, jak tylko potrafił: "Jeśli ty zabijesz tego faceta, to ja zabiję Lupina". Nie mógł powiedzieć, czy Snape podchwycił jego myśl, czy nie, ale sądząc po uśmieszku na jego twarzy, myślał, że tak.

- Harry! - Czarnowłosy mężczyzna odwrócił się od Snape'a i uśmiechnął do Harry'ego. Chwilę zajęło Harry'emu zorientowanie się, dlaczego mężczyzna wyglądał tak znajomo, a gdy już to zrobił, poczuł, jak całe jego ciało ogarnia gorący gniew.

- Ty!

Syriusz Black. Stał tuż przed nim. Jak koszmar świąteczny dla Harry'ego.

Albo... albo jak prezent. Praktycznie zapakowany i wręczony prosto w jego twarz.

Harry machnął ręką i rzucił Blackiem jak najmocniej w regał Snape'a.

Nie pozwól mu się ruszyć - rozkazał swojej magii ostrym szarpnięciem.

- Harry, zaczekaj, proszę, posłuchaj, to nie tak, jak myślisz. - Black bełkotał, bezsensownie próbując się ruszyć z podłogi, na którą rzucił go Harry. Harry zignorował go i podszedł bliżej, wyciągając nóż Blacka z kieszeni szaty.

Byłoby bardziej karmiczne, jak często powtarzał Snape, gdyby użył noża Blacka, by go zabić. W końcu mężczyzna planował zabić nim Harry'ego.

- Severusie, powstrzymasz go? - zawołał Lupin.

- Black chciał porozmawiać z Potterem, to jego szansa.

- Co? - Harry zatrzymał się i spojrzał na Blacka, a potem na Snape'a. - Dlaczego jest w twoim biurze? Dlaczego chciał ze mną rozmawiać?

Snape uniósł ręce i wskazał na Blacka.

- Możesz go zabić, jeśli chcesz, na pewno cię nie powstrzymam. - Snape rzucił Blackowi spojrzenie pełne nienawiści. - Ale może najpierw zechcesz go wysłuchać, przynajmniej zakończysz jego życie z właściwych powodów.

- Z jakich powodów? - zażądał Harry. - Jakie są jeszcze inne powody? - Odwrócił się z powrotem do Blacka, - Jakie inne powody mógłbyś mieć? To twoja wina, że moi rodzice nie żyją. Twoja wina, że mieszkałem w Surrey. Wszystkie dementory - TWOJA WINA!

- Wiem, Boże Harry, wiem. - powiedział Black, jego głos był zachrypnięty, ale szczery. - Przepraszam, tak mi przykro. Ale to nie tak, jak myślisz!

- Zamknij się - rozkazał Harry kolejnym pociągnięciem swojej magii. Odwrócił się do Snape'a, który opierał się o ścianę obok Lupina. Lupin wyglądał, jakby w każdej chwili miał dostać ataku paniki, jego oczy były wyłupiaste i zaciskał dłonie.

Snape wyglądał na znudzonego.

- O czym on mówi? - Harry zapytał Snape'a. - Co się dzieje?

- Może powinieneś pozwolić Syriuszowi...

- Nie mówiłem, kurwa, do ciebie. - Harry warknął na Lupina.

- Język. - Snape mruknął z zadowolonym uśmieszkiem w kąciku ust.

- Snape, co się dzieje? - Harry zapytał ponownie.

- Twój ojciec chrzestny. - Snape skrzywił się z grymasem, gdy to powiedział, - został oczyszczony ze wszystkich zarzutów dziś rano.

- Co?! - wrzasnął Harry. - Ale jak? Dlaczego? - Harry spojrzał za siebie na Blacka, który wciąż stał w miejscu i powtarzał coś bezgłośnie. Spojrzał z powrotem na Snape'a. - Dlaczego mieliby to zrobić?!

Myślał, że ten cholerny minister jest jego przyjacielem.

- Harry, mógłbyś...

- Możesz się go pozbyć? - Harry krzyknął do Snape'a, gestem wskazując Lupina. - Bo go skrzywdzę, jeśli nie.

Czuł, jak wzbiera w nim desperackie uczucie, a jego magia wirowała wokół niego, gotowa zrobić to, co chciał, przy najmniejszym impulsie. Jeśli Lupin nie odejdzie, teraz, Harry go skrzywdzi.

Nie był temu przeciwny, wciąż był winien Lupinowi za bogina, ale potrzebował odpowiedzi. Nie zrobiłby nic dobrego, gdyby Lupin zabił go przed zabiciem Blacka.

Miał magię po swojej stronie, ale Lupin miał szaloną siłę wilka. Harry nie był fanem równych szans.

- Chętnie. - powiedział Snape. Machnął różdżką i Harry z satysfakcją patrzył, jak Lupin zostaje wypchnięty na zewnątrz klasy, a drzwi zatrzaskują mu się przed nosem.

- Dlaczego wypuścili Blacka? - Harry natychmiast zapytał Snape'a.

Snape by go nie okłamał. Snape nawet nie lubił Blacka, nienawidził go tak samo jak Harry. Z pewnością też był tym zdenerwowany.

- Twoi rodzice zamienili Strażników Tajemnicy. - Snape powiedział spokojnie, grzecznie ignorując szalony wiatr, który magia Harry'ego powodowała, wypełniając pokój. - Użyli Pettigrew zamiast Blacka. Pettigrew był tym, który ich zdradził i wydał Czarnemu Panu. Potem to on zabił mugoli i upozorował swoją śmierć, kiedy Black się z nim skonfrontował.

Harry wpatrywał się w Snape'a, gdy otaczająca go magia osiadła u jego stóp.

- I ty w to wierzysz? - powiedział z niedowierzaniem. Brzmiało to mniej wiarygodnie niż kłamstwa, które Harry powtarzał w szkole podstawowej, by ukryć swoje siniaki.

Niedorzeczne.

- Nie uwierzyłbym, gdybym nie słyszał tego na własne uszy, kiedy Pettigrew był pod wpływem Veritaserum.

- Pettigrew tu był? Gdzie on teraz jest? - Harry zapytał szybko.

Jeśli to była prawda, to Pettigrew był powodem, dla którego Harry nie mieszkał z rodzicami, a Black był tym, który zostawił go Dursleyom.

Jeszcze dwadzieścia minut temu jedyną osobą, którą planował dzisiaj zabić, był on sam, ale wyglądało na to, że naprawdę mógł odwrócić cały ten dzień.

Naprawdę cud.

- Wierzę, że jest w drodze do Azkabanu. - powiedział Snape.

Harry wpatrywał się w niego, marszcząc brwi.

- Pozwoliłeś im go zabrać? Dlaczego miałbyś to zrobić?

- Pozwolenie im na aresztowanie Pettigrew było jedynym sposobem na oczyszczenie nazwiska Blacka, żebym mógł pozbyć się dementorów. - Snape spojrzał na niego ze współczuciem. - Gdyby nie dementorzy, chętnie pomógłbym ci w pozbyciu się szczura.

- Dementorzy zniknęli? Pozbyłeś się ich? Naprawdę? - Harry odetchnął, podekscytowany po raz pierwszy od miesięcy.

Nienawidził dementorów. Nienawidził ich bardziej niż Blacka. Nawet bardziej niż Dumbledore'a. Pozbycie się dementorów było warte opóźnienia śmierci Pettigrew.

Dementorzy sprawiali, że był słaby, bezwartościowy i żałosny.

A Snape się ich pozbył.

Snape uśmiechnął się i skinął głową.

- Już ich nie ma.

Harry poczuł ulgę, która ogarnęła go tak mocno, że gdyby nie to, że Black wciąż był w pokoju, prawdopodobnie by wiwatował.

- Czad... - uśmiechnął się do Snape'a. - Jesteś geniuszem.

- Zdaję sobie z tego sprawę. - Snape powiedział to znudzonym głosem, ale Harry mógł stwierdzić, że jest z siebie zadowolony. Skrzywił się, spoglądając ponownie na Blacka. - Sądzę, że w pewnym momencie będziesz musiał coś z nim zrobić, nie dodaje zbyt wiele do mojego wystroju.

Harry zerknął za siebie na Blacka i zobaczył, że ten wciąż siedzi w tym samym miejscu na podłodze, choć najwyraźniej zrezygnował z próby rozmowy i teraz po prostu zgromił wzrokiem Snape'a.

- Nie patrz tak na niego. - Harry warknął. Odwrócił się z powrotem do Snape'a i zobaczył, że ten praktycznie naśmiewa się teraz z Blacka. - Jak go w ogóle znalazłeś? - zapytał.

Snape gestem wskazał Harry'emu jego zwykłe krzesło przed biurkiem.

- Jeśli chcesz, możemy napić się kawy, podczas gdy ja opowiem ci niesamowicie antyklimatyczną historię. - Snape zaproponował niezobowiązująco, jakby nie było człowieka oczekującego na egzekucję, przyklejonego do desek jego klasy.

Harry zawahał się i ponownie spojrzał na Blacka.

Najpierw dowiedz się, co się stało, a potem zabij Blacka, zdecydował.

- 'Obra.

Harry obrócił krzesło na tyle, by widzieć zarówno Snape'a, jak i Blacka. Ostrożnie pociągnął za swoją magię i poczuł, że jest na miejscu na tyle, by utrzymać Blacka jeszcze przez chwilę.

Snape zawołał Mavis i zamówił im po filiżance kawy z mlekiem i cukrem. Prawa ręka Harry'ego lekko się trzęsła, gdy chwytał kubek, ale jeśli Snape to zauważył, nie skomentował tego.

- Otrzymałem dziś rano irytujący list. - powiedział Snape, gdy obaj przez chwilę popijali kawę. - Było w nim napisane: "znajdź szczura Weasleya".

Harry słuchał uważnie, gdy Snape wyjaśniał, jak dostał list od Blacka. Jak poszedł i zabrał Parszywka z ich dormitorium. Zażądał odpowiedzi od Lupina. Jak wezwał Madame Bones i pana Malfoya, a oni rozmawiali z Pettigrew. Wtedy Snape dostrzegł szansę na pozbycie się dementorów i skorzystał z niej.

- I sądzę, że pomijając kilka drobniejszych kwestii, co do których z chęcią pozwolę Blackowi się wytłumaczyć, prowadzi nas to do momentu, w którym wszedłeś i przerwałeś Blackowi, który zażądał, by się z tobą zobaczył.

- To... - Harry nawet nie wiedział, co powiedzieć. - To brzmi jak bzdura.

Parszywek, irytujący mały szczur, był animagiem. Wystarczająco sprytnym, by sfingować swoją śmierć i zrzucić mugolskie morderstwa na Blacka, ale zbyt głupim, by użyć magii do zmiany wyglądu i ukrycia się w innym kraju?

Gdyby ktokolwiek poza Snapem opowiedział mu tę historię, nigdy by mu nie uwierzył. Nigdy.

- Zgadzam się. - powiedział Snape. - A jednak to najwyraźniej prawda.

Harry spojrzał na Blacka, który przytaknął stanowczo.

- Więc jeśli nie zdradził moich rodziców... To jak to się stało, że pozwolił Hagridowi zabrać mnie tamtej nocy? Jeśli był niewinny i był moim ojcem chrzestnym, dlaczego nie zabrał mnie ze sobą?

- Doskonałe pytanie. - powiedział Snape. - Sugeruję, żebyś mu je zadał.

Harry starał się spojrzeć na Blacka równie nienawistnie jak Snape.

- Jeśli choćby drgniesz w moim kierunku, zabiję cię. - powiedział płasko, kierując nóż Blacka w jego stronę. - Zrozumiałeś?

I tak zamierzał go zabić. Ale najpierw chciał odpowiedzi. Jak powiedział Snape, lepiej zabić go z właściwych powodów.

Black wymamrotał coś niezrozumiałego, co wyglądało na zgodę, gdy Harry ponownie użył swojej magii.

- Jesteś silny. - Black zachichotał słabo, gdy został uwolniony.

- Wiem. - Harry przerwał mu. Nie potrzebował, by Black chwalił jego magię. Potrzebował, by odpowiedział na kilka pytań. - Dlaczego pozwoliłeś Hagridowi mnie zabrać?

Black podniósł się powoli i spojrzał uważnie na nóż, który Harry trzymał w lewej ręce. Najwyraźniej nie był tak głupi, jak Harry myślał.

Co niewiele mówiło, bo Harry uważał go za absolutnego idiotę.

- Byłem tam tamtej nocy. - Black powiedział z wahaniem. - Próbowałem cię zabrać, ale...

- Ale Hagrid powiedział, że Dumbledore chciał, żebym poszedł do ciotki. - Harry znów się wtrącił. - Tak, słyszałem tę historię. Dlaczego mu pozwoliłeś?

Black spojrzał między Harry'ego i Snape'a, marszcząc brwi, jakby nie rozumiał prostego pytania.

- Trzydzieści sekund. - Harry narysował. - Potem cię zabiję.

Black szybko spojrzał w stronę drzwi, ale nie na tyle szybko, by Harry tego nie zauważył.

- Nie - powiedział. - Zamknięte. - Uśmiechnął się ostro do Blacka, który wyglądał teraz na zdenerwowanego - Przykro mi, ale potrzebuję odpowiedzi.

- Harry, przepraszam. - Black jąkał się, podczas gdy Snape chichotał pod nosem. - Powinienem był o ciebie walczyć.

- Dlaczego tego nie zrobiłeś? - Harry zapytał ponownie. - Dwadzieścia sekund, Black. - dodał, gdy Black się zawahał.

- Nie mogłem sprzeciwić się Dumbledore'owi! - Black zawołał, jego szare oczy rozszerzyły się. - Co miałem zrobić? Ukryć cię przed nim na resztę życia?

Harry wstał i podszedł kilka kroków do Blacka. Ucieszył się, widząc, że mężczyzna odsunął się od niego.

- Tak - powiedział ostro. - Byłeś moim ojcem chrzestnym. Dokładnie to powinieneś był zrobić.

- Nie mogłem walczyć wbrew rozkazom Dumbledore'a! - powiedział Black. - Nikt nie mógł! Nie rozu-

- Snape by to zrobił. - Harry powiedział pewnie. - Snape nie pozwoliłby Dumbledore'owi zabrać mnie do ciotki, gdyby był moim ojcem chrzestnym, co?

- Snape był pieprzonym Śmierciożercą. - Black splunął. - Twoi rodzice nie zrobiliby go ojcem chrzestnym, gdyby był ostatnim wyborem na Ziemi.

- Nie mów tak o nim. - Harry powiedział lekko, posyłając zgrabne zaklęcie, które pokazał mu Blaise, w kierunku nadgarstka Blacka. Ostry skowyt bólu, któremu towarzyszyło słyszalne trzaśnięcie kości, sprawił, że Harry się uśmiechnął.

Będzie musiał jeszcze raz podziękować Blaise'owi za pokazanie mu tego zaklęcia.

- Mogłeś to przegapić, kiedy niszczyłeś nasze rzeczy, ale mam w kufrze niesamowity miecz. - Harry uśmiechnął się swoim najgroźniejszym uśmiechem, tym, który sprawiał, że starsi ślizgoni natychmiast zostawiali go w spokoju. - Mogę go tu mieć szybciej, niż zdążysz powtórzyć "Śmierciożerca".

Black wydawał się zaskoczony, co było raczej głupie z jego strony, biorąc pod uwagę, że Harry powiedział mu w noc Halloween, że zamierza go zabić. Czy myślał, że fakt, iż był winny tylko jednego czynu, a nie dwóch, oznacza, że Harry mu wybaczył?

- Wybrałeś zemstę zamiast mnie, co? - zapytał chłodno.

- Nie, Harry, nie. Przysięgam, próbowałem cię znaleźć w pierwszej kolejności.

- Ale nie zrobiłeś tego. - Harry zbliżył się o kolejny krok. - Zostawiłeś mnie samego. Byłem dzieckiem. Byłem sam.

- Przepraszam. - Black zawył. I naprawdę wyglądał na przepraszającego.

To jednak nie miało znaczenia.

- Gdybym wiedział, jak to będzie dla ciebie - nigdy nie pozwoliłbym Hagridowi zabrać cię szczeniaku. Przysięgam.

Harry zatrzymał się i przeanalizował to stwierdzenie.

Prorok Codzienny czy Snape?

Rzucił mroczne spojrzenie w stronę Snape'a, który potrząsnął głową, podnosząc się na nogi.

Nie Snape.

- Co ty wiesz o moim życiu? - Harry zapytał powoli. - Nic o mnie nie wiesz.

- Cóż... - Black zawahał się i spojrzał błagalnie na Snape'a.

- Twój pogrzeb, kundlu. - Snape prychnął zza Harry'ego.

- Co to znaczy "gdybyś wiedział, jak to będzie"? - Harry powtórzył, kiedy Black przestał mówić. - CO TO, KURWA, ZNACZY?

- Oddychaj. - Snape mruknął, gdy magia Harry'ego znów zaczęła wariować.

- Nie chcę, kurwa, oddychać. - mruknął Harry, chociaż wziął kilka głębokich oddechów, by się uspokoić.

Nic by nie pomogło, gdyby przypadkowo zabił Snape'a, bo Black był idiotą.

Uspokoił się, a potem spojrzał równo na Blacka.

- Co miałeś na myśli?

- Nie wariuj, dobrze? - powiedział Black. Harry poczuł, jak Snape przesuwa się za nim i wiedział, że cokolwiek Black miał do powiedzenia - Harry bardzo desperacko nie chciał tego słuchać.

- Jestem animagiem. - powiedział Black. - I... i spotkaliśmy się.

Harry patrzył, jak Black nagle zmienia się w...

Ponuraka.

Ponuraka, którego karmił.

Który był jego przyjacielem.

Któremu zdradził prawie wszystkie swoje sekrety.

Harry zamarł. Zszokowany do głębi. Powiedział mu... wszystko. Każdą słabą, żałosną myśl, jaką miał. Mówił o wspomnieniach, które przywołali dementorzy. I o jego boginie.

Mówił o byciu złamanym.

Mówił o Dursleyach. O schroniskach dla młodzieży. O... o ostatniej zimie. I... o wszystkim, co planował.

- Ty... - Harry był tak zszokowany, że ledwo mógł mówić. - Ty głupi - TY GŁUPI PSIE!

Harry rzucił się na Ponuraka, który przemienił się z powrotem w Blacka i szybko pobiegł w stronę drzwi.

- Harry, nie chciałem... przepraszam...

- Zabiję cię! - wrzasnął Harry. Rzucił trzymany w ręku nóż w klatkę piersiową Blacka i przeklął, gdy zamiast tego trafił go w ramię. Jego celowanie nie było tak dobre w lewej ręce.

- Snape! - wrzasnął Black, uchylając się przed szybko wystrzeloną klątwą Harry'ego. - Pomożesz mi?!

Harry nie usłyszał odpowiedzi Snape'a, który skupił się na zranieniu Blacka, ale nie sądził, by brzmiało to tak, jakby zamierzał wkroczyć do akcji.

- Harry, ja... arghhh!

Harry uśmiechnął się, gdy Black upadł na kolana i krzyknął.

- Musi być dźwiękoszczelne pomieszczenie. - Harry rozmyślał na głos, jego głos był tak zimny, jak czuł się w tej chwili. - Pomyślałem, że może Lupin spróbuje wrócić.

- Wyciszyłem je w momencie, gdy Black się przemienił. - Snape powiedział równie swobodnie, jak do tej pory. - Nie chciałbym, żeby twoje spotkanie z ojcem chrzestnym zostało zakłócone.

Harry zakończył zaklęcie na Blacku, rzucając Snape'owi pytające spojrzenie.

- Wiedziałeś?

Snape od razu go zrozumiał, tak jak Harry podejrzewał, że tylko Snape mógł.

- Nie wiedziałem, aż do dzisiejszego ranka.

Harry skinął głową, odwracając się z powrotem do Blacka. Jeśli Snape powiedział, że nie wiedział, to nie wiedział.

Black wyciągnął rękę w stronę Harry'ego, jego głos był szorstki, gdy mówił.

- Zasłużyłem na to. Ale Harry, posłuchaj, wiem, że nie chciałeś mi powiedzieć tych rzeczy, ale teraz, kiedy już wiem, mogę ci pomóc, dobrze?

- Pomóc mi? - Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Jakiej pomocy mógłbym od ciebie potrzebować?

Zacisnął prawą dłoń w pięść, wpatrując się w Blacka. Nie wiedział, czy to brak dementorów, czy fakt, że w końcu miał kogoś, na kim mógł wyładować cały swój zimny gniew, ale czuł się lepiej niż przez ostatnie tygodnie. Prawdopodobnie nawet miesięcy.

Nie potrzebował pomocy. Z pewnością nie od Blacka.

- To, co powiedziałeś zeszłej nocy, nie musi tak być, Harry. - powiedział Black, próbując wstać. - Jesteś młody, masz po co żyć...

- Zamknij się. - Harry ostrzegł go, jego twarz rozgrzała się, gdy zdał sobie sprawę, że Snape słyszy wszystko, co mówi Black. - Zamknij się.

- Możemy po prostu porozmawiać? - powiedział Black. Harry zignorował jego szare, pełne nadziei oczy, które wyglądały jak oczy Ponuraka. - Tak bardzo mi na tobie zależy...

- Zamknij się. - powiedział Harry. Cofnął się o kilka kroków, zanim Black zdążył powiedzieć cokolwiek więcej. - Odejdź.

- Harry, ja...

- ODEJDŹ! - wrzasnął Harry. - ZAMKNIJ SIĘ I ODEJDŹ!

Harry wysłał szybkie uderzenie swojej magii w kierunku drzwi, by otworzyć je dla Blacka. Potrzebował, żeby wyszedł, natychmiast.

Black spojrzał przez ramię Harry'ego, prawdopodobnie w stronę, gdzie stał Snape.

- Snape-

- Idź, Black. - Snape powiedział chłodno. - On nie chce rozmawiać. Odejdź, póki możesz.

Black ruszył w stronę drzwi, spoglądając żałośnie na Harry'ego.

- Przykro mi, Harry. Będę tutaj, kiedy będziesz gotowy do rozmowy - powiedział. - Kocham cię, szczeniaku.

Harry podciął mu nogę szybkim ruchem swojej magii, gdy ten wychodził przez drzwi.

- Możesz zamknąć drzwi? - powiedział, dysząc ze złości, którą czuł w piersi. - Sprawić, żeby nie mógł wrócić?

- Chętnie.

Harry odczekał chwilę, patrząc, jak Snape zamyka i odgradza drzwi, zanim opadł na podłogę. Nie sądził, by miał teraz siłę zabić Blacka. Czuł się roztrzęsiony i obnażony w sposób, do którego nie był przyzwyczajony.

- Oszukał mnie. - powiedział cicho. - Kurwa, oszukał mnie. Sprawił, że myślałem, że jest tylko psem.

- Tak. - Snape zgodził się uroczyście, siadając ze skrzyżowanymi nogami naprzeciw Harry'ego.

- Powiedziałem... Powiedziałem wiele rzeczy. - Harry przyznał. - Nie wiedziałem, że to on.

- Wiem. - Snape powiedział. - Mogę zobaczyć twoją rękę?

Nagła zmiana tematu przez Snape'a wytrąciła Harry'ego z równowagi. Odchylił się do tyłu, aż poczuł biurko na plecach.

- Nie.

- Jesteś ranny, Harry. Daj mi swoją rękę.

Harry celowo zgiął lewą rękę. - Wszystko w porządku - powiedział.

- Prawą, jeśli można.

- Powiedział ci, że jestem ranny? Bo jest kłamcą. - powiedział Harry.

Nienawidził tego głupiego psa. Nienawidził Blacka za to, że wiedział o nim te wszystkie rzeczy. Nienawidził go za to, że widział go zeszłej nocy... widział go słabego i... o Boże, płakał na tym gnojku.

Harry przeklął siebie za to, że nie usunął mu pamięci, kiedy miał okazję.

Głupek.

- Widziałem, że była zraniona zeszłej nocy. - powiedział Snape, przyciągając Harry'ego z powrotem do rozmowy, której wolałby nie prowadzić. - Chciałbym, żebyś zdjął urok i albo sam ją uleczył, albo pozwolił mi to zrobić.

Harry wpatrywał się w spokojne, ciemne oczy Snape'a, który uniósł prawą rękę. Black już wiedział. Dlaczego Black miałby wiedzieć, a nie Snape?

Snape nie śmiałby się. Nie wyśmiałby go ani nie nazwał słabym.

Przestań się ukrywać, rozkazał swojej dłoni. Blask zniknął z łatwością, gdy Harry poczuł, jak magia wraca do jego wnętrza.

Nie zawracał sobie głowy patrzeniem na rękę, tylko na Snape'a. Wiedział, jak wyglądała. Jego palce były posiniaczone i spuchnięte, knykcie porysowane, popękane i zakrwawione. Pomyślał, że prawdopodobnie naderwał nerw w jednym z palców. Ale rozkoszował się tym bólem, delektował się nim. Dzięki niemu czuł się ostry, gdy planował, jak powiedzieć Snape'owi o ojcu Theo.

- Zamierzam przywołać esencję leczniczą, chyba że wolisz sam ją uleczyć. - Snape powiedział cicho.

- Nie sądzę, bym mógł to zrobić teraz. - Harry przyznał. - Moja magia jest zmęczona. Inaczej po prostu bym go zabił.

Snape nucąc, przywołał esencję i skinął na Harry'ego, by zbliżył się do niego.

- Byłoby głupotą zabić go w Hogwarcie. - powiedział, gdy Harry powoli zbliżył się do niego. - Byłoby szkoda pozbyć się dementorów tylko po to, by zostać wysłanym prosto do Azkabanu.

- Nie poszedłbym do Azkabanu. - Harry podał Snape'owi rękę.

- Och? - Snape naniósł trochę esencji na knykcie Harry'ego i Harry syknął między zębami, gdy te zaczęły płonąć, zanim skóra zaczęła się z powrotem zrastać. - Miałeś jakiś wielki plan ucieczki? Może przemianę w szczura i zamieszkanie z Ronaldem?

Harry parsknął lekko na sarkastyczny ton Snape'a.

- Ukryłbym się w naszym domu i uczynił cię Strażnikiem Tajemnicy. - powiedział pewnie. - Nikt by mnie wtedy nie znalazł, co?

- Nie znalazłby. - Snape się zgodził. - Oddychaj głęboko, bo leczę złamania.

Harry obserwował z zaciekawieniem, jak Snape stuka w jego dłoń dwa razy, a kości trzaskają i ustawiają się z powrotem we właściwej pozycji. Zgiął rękę i z ulgą, ale i rozczarowaniem zobaczył, że jest jak nowa.

- Dzięki. - powiedział niechętnie.

- Możesz mi podziękować, nie robiąc tego ponownie. - Snape powiedział. - Jestem pewien, że jest wielu bardziej zasługujących na twój gniew niż ty sam.

Harry wzruszył ramionami.

- Co Black ci powiedział? - zapytał ostrożnie. - Zanim tu dotarłem?

Powiedział Ponurakowi wiele rzeczy. Snape znał większość z nich. Ale było kilka rzeczy, o których nie wiedział...

- Powiedział mi, że zamierzasz dzisiaj zakończyć swoje życie. - powiedział Snape.

Zabiję go, przysiągł sobie Harry. Zabiję.

- I wiesz, że on kłamie, prawda? - Harry zapytał, a w jego ton wkradła się desperacja. - Jest kłamcą, Snape. Nie można mu ufać.

- W tym przypadku jestem skłonny mu uwierzyć. - Snape powiedział powoli. - Wierzę, że dementorzy mieli strasznie negatywny wpływ na twoje zdrowie psychiczne i wierzę, że twoje samookaleczenie było znakiem, którego nie powinienem był przeoczyć.

- Nie samookaleczam się. - Harry zadrwił słabo. - Wściekłem się i uderzyłem w drzewo, a teraz nic mi nie jest.

Snape wydał z siebie odgłos niedowierzania.

- Gdybym przeszukał teraz twój dormitorium, nie znalazłbym listu zaadresowanego do przeczytania po twojej śmierci? - Snape zgadł z dokładnością tak ostrą, że Harry poczuł się, jakby przez chwilę nie mógł oddychać.

- N-nie. - Harry skłamał. - Nie wiem, dlaczego tak pomyślałeś.

- Przepraszam. - Snape przeprosił, zanim ponownie machnął różdżką. Harry przez chwilę był zdezorientowany, nie wiedząc, co powinno się wydarzyć, zanim pergamin przeleciał pod drzwiami prosto do ręki Snape'a.

- Droga Luno. - przeczytał na głos z lekkim zmarszczeniem brwi skierowanym na pergamin, a jego oczy szybko go przeskanowały.

- Oddaj to. - Harry zawołał, rzucając się po pergamin. - To prywatna sprawa Snape!

Snape pozwolił mu wyrwać papier z rąk, a Harry szybko pobiegł i wrzucił go do rozpalonego ognia. Jego twarz była tak czerwona, że wiedział, iż Snape widzi go po drugiej stronie pokoju.

- To było prywatne. - wysyczał. - To nie twój pieprzony interes.

- Nie zgadzam się. - Snape powiedział, jego głos był wciąż stabilny, mimo że jego oczy wyglądały teraz łagodnie. - Myślę, że twoja decyzja o zakończeniu życia jest w dużej mierze moją sprawą.

- Nie zamierzałem. - Harry wykrztusił. - Byłem po prostu... zdenerwowany z powodu dementorów. A teraz już ich nie ma. Więc teraz jest w porządku. Tak?

- Nie jest w porządku. - Snape powiedział. - Nie mogę zignorować faktu, że czułeś się tak zdesperowany, że wierzyłeś, że jedyną opcją jest zakończenie życia.

- Nie zamierzam kończyć swojego życia. - Harry zmarszczył brwi. - Przepraszam, dobrze? Nie myślałem. Ale zamierzałem z tobą porozmawiać! Tego właśnie chciałeś, prawda? Żebym przyszedł z tobą porozmawiać?

- Miałeś plan. - Snape powiedział bez ogródek. - Napisałeś list, w którym zapisałeś swoje rzeczy przyjaciołom i miałeś plan, Harry.

Harry starał się wymyślić sposób, by zmusić ich do porzucenia tematu, gdy Snape wstał i powoli podszedł do biurka.

Snape spojrzał na Harry'ego i wydawało mu się, że dostrzegł błysk sympatii w jego oczach, zanim przywołał swojego Patronusa.

- Co ty wyprawiasz? - Harry zapytał nerwowo.

- Harry i ja będziemy niedostępni przynajmniej do piątego stycznia, kiedy szkoła zostanie wznowiona. - powiedział, całkowicie ignorując Harry'ego. - Byłbym wdzięczny, gdybyś zechciał popilnować moich uczniów.

Harry zakradł się do drzwi, gdy Snape wysyłał swojego Patronusa. Warknął, gdy zdał sobie sprawę, że wciąż są zamknięte na klucz.

- Wracamy do domu na resztę przerwy. - Snape powiedział, patrząc, jak Harry zmaga się z drzwiami. - Myślę, że obaj moglibyśmy odpocząć od zamku.

- Och. - Harry opuścił rękę i nagle poczuł się głupio. Snape zachowywał się dziwnie, więc martwił się, kiedy Snape przywoływał swojego Patronusa, że zaplanował coś strasznego. Ale powrót do domu na półtora tygodnia? To nie było straszne. To byłoby świetne. - Dobra, czad. Pójdę po Sevvie, mój kufer i powiem przyjaciołom, tak?

- Nie ma potrzeby. - powiedział Snape, bazgrząc coś na kawałku pergaminu. - Wyślemy Mavis po twoją sowę i kufer, a ja wyślę pannie Bones wiadomość, informując ją o naszym wyjeździe. Jeśli przejdziesz przez kominek, pójdę za tobą.

- Okaaaay. - Harry powiedział powoli. Snape zachowywał się... dziwnie. Może przytłumiony? - Zobaczymy się za chwilę, w domu? - sprawdził.

- Na pewno. - Snape powiedział, jego oczy były spokojne i uspokajające. Harry próbował zignorować część swojego mózgu, która kazała mu myśleć, że jest w pułapce i postanowił zaufać Snape'owi.

Harry chwycił szczyptę proszku i wywołał ich adres oraz hasło; - Spinners End, Sevvie!

Zamknął oczy, wirując i kręcąc się w różnych kominkach, zanim został wypluty w ich salonie. Cofnął się szybko od kominka, nie chcąc zostać trafionym, kiedy Snape przybył.

Snape był... dziwny. Harry nie wiedział, czy po prostu zaakceptował jego wyjaśnienie dotyczące szalonego listu, który napisał do Luny tego ranka, czy może go to nie obchodziło? Nie, nie to. Snape'a by to obchodziło. Już to powiedział. Może po prostu zrozumiał o dementorach?

Harry poszedł rano do jego gabinetu, planując znaleźć sposób na wyjaśnienie sprawy ojca Theo bez łamania przysięgi. Zamiast tego czekał na niego Black i szalona historia o zmarłych, którzy tak naprawdę nie byli martwi, o strażnikach tajemnicy, animagach i głupich, pieprzonych psach z szarymi oczami.

Tak jakby zapomniał o swoich planach, dopóki Snape o nich nie wspomniał.

Nie był pewien, czy jego plany się zmieniły, czy po prostu się opóźniły. Jego głowa była wolna od mgły, która wypełniała ją od tygodni.

I musiałby zabić Syriusza Blacka przed śmiercią.

Znał teraz prawie wszystkie jego sekrety. Z tego, co Harry wiedział, mógł teraz mówić o nich Lupinowi.

Harry stał przed półkami z książkami, snując plany, kiedy Snape z gracją wyszedł z kominka.

- Jesteś głodny? - zapytał.

- Nie - mruknął Harry, rozkojarzony.

- Czy wierzysz mi, gdy mówię, że nikt, kto życzy ci krzywdy, nie będzie w stanie przeniknąć przez nasze bariery?

Harry przestał chodzić i spojrzał z zaciekawieniem na Snape'a.

- Przypuszczam, że tak. - przechylił głowę, studiując swobodną postawę Snape'a i jego ton. - Dlaczego?

- Czy w takim razie będziemy się kłócić o to, czy oddasz mi swoje noże na resztę przerwy, czy też zaufasz swojej pełnej ochronie tutaj?

Harry zadrwił i wznowił spacer.

- Nie oddam moich noży. - powiedział. - Odbiło ci.

- Accio noże Harry'ego Pottera.

Harry spojrzał w górę, zaskoczony, gdy oba noże wyleciały z jego kieszeni w ręce Snape'a.

- Co do cholery?! - zawołał. - Oddaj to, Snape!

- Nie - powiedział Snape. Stuknął w noże różdżką, a Harry krzyknął, gdy zniknęły. - Byłoby strasznie nieodpowiedzialne z mojej strony, gdybym pozwolił ci nosić je w tej chwili.

Harry wpatrywał się w niego z otwartymi ustami.

- Co jest, do cholery?

- Możesz je odzyskać, kiedy przestanę uważać, że stanowisz zagrożenie dla samego siebie. - Snape powiedział spokojnie.

- Nie jestem dla siebie zagrożeniem. - Harry zaklął. - Co to ma być? Zamykasz mnie?

- Tak. - Snape powiedział, siadając na fotelu. - Zakładam, że wolałbyś zostać tutaj, a nie w Świętym Mungo?

Harry zbladł na tę groźbę. Nie zamierzał iść do szpitala.

- Nie. Jestem. Szalony. - powiedział zaciskając szczękę. - To, co powiedziałem - nie miałem tego na myśli. I to i tak twoja wina!

- Moja wina? - Snape uniósł zdziwiony brew. - Jakim cudem uważasz, że jestem winny temu, że Black udaje bezpańskiego psa?

- To twoja wina, że w ogóle coś takiego powiedziałem! - Harry powiedział, a jego głos stawał się coraz gorętszy, gdy zrzucał to na Snape'a. - Kazałeś mi z kimś porozmawiać i tak zrobiłem, a potem on powiedział ci, co powiedziałem!

- I to oczywiście moja wina, że powiedziałeś Blackowi o zamiarze popełnienia samobójstwa. - Snape powiedział z najsłabszym szyderstwem.

- To nie to, co powiedziałem! - Harry krzyknął. - Sprawiasz, że brzmię jak wariat, kiedy ja tylko... tylko mówiłem! Nie miałem tego na myśli. - Harry wziął głęboki oddech i szybko rozejrzał się po pokoju. Mógłby wyjść frontowymi drzwiami, ale dokąd miałby pójść? Kominek znajdował się tutaj i nawet jeśli kiedyś aportował się po Londynie, nie robił tego od dłuższego czasu, ani na tak dużą odległość.

- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie uciekał, bo to twój dom. - powiedział Snape, po raz kolejny odgadując z niesamowitą precyzją dokładne myśli Harry'ego.

- Zmieniłem zdanie. - Harry powiedział, myśląc szybko. - Możemy wrócić do Hogwartu?

- Nie.

- Nie? Co-? - Harry wpatrywał się w Snape'a, nie rozumiejąc. - Co się dzieje?

- Ty i ja pójdziemy odwiedzić Uzdrowiciela Umysłu.

- Ty i ja, nigdzie nie pójdziemy. - zaśmiał się szyderczo. - Możesz iść, jeśli chcesz.

- Możesz iść do Uzdrowiciela Umysłu albo do Świętego Mungo. - powiedział Snape.

Harry zamrugał, gdy dotarła do niego groźba Snape'a.

- Kim jesteś?! - zażądał Harry. - Myślałem, że jesteś moim przyjacielem!

- Jestem, ty arogancki bachorze. - Snape syknął. - I jako twój przyjaciel mówię ci, że skończysz w małej trumnie, jeśli nie otrzymasz pomocy.

Harry zbladł na kwaśny ton Snape'a i potrząsnął głową. To było zbyt wiele. Cały ten dzień to było zbyt wiele.

- Możemy iść jutro? - powiedział cicho, zastanawiając się nad opcjami. - Jestem zmęczony, a ten dzień... był dziwny, tak?

Snape wpatrywał się w niego w ten sam sposób, w jaki Harry zazwyczaj przyglądał się ludziom.

- Pójdziesz bez walki - jutro rano? - powiedział, jego spojrzenie było surowe.

- Tak. - Harry skłamał. Do tego czasu znajdzie sposób, by się z tego wykręcić. Ale jeśli musiał iść, to wszystko było lepsze niż Święte Mungo. Znał kilka dzieci ulicy, które trafiły do szpitala i nigdy z niego nie wróciły. Harry nie zamierzał zostać zmuszony do pobytu w jakimś szalonym szpitalu i pozostawiony tam na pastwę losu.

- Przepraszam, Harry. - Snape westchnął. - Czy byłbyś skłonny przysiąc to na swoją magię?

Harry usunął z twarzy irytację, złość i zdenerwowanie i przybrał znudzoną maskę, której nauczył go sam Snape.

- Oczywiście, profesorze - powiedział chłodno. - Przysięgam na moją magię, że jutro pójdę do pieprzonego biura Uzdrowicieli Umysłu.

Harry wzdrygnął się, czując zimną przysięgę wbijającą się w jego skórę.

- Dziękuję - powiedział Snape, uśmiechając się do Harry'ego. - Masz ochotę na lunch?

- Nie. - Harry splunął. - Będę w swoim pokoju.

Wbiegł po schodach i trzasnął drzwiami tak mocno, jak tylko mógł.

Przyrzekł, że pójdzie do biura Uzdrowicieli Umysłu. I zrobi to. Ale Snape nie mógł go, kurwa, zmusić do mówienia

 

Chapter 16: Pierwsza sesja rodzinna

Chapter Text

Pierwsza sesja rodzinna: 27 grudnia 1993 r.

- Severus! Wejdź, usiądź. A to chyba Harry?

Michael uśmiechnął się do ponurego nastolatka skulonego w drzwiach, podczas gdy jego opiekun, Severus Snape, zajął miejsce na sofie w jego gabinecie.

Spotkał Severusa wcześniej, kiedy ten przyszedł do niego w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania dotyczące nastrojów swojego podopiecznego. Michael był dość pewny swojej wstępnej diagnozy zaburzeń maniakalno-depresyjnych u nastolatka i skłamałby, twierdząc, że nie był chętny do zgłębienia tej kwestii. Nigdy nie miał pacjenta tak młodego jak Harry, który, według słów Severusa, wykazywał tak oczywiste objawy.

- Harry, usiądź - powiedział Severus. Michael wyczuł irytację w głosie mężczyzny i sądząc po zmrużonych oczach Harry'ego, doszedł do wniosku, że to nie był pomysł chłopca, aby przyjść na terapię.

Harry podszedł do kanapy i usiadł na jej krawędzi. Skrzyżował nogi i przybrał minę, która wyrażała ogromną nudę. Harry nie był jego pierwszym niechętnym nastoletnim pacjentem i nie będzie też ostatnim.

- No więc! - Michael klasnął w dłonie i uśmiechnął się do pary. - Powiedzcie mi, co skłoniło was do podjęcia terapii?

Latem Severus sugerował, że Harry nigdy nie zgodzi się na terapię. Michael martwił się wtedy, że Severus, jako opiekun, powinien naciskać bardziej, ponieważ Harry nie był leczony z powodu swoich dolegliwości. Był więc zaskoczony i oczywiście zadowolony, gdy jego asystent poinformował go, że Severus umówił Harry'ego na kilka wizyt w ciągu najbliższych półtora tygodnia.

Severus spojrzał na milczącego chłopca obok siebie i westchnął.

- Depresja Harry'ego ostatnio się pogłębiła - powiedział. - Wolałbym, żeby sam opowiedział ci o swoich problemach, ale poinformuję cię, jeśli nie zechce sam tego zrobić.

Michael zignorował groźne syknięcie Severusa w kierunku Harry'ego i uśmiechnął się uspokajająco do młodego mężczyzny.

- W porządku, Harry. Wiem, że terapia wydaje się bzdurą. Kto chce rozmawiać o swoich uczuciach, co? - Zachichotał lekko, powtarzając swój oklepany żart, po czym spoważniał. - Ale czasami pomocne jest wyrzucenie z siebie swoich myśli i uczuć.

W przeciwieństwie do większości nastolatków, Harry nie przewrócił oczami i nie wybuchnął kłótnią. Po prostu patrzył na Michaela, jakby był ślimakiem pod jego trampkami. Michael grzecznie obserwował go przez kilka minut, przyzwyczajony do niezręcznej ciszy niechętnych klientów, po czym zwrócił się do Severusa.

- No dobrze, Severusie, może opowiesz mi, jak depresja Harry'ego wpłynęła na ciebie?

- Na mnie? - Severus wyglądał na zaskoczonego, że włączył go do rozmowy. Michael zauważył, że zazwyczaj rozmowa z klientami zaczynała się, gdy rodzice lub opiekunowie dawali dobry przykład. - Ta sesja jest dla Harry'ego - powiedział Severus, przewracając oczami.

- Być może pomoże mu, jeśli usłyszy, jak to wpłynęło na ciebie - zauważył logicznie Michael, nie zrażając się chłodnym tonem Severusa. - Co sprawia, że uważasz, że Harry jest w depresji?

Severus westchnął ponownie i wyglądał na niezwykle dotkniętego tym pytaniem.

- Harry od pewnego czasu wykazuje wyraźny brak zainteresowania życiem. Nie sypia, nie je, nie zajmuje się tym, co sprawiało mu przyjemność, a od połowy listopada pojawiły się u niego inne niepokojące zachowania.

Michael kiwał głową, słuchając listy zachowań Severusa. Zgodził się, że wygląda to na klasyczny opis depresji. Zaskoczyła go jednak długość trwania. Inni pacjenci z chorobą afektywną dwubiegunową doświadczali epizodów depresji o nasileniu od łagodnego do ciężkiego, które zazwyczaj trwały od dwóch do czterech tygodni. Michael zastanawiał się, czy istnieją jakieś zewnętrzne przyczyny, które mogłyby wydłużyć czas trwania obecnej fazy u Harry'ego.

- Czy w ostatnim czasie zaszły jakieś zmiany w życiu któregoś z was? - zapytał. - Cokolwiek, co mogło mieć wpływ na te zachowania?

Harry zgromił wzrokiem Severusa, który, co ciekawe, odwzajemnił mu spojrzenie. Zanotował, że w domu może być potrzebne zwiększenie okazywania uczuć.

- Ojciec chrzestny Harry'ego niedawno wyszedł z więzienia - powiedział Severus. - To może mieć znaczenie.

- Albo to dementorzy - mruknął ponuro Harry.

- Dementorzy? - zapytał Michael, zainteresowany tym terminem. - Co to są dementorzy?

Severus spojrzał na Harry'ego jeszcze bardziej ponuro, a Michael skreślił swoją poprzednią notatkę. W ich domu zdecydowanie potrzebna była większa dawka czułości.

- To slangowe określenie strażników więziennych używane przez uczniów - wyjaśnił powoli Severus. - Mieliśmy ich sporo w naszej szkole i... nie tworzyli pozytywnej atmosfery.

Harry prychnął z pogardą, rozbawiony opisem Severusa.

- Dlaczego w waszej szkole byli strażnicy więzienni? - zapytał z ciekawością Michael. - Obaj mieszkacie w szkole z internatem w trakcie roku szkolnego, prawda?

- Zgadza się - odparł Severus. - Latem ojciec chrzestny Harry'ego uciekł z więzienia. Wysłano strażników więziennych do szkoły, aby ją zabezpieczyć, zanim jego imię zostało oczyszczone z zarzutów.

Michael zanotował sobie lekki uśmiech Severusa, gdy ten mówił o ojcu chrzestnym Harry'ego.

S. wydaje się czuć zagrożony przez ojca chrzestnego Harry'ego.

- I uważasz, że strażnicy więzienni sprawili, że czułeś się gorzej, Harry?

Michael nie potrafił sobie wyobrazić spokojnego środowiska sprzyjającego nauce, w którym kręcą się strażnicy więzienni.

- Tak - odparł Harry, mrugając i powracając do swojej poprzedniej znudzonej miny.

- Sytuacja z twoim ojcem chrzestnym musiała być stresująca. Chcesz o tym porozmawiać?

Harry skrzywił usta i siedział cicho.

- No dobrze. - Michael odwrócił się do Severusa z uśmiechem. - Jeśli Harry nie ma jeszcze ochoty rozmawiać, może opowiesz mi o tych innych niepokojących zachowaniach?

Severus spojrzał na Harry'ego z wyrazem przeprosin, po czym zwrócił się do Michaela z poważną miną.

- Harry się samookalecza - powiedział bez ogródek. - I napisał list pożegnalny.

Michael uniósł brwi aż do linii włosów. Dlaczego Severus nie wspomniał o tym od razu?

Pomimo troski o zdrowie psychiczne Harry'ego, S przedkłada swoją więź z nim nad jego bezpieczeństwo.

Harry zaczął syczeć na mężczyznę, miał zaczerwienione policzki i gniewne spojrzenie.

H czuje się zdradzony przez S, który poruszył temat samookaleczeń i myśli samobójczych" - napisał szybko na notatniku.

- Harry - mówi łagodnie. - Czy to prawda?

Harry przestał syczeć i zwrócił gniewne spojrzenie na Michaela.

- Nie - wycedził. - On kłamie.

Severus prychnął. - Myślałem, że moja szczerość jest moją jedyną zaletą?

- Nie masz żadnych zalet - powiedział z nienawiścią Harry.

Michael robił staranne notatki, gdy obaj zaczęli gorącą kłótnię.

- Ach? - pyta Severus przeciągle. - Przypuszczam, że możesz zwrócić się do swojego ojca chrzestnego, jeśli chcesz zmienić opiekę.

S. nie powinien poruszać kwestii opieki nad H. podczas kłótni - pisze szybko Michael.

- Może powinieneś się odpierdolić - mówi Harry. - Ty i on nawzajem.

- Może lepiej uważaj na język - warczy Severus.

H nie lubi swojego ojca chrzestnego tak samo jak S.

- Skoro ciągle o nim wspominasz - przerywa im Michael, zachowując spokój pomimo identycznych spojrzeń skierowanych w jego stronę. - Czy ktoś z was chciałby porozmawiać o oczywistej niechęci do ojca chrzestnego Harry'ego?

- Nie - warczy Severus.

Harry ożywił się i uśmiechnął niewinnie, co Michael mógłby uznać za szczere, gdyby jego oczy nie błyszczały nagle figlarnie.

- Jasne - zaproponował. - Snape nienawidzi go, bo ten zamienił mu życie w piekło w szkole, byli kolegami z klasy, wiesz. Ale potem Snape zrobił wszystko, żeby oczyścić jego imię, czy to nie było z jego strony bardzo miłe?

Michael stłumił rozbawienie wywołane ostrożnymi manipulacjami Harry'ego. Znalazł temat, o którym Severus nie chciał rozmawiać, i rzucił drugiego mężczyznę na pastwę losu, próbując uniknąć rozmowy o liście samobójczym i samookaleczeniach.

H wykazuje możliwe oznaki socjopatii - do zbadania podczas indywidualnej sesji.

- Dlaczego go nie lubisz? - zapytał Michael Harry'ego.

Harry mrugnął do niego, na chwilę zaskoczony pytaniem.

- Zostawił mnie samego, nie? Wszedł do więzienia, kiedy byłem dzieckiem, i nie obchodziło go, co ze mną będzie.

H wykazuje wyraźne oznaki przywiązania/problemy związane z porzuceniem.

- To musi być niezwykle frustrujące - powiedział Michael z empatią. - Powiedziałeś mu, jak bardzo bolało cię to, że cię porzucił?

- Powiedziałem mu, że go zabiję - wzruszył ramionami Harry. - Doszedłem do wniosku, że to bez różnicy, prawda?

Czy H wykazuje oznaki myśli morderczych lub próby wywołania szokującej reakcji? Michael napisał szybko, zachowując spokojną minę.

- Zamknij się. - Syknął Severus.

S uważa, że H ma zamiar skrzywdzić innych. Kryje go?

- Myślałem, że chcesz, żebym mówił? - Harry znów się uśmiechnął.

Chłopiec był niesamowicie manipulacyjny. Michael sprawdził godzinę i poczuł ulgę, że do końca sesji pozostało tylko dwadzieścia minut.

- Cieszę się, że rozmawiasz, Harry - powiedział szczerze Michael. - Ale chciałbym porozmawiać o notatce, którą napisałeś.

- Nie widzę żadnej notatki - odparł beznamiętnie Harry. - Więc chyba jej nie ma, co?

- Droga Luno, mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Myślę, że będziesz, i przepraszam...

- ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknął Harry do Severusa, a jego twarz przybrała ciemnoczerwony kolor. - To była prywatna sprawa!

Severus tylko uniósł brew. - Myślałem, że to nigdy nie istniało?

H nie radzi sobie dobrze z poczuciem zdrady.

- Harry - powiedział łagodnie Michael, przerywając nadchodzącą eksplozję. - Dlaczego jesteś teraz tak zdenerwowany?

- Dlaczego jestem zdenerwowany? - Harry spojrzał na Michaela z niedowierzaniem. Jego zielone oczy były zamglone czymś, co Michael uznał za gniew i inne nieprzetworzone emocje, może wstyd? - Bo naruszył moją prywatność! Przeczytał list do mojego przyjaciela i zamierzał zacytować ci tę cholerną treść!

Michael skinął głową, słuchając wyładowania Harry'ego. Nastolatki były niezwykle prywatnymi ludźmi. Nie rozumiały jednak, dlaczego czasami trzeba naruszyć prywatność.

- Więc czujesz się teraz zdradzony przez Severusa? - zapytał delikatnie.

- Pfff - Harry prychnął. - Nic nie czuję.

Michael powstrzymał westchnienie.

Harry zaprzecza wszelkim uczuciom poza gniewem.

Skupił swoją uwagę na Severusie. Zostało im dziesięć minut, a nie mógł zakończyć sesji bez zapewnienia Harry'ego o jego bezpieczeństwie.

- Jakie środki zostały podjęte, aby zapobiec ewentualnym próbom samookaleczenia Harry'ego?

- Wróciliśmy do domu, gdzie mogę lepiej monitorować jego działania. - Severus powiedział, ignorując szydercze uwagi nastolatka. - Zabrałem mu również noże.

- Noże? - przerwał Michael, zaskoczony. - Czy Harry nosi przy sobie noże?

Severus powiedział wcześniej, że Harry przez dłuższy czas był bezdomny. Nie było to niczym niezwykłym wśród bezdomnej młodzieży, która na ulicach potrzebowała ochrony. Jeśli Harry nadal je nosił, oznaczało to, że nadal czuł się zagrożony.

Kwestie bezpieczeństwa - szkoła czy dom?

- Tak - odparł Severus spokojnym tonem. - Do tej pory nie chciałem z nim walczyć o ich używanie.

- Teraz martwisz się o jego bezpieczeństwo, ponieważ zależy ci na jego zdrowiu. - Michael powiedział, mając nadzieję, że uświadomi Harry'emu obawy Severusa. - Proszę kontynuować, jakie inne środki pan podjął?

Severus spojrzał uważnie na Harry'ego, po czym odwrócił się z kamienną twarzą do Michaela.

- Uważam, że odebranie mu broni, monitorowanie jego zachowania i przyprowadzenie go tutaj to wszystko, co mogę zrobić.

Prawdopodobnie ma kamery lub inny sprzęt monitorujący, o czym nie chce rozmawiać w obecności H.

Michael skinął głową ze zrozumieniem.

- Harry, rozumiesz, dlaczego Severus się martwi?

- Nie.

Michael nie był pewien, czy Harry celowo udaje nieświadomego, czy naprawdę uważa, że Severus nie ma powodu, by martwić się listem samobójczym.

- Dobrze, panowie - powiedział z przyjaznym, choć nieco wymuszonym uśmiechem. - Chciałbym was zobaczyć w tym tygodniu. Może na indywidualnych sesjach?

Spojrzenie, którym Harry obrzucił Severusa i Michaela, jasno pokazało, że zamierza pojawić się ponownie.

Ale Harry był byłym dzieckiem ulicy. Michael znał kilka sposobów, by go przekonać.

- Harry, jeśli wolisz, żeby Severus przychodził na sesje i sam informował mnie o problemach, nie ma sprawy - powiedział radośnie. - Nie musisz być obecny, żebyśmy o tobie rozmawiali, jeśli czujesz się niekomfortowo.

- Och, będę tu - odparł natychmiast Harry. Uśmiechnął się ostro do Severusa. - Ale pamiętaj, Snape, to był twój pomysł.

- Severus tylko się o ciebie martwi - powiedział łagodnie Michael. - A terapia to bezpieczne miejsce, gdzie możesz zgłębiać wszelkie problemy, z jakimi się borykasz w życiu.

Zadzwonił minutnik i Harry oraz Severus natychmiast wstali. Michael podał im rękę i był zaskoczony, gdy Harry wychodząc, rzucił dziwną uwagę:

- Może następnym razem będę mógł porozmawiać o bazyliszku? Skoro tutaj jest tak bezpiecznie.

Michael nie usłyszał dokładnie, co odpowiedział Snape, ale rozpoznał zirytowany ton zmęczenia, który słyszał u wielu rodziców, z którymi miał do czynienia w swojej pracy. Podejrzewał jednak, że Severus miał znacznie więcej powodów do zmęczenia niż większość z nich.

Chapter 17: Potter, H

Chapter Text

Sesja indywidualna: 29 grudnia 1993 r.

Pół godziny przed planowanym przybyciem Harry'ego Pottera do gabinetu terapeutycznego Michaela Morrisa, Michael usiadł, aby przejrzeć swoje notatki i wyniki badań dotyczących klienta.

Harry James Potter, 13 lat, mężczyzna.
Aktualna diagnoza: Zaburzenia maniakalno-depresyjne.

Plan leczenia: Terapia i omówienie leków (terapeuta zaleci SS zagraniczne źródła, jeśli sytuacja tego wymaga).

Życie rodzinne: HP mieszka z opiekunem, SS, podczas wakacji. W trakcie roku szkolnego HP jest uczniem elitarnej szkoły z internatem dla uczniów uzdolnionych. SS twierdzi, że HP osiąga doskonałe wyniki w nauce przy minimalnym wysiłku, mimo że nie otrzymał formalnego wykształcenia od trzeciej klasy szkoły podstawowej do pierwszej klasy szkoły z internatem. Przed zamieszkaniem z SS HP był bezdomny w wieku od 8 do 11 lat. W wieku od 1 do 8 lat HP mieszkał z krewnymi ze strony matki, którzy znęcali się nad nim psychicznie, emocjonalnie i fizycznie, a ostatecznie wyrzucili go z domu. Rodzice HP zginęli, gdy miał 1 rok, a HP nie zachował żadnych konkretnych wspomnień. Krewni powiedzieli HP, że jego rodzice byli uzależnieni i porzucili go. Według SS, HP był ofiarą przemocy słownej, fizycznej i seksualnej, gdy był bezdomny. HP podzielił się z SS minimalnymi wspomnieniami na ten temat (istnieje zaufanie). SS twierdzi, że HP ma wielu bliskich przyjaciół w szkole. HP ma sowę, którą, jak twierdzi SS, traktuje z życzliwością i troską.

Obecne trudności: HP wykazuje oznaki samookaleczania i wykazywał zamiary/plany samobójcze. Od czerwca 1993 r. HP miał dwa nawracające epizody depresji. Latem 1993 r. HP wykazywał również zachowania maniakalne. HP zmaga się z poczuciem porzucenia (ojciec chrzestny?) i zdradą. HP wykazuje głęboką nieufność wobec innych w kwestiach uczciwości i swojego bezpieczeństwa. HP łatwo ujawnia gniew i zaprzecza innym emocjom. HP mówi o morderstwie jako oczekiwanej zemście wobec innych; nie wiadomo, czy jest to prawda, czy tylko szokująca wypowiedź. HP jest manipulacyjny, zwłaszcza gdy czuje się bezbronny lub atakowany w rozmowie.

Aktualny plan terapii: Zbadanie możliwości dodatkowej diagnozy. Omówienie głębi uczuć wobec innych. Zidentyfikowanie poglądów na moralność i dobro/zło. Omówienie relacji opartych na zaufaniu.

Cele przyszłej terapii: Mechanizmy radzenia sobie ze stanami depresyjnymi/maniakalnymi/myślami samobójczymi/i myślami o samookaleczeniu. Omówienie przeszłości i jej wpływu na rzeczywistość. Wykształcenie pozytywnego postrzegania siebie i innych.

Uwagi dodatkowe: Nie mam nadziei, że HP będzie kontynuował terapię bez wystarczającej presji ze strony służb socjalnych. HP prawdopodobnie będzie próbował manipulować sytuacją, aby sprawiać wrażenie, że wszystko jest w porządku, lub całkowicie odmówi rozmowy.

Michael dopił kawę, wyjątkowo mocną, bo spodziewał się, że to będzie trudna godzina, i wyszedł po Harry'ego.

- Harry - uśmiechnął się do młodego mężczyzny siedzącego w poczekalni. - Wejdź.

Harry wstał w milczeniu i powoli podszedł do Michaela. Uniósł brwi, gdy Michael przytrzymał drzwi, a potem szybko wszedł do biura. Michael zamknął drzwi i usiadł, gestem zapraszając Harry'ego, aby zrobił to samo. Harry usiadł na skraju kanapy, czujnie rozglądając się po pokoju. Wydawał się znacznie bardziej niespokojny niż podczas ostatniej wizyty.

Michael zrobił kilka szybkich notatek na temat jego zachowania.

Wydaje się niespokojny i skrępowany - boi się rozmawiać lub zostać sam na sam ze mną?

- Jak się dzisiaj masz? - zapytał uprzejmie Michael.

- Czadowo - odparł krótko Harry.

- Czy jest coś konkretnego, o czym chciałbyś dzisiaj porozmawiać? - zapytał Michael.

- Niee - odparł Harry, celowo przeciągając słowo, prawdopodobnie chcąc zirytować. Michael tylko się uśmiechnął.

- Może opowiesz mi coś o sobie?

- Jasne - odparł Harry, cofając się na krześle. - Nazywam się Harry Potter i jestem niesamowicie sławny.

- Naprawdę?

- Oczywiście, że tak - wyśmiał Harry. - Czarny Pan próbował mnie zabić, ale mu się nie udało. Wszyscy znają moje imię, ponieważ pokonałem go raz. Cóż, trzy razy, jeśli liczyć Quirrella i ducha, a ja liczę. Pewnego dnia zabiję go na dobre.

H marzy o wielkości.

- Kim jest Czarny Pan? - zapytał Michael, wchodząc w grę Harry'ego, który próbował zmarnować godzinę sesji opowiadając fantastyczne historie.

Harry pochylił się do przodu, a jego zielone oczy błyszczały figlarnie za srebrną oprawką okularów.

- Nazywają go „Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać" - wyszeptał dramatycznie, po czym roześmiał się. - Ja nazywam go Timmy, a on tego nie znosi.

- I Timmy próbował cię zabić, kiedy byłeś dzieckiem?

- Tak - odparł Harry. - Ale nie mógł tego zrobić, prawda? Dlatego jestem sławny.

- Opowiedz mi coś jeszcze o sobie - zaproponował Michael.

- Nie ma nic więcej do powiedzenia - odparł Harry, a jego znudzona mina kontrastowała teraz z poprzednim figlarnym wyrazem twarzy.

- Może opowiesz mi o swoich przyjaciołach?

- Dlaczego?

- Severus powiedział, że masz wielu przyjaciół, których poznałeś w szkole - powiedział Michael. - Pomyślałem, że skoro nie masz nic więcej do powiedzenia o sobie, może zechcesz porozmawiać o nich.

- Co Snape powiedział o nich? - zapytał podejrzliwie Harry.

H ceni sobie prywatność w swoich związkach.

- Niestety, tak samo jak nie mogę powiedzieć Severusowi szczegółów, którymi dzielisz się ze mną, nie mogę też zdradzić szczegółów tego, co on powiedział.

Prawdę mówiąc, Severus nie powiedział zbyt wiele podczas ich jedynej sesji w lecie. Powiedział tylko, że Harry ma wielu bliskich przyjaciół i że poprzedniego lata zatrzymał się u kilku z nich. Michael miał po prostu nadzieję, że Harry nie zauważy jego nieszkodliwych manipulacji mających na celu poprowadzenie rozmowy.

- Nie wiem, co ci powiedzieć - powiedział w końcu Harry. - Mam mnóstwo przyjaciół, nie?

Michael zachował uprzejmy wyraz twarzy, aby Harry czuł się swobodnie podczas rozmowy.

- Kto jest ci najbliższy? - zapytał.

- Susan - odparł natychmiast Harry.

- Nie Luna?

Harry zmarszczył brwi, przypominając sobie, jak Severus zacytował początek jego listu samobójczego.

- Nie, nie Luna - odparł krótko. - Powiedziałem Susan, co?

- Dobrze, więc Susan - powiedział spokojnie Michael. - Dlaczego jest twoją najbliższą przyjaciółką?

- Była moją pierwszą przyjaciółką - wzruszył ramionami Harry. - Zawsze staje po mojej stronie i zawsze się złości, kiedy nie zabieram jej ze sobą na misje.

H bardzo ceni lojalność w swoich relacjach.

Michael zignorował prowokacyjną uwagę Harry'ego o „misjach", uznając ją za kolejną próbę zboczenia z tematu.

- Czy powiedziałbyś, że ją kochasz? Jako przyjaciółkę?

Harry lekko się wzdrygnął, po czym wpatrzył się w ścianę obok głowy Michaela. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a Michael widział, że kurczowo zaciska dłonie.

H wykazuje głęboki dyskomfort podczas rozmowy o uczuciach miłosnych.

- Nie musisz odpowiadać na żadne pytania, na które nie chcesz, Harry - powiedział łagodnie. - Czy powiedziałbyś, że ufasz Susan?

- Oczywiście - odparł Harry, a mięśnie jego ramion i tułowia nieco się rozluźniły na nowe pytanie. - Nie dała mi powodu, żebym jej nie ufał.

- Czy zazwyczaj ufasz ludziom, dopóki nie dadzą ci powodu, żeby przestać, czy też Susan jakoś na to zasłużyła, tak jak Severus?

- Susan nigdy nikomu nie zdradziłaby moich sekretów - odparł Harry, patrząc prosto na Michaela z irytacją malującą się na twarzy. - Więc zasłużyła na to, co?

- Czy Severus też na to zasłużył?

Harry wzruszył ramionami, zanim odpowiedział.

- Tak - odparł krótko.

- I stracił to zaufanie? - zapytał delikatnie Michael.

- To nie twoja sprawa, co? - odparł Harry.

Zaufanie jest dla H. trudne do zdobycia i łatwe do utraty.

- Cóż, poza Susan i może Severusem, komu jeszcze ufasz?

- Lunie - odparł Harry. - Może Theo. Czasami Ronowi i Blaise'owi. Zwykle Draco, ale on jest plotkarzem, nie? Mionie i Neville'owi trochę.

- To twoi inni przyjaciele? - zapytał Michael, zapisując ich imiona.

- Tak sądzę. Miona i Luna nie należą do gangu, ale Miona jest geniuszem, a Luna jest... cóż... Luną. Więc jesteśmy przyjaciółmi.

- A co z innymi dorosłymi?Harry mrugał do niego przez chwilę, po czym skrzyżował ramiona w obronnej postawie.

- Nie spędzam zbyt wiele czasu z innymi dorosłymi. Mama Blaise'a jest geniuszem, a ciocia Susan jest miła jak na glinę, ale to wszystko.

H nie ufa dorosłym bardziej niż dzieciom. Michael zanotował to, choć nie było to zbyt zaskakujące, biorąc pod uwagę jego przeszłość.

- Czy są dorośli, którzy mogą zdobyć twoje zaufanie? - zapytał.

Harry wzruszył ramionami w milczeniu, mrużąc oczy z podejrzliwością.

- Kto ci ufa?

Podejrzliwe spojrzenie Harry'ego zniknęło w jednej chwili, gdy mrugnął do Michaela z zaskoczeniem na to pytanie.

- Nie wiem. Może Snape?

- Czy jesteś osobą godną zaufania?

Harry poruszył się niespokojnie. - Nie wiem.

- Czy ludzie zwierzają się tobie?

Harry skinął głową po chwili namysłu.

- Czasami, o niektórych sprawach - odparł niejasno.

- Dobrze. - Michael uśmiechnął się do niego ponownie, mając nadzieję, że uda mu się przejść do jednej ze swoich ulubionych metod ustalania poglądów klientów na własną moralność. - A gdybyś opowiedział mi o sytuacji, w której wykazałeś się godnością zaufania, i o sytuacji, w której tego nie zrobiłeś?

- Jasne, ty pierwszy - Harry uśmiechnął się złośliwie.

H wykorzystuje informacje jako system wymiany.

- Dobrze - Michael odpowiedział swobodnie, przyzwyczajony do klientów, którzy woleli „wymieniać się" zamiast „dzielić się". - Uważam, że codziennie wykazuję się godnością zaufania w mojej pracy, ponieważ nigdy nie dzielę się informacjami o klientach. - Pochylił się w stronę Harry'ego i powiedział konspiracyjnym tonem: - A jeśli potrafisz dochować tajemnicy, to nie wykazałem się godnością zaufania, kiedy oszukiwałem na egzaminie z matematyki w szkole.

Harry przewrócił oczami na wyznanie Michaela.

- Obra, więc byłem godny zaufania, kiedy powiedziałem Ronowi, że uratuję jego siostrę w zeszłym roku i zrobiłem to. I przypuszczam, że nie byłem zbyt godny zaufania, kiedy zabiłem Lockharta.

Michael nie zmarszczył brwi, ale z trudem zachowywał cierpliwy wyraz twarzy. Severus opowiedział mu latem o samoobronie Harry'ego przed napastnikiem podczas napaści seksualnej. Czy to o nim mówił Harry?

- Kim jest Lockhart? - zapytał.

- Nauczyciel ze szkoły z zeszłego roku - odparł Harry z ostrym uśmiechem. - Przeciąłem mu gardło mieczem, co? Potem zakopałem go pod stosem głazów.

H nie waha się przyznać do przemocy i morderstwa - nie wiadomo, czy mówi prawdę, czy kłamie.

- I nikt w twojej szkole nie zauważył, że zniknął nauczyciel?

- Oczywiście, że zauważyli, są głupi, ale nie ślepi. - szydził Harry. - Powiedziałem im, że zabił go bazyliszek, a ponieważ tylko ja potrafię otworzyć komnatę, nie mogli tego sprawdzić, co?

Śmierć nauczyciela prawdopodobnie prawdziwa - opis H zawierający elementy fantazji oddziela go od działania.

- Co to jest bazyliszek? - zapytał Michael, słysząc to dziwne słowo po raz drugi.

- Gigantyczny wąż - odpowiedział Harry bez wahania. - Może zabić jednym spojrzeniem. Zabiłem go mieczem.

H wykazuje minimalne oznaki psychozy - fantazyjne opowieści są raczej próbą uniknięcia rozmowy o rzeczywistości.

Michael mruknął niewiążąco na opowieść Harry'ego. Nie zaprzeczy jego twierdzeniom, chyba że zostanie zmuszony do odpowiedzi.

- Wróćmy do momentu, kiedy powiedziałeś, że uratowałeś siostrę Rona. Co się stało?

Harry znów się uśmiechnął, najwyraźniej dostrzegając zmianę tematu rozmowy.

- Ginny była w Komnacie, prawda? Była opętana przez Czarnego Pana i używała bazyliszka do atakowania uczniów. Dumbledore wyrzucił mnie za to ze szkoły, ale Snape pomógł mi wrócić. Czarny Pan znudził się wykorzystywaniem Ginny i zabrał ją do Komnaty, aby ukraść jej duszę i powrócić do życia. Poszedłem tam, a Ron myślał, że jej nie uratuję, ponieważ jej nie lubię, ale uratowałem. Zabiłem bazyliszka, zabiłem ducha Czarnego Pana i uratowałem jej życie.

Michael spojrzał na zegar i podświadomie odetchnął z ulgą, widząc, że minęła nieco ponad połowa godziny przeznaczonej dla Harry'ego.

- Więc poszedłeś uratować siostrę Rona, udowadniając, że jesteś godny zaufania, ale po drodze zabiłeś swojego nauczyciela? - zapytał.

- Tak.

Prawda zmieszana z kłamstwem - czy H wierzy, czy tylko wymyśla historię, żeby zabić czas?

- Brzmi jak pracowity dzień. - powiedział Michael. - Jak się czułeś, kiedy udowodniłeś Ronowi, że może ci zaufać, mówiąc, że uratujesz jego siostrę?

Harry wzruszył ramionami. - W porządku. Powiedziałem mu, że jest mi winien kolejną przysługę.

- Lubisz, kiedy jest ci coś winien?

Harry westchnął i ponownie skrzyżował ramiona.

- Oczywiście, dlaczego nie miałbym lubić? Dostałem mapę od Freda i George'a w zamian za przysługę, nie? Miałem ją wykorzystać, żeby znaleźć Blacka, ale teraz jest mnóstwo innych ciekawszych rzeczy, do których mogę ją wykorzystać.

H lubi sprawować władzę nad innymi.

- Dlaczego chciałeś znaleźć swojego ojca chrzestnego?

- Bo chciałem go zabić - odparł Harry bez ogródek.

- Ponieważ czułeś, że porzucił cię jako dziecko?

- On mnie porzucił, kurwa, nie „czułem" niczego. - odparł gorąco Harry.

- Dobrze. - powiedział łagodnie Michael. - Rozumiem, dlaczego tak się czujesz. Myślisz, że pomogłoby, gdybyś mu powiedział, co czujesz, zamiast grozić mu krzywdą?

- Jasne. - Harry zaśmiał się bez radości i chłodno. - „Hej, Syriuszu, bardzo mnie zraniło, że zostawiłeś mnie, żeby popełnić serię morderstw". - Harry znów się roześmiał, po czym przewrócił oczami. - Nie sądzę.

- Dlaczego nie?

- Bo to głupie. - Odparł Harry. - Sprawia, że wydaję się słaby.

H ukrywa swoją wrażliwość za gniewem/przemocą.

- Czy dzielenie się swoimi uczuciami z innymi jest słabością? - Zapytał Michael.

- Posiadanie uczuć jest słabością. - Odparł Harry.

- Myślę, że posiadanie i okazywanie swoich uczuć może być niesamowitą siłą.

- Gdybyś żył na ulicy, nie przeżyłbyś tygodnia. - odparł Harry beznamiętnie.

- Ale nie tak jak ty, prawda? - zapytał Michael swobodnie. - Ty przetrwałeś lata, bo jesteś silny i mądry, prawda?

- Dokładnie - odparł Harry, a w jego oczach pojawił się błysk zadowolenia.

H wykazuje dumę ze swojej siły i przetrwania, silne poczucie odporności i samodzielności.

Michael sprawdził godzinę i zobaczył, że pozostało im dziesięć minut. Postanowił wykorzystać ten czas na ćwiczenie, które stosuje wobec wszystkich pacjentów z myślami lub skłonnościami samobójczymi.

- Harry, nasza dzisiejsza sesja dobiega końca. - powiedział. - Chciałbym, żebyś zrobił dla mnie coś, zanim skończy się nasz czas.

Harry uniósł jedną brew w milczącym geście, prosząc o wyjaśnienie.

- Czy mógłbyś mi powiedzieć pięć rzeczy w swoim życiu, które sprawiają, że jesteś szczęśliwy?

- Snape mówi, że żadne z moich wspomnień nie są „prawdziwie szczęśliwe" - powiedział Harry, marszcząc brwi. - Więc prawdopodobnie nie.

Michael szybko zanotował dziwny komentarz, który prawdopodobnie pochodził od opiekuna Harry'ego.

- Nie zrozumiałeś - powiedział łagodnie. - Nie pięć wspomnień z czasów, kiedy byłeś szczęśliwy, ale pięć rzeczy w twoim obecnym życiu, które sprawiają ci radość.

- Och. - Harry mrugnął, po czym zmarszczył brwi, zastanawiając się. - Cóż, Sevvie sprawia, że jestem szczęśliwy. Luna i Susan też, czy one liczą się jako dwie rzeczy?

- Przyjaciół liczymy jako jedną rzecz - powiedział Michael. - Więc twoja sowa i przyjaciele to dwie rzeczy, możesz wymyślić jeszcze trzy?

- Latanie, magia i... i... nie wiem. Może gorąca czekolada?

Michael poczuł ukłucie rozczarowania, gdy Harry ponownie wprowadził do rozmowy elementy fantazji. Nie miał wielkich nadziei, że Harry potraktuje terapię poważnie. W końcu większość osób, które są do niej zmuszane, rzadko to robi. Jednak spędzanie czasu z klientem tak uparcie unikającym rzeczywistości było męczące.

H stwierdza, że radość sprawiają mu zwierzęta domowe i przyjaciele. A także „latanie" i „magia". Kakao dodał po namyśle.

- Chciałbym, żebyś od teraz do następnego spotkania, kiedy poczujesz smutek lub zdenerwowanie, skontaktował się ze swoimi przyjaciółmi, pobawił się ze swoim zwierzakiem, a nawet napił się gorącej czekolady, dobrze?

- Ale nie będę latał? - zapytał Harry z lekkim uśmiechem na ustach.

Michael uśmiechnął się pobłażliwie.

- Myślę, że lepiej skup się na swoich przyjaciołach - powiedział.

Harry wstał, gdy zadzwonił minutnik, i spojrzał na Michaela z ogromną rozbawieniem.

- Nie jesteś taki zły - powiedział. - Powiedziałem Snape'owi, że mogę ci powiedzieć wszystko, co chcę, a on odpowiedział, żebym uważał, bo skończę w Azkabanie.

- Cieszę się, że to akceptujesz - odpowiedział Michael na ten nonsensowny komentarz. - A ty oczywiście możesz mi powiedzieć wszystko, dobrze?

- Obra - powiedział Harry. - Do zobaczenia.

Po wyjściu Harry'ego Michael odetchnął i przez kilka minut siedział, kontemplując przebieg sesji.

Przeniósł swoje szybko sporządzone notatki do bardziej rozbudowanych, opartych na rozmowie i zaobserwowanych sygnałach niewerbalnych.

Michael dopisał ostatnią notatkę do karty Harry'ego, po czym postanowił zakończyć pracę i pójść do pubu na drinka.

Ze względu na obojętność wobec przemocy i śmierci, H prawdopodobnie będzie głównym kandydatem do diagnozy psychopatii w wieku 18 lat.

 

Chapter 18: Snape, S

Chapter Text

Sesja indywidualna: 2 stycznia 1994 r.

- Severus, proszę wejdź - powiedział uprzejmie Michael.

Wyższy i, szczerze mówiąc, dość imponujący mężczyzna wszedł z godnością i usiadł na sofie w gabinecie Michaela.

Michael czekał na tę sesję z niepokojem. Nie miał wątpliwości, że Severus zapyta o sesję Harry'ego i odmówi sobie możliwości złagodzenia własnego ciężaru poprzez podzielenie się swoimi przemyśleniami i odczuciami na temat ostatnich zmian. Nie wydawało się przypadkiem, że Severus zaplanował sesję Harry'ego przed swoją. Chociaż Michael wolałby zachować poufność w sprawie Harry'ego, nie miał prawnego obowiązku nieujawniania informacji dotyczących nieletniego rodzicom lub opiekunom prawnym, jeśli bezpośrednio o to poproszą.

Co Severus natychmiast uczynił.

- Jak poszła sesja Harry'ego?

- Myślę, że powinniśmy zachować treść sesji Harry'ego dla siebie i skupić się dzisiaj na tobie - powiedział Michael z uprzejmym uśmiechem.

- A ja uważam, że powinniśmy omówić sesję Harry'ego, ponieważ to właśnie dlatego tu jestem - odparł Severus suchym tonem.

Michael westchnął w duchu. Zastanawiał się, czy Harry nauczył się uporu od Severusa, czy też to szczęśliwy zbieg okoliczności, że na siebie trafili.

- Martwi mnie liberalne podejście Harry'ego do przemocy i śmierci - powiedział ostrożnie. - Uważam również, że dobrze by mu zrobiło znalezienie dodatkowych dorosłych, którym mógłby zaufać.

- To może być trudne ze względu na ostatnią sytuację z jego ojcem chrzestnym - skrzywił się Severus. - Zachęcałem go, żeby zaczął ufać innym, a to przyniosło odwrotny skutek... i to dość spektakularny.

S wykazuje dobry instynkt, zachęcając H do nawiązywania zdrowych relacji.

- Och? - Michael był zainteresowany. - Czy mógłbyś mi opowiedzieć, co się stało?

- Harry znalazł bezpańskiego psa, któremu zaczął się zwierzać - powiedział powoli Severus. - Najwyraźniej opowiedział mu sporo, wierząc, że nie będzie w stanie powtórzyć żadnej z jego tajemnic...

- Tajemnic czy historii, myśli i uczuć? - przerwał Michael.

- Myślę, że dla Harry'ego to wszystko jedno i to samo. - odparł Severus.

H uważa, że myśli/uczucia/historia to sekrety, które należy chronić - zapisał z namysłem Michael.

- Przepraszam za przerwę - uśmiechnął się do mężczyzny. - Proszę, kontynuuj.

- Harry zwierzył się psu z wielu rzeczy, nieświadomy, że jest szpiegowany przez swojego ojca chrzestnego. Teraz czuje się zdradzony i obawiam się, że to uniemożliwi mu zwierzenia się innym.

- Ojciec chrzestny Harry'ego, Syriusz, szpiegował go, kiedy ten rozmawiał z psem? - zapytał Michael.

- Tak.

Michael zatrzymał się z piórem nad notesem. Nie był do końca pewien, jak to zapisać.

Zaufanie do psów zdradzone przez podglądającego ojca chrzestnego (?)" - napisał w końcu z zaciekawionym grymasem.

- I przyznał się Harry'emu, że go szpiegował?

- Tak.

- Jak zareagował Harry?

Severus westchnął i przetarł zmęczoną dłonią oczy.

- Rzucił w niego nożem.

Michael mrugnął kilka razy, zaskoczony rzeczowym tonem, jakim Severus wypowiedział te słowa.

- Widziałeś to?

- Tak.

- A co zrobiłeś, żeby zniechęcić go do takiego zachowania?

Severus uniósł brwi, najwyraźniej zaskoczony pytaniem.

- Ja... cóż... pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli sami to między sobą wyjaśnią.

S jest obojętny na przemoc H.

- Co tam piszesz? - zapytał Severus ostrym tonem.

- Napisałem, że Harry zareagował przemocą na coś, co uważa za zdradę zaufania. Co, jak już powiedziałem, jest niezwykle niepokojące. - Michael skłamał. Severus nadal obserwował go podejrzliwie, więc Michael odłożył na chwilę notes.

- Kim jest Lockhart? - zapytał.

- Kim według Harry'ego jest Lockhart? - zapytał Severus.

- Powiedział, że był nauczycielem w twojej szkole - odparł Michael. - Powiedział też, że nie żyje.

- Naprawdę? - mruknął Severus. - Chciałbym, żebyś mi dokładnie powtórzył, co Harry powiedział o Lockharcie.

Michael zadrżał, gdy podmuch zimnego powietrza zdawał się wdzierać do gabinetu.

- Oczywiście - odparł bez wahania. - Harry powiedział, że zabił go mieczem i zakopał ciało pod stosem głazów.

- Głupi bachor - mruknął Severus pod nosem. - A ty mu uwierzyłeś?

- Wierzę, że go zabił - odparł Michael, czując, że język nie jest mu tak związany jak zwykle. - Nie sądzę, żeby użył miecza, ani nie wierzę, że w grę wchodził bazyliszek.

- Bazyliszek - powtórzył Severus, a jego oczy przybrały mroczny wyraz. - Harry powiedział ci, że był tam bazyliszek?

- Tak - odparł Michael.

- Lockhart zginął w pożarze, który wzniecił podpalacz, o którym ci wcześniej mówiłem - wyjaśnił Severus. - Harry nie miał z tym nic wspólnego.

Michael rozważył tę nową informację w połączeniu z tym, co Severus powiedział mu latem. Wiedział, że jeden z uczniów podpalał szkołę, raniąc uczniów, a Harry został tymczasowo wydalony jako główny podejrzany. Severus walczył o jego ponowne przyjęcie po kolejnym pożarze, który miał miejsce podczas zawieszenia Harry'ego.

- Ciekawe. - powiedział Michael. - Zastanawiam się, dlaczego Harry przyznaje się do bycia przyczyną jego śmierci skoro został oczyszczony z zarzutów, gdy go wydalono.

- Jaka jest twoja najlepsza teoria? - zapytał Severus.

- Uważam, że Harry wykorzystał przykrywkę podpalacza, aby go zabić - odparł Michael. - Myślę, że Harry jest niezwykle niebezpieczny i dla bezpieczeństwa innych powinien trafić do szpitala psychiatrycznego.

- Tak? - mruknął Severus. - Uważasz, że zwykłe dziecko jest już beznadziejnym przypadkiem? Jest zły? Zepsuty?

- Oczywiście, że nie - odparł Michael, zszokowany insynuacjami Severusa. - Ale uważam, że Harry przyznał się do zabicia dwóch mężczyzn, nie licząc tego, o którym mi pan powiedział. Jeśli to prawda, a nie tylko mroczne fantazje niespokojnego nastolatka, to Harry stał się najmłodszym seryjnym mordercą w Wielkiej Brytanii.

- Jak śmiesz - syknął Severus, blednąc. - Za to ci płacę? Żeby nazywać mojego podopiecznego mordercą? Właśnie powiedziałem ci, że Harry nie zabił tego człowieka. Zginął w wypadku. Dodam, że wypadku spowodowanego przez własną głupotę.

S Zaprzecza możliwym zabójstwom H.

- Dobrze. - powiedział Michael łagodząco. - Jak myślisz, dlaczego powiedział mi, że zabił Lockharta? Wraz z mężczyzną o nazwisku Quirrell i „Czarnym Panem", którego nazywa Timmy?

- Jezu Chryste - mruknął Severus, ściskając z irytacją grzbiet nosa. - Bo to dziecko jest kretynem.

S jest sfrustrowany tym, że H dzieli się informacjami podczas sesji.

- Wiem, że to trudne, Severusie - powiedział łagodnie Michael. - Rodzice nigdy nie chcą widzieć swoich dzieci jako kogoś innego niż idealnych, ale nawet jeśli Harry tylko się przechwalał, żeby mnie zszokować, to chyba rozumiesz, dlaczego to powód do niepokoju?

- Oczywiście, że martwię się jego zachowaniem, czy byłbym tutaj, gdyby było inaczej?

- Dlaczego jesteś teraz tak sfrustrowany? - zapytał spokojnie Michael.

- Ponieważ Harry jest imbecylem pozbawionym zdrowego rozsądku. - odparł Severus. - Miałem nadzieję, że otworzy się przed tobą i opowie o swojej depresji, a zamiast tego chwalił się morderstwami. Myślę, że mam prawo czuć się sfrustrowany.

Michael bardzo starannie zapisał zaskakujące odkrycie, do którego doszedł.

Pomimo swojej obrony, S nie wątpi, że H zabił nauczyciela i Quirrella.

- Po sytuacji, którą opisałeś, kiedy jego ojciec chrzestny szpiegował go, gdy zwierzał się psu, naprawdę myślałeś, że Harry zechce ze mną porozmawiać? - zapytał z ciekawością Michael. Severus był inteligentnym człowiekiem, przebiegłym i o przenikliwym spojrzeniu. Z pewnością wiedział lepiej.

- Czasami wydaje mi się, że jestem głupio naiwny, jeśli chodzi o Harry'ego - przyznał Severus bez ogródek. - Miałem nadzieję, że przynajmniej porozmawia z tobą o swoich przemyśleniach na temat śmierci.

- Masz na myśli jego myśli samobójcze? - wyjaśnił Michael.

- Tak - odparł Severus, blednąc ponownie na ten temat.

- Harry mi nie ufa - powiedział łagodnie Michael. - Myślę, że wydaje się, że tobie ufa. Ale uważa, że takie uczucia czynią go słabym, a on chce, żebyś postrzegał go jako silnego.

- Co mam zrobić, żeby zachęcić go do rozmowy, kiedy tak się czuje? - zapytał Severus, a w jego głosie dało się wyczuć desperację. - Ciągle martwię się, że obudzę się pewnego ranka, a on się otruje i już go nie będzie.

S okazuje H niesamowitą troskę - w prywatności, czy H o tym wie?

- Nie sądzę, żeby Harry zwierzył się tobie, kiedy czuje się w ten sposób. - Michael powiedział tak delikatnie, jak tylko mógł. - Jesteś dla niego bardzo ważny i twoja opinia znaczy dla niego więcej niż opinia kogokolwiek innego. Wątpię, żeby był tutaj, gdyby ktoś inny próbuje naciskać na tę kwestię. Myślę, że Harry potrzebuje kogoś, komu może zaufać, kogoś bardziej otwartego emocjonalnie, kiedy czuje się bezbronny.

Severus patrzył na niego przez dłuższą chwilę. Michael dał mu czas na przetworzenie tego, co powiedział.

- Jaka jest twoja profesjonalna opinia? Że nie jestem wystarczająco emocjonalny, żeby Harry mógł mi się zwierzyć?

Fakt, że Severus szydził słowem „emocjonalny", był wystarczającą odpowiedzią, ale Michael nie chciał dopuścić do nieporozumień.

- Czy chwalisz Harry'ego, kiedy osiąga sukcesy?

- Jestem pewien, że tak - odparł sztywno Severus.

Co brzmiało jak „nie".

- Czy okazujesz mu odpowiednią fizyczną czułość?

- Harry nie lubi, kiedy dotykają go mężczyźni.

- I będzie tak nadal, jeśli nikt nie nauczy go, czym jest odpowiednia fizyczna czułość - powiedział łagodnie Michael.

- Co mam zrobić? Głaskać dziecko po głowie i mówić mu, że jest dobrym chłopcem? - zapytał Severus, podnosząc ręce w geście irytacji na samą myśl o tym.

S wykazuje oznaki własnych zahamowanych/stłumionych emocji.

- Ktoś powinien. - powiedział Michael. - Czy dzielisz się swoimi uczuciami z Harrym, aby wiedział, że jest to dopuszczalne?

- Czasami.

Co brzmiało jak kolejne „nie".

- Powiedziałeś Harry'emu, że go kochasz?

- Nie rozumiem związku tych pytań - odparł Severus. Michael był pewien, że słyszy, jak mężczyzna zgrzyta zębami.

H naśladuje zamknięte emocjonalnie zachowania S - potrzebuje w życiu bardziej otwartej osoby dorosłej, którą mógłby naśladować - napisał szybko.

- Harry szanuje cię, Severusie, ufa ci, najwyraźniej wiele dla niego znaczysz. - Michael powiedział. - Ale potrzebuje innego dorosłego, bardziej otwartego emocjonalnie, do którego może się zwrócić, gdy tego potrzebuje. Wyraźnie czerpie siłę od ciebie. - Michael uśmiechnął się, próbując uspokoić Severusa, który z każdym słowem stawał się coraz bardziej sfrustrowany. - Ale potrzebuje kogoś, od kogo mógłby nauczyć się wrażliwości.

Michael obserwował, jak Severus zamyślił się.

- Kundel i wilk. - Severus westchnął.

- Pies? Na litość boską, nie. - Michael zachichotał na dziwną odpowiedź Severusa. - Miałem na myśli dorosłego człowieka.

- Przepraszam. Miałem na myśli ojca chrzestnego Harry'ego, Blacka i jego partnera Lupina. Obaj są praktycznie Pucho... obaj praktycznie ociekają emocjami. - Severus powiedział z kolejnym grymasem.

S sugeruje ojca chrzestnego jako źródło wsparcia dla H., pomimo własnej zazdrości o tę więź.

- Ten przestępca, w którego Harry rzucił nożem? - zapytał Michael. - Myślisz, że byłby skłonny zapewnić Harry'emu wsparcie emocjonalne? Albo odpowiednie wsparcie?

- Och, jest skłonny. - Severus mruknął zirytowany. - Harry rzucił w niego nożem, powiedział, że go zabije, a Black odpowiedział tylko: „Kocham cię, szczeniaku, zależy mi na tobie, chcę być przy tobie".

Ojciec chrzestny okazuje Harry'emu pozytywne emocje i łatwo mu wybacza.

- To świetnie! - powiedział entuzjastycznie Michael. - Myślisz, że możesz zachęcić Harry'ego, żeby się z nim skontaktował i nawiązał relację?

- Naprawdę uważasz, że Harry tego potrzebuje? - zapytał ostro Severus. - Babka Harry'ego była ciotką Blacka, więc najprawdopodobniej odziedziczył chorobę psychiczną po rodzinie. Black zawsze miał skłonności do pochopnych, idiotycznych, maniakalnych zachowań.

- Myślisz, że Black również cierpi na zaburzenia maniakalno-depresyjne?

- Jest to bardzo prawdopodobne. Jego rodzina znana jest z niestabilności psychicznej.

- Nie uważasz, że to powinien być dodatkowy powód, dla którego powinni nawiązać relację? - zasugerował Michael. - Żeby Harry miał kogoś, kto rozumie, przez co przechodzi? Kogoś, kto sam tego doświadczył?

Severus niespodziewanie westchnął i oparł głowę o oparcie sofy. - Sam nie znajdę odpowiedzi. Jedno z nas nie może osiągnąć rezultatu bez drugiego - powiedział beznamiętnie. - Mogła być bardziej konkretna.

- Co takiego? - zapytał z ciekawością Michael. - Ktoś już zachęcał cię do współpracy z Blackiem?

- Można tak powiedzieć - odparł Severus, prostując się i pocierając skronie. - Szalona mała czarownica, która mówi zagadkami.

Michael mruknął, nie rozumiejąc bełkotu Severusa. Jednak jeśli ktoś już zachęcał go do współpracy z ojcem chrzestnym Harry'ego, to z pewnością wiedział, że korzyści przeważają nad wadami.

- Czy uważasz, że twoja opinia o Blacku wpłynie na decyzję Harry'ego o nawiązaniu relacji z kimś, kto może mieć na niego niezwykle pozytywny wpływ? - zapytał Michael po długiej chwili milczenia Severusa.

Severus zmarszczył brwi i skrzyżował ramiona, podobnie jak Harry, gdy czuł się defensywnie podczas sesji.

- Moja opinia o Blacku nie ma znaczenia dla Harry'ego - odparł chłodno Severus.

- Dobrze, powiedz mi, czy uważasz, że nawiązanie jakiejś relacji między Harrym a jego ojcem chrzestnym ma jakieś zalety?

Severus po chwili skinął głową.

- A czyja opinia jest najważniejsza dla Harry'ego?

- No rozumiem - powiedział Severus z marszcząc brwiami. - Jeśli nie będę miły dla kun- dla Blacka, Harry też nie będzie. Cudownie.

Uważam, że S dostrzega korzyści w relacji H/B i będzie ją wspierał.

Michael uśmiechnął się do niego ze zrozumieniem, po czym spojrzał na zegarek.

- Zostało nam około piętnastu minut i chciałbym zapytać cię, które z zachowań Harry'ego budzą twoje największe obawy?

- Jego myśli i działania samobójcze - odparł natychmiast Severus.

- Nie jego myśli lub działania mordercze?

- Harry jest nastolatkiem z problemami - odparł krótko Severus. - Chciałbym po prostu, żeby żył wystarczająco długo, aby wyrosnąć z tych... bardziej agresywnych zachowań.

S jest pozytywnym wzorem dla H w zakresie depresji, ale nie przemocy.

- Co teraz piszesz? - zapytał Severus. - Powiedziałem tylko, że chcę, żeby żył wystarczająco długo, aby uzyskać pomoc w zakresie swoich innych zachowań.

- To właśnie napisałem - odparł spokojnie Michael.

- Uważasz, że nie nadaję się na opiekuna Harry'ego. - stwierdził Severus z przebiegłym spojrzeniem.

- Czy uważasz, że nie nadajesz się na opiekuna Harry'ego?

Niepewność co do opieki.

- Uważam, że w każdej sytuacji, w której postawił mnie ten chaotyczny bachor, postąpiłem tak, jak uważałem za najlepsze. - Severus powiedział lakonicznie. - Uważam również, że każdy inny opiekun albo by się poddał, albo wysłał go do szpitala, jak to tak „pozytywnie" zasugerowałeś.

- Więc proszę bardzo. - Michael powiedział, starając się zachować swobodny uśmiech w obliczu sarkastycznego mężczyzny. - Zawsze robiłeś to, co uważałeś za najlepsze, kto mógłby prosić o bardziej oddanego opiekuna?

Severus spojrzał na niego z nieufną miną, jakby sprawdzał, czy Michael nie kpi z niego. Ale nie kpił. Severus wyraźnie troszczył się o Harry'ego i robił wszystko, co w jego mocy, ale nikt nie może oczekiwać, że jeden człowiek zapewni Harry'emu wszystko, czego potrzebuje na tak wiele różnych sposobów.

W końcu Severus musiał poczuć satysfakcję z tego, co zobaczył, ponieważ skinął głową i ponownie rozsiadł się wygodnie na sofie.

- Czy mógłbyś zachęcić Harry'ego i jego ojca chrzestnego do udziału w sesji rodzinnej, zanim obaj wrócicie do szkoły?

- Oszalałeś? - zapytał Severus z niedowierzaniem. - Ledwo udało mi się przekonać Harry'ego, żeby poszedł ze mną. A ty oczekujesz, że przekonam go, żeby poszedł z człowiekiem, w którego rzucił nożem w zeszłym tygodniu?

- Nie oczekuję, że cokolwiek zrobisz. - Michael powiedział łagodnie. - Ale myślę, że gdybyś przekonał Harry'ego, że może uda nam się naprawić ich relację, zanim wróci do szkoły...

Severus wymamrotał coś pod nosem, co brzmiało jak ciąg przekleństw.

- Dobrze - powiedział zirytowany. - Postaram się przekonać Harry'ego, żeby zgodził się przyjść z tym kun... z Blackiem.

- Cudownie! W takim razie myślę, że możemy zakończyć dzisiejszą sesję i zobaczymy się czwartego?

- Naprawdę cudownie - zaszydził Severus. - To spełnienie marzeń.

Michael utrzymywał miły uśmiech na twarzy, dopóki drzwi gabinetu nie zamknęły się za Severusem, po czym osunął się na krzesło i schował twarz w dłoniach.

Przypomniał sobie, jak matka namawiała go do studiowania pediatrii, kiedy wybierał kierunek studiów.

- Pomyśl o chorych dzieciach, którym możesz pomóc, Mike! - powiedziała.

Ale nie, on chciał leczyć ludzkie umysły.

A teraz oto był, spełniając swoje marzenie.

Sumiennie przepisał notatki z sesji, po czym ponownie zamknął gabinet na dziś. Zostawił sekretarce Hannah notatkę, aby przełożyła wszystkie spotkania zaplanowane na czwartego, po wizycie Snape'a i Pottera. Biorąc pod uwagę tempo sesji, wątpił, czy po tej sesji będzie miał cierpliwość i siły, aby zająć się kimkolwiek innym. Poprosił ją również o podwojenie czasu sesji. Godzina prawdopodobnie nie wystarczy, aby przełamać lody, nie mówiąc już o wykonaniu jakiejkolwiek prawdziwej pracy.

Prawdopodobnie za tę sesję naliczy Severusowi potrójną stawkę. Bóg jeden wie, że zasłuży na to.

 

Chapter 19: Druga sesja rodzinna

Chapter Text

Druga sesja rodzinna: 4 stycznia 1994 r.

Notatki dotyczące spraw rodzinnych:

Uczestnicy: Harry Potter (13-letni mężczyzna), Severus Snape (opiekun prawny), Syriusz Black (ojciec chrzestny).

Obecne trudności: Harry budował relację zaufania z Severusem od lipca 1991 roku. Opieka została sfinalizowana w lutym 1993 roku. Syriusz uciekł z więzienia w lipcu 1993 roku i został oczyszczony z zarzutów w grudniu 1993 roku. Harry czuje się zdradzony przez Syriusza zarówno za to, że nie zaopiekował się nim jako niemowlęciem, jak i za szpiegowanie go, gdy zwierzał się zwierzakowi ze swoich myśli/uczuć/historii na terenie szkoły. Severus twierdzi, że Harry zareagował gwałtownie („rzucił nożem"), gdy został skonfrontowany ze „zdradą" Syriusza. Severus wierzy, że Syriusz dzieli z Harrym diagnozę. Ze względu na zamknięty stan emocjonalny Severusa zaleca się, aby Harry zbudował relację z Syriuszem, który według Severusa łatwiej dzieli się emocjami, a nawet powiedział Harry'emu, że go kocha po rzekomej napaści.

Cele sesji: Rozpoczęcie budowania relacji między Harrym i Syriuszem. Zbadanie przeszłości między Severusem a Syriuszem i sprawdzenie, czy warunki można uzgodnić dla dobra Harry'ego. Pozwolić Harry'emu usłyszeć uczucia Syriusza podczas sesji (*uwaga na reakcje Severusa i Harry'ego).

Cele długoterminowe: Ustanowienie więzi emocjonalnych między Harrym i Syriuszem oraz Harrym i Severusem. Ustanowienie otwartej komunikacji między Severusem a Syriuszem w odniesieniu do psychicznego, emocjonalnego i fizycznego samopoczucia Harry'ego.

Pozostałe uwagi: Severus wykonał do tej pory godną pochwały pracę wychowując Harry'ego, nawet z obojętnością na jego agresywną naturę. Severus musi znaleźć sposoby, aby pomóc Harry'emu dokonywać bardziej pozytywnych wyborów bez poczucia, że zawodzi jako opiekun. Harry musi widzieć pozytywny przykład moralny od Severusa i pozytywny przykład emocjonalny od Syriusza. Idealnie byłoby, gdyby Harry znalazł obie cechy u obu mężczyzn. Realistycznie rzecz biorąc, po jednym jest już naciąganym celem.

- Dzień dobry Hannah. - Michael Morris powiedział do swojej sekretarki, gdy wszedł do swojego biura o 07:50 tego ranka.

- Doktorze Morris! Tak się cieszę, że pan przyszedł! - Hannah wyglądała na zdenerwowaną i lekko rozgorączkowaną. - Powiedziałam im, żeby zaczekali tutaj, ale zaczęli się kłócić i weszli do twojego gabinetu - zamknęli drzwi i chyba przestali, bo teraz w ogóle ich nie słyszę.

- Kto? - zapytał Michael, chociaż już podejrzewał odpowiedź.

- Twoja ósma, spotkanie Potter/Snape. - powiedziała Hannah.

Michael sprawdził godzinę i zobaczył, że ma jeszcze siedem minut, zanim będzie musiał wejść do biura.

- Zaraz wracam. - powiedział. - Idę tylko... wziąć długopis z samochodu...

Hannah spojrzała na niego znacząco.

- Twoja żona nie będzie zadowolona, jeśli zaczniesz od nowa. - ostrzegła go.

Michael zignorował ją i wyszedł tylnymi drzwiami, aby szybko zapalić przed rozpoczęciem sesji. Już bał się tej sesji, a fakt, że klienci pojawili się i zaczęli się kłócić w holu, był pewnym znakiem, że dziś nie będzie łatwo uzyskać spokój.

Wziął głęboki wdech, zastanawiając się nad dynamiką trzech mężczyzn w środku. Harry, potencjalny nastoletni seryjny morderca, który jest na dobrej drodze do zdiagnozowania psychopatii. Severus, emocjonalnie zahamowany, niepewny siebie i zazdrosny opiekun. I Syriusz, prawdopodobnie cierpiący na depresję maniakalną ojciec chrzestny, który uciekł z więzienia i rzekomo dręczył Severusa w dzieciństwie, jeśli wierzyć Harry'emu. W co zwykle nie wierzył, ponieważ Harry był niesamowicie manipulacyjny i unikał rzeczywistości i odpowiedzialności poprzez fantazjowanie.

Cudownie.

Michael zgasił papierosa i wrócił do środka. Otworzył drzwi swojego biura dokładnie o 08:01, by spotkać się ze spojrzeniami wszystkich trzech osób.

- Spóźniłeś się. - Severus powiedział krótko z jednego końca sofy.

- Daj mu trochę luzu Snape, to jedna cholerna minuta. - mężczyzna z długimi, ciemnymi, kręconymi włosami warknął na Severusa z przeciwległego końca sofy. Michael założył, że to ojciec chrzestny, Syriusz Black.

- Nie mów tak do niego. - warknął Harry, pompatycznie siedząc na krześle Michaela i opierając stopy na biurku. - To nie jego wina, że Mikey się spóźnia, co?

- Przepraszam panów, miałem rozmowę, która się przeciągnęła. - skłamał. - Cześć, Michael Morris, ty musisz być Syriusz Black? - Michael podał rękę Syriuszowi, który uścisnął ją dobrodusznie.

- Jedyny i niepowtarzalny. - Syriusz powiedział z uśmiechem.

Harry zadrwił lekko zza Michaela.

- Harry, mógłbyś się przesunąć? Łatwiej będzie mi robić notatki, jeśli będę obok biurka. - Michael powiedział uprzejmie, odwracając się do nastolatka na krześle.

- A jak myślisz, gdzie będę siedział? - zapytał Harry.

- Możesz usiąść tutaj. - Syriusz powiedział, wskazując miejsce między sobą a Severusem. - Nie gryzę.

Harry rzucił mu nieprzychylne spojrzenie.

- Zaszczepiłeś się na wściekliznę?

Severus prychnął na złośliwy komentarz Harry'ego.

- Usiądź Harry, przyniosę inne krzesło z holu.

Harry powoli wstał na polecenie Severusa i odsunął się od biurka, trzymając się na odległość ramion zarówno od Michaela, jak i Syriusza. Gdy tylko Severus wyciągnął krzesło z holu wewnątrz biura, Harry chwycił je i postawił obok poprzedniego miejsca Severusa na kanapie.

- Dzięki. - powiedział do Severusa, który westchnął i wrócił na swoje miejsce.

- Cóż... - Michael klasnął w dłonie i przyjrzał się trzem mężczyznom. - Lubię zaczynać większe sesje, takie jak ta, od małego lodołamacza. Każdy z nas przejdzie po pokoju i powie jedną dobrą rzecz, która przydarzyła mu się w tym tygodniu i jedną rzecz, którą ma nadzieję zyskać dzięki dzisiejszej sesji. Dobrze?

Spojrzenia, które otrzymał, nie były optymistyczne, ale kontynuował.

- Więc ja zacznę. W tym tygodniu przytrafiło mi się coś dobrego, a mianowicie udało mi się zaplanować w przyszłym miesiącu wyjazd na ryby z moimi kolegami ze studiów. Mam nadzieję, że ta sesja zakończy się serdeczną rozmową. Severusie?

Severus zmarszczył brwi, ale wydawał się zastanawiać nad odpowiedzią.

- Słyszałem od współpracownika o projekcie, nad którym pracujemy, wierzymy, że w końcu dokonaliśmy przełomu. Chciałbym również zyskać możliwość cywilizowanej rozmowy. - Severus spojrzał na Syriusza, który przewrócił oczami.

- To wspaniale! - powiedział entuzjastycznie Michael. - Syriuszu, a ty?

Syriusz zmarszczył brwi na kilka chwil, zastanawiając się.

- Wynająłem mieszkanie w wiosce niedaleko szkoły Harry'ego, co było dobre. I chyba chciałbym móc rozmawiać z Harrym bez nienawiści z jego strony. - Syriusz uśmiechnął się do Harry'ego, który w zamian zmarszczył brwi.

- To dobra wiadomość. - powiedział Michael, po czym odwrócił się w stronę skrzywionego nastolatka w pokoju. - A ty, Harry?

- Kiedy Snape'a nie było w domu, znalazłem swoje noże i schowałem je w miejscu, gdzie nie będzie mógł ich dostać. - Harry uśmiechnął się, widząc nagłą irytację Severusa. - A jedyne, czego chcę z tej sesji, to książka, którą Snape obiecał mi za to, że się pojawiłem i nie skrzywdziłem Blacka.

Michael obojętnie przyjął wyjawienie przez Harry'ego, że Severus przekupił go, by przyszedł na terapię. Severus nie był pierwszym rodzicem, który to zrobił i z pewnością nie byłby ostatnim. A jeśli książka powstrzymała Harry'ego przed wszczęciem bójki w jego biurze, to być może był winien Severusowi trochę wdzięczności.

- Co to za książka? - zapytał Harry.

- Historia Szarej Sztuki w Kraju Kanadyjskim. - Harry odpowiedział z zadowolonym wyrazem twarzy.

Michael nie miał pojęcia, czym są „szare sztuki", ale założył, że to obce pojęcie, biorąc pod uwagę, że tytuł książki wspominał o Kanadzie.

- Zamknij się. - Severus syknął na Harry'ego. Harry wzruszył ramionami i lekko opadł na fotel.

- Mikeya to nie obchodzi, co? - zapytał Harry.

- Michael. - poprawił go delikatnie, żałując, że nie wypalił drugiego papierosa przed wejściem do środka. - I możecie tu rozmawiać o wszystkim, nie ma żadnych ograniczeń.

Harry i Syriusz, co dziwne, obaj się roześmiali, podczas gdy Severus rzucił Harry'emu nieodgadnione spojrzenie, które Michael uznał za ciche błaganie, by uważał na to, co mówi.

SS martwi się, że H zbytnio się z nim dzieli?

- W porządku, skoro Severus i Syriusz chcieliby uzyskać jakieś pozory normalnej rozmowy podczas sesji, dlaczego nie zaczniemy od tego? - zasugerował Michael. - Jak sądzicie, co powstrzymuje was wszystkich przed przeprowadzeniem tych rozmów wcześniej?

- Black jest idiotą. - Harry warknął, spoglądając na Syriusza. - A do tej pory Snape go nienawidził.

- Wciąż go nienawidzę. - Severus powiedział z własnym zmarszczeniem brwi. - Ja tylko próbuję pozwolić ci znaleźć jakieś pozory relacji z tym człowiekiem.

- Nie jestem taki zły, kiedy mnie poznasz. - Syriusz uśmiechnął się do Michaela, pocierając szyję. - Popełniłem kilka błędów, ale jestem człowiekiem, tak?

- Jesteś brudnym, głupim psem. - mruknął Harry.

- Już nie tak brudnym. - Syriusz powiedział.

SB to przeciwieństwo SS - lekka postawa.

- Zacznijmy od Severusa, dobrze? - Michael przerwał. - Severusie, możesz mi podać trzy uzasadnione powody, dla których nie lubisz Syriusza?

- Tylko trzy? - Severus uniósł jedną brew w wyrazie udawanego zaskoczenia. - A już przygotowałem co najmniej dwa tuziny.

- W takim razie trzy najlepsze. - Michael powiedział z wymuszoną cierpliwością. Liczył na to, że Severus zapewni Harry'emu stabilny i uspokajający wzór do naśladowania podczas sesji. Nie zdawał sobie sprawy, że mężczyzna żywił tyle złej woli wobec Syriusza.

- Kiedyś próbował mnie zabić, gdy miałem szesnaście lat. - Severus powiedział suchym tonem. - Co uważam za najważniejszy powód.

- Oi! To niesprawiedliwe! Nie wepchnąłem cię siłą do tego tunelu, a ty byłeś wścibski...

- Uważaj sobie. - Harry powiedział chłodno. - Nie chciałbym odciąć ci łapy.

- Wystarczy. - Michael przerwał zarówno Syriuszowi, jak i Harry'emu. - Pozwólmy Severusowi skończyć, dobrze?

Na skinienie Syriusza i wzruszenie ramion Harry'ego, Michael odwrócił się z powrotem do Severusa.

- Śmiało.

- Spędził też siedem lat na robieniu mi żartów aż do wielokrotnej hospitalizacji. - Severus powiedział z zimnym spojrzeniem w stronę Syriusza. - I zmarnował pięć miesięcy na wygłupy, zamiast użyć pozostałych mu komórek mózgowych, by oczyścić swoje imię, co bezpośrednio zaszkodziło Harry'emu.

SS nie lubi SB za zranienie zarówno siebie, jak i H. - napisał Michael, po czym zwrócił się do Syriusza.

- Dobra, Syriuszu - co masz do powiedzenia na temat powodów, dla których Severus cię nie lubi?

- Po pierwsze, gdyby Snape nie węszył wokół moich przyjaciół, nigdy nie znalazłby się w tunelu tamtej nocy. - Syriusz zgromił wzrokiem Severusa. - A Luniek...

- Luniek? - Harry przerwał, jego oczy zwęziły się. - Kim jest Luniek?

- Remus. - powiedział Syriusz.

- A kim jest Remus? - zapytał Michael.

- Moim przyjacielem. - Syriusz powiedział z niewygodnym spojrzeniem w stronę Harry'ego.

- Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz! - Harry zawołał nagle. - Lupin nazwał mnie głupim! Powiedział, że szkoda, że nie odziedziczyłem mózgu po mamie.

- Że co? - zapytał ostro Severus.

- Kiedy to zrobił? - Syriusz zapytał.

- Na mapie, którą mam! A ty jesteś Łapa, co nie? Powiedziałeś, że jestem tylko w połowie tak czarujący i przystojny jak mój ojciec. - Harry prawie krzyknął, patrząc wściekle na Syriusza.

- Hej, wróćmy...

- Masz naszą mapę? - zapytał Syriusz, zupełnie ignorując Michaela. - To genialne, Harry!

- Nie, nie jest. - powiedział Harry. - Wszyscy mnie, kurwa, obraziliście, co?

- Język! - powiedział Severus, tylko po to, by również zostać zignorowanym.

- To nie było osobiste szczeniaku, to tylko urok, którego użyliśmy. Obraża każdego, kto próbuje ją zobaczyć, nie znając frazy. - Syriusz powiedział, jego oczy rozbłysły z podekscytowania.

- Zamknij się. - Severus syknął na Syriusza, zerkając na Michaela.

- Och. - Syriusz spojrzał na Michaela i zmarszczył brwi. - Przepraszam.

- Nie obchodzi go to. - Harry powiedział. - Mikey myśli, że jesteśmy szaleni.

Michael mógłby polemizować, ale w tym momencie brzmiał raczej jak wariat. I tak nikt go nie słuchał.

- Myślę, że zboczyliśmy z toru.

- Pettigrew to Glizdogon, prawda? - Harry zapytał Syriusza. - Nazwał mnie karłem. Tata kazał mi spróbować zmienić dom.

Syriusz roześmiał się, jakby ta dziwna rozmowa była zabawna, a nie wywołująca ból głowy. Przynajmniej Severus wyglądał, jakby doświadczał tych samych bólów, co Michael.

- Myślę, że zboczyliśmy z tematu, panowie. - Michael powiedział bardziej stanowczo niż wcześniej. - Syriusz wyjaśniał Severusowi powody, dla których go nie lubi.

- O tak. - Syriusz uśmiechnął się lekko na przypomnienie Michaela, podczas gdy Harry wzruszył ramionami, nieskruszony.

- Tak czy inaczej, Snape nie zostałby prawie zraniony, gdyby nie był taki wścibski. Może i zrobiłem mu psikusa, ale to nie tak, że nie odwdzięczył się równie mocno. I wyciągnąłem rękę, nie mniej do Snape'a, kiedy zdałem sobie sprawę, że dementorzy ranią Harry'ego.

SB wykazuje niewielkie wyrzuty sumienia z powodu zranienia SS w przeszłości.

- Strażnicy więzienni krzywdzili Harry'ego? - zapytał Michael.

- Och, er... - Syriusz spojrzał na Severusa z przepraszającym wyrazem twarzy.

- Tworzyli niepokojące środowisko, które wywoływało depresję Harry'ego. - Severus powiedział wprost.

- Wysysają twoją duszę. - Harry powiedział, a jego oczy błyszczały w sposób, w jaki Michael zauważył, że robią to, gdy mówi coś, by uzyskać celową reakcję. - Zjadają twoje szczęśliwe wspomnienia, a potem w końcu wysysają twoją duszę.

- Harry, przysięgam na Boga. - Severus mruknął, a Syriusz zachichotał.

- W porządku Severusie, jeśli Harry tak ich postrzega, to jest to jego opinia. - Michael powiedział spokojnie. - Ale chciałbym wrócić do Syriusza, jeśli moglibyśmy. Syriuszu, miałeś okazję podzielić się swoją opinią na temat skarg Severusa. Czy możesz uznać słuszność jego rozumowania?

Syriusz spojrzał w bok na Severusa i zmarszczył brwi.

- Mogę. - powiedział, choć niechętnie.

SB uznał skargi SS, Michael zauważył z niemałą ulgą.

- Teraz twoja kolej. - powiedział ponownie do Syriusza. - Czy masz trzy powody, by nie lubić Severusa?

- Przypuśćmy, że bycie Śmierciożercą niewiele dla ciebie znaczy, prawda?

Harry syknął głośno, co było dość niepokojące, ponieważ nie zrobił tego po raz pierwszy, a Severus skrzywił się i wykonał dziwny ruch w kierunku lewego ramienia.

- Obawiam się, że nie wiem, co oznacza Śmierciożerca. - Michael powiedział powoli. - Możesz to wyjaśnić?

- To gang. - powiedział Harry. - I Snape do niego należał, ale już nie należy, bo jest w moim gangu.

H ściga przynależność do gangu.

- Nie jestem w twoim gangu, Harry. - powiedział Severus. - Nie jestem w żadnym „gangu".

- Co to jest gang? - zapytał Syriusz.

Co było dość ciekawym pytaniem, biorąc pod uwagę, że mężczyzna spędził 12 lat w więzieniu.

- Byłeś w cholernym Zakonie Dumbledore'a, prawda? - Harry prychnął w stronę Syriusza. - Zakon i Śmierciożercy, cholerny żart.

- W jaki sposób Zakon jest tym samym, co Śmierciożercy? - Syriusz wyglądał na obrażonego insynuacją Harry'ego.

- A twoja banda nastoletnich niedorajd jest dokładnym obrazem powagi. - Severus zadrwił.

- Chwileczkę, przepraszam, o jakich gangach tu rozmawiamy? - wtrącił się Michael. - Severus był w gangu zwanym Śmierciożercami, Syriusz był w jednym prowadzonym przez dyrektora waszej szkoły z internatem, zwanym Zakonem, a Harry ma jeden?

- Tak - powiedział Harry. - Mój jest najlepszy. Mógłbyś dołączyć, gdybyś był czarodziejem.

Wszyscy trzej mają przynależność do gangu - specyficzną dla szkoły czy wynikającą z powiązań?

- W Azkabanie nie ma książek. - Severus powiedział cicho do Harry'ego. - Zamknij się.

- Myślałem, że nie wolno nam tu rozmawiać o magii? - Syriusz wskoczył z oskarżającym spojrzeniem w stronę Severusa.

- Nie wolno.

Michael zdecydowanie słyszał, jak Severus zgrzyta zębami. I sądząc po zakłopotanym wyrazie twarzy Syriusza, nie był jedyny. Michael docenił podejście Severusa do praktyczności ich sesji. Z przerażeniem zauważył, że pozostało jeszcze 90 minut.

- Znowu zboczyliśmy z tematu. - powiedział Michael. - Cofnijmy się i spróbujmy sobie nie przeszkadzać, dobrze? Syriuszu, powiedziałeś, że jednym z powodów, dla których nie lubisz Severusa, jest to, że był w gangu, z którym, jak zakładam, twój gang się nie dogadywał?

Syriusz prychnął i skrzyżował nogi.

- Można tak powiedzieć.

- W porządku, a Harry, powiedziałeś, że Severus nie jest już częścią tego gangu, prawda?

- Nie, teraz jest po mojej stronie. - Harry uśmiechnął się do Severusa.

- Świetnie, więc jakie są dwa inne, obecnie uzasadnione powody, dla których nie lubisz Severusa? - Michael zapytał Syriusza.

Syriusz zmarszczył brwi w zamyśleniu przez kilka długich chwil, po czym wzruszył lekko ramionami.

- Nic nie przychodzi mi teraz do głowy.

- Jeszcze tydzień temu byłeś dla niego wredny. - Harry powiedział z niedowierzaniem.

- Myślałem, że nie miał na ciebie dobrego oka, kiedy powiedziałem mu, że jesteś w niebezpieczeństwie, co? - Syriusz bronił się. - Chciałem cię sprawdzić, a on zachowywał się terytorialnie.

Harry spojrzał na Severusa, który westchnął.

- Chodziło mu o to, że ograniczałem mu dostęp do ciebie, okazując prawo własności. - Severus wyjaśnił. - Czego absolutnie nie robiłem, pomimo jego dziecinnych obelg.

- Nie nazwałem cię Śmier- uh, „dziecinną obelgą", dopóki nie wytarłeś mi w twarz, że to ty jesteś opiekunem Harry'ego, a nie ja. - powiedział Syriusz. - To była twoja terytorialność. Chciałem go tylko zobaczyć.

SB wykazuje dobre instynkty opiekuńcze w stosunku do H, pomimo niedojrzałości.

- Snape nie jest moim właścicielem. - Harry powiedział twardym głosem.

- Co przez to rozumiesz, Harry? - zapytał Michael.

Harry przewrócił oczami i odruchowo skrzyżował ręce. Michael widział, jak zaciska i rozluźnia pięści.

Samouspokaja się reakcjami mięśni dłoni.

- Tak jak powiedziałem, Snape nie jest moim właścicielem. Nikt mnie nie posiada.

H strach przed byciem „własnością".

- Okej, więc nikt nie jest właścicielem Harry'ego, Severus zranił uczucia Syriusza, wspominając o swoim statusie opiekuna Harry'ego, a Syriusz nie może wymyślić żadnego innego powodu, by nie lubić Severusa? - podsumował Michael, po raz kolejny próbując sprowadzić sesję na właściwe tory.

- To palant, ale Harry go lubi, prawda? Więc gdzieś tam musi być człowiekiem. - Syriusz wzruszył ramionami, uśmiechając się do Harry'ego. - Plus robi dobrą przysługę Luńkowi i wszyscy mówią, że pilnuje Harry'ego, odkąd ten przyszedł do szkoły. Więc nie mogę jeszcze wymyślić żadnych „obecnie uzasadnionych" powodów do wściekłości. Prawdopodobnie wkrótce to zrobię.

SB chce odłożyć na bok przeszłość dla H.

- Severusie, czy możesz uznać, że Syriusz jest gotów odłożyć na bok swoją niechęć z przeszłości na rzecz pokojowego rozwoju?

- Nie powiedziałem, że go nie lubię. - Syriusz mruknął na tyle cicho, że Michael mógł to zignorować.

Severus spojrzał na Harry'ego, który patrzył na Syriusza i przewrócił oczami.

- Mogę. - powiedział sucho. - Ale skoro nigdy nie próbowałem zabić...

- Świetnie. - Michael przerwał. - Więc teraz kolej Harry'ego. Harry, czy masz trzy aktualne powody, by być zdenerwowanym na Severusa?

- Jeśli będzie trzymał się z dala od moich spraw i przysięgnie, że już nikomu nic o mnie nie powie, to nie - odparł Harry.

- Przypuszczam, że powinienem był zostawić cię nieszczęśliwego samego bez wsparcia? - powiedział Severus.

- Nic mi nie było - powiedział Harry uparcie. - Nie potrzebowałem „wsparcia", potrzebowałem, żeby dementorzy zniknęli.

- Więc przyznajesz, że byłeś przygnębiony? - Michael zapytał łagodnie.

- Nie - Harry spojrzał na niego. - Nie miałem „depresji", dementorzy dosłownie sprawiają, że czujesz się szalony, to ich praca.

H postrzega depresję jako szaleństwo.

- Wiesz, że depresja nie czyni cię „szalonym", prawda? To normalna reakcja na brak równowagi chemicznej w naszym mózgu.

Harry zwrócił się do Severusa:

- Czy on właśnie powiedział, że mój mózg jest niezrównoważony?!

Syriusz ponownie zachichotał, co przyniosło mu kolejne pełne nienawiści spojrzenie Harry'ego.

- To, że powiedziałem, że cię tu nie zabiję, nie znaczy, że nie zrobię tego, gdy tylko wyjdziemy. - Harry powiedział.

- Nikogo nie zabijamy. - Michael powiedział pospiesznie. - Harry, proszę, nie groź Syriuszowi.

Harry przewrócił oczami i opadł na krzesło.

- Severusie, czy możesz uznać zasadność skarg Harry'ego?

Brwi Severusa uniosły się z niedowierzaniem.

- Uważasz, że powinienem żałować poinformowania cię o zmaganiach Harry'ego i znalezienia notatki w jego dormitorium?

- Nie żałuję. - Michael powiedział spokojnie. - Myślę, że powinieneś przyznać, że nawet jeśli się nie myliłeś, to Harry został zraniony twoimi działaniami i możesz uznać jego uczucia.

Harry, jak można było przewidzieć, skrzywił górną wargę. Severus odwrócił zamyśloną twarz w stronę Harry'ego i przemówił bardzo uroczyście.

- Przepraszam, że moje działania zraniły zaufanie, jakim mnie obdarzyłeś.

Harry zamrugał, zaskoczony szczerymi przeprosinami Severusa.

- Zrobisz to jeszcze raz?

- Jeśli uważam, że twoje życie jest w niebezpieczeństwie, to obawiam się, że tak. - Severus powiedział.

- Więc tak naprawdę nie jest ci przykro, co?

- Żałuję, że czujesz się wobec mnie mniej ufny. Chociaż chciałbym, żebyś przyznał, że martwiłem się o twoje bezpieczeństwo.

H nie akceptuje przeprosin bez poparcia ich czynami.

- Mogę zawrzeć z tobą układ. - Severus powiedział powoli, co utwierdziło Michaela w przekonaniu, że uważnie waży słowa. - Jeśli zgodzisz się poinformować mnie następnym razem, gdy będziesz rozważał zakończenie swojego życia, zgodzę się nie naruszać twojej prywatności tak jak wcześniej.

Michael i Syriusz patrzyli, jak Harry w milczeniu studiuje Severusa przez kilka chwil.

- Umowa stoi. - Harry w końcu skinął głową.

SS bardzo uważny na jego procesy myślowe, Michael napisał z szerokim uśmiechem.

- Doskonale! Naprawdę, to świetny krok! - Zignorował ich spojrzenia i ponownie skupił się na Harrym. - Czy masz teraz trzy ważne powody, dla których nie lubisz Syriusza?

- Mam tuzin. - Harry uśmiechnął się do Severusa, a Michael był zaskoczony, widząc, że ten odwzajemnia uśmiech.

Szuka aprobaty ze strony SS, która wydaje się być dobrowolna ( sympatia?).

- W takim razie pierwsza trójka. - Michael powiedział lekko.

- Po pierwsze, pozwolił Dumbledore'owi wysłać mnie do Surrey, kiedy nie powinien. Po drugie, oszukał mnie, żebym myślał, że jest tylko psem. Po trzecie, jego chłopak to palant. - Harry powiedział, wyliczając swoje powody.

- Chłopak? - Syriusz wrzasnął. - Kto ci to powiedział?

Harry rzucił znaczące spojrzenie Severusowi, który odwrócił nijaką twarz do Syriusza.

- Czy twoje niesmaczne preferencje były tajemnicą?

- Nie niesmaczne. - Syriusz zmarszczył brwi. - Ale to nie twoja sprawa, żeby to rozpowiadać, co?

- Wstydzisz się swojej seksualności? - zapytał Michael.

- Prawdopodobnie wstydzi się swojego chłopaka, ja bym się wstydził na jego miejscu. - Harry uśmiechnął się.

- Luniek popełnił kilka błędów, ale jest dobrym człowiekiem. - Syriusz powiedział. - Nie jest taki jak my, szczeniaku, nie rozumie tego. Ale się stara.

- Ty i ja nie jesteśmy tacy sami. - Harry powiedział ostro. - Sam możesz być „tragicznie niezrozumiany".

- Nie jestem niezrozumiany. - Syriusz powiedział spokojnie. - Może poza tym, że mnie nie rozumiesz. Ale mógłbyś, gdybyś chociaż spróbował.

- Dlaczego miałbym próbować? - Harry zapytał, przechylając głowę z zaciekawieniem. - Zostawiłeś mnie, nic dla mnie nie znaczysz.

Michael spodziewał się, że Syriusz źle zareaguje na ostre stwierdzenie Harry'ego, ale zamiast tego uśmiechnął się do niego.

- Kiedy byłeś dzieckiem, nazywałeś mnie Paddy. - powiedział Syriusz. - Twój tata zwariował, odkąd twoim pierwszym słowem było „mama", a drugim „paddy". Myślał, że mówisz tata, dopóki nie sięgnąłeś po mnie.

SB oferuje połączenie z rodzicami(!!).

- To urocza historia, Black. - Harry powiedział, wyraźnie niewzruszony historią. - Przypuśćmy, że to było zanim pozwoliłeś Dumbledore'owi zrujnować moje życie, tak?

- Chwileczkę. - Michael wtrącił się, zanim Syriusz zdążył odpowiedzieć. - Możesz to rozwinąć, Harry?

- Oczywiście, że mogę. - Harry wzruszył ramionami. - Mógł zabrać mnie ze sobą, ale zamiast tego pozwolił Dumbledore'owi wysłać mnie do Surrey, bo nie chciał o mnie walczyć.

- A Surrey to miejsce, gdzie mieszkałeś z siostrą swojej matki? - zapytał Michael, sprawdzając swoje wcześniejsze notatki.

- Tak.

- Dlaczego Dumbledore tak zdecydował? - zapytał Michael. - Czy twoi rodzice nie zostawili testamentu?

- Zostawili. - Severus wciął się gładko. - Stwierdzali w nim, że Black ma być ojcem chrzestnym Harry'ego na wypadek, gdyby coś im się stało.

- A ty go nie wziąłeś?

- Próbowałem! - powiedział Syriusz, a jego głos stał się nieco histeryczny. - Poszedłem tam po Harry'ego! Ale Hagrid mi nie pozwolił. Powiedziałem, że jestem jego ojcem chrzestnym, ale on powiedział, że Dumbledore kazał mu zabrać Harry'ego do Petunii!

Michael spojrzał z niedowierzaniem na trzech mężczyzn.

- I to było w porządku? Że Dumbledore ominął testament i zdecydował o opiece nad osieroconym niemowlęciem?

- Dziękuję! - Harry zawołał. - Właśnie o tym mówiłem!

- W tamtym czasie było wiele konfliktów. - Severus powiedział powoli. - Dumbledore był uważany za postać raczej godną zaufania, podczas gdy większość uważała Blacka za osobę odpowiedzialną za śmierć rodziców Harry'ego.

- Na pewno nikt nie uważał cię za odpowiedzialnego? - Syriusz powiedział szyderczo.

Severus drgnął, bardzo lekko, a jego oczy zwęziły się.

- Jestem zdezorientowany. - przyznał Michael. - W jaki sposób którykolwiek z was był odpowiedzialny za śmierć rodziców Harry'ego?

- Snape usłyszał przepowiednię, która mówiła, że zabiję starego Timmy'ego.

Syriusz zająknął się, a Severus westchnął cierpiętniczo, gdy Harry zaczął wyjaśniać.

- Więc powiedział Timmy'emu, prawda? Ponieważ był wtedy przywódcą jego gangu. Więc moi rodzice musieli się ukrywać i wszyscy myśleli, że to Black był strażnikiem tajemnicy, ale tak nie było. To był Pettigrew.

- Wiesz o przepowiedni? - Syriusz wpatrywał się w Harry'ego.

- Złamałeś co najmniej pięć praw, odkąd tu przybyliśmy. - Severus syknął na Harry'ego. - Czy nie miałbyś nic przeciwko, gdybym wyjaśnił to w sposób, który uchroni nas wszystkich przed uwięzieniem?

- Śmiało. - Harry uśmiechnął się.

- Przepraszam. - Severus powiedział do Michaela. - To był bardzo chaotyczny czas w naszej społeczności.

Michael myślał, że Severus powiedział, że żyli w religijnej społeczności w Szkocji, ale nie miał pojęcia, jaka religia miała tyle wojen gangów.

- Jak powiedział Harry, podsłuchałem informacje dotyczące jego rodziny i przekazałem je mojemu szefowi, Riddle'owi. To doprowadziło go do namierzenia rodziców Harry'ego. Kiedy zdałem sobie sprawę, że celuje w rodziców Harry'ego, poszedłem do Dumbledore'a i poprosiłem go o ochronę. Ukryli się, a ludzie wierzyli, że tylko Black zna ich lokalizację. Więc kiedy zostali zamordowani przez Riddle'a, wszyscy uwierzyli, że Black ich wydał. W czym nie pomogły jego głupie działania, próbując zabić Pettigrew.

- Który sfingował swoją śmierć i trafił do Azkabanu kilka tygodni temu. - Syriusz zakończył z zadowoloną miną.

Michael nagle zdał sobie sprawę - w jakiejkolwiek społeczności żyli ci ludzie, nie chciał mieć z nią nic wspólnego.

Wojna gangów (?)

- Okej, więc... Harry, wybaczyłeś Severusowi jego udział w śmierci twoich rodziców?

Harry wzruszył ramionami.

- Przypuszczam, że tak.

- Ale nie wybaczyłbyś Syriuszowi, że pozwolił Dumbledore'owi, komuś, pod kim również pracował, przejąć nad tobą opiekę, gdy byłeś niemowlęciem?

- To nie to samo, prawda?

- To nie to samo. - Michael zgodził się. - Niektórzy powiedzieliby, że działania Severusa były o wiele gorsze.

Uśmiech szybko zniknął z twarzy Harry'ego, który spojrzał na niego obojętnie, mrugając kilka razy.

- Nie myli się. - Severus powiedział cicho do Harry'ego. - Kundel wyrządził ci krzywdę, ale nie jestem bez winy, stawiając cię w takiej sytuacji.

Syriusz, który wyglądał na urażonego nazwaniem go kundlem, spojrzał na Severusa z nowym uznaniem.

- Ale wykonywałeś rozkazy. - Harry powiedział. - I...

- I ja też - powiedział Syriusz. - Harry, przysięgam na Merlina, że myślałem, że Dumbledore podejmuje dla ciebie najlepszą decyzję. Uznałem, że wie coś, czego ja nie wiem, a potem pomyślałem, że jeśli nie mogę mieć ciebie, czego naprawdę chciałem, to przynajmniej pomszczę morderstwo twoich rodziców, zabijając Pettigrew.

Michael zaczął się zastanawiać, czy w jakiś sposób nie pozyskał klientów od jakiegoś dziwnego kultu, który czcił magię i Merlina.

SS będzie musiał być moralnym przewodnikiem dla H- SB nie dobrym wzorem do naśladowania.

- Amelia powiedziała, że śmiałeś się, kiedy cię aresztowali. - Harry mruknął ni stąd ni zowąd. - Dlaczego?

- Bo Pettigrew był kretynem! - Syriusz powiedział. - Miał najgorsze stopnie, prawda? Dostał tylko dwa OWUTEMy! I oszukał nas! Oszukał mnie! Kiedy się pojawili, byłem w szoku. Mikey pewnie nazwałby to załamaniem nerwowym. Jak Pettigrew mógł to zrobić?

Michael założył, że protestowanie przeciwko imieniu, którym ochrzcił go Harry, będzie bezowocne w tym momencie sesji.

- Dlaczego im nie powiedziałeś, że tego nie zrobiłeś? - zapytał Harry. - Czy ty i mój tata nie trenowaliście z nimi?

- Nie pozwolili mi. - Syriusz powiedział, a jego oczy pociemniały. - Wrzucili mnie prosto do Azkabanu bez procesu.

- Azkaban to w slangu więzienie? - Michael sprawdził. Skojarzył to z kontekstem, kiedy wcześniej o tym wspominano, ale nigdy nie słyszał, by od początku lat trzydziestych w Wielkiej Brytanii ktoś został uwięziony bez procesu.

- Jasne - powiedział Harry, rozkojarzony, przyglądając się Syriuszowi. - Więc ci gliniarze byli twoimi przyjaciółmi i nawet cię nie zapytali, czy to zrobiłeś?

- Ani razu.

- Pft. - Harry zadrwił. - Wiedziałem, że magiczni gliniarze są tak samo źli jak mugolscy, co? Powiedziałem Snape'owi, kiedy kazał im mnie śledzić.

Syriusz uśmiechnął się lekko, gdy Michael zanotował słowo „mugolski", a Severus jęknął.

- Myślisz, że Tonks zostałaby zwolniona, gdyby dowiedzieli się, że spędziła popołudnie, szukając mnie z tobą, podczas gdy ja byłem tuż obok niej? - zapytał Syriusz, jego oczy błyszczały złośliwie.

- Kurwa - odetchnął Harry, na jego twarzy również pojawił się mały uśmiech. - Są tak samo źli i tak samo głupi jak Mugole, co?

Głośny śmiech Syriusza wypełnił pokój.

Harry uśmiechnął się do Syriusza, po czym nerwowo spojrzał na Severusa.

- Mogę z tobą porozmawiać? Na osobności? - Harry rzucił wymowne spojrzenie zarówno Syriuszowi, jak i Michaelowi.

- Możemy wyjść na chwilę. - Michael zaproponował. - Chociaż wolałbym, gdybyśmy rozmawiali na otwartej przestrzeni.

- Jestem tego pewien. - Harry przewrócił oczami. - Nie ma szans.

Michael ponownie spojrzał na zegar i z ulgą zauważył, że do końca sesji pozostało tylko 45 minut. Byłby o wiele bardziej niezadowolony z tego, że nastolatek kazał mu opuścić biuro, gdyby nie wiedział, że za niecałą godzinę będzie mógł wyjść.

Michael i Syriusz wyszli do holu, gdzie Syriusz rzucił mu chytry uśmieszek, wkładając ręce głęboko do kieszeni marynarki.

- Mogę iść zapalić?

Michael zastanawiał się przez ułamek sekundy, po czym pokiwał głową z rezygnacją.

- Chodź, pokażę ci, dokąd ja chodzę.

Syriusz poszedł za Michaelem na zaplecze, gdzie obaj zapalili.

- Dzięki za pomoc. - Syriusz powiedział między wdechami. - Nie chciałem być tym, który wskaże, że Snape podjął najgorszą decyzję z nas dwóch, ale doceniam, że to zrobiłeś.

- Dzięki. - mruknął Michael. - Mogę zadać ci pytanie?

Syriusz zachichotał.

- Kolejne masz na myśli? Jasne.

- Severus powiedział, że Harry rzucił się na ciebie z nożem i groził, że cię zabije, myślisz, że by to zrobił?

- Absolutnie. - Syriusz odpowiedział bez wahania. - Dzieciak był wściekły. Miałem szczęście, że wyglądał na wyczerpanego.

- I powiedziałeś mu potem, że go kochasz? - zapytał Michael.

- Oczywiście. - Syriusz zgasił papierosa i spojrzał na Michaela zaciekawionym wzrokiem. - Harry jest najbliższą rzeczą, jaką kiedykolwiek będę miał. Nawet mianowałem go moim spadkobiercą dzień po jego narodzinach. James był jak mój brat, wiesz? Harry jest najważniejszą osobą w moim życiu. Kiedy byłem w Azkabanie, myślałem tylko o tym, jak bardzo żałuję, że posłuchałem Dumbledore'a i nie uciekłem z nim. Harry mógł mnie zabić na miejscu, a ja kochałabym go aż do zaświatów.

Michael uważał, że to godne podziwu spojrzenie na sytuację. Syriusz wykazywał wiele niedojrzałości, zwłaszcza jeśli chodziło o Severusa, ale najwyraźniej głęboko kochał Harry'ego.

Obaj nie powiedzieli nic więcej, gdy wrócili do biura. Michael usiadł i zobaczył, że Harry wygląda na zamyślonego, a Severus na zadowolonego z siebie.

- Udało ci się wyjaśnić sprawę? - Michael zapytał Harry'ego.

- Przypuszczam, że tak. - Harry powiedział.

- Zechcesz nam powiedzieć, co to było?

Harry spojrzał na Severusa, który uśmiechnął się i skinął głową.

- Chciałem zapytać Snape'a, czy nadal nienawidzi Blacka, co? Nie miałem zamiaru siedzieć tu i udawać miłego przez kolejne pół godziny, jeśli Snape go nienawidzi. - Harry wzruszył ramionami.

H wykazuje głęboką lojalność wobec SS, prawdopodobnie spowodowaną opieką i uratowaniem z bezdomnej/przemocowej sytuacji.

- I poinformowałem Harry'ego, że powinien dążyć do własnych relacji, niezależnie od moich przekonań. Ale w tym przypadku uważam, że Black podejmuje prawie wystarczającą próbę. - Severus powiedział z uśmiechem.

SS lubi wiedzieć, że H ceni go wyżej niż SB (brak dojrzałości).

- Prawie wystarczającą? - Syriusz zachichotał. - Błyskawica chyba się nie liczy?

- Jaka Błyskawica? - zapytał Harry, natychmiast wydając się czujny i niemal podekscytowany.

Severus rzucił mu przeciągłe spojrzenie, obok subtelnego spojrzenia w stronę Michaela.

- Ta, którą dostałeś na Gwiazdkę. - powiedział powoli. - Myślałeś, że ja ją kupiłem.

H Doświadcza zaników pamięci podczas epizodów depresyjnych, napisał Michael, interpretując spojrzenie Severusa w trakcie rozmowy.

Harry zmarszczył brwi, po czym uderzył się lekko w czoło.

- Och, tak. - Rzucił Syriuszowi zaciekawione spojrzenie, jego głowa przechyliła się lekko, a oczy zwęziły się za okularami. - Błyskawice są drogie, mogę ci oddać.

- Z naszymi pieniędzmi? - Syriusz roześmiał się. - Gobliny powiedziały, że dokonałeś już kilku wypłat z konta Blacków.

Harry zarumienił się lekko, ale Michael przerwał, zanim zdążył odpowiedzieć.

- Przepraszam, ale co to jest Błyskawica i jakie Gobliny?

- Sukinsyn. - mruknął Severus. - Sam Minister nie będzie w stanie utrzymać nas z dala od więzienia.

- Mógłbyś mu wymazać pamięć. - Harry zaproponował. - Nigdy by niczego nie zapamiętał.

Michael został całkowicie zignorowany, gdy trzej mężczyźni zaczęli dyskutować o zaletach i wadach „wymazania" mu pamięci. Zaczął odczuwać panikę. Nie miał pojęcia, co mieli na myśli, używając tego dziwnego terminu, ale nie wierzył, by którykolwiek z nich był przeciwny zabiciu go, jeśli uważali, że mają wystarczająco dobry powód.

- Porozmawiasz ze swoim ojcem chrzestnym serdecznie i nie skrzywdzisz go ponownie, jeśli na to nie zasłuży? - Snape zapytał Harry'ego.

- Chyba tak. - Harry wzruszył ramionami.

- I stworzymy system, w którym przyjdziesz do mnie, jeśli zaczniesz zapominać o wielu ważnych powodach, dla których żyjesz wystarczająco długo, by objąć stanowisko ministra? - Snape spytał swoimi ciemnymi oczami, wąskimi i surowymi.

- Tak - odparł Harry defensywnie. - Zawarłem umowę, prawda?

- Doskonale. Wy dwaj możecie wyjść. - powiedział Severus. - Skończę tutaj i może uda nam się uniknąć sąsiednich cel w Azkabanie.

Syriusz zachichotał, a Harry rzucił Michaelowi zadowolone z siebie spojrzenie.

- Wiedziałem, że nie ma znaczenia, co powiem, co? I tak nie będziesz tego pamiętał. - zaśmiał się, wychodząc z biura.

Michael spojrzał błagalnie na Severusa.

- Słuchaj- nie wiem co się dzieje, ale mój kodeks etyczny zabrania mi dzielenia się z kimkolwiek jakimikolwiek istotnymi informacjami na temat twoich sesji. - powiedział szybko.

- Rozumiem. - Severus powiedział spokojnie. - Jednak biorąc pod uwagę sławę Harry'ego i niesławę Blacka, nie mogę ryzykować. - Wyciągnął z kieszeni długą laskę o ciemnej rękojeści. - Chcę, żebyś wiedział, że naprawdę doceniam wszystko, co zrobiłeś, by pomóc Harry'emu i mnie, i żałuję, że Harry postawił mnie w takiej sytuacji. Wierzę, że to było zamierzone z jego strony, chociaż może powinienem był to przewidzieć, dziecko jest niesamowicie przebiegłe, jeśli nie zauważyłeś.

Michael porzucił decorum, zeskoczył z krzesła i szybko się odsunął.

- Severusie, posłuchaj...

- Obliviate - mruknął Severus z kijem wycelowanym w głowę Michaela.

- Kochanie, wszystko w porządku? Wyglądasz na wyczerpanego. - Żona Michaela, Jennifer, przytuliła się do niego, gdy jadł kolację.

- Długi dzień. - powiedział ziewając. - Przepraszam kochanie.

- Czy to ta nowa rodzina, z którą miałeś się dzisiaj spotkać? - zapytała.

- Nowa rodzina? Chyba pomyliłaś mnie ze swoim drugim mężem terapeutą. - drażnił się z nią. - Nie przyjmowałem żadnych nowych rodzin w ciągu ostatnich sześciu tygodni.

Chapter 20: Sowy & dziwni chrześni

Chapter Text

- Nigdy więcej mnie nie opuszczaj - oświadczył dramatycznie Ron, rzucając się na łóżko Harry'ego w dormitorium.

- Było aż tak straszne, Ron? - Harry roześmiał się z jego teatralności.

- Miona i Theo spędzili resztę przerwy, patrząc na siebie z miłością, a Parszywek chyba tym razem zniknął na zawsze. Nie ma go od Bożego Narodzenia, nigdy nie był nieobecny tak długo - powiedział ze smutkiem Ron.

Harry otworzył usta ze zdziwienia, gdy zdał sobie sprawę, że nie powiedział Ronowi o Pettigrew. „Prorok Codzienny" opublikował całą serię artykułów o oczyszczeniu imienia Blacka i o tym, jak Pettigrew został schwytany dzięki profesorowi Snape'owi, ale nie wspomniano ani słowem o tym, że ten człowiek był szczurem śpiącym w łóżku Rona przez ostatnie trzy lata.

Co, teraz, gdy o tym pomyślał, było obrzydliwe. Był prawie pewien, że szczur był wcześniej z Ronem w toalecie.

- Parszywek był... - Harry zawahał się, mając nadzieję, że Ron nie wpadnie w panikę. - Parszywek był Pettigrewem. Był animagiem.

Ron usiadł i spojrzał na Harry'ego z niepewnością. Prawdopodobnie trudniej byłoby mu uwierzyć w tę szaloną historię, gdyby wszyscy przyjaciele Harry'ego nie wiedzieli już dobrze, jak Harry podchodzi do kłamstw.

- Parszywek... był prawdziwym człowiekiem... śmierciożercą... który spał w moim łóżku?

- Ta. - Harry powiedział powoli, krzywiąc się na obrzydliwe skojarzenia, które Ron prawdopodobnie teraz tworzył w swojej głowie.

Twarz Rona przeszła serię dziwnych przemian. Najpierw stała się blada jak ściana, potem Ron gwałtownie wciągnął powietrze, a jego twarz stała się prawie tak czerwona jak włosy Susan, po czym w końcu wypuścił powietrze i wyglądał na zielonego.

- To obrzydliwe, stary. - Zadrżał.

- Tak - zgodził się Harry.

Mimo że Parszywek okazał się prawdziwą osobą, Harry uważał, że Ron nadal wyglądał na przygnębionego przez kilka następnych dni, kiedy wszyscy dostosowywali się do powrotu do zajęć i Hogwartu wolnego od dementorów. Ron ciągle spoglądał na kieszeń swojej koszuli, a potem wzdychał, zdając sobie sprawę, że jego szczur zniknął.

Harry zastanawiał się, jak sam by się czuł, gdyby Sevvie okazał się animagiem (nie był, Harry sprawdził to, gdy Mavis zabrała go do Spinners End) i było mu żal swojego przyjaciela. Kiedy Owens ogłosił styczniowy weekend w Hogsmeade, Harry wpadł na doskonały pomysł.

- Ron, kiedy masz urodziny? - zapytał Harry z niecierpliwością podczas śniadania.

- Eee, pierwszego marca, a co? - odpowiedział Ron z ustami pełnymi kiełbasek.

- W ten weekend pójdziesz ze mną do Hogsmeade - powiedział stanowczo Harry. - To niespodzianka.

- Jeśli szukasz przystojnego rudowłosego partnera do Hogsmeade, to trafiłeś do niewłaściwego Weasleya.

Ron prawie się zakrztusił jedzeniem, a Susan zaczęła chichotać, gdy Harry uniósł zaciekawione brwi na widok jednego z bliźniaków Weasley.

- Cześć, Harry - uśmiechnął się figlarnie. - Przyszedłem sprawdzić, czy masz plany na ten weekend.

Harry zarumienił się pod spojrzeniami przyjaciół i chichotami trzech dziewczyn, choć nie był pewien, dlaczego.

- Właśnie powiedziałem, że mam, i najwyraźniej mnie słyszałeś, tak?

- Zraniłeś mnie, Harry - zawołał starszy chłopak, dramatycznie przyciskając dłoń do piersi. - Kiedy w końcu dostrzeżesz, że nasza miłość jest wieczna, i zaakceptujesz moje starania, by cię zdobyć?

Harry spojrzał na Rona, który nadal miał czerwoną twarz i bełkotał, po czym zwrócił się ponownie do bliźniaka.

- Nawet nie znam twojego imienia - powiedział chłodno. - To chyba oznacza, że cię nie kocham.

Draco i Blaise wybuchnęli śmiechem, a Neville zaczął cicho chichotać obok nich.

- Fred - powiedział bliźniak, wyciągając rękę. - Frederick Fabian Weasley, trzeci - powiedział pompatycznie, zadzierając nos do góry. - Miło cię poznać.

Harry spojrzał z pogardą na wyciągniętą dłoń, a potem na twarz Freda.

- Czy to twoje prawdziwe imię? - zapytał z ciekawością Theo.

- Jak śmiesz, chłopcze! - zawołał dramatycznie Fred. - Wy, Ślizgoni, ranicie mnie swoim bezdusznym cynizmem.

- Nie jest - powiedział Ron. - To tylko Fred Fabian Weasley, na szczęście jedyny.

Reszta dzieciaków roześmiała się, z wyjątkiem Harry'ego, który nadal uważnie obserwował Freda.

- Fred Weasley to nadal dystyngowane imię - mrugnął do Harry'ego. - W każdym razie lepsze niż Ronald Bilius Weasley.

Harry spojrzał na Rona i zobaczył, że jego uszy znów robią się czerwone, i domyślił się, że Fred go jakoś obraził.

- Ron to świetne imię - powiedział Harry, a z jego słów praktycznie spadały sople lodu. - Lepsze niż Fred.

Fred zignorował jego chłodny ton i oparł się o stół, przy którym siedział Harry.

- To dlatego idziesz z nim do Hogsmeade?

- To jest... my nie jesteśmy... do diabła, Fred! - wykrztusił Ron. - Jesteśmy tylko kumplami. Kumplami, którzy spędzają razem czas.

- Cóż, jeśli to nie jest randka, to... - Fred uśmiechnął się krzywo do Harry'ego. - Chcesz iść ze mną?

- Nie! - powiedział Harry, znów sfrustrowany. - Ty i ja nie jesteśmy przyjaciółmi. Ron jest moim przyjacielem. Draco, Blaise, Neville i Theo są moimi przyjaciółmi. Miona, Susan i Luna są moimi przyjaciółmi. Gdybym chciał spędzać czas z kimś w Hogsmeade, to byłoby to właśnie jedno z nich.

Fred rozejrzał się po uczniach otaczających Harry'ego, zatrzymując wzrok na Susan i Blaise'ie przez dziwną chwilę, po czym wyprostował się z lekkim uśmiechem.

- Zapytam cię ponownie w przyszłym miesiącu - powiedział radośnie. - Do zobaczenia, Węże i honorowe Węże.

Fred odszedł, a Harry zobaczył, jak George szybko podbiegł do niego, gdy opuszczał salę.

- Co jest, kurwa - mruknął. - Ron, twój brat jest cholernie dziwny, co?

- Tak.

- Dlaczego nie chcesz umówić się z Fredem? - zapytała z ciekawością Susan. - Jest tylko dwa lata starszy, jest zabawny, a Neville powiedział, że jest miły dla młodszych dzieciaków z Gryffindoru.

- Tak jest - potwierdził cicho Neville.

- No i? - zapytał z ciekawością Harry. - Wolę spędzać czas z wami.

Blaise przyglądał się Harry'emu uważnie, mrużąc złote oczy w zamyśleniu.

- Ale Harry...

- Cicho - przerwał Hermionie Blaise, nadal obserwując Harry'ego. - Harry - powiedział powoli. - Wiesz, że Fred zaprosił cię na randkę, prawda? Taką randkę, jak te, na które Hermiona i Theo chodzą do Hogsmeade.

- Och - Harry zaczerwienił się, ponieważ nie skojarzył aluzji Freda z tym, że Hermiona i Theo są parą.

Głupek.

- Dlaczego? On nawet mnie nie zna.

- Randki są sposobem, w jaki ludzie się poznają - powiedziała Hermiona. - Theo i ja najpierw byliśmy przyjaciółmi, więc już się znaliśmy. Zazwyczaj, jeśli ktoś uważa, że lubi inną osobę, to zaprasza ją...

- Czy to znaczy, że Fred uważa, że mnie lubi? - Harry przerwał Hermionie. - Czy nie skopałem mu tyłka w pojedynku?

- Pewnie właśnie dlatego cię lubi. - powiedział Draco z uśmiechem. - Pomyślał: „Och, Harry, jesteś taki potężny".

- Pewnie ma rację, wiesz. - powiedziała cicho Luna. - Wyobrażam sobie, że wyglądałeś niesamowicie, kiedy z nim walczyłeś.

Harry zaczerwienił się jeszcze bardziej na pochwałę Luny, a wszyscy zaczęli chichotać.

- Dlaczego miałbym chcieć iść na randkę z kimś, kto lubi mnie tylko dlatego, że jestem potężny?

- Pewnie uważa też, że jesteś uroczy - uśmiechnął się Blaise. - Nie mam pojęcia, dlaczego...

Harry rzucił w Blaise'a kawałkiem tosta.

- Odwal się.

- To jest prawdziwy powód - powiedział Ron, śmiejąc się z oburzenia Blaise'a. - Pewnie podoba mu się to, jak często mówisz „kurwa". Uważa cię za buntownika.

- Harry jest buntownikiem - powiedziała Susan. - Pierwszym uczniem od ponad dwudziestu pięciu lat, który został wydalony ze szkoły.

- Naprawdę? - zapytał z zainteresowaniem Harry.

- Tak. Dumbledore nigdy wcześniej nie wydalił żadnego ucznia - powiedziała Susan. - Sprawdziłam to.

- Może po prostu lubi cię takim, jakim jesteś - powiedział Neville do Harry'ego, wracając do rozmowy o Fredzie. - Oboje lubicie Quidditch. Oboje jesteście trochę awanturniczy. A Fred wydaje się lubić niebezpieczeństwo.

- A Harry jest bardzo niebezpieczny. - zgodziła się spokojnie Luna. - Bardzo wnikliwa uwaga, Neville.

- Nie chciałbym umawiać się z kimś, kto lubi mnie tylko dlatego, że jestem silny i niebezpieczny. - powiedział Harry po chwili namysłu.

- Chcę umawiać się tylko z kimś, kto uważa mnie za niebezpieczną. - Susan uśmiechnęła się szeroko. - To pomaga utrzymać ich w ryzach.

Draco zadrżał dramatycznie.

- Wszyscy wiedzą, że jesteś niebezpieczna, Susan.

- To dobrze.

- Nie przeszkadza ci jednak, że Fred jest facetem? - zapytał niepewnie Theo, gdy wszyscy zamilkli na kilka sekund.

- Co jest z wami czarodziejami i waszymi dziwnymi, osądzającymi bzdurami? „"Jaką masz krew? Do jakiego domu należysz? Mroczny czy jasny? Pieprzysz się z chłopakami czy dziewczynami?" To szaleństwo! - Harry podniósł ręce w całkowitej irytacji po swojej tyradzie.

- Mnie to nie obchodzi - powiedział Theo po szybkim szturchnięciu w żebra przez Hermionę. - Ale Hermiona powiedziała, że mugole mają dziwne podejście do tego, a ty dorastałeś wśród mugoli, więc byłem po prostu ciekawy.

- Mugole nie przejmują się tym - Harry roześmiał się ostro. - Widziałem facetów, którzy zabierali innych facetów z ulicy na kilka godzin, a potem wracali do swoich żon, co?

Jego przyjaciele spojrzeli na niego z zaciekawieniem, aż Harry syknął, a oni szybko się cofnęli.

- Masz dziwne życie, Harry Potterze - powiedziała cicho Luna. Wszyscy inni skinęli głowami w zgodzie, a potem na szczęście przeszli do dyskusji na inny temat.

- Mam jednak czadową niespodziankę - mruknął Harry do Rona. - Więc idź ze mną do Hogsmeade w ten weekend.

Tydzień zajęć wydawał się ciągnąć w nieskończoność, ponieważ nauczyciele coraz bardziej martwili się zbliżającymi się egzaminami. A te miały się odbyć dopiero pod koniec maja. Harry nie był pewien, dlaczego martwili się w połowie stycznia, ale Snape zgromił go wzrokiem, kiedy zwrócił na to uwagę podczas lekcji, więc zachował swoje opinie dla siebie.

Podczas pierwszej lekcji obrony po przerwie zaczęli uczyć się o kolejnym nowym stworzeniu, Zwodniku. Zwodniki były mglistymi, przypominającymi dym stworzeniami, które nosiły latarnie i próbowały zwabić ludzi do niebezpiecznych bagien. Harry pomyślał, że jeśli ktoś jest na tyle głupi, żeby podążać za dymnym stworzeniem niosącym latarnię, to prawdopodobnie zasługuje na śmierć.

- Świetna robota, Harry - powiedział wesoło Lupin, gdy Harry odpowiedział na łatwe pytanie dotyczące tego dziwnego małego stworzenia. Harry uniósł brwi, słysząc swobodną odpowiedź Lupina, ale postanowił nie komentować tego. Najwyraźniej jego przyjaciele nie mieli takich oporów.

- Dlaczego jest taki miły? - zapytała cicho Susan.

- Lupin zawsze jest miły - odparł Theo.

- Ale zazwyczaj nie rozmawia już z Harrym, prawda? - zauważył Ron.

- Prawdopodobnie dlatego, że jest z Blackiem, co? - szepnął Harry. - Black jest moim ojcem chrzestnym, więc prawdopodobnie powiedział Lupinowi, żeby się ze mną dogadał, czy coś w tym rodzaju.

Jego przyjaciele skinęli głowami i wrócili do słuchania wykładu Lupina, ale Harry opadł na swoje miejsce. Doskonale pamiętał noc, kiedy Lupin znalazł go na korytarzu, i miał nadzieję, że nowo odkryta życzliwość Lupina wobec Harry'ego wynikała z wpływu Blacka, a nie z litości.

Zajęcia z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami trwały długą godzinę, podczas której uczniowie zgromadzili się wokół ogniska z salamandrami, a Hagrid opowiadał o różnych sposobach ich wykorzystania.

- Rozpalają ogień - mruknął Harry do Rona. - A do czego jeszcze mogą się przydać?

- Cicho. - powiedział niecierpliwie Draco, próbując słuchać Hagrida, nie pokazując, że go słucha.

Wróżbiarstwo było tak samo nudne jak zawsze. Trelawney przeniosła zajęcia na chiromancję i spędziła połowę lekcji, omawiając, jak dłoń Harry'ego ma najkrótszą linię życia, jaką kiedykolwiek widziała.

- Może już nie żyję - powiedział poważnie Harry, kiedy to ogłosiła. - Mogę być duchem.

Trelawney dała im najwięcej pracy domowej, jaką kiedykolwiek zadała na koniec tej lekcji.

- Przestań ją drażnić - narzekał Blaise w drodze na następną lekcję. - Po prostu udawaj, że się boisz.

- To... - Ron wskazał na absurdalnie długi esej, który zadała - to całkowicie twoja wina, stary.

Harry uznał, że i tak było warto.

Harry, Blaise, Draco i Susan uczyli się po czwartkowych popołudniowych lekcjach w bibliotece, kiedy do Harry'ego podszedł kolejny dziwny człowiek. Starszy chłopak z Hufflepuffu, o kręconych złotych włosach i przyjaznych niebieskich oczach. Harry był prawie pewien, że nazywa się Diggory, grał z nim w ostatnim meczu, ale nie zwracał zbytniej uwagi na imiona.

- Witam - uśmiechnął się do nich wszystkich. - Harry, czy mógłbym z tobą chwilę porozmawiać?

- Jasne - odparł Harry, patrząc na niego. - O co chodzi?

Diggory odchrząknął i wsunął ręce głęboko do kieszeni.

- Chciałem przeprosić - powiedział. - Za mecz Quidditcha. To nie było fair, jak się skończył, i powinienem był przeprosić wcześniej.

Harry zacisnął zęby na wspomnienie, że cała szkoła widziała, jak zemdlał i spadł z miotły.

- 'Obra - powiedział krótko. - To wszystko?

Diggory zmarszczył brwi.

- Próbowałem powiedzieć Madame Hooch, że powinniśmy rozegrać rewanż, nawet ustaliłem termin z Flintem, ale ona nam nie pozwoliła.

- 'Obra.

- Czy ty... - Diggory spojrzał niepewnie na pozostałych uczniów. - Czy jesteś zły? Bo naprawdę bardzo mi przykro.

- Wierzę ci - odparł Harry. - Ale to nic nie znaczy, co?

- Ja... - Diggory zawahał się, rozważając słowa Harry'ego. - Chyba masz rację. Nie sądzę, żebym mógł cokolwiek powiedzieć, żeby to wynagrodzić. Może po prostu będę kibicował ci, żebyś wygrał nadchodzący mecz z Ravenclawem.

- Zrób to. - Harry parsknął. - Ja będę kibicował, żebyście przegrali z Gryffindorem w następny weekend, żebyśmy mogli pokonać ich w finale.

Diggory roześmiał się i ponownie uśmiechnął do Harry'ego.

- Zobaczymy. - powiedział. - Powinienem wrócić do moich przyjaciół, chciałem tylko przeprosić, ale następnym razem będę przygotowany, dobrze?

- 'Obra.

Harry ponownie skupił się na eseju, który mozolnie pisał dla McGonagall, gdy Diggory odchodził.

- On jest bardzo przystojny, wiesz. - Susan zachichotała. - Wiele dziewczyn z Hufflepuffu zawsze próbuje z nim rozmawiać.

- Łącznie z tobą? - zapytał Draco z uśmiechem.

- Ugh. - Susan zmarszczyła nos. - On jest zbyt... zbyt miły dla mnie. Wydaje się prawie fałszywy, wiesz?

- Niech dobrze zrozumiem - Blaise odłożył pióro, aby dołączyć do cichej rozmowy Draco i Susan. - Chcesz umawiać się z kimś, kto uważa cię za niebezpieczną i kto nie jest zbyt miły?

- Tak - Susan skinęła głową. - Najlepiej jeszcze przystojny i mądry.

- Ja będę umawiał się tylko z mądrymi osobami - powiedział Draco. - Wyobraź sobie, że przez resztę życia musisz rozmawiać z kimś takim jak Goyle? - Wzdrygnął się dramatycznie.

- Ładna dziewczyna z głową pełną powietrza? - Blaise mrugnął do Susan, która przewróciła oczami. - Brzmi jak idealna kandydatka. A co z tobą, Harry?

- Co z mną? - zapytał Harry.

- Jaka jest twoja idealna dziewczyna lub chłopak? - zapytał Draco.

- Nie wiem. - Harry próbował wyobrazić sobie kogoś, z kim chciałby spędzać czas sam na sam, tak jak Theo i Hermiona. - Chyba... po prostu kogoś, kto lubi mnie takim, jakim jestem, tak?

- To twoje jedyne wymaganie? - zapytał Draco. - Żeby lubili cię za to, kim jesteś?

- Cóż, to cholernie rzadkie, co? - odparł Harry defensywnie. - Ludzie zazwyczaj lubią mnie albo dlatego, że jestem sławny, albo z jakiegoś innego głupiego powodu, na przykład dlatego, że jestem spadkobiercą Slytherina. Tak, byłoby czad, gdyby byli przystojni i mądrzy, ale przede wszystkim chcę, żeby lubili mnie za to, kim jestem.

Draco opadł na oparcie pod wpływem tonu głosu Harry'ego i spojrzał na niego z przeprosinami.

- Masz rację, przepraszam. My... - wskazał na Blaise'a i Susan. - ...wszyscy lubimy cię za to, kim jesteś. Żebyś wiedział.

- Dzięki, Dray. - Harry poczuł, jak po jego słowach po karku przebiega mu lekki dreszcz. - Chyba sam nie jesteś taki zły.

Draco pokazał mu język, a wszyscy roześmiali się z tego dziecinnego gestu ze strony zwykle sztywnego spadkobiercy Malfoyów.

Harry myślał więcej o randkach, umawianiu się, chłopakach i dziewczynach, pisząc swój esej. Nie był ślepy ani głupi, widział, jak jego koledzy z klasy zaczęli patrzeć na siebie łagodniejszym wzrokiem i jak w korytarzach było więcej dzieci trzymających się za ręce i chichoczących dziewcząt niż kiedyś. Uznał, że było to do przewidzenia, ponieważ wszyscy dorastali i byli „pełni hormonów" (jak powiedziałby Snape).

Harry nigdy nie umawiał się z nikim na randkę ani nie był na randce. Był już wcześniej z mężczyznami. Kiedy żył na ulicy i było mu zimno, był chory lub głodny. To było okropne i zazwyczaj sprawiało mu ból zarówno fizyczny, jak i psychiczny, ponieważ czuł się upokorzony, klęcząc przed nimi. Wiedział, że tamte czasy były tylko środkiem do celu, sposobem na zaoferowanie czegoś w zamian za jedzenie lub schronienie na noc. Ale randki? Wyznania miłości? Trzymanie się za ręce i całowanie? To była zupełnie inna sprawa. I zupełnie tego nie rozumiał.

Następnego ranka podczas śniadania Harry był zaskoczony, widząc małą brązową sowę lecącą prosto do niego podczas poczty i zostawiającą pergamin.

- Od kogo to jest? - zapytał z ciekawością Neville.

- Nie wiem.

Harry otworzył go i szybko przeczytał.

Hej, szczeniaku!

Luniek powiedział, że jutro masz weekend w Hogsmeade i chciałem zapytać, czy nie chciałbyś pójść ze mną na drinka do Trzech Mioteł? Jeśli chcesz, możesz zabrać ze sobą przyjaciół. Powiedziałbym, że ja stawiam, ale skoro dzielimy skarbiec, to stawiamy obaj.

Mam nadzieję, że zobaczymy się jutro, powiedzmy o drugiej? Jeśli się nie pojawisz, to będę płakał, ale nie ma presji.

- Syriusz


Harry niechętnie uśmiechnął się do głupiego żartu Blacka o płakaniu, jeśli Harry nie pojawi się jutro.

- To Black - powiedział, podając list wścibskiej Susan. - Chce wiedzieć, czy chcemy się z nim jutro spotkać na drinka w Trzech Miotłach, mówi, że on stawia. Jeśli pójdę, to ktoś chce się przyłączyć?

Wszyscy oprócz Blaise'a i Neville'a chętnie się zgodzili.

- Nie mogę - uśmiechnął się Blaise. - Mam gorącą randkę z przepięknym bliźniakiem.

- Idziesz z bratem Rona? - Harry był zaskoczony i dziwnie zirytowany tą wiadomością.

- Co? Nie! Merlinie, Harry. W tym zamku jest więcej niż jedna para bliźniaków.

Wszyscy tak się roześmiali, że inni ślizgoni i krukoni z sąsiedztwa zaczęli ich ciekawie obserwować.

- Och. - Harry wzruszył ramionami. - Nie znam żadnych innych bliźniaków. Kto to jest?

- Padma Patil, jest z naszej klasy - powiedziała Hermiona. - Naprawdę, Harry, czasami zastanawiam się, czy w ogóle znasz nasze imiona.

- Cóż, widuję was codziennie, co nie? - powiedział Harry, po czym spojrzał na Neville'a, który również odrzucił jego propozycję na jutro. - Ty też masz randkę?

- N-nie - wyjąkał Neville, rumieniąc się na widok nagłego zainteresowania grupy. - Nie idę do Hogsmeade. Obiecałem Lunie, że pomogę jej przygotować się do egzaminu z zielarstwa w przyszłym tygodniu.

- Neville jest dobrym przyjacielem - powiedziała Luna. - Rośliny po prostu mówią do niego więcej niż do mnie.

- Wolę nargle niż rośliny - zapewnił ją Ron. - Chyba że mają roślinę, która potrafi przepowiadać przyszłość?

- Nie, nie mają - Theo przewrócił oczami, widząc rozczarowanie na twarzy Rona. - Czego wy się w ogóle uczycie na wróżbiarstwie?

- Głównie tego, że Harry umrze młodo w bolesny i tragiczny sposób - powiedział Ron z półuśmiechem. - I że Trelawney jest oszustką lubiącą sherry.

Wszyscy nadal chichotali, gdy zadzwonił dzwonek oznaczający zbliżający się początek lekcji. Harry rozmyślał nad propozycją Blacka podczas porannych zajęć i postanowił, że przed podjęciem decyzji skonsultuje się ze Snapem po wieczornej lekcji eliksirów.

Snape wydawał się być w dobrym nastroju podczas lekcji. Kilka razy krzyknął na Finnigana, przyznał Harry'emu i Draco dwadzieścia punktów za idealną miksturę i zadał tylko dwie stopy pracy domowej zamiast zwyczajowych trzech lub czterech.

Harry zatrzymał się przy jego biurku po tym, jak wszyscy wyszli po zakończeniu lekcji, aby zapytać o list od Blacka.

- W czym mogę pomóc? - zapytał Snape po tym, jak ostatni uczeń opuścił salę.

- Masz. - Harry podał mu list i czekał, aż Snape go przeczyta.

- Wiem, że uważamy się za przyjaciół, ale nie sądzę, żebym był zaproszony - powiedział sucho Snape, oddając pergamin Harry'emu.

Harry uśmiechnął się na myśl o minie Blacka, gdyby jutro przyprowadził Snape'a, i pokręcił głową.

- Nie, proszę pana, zastanawiałem się tylko, czy uważa pan, że powinienem pójść?

Snape oparł się na krześle i złożył dłonie na biurku.

- Dlaczego mnie o to pytasz? - zapytał Harry'ego z zaciekawieniem.

- Cóż... Wiem, że już tak bardzo się nie nienawidzicie... ale... ale nie wiedziałem, czy nie będziesz zły, jeśli pójdę?

Dzięki rozmowie z uzdrowicielem umysłów i Snapem Harry zaczął zdawać sobie sprawę, że ludzie i ich uczucia mają znacznie większe znaczenie, niż mu się wcześniej wydawało, i pomyślał, że Snape może poczuć się urażony, jeśli jutro pójdzie spotkać się z Blackiem.

- Nie będę zły, zdenerwowany ani nie będę odczuwał żadnych innych negatywnych emocji, jeśli jutro pójdziesz spotkać się z Blackiem - powiedział Snape, łatwo odczytując pytanie Harry'ego. - On jest twoim ojcem chrzestnym i możesz spędzać z nim tyle czasu, ile chcesz.

Harry zagryzł dolną wargę, obserwując Snape'a uważnie, aby dostrzec jakiekolwiek oznaki, które zdradziłyby jego prawdziwe myśli na ten temat. Po kilku chwilach, podczas których Snape wyglądał na całkowicie zrelaksowanego, Harry skinął głową, uznając, że nie kłamie.

- Czad. Ron, Draco, Susan, Miona i Theo powiedzieli, że pójdą ze mną.

- Nie masz innych przyjaciół, którzy będą ci towarzyszyć jutro? - zapytał Snape.

- Eee... nie?

Snape spojrzał na Harry'ego z rozbawieniem.

- Miałem wrażenie, że pan Fred Weasley zamierzał towarzyszyć ci w Hogsmeade. Skonfiskowałem interesującą notatkę między nim a jego bratem, w której dyskutowali nad najlepszym sposobem, aby cię o to poprosić.

Sukinsyn. - syknął Harry w wężomowie. - Tylko nie ty! - powiedział do Snape'a. - Przysięgam, że wszyscy mają teraz obsesję na punkcie randek. Blaise ma randkę, Miona i Theo się spotykają, Fred zaprosił mnie na randkę. Ja nie... - Harry skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, jaki naprawdę ma z tym problem. - Nie rozumiem tego - przyznał cicho. - Miona powiedziała, że randki służą poznaniu drugiej osoby, ale skąd w ogóle wiadomo, czy chce się ją poznać?

- Hmm - Snape dotknął brody, zastanawiając się nad pytaniem Harry'ego. - Może powinieneś zapytać o to jutro Blacka. Obawiam się, że randki i romanse nie należą do mojej dziedziny wiedzy.

- Nie umawiasz się na randki? - zapytał Harry.

- Umawiałem się - odparł powoli Snape. - Chociaż nie tak często jak inni. A w ostatnich latach w ogóle. Myślę, że pan Morris powiedziałby, że mam trudności z zaangażowaniem się.

- Ze mną zaangażowałeś się całkiem nieźle - zauważył Harry.

- I zobacz, jak to się skończyło.

Harry uśmiechnął się szeroko, słysząc sarkastyczny ton Snape'a.

- Umawiałeś się z kimś, kiedy byłeś uczniem?

- Z kilkoma osobami - odparł wymijająco Snape. - Chociaż byłem raczej żałośnie zakochany w twojej matce, więc osoby, z którymi się umawiałem, szybko zrywały ze mną, gdy zdawały sobie sprawę, że są tylko marnymi substytutami.

- Jak... jak ty... co to znaczy być zakochanym w kimś? - Harry zaczerwienił się mocno na to dziwne pytanie, ale uznał, że Snape jest najlepszą osobą, którą może o to zapytać, ponieważ zazwyczaj nie śmiał się, gdy wiedział, że Harry mówi poważnie.

- Kochanie kogoś to coś zupełnie innego niż bycie zakochanym w kimś - powiedział Snape, grzecznie ignorując zaczerwienioną twarz Harry'ego. - Można kogoś kochać, troszczyć się o jego dobro i doceniać za jego wyjątkowe cechy. Może to być członek rodziny lub przyjaciel. Bycie zakochanym w kimś to bardziej romantyczne uczucie. Czy to ma sens?

- Nie - przyznał Harry. - Nie bardzo.

Snape westchnął. - Zapytaj Blacka, jeśli musisz. On prawdopodobnie udzieli ci znacznie jaśniejszej odpowiedzi.

- Zastanowię się nad tym - powiedział Harry. Wiedział, że Snape nie będzie się śmiać ani wyśmiewać go za głupie pytanie, ale nie ufał Blackowi w tej kwestii.

- Powinienem iść do biblioteki - powiedział z żalem.

- Oczywiście - odparł Snape. - Jeśli zdecydujesz się jutro spotkać z Blackiem, chętnie posłucham, jak poszło, jeśli zechcesz potem do mnie przyjść.

- W porządku - zgodził się Harry bez wahania. Przypomniał sobie o czymś, o co zapomniał zapytać wcześniej. - Proszę pana?

- Tak?

- Co pan zrobił, kiedy odebrał pan notatkę od Freda i George'a?

Snape uśmiechnął się złośliwie, co przypomniało Harry'emu, że nie bez powodu jest on głową domu Slytherina.

- Odebrałem trzydzieści punktów Gryffindorowi i poinformowałem go, że wolałbyś wielkie widowisko, o którym dyskutował. Szkoda, że najwyraźniej mi nie uwierzył. Miałem nadzieję na kolejnego śpiewającego krasnoluda.

- Drań! - Harry nie zapomniał upokarzającego krasnoluda z Walentynek w drugiej klasie. - Masz szczęście, że zapytał mnie o to tylko podczas śniadania, bo inaczej musiałbym się zemścić, proszę pana.

- Szkoda. - Snape powtórzył, nie wyglądając na skruszonego. - Być może zachęcę go, żeby spróbował ponownie.

- Zapamiętam to. - Harry ostrzegł go. - Następnym razem, gdy zobaczę Neville'a, który zamierza dodać niewłaściwy składnik, po prostu pozwolę mu wysadzić kociołek.

Snape skrzywił się na groźbę Harry'ego.

- Rozejm. - powiedział.

- Rozejm - zgodził się Harry. - Wpadnę jutro, dobrze?

- Przynieś mi cukrowe pióra! - zawołał za nim Snape. Harry roześmiał się, słysząc pogodny nastrój Snape'. Niezwykle rzadko widywał go w tak absurdalnym nastroju, ale być może brak dementorów poprawił wszystkim w zamku humor.

Następnego ranka po śniadaniu Harry i jego przyjaciele spakowali się i przygotowali do podróży.

- Muszę zabrać Rona na ważną sprawę, więc spotkamy się z wami w Trzech Miotłach o drugiej - powiedział Harry do pozostałych przyjaciół, gdy rozstawali się przy bramie wsi.

Theo i Hermiona mieli kolejną randkę, a Draco i Susan spotykali się z Daphne Greengrass, Hannah Abbott i kilkoma innymi uczniami z ich roku, aby pospacerować po wsi.

- Co to za sprawa? - zapytał Ron, gdy Harry pociągnął go za sobą w kierunku celu.

- Niespodzianka - odparł krótko Harry z lekkim uśmiechem.

- Mam nadzieję, że będzie ciepło - Ron zadrżał dramatycznie z powodu niskiej temperatury. - Nie wiem, jak zamierzacie grać z Ravenclawem w następny weekend.

Harry przewrócił oczami i lekko pociągnął Rona za rękaw. Ogrzej nas.

- Och. No tak. - Czubki uszu Rona zaczerwieniły się, a on sam świadomie potargał włosy. - Zapomniałem na chwilę o magii, co?

- Głupku - powiedział czule Harry. - Chodź, to tutaj!

- 'Sklepik zwierząt Maggie Meow'? - zapytał Ron z zaciekawieniem. - Nasze zadanie jest w sklepie zoologicznym?

- Tak. - Harry wciągnął Rona do środka i wskazał na różne działy sklepu. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

- Ja... nie rozumiem.

- Kupuję ci nowego zwierzaka! - powiedział Harry. - Wiem, że tęsknisz za Parszywkiem, nawet jeśli był obrzydliwym małym szczurem, i pomyślałem, że może zechcesz mieć nowego.

Harry uznał, że to genialny pomysł i idealny sposób, aby rozweselić przyjaciela, ale im dłużej Ron na niego patrzył, tym bardziej wątpił w swój pomysł.

- Przepraszam - wymamrotał w końcu, podczas gdy Ron nadal się na niego gapił. - To było głupie... chodźmy stąd...

- Czekaj - Ron wyciągnął rękę i zatrzymał Harry'ego, nie dotykając go. - Harry, jestem po prostu... zaskoczony. Nikogo innego nie obchodziło, że straciłem szczura. Nawet Percy powiedział „to tylko zwierzę domowe, Ronald", kiedy mu o tym powiedziałem.

Harry wzruszył ramionami.

- Cóż, Percy to palant, nie? Byłbym zdenerwowany, gdyby Sevvie okazał się animagiem. - W rzeczywistości nadal był rozczarowany utratą Ponuraka, ale starał się o tym nie myśleć, ponieważ za każdym razem, gdy przypominał sobie psa, z którym się zaprzyjaźnił, miał ochotę przeklinać Blacka.

Ron uśmiechnął się do Harry'ego swoim krzywym uśmiechem i rozejrzał się po różnych sekcjach ze zwierzętami.

- Jak myślisz, co powinienem wybrać?

- Nie szczura - odparł Harry. - Są obrzydliwe.

Ron roześmiał się i spojrzał na sekcję z sowami.

- No dalej, pomóż mi znaleźć zwierzę, które nie jest szaleńcem.

Harry i Ron spędzili kilka szczęśliwych godzin, trzymając, głaszcząc i kłócąc się o najlepszego zwierzaka. Harry próbował przekonać go, żeby wziął węża, kiedy usłyszał, jak jeden z nich narzeka na sklep.

Jest zimno - syknął mały czarny wąż.

Przepraszam - odpowiedział Harry. - Powiem sprzedawcy.

Ron potrząsnął głową i odsunął się od terrarium z wężami, które teraz wszystkie syczały swoje skargi do Harry'ego.

- Nie chcę zwierzęcia, z którym tylko ty możesz rozmawiać - powiedział. - Byłbym jak wieczne piąte koło u wozu.

Harry wzruszył ramionami, głaszcząc i podziwiając węże, które pełzały po sobie, walcząc o jego uwagę.

Najwyraźniej Ron nie chciał też kota ( - Są nudne - powiedział) ani pająka (Ron zbladł na widok zbiornika z pająkami).

- Myślę, że sowa będzie najlepszym wyborem - powiedział Harry.

Przez chwilę zastanawiali się nad różnymi sowami, aż w końcu Ron wybrał małą sowę, która wyglądała jak Sevvie, ale miała szare pióra zamiast czarnych.

- Jest taki uroczy - pisnęła dziewczyna z Gryffindoru stojąca obok.

Ron przewrócił oczami, ale wyglądał na zadowolonego, głaszcząc sowę siedzącą na jego ramieniu.

- Jest idealna - stwierdził Ron.

- Czekaj! Ujawnij się - rozkazał Harry sówce, używając magii. Sowa zahukała z oburzeniem, gdy zaklęcie potargało jej pióra, ale poza tym nie zmieniła się wcale.

- Nie jest więc animagiem - stwierdził Harry. - Tak, jest idealna.

Ron uśmiechnął się radośnie, gdy kupowali artykuły dla małej szarej sowy, którą Ron nazwał „Galvin". Próbował nazwać ją „Chudley" na cześć swojej ulubionej drużyny Quidditcha, ale Harry powiedział, że brzmi to zbyt podobnie do Dudley, więc zdecydował się na Galvin, imię bramkarza drużyny.

Kiedy Harry zapłacił za zakupy, opowiedział sprzedawcy o skargach węży.

- Powiedziały, że tu jest zimno - powiedział. - I nie lubią mrożonych myszy, chcą świeże.

- Będę o tym pamiętał - odparł sprzedawca z przerażonym wyrazem twarzy.

Harry założył, że osoba, która codziennie pracuje z wężami, nie będzie tak bardzo bała się wężomowy. Najwyraźniej się mylił.

- Nie masz nic przeciwko, żebym zabrał Galvina do zamku? - zapytał Ron, kiedy wyszli ze sklepu. - Nie sądzę, żeby Madame Rosmerta była zadowolona, gdybym go ze sobą zabrał.

- Oczywiście, że nie - odparł Harry. - I tak muszę kupić coś dla Snape'a i Lue.

- Jeszcze raz dzięki, stary - powiedział radośnie Ron. - Jesteś dobrym przyjacielem.

Harry uśmiechał się do siebie przez całą drogę do Królestwa Miodowego. Snape zachowywał się, jakby Harry nie potrafił odczytywać emocji innych ludzi, ale spójrzcie, co zrobił - rozweselił Rona. Miejmy nadzieję, że zmienił nawet jego bogina. Jak ktoś mógłby bać się przyjaciela, który pomógł mu wybrać uroczą małą sowę? Postanowił, że powie o tym Snape'owi później tego samego dnia. Prawdopodobnie trochę mu to utrze nosa.

Harry stracił trochę czasu, kupując słodycze dla Luny i cukrowe pióra dla Snape'a. Zmarszczył brwi, patrząc na smakołyki dla psów, które kupił Ponurakowi podczas ostatniej wizyty w tym miejscu, i próbował wyrzucić z głowy całą tę żenującą sytuację. Po zapłaceniu sprawdził godzinę i zobaczył, że jest jeszcze dość wcześnie, dopiero kwadrans po pierwszej, ale uznał, że lepiej udać się do Trzech Mioteł niż stać na śniegu.

Wszedł do pubu i strząsnął śnieg z włosów. Zamierzał usiąść przy barze i zamówić coś do jedzenia, czekając, ale ktoś zawołał jego imię.

- Harry! Tutaj!

Rozejrzał się i zobaczył Blacka i Lupina siedzących w loży z boku. Poczuł, jak jego ramiona napinają się, i kilka razy nimi poruszył, powoli podchodząc do nich.

- Usiądź. - Black uśmiechnął się i przesunął się, aby Harry mógł zająć miejsce w rogu z widokiem na drzwi. - Jesteś wcześnie - powiedział radośnie.

- Na dworze jest zimno, nie? - Harry wzruszył ramionami.

- Gdzie są twoi przyjaciele? - zapytał grzecznie Lupin.

- Niedługo tu będą - odpowiedział Harry. - Ron zabrał swoją nową sowę do zamku, a reszta miała plany do drugiej.

- Ron ma nową sowę? - zapytał Black. - To dobrze. Czułem się winny, kiedy zdałem sobie sprawę, że Pettigrew trafił do Azkabanu, a Ron stracił swojego zwierzaka.

- Pamiętałem o tym - powiedział Harry, czując się nieco dumny z siebie. - Powiedziałem mu, że kupię mu dowolnego zwierzaka jako wczesny prezent urodzinowy.

- Dobra robota, szczeniaku. - Black uśmiechnął się.

Lupin również się uśmiechnął, wstając.

- Muszę już iść, mam lekcje do przygotowania i prace do sprawdzenia.

Harry grzecznie odwrócił głowę, gdy obaj się pożegnali, i podniósł rękę na pożegnanie, gdy Lupin wyszedł.

- Tak naprawdę nie ma nic do roboty - odparł Syriusz. - Jest miły tylko dlatego, że wiedział, że chciałem spędzić z tobą trochę czasu.

- Dlaczego?

Black spojrzał na niego zdezorientowany i zmarszczył brwi.

- Dlaczego był miły, czy dlaczego chciałem spędzić z tobą trochę czasu?

- Dlaczego chciałeś spędzić ze mną trochę czasu? - wyjaśnił Harry.

- Bo jesteś moim chrześniakiem - odparł Black. - I chcę cię lepiej poznać.

Harry skrzywił się, myśląc o wszystkich rzeczach, które Black już o nim wiedział.

- Co chcesz wiedzieć?

- Wszystko - roześmiał się Black. - Jaki jest twój ulubiony kolor?

- A jaki jest twój? - odparł Harry.

- Złoty - powiedział.

- Mój to zielony.

- Ulubiona lekcja?

- Ty pierwszy - powiedział Harry z lekkim uśmiechem.

- Moja to transmutacja - odparł Black, również uśmiechając się. - Byłem w tym naprawdę dobry, a Minnie mnie uwielbiała.

- Minnie?

- Profesor McGonagall. Nienawidziła, gdy nazywano ją Minnie, więc twój tata i ja robiliśmy to codziennie.

Harry roześmiał się, wyobrażając sobie minę McGonagall, gdyby ktoś tak ją nazwał.

- Moja to eliksiry - przyznał.

- Bo uczy tego Snape? - zapytał Black, machając do Madame Rosmerty.

Harry pokręcił głową.

- Bo muszę się naprawdę postarać, prawda? To nie jest tak łatwe jak wszystkie inne przedmioty.

- Trzymaj tę myśl. - powiedział Black, gdy Rosmerta podeszła do ich stolika.

- Syriusz Black - uśmiechnęła się. - Co mogę dla was zrobić?

- Nadal udajesz, że nie jesteś we mnie szaleńczo zakochana? - zapytał Black z uroczym uśmiechem. - Bo jeśli tak, to chcemy tylko zamówić coś do jedzenia i picia. Ale jeśli nie, to jestem gotowy, żeby ci się oświadczyć.

Rosmerta roześmiała się i przyciągnęła kilka zazdrosnych spojrzeń, gdy uderzyła Blacka w ramię.

- Jesteś urwisem - powiedziała. - Myślę, że pewien profesor byłby zazdrosny, gdybyśmy to zrobili.

- Masz rację - powiedział Black poważnie. - Minerva nigdy by mi nie wybaczyła, gdybym uciekł z tobą.

- Jest niepoprawny - powiedziała Rosmerta do Harry'ego. - Okropny flirt, prawda?

Oczy Rosmerty błyszczały w sposób, który sprawiał, że Harry pomyślał, iż podoba jej się ta uwaga. Doszedł do wniosku, że Black był na tyle przystojny, że przyciągał jej wzrok. Jego długie ciemne włosy, skórzana kurtka i beztroski charakter miały w sobie pewien urok.

- Skoro tak twierdzisz - mruknął Harry, opadając na krzesło i rozglądając się ostrożnie po sali. Czuł na sobie zaciekawione spojrzenia innych klientów i nie znosił tego.

- Czy możemy dostać kilka porcji frytek? - zapytał Black. - I... Harry, ile dzieciaków przyjdzie?

- Pięć - odpowiedział Harry.

- I siedem piw kremowych - dodał Black. - Możesz to wszystko dodać do mojego rachunku.

- Zdrówko - powiedziała Rosmerta, mrugając ponownie, i pobiegła, aby zrealizować zamówienie.

Black odwrócił się do Harry'ego z łatwym uśmiechem, który, jak Harry zaczynał podejrzewać, był na stałe przyklejony do twarzy mężczyzny.

- Na czym skończyliśmy? - zapytał. - Ach! Tak, więc eliksiry są twoim ulubionym przedmiotem, ponieważ inne zajęcia są dla ciebie łatwe. Dlaczego są dla ciebie takie łatwe?

Harry uśmiechnął się złośliwie, ponieważ nagle miał okazję trochę się popisać.

- Z tego powodu.

Wskazał palcem na skórzaną kurtkę Blacka i zmienił jej kolor na czerwony i błyszczący, a następnie na niebieski i jedwabisty, aż w końcu przywrócił jej pierwotny czarny kolor.

- Merlinie - powiedział Black. - Myślałem, że używasz magii bez różdżki tylko wtedy, gdy próbujesz zabić ludzi.

- To też - odparł Harry swobodnie, gdy napoje i przekąski unosiły się w powietrzu w kierunku ich stolika. - Ale eliksiry nie wymagają zbyt wiele magii, prawda? Muszę więc uważać na tych zajęciach.

- To niesamowite - Black brzmiał na szczerze pod wrażeniem, co sprawiło, że Harry wyprostował się i uśmiechnął się lekko. - Twój tata dałby wszystko za taką moc. Cholera, ja nadal bym dał.

Uśmiech Harry'ego nieco zniknął, gdy zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie była to pierwsza rzecz, jaką większość ludzi o nim pamiętała.

- To nic takiego - powiedział.

- Oczywiście, że jest - zaprzeczył Black. - Ale jestem pewien, że nie jest to tak interesujące jak... zobaczmy... kto jest twoim ulubionym profesorem? I nie mów, że Snape.

- Ale to Snape - odparł Harry.

- W takim razie drugi ulubiony - powiedział Black. - Już wiem, że to twój ulubiony.

- Flitwick - odparł Harry. - Dał mi kiedyś punkty, kiedy zagroziłem całej grupie krukonów. A twoim była McGonagall?

- Ona i stary Sluggy - odparł Black. - Był profesorem eliksirów, kiedy byłem uczniem. Łatwy do przekupienia. Pozwalał nam robić, co chcieliśmy, jeśli tylko odpowiednio mrugnęliśmy oczami. Miał jednak obsesję na punkcie Lily.

Harry roześmiał się, gdy Black mrugnął do niego zalotnie. Wziął kilka frytek z tacy, a Black zaczął zadawać kolejne pytania.

- Ulubione jedzenie?

Harry lubił miniaturowe tarty z melasą, co według Blacka nie było jedzeniem, ale Harry twierdził, że oczywiście się liczyło, a Black lubił placek pasterski.

- Ulubiona muzyka?

Oboje lubili albumy Led Zeppelin, który Snape kupił Harry'emu. Słuchał go milion razy na zaklętym odtwarzaczu płyt, który naprawił wraz ze Snapem podczas wakacji.

- Kto jest twoim najlepszym przyjacielem? Najlepszy kumpel i najlepsza kumpela.

Harry miał Susan i Blaise'a, a Black miał ojca Harry'ego i przyznał, że nie ma wielu przyjaciółek.

Kłócili się o to, jakie zwierzę jest najlepsze. Harry twierdził, że sowy, a Black stanowczo utrzymywał, że psy, kiedy zaczęli pojawiać się przyjaciele Harry'ego.

- Witam. - Hermiona powiedziała nieśmiało, ponieważ ona i Theo przybyli jako pierwsi. Ich policzki były zarumienione od zimna, a Harry pomyślał, że ich usta wyglądają podejrzanie opuchnięte. - Jestem Hermiona Granger, a to jest Theo Nott.

Black lekko się zdziwił, słysząc nazwisko Theo, ale uśmiechnął się do nich i zaproponował im miejsce.

- Jestem Syriusz Black. - powiedział. - Miło poznać.

Powtórzyli tę procedurę, gdy przybyli Susan, Draco i Ron.

- Zostawiłeś Galvina? - zapytał Harry Rona.

- Tak. - Ron uśmiechnął się szeroko. - Podleciał prosto do Sevvie i zaczęli do siebie pohukiwać. Wygląda na to, że nasze sowy też będą przyjaciółmi.

- Kim jest Galvin? - zapytał Draco, gdy siadał i przysunął do siebie piwo kremowe.

- Sowa, głupku. - Susan się roześmiała, gdy siadała obok Harry'ego.

- Moja sowa. - Powiedział Ron z dumą. - Harry mi ją kupił na urodziny.

- Oooo, Harry, jak słodko z twojej strony. - Powiedziała Hermiona.

- To właśnie Harry, najsłodszy na świecie. - skomentował Theo.

- Jesteś synem Molly, prawda? - zapytał Rona Black. - Wyglądasz zupełnie jak ona.

- Tak - potwierdził Ron, siadając. - Ale ludzie zwykle nazywają mnie Ron. „Syn Molly" jest trochę długie, nie?

- Lubimy Blacka? - szepnęła Susan prosto do ucha Harry'ego, korzystając z ciszy po śmiechu Blacka i Draco.

- Na razie - mruknął Harry. Susan skinęła głową ze zrozumieniem, a Harry poczuł nową falę wdzięczności dla swojej przyjaciółki. Gdyby powiedział, że nie lubi Blacka, nie miał wątpliwości, że spędziłaby resztę czasu próbując podpalić tego mężczyznę lub realizując jakiś inny szalony plan. Był to jeden z wielu powodów, dla których Susan była jego najlepszą przyjaciółką.

- Oczywiście słyszałem o tobie - powiedział Black do Susan, podsuwając jej drinka. - Napisałaś „nieczuły dupek" na drzwiach Remusa, prawda?

- Skąd wiesz? - zapytała Susan. - Nawet Lupin o tym nie wiedział.

- Przyznałaś się do tego tuż przed nim - odparł Black. - Wiecie przecież, że ma super słuch, prawda? W jego obecności nie ma czegoś takiego jak cichy szept. Zaufaj mi.

Harry i Susan wymienili zszokowane spojrzenia, ponieważ nie brali tego pod uwagę podczas swoich licznych szeptanych rozmów.

- No serio. - Hermiona przewróciła oczami z irytacją. - Wygląda na to, że żadne z was nie zadało sobie trudu, żeby przeczytać podręcznik.

- Nie przeczytaliśmy. - Harry i Susan powiedzieli jednocześnie, po czym cała grupa wybuchnęła śmiechem.

- No dobrze, więc jak poznaliście Harry'ego? - Black zapytał wszystkich.

- Ja poznałam Harry'ego pierwsza - powiedziała Susan. - Był w bibliotece na ulicy Pokątnej i łamał prawo w dziale prawa. Podeszłam do niego i powiedziałam: „Wiesz, że za to zostaniesz wydalony".

- A ja jej powiedziałem, że magia bez użycia różdżki nie jest nielegalna - Harry uśmiechnął się, przypominając sobie pompatyczny ton Susan.

Wydawało się, że minęło wieki, odkąd się poznali. Black zachichotał i spojrzał na Harry'ego z aprobatą.

- A wy?

- Spotkałem go w sklepie Madame Malkin - powiedział Draco. - Był najbardziej niegrzecznym dzieckiem, jakie kiedykolwiek spotkałem, a potem przywołał swoją kurtkę z progu, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

- Ron i ja spotkaliśmy go w pociągu - powiedziała Hermiona.

- Po tym, jak przystawił nam różdżkę do twarzy i myślałem, że zaraz zostanę zamordowany - Ron uśmiechnął się szeroko. - Potem groził pani z wózkiem, a ona nadal nie chce mu sprzedawać słodyczy.

Wszyscy się z tego śmiali. To była absolutna prawda. Pani z wózkiem żywiła urazę gorszą niż ktokolwiek, kogo Harry kiedykolwiek spotkał, łącznie z nim samym.

- A ty, Theo? - zapytał Black.

- Spotkaliśmy się pierwszej nocy. Po tym, jak Harry prawie zabił ucznia podczas pojedynków otwarcia, pomyślałem, że albo powinienem zostać jego przyjacielem, albo poprosić o zmianę domu. - powiedział Theo sucho, uśmiechając się lekko do Harry'ego. - Potem reszta z nas po prostu się dogadała.

Black spojrzał na Theo i Hermionę trzymających się za ręce.

- Na to wygląda. - uśmiechnął się. Theo i Hermiona zarumienili się lekko, ale reszta uśmiechnęła się szeroko.

- Co to jest pojedynek otwierający? - zapytał z ciekawością Black, gdy Draco skończył dokuczać Hermionie i Theo.

- To tradycja Slytherinu - odpowiedział Draco. Wyjaśnił, na czym polegają pojedynki i jak rozwiązują one wszelkie problemy między uczniami podczas pierwszej nocy, a Black słuchał z uwagą.

- I ktoś miał problem z Harrym podczas jego pierwszej nocy? - zapytał sceptycznie.

- Wielu uczniów miało problemy z Harrym - odparł Draco.

- Chłopiec Który Przeżył i tak dalej - dodał Theo.

- A teraz czczą ziemię, po której stąpa - powiedział Ron, przewracając oczami.

Black znów się roześmiał i wszyscy przeszli do bardziej swobodnej rozmowy. Black zapytał Draco o jego mamę i opowiedział kilka historii o niej, z czasów kiedy była młodsza. Harry zdał sobie sprawę, że Black był tym, kogo Susan nazwałaby „duszą towarzystwa". Wydawał się cieszyć rozmową z nimi wszystkimi i zachowywał się tak, jakby chciał ich wszystkich poznać. Harry poczuł odrobinę winy, myśląc, że prawie zabił kogoś, kto prawdopodobnie nie zasługiwał na to, pomijając cały problem z Ponurakiem.

- Oto bliźniacy - Susan nagle zachichotała, gdy Fred i George weszli do pubu z grupą swoich przyjaciół i zajęli stolik po drugiej stronie sali.

- Fred nie wygląda na zbytnio załamanego twoją odmową, prawda? - powiedział Draco, zgromił wzrokiem ich z drugiej strony sali.

- Zamknij się - syknął Harry, schylając się lekko, aby nie zostać zauważonym. Nie zdecydował jeszcze, co myśli o Fredzie i nie chciał teraz przyciągać jego uwagi.

- Kim jest Fred? - szepnął Black.

- Mój brat - odpowiedział Ron. - Zaprosił Harry'ego na randkę, a Harry odmówił.

- Wysoki rudowłosy bliźniak? - zapytał Black.

- Tak - odpowiedziała Hermiona.

Black spojrzał na Harry'ego i uniósł kąciki ust w rozbawionym uśmiechu.

- Luniek powiedział mi, że uważa, że ty i Susan jesteście parą - zaśmiał się. - Nie powiedział mi, że interesuje się tobą starszy chłopak. - Black poruszył brwiami w taki sam sposób, jak Ron, gdy drażnił Harry'ego.

- Nie jesteśmy parą - wykrztusił Harry, a Susan zachichotała.

- Ona jest moją najlepszą przyjaciółką.

- Harry jest moim honorowym bratem - powiedziała Susan, obejmując go ramieniem w swobodny sposób, który Harry zaczął lubić. - Moja ciocia powiedziała, że gdyby Snape nie był taki przylepny, pozwoliłaby mu wprowadzić się do nas w zeszłym roku.

Harry odwrócił się do Susan i przez chwilę patrzył na nią z otwartymi ustami.

- Naprawdę? - zapytał cicho.

- Tak - potwierdziła Susan. - Ale potem Snape dał ci ten cholerny dom i wiedzieliśmy, że to przegrana sprawa.

Harry poczuł, jak ogarnia go ciepło. Wiedział, że Amelia była dla niego miła i nawet napisała do niego kilka razy od czasu, gdy spędził u niej lato, ale nie wiedział, że zaproponowała, że zostanie jego opiekunem.

- To miło z jej strony - powiedział cicho.

- Moja mama też zgłosiła się na twojego opiekuna - dodał Ron. - Powiedziała, że możemy pofarbować ci włosy i będziesz pasował do reszty.

Wszyscy się roześmiali, ponieważ wszystkie rodzeństwo Rona miało jasnopomarańczowe włosy.

- Nikt nawet nie zauważyłby jednego dodatkowego Weasleya - zauważył Draco. - Ale wtedy Fred musiałby znaleźć nową miłość.

Harry syknął cicho na Draco, gdy ten ponownie poruszył temat Harry'ego.

- Opowiedz mi o swoich zajęciach - wtrącił Black, mrugając subtelnie do Harry'ego. - Od lat nawet o nich nie myślałem.

Harry nieco się rozluźnił, gdy wszyscy zaczęli rozmawiać o zajęciach, które lubili i których nie lubili. Pił piwo kremowe i co jakiś czas wtrącał się do rozmowy, aż na zewnątrz zaczęło się ściemniać.

- Powinniśmy już wracać - powiedziała Hermiona, sprawdzając godzinę. - Nie chcemy mieć kłopotów.

- Ciekawe, jakby to było - uśmiechnęła się Susan.

Black podskoczył i uśmiechnął się do uczniów, którzy zbierali swoje torby.

- Miło było was poznać - powiedział szczerze. - Dopóki nie znajdę pracy, będę się tu czuł jak w domu, więc pewnie zobaczymy się, gdy następnym razem będziecie w wiosce.

- Wracasz do aurorów? - zapytał Harry, mimowolnie marszcząc nos z niechęcią.

- Nie ma mowy - odparł Black, idąc z nimi w kierunku wyjścia. - Dlaczego miałbym chcieć pracować z tymi samymi dupkami, którzy wsadzili mnie do więzienia bez procesu?

Harry skinął głową w całkowitej zgodzie.

- Dobrze - powiedział. Spojrzał na swoich pozostałych przyjaciół i podjął szybką decyzję. - Dołączę do was podczas kolacji, dobrze? Muszę porozmawiać przez chwilę, a potem powiedziałem Snape'owi, że wpadnę.

Jego przyjaciele zgodzili się bez wahania i zaczęli ścigać się w kierunku zamku.

- Snape upewnia się, że przypadkiem cię nie zabiję? - zapytał Black swobodnie, wsuwając ręce do kieszeni i idąc obok Harry'ego, który powoli zmierzał w kierunku zamku. Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Myślisz, że mógłbyś to zrobić?

- Raczej nie - odparł Black z lekkim śmiechem. - Ale on nadal może tak myśleć.

- Być może - przyznał Harry. - Chciałem cię o coś zapytać.

- Jasne, o co chodzi, młody?

- Czy... czy powiedziałeś Lupinowi wszystko, co ci powiedziałem? - zapytał szybko Harry. Niepokoiło go to od momentu, gdy opuścili gabinet uzdrowiciela umysłów podczas przerwy i Snape powiedział, że Lupin i Black znów są parą.

Black zatrzymał się na środku ścieżki i spojrzał na Harry'ego z niezwykłą powagą.

- Nie powiedziałem - odparł. - Przysięgam. Żałuję, że to usłyszałem. Nie dlatego, że nie chcę wiedzieć wszystkiego o tobie - dodał pośpiesznie. - Ale dlatego, że wolałbym dowiedzieć się tego, gdy zdobyłbym twoje zaufanie, a nie dlatego, że nie wiedziałeś, z kim rozmawiasz.

Harry odetchnął z ulgą. Wystarczająco źle było, że Lupin znał jego bogina i przyłapał go na głupstwie pewnej nocy na korytarzu, nie chciał sobie nawet wyobrażać, że ten człowiek wie o nim jeszcze więcej.

- Dobrze - powiedział, gdy ruszyli dalej. - Hm, dzięki, chyba.

- Jestem całkiem dobry w zachowywaniu tajemnic. - powiedział Black. - Nigdy nikomu nie powiedziałem, że twój tata przez cały pierwszy rok moczył łóżko.

- Naprawdę?! - Harry powiedział z zaskoczonym śmiechem. - Cholera, to byłoby żenujące.

- O tak, było. - Black uśmiechnął się szeroko. - Poza tym wtedy nie wiedzieliśmy, że Remus jest wilkołakiem, więc Remus wiedział o tym przez cały czas.

- O mój Boże. - Harry zaczął się jeszcze głośniej śmiać. - Dlaczego moczył łóżko?

- Nigdy nie był poza domem. Jego rodzice, twoi dziadkowie, rozpieszczali go do cna. Był jedynakiem, dopóki się nie wprowadziłem. Przeprowadzka do Hogwartu była więc dla niego wielką zmianą.

Harry słuchał, jak Black opowiadał kilka innych historii o Jamesie Potterze. Nie było tak źle słuchać o nim w ten sposób, przypominało to rozmowy Snape'a o jego mamie. To były po prostu zabawne historie o tym, jacy byli jego rodzice, kiedy byli młodsi. Harry uznał, że to niesprawiedliwe, że wszyscy inni wydają się wiedzieć o nich wszystko, a on nigdy nie będzie miał okazji sam się o tym przekonać, ale potem przypomniał sobie, że to nie ma znaczenia. Nie mogli wrócić z martwych, a Harry i tak ich nie potrzebował. Nie miało sensu tęsknić za czymś, czego nie można było mieć.

Kiedy dotarli do bram, Black zatrzymał się i uśmiechnął się do Harry'ego w sposób, który sprawił, że jego szare oczy zmarszczyły się w kącikach.

- W następny weekend grasz z Ravenclawem, prawda? - zapytał.

- Tak.

Black poruszył lekko stopami i wyglądał na nieco zdenerwowanego, kiedy zadał to pytanie.

- Mogę przyjść?

- Na mecz? - zapytał Harry, zdezorientowany. - Dlaczego?

Black wzruszył ramionami.

- Kiedyś myślałem, że pewnego dnia zostaniesz sławną gwiazdą Quidditcha. Kiedy byłeś mały, oczywiście myślałem, że będziesz ścigającym, tak jak twój tata i ja. Pomyślałem, że fajnie byłoby przyjść cię dopingować... tak jak zawsze chciałem.

Harry obserwował go uważnie, czując kolejną dziwną falę ciepła.

- T-tak - wyjąkał, kopiąc kamyk na ścieżce. - Nie ma sprawy.

Black uśmiechnął się i odgarnął włosy z twarzy.

- Świetnie - powiedział. - Nigdy nie sądziłem, że będę potrzebował powodu, żeby kupić szalik Slytherinu.

Harry uśmiechnął się, przypominając sobie, jak Snape opowiadał, że jego tata i Black nienawidzili ślizgonów, kiedy byli uczniami.

- Musisz założyć coś zielonego, inaczej nie wejdziesz - powiedział udając powagę. - Szukający z Ravenclawu jest głupkiem, więc nie chcesz, żeby ludzie mieli wątpliwości, komu kibicujesz.

- Dobra, dobra - Black podniósł ręce w geście poddania się. - Będę tam i założę coś zielonego.

- Czad - powiedział Harry. - Widzimy się w następny weekend?

- Nie przegapię tego - odparł Black, gdy Harry przechodził przez bramę. - Pozdrów Minnie ode mnie.

Harry pokazał mu środkowy palec, śmiejąc się w drodze do drzwi zamku. Nie ufał Blackowi, jeszcze nie, ale nie mógł zaprzeczyć, że jego radosny nastrój był nieco zaraźliwy. Doszedł do wniosku, że gdyby spędził dwanaście lat w więzieniu i w końcu został oczyszczony z zarzutów, prawdopodobnie też byłby z tego powodu bardzo szczęśliwy.

Harry nadal miał na twarzy lekki uśmiech, gdy kierował się do lochów. Black bardzo się od niego różnił, ale jak dotąd był w porządku. Harry czuł ulgę, że go nie zabił.

Chapter 21: Ravenclaw vs. Slytherin

Chapter Text

- Jestem. - Potter zawołał, wchodząc do gabinetu Severusa.

- Tak, widzę. - Severus zgodził się, patrząc na Pottera. Jego policzki były zaczerwienione od chłodu panującego na zewnątrz, ale oczy miał jasne i błyszczące, a na twarzy uśmiech, który sprawił, że Severus uwierzył, iż jego podróż przebiegła pomyślnie.

- Mam coś dla ciebie. - powiedział Potter, sięgając do kieszeni. Wyciągnął niebieską torbę z logo Królestwa Miodowego i cofnął zaklęcie zmniejszające, które na nią rzucił, zanim podał ją Severusowi. - To cukrowe pióra.

Severus uśmiechnął się, gdy Harry rzucił się na krzesło.

- Dziękuję - powiedział szczerze. - Jak minął dzień?

- Dobrze - odpowiedział Potter. - Zgadnij, co zrobiłem?

- Na pewno coś nielegalnego - szydził Severus.

- Nieeee - Potter zgromił go lekko wzrokiem za tę uwagę. - Kupiłem Ronowi sowę na urodziny.

- Naprawdę? - Severus patrzył, jak Potter dumnie wypiął pierś, i powstrzymał chęć uśmiechnięcia się złośliwie na ten gest przypominający Draco. - Nie wiedziałem, że pan Weasley ma urodziny.

- Nie ma, dopiero w marcu. Ale wydawał mi się smutny, bo Parszywek okazał się prawdziwym pieprzonym zboczeńcem, a nie tylko zwierzęciem domowym, więc kupiłem mu sowę.

Severus był tak zaskoczony rozumowaniem Pottera, że nawet nie zadał sobie trudu, aby poprawić jego język.

- To było miłe z twojej strony - powiedział. - Osobiście nie brałem pod uwagę straty Ronalda, kiedy porwałem jego szczura.

- Ja brałem - pochwalił się Potter. - Widziałem, że wyglądał na smutnego, więc to naprawiłem, co?

Severus był pod prawdziwym wrażeniem decyzji Pottera. Wykazał się niemałą empatią, że był w stanie...

- A teraz prawdopodobnie nie jestem już jego boginem.

Cholera jasna.

- Co sobie myślałeś, kiedy zdecydowałeś się kupić Ronaldowi nowego przyjaciela? - zapytał Severus, przeglądając stos esejów na biurku. - Konkretnie, jeśli nie masz nic przeciwko, wyjaśnij to dokładniej.

Severus niemal czuł, jak Potter marszczy brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Cóż, pomyślałem, że Ron jest smutny i uznałem, że mogę to naprawić, rozumiesz? Więc to zrobiłem.

- I wierzyłeś, że w ten sposób możesz również wyeliminować jego obecny strach?

- Tak. - Potter znów się uśmiechnął. - Prawdopodobnie zadziałało, co?

- Prawdopodobnie. - Severus zgodził się. Nie dało się ustalić, czy Potter podjął się tego zadania z altruistycznej empatii, czy też dlatego, że dostrzegł okazję do realizacji osobistego celu. Jednak jeśli końcowym rezultatem było to, że był miły dla przyjaciela, Severus uznał, że intencje stojące za tym czynem nie miały znaczenia.

- Jak poszło spotkanie z Blackiem? - zapytał zamiast tego.

Potter niespokojnie poruszył się na to pytanie, a Severus obawiał się, że Black w jakiś sposób zirytował dziecko, zanim zdał sobie sprawę, że Potter wygląda na winnego, a nie nieszczęśliwego.

- Było w porządku... - odparł Potter niepewnie. - On dużo gada, wiesz?

Severus uśmiechnął się do siebie, gdy zdał sobie sprawę, dlaczego Potter czuł się winny. Było to z tego samego powodu, dla którego rozmawiał z nim przed zgodzeniem się na dzisiejsze spotkanie z Blackiem - niepotrzebnie martwił się, że Severus będzie niezadowolony, jeśli będzie zbyt swobodnie rozmawiał z Blackiem.

- Cieszę się, że wszystko poszło dobrze - powiedział Severus, starając się nadać swojemu głosowi jak najwięcej ciepła. - Czy Black był równie serdeczny wobec twoich przyjaciół?

- Tak - Potter odprężył się, słusznie oceniając, że Severus nie jest nim niezadowolony. - Jest strasznie towarzyski, co? Rosmerta powiedziała, że jest też „niepoprawnym flirciarzem".

Severus niemal się skrzywił, przypominając sobie, jak czarownice z ich rocznika potykały się o własne nogi, aby zbliżyć się do Blacka. Oczywiście, gdy okazało się, że mężczyzna nie interesuje się kobietami, wtedy zainteresowała się nim znaczna część mężczyzn.

- Tak, jest - zgodził się lekko Severus. - Rozmawiałeś z nim o propozycji randki od starszego pana Weasleya?

- Nie - Potter przewrócił oczami. - A co, jeśli by się śmiał?

Severus przygotował się na coś, czego nigdy by się nie spodziewał: obronę Syriusza Blacka.

- Harry, nie wierzę, że Black śmiałby się z ciebie - powiedział. - Jestem całkowicie przekonany, że byłby niezwykle zadowolony z okazji, by omówić tę sprawę z tobą.

Potter patrzył na niego przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.

- W porządku - machnął ręką. - Sam to rozgryzę.

- Co konkretnie sprawia ci kłopot? - zapytał Severus. Nie spodziewał się, że będzie rozmawiał o randkach, kiedy przyjął Pottera pod swoją opiekę. Było to raczej krótkowzroczne z jego strony, ponieważ Potter był skazany na to, by w końcu stać się nastolatkiem w okresie burzy hormonalnej. Co więcej, Potter będzie popularnym obiektem uczuć innych. Był sławny, potężny, prezentował się przed innymi uczniami jako osoba pewna siebie, a teraz, gdy rozwijał się normalnie, był raczej przystojnym dzieckiem.

W związku z tym randki były nieuniknione. A jeśli Potter nie chciał rozmawiać z nikim innym, to zadanie poprowadzenia go przez ten trudny etap spadało na Severusa jako jego opiekuna.

- Nie wiem, po prostu nie rozumiem, czego Fred chce, wiesz? Co się robi na randce? Chciałby trzymać się za ręce, tak jak Miona i Theo? Uprawiać seks? Całować się?

Severus zakrztusił się własną śliną, słysząc, jak Potter swobodnie wymienił stosunek płciowy obok bardziej niewinnych sugestii dotyczących trzymania się za ręce i całowania.

- Nie seks - wykrztusił Severus. - Cholera, masz trzynaście lat, Harry.

Sam Severus nie zaczął uprawiać seksu aż do szóstej klasy. Jednak jako nauczyciel eliksirów w szkole z internatem dla uczniów obu płci Severus nie był nieświadomy, że uczniowie zaczynają mieć kontakty seksualne już w wieku trzynastu lat, po prostu wolał, aby jego podopieczny nie oddawał się im.

Potter spojrzał na niego z zaciekawieniem.

- No i?

- No i to jest zbyt młody wiek, aby angażować się w relacje seksualne - powiedział stanowczo Severus. - Znacznie, znacznie za młody.

- Wiesz... - Potter skrzywił się i spojrzał poza Severusa w stronę ściany. - Wiesz, że ja... ja już to robiłem - powiedział tonem, który najwyraźniej uważał za swobodny, ale który był napięty i lekko drżał. - Więc... więc nie jestem za młody.

Godne pożałowania.

- Pomimo tego, jak strasznie niekomfortowo się teraz poczujesz, musisz mnie uważnie słuchać, zrozumiano? - Severus powiedział stanowczo Potterowi. Poczekał, aż Potter skinął głową, zanim kontynuował.

- Wszelkie czynności seksualne, w których brałeś udział do tej pory, nie były dobrowolne, bezpieczne ani przyjemne. Doświadczenia te znacznie różnią się od wzajemnego stosunku z partnerem o równym statusie. Rozumiesz?

Potter nadal wpatrywał się w ścianę i pomimo jaskrawoczerwonej twarzy wydawał się zamyślony.

- By-były dobrowolne, zgodziłem się na większość z nich - przyznał cicho Potter. - A-ale czy możemy porozmawiać o czymś innym?

Severus bardzo tego chciał, zwłaszcza że temat ten sprawiał, iż Potter znów zaczął się jąkać, co zdarzało mu się rzadko, ale Potter musiał zrozumieć różnice. A ponieważ Severus impulsywnie wymazał pamięć uzdrowicielowi umysłów, uznał, że teraz to on powinien wyjaśnić to biednemu dziecku.

- Jeśli pozwolisz mi powiedzieć jeszcze jedną rzecz, to potem możemy porozmawiać o czymś innym - powiedział. - Byłeś dzieckiem. Głodnym, zmarznięty, bezdomnym dzieckiem. Zgoda na czynność mającą na celu zdobycie jedzenia, pieniędzy lub schronienia nie czyni z ciebie równego ani wyrażającego zgodę uczestnika. Czy to ma sens?

Potter po chwili wzruszył ramionami, a Severus zauważył, że powoli mierzył oddechy, zanim jego twarz przestała przypominać mocno pokryty bliznami pomidor.

- Black powiedział, że przyjdzie na mecz w ten weekend - powiedział, zmieniając temat w sposób, który był chyba najmniej subtelny w historii.

Severus rozsiadł się wygodniej w fotelu, słysząc nowy temat.

- Naprawdę? Czy zdaje sobie sprawę, że będzie kibicował Ślizgonom albo działał przeciwko swojemu chrześniakowi?

Potter uśmiechnął się lekko, widząc, że Severus zgodził się na znacznie prostszą rozmowę.

- Powiedziałem mu to, powiedziałem też, że musi założyć zielone ubranie, bo Chang jest idiotką, nie?

Severus mruknął coś pod nosem, słysząc zniewagę Pottera pod adresem panny Cho Chang, czwartoklasistki z Ravenclawu, która rzeczywiście była dość głupią dziewczyną. Nie żeby Severus mógł się z tym zgodzić na głos.

- Myślisz, że będziecie siedzieć razem? - zapytał z ciekawością Potter.

Severus parsknął, a potem natychmiast tego pożałował, ponieważ Potter wydawał się nieco przygnębiony jego oczywistą pogardą.

- Być może - powiedział, szybko wycofując się. - Wyobrażam sobie, że Black będzie siedział z Lupinem na trybunie dla nauczycieli, gdzie zazwyczaj siedzę.

- Proszę pana, jeśli pan chce, może pan usiąść z moimi przyjaciółmi - uśmiechnął się Potter. - Jestem pewien, że będą mniej irytujący.

Severus skrzywił się, rozważając, co byłoby niewątpliwie znacznie bardziej irytujące.

- Zaryzykuję z kundlem - powiedział ponuro. Potter roześmiał się i wyprostował plecy, wstając.

- Powinienem iść na kolację, zanim Susan zacznie mnie szukać.

Severus udawał, że drży na samą myśl o pannie Bones, co osiągnęło swój cel i sprawiło, że Potter znów się roześmiał.

Kiedy Potter miał już wyjść z gabinetu, Severus przypomniał sobie notatki uzdrowicieli umysłów, w których opisywano, jak Severus jest nieczuły wobec swojego podopiecznego (co w opinii Severusa było zarówno niesprawiedliwe, jak i nieprawdziwe).

Potter odwrócił się i spojrzał na niego z zaciekawieniem, gdy Severus zawołał go po imieniu.

- Tak?

- Miło z twojej strony, że kupiłeś panu Weasleyowi sowę - powiedział Severus. Co było prawdą, niezależnie od rozumowania Pottera. - Jestem z ciebie dumny.

Potter zamrugał na Severusa i wydął usta.

- Dzięęęki - powiedział powoli. - Do zobaczenia później.

Severus oparł głowę o oparcie krzesła, odchylając się dość gwałtownie. Bardzo kusiło go, by poinformować Blacka, że będzie musiał okazywać Potterowi uczucia i zajmować się wszelkimi kwestiami związanymi z jego związkami. Potem jednak pomyślał o tym, że miałby poprosić Blacka o zrobienie czegoś dla swojego podopiecznego, i zmienił zdanie.

Mimo że było to nieznośnie niewygodne i nienaturalne, Severus postanowił zająć się tym sam.

Black i tak prawdopodobnie by to zepsuł. Ten człowiek był kretynem.

***

Contesso Juliano Zabini,

Witam Contesso, mam nadzieję, że Francja dobrze Panią traktuje? Mój podopieczny poinformował mnie, że podobały się Pani wakacje we Francji i mam nadzieję, że to prawda.

Zwracam się do Pani z konkretnym problemem dotyczącym mojego podopiecznego i mam nadzieję, że będzie Pani w stanie mi pomóc.

̶P̶̶o̶̶t̶̶t̶̶e̶̶r̶  Harry został zdiagnozowany z chorobą psychiczną i może być leczony lekami mugolskimi.

Jednak Wielka Brytania nie oferuje jeszcze tych leków nieletnim. Francja, dzięki swoim zaawansowanym osiągnięciom medycznym, ma je w swojej ofercie.Mam nadzieję, że uda się Pani zdobyć te leki dla Harry'ego? Jeśli uzna Pani, że nie będzie to zbyt dużym obciążeniem dla Pani czasu, proszę dać mi znać, a prześlę Pani dokładnie potrzebne leki. Jeśli nie, zabiorę go latem, ale im szybciej zostanie poddany leczeniu, tym lepiej.

Z poważaniem,

Severus T. Snape

***

Dzień meczu między Ravenclawem a Slytherinem rozpoczął się jasno. Pomimo świecącego słońca Severus nie zazdrościł graczom, którzy planowali latać po niebie w mroźnym zimowym powietrzu. Kiwał głową z aprobatą, patrząc, jak drużyna Slytherinu spożywa obfite śniadanie.

Severus był zadowolony, widząc, że Potter, wbrew swoim zwyczajom, jadł z entuzjazmem, śmiejąc się i rozmawiając z przyjaciółmi. Ciągle też rzucał pełne nadziei spojrzenia w stronę drzwi sali, po czym spoglądał z winą na Severusa. Co było dość łatwe do zinterpretowania.

Severus mógł łatwo przyznać przed sobą, że martwił się o relacje Pottera z Blackiem. Black był łatwy w kontaktach, towarzyski, serdeczny i miły - wszystko to, czym Severus nie był. Lupin zmniejszył swoje szanse na nawiązanie więzi z Potterem w momencie, gdy był świadkiem dwóch słabych momentów Pottera. Być może dziecko niesprawiedliwie obwiniało za to Lupina, ale Severus nie narzekał, ponieważ uważał tę sytuację za doskonale znośną. Ale teraz, zwłaszcza po zapoznaniu się z notatkami uzdrowiciela umysłu, Severus znalazł się w sytuacji, w której powinien wspierać relacje Pottera i Blacka dla dobra swojego podopiecznego. Rozumiał, że jest to rozsądne postępowanie.

Jednak... jednak martwił się, że Potter w końcu uzna Blacka za lepszego od niego. A co wtedy stanie się z nim? Będzie tęsknił za pozycją w życiu dziecka, na którą nie zasługuje? To byłoby żałosne.

Jednak winne spojrzenia Pottera sprawiały, że Severus sam czuł się winny. Wypił kawę, karząc się w duchu. Martwienie się o związek Pottera z Blackiem nie umocni jego pozycji w życiu dziecka. Musiałby raczej pokazać Potterowi, że może mieć ich obu i że Severus nie będzie niezadowolony, dzieląc się nim.

Nawet jeśli było to kłamstwo.

- Chłopcy. - Severus skinął głową Potterowi i Draco. - Jesteście gotowi na dzisiejszy dzień?

- Oczywiście - odparł Draco z promiennym uśmiechem. - Ravenclaw nie ma szans.

- Oczywiście dzięki szukającemu - prychnął Potter. - Ścigający ze Slytherinu mogliby popracować nad formą.

- Hej! - Draco rzucił serwetką w Pottera, a reszta wesołej gromadki niedorajdów roześmiała się.

Severus zauważył, że Potter ponownie dyskretnie spojrzał w stronę drzwi i westchnął w duchu.

- O której godzinie przyjedzie Black? - zapytał swobodnie.

Potter opuścił głowę z powrotem na talerz i spojrzał na Severusa spod rzęs.

- Nie wiem - odparł krótko Potter.

- Potrzebna jest moja pomoc w nadzorowaniu uczniów, którzy wkrótce udadzą się na boisko. Jeśli chcesz, mogę wskazać Blackowi szatnię drużyny, gdy przyjedzie? - zaproponował Severus tak neutralnym tonem, jak tylko potrafił.

Potter spojrzał na niego i zmrużył oczy z podejrzliwością, co Severus uznał za raczej niesprawiedliwe.

- Nie trzeba - powiedział. - Jeśli chce mnie znaleźć, to na pewno sam sobie poradzi, co?

Severus skinął głową w milczącej zgodzie.

- Skoro nalegasz - odparł. - Muszę upewnić się, że żadne dziecko nie znajdzie się przypadkowo w lesie zamiast na boisku. Byłoby szkoda, gdyby Hogwart stracił połowę Gryfonów.

Przyjaciele Pottera zachichotali, a Severus, życząc im powodzenia, opuścił salę, aby nadzorować uczniów.

Zabawiał się odejmowaniem punktów innym domom, gdy uczniowie przepychali się i walczyli o miejsce przy boisku. Było lodowato zimno i Severus szczerze miał nadzieję, że drużyny, które dzisiaj latają, są na tyle inteligentne, aby używać zaklęć ogrzewających. Sądząc po swobodnym sposobie, w jaki Potter i Draco spacerowali do szatni, wydawało się, że jego drużyna taka jest. Severus nie przegapił sposobu, w jaki Potter rozglądał się podczas spaceru. Chociaż jego czujne spojrzenia nie były niczym niezwykłym, to pełne nadziei spojrzenie w jego oczach już tak.

W końcu, około dziesięć minut przed rozpoczęciem meczu, kiedy ostatni uczniowie zajęli miejsca na trybunach, Severus dostrzegł dziką czuprynę, która mogła należeć tylko do Blacka, przechodzącą przez bramę.

Zacisnął zęby i rozprostował ramiona, przygotowując się.

To dla Pottera, przypomniał sobie surowo.

- Black - zawołał, przyciągając uwagę mężczyzny.

- Snape - odparł serdecznie Black, podbiegając do niego. - Widziałeś Harry'ego? - Severus był pod wrażeniem, widząc szalik Slytherinu owinięty wokół szyi mężczyzny - był pewien, że Potter doceni ten gest.

- Jest w szatni Slytherinu - Severus wskazał na szafki. - Wydaje mi się, że czekał na twoje przybycie.

- Świetnie - Black próbował uśmiechnąć się do Severusa, ale wyglądało to bardziej jak grymas. - Hm... dzięki.

Severus skinął głową w milczeniu, czując, że wyczerpała się jego zdolność do zachowania uprzejmości. Patrzył, jak Black biegnie do szatni, a podekscytowany uśmiech sprawił, że wyglądał znacznie młodziej. Po wypełnieniu swojego obowiązku Severus udał się do loży nauczycieli.

Powstrzymał się od złośliwej riposty, gdy Lupin natychmiast zapytał go, czy widział Blacka.

- Chyba życzył Potterowi powodzenia - odparł sztywno, wciskając się między Minervę i Filiusa.

- Ciężki dzień, Severusie? - zapytał współczująco Filius.

- A będzie jeszcze gorszy - mruknął Severus, gdy Black wbiegł po schodach do loży.

- Minnie! - zawołał. - Tak długo cię nie widziałem!

- Nie wystarczająco długo - odpowiedziała Minerva ciepłym tonem, mimo swoich słów. - Słyszałam, że sprawiałeś kłopoty w pubie Rosmerty.

- Znasz mnie - uśmiechnął się Black. - Rosie narzeka, ale mnie kocha.

Lupin westchnął udając znudzenie, gdy Black wyciągnął z kieszeni szalik Slytherinu i owinął go wokół jego szyi.

- Kibicujemy Harry'emu - powiedział stanowczo. - Dzisiaj nie będziemy udawać bezstronności.

Severus zacisnął szczękę i postanowił obserwować, jak drużyny wchodzą na boisko, aby uniknąć zakochanych spojrzeń dwóch dorosłych mężczyzn siedzących w rzędzie przed nim.

- Oto Harry! - powiedział Black. - Merlinie, wygląda ostro, co?

- Tak - zgodził się Lupin. - Świetnie lata.

Lupin widział tylko jeden mecz, pomyślał surowo Severus. Nie nadaje się do oceniania talentu Pottera.

- Jak oceniasz swoje szanse, Severusie? - zapytał głośno Filius. - Myślisz, że Flint zdobędzie puchar w swoim ostatnim roku?

- Oczywiście - odparł Severus. - Bóg jeden wie, że będzie potrzebował czegoś do swojego CV.

Filius zachichotał, podobnie jak Minerva, a Severus poczuł raczej niespotykane dotąd poczucie koleżeństwa wśród swoich współpracowników.

- Nadal będą musieli pokonać moje Lwy - powiedziała Minerva. - A Wood maniakalnie trenuje dzień w dzień.

Drużyny wzbiły się w powietrze, a Severus obserwował, jak Potter unosi się wyżej niż reszta graczy i zaczyna leniwie krążyć nad boiskiem.

- Przykro mi, Minnie, ale w tym roku stawiam na Slytherin - powiedział radośnie Black. - Harry prawie złapał znicz w ostatnim meczu, nawet po tym, jak dementorzy pojawili się na boisku.

- Złapał go rok wcześniej, po tym jak Fred Weasley złamał mu rękę - dodał automatycznie Severus.

- Fred złamał Harry'emu rękę? - zapytał Black, śledząc wzrokiem Harry'ego. - Myślałem, że go lubił?

Minerva spojrzała na Severusa, który skrzywił się i wzruszył ramionami.

- Fred ma piętnaście lat - powiedziała sztywno. - I do tego jest chuliganem.

- Brzmi jak... o cholera! - Black sapnął, gdy Harry szybko zanurkował w kierunku ziemi, a Chang podążyła za nim.

- Minęło zaledwie dziesięć minut meczu, a wygląda na to, że szukający Slytherinu, Harry Potter, dostrzegł znicz! - krzyknął komentator, Lee Jordan, piątoklasista z Gryffindoru, wywołując gwizdy trzech czwartych uczniów.

- Nie wygwizdujcie mojego chrześniaka, wy głupki. - Black krzyknął z oburzeniem.

Severus omal nie ugryzł się w język, aby powstrzymać się od komentarza, że Black nie miał żadnych oporów przed wygwizdywaniem Slytherinu, kiedy był uczniem.

To dla Pottera, powtarzał w myślach, obserwując swojego podopiecznego. Potter, znajdujący się niecałe dwie stopy nad ziemią, nagle cofnął miotłę i wystrzelił z powrotem w kierunku nieba. Chang nie miała tyle szczęścia i spadła na ziemię.

- TO BYŁA ZMYŁKA! - krzyknął Jordan, podekscytowany taktyką Pottera. - Potter wykonał zmyłkę! Chang rozbiła się, a wynik wynosi 0-10 dla Ravenclaw!

Black zerwał się na równe nogi i głośno wiwatował.

- Widziałeś to, Luniek? - krzyknął. - Harry jest tam jak profesjonalista!

- Mówiłem ci, że jest dobry - odparł Lupin, kibicując razem z nim.

Severus lekko uniósł rękę, gdy Potter spojrzał w stronę loży. Black oczywiście machał irytująco.

- Nienawidzę tego sportu - mruknął Severus do Filiusa, gdy Potter przelatywał przez boisko.

- Jakie są statystyki Harry'ego dotyczące uniknięcia kontuzji podczas meczu? - zapytał Filius.

Severus pomyślał o jednym meczu Pottera, w którym mógł zagrać w drugiej klasie, a podczas którego złamał rękę. Następnie został wyrzucony ze szkoły przed swoim drugim meczem. Trzeci mecz Slytherinu został odwołany z powodu skamienienia Granger. Jedyny mecz, w którym Potter zagrał w tym roku szkolnym, zakończył się omdleniem i ogromną liczbą poważnych kontuzji.

- Niezbyt dobre - odpowiedział Severus Filiusowi.

- W takim razie na pewno czeka go mecz bez kontuzji - powiedziała łagodnie Minerva, klepiąc Severusa po kolanie.

Po oklaskach dla Draco, który strzelił drugiego gola dla Slytherinu, słowa Minervy okazały się błędne.

- FAUL! - krzyknął Black, gdy Daniel Inglebee, siódmoklasista z drużyny Ravenclaw, uderzył Pottera kijem w kolano z taką siłą, że odgłos rozbrzmiał na trybunach.

- Cholera jasna - syknął Severus.

- Naprawi to, prawda? - Black odwrócił się i zapytał go nerwowo, gdy Potter zawył raz, ale kontynuował lot.

- Wątpię - odparł Severus, widząc, jak lewa noga jego podopiecznego zwisa bezwładnie z miotły.

- Ale on dobrze kontroluje swoją magię - nalegał Black. - Dlaczego miałby tego nie naprawić?

Severus spojrzał w dół i zobaczył, że Black naprawdę wyglądał na zaniepokojonego.

- Magia Harry'ego działa najlepiej, gdy nie odczuwa bólu ani nie jest w stanie emocjonalnego zamętu - powiedział. - A złamana rzepka to, jak sądzę, spory ból.

- Leci! - powiedział Lupin, ciągnąc Blacka za kurtkę.

Potter pędził w kierunku słupków Ravenclawu. Pochylił się nad miotłą, próbując bezskutecznie przyspieszyć lot. Potter wyciągnął rękę i...

- POTTER ZŁAPAŁ ZŁOTY ZNICZ! - krzyknął Jordan. - SLYTHERIN WYGRYWA! 170-20!

Severus klaskał, podnosząc się z miejsca, chcąc dotrzeć do Pottera, zanim ten głupi dzieciak wyląduje i spróbuje stanąć na nodze.

- Luniek, dogonię cię później, dobrze? - powiedział Black, spiesząc za Severusem. - Snape! Zaczekaj!

Severus ledwo zwolnił, żeby Black mógł go dogonić, ciekawy, czego ten chce.

- Hej - powiedział. - Może porozmawiamy po meczu? O Harrym?

- A co z nim? - zapytał Severus, gdy obaj szybko szli w kierunku boiska, gdzie, oczywiście, Potter kulał w ich kierunku.

- Porozmawiamy później - mruknął Black, biegnąc w kierunku Pottera.

- Harry! Byłeś niesamowity!

- Dzięki - Potter uśmiechnął się szeroko, po czym zrobił kolejny krok i skrzywił się lekko. Była to dziwna chwila, by to docenić, ale Severus był pod niewielkim wrażeniem progu bólu tego dziecka. Oczywiście zrozumienie, w jaki sposób go osiągnął, było przygnębiającą myślą.

- Eee, profesorze? - Potter spojrzał na swoje kolano, a potem znów na Severusa. - Chyba jest złamane.

- Oczywiście, że jest, siadaj, głupku - warknął Severus bez prawdziwego gniewu w głosie. Potter opadł na ziemię i wyciągnął złoty znicz przed siebie.

- Wygrałem - powiedział radośnie.

- Jestem tego świadomy - odparł Severus.

- Ta zmyłka była niesamowita! - zawołał Black, gdy Severus rzucił szybkie zaklęcie diagnostyczne. - Gdzie się tego nauczyłeś?

- Latem. Snape myślał, że nigdy tego nie opanuję, ale udało mi się.

Severus prychnął, czytając wyniki zaklęcia, i nieco się rozluźnił.

- Obawiałem się, że nie uda ci się tego nauczyć o trzeciej nad ranem, w ciemności, próbując transfiguracji ludzkiej - Potter uśmiechnął się do niego, a radość z wygranej meczu wyraźnie przeważyła nad bólem, który mógł odczuwać. - Złamałeś kolano. Chcesz, żebym je wyleczył, czy mam wysłać cię do Poppy?

- Ty - odparł po prostu Potter.

A masz, kundlu - pomyślał z satysfakcją Severus, podczas gdy Black nadal analizował mecz z Potterem.

Brackium Emendo - powiedział, delikatnie stukając Pottera w kolano.

- Czad - Potter ostrożnie wyprostował nogę, po czym podskoczył na równe nogi i pomachał do zbliżających się kolegów z drużyny.

- Jeszcze jeden mecz! - krzyknął Draco, podbiegając do Pottera. - Musimy tylko pokonać Gryffindor...

- Jakby to było trudne - prychnął Flint, klepiąc Pottera po ramieniu. - Dobry chwyt, Potter.

Ręka Pottera drgnęła przy tym kontakcie i odsunął się od Flinta, zbliżając się do Severusa, wzruszając ramionami.

- Mówiłem ci, że Chang jest głupia - Zaszydził. Draco roześmiał się i podążył obok Pottera przed Blackiem i Severusem.

- Susan zbiera wszystkich, żeby pójść do kuchni, zanim spotkają się z nami w pokoju wspólnym - wyjaśnił, gdy Potter rozglądał się wokół nich w drodze powrotnej do zamku.

- Niech Miona lepiej nie znęca się znów nad Mavis - ostrzegł go ponuro Potter.

- Mavis jest twoim skrzatem domowym, prawda? - zapytał z ciekawością Black. - Dlaczego Hermiona miałaby go znęcać się nad nim?

- Ciągle mu powtarza, że powinien być wolny i powoduje, że przyczepia się do mnie - mruknął Potter, zmarszczywszy brwi. - Za każdym razem, gdy widzi Mionę, nagle przytula się do moich nóg i mówi: „Mavis będzie lepszym skrzatem".

- To obrzydliwe - dodał pomocnie Draco.

- Nie uważasz, że skrzaty powinny być wolne?

Severus westchnął, gdy pytanie Blacka sprowokowało Pottera do wygłoszenia tyrady, którą sam słyszał już wiele razy. Potter nie tylko stanowczo wierzył, że skrzaty domowe powinny być wolne, ale także rozważał możliwość zakupu „dodatkowej różdżki" i „pożyczenia jej Mavisowi".

Tyrada Pottera została przerwana przez głośny gwizd, gdy cała czwórka zbliżyła się do zamku.

- Dobra gra, Mały Wężu - zawołał do niego jeden z bliźniaków Weasleyów, prawdopodobnie Fred, przez tłum uczniów Gryffindoru.

- Dzięki - mruknął Potter, a jego twarz stała się czerwona jak szaty Weasleya.

- Noga w porządku? - zawołał Weasley.

- Tak.

- Super, więc możesz pójść ze mną do Hogsmeade w Walentynki?

Potter zdołał zaczerwienić się jeszcze bardziej, a Draco i Black zachichotali.

- Dziesięć punktów od Gryffindoru za nieprzyzwoite uwagi - zawołał Severus, widząc, że Potter wygląda na dość zawstydzonego.

Weasley wzruszył ramionami i mrugnął do Pottera, który szybko zaciągnął Draco do zamku.

- Dlaczego się nie zgodziłeś? - zaśmiał się Draco.

- Nie zamierzam odpowiadać przed całym tłumem, co? - powiedział Potter z oburzeniem.

- Powinieneś mu powiedzieć, żeby się odpieprzył - zasugerował Black, opierając się o ścianę. - Niech myśli, że nie jesteś zainteresowany.

- Dlaczego? - zapytał z ciekawością Potter. Severus poczuł się tylko lekko urażony, widząc, że Draco wydaje się wisieć na każdym słowie Blacka.

Potter będzie niezadowolony, jeśli pokłócisz się z Blackiem - powtarzał sobie w myślach Severus.

- To sprawia, że wydajesz się bardziej atrakcyjny - powiedział Black. - Luniek kazał mi gonić go przez lata i doprowadzało mnie to do szaleństwa w pozytywnym sensie.

Severus prywatnie pomyślał, że być może Lupin nie chciał się wiązać z mężczyzną, który wydawał się mieć co miesiąc inną randkę. Chociaż to nie była jego sprawa.

Potter spojrzał na Severusa, po czym wzruszył ramionami w stronę Blacka.

- Być może - przyznał.

Draco delikatnie pociągnął Pottera za rękaw, świadomie unikając kontaktu z jego ramieniem.

- Chodź, nie możemy urządzać imprezy, dopóki tam nie dotrzemy. Tylko my zdobyliśmy dzisiaj punkty.

Potter roześmiał się, a jego twarz natychmiast rozjaśniła się na wspomnienie zwycięstwa.

- Eee, dzięki za przybycie - powiedział do Blacka z nutką niepewności. - Pewnie zobaczymy się za kilka tygodni w Hogsmeade?

- Przyprowadź Freda - uśmiechnął się Black. - Każdy dzieciak, który złamał kod mapy, jest wart jednej randki.

- Zobaczymy - odparł Potter. - Dziękuję za wyleczenie mojej nogi, profesorze - powiedział do Severusa.

Severus machnął ręką, przyzwyczajony do niepotrzebnych podziękowań Pottera za proste zadania.

- Postaraj się być w swoim dormitorium przed ciszą nocną - powiedział surowo. - I poinformuj pannę Lovegood, że ona również powinna wrócić do swojego łóżka.

Potter wykonał półserdeczny salut w stronę Severusa i pobiegł w kierunku schodów wraz z Draco, celowo ignorując jego instrukcje.

- Panna Lovegood? Masz na myśli Lunę? Dlaczego ona jest w łóżku Harry'ego?

Severus jęknął cicho, gdy zdał sobie sprawę, że Black nadal domaga się audiencji. Gestem skierował go w stronę lochów, zapraszając, by poszedł za nim do jego gabinetu.

- Sądzę, że jej rozumowanie jest takie, że łóżko Pottera jest cieplejsze od jej, a Potter twierdzi, że jej tam nie ma, ponieważ większość poranków chowa ją pod swoją peleryną - powiedział sucho Severus.

- To... to dziwne, prawda?

- Nie dla Pottera - odparł Severus, gdy weszli do jego gabinetu. - Chociaż wątpię, żebyś chciał ze mną rozmawiać o nawykach snu Pottera.

- Nie chciałem - Black wyprostował się i spojrzał prosto na Severusa. - Chciałem powiedzieć, że... doceniam to, że opiekowałeś się Harrym przez ostatnie kilka lat. Ale teraz...

- Nie - przerwał mu Severus. - Absolutnie nie.

- Nie pozwoliłeś mi dokończyć - powiedział Black. - Jestem jego ojcem chrzestnym...

- Ja jestem jego opiekunem - przerwał mu ponownie Severus. - Nie.

- Nawet nie lubisz dzieci - oskarżył go Black.

Severus uniósł brew, próbując wyglądać na jak najbardziej biernie irytującego.

- Potter nie jest już dzieckiem, a ja go darzę sympatią.

- Nie jest zabawką, Snape - warknął Black. - Jest tylko dzieckiem, które potrzebuje kogoś, kto darzy go czymś więcej niż „sympatią".

- Bardzo go darzę sympatią - odparł Severus. - I nie mam zamiaru przekazywać ci mojej opieki.

- A co, jeśli Harry tego chce?

Severus zawahał się przez chwilę, rozważając tę kwestię.

- Czy masz w ogóle pracę? Jak zamierzasz go utrzymać? Czy masz odpowiednie warunki mieszkaniowe dla nastolatka? - zapytał Severus.

- Mam kilka ofert pracy - odparł Black dość wymijająco. - Nie spieszy mi się jednak.

Severus prychnął, przypominając sobie ogromne bogactwo, które odziedziczył Black. Ten człowiek prawdopodobnie nie musiałby pracować ani jednego dnia w swoim życiu.

- Zastanawiam się nad kupnem domu na południowym krańcu Londynu. Byłem go wczoraj oglądać, to ładne miejsce. Ma cztery sypialnie, więc jest tam dużo miejsca dla Harry'ego.

- A wilk?

Black skrzyżował ramiona na piersi i zgromił wzrokiem Severusa.

- Nie będzie tam, jeśli Harry nie będzie tego chciał - powiedział uparcie. - Rozmawiałem już o tym z Luńkiem, on to rozumie.

- Wzruszające - szydził Severus. Chociaż logiczna część jego umysłu, ta, która nie martwiła się utratą podopiecznego, mogła przyznać, że Black wykazał się troską, przedkładając komfort Pottera nad wspólne mieszkanie z kochankiem. - Potter prawie cię nie zna - zauważył zamiast tego.

- A jak dobrze zna ciebie? - rzucił mu wyzwanie Black.

- Nie ma między nami żadnych tajemnic. - Severus powiedział z dumą. - Potter wie o mnie wszystko, co trzeba wiedzieć.

Black wydawał się na chwilę zaskoczony jego pewną odpowiedzią, po czym przyjął bardziej zrelaksowaną pozę.

- Słuchaj, wiem, że byłeś dla niego dobry - powiedział. - I wiem, że Harry ufa ci bardziej niż komukolwiek innemu. Ale to miałem być ja. I chcę to naprawić. Chcę być w jego życiu, Snape.

Severus przeklął ton Blacka. Czy ta manifestacja prawdziwych emocji nie była dowodem na to, że Black będzie pomocny dla Pottera?

Nie, skarcił się w duchu. Black jest zafascynowany ideą Pottera. Nie ma pojęcia, z czym wiąże się wychowywanie go.

- Nie przeszkadzam ci w byciu częścią jego życia - powiedział Severus. - Uważam, że nic nie stoi na przeszkodzie, abyś został jego ojcem chrzestnym.

Black pochylił się bliżej Severusa, jakby oceniając jego wartość jako opiekuna. Severus pozostał nieruchomy, gdy ten intensywnie się mu przyglądał.

- Wiem, że Harry cię lubi, ale myślałem, że ucieszysz się z okazji, by się go pozbyć - powiedział powoli Black. - Dużo o tobie mówił. Ty... zależy ci na nim, prawda?

- Oczywiście, że mi na nim zależy - prychnął Severus. - Czy błędnie sądziłeś, że zostałem zmuszony do przyjęcia opieki? Potter mnie o to poprosił, a ja się zgodziłem.

- Mógłbym być dobry dla Harry'ego - powiedział Black, prostując się, choć porzucił obronną postawę, którą wcześniej przyjął. - Myślę, że jesteśmy do siebie bardzo podobni.

„Szaleństwo Blacków jest raczej dziedziczne".

- Jestem tego pewien - zgodził się Severus. - Potter mi ufa. A to zaufanie było ciężko zdobyte i łatwo można je stracić. Nie zamierzam tego zaprzepaścić, sprawiając, by pomyślał, że jestem gotów oddać go jak zużytą miotłę.

- A co, jeśli będzie chciał mieszkać ze mną? - zapytał ponownie Black. - Co wtedy?

- Wtedy uszanuję jego życzenie - odparł Severus tak swobodnie, jak tylko mógł, pomimo zimnego dreszczyku strachu, który utkwił mu w piersi. - Potter ma trzynaście lat i jest bardziej dojrzały niż większość dorosłych - spojrzał znacząco na Blacka - i jeśli nie będzie chciał już mieszkać ze mną, uszanuję to.

- Tak? - zapytał Black. - Nie będziesz się do niego zachowywał jak dupek? Bo myślę, że bez względu na wszystko Harry nadal będzie chciał cię w swoim życiu.

- Nie potrzebuję litości - odparł chłodno Severus. - Jestem świadomy relacji, jaką mam z Potterem.

- W porządku - Black powoli skinął głową. - Proszę, nie mów mu o tym jeszcze, dobrze? Chcę sam z nim o tym porozmawiać.

Severus skinął głową, udając, że się zgadza.

- Dzięki, Snape - powiedział serdecznie Black. - I naprawdę tak uważam, myślę, że dobrze się spisałeś z Harrym. Merlin wie, że ten dzieciak nie jest łatwy, prawda?

- Powiedziałeś to, co miałeś do powiedzenia, idź już - odparł Severus.

Black skinął głową w kierunku Severusa i szybko wyszedł, prawdopodobnie aby znaleźć wilka.

Severus ledwo dotarł do swoich kwater, zanim zmęczenie ogarnęło jego ciało i osunął się na sofę.

Severus zamówił sobie drinka i wpatrywał się w kominek, rozważając prawdopodobieństwo, że Potter zdecyduje się zamieszkać z Blackiem, a nie z nim.

Im więcej pił, tym bardziej stawało się to prawdopodobne. A im bardziej stawało się to prawdopodobne, tym więcej pił.

Było to błędne koło, które zakończyło się tym, że Severus zasnął na sofie i obudził się z pustką w piersi i bólem w szyi.

***

Najdroższy Severusie,

Z przyjemnością pomogę Ci w każdej sprawie dotyczącej mojej ukochanej Meraviglíi.

Poinformuj mnie szybko, jakie lekarstwa będą potrzebne mojemu ukochanemu, a wyślę mojego asystenta, aby je nabył.

Z miłością, mój najdroższy,

- Juliana Zabini

***

- Potter! Czy ty w ogóle słuchasz?

Głos Severusa podczas lekcji eliksirów sprawił, że Potter podniósł głowę znad notatnika, w którym gorączkowo coś zapisywał, i spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

- Oczywiście, że słucham, proszę pana - odpowiedział. - Zapisuję to, co pan mówi, prawda?

Severus westchnął, ponieważ ton Pottera graniczył z brakiem szacunku na oczach całej klasy, i powrócił do wykładu. Przypomniał sobie, że Potter nie był jedynym uczniem, który zachowywał się nieodpowiednio.

Działo się tak co roku w lutym. W miarę zbliżania się czternastego dnia miesiąca uczniowie stali się coraz bardziej rozkojarzeni i zamiast uczyć się, chichotali bezsensownie na korytarzach i rumienili się na widok swoich kolegów z klasy. Został tydzień do najbardziej ruchliwego weekendu w Hogsmeade w całym roku, a Potter, podobnie jak wszyscy jego koledzy z klasy, był ostatnio coraz bardziej podekscytowany.

Po zakończeniu zajęć obserwował, jak Potter podskoczył i wybiegł na korytarz, prowadząc ożywioną rozmowę z Ronaldem i Theodorem. Severus szczerze starał się ignorować fakt, że prawdopodobnie pozostał mu tylko tydzień, zanim Black porozmawia z Potterem o opiece i całkowicie straci swojego podopiecznego.

Aby się od tego odciągnąć, Severus poświęcił się całkowicie swojemu projektowi badawczemu. Odkryli sposób na połączenie bazy eliksiru transmutacyjnego z eliksirem leczniczym, dzięki czemu eliksir dostosowuje się do jadu, nie ograniczając jednocześnie możliwości spożycia go przez mugoli. Obecnie pracowali nad zaklęciem, które sprawi, że jad będzie atakował wyłącznie komórki nowotworowe w organizmie.

Trudną częścią tego etapu badań było znalezienie sposobu na przetestowanie zaklęć. Severus pod żadnym pozorem nie próbowałby testować ich na ludziach, więc musiał przeszukiwać zamek w poszukiwaniu myszy. Pewnego wieczoru, po zaklęciu próbki choroby, którą przysłał mu Ramsey, i wstrzyknięciu myszy eliksiru, myślał, że mu się udało, ale ku jego przerażeniu mysz zmarła tej nocy.

- Cholera jasna - zaklął, widząc martwe ciało myszy. Był zbyt zmęczony i zasypany papierami do sprawdzenia, aby próbować kolejnej mieszanki tej nocy, ale ponieważ wszyscy uczniowie byli już w łóżkach, był to idealny moment, aby znaleźć kilka myszy do przetestowania następnego wolnego popołudnia.

Severus po cichu opuścił kuchnię, aby poszukać zbłąkanych myszy, ponieważ wydawało się, że w chłodniejszych miesiącach preferowały one ciepły korytarz. Prawie złapał jedną, kiedy przerwał mu Argus Filch, wyskakując przed nim.

- AHA! - krzyknął, przystawiając latarnię do twarzy Severusa.

- Co to ma znaczyć? - syknął Severus z frustracji, zarówno z powodu myszy, którą mozolnie ścigał, a która uciekła, jak i z powodu latarni przystawionej bezceremonialnie do jego twarzy.

- Och, profesorze Snape, przepraszam - powiedział szybko mężczyzna. - Myślałem, że to uczeń, który wyszedł z łóżka.

- A dlaczego tak pomyślałeś? - zapytał Severus, bacznie obserwując korytarz na wypadek, gdyby kolejne myszy wystawiły choćby jeden włosek ze szczelin, w których lubiły się chować.

- Pani Norris usłyszała kogoś w sowiarni - powiedział Filch swoim oleistym głosem. - To chyba pan?

- Nie - odparł Severus. Sowiarnia byłaby ostatnim miejscem, w którym szukałby myszy, ponieważ sowy zazwyczaj łapały je na posiłek, gdy zbliżały się zbytnio do ich domu. Westchnął, uznając swój obowiązek. - Ale pójdę to sprawdzić.

- Bardzo dobrze, proszę pana. - Filch wykonał coś w rodzaju nerwowego półukłonu. Severus naprawdę nie miał pojęcia, skąd ten człowiek wziął przekonanie, że są w przyjaznych stosunkach, zwłaszcza że w zeszłym roku groził podopiecznemu Severusa, ale mimo to docenił ten gest szacunku.

Severus po cichu udał się do sowiarni, przeklinając siebie za to, że w ogóle wyszedł dziś wieczorem ze swoich kwater. Idąc szybkim krokiem, postanowił, że uczniowie, którzy mieli pecha znaleźć się o tej porze poza łóżkami, po prostu będą musieli znosić ciężar jego niezadowolenia.

Słyszał absurdalne rozmowy uczniów wyraźnie z dołu schodów, nie starali się nawet ukrywać swojej obecności.

Otworzył drzwi z hukiem.

- A co myślisz, że tu robisz-Potter?

Potter stał przy otwartym oknie i podskoczył, gdy Severus wszedł do środka.

- Co tu robisz? - zapytał Potter, szybko chowając coś za plecami.

- Harry, jest prawie północ, co ty robisz tak późno poza swoim dormitorium?

Potter nie wydawał się być zaniepokojony. Miał raczej błysk w oczach i był zrelaksowany, pomimo tego, że mrugał oczami i nadal odwracał się od Severusa, gdy ten zbliżał się do dziecka.

- Nie mogłem zasnąć, więc pomyślałem, że sprawdzę, co u Sevvie - odparł wymijająco Potter.

- A co masz za plecami?

- Nic - skłamał Potter, odsuwając się jeszcze bardziej od Severusa. - Szukałeś kolejnych myszy? Jeśli chcesz, jutro mogę ci pomóc.

Severus zignorował rażącą próbę zmiany tematu przez Pottera i zamiast tego spojrzał na niego z góry.

- Co masz za plecami? - zapytał powoli.

- Przysięgam, że nic nie mam - upierał się Potter. - Możemy po prostu o tym zapomnieć? Poszukajmy myszy, dobrze?

Severus naprawdę nie chciał tego robić, ale wykonał szybki ruch w kierunku Pottera. Potter, jak można było przewidzieć, potknął się do tyłu, odskakując od Severusa i wyciągając ręce, aby się złapać.

- Co ty, do cholery, sobie zrobiłeś? - zapytał Severus, przerażony widokiem ramienia, które Potter próbował przed nim ukryć. Całe jego prawe ramię wyglądało, jakby było pokryte piórami. Nie pokryte, ale jakby pióra wyrastały z jego skóry w wyniku jakiejś groteskowej transmutacji.

- Będziesz zły - powiedział Potter, prostując się i mając czelność uśmiechnąć się do niego.

- Natychmiast powiedz mi, co się tutaj stało.

- Próbuję zostać sową - odparł Potter bez ogródka.

Severus mrugnął do niego, aż słowa dotarły do jego umysłu.

- Ty... próbujesz zostać sową? - zapytał.

- Tak - Potter znów się uśmiechnął. - To genialny pomysł, który wpadł mi do głowy wczoraj wieczorem.

Severus ponownie spojrzał na ramię Pottera i zadrżał na myśl o ilości pracy, jaką prawdopodobnie zajmie naprawienie tak nieudanej transmutacji.

- Wyjaśnij mi to, gdy będę cię eskortował do mojego gabinetu - powiedział Severus.

- Dobrze, słuchaj - Potter podskakiwał obok Severusa, opowiadając, a Severus słuchał. - Chcę być animagiem, ale nie chcę ryzykować, jeśli chodzi o moją postać. Więc leżałem wczoraj w łóżku, zastanawiając się nad tym i doszedłem do wniosku, że przemiana w sowę jest znacznie lepszym pomysłem niż ryzykowna decyzja o byciu sową w mojej postaci animagicznej, prawda? Próbowałem więc wyobrazić sobie pióra Sevviego, ale nie potrafiłem tego zrobić, więc poszedłem do sowiarni i... hej, co się stało?

Severus zatrzymał się w korytarzu, gdy zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje.

To był kolejny epizod maniakalny typu „przemieniam swoje oczy pięćdziesiąt stóp nad ziemią bez nadzoru".

Sukinsyn.

- Kiedy ostatnio spałeś? - zapytał Pottera, próbując znów swobodnie iść obok niego.

- Kilka dni temu - Potter machnął ręką pokrytą piórami. - Ale myślałem, że chcesz usłyszeć o tym, jak zostać sową?

- Rozumiesz oczywiście, że nigdy nie będziesz w stanie przemienić się w prawdziwą sowę, prawda?

- Nieeee - powiedział Potter, przeciągając powoli słowo. - Bo miałem plan. I to dobry plan, jeśli tylko zechcesz go wysłuchać.

- Kontynuuj.

- W każdym razie musiałem iść do sowiarni i znaleźć Sevvie. I ciągle myślałem „bądź sową, bądź sową", ale nic nie działało, rozumiesz? Pomyślałem więc, że może łatwiej będzie, jeśli zrobię to etapami. Pracowałem więc nad skrzydłami, czyli tym - Potter ponownie machnął ręką i roześmiał się. - - ale to tylko stworzyło pióra i nie zmieniło jeszcze kształtu mojej ręki.

Severus słuchał bez entuzjazmu, jak Potter szybko opowiadał o swoich niezwykle niebezpiecznych próbach przemiany ludzkiej, podczas gdy szli.

- Nie martwiłeś się, że złapią cię poza łóżkiem po godzinach? - Severus wtrącił się w pewnym momencie, gdy dziecko przerażająco opisywało swoją próbę stworzenia pazurów ze swoich stóp.

- Miałem pelerynę - odparł Potter, wzruszając ramionami. - I byłem naprawdę cicho, kiedy pojawił się Filch. Więc nie, nie martwiłem się zbytnio.

Severus miał ochotę walnąć głową Pottera o ścianę albo swoją własną.

- Wejdź, spróbuję to naprawić - powiedział Severus, gdy zbliżali się do jego gabinetu.

- Naprawić? - krzyknął Potter, wchodząc za nim. - Wiesz, ile czasu mi to zajęło? Nie możesz tego teraz cofnąć! Czy w ogóle słyszałeś mój plan?

- Słyszałem - odparł Severus spokojnym tonem, wyciągając potrzebne eliksiry i modląc się, by wystarczyły. - Nie mogę pozwolić ci mieć częściowo przekształconej ręki. Harry, jesteś człowiekiem, a nie sową.

- Ale mogę nią być! - Potter kontynuował, a jego oczy były niepokojąco jasne. - Jesteśmy magiczni, proszę pana! Możemy robić, co tylko zechcemy! Leczy pan raka! Miotły potrafią latać! Black zamienia się w psa, dlaczego ja nie miałbym zamienić się w sowę?

- Bo to niemożliwe - odparł surowo Severus, rzucając eliksiry na biurko. - To niemożliwe i nawet próba jest szaleństwem.

- To nie jest szaleństwo - zaśmiał się Potter. - Jesteś po prostu zazdrosny! Jesteś zazdrosny, bo ja to rozgryzę, a ty nawet o tym nie pomyślałeś!

- Łap. - Severus rzucił pustą fiolkę w kierunku Pottera, który instynktownie sięgnął po nią prawą ręką i patrzył, jak fiolka prześlizguje się przez jego pokrytą piórami dłoń.

- To nie ma znaczenia, bo kiedy już będę sową, łatwo będzie mi zmienić się z powrotem w człowieka i będę mógł zmieniać się, kiedy tylko zechcę - powiedział Potter z przekonaniem.

- A jeśli nie uda ci się tego rozgryźć przed następnym meczem Quidditcha? - zapytał Severus.

Potter zawahał się i wyciągnął rękę przed siebie.

- Ja... nie sądzę, żebym mógł złapać znicz w takim stanie - zaśmiał się nerwowo. - Może powinienem był zacząć od lewej ręki, co myślisz?

- Nie sądzę - Severus podał mu pierwszą z trzech mikstur i poczuł niemałą ulgę, gdy Potter wzniósł toast, po czym szybko ją wypił.

- To obrzydliwe - powiedział radośnie Potter. - Co to było?

- Mikstura odwracająca przemianę, mojego własnego pomysłu - mruknął Severus, obserwując ramię Pottera. Na szczęście pióra zaczęły wypadać niemal natychmiast.

- Cholera. To boli.

- Dobrze - mruknął Severus, podając Potterowi kolejną miksturę. - Może następnym razem zastanowisz się dwa razy, zanim spróbujesz tego ponownie.

- Nie gniewaj się, dobrze? Ale po naszym ostatnim meczu na pewno spróbuję ponownie - powiedział Potter, po czym wypił eliksir przeciwzapalny. - Wiem, że mam rację, Snape, czuję to. Przeprowadziłem mnóstwo badań, a przynajmniej próbowałem. Ale tak naprawdę nie ma na ten temat żadnych badań. Dlatego robię notatki, aby stworzyć badania, które inni będą mogli wykorzystać. Genialne, nie?

Potter uśmiechnął się szeroko do niego, a Severus modlił się do Merlina, aby jego następny ruch zakończył się sukcesem.

- Jakie notatki robisz? - zapytał swobodnie, podając Potterowi trzecią miksturę, którą wyjął z szafki.

Potter wypił miksturę i znów zaczął bełkotać.

- Cóż, najpierw zapisałem, dlaczego wpadłem na ten pomysł i skąd się wziął, żeby ludzie wiedzieli, rozumiesz? Potem zacząłem spisywać moje pomysły na to, jak to będzie wyglądało...

Severus szybko poruszył się, aby złapać Pottera, zanim ten uderzył głową o kamienną podłogę, gdy dziecko upadło w głębokim śnie. Rzucił na dziecko zaklęcie lekkości, nie tracąc z oczu ironii sytuacji, i zaniósł je do swoich kwater, po tym jak schował do kieszeni fiolkę z silnym środkiem nasennym, którą Potter upuścił, gdy stracił przytomność.

Położył Pottera na sofie i przywołał koc. Zdjął okulary z twarzy i stał przez chwilę, patrząc, jak śpi.

- Głupi bachor - powiedział cicho Severus, gładząc potargane kosmyki włosów Pottera z jego twarzy. Przesunął fotel bliżej sofy i ustawił czujnik, który miał go powiadomić, gdy Potter się obudzi, po czym przywołał pergamin i pióro.

„La folie circulaire".

Cykliczne szaleństwo.

Wyglądało na to, że Potter ponownie wpadł w maniakalny cykl swojego szaleństwa. Severus mógł tylko mieć nadzieję, że skończy się ono szybciej niż jego ostatni epizod depresji.

***


Contesso Juliano Zabini,

dogłębnie zapoznałem się z dostępnymi badaniami dotyczącymi leków na chorobę Harry'ego i uważam, że najskuteczniejszym lekiem, jaki obecnie znają Francuzi, jest "Lithium".

Gdyby udało się Pani zdobyć ten lek, najlepiej w dawkach 500 miligramów, byłbym Pani niezmiernie wdzięczny i oczywiście zwróciłbym wszelkie poniesione koszty.

Z wyrazami szacunku,

Severus T. Snape

Chapter 22: Walentynki

Chapter Text

Harry sięgnął niewyraźnie w kierunku Luny, rozciągając się w łóżku, po czym podniósł się gwałtownie, gdy zdał sobie sprawę, że szorstki materiał pod nim nie był jego łóżkiem.

- Kurwa mać! - krzyknął, widząc Snape'a siedzącego obok niego. - Co się dzieje? - Harry rozejrzał się szybko i zobaczył, że obaj byli sami w salonie Snape'a w jego prywatnych kwaterach. - Jak się tu znalazłem?

- Zasnąłeś, więc przeniosłem cię na moją sofę, ponieważ była ona niewątpliwie bliżej niż twoje dormitorium - odparł spokojnie Snape, ignorując język Harry'ego. - Co pamiętasz z ostatniej nocy?

- Eee... - Harry urwał, próbując sobie przypomnieć. - Nie'stem pewien. Chyba poszedłem na spacer, tak?

- Coś w tym rodzaju - odparł Snape. - Zraniłeś się w ramię, próbując przemienić się w sowę.

- Och! Ach ta! - Harry chwycił okulary, które podał mu Snape, i uśmiechnął się, zakładając je. - Czy powiedziałem ci już o moich pomysłach?

- Tak.

- Co o tym sądzisz? - zapytał podekscytowany Harry. - Pokazałem ci moje badania? - Rozejrzał się i zmarszczył brwi, gdy zdał sobie sprawę, że nie ma przy sobie torby. - 'dzie są moje rzeczy?

- W klasie, gdzie je zostawiłeś, zanim straciłeś przytomność - odpowiedział Snape.

- He? - Harry skrzywił się, próbując przypomnieć sobie, co wydarzyło się poprzedniej nocy. - To nie ma sensu.

- Powiedziałeś, że nie spałeś od „kilku dni", więc podałem ci silniejszy środek nasenny.

- Co? - Harry odsunął się nieco od Snape'a i ponownie rozejrzał się po sali. - Dlaczego to zrobiłeś? Nie możesz po prostu podawać ludziom narkotyków, jeśli nie chcą ich brać. Jestem pewien, że to niezgodne z prawem, prawda?

- Byłoby. - Snape zgodził się, krzyżując nogi i stukając palcem w podłokietnik krzesła. - Tyle że nie zapytałeś mnie, co ci podałem, tylko impulsywnie to połknąłeś.

- Pszeaszam, że ci zaufałem. - Harry zmarszczył brwi. - Myślałem, że to coś na pióra, co?

- Przepraszam, jeśli czujesz się oszukany. Jednakże. - Snape odchrząknął i spojrzał na Harry'ego przenikliwym wzrokiem. - Chciałbym omówić z tobą coś dość ważnego, jeśli zechcesz zostać na śniadaniu.

- 'obra. - Harry zgodził się, podnosząc się z miejsca. - Przenosimy się do stołu?

- Jeśli chcesz. - Snape powiedział, powoli podążając za Harrym. - Nie jesteś zły?

Harry zatrzymał się, gdy miał już usiąść. 

- Zły? - powtórzył. - Czemu?

Snape usiadł z gracją, w przeciwieństwie do Harry'ego, który rzucił się na krzesło, i spojrzał na niego dziwnie.

- Nie czujesz się oszukany?

- Nie. - Harry machnął ręką. - W porządku. Powinienem był zapytać, nie?

- Być może - zgodził się Snape, nie zgadzając się tak naprawdę. - Co chcesz zjeść?

- Tylko kawę - powiedział Harry, rozglądając się po jadalni Snape'a. - Dużo cukru. Cóż, wiesz, jak lubię kawę - zaśmiał się. - Prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek inny, prawda? Może poza mną. I prawdopodobnie poza Mavis.

- A do jedzenia?

- Nic. Nie'stem głodny, nie?

- Powinieneś coś zjeść, Harry. Zachorujesz, jeśli będziesz próbował żywić się wyłącznie kawą.

Harry spojrzał na Snape'a, słysząc jego łagodny ton, i spojrzał na niego z zaciekawieniem.

- Czuję się dobrze, właściwie świetnie. - Co było prawdą, Harry nie czuł się tak dobrze od dawna. Czuł się tak, jakby znów przeżywał pierwszą noc, kiedy walczył pojedynki, był podekscytowany, pełen życia i energii.

- Euforyczny i nadpobudliwy? - zapytał Snape po tym, jak poprosił jednego ze skrzatów z Hogwartu, aby przyniósł im kawę, tosty i owoce.

Harry był prawie pewien, że euforyczny oznacza to samo, co szczęśliwy.

- Ta! - zgodził się chętnie. - Dokładnie ta.

- To dlatego, że masz epizod maniakalny - powiedział ponuro Snape.

- Nie - Harry potrząsnął głową. - Nie'stem szaleńcem.

- Maniakalny, a nie szalony - poprawił go delikatnie Snape, gdy na stole pojawiło się śniadanie. - Rozmawialiśmy o tym latem.

- Znowu ta choroba psychiczna? - zapytał Harry. - Mówiłem ci, że nie mam tego! Dlaczego nie mogę po prostu być w dobrym nastroju, co? Czy to z powodu piór? Bo nie możesz nawet udawać, że to nie był świetny pomysł! A może...

- To. - powiedział ostro Snape. - To wszystko to mania, Harry. Nie śpisz, nie jesz. Bełkoczesz i jesteś rozkojarzony. Zachowujesz się nieobliczalnie, impulsywnie. Chociaż to nie twoja wina - to choroba. Czy nie potrafisz dostrzec, że czujesz się inaczej niż zwykle?

- 'estem szczęśliwy! - bronił się Harry. - Czy to teraz przestępstwo? Nie jestem impulsywny ani nie gadam bez sensu, po prostu 'estem szczęśliwy!

- Twoja mowa również znacznie się pogorszyła.

- Odwal się - powiedział Harry bardzo powoli. - Moja mowa jest w porządku.

- Harry - Snape westchnął zamiast go skarcić. - Nie chcę się z tobą kłócić. Musisz zrozumieć, że cierpisz na prawdziwą chorobę, abyśmy mogli ją leczyć.

- Snape, proszę - Harry spojrzał Snape'owi w oczy i spróbował przekazać mu swoje myśli z całej siły. - Jestem szczęśliwy. Czuję się dobrze. Naprawdę nie jestem chory. Wiem, że Mugol powiedział ci, że jestem, ale naprawdę nie jestem.

Snape nie odpowiedział, nalewając dwie filiżanki kawy, ale Harry znał go zbyt dobrze, by sądzić, że to oznacza, iż zgadza się z nim. Podsunął Harry'emu filiżankę kawy, do której Harry natychmiast wrzucił sporą ilość cukru, po czym usiadł i obserwował Harry'ego z zamyśleniem.

- Pamiętasz swoje energiczne podekscytowanie latem, kiedy próbowałeś przekształcić swoje oczy w takie, które widzą w ciemności?

- Tak. Nie zrezygnowałem z tego. Najpierw spróbuję zmienić się w sowę, a potem dodam oczy i myślę, że...

- Harry - przerwał mu stanowczo Snape. - Nie zdawałeś sobie sprawy, że próba wykonania takiego zadania to głupi pomysł?

Harry uderzył kubkiem o stół i wstał z irytacją.

- Nie muszę tu siedzieć i słuchać, jak mnie obrażasz - powiedział Harry. - Idę. Niedługo mam zajęcia, co?

Snape milczał, gdy Harry wyszedł z jego pokoju, wściekły z powodu zarzutów, które mu postawił. Dlaczego nie widział tego, co widział Harry?

Nie rozumiał tego. To Snape zawsze go prześladował, mówiąc, że chce, żeby był szczęśliwy, miał łatwe życie, bla bla bla. A teraz oskarża Harry'ego o to, że jest chory, ponieważ jest szczęśliwy? To Snape był szalony. Nie Harry.

Może to Snape miał chorobę psychiczną.

„Epizod maniakalny" wyszydził Harry, podnosząc torbę z podłogi sali lekcyjnej eliksirów.

Snape był maniakiem. Harry był szczęśliwy. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów. Myślał, że Snape, jak nikt inny, będzie się cieszył z jego szczęścia, ale najwyraźniej tak nie było.

Nie miało to znaczenia. I tak nie potrzebował go. Snape zobaczy, że się mylił i będzie błagał Harry'ego o wybaczenie. Harry prawdopodobnie mu wybaczy, ale najpierw Snape będzie musiał udowodnić, że naprawdę jest mu przykro.

W połowie tygodnia Harry z zainteresowaniem obserwował, jak pewnego ranka Sevvie wleciał do sali i przysiadł na jego stole, z małym pergaminem przywiązanym do nogi.

- Cześć, kolego. - Harry pogłaskał Sevvie po grzbiecie, gdy sowa pohukała i próbowała wyrwać bekon z ręki Susan. - Co tam masz?

- Harry, pilnuj swojej sowy. - Susan zmarszczyła brwi, gdy Sevvie z powodzeniem wyrwał jedzenie z jej talerza.

- Dobra robota, Sevvie. - Harry roześmiał się, rozwijając pergamin, który wyglądał na fragment jakiegoś podręcznika.

 

Zaburzenie maniakalno-depresyjne to schorzenie charakteryzujące się naprzemiennymi okresami skrajnych wzlotów emocjonalnych (mania) i upadków emocjonalnych (depresja).

Epizody maniakalne objawiają się intensywnymi uczuciami euforii, wysoką energią, zmniejszoną potrzebą snu, zwiększoną impulsywnością, poczuciem niepokonania i nonsensownymi wzorcami myślowymi.

Epizody depresyjne można rozpoznać po intensywnych uczuciach smutku lub beznadziejności. Pacjenci cierpiący na epizody depresyjne mogą odczuwać brak zainteresowania życiem, a nawet mieć myśli samobójcze.

Zaburzenie maniakalno-depresyjne może być leczone poprzez codzienne przyjmowanie leków, które równoważą poziom substancji chemicznych w mózgu pacjenta, a objawy można złagodzić poprzez profesjonalną terapię.

Na końcu strony znajdował się dopisek:

Proszę, zjedz coś, smarkaczu. -SS

 

Harry spojrzał na stół główny i zmarszczył brwi, widząc zatroskane spojrzenie Snape'a skierowane w jego stronę.

- Co to jest? - zapytał Ron.

- Nic. - mruknął Harry, nakazując swojej magii spalić stronę, jednocześnie gromiąc wzrokiem Snape'a. - Snape zachowuje się jak idiota.

- Nie sądzę - mruknęła Luna.

- Dlaczego Snape jest idiotą? - zapytała Susan. - Albo raczej: jak?

Harry wzruszył ramionami, nie chcąc powiedzieć przyjaciołom, co powiedział Snape.

- Po prostu jest - odparł wymijająco.

- Czy skończyliście zadanie dla Flitwicka? - zapytał Neville. Harry skinął mu głową w podziękowaniu i przeszedł do tematu zaklęć muzycznych, które Flitwick kazał im zbadać.

Harry postanowił też odwrócić się plecami do Snape'a na resztę śniadania.

 

W piątek rano wszystko przebiegało według tej samej rutyny. Sevvie przyleciał ze zwojem, który upuścił przed Harrym, a następnie wylądował na głowie Luny.

- Zdrajco! - wykrzyknął Harry. - Porzuciłeś mnie dla Lue!

- Nie krzycz na Sevvie tylko dlatego, że ma dobry gust - powiedziała Luna eleganckim tonem, sięgając ręką i gładząc pióra Sevvie. - Blondynki są lepsze od brunetek, prawda, kochanie? - Sevvie dziobnął ją i odleciał, najwyraźniej urażony, ponieważ sam miał czarne pióra. - On to zrozumie - powiedziała pewnie z lekkim uśmiechem.

- Kolejna notatka od Snape'a? - zapytał Draco, gdy Harry rozwinął zwój.

- Tak - westchnął Harry, czytając coś, co wyglądało na badania dotyczące osób z Zaburzeniem maniakalno-depresyjnym, jego rzadkości i sposobów leczenia farmakologicznego. Na dole znajdowała się kolejna notatka z zaleceniem, żeby coś zjadł.

- Do śmieci - zaśmiał się, paląc również tę notatkę. Doszedł do wniosku, że Snape w końcu sam zrozumie, że się myli, a do tego czasu Harry będzie po prostu ignorował jego dziwne notatki. Ignorował go również podczas lekcji i unikał na korytarzach, gdy próbował zatrzymać go na pogawędkę.

- Nie będzie zadowolony, jeśli będziesz nadal palił jego listy - powiedział Theo, spoglądając w stronę stołu dyrektora.

- Wygląda na smutnego - powiedziała cicho Hermiona.

- Przejdzie mu - odparł Harry. - Hej, Draco, co robisz w niedzielę?

- Śpię - odparł krótko Draco. - Nigdy więcej nie będziesz budził mnie w środku nocy z kolejnym szalonym pomysłem.

- To nie był szalony pomysł - zaśmiał się Harry. - Następnym razem po prostu wezmę Lue.

- Jaki szalony pomysł? - zapytał Blaise.

Draco przerwał Harry'emu, zanim ten zdążył się wytłumaczyć.

- Harry obudził mnie wczoraj o trzeciej nad ranem, żeby sprawdzić, czy możemy przekształcić sobie skrzela, żeby pływać pod wodą.

Hermiona i Theo zwróciły w jego stronę identycznie szerokie brązowe oczy.

- Co? Nie udało się, ale myślę, że jestem blisko - powiedział Harry z entuzjazmem. - Pomyślcie, jak fajnie byłoby, gdybyśmy mogli zanurkować na dno jeziora i zobaczyć syreny.

- Powiedz mi, że tego nie próbowałeś, Harry - powiedziała powoli Hermiona.

- Oczywiście, że próbowałem, przecież powiedziałem, że jestem blisko, prawda?

- Poszedłeś nad Czarne Jezioro w środku nocy, sam, i próbowałeś wyczarować sobie skrzela, żeby pływać pod wodą? - syknęła Susan.

- Tak.

- Mogłeś utonąć! - powiedział Neville. - Nie wspominając o zamarznięciu w wodzie. Jest luty, Harry! Na ziemi leży śnieg!

Harry roześmiał się na widok min swoich przyjaciół. Wszyscy oprócz Luny wyglądali na zszokowanych.

- Czy zapomnieliście, że jesteśmy dosłownie magiczni? - Harry pomachał do nich palcami. - Użyłem zaklęcia ogrzewającego, co?

- Harry, jesteś szalony - powiedział powoli Ron. - Kiedy ostatnio spałeś? Bo przedwczoraj o czwartej rano nie spałeś, kiedy poszedłem do toalety.

- Nie nazywaj go szalonym - powiedziała ostro Luna. - Po prostu go nie rozumiesz.

Harry nagle przypomniał sobie coś podobnego, co Cyzia powiedziała o Blacku, i poczuł się nieswojo.

„Słyszę, jak wiele osób mówi, że Syriusz był szalony. Nie pamiętam, żeby był szalony. Pamiętam, że był strasznie nawiedzony, okropnym tyranem i jedną z najbardziej tragicznie niezrozumianych osób, jakie spotkałam w tamtym momencie mojego życia".


- Harry... Harry?

Harry wyprostował się i potrząsnął głową, aby pozbyć się wspomnienia o Cyzia z myśli. Spojrzał na Rona, który wołał go po imieniu.

- Tak?

- Przepraszam, stary, nie chciałem powiedzieć, że jesteś szalony. Po prostu uważam, że powinieneś poprosić Snape'a o coś na sen. Nie sądzę, żebyś ostatnio dużo spał - powiedział niepewnie.

- Brak snu może wpływać na funkcje umysłowe - powiedziała Hermiona.

- Harry nie jest głupi - Draco spojrzał na nią z gniewem.

- Ona tego nie powiedziała - odparł Theo, również marszcząc brwi. - Ona tylko powiedziała...

- Zamknijcie się! - krzyknął Harry. Jego przyjaciele podskoczyli na jego krzyk i wymienili między sobą winne spojrzenia.

- Ron, wszystko w porządku. Śpię dobrze - skłamał. - Miona, wszystko w porządku. Draco, co robisz w niedzielę?

- Czego chcesz? - zapytał ostrożnie Draco.

Harry westchnął na jego cynizm. Szczerze mówiąc, myślał, że Draco będzie podekscytowany możliwością interakcji z stworzeniami z jeziora. Wiedział, że powinien był obudzić Lunę.

- Chciałem zapytać, czy nauczysz mnie, jak być ścigającym - powiedział Harry. - Flint odchodzi w tym roku, prawda? Tak samo jak Pucey, Bletchley i Warrington, więc zamierzam zgłosić się na kapitana. Pomyślałem, że powinienem znać więcej niż jedną pozycję, tak jak Flint, który może być ścigającym, pałkarzem lub bramkarzem. Wtedy będę najlepszym wyborem. - Harry uśmiechnął się szeroko na myśl o swoim toku rozumowania.

- Cholera jasna - powiedział Ron z podziwem. - To genialne, Harry.

- Wiem - odparł zadowolony z siebie. - Ty też powinieneś dołączyć. W przyszłym roku będziemy potrzebować bramkarza, ścigającego i dwóch pałkarzy.

- Tak myślisz? - zapytał Ron, a jego oczy zabłysły na tę myśl. - Latem czasami gram jako bramkarz dla bliźniaków, nie jestem zły.

- Tak! - Harry podskoczył z radości na krześle. - Idealnie! Draco, pomożesz mi? Proszę? Bardzo proszę?

Draco przewrócił oczami, ale Harry wiedział, że się zgodzi.

- Jeśli obiecujesz, że nigdy nie będziesz budził mnie o trzeciej nad ranem, żeby iść popływać w środku zimy, to pomogę. W ciągu dnia - dodał ostro.

- Umowa stoi!

Harry i tak nie poprosiłby Draco, żeby poszedł z nim nad jezioro. Był palantem, kiedy obudził go zeszłej nocy. Ale kiedy Harry spotka syreny i inne morskie stworzenia, Draco będzie zazdrosny.

 

- Hej, hej, Harry!

Harry i inni chłopcy ze Slytherinu zwolnili, zatrzymując się w drodze na zajęcia z obrony, gdy Fred Weasley pomachał do Harry'ego w zatłoczonym korytarzu.

- Hej, Harry. - Fred uśmiechnął się do niego, a Harry powstrzymał ogromną chęć zaczerwienienia się. - Mogę z tobą porozmawiać? Na osobności?

- 'Obra. - Harry wzruszył ramionami. - Dogonię was. - powiedział do swoich przyjaciół.

Fred odszedł do bardziej prywatnej wnęki w korytarzu, a Harry poszedł za nim z ciekawością.

- O co chodzi? - zapytał Harry.

Fred przechodził z nogi na nogę, co Harry uznał za gest nerwowości.

- Nie chcę być nachalny - powiedział. - Chciałem tylko jeszcze raz zapytać, czy chcesz jutro pójść ze mną do Hogsmeade. Jeśli nie, dam ci spokój, ale jeśli tak, przysięgam, że...

- Jasne.

Fred przerwał, gdy Harry mu przerwał, i spojrzał na niego z zaskoczeniem w niebieskich oczach.

- Naprawdę? - uśmiechnął się szeroko.

- Tak, czemu nie?

Fred wybuchnął głośnym śmiechem, który przyciągnął uwagę kilku ciekawskich osób.

- Super. Spotkamy się jutro w południe w holu?

- 'Obra - zgodził się Harry.

- Nie pożałujesz, Potter! - zawołał Fred, biegnąc na kolejną lekcję.

Harry uśmiechnął się do siebie, biegnąc na swoją kolejną lekcję. Nie planował przyjąć propozycji Freda, ale pomyślał, że nic nie stoi na przeszkodzie.

Kiedy dotarł do klasy Lupina, cicho wkradł się na swoje miejsce, ignorując niezadowolone spojrzenie Lupina skierowane na jego spóźnienie, i usiadł obok Susan.

Po kilku minutach wykładu Lupina na temat nowego stworzenia, które studiowali, Kappy, Susan podsunęła mu swój notatnik.

Zgodziłeś się?

Ta.

Susan uśmiechnęła się i pokazała mu kciuk w górę.

Dlaczego zmieniłeś zdanie?

Harry wzruszył ramionami.

Nie wiem. Pomyślałem, że może być fajnie.

Impulsywny, napisała z chichotem.

Harry zmarszczył brwi, gdy to przeczytał.

„Zachowujesz się nieobliczalnie, impulsywnie. To nie twoja wina - to choroba".

 

Nieprawda, napisał stanowczo. Fred pytał trzy razy, nie?

Susan uniosła brwi, widząc, jak gwałtownie pisze po stronie.

Masz rację. Przepraszam. Podekscytowany?

Harry uśmiechnął się i ponownie wzruszył ramionami.

To będzie coś innego.

Ja chyba pójdę z Draco.

Harry głośno zachichotał, gdy to przeczytał, przyciągając uwagę Lupina.

- Wiem, że kappy są niezwykle zabawne, Harry, ale byłbym wdzięczny, gdybyście ty i Susan skupili się na lekcji.

- Tak, proszę pana - odpowiedział Harry, pochylając głowę z powrotem nad notatką.

Randka z Draco?

Susan zarumieniła się i schowała włosy za uchem.

To nie randka. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ale żadne z nas nie ma randki, więc idziemy razem.

Och, dobrze.

Mogę powiedzieć Ronowi, że idziesz na randkę z jego bratem?

Harry zakrył usta, aby stłumić śmiech wywołany nową notatką Susan. Skinął jej głową i patrzył, jak uśmiecha się figlarnie i pisze nową notatkę, którą rzuca w głowę Rona siedzącego przed nią.

Ron zmarszczył brwi, podnosząc notatkę z podłogi.

- CHOLERA JASNA!

- Ron Weasley! - Lupin szybko podszedł do swojego stolika, słysząc krzyk Rona. - 5 punktów od Slytherinu.

- Ale... - Ron obrócił się na krześle i spojrzał na Harry'ego z otwartymi ustami. - Co?!

Susan zaczęła się śmiać, co wywołało u Harry'ego stłumiony śmiech.

Lupin lekko drgnął ustami, ale w większości zachował swój niewzruszony grymas, gdy wyrwał notatkę z ręki Rona.

- Gratulacje, Harry. - powiedział Lupin lekko, czytając notatkę. - Czy możemy wrócić do Kappy, czy raczej powinniśmy omówić sprawę Freda Weasleya?

Reszta klasy odwróciła się i spojrzała na Harry'ego. Harry tylko wzruszył ramionami.

- Mi wszystko pasuje, proszę pana. - powiedział nieco bezczelnie.

Lupin westchnął, ale podszedł z powrotem do przodu i przyciągnął uwagę większości uczniów.

- Jak mogłeś - jęknął cicho Ron. - Ufałem ci.

- Odwal się - szepnął mu Draco. - Harry może umawiać się z kim chce.

- Ale z moim bratem?!

- Jest wielu innych do wyboru - powiedział Theo z figlarnym błyskiem w oku. - Może następnym razem wybierze Percy'ego.

Wszyscy pięciu chłopców zadrżało dramatycznie na myśl o randce z nudnym, konserwatywnym bratem Rona, prefektem naczelnym.

- Myślę, że Percy jest uroczy - powiedziała Susan. - Może pójdę z nim na randkę.

Ron uderzył głową o stół, a Harry schował się pod swoim stołem, aby ukryć śmiech przed Lupinem.

***

- Nie założysz tego na randkę!

W sobotę po południu Harry spojrzał za siebie na Draco, który zgromił go wzrokiem z rękami opartymi na biodrach.

- Wyglądasz teraz jak twoja mama - zaśmiał się Harry i wrócił do „artystycznego stylizowania" swoich włosów, jak to nazwał Blaise.

- A ona zabiłaby nas obu, gdybym pozwolił ci wyjść w tym - powiedział Draco.

- Co jest nie tak z moimi ubraniami? - Harry spojrzał na swój najnowszy ciemnozielony sweter od Weasley'ów z dużym literą H z przodu i spodnie. - Zawsze tak się ubieram.

- Dokładnie. - Odpowiedział Draco, zaczynając grzebać w swojej skrzyni. - Zawsze tak się ubierasz.

Harry spojrzał na Theo i Blaise'a, którzy kiwali głowami w zgodzie z Draco.

- Nie możesz tego założyć na randkę. - powiedział Theo. - Musisz się przynajmniej trochę wystroić.

- Ty się nie wystroiłeś - mruknął Harry.

- Bo nie muszę - powiedział Theo. Wstał i wyciągnął ręce, obracając się powoli w kółko.

- Dlaczego więc ja nie mogę tego założyć? - zapytał Harry, wskazując na dżinsy i sweter z kołnierzykiem Theo. - Dla mnie to wygląda normalnie.

Draco, który miał pod pachą coś, co wyglądało jak jedwab, zmarszczył brwi na Theo i wrzucił ubrania z powrotem do kufra.

- Dobrze! - Poszukał jeszcze przez chwilę, po czym wyciągnął parę ładnych dżinsów i ciemnozielony sweter. - Proszę, poczekaj... - Wyciągnął szarą koszulę z kołnierzykiem i wcisnął ją Harry'emu do rąk. - Załóż to pod sweter.

- Dzięki. - Harry uśmiechnął się szeroko i pobiegł do łazienki, gdzie szybko się przebrał. Zmniejszył ubrania Draco, aby lepiej pasowały do jego szczuplejszej sylwetki, i wyszedł z wyciągniętymi rękami. - Lepiej?

- Znośnie. - Draco westchnął, zakładając elegancką parę ciemnoniebieskich szat.

- Wyglądasz elegancko, mój drogi - powiedział Blaise, sznurując buty.

- Też masz randkę? - zapytał Harry, łapiąc buty, które rzucił mu Theo.

- Oczywiście - Blaise uśmiechnął się szeroko. - Ukochana panna Bridgette Lacey czuła się nieco wykluczona podczas tych świąt, więc uprzejmie zaproponowałem, żeby do niej dołączyć.

- Dziewczyna z czwartego roku z Hufflepuffu? - zapytał Ron, przewracając się na plecy na łóżku.

- Dokładnie ta.

Ron z jakiegoś powodu zachichotał.

- Co cię tak bawi? - zapytał zaciekawiony Harry.

- Cóż, nie jest tajemnicą, dlaczego Blaise ją zaprosił, jest przecież przepiękna, prawda?

Blaise wyniosło uniósł nos.

- Podoba mi się jej osobowość.

- Oczywiście - powiedział Theo, chichocząc razem z Ronem. - Wierzymy ci.

- Przynajmniej mam randkę - powiedział Blaise, spoglądając znacząco na Rona. - Właściwie to wydaje mi się, że jesteś jedyną osobą w tym pokoju, która nie ma randki.

- Nie potrzebuję randki - zmarszczył brwi Ron. - Ja i Neville idziemy z grupą innych osób, które protestują przeciwko temu głupiemu świętu.

- Wychodzę - zawołał Harry, przerywając kłótnię, która zaczynała wybuchać między Blaisem a Ronem.

- Powodzenia! - krzyknął Draco. - Powiedz Weasleyowi, że go zabiję, jeśli będzie dla ciebie niemiły!

- Harry sam by go zabił - roześmiał się Theo.

Harry zamknął za sobą drzwi dormitorium, a chłopcy zaczęli się zakładać, jak potoczy się jego randka. Naprawdę wierzył, że Ron i Blaise potrafią zamienić każde wydarzenie w zakład.

Kiedy Harry zatrzymał się w holu wejściowym, w końcu zdał sobie sprawę, jak wielu uczniów traktuje Walentynki poważnie. Hol był pełen uczniów trzeciego roku i starszych, wszyscy ubrani bardziej elegancko niż zwykle, stojący i czekający na przybycie swoich randek z innych domów.

Harry pozostał na schodach, żałując, że nie wziął ze sobą mapy, aby móc poszukać kropki Freda, i doszedł do wniosku, że przynajmniej schody dadzą mu przewagę wysokościową w poszukiwaniu wysokiego rudowłosego chłopca z Gryffindoru.

- Buu - szepnął ktoś mu do ucha.

- Jezu, kurwa! - wrzasnął Harry, podskakując i szybko się odwracając, z nożem kieszonkowym już w dłoni i wymachującym nim przed sobą.

- Woah - Fred cofnął się o kilka kroków i podniósł ręce z lekkim uśmiechem. - Zapomniałem, że nie powinienem zaskakiwać faceta, który nosi nóż.

Harry schował nóż do kieszeni i uśmiechnął się do Freda.

- To chyba zły pomysł - zgodził się. - Jesteś pewien, że chcesz, żebym poszedł z tobą? To nie jest jakiś dziwny żart?

Neville powiedział mu, że Fred i George są wielkimi żartownisiami i marzą nawet o otwarciu własnego sklepu z żartami po ukończeniu szkoły. Harry nie spał całą noc, martwiąc się, że to może być żart i że wyjdzie na głupca, jeśli da się na to nabrać.

- Nie byłoby to zbyt zabawne, gdybym poprosił cię, żebyś poszedł ze mną, a nie chciałbym tego - powiedział Fred. - Żarty powinny być albo zabawne, albo stanowić jakąś formę zemsty.

- Zemsty? - zapytał z zaciekawieniem Harry. - Jakie żarty stosujecie jako zemstę?

- Cieszę się, że o to pytasz - Fred uśmiechnął się szeroko. - Chodź, opowiem ci o tym podczas spaceru.

Harry podążał tuż za Fredem, który omijał innych uczniów i wyszedł przez główne drzwi.

- Trochę chłodno, prawda? - Fred uśmiechnął się szeroko, wsuwając ręce do kieszeni i powoli ruszając ścieżką.

Harry przewrócił oczami i polecił swojej magii: rozgrzej nas.

- Super! - krzyknął Fred, gdy zaklęcie go trafiło. - Jak to zrobiłeś?

- Co zrobiłem?

- No wiesz... - Fred machnął rękami. - Magia bez różdżki? To podobno jest naprawdę trudne. Mój brat Bill jest geniuszem, a mimo to prawie do wszystkiego musi używać różdżki.

- Ćwiczyłem - odparł Harry z uśmiechem. - Całe życie ćwiczyłem, co?

- Jesteś geniuszem - stwierdził radośnie Fred.

- Wiem - zgodził się Harry. - Opowiedz mi o tych psikusach.

- Dobrze - Fred uśmiechnął się i przysunął się bliżej Harry'ego, opowiadając mu historie o psikusach, które on i jego brat robili ludziom, którzy ich irytowali.

Zanim dotarli do wioski, Harry śmiał się tak bardzo z niektórych psikusów Freda, że miał łzy w oczach.

- Jesteś genialny - powiedział Harry. - Dałbym wszystko, żeby stworzyć eliksir, który zamienia kogoś w ptaka.

- Zapamiętaj moje słowa, Harry, Kanarkowe kremówki będzie kolejnym wielkim hitem - powiedział Fred z przekonaniem. - Gdzie chcesz najpierw pójść?

Harry, który zazwyczaj po prostu biegał z przyjaciółmi po przypadkowych miejscach, wzruszył ramionami.

- A ty gdzie chcesz iść? - zapytał zamiast tego.

- Czy wiesz, że Wrzeszcząca chata jest nawiedzona? - powiedział Fred z figlarnym błyskiem w oczach. - I jest w niej sekretne przejście, które prowadzi z powrotem do Hogwartu.

- Nie jest nawiedzona - roześmiał się Harry. - Kiedyś był tam wilkołak, który spędzał tam pełnię księżyca. Mogę zobaczyć to przejście? Widziałem je na mapie, ale jeszcze go nie sprawdziłem.

- Pokażę ci przejście, jeśli powiesz mi, skąd wiesz o wilkołaku - powiedział Fred, kładąc powoli rękę na ramieniu Harry'ego i obracając go w stronę Chaty.

- 'Obra, posłuchaj, oto co powiedział Snape...

Harry opowiedział historię Snape'a o Lupinie, nie wymieniając jednak jego imienia, gdy szli razem w kierunku chatki.

- Snape byłby świetnym opiekunem - powiedział Fred. - Założę się, że ma mnóstwo fajnych historii.

- Tak, ma - potwierdził Harry. - Jak się tam dostaniemy?

- Patrz uważnie - Fred mrugnął, po czym przeskoczył płot i podszedł do budynku.

- To fajne - powiedział Harry, szybko przeskakując płot i doganiając go. - Ale moja peleryna-niewidka jest o wiele fajniejsza.

- Masz pelerynę-niewidkę? - krzyknął Fred, szybko otwierając Harry'emu drzwi do chaty. - I nawet nie używasz jej do robienia psikusów! Harry, Harry, Harry, muszę cię nauczyć tak wielu rzeczy.

Harry roześmiał się, schylając się pod ramieniem Freda i wchodząc do środka.

- Pokaż mi to tajne przejście. - uśmiechnął się do niego przez ramię.

- Tak jest. - Fred roześmiał się.

Obaj przez chwilę zwiedzali opuszczoną chatę, po tym jak Fred pokazał mu przejście.

- Jest jednak zablokowane przez bijącą wierzbę - wyjaśnił, gdy Harry zapytał, czy mogą przez nią przejść.

Po zakończeniu poszukiwań ciekawych rzeczy w chacie, wrócili do wioski, gdzie spędzili kilka godzin w sklepie Zonko. Fred pokazał Harry'emu wszystkie produkty, których używał, a podczas przeglądania półek wielokrotnie witali ich różni znajomi. W końcu każdy z nich kupił torbę pełną przedmiotów do robienia psikusów, a Harry obiecał, że przynajmniej jeden z nich wykorzysta kiedyś na Ronie.

- Masz ochotę na coś do picia? - zapytał Fred po wyjściu ze sklepu, a Harry zmniejszył torby do rozmiarów kieszonkowych.

- Tak, jasne.

Fred delikatnie musnął tylną częścią dłoni tył dłoni Harry'ego, gdy szli. Harry początkowo cofnął rękę, ale potem powoli ją ponownie położył. Fred spojrzał na niego i uśmiechnął się nieco nieśmiało, co sprawiło, że Harry poczuł ciepło na policzkach pomimo zimnego wiatru.

- Za tobą. - Fred przytrzymał drzwi dla Harry'ego, kłaniając się głęboko, co rozbawiło Harry'ego.

- Dziękuję panu - powiedział, starając się jak najlepiej naśladować elegancki ton.

- Gdzie chcesz usiąść? - zapytał grzecznie Fred. Harry rozejrzał się i uśmiechnął, widząc Blacka siedzącego przy barze. Nie zauważył on wejścia Harry'ego, ponieważ był głęboko zaangażowany w rozmowę z Madame Rosmertą, podczas której często mrugał okiem i gestykulował rękami.

- Pamiętasz tę mapę, którą mi dałeś? - zapytał Harry cicho Freda.

- Masz na myśli mapę, którą zdecydowanie wyłudziłeś od nas? Tak. - Fred uśmiechnął się w sposób, który sprawił, że Harry pomyślał, że prawdopodobnie tylko żartuje, ponieważ Harry zdecydowanie nie wyłudził jej od nich.

- Chcesz poznać jednego z facetów, którzy ją stworzyli?

- Co? - Fred spojrzał na Harry'ego w szoku, po czym entuzjastycznie skinął głową. - Chcesz mi powiedzieć, że potrafisz czarować bez różdżki, masz pelerynę-niewidkę i znasz jednego z Huncwotów?

- Tak, chodź. - Harry niepewnie chwycił Freda za rękę i spojrzał na niego, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Fred uśmiechnął się do niego promiennie, a Harry odwzajemnił uśmiech i pociągnął go w stronę Blacka.

- Harry! - zawołał Black, gdy chłopcy podeszli do niego. - Jak się masz?

- Dobrze. - Harry spojrzał na Freda i roześmiał się, widząc, że starszy chłopak nie wie, czy bać się Syriusza Blacka, niedawno uniewinnionego mordercy, czy też być ciekawym, czy to on jest tajemniczym Huncwotem. - To jest Fred. Fred, to mój ojciec chrzestny, Syriusz Black, ale jego przyjaciele nazywają go Łapa.

- Święta Matko Merlina. - Fred wyciągnął rękę, która nie była owinięta w dłoń Harry'ego, w stronę Blacka. - Jestem wielkim fanem mapy, którą stworzyłeś!

- To od ciebie Harry dostał mapę? - zapytał Black, szybko ściskając dłoń Freda. - Nic dziwnego, że Minnie powiedziała, że jesteś chuliganem! Chcecie usiąść, napić się czegoś?

Fred spojrzał pełnymi nadziei niebieskimi oczami na Harry'ego, który żartobliwie przewrócił oczami i zajął miejsce dwa obok Blacka, pozwalając Fredowi usiąść między nimi.

- Kim jest Minnie? - zapytał Fred, co skłoniło Blacka do opowiedzenia historii o profesor Minnie i jej sekretnej, głębokiej miłości do niego, co rozbawiło Harry'ego i Freda.

Rosmerta przyniosła im po butelce piwa kremowego, za które Fred nalegał, aby zapłacić. - To randka - szepnął do Harry'ego, mrugając do niego. Harry wzruszył ramionami i kupił drugą rundę, mówiąc to samo do Freda.

Cała trójka siedziała przez długi czas, wymieniając się opowieściami i żartami, jedząc różne przekąski przyniesione przez Rosmertę.

- Mam tyle do nauczenia się - zaśmiał się Fred, gdy Black opowiedział im historię o ojcu Harry'ego i Blacku, którzy próbowali zaprzyjaźnić się z gigantyczną kałamarnicą.

- Jeśli tylko ukończysz szkołę i poczujesz, że sprawiłeś Minnie jak najwięcej siwych włosów, to znaczy, że udało ci się wykręcić figla - powiedział Black.

Harry rozejrzał się po pubie podczas przerwy w rozmowie i ze zdziwieniem zauważył, że robi się ciemno.

- Powinienem cię odprowadzić, żebyśmy nie dostali po szlabanie - powiedział Fred, podążając wzrokiem za Harrym w kierunku ciemniejących okien.

- Hej, Harry, mogę z tobą szybko pogadać, zanim pójdziesz?

Harry spojrzał na Freda, który wzruszył ramionami na pytanie Blacka.

- Spotkamy się na zewnątrz, dobrze? - zaproponował.

- 'Obra - Harry patrzył, jak Fred odchodzi, po czym zwrócił się do Blacka. - O co chodzi?

Black wziął głęboki oddech.

- Wiem, że Snape jest twoim opiekunem i wiem, że dobrze się dogadujecie - Harry zmarszczył nos, przypominając sobie, jak Snape upierał się, że Harry ma jakąś chorobę. - Ale chciałem ci powiedzieć, że kupiłem dom - kontynuował Black z wahaniem. - I jeśli chcesz, możesz ze mną zamieszkać.

Harry mrugnął do niego kilka razy, próbując zrozumieć znaczenie tych słów.

- Zamieszkać z tobą zamiast ze Snapem? - zapytał.

- Tak. - Black nerwowo podrapał się po karku, podczas gdy Harry nadal mrugał do niego. - Nie musisz odpowiadać od razu, ale pomyśl o tym, dobrze?

Harry skinął głową ostrożnie, wstając i kierując się powoli w stronę drzwi, gdzie czekał Fred.

- Dobrze - zgodził się. - Przemyślę to, tak?

- Dzięki - Black uśmiechnął się do niego, po czym spojrzał na Freda. - Fred wydaje się porządnym facetem, cieszysz się, że z nim wyszedłeś?

- Tak - Harry uśmiechnął się szeroko na zmianę tematu. Niepokoiła go propozycja Blacka, żeby się wprowadzić. Jeszcze gorzej czuł się na myśl o wyprowadzce z domu, który dzielił ze Snapem, nawet jeśli ten zachowywał się teraz jak dupek. - Fred jest czadowy, co?

- Wygląda na to. - Black zgodził się. - Lepiej się pospieszcie. Napiszę do ciebie i porozmawiamy więcej o naszym mieszkaniu, jeśli chcesz?

- 'Obra, do zobaczenia później. - Harry powiedział, po czym szybko pospieszył z powrotem do Freda.

- Wszystko w porządku? - Fred zapytał, gdy opuszczali Trzy Miotły.

- Tak - Harry potrząsnął głową, zdecydowany skupić się na teraźniejszości i pozostawić pomysł, którym podzielił się Black, przyszłemu Harry'emu. - Było fajnie - powiedział, gdy szli ścieżką trzymając się za ręce. - Nigdy wcześniej nie byłem na randce - przyznał cicho. - Myślałem, że wszystko zepsuję, co?

Fred roześmiał się i lekko ścisnął dłoń Harry'ego.

- Nie. Chyba że byś w pewnym momencie uciekł z krzykiem, ale nie sądzę, żebyś to zrobił - odparł.

- Nadal jest na to czas - zażartował Harry.

Fred uśmiechnął się do niego, a Harry pomyślał, że Fred ma ładny uśmiech. Miał świetne zęby, proste i białe, ale jeden był lekko krzywy, co sprawiało, że jego uśmiech był bardziej interesujący.

- Jesteś dziś zajęty? - zapytał Fred, gdy przechodzili przez bramę.

Harry roześmiał się, myśląc o wszystkich rzeczach, nad którymi pracował w nocy, podczas gdy jego współlokatorzy spali.

- Nie mogę spróbować zamienić się w sowę, dopóki nie pokonamy was w Quidditchu - wyjaśnił Harry. - Więc poza pracą nad moimi skrzelami jestem w większości wolny. A co?

Fred wyglądał na zdezorientowanego, gdy Harry wspomniał o swoich projektach. Co, szczerze mówiąc, prawdopodobnie brzmiało zagmatwane, jeśli nie rozumiało się szczegółów.

- Cóż, jeśli twoje skrzela mogą poczekać, to dzisiaj wieczorem jest impreza. Jest ona przeznaczona głównie dla starszych uczniów, ale znam kilku innych trzecioklasistów, którzy też tam będą. Chcesz iść?

- Dobra. - Harry podskoczył z radości na samą myśl o tym. - Co mam założyć? Co zabrać? Co robić?

Fred roześmiał się z jego entuzjazmu. - Załóż to, co masz na sobie, to idealne. - Uśmiechnął się, a Harry zaczerwienił się. - I weź ze sobą mapę, zobacz, czy potrafisz mnie znaleźć. Hasło to „galaretowate ślimaki".

- Oczywiście, że cię znajdę - powiedział Harry z przekonaniem, gdy Fred przytrzymał dla niego drzwi zamku. - Mapa jest genialna, nie?

- Ty jesteś genialny - powiedział cicho Fred. - Do zobaczenia wieczorem. - I po ostatnim uścisku dłoni Harry'ego rozstali się, zanim weszli do Wielkiej Sali, aby usiąść przy swoich stołach.

Harry uśmiechnął się do siebie, myśląc, że to był chyba najlepszy dzień w jego życiu i mając nadzieję, że wieczór będzie równie wspaniały.

***

- Dokąd idziesz?

Harry podskoczył i spojrzał z wyrzutem sumienia w stronę sofy w pokoju wspólnym, na której siedział Blaise.

- Cześć - powiedział swobodnie. - Ładna noc, nie?

Blaise prychnął i wstał, aby oprzeć się o kanapę bliżej Harry'ego.

- Dokąd idziesz? - zapytał ponownie.

Harry rozejrzał się po pokoju wspólnym, aby upewnić się, że nie ma w pobliżu innych uczniów, po czym pochylił się bliżej Blaise'a.

- Fred zaprosił mnie na imprezę - szepnął. - Chcesz iść?

- Impreza ze starszymi uczniami? - zapytał Blaise.

- Tak - potwierdził Harry.

- Wchodzę w to - Blaise strzepnął z szaty wyimaginowany brud. - Bierzemy twoją pelerynę?

- I moją mapę - potwierdził Harry. - Fred kazał mi go znaleźć, więc tak zrobię.

Blaise zachichotał cicho, gdy Harry owinął ich obu peleryną i wyciągnął mapę.

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - mruknął, szybko stukając w pergamin.

- Tam jest. - Blaise wskazał kropkę oznaczoną jako Fred Weasley, która znajdowała się wśród wielu innych kropek na trzecim piętrze.

- Chodźmy. - szepnął Harry, gdy po cichu opuszczali pokój wspólny.

Harry i Blaise ostrożnie podążali za mapą do nieużywanej klasy na trzecim piętrze. Musieli zrobić jeden manewr omijający kropkę oznaczoną jako Filius Flitwick, ale poza tym dotarli bez żadnych problemów.

- To szaleństwo - mruknął Blaise pod płaszczem. - Co my sobie myśleliśmy?

- Myśleliśmy, że to będzie fajna zabawa - uśmiechnął się Harry. - Jeśli chcesz się wycofać, to masz ostatnią szansę.

- Nie ma mowy - odparł uparcie Blaise. - Jeśli ty możesz bawić się z piątoklasistami, to ja też.

- Dobry człowiek - powiedział Harry, klepiąc Blaise'a po ramieniu, po czym zerwał z nich płaszcz. - Zróbmy to.

Harry zapukał do drzwi i wyszeptał hasło, które podał mu Fred. Drzwi się otworzyły, a Harry oniemiał na widok ogromnej liczby uczniów i hałasu, które wcześniej były ukryte za drzwiami. Było tam co najmniej trzydziestu uczniów tańczących, śmiejących się i śpiewających do piosenki, której Harry nie znał, z głośnym basowym rytmem.

- Myślę, że to nie tylko piątoklasiści - mruknął Blaise. Harry roześmiał się w zgodzie i szybko zamknął za nimi drzwi.

- Harry! Dobrze wyglądasz - zawołał Fred, podbiegając do nich. - A... nie znam twojego imienia - powiedział do Blaise'a.

- Blaise Zabini - odparł Blaise, rozglądając się z niecierpliwością. - Ale to nie ma znaczenia, miłej zabawy, panowie.

Harry roześmiał się, gdy Blaise podszedł do grupy chichoczących dziewczyn.

- To skończony flirciarz - powiedział poważnie do Freda.

- One też. - Fred wskazał kciukiem dziewczyny, z którymi rozmawiał teraz Blaise. - Chcesz drinka?

- Dobrze. - Harry poszedł za Fredem do stołu, na którym stały skrzynki z piwem kremowym, przekąski, kilka misek ponczu i kilka butelek, które Harry rozpoznał jako podobne do tych w barku Snape'a.

- Piwo kremowe czy ognistą whisky? - zapytał Fred.

- Ognistą whisky - odparł natychmiast Harry.

Fred nalał Harry'emu pełną szklankę, wykonując absurdalnie dziwaczny gest rękami.

- Chodź, przedstawię cię - powiedział, podając Harry'emu kubek.

Harry upił łyk napoju, idąc za Fredem, i zakaszlał, czując jego mocny smak.

- Kurwa - sapnął, gdy ciepło ogarnęło jego usta i gardło. - To obrzydliwe.

- Im więcej pijesz, tym lepiej smakuje - powiedział Fred, obejmując Harry'ego ramieniem, w którym nie trzymał swojego drinka. Harry powoli wygiął dłoń, zastanawiając się, czy nie zrzucić ramienia drugiego chłopca. Fred trzymał ramię luźno na ramionach Harry'ego, jakby wiedział, że ten nie jest jeszcze do końca pewien.

Jest przyjemne - zdecydował w końcu, gdy Fred przeprowadzał go przez tłum. Nie było to tak wygodne jak w przypadku Luny lub Susan, ale też nie tak nieprzyjemne jak w przypadku dorosłych.

- Harry, oczywiście znasz George'a - Fred wyrwał go z rozmyślań, gdy zbliżali się do grupy przyjaciół. - Możesz go nazywać brzydkim bliźniakiem - Harry roześmiał się, a George udawał, że się dąsa. - A to Lee Jordan - ciemnoskóry chłopak z Gryffindoru, który ogłasza wyniki meczów quidditcha, podniósł kieliszek w kierunku Harry'ego. - Angelina, Katie i Alicia- to oczywiście ścigające z Gryffindoru. - Harry skinął głową w stronę trzech dziewczyn, udając, że je rozpoznaje. - I Dean Thomas, jest z twojej klasy. Finnigan też gdzieś tu jest, i Roger Davies z Ravenclawu.

- Cześć - powiedział niepewnie Harry, gdy wszyscy patrzyli na niego.

- On mówi! - jedna z dziewczyn, chyba Alicia, krzyknęła dramatycznie. - Zaczynałyśmy myśleć, że tylko syczysz i przeklinasz.

- To też robię - Harry uśmiechnął się złośliwie.

- To jedna z twoich wielu zalet - Fred się roześmiał. - Chodź, usiądź. - Pociągnął Harry'ego do sofy, na której siedział George, i bezceremonialnie zepchnął swojego brata na podłogę. - Przesuń się.

- Wiedziałem, że Mistrz Wąż nas rozdzieli - powiedział dramatycznie George, przenosząc się z podłogi na inne krzesło. - Wyzwałbym go na pojedynek w obronie twojego honoru...

- Ale wszyscy wiemy, że przegrałbyś - zaśmiał się Harry.

- Dałabym wszystko, żeby zobaczyć, jak walczysz z nimi - powiedziała z uśmiechem dziewczyna z Gryffindoru z długimi warkoczami. - Byli tacy zarozumiali.

- To Snape nauczył cię walczyć? - zapytał Davies.

- Nie - Harry machnął wolną ręką. - Quirrell.

- Cichy profesor Quirrell? - zapytał Jordan. - Niemożliwe!

- Cichy, mały Quirrell z Voldemortem na tylnej części głowy? Oczywiście, że tak. - Harry roześmiał się, a wszyscy wokół niego drgnęli na dźwięk tego imienia i patrzyli na niego zszokowani.

- Pijcie! - powiedział George, przywołując butelkę czegoś. - Wyczuwam tu dobrą historię.

Harry dzielił się drinkami z grupą innych uczniów, opowiadając im o Quirrellu, pojedynku, zapadni i błyskawicy wystrzelonej w jego turban.

- Powiedziałeś Sam-Wiesz-Komu, żeby się odpierdolił? - zapytał Fred, gdy Harry skończył swoją opowieść.

- Ta.

- Jesteś kompletnie szalony - zaśmiał się George. - Wyjdź za niego, Freddie.

Harry zmarszczyłby brwi na stwierdzenie George'a, że jest szalony, ale w tym momencie skończył drinka i uznał, że cała sytuacja jest dość zabawna.

- Potter jest obłąkany - ktoś niegrzecznie parsknął. Harry rozejrzał się i zobaczył, że Finnigan dołączył do ich grupy i zgromił wzrokiem miejsce, gdzie Harry siedział przyciśnięty do Freda. - Kto sprowadził tu ślizgona?

- Ostrożnie, Finnigan - powiedział Fred, obejmując Harry'ego ramieniem. - Bo jeszcze Harry na ciebie drgnie.

Reszta starszych uczniów wybuchnęła śmiechem na wspomnienie bogina Finnigana, ale Thomas lojalnie przysunął się do swojego przyjaciela.

- Nie boję się Pottera, ten bogin był zepsuty - szydził Finnigan, rumieniąc się.

- Jesteś tego pewien? - zapytał Harry. - Bo wyglądasz na przestraszonego, co?

- Odwal się, Seamus, dobrze się bawimy - powiedziała dziewczyna z warkoczami, wylegując się na kolanach George'a.

- Trudno się dobrze bawić, gdy w pobliżu jest ktoś taki jak Potter, prawda?

- Co to ma znaczyć? - zapytał Fred, wstając. George delikatnie zsunął dziewczynę ze swoich kolan i również wstał, aby stanąć obok swojego bliźniaka. - „Ktoś taki jak Potter", co?

- Mroczny, zły, pojebany w głowie, wybierz sobie - powiedział Finnigan prosto w twarz Fredowi.

Harry podskoczył na równe nogi, ciesząc się dziwnym zawrotem głowy, jaki wywołał w nim alkohol.

- Nie wiem, jaki masz problem, ale możemy to rozwiązać, jeśli chcesz. - powiedział Harry z lekkim uśmiechem, machając różdżką w dłoni. - Chyba że jesteś tak przerażony, jak wyglądasz.

Finnigan wyciągnął różdżkę z kieszeni i wycelował ją w Harry'ego, ale Fred i George zablokowali mu drogę.

- Mogę skopać ci tyłek w każdej chwili, Potter - powiedział. - Myślisz, że jesteś twardzielem, bo znasz się trochę na magii, ale wszyscy wiedzą, że jesteś kolejnym złym czarodziejem, który tylko czeka, żeby się ujawnić.

Harry uśmiechnął się do Finnigana, cofnął pięść i uderzył go prosto w nos.

- Nie sądzę, żebym potrzebował magii, żeby z tobą walczyć - powiedział, podczas gdy Finnigan wył z bólu i trzymał się za nos. - Miłego dnia - Harry odwrócił się i opadł z powrotem na sofę, wywołując szydercze śmiechy innych uczniów.

- Jesteś przerażający. - Fred roześmiał się, siadając obok niego.

- 'Miłego dnia'. - powtórzył George. - Cholera jasna.

Finnigan rzucił im wszystkim gniewne spojrzenia, po czym odszedł w kierunku drugiego końca sali, a Thomas poszedł za nim.

- Chłopaki, nie kłócicie się tutaj, prawda? - podszedł do nich chłopak z leniwym uśmiechem. Miał długie blond warkocze, czapkę z daszkiem naciągniętą na nie i zamglone niebieskie oczy.

- Ja się kłócę. - Harry uśmiechnął się złośliwie.

- Oczywiście, że się kłócisz. - chłopak roześmiał się, siadając na podłodze pośrodku grupy. - Harry Potter pokłóci się z każdym. A z tym, z kim ty się nie pokłócisz, pokłóci się Susan - chłopiec znów roześmiał się leniwie, co przypomniało Harry'emu śmiech Blaise'a.

- Jesteś więc w Hufflepuffie? - zapytał Harry, spoglądając na żółty herb na kieszeni jego szaty.

- Harry, to jest Johnny, Johnny, poznaj Harry'ego - powiedział Fred. - Johnny jest w szóstej klasie w Hufflepuffie.

- Moja siostra Hannah jest w twojej klasie - powiedział Johnny, podając Harry'emu rękę. Harry spojrzał na jego dłoń i zamiast tego skinął głową.

- Tak, jesteście do siebie trochę podobni - skłamał. Johnny był wysoki i szczupły, miał ostre kości policzkowe i ciemne blond włosy. Hannah była jedną z niższych dziewczyn w swojej klasie, miała jasne blond włosy i okrągłe policzki.

- Nie, nie są - zaśmiał się Jordan, siadając na podłodze obok Johnny'ego. - Johnny jest adoptowany.

- Naprawdę? - zapytał z ciekawością Harry. - Dlaczego?

Jedna z dziewczyn z Gryffindoru westchnęła dramatycznie na pytanie Harry'ego.

- Nie można po prostu pytać ludzi, dlaczego są adoptowani - powiedziała. - To niegrzeczne.

- Nie mam nic przeciwko. - Johnny wyciągnął małą torebkę z kieszeni, po czym odchylił się do tyłu i uśmiechnął się do Harry'ego. - Moi rodzice byli narkomanami. Ojciec Hannah jest moim wujkiem. Moja mama była charłakem i związała się z mugolskim ćpunem, a potem urodzili mnie, małego, magicznego chłopca, i zaczęli brać amfetaminę. Kiedy byłem niemowlęciem, zostawili mnie w domu mojego wujka i nigdy nie wrócili. Prawdopodobnie zginęli gdzieś w zaułku.

- Skurwysyny - westchnął Harry - to samo powiedziała mi ciotka o moich rodzicach!

Najwyraźniej nie było to właściwe stwierdzenie, ponieważ pozostałe dzieci spojrzały na niego z różnym stopniem zaciekawienia na twarzach.

- Twoja ciotka powiedziała, że twoi rodzice, James i Lily Potter, bohaterowie wojny, byli narkomanami? - zapytał Davies, szeroko otwierając swoje przekrwione oczy.

- Ta. Powiedziała, że mnie porzucili i nie chcieli mnie.

Fred ponownie objął Harry'ego ramieniem i lekko go przytulił.

- Czego innego można oczekiwać od mugoli, którzy nienawidzą magii? - prychnęła Angelina (Harry był na 95% pewien, że tak ma na imię).

- Czy oni naprawdę nienawidzili magii? - zapytał Davies.

- Co tam masz? - Fred zapytał głośno Johnny'ego, rzucając Daviesowi ponure spojrzenie.

- Trawkę - odparł Johnny z krzywym uśmiechem. - Chcesz trochę?

- Nie waż się, Fredzie Weasley - Angelina pokazała mu palcem. - Wood cię zabije.

- Nie boję się Olivera - zaśmiał się Fred. - No dobrze, jak to działa?

Harry patrzył, jak Johnny używa różdżki, aby zapalić skręconego jointa. Harry widział już wiele dzieci palących. Papierosy i marihuana były tak samo powszechne w schroniskach dla młodzieży, w których od czasu do czasu się ukrywał, jak woda i alkohol. Nigdy wcześniej nie palił, ale przed przybyciem do Hogwartu wielokrotnie mu to proponowano.

Fred sięgnął po jointa po tym, jak Johnny go zapalił, i podniósł go do ust.

- Na zdrowie - powiedział, po czym wziął głęboki wdech. - Cholera - Fred głośno zakaszlał, wydmuchując dym, i oddał skręta Johnny'emu. - To okropne.

- To dlatego, że nie zrobiłeś tego prawidłowo - Harry roześmiał się razem z innymi dzieciakami, z wyjątkiem Angeliny, która patrzyła z dezaprobatą. - Trzeba dłużej zatrzymywać dym w płucach, wiesz?

- Palisz? - zapytał Johnny.

- Nie bardzo - Harry wzruszył ramionami. - Po prostu często to widziałem, co?

- Chcesz trochę? - Johnny podał Harry'emu skręta.

Harry zawahał się przez chwilę, a obraz rozczarowanej twarzy Snape'a przemknął przez jego i tak już zamglony umysł. Pomyślał, jak bardzo Snape byłby zły, gdyby dowiedział się, że Harry jest na imprezie po ciszy nocnej, nie mówiąc już o paleniu i piciu. Ale potem przypomniał sobie, że Snape myślał, że jest chory, i uparcie wysunął brodę.

- Jasne - Harry wziął jointa i wziął głęboki wdech, zatrzymał dym w płucach, licząc do dziesięciu, a potem delikatnie go wypuścił. - O tak - uśmiechnął się do Freda, po czym podał jointa z powrotem Johnny'emu.

- Podaj tutaj - powiedział Jordan. Potem Harry, Johnny, Fred, George, Jordan i Katie podawali go sobie nawzajem, aż wypaliły się dwa jointy. Angelina, Alicia i Davies odmówili, ale patrzyli, pili i śmiali się, gdy reszta powoli się naćpała.

- Chyba unoszę się w powietrzu - zaśmiał się George.

- Przytrzymam cię - zachichotała Angelina, brzmiąc na lekko wstawioną, i rzuciła się na niego.

- To nasz sygnał, żeby się ruszyć, Harry - powiedział Fred, podając Harry'emu rękę, żeby ten mógł wstać. - Chodź, nie chcę patrzeć, jak mój brat całuje się z Angie. - Harry roześmiał się i pozwolił Fredowi pociągnąć się w stronę grupy tańczących uczniów, gdzie ze zdziwieniem zobaczył Blaise'a tańczącego dość blisko faceta o ciemnych, czarnych włosach.

- Chcesz zatańczyć? - Fred krzyknął Harry'emu do ucha, aby przebić się przez muzykę, która w tej części sali była znacznie głośniejsza.

- Nie umiem. - Harry roześmiał się. - Nauczysz mnie?

Fred uśmiechnął się promiennie, chwycił Harry'ego za ręce i przyciągnął go do siebie.

- Stałeś za daleko - powiedział Fred. - To się robi tak.

Fred objął Harry'ego w talii i uniósł brew. - Tak dobrze?

- Tak - odpowiedział Harry, obejmując Freda w talii. - Czad, co?

Fred roześmiał się i zaczął poruszać biodrami w szybkim rytmie, który Harry próbował naśladować.

- Powiedziałeś, że nie umiesz tańczyć! - krzyknął Fred po kilku piosenkach, podczas gdy Harry nadal naśladował jego ruchy. - Oszukałeś mnie, Potter.

- Po prostu robię to, co ty - roześmiał się Harry. - Chyba jesteś dobrym nauczycielem.

Fred pochylił się, aż jego usta znalazły się tuż przy uchu Harry'ego. - Jestem dobry w wielu rzeczach - szepnął. Harry nie był pewien, czy to alkohol, marihuana, czy po prostu cały wieczór, ale poczuł zawroty głowy, gdy krew w jego mózgu popłynęła na południe po szepcie Freda.

- Tak? - odpowiedział równie cicho. - Chyba nie chcesz tego udowodnić, co?

Fred odchylił się, żeby spojrzeć na Harry'ego, a jego niebieskie oczy zabłysły.

- Mogę cię pocałować? - zapytał niepewnie.

Harry nawet się nad tym nie zastanawiał, po prostu naparł do przodu i przycisnął usta do ust Freda.

Ma miłe usta - stwierdził Harry. Miękkie i ciepłe.

Fred przesunął jedną rękę na kark Harry'ego. Harry lekko sapnął z wrażenia, a Fred skorzystał z okazji, aby pogłębić pocałunek.

- Chcesz pójść w bardziej prywatne miejsce? - szepnął, po czym przeniósł usta z ust Harry'ego na jego ucho.

- Tak, proszę - wyszeptał Harry.

Fred splótł ich palce i pociągnął Harry'ego do ciemnego kąta pokoju.

- Nie ma gdzie usiąść, ale jest prywatnie - szepnął Fred, zaczynając całować szyję Harry'ego.

- Mm, mogę to naprawić - mruknął Harry, szybko pstrykając palcami.

Mała czerwona kanapka, którą wyczarował, nie była do końca taka, jak sobie wyobrażał, ale nigdy wcześniej nie próbował czarować po pijanemu.

- Jesteś genialny. - powiedział Fred, lekko popychając Harry'ego na sofę i częściowo siadając mu na kolanach. - Przystojny, genialny, zabawny... - Fred urwał, kontynuując całowanie szyi Harry'ego. Harry poczuł, jak jego twarz rozgrzewa się pod wpływem pochlebstw.

- Czy mo-mogę cię dotknąć? - zapytał Harry, unosząc dłonie nad plecami Freda.

- Proszę - odpowiedział Fred. - Czy ja mogę cię dotknąć?

- Tak - odpowiedział szybko Harry, wsuwając dłonie pod lekką koszulkę Freda. - Kuźwa, ale jesteś wysportowany - powiedział, czując napięte mięśnie Freda.

- Nie tylko łamię ludziom ręce podczas meczów, wiesz. - Fred roześmiał się, przesuwając dłonie w górę po plecach Harry'ego, na koszulkę. Harry napiął się na ten dotyk i nagle poczuł, że nie może oddychać. Fred zamierzał go udusić. Wziął kilka głębokich oddechów i skupił się na piegach na ramionach Freda, mrugając, aby pozbyć się białych kropek, które zagrażały jego widzeniu.

- Zamieńmy się miejscami. - Harry przesunął się i pociągnął Freda na sofę, po czym przerzucił nogi przez jego kolana i usiadł na nim. Fred położył ręce nad głową i spojrzał na Harry'ego poważnie.

- Na pewno wszystko w porządku? Nie chcę robić niczego, czego ty nie chcesz - powiedział.

Harry skinął głową z entuzjazmem.

 - Tak, wszystko w porządku. Chodź tu. - Harry przyciągnął twarz Freda do swojej i na kilka minut zatracił się, gdy Fred i Harry gorliwie badali swoje usta językami.

- Smakujesz jak whiskey - zaśmiał się Harry, przesuwając usta na szyję drugiego chłopca. - Mogę cię tu pocałować?

- Mm, tak, proszę - westchnął Fred. - Mogę dotknąć twoich pleców?

Harry zawahał się przez chwilę, zanim się zgodził.

- Nie rób nic dziwnego - mruknął między delikatnymi pocałunkami w bok szyi.

- Dlaczego miałbym robić coś dziwnego? - zapytał Fred, powoli przesuwając dłońmi po plecach Harry'ego. - O- kurwa. - Harry zamarł, gdy dłonie Freda dotknęły jego nagich pleców. - Co się stało? - zapytał Fred.

Harry poczuł, jak ogarnia go wstyd, gdy Fred dotykał blizn na jego plecach.

- Chcesz o tym porozmawiać, czy... - Harry urwał i delikatnie ugryzł ucho Freda, co bardzo mu się podobało, gdy Fred zrobił to mu wcześniej.

- Porozmawiamy później - zgodził się Fred, kontynuując badanie pleców Harry'ego dłońmi. - Merlinie, jesteś niesamowity.

- Ty też - odparł Harry, próbując poprawić swoją pozycję na kolanach Freda. Czuł niezaprzeczalny dowód działania... cóż, wszystkiego...

- W ten sposób. - Fred powoli położył ręce na biodrach Harry'ego i zmienił jego pozycję, tak aby nogi Harry'ego znalazły się po obu stronach nóg Freda.

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa - jęknął Harry. - Kurwa.

- Nie sądzę, żeby to było zachowanie odpowiednie na pierwszą randkę - powiedział Fred szeptem, lekko przysuwając swoje biodra do Harry'ego.

- Kuuuurwa. - powtórzył Harry, czując twardość Freda przy swoim.

Chłopcy spędzili kilka minut, godzin, a może nawet dni, powoli i chętnie odkrywając się nawzajem od pasa w górę, aż Harry pomyślał, że eksploduje od tego kontaktu.

Fred podniósł Harry'ego i szybko obrócił się, aby zamienić się pozycjami.

- Nie kładź się na mnie. - powiedział szybko Harry. - Nie sądzę, żebym to lubił.

- Nie będę. - powiedział Fred, klękając przed Harrym na podłodze. - Mogę...? - spojrzał na dżinsy Harry'ego, a potem znów na jego twarz. Widział, że oczy Freda były prawie czarne, a nie jak zwykle niebieskie, a jego źrenice były rozszerzone.

Harry zamarł na chwilę, gdy pytanie Freda dotarło do jego świadomości.

- Chcesz, żebym tobie to zrobił? - zapytał cicho Harry.

- Nie, jeśli nie chcesz - odparł Fred. - To nie jest wymiana, Harry, to propozycja - mrugnął do niego.

- Tak - Harry skinął głową w stronę Freda, po czym pochylił się i pocałował go. - Nikt mi tego wcześniej nie robił - przyznał cicho.

- To przygotuj się na niesamowite wrażenia - powiedział Fred z szerokim uśmiechem. - Na pewno nie masz nic przeciwko? Możemy przestać. Nie spieszy mi się.

Harry rozejrzał się szybko i zobaczył, że nikt nie znajduje się w pobliżu ich prywatnego kącika w pokoju, po czym skinął głową Fredowi.

- Jeśli chcesz, to ja chcę - powiedział.

Fred pocałował go jeszcze raz, po czym powoli, delikatnie i ostrożnie rozpiął Harry'emu dżinsy.

Harry odchylił głowę do tyłu na sofie i zamknął oczy. Zagryzł wargę, próbując powstrzymać krępujące odgłosy, których jego usta nie potrafiły powstrzymać.

Potem, gdy Harry widział przed oczami zupełnie nowe, migoczące białe gwiazdki, Fred uśmiechnął się do niego z miejsca, w którym nadal klęczał na podłodze.

- Podobało ci się?

- Zaraz umrę, to było tak dobre - wymamrotał leniwie Harry, rozluźniając ciało i pogrążając się w stanie czystej rozkoszy. - Jezu.

Fred podniósł górną część ciała na sofie i zaczął leniwie całować odsłonięty brzuch Harry'ego.

- Powinniśmy chyba...

Jednak cokolwiek Fred miał zamiar zaproponować, zostało przerwane przez zapaloną różdżkę, która nagle została skierowana w ich stronę.

W stanie błogości Harry i Fred nie zauważyli, że reszta uczniów szybko wybiegła z klasy, gdy pojawił się profesor.

Harry krzyknął i szybko się okrył, widząc zapaloną różdżkę.

- Impreza skończona - powiedział surowo Lupin. - Fred, 25 punktów od Gryffindoru, idź do swojego dormitorium. Harry, 25 punktów od Slytherinu.

- Było warto - powiedział Harry, próbując wstać i zataczając się na Freda, który również lekko się chwiał.

- Zdecydowanie było warto - zgodził się Fred.

- Zobaczymy, czy było warto, kiedy skontaktuję się z waszymi rodzicami - powiedział Lupin.

- Moi rodzice nie żyją, co? - zaśmiał się Harry.

Lupin spojrzał na niego ponuro.

 - Severus żyje.

I po raz pięćdziesiąty tej nocy, z zupełnie innego powodu, Harry jęknął: 

- Kuuurwa.

Chapter 23: Walentynki cz. 2

Chapter Text

- Severus, wydaje mi się, że mam coś, co należy do ciebie.

Severus drzemał w swoim ulubionym fotelu w prywatnych komnatach, kiedy Lupin zapukał do drzwi, gwałtownie wyrywając go ze snu.

- Idę - odparł krótko.

Lupin lepiej niech ma świetną wymówkę, jeśli uważa, że druga trzydzieści w nocy to odpowiednia pora, żeby przyprowadzić mu...

- Harry - westchnął, otwierając drzwi i widząc, że jego podopieczny ponuro zgromił wzrokiem podłogę obok Lupina. - Co, na Merlina, robisz o tej porze poza swoim dormitorium?

- Uczestniczył w imprezie - odpowiedział Lupin, podczas gdy Potter uparcie milczał. - I najwyraźniej w dość prywatnej after party.

Potter syknął na Lupina, a jego policzki się zaróżowiły.

- Odwal się - mruknął.

- Uważaj na język - powiedział ostro Severus. - Jaki to był rodzaj imprezy? - zapytał Lupina, przyglądając się Potterowi uważnie i próbując zidentyfikować znajomy zapach, który od niego emanował. Jęknął głośno, zanim odpowiedział na własne pytanie: - Taki, na którym podawano alkohol.

Potter cuchnął whiskey.

- Narkotyki i seks też - dodał Lupin.

- Co? - Severus spojrzał ostro na Pottera, a dziecko zgromiło wzrokiem Lupina.

- Potter, natychmiast się wytłumacz.

- Nie sądzę - wymamrotał bezczelnie Potter.

Cholernie wybełkotał.

Severus jęknął ponownie i uszczypnął się w grzbiet nosa - bezskuteczna próba powstrzymania pojawiającej się migreny.

- Lupin, co dokładnie się stało?

- Kończyłem obchód, kiedy poczułem dość specyficzny zapach dochodzący z pustej klasy na trzecim piętrze...

- Pieprzone wilcze zmysły - Potter szyderczo spojrzał na podłogę.

Lupin spojrzał na Pottera z irytacją, ale poza tym zignorował jego uwagę.

- Poszedłem za zapachem i znalazłem w klasie około tuzina uczniów. Skonfiskowałem sześć butelek whiskey, coś, co wyglądało na ogromną ilość marihuany...

- I moją cholerną mapę - mruknął Potter.

- ...i przerwałem trzem parom w trakcie lubieżnych czynności. Jedną z nich była para Harry i pan Weasley - kontynuował Lupin, teraz otwarcie zgromił wzrokiem Pottera z irytacją z powodu jego wtrąceń.

- Kaaaapuuuś - wymamrotał Potter.

Alkohol, narkotyki i seks. Potter mógłby równie dobrze być chodzącą reklamą epizodu maniakalnego.

Severus nie mógł pojąć, jak kiedykolwiek mógł pomyśleć, że Potter nie cierpi na Zaburzenie maniakalno-depresyjne. Być może było to pobożne życzenie.

- Pan Fred Weasley? - zapytał Severus, mając niewielką nadzieję, że to bardziej odpowiedni wiekowo (choć nadal nieodpowiedni) Ronald Weasley. Severus był obecny podczas kolacji poprzedniego wieczoru, kiedy uczniowie wrócili z Hogsmeade, a Potter niemal unosił się w powietrzu, zmierzając do swojego miejsca, gdzie wymienił nieśmiałe uśmiechy z niezwykle cichym Fredem Weasleyem. Severus był zadowolony, widząc, że pierwsza randka Pottera poszła dobrze, i miał nadzieję, że Potter w końcu przestanie udawać, że nie istnieje, i sam poinformuje Severusa, jak poszło.

Teraz żałował, że nie poszło fatalnie. Tak fatalnie, że jego podopieczny z trzeciego roku nigdy nie rozważałby udziału w „lubieżnych czynnościach" z piątoklasistą.

- Myślę, że to był Fred - powiedział Lupin. - Chociaż mógł to być George.

- To był Fred - wymamrotał Potter. - Wszyscy myślą, że są identyczni, prawda? Ale Fred ma dodatkowy pieg na nosie. Poza tym jego język jest...

- Zamknij się - syknął Severus.

Piętnastoletni Fred Weasley. Severus będzie musiał poinformować Molly Weasley, że jej nieletni syn był seksualnie związany z jego nieletnim podopiecznym.

Cudownie.

Potter nagle opadł na bok drzwi i uśmiechnął się leniwie do Severusa.

- Mam wejść, żeby mnie zbeształ, czy mam iść spać? Bo wydaje mi się, że teraz mogę zasnąć.

Severus westchnął ciężko, patrząc na Pottera i Lupina.

- Zakładam, że wymierzyłeś kary uczniom, których znalazłeś?

- Po 20 punktów, a Harry i Fred dostali po 25, ponieważ byli raczej... hm... - Lupin, którego twarz pokryta była bliznami, zaczerwienił się na chwilę, wyraźnie czując się nieswojo. - Byli raczej rozebrani, kiedy ich znalazłem.

Cholernie. Idealnie.

- W takim razie przejmę sprawę. - Severus zacisnął zęby, dziękując wilkowi. - Dziękuję za przyprowadzenie Harry'ego.

- Nie ma sprawy - odparł Lupin. Spojrzał na zgarbioną sylwetkę Pottera, po czym znów zmarszczył brwi. - Powodzenia.

- Chcę z powrotem moją pieprzoną mapę - wrzasnął Potter do oddalającego się Lupina. - Złodziej - mruknął.

- Oszalałeś? - syknął Severus, wciągając Pottera do swojej kwatery i trzaskając za nim drzwiami.

- Nie dotykaj mnie - warknął Potter, wyrywając rękę z uścisku Severusa i potykając się przy tym jak pijany. - Na dzisiaj mam już dość dotykania, dzięki.

Niepokojące.

- Picie, Potter, naprawdę? Uznałeś, że to dobry pomysł, żeby trzynastolatek upił się na terenie szkoły? Co jest z tobą, do cholery nie tak?

- Nie masz na myśli raczej „czyś ty oszalał?" - powiedział Potter, potykając się w drodze do sofy. - To właśnie myślisz, prawda? „O nie, Potter znowu zrobił coś szalonego".

- Nie - powiedział powoli Severus, idąc za bezczelnym dzieckiem. - Zastanawiam się, co sprawiło, że uznałeś za dopuszczalne uczestnictwo w imprezie, na której podawano alkohol i narkotyki? I w jakich czynnościach seksualnych mój nieletni podopieczny uznał za stosowne uczestniczyć na terenie szkoły?

- Nie myśl, że to twoja sprawa - powiedział Potter, rozkładając się na sofie. Severus widział teraz, że jego oczy były zamglone i nieostre. - Myślę, że to moja sprawa, nie?

- Myślisz błędnie - warknął Severus, nie mając na to cierpliwości. - Jestem zarówno twoją głową domu, jak i opiekunem. Twoje działania są moją sprawą. Zwłaszcza te, które mogą skończyć się chorobą.

- Więc jeśli chcę zabić basy-basyyliszka, to nic wielkiego. - Potter uśmiechnął się szyderczo, nawet gdy zająknął się na tym słowie. - Ale jeśli chcę się napić, zapalić i uprawiać seks, to nagle chcesz bawić się w tatę. - Roześmiał się. - Odwal się.

- Nie mów do mnie w ten sposób - syknął Severus, ignorując na chwilę sugestię, że w jakikolwiek sposób aprobuje zabicie bazyliszka przez Pottera w zeszłym roku. - Nie wiem, w jaką grę teraz grasz, ale narażasz się na znacznie surowszą karę niż ta, która ci już grozi.

- Więc mnie ukarz - Potter znów się roześmiał. Niezdarnie wstał i zatoczył się kilka kroków bliżej miejsca, w którym stał Severus. - Możesz mnie uderzyć, jeśli chcesz, co? Albo wziąć pas? Może zamknąć mnie na kilka dni w szafie? No dalej, Snape, zrób to, jeśli dzięki temu poczujesz się jak szef.

Cholera jasna.

- Potter, ja tu rządzę - powiedział lakonicznie Severus. - Usiądź, zanim się potkniesz i złamiesz sobie głupią szyję.

- Ooo, jestem teraz Potterem? - Potter zaśmiał się szyderczo z potknięcia Severusa. - No dalej, jeśli chcesz mnie ukarać, to zrób to porządnie - powiedział Potter, a jego zielone oczy były matowe i nieobecne. - Prawdopodobnie nawet tego nie poczuję. Chyba jestem na haju - zachichotał bez tchu.

- Cudownie. Cholernie cudownie. Jesteś kretynem, Harry - warknął Severus.

Był całkiem pewien, że Potter jest na haju. Im bliżej podchodził ten dzieciak, tym bardziej wyczuwalny był przylegający do niego ostry, ziemisty zapach.

- Powiesz mi, dlaczego byłeś na imprezie, kiedy powinieneś być w łóżku?

- Nie mogłem zasnąć - odparł Potter. - Zamierzasz mnie ukarać, czy będziemy bawić się w gry przez całą noc? Bo jeśli tak, to mam lepsze miejsca, gdzie mogę być.

- Masz szlaban do końca roku - zdecydował Severus, szybko zastanawiając się. - Siadaj.

- Warto było. - powiedział Potter z pijackim uśmiechem, potykając się w drodze z powrotem do sofy. - Czy wiedziałeś, że mogę lubić facetów? Uważałem Daphne za przepiękną, nie? A Lue jest piękna. Ale Fred zmienił moje zdanie. A może lubię oboje? Raczej nie. To dziwne, prawda?

Jezu Chryste.

Potter był szalony, pijany i bełkotał.

Najwyraźniej o swoim kryzysie seksualnym.

A Severus zdecydowanie nie był przygotowany, by sobie z tym poradzić, biorąc pod uwagę jego obecny poziom gniewu i frustracji.

Wymazałeś pamięć uzdrowicielowi umysłów i teraz musisz ponieść konsekwencje, przypomniał sobie.

Jego letnim celem stało się znalezienie lub wyszkolenie uzdrowicielki umysłów wśród czarodziejów z rodu czarodziei, a przynajmniej uzdrowicielki umysłów wśród czarodziejów z rodu charłaków. Do diabła z badaniami nad rakiem.

- Nie wyobrażam sobie, jak twoje preferencje seksualne mają jakikolwiek związek z wyjaśnieniem twojego dzisiejszego zachowania - powiedział lakonicznie Severus.

- Musiałem to sprawdzić, wiesz? - odparł Potter, nadal uśmiechając się. - Pomyślałem, że spróbuję, zobaczę, czy z facetem jest lepiej, kiedy jestem pijany i starszy. I wiesz co? Miałeś rację, jest o wiele lepiej - roześmiał się.

Jezu Chryste.

- Rozumiesz, że ryzykujesz wydalenie za każdą z wielu nielegalnych czynności, w których brałeś udział dzisiaj wieczorem, prawda? - powiedział Severus, unikając w tej chwili jakichkolwiek tematów związanych z seksem. Zwłaszcza, że Potter sformułował swoje stwierdzenie w taki sposób, że Severus zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił, informując Pottera, że seks za zgodą obu stron powinien być przyjemny dla obu stron.

- To mnie wyrzuć - powiedział Potter. - To nawet nie jest dobra groźba.

Nie była.

- Mogłeś zrobić sobie krzywdę - powiedział zamiast tego Severus. - Paliłeś marihuanę i piłeś alkohol? Czy zdawałeś sobie sprawę, że każda z tych rzeczy może spowodować nieodwracalne uszkodzenia twoich narządów wewnętrznych? Nie wspominając już o szkodliwym działaniu połączenia tych dwóch substancji.

- Nie, nie może - zaśmiał się Potter. - Ludzie robią to cały czas.

- I umierają, cały czas - powiedział Severus. - Potrzebujesz pomocy, Harry. Zachowujesz się nieodpowiedzialnie i impulsywnie.

- Nieprawda - mruknął Potter, chowając głowę w poduszce sofy.

- Ach tak? A o czym myślałeś, zanim zacząłeś pić alkohol i palić z grupą starszych nastolatków?

- O niczym nie myślałem - odparł Potter. - Po prostu to zrobiłem.

Severus desperacko chciał potrząsnąć dzieckiem i krzyknąć „TO JEST DEFINICJA IMPULSYWNOŚCI", ale powstrzymał się. Zamiast tego zgromił wzrokiem Pottera i obserwował, jak jego zamglone oczy mrugają powoli.

- Porozmawiamy o tym rano - powiedział surowo Severus. Wyciągnął koc z szafy, położył go na bachorze i zdjął mu okulary z twarzy. - Śpij i przygotuj argumenty na swoją obronę na rano.

- 'Obra - westchnął z zadowoleniem Potter, zamykając oczy.

Severus ponownie przysunął swoje krzesło do sofy, przywołał lekarstwa, które przysłała mu Contessa, i przez chwilę obserwował śpiącego Pottera... myśląc... rozważając... planując...

 

Kiedy Potter otworzył swoje przekrwione oczy o szóstej rano, Severus nie spał ani chwili i modlił się do Merlina, aby udało mu się dotrzeć do dziecka.

- Auuuć - jęknął żałośnie Potter. - 'Osie-dzieje?

- Jesteś w mojej sypialni, na sofie. Mam nadzieję, że z okropnym kacem - odparł chłodno Severus. - Wstawaj. Musimy porozmawiać.

- Nie - mruknął Potter, obracając się i przesuwając na sofie. - Chcę spać.

- Może powinieneś był spać w nocy - powiedział ostro Severus. - Wstawaj.

- Nie - odparł uparcie Potter, zaciskając powieki.

- Aguamenti.

- Sukinsyn! - wrzasnął Potter, gdy Severus wylał mu wodę na głowę. - Po co to zrobiłeś? - Potrząsnął mokrymi włosami, przez chwilę wyglądając jak zielonooki, mokry szczeniak, i szybko rozejrzał się wokół siebie, po czym chwycił okulary z pobliskiego stolika.

- Musimy porozmawiać - powiedział Severus. - Nie chciałeś wstać, więc rozwiązałem problem.

Potter mrugnął do niego w szoku, po czym skrzywił się.

- Myślałem, że chcesz, żebym spał - mruknął. - A nie topił się.

Severus poczuł lekki żal, gdy zdał sobie sprawę, że ostatnia noc była prawdopodobnie pierwszą w całym tygodniu, kiedy Potter spał dłużej niż godzinę. Pocieszał się jednak myślą, że utrata przytomności po alkoholu na niecałe trzy godziny była niewiele lepsza niż maniakalne czuwanie.

- Być może powinieneś był pomyśleć o śnie, zanim poszedłeś na imprezę - powiedział stanowczo, chowając głęboko w sobie żal. To był moment, by być stanowczym, a nie ulegać żelaznej woli Pottera.

- Mów szybko - powiedział Potter, opierając głowę o oparcie sofy. - Boli mnie głowa.

- Dobrze.

Potter otworzył jedno oko i zmrużył je, patrząc na Severusa, którego ton był ostry.

- W czym więc problem?

- W czym problem? - powtórzył Severus z niedowierzaniem. - Nie pamiętasz wydarzeń z ostatniej nocy?

Potter przetarł twarz dłońmi, zastanawiając się nad tym.

- Trochę - przyznał. - Pamiętam, że Lupin jest kapusiem.

- Lupin jest profesorem - powiedział Severus, po raz kolejny zmuszony bronić jednego z tych cholernych głupców. - Był zobowiązany poinformować mnie o twoich działaniach. Tak samo jak ja będę zobowiązany napisać do matki pana Weasleya o jego działaniach zeszłej nocy.

Potter wzruszył ramionami i ponownie skrzywił się przy tym ruchu.

- 'Obra - powiedział. - To wszystko?

- Nie - warknął Severus. - To nie wszystko. - Severus wziął głęboki oddech, przygotowując się do wygłoszenia przemowy, którą ćwiczył i dopracował, podczas gdy Potter spał.

- Harry, rozumiem, że nie chcesz pogodzić się ze swoim stanem zdrowia psychicznego - powiedział stanowczo, ignorując dramatyczne westchnienie Pottera na ten temat. - Nie mogę jednak czekać, aż pogodzisz się z tym, ponieważ ma to obecnie wpływ na twoją edukację, bezpieczeństwo i ogólny stan zdrowia. Jeśli odmówisz leczenia choroby, nie będę miał innego wyboru, jak tylko skierować cię do szpitala na leczenie.

Potter usiadł prosto i spojrzał na Severusa szeroko otwartymi oczami, wyrażając szok.

- Co? Nie możesz tego zrobić!

- Przekonasz się, że mogę - powiedział Severus. - Stanowisz zagrożenie dla samego siebie. Nie mogę spędzać każdej chwili, martwiąc się, że podetniesz sobie nadgarstki, skoczysz z gołębnika, wierząc, że potrafisz latać, lub zginiesz w wyniku innego pomysłu, ponieważ jesteś chory, a twój umysł niepewnie prowadzi cię do sytuacji, w których twoje życie jest zagrożone.

Potter zbladł, słysząc bezceremonialną relację Severusa o swoich poprzednich czynach, a były to tylko te, o których Severus wiedział. Był całkiem pewien, że subtelne pytanie panny Granger o to, jak brak snu wpływa na procesy umysłowe, zadane pod koniec jej czwartkowej lekcji, nie miało na celu badań naukowych.

- Eliksir na ból głowy - mruknął Potter, odwracając wzrok od bezlitosnego spojrzenia Severusa. Severus zacisnął zęby, gdy Potter przywołał eliksir i szybko go wypił, prawdopodobnie zanim Severus zdążył mu go odebrać.

- Czy zamierzałeś w ogóle zapytać? - Severus powiedział przez zaciśnięte zęby, reagując na rażący brak szacunku.

- Zamierzałem, ale ty mnie o nic nie pytasz, prawda? - Potter szydził. - Jeśli ty możesz stawiać pieprzone głupie żądania, to ja też mogę.

- Uważaj na język! To ty jesteś dzieckiem - Severus powiedział głośno, uderzając mocno dłonią w podłokietnik. - To ja jestem dorosły, Potter. Mogę stawiać dowolne żądania, jakie mi się podoba. Dobrze byś o tym pamiętał.

Potter podskoczył na równe nogi po bezmyślnym uderzeniu Severusa i cofnął się o kilka kroków.

- Zostaw mnie w spokoju - zawołał drżącym głosem, bacznie obserwując ręce Severusa. - Czy to nie ma znaczenia, czego ja chcę?! Ty... ty straciłeś rozum.

Severus wziął bardzo powolny wdech, starając się nie wdać w krzykliwą kłótnię ze swoim nerwowym i straumatyzowanym podopiecznym.

- Harry, proszę, usiądź. Nie zrobię ci krzywdy - powiedział znacznie spokojniejszym tonem, niż się czuł. - Zależy mi na tym, czego chcesz, ale w tej sytuacji muszę nalegać. To - wyciągnął butelkę z lekarstwem z kieszeni i lekko nią potrząsnął - ma ci pomóc. A ty desperacko potrzebujesz pomocy.

- NIE POTRZEBUJĘ! - krzyknął Potter. - NIE CHCĘ ŻADNYCH CHOLERNYCH LEKÓW!

- UWAŻAJ NA JĘZYK - odkrzyknął Severus, szybko zapominając o swojej wcześniejszej determinacji, by nie krzyczeć na dziecko. - WEZMIESZ TO ALBO PÓJDZIESZ GDZIEŚ, GDZIE CIĘ DO TEGO ZMUSZĄ.

- Nie - Potter potrząsnął głową i szybko rozejrzał się po pokoju. - Nie pójdę. Nie możesz mnie zmusić.

- Jestem twoim opiekunem i mogę cię zmusić - powiedział Severus. - Potrzebujesz pomocy, zanim skończysz martwy z tego powodu.

Potter cofnął się o kilka kroków i spojrzał w stronę drzwi.

- W takim razie nie jesteś już moim opiekunem - powiedział cicho. - Rezygnuję.

- Żadne z nas nie rezygnuje, Harry - powiedział Severus tak łagodnie, jak tylko był w stanie. - Proszę cię tylko, żebyś wziął to lekarstwo. Jeśli nie zadziała lub sprawi ci ból, spróbujemy czegoś innego, dobrze?

- Nie - powtórzył Potter. - Widziałem już ludzi, którzy brali takie tabletki. Leżeli na łóżkach, ślinili się, byli popaprani i wyglądali głupio. Nie potrzebuję tego.

- Potrzebujesz - powiedział Severus, bardzo powoli i z przesadnymi ruchami podnosząc się na nogi. - Nie pozwolę, żeby to spowodowało u ciebie jakąkolwiek niepełnosprawność, przysięgam, dziecko. Ale weźmiesz to.

Potter podszedł bliżej do drzwi, a Severus zrobił mały krok w jego kierunku.

- Black powiedział, że mogę się do niego wprowadzić - powiedział nagle. - Nie zmusiłby mnie do pójścia do szpitala ani do brania tabletek.

Jak Severus mógł zapomnieć, że Black planował poprosić Pottera, aby się do niego wprowadził?

Prawdopodobnie dlatego, że skupiałeś się na chaosie, jaki siał maniakalny Harry Potter, zapewnił sam siebie.

Było to puste zapewnienie. Nie wziął pod uwagę przeklętego Syriusza Blacka i jego impulsywnych propozycji skierowanych do Pottera, kiedy wczoraj wieczorem wymyślił ten ostatni desperacki plan.

Severus zamknął na chwilę oczy i policzył do dziesięciu, zanim odpowiedział.

- Black nie rozumie twojego stanu psychicznego tak dobrze jak ja - powiedział spokojnie. - Nie oddam mu prawa do opieki nad tobą tylko dlatego, że odmawiasz leczenia.

- W takim razie po prostu odejdę - powiedział Potter. - Nie potrzebuję cię.

Severus udawał, że ta bezceremonialna uwaga nie zraniła go bardziej niż jakiekolwiek ostrze.

Potter jest chory, przypomniał sobie stanowczo. Nie myśli tego, co mówi.

Chyba że mówi, szepnęła bardziej niepewna część jego serca.

- Nie mówisz poważnie - powiedział Severus. - Jesteś przerażony, zdezorientowany i prawdopodobnie wychodzisz z okropnego epizodu maniakalnego (miał nadzieję). Chcesz opuścić nasz dom zamiast poprawić swoje zdrowie?

- NIE JESTEM MANIAKALNY! - krzyknął Potter. - PRZESTAŃ TAK MÓWIĆ!

- Jesteś - odparł po prostu Severus. - To nie jest słabość, Harry. To tylko choroba, jak każda inna, która wymaga leczenia.

- Nie pójdę do szpitala.

- Nie będziesz musiał, jeśli zażyjesz ten lek - powiedział szybko Severus. - Jest stosowany w leczeniu twojej choroby.

Potter spojrzał na butelkę z tabletkami w dłoni Severusa, po czym znów podniósł wzrok na jego twarz. Severus dostrzegł krótkie wahanie w jego zielonych oczach, po czym chłopiec mrugnął i zastąpiło je spojrzenie pełne upartej determinacji.

- Nie wezmę. Nie potrzebuję tego. Nie potrzebuję ciebie. Ja... - Potter zawahał się, a Severus wydawało się, że dostrzegł lekkie drżenie dolnej wargi chłopca, zanim ten kontynuował. - Wyprowadzam się. Możesz odzyskać swój dom. Nie chcę go i nie chcę ciebie.

Kiedy Potter ruszył w kierunku drzwi, Severus, zraniony i zszokowany, popełnił absolutnie głupi błąd. Wyciągnął rękę, aby chwycić Pottera za ramię, próbując powstrzymać go przed wyjściem.

- Harry, posłuchaj...

Nie dotykaj mnie - syknął ostro Potter, zanim ręka Severusa na jego ramieniu wybuchła strasznym, palącym bólem. Severus szybko cofnął rękę i zacisnął szczękę, starając się nie okazać bólu, który palił żyły w jego dłoni.

Potter zawahał się, mając jedną nogę za progiem, spojrzał bezradnie na Severusa i wyszeptał coś, co Severus uznał za przeprosiny, po czym zdecydowanie odwrócił się na pięcie i opuścił pokój Severusa.

Severus przytulił dłoń do piersi i wpatrywał się w drzwi, czekając, aż ból ustąpi. Jego plan zmuszenia Pottera do poddania się leczeniu całkowicie się nie powiódł.

'Nie chcę tego i nie chcę ciebie' - powtarzało się w jego głowie, gdy próbował zrozumieć, co dokładnie się właśnie wydarzyło.

Nie zmusił Pottera do leczenia swojej choroby, a jedyne, co osiągnął, to popchnięcie go prosto w ramiona Blacka.

I z dala od samego Severusa.

Chapter 24: Szaleństwo Blacka

Chapter Text

Harry nie wybiegł z prywatnej części mieszkania Snape'a, tylko uciekł. Pobiegł korytarzem do dormitoriów Slytherinu i miał ogromną nadzieję, że Blaise pomyślał wczoraj wieczorem o zabraniu jego peleryny. Nie był pewien, co by zrobił, gdyby stracił również ją.

Wpadł do dormitorium, rozejrzał się po śpiących przyjaciołach i przywołał swoją pelerynę-niewidkę.

- O, dzięki Bogu - wyszeptał, gdy jedwabna tkanina wyleciała zza zasłon łóżka Blaise'a prosto do rąk Harry'ego.

Harry narzucił pelerynę na głowę i ramiona i ruszył do korytarza obrony. Jeśli Lupin mógł ukraść jego rzeczy, to on po prostu je odzyska. Zdobył mapę uczciwie i Lupin nie miał prawa jej mu odebrać.

Harry zawahał się przed gabinetem Lupina i miał nadzieję, że dziś po raz drugi mu się poszczęści i Lupin nadal będzie w łóżku... albo, po sprawdzeniu godziny i stwierdzeniu, że jest wpół do ósmej, może będzie jadł śniadanie.

Wziął głęboki oddech i otworzył drzwi. Jeśli Lupin był w środku, usłyszałby, jak się otwierają, bez względu na to, jak powoli, cicho lub niewidocznie Harry je otworzył.

Nie było żadnego dźwięku.

Wsadził głowę do środka i poczuł ulgę, widząc, że Lupina nie ma w gabinecie. Harry zrobił kilka kroków do środka i skoncentrował się na magii tak mocno, jak tylko mógł.

Chcę mapę huncwotów. Przynieś mi mapę huncwotów.

Kiedy nic się nie wydarzyło, Harry warknął i sięgnął głęboko do swojego rdzenia, mocniej niż kiedykolwiek wcześniej:

TERAZ. PRZYNIEŚ MI MOJĄ MAPĘ TERAZ. MÓJ OJCIEC JĄ WYKONAŁ, DOSTAŁEM JĄ UCZCIWIE, LUPIN JĄ UKRADŁ. NATYCHMIAST.

Harry omal nie upadł, gdy zwinięty pergamin wleciał do pokoju za nim i uderzył go w głowę.

Lupin musiał ją mieć przy sobie, pomyślał z prywatnym uśmiechem, podnosząc mapę z podłogi i szybko wybiegając z pokoju.

Włączył mapę i studiował ją, aż znalazł ścieżkę, którą Fred i George musieli użyć, aby dostać się do Hogsmeade. Znajdowała się tuż obok schodów korytarza obrony, co było trzecim szczęśliwym trafem Harry'ego tego ranka.

Harry podszedł do dziwnej, garbatej, jednookiej rzeźby czarownicy i patrzył na mapę, gdy mała kropka Harry Potter wyświetliła dymek z napisem - Dissendium. Miał nadzieję, że to hasło, a nie kolejna dziwna obelga.

Dissendium - wymamrotał, kładąc dłoń na posągu. Garb się otworzył, a Harry zajrzał do środka i zobaczył, że jest to krótki spadek do czegoś, co prawdopodobnie było tunelem. Wsunął nogi do środka i spadł tuż przed zamknięciem się otworu.

- Daj mi światło, proszę - polecił delikatnie swojej magii. Nie chciał wypalić sobie oczu, gdyby zareagowała tak samo silnie, jak wcześniej, kiedy na nią krzyczał. Uśmiechnął się, gdy pojawiła się normalnej wielkości kula światła. Wyglądało na to, że była tylko jedna droga, więc wyłączył mapę i schował ją bezpiecznie do dżinsów Draco, które nadal miał na sobie.

Co było trochę obrzydliwe, biorąc pod uwagę wszystko, co zrobił wczoraj. Pomyślał, że prawdopodobnie potrzebuje prysznica, a potem wyśmiał się z siebie.

Stałeś się słaby, Potter. Dwadzieścia cztery godziny bez prysznica i już się wzdrygasz?

Dziesięcioletni Harry śmiałby się z tego, jak bardzo stał się szykowny od czasu rozpoczęcia nauki w Hogwarcie.

Oczywiście dziesięcioletni Harry nigdy nie uwierzyłby, jak bardzo zmieniło się wszystko inne.

Trzynastoletni Harry sam czasami ledwo w to wierzył.

Harry podszedł do końca tunelu i mocno ścisnął scyzoryk w dłoni, wspinając się po krótkiej drabince przez kolejne drzwi.

- Kurwa - wyszeptał, gdy otwarcie drzwi natychmiast uruchomiło alarm w Królestwie Miodowym. Harry szybko wybiegł frontowymi drzwiami, wdzięczny za pelerynę, która ukrywała go, gdy właściciele sklepu zbiegali po schodach, gdy Harry wybiegł przez drzwi.

Było blisko - pomyślał, kierując się do pubu Rosmerty. Najwyraźniej Królestwo Miodowe miało jakiś alarm w godzinach poza otwarciem.

Być może powinien był to wziąć pod uwagę. Większość mugolskich sklepów też miała takie alarmy. Nauczył się tego na własnej skórze, kiedy był młodszy i próbował kraść jedzenie i ubrania z zamkniętych sklepów.

Harry zdjął pelerynę przed wejściem do Trzech Mioteł i natychmiast rozejrzał się za Blackiem.

- W czym mogę pomóc? - zapytała Rosmerta zza baru z zaskoczoną miną. - Czy powinieneś tu być, Harry?

Harry zastanowił się przez chwilę, po czym zdecydował, że w tej sytuacji najlepiej będzie udawać Biednego Osieroconego Harry.

- Szukam Blacka - powiedział, udając, że ma łzy w oczach, aby uniknąć odpowiedzi na pytanie. - Mieliśmy porozmawiać o tym, że będę mieszkał u niego tego lata... ponieważ jest on moją jedyną prawdziwą rodziną... i... - Harry spojrzał na czarownicę spod rzęs. - Powiedział, że opowie mi o moim tacie... byli najlepszymi przyjaciółmi, wie pani...

Harry znów spojrzał na swoje buty i opuścił ramiona.

No dalej... no dalej...

- Oczywiście, kochanie - mruknęła Rosmerta. - Nie ma go tutaj, ale mogę wskazać ci miejsce, w którym się zatrzymał. Powiedział mi, że kupił dom, więc chyba wiem, dlaczego, prawda? Ale nadal mieszka w swoim mieszkaniu, dopóki nie skończy się rok szkolny. - Uśmiechnęła się promiennie do Harry'ego, a on nieśmiało odwzajemnił uśmiech. Rozejrzała się po prawie pustej knajpie i wskazała na drzwi. - Pokażę ci to szybko.

- Dziękuję - powiedział Harry szczerze. - Wiem, że pewnie jesteś bardzo zajęta.

- Oczywiście, kochanie - odpowiedziała przesadnie słodkim głosem. - Syriusz jest kochany i nieustannie o tobie mówi.

- Naprawdę? - zapytał Harry, grzecznie przytrzymując dla niej drzwi. - Co mówi?

Jeśli Black powiedział jej cokolwiek, co Harry powiedział Grimowi, to zabije go i sam spróbuje szczęścia w Londynie.

- Och, po prostu nie przestaje się tobą chwalić - powiedziała Rosmerta, prowadząc Harry'ego w kierunku grupy domów we wsi. - Opowiada o tym, jak świetnie latasz i jak dobrze znasz się na magii. Szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby w moim pubie był kiedykolwiek bardziej dumny ojciec chrzestny.

- To... to miło z jego strony - powiedział Harry. I rzeczywiście było to miłe z jego strony. Nawet jeśli nie miało to żadnego sensu. Harry nie dał Blackowi zbyt wielu powodów, by ten go polubił.

- Syriusz jest dobrym człowiekiem - kontynuowała Rosmerta. - Popełnił kilka błędów, ale ogólnie jest dobrym człowiekiem.

Harry mruknął coś niezobowiązująco i pozwolił jej paplać, idąc w kierunku szerokiego, ceglanego domu.

- To drzwi po lewej stronie - powiedziała. - Był długo poza domem, więc pewnie jeszcze śpi. Myślę, że możesz po prostu wejść.

- 'Obra, dziękuję za wskazanie drogi - powiedział Harry.

- Nie ma sprawy - odparła radośnie Rosmerta. - Ale jeśli ktoś będzie cię szukał, będę musiała powiedzieć, gdzie poszedłeś.

Harry patrzył, jak czarownica mruga do niego i odchodzi w swoich błyszczących czerwonych szpilkach.

Najwyraźniej była nieco bystrzejsza, niż sądził.

Harry potrząsnął głową i wyprostował ramiona, po czym zdecydowanie zapukał do drzwi Blacka.

Raz.

Dwa razy.

Brak odpowiedzi.

Harry wzruszył ramionami, po czym otworzył drzwi i szybko wślizgnął się do środka. Jeśli Black będzie zły, po prostu powie mu, że Rosmerta pozwoliła mu wejść.

- Black? - zawołał przez pusty przedpokój.

Może jeszcze śpi.

Harry ostrożnie podszedł do następnych drzwi, mocno ściskając nóż. Otworzył je i rozejrzał się po czymś, co wyglądało na jednopokojowe mieszkanie. Po prawej stronie pokoju znajdowała się mała kuchnia, pośrodku były dwa drzwi, za którymi stała sofa, a po lewej stronie pokoju znajdowało się łóżko i szafa.

Puste łóżko.

- Kurwa.

Nie wziął pod uwagę, że Blacka może nie być w domu, kiedy przyjdzie się z nim spotkać.

Harry skrzywił się na widok zlewu pełnego brudnych talerzy, które powodowały obrzydliwy zapach w małym mieszkaniu, i usiadł na krawędzi sofy, próbując zaplanować następny ruch.

Nie zamierzał wracać do Hogwartu, dopóki nie upewnił się, że Snape nie zmusi go do pójścia do szpitala lub zażycia jakichkolwiek tabletek.

Gardło paliło go na samą myśl o rezygnacji z domu... i wakacji ze Snapem... ale to było lepsze niż stanie się jakimś śliniącym się zombie. Ludzie, których widział na szalonych tabletkach, nie byli wyjątkowi, nie byli silni - byli po prostu żałośni.

A jeśli Snape uważał, że Harry będzie tak żył, to... nie był tak wspaniały, jak Harry sądził.

Było to rozczarowujące, ale Harry nie potrzebował go. Radził sobie dobrze sam, zanim pojawił się Snape, i teraz też sobie poradzi. Rosmerta powiedziała, że Black jest dobrym człowiekiem i lubi Harry'ego. A jeśli ten choćby palcem go tknie, Harry zrobi mu krzywdę.

Nie potrzebował Snape'a.

Chyba że... chyba że Snape przeprosiłby go? I przysiągł, że nigdy więcej nie poruszy tej sprawy.

Może.

Harry położył się na sofie Blacka i zamknął oczy, próbując przemyśleć dostępne opcje.

Boże, był zmęczony.

 

Harry nie miał zamiaru zasnąć i był zszokowany, gdy obudził go ostry trzask aportacji.

- Harry! - zawołał radośnie Black, ignorując fakt, że Harry zerwał się na równe nogi z wyciągniętym nożem. - Co tu robisz, szczeniaku?

Harry zmusił swoje serce, by zwolniło po tym niegrzecznym przebudzeniu.

- Szukam cię, co? - Harry rozluźnił napięte ramiona i zacisnął zęby. - Nadal mogę zostać z tobą tego lata?

- Tak! - Black ucieszył się i wykonał dziwny mały skok radości, a Harry wydał z siebie westchnienie ulgi. - To będzie świetne! Chcesz zobaczyć dom teraz, czy wolisz, żeby to była niespodzianka? Raczej niespodzianka. - Black kontynuował, zanim Harry zdążył odpowiedzieć. - Tak będzie lepiej.

- Czy mój przyjaciel Theo też może zostać? - zapytał niepewnie Harry. - Powiedziałem mu, że może zostać ze mną...

- Theodore Nott? - Black zmarszczył na chwilę nos, po czym pokręcił głową. - Jego ojciec był śmierciożercą. I to nie byle jakim, był bliskim przyjacielem samego Voldemorta, kiedy chodzili do szkoły.

- No i?

- No i ten dzieciak prawdopodobnie wychował się w atmosferze czarnej magii - powiedział Black. - Może być niebezpieczny.

- Theo nie jest niebezpieczny. - Harry zmarszczył brwi. - A my jesteśmy... - próbował sobie przypomnieć, jak Susan nazwała ją i Harry'ego wcześniej. - Pakietem! Jesteśmy pakietem! Jeśli Theo nie może zostać, to ja też nie zostanę.

Harry miał nadzieję, że Black bardzo go chce, więc pozwoli też Theo zostać. Harry złożył obietnicę i nie pozwoli mu zostać w domu swojego ojca ani jednej nocy dłużej.

- Dobrze. - Black machnął ręką, a potem natychmiast zaczął podskakiwać po mieszkaniu. - On też może przyjechać. Och, to będzie wspaniale! Słuchaj, wiem, że nie lubisz Lunia, ale mam nadzieję, że się dogadacie, bo wtedy wszyscy będziemy mogli spędzić razem całe lato. Mam już tyle planów!

Harry obserwował z ciekawością, jak Black porusza się po mieszkaniu, pozornie bez celu. Mówił szybko o meczach Quidditcha, mistrzostwach świata i biwakowaniu, a potem podnosił talerz i zaczynał mówić o motocyklu, po czym odkładał talerz w nowe miejsce, które nie było jego właściwym miejscem.

- Eee, wszystko w porządku? - zapytał niepewnie Harry. Nie chciał, żeby Black zgodził się na pobyt Harry'ego i Theo, będąc pijanym, a potem zmienił zdanie.

- Teraz czuję się świetnie! - powiedział Black z promiennym uśmiechem. - Byłeś kiedyś w Stanach? Nie, oczywiście, że nie. - Black zmarszczył brwi. - Cholerni mugole nie zabrali cię nigdzie, gdzie jest ciekawie, prawda? Mają szczęście, że staram się trzymać z dala od Azkabanu, bo inaczej poszedłbym z nimi pogadać. - Black stuknął różdżką w blat kuchenny, a potem krzyknął, gdy brudne naczynia zaczęły się trząść. - Ups - roześmiał się. - Zdarza się czasem. W każdym razie, o czym to mówiłem?

Harry nie zdążył nawet odpowiedzieć, zanim Black przeszedł do nowego tematu. Tym razem może o wakacjach? Black mówił zbyt szybko, żeby Harry mógł nadążyć.

- Jesteś głodny?

- Co? - Harry nie zauważył, że Black najwyraźniej znów zmienił temat. - Och, eee, jasne.

Właściwie był głodny. Przez ostatnie kilka dni nie jadł zbyt wiele.

- Nie mam tu nic jadalnego, ale możemy pójść do Rosmerty i zamówić ci lunch. - Black zajrzał do pustych szafek i mówił tak szybko, że Harry ledwo rozumiał, co powiedział.

- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał Harry, zaczynając się martwić, że Black jest pijany lub coś w tym rodzaju.

- Wszystko w porządku - Black machnął ręką, nadal grzebiąc w szafkach. - Hej, słuchaj, chcesz zostać animagiem?! Bo mam świetny pomysł!

Harry zaczął żałować, że tu przyszedł. Coś było nie tak z Blackiem. Nie zachowywał się tak podczas ostatnich kilku spotkań z Harrym. Wtedy był normalny. A teraz zachowywał się...

Zachowywał się jak kompletny wariat.

- Powinienem wracać do szkoły - powiedział nerwowo Harry, ostrożnie kierując się w stronę drzwi. - Możemy napisać o tym latem, dobrze?

- Nie odchodź! - Black obrócił się i spojrzał na Harry'ego z szeroko otwartymi oczami. - Możesz dzisiaj opuścić zajęcia!

- Jest niedziela - powiedział powoli Harry. - I jest... - sprawdził godzinę. - Jest pierwsza.

- Tym lepiej! - Black roześmiał się. - Hej! A może byś wziął kilka dni wolnego i pojechalibyśmy na wycieczkę?

- Jaką wycieczkę? - zapytał Harry, mimo wszystko zaciekawiony.

- Taką, jaką tylko zechcemy! - Black znów się roześmiał. - Możemy wziąć mój motor i pojechać gdziekolwiek! Oboje jesteśmy wolni, Harry! Wolni jak ptaki! Możemy pojechać gdziekolwiek! Hej! Rosja jest piękna zimą! Możemy tam pojechać!

Harry skrzywił się na tę impulsywną propozycję. Nie mógł pojechać do Rosji ani nigdzie indziej.

- Wyrzuciliby mnie ze szkoły - powiedział. - Dumbledore wyrzuciłby mnie bez wahania.

- Nie, kurwa, nie wyrzuciłby - warknął Black, a jego nagły gniew zaskoczył wszystkich, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze podekscytowanie. - Dumbledore jest ci winien. Mi też, tak naprawdę. I to mu powiem, jeśli powie choć jedno słowo.

- Naprawdę nie mogę jechać. Przykro mi - powiedział Harry, coraz bardziej zaniepokojony, ponieważ Black wyglądał na wystarczająco wściekłego, by rzucić na niego klątwę. - Mam zajęcia.

- Nie odchodź! - zawołał Black, gdy Harry sięgnął po klamkę. - Musimy coś zaplanować! Zaczekaj! Wezmę coś, żeby to wszystko zapisać, bo zapomnę! - Black roześmiał się i odwrócił się do szuflad w kuchni, żeby coś znaleźć. Prawdopodobnie pergamin, ale biorąc pod uwagę jego obecny stan, Harry nie byłby tego taki pewien.

W momencie, gdy Black odwrócił się plecami, Harry chwycił klamkę i wybiegł przez obie pary drzwi na podwórko tak szybko, jak tylko mógł. Narzucił pelerynę i po prostu zaczął biec.

Black był szalony. Kręcił się po mieszkaniu, gadając bez sensu.

Myślał, że ma świetne pomysły, ale tak nie było. Były szalone. Harry nie mógł opuścić szkoły i pojechać do Rosji. Nie mogli też polecieć latającym motocyklem do Stanów. Zostaliby złapani i aresztowani.

Jest trochę podekscytowany, uspokajał się Harry. To wszystko.

Zwolnił do tempa spacerowego, gdy dotarł do znanej ścieżki prowadzącej z powrotem do Hogwartu, i próbował uporządkować myśli.

Jest trochę impulsywny... ale nie zawsze taki jest, pomyślał. Może po prostu ma dziwny dzień?

To epizod, szepnęła cicha część jego mózgu.

 

Ale Harry czasami był impulsywny. Miał dni, w których wpadał na impulsywne pomysły. Nie myślał przecież o grze w Quidditcha, kiedy przemienił te pióra na swoim ramieniu, prawda?

Ale Black tylko bredził. Myślał, że ma jakieś wielkie plany, ale były one szalone. Nie miało to żadnego sensu. Nawet nie mówił poprawnie.

 

„Twoja mowa też jest znacznie gorsza".

 

„Harry, brzmisz jak szaleniec..."


Harry zatrzymał się na środku opuszczonej ścieżki pod swoją peleryną i poczuł, jak jego oddech przyspiesza, a serce zaczyna bić szybciej.


„Przypominasz mi trochę Syriusza... Miał te wielkie pomysły na psikusy i plany na przyszłość... Nikt nie rozumiał, że to nie były tylko szalone pomysły, ale plany, które były niesamowite, a Syriusz był geniuszem, który je wymyślił".


Ale Black nie był geniuszem. Był szalony.

- Zróbmy sobie wycieczkę i jedźmy do Rosji!

- Próbuję być sową! To mój genialny pomysł!

 

„Epizody maniakalne charakteryzują się intensywnymi uczuciami euforii, wysoką energią, zmniejszoną potrzebą snu, zwiększoną impulsywnością, poczuciem niepokonania i nonsensownymi wzorcami myślowymi".


Harry ponownie rzucił się do biegu w kierunku bram Hogwartu, a jego umysł zaczął atakować go wszystkimi rzeczami, które powiedział mu Snape, a które wcześniej zignorował.

„Potrzebujesz pomocy".

„Brzmisz jak szaleniec".

„To nie twoja wina, to choroba".

„Zachowujesz się nieobliczalnie i impulsywnie!"

„To się nazywa Zaburzenie maniakalno-depresyjne".

 

Kiedy dotarł z powrotem na teren Hogwartu, Harry dotarł aż do brzegu Czarnego Jeziora, po czym osunął się na ziemię i zerwał z siebie pelerynę, aby znów móc normalnie oddychać.

Black naprawdę oszalał. Tak jak powiedział Snape.

Bo Snape nie był kłamcą.

Był draniem. Czasami tyranem. Uparty. Chamski.

Ale nie kłamcą.

Powiedział, że Black oszalał, i tak właśnie jest.

Powiedział, że Harry jest szalony... „chory", powiedział... i...

I... prawdopodobnie tak jest.

Cyzia też próbowała mu to powiedzieć, kiedy był chory („"w depresji", szeptał jego umysł) latem, prawda?

A Hermiona powiedziała, że jego „funkcje umysłowe" są zaburzone. Ponieważ nie spał.

I nie jadł.

I zachowywał się tak samo szalenie jak Black.

Bo był.

Szalony.

Jak Black.

Harry podciągnął kolana do klatki piersiowej i położył na nich głowę.

Był tak samo zły jak Black. A jedyną osobą, która zaoferowała mu pomoc, która nie traktowała go źle z tego powodu, był Snape. Snape, na którego krzyczał. I próbował zranić swoimi słowami. I zranił swoją magią.

Snape, który był jego pierwszym przyjacielem i pomógł mu, gdy był nowy w Hogwarcie. Pomógł mu jeszcze przed Hogwartem, zabierając go na zakupy i dbając o to, by nie wyglądał żałośnie, gdy po raz pierwszy pojawił się w szkole.

Snape, który zachował jego sekrety i nauczył go oklumencji, aby chronić jego umysł przed innymi.

Snape, który leczył jego złamane kości i nigdy nie kazał mu pozostać w skrzydle szpitalnym.

Snape, którego Patronusem był mały lis, ponieważ troszczył się o Harry'ego. Troszczył się o niego tak samo, jak najwyraźniej troszczyła się o niego jego własna mama.

Który szukał go, kiedy został wydalony. I dał mu swój własny dom. I został jego opiekunem, aby Harry nigdy nie musiał wracać do Surrey.

Snape, który wiedział, że był chory tego lata i nie pozbył się go. Został przy nim i nadal próbował przekonać Harry'ego, aby ten przyjął jego pomoc.

Harry to wszystko zaprzepaścił.

I teraz nie mógł tego naprawić.

Snape z pewnością go nienawidził. Nigdy nie wybaczyłby Harry'emu, że rano wybrał Blacka. Harry z pewnością nie wybaczyłby jednemu ze swoich przyjaciół, gdyby zamiast niego zaprzyjaźnił się z Finniganem lub Parkinson.

Oznaczało to, że Harry był sam i miał chorobę, której nie wiedział, jak wyleczyć.

Nie chciał być taki jak Black. Chciał być taki jak Snape.

Silny. Potężny. Wolny. Mądry.

Ktoś, kogo ludzie słuchali i szanowali. Ktoś, kogo nie można było skrzywdzić.

Tylko że... Harry go skrzywdził.

A teraz znów znalazł się w punkcie wyjścia - sam.

Harry trzymał głowę spuszczoną, powstrzymując żałosne łzy, które próbowały się wydostać. Tak bardzo nawalił i nie miał pojęcia, jak to naprawić. Wątpił, czy da się to w ogóle naprawić.

- HARRY JAMESIE POTTER!

Harry podniósł głowę znad kolan, słysząc krzyk kogoś, kto na niego krzyczał. Odwrócił się lekko i zobaczył Susan wraz z pozostałymi przyjaciółmi, biegnącymi w jego kierunku.

- SZUKALIŚMY CIĘ! - krzyknęła ponownie Susan, kładąc ręce na biodrach. - GDZIE BYŁEŚ?!

- W Hogsmeade - odparł ochrypłym głosem Harry, gdy wszyscy zatrzymali się i stanęli obok niego.

- Dlaczego byłeś w Hogsmeade? - zapytała Hermiona.

- Bo jestem idiotą - przyznał Harry, opuszczając głowę z powrotem na kolana.

- Hej - poczuł Harry, gdy Susan uklękła obok niego i położyła mu rękę na plecach. - Wszystko w porządku?

- Jeśli ten pieprzony Fred Weasley cię skrzywdził, przysięgam na Merlina, że go zabiję - zaklął Blaise.

- Nie - powiedział Harry, chowając twarz. - Nic mi nie jest. Jestem po prostu głupi.

- Nieprawda - powiedziała cicho Susan. - Co się dzieje?

Harry ponownie odwrócił głowę i zobaczył, że wszyscy jego przyjaciele patrzą na niego z zaciekawieniem i współczuciem.

- Nie chcę o tym rozmawiać - wymamrotał. - Po prostu zostawcie mnie na chwilę w spokoju, dobrze?

- Nie ma mowy - zawołała Susan. - Oto, co zrobimy: Hermiona i Theo pójdą się uczyć, bo są kujonami...

- Hej! - krzyknęli oburzeni Hermiona i Theo.

- Draco i Ron wrócą do latania - kontynuowała Susan. - Blaise wróci do łóżka, bo ma kaca i dzisiaj zachowuje się jak palant.

- Nieprawda - burknął Blaise.

- Neville pójdzie ze mną grać w karty, a Luna zostanie tutaj z tobą. Dobrze?

Harry pokręcił głową, ale najwyraźniej jej pytanie było w rzeczywistości poleceniem, ponieważ wszyscy natychmiast zaczęli się do niego stosować. Luna usiadła obok niego, po przeciwnej stronie Susan, a wszyscy inni szepcząc pożegnania, rozeszli się zgodnie z poleceniem Susan.

- Do zobaczenia wieczorem, kiedy przestaniesz myśleć, że nie jesteś najsilniejszym i najgenialniejszym czarodziejem wszech czasów - powiedziała Susan, kierując się w stronę Neville'a. - A kiedy przypomnisz sobie, jak niesamowity jesteś, przypomnisz sobie też, że jestem najlepszą przyjaciółką na świecie i przyjdziesz mi opowiedzieć, dlaczego byłeś w Hogsmeade i dlaczego poszedłeś na imprezę z Blaisem, a nie ze mną.

Harry skinął głową i uśmiechnął się do niej, mając nadzieję, że był to uśmiech wdzięczności.

Gdy tylko wszyscy odeszli, Luna zaczęła głaskać go po włosach w ten pocieszający sposób, do którego się przyzwyczaił.

- Czy Syriusz Black cię rozczarował? - zapytała cicho, jakby odgadując część jego myśli.

- On jest szalony, Lue - powiedział Harry.

Mógł powiedzieć Lunie wszystko. Była przy nim, kiedy zmagał się z dementorami (jego umysł znów podpowiadał mu, że jest „przygnębiony"). Gładziła go po włosach, ocierała łzy i nikomu nie mówiła o koszmarach, które miał, ani o rzeczach, które wykrzykiwał przez sen.

Jeśli na świecie była lepsza osoba niż Luna Lovegood, Harry jej nie spotkał.

- On jest szalony - powtórzył. - I... Lue, myślę, że ja też.

- Dlaczego tak myślisz?

- Ponieważ... - Harry urwał, próbując przypomnieć sobie wszystkie powody, które podał wcześniej Snape. - Ponieważ ludzie nie mogą zamienić się w sowy, prawda? I prawdopodobnie nie mogą dodać sobie skrzeli bez tej rośliny, o której wspomniał Neville. A nie jest normalne, żeby nie spać przez ponad tydzień, prawda?

- Nie, Harry - powiedziała łagodnie Luna. - Nie jest.

- Więc jestem szalony, Lue - przyznał Harry ochrypłym szeptem. - Nie wiem, co robić.

- Nie jesteś szalony, Harry - zapewniła go cicho Luna. - Jesteś chory.

Harry odwrócił głowę, aby spojrzeć na Lunę, i zobaczył, że patrzy na niego swoimi dużymi srebrnymi oczami, a jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.

- Chory? - powtórzył. - Tak powiedział Snape.

- Czy opowiadałam ci kiedyś, jak zginęła moja mama? - zapytała Luna.

Harry pokręcił głową. Wiedział, że mama Luny zginęła i że ona była świadkiem tego zdarzenia, dlatego widziała testrale, ale nigdy nie opowiedziała mu, co się stało.

- Polubiłbyś ją - powiedziała Luna z czułym uśmiechem. - Była niezwykłą czarownicą. Kiedy była uczennicą, uczęszczała do Beauxbatons. Miała tytuł mistrza eliksirów, tak jak profesor Snape. Ale potem zachorowała i zaczęła eksperymentować ze swoimi eliksirami. Mówiła, że słyszy głosy w swojej głowie, które każą jej to robić. Mówią jej, co ma robić. Nie była ostrożna ze swoimi eliksirami, nie tak jak ja. Pewnego dnia jeden z jej eksperymentów przyniósł odwrotny skutek i ją zabił.

- Byłaś z nią, prawda?

- Tak. - Luna głaskała go po włosach, podczas gdy mówiła. - Byłem z nią, a ona zmarła, ponieważ była chora i nie chciała skorzystać z pomocy.

- Snape zaproponował mi pomoc. - przyznał Harry. - A ja powiedziałem mu, że nie potrzebuję jego pomocy. Powiedziałem, że wolę mieszkać z Blackiem.

- Profesor Snape nie będzie się tym przejmował. - powiedziała Luna. - Będzie chciał ci pomóc. A ja chcę, żebyś mu na to pozwolił. Proszę, Harry?

- Nie mogę! - powiedział Harry. - On mi nie pomoże, Lue, bo wszystko spieprzyłem. I nie wiem, jak to naprawić, bo teraz wszystko wydaje mi się takie okropne. I... nie sądzę, żeby Snape kiedykolwiek znów ze mną porozmawiał. Powiedziałem... Powiedziałem mu, że go nie potrzebuję, ale myślę, że jednak potrzebuję. - przyznał, cicho pociągając nosem.

Luna chwyciła jego dłoń swoją wolną ręką i mocno ją ścisnęła.

- Nie ma rzeczy, których nie da się naprawić, Harry - powiedziała łagodnie.

- Nie wiem, jak to zrobić. Powiedz mi, jak to zrobić - błagał. - Zapytaj nargle lub kogoś innego, proszę.

- Nie potrzebuję nargli, żeby mi powiedziały, co powinieneś zrobić - powiedziała, delikatnie ściskając jego dłoń. - Musisz tylko do niego pójść. On ci pomoże. Bez względu na to, co powiedziałeś. Profesor Snape cię kocha.

- On będzie bardzo zły, Lue - powiedział Harry. - Zraniłem go, poparzyłem mu rękę. I powiedziałem najgorsze rzeczy, jakie przyszły mi do głowy.

- I myślisz, że on cię za to ukarze - powiedziała Luna.

- Oczywiście, że tak. Dlaczego miałby tego nie zrobić?

Luna chwyciła drugą rękę Harry'ego i trzymała je mocno, patrząc mu w oczy.

- Profesor Snape cię kocha - powiedziała. Jej głos był nadal tak melodyjny jak zwykle, ale teraz brzmiał bardziej stanowczo i surowo. - On nigdy by cię nie skrzywdził, Harry. Nigdy w życiu.

Harry potrząsnął głową. Luna nie rozumiała. Jeśli ktoś cię skrzywdził, ty też go skrzywdziłeś. Tak działał świat. Harry mógł nie wiedzieć, jak działa miłość, nie wiedział o niej wystarczająco dużo, aby nawet kwestionować twierdzenia Luny, że Snape go kocha, ale wiedział, jak działa ból. I wiedział, że lepiej jest skrzywdzić innych ludzi, kiedy oni skrzywdzili ciebie.

- Chodź, Harry, pójdę z tobą - Luna wstała i delikatnie pociągnęła Harry'ego za ręce, aby podnieść go na nogi. - Chodźmy znaleźć profesora Snape'a.

- 'Obra - powiedział cicho Harry, nakładając pelerynę na siebie i Lunę, aby nikt nie zatrzymał ich na korytarzu. Pelerynę nieco bezsensowną czyniło delikatne śpiewanie Luny, ale Harry lubił słuchać jej śpiewu, więc nie powiedział nic na ten temat.

Pozwolił Lunie poprowadzić się do gabinetu Snape'a, podczas gdy w głowie podejmował kilka szybkich decyzji. Wiedział, że Snape będzie zły. Prawdopodobnie bardziej wściekły, niż Harry kiedykolwiek go widział. Snape pomyśli o tym, jak Harry go zranił, i zemści się na Harrym, żeby wyrównać rachunki. A...

A Harry mu na to pozwoli. Tylko ten jeden raz. Bo zasłużył na to. Przyjmie każdą karę, jaką Snape mu wymierzy, i po prostu zaciśnie zęby i to zniesie. Robił to już wcześniej, w Surrey, kiedy był karany, i w Londynie, kiedy zarabiał na jedzenie. Więc... Snape mógł zrobić to, co musiał zrobić. A potem znów będą kwita.

A potem Harry poprosi go o pomoc. Złamie nawet swoją zasadę dotyczącą proszenia o rzeczy i poprosi. Będzie nawet błagał, jeśli to oznacza, że nie skończy jak Black.

Cokolwiek by to nie było, jeśli oznaczałoby to, że Harry w końcu nie będzie już chory.

Będzie warto, powiedział sobie stanowczo.

- Możesz już iść, Lue - powiedział cicho, prostując ramiona i przygotowując się do zapukania do drzwi Snape'a. Nie chciał, żeby Luna została zraniona lub żeby Snape był na nią zły, kiedy wejdzie.

Nie chciał też, żeby widziała, jak błaga.

- Wszystko będzie dobrze - powiedziała Luna, ściskając go mocno. - Zobaczysz.

Harry zdjął pelerynę i spojrzał na drzwi.

Cokolwiek będzie trzeba, powiedział sobie stanowczo, przypominając sobie szalone zachowanie Blacka z wcześniejszego wydarzenia. Cokolwiek będzie trzeba.

Harry wziął ostatni głęboki oddech i mocno zapukał do drzwi Snape'a.

Chapter Text

Puk, puk, puk.

- Wejść. - warknął Severus zza biurka. Nie był w nastroju, by zajmować się błahymi problemami swoich uczniów lub skargami innych profesorów na jego ślizgonów.

Niech Bóg broni przed wizytą Minervy lub Lupina.

Głowa bolała go strasznie, mimo dwóch eliksirów przeciwbólowych, które wypił od czasu kłótni z Potterem. Podejrzewał, że ból ma podłoże emocjonalne, a nie fizyczne, i dlatego eliksiry nie działają.

Podniósł wzrok znad dokumentów, którymi bezskutecznie próbował się zająć, i zobaczył Harry'ego Pottera wślizgującego się cicho do pokoju.

- Potter - powiedział cierpko. - W czym mogę ci pomóc?

Potter podszedł do biurka, a Severus zauważył, że wyprostował ramiona, przyjmując zdecydowaną pozę, której nie pasowała blada twarz i drżące ręce. Potter spojrzał na ścianę za głową Severusa i zacisnął szczękę, najwyraźniej nie chcąc mówić.

- Czego chcesz, Potter? Natychmiast! - zażądał Severus.

Jeśli Potter wrócił, aby zażądać podpisania dokumentów dotyczących kundla lub powiedzieć mu coś więcej o tym, że Severus nie jest już potrzebny w jego życiu, to mógł po prostu odejść. Severus nigdy celowo nie krytykowałby chorego nastolatka, ale z pewnością nie pozwoliłby mu też na kolejne swobodne złośliwości.

Potter wymamrotał coś tak cicho, że Severus nie miał nadziei, że to rozszyfruje.

- Mów głośniej! Nie mam teraz czasu na zabawę w dwadzieścia pytań.

Potter wzdrygnął się, słysząc ostry ton Severusa.

- P-powiedziałem... P-powiedziałem, że p-potrzebuję twojej pomocy - wyjąkał Potter.

- Nie jestem zainteresowany pomaganiem ci - powiedział chłodno Severus, wyobrażając sobie jedną z wielu możliwych intryg, w których Potter mógłby potrzebować jego pomocy. - Jakiekolwiek trudności napotkałeś, Black może ci pomóc je rozwiązać.

Potter na chwilę spuścił głowę, po czym spojrzał na Severusa błagalnym wzrokiem.

- Przepraszam - powiedział cicho.

- Za co dokładnie? - zapytał Severus, zaskoczony zupełnie niespodziewanymi przeprosinami Pottera.

- Za... za wszystko, co powiedziałem... i za po-poparzenie... - Severus skrzywił się na wspomnienie własnego głupiego błędu, który popełnił tego ranka, chwytając Pottera. - I mo-możesz zrobić wszystko, co zechcesz... żebyśmy by-byli kwita, dobrze?

Severus spojrzał z zaciekawieniem na drżący ton Pottera i jego postawę „jestem przerażony i próbuję to ukryć".

- Co według ciebie miałbym zrobić, żeby wyrównać rachunki za twoje zachowanie z dzisiejszego poranka? - zapytał go.

Potter zacisnął drżące dłonie w pięści i zamknął oczy.

- Cokolwiek uważasz za stosowne - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Po prostu... po prostu potrzebuję twojej pomocy. Więc zrób to.

Merlinie.

Potter spodziewał się przemocy fizycznej, która w jakiś sposób wyrównałaby wyimaginowany rachunek, tak aby Severus pomógł mu w rozwiązaniu jakiegokolwiek problemu, z którym się borykał. Dziecko było godne pożałowania.

- Nie uderzę cię, Potter - powiedział Severus, łagodząc swój poprzednio ostry ton do bardziej neutralnego, obojętnego. - Poinformuj mnie o problemie, w którym potrzebujesz mojej pomocy.

Potter powoli otworzył oczy, a Severus niemal widział, jak jego serce bije szybko w tętnicy na szyi.

- Miałeś rację.

Severus uniósł brwi, słysząc cicho wypowiedziane przyznanie się Pottera. Nie miał jednak pojęcia, o czym ten mówi.

- W czym miałem rację? - zapytał Severus.

Oczy Pottera były dość wilgotne, gdy nawiązał kontakt wzrokowy z Severusem.

- Black jest szalony - powiedział. - I... ja też, co? Nie wiem, jak to naprawić. Ale... ty wiesz. Więc proszę, po prostu mnie skrzywdź, żebyśmy byli kwita i pomóż mi. Proszę, Snape. Proszę. Nie chcę być taki jak on.

Potter brzmiał młodo i desperacko. Severus dostrzegł jedną małą łzę spływającą za jego srebrnymi okularami, co sprawiło, że serce mu się ścisnęło. Ale co ważniejsze - Severus usłyszał go.

Przestań karać dziecko chłodnym traktowaniem - skarcił się w duchu. Chore dziecko to chore dziecko. Niezależnie od tego, kogo wybrało na swojego opiekuna.

- Usiądź - powiedział Severus. - Bardzo się cieszę, że chcesz pomocy w związku ze swoją chorobą i chciałbym usłyszeć, jak doszedłeś do jej akceptacji.

Potter zrobił krok w kierunku krzesła, po czym zawahał się.

- Czy mó-mógłbyś najpierw wyrównać rachunki? Nie chcę się po-podnosić.

Jezu Chryste.

Severus naśladował ruch Pottera i zamknął na chwilę oczy, próbując się zastanowić. Potter żył w systemie barterowym. Wymieniał sekrety za sekrety. Dzielił się informacjami w zamian za informacje. Potter (słusznie) wierzył, że rano sprawił Severusowi ból i z niepokojem czekał na rozliczenie, aż uzna, że Severus wystarczająco mu odpłacił.

Severus nie zamierzał tego robić. Jego zdaniem Potter wycierpiał już wystarczająco dużo bólu, by starczyło na trzy życia.

- Powiedz mi, skąd masz bliznę, która zdobi twój obojczyk. - Severus wskazał na swój obojczyk, aby pokazać bliznę, o której mówił.

Potter przestał się wiercić i spojrzał na Severusa z niedowierzaniem.

- Dlaczego?

- Ponieważ uważam, że opowiedzenie mi o tym sprawi ci ból - odparł spokojnie Severus. - Nie tknę cię palcem, pamiętaj, że przysiągłem nawet, że nigdy tego nie zrobię, więc będziemy kwita.

I będzie to kolejna część przeszłości Pottera, o której Severus się dowie.

Potter szeroko otworzył oczy i uniósł brwi ponad zasłoną włosów, które opadały mu na czoło.

- Zostałem pobity przez dzieciaki z ulicy - powiedział cicho Potter, spuszczając wzrok na swoje stopy i rumieniąc się na całą twarz. Severus poczuł ciepło rozlewające się w jego piersi, gdy po raz kolejny rozpoznał postawę Pottera. Uznał, że tę można nazwać „niepotrzebnym zawstydzeniem". - Jeden z nich miał nóż i uchyliłem się, gdy celował mi w gardło, ale chyba złapał mnie za szyję. - Potter pociągnął za kołnierz swetra i pokazał Severusowi bliznę, którą wcześniej widział tylko przelotnie. Była gruba i biała i wyglądała, jakby bardzo bolała. - Byłem na ulicy dopiero od kilku miesięcy, zaczynało się robić zimno, ale po tym, jak mnie pobili, zobaczyłem policjanta i poprosiłem go o pomoc. Nazwał mnie ulicznym szczurem, a potem udawał, że mnie nie widzi. Poszedłem więc do schroniska, gdzie pewna pani zaszyła mi ranę, a nawet dała mi cukierka. Ale potem próbowała umieścić mnie w rodzinie zastępczej, więc uciekłem.

Nic dziwnego, że Potter był przerażony i zniesmaczony organami ścigania. Sam Severus był zniesmaczony tym, co uchodziło za mugolskie organy ścigania, wyobrażając sobie dorosłego, w jakiejkolwiek roli, celowo ignorującego małe dziecko krwawiące z rany na szyi.

- Dlaczego nie chciałeś mieszkać w rodzinie zastępczej? - zapytał Severus. Nigdy nie słyszał o bezdomnym dziecku, które aktywnie unikało miejsca, które mogło zapewnić mu ciepłe łóżko, jedzenie i stałe schronienie.

Potter był jednak jedynym bezdomnym dzieckiem, z którym miał kontakt. Ale mimo wszystko ta myśl nie miała sensu.

Potter podniósł głowę, aby spojrzeć na niego, i westchnął.

- Mój wuj groził mi nimi, nie? Mówił, że są o wiele gorsze niż jego dom, więc powinienem być wdzięczny za to, co mam. Nie chciałem ryzykować, co?

- Rozumiem.

I Severus naprawdę rozumiał.

Widział, że Vernon Dursley czeka rozrachunek.

- Więc... jesteśmy kwita? - Potter podszedł powoli do krzesła przed biurkiem Severusa.

- Tak. - Severus odpowiedział spokojnie. Miał nadzieję, że psychiczne cierpienie związane z dzieleniem się traumatycznymi wspomnieniami wystarczy, aby Potter poczuł, że Severus „wyrównał rachunki". W przeciwnym razie Bóg jeden wie, czy Potter kiedykolwiek będzie mógł się w jego towarzystwie całkowicie zrelaksować.

Nie miało to jednak większego znaczenia, biorąc pod uwagę, że Potter poprosił o zamieszkanie od teraz u Blacka.

- Czy zechciałbyś usiąść i opowiedzieć mi, jak doszedłeś do wniosku, że potrzebujesz leczenia? - zapytał Severus.

Potter usiadł na krześle i wydał z siebie coś w rodzaju stłumionego westchnienia.

- Black... on jest „maniakalny". - Potter użył palców, aby podkreślić słowo „maniakalny", co sprawiło, że usta Severusa niemal wykrzywiły się w uśmiechu. Powstrzymał jednak tę chęć, pewien, że Potter potraktuje to jako gest kpiny i poczuje się zawstydzony.

- Jak do tego doszedłeś? - zapytał z ciekawością Severus. Jeszcze dziś rano Potter nie chciał uznać, że sam ma epizod maniakalny, a teraz uważa, że zdiagnozował Blacka. Severus był pewien, że diagnoza Pottera jest słuszna, ponieważ maniakalne zachowanie Pottera było uderzająco podobne do zachowania Blacka, kiedy byli jeszcze rówieśnikami, ale był ciekawy, w jaki sposób Potter doszedł do tego samego wniosku.

- Poszedłem się z nim spotkać - odparł Potter. - Mówił jak szaleniec, skakał wokół i nie miało to żadnego sensu. Powiedział: „Jedźmy do Rosji", a ja zdałem sobie sprawę, że ludzie nie mogą wyczarować sobie skrzeli, prawda?

- Nie mogą - odparł powoli Severus. Nie wiedział, że Potter kiedykolwiek wierzył, że jest to możliwe.

To pytanie na inny dzień - powstrzymał się przed podjęciem tej dziwnej uwagi.

- Jak udało ci się spotkać się z Blackiem dziś rano? - zapytał zamiast tego.

Jeśli Minerva dała Potterowi pozwolenie na ucieczkę do Blacka, to będzie miała do czynienia z Severusem.

Potter skręcał palce na kolanach i wiercił się, rozglądając się po pokoju.

- Biegłem szybko, pod peleryną, nie?

Gdyby peleryna Pottera nie była jedną z niewielu rzeczy, które fizycznie łączyły go z zmarłym ojcem, Severus chętnie by ją skonfiskował do czasu ukończenia szkoły przez dziecko.

- Rozumiem. Zaryzykowałeś więc dalszą karę, aby poprosić Blacka o przejęcie opieki nad tobą, próbując uniknąć leczenia swojej choroby. Słusznie zauważyłeś, że jego maniakalne wypowiedzi i chaotyczne myśli były podobne do twoich. A potem przyszedłeś do mnie po pomoc w leczeniu swojej choroby, czy dobrze podsumowałem twój dzień?

- Tak jakby. Ale... ale ja go o to nie prosiłem. - powiedział cicho Potter. - Wiem, że prawdopodobnie nie chcesz, żebym już z tobą mieszkał, ale... ale ja też nie chcę mieszkać z Blackiem.

Dzięki Bogu, pomyślał Severus z niemałą ulgą. Spędził dzień w fatalnym nastroju, wierząc, że dziecko, które tak bardzo polubił, stracił na zawsze.

- Pot... Harry, działasz w oparciu o fałszywe przekonanie - powiedział łagodnie Severus. - Lubię być twoim opiekunem. Poza tym nasz dom należy do ciebie. To jest twój dom, Harry. Nie musisz mieszkać w miejscu, w którym nie chcesz, ponieważ zawsze masz dom, do którego możesz wrócić.

- A czy ty też tam będziesz? - Potter spojrzał na niego, a Severus poczuł się uwięziony w jego spojrzeniu. - Może być mi samotnie, jeśli zostanę sam...

Severus rzucił mu uśmieszek na starannie sformułowaną prośbę Pottera.

- Będę - powiedział do tego absurdalnego dziecka. - Jak już ci wcześniej mówiłem, nie mam zamiaru rezygnować z opieki nad Tobą. W ciągu najbliższych czterech lat prawdopodobnie będziemy mieli wiele kolejnych kłótni i należy się ich spodziewać. Nie spowodują one jednak, że zmienię zdanie. Rozumiesz? - Severus pozwolił Potterowi przyjrzeć się mu, aby upewnić się, że jego słowa są szczere, aż dziecko skinęło głową z zadowoleniem. Czy Potter naprawdę zrozumiał, że Severusa nie da się łatwo przepędzić, czy też nie, to już inna sprawa, ale na razie wystarczyło, aby przejść dalej.

Severus otworzył szufladę biurka i wyjął z niej butelkę leku, którą tam przechowywał. Delikatnie położył ją na biurku między sobą a Potterem.

Potter, nieustraszone dziecko, które w wieku jedenastu lat przeszło siedem prób, aby zdobyć Kamień Flamela, a w wieku dwunastu lat wbiło miecz w paszczę bazyliszka, zbladł i drgnął na widok nieszkodliwej butelki z tabletkami.

- Chciałbym, żebyś mi powiedział, dlaczego nie lubisz tego leku.

Potter skrzywił się i podniósł ramiona.

- Wezmę je - powiedział. - Nie chcę znowu być jak Black.

- Nie o to pytałem - odparł łagodnie Severus. - Chciałbym zrozumieć twoją niechęć, aby móc złagodzić wszelkie obawy, które cię trapią.

Potter przez długą chwilę gryzł dolną wargę, a Severus cierpliwie czekał, aż uporządkuje myśli.

- Czy kiedykolwiek byłeś w schronisku?

- Nie - odparł Severus.

- Ludzie zawsze myślą, że wystarczy się pojawić i dostaniesz łóżko, wiesz? Ale to nie tak... musisz czekać w kolejce, żeby sprawdzić, czy mają dla ciebie jakieś wolne. A kiedy już się dostaniesz, zadają ci różne pytania. Jedno z nich dotyczy tego, czy potrzebujesz jakichś leków. - Potter ponownie spojrzał na butelkę leku na biurku i wpatrywał się w nią, mówiąc. - A jeśli powiesz „tak", to próbują je dla ciebie zdobyć. Widziałem ich. Ludzi, którzy powiedzieli „tak". Leżeli na łóżkach polowych i byli w gorszym stanie niż osoby zażywające narkotyki, rozumiesz? Bo przynajmniej narkotyki sprawiały, że inni ludzie się ruszali i rozmawiali. Ludzie zażywający tabletki po prostu tam leżeli. Po prostu ślinili się i wyglądali głupio. Nawet nie zauważali, kiedy ich okradano. A ja nie chcę być jak ludzie na tabletkach.

Severus nie potrafił sobie wyobrazić bardziej nieszczęśliwego środowiska, w jakim mogłoby się znaleźć dziecko.

- Będziesz miał niezwykle przydatne źródło informacji, które pozwoli ci zapobiegać takim skutkom ubocznym - powiedział Severus.

- Czyli? - Potter nadal patrzył z lękiem na lekarstwo.

- Mnie. I nigdy nie pozwolę, aby którekolwiek z moich podopiecznych „śliniło się" lub „wyglądało głupio".

Potter podniósł wzrok i zobaczył uśmieszek Severusa, a w oczach dziecka pojawił się cień uśmiechu, zanim niepewnie sięgnął po lekarstwo.

- Więc mam po prostu brać jedną tabletkę dziennie? I to mnie naprawi?

- Nie jesteś czymś zepsutym, żeby to naprawiać. - podkreślił Severus. - Jednak jeśli będziesz codziennie przyjmować leki, zrównoważą one zaburzenia chemiczne w twoim organizmie i miejmy nadzieję, że ustąpią epizody depresji i manii wywołane chorobą.

Severus czekał w milczeniu, podczas gdy Potter rozważał kwestię leków.

- Co rozumiesz przez „wywołane chorobą"?

Severus bardzo ostrożnie dobierał słowa.

- Jesteś nastolatkiem, co oznacza, że doświadczasz wzrostu poziomu hormonów i wahań emocjonalnych. Bez wątpienia nadal będziesz miał okresy silnych uczuć radości i smutku. Leki zmniejszą prawdopodobieństwo wystąpienia niekontrolowanych myśli, zachowań i emocji.

Potter skinął głową i otworzył butelkę, wyglądając jak znacznie starszy mężczyzna prowadzony na szubienicę.

- Czekaj... - Severus szybko wyrwał butelkę z rąk tego śmiesznego dzieciaka. - Kiedy ostatnio jadłeś dzisiaj?

- Eee... - Potter urwał i wzruszył ramionami.

Severus westchnął i sprawdził godzinę.

- Chcesz mi powiedzieć, że jest już szósta, a ty nie jadłeś nic przez cały dzień?

Potter zagryzł wargę i skinął głową.

- Głupiec - upomniał go łagodnie Severus. - Musisz jeść, Harry. Nie możesz brać tego leku na pusty żołądek, bo możesz się źle poczuć. Weź jedną tabletkę podczas śniadania, które zjesz. I jedną podczas kolacji, którą również zjesz. Codziennie, Harry. Nie możesz pominąć dawki, co oznacza, że nie możesz pominąć posiłku. Rozumiesz?

- Muszę brać to dwa razy?

- Tak, dwa razy dziennie. Chociaż być może będziemy musieli dostosować dawkę w pewnym momencie. Nie ma wcześniejszych badań dotyczących przyjmowania tego typu mugolskich leków przez czarodziejów. Nie dlatego, że nie było to potrzebne - Severus dodał pośpiesznie, aby Potter nie znalazł kolejnego powodu, by nie brać leku - ale dlatego, że czarodzieje są ignorantami w tej konkretnej gałęzi mugolskich osiągnięć. Zbadałem odpowiednie dawki dla twojego wieku i wzrostu, ale twój metabolizm jest znacznie wyższy niż u mugoli.

- To właśnie metabolizm sprawia, że jestem chudy, prawda?

- Dokładnie. - Severus uśmiechnął się z sympatią, ponieważ Potter najwyraźniej słuchał jego licznych tyrady na temat interakcji eliksirów na mugoli i leków na czarodziejów podczas wakacji. - A ponieważ wydajesz się mieć większe jądro magiczne niż większość osób, dzięki czemu znacznie łatwiej kontrolujesz swoją magię, twój metabolizm spala szybciej. Dlatego potrzebujesz większej dawki leku, aby był on skuteczny.

- Czyli dwa razy dziennie - powiedział Potter.

- Dwa razy dziennie.

- Ale... ale nie chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli. - Potter wymamrotał żałosnym tonem, który ścisnął serce Severusa.

Severus złożył dłonie pod brodą, rozważając niepewność Pottera. Nie była ona bezpodstawna, sam Severus czułby się tak samo.

- Proszę pana? - zawołał cicho Potter.

- Chwileczkę, proszę, próbuję wymyślić rozwiązanie. - powiedział Severus. Potter pozostał nienaturalnie nieruchomy, choć nie był spięty, jak sądził Severus.

Leku nie można było zakląć, ponieważ wpłynęłoby to na właściwości chemiczne i mogłoby potencjalnie otruć Pottera. Niepraktyczne byłoby również, gdyby Potter chował się pod peleryną-niewidką podczas każdego posiłku.

Severus podniósł butelkę z lekiem i zmarszczył brwi, studiując ją z namysłem.

Leku nie można było zmienić, ale... ale samą butelkę można.

- Ach, chyba znalazłem rozwiązanie - powiedział Severus, całkiem zadowolony z siebie. - Dodam do butelki runę podstępu.

- Co to znaczy?

Severus spojrzał na Harry'ego i ponownie zmarszczył brwi, ponieważ zapomniał, jak słabe było dotychczasowe wykształcenie dziecka.

- Działa podobnie jak zaklęcie odwracające uwagę - wyjaśnił Severus. - Runa sprawi, że nikt poza osobami, które ją znają, a w tym przypadku tylko my, nie będzie w stanie dostrzec butelki. Runa odwróci ich uwagę od niej, można by potrząsać butelką przed ich twarzą, a oni usłyszeliby tylko grzechotanie.

- Czad - westchnął Potter. - Dziękuję.

Severus wyciągnął różdżkę i bardzo ostrożnie narysował runę na dnie butelki, a po chwili wahania dodał również zabezpieczenie, które będzie go ostrzegało za każdym razem, gdy pigułka zostanie wyjęta z butelki.

Nie byłoby dobrze, gdyby dziecko zapomniało zażyć lekarstwo. Albo, co bardziej prawdopodobne, celowo przestało je zażywać.

- Proszę położyć tutaj kciuk. - Severus pokazał mu, jak to zrobić, a kiedy skończył, podał Potterowi butelkę.

Wahał się, czy powierzyć mu lekarstwo, ale Potter musiał być traktowany jak dorosły, dopóki nie da Severusowi powodu, by postąpić inaczej.

- Jeśli nie jest to zbytnią uciążliwością, chciałbym, żebyś został tu na noc. Żadne z nas nie wie, na co jesteś uczulony, a byłoby niedopuszczalne z mojej strony, gdybym pozwolił ci wprowadzić do organizmu nową substancję bez nadzoru.

- Tutaj? - Potter rozejrzał się po klasie z uniesionymi brwiami. - Nie wiem...

- Nie, smarkaczu. - Severus zachichotał, widząc zrozumiałe zmieszanie. - Przepraszam. Miałem na myśli moje kwatery. Ponieważ niedawno zapoznałeś się z moją sofą, najbezpieczniej będzie, jeśli dzisiaj znów będziesz spał tam, gdzie jestem blisko, na wypadek gdyby wystąpiła niepożądana reakcja.

- Więc nie będę spał w swoim dormitorium? Ani jadł w Wielkiej Sali? - zapytał powoli Potter.

- Tylko dzisiaj - zapewnił go Severus. - Naprawdę martwię się, pozwalając ci oddalać się ode mnie, skoro nie ma wcześniejszych badań dotyczących tego leku przyjmowanego przez czarodzieja.

- Susan mnie zabije. - Potter zmarszczył brwi. - Powiedziałem jej, że porozmawiam z nią dziś wieczorem, a... a ona była w porządku, kiedy mnie wcześniej znalazła.

Severus był niezaprzeczalnie ciekawy, w jakim stanie panna Bones znalazła Pottera po jego konfrontacji z Blackiem.

- I... - Potter zaczerwienił się i przez chwilę spojrzał w górę, w kierunku sufitu. - I Luna może być zdenerwowana...

Severus parsknął, gdy zdał sobie sprawę, do czego Potter nawiązuje.

- Panna Lovegood absolutnie nie może spać w moich kwaterach - powiedział. - Ty, jako mój podopieczny, możesz. Jednak zostałbym zwolniony, gdyby inne dziecko, zwłaszcza dziewczynka, spało w mojej prywatnej przestrzeni życiowej.

- Dobrze - Potter westchnął i wzruszył ramionami. - Warto było spróbować. Czy mogę się z nimi zobaczyć przed posiłkiem i wtedy wziąć lekarstwo?

Severus rozważył tę rozsądną prośbę i postanowił spróbować kompromisu.

- A co, gdyby twoi przyjaciele dołączyli do ciebie tutaj, w klasie, na kolację? Jestem pewien, że Mavis nie miałby nic przeciwko przyniesieniu ci jedzenia, a ty mógłbyś zjeść z przyjaciółmi, pozostając w pobliżu. Czy to jest do przyjęcia?

- Do przyjęcia - powtórzył Potter z pierwszym od dłuższego czasu uśmiechem rozbawienia, jaki Severus widział na jego twarzy. - Mogę po nich pójść?

- A może zamiast tego wyślę Patronusa? - zaproponował Severus.

- Nie ufasz mi? - Potter nie brzmiał na zdenerwowanego, tylko zaciekawionego, więc Severus postanowił odpowiedzieć szczerze.

- Wolałbym, żebyś został tutaj, dopóki nie weźmiesz pierwszej dawki, żebyśmy nie spędzili kolejnych ośmiu miesięcy na kłótniach o lekarstwa - powiedział.

- 'Obra - Potter wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodniej na krześle. - Ale nie widziałeś dzisiaj Blacka. Jeśli tak właśnie się zachowuję, to zrobię wszystko, co trzeba, żeby to naprawić.

- Jestem niezmiernie zadowolony i dumny z twojej decyzji - Severus uśmiechnął się do Pottera w sposób, który, jak miał nadzieję, był pełen czułości. - Dzisiejszego popołudnia wykazałeś się niezwykłą dojrzałością.

- Bo powiedziałem, że wezmę tabletki? - Potter brzmiał zaciekawiony, ale jego policzki nabrały delikatnego różowego odcienia, co sprawiło, że Severus uznał, iż jest zadowolony z pochwały.

Co prawdopodobnie oznaczało, że powinien robić to częściej. Potter prawdopodobnie nigdy w życiu nie był chwalony za nic, zanim trafił do Hogwartu. Nawet teraz jest chwalony głównie za swoją magiczną siłę, a rzadko za rzeczy, za które inne dzieci otrzymują pochwały od rodziców.

- Przeprosiłeś też za dzisiejszy poranek - powiedział Severus. - Rzadko przepraszasz za swoje działania i decyzje, pod tym względem jesteśmy dość podobni, więc bardzo doceniam te przeprosiny.

- Ty przepraszasz mnie cały czas - zauważył (słusznie) Potter.

- Częściej wyrządzam krzywdę tobie niż większości innych osób - powiedział bez ogródek Severus. - Dlatego częściej cię przepraszam. - Severus odchrząknął i powoli wyciągnął różdżkę. - Wyślę teraz wiadomość do panny Bones.

Potter skinął głową i z niecierpliwością obserwował, jak Severus przywołuje swojego Patronusa.

- Chciałbym widzieć cię w moim gabinecie. - powiedział Severus. - Przyprowadź swoich bęcwałów, jeśli możesz.

Potter zmarszczył brwi, gdy srebrny lis zniknął.

- Moi przyjaciele nie są bęcwałami.

Severus uniósł brwi, patrząc na dziecko, i poczuł ogromną ulgę, że nadal może żartować z Potterem.

- Miałem wrażenie, że masz zwyczaj zaprzyjaźniać się z osobami o wyjątkowych cechach.

- Wyjątkowe oznacza specjalne, prawda? To nie jest dziwne. - Odparł stanowczo Potter. - I lepiej nie nazywaj Lue bęcwałem.

- Odnosiłem się do dziwnego połączenia cech, które zgromadziłeś w swoich przyjaźniach, a nie do samych osób - powiedział Severus. Merlinie, broń nas przed tym, żeby dziecko pomyślało, że Severus obraża pannę Lovegood.

- Jakie dziwne cechy? - zapytał z ciekawością Potter.

- Od czego by tu zacząć? - Severus uśmiechnął się złośliwie. - Panna Bones, Hufflepuff z zamiłowaniem do niepokojąco wulgarnego języka. Pan Longbottom, który nie potrafi ukończyć eliksiru bez dodania własnego potu wywołanego strachem, a jednak w zeszłym roku walczył na pięści w obronie twojego honoru. Draco i Ronald, których ojcowie przez całe życie żywiły do siebie urazę, a oni spędzają popołudnia grając w szachy i latając razem. I oczywiście pan Nott i panna Granger, czystokrwisty syn bigoty, który jest w związku z chodzącą mugolską encyklopedią, z których każde zapamiętało statut Hogwartu.

Potter roześmiał się głośno, słysząc podsumowanie Severusa dotyczące jego przyjaciół.

- A co ze mną, Blaisem i Lue? - zapytał z niecierpliwością.

- Masz na myśli syna najbardziej przerażającej kobiety, jaką kiedykolwiek spotkałem, dziecko, które nieustannie przyprawia mnie o bóle głowy, i mojego ulubionego ucznia?

- Myślałem, że to ja jestem twoim ulubieńcem? - Potter uśmiechnął się szeroko.

- Twoje eliksiry nigdy nie dorównają eliksirom panny Lovegood - powiedział pompatycznie Severus. - Jeszcze zrobię z tej czarownicy mistrzynię eliksirów.

Uśmiech z twarzy Pottera zniknął, a on zmarszczył brwi z niezadowoleniem.

- Czy wiesz, że mama Lue była mistrzynią eliksirów, tak jak ty?

- Nie wiedziałem. - Severus nie wiedział również, że matka Lovegood nie żyje, na co wskazywało użycie czasu przeszłego przez Pottera. - Być może to właśnie od niej panna Lovegood odziedziczyła swoje niezwykłe umiejętności w tej dziedzinie - dodał uprzejmie.

- Być może - Potter obrócił się lekko na krześle, aby spojrzeć na drzwi klasy. - Lue kazała mi tu przyjść. Powiedziała, że nie będziesz mnie nienawidził.

Severus najwyraźniej był dość wiele winien pannie Lovegood.

- Miała rację - odparł. - Potrzeba znacznie więcej niż jednego sporu, abym cię znienawidził.

Potter spojrzał przez ramię na Severusa i zmarszczył brwi.

- A co by było potrzebne?

- Szukasz wskazówek na przyszłość? - zapytał Severus, próbując przywrócić Potterowi dobry humor.

- Nie - Potter wypuścił z siebie cichy śmiech. - Ale... ale nie chcę, żebyś mnie nienawidził, prawda? Więc muszę wiedzieć.

Severus nie zdążył znaleźć odpowiedzi na tak absurdalne pytanie, ponieważ Potter naprawdę nie rozumiał, co to znaczy być kochanym, a nagle pojawiło się pół tuzina dzieci. Szybko podał Potterowi butelkę leku, a ten schował ją do kieszeni, lekko skinął głową.

- Harry! - Bones pisnęła radośnie. - Miałam nadzieję, że tu będziesz!

Draco, Granger, Theodore, Lovegood i Blaise podążali za panną Bones, uśmiechając się do Pottera. Severus wyczuł ogólną ulgę i po raz kolejny zastanowił się, w jakim stanie był Potter, skoro trzeba było go przekonywać, żeby przyszedł do Severusa.

- Mówiłam ci, że tu jest - powiedziała beztrosko Lovegood, siadając przy biurku najbliżej Pottera. - Nie słuchałaś.

- Słyszałam cię - Bones przewróciła oczami, rzucając się na krzesło obok Lovegood. - Ale kazałam ci z nim zostać, a nie podrzucać go jak pocztę.

- Profesorze - Granger skinęła uprzejmie głową w stronę Severusa.

- Dobry wieczór - powiedział Severus. - Jak się masz?

- Dobrze, dziękuję. - Granger pociągnęła Theodore'a w stronę innego stołu obok Bones, a Draco i Blaise poszli za nimi po przeciwnej stronie.

- Gdzie są Ron i Nev? - zapytał Potter.

- Już są na kolacji - odparł Draco, przewracając oczami.

- Jeśli wszyscy się zgodzą, mogę przestawić meble i możecie narobić strasznego bałaganu w mojej klasie podczas dzisiejszej kolacji - zaproponował Severus.

- Ooo, tak, proszę! - Bones uśmiechnęła się do niego, a Severus poczuł swoją zwyczajową irytację wobec tej dzikiej dziewczyny. Severus miał szczęście, że Potter sprawił, iż Bones stała się jego sojuszniczką. Severus bez wątpienia zużyłby całe opakowanie środków przeciwbólowych, gdyby którykolwiek z przyjaciół Pottera był mu przeciwny, zwłaszcza Bones, która nadal nakazuje poltergeistowi dręczyć Lupina i Albusa.

- Proszę wstać - powiedział Severus. Po tym, jak wszyscy uczniowie wstali, machnął różdżką w kierunku biurek i przestawił je w kwadratową grupę, bardziej odpowiednią do ich obecnych potrzeb.

- Zaraz wrócę, jeśli zechcecie zamówić kolację - powiedział Severus.

- 'Obra - mruknął Potter roztargniony, uważnie przyglądając się miejscom przy stole.

- Bachor - westchnął Severus, machając ponownie różdżką.

Potter uśmiechnął się nieśmiało, gdy Severus przesunął krzesło do rogu stołu, z którego Potter miał widok zarówno na drzwi, jak i na biurko Severusa.

- To moje - zażartował Draco, przesuwając się, jakby chciał zająć krzesło Pottera.

- Tylko jeśli chcesz o nie walczyć - odparł Potter, gdy Severus odszedł w kierunku swoich kwater.

Severus wyszedł, aby dać dzieciom chwilę prywatności, a jednocześnie po raz ostatni przeczytał swoje notatki dotyczące badań nad Lithium, zanim Potter je zażyje.

Przeprowadził szeroko zakrojone badania nad lekiem, zanim poprosił o niego Contessę. Obecnie Lithium był jedynym przetestowanym i zatwierdzonym lekiem na nowo odkryte Zaburzenie maniakalno-depresyjne. Wielka Brytania nie zatwierdziła jeszcze tego leku. Severus nigdy nie zdobyłby go dla Pottera, gdyby Francja nie przeprowadziła wystarczających badań nad jego oddziaływaniem na chorobę. Przeprowadzono nawet badania z udziałem nastolatków cierpiących na tę samą chorobę i objawy co Potter, chociaż najmłodszy uczestnik badania miał 15 lat, podczas gdy Potter miał zaledwie 13 lat.

Upewniwszy się, że zebrane przez niego badania potwierdzają zalecaną przez niego dawkę 500 mg dwa razy dziennie, Severus wrócił do swojej klasy i zatrzymał się, patrząc przed siebie.

Nie było go zaledwie pięć minut.

- Być może nie powinienem był dać wam pozwolenia na zniszczenie mojej klasy - powiedział Severus, wracając do swojego biurka.

- Nie jest zniszczona - uśmiechnął się Draco. - Tylko... trochę nieuporządkowana.

Severus spojrzał na ogromną ilość talerzy, szklanek i półmisków rozrzuconych po stołach, które złączył. Następnie rzucił znaczące spojrzenie na porzucone torby i peleryny rozrzucone po podłodze. I na koniec zaciekawione spojrzenie na upragniony talerz na swoim biurku.

- Posprzątamy to, proszę pana - powiedziała Granger.

- Zobaczymy - zaśmiała się Bones. - No dobrze, Harry, wyjaw nam wszystko.

Severus zdjął pokrywkę ze swojego talerza i był wzruszony, widząc, że Potter zamówił dla niego rybę z frytkami. Dziecko było nieprzewidywalnym zagrożeniem, ale jego czujność w dostrzeganiu najdrobniejszych szczegółów nie pozostawała bez uznania.

Severus słuchał w milczeniu, jak uczniowie rozmawiali między sobą.

- Opowiedz mi najpierw o swoim dniu - powiedział Potter. Severus odetchnął z ulgą, widząc, że koniec maniakalnego epizodu przywrócił Potterowi utracony apetyt. Potter nabierał łyżką kawałki ziemniaków, podczas gdy Bones zaczęła opisywać coś, co wyglądało na wczorajszą wycieczkę z Draco.

- Draco chciał pójść do Madame Puddifoot - zaśmiała się, a blada skóra Draco pokryła się ciemnym rumieńcem. - To było okropne, prawda, Draco?

- Naprawdę. - zgodził się Draco z dramatycznym dreszczem. Severus uśmiechnął się złośliwie, przypominając sobie, jak kiedyś wszedł do tej obrzydliwej herbaciarni i wyszedł z niej pokryty konfetti.

- A potem po prostu spacerowaliśmy po Hogsmeade i spędzaliśmy czas z Ronem, Nevillem i resztą. Potem ktoś zaczął bitwę na śnieżki, która trwała wieeeeki...

- I trafili Hermionę śnieżką - przerwał Theodore, patrząc na nią z wyraźną irytacją.

- To był wypadek - Bones uśmiechnęła się słodko, ale Severus zauważył, jak mruga do Pottera.

Czarownica o zaciekłej lojalności Hufflepuffu i przebiegłości Slytherinu była przerażająca. Severus był wdzięczny, że była tak subtelna jak wściekły hipogryf, bo inaczej prawdopodobnie musiałby zajmować się nią również w domu Slytherina.

- Opowiedz nam o swoim dniu - powiedział Blaise. - Jestem pewien, że był o wiele bardziej interesujący.

- Nie wiem - Potter wzruszył ramionami. - My... hm. - Potter spojrzał na Severusa, który udawał, że jest niezwykle zainteresowany swoim posiłkiem. - Po prostu trochę sobie pochodziliśmy, potem poszliśmy do Zonka, kupiliśmy coś do picia i wróciliśmy.

Ach, pierwsza randka Pottera. Severus nie wybrałby Freda Weasleya jako partnera dla tego dziecka, ale być może cyniczna i ponura natura Pottera została przyciągnięta przez optymistyczną radość Weasleya.

Bones spojrzał również na Severusa, który w końcu westchnął z rezygnacją.

- Ogłuchłem - powiedział sucho. - Jestem całkowicie głuchy i nie słyszę, co mówicie. Wszelkie przyznania się do winy zostaną zignorowane ze względu na moją obecną tymczasową głuchotę. - Severus uniósł lekko brew w stronę Pottera, podczas gdy pozostałe dzieci chichotały z jego zgody na swobodną rozmowę, i obserwował, jak Potter pochyla głowę, podnosi rękę do ust, a następnie bierze długi łyk.

Różdżka Severusa rozgrzała się w kieszeni w rytmie trzech uderzeń, informując go, że zabezpieczenie zadziałało i Potter zażył lekarstwo.

Dzięki Merlinowi.

- Skoro Snape jest głuchy, to powiedzcie mi, czy się całowaliście? - Bones uśmiechnęła się do Pottera, który zaczerwienił się i zmarszczył brwi.

Severus czuł się niezwykle nieswojo z nowym tematem rozmowy, ale nie mógł odejść, ponieważ głupio polecił dziecku zażycie leku w trakcie posiłku. Severus był rozdarty między dwoma opcjami: faktycznie stłumić rozmowę uczniów i nie być w stanie usłyszeć, jeśli Potter wpadnie w szok anafilaktyczny, lub znosić rozmowę, która z pewnością będzie dla niego nieprzyjemna.

Wiedział, że musi pozostać w pokoju i zachować czujność, ale przysiągł sobie, że w przyszłości nie będzie się już podporządkowywał woli Pottera. Ten bachor wyglądał tak dziecinnie, kiedy mówił o tym, że chce zjeść posiłek ze swoimi przyjaciółmi.

- Nie w Hogsmeade - mruknął Potter. - Ale tak.

- Oooch! - Granger i Bones wydały z siebie okrzyk, co bardzo irytowało Severusa.

- Czy było magicznie? - zapytała z nadzieją Lovegood.

Severus dyskretnie podniósł wzrok i zobaczył, że Potter uśmiecha się w sposób, którego nie widział od dłuższego czasu. Nie był to ani maniakalny uśmiech, ani zimny uśmiech, który pojawia się na jego twarzy tuż przed zranieniem kogoś. Był to beztroski uśmiech trzynastolatka opowiadającego o pocałunku.

Był normalny.

Boleśnie, błogosławienie normalny.

- Było miło - powiedział Potter.

- Harry był pijany - powiedział cicho Blaise. - Dziwię się, że w ogóle to pamięta.

- A skoro mowa o pijanych... kim był ten facet, z którym tańczyłeś?

Przyjaciele Pottera roześmiali się, gdy Blaise na chwilę zamilkł.

- Nie pamiętam jego imienia - powiedział w końcu Blaise, przerywając śmiech uczniów. - Ale całował się znakomicie.

Draco śmiał się tak mocno, że chwycił się stołu, a Severus poczuł, jak mimowolnie uśmiecha się, przypominając sobie siebie jako nastolatka, dyskutującego o randkach, całowaniu i innych głupotach w pokoju wspólnym Slytherinu.

- Nadal jestem zły, że poszedłeś na imprezę beze mnie - mruknęła Bones.

- Ja też - dodał Draco, wydymając usta.

- Ja nie jestem zła - mruknęła Lovegood. - Założę się, że było dość głośno.

- Było - Potter uśmiechnął się do Lovegood. - Naprawdę głośno.

- Nie mogę uwierzyć, że straciliście 45 punktów dla Slytherinu za jednym zamachem - Theodore spojrzał z rozczarowaniem na Pottera i Blaise'a.

- Lepiej niż my - powiedziała Bones. - My straciliśmy aż 100 punktów!

Severus ucieszył się, słysząc, że Lupin najwyraźniej nie był stronniczy w swoich karach.

- Slytherin powinien stracić więcej. - Potter powiedział z namysłem. - Trochę mnie wnerwia, że byliśmy jedynymi ślizgonami na imprezie.

Severus nie mógł powstrzymać szyderczego parsknięcia na przemyślane, wulgarne i trafne stwierdzenie Pottera.

- Myślałem, że jesteś głuchy. - powiedział Draco.

- On tylko udawał - stwierdziła Lovegood, co wywołało krótki śmiech Theodore'a i Granger, zanim Potter zgromił ich wzrokiem.

- Przepraszam. Oczywiście jestem całkowicie głuchy - powiedział Severus. - Na marginesie chciałbym tylko dodać, że ślizgoni rzadko są zapraszani na imprezy organizowane przez inne domy, ponieważ są źle postrzegani przez pozostałych uczniów.

- Pff, to głupie - mruknął Potter. - Finnigan był jedynym, który powiedział coś o mojej obecności, a ja uderzyłem go prosto w twarz, co?

- Harry! Dlaczego? - Granger brzmiała jak zirytowana matka, a Severus poczuł ukłucie współczucia dla czarownicy.

- Nazwał mnie pieprzonym obłąkanym, co? Na oczach przyjaciół Freda.

Severus wrócił do udawania, że nie słucha rozmowy uczniów, podczas gdy Potter i Blaise omawiali swoją nielegalną nocną wyprawę. Bacznie obserwował Pottera i był przekonany, że minęło wystarczająco dużo czasu, aby dziecko nie miało natychmiastowej niepożądanej reakcji na lek. Jego oddech był nadal równy, skóra miała normalny odcień, a oczy były jasne i czyste.

- Opowiesz nam o tym, co dzisiaj zrobiłeś, teraz czy później? - zapytał Draco Pottera, przyciągając uwagę Severusa.

- On już wie - mruknął cicho Potter. - Poszedłem tylko porozmawiać z Blackiem i wróciłem.

- Co zrobił? - zapytała ostro Bones.

- Co masz na myśli?

- Ona pyta, dlaczego wyglądałeś, jakby Black zjadł Sevviego na lunch, kiedy siedziałeś nad jeziorem? - wyjaśnił Blaise z uśmiechem.

- Myślę, że to sprawa Harry'ego, czyż nie? - mruknęła Lovegood, podnosząc nieco szacunek Severusa dla czarownicy.

Potter pochylił się w stronę Bones i szepnął jej coś, co sprawiło, że skinęła głową.

- Nie możesz obiecać Susan, że opowiesz jej o tym później, kiedy też tu jesteśmy! - zawołał Draco.

- Kto niby tak powiedział? - rzuciła mu wyzwanie Bones.

- Bo Harry nigdy nie odmawia ci niczego - odparła logicznie Granger.

- Dobra! - Potter zmarszczył brwi na swoich przyjaciół, ale Severus dostrzegł zadowolenie w jego oczach. - Poszedłem spotkać się z Blackiem, ale on był... - urwał i spojrzał na Lovegood.

- Rozczarowujący - dokończyła.

- Black był rozczarowujący - Potter skinął głową.

- Przykro mi, Harry - powiedziała cicho Granger. - Myślałam, że się dogadujecie?

- Dogadywaliśmy się, a może... nadal się dogadujemy? Nie wiem. Po prostu miał dzisiaj... zły dzień i nie podobało mi się to, wiesz? - Potter skrzyżował ramiona i wyglądał, jakby wyzywająco prowokował jednego ze swoich przyjaciół, by mu zaprzeczył.

Theodore pochylił się nad stołem w kierunku Pottera i szepnął mu coś do ucha. Severus nie słyszał pytania Theodore'a, ale widział, jak Potter potrząsa głową w odpowiedzi.

Ciekawe. Severus nie sądził, że Potter i Theodore byli ze sobą blisko, a jednak Theodore znał Pottera na tyle dobrze, by zadać mu prywatne pytanie, którego inni uczniowie nie wzięli pod uwagę.

Severus nie zamierzał okłamywać samego siebie i zaprzeczać, że obserwowanie dynamiki grupy Pottera było niezwykle interesujące. Wszystkie dzieci wydawały się kręcić wokół Pottera, a jednak każde z nich wchodziło z nim w interakcję w inny sposób. Nie przypominało to niczego, co Severus widział wcześniej.

Uczniowie zaczęli rozmawiać o swoich zajęciach, treningach quidditcha przed finałowym meczem w kwietniu i zbliżających się egzaminach końcowych w maju. Severus poczekał, aż opróżnią talerze, po czym odchrząknął, aby zwrócić ich uwagę.

- Obawiam się, że muszę zatrzymać pana Pottera na wieczór - powiedział. - Reszta z was - spojrzał ostro na Lovegood i Bones - powinna wrócić do swoich dormitoriów.

Draco zachichotał i rzucił swoje charakterystyczne, rozbawione spojrzenie na Granger, która poczerwieniała w przerażającym odcieniu.

Nienawidzę nastolatków.

- Nie zostaniesz dziś w dormitorium? - zapytał Blaise Pottera.

- Nie. Snape myśli, że znowu wymknę się na imprezę - skłamał Potter. - Nie ufa mi zbytnio, co?

- Wczoraj w nocy złapano cię w pokoju pełnym narkotyków i alkoholu - powiedział krótko Severus, podtrzymując dobrze wymyśloną przykrywkę Pottera. - Wybacz mi, że nadal mam wątpliwości co do twojego przestrzegania zasad.

Granger spojrzała sceptycznie na wyjaśnienie Pottera, ale na szczęście powstrzymała się od komentarza.

- No dobrze, to do zobaczenia rano? - zapytał Draco.

Potter spojrzał na Severusa, który skinął głową.

- Oczywiście - odparł Potter. - Będę na śniadaniu. Powiedzcie Ronowi, żeby lepiej nie zgiął ani jednej gałązki na mojej miotle.

Bones i Lovegood szybko uściskali Pottera, który bez problemu przyjął ich gest, po czym grupa się rozeszła.

- Posprzątaj - mruknął Potter, leniwie machając ręką, a sala Severusa szybko została uporządkowana.

- Powiedziałem to już wcześniej i powiem to jeszcze raz: byłbyś doskonałym skrzatem domowym, gdyby twoje ambicje związane z Ministerstwem nie spełniły się. - Severus posłał uśmieszek do swojego podopiecznego.

Jego podopiecznego.

Dzięki Merlinowi.

- Wątpię, żeby to się stało, proszę pana. Wie pan, jak wybiera się Ministra?

- Minister jest wybierany w wyborach powszechnych przez populację czarodziejów w Wielkiej Brytanii - wyrecytował Severus, trzymając drzwi do swojej kwatery otwarte dla Pottera.

- Dokładnie. - Potter uśmiechnął się do niego i kilka razy mrugnął rzęsami. - A kto nie zagłosuje na Chłopca, który przeżył? Zwłaszcza jeśli pokonam Voldemorta przed trzydziestką?

Severus mrugnął do Pottera, całkowicie zaskoczony.

- To... to przerażające - powiedział szczerze. - Merlinie, Harry.

Potter nie mylił się. Przepowiedziany pogromca najmroczniejszego czarodzieja, który rozdarł Wielką Brytanię i który już raz przeżył jego atak, wygrałby wszelkie wybory powszechne miażdżącą przewagą. A jeśli Potter jakoś zabiłby Czarnego Pana między teraz a wtedy? Najbardziej ukochane dziecko w ich świecie stałoby się najpotężniejszą i najbardziej czczoną postacią. Przyćmiewając nawet Albusa w szczytowej formie.

Minister Magii Potter.

Byłby to chaos. Wspaniały chaos.

- Myślę, że Ron nazwałby to pewnym zakładem - powiedział Potter pewnie, zanim opadł na sofę Severusa i wyciągnął piżamę z torby, którą przyniósł mu Draco. - Czy mogę... - Potter poruszył się niespokojnie i spojrzał uważnie na Severusa. - Czy mogę wziąć prysznic?

- Oczywiście. - Severus wskazał mu prysznic i usiadł w fotelu, gdy usłyszał, jak Potter odkręca wodę. Przypomniał sobie pierwszy dzień Pottera, kiedy ten odmówił przebrania się w męskiej toalecie w obecności innych uczniów, i poczuł dumę z tego, jak wielkie zaufanie zdobył, skoro Potter chętnie korzystał z prywatnych pomieszczeń Severusa.

Było to zaufanie ciężko wypracowane, ale Severusowi się to udało. Odniósł sukces tam, gdzie wielu innym się nie udało.

W szczególności odniósł sukces tam, gdzie Black i Lupin ponieśli porażkę. Co oczywiście *nie* sprawiało mu wewnętrznej satysfakcji.

I nadal *nie* czuł satysfakcji, gdy Potter wrócił z prysznica.

- Potrzebujesz eliksiru, który pomoże ci zasnąć? - zapytał Severus.

- Nie - Potter ziewnął, jakby chciał udowodnić swoją rację. - Myślę, że ta tabletka mnie zmęczyła.

- To jeden z możliwych skutków ubocznych. Powinien jednak utrzymywać się tylko przez kilka tygodni - zapewnił Severus. - Możemy połączyć ją z eliksirem pieprzowym rano, jeśli w międzyczasie będziesz zbyt zmęczony, aby uczestniczyć w zajęciach.

- 'Obra - Potter niedbale rzucił torbę na podłogę obok sofy i wyciągnął się z lekkim westchnieniem. - Dzięki, że nie powiedziałeś moim przyjaciołom, że skłamałem na temat tego, dlaczego tu jestem.

- Oczywiście. - Severus przywołał książkę i koc i ponownie ucieszył się, widząc, że Potter nawet nie drgnął na ten gwałtowny ruch. - Będę tu, jeśli będziesz mnie potrzebował - powiedział, rzucając koc Potterowi.

- 'Obra. - Potter przesunął się na sofie i zakopał się pod kocem. - Dobranoc.

- Dobranoc, smarkaczu - odparł Severus.

Czekał prawie godzinę, aż oddech Pottera się wyrównał, a jego twarz rozluźniła się, nabierając w śnie znacznie bardziej wrażliwego i otwartego wyrazu. Severus spojrzał czule na dziecko, rzucając zaklęcie, które miało go ostrzec, gdyby Potter obudził się w nocy. Jak dotąd wydawało się, że lek dobrze na niego działa. W badaniach często opisywano letarg jako efekt uboczny, który można było łatwo złagodzić, podając dodatkową porcję eliksiru, aż organizm Pottera przyzwyczai się do leku.

Severus przywołał swoją kołdrę i rozsiadł się wygodnie w fotelu, oczyszczając umysł.

Wdech, dwa, trzy, cztery.

Wydech, dwa, trzy, cztery, pięć.

Wdech, dwa, trzy, cztery.

Wydech, dwa, trzy...

 

PIIP. PIIP. PIIP.

Severus obudził się z przerażeniem, gdy alarm, który ustawił na swojej różdżce, powiadomił go, że Potter się obudził.

- Potter? - zawołał w kierunku otwartych drzwi łazienki. - Wszystko w porządku?

- Źle mi - jęknął Potter.

Severus podszedł do drzwi i zobaczył, że Potter skulił się nad toaletą, a jego włosy przykleiły się do spoconej czoła.

- Niedobrze ci, czy czujesz, że zaraz będzie ci niedobrze? - Severus rzucił zaklęcie diagnostyczne i z ulgą stwierdził, że dziecko nie cierpi na żadną chorobę, co oznaczało, że musiało to być skutkiem ubocznym.

- Czuję, że zaraz będę rzygać - jęknął Potter ponownie, opierając głowę o porcelanową deskę sedesową.

- To mdłości, które są częstym skutkiem ubocznym przy pierwszym zastosowaniu Lithium - powiedział spokojnie Severus. - Masz. - przywołał eliksir przeciw nudnościom i podał go Potterowi. - To powinno złagodzić nudności.

- Dzięki - powiedział słabo Potter, po czym wypił eliksir. Severus liczył, czekając, aż eliksir zacznie działać.

Kiedy doszedł do dwunastu, Potter wziął głęboki oddech.

- Lepiej?

- Znacznie. - Potter wstał i przez chwilę trzymał się umywalki. - Czy mogę...

Potter przewrócił oczami i upadł tak gwałtownie i szybko, że Severus nie zdążył go zatrzymać. Uderzył głową o kamienną podłogę.

- Potter?! - Severus sięgnął po dziecko, gdy wszystkie mięśnie Pottera zaczęły drżeć.

- Cholera jasna - zaklął Severus, szybko podnosząc dziecko i trzymając je mocno. - Jebana cholera jasna.

Severus ostrożnie przeniósł Pottera i siebie do kominka tak szybko i ostrożnie, jak tylko mógł.

- Pogotowie w Świętym Mungo! - krzyknął, mocno trzymając dziecko w ramionach.

Chapter Text

Pik... pik... pik...

 

- Dlaczego ciągle jest nieprzytomny?

- Naszym zdaniem połączenie mugolskich leków i właściwości eliksiru spowodowało powstanie trucizny w jego mózgu, która wywołała obrzęk...

 

Pik... pik... pik...

 

- Obudź się Harry... no dalej... obudź się... proszę... Kocham cię, szczeniaku...

 

Pik... pik... pik...

 

- Tęsknimy za tobą, Harry... Musisz się szybko obudzić...

- Powiedz mu, że zajmuję się Sevvie.

- Blaise mówi, że zajmuje się Sevvie, ale założę się, że wolałby, żebyś to ty się tym zajmował.

- Powiedz mu, że zabiorę mu miotłę, jeśli się nie obudzi.

- Ronald!

- Co? To może go obudzić!

- Obudź się...

 

Pik... pik... pik...

 

- Harry, jeśli mnie słyszysz, to... tak bardzo mi przykro.

 

Pik... pik... pik...

 

- Nargle powiedziały, że jeszcze się nie obudzisz, ale miałam nadzieję, że się mylą...

 

Pik... pik... pik...

 

- Moja biedna Meraviglia. Musisz się wkrótce obudzić, bo nasz najdroższy Severus może nigdy nie wrócić do siebie...

 

Pik... pik... pik...

 

- Nie możesz podać mu eliksiru zmniejszającego obrzęk, ty bezmózgi, przeklęty przez Merlina kretynie! On nadal otrzymuje mugolskie leki!

 

Pik... pik... pik...

 

- Hej, doceniam, że wyciągnąłeś mnie ze szkoły na kilka godzin, ale nie musiałeś robić z tego takiej dramatycznej sprawy, co? Czas wstać i zabłysnąć, Harry. Pobłogosław nas wszystkich swoim uśmiechem zagłady...

 

Pik... pik... pik...

 

- JESTEŚ CHOLERNĄ CZAROWNICĄ, CZY NIE?! OBUDŹ GO!

- Proszę pani! Jeśli nie potrafi pani się opanować, będę musiał poprosić was obie o opuszczenie sali.

- Ona nie może. Wrócimy po zmianie dyżuru.

- Harry, musisz się obudzić, zanim zabiję tego głupiego uzdrowiciela. Proszę...

 

Pik... pik... pik...

 

- Przepraszam... Tak mi przykro... Przepraszam...

 

Pik... pik... pik...

 

- To twoja wina, Snape! Otrułeś go, więc znajdź sposób, żeby go obudzić!

- Myślisz, że nie próbuję?!

- Hej, uspokójcie się...

- Nie! Nie uspokoję się! Snape otruł mojego chrześniaka, a teraz on się nie budzi? ON NIE POWINIEN TU BYĆ!

- Zamknij się. - jęknął Harry.

- Harry???

Harry próbował otworzyć oczy i spanikował, gdy zdał sobie sprawę, że nic nie widzi.

- Nie panikuj, światła są wyłączone, aby pokój był bardziej komfortowy. Jesteś bezpieczny. - powiedział ktoś. Harry miał straszny ból głowy i nie mógł rozpoznać głosu, ale instynktownie wiedział, że można im zaufać. - Idź po uzdrowiciela. - rozkazał głos.

- 'osie-dzieje? - wymamrotał.

- Jesteś w szpitalu, Święty Mungo, wszystko w porządku.

- Kto krzyczy? - zapytał Harry, macając wokół siebie i jęcząc, gdy jego mięśnie krzyczały z bólu.

- Black. Ale teraz będzie się dobrze zachowywał, prawda, kundlu?

Black... Syriusz Black. A to oznaczało, że to był...

- Snape?

- Tak. Poczekaj, przyniosę ci okulary i włączę światło.

Harry jęknął ponownie, gdy nagle oślepiło go jasne światło.

- Kurwa - syknął.

- Wiem. Przepraszam.

Harry odwrócił głowę, aby uniknąć światła z góry, i zobaczył rękę wyciągniętą z okularami.

- Dzięki - powiedział, chwytając je. Mrugnął, gdy pokój i jego mieszkańcy zaczęli się wyostrzać.

Znajdował się w czymś, co wyglądało na białą salę szpitalną. Tuż obok łóżka, na którym leżał, stała maszyna wyświetlająca na ścianie szereg liczb i wydająca ciche sygnały dźwiękowe. Był tam również stół pokryty ogromną ilością słodyczy, kwiatów i stosem kopert, których Harry bał się nawet otworzyć.

Spojrzał w dół i zobaczył, że ma na sobie flanelową piżamę (dzięki Bogu, nie szpitalną koszulę) i jest przykryty cienkim białym kocem.

Snape stał obok piszczącej maszyny i wyglądał okropnie. Jego włosy były bardziej przetłuszczone niż kiedykolwiek wcześniej, a szaty były pomarszczone i pogniecione. Miał ciemne cienie pod oczami i wyglądał na wyczerpanego.

- Wyglądasz okropnie - wychrypiał Harry.

- Powinieneś spojrzeć w lustro - odparł Snape. Ktoś parsknął, a Harry odwrócił głowę nieco bardziej i zobaczył Blacka stojącego u stóp jego łóżka.

- Cześć, młody - powiedział cicho Black. - Jak się czujesz?

- Okropnie - odparł Harry bez ogródka. Głowa go bolała, a ciało było obolałe i rozpalone. - Dlaczego tu jestem?

Black zgromił wzrokiem Snape'a, a Harry próbował sobie przypomnieć, co Black krzyczał, kiedy się obudził.

- Otrułeś mnie? - zapytał Harry Snape'a. Chciał zabrzmieć oskarżycielsko, ale gardło bolało go zbyt mocno i brzmiał jedynie na tępo ciekawskiego.

- Harry, to nie było zamierzone - powiedział cicho Snape. - Przysięgam ci. Co pamiętasz z ostatniej chwili?

- Ja... - Harry skrzywił się, próbując coś sobie przypomnieć. - Czy my... jedliśmy kolację z moimi przyjaciółmi w twojej klasie?

- Tak - odpowiedział Snape. - Pamiętasz, co się potem stało?

- Nie - przyznał Harry z nowym uczuciem paniki. - Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć?!

- Hej, wszystko w porządku, szczeniaku - Black chciał położyć rękę na nodze Harry'ego, ale w ostatniej chwili się wycofał. - To normalne, spałeś przez jakiś czas.

- Jak długo? - Harry spojrzał w stronę Snape'a, ale trzymał Blacka w zasięgu wzroku. Na szczęście Snape zrobił kilka małych kroków w kierunku Blacka, dzięki czemu Harry nie musiał nadwyrężać wzroku, aby widzieć ich obu.

- Ty i ja wróciliśmy do mojego salonu, gdzie zasnąłeś na sofie - powiedział spokojnie Snape. - Obudziłeś się w środku nocy z bólem brzucha i mdłościami.

- Och. - Harry mgliście pamiętał, jak obudził się na sofie i pobiegł do toalety, żeby zwymiotować, żeby Snape nie był zły, gdyby zwymiotował na jego podłogę. - Myślałem, że będę wymiotował, ale nie wymiotowałem - powiedział.

- Zgadza się. - Snape zawahał się, a Harry nigdy wcześniej nie widział go tak zdenerwowanego.

Co sprawiało, że sam się denerwował.

- Co? - zapytał. - Co się wtedy stało?

- Dałem ci eliksir, eliksir przeciw nudnościom, który źle zareagował z twoimi lekami - powiedział cicho Snape.

- A kiedy mnie otrułeś? - Harry próbował usiąść i poczuł ulgę, gdy Snape lekko machnął ręką, a łóżko Harry'ego automatycznie ustawiło się w bardziej pionowej pozycji.

- To była trucizna - powiedział Snape. - Eliksir zmieszał się z lekami w twoim krwiobiegu i wywołał toksyczną reakcję w twoim mózgu, która spowodowała obrzęk...

- Ty kretynie - Harry zmarszczył brwi na Blacka. - Powiedziałeś, że to on mnie otruł!

- Szczeniaku...

- Tak. - Snape przerwał Blackowi, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. - Powinienem był to najpierw przetestować, Harry. Naprawdę nie potrafię wyrazić, jak bardzo żałuję, że tego nie zrobiłem. Ale otrułem cię, choć nie było to zamierzone.

- Byłem chory, a on dał mi eliksir - powiedział Harry do Blacka. - Nie zrobił tego celowo, co?

- Harry-

Tym razem Black został ponownie przerwany przez otwierające się drzwi do pokoju Harry'ego. Kobieta w białej szacie z długim czarnym warkoczem i ciepłą opaloną skórą weszła do pokoju, a za nią Lupin.

Harry spojrzał zdziwiony na Snape'a, który rzucił krótkie spojrzenie w stronę Blacka. Harry był prawie pewien, że to Black go przyprowadził.

- Dzień dobry, panie Potter. - kobieta uśmiechnęła się, podchodząc do jego łóżka. - Jak się czujemy?

- Nie wiem, jak pani się czuje, ale ja czuję się okropnie - odparł Harry. Kobieta zachichotała i spojrzała na migające cyfry wyświetlane przez piszczącą maszynę.

- Cóż, twoje parametry życiowe są dobre - powiedziała. - Prawdopodobnie odczuwasz pewien dyskomfort z powodu długiego leżenia w łóżku. Jestem pewna, że młody człowiek taki jak ty spędza dużo czasu na zabawie na świeżym powietrzu, prawda?

Harry ponownie spojrzał na Snape'a, którego oczy błyszczały z rozbawienia, nawet gdy potrząsał głową.

Harry nie był pewien, kiedy stał się tak dobry w odczytywaniu ruchów Snape'a, ale był prawie pewien, że ten jeden oznaczał: „Potter, nie kłóć się z tą kobietą".

- Jasne - powiedział do niej. - Kim pani jest?

- Ojej, przepraszam - uśmiechnęła się do niego ponownie przyjaźnie. - Nazywam się Nicole i jestem jedną z uzdrowicielek, które opiekują się tobą od momentu twojego przybycia.

Harry właśnie zdał sobie sprawę, że nikt nie odpowiedział na jego wcześniejsze pytanie.

- Jak długo tu jestem? - zapytał ponownie.

- Dzisiaj jest 3 marca, a przybyłeś tu wczesnym rankiem 16 lutego - odpowiedziała uzdrowicielka Nicole. - Więc nieco ponad dwa tygodnie.

- Dwa tygodnie?! - wykrzyknął.

- Tak. Niestety, leki, które zażyłeś, zmieszały się z eliksirem, który wypiłeś, i spowodowały obrzęk mózgu. Byłeś nieprzytomny przez jakiś czas. Ale napady ustały około tydzień temu - czarownica uśmiechnęła się w sposób, który Harry uznał za prawdopodobnie miły, ale dla niego wyglądał po prostu fałszywie.

- Co to są napady? - zapytał, celowo odwracając głowę w stronę Snape'a, aby nikt nie miał wątpliwości, do kogo się zwraca.

- Napady to przejściowe drgawki, które pojawiają się w organizmie, gdy mózg nie funkcjonuje prawidłowo. W twoim przypadku toksyczna mieszanka dwóch leków spowodowała napięcie mięśni i niekontrolowane drgawki - powiedział Snape. - Przez pierwsze sześć dni pobytu tutaj miałeś je kilka razy dziennie.

- Dokładnie - uśmiechnęła się do Snape'a jak dumna matka, chociaż Harry był pewien, że Snape jest starszy od niej. - Jesteś głodny, Harry?

Harry wzruszył ramionami. Teraz, kiedy o tym wspomniała, poczuł głód, ale nie chciał o nic prosić.

- Luniek i ja możemy coś dla ciebie przynieść - zaproponował Black. - Na co masz ochotę?

- Cokolwiek - odparł Harry. - Oddam wam pieniądze.

Black roześmiał się i pociągnął Lupina za sobą w kierunku drzwi.

- Nie bądź głupi, po prostu wyciągnąłbyś pieniądze z naszego skarbca, a ja odłożyłbym je tam z powrotem. Lunch jest na nasz koszt - uśmiechnął się do Harry'ego, po czym spojrzał na Snape'a bardziej neutralnym wzrokiem. - Chcesz coś? - zapytał grzecznie. Harry uznał, że to jedyne przeprosiny, jakie Black mógł zaoferować Snape'owi za to, że na niego krzyczał.

Było to naprawdę sprawiedliwe, ponieważ Bóg jeden wiedział, że Snape nie przeprosiłby Blacka, gdyby role się odwróciły. Jeśli Snape nie chciał być oskarżony o otrucie Harry'ego, powinien przestać mówić, że to zrobił, niezależnie od tego, czy było to zamierzone, czy nie.

Nigdy nie przyznajesz się do błędu przed ludźmi, którym nie ufasz. To po prostu zdrowy rozsądek.

- Nie - mruknął Snape do Blacka, obserwując uzdrowicielkę, która kilkakrotnie stuknęła różdżką w maszynę i przeczytała wydrukowany pergamin.

- W takim razie wrócimy później - powiedział Black.

- Dobra wiadomość, Harry! - powiedziała uzdrowicielka Nicole, gdy tylko drzwi za Blackiem się zamknęły. - Trucizna została wydalona z twojego organizmu. Twoje wyniki są w normie, widzisz? - Odwróciła pergamin i wskazała na małą linię, której Harry nie rozumiał. Skinął głową i mruknął coś pod nosem, na wypadek, gdyby była to jedna z tych rzeczy, o których powinien już wiedzieć. - Poziom Lithium we krwi wygląda na wyrównany. Nie zmienił się od dwóch dni.

- Co do kurwy? - wysyczał Harry w kierunku Snape'a, powodując, że uzdrowiciel podskoczył.

- Angielski, Harry - powiedział surowo Snape. - Musiałem poinformować ją o twoich lekach, aby ich leczenie nie spowodowało ponownego zatrucia.

Harry przewrócił oczami, ale uznał, że w jego argumentacji jest pewna logika.

- Nie martw się - powiedziała łagodnie uzdrowicielka Nicole. - Moja przysięga zabrania mi ujawniania jakichkolwiek szczegółów dotyczących twojego pobytu tutaj, przyjmowanych leków lub diagnozy.

Harry spojrzał na Snape'a, który skinął głową, i rozluźnił się na poduszkach. Theo powiedział mu wcześniej, że przysięga uzdrowiciela jest tak samo święta jak przysięga Wieczysta. Oznaczało to, że prawdopodobnie nie musiał zabijać tej kobiety ani próbować wymazać jej pamięć, o ile tylko przestanie mówić do niego jak do pięciolatka.

- Więc mimo że mnie to otruło, nadal będę brał tabletki?

- Tak - odparł Snape. - To nie lek cię otruł, ale mieszanka eliksiru z lekarstwem. Eliksiry można zastąpić nieco gorszymi mugolskimi lekami, które twoje ciało toleruje, jeśli dostosuje się dawki. Obecnie nie ma eliksiru, który mógłby zastąpić twoje lekarstwo.

Harry pomyślał, że w oczach Snape'a dostrzegł błysk podobny do tego, jaki mieli Hermiona i Theo, co sprawiło, że zaczął się zastanawiać, jak długo jeszcze nie będzie mikstury zastępującej jego lekarstwa.

- Więc co? Jeśli się zranię lub zachoruję, będę musiał brać mugolskie lekarstwa? A co, jeśli znowu złamię rękę?

- Magia zastosowana na twoim ciele nie wyrządziła ci żadnej krzywdy. Uważamy, że chodzi tylko o eliksiry, ponieważ wchodzą one do twojego organizmu i są wchłaniane tą samą drogą, co leki. Złamana ręka? Można ją wyleczyć. Ból głowy? Leki mugolskie. - powiedziała uzdrowicielka najbardziej irytująco radosnym głosem, jaki Harry kiedykolwiek słyszał. - W przypadku niektórych chorób leczenie metodami mugolskimi będzie trudniejsze, ale to lepsze niż brak niezbędnych leków.

- Czy ktoś rzucił na mnie zaklęcia, kiedy spałem? - Harry spojrzał oskarżycielsko na Snape'a, kiedy uzdrowiciel skończył mówić.

- Nie - odparł szybko Snape. - Cóż, w pewnym sensie tak, ale tylko te niezbędne.

- Jakie zaklęcia były konieczne, aby rzucić na mnie, kiedy spałem?!

- Trzeba było opróżnić twoje jelita - powiedział Snape. - Zakładam, że wolałbyś, aby rzucili odpowiednie zaklęcia, zamiast pozwolić ci się zabrudzić?

- Och, ugh, tak, dobrze, nieważne - Harry skrzywił się na tę myśl. - W takim razie dziękuję.

Uzdrowicielka Nicole zachichotała i podała Snape'owi wydrukowany pergamin.

- Na razie wszystko wygląda dobrze, Harry - powiedziała uprzejmie. - Pozwolę ci odpocząć, a rano wrócę, żeby sprawdzić, co u ciebie. Spróbuj coś zjeść, jeśli możesz. Profesor Snape wie, jak zamówić więcej jedzenia, jeśli będziesz tego potrzebował. Brzmi dobrze?

- Chyba tak - odparł Harry. Poczekał, aż wyszła, zanim znów się odezwał.

- Przegapiłem coś ciekawego?

Snape przysunął miękkie niebieskie krzesło do łóżka Harry'ego.

- Miałeś tak wielu gości, że szpital Świętego Munga musiał zmienić zasady odwiedzin - powiedział.

- Naprawdę? - Harry poruszył się w łóżku i znów skrzywił się z bólu w rękach i nogach.

- Wszyscy twoi przyjaciele, Malfoyowie, pan Fred Weasley, Amelia Bones, Contessa, która przybyła tu międzynarodowym świstoklikiem, aby osobiście mi grozić, sam Minister Magii, profesor McGonagall i garstka uczniów, którzy, jak poinformował mnie Lupin, byli obecni na przyjęciu, na którym byłeś, wszyscy odwiedzili cię przynajmniej raz. Jak również Peter Pettigrew został skazany na pocałunek dementora i przemienił w szczura pod koniec procesu, ale nie został jeszcze zatrzymany. - dodał szybko Snape, jakby po namyśle.

Harry mrugnął do Snape'a, gdy ten skończył.

- Wszyscy ci ludzie widzieli, jak leżę tu, nieprzytomny? - warknął. - I pozwoliłeś im na to?

Snape uniósł brwi w kierunku Harry'ego.

- Czy zrozumiałeś część, w której Pettigrew zdołał uciec z Ministerstwa?

- Nie obchodzi mnie to - Harry machnął ręką. - I tak wiedziałem, że Ministerstwo to żart, co? Mam nadzieję, że znajdę Pettigrew przed nimi, co?

- Jesteś najbardziej frustrującym dzieckiem, z jakim miałem nieszczęście mieć do czynienia - jęknął Snape, pocierając czoło. - Możesz być jednak pewien, że Albus zlecił dodanie zaklęć chroniących przed animagami na terenie Hogwartu.

- Czyli McGonagall i Black nie mogą się przemieniać w Hogwarcie? - zapytał Harry.

- Nie, po prostu powiadomi to Albusa o obecności jakiegokolwiek animaga na terenie szkoły, jeśli się przemieni - wyjaśnił Snape.

- 'Obra. - Harry'emu naprawdę nie zależało. Pettigrew brzmiał jak płaczliwy tchórz, który przez 12 lat udawał szczura, ponieważ był zbyt głupi, aby w inny sposób wrobić Blacka. Gdyby chciał zabić Harry'ego, miał na to dwa i pół roku wspólnego mieszkania w dormitorium. Ale gdyby Harry znalazł szczura z czterema palcami, zabiłby go i na tym by się skończyło. - Dlaczego wpuściłeś tu wszystkich tych ludzi, co? Nie zrobiłbym tego tobie - odparł chłodno, powracając do swojej pierwotnej skargi.

To było żenujące. Każdy z nich mógł go zaatakować, kiedy leżał tu bezsilny i nieprzytomny.

- Jeśli martwisz się, że uznano cię za słabego, nie obawiaj się - powiedział Snape. - Poinformowałem twoich gości, że podałem ci mugolskie lekarstwo na ból głowy w połączeniu z eliksirem na nudności. Wszyscy mają wrażenie, że miałeś kaca, a ja jestem niekompetentnym opiekunem.

Harry parsknął i znów się rozluźnił.

- Jesteś geniuszem - powiedział. To była równie dobra historia jak każda inna.

- Nie jestem - odparł cicho Snape. - Jestem niekompetentny i zasłużyłem na każdą z tych reprymend, które otrzymałem od panny Bones i Contessy. To było nieodpowiedzialne z mojej strony, że podałem ci eliksir bez uprzedniego przetestowania go. Nie sądzę, żebym był w stanie wystarczająco przeprosić, Harry.

- Możesz być mi winien przysługę bez zadawania pytań i będziemy kwita - uśmiechnął się Harry. - Obowiązują zwykłe zasady: żadnego morderstwa i niczego, co mogłoby doprowadzić do twojego wydalenia lub, w twoim przypadku, zwolnienia, ale poza tym wszystko jest dozwolone.

Snape przewrócił oczami, ale również rozluźnił się w fotelu.

- Nie mam w zwyczaju być komuś winnym przysługi.

- Ja też nie mam w zwyczaju być otruwanym - odparł Harry.

Snape prychnął, ale Harry był prawie pewien, że teraz to on jest mu winien przysługę. Co było dobre. Snape był mądry, potężny i silny. Był genialną osobą, od której można było być winnym przysługę.

Drzwi sali szpitalnej Harry'ego otworzyły się i Black wsadził głowę do środka.

- Och, dobrze, chciałem się upewnić, że nadal nie śpisz. - Wniósł ogromne pudełko, a za nim wszedł Lupin, niosąc dwa dzbany. - Mamy jedzenie!

Harry ponownie usiadł prosto i starał się nie patrzeć zbyt tęsknie na pudełko, z którego dochodził zapach jedzenia.

- Proszę bardzo. - Black wyciągnął z pudełka przykryte naczynie i ostrożnie położył je na kolanach Harry'ego. - Stek i placek, puree i... voila! - Black zdjął pokrywkę z talerza, a Harry zobaczył cały stos miniaturowych tart z melasą Mavis, które miały dziwny kształt przekrzywionych serc. - Wpadliśmy do Hogwartu i dostaliśmy je od twojego skrzata.

- Nazywa się Mavis.

Harry i Snape spojrzeli na siebie, po tym jak obaj powiedzieli to samo w tym samym momencie. Snape uśmiechnął się złośliwie i odchylił głowę do tyłu, opierając ją o zagłówek krzesła.

- Jesteś przewidywalny, Potter - powiedział przeciągłym tonem, zamykając oczy.

- Zobaczymy - ostrzegł go Harry. Chwycił widelec, który podał mu Black, i zaczął jeść.

- Byłeś głodny? - zapytał Black, wyczarowując dwa krzesła dla siebie i Lupina... który najwyraźniej zamierzał zostać.

- Tak.

Lupin zachichotał i wyciągnął z pudełka kilka szklanek.

- Woda czy sok z dyni? - zapytał Harry'ego.

- Czy któreś z nich jest zatrute?

- Tylko sok z dyni - odparł Lupin z powagą. Harry szybko spojrzał na Snape'a, którego usta drgnęły w uśmiechu.

- W takim razie poproszę wodę - powiedział ostrożnie Harry.

Lupin nalał szklankę, ale Snape zatrzymał go, zanim podał ją Harry'emu.

- Przywołaj ją, proszę - powiedział Snape, siadając i obserwując uważnie, jak Harry przywołuje wodę z rąk Lupina prosto do swoich. - Doskonale. - Skinął głową i ponownie się wygodnie rozłożył. - Nie sądziłem, że będziesz miał jakieś niepożądane reakcje na rzucanie zaklęć, ale chciałem się upewnić, zanim wrócisz do szkoły.

- A kiedy to będzie? - zapytał Harry między kolejnymi kęsami.

- Niedługo - wtrącił Black. - Powiedzieli, że jak się obudzisz i wszystko będzie wyglądało dobrze, to wkrótce będziesz mógł wrócić do szkoły.

- To świetnie - Harry przewrócił oczami i wypił trochę wody, rozkoszując się jej chłodem, który łagodził ból gardła.

Harry, Black i Lupin jedli w milczeniu przez kilka minut, podczas gdy Snape wydawał się prawie zasnąć na krześle.

- Chciałem zapytać cię o lato - powiedział cicho Black, gdy Harry odłożył widelec. - Wiem, że już trochę o tym rozmawialiśmy...

Harry zmarszczył brwi, gdy Black zawahał się.

- Zostaję u Snape'a - powiedział szybko.

Black wyglądał na zasmuconego, ale uśmiechnął się do Harry'ego słabo i krzywo.

- Domyśliłem się tego, kiedy wysłał mi wiadomość, że jest z tobą w szpitalu.

Harry wzruszył ramionami, czując się teraz nieswojo.

- Ale możesz przyjechać do nas na jakieś wakacje - kontynuował Black. - Może na kilka weekendów? Twój przyjaciel też może przyjechać. Mamy dużo miejsca.

- Może - odparł wymijająco Harry, spoglądając nerwowo na Snape'a, który nie wiedział jeszcze, że Theo będzie z nim tego lata.

- Nawet jeśli nie chcesz przyjechać, powinieneś być ostrożny, Harry. - powiedział cicho Lupin. - Pettigrew uciekł z Ministerstwa... - Harry i Black skrzywili się ze złością na wzmiankę o ucieczce Pettigrew. - ...i może cię szukać.

- Czad - wzruszył ramionami Harry. - To nie byłoby lato, gdyby nie zbiegły więzień, który chce mnie zabić, co?

Black zachichotał, ale Harry zauważył, że ręka Snape'a trzymająca różdżkę drgnęła na jego nonszalancki ton.

- Jeśli Pettigrew cię znajdzie, po prostu poproś Snape'a, żeby wysłał mi wiadomość, dobrze? - powiedział Black z gniewnym błyskiem w szarych oczach. - Byłoby szkoda, gdyby po raz trzeci uniknął kary.

- Świetny plan - mruknął Harry. - Zabijesz go i wrócisz do Azkabanu.

- A co niby się stanie, jeśli ty to zrobisz? - mruknął Snape, nadal mając zamknięte oczy.

- Ja? Harry Potter? Chłopiec, Który Przeżył? Który nie potrafił kontrolować swojej przypadkowej magii, gdy stanął twarzą w twarz z człowiekiem, który uczynił go sierotą? Nie wiem, o czym mówisz - Harry wyszczerzył zęby w ostrym uśmiechu.

Snape westchnął i cała czwórka siedziała przez chwilę w niezręcznej ciszy, aż Lupin odchrząknął.

- Powinienem wracać do Hogwartu - powiedział. - Za dwadzieścia minut mam zajęcia z szóstoklasistami.

- Och, dobrze - Black zerwał się na równe nogi i uśmiechnął się do Harry'ego, a jego poprzednia groźna postawa zniknęła. - Mogę wrócić rano, szczeniaku? Te krzesła to nie to samo, co prawdziwe łóżko.

- Eee, jasne - Harry wzruszył ramionami.

Black bardzo powoli wyciągnął rękę i potargał Harry'emu włosy. Harry zacisnął palce, aż przestał, a potem uśmiechnął się do Harry'ego po raz ostatni, zanim wraz z Lupinem ponownie wyszedł.

- Dzięki Merlinowi - mruknął Snape. - Zaczynałem się obawiać, że będę musiał dzielić pokój z Blackiem, dopóki nie stracę panowania nad sobą i go nie zabiję.

- Czy obaj spaliście tutaj? - zapytał zaskoczony Harry.

- Tak.

- A co z twoimi zajęciami?

- Albus próbował prowadzić je podczas mojej nieobecności - prychnął Snape. - Wyobrażam sobie, że po naszym powrocie zapanuje kompletny chaos.

Harry również prychnął i spróbował zmusić swoje łóżko, aby się rozłożyło, tak jak wcześniej zrobił to Snape.

- Jesteś zmęczony? - zapytał Snape. Harry spojrzał na niego i zobaczył, że nadal leży, ale teraz patrzy na Harry'ego z ciekawością.

- Trochę. - Harry wzruszył ramionami. - Myślisz, że możemy wyjść jutro? Założę się, że mam mnóstwo pracy domowej do zrobienia.

- Sądzę, że panna Granger już to przemyślała - powiedział Snape z lekkim uśmiechem. - Podsłuchałem rozmowę, w której omawiała zaklęcie naśladujące twoje pismo.

- Miona pomaga mi oszukiwać? - zapytał Harry, nie zwracając uwagi na to, że Snape będzie jednym z profesorów, którym będzie oddawał fałszywe zadania.

- Jej dokładne słowa brzmiały: „Jeśli profesorowie w tej szkole nadal będą prawie zabijać Harry'ego, to nie zasługują na jego wysiłek".

Harry roześmiał się z tego, opierając się na poduszkach.

- Jest świetna - powiedział z czułością.

- Twoi przyjaciele są zagrożeniem i będę świętował dzień, w którym wszyscy opuścicie zamek - powiedział Snape. Brzmiałoby to bardziej nienawistnie, gdyby nie miał na twarzy uśmieszku. - Śpij, bachorze. Panna Bones bez wątpienia pojawi się tu, żeby znowu na mnie krzyczeć, gdy tylko skończą się zajęcia.

- Powiem jej, żeby przestała - mruknął Harry, przewracając się na łóżku.

Harry myślał, że będzie mu trudno zasnąć z powodu piszczącej maszyny, ale chwilę po zamknięciu oczu zapadł w głęboki sen.

 

- HARRY!

Harry podniósł się gwałtownie i sięgnął do kieszeni po nóż. Przez chwilę spanikował, zanim przypomniał sobie, że nie ma noża, ani nawet kieszeni, ponieważ był w szpitalu.

- Jasna cholera- wyszeptał. - Gdzie jest mój nóż?

- W mojej kieszeni.

Harry rozejrzał się i zobaczył, że Snape nie był już sam przy jego łóżku. Susan, Hermiona, Theo, Luna, Ron, Draco, Blaise, Neville i Fred też tam byli.

- Jezu Chryste - wrzasnął Harry, próbując nakryć się kocem. - Co wy tu wszyscy robicie?

- Chcieliśmy cię zobaczyć, no jasne - powiedziała Susan, opadając na łóżko Harry'ego przy jego stopach. - Dumbledore powiedział, że mamy godzinę, ale ciocia twierdzi, że Dumbledore to kretyn i mogę zostać tak długo, jak chcę.

- A ja zostanę z twoim przerażającym przyjacielem - powiedział Fred z szerokim uśmiechem.

- Jak się czujesz, Harry? - zapytała cicho Hermiona.

- Dobrze - odpowiedział Harry, próbując rozluźnić napięte mięśnie. - Trochę chce mi się pić.

- Przyniosę ci wody - zaproponował szybko Draco. - Poczekaj.

Harry patrzył, jak Draco wybiegł z pokoju, i spojrzał na Snape'a z zaskoczeniem.

- Chyba nie wiedział, że tu jest dzbanek z wodą? - Wskazał na dzbanek, po czym go przywołał.

- Był koszmarny - powiedział Blaise, siadając na krawędzi krzesła, na którym wcześniej siedział Lupin. - Poświęcił tylko połowę czasu na fryzurę, ponieważ był bardzo zmartwiony.

- Dlaczego? - Harry szybko wypił szklankę wody i spojrzał na zdumione twarze swoich przyjaciół.

- Byłeś nieprzytomny przez dwa tygodnie - powiedziała cicho Luna. - Wszyscy się martwiliśmy.

Harry zmarszczył brwi, słysząc drżący głos Luny, i poklepał łóżko obok siebie. Luna szybko wspięła się obok niego i oparła głowę na jego ramieniu.

- Nic mi nie jest - zapewnił ją Harry. - Nie musieliście się o mnie martwić.

- Jesteś szalony, stary - prychnął Ron. - Uzdrowiciele nazwali to śpiączką.

- Powiedziałem im, że potrzebujesz tylko pocałunku księcia z bajki, żeby się obudzić - puścił oczko Fred.

- Chociaż to, gdzie takiego znaleźć, pozostawało prawdziwą tajemnicą - bąknął Theo, przewracając oczami. - Harry, ślizgoni wyrzucą cię, jeśli szybko nie wrócisz.

- Co, do cholery? - Harry spojrzał na Snape'a, który zmarszczył brwi w kierunku Theo. - Dlaczego?

- Bo on - Theo wskazał na Freda - siedzi przy naszym stole i doprowadza wszystkich do szału, odkąd cię nie ma!

Fred wzruszył ramionami i usiadł u stóp łóżka Harry'ego, obok Susan.

- Powinni się wyluzować - uśmiechnął się. - Susie robi to samo i nikt nawet nie mruga okiem.

- Mam wodę!

Harry znów wzdrygnął się, gdy Draco wbiegł do pokoju. Unosił w powietrzu tacę z sześcioma papierowymi kubkami wypełnionymi wodą.

- Skąd to masz? - zapytał oburzony Draco, gdy zobaczył dzbanek z wodą, który Harry postawił na stoliku obok łóżka.

- Ty głupku - zaśmiał się Ron. - On już ją miał, ale nie poczekałeś, aż ci o tym powie, prawda?

- Byłem dobrym przyjacielem, w przeciwieństwie do niektórych - Draco wzruszył nosem.

- Daj mu spokój - Neville szturchnął Rona łokciem. - Draco rzucił klątwę na Flinta za to, że mówił o zastąpieniu cię w meczu w przyszłym miesiącu - powiedział Harry'emu.

- Dlaczego mieliby mnie zastąpić? - zapytał Harry z oburzeniem. - Jestem najlepszy w drużynie.

Snape prychnął i mruknął coś o arogancji, co wywołało uśmiech na twarzy Hermiony.

- Cóż, nie byłbyś zbyt dobry na miotle, będąc w śpiączce - zaśmiał się Ron. - Oczywiście to jedyny sposób, w jaki Gryffindor mógłby wygrać.

- Hej! Chcę, żebyście wiedzieli, że zamierzam wygrać, niezależnie od tego, czy Harry będzie próbował mnie rozpraszać! - powiedział Fred.

- Co zamierzasz zrobić? Znowu złamać mi rękę? - zapytał Harry, unosząc jedną brew.

- Jeśli będzie to konieczne - odparł poważnie Fred.

Chłopcy - mruknęła Hermiona.

- Są najgorsi - zgodziła się Susan.

- Nieprawda! - odparł Ron z irytacją. - Dziewczyny po prostu nie rozumieją znaczenia Quidditcha!

Przyjaciele Harry'ego wdali się w cichą, ale zaciekłą dyskusję na temat Quidditcha, której Harry przysłuchiwał się z lekkim uśmiechem.

- Wesprzyj nas, Potter! - powiedział Draco.

- Eee, nie - odparł Harry pośpiesznie, widząc minę Hermiony. Będzie potrzebował jej pomocy w nadrobieniu zaległości w zadaniach domowych przed swoimi urodzinami. - Sam to rozgryź.

- Albo po prostu się zamknijcie - rzucił Snape z pogardą. - To jest szpital.

- A to oznacza, że przydałoby się im trochę radosnych głosów, które rozjaśnią im dzień - powiedziała słodko Susan.

- Albo i nie. - Snape wstał i przemienił swoje krzesło w większą sofę. - Idę poszukać jedzenia. Kiedy wrócę, wyrzucę was wszystkich, żeby Potter mógł się wyspać.

- Proszę pana - Fred zasalutował. - Pomyśl o pizzy, jeśli możesz.

Snape skrzywił usta w pogardliwym uśmiechu na widok wybryków Freda, ale jego oczy złagodniały, gdy zobaczył Harry'ego śmiejącego się z Freda.

- Co przegapiłem? - zapytał Harry, gdy tylko drzwi za Snapem się zamknęły.

- Proszę - Ron rzucił Harry'emu kilka pudełek cukierków, po czym usiadł na sofie. - Przegapiłeś wykład Dumbledore'a z eliksirów.

- A przynajmniej jej próbę. - Draco uśmiechnął się szyderczo, siadając na krześle obok Blaise'a.

- Przegapiłeś porwanie profesora Lupina przez Syriusza Blacka. - Luna zachichotała cicho, siedząc obok Harry'ego. - Kiedy profesor Snape wysłał Syriuszowi wiadomość, ten przyszedł i wyciągnął profesora Lupina z mojej klasy, żeby tu przyjść.

- Krzyczał „SNAPE POWIEDZIAŁ, ŻE HARRY JEST W ŚPIĄCZCE!" tak głośno, że słyszeliśmy to na lekcji transmutacji - szydziła Susan. - A potem McGonagall myślała, że po tym wszystkim zostanę w klasie.

Harry roześmiał się i rozsiadł się wygodnie, podczas gdy jego przyjaciele opowiadali mu o drobnych rzeczach, które przegapił w ciągu ostatnich tygodni.

Fred rozbawił wszystkich opowieścią o psikusie, który zrobił Dumbledore'owi wraz z Susan, kiedy Snape wrócił.

- Mam pizzę - powiedział z irytacją. - Jest obrzydliwa.

- Lubię pizzę - odparł Harry. - Nie wiem, dlaczego w Hogwarcie nigdy jej nie podają.

- Bo Hogwart uważa, że klasyczne brytyjskie potrawy są kwintesencją pożywnego posiłku - odparła Hermiona.

- To barbarzyństwo - zgodził się Theo, szczerząc się, gdy przyjmował kilka kawałków od Snape'a. - Po prostu okropne.

- Moi rodzice są dentystami, Theo - powiedziała Hermiona. - Dorastałam na sałatkach.

To brzmi barbarzyńsko - powiedział Ron, trzymając w ustach kawałek pizzy.

Harry prywatnie zgodził się z Ronem. Sałatki były okropne i mdłe. Oczywiście, jadł pizzę tylko dwa razy, ale zastanawiał się, czy uda mu się przekonać Mavis, aby wprowadził ją do szkolnego menu.

Wszyscy jedli, nawet Snape, który powiedział, że pizza jest „obrzydliwa", i rozmawiali jeszcze chwilę, zanim Snape wyrzucił jego przyjaciół.

- Jeśli chcecie, aby pan Potter wrócił jutro, musi odpocząć.

Susan była nieco urażona, gdy żegnała się z nim, ale Harry poczuł ulgę, gdy wszyscy wyszli.

- Dobra decyzja. Nie wiem, dlaczego jestem tak zmęczony, skoro spałem przez dwa tygodnie.

- Nieprzytomność i sen to dwie różne rzeczy - powiedział Snape. - Przez kilka dni będziesz prawdopodobnie zmęczony zwykłymi czynnościami, podczas gdy twoje ciało ponownie przyzwyczaja się do ruchu. Proszę - Snape wyciągnął z kieszeni małą buteleczkę z tabletkami i rzucił ją Harry'emu. - Proszę, weź jedną.

Harry zawahał się.

- Czy... czy jesteś pewien? Bo nie mam ochoty znów zostać otruty.

- Podawałem je bezpośrednio do twojego żołądka, kiedy byłeś nieprzytomny - powiedział spokojnie Snape. - Jeśli nie będziesz mieszał leków z eliksirami, być może uda nam się uniknąć kolejnej hospitalizacji.

Harry przechylił głowę i uważnie przyjrzał się twarzy Snape'a. Wydawał się spokojny i pewny siebie. Prawdopodobnie nie podałby Harry'emu niczego, co mogłoby go ponownie otruć.

- 'Obra, ale jeśli umrę, powiem Susan, żeby cię otruła. - Harry ostrzegł go, biorąc jedną z tabletek.

- Panna Bones musiałaby stanąć na końcu niezwykle długiej kolejki ludzi pragnących mi zaszkodzić, gdybym cię zabił - odparł sucho Snape.

- A kto byłby na początku? - Harry uśmiechnął się szeroko.

- Matka pana Zabiniego.

Harry roześmiał się i wypił kolejną szklankę wody, po czym położył się na łóżku.

- Możemy wrócić jutro? - zapytał jeszcze raz.

- Boże, mam nadzieję - mruknął Snape. - Ten kundel nie mylił się, mówiąc, że te krzesła nie zastąpią łóżka.

Harry już zasypiał, kiedy zdał sobie sprawę, że Snape i Black spali na niewygodnych krzesłach przez dwa tygodnie, tylko po to, żeby być z nim, kiedy leżał w szpitalu. Co było... szalone.

Ale też... wspaniałe.

***

- Witamy z powrotem, panie Potter. - Profesor McGonagall uśmiechnęła się do niego ciepło podczas pierwszego śniadania Harry'ego w Hogwarcie dzień po jego wypisaniu ze szpitala. - Jak się pan czuje?

- Dobrze - odparł Harry. Był z powrotem dopiero od półtora dnia, a już zadano mu to samo pytanie ponad dwadzieścia razy.

- Cena sławy - zachichotał Ron, gdy Harry poskarżył się na to, gdy McGonagall była już poza zasięgiem słuchu.

- Ale poważnie... jak się masz, Harry? - zapytał Fred z uśmiechem. - Bo wszyscy chcemy usłyszeć, jak wykrzykujesz „dobrze" jeszcze co najmniej dwadzieścia razy dzisiaj.

- Zamknij się - Harry roześmiał się i rzucił kawałkiem tosta w Freda.

- Jest tu za dużo Gryfonów - narzekał Draco. - Harry, zaprzyjaźnij się z większą ilością krukonów.

- Jest tu tylko dwóch Gryfonów - zauważył Neville. - A krukonów też mamy dwóch.

- Czyli o jednego Gryfona za dużo - powiedział Theo, spoglądając znacząco na Freda.

- Wy, węże, jesteście zimnokrwistymi stworzeniami - powiedział Fred, udając, że drży. - Harry błagał mnie, żebym tu usiadł, wiesz.

- Jestem przekonany, że tak nie było. - Harry mruknął i szybko dodał: - Ale możesz zostać.

- Mój bohater. - Fred westchnął dramatycznie.

- Jesteście obrzydliwi. - mruknął Ron. Co było nieco przesadzone, biorąc pod uwagę, że mówił z pełnymi ustami.

 

Powrót do zajęć był koszmarem. Flitwick robił wielką sprawę z tego, żeby Harry „odprężył się" na jego zajęciach. Lupin ciągle rzucał mu nadmiernie radosne spojrzenia, kiedy przygotowywali się do egzaminu końcowego w maju. Hagrid, który nadal wydawał się myśleć, że Harry go lubi, pozwolił mu siedzieć z boku klasy, podczas gdy wszyscy pracowali nad nieśmiałkami. Co w sumie nie było takie złe, ponieważ nieśmiałki ciągle próbowały go ugryźć. Lavender Brown zwróciła uwagę podczas lekcji wróżbiarstwa, że Trelawney przewidziała, iż jeden z uczniów zniknie przed Wielkanocą, a Trelawney szepnęła, że „aury nigdy nie kłamią".

- Byłaby bardzo szczęśliwa, gdybyś zamiast tego umarł - szepnął Blaise do Harry'ego.

McGonagall i Snape zachowywali się tak samo jak zawsze, z wyjątkiem tego, że oboje dali mu ogromny pergamin z zadaniami, które przegapił. Harry rzucił Snape'owi złośliwy uśmiech, gdy otrzymał swoją listę. Oboje wiedzieli, że Hermiona już starannie skopiowała swoje eseje, pisząc je pismem Harry'ego. Zmieniła je również tak, aby „pasowały do stylu pisania Harry'ego", co, jak sądził, oznaczało, że nie były tak dobre jak jej.

 

Harry zbliżał się do końca marca, kiedy zdał sobie sprawę, że jego ręka zaczyna drżeć w najgorszych momentach. Obecnie działo się to, gdy próbował napisać odpowiedź na list od Blacka.

- Blaise, czy moja ręka wygląda dziwnie? - zapytał z ciekawością.

Blaise podniósł wzrok znad bibliotecznego stołu i przez chwilę uważnie przyglądał się dłoni Harry'ego.

- Trzęsie się - stwierdził.

- To pewnie skurcz spowodowany zbyt intensywnym pisaniem - powiedziała Hermiona. - Mi też się to czasem zdarza.

Harry mruknął, nieprzekonany.

 

Zignorował dziwne drżenie ręki, aż do następnego tygodnia, kiedy to miał lekcję eliksirów.

- Potter, zostań po lekcji.

Harry skinął głową i czekał przy swoim stoliku, aż reszta kolegów opuściła salę.

- Bierzesz lekarstwa dwa razy dziennie? - Snape podszedł do biurka Harry'ego i spojrzał na niego w sposób sugerujący: „nie waż się mnie okłamywać".

- Tak. - Harry przewrócił oczami. Odkąd obudził się w szpitalu, czuł się... dziwnie. Nieźle, naprawdę. Po prostu trochę znudzony? I nie taki jak zwykle. Snape już mu powiedział, że to minie z czasem, gdy dostosuje się do swojej „nowej normalności".

- A od jak dawna drży ci lewa ręka? - Snape powoli wyciągnął rękę w kierunku dłoni Harry'ego, unosząc brwi w milczącej prośbie o pozwolenie.

- Drżenie? Może od tygodnia? - Harry podniósł rękę, aby Snape mógł ją obejrzeć. - Teraz jest lepiej. Wcześniej prawie nie mogłem nią pisać, co?

- Głupie dziecko - mruknął Snape, ostrożnie poruszając ręką Harry'ego, aby ją zbadać. - Drżenie nie jest nieoczekiwanym skutkiem ubocznym leku, ale powinieneś mnie informować, kiedy się pojawia.

- Nie wiedziałem, że to efekt uboczny - Harry przewrócił oczami. - Pewnie idzie w parze z innymi.

Snape spojrzał na niego ze współczuciem.

- Gdyby były inne możliwości, znalazłbym je - powiedział. - Jednak minęły już prawie dwa miesiące, a twoje nastroje pozostają stabilne, więc uważam, że to mądrze wybrany plan leczenia.

- Oczywiście, że tak powiesz - Harry prychnął. - Ty go wybrałeś.

- Niestety nie miałem zbyt wielu opcji - Snape puścił rękę Harry'ego. - Proszę mnie poinformować, jeśli drżenie się pogorszy lub zniknie.

- 'Obra - Harry zebrał swoje rzeczy, gdy przyszła mu do głowy straszna myśl. - Myślisz, że to zepsuje mecz w następny weekend? To finały!

- Nie trenowałeś do tej pory ze swoją drużyną? - zapytał Snape.

- Nie. Draco powiedział Flintowi, że muszę „oszczędzać energię", więc Flint po prostu kazał mi być gotowym do szybkiego złapania znicza.

- To... zaskakujące - powiedział powoli Snape. - Nie wiedziałem, że Flint jest tak pobłażliwy, jeśli chodzi o treningi Quidditcha.

- Nie jest. - Harry uśmiechnął się szeroko. - Poza tym, że trochę się mnie boi, prawda?

Snape prychnął.

- Jesteś chodzącą migreną.

- Mam nadzieję, że migreną, które wygra puchar Quidditcha - powiedział Harry zuchwale. - Założyłem się z Fredem o to, kto wygra, wiesz? Nie mogę przegrać meczu i przegrać zakładu.

- Co za horror. - Snape brzmiał sarkastycznie, ale kąciki jego ust lekko się uniosły.

- Będziesz tam, prawda? - zapytał Harry.

- Czy przegapiłbym okazję, by odebrać puchar Quidditcha i patrzeć, jak Minerva zgrzyta zębami? Oczywiście, że nie - odparł Snape. - Postaraj się uniknąć kolejnej kontuzji, jeśli to możliwe. Myślę, że widzieliśmy już wystarczająco dużo szpitali na całe życie.

Harry uśmiechnął się do Snape'a i wykonał półserdeczny salut, po czym opuścił salę lekcyjną. Nie mógł zagwarantować, że nie dozna kontuzji. George ciągle groził, że „zrobi numer z Inglebee", kiedy widział Harry'ego na korytarzu.

Harry był prawie pewien, że żartuje, tak przynajmniej twierdził Fred, ale jeśli nie, to przyjmie cios, złapie znicz, a potem wypróbuje na George'u kilka nowych klątw, o których napisała mu Contessa.

To wciąż byłby dobry dzień.

***

I tak właśnie było.

Dzień meczu rozpoczął się przy idealnej pogodzie.

- To najsłoneczniejszy dzień w całym miesiącu! - cieszył się Ron. - Nie można było wymarzyć sobie lepszych warunków!

- Jakie są szanse? - zapytała Hermiona, pochylając się nad stołem, aby lepiej przyjrzeć się pergaminowi, na którym Ron zazwyczaj zapisywał zakłady.

- 3 do 1 na zwycięstwo Slytherinu, 2 do 1 na to, że Harry trafi do szpitala, i 15 do 1 na to, że Harry złapie znicz, ale Gryffindor wygra - odpowiedział Blaise.

Hermiona i Theo zbliżyli głowy i szepczeli przez chwilę, po czym Hermiona wyjęła sakiewkę z monetami i podsunęła ją Ronowi.

- 21 galeonów, 15 sykl i 7 knutów na zwycięstwo Slytherinu. I... - Theo również przesunął garść monet w stronę Rona. - ...5 galleonów, że Harry złapie znicz, ale Slytherin przegra.

- Dlaczego obstawiasz to? - zapytał Neville.

- Bo jeśli tak się stanie, wygramy 75 galleonów plus nasze pierwotne 5 - wyjaśnił Theo. - Nie można przegapić takiej okazji.

- Postawiłam wszystkie moje urodzinowe pieniądze na zwycięstwo Harry'ego - powiedziała Susan z promiennym uśmiechem. - On zawsze łapał znicz, oczywiście gdy gra była uczciwa - zmarszczyła brwi na wspomnienie jedynej porażki Harry'ego.

- Może powinienem zabrać ci okulary - drażnił się Fred. - Trudno będzie ci dostrzec znicz, jeśli będziesz ślepy.

- Harry wygra - powiedziała beztrosko Luna. - Możesz zabrać mu okulary, a i tak wygra.

- Dzięki, Lue - Harry uśmiechnął się do niej. Trudno było nie dać się porwać emocjom panującym w sali. Wszyscy głośno rozmawiali i dopingowali graczy Quidditcha, którzy przybyli na śniadanie. To było zaraźliwe.

Drżenie lewej ręki również nie wydawało się dziś takie dotkliwe. Nadal było obecne, ale Harry ostrożnie poruszył nią kilka razy po tym, jak po cichu zażył tabletkę i uznał, że jest już prawie lepiej.

- Powodzenia dzisiaj, panowie - powiedział Snape, podchodząc do ich stolika.

- Dziękujemy, proszę pana. To będzie zacięty mecz, ale myślę, że damy radę - odparł poważnie Fred.

- On nie mówił do ciebie, głupku - rzucił złośliwie Draco. - On ma nadzieję, że przegracie.

- Tak - odparł po prostu Snape. - Właściwie, kiedy przypominam sobie nasz mecz z waszą drużyną w zeszłym roku, mam nadzieję, że Warrington pożyczy Harry'emu swoją pałkę.

- To brzmi jak faworyzowanie. - Susan uśmiechnęła się złośliwie. - Nie sądzę, żeby profesorowie mogli naprawdę mieć nadzieję, że uczeń z drużyny przeciwnej dozna kontuzji.

- Czy tak powiedziałem? - Snape uniósł brwi. - Wydaje mi się, że powiedziałem, że mam nadzieję, że Harry jakoś zdobędzie dzisiaj kij pałkarza.

- Jeśli tak, celuj w George'a - Fred mrugnął do Harry'ego.

- Nie zadzieraj z moimi okularami, a ja nie pożyczę kija, zgoda?

- Umowa stoi.

 

Harry, Draco i reszta drużyny Quidditcha Slytherinu wkroczyli zdecydowanym krokiem na boisko, trzymając mocno miotły w rękach.

- Nie zawiedźcie mnie - warknął Flint, zanim drużyna wzbiła się w powietrze, i niechętnie uścisnął dłoń Oliverowi Woodowi.

- WITAMY NA FINAŁOWYM MECZU ROKU! - krzyknął Lee Jordan ze stanowiska komentatora. - Drodzy państwo, czeka nas dzisiaj kolejny mecz pełen akcji! Jako pierwsi wystąpią obecni zdobywcy pucharu - Slytherin!

Harry spojrzał gniewnie w stronę trybun, słysząc głośne buczenie, ale z zaciekawieniem spojrzał na lożę nauczycieli, gdy usłyszał głośne okrzyki.

Black machał ogromną zieloną flagą, co zawsze wywoływało uśmiech na twarzy Harry'ego. Snape powiedział, że Black nienawidził ślizgonów, kiedy był uczniem, a teraz był ubrany w ich stroje.

- A oto nasi ulubieni przeciwnicy - GRYFFINDORRRRRR!

- Głupki. - Harry krzyknął do Freda i George'a, gdy trybuny uczniów wiwatowały znacznie głośniej dla swojej drużyny niż dla Harry'ego.

- Powinieneś być w naszej drużynie. - George zaśmiał się.

- Dlaczego miałbym chcieć być w przegrywającej drużynie? - Harry mrugnął do nich niewinnie, po czym uśmiechnął się i poleciał na swoje ulubione miejsce, aby być gotowym na rozpoczęcie meczu.

- I ZACZYNAMY! - krzyknął Jordan. - Kafel natychmiast zostaje przechwycony przez Alicię Spinnet, Merlinie, co za dziewczyna, prawda?

Harry przewrócił oczami na stronnicze komentarze Jordana i zaczął leniwie krążyć po boisku, uważnie wypatrując znicz. Wykonał kilka zwycięskich beczek, gdy Jordan niechętnie ogłosił, że Draco i Pucey zdobyli gola w dwunastej minucie meczu.

- JOHNSON STRZELA - I ZDOBYWA PUNKT! 20-20, wynik jest otwarty!

- Słyszałem, że byłeś w szpitalu, Potter - krzyknął łapacz Gryffindoru, czwartoklasista, którego Harry uważa za McLaggena, lecąc za nim. - Nie zatrzymali cię na oddziale psychiatrycznym? Tam trzymają takich jak ty.

Harry gwałtownie obrócił się na miotle i zgromił wzrokiem drugiego chłopca.

- Powtórz to, kiedy wylądujemy - warknął Harry. Nie chciał zrujnować ich szans na zdobycie pucharu, przeklinając chłopca w powietrzu, ale nie miał nic przeciwko temu, żeby to zrobić, kiedy wylądują. Snape już skazał go na cztery godziny szlabanu w każdą niedzielę za imprezę walentynkową, więc co znaczyło kilka dodatkowych godzin w imię zranienia tego głupka?

- Co się stało, Potter? Trafiłem w czuły punkt? - Chłopak uśmiechnął się złośliwie do Harry'ego. Harry szybko stłumił myśl o użyciu jednego z zaklęć wypalających żyły, które Contessa wysłała mu na McLaggena, i zamiast tego uśmiechnął się złośliwie.

- Nie. I nie złapałeś też znicza. - Harry szydził, mijając McLaggena tak blisko, że omal nie zrzucił go z miotły. McLaggen skręcił, aby podążyć za Harrym, który szybko leciał w kierunku sekcji Gryffindoru na trybunach.

- WYGLĄDA NA TO, ŻE ROZPOCZĘŁA SIĘ WALKA O ZŁOTEGO ZNICZA!

Harry ukrył uśmiech za fałszywym wyrazem skupienia, lecąc tak szybko, jak tylko mógł, w kierunku trybun, po czym w ostatniej chwili gwałtownie skręcił i poleciał w prawo.

- POTTER SKRĘCA, A MCLAGGEN ROZBIJA SIĘ! - krzyknął Jordan wśród okrzyków Gryfonów, którzy właśnie zostali potrąceni przez własnego szukającego. - KIEDY ONI WRESZCIE ZROZUMIEJĄ, ŻE POTTER FAŁSZUJE?

Harry przeleciał obok sekcji Slytherinu i wykonał salto w tył na miotle, gdy zobaczył swoich przyjaciół, którzy wszyscy mu kibicowali.

To był rodzaj emocji, które lubił. Latanie, rywalizacja i pokazywanie wszystkim, że jest silny, szybki i zdolny.

- Wynik to 40-20 na korzyść Gryffindoru. - Ogłosił Jordan. - Gryffindor otrzymuje rzut karny za faul Pottera.

Harry wykonał teatralny gest wzruszenia ramionami w kierunku Flinta, który gestem nakazał mu wrócić do poszukiwania znicza.

Harry słuchał całkowicie stronniczych komentarzy Jordana, latając wokół. Jordan właśnie ogłosił prowadzenie Gryffindoru 70-30, kiedy Harry w końcu dostrzegł błysk złota w pobliżu bramki Slytherinu.

Harry poleciał zygzakiem w kierunku zniczka, mając nadzieję, że McLaggen jest zbyt tępy, aby zorientować się, że leci w kierunku znicza, a nie tylko wykonuje okrążenie.

- MCLAGGEN, DAWAJ! - krzyknął Wood, przelatując obok Harry'ego i dostrzegając, w kierunku czego ten się porusza. - TERAZ!

Ale było już za późno. Harry popędził swoją miotłę, aby przyspieszyć, teraz, gdy jego plan został zdemaskowany i zanim McLaggen znalazł się gdziekolwiek w pobliżu niego...

- SLYTHERIN WYGRYWA PUCHAR! 180-70!

Trybuny wybuchnęły okrzykami, a wszyscy podskoczyli z miejsc.

- DAŁEŚ CZADU, HARRY! - rozległo się wyraźnie z sekcji Slytherinu, a Harry uśmiechnął się do swojej najlepszej przyjaciółki, która przyłożyła różdżkę do gardła, aby magicznie wzmocnić swój głos.

Harry wzbił się ponad tłum, triumfalnie machając prawą ręką. Mała złota piłka była mocno zaciśnięta w jego dłoni, beznadziejnie uderzając skrzydłami o jego palce.

Wtedy Fred pędził w jego kierunku, a jego niebieskie oczy błyszczały jasno.

- Jesteś najgorszy! - powiedział radośnie Fred. - Mogę cię pocałować?

- No dobrze. - Harry roześmiał się z lekkiego uczucia radości, które ogarnęło go tuż przed tym, jak Fred pociągnął go za przód szaty i pocałował na oczach całej szkoły.

Harry wylądował na ziemi z ramieniem Freda owiniętym wokół swoich ramion i uśmiechnął się promiennie, gdy Draco podbiegł do niego.

- WYGRALIŚMY, HARRY! WYGRALIŚMY!

- UDAŁO CI SIĘ! - ryknął Flint, a jego oczy były podejrzanie zaczerwienione. - WYGRALIŚMY!

Fale ubranych na zielono kibiców przelewały się przez barierki na boisko. Ręce padały im na plecy. Harry miał paniczne wrażenie, że hałas i ciała naciskają na niego, nie może oddychać i że go uduszą...

Fred wyciągnął go z tłumu z lekkim uśmiechem.

- Trochę tu tłoczno, co? - powiedział lekko. Harry skinął mu z wdzięcznością głową, biorąc kilka głębokich oddechów.

- Osłaniaj mnie - mruknął nagle Harry, dostrzegając McLaggena, który wylądował w pobliżu.

- Podstępne, podoba mi się - zaśmiał się Fred, gdy McLaggen wydał z siebie ostry krzyk bólu, co oznaczało, że klątwa Harry'ego trafiła w cel.

- WYGRAŁEŚ! - krzyknęła Susan, wyrywając się z tłumu i rzucając się w ramiona Harry'ego. - WIEDZIAŁAM, ŻE WYGRASZ!

- To dlaczego jesteś taka szczęśliwa? - zaśmiał się Harry.

- Potter, chodź! - Flint skinął na Harry'ego, aby poszedł za nim na trybuny, gdzie ich drużynie wręczono ogromny Puchar Quidditcha przed promiennym Blackiem, a kiedy Harry uścisnął dłoń Snape'a, dostrzegł dumny błysk w jego ciemnych oczach.

Kiedy płaczący Flint podał Harry'emu puchar, a ten uniósł go w górę, Harry poczuł, że samo wspomnienie tego dnia wystarczyłoby mu, aby stworzyć najlepszego Patronusa na świecie.

Chapter Text

W dniu, w którym Remus miał przeprowadzić egzaminy końcowe dla swoich uczniów trzeciego i szóstego roku, stał na trawniku Hogwartu w jasnym czerwcowym słońcu i czuł się niezwykle dumny z siebie.

Zbudował dwa różne tory przeszkód. Jeden dla uczniów trzeciego roku, który mieli pokonać dziś rano, a drugi dla uczniów szóstego roku, który mieli pokonać po obiedzie. Opracowanie toru przeszkód dla uczniów trzeciego roku zajęło mu kilka tygodni. W tym roku studiowali imponującą gamę stworzeń, ale tylko pięć z nich musiało zostać poddanych testom. Standardy dla uczniów trzeciego roku Obrony Przed Czarną Magią wymagały, aby wykazali się umiejętnością obrony przed zwodnikami, kappami, Druzgotkami, czerwonymi kapturkami i boginami, aby uzyskać pozytywną ocenę z przedmiotu za dany rok.

Remus zaciągnął Minervę do gabinetu Albusa, kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma innego sposobu, aby sprawdzić umiejętności uczniów w walce z boginem, jak tylko zmusić ich do stawienia mu czoła.

 

- Albus, nie rozumiesz - błagał Remus. - Niektórzy uczniowie mają przerażające boginy. Mówiłem ci już, że boginem Theodore'a Notta jest jego własny ojciec. Nie możemy zmusić uczniów do konfrontacji z rodzicami, którzy mogli ich maltretować, w ramach szkolnego egzaminu!

- Uważam, że oskarżanie ojca pana Notta o maltretowanie na podstawie strachu młodego chłopca może być zbyt daleko idącym wnioskiem. - powiedział łagodnie Albus, powtarzając tę samą opinię, którą wyraził, gdy Remus po raz pierwszy poinformował go o boginie Theodore'a.

- To nadal okrutne - nalegał Remus. - Nie możemy oczekiwać, że małe dzieci zmierzą się ze swoimi najgłębszymi lękami, a potem oceniać je za to!

- Czy boginy są częścią programu nauczania dla trzeciego roku? - zapytała Minerva, podczas gdy Albus tylko pogładził brodę w zamyśleniu.

- Tak, ale nie powinno tak być - powiedział Remus. - Myślę, że należy to przesunąć co najmniej do piątej klasy, a nawet szóstej.

- Obawiam się, że jeśli jest to zapisane w standardach, to nic nie możemy na to poradzić - powiedział cicho Albus. - Mogę złożyć wniosek do zarządu o zmianę tego podczas naszego spotkania tego lata, ale niestety w tym roku nie możemy nic z tym zrobić. Przykro mi, mój chłopcze.

 

Remus zastanawiał się nad tym przez kilka tygodni. Doszedł do wniosku, że grupowe podejście do bogina najwyraźniej nie było dobrym pomysłem. Pomyślał o tym, ilu uczniów sparaliżował strach wywołujący emocjonalne cierpienie. Pomyślał też o tym, jak niektórzy uczniowie czuli się upokorzeni, że ktokolwiek był świadkiem ich strachu.

W końcu, dzięki nieprzemyślanej uwadze Syriusza, znalazł rozwiązanie.

- Opowiadałem ci o ghulu, który mieszkał w kufrze mojej matki? - Syriusz śmiał się podczas kolacji w swoim mieszkaniu pewnego wieczoru. - Była tak przerażona tą cholerną istotą, że można by pomyśleć, że to jej bogin.

- Czekaj, co? - Remus mrugnął szybko do Syriusza, gdy nagle wszystkie elementy układanki ułożyły się w całość. - Łapo, to jest to! Rozwiązałeś zagadkę! - zaśmiał się.

- Jaką zagadkę? O czym ty mówisz? - zapytał zaciekawiony Syriusz.

- Problem bogina! Kufer! W ten sposób mogę sprawdzić wszystkich! To będzie pasowało do toru przeszkód, o którym ci mówiłem, dla trzeciego roku!

- O tak. - Oczy Syriusza zabłysły, jak zawsze, gdy tylko pojawiła się najmniejsza wzmianka o Harrym. - Więc zamierzasz wsadzić bogina do kufra i co? Kazać dzieciakom wejść do środka?

- Dokładnie! - Remus przywołał pergamin z kuchni Syriusza i szybko zapisał swój pomysł, żeby go nie zapomnieć. - Wtedy będzie to prywatne, ale nadal będzie częścią toru przeszkód.

- Tor przeszkód byłby super, gdybym był uczniem. - mruknął Syriusz. - Jak to naprawisz, jeśli któryś z uczniów będzie potrzebował pomocy?

- Cholera. - Remus zaklął pod nosem. - Mógłbym... - zawahał się, próbując wymyślić prywatny sposób, w jaki mógłby zostać powiadomiony, gdyby któryś z uczniów potrzebował pomocy, bez konieczności przebywania z nim. - Alarm! - powiedział z szerokim uśmiechem. - Mogę umieścić przełącznik w kufrze i jeśli go włączą, będę mógł wejść i im pomóc. Albo po prostu zaakceptują obniżenie oceny za opuszczenie kufra bez pomocy.

- Jesteś genialny. - Syriusz uśmiechnął się do niego tym samym uroczym uśmiechem, który Remus kochał od dwudziestu lat. - Ci uczniowie mają szczęście, że mają ciebie.

- Powiedz im to - Remus prychnął z zadowolonym uśmiechem. - Ale może dzięki temu zniknę z listy celów Susan Bones.

Syriusz roześmiał się głęboko, wydawał się lubić Susan tak samo jak Harry'ego.

- Siostrzenica Amy to prawdziwa petarda - zachichotał. - Aż żałuję, że Harry nie widzi w niej czegoś więcej niż tylko siostrę.

- Niech Fred Weasley tego nie usłyszy - Remus potrząsnął piórem w ręku w kierunku Syriusza. - Odkąd wrócił ze Świętego Mungo, próbuje nosić torbę Harry'ego i wygląda jak zakochany szczeniak.

- Próbuje nosić jego torbę? - zapytał Syriusz. - Harry mu nie pozwala, czy coś?

- Słyszałem, jak Harry pouczał go, że noszenie jego torby sprawia, że wygląda na słabego - powiedział Remus z lekkim uśmiechem. - Jest gorszy niż James, który zawsze starał się wyglądać na najtwardszego faceta w pomieszczeniu.

- Cóż - Syriusz zmarszczył brwi - Harry ma swoje powody.

 

Remus poczuł ukłucie wyrzutów sumienia z powodu swojej bezmyślnej uwagi, kiedy wrócił do zamku tej nocy. James był nieco uparty jako uczeń i nieustannie próbował zaimponować komuś, zazwyczaj Lily, aby podbudować swoje ego. Harry prawdopodobnie pokazywał swoją siłę z powodu niepewności, którą odczuwał po tym, jak w przeszłości był ofiarą przemocy.

Remus czuł się również winny, ponieważ nie powiedział Syriuszowi o tym, co powiedział mu Severus, a czego desperacko pragnął zapomnieć, o tym, że Harry mieszkał na ulicy i był molestowany. Podejrzewał jednak, że Syriusz już sporo wie. Powiedział, że spędził dużo czasu z Harrym, zanim został uniewinniony, a nawet uczestniczył w sesji terapeutycznej z Harrym i Severusem, i powiedział Remusowi, że nie może dzielić się tym, co usłyszał podczas tych spotkań.

- Nie mogę złamać jego zaufania, rozumiesz, Luniek? - błagał. A Remus zrozumiał. Harry był najważniejszą osobą w życiu Syriusza i nigdy nie chciałby, aby cokolwiek zaszkodziło jego relacji z chrześniakiem.

Oczywiście Remus nadal bardzo chciałby zobaczyć Severusa, Harry'ego i Syriusza rozmawiających o swoich uczuciach z terapeutą. Fakt, że żadne z nich nie przelało krwi, wydawał się początkiem spokojnego okresu dla całej trójki.

 

Syriusz nigdy nie wydawał się tak szczęśliwy, jak wtedy, gdy opowiadał o swoich krótkich wizytach w Hogsmeade z Harrym lub gdy otrzymał od niego nieoczekiwany list.

Harry również wydawał się szczęśliwy, praktycznie skakał po zamku, aż do nocy, kiedy Remus niestety musiał wyciągnąć go z imprezy. Częściowo rozebranego. Pijanego. Cuchnącego marihuaną. Z piątoklasistą między nogami.

Nie była to jego najlepsza noc.

Harry, co nie było zaskoczeniem, zemścił się na Remusie następnego ranka. Kiedy siedział przy śniadaniu, poczuł, jak mapa, którą tymczasowo skonfiskował Harry'emu, wyleciała z kieszeni jego szaty i pomknęła w kierunku jego klasy.

- O rany - westchnęła Pomona. - Co to było?

- To karma Jamesa - mruknął Remus, wycierając rozlaną herbatę, gdy zdał sobie sprawę, co musiało się stać. - Szkoda tylko, że nie ma go tutaj, żeby to odebrać.

Pomona spojrzała na niego z zaciekawieniem, ale nie powiedziała nic więcej na ten temat.

Syriusz bez współczucia uznał całą sytuację za zabawną, gdy Remus wyżalał mu się tego wieczoru w pubie Rosmerty.

- Fred klęczał przed nim, Łapo! - lamentował Remus, wpatrując się w swoje piwo. - A ja musiałem wydać Harry'ego Severusowi! Wiesz, jak bardzo czułem się hipokrytą?

- Pewnie jak wieeelki hipokryta - Syriusz roześmiał się głośno, wypijając trzecią szklankę bourbona. - Harry wybaczy ci tego lata, będzie świetnie, Rem.

Nawet w stanie częściowego upojenia alkoholowego Remus wiedział, że coś jest nie tak z nagłą decyzją Harry'ego o zamieszkaniu z Syriuszem. Harry był bliżej Severusa niż jakikolwiek inny uczeń w zamku. Bronił go przed każdą dostrzeganą zniewagą i biegł do niego z każdym problemem, jaki miał. Harry prawie nie znał Syriusza. A Harry nie wydawał się typem dziecka, które czuje się komfortowo w obliczu nagłych, wielkich zmian.

- Harry może później poczuć się inaczej - powiedział łagodnie Remus. - Jestem pewien, że Severus ukarał go za to, co się wydarzyło wczoraj w nocy, a on prawdopodobnie po prostu uciekł do ciebie, aby uniknąć kłopotów. Powinieneś porozmawiać o tym później zarówno z nim, jak i z Severusem.

Syriusz zbył jego obawy i zaczął paplać o swoich planach na lato. Remus słuchał z typowym dla siebie czułym zmęczeniem, które odczuwał, gdy dochodziło do tego, co nazywał „energicznymi nastrojami" Syriusza. Mężczyzna mówił bez przerwy, niszczył swoje mieszkanie, skacząc po nim, łatwo wdawał się w kłótnie o najmniejsze nieporozumienia i podejmował pochopne decyzje bez zastanowienia. Ale podczas tych energicznych nastrojów był również żarłoczny i nienasycony w łóżku, więc Remus tolerował je z mieszanymi uczuciami. Poza tym były one o wiele lepsze niż wtedy, gdy Syriusz wpadał w swoje „mroczne nastroje". Nie miał ich od czasu, gdy oczyścił swoje imię, i Remus miał nadzieję, że może już nigdy ich nie będzie miał. Wiedział, że to nierealne, ale człowiek może mieć nadzieję.

 

Energiczny nastrój Syriusza gwałtownie się załamał następnego dnia, kiedy wtargnął na zajęcia z obrony dla drugoklasistów Remusa i zaczął krzyczeć, że Harry jest w śpiączce w szpitalu Świętego Mungo.

Remus szybko przekonał Filiusa, aby ten przejął nadzór nad jego klasą, dzięki czemu mógł pójść za Syriuszem do szpitala czarodziejskiego w Londynie, gdzie okazało się, że Harry rzeczywiście jest w śpiączce.

- Szczeniaku... obudź się... proszę... proszę... Kocham cię...

Remus objął ramionami Syriusza, który szlochał przy łóżku Harry'ego. Severus i uzdrowiciele zapewnili ich, że Harry obudzi się, gdy trucizna zniknie z jego mózgu i zmniejszy się obrzęk, ale... ale Harry wyglądał tak malutko i bezbronnie w tym wielkim szpitalnym łóżku. Jego twarz była blada pod bliznami i wyglądał o wiele młodziej, ponieważ jego wieczne zmarszczenie brwi zniknęło, ustępując miejsca spokojnemu wyrazowi twarzy.

Syriusz nie chciał opuścić szpitala, więc dzielił pokój z równie upartym Severusem, dopóki Harry się nie obudził.

- Ty wracaj - powiedział Syriusz do Remusa. - Chcę tu być, kiedy się obudzi.

Remus więc przez dwa tygodnie jeździł między zamkiem a szpitalem. Przywoził Syriuszowi i Severusowi jedzenie i próbował nakłonić ich do odpoczynku, ale żaden z nich nie słuchał. Na prośbę Minervy eskortował również różnych uczniów do szpitala.

- Jeśli i tak się wybierasz, czy mógłbyś zabrać ze sobą uczniów, którzy mają pozwolenie na odwiedziny? - zapytała cicho. - Jest spora kolejka zaniepokojonych uczniów.

Remus był zaskoczony, że niektórzy uczniowie, w tym Roger Davies i Jonathan Abbott, nalegali na odwiedziny Harry'ego.

- Harry to stary przyjaciel - Jonathan uśmiechnął się leniwie. - Nie chciałbym, żeby coś mu się stało.

Remus ostrożnie ostrzegł Severusa, aby sprawdził wszelkie prezenty pozostawione przez Jonathana, ponieważ to właśnie jemu Remus skonfiskował trzy torebki z marihuaną podczas imprezy, którą przerwał.

 

W trakcie gdy trzej mężczyźni martwili się o zdrowie Harry'ego, spotkała ich kolejna przykra wiadomość.

- Uciekł? - ryknął Syriusz w prywatnej sali szpitalnej Harry'ego (najwyraźniej Severus nie zgodził się na nic innego), kiedy Remus natychmiast przyniósł pozostałym dwóm mężczyznom gazetę, nad którą sam wypluł herbatę.

- Pierdoleni, powaleni pojebańcy - warknął Severus. - Oni wiedzieli, że Pettigrew jest animagiem.

- To podstępny, podły szczur. - warknął Syriusz.

I wtedy Remus Lupin był świadkiem swojego pierwszego cudu w wieku trzydziestu trzech lat - Severus Snape zgodził się z czymś, co powiedział Syriusz Black.

 

W końcu, po szesnastu dniach, Harry się obudził.

I natychmiast zniweczył wielkie nadzieje Syriusza, mówiąc, że nie zamierza z nim mieszkać.

- Próbowałeś mnie ostrzec. - Syriusz był przygnębiony w drodze powrotnej do Hogwartu w dniu, w którym Harry się obudził. - Po prostu... Chcę, żeby był szczęśliwy. Ale chciałbym, żeby to było ze mną.

- Wiem. - Remus próbował go pocieszyć. - Ale on nadal jest twoim chrześniakiem, skarbie. A jeśli będzie mieszkał z Severusem, to będziesz mógł być zabawnym ojcem chrzestnym, jakim zawsze chciałeś być. Wszystkie dobre chwile bez dyscypliny związanej z wychowywaniem nastolatka.

Syriusz ożywił się na tę myśl i dobry nastrój towarzyszył mu aż do tygodnia egzaminów końcowych. Poprzedniego wieczoru życzył Remusowi powodzenia po tym, jak pomógł mu przygotować tor przeszkód, a teraz Remus z dumą oglądał ich dzieło, gdy trzecioklasiści maszerowali przez trawnik w jego kierunku.

- Dzień dobry! - zawołał do nich radośnie. - Pomyślałem, że dzisiaj spróbujemy czegoś nieco innego podczas egzaminu końcowego.

Uczniowie z ciekawością przyglądali się torowi wytyczonemu za nim, a Remus miał nadzieję, że to dobry znak.

- Oto jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień! Po kolei będziecie pokonywać tor i zmierzycie się z pięcioma stworzeniami, o których rozmawialiśmy na zajęciach. Aby przejść dalej, musicie pokonać każdą z przeszkód. Oceny będą zależały od liczby pokonanych stworzeń. Jeśli pokonacie wszystkie pięć stworzeń, otrzymacie ocenę „wybitny". Za pokonanie czterech stworzeń otrzymacie ocenę „Powyżej oczekiwań". Pokonanie trzech stworzeń da wam ocenę „zadowalający". Pokonanie tylko jednego lub dwóch stworzeń da wam ocenę „nędzny". A jeśli nie pokonacie żadnego, otrzymacie ocenę „troll". Czy są jakieś pytania?

- Jakie to są stworzenia? - zapytał Ronald Weasley po podniesieniu ręki.

- Nie mogę zdradzić całej gry. - Remus zachichotał. - Ale mogę wam powiedzieć, że wszystkie pięć to te, o których ostrzegałem was, że będą na egzaminie końcowym. Poza tym - Remus poczekał, aż wszyscy ponownie skupili na nim uwagę. - Ostrzegam was, że ostatnią przeszkodą jest bogin, a każdy, kto potrzebuje pomocy, powinien po wejściu do kufra przełączyć przełącznik po prawej stronie wejścia. Nie chciałem tego uwzględniać, ale zasady są zasadami. Postarajcie się jak najlepiej, a jeśli potrzebujecie pomocy lub nie możecie ponownie stawić czoła swojej przeszkodzie, pamiętajcie, że nie ma nic wstydliwego w tym, że nie śmiejecie się w obliczu tego, co ma być waszym najgłębszym lękiem. Dobrze?

Większość uczniów skinęła głowami z namysłem, ale Remus zauważył, że kilku ślizgonów krzywiło się na myśl o zmierzeniu się ze swoim boginem. Najbardziej rzucali się w oczy Harry i Theodore. Obaj mieli niezwykle niepokojące boginy.

- Dobrze, kiedy was wywołam, przejdziecie przez tor przeszkód, a potem będziecie mogli zostać, żeby poczekać na swoich przyjaciół, albo odejść. Pierwsza jest Hannah!

Remus i uczniowie obserwowali, jak Hannah z determinacją pokonywała tor przeszkód.

- Tylko dwa razy się pomyliłaś - powiedział cicho do Hannah, kiedy wyszła z kufra, a zielone światło na zamku kufra wskazywało, że pokonała bogina. - Susan! - zawołał głośno do czekających uczniów

Susan podeszła do niego dumnym krokiem, z podniesioną brodą, emanując czystą pewnością siebie.

- Powodzenia. - zaśmiał się, zanim ruszyła. Susan była siłą, z którą trzeba było się liczyć. Nawet jeśli w tym roku dręczyła Remusa, pomyślał, że być może Harry miał rację, mówiąc, że Remus sam uważał te same figle za zabawne, kiedy był uczniem. Najwyraźniej Susan była zdeterminowana, aby dać mu nauczkę, pokazując, że z perspektywy czasu wszystko wygląda inaczej.

- Wynik powyżej oczekiwań - powiedział, gdy wyskoczyła z kufra z bladą twarzą, a nieobecne zielone światło wskazywało mu, którego stworzenia nie pokonała. - Nie ma się czego wstydzić, panno Bones.

Susan skinęła głową, co uznał za spore osiągnięcie, ponieważ po pierwszym spotkaniu z boginem wydawała się gotowa go przekląć.

Remus zawahał się, gdy dotarł do imienia Theodore'a na pergaminie.

- Theodore! - zawołał.

Theodore szybko spojrzał na Harry'ego i uniósł brwi, jakby zadawał ciche pytanie, na które Harry odpowiedział krótkim skinieniem głowy.

Remus wydawał się wstrzymywać oddech, gdy Theodore wszedł do kufra, ale po kilku minutach chłopak ze Slytherinu wyszedł z niego, mrugając zielonym światłem.

- Nie trafiłeś tylko w drugą istotę! - poinformował go dumnie Remus.

Harry i Theodore ponownie wymienili subtelne spojrzenia, gdy Theodore dołączył do grupy pozostałych i czekających uczniów.

- Harry! - zawołał w końcu Remus.

Harry podszedł dumnym krokiem, co wywołało uśmiech na twarzy Lupina. Odkąd wrócił ze szpitala, Harry wydawał się znacznie bardziej pewny siebie i swobodny. Remus nie był pewien, co spowodowała ta zmiana po pobycie w szpitalu, ale cieszył się, widząc powrót bardziej opanowanego Harry'ego.

Remus prawdopodobnie nigdy nie zapomni nocy, w której znalazł Harry'ego po tym, jak usłyszał, jak chłopiec uderza w kamienną ścianę, aż pękły mu kości i zakrwawiły się kostki.

- Powodzenia - mruknął cicho. Obserwował, jak Harry, co nie było zaskoczeniem, osiągnął najlepszy jak dotąd czas na torze. Ledwo machnął ręką, aby obezwładnić pierwsze cztery stworzenia, po czym wspiął się do kufra.

Remus i większość tłumu trzecoklasistów obserwowali w ciszy, jak Harry spędzał cztery... pięć... sześć minut w kufrze. Kiedy Remus postanowił wyciągnąć Harry'ego, nie zważając na czerwone światło, kufer eksplodował.

Remus rzucił pośpiesznie tarczę ochronną na uczniów, którzy byli najbliżej uderzenia odłamkami, i pospieszył do przodu, by wyciągnąć Harry'ego do tyłu, gdy tylko opadł kurz i Remus zobaczył, że Harry nadal kuli się przed szyderczym Severusem Snapem.

Riddikulus - powiedział szybko Remus, sprawiając, że jego nowo utworzony księżyc opadł na ziemię, po czym przeniósł go z powrotem do pudełka, które również przetrwało eksplozję magicznie powiększonego kufra.

- Wszystko w porządku? - zapytał Remus Harry'ego, który podskoczył na równe nogi, a Susan i Theodore rzucili się do niego.

- Czadowo - wycedził Harry, spoglądając nerwowo na czekających uczniów.

- Nie sądzę, żeby widzieli - szepnął Theodore prosto do ucha Harry'ego. - Myślę, że było za dużo kurzu.

Zapewnienie Theodore'a niemal natychmiast okazało się fałszywe, gdy Seamus Finnigan, chłopak z Gryffindoru, którego boginem był Harry, zaczął głośno się śmiać.

- Boi się Snape'a? Co się stało, Potter? Czy tatuś

 Sev zamyka cię na lato w pokoju, czy co?

Remus skrzywił się zarówno z powodu dziecinnej drwiny Finnigana, jak i sugestii, że Severus w jakiś sposób zastąpił Jamesa jako ojca Harry'ego.

(Co, gdy Remus rozważał to tej nocy w samotności, nie było dalekie od prawdy. Choć smutne było to, że Harry nie miał okazji poznać Jamesa, Severus wkroczył w sposób, którego Remus nigdy by się po nim nie spodziewał. I wyraźnie troszczył się o Harry'ego tak samo, jeśli nie bardziej, jak jego własny ojciec chrzestny).

Ale w momencie, gdy drwina opuściła usta Seamusa, Harry spojrzał na Remusa z gniewnym wyrzutem. Obaj patrzyli sobie w oczy przez dłuższą chwilę, podczas gdy inni uczniowie zaczęli szeptać o boginie Harry'ego.

- Lupin to pieprzony wilkołak. - Harry w końcu powiedział zimno i głośno, wciąż patrząc na Remusa zmrużonymi oczami rozpalonymi gniewem.

Remus był tak zszokowany, patrząc na Harry'ego, że prawie nie zauważył cichych okrzyków obserwujących uczniów. Nawet przez mgłę szoku Remus dostrzegł napięte mięśnie, drżące ręce i zaczerwienione oczy, które wskazywały, że Harry reaguje, a nie myśli w tej chwili.

- Harry... ja... - Remus szczerze nie wiedział, co powiedzieć.

- Mogę już iść? - zapytał Harry.

- Powyżej oczekiwań - wyszeptał Remus, wciąż głęboko wstrząśnięty tym, że jego starannie strzeżona tajemnica została właśnie ujawniona całej trzeciej klasie.

Jego kariera w Hogwarcie dobiegła końca.

Harry prychnął i wskazał palcem pudełko, w którym znajdował się bogin, i podpalił je.

- Czy teraz jest wybitny? - zapytał przeciągłym tonem, podczas gdy bogin wrzeszczał z pudełka.

Remus skinął głową bezmyślnie i patrzył, jak Harry i jego przyjaciele, z wyjątkiem Blaise'a i Ronalda, szybko odchodzą w kierunku zamku. Susan obejrzała się przez ramię i uśmiechnęła się słodko, gdy na skórze Seamusa natychmiast pojawiły się bolesne wrzody, które zmusiły Remusa do wysłania go do skrzydła szpitalnego.

 

- Nie rozumiem, Łapo - jęknął Remus, próbując utopić swoje wyrzuty sumienia w whisky tej nocy w mieszkaniu Syriusza. - Seamus drwił z niego, ale Harry nadal obwiniał mnie. To nie moja wina, że wysadził kufer i wszyscy zobaczyli bogina!

- Harry... cóż... Harry myśli o rzeczach inaczej niż ty - powiedział cicho Syriusz. - To tak jakby... - Syriusz urwał, próbując uporządkować myśli, aby bronić swojego chrześniaka. - To tak, jakby za większość problemów, jakie kiedykolwiek miał, można było winić dorosłych, rozumiesz? Kiedy więc coś idzie nie tak, myślę, że automatycznie obwinia najbliższego dorosłego. To nie było sprawiedliwe, ale wątpię, czy w ogóle to przemyślał, zanim to powiedział.

- Mówimy o Harrym, czy o trzynastoletnim tobie? - zapytał ironicznie Remus.

Syriusz rzadko wyglądał tak poważnie, kiedy odpowiedział:

- Czasami to jedno i to samo, Rem.

A kiedy Remus zastanowił się nad tym głębiej, zrozumiał punkt widzenia Syriusza. Harry i Syriusz bardzo się od siebie różnili, ale każdy, kto miał sprawne oczy, mógł dostrzec podobieństwa w zachowaniu obu chłopców. Nie było to zbyt pocieszające, biorąc pod uwagę, że dzieciństwo Syriusza było przerażającym koszmarem, o którym Syriusz nadal prawie nie mówi. Remus po raz kolejny zastanawiał się, co spotkało Harry'ego, zanim trafił pod opiekę Severusa.

- Teraz to już nie ma znaczenia - westchnął. - Szkoda została wyrządzona. Złożyłem rezygnację u Albusa tuż przed wyjazdem.

- Wszystko się ułoży - powiedział Syriusz, powracając do jasnego optymizmu, którego potrzebował cyniczny Remus. - Spędzimy razem najlepsze lato w życiu, a potem, kiedy Harry wróci do szkoły we wrześniu, będziemy mogli wybrać się na wycieczkę, o której zawsze rozmawialiśmy.

Remus nieświadomie uśmiechnął się czule, przypominając sobie plany szeptane pod kołdrą, podczas gdy wokół szalała wojna i obawiali się, że każda wspólna noc może być ostatnią.

- Harry nigdy nie będzie spędzał z tobą czasu, jeśli ja będę w pobliżu - powiedział Remus ze smutnym westchnieniem, wracając myślami do teraźniejszości. - On mnie nienawidzi.

- Po prostu się nie rozumiecie - odparł Syriusz. - Tego lata możecie spędzić razem trochę czasu, a on cię pozna i, miejmy nadzieję, pokocha tak samo jak ja.

- Albo mnie zabije - powiedział Remus.

Syriusz roześmiał się i objął Remusa, najwyraźniej uważając jego bardzo realny strach za żart.

Chapter Text

- Złożyłeś rezygnację?

- Tak. - Lupin odpowiedział spokojnie, opróżniając swoje biurko. - Wszyscy uczniowie wiedzą już o moim problemie. Zakładam, że w ciągu najbliższych kilku dni Albus będzie zasypany sowami od zaniepokojonych rodziców, którzy nie chcą, aby ich dzieci uczył wilkołak.

- Czy uważasz Harry'ego za odpowiedzialnego? - zapytał bez ogródek Severus, chcąc poznać opinię Lupina na temat Pottera, aby wiedzieć, czy może kontynuować kurs, który postanowił realizować w momencie, gdy dowiedział się o rezygnacji Lupina.

- Nie, uważam, że to był sposób Harry'ego na zemstę za bogina. - Lupin powiedział z namysłem, powtarzając dokładnie myśli Severusa, które pojawiły się w jego głowie, gdy usłyszał, co się stało. - To naprawdę niezwykły chłopak, prawda?

- Tak. - Severus zgodził się ostrożnie. - Wątpię jednak, czy zdawał sobie sprawę, że ujawnienie twojej tajemnicy doprowadzi do twojej rezygnacji.

Lupin uśmiechnął się z rozbawieniem, najwyraźniej doskonale zdając sobie sprawę, że Severus kłamie jak z nut. Draco poinformował Severusa o tym, co się stało. Potter wysadził w powietrze kufer, którego Lupin sprytnie użył, aby sprawdzić uczniów w konfrontacji z boginem, co następnie ujawniło jego strach przed wszystkimi uczniami trzeciego roku. Severus prywatnie uważał, że Lupin miał szczęście, że Potter postanowił odwrócić uwagę od siebie, ujawniając Lupina, zamiast natychmiast wzbudzić nowy poziom strachu wśród uczniów, kończąc jego życie.

Być może Potter dojrzewał.

- Jego koledzy z klasy zobaczyli coś, co chciał utrzymać w tajemnicy, i obwinił mnie za to. Powiedział im więc coś o mnie, co chciałem utrzymać w tajemnicy. Żaden z uczniów nie wspomniał o boginie Harry'ego po jego wyjściu, zamiast tego szeptali o likantropii. To było całkiem niezłe posunięcie. Jest prawdziwym ślizgonem - powiedział Lupin, nadal brzmiąc nieodpowiednio radośnie, biorąc pod uwagę temat rozmowy. - A szkoda już została wyrządzona. Poza tym Harry ma... cóż... Harry ma większe problemy niż moje bezrobocie, prawda?

- Tak. - zgodził się Severus. - I właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać.

- Och? - Lupin zamknął teczkę i spojrzał na Severusa z zainteresowaniem. - Posłuchajmy więc.

- Czy chciałbyś rozpocząć nową karierę? - Severus zapytał ostrożnie. - Nie jestem pewien, co wiesz o mugolskiej psychologii...

- Severus, zostałem fizycznie zaatakowany i zamieniony w potwora, gdy miałem siedem lat, moja matka była mugolakiem i pielęgniarką w szpitalu leczącym żołnierzy z mugolskiej wojny, a moim partnerem jest Black. - Lupin powiedział z ponurym uśmiechem. - Wiem całkiem sporo.

- Doskonale - powiedział Severus. - W takim razie mam do ciebie pytanie: czy chciałbyś rozpocząć karierę jako pierwszy uzdrowiciel umysłów czarodziejów?

Kiedy Severus opuścił gabinet Lupina prawie godzinę później, poczuł niewielką satysfakcję. W momencie, gdy poinformowano go, że Lupin złożył rezygnację, wyłącznie dzięki odwetowym działaniom Pottera, wpadł na pomysł, który, jak miał nadzieję, okaże się genialny.

Lupin był idealnym kandydatem na uzdrowiciela umysłów. Miał silne poczucie empatii wobec innych, był bardziej cierpliwy niż Severus kiedykolwiek mógłby być i dzięki swojej matce doskonale wiedział, jak poruszać się w mugolskim świecie, aby zdobyć niezbędne wykształcenie. Fakt, że Lupin był również wychowywany przez ojca czystej krwi i był w stanie wykorzystać swoje magiczne dziedzictwo, aby zdobyć tę edukację i szkolenie znacznie szybciej niż mugole, był również niezaprzeczalnym atutem.

Oszczędności Severusa nieco ucierpiały, ale Lupin wydawał się znacznie bardziej zainteresowany i chętny do tego, niż Severus początkowo miał nadzieję. Nie było to jednak wielkim zaskoczeniem. Pomimo tego, że Lupin był wilkołakiem, zawsze miał predyspozycje do bycia uzdrowicielem. A może to właśnie dzięki swojej chorobie Lupin odczuwał silną potrzebę pomagania cierpiącym.

Nieważne. Teraz Severus musiał tylko przekonać Pottera, aby ten chętnie spędzał czas sam na sam z Lupinem po zakończeniu przez niego letniego kursu psychologii. Lupin zwrócił uwagę, że będzie to trudne, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Potter właśnie zmusił go do rezygnacji, ale Severus nie uważał tego za problem.

Miał plan.

Zachęci Pottera do spędzania czasu z ojcem chrzestnym i Lupinem podczas wakacji i, przy odrobinie szczęścia, Potter dałby się porwać irytującej zdolności Lupina do bycia lubianym przez większość ludzi.

Osobiście Severus nie wierzył, że Albus zostanie zasypany sowami domagającymi się rezygnacji Lupina. Lupin najwyraźniej miał bardzo niską samoocenę. Chociaż Severus nie lubił tego człowieka i miał ku temu dobre powody, był w mniejszości, jeśli chodzi o opinię ich poprzednich kolegów z klasy i obecnych współpracowników. Albus z pewnością otrzymałby sowy od niektórych rodziców, zwłaszcza tych, którzy nigdy nie spotkali Lupina, domagających się jego zwolnienia z powodu choroby. Ale Severus był pewny, że będzie równie wiele, jeśli nie więcej, listów broniących miejsca Lupina wśród pracowników Hogwartu.

Nie podzielił się tym odczuciem z Lupinem, ponieważ jego rezygnacja bardzo pomogła Severusowi.

Severus zatrzymał się w swoim gabinecie przed udaniem się na ostatnią ucztę w tym roku i był tylko lekko zaskoczony, widząc Pottera czekającego przed drzwiami.

- Siódmoklasiści oficjalnie ukończyli szkołę, prawda? - zapytał natychmiast Potter.

- Tak - potwierdził Severus, mijając Pottera, aby schować badania, którymi podzielił się z Lupinem, z powrotem do biurka. - Mogę zapytać, dlaczego o to pytasz?

- Proszę - Potter podał Severusowi pergamin z nerwowym wyrazem twarzy. - Zastanowisz się nad tym?

Severus uniósł brew, patrząc na swojego podopiecznego, ale sumiennie rozwinął pergamin, modląc się do Merlina, aby nie była to kolejna legendarna bestia, którą Potter zabił bez wiedzy Severusa.

Wniosek Harry'ego J. Pottera o stanowisko kapitana drużyny Quidditcha Slytherinu

- Co to, u licha, jest? - Severus zaśmiał się, czytając mugolski wniosek, w którym Potter wymienił liczne powody, dla których uważa, że powinien zostać kapitanem drużyny.

- To jest podanie - głos Pottera był niepewny, ale jego szczęka była zaciśnięta z determinacją. - Miona powiedziała, że tak się składa podania o pracę, a ja chcę złożyć podanie. Chcę zostać kapitanem drużyny, skoro Flint odszedł.

Severus przyjrzał się Potterowi uważnie, po czym zwinął pergamin i schował go do kieszeni. - Skoro tak, to niech tak będzie. Stanowisko jest twoje.

Potter zatoczył się do tyłu i spojrzał na Severusa szeroko otwartymi oczami.

- Naprawdę? - wyszeptał.

- Oczywiście - zgodził się Severus bez wahania. - Udowodniłeś swoje oddanie drużynie, jesteś utalentowanym graczem i, jeśli wierzyć twojemu podaniu, dołożyłeś wszelkich starań, aby nauczyć się dodatkowych pozycji na wypadek, gdybyś musiał je obsadzić podczas meczów, jednocześnie utrzymując swoje oceny na najwyższym poziomie. Wierzę również, że zapłaciłeś za Nimbusy 2001 dla drużyny, nie oczekując w zamian żadnego uznania za ten charytatywny gest, co jest kolejnym dowodem twojej determinacji, by wygrać. Stanowisko kapitana należy do ciebie.

Potter zasłużył na to stanowisko z wszystkich powodów wymienionych przez Severusa, ale Severus nigdy w całej swojej karierze nie otrzymał podania i bezpośredniej prośby o mianowanie na kapitana. Zazwyczaj wybierał po prostu najstarszego ucznia z najlepszymi ocenami.

- Świetnie - Potter uśmiechnął się nowym uśmiechem, do którego Severus zaczynał się przyzwyczajać. Nie był tak czad! jak jego poprzednie szczere uśmiechy, ani tak energiczny jak te wywołane manią, ale nadal pokazywał radość, którą obecnie odczuwał.

- Dziękuję, proszę pana - powiedział radośnie Potter. - Nie pożałuje pan.

- Jestem całkiem pewien, że w pewnym momencie pożałuję. - Severus uśmiechnął się złośliwie. - Masz talent do sprawiania, że ponownie rozważam każdą decyzję, jaką kiedykolwiek podjąłem.

- W takim razie nie ma za co. - Potter powiedział przeciągłym tonem, który przejął od Draco lub samego Severusa.

Severus lekko się zaśmiał z czystej arogancji Pottera.

- Hej, kto ci powiedział, że zapłaciłem za te miotły? - Potter nagle zapytał, mrużąc oczy z nowo odkrytą irytacją.

- Nikt - odpowiedział Severus zgodnie z prawdą. - Po prostu zobaczyłem miotły, zawęziłem krąg podejrzanych do jedynych graczy, których stać na tak szalony zakup, i założyłem, że gdyby Draco to zrobił, wszyscy ślizgoni w zamku by o tym wiedzieli. Zakładam, że Flint nie pozwolił Chłopcu, Który Przeżył, spróbować swoich sił bez łapówki?

Potter był teraz bardzo szanowany i niezwykle budził strach wśród swoich współlokatorów. Ale szacunek i strach zdobył głównie dzięki swojej konsekwentnej determinacji, by walczyć na pojedynkach z każdym dostępnym uczniem, oraz dzięki bezpodstawnemu wykorzystywaniu swojego wizerunku jako Spadkobiercy Slytherina. Czego nie miał podczas prób w drugiej klasie.

- Nie - odparł Potter z szerokim uśmiechem. - No, prawie. Draco powiedział mu, że jeśli nie przyjmie mnie do drużyny po tym, jak zobaczy, jak latam, to kupi mu nową miotłę, wiesz? Ale potem zasłużyłem sobie na miejsce w drużynie. Kiedy więc odbywały się testy dla ścigających, powiedziałem Flintowi, że jeśli przyjmie Draco do drużyny, to kupię miotły dla całej ekipy.

Potter dumnie wypiął pierś, a Severus poczuł nowy szacunek dla swojego podopiecznego.

- To było bardzo miłe z twojej strony - powiedział szczerze Severus. - Chociaż jestem pewien, że Draco był przerażony, gdy dowiedział się, że jego pozycja została kupiona, a nie zasłużona.

- On o tym nie wie, nie? Powiedziałem Flintowi, że zabiję go we śnie, jeśli komukolwiek o tym powie. - Potter roześmiał się, co było raczej przerażające, biorąc pod uwagę, że Severus był całkowicie przekonany, iż zabiłby Flinta bez wahania, gdyby ten poinformował Draco o zakupie Pottera, po czym uniósł brwi w kierunku Severusa. - I ty też lepiej mu nie mów. On nieustannie trenował, aby być najlepszym ścigającym w drużynie, wiesz?

- Twoja hojność i lojalność wobec przyjaciół są bezpiecznym sekretem u mnie. - Severus przewrócił oczami, ale spojrzał na Pottera z czułością. - Wrócisz ze mną do domu po odjeździe pociągu czy jutro przez kominek?

- Nie chcesz się kłócić o to, że jadę pociągiem? - zapytał Potter. - Myślałem, że mógłbyś się kłócić z powodu Pettigrew.

Severus parsknął, rozbawiony tym, że Potter spodziewał się kolejnej kłótni na temat jego preferowanego środka transportu.

- Black to szaleniec, który przed uwięzieniem szkolił się na aurora uderzeniowego - powiedział Severus. - Pettigrew to niekompetentny kretyn, który zamiast zabić cię osobiście w służbie Czarnego Pana, mimo wielu okazji, postanowił ukrywać się przez 12 lat jako szczur. Jedyne, co mnie martwi, jeśli ten człowiek jest na tyle głupi, by cię skonfrontować, to upewnienie się, że Lucjusz jest przygotowany do odpowiedniej obrony podczas twojego procesu.

- Też tak myślałem. Nie o aresztowaniu, bo nie dałbym się złapać, ale o Pettigrew. - powiedział Potter z zadowoleniem w oczach. - Myślałem, że gdyby zabił mnie podczas snu lub coś w tym rodzaju, mógłby zwerbować wszystkich zwolenników Timmy'ego na swoją stronę i zostać nowym Czarnym Panem, ale jest na to zbyt głupi, prawda?

- Martwi mnie, że tak dużo myślisz o tym, jak ktoś mógłby zastąpić Czarnego Pana - powiedział szczerze Severus.

Potter roześmiał się i uśmiechnął się krzywo do Severusa.

- Nie bądź głupi - powiedział. - Będę Ministrem Magii. Nie sądzę, żebym miał czas, żeby być jednocześnie Czarnym Panem.

Severus nie poczuł się uspokojony tym tokiem myślenia i modlił się do Merlina, Boga i ducha Lily Evans, aby Albus nigdy nie usłyszał, jak Potter mówi, że jedyną rzeczą, która powstrzymuje go przed zastąpieniem samego Voldemorta, jest konflikt, jaki spowodowałoby to z jego planami kierowania Ministerstwem Magii.

- Idź zjeść ze swoimi bęcwałami - powiedział Severus, nie komentując planów Pottera dotyczących przejęcia władzy w Wielkiej Brytanii. - Do zobaczenia jutro wieczorem w domu.

- 'Obra - odparł Potter beztrosko. - Mam dla ciebie czadową niespodziankę, kiedy jutro wrócę.

Severus jęknął, gdy tylko drzwi zamknęły się za Potterem, i przywołał całą skrzynkę eliksirów przeciwbólowych.

Każda niespodzianka, którą Potter uważał za „czadową", bez wątpienia wywołałaby u Severusa migrenę, więc najlepiej było się przygotować.

Dopiero gdy Severus obserwował Pottera i jego przyjaciół świętujących podczas uroczystości zakończenia roku szkolnego, uderzyła go zarówno przyjemna, jak i przerażająca świadomość:

Po raz pierwszy odkąd Potter rozpoczął naukę w Hogwarcie, udało mu się przetrwać cały rok bez zabicia ani jednej osoby.

Severus był oczywiście niezwykle zadowolony z tego faktu. Liczba ofiar trzynastolatka nie powinna być tak wysoka, pomimo uzasadnionych okoliczności, w jakich Potter znajdował się za każdym razem.

Jednak nawet uznanie, że jest to przełom, z którego powinien się cieszyć, było raczej przerażające.

Severus wypił dużą lampkę wina, obserwując Pottera i jego przyjaciół, i bezczynnie zastanawiał się, czy jest to kolejna rzecz, za którą powinien pochwalić swojego podopiecznego.

Harry, jestem z ciebie bardzo dumny, że zdobyłeś jedno z najlepszych miejsc w swojej klasie na egzaminach końcowych i że słusznie zostałeś mianowany kapitanem drużyny Quidditcha. Dobra robota, że nie zabiłeś nikogo w tym roku.

Series this work belongs to: