Actions

Work Header

Rating:
Archive Warnings:
Category:
Fandoms:
Relationships:
Characters:
Additional Tags:
Language:
Polski
Stats:
Published:
2023-07-29
Updated:
2023-07-30
Words:
9,523
Chapters:
9/16
Comments:
2
Kudos:
26
Bookmarks:
5
Hits:
2,543

you couldn't guess the price

Chapter 9: trade with the devil

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Jego przeciwnik uderzył o ziemię i nie podniósł się z niej. Tim odgarnął pot z czoła i usiadł ciężko na ziemi, odrzucając długie sztylety, które dostał na początku treningu, za siebie.

— On nadal żyje, Timothy — głos Ra’sa był za blisko.

Otworzył oczy. Chłodny wzrok al Ghula wędrował po jego ciele w sposób, który budził w nim najbardziej pierwotny lęk. Chciał skulić się na podłodze i osłonić przed tymi zielonymi oczami, śledzącymi każdy jego ruch, ale wiedział, że nic by mu to nie dało.

Ra’s mógł zrobić z nim, co zechciał.

— Dobij go.

Ale nie mógł go do niczego zmusić. Ponownie zamknął oczy. Ra’s westchnął.

— On by cię nie oszczędził, Timothy. Twoje treningi zmieniły swój charakter. Teraz będziesz walczył o życie. Dałem ci już wystarczająco, byś mógł udowodnić swoją wartość.

Tim nadal nie drgnął. Jego przeciwnik, leżący zaledwie kilka metrów dalej, jęknął i poruszył się.

— Na końcu tylko jeden z was wyjdzie z tego żywy.

Tim był zmęczony. Nie musiał być tym, który wyjdzie żywy. Najbardziej zależało mu na opuszczeniu Nanda Parbat - droga do tego celu nie miała znaczenia.


— Cóż, to było… rozczarowujące.

Tim nie mógł się ruszyć. Cała jego istota płonęła bólem. Czuł na sobie ręce Ra’sa. Nie tylko na jego skórze, ale i wewnątrz . Krzyknął, wyrzucając z płuc resztki powietrza, gdy obce palce zdawały się jeszcze bardziej rozszarpywać krawędzie rany, którą zadał mu przeciwnik.

— Niemniej cenne, jak sądzę.

Był drugi głos - cichszy, bardziej nerwowy. Tim niewiele z tego zrozumiał.

— W takim razie usuń narząd i zabierz go na dół, do Jamy.

I znowu ten głos, niepewny i zaskoczony. Ręka, która mimo jęków Tima grzebała w jego wnętrznościach nagle znalazła się na twarzy Tima, gładząc ją niemal delikatnie. Czuł swoją własną, ciepłą krew, rozmazującą się po jego policzku. Chciał wymiotować, ale nie mógł nawet złapać oddechu.

— Nie, nie zamierzam ryzykować jego życiem i sprawnością, jeszcze zbyt wiele mam mu do pokazania — dłoń zniknęła, a Tim szlochał z nagłej ulgi, która zalała go, mimo narastającego bólu i świadomości zbliżającej się śmierci. Ra’s już go nie dotykał i tylko to miało znaczenie. — Zresztą, to doświadczenie powinno przełamać pewne bariery, które sobie nakreślił.

Tim powoli tracił przytomność. Czuł, jak coraz więcej krwi opuszcza jego ciało, gdy był gdzieś niesiony. Słyszał czyjś szloch.


To nie był pierwszy raz, gdy Tim ryzykował swoim życiem, by napsuć Ra’sowi krwi.

Już po kilku tygodniach pobytu w Nanda Parbat zaczął odmawiać jedzenia. Zemdlał po dwóch dniach, wykończony głodem i treningami. Obudził się w pozycji półsiedzącej, gdy Ra’s własnoręcznie wkładał mu przez nos sondę do karmienia. Był również podłączony do kroplówki, by uniknąć dalszego odwodnienia. Głód był jego jedyną bronią, którą w końcu też mu odebrano.

Stale pilnowano jego celi, więc wszelkie inne próby oporu były szybko wykrywane i udaremniane. Nie mógł uniknąć bólu na żaden znany sobie sposób. Nie mógł uniknąć czasu spędzanego z Ra’sem, gdy ten zmuszał go do wysłuchiwania długich tyrad o zepsuciu Gotham, ślepocie Batmana, potencjale Tima czy celach Ligi.

Problem tkwił w tym, że Tim zaczynał lubić ich sesje. Następowały po treningach, gdy każda komórka jego ciała błagała o przerwę i chwilę wytchnienia. Zwykle udawało mu się zapaść w krótki sen, nim zjawiał się Ra’s i zabierał go do swoich komnat. Było tam cieplej, siedział na wygodnej poduszce, czasem u stóp Ra'sa, a czasem obserwując, jak ten krąży po swojej sypialni, pracując nad czymś. Ciężko było nie tęsknić do tych spotkań, leżąc na wilgotnej i brudnej ziemi w jego celi.

Moment, gdy obudził się podłączony do kroplówki, z sondą głęboko w jego gardle, był jednym z tych, po których zaczął się łamać.

— Wiem, że twój opór wynika z przekonania o nadchodzącym ratunku ze strony twojego dawnego mentora, detektywie — mówił Ra’s, leniwie bawiąc się jego kroplówką, gdy pokarm spływał już do jego żołądka. — Muszę jednak wtajemniczyć cię w moje plany. Batman, pomimo swojej nadzwyczajnej woli, łatwo ulega sentymentom. Wystarczyło podstawić mu jednego chłopca w miejsce drugiego, aby odwrócić jego uwagę — Tim zamrugał. Czuł wzbierające w nim mdłości, a wzrok mu się rozmywał, jednak głos Ra’sa zdawał się przebijać do jego świadomości ponad wszelkimi zakłóceniami. — Oczywiście, ze względu na trud włożony w twoje szkolenie, podjął pewne kroki, by cię odnaleźć, jednak cudowny powrót długo opłakiwanego syna z łatwością odciągnęł go od tego zamiaru  — to nie mogła być prawda. Ra’s mógł mówić tylko o jednej osobie, a nie wierzył, by Jason mógł wrócić z martwych, nawet z pomocą Ra’sa. Nie tak działała Jama Łazarza. Chyba. — Muszę przyznać, iż jego niespodziewane pojawienie się na moim progu, po tym, jak moja córka odnalazła go półżywego, miotającego w amoku po waszym brudnym mieście, było niezwykłym zrządzeniem losu — chłodna dłoń odgarnęła mu włosy z czoła. — To pomogło mi przyspieszyć moje plany wobec ciebie. I twój opór, choć w pewnym stopniu poetycki i wzruszająco lojalny, nie ma sensu. Pomyśl detektywie. Nie uciekniesz stąd samemu, nikt również cię stąd nie wyciągnie. Możesz próbować odebrać sobie życie, jednak wiedz, że jestem niezwykle zdeterminowany, by zatrzymać cię przy sobie. Znasz wszystkie fakty. Postaraj się podjąć logiczną decyzję.

Później Ra’s zniknął, pozostawiając opiekę nad nim swoim sługom, którzy karmili go powoli, z twarzami pozbawionymi wyrazu.


Tim nie docenił uporu Ra’sa.

Zdał sobie z tego sprawę, gdy obudził się otoczony palącą jego skórę, zieloną wodą. Ra’s stał ponad nim, zaskakująco milczący. Jakby czekał na jakąś reakcję Tima. Otarł twarz i powoli wygrzebał się z jamy. Upadł na ziemię, zaciskając dłonie w pięści i cudem powstrzymując się od krzyku.

Jego ciało od dłuższego czasu nie było tak zdrowe i silne, jak teraz, ale… wszystko było nie tak i on mógł to wyczuć. Serce waliło mu boleśnie w piersi, a umysł szalał. Czuł się, jakby został wyrwany ze zbyt krótkiego snu i nadal nie mógł się obudzić, mimo że jego ciało już wykonywało czyjeść rozkazy.

— Zaskakujące, ale i bardzo obiecujące. Prawdopodobnie efekty poboczne będą ujawniały się później, jednak zdaje się, że udało nam się uniknąć początkowego… szaleństwa.

Tim wcale nie czuł się zdrowy na umyśle.

Notes:

nie będę udawać, że jestem w stanie się połapać, co jest ostatecznie kanoniczne w sprawie Jamy Łazarza - czy można jej użyć raz czy więcej, czy przywraca ze śmierci czy nie - nie wiem. Tutaj nie przywraca ze śmierci, a przynajmniej nikt nie jest tego pewien i można jej użyć wielokrotnie, dlatego Ra's może szastać zdrowiem Tima, w celu złamania go (czy to dla mnie bardzo wygodne? jak najbardziej.)
Also, Tim ze względu na swoją osobowość i inteligencje nie popadnie w takie szaleństwo, jak Jason, a bardziej straci... część siebie. Będzie miał wiele intrusive thoughts oraz osłabioną kontrolę impulsów, choć z czasem (i z opieką nad Damianem) będzie z tym walczył.

Notes:

Chciałam napisać Tim-centric fanfiction, ale przez pierwsze kilka rozdziałów nie będzie tego widać.